DLACZEGO JEST BIEDA NA ŚWIECIE?
(legenda)
Dawno, dawno temu, kiedy to jeszcze święty Piotr chodził po ziemi, głosząc Ewangelię, czynił on tu i ówdzie cuda na potwierdzenie przepowiadanej przez siebie nauki.
Pewnego razu zaskoczyła go w drodze noc. Nigdzie nie było żadnego domostwa, dopiero po długiej wędrówce w ciemnościach ujrzał nagle ubogą chatynkę. Ucieszył się bardzo i bez wahania zapukał do drzwi prosząc o nocleg. Zakłopotał się gospodarz, gdy usłyszał, kogo ma gościć.
- Czymże ja was ugoszczę, dostojny panie - rzekł. - Mam tylko czarny chleb i wodę.
- To aż nadto - odpowiedział święty, zadowolony, że ma gdzie przenocować.
Człowiek, nazywał się Bieda, całym sercem przyjął świętego Piotra w gościnę. Poczęstował, czym miał i przygotował najlepsze spanie.
Nazajutrz gość odchodząc rzekł:
- Bóg zapłać za dobre serce. Poproś mnie, o co chcesz, a uczynię to. - Nic mi, panie, nie trzeba - odpowiedział skromnie Bieda. - Choć właściwie mam jedną prośbę. Otóż przed moim domem rośnie grusza, która rodzi smaczne owoce, ale ja niewiele mam z nich pożytku, gdyż ktoś mi je zawsze zrywa. Gdybyś, panie, mógł tak zrobić, żeby złodziej, który wejdzie na drzewo, nie mógł zejść bez mojej pomocy...
- Niech tak będzie - powiedział święty i poszedł dalej.
Następnej nocy obudził Biedę straszny lament. Na drzewie siedział uwięziony złodziej, który w żaden sposób nie mógł zejść na dół.
- Słuchaj, niegodziwcze - powiedział Bieda - uwolnię cię dopiero wtedy, gdy przyrzekniesz, że już nigdy więcej nie będziesz kradł.
- Przyrzekam! - zapłakał złodziej.
Od tej pory Bieda już sam, bez "pomocy" złodzieja, zbierał owoce ze swej gruszy.
Mijały lata. Bieda dożył sędziwego wieku, ale pewnego razu zachorował. Kiedy było już naprawdę groźnie, do jego domu przyszedł tajemniczy przybysz. Chory domyślił się, że to śmierć. Poprosił więc niezwykłego gościa:
- Dobry człowieku - powiedział grzecznie - zerwij mi z drzewa parę gruszek. Mam na nie wielką ochotę.
Przybysz, chcąc oddać ostatnią przysługę umierającemu, skoczył na drzewo, zerwał owoce i już chciał wracać, ale wtedy jakieś niewidzialne siły zaczęły go przytrzymywać na drzewie. Zaczął przeraźliwie krzyczeć, a gdy zobaczył, że to nic nie pomaga, poprosił staruszka o pomoc.
- Uwolnię cię, jeśli obiecasz mi, że już nigdy po mnie nie przyjdziesz - chytrze powiedział staruszek.
- Przyrzekam - obiecała śmierć, a uwolniona co prędzej czmychnęła przed siebie. I nie wróciła więcej, a przebiegły Bieda ostał się i jest do dzisiaj.
Świat Misyjny 3 1991 s. 5