Garder [W zwierciadle niejasno]


Jostein

W zwierciadle niejasno

Przełożyła Iwona Zimnicka

Warszawa: Wydawnictwo Jacek Santorski & CO, 1998

Na dysk przepisał F. Kwiatkowski

Radość to motyl

Który fruwa nisko nad ziemią,

Lecz smutek to ptak

O wielkich, silnych, czarnych skrzydłach,

One wynoszą człowieka wysoko ponad życie

Skąpane w blasku słońca i w zieleni.

Ptak smutku leci wysoko,

Tam gdzie anioły cierpienia pełnią straż

Przy obozowisku śmierci.

Edith Södergran, 16 lat

Drzwi na korytarz zostawili otwarte. Z dołu do Cecylii docierała

woń świąt Bożego Narodzenia. Starała się rozróżnić poszczególne

zapachy.

Na pewno czuła kiszoną kapustę z kminkiem. A ten drugi zapach to

musi być kadzidło, które tatuś przed wyjściem do kościoła umieścił

na kominku. I czy nie dochodzi też do niej świeży aromat choinki?

Cecylia jeszcze raz głęboko odetchnęła. Wydawało jej się, że

pachną także prezenty pod drzewkiem, świąteczna czerwona bibułka,

złocisty papier, karteczki z imionami i jedwabne wstążki. Ale

wyczuwała coś jeszcze - trudną do określenia woń magii i czarów.

To pachniał świąteczny nastrój.

Wdychając zapachy, wodziła palcami po okienkach kalendarza

adwentowego, który wisiał nad łóżkiem. Wszystkie dwadzieścia

cztery okienka już otworzyła, dzisiaj przyszła kolej na ostatnie -

największe. Znów popatrzyła na anioła pochylającego się nad

żłóbkiem, w którym leżało Dzieciątko Jezus. Maryja i Józef stali z

tyłu, sprawiali wrażenie, że wcale nie zauważają obecności anioła.

Czy możliwe, że anioł był w stajence, a Maryja i Józef go nie

widzieli?

Cecylia rozejrzała się po pokoju. Tyle już razy przyglądała się

czerwonej lampie u sufitu, białym zasłonom w błękitne

niezapominajki, półce z książkami i lalkami, kryształami i

ozdobnymi kamieniami. Wszystko jakby stało się częścią jej samej.

Na biurku pod oknem leżał przewodnik po Krecie, a obok stara

Biblia dla dzieci i mitologia Snorrego. Na ścianie przylegającej

do sypialni rodziców wisiał grecki kalendarz ze ślicznymi

kociakami. Na tym samym haczyku umieściła stary sznurek perełek,

który dostała od babci.

Ileż to już razy przeliczała dwadzieścia siedem kółek na karniszu?

Dlaczego po jednej stronie było ich trzynaście, a po drugiej

czternaście? Jak często próbowała policzyć, ile numerów "Wiedzy

Ilustrowanej" leży w stosie pod biurkiem? Za każdym razem się

poddawała. Zrezygnowała także z liczenia kwiatków na zasłonach,

zawsze którejś niezapominajce udawało się ukryć w fałdach.

Pod łóżkiem leżał chiński pamiętnik. Cecylia sięgnęła ręką... Tak,

flamaster też był na miejscu.

Chiński pamiętnik to nieduży notesik z obciągniętymi materiałem

okładkami, który dostała od lekarza w szpitalu. Kiedy padało na

niego światło, jedwabne nitki połyskiwały czarno, zielono i

czerwono.

Brakowało jej sił, by dużo pisać, nie bardzo miała też o czym, ale

postanowiła notować wszystkie myśli, jakie przychodziły jej do

głowy gdy tak leżała w łóżku. Przyrzekła sobie, że nigdy nie

wykreśli nic z tego, co zapisała, każde słóweczko zostanie na

wieki wieków. Kiedy dorośnie i przeczyta pamiętnik, na pewno

bardzo się zdziwi. Całą pierwszą stronę zajmowały starannie

wykaligrafowane słowa: Osobiste zapiski Cecylii Skotbu.

Ciężko opadła z powrotem na poduszkę. Teraz próbowała wsłuchać się

w dźwięki dobiegające z dołu. Od czasu do czasu mama w kuchni

brzęknęła sztućcami, poza tym w domu panowała cisza...

W każdej chwili mogli wrócić z kościoła. Tuż przedtem - albo zaraz

potem - dzwony obwieszczą nadejście Świąt Bożego Narodzenia. Do

gospodarstwa Skotbu bicie kościelnych dzwonów ledwie docierało,

zwykle wychodzili na schody, by je lepiej słyszeć.

W te święta Cecylia nie mogła stanąć w progu i słuchać, jak

dzwonią. Była chora, i to nie tylko trochę chora jak w

październiku i listopadzie. Akurat teraz Cecylia chorowała tak, że

święta były niczym garść piasku przesypującego się między palcami,

a ona tylko spała lub drzemała. Ale przynajmniej nie musiała być w

szpitalu. Tam świąteczne dekoracje zawisły już na początku

grudnia.

Dobrze, że już nie raz przeżywała święta. Uważała, że jedyne, co

na całym świecie pozostaje niezmienne, to Boże Narodzenie w

Skotbu. Przez kilka dni każdego roku ludzie wykonywali te same

czynności, nie zastanawiając się, dlaczego tak robią. "Taka jest

tradycja", mówili. To wystarczało za całe uzasadnienie.

W ostatnich dniach starała się śledzić wszystko, co działo się na

dole. Odgłosy kuchennej krzątaniny i domowych porządków docierały

na górę jak małe bąbelki dźwięku. Czasami Cecylia wyobrażała

sobie, że parter to ziemia, a ona sama znajduje się w niebie.

Wczoraj wieczorem przynieśli choinkę, i kiedy Lasse położył się

spać, tatuś ubrał drzewko. Cecylia jeszcze nie widziała choinki.

Nie widziała choinki!

Dobrze, że ma gadatliwego młodszego brata. Komentował wszystko, co

inni zaledwie widzieli albo myśleli. Paplał o przygotowaniach

świątecznych i gwiazdkowych ozdobach. Pełnił rolę sekretnego

sprawozdawcy z wydarzeń w świecie na dole.

Cecylia na nocnym stoliku miała mały dzwoneczek. Dzwoniła nim,

kiedy chciała iść do toalety albo gdy czegoś potrzebowała. Lasse

na ogół przychodził pierwszy. Zdarzało się, że Cecylia dzwoniła na

niego tylko po to, żeby jej opowiedział o świątecznych wypiekach

czy dekoracjach.

Tatuś obiecał, że na czas rozpakowywania prezentów zniesie ją na

dół do salonu. Chciała dostać nowe narty. Stare sięgały jej ledwie

do szyi. Mama zaproponowała, żeby wstrzymać się ze sprzętem

narciarskim i podobnymi zakupami do czasu, aż Cecylia wyzdrowieje,

ale ona zaprotestowała. Chciała dostać narty na gwiazdkę, koniec i

kropka!

- Nie jest wcale pewne, czy tej zimy będziesz mogła jeździć na

nartach, Cecylko.

W odpowiedzi Cecylia zrzuciła na podłogę wazon z kwiatami.

- W każdym razie nie mogę jeździć na nartach, dopóki nie mam nart,

na których mogłabym jeździć.

Mama - i to chyba było najgorsze - nawet się nie skrzywiła, tylko

przyniosła zmiotkę i szufelkę. Sprzątając kwiaty i szczątki

wazonu, powiedziała:

- Sądziłam, że wolałabyś coś ciekawego, czym mogłabyś się zajmować

w łóżku.

Cecylia poczuła, że krew pulsuje jej w skroniach. "Zajmować się w

łóżku!" Zepchnęła ze stolika jeszcze talerzyk i szklankę z sokiem.

Mama i teraz się nie rozgniewała. Tylko zamiatała i wycierała,

zamiatała i wycierała.

Dla pewności Cecylia dodała jeszcze, że poza nartami chciałaby

dostać łyżwy i sanki...

Od początku grudnia panowała ostra zima. Od czasu do czasu Cecylia

o własnych siłach wyczołgiwała się z łóżka i na chwiejnych nogach

stawała przy oknie. Śnieg niczym miękka kołderka otulał zmarzniętą

ziemię. W ogrodzie tatuś zapalił świąteczne światełka na wielkiej

sośnie. To na jej cześć. Zwykle stroili przecież świerczek przy

wejściu. Między gałęziami sosny Cecylia dostrzegała w oddali

Krucze Wzgórze.

Nigdy jeszcze świat nie miał ostrzejszych konturów niż w te

ostatnie przedświąteczne dni. Pewnego razu Cecylia zobaczyła

listonosza, który mimo iż było prawie dziesięć stopni mrozu i

mnóstwo sypkiego śniegu na drodze, jechał na rowerze. Najpierw na

jego widok się uśmiechnęła. Zastukała w szybę i kiwnęła mu dłonią.

Listonosz podniósł głowę, zamachał do niej obiema rękami, a potem

rower się wywrócił na puszystym śniegu. Gdy tylko listonosz się

podniósł i wjechał za stodołę, Cecylia podczołgała się z powrotem

do łóżka i wybuchnęła płaczem. Jak gdyby listonosz jadący na

rowerze zaśnieżoną drogą był najważniejszy na świecie.

Także innym razem od stania przy oknie napłynęły jej łzy do oczu.

Przed drzwiami stodoły dreptały tam i z powrotem dwa gile, zajęte

wymyślną zabawą. Cecylia zaczęła się śmiać. Sama chętnie

zmieniłaby się w gila. Miała taką ochotę wskoczyć prosto w zimową

baśń! Potem poczuła, jak wilgotnieją jej kąciki oczu, a w końcu

wzięła na palec łzę i namalowała nią anioła na szybie. Kiedy zdała

sobie sprawę, że narysowała anioła własnymi łzami, znów nie mogła

powstrzymać się od śmiechu. Jaka właściwie jest różnica między

anielskimi łzami a aniołami z łez?

Musiała zasnąć, bo obudziło ją nagle trzaśnięcie drzwi wejściowych

na dole.

Wrócili z kościoła! Cecylia usłyszała, jak otrzepują śnieg z

butów. I chyba dzwony dzwonią!

- Wesołych świąt, mamo!

- Wesołych świąt, synku.

- I ja ci życzę wesołych świąt, Tone.

Dziadek chrząknął:

- Pachnie tu prawdziwą świąteczną ucztą.

- Zabierz płaszcz dziadka, Lasse.

Cecylia miała wrażenie, że ich widzi. Babcia uśmiecha się i

wszystkich całuje, mama ściskając dziadka rozwiązuje czerwony

fartuch, tatuś gładzi Lassego po głowie, dziadek zapala cygaro...

W ostatnim czasie Cecylia nauczyła się świetnie widzieć uszami.

Nastrój podniecenia, jaki zapanował na dole, przerwały szepty. W

następnej chwili tatuś już wbiegał po schodach. Pokonał je

czterema albo pięcioma krokami.

- Wesołych świąt, Cecylko!

Otoczył ją ramionami i delikatnie przytulił. Zaraz potem

pospieszył do okna i otworzył je na oścież.

- Słyszysz?

Cecylia uniosła głowę z poduszki i przytaknęła.

- To znaczy, że jest piąta.

Tata zamknął okno i przysiadł na łóżku.

- Dostanę nowe narty?

Spytała jakby z nadzieją, że tatuś odpowie "nie". Miałaby wtedy

szansę, żeby się rozzłościć, a to wydawało jej się przyjemniejsze,

niż tak po prostu się smucić.

Tata przyłożył palec do ust.

- Nie będziemy cię traktować ulgowo, Cecylko. Poczekasz i

zobaczysz.

- A więc dostanę.

- Na pewno nie chcesz leżeć na kanapie w czasie wigilijnej

kolacji?

Pokręciła głową. W ostatnich dniach tyle razy już o tym

rozmawiali. Lepiej być wypoczętą do prezentów. I tak nie

przełknęłaby żadnej ze świątecznych potraw, zaczęłaby tylko

wymiotować.

- Ale wszystkie drzwi mają być otwarte!

- Oczywiście!

- I musicie głośno rozmawiać... okropnie hałasować przy stole.

- Jasne!

- A kiedy już przeczytacie ewangelię, babcia przyjdzie na górę i

przeczyta ją mnie.

- Tak się przecież umawialiśmy.

Cecylia opadła na wielką poduszkę.

- Możesz mi podać walkmana?

Tatuś przyniósł jej z półki kasetę i odtwarzacz.

- Z resztą poradzę sobie sama.

Pocałował ją w czoło.

- Najbardziej chciałbym siedzieć przy tobie - szepnął. - Ale są też

inni, sama wiesz. Raczej spędzę tutaj pozostałe dni świąt.

- Mówiłam, że macie obchodzić święta całkiem normalnie.

- Tak, tak, całkiem normalnie.

Wyszedł.

Cecylia włożyła do walkmana kasetę z kolędami śpiewanymi przez

Sissel Kyrkjebo. Z taśmy popłynęła muzyka. Otoczył ją cudowny,

gwiazdkowy nastrój. Zdjęła słuchawki. Tak, już zasiedli do stołu.

Ewangelię przeczytała mama, a gdy skończyła, zaśpiewali "Pójdźmy

wszyscy do stajenki".

Na schodach rozległy się kroki babci. Wszystko odbywało się

zgodnie z planem, który ułożyła Cecylia.

- Jestem, Cecylko!

- Pst! Po prostu czytaj...

Babcia usiadła na stojącym przy łóżku krześle i zaczęła:

- "W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby

przeprowadzić spis ludności w całym państwie".

Podniosła wzrok znad Biblii i zobaczyła, że Cecylia ma łzy w

oczach.

- Płaczesz?

Cecylia skinęła głową.

- Ale to przecież nie jest smutne.

Cecylia jeszcze raz kiwnęła głową.

- "A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie niemowlę, owinięte w

pieluszki i leżące w żłobie..." Uważasz, że to piękne?

Cecylia kiwnęła głową po raz trzeci.

- Płaczemy, kiedy coś jest smutne - powiedziała babcia po chwili.

- Ale też ronimy łezkę, kiedy coś jest piękne.

- Ale nie wybuchamy śmiechem, widząc coś brzydkiego?

Babcia musiała się zastanowić.

- Śmiejemy się z klaunów, bo są tacy zabawni. Czasami śmieszą nas

z pewnością również dlatego, że są brzydcy... Popatrz!

Wykrzywiła twarz w paskudnym grymasie i Cecylia nie mogła

powstrzymać się od śmiechu.

Babcia podjęła:

- Być może robi nam się smutno na widok czegoś pięknego, ponieważ

wiemy że to nie będzie trwało wiecznie. A widząc coś brzydkiego

śmiejemy się, bo rozumiemy, że to tylko udawanie.

Cecylia nie spuszczała oczu z babci. To najmądrzejszy człowiek na

całym świecie.

- Musisz teraz zejść na dół do innych klaunów - powiedziała.

Babcia poprawiła jej poduszkę i pogłaskała po policzku.

- Cieszę się, że i ty przyjdziesz. Teraz będziemy tylko jeść...

Kiedy babcia była na schodach, Cecylia sięgnęła po flamaster i

chiński notes. Już wcześniej, na samym początku, napisała:

Nie stoję już na nieznanej plaży nad Morzem Egejskim. Lecz fale

wciąż biją o brzeg i przetaczają kamienie z miejsca na miejsce. I

tak przez całą wieczność.

Prędko przeczytała to, co zanotowała dotychczas, i dodała:

Płaczemy, kiedy coś jest smutne. Ale też chętnie ronimy łezkę, gdy

coś jest piękne. Na widok czegoś zabawnego albo brzydkiego

śmiejemy się. Być może robi nam się smutno, kiedy patrzymy na coś

pięknego, ponieważ wiemy, że to nie będzie trwało wiecznie. A

widząc coś brzydkiego śmiejemy się, gdyż rozumiemy, że to tylko

udawanie.

Zabawne jest patrzenie na klaunów, bo są tak okropnie brzydcy. A

kiedy przed lustrem na toaletce zdejmują maskę, stają się piękni.

Dlatego klauni są tacy smutni i nieszczęśliwi za każdym razem, gdy

wchodzą do swojego wozu cyrkowego i mocno zatrzaskują drzwi.

Znów zapadła w drzemkę. Obudził ją tatuś, który obwieścił:

- Rozdawanie prezentów!

Wsunął ręce pod ciało Cecylii i podniósł ją wysoko razem z

czerwoną kołdrą. Poduszka została, więc jasne włosy dziewczynki

opadły. Zdążyły już sporo odrosnąć.

Na dole przy schodach stali dziadkowie.

- Wyglądasz jak anioł - stwierdził dziadek. Kołdra jest niczym

chmurka z róż.

- "Nad nim anieli w locie stanęli" - zaśpiewał Lasse.

W połowie schodów Cecylia odwróciła głowę i napotkała spojrzenia

całej rodziny.

- Bzdury! - zaprotestowała. - Aniołki siedzą na chmurach, a nie

zwisają bezwładnie pod nimi.

Dziadek zaśmiał się i wydmuchnął gęsty obłok dymu z cygara.

Tatuś ułożył Cecylię na czerwonej kanapie. Pod plecami miała

konstrukcję z poduszek tak zbudowaną, by mogła dobrze widzieć

choinkę. Cecylia podniosła wzrok.

- To nie ta sama gwiazda, którą mieliśmy w zeszłym roku.

Mama przybiegła do niej natychmiast, jakby zrobiło jej się

przykro, że nie wszystko jest jak w zeszłym roku.

- No tak, widzisz, tamtej nie mogliśmy znaleźć. Tatuś musiał kupić

nową.

- Dziwne...

Cecylia rozglądała się po pokoju, a pozostali patrzyli, jak ona

się rozgląda: zerkali na nią i przenosili wzrok na kolejne

przedmioty, na które padało jej spojrzenie.

Wszystkie kąty były oświetlone. Cecylia naliczyła dwadzieścia

siedem świeczek - idealnie tyle samo, ile kółek w karniszu

prababci. Czy to nie dziwny zbieg okoliczności?

Pod choinką leżały prezenty. Zatem wszystko było tak, jak w

zeszłym roku. Z tą tylko różnicą, że dziadek nie przebierał się za

bożonarodzeniowego krasnala. Cecylia się temu sprzeciwiła.

- Chyba nie zniosę tych krasnoludkowych wygłupów!

Stół nakryto talerzykami i filiżankami do kawy tacami z ciastem i

domowego wyrobu figurkami z marcepanu kolorowanego barwnikiem

spożywczym.

- Masz na coś ochotę?

- Może troszeczkę lemoniady. I ciasteczko piaskowe, tylko bez

kremu truskawkowego.

Wszyscy stanęli wokół niej, jedynie Lasse trzymał się nieco z

tyłu. Może wydawało mu się trochę straszne, że Cecylia zeszła na

dół, żeby być przy rozdawaniu prezentów? W każdym razie na pewno

bardzo uroczyste.

- Wesołych świąt, Lasse.

- Wesołych świąt.

- Kolej na prezenty - oświadczył dziadek. - Mnie przypada to

zaszczytne zadanie.

Usadowili się wokół choinki i dziadek zaczął odczytywać napisy na

karteczkach. Cecylia od razu wiedziała, że w żadnej z paczek nie

mogły kryć się ani sanki, ani narty, ale postanowiła się jeszcze

wstrzymać z obrażaniem. Dodatkowe pakunki mogły zostać wyciągnięte

z jakichś kryjówek. Bywało tak już wcześniej.

- Dla Cecylii od Marianny.

Marianna była jej najlepszą przyjaciółką. Mieszkała wprawdzie po

drugiej stronie rzeki Leira, ale chodziły do tej samej klasy.

Paczuszka okazała się maleńka. Może coś z biżuterii? A może nowy

nabytek do kolekcji ozdobnych kamieni?

Cecylia rozerwała papier i otworzyła żółte pudełeczko. Na

kłębuszku waty leżał czerwony motyl-broszka... Cecylia wyjęła go z

pudełka i gdy tylko wzięła go do ręki, zmienił barwę z czerwonej

na zieloną. Potem zrobił się niebieski i fioletowy.

- Czarodziejski motyl...

- ...który zmienia kolor pod wpływem temperatury - pokiwał głową

tatuś.

Wszyscy kolejno musieli go potrzymać. Kiedy ściskali go w dłoni,

stawał się zielony albo niebieski. Tylko u Cecylii był fioletowy.

- Gorączkowy motyl - powiedział Lasse, ale cała rodzina udała, że

go nie słyszy.

Następna paczka była dla niego. Dostał mininarty od cioci Ingrid i

wuja Einara.

- Osobiście wolałabym zwyczajne narty - stwierdziła Cecylia. - Ale

właściwie wszystko mi jedno.

Teraz poszło już bardzo szybko. W miarę jak pod choinką ubywało

paczek, coraz więcej różnych rzeczy pojawiało się na krzesłach i

stole. Tatuś pozbierał papiery i wepchnął je do czarnego worka na

śmieci.

Potem dziadek wyszedł. Dorośli pili kawę, Lasse oranżadę, Cecylia

zażyła lekarstwa.

Dziadek wrócił do pokoju, niósł coś długiego, ciężkiego,

owiniętego w świąteczny, niebieski papier w złote gwiazdki.

Cecylia podniosła się na kanapie.

- Narty!

- "Dla disy narciarstwa od babci i dziadka" - przeczytał dziadek.

- Dla disy narciarstwa?

- Czyli dla bogini narciarstwa - wyjaśniła babcia. - Dla ciebie.

Cecylia rozerwała papier. Narty były tak czerwone, jak papier

niebieski.

- Śliczne! Szkoda, że nie mogę ich od razu wypróbować.

- Tak, miejmy nadzieję, że wkrótce staniesz na nogi.

Podczas rozdawania pozostałych prezentów Cecylia miała narty przy

sobie na kanapie. Również ostatnia paczka była na tyle duża, że

trzeba było po nią wyjść z pokoju. Ona także miała napis "Dla

Cecylii". Z daleka już zgadła, co jest w środku.

- Sanki! Oszaleliście!

Mama pochyliła się nad nią i uszczypnęła ją w policzek.

- Sądzisz, że ośmielilibyśmy się podarować ci coś innego?

Cecylia wzruszyła ramionami.

- Odważyliście się nie dać mi łyżew.

- No tak, takie ryzyko podjęliśmy.

Nadszedł czas na długie siedzenie przy kawie. Cecylia radowała się

widokiem półmisków z ciastem, owocami, marcepanem, domowymi

cukierkami i orzechami. Było dokładnie tak, jak być powinno. Miały

być święta. Cecylia zjadła zaledwie kawałeczek świątecznego

ciasta. Zamówiła też grzankę z miodem.

Dziadek opowiadał o Bożym Narodzeniu w dawnych czasach. Przez

ponad sześćdziesiąt lat wszystkie święta spędzał w tym pokoju.

Jednego roku i on leżał chory.

Kiedy nadszedł czas na tańce wokół choinki, Cecylii zaczęły kleić

się oczy. Poprosiła, żeby zanieść ją do łóżka.

Najpierw Lasse i mama kilkakrotnie obrócili z prezentami, Cecylia

chciała mieć je wszystkie u siebie. Potem życzyli sobie nawzajem,

aby i jutro były miłe święta, i tatuś zaniósł ją do pokoju.

Zasnęła przy wtórze melodii kolęd i tańców dokoła choinki, które

niczym bąbelki dźwięku docierały z dołu na górę. To babcia grała

na pianinie.

Obudziła się gwałtownie. Musiała być noc, bo w domu panowała

zupełna cisza. Cecylia otworzyła oczy i zapaliła lampkę nad

łóżkiem.

Usłyszała jakiś głos.

- Dobrze spałaś?

Kto to taki? Nikt nie siedział na krześle przy łóżku. Nikt też nie

stał w głębi pokoju.

- Dobrze spałaś?

Cecylia uniosła się i rozejrzała dokoła. Nagle drgnęła. Na

parapecie, na którym mogło się zmieścić jedynie małe dziecko,

dostrzegła jakąś postać. Nie był to jednak Lasse. A więc kto?

- Nie bój się - odezwał się nieznajomy, głos miał jasny,

przejrzysty.

On, czy też ona, ubrany był w białą szatę, miał bose stopy. Na tle

światła bijącego od przystrojonej sosny na dworze Cecylia ledwie

mogła rozróżnić twarz.

Przetarła oczy, lecz ubrana na biało postać nie znikała.

Dziewczynka czy chłopiec? Cecylia nie była pewna, bo on albo ona

nie miał ani jednego włosa na głowie. Zdecydowała, że chłopiec,

ale równie dobrze mogłaby przyjąć, że to dziewczynka.

- Nie możesz po prostu odpowiedzieć, czy dobrze spałaś? -

powtórzył tajemniczy gość.

- Oczywiście... Ale kto ty jesteś?

- Ariel.

Cecylia jeszcze raz przetarła oczy.

- Ariel?

- Tak, to właśnie ja, Cecylio.

Dziewczynka pokręciła głową.

- Wciąż nie wiem, kim jesteś.

- Za to my wiemy o was prawie wszystko. To zupełnie tak jak ze

zwierciadłem.

- Ze zwierciadłem?

Pochylił się w przód. Wyglądało na to, że w każdej chwili może

stracić równowagę i spaść na biurko.

- Wy widzicie tylko siebie samych. Nie potraficie zobaczyć, co

jest po drugiej stronie.

Cecylia poczuła lęk. Kiedy była mniejsza, często stawała przed

lustrem w łazience i wyobrażała sobie, że po jego drugiej stronie

jest inny świat. Czasami bała się, że ci, którzy tam mieszkają,

potrafią patrzeć przez lustrzaną taflę i mogą ją podglądać, kiedy

się myje. A jeśli są w stanie przeskoczyć przez lustro i nagle

stanąć na podłodze w łazience? Straszne!

- Byłeś tu już wcześniej? - spytała.

Z powagą kiwnął głową.

- A w jaki sposób dostajesz się do środka?

- My potrafimy wejść wszędzie, Cecylio.

- Tatuś zwykle zamyka drzwi na klucz, a zimą nie zostawiamy

otwartych okien...

Machnął tylko ręką.

- Takie rzeczy nie mają dla nas żadnego znaczenia.

- Jakie rzeczy?

- Drzwi zamknięte na klucz i temu podobne.

Cecylia zamyśliła się nad tym, co usłyszała. Było to trochę tak,

jakby oglądała trick filmowy. Cofnęła teraz taśmę i oglądała

wszystko od początku.

- Mówisz "my" i "dla nas" - powiedziała wreszcie. - Jest was tak

wielu?

- Tak, bardzo wielu. Ciepło, Cecylio, bardzo ciepło, gorąco!

Cecylia nie miała ochoty rozwiązywać zagadek. Oświadczyła:

- Na całym świecie mieszka pięć miliardów ludzi. Poza tym

czytałam, że Ziemia liczy sobie pięć miliardów lat. Wziąłeś to pod

uwagę?

- Oczywiście. Ale wy przychodzicie i odchodzicie.

- Co ty mówisz?

- W każdej sekundzie Bóg wytrząsa z rękawa kilkoro całkiem nowych

dzieci. Hokus-pokus! Ale w każdej sekundzie kilkoro ludzi także

znika. Tak, Cecylio. Raz, dwa, trzy, odchodzisz ty!

Cecylia poczuła, że palą ją policzki.

- Ty sam przychodzisz i odchodzisz - mruknęła.

Przybysz pokręcił bezwłosą głową.

- Wiedziałaś, że ten pokój był kiedyś sypialnią twojego dziadka?

- Oczywiście. Ale skąd ty o tym wiesz?

Zaczął wymachiwać nogami. Zdaniem Cecylii przypominał lalkę.

- No, udało nam się jakoś nawiązać kontakt - obwieścił.

- Co takiego?

- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie, czy dobrze spałaś. Ale i tak

nam się udało. Zawsze potrzeba trochę czasu, żeby nawiązać

kontakt.

Cecylia wzięła głęboki oddech i głośno wypuściła powietrze z płuc.

- Ty też nie powiedziałeś, skąd wiesz, że to była sypialnia

dziadka - stwierdziła.

- "Skąd wiesz, że to była sypialnia dziadka" - powtórzył Ariel.

- Właśnie.

Wciąż wymachiwał nogami.

- Jesteśmy tutaj od zarania dziejów, Cecylio. Twój dziadek jako

mały chłopiec przeleżał kiedyś całe święta w łóżku z paskudnym

zapaleniem płuc, a działo się to w czasach, gdy nie znano jeszcze

skutecznych lekarstw.

- Czy wtedy też tutaj byłeś?

Ariel kiwnął głową.

- Nigdy nie zapomnę jego smutnych oczu. Wyglądały jak dwa

opuszczone pisklęta.

- "Jak dwa opuszczone pisklęta" - westchnęła Cecylia.

Podniosła wzrok na Ariela i pospiesznie dodała:

- Ale choroba minęła, dziadek całkiem wyzdrowiał.

- Tak, wyzdrowiał.

Ariel wykonał jakiś gwałtowny ruch, w ułamku sekundy podniósł się

i stanął na parapecie, zasłaniając sobą niemal całe okno. Cecylia,

z powodu mocnego światła bijącego zza jego pleców, wciąż nie

widziała wyraźnie jego twarzy.

Jak zdołał wstać i nie zlecieć przy tym na biurko? Jakby w ogóle

nie mógł spaść.

- Pamiętam też wszystkich pasterzy na polach - oznajmił.

Cecylia pomyślała o tym, co babcia przeczytała jej z Biblii.

- "Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego

upodobania" - zacytowała. - To właśnie masz na myśli?

- Tak, zastępy niebieskie. Była nas cała gromada.

- Ani trochę w to nie wierzę.

Ariel przekrzywił głowę i teraz Cecylia lepiej widziała jego

twarz. Przypominała buzię jednej z lalek Marianny.

- Biedna jesteś - powiedział Ariel.

- Dlatego, że jestem chora?

- Nie, ale to musi być okropne, nie wierzyć w tego, z kim się

rozmawia.

- Phi!

- Czy to prawda, że czasami jesteście tak podejrzliwi, że robicie

się całkiem czarni w środku?

Na twarzy Cecylii odmalowała się złość.

- Tylko zapytałem - łagodził. - Bo chociaż widzimy, że ludzie

przychodzą i odchodzą, naprawdę nie bardzo wiemy, jak to jest być

człowiekiem z krwi i kości.

Cecylia odwróciła się do niego plecami, lecz Ariel nie rezygnował.

- A w każdym razie, czy taka podejrzliwość nie jest okropnym

uczuciem?

- Jeszcze okropniejsze musi być kłamanie w żywe oczy chorej

dziewczynce!

Ariel zasłonił usta dłonią i jęknął przerażony:

- Aniołowie nie kłamią, Cecylio!

Teraz jej zaparło dech w piersiach.

- Naprawdę jesteś aniołem?

Skinął głową ledwie dostrzegalnie, jakby nie było się czym

chwalić. Cecylia od razu przycichła. Dopiero po upływie kilku

sekund przyznała:

- Tak właśnie przez cały czas myślałam. Naprawdę. Ale nie śmiałam

zapytać, bo bałam się, że się mylę. Widzisz, nie jestem wcale taka

pewna, czy wierzę w anioły.

Ariel machnął ręką.

- Moim zdaniem powinniśmy to sobie darować. Wyobraź sobie, że ja

nie byłbym całkiem pewien, czy wierzę w ciebie. I jak tu

udowodnić, kto z nas ma rację?

Jakby chcąc zademonstrować, że jest rzeczywistym, zdolnym do

poruszania się aniołem, zeskoczył na stojące przy oknie biurko i

zaczął się przechadzać po jego krawędzi. Kilkakrotnie wydawało się

już, że straci równowagę i spadnie na podłogę, ale zawsze udawało

mu się wrócić do poprzedniej pozycji. A raz nawet wyglądało na to,

że wyprostował się w chwilę po tym, jak już było na to za późno.

- "Anioł w moim domu" - mruknęła Cecylia pod nosem, jakby był to

tytuł książki, którą kiedyś czytała.

- Sami nazywamy się dziećmi Bożymi - oznajmił Ariel.

Cecylia zerknęła na niego.

- Ty w każdym razie na pewno jesteś dzieckiem...

- Co masz na myśli?

Cecylia spróbowała usiąść w łóżku nieco wyżej, ale ciężko opadła z

powrotem na poduszkę.

- Przecież jesteś tylko anielskim dzieckiem.

Ariel wybuchnął prawie bezgłośnym śmiechem.

- Co cię tak rozśmieszyło? - spytała.

- "Anielskie dziecko". Nie uważasz, że to bardzo zabawne

określenie?

Cecylii wcale nie wydawało się śmieszne, chociaż nie wiedziała,

dlaczego.

Ariel znów się roześmiał, teraz trochę głośniej.

- Aniołowie nie rosną na drzewach - powiedział. - Prawdę

powiedziawszy, wcale nie rośniemy, dlatego też nie stajemy się

dorośli.

- Chyba zaraz zemdleję! - wykrzyknęła Cecylia.

- Szkoda by było, bo tak nam się dobrze rozmawia.

- Sądziłam, że niemal wszyscy aniołowie są dorośli - upierała się

dziewczynka.

Ariel wzruszył ramionami.

- To nie twoja wina. Ty możesz tylko zgadywać, co jest po drugiej

stronie.

- Chcesz powiedzieć, że nie ma dorosłych aniołów?

Zaniósł się perlistym śmiechem, który przypomniał Cecylii dźwięk,

jaki się rozlegał, kiedy Lasse wysypywał swoje szklane kulki na

podłogę w kuchni. Tym razem przynajmniej nie musiała mu pomagać w

ich zbieraniu.

- To znaczy, że nie ma ani jednego dorosłego anioła - stwierdziła.

- Mnie to obojętne, ale wobec tego nie ma też ani jednego mądrego

księdza, bo wszyscy księża twierdzą, że w niebie wprost roi się od

dorosłych aniołów.

Na moment zapadła całkowita cisza, a potem anioł Ariel eleganckim

ruchem wyciągnął rękę i wykrzyknął:

- "W niebie wprost roi się od dorosłych aniołów! Roi się!"

Ponieważ Cecylia nie odpowiadała, dodał:

- Fantastycznie się z tobą rozmawia, Cecylio.

Dziewczynka zaczęła przygryzać kciuk. Nagle wyrwało jej się:

- Ciekawa jestem, jak to jest być dorosłą.

Ariel usadowił się na biurku, zwieszając z niego bose nogi.

- Chcesz o tym porozmawiać?

Cecylia leżała, wpatrując się w sufit.

- Mój nauczyciel mówi, że dzieciństwo to tylko etap w drodze do

dorosłości. Dlatego musimy odrabiać lekcje i przygotowywać się do

dorosłego życia. Czy to nie głupie?

Ariel przyznał jej rację.

- Bo jest całkiem odwrotnie - stwierdził.

- Co takiego?

- Dorosłość to tylko etap w drodze do tego, by urodziło się więcej

dzieci.

Cecylia dobrze się zastanowiła, zanim odpowiedziała:

- Ale dorośli zostali stworzeni najpierw. Inaczej nie byłoby w

ogóle żadnych dzieci.

Ariel potrząsnął głową.

- Kolejny błąd. Dzieci zostały stworzone wcześniej. Inaczej nie

byłoby w ogóle żadnych dorosłych.

Cecylia postanowiła go przechytrzyć.

- To zależy, co było pierwsze, jajko czy kura.

Ariel znów zaczął machać nogami.

- Naprawdę wciąż zajmujecie się tą zagadką? Pierwszy raz

usłyszałem ją od starego wieśniaka w Indiach przed wieloma

tysiącami lat. Pochylał się nad kurą, która właśnie zniosła

wielkie jajo. Później podrapał się w głowę. "Ciekawe, co było

pierwsze" - powiedział. - "Kura czy jajko?"

Cecylia spojrzała na Ariela speszona, a anioł wyjaśnił:

- Oczywiście pierwsze musiało być jajko.

- Dlaczego?

- Inaczej nie byłoby żadnej kury. Nie przypuszczasz chyba, że

pierwsza bijąca skrzydłami kura wzięła się z powietrza?

Cecylii zakręciło się w głowie. Nie bardzo wiedziała, czy

zrozumiała wszystko, co powiedział anioł, lecz to, co do niej

dotarło, brzmiało całkiem rozsądnie. Nareszcie rozwiązałam dawną

zagadkę, pomyślała sobie. Gdybym tylko pamiętała to wszystko do

rana...

- Tak samo jest z dziećmi - ciągnął Ariel. - To one pierwsze

przychodzą na świat. Dorośli, kulejąc, zawsze tylko podążają za

nimi. Utykają coraz mocniej, im bardziej się starzeją.

Cecylia doszła do wniosku, że słowa Ariela są bardzo mądre, i

postanowiła, że zapisze je w swoim chińskim notesiku, by ich nie

zapomnieć. Nie śmiała jednak tego robić w obecności anioła.

- Ale Adam i Ewa byli dorośli.

Ariel pokręcił głową.

- Oni się stali dorośli. Na tym właśnie polega cały błąd. Bóg

stworzył Adama i Ewę jako małe, ciekawe dzieci, które łaziły po

drzewach i biegały po dopiero co stworzonym ogrodzie. Przecież

taki wielki ogród nie miałby sensu bez dzieci, które mogłyby się w

nim bawić.

- Naprawdę?

- Mówiłem już, że aniołowie nie kłamią.

- Opowiadaj dalej!

- Potem wąż ich skusił, żeby zjedli owoc z Drzewa Wiadomości

Dobrego i Złego, i wtedy zaczęli rosnąć. Im więcej jedli, tym

bardziej stawali się dorośli. W taki oto sposób zostali stopniowo

wypędzeni z raju dzieciństwa. Te małe łobuziaki były tak głodne

wiedzy, że jadły i jadły, aż w końcu musiały opuścić raj.

Cecylia ze zdziwienia otworzyła szeroko usta, a Ariel popatrzył na

nią z wyższością.

- Ale ty, rzecz jasna, już o tym słyszałaś.

Dziewczynka zaprzeczyła.

- Słyszałam, że Adama i Ewę wypędzono z raju, ale nikt mi nie

mówił, że to był raj dzieciństwa.

- Być może sama powinnaś się tego domyślić. Ale wy poznajecie

tylko częściowo. Widzicie wszystko jakby w zwierciadle,

niejasno...

Cecylia uśmiechnęła się zadowolona.

- W każdym razie potrafię sobie wyobrazić, jak mały Adam i mała

Ewa biegali między drzewami po wielkim ogrodzie.

- I co, nie mówiłem?

- Co takiego?

- Umiesz jednak świetnie zgadywać. Wiesz, że ludzie wykorzystują

zaledwie kilka procent mózgu?

Cecylia kiwnęła głową: o tym akurat czytała w "Wiedzy

Ilustrowanej".

- Chciałabym posłuchać jeszcze o Adamie i Ewie - poprosiła.

Wreszcie udało jej się podsunąć w łóżku nieco wyżej. Ariel, nie

przestając wymachiwać nogami, opowiadał:

- Najpierw zaczęli rosnąć na wszystkie strony, potem dojrzeli jako

mężczyzna i kobieta. Stanowiło to część kary, lecz było również

pociechą dla Boga i ludzi.

- Dlaczego?

- Odtąd na świat mogli przychodzić nowi ludzie. I tak właśnie się

dzieje nieprzerwanie przez cały czas. W taki oto sposób Bóg

sprawił, że wciąż rodzą się jakieś dzieci, które od nowa mogą

odkrywać świat. Tym sposobem zadbał też o to, aby akt stworzenia

nigdy nie miał końca. Za każdym razem bowiem, gdy na świat

przychodzi dziecko, świat tworzony jest od nowa.

- Dlatego, że gdy dziecko przychodzi na świat, to świat jest w

pewnym sensie dla tego dziecka całkiem nowy?

Ariel przytaknął.

- Poza tym równie dobrze można powiedzieć, że to świat przychodzi

do dziecka. Urodzić się znaczy to samo, co dostać w prezencie cały

świat - ze słońcem w dzień, księżycem w nocy i gwiazdami na

nieboskłonie. Z morzem obmywającym brzegi, z lasami tak

przepastnymi, że nie znają swych własnych tajemnic, z

najrozmaitszymi zwierzętami przemykającymi po polach, łąkach i

kniejach. Widzisz, świat nigdy się nie zestarzeje i nigdy nie

osiwieje. To wy się starzejecie i siwiejecie. Dopóki na świat

przychodzą dzieci, wciąż pozostaje on równie nowy jak siódmego

dnia, kiedy Pan odpoczywał.

Cecylia leżała z szeroko otwartymi oczami, a anioł Ariel ciągnął:

- Nie tylko Adam i Ewa zostali stworzeni. Ty także jesteś trochę

stworzona. Pewnego dnia nadeszła twoja kolej, żeby zobaczyć, co

uczynił Pan. Bóg wytrząsnął cię z rękawa i ze zdumienia aż się

uszczypnęłaś. Zobaczyłaś, jakie wszystko jest niezwykłe i

wspaniałe.

Cecylia roześmiała się i zapytała:

- Naprawdę byliście tu przez cały czas?

Anioł Ariel z powagą skinął głową.

- Owszem, i tu, i tam. Ale wciąż jesteśmy równie ciekawi całego

dzieła stworzenia, jak pół wieczności temu. Zresztą nie mogłoby

być inaczej, przecież przyglądamy się wszystkiemu tylko z

zewnątrz. W waszym świecie jedynie dzieci są równie ciekawe jak

my. Ale i one w pewnym sensie przybywają z zewnątrz.

Cecylii w czasie choroby często przychodziły do głowy podobne

myśli: Dorośli zawsze musieli się zastanowić, zanim zdecydowali

się zrobić coś zabawnego. Nic też właściwie tak naprawdę ich nie

dziwiło. "Po prostu tak już jest, Cecylio" - mówili.

- Ale Bóg chyba trochę lubi i dorosłych? - zapytała nieśmiało.

- Z całą pewnością. Chociaż z nimi wszystkimi po grzechu

pierworodnym coś jest nie tak.

- Co masz na myśli?

- Przyzwyczaili się do świata. Odwrotnie niż aniołowie w niebie,

mimo że my istniejemy przez całą wieczność. Nas wciąż tak samo

zdumiewa to, co stworzył Bóg. On sam zresztą jest tym ogromnie

zaskoczony. Dlatego bardziej radują Go małe, ciekawe dzieci, niż

obchodzi zachowanie dorosłych, dla których świat stał się

najzwyklejszą codziennością.

Cecylia myślała tak intensywnie, że w głowie aż jej huczało.

Zdarzało się to już wiele razy przedtem. W czasie choroby często

miewała wrażenie, że w głowie wiruje jej prawdziwa karuzela

przeróżnych myśli. Żeby wsiąść na tę karuzelę, nie musiała jednak

kupować biletu. Inaczej niż w lunaparku...

- Dorośli na ogół tak się już rozgościli na świecie, że całe

dzieło stworzenia traktują jak coś oczywistego - uściślił Ariel. -

A przecież to śmieszne, bo wpadli tutaj tylko z krótką wizytą.

- Masz rację!

- Mówimy o świecie, Cecylio! Przecież świat jest prawdziwą

sensacją! Być może niebo powinno w regularnych odstępach czasu

zamieszczać w największych gazetach ogłoszenie: "Ważna informacja

dla wszystkich mieszkańców świata! To nie plotka: Świat istnieje!"

Cecylii zakręciło się w głowie od pomysłów anioła Ariela. Trochę

kręciło się jej także od patrzenia, jak wymachuje bosymi stopami.

Spytała:

- Czy nie byłoby lepiej, gdyby Bóg wypędził z raju tego paskudnego

węża? Wtedy Adam i Ewa mogliby przez całą wieczność bawić się w

chowanego w wielkim ogrodzie.

Anioł Ariel przekrzywił głowę i odparł:

- To nie było takie proste. Ponieważ jesteście stworzeni z krwi i

kości, nie możecie żyć wiecznie jak aniołowie w niebie. Ale Bóg

nie miał serca dopuścić, aby w stworzonym przez Niego świecie

umierać musiały dzieci. Uznał, że lepiej będzie, jeśli najpierw

dorosną.

- Dlaczego?

- O wiele łatwiej żegnać się ze światem człowiekowi, który ma pół

tuzina wnuków, jest już słaby i zmęczony, a ponadto objedzony

dniami po uszy.

To stwierdzenie Ariela nie bardzo spodobało się Cecylii.

- Czasami umierają także dzieci - przypomniała. - Czy to nie

głupie?

- "Czy to nie głupie?" - powtórzył anioł Ariel. - "Czy to nie

głupie?"

Ponieważ nic więcej nie dodał, odezwała się znowu:

- Jesteś pewien, że Adam i Ewa byli dziećmi?

- Oczywiście, całkiem pewien. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że

właśnie dzieci są najbardziej podobne do aniołów w niebie? A może

widziałaś kiedyś anioła z siwymi włosami, bolącym krzyżem i

głębokimi zmarszczkami na twarzy?

Coś w tym pytaniu obudziło sprzeciw Cecylii.

- Wcale nie uważam, że babcia jest brzydka, chociaż jest stara.

- "Że babcia jest brzydka" - jak echo odezwał się Ariel. - Wcale

tego nie powiedzieliśmy. Ale w jej starym ciele mieszka mała Ewa,

która kiedyś była całkiem nowa na świecie. Ciało to tylko coś, co

rosło na zewnątrz wraz z upływem lat.

Cecylia westchnęła ciężko.

- Jeśli wolno mi wyrazić swoją opinię, to uważam, że cały

"porządek stworzenia" jest po prostu idiotyczny.

- Dlaczego?

- Nie mam najmniejszej ochoty dorosnąć, a już na pewno nigdy nie

chcę umrzeć. Nigdy!

Po twarzy anioła przemknął cień. Powiedział:

- Musisz starać się nie stracić kontaktu z dzieckiem, które w

tobie tkwi. Babcia go nie straciła. Czy nie potrafi założyć maski

klauna tylko po to, żeby cię rozśmieszyć?

- Wtedy także tutaj byłeś?

- Jasne!

W następnej chwili anioł Ariel znalazł się na podłodze. Cecylia

nie zauważyła, by zeskakiwał z biurka; nagle po prostu stanął

przed półką z książkami. Przyglądał się kryształom i ozdobnym

kamieniom. Był trochę mniejszy niż Lasse.

- Imponująca kolekcja - stwierdził, stojąc tyłem do Cecylii.

Potem odwrócił się w jej stronę.

- Przyszło ci kiedyś do głowy że każdy kamyczek jest maleńkim

fragmentem ziemskiego globu?

- Nie raz. Zbieram tylko najładniejsze kawałeczki.

- Ale pewnie nie zastanawiałaś się nad tym, że i ty także

oderwałaś się od ziemi.

Cecylia drgnęła.

- Jak to?

- Lekkim krokiem biegasz po boskim dziele stworzenia. To więcej

niż potrafi kamień.

Dopiero teraz Cecylia zobaczyła twarz Ariela całkiem wyraźnie.

Miał skórę gładszą niż ludzka, a także nieco bledszą. Zaczęła się

już przyzwyczajać do braku włosów na głowie. Teraz spostrzegła, że

nie miał także rzęs ani brwi.

Ariel zbliżył się do niej i usiadł na krześle przy łóżku. Szedł

bardzo lekko, wydawało się, że wcale nie dotyka podłogi, tylko

unosi się w powietrzu. Oczy lśniły mu jak dwa błękitnozielone

klejnoty a gdy się do niej uśmiechał, zęby błyszczały jak biały

marmur.

Podczas rozmowy z aniołem Cecylia wielokrotnie zerkała na jego

łysą głowę. Teraz powiedziała:

- Czy będziesz zły, jeśli zapytam o twoje włosy?

Roześmiał się:

- Nie, pytaj. A potem być może porozmawiamy o twoich wąsach.

Cecylia utkwiła wzrok w kołdrze.

- Myślałam, że aniołowie mają długie, jasne włosy.

- To dlatego, że wszystko widzisz jakby w zwierciadle, a wówczas

widzi się tylko siebie.

Cecylia nie bardzo była zadowolona z odpowiedzi Ariela.

- Czy nie możesz po prostu wytłumaczyć, dlaczego nie macie włosów?

Ariel odparł:

- Skóra i włosy rosną na ciele i wypadają. Mają związek z kością i

krwią, chronią przed pyłem, gorącem i zimnem. Skóra i włosy są jak

sierść zwierząt i z aniołami nie mają nic wspólnego. Równie dobrze

mogłabyś zapytać, czy myjemy zęby albo czy co drugą sobotę

obcinamy paznokcie.

- Bo w ogóle tego nie robicie?

Pokręcił głową.

- Wcale nie wygląd sprawia, że ty i ja mimo wszystko jesteśmy do

siebie podobni.

- A więc co?

Popatrzył na nią z góry.

- I aniołowie, i ludzie mają duszę stworzoną przez Boga. Ale wy

macie także ciało, które kroczy własną drogą. Rośniecie i

rozwijacie się tak samo, jak rośliny i zwierzęta.

- To idiotyzm - westchnęła Cecylia. - Nie lubię myśleć, że jestem

zwierzęciem.

Ariel mówił dalej, jak gdyby nie słyszał słów Cecylii.

- Wszystkie rośliny i zwierzęta rozpoczynają życie jako maleńkie

nasionka albo komórki. Z początku są do siebie bardzo podobne,

właściwie nie do odróżnienia. Potem jednak nasionka się rozwijają

i wyrasta z nich wszystko: od porzeczek i śliw do ludzi i żyraf.

Musi upłynąć wiele dni, zanim da się odróżnić płód świni od płodu

ludzkiego. Wiedziałaś o tym?

- W ostatnich tygodniach nie robiłam prawie nic innego, tylko

czytałam "Wiedzę Ilustrowaną".

- A mimo to nie ma dwojga identycznych ludzi ani też dwu

identycznych świń. W całym dziele stworzenia nie ma nawet dwóch

identycznych źdźbeł trawy.

Cecylii przypomniała się torebka japońskich papierowych kulek,

które kilka lat temu dostała od tatusia. Kulki były takie

maleńkie, że nie mogła dostrzec między nimi żadnej różnicy. Ale

gdy tylko włożyła je do wody, napęczniały i przeobraziły się w

rozmaite figurki w najróżniejszych kolorach. Nie było wśród nich

dwu takich samych.

- Mówiłam już, że nie lubię myśleć o sobie jak o zwierzęciu -

powtórzyła.

Ariel ostrożnie położył rękę na kołdrze dziewczynki. Ledwie

poczuła delikatny nacisk na łydce.

- Jesteś zwierzęciem z duszą anioła. Czy to nie brzmi wspaniale?

Miałaś wiele szczęścia, Cecylio.

- Nie wiem...

- Właśnie ta kombinacja jest prawdziwym arcydziełem. Masz pełną

świadomość, zupełnie tak, jak aniołowie w niebie: "Dobry wieczór,

młody człowieku! Nazywam się Cecylia Skotbu. Czy mogę prosić o

następny taniec?"

Anioł Ariel wyciągnął rękę przed siebie i głęboko się ukłonił,

jakby przyszedł prosto ze szkoły tańca. Potem podjął:

- Ale ciało, w którym mieszkasz, jest z krwi i kości, tak samo jak

ciało krów czy wielbłądów. Dlatego porastają je włosy, najwięcej

jest ich oczywiście na głowie, lecz rosną także w innych

miejscach, chociaż z początku jest ich niewiele. W miarę upływu

czasu rosną coraz szybciej, coraz bardziej intensywnie, Cecylio!

Natura coraz grubszą warstwą otacza maleńkie dziecko, które kiedyś

przyszło na świat. W momencie, kiedy Stwórca wypuszcza was z

dłoni, jesteście równie czyści i macie równie gładkie ciało, jak

aniołowie w niebie. Ale tak to wygląda tylko z zewnątrz, bo grzech

pierworodny już daje o sobie znać. W ciele krąży krew, co sprawia,

że nie możecie żyć wiecznie.

Cecylia przygryzła wargę. Nie lubiła rozmawiać o tym, co ma

związek z ciałem. Nieprzyjemna była też dla niej myśl, że zaczęła

już dorastać.

- Lasse przez pierwsze dwa lata nie miał ani jednego włoska na

głowie - powiedziała.

- Nie musisz mi o tym mówić.

- Wobec tego wiesz pewnie, że w szpitalu dostawałam bardzo silne

lekarstwa. Wypadły mi od nich wszystkie włosy.

Ariel kiwnął głową.

- Wtedy byliśmy jeszcze bardziej podobni do siebie.

- Właściwie miałam przejść taką samą kurację jeszcze raz, ale

zmieniliśmy zdanie...

- O tym także wiem.

- To babcia przekonała wszystkich, nawet lekarzy. Jest całkiem

nieprawdopodobna, kiedy na coś się uprze. Po prostu spakowaliśmy

walizkę i przyjechaliśmy ze szpitala do domu. Ale Kristine

przychodzi kilka razy w tygodniu. Jest pielęgniarką...

- Wiem o wszystkim.

Cecylia podniosła wzrok na sufit. Przez chwilę leżała, myśląc o

wydarzeniach ostatnich miesięcy. Potem znów zwróciła się do

Ariela:

- Rzeczywiście jesteś prawdziwym aniołem?

- Mówiłem już, że aniołowie nie kłamią.

- Ale jeśli kłamiesz, to znaczy, że nie jesteś aniołem, i wobec

tego może się zdarzyć, że jednak skłamiesz.

Ariel westchnął ciężko:

- Okropnie zawiła jest ta wasza podejrzliwość!

Cecylia poczuła zimny dreszcz przebiegający po plecach. Czy

dlatego, że jest taka podejrzliwa?

- Mogę ci zadać typowo głupie pytanie?

- Zadawanie pytań nigdy nie jest głupie.

Cecylia zebrała się na odwagę:

- Jesteś dziewczynką czy chłopcem?

Ariel roześmiał się dźwięcznie. Zdaniem Cecylii brzmiało to jak

gra na butelkach wypełnionych wodą. Dźwięk tak jej się spodobał,

że powtórzyła pytanie:

- Jesteś dziewczynką czy chłopcem?

Najwidoczniej ją przejrzał, bo zanim odpowiedział, pośmiał się

trochę, chociaż tym razem już nie tak spontanicznie.

- To bardzo, ale to bardzo ziemskie pytanie.

Cecylia poczuła się urażona. Czyż nie powiedział przed chwilą, że

zadawanie pytań nigdy nie jest głupie?

- W niebie nie istnieją takie dziwaczne różnice - oznajmił. - Ale

możesz nazywać mnie "chłopcem", abyśmy byli każde w swoim rodzaju.

- To dlaczego tutaj są takie dziwaczne różnice?

- Już o tym rozmawialiśmy. Muszą istnieć dwie różne płcie, aby na

świat mogły przychodzić nowe dzieci. Dobrze o tym wiesz, Cecylio.

Wyznam ci, że aniołowi niezbyt łatwo o tym mówić.

- Przepraszam!

- Nie, w porządku. Bóg z pewnością nie stworzyłby różniących się

od siebie chłopców i dziewczynek, gdyby nie mieli z nich wyrosnąć

mężczyźni i kobiety, którzy spłodzą nowe dzieci. Być może akurat

wtedy, gdy się tym zajmował, żaden inny pomysł nie wpadł Mu do

głowy. A ty masz jakąś lepszą propozycję?

- Nie wiem.

Ariel zaczął teraz mówić z zapałem:

- Gdybyście powstawali przez pączkowanie, z pewnością także byś

pytała, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Ale bez względu na to,

jak by było, wszystko i tak mogłoby wyglądać całkiem odmiennie.

Moglibyście na przykład mieszkać we wnętrzu ziemskiego globu,

zamiast pełzać po jego powierzchni. Z pewnością wybudowanie miast

i chłopskich zagród we wnętrzu ziemi nie byłoby niemożliwe, gdyby

tylko istniały ku temu odpowiednie warunki. A gdyby odpowiednie

warunki nie istniały, można by je dostosować. Oczywiście

stworzenie świata jest niemałą sztuką. Ale zawsze zaczyna się od

nie zapisanej kartki.

- Rzeczywiście to bardzo dziwne - doszła do wniosku Cecylia. - A

im dłużej się myśli, tym się to staje dziwniejsze.

- Co takiego?

- Że na ziemi są dwa rodzaje ludzi.

Na twarzy Ariela pojawił się szelmowski uśmieszek.

- To jedna ze spraw, o których stale dyskutujemy także w niebie.

Ale to nie to samo.

- Dlaczego?

- Ponieważ nie dyskutujemy o nas samych. Jeszcze dziwniejsze musi

być dziwienie się samym sobą. Czy można uważać za dziwne, że jest

się tym, czym się jest? Wydaje mi się, że nie istnieje kamień,

który dziwiłby się, że jest kamieniem. Z pewnością nie ma także

żółwia, który myśli, że to niezwykłe być żółwiem. Za to niektórzy

ludzie sądzą, że to dziwne być człowiekiem. I ja się całkiem z

nimi zgadzam. Nigdy natomiast nie rozumiałem kamieni ani żółwi.

- A ty nie uważasz, że to dziwne być aniołem?

Upłynęło trochę czasu, zanim odpowiedział:

- To coś zupełnie innego, bo ja jestem aniołem przez całą

wieczność. Ty jesteś Cecylią Skotbu zaledwie od krótkiej chwili.

- Właśnie! I wciąż mnie bardzo dziwi, że jestem sobą.

- Oczywiście całe dzieło stworzenia jest niejasne, jest zagadką -

stwierdził Ariel. - A najdziwniejsze ze wszystkiego jest jednak

to, że gdzieś na krańcach tej wielkiej zagadki istnieją pewne

stworzenia, które same siebie uważają za zagadkę.

- Dlaczego to takie dziwne?

- To mniej więcej tak samo, jakby studnia potrafiła zanurzyć się w

swą zdumiewającą głębię.

- Robiłam to wiele razy - zapewniła Cecylia.

- Co?

- Stawałam przed lustrem i zaglądałam sobie głęboko w oczy. Myślę,

że jestem studnią tak głęboką, że nie potrafi dojrzeć własnego

dna.

- Z pewnością dlatego, że przez cały czas się zmieniasz. A kiedy

ktoś stale się zmienia, nie ma nic nierozsądnego w tym, że trochę

się także dziwi. Gdyby poczwarka umiała myśleć, z pewnością

ogromnie by się zdumiała w dniu, w którym zdałaby sobie sprawę, że

przeobraziła się w motyla. To dzieje się przecież niemal z dnia na

dzień. Ale anioły w niebie tak samo zdumiewa przeobrażenie małej

dziewczynki w dorosłą kobietę. Ta niewielka różnica w czasie nie

ma dla nas szczególnego znaczenia.

- Dlaczego nie?

- Aniołowie mają bardzo dużo czasu, Cecylio, a między małą

dziewczynką a dorosłą kobietą jest ogromna różnica.

- Naprawdę rozmawiacie o tym w niebie?

Ariel nieśmiało skinął głową. Omiótł wzrokiem pokój i powiedział:

- Ale staramy się tego nie robić, kiedy Bóg jest w pobliżu. On

jest bardzo wyczulony na krytykę.

- Nigdy bym nie przypuszczała.

- Wiele rzeczy tylko się wam wydaje. Nie możecie oczekiwać, że

będziecie wiedzieć tyle, co aniołowie w niebie.

- Myślałam, że Bóg wznosi się ponad wszelką krytykę.

- Przecież nigdy nie spotkałaś Go twarzą w twarz. Ale gdybyś sama

stworzyła cały świat, z pewnością także byś była wyczulona na

krytykę. Rozmawiamy naprawdę o bardzo niezwykłych sprawach. Nawet

gdyby Bóg, patrząc na swoje dzieło, uznał, że wszystko jest

nadzwyczaj udane, to wcale nie oznacza, że nie dałoby się czegoś

zrobić inaczej. Kiedy skończył już tworzyć, był tak wyczerpany, że

przez cały siódmy dzień musiał odpoczywać. Po prostu nie miał już

sił. Przypuszczam, że upłynie bardzo dużo czasu, zanim porwie się

na coś takiego jeszcze raz.

Cecylia podążała tropem własnych myśli.

- Wyobraź sobie, że istnieje tylko jedna płeć. Albo na przykład

trzy - tak chyba byłoby najlepiej.

- Uważasz, że mężczyzna i kobieta nie potrafią narobić dość

zamieszania?

- Może jest tyle zamieszania właśnie dlatego, że istnieją tylko

dwie płcie, zwłaszcza gdy w rodzinie jest wiele dzieci. Mam

wrażenie, że nie bardzo się orientujesz w ziemskich sprawach.

Ariel wzruszył ramionami.

- Chętnie bym się czegoś nauczył.

- Gdyby potrzeba było trzech płci po to, aby mogło się urodzić

dziecko - ciągnęła Cecylia - na pewno nie rodziłoby się ich tak

wiele, a to, po pierwsze, mogłoby mieć dobry wpływ na

przeludnienie...

- Zaczekaj - przerwał jej anioł Ariel. - Mówisz zdecydowanie za

szybko.

Cecylia westchnęła zrezygnowana.

- Sądziłam, że aniołowie potrafią uważać na lekcji.

- Nie wówczas, gdy rozmawiacie o rodzeniu dzieci i temu podobnych

sprawach. Wtedy odchodzimy od nieba tak daleko, jak tylko

aniołowie mogą się oddalić.

- Chodzi mi o to, że potrzeba czegoś więcej, aby troje ludzi

polubiło się na tyle, by chcieli mieć ze sobą dziecko, niż

wówczas, gdy dwoje zakochuje się w sobie i płodzą dziecko zanim,

być może, są do tego dostatecznie dojrzali.

- Czysta matematyka! Dwie płcie, które chciałyby spłodzić dziecko,

nie dałyby sobie z tym rady bez pomocy trzeciej płci. Czy to masz

na myśli?

Dziewczynka kiwnęła głową.

- Gdyby dwie osoby chciały spłodzić dziecko, być może

przedstawiciel trzeciej płci powiedziałby: "Nie, kochani,

przynajmniej jedno z nas musi usłuchać głosu rozsądku. Powinniśmy

zaczekać rok lub dwa. Akurat teraz nie zamierzam brać udziału w

płodzeniu kolejnego dziecka. Mielibyśmy za dużo zajęć".

Cecylię rozśmieszył jej własny pomysł, śmiechem zaraziła Ariela.

- W niebie także potrafimy rozważać takie zabawne pomysły.

Cecylia miała coś jeszcze do dodania:

- Poza tym byłoby więcej osób do opieki nad dzieckiem, gdyby, na

przykład, zachorowało. Dwoje dorosłych miałoby trochę czasu dla

siebie, podczas gdy ta trzecia mama albo tatuś zajmowałaby się

dzieckiem. Więcej osób także kochałoby dziecko. I w ogóle więcej

ludzi kochałoby się nawzajem.

Z twarzy Ariela nie dało się nic wyczytać, jakby przez całą

wieczność nosił tę samą maskę. Zapytał:

- Czy naprawdę ludzie kochają się tylko w rodzinie?

- Może i nie, ale na pewno byłoby więcej miłości na świecie, gdyby

istniało troje albo czworo rodziców. Tyle tylko, że...

- Co takiego?

- ... więcej byłoby też żałoby.

- Żałoby?

Cecylia znów przygryzła wargę, w końcu wyjaśniła:

- Gdyby ktoś umarł, jeszcze więcej ludzi by go opłakiwało.

Ariel pokręcił głową.

- Znów, moim zdaniem, jesteś za szybka.

- Dlaczego?

- Bo na świecie byłoby także więcej pocieszenia.

- I być może wszystko by się wyrównało? Przytaknął.

- Ale gdyby w każdej rodzinie rodziło się tylko dwoje dzieci, w

końcu na ziemi nie zostałby żaden człowiek.

- Jak to?

- Gdyby troje dorosłych miało tylko dwoje dzieci, stopniowo

robiłoby się coraz mniej ludzi. W końcu dzieci w ogóle przestałyby

się rodzić.

Cecylia się roześmiała.

- Pewnego pięknego dnia zostałby tylko jeden Adam i jedna Ewa,

zupełnie tak jak na samym początku. Gdyby tylko wybaczono im

grzech pierworodny mogliby przez całą wieczność żyć w raju. Czy to

nie sprytnie pomyślane?

- Rzeczywiście, nie najgorzej. Ale teraz dyskutujemy o samym

porządku stworzenia.

- A to nie ma sensu? Mówisz prawie jak mama. Nie ma sensu, jak

twierdzi, narzekanie, że jestem chora. Ale nie mówmy już więcej o

chorobach.

- Wcale nie ja zacząłem mówić o chorobach. I obiecuję, że podczas

następnej pogawędki z Bogiem wspomnę mu o pomyśle z trzema

płciami. Bogu w każdym razie nie można zarzucić braku poczucia

humoru.

- Naprawdę?

Uśmiechnął się z wyższością.

- Nigdy nie widziałaś słonia? Nie masz pojęcia, ile żartów o

słoniach krąży po niebie. Znamy też zresztą sporo dowcipów o

żyrafach.

Cecylia nie bardzo wiedziała, czy podoba jej się, że aniołowie

żartują sobie w niebie z dzieła stworzenia. Wydawało jej się to

trochę niesprawiedliwe.

- Mam nadzieję, że nie opowiadacie sobie dowcipów o mnie -

powiedziała.

- Nieee, nigdy nie słyszałem choćby jednego żartu o Cecylii.

Wprawdzie poznajesz tylko częściowo, ale pojmujesz zapewne, że za

późno już, żeby poprawić porządek stworzenia.

- Być może...

- Zdradzić ci pewną tajemnicę?

- No jasne!

- Czasami, kiedy rozmawiamy o tym, jakie wszystko jest, a jakie

mogłoby być, Bóg zrezygnowany rozkłada ręce i mówi: "Zdaję sobie

sprawę, że to i owo mogłoby wyglądać inaczej, ale cóż, stało się.

Nie jestem przecież wszechmogący".

Cecylia rozdziawiła usta.

- Żaden ksiądz ci w to nie uwierzy.

- A więc ktoś się myli, albo księża, albo Bóg.

Cecylia ziewnęła, zakrywając usta dłonią. Twarz anioła drgnęła z

niepokojem.

- Niedługo przyjdzie twoja mama - powiedział. - Wobec tego muszę

się pospieszyć...

- Nic nie słyszę.

- Ale ona już idzie.

Cecylię dobiegł dźwięk budzika z sąsiedniego pokoju.

- Znikniesz?

Pokręcił głową.

- Usiądę w oknie.

- Czy mama cię zobaczy?

- Chyba raczej nie.

W następnej chwili przy łóżku stała już mama Cecylii.

- Cecylko?

- Mmm?

- Światło się pali?

- Chyba sama widzisz.

- Chciałam tylko sprawdzić, jak się czujesz.

- Jest już rano?

- Trzecia.

- Ale przecież słyszałam budzik.

- Nastawiłam go na trzecią.

- Dlaczego tak zrobiłaś?

- Ponieważ cię kocham. Nie mogę pozwolić, żeby minęła cała noc, w

dodatku wigilijna noc, a ja bym ciebie nie widziała.

- Idź się połóż, mamo.

- A ty możesz spać?

- Czasami śpię, czasami nie śpię. Nie potrafię rozróżnić jawy od

snu.

- Niczego nie potrzebujesz?

- Mam wodę...

- A może pójdziemy do łazienki?

Cecylia pokręciła głową.

- Tak fajnie było, jak śpiewaliście. Zasnęłam, chociaż babcia

grała na pianinie.

- Przewietrzyć?

- Może trochę.

Mama podeszła do okna. Cecylia miała wrażenie, że widzi Ariela na

parapecie, ale znikał coraz bardziej w miarę, jak mama się

zbliżała.

- Widzisz lodowe kwiaty na szybie? - spytała mama. - Czy to nie

dziwne, że potrafią się same rysować?

Otworzyła okno.

- Tyle jest dziwnych rzeczy, mamo. Ale mam wrażenie, że rozumiem

wszystko znacznie lepiej teraz, kiedy jestem chora. Jakby światu

wyostrzyły się kontury.

- Często wystarczy cięższa grypa, abyśmy usłyszeli śpiew ptaków w

zupełnie inny sposób.

- Mówiłam ci, że listonosz do mnie pomachał?

- Tak, tak, mówiłaś... No, już zamknę.

Podeszła z powrotem do łóżka i objęła Cecylię.

- Śpij dobrze. Nastawię budzik na siódmą.

- Wcale nie musisz. Przecież są święta.

- Właśnie dlatego. Posłuchaj, Cecylko...

- Tak?

- Czy nie przenieść twojego łóżka do naszego pokoju? Może byłoby

ci trochę przyjemniej... a mnie i tatusiowi trochę łatwiej.

- Nie możecie przychodzić tutaj?

- Oczywiście, dobrze. Tylko dzwoń dzwoneczkiem tak często, jak

tylko masz ochotę. Nawet w środku nocy.

- Dobrze. Wiesz, mamo...

- Słucham?

- Gdybym była Bogiem, urządziłabym świat w taki sposób, żeby

dziecko miało co najmniej troje rodziców.

- Dlaczego tak mówisz?

- Nie bylibyście wówczas tacy zmęczeni. Ty i tatuś moglibyście

pobyć trochę sami, a w tym czasie trzecia mama albo trzeci tatuś

mógłby zająć się Lassem i mną.

- Nie mów tak.

- Dlaczego nie? Wiem, że porządku stworzenia nie da się zmienić,

ale czasami mam wrażenie, że Bóg to wielki dureń. Nie jest nawet

wszechmogący.

- Wydaje mi się, że trochę się złościsz dlatego, że jesteś chora.

- Trochę?

- Nie trochę, bardzo. Śpij już. Złość w niczym nie pomoże,

Cecylko.

- "Złość w niczym nie pomoże, Cecylko!" Mówiłaś to już setki razy.

- Ale mam nadzieję i modlę się o to, żebyś wyzdrowiała. Zresztą

nie tylko ja, wszyscy.

- Oczywiście, że wyzdrowieję. Naprawdę dawno już nie powiedziałaś

czegoś tak głupiego.

- Jutro przyjdzie Kristine i zrobi ci zastrzyk.

- Sama widzisz!

- Co?

- Nie myślisz chyba, że chciałoby się jej przychodzić z tak daleka

w pierwszy dzień świąt, gdyby nie wierzyła, że lekarstwo

poskutkuje. Całkiem zwariowałaś, mamo! Pomieszało ci się w głowie,

bo żyjesz tak długo.

- Naturalnie, Kristine wierzy, że lekarstwo poskutkuje. Ja

także... Pewna jesteś, że nie chcesz się przenieść do nas?

- Już niedługo będę dorosła! Nie rozumiesz, że chcę mieć własny

pokój?

- Jasne.

- Ani trochę mnie nie bawi słuchanie waszego chrapania.

- To też rozumiem.

- Nie bierz tego tak bardzo do siebie... I dziękuję za prezenty.

- Zgasić światło?

- Nie, sama to zrobię. Zgaszę, jak tylko skończę myśleć.

Mama poszła do swojego pokoju, a Cecylia zaraz wyłowiła spod łóżka

pamiętnik i flamaster. Zapisała:

Co sekunda z rękawa wypadają całkiem nowiutkie dzieci.

Hokus-pokus! Co sekunda także znika wielu ludzi. Raz, dwa, trzy,

odchodzisz ty!

To nie my przychodzimy na świat, lecz świat przychodzi do nas.

Urodzić się znaczy tyle, co dostać cały świat w prezencie.

Czasami Bóg, zrezygnowany, rozkłada ręce i mówi do siebie: "Zdaję

sobie sprawę, że to i owo mogłoby wyglądać inaczej, ale cóż, stało

się, przecież nie jestem wszechmogący".

Cecylia wsunęła notatnik i pisak pod łóżko i zapadła w płytki sen.

Kiedy znowu otworzyła oczy, nie mogła się zorientować, ile

upłynęło czasu. Światło bijące od świątecznego drzewa w ogrodzie

zalewało pokój. Kwiaty mrozu na szybie wyglądały jak ze złota.

- Arielu - szepnęła.

- Jestem.

- Ale ja cię nie widzę.

- Tutaj...

Dopiero teraz go spostrzegła. Ułożył się na szczycie półki z

książkami.

- Jak zdołałeś wejść na samą górę?

- Dla anioła to żaden problem. Dobrze spałaś?

W następnej chwili już stał na podłodze. Cecylia nie zauważyła,

żeby zeskakiwał, nie usłyszała też żadnego stuknięcia. Po prostu

nagle znalazł się na ziemi i obmacywał nowe narty.

- Ładne narty - stwierdził. - I saneczki też.

Odwrócił się do niej i Cecylia znów zobaczyła, jaki jest piękny.

Miał jeszcze bardziej przejrzyste oczy, niż to zapamiętała,

zielononiebieskie i tajemnicze. Przypominały jej pewien kamień

szlachetny, którego ładne zdjęcie widziała w wielkiej książce o

kamieniach jubilerskich. Czy nie ten, który nazywa się szafir

gwiaździsty?

- Skąd wiedziałeś, że mama przyjdzie? - spytała.

- "Że mama przyjdzie" - powtórzył Ariel. - "Skąd wiedziałeś, że

mama przyjdzie?"

- Przedrzeźniasz!

- Po prostu smakuję słowa.

- Smakujesz słowa?

Kiwnął głową.

- Prawdę mówiąc, to jedyne, czego może posmakować anioł.

- Dobrze smakowało?

- Trochę dziwnie.

- Dlaczego?

- A nie uważasz, że dziwne jest chociażby to, że kiedyś pluskałaś

się w jej brzuchu?

Cecylia uśmiechnęła się trochę wyniośle. Uznała, że anioł nie może

bardziej oddalić się od nieba niż wówczas, gdy rozmawia o rodzeniu

dzieci. Spytała jeszcze raz:

- Skąd wiedziałeś, że ona przyjdzie?

- Nastawiła budzik na trzecią.

- Nie potrafisz chyba widzieć przez ściany?

Przysunął się o krok.

- Musisz wreszcie skończyć z tymi głupstwami. To, co nazywasz

"ścianami", dla nas wcale nie jest przeszkodą.

Cecylia podniosła dłoń do ust.

- To znaczy, że masz wzrok rentgenowski? Potrafisz też patrzeć

przez moje ciało?

- Jeśli tak zechcę. Ale nie wiem, jakie to uczucie, kiedy całe

jedzenie, które wkładacie sobie w usta, miesza się w waszych

brzuchach i zmienia w krew i kość.

Cecylia zadrżała.

- Wolałabym rozmawiać o czymś innym.

- Mnie to obojętne.

- Mógłbyś podejść bliżej?

W mgnieniu oka Ariel już siedział na krześle przy łóżku Cecylii.

Wydawało się, że zmienił miejsce w ogóle nie stąpając po podłodze,

mniej więcej tak, jak przesuwa się slajd, kiedy zachwieje się

rzutnikiem.

- Nie zauważyłam, żebyś się poruszył. Nagle po prostu tu usiadłeś.

- Nie musimy poruszać się tak jak wy. Powiedz tylko, gdzie chcesz,

żebym się znalazł, a zaraz tam będę.

- Wyjaśnij mi to bliżej. Chciałabym się też dowiedzieć, jak to się

dzieje, że potraficie przechodzić przez zamknięte drzwi, bo tego

nigdy nie mogłam zrozumieć.

Ariel zawahał się.

- Zrobię to pod pewnym warunkiem.

Cecylia drgnęła.

- Nie wiedziałam, że aniołowie stawiają warunki, zanim spełnią

dobry uczynek!

- Ale ty wcale nie prosisz o dobry uczynek. Chcesz, żebym ci

zdradził niebiańskie tajemnice.

- A jaki jest ten warunek?

- Że ty mi opowiesz o ziemskich tajemnicach.

- Eee, przecież ty wszystko dobrze wiesz.

Ariel przesunął się na brzeg krzesła.

- Nie wiem, jakie to uczucie mieć ciało z krwi i kości. Nie wiem,

jak to jest, kiedy się rośnie. Nie wiem, co znaczy jeść, marznąć

albo śnić słodkie sny.

- Na pewno nie jestem pierwszym człowiekiem, z którym rozmawiasz.

Mówiłeś chyba, że istniejecie od początku wieczności.

- Powiedziałem też, że aniołowie nigdy nie przestaną się zdumiewać

boskim dziełem stworzenia. I wcale nie tak często się ukazujemy.

Ostatnio pełniłem anielską straż w Niemczech przed ponad stu laty.

- Przy kim siedziałeś?

- Tamten chłopiec miał na imię Albert i był bardzo chory.

- Jak mu się powiodło?

- Niestety, nie najlepiej. Dlatego właśnie przy nim byłem.

Cecylia prychnęła.

- Chyba nie tylko wtedy przychodzisz z wizytą, kiedy źle się

dzieje. Nie słyszałam jeszcze nic głupszego.

- Pocieszanie kogoś, komu jest smutno, nigdy nie bywa głupie.

- Czy on ci nie powiedział, jak to jest być człowiekiem z krwi i

kości?

Ariel pokręcił głową.

- Był na to za mały.

- Szkoda.

- Dlaczego?

- Cała robota spada teraz na mnie.

- Ale przystajesz na taką umowę?

Cecylia chciała podciągnąć się wyżej w łóżku.

- Spróbuję - obiecała. - Ale ty musisz zacząć.

- Umowa stoi!

Ariel usadowił się wygodnie. Spod białej szaty wystawały dwie gołe

nogi. Zarzucił je na łóżko Cecylii. Łydki miał gładkie jak

noworodek, Cecylia nie mogła dostrzec nawet jednego pora w skórze.

Przed spotkaniem z Arielem nie zastanawiała się nigdy nad tym, że

włosy na ciele mają coś wspólnego z roślinami i zwierzętami. Teraz

zrozumiała, jakie dziwne by było, gdyby anioł miał owłosione nogi.

Na starych drzewach rosną różne rzeczy. Na ludziach i zwierzętach

także. Nawet kamienie porasta mech. Ale na aniele nic nie mogło

rosnąć.

Zwróciła też uwagę na paznokcie u palców stóp Ariela. Wyraźnie

było widać, że nie trzeba ich nigdy obcinać. I one przypominały

jeden z jej kamieni, chyba ten zwany kryształem górskim?

- Czy aniołowie się męczą? - spytała.

- Dlaczego tak myślisz?

- Położyłeś nogi na łóżku.

Uśmiechnął się lekko.

- Widziałem, jak ludzie siadają blisko siebie, kiedy chcą spędzić

ze sobą intymne chwile.

- A więc znów naśladujesz. Dlaczego nie możesz być sobą? "Nie

wstydź się", tak zwykle mówi mama.

- Wobec tego poproszę, żebyś i ty usiadła. Na dłuższą metę trochę

nudna staje się rozmowa z kimś, kto tylko leży i leży.

- Ja naprawdę jestem bardzo chora.

- Po prostu się podnieś, Cecylio.

Postarała się zrobić tak, jak powiedział, i wkrótce już siedzieli

zwróceni do siebie stopami - Cecylia na łóżku, a Ariel na krześle.

Cecylia poczuła się o wiele lepiej. Dawno już nie siedziała

wyprostowana. Zaczęła się zastanawiać, o jakich to ziemskich

tajemnicach ma opowiedzieć aniołowi.

Ale to Ariel zaczął:

- Wielu ludzi sądzi, że anioł to taki pozbawiony prawdziwego ciała

cień, który krąży między niebem a ziemią.

- Właśnie tak sobie wyobrażałam anioły.

- A jest całkiem odwrotnie. Dla nas to wy jesteście jakby

rozrzedzeni. Kiedy ty kopiesz w kamień, twoja noga się na nim

zatrzymuje. Gdybym natomiast ja go kopnął, moja noga przeszłaby

przez niego na wylot. Dla mnie kamień nie jest twardszy od kłębka

mgły.

- No tak, teraz rozumiem, w jaki sposób potraficie przechodzić

przez drzwi i przez ściany, nie robiąc sobie krzywdy. Ale nie

pojmuję, dlaczego ściany się przy tym nie niszczą.

- Kiedy wchodzisz we mgłę, mgła także się nie niszczy. A kiedy o

czymś myślisz, twoje myśli nie mogą wyrządzić szkody otaczającemu

światu.

- Może i tak. Ale skoro potrafisz przejść przez ścianę, to zapewne

dlatego, że nie masz prawdziwego ciała.

- Dotknij mojej stopy Cecylio.

Dwoma palcami uścisnęła paluch u stopy Ariela. Miała wrażenie, że

dotyka stali.

- Mamy o wiele twardsze ciało niż jakakolwiek istota w dziele

stworzenia - oświadczył. - Anioł nie może nigdy rozpaść się na

kawałki, a to dlatego, że nie mamy ciała z krwi i kości, od

którego można oddzielić duszę.

- Możesz się z tego cieszyć...

- W przyrodzie jest inaczej. Wszystko bardzo łatwo niszczeje.

Nawet góra pod wpływem działania sił natury z wolna się rozsypuje

i w końcu zmienia się w ziemię i piasek.

- Dziękuję za informacje, ale niestety to dla mnie żadna nowość.

- To wy dla nas jesteście cieniami, Cecylio, a nie odwrotnie.

Przychodzicie i odchodzicie. To wy nie trwacie. Pojawiacie się

nagle i za każdym razem, kiedy nowo narodzone dziecko kładzie się

na brzuchu matki, jest to równie cudowne. I tak samo nagle

znikacie. Bóg puszcza was jak bańki mydlane.

Cecylia zmrużyła oczy.

- Przepraszam, że powiem tak wprost, ale coś mi tu brzydko

pachnie.

Ariel kiwnął głową.

- Może to wcale nie tak głupio powiedziane. Wszystko w przyrodzie

jest niczym powolny pożar. Całe dzieło stworzenia żarzy się jak

leśne podszycie.

- Uważam, że wcale nie jest zabawne żarzyć się w mchu. Nie podoba

mi się też myśl, że jestem "cieniem".

Ariel zakrył usta dłonią, jakby nagle zrozumiał, że powiedział za

dużo.

- Ale wy dla siebie nie jesteście cieniami - dodał pospiesznie. -

Czy twój ojciec nie musi cię dobrze chwycić i mocno napiąć mięśni

za każdym razem, kiedy chce cię zanieść na dół do salonu?

- Bla, bla, bla!

- Dlaczego tak mówisz?

- Na każde pytanie, jakie ci zadam, masz na poczekaniu sprytną

odpowiedź. Tymczasem ciągle nie wiem, czy cokolwiek z tego, o czym

mówisz, jest prawdą.

- A więc wracamy do punktu wyjścia.

- O co ci chodzi?

- Wciąż uważasz, że kłamię.

Cecylia udała, że tego nie słyszy.

- Mógłbyś, na przykład, przejść przez ścianę do sypialni rodziców

i zobaczyć, czy śpią?

- Nie możemy się tak bawić...

- Tylko raz, dobrze?

Ariel wstał z krzesła i wolno ruszył przez pokój. Kiedy dotarł do

ściany, po prostu szedł dalej. Cecylia zobaczyła, jak wnika w mur.

W końcu po tej stronie została tylko jedna noga, ale i ona zaraz

zniknęła. Kilka sekund później nastąpiła odwrotna sytuacja, Ariel

wyłonił się ze ściany i stanął na środku pokoju.

- Oboje śpią - oznajmił. - On ją obejmuje. Budzik jest nastawiony

na siódmą.

- Brawo! - zawołała Cecylia, klaszcząc w dłonie. - Wobec tego

naprawdę nie muszę się przenosić do sypialni rodziców.

- Tak, bo gdyby coś się stało, obudzę ich szybciej niż jakiś tam

budzik.

- Naprawdę?

Uśmiechnął się zrezygnowany. Pewnie dlatego, że także teraz mu nie

uwierzyła.

- Za każdym razem jest to tak samo zabawne - powiedział. - Wydaje

im się, że się budzą sami. Mówią: "Dziwne, że się obudziłem akurat

w tej chwili. Czułem, że coś jest nie tak".

- W każdym razie fajnie było zobaczyć, jak przechodzisz przez

ścianę.

- Fajnie jest też patrzeć na dorosłych, kiedy śpią. Często

przypominają wtedy małe dzieci. Może im się śni, że się bawią na

śniegu?

Cecylia się ożywiła.

- Podsunąłeś mi dobry pomysł! Czy nie mógłbyś się przekraść

korytarzem i przynieść mi śnieżną kulę? Ty przecież nie musisz

nawet otwierać drzwi kluczem.

Ariel już poderwał się z krzesła.

- Wystarczy, że wysunę rękę przez szybę - powiedział. - Na

parapecie leży mnóstwo śniegu.

I rzeczywiście tak zrobił. Wskoczył na biurko i Cecylia zobaczyła,

jak wystawia rękę przez zamknięte okno. Za moment stanął na

podłodze z niedużą śnieżką w dłoni. Szyba wciąż była cała.

Cecylia szeroko otworzyła oczy.

- Fantastyczne!

- Jesteś teraz zadowolona?

- Nie całkiem. Chciałabym sama dotknąć śniegu.

- Bardzo proszę!

Ariel rzucił śnieżkę na kołdrę Cecylii. Dziewczynka wzięła kulę do

ręki.

- Lodowata - stwierdziła. - Pierwszy raz dotykam tegorocznego

śniegu.

- "Tegoroczny śnieg" - powtórzył Ariel. - To brzmi prawie tak, jak

"sezonowe owoce" albo "świeżutkie ryby".

Cecylia przyłożyła śniegową kulę do policzka. Kiedy ze śnieżki

zaczęło kapać, wrzuciła ją do szklanki na nocnym stoliku. Ariel

znów usadowił się na krześle.

- Ja nigdy nie dotykałem śniegu - powiedział trochę jakby urażony.

- I wiem, że nigdy nie będę mógł tego zrobić. Nigdy, przez całą

wieczność.

- Żartujesz! Przecież przed chwilą go dotykałeś.

- Nic nie czułem. Aniołowie nic nie czują, Cecylio.

- Nie czułeś, że jest zimny?

Na twarzy Ariela pojawił się wyraz zniecierpliwienia.

- Musisz w końcu to zrozumieć, bo jeśli nie, to rozmowa z tobą

przestanie być taka zabawna. Dla nas dotykanie śniegowej kuli to

to samo, co dotykanie myśli. Ty także nie możesz tak naprawdę

dotknąć wspomnienia o śniegu, który spadł w zeszłym roku.

Cecylia pokiwała głową, a Ariel spytał:

- Jakie to uczucie - trzymać w ręku śniegową kulę?

- Zimne... Lodowato zimne.

- To już mówiłaś.

Cecylia musiała bardzo wytężyć umysł.

- Kłuje w skórę. Łaskocze jak mocna miętówka. Masz ochotę

przyciągnąć rękę do siebie i trząść się z zimna. A jednocześnie to

bardzo przyjemne uczucie.

Ariel zaciekawiony pochylił się nad dziewczynką.

- Nigdy nie próbowałem miętówki - powiedział. - Ani też nie

trząsłem się z zimna.

Dopiero teraz Cecylia zrozumiała, że Arielowi wcale nie jest

łatwiej zrozumieć ziemskie tajemnice niż jej niebiańskie.

- To musi być okropne: dotykać czegoś i wcale tego nie czuć -

powiedziała. - Jedną z najgorszych rzeczy, jakie znam, jest

znieczulenie u dentysty.

- "Znieczulenie u dentysty" - powtórzył.

- A na pewno jeszcze gorsze jest takie całkowite znieczulenie.

Przecież nie możecie czuć, że żyjecie.

Z twarzy Ariela trudno było coś wyczytać.

- Czujesz to całym ciałem? - zapytał.

Cecylia się roześmiała.

- Włosami nie. I paznokciami też nie.

- Ale we wszystkich miejscach, gdzie masz skórę, czyli niemal

wszędzie. Krew i kość otacza magiczny kostium, który sprawia, że

możecie czuć swoje otoczenie. Potrafisz pojąć, w jaki sposób można

stworzyć coś tak niesamowitego?

- Magiczny kostium?

- Twoja skóra, Cecylio, mam na myśli delikatną siateczkę włókien

nerwowych. Bóg, tworząc świat, uczynił to w tak przemyślny sposób,

że dzieło stworzenia może wyczuwać samo siebie. Zgodzisz się ze

mną, że to wprost nieprawdopodobne?

- Może i tak...

- Czy na całym ciele jesteście jednakowo wrażliwi?

Cecylia musiała się zastanowić.

- Nie wszędzie jestem tak samo łaskotliwa. W niektórych miejscach

łaskotanie sprawia szczególną przyjemność. Czasami bywa tak

rozkoszne, że prawie boli. Wiedziałeś, że coś może być tak

rozkoszne, że prawie boli?

- "Wiedziałeś, że coś może być tak rozkoszne, że prawie boli?"

- Znów mnie przedrzeźniasz.

Ariel pokręcił głową.

- Po prostu staram się zrozumieć, co mówisz. A czy coś może tak

boleć, że jest prawie rozkoszne?

- Nie...

- Przepraszam, że zapytałem, ale, widzisz, aniołowie nie wiedzą

dokładnie, czym jest ból.

- Naprawdę jesteście tacy niewrażliwi jak ziemia czy kamień?

Z powagą pokiwał głową.

- Co najmniej.

- Nie wiem, co bym wolała.

- Być kamieniem czy aniołem?

- Chodzi mi o to, że gdybym nic nie czuła, nigdy też by mnie nic

nie bolało. Chyba najlepiej być znieczulonym w całości.

- Wobec tego być może to sam dentysta ci się nie podoba, nie

miejscowe znieczulenie.

Pokiwała głową.

- Wydaje mi się jednak trochę zastanawiające, że aniołowie w

niebie nie odróżniają dobrej rzeczy od niedobrej.

Znów miała na końcu języka, że wcale nie jest przekonana, czy

wierzy w anioły, kiedy nagle coś jej przyszło do głowy.

- Dlaczego nie masz skrzydeł?

Anioł roześmiał się.

- "Anielskie skrzydła" to tylko stary przesąd, wywodzący się z

czasów, kiedy ludzie wierzyli, że Ziemia jest płaska jak naleśnik,

a aniołowie bez przerwy fruwają między niebem a ziemią. A wcale

nie jest tak prosto.

- No to jak jest?

- To ptaki potrzebują skrzydeł, aby wzbić się w powietrze, one są

z krwi i kości. My jesteśmy utworzeni z ducha, dlatego do

poruszania się po dziele stworzenia nie potrzeba nam skrzydeł.

Cecylia się uśmiechnęła.

- To mniej więcej tak, jak moje myśli. One także nie potrzebują

skrzydeł, aby krążyć po świecie.

Nie skończyła jeszcze mówić, a już Ariel poderwał się z krzesła i

zaczął unosić się w powietrzu niczym wypełniony gazem balonik.

Cecylia wodziła za nim wzrokiem.

- Fantastycznie! - wykrzyknęła. - Czy to nie rozkoszne?

Ariel stanął na podłodze przy półce z książkami.

- Ja nic nie czuję.

- To musi być dziwne uczucie. To musi być dziwne uczucie tak nic

nie czuć.

- Ale twoje myśli także nie czują, o czym myślą, w taki sposób,

jak ty czujesz w ręku kulę ze śniegu.

Ariel podniósł nowe narty i podsunął je pod nos Cecylii.

- Czy przyjemnie jest jeździć na nartach?

Cecylia kiwnęła głową.

- Już niedługo je wypróbuję...

- To musi być typowo "zimne" przeżycie, zwłaszcza wtedy, gdy się

wywracacie w śnieg. Czy wtedy w całym ciele czujecie smak mocnej

miętówki i trzęsiecie się z zimna?

- Jeśli mamy na sobie dostatecznie grube ubranie, to nie. Wtedy

czujemy tylko, że śnieg jest miękki jak wata na choince. Czasami

odpinamy narty i robimy anioły na śniegu. Cudownie!

Ariel odstawił narty na swoje miejsce.

- Bardzo wysoko to sobie cenimy - powiedział. - W dodatku to

dowodzi, jak blisko dzieci ludzkiego rodu są spokrewnione z Bożymi

dziećmi w niebie.

- Naprawdę?

Ariel uroczyście skinął głową.

- Po pierwsze dlatego, że robicie anioły na śniegu. Przecież

równie dobrze moglibyście robić co innego. Po drugie dlatego, że

tak was to bawi. Wszyscy aniołowie lubią zabawy.

- Myślisz, że dorośli nie lubią robić zabawnych rzeczy?

Ariel wzruszył ramionami.

- Widziałaś kiedy dorosłego narciarza, który by odpiął narty i

rzucił się plackiem w głęboki śnieg, żeby zrobić anioła?

Cecylia kiwnęła głową.

- Raz babcia tak właśnie zrobiła.

- Sama więc widzisz!

- Co takiego?

- Najwidoczniej nie straciła kontaktu z dzieckiem, które w niej

tkwi.

Ariel znów zaczął krążyć po pokoju. Wylądowawszy przy łóżku

Cecylii, stwierdził:

- Szkoda, że muszę to powiedzieć, ale idzie nam teraz trochę

opornie.

- Co idzie opornie?

Ariel westchnął z rezygnacją.

- To bardzo niezwykłe spotkanie nieba z ziemią. Miałem ci zdradzić

mnóstwo niebiańskich tajemnic, gdybyś ty opowiedziała mi, jak to

jest być człowiekiem z krwi i kości.

Cecylia czuła się zmęczona i wycieńczona; uważała, że anioł Ariel

zaczął się powtarzać.

- Trochę nudno tak tylko tutaj leżeć - powiedziała.

Ariel pokiwał głową.

- Rzeczywiście, jak na razie nie jest to najzabawniejsza z moich

anielskich wart.

- Zejdziemy na dół do salonu? Byłam tam tylko przy rozdawaniu

prezentów...

- "Zejdziemy na dół do salonu"? - powtórzył Ariel. - Bardzo

chętnie. Wciąż jest noc wigilijna.

- Sądzisz, że możesz mi w tym pomóc?

- Oczywiście.

- Dasz radę mnie podnieść?

- Wy dla nas nic nie ważycie, Cecylio.

- No to zanieś mnie na dół.

Ariel wsunął wyciągnięte ramię pod Cecylię i podniósł ją z łóżka.

Kiedy podnosił ją tatuś, uczucie było zupełnie inne. Tatuś zwykle

sapał i dyszał jak miech kowalski. Na ramieniu anioła Cecylia

czuła się lekka jak piórko, chociaż Ariel był od niej o wiele

mniejszy.

Wymknęli się na korytarz i opuścili po schodach na dół. W sieni

nie było teraz dziadka palącego cygaro. Ale gdyby tu stał, czy

zobaczyłby anioła Ariela? Czy też myślałby, że Cecylia unosi się w

powietrzu?

W salonie było niemal całkiem ciemno, paliła się jedynie lampka

nad zielonym fotelem.

- Zwykle kładą mnie na kanapie - powiedziała Cecylia.

Ułożył ją delikatnie na czerwonej kanapie; Cecylia podniosła

wzrok.

- Zgasili światełka na choince! Co za głupota!

W następnej sekundzie Ariel już wsunął wtyczkę do kontaktu. Stanął

pod choinką i rozłożył ręce. Blask choinkowych lampek rozjaśnił

salon, wprowadzając świąteczny nastrój.

- Szybko działasz - pochwaliła go. - Przypominasz mi dżinna z

lampy który spełnia wszystkie życzenia... Widzisz, jaka śliczna

choinka?

Ariel uroczyście pokiwał głową.

- Lampki przypominają światełka w niebie.

- Naprawdę? Zawsze się nad tym zastanawiałam. Czy tam też jest

wata na lampkach?

- Światełka w niebie to wszystkie gwiazdy i planety - wyjaśnił

Ariel. - Wokół niektórych planet unoszą się rozmaite gazy. Może

właśnie dlatego układacie watę na choinkowych lampkach?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale przed każdymi świętami

spieramy się, aż się iskry sypią, o to, czy ma być wata na

choince, czy nie. Mama tego nie znosi, babcia też, ale w tym roku

nie śmiały mi się sprzeciwiać.

- W każdym razie na czubku drzewa umieszczacie gwiazdę.

Cecylia popatrzyła w górę.

- Ta, którą mieliśmy przedtem, nagle gdzieś zginęła. A ta nowa

zresztą siedzi trochę krzywo.

Już za moment anioł Ariel swobodnie krążył wokół wierzchołka

choinki. Cecylia szeroko otworzyła oczy. Na choince wisiały

papierowe aniołki, niektóre białe, inne złote. A teraz

najprawdziwszy anioł fruwał wokół drzewka!

- Już prosto?

- Chyba tak... Ale nie schodź od razu na podłogę. Miło patrzeć,

jak tak sobie latasz.

Ariel przemknął pod sufitem i zawisł w powietrzu jakiś metr nad

stołem.

- Chciałabym umieć latać - powiedziała Cecylia. - Wtedy być może

uciekłabym od wszystkiego.

Ariel wskazał na wielki półmisek z ciastkami i marcepanowymi

cukierkami.

- Nie zabrali półmiska z ciastkami.

- Rzeczywiście, poczęstuj się.

Ariel krążył tuż nad półmiskiem.

- Zabawne by było, gdybym mógł - stwierdził.

- Oczywiście, że możesz. Nie masz pojęcia, ile napiekli!

Ariel westchnął głęboko.

- Mówiłem ci już, że aniołowie nie jedzą. Nie możemy jeść.

- Ach... zapomniałam.

- Przemija czas, następują nowe pokolenia. Wciąż zastawia się

kolejne stoły rozmaitymi napojami i jedzeniem. Ale aniołowie w

niebie nigdy nie pojmą, co to znaczy czuć smak którejś z ziemskich

wspaniałości.

- Mógłbyś mi podać piaskowe ciasteczko?

Ariel zanurkował po ciasteczko, przefrunął przez pokój i podał je

Cecylii. Dziewczynka zaczęła je pogryzać maleńkimi kąseczkami.

Ariel zawisł w powietrzu nad kanapą.

- Strasznie śmieszne tak patrzeć, jak jecie - powiedział.

- Dlaczego?

- Wkładacie coś do ust, mlaskacie i żujecie, czujecie taki czy

inny smak. I dopiero później to coś zmienia się w krew i kość.

- To prawda, tak właśnie jest.

- Ile jest różnych smaków?

- Nie mam pojęcia. Nie przypuszczam, żeby sporządzono jakiś

dokładny katalog smaków.

- A co jest dla ciebie najpyszniejsze?

Cecylia musiała się zastanowić.

- Może truskawki... Truskawki z lodami.

Ariel przewrócił oczami.

- Przyznaję, trochę mnie dziwi, że wkładacie do buzi takie zimne

grudki mięty. Pewnie trzęsiecie się w środku i czujecie, jak to

łaskocze?

- W twoich ustach to brzmi bardzo tajemniczo. Ale to prawda, że

czasami łaskocze aż w brzuchu. Pycha!

Ariel nie przestawał unosić się nad kanapą. Czasami cofał się o

dziesięć czy dwadzieścia centymetrów, to znów kołysał się bliżej

dziewczynki.

Wskazał na stół.

- Na półmisku leży kilka truskawek.

Cecylia wybuchnęła śmiechem.

- To tylko marcepanowe truskawki Lassego!

- Bardzo się różnią w smaku od innych truskawek?

- Bardzo! Ale i te, i te mogłyby się znaleźć w katalogu pysznych

smaków.

Popatrzyła prosto w przejrzyste, szafirowe oczy.

- Czy mogłabyś chociaż spróbować mi opisać, czym różni się w smaku

zwykła truskawka od marcepanowej? - poprosił.

Cecylia wciąż skubała piaskowe ciastko. Zerknęła na półmisek, na

którym leżały truskawki z marcepanu, nabrała powietrza w płuca i

powiedziała:

- Ogrodowa truskawka ma słodki, a zarazem kwaskowy smak. No i

oczywiście czerwony. Jeśli natomiast jesz truskawkę marcepanową,

to ona także ma czerwony smak, bo używamy czerwonego barwnika

spożywczego, ale przede wszystkim ma smak pysznego

słodko-wytrawnego marcepanu.

- "Pysznego słodko-wytrawnego marcepanu"?

- Wiesz, że marcepan robi się z migdałów? Dlatego mówię

"słodko-wytrawny", bo przecież orzechy są niesłodkie. Słodycz

bierze się z cukru.

Zlizała okruszki ciasta z ręki.

- Właściwie akurat w tej chwili nie mam ochoty na żadną truskawkę,

ponieważ nie jestem zdrowa. Ale są święta i chyba powinnam

przynajmniej o nich myśleć.

Ariel zrezygnowany pokręcił głową.

- Niewiele zmądrzałem po tym opisie. Smaki i temu podobne to dla

nas, aniołów, niezgłębione tajemnice.

Ale chyba nie dla Boga, jako że to On nas stworzył.

Ariel opadł w dół i usiadł na nogach dziewczynki. Nic nie ważył.

Ledwie jej dotykał, nie czuła nawet łaskotania.

- Nie zawsze w pełni rozumie się to, co się samemu stworzyło -

oświadczył.

- Dlaczego?

- Możesz na przykład narysować coś albo namalować na kartce

papieru, ale wcale nie jest powiedziane, że zrozumiesz, jak to

jest być tym, co narysowałaś.

- To zupełnie coś innego, bo przecież mój rysunek nie będzie żył.

Ariel z zapałem pokiwał głową.

- I właśnie to jest takie dziwne.

- Co?

- Że wy jesteście żywi.

Cecylia zapatrzyła się w sufit.

- W każdym razie masz rację, że Bóg nie rozumie, jakie to głupie

chorować w Wigilię...

Ariel jej przerwał.

- Później możemy porozmawiać o Bogu. Najpierw miałaś opowiedzieć,

jak to jest być człowiekiem z krwi i kości.

- No to pytaj! Możesz pytać, o co chcesz.

- Rozmawialiśmy o smaku. Próbowałaś mi opisać, co czujecie

smakując coś. W równym stopniu mnie zdumiewa, że potraficie

wyczuwać zapach rozmaitych rzeczy, i to nawet wówczas, gdy nos nie

znajduje się w pobliżu tego, co pachnie. Czym są te wszystkie

"zapachy", które unoszą się w dziele stworzenia?

- Chcesz mi wmówić, że ty nie czujesz zapachu choinki?

Ariel westchnął zrezygnowany.

- Aniołowie nie mają żadnych zmysłów, Cecylio. Co prawda nie jest

to klasówka z religii, ale w końcu powinnaś o tym wiedzieć.

- Przepraszam.

- Jak pachnie choinka?

- Zielono... i jeszcze kwaśno i świeżo... i trochę wilgotno. Ale

także słodko. Powiedziałabym, że zapach choinki to połowa nastroju

gwiazdkowego. Do tego dochodzi kiszona kapusta i kadzidło na

drugim i trzecim miejscu. Na czwartym są cygara dziadka, ale to

może być nawet za dużo dobrego.

- Czy potraficie wyczuć zapach świateł?

- Nie, właściwie nie.

- Czy to znaczy, że nie całkiem się ze sobą zgadzasz?

- Przystrojona choinka, kiedy zapali się na niej światełka,

pachnie trochę inaczej. Tylko troszeczkę, ale ta maleńka różnica

ma wielkie znaczenie dla nastroju świątecznego.

- No cóż, wydaje mi się, że w kwestii zapachów nie zajedziemy o

wiele dalej niż ze smakami. Czy istnieje także nieskończenie wiele

rozmaitych zapachów?

- Może i tak, ale wydaje mi się, że ludzie nie mają takiego

wyrobionego zmysłu powonienia. Wyczuwamy być może jakieś sto

różnych zapachów, za to smaków - tysiąc. Psy mają o wiele lepszy

węch. Przypuszczam, że potrafią rozróżnić kilka tysięcy rozmaitych

woni. To wcale nie powinno dziwić, skoro połowę głowy psa zajmuje

wielki nos.

- A jednak wyjaśnianie idzie ci całkiem nieźle. Możesz mi

powiedzieć, jak to jest widzieć?

- Widzisz chyba to samo co ja?

Ariel uniósł się z kanapy, przefrunął przez pokój i usiadł w

zielonym fotelu. Wydawał się maleńki w stosunku do wielkiego

mebla, sprawiał wrażenie, że się w nim utopi.

- Ale widzę to w inny sposób. Bo przecież nie jestem ulepiony z

ziemi i wody. Nie jestem kawałkiem żywego ciasta.

- A jak ty widzisz?

- Możesz powiedzieć, że jestem obecny duchowo.

- Ale mnie widzisz?

Pokręcił głową.

- Po prostu tu jestem.

- Ja także. I przez cały czas możemy się nawzajem widzieć, prawda?

Ariel nie odpowiedział wprost.

- Chcesz powiedzieć, że widzisz we śnie?

- Często we śnie widzę bardzo wyraźnie.

- Ale wtedy nie patrzysz oczami.

- No tak, bo są przecież zamknięte.

- Wobec tego chyba rozumiesz, że jest wiele sposobów patrzenia. Są

ludzie niewidomi. Muszą korzystać z wewnętrznego oka. Tego samego,

którym ty patrzysz, gdy śnią ci się słodkie sny.

- "Wewnętrzne oko"?

Kiwnął głową.

- Nie ma ono nic wspólnego z żywymi soczewkami, których, mrugając

powiekami, używasz do postrzegania otaczającej cię przyrody. Kiedy

obierasz cebulę albo wpadnie ci do oka jakiś pyłek, następują

zakłócenia widzenia. W najgorszym przypadku można nawet całkiem

stracić wzrok. Ale nic nie może uszkodzić wewnętrznego oka.

- Dlaczego nie?

- Ponieważ ono nie jest z krwi i kości.

- Z czego wobec tego jest?

- Z myśli i ducha.

- To brzmi jakoś strasznie.

Ariel oparł ręce na poręczach. Teraz wydawał się jeszcze mniejszy

w głębokim fotelu.

- Mnie straszniejsze wydaje się to, że para żywych oczu,

zbudowanych z atomów i cząsteczek, widzi wszystko, co się znajduje

wokół. Potraficie nawet patrzeć w przestrzeń kosmiczną i

dostrzegać część niebiańskich wspaniałości. A to, czym patrzycie,

to dwie przypominające szkło grudki, blisko spokrewnione z oczami

ryb.

- Kiedy mówisz w taki sposób, staje się to bardzo tajemnicze.

Machnął ręką.

- Nie bardziej niż jest w istocie. Kiedyś, przed wieloma milionami

lat, niektórym rybom w morzu z płetw wyrosły odnóża, na których

mogły chodzić. Potem małe płazy wyczołgały się na ląd i zaczęły

się rozglądać w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Teraz tymi samymi

oczami, które kiedyś mogły oglądać tylko takie gwiazdy jak

rozgwiazdy i jeżowce, możecie obserwować tysiące lat świetlnych w

przestrzeni kosmicznej. A nawet więcej: możecie leżeć na czerwonej

kanapie i patrzeć w oczy jednemu z Bożych aniołów.

- Rzeczywiście dziwne - roześmiała się Cecylia.

- Gdyby Bóg nie stworzył wzroku, nie podzieliłby się też z wami

dziełem stworzenia. Ogród Edenu wciąż leżałby pogrążony w niemej

ciemności.

- "W niemej ciemności" - powtórzyła Cecylia. Brzmiało to okropnie

smutno.

- Każde, absolutnie każde oko to ułamek boskiego misterium -

ciągnął Ariel. - Wzrok to miejsce spotkania rzeczy i myśli, to

perłowa brama łącząca słońce i ducha. Ludzkie oko to właśnie

zwierciadło, w którym przestrzeń tworząca w świadomości Boga

spotyka samą siebie w przestrzeni stworzonej, tej na zewnątrz.

Cecylia przerwała mu podnosząc rękę.

- Chyba nie zrozumiałam tego ostatniego.

Anioł Ariel wyjaśnił:

- Niektórzy aniołowie w niebie uważają, że każde oko, które widzi

boskie dzieło stworzenia, to oko Boga. Któż bowiem powiedział, że

Bóg nie ma wielu miliardów oczu? Być może rozsypał po dziele

stworzenia miliardy maleńkich światłoczułych komórek, aby móc o

każdej porze przyglądać się swemu dziełu z miliardów różnych

punktów. A ponieważ ludzie nie potrafią pływać kilkaset metrów pod

powierzchnią morza, dał oczy również rybom. Ludzie nie umieją też

latać, ale zawsze pod niebem rozpościera się żywy dywan ptasich

oczu i z góry obserwuje ziemię. Ale to jeszcze nie wszystko...

- Mów dalej!

- Czasami zdarza się, że człowiek podnosi wzrok na niebo, miejsce,

z którego pochodzi, i wtedy Bóg jakby ogląda się w zwierciadle.

Cecylia wypuściła powietrze z płuc.

- Wielkie nieba! - wykrzyknęła.

- Nieba i morza.

- Co takiego?

- Niebo odbija się w morzu. Podobnie Bóg znajduje swe odbicie w

ludzkich oczach. Oko jest bowiem zwierciadłem duszy i Bóg może się

przeglądać w ludzkiej duszy.

Cecylii bardzo zaimponowały jego mądre słowa.

- Powinieneś zostać księdzem, jeśli, oczywiście, wszystko to nie

jest herezją.

Anioł uśmiechnął się szelmowsko.

- W niebie nie jesteśmy tacy skrupulatni. Od zawsze wiedzieliśmy,

że dzieło stworzenia to wielka zagadka, a kiedy ma się do

czynienia z zagadką, wolno też trochę zgadywać.

Cecylia wtuliła głowę w ramiona.

- Kiedy mówisz tak uroczyście, ciarki przechodzą mi po plecach. W

dodatku możliwe, że mam trochę gorączki. Czy musimy rozmawiać o

tych wszystkich zmysłach?

- Zostały jeszcze tylko dwa. Lubisz piosenki i muzykę?

- Ostatnio najbardziej lubię słuchać kolęd Sissel Kyrkjeb~. Zanim

cię spotkałam, uważałam, że ona przypomina anioła. Teraz jednak

zrozumiałam, że jej "anielskie włosy" świadczą tylko o tym, że i

ona pochodzi od małpy. A tak w ogóle niektórzy mówią, że jestem do

niej podobna.

- Ach, tak?

- A co ty o tym myślisz?

- Dostrzegam podobieństwo.

- Widziałeś ją?

- Raczej trudno było tego uniknąć.

- O którym zmyśle teraz mówimy?

- Fantastycznie się z tobą rozmawia, Cecylio! - roześmiał się

Ariel. - Spytałem, czy lubisz muzykę, bo chciałbym, żebyś mi

opowiedziała, co to znaczy słyszeć. Dla aniołów to całkiem

niepojęte, że krew i kość mają takie zdolności.

- Czy to takie dziwne?

- Naprawdę nie wydaje ci się zastanawiające, że ptaki ćwierkają

tak głośno i słyszą nawzajem swoje trele z odległości kilku

kilometrów? Te maleńkie kłębki są niczym ożywione flety, które

bezustannie wygrywają melodie na sobie samych. Co najmniej tak

samo zdumiewa fakt, że wszystkie słowa, które wypowiadam,

docierają do ciebie.

- Znów, moim zdaniem, przesadzasz z tą różnicą między wami a nami.

Ty także słyszysz, co ja mówię.

Ariel westchnął głośno.

- Jeśli jeszcze choć jeden jedyny raz porównasz siebie z nami po

to, żeby sobie ułatwić, pójdę w odwiedziny do innego pacjenta.

Bardzo wielu chorych ludzi nie może liczyć na ani jedną wizytę

anioła.

Dziewczynka powiedziała pospiesznie:

- Chodzi ci na pewno o to, że ty słyszysz nie za pomocą żywych

uszu jak ja, lecz po prostu wymieniamy myśli...

- Tak, coś w tym rodzaju. Przepraszam, że wyrwało mi się o tym

innym pacjencie. To nie twoja wina, że poznajesz tylko częściowo.

Widzisz wszystko jakby w zwierciadle, niejasno.

- "W zwierciadle, niejasno..."

- Teraz ty mnie przedrzeźniasz.

- Po prostu smakuję słowa!

- Kiedyś ziemia była całkiem pusta - podjął Ariel. - Później

otrzymała zdolność przysłuchiwania się własnym dźwiękom. Przez

wiele milionów lat grzmiało i błyskało, morskie fale biły w skały,

a wulkany z ogromną siłą wyrzucały w górę strumienie lawy. Ale

nikt niczego nie słyszał. Dzisiaj ten glob potrafi słuchać

własnych odgłosów. Nie umie tego Wenus czy Mars. A gdyby nagle

zrobiło się za cicho, wystarczy nastawić koncert organowy Jana

Sebastiana Bacha. Najbardziej lubię wielkie koncerty na świeżym

powietrzu. Wówczas planeta wysyła w przestrzeń kosmiczną

najpiękniejsze dźwięki. Nie mówiąc już o wszystkich koncertach

nadawanych przez radio. Ziemia gra sama z siebie. Wokół

rozżarzonego słońca na Drodze Mlecznej wiruje maleńka pozytywka,

ziemski glob.

- Może powinieneś raczej być poetą - podsunęła Cecylia. - Bylebyś

tylko nie pisał za mało nowocześnie.

- Wolałbym już zostać badaczem przyrody, bo nie bardzo rozumiem,

co się dzieje, kiedy ze sobą rozmawiacie i niewidzialne słowa

jakby wypełzają z ust, a potem czołgają się przez ciasne ucho, aby

wreszcie wtopić się w galaretowatą grudkę mózgu.

Właśnie ten proces, który opisał anioł, nastąpił teraz. Dziwne

słowa, jakie wypowiedział, wtopiły się w mózg Cecylii i stały się

myślami. Dziewczynka tak długo się nad tym zastanawiała, że Ariel

znów przemówił:

- Równie zdumiewający jest sposób, w jaki potraficie formować

słowa w ustach. Czasami odbywa się to wściekle szybko. Jakby słowa

same wypływały wam z ust. Czy zdarza się, że sami nie bardzo

wiecie, co mówicie, i orientujecie się dopiero wtedy, kiedy już to

powiecie?

Cecylia spuściła wzrok.

- Nie zawsze zastanawiamy się nad wszystkim, co robimy. Kiedy

muszę biec do szkoły, po prostu biegnę. Nie mam czasu myśleć o

tym, w jaki sposób poruszam nogami. Gdyby tak było, na pewno bym

się potknęła. Czasami zdarza się to także podczas rozmowy. Bywa,

że potykamy się o słowa.

- Musicie też przez cały czas nabierać powietrza i je wypuszczać.

Czy to również odbywa się samo z siebie?

- Chyba tak.

- To brzmi trochę strasznie. Bo gdybyście chociaż jeden jedyny raz

zapomnieli zaczerpnąć oddechu, to serce przestałoby bić. A gdyby

serce przestało bić...

- Przestań! - przerwała mu Cecylia. - Na szczęście nie o wszystkim

musimy wciąż myśleć.

Ariel zasłonił usta dłonią.

- Przepraszam! Rozmawialiśmy o formowaniu wszystkich tych

niewidzialnych słów, zanim zaczną krążyć między ustami a uchem.

Czy to prawda, że każdy człowiek ma inny głos?

Cecylia przytaknęła.

- Inaczej brzmi pytanie: "Czy dobrze spałaś?", kiedy zadaje je

mama, a zupełnie inaczej, kiedy pyta tatuś albo babcia. Mogę leżeć

z głową pod kołdrą, a i tak wiem, kto do mnie mówi. Każdy człowiek

wypowiada to samo słowo odrobinę inaczej. To dotyczy zresztą także

instrumentów muzycznych. Wysokie C grane na klarnecie różni się od

tego samego tonu zagranego na skrzypcach. Czytałam w dodatku, że

dwoje skrzypiec nigdy nie brzmi dokładnie tak samo. Podobnie jest

z naszymi głosami.

- Widać z tego, jak delikatnymi instrumentami są zarówno głos, jak

i ucho.

- Nawet przez zamknięte okno słyszę, że na dworze wieje wiatr albo

listonosz jedzie na rowerze drogą. Szkoda zresztą, że nie

widziałeś, jak spadł z roweru...

- Siedziałem w oknie tak samo jak ty.

- Chyba rzeczywiście potrafisz być wszędzie... A czasami, kiedy w

domu jest całkiem cicho, słyszę, jak pada śnieg. - Cecylia w

podnieceniu zaczęła wymachiwać ręką. - Potrafię też widzieć

uszami!

- Bzdury! - Ariel zrobił surową minę. - Wprawdzie rozmawiamy o

sprawach niezwykle zdumiewających, lecz nie drwij ze mnie!

- Ale to najprawdziwsza prawda. Gdy leżę w swoim pokoju i

wsłuchuję się w odgłosy dobiegające z dołu, to jakbym widziała, co

oni tam robią.

- Wobec tego masz odrobinę wzroku anielskiego.

Cecylia uniosła się na kanapie.

- Przez cały czas uważałam, że przesadzasz z tą różnicą między

aniołami a ludźmi.

- To tym bardziej zdumiewające, bo tak bardzo różnimy się

pochodzeniem. Wy jesteście ulepieni z milionów cząsteczek na

przypadkowej planecie na niebie. Przebywacie na niej zaledwie

przez krótką chwilę, ale możecie przechadzać się lekkim krokiem po

dziele stworzenia. Rozmawiacie, śmiejecie się i myślicie mądre

myśli, zupełnie jak aniołowie w niebie.

- Nie uważasz, że równie tajemnicze jest być aniołem?

- Mówiliśmy już o tym wcześniej. Różnica polega na tym, że my

jesteśmy tutaj od zawsze. Wiemy ponadto, że nigdy nie wpadniemy w

pustkę nicości jak pęknięta bańka mydlana. My po prostu jesteśmy

Cecylio. Jesteśmy tym, co zawsze było i zawsze będzie. Wy

przybywacie i odchodzicie...

Dziewczynka westchnęła.

- Szkoda, że wcześniej nie myślałam o tym, co to znaczy żyć.

- Nigdy nie jest za późno, by zawrócić.

- Nie bardzo wiem dlaczego, ale nagle zrobiło mi się strasznie

smutno.

Ariel próbował powstrzymać jej łzy.

- Och, nie, proszę! Bo wtedy będę musiał pocieszać cię i

rozśmieszać. Czasami odnoszę wrażenie, że wy tylko żalicie się i

narzekacie.

- Łatwo ci tak mówić!

- Został nam jeszcze tylko jeden zmysł. Trochę bardziej

nieokreślony, ale wcale przez to nie mniej tajemniczy.

Cecylia otarła łezkę.

- Nie mogę sobie przypomnieć, jak się też ten piąty zmysł

nazywa... Dotyk?

Ariel skinął głową.

- Rozmawialiśmy już o cienkim płaszczu ze skóry i włosów, który od

stóp do głów okrywa krew i kości. Smak tego, co jecie, wyczuwacie

językiem. Ale w pewnym sensie potraficie smakować całym ciałem.

Smakujecie, czy coś jest zimne czy gorące, mokre czy suche,

gładkie czy chropowate...

- Wcale nie wydaje mi się to dziwne.

- Dla anioła to być może najdziwniejsze ze wszystkiego. Kamienie

na plaży nie czują, że leżą i ocierają się o siebie, kiedy fale

biją o brzeg. Kamień nie czuje także, że ty go dotykasz. Za to ty

czujesz kamień.

- Oglądałeś moją kolekcję kamieni? Część kupiłam, niektóre

dostałam, ale większość znalazłam na plaży. Na "nieznanym brzegu".

- To znaczy na Krecie.

Cecylia poczuła się niemal oszukana.

- I o tym wiedziałeś?

Kiwnął głową.

- Wiele razy przyglądałem się twoim kamieniom, kiedy spałaś, ale

nigdy nie zrozumiem, czym jest dotknięcie kamienia.

- Omija cię wobec tego coś bardzo istotnego. Niektóre są tak

przyjemnie okrągłe i gładkie, że mam ochotę się śmiać.

Ariel wstał z zielonego fotela i wzniósł się pod sufit. Płynąc w

powietrzu powiedział:

- Omówiliśmy już wszystkie pięć zmysłów...

Cecylia mu przerwała:

- Ale istnieje też szósty zmysł.

- Jakiż to?

- Niektórzy ludzie uważają, że zostali obdarzeni zmysłem, dzięki

któremu widzą rzeczy niedostępne za pomocą pięciu zwykłych

zmysłów. Potrafią na przykład przewidzieć, co się wydarzy w

przyszłości, albo wiedzą, gdzie ktoś coś zgubił. Inni sądzą, że to

tylko przesąd.

- Być może ten zmysł sprawi, że pewnego dnia odnajdziemy starą

gwiazdę na choinkę - powiedział Ariel z tajemniczą miną.

- Wiesz, gdzie ona jest?

- Zobaczymy...

Cecylia zamyśliła się nad świętami.

- Zastanawiam się, czy świąteczny nastrój nie ma czegoś wspólnego

z szóstym zmysłem. Być może w czasie świąt bardziej jesteśmy

podobni do aniołów niż w innych porach roku. Tak czy owak święta

Bożego Narodzenia mają związek ze wszystkimi pozostałymi zmysłami.

Czuję zapach świąt, czuję ich smak, widzę je i słyszę. Poza tym

mogę dotknąć wszystkich paczek z prezentami i zgadywać, co jest w

środku.

Twarz Ariela rozbłysła.

- Tak, "co jest w środku". Chciałbym, abyśmy o tym też trochę

porozmawiali.

- O tym, co jest w gwiazdkowych prezentach?

- Nie, o tym, co jest w tobie.

- Fuj, to takie paskudne.

- Bardzo dziwne.

- Co?

- Że nie chcecie mówić o tym, z czego jesteście zrobieni. Cóż w

tym paskudnego? Wyobraź sobie, że kamień nie znosiłby myśli, że

jest kamieniem. Byłby to naprawdę nieszczęśliwy kamień, bo

musiałby żyć z pogardą dla siebie samego przez wiele tysięcy lat,

zanim stopniowo by się rozpadł i zmienił w żwir i piasek. Ale wy

nie istniejecie tak długo...

- No dobrze, porozmawiamy też o tym, co jest w środku. Ale tylko

pod jednym warunkiem.

- Jaki to warunek?

- Obiecasz mi, że potem opowiesz mi wiele cudownych rzeczy o

niebie.

- Aniołowie nigdy nie łamią danego słowa.

- No tak, wtedy całkiem straciłabym wiarę.

- Może mogłabyś mi odpowiedzieć na pytanie, nad którym często

zastanawiamy się w niebie i zazwyczaj się ze sobą nie zgadzamy. To

trochę drażliwe, ale...

- pytaj!

Ariel zebrał się na odwagę.

- Czy czujecie, jak krew krąży w żyłach?

- Tylko wtedy, gdy się skaleczymy albo trzeba nam pobrać krew. Ale

wtedy krew wypływa...

- Jakie to uczucie?

- Czasami tylko trochę łaskocze, a potem zaczyna szczypać.

- Ale czujecie chyba też krew i kości, które macie w środku?

Cecylia pokręciła głową.

- Jesteśmy tak urządzeni, że nie czujemy, co jest pod skórą. Skóra

sprawia, że możemy dotykać i czuć się nawzajem, ale na szczęście

nie musimy czuć siebie samych.

- Coś chyba musicie czuć?

Dziewczynka zastanowiła się przez chwilę, ale w końcu pokręciła

głową.

- Dopóki jesteśmy zdrowi, nic nie czujemy. Dopiero kiedy coś

boli...

- Boli?

- Kłuje... albo pulsuje... albo piecze.

Ariel zrezygnowany rozłożył ręce.

- "Kłuje, pulsuje albo piecze..."

- Nigdy nie próbowałeś uszczypnąć się w rękę?

- Nie, nigdy.

- Powinieneś spróbować, inaczej nie możesz być całkiem pewien, czy

nie śpisz.

Ariel usiłował uszczypnąć się w ramię, lecz Cecylia spostrzegła,

że nie bardzo mu się to udaje. Pokręcił głową.

- Aniołowie nie mogą uszczypnąć się w rękę - oznajmił. - Nic nie

czujemy.

- To znaczy że nie możesz wiedzieć, czy jesteś prawdziwy.

Na sekundę - albo nawet jeszcze krócej - Ariel jakby zniknął. A

może to po prostu ona mrugnęła?

Kiedy znów się pojawił, powiedział:

- Trzeba jak najszybciej zanieść cię z powrotem do łóżka.

- Dlaczego?

- Jest siódma. Za parę sekund zadzwoni budzik. O, już dzwoni.

Cecylia zbudziła się ociężała. Na zewnątrz było tak jasno i

przejrzyście, jak tylko potrafi być w dzień świąt Bożego

Narodzenia.

Pozostało jej zaledwie niejasne wspomnienie po nocnych eskapadach.

Była z Arielem w salonie. Potem, kiedy w sypialni rodziców

zadzwonił budzik, anioł wniósł ją z powrotem na górę.

- Arielu - szepnęła.

Ale nie doczekała się odpowiedzi. Może przychodził tylko nocą...

Zadzwoniła dzwoneczkiem, który stał na nocnym stoliku. Mamie na

przyjście potrzeba było niewiele więcej czasu, niż Arielowi na

zapalenie światełek na choince. I ona także pojawiła się niczym

dżinn z lampy.

- A więc się obudziłaś!

Uklękła przy łóżku Cecylii.

- Już prawie pierwsza. Spałaś przez cały czas?

Cecylia pokręciła głową.

- A co robiłaś?

- Leżałam, patrzyłam i słuchałam. Nocą w domu także słychać różne

odgłosy, jeśli tylko się dobrze nastawi uszu. Czasami słyszę, jak

na dworze pada śnieg.

- A na co patrzyłaś?

- Przez okno wpada takie ładne światło...

- Mogłaś przecież zadzwonić dzwoneczkiem.

- Leżałam sobie i myślałam o różnych sprawach.

- Coś cię bolało?

- Nie... nie bardzo.

- Jakie to uczucie?

- I ty też zaczynasz?

- Co takiego?

- Nie, nic. Jestem okropnie słaba...

- W każdym razie kiedy zaglądałam koło siódmej, spałaś jak kamień.

- Kamienie nie śpią, mamo.

- Uśmiechałaś się przez sen.

- Kamienie nie potrafią się też uśmiechać... Zresztą zasnęłam tuż

przed twoim przyjściem.

- Tak sądzisz?

- Słyszałam, jak dzwoni budzik.

Mama położyła jej rękę na czole.

- Przyszła Kristine. Siedzi w salonie i próbuje marcepanowych

cukierków Lassego.

- Niech jej wyjdzie na zdrowie.

- O co ci chodzi?

- Przeszła mi ochota na marcepan. Masz sklerozę?

- Nie, wierzę, że nie.

- Po prostu przyślij ją na górę. Już się nie boję zastrzyków!

- Najpierw pójdziemy do łazienki.

- Wiesz, mamo...

- Tak?

- Czy Kristine nie może po prostu zrobić mi zastrzyku i już,

koniec na tym?

- Nie bardzo rozumiem...

- Tyle zawsze paplania, jak się czuję, jak się wszystko nazywa i w

ogóle. Dość już mam takich gadek. W dodatku jest pierwszy dzień

świąt.

- Być może ona zechce cię trochę zbadać.

- Ale ty nie odchodź. A jeśli zacznie się wygłupiać i mnie

pocieszać, obiecaj, że ją wygonisz. Ja i tak już nie wiem, co mam

jej odpowiadać.

- Spróbuję.

- I, mamo, ja naprawdę wyzdrowieję. Przyrzekam.

- Tak, na pewno.

- Ale tylko mnie wolno mówić, że niedługo będę zdrowa. Kiedy wy

tak mówicie, mam wrażenie, że to tylko po to, żeby mnie dręczyć.

- Ty szelmo!

Cecylia podniosła wzrok.

- Płaczesz, czy co?

Mama sięgnęła ręką do oczu.

- Nieee...

- W każdym razie masz w oczach łzy.

- Ee, kroiłam cebulę.

- Znów?

Cecylia dostała lekarstwa i coś do jedzenia, a później odwiedziła

ją po kolei cała rodzina. Lasse wcześniej wybrał się na pagórki

nad rzeką, żeby wypróbować nowe mininarty. Całą rzekę skuł lód.

Pod jego warstwą Lasse nie słyszał nawet plusku wody. W

najszerszym miejscu rzeki kilku chłopców z piątej i szóstej klasy

jeździło na łyżwach.

Tatuś przyszedł na górę z nowym numerem "Wiedzy Ilustrowanej",

Cecylia już wcześniej dostała cały stos tych magazynów. Na samym

początku tatuś dał jej numer, w którym znajdował się artykuł o

minerałach i kamieniach szlachetnych: "Góry - skarbcem ziemi".

Cecylia przeczytała jeszcze kilka innych artykułów i poprosiła o

więcej lektury. Od tamtej pory upłynęło już wiele czasu. Nie miała

sił, żeby czytać dużo na raz.

Dziadek chciał rozmawiać o wakacyjnej wyprawie na Kretę. Wybrali

się na nią całą rodziną, również babcia z dziadkiem. Wyjechali

akurat w tym czasie, gdy się dowiedzieli, że Cecylia jest chora.

Nie pamiętała, czy było to tuż przed wyjazdem, czy zaraz potem. Na

pewno już wcześniej odwiedziła pierwszego lekarza...

To były "wymarzone wakacje" - cała rodzina tak się o nich

wyrażała. Przez czternaście cudownych dni mieli słońce, plażę i

wspaniałe restauracje z wesołymi kelnerami, a wszystko to w

czasie, gdy inni ludzie chodzili do szkoły albo do pracy. Jednego

dnia pojechali na wulkaniczną wyspę Santoryn. Wpłynęli promem do

wielkiego krateru pozostałego po wybuchu wulkanu przed trzema i

pół tysiącami lat, kiedy to ponad połowa Santorynu zapadła się w

morze. Żeby dostać się do miasta Thira, musieli jechać na mułach

najbardziej stromą drogą, jaką Cecylia kiedykolwiek widziała.

Potem kąpali się na plaży z lawy gdzie cały piasek był czarny jak

węgiel, a w dodatku tak nagrzany od palącego słońca, że aż parzył.

Przez kilka popołudni cała rodzina chodziła wzdłuż kamienistego

brzegu w poszukiwaniu ładnych kamieni. Nieustannie musieli uważać

na silne fale, które z pluskiem przetaczały kamienie. Cecylia była

sędzią. Tylko do niej należała decyzja, które kamienie są

dostatecznie ładne, by otrzymać miejsce w bagażu. Zabrali ze sobą

ładnych parę kilogramów. Teraz dziadek domagał się potwierdzenia,

że to właśnie on znalazł najpiękniejszy okaz.

- To były piękne dni, Cecylio...

Wymarzony wyjazd na Kretę miał miejsce w końcu września. Wcześniej

Cecylia była całkiem zdrowa, ale do szkoły chodziła jeszcze w

początkach listopada. Potem spędziła kilka tygodni w szpitalu.

Później kilka razy nauczyciel przychodził do domu i opowiadał, co

robią na lekcjach.

Ostatnia odwiedziła ją babcia. Odkąd Cecylia pamiętała, babcia

opowiadała jej różne historie. Nigdy jednak nie były to zwyczajne

bajki. Mówiła o dawnych bogach, w których wierzyli wikingowie.

Czasami czytała jej mitologię Snowego i te historie nie mogły się

równać z niczym. Ostatnio czytywała jej Biblię dla dzieci, która

należała do mamy, kiedy ona była mała. Pomyśleć tylko, że to taka

stara książka!

Dzisiaj babcia opowiadała o krukach Odyna. Nazywały się Hugin i

Munin i latały po całym świecie. Hugin znaczyło "myśl", a Munin -

"pamięć". Wieczorem kruki wracały do Odyna i opowiadały mu o

wszystkim, co widziały. W ten sposób Odyn dowiadywał się, co

dzieje się na świecie. Bał się, że pewnego dnia ptaki do niego nie

wrócą. Kruki ponadto były ptakami padlinożernymi i pomagały

Odynowi odnajdywać zmarłych ludzi. Odyn siedział w Asgardzie na

tronie, zwanym Hlidskjalf. Odyn był nie tylko najmądrzejszym ze

wszystkich bogów, ale też i najposępniejszym, jedynie on bowiem

znał prawdę o Ragnarok, zbliżającej się zagładzie.

Babcia opowiedziała jej jeszcze mnóstwo innych historii o Odynie i

jego dwóch krukach. Później po południu Cecylia zasnęła. Najpierw

przez jakiś czas tylko drzemała, ale wkrótce naprawdę zapadła w

sen. Kiedy się obudziła, usłyszała, że na dole jedzą obiad.

Właśnie zaczęli, bo Cecylia usłyszała, jak mama mówi: "Poślę po

prostu wazę z zupą wokół stołu. Tak będzie prościej..."

W pierwszy dzień świąt zawsze była zupa kalafiorowa, a potem

pieczeń wołowa.

Cecylia wyjęła spod łóżka chiński notesik i zaczęła go przeglądać.

Kilka tygodni temu dostała od babci prześliczny sznurek perełek,

stary klejnot rodzinny. Napisała potem w dzienniczku:

Kiedy umrę, pęknie srebrny sznurek i gładkie perły potoczą się do

swego domu na dnie morza, do matek-małży. Kto zanurkuje po moje

perły, kiedy mnie nie będzie? Kto będzie wiedział, że były moje?

Kto odgadnie, że kiedyś cały świat oplatał moją szyję?

Gryząc flamaster rozmyślała o nocnej rozmowie z aniołem Arielem.

Starała się przypomnieć sobie jak najwięcej i kolejno zapisywała w

notesie:

Aniołowie w niebie nigdy się nie rozsypią, a to dlatego, że nie

mają ciała z krwi i kości, od którego mogłaby się oddzielić dusza.

W dziele stworzenia jest inaczej. Tutaj wszystko łatwo może się

rozpaść. Nawet góra z wolna niszczeje i w końcu staje się żwirem i

piaskiem. Wszystko, co znajduje się w przyrodzie, jest niczym

powolny pożar. Całe dzieło stworzenia tli się jak leśne podszycie.

Nie zawsze da się w pełni zrozumieć to, co się stworzyło. Mogę na

przykład narysować albo namalować coś na kartce papieru i nie jest

wcale powiedziane, że zrozumiem, jak to jest być tym czymś, co

narysowałam. Przecież to nie będzie żywe. I właśnie najdziwniejsze

jest to, że ja żyję!

Nie wiedziała, co jeszcze ma napisać, spuściła więc notes na

podłogę i wsunęła go pod łóżko.

Musiała znów zasnąć, bo obudził ją jakiś głos:

- Dobrze spałaś?

To anioł Ariel. Cecylia otworzyła oczy. Klęczał w nogach łóżka.

- Byłem tu przez cały czas - zapewnił.

- Ale ja cię nie widziałam.

Odpowiedział dopiero po chwili:

- Być może nie mówiłem ci jeszcze, że istnieją dwie różne formy

anielskich odwiedzin. Zwykle po prostu siedzimy przy was, wcale

się wam nie pokazując. Czasami, bardzo rzadko, ukazujemy się

naprawdę, tak jak teraz.

- Ale i to, i to jest anielskim stróżowaniem?

- Owszem, tak.

- A jak było wtedy, gdy siedziałeś przy tym chorym chłopcu w

Niemczech?

- Wówczas po prostu tam byłem.

- Nie bardzo rozumiem, jakim sposobem możesz być w pokoju, skoro

ja cię nie widzę.

- Wcale nie tak trudno to wyjaśnić.

- No to wyjaśniaj!

- Gdyby ci się śniło, że jesteś na nieznanej plaży, to czy nie

powiedziałabyś, że w pewnym sensie byłaś na tej plaży?

- W pewnym sensie tak...

- Ale czy ludzie na tej plaży by cię widzieli?

- Nie, oczywiście, że nie.

- Później mogłabyś pojechać tam z biurem podróży i kąpać się na

tym samym brzegu. Wówczas ludzie by cię zobaczyli, bo ukazałabyś

się naprawdę.

Cecylia popatrzyła w szafirowe oczy anioła.

- Bardzo ciekawe porównanie... Wiesz, ledwie zdążyłeś zanieść mnie

do łóżka, a już mama się obudziła.

- Tak, wszystko wisiało na włosku.

- Gdybyśmy nie zdążyli, przeżyłaby szok. Może by pomyślała, że

wyzdrowiałam? "Ach, jak cudownie, Cecylko. Pomyśleć tylko, że

nagle jesteś całkiem zdrowa!"

Ariel roześmiał się.

- Lubię patrzeć, jak zasypiasz. To takie dziwne.

- Aniołowie pewnie nigdy nie śpią?

Pokręcił głową.

- Nie rozumiemy, co to sen. A ty?

- Chyba też nie...

- Ale pewnie czujesz, co dzieje się w twojej głowie akurat w

chwili, kiedy zasypiasz?

Cecylia wzruszyła ramionami.

- Po prostu zasypiam.

- Nie pojmuję, skąd masz na to odwagę.

- Dlaczego?

- Nie wiesz przecież, czy się obudzisz... Czy nie mogłabyś

przynajmniej spróbować mi opisać, co czujesz w momencie

zasypiania?

Cecylia leciutko westchnęła.

- W momencie zasypiania nie jesteśmy przytomni, to znaczy

znajdujemy się na granicy. Dlatego nikt nie potrafi powiedzieć, co

czuje, kiedy zasypia.

- Niepojęte, bo przecież w głowie musi dziać się mała rewolucja.

- Ale kiedy ona trwa, my już zdążyliśmy zasnąć. Nie da się

pomyśleć: "Teraz zasypiam", bo wtedy jest już za późno na

myślenie. Głowa jest mniej więcej jak maszyna, która nagle się

wyłącza.

- Ale kiedy już się wyłączy i przestanie w niej płynąć prąd, to w

jaki sposób kilka godzin później potrafi się włączyć?

- Zadajesz takie trudne pytania. Po prostu zasypiamy a potem

budzimy się kilka godzin później. Tatuś, na przykład, ma budzik w

głowie. Każdego ranka budzi się dokładnie za pięć siódma. Wstaje i

wyłącza budzik, który powinien zadzwonić pięć minut później. Ale

tylko w dni powszednie wie, kiedy musi wstać. W niedzielę śpi o

wiele dłużej i wtedy nie obudziłby go nawet dźwięk budzika.

Anioł Ariel rozłożył ręce.

- Wydaje mi się, że rozmawiamy o największej tajemnicy w całym

wszechświecie.

- Mówiłeś to już kilka razy.

- Mam na myśli nie tylko to, co ma związek ze snem.

- A co jeszcze?

Cecylia podciągnęła się wyżej na poduszce i Ariel popatrzył jej

głęboko w oczy.

- Zostaliście stworzeni z atomów i cząsteczek na niewielkiej

planecie we wszechświecie. Macie skórę, włosy i pięć albo sześć

zmysłów, dzięki którym możecie przeżywać otaczający was świat. Ale

pod twardą skorupą, zbudowaną z tworzywa przypominającego gips

albo wapień, macie miękki mózg, który daje wam zdolność do spania

i śnienia, do myślenia i zapamiętywania.

Cecylia zerknęła na sznurek pereł, zawieszony wokół greckiego

kalendarza z kotami.

- Mówiłam już, że nie lubię rozmów o tym, co jest w ciele.

- Musimy rozmawiać o duszy, Cecylio. Być może i ona tkwi w ciele,

choć nie jest jego częścią jak serce i nerki.

Cecylia znów odwróciła się do niego.

- No to mówmy o duszy a nie o sercu i nerkach.

- Najbardziej tajemnicze jest to, co nazywacie "pamięcią".

Potrafisz na przykład rozpoznać człowieka, którego widziałaś

kiedyś dawno temu. Gdybyś w wielkim mieście spotkała tego

zabawnego kelnera, który przez cały czas chciał ciągnąć cię za

włosy, poznałabyś go od razu, nawet gdyby to było na rynku pełnym

setek innych ludzi?

- Byłeś także na Krecie?

Skinął głową.

- Nie ma dla mnie znaczenia, czy jesteś na dole w salonie, czy na

Krecie. Przypomniałabyś go sobie, prawda?

- Pamiętam go bardzo dobrze.

Ariel usadowił się wygodnie.

- Co czujesz w głowie, kiedy coś "pamiętasz"? Co się wtedy dzieje

ze wszystkimi atomami i cząsteczkami w twoim mózgu? Jak sądzisz,

czy podrywają się nagle i układają idealnie w takiej samej pozycji

jak wówczas, kiedy przeżywałaś to, o czym myślisz?

Cecylia ze zdumienia otworzyła usta.

- Nigdy dotąd nie myślałam w taki sposób.

Ariel trochę się zniecierpliwił.

- Sądzisz, że kamienie na plaży będą pamiętać, jak ta plaża

wyglądała dwie minuty wcześniej?

- O, nie. Niczego nie zapomina się prędzej niż ułożenia kamieni na

plaży. A zresztą i tak kamienie nie potrafią niczego zapamiętać.

- Ale atomy i cząsteczki w twojej głowie potrafią "zapamiętać", co

działo się wiele lat wcześniej, chociaż później napłynęło całe

mnóstwo nowych myśli i wspomnień. Czy myśl albo wspomnienie nie

jest mniej więcej tym, czym określony wzór z kamyków na plaży

świadomości?

Cecylia próbowała się wykręcać.

- Ty też pamiętasz. Mówiłeś, że pamiętasz, jak dziadek miał

zapalenie płuc...

- To prawda, ale ja nie mam duszy zeszytej z kilkuset tysięcy

atomów i cząsteczek.

- Z czego wobec tego zrobiona jest twoja dusza?

- Moja dusza zrodziła się wprost z umysłu Boga.

Cecylia po głębszym zastanowieniu stwierdziła:

- Moja być może również. Chociaż składa się z atomów i cząsteczek,

możliwe, że i ona również zrodziła się wprost z umysłu Boga.

Ariel nie podjął tematu.

- Tak czy owak, przecież nie o niebie mieliśmy rozmawiać.

- Obiecałeś, że mi opowiesz o niebie...

- Niebo może zaczekać, Cecylio. Poza tym rozmawiając o duszy,

mówimy o czymś, co jest bardzo blisko nieba.

Cecylia zapatrzyła się w sufit.

- Babcia twierdzi, że dusza jest boska.

- Najwidoczniej jest bardzo mądrą babcią.

- Zna Biblię i mitologię Snowego prawie w całości na pamięć.

- No widzisz. I znów to samo.

- Co?

- Właśnie to, w jaki sposób może umieć coś "na pamięć", jest

częścią wielkiej zagadki, o której rozmawiamy. Zastanawiałaś się

nad tym, że ludzki mózg jest najbardziej tajemniczą materią, jaka

istnieje w całym wszechświecie?

- Wcześniej nie, dopiero teraz...

- Wszystkie atomy, z których zbudowany jest twój mózg, zagotowały

się kiedyś w jakiejś gwieździe. A potem w zdumiewający sposób

połączyły się, tworząc to, co nazywacie "świadomością". Dusza

ludzka migoce w mózgu utkanym z drobniutkiego pyłu, który rozsypał

się kiedyś z gwiazd na niebie. Ludzkie myśli i uczucia grają na

owym gwiezdnym pyle, w którym włókna nerwowe mogą się ze sobą

łączyć na coraz to nowe sposoby...

- To znaczy, że być może w moim mózgu jest odrobina pyłu z gwiazdy

betlejemskiej.

- Tak, i w myślach, jakie snujesz, we wszystkich twoich

wspomnieniach.

Cecylia próbowała wyjrzeć przez okno, a Ariel mówił dalej:

- Jakież to niezwykłe uczucie: być żywym mózgiem we wszechświecie!

To jakby odrębny mały kosmos we wnętrzu wielkiego kosmosu. Bo w

twoim mózgu jest tyle atomów i cząsteczek, co gwiazd i planet we

wszechświecie...

Cecylia przerwała mu:

- I być może jest tak samo daleko do moich najgłębszych myśli, jak

do najodleglejszych gwiazd we wszechświecie.

Ariel kiwnął głową.

- Różnica polega tylko na tym, że mózg jest świadom własnego

istnienia. Nieustannie ocenia własną działalność. Przestrzeń

kosmiczna tego nie potrafi. Wszechświat nie może podnieść się i

powiedzieć: "Jestem sobą". Potrzebna mu do tego pomoc ze strony

ludzi.

Cecylia uśmiechnęła się triumfalnie.

- Zgadzam się, że to bardzo istotna różnica.

- Nie wyjaśniłaś mi jeszcze, jakie to uczucie, kiedy się coś

pamięta.

- Zapomniałam.

- To również bardzo interesujące.

- Co?

- "Zapomniałam". Może w takim razie opowiesz mi, jakie to uczucie,

kiedy się o czymś zapomina.

- Myśl albo słowo po prostu znika.

- "Po prostu znika" - powtórzył Ariel; tym razem starał się także

naśladować głos dziewczynki.

- Może się jednak zdarzyć, że znów się pojawi. Czasami mam to na

końcu języka.

- Na końcu języka?

- Tak mówimy.

- Nie sądziłem, że język ma coś wspólnego z pamięcią. Nie chcesz

chyba powiedzieć, że smakujecie słowa tak samo, jak smakujecie

truskawki?

Cecylia się roześmiała.

- Kiedy coś zapomnę, wtedy mówię: "Chyba wiem". Jeśli nikt mi nie

przeszkodzi, taka zapomniana myśl czy słowo przeważnie się

pojawia. Dziadek twierdzi, że nigdy nie powinniśmy żałować myśli,

która nam umknęła...

- Dlaczego?

- Bo jest jak ryba, która nagle urwała się z haczyka: płynie w

morską głębinę i wraca jeszcze większa.

Ariel zdecydowanie pokiwał głową.

- Wobec tego być może oni mają rację.

- Kto taki?

- Niektórzy aniołowie lubią mówić, że nigdy nie zdołamy pojąć

ziemskich spraw. Ja jednak nie chciałem się poddać. Zawsze

starałem się do końca zrozumieć, co to znaczy być człowiekiem z

krwi i kości.

- Nie jestem pewna, czy potrafię ci pomóc, bo sama nie bardzo to

rozumiem.

Ariel poderwał się z nóg łóżka. Unosząc się w powietrzu, zapytał:

- Pamiętasz pierwsze słowa, jakie wypowiedziałem, kiedy się

spotkaliśmy?

Cecylia musiała się zastanowić.

- Na pewno siedziałeś na parapecie. Ale chyba nie pamiętam twoich

słów.

- "Chyba nie pamiętam..."

- Nie powiedziałeś po prostu "cześć" czy czegoś w tym rodzaju?

Pokręcił głową; na dość długą chwilę zapanowała cisza. Wreszcie

Cecylia zamachała ręką.

- Zaczekaj! Mam to na końcu języka...

- Uważam wobec tego, że powinnaś to wypluć, zanim znów "zniknie".

Usiadł na parapecie tak samo jak przy ich pierwszym spotkaniu.

Cecylia popatrzyła na niego i oświadczyła:

- Zapytałeś, czy dobrze spałam.

- Moje gratulacje!

- To wcale nie było takie trudne.

- Ale byłem świadkiem niezwykłego zjawiska. Spytałem, czy

pamiętasz coś, a ty odparłaś, że zapomniałaś. Czyli, że to

zniknęło. Ale kiedy tego nie pamiętałaś, to gdzie się to

podziewało?

Cecylia westchnęła zrezygnowana.

- Zgadzam się, to rzeczywiście bardzo dziwne. Czasami też nagle

wpada mi coś do głowy.

- A skąd to wpada?

- Z głowy.

Ariel się nie poddawał:

- I gdzie wpada?

Cecylia się roześmiała:

- Do głowy!

- A więc z głowy do głowy. Chociaż przez cały czas mówimy o tej

samej głowie. Ale nie tylko to, co widzicie i słyszycie, jest

zapamiętywane i zapominane, a potem znów przypominane. Mózg

pracuje także samodzielnie. Nazywacie to myśleniem. Wygląda to

trochę tak, jakby wszystkie małe kamyki na wielkiej plaży

zaczynały się przesuwać bez pomocy fal.

Cecylia znów wybuchnęła śmiechem:

- Usiłuję to sobie wyobrazić! Pomyśl tylko, co by było, jak by

nagle zaczęły sobie podskakiwać!

- Myśl, która przyjdzie ci do głowy - na przykład o tym, że

choinkowa gwiazda zginęła - można również na jakiś czas odłożyć na

bok, a później znów wydobyć z głębi świadomości. To trochę tak,

jakbyś przewijała świadomość do tyłu, żeby jeszcze raz przemyśleć

tę samą myśl. Wydaje mi się, że puszczacie sobie wiele powtórek ze

starych myśli, które w zasadzie już dawno temu powinny zostać

przemyślane do końca.

- Powiedziałabym raczej, że myśl pojawia się z powrotem sama z

siebie. Nie zawsze możemy decydować o tym, co będziemy pamiętać, a

co zapomnimy. Czasami myślimy o czymś, o czym nie chcemy myśleć.

Kiedy indziej coś nam się wyrwie, mówimy rzeczy, których właściwie

nie mieliśmy zamiaru powiedzieć. Zdarzają się z tego powodu bardzo

kłopotliwe sytuacje.

Anioł Ariel siedział na okiennym parapecie i kiwał bezwłosą głową.

- Niestety potwierdzają się moje obawy - rzekł wreszcie.

- To znaczy...?

- Macie nie tylko jedną duszę jak my. W pewnym sensie macie dwie

albo nawet więcej. Jeśli jest inaczej, to jak wyjaśnisz, że

myślicie o rzeczach, o których nie chcecie myśleć?

- Nie wiem.

- Takimi niechcianymi myślami musi kierować coś innego, niż wasza

własna świadomość. To mniej więcej tak jak teatr, do którego

idziecie, nie mając najmarniejszego nawet pojęcia, jakie

przedstawienie będzie grane następnym razem.

- Chcesz powiedzieć, że dusza to teatr, a aktorami na scenie są

różne myśli, które wciąż się pojawiają i odgrywają rozmaite role?

- Mniej więcej. W każdym razie w teatrze świadomości musi być

wiele pomieszczeń, a także wiele różnych scen.

Wzniósł się z parapetu, wielkim łukiem przeleciał przez pokój i

znów przysiadł w nogach łóżka Cecylii.

- Czy możesz spróbować opisać mi, co się dzieje w głowie, kiedy

myślisz?

- Nic nie czuję.

- A czy to nie jest tak, że miłe myśli przyjemnie łaskoczą? A te

przykre i smutne trochę pieką?

- Rzeczywiście, kiedy myślę o czymś fajnym, to w pewnym sensie

przyjemnie łaskocze. A smutne myśli może trochę pieką. Ale to nie

w głowie łaskocze i piecze, tylko w duszy, a dusza to przecież

niezupełnie to samo, co głowa.

- Sądziłem, że włókna nerwowe przynajmniej odrobinę swędzą -

wtrącił Ariel.

Cecylia popatrzyła na niego trochę wyzywająco.

- Nie chcesz chyba powiedzieć, że aniołowie nie myślą?

- Owszem, muszę to wyznać, bo aniołom nie wolno kłamać.

- Moim zdaniem posuwasz się za daleko!

- Nie myślimy w taki sposób, jak ludzie z krwi i kości. Nie musimy

się "zastanawiać", zanim znajdziemy odpowiedź na jakieś pytanie.

Wszystko, co wiemy i co możemy wiedzieć, tkwi jednocześnie w

naszej świadomości. Bóg pozwolił nam zrozumieć maleńką cząstkę

swego wielkiego misterium, lecz nie całość. Dlatego powinniśmy

milczeć, gdy czegoś nie rozumiemy.

Cecylia, przemyślawszy sobie wszystko po kolei, powiedziała:

- Z nami jest inaczej. Przez cały czas staramy się coraz więcej

zrozumieć. Nagle zdajemy sobie sprawę z czegoś nowego.

Najmądrzejsi dostają Nagrodę Nobla za swoje odkrycia, zwłaszcza

kiedy są one ważne dla całej ludzkości. Mniej więcej tak samo, jak

rośnie ciało, tak samo rośnie nasza wiedza.

- Ale potraficie też zapominać. W ten sposób posuwacie się dwa

kroki do przodu i jeden wstecz.

- Może i tak. Ale nawet jeśli o czymś zapominamy to wcale nie

znaczy, że to całkiem zginie. Może się nagle pojawić z powrotem,

wyskoczyć jak troll z pudełka.

- No i to jest właśnie wielka różnica między ludźmi a aniołami. My

nie wiemy, czym jest zapomnienie, a więc nie wiemy także, co to

znaczy pamiętać. Dzisiaj nie wiem ani mniej, ani więcej niż przed

dwoma tysiącami lat. W tym czasie natomiast ludzka wiedza znacznie

się poszerzyła. Nie wszystkim aniołom podoba się taka różnica.

- Nie wiedziałam, że potraficie być zazdrośni.

Roześmiał się.

- To ukłucie zazdrości nie jest tak bardzo głębokie.

- A czy wasze myśli potrafią kłuć głęboko? Dziadek mówi czasami,

że miał bardzo głębokie myśli.

Ariel pokręcił głową.

- Wszystkie nasze myśli mieszczą się jakby na powierzchni naszej

świadomości, i to jednocześnie. Nie znamy takiej przestrzeni, w

której mogłyby się poruszać, nasza świadomość to nie wzburzone

morze, z którego odmętów niczym tłuste ryby wynurzają się nagle

zapomniane myśli. I dlatego nie znamy przyjemności formułowania

zaskakujących, głębokich wniosków.

- Mówiłeś, że aniołowie nie śpią...

- Nie, nigdy nie śpimy, dlatego też nic nam się nie śni. Jakie to

uczucie?

- Ja nie czuję nic.

- Zupełnie tak, jak ja nie czuję, że unoszę się w powietrzu albo

że dotykam śnieżki...

- Śnić to tyle co myśleć... albo widzieć... tylko w inny sposób. A

może i myśleć, i widzieć jednocześnie. Ale kiedy śnimy, nie

decydujemy o tym, co myślimy i co widzimy.

- Musisz mi to wytłumaczyć.

- Kiedy śnimy, głowa myśli sama z siebie. To dopiero jest

prawdziwy teatr. Czasami budzę się i pamiętam, że śniło mi się

całe przedstawienie teatralne albo raczej cały film.

- Który kręcisz ty sama, bo przecież to ty odgrywasz wszystkie

role.

- W pewnym sensie tak.

Ariel ciągnął z ożywieniem:

- Możemy chyba powiedzieć, że komórki mózgu wyświetlają sobie

film. Jednocześnie ten sam film siedzi daleko z tyłu sali kinowej

i ogląda sam siebie na ekranie.

- Dziwnie powiedziane. "Komórki mózgu wyświetlają sobie film..."

Mam wrażenie, że widzę, jak to robią.

- Podczas snu jesteście równocześnie gwiazdami filmowymi i

publicznością. Czy to nie tajemnicze?

Cecylia cofnęła się.

- Mówienie o tym jest trochę straszne.

- Ale i tak to musi być ciekawe przeżycie. Jesteś świadkiem

fajerwerków myśli i obrazów wybuchających w twojej głowie, chociaż

nie brałaś udziału w odpalaniu bodaj jednej racy. Niemalże

bezpłatny pokaz!

- To rzeczywiście może być bardzo fajne - pokiwała głową Cecylia -

ale może też być okropne, bo nie zawsze śnią się nam przyjemne

sny. Czasami bywają naprawdę paskudne...

Ariel był teraz pełen wyrozumiałości.

- Oczywiście to przykre, że musicie się sami dręczyć w taki

sposób. Idealne by było, gdybyście mieli możliwość przerwania snu,

który się wam nie podoba. W sali kinowej powinno być wyjście

awaryjne. Ale właśnie dlatego, że salą kinową jest wasza własna

dusza, która ponadto decyduje o wyborze repertuaru, jest to

absolutnie niemożliwe. Nie możecie bowiem uciec od własnej duszy.

Nie możecie sami ugryźć się w ogon. A może właśnie to robicie:

gryziecie się w ogon, aż zaczynacie wrzeszczeć i krzyczeć ze

strachu i przerażenia?

- Nie chcę, żeby tak było - powiedziała Cecylia, ogryzając

paznokcie. - Ale nie mogę postanowić, że będą mi się śnić tylko i

wyłącznie przyjemne sny. Muszę przyjmować je wszystkie. Mogę się

obudzić po długiej nocy i myśleć, że byłam na Krecie. W pewnym

sensie to prawda, bo we śnie wierzę, że jestem w miejscu, w którym

rozgrywa się sen.

Ariel przyglądał się jej swoim przejrzystym, skupionym szafirowym

wzrokiem.

- Właśnie!

- Co takiego?

- Zaczekaj chwilę! Czy czasami śni się wam, że latacie albo że

przechodzicie przez zamknięte drzwi?

- Tak, we śnie wszystko może się wydarzyć, a przynajmniej prawie

wszystko. Zresztą nie muszę nawet zasypiać. Nawet kiedy nie śpię,

moje myśli mogą pofrunąć. Mogą latać wokół domu albo polecieć do

obcych krajów. Raz śniło mi się, że byłam na Księżycu. Razem z

Marianną znalazłyśmy za starą mleczarnią statek kosmiczny.

Wystarczyło nacisnąć guzik i wyruszyłyśmy w podróż.

Ariel znów wzniósł się pod sufit. Przeleciał się po pokoju i w

końcu usiadł na krześle przy łóżku.

- No, to jesteśmy w domu - oświadczył.

Cecylia zrezygnowana pokręciła głową.

- Nic nie rozumiem.

Ariel wskazał na czoło dziewczynki i powiedział:

- W myślach możecie robić wszystko to, co aniołowie potrafią robić

całym sobą. We śnie możecie robić to samo w głowie, co aniołowie w

dziele stworzenia.

Cecylia miała wrażenie, że wszystko jej się miesza.

- Nigdy o tym nie myślałam...

- Co więcej - podjął Ariel. - Kiedy śnicie, nic nie może wyrządzić

wam krzywdy. Jesteście wówczas tak samo nietykalni jak aniołowie.

Wszystko, co przeżywacie, dzieje się tylko i wyłącznie w

świadomości, nie używacie wówczas żadnego z pięciu zmysłów.

Cecylii przyszła do głowy całkiem nowa myśl. Wyprostowała się i

oświadczyła mocnym głosem:

- Być może wobec tego nasza dusza jest nieśmiertelna! Może tak

samo nieśmiertelna jak aniołowie!

Ariel nie odpowiedział wprost:

- Teraz w każdym razie rozumiesz chociaż trochę lepiej, jak to

jest być aniołem. Wprawdzie rozmawialiśmy głównie o życiu ludzi z

krwi i kości, ale zrozumiałaś też nieco lepiej niebo. Bo niebo

przegląda się w ziemi.

Cecylia spróbowała jeszcze raz.

- A dusza jest boska, prawda?

Ponieważ milczał, doszła do wniosku, że musi spróbować jakoś go

zatrzymać, żeby nie zniknął.

- Obiecałeś, że opowiesz mi więcej - przypomniała.

- Tak, ale akurat teraz mama idzie na górę z salonu. Muszę się

spieszyć, żeby przejść na drugą stronę zwierciadła.

Cecylia rozejrzała się po pokoju.

- O jakim zwierciadle przez cały czas mówisz?

Ariel uniósł się z krzesła i stanął na podłodze. Powoli stawał się

coraz bardziej niewyraźny. Znikając do reszty, powiedział:

- Całe dzieło stworzenia to zwierciadło, Cecylio. Cały świat jest

niejasny. To wielka zagadka.

Upłynęło wiele dni. Anioł Ariel się nie pojawiał, ale na krześle

przy łóżku Cecylii ciągle siedział ktoś z rodziny. Kristine

przychodziła w odwiedziny, chociaż zarówno mama, jak i babcia

nauczyły się robić zastrzyki. Cecylia nie zawsze potrafiła się

zorientować, jaki jest dzień ani nawet jaka pora doby. Kiedy miała

więcej siły, od czasu do czasu zapisywała nowe myśli w chińskim

notesiku.

Narty i sanki stały oparte o ścianę przylegającą do sypialni

rodziców. Wciąż była zima i dobre warunki do jazdy na nartach.

Cecylia nie miała wątpliwości, że wyzdrowieje, zanim stopnieje

śnieg. Nie chciała czekać cały rok, żeby wyruszyć na trasę.

Nigdy nie wspomniała nikomu o Arielu. On nie miał nic wspólnego z

resztą rodziny, bo wprawdzie Cecylia pozostawała członkiem rodziny

Skotbu, lecz była także człowiekiem stojącym samotnie między

niebem a ziemią.

Ale gdzie on się podział? Czyż nie przyrzekł, że opowie jej o

niebie? I czy nie mówił, że aniołowie nie kłamią?

Chyba jej nie oszukiwał? Czyżby zmusił ją do wyjawienia mnóstwa

tajemnic o ludziach z krwi i kości, a potem się ulotnił, nie

dotrzymując swojej części przyrzeczenia?

Otworzyła oczy. Niemal w tym samym momencie weszła mama i

przysiadła na brzegu łóżka. Cecylia popatrzyła na nią pustym

wzrokiem.

- Znów kroiłaś cebulę? - mruknęła.

Chociaż mama pokręciła głową, Cecylia stwierdziła:

- Jecie stanowczo za dużo cebuli.

Mama pogładziła ją po włosach.

- Dochodzi dwunasta. Inni już dawno się położyli, teraz i ja

spróbuję się trochę przespać.

- Spróbujesz się przespać?

- Nie... Wezmę tabletkę.

- Tylko się do nich nie przyzwyczajaj.

- Nic takiego mi nie grozi.

Cecylia podniosła wzrok.

- Zastanawiam się, dlaczego jesteśmy tak stworzeni, że musimy

spać.

- To sposób odpoczywania. Są tacy, którzy uważają, że potrzebujemy

także snów.

- Po co?

Mama nabrała powietrza i zaraz ciężko je wypuściła.

- Nie wiem.

- Za to ja chyba znam odpowiedź.

- Tak?

- Wydaje mi się, że sny potrzebne są nam po to, żeby się oderwać

od rzeczywistości.

- Rozmyślasz o dziwnych sprawach, Cecylio.

- Wielu ludzi tak bardzo cierpi i pewnie niektórzy umarliby z

żalu, gdyby od czasu do czasu nie przyśniło im się coś wesołego.

Mama obmyła jej twarz wilgotną ściereczką i włożyła czystą nocną

koszulę.

- Nie przejmuj się tym, że jestem słaba. Mam wrażenie, że odrobinę

mi się poprawiło.

- Może i tak...

- Czy Kristine tak nie mówiła?

Mama zwlekała z odpowiedzią.

- Powiedziała: poczekamy, zobaczymy.

- Może już jutro na trochę wstanę. Na przykład wtedy, gdy

będziecie pili kawę...

- Zobaczymy, co przyniesie nowy dzień.

- Ale już niedługo wypróbuję nowe narty. Obiecałaś!

- W każdym razie czekają gotowe. Musisz wreszcie zacząć używać

dzwoneczka, nawet jeśli chcesz tylko, żeby ktoś z tobą

porozmawiał. Tatuś niedługo przyjdzie posiedzieć przy tobie.

- Wcale nie musi.

- Ale my chcemy.

- Nie przestrasz się, gdy usłyszysz, że rozmawiam sama ze sobą.

- Często tak robisz?

Cecylia znów podniosła na nią wzrok.

- Nie wiem.

Mama objęła ją i mocno przytuliła.

- Jesteś najwspanialszą dziewczynką na świecie - powiedziała. - Bez

ciebie świat byłby taki pusty.

Cecylia uśmiechnęła się.

- Bardzo uroczyste słowa na dobranoc.

Zasnęła niemal natychmiast po wyjściu mamy z pokoju. Za jakiś czas

obudziło ją stukanie w szybę. Otworzyła oczy i zobaczyła za oknem

twarz Ariela. W złocistym świetle bijącym od ubranego drzewka w

ogrodzie przypominał anioła na rosyjskiej ikonie, której zdjęcie

widziała w "Wiedzy Ilustrowanej". A może było na niej dzieciątko

Jezus?

Ariel zamachał do niej ręką, a w następnej sekundzie dał nurka

przez okno i stanął na podłodze koło biurka. Szyba pozostała nie

naruszona.

Cecylia szeroko otworzyła oczy.

- Chociaż tak dużo rozmawialiśmy, wciąż nie rozumiem, jak sobie z

tym radzisz.

Ariel podszedł do niej i usiadł na krzesełku. Dobrze, że tatuś

jeszcze się nie pojawił.

- To nie jest takie ważne - stwierdził. - Dlatego nie ma o czym

mówić.

Cecylia usiadła na łóżku, jedną nogę wysunęła na kołdrę.

- Gdzie byłeś? - spytała.

- Miałaś tylu innych gości - odparł.

Cecylia potaknęła.

- Tylko dlatego tak długo cię nie było?

Nie odpowiedział na pytanie.

- Księżyc jest prawie w pełni - oświadczył. - Kiedy blask księżyca

zalewa ośnieżony krajobraz, jest tak jasno, jakby w jednej

czwartej był dzień.

- Cudownie! Bardzo chciałabym wyjść na dwór i na własne oczy

zobaczyć księżyc.

- A nie możesz?

- Jestem o wiele zdrowsza...

- Super! Takie chorowanie w łóżku jest trochę nudne.

- Wolno mi?

Anioł Ariel uniósł się z krzesła i zaczął krążyć w powietrzu wokół

sanek i nart.

- Oczywiście rodzice nie pozwolą ci wyjść w środku nocy.

- Ale czy ty mi pozwalasz?

Z tajemniczą miną pokiwał głową. Cecylia natychmiast zrzuciła

kołdrę.

- Kiedy jeden z niebiańskich aniołów na coś pozwala, nie ma

znaczenia, co powiedzą inni - stwierdziła. - W dodatku cały dom

śpi.

- Tylko krótki spacer. I musisz się ciepło ubrać, żebyś się nie

zmieniła w wielką miętówkę.

Cecylia wstała z łóżka i stanęła na podłodze. Wcale nie chwiała

się na nogach. I ani trochę nie kręciło jej się w głowie.

- Wypróbuję narty - oświadczyła.

Zaraz podeszła do szafy z ubraniem. Jeszcze na początku listopada

upewniła się, czy wszystkie zimowe ubrania są na swoim miejscu;

leżały na oddzielnej półce. Zdjęła koszulę nocną i wyciągnęła z

szafy podkoszulkę, rajstopy sweter, spodnie narciarskie i anorak.

Znalazła też szalik i czapkę, rękawiczki i skarpety z owczej

wełny. Już wkrótce siedziała na łóżku i sznurowała buty

narciarskie. Kiedy się z nimi uporała, popatrzyła na Ariela.

- Poniesiesz mi narty?

Wyszli na korytarz i przekradli się po schodach na dół. Cecylia

otworzyła drzwi wejściowe i przepuściła Ariela z nartami. Potem

sama wyszła i ostrożnie zamknęła drzwi za sobą.

Minęli stodołę. Stąd strome zbocze opadało do strumienia i do

wielkiego świerkowego lasu. Cecylia przypięła narty i wsunęła ręce

w pętle kijków. Światło księżyca rzucało na śnieg ostre cienie.

- Spróbuję zjechać na dół - zapowiedziała. - A ty raczej pobiegnij

za mną, bo tak długo na to czekałam.

Ruszyła. Ale anioł Ariel wcale nie pobiegł za nią, lecz po prostu

wzbił się w powietrze i przez cały czas trzymał w pobliżu.

- Teraz oboje latamy - stwierdził. - Różnica polega na tym, że ja

nic nie czuję.

- Jest cudownie! - zawołała Cecylia. - Wprost anielsko cudownie!

Już na samym dole Cecylia wpadła w sypki śnieg i oboje wybuchnęli

śmiechem.

Dziewczynka wstała i wskazała na świerkowy las.

- Tam jest dobra trasa w stronę Kruczego Wzgórza, a stamtąd piękny

widok na całą dolinę.

Ariel przez moment jakby mierzył ją wzrokiem, ale trwało to

zaledwie ułamek chwili.

- Masz siłę iść tak daleko?

Cecylia bez wahania ruszyła dalej.

- Akurat teraz czuję się silna jak tur! - cieszyła się.

Dotarła do głębokich kolein trasy narciarskiej, a Ariel krążył

wokół niej jak latający pies na niedzielnym spacerze. Raz był z

prawej strony to znów z lewej, czasami także po prostu biegł.

- Nie zimno ci chodzić na bosaka po śniegu? - spytała.

Ariel westchnął zniecierpliwiony.

- Nie będziemy chyba zaczynać od samego początku?

Cecylia się roześmiała.

- Ale to takie śmieszne, kiedy się na to patrzy. Wiesz, że

istnieją fakirzy, którzy potrafią wyłączyć wszystkie zmysły i ani

nie marzną, ani się nie parzą? Potrafią nawet położyć się na macie

nabitej gwoździami.

- O tak, równie często bywamy w Indiach, co w Norwegii.

Zagłębili się w las. Trasa narciarska wiła się tutaj wśród gęsto

rosnących drzew. Ariel od czasu do czasu skracał sobie drogę i

zwyczajnie przez nie przelatywał. Raz przeniknął nawet przez

bardzo gęste zarośla, dla niego były przecież niczym kłębek mgły.

Na ostatnim, stromym odcinku prowadzącym na Krucze Wzgórze Cecylia

musiała podchodzić jodełką, inaczej by się ześlizgnęła. Wkrótce

stanęli na samym szczycie niewielkiego wzniesienia. Nie było na

nim drzew. Cecylia podniosła kijek i wskazała na zastygły zimowy

pejzaż, skąpany w niebieskim blasku księżyca.

- Kiedy byłam mała, myślałam, że to jest dach świata -

powiedziała. - A gdy babcia opowiadała o Odynie, który siedział na

tronie i rozglądał się po świecie, wyobrażałam sobie, że siedzi

właśnie tutaj. Słyszałeś chyba o jego krukach?

- Tak, o Huginie i Muninie. To znaczy "myśl" i "pamięć".

- Babcia mi to mówiła. Bo w pewnym sensie Odyn wysyłał w świat

własną myśl i własną pamięć.

Ariel kiwnął głową, a potem powiedział coś zdumiewającego:

- Pamiętasz chyba, jak rozmawialiśmy o "wewnętrznym oku"?

Posiadają je wszyscy ludzie, lecz największe znaczenie ma ono dla

niewidomych. To także "pamięć" i "myśl". Hugin i Munin były więc

wewnętrznym okiem Odyna.

Zdziwiona Cecylia szeroko otworzyła buzię. Dlaczego wcześniej nie

przyszło jej to do głowy?

Anioł Ariel podjął:

- Bóg jest wszechwiedzący. Poza tym może przebywać w wielu

miejscach jednocześnie. Odyn wprawdzie tego nie potrafił, ale miał

przynajmniej swoje kruki. W ten sposób i on był wszechwiedzący.

Cecylia podniosła kijek i znów wskazała nim na dolinę.

- Widzisz te wszystkie zagrody? - spytała. - Prawie w każdym domu

kogoś znam. Tam w dole jest szkoła... A biała wstążka, która wije

się przez okolicę, to rzeka. Nazywa się Leira. Marianna mieszka w

tamtym żółtym domu na drugim brzegu.

- Wiem o tym, Cecylio.

- Z lewej strony widać światła z Klofta, a ten szczyt w oddali

to Góra Czarownic. Po przeciwnej stronie leży Jessheim.

Ariel kiwnął głową.

- O wszystkim tym wiem.

- Tam w dole widać naszą stodołę, a za tym wysokim drzewem ze

światłami kawałek domu. Okno z lewej strony na piętrze to mój

pokój.

- Przecież tyle razy wchodziłem przez to okno - przypomniał Ariel.

Zawisł jakieś ćwierć metra nad ziemią, tak aby podczas rozmowy

patrzeć Cecylii prosto w twarz. Niebieskoszafirowe oczy błyszczały

w świetle księżyca.

- Gdybyś stała teraz w swoim oknie i wyglądała na Krucze Wzgórze,

mogłabyś zobaczyć nas na szczycie - rzekł. - Być może

pomachalibyśmy do ciebie.

Cecylia ze zdumienia szeroko otworzyła oczy. Czy to nie trochę

dziwne? Przeczuwała, że coś w tym wszystkim się nie zgadza, ale

nie bardzo wiedziała, co.

- Tatuś w każdej chwili może zajrzeć do mojego pokoju, żeby

sprawdzić, czy śpię. Gdyby teraz wszedł, przeżyłby szok. "No, nie!

- powiedziałby. - Oto ptaszek wyfrunął z gniazdka!"

- Chcesz, żebym sprawdził, czy śpi?

- A możesz?

Ariel na chwilę zniknął i Cecylia została całkiem sama gdzieś

między niebem a ziemią. Przez kilka sekund miała wrażenie, że

straciła brata bliźniaka. Ariel jednak zaraz zjawił się z

powrotem.

- Oboje śpią - zapewnił. - Ona leży z głową wtuloną w jego kark.

Nastawili budzik na czwartą.

Cecylia odetchnęła z ulgą. Znów wskazała na okolicę.

- Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, jak to możliwe, że księżyc daje

tyle światła.

- To dlatego, że wszystko inne jest całkiem ciemne. Kiedy światło

świeci w ciemności, nie ginie najmniejszy promyczek.

- Ale księżyc właściwie nie świeci sam z siebie - zaoponowała

Cecylia. - Jest tylko zwierciadłem, któremu Słońce użycza światła.

Ariel uroczyście skinął głową.

- Właściwie Słońce także nie świeci samo z siebie. Jest tylko

zwierciadłem, któremu światła użycza Bóg.

- Naprawdę?

- Nie drwiłbym z ciebie przed obliczem Boga.

- No tak... Po prostu nigdy nie wpadłabym na to, że Bóg użycza

światła Słońcu w taki sam sposób, jak Słońce Księżycowi.

Oparła się na kijkach i zapatrzyła w śnieg. Podniósłszy głowę

spostrzegła, że Ariel się przesunął. Unosił się teraz tuż przed

nią kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią.

- I tobie także Bóg użycza światła - rzekł. - Także i ty jesteś

zwierciadłem Boga. No bo czym byś była bez Słońca, a czym byłoby

Słońce bez Boga?

Cecylia uśmiechnęła się szeroko.

- Wobec tego i ja jestem takim małym księżycem.

- I akurat w tej chwili świecisz na mnie.

- Mówisz to w taki dziwny sposób. Wszystko staje się takie

uroczyste, że ciarki przechodzą mi po plecach.

Anioł Ariel kiwnął głową.

- Rzeczywiście rozmowa o niebiańskich wspaniałościach staje się

dość uroczysta.

- Opowiesz mi teraz o niebie?

- Już zacząłem.

Wskazał ręką na sklepienie nieba. Księżyc świecił tak mocno, że

zaledwie kilka gwiazd rysowało się niczym blade punkciki w mroku.

- Przede wszystkim musisz zrozumieć, że już jesteś w niebie -

powiedział.

- Czy to jest niebo?

- A gdzie indziej mielibyśmy być? Ziemia to tylko maleńki okruszek

w ogromnej przestrzeni niebieskiej.

- Nigdy nie myślałam w ten sposób.

- To Niebiańska Ziemia, Cecylio, Ogród Edenu, w którym mieszkają

ludzie. Aniołowie mieszkają także we wszystkich innych miejscach.

- Chcesz powiedzieć: we wszechświecie?

- Albo w przestrzeni niebieskiej, ale to jedno i to samo.

Cecylia znów oparła się na kijkach i wbiła wzrok w śnieg.

- Tajemnicze - stwierdziła. - Bardzo tajemnicze.

Kiedy podniosła oczy, Ariel posłał jej kpiące spojrzenie.

- Moim zdaniem bardzo łatwo to zrozumieć.

Cecylia zrezygnowana pokręciła głową.

- Zawsze się zastanawiałam, gdzie może być niebo - powiedziała. -

Żaden kosmonauta nie widział nigdy choćby cienia Boga czy aniołów.

- A żaden z badaczy mózgu nie widział choćby cienia myśli. Nie ma

też badacza snów, który by kiedykolwiek zobaczył sen drugiego

człowieka. Ale to wcale nie oznacza, że w ludzkich głowach nie ma

myśli czy snów.

- Oczywiście...

- Poza tym, kiedy we śnie wróciłaś na wielką plażę, nikt tam nie

mógł cię zobaczyć. Mówiliśmy już o tym kilka razy.

- Chcesz powiedzieć, że we wszechświecie roi się od aniołów?

- Tak, możesz mi wierzyć. Nie przypuszczasz chyba, że Bóg stworzył

taki wielki wszechświat zupełnie bez powodu? Ponieważ my nie

marzniemy ani też nie możemy się sparzyć, jesteśmy więc w stanie

przebywać na absolutnie wszystkich ciałach niebieskich. Natomiast

dla ludzi z krwi i kości jedynie tu, na Ziemi, jest odpowiednio

chłodno i odpowiednio ciepło. W każdym innym miejscu byłoby im

albo za gorąco, albo za zimno. Gdyby Ziemia leżała choć odrobinę

bliżej Słońca, byłoby ono nieznośne dla ludzkiej krwi i ludzkiej

kości. A gdyby Ziemia leżała choć odrobinę bliżej Plutonu,

natychmiast byście zamarzli i zamienili się w posągi lodu.

Anioł zakręcił się w powietrzu, ale zaraz znów zawisł przed

Cecylią może pół metra nad ziemią.

- Byłeś na Księżycu? - spytała dziewczynka.

Odpowiedział od razu:

- Tańczę tam w balecie.

- Na Księżycu?

Przytaknął.

- Wiele mieliśmy uciechy, kiedy zjawili się tam pierwsi ludzie.

Widzisz, nas była cała gromadka, lecz ani Armstrong, ani żaden

inny kosmonauta nas nie widzieli. Myśleli, że są całkiem sami. I

tacy byli dumni, bo wydawało im się, że pierwsi stanęli na

Księżycu... Wiesz co powiedział Armstrong, kiedy wysiadł z pojazdu

do lądowania na Księżycu?

- "To ledwie jeden kroczek dla człowieka, dla ludzkości zaś krok

olbrzymi" - odparła Cecylia.

- Właśnie!.

Cecylia poczuła się w imieniu ludzkości odrobinę urażona, ponieważ

aniołowie podglądali kosmonautów, którzy sądzili, że pierwsi stają

na Księżycu. Oświadczyła:

- Mam ochotę napisać o tym do gazety. "Najświeższe wiadomości! Na

Księżycu roi się od aniołów. Nowy radar odkrywa starą tajemnicę".

Ariel roześmiał się.

- Ale może nie słyszałaś o asteroidach?

Cecylię uradowało to pytanie, znalazła się bowiem na pewnym

gruncie. Czytała o przestrzeni kosmicznej znacznie więcej niż

większość jej rówieśników. W pierwszym okresie choroby przebrnęła

przez cały wielki stos "Wiedzy Ilustrowanej".

- Oczywiście, że słyszałam - odparła. - To takie maleńkie planety,

które krążą wokół Słońca. Ale jest ich tak dużo i są takie małe,

że nie mają nazw. Wiele ma tylko numer.

Ariel klasnął w dłonie.

- Brawo! Wiesz więcej o niebiańskich wspaniałościach, niż sama

przypuszczałaś. Kiedy mam ochotę pobyć trochę sam - na przykład

przez pięćdziesiąt albo sto lat - siadam wtedy na jakiejś niedużej

asteroidzie. Bo chociaż w niebie jest wiele aniołów, to asteroid

jest jeszcze więcej. Po burzliwej anielskiej dyskusji w szerszym

gronie spacer po maleńkiej planecie potrafi działać bardzo

uspokajająco. Czasami gram w klasy, przeskakując z asteroidy na

asteroidę. Świetna zabawa!

Cecylia doszła do wniosku, że wszystko to razem brzmi trochę

cudacznie.

- Wydaje mi się, że kłamiesz - oświadczyła.

Popatrzyła w niebieskozielone oczy, lecz zaraz spuściła wzrok.

Przecież wystąpiła z takim poważnym oskarżeniem!

- Szkoda - odparł Ariel. - Bo żaden anioł nie kłamie i wobec tego

nie wierzysz też, że jestem aniołem.

- No to opowiedz mi coś więcej - odpowiedziała rozzłoszczona

Cecylia.

- Najzabawniejsze pod słońcem jest podróżowanie na komecie -

oświadczył Ariel.

- Na komecie?

- Tak, na przykład na komecie Halleya. Potrzeba jej

siedemdziesięciu sześciu lat na okrążenie Słońca, ale ponieważ tor

jej lotu ciągnie się tak daleko we wszechświecie, to pędzi się

niezwykle szybko. Podróżowanie na komecie można chyba porównać do

zjeżdżania na zjeżdżalni. Różnica polega jedynie na tym, że nie

musisz wdrapywać się na górę, żeby zjechać jeszcze raz.

Cecylia pokręciła głową.

- Może i tak - przyznała. - Sama chętnie bym się przejechała. Ale

nie wiedziałam, że aniołowie są tacy skorzy do zabawy.

Ariel popatrzył jej prosto w oczy:

- Mówiłem ci już, że Bóg stworzył Adama i Ewę po to, żeby miał kto

biegać między drzewami i bawić się w chowanego w wielkim ogrodzie.

Bez sensu byłoby przecież tworzenie takiego wielkiego ogrodu,

gdyby nie było dzieci, które mogłyby się w nim bawić.

Cecylia kiwnęła głową, a Ariel ciągnął:

- Nie ma sensu istnienie ogromnego wszechświata z miliardami

gwiazd, planet, księżyców i asteroid bez aniołów, którzy mogą

korzystać z tych wspaniałości.

Cecylia nie odpowiedziała wprost:

- Zgadzam się, to brzmi dość rozsądnie. Ale w żadnej historii

biblijnej nie ma nawet słowa o tym, o czym teraz mówisz.

Ariel puścił jej uwagę mimo uszu. Rzekł coś zupełnie innego:

- Gdyby Bóg stworzył wszystko tylko po to, żeby się pochwalić, co

potrafi, byłby okropnym egoistą. W przestrzeni kosmicznej istnieje

około stu miliardów galaktyk, a w każdej z galaktyk około stu

miliardów słońc. Sama więc możesz policzyć, ile jest planet i

księżyców, nie wspominając już o wszystkich asteroidach. I mimo że

aniołów też jest bardzo wielu, nie możemy się skarżyć na to, że

mamy za mało miejsca do baraszkowania. Nie możemy się też uskarżać

na brak czasu.

- Z całą pewnością. Na zdrowie!

- To my jesteśmy łącznikami we wszechświecie, Cecylio. Bóg nigdy

nie miał kruków, które siadywałyby mu na ramionach, ale zawsze

towarzyszyły Mu zastępy anielskie.

Cecylia zaczęła kopać kijkiem w śniegu. Powiedziała:

- Gdybyś napisał o tym wszystkim książkę, być może dostałbyś

Nagrodę Nobla. Albo nawet dwie.

- Dlaczego dwie?

- Jedną z dziedziny teologii, a drugą z astronomii. Jeśli

oczywiście nie połączyliby ich razem. W najgorszym razie

otrzymałbyś Nobla w dziedzinie fantazji. Naprawdę sobie na to

zasłużyłeś.

Ariel roześmiał się.

- Nie zamierzam konkurować z poważnymi uczonymi. Im się wydaje, że

wszystkie tajemnice przyrody można rozwiązać za pomocą mikroskopów

i teleskopów. Wierzą tylko w to, co uda się zważyć i zmierzyć. Ale

oni poznają zaledwie częściowo. Nie pojmują, że widzą wszystko

jakby w zwierciadle, niejasno. Nie da się przecież zważyć ani

zmierzyć anioła. W dodatku na nic się nie zda oglądanie

zwierciadła pod mikroskopem, bo widzi się wyraźniej jedynie własne

lustrzane odbicie. Lepiej więc puścić wodze fantazji.

Cecylia coraz energiczniej kopała w śniegu.

- Bardzo chętnie zagrałabym w klasy na asteroidach. Chciałabym też

zatańczyć w balecie na Księżycu albo uczepić się zabawnej komety

żeglującej przez wszechświat. Bo mówisz, że to wszystko jest w

niebie...

- Mhm...

- Wielu ludzi uważa, że do nieba pójdziemy po śmierci. Czy to

prawda?

Ariel westchnął ciężko.

- Już jesteście w niebie. Jesteście tu właśnie teraz. Uważam, że

powinniście przestać się spierać i droczyć, bo nie jest w dobrym

tonie kłócić się wprost przed obliczem Boga.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Przychodzicie i odchodzicie, odchodzicie swoją drogą i

przybywacie. Podobnie jest z gwiazdami i planetami.

- Bla, bla, bla!

Cecylia wbiła kijek w ziemię.

- Złościsz się, Cecylio?

Wiedziała, że anioł ma rację, uznała jednak, że właśnie teraz

wolno jej trochę się pozłościć.

- Tyle mówiłeś o tym, że ludzie są z krwi i kości. Mówiłeś też, że

nic z krwi i kości nie może żyć wiecznie. Uważam, że to bardzo

niesprawiedliwe, bo sama miałabym ochotę przez kilka tysięcy lat

pograć w klasy na asteroidach, a potem zrobić sobie trwające parę

milionów lat wakacje na egzotycznej planecie w odległej galaktyce.

Dlatego bardzo jestem ciekawa, czy nam dane jest życie wieczne.

Gwałtownie zakryła usta dłonią. Skąd wzięły jej się te wszystkie

słowa?

- Nie ma niczego, co mogłoby "żyć wiecznie" - rzekł Ariel.

Aniołowie w niebie także nie, bo aniołowie nie "żyją", dlatego nic

nie czujemy i nie dorastamy. Rozmawialiśmy już o tym wcześniej.

Cecylia wbiła wzrok w śnieg.

- Głupio narzekać na to, że nie żyjecie, skoro krążycie sobie

między gwiazdami i planetami przez całą wieczność.

- Tak jak ty w snach krążysz po odległych plażach - odparł Ariel.

- Wyobraź sobie, że całe twoje życie jest tylko snem!

Cecylia wzruszyła ramionami.

- Gdyby tylko ten sen trwał przez całą wieczność, a w dodatku był

dość przyjemny chyba wolałabym sen od życia. A co ty byś wolał:

ludzkie życie przez kilkadziesiąt marnych lat, czy też anielskie,

trwające całą wieczność?

- Ani ty, ani ja nie mieliśmy możliwości dokonania wyboru, dlatego

nie ma o czym mówić. Poza tym lepiej chyba móc choć jeden jedyny

raz spojrzeć w przestrzeń niebieską niż nie widzieć w ogóle nic.

Ci, którzy wciąż nie zostali stworzeni, nie mają nawet prawa

żądać, aby tak się stało.

Cecylia przemyślała dokładnie ostatnie słowa Ariela, a potem

zastanowiła się nad nimi jeszcze raz. W końcu powiedziała:

- Ale może oni woleliby w ogóle nie zostać stworzeni, niż żyć

tylko przez krótką chwilę. Gdyby nie zostali stworzeni, nie

wiedzieliby przecież, co ich omija.

Ariel milczał. Nagle wzbił się w powietrze, patrząc w stronę domu.

- Już trzecia - oznajmił. - Musimy się spieszyć, zanim się obudzą.

Cecylia pomknęła w dół. Obok niej frunął anioł Ariel. Nic nie

szkodziło, że wąska ścieżka wiła się wśród drzew, bo Cecylia

zdołała utrzymać się w trasie, a Ariel po prostu przelatywał przez

pnie drzew, jak gdyby były słupami z mgły. Już wkrótce dreptali w

górę ostatniego zbocza, w stronę stodoły.

- Nie zdążymy przejść naokoło.

- Nie zdążymy?

Ariel jednak nie miał czasu na odpowiedź. Mocno złapał Cecylię za

anorak i uniósł ją wysoko w powietrze. Za moment wpadli przez

zamknięte okno do pokoju Cecylii.

Szyba była cała jak przedtem, Cecylia również. Wciąż jednak miała

na nogach narty. Na podłogę spływała woda z topniejącego śniegu.

- Jak myślisz, co powiedzą? - szepnęła z obawą wskazując na narty

i na podłogę.

- Ja to załatwię - oświadczył anioł Ariel.

Cecylia jednym ruchem odpięła narty, zrzuciła ubranie, naciągnęła

koszulę nocną i wsunęła się do łóżka. Patrzyła, jak anioł w

szalonym pośpiechu starannie składa jej rzeczy i chowa je do

szafy. Narty i kijki ustawił przy ścianie, a potem kilkakrotnie

dmuchnął na sprzęt i na podłogę, a cała woda i błocko zniknęły. Po

nocnej wycieczce w blasku księżyca nie pozostał żaden ślad.

- Fantastycznie - szepnęła Cecylia i zasnęła.

Otworzyła oczy i zobaczyła tatusia siedzącego na krześle koło

łóżka.

- Która godzina? - spytała.

- Siódma.

- Długo już tu siedzisz?

- Tylko parę godzin...

Dopiero teraz przypomniała sobie nocną wycieczkę. Rozejrzała się

po pokoju. Narty stały na swoim miejscu. Nikt nie mógł nic

podejrzewać.

A może to nie działo się tej nocy? Może od tamtej pory upłynęło

wiele dni? Nie wiedziała.

Czuła się słabsza niż kiedykolwiek. Czyżby z powodu wyprawy z

Arielem?

- Nie za dobrze się czuję - powiedziała.

Tatuś wziął ją za rękę.

- Bo wcale nie jesteś zdrowsza.

- Który dzisiaj?

Spojrzał na zegarek.

- Dwudziesty drugi stycznia.

- Prawie miesiąc od wigilii.

Skinął głową.

- Niedługo przyjdzie mama z zastrzykiem.

- "Z zastrzykiem"...

- Tak, jest w łazience.

- Dość mam już wszystkiego.

Ścisnął ją za rękę.

- Nic dziwnego - powiedział tylko.

Cecylia starała się spojrzeć tacie w oczy.

- Kiedy dorosnę, będę studiować astronomię.

- To... to bardzo ciekawe.

- Ktoś musi się w końcu wszystkiego dowiedzieć.

- O czym teraz myślisz?

- To ja jestem chora, tato...

- No, tak.

- Ale to wy nie potraficie skupić się na lekcji. Chodzi mi o to,

że ktoś musi w końcu stwierdzić, jak to ze wszystkim jest. Dłużej

tak być nie może.

- Naukowcy wiedzą coraz więcej...

- Wierzysz w anioły?

- Dlaczego chcesz to wiedzieć?

- A w Boga wierzysz?

Tatuś pokiwał głową.

- Ty chyba też?

- Nie wiem. Gdyby nie był taki głupi... Wiesz, że niemal na każdej

asteroidzie umieścił anioła? Jeśli chcą, mogą sobie tam przyjemnie

siedzieć przez całą wieczność. Nie muszą nawet obcinać paznokci

ani myć zębów. Inni aniołowie siedzą na olbrzymich kometach, które

w szalonym pędzie krążą wokół Słońca. Patrzą z góry na Ziemię i

bardzo są ciekawi, jak to jest być człowiekiem z krwi i kości...

- Teraz chyba fantazjujesz ...podczas gdy wszechmocny Bóg siedzi

sobie wygodnie i bawi nami jak bańkami mydlanymi. I tylko po to,

żeby zaimponować aniołom.

- Z całą pewnością tak nie robi.

- Skąd możesz być taki pewien? A jeśli to kawał drania?

- Nie wszystko potrafimy zrozumieć, Cecylio.

- Słyszałam to już wcześniej... Poznajemy tylko częściowo. Widzimy

wszystko jakby w zwierciadle, niejasno...

- Tak, to mądre słowa.

Cecylia popatrzyła na ojca z rezygnacją.

Miała ochotę dodać coś jeszcze, ale nie wiedziała, czy starczy jej

sił. Jakby miała nadzieję, że tatuś wyciągnie jej słowa prosto z

głowy i nie będzie potrzebowała otwierać ust.

- Pamiętasz, jak jechaliśmy na Kretę?

Tatuś spróbował się uśmiechnąć.

- Jak mógłbym zapomnieć?

- Chodzi mi o sam lot, ty głuptasie.

- Pamiętam nawet, że dostaliśmy kurczaka i sałatkę ziemniaczaną w

tamtą stronę, a klopsiki w sosie paprykowym w powrotnej drodze...

- Nie mów o jedzeniu, tato. Chodzi mi o to, że wyglądałam przez

okno. Patrzyłam na Ziemię.

Zamilkła i myślała o tym, jak siedziała wysoko w niebie i z góry

patrzyła na ziemski glob, na miasta, drogi, góry i pola. W

powrotnej drodze lecieli najpierw nad chmurami, miała wtedy

wrażenie, że znajduje się między niebem a ziemią. Do domu do

Norwegii dotarli dopiero późną nocą. Przy wlocie na lotnisko

Gardermoen dali nurka pod tę choinkową watę i otworzyła się przed

nimi kraina elektrycznych świateł we wszystkich kolorach.

Po dłuższej chwili rzekła:

- Kiedy przychodzimy na świat, dostajemy cały świat w prezencie.

Ojciec kiwnął głową. Sprawiał wrażenie, jakby nie bardzo mu się

podobało, że Cecylia chce rozmawiać o tylu sprawach.

- Ale nie tylko my przychodzimy na świat. Równie dobrze można

powiedzieć, że świat przychodzi do nas.

- To przecież prawie to samo.

- Wydaje mi się, że mam cały świat na własność, tatusiu.

Ujął ją teraz i za drugą rękę.

- W pewnym sensie tak jest.

- Nie tylko ten dom... i Krucze Wzgórze... i rzekę... Mam też na

własność płaskowyż Lasithi na Krecie... i całą wyspę Santoryn.

Jest tak, jakbym kiedyś mieszkała w starym pałacu w Knossos. Mam

Słońce, Księżyc i każdą gwiazdę na niebie. A to dlatego, że

wszystko to widziałam.

Ojciec podniósł dzwoneczek z nocnego stolika i mocno nim

zadzwonił. Dlaczego tak zrobił? Czyżby i on zachorował?

Cecylia mówiła dalej:

- Nikt nie może mi tego odebrać. To na zawsze pozostanie mój

świat. To będzie mój świat przez całą wieczność.

Teraz do pokoju weszła mama. Tatuś wstał z krzesła i wybiegł.

Pewnie tak długo u niej siedział, że bardzo chciał już pójść do

łazienki.

- Cecylko?

Odwróciła się do matki ze spojrzeniem wyrażającym samo tylko

oskarżenie.

- Cecylko!

- Mamo, czy nie możesz po prostu zrobić tego zastrzyku? Nie musimy

o wszystkim rozmawiać.

Od razu dostała zastrzyk, a potem znów musiała zasnąć, bo kiedy

się obudziła, na krześle przy łóżku siedział Ariel.

Czuła się teraz o wiele lepiej niż przy rodzicach. Może zdrowiała

od samej obecności anioła?

- Dobrze spałaś? - zapytał.

Cecylia podniosła się i usiadła na brzegu łóżka, spojrzała w okno

i zobaczyła, że na dworze jest jasno.

- Dzień - powiedziała. - Czasami wszystko mi się kręci.

Ariel rzekł z tajemniczą miną:

- Ziemia nieustannie kręci się w koło.

Cecylia roześmiała się, nie bardzo rozumiała dlaczego, lecz akurat

w tej chwili wydało jej się bardzo pokręcone, że ziemski glob

kręci się w koło.

- Ktoś kiedyś mówił, że świat jest sceną teatralną. A zatem to

scena obrotowa.

- Oczywiście - przyświadczył Ariel. - Ale pewnie nie wiesz,

dlaczego.

Cecylia wzruszyła ramionami.

- Właściwie to nie ma żadnego znaczenia, bo ja nie czuję, żeby się

kręciło. Jeśli o mnie chodzi, to ta karuzela mogłaby wirować

jeszcze prędzej. Pomyśl tylko, gdyby tak było... nastałyby ciężkie

czasy dla wszystkich lunaparków na świecie.

Ariel wzniósł się z krzesła, wolno przefrunął przez pokój i

przysiadł na biurku. Z góry popatrzył na Cecylię.

- Ziemia kręci się po to, żeby wszyscy ludzie na niej mogli

patrzeć w przestrzeń kosmiczną na każdą stronę nieba. W ten sposób

bez względu na to, w jakim miejscu na świecie mieszkacie, możecie

zobaczyć prawie wszystkie gwiazdy i całą resztę, która się tam

znajduje.

- Nigdy o tym nie myślałam.

Stanowczo pokiwał głową i podjął:

- Wszystko jedno, czy mieszkacie w Jessheim czy na Jawie, nawet

maleńki strzęp niebiańskich wspaniałości nie może być przed wami

ukryty. Byłoby to okropnie niesprawiedliwe, gdyby jedynie połowa

ludzi na Ziemi mogła poczuć na twarzach promienie Słońca, a

połowa, na przykład, nie widziałaby bodaj skrawka Księżyca.

Zarówno Słońce, jak i Księżyc należą do wszystkich ludzi na Ziemi.

- Czy naprawdę dlatego Bóg wprawił w ruch tego bąka?

- Jasne, ale nie tylko z tego powodu.

- Opowiadaj dalej.

- Zrobił to także po to, aby aniołowie w niebie mogli widzieć cały

ziemski glob niezależnie od tego, na którym z ciał niebieskich się

znajdują. O wiele łatwiej jest obserwować planetę, która się

kręci, niż taką, która zwraca się do ciebie tylko jednym

policzkiem.

Cecylia uznała, że Ariel dał się zbytnio ponieść zapałowi. Usta mu

się nie zamykały, zaczął nawet machać nogami.

- Chyba mówiłem ci, że mamy rentgenowski wzrok, ale raczej nie

wspomniałem, że mamy też wzrok teleskopowy.

- Czy to znaczy, że możecie obserwować ludzi na Ziemi, nawet jeśli

sami siedzicie na jakiejś idiotycznej planecie gdzieś daleko w

kosmosie?

- Właśnie. Tam na górze nie dzieje się nic, o czym warto by mówić.

Ale kiedy już usadowimy się wygodnie na tej idiotycznej planecie i

skierujemy wzrok na Ziemię, możemy oglądać niebiański teatr bez

względu na to, czy sceny rozgrywają się na Krecie, czy w Klofta.

- "Niebiański teatr"?

Kiwnął głową.

- Ziemski glob, Cecylio! Ludzkie życie na Ziemi jest jak nie

kończąca się sztuka teatralna. Przybywacie i odchodzicie. Raz,

dwa, trzy, odchodzisz ty...

Cecylia na kilka sekund znieruchomiała na brzegu łóżka. W końcu

oświadczyła:

- To szyte zbyt grubymi nićmi. - Mocno kopnęła krzesło. - Jeśli

taka jest prawda, to okropnie niesprawiedliwe.

Ariel wyglądał na trochę przygnębionego, ale nie na tyle, by

przestać machać nogami.

- Wobec tego więcej o tym nie mówmy - rzekł.

- Nie wiem, czy w ogóle mam ochotę na rozmowę.

Na moment Ariel przestał machać nogami.

- Jesteś rozgoryczona, Cecylio.

- I co z tego?

- Właśnie dlatego tutaj jestem.

- Po prostu nie mogę pogodzić się z faktem, że świat nie jest

stworzony chociaż trochę inaczej - powiedziała Cecylia ze wzrokiem

wbitym w podłogę.

- Już o tym rozmawialiśmy. Jestem pewien, że wiele razy zdarzało

się, że próbowałaś narysować coś ładnego, ale wychodziło ci to

trochę inaczej, niż zamierzałaś...

- Na ogół tak bywa. I właśnie to jest takie ciekawe: że nie wiem

dokładnie, co mi wyjdzie.

- Ale to znaczy, że nie jesteś wszechmocna wobec tego, co

rysujesz.

Cecylia milczała. Dopiero po długiej chwili oświadczyła:

- Gdybym zamierzała coś narysować i wiedziałabym, że to, co

narysuję, będzie żywe, nie brałabym ołówka do ręki. Nie miałabym

odwagi obdarzyć życiem czegoś, co nie potrafiłoby się bronić

przeciwko tym wszystkim gorliwym kredkom.

Anioł wzruszył ramionami.

- Bez względu na wszystko narysowane przez ciebie figurki

poznawałyby tylko częściowo, nie zobaczyłyby twarzą w twarz.

Cecylia westchnęła ciężko.

- Te twoje tajemnice zaczynają mi działać na nerwy.

- Szkoda. Bo nie taki był mój zamiar.

- Jakiś głupiec powiedział, że najważniejsze pytanie to: być albo

nie być. Prawdę mówiąc, coraz bardziej się z nim zgadzam. Albo z

nią, ale ty mówiłeś, że płeć i takie rzeczy nie są ważne w świecie

duchowym.

- "Być albo nie być" - powtórzył Ariel. - Dobrze powiedziane, bo

nie ma stanu pośredniego.

- Chodzi mi o to, że jesteśmy na ziemi tylko ten jeden raz. I

nigdy więcej tu nie wrócimy!

- Wiem, że jesteś bardzo chora, Cecylio.

Przerwała mu:

- Ale nie wolno ci pytać, co mi dolega. Nikomu nie wolno o tym

mówić, nawet aniołom w niebie.

- Chciałem tylko powiedzieć, że przybyłem tu, żeby cię pocieszać.

- Pocieszać i rozśmieszać! - prychnęła.

Ariel w trakcie rozmowy uniósł się z biurka i zaczął krążyć po

pokoju.

Cecylia oświadczyła:

- Kiedy się zestarzeję i w końcu umrę, chyba znów stanę się

dzieckiem. I będę żyła w niebie tak jak wy. Wszyscy będziemy mniej

więcej jak kruki Odyna. To chyba bardzo przyjemne...

- Tak ci się wydaje? - spytał Ariel.

- "Tak ci się wydaje?" "Tak ci się wydaje?" Ty przecież musisz to

wiedzieć!

Uniósł się w powietrzu przy łóżku, zasłaniając stary naszyjnik z

perełek i grecki kalendarz z kotami.

- O, nie - rzekł zdecydowanie. - Zarówno ziemia, jak i niebo to

tak wielka tajemnica, że ani ludzie na ziemi, ani aniołowie w

niebie nie potrafią jej pojąć.

- Wobec tego równie dobrze mogłabym rozmawiać z tatusiem albo

babcią.

Ariel kiwnął głową.

- Oni także tkwią w jakimś miejscu wielkiej tajemnicy Boga.

Cecylia popatrzyła na niego.

- Spotkałeś Boga? To znaczy osobiście?

- Siedzę teraz twarzą w twarz z niewielkim Jego skrawkiem. Bo

patrząc i rozmawiając z jednym z Jego najmniejszych dzieci, patrzę

i rozmawiam z Nim.

Cecylia powiedziała po namyśle:

- Jeśli tylko w ten sposób można się spotkać z Bogiem, trochę

trudno będzie utrzeć Mu nosa.

Ariel nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

- Przecież to on sam utarłby sobie nosa!

W pokoju zapadła kompletna cisza. Anioł Ariel podjął dopiero po

chwili:

- Kiedy skarżysz się, że Bóg jest głupi, to być może Bóg sam się

oskarża. A może zapomniałaś, co powiedział, kiedy wisiał na

krzyżu?

Rzeczywiście; wprawdzie babcia ostatnio często czytała jej Biblię,

ale akurat ten fragment wypadł Cecylii z pamięci.

- Powtórz!

- "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?"

Cecylii rozjaśniło się w głowie. Nigdy wcześniej o tym nie

myślała. Bo przecież jeśli Jezus był Bogiem, to znaczy że Bóg

rozmawiał sam ze sobą, kiedy wisiał na krzyżu. Być może rozmawiał

też sam ze sobą w ogrodzie Getsemani, gdy mówił do swoich uczniów.

Nie chciało im się nawet czuwać, kiedy go pojmano.

- "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" - powtórzyła.

Ariel podfrunął bliżej. Popatrzył jej w oczy swym szafirowym

wzrokiem i powiedział:

- Powtarzaj to, Cecylio. Powtarzaj raz po raz. Bo rzeczywiście coś

we wszechświecie się nie zgadza. Coś w tym wielkim rysunku nie

wyszło.

Cecylia starała się zebrać myśli.

- Naprawdę nie wiesz, co jest po drugiej stronie? - spytała.

Ariel pokręcił bezwłosą głową.

- Widzimy wszystko jakby w zwierciadle. Teraz miałaś możliwość

spojrzenia przez taflę lustra na drugą stronę. Nie mogę całkiem

wyczyścić zwierciadła, bo wtedy wprawdzie zobaczyłabyś więcej, ale

nie mogłabyś dłużej widzieć siebie.

Popatrzyła na niego zdumiona.

- To bardzo głęboka myśl - stwierdziła.

- I głębiej w krew i kość nie da się wejść. Krew i kość to płytka

woda. Cały czas widzę piasek i kamienie na dnie.

- Naprawdę?

- Krew i kość to nic innego, jak ziemia i woda. Ale Bóg tchnął w

was także swego ducha. Dlatego jest w was coś, co jest Bogiem.

Cecylia zrezygnowana rozłożyła ręce.

- Nie wiem, co mam powiedzieć - stwierdziła.

- Mogłabyś sobie pogratulować...

- Nie mam urodzin!

Ariel pokręcił głową.

- Mogłabyś sobie pogratulować, ponieważ jesteś człowiekiem,

któremu dane jest uczestniczyć w zdumiewającej podróży wokół

gorejącego Słońca w przestrzeni niebieskiej. Mogłaś przeżyć okruch

wieczności. Zajrzałaś we wszechświat, Cecylio! Mogłaś zobaczyć coś

poza kartką, na której zostałaś narysowana. Ujrzałaś własny wielki

majestat w ogromnym niebiańskim zwierciadle.

Ariel przemawiał tak podniosłym tonem, że Cecylia niemal się

wystraszyła jego słów.

- Wydaje mi się, że nie możesz już powiedzieć ani jednego jedynego

słóweczka. Chyba więcej nie zniosę.

- Jeszcze tylko jedno! - powiedział na sam koniec.

Zajrzał jej w oczy, jego spojrzenie było bardziej przejrzyste i

głębsze niż Morze Egejskie.

- Wszystkie gwiazdy kiedyś spadną. Ale gwiazda to tylko mała

iskierka z wielkiego ogniska na niebie...

W następnej chwili zniknął, a Cecylia najwidoczniej od razu

zasnęła. Kiedy się obudziła, przy łóżku siedzieli mama, tatuś i

babcia.

- Wszyscy tu jesteście?

Pokiwali głowami. Mama zwilżyła jej usta chusteczką.

- Gdzie Lasse?

- Poszedł z dziadkiem na łyżwy.

- Chciałabym porozmawiać z babcią.

- Czy tatuś i ja mamy wyjść?

Cecylia przytaknęła.

Wyszli oboje po cichu. Babcia wzięła ją za ręce.

- Pamiętasz, jak opowiadałaś mi o Odynie? - spytała Cecylia.

- Oczywiście.

- Miał dwa kruki, siedziały mu na ramionach. Każdego ranka leciały

w świat, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Potem wracały do Odyna

i opowiadały mu, co widziały...

- Teraz ty mi opowiadasz - stwierdziła babcia.

A ponieważ Cecylia nie dodała już nic więcej, podjęła:

- Ale w pewnym sensie to sam Odyn krążył po świecie. Chociaż

spokojnie siedział na swoim tronie, mógł fruwać po świecie na

skrzydłach kruków. Kruki mają przecież doskonały wzrok...

Cecylia jej przerwała.

- To właśnie chciałam powiedzieć...

- Co takiego?

- Chciałabym mieć takie dwa kruki. Albo przynajmniej być jednym z

nich.

Babcia mocniej ścisnęła ją za ręce.

- Nie musimy teraz o tym mówić.

- W dodatku zaczęłam zapominać, co mi opowiadałaś - westchnęła

Cecylia.

- Moim zdaniem wszystko świetnie pamiętasz.

- Mówiłaś, że robimy się smutni, kiedy coś jest piękne? Czy może

raczej piękni, kiedy coś jest smutne?

Babcia milczała, ściskała tylko Cecylię za nadgarstki i patrzyła

jej w oczy.

- Pod łóżkiem leży notatnik - powiedziała Cecylia. - Możesz go

wyjąć?

Babcia puściła jej jedną rękę, nachyliła się i wyjęła chiński

notesik. Znalazła też czarny flamaster.

- Napiszesz coś? - poprosiła Cecylia.

Babcia puściła teraz i drugą rękę. Cecylia zaczęła dyktować:

- "Widzimy wszystko jakby w zwierciadle, niejasno. Czasami możemy

zajrzeć przez lustro i zobaczyć odrobinę tego, co jest po drugiej

stronie. Gdybyśmy całkiem wyczyścili zwierciadło, zobaczylibyśmy o

wiele więcej. Ale wtedy nie moglibyśmy już widzieć siebie..."

Babcia podniosła wzrok znad notatnika.

- Czy to nie głęboka myśl? - spytała Cecylia.

Babcia kiwnęła głową, a po policzkach spłynęły jej łzy.

- Płaczesz? - spytała Cecylia.

- Tak, moje dziecko, płaczę.

- Dlatego, że to takie piękne, czy takie smutne?

- I to, i to.

- Jest jeszcze coś.

- Mów, mów.

- "Gdybym miała coś narysować i wiedziałabym, że to, co narysuję,

stanie się żywe, nie wzięłabym ołówka do ręki. Nigdy nie

odważyłabym się obdarzyć życiem czegoś, co nie mogłoby się bronić

przeciw wszystkim tym gorliwym kredkom..."

W pokoju zapadła cisza. Z domu też nie dobiegał żaden dźwięk.

- Co o tym myślisz? - spytała Cecylia.

- Piękne...

- Możesz napisać coś jeszcze?

Babcia ciągle płakała, ale się nie sprzeciwiała.

- "Zarówno ziemia, jak i niebo są tak wielką tajemnicą, że ani

ludzie na ziemi, ani aniołowie w niebie nie mogą jej pojąć. Ale

coś we wszechświecie się nie zgadza. Coś nie wyszło w całym

wielkim rysunku".

Cecylia popatrzyła na babcię.

- Jeszcze tylko jedno.

Babcia kiwnęła głową i Cecylia podyktowała:

- "Wszystkie gwiazdy kiedyś spadną. Ale gwiazda to zaledwie mała

iskierka z wielkiego ogniska na niebie".

Pewnego popołudnia Cecylię obudził drozd śpiewający na dworze.

Przy łóżku siedziała mama.

- Dlaczego okno jest otwarte? - spytała Cecylia.

- Na dworze jest ciepło, prawie wiosennie.

- Cały śnieg już zniknął?

- O, nie.

- A lód na rzece?

- Nie jest już taki bezpieczny.

Cecylia pomyślała o Arielu. Ostatnim razem mówił tak uroczyście.

Czyżby dlatego, że zdradził jej wszystkie tajemnice dotyczące

niebieskich spraw?

Bez przerwy ktoś przy niej teraz był. Pewnego wieczoru Cecylia

poprosiła, by zostawiono ją na noc samą. Przy łóżku siedzieli

akurat oboje rodzice.

- Któreś z nas będzie tutaj przez cały czas - zapewnił tatuś.

- Dlaczego?

Milczeli, więc Cecylia dodała:

- Jeśli coś się stanie, mogę zadzwonić dzwoneczkiem.

Tatuś pogładził ją po włosach.

- Nie wiadomo, czy będziesz miała siłę.

- Mogę wysłać anioła, który was obudzi.

Mama i tatuś popatrzyli po sobie.

- Nie myślicie chyba, że zamierzam zwiać?

Ojciec tylko pokręcił głową, ale mama powiedziała:

- Siedzimy przy tobie tak jak wtedy, kiedy byłaś malutka.

- Bo nagle się przestraszyliście, że pisklę wyfrunie z gniazda?

W końcu jakoś ich zmusiła, żeby wyszli z pokoju. Kiedy obudziła

się nieco później, Ariel siedział na parapecie.

- Jesteś taka śliczna, kiedy śpisz - powiedział.

- Ale nie chcę rozmawiać. Chcę wyjść na dwór!

- Masz dość sił?

- I to jeszcze ile! Muszę popatrzeć na rzekę, zanim puszczą lody.

Ariel westchnął.

- Będzie sporo zamieszania z ubraniem.

- Ale ja muszę wyjść - powtórzyła.

- Dobrze, tylko na krótki spacer.

Pomógł jej znaleźć zimowe ubranie w szafie.

- Dzisiaj weźmiemy sanki - oświadczyła zdecydowanie.

- Pierwszy raz będę jeździć na sankach - uśmiechnął się Ariel.

- W każdym razie pierwszy raz w tym roku - dodała Cecylia.

Kiedy się ubrała, na chwilę stanęli przed półką z książkami i

oglądali kolekcję kamieni.

- Pochodzą niemal ze wszystkich krajów na świecie - powiedziała

Cecylia. - Każdy kamyk to maleńki kawałeczek ziemi.

- "Maleńki kawałeczek ziemi" - powtórzył Ariel.

Wskazał na motyla, którego Cecylia dostała od Marianny.

- On chyba nie?

Dziewczynka nie odpowiedziała, tylko wsunęła broszkę do kieszeni

anoraka.

- Teraz motyl pofrunie - oświadczyła.

- "Pofrunie!" - przedrzeźnił Ariel. - "Teraz motyl pofrunie".

- Najpierw musisz sprawdzić, czy wszyscy śpią.

Arielowi rozbłysły oczy.

- Pójdziemy razem?

Wyszli na korytarz. Zostawili sanki przy schodach, a potem

zakradli się do sypialni rodziców. Drzwi były otwarte. Stanęli

obok siebie tuż za progiem, Cecylia przyłożyła palec do ust.

- Pst - szepnęła.

W pokoju było prawie całkiem ciemno, tylko przez okno wpadało

trochę światła z latarni nad drzwiami stodoły. Mama i tatuś leżeli

przytuleni do siebie.

- Zgodzisz się ze mną, że kiedy śpią, wyglądają jak małe dzieci? -

szepnął Ariel.

Cecylia kiwnęła głową.

- Ciekawa jestem, co im się śni...

Korytarzem przeszli do pokoju Lassego. Na podłodze rozsypany był

cały komplet klocków lego. Cecylia musiała stąpać bardzo

ostrożnie, żeby ich nie podeptać. Ariel po prostu unosił się kilka

centymetrów nad podłogą.

Cecylia poczuła, jak bardzo kocha swego małego braciszka. Musiała

otrzeć łzy z oczu.

Czy to nie dziwne, że kiedy się kogoś kocha, do oczu napływają

łzy? W ostatnich tygodniach spędzała tak mało czasu z Lassem.

Chłopiec stał się jej prawie obcy.

Zabrali sanki i po cichutku zeszli po schodach na dół.

- Dziadek i babcia mieszkają w tym sąsiednim domku - szepnęła

Cecylia.

Anioł Ariel kiwnął głową.

- Ale teraz babcia śpi na sofie w salonie.

Zajrzeli tam - i rzeczywiście: babcia spała w ubraniu, nakryta

jedynie kocykiem. Cecylia wiedziała, że babcia ostatnio

kilkakrotnie nocowała na kanapie. Mama mówiła, że babcia nie może

znieść chrapania dziadka. Babcia natomiast twierdziła, że musi

pomagać mamie w robieniu zastrzyków.

- To najlepsza babcia na świecie - szepnęła.

- Wiem - odszepnął Ariel.

- Nie tylko dlatego, że jest moją babcią. To naprawdę najlepsza

babcia na świecie.

- "Najlepsza babcia" - przedrzeźniał Ariel. - "Najlepsza babcia na

świecie".

Wyszli na schodki i zamknęli za sobą drzwi wejściowe. Na zewnątrz

powitała ich mroźna, zimowa noc. Niebo było roziskrzone gwiazdami,

dającymi jedną ósmą światła dziennego. Księżyc tej nocy nie

świecił i przez to gwiazdy widać było jeszcze wyraźniej. Tylko w

całkowitej ciemności mrok przewodzi wszystkie promienie.

Cecylia pobiegła przez podwórze, ciągnąc za sobą sanki. Babcia

przywiązała do nich gruby sznurek. Mama uważała, że się z tym nie

spieszy, więc Cecylia z babcią zrobiły to w tajemnicy.

Z podwórza długie łagodne zbocza opadały prawie do samej rzeki.

Cecylia od razu usiadła na sankach. Ruszając odwróciła się do

Ariela i zawołała:

- Jeśli chcesz się przejechać, to się pospiesz!

Ariel usadowił się tuż za nią. Śnieg był zlodowaciały, więc

szalonym pędem pomknęli w dół zboczy. Sanki zatrzymały się dopiero

przy gęstych zaroślach na brzegu rzeki.

Cecylia głośno się śmiała.

- Pobiliśmy rekord! - zawołała.

Wstała i odwróciła się do Ariela.

- Czy to nie było przyjemne?

- Na pewno - odparł z zasmuconą miną. - Ale ja nic nie czułem.

- Przejdziemy teraz przez rzekę - zdecydowała Cecylia.

Zaczęła przedzierać się przez zarośla, aż weszła na lód.

- Nie dostałam łyżew - powiedziała. - Ale i tak nic straconego.

Puściła sanki i zaczęła się ślizgać na butach, a za nią Ariel

boso. Musiał mieć bardzo gładkie stopy, bo wykonał kilka

wspaniałych piruetów jak zawodowy łyżwiarz.

Nagle usłyszeli trzaski i zgrzyty w lodzie. Cecylia pospiesznie

przeskoczyła na drugi brzeg, zdezorientowany Ariel za nią.

Obejrzeli się za siebie i zobaczyli, że lód popękał. Na wielkim

kawałku kry na środku rzeki stały sanki.

- Ojej! Sanki! - zawołała Cecylia.

Więcej tłumaczyć nie musiała, bo Ariel już ruszył. Cecylia

przypuszczała, że pofrunie nad rzeką i zanurkuje po nie z

powietrza, lecz on, zbliżywszy się do brzegu, maszerował dalej po

krze. Chwilami szedł też po wodzie.

Zaraz był już z powrotem z sankami. Cecylii nie bardzo mogło się

to pomieścić w głowie, ale wydawało się, jakby sanki unosiły się

nad wodą, mniej więcej tak jak sanie świętego Mikołaja, ciągnięte

w powietrzu przez renifery.

- Fantastyczne! - wykrzyknęła.

Zdecydowanym ruchem ujęła sznurek sanek i zaproponowała:

- Odwiedzimy Mariannę!

Pobiegli pod górę do żółtego domku. Cecylia nie była tu od kilku

miesięcy. Przed świętami Marianna kilka razy przychodziła do niej

w odwiedziny, ale od tamtej pory upłynęło już wiele tygodni.

Stanęli przed domem przyjaciółki. Cecylia nacisnęła klamkę

wejściowych drzwi. Były zamknięte.

- Nie dostaniemy się do środka - stwierdził Ariel. - Ja mógłbym

przez nie przejść, ale moim zdaniem raczej nie powinniśmy robić

tego oboje.

Cecylia uśmiechnęła się chytrze. Ruszyła w stronę szopy i gestem

dała znać Arielowi, by szedł za nią.

- Wiem, gdzie leży klucz - oznajmiła z dumą.

Znalazła go od razu pod pustą puszką po farbie. Dawniej się

zdarzało, że tyle samo czasu spędzała u Marianny, co w domu na

Skotbu.

Otworzyła drzwi do domu, po cichutku weszli do środka. Żeby dostać

się do pokoju Marianny, musieli przejść przez salon. Cecylia

zapaliła kinkiet na ścianie. Ariel szedł za nią krok w krok jak

młodszy braciszek.

Ostrożnie uchyliła drzwi do pokoju. Marianna spała, długie, rude

włosy rozsypały się po poduszce.

Cecylia przez cały ten czas czuła się szczęśliwa i wolna jak ptak,

ale na widok Marianny w oku zakręciła jej się łza. Może dlatego,

że przyjaciółka spała, a może dlatego, że tak długo jej nie

widziała?

- Płaczesz? - spytał Ariel.

- Tak, płaczę...

Marianna zaczęła się kręcić w łóżku, wyglądało na to, że w każdej

chwili może się obudzić.

Ariel pociągnął Cecylię za anorak.

- Musisz się z nią teraz pożegnać!

Cecylia otworzyła kieszeń anoraka i wyjęła maleńkiego motyla.

Pochyliła się ostrożnie i położyła go na podłodze przy łóżku

Marianny.

- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał Ariel. - Przecież właśnie od niej

go dostałaś.

Wzruszyła ramionami.

- E, mnie się na pewno już nie przyda.

Przyjaciółka za moment usiadła na łóżku, ale oni już szli przez

salon. Zamknęli za sobą drzwi wejściowe i Cecylia odniosła klucz

do szopy. Potem usiedli na saneczkach i zjechali kawałeczek do

rzeki.

Sanki się zatrzymały i Ariel zaraz uniósł się w powietrze. Krążył

wokół dziewczynki jak nic nie ważąca lalka. Cecylia także czuła

się trochę jak w stanie nieważkości. Siedziała na sankach

wpatrzona w gwiaździste niebo.

- To jest wieczność - westchnęła.

- Albo niebo - powiedział anioł Ariel. - Albo przestrzeń

niebieska.

- Albo wszechświat - podjęła Cecylia.

- Albo kosmos - dodał Ariel, oboje byli teraz bliscy śmiechu.

- Albo przestrzeń kosmiczna!

- Albo przestworza!

- Albo rzeczywistość!

- Albo po prostu świat.

- Albo Wielka Zagadka! - wykrzyknęła Cecylia na koniec.

Ariel z powagą pokiwał głową.

- Dziecko pozbawione rodziców ma wiele imion.

- "Dziecko pozbawione rodziców?"

Jeszcze raz kiwnął głową.

- Wcale nie ukochane dzieci mają wiele imion. Wiele imion mają

podrzutki, dzieci, które znajduje się na schodach. Te, o których

nie wiadomo, skąd się wzięły. Te, które unoszą się w pustej

przestrzeni.

- To jest wieczność - powtórzyła Cecylia.

Anioł Ariel opadł na sanki obok niej.

- Najwyraźniej widać to w środku nocy.

Cecylia obróciła się w jego stronę i powtórzyła to, co raz już

kiedyś powiedziała, tym razem z naciskiem na każdą sylabę:

- Jestem tutaj tylko ten jeden raz. I nigdy więcej nie wrócę.

Ale anioł Ariel pokręcił głową.

- Jesteś w wieczności. A ona wraca przez całą wieczność.

Zeszli na brzeg rzeki i patrzyli, jak woda popycha wielkie kawały

kry dalej w dolinę. Rzeka, która cicho i spokojnie spała przez

całą zimę, nagle zaczęła wydawać gniewne dźwięki. Doszli aż do

mostu i ruszyli na drugi brzeg.

Na środku mostu Ariel wskazał na wodę i zapytał:

- Jak dokładnie nazywa się ta rzeka?

- "Jak dokładnie nazywa się ta rzeka?" - powtórzyła. - Tyle razy

już ci to mówiłam. Nazywa się Leira.

Kiwnął głową.

- Bardzo ładna nazwa, i taka ziemska, zawsze przywodzi mi na myśl

glinę. Ale w niebiańskim zwierciadle nawet to, co najbardziej

ziemskie, staje się trochę niebiańskie.

- Nic z tego nie rozumiem.

- Leira... - powtórzył Ariel. Uśmiechnął się tajemniczo. - Widzisz

wszystko jakby w zwierciadle, niejasno.

Cecylia wzruszyła ramionami.

Ariel spytał:

- Potrafisz przeczytać "Leira" wspak, jak w lustrzanym odbiciu?

Upłynął moment.

- Ariel! - wykrzyknęła Cecylia. - To będzie Ariel!

Dumny pokiwał głową.

- Zawsze doskonale czułem się w tej dolinie.

Cecylia nie ukrywała zachwytu.

Po drodze do Skotbu wiele razy odchylała głowę i patrzyła na

wszechświat.

Nagle zobaczyli spadającą gwiazdę. Ariel podniósł dłoń do ust i

powiedział:

- Gwiazda spada.

- "Gwiazda spada" - powtórzyła Cecylia.

Przypomniała jej się stara gwiazda na choinkę, która nagle

zniknęła. Czy Ariel nie przyznał kiedyś, że wie, gdzie ona jest?

Ciągnąc za sobą sanki przy pokonywaniu ostatniego odcinka ku

czerwonej stodole na Skotbu, odwróciła się do niego i zapytała:

- Pamiętasz, mówiłam ci o starej choinkowej gwieździe, która w

tajemniczy sposób gdzieś się zapodziała?

Twarz Ariela miała niezgłębiony wyraz.

- Nie jest wcale pewne, że to takie tajemnicze.

- Właśnie! - odparła Cecylia. - Bo ty dobrze wiesz, gdzie ona

jest.

Poczuła, że jest jej zimno. Co Ariel miał na myśli mówiąc, że to

wcale nie takie tajemnicze? I jeśli przez cały czas wiedział,

gdzie jest gwiazda, to dlaczego jej tego nie zdradził dużo

wcześniej?

Dotarli na podwórze.

- Chodź tutaj! - Anioł Ariel wskazał za stodołę.

Tuż przy ścianie stodoły wystawały spod śniegu gałęzie zwiędłego

drzewka. Prawie wszystkie igły już opadły, a te które zostały,

miały jasnobrązowy kolor. Widać było wyraźnie, że drzewko

przeleżało pod śniegiem całą zimę. Teraz, kiedy śnieg zaczął

topnieć, gałązki wyłoniły się spod niego.

- To zeszłoroczna choinka! - wykrzyknęła Cecylia.

Przypomniało jej się, że razem z tatusiem zostawili ją właśnie w

tym miejscu prawie rok temu.

Ariel kopnął kilka razy nogą w śniegu i wyciągnął spod niego

choinkę. Wtedy Cecylia zobaczyła starą gwiazdę. Wciąż była

umocowana do czubka drzewka. Że też wcześniej o tym nie pomyślała!

Nikomu nie wpadło do głowy, że przed wyniesieniem drzewka

zwyczajnie zapomnieli zdjąć gwiazdę!

Zwiędła choinka wyglądała smutno i niepocieszenie. Przypominała

Cecylii czarną plażę na wyspie Santoryn. Tylko gwiazda była taka

jak przedtem. Zima w niczym jej nie zaszkodziła. Wcale się nie

zniszczyła.

Anioł Ariel pochylił się i dotknął gwiazdy palcem. Zaczęła

świecić, jakby popłynął przez nią prąd.

- Jaka cudowna! - zachwyciła się Cecylia.

Gdy tylko Ariel odsunął palec, gwiazda zgasła.

- Zrób to jeszcze raz! - poprosiła.

Posłuchał. Wystarczyło, by ledwie tknął gwiazdy a znów zapłonęła,

świecąc na Cecylię, Ariela, ścianę stodoły i zaspy śnieżne wokół.

Ariel machnął ręką, dając znać Cecylii, że muszą dostać się do

domu, do pokoju, zanim ktoś się obudzi.

Tym razem także pomógł jej położyć się do łóżka. Ustawił sanki

przy ścianie idealnie tak, jak stały poprzednio, a potem

dmuchnięciem oczyścił pokój z wody i błota. Cecylia zasnęła, gdy

tylko przyłożyła głowę do poduszki.

Obudziła się i zobaczyła tatusia i babcię.

- Noc? - spytała.

Tatuś skinął głową. Trzymał ją za ręce, podczas gdy babcia

zwilżała jej usta.

- Wiem, co się stało ze starą gwiazdą na choinkę - szepnęła.

Tatuś i babcia popatrzyli na siebie.

- Z gwiazdą? - powtórzył tatuś.

Kiwnęła głową.

- Leży za stodołą. Zapomnieliśmy ją zdjąć przed wyrzuceniem

choinki.

Zanim Cecylia zasnęła, popatrzyła na babcię i powiedziała kilka

słów tak głośno i wyraźnie, jak tylko zdołała. Odczytała je, jak

gdyby pochodziły z wiersza, którego kiedyś nauczyła się na pamięć:

- "Wcale nie ukochane dzieci mają wiele imion.

Wiele imion otrzymują podrzutki, te dzieci, które znajduje się na

schodach, te, o których nie wiadomo, skąd pochodzą. Te, które

unoszą się w pustej przestrzeni".

Cecylia obudziła się gwałtownie i szeroko otworzyła oczy.

Odwróciła się w stronę siedzącego przy łóżku tatusia. Trzymał w

dłoniach starą gwiazdę na choinkę.

Nie bardzo wiedziała, dlaczego tak się dzieje, ale ogromnie ją

ucieszyło, że jej uwierzyli. Naprawdę poszli za stodołę i znaleźli

gwiazdę tam, gdzie ona sama była nocą z aniołem Arielem.

- Znaleźliście ją tam, gdzie mówiłam? - wymamrotała; słowa

wypowiadała z wielkim trudem.

Tatuś położył gwiazdę na kołdrze.

- Skąd wiedziałaś, że wciąż jest na choince? - szepnął.

Cecylia spróbowała się uśmiechnąć.

- Powiedział mi to jeden z aniołów Bożych.

- Znaleźliśmy ją dokładnie tam, gdzie mówiłaś.

- Ale nie potraficie sprawić, żeby zaświeciła. To potrafi tylko

Bóg.

Do pokoju wsunęła się mama z babcią, zjawił się także dziadek.

Zapewne stali na korytarzu i weszli, kiedy usłyszeli, jak Cecylia

opowiada o aniele, który jej pomógł.

Popatrzyła na nich. Umysł miała o wiele jaśniejszy, od wielu dni

tak się nie czuła. Gdyby tylko nie była taka słaba...

Przy łóżku stały dwa krzesła. Mama usiadła, babcia i dziadek stali

za nią, nie spuszczając oka z Cecylii. Z całej czwórki tylko

babcia się uśmiechała.

- Chciałabyś zobaczyć się z Lassem? - spytała mama.

Cecylia skinęła głową. Babcia przyprowadziła chłopca, musiała

popychać go przed sobą, tak się wstydził.

- Cześć - powiedział.

- Cześć, Lasse.

Popatrzyła na niego.

- Jak ci idzie jazda na mininartach?

- Dobrze...

Nikt więcej się nie odzywał, więc Cecylia spróbowała powiedzieć

coś zabawnego:

- Musisz posprzątać w swoim pokoju, bałaganiarzu.

Wszyscy się uśmiechnęli, chociaż właściwie w słowach Cecylii nie

było nic śmiesznego. Nikt poza nią samą nie wiedział, że

odwiedziła nocą brata w jego pokoju.

- Lód na rzece pęka - dodała.

Pokiwali głowami. Zapadła cisza.

Cecylia miała wrażenie, że ostatnie słowa brzmią jej w uszach

jeszcze długo po tym, jak je wypowiedziała. "Lód na rzece pęka..."

"Lód na rzece..."

- Pomyśleć tylko, że znaleźliśmy starą gwiazdę na choinkę -

odezwała się babcia. - Wszyscy poszliśmy za stodołę.

"Wszyscy poszliśmy za stodołę".

Że też naprawdę tak zrobili! Wszyscy. Grzebali w śniegu jak

Cecylia i Ariel.

- Ale gorączkowego motyla nie znajdziecie - oświadczyła z dumą. -

Poleciał w świat.

Mama poderwała się z krzesła i zrobiła kilka kroków. Czyżby

chciała szukać motyla na półce z książkami?

Ale babcia ją powstrzymała.

- Tonei - Dała znak, żeby mama usiadła.

Znów przez długi czas nikt się nie odzywał.

Cecylii bardzo dziwne się wydawało, że ma tak jasną głowę, a mimo

to chce jej się tylko spać.

- Chyba zaraz zasnę - powiedziała. - Do widzenia... tym razem...

Kiedy obudziła się nieco później, okno było otwarte, a na

krzesłach przy łóżku nikt nie siedział.

Wkrótce przez otwarte okno wleciał anioł Ariel. Usiadł na biurku.

Cecylia podniosła się z łóżka i stanęła na podłodze.

- Znów przyszedłeś?

Nie odpowiedział wprost na jej pytanie.

- Przelecisz się ze mną?

- Przecież ja nie umiem latać - roześmiała się Cecylia.

Anioł Ariel westchnął zniecierpliwiony.

- Najwyższy czas skończyć z tymi głupstwami. Po prostu chodź

tutaj.

I Cecylia podeszła do Ariela.

Wziął ją za rękę i wylecieli przez otwarte okno. Unosili się nad

stodołą, nad całą okolicą. Był wczesny poranek tuż przed wschodem

słońca, który miał rozpocząć kolejny zimowy dzień.

- Cudownie! - cieszyła się Cecylia. - Anielsko cudownie!

Latanie okazało się jeszcze wspanialsze, niż sobie wyobrażała.

Patrzyła na ostre wierzchołki sosen i czuła łaskotanie w żołądku.

Kiedy podniosła głowę, mogła widzieć okolicę na wiele kilometrów

we wszystkie strony. Pokazała Arielowi Gardermoen, Wzgórze

Czarownic, jezioro Hurdal i Mjosa. W oddali widziała też

Oslofjord i daleko, daleko morze.

Krążyli wysoko ponad Kruczym Wzgórzem. Z powietrza przypominało

niedużą głowę cukru.

- Teraz jesteśmy jak kruki Odyna - powiedziała.

- To prawda - zgodził się anioł Ariel. - I gdy przysiądziemy na

prawej ręce Boga, opowiemy Mu o wszystkim, co widzieliśmy.

Nieco później wlecieli przez otwarte okno z powrotem do pokoju i

usiedli na parapecie tak jak Ariel, kiedy się zjawił pierwszy raz.

Oboje popatrzyli na łóżko. Cecylii wcale to nie zdziwiło, że widzi

samą siebie z jasnymi włosami rozsypanymi na poduszce. Na kołdrze

leżała stara choinkowa gwiazda.

- Naprawdę ślicznie wyglądam, kiedy śpię - stwierdziła.

Ariel mocno ujął ją za rękę. Popatrzył na nią i zapewnił z powagą:

- Jeszcze piękniejsza jesteś, kiedy tu siedzisz.

- Ale ja tego nie mogę zobaczyć, bo jestem teraz po drugiej

stronie lustra.

Dopiero na te słowa Ariel puścił jej rękę.

- Przypominasz przepięknie ubarwionego motyla, który sfrunął z

ręki Boga.

Cecylia rozejrzała się po pokoju. Wąziutka smuga porannego słońca

padła na biurko i na podłogę. Pod łóżkiem kilka promyków znalazło

drogę do chińskiego notesika. Zalśniły jedwabne nitki.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gaarder Jostein W zwierciadle niejasności
Gaarder Jostein W zwierciadle niejasności
Krzywe zwierciadło
O jasnym i niejasnym stylu filozoficznym
Jak skonstruować obraz w zwierciadle kulistym wklęsłym
PAMIĘTNIKI PASKA ZWIERCIADŁEM EPOKI, Przydatne do szkoły, barok
Pomiar profilu zwierciadła wody na przelewie o szerokiej koronie stary office, Inżynieria Wodna, Bud
Inni są tylko Twoim zwierciadlem, zachomikowane(1)
Fizyka OPTYKA konstrukcja zwierciadeł
zwierciadlo
chrze 9ccija f1stwo+w+krzywym+zwierciadle AIZCDGKVGVE2DWBYWBHTPCTRK5DUZZUPI33D6AY
Garderoba Parter
ZWIERCIADEŁKO
Rozdział( Zaginione Zwierciadło
MEMS zwierciadlo
Etyka mediów krzywe zwierciadło
ZWIERCIADŁO
Clancy Tom Zwierciadło (Mandragora76)
ZwierciadĹ‚o, Dla Winc - napisane wobec jej komentarza do „wiersza o nieszczęśliwej miłości&rd

więcej podobnych podstron