chrześcijaństwo w Krzywym Zwierciadle
Religijność człowieka średniowiecza była bardzo naiwna, prymitywna i wręcz fanatyczna, podobnie zresztą jak dziś. Zdarzało się bowiem, że za nie wysłuchanie modlitwy "karano" tą lub ową figurkę opornego świętego. W początkach XVI wieku pewna bardzo krewka niewiasta zagroziła św. Wojciechowi tymi słowy: "Alberte, si non vis me invare... frangam tibi manum et pedem". Co po polsku znaczy: "Wojciechu, jeśli mi nie pomożesz... połamię ci ręce i nogi". Ciekawe, czy przy tak stanowczej groźbie święty przestraszył się i spełnił prośbę kobiety?
Również bardzo znany jest przypadek psychiczno - alkoholickiej pobożności naszych przodków, która w dawnych wiekach miała często bardzo osobliwy charakter. I tak np. opowiadają stare kroniki, iż książę Radziwiłł, wojewoda wileński, upiwszy się szedł do kaplicy, gdzie godzin ze dwie lub więcej śpiewał godzinki, różaniec i inne pieśni nabożne, aż się zawrzeszczał i wytrzeźwiał. O jego pobożności na trzeźwo kroniki niestety milczą.
W epoce średniowiecza (podobnie jak i dziś) nastała moda na objawienia i cuda. I właśnie w tej "świętości powodzi" zdarzył się jeden przedziwny we Francji. Mieszkańcy pewnego małego miasteczka ujrzeli w słoneczny dzień żmiję, która zręcznie okręciła się wokół klucza pozostawionego w drzwiach jednego z domów, co dewocja uznała za niewątpliwy znak boży i poczęła się doń modlić. Na co z uśmiechem rzekł sceptyk, znajdujący się wśród gapiów, że uwierzyłby w cud, ale tylko "gdyby to klucz okręcił się dookoła żmii". Bardzo mądre i trzeźwe spojrzenie, które pod uwagę wziąć powinna i nasza, z lekka wypaczona, dewocja.
Odkąd Polacy nauczyli się posługiwać pismem starali się za wszelką cenę udowodnić światu swą gorliwą wiarę i rozum dla niej. Jednak czasami te dwie sztuki myśli ludzkiej nie chciały iść w parze, przez co ulegały mutacjom, a to z kolei powodowało absurdy i... narodził się debilizm polakatolika, czyli tragikomedia rozumu szlacheckiego. Za przykład niech posłuży pan Wojciech Tylkowski, który w 1692 roku wydaje swe wiekopomne dzieło "Uczone rozmowy wszystką w sobie prawie zawierające filozofię". Było to coś w rodzaju encyklopedii, ogarniającej ówczesną "wiedzę" o przyrodzie i człowieku w formie pytań i odpowiedzi. Poziom i tematyka książki nie świadczą zbyt dobrze o inteligencji zarówno autora jak i jego czytelników, ale nie ma się czemu dziwić, ponieważ koniec XVII wieku w Polsce, to okres postępującego upadku umysłowego i kulturalnego. Cóż można tam wyczytać? Takie oto pytania: "Czemu niektórzy, gdy czego pilnie słuchają, gębę otwierają? Czemu psi nie jedzą jeleniego ogona?" itd. Filozof Tylkowski rozstrzyga również zagadnienia z dziedziny chrześcijańskiej astronomii i na pytanie: "Kto gwiazdy i planety obraca?" odpowiada z wielką powagą: "Aniołowie dobrzy, aby tak człowiekowi służyli". Pozwólcie, że zostawię to bez komentarza...
Nie tylko współczesnych papieży trawi zgnilizna duchowa. Tendencja do różnych wypaczeń zarówno myślowych, duchowych jak i ideologicznych przydarzała się też bardzo często dawnym papieżom. Na przykład taki Sykstus V w początkach swej kariery kościelnej prowadził ascetyczny tryb życia, odżywiając się chlebem i wodą . "Panis et aqua, vita beata" - mawiał, jednak kiedy został tylko wybrany papieżem, zmienił zarówno styl życia jak i własną maksymę na: " Aqua et panis est vita canis", czyli woda i chleb, to życie psa.
Na koniec jeszcze chciałbym przedstawić cudowny przykład postępującej schizofrenii u pewnej znaczącej i znanej kobiety rodu szlacheckiego. Mianowicie chodzi o Annę z książąt Radziwiłłów Lubańską, kobietę dobrze wykształconą i wielce oczytaną, jednak mocno świrniętą na punkcie pobożności. Otóż księżna, gdy jej modlitwy błagalne nie przynosiły zamierzonego skutku, wynosiła wszystkie obrazy święte z oratorium na pokutę do ciemnego przedpokoju, a gdy na próżno prosiła o pogodę, bo deszcz nie ustępował, wynosiła wszystkie swoje obrazy przed ganek, mówiąc: "Moknijcie, rybeńki, i zobaczcie, czy to miło".
Na podstawie: "Mówią Wieki" rocznik 1958 i 1959
zebrał i opracował: Meżadews Akszugor