Kasia wszystkim dawała się we znaki. Najgorzej odczuwali to jej najbliżsi - rodzice i brat Maciek. Od pewnego czasu jakiś zły duch wstąpił w dziewczynkę, która do wszystkich o wszystko miała pretensję. Nie można było sprawić jej przyjemności w żaden sposób, mimo że mama i przyjaciółki wciąż próbowały.
Gdy ktoś źle postępuje, jest nadąsany, gniewa się o byle co i nic mu się nie podoba, to trudno być jego przyjacielem i lepiej schodzić mu z drogi. Ale gdy się z nim razem mieszka lub uczy, to nie ma ucieczki od jego nerwów i złośliwości.
Kasia powinna raczej nazywać się „złośnica" lub „wiedźma", bo to byłoby dla niej odpowiedniejsze. Na domiar złego dziewczynka nie pozwalała sobie pomóc, by się odmienić. Całe utrapienie spadło na tych, którzy próbowali znaleźć drogę do jej serca lub rozumu. Po prostu nie było siły, by się opamiętała.
Właściwie to nie wiadomo dlaczego z sympatycznej, miłej koleżanki któregoś dnia zrobiła się prawdziwa „wiedźma", nie obrażając żadnej z nich. Nie wiedzieli o tym nawet najbliżsi, którzy wszelkimi sposobami starali się zmienić niesforną i nieujarzmioną „złośnicę".
Już nie wiem, jak mam mówić do ciebie - pewnego razu zwróciła się zatroskana mama. - Z niczego nie jesteś zadowolona, wszystko odrzucasz i krytykujesz. Odtrącasz nawet podane ci serce!
Nie potrzebuję takich serc! - niegrzecznie odpowiadała Kasia. - Obejdę się bez waszych uwag. Niech mi się nikt nie wtrąca do mojego życia! - odgrażała.
Cóż było robić? Dawne przyjaciółki bezsilnie opuściły ręce. Pamiętały przecież jej uśmiech i życzliwość, troskę o piękny wygląd i o piękne wnętrze. A teraz? Co mogło się stać? I jak to odmienić?
Pewnego razu Kasia, krzycząc na Maćka, pełna furii wpadła do przedpokoju, by ubrać buty. Przypadkowo spojrzała w duże lustro. I cóż zobaczyła? Potwora! Wiedźmę nad wiedźmami! To był tak straszny widok, że się sama przestraszyła takiego upiora i krzyknęła ze strachu. Dopiero potem uzmysłowiła sobie, że to ona, że to jej wyraz twarzy, jej zmarszczone złością brwi, jej strzelające oczy, jej sypiące gromy usta. Tak, to była Kasia! Nikt inny, tylko ona! Przerażenie odjęło jej mowę i po raz pierwszy tego dnia było już cicho w domu.
Cała rozdygotana wróciła do swojego pokoju i ze wstydem, patrząc na wiszący krzyż, utuliła twarz w niewypowiedzianym żalu. Myślała o swoim potwornym wyglądzie i o tym, co myśli o niej Pan Bóg, skoro lustro ukazało jej samej straszny widok! A co pokaże jej zwierciadło duszy - sumienie? Tak dłużej nie może być! Ani chwili! Musi to szybko zmienić! Jak mogłam do tego dopuścić - myślała. Jak ja okropnie wyglądam w oczach mamy, koleżanek i dawnych przyjaciół. Przecież wszyscy mnie kochają. A cóż dopiero mówić o Panu Jezusie?
Gorące, szczere łzy popłynęły z oczu Kasi, a w sercu rodziło się nowe życie. Wpatrzona w krzyż Pana Jezusa gorąco Go prosiła, aby jej wybaczył i pomógł naprawić zło. Obiecała, że odtąd już zawsze będzie miała dobre, piękne serce i nigdy nie zasmuci Pana Boga. Prosiła też o to, by miała serce pełne miłości dla innych, by była pomocą dla swoich najbliższych i promykiem miłości Pana Jezusa dla wszystkich ludzi.
Następnego dnia Kasia znowu znalazła się przy lustrze. Gdy przypadkowo spojrzała, dostrzegła wspaniałą, miłą dziewczynę. Jej
wdzięk i delikatność mówiły, że ma cudowne serce. Aż tak piękne, że
na pewno zakocha się w nim Pan Jezus!
rvm
MRN 168 (2008) s. 6-7