OWNED
1.
- Panie Malfoy - powiedział Harry spokojnym, niemal znudzonym głosem. Normalnie wstałby powitać gościa, zaoferowałby uścisk dłoni, ale znów nie co dzień gościł byłych Śmierciożerców w swoim biurze w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Właściwie, kiedy dzień wcześniej zobaczył w terminarzu umówione spotkanie, założył, że albo magiczny pergamin albo pióro, choć pewnie oba, będą wymagały wymiany.
Nie miał jednak jeszcze czasu złożyć zamówienia.
- Panie Potter - powiedział Lucjusz Malfoy, lustrując Pottera uważnym wzrokiem.
Harry przyjrzał mu się, poszukując jakichkolwiek oznak, że mężczyzna spędził w Azkabanie większą część poprzednich trzech lat. Długie włosy Lucjusza były naznaczone siwizną i, chociaż stał teraz z tak samo dumnie uniesioną głową, jak zawsze, to sprawiał wrażenie nieco przygarbionego.
Pobożne życzenia, pomyślał Harry. Zawsze uważał, że dobrowolni słudzy Voldemorta dostali nieprzyzwoicie lekkie wyroki. Ci, którzy mogli twierdzić, że działali pod przymusem, lub wręcz pod zaklęciem Imperius, byli traktowani jeszcze bardziej pobłażliwie, w większości przypadków dostając krótkotrwałe zaklęcia aresztu domowego. Skandal, jakby to ujęła Molly Weasley.
Ale najwyraźniej czarodziejski świat chciał zapomnieć o przeszłości i iść naprzód. Po śmierci Voldemorta niewielu będzie traktowało byłych Śmierciożerców z należytą i zupełnie zasłużoną szorstkością.
Choć, być może, pomyślał Harry pochmurnie, świat chciał zapomnieć, ponieważ tak znaczna jego część brała w tym udział.
Harry nie zaoferował Lucjuszowi Malfoyowi zajęcia miejsca. Chciał jak najszybciej załatwić wszelkie kwestie i pozbyć się mężczyzny z gabinetu. - Co sprowadza pana do Biura Aurorów?
- Myślę, że doskonale wiesz, co mnie tu sprowadza.
Chłód w każdym słowie. Jedynym problemem był fakt, że Harry zupełnie nie wiedział. - Mam lepsze rzeczy do roboty niż grać z tobą w zgadywanki, Malfoy. Albo wydusisz z siebie o co ci chodzi, albo zabieraj się z mojego biura. Zgłaszasz przestępstwo albo składasz skargę na jednego z moich Aurorów, albo...
- Ciebie - wtrącił Malfoy. - Składam skargę na ciebie.
Harry machnął różdżką, przywołując rolkę pergaminu. - Cóż, w takim razie jest na to odpowiedni formularz. Proszę go wypełnić w przedsionku. Kiedy będzie gotów, pojawi się w moim koszu na korespondencję. - Harry wskazał wiklinowy kosz wyładowany po brzegi oczekującymi dokumentami. - Zajmę się tym, kiedy czas pozwoli.
Malfoy nawet nie spojrzał na pergamin rozwijający się na biurku Harry'ego. - To nie jest sprawa ministerialna, Potter.
- W takim razie albo przedstaw swoją skargę jasno, albo zabieraj się stąd. Naprawdę, nie zależy mi co wybierzesz.
Usta Malfoya wykrzywiły się. - Nie, nie zależy ci. I nie masz zamiaru złagodzić cierpienia mojego syna, prawda?
Harry wpatrywał się w czarodzieja ostrym wzrokiem. - Dlaczego miałby mnie on obchodzić?
- Najwyraźniej cię nie obchodzi - wypluł Malfoy. - Przyjście tu było stratą czasu. Mówiłem żonie, że tak będzie. Jeśli Draco umrze, będziesz miał go na sumieniu.
Harry zacisnął zęby. - Draco, moim zdaniem, jest kompletnym marnotrawstwem magii. Ale jeśli ktoś rzucił na niego klątwę, możesz być pewien, że sprawa zostanie dokładnie zbadana, bez względu na moją prywatną opinię o tobie i twoich poglądach.
- Moich poglądach? Zabawne usłyszeć to właśnie od ciebie.
Teraz Harry był rozdrażniony i zdumiony, co nigdy nie było dobrą kombinacją. Nawet nie próbował ukryć irytacji w swoim głosie. - Malfoy, o czym ty mówisz? Cokolwiek dzieje się z twoim synem, to nie ma nic wspólnego ze mną.
Lucjusz Malfoy na dłuższą chwilę zastygł w bezruchu, jakby rozważał jego słowa. W końcu powiedział jedno krótkie zdanie. - Zapomnij, że przyszedłem.
Zawirował peleryną i już go nie było, a Harry wsłuchiwał się w stukot laski o wykładaną kafelkami podłogę w głębi korytarza.
2.
Harry zapomniał o wizycie Lucjusza Malfoya, a przynajmniej przestał o niej myśleć. Co mu było do tego, że Draco „cierpiał”, jak to ujął jego ojciec?
Jego zdaniem, cała ta konwersacja była zapewne częścią jakiegoś większego planu, jednak nie widział powodu, żeby się nad tym zastanawiać. Najpewniej Draco był cały i zdrowy. I maczał w tym palce, czymkolwiek to było.
Tego dnia, jak co piątek, Harry był umówiony na kolację z Ronem, Hermioną i Ginny. Cieszył się na myśl o spotkaniu tak samo, jak zawsze, ale nic nie mógł poradzić na delikatne wrażenie popadania w rutynę. Średnio wysmażony stek i czarna kawa na deser... Łagodne uśmiechy Ginny... Ron pytający, nie do końca żartem, kiedy ustalą datę ślubu... Harry zbywający go śmiechem, podczas gdy Ginny stara się ukryć swoje rozczarowanie...
Miał wrażenie, jakby przechodził przez to wszystko już setki razy i w perspektywie nie miał nic innego, poza kolejną setką. Być może, gdyby ustalił datę, poczułby się lepiej, ale coś go przed tą decyzją powstrzymywało. Nie był jednak pewien, co.
Lub, co bardziej prawdopodobne, po prostu nie był przekonany, czy chce się żenić.
Ginny, jak w każdy piątek, została na noc, co sprawiało tylko wrażenie kolejnego elementu szablonu, więc Harry niemal z ulgą przyjął jej powrót do domu Billa i Fleur. Wiedział, że powinien się w końcu oświadczyć i to już wkrótce. Mniej lub bardziej wspólnie ustalili, że zrobi to, kiedy tylko poczuje się gotów na tak duży krok.
Jednak Harry zaczynał się zastanawiać, czy kiedykolwiek poczuje się gotów i czy to tylko z nim jest coś nie tak. Co się stało z dreszczem na samą myśl o byciu z Ginny; co z uczuciem, jakby miał umrzeć w agonii, jeśli jej nie pocałuje? Naprawdę nie czuł czegoś takiego, nie od czasów, kiedy miał szesnaście lat. Och, być może w następnym roku poczuł przebłysk czegoś zbliżonego, ale nawet wtedy wiedział, że był to tylko blady cień w porównaniu z tym, co czuł rok wcześniej. Tak czy inaczej, teraz nawet ten cień zniknął. Miał dwadzieścia jeden lat i jedyne, co tak naprawdę do niej czuł, to silne przywiązanie.
Mówi się, że miłość z czasem łagodnieje i dojrzewa, że zakochiwanie się jest czymś zupełnie innym niż miłość na lata, ale czy uczucia Harry'ego powinny złagodnieć tak szybko? Ron i Hermiona wciąż patrzyli na siebie z podekscytowaniem, jakby cały czas od nowa odkrywali swoje uczucia.
Ale z Ginny Harry miał wrażenie, jakby to wszystko było na niby.
Nawet w łóżku.
Sypianie z nią nigdy nie było tym niesamowitym doświadczeniem, jakiego oczekiwał. Nie winił jej za to; uważał, że jeśli cokolwiek było nie tak, to na pewno z nim. Przez większą część swojego życia był nieświadomym gospodarzem dla fragmentu duszy mrocznego czarodzieja i, jakby tego było mało, poszedł prosto na własną śmierć. I wrócił.
Według Harry'ego było do przewidzenia, że po tym wszystkim, co dotychczas przeżył, nie będzie w stanie zaangażować się w cokolwiek.
Ginny, jak zwykle, wyszła w sobotę tuż po śniadaniu, a kiedy zniknęła, Harry usadowił się w swoim ulubionym fotelu, włączając nastrojowy, jazzowy kawałek.
Niestety, jego spokój nie trwał długo; sowa, której nie rozpoznawał, zaczęła stukać dziobem w okno gabinetu. Harry ignorował ją przez chwilę, z racji, że wszystko, co naprawdę istotne z biura przybyłoby siecią Fiuu. Jednak po pewnym czasie zaczęło mu być szkoda ptaka, który, jeśli by go nie wpuścił, najwyraźniej zamierzał spędzić na parapecie cały dzień.
Sowa wleciała do gabinetu, upuszczając list na kolanach Harry'ego. Wystarczający dowód, gdyby Harry wciąż go potrzebował, że w środku nie było nic mrocznego lub przeklętego. W przeciwnym razie sowa nie przedostałaby się przez bariery ochronne.
Zanim zdążył sięgnąć po list i go otworzyć, pergamin sam się rozwinął i rozpłynął w delikatną mgłę, która przybrała postać przygotowującej się do zabrania głosu Narcyzy Malfoy. Harry zrzuciłby to ze swoich kolan, gdyby nie jeden fakt, który przykuł jego uwagę i powstrzymał od tego ruchu: matka Draco klęczała, unosząc złożone w błagalnym geście dłonie.
- Harry Potterze - powiedziała głosem pełnym desperacji. - Draco czuje się coraz gorzej, gorzej nawet niż w czasie, gdy rozmawiał z tobą mój mąż. Tak jakby więź, którą ujawniłeś, wiedziała, że go nie uznasz. To mój syn, mój jedyny syn, moje ciało i krew, leży teraz bliski śmierci i to ty mu to zrobiłeś. Błagam cię, błagam cię na kolanach: skończ, co zacząłeś. Kiedyś to ja pomogłam tobie, pomogłam ukryć twoją kondycję, byś mógł ukończyć zadanie...
Ha - pomyślał Harry. - Pomogłaś mi wtedy tylko dlatego, że chciałaś dowiedzieć się, czy twój syn wciąż żył.
- Czy teraz ty uratujesz mojego syna, czy zostawisz go na pewną śmierć? Lucjusz uważa, że musi istnieć jakiś sposób, jakieś inne wyjście z tej sytuacji, ale ja wiem, że się myli i że jakiekolwiek opóźnienie zabije Draco. Błagam cię, Harry Potterze..., uznaj mego syna
Harry zamrugał. Draco Malfoy może być umierający; nie żeby Harry o tym wiedział, lub jakoś specjalnie o to dbał, ale zdecydowanie nie zrobił absolutnie nic, żeby się do tego przyczynić. Skończ, co zacząłeś... więź, którą ujawniłeś... nic z tego nie miało dla niego żadnego sensu, a zwłaszcza trzy ostatnie słowa.
W roztargnieniu przywołał dla ptaka nieco sowiego przysmaku i spróbował przekonać samego siebie, że sytuacja Draco nie jest jego problemem. Ponieważ naprawdę nie była. Zarówno Lucjusz, jak i Narcyza, byli w błędzie, myśląc, że ma to coś wspólnego z nim.
Wiedział, że byli, a mimo tego nie mógł pozbyć się z głowy obrazu klęczącej Narcyzy Malfoy. Ona rzeczywiście mu pomogła, tuż przed ostatecznym pojedynkiem z Voldemortem. Co prawda zrobiła to z czysto egoistycznych pobudek, ale jednak zrobiła.
No i teraz był Aurorem kierującym całym departamentem, od czasu gdy Shacklebolt odszedł ostatecznie, by zająć stanowisko Ministra; a to wszystko naprawdę sprawiało wrażenie, jakby ktoś przeklął Draco Malfoya i to czymś bardzo paskudnym. Dziwne było to, że choć jego ojciec był w biurze Harry'ego, to nie przedstawił sprawy należycie. A przecież przysięga aurorska, którą złożył Harry, uniemożliwiała mu nie przyjrzenie się sprawie tylko dlatego, że rodzice poszkodowanego mają do niej bardzo specyficzne podejście.
Wzdychając, Harry napisał naprędce odpowiedź do Narcyzy i krzyknął Malfoy Manor, wrzucając kartkę wraz z proszkiem Fiuu do kominka.
3.
Odpowiedź na jego list przyszła w przeciągu sekund, ale bardziej zaskakująca była jej treść:
Nie, oczywiście Manor nie jest obecnie chroniona. Oczekuję Cię. Przybądź natychmiast.
Co też Harry uczynił.
Szybka podróż siecią Fiuu nie dała mu wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do wizyty w rodzinnej posiadłości Malfoyów. Jego ostatnie wspomnienia z tego miejsca były z gatunku tych okropnych: o boleśnie spuchniętej twarzy, koszmarnych krzykach Hermiony i późniejszym pochówku Zgredka.
Chyba jedyną dobrą rzeczą do wspominania był moment, gdy srebrna ręka Glizdogona zaatakowała go i udusiła. O jednego Śmierciożercę mniej do uporania się z podczas walki w Hogwarcie.
Gdy Harry wkroczył do salonu, mniej więcej w połowie tak dużego, jak cały jego dom, powróciło kolejne wspomnienie; Draco odmawiający zidentyfikowania go. A raczej unikający decyzji, mówiąc, że nie może być pewien przez tę deformującą rysy twarzy opuchliznę. Ale ten fakt, o ile Harry dobrze pamiętał, nie przeszkodził Draco w potwierdzeniu tożsamości Rona i Hermiony.
Z drugiej strony, po tym nie zrobił już nic, by pomóc któremukolwiek z nich, więc być może po prostu go nie obchodzili. W końcu Draco był bledszy niż zwykle i wyglądał na dość chorego, jakby rzeczywiste życie Śmierciożercy nie było dokładnie tym, czego oczekiwał.
- Panie Potter - wyszeptała Narcyza. Jej szaty wyglądały jakby nie były zmieniane od kliku dni. - Zapraszam na górę. Nie mamy zbyt wiele czasu.
Harry wyjął różdżkę; nie był głupcem, był przygotowany na niebezpieczeństwo. Ale Narcyza wyglądała na bardziej rozgorączkowaną, niż spiskującą, a jej niebieskie oczy sprawiały wrażenie zrezygnowanych, gdy skinęła na Harry'ego, by za nią podążał.
Potter wciąż trzymał różdżkę w pogotowiu.
Pospieszyła przez korytarz i dalej po eleganckich, zakrzywionych schodach, a następnie otworzyła drzwi i ponagliła Harry'ego gestem do środka.
Tam, zwinięty po jednej stronie ogromnego łóżka, leżał Draco Malfoy. Był nagi i cierpiący, i kurczowo ściskał dłońmi pościel pod sobą, gdy po jego ciele spływały strugi potu. Miał wyraźne problemy z oddychaniem, a z jego niemal bezbarwnych ust dało się słyszeć ciche jęki.
Przy wezgłowiu klęczał jego ojciec, jedną ręką głaszcząc wilgotne i pozlepiane w strąki włosy syna.
- Na miłość boską, okryjcie go - wyrzucił z siebie Harry, odwracając wzrok. Nigdy nie lubił Draco, ale to nie znaczyło, że chciał go widzieć w takim stanie.
- Nie może znieść żadnego dotyku - powiedział Lucjusz ze znużeniem, wstając. - Narcyzo, jestem przekonany, iż powiedziałem ci, że pan Potter nie wie, co się tu dzieje. Dlaczego go tu przyprowadziłaś?
- A jak myślisz, Lucjuszu? - W tamtej chwili Narcyza nie wyglądała na pokonaną; kroczyła naprzód niczym lwica broniąca swoich młodych. - On jest jedyną nadzieją dla Draco. Wiesz o tym!
- Jak długo on nie wie, co zrobił, może jest jakieś wyjście!
- Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówicie - wtrącił Harry. - I nie wiem też, co z wami jest nie tak. Wasz syn powinien być w Świętym Mungu. Po prostu zabierzmy go tam i wtedy powiecie mi, kto mógłby mieć powód, by rzucić na niego klątwę. Zapewne jest to długa lista, ale...
- Naprawdę jesteś tak durny jak Severus zawsze twierdził.
- Lucjusz!- powiedziała Narcyza, podnosząc głos.
- Mój syn, mój syn i dziedzic, moja krew!- wycedził Lucjusz przez zęby. - Nie chcę tego wszystkiego widzieć w jego rękach.
- Więc zobaczysz swojego syna martwego!
Instynkt Aurora, jaki posiadał Harry, po usłyszeniu takich słów, pracowałby już na najwyższych obrotach, jednak tym razem wiedział, że nie były one wypowiedziane w formie groźby. Były stwierdzeniem faktu. Nie, żeby cokolwiek z tego rozumiał.
- Jeśli nie zabierzecie go do Świętego Munga, ja to zrobię - powiedział, robiąc krok naprzód, by zgarnąć Draco na ręce. Gdy tylko go dotknął, zauważył, że chłopak ma wysoką gorączkę.
- On nie był trafiony żadnym przekleństwem - upierała się Narcyza, zagradzając Potterowi drogę do drzwi. - Jeszcze nie rozumiesz? On nie potrzebuje uzdrowiciela, on potrzebuje ciebie!
- Jesteście stuknięci, wszyscy. - Harry, pamiętając list Narcyzy i to jak napisała, że Manor nie jest już chroniona przez bariery antyaportacyjne, stwierdził, że wystarczy się skoncentrować, by móc się...
- Nie! - krzyknął Lucjusz chrapliwie, spiesząc przez pokój, by złapać Harry'ego za rękaw.
Potter zdekoncentrował się, odtrącając jego dłoń.
- Żadnej magii - powiedziała Narcyza, padając przed Harrym na kolana. - Nie mógł znieść jej nawet w takim stopniu, by można było wyczarować lód do ochłodzenia go. Aportacja lub przejście przez sieć Fiuu w tym stanie zabiją go. Musisz go uznać!
On nie potrzebuje uzdrowiciela, on potrzebuje ciebie...
Harry nie uwierzył w to; bo jak mógłby? Aczkolwiek teraz zaczynał dostrzegać, że była to prawda. Nagie ciało w jego ramionach było teraz zaledwie ciepłe, już nie rozpalone, i Draco zaczynał oddychać głębiej i spokojniej. Kurwa, pomyślał Harry, kręcąc głową. Nie wiedział co się działo, ale było jasne, że choroba Draco, czymkolwiek była, była z nim jakoś powiązana.
Jasne było także to, że już od pewnego czasu nie miał swojej różdżki w pogotowiu, a Lucjusz i Narcyza zdawali się tego nie dostrzegać. Patrzyli tylko na Draco.
- Jest z nim lepiej kiedy go trzymam - powiedział Harry, wzdychając. - Mógłbym gdzieś usiąść? Może moglibyście mi wyjaśnić, czy ktoś rzucił klątwę łączącą nas, lub... skąd wiedzieliście, że to jest związane ze mną, ze wszystkich ludzi? Może po prostu stwierdziliście, że jego największy wróg będzie najpewniejszym trafem?
- Nie ma żadnej klątwy, panie Potter. - Teraz Lucjusz brzmiał na zrezygnowanego. - Proszę, usiądź.
Harry zajął wskazane mu miejsce. To było krępujące: kołysać na kolanach nagiego Draco, podczas gdy jego rodzice patrzyli na nich. - Może mógłby teraz znieść prześcieradło czy cokolwiek innego do okrycia - powiedział Harry, przełykając. Nie myślał, że kiedykolwiek będzie czuł się tak niekomfortowo.
Zamiast przywołać jedno, Narcyza podeszła do wysokiej komody i wyjęła czyste prześcieradło. Harry potraktował to jako dowód na to, jak serio mówiła o reakcji Draco na magię. - Tylko ty możesz go okryć - powiedziała cicho, rozkładając prześcieradło przed włożeniem jego skraju Harry'emu w dłoń.
Blado niebieska tkanina była tak lekka i wytworna, że zdawała się być utkana z czegoś równie materialnego jak powietrze. Gdy Harry okrywał chłopaka na swoich kolanach, Draco zmienił pozycję, niemal wtulając się w niego. Jego ciężki oddech unormował się na tyle, by chłopak mógł się odprężyć i zasnąć.
Lucjusz i Narcyza usiedli obok siebie na łóżku Draco. Wyglądali na przemęczonych. - Więc? - zapytał w końcu Harry, który do tej pory tylko ich obserwował. - Zamierzacie coś wyjaśnić? Bo wiecie, nie mogę tu wiecznie siedzieć i trzymać go na kolanach. Czy kiedy go puszczę, znów mu się pogorszy?
- Tak. - Szczęka Lucjusza była zupełnie zaciśnięta. - Chciałem tego uniknąć. Na początku nie było żadnej nadziei, oczywiście. Byłem przekonany, że zrobiłeś to z rozmysłem i przeciągałeś dla własnej przyjemności. Gdy okazało się, że nie miałeś o niczym pojęcia, miałem nadzieję, że zyskamy trochę czasu na znalezienie jakiegokolwiek innego wyjścia z sytuacji. Nie udało się. Narcyza ma rację, teraz nie można zrobić już nic innego.
- Nic innego, niż...?
Gdy Lucjusz wydał zniecierpliwiony dźwięk, Narcyza ujęła jedną z jego dłoni w swoje i spojrzała na Harry'ego.
- Moja żona ma rację. Jeśli nasz syn ma w ogóle żyć, musisz go uznać. To proste, panie Potter. Twoja rodzina, jak widzisz, zawsze posiadała moją.
~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~
Harry zawsze wiedział, że Lucjusz Malfoy był obłąkany, ale nigdy nie miał aż tak dobrego dowodu, jak teraz. I biorąc pod uwagę rzeczy, których starszy czarodziej dokonał zarówno w pierwszej, jak i drugiej wojnie z Voldemortem, to naprawdę coś znaczyło.
- Słucham?
Lucjusz westchnął, a jego długie włosy zafalowały gdy spojrzał w bok. Narcyza zachęciła go niewielkim skinieniem. - Zapewniam cię, że to prawda - podjął po chwili. - Być może jest to za mocno powiedziane. Przypuszczam, że zaklęcie musiało się przecież kiedyś zacząć.
- Moja rodzina zawsze posiadała waszą - powtórzył Harry. Stwierdzenie było zbyt dziwaczne by być jakimkolwiek rodzajem żartu czy dowcipu, a Lucjusz zdecydowanie wyglądał na śmiertelnie poważnego, ale Harry wciąż nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. - Chcesz mi powiedzieć, że wy również należycie do mnie?
Lucjusz wzdrygnął się, gdy jego spojrzenie spotkało wzrok Harry'ego. - Potterowie posiadają Malfoyów; moja żona jest z Blacków.
- Ale tobie się wydaje, że należysz do mnie?
- Należałbym do twojego ojca, gdyby tylko zdał sobie sprawę z sytuacji zanim ożeniłem się z Narcyzą. Teraz moje życie jest powiązane z nią i jestem poza zasięgiem Res mea es.
- Res mea es?
- Zaklęcie przywłaszczające.
Nagle Draco w jego ramionach wydał się cięższy, kiedy dotarło do Harry'ego, co tak naprawdę słowa: uznaj mojego syna muszą znaczyć dla tych ludzi. Przywłaszczenie? Usta Harry'ego stały się suche od szoku. Zwilżył je językiem, próbując pozbyć się tego uczucia i powrócił do tego, co Lucjusz mu wyjaśniał.
- Więc Draco potrzebuje po prostu wziąć ślub. Spotyka się z kimś?
- On nie może się już z nikim związać, nie teraz, kiedy ty wiesz o zaklęciu. Umarłby, zanim zdążyłby powiedzieć „tak”.
Harry spojrzał na nich ze złością. - Dlaczego więc mi powiedzieliście? Powinniście byli go ożenić zaraz po tym, jak pojawiły się pierwsze oznaki!
- Próbowałem ci nie powiedzieć, jeśli raczyłbyś sobie przypomnieć. Kiedy wydawało się, że nie masz o niczym pojęcia, starałem się ten stan rzeczy utrzymać. - Lucjusz zamknął oczy. - Ale w momencie kiedy Draco pierwszy raz zachorował, stało się oczywiste, że musiałeś dowiedzieć się czegoś o swoim prawie do niego, nawet jeśli nie byłeś tego świadom. I teraz jakaś część niego wie, że zawsze był przeznaczony, by być twoim. I to, że nie jest... to go zabija, panie Potter. Musisz go uznać, tak jak powiedziała Narcyza.
- Dlaczego nie ożeniliście go lata temu, wiedząc, że coś takiego może się wydarzyć?- zapytał Harry, mocniej obejmując Draco.
Oczy Lucjusza rozszerzyły się do wąskich szparek. - Wierz mi, próbowałem.
Harry zadrwił. - Chcesz mi powiedzieć, że Draco nie mógł znaleźć sobie dziewczyny nawet wiedząc, że alternatywą będzie uznanie go przeze mnie?
- On nie miał pojęcia o Res mea es.
- Jakim ty, do cholery, jesteś ojcem?
- A jakim ty jesteś czarodziejem, panie Potter? Najwyraźniej nieobeznanym w magii pokoleniowej. Nie wolno go było poinformować o Res mea es, dopóki nie ożenił się i nie miał własnego syna lub nie przeszedł spod mojej kontroli pod twoją.
- Och. Jak Zaklęcie Fidelius, coś w tym rodzaju?
Lucjusz milczał, ale cisza była wystarczająco wymowna.
Harry westchnął ponownie. - W porządku, rozumiem, tak myślę. Choć muszę powiedzieć, że nie miałem pojęcia o swoich prawach, czy czymkolwiek, więc nie wiem co uaktywniło w nim zaklęcie. Cóż, Ministerstwo ma trochę naprawdę dobrych źródeł informacji o niemal wszystkim, co magiczne, więc jeśli dacie mi trochę pergaminu, zacznę pisać listy i postaramy się to wszystko wyjaśnić. I będę tu, cholera, siedział, trzymając waszego syna, jeśli ma go to utrzymać przy życiu, dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania.
Narcyza załamała ręce. - Poprawia mu się tylko dlatego, że jesteś tu, by go uznać, a przynajmniej magia w to wierzy. Pogorszy mu się, jeśli nie to będzie twoim celem.
- Skąd możecie wiedzieć coś takiego?
Usta Lucjusza ułożyły się w prostą linię, kiedy przemówił przez zaciśnięte zęby: - Któryś z twoich przodków zniszczył wszystkie informacje o Res mea es, ale moja rodzina przekazywała wiedzę o zaklęciu z pokolenia na pokolenie, na wypadek gdyby znów się obudziło. Od ostatniego razu minęło pięćset lat, ale wiedzieliśmy, że to się kiedyś znów wydarzy. Wiemy jak działa to zaklęcie.
No dobra, Harry mógł dostrzec w tym logikę. W końcu Malfoyowie mieli ponad wszystko rozwinięty instynkt samozachowawczy. To, że wciąż posiadali dzieci, nawet z taką groźbą wiszącą nad linią rodu, było dowodem samym w sobie. Właściwie ta myśl sprawiła, że Harry poczuł się nieco chory. - Moment. Jeżeli teraz, gdy o tym wszystkim wiem, Draco będzie miał jakieś dzieci, to czy zaklęcie zadziała i na nie?
- Będą twoimi sługami - wyszeptała Narcyza, a jej oczy napełniły się łzami. - Tak jak on, jeśli tylko go uznasz. Ale tak musi być. Nie zniosę widoku martwego Draco, panie Potter. A ty... - Otarła łzy dłonią, odgarniając przy okazji z twarzy pasma długich włosów. - Ty jesteś tylko półkrwi i niewart go, ale słyszałam, że jesteś dobrym...
- Cisza, Narcyzo - rozkazał Lucjusz, kręcąc głową.
Harry wypuścił powietrze. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że wiedzieliście o tym cały czas i nigdy nie zrobiliście niczego, żeby... no nie wiem! Musiało być coś, co mogliście z tym zrobić!
- I to mówi nasz mały bohater - zakpił Lucjusz. - Zrobiłem, co mogłem. Kazałem mu zaprzyjaźnić się z tobą, byś w razie czego był do niego łaskawie nastawiony. Ale oczywiście Draco nie mógł podołać nawet takiemu zadaniu. I kiedy Czarny Pan powrócił, wstawiliśmy się za nim, ponieważ byłeś ostatnim ze swojej linii krwi i gdybyś umarł bezpotomnie, bylibyśmy wolni...
Harry cofnął się pamięcią do ostatniego razu, gdy był w Malfoy Manor. - Nie chodziło tylko o mnie.
- Nie - przyznał Lucjusz. - Ale mieliśmy więcej powodów, by chcieć widzieć cię martwym. Zamiast tego, wygrałeś. Wygrałeś wszystko, jak się zdaje.
- Nie chciałem tego. - Harry westchnął. - Jedyne, czego kiedykolwiek chciałem, to być zostawionym w spokoju, panie Malfoy. Spójrz, nie zaufałbym tobie ani twojej żonie, żeby to zrobić, ale czemu by tu nie wezwać kogoś z Ministerstwa, żeby zmodyfikował mi pamięć? Po wszystkim nie będę pamiętał niczego, co miało tu miejsce. I wtedy będziemy mogli żyć dalej tak, jak przedtem, prawda?
- Tu teraz nie chodzi o to, co ty wiesz - wysyczał Lucjusz. - Zaklęcie wewnątrz niego wie i ono nie może być zmodyfikowane za pomocą czarów. Póki Draco nie będzie należał do ciebie, nie zniesie żadnej magii wykonanej na nim lub blisko niego, nawet twojej.
- Dopóki nie będzie uznany. - Harry przygryzł wargę. - Cóż, nie mogę tego zrobić. To jest... to jest niemoralne. To nawet nie może być legalne, w dzisiejszych czasach...
- Magia nie zna dnia ani wieku. Co zatem zrobisz, skarzesz go na śmierć? Ty, który zgładziłeś Czarnego Pana bez nawet jednokrotnej inkantacji zaklęcia zabijającego?
- Nie mogę uwierzyć, że z tej sytuacji są tylko dwa wyjścia. On czuje się teraz dużo lepiej - powiedział Harry, starając się przyjąć rozsądny ton. - Nie wydaje mi się, żeby wciąż miał gorączkę i... - Nagle, zdając sobie sprawę jak chłodny zrobił się Draco, Harry głośno przełknął.
Narcyza poprawnie odczytała ten cichy dźwięk i w jednej chwili pospieszyła do Harry'ego, położyła dłoń na czole swojego syna i wzięła krótki, gwałtowny wdech. - Jak długo chcesz to jeszcze przeciągać? - zaatakowała Harry'ego. - On umiera, nawet teraz!
Niestety Harry widział, że miała rację. Nie było więcej czasu na dyskusję i pytania, a już na pewno nie było go na zbadanie Res mea es, by mogli rozwiązać sytuację w inny sposób. Z każdą sekundą skóra Draco stawała się coraz chłodniejsza, jakby zaklęcie w nim dawało za wygraną.
Jakby rezygnowało z Harry'ego, ale to Draco był tym, który przepłaciłby to życiem.
Zbyt dużo już było śmierci, pomyślał Harry. Nie mógł dodać kolejnej do listy, którą miał w głowie, nawet jeśli miał być to Draco. Nie wiedział do czego Res mea es mogło prowadzić, lub czego mogłoby wymagać, ale nie było czasu na debatowanie nad tym. Nie teraz. Będą musieli dowiedzieć się później i mieć nadzieję.
Harry spojrzał w zatroskaną twarz Narcyzy, po czym zerknął na Lucjusza; rysy jego twarzy wyglądały na udręczone czymś innym. Czymś na kształt cierpienia.
- Uznam go. - Harry odchrząknął. - Jak mam to... co mam...
Narcyza podniosła jego dłoń i wsunęła ją pod prześcieradło, kładąc na klatce piersiowej Draco, dokładnie nad sercem. - Teraz wszystko, co musisz zrobić, to powiedzieć to - wyszeptała, jakby obawiała się, że Draco stoi na krawędzi przepaści i zbyt dużo hałasu go zepchnie.
- Uznaję cię - powiedział Harry, choć słowa grzęzły mu w gardle.
Narcyza pokręciła głową. - Res mea es, et ream meam vindico.
Żołądek Harry'ego lekko się wzburzył. Jego łacina nie była doskonała, ale znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że będzie nazywał Draco rzeczą. Być może nawet uprzedmiotowi go. Ale nie było innego wyjścia.
Zamykając oczy, wypowiedział słowa: - Res mea es, et ream meam vindico.
Obok niego Narcyza opadła na podłogę, otwarcie płacząc. Twarz Lucjusza była niczym z kamienia, kiedy klęknął przy niej i objął ramionami.
Patrząc na nich Harry wiedział, że już nigdy nie będą mogli go skrzywdzić i to nie tylko dlatego, że prawdopodobnie trzyma życie Draco w swoich rękach. Nie, było więcej powodów. Tu w grze była magia, wirująca wokół niego, wiążąca go jedwabistymi nitkami głównie do Draco, ale także, choć w mniejszym stopniu, do nich.
Nie posiadał ich, nie w sposób, w jaki posiadał Draco, a jednak zaklęcie zmuszało ich, by szanowali wolę Harry'ego. By nie utrudniali, nie przeszkadzali. I ponad wszystko, by nigdy więcej nie sprzeciwili się Harry'emu, w żaden sposób.
Draco robił się coraz cieplejszy. Wciąż był nieprzytomny, ale z każdą sekundą stawał się silniejszy. Harry mógł wyczuć puls, mógł wyczuć ruchy klatki piersiowej. Wkrótce powinien się obudzić i wtedy ktoś będzie musiał mu powiedzieć, ktoś będzie musiał mu wyjaśnić...
Wyjaśnić co konkretnie?
W tym momencie Harry zrozumiał, że nie ma pojęcia, w co się właśnie wpakował. Dosłownie.
4.
Być może Draco i należał do Harry'ego, ale ze względu na opinię Malfoyów, że prawdopodobnie jest jeszcze zbyt wcześnie na poddawanie Draco jakiejkolwiek magii, obaj pozostali w posiadłości.
W związku z całą tą sytuacją dwie rzeczy wydały się Harry'emu dziwne. Po pierwsze - forma, w jakiej zasugerowano mu dalszy pobyt: ulegle i z pełnym szacunkiem. Po drugie, podejrzenie Malfoyów, że Potter mógłby się na to wszystko nie zgodzić. Bóg mu świadkiem, że nie chciał Draco w swoim domu.
Lucjusz najwyraźniej z góry założył, że Harry nie będzie chciał, lub też nie będzie mógł brać udziału w całej tej sprawie.
Harry zadecydował, że uporają się z tym wszystkim, gdy tylko będą pewni, że Draco wyzdrowieje. Spędził ponad godzinę, siedząc przy łóżku chłopaka i obserwując go. Stan Draco wydawał się nie ulegać zmianie, pomijając pomrukiwanie i znaki, które pojawiły się na obu jego nadgarstkach. Były to delikatnie zarysowane, przeplatające się linie. Wzór przypominał stylizowany łańcuch, choć zamiast ogniw, widniała tam ledwie ich naszkicowana ciemnozielonym atramentem sugestia.
- Symbol Res mea es - powiedział Lucjusz drżącym głosem, wyciągając rękę, jakby chciał prześledzić linie lub tylko musnąć bezwładną dłoń syna. Wycofał się jednak, w ostatniej chwili rezygnując z dotknięcia Draco.
Harry poczuł, jak coś się w nim skręca. Ale choć nie wiedział co, był pewien, że nie była to litość. Najwyraźniej w najbliższym czasie jego opinia o Lucjuszu nie miała ulec poprawie. To, że mężczyzna kochał swojego syna, nie umniejszało jego zbrodni, a na pewno nie zmieniało w oczach Harry'ego faktu, że powinien on spędzić w Azkabanie jeszcze przynajmniej dwadzieścia lat.
I Draco razem z nim, nawet jeśli Ministerstwo ogłosiło w jego przypadku „okoliczności łagodzące”, skazując go na sześciomiesięczny areszt domowy, podczas gdy Narcyza dostała taki wyrok na rok.
Harry uważał, że takie kary dla Śmierciożerców to nic więcej, niż danie po łapach, a zarazem policzek dla wszystkich dobrych ludzi, którzy zginęli podczas wojny i wszystkich wciąż cierpiących z jej powodu. Takich, jak choćby Teddy Lupin, który stracił rodziców zanim tak naprawdę miał szansę ich poznać.
Harry wiedział, jak to jest.
Więc nie, nie było mu przykro z powodu nieszczęścia ludzi takich jak Lucjusz Malfoy, nawet teraz, gdy widział jego wykrzywioną smutkiem twarz, kiedy mężczyzna zabierał dłoń bez dotknięcia Draco. Ale także nie chciał mu sprawiać więcej cierpienia w związku z Res mea es.
- On nadal jest twoim synem - powiedział Harry cicho, ponownie siadając. - To się nie zmieniło. To się nigdy nie zmieni, panie Malfoy. Bez względu na wszystko.
- Źle mnie zrozumiałeś - powiedział Lucjusz ze znużeniem. - Ja wiem, że on wciąż jest moim synem i że zawsze nim będzie. A mimo to nie mogę go dotknąć, przynajmniej przez jakiś czas. Nikt nie może. Będzie musiał przyzwyczaić się... najpierw do ciebie.
Harry'emu nie podobał się wydźwięk tych słów. - Jak długo to potrwa?
- Sześć miesięcy, być może rok? To zależy. Po pięciu wiekach uśpienia zaklęcie może być bardziej wymagające, niż zwykle.
- W stosunku do mnie?
- Do niego. - Lucjusz posłał mu drwiące spojrzenie. - Jesteś właścicielem, panie Potter, on - twoim sługą, a zatem nie może od ciebie niczego wymagać. Zaklęcie też nie.
- To dobrze - uspokoił się Harry. - W takim razie zostawię go teraz z tobą i możemy udawać, że to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Nikt nie musi wiedzieć. Er... być może przydałby się jakiś czar maskujący na jego nadgarstki. Jeśli wy nie możecie użyć na Draco magii, ja chętnie to zrobię...
- Możesz go tu zostawić, jeśli tego sobie życzysz - powiedział Lucjusz zimno. - Możesz zrobić z nim co tylko zechcesz i nie musisz myśleć o jego potrzebach, jeśli tego właśnie pragniesz. To, że on umrze, zapewne nie będzie miało dla ciebie żadnego znaczenia...
- Och, na miłość boską - powiedział Harry, podrywając się ze swojego krzesła. - Gdybym chciał, żeby umarł, nie uznałbym go w ogóle, więc nie zachowuj się jakbym za wszelką cenę próbował go skrzywdzić. Po prostu powiedz, o co ci chodzi!
- To skomplikowane, panie Potter - powiedziała Narcyza. Siedziała na łóżku Draco na tyle blisko syna, by móc go dotknąć, choć, jak zauważył Harry, nie robiła tego. - Jeśli spróbujemy powiedzieć ci wprost lub jakikolwiek inny sposób wpłyniemy na to, jak go używasz, to on będzie tym, który zostanie za to ukarany.
Używasz. Harry przełknął. - Ukarany... jak?
- Najczęstszym sposobem było powolne duszenie - powiedział Lucjusz pozbawionym emocji głosem. - Które zresztą skończy się z chwilą, gdy przestaniemy próbować ingerować w to, w jaki sposób będziesz go używał.
I znów ten zwrot. Harry życzyłby sobie, by przestali go stosować. Miał gdzieś inkantację; Draco nie był rzeczą i nie będzie używany, cokolwiek miałoby to znaczyć.
- To dotyczy tylko was, czy wszystkich?
Rodzice Draco spojrzeli na Pottera bez zrozumienia.
- Czy wasz syn zostanie ukarany, jeśli Hermiona powie mi, co mam z nim zrobić?
- Nie, zdecydowanie nie. - Lucjusz wyglądał na zdegustowanego. - To magia pokoleniowa, panie Potter. Twoi nisko urodzeni przyjaciele nie mają na zaklęcie żadnego wpływu.
- Świetnie - wtrącił Harry. - Zatem, jeśli dobrze rozumiem, nie możecie mówić mi, co mam robić. Czy możecie przynajmniej powiedzieć, czego mogę się spodziewać po Res mea es? Domyślałam się, że Draco musi zamieszkać ze mną? Dopóki się nie przyzwyczai, o ile dobrze pamiętam...?
- Nie musi z tobą zamieszkać, ale jeśli tego nie zrobi, zaklęcie go zabije. Skoro już go uznałeś, kpiną byłoby żyć osobno - wyjaśniła łagodnie Narcyza.
- Więc sześć miesięcy, do roku - powiedział Harry. Brzmiało strasznie, ale prawdopodobnie mógł wytrzymać z Draco tak długo. Jeśli naprawdę musiał...
- Twoje uznanie wiąże was na całe życie, choć możesz zignorować je w każdej chwili.
- Och, Boże. Chcesz mi powiedzieć, że on musi mieszkać ze mną do końca życia? - Harry aż się zachwiał. - Więc o co chodziło z tym przyzwyczajaniem się?
Lucjusz odpowiedział szorstko: - W chwili, gdy zaklęcie ustabilizuje się, objęcie przez matkę nie powinno go zabić, lecz zanim to nastąpi, istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie. Oczywiście, tylko od ciebie zależy, czy pozwolisz nam kiedykolwiek znów na niego spojrzeć...
Jeśli było w tym nowym obowiązku coś, co szczególnie irytowało Harry'ego, to był to właśnie pomysł, że mógłby trzymać syna z dala od wyraźnie kochających go rodziców. - Zamknij się - powiedział Potter głosem niskim i zawziętym. - Nie oceniaj mnie według swoich obrzydliwych standardów. Po prostu się zamknij.
Ku jego kolosalnemu zdumieniu, Lucjusz posłuchał.
Harry wziął głęboki oddech, by się uspokoić, ale nieszczególnie mu to pomogło. Draco musiał zamieszkać z nim na zawsze? Czy Harry nigdy nie uwolni się od tego dupka? Chłopak odwrócił się plecami do ściany i zamknął na chwilę oczy. Gdy przemówił, nawet nie zadał sobie trudu, by ukryć jak bardzo nie był zachwycony nowymi wiadomościami. - Co się stało z tym kawałkiem o niewymaganiu przez zaklęcie niczego ode mnie?
- Ono niczego nie wymaga - powiedział Lucjusz, wstając. Zamiast jednak zbliżyć się do Harry'ego, zaledwie zwrócił ku niemu twarz. - Jego życie jest w twoich rękach.
- Czy ty aby nie przesadzasz?
- Res mea es zakłada, że właściciel będzie pragnął utrzymać sługę przy życiu, by mógł on wykonywać swoje obowiązki.
Harry wykrzywił usta. - Myślę, że powinniśmy wrócić do tego, co powiedziałeś o potrzebach Draco. „Nie pozwól nikomu go dotykać”, w porządku...
- Twój dotyk nie wyrządzi mu krzywdy - wtrąciła Narcyza.
Harry posłał jej sceptyczne spojrzenie, na które ona odpowiedziała smutnym. Wszystko to było bardzo dziwne, ale chłopak nie zamierzał dać się zepchnąć z raz obranego toru. - I będzie musiał zamieszkać ze mną, to załapałem. Czego jeszcze będzie potrzebował? I nie tłumaczcie znowu, że nie możecie mi mówić, co mam robić. Musi istnieć sposób, byście mogli dać mi jakąś wskazówkę, nie powodując przy tym u niego duszności.
Lucjusz przytaknął. - Mniemam, iż pamiętasz, co powiedziałem wcześniej, o magii, która może być silniejsza po pięciuset latach uśpienia.
- Taa. Cokolwiek powiesz, może być dobrym początkiem. W końcu od czegoś musimy zacząć. - Wzdychając, Harry machnął na Lucjusza, by kontynuował.
- Mój syn będzie potrzebował bezpośrednich wskazówek, zwłaszcza na początku, nawet przy najprostszych zadaniach. Bez twojego przyzwolenia nie będzie w stanie wykonać czynności niezbędnych do życia. Będzie...
- Moment. Jakich czynności niezbędnych do życia?
Oczy Narcyzy znów napełniły się łzami; gdy podniosła swoje spojrzenie na Harry'ego, wyglądała na przestraszoną. - Nie będzie jadł, dopóki mu nie rozkażesz. - Szloch uwiązł jej w gardle. - Będziesz dla niego dobry, prawda? Będziesz myślał o nim przy każdym posiłku i...
- Narcyza! - warknął Lucjusz.
Kobieta momentalnie ucichła, ale nie dlatego, że była typem żony traktującym słowa męża jak prawo. Nie...wyraźnie myślała o Draco, czując się chorą na myśl, jak niewiele dzieliło ją od mówienia Harry'emu, co ma z nim robić. - Wybacz mi mój tupet - powiedziała po chwili, tłumiąc kolejny szloch. - On jest twój.
- Będę dla niego dobry - powiedział Harry, czując się w stosunku do niej absolutnie okropnie. W najmniejszym stopniu nie mógł sobie wyobrazić, jak to wszystko będzie wyglądać; brzmiało tak, jakby Draco miał być zupełnie zależny od jego dobrej woli. Ale z drugiej strony, Malfoyowie mieli bardzo mało powodów by przypuszczać, że Harry będzie miał tej dobrej woli wystarczająco dużo, jeśli chodzi o ich syna. Koniec końców, po wojnie mówił głośno o potrzebie surowszych kar, używając wręcz aresztu domowego Draco jako przykładu złego ich wymierzania. A Malfoyowie byli bez wątpienia tą kategorią ludzi, którzy, gdyby tylko role były odwrócone, byliby okrutni i mściwi.
Tak więc Narcyza najprawdopodobniej sądziła, że ma bardzo dobry powód, by bać się o syna. To wyjaśniłoby także wcześniejszą wzmiankę Lucjusza; tę, w której Harry nie pozwala Draco już nigdy więcej widywać się z rodzicami. Byłby to bowiem ten typ zachowania, którego należałoby się spodziewać po Lucjuszu, gdyby nielubiany młodzieniec wpadł w jego władzę.
Ale Harry, oczywiście, Lucjuszem nijak nie był. W najmniejszym stopniu.
- Spójrzcie, ja wiem, że nie jestem samym Ministrem - Harry powiedział obojgu. - Jestem tylko zwykłym człowiekiem, i tak, byłem zirytowany, gdy po wojnie Ministerstwo nie słuchało mnie w kwestii Śmierciożerców, ale zaakceptowałem jego werdykt. W końcu jestem Aurorem, a to znaczy, że przysiągłem stosować się do decyzji Ministerstwa i nie wymierzać własnej sprawiedliwości.
Patrzyli na niego, jakby mówił w obcym języku.
- Przejdźmy do rzeczy - powiedział Harry zniecierpliwiony. - Obiecuję nie pozwolić mu umrzeć z głodu, w porządku? Najwyraźniej nie potrzebuje mojej zgody na oddychanie i bicie serca, a zatem będzie potrzebował pomocy tylko przy świadomych potrzebach?
- Tak jakby - powiedziała nieco uspokojona Narcyza. - Dopóki mu nie rozkażesz, nie będzie spał, choć po wystarczająco długim czasie jego ciało ustąpi z powodu wyczerpania. Nie wykąpie się, nie uczesze włosów, ani nie umyje zębów. W skrócie, nie zużyje ani odrobiny energii, by zadbać o siebie, dopóki nie będziesz na to nalegał. I musisz... - Podjęła ponownie, przełykając: - Będzie wymagał kogoś, kto przewidzi jego potrzeby w tym zakresie. Nie będzie mógł niczego od ciebie zażądać, panie Potter. I będzie potrzebował przebywać w pobliżu ciebie, by móc ci służyć.
- Nie mogę po prostu mu powiedzieć, by informował mnie o swoich potrzebach?
- Być może z czasem, gdy zaklęcie się uspokoi. Ale na początku niestety nie.
Harry skrzywił się, ale przyjął to do wiadomości. Co innego mógł zrobić? - I jak blisko oznacza „w pobliżu”? - Coś okropnego przyszło mu na myśl. - Czy będzie musiał chodzić ze mną do pracy?
- Nie, jeśli będzie mógł być przy tobie w innych momentach każdego dnia.
W porządku, Harry mógł zapewne dać sobie z tym radę, chociaż wcale mu się to nie podobało. - A co, jeśli ja nieszczególnie chcę, by mi służył?
Lucjusz przemówił twardym głosem: - Jak mówiłem, wybór należy do ciebie.
Co, jak zrozumiał Harry, znaczyło, że Draco będzie musiał mu służyć. Ugh. Harry naprawdę nie mógł sobie tego wyobrazić. W pierwszej chwili pomyślał, że chłopak wolałby raczej umrzeć, niż zgodzić się na coś takiego. Chociaż... pewnie nie. Malfoyowie mieli obsesję na punkcie instynktu samozachowawczego i Draco nie był wyjątkiem.
Cóż, Harry będzie musiał sobie jakoś poradzić. Miał niewielki wybór niezależnie od tego, jak Lucjusz ubierał to w słowa
- Coś jeszcze?
Narcyza zawahała się. - Fakt, że już wcześniej zawdzięczał ci życie może odegrać jakąś rolę. Tak samo jak wieloletnia rywalizacja między wami, czy długotrwała remisja zaklęcia. Wprawdzie rodzina Lucjusza zachowała wiedzę o Res mea es żywą, na wypadek, gdyby była potrzebna, ale informacje te są ograniczone i niepełne.
Świetnie. Po prostu świetnie. - Czy mogę w takim razie zobaczyć te zapisy?
Lucjusz spojrzał na niego groźnie. - Zapisy? Pisemne rejestry? Jesteś tak głupi, by pomyśleć, że moi przodkowie zaryzykowaliby możliwość ujawnienia czegoś takiego? Wiedza o naszej hańbie była przekazywana z ojca na syna tylko szeptem, nawet gdy potrzeba uznania tajemniczo zaniknęła jakieś pięć wieków temu!
- Raany. Tak tylko spytałem. - Harry odepchnął się od ściany i rozejrzał, myśląc. - Co wiecie o tym tajemniczym końcu? Jak zaklęcie zostało uśpione? Jeśli jakiś Potter mógł to zrobić, może ja też potrafię.
- Podobno jeden z twoich przodków zniszczył wszystkie materialne dowody na istnienie zaklęcia i popełnił samobójstwo, nie przekazując żadnej wiedzy swemu nowo narodzonemu dziedzicowi.
- Och, cóż, to odpada.
- Zwłaszcza, że to i tak nie ocaliłoby naszego syna - dodała Narcyza, piorunując spojrzeniem męża, zanim zwróciła wzrok z powrotem na Harry'ego. - On umrze razem z tobą.
Bardziej niż cokolwiek innego, ta część informacji sprawiła, że Harry poczuł się tak, jakby naprawdę był związany z tym palantem. Kolejna cholernie wspaniała wiadomość.
- Czy Draco wciąż może używać różdżki?
- Do twoich usług. Nie przeciw tobie.
Nozdrza Harry'ego rozszerzyły się. Nie martwił się, że młody Malfoy mógłby chcieć się z nim pojedynkować. Po tym wszystkim, co stało się podczas wojny, wątpił czy Draco w ogóle zebrałby się na odwagę.
Śpiący na łóżku mężczyzna zaczął zmieniać pozycję. Materiał, którym był przykryty, zsunął się, odkrywając go do pasa. Harry odwrócił wzrok, mimo że przecież chwilę wcześniej widział go zupełnie nagiego. Co z tego, że Draco Malfoy miał skórę bladą niczym księżycowa poświata, lub że włosy na jego brzuchu ciemniały do złotego odcienia gdzieś w okolicy pachwiny. Potter nie powinien był nawet dostrzec tych rzeczy i definitywnie nie powinien o nich teraz myśleć.
Harry przeniósł wzrok na rodziców Draco. - Więc... wydaje mi się, że nadszedł już czas. Er... chcielibyście powiedzieć swojemu synowi, co mu zrobiono? Czy ja powinienem?
Narcyza wyglądała jakby pytanie samo w sobie zadawało jej ból. Jej głos, gdy odpowiedziała, był niski i chrapliwy. - Twój wybór, panie Potter. Teraz nie możemy o niczym decydować. Mój syn należy tylko do ciebie.
Cóż, skoro tu w ogóle istniał jakiś wybór, oznaczało to, że Draco nie musiał usłyszeć tych wiadomości od Harry'ego, co bardzo mu odpowiadało. Chłopak wolałby nie widzieć jak Draco dostaje histerii, czy też płacze. Tamten raz w łazience był wystarczający.
- W takim razie zaczekam na zewnątrz - powiedział Potter, kierując się w stronę drzwi.
Dobiegł go łagodny głos Narcyzy. - On może cię potrzebować w każdej chwili.
Harry przypuszczał, że chciała w ten sposób przekazać mu, by nie odchodził zbyt daleko. Przytaknął na znak, że zrozumiał, po czym zamknął za sobą drzwi i przykucnął, opierając się plecami o ścianę. Boże, potrzebował mocnego drinka, kilku dni snu i rady od kogoś, kto wiedział więcej, niż Malfoyowie.
Ale bardziej, niż to wszystko, potrzebował porozmawiać z Ginny.
5.
Harry pomyślał o wysłaniu do Ginny swojego Patronusa z jakimś rodzajem wiadomości, ale nie bardzo wiedział, jak to wszystko ubrać w słowa. Zresztą to i tak był ten rodzaj sprawy, który wymaga osobistych wyjaśnień. Po prostu zrobienie tego wszystkiego, przywłaszczenie Draco Malfoya, bez poświęcenia nawet jednej myśli Ginny, było co najmniej nie porządku.
Więc nic dziwnego, że chciał z nią porozmawiać. Powinien był to zrobić w pierwszej kolejności. Ale nie... Malfoy był umierający. Być może, gdyby Harry go wtedy nie dotknął, Draco mógłby przytrzymać się życia jeszcze wystarczająco długo, by Potter zdążył przeprowadzić z nią tę rozmowę. Choć Bóg jeden wie, co właściwie by jej wtedy powiedział.
Ale Harry nie pomyślał o Ginny. Zamiast tego bez zastanowienia podniósł Draco, nie myśląc o niczym innym, niż to, że musi zabrać go do Świętego Munga. Cała reszta potoczyła się sama. Życie Draco wisiało na włosku od chwili, gdy zaklęcie potraktowało obecność Harry'ego jako zapowiedź uznania młodego Malfoya. A po tym wszystkim, jaki Harry miał wybór?
Ale czy Ginny zobaczy to w ten sposób? Straciła na wojnie brata, a czym innym mógłby być Draco Malfoy, niż tylko odświeżeniem wspomnień? Na dodatek Draco najwyraźniej będzie potrzebował całkiem sporo czasu i uwagi Harry'ego, przynajmniej na początku...
Najgorszy z tego wszystkiego był fakt, że Ginny ostatnio sugerowała, że ona chętnie wprowadziłaby się do Harry'ego, a on zawsze odmawiał. Tłumaczył, że nie jest jeszcze gotowy, by zamieszkać z kimś, by dzielić z inną osobą swoją przestrzeń życiową. Teraz, kiedy Ginny odkryje, że Harry zgodził się dzielić tę przestrzeń z Draco Malfoyem, ze wszystkich ludzi... Harry nie mógł sobie wyobrazić, co powie, ale nie oczekiwał niczego bardzo przyjemnego.
Harry westchnął, podniósł się i zaczął nerwowo przemierzać korytarz.
Starał się nie słyszeć przyciszonych głosów po drugiej stronie ściany, nie myśleć, jak Draco musi odbierać ten typ wiadomości. Choć im bardziej starał się nie myśleć, tym bardziej to robił, a wnioski, jakie zaczął wyciągać, były cholernie przygnębiające.
Mianowicie: był wstrętnym, samolubnym draniem, który z wyprzedzeniem współczuł sobie słów, mogących paść z ust Ginny. W porównaniu z Draco, który nie zrobił nic, by zasłużyć na taki los, problem Harry'ego wydawał się być wręcz śmiesznie błahy. Owszem, Draco był Śmierciożercą i krzywdził ludzi, a nawet próbował zabić Dumbledore'a, ale Harry wiedział, że tak naprawdę nie zabił nikogo. Kiedy przyszło co do czego, Draco nie był do tego zdolny.
Pięć lat w Azkabanie, taka była osobista opinia Harry'ego na temat wyroku, jaki powinien dostać Draco. Pięć lat... lub siedem, kiedy pomyślał o zatruciu i niemal zabiciu Rona. Ale to? Harry nigdy nie zachęcałby do czegoś tak barbarzyńskiego jak przywłaszczenie, nawet tymczasowe. A już tym bardziej na całe życie!
Ale z drugiej strony Harry wychował się w Mugolskiej Brytanii, więc oczywiście niewolnictwo nigdy nie przyszłoby mu nawet do głowy. W jego opinii czarodziejski świat był znacznie bardziej barbarzyński w poglądach. Skoro nawet życzliwa, dobroduszna osoba mogła knuć przez cały czas, pilnując by Harry, jak to ujął Snape, stał się świnią na rzeź... Taak, patrząc na to, istnienie zaklęć przywłaszczających naprawdę nie powinno było go zaskoczyć. Wystarczyło spojrzeć na skrzaty domowe.
A od nich już tylko mały krok do czarodziejów, prawda? Nawet jeśli tego typu zaklęcia nie były w powszechnym użyciu. Co natomiast było aż nadto powszechne, to myślenie o niektórych czarodziejach jako ludziach gorszej kategorii. Wystarczy spojrzeć na ogromną ilość zniszczeń, których w tak krótkim czasie dokonał Voldemort, robiąc obławy na Mugolaków. Miał mnóstwo pomocy, mnóstwo popleczników, od cholery ludzi gotowych postępować w ten sposób, zamiast stanąć za tym, co było prawe i zwyczajnie przyzwoite...
- Panie Potter. - Łagodny głos Narcyzy wdarł się w jego myśli. Harry miał wrażenie, że kobieta stała tam od jakiegoś czasu, przyglądając mu się, gdy przemierzał pokój. Pomysł ten był o tyle przerażający, że jako Auror powinien być zawsze czujny i ostrożny. Zwłaszcza w miejscu takim jak to, i z ludźmi tego pokroju...
Ale nie, oni nie mogli teraz działać przeciwko niemu. Harry wiedział, że dobrze zrozumiał co zaklęcie Res mea es uczyniło jemu i rodzicom Draco.
- My... my wyjaśniliśmy - powiedziała Narcyza z wahaniem. Harry zrozumiał, że próbowała znaleźć sposób, żeby nie mówiąc konkretnie, co ma zrobić, przekazać, by poszedł z nią. - On... on rozumie, ale nie jest sobą. Jest w ciężkim szoku...
Harry starał się doszukać drugiego sensu w jej słowach: proszę, nie bądź zły, jeśli Draco powie ci coś nietaktownego. To tylko pokazywało, jak dobrze Narcyza Malfoy znała swojego jedynego syna.
Choć, być może, miała na myśli dokładnie to, co powiedziała, ponieważ kiedy Harry podążył za nią do sypialni, Draco naprawdę nie wyglądał zbyt dobrze. Był bardzo blady, a jego oczy błyszczały, jakby wciąż był w gorączce. Albo wyglądały w ten sposób, ponieważ były nieco zaczerwienione.
Och, Boże. Draco jednak płakał. Albo co najmniej bardzo starał się powstrzymać od łez.
Chłopak przez sekundę patrzył prosto na Harry'ego niemal pustym spojrzeniem, po czym opuścił wzrok. Jego palce bez ustanku poruszały się po owiniętym wokół jego bioder niebieskim prześcieradle, które wciąż było jego jedynym okryciem. Widząc to, Harry nie mógł się powstrzymać przed zapytaniem samego siebie, co z tymi ludźmi było nie tak. Czy oni nigdy nie słyszeli o piżamach, albo przynajmniej o koszulach nocnych?
- Pani Malfoy, czy zechciałaby pani podać mu coś do ubrania? - zapytał Harry, rzucając jej coś, co jak miał nadzieję, było znaczącym spojrzeniem.
Narcyza przytaknęła szybko i wyciągnęła z szuflady koszulę nocną, lecz zamiast Draco, podała ją Harry'emu. Być może by uniknąć dotykania syna?
Harry zobaczył wtedy oczyma wyobraźni siedzącego na łóżku Draco, zmuszającego się, by nie płakać, kiedy powiedziano mu o jego losie, oraz jego rodziców, przypatrujących się temu, niezdolnych nawet, by potrzymać go za dłoń.
- Trzymaj - powiedział Harry, podchodząc do brzegu łóżka. Krzesło, na którym siedział wcześniej, wciąż tam stało, lecz Draco wyglądał tak krucho i bezbronnie, że Harry usiadł na posłaniu, tuż obok drugiego chłopaka. Wyciągnął przed siebie złożoną koszulę nocną, a Draco przez chwilę zwyczajnie się na nią gapił. Potem wzniósł pytające spojrzenie na Harry'ego.
Niemal jak szukające wskazówki dziecko.
W tym momencie Harry zobaczył pełniejszy obraz tego, co naprawdę mogło znaczyć przyzwyczaić się. Draco musiał nauczyć się jak odczytywać gesty i nastroje Harry'ego, być może nawet nauczyć się interpretować ton jego głosu...
- No dalej, weź to - powiedział Harry bardzo łagodnie.
Draco wziął, ale nie zrobił z koszulą nic ponad położenie jej sobie luźno na kolanie. Po chwili znów utkwił wzrok w prześcieradle.
Harry nie wiedział, co było z chłopakiem nie tak. Jak na razie, nie powiedział ani jednego słowa. Żadnego protestu, nie wspominając o złośliwościach, żadnego zjadliwego Potter. I to jedno spojrzenie w górę... nie było w nim żadnej zawziętości, żadnej niechęci. Żadnej nienawiści. Czyżby nie pamiętał wcześniejszego życia? Czy w ogóle znał Harry'ego?
Lub czy po prostu był teraz w zbyt dużym szoku, by radzić sobie z czymś więcej, niż tylko z żądaniami zaklęcia?
Harry przełknął westchnięcie i zadał swoje pytanie w najżyczliwszy sposób, na jaki mógł się zdobyć. - Czy umiesz się ubrać? Albo czy potrzebujesz mojej pomocy?
Kolejne pytające spojrzenie, choć to akurat wyglądało również na niejako zaskoczone. - Potrafię. Tak. Ja. Siebie.
Jego mowa była dziwnie nieskładna, jakby miał problemy z ułożeniem ciągu słów w zdanie. Ale pomimo tego, co powiedział, nadal po prostu siedział, trzymając koszulę nocną w dłoniach, jakby wciąż nie rozumiejąc, o co chodzi Harry'emu.
On nie zużyje ani odrobiny energii, by zadbać o siebie, dopóki nie będziesz na to nalegał...
Harry potaknął, rozumiejąc teraz lepiej, co to tak naprawdę oznacza w praktyce. - Zatem proszę, załóż to na siebie.
Draco włożył ubranie przez głowę i przełożył ręce przez otwory, by następnie, gdy Harry odwrócił wzrok, obciągnąć materiał w dół do bioder. W sposobie jego poruszania było coś dziwnie dziecięcego, choć ruchy były wystarczająco skoordynowane. Zagadkowe, w rzeczy samej.
Gdy tylko Draco miał na sobie koszulę nocną, wrócił do patrzenia w dół, choć tym razem zdawał się wpatrywać w zielone linie namalowane wokół swoich nadgarstków.
Czy on w ogóle wiedział, czym były? Po co one tam były? Harry zaczynał w to wątpić. Zirytowany, spojrzał ponad głową Draco na stojących za nim rodziców. Narcyza wyglądała na udręczoną; Lucjusz przeciwnie, był ucieleśnieniem stoicyzmu.
- Nie wspominaliście o amnezji - powiedział Harry.
Ojciec Draco zebrał się, by coś powiedzieć; jego głos był tak ochrypły, że Harry usłyszał w nim prawdę: Lucjusz mógł tego nie okazywać, ale cierpiał równie mocno, jak jego żona. W każdym calu.
- To nie amnezja. On po prostu cię nie zna.
Harry szeroko otworzył usta. - To nie jest amnezja?
- On nie zna cię w tej roli i nie wie, czego oczekiwać. W tej chwili zaklęcie czyni go posłusznym. Dla jego własnego bezpieczeństwa. Myślimy, że jego wspomnienia są... wyciszone.
- Na jak długo?
- Dopóki zaklęcie się nie ustabilizuje. - Lucjusz odkaszlnął. - Daleko mi od kontroli sposobu, w jakim go używasz, panie Potter, ale proces ten mógłby zacząć się szybciej, gdybyś nadał mu imię.
To uderzyło Harry'ego niczym tona spadających cegieł: od chwili, gdy położył swą dłoń na sercu Draco i uznał go, ani Lucjusz, ani Narcyza nie wypowiedzieli słowa Draco. Ani razu. On, jego, mój syn, nasz syn... ale nigdy jego imię. Harry wypowiadał je, ale oni najwyraźniej nie mogli.
Nie, dopóki Harry nie uczynił go oficjalnym.
- Jesteś Draco - powiedział, odwracając się do chłopaka siedzącego cicho i spokojnie na łóżku. - Pamiętasz tyle? Twoje imię to Draco. Draco Malfoy.
Kolejne bardzo krótkie spojrzenie. - Ja, tak. Pamiętam, Panie.
Harry mógł obejść się bez tego słowa. Przypominało mu o Voldemorcie i zbyt wielu wizjach; o Śmierciożercach na kolanach, którym to właśnie słowo zawsze skapywało z ust. Bez wątpienia Draco używał go wcześniej; koniec końców, był Śmierciożercą.
- Mów mi Harry, dobrze?
- Tak, Panie.
- Harry.
Draco zrobił się kredowobiały i, pomimo szczękających zębów, powiedział: - Harry, Panie.
Harry był w stanie wydedukować wystarczająco dobrze, co to oznaczało. Zaklęcie przywłaszczające mówiło Draco, by zrobił jedną rzecz, podczas gdy Harry nakazywał by zrobił inną i Draco nie wiedział jeszcze, której z tych komend posłuchać. Lub, być może, nie znał Harry'ego na tyle dobrze, by zaufać mu, że nie zostanie ukarany.
To zapewne się uspokoi, pomyślał Harry. Ale, jak się zdawało, zanim to nastąpi, będzie musiał znieść okazjonalne Panie. Bez względu na fakt, że słowo to przyprawiało go o mdłości.
- W porządku - powiedział Potter głosem niskim i kojącym. Zdawało się to wywoływać pożądany efekt: Draco przestał wyglądać tak, jakby oczekiwał trafienia przekleństwem. - Teraz zabiorę cię stąd i zamieszkasz ze mną w moim domu. Czy twoi rodzice ci to wyjaśnili?
Draco przytaknął, a gdzieś w tle Narcyzie wyrwał się głośny szloch.
- Czy w takim razie jesteś się na siłach, by podróżować siecią Fiuu? Nie musimy iść od razu, jeśli wciąż czujesz się chory.
- Ja... - Draco odkaszlnął, by po chwili podjąć chrapliwym głosem: - Przez Fiuu, służę ci, Panie.
Co wcale nie odpowiadało na pytanie o jego stan zdrowia, jak zauważył Harry. Ale być może Draco nie mógł jeszcze odpowiedzieć na coś takiego. Przecież zaklęcie mogło nie pozwolić mu na myślenie o sobie.
Gdy Harry wyciągnął różdżkę, Draco natychmiast skulił się i odwrócił twarz, cofając się tak daleko, jak tylko pozwoliło na to łóżko; jego zęby znów zaczęły dzwonić.
- Nie, w porządku - powiedział Harry, zniżając różdżkę i poruszając się wolno, by sięgnąć po stojącą na stoliku pustą szklankę. - Aguamenti, widzisz? - Woda powoli wypełniła szklankę. - Pomyślałem, że możesz być spragniony, to wszystko.
Podał szklankę Draco, po chwili przypominając sobie i dodając: - Wypij trochę.
Draco wypił. Jeden łyk.
- Możesz więcej. - Harry schował różdżkę i z ulgą zobaczył, jak Draco ponownie przechyla szklankę.
Gdy Draco pił, Harry odwrócił się do Malfoyów. Wyglądali na całkiem rozdartych; nawet pokerowa mina Lucjusza zdawała się zanikać. Harry starał się nie myśleć, jakie to wszystko musi być dla nich trudne. Miał wystarczająco dużo na głowie z samą nauką jak radzić sobie z Draco. - Uważacie, że podróż za pomocą Fiuu będzie dla niego bezpieczna? Czy może Aportacja byłaby lepsza?
Narcyza ukryła twarz w szacie męża, zaciskając na niej dłonie i próbując stłumić płacz, który Harry i tak usłyszał.
Najwyraźniej Draco również. Dźwięk tłuczonego szkła zmusił Harry'ego do odwrócenia się i gdy tylko to zrobił, zobaczył na podłodze roztrzaskaną szklankę. Koszula nocna Draco była zachlapana, a jego dłoń krwawiła.
Co gorsza, jego twarz znów przybrała ten kredowobiały odcień, jakby oczekiwał kary.
Tym razem Harry pomyślał o uspokojeniu Draco przed wyciągnięciem różdżki. - W porządku - powiedział. - To tylko troszkę niekontrolowanej magii. Mnie też się zdarzało. Zamierzam się tylko pozbyć odłamków szkła, Draco. Możesz poczuć lekkie mrowienie. Evanesco... widzisz?
Draco pociągnął nosem i potaknął, po czym usiadł, wyraźnie nieświadomy, że z jego dłoni wciąż sączyła się krew.
Cóż, dni kiedy Harry nie mógł sobie poradzić z czymś takim dawno minęły; trening Aurorski miał włączony całkiem rozbudowany kurs zaklęć pierwszej pomocy. Harry ponownie użył różdżki, a następnie ujął dłoń Draco, by dokładniej jej się przyjrzeć. Wyglądała w porządku; żadnych więcej skaleczeń czy zadrapań.
Draco odprężył się, a jego ciało wygięło się w kierunku, gdzie siedział Harry.
Obracając głowę, Harry spojrzał na rodziców Draco, zwracając szczególną uwagę na jego matkę. Narcyza wyglądała, jakby mogła zemdleć w każdej chwili, ale nie wydawała już żadnych dźwięków. Całe jej cierpienie było trzymane głęboko w środku od momentu, w którym zobaczyła sposób, w jaki Harry traktował Draco.
- Będę się nim dobrze opiekował - powiedział Harry, głównie dlatego, że nie wiedział co innego mógłby powiedzieć. Chciał zobaczyć Narcyzę w Azkabanie, ale nigdy nie chciał osobiście zatrzasnąć drzwi celi przed jej twarzą. To... teraz okrutnie ją krzywdził. I nawet jeśli ona sama go o to poprosiła, gdyż była to jedyna szansa dla Draco, Harry'emu wciąż się to nie podobało. - Naprawdę, będę. Nie musicie się o niego obawiać. Żadne z was - dodał po chwili namysłu. - Er... Aportacja czy Fiuu, w takim razie? Nie odpowiedzieliście.
- Oba powinny być w porządku, panie Potter. - Lucjusz machnął dłonią w kierunku komody. - Rzeczy Draco są w górnej szufladzie, jeśli sobie ich życzysz. Jego różdżka również. - Twarz mężczyzny stała się jeszcze bardziej surowa. - Jego nowa różdżka, jak powinienem się wyrazić.
Rzeczy Draco? Gdy Harry podszedł zobaczyć; w szufladzie była tylko jedna porządnie złożona zmiana ubrań, wraz z leżącą obok smukłą, brzozową różdżką. - Nie ma niczego innego?
- Był u nas w odwiedzinach, kiedy... kiedy to się stało. Reszta jest w jego domu. W twoim domu, teraz. Tamtejsze bariery rozpoznają cię jako ich pana.
- Panie - powiedział Draco z łóżka, potakując.
Harry stłumił westchnienie, zwinął rzeczy Draco razem, biorąc je pod pachę i podszedł z powrotem do łóżka. Traktowanie Draco jak dziecka wydawało się w tej chwili najlepszym pomysłem, więc Harry uśmiechnął się do niego tak życzliwie, jak tylko był w stanie. - W takim razie wstań, Draco. Idziemy do domu, ale możesz tu wrócić w odwiedziny. Czyż nie brzmi to miło?
Draco przytaknął, choć wyglądał na nieco zmieszanego, jakby zastanawiał się, czy naprawdę powinien.
Ponieważ droga do przejście na dół do kominka Malfoyów była stosunkowo daleka, a Draco nie wyglądał zbyt dobrze, Harry wybrał Aportację. Przyciągając chłopaka do siebie, spojrzał na chwilę w jego szare oczy. - Teraz trzymaj się mocno. Dobrze?
Draco owinął ręce wokół Harry'ego i przycisnął do niego całe swoje ciało, gdy Potter zakręcił się w koło.
6.
Harry poczuł się znacznie lepiej, gdy tylko znalazł się w swoim domu, z dala od Malfoyów. Może i nie mieli oni wpływu na sposób w jaki Harry traktował Draco, ale emocje widoczne w oczach Narcyzy oraz świadomość bólu, jaki jej to wszystko zadawało… Harry miał wystarczająco własnych problemów, żeby nie chcieć dodatkowo myśleć o Malfoyach.
Draco wciąż kurczowo trzymał się jego szat, tak jakby od tego miało zależeć jego życie. Widząc to, Harry zastanowił się czy to Aportacja tak przeraziła Draco i czy prócz innych wspomnień, te dotyczące nauki również zostały wyciszone.
Ostrożnie uwolnił się z objęć młodego Malfoya i usiadł w swoim ulubionym fotelu, marząc o zmieniaczu czasu. Wróciłby i odkręcił to, co spowodowało cały ten bałagan, czymkolwiek to było...
Ale z drugiej strony, byłoby to całkiem trudne, biorąc pod uwagę fakt, że nie wiedział, co obudziło uśpione dotąd zaklęcie. Będzie musiał to wyjaśnić i wtedy zobaczyć, czy nie ma jakiejś drogi wyjścia z tego obłędu. Może gdyby wiedział dlaczego jeden z jego przodków w ogóle rzucił zaklęcie przywłaszczające, byłby w stanie wymyślić jakiś rodzaj przeciwzaklęcia.
Gdy Harry zerknął w górę, zobaczył, że Draco wciąż chwiejnie stoi na środku pokoju. Och, Boże.
Harry, zrywając się na równe nogi, złapał tobołek, który porzucił obok fotela i polecił Draco, by podążył za nim w dół korytarza. Chwilę później otworzył drzwi do gościnnej sypialni. Dzięki opatrzności utrzymał ją czystą i dobrze zaopatrzoną. Myślał często, że to strata czasu, skoro nie miał zbyt wielu gości na noc, za wyjątkiem Ginny, która i tak spała w jego własnym łóżku. Teraz z kolei sprawiło to, że ulokowanie Draco stało się względnie łatwiejsze.
Harry położył pakunek na łóżku, a następnie machnął dłonią, wskazując pokój. - Tu będziesz spał i trzymał swoje rzeczy, Draco. - Otworzył następne drzwi. - A to jest twoja łazienka. W kabinie prysznicowej jest szampon, a pastę do zębów znajdziesz w szafce. Cóż, wszystko, co się tu znajduje, jest do twojego użytku.
Draco przytaknął, ale Harry szczerze martwił się tym pustym wyrazem jego oczu. Szczególnie po tym wszystkim, co powiedziała Narcyza. Najlepiej byłoby upewnić się, że Draco rozumie. Na początek coś prostego. Coś, przy czym obecność Harry'ego nie będzie krępująca dla nich obu
- Pamiętasz jak umyć zęby?
Kolejne przytaknięcie. Cisza stawała się nużąca, co było dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że kilka lat temu Harry oddałby wiele, by Draco choć na chwilę się zamknął. Ale z drugiej strony, być może było lepiej nie musieć słuchać w kółko „Panie”.
- Dobrze. W takim razie chcę, żebyś umył zęby. Wszystko, czego powinieneś potrzebować, jest w tamtej szafce z lustrem.
Draco posłusznie otworzył ją, a następnie wyciągnął rękę po wciąż zapakowaną szczoteczkę do zębów. Jego dłoń zawisła nad nią, a jego spojrzenie powędrowało do Harry'ego, jakby chłopak chciał się upewnić, że to naprawdę dozwolone. Harry kiwnął zachęcająco głową, myśląc, że całe szczęście, że to wszystko stało się w weekend, kiedy miał dużo czasu.
Draco powtórzył ten proces z każdą wziętą z szafki rzeczą. Pasta do zębów, nić dentystyczna, płyn do płukania ust, mały plastikowy kubek... za każdym razem patrzył na Harry'ego, szukając aprobaty. Gdy Draco zgromadził już wszystkie potrzebne rzeczy, wyczyścił zęby bez dalszych problemów. Właściwie wykonał tak dokładną robotę, że Harry'emu ze zdziwienia aż rozszerzyły się oczy. Nie wiedział, czy Draco zwykle spędzał pełne dziesięć minut myjąc, płucząc i nitkując zęby, czy też to zaklęcie zmuszało go do bycia nieco nadgorliwym, wiedząc, że to Harry zarządził czynność.
Prawdopodobnie pierwsze. To mogłoby wyjaśniać, dlaczego zęby Draco były tak olśniewająco białe. I pomyśleć, że Harry zawsze zakładał, że nadęci arystokraci, jak Malfoyowie, pielęgnowali się przy użyciu magii.
Gdy Draco skończył, Harry poczuł się tak, jakby stanął na pewniejszym gruncie. Przynajmniej trochę. Przyszło mu do głowy, że Draco nie był jedynym, który potrzebował przyzwyczaić się do tego wszystkiego, zwłaszcza, że on sam wciąż czuł się zagubiony.
- W porządku, dobrze - powiedział Harry. - Pamiętaj, wszystkie rzeczy, których użyłeś, są twoje. Rozumiesz? Chcę, żebyś mył zęby każdej nocy, zanim położysz się do łóżka, i każdego ranka, kiedy wstaniesz. Czy możesz to zapamiętać?
- Tak, Harry Panie.
Harry powstrzymał się od grymasu. - Dobrze, dobrze. Następna rzecz. Myślę, że potrzebujesz prysznica. - Otworzył kabinę, będąc tym razem bardziej konkretnym w poleceniach wydawanych Draco. - Chcę, żebyś brał prysznic każdego ranka i używał tych wszystkich rzeczy. Szamponu, odżywki, mydła, myjki... - W trakcie mówienia zebrał wszystkie wspomniane rzeczy i podał je Malfoyowi. - Potem szczotka i grzebień. - Je również wcisnął mu w dłonie. - Ich też powinieneś używać, w porządku? Ale teraz odłóż je. Zanim zaczniesz brać prysznic, powinieneś skorzystać z toalety.
Harry chwycił jedną z dłoni Draco i położył ją na rolce papieru toaletowego. - Pamiętasz co z tym robić, prawda? Kiedykolwiek czujesz potrzebę wypróżnienia się lub oddania moczu, chcę żebyś tu przyszedł. Rozumiesz? Chcę, żebyś zachowywał higienę.
Draco przytaknął. - Czysty dla Harry'ego Pana.
W takim razie czas sprawdzić, jak dobrze Draco radzi sobie z podążaniem za instrukcjami bez stałego nadzoru ze strony Harry'ego. - W porządku. Teraz chcę, żebyś użył toalety i wziął prysznic, podczas którego użyjesz wszystkich tych rzeczy, które ci pokazałem, a potem chcę, żebyś uczesał włosy i wrócił do swojej sypialni, by się ubrać. Założysz ubrania, które położyłem na twoim łóżku. Żadnych nocnych koszul. Czy poradzisz sobie z tym wszystkim?
Tym razem przytaknięcie Draco było bardzo poważne. - Draco służy Harry'emu Panu.
Harry wziął płytki oddech. Był w stanie znieść „Pana” przez jakiś czas, skoro Draco odczuwał potrzebę używania tego słowa, ale nie był pewien, czy da radę stać i słuchać jak Draco mówi o sobie w trzeciej osobie. Zbyt mocno przypominało mu to o Zgredku. - Ja - poprawił. - Powiedz „ja”. Nie mów „Draco”.
- Imię jest zakazane?
Harry niespecjalnie chciał się z tym zgodzić. - Nie, twoje imię nie jest zakazane. Po prostu postaraj się mówić „ja”.
- Ja. - Draco przeciągnął sylabę, jakby próbował powiedzieć ją dokładnie tak samo, jak zrobił to Harry.
Harry porzucił temat, kręcąc głową. - Przyjdę po ciebie za jakiś czas, gdy będziesz już czysty i ubrany. I wtedy zjemy jakiś obiad, w porządku? - Naszła go kolejna myśl. - Pamiętasz, jak podałem ci wcześniej wodę? Kiedy jesteś spragniony po prostu nalej sobie z kranu. Stąd lub z kuchni. Weź sobie także którąkolwiek szklankę, czy kubek, Draco. To żaden problem.
Draco wyglądał na zagubionego, ale Harry doszedł do wniosku, że zrozumienie, że może czuć się jak w domu, zajmie mu po prostu trochę więcej czasu. - Zobaczymy się w takim razie za chwilę - powiedział Harry, wychodząc i zamykając za sobą drzwi do łazienki.
Stał przez chwilę w pokoju gościnnym, nasłuchując, aby upewnić się, że Draco robił to, co Harry mu zlecił. Było to nieco przerażające, ale i tak lepsze, niż gdyby miał skończyć z jakimś poważnym problemem. Jak chociażby Draco nie rozumiejący, że może używać toalety. Wszystko wydawało się być w porządku. Kiedy Harry usłyszał lecącą z prysznica wodę, westchnął z ulgą i wyszedł przygotować im obu coś do jedzenia.
7.
Kiedy dwadzieścia minut później Harry wrócił sprawdzić jak Draco sobie radził, zorientował się, że nie wszystko było w porządku. Był przekonany, że wykonał kawał dobrej roboty wyjaśniając i upewniając się, że Draco wiedział, iż mógł używać wszystkiego, czego potrzebował. Jednak pominął jedną rzecz.
Ręcznik.
W łazience, na hakach, wisiało ich kilka; puchatych i ciemnoniebieskich, ale Draco najwyraźniej nawet ich nie dotknął. Gdy Harry zapukał krótko i po chwili wszedł do pokoju gościnnego, zobaczył stojącego na środku podłogi Draco - owszem, ubranego, ale dziwnie krzywo i z zaczesanymi gładko do tyłu, wciąż ociekającymi wodą, włosami.
Na podłodze było też kilka mokrych śladów, prowadzących od łazienki do miejsca, gdzie stał. Najwyraźniej zupełnie się nie wytarł.
Harry niemal wyciągnął różdżkę, by rzucić zaklęcie suszące, ale wtedy spostrzegł różdżkę Draco, wciąż leżącą na łóżku. Lepiej, żeby Draco sam to zrobił; istniała przecież możliwość, że używanie magii pomoże mu w odzyskaniu wspomnień. Tak czy inaczej, warto spróbować.
- Weź swoją różdżkę, Draco. Teraz spójrz. Zrobiłeś bałagan, widzisz? Kiedykolwiek zrobisz bałagan, będziesz musiał go posprzątać. No dalej... pamiętasz jak rzuca się zaklęcia, prawda?
Tu obyło się bez problemu. Draco szybko zrobił porządek z wsiąkającą w dywan wodą, a następnie, biorąc słowa Harry'ego za rozkaz, wszedł do łazienki i rzucił kilka zaklęć również tam. Gdy skończył, pomieszczenie wyglądało, jakby nigdy nie było użyte.
Harry był szczerze zaskoczony znajomością tak szerokiego wachlarza zaklęć czyszczących, jaki właśnie został mu zademonstrowany. Czy Malfoyowie nie mieli od tego skrzatów?
Z drugiej strony Draco miał swój własny dom i kto wie, być może nie posiadał swojego skrzata.
Harry'emu zajęło chwilę, nim zorientował się, że pomimo tego, co Draco zrobił z bałaganem w pokoju, nie zrobił niczego dla siebie. I najwyraźniej nie zrobi, dopóki Harry nie będzie na to nalegał. - Wysusz też siebie. Ubrania, skórę, włosy. Chcę byś... - Harry chciał powiedzieć: „był dumny ze swojego wyglądu”, ale podejrzewał, że póki co Draco nie zrozumie konceptu. - Chcę byś dobrze się prezentował - powiedział w zamian. - Tak więc zawsze, gdy skończysz się myć, masz się wysuszyć ręcznikiem...
Draco zrzucił z siebie szatę i zaczął rozpinać koszulę.
Przełykając głośno, Harry odwrócił wzrok. Nie chciał znów wyjść i odkryć, że tym razem Draco nie zrozumiał czegoś jeszcze innego, więc po prostu usiadł na łóżku i czekał. Dwa zerknięcia później Draco był znów ubrany i zaczynał inkantować zaklęcia suszące na swoje mokre ubrania. Potem rzucił kolejne, które je rozprostowało. Następnie wrócił do łazienki i ponownie zaczesał do tyłu, teraz już suche, włosy i nawet użył jakiegoś innego zaklęcia, którego Harry nigdy wcześniej nie słyszał, by leżały płasko i gładko.
W końcu powrócił i stanął w tym samym miejscu, co wcześniej, wpatrując się w Harry'ego, jakby oczekiwał jego aprobaty.
Cóż, wyglądał zdecydowanie... reprezentacyjnie, pomyślał Harry. Właściwie teraz, gdy Malfoy zakończył ablucje, wyglądał znacznie bardziej elegancko, niż Harry zazwyczaj. To na pewno musiały być ubrania. Były dobrze skrojone, wyraźnie kosztowne i wykonane z tkanin podkreślających największe walory Draco; szare lamówki jego szaty miały dokładny odcień jego oczu.
Harry pospiesznie spojrzał w dół, ale nieszczególnie mu to pomogło. Przez przerwę w eleganckiej szacie mógł zobaczyć jak spodnie Draco delikatnie opinają jego uda
- Harry Panie?
Harry spojrzał ponownie w górę nagle świadom, że musiał się gapić. Poczuł, że się rumieni, ale wzruszył na to ramionami. W końcu każdy mógłby czuć się zakłopotany w takiej chwili. Nie codziennie człowiek kończy opiekując się sługą, zwłaszcza takim, który nienawidziłby go, gdyby tylko nie stracił pamięci.
- Tak, Draco? Czy potrzebujesz czegoś?
Pusty wyraz oczu Draco dał Harry'emu do zrozumienia, że w ich sytuacji zadane pytanie było całkowicie pozbawione sensu. Malfoy, zamiast odpowiedzieć, wskazał na siebie. - Wyglądam przyzwoicie, Harry Panie?
- Tak, dobrze - powiedział Harry, odchrząkując. - Bardzo przystojnie, Draco. Wykonałeś dobrą robotę.
- Utrzymuję czystość. Sprzątam bałagan. Myję zęby każdego ranka, wieczoru. Wyglądam przyzwoicie...
Cóż, przynajmniej słownictwo przychodziło mu coraz łatwiej, choć wciąż brzmiał raczej sztywno. - Tak, robisz to wszystko.
Draco zacisnął powieki, jakby starał się skoncentrować. - Ja... inne obowiązki, Harry Panie? Jakie są moje inne obowiązki?
Przydzielać jakiekolwiek było ostatnim, czego Harry chciał, ale jak na razie miał wrażenie, że jeśli tego nie zrobi, Draco może spędzić cały dzień stojąc w bezruchu na środku swojego pokoju. Lub, być może, na środku jakiegokolwiek pokoju, w którym aktualnie będzie przebywał Harry.
- Porozmawiamy o nich po obiedzie.
~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~
Draco usiadł, gdzie mu powiedziano. Gdy tylko to zrobił, spojrzał w dół na swój pusty talerz, sprawiając wrażenie, jakby go nie widział. Nawet gdy Harry zsunął nań trochę bekonu i jajek, Draco wciąż tylko się gapił, nie reagując.
- Nie jesteś głodny? - Harry nałożył sobie jedzenie, odłożył patelnię na trójnóg na bufecie i usiadł. - Nie sądziłem, że już dzisiaj jadłeś, więc zrobiłem śniadanie.
Gdy Harry znowu nie uzyskał żadnej reakcji, dodał: - Jedz, Draco.
Wtedy Malfoy wziął jeden mały kęs smażonego jajka, przeżuł go metodycznie i przełknął. Cóż, przynajmniej Harry nie musiał mu przypominać, że mógł używać widelca. Pamiętając, co wcześniej zadziałało, gdy chodziło o szklankę wody, Harry uśmiechnął się przyjacielsko. - Możesz więcej. Chcę, żebyś jadł. Tyle, na ile masz ochotę.
Na twarzy Malfoya pojawiło się zmieszanie, spowodowane prawdopodobnie ostatnim zdaniem. Oczywiście, Draco nie pamiętał co lubił, co chciał, nie wspominając nawet o tym, czego potrzebował. Przerażająca była świadomość, że gdyby Harry nie powiedział mu żeby użył toalety, Draco zapewne skończyłby brudząc się.
Całe szczęście był w stanie uczyć się i podążać za instrukcjami, więc Harry'emu pozostało tylko mieć nadzieję, że gdy zaklęcie z czasem się uspokoi, będą mieli coraz mniej incydentów spowodowanych brakiem uwagi Draco poświęconej samemu sobie. Odzyskanie pamięci było prawdopodobnie najlepszym sposobem, by Malfoy znów zachowywał się normalnie. Nie to, żeby Harry naprawdę chciał go tu cały czas powarkującego i miotającego obelgami, ale to i tak mogłoby być dużo lepsze, niż widzieć go tak bezradnego i zależnego.
Ponieważ używanie magii nie wydawało się przywracać Draco wspomnień, Harry starał się myśleć o czymś innym, co mogłoby to zrobić. - Gdzie chodziłeś do szkoły?
Pytanie musiało być zupełnie wyrwane z kontekstu, bo Draco znieruchomiał z widelcem w połowie drogi do ust. Zmarszczył brwi, jakby starał się wyjaśnić, czy był właśnie o coś oskarżany. - Ja... tak, szkoła. Uczyłem się.
- Gdzie? - naciskał Harry, starając się poruszyć pamięć chłopaka. Nie chciał wspominać o Hogwarcie na wypadek, gdyby mógł w ten sposób podpowiedzieć nazwę, której w innym razie Draco sam by sobie nie przypomniał. Ale być może, zadając odpowiednie pytanie, mógł coś osiągnąć. - W Wiltshire, gdzie mieszkają twoi rodzice?
Draco przytaknął. - Wiltshire. Duży dom, mieszkałem z rodzicami.
- A szkoła?
- Oh. - Draco zmarszczył brwi, myśląc. - Szkoła. Guwernerzy? Pan Plaht nauczył a, b, c i... i ktoś inny, i...
Harry nalał im obu herbaty i upewniwszy się, że Draco wiedział, że może ją wypić, luźnym tonem rzucił swoje następne pytanie. - Co ze szkołą dla czarodziei, gdy byłeś starszy? Jedenastoletni, być może?
- Hogwart?
Harry uśmiechnął się z ulgą. - Tak, dobrze. Poszedłeś do Hogwartu. Pamiętasz coś z czasu, gdy chodziłeś tam do szkoły?
Kubek z herbatą zadzwonił, gdy Draco gwałtownie odstawił go na stół. - Latanie, eliksiry, zaklęcia, zielarstwo, astronomię, obronę, wróżbiarstwo, magiczne stworzenia, transmutację...
- Pamiętasz całkiem sporo.
Tym razem Draco przytaknął dużo bardziej stanowczo. - Jestem dobrze wyszkolonym czarodziejem sługą, Harry Panie. Moi rodzice posłali mnie do Hogwartu, żebym się uczył. Dla ciebie.
Harry szybko przełknął herbatę, którą miał w ustach. Było blisko, a wszystko by wypluł. Oczywiście wiedział, że to, co powiedział Draco, nie było prawdą, ale zastanawiał się, czy chłopak również zdaje sobie z tego sprawę. A może on tylko pomyślał o swojej nauce i resztę zwyczajnie sobie dopowiedział? Albo to Lucjusz z Narcyzą, podczas tamtej prywatnej rozmowy, dali mu do zrozumienia, że był od samego początku przeznaczony Harry'emu?
Być może powiedzieli mu tak, żeby wszystko ułatwić.
Draco zaczął wodzić palcem wokół atramentowych łańcuchów okalających jego lewy nadgarstek. Po chwili podniósł przestraszone spojrzenie na Harry'ego. - Ja... nie mogę być pewien, Harry Panie, ale myślę...
Więc to było to: wszystko do niego wracało. W tym momencie Draco przypominał sobie całą swoją historię, całą niechęć, którą czuł w stosunku do Harry'ego i w każdej chwili mógł zacząć wrzeszczeć lub zrobić coś podobnego i znów stać się dawnym sobą. Harry zacisnął ręce na krześle i krótko zastanowił się, czy dawanie Draco różdżki tak szybko było najlepszym pomysłem.
I czy gdyby Draco zaatakowałby swojego „Harry'ego Pana,” czy Res mea es ukarałoby go powolnym uduszeniem, o którym wspomniał Lucjusz?
Nie zaatakował. Właściwie, wyglądał jakby było to ostatnią rzeczą, o której mógłby w tej chwili pomyśleć. Zamiast tego Draco rzucił się z krzesła i z pochylona głową klęknął obok Harry'ego, zaciskając pięści na fałdach swojej szaty. - Skłamałem, Harry Panie, skłamałem, skłamałem, skłamałem! Powiedziałem coś, co nie jest prawdą, jestem złym, bezwartościowym, źle wyszkolonym czarodziejem sługą, ja...
- Spokój - powiedział Harry. Ulżyło mu, gdy zauważył, że jego komenda zatrzymała Draco w pół zdania. Działając zupełnie instynktownie, Harry sięgnął, by dotknąć głowy Draco. Boże, jakież jego włosy są wspaniałe, pomyślał, głaszcząc i rozczesując jasne pasma. Przepływały między jego palcami niczym jedwab.
Harry gwałtownie cofnął rękę. - Nie skłamałeś tak naprawdę, prawda? Pewnie to twoi rodzice powiedzieli ci, że poszedłeś do Hogwartu, żeby nauczyć się, jak być moim sługą.
Draco spojrzał na Harry'ego; jego oczy były zaczerwienione od powstrzymywanych łez. - Poszedłem dla ciebie, by nauczyć się jak ci służyć - nalegał, jakby wierzył w to całym sercem. - Ale... - Jego głos ucichł niemal zupełnie. - Kłamstwem było to, że jestem dobrze wyszkolonym czarodziejem sługą. Pamiętam teraz lepiej. Zostawiłem Hogwart, nigdy nie skończyłem, ja... przykro mi za złe, nikczemne, błędne, niegodziwe kłamstwo, Harry Panie.
Cóż, pamiętał; to był już jakiś początek. Interesujące, że tak znikome kłamstwo spowodowało aż tyle zamieszania. Musiała to być wina zaklęcia; Draco, którego znał Harry, nie przejmowałby się zupełnie, nawet gdyby kłamał przez cały dzień.
- Nie skłamałeś, naprawdę - powiedział Harry, głaszcząc znów głowę Draco. Nie mógł się oprzeć. Chłopak wyraźnie potrzebował otuchy. - Jesteś tylko nieco skołowany, bo na razie nie pamiętasz wszystkiego dokładnie. Nie martw się. Nie jesteś w kłopotach.
Tym razem Draco ani nie przytaknął, ani nie przemówił, ani też się nie poruszył. Pozostał tylko na kolanach, spoglądając w górę, jakby Harry był panem księżyca i słońca, i gwiazd. I jego samego.
- Skończ swój obiad - ponaglił Harry, popychając lekko ramię Draco, zachęcając go tym samym do ruchu. Draco wygiął się w stronę jego ręki, jakby potrzebował dotyku. A przecież nie mógł tego powiedzieć, prawda? Zauważenie takich rzeczy należało do Harry'ego.
Hmm... właściwie możliwe, że to nie komenda, by Draco zamilkł, a właśnie ręka Harry'ego głaszcząca go po włosach uciszyła jego lament. Lub... po trochu oba.
- No dalej, skończ swój obiad - powiedział Harry, pozwalając swojemu dotykowi trwać jeszcze chwilę.
Draco zwrócił twarz i pocałował dłoń Harry'ego. Jedynie musnął wargami. Całkiem niewinnie. Ale to i tak sprawiło, że Harry'emu zrobiło się gorąco. Nic dziwnego, w końcu nie był przyzwyczajony, by jego szkolna nemezis zachowywała się z takim... uwielbieniem.
Ale prawdopodobnie chodziło o coś jeszcze, ponieważ kiedy Draco usiadł z powrotem na krześle i posłusznie powrócił do posiłku, zdawał się myśleć tylko o jednym. - Jest mi przykro, Harry Panie.
Czyż nie wyjaśnili już tego? - Nie zrobiłeś niczego, by powinno ci być przykro.
- Jestem naprawdę skruszony i żałuję skłamania wielkiemu, dobremu Harry'emu Panu...
Harry zrobił pokaz dolewania im obu herbaty. - Zapomnij o tym. Czy lubisz to połączenie? Myślę, że przywykłem do angielskiego śniadania.
Zęby Draco zaczęły szczękać. - Jest mi przykro, przykro, przykro, skruszony żałuję hańby i żałuję, że skłamałem, skłamałem, skłamałem, skłamałem...
Harry rzucił swoją serwetkę na stół. - Nie skłamałeś, Draco.
Komentarz nie wywołał żadnej reakcji; dokładna komenda także nie sprawiła, że Draco zapomniał o sprawie. Znów wydawało się, że wymagania zaklęcia przywłaszczającego były ważniejsze, niż to, co mówił Harry.
Być może powinien znów go dotknąć. To było wszystko, co Harry był w stanie wymyślić, zwłaszcza odkąd Draco wydawał się być bliski uderzania głową o blat stołu lub zrobienia czegoś podobnego. Z nieprzyjemnym uczuciem ucisku w dołku, Harry rozpoznał, co się działo. Ktokolwiek wynalazł Res mea es, na samym początku opierał się na uroku wiążącym skrzaty domowe do ich właścicieli. Efekt końcowy nie był identyczny, ale podobieństwa widoczne były na pierwszy rzut oka. Impuls w kierunku obwiniania samego siebie. Pragnienie mówienia w trzeciej osobie...
Wyciągając ręce, Harry ujął obie dłonie Draco w swoje i ścisnął. - Ciii, ciii. Proszę, Draco. Przestań powtarzać, że skłamałeś.
Draco przestał, ale jego usta wciąż poruszały się, powtarzając bezgłośnie słowo.
Harry przełknął i przybrał swój najbardziej autorytatywny ton. - Powiedz mi, co sprawia, że chcesz to ciągle powtarzać. Powiedz mi, Draco.
Cała twarz Draco wykrzywiła się, jakby bardzo mocno starał się zanalizować własne odczucia. - Tam jest... kula ognia, tutaj, w piersi - powiedział, wykonując nagły, dziwny ruch głową w dół, gdyż Harry wciąż trzymał obie jego ręce. - To sprawia... to sprawia, że chcę, że potrzebuję, to mówi: Draco-sługa jest złym sługą, musi prosić o wybaczenie...
- Ale zrobiłeś to i ja darowałem ci winę - powiedział Harry, cierpliwie próbując trafić do Draco. - I nie jesteś złym sługą.
- Kula ognia boli, mówi... - Draco nie dokończył myśli, tylko zaczął trząść głową pod wpływem wewnętrznego przymusu, jakby utknął rozdarty pomiędzy dwoma panami.
- Co może to powstrzymać? - zapytał Harry, chwytając mocniej dłonie Draco. - Co może powstrzymać kulę ognia od mówienia, że jesteś złym sługą?
Na to pytanie Draco podniósł głowę, a na jego twarzy malowało się bezbrzeżne zdziwienie. Niedowierzanie, być może. Lub nie... to było coś więcej; jakby w tej konkretnej kwestii uważał Harry'ego za niesamowicie głupiego. - Harry Pan ukarze Draco sługę za kłamstwo, oczywiście.
Harry'emu opadła szczęka. - Potrzebujesz kary?
- Ty jesteś jedynym, który ma potrzeby. Ja służę potrzebom. Ja staram się mocno, dobry sługa, mówię ja, utrzymuję czystość, myję zęby rano i wieczorem...
Wyraźnie Draco nie mógł przyznać, że potrzebował zostać ukaranym. Ale równie wyraźnie naprawdę tej kary potrzebował - jego zęby nie przestawały szczękać.
- Ale kula ognia w twojej piersi nie odejdzie, dopóki cię nie ukarzę?
Draco nie odpowiedział, ale jego wargi znów zaczęły się poruszać. Kłamstwo kłamstwo kłamstwo kłamstwo kłamstwo...
Wzdychając, Harry puścił jedną z jego dłoni, a następnie lekko ją klepnął. - Wystarczy? Czy kula ognia zniknęła?
Kłamstwo kłamstwo kłamstwo kłamstwo kłamstwo.
Zatem coś bardziej ekstremalnego. Harry miał kilka pomysłów; nie chciał przyglądać się cierpiącemu Draco, wciąż powtarzającemu jedno słowo. Poza tym Malfoy powiedział, że kula ognia, którą czuje wewnątrz swojej klatki piersiowej, boli. W tym momencie Harry po prostu chciał się tego wszystkiego pozbyć.
Odsuwając swoją rękę nieco dalej, Harry spoliczkował Draco. Nie na tyle mocno, by pozostał ślad, ale, jak miał nadzieję, wystarczająco, by wywołać szok.
- Czy teraz lepiej?
Draco przytaknął, przygryzając wargę, po czym spojrzał w dół. Wyglądał na zawstydzonego. - Dziękuję. Ja teraz przestanę powtarzać.
- Dobrze. Ale jeśli powiesz mi coś przez pomyłkę tylko dlatego, że nie pamiętasz, to nie jest to kłamstwem. Pamiętaj o tym. Czy najadłeś się już?
Draco natychmiast odsunął swój talerz. Zrobił to tak szybko, że Harry podejrzewał, iż przez jego polecenie chłopak zjadł więcej, niż chciał. - Kiedy czujesz się pełny, możesz przestać jeść - wyjaśnił Harry. - Inaczej się pochorujesz. Nie możesz mi dobrze służyć, gdy źle się czujesz, prawda?
- Choroba nie jest ważna...
- Nie, dla mnie jest ważna. - Głos Harry'ego złagodniał. - Wiem, że w tej chwili wprowadza to tylko jeszcze więcej zamieszania, ale powinieneś się uczyć, czego od ciebie chcę, prawda?
- Prysznic, toaleta, ja, sprzątać bałagan...
- Tak, dokładnie. I jeść wystarczająco, by móc mi służyć, ale nie za dużo, żebyś nie czuł się źle. Nie chcę, żebyś chorował.
Draco gwałtownie przytaknął, pokazując, że zrozumiał. - A inne obowiązki?
Tak... Harry powiedział, że je przedyskutują. Cóż, teraz przynajmniej miał pomysł, co takiego Draco mógłby robić. Coś, co nie upodobniło by go do skrzata, ale zarazem zajęło i, być może, nawet w pewien sposób zadowoliło. - Wiem, że opuściłeś Hogwart nie kończąc swojej edukacji, ale czy później miałeś jakichś nauczycieli? Może poszedłeś do innej szkoły lub coś w tym rodzaju?
Draco zastanowił się dobrze, zanim odpowiedział. - Ja... nie... myślę, że wtedy trwała wojna.
Cóż, Malfoy miał mnóstwo czasu, by po wszystkim ukończyć siódmy rok nauki i przystąpić do owutemów, ale widocznie nie trudził się. - W takim razie chciałbym, żebyś przeczytał trochę rzeczy, które wtedy opuściłeś.
- By lepiej służyć?
Nie, pomyślał Harry, ale to, co powiedział na głos, brzmiało: - Tak.
.
Harry poradziłby sobie bez kontaktowania się z którymkolwiek z rodziców Draco przez jakiś czas, ale i tak skończył wysyłając im list siecią Fiuu jeszcze tego samego popołudnia. Po lunchu spędził czas z Draco, wspólnie przeglądając książki i szukając tych, które sam przerabiał do własnych owutemów, kiedy uczęszczał na kurs po zakończeniu wojny. Ponieważ był już wtedy w trakcie treningu na Aurora, jego program był nieco inny. Pracownicy Ministerstwa, w świetle jego „specjalnego wkładu” w bezpieczeństwo czarodziejskiego świata, nagięli zwyczajowe zasady. Właściwie nagięli je poza granice rozsądku.
Harry mógłby się sprzeciwić takiemu traktowaniu, gdyby nie wiedział, że desperacko potrzebowali wyszkolonych Aurorów tak szybko, jak to tylko było możliwe.
Teraz, zaledwie kilka lat później, był odpowiedzialny za cały wydział. Nie było dużego wyboru, naprawdę. Większość doświadczonych Aurorów zginęło podczas wojny, kilku awansowało, jak Kingsley…
W każdym razie podręczniki Harry'ego nie obejmowały materiału, jaki przerabiał typowy uczeń szykujący się do owutemów, ale i tak Draco mógł z nimi zacząć.
Potrzeba skontaktowania się z Malfoyami pojawiła się tuż po zakończeniu przeglądania książek. Jedna zmiana ubrań, jaką posiadał Draco, była zdecydowanie niewystarczająca. Jednak kiedy Harry spytał go o adres Fiuu do jego domu, chłopak nie mógł przypomnieć sobie nawet okresu gdy mieszkał bez rodziców. Cóż, za wyjątkiem szkoły z internatem.
Harry nie wiedział czy oznaczało to, że ostatnie wspomnienia były dla Malfoya po prostu trudniejsze do przypomnienia sobie, czy też może chodziło o coś zupełnie innego.
- W porządku - powiedział, odsyłając pytania poza świadomość i skutecznie pozbywając się ich z głowy. Wiedział, że w najbliższym czasie nie uzyska na nie odpowiedzi. - Napisz list do rodziców i zapytaj ich o twój dom.
Draco najwyraźniej nie mógł sprostać poleceniu. Och, wziął pióro, pergamin i atrament z szuflady, którą wskazał Harry. Był w stanie napisać w rogu listu datę, po tym jak zapytał Harry'ego który był dzień. Ale kiedy chciał nakreślić powitanie, nie mógł opuścić swojej ręki na tyle nisko, by pióro dotknęło pergaminu. A gdy tylko spróbował, kropelki atramentu rozprysnęły po powierzchni kartki.
Najwyraźniej Draco nie miał pozwolenia na napisanie listu do swoich rodziców. Przynajmniej na razie, nawet za zgodą Harry'ego.
Zanim Draco mógł zinterpretować tę niemoc jako coś wymagającego kary, Harry chwycił pergamin i powiedział, że wolałby napisać ten list samodzielnie. Dwa krótkie zdania były wszystkim, co napisał. Jedno, że syn Malfoyów przyzwyczajał się do nowego miejsca, oraz drugie z prośbą o adres Fiuu do domu Draco.
Odpowiedź przyszła, jak poprzednio, w przeciągu sekund. Harry poczuł się niezręcznie, wyobrażając sobie Narcyzę czekającą przy kominku na jakiekolwiek słowo o jej synu.
Odpowiedź brzmiała: <i>Krucza Grań</i>.
Harry pokazał pergamin Draco, ale chłopak wzruszył tylko ramionami.
- Nie pamiętasz nawet, że mieszkałeś w miejscu o takiej nazwie?
- Nie, Harry Panie - powiedział szczerze Draco. - Ale...
- Ale?
- Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, wydarzyła się jeszcze w czasie wojny.
Przez kilka chwil Harry rozmawiał o tym z Draco, używając sposobów, jakich nauczył się podczas szkolenia na Aurora, a które pozwalały na uzyskanie potrzebnych informacji. Zadziwiające, co ludzie mogli czasem wyznać, choć Draco nie powiedział nic szczególnie interesującego. Wiedział o wojnie, także to, że się już skończyła, ale nie miał najmniejszego pojęcia, po której był stronie. Właściwie nawet nie wiedział, że stanął po jednej z nich, nie wspominając o tym, o co która walczyła. I zdecydowanie jego pamięć opuściła tę część, w którą zaangażowany był Harry. Największym szczegółem, jaki pamiętał Draco, było, że przez wojnę opuścił wcześniej Hogwart.
- Czy pamiętasz, jak korzysta się z Proszku Fiuu? Nie możemy się Aportować, jeśli żaden z nas nie wie, gdzie znajduje się Krucza Grań.
- Podróżowałem do szkoły siecią Fiuu. Raz. To nie było, nie jest... problemem. Harry Panie.
To była dobra wiadomość z racji, że kominek Harry'ego nie był na tyle duży, by pomieścić dwie osoby naraz. - Dobrze. Ja pójdę pierwszy, bo twój ojciec powiedział, że bariery ochronne potraktują mnie jako właściciela. Muszę się upewnić, że ciebie też przepuszczą. Gdy zniknę, zaczekaj pięć minut, po czym rusz za mną. Proszek Fiuu jest w tej misce. Rozumiesz, że możesz tego użyć, prawda? Że chcę, żebyś tego użył? W takim razie dobrze. Więc jeszcze raz, jaki to był adres?
- Krucza Grań.
- Tak. - Harry posłał Draco krótki, zachęcający uśmiech, robiąc krok ponad paleniskiem, po czym rzucił w dół szczyptę proszku.
~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~
Okazało się, że dom Draco został odpowiednio nazwany. Usytuowany nad urwiskiem, z widokiem na ocean, wyglądał na wykuty w skale. Ściany były jednolitą skałą, bez śladu łączeń, a w pomieszczeniu, w którym wylądował Harry, sufit był granitową płaszczyzną.
Podnosząc różdżkę, Harry sprawdził bariery ochronne. Ku jego ogromnemu zdumieniu zdawały się one nie zawierać czarnej magii. Właściwie były tylko warstwami prostych zaklęć; dom nie był nawet nienanoszalny.
Z drugiej strony, mogło nie być takiej potrzeby. Gdy Harry wyczarował obraz miejsca w wirującej kuli, by móc ocenić zewnętrzną formę ze wszystkich stron, zobaczył, że dom był wydrążony w skale. Ze wszystkich punktów na lądzie wyglądał na olbrzymi klif. Sam dom był widoczny tylko od strony oceanu, chronionej zresztą zaklęciem maskującym.
Brak frontowych drzwi... właściwie w ogóle nie było drzwi prowadzących na zewnątrz. Tylko okna wyglądające w dół na czyste, huczące fale. Jedynymi sposobami dostania się do Kruczej Grani była sieć Fiuu i Aportacja.
Wtedy to dotarło do Harry'ego - proste bariery ochronne Draco były wystarczające, żeby powstrzymać obcych. Ponieważ wojna już się skończyła, a całkiem spora ilość pozostałych przy życiu Śmierciożerców została rozgromiona w takim stopniu, że po organizacji nie został najmniejszy ślad, nie było potrzeby na nic bardziej ekstremalnego.
A także, być może, nowa, brzozowa różdżka Draco nie mogła podołać bardzo skomplikowanej magii, lub wiedziała, że jej pan został pokonany.
Harry dopasował bariery tak, by rozpoznawały także Draco, po czym rozejrzał się wokół. Dom mógł opisać jako pusty: kilka luksusowych mebli i ogromne połacie wyszczerbionej skały z paroma małymi obrazami, które, co dziwne, odwrócone były frontami do ścian.
Ani śladu skrzata domowego.
Harry rzucił zaklęcie <i>Tempus</i> i zmarszczył brwi. Co zatrzymywało Draco?
Och, szlag. Coś musiało pójść nie tak. Chłopak skoncentrował się i jednym szybkim ruchem przeniósł do swojego skromnego domu w Londynie.
~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~
Zastał Draco w salonie, na czworakach. Chłopak oddychał szybko i mocno, sprawiając wrażenie, że nie pobiera żadnego powietrza. Z każdym kolejnym oddechem jego plecy wyginały się w łuk, a wysoki, cienki dźwięk paniki mieszał się z odgłosami hiperwentylacji...
Harry nie zawahał się. Wskazując Draco różdżką, napełnił mu płuca powietrzem, a następnie przywołał z kuchni środek uspokajający. Klękając obok Malfoya, Harry podniósł go na kolana i przytknął mu butelkę do ust. - Jeden łyk, żebyś się uspokoił. No dalej...
Draco oddychał zbyt ciężko, by udało mu się to za pierwszym podejściem, więc Harry potarł jego plecy pewnymi, spokojnymi ruchami, dokładnie tak, jak uczono go na kursie podstawowego leczenia. Zadziałało: Draco zrelaksował się i zaczął normalnie oddychać. - A teraz pij.
Draco przełknął eliksir. Harry mógł przysiąc, że chłopak wypił znacznie więcej, niż jeden łyk. Prawdę mówiąc wręcz pociekło mu po brodzie na przód szaty, gdy przychylił butelkę do dna.
Wzdychając z ulgą, Harry odsunął się od Malfoya i, wciąż pozostając na podłodze, oparł głowę o fotel.
Draco nadal klęczał w tym samym miejscu, a wyraz jego twarzy stawał się coraz bardziej głupkowaty. Szlag. A <i>jednak</i> wypił za dużo.
- Ups. - Draco zachichotał cicho, gdy spojrzał w dół na mały, czerwonawy zaciek na swojej szacie. - Bałagan. Ja sprzątam bałagan!
Mówiąc to, wyciągnął różdżkę i zaczął nią wywijać obszerne pętle, które miały mnóstwo wspólnego z popisywaniem się, a niewiele z prawdziwym rzucaniem zaklęć. - <i>Evanesco</i>!
Zaciek nie zniknął.
Wzdychając, Harry sam się go pozbył. - Draco, spójrz na mnie.
- Harry Panie?
- Czy kiedy miałeś problemy z oddychaniem, opisałbyś to jako duszenie?
Draco przechylił głowę, a na jego ustach pojawił się głupkowaty, szeroki uśmiech. - Nie, nie.
- Więc dlaczego nie mogłeś spokojnie oddychać?
- Harry Pan powiedział: przejść przez sieć Fiuu do Kruczej Grani. Ja staram się, zostaję tutaj, a Harry Pan czeka. Zły, okropny, niepoprawny, niegodziwy, bezmyślny, samolubny Draco-sługa każący czekać swojemu panu...
Tylko znowu nie to, pomyślał Harry. Nie chciał policzkować Draco za każdą, nawet najdrobniejszą rzecz, która poszła nie tak. Ale jeśli Draco potrzebował kary i bez niej cierpiałby bardziej...
Tym razem jednak najwyraźniej nie o to chodziło. Draco wyrzucił to wszystko z siebie wesołym głosem i nie okazywał żadnej oznaki błagania o wybaczenie czy czegoś podobnego.
<i>Środek uspokajający</i> - pomyślał Harry. To on musiał w jakiś sposób wyłączyć w Draco wywoływaną zaklęciem pętlę samoobwiniania i wyrzutów, w jaką Malfoy wpadł podczas obiadu.
Harry prawie się wzdrygnął. Podawanie Draco środków uspokajających nie było dużo lepsze od bicia go. Poza tym ta cała sytuacja przypominała mu o Mrużce i jej problemach z alkoholem. Harry z niejakim trudem pozbył się tego wspomnienia. - Mówisz więc, że sieć Fiuu nie zadziałała dla ciebie. Mógłbyś spróbować jeszcze raz, żebym był w stanie zobaczyć co się dzieje?
Draco podniósł się posłusznie i wziął ze stojącej na kominku miski proszek Fiuu. - Dokąd, Harry Panie?
- Wypróbuj Kruczą Grań.
Draco wrzucił proszek w ogień i śpiewnym głosem wywołał cel swojej podróży, ale jedyne, co uzyskał, to rozrzucony na swoich butach popiół. - Ups! Bałagan! - powiedział, tym razem chichocząc otwarcie.
Zaczął wywijać swoją różdżką niczym batutą, nie uzyskując jednak żadnego efektu.
Harry pomyślał, że być może Snape miał jednak rację, gdy mówił, że głupotą jest kupowanie gotowych eliksirów, zamiast warzyć własne.
Podszedł do Draco i zabrał mu różdżkę zanim to dziwne wymachiwanie zakończyło się jakimś wypadkiem. - Spróbuj do Malfoy Manor.
- Ooooch, czas na miłą wizytę u Mamusi i Ojca. Harry Pan jest dobrym panem...
Draco z niepohamowaną radością wrzucił proszek w palenisko, ale rezultat nie był inny niż poprzednie. Co generalnie nie mówiło wiele o używaniu sieci Fiuu jako takiej; jeśli zaklęcie nie pozwalało mu napisać do rodziców listu, mogło z łatwością powstrzymać go przed wizytą u nich. To jednak nie wyjaśniało sprawy związanej z Kruczą Granią.
Draco stał, wyraźnie zawiedziony, wpatrując się w swoje ubrudzone sadzą buty. Jego twarz ociekała od łez.
- Zabiorę cię do nich już wkrótce, dobrze? - obiecał Harry. - Być może w przyszłym tygodniu.
Potakując, Draco wytarł twarz, puszczając poprzednie zachowanie w niepamięć. Trudno było teraz wyobrazić go sobie tak beztroskiego, jak zaledwie chwilę temu. W tym momencie był obrazem nędzy i rozpaczy, stojąc żałośnie przed kominkiem i patrząc w dół na swoje stopy.
Harry podsunął mu chusteczkę i dał kilka minut na uspokojenie się. - Czy mógłbyś spróbować jeszcze raz? Tylko jeden. Chcę wyjaśnić, co się dzieje z tobą i siecią Fiuu.
Draco uniósł głowę. - Tak, staram się, czegokolwiek Harry Pan żąda. Czegokolwiek, Panie.
Te dwa ostatnie słowa zostały wypowiedziane chrapliwym tonem.
Harry odwrócił wzrok, czując nagle dziwny niepokój. Och, cóż, być może było to spowodowane świadomością, że jeśli jego następny test się powiedzie, Draco wyląduje zupełnie sam na ulicy Pokątnej. Harry wziął szczyptę proszku dla siebie, na wypadek gdyby musiał szybko za nim podążyć, chociaż tak naprawdę sądził, że Draco nigdzie się nie przeniesie. Nawet publiczne kominki Fiuu nie były zupełnie pozbawione barier. - Wypróbuj Esy Floresy.
Draco skończył z większą ilością popiołu na butach. Wzdychając, Harry usunął brud za pomocą zaklęcia. - Cóż, najwyraźniej nie możesz przenieść się nigdzie. Być może ze mną, ale na pewno nie sam. - Kiedy Harry pomyślał o tym, miało to naprawdę sens. Wydawało się, że był to jakiś rodzaj środków ostrożności, mający na celu powstrzymanie sługi przed ucieczką. Zapewne Draco nie mógł się także sam Aportować, ale Harry postanowił przetestować to później.
Bardziej chciał wiedzieć, czy Zaklęcie Przywłaszczające ograniczało tylko magiczne środki transportu.
Nie tylko: dopóki Harry nie był w pobliżu, Draco nie mógł przekroczyć granicy posesji. Mógł włóczyć się po ogrodzie za domem, a także przejść podjazdem aż do chodnika. Jednak kiedy próbował postawić na nim stopę lub wyjść przez tylną bramę, napotykał na swej drodze jakby blokującą go niewidzialną ścianę
Cóż, być może to wszystko się uspokoi. Przynajmniej nie musiał tkwić w domu; kiedy chciał, mógł wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza.
Draco nie przyjął tych wieści tak spokojnie. Gdy wrócili do salonu, upadł na kolana, ciasno objął się ramionami i zaczął kołysać tam i z powrotem. Miał zamknięte oczy, a na jego twarzy malowało się cierpienie.
Na ten widok serce Harry'ego zaczęło pękać. - Draco... w porządku. Zabiorę cię w różne miejsca. Wiele miejsc.
Draco wciąż kołysał się niczym małe dziecko nie mogące znaleźć pocieszenia. - Zaklęcie... - Przerwał i zaczął potrząsać głową tak gwałtownie, że magia utrzymującą jego fryzurę w ryzach straciła moc. Sięgające ramion pasma włosów latały do przodu i do tyłu.
Harry nie mógł znieść tego widoku ani chwili dłużej. Opadając na kolana obok Draco, zgarnął go w objęcia, tak jak poprzednio głaszcząc po plecach. Tylko że tym razem robiąc to, Harry był do niego przyciśnięty od kolan w górę.
I zdecydowanie to nie mógł być przypadek, że dotyk zdawał się uciszać Draco. Dotyk Harry'ego. Być może dlatego Narcyza wyglądała na tak zasmuconą, kiedy podkreślała, by upewnił się, że nikt inny go nie dotknie. Gdy tym samym zaznaczyła, że Harry zdecydowanie powinien to robić. Wiedziała, że Draco będzie potrzebował od czasu do czasu przyjacielskiego objęcia.
Wcześniej Draco jakby lgnął do dotyku Harry'ego, ale teraz było to bardziej tak, jakby się wtapiał w niego, relaksując przy tym całe swoje ciało i pozwalając głowie opaść swobodnie na ramię Harry'ego. Najpierw tylko czoło, ale chwilę później Draco przekrzywił głowę, kładąc na barku Harry'ego policzek. Potter mógł dosłyszeć cichy pomruk przyjemności, wyczuć powolne i głębokie oddechy, a chwilę później poczuć jak ręce Draco oplatają go.
Zdawało się, że przez dłuższy czas po prostu klęczeli razem, trzymając jeden drugiego, przy czym Draco wciąż, choć teraz już tylko nieznacznie, kołysał się.
Chociaż kiedy Draco zaczął ocierać się nosem o szyję Harry'ego, rozdając małe, suche pocałunki na jego skórze, Harry zdecydował, że przytulali się już wystarczająco długo. Z niejakim trudem wywinął się z objęć Draco, który zdawał się trzymać mocno, choć jego ramiona opadły, kiedy tylko Harry włożył prawdziwy wysiłek, by się uwolnić.
- Czujesz się już lepiej? Zabiorę cię w wiele miejsc, nie musisz się martwić.
Draco zmarszczył czoło. - Nie martwię się. Zaklęcie jest w błędzie, i tyle.
Harry przytaknął, myśląc, że to być może pierwszy znak prawdziwego Draco, ukrytego gdzieś głęboko w osobie zmuszanej przez zaklęcie do zachowywania się jak sługa. - Oczywiście, że jest w błędzie. Nie powinieneś być uwięziony w mojej posiadłości, z możliwością wyjścia jedynie w moim towarzystwie. Powinieneś móc wyjść kiedy i gdzie sobie tylko życzysz...
- Nie, miałem na myśli... - Wyglądało to tak, jakby Draco miał trudności ze znalezieniem słów. - Zaklęcie się myli, że Draco-sługa mógłby uciec. Draco-sługa... <i>Ja</i> nigdy bym nie zrobił czegoś takiego. Nigdy, nigdy, nigdy. Zostaję tu, służę Harry'emu Panu. Zawsze. Nie potrzeba magii, żeby mnie tu zatrzymać. Jestem dobrym sługą!
Harry poczuł się tak, jakby jego serce opadło nagle o dobre trzydzieści centymetrów. Cóż, czyli to jednak nie był taki dobry znak: Draco nie był przygnębiony z powodu swojego uwięzienia, a martwił się, że potrzebne są kraty, by utrzymać go na miejscu.
Wzdychając, Harry podał Draco brzozową różdżkę. Nie było wątpliwości, musi przestać być tak niecierpliwym, czekając aż Draco wróci do siebie. W końcu to był jego pierwszy dzień jako sługi. Lucjusz powiedział, że proces może potrwać miesiące. Najpierw zaklęcie musi się ustabilizować, a Draco poznać Harry'ego w tym nowym kontekście, zanim magia pozwoli mu przypomnieć sobie jego stare „ja”. Być może zaklęcie musi się upewnić, że Draco nie pozwoli złości i nienawiści przezwyciężyć potrzeby bycia „dobrym sługą”, jak sam to określa.
To wszystko zajmie czas, oczywiście. Harry dobrze o tym wiedział, ale wciąż nie mógł nic poradzić na nadzieję, że wizyta w Kruczej Grani może przywrócić choć trochę utraconej pamięci.
- Czy jestem dobrym sługą? - zapytał Draco.
Najwyraźniej potrzebował zapewnienia w tym aspekcie. Harry nie zawahał się.
- Jesteś dobrym sługą - powiedział, uspokajająco głaszcząc Draco po jasnych włosach. Chwilę później ujął Malfoya za łokieć i pociągnął do góry. - No dalej, wstań. Aportuję nas obu do Kruczej Grani, żebyś mógł wziąć jakieś ubrania i inne rzeczy.
Tym razem, kiedy Harry rozłożył ramiona, nie był zaskoczony, gdy Draco chętnie w nie wkroczył.
Rozdział 9
Ich wizyta w Kruczej Grani nie przyniosła oczekiwanych skutków.
Draco zupełnie nie pamiętał swojego domu. Nie wiedział nawet, gdzie znajduje się sypialnia, chociaż rozpoznał ubrania w szafie jako swoje. Harry miał teraz większą szansę na zobaczenie mieszkania. Zauważył, że w domu nie było książek, co wydawało mu się dziwne. Wtedy jednak spostrzegł, że całe mieszkanie było odarte ze wszelkich wygód. Nawet kuchnia była zwyczajna.
Koniec końców, Krucza Grań sprawiała wrażenie wymarłej. Przynajmniej ostatnio. Kiedy wyszli, okazało się, że w rzeczywistości Draco był w stanie przenosić się sam, lecz kilka dodatkowych prób dowiodło, że było to możliwe jedynie wtedy, gdy wracał do domu Harry'ego. Res mea es chętnie zezwalało na powrót, nie było jednak skłonne do jego ponownego wypuszczenia. Nie samego.
Wieczorem Harry czuł się wykończony. Troszczenie się o niewolnika było ciężkim kawałkiem chleba. Nic nie mógł na to poradzić, ale zastanawiał się, jaki stuknięty czarnoksiężnik mógł kiedykolwiek marzyć o czymś takim. Sam pomysł, że trzeba rozkazać chłopakowi, by ten jadł... Było to tak uciążliwe, że Harry zaczął uważać, iż jego przodek musiał być typem złośliwego faceta. I to delikatnie mówiąc.
Z drugiej strony, być może pomysł ten narodził się w odpowiedzi na tabula rasa, można było stworzyć wymarzonego niewolnika. Draco wydawał się być... taką pustą kartą. Jakby gdzieś tam był, ale zaklęcie nie pozwalało mu wyjść, aż do momentu, w którym zrozumie, czego jego Pan od niego żąda. I przyzwyczai się do tego.
Na szczęście, krok po kroku, nabywał tę wiedzę. Kolacja przebiegła sprawniej niż obiad. Nie trzeba było długo namawiać Draco do jedzenia, chociaż wciąż należało wydać mu odpowiednią komendę. Oczywiście, co nie było żadnym zaskoczeniem, blondyn zdecydowanie chciał pomóc w gotowaniu i zmywaniu. Znał odpowiednie zaklęcia. Takie, o których Potter nigdy nie słyszał.
Ku rozpaczy Harry'ego nic się nie zgadzało.
Dlaczego Draco nie posiadał domowego skrzata, który za niego wykonywałby wszelkie prace domowe? Rodzina Malfoy'ów z całą pewnością mogła mu jakiegoś dostarczyć, ale w Kruczej Grani nie było nawet śladu po skrzaciej magii. Sprawdził.
Po co Draco miałby się uczyć tych wszystkich domowych zaklęć? I gdzie się ich nauczył? Nie były one częścią hogwardzkiego programu nauczania, a ostatnią rzeczą, jaką Harry mógł sobie wyobrazić to Narcyza Malfoy własnoręcznie sprzątająca dom.
Jedyne, co na obecną chwilę miało sens, to, dlaczego chłopak interesuje się nimi właśnie teraz. Był to jego pierwszy dzień niewolnictwa, ale już sprawiał wrażenie jakby doskonale wiedział, że jego Pan nie chce, by stał bezczynnie obok. Ponieważ najwyraźniej nie mógł dostrzec jak istotne jest dbanie o samego siebie, zaczął za nim chodzić pytając, czym mógłby służyć. Początkowo Harry poważnie wątpił, że jest to możliwe. Co Draco mógłby wiedzieć o mieszaniu sosu sałatkowego z torebki?
Cóż, okazało się, że potrafił przeczytać i połączyć niezbędne do tego celu wskazówki, znał zadziwiające zaklęcia służące do ubijania składników w śmietankową piankę, a co więcej chciał pomóc, więc... łatwo było sobie wytłumaczyć, że wyrażenie aprobaty nie było niczym złym. Pomysł traktowania nietypowego współlokatora jak skrzata domowego, nie wspominając już o niewolniku, nie przypadł mu do gustu, ale przecież wcale go tak nie traktował, prawda? Oboje musieli jeść, więc jedynym sprawiedliwym wyjściem było wspólne gotowanie.
A później także sprzątanie, skoro tuż po odejściu Harry'ego od stołu, Draco zrobił to samo i tak jak wcześniej zapytał, czym mógłby służyć. Tej nocy, przygotowując się do snu, chłopak pragnął jak najprościej wyjaśnić, czego chce. Nie zamierzał narażać się na kolejny ręcznikowy incydent. Jeden w zupełności wystarczy.
-Teraz, kiedy pójdę spać do siebie - stwierdził otwierając drzwi pokoju gościnnego - ty zostaniesz tutaj.
-Zostać tutaj, zaczekać, służyć Harry'emu Panu.
-Nie - odpowiedział stanowczym tonem głosu - Pójdziesz spać. Powinieneś spać wtedy, kiedy ja, albo nawet wcześniej, jeżeli jesteś senny.
Jego rozmówca wyglądał na tak zdezorientowanego, że Harry natychmiast zdał sobie sprawę ze swego błędu.
-Jeżeli zapadła noc i zaczynasz dużo ziewać, to znaczy, że najwyższa pora iść spać. Zatem po pierwsze, powinieneś się upewnić, że skorzystałeś z ubikacji, a kiedy jesteś brudny bierzesz prysznic, jasne? Wycierasz się ręcznikiem, myjesz zęby. Następnie szykujesz się do spania. W tym celu zakładasz piżamę.
Draco miał ich kilkanaście par, przez co szuflady były wypchane ubraniami, a jeszcze większa część jego garderoby wisiała w szafie.
-Wyglądać przyzwoicie - stwierdził poważnie.
W umyśle Harry'ego zagościła nagła, wstrząsająca wizja, w której Draco zakładał szmaragdową, jedwabną piżamę, a jej guziki schodziły coraz niżej, na jego biodra, pozostawiając je nieosłonięte.
Potrząsnął głową, chcąc odepchnąć obraz i tym samym wmówić sobie, że przyzwoity wygląd nie jest istotny w nocy. Z drugiej jednak strony nie chciał kształtować w nim złych nawyków. Niezależnie od tego ile czasu by minęło, zanim młody Malfoy zacznie myśleć o sobie. Zmusił się do skinięcia głową.
-Potem idziesz spać i śpisz do rana, żebyś następnego dnia był wypoczęty.
Uznał, że wszystko zostało wyjaśnione i wyszedł zostawiając Dracona samego, by w spokoju wypełnił wszystkie jego polecenia.
W środku nocy Harry'ego obudził dziwny dźwięk. Niezupełnie był to wiatr, nie do końca jęk... Pochwycił różdżkę wraz z okularami z nocnej szafeczki i szybkim, acz cichym, krokiem przemierzył schody. Hałas dochodził z zewnątrz. Zaplątany w ogrodzeniu kociak, wył przeraźliwie szukając pomocy. Wypuściwszy go na wolność, wrócił do domu.
Zamierzał iść prosto do swego pokoju, ale skoro był już na nogach zdecydował, że zajrzy do pokoju Draco. W końcu dzieliło ich raptem parę kroków.
Och nie. Dobrze, że oświetlał sobie drogę. W innym wypadku potknąłby się o Dracona śpiącego na podłodze, vis-à-vis drzwi do jego sypialni. Żadnego okrywającego go koca, prześcieradła, nawet poduszki. Kompletnie niczego, co oddzielałoby ciało chłopaka od zimnej podłogi. Nie licząc cienkiej tkaniny nocnego odzienia.
Harry zamknął oczy chcąc ochronić się od tego widoku. Był jednak pewien, że Draco był ubrany w szmaragdowy egzemplarz, przylegający do jego ciała w taki sposób, w jaki podejrzewał. Przynajmniej guziki były zapięte.
Przyzwoicie, jakby to ujął Draco.
Kucając, potrząsnął śpiącą istotą.
- Draco. Draco, obudź się! - Usiadł nagle, jakby połknął kij.
- Jak mogę Ci służyć, Harry Panie?
-Dlaczego nie korzystasz z łóżka?
Draco zbadał wzrokiem ciemną podłogę, obracając przy tym głową, najwyraźniej niezdolny odpowiedzieć.
-Dlaczego śpisz tutaj? - Spróbował raz jeszcze.
-Oh... Najlepsze miejsce. Powiedział spać w pokoju. To jest najlepsze miejsce w pokoju.
-Co je takim czyni?
Jednak znał odpowiedź, zanim się pojawiła.
-Bliżej Harry'ego Pana.
Jak gdyby to było najważniejsze. Oczywiście dla Draco było. Mając nadzieję, że zmieni to, chociaż odrobinkę, wyciągnął rękę w kierunku jego szyi i rozcierał ścięgna po jednej stronie.
-Nie masz teraz kurczów szyi? Nie bolą cię plecy?
Draco wychylił się w stronę dotyku Harry'ego, wyjawiając ochrypłym głosem.
-Nieważne.
Cofnął rękę, zanim ponownie dostał całusa.
-Jesteś ważny Draco.
Ten sam zakłopotany wzrok, a potem te przebłyski zrozumienia. Albo wyglądające znajomo niezrozumienie.
-Ach, ponieważ zadowolony niewolnik dobrze służy - uśmiechnął się promiennie.
-Tak - odparł zmęczony. Jeżeli była to jedyna droga, by zmusić chłopaka do odrobiny troski względem siebie, niech tak będzie
-Więc żebyś dobrze służył musisz dobrze spać, a w tym celu powinieneś korzystać z łóżka. To twoje łóżko - podkreślił - Idź. Nie chce cię więcej widzieć śpiącego na podłodze.
Draco podniósł się posłusznie i przemknął cicho do swego pokoju.
Będąc niemalże w swojej sypialni, Harry poczuł jak coś każe mu zawrócić. Był pewny tego, co zobaczy. Na obrzeżu kręgu magicznego światła wydobywającego się z jego różdżki, spostrzegł gramolącego się pod łóżko Dracona. Wzdychając, przeszedł dzielącą ich odległość.
-Wstań - rozkazał szarpiąc rękę ponownie zasypiającego chłopaka. Ten potknął się o swoje nogi i zapytał bełkotliwie.
-Jak mogę Ci służyć?
Druga rano nie była dobrą porą na konfrontacje z wybuchowym charakterem Harry'ego. Powstrzymał się jednak od wrzasków.
-Cholera, możesz równie dobrze spać w łóżku - by przekaz stał się jaśniejszy, odrzucił przykrycie
- Właź tutaj. Teraz przykryj się prześcieradłem i kocem, połóż się wygodnie i ułóż głowę na poduszce. Nie jest wygodniej?
Draco przygryzł usta i nie odpowiedział. Harry miał wrażenie, że prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć `Bliżej Harry'ego Pana', dzięki czemu byłaby bardziej odpowiednia.
Było sprawą sporną czy chłopak, aby na pewno rozumie znaczenie słowa `przyjemny'. Przynajmniej w odniesieniu do siebie.
Do końca nocy nie mieli innych nieporozumień dotyczących sprawy snu. W rzeczywistości było kilka problemów, lecz część z nich wynikała z obawy przed powrotem Harry'ego do pracy. Zdecydował wziąć wolny poniedziałek, aż do momentu, w którym nie będzie pewien, że może zostawić swoje duże dziecko samotnie. Część poranku spędził czarując sieć Fiuu tak, by dzwonkiem informowała o przybyciu listu od niego. Draco miał go otworzyć i postępować tak jak nakazywała instrukcja.
Nie było innego wyboru. Jedynymi momentami, w których mógł sprawdzić czy chłopak cokolwiek zjadł, były krótkie przerwy na obiad. Nawet polecenia dotyczące ubikacji mógł wykonywać ze względu na uwagi swego Pana dotyczące jego przyzwoitego wyglądu. Nie był jednak w stanie pamiętać o samodzielnym jedzeniu i nawet polecenia dotyczące południowego posiłku nie pomagały. Nie rozumiał jak jedzenie miałoby mu pomóc w lepszym służeniu Harry'emu zwłaszcza, że wspólne śniadania i kolacje, utrzymywały go na chodzie.
Jadł jedynie wtedy, gdy listy od Pana były od początku do końca poświęcone wyłącznie tym rozkazom.
Draco również używał proszku Fiuu do przesłania dwóch krótkich wiadomości. Opisywał w nich jak spędza swój czas. Harry nie lubił trzymać chłopaka na tak krótkiej smyczy, ale była to jedyna droga, by w porę zorientować się, że coś nie gra.
Nadzór zaklęciami byłby o wiele prostszy, ale ich używanie było ściśle ograniczane i Potter nie miał ochoty tłumaczyć... po co ich potrzebuje.
Jak dotąd nikt nie wiedział, że Draco jest jego niewolnikiem. Nie powiedział nawet Ginny. Oczywiście zamierzał. Wiedział, że musi, ale łatwo było to odkładać na później.
Świszczący dźwięk oznajmił przybycie popołudniowego listu od Dracona. Harry odebrał go, przeczytał pobieżnie, głównie po to, by upewnić się, że chłopak odpowiednio się odżywia, po czym wrzucił go do ognia, by spłonął. Draco nie miał problemu z zagospodarowaniem swojego czasu, zapewne ze względu na ilość zadanych mu obowiązków. Wszystko było lepsze od wizji smukłego chłopaka czekającego na powrót swego Pana każdego wieczoru. To myślał Harry byłoby o wiele gorsze od lity obowiązków do wykonania.
Po wykonaniu wszystkich zleconych mu czynności, Draco, poświęcał znaczną część pozostałego mu czasu, na czytanie książek wybranych przez Harry'ego. Miały zająć czas i zapewnić rozrywkę, a także szybko polepszyć zdolności wypowiedzi. W ciągu kilku dni faktycznie zaczął mówić o wiele naturalniej, chociaż nadal pozostawał przy swym `Harry Panie'. Harry w delikatny sposób próbował mu to wyperswadować, ale Malfoy nie mógł zrozumieć, jak określenie Pan może być nieuprzejme. Przez moment, Potter rozważał czy dalsze upieranie się ma sens, ale miał wrażenie, że doprowadziłoby to jedynie do niekończących się przeprosin, a te ustałyby dopiero wraz z ukaraniem winnego.
O wiele lepiej było więc przyzwyczaić się do tego słowa. Przynajmniej nie używał go w listach, które zgodnie z poleceniem Harry'ego miały być zwięzłe i krótkie. Miały powiadamiać go zarówno o tym, co jadł na obiad, jak i czy nie wydarzyło się coś niezwykłego. Listy te były esencją prawdy.
Wtorkowe informacje mówiły Przeczytałem Magię Zaawansowaną i przećwiczyłem nowe zaklęcia od A do E, a późniejsza Zjadłem kanapkę i wypiłem mleko. Następnie rzuciłem urok oczyszczający z grzybów na truskawki w ogrodzie.
W środę Draco ogłosił Przestudiowałem Leczniczy Grymuar, wyczyściłem zasłony i wypiłem dwie filiżanki herbaty. Wtedy nakarmiłem przybyłą sowę. List jest do ciebie. Położyłem go na stole.
Okazało się, że był to list od Malfoy'ów zapraszający ich na wspólna kolację w przyszły weekend. Wspomnieli, że nie mogą wysyłać korespondencji bezpośrednio do syna, chyba, że wyrazi na nią zgodę, tak jak pozwolił na prywatną rozmowę w ich sypialni. Wskazówka, którą Potter zignorował.
Prawdopodobnie Malfoy'owie nie mogli zablokować woli Harry'ego, która dotyczyła Dracona, ale to nie znaczyło, że Harry chce, by pisali do niego cały czas. Nawet, gdyby kochał go niczym oni, prawdopodobnie udałoby im się powiedzieć coś, co wyprowadziłoby go z równowagi.
Prawdę powiedziawszy, już im się udało. Harry nie miał żadnych wątpliwości, co do tego, jaki był Draco - i prawdopodobnie będzie ponownie, odzyskawszy wszystkie wspomnienia, - ale nie miał także wątpliwości, co go takim uczyniło. Kto go takim uczynił.
Byłoby to jednak zbyt okrutne, gdyby odmówił Draco możliwości kontaktowania się z rodzicami, więc jego wiadomość była krótka i aprobująca. Miał wrażenie, że będzie tego żałować, jeszcze na początku następnego tygodnia, ale w tej chwili, nie obchodziło go to zbytnio.
Następnego dnia był piątek i jego rutynowe spotkanie wyjściowe na kolację z Ronem, Hermioną i Ginny. Była to także noc, którą dziewczyna zawsze spędzała u niego. Tymczasem Harry nie powiedział nikomu z nich o tym cholerstwie, Res mea es.
Rozdział 10
Tego wieczora, Harry starał się wyjaśnić sytuację Draconowi, jak tylko usiedli by spożyć posiłek.
- Jutro wieczorem wpadną moi przyjaciele. Na kolację.
Wcześniej zdecydował, że spędzenie przynajmniej tego wieczoru w restauracji nie będzie możliwe. Jak miałby to wszystko wyjaśnić? Nawet magiczny savoir-vivre nie dopuszczał takiego stylu rozmowy. Zbyt wiele ciekawskich uszu dookoła , zawsze wyczekujących odrobiny plotkarskich nowinek, które można by sprzedać do podrzędnego brukowca.
Ostatnimi czasy, Harry naczytał się już dość o swoim życiu prywatnym.
Rozważał możliwość rzucenia zaklęcia prywatności, by nikt niepowołany nie mógł usłyszeć o czym rozmawiają, ale doszedł do wniosku, że istnieje zbyt wiele sposobów na ich obejście. Poza tym, takie zaklęcie, w miejscu publicznym, z pewnością przyciągnęłoby jeszcze większą uwagę.
Chłopiec bohater w końcu się oświadcza... Już widział te nagłówki gazet. Nie żeby ciągle był małym chłopcem. Zastanawiał się ile lat będzie sobie liczyć, kiedy dzienniki przestaną go tak nazywać.
Nie po raz pierwszy zastanawiał się także, dlaczego ludzie mają taką obsesję na punkcie jego życia miłosnego. Wszyscy oczywiście zakładali, że będzie z Ginny. Zasadniczo, myślał tak samo, chociaż uważał, że ta perspektywa powinna go pociągać o wiele bardziej niż faktycznie miało to miejsce. Ale po co gazety w ogóle musiały... cóż, tropić kiedy przestanie się umawiać, a wreszcie zaręczy? Nie mogliby po prostu zostawić tego w spokoju?
- Przyjaciele na kolacji. - powtórzył Draco, powoli kiwając głową.
- Tak. I prawda jest taka, że... - Zmusił się, by spojrzeć na chłopaka - Rozumiesz, uznałem cię dość niespodziewanie i... ym, oni nadal nic o tym nie wiedzą.
Draco wyglądał na odrobinę zakłopotanego, jakby starał się dojść do tego, czego Harry od niego oczekuje.
- Jestem... - Potrząsnął głową. Zaczął raz jeszcze - Czy jestem sekretem?
- Nie. Chociaż, w pewien sposób... - Uśmiechnął się przepraszająco - To znaczy, zamierzałem im powiedzieć. Nie jestem jednak pewien jak mam to zrobić. Niewielu ludzi ma... Ech... kogoś takiego jak ty, kto mieszka razem z nim.
- Kogoś takiego jak ja? - spojrzał na siebie.
Harry nie chciał tego powiedzieć, ale doszedł do wniosku, że to rozwiąże zaistniały problem. Hermiona nie zniosłaby udawania, że coś nie jest tym, czym jest, tego był pewien.
- Mam na myśli niewolnika. Posiadanie takowego, nie jest zbyt popularne. Jesteś tego świadomy?
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... - zamknął na chwilę oczy, jakby chciał sobie wszystko poukładać, albo zapamiętać to, co wie. - Zatem ilu?
- Jak dotąd jedynym, o którym wiem, jesteś ty.
Nastąpiła dłuższa przerwa.
- Oh... Jedyny niewolnik?
- Magiczny niewolnik, tak. - Harry zebrał się w sobie sądząc, że ta wiadomość zasmuci Draco. Powinien się jednak domyśleć, że tak nie będzie. W rzeczywistości, chłopak nie wyglądał na przejętego, jakby ta wiadomość nie była dla niego znacząca.
- Harry Panie, miałem na myśli liczbę Twoich przyjaciół. Na kolacji.
To on się tutaj zamartwiał, jak wyznać temu chłopakowi niezwykłe położenie, w którym się znalazł i poprzez drobne sugestie, jak bardzo uważa tę sytuację za niesprawiedliwą, a ten przyjął to tak spokojnie, że Harry poczuł na niego absurdalną złość.
- Trójka. - powiedział gwałtownie.
- Co powinienem przygotować?
Boże, Draco po prostu tego nie zrozumiał, pomyślał sfrustrowany. Nie chciał co prawda zobaczyć jak inny mężczyzna tonie w cierpieniu, ani czymkolwiek podobnym, ale nie chciał także reakcji, która nastąpiła. Z całą osobowością Dracona wtłoczoną do tej osoby... Osoby, która myślała, że bycie niewolnikiem jest dla niej czymś odpowiednim i właściwym.
- Nie chcę żebyś gotował.
- Dzisiejsza kolacja nie była odpowiednia?
Harry spóźnił się nieco do domu i ze zdziwieniem zauważył, że Draco zgodnie z planem, bez specjalnego polecenia, przygotował kolację.
Zaklęcie było rozstrzygające i blondyn bezproblemowo rozumiał, że kolacja jest niezbędnym punktem każdego wieczoru. On po prostu nie zwracał najmniejszej uwagi na swoje własne potrzeby, dopóki Harry się na nich nie skupił.
W każdym bądź razie, jedzenie przygotowywane przez Draco było więcej niż satysfakcjonujące. Ono było wyśmienite. Nie było w tym żadnej tajemnicy. Harry posiadał książki kucharskie, a Draco lata praktyki w sporządzaniu mikstur. Pamiętał ich skład, chociaż nie miał pojęcia kto nauczał owego przedmiotu, ani tego, że każdego roku uczęszczał na te zajęcia z Potterem.
- Sporządzony przez ciebie posiłek, był bardzo smaczny. - odpowiedział, nawijając makaron na widelec i wkładając go do ust. Odrobina posiłku rozpuściła się na jego języku, pozostawiając śmietankowy posmak nawet po przełknięciu. - Jednakże mogę coś jutro ugotować Draco.
Bóg jeden wie, że nie chciał skorzystać z tej możliwości.
- Wedle życzenia.
Kłopot w tym, że on sobie tego nie życzył. Nie chodziło o to, że źle gotował, ale nie było to także równoznaczne z jakąś wielką pasją wykazywaną w tym kierunku. Właśnie dlatego lubił spędzać piątkowe wieczory z przyjaciółmi w restauracji, chociaż oczywiście bywały dni, w których zapraszał ich na posiłek do siebie. Nagle Draco wstał i wyszedł z kuchni, co wcześniej się nie zdarzyło, chyba że zapytał Harry'ego o pozwolenie. Zanim zdążył się nad tym porządnie zastanowić, chłopak już wrócił, niosąc w ręce kawałek pergaminu.
- Brakuje Ci kilku rzeczy w kuchni - powiedział, ponownie siadając przed Harrym. Och, lista. - Pozwoliłem ją sobie dla Ciebie napisać. Zadowala Cię to?
- Ym, tak. Oczywiście. - odpowiedział trochę oszołomiony. Blondyn, gotujący z własnej inicjatywy kolację, to jedno. Wiedział przecież, że Harry lubi jeść każdego wieczora. Ale to... to było coś, o czym nigdy tak naprawdę nie wspomniał. Nie zauważył nawet, że jego spiżarnia powoli pustoszała.
Dało mu to nadzieję, że gdzieś głęboko w jego współlokatorze zapłonęła iskierka niezależności.
- Długa ta lista - stwierdził, przeglądając wręczony mu kawałek papieru. Naprawdę nie mieli już masła i jajek? Huh.
- Żałuję, że nie mogę zrobić zakupów dla Harry'ego Pana - źrenice Dracona zwęziły się od odczuwanego przez niego gniewu - Nie uciekłbym, niezależnie od tego, co twierdzi zaklęcie. Błagam Cię byś mi uwierzył.
Czy był to wyraz określający jego potrzebę? Potrzebował tego, by mu wierzyć? Harry miał taką nadzieję. Każdy, nawet najdrobniejszy postęp, przyjmie z ulgą.
Chociaż z drugiej strony, gdyby się nad tym zastanowić, był pewien, że jak tylko Draco odzyska swoje wspomnienia prawdopodobnie ucieknie. A jeżeli zaklęcie będzie go tu więzić wbrew jego woli... Nawet nie chciał się nad tym zastanawiać.
Na szczęście pojawiła się malutka iskierka niezależności, jaką wykazał chłopak tworząc listę... Harry chciał go zachęcić do takiego postępowania.
- Wyślę ją do sklepu warzywnego i za pomocą sieci Fiuu otrzymamy wszystko, co do joty - powiedział - więc będziemy mieć pełne zaopatrzenie z samego rana. Skoro jednak potrzebujesz tylu rzeczy, to co chcesz ugotować, Draco?
- Cokolwiek sobie zażyczysz.
Dziwna odpowiedź, zważywszy na fakt, że ostatniego wieczoru Draco sam zadecydował, co przygotować na kolację. Nie potrzebował wskazówek Harry'ego.
- Przypuśćmy, że chcę abyś sam zadecydował. Co byś wybrał?
Po ponownym przestudiowaniu listy, czoło Dracona pokryło się zmarszczkami.
- To... Nie ma tutaj niczego, co byłoby warte zaproponowania dla Harry'ego Pana, zapraszającego swoich przyjaciół.
Harry nie był taki pewien, co do słowa warte, ale chciał wesprzeć rozmówcę w samodzielnym myśleniu, więc zapytał:
- A co jeśli mógłbyś ugotować cokolwiek? Zakładając, że dostaniemy wszystkie składniki. Co byś przygotował w takiej sytuacji?
Draco ponownie usiadł na krześle i z drobnym wahaniem odpowiedział:
- Oh. Kurczaka w cytrynie z duszonymi szparagami i migdałowym ciastem na deser.
Harry zdusił śmiech.
- Wiesz jak to przygotować?
- Dzisiaj po południ, widziałem instrukcję. W... Kuchni chińskiej dla początkujących i Smakach Francji.
Harry prawie się skrzywił. Kilka lat wcześniej otrzymał te książki od Ginny z okazji oblewania jego mieszkania i ledwie na nie spojrzał.
- Kuchnia chińska i francuska razem?
- Jeżeli to stanowi jakikolwiek problem, mogę wymyślić coś innego...
- Nie, nie ma żadnego problemu - Uśmiechnął się. - Spisz czego potrzebujesz, a ja dołożę wszelkich starań, abyś wszystko otrzymał.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Po pewnym czasie, gdy ciszę wieczora przeciął dzwonek do drzwi, a Harry był już kłębkiem nerwów. Dlaczego wydawało mu się, że urządzenie wszystkiego w domu jest tak dobrym pomysłem, skoro Draco przebywał tam przez cały czas? Nie miał pojęcia, co jego przyjaciele mogą powiedzieć o łączących go wcześniej stosunkach z blondynem, jak to walczyli po przeciwnych stronach podczas wojny albo jak Harry go pokonał i zabrał jego różdżkę, którą ma do tej pory.
Oczywiście, mógł mu to powiedzieć osobiście, ale tego nie zrobił. Pomyślał, że będzie lepiej, jeżeli chłopak sam sobie wszystko przypomni. Albo raczej, wytłumaczył sobie, że czar ma jakiś powód, by było tak jak jest.
Jednakże prawda brzmiała jeszcze inaczej.
Harry zrozumiał, że nie chce, by Draco ponownie zaczął go nienawidzić. Chciał, by pamiętał... ale nie to.
- Powinienem otworzyć drzwi? - zapytał zakłopotany podmiot jego rozmyślań.
- Nie, ja to zrobię - odpowiedział, przełykając ślinę - Powinienem wspomnieć o tym wcześniej, ale moi przyjaciele chodzili do Hogwartu... hm, razem z tobą.
Harry nie miał pojęcia, jak chłopak zareaguje na tę informację, ale on tylko patrzył w ziemię i powiedział jedno zdanie.
- Myślę, że zostali, by się uczyć.
- Nie. Wojna odcisnęła swoje piętno również na nich. Za wyjątkiem Ginny - wzdychając, dał znać Draconowi, by poczekał w dużym pokoju. Potem, ponieważ już nic innego nie zostało do zrobienia, Harry poszedł i otworzył drzwi.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
- Cześć - powiedział, od pierwszej chwili starając się uśmiechać najlepiej jak potrafił.
Ginny oplotła go rękami i pocałowała w usta. Miał nadzieję, że tego nie zrobi, nie na oczach swojego brata. Ale przecież nie było co tutaj ukrywać, prawda? Cała rodzina Weasley'ów wiedziała, gdzie sypia ich córka w piątkowe noce. Harry był nieco zaskoczony, że Arthur i Molly nie wytknęli mu faktu, że nie wzięli najpierw ślubu - być może dopiero rozważają tę kwestię - ale najprawdopodobniej uważali, że nie mogą tak postąpić, ponieważ Ron i Hermiona mieszkali ze sobą przez pół roku, zanim się pobrali.
Albo może już słyszeli w oddali te dzwony kościelne, tak jak Ginny i nie chcieli zapeszyć.
Z jakiegoś powodu, dzisiejszy pocałunek Ginny smakował jakoś... jakoś inaczej. Nie wiedział dlaczego. Nawet pomimo tego, że nie wywoływały one trzęsienia ziemi, zazwyczaj były przyjemne. Harry zupełnie o to nie dbał. W każdym razie, zazwyczaj.
Tego wieczora, chciał by to wszystko się po prostu skończyło.
Prawdopodobnie to dlatego, że chciałbym mieć już całą tę sytuację za sobą, pomyślał.
Najsubtelniej jak potrafił, wyplątał się z objęć Ginny i nieznacznie, odsunął ją od siebie.
Ron zmarszczył brwi.
- Planujesz nas wpuścić?
Właśnie wtedy Harry zrozumiał, że nadal blokuje przejście. Chociaż akurat bardzo dobrze się złożyło. Robiąc krok do przodu, pozwolił by drzwi się za nim zamknęły.
- Tak, za minutę, ale najpierw muszę z wami porozmawiać. To bardzo ważne.
Wyciągając różdżkę, rzucił zaklęcie prywatności. Tutaj, na terenie jego własności, mógł przedyskutować całą sytuację ze swoimi przyjaciółmi i zagwarantować, że nikt ich nie usłyszy. Żaden reporter nie będzie się błąkał po jego posiadłości. Przynajmniej za to dziękował Bogu.
Chociaż właściwie taki reporter miałby ciężki orzech do zgryzienia. Nie łatwo było wymknąć się Aurorowi, poza tym wkroczenie na cudzą posiadłość bez pozwolenia, było nielegalne.
Chociaż głównym powodem, dla którego użył owego zaklęcia, był Draco. Nie dziennikarze.
Hermiona rozejrzała się w lewo i w prawo, jakby zastanawiała się, co też Harry sobie myśli.
- Jeżeli chcesz porozmawiać w ustronnym miejscu, nie lepiej byłoby zrobić to w domu?
Chowając różdżkę z powrotem do kieszeni, spojrzał z właściwą sobie powagą, w twarze trójki znajomych.
- Nie, naprawdę nie. Jest tam Draco Malfoy i nie chcę, by usłyszał to, co mam wam do powiedzenia.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
W jednej chwili, na jego podwórzu zapanowała absolutna cisza. Była tak ogromna, że przywiodła Harry'emu na myśl, śmiertelny dreszcz unoszący się w powietrzu.
Oczywiście nie dosłownie, ale miał wrażenie, że temperatura gwałtownie spadała na łeb, na szyję.
Pierwszą osobą, która się otrząsnęła z szoku, była Hermiona. Jej głos był słaby, prawie łamliwy, gdy z determinacją malującą się na twarzy, stwierdziła:
- Och... cóż, to dobrze o tobie świadczy Harry. Dojrzale jest puścić w niepamięć dawne urazy i... zaprosić go do swojego domu. - Ton jej głosu był nieco cieplejszy, gdy kontynuowała. - Więc to dlatego zaprosiłeś nas do siebie. Dziennikarzom nic do tego, czy chcesz zostawić przeszłość całkowicie za sobą.
Byłoby o wiele prościej przytaknąć na jej odkrycie i pozwolić, by żyła ze świadomością, że Harry wreszcie zdecydował się zamknąć wojenny rozdział w swoim życiu. Coś, co było tak kuszące, nie mogło by przetrwać długo, w związku z czym zdecydowanie odstąpił od tej myśli. W końcu Draco nie był sobą, a ta trójka od razu zaskoczyłaby, że coś jest nie w porządku. Zatem, oczywiście, musiał wyjaśnić powstałą sytuację. Zanim zdobył się by cokolwiek powiedzieć, wszyscy inni już mówili.
- Ten dupek nie jest warty zrozumienia.
- Och, Ron. Nie to jest najważniejsze. Harry zostawił to za sobą!
Wtedy przyłączyła się Ginny z głosem pełnym wściekłości.
- Harry, to, kogo zapraszasz do domu jest tylko i wyłącznie twoją sprawą, przynajmniej do momentu, w którym się pobierzemy, ale nie usiądę przy jednym stole wraz ze Śmierciożercą!
- Ja także! - podchwycił Ron z zaciśniętymi szczękami. - Chodź Hermiono. Wychodzimy.
Jeżeli natychmiast czegoś nie zrobi, wszystko legnie w gruzach.
- Posłuchajcie, w normalnych okolicznościach nigdy nie zaprosiłbym go do swojego domu -wysyczał, krzywiąc się. Właśnie przez tego rodzaju oświadczenia, nie chciał by Draco przysłuchiwał się całej rozmowie. Nie miał pojęcia, co zrobiłby chłopak słysząc tego rodzaju uwagi, ale nie wynikłoby z tego nic dobrego. Tego był pewien. - Ale to nie są normalne okoliczności i jeżeli posłuchacie mnie chociaż przez chwilę, wszystko wam wyjaśnię!
To zamknęło im jadaczki, chociaż twarz przyjaciela była koloru purpurowego, a usta Ginny przybrały kształt dziwnej, cienkiej linii.
- Najważniejsze jest to, że Draco ma amnezję i nie pamięta jaką rolę odegrał podczas wojny. Albo ja. Nie obwiniajcie go zatem o tamte wydarzenia, nawet o nich nie wspominajcie, ponieważ nie to jest najważniejsze. On nawet nie będzie wiedział o czym mówicie.
Ron pozwolił sobie na niesmaczny, obraźliwy śmiech. Naprawdę nieprzyjemny dźwięk.
- Nie, to ty posłuchaj, Harry. Amnezja nie tłumaczy tego, co zrobił i nie ma powodu, dla którego miałbyś mu wybaczyć.
- Och, na miłość Boską! Nie wybaczyłem mu!
Na twarzy Rona widać było niesmak i zaskoczenie.
- To dlaczego, do cholery, zaprosiłeś go na kolację?
- Ponieważ w tym ugrzęzłem!
Ginny skrzyżowała ręce na piersiach, oczywiście wciąż rozgniewana. Chociaż Harry przyznał jej kilka punktów. Wyglądał tak, jakby z braku dowodów, że jest inaczej, starała mu się uwierzyć.
- Cóż, myślę, że powinieneś powiedzieć Ministerstwu, że nawet i bez tego nie masz czasu na życie prywatne. Nie, żebym nie rozumiał ich punktu widzenia, w końcu częścią twoich obowiązków jest pomóc mu odzyskać wspomnienia. Ale zostając Aurorem, nie pisałeś się na to wszystko. I po co się o to tak troszczą, skoro zwariował? Jest tylko bezwartościowym Śmierciożercą! - Ron nadal parł do przodu - Ach, już rozumiem. Pewnie posiada informacje na temat jakiejś zbrodni, a ty próbujesz je odzyskać, niezależnie od tego, co pozostało z jego mózgu?
- Pozwólmy Harry'emu mówić - ucięła Hermiona. - Harry?
- Nie ma żadnych informacji dotyczących jakiejkolwiek zbrodni. Przynajmniej takich, o których bym wiedział. - Westchnął. Starał się naprowadzić ich na właściwy trop, ale nie było żadnych szans, by przygotować ich na ową nowinę. Zawsze o tym wiedział. Najlepiej wyrzucić to z siebie w jednej chwili. - Jest tutaj, ponieważ jest moim niewolnikiem, w porządku?
- Niewolnikiem? - powtórzyli chórem.
- Tak - Roztarł sobie kark, z którego ból promieniował aż do samej czaszki.
- Mówisz poważnie?
Spojrzał zaskoczony na Hermionę.
- Myślisz, że mógłbym żartować z czegoś takiego? Przy was, ze wszystkich ludzi, których to dotyczy?
- Ale... Nie rozumiem. Przecież to nawet nie jest legalne!
Harry tak właśnie przypuszczał, ale nie trzymał tutaj Dracona wbrew jego woli. Wszystkiemu winna była magia.
- Słuchaj, jeśli chodzi o Draco, to może odejść w każdej chwili, ale zaklęcie nie chce mu na to pozwolić. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, zaklęcie nosi nazwę Res mea es i jestem jedyną osobą, która wykorzystała owe zaklęcie względem niego. Musiałem to zrobić, ponieważ w przeciwnym wypadku, umarłby i nieważne, co o nim myślicie, nie mogłem do tego dopuścić.
- Och, Harry - powiedziała miękko Hermiona.
Nozdrza Rona nagle się rozszerzyły.
- Ocaliłeś mu życie? Ocaliłeś życie Malfoy'owi? Co cię to w ogóle obchodziło?
- Cóż, wcale nie zrobiłeś tego samego - odpowiedział ostro.
- Zamknij się - odburknął.
- Niby jak miałby umrzeć? - zapytała Ginny.
Harry, w skrócie, streścił im dziwną wizytę Lucjusza i list Narcyzy, a następnie jego wizytę we Dworze Malfoy'ów. Kiedy skończył, Ron prawie że rechotał.
- Oni cię błagali, błagali żebyś uczynił go swoim niewolnikiem. Swoim! Och, jest w tym odrobinę boskiej sprawiedliwości, czyż nie?
- Uspokójże się wreszcie. Oczywiście, że nie - przerwała ostro Hermiona.
Ginny właściwie wyglądała na smutną.
- Co zamierzasz z tym zrobić Harry? - spytała partnera.
- Na tę chwilę nie mogę wiele poradzić - westchnął, wyjaśniając, że samo zaklęcie musi rozstrzygnąć kiedy Draco odzyska swe wspomnienia. - Jak na razie beze mnie jest zupełnie nieporadny. I nie zaczynaj Ron. Założę się, że też nie mógłbyś go zostawić wiedząc o śmiertelnych konsekwencjach. Nie mam żadnych złudzeń, co do jego działalności, ale jeżeli sięgniesz pamięcią wstecz, nigdy nie pchałem się w jego ramiona, prosząc o buziaka.
- Czego, jak do tej pory, dowiedziałeś się na temat tego zaklęcia? - spytała Hermiona.
Harry gapił się na nią bezmyślnie.
- Właśnie wam powiedziałem.
Przewróciła oczami.
- Nie szukałeś informacji na ten temat, prawda?
- Odkąd pięćset lat temu, ktoś podobno zniszczył całą wiedzę na ten temat, nie, nie szukałem materiałów zawierających nieistniejące informacje.
- Nigdy nie możesz być pewien, czego się dowiesz podejmując próbę dochodzenia. Myślałam, że Auror powinien zdawać sobie z tego sprawę.
Ginny podeszła i ujęła jego rękę.
- Miałeś taki trudny tydzień - stwierdziła, cmokając go w policzek - Biedny Harry, musisz znosić tego faceta w swoim domu.
Harry'emu nie spodobał się jej współczujący ton. Albo wypowiadane przez nią słowa. Posiadanie Dracona kręcącego się po jego domu wcale nie było takie straszne, nie licząc samego specyficznego zaklęcia, które go u niego trzymało.
- Ale co w takim razie spowodowało, że ono znowu się aktywowało? - zapytała Hermiona z delikatnym uśmiechem błąkającym się po jej ustach. Lubiła patrzeć na tę parę. Harry nie miał żadnych wątpliwości, że dziewczyny omawiały ślubne plany już niejednokrotnie. - Rodzice Malfoy'a uważają, że to ty znalazłeś jakiś sposób?
- Sądzą, że odkryłem swoje prawo do ich syna - westchnął. - Myśleli, że pozwolę mu umrzeć.
Ginny splotła palce ich dłoni, którą zaczęła uspokajająco gładzić.
- Nie mają pojęcia jakim jesteś człowiekiem. Przejdziemy przez tę całą sprawę razem. Nigdy nie chciałam go widzieć, ale... Rozumiem.
Harry przełknął ślinę. Sądził, że tego nie zrozumie, że wypadnie z furią ogłaszając wtem i wobec, że jej noga nigdy więcej nie postanie w tym domu dopóki nie pozbędzie się Dracona i nie odwszy całego mieszkania. Uh... Nagle wpadło mu do głowy, że wszystko byłoby wtedy prostsze. Że właśnie na to, w sumie, liczył...
Nie żeby chciał zakończyć jego relacje z Ginny. To nie to. Po prostu nie chciał być nękany sprawą małżeństwa.
- Jesteś pewny, że niczego nie zauważyłeś? - zapytała Hermiona. Światło w jej oczach stało się bardziej intensywne, tak jak zawsze, gdy rozwiązywała jakąś zagadkę. - Żadnych powiązań pomiędzy wami, żadnych resztek owego zaklęcia, może kiedy pracowałeś w terenie, nad jakąś sprawą?
- Zauważyłbym, gdybym przypadkiem odkrył coś, co wiązało by się z uznawaniem jego rodziny, przez moją - odparł kwaśno. - Naprawdę uważam, że to przykułoby moją uwagę.
- Prawdopodobnie było to coś tak zakamuflowanego, że nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy.
- W takim razie nadal jestem uważany za ignoranta, tak? Naprawdę nie jestem w stanie ci pomóc. Po prostu nie wiem. Od miesięcy nie uczestniczę w akcjach. Jest zbyt wiele do roboty w Departamencie.
- Sądziłem, że lubisz mieć rękę na pulsie - odburknął Ron.
- Nie uważasz, że Harry ma dość czarnoksiężników na pewien czas? - zapytała Ginny świszczącym głosem. Niezwykle irytujący dźwięk. Poza tym, myliła się. Przeniósł się do tego wydziału ze względu na prośbę Kingsley'a. Właśnie tam potrzebowano go najbardziej.
- Cóż, nie - odparł jej brat złośliwie. - Przecież widzisz, że posiada jednego w domu.
- Draco nie jest czarnoksiężnikiem, ani Śmierciożercą, nie w tej chwili - zaprzeczył Harry, zgrzytając zębami i zrzucając rękę Ginny. - Nie ma pojęcia o żadnej z tych rzeczy i będę wdzięczny, jeżeli nic mu nie powiecie. Najpierw, jak już wyjaśniałem, musi to rozstrzygnąć zaklęcie. Draco zbyt długo jest już sam.
Twarz Ginny wykrzywiła się.
- Oczywiście, zostanę na kolacji. - Ton jej głosu zdradzał, że sama chce ocenić sytuację. - Co jednak kiedy musisz zostawić go samego? Przecież chodzisz do pracy, prawda?
Harry nie wspomniał o wolnym dniu.
- Do tego zdążył się przyzwyczaić. Pozostało jednak jeszcze wiele innych rzeczy, a to ja jestem za niego odpowiedzialny. Wierzcie mi, na obecną chwilę, nie radzi sobie ze stresem tak dobrze.
- Tonie w łzach jak maminsynek, którym zawsze był?
- Och Ron, postaraj się mieć odrobinę współczucia - stwierdziła Hermiona surowo. - Osobiście współczuję Draconowi Malfoy'owi.
- Mała fretka ci nie współczuła, kiedy wypluwałaś swoje płuca, krzycząc.
Hermiona uniosła nieco swój podbródek.
- Jeżeli myślisz, że zniżę się przez to do jego poziomu, jesteś w wielkim błędzie. To okropne i przez wzgląd na nich, mam nadzieję, że nie będzie to trwało zbyt długo. Harry, zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć na ten temat.
Osobiście uważał, że sprawa od początku, do końca jest przegrana. Uśmiechnął się nieznacznie.
- Zapiszę Ci całą inkantację, którą musiałem wypowiedzieć, by go uznać. Więc... Wchodzisz Ron?
Myślę, że twoja żona i siostra wchodzą.
Ron zrobił krok naprzód.
- Myślę, że równie dobrze mógłbym go zobaczyć ściętego z nóg. Niewolnik... Najprawdopodobniej dostał to, na co zasłużył.
Harry tego nienawidził, ale nie mógł narażać kruchego zdrowia psychicznego Dracona, nawet jeśli uspokoi swoich znajomych.
- Nie wejdziecie, jeżeli będziecie się tak do niego odnosić. Mówię poważnie. Jeżeli powiecie cokolwiek, co go zasmuci, będę to musiał później naprawić, a to tylko utrudni mi życie. Nie potrzebuję niedźwiedziej przysługi.
- Świetnie - odszczeknął Ron. - Jeżeli nie mogę się odezwać... może nie miło, ale chociażby neutralnie, to będę milczał przez cały czas. Pasuje Ci?
- Tak - odpowiedział z ulgą.
- Co z nim robisz przez cały dzień?
- Głównie przygotowujemy się do jego O.W.U.M.E.N.T.Ó.W. - odwrócił się w kierunku drzwi - Nigdy nie próbował zdać chociaż jednego.
Hermiona ujęła go za łokieć zanim zdążył nacisnąć klamkę.
- Starał się - odpowiedziała głosem, którego używała ilekroć była czegoś pewna. - Pamiętasz, że pomagałam administracji w tworzeniu testów dla uczących się niezależnie. Draco Malfoy przystąpił w zeszłym roku do ośmiu O.W.U.M.E.N.T.Ó.W. i zdał je wszystkie.
Owned
Rozdział 11
Draco nie było w salonie. Harry zrobił szybką rundę po parterze, rzucając okiem do każdego pomieszczenia, ale nigdzie nie mógł chłopaka znaleźć.
— Wydaje mi się, że musiał pójść na górę — powiedział, gdy wrócił do swoich przyjaciół.
Nie był pewien, dlaczego Draco miałby tak postąpić. Do tej pory był całkiem dobry w odczytywaniu nastrojów Harry'ego, a ten chciał, żeby poczekał dokładnie tam, gdzie go zostawił. Jednak Draco nałogowo dbał o swój wygląd, więc mógł stwierdzić, że powinien umyć twarz lub przebrać się w świeże szaty albo coś w tym rodzaju. Harry zauważył, że Draco rzucał zaklęcia na swoje ubrania i włosy kilka razy dziennie. W rezultacie prawie nigdy nie wyglądał inaczej niż reprezentacyjnie.
Harry mógłby spróbować go przekonać, by nie był aż tak pedantyczny, ale to zachowanie przypominało mu Draco ze szkoły. Zawsze przychodził do klasy, wyglądając jakby miał uczestniczyć w sesji zdjęciowej. Czyli istniała możliwość, że obecne przewrażliwienie chłopaka na punkcie swojego wyglądu nie było spowodowane rozkazem Harry'ego... Może to właśnie była część tego, kim był. Część, której nie utracił.
— Dlaczego nie usiądziecie? Zaraz z nim wrócę…
— Przyniosę nam coś do picia — oznajmiła Ginny.
Cóż, znała drogę prowadzącą do kuchni, a Harry nigdy dotąd nie miał nic przeciwko, by dziewczyna krzątała się po domu, ale nie życzył sobie, aby Ginny odgrywała w ten sposób rolę gospodyni. Zdaniem Harry'ego, sypianie ze sobą raz w tygodniu czyniło ją jedynie częstym gościem, niczym więcej. Na początku ich związku rozmawiali o tym, że się pobiorą, gdy będzie gotowy, więc być może dlatego uważała, że ma do tego pełne prawo.
Hermiona zajęła miejsce na sofie, pociągając Rona, by usiadł obok niej, po czym zaczęła z nim cicho rozmawiać, machając na Harry'ego, żeby poszedł i sprowadził Draco.
Draco był w swojej sypialni, cały i zdrowy, siedział wyprostowany na brzegu łóżka i czytał książkę. Dla kogoś obcego mogło to wyglądać, jakby spełniał niedorzeczny kaprys, ale Harry wiedział lepiej. Sam powiedział Draco, że jeżeli nie będzie miał już nic do zrobienia, to może wrócić do czytania. Powiedział także, że chce, by Draco przy tym siedział. Miało to miejsce po tym, jak natknął się na Draco stojącego na środku pokoju i uczącego się z książki trzymanej w uniesionych rękach.
Myśl o uczeniu się przypomniała Harry'emu, co Hermiona właśnie powiedziała. Osiem owutemów, osiem. Nawet przez moment nie miał wątpliwości, że Hermiona miała rację i to nie tylko dlatego, że mówiła to z taką pewnością siebie. Wyjaśniałoby to bardzo wiele spraw, jak na przykład, dlaczego Draco z taką łatwością kończył kolejne książki Harry'ego. Prawdopodobnie uczył się z nich już wcześniej i nawet jeżeli wszystkiego zapomniał, to przypomnienie sobie zawartych w podręcznikach informacji było prostym zadaniem. Być może nie chodziło nawet o to, że zapomniał. Być może mózg Draco potrzebował jedynie czasu, by jego właściciel przypomniał sobie, co wie.
Kto by pomyślał, że takie przypomnienie będzie konieczne? Draco pamiętał wiele rzeczy dotyczących jego nauki w Hogwarcie. Nie miał jedynie pojęcia o kwestiach dotyczących sfery społecznej. Właściwie, w tej dziedzinie umknęło mu wszystko. Ale jeżeli mógł przypomnieć sobie lekcje, dlaczego nie mógłby wywołać z pamięci również tego? Kolejne pytanie, na które prawdopodobnie nie dostanie szybko odpowiedzi. Kiedy wchodził do pokoju, dodał je do tworzonej w głowie listy. Draco natychmiast odłożył na bok książkę i wstał.
— Jak mogę służyć…
— Dlaczego nie czekałeś na dole, tak jak powiedziałem?
— Jak powiedziałeś?
— Tak, mówiłem ci…
Jednak sięgając pamięcią wstecz, Harry przypomniał sobie, że faktycznie nie użył żadnych słów.
— Yhm… Zrobiłem coś takiego. — Harry machnął ręką.
Cień uśmiechu przemknął przez usta Draco.
— Coś takiego? — zapytał, naśladując ruch.
Och! Harry zrozumiał, że gest ten mógł zostać odebrany jako gest odprawy. Cóż, był wtedy okropnie zdenerwowany. Nadal był.
— Dlaczego jednak przyszedłeś tutaj?
— Dążę tylko do zadowolenia ciebie, Harry Panie. Pomyślałem, że to będzie najlepsze zajęcie. Jeśli zrobiłem coś złego, proszę cię byś mnie upomniał, mogę wszystko naprawić.
Cóż, przynajmniej Draco był spokojny, mimo przypuszczenia, że mógł popełnić błąd. Wcześniej wpadał w panikę, ponieważ wierzył, że kłamał lub dlatego, że powstrzymywał się przed podążaniem za wskazówkami swojego Pana. Obie te sytuacje miały miejsce w dniu, w którym Harry uznał Draco jako swojego niewolnika. Od tego czasu sprawy układały się dużo lepiej. Na tyle dobrze, że mógł z całą pewnością stwierdzić, że zaklęcie zaczyna się uspokajać.
— Nic złego, Draco. Chcę po prostu wiedzieć, dlaczego pomyślałeś, że najlepiej jest przyjść tutaj, zamiast zostać na dole.
Na to Draco wzruszył ramionami.
— Powiedziałeś, że jestem czymś w rodzaju sekretu.
O Boże. Nawiedziło go nagłe, palące wspomnienie, jak znajomi Dursleyów przychodzili do nich na kolację, a on, Harry, miał siedzieć w pokoju dotąd, aż goście opuszczą dom. Nigdy nie chciał zrobić czegoś takiego innej osobie, wiedział, jak bardzo jest to demoralizujące. Na szczęście, sytuacja ta nawet nie zaniepokoiła Draco. To Harry był nią dużo bardziej zdenerwowany.
— Nie miałem na myśli tego, że masz się ukrywać — powiedział przełykając ślinę. — To znaczy, powiedziałem, że zamierzam powiedzieć o tobie moim przyjaciołom, pamiętasz?
— Że zamierzasz, tak. Nie wiedziałem kiedy.
— Właśnie im powiedziałem. Chciałbym, żebyś ich teraz poznał.
Draco skinął głową, ale zapytał:
— Oni mnie już znają, tak powiedziałeś?
— Tak, ale wiedzą, że ty ich nie pamiętasz. Albo jeszcze nie, w każdym razie. Chodź za mną na dół, dobrze?
Padł bezpośredni rozkaz, więc Draco był oczywiście posłuszny, ale Harry'emu wydawało się, że idzie dość sztywno. Zazwyczaj jego ruchy były pełne gracji. Gibki jak pantera, Harry często myślał o nim w ten sposób. Teraz poruszał się, jakby każdy kolejny krok sprawiał mu ból. Cóż, Harry przypuszczał, że gdyby był na miejscu Draco, też nie czułby się rewelacyjnie. Słysząc, że spotka ludzi, którzy znali go wcześniej, ale których on nie może sobie przypomnieć… Takie coś wystarczyłoby, żeby pozbawić odwagi niejednego. Najlepiej mieć to już za sobą. Harry był zdeterminowany w tej kwestii. Nie zamierzał pozwolić, by Draco ukrywał się w swoim pokoju za każdym razem, gdy Harry będzie miał gości.
Kiedy Harry przybył do salonu, Ron i Hermiona wstali. Właśnie w tym momencie doszła też Ginny i odłożyła tacę z napojami, którą przyniosła. W pierwszym momencie w ogóle nie zauważyła Draco.
— Harry, cokolwiek gotowałeś pachnie absolutnie bosko.
— Draco gotował — powiedział nieuważnie Harry, rozglądając się za nim. Draco ociągał się tak bardzo, że nie minął jeszcze nawet rogu klatki schodowej. Nigdy wcześniej nie okazywał niechęci przy wykonywaniu poleceń. To, że mógł to zrobić w tej chwili, było naprawdę dobrym znakiem, uznał Harry. Mile widziany ze strony Draco był każdy przejaw wolnej woli czy myślenia o samym sobie. Chociaż, oczywiście, miał nadzieję, że to nie doprowadzi do sytuacji, w której Draco będzie odczuwał zdenerwowanie w obecności innych ludzi.
— Chodź — powiedział Harry, przemierzając kilka kroków, by dotrzeć do Draco. I dodał ciszej: — Wszystko będzie w porządku.
Draco zerknął na niego z niepewnością i rezygnacją w oczach. Zacisnął szczękę i pokonał ostatni odcinek drogi, nie zatrzymując się, dopóki nie stanął na środku salonu. Tam przyjął zupełnie inny wyraz twarzy — kiedy rozluźnił szczękę, jego oblicze stało się spokojne i zaczęło przypominać maskę. Wyglądał jak manekin. Jakby pozował. Harry nie sądził, że to było prawdziwe oblicze Draco, uważał je jedynie za reakcję na niewiarygodnie stresującą sytuację. Cóż, Harry mógł to zmienić. Odchrząknąwszy, skinął głową w kierunku pozostałej trójki, która, jak zdążył zauważyć, gapiła się w tej chwili na Draco. Hermiona wyglądała na absolutnie zatrwożoną. Ginny spoglądała ostrożnie, a Ron… podejrzliwie. Zignorował ich i przywdział dobrą minę do złej gry.
— Draco, to są ci przyjaciele, o których ci wspominałem.
Draco przeniósł spojrzenie z Harry'ego na innych, jego rysy twarzy wyrażały niemal całkowitą pustkę. Doprawdy, dziwne. Z wyjątkiem tego, że poruszał głową, jego postać była nieruchoma. Nawet jego szaty nie falowały. Równie dobrze mógł być muśniętym kolorami posągiem. Robił piorunujące wrażenie ze swoimi ulizanymi włosami, ledwie zabarwionymi złotem, twarzą jasną jak marmur i surową, nieubłaganą czernią szat, które założył tego poranka.
Nic nie mówił, a w jego srebrzyście połyskującym spojrzeniu Harry wyczytał, co jest tego powodem. Draco nie wiedział, czego Harry oczekuje, więc na wszelki wypadek nie robił nic. To miało sens, jeśli pamiętało się, że parę minut wcześniej źle odczytał intencje swojego Pana. Ale Harry nie mógł na to patrzeć. Tęsknił za Draco, z którym rozmawiał na górze, za tym, który był w stanie wyrażać się stosunkowo swobodnie, nawet pomimo zostań Harry'ego, które brzmiało bardziej jak idź. Ale możliwe, że z Res mea es zawsze trudno było dostosować się do bliskości ludzi innych niż własny Pan…lub rodzina.
— To Ginny Weasley — powiedział Harry, zaczynając od niej, ponieważ była najbliżej. — Jest moją dziewczyną.
Ginny wydała z siebie cichy, zniecierpliwiony odgłos, jak zawsze, kiedy słyszała to słowo. Harry przypuszczał, iż to dlatego, że chciała być przedstawiana jako jego narzeczona. Spojrzała na Draco, zmrużyła oczy i z jakiegoś dziwacznego powodu Harry nagle zauważył, że jej włosy miały prawie jaskrawy odcień. Miedziane, rozżarzone światło nad głową tworzyło pasma zbliżone do czerwieni. Harry właściwie odruchowo spojrzał na włosy Draco, aby dać odpocząć oczom, wpatrując się w ten łagodny, stonowany odcień.
Zapatrzył się, więc niemal nie zauważył, co Ginny następnie zrobiła. Ruszyła naprzód w kierunku Draco, a Harry kątem oka dostrzegł, że wyciągnęła rękę.
— Nie — powiedział Harry. Niemal wydyszał to słowo, gdy stanął przed nią. — Nie możesz uścisnąć jego ręki, nie możesz go dotykać. Jestem jedyną osobą, która może to robić.
Uśmiech Ginny już przedtem wyglądał raczej jak grymas, ale ta informacja sprawiła, że zupełnie się w niego przekształcił. Zapadła nagle lodowata cisza przerywana tylko zgrzytaniem zębów. Jej.
— Czy dobrze zrozumiałam, Harry? Dotykasz go, tak?
Harry natychmiast pomyślał o tym, jak trzymał Draco na kolanach, kiedy ten był chory, a później o tym, że klęczeli razem, obejmując się, jeszcze tego samego dnia. Obydwie te rzeczy miały służyć wyłącznie pomocy i dodaniu otuchy, więc miał dziewczynie za złe odbieranie ich w jakikolwiek inny sposób.
— Oczywiście, że nie! Nie miej takich kosmatych myśli!
Wyraz twarzy Ginny był lodowaty.
— Nigdy takich nie miałam.
Och. Harry zamrugał, niepewny, dlaczego doszedł do pochopnych wniosków.
— Słuchaj, po prostu zapomniałem wspomnieć o tej części zaklęcia. Dopóki sprawy się nie uregulują, jeśli ktoś go dotknie… — Harry przerwał, stwierdzając, że raczej wolałby nie wspominać o takich szczegółach, jak powolne uduszenie. Poczuł straszne, kłujące uczucie w piersi na myśl, iż Draco był tak bezbronny, że każdemu, kto chciałby go skrzywdzić, wystarczyłby mały fragment wiedzy o działaniu zaklęcia. Nie żeby jego przyjaciele mieli zamiar to wykorzystać, ale Harry i tak nie chciał wypowiedzieć tych słów. — To może spowodować kłopoty.
— W porządku — odpowiedziała Ginny, cofając się o krok. — Próbowałam tylko być miła dla twojego… gościa. Nie chciałam zrobić mu krzywdy.
— Tak, wiem, że nie chciałaś. — Harry wyciągnął rękę by pogłaskać jej ramię, ale była już poza zasięgiem. Dlatego stanął przy Draco. To, że prawie przegapił, co zamierzała zrobić, sprawiało, że czuł się roztrzęsiony. Był niemal chory z tego powodu. Boże, jak mógł być taki nieostrożny, by nie wspomnieć, że obcy nie mogą dotykać Draco? Fakt, był z nim sam przez prawie tydzień i nie musiał brać pod uwagę innych znajdujących się blisko ludzi… ale to nie było usprawiedliwieniem.
— A to jest brat Ginny, Ron Weasley — powiedział Harry głosem na tyle drżącym, że musiał odchrząknąć. — I jego żona, Hermiona.
Ron jedynie krótko skinął głową, co w obecnej sytuacji Harry przyjął ze szczerą ulgą. Jednak Hermiona podeszła do przodu, trzymając ręce po bokach i zatrzymała się cztery stopy od Draco. Wystarczająco dobrze, pomyślał Harry.
— Cześć — powiedziała i również skinęła głową, ale w dużo milszy sposób, niż zrobił to jej mąż. — A ty jak się nazywasz?
— Powinienem odpowiedzieć, Harry Panie?
Ginny dyszała, a Ron wydał z siebie stłumiony dźwięk.
Nawet Hermiona — o której Harry mógł śmiało powiedzieć, że starała się nie palnąć jakiejś głupoty i ze względu na odczuwane wobec Draco współczucie próbowała udawać, że spotykają się po raz pierwszy — wyglądała na zaskoczoną, słysząc podobne słowa wypowiedziane tak poważnie. Niby nic, ale nie wróżyło to szczęśliwego zakończenia.
— Tak, powinieneś to zrobić.
Draco obrócił twarz w stronę Hermiony, a ruch ten, ponownie pozbawiony jakiejkolwiek ekspresji, wyglądał naprawdę strasznie. Sposób, w jaki to zrobił, przywodził na myśl figurę woskową. Oczywiście gdyby figury woskowe mogły się poruszać.
Cały niepokój uszedł z Harry'ego, gdy usłyszał, jakiej odpowiedzi udzielił Draco.
— Draco Draco Malfoy.
Ron zaczął uderzać ręką w biblioteczkę.
— Draco Draco Malfoy? — parsknął cicho. — Zawsze tak się nazywałeś?
Oczy Draco zrobiły się odrobinę szkliste, ale odpowiedział Harry'emu, a nie Ronowi.
— Ja… Harry Panie, kiedy mnie nazywałeś, pamiętałem te słowa z przeszłości albo myślałem, że je pamiętam. Czy wcześniej nazywałem się inaczej?
Harry westchnął.
— Nazwałem cię tak, jak nazywałeś się wcześniej. Draco Malfoy. Tylko jedno „Draco”.
Draco wzdrygnął się.
— Och. Proszę o zignorowanie mojego błędu. Chyba nie zrozumiałem.
Ron parsknął.
— Jak mogłeś nie zrozumieć własnego imienia?
— Powinienem odpowiedzieć?
— Ależ oczywiście. Chcę, żebyś rozmawiał swobodnie, kiedy mam gości.
Draco obrócił głowę w stronę Rona.
— Harry Pan powiedział do mnie: „Nazywasz się Draco. Draco Malfoy”— powiedział to tak, jak zrobił to Harry, łącznie z przerwą pomiędzy dwoma „Draco”. Przerwą, której faktycznie można było nie usłyszeć.
— Och, mój błąd — powiedział Harry ponownie wzdychając. — Przejęzyczyłem się. Miałem powiedzieć po prostu „Draco Malfoy”. Tak się nazywasz.
Draco pogodnie skinął głową, odwrócił się do Hermiony i spojrzał jej w oczy.
— Draco Malfoy.
— Taa, doszliśmy do tego, dzięki — odparł krótko Ron.
— Bądź miły, Ron — powiedziała surowo Hermiona. — Wszyscy bądźmy mili... On nas przecież nie pamięta, prawda? — dodała, ponownie zwracając się do Draco.
Pokręcił głową.
— Cóż, wszyscy razem chodziliśmy do tej samej szkoły. Pamiętasz w ogóle Hogwart?
— Hogwart, tak. Szkoła Magii. Transmutacja, eliksiry, zaklęcia…
— Właśnie tak — powiedziała Hermiona ciepło. — Byliśmy na tym samym roku. Ty w Slytherinie, ale Ron, Ginny, Harry i ja w Domu Lwa.
— Jakim rodzajem budynku jest dom lwa?*
Hermiona wyglądała jakby wpadła w popłoch.
— Och, przepraszam. Nie pamiętasz domów lub systemu punktów, lub…? — Draco pokręcił głową. — Cóż, jestem przekonana, że wszystkie wspomnienia wrócą.
— Co nie będzie ciekawe — powiedział Ron, przewracając oczami.
Harry posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym spróbował przywrócić miłą atmosferę.
— Cóż, skoro przedstawianie się mamy za sobą, dlaczego nie usiądziemy i czegoś nie zjemy?
— Dobry pomysł — powiedziała Ginny ostrym tonem, obracając się na pięcie. Zabrała tacę z napojami i jako pierwsza weszła do jadalni. Harry nie był w tym pomieszczeniu od śniadania, jedynie szybko omiótł je spojrzeniem, szukając przedtem Draco.
Kiedy teraz wszedł do pokoju, jego serce zamarło. Wcześniej Draco wspominał, że nakrył do stołu, ale Harry nie podejrzewał, że blondyn przygotuje cztery nakrycia, zamiast pięciu. Jednak wtedy Draco działał zakładając, że jest „czymś w rodzaju sekretu” i mógł tkwić w tym przekonaniu do tej pory. Być może jedynym rozsądnym wytłumaczeniem sytuacji było, iż wierzył, że Harry nawet nie brał pod uwagę jego obecności na obiedzie. To samo w sobie już było złe, ale kiedy Harry przypomniał sobie, jak Draco spędzał popołudnie, przygotowując posiłek, którego nawet nie zamierzał zjeść — w co przecież musiał wierzyć — naprawdę czuł się niedobrze. Draco mógł być niewolnikiem, ale na pewno nie miał być służącym.
W każdym razie nie tego chciał Harry. Res mea es oczywiście miało na to swój własny pomysł.
— Harry… — powiedziała Hermiona krytycznym tonem.
— Słuchaj, to tylko następne nieporozumienie — wtrącił Harry. Otworzył szufladę, wyciągnął z niej kolejne nakrycie i położył je na stole.
— Proszę cię, Draco, usiądź. Chcę, żebyś spędził ten wieczór z nami. Nigdy nie chciałem, by było inaczej.
Draco zapadł się w fotelu i pochylił głowę, jakby próbował ukryć twarz. Z idealnie ulizanymi do tyłu włosami raczej nie było na to żadnych szans. Hermiona usiadła naprzeciwko niego i posłała mu uśmiech, który był uosobieniem życzliwości.
— Trudno jest przewidzieć, co zrobisz, kiedy jesteś w nowej sytuacji. Pamiętam, że czułam się rzucona na głęboką wodę, kiedy pierwszy raz przybyłam do Hogwartu. Oczywiście, próbowałam tego nie okazywać.
Draco zamrugał.
— Och, pamiętam. Czułem się podobnie. Wcześniej miałem tylko prywatnych nauczycieli.
— Cóż, przynajmniej chodziłam do szkoły. Mugolskiej szkoły. To niezupełnie to samo.
— Mugolskiej szkoły?
Ron zerwał się z fotela i usiadł obok Hermiony, patrząc wściekle przez stół na Draco.
— Taa, zamierzasz robić z tego wielki problem? A może będziesz ją obrażać jak zawsze to robiłeś?
Draco zaczął szczękać zębami.
— Obraziłem przyjaciółkę Harry'ego Pana? Jestem złym, bezwartościowym, okropnie bezmyślnym, niegrzecznym, niegodziwym, strasznym, ohydnym niewolnikiem.
O, Boże. Odrażająca wizja wypełniła umysł Harry'ego. To był obraz jego samego, zmuszonego do ponownego uderzenia Draco w twarz. Zdecydowanie coś, czego nie chciał robić w towarzystwie. Lub kiedykolwiek, gdyby miał na to jakiś wpływ.
A powiedzenie mu, by się natychmiast uspokoił, nawet nie wchodziło w grę. Harry musiał zignorować ich wszystkich, zapomnieć, że tam w ogóle byli. Myślał tylko o Draco — szybko znalazł się u jego boku i ujął obydwie jego dłonie, mocno je ściskając.
— Nie, nie jesteś. Nie jesteś zły i bezwartościowy. A teraz przestań, dobrze? Nikogo nie obraziłeś.
— Ron, przyjaciel Harry'ego Pana, powiedział, że to zrobiłem…
Harry ścisnął dłonie Draco jeszcze mocniej.
— Nie obraziłeś nikogo tego wieczora. To, co Ron powiedział… Cóż, nie przejmuj się tym. To wszystko miało miejsce w przeszłości. Nie byłeś jeszcze wtedy moim niewolnikiem.
Wydawało się, że to była najlepsza rzecz jaką mógł powiedzieć. Draco niepewnie skinął głową, relaksując się nieco, chociaż ciągle mówił cichym głosem.
— Żałuję, że kiedykolwiek was obraziłem.
Harry przestał ściskać jego dłonie i zamiast tego delikatnie je pogłaskał.
— Dzisiaj to nie ma znaczenia, w porządku? Dzisiaj i od tej chwili.
Aby zapobiec dalszym problemom, Harry zwrócił się do Rona.
— Mógłbyś już z tym skończyć?
Ron wyglądał na wstrząśniętego.
— Przepraszam — powiedział, a jego głos był tak samo cichy jak głos Draco.
Harry nie był w nastroju, by odpuścić mu tak łatwo.
— Mogę ci zaufać, że będziesz się dobrze zachowywać, podczas gdy będę szykować jedzenie lub…
— Ja mogę być służącym — powiedział Draco, wstając z fotela.
— Nie, ty będziesz siedzieć tutaj — rozkazał Harry. Nie lubił być tak władczym, ale to wyglądało na najlepsze albo nawet jedyne wyjście, żeby uniknąć kolejnych nieporozumień. — Zostań i porozmawiaj z Hermioną. — Harry wrócił do rozmowy z Ronem. — Mogę ci zaufać, czy będę musiał zaciągnąć cię ze sobą do kuchni?
Ron wydawał się powoli wycofywać.
— Nie zrozumiałem, w porządku? Cholera Harry! Myślałem, że może kłamać lub…
— Mogę ci zaufać?!
— Tak!
— To dobrze, ponieważ jeśli wrócę i stwierdzę, że powiedziałeś jeszcze coś równie bezmyślnego…
— Harry — przerwała Hermiona — wystarczy. Ron będzie tylko słuchać, prawda, Ron?
Draco patrzył w dół na swoje dłonie, naprężając je, gdy uścisk Harry'ego był zbyt żarliwy, ale w tym momencie podniósł wzrok.
— Myślę, że jestem problemem.
— Nie — Harry potrząsnął głową. — Nie jesteś tajemnicą i nie jesteś problemem.
Ta ostatnia część nie była do końca prawdą, ale Harry i tak to powiedział. Wiedział jak to jest, uważać się za niechciany ciężar.
— Wiesz, to wszystko jest po prostu nowe. Również dla mnie. I razem to rozgryziemy. Nie martw się, popracujemy nad tym.
Ginny nagle złapała Harry'ego za dłonie.
— Dlaczego nie mogłabym ci pomóc w przygotowaniu jedzenia? Jestem pewna, że Draco będzie czuł się dobrze w towarzystwie Rona i Hermiony.
Jeśli to miałby być tylko Ron, to Harry nie byłby tego taki pewien. Ale z Hermioną… Tak, ona potrafiła utrzymać swojego męża w ryzach.
— W porządku — powiedział Harry, obdarzając Draco ośmielającym uśmiechem. — Zaraz wrócę. Jak już mówiłem, porozmawiaj z Hermioną. Może powiedz jej, co pamiętasz o szkole.
Draco posłusznie zwrócił na nią swoją uwagę.
— Hogwart to zamek. Pamiętam miotły, wyścigi, jezioro, tak myślę, i magiczne lekcje, i…
Harry zmuszał się do opuszczenia pokoju. Ginny czekała, a cała jej postać emanowała zniecierpliwieniem, więc Harry odszedł od stołu i poszedł z nią do kuchni, by przynieść posiłek.
* Nieprzetłumaczalna gra słów. W oryginale:
"That's right," said Hermione warmly. "We all had those same classes. Now, you were in Slytherin, but Ron, Ginny, Harry and I were all in Gryffindor."
"What sort of door is a griffin door?"
Owned
Rozdział 12
W kuchni Harry odkrył, że Draco przygotował już porcje dla czworga. Znajdowały się w piekarniku, w którym dzięki zaklęciom stale utrzymywało się ciepło. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem chłopak za każdym razem zdecydowanie wolał używać czarów niż odpowiednich urządzeń, chociaż uczył się od swego Pana, jak działa mugolskie wyposażenie kuchni.
Dostarczenie do jadalni pięciu talerzy i podanie jedzenia tak, by nikomu niczego nie zabrakło, nie zajęło dużo czasu. Ten obowiązek wziął na siebie Harry, natomiast Ginny wyciągnęła z lodówki cztery przygotowane wcześniej sałatki. Kiedy pojawił się przed nią piąty talerz, w magiczny sposób napełniający się dodatkową porcją, przymknęła oczy, nie mówiąc ani słowa.
— Wina? — zapytała, kiedy wszystko było gotowe.
Harry gapił się na nią.
— Nie spróbowaliśmy nawet innych napoi, które przygotowałaś.
Usta dziewczyny ściągnęły się nieznacznie.
— Być może potrzebuję czegoś mocniejszego niż owocowy sok.
Zawsze jakiś zamawiała, kiedy wychodzili razem w piątkowy wieczór. Robiła tak, odkąd trener zalecił, by gracze przed meczem pili mnóstwo bogatych w naturalne witaminy płynów i odpoczywali, ile dusza zapragnie. Później dodał do tego zdrowe bzykanko wieczorową porą, jeśli tylko dzięki temu jego zawodnicy zapadną w długi, głęboki sen.
Punktem honoru dla Ginny było przestrzeganie wszystkich jego zaleceń.
Osobiście Harry uważał, że wścibstwo trenera przekraczało wszelkie możliwe granice przyzwoitości. Nie można jednak było odmówić mu sukcesów. Armaty z Chudley w ciągu ostatnich trzech lat nie straciły ani jednego pucharu.
— Cóż, jeżeli zamierzasz dzisiaj pić pomimo jutrzejszego meczu, to tylko i wyłącznie twój wybór, ale myślałem, że trener potępia takie zachowanie na dwadzieścia cztery godziny przed rozgrywką.
— Przecież mówiłam, że jutro nie gramy! — Zasłoniła usta rękami. Zaskakujące, jak pomimo swojej szczupłej, acz wysportowanej sylwetki, przypominała Harry'emu własną matkę. Posłała mu krótkie, pełne gniewu spojrzenie. — Mówiłam ci o tym. Jutro idziemy zobaczyć, jak się sprawuje nowy pałkarz Jastrzębi z Falmouth. Mieliśmy iść razem, pamiętasz?
Faktycznie... Pamiętał. Niewyraźnie, ale jednak. Wymyślił nawet wymówkę-lub-coś-w-ten-deseń, byle tylko z nią nie iść. Oczywiście nie miał nic przeciwko oglądaniu quidditcha, czasami nawet chodził, by popatrzeć jak gra dziewczyna, ale teraz to co innego. Teraz siedzieliby obok siebie na trybunach, następnie cały piątkowy wieczór spędziliby razem, a potem okrągłą sobotę... Koszmarna ilość czasu, jak na wypełnienie go wspólnymi chwilami z Ginny.
— Wciąż możesz iść, jeżeli chcesz. Jestem pewna, że uda mi się zdobyć dodatkowy bilet.
Przynajmniej teraz Harry miał uzasadnioną wymówkę.
— Muszę spędzić trochę czasu z Draco.
Jej usta rozchyliły się ze zdziwienia.
— Musisz?
— Tak. On tego potrzebuje. — Zabrał tyle naczyń, ile zdołał i skinął głową w kierunku rozmówczyni, by przygotowała nową porcję sałatki.— Całymi tygodniami pracuję. Weekendy to jedyne momenty, w których możemy spędzić ze sobą trochę czasu.
— Nie uważasz, że podchodzisz do tego nieco zbyt poważnie?
— Nie było cię przy nim, gdy prawie umierał — odpowiedział krótko. — Nie ma cię też wtedy, gdy bywa smutny. Sposób działania tego zaklęcia sprawia, że on ma tylko mnie. I to ja muszę się nim opiekować. Jeżeli nie jesteś w stanie tego zrozumieć, to może...
— Nie, nie — opowiedziała szybko. — Jest tak, jak mu to wyjaśniłeś. Powinnam dostosować się do otaczającej nas rzeczywistości, a miałam o wiele mniej czasu niż ty. Jestem pewna, że wszystko jakoś się ułoży.
Posłał jej pełen wdzięczności uśmiech.
— Pewnie. Dzięki, Ginny.
Dziewczyna nałożyła porcje sałatki na tacę. Tymczasem Harry zrobił dwie rundki, dzięki czemu wszystkie talerze zostały przeniesione. Kiedy wracał po raz drugi, zobaczył jak Ginny nalewa wino.
Pięć kieliszków.
Wciąż ją obserwując, zauważył, że jedną lampkę prawie całkowicie opróżniła, po czym ponownie, jeszcze przed postawieniem na stole, napełniła.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Ku ogromnemu zaskoczeniu Harry'ego reszta posiłku przebiegła dość znośnie. Oczywiście pojawiły się drobne problemy, jak na przykład konieczność uświadomienia Draco, że może jeść tyle, ile chce. Kiedy byli sami, wystarczyło do tego tylko jedno upomnienie. Jednakże w towarzystwie był on o wiele bardziej nieufny. Harry musiał się upewnić, że chłopak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż może spróbować każdej podanej potrawy.
Ron był mniej lub bardziej rozmowny. Najwyraźniej trzymał się zasady, że lepiej milczeć, niż powiedzieć coś, co będzie nieodpowiednie. Harry nie był tym zachwycony, ale mógł z tym żyć.
Hermiona za to cały czas gadała. Robiła wszystko, co mogła, aby rozerwać blondyna, głównie po to, by wybadać ile pamięta z czasów Hogwartu. Odkryte przez nią luki były dość przewidywalne. Chłopak zdawał sobie sprawę, że uczęszczał do szkoły w czasie, gdy urządzono Turniej Trójmagiczny, ale nie mógł sobie przypomnieć żadnego ważniejszego wydarzenia. Wiedział, że quidditch był sportem szkolnym, był w stanie wyjaśnić obowiązujące zasady, ale nie miał pojęcia, że był jednym z graczy. Co więcej, za każdy razem, gdy temat schodził na Harry'ego Pottera, w jednej krótkiej chwili wszystko mu umykało.
Przynajmniej przypomniał sobie wiele wydarzeń związanych ze swoją nauką. Kiedy doszli do tematu owutemów, które z pewnością zdał, jego pamięć ponownie zawiodła. Nie dlatego, że Hermiona poinformowała go o jego ośmiu egzaminach. Zapytała tylko, co robił przez dwa, trzy ostatnie lata.
Wyraz jego twarzy zdradzał, że sam się nad tym zastanawia. Oczywiście nie przyniosło to żadnego efektu.
— Przypuszczam, że czekałem, aż Harry Pan mnie uzna.
Harry zniósł nieco posępne spojrzenie Rona i naprawdę docenił miłe podejście do Draco Hermiony. Nie pasowało mu jedynie nieprzyjazne nastawienie Ginny. Siedział pomiędzy nią a chłopakiem, próbując skupić się na subtelnych pytaniach przyjaciółki skierowanych do blondyna. Było mu trudno dlatego, że Ginny przez cały czas starała się zajmować Harry'ego rozmową.
Ciągle wybierała tematy, na jakie Draco prawdopodobnie nie mógłby się wypowiedzieć: a to jak Molly remontuje Norę, a to jak Bill i Fleur nadal starają się o dziecko, a to że Armaty mają znaleźć się na okładce "Quidditcha dzisiaj".
Nie mógł ot tak powiedzieć jej, by się przymknęła. Słuchał zatem przez chwilę wypowiadanych przez nią słów, rzucił jedną, lub dwie uwagi, po czym wrócił do słuchania Draco.
W miarę powolnego mijania posiłku dziewczyna stopniowo stawała się tak samo cicha, jak jej brat, chociaż nie szczędziła groźnych spojrzeń. Harry wspomniał własne słowa. Na chwilę obecną musi myśleć przede wszystkim o Draco. Chce tego czy nie, jest mu potrzebny. Jeżeli ona nie będzie w stanie tego zrozumieć, nie będą mogli być razem.
Przynajmniej do czasu, w którym sytuacja z Draco się nie wyjaśni. A kto wie, ile to może potrwać? Nie wiedzieli nawet, co spowodowało, że zaklęcie ponownie się uaktywniło, ani tym bardziej, jak ponownie je zneutralizować.
Po kolacji wrócili do dużego pokoju, by nieco pogawędzić. Wyglądało na to, że Ron przestał się dąsać i żeby udowodnić to całemu światu, rozpoczął debatę o brytyjskiej lidze quidditcha. Ginny przyłączyła się do tematu, doprowadzając tym Harry'ego do szewskiej pasji. Był gotów rwać sobie włosy z głowy. Mając tę dwójkę gadającą mu nad głową, nie był w stanie usłyszeć ani słowa z tego, co Draco mówił do Hermiony.
Harry pomyślał, że robią to celowo.
Wreszcie nadszedł koniec wieczoru. Harry nalegał, by Ron i Hermiona wrócili do domu korzystając z sieci Fiuu, ponieważ jego przyjaciel wypił odrobinę za dużo. Nie było potrzeby, by jego ciało uległo rozczłonkowaniu, wskutek nieudanej aportacji. Sam pijany wykazywał drobne skłonności, by spróbować, chociaż nie mógł się nawet odpowiednio skoncentrować.
Gdy jako pierwszy zniknął w kominku, Harry dostrzegł szansę na krótką rozmowę z Hermioną. Wciągnął ją do korytarza, tak, by nadal mieć oko na blondyna i cicho zapytał, do jakich dokładnie owutemów podchodził Draco.
— Och, przepraszam — odparła, uśmiechając się sympatycznie. — Naprawdę nie mogę sobie przypomnieć. Mieliśmy tyle niezależnych od siebie przedmiotów. Ludzie do tej pory nadrabiają zaległości powstałe w wyniku przerwanego przez wojnę roku szkolnego.
— Skąd zatem wiesz, że miał ich aż osiem?
— Ciężko było tego nie zauważyć. Znajdował się na górze listy.
— Dziwne, że nigdy o tym nie wspomniałaś.
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Nie sądziłam, że będzie cię to interesować.
Harry pogłaskał przyjaciółkę po głowie, przeczesując jej włosy.
— Tak, nie sądziłem, że będę musiał, ale teraz powinienem zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Zrozumieć jego. Hm, mogłabyś sprawdzić dla mnie te przedmioty i uzyskane wyniki?
— To ogólnie dostępne rejestry. Dowiem się tego w poniedziałek.
— Dobrze. Dziękuję ci — odchrząknął. — Umm… i za dzisiaj. Byłaś naprawdę świetna.
Teraz jej spojrzenie było nieco kwaśne.
— Nie był tak niemiły, jak bywał Stworek. Chociaż nie jest odpychający w ten sam sposób. Ale kiedy przypomni sobie więcej...
— Sądzisz, że o tym nie pomyślałem?
— Jestem pewna, że tak. — Przez moment było widać, że się waha. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, więc Harry czekał.
Ponieważ milczenie się przeciągało, doszedł do wniosku, że błędnie odczytał jej reakcję.
— Cóż, Ron będzie się zastanawiał, czy sieć Fiuu nie przeniosła cię do nieodpowiedniego miejsca, więc...
Hermiona potrząsnęła głową i bardzo cicho powiedziała:
— Poczekaj. Zależy mi na tym, żebyś coś wiedział... uważam, że to naprawdę nie w porządku wobec Ginny i skłamałabym mówiąc, że myślę, że to zrozumie, ponieważ nie uważam, by tak było, ale... — z jej piersi wydobyło się długie westchnienie. — Muszę to powiedzieć. Inaczej nie mogłabym na siebie patrzeć. Wiesz w jaki sposób powiedziałeś, że nikt inny nie może dotknąć Draco?
Harry zerknął do salonu i sprawdził, czy Draco i Ginny nadal siedzą w pewnej odległości od siebie. Nie rozmawiali, ale tak pewnie było lepiej.
- Tak?
- Cóż... Chciałam powiedzieć, że ulżyło mi, gdy zobaczyłam, jak wcześniej trzymałeś go za ręce. Mówiłeś, że go nie dotknąłeś, ale Harry, na ten temat przeprowadzono już badania. Istota ludzka potrzebuje przyjaznego dotyku od czasu do czasu, a jeśli to coś między wami ma potrwać dłużej... - Odchrząknęła. - Odmawianie mu tego w ogóle byłoby równie okrutne, jak pozbawienie go jedzenia, po prostu..
Harry o tym nie pomyślał. Oczywiście, że nie. Nigdy nie miał do czynienia z żadną z tych spraw, o których wspominała. Chociaż... miały one sens. Draco rzeczywiście wyglądał na osobę, która potrzebuje i będzie potrzebować dotyku. Nie mógł powiedzieć Harry'emu, jak bardzo wpływa on na jego życie, ale w tej sytuacji wystarczały same czyny.
Ile to razy Draco wychylał się w kierunku ręki Harry'ego? Siedział o wiele bliżej, niż było to konieczne? Nawet całował jego rękę. I to niejednokrotnie. Zawsze wydawał się potem spokojniejszy, bardziej zadowolony.
Oczywiście, Draco potrzebował fizycznego kontaktu, a w tych okolicznościach Harry był jego jedynym wyjściem.
— Nie będę wobec niego okrutny — szepnął. — To tylko... Sam nie wiem.
— Poniżej twojej godności. — stwierdziła miękko Hermiona. — Tak. Wiem, że tak jest. Jesteś porządnym mężczyzną i jestem dumna z tego, jak sobie radzisz z całą tą sytuacją.
Harry czuł, że przyjaciółka go przecenia. Chcąc pozbyć się tego uczucia, przywołał do siebie kawałek pergaminu i ołówek — w jego mniemaniu mniej brudzący przedmiot, niż samoistnie napełniające się gęsie pióro — i szybko zapisał inkantację, którą musiał wypowiedzieć, by uznać Draco.
— Nie sądzę byś znalazła cokolwiek na ten temat, ale na wszelki wypadek...
Usta dziewczyny wykrzywiły się, gdy czytała świstek papieru.
— Wiesz, co to oznacza?
— Uch, jest czymś w rodzaju rzeczy. Wiem..
— Jesteś mój i uznaję cię jako mojego — przerwała Hermiona. — Ale w starożytnym angielskim brzmiałoby to jak Jesteś rzeczą moją i jako rzecz, uznaję cię, za mojego. To całkowicie obrzydliwe.
— To nie był mój pomysł.
— Wiem, Harry. — Kiedy dziewczyna pogłaskała jego ręce, Harry od razu poczuł się lepiej, co jedynie wzmocniło tlące się w nim przeświadczenie, że Draco potrzebuje dotyku i nie może go o tym powiadomić. — Zobaczę, czego się dowiem. Zatem, dobranoc.
Wróciła do dużego pokoju, jednocześnie starannie chowając zwitek pergaminu do portfela.
— Dobranoc, Draco. Miło było cię poznać.
Chłopak posłał jej krótki uśmiech.
— I ciebie także.
— Dobranoc, Ginny. Zobaczymy się jutro na meczu Jastrzębi.
W odpowiedzi dostała ledwie widoczny, wymuszony uśmiech, po czym rozpłynęła się w błysku zielonych płomieni.
Właśnie wtedy Harry został sam na sam ze swoją dziewczyną i chcąc tego czy nie, ze swoim niewolnikiem.
Rozdział 13
— Co powiecie na kieliszek czegoś mocniejszego przed snem? — zapytał Harry, przenosząc wzrok z Draco na Ginny i z powrotem.
Gdy wieczór dobiegał końca, Draco wyraźnie się zrelaksował, ale teraz ponownie zesztywniał i stał wpatrzony we własne stopy.
— Jeżeli tylko sobie tego życzysz.
— Ja poproszę — odpowiedziała Ginny, padając na sofę. — Ha. Lepiej żeby był podwójny.
Harry osobiście uważał, że wypiła już dość. Nie, żeby była pijana, ale on nie był przyzwyczajony do Ginny pijącej tak dużo. Mógł jednak zrozumieć, że ten wieczór był dla niej stresujący. Rzeczywiście powinien wcześniej ją ostrzec, że Draco Malfoy będzie z nim mieszkał. Problemem było to, że nie miał pojęcia, co powiedzieć. Lub, co było bliższe prawdy, nie przyszło mu do głowy, że Ginny uwierzy w to, że Draco naprawdę jest niewolnikiem, bez zobaczenia go na własne oczy.
Poza tym Harry nie chciał, żeby złożyła mu niezapowiedzianą wizytę w tygodniu. Zbyt wiele komplikacji — najpierw potrzebował czasu sam na sam z Draco, aby zaklęcie mogło uregulować się bez przeszkód. Ginny, bez wątpienia, nie potrafiłaby zrozumieć, dlaczego Harry tak długo zwlekał z poinformowaniem jej. Tak samo, jak nie rozumiała porad Hermiony na temat ludzkiego dotyku.
— Miętowego sznapsa? A może likier kawowy?
— Co sobie życzysz…
Ginny usiadła wyprostowana i skrzyżowała ręce na piersiach.
— Na litość Merlina. Czy to nie jest oczywiste, że Harry nie życzy sobie tego słyszeć? Dlaczego nie usiądziesz? Wyglądasz nieco upiornie, gdy tak tutaj sterczysz.
Ku absolutnemu zaskoczeniu Harry'ego, Draco natychmiast usiadł. Ginny zadrżała i otworzyła szeroko oczy, widząc tak gwałtowną reakcję. Harry'emu wcale się to nie spodobało. Tak naprawdę, cała ta sytuacja była dla niego kłopotliwa. Zapominając o drinkach, usiadł obok Ginny i próbował wymyślić, co powiedzieć. Wiedział, że jest to dla niej trudne — cholera, jest trudne dla wszystkich — ale czy prosił, aby to wszystko się wydarzyło? Czy w ogóle kiedykolwiek prosił o jakąkolwiek z gównianych rzeczy, jakie ukształtowały jego życie? Najlepiej żyć dalej tak normalnie, jak to możliwe. Historia jego istnienia. Ale co jeszcze mógł zrobić?
— Przygotowałeś naprawdę wyśmienity obiad, Draco — powiedział Harry, posyłając mu ciepły uśmiech, jednocześnie trącając lekko Ginny łokciem. — Chciałem podziękować ci już wcześniej.
Draco zerknął na niego przez krótką chwilę.
— Jestem zadowolony, że mogłem być użyteczny.
Harry poczekał chwilę, ale Ginny nie podłapała podpowiedzi.
— Smakował ci kurczak w cytrynie, Ginny? Draco przygotował go z pomocą książek kucharskich, które mi podarowałaś, no… wiesz których.
Ginny przynajmniej spróbowała się uśmiechnąć.
— Bardzo dobry, Draco. Ale moim zdaniem, dodałeś trochę za dużo cytryny.
— Będę pamiętać na przyszłość — odpowiedział poważnie Draco. — Przepraszam, jeżeli posiłek nie był dokładnie taki, jak lubisz.
Heh. Jeżeli Harry byłby osobą, która narzeka, taka odpowiedź byłaby sensowna. Ale Ginny była gościem Harry'ego, więc może Res mea es uznało, że jej niezadowolenie równoznaczne jest z niezadowoleniem Harry'ego albo coś w tym stylu.
— Cóż, myślę, że wszystko było idealne — oznajmił Harry. — Chciałbym się jutro zrewanżować, chociaż gotowanie nigdy nie było moim ulubionym zajęciem.
— Nie ma potrzeby, abyś gotował. Będę użyteczny i będę przygotowywał posiłek każdego dnia, jeśli…
— Nie, robiłeś to przez dwa dni z rzędu. Teraz moja kolej.
— Jak sobie… — Draco nagle przerwał i siedząc w fotelu, uparcie milczał.
— Możesz mówić, co tylko chcesz, Draco — powiedział Harry, wzdychając. — Nawet jeżeli miałoby to być jak sobie życzysz. Po prostu wolałbym, abyś mówił mi, czego ty sobie życzysz, to wszystko.
Draco zmarszczył czoło.
— Ale wszystko czego pragnę, to zadowolenie ciebie, Harry Panie.
— Zadowalasz mnie.
Gdy Ginny wydała z siebie zniecierpliwiony odgłos, Draco nerwowo skinął głową.
— Żyję po to, aby cię zadowolić, Harry Panie. I… i…I proszę cię, abyś pozwolił mi to kontynuować po twoim zbliżającym się ślubie.
— Po moim czym?
Draco wzdrygnął się nieznacznie.
— Czy wy… czy wy nie jesteście narzeczeństwem?
Coraz gorzej. W tym momencie Harry gapił się z otwartymi ustami.
— Nie… Z całą pewnością nie jesteśmy — odpowiedział, zanim zwrócił się ku Ginny. — Dlaczego z tym nie zaczekałaś aż cię, do cholery, o to poproszę, zanim zaczęłaś rozpowiadać ludziom takie rzeczy?
— Nie mam pojęcia o czym twój… niewolnik mówi! — odparła Ginny, splatając dłonie na kolanach. — Może po prostu próbuje sprawić jakieś kłopoty, co, wierz mi, wcale by mnie nie zdziwiło!
— Kłopoty? — zapytał Draco. — Nie, wcale nie zamierzałem sprawiać kłopotów Harry'emu Panu, wręcz przeciwnie…
— Ciii, Draco. W porządku — powiedział delikatnie Harry. Był gotów dosłownie tam pognać i ująć dłonie Draco, ale ten nie wyglądał na spanikowanego do tego stopnia, by tego potrzebować. Ponownie zwrócił swoją uwagę na Ginny.
— Nie powiedziałaś mu, że mamy się zaręczyć?
Uniosła nieznacznie podbródek.
— Nie, chociaż nie rozumiem, dlaczego miałabym tego nie robić, skoro to nastąpi.
Harry zignorował ostatnią cześć. To było zwyczajnie głupie. Pewnie, powiedział jej lata temu, kiedy zaczęli ze sobą sypiać, że w przyszłości będzie chciał ją poślubić, ale to nie było tak, że podpisał taką przysięgę własną krwią.
— Draco, kto ci powiedział, że ja i Ginny jesteśmy zaręczeni?
— Jej brat powiedział to tamtej kobiecie, tej miłej. Kiedy obydwoje byliście w kuchni, powiedział: Harry powinien powiedzieć o tym Ginny wcześniej, nie sądzisz? Przecież są prawie jak narzeczeństwo.
— Och. — Harry posłał Ginny wymuszony uśmiech. — Wybacz w takim razie. Ale co mogłem sobie innego pomyśleć, biorąc pod uwagę, w jaki sposób mówisz o tym, jak cudowny był ślub Billa i że chciałabyś spędzić miesiąc miodowy na Korfu i…
Ginny pochyliła się naprzód, w kierunku Draco.
— Mógłbyś pójść do swojego pokoju? To jest prywatna rozmowa.
Draco zerwał się na nogi, po czym usiadł ponownie tylko po to, by wstać jeszcze raz… i wreszcie, spojrzał na Harry'ego błagalnie.
— Harry Panie, nie mam pojęcia, co zrobić. Powiedziałeś, że mam iść do swojego pokoju dopiero wtedy, gdy mi rozkażesz lub kiedy będę często ziewać. Jednak ona mówi mi, że mam iść teraz. Czy Draco-niewolnik powinien… Czy ja powinienem spełnić ten rozkaz?
Okropne uczucie dopadło Harry'ego. Och, Boże, nie.
Nie chciał, żeby Draco był aż tak słaby, na jakiego wyglądał.
— Draco…Masz za zadanie robić to, co inni ci każą?
— Nie. Ty jesteś moim panem, Harry Panie.
— Więc czemu się przejmujesz, gdy Ginny mówi, abyś coś zrobił?
Wyglądało na to, że Draco zmaga się ze sobą, by odpowiedzieć na to pytanie. Jakby próbował przełożyć instynkty na słowa. Albo jakby to pytanie zmusiło go do otwartego przyznania się do tych instynktów.
— Ponieważ… Ponieważ… kiedy się pobierzecie, będę musiał okazywać najwyższy szacunek twojej żonie. Albo szacunek, albo…
— Będziesz także moim niewolnikiem, to masz na myśli? — zapytała Ginny, niemal przerażonym tonem głosu.
— Nie, ale mój Pan będzie zirytowany, jeżeli jego żona będzie niezadowolona — odpowiedział Draco, całkowicie opanowany, jakby to było wszystko, co miał na myśli. — Nigdy nie mogę jej obrazić.
Ginny odwróciła wzrok od Harry'ego, ale on i tak mógł powiedzieć, o czym myślała: sama obecność Draco w tym domu była obraźliwa. Harry potrafił to zrozumieć — parę tygodni temu czułby coś podobnego. Ale jak ona mogła czuć coś takiego teraz, kiedy Draco był taki bezbronny? Taki niepodobny do siebie? Nie był już dłużej śmierciożercą.
Harry westchnął. Dlaczego Ginny nie mogła być bardziej jak Hermiona, która od razu zrozumiała, że Draco potrzebuje wsparcia w tej sytuacji? Przynajmniej to nie był Voldemort we własnej osobie. To tylko Draco. Był po niewłaściwej stronie i w sumie nigdy nie był szczególnie miłą osobą, ale to nie była jego wina, że Fred zginął. Oczywiście było jego winą to, że Ron został otruty i że Katie była bliska śmierci oraz to, że Snape był zmuszony zabić Dumbledore'a tamtej nocy. Ale Draco miał wtedy zaledwie szesnaście lat. Szesnaście… i był przerażony na myśl o tym, co Voldemort mógł zrobić jego rodzinie, jeżeli nie wykonałby pomyślnie zadania. Poza tym, dorastał rozpieszczany przez Lucjusza i Narcyzę, więc jaką możliwość miał Draco, by kiedykolwiek wykształcić jakąkolwiek siłę charakteru?
Dzieciństwo Harry'ego było ciężkie, ale nagle zrozumiał, że życie w przepychu i pobłażaniu mogłoby być dla niego dużo gorsze.
— Muszę porozmawiać z Harrym, a ty wciąż tu jesteś — powiedziała Ginny, zwracając się do Draco. — Wychodzisz, czy nie?
— Draco, zostań tu, gdzie jesteś — powiedział Harry stanowczo, ponieważ nie podobał mu się sposób, w jaki Ginny nim dyrygowała. Siadaj, idź do swojego pokoju… Mówiła mu nawet, w jaki sposób ma się wypowiadać! Nawet Harry tego nie robił, choć Bóg wiedział, że chciałby. Może i słuchanie niemal nieustannie powtarzanego „Harry Panie” nie podobało mu się jakoś szczególnie, ale nie wysilał się za bardzo, by to zmienić, ponieważ podobna zmiana byłaby zbyt trudna dla Draco, zwłaszcza teraz.
W rzeczywistości Harry bardzo starał się nie rozkazywać Draco, za wyjątkiem sytuacji, w których dobro Draco tego wymagało. A ta, którą stworzyła Ginny, do nich nie należała. Myślała tylko o sobie albo, co bardziej prawdopodobne, zwietrzyła nowy sposób wiercenia Harry'emu dziury w brzuchu na temat ustalenia daty ślubu. Co mocno Harry'ego wkurzyło.
— Nie jesteśmy jeszcze małżeństwem — powiedział do Draco, a na podkreślenie swojej wypowiedzi skinął głową. — I nawet jeśli przez przypadek to się zmieni, nadal będziesz odpowiadał jedynie przede mną. Obiecuję.
— Jeśli! — wykrzyknęła Ginny, mając w oczach to spojrzenie. Harry myślał o nim jako o „spojrzeniu Molly”. Bóg jeden wiedział, że kochał Molly, ale czasami córka miała zbyt wiele z jej obcesowości. — Przez przypadek!
— Właśnie tak — odparł Harry, nie przejmując się lodowatym tonem głosu, jakim zwracał się do swojej dziewczyny. — Mogłaś tego nie zauważyć, ale minął rok od kiedy powiedziałem, że się pobierzemy, Ginny. Rzeczy się zmieniają, ludzie się zmieniają, a to było zaraz po zakończeniu wojny i chciałem to po prostu uczcić, emocje wzięły górę i… — jego głos ucichł.
Ginny zerwała się na równe nogi.
— Czy właśnie powiedziałeś, że już tego nie chcesz?
— Nie! — krzyknął Harry, ponieważ nie miało to nic wspólnego z tym, co miał na myśli. Również wstał i spróbował się uspokoić. Zastanawiał się, co powiedzieć. — Po prostu… Boże, nie możesz z tym po prostu wyluzować? To właśnie miałem na myśli. Nie wiem, czego chcę, jasne? I kiedy tak mówisz cały czas o ślubie i dzieciach, to wcale nie pomaga mi się zdecydować. Czuję się wtedy, jakbym był zapędzony w kozi róg.
Ginny wyglądała na zszokowaną.
— Nie chciałam, żeby tak było. Wiem po prostu, że mogę uczynić cię szczęśliwym, szczęśliwszym niż kiedykolwiek byłeś. Kocham cię, Harry.
— Też cię kocham — odpowiedział, wzdychając, kiedy dziewczyna znalazła się w jego ramionach.
Dlaczego to nie mogło wystarczyć, by rozwiązać całą sprawę? Dlaczego nie czuł ekscytacji na myśl o ślubie? Kochał ją. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Tylko że nie był tak bardzo zakochany, jak kiedyś sądził. Lub nie tak bardzo, jak miał nadzieję być. Ale to nie była jej wina.
— Kocham cię bardziej niż cokolwiek innego — powiedziała Ginny drżącym głosem.
— Aha — odparł Harry, nieco zbyt szorstko. Nie mógł jej odpowiedzieć tym samym, ale nie dlatego, że było coś, co kochał bardziej. Nie było. Ale ciągle te słowa nie mogły przejść mu przez gardło. Nie czuł się z tym dobrze.
Draco ciągle stał tuż obok, patrząc w podłogę, czekając. Ginny nie myliła się wcześniej — to rzeczywiście było odrobinę przerażające. I faktycznie cała ta rozmowa była osobista. Harry wiedział, że powinien pozwolić Draco na odejście do jego pokoju, kiedy zasugerowała to Ginny. Jednak ona tego nie zrobiła, prawda? Rozkazała Draco, aby odszedł, tak, jakby była we własnym domu, a on był jej niewolnikiem.
Najwyraźniej mógłby spełniać jej polecenia, gdyby Harry tego sobie zażyczył. Przez tę możliwość Harry czuł się obrzydliwie. Ostatecznie to on był za niego odpowiedzialny. Nie ona, przenigdy ona. Nawet wtedy, kiedy się pobiorą, zakładając, że kiedykolwiek to zrobią.
W każdym razie, czuł się odrobinę źle, ponieważ nie pozwolił Draco pójść na górę parę minut wcześniej, a Ginny wyznała mu miłość w jego obecności. Harry mógł dostrzec, jak to wpływa na jej nerwy.
Cmoknął ją w czoło i uwolnił się z uścisku.
— Draco, może poszedłbyś na górę do łóżka, teraz?
Chwała Bogu, do tego czasu mógł być pewien, że Draco będzie spał w łóżku bez jakichś szczególnych instrukcji. Tak długo, jak Harry formułował swoje prośby jako coś koniecznego do stania się lepszym niewolnikiem, Draco nie potrzebował stałego przypominania. Jedyną rzeczą, przy której wykazywał jakiś opór, było jedzenie. Harry nie winił go za to. Było to przypuszczalnie związane z działaniem zaklęcia. Być może to był prosty sposób sprawowania kontroli. Jeśli niewolnik nie mógłby jeść bez wyraźnego zezwolenia, wtedy wszelki opór byłby krótkotrwały.
Problem z tą teorią był taki, że Harry naprawdę chciał, aby Draco był znowu sobą i zaczął mu się przeciwstawiać. Jednak, gdyby to zrobił, mógłby skończyć z palącym bólem w piersi. Mógłby potrzebować, aby Harry go ukarał.
Res mea es prawdopodobnie wiedziało, co robiło, dając mu czas do przyzwyczajenia się do niewolnictwa, wyciszając wspomnienia, dzięki czemu mógł nauczyć się, jak służyć i wypełniać rozkazy Harry'ego. Gdyby Draco był sobą, zapewne zapierałby się nogami i rękami, by uniknąć uczenia się czegoś takiego. Prawdopodobnie wtedy palące uczucie w klatce piersiowej towarzyszyłoby mu cały czas. To stałoby się zwykłą torturą — dla nich obu.
Ale… widzieć Draco takim uległym… to zdecydowanie nie było lepsze.
Draco podążył w stronę schodów, zatrzymując się jeszcze przed Harrym.
— Gdybyś obudził się w nocy i potrzebował czegokolwiek, proszę cię, byś pozwolił mi służyć…
— Zostaję tutaj — wtrąciła Ginny. — Jeżeli Harry się obudzi, będę przy nim.
Spojrzenie Draco było nieobecne.
— W takim razie życzę wam dobrej nocy.
Harry poczekał aż usłyszy, że drzwi do pokoju Draco się zamykają.
— Nie jestem pewny czy chcesz tutaj zostać. Jeżeli chcesz zwolnić, zrozumiem to. Ja… Chciałbym móc obiecać ci co zechcesz, Ginny. Ale nie wiem, co mam ci powiedzieć. Wiem, że nie jestem jeszcze gotowy.
Ginny pociągnęła jego głowę w dół do pocałunku, mówiąc wprost w jego usta.
— Nie chcę zwalniać, Harry. Chcę ciebie. To wszystko czego kiedykolwiek pragnęłam.
Kiedy ujęła jego dłoń i zaczęła ciągnąc go w kierunku schodów, w głowie królowała mu tylko jedna myśl: dlaczego to nie wystarczy?
***
Musiało być po drugiej, kiedy Harry'ego obudził dziwny dźwięk. Ziewając, zwlókł się z łóżka i wślizgnął w szatę oraz kapcie.
Ginny przewróciła się na drugi bok, a jej ręka pacnęła w miejsce, na którym leżał Harry.
— Harry?
— Pomogę tylko kotu uwięzionemu w płocie — odpowiedział, pochylając się nad nią — Spróbuj zasnąć ponownie.
— Myhym — mruknęła, odwracając się do niego plecami. W ciągu kilku sekund zapadła w sen. Zazdrościł jej takiej umiejętności. Jeśli raz obudził się w nocy, mijały całe wieki, zanim ponownie udało mu się zasnąć.
Kiedy zszedł po schodach i wyszedł na zewnątrz, zauważył, że kot przestał zawodzić. Nie było w tym nic niezwykłego. Prawdopodobnie wplątał się w ogrodzenie tuż przed pobudką Harry'ego, ale zanim ten zdążył zejść na dół, po kocie nie było już nawet śladu.
Albo tym razem przyczyną hałasu nie był kot, bowiem jak tylko Harry zamknął za sobą drzwi frontowe, ponownie usłyszał charakterystyczne dźwięki. Cichy jęk. Właściwie, jakby dyszenie. Huh. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się co do tego pomylić.
Dobiegało prosto z pokoju Draco.
Wspinając się szybko po schodach, przebiegł przez korytarz, minął zamknięte drzwi do swojej sypialni i dotarł do tych uchylonych, prowadzących do pokoju blondyna. Światło dobiegające z dolnego holu wystarczyło, by mógł zobaczyć wnętrze pomieszczenia. Nic nie wskazywało na to, by w środku działo się cokolwiek złego. Draco spał w łóżku, twarzą do ściany. Ale właśnie wtedy lament się powtórzył i ciałem chłopaka wstrząsnął okropny dreszcz, jego palce nerwowo zacisnęły się na prześcieradle.
Och, koszmar. Harry miał z nimi teraz rzadko do czynienia, ale przeżył ich wystarczająco dużo, aby wiedzieć, jak strasznie jest, gdy któryś z nich człowieka dopadnie. Przemierzył pokój, przysiadł na łóżku i delikatnie ujmując Draco za ramię, potrząsnął chłopakiem.
— No dalej, obudź się. Już dobrze. Jesteś bezpieczny, jesteś tutaj ze mną...
Zamiast, jak wcześniej, obudzić się i natychmiast zaoferować służbę, Draco wyglądał, jakby nadal śnił, nawet gdy próbował podnieść się, by usiąść.
— Harry?
Cóż, to z pewnością było zachęcające. Bez Panie, nie tym razem.
— Tak, to ja, Harry. Śnił ci się koszmar. — Sądząc po wyglądzie, było to coś okropnego. Teraz, kiedy Harry znajdował się bliżej chłopaka, zauważył drobne kropelki potu, zraszające jego czoło. — Dotyczył wojny? Zaczynasz sobie coś przypominać na ten temat?
— Nie — Draco odchrząknął, jakby miało go to uspokoić, jednak dolna partia jego ciała wciąż niespokojnie się poruszała. Jego biodra prawie dygotały. Oblizał usta. Gapił się na Harry'ego wygłodniałym wzrokiem. — Czym mógłbym Ci służyć?
Harry oparł rękę na jego ramieniu.
— Co działo się w twoim koszmarze?
Draco odwrócił głowę i pocałował nadgarstek Harry'ego, a jego usta poruszały się powoli. Nie... Z wahaniem.
Dla Harry'ego było to elektryzujące doznanie. Ten drobny wstrząs spowodował u niego drżenie całego ciała, od stóp do głów. Kiedy usta chłopaka rozchyliły się nieznacznie, a jego język przesunął się po skórze Harry'ego, nastąpiło coś o wiele bardziej dramatycznego.
Harry poczuł jak jego penis twardnieje.
Niemalże natychmiast poczuł się winny. Draco potrzebował teraz pociechy, rozmowy o tym, co mu się przyśniło. Jeżeli potrzebował dotyku, nie należał on do tego rodzaju, nieważne jak bardzo zmysłowy był powolny pocałunek, złożony na jego ręce.
Cofnął dłoń.
— Twój koszmar?
Mężczyzna usiadł w łóżku, obejmując przykurczone nogi
— Nie było żadnego koszmaru.
— Ale przecież jęczałeś...
Och... W ułamku sekundy Harry przeszedł od bycia zatroskanym do czucia się jak kompletny imbecyl. Istniały przecież inne powody, dla których mężczyźni jęczeli podczas snu. Sposób, w który Draco się poruszał, połysk potu pokrywającego jego czoło... właśnie teraz dotarło do niego, jak seksualnie przedstawiała się cała ta sytuacja.
Nie wspominając już o tym błyszczącym spojrzeniu.
Zamknął oczy, czując się jak totalny kretyn. Tak bardzo starał się pomyśleć o wszystkim, żeby mieć pewność, że wyszedł naprzeciw każdej fizycznej potrzebie Draco, ale jak ostatni idiota zapomniał o tej jednej. To było niewybaczalne. Każdego ranka pod prysznicem Harry fundował sobie długą, powolną masturbację. Każdego ranka bez wyjątku. Miał w końcu dwadzieścia jeden lat, był zdrowy i bądź co bądź, był mężczyzną. Podobnie jak Draco. Ale nigdy podczas własnego obciągania nie przyszło mu na myśl, że Malfoy również może potrzebować takiego fizycznego wyzwolenia. Może go potrzebować i równie dobrze może tę potrzebę zignorować.
Nic dziwnego, że zaczął mieć mokre sny.
Było tak, jak powiedziała Narcyza, chociaż, oczywiście, nie miała na myśli tej konkretnej sytuacji. Stwierdziła jedynie, że bez określonego rozkazu, jej syn nie będzie zaspokajał swoich potrzeb. Nie spałby tak długo, jak tylko byłoby to możliwe, do momentu, w którym nie padłby z wycieńczenia. Po prostu, bez jasnego polecenia Harry'ego mówiącego o masturbacji, Draco musiał funkcjonować bez orgazmu, dopóki jego ciało samodzielnie nie osiągnęło punktu kulminacyjnego.
Harry ponownie położył swoją rękę na jego ramieniu i rozmasował kark chłopaka.
— Domyślam się, że nie. Przepraszam cię, Draco. Powinienem ci powiedzieć, że chcę abyś... Uch, no wiesz...
Boże. Rozmowa na ten temat była jeszcze trudniejsza niż sprawa codziennej toalety.
— Nie chcę słyszeć, że masz mokre sny.
Starał się uśmiechnąć, chociaż miał wrażenie, że pod wpływem tak ogromnego wysiłku jego twarz rozpadnie się na tysiące kawałków. Mówić innemu mężczyźnie jak ma postępować ze swoim ciałem pod względem seksualnym... To było kompletne dziwactwo. Harry uważał, że penis Draco był jego własną sprawą. Nie powinien wydawać mu poleceń dotyczących tego, co z nim robić.
Nie było jednak innego wyjścia.
— Powinieneś się onanizować, wiesz? Najlepszym miejscem jest prysznic. Rano, wieczorem... Kiedy tylko chcesz.
Draco zerknął ma niego.
— To czego chcesz, jest tym, co dla mnie ważne.
Harry chciałby, żeby to nie była prawda.
— Tak — odpowiedział niewyraźnie.
Skupienie uwagi Draco na jego własnych potrzebach było zawiłą sprawą. Proste komendy dotyczące jego samego nie sprawdzały się, chyba że Harry mógłby je jakoś powiązać z koncepcją lepszej służby.
— Um... W zeszłym tygodniu byłeś świetny. W życiu bym się nie domyślił, że byłeś obciążony tego rodzaju napięciem. Ale... Uch, prawdopodobnie jesteś dość twardy pod swoimi szatami?
Nozdrza Draco rozszerzyły się, co sprawiło, że Harry poczuł się jeszcze gorzej. Najwyraźniej określenie nieco twardy nawet w najmniejszym stopniu nie odzwierciedlało problemu.
— W porządku. Jeżeli będzie się to utrzymywać na tak wysokim poziomie, wkrótce będziesz szaleńcem, a on i tak potem stwardnieje... Er, i będzie ci trudno przetrwać cały dzień. Nie możemy do tego dopuścić. Zatem tak, chcę żebyś się onanizował wtedy, kiedy tego potrzebujesz, zrozumiałeś?
— Dziękuję, Harry. — odpowiedział cicho.
Znowu żadnej wzmianki o Panu. Harry uważał, że tak jest dobrze. To mogło mieć coś wspólnego z zażyłą sytuacją, jaka miała miejsce dzisiejszego wieczoru, a może po prostu zaklęcie zaczęło się stabilizować. Tak czy inaczej, Harry chciał to wesprzeć.
— Lubię kiedy zwracasz się do mnie po imieniu, naprawdę.
— We śnie również to lubiłeś — odpowiedział Draco, podnosząc wzrok. Jego oczy, błyszczące srebrzyście, wciąż patrzyły wygłodniale.
Tym razem pewna część Pottera rozpoznała to spojrzenie. Draco chciał jego. To on był w jego erotycznym śnie.
Penis Harry'ego wydłużył się ponownie, wypychając uporczywie miękką tkaninę piżamy. Chciał zapytać, co też takiego wydarzyło się w tym śnie, ale byłoby to niewłaściwe, prawda? Sen był przecież jedynie wynikiem pracy Res mea es. W końcu nikt inny oprócz niego nie mógł dotknąć Draco. I Malfoy doskonale o tym wiedział, wiedział gdzieś tam głęboko, a to wpływało na niego nawet we śnie.
Harry spróbował wrócić do właściwego tematu. Wykorzystywanie chłopaka nawet poprzez wypytywanie go o szczegóły erotycznego snu... To po prostu nie wypadało.
— Tak, więc zostańmy już przy tym, w porządku?
Oczy Draco ciągle błyszczały.
— Tak. Ale... jesteś moim Panem.
— Obaj to wiemy, więc nie musisz o tym przypominać żadnemu z nas.
— Dobrze, w porządku. — Draco wyciągnął rękę w jego kierunku. — Ja... Ja...
Harry pragnął ponad wszystko złapać tę rękę w swoją i przyciągnąć ją do krocza. To po prostu nieźle brzmiało. Cóż, oczywiście, że tak brzmiało. Mimo wszystko, to właśnie Draco doprowadził go do erekcji. Poza tym coś w tym wszystkim wydawało się Harry'emu po prostu właściwe.
Chociaż wcale takie nie było. Nie, jeżeli działoby się tak ze względu na zaklęcie, a nie dlatego, że sam Draco by tego chciał.
Harry wstał szybko.
— Właściwie, dlaczego teraz nie mógłbyś wziąć prysznica i sobie obciągnąć? — zapytał oddalając się od łóżka — Dobrze?
O Boże. Chwilę później Harry pomyślał, że swoją sugestię powinien wypowiedzieć stojąc w drzwiach.
Draco ześlizgnął się z łóżka niczym spływający po ostrej krawędzi jedwab, każdy jego ruch był płynny i zwinny. Co gorsza, kiedy wstał, nie mając już na sobie żadnego okrycia, przód jego spodni od piżamy okazał się naprężony niczym namiot z pragnienia tak oczywistego, że Harry poczuł, jak robi mu się wilgotno w ustach.
Nigdy by nie przypuszczał, że inny mężczyzna będzie go pociągał w ten właśnie sposób. Penis Harry'ego był już teraz boleśnie twardy i wręcz wyrywał się do Draco. Była to najintensywniejsza erekcja jaką miał, odkąd... właściwie najintensywniejsza jaką miał kiedykolwiek, pomyślał odrobinę oszołomiony przez nacierającą z dołu falę namiętności.
Nie mógł też powiedzieć och, przecież od ostatniego razu minęły całe wieki i to dlatego.
Nie, tego ranka onanizował się jak zwykle. Co prawda kiedy wcześniej Ginny robiła, co mogła, by go sobą zainteresować poczuł, że musi się z tego jakoś wykręcić i powiedział jej, że właściwie chce iść spać. Z tego powodu była odrobinę obrażona. Narzekała, że mają tylko jedną wspólną noc w tygodniu. Nawet na pewien czas zsunęła się w niższe rejony jego ciała, ale po prostu nic z tego nie wyszło. W końcu odwróciła się do niego plecami i zasnęła, wyraźnie niezadowolona.
Cóż, nie ona jedna. Kim on był, aby działać jak jakiś przeklęty automat? Czy mężczyzna nie zasługuje od czasu do czasu na przerwę? Po prostu nie potrzebował tego aż tak często. Zwykle w piątkowe noce sprawdzał się nieźle, chociaż prawdę powiedziawszy, czasami myślał, że sypianie z Ginny było marnej jakości drugą klasą w porównaniu z dobrą masturbacją.
Chwała Bogu, że na piżamę miał nałożoną szatę, pomyślał nagle. Gdyby Draco zobaczył, jaki jest twardy... właściwie nie wiedział, co mogłoby się wydarzyć, ale jego wyobraźnia dała się ponieść tej szalonej fantazji.
Harry, powiedziałby Draco głosem niskim i uwodzicielskim, kierując spojrzenie na wypukłość w spodniach Harry'ego. Czym mogę ci służyć?
Jednak byłoby to... zupełnie niewłaściwe, prawda? W końcu Draco nie mógł dokonywać wolnych wyborów. Pragnął Harry'ego z powodu zaklęcia i jeżeli zrobiłby cokolwiek w tym kierunku, stałoby się tak, ponieważ myślał, że musi być przydatny.
Sam pomysł spowodował, że Harry aż się wzdrygnął. Niestety, nie uczyniło go to ani odrobinę mniej twardym.
— Zatem zostawię cię z tym teraz samego — powiedział, unikając konfrontacji z przeznaczeniem. To wszystko było niewiarygodne. Nigdy wcześniej nie myślał w ten sposób, nie o mężczyźnie!
O nikim, uświadomił sobie nagle. Sprawa z Ginny... to było intensywne na swój sposób, ale być może należało się tego spodziewać po szesnastolatkach. A potem... dał się już wciągnąć, teraz to widział. Z jakiegokolwiek powodu by to nie było, nie wszystkie były związane z samą Ginny.
Ale to... Do tej chwili Harry nie miał pojęcia, co tak naprawdę może oznaczać intensywny. Nie mógł oderwać wzroku od Draco, ponieważ miał wrażenie, że tak naprawdę nigdy wcześniej go nie widział. Boże, ale ten mężczyzna był przystojny. Harry zdawał sobie z tego sprawę przez coś, co można by nazwać poziomem intelektualnym. W końcu trudno było to przegapić. Ale nigdy nie zwrócił na to większej uwagi, przynajmniej nie w takim stopniu.
Harry czuł, że mógłby dojść po prostu na niego patrząc, co było czystym absurdem. Ale wydawało się być takie realne. Jego penis pulsował, dłonie zrobiły się wilgotne i trudno mu było utrzymać je przy sobie.
Całą tę sytuację dodatkowo pogarszała pewność Harry'ego, że gdyby przycisnął się do Draco i wraz z nim zwalił na łóżko, nie usłyszałby słowa sprzeciwu. Malfoy z rozkoszą przyjąłby wszystko, co Harry chciałby z nim zrobić. Res mea es już by się o to postarało, nie zważając na prawdziwą opinię Draco.
Pierdolone zaklęcie pomyślał Harry, zaciskając pięści, kiedy cofnął się w kierunku drzwi.
— Dobranoc, Draco.
Być może chłopak coś wyczuł, nawet pomimo szaty zasłaniającej piekielną erekcję Harry'ego.
— Harry — powiedział miękko. Jego oczy wciąż błyszczały w świetle dobiegającym z holu. — Jak mógłbym służyć?
Musiał uruchomić całą swoją samokontrolę, każdy jej kawałek, żeby odpowiedzieć tak, jak to zrobił.
— Idź i się wykąp — stwierdził. — No wiesz… nie budź mnie ponownie, dobrze?
Draco spiął się w sobie, być może z powodu frustracji, ale zaraz potem skinął głową i skierował się w stronę łazienki.
Harry zaledwie zdążył dotrzeć do swojej własnej, zanim wsunął rękę pod spodnie od piżamy, aby się zaspokoić. Dwa... trzy gwałtowne ruchy i już drżał z przyjemności, zagryzając dolną wargę, aby powstrzymać się od jęku wywołanego orgazmem.
Po wszystkim, czując, że nogi ma miękkie jak z waty, opadł na wykafelkowaną podłogę. Siedząc tam, roześmiał się lekko, gdyż pomimo tego, że dopiero co doszedł, miał wrażenie, iż potrzebuje jedynie dziesięciu minut, aby być znowu gotowym. A także dlatego, że obraz, do którego się masturbował, ciągle przewijał się w jego umyśle.
Draco pod prysznicem, pieszczący samego siebie. Strumień wody spływający ku jego spuchniętemu penisowi, wyłapywany przez włosy o złotym odcieniu, blisko pachwin. Draco, jego głowa odrzucona do tyłu, jego rozchylone usta, z których wydobywały się jęki Harry, w trakcie gdy dochodził i dochodził i dochodził.
Czym mogę ci służyć Harry? Chcę cię jedynie zadowolić. Pozwól mi być przydatnym.
Harry wiedział, że nie powinien uważać całej tej sytuacji za tak erotyczną. Draco został złapany w straszliwą pułapkę i wykorzystywanie tego faktu byłoby złe pod tyloma względami, że nie wiedział nawet, od czego miałby zacząć wymienianie.
Ale, Boże, ten mężczyzna był cholernie piękny, nie było na to innego słowa i Harry był jedynie człowiekiem. Pomyślał o Draco znajdującym się na kolanach, słodko go ssącym, jego oczach błyszczących z przyjemności... i nawet jeżeli jedynie zaklęcie sprawiało, że chłopak pożądał Harry'ego, wyobrażenie nadal pozostawało erotyczne jak cholera.
Nabrzmiawszy na samą myśl o tym, stanął na nogi i pozbył się reszty ubrania, by móc wziąć prysznic. Albo po to, by mógł się ponownie zaspokoić, tym razem z otaczającą go gorącą parą i naoliwionymi rękami równomiernie przesuwającymi się po jego penisie.
Wyobrażał sobie, że Draco jest tam razem z nim, że go podsadza i przyciska do śliskiej, mokrej ściany, wpychając się w jego tyłek. Głębiej, głębiej dyszał chłopak, po czym dodał dotknij mnie, dotknij albo umrę...
Wtedy Harry gwałtownie przyciągnął Draco bliżej, objął go w pasie, by uchwycić jego penisa, długiego, smukłego i doskonałego. Muśnięciami pieścił płatek jego ucha, lizał jego szyję, kiedy mówił.
Res mea es, Draco, powiedział. Jesteś mój. Dojdziesz kiedy ci powiem i nie wcześniej.
W tamtej chwili, drżąc w euforii wyzwolenia, Harry przygryzł wargę tak mocno, że zaczęła krwawić.
Owned
Rozdział 14
Harry był sam w łóżku, kiedy obudził się w sobotni poranek. Dobrze się składało, biorąc pod uwagę okoliczności. Przez jeden długi moment, kiedy leżał na plecach z rękami splecionymi za głową, zastanawiał się, czy przypadkiem wszystko to mu się nie przyśniło. Odgłos, który go obudził. Widok Draco, jęczącego i poruszającego biodrami, wplątanego w swoją pościel. Dziwna rozmowa o masturbacji.
A później sama masturbacja. Dwa razy w ciągu dziesięciu lub piętnastu minut, z umysłem prawie wrzącym od wizji Draco w ferworze pasji. Draco błagającego o zaspokojenie.
Ta część była poniekąd snem. Albo raczej dość intensywną fantazją, gdyż na samo wspomnienie Harry ponownie stwardniał.
Nic nie mógł na to poradzić, ale zmierzając w stronę łazienki, by wziąć poranny prysznic, zastanawiał się, jakie obrazy przewijały się w umyśle Draco zeszłej nocy. Czy myślał o Harrym, kiedy się zaspokajał?
Być może, chociaż prawdziwe pytanie brzmiało odrobinę inaczej. Czy w tej sytuacji Draco miał jakikolwiek wybór? Czy zaklęcie trzymało go ujarzmionego, zmuszając do skupienia całej swojej uwagi na Harrym i tylko na nim, nawet gdy dochodziło do fantazji?
Harry poczuł się trochę zawstydzony, ponieważ prawda była taka, iż miał coś w rodzaju nadziei, że tak właśnie było.
***
Gdy tylko Harry otworzył drzwi swojej sypialni, dotarł do niego unoszący się w powietrzu zapach smażonego bekonu. Jego pierwszą myślą było, że to Draco robi co w jego mocy, by być przydatnym. Kiedy jednak zmierzał na dół do holu i po drodze zajrzał do pokoju gościnnego, zobaczył, że ten siedzi spokojnie na brzegu łóżka i czyta.
Więc... Ginny była na dole i przygotowywała śniadanie. Zazwyczaj tak właśnie robiła w sobotnie poranki. Część ich rutyny.
Draco zerknął znad swojej książki.
— Dzień dobry, Harry.
Tak naprawdę nie wierzył, że wydarzenia poprzedniej nocy były snem, ale jeżeli miałby jakiekolwiek wątpliwości, ta uwaga je rozwiała.
Znowu Harry. Nie Harry Pan. Nareszcie.
Harry uśmiechnął się, ponieważ Draco dotychczas wahał się, wypowiadając jego imię. Teraz na to nie wyglądało, ale i tak się uśmiechnął.
— Dzień dobry. Podoba ci się książka?
— Jest trochę dziwna. W innych swoich książkach nie pozostawiałeś takich uwag. Jednak to oznacza, że musiałeś być naprawdę dobry w eliksirach.
— Och...
Wchodząc dalej do pokoju, przechylił się w bok, żeby przeczytać tytuł. Eliksiry dla zaawansowanych. Zimny dreszcz przeszedł go od samego patrzenia. Zbyt wiele wspomnień związanych nie tylko z samym podręcznikiem, ale także z jego prawowitym właścicielem. Harry myślał, że książka spłonęła w Pokoju Życzeń, lecz kiedy kilka miesięcy po zakończeniu wojny wrócił do Hogwartu, zauważył ją odłożoną na półkę w gabinecie dyrektora. Wystarczył sam jej widok, żeby jego ciało przebiegł chłód. Snape musiał przeszukać dla niej cały Pokój Życzeń, a potem przenieść ją do gabinetu. Prawdopodobnie odnalezienie jej zajęło mu większą część roku, tego roku, w którym sprawował funkcję dyrektora...
— Harry? — zapytała wtedy McGonagall — Dobrze się czujesz?
Harry wskazał na podręcznik i spróbował wyjaśnić, ale w tym czasie, oczywiście, Minerwa była już doskonale świadoma, że Snape, nieważne jak to wtedy wyglądało, działał pod rozkazami Dumbledore'a. Co więcej, robił wszystko, co w jego mocy, aby zapewnić dzieciom w szkole bezpieczeństwo, bez ujawniania komu jest wierny, a co za tym idzie, nie tracąc możliwości spełnienia obietnicy, że za wszelką cenę zrobi wszystko, by chronić Harry'ego Pottera.
— To tylko... — zapatrzył się w dal, przełykając ślinę. — Nigdy nie miałem szansy, żeby z nim porozmawiać. Po tym... gdy się dowiedziałem.
— Weź ze sobą do domu jego stary podręcznik — powiedziała Minerwa, wciskając go Harry'emu do ręki. — Na pamiątkę.
— Nie zamierzasz powiedzieć, że chciałby, bym ją miał, prawda? Nie sądzę, aby tak było. I... Tutaj powinien po nim pozostać jakiś ślad, nie sądzisz? Nawet nie ma portretu! Dlaczego nie ma portretu?
— Został zamówiony. U najwybitniejszego żyjącego malarza portrecisty.
Och, cóż, teraz przedstawiało się to o wiele korzystniej. Snape zasługiwał na honory w swoim własnym gabinecie, tak samo jak każdy inny dyrektor. Nie... On zasługiwał na nie w dużo większym stopniu niż większość z nich.
— Myślę, że powinieneś mieć coś, co należało do niego — kontynuowała łagodnie. — A cóż lepszego niż to? To był także twój podręcznik do eliksirów.
Więc Harry wziął książkę. Prawda była taka, że pożądał jej z desperacją, która go zaskoczyła. Minerwa oczywiście to wyczuła.
Co prawda nie wiedziała, dlaczego jego uczucia były tak silne. Nie miała pojęcia, że Severus Snape prawie przez całe swoje życie kochał Lily Potter. Nie wstydził się tego, ale pomyślał, że lepiej nie ujawniać prywatnych spraw mężczyzny, zwłaszcza takich jak ta. Albo też zatrzymał to dla siebie, ponieważ wciąż tak trudno było mu w to uwierzyć.
Snape był zakochany w jego matce? Czy znał też Petunię Evans, gdy była dzieckiem?
Mieli ze sobą tyle wspólnego, a on nic o tym nie wiedział. Nawet podczas lekcji oklumencji, nawet wtedy, gdy nurkował we wspomnieniach Harry'ego, Snape się nie zdradził. Nic dziwnego, że Harry nie potrafił go właściwie zrozumieć, aż w końcu było na to zdecydowanie za późno.
— Ta książka należała do mojego nauczyciela — zwrócił się do Draco. — To on zapisał te spostrzeżenia i modyfikacje eliksirów. Severus Snape... nie przypominasz go sobie? W ogóle?
Draco zamknął książkę i podał ją Harry'emu.
— Nie, ale zastanawiam się, dlaczego nigdy nie wspomniałeś, że razem chodziliśmy do Hogwartu.
Harry zmarszczył brwi. Zupełnie spokojny ton głosu chłopaka zbił go z tropu. Szybko odłożył książkę na łóżko.
— Er.. Wiele z tego pamiętasz?
— Nie — odpowiedział Draco ponownie, tym razem nieco zirytowany. — Ale potrafię myśleć, Harry. Powiedziałeś, że byłem w szkole razem z twoimi przyjaciółmi, a oni, ta miła w każdym razie, mówiła, że ty także tam byłeś.
Paradoksalne było słyszeć Draco nazywającego Hermionę tą miłą. Już samo to dowodziło, że daleko mu jeszcze do odzyskania poczucia własnego ja. A to oznaczało, że Harry naprawdę nie miał zielonego pojęcia, co mu powiedzieć. Przyznanie, że się nawzajem nienawidzili, nie wydawało się posunięciem szczególnie mądrym. A co, jeśli Draco źle to odbierze i ponownie wpadnie w hiperwentylację, a on będzie musiał trzymać go blisko siebie, żeby go uspokoić i właśnie wtedy wejdzie Ginny i zobaczy, co się dzieje i...
W każdym razie i tak będzie musiał z nią wkrótce porozmawiać. Nie miał zbyt dużego wyboru. Jeśli zrezygnowałby z sypiania z nią, a potem zorientowałby się, że nieznośnie podnieca go mężczyzna... Cóż, Harry nie wiedział, do czego to wszystko zmierzało, ale było zupełnie oczywiste, na co się zapowiadało. I raczej nie było to małżeństwo z Ginny.
To było oczywiste od lat, przypuszczał jednak, że tak naprawdę nie chciał tego zaakceptować.
Ale teraz powinien przestać myśleć o jednym ogromnym błędzie i upewnić się, że nie popełni następnego. Usiadł obok Draco i mając na uwadze radę Hermiony, ujął jego dłonie w swoje. Drobny dreszcz przyjemności przebiegł po jego ramionach, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. Zresztą, czy po ostatniej nocy cokolwiek mogło pozostać takie samo? Draco był dla niego atrakcyjny seksualnie... i teraz Harry to wiedział.
— Wracając do Hogwartu, nie znaliśmy się wtedy za dobrze — powiedział, świadomy, jak instynktownie, kawałek po kawałku, wspomnienia napływają do jego umysłu. — Nie miałem pojęcia o istnieniu zaklęcia niewolniczego ani że któregoś dnia skończę jako twój właściciel.
— Ale... poszedłem tam dla ciebie, by nauczyć się magii, by stać się dobrym czarodziejem niewolnikiem, zdolnym do rzucania zaklęć, warzenia eliksirów i służenia ci w każdy sposób, jakiego mógłbyś potrzebować...
Już czas, by pozbyć się tego błędnego rozumowania, zadecydował Harry.
— To nie jest prawdą. Nie miałeś pojęcia, że możesz skończyć jako mój niewolnik. Wiesz, co sprawiło, że uwierzyłeś?
Draco zmarszczył brew.
— Ja... hmm. Nie sądzę, żebym wówczas wiedział. Ale teraz wygląda to tak, jakby właśnie to było powodem, dla którego musiałem tam być, czy zdawałem sobie z tego sprawę w tamtym czasie, czy nie. — Och. Cóż, Harry przypuszczał, że było odrobinę inaczej, ale najwyraźniej zaklęcie sprawiało, że chłopak reinterpretował szczątkowe informacje o własnej przeszłości na korzyść swojej nowej funkcji niewolnika. — Nie znaliśmy się zbyt dobrze, mówisz? — Dłonie Draco w jego własnych poruszyły się niespokojnie. — Czy my kiedykolwiek w ogóle ze sobą rozmawialiśmy?
Harry wziął głębszy oddech, zastanawiając się, jak wiele wyjawić.
— Er... Cóż, tak, ale obawiam się, że nie odbywało się to w zbyt miłej atmosferze.
Draco zagapił się w przestrzeń, wyraźnie potrzebując trochę czasu, by to sobie przyswoić. Przynajmniej nie wyglądał na zdenerwowanego tą wiadomością. Harry nie wiedział, czy było tak, ponieważ właśnie się dotykali, czy z jakiejś przyczyny odpowiedzialność za to ponosił sen Draco, ale wydawało się, że coś zdecydowanie zmieniło sposób jego mówienia i to nie tylko w czasie, gdy zwracał się do Harry'ego. Zdania Draco były teraz znacznie dłuższe i bardziej płynne i zarówno w mowie jak i postawie wydawał się o wiele bardziej rozluźniony.
Było tak, gdyż znał Harry'ego lepiej, wiedział, że nie musi błagać o przebaczenie za wykroczenia, które miały miejsce lata temu. Hmm... A może tylko zaklęcie bardziej się ustabilizowało.
— Nie było miło, ponieważ obrażałem twoich dobrych znajomych, jak zeszłej nocy powiedział ten mężczyzna?
Ponieważ ciągle lekceważyłeś zarówno ich, jak i mnie, pomyślał.
— Tak, częściowo dlatego.
Draco nie patrzył na niego, ale jego ręce zesztywniały. Podobnie jak Harry'ego.
— A reszta powodów?
— To jest powiązane z wojną, więc nie sądzę, żeby miało dla ciebie jakikolwiek sens, chyba że ci wszystko wyjaśnię, a to... sporo by trzeba opowiadać. Najkrócej mówiąc, byliśmy wówczas po przeciwnych stronach.
Draco oblizał wargi, ale tym razem wyglądało to na bardziej nerwowe niż zmysłowe.
— Różne strony na wojnie?
— Tak.
— W takim razie walczyłem przeciwko tobie.
— Tak.
Oczy Draco były wzburzoną szarością, kiedy ponownie spojrzał na Harry'ego.
— Jednak jesteś dla mnie raczej miły. Nie wiem, dlaczego miałbyś być, jeżeli... Nie wiem, dlaczego w ogóle chciałbyś mnie uznać, Harry.
Harry ścisnął jego dłonie odrobinę mocniej.
— Potrzebowałeś mnie.
Draco zaczął drżeć.
— To bez sensu. Dlaczego miałoby to mieć znaczenie? Skoro byliśmy wrogami, z jakiego innego powodu niż zemsta, chciałbyś mnie przyjąć?
Wargi Draco drżały tak samo mocno, jak reszta jego ciała i nagle Harry nie pragnął niczego więcej, jak złożyć na tych ustach delikatny pocałunek. Nie było to seksualne, naprawdę. Chciał go pocieszyć i z jakiegoś powodu wiedział, że będzie to najlepszy sposób. Chociaż nie do końca mógł sobie na to pozwolić. Nie teraz, kiedy Ginny mogła w każdej chwili pojawić się na schodach i ich zobaczyć. I tak był już w stosunku do niej zbyt nieuczciwy, pozwalając jej myśleć, tak ostatnio, jaki i poprzedniej nocy, że być może w końcu się pobiorą. Musi powiedzieć jej prawdę, teraz to wiedział. Bez względu na to, co czuł lata temu, na dłuższą metę nie było to wystarczające.
Musi z nią porozmawiać i postarać się znaleźć sposób na zerwanie bez ranienia jej.
Pozwolić jej natknąć się na niego całującego Malfoya... to zdecydowanie nie było to.
— Nie potrzebuję zemsty — odparł, patrząc Draco w oczy, tym samym zachęcając go do uwierzenia mu. — Chcę, żebyś o tym pamiętał. Któregoś dnia, być może już niedługo, twoje wspomnienia zaczną wracać. Kiedy tak się stanie, po prostu postaraj się pamiętać o tym, co ci teraz mówię. Nie potrzebuję zemsty za to, co zrobiłeś podczas wojny. Nawet jej nie chcę.
Drżenie Draco zmniejszyło się, ale tylko odrobinę.
— Co... co zrobiłem wtedy, podczas wojny?
— Nie wiem o wszystkim — powiedział Harry. — W pewnym sensie zostałeś złapany w pułapkę. Myślę, że raz próbowałeś mi pomóc, ale potem wróciłeś do wykonywania tego, co ci zlecono. I gorzej... Ale starałeś się pomóc ludziom, na których ci zależało... Ja... Uważam, że możemy o tym pomówić szerzej, kiedy będziesz lepiej wszystko pamiętał. Jak już powiedziałem, na obecną chwilę nie będzie to miało większego sensu.
— Dobrze — odpowiedział Draco, patrząc w dół. Harry zastanawiał się, czy oglądał ich złączone dłonie, czy patrzył przez nie na podłogę. — Czym mogę ci służyć dzisiejszego ranka?
— Cóż, myślę, że Ginny zajęła się już śniadaniem. Muszę z nią chwilkę porozmawiać na osobności. — Westchnął. Wolałby to zrobić gdziekolwiek indziej, ale to po prostu nie było możliwe. Cholerni reporterzy. Byli gorsi od pijawek. — Byłoby wspaniale, gdybyś wrócił do siebie po posiłku.
Wolną ręką Draco wskazał na książkę, wciąż leżącą na jego łóżku.
— Czytając ją nie chciałem popełnić nadużycia. Była w szufladzie, w tym pokoju.
Harry uśmiechnął się nieznacznie.
— Naprawdę zawsze lubiłeś lekcje eliksirów. Nawet nie byłeś z nich taki zły.
— Czy jest tutaj cokolwiek, co chciałbyś, abym przygotował?
W pytaniu słychać było ślad pragnienia. I nic dziwnego. Przez tydzień Draco nie robił niczego, poza rzuceniem kilku zaklęć wykorzystywanych w gospodarstwie domowym i nauką na owutemy, które najprawdopodobniej już zaliczył. Nie mógł powiedzieć, że potrzebuje trochę większej różnorodności, aby zapełnić swoje dni, ale to było oczywiste.
— Um, właściwie nie radzę sobie z warzeniem większości eliksirów — przyznał. — Nie za bardzo lubię przygotowywać je własnoręcznie i zawsze czuję się winny, kupując gotowe. Powiem ci, co zrobimy. Po tym jak Ginny sobie pójdzie, pokażę ci, gdzie trzymam swoje zapasy i będziesz mógł zadecydować, co uwarzyć jako pierwsze, dobra? Ee... Domyślam się, że pamiętasz, jak to się robi, podobnie, jak pamiętasz zaklęcia?
— Och, tak. Przeczytałem o tym w tych fascynujących notatkach na marginesach.
— Któregoś dnia przypomnisz sobie mężczyznę, który je zapisał — odpowiedział Harry, chociaż przed wyjściem podniósł książkę i zabrał ją ze sobą.
Zawierała zbyt wiele niebezpiecznych zaklęć. A Draco był śmierciożercą. Nawet teraz, w tym dziwnym stanie, wciąż mógł poczuć pociąg do ciemności przewijającej się w jego wcześniejszym życiu.
Harry nie chciał ryzykować.
***
— Pachnie naprawdę dobrze — powiedział Harry, kiedy przeszedł przez drzwi łączące jadalnię z kuchnią.
Chwila, w której Ginny obróciła się i na niego spojrzała, była tą, w której poczuł się jak kompletny dupek. Uśmiechała się jak gdyby to był radosny poranek, jakby nie było w nim nic złego. Nie wiedziała, że Harry już wkrótce zamierzał wyznać rzeczy, które najprawdopodobniej zmażą ten uśmiech z jej twarzy.
Chociaż nie powiedzenie ich byłoby gorsze. O wiele gorsze. Naprawdę, lata temu powinien powiedzieć jej, że traci zainteresowanie. Nie powinien czekać do momentu, w którym było to tak cholernie oczywiste.
Z drugiej strony naprawdę nie chciał pozwolić jej odejść. Albo raczej nie chciał pozwolić odejść temu, co przychodziło razem z nią. To zawsze był rodzaj umowy wiązanej. Wraz z nią byłby częścią kochającej rodziny, tak jak zawsze chciał. Rodziny, która go lubiła i szanowała.
Wszystkiego, za czym tęsknił i czego pragnął, gdy był młodszy. Ale oczywiście ta perspektywa nie znaczyła dla niego tak wiele, jak myślał, ponieważ gdyby tak było, już byliby małżeństwem.
— Przygotowałam twoje ulubione śniadanie — powiedziała, podnosząc dwa talerze i wskazując na niego, by wziął trzeci. — Czy Draco wstał?
Hmm... Powiedziała to bez jakiegokolwiek śladu niechęci, jaką okazywała poprzedniego wieczora.
— Tak, siedzi przy stole.
Ginny skinęła głową i wyszła z kuchni.
— Dzień dobry — powiedziała pogodnie, z trzaskiem kładąc przed Draco talerz, zanim usiadła naprzeciw niego.
Wcześniejsze swobodne zachowanie Draco znikło bez śladu. Chłopak siedział sztywno, uniósł wzrok jedynie w chwili, kiedy odpowiadał.
— I dla ciebie.
Harry uznał, że już rozumie, o co chodzi. Draco miał teraz niejakie rozeznanie, czego jego Pan od niego żądał, ale ciągle bał się urazić Ginny, ponieważ skoro ona była wybranką Harry'ego, wytrącenie jej z równowagi mogło się dla niego skończyć niekorzystnie.
Cóż, ta kwestia z pewnością zostanie wyjaśniona dość szybko. Harry nie spodziewał się, by Ginny często do nich wpadała, nie po tym, jak porozmawiają.
— Jedz, Draco — szepnął dyskretnie, już teraz prawie z przyzwyczajenia. — I wypij swoją herbatę — dodał, kiedy Ginny zaczęła ją rozlewać do ustawionych przez siebie filiżanek.
Posiłek minął szybko. Draco milczał, a Ginny cicho rozmawiała z Harrym. Boże, jak trudno było udawać, że to normalny poranek, że nie myślał o zerwaniu ze swoją dziewczyną. Jednakże poruszyć ten temat przy Draco? Nie, absolutnie nie. Harry nie miał ochoty jej poniżać.
W końcu Draco odłożył widelec i powiedział, że gdyby Harry go potrzebował, będzie na górze. Harry skinął głową z ulgą. Martwił się odrobinę o to, jak taktownie znaleźć się z Ginny sam na sam, ale Draco rozwiązał tę kwestię, wypełniając wcześniejszy rozkaz co do joty. Przecież kazał mu, by wrócił do swojego pokoju, kiedy tylko skończy jeść.
Harry odwrócił się w stronę Ginny.
— Wyjdźmy na zewnątrz i usiądźmy na chwilę w ogrodzie — poprosił.
— Och, nie mogę. Mam spotkanie z drużyną przed meczem Jastrzębi — odpowiedziała z uśmiechem wskazującym na prawdziwe rozczarowanie. — Musimy omówić, kto na co będzie zwracał uwagę. Wiesz, profesjonalny quidditch wymaga dużo strategii i planowania.
Harry prawie jęknął.
— Chcę z tobą porozmawiać, Ginny. To nie zajmie dużo czasu.
— Mmm, ale już jestem praktycznie spóźniona.
Tym razem Ginny nie spojrzała mu w oczy i w jakiś sposób Harry wyczuł prawdę. Wiedziała. Kobieca intuicja albo coś w tym rodzaju mówiła jej, że to, co Harry chciał jej powiedzieć, było tym, czego ona wolałaby nie usłyszeć.
Ha, w takim razie prawdopodobnie intuicją można było wytłumaczyć, dlaczego tego ranka była o wiele milsza dla Draco. Po nocnym pożegnaniu zrozumiała, że jej szanse u Harry'ego mogą się jedynie pogorszyć, jeżeli będzie się otwarcie obrażała z powodu jego obecności w tym domu.
— Cóż, muszę już lecieć — powiedziała, wstając. Pogodny uśmiech goszczący na jej twarzy niezupełnie obejmował oczy. Kiedy Harry również wstał, uniosła się na palcach i złożyła szybki pocałunek na jego ustach. — Zobaczymy się w przyszły piątek? Wyślij mi sowę, czy będziemy jedli tutaj, czy już w restauracji, dobrze?
Po tych słowach weszła do kominka i machając nieznacznie na pożegnanie, zniknęła.
Wyślij mi sowę. To było nieco irytujące. Ginny wiedziała, że nie chciał zastępować Hedwigi inną. Być może pomyślała, że do tego czasu powinien już sobie z tym poradzić.
Nozdrza Harry'ego rozszerzyły się, kiedy pomyślał o reszcie jej słów. Następny piątek? Nie, nie będzie czekał tak długo, by rozwiązać sprawę pomiędzy nimi. Pójdzie jutro do Billa i Fleur i nieważne jak bardzo będzie się starała unikać konwersacji, powie jej to, co zamierza.
A potem wróci do domu i poinformuje Draco, że zdecydowanie nie weźmie ślubu z Ginny Weasley.
Rozdział 15
Sobota minęła zgodnie z planem. Draco był wyraźnie zadowolony, zamieniając kuchnię Harry'ego w prowizoryczne laboratorium. Sporządził nową listę zakupów, zawierającą różnorodne składniki potrzebne do kolejnych eliksirów, które Draco zamierzał przygotować.
Niestety, niedziela nie była już tak udana. Ginny nie było w domu. Fleur oznajmiła, że spędza dzień z kilkoma przyjaciółkami w Brighton i nieprędko wróci.
Harry nie mógł nic na to poradzić, ale zastanawiał się, czy dziewczyna zniknęła celowo.
Oczywiście Bill zaprosił go do środka. Próbował odmówić, jednak zanim się zorientował, siedzieli razem na tylnej werandzie, a Fleur przyniosła im butelki z piwem. Harry czuł się odrobinę zakłopotany, ponieważ był pewny, że po zerwaniu z Ginny nie będzie w tej rodzinie tak mile widziany. Państwo Weasley mogli bardzo go lubić, ale po tak długim czasie naprawdę liczyli na to, że któregoś dnia poślubi ich córkę. I gdy stanie się jasne, że on po prostu nie zamierza tego zrobić… Nie mógł sobie wyobrazić, iż Bill pozostanie nadal tak przyjazny.
Wypił swoje piwo i wyszedł, gdy tylko uznał, że nie będzie to nieuprzejme z jego strony, po czym siecią Fiuu przeniósł się do domu, aby spędzić resztę dnia z Draco.
Mężczyzna wyglądał na bledszego niż zwykle, gdy siedział przy kuchennym stole i uczył się. Harry'emu przyszło na myśl, że Draco nie był na zewnątrz od ponad tygodnia, nie licząc krótkiego wyjścia do ogródka, co stanowiło niewielką dawkę świeżego powietrza.
— Chciałbyś ze mną polatać?
Chwilę po wypowiedzeniu tych słów Harry skarcił się w myślach. Zanim Draco się odezwał, wiedział już, jakiej mężczyzna udzieli odpowiedzi.
— Oczywiście. Jestem zadowolony, że mogę ci służyć w jakikolwiek sposób.
— Musisz czasem gdzieś wyjść. Siedzisz tu uwięziony jak w klatce, a to nie jest dobre.
Draco wyszedł bez słowa i wrócił trzymając w obu rękach miotłę Harry'ego.
Och…Chciałbyś ze mną polatać… Najwyraźniej Draco zakładał, że Harry miał na myśli ich obu na jednej miotle.
Pomysł ten sprawił, że Harry poczuł na szyi gorąco. Nic dziwnego, ponieważ ostatnim razem, kiedy we dwóch siedzieli na jednej miotle, pędzili przez wysokie płomienie.
A może to nagłe, przyspieszone bicie serca było spowodowane tym, o czym Harry myślał rano w czasie masturbacji. Nie tylko przypierał Draco do ściany, tym razem… nie, Harry pieprzył go od tyłu, jedną ręką obejmując w pasie, by móc trzymać penisa Draco w mocnym uścisku, kiedy szeptał do jego ucha: Nie, jeszcze nie. Nie ośmielisz się dojść, dopóki ja tego nie zrobię… Draco jęczał, obracając głowę, aby pocałować Harry'ego w usta…
Teraz jednak perspektywa lotu na jednej miotle, z Draco siedzącym przed nim, była czymś więcej, niż Harry mógł znieść. Już prawie czuł, jak Draco gnieździ się w jego ramionach, jak jego krocze ciasno przylega do tyłka blondyna… Harry był twardy na samą myśl o tym.
Draco zdecydowanie mógłby to poczuć, gdyby lecieli razem.
I wtedy prawdopodobne zaoferowałby bycie użytecznym.
Harry chciał go, ale nie w ten sposób. Wolał poczekać, aż Draco będzie wiedział, co robi i z kim to robi.
Ale jeśli poczekasz, szeptał głosik w jego głowie, w ogóle nie zaznasz z nim przyjemności.
Pewnie tak, myślał Harry, marszcząc brwi. Zastanawiał się, gdzie była granica, której nie powinien przekraczać. Seks był oczywiście po drugiej stronie tej granicy, ale co ze zwykłymi pocałunkami? Gdy Draco odzyska wspomnienia, czy te kilka pocałunków — przyjemnych dla nich obu, tego Harry był pewien — wystarczy, aby sprawić, że krew zawrze w nim z wściekłości? Czy pomyśli, że Harry po prostu go wykorzystał?
Jednak właściwym pytaniem było, czy Harry, gdyby już zaczęli, potrafiłby poprzestać na zwykłym całowaniu.
Na samą myśl o tym jego penis drgnął. Kilka pocałunków prawdopodobnie zaprowadziłoby ich prosto do łóżka.
Ale być może…
— Harry? Dzieje się coś złego?
Harry otrząsnął się z zamyślenia.
— Nie, tylko się zastanawiałem. Masz swoją miotłę, prawda? W Kruczej Grani?
— Nie jestem pewien. — Draco napiął ramiona, co poruszyło gładkim materiałem jego szaty. — Nawet jeśli ją mam, nie wiem, czy potrafię latać sam.
— Przecież pamiętasz, jak się uczyłeś. Pamiętasz też wyścigi na miotłach.
Po tych słowach spojrzenie Draco stało się odrobinę sarkastyczne.
— Owszem, ale pamiętam też, jak korzystać z sieci Fiuu i aportacji, a nie mogę tego robić sam, chyba że chodzi o powrót tutaj.
— Cóż, zobaczymy, jak to jest z twoim lataniem. Zabiorę cię do Kruczej Grani, by poszukać miotły.
Zakładając, że ona tam jest. Tamten dom i jego zawartość były dla Harry'ego tak dziwne, że naprawdę nie był pewien, czy chce się tam udać. Ale jeśli tego nie zrobi, będą musieli latać na jednej miotle, ponieważ Draco naprawdę potrzebował ruchu na świeżym powietrzu. Z cichym westchnieniem wyciągnął rękę, w której nie trzymał Błyskawicy.
— Podejdź tutaj. Aportuję nas tam.
Harry chciał, żeby Draco uchwycił się jego ramienia, ale wcześniej nie przenosili się razem, dlatego nie wiedząc, czego się od niego oczekuje, Draco podszedł i przylgnął do ciała Harry'ego, oplatając go mocno ramionami.
Członek Harry'ego drgnął ponownie. Ale jak mogło być inaczej? Draco tak dobrze do niego pasował. Silny, szczupły i bardzo, bardzo męski.
Albo, co bardziej prawdopodobne, to przez jego cudowny zapach, czysty, męski aromat, po którym Harry nie spodziewał się, że będzie tak pobudzający. Ale był.
Pobudzający to było kiepskie słowo na określenie tego, co miało miejsce chwilę później. Draco zaczął trącać nosem szyję Harry'ego, jego usta składały drobne pocałunki tu i tam, a język muskał skórę. Harry przełknął ślinę, czując się bardziej niż zakłopotany. Nie przez pieszczotę, naprawdę, ale przez fakt, że nie mył się w przeciągu ostatnich godzin. W porównaniu do Draco, który zawsze był tak cholernie reprezentacyjny, że to aż nie mieściło się w głowie, Harry często czuł się dość niechlujnie.
— Właśnie wróciłem od Billa siecią Fiuu — powiedział, odginając szyję. — Jestem pokryty sadzą.
Draco naparł na ciało Harry'ego i ponownie pocałował jego szyję, tym razem przesuwając język wzdłuż dłuższego kawałka skóry.
— Ale smakujesz wybornie. — Jego oddech na wilgotnym miejscu wywołał pogoń dreszczy przyjemności na plecach Harry'ego.
Draco musiał to poczuć. Jego dłonie przesuwały się w górę i w dół po plecach Harry'ego. Właściwie to sprawiały wrażenie, jakby chciały znaleźć drogę pod materiał koszuli.
— Mmm. Podoba ci się to, prawda? Mogę to robić cały dzień i całą noc, cokolwiek lubisz…
Harry nie miał wątpliwości w kwestii tego, co lubi. Przepływająca przez niego przyjemność zgromadziła się między nogami. Mógł poczuć jak jego penis nabrzmiewa, jak żołądź napiera na miękki materiał bielizny.
To podsunęło mu myśl… jakiej prawdopodobnie nie powinien mieć o mężczyźnie, który robił to wszystko dlatego, że nie do końca był sobą. Z drugiej strony, to było niemal niemożliwe, aby takich myśli nie mieć, prawda? Draco również był pobudzony. Harry czuł, jak twardy członek mężczyzny napiera na jego własny, ich długość była niemal idealnie dopasowana.
Draco był teraz tak blisko niego. Praktycznie bez wysiłku mógł wychylić głowę i pocałować go, o czym myślał chwilę temu.
Draco wyraźnie tego chciał. Praktycznie go uwodził, czyż nie? Jego przyspieszony oddech na szyi Harry'ego, kiedy ją całował lub pieścił językiem. Jego ciche jęki, które brzmiały tak, jakby Harry był tym, czego pragnie najbardziej na świecie i chce go jeszcze więcej, właśnie tu i teraz.
Harry zapomniał już o zabraniu Draco na górę do łóżka. Nie, teraz wyobrażał sobie siebie przygniatającego drugiego mężczyznę do podłogi w jadalni lub zginającego go nad stołem i…
Tym bardziej muszę się oprzeć, pomyślał Harry otrząsając się z fantazji, zanim wprowadził je w czyn.
— Przestań mnie całować — jęknął, odchylając szyję jeszcze dalej niż ostatnio. — Teraz, Draco, muszę się skoncentrować albo skończymy rozczłonkowani.
Nie było to do końca prawdą, Harry był całkiem niezły w aportacji i mógł poradzić sobie nawet, gdy był kompletnie pijany. Ale wymówka przynajmniej działała — Draco przestał go całować.
Prawdopodobnie wystarczyło do tego samo polecenie, myślał Harry, obejmując ciasno drugiego mężczyznę i zakręcił nimi wokół własnej osi.
***
Nie było dla Harry'ego szczególnym zaskoczeniem, że każda z czterech mioteł, które posiadał Draco, okazała się ostatnim, najnowszym z dostępnych na rynku, modelem. W rzeczywistości była to pierwsza rzecz, która świadczyła, że Krucza Grań należy do Draco.
— Nie rozpoznaję żadnej z nich — powiedział Draco. Kąciki jego ust opadły, kiedy gładził najbliższą z mioteł. — Przypuszczam, że naprawdę uwielbiałem latać. Dlaczego nie pamiętam, jak je kupowałem albo testowałem?
Tym razem brzmiał, jakby go to odrobinę bolało. Harry nie był pewien, czy to był krok w dobrym kierunku, czy też nie.
— Twoje wspomnienia mają łatwe do przewidzenia luki — powiedział, podchodząc bliżej i kładąc dłoń na ramieniu Draco. — Zapomniałeś wszystko, co robiłeś ze mną oraz wszystko, co wydarzyło się od czasu, kiedy miałeś ponad siedemnaście lat. Albo nawet prawie osiemnaście. To może być naturalny aspekt zaklęcia, wiesz. Spróbuj się tym nie zadręczać. Jestem przekonany, że wspomnienia wrócą.
— A ja nie — powiedział posępnie Draco, po czym wpatrzył się w miotły, jakby coś starannie rozważał. W końcu wyjął jedną z nich i opuścił schowek, wchodząc do głównej groty domu.
— Pamiętam całkiem dobrze posiadłość w Wiltshire. Nie jest taka jak to miejsce. Dlaczego chciałem mieszkać otoczony skałami?
— Naprawdę nie wiem. — Harry spojrzał na niego kątem oka. — Mogę powiedzieć, że nie jesteśmy do siebie podobni, dlatego nie mam żadnego pomysłu, co mogłeś robić przez ostatnie trzy lata. Może twoi rodzice wyjaśnią ci niektóre sprawy, kiedy spotkamy się z nimi na obiedzie. W środę, pamiętasz?
W oczach Draco można było dostrzec błysk.
— Zapomniałem moją przeszłość, Harry, nie ostatni tydzień. — Coraz bardziej przypominał siebie, nawet bez wspomnień, które mogłyby go poinstruować. — Nawet jeżeli moi rodzice zamierzają mi to wyjaśnić — wycedził Draco — pozostaje pytanie: dlaczego jeszcze tego nie zrobili.
— Cóż, tamtego dnia sytuacja przedstawiała się niebezpiecznie. — Harry westchnął. — Byłeś bliski śmierci, wiesz o tym. Twoi rodzice naprawdę zmartwili się z tego powodu i było bardzo dużo zamieszania, ponieważ usilnie starali się nie powiedzieć mi, co mam z tobą robić.
— Dlaczego?
— Och. — Racja, Draco był nieprzytomny w czasie tej dyskusji. Harry skrzywił się, nienawidził opowiadać mu jak bardzo okrutne mogło być Res mea es — Eee... cóż, domyślam się, że zaklęcie jest bardzo wrażliwe na to, czy twoi rodzice wykazują w stosunku do ciebie jakieś roszczenia. Nie wolno im kontrolować sposobu, w jaki cię traktuję, a nawet gdyby sobie na to pozwolili…hm, twój ojciec powiedział, że zaklęcie mogłoby cię ukarać.
Nozdrza Draco rozszerzyły się.
— Mnie? Za coś, co oni robią?
— Cóż, nie wiem, czy ma racje. Ale nie chcę tego sprawdzać, ponieważ karą, o której wspomniał, było… eee…
— Co?
— Powolne uduszenie.
Draco zbladł.
— Możliwe, że wizyta u nich jest złym pomysłem.
— Nie, wszystko będzie w porządku. — Harry przełknął ślinę. Po tym wszystkim trudno mu było mówić o Malfoyach cokolwiek dobrego. Ale dla Draco… — Twoi rodzice naprawdę cię kochają. Zrobiliby wszystko, aby widzieć cię bezpiecznego i zdrowego, znieśli nawet fakt, że to ja cię uznałem. Wrogowie i te sprawy, rozumiesz.
Wiatr uniósł włosy Draco, kiedy ten odwrócił się od Harry'ego.
— Moi rodzice są twoimi wrogami?
— Byli — poprawił go Harry, uznając, że to stwierdzenie nie odbiega od prawdy. Lucjusz i Narcyza od lat nie stanowili zagrożenia. A z Res mea es nie mogli mu ponownie wchodzić w drogę, nawet gdyby chcieli. — I prawdopodobnie dlatego nie powiedzieli mi więcej na temat tego, co robiłeś w czasie wojny. Mieli ważniejsze sprawy na głowie. To znaczy twoja matka martwiła się, że zapomnę kazać ci jeść.
— W takim razie wcale cię nie zna — powiedział Draco. W jego oczach, gdy ponownie spojrzał na Harry'ego, można było dostrzec spokój. — Jesteś bardzo łaskawy. Nie mogę sobie wyobrazić lepszego pana.
Uch. Przynajmniej Draco nie łączył już tego słowa z jego imieniem. Harry uważał, że może się bez tego obejść.
— Chodź, wypróbujemy teraz twoją miotłę.
Gdyby Harry był sam, wyleciałby przez okno, prosto nad morze, ale biorąc pod uwagę, że nie wiedzieli, jak sprawna jest miotła Draco, zdecydował, iż powinni zacząć od czegoś spokojniejszego. Generalnie Krucza Grań została zlokalizowana na skraju urwiska, ale część od strony lądu była otoczona mnóstwem pustych terenów, które mogły służyć jako idealne miejsce do treningu. Trzymając Draco blisko siebie, jednak nie na tyle, by doszło do kolejnych pocałunków, Harry przeniósł ich na zewnątrz, cofnął się o krok i skinął na mężczyznę, by dosiadł miotły, którą sobie wybrał.
Okazało się, że mógł latać sam, ale zaklęcie nie pozwalało mu oddalić się od Harry'ego na odległość większą niż sto metrów. Gdy chciał polecieć dalej, jego miotła zawracała.
Nie było to idealne, ale lepsze niż scenariusz, którego obawiał się Harry: miotła nie reagowałaby na polecenia Draco w ogóle lub mogłaby go zrzucić, gdy tylko pomyślałby o tym, żeby spróbować od Harry'ego uciec.
Przekonany, że Draco sobie poradzi, skierował się w stronę morza. Nie latał już od jakiegoś czasu, zwykle nie miał ku temu zbyt wielu okazji. Mimo to nie zapomniał podekscytowania, jakie towarzyszyło mu, kiedy czuł wiatr we włosach ani upojenia, w jakie wprawiało go latanie do góry nogami wysoko nad ziemią lub, w tym przypadku, oceanem.
Na początku wydawało się, że Draco nie czuł się zbyt pewnie na miotle, ale z czasem jego umiejętności jakby do niego wracały, dzięki czemu wykonywał manewry tak śmiało jak Harry. Latali przez kilka godzin, robiąc pętle wokół siebie, ścigając się, nurkując…
Draco nigdy nie był równie dobrym zawodnikiem jak Harry, ale teraz, z przewagą w postaci dużo nowocześniejszej miotły, stanowił całkiem niezłą konkurencję. Kiedy ostatecznie wylądowali, Harry był wyczerpany i spocony, ale uśmiechał się szeroko. Czuł się szczęśliwszy i bardziej beztroski niż w ciągu ostatnich miesięcy. Lub nawet lat.
Tęsknił za lataniem. Ginny nie doznała nigdy podobnego uczucia, ponieważ w ten sposób zarabiała na życie i robiła to całymi godzinami, dzień po dniu.
— Łał. Dobra robota, Draco — powiedział Harry, przeciągając się, kiedy stał już naprzeciw olbrzymiej skały, ukrywającej wnętrze Kruczej Grani. — Na przygotowywanie obiadu z pewnością jestem zbyt zmęczony!
Draco także był wyczerpany. Ciężko dyszał, ale to nie powstrzymało go od bezzwłocznego zaoferowania wykonania tej pracy.
— Będę zadowolony, mogąc być użytecznym…
— Nie, nie, absolutnie nie — przerwał Harry, poklepując go po plecach. — Zjemy coś na wynos.
— Na wynos? — Draco wyglądał, jakby nigdy nie słyszał tego określenia.
Co było prawdopodobne.
— Tak, coś takiego jak curry, pizza, hamburgery albo kebab. Wrócimy do domu i zamówię to siecią Fiuu, a potem aportuję się i przyniosę posiłek do domu. Oczywiście wcześniej wezmę prysznic. Ale co byś chciał zjeść?
— Co sobie… — Draco chrząknął i napotkał spojrzenie Harry'ego. — Och… chcesz żebym coś wybrał, jak sądzę.
— Tak, to sprawiłoby mi dużą przyjemność.
— W takim razie curry.
Harry postanowił drążyć ten temat po to, aby Draco zaczął myśleć o sobie samym.
— Pikantne, średnie, łagodne? Wiesz, jakie lubisz najbardziej?
— Ee… średnie? — Draco wzruszył ramionami.
— Brzmi nieźle. Zabierzemy twoją miotłę do domu. Jest coś jeszcze, co chcesz wziąć ze sobą? — Harry ruchem dłoni powstrzymał Draco, zanim ten zdążył się odezwać. — Jeżeli jest coś jeszcze, chcę, żebyś mi o tym powiedział.
Draco zerknął na skałę, w której mieściła się Krucza Grań, po czym pokręcił głową. Harry nie wiedział, co to znaczy. Nie potrzebował niczego więcej, czy może nie chciał o tym mówić?
Jednak ciągle robili postępy.
— Aportuj się pierwszy — powiedział. Jeżeli chodziło o powrót do domu Harry'ego, Draco nie potrzebował pomocy. — Zaraz do ciebie dołączę.
Draco skinął głową, ściskając mocno miotłę, kiedy kręcił się w kółko.
Rozdział 16
Mimo tego, że Hermiona również pracowała w Ministerstwie, Harry rzadko miał okazję się z nią spotkać.
Jednak w poniedziałkowe popołudnie przyleciał od niej papierowy samolot i zatrzymał się na szczycie sterty wniosków zakupowych, które Harry miał przejrzeć. Kilku młodych praktykantów zdawało się potrzebować okropnie dużej ilości manekinów treningowych… Harry pomyślał, że ta międzywydziałowa wiadomość nie zwiastuje niczego innego, jak tylko więcej nużącej, papierkowej roboty. Ale zamiast tego w środku znalazł krótką notatkę:
Jesteś wolny? Chciałabym chwilkę pogadać. Znalazłam odpowiedzi na kilka Twoich pytań, ale wolałabym o tym nie pisać.
H.G.W.
Harry złapał pióro i szybko odpisał, kręcąc z niedowierzaniem głową. Hermiona znalazła coś o Res mea es i upewnia się, czy może wpaść i mu o tym opowiedzieć? Jednym ruchem różdżki odesłał samolot z powrotem. Kilka minut później przyjaciółka pojawiła się w drzwiach jego biura.
— Wejdź, wejdź — zachęcił ją, wstając i zamykając za nią drzwi. Ponieważ prowadził w tym pokoju wiele poufnych rozmów (między innymi o tym, kto ma zostać aurorem, a kto powinien się wycofać), jego biuro było silnie zabezpieczone, aby zapewnić mu prywatność.
Jednak teraz chodziło o jego sprawy osobiste i z żalem założył, że czasami nawet współpracownicy mogą sprzedawać o nim plotki do gazet. Biorąc to pod uwagę, rzucił dodatkowe zaklęcie wyciszające na ściany, drzwi i okno. Miało działać około godzinę, ale tyle powinno im wystarczyć. Kiedy się odwrócił, Hermiona już siedziała.
— Jak się miewa Draco?
Harry poczuł mrowienie w całym ciele. Chciał jak najszybciej przejść do rzeczy, a nie zajmować się rozmówkami na błahe tematy.
— Dobrze, dobrze. Kazałem mu w weekend uwarzyć kilka eliksirów i wydaje mi się, że mu się podobało. Trochę też polataliśmy.
— Przypomniał sobie coś?
— Nie, niezupełnie.
Zmarszczyła czoło, kładąc ręce na kolanach.
— Wielka szkoda. Bo wiesz… starałam się jak mogłam, ale nie znalazłam informacji o tym, jakie przedmioty zaliczył na owutemach.
— Czyli nie są to, jak myślałaś, upublicznione informacje?
— I to jest najdziwniejsze, bo właściwie są. Albo przynajmniej powinny być. Jego nazwisko nie pojawiło się na wiecznym zwoju kandydatów, nie mówiąc o bardziej szczegółowym zwoju z ocenami z każdego przedmiotu. Tak długo, jak nikt tego nie potwierdzi, nie będzie w stanie udowodnić swoich kwalifikacji.
Harry przygryzł dolną wargę.
— Eee… bez obrazy, ale może on nie zdawał tych egzaminów.
— Byłam tam, kiedy je zaliczał, spisywałam protokół przy jednym z testów — powiedziała, kręcąc głową. — Wiesz, góra sądzi, że mój departament nie ma zbyt wiele do roboty. W dodatku ministerstwo nigdy nie było za bardzo przejęte kwestią praw magicznych gatunków. Jedynie w ostatnim tygodniu oni…
— Hermiono, może wróćmy do sprawy Draco?
Zarumieniła się trochę.
— Oczywiście. W każdym razie, oglądałam egzamin Malfoya. Siedział w pokoju konferencyjnym cały dzień i przypuszczam, że przychodził tam przez resztę tygodnia. A potem zobaczyłam jego nazwisko na wstępnej liście zaliczeń, z przypisem, że zdał osiem przedmiotów. Jednak co z oficjalną listą stworzoną później? — Potrząsnęła głową.
— Zatem ktoś usunął jego nazwisko?
— Wymazał je tak, jakby nigdy go tam nie było.
Harry przełknął ślinę.
— Czyżby zaklęcie?
— Nie wiem… — Hermiona pochyliła się w jego kierunku i ściszyła głos. — Właśnie dlatego nie chciałam pisać o niczym w liście. — Mimo zabezpieczeń, które rzucił Harry, zaczęła szeptać. — Niektóre z projektów, nad którymi pracuje się w Departamencie Tajemnic, są niewiarygodnie tajne. Nazwiska zatrudnionych tam ludzi nigdy nie pojawiają się na żadnym z ministerialnych dokumentów i… Nie powinnam o tym wiedzieć, ale słyszałam, że nawet wyniki owutemów są utajnione na oficjalnych listach, w razie gdyby ktoś chciał sprawdzić, do czego wykazywał predyspozycje dany pracownik i na tej podstawie przewidzieć, nad czym aktualnie pracuje.
Potter ze świstem wypuścił powietrze. Ze wszystkich rzeczy, które Draco Malfoy przypuszczalnie mógł robić po wojnie… praca w ministerstwie nigdy by mu nie przyszła do głowy, nie mówiąc już o pracy w Departamencie Tajemnic. Właściwie sam pomysł, żeby chłopak gdziekolwiek pracował, wydawał mu się raczej dziwny — ktoś tak bogaty nie potrzebował tego robić. Malfoyowie nadal nie mogli narzekać na brak pieniędzy.
Departament Tajemnic, hmm… Draco bardzo interesował się magią, czego najlepszym dowodem było to, z jaką szybkością pożerał jego książki. I sposób, w jaki chełpił się swoimi umiejętnościami w szkole sugerował, że odczuwał potrzebę udowodnienia swojej wartości. Starał się to zrobić przez przystąpienie do śmierciożerców, ale nie udało się. Właśnie przyjęcie Mrocznego Znaku było czymś, co podawało w wątpliwość trop Hermiony.
— Przecież wiesz o tym, że ministerstwo ma zakaz przyjmowania do pracy osób ze Znakiem.
— Tak, ale Departament Tajemnic działa praktycznie bez nadzoru, nad niektórymi projektami władze nie mają żadnej kontroli. Wcale nie byłabym zaskoczona, jeśli działaliby poza prawem. Zresztą…
— Tak?
— Biorąc pod uwagę, jakimi formami magii się zajmują, jest możliwe, że Znak Draco był tym, dla czego właśnie jego przyjęli.
— Tak jakby Mroczny Znak był czymś rzadkim.
— Właściwie to, należący do młodej osoby, która zaliczyła osiem egzaminów, jest. A w dodatku, nie zapominaj, nie był skazany na pobyt w Azkabanie. — Hermiona popatrzyła na niego ze współczuciem. — Wybacz, ale nie jestem w stanie znaleźć tych przedmiotów.
— A tak w ogóle, to ile różnych owutemów można zdawać?
— Około sześćdziesięciu. To, co oferuje Hogwart, to dopiero początek, czarodzieje mogą brać prywatne lekcje i specjalizować się w ogromnej liczbie innych, wąskich dyscyplin. Nie da się stwierdzić, czego Draco mógł się uczyć.
— Naprawdę nie można? — Harry wbił w nią spojrzenie. — Mówiłaś, że siedziałaś w tamtym pokoju cały dzień, rozdawałaś arkusze testowe…
— Stuknęłam różdżką jego ramię i ten przypisany do niego pojawił się na ławce.
— Ale krążyłaś po pokoju, czyż nie? No dalej, w końcu masz fantastyczną pamięć, tylko pomyśl. Nie pamiętasz niczego, co mogłaś zobaczyć, kiedy pisał?
Hermiona popatrzyła na niego, zniecierpliwiona przesłuchaniem, ale zamknęła oczy, zaciskając mocno powieki.
— Hmm. Runy, coś, co trzeba robić z runami? Może, ale nie jestem tego pewna.
— Dobrze, pozwól mi sprawdzić — powiedział i machnął różdżką, żeby przywołać miniaturową myślodsiewnię, którą trzymał w biurze. Jej działanie było silniejsze niż normalnej, znajdującej się w pokoju przesłuchań, ale zwykle nie można było używać jej do wspomnień mających więcej niż kilka lat.
— Nie cierpię tego — powiedziała Hermiona, patrząc na coś za oknem. — Przypomina mi to o Snapie, który w momencie śmierci oddał ci swoje wspomnienia. Ale jeśli to jest takie ważne… — Z westchnieniem podniosła różdżkę do skroni i zamknęła oczy, kiedy wyciągała cienką, srebrną nitkę. Substancja zawirowała w środku myślodsiewni. — Zapraszam — dodała, pochylając się nad misą.
Harry przytaknął i przybliżył twarz do małego, bazaltowego pojemnika, który ledwie mieścił jedną osobę. Poczuł, że opada, a kiedy odzyskał czucie w stopach, znalazł się w ogromnym pokoju, wypełnionym ławkami, które były oddalone od siebie o jakieś dwa i pół metra. Tuziny dorosłych odbywało testy, ale nie sprawiło mu trudności odnalezienie Draco. Jego platynowoblond włosy poznałby wszędzie.
Idąc w jego kierunku, poczuł lekkie napięcie, ale jedną z rzeczy, których nauczył się na treningu aurorskim, było poruszanie się wewnątrz myślodsiewni. Kiedy dotarł do ławki Malfoya, przykucnął obok i przez chwilę mu się przyglądał. W tym wspomnieniu mógł dowiedzieć się o nim więcej, niż tego, jakie przedmioty zdawał. Miał szanse obserwować chłopaka niedługo po zakończeniu wojny.
Oczy Draco były skupione na pergaminie, kiedy pisał szczegółowe odpowiedzi. Po chwili odłożył pióro i potrząsnął ręką, jakby chciał pozbyć się bólu. Wytłumaczenie było proste, w końcu egzamin nosił nazwę Okropnie Wyczerpujący Test Magiczny. Z lekkim westchnieniem Draco przewrócił stronę w pliku arkuszy. Kiedy czytał polecenie, jego usta wykrzywiły się w pogardliwym grymasie, a oczy zalśniły z irytacji. Zaintrygowany Harry zakradł się z tyłu ławki, aby móc czytać chłopakowi przez ramię.
Wyjaśnij pierwotną i wtórną teorię na temat magii pokoleniowej, opisz jej ograniczenia i przytocz pięć charakterystycznych, demonstrujących ją przykładów.
Draco zamoczył pióro w atramencie i zaczął pisać odpowiedź, cały czas mamrocząc coś pod nosem. Harry nie mógł dokładnie usłyszeć, co mówił, ale wyłapał słowa takie jak: idiotycznie głupi temat, mimo tego blondyn nie przestawał szybko skrobać na pergaminie. Nawet na chwilę nie przerywał, żeby zastanowić się nad dalszą odpowiedzią, po prostu wylewał z siebie rzekę informacji, jakby wiedza na ten temat była wpisana w jego drugą naturę.
Pierwotna teoria na temat magii pokoleń głosi, że zaklęcie rzucone na dany ród odnawia się za każdym razem, gdy narodzi się nowy potomek. Wtórna teoria, która nie zawsze znajduje uzasadnienie, mówi, że magia pokoleń jest w pewnym sensie ograniczona przez siebie samą. Linia rodziny poddaje się jej przez naznaczenie jednego dziecka w pokoleniu, co wystarcza, by utrzymać zaklęcie, ale nie prowadzi do rozprzestrzenienia na większą część społeczeństwa w danym czasie. Z nie do końca zrozumiałych powodów, dziecko urodzone w linii podatnej na ten rodzaj magii najprawdopodobniej będzie płci męskiej. Znane przypadki zastosowania tych teorii datuje się na ponad sześćset lat, dotyczą…
Harry przestał czytać, bo reszta zdawała się nie dotyczyć Res mea es, zamiast tego przypominała jakże ciekawe wykłady profesora Binnsa podczas lekcji historii magii. Poza tym myślodsiewnia zdawała się na niego napierać, informując go w ten sposób, że pora wracać. Była to kolejna wada używania miniatury artefaktu — nadawała się ona tylko na krótkie wycieczki we wspomnienia. Wzdychając, Harry podniósł się i omiótł wzrokiem ławkę, w której pracował Draco. Nie było na niej innych arkuszy, więc mógł przypuszczać, że magia pokoleń była jego jedynym dzisiejszym egzaminem. A to oznaczało, że Harry dowiedział się już wszystkiego, czego potrzebował. Wstał i wrócił do teraźniejszości.
Opadł z powrotem na krzesło, mając przez chwilę wrażenie, że pokój wiruje. Kurwa. Draco mógł pracować nad magią pokoleń? Może nawet nad samym Res mea es? Dotąd miał nadzieję, że zaklęcie aktywowało się mniej lub bardziej przez przypadek, co dawało szanse, że zniknie w tak samo nagły sposób. Teraz wydawało się to mniej prawdopodobne.
— Harry, wszystko w porządku?
— Tak — odpowiedział, ocierając dłonią czoło. W pokoju było cholernie gorąco, będzie musiał odnowić zaklęcie klimatyzacyjne. — Pan Malfoy powiedział, że zaklęcie niewolnicze jest jednym z zaklęć magii pokoleń, a Draco właśnie to przed chwilą zdawał. — Otworzyła usta ze zdziwienia. — I chyba ci nie wspominałem… wszyscy byli zdziwieni, że zaklęcie odżyło po pięciuset latach. Nie powinno, dopóki ja bym się o nim nie dowiedział. Ale… może coś, nad czym pracował Draco, dotyczyło Res mea es i kiedy poznał prawdę o tym wszystkim, zaklęcie zagnieździło się w nim albo coś w tym stylu.
— Może — powiedziała, ale jej głos nie brzmiał, jakby była przekonana.
— Co?
— Wydaje mi się, że potrzeba więcej niż samej wiedzy. Z tego, co mówisz, zaklęcie w ten sposób jest wpisane w twoją rodzinę, nie jego. To byłoby dziwne, gdyby zaklęcie niewolnicze traktowało na równi pana i sługę.
— Lucjusz Malfoy powiedział, że zaklęcie powstrzymywało go przed mówieniem o nim Draco, zanim znalazłby żonę i miał własnego dziedzica. Więc widocznie jest wyczulone na wiedzę.
— To nadal nie ma sensu — upierała się.
Harry westchnął, świadomy, że prawdopodobnie miała rację. Zazwyczaj ją miała.
— W środę zapytam jego rodziców, czy nie wiedzą, jakie owutemy zdawał albo czegokolwiek o jego pracy. Oczywiście, jeśli jakąś miał. Można by sądzić, że wspomnieliby mi o tym drobnym fakcie.
W ten sposób dało się również po części wyjaśnić kwestię Kruczej Grani. Draco, oczywiście, miał możliwość mieszkania z rodzicami w rezydencji, ale być może posiadał własne mieszkanie właśnie po to, aby utrzymać pracę w tajemnicy. To miało sens, biorąc pod uwagę, że Mroczny Znak prawdopodobnie uniemożliwiał mu pracę dla ministerstwa. Ale czy Draco ukrywał to wszystko przed swoimi rodzicami? Harry przypuszczał, że będzie miał szansę przekonać się o tym podczas wspólnej kolacji.
— Mam nadzieję, że ponowne spotkanie z rodzicami pomoże mu wrócić do normalności.
— Hmm. Być może to będzie pomocne, ale później… — Hermiona skrzywiła się. — Wolałabym, żeby nie rozwalił ci domu, kiedy będziesz w pracy. Myślisz, że zaklęcie mogłoby go powstrzymać?
— Nie mam pojęcia.
Jak na razie, Draco nie chciał zrobić niczego, co zdenerwowałoby Harry'ego. Ale to mogłoby się zmienić, gdyby odzyskał swoje wspomnienia. Czy zaklęcie związałoby mu ręce, gdyby zaczął czymś rzucać? Czy zapieczętowałoby usta, gdyby zaczął na niego krzyczeć? Boże. Miał nadzieję, że nie, to by było straszne. Z drugiej strony, czy byłoby lepiej, żeby zaklęcie pozwoliło mu na to, ale potem karało go kulą ognia, rozsadzającą klatkę piersiową? Ostatnim razem pomógł wymierzony policzek… albo dokładniej, odczucie, że został wystarczająco ukarany. A może fakt, że mu wybaczono?
Harry przełknął ślinę. Tamto wydarzenie było tylko zwykłym nieporozumieniem. Co, jeśli Draco całkowicie powróci do siebie i zacznie robić znacznie gorsze rzeczy, niż przypadkowe kłamstwa? Prawdopodobnie znowu poczuje palenie w piersi, gorsze niż wcześniej, na które lekkie uderzenie nie wystarczy. Harry mógłby nie mieć innego wyjścia, jak tylko ukarać go naprawdę.
Nie mógł nic na to poradzić, ale na myśl o tym poczuł gorąco na policzkach. Nagi Draco, pochylony nad brzegiem łóżka, ze stopami na podłodze, rozsuniętymi nogami, dłońmi na materacu, gotowy… I on, stający za nim, z szerokim paskiem w ręku, wolno machający nim w kierunku bladych, czekających na karę pośladków. Draco, który krzyczy z bólu, a za chwilę błaga o to, by Harry pieprzył go mocniej…
Odchrząknął. Powodem blokady wspomnień Malfoya było wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia takiej sytuacji. W każdym razie chciał w to wierzyć. Chociaż jego drobna część jednak nie chciała. Odpychając te myśli, napotkał wzrok Hermiony.
— Przypuszczam, że nie znalazłaś jeszcze nic o samym zaklęciu?
— Poza faktem, że jest oburzające i prymitywne, nic. — Wstała, wygładzając szaty. — Być może Malfoyowie zechcą ci coś więcej o nim powiedzieć. Dlatego chcesz się z nimi spotkać?
Harry skrzywił się, wstając z krzesła.
— Też. Draco potrzebuje ich towarzystwa, może i są okropnymi ludźmi, ale wiesz… on ich kocha.
— Wspaniały z ciebie człowiek, Harry, a Ginny jest wielką szczęściarą.
Harry wziął głęboki oddech.
— Eeee… nie jest.
Przez dłuższy moment Hermionie wydawało się, że przez mężczyznę, jak zwykle, przemawia skromność. Potem zrozumiała, co miał na myśli.
— Och, och. Wiesz, przez ten cały czas zastanawiałam się, czy nie myślisz o kimś innym — jej głos stał się twardszy. — Lepiej będzie, jeśli szybko z nią porozmawiasz. Od jak dawna wiesz?
— Od piątku.
— Od piątku — powtórzyła oschle. — Ta nagła decyzja nie ma nic wspólnego z twoim gościem, prawda?
— Trochę ma — odpowiedział, unikając jej wzroku.
— Och, Harry — pokręciła głową.
— No co?
— Zawsze miałeś drobną… obsesję na punkcie Draco Malfoya. Całą szóstą klasę spędziłeś śledząc go.
Harry otworzył szeroko oczy.
— Wcale nie, a na pewno nie w tym sensie. Słyszałem jak w pociągu mówił o zadaniu, jakie przydzielił mu Voldemort. Przecież o tym wiesz, a ja miałem rację.
— Tak, miałeś — powiedziała cierpliwie. — Ale jeśli teraz cię… pociąga, może w twojej obsesji było coś więcej, niż sobie uświadamiałeś.
Wywrócił oczami, mimo to zrozumiał, co przyjaciółka ma na myśli.
— Może.
— Dzięki Bogu, że jesteś zbyt porządny, aby wykorzystać tę sytuację — powiedziała cierpko. — Skoro nawet nie jest w stanie przypomnieć sobie, że cię nienawidził, byłoby straszne, gdybyś cokolwiek zrobił.
— Taaa, moje szanse byłyby dużo większe, gdyby pamiętał. — W jego głosie zabrzmiała gorycz. Fantazje z nagim Draco w roli głównej mogły nigdy nie zostać zrealizowane, a już na pewno nie wtedy, gdy Malfoy odzyska pamięć. Zupełnie nieprawdopodobne stanie się ich spełnienie, gdy Harry zostanie zmuszony, aby go ukarać. Teraz, kiedy zaklęcie nadal się stabilizowało, miał jedyną szansę na posiadanie chętnego Draco w łóżku.
— Chyba nie mówisz serio…
— Oczywiście, że nie. — Harry spojrzał na przyjaciółkę. To jasne, że fantazjował, w końcu był normalnym facetem, ale nie zamierzał wprowadzać tego w życie. — Nie mogę nawet umówić się z Ginny sam na sam, żeby z nią porozmawiać. Co mi radzisz?
Hermiona uśmiechnęła się ze współczuciem.
— Dla ciebie nic nie jest proste, prawda?
— Nie, a twój mąż niczego mi nie ułatwi, kiedy dowie się, że rzucam jego siostrę dla… ale to nie tak — powiedział z przejęciem, starając się ją przekonać. — Draco tylko utwierdził mnie w tym, co wiedziałem już od dawna.
— Mmm, ale Ron nie będzie chciał spojrzeć na to w ten sposób, Ginny pewnie też nie. — Westchnęła przeciągle i spojrzała na niego ze smutkiem. — Chciałabym, żebyś dołączył do naszej rodziny.
— Też bym chciał. Ale to nie jest dobry powód, żeby kogoś poślubić.
— Oczywiście, że nie. — Podeszła i cmoknęła go w policzek. — Będę dalej próbowała dowiedzieć się czegoś na temat zaklęcia.
— Dzięki.
W chwili, w której wyszła, Harry przeszedł do gabinetu obok, żeby porozmawiać z sekretarką.
— Będę na boisku Armat, gdybyście mnie potrzebowali w ciągu najbliższych kilku minut. Później wszystko inne musi poczekać. Giselle? Postaraj się ze mną nie kontaktować, o ile nie będzie chodziło o coś naprawdę poważnego.
Rodział 17
Ginny naprawdę jest asem przestworzy, pomyślał Harry, kiedy obserwował zwroty, nurkowanie i szybowanie w jej wykonaniu. Goście nie byli mile widziani na treningach, ale kierowanie Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów miało swoje zalety. Zaczarowane wrota prowadzące na stadion otwierały się przed nim już wtedy, gdy znalazł się od nich w odległości kilku metrów.
Miał niezłe wyczucie czasu, gdyż w ciągu dziesięciu minut od jego przybycia, trener zebrał zawodników, aby ich poinstruować i zakończyć trening. Gdy tylko wylądowali, Harry ruszył przez trawnik, ignorując szepty członków drużyny, które rozległy się, kiedy go zobaczyli. Wybraniec…
Harry wciąż nie dbał o ten tytuł, jednak powoli się do niego przyzwyczaił. Nie miał wielkiego wyboru. Nie pragnął wiecznej chwały, ale wyglądało na to, że jest na nią skazany.
Ironicznie, kluczem do wszystkiego okazał się fakt, iż pokonał Draco Malfoya. Kto by pomyślał, że właśnie to uczyni z niego prawdziwego pana Czarnej Różdżki?
Chociaż, oczywiście, przeżył też własną śmierć, przez co nie był już dłużej horkruksem, a to także przyczyniło się do jego zwycięstwa.
Otrząsając się z tych myśli, Harry posłał uśmiech Ginny, gdy tylko się do niej zbliżył. Wyglądała na bardziej niż odrobinę oszołomioną jego widokiem.
— Pomyślałem, że moglibyśmy razem coś zjeść — powiedział, ignorując to, że szepty zamieniły się teraz w chichoty. Poprzedniego dnia zamówił jedzenie na wynos, co dzisiaj przypomniało mu o sposobie, w jaki może zagwarantować, że ich rozmowa na pewno będzie prywatna. — Może jakieś kanapki, zjedlibyśmy je w parku. Co ty na to?
Ginny wyglądała niepewnie, jakby intuicja przed czymś ją ostrzegała, ale wzruszyła tylko ramionami.
— W porządku. Wezmę prysznic i spotkamy się przy bramie.
Harry skinął głową i opuścił teren boiska.
* * *
Kiedy Ginny się pojawiła, nie okazywała już żadnej niepewności. Jej oczy lśniły z podekscytowania. Harry niemal jęknął, ponieważ w tym momencie dostrzegł wyraźnie jak nigdy wcześniej, że ignorował ją i bardzo zaniedbywał. Skoro zwykła propozycja zjedzenia kanapek na trawie mogła uczynić jej chód lżejszym, a na twarz sprowadzić wyraz niemalże zachwytu, to musiał być naprawdę okropnym chłopakiem.
Cóż, po tym, jak stało się dla niego jasne, że nie mają szans na wspólną przyszłość, może uda jej się znaleźć osobę, która będzie ją traktować tak, jak na to zasłużyła.
— Dokąd teraz?
Harry posłał Ginny wymuszony uśmiech. Dobrze chociaż, że członkowie jej drużyny nie znali go zbyt dobrze. Kiedy pojawiał się w miejscach publicznych, często zupełnie obcy ludzie doganiali go i składali mu wylewne podziękowania. Można by pomyśleć, że przez trzy lata zdołali już przywyknąć do jego roli w czasie wojny. Można by także założyć, że skoro uwielbiali go tak bardzo, to, do cholery, powinni słuchać tego, co mówi w publicznych komentarzach. Wielu ludzi walczyło na wojnie i poświęciło więcej niż on. Umarli za innych.
— Ech, wiesz, jak się czuję, kiedy tylko pokazujemy się publicznie — powiedział Harry. — Nie chciałbym, żeby wszyscy nam się dzisiaj naprzykrzali, więc co powiesz na spędzenie czasu wśród mugoli?
— Och, pewnie, cokolwiek chcesz — odpowiedziała rozpromieniona, jakby właśnie zaproponował wycieczkę po Europie.
Harry poczuł się jeszcze gorzej. Boże, musiał być absolutnie beznadziejny w miłosnych sprawach. A może po prostu nie znał się na dziewczynach. Chociaż ocenić mógł to jedynie na przykładzie Ginny i Cho. Co już samo w sobie powinno mu coś powiedzieć.
Kiedy wyciągnęła rękę, Harry naprawdę nie wiedział, co zrobić, poza jej ujęciem. Przeszli razem przez anty-mugolskie bariery, które sprawiały, że boisko było niewidzialne, po czym Harry zatrzymał przejeżdżającą taksówkę i zapytał kierowcę, czy zna miejsce, w którym sprzedają smaczne kanapki.
W końcu, pół godziny później, znaleźli się w mugolskim parku. Lekki letni wiaterek przelatywał wokół nich. Ginny śmiała się i odgarniała długie włosy, które spadały jej na twarz.
— Jak się czuje Draco?
Harry był naprawdę zaskoczony pytaniem. Jej miły głos stanowił dla niego niespodziankę.
— Eee, pewnie się jakoś przystosowuje. Nadal niczego nie pamięta. To znaczy niczego, co jest związane ze mną.
— Możliwe, że tak jest na razie lepiej.
— Tak, możliwe.
Zdenerwowany Harry ugryzł spory kęs kanapki. Pachniała dobrze, ale smakowała jak tektura, jednak jak mógł rozkoszować się jej smakiem, skoro wiedział, że za moment zgasi radosne iskierki w oczach Ginny?
Jedzenie przeszło mu przez gardło boleśnie, jakby było jakąś bryłą. Przez chwilę myślał, że zrobi wszystko, by uniknąć zranienia Ginny. Ale nie powiedzieć jej… To byłoby dużo gorsze niż wyznanie prawdy.
— Um… Przyszedłem dzisiaj na trening, bo nie mogłem już dłużej czekać. Muszę powiedzieć ci… erm…
Jego usta nagle zrobiły się tak suche, że nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Pospiesznie złapał kubek z wodą i napił się. Zanim ją odstawił, dłoń Ginny znalazła się na jego kolanie, głaszcząc je.
— Wszystko w porządku, Harry. Wiem, że trudno jest zapytać o to po tak długim czasie, ale naprawdę rozumiem, co takiego chcesz mi powiedzieć.
Harry zbyt gwałtownie odłożył swój jednorazowy kubek, przez co ten przewrócił się na trawę, wylewając lód i wodę.
— Naprawdę?
— Oczywiście, że tak. — Oczy Ginny migotały, co wydało się Harry'emu straszne, ale zanim zastanowił się, co miała na myśli, sama jasno mu to wyjaśniła. — Na początku byłam nieco zaniepokojona, ponieważ to nie w twoim stylu wpadać w trakcie treningu, ale reszta drużyny zaczęła sobie żartować, że jeżeli chcesz porozmawiać ze mną na osobności, nawet bez kelnerów kręcących się w pobliżu, to musisz mieć coś strasznie romantycznego do powiedzenia.
Jasna cholera.
Harry wbił palce w trawę, ponieważ gdyby tego nie zrobił, zacząłby uderzać pięściami o ziemię.
Ginny uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, aby przykryć jego dłoń.
— Przepraszam. Powinnam pozwolić ci powiedzieć to na twój sposób.
— Zasłużyłaś na kogoś, kto potrafi wyrażać się romantycznie — stwierdził Harry szorstko. Boże, zaczynał myśleć, że oświadczenie się jej byłoby dużo prostsze niż zerwanie! — Ale… Ginny, to tak nie działa. Kiedyś tego chciałem i myślę, że właśnie dlatego zwlekałem tak długo, jednak… — Przełknął ślinę, zmusił się do spojrzenia jej w oczy. — Nie jestem odpowiednim mężczyzną dla ciebie.
Jej dłoń ścisnęła lekko jego własną.
— Oczywiście, że jesteś.
— Nie. — Uwalniając rękę, Harry odsunął się od niej nieznacznie. — Muszę z tobą zerwać, Ginny.
Jej twarz pobladła, jednak dziewczyna zaraz uniosła podbródek.
— Zrobiłeś to już wcześniej, ale i tak do siebie wróciliśmy.
— To nie to samo. — Harry się zgarbił. — Bałem się, że Voldemort może cię zaatakować lub wykorzystać jako element przetargowy, gdyby wiedział, że jesteś dla mnie ważna. Tak, oczywiście, wróciliśmy do siebie, gdy tylko niebezpieczeństwo minęło. Jednak teraz… To nie tak, że przez kogoś innego uważam to za najlepsze wyjście. To pochodzi ze mnie. Ja po prostu… Ginny, nie kocham cię w ten sposób, w jaki powinienem, jeżeli mamy myśleć o małżeństwie.
— Myślę, że po prostu się go boisz — odpowiedziała spokojnie. — Ciągle, mimo tego, że nie żyje. Dziwne zdarzenia otaczały cię nieustannie, przez wiele lat i dlatego nie wiesz, jak dostosować się do… normalnego życia.
Ha, pomyślał Harry. Moje życie nadal kształtują dziwne wydarzenia. Znasz wielu właścicieli niewolników?
Naturalnie tego nie powiedział. Biorąc pod uwagę jego intensywne zainteresowanie Draco, lepiej było o nim nie wspominać.
— To nie tak — powiedział. — Nie mogę być z tobą, czując to, co czuję. To nie w porządku. Od dłuższego czasu między nami panuje… stagnacja i to źle z mojej strony, że pozwoliłem, aby to trwało tak długo. Przepraszam, że cię zraniłem, ale nie jesteś dla mnie kimś odpowiednim.
— Nie zraniłeś mnie — powiedziała Ginny, choć jej oczy błyszczały. — Jest dokładnie tak samo, jak ostatnim razem, mów, co chcesz. Nie wiem, dlaczego tego nie widzisz, Harry. Ciągle się obawiasz o utratę bliskich. Odrzucasz mnie, ponieważ nie możesz uwierzyć, że to naprawdę koniec.
— Dobrze wiem, że to koniec. — Harry musnął palcem swoją bliznę. — Ona ani razu nie bolała…
— To dlaczego nie chcesz kolejnej sowy?
— Nie chcę sobie przypominać!
Ginny westchnęła, wyciągając długie nogi.
— Wszyscy straciliśmy kogoś ukochanego, Harry. Nie widziałeś, żebym unikała George'a, ponieważ może przypominać mi Freda, prawda?
— To zupełnie coś innego. Kochałaś już wtedy George'a, więc oczywiście nie możesz go unikać. Nabywając nową sowę… — Harry pokręcił głową. — Nie mogę.
— Tak, jak nie możesz mnie poślubić — powiedziała Ginny spokojnie. — Harry, jeżeli potrzebujesz więcej czasu, by zapomnieć o wojnie, to rozumiem. Naprawdę. Z różnych powodów była ona gorsza dla ciebie niż dla kogokolwiek innego. Odkrywanie, co się rzeczywiście wydarzyło, by powstała twoja blizna oraz jaką cenę musiałeś za to zapłacić...
— Możesz wypowiedzieć słowo horkruks — powiedział Harry, zgrzytając zębami. — Dobrze wiem, że byłem jednym z nich.
— To musiało być niesamowicie przerażające, świadomość, że nosisz w sobie część duszy Voldemorta — kontynuowała Ginny. Cóż, przynajmniej mówiła teraz bez ogródek. — Nikt nie może twierdzić, że wie, jak to jest, Harry. I ja też nie mogę twierdzić, że rozumiem, co przechodziłeś. Nawet historia z dziennikiem mi tego nie umożliwia.
— Słuchaj, tu nie chodzi o wojnę!
— Och, a ja myślę, że tak. — Ginny wzruszyła ramionami i westchnęła przeciągle. — Przypuszczam, że potrzebowałeś więcej czasu, aby to wszystko przemyśleć. Być może wyleczyć się. A zamiast tego wskoczyliśmy od razu do łóżka. Jeżeli potrzebujesz czasu… Kocham cię, Harry. Mogę poczekać. Mogę poczekać tak długo, ile będzie trzeba.
Harry chciał pozwolić jej w to wierzyć, jednak nie przyniosłoby to pożądanego efektu. Powinien wiedzieć, że Ginny nie jest typem dziewczyny, która w takiej sytuacji wybuchnie płaczem. Nie, zawzięta determinacja była bardziej w jej stylu.
— Nie jesteś kimś, kogo potrzebuję — powiedział. Mógł być nieco bardziej delikatny, ale naprawdę nie uważał, aby w porządku było przyznanie, iż swoją atrakcyjność w sporej części zawdzięcza licznej rodzinie. Czy kiedykolwiek chciał jej, czy po prostu chciał być z nią? — Przepraszam, że to mówię, ale taka jest prawda. Muszę z tobą zerwać i nie chcę, żebyś uważała, że to z powodu jakiegoś rozdarcia, powstałego na skutek prób poradzenia sobie z własnymi problemami. To nie to. Zawsze będę cię cenić jako przyjaciółkę, ale to wszystko, kim możesz dla mnie być.
Pochyliła się do przodu, jej włosy mieniły się ogniście, gdy dosięgły ich promienie słońca.
— Jesteśmy kimś więcej niż przyjaciółmi, Harry.
— Mój błąd. Myślałem, że weźmiemy ślub, inaczej bym się nie zdecydował na zbliżenie. Nigdy nie chciałem cię rozczarować, ale… — Harry potrząsnął głową. — Daj spokój, Ginny. Nie możesz twierdzić, że nasze życie intymne było ostatnio szczególnie udane.
— Istnieją sposoby na to, aby je polepszyć, wiesz o tym.
— Ale sedno w tym, że nie czuję takiej potrzeby, rozumiesz?
Ginny cofnęła się, jakby ją uderzył, a następnie potrząsnęła głową.
— Po prostu próbujesz odrzucić mnie z tych powodów, o których wspominałam.
Harry wstał, krzyżując ręce na piersi.
— Przykro mi, że nie próbujesz zrozumieć tego, co do ciebie mówię. Od tej chwili nie jesteśmy już razem i… Jesteś piękną kobietą, Ginny! Nie powinnaś trzymać się mnie tak kurczowo, skoro możesz mieć każdego mężczyznę!
Ginny zerwała się na nogi.
— Jesteś jedynym mężczyzną, jakiegokolwiek kiedykolwiek pragnęłam!
— I w tym tkwi cały problem! — powiedział rozdrażniony Harry. — Zakochałaś się we mnie, zanim mnie właściwie spotkałaś! Zakochałaś się w moim nazwisku. Wiesz, że to prawda. Uważam, że to dla ciebie ekscytujące mieć znanego chłopaka, ale… daj spokój, Ginny. Wiesz, jakie to wszystko jest dla mnie nieprzyjemne?
— Nie kocham cię za twoje nazwisko!
— Może teraz nie, ale od tego się zaczęło.
— Och, tak, obwiniaj mnie za to, co czułam jako dziesięciolatka!
— Nie miałem zamiaru o nic cię obwiniać. Musisz tylko zrozumieć, że nie możemy być nikim więcej niż przyjaciółmi. — Harry spojrzał jej w twarz. — Chciałbym, żeby twoja rodzina też to zrozumiała. Mam nadzieję, że nie będą mnie za to długo nienawidzić.
— Och, jak gdyby kiedykolwiek cię nienawidzili — powiedziała Ginny z pogardą. — Bądź poważny. Chociaż nie mogę powiedzieć, że będą zachwyceni.
— Wiem, że nie będą. — Harry opuścił ręce. — Jeżeli chcesz, abym im powiedział…
— Że mnie rzuciłeś? — Ginny zacisnęła usta. — Nie sądzę. Nie potrzebuję ich litości. Zamierzam ich poinformować, że to ja zerwałam, a jak zapytają o powód, powiem, że miałam dość czekania, aż zdecydujesz się poprosić mnie o rękę.
Harry wzruszył ramionami.
— Rób co chcesz, byleby się dowiedzieli, że między nami koniec.
— Och, powiem im, że tak jest. — Oczy Ginny zabłysły. — Chociaż sama nie jestem tego taka pewna. Pewnego dnia obudzisz się i zorientujesz, że po prostu bałeś się pozwolić sobie pokochać kogoś, Harry.
— Ginny…
Odrzuciła z ramion włosy, które opadły na plecy.
— I kiedy tak się stanie, Harry Potterze, mogę do ciebie nie wrócić!
Zabrała opakowanie po kanapce i pusty kubeczek, po czym ruszyła przez trawnik do znajdującej się nieopodal damskiej toalety. Wrzuciła śmieci do kosza, kiedy go mijała.
Harry posprzątał bałagan po sobie, podszedł do toalety i czekał na Ginny. Zabrał ją tutaj, więc wydawało mu się, że wypada odprowadzić ją do domu, mimo że to nie była randka.
Po chwili stwierdził, że musiała wejść do budynku po to, aby się deportować.
Cóż, nie poszło najlepiej, pomyślał, idąc w jej ślady. Raczej nie brał poważnie zwariowanej teorii, mówiącej, że boi się zakochać.
To nie tak. To zupełnie nie tak. Harry mógł sobie wyobrazić siebie zakochanego w kimś.
Ale po prostu nie w niej.
Rozdział 18
Kiedy Harry wrócił do domu, zastał Draco przy małym kuchennym stoliku, z leżącą przed nim otwartą książką. Jednak mężczyzna nie wyglądał, jakby ją czytał. Siedział wygodnie na swoim krześle, jego głowa była nieznacznie podniesiona, a usta ściągnięte, gdy wydobyło się z nich niewielkie syknięcie bólu. Albo czegoś, co przypominało ból, pomyślał Harry, chociaż nie mógł dopatrzyć się przyczyny, dla której Draco miałby jakiegokolwiek doświadczać.
— Jakiś problem? — zapytał swobodnie, opadając na stojące naprzeciw krzesło.
Twarz Draco natychmiast się wypogodziła, chociaż jego oczy miały zmartwiony wyraz.
— Czy mogę ci jakoś służyć?
Harry odchrząknął, pragnąc, aby to pytanie nie wywołało tak wielu skojarzeń. O wiele wyraźniejszych niż wcześniejsze. Prawdę mówiąc, w chwili obecnej Harry fantazjował o tym, jakie to byłoby uczucie zatopić się aż po same jądra w gładkim, chętnym tyłku Draco. Jak by to było wbijać się w niego, trzymając te szczupłe biodra nieruchomo i pieprzyć go aż do cudownego spełnienia, zanurzając się tak głęboko...
Harry zdecydował, że to prawdopodobnie świadomość, iż nie jest już związany z Ginny, miała coś wspólnego z jego swobodniejszymi wizjami na temat tej sytuacji. Roztrząsaniem jej w szczegółach. Szokujących szczegółach.
Ponownie odchrząkując, spróbował wrócić do poprzedniego tematu.
— Wiesz, co możesz zrobić, żeby sprawić mi przyjemność? Możesz mi powiedzieć, gdzie tkwi problem. Kiedy wszedłem, wyglądałeś, jakbyś cierpiał.
Nieśmiały rumieniec wypłynął na policzki Draco.
— Nie nazwałbym tego cierpieniem.
— Więc jakbyś to określił? — zapytał Harry, podnosząc nieco głos.
— Dyskomfortem. — Draco spojrzał na stół i kiedy mówił, zaczął zakreślać palcami lewej dłoni zielone ogniwa odciśnięte na skórze jego prawego nadgarstka. — Jestem tylko... strasznie twardy, Harry.
Och.
Harry sztywno skinął głową. Temat był delikatny, ponieważ nie uważał, aby fakt, iż Draco jest jego niewolnikiem, dawał mu jakiekolwiek prawo do mówienia mu, jak powinien postępować ze swoim ciałem pod względem seksualnym. Oczywiście w jego fantazjach ten drobny szczegół z własnością wydawał się nakręcać całą zabawę. Każdego ranka i wieczora Harry onanizował się, przywołując szczególnie intensywne obrazy siebie samego rozkazującego Draco i kontrolującego go. Owe fantazje utrudniały mu teraz bycie zupełnie obiektywnym.
Z drugiej jednak strony, Harry dostrzegał różnicę pomiędzy wyobrażeniami a rzeczywistością i obecna rzeczywistość była taka, że Draco potrzebował pomocy. Fakt, że nie potrafił sam sobie poradzić, był wystarczającym dowodem na to, że kiedy rozmawiali po raz ostatni, Harry nie wyraził się dość jasno.
— Um, w porządku. Przepraszam, jeżeli dałem ci odczuć, że możesz pójść i się onanizować jedynie wtedy, kiedy jest pora na prysznic. Nie to miałem na myśli. Powinieneś fundować sobie dobrą masturbację, kiedy tylko masz wrażenie, że jej potrzebujesz, w porządku? — Natychmiast zdał sobie sprawę, jak błędnie można było to zrozumieć, więc dodał pośpiesznie: — Po prostu idź na górę, do swojego pokoju, by to zrobić, dobrze?
W oczach Draco pojawił się przebłysk czegoś bardzo zbliżonego do irytacji.
Harry sądził, że jest w stanie to zrozumieć. Żenujące, że musiał dodać ostatnią część, ale czy był tutaj jakiś wybór? Wyglądało na to, że Draco postąpił tak jak kiedyś, gdy nie wytarł się po pierwszym prysznicu. Był odrobinę zbyt skłonny, by odbierać słowa Harry'ego dosłownie. Niech Bóg broni, żeby chęć na masturbację dopadła Draco w tak niedogodnym czasie, jak kolacja, którą będą podejmować ich Malfoyowie w środę. Z drugiej strony, stać się twardym, podczas gdy jesteś w jednym pokoju ze swoimi rodzicami? Harry nie mógł sobie tego wyobrazić. Tym bardziej, że rodzicami, o których mowa, byli Lucjusz i Narcyza.
— Więc? — zapytał Harry, przyglądając mu się z napięciem.
— Podejrzewam, że nie pytasz o stan mojego umysłu? — odparł Draco ironicznie.
— Myślałem, że pójdziesz na górę i, no wiesz, zatroszczysz się o swoją… rzecz.
— Moją rzecz? — Draco skrzyżował ramiona na piersi. — Czy przez przypadek nie miałeś czasem na myśli mojego penisa? — Słowo penis, zdecydował Harry, powinno być nielegalne, kiedy jest wypowiadane w taki sposób. Wolno obracający się język Draco… niczym czysta pokusa. — Zawsze byłeś taki elokwentny?
Co? Brzmiało to prawie jak zniewaga, tymczasem Draco nie okazywał żadnej potrzeby wylewnego przepraszania, dopóki nie zostanie ukarany. Być może pewna jego część wiedziała, że Harry nie przejmie się tego typu dowcipną uwagą. Jeśli tak, zaklęcie z pewnością się stabilizowało.
— Miałem na myśli twój problem, nie penisa — odparł Harry. Mówił spokojnym tonem, mimo że cholernie trudno było uwierzyć, że właśnie siedzi przy stole z Draco Malfoyem, rozmawiając o jego penisie. — Nie zrozumiałeś mnie minutę temu? Chcę, żebyś poszedł na górę i od razu zaczął się onanizować. Najwyraźniej tego potrzebujesz, skoro jesteś tak twardy, że nie możesz skoncentrować się na książce, którą starasz się czytać.
Draco podniósł się, chociaż, co dziwne, wyglądał zarówno na niechętnego, jak i urażonego. To nie miało sensu. Jeżeli Harry kazałby mu, żeby się nie onanizował, może…
Och, Boże. Może Draco nie chciał, by mu nakazywano masturbację, ponieważ to, czego naprawdę pragnął, było jakiegoś rodzaju stosunkiem seksualnym z Harrym. Przecież tak wyraźnie łaknął jego bliskości. Całe to trącanie nosem, sposób, w jaki dotykał Harry'ego przy każdej okazji…
Jednak gdyby nie zaklęcie, nie chciałby niczego, więc Harry trzymał się wcześniejszego polecenia
— Więc? Idź.
Twarz Draco stała się odrobinę bledsza, ale chłopak obrócił się i wyszedł z kuchni. Harry poczekał, dopóki nie usłyszał oddalających się schodami kroków, po czym wyjął pieczoną wołowinę oraz chleb i zabrał się za przygotowanie kanapek, żeby Draco miał co zjeść, kiedy skończy.
***
Kiedy Draco zszedł na dół, miał na sobie inne ubranie niż wcześniej. Albo przynajmniej inną wierzchnią szatę. Wydawało się, że Draco zawsze jest w jakąś ubrany, co Harry uważał za odrobinę dziwne, ale założył, że było to czymś charakterystycznym dla stylu Malfoya. Albo wzięło się stąd, że Draco dorastał jako czarodziej. Harry zazwyczaj nie zakładał szat w domu, czuł się raczej wygodnie w mugolskich ciuchach.
Gładki połysk włosów Draco wskazywał, że zaledwie przed chwilą ponownie rzucił zaklęcia szczotkujące, co Harry odebrał jako potwierdzenie, że onanizował się pod prysznicem. Przełknął ślinę, starając się nie wyobrażać sobie tego. Praktycznie niemożliwe, biorąc pod uwagę, że właśnie o tym myślał przez ostatnie pół godziny. Draco pod natryskiem, jego smukłe, blade ciało zroszone wodą, głowa odrzucona do tyłu, podczas gdy ręka poruszała się wzdłuż penisa, a biodra wykonywały pchnięcia w perfekcyjnym tempie…
Zbyt wiele myśli, takich jak te i sam zaraz będzie potrzebować dobrego, mocnego obciągania.
— Um, chodź tutaj. Zrobiłem ci kanapkę — powiedział, wskazując w jej kierunku.
Draco usiadł na krześle podsuniętym mu przez Harry'ego, ale nie zrobił żadnego ruchu w kierunku jedzenia. W rzeczywistości wyglądał na wyjątkowo zaniepokojonego. Prawie jakby w jakiś sposób ciągle cierpiał.
Ponieważ wcześniej Harry przyrządzał już dla nich obu posiłek, nie miało to sensu.
Chyba że problem stanowił pojedynczy talerz.
— Przepraszam. Właśnie zjadłem — powiedział.
— Słucham? — Draco potrząsnął głową. — Jesteś łaskawy, że w ogóle ze mną jesz, Harry.
— To nie jest łaskawość. Mieszkamy razem, jemy razem, to wszystko. Nie zamierzam traktować cię jakbyś był…
— Ależ ja jestem twoim niewolnikiem — odparł spokojnie Draco. — Nie ma żadnej innej możliwości.
— Możesz być moim niewolnikiem i wciąż być traktowany z szacunkiem. — Harry wypuścił powietrze. — Co masz na myśli, mówiąc, że nie ma żadnej innej możliwości?
— Mój ojciec tak powiedział. Stwierdził, że twoja rodzina zawsze miała na własność moją.
Harry przypuszczał, że zamysłem Lucjusza było łagodniejsze przedstawienie prawdy.
— Nie wspomniał, że zaklęcie to było uśpione przez długi, długi czas?
— Tak, ale potem dodał, że teraz jest przebudzone i od momentu, w którym mnie uznałeś, nie można z tym już wiele zrobić. — Draco uśmiechnął się lekko, ale po chwili znów wyglądał, jakby nadal był strasznie napięty. — Ale ja nie chcę, żeby cokolwiek zostało z tym zrobione, Harry. Czułem się z tym na początku wyjątkowo… niezręcznie, ale przypuszczam, że było tak, ponieważ cię nie pamiętałem. Albo dlatego, że pewna część mnie wiedziała, iż w przeszłości nie zgadzaliśmy się ze sobą. Jednak teraz czuję się tutaj, razem z tobą, bardzo wygodnie.
Harry powstrzymał się przed powiedzeniem: Ale nie czułbyś się tak, gdybyś wszystko pamiętał.
— Jeśli czujesz się tak komfortowo, może mógłbyś zjeść kolację — powiedział w zamian.
Draco skinął głową i podniósł kanapkę.
— Nie mogę nic na to zaradzić, wiesz — odezwał się prawie swobodnym tonem po tym, jak przełknął pierwszy kęs. — Wiem, że wolałbyś, by nie trzeba było mi mówić o jedzeniu. Czynisz to takim oczywistym, ale… Zaklęcie po prostu mi nie pozwala.
Tak, Harry wiedział.
— Nadal będę ci przesyłać notatki w porze obiadu, jeśli tylko będę wtedy w pracy.
Draco nie odpowiedział, zresztą Harry wiedział, jaka najprawdopodobniej byłaby ta odpowiedź. Że on naprawdę nie potrzebuje ani krzty jedzenia w środku dnia. Dwa posiłki dziennie były wystarczające, albo nawet jeden i wolałby spędzić ten czas robiąc coś, co bardziej bezpośrednio służyłoby Harry'emu.
Być może krokiem we właściwym kierunku było to, że nie powiedział tego wszystkiego ponownie. Po prostu jadł swoją kanapkę, systematycznie przeżuwając i przełykając każdy kęs. Entuzjazm Harry'ego osłabł, kiedy zauważył, że Draco nie pije swojego soku dyniowego, dopóki mu się o tym nie przypomni.
— Przegapiłem kolację z tobą, ponieważ musiałem porozmawiać z Ginny — powiadomił go, kiedy Draco wreszcie odsunął się od stołu. — Um… pamiętasz, jak Ron dał ci do zrozumienia, że Ginny i ja mieliśmy zamiar się zaręczyć? To nieprawda.
— Ty sam o tym wspomniałeś.
— Tak, ale chodzi mi o to, że… Zerwałem z nią dzisiejszego wieczoru.
Harry nie poświęcił zbyt wiele czasu na zastanawianie się, jak na tę wiadomość zareaguje Draco, mniej więcej założył, że mało go to obejdzie. Albo raczej jakaś drobna jego część pomyślała, że Draco mógłby się spodobać pomysł posiadania Harry'ego tylko dla siebie, zważywszy, jak bardzo był na niego fizycznie wrażliwy.
Obydwa założenia okazały się błędne.
Zęby Draco zaczęły szczękać, a jego oddech zamienił się w krótkie sapnięcia.
— Ty… Nie, nie o to mi chodziło, Harry… Wkroczenie pomiędzy was to okropne, karygodne, naganne przewinienie wobec mojego przystojnego, uprzejmego, troskliwego Pana… — Harry'emu było odrobinę wstyd, że słowem, które się dla niego najbardziej ze wszystkich wyróżniało, było przystojny. — Sprawię, że wszystko się ułoży, Harry Panie — Draco mówił dalej rozgorączkowanym głosem. — Zostanę w moim pokoju poza zasięgiem wzroku, kiedy tylko twoja ukochana cię odwiedzi. Rzucę wyciszające zaklęcia wokół siebie, więc moja egzystencja przestanie ją niepokoić. Nigdy nie okażę zazdrości o jej miejsce w twoim życiu i w twoim łóżku.
— Przestań — rzucił Harry stanowczo. Pamiętając, co zadziałało wcześniej, szybko przesunął krzesło wokół małego, okrągłego stołu i pochwycił dłonie Draco w swoje. — Nie rozdzieliłeś nas, Draco. Nie zrobiłeś nic złego. To nie twoja wina.
Palce Draco zacisnęły się gwałtownie.
— Och, ale ta młoda kobieta wyraźnie miała mi za złe, że przebywam w twoim domu. Zawiodłem cię, Harry Panie. Przysięgam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby być tak dyskretnym, jak to tylko możliwe. Wiem, że jest tą, która będzie stać u twego boku, podczas gdy ja nie mogę mieć nadziei na nic więcej, niż tylko okazjonalne zezwolenie na klęczenie u twych stóp.
— Nie będzie stała u mego boku, ponieważ jej tam nie chcę — powiedział Harry, wzdychając. — I to nie dlatego, że coś zrobiłeś. Musisz mi wierzyć, Draco. To po prostu nie działało i było tak na długo przed tym, zanim cię uznałem.
Na krótką chwilę wszystko zastygło. Draco ciągle wyglądał na spiętego do granic, jakby jego ciało właśnie podejmowało decyzję, czy pomimo słów Harry'ego powinno go ukarać.
Harry uniósł ręce, by pogłaskać Draco po przedramionach, tam i z powrotem, ufając, że większa ilość dotyku uspokoi chłopaka. Pod żadnym pozorem nie chciał ponownie zobaczyć go cierpiącego z powodu tego okropnego pieczenia w klatce piersiowej.
Z tą myślą Harry posunął się odrobinę dalej, uniósł każdą z dłoni Draco do ust i delikatnie pocałował jego gładkie kłykcie.
Draco opadł nieznacznie, całe jego ciało rozluźniło się, mimo że szczęki nadal były napięte, a oczy wciąż lśniły zbyt jasno.
— Zatem wszystko w porządku? — Draco skinął niepewnie głową. — Żadnej potrzeby, by wciąż przepraszać? Nie ma ognia w klatce piersiowej?
— Nie.
Harry uśmiechnął się z ulgą.
— Dobrze.
— Miałeś wszelkie prawo mnie wtedy uderzyć — powiedział Draco, pocierając kłykciami usta Harry'ego, jakby prosił o kolejną serię pocałunków. Harry pośpiesznie puścił jego dłonie. Inaczej nie mógłby powstrzymać się od właściwego pocałunku, usta w usta, z językiem… a penis Harry'ego był już wystarczająco twardy, bez dodawania do wszystkiego jeszcze tej pokusy. — Nie wiem, czy już ci za to dziękowałem. Jeżeli byś mnie nie ukarał… — Draco zadrżał. — Gorąco, ogień… To było nie do zniesienia.
Harry zmarszczył brwi. To było prawdopodobnie złe, nie, zdecydowanie złe, że jego penis drgnął na myśl o tym, co zaraz miał zamiar powiedzieć.
— Um… Lepiej powiedz mi, jeżeli ponownie poczujesz to gorąco wewnątrz siebie. Żebym mógł… no wiesz.
— Ukarać mnie tak, jak na to zasłużyłem — rzucił Draco, kiwając głową.
— Sprawić, żeby zaklęcie przestało cię ranić — poprawił go Harry, ignorując dreszczyk wywołany wizją Draco pochylającego się do kary. Trudno było to jednak zignorować. Miał wrażenie, jakby przez jego ciało przebiegł prąd elektryczny i po jego zniknięciu Harry w jakiś sposób czuł się winny. Dlaczego pomysł lania Draco w goły tyłek wydawał się taki… gorący i niepokojący? Ani razu nie pragnął zabawić się w ten sposób z Ginny… Zresztą ostatnio nie chciał z nią nawet sypiać, a przynajmniej nie za często. Podczas gdy, jak się zdawało, o nagim Draco nie potrafił przestać myśleć.
Harry wrócił myślami do poprzedniego tematu.
— Rozkazuję ci, żebyś zawsze mi mówił, gdy tylko poczujesz ogień w piersi. A jeśli stanie się tak, kiedy nie będzie mnie tu osobiście, natychmiast prześlij mi wiadomość kominkiem. Zrobisz tak?
Draco skinął głową.
— Zrobię. Jesteś naprawdę bardzo miłym Panem, Harry. I bardzo mi przykro, jeżeli twoje serce zostało złamane.
— Nie, to nie wyglądało to w ten sposób. Po prostu źle się czułem, raniąc Ginny, to wszystko. Ale to również nie twoja wina więc nawet nie zaczynaj tak myśleć.
Twarz Draco przybrała osobliwy wyraz.
— Dobrze, skoro tak mówisz, Harry, ale twoja dziewczyna z całą pewnością nie mogła znieść mojej obecności gdziekolwiek w pobliżu ciebie.
— Była dziewczyna i tak, jestem pewny, że tak było. Jej brat zmarł podczas wojny, ale nie byłeś jednym z tych, którzy go zabili i…
— Harry — przerwał Draco. Poczekał, aż cała uwaga Harry'ego skupi się na nim. — Miałem na myśli moją całkowitą seksualną dostępność dla ciebie.
Harry nagle poczuł, jakby się dławił czymś naprawdę, naprawdę dużym. Musiał wziąć kilka głębszych wdechów, zanim mógł znowu oddychać normalnie.
Całkowitą seksualną dostępność?
— Um… Nie, nie sądzę, żeby właśnie z tego powodu Ginny martwiła się twoją obecnością. Mam przez to na myśli, że nie wyciągnęłaby raczej tak pochopnych wniosków tylko dlatego, że jesteś moim… moim…
— Niewolnikiem — powiedział Draco beznamiętnie. — Możesz wypowiedzieć to słowo, wiesz? Mam świadomość, że jestem jedyny. A jeśli chodzi o twoją byłą dziewczynę, istnieje coś takiego jak instynkt. Nie mogła dostrzec wszystkich aspektów mojej służby względem ciebie, ale widziała wystarczająco dużo, by stać się raczej… zaborczą.
Sposób mówienia Draco był tak rzeczowy, jakby było cholernie oczywiste, że jego usługi zawierają wszystkie możliwe stosunki seksualne.
— Spójrz, wiem, że ciągle pytasz, jak możesz mi służyć, ale nie sądziłem, że masz na myśli…
Usta Draco ułożyły się w uśmiech, który dla Harry'ego wyglądał jawnie zmysłowo.
— Nie? Naprawdę?
— Cóż, przemknęło mi to przez myśl raz albo dwa, ale…
— Raz albo dwa. Doprawdy.
— Tak przy okazji, pozwolisz mi skończyć zdanie?
— Oczywiście. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Każde życzenie, Harry — dodał Draco z tym swoim cholernym uśmiechem, nadal zdobiącym jego usta.
Jakim był totalnym palantem, pomyślał Harry. Nie wspominając już o flirtowaniu. Cóż, właściwie to nawet nie było flirtowanie. Nie było najmniejszej wątpliwości, do czego dążył Draco. Wszystko, co musiał zrobić Harry, to powiedzieć słowo. Albo, być może, uczynić jedynie gest. Mógł po prostu wskazać na swoje krocze i najprawdopodobniej Draco upadłby na kolana i…
Najlepiej o tym nie myśleć, zadecydował nagle.
— Planujesz zakończyć to zdanie dzisiejszego wieczora? — zapytał Draco po dłuższej chwili.
— Zastanawiam się.
— Idzie ci to bardzo wolno.
Harry otworzył usta ze dziwienia.
— Nagle okazujesz mi o wiele mniej szacunku. Dlaczego? Dzieje się tak, ponieważ rozmawiamy o seksie i właśnie to sprawia, że czujesz się bardziej swobodnie?
— Nie. Jest tak, ponieważ to dość oczywiste, że nie masz nic przeciwko — odpowiedział Draco, wzruszając ramionami. — Jeśli by ci to nie pasowało, powiedziałbyś mi, żebym przestał i z pewnością bym tak zrobił. Jak zauważyłeś, nie przerywam ci już w środku zdania.
— Och, nie krępuj się i przerywaj, kiedy tylko chcesz — wymamrotał Harry, nieco zdenerwowany pomysłem instruowania Draco, jak ma mówić. — To bardziej w twoim stylu, w każdym razie.
Draco patrzył na niego jakby nie wiedział, co ma powiedzieć. Jednak po chwili jego spojrzenie przybrało całkowicie inny wyraz. Pojawił się w nim głód i to głód, który nie miał nic wspólnego z jedzeniem.
Głód Harry'ego.
Teraz Harry był tym, którego zęby odrobinę szczękały. To było tak piekielnie niesprawiedliwe, ponieważ sam również był głodny. A teraz, gdy Draco został mu podany na tacy, musiał odmówić! To było nie do wytrzymania, wręcz doprowadzało do szału.
Poza tym, im dłużej Harry nad tym rozmyślał, tym bardziej cała ta rozmowa wydawała mu się dziwaczną. To nie było tak, że Draco przyszedł do niego z własnej woli i powiedział, że chciałby posunąć się o krok dalej. Nie, w ogóle tak nie zrobił. Wyraźnie był pod wpływem jakiegoś fizycznego przymusu i dla Harry'ego wykorzystanie tej sytuacji oznaczałoby tyle samo, co zniżenie się do poziomu robaka.
Zaspokojonego robaka, ale jednak robaka.
Ignorując swój przyspieszony puls, zmusił się, by w obecnej sytuacji pozostać dżentelmenem.
— Posłuchaj, oczywiście wierzysz, że bycie moim niewolnikiem uwzględnia… eee… to, ale skąd możesz to wiedzieć? To znaczy… — Harry przełknął ślinę — Czy twoi rodzice powiedzieli ci, że musisz mi zaoferować seks?
— Moi rodzice nigdy o tym nie wspomnieli. — Jeden kącik ust Draco uniósł się do góry. — To znaczy, nie wtedy, kiedy wyjaśniali mi, że mnie uznałeś. Pamiętam pewną rozmowę z mojej młodości. Przestrogę albo coś w tym rodzaju.
— Przestrogę? — Harry doszedł do wniosku, że Draco miał na myśli coś związanego z antykoncepcją.
Ale najwyraźniej się mylił.
— Hm, wyglądało to tak, jakby chodziło im o to, bym się nigdy nie wiązał z niewłaściwą osobą. Pamiętam, że matka mówiła: Twoje nasienie jest cenne, Draco. Nie wolno ci się nim dzielić z tymi, którzy są niegodni… Najdziwniejsze, że nie wiedziałem, co miała na myśli. — Harry wiedział, dlatego wykrzywił usta. Cholerni fanatycy czystej krwi. — Być może chciała, bym zachował swoją niewinność dla ciebie, na wypadek, gdyby zaklęcie się aktywowało? — Draco przechylił głowę na jedną stronę. — Tylko że… Nie jestem pewny, czy pozostałem dla ciebie czysty, Harry. Jesteś z tego powodu zawiedziony?
— Nie.
— To dobrze, bo nie zniósłbym, gdybym cię czymkolwiek rozczarował. Jeśli byś potrzebował eliksirów leczniczych, chciałbym je uwarzyć. Jeśli byś się nudził, chciałbym cię zabawić. Jeśli twój penis jest twardy i spragniony ulgi, chcę…
— Słuchaj, jesteś po prostu zdezorientowany — przerwał mu Harry szybko. — Zastanów się. To zaklęcie przechodziło z jednego pokolenia na drugie, chociaż ostatnio kilka pominęło. W każdym razie, jeśli Malfoyowie zawsze należeli do Potterów, to obydwie rodziny musiały przez cały ten czas posiadać własne dzieci. Jak byłoby to możliwe, gdyby mężczyźni z mojej linii zawsze zwracali się po seksualne zaspokojenie ku swoim… ech, niewolnikom?
— Z całą pewnością nie jestem zdezorientowany — odpowiedział Draco, potrząsając głową. Jego perfekcyjnie ułożone włosy pozostały na swoim miejscu w nienagannym porządku, co w dziwny sposób sprawiło, że Harry chciał je przeczesać palcami, by rozdzielić ich pasma. — Spędziłem kilka ostatnich dni, rozważając wszystkie te zagadnienia. Najprawdopodobniej kiedyś się ożenisz, któregoś dnia będziesz miał dzieci, chociaż możliwe, że nie z Ginny Weasley. Pomimo tego wszystkiego, są momenty, w których tym, czego mężczyzna pragnie najbardziej jest seks bez zobowiązań, bez komplikacji. Być może twoja żona wyjedzie albo będzie chora lub w ciąży. Być może zapragniesz czegoś nietypowego, a ona nie będzie skora do zabawy. Jestem twoim wyjściem ewakuacyjnym, Harry, dostępnym właśnie w takich sytuacjach.
— Wiele o tym rozmyślałeś — stwierdził Harry głosem zachrypłym z pożądania. Słuchanie, jak Draco mówi w ten sposób, sprawiało, że jego penis pulsował. Mógł się jedynie domyślać, że na Draco działa to w ten sam sposób. Czyżby właśnie dlatego potrzebował masturbacji przed kolacją? Bo spędził nad analizowaniem tej sprawy cały dzień? — Um… To dlatego kilka razy mnie pocałowałeś? Moją rękę, szyję? Starałeś się upewnić, że wiem, iż jesteś… ech, dostępny?
— Nie myślałem o tym w ten sposób. — Cień uśmiechu musnął usta Draco. — Dotykanie cię jest jedynie kwestią instynktu.
To brzmiało zdecydowanie obiecująco… albo raczej brzmiałoby, gdyby rzeczywiście rozmawiali o instynktach Draco, a nie skutkach zaklęcia. Harry nie mógł się powstrzymać, by nie westchnąć.
— Draco, czy zanim cię uznałem, mężczyźni byli dla ciebie atrakcyjni? A może nawet nie wiesz?
— Nie mam pojęcia. Sedno w tym, że w tej chwili to ty jesteś dla mnie rozpaczliwie atrakcyjny.
Rozpaczliwie. Harry ponownie przełknął ślinę.
— Oczywiście nie chodzi tylko o to.
— Tak, oczywiście. — Draco ponownie spojrzał w dół i wyglądając na nieco zirytowanego, wyciągnął różdżkę, by oczyścić i odesłać talerz na jego miejsce w szafce. — Nie mam wobec ciebie żadnych oczekiwań. Jeśli w przyszłości zmienisz zdanie, jestem tu, aby poddać się wszelkim twoim pragnieniom.
Zraniony ton głosu Draco niemalże doprowadził Harry'ego do zguby.
— Posłuchaj, wcześniej miałeś rację. Myślałem o tym, by wziąć cię do łóżka, ale… to tylko… efekt zaklęcia, Draco. Nie wiesz, co robisz.
— Jestem pewny, że wiem.
— Zatem to ja nie wiem, co robię — warknął Harry, ponieważ zdążył już zauważyć, że innym argumentem nie wygra. W końcu ludzie niebędący przy zdrowych zmysłach zazwyczaj twierdzą, że przy nich są. — Nigdy nie spałem z mężczyzną.
— Możemy przejść przez to razem — powiedział Draco łagodnie. — Jeśli chcesz, zaczniemy powoli…
Harry zmarszczył brwi.
— Jak to możliwe, że nie możesz jeść bez pozwolenia, ale czujesz się na tyle wolny, by próbować kusić mnie w ten sposób?
Leniwy uśmiech zakwitł na twarzy Draco.
— Nie wiem. Być może dlatego, że jedzenie służy tylko mnie, podczas gdy seks przyniesie korzyść tobie. Kiedy cię całuję, kiedy mówię w ten sposób… Chcę ciebie, Harry, ale myślę o tym, jak mogę ci służyć, jak mogę cię zaspokoić i jak mogę być użyteczny.
Będzie potrzebował twojej bliskości, by móc ci służyć, Harry przypomniał sobie, co mówiła Narcyza Malfoy. Oczywiście nie miała na myśli czegoś takiego, ale słowa te wciąż wydawały się istotne. Draco miał potrzeby, tak? I jeśli to była jedna z nich…
Nie, nie, nie. Zbyt adekwatne do sytuacji, zbyt wygodne. Taki tok rozumowania był niczym innym, jak tylko żałosnym usprawiedliwieniem.
— Potrzebuję drobnej pomocy w ogrodzie — stwierdził nagle Harry — Chodźmy tam razem popracować.
— Jak sobie życzysz — powiedział Draco, ale Harry nie przeoczył frustracji, skrytej głęboko w jego srebrnych oczach.
_________________
Rozdział 19
Tej samej nocy frustracja Draco stała się dla Harry'ego łatwiejsza do zrozumienia. Ciężko pracowali w ogrodzie, wykonując wiele zadań bez użycia magii, gdyż niektóre rośliny nie tolerowały jej zbyt dobrze i kiedy około dziewiątej udali się do oddzielnych łóżek, obaj byli wycieńczeni. Dobrze się składa, pomyślał Harry. Dla niego w każdym razie ogrodnictwo miało być sposobem spalenia części energii, aby nie zostało jej później zbyt dużo do wykorzystania na seksualne fantazje.
Niestety, plan nie wypalił. Harry masturbował się pod prysznicem jak szalony. Jego umysł wypełnił się obrazami Draco na kolanach, Draco wysysającego go słodko i przełykającego każdą kroplę, a potem patrzącego w górę błagalnie, jakby prosił o więcej.
Po tym Harry czuł się jeszcze bardziej wycieńczony. Naprawdę jak z gumy. Ledwie miał siłę na włożenie spodni od piżamy i wsunięcie się pod kołdrę. Hmm, Draco musiał niedawno prać pościel, ponieważ miała niewyraźny zapach suszonych kwiatów i była bardziej miękka niż wcześniej. Nie pierwszy raz Harry zastanowił się, gdzie i po co Draco nauczył się tylu doskonałych zaklęć domowych. Nie potrzebował ich jako Niewymowny… Cóż, nie, jeśli nie został najęty do sprzątania Departamentu Tajemnic, a Harry jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że Draco z własnej woli przyjąłby taki rodzaj pracy. Badania nad samą naturą magii mogły mu się spodobać, zwłaszcza, że wtedy stałby się częścią ekskluzywnej organizacji. Draco zawsze był wyczulony na punkcie własnej wartości. Podobałby mu się pomysł, że został wybrany do pracy tak tajnej, iż w wielu przypadkach nie wiedział o niej nawet minister. Jednakże nie wtedy, kiedy zostałby zatrudniony do sprzątania.
Więc czym się zajmował tam, na dole? Pracował z magią pokoleniową? Z całą pewnością nie chodziło tylko o to. W końcu Draco zdał siedem innych owutemów.
Harry zaczął sporządzać w głowie listę znanych sobie pomieszczeń należących do Departamentu Tajemnic, analizując każde z nich z osobna pod kątem, co takiego pracujący tam Niewymowni mogliby chcieć od współpracownika, który przyjął Mroczny Znak…
Już prawie spał, kiedy przebudził go znajomy dźwięk. Znowu kot zaplątał się w żywopłot, było jego pierwszą myślą, gdy sennie wysunął się z łóżka. Przyzwyczajenie popchnęło go do nałożenia na siebie szlafroka i złapania różdżki. Harry ziewnął szeroko i już zamierzał iść w kierunku wyjścia z sypialni, kiedy zdał sobie sprawę, że hałas ten wcale nie musi pochodzić od kota.
Przynajmniej nie było tak ostatnim razem.
Pokój Draco znajdował się tylko kilka kroków dalej, więc zamiast skierować się na dół i wyjść na zewnątrz, poszedł ciemnym korytarzem, by zobaczyć, czy chłopak ma koszmary.
W momencie, gdy dotarł do otwartych drzwi pokoju Draco i zajrzał do środka, zapomniał o wszelkich hałasach, które go obudziły. Światło księżyca wpływało przez okno, słabo oświetlając pokój, ale nie mogło być mowy o żadnej pomyłce. Draco śnił, to prawda, ale z pewnością nie męczył go koszmar.
Harry miał już doświadczenie z poprzedniego razu. Draco wił się w pościeli i poruszał biodrami, a głowę odrzucił do tyłu tak daleko, że ścięgna pod bladą skórą szyi wyróżniały się niczym wąskie, granitowe linie.
Gapiąc się, Harry poczuł, jak robi mu się sucho w ustach.
Trwało to jedynie moment, ponieważ w następnej chwili Harry zdał sobie sprawę, że coś tu jest bardzo nie w porządku. Ostatnim razem, kiedy Draco miał mokre sny, zachowywał się z ich powodu głośno. Teraz tak nie było. Żaden dźwięk nie wydobywał się z wnętrza pokoju, i to pomimo faktu, że Draco wyraźnie jęczał i sapał. Harry nie mógł usłyszeć nawet odgłosu ciała ocierającego się o pościel, kiedy Draco poruszał się w jawnie seksualnym rytmie, w rytmie tak starym jak świat…
Bez wątpienia działo się tak z powodu zaklęcia wyciszającego.
Dlaczego Draco cierpiał w samotności, było pierwszym z licznych pytań Harry'ego. I dlaczego, na litość boską, znowu tak intensywnie śnił? Ostatnim razem Harry mógł to zrozumieć: mężczyzna miał potrzeby, które niezaspokojone w dzień, przekształcały się w senne marzenia. Ale teraz, kiedy Draco masturbował się regularnie, nie powinien w dalszym ciągu śnić w ten sposób.
Nawet jeśli nie mógł masturbować się w innych sytuacjach niż te, co do których wydano mu specjalne polecenie, jego przedkolacyjna sesja powinna wystarczyć do oddalenia mokrych snów o kilka dni. Prawda?
Oczywiście, że nie.
Jęczący hałas przerwał ciszę, ale ponieważ Harry był już teraz całkiem przebudzony, rozpoznał, że zdecydowanie dochodzi z zewnątrz.
Cholerny kot. Harry nie chciał zostawiać Draco samego i w zasadzie nie musiał, ponieważ okno pokoju gościnnego wychodziło wprost na ogrodzenie. Otworzył je i wychylił się na zewnątrz.
— Aquamenti — wypowiedział cicho zaklęcie, kierując strumień wody tak, by trafił w miejsce, gdzie zaplątał się kot. Usłyszał piszczące dźwięki, kiedy zszokowane zwierzę szamotało się z oburzenia, a potem uciekało przez zarośla.
Harry skrzywił się nieco. Rozważywszy całe wydarzenie, poczuł się źle. Być może postąpił zbyt brutalnie, ale przynajmniej skończy się nocne wstawanie z powodu kota. Miał wrażenie, że od tej pory zwierzę będzie unikać jego ogrodzenia. Kiedy zamknął okno, przekonał już sam siebie, że tak naprawdę wyświadczył mu przysługę.
Teraz kolej na Draco.
— Finite Incantatem — powiedział, machając różdżką w stronę Draco, po czym schował ją z powrotem do kieszeni szlafroka.
W momencie, w którym zaklęcie wyciszające zostało zdjęte, od strony łóżka dotarł do niego ścinający krew w żyłach krzyk. Z wrażenia aż podskoczył.
Boże Wszechmogący, rzadko kiedy zdarzało mu się słyszeć, by ktokolwiek brzmiał tak szaleńczo i boleśnie. Jedynie ludzie pod wpływem Cruciatusa mogli robić hałas zbliżony do tego, jaki powodował Draco.
Albo raczej hałasy, ponieważ krzykowi towarzyszyło łkanie. Przerażające łkanie.
Być może wcale nie chodziło tu o mokry sen. Chociaż, jak amen w pacierzu, nadal na niego wyglądało.
— Draco, obudź się. — Siadając na brzegu łóżka, Harry lekko potrząsnął ramieniem mężczyzny. — No dalej. Cokolwiek się dzieje, to tylko sen.
— Harry? — Draco budził się, oszołomiony, a jego oczy wyglądały niemalże szkliście.
— Tak, to ja, Harry. Znowu śniłeś.
Draco natychmiast usiadł i zaczął mamrotać:
— Obudziłem cię? Przepraszam, tak bardzo mi przykro, tak bardzo żałuję...
— Nie obudziłeś mnie.
— Och. — Draco odrobinę się wyprostował i zaczął odgarniać włosy z czoła. — Nie wyglądam teraz reprezentacyjnie, ale jeśli dasz mi chwilkę…
— Na litość boską, nie musisz robić się na bóstwo, kiedy budzę cię w środku nocy, rozumiesz? Nigdy tego nie wymagałem. Teraz powiedz mi, dlaczego przed snem zdecydowałeś się rzucić zaklęcie wyciszające.
Draco zamrugał, jakby ciężko było mu zrozumieć pytanie.
— Rzucam je każdego wieczora.
— Ale dlaczego?
Kolejne powolne mrugnięcie.
— Powiedziałeś, że nie chcesz słyszeć, że mam mokre sny.
No tak, jasne. Jakie to proste.
Harry miał ochotę walnąć się w czoło.
— Chodziło mi o to, że nie chcę żebyś je w ogóle miał!
Draco zbladł.
— Z góry błagam o przebaczenie, ponieważ nie sądzę, żebym mógł się od nich powstrzymać.
Po tym stwierdzeniu Harry był naprawdę bliski palnięcia się w głowę.
— To nie był rozkaz. Słuchaj, po prostu… — odchrząkując, Harry zdecydował, że muszą w końcu ostatecznie wyjaśnić tę sprawę. Oczywiście, ostatnim razem postąpił źle; nakazanie Draco, aby poszedł się masturbować, nie rozwiązało sprawy. — Cóż… więc jak często masz takie sny?
— Każdej nocy. To dlatego zawsze rzucam czar wyciszający.
— Zatem będzie to pierwsza rzecz, którą naprawimy. Całkowicie zabraniam ci rzucania tutaj kolejnych czarów tego typu. Mam na myśli… Boże, Draco! Co, jeśli twoje wspomnienia z wojny powrócą i zaczniesz mieć koszmary, przez które będziesz krzyczał? Nie pomyślałeś, że chciałbym o tym wiedzieć, żeby móc przyjść ci z pomocą?
— Nigdy więcej zaklęć wyciszających — powiedział Draco z przygnębieniem, wodząc palcem wzdłuż wyrytego na nadgarstku tatuażu. — Przykro mi to mówić, ale będę cię budził każdej nocy. Moje sny to nie koszmary, ale są raczej…intensywne.
— Tym razem nie odejdę, dopóki się nie przekonam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy — powiedział Harry stanowczo. — To ja przepraszam, że wcześniej się co do tego nie upewniłem. Wiesz, to trochę dziwne, że mężczyzna, który ma regularne orgazmy, wciąż ma mokre sny, więc jak myślisz, dlaczego nadal je masz?
Na to pytanie nozdrza Draco zadrgały.
— Być może dlatego, że nie mam regularnych orgazmów, Harry.
— Nie?
— Myślę, że bym zauważył — odparł Draco, przeciągając wyrazy i krzyżując ręce na piersi.
— Ale przecież powiedziałem ci, żebyś się masturbował. Nie robiłeś tego?
— Robiłem wszystko, co mi zaleciłeś, najlepiej jak potrafię — odpowiedział sztywno. — Powiedziałeś, żebym się masturbował, kiedy tylko biorę prysznic, więc robię tak rano i wieczorem. A potem zaleciłeś jeszcze jedną…sesję, wcześniej tego wieczora, więc również się masturbowałem.
— Ale nie masz regularnych orgazmów? — Harry przełknął ślinę, jeszcze raz analizując problem. Masturbacja bez spełnienia musi być najbardziej frustrującą rzeczą, jaką można sobie wyobrazić. — Ech… Kiedy po raz ostatni ci się to udało?
— Przypuszczalnie zanim mnie uznałeś.
Harry'emu zrobiło się niedobrze.
— Ani razu? Dlaczego?
— Ja… Nie mogę — wyszeptał Draco, odwracając głowę.
— Czemu? Boisz się? Uważasz, że będziesz miał z tego powodu kłopoty czy…?
— Fizycznie nie mogę. Nawet, kiedy śpię.
— Może robisz to nieświadomie?
— Ha, nie sądzę. Chyba że zaklęcia czyszczące także rzucam przez sen. Poza tym, budzę się twardy jak skała. Zresztą, teraz twardy jak skała jestem przez cały dzień.
Głos Draco wskazywał na wyjątkowe przygnębienie, co nie było niczym zaskakującym, biorąc pod uwagę, do czego właśnie się przyznał. Całe to cierpienie… było w głównej mierze winą Harry'ego. Nie chcę słyszeć, że masz mokre sny… Czy jest możliwe, że mógłby być jeszcze głupszy? Jeżeli nie ująłby tego w tak fatalny sposób, odbyliby tę rozmowę znacznie wcześniej. I rozwiązaliby problem. Cóż, rozwiążą go teraz, obojętne, ile ich to będzie kosztowało.
— Przesuń się — powiedział Harry, wykonując gest ręką.
Wślizgnął się do łóżka i powiercił trochę, dopóki nie ułożył się wygodnie pod kołdrą obok Draco. Przyciągnął drugiego mężczyznę do siebie z nadzieją, że konwersacja potoczy się płynniej, jeżeli Draco będzie czuć jego dotyk. Mimo wszystko wydawało się, że takie działania wpływają na niego rozluźniająco.
W efekcie Draco westchnął i odwrócił się tak, że leżał przodem do Harry'ego, opierając czoło o jego szyję. Kiedy wtulił się w niego na dobre, zaczął wydawać drobne pomruki zadowolenia, choć wcale nie oznaczało to, że jego frustracja dobiegła końca. Ich obecna pozycja nie pozostawiała zbyt wiele miejsca na domysły, Harry mógł poczuć, że męskość Draco jest tak twarda, jak chłopak wcześniej twierdził. Niczym napierający na jego udo kawałek granitu.
Całe to całowanie, trącanie nosem, oferowanie seksu… okazało się teraz całkiem łatwe do zrozumienia. Niezdolny do orgazmu, Draco stawał się w ciągu dnia coraz bardziej zdesperowany. Nakaz masturbacji prawdopodobnie jedynie wszystko pogarszał. To było jak przyprowadzenie wygłodniałego człowieka na bankiet i zakazanie mu jedzenia! Nic dziwnego, że Draco wyglądał na urażonego, kiedy Harry kazał mu wcześniej, żeby poszedł na górę!
— W porządku, rozwiążmy nasz problem — powiedział Harry — Opowiedz mi, co się dzieje, kiedy się masturbujesz.
— Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Robię to do momentu, aż jestem obolały i poirytowany — odpowiedział Draco zachrypłym głosem.
Harry przeanalizował sprawę raz jeszcze.
— Ech… Pamiętasz, jak sprawić, żebyś doszedł? Może w tym tkwi problem? — Boże. Jeżeli będzie musiał nauczyć Draco, jak ma sprawiać sobie przyjemność, to on będzie tym, który kompletnie straci rozum z pożądania.
— Nie to jest problemem — odrzekł Draco, łaskocząc ciepłym oddechem szyję Harry'ego. Doznanie było prawie tak intymne, jak pocałunek. Łagodność kontaktu sprawiła, że zachrypły głos Draco wydał się o wiele bardziej udręczony. — Wiem, jak się podniecić, Harry. Mogę osiągnąć punkt tak bliski kulminacji, że praktycznie ją czuję. Tylko że nie mogę dojść naprawdę.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś?
— Ja… — Draco drżał od stóp do głowy. — Nie wiem. Byłoby to jak sięganie po jedzenie bez pozwolenia.
Harry zmarszczył brwi. Być może problem leżał właśnie w wydaniu polecenia.
— Kiedy kazałem ci się masturbować, wiedziałeś, że chcę, abyś doszedł? — Poczuł, jak Draco kiwa przytakująco głową. — Dobra. Przypuszczam, że musisz to usłyszeć za każdym razem. Przepraszam, że nie zrozumiałem tego wcześniej. Musiałeś mieć piekielny tydzień.
— Półtorej tygodnia.
Harry nie mógł się powstrzymać. Zaczął delikatnie przesuwać dłonią po włosach Draco. Boże, były takie miękkie i gładkie.
— I pewnie myślałeś, że w najbliższym czasie nie zaznasz ulgi. Cóż, nie martw się. Poradzimy sobie z tym.
Usta Draco musnęły jego szyję.
— Dziękuję ci, Harry.
Czując, że sprawy łatwo mogłyby wymknąć się spod kontroli, Harry cmoknął Malfoya w czubek głowy, ale zaraz potem wyślizgnął się łóżka i usiadł na znajdującym się nieopodal krześle.
— Uch… Zatem plan jest taki. Przepraszam, jeżeli będzie odrobinę… kłopotliwy, ale nadal staram się to wszystko zrozumieć. Czy miałbyś coś przeciwko, aby dzisiejszej nocy masturbować się, podczas gdy ja będę w pokoju? Nie będę podglądał ani nic w tym stylu.
Kolor na policzkach Draco był raczej intensywny, mimo to chłopak rzucił Harry'emu sardoniczne spojrzenie.
— Jestem twoim niewolnikiem. Twoją odskocznią, gdy tego zapragniesz. Jeżeli spodoba ci się oglądanie mnie, ja również będę zadowolony.
— Więc spróbujmy w ten sposób — stwierdził Harry. Dzięki Bogu, że sam onanizował się zupełnie niedawno, ponieważ miał wrażenie, że inaczej nie mógłby przejść przez to wszystko, nie wykorzystując okazji. Pokusa powiedzenia Draco, by odrzucił nakrycie i rozebrał się tak, aby Harry mógł wszystko widzieć… Nie, lepiej nie. — Zostań pod kołdrą i… ech, odsuń się ode mnie, dobrze? Wolałbym, żebyś miał odrobinę prywatności. A potem po prostu… spraw sobie przyjemność. Powiedz mi jedynie, kiedy będziesz blisko.
Draco posłusznie przeturlał się na drugą stronę łóżka, po czym jego nakrycie zaczęło rytmicznie falować. Harry powiedział, że nie będzie patrzył, ale nie mógł się powstrzymać. To, co widział… stanowiło najbardziej erotyczną rzecz, jakiej do tej pory doświadczył. Co w oczywisty sposób wydawało się śmieszne, ponieważ niewiele było do zobaczenia. Draco miał na sobie ciemnoszarą górę od piżamy, a kołdra okrywała go aż do pasa. Jedynym widocznym fragmentem nagiego ciała był maleńki kawałek skóry na szyi, gdzie jasne włosy opadały na bark. Jednak sposób, w jaki Draco się poruszał, okazał się tak diabelnie sugestywny, że Potter poczuł, jak zalewa go fala gorąca. Pościel poruszała się wraz z Malfoyem, ukazując kontury jego ciała, gdy wyginał plecy w łuk, wypychając biodra to w przód, to w tył.
Harry'emu powilgotniało w ustach i miał ochotę kopnąć się w tyłek za to, że był tak cholernie szlachetny. Powinien zostać w łóżku razem z Draco, powinien trzymać go blisko siebie, gdy tamten się zadowalał! Draco nie miałby nic przeciwko temu.
Ponieważ jednak był taki, jaki był, musiał ograniczyć się do patrzenia z dystansu i do słuchania wydawanych przez Malfoya krótkich, desperackich, urywanych oddechów, które dość szybko przerodziły się w jęki, od czasu do czasu przerywane słowami:
— Tak… Na Merlina, och tak, tak dobrze… Mmm, Harry…
Właściwie imię Harry'ego pojawiało się w całym tym zawodzeniu kilkakrotnie, co oczywiście jeszcze bardziej utrudniało bezczynne siedzenie i słuchanie.
W końcu po czasie, który dla Harry'ego wydawał się wiecznością, a najprawdopodobniej trwał jedynie trzy minuty, Draco wydyszał:
— Jestem blisko, tak blisko…
Harry nachylił się w stronę łóżka i miękko wypowiedział komendę, która powinna przynieść drugiemu mężczyźnie ulgę, jakiej potrzebował.
— No dalej! Dojdź, Draco!
Gdy to mówił, jego ciało przebiegł dreszcz. Było to tak bliskie jego fantazjom powstającym w trakcie masturbacji, wyobrażeniom, w których kontrolował Draco seksualnie, odmawiając mu orgazmu, dopóki nie otrzyma wyraźnego pozwolenia…
Draco zaczął gorączkowo poruszać się pod przykryciem. Krzyczał, szarpiąc konwulsyjnie biodrami i przez jeden długi, satysfakcjonujący moment Harry myślał, że Draco doszedł na rozkaz. Sama myśl o tym sprawiła, że jego własny penis podskoczył z zainteresowaniem. Boże, ależ to było niesamowicie seksowne… Chociaż, w zasadzie nie było, ponieważ spazmy Draco powinny się już skończyć. Zamiast tego Malfoy wciąż poruszał biodrami, głowę miał odrzuconą do tyłu, a zęby obnażone, kiedy jęczał z wyraźnej frustracji.
— Dojdź, Draco! — powtórzył Harry, tym razem bardziej stanowczo. Może właśnie tego potrzebował teraz drugi mężczyzna, Harry był w końcu jego Panem. Myśl, że Draco może potrzebować, aby ten przejął kontrolę, nie wydawała mu się taka głupia. — Dojdź teraz.
— Ja… Ja… — Draco wydał z siebie dźwięk brzmiący zupełnie jak stłumiony krzyk.
I nic dziwnego, ponieważ wyglądało to tak, jakby próbował się wytłumaczyć i jednocześnie walczył z hiperwentylacją. Zaczął się rzucać po łóżku wyraźnie niezdolny do normalnego oddychania. Co więcej, wciąż ruszał ręką jak oszalały, starając się osiągnąć satysfakcję, tak jak Harry rozkazał. W oczywisty sposób cierpiał, karany przez zaklęcie za swoją niezdolność do wykonania rozkazu.
Kurwa, pomyślał Harry, zrywając się z krzesła najszybciej jak potrafił. W ekspresowym tempie odrzuciwszy przykrycie, wsunął się z powrotem do łóżka i uwięził Draco w szczelnym uścisku, obracając go tak, by leżeli twarzą w twarz.
— Ciii, ciii, już dobrze…
Nagle całym ciałem Draco wstrząsnęły drgawki i chłopak wykrzyczał coś nieskładnie. Jego biodra poruszały się rytmiczne, kiedy przywarł do Harry'ego, a jego penis drżał konwulsyjnie, mocno napierając na gładki materiał okrywający biodra Pottera.
Jedno gwałtowne szarpnięcie, potem drugie i trzecie. Draco oplótł ręce wokół Harry'ego, trzymając go, jakby miało mu to uratować życie, podczas gdy drgawki nadal wstrząsały jego ciałem. Kilka sekund później Draco rozluźnił się zupełnie, chociaż wciąż oddychał z trudem. A potem uspokoił się i po prostu odpoczywał w ramionach Harry'ego. Jego plecy były spocone, co dało się wyczuć nawet przez materiał piżamy, którą miał na sobie.
Harry nie miał nawet cienia pomysłu, co robić, chociaż przypuszczał, że Draco nareszcie osiągnął satysfakcję. Nie… Lepiej niczego nie zakładać, zważywszy na to, jak wiele błędów udało mu się do tej pory popełnić.
— Ech… Miałeś orgazm, prawda?
— Mmm. Całkiem przyjemny. — Draco ziewnął, po czym lekko się przesunął. — Chociaż nie przypuszczam, żebym mógł go porównać z innym, ponieważ żadnego innego nie pamiętam. — Po tych słowach złożył krótki pocałunek na ustach Harry'ego. — Dziękuję ci.
Zupełnie niezdolny, aby się oprzeć, Harry odwzajemnił pieszczotę. I to nie był niewinny całusek, jakim obdarzył do Draco, a pełnowartościowy pocałunek. Usta do ust, język do języka.
Harry pomyślał, że Draco smakuje jak seks. Albo raczej jak mężczyzna, który właśnie miał bardzo satysfakcjonujący wytrysk.
Oczywiście, Harry nie mógł stwierdzić, skąd wie takie rzeczy. Przecież nie chodziło o to, że miał duże doświadczenie w całowaniu się z mężczyznami. Bo właściwie nie miał go wcale. Być może był to instynkt. Tym razem, jego własny.
Kiedy skończył pocałunek, Draco schylił odrobinę głowę, układając ją na jego klatce piersiowej.
— Czy teraz mogę ci czymś służyć?
Draco wyraźnie właśnie tego chciał. Być może, w pewnym stopniu, nawet tego potrzebował. Wzdychając, Harry zaczął przeczesywać palcami jego włosy.
— Nie, nie w tej chwili. Wolałbym, żebyśmy najpierw skończyli z tobą.
Pierś Draco zadrżała od cichego śmiechu.
— Skończyłem…
— Wiem. Chodziło mi o to, że chcę zrozumieć, na czym polega różnica. Kilkakrotnie mówiłem ci, żebyś doszedł i wyglądało to tak, jakbyś nadal nie mógł, a wtedy…?
— Och, dość łatwo to wyjaśnić. — Draco ponownie ziewnął, powoli przesuwając rękę do góry, by dotknąć piersi Harry'ego. Wsunął palce pomiędzy zapięcia szlafroka, który Harry miał na sobie. — Mmm, żadnej góry od piżamy. Zawsze śpisz półnago?
Harry'emu zrobiło się gorąco i to nie z zakłopotania. Ręka na jego piersi… Nie byłoby to aż tak bardzo intymne, zważywszy na całokształt ich stosunków. Jednak teraz, w tej sytuacji było, ponieważ palce Draco poruszały się po jego ciele tak, jak gdyby dotykanie Harry'ego sprawiało mu czystą przyjemność. Harry nie mógł sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby ten rodzaj zainteresowania został poświęcony jego penisowi, pulsującemu teraz żarliwie i żądającemu udziału w pasjonującym dotyku Draco.
Harry zmusił się, aby przypomnieć sobie, o co pytał.
— Hm… łatwe do wytłumaczenia?
— Mhm — wymruczał Draco. Teraz jego palce delikatnie szarpały za małe włoski otaczające lewy sutek Harry'ego — Nie mogłem dojść, dopóki mnie nie dotknąłeś.
Harry miał totalną pustkę w głowie.
— Ależ… Nie dotknąłem cię.
— Przytuliłeś mnie mocno. I nadal to robisz.
Rzeczywiście tak było. A co więcej, wcale nie chciał, aby to się skończyło.
— Więc… nie możesz dojść, dopóki cię nie dotykam?
— Na to wygląda… — Głos Draco wskazywał na wyczerpanie. — Albo nie mogę, dopóki tego nie powiesz i mnie nie dotkniesz. Co do tej części nie jestem pewien. Jednakże dotyk… Tak, zdecydowanie.
Jakiekolwiek zamiary Harry'ego co do pozostawienia Draco w spokoju, w znaczeniu seksualnym, jakby wyleciały przez okno prosto do ogrodu. I tym razem powodem, dla którego tak się stało, nie okazało się samolubne usprawiedliwienie. Byłoby okrutne — cholera, to było okrutne — pozwolić Draco funkcjonować dzień po dniu bez jakiejkolwiek możliwości zaznania ulgi. Ale jeżeli mógł osiągnąć spełnienie jedynie wtedy, kiedy Harry go dotykał, to jak, do jasnej cholery, Harry miał pozostać idealnym dżentelmenem? Był tylko człowiekiem. On także miał potrzeby, niech to szlag!
— Dlaczego mi nie powiedziałeś, że potrzebujesz, abym dołączył do ciebie w łóżku? — zapytał ostro. Nie mógł się opanować. To nie było możliwe przez cały czas.
Draco odsunął się od niego gwałtownie i cofał aż do momentu, w którym nie znalazł się praktycznie na ścianie. Jego oczy wyglądały na zamglone i to nie tylko z powodu nikłego światła wpadającego przez okno.
— Nie wiedziałem. Nawet się tego nie domyślałem. A nawet gdyby było inaczej… Nie rozumiesz? Nie mogę od ciebie niczego żądać. Wszystko, co mogę zrobić, to złożyć propozycję.
Oczywiście. Harry westchnął, ponieważ powinien się już tego domyślić. Całe to fizyczne zainteresowanie… Tak, Draco bardzo wyraźnie łaknął dotyku Harry'ego i to nie tylko dlatego, że rasa ludzka potrzebowała tego rodzaju rzeczy. Draco potrzebował tego dosłownie i to na podstawowym poziomie.
Harry mógł znęcać się nad Draco już tylko poprzez odmawianie mu swego dotyku! Jako niewolnik Draco nie był zdolny doprowadzić się do orgazmu, niezależnie od tego, jak bardzo jego ciało tego potrzebowało. Nie mógł nawet doznać ulgi poprzez mokre sny, co oznaczało, że udręka jedynie stale by się pogłębiała.
Cała sytuacja była nienormalna i Harry zastanawiał się, nie po raz pierwszy, jaki sadystyczny drań to wszystko wymyślił. Huh… Może w dalekiej przeszłości jeden z Potterów był w Slytherinie.
— Przepraszam, że nie rozumiałem twoich ofert — powiedział Harry, przywołując Draco zakrzywionym palcem. Drugi mężczyzna oczywiście ruszył w jego stronę. Nie należał do tych, którzy zlekceważą wezwanie. Zresztą, nie chciał tego robić, prawda? Potrzebował życzliwości Harry'ego.
Robiąc głęboki wdech, Harry raz jeszcze przyciągnął Draco blisko siebie. Albo, w każdym razie, spróbował. Draco nagle zaczął drżeć.
— Jestem brudny…
Och… Harry powiedział Draco, by po sobie sprzątał. Powiedział to, wierząc, że w przeciwnym razie Draco w ekspresowym tempie zamieni swoją sypialnię, a najprawdopodobniej także i cały dom, w chlew.
— Masz ochotę wziąć prysznic? — zapytał.— Zapomnij o tym, że mówiłem, byś zawsze pod prysznicem się masturbował, dobrze? — dodał szybko. — Wymyślimy coś, dzięki czemu będę cię dotykał, tak jak tego potrzebujesz. Um, ale jak na razie mogę rzucić zaklęcie czyszczące, jeżeli wolałbyś nie wstawać.
— Jak sobie życzysz — powiedział Draco sennie, a to wystarczyło Harry'emu za odpowiedź.
Wyjmując różdżkę z kieszeni, co okazało się nieco trudne, gdyż właśnie na niej leżał, rzucił kilka niewerbalnych zaklęć.
— Lepiej?
Draco nieco się przesunął.
— Mmm, jedynie odrobinkę. — Sięgając przez Harry'ego, chwycił swoją własną, leżącą na nocnym stoliku różdżkę. — Evanesco sperma.
Harry powstrzymał się od śmiechu.
— Gdzie nauczyłeś się zaklęć takich jak to?
— Nie mam pojęcia. — Draco ponownie sięgnął przez Harry'ego i odłożył różdżkę na stolik. — Chociaż fakt, że nie wiem, sugeruje, iż nie są częścią standardowego programu nauczania w Hogwarcie. Pamiętam, czego się tam nauczyłem. Hmm. Nie sądzę również, aby w którejkolwiek klasie uczyli zaklęć domowych. — Draco przytulił się jeszcze mocniej, układając nogę nad golenią Harry'ego. — Pamiętam także magię, której nauczyłem się w domu, ale nie było w niej zbyt wielu zaklęć czyszczących. I zdecydowanie nie było tych związanych z seksem.
Harry naprawdę miał nadzieję, że ich tam nie było. Chociaż ciągle zastanawiał się, gdzie Draco się ich nauczył. Od jednego ze śmierciożerców? Brzmiało to raczej mało prawdopodobnie, nawet jeżeli rozmawiali tylko i wyłącznie o zaklęciach seksualnych. Harry miał wrażenie, że Lucjusz i Narcyza trzymali swego syna na krótkiej smyczy, nawet wtedy, kiedy całą trójką służyli uosobieniu zła, znanemu jako Voldemort.
Oczywiście Draco mógł się nauczyć zaklęcia likwidującego nasienie podczas jakiejś schadzki w Hogwarcie. Jeżeli tak było, nie mógł o tym wiedzieć, ponieważ zapomniał wszystkiego, co dotyczyło życia towarzyskiego z tamtego okresu. Ale z tego samego źródła nie mógł się nauczyć zaklęć czyszczących, prawda? Draco, czystokrwista duma Slytherinu? W tamtych czasach prędzej by umarł, niż samodzielnie wykonał swoją część obowiązków domowych. Tego Harry był pewien.
Nasuwało się tylko jedno rozwiązanie. Draco nauczył się tych wszystkich zaklęć po tym, jak skończyła się wojna. W okresie, którego w ogóle nie pamiętał, ale wciąż mógł posługiwać się nabytą wtedy wiedzą.
Dlaczego więc nie pamiętał rzeczy, których uczył się na swoje owutemy? Musiał to wszystko raz jeszcze przyswoić. Nie wyglądało na to, by sprawiło mu to duży kłopot, ale jednak…
Harry chciałby to wszystko zrozumieć.
Odczekał, aż oddech Draco stał się głęboki, powolny i regularny, po czym ostrożnie przesunął się na brzeg łóżka, by z niego wyjść, na koniec układając głowę Malfoya na poduszce. Niezdolny do powstrzymania się, Harry przeczesał srebrzyste włosy chłopaka po raz ostatni. Już to wystarczyło, aby obudzić Draco.
— Harry? Czym mogę ci służyć?
— Ciii — odpowiedział miękko — Natychmiastowym powrotem do snu.
I Draco oczywiście posłuchał.