Praca domowa
Temat: Recenzja filmu Romana Polańskiego „Pianista”.
„Pianista” Władysława Szpilmana to doskonały materiał na film. Zdawał sobie z tego sprawę Jerzy Zarzycki, gdy już po trzech latach od ukazania się książki, wyreżyserował film pod tytułem „Robinson Warszawski”. Niestety cenzura dotknęła również dzieła Zarzyckiego. Film został znacznie zniekształcony, a ostatecznie nadano mu tytuł „Miasto nieujarzmione”. Wiele lat później ekranizacją powieści postanowił zająć się Roman Polański - człowiek, który również doświadczył okrutności Holokaustu. Cudem uciekła z krakowskiego getta, kilka lat ukrywał się u chłopskiej rodziny. Polański wielokrotnie zaznaczał, że chciałby podjąć się realizacji filmu dotyczącego prześladowań Żydów podczas II wojny światowej. Mimo iż miał wcześniej takie propozycje („Lista Schindlera”), to dopiero „Pianista” Szpilmana zrobił na nim tak wielkie wrażenie, że reżyser postanowił wrócić do czasów wojny, co było także jego rozrachunkiem własnych doświadczeniami z tego czasu.
Film opowiada o życiu młodego, żydowskiego kompozytora Władysława Szpilmana w czasach II wojny światowej. Szpilman był wieloletnim pracownikiem Polskiego Radia, a także pomysłodawcą i założycielem Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. Cudem przeżył likwidację warszawskiego getta, później ukrywał się w „aryjskiej” części miasta, po upadku powstania tułał się po gruzach zniszczonej Warszawy, gdzie życie uratował mu oficer niemiecki.
Mówiąc szczerze, po obejrzeniu filmu byłem lekko zdegustowany scenariuszem. Liczyłem na w stu procentach autentyczny przekaz wspomnień Szpilmana, tymczasem akcja była przejaskrawiona. Dało się odczuć przesyt okrucieństwa Niemców. Wprowadzenie postaci Doroty, która mogła stać się miłością Szpilmana, dało moim zdaniem filmowi akcent tandetności brazylijskich telenowel. Mimo iż może się wydawać, że takie zabiegi wzmacniały przeżycia widzów to jednak w mojej opinii Polański powinien przedstawić rzeczywisty obraz tamtych czasów. Jest to winien Szpilmanowi, a także samemu sobie.
„Pianista” to także film kontrowersyjny. Krytycy zarzucali Polańskiemu, że został on nakręcony w angielskiej wersji językowej. Sądzę jednak, że poza niektórymi fragmentami (pieśni patriotycznej śpiewanej dla Niemców oraz fragmentu z Kuriera Warszawskiego) taki zabieg jest wręcz wskazany. Polański to reżyser światowej sławy i myślę, że jedynym powodem, dla którego nie zrealizował filmu po polsku była chęć osiągnięcia większego sukcesu. Nie sądzę, żeby uciekał od swoich polskich korzeni czy kompletnie poddał się komercjalizacji kinematografii, co zresztą powiedział podczas ceremonii wręczenia „Złotej Palmy” w Cannes, lecz dostosował się do norm panujących na całym świecie.
Najbardziej rażące w filmie jest moim zdaniem niezwykle ubogie ukazanie osobowości Szpilmana. Brak w filmie jakichkolwiek monologów wewnętrznych, czy ukazanie kompozytora w różnych codziennych sytuacjach, spowodowało, że odniosłem wrażenie jakby głównym bohaterem był bohater zbiorowy (Żydzi mieszkający w Warszawie), a Szpilman tylko przykładem mającym uświadczyć nas w przekonaniu o krzywdzie Żydów.
Jak już wcześniej wspomniałem obsada filmu była międzynarodowa. W rolę Władysława Szpilmana wcielił się Adrian Brody. Ciężko jest mi wyrazić swoją opinięco do jego roli, gdyż uważam, że nie miał zbyt dużego pola do popisu. Jego gra byłą trochę drętwa, bez wyrazu, nie zawsze oddająca charakter danej sceny. W jego wydaniu naprawdę podobały mi się tylko sceny gry na pianinie. Widziałem wtedy człowieka, który, mimo panującego chaosu i wojny wkładał całe swoje serce w muzykę. Przelewał na nią swój smutek, żal, cierpienie, ale także nadzieję na lepsze jutro i tęsknotę za prawdziwym domem, rodziną. W pozostałych rolach wystąpili: Frank Finlav (ojciec Władysława), Maureen Lipman (matka Władysława), a także polscy aktorzy: Krzysztof Pieczyński (Gębczyński), Katarzyna Figura (sąsiadka), Cezary Koniński (Legnicki), Michał Żebrowski (Jurek), Zbigniew Zamachowski (klient z drobnymi).
Najbardziej wzruszającą, a jednocześnie wstrząsającą sceną była według mnie scena jedzenie „iryska”. Ukazała ona jak spragnieni normalności byli członkowie rodziny Szpilmanów, a także jak bardzo byli do siebie przywiązani. Mimo tylu nieszczęść nadal byli bardzo blisko i podnosili się na duchu w trudnych momentach. Szkoda, że motyw rodzinny nie mógł być bardziej rozwinięty, jednakże wynikało to z przyczyn raczej technicznych (głównym motywem od początku miał być Holokaust).
Z całą pewnością możemy stwierdzić, że „Pianista” to film wstrząsający, ukazujący prawdę o losie Żydów podczas II wojny światowej. Myślę, że wiele osób po obejrzeniu tego filmu inaczej będzie patrzeć na sprawę Holokaustu. Mimo iż wszyscy współczujemy tym ludziom tak naprawdę rzadko zastanawiamy się jak my byśmy zachowali się w takiej sytuacji. Jakie było główne przesłanie filmu? Każdy musi znaleźć je sam. „Pianista” zmusza do refleksji, do swoistego rachunku sumienia i mimo wielu niedociągnięć jest z całą pewnością wart obejrzenia. Nie jest to jednak arcydzieło. To dobrze i solidnie zrealizowana ekranizacja „Pianisty” Władysława Szpilmana, która na pewno wstrząśnie widownią. Z całą pewnością inaczej na film reagować będą mieszkańcy zagranicznych krajów niż Polacy. Obcokrajowcy, którzy nie znają polskiej historii będą wstrząśnięci, czegoś takiego zapewne jeszcze nie widzieli. My, znając dzieje Żydów w okresie wojny będziemy patrzeć na „Pianistę” jak na kolejny już film o tej tematyce. Nic nowego, według niektórych być może także nic ważnego. Bo jak twierdzą niektórzy, temat II wojny światowej i Holokaustu już powoli zmienia się w anegdotę opowiadaną przy niedzielnym obiedzie.