Szanowny Panie Jarosławie!
Z trudem przeszło mi przez gardło to „szanowny” ale chciałbym napisać do Pana kilka słów, które powinny panu odpowiedzieć na pytanie czy 10-tego kwietnia 2010 roku na lotnisku Północnym w Smoleńsku miał miejsce zamach na samolot prezydencki i kto był głównym sprawcą powyższego! Czynię to jedynie po to, by wreszcie przerwał Pan motanie w słabych psychikach członków rodzin osób, które zginęły w tej tragicznej katastrofie oraz w głowach tych wszystkich, którzy nie potrafili i nie potrafią nadal wyrobić sobie swojego własnego zdania w tym temacie. Kieruję się osobistymi pobudkami, ponieważ bardzo zależy mi na tym by więcej nie oglądać Pana żenujących konferencji prasowych, na których leje się tak wiele jadu nawołującego do wojny polsko-polskiej. Chciałbym przyczynić się do jej zakończenia!
Żeby wyjaśnić panu tajemnicę zamachu smoleńskiego przenieśmy się trochę w czasie. Proponuję poranek 10 kwietnia 2010 roku. Pamięta Pan jak to wtedy było?
Była bardzo napięta sytuacja polityczna (zresztą za prezydentury pana brata - zawsze taka była, bo trzeba było za każdym razem komplikować nawet najprostsze sprawy byleby tylko zdanie Tuska nie było na wierzchu!). Tusk z resztą był trzy dni wcześniej w Katyniu i odbył spotkanie na szczycie z carem-Putinem. Za to na spotkanie z Prezydentem Polski nie chciał przyjechać do Katynia NIKT z ważnych w Rosji. Dziwi się pan? Ja wcale! No ale oczywiście trzeba było pojechać, a skoro Rosjanie nie nadali wizycie głowy państwa stosownej rangi (jak mogli!!!???) to trzeba to było zrobić za nich. Bez względu na wszystko! Pospolite ruszenie po raz nie wiem który ruszyło! Kto żyw i choć trochę ważny niech leci z prezydentem! Hmmmm do tego perspektywa mających się niebawem odbyć wyborów prezydenckich kusiła rozpoczęciem kampanii wyborczej z dość wielką pompą. Gdzie jak gdzie ale w katyńskim lesie ten start wyglądałby nader okazale! W końcu kto jak nie pana brat zawsze walczył bardziej o Polaków, którzy zginęli w bezprecedensowej masakrze katyńskiej 40-go roku niż o Polaków żyjących w roku 2010! Katyniofobia została rozkręcona do monstrualnych rozmiarów! Kult Katynia w Polsce wydawał się być ważniejszą religią od tej spod znaku JP2! Wróćmy jednak do smakowitej perspektywy rozpoczęcia kampanii prezydenckiej w Katyniu właśnie. Wydawało się, że będzie pięknie! Im więcej ważnych osobistości za plecami tym lepiej! Wszyscy dowódcy rodzajów wojsk, szefowie ważniejszych instytucji, żona… Nikt nie śmiał się sprzeciwić. Nikt nie chciał się sprzeciwić! To był przecież narzucony przez pana i pańskiego brata główny nurt polityki polskiej i albo się płynęło z nim właśnie albo nie płynęło się wcale! Na liście zatem byli wszyscy najważniejsi! He! pan też miał lecieć podobno! No trochę na liście zapewne przeszkadzał ten Szmajdziński bo i on by trochę ugrał w walce o prezydenturę na obecności w tym magicznym miejscu i na tej najważniejszej imprezie ale… może to i dobrze? Może miał odebrać trochę głosów kandydatowi Platformy? Przecież Szmajdziński i tak się nie liczył w walce o prezydencki stołek. Cel uświęcał środki! Nie raz przecież widzieliśmy akcje pana brata w takim stylu. Do celu po trupach bez względu na straty, na wstyd dla Polski. Niech chociaż przypomnę sobie słynną akcję w Gruzji! Albo ów sławetny lot do Tbilisi! Pilot przecież zrobił to, co powinien - nie poleciał bo było niebezpiecznie! Co pana brat na to? Nagrodził go za przestrzeganie lotniczych procedur i regulaminów? No… powinien! W końcu chodziło o bezpieczeństwo Prezydenta RP! Nagrodził?? NIE!!! Wyzwał publicznie od TCHÓRZY!!! Pilota, który chciał dla pańskiego brata dobrze, który zadziałał zgodnie z logiką i ze wszelkimi regulaminami nazwał tchórzem… Wie pan jakim echem odbiło się to w świecie lotniczym? Wie pan co czuł każdy następny dowódca Tutki biorąc pańskiego brata na pokład? Nie wiem co dokładnie, ale jedno wiem na pewno - czuł, że musi zrobić wszystko, by nie okazać się tchórzem!!! Bo inaczej okryje się wstydem na cały kraj! Tylko pański brat (ew. pan?) mógł wpaść na taki pomysł, by pilota który dbał o jego bezpieczeństwo tak nazwać! Tylko w naszym kraju mogło to się skończyć bez najmniejszych prawnych konsekwencji wobec pańskiego brata. Piszę prawnych, bo konsekwencji takiego podejścia do bezpieczeństwa latania pański brat doświadczył w najsurowszym wymiarze. Przykre strasznie jest tylko to, że te konsekwencje sięgnęły też osób, które nie były winne takiemu podejściu.
Wielka szkoda, że teraz pan i panu podobni nie mają takiej refleksji, że najważniejszą przyczyną tej tragicznej katastrofy z 10 kwietnia było ciśnienie jakie wywarł i wywierał pański brat na wszystkie osoby, które wokół niego i z nim działały. Nie było opcji na jakikolwiek sprzeciw w jakiejkolwiek sprawie, bo w późniejszych konsekwencjach padających z ust i rąk prezydenta nie można było liczyć na jakąkolwiek logikę i rozsądek! Zarówno w sytuacjach międzyludzkich jak i międzypaństwowych. Rosji już wtedy zależało na dobrych kontaktach z Polską. Jesteśmy sąsiadującym z Rosją członkiem UE, a w niedalekiej przyszłości mamy objąć prezydenturę w Unii. W tym czasie Rosja też powoli przełamywała katyńskie lody i doskonale wiedziała jak nastawiony na sprawę Katynia jest pański brat! Wiedziała jakie to ważne dla niego i nie robiła żadnych przeszkód w organizacji na jej terytorium nawet dwóch, następujących po sobie w odstępie kilku dni polskich imprez w katyńskim lesie.
Wszyscy i w Polsce i w Rosji wiedzieli czym dla pańskiego brata jest Katyń, udział w tej imprezie i ona sama. Wszyscy wiedzieli co by się wydarzyło, gdyby pański brat nie doleciał bądź spóźnił się na tę imprezę. Wszyscy czuli to ciśnienie! Czuli to też ludzie, którzy przygotowywali i obsługiwali lot PL101 do Smoleńska, bez względu na to gdzie się znajdowali! Wszyscy byli wyjątkowo spięci w sytuacji, którą powinni traktować jak każde inne zadanie w swojej karierze. Wszyscy wiemy, że doskonale czuli, że nie mogą tego zadania nie wykonać! Wszyscy jeszcze przed startem Tu-154M wiedzieli, że warunki pogodowe są nie do przejścia! Że nad lotniskiem panuje rzeczona „pizda”! Wiedział o tym dyrektor Kazana, który biegał jak z piórem między pana bratem, a kabiną załogi i zapewne spanikowany robił wszystko co się dało by przekonać kogo tylko się dało by pomógł mu wylądować na czas! Normalnie by sobie siedział w swoim fotelu i spijał drinka. Od drinka został oderwany gen. Błasik, któremu zapewne albo pański brat albo pan Kazana zakłócili błogą chwilę i poprosili o „przypilnowanie” podwładnych by wszyscy bezproblemowo i na czas wylądowali. Normalnie nigdy by tego nie zrobił! Przecież kto jak kto ale on doskonale znał przepisy i wiedział, że nie wolno mu być w kabinie. Musiał jednak pokazać, że wspiera prezydenta i „działa” w oczywiście słusznej sprawie! Też czuł to potężne ciśnienie. Normalnie by sobie siedział w swoim fotelu i kończył drinka pierwszego, czy drugiego - nie ważne! Czy ciśnienie czuli kontrolerzy na lotnisku Północnym w Smoleńsku? Ależ oczywiście! Oni najlepiej wiedzieli jakie są warunki nad pasem ale… mieli sraczkę przed wstrzymaniem PL101! Kto by nie miał? W takiej sytuacji politycznej? Z takim Pierwszym Pasażerem? Mieli sytuację maksymalnie kryzysową przy tym sprzęcie, który obsługiwali! Nie dziwię się, że z „kimś” konsultowali czy zezwolić na lądowanie, czy nie! Ten „ktoś” miał też niezłą zagwozdkę bo jak nie zezwolić na lądowanie Kaczyńskiego?? Przecież wiadomo co by się później rozpętało! Wszyscy wiemy co by było gdyby ROSJANIE NIE POZWOLILI KACZYŃSKIEMU LĄDOWAĆ W KATYNIU! Boje się nawet myśleć o tym! Niech i pan się zastanowi! Przecież to dziś pana podstawowy zarzut do obsługi lotniska Północny! Załóżmy, że nie ma katastrofy, ale jakiś rosyjski generał zabronił lądowania PL101 w Smoleńsku! Do dziś słyszelibyśmy wszędzie o reperkusjach tej decyzji a o dobrych stosunkach rosyjsko-polskich moglibyśmy zapomnieć! A to jest najdelikatniejsza rzecz, jaka mogłaby się nam w związku z taką odmową przydarzyć! Generał wiedział co robi… Zezwolił warunkowo, ale pewnie paczkę fajek spalił po tej decyzji przez te kilka minut! Normalnie by się nigdy nie zgodził na lądowanie i od razu odesłał na zapasowe tak jak odesłali Iła-76. Ale doskonale czuł ciśnienie i politykę!!! Po ilości przekleństw jakie tam padły w tej rozmowie na wieży można wywnioskować jaki chłopaki mieli problem! Przecież to żadni zamachowcy byli ani żądni krwi przestępcy! To normalni żołnierze jak wszędzie indziej i chcieli jak najszybciej mieć to wszystko bezproblemowo „za sobą!” Nie udało im się… Wreszcie załoga Tu-154M! Ci mieli problem największy. Już na Okęciu wiedzieli, że nie ma warunków na taki lot. Nie musieli być niczym straszeni (podobno byli) by wiedzieć jakie w powietrzu unosi się ciśnienie w temacie. Nie chcieli okazać się „tchórzami” tym bardziej że tym razem nie chodziło o jakąś Gruzję ale o KATYŃ! Wystartowali licząc w duchu, że warunki się poprawią. Nie poprawiły się. Lecieli, a ciśnienie miast maleć - rosło! Co chwilę przyczepiał się Kazana. Potem te komunikaty radiowe z Jaka-40, że jest dramat i że „mogą spróbować”! Kuuurczę w jakim oni musieli być ciśnieniu by podjąć decyzję o „próbowaniu”!? Próbować to można laskę na dyskotece wyrwać, ale nie lądować z ludźmi na pokładzie! Nie mówiąc już o tym, że z takimi VIP-ami! Potem przyszedł jeszcze Błasik i im wisiał nad głowami. Popełniali przez to błąd za błędem! Błędy, których by nigdy nie popełnili w bezciśnieniowych warunkach! Nie wystartowaliby z Okęcia, poszliby na zapasowe nad Mińskiem, przerwaliby podejście do lądowania na 100 metrach gdy nie było widoczności, nie podchodziliby na automacie, nie patrzyliby na radiowysokościomierz! Chcieli za wszelką cenę zejść nisko i wylądować z widocznością ziemi! Robili wszystko by wylądować, ale ciśnienie było tak ogromne, że nie dawali już rady! Człowiek za kierownicą w samochodzie w sytuacji kryzysowej naciska gaz zamiast hamulca, to co się dziwić tym chłopakom, na których usiadło całe prezydenckie ciśnienie i caaaała „polska sprawa”!!!
Wszyscy! Wszyscy zarówno załoga PL101 jak i obsługa na wieży, ale też i Kazana i Błasik czekali do samego końca na zdanie, słowo, sugestię, chociaż na pół sugestii od Pierwszego Pasażera, typu - „Panowie, nic się nie stanie jak nie wylądujemy w Smoleńsku…”. Gdyby takie słowa padły - pierwszy pilot z uczuciem ulgi pociągnąłby za wolant i odszedł na zapasowe, a Kazana z Błasikiem przybiliby żółwika i wyrównali tętno. Może spóźniliby się o godzinę, może dwie. Ale wszyscy by przeżyli! Takie słowa jednak nie padły. Załoga dowiedziała się tylko, że „pierwszy nie podjął decyzji” co znaczyło nie mniej i nie więcej by za wszelką cenę lądować! Takie słowa nie padły bo mózg pańskiego brata nie ogarniał niczego innego jak to, by bez względu na konsekwencje, by dosłownie „po trupach” pokazać światu, Polsce, Tuskowi i wszystkim innym Lecha Kaczyńskiego na uroczystościach w lesie katyńskim! Bardzo możliwe, że to pan mu zasugerował w słynnej rozmowie telefonicznej. Wiemy przecież, że pański brat niejednokrotnie się z Panem konsultował, mając problemy z podejmowaniem decyzji. Wiemy, że to pan trzymał w rodzinie „drążek sterowy”. Życie 96 ludzi w Tu-154M stało się dla pańskiego brata o wiele mniej ważne od zakompleksionych ambicji politycznych i zdrowego rozsądku, o którego istnienie w tematach katyniopodobnych nigdy nie można go było posądzać. Katastrofa nastąpiła kilka chwil po tym, jak wszyscy czekali na jedno, krótkie zdanie pańskiego brata… Zafiksował się jednak podczas całego życia na kursie katyńskim i w ten sam sposób jak żył - zginął! Niestety wraz z 95-cioma osobami.
Zacząłem od tego, że wyjaśnię panu tajemnicę zamachu. Piszę o tym wszystkim pod wpływem tych niedorzeczności, które pan obecnie bez zahamowań rozsiewa. Tych obelg o winie Tuska, Komorowskiego, Klicha, Rosjan. Tych dramatycznych oskarżeń wyżej wymienionych ludzi o przeprowadzenie zamachu! To działanie musi mieć oczywiście jakiś cel. Ja się domyślam jaki. Przykrycie prawdy o katastrofie smoleńskiej, o której pan, jak i większa część myślącego polskiego społeczeństwa doskonale wie! Prawdy o tym, że rzeczywiście był zamach… ale zamachowcem (pośrednim oczywiście), był nikt inny jak sam Prezydent RP, Lech Kaczyński!
Niezmiernie nad tym ubolewam, ale mam też nadzieję, że jest to bardzo krwawa nauczka na przyszłość dla wszystkich wielkich tego świata, którzy uważają, że są powyżej wszelkich regulaminów i prawa.
4