Początek końca
2 lata później
Światło, które wpadało do pokoju było lekko przyćmione. Na zewnątrz deszcz odgrywał swój taniec na oknach budynków Terran. Burza utrzymywała się już od kilku dni i ziemia obok Centrum Dowodzenia zmieniła się w błoto. Przy oknie znajdowało się biurko i odsunięty od niego fotel. Na blacie leżała połyskująca broń, a po bokach znajdowały się wysokie szafki ze starannie ułożonymi książkami.
Pośrodku stała wysoka postać, którą okalało wnikające do środka światło. Wkładała na siebie pancerz koloru zielonego. To był Raynor. Pancerz nie był jeszcze przez nikogo noszony, wypolerowany dostał się w ręce Jim'a jako prototyp nowego ubrania ochronnego. Broń także była prototypem nowego działka 20mm z wybuchającymi pociskami. Terranin jako pierwszy miał wypróbować te akcesoria.
Po chwili rozległo się pukanie w drzwi, do pokoju wkroczyła średniego wzrostu postać. Sądząc po tym, co ten mężczyzna miał w ręce można było wywnioskować, że jest uczonym lub naukowcem. Jego twarz była bez wyrazu, lecz nagle pojaśniała, gdy pojawił się na niej uśmiech. Jim wiedział, kto to jest. To od niego otrzymał to, co miał teraz na sobie i co leżało na biurku. Nazywał się Taros i był kierownikiem Akademii oraz Stanowiska Inżynieryjnego. Do niego trafiały informacje o nowych odkryciach nim ktokolwiek z zewnątrz zdołał się tego dowiedzieć. Był też jego przyjacielem.
I jak leży? - Zapytał
Całkiem dobrze. Nie przypuszczałem, że jest taki lekki. Jaka jest odporność kombinezonu? - Zapytał Jim
Ok. 70% bardziej wytrzymalszy niż jego starszy model.
Jakieś dodatkowe funkcje?
Wytrzymuje temperaturę 1200 stopni. Starszy typ przy 500 zaczął mięknąć. Ponadto ma zamontowany system leczący wraz ze sterydami. Światła fotonowe dochodzą na odległość 200 m w mglisty poranek.
Niezłe. - Pochwalił Raynor - kiedy rozpoczniecie produkcję seryjną?
Niedługo powinniśmy zacząć. Mamy jednak małą ilość surowców i to nas powstrzymuje. - Poinformował Taros
Hm niestety nic nie mogę na to poradzić. Idźcie do Crowel'a.
Ekhm nie sądzę, aby dał mi choć wiadro minerałów. - W głosie Terranina słychać było powątpiewanie, gdyż major Crowel był dowodzącym w tym mieście i do niego należało kierować wszystko, co było związane z surowcami i gazem.
Jim zaśmiał się. Dobrze znał styl bycia przełożonego Taros'a, jednak nic w związku z tym nie mógł zrobić. Podniósł broń z biurka i rzekł:
Chodźmy wypróbować to cacko. - Skinął na Taros'a, który spoglądał na równo poustawiane książki na regale.
Tak, oczywiście....... widzę, że lubisz Science Fiction. - Stwierdził Terranin
Taa... Lubię poczytać o tym jak rasa ludzka wygrywa z przybyszami atakującymi ich świat. Szkoda tylko, że to nie sprawdza się w rzeczywistości. - Twarz Jim'a spochmurniała.
To znaczy? - Zapytał zaciekawiony Taros
Słyszałeś o operacji „Chwila Chwały”? - Zapytał Raynor, a jego oblicze wydało się jeszcze bardziej przygnębione.
Nie kojarzę.
A powinieneś... powinieneś.
Mógłbyś mi przybliżyć ten temat? - Poprosił Taros
Opowiem ci to w drodze na strzelnicę - zaproponował Jim, po czym chwycił mocniej broń i wyszedł z pokoju.
Rozdział 7
Generał Duke i przywódca Arcturus Mengsk dowodzili flotą składającą się z 8 krążowników klasy Behemot oraz ponad 60 Myśliwcami. Sprowadzili je ze wszystkich krańców sektora Margotu i Koprulu. Zaplanowali oni atak na Mózgowca znajdującego się w odległości ponad 5000 km stąd. Najpierw zniszczono z orbity strategiczne punkty obrony ziemia-powietrze tzn. większość Kolonii Zarodników wroga. Do obrony Zergowie wysłali hordy Zmór. Nic poważniejszego niż zniszczenie kilku Myśliwców one jednak nie zdziałały, gdyż wystarczyły 2 rakiety Hellfire aby je unieszkodliwić. W połowie walki Zmór i Myśliwców na pomoc swoim wojownikom Nadświadomość wysłała kilkadziesiąt Mutalisków. Cholerne stwory!
Z Mutaliskami działo się podobnie jak ze Zmorami. Były one jednak mądrzejsze od tych „ślepych terrorystów” i widząc, że są dziesiątkowane zawróciły, ukrywając się w atmosferze planety. Mengsk nie miał wyboru i rozkazał, aby wszystkie krążowniki i Myśliwce naraz zeszły na wysokość 6 km od powierzchni planety i rozpoczęły szukanie Mózgowca.
Dzień był wtedy dość dziwny w tamtej części globu. Krajobraz poza zainfekowaną glebą był dziwnie pożółkły. Ponadto unosiła się gęsta, bladożółta mgła. Tajemnicze zniknięcie Mutalisków wywołało zdenerwowanie generała Duke'a oraz Arcturus'a. Nikt nie wiedział gdzie są i co robią. Krążowniki zeszły na jeszcze mniejszą wysokość, aby zniszczyć resztę formacji Kolonii Zarodników.
W swoim pokoju miałem włączone 2 obrazy na moim ekranie: jeden pochodził z Władcy, a drugi z Kanibala. Słyszałem wszystkie rozkazy jakie wydawali właściciele krążowników. Słyszałem jak Duke krzyczy, aby włączyć reflektory pod kadłubem oraz polecenie uruchomienia pola maskującego Myśliwców wydane przez Mengska.
W pewnej chwili Duke wrzasnął:„A co to ku*** jest?”. Istotnie działo się coś niedobrego. Kilkanaście Suzerenów powolnym ruchem, wyłaniały się z mgły i zaczęły zbliżać do armii Terran. Wywołało to nerwową atmosferę na pokładzie krążowników, gdyż każdy z dowódców widział, że te stwory nie umiały atakować celów powietrznych jak i naziemnych. Postanowiono je czym prędzej zlikwidować.
Myśliwce i krążowniki zbliżyły się na odległość strzału i Mengsk już miał wydać rozkaz ataku, gdy coś się stało. Widziałem nawet jak uniósł rękę aby dać znak. W tym samym momencie jego twarz zadrżała, a oblicze wyrażało wielki strach. Jego oczom ukazały się potwory większe dwukrotnie od Mutalisków o wyglądzie głowy Zerglinga z doczepionymi skrzydłami. Wyłoniły się z mgły razem z pozostałymi przy życiu Mutaliskami. Zaatakowały one krążowniki flagowe Duke'a i Mengska lepką, fioletową cieczą, która zasłoniła całkowicie widoczność dla całej załogi.
Generał ocknął się pierwszy i wrzasnął:„Szwadron Alfa, rozjebać sukinsynów. Po tych słowach Myśliwce ruszyły do ataku razem z krążownikami. Nowe formy Mutalisków okazały się jednak zbyt potężne, aby armia Terran mogła je pokonać. Myśliwce były masowo niszczone. Na mostku we Władcy rozległ się krzyk:„Panie admirale... Ciężkie uszkodzenia statku... Musimy natychmiast ewakuować się z pokładu. Po tych słowach postać Mengska znikła z obrazu. Prawdopodobnie został zabrany przez załogę, która wpakowała go do kapsuły ratowniczej i wystrzeliła z krążownika. Po krótkiej chwili na obrazie pojawiła się twarz kapitana statku. Stanowczym głosem rzekł do mikrofonu skierowanego w moją stronę:„Poruczniku Raynor! Zostaliśmy zaatakowani przez nieznajome twory Zergów. Będziemy walczyć do końca ochraniając kapsułę Arcturusa Mengska, która leci teraz w przestrzeń kosmiczną. Proszę natychmiast wysłać Statek Transportowy, aby przejął ładunek oraz admirała...” Wtedy połączenie zostało zerwane. Utraciłem połączenie z Władcą, a po krótkiej chwili również z Kanibalem (Duke przed rozłączeniem krzyknął:„Wy skurwysyny...”).
Nie mogłem się ocknąć przez dłuższą chwilę. Jakaś część mózgu usiłowała się przebić przez mur zdziwienia, rozpaczy i nienawiści. W końcu przestałem wpatrywać się w czarne obrazy na ekranie i rozluźniłem się na tyle, aby przypomnieć sobie, co mówił kapitan okrętu flagowego Mengska. Przewracając wszystko na co się nawinąłem biegłem po schodach w Centrum Dowodzenia, potem poprzez ulice miasta, aż znalazłem się w Gwiezdnym Porcie. Szybko wydałem rozkaz startu jedynego Myśliwca jaki pozostał w hangarze oraz Statku Transportowego. Pilot wystartował i skierował swój statek w kosmos. Patrzyłem w niebo jak się oddala. To był ostatni raz, gdy go widziałem.
Operacja „Dzień wyzwolenia” okazał się porażką i przez nią zginęli wszyscy najważniejsi dowódcy świata Terran.
Rozdział 8
Po skończeniu opowieści, twarz Jim'a wyrażała smutek i żal po straconym przyjacielu jak i po śmierci kilkuset ludzi. Razem z Tarosem stali teraz przed drzwiami strzelnicy dla komandosów.
Wiesz, jedno mnie zastanawia. Od tamtej bitwy minęło ponad 2 lata. Jak to jest możliwe, że nie słyszałeś o niej? - Zapytał Raynor
Hm... Nie wiem jak to powiedzieć. 2 Lata temu byłem zwykłym pracownikiem Akademii na Korhal IV. Nie interesowały mnie zbytnio działania wojenne prowadzone na odległych planetach. Być może dlatego...
Taros zapukał, po czym otworzył drzwi i skinął na Jim, aby wszedł pierwszy (po porażce w bitwie o los planety i śmierci Mengska oraz Duke'a uznano Jim'a generałem wojsk Terran i naczelnym dowódcą Armii). Gdy to uczynił sam wpakował się do środka. W wielkiej sali znajdowało się kilkoro Komandosów. Niektórzy rozmawiali ze sobą, a inni sprawdzali swoje umiejętności mierząc z karabinów T-82 do tarcz. Było kilka wolnych stanowisk ze wszystkich 10 rozmieszczonych po obu stronach hali.
Jim podszedł bliżej jednego ze stanowisk i rzekł:
No to sprawdźmy co potrafi to cacko. - Mówiąc to spojrzał na wypolerowaną broń z napisem na kolbie:„Splinter Rifle”. Uniósł ją na wysokość oczu, wycelował i puścił serię pocisków w znajdującą się 20 metrów dalej tarczę. Wszystkie pociski trafiły w cel robiąc dziury o średnicy 20mm. Na ekranie przy stanowisku Jim'a pojawiła się statystyka: 1x10pkt, 2x9pkt, 1x7pkt, 1x3pkt, Razem-29pkt.
Nieźle! - Pochwalił Taros - naciśnij to i spróbuj ponownie - mówiąc to wskazał na mały, prostokątny przycisk z literą M. Znajdował się on blisko palca wskazującego lewej ręki, która podtrzymywała broń (podobny uchwyt jak przy staroświeckim kałachu pochodzącym z XX w z planety Ziemia.
Jim ponownie wycelował i nacisnął spust. Wystrzał odrzucił nieznacznie jego broń do góry. Spojrzał na tarczę, lecz jej nie było. Zamiast niej w tamtym miejscu unosił się szary dym. Wszyscy na sali spojrzeli na Jim'a i jego kolegę.
Co to było? - Zapytał zaskoczony Raynor
To był pocisk odłamkowy. - Poinformował zadowolony Taros - gdy dotknie jakiejś powierzchni wybucha. Prawdopodobnie wystarczy jeden strzał na Hydraliska, a na Zerglingi nie warto go marnować. Samo działko po 2-3 seriach wykańcza stwora.
Hm... Ile mieści się pocisków w jednym magazynku?
Dokładnie 35. W pancerzu, który masz na sobie znajdują się specjalne miejsca na 5 takich magazynków oraz 2 do działka 20mm, mieszczące 250 pocisków. Wysuwa się je z prawej i lewej strony kombinezonu.
Jak wy to wszystko upchnęliście w tym karabinie? - Zapytał Raynor
Ech... Prawda, ze imponujące? - Towarzysz Jim'a uśmiechnął się.
Taa... Czy mogę go zatrzymać?
Jasne, jest twój razem z pancerzem. - Powiedział Taros.
Rozpocznijcie produkcję seryjną jak najszybciej. - Rozkazał Terranin
Tak jest!
Raynor wyszedł z hali, na której ponownie zaczęły rozbrzmiewać wystrzeliwane pociski. Udał się do swojego pokoju, w którym zostawił prezenty dane przez Taros'a, po czym udał się do głównej sali w Centrum Dowodzenia. Miał nadzieję, że tym razem Tassadar odpowie na jego wezwanie. Zagadał do łącznika i po chwili usłyszał głos Magistrali (komputera obdarzonego sztuczną inteligencją):„Brak odpowiedzi, zerwanie połączenia.”. Terranin spochmurniał.
Minęło półtora roku od opuszczenia przez Protosów tej planety. Stało się to tak nagle. Templariusz przy pożegnaniu rzekł tylko:„Bądź silny, wrócimy!”. Po ich odejściu obserwatorzy zaalarmowali, że większość opuszczonych baz Protosów została przejęta przez Zergów. Od reszty, niezainfekowanej planety oddzielał miasto wąski korytarz pustynnego terenu. W chwili obecnej cała planeta jest już przejęta przez obce organizmy. Jedyna osada Terran pozostaje nadal poza zasięgiem wroga.
Miasto zostało umocnione i obwarowane. Zergi nie mogły przedostać się przez obronę w mniejszych niż liczących kilkaset jednostek oddziałach. W ostatnich miesiącach zaobserwowano zanik aktywności Zergów po stronie południowej. Północnej części bronią zaś liczne Wieże Rakietowe. Nie było mowy o ataku z powietrza. Jedyne co niepokoiło Raynora znajdowało się w Gwiezdnym Porcie, a raczej nie znajdowało się. Wszystkie 30 Statków Desantowych zostało wysłanych ponad rok temu do odległej planety Mar Sara, aby wspomóc Terran walczących tam z Zergami. Niestety nie pomyślano wtedy o ewentualnej ewakuacji z planety Margot. Skupiono więc wysiłki na umacnianiu miasta niż na budowie transportowców.
Przez ten okres wynaleziono również rakietnicę klasy ziemia-ziemia. Montowana jest ona w specjalnych budynkach podobnych do Wież Rakietowych lecz rakiety skierowane są ku ziemi. Mają wielką moc niszczenia i kilka pocisków wystarczy aby zabić Ultraliska. W mieście zamontowano ponad 20 takich punktów obrony.
Do miasta zamienionego w twierdzę była tylko jedna droga naziemna. Bardzo wąska, a po bokach na urwisku ustawione bunkry, Wieże Rakietowe, które utrudniały dostęp wrogowi do środka. Dodatkowo droga była gęsto zaminowana.
Jim czuł się zmęczony. Postanowił więc zdrzemnąć się chwilę w swojej kwaterze. Udał się tam niezwłocznie. Gdy wkroczył do pokoju, ogarnęła go wielka słabość. Nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach dlatego też upadł na kolana, a potem na podłogę. Poczuł, że serce bije coraz słabiej i wolniej. Miał przeczucie, że to koniec jego życia. Ale dlaczego? Czym sobie na to zasłużył, pomyślał. W końcu mózg odmówił mu posłuszeństwa i Terranin zapadł się w ciemną otchłań snu.
Rozdział 9
Zergi wdzierają się do miasta!! - Krzyczał któryś z Komandosów - wszyscy do schronu!!
Wielka ilość Hydralisków i Zerglingów przechodziła przez wąskie przejście zabijana przez Terran ukrytych w bunkrach i Wieżach Rakietowych. Ciągły ostrzał z artylerii czołgowej, naloty z powietrza - mimo tych wysiłków wróg podchodził coraz bliżej ostatniej linii obrony. Raynor także walczący wśród Komandosów ze swoim Splinterem, dziesiątkował oddziały Zergów. Cywile uciekali do podziemnego bunkra, zbudowanego specjalnie na taki wypadek.
Nagle nawiedziło Jim'a dziwne przeczucie. Było ono mieszanką nienawiści i słabości. Uzmysłowił sobie nagle, że jego wysiłki idą nadaremne, gdyż nikt nie jest w stanie pokonać takiej ilości wrogich jednostek. Wściekł się, że najpierw Konfederacja, a teraz służba w armii zniszczyły jego życie. Nie chciał umrzeć w ten sposób. W jego oczach płonął gniew do Terran, podczas gdy swoją bronią zabijał brutalnych Zergów.
Postanowił zakończyć swoją mękę. Złowieszczy uśmiech udekorował jego twarz, gdy zwrócił się w stronę własnego budynku - jednego z kilku ocalałych bunkrów. Podbiegł do niego i gdy był już bardzo blisko, rzucił się na ścianę struktury wybuchając jak zakażony Terranin.
Obudził się w swojej kwaterze. Leżał na prawym boku z głową skierowaną do okna. Cały zlany był zimnym potem. Czuł się gorzej niż przed zaśnięciem. Teraz jednak uzmysłowił sobie, że to czego przed chwilą doświadczył była wizja niedalekiej przyszłości. Niedowierzał jednak temu, że należy on do grupy ludzi zakażonych przez Królową Zergów. Powoli wstał tak jakby był pijany. Oparł się o ścianę i spojrzał za okno. Deszcz przestał już padać i świeciło teraz słońce. „Ciekawe jak długo spałem?” - Pomyślał Raynor.
Postanowił, że uda się do medyka, aby zbadał czy jego sen się sprawdza i on sam jest zakażony przez Królową. Nie było to wcale łatwe, gdyż każda próba zrobienia kroku kończyła się upadkiem na podłogę. Przytrzymując się klamki od drzwi odchylił je lekko i przez szparę zawołał: „Taros!” (jego gabinet znajdował się po drugiej stronie korytarza, kilka metrów od drzwi kwatery Raynora). Z kilku pokoi wyszli ludzie aby zobaczyć kto hałasuje na piętrze, do którego wstęp mają jedynie osoby upoważnione. Taros wybiegł ze swojego gabinetu i kierując się wołaniem Jim'a dotarł do jego kwatery. Ostrożnie otworzył drzwi i wszedł do środka.
Co się stało? - Zapytał przejęty
Potrzebuję... Twojej pomocy. Pomóż mi dojść do... Centrum szpitalnego. Źle się czuję. - Powiedział ledwo słyszalnym głosem Terranin.
Dobrze - Taros założył prawą rękę generała na swoim ramieniu i tym samym podparł jego ciało. Posuwali się wolno, lecz sukcesywnie. Po kilkunastu minutach dotarli do skrzydła szpitalnego.
Położono Raynora na łóżku, po czym zaczęto go badać. Kilku lekarzy czuwało nad jego bezpieczeństwem. Zamknięto przejście do sektora, w którym był Terranin i mała grupka Duchów czuwała, aby tak pozostało.
Najpierw zbadano, czy Jim nie jest zainfekowany przez Królową Zergów. Wynik był pozytywny. Żadnego śladu pasożyta. Gdy Taros się o tym dowiedział przyjął to z wielką ulgą. Ostatecznie stwierdzono, że naczelnik musi zostać kilka dni w skrzydle szpitalnym aby wrócić do zdrowia. Był przemęczony i mało jadł (prawdopodobnie dlatego, że nie miał na to czasu). Lekarze dali mu dożylnie jakieś leki, po czym zostawili go z kierownikiem Akademii w pokoiku.
Lepiej ci? - Zapytał Taros
Erghm... łeb mi pęka. Kiedy przestało padać?
Jakieś 3 godziny temu. Ale widzę, że znów zaczyna, pogoda ostatnio dziwnie się „zachowuje”.
To zły znak. Coś się stanie. Coś wielkiego. Szybciej niż sobie to wyobrażamy. - Powiedział Raynor głosem, który przypominał mowę człowieka na granicy śmierci klinicznej.
Wiesz może co? - Zapytał niepewnie Taros
Nie jestem pewien ale sądzę, że Zergowie chcą zniszczyć nasze miasto. Chyba zbierają armię. - Powiedział Jim tym samym, przerażającym głosem.
Skąd ty to wiesz?
Czuję to. Każ wszystkim dowódcom zebrać się u mnie za dwie godziny.
Dobrze. - Rzekł Taros zbliżając się do drzwi
Aha! - Zawołał do niego Raynor - przynieś mi jeszcze piersiówkę z mojego pokoju. Leży na półce.
Hehe - zaśmiał się kierownik - Taa, wypoczywaj. - Rzekł i wyszedł z pokoju.
Taros wyszedł ze skrzydła szpitalnego akurat w chwili, gdy trzasnął piorun i białe światło zalało wszystkie pomieszczenia w Centrum Dowodzenia. Niektórzy z trwogą spojrzeli w okna, o które znów uderzały strugi deszczu. Terranin udał się do operatora megafonu i kazał mu puścić taką wiadomość w głośniki: „Uwaga! Na rozkaz generała Raynora wszyscy dowódcy mają się stawić za dwie godziny w skrzydle szpitalnym w sektorze A. Powtarzam...”
Następnie udał się do obserwatora, aby sprawdzić czy przypuszczenia Raynora są prawdziwe. Podoficer przeskanował całą okolicę i ustawił widok przestrzenny. Taros znieruchomiał. Kilka kilometrów od miasta Zergowie formowali niewyobrażalnie wielką armię. Olbrzymie skupisko Hydralisków, Zerglingów i nieco mniej Ultralisków zbierały się w jedno miejsce. W odległości kilkunastu metrów dookoła armii wroga krążyły Suzereny. Jak powiedział później obserwator, zostało kilka dni zanim ostatnie oddziały Zergów dotrą na miejsce. Wtedy zacznie się ostateczna bitwa o Margot.
A więc jednak Jim miał rację, pomyślał Taros. Terranin wybiegł z Centrum Dowodzenia i szybkim krokiem udał się do Akademii. Skierował swoje kroki w stronę menadżera produkcji. Siedział on w magazynie i liczył coś na kalkulatorze oraz zapisywał to na papierze. Taros zapytał:
Ile czasu zajmie wyprodukowanie 500 pancerzy TX-1 oraz karabinów klasy Splinter? - Zapytał wprost kierownik
Ależ szefie, to dopiero prototypy. Musimy najpierw je przetestować zanim zaczniemy produkcję masową...
Gówno mnie to obchodzi! - Wszedł mu w słowo Taros - Chrzanić badania! Macie rozpocząć produkcję seryjną natychmiast! Do jutra macie zrobić 100 sztuk, a za 2 dni ma być dla każdego Komandosa w mieście! Zrozumiano?
Nie damy rady! W mieście jest tylko jedna Akademia. Z garstką robotników nie zdążymy wybudować nawet połowy tego czego pan oczekuje.
Jeśli brakuje ci ludzi to bierz przechodniów do pracy. - Rozkazał kierownik
Przykro mi ale nie mogę tego zrobić.
Człowieku! Za kilka dni po tym miejscu nie zostanie kamień na kamieniu. Zergowie szykują 100 tysięczną armię. Nas jest ledwo 500. Myślisz, że jak tu się wedrą to oszczędzą cię?! Nie! Wyprują ci flaki i zagrają w siatkówkę twoją głową.
... - Menadżer zaniemówił. Był śmiertelnie przerażony słowami Taros'a. - Dobrze zrobię co pan każe. Musi mi pan jednak dać upoważnienie, aby ściągnąć cywili do pracy w Akademii.
Dobrze masz moja zgodę. Do roboty! Każda sekunda jest cenna. Wyprodukujcie najwięcej pancerzy i karabinów ile możecie.
Tak jest. - Rzekł nieco pewniej, po czym ruszył do głównej hali produkcyjnej Akademii.
W pokoju, w którym leżał Jim znajdowało się 6 różnych wzrostem mężczyzn.
Stali oni na baczność w kole prze łóżku naczelnika.
Panowie - zaczął Raynor - Nadchodzi dzień, w którym nasza odwaga zostanie wystawiona na próbę. Zergowie szykują wielką armię na pustyni na południu. Gdy zbiorą ostatnie oddziały zaatakują jednym masowym uderzeniem. Proszę was abyście zrobili wszystko co w waszej mocy by nie dopuścić do zniszczenia miasta.
Panie generale, jeśli można spytać, jakie mamy szanse? - Zapytał jeden z mężczyzn.
Raczej niewielkie, - powiedział ponuro Raynor - jednak naszym obowiązkiem jest chronić tych, którzy sami nie mogą tego zrobić. Myślę teraz o kilkunastu tysiącach cywili.
Nie mamy szans przeciwstawić się 100 tysiącom Zergów!! Nas jest nieco ponad 500 osób. To my mamy bronić zwykłych ludzi przed brutalnością wroga... - Rzekł jeden z najwyższych mężczyzn lecz tym samym najgrubszy, któremu generał wszedł w słowo.
Brutalność kontra technika. - Powiedział spokojnie Jim - dysponujemy najnowocześniejszą bronią w całym sektorze Koprulu...
Z całym szacunkiem, ale sektor Koprulu został w całości przejęty przez Zergów. Kilka dni temu padł ostatni bastion na Tarsonis. - Tą smutną informację przekazał szczupły Terranin z ostrymi rysami twarzy. Jim spuścił głowę i spochmurniał. - Jedynie Ziemia oraz to miasto pozostało w naszych rękach.
Panie Wallstone. Proszę wysłać wiadomość na Ziemię z prośbą o przysłanie 20 statków transportowych w rejon naszego miasta. Niech pan się pośpieszy. - Raynor wiedział, że nawet podróżując z prędkością nadświetlną statki dotrą tu najwcześniej za 5 dni. - Musimy powstrzymywać wroga zanim przybędą transportowce i zabiorą nas stąd. Zrozumiano?
Tak jest, sir! - Krzyknęli wszyscy zebrani.
W takim razie proszę czynić niezbędne przygotowania.
Rozdział 10
Następnego dnia Taros wybrał się do Akademii sprawdzić jak idą przygotowania do bitwy. Gdy otwierał drzwi, oślepił go błysk światła wydobywający się z wnętrza budynku. Musiał osłonić oczy ręką bo blask był nie do wytrzymania. Natychmiast ktoś podbiegł do niego i wręczył mu przyciemniane okulary. Teraz dopiero zobaczył co dzieje się w środku. Kilkaset ludzi tłoczyło się niewielkiej sali, na której zazwyczaj mieściły się taśmy produkcyjne. Światło pochodziło od spawarek, przecinaków fuzyjnych itp. A więc wzięli się do dzieła, pomyślał kierownik.
Udał się do menadżera i zapytał wprost:
Jak idą przygotowania?
Wyprodukowaliśmy kilkanaście pancerzy TX-1 i troszkę mniej karabinów klasy Splinter. Jak pan widzi pracujemy pełną parą. Musiałem nawet ściągnąć cywili do pracy. To była dobra wiadomość. Zła jest taka, że nie zdążymy wyprodukować pancerzy oraz broni dla wszystkich. Pracując całymi dniami i nocami powinniśmy jutro mieć około 80 pancerzy i 60 karabinów. To wszystko na co nas stać. Przykro mi.
Hm... - Zamyślił się Taros. Rozejrzał się dookoła i zobaczył zwykłych ludzi, którzy na co dzień nie mają do czynienia z narzędziami produkcyjnymi i którzy starając się jak mogą spawają i tną materiały potrzebne do zrobienia kombinezonu ochronnego dla Komandosów. - Postarajcie się wyprodukować tak wiele pancerzy ile tylko możecie. Dostałem informację, że ostatnie oddziały Zergów dotrą na miejsce jutro około godziny 17.00. Do południa macie skończyć pracę i udać się do schronu przeciw atomowego pod miastem. Zostać ma jedynie dziesięciu ludzi, którzy pomogą w zakładaniu i przenoszeniu pancerzy oraz krótko przeszkolą oddziały Komandosów.
Tak jest. - Po tych słowach Taros oddał okulary temu, kto mu je wręczył i wyszedł z budynku, a menadżer również wrócił do pracy.
Jim siedział w swoim pokoju i pisał coś w małym zeszycie dwunastokartkowym.
Tymczasem na zewnątrz Terranie czynili ostatnie przygotowania do bitwy. Kilkoro ludzi oraz dźwig montowali ostatnią Wieżę Rakietową klasy ziemia-ziemia. Jeden z nich naprowadzał obsługującego dźwig na miejsce gdzie ma upuścić moduł.
Trochę w prawo, jeszcze! - Krzyczał do mikrofonu i wykonywał rękami odpowiednie gesty. - STÓJ! Dobrze. Teraz w dół. OK. - po tych słowach moduł do Wieży został pomyślnie osadzony na wcześniej przygotowanym urządzeniu. - Możesz go aktywować Jankee!
Do maszyny podszedł drugi człowiek z czarnym pudełkiem w ręku, na którym był
wyświetlacz i kilka przycisków. Przy ustach miał mikrofon, tak jak większość robotników i oficerów w tym mieście. Wcisnął wtyczkę od kabla do specjalnego miejsca w Wieży, pochodzącego z pudełka i przycisnął kilka guzików. W tym momencie wieża obróciła się o 180 stopni i zmieniła kąt padania rakiet o 30 stopni w górę.
Masz go John? - Zapytał Jankee.
Tak. Jest nasz. - Powiedział rozbawiony oficer w Centrum Dowodzenia. Po tych słowach odczepiono kabel i ekipa monterów udała się do Koszarów, aby odpocząć gdyż to była ich 4 Wieża Rakietowa, którą dziś zamontowali.
Trzech z nich już weszło do budynku, a uwagę czwartego przykuł brązowy kolor na południu. Odwrócił głowę i wytężył wzrok. Nie musiał długo wpatrywać się w duże zbiorowisko Zergiańskiej, armii aby poznać co się dzieje. Wróg przegrupowywał oddziały przygotowując się do ataku na miasto Terran.
Będą atakować wcześniej. - Stwierdził Jim oglądając przez lornetkę zbiorowisko Zergów. - Ewakuujcie wszystkich ludzi do schronu i rozkażcie Komandosom na zajęcie pozycji w bunkrach i na skałach.
Tak jest. - Rzekł major, który znajdował się razem z Raynor'em w pokoju. Po tych słowach wyszedł, a Terranin wyciągnął ze schowka w ścianie prototyp kombinezonu ochronnego TX-1 oraz karabin klasy Splinter. Założył go na siebie, dopinając każdą klamrę i zasuwkę. Po chwili wziął broń do prawej dłoni i pomyślał:„Dlaczego wszystko musi tak wyglądać?”. Po chwili westchnął i wyszedł na taras, z którego mógł oddawać strzały we wroga.
Istniało tylko jedno lądowe wejście do miasta. Było wąskie i z dwóch stron otaczały je
wysokie skały. Dodatkowo blisko bramy teren wznosił się co umożliwiało dogodne miejsca do odpierania ataku. Jeden z oficerów wpadł na pomysł, aby pod powierzchnią drogi na całą jej szerokość, na wzniesieniu zainstalować płytę, która będzie rozgrzewać podłoże do temperatury 2,5 tys. stopni. Było to zabezpieczenie przed wdzierającymi się Zerglingami przez ostatnie kilka miesięcy.
Komandosi zajęli pozycje obronne i czekali na rozkaz otwarcia ognia. Prawie 100 z nich miało nowe typy zbrój i karabiny klasy Splinter. Wieże Rakietowe ustawiły swoje celowniki na miejsce przed wzniesieniem. Niewielka grupa czołgów w stanie oblężniczym zajęła pozycje przy bramie oraz na wzniesieniu tuż nad drogą. Goliaty czekały w gotowości za 2 linią obrony, którą stanowiło kilka bunkrów i Wieże Rakietowe.
O godzinie 13.00 obserwatorzy zauważyli, że Zergi rozpoczynają atak. Pierwsze oddziały, a za nimi kolejne ruszyły na gotowe do obrony miasto Terran. Dowódca armii „Wejście” rozkazał przez radio:„Włączyć Płytę Węglową!”. Po kilku chwilach można było zauważyć, że resztki wody zawartej w gruncie natychmiast wyparowały. Niedługo po tym pierwsze Zerglingi dotarły do strefy strzału i zostały natychmiast zabite przez Komandosów. Po nich przyszły następne, lecz nie zdążyły nawet dotknąć rozżarzonej płyty. Dopiero potem nastąpiła masowa fala wściekłych Zerglingów i Hydralisków.
Po kolei pierwsze 5 Wież Rakietowych wystrzeliły swoje pociski w miejsce oddalone o kilkanaście metrów od wzniesienia. Wybuch był ogromny i oślepił znajdujące się w pobliżu jednostki wroga. Niektóre z nich zdołały się przedrzeć przez linię strzału Terran i dotykały Płyty Węglowej, po czym z żałosnym wyciem umierały przypalane przez wysoką temperaturę. Kolejna salwa z Wieź Rakietowych przerzedziła oddziały Zerglingów i Hydralisków tworząc mały krater pośrodku drogi.
Nad polem bitwy leżało kilkaset zabitych lingów, a straty u Terran były niewielkie. Niektóre stwory próbując przekroczyć gorącą ziemię skakały po skałach obok drogi, lecz zawsze zostawały zabijane przez Komandosów z bunkrów. Jeśli ktoś był ranny odciągano go z pola bitwy i dawano leki przeciwbólowe oraz na stymulację mięśni. Po tych zabiegach Komandos czuł się dużo lepiej i mógł wrócić do walki. Wieże Rakietowe były obsługiwane drogą radiową z Centrum Dowodzenia, aby uniknąć ofiar, gdy mechanizm zostanie zniszczony.
Strzelano na zmianę z działka i pocisków odłamkowych, aby wzrosła skuteczność obrony. Raynor również tak czynił. Siedział na tarasie i celując w „większe sztuki” oddawał strzał z pocisku odłamkowego. Następnie namierzając grupę wroga oddawał strzały na ślepo nie mierząc do żadnego konkretnego celu.
Na rozżarzonej płycie leżało coraz więcej ciał, które powoli zaczęły się topić. Wykorzystał tę okazję pewien Zergling, który skacząc po zwłokach swoich współplemieńców i omijając ostrzał Terran przekroczył granicę bramy i wdarł się do miasta. Szybko obrał cel, którym okazał się Komandos stojący przy bunkrze i skoczył na niego. Będąc w locie jego ciało wybuchło i obsypało resztkami Terranina. Ten po chwili zauważył Raynora, który uniósł kciuk do góry. Obydwoje wrócili do walki.
Coraz większy napór wroga sprawił, że lingi i hydry docierały coraz bliżej bunkrów. Niektóre nawet zdążały oddać strzał w budynek lub Komandosów. W ten sposób linia obrony stała się coraz bardziej uszkodzona. Dowódca armii „Południe” rozkazał sprowadzić SCV aby na bieżąco naprawiały uszkodzenia. Wieże Rakietowe działały teraz na pełnej mocy oddając strzał w każdej sekundzie pomagając w zabijaniu Hydralisków, które były niebezpieczne dla Komandosów nie znajdujących się w bunkrach.
W pewnym momencie żołnierze zauważyli, że do bitwy przyłączają się Ultraliski. Biegły one w beserkerskim szale na budynki Terran. Czołgi, które dotąd strzelały w skupiska lingów, oddały salwę celując w te bestie i jedna z nich padła nieżywa. Na nieszczęście Komandosów do walki włączył się również Plugawiec. Podszedł on do budynków na odległość strzału nie trafiony przez żadną rakietę ani pociski. Wypuściły on ciemną chmurę zarodników, które otoczyły 2 z 8 bunkrów przy wejściu do miasta i uczyniły je zdane same na siebie, gdyby jakiś Zerg znalazł się w ich zasięgu. Tak też się stało. Nie bacząc, że są dziesiątkowane, Zerglingi i Hydry odsunęły się w bok aby przepuścić nadbiegające bestie. Miały one kły o długości ponad 5 metrów, które z łatwością przebijały każdą substancję. Gdy dobiegły do zasłoniętych bunkrów rozpoczęły ich dewastację, a będąc chronione przez chmurę zarodników nie ginęły tak szybko jak lingi i hydry.
Po kilku chwilach bunkry zaczęły się walić i załoga musiała ewakuować się do innych pomieszczeń tegoż budynku. Gdy tylko chmura opadła Wieże Rakietowe namierzyły Ultraliski i natychmiast je unicestwiły. Wielkie bestie otworzyły jednak drogę dla Zerglingów i Hydralisków oraz w dalszej części nadbiegających Ultrali. SCV dojechały dopiero w tej chwili i bez zwłoki zabrały się za naprawę uszkodzonych budynków.
Rozżarzona płyta w całości przykryta była ciałami Zerglingów, Hydr i Ultralisków. Nie spełniała już dobrze swojej roli i wróg wykorzystywał to, aby dostać się w pobliże bunkrów. Niektórym żołnierzom zaczęło brakować amunicji wiec szybko biegli, aby je uzupełnić. Wpół zniszczony bunkier rozleciał się i tylko połowie załogi udało się ujść z życiem i przedostać się w bezpieczny rejon.
Walka trwała nadal gdy zaczęło się ściemniać. Wieże Rakietowe musiały uruchomić tryb noktowizyjny, aby dostrzec nabiegającego wroga. Wszyscy Komandosi postąpili tak samo i gdy nagle wybuchło coś w zniszczonym bunkrze oślepił ich błysk światła. Prawdopodobnie Zergowie zniszczyli składzik amunicji znajdujący się wewnątrz.
Raynor nie wiedział w co celować, nawał wroga był tak silny, że palec rozbolał go od ciągłego naciskania spustu. W pewnym momencie zauważył kątem oka, jak coś w oddali przebiega po teranie przy Koszarach. Z pewnością nie był to Komandos, ponieważ wszyscy brali udział w walce. Czyżby cywil wydostał się ze schronu?
Popatrzył w tamtą stronę i zauważył wielkiego jak na swój gatunek Hydraliska. Prawdopodobnie był to Zabójca - rodzaj Hydr, które odznaczały się wielką brutalnością i siłą. Stwór rozglądał się bacznie, lecz nie mógł dostrzec Terranina znajdującego się na tarasie. Po chwili zaczął walić całym swoim ciałem w drzwi Akademii, chcąc dostać się do środka. Jim wziął go na cel i puścił w jego stronę pocisk odłamkowy. Gdy dotknęło ego ciała, wybuchło z wielkim hukiem, przez co kilku Komandosów odwróciło głowy aby zobaczyć co się dzieje. Pomimo wielkiej mocy, pocisk nie zdołał zabić stwora. Jim czym prędzej ponownie wycelował i próbował dobić drania z działka. Ten jednak uciekał we wszystkie strony próbując uniknąć kul. Biegł tak przez kilka sekund zanim Terranin go wykończył.
Komandosi wspierani przez czołgi i Wieże Rakietowe zaciekle bronili swoich pozycji do północy. Coraz bardziej czuli zmęczenie i słabość. Jedynie posiadacze pancerzy TX-1 mieli w zapasie adrenalinę, dzięki, której nie zasypiali.
Niedługo po północy padł drugi bunkier, a cała jego załoga zginęła. Zaczął palić się tak jak poprzedni, gdyż Komandosi znajdujący się we wnętrzu użyli przed śmiercią miotacza ognia. „Na chodzie” pozostało jedynie 5 bunkrów.
Zergowie podchodzili coraz dalej, zabijając Terran i niszcząc ich struktury. Postanowiono, że w tej chwili do walki wkroczą oddziały Ognistych Nietoperzy (Firebat). Dwudziestoosobowa załoga wyszła z Koszar i przyłączyła się do walki. Potrafili oni zabijać kilka Zerglingów naraz, więc z ich pomocą na 15 minut udało się odeprzeć wroga do połowy Płyty Węglowej. Byli jednak sukcesywnie tępieni przez Hydraliski i po półtorej godzinie nie było już żadnego.
Około godziny drugiej starty u Terran sięgnęły połowy ich liczebności. Padły też kolejne 2 bunkry. Jim uznał, że lepiej będzie jeśli udadzą się za 2 linię obrony.
Czołgi! Celujcie w skały ponad główną bramą, aby utworzyć zawalisko. Komandosi zostaną ewakuowani z bunkrów i przeniesieni na 2 linię obrony! - Rzekł Jim do mikrofonu próbując przekrzyczeć odgłosy walki i nie przerywając ostrzału ze Splintera, po czym zauważył jak pociski czołgowe trafiają w urwisko ponad główną bramą. Kamienie i to nie małych rozmiarów trafiają na wdzierających się do miasta Zergów i przygniatają je. Trochę skał spadło na bunkry co było nieuniknione. Żadnemu Terraninowi jednak nic się nie stało.
Komandosom zostało kilkadziesiąt sekund na ucieczkę za fortyfikacje zanim Zerglingi
przeskoczą zawalisko. Z pośpiechem, z bunkrów uciekali żołnierze kierując się w stronę drugiej bramy wiodącej do centrum miasta. Wieże Rakietowe, które zostały bez ochrony, stawiały opór jeszcze przez kilka minut, lecz w końcu zostały zniszczone. W chwili gdy ostatni Komandos podchodził do bramy usłyszał za sobą okropne wrzaski oraz dźwięk spadających kamieni. Oczami wyobraźni zobaczył, że tymczasowa barykada została przełamana i w jego kierunku zmierza teraz wściekły Zergling. Żołnierz nie odwarzył się na odwrócenie wzroku, gdyż za bardzo się bał. Biegł najszybciej jak tylko potrafił... Udało się. Znalazł się za bramą, którą zamknięto w chwili, gdy jakiś ling uderzył w nią łbem.
Wszystkie budynki, które znajdowały się za bramą zostały podniesione (tylko te które posiadały tą możliwość) i skierowane na lot poza miasto na północ. Te które pozostały nie uniknęły brutalnej ręki Hydralisków i Zerglingów.
Wieże Rakietowe znajdujące się na murach miasta rozpoczęły intensywny ostrzał w nadbiegającego wroga. Za bramą znajdowały się 4 bunkry, do których weszli Komandosi i przygotowali się na odparcie ataku. Ustawienie budynków pozwalało na dogodną obronę wszystkich struktur.
Po 15 minutach wejście do centrum miasta zostało zniszczone (utworzyła się w nim dziura wielkości połowy Ultraliska. Wróg zaczął „wysypywać się” z niego i atakować Terran. Postanowiono do walki wprowadzić Goliaty jako ostatnią linie obrony. 30 Maszyn podeszło do bunkrów i rozpoczęło atak. Żaden Zerg nie zdołał się przedrzeć, gdy one były w pobliżu.
W Centrum Dowodzenia jeden z oficerów nagle krzyknął:
Szturm jednostek latających od południa!!
O rzesz kurwa. - Rzekł Jim sam do siebie, w chwili gdy 30 Mutalisków i kilka Strażników wtargnęło do miasta, które od południa praktycznie nie posiadało już obrony przeciwlotniczej, gdyż została zniszczona przez wroga. Te ostatnie atakowały żółtawymi kulami z wybuchającym kwasem. Wyglądały jak rakopdobne stwory z 4 odnóżami i spłaszczonym łbem. Raynor, gdy tylko je zobaczył postanowił nie wystawiać się na linię ognia tych bestii, więc szybko wszedł do swojego pokoju. Zrobił to w momencie, gdy Guardian puścił pocisk wycelowany w jego taras. Jimowi udało się wyjść z tego bez szwanku, lecz to co zostało z balkonu nie było przyjemnym widokiem.
Goliaty natychmiast skierowały swoje działa na nadchodzące jednostki powietrzne
wroga i wypuściły 2 serie rakiet samo naprowadzanych. Dysponowały one rakietami o znacznie większym zasięgu niż 2 lata temu więc mogły dorównać pociskom Guardiana, który również atakował z dalekiego zasięgu. Kilkanaście Mutalisków padło nieżywych zanim doleciały do Terrańskich Goliatów.
Nagle do kwatery Raynora wbiegł ubrany na biało oficer. Zobaczył wyrwę jaką zrobił atak Guardiana i uświadomił sobie, że naczelnik już wie.
Panie co pan tu robisz? - Spytał oszołomiony Jim
Przyszedłem powiedzieć... ale widzę, że pan już wie. Zaatakowały nas Mutaliski
Taa, wiem - mówiąc to Jim otrzepywał się z kurzu, który wzbił się po ataku na jego taras. - Nic mi nie jest.
Jak pan sądzi? Czy Goliaty wytrzymają atak? - Raynor spojrzał w okno. Zobaczył, że jednostki Terran wybuchają jeden po drugim niszczone prze Mutasy i Guardy.
Nie. To koniec. Każ personelowi i żołnierzom, którzy znajdują się w bunkrach na zejście podziemnym korytarzem i udanie się do schronu. Zergi wedrą się do miasta. Przygotujcie ładunki wybuchowe. Zaraz do was dojdę.
Z całym szacunkiem, ale bez pana nie idziemy.- Rzekł stanowczo oficer
To jest rozkaz! Proszę go wykonać! - Rozkazał Jim. Oficer zasalutował i udał się wykonać polecenie.
Raynor wziął z półki detonator oraz magazynki z nabojami i spojrzał przez okno.
Ostrzał z bunkrów ucichł i Zergowie mieli teraz wolną drogę do wnętrza miasta. Gdy wybuch ostatni Goliat Mutaliski zaczęły niszczyć przypadkowe budynki, jakie napotkały na swojej drodze. Jim udał się do sali, w której były ustawione najnowocześniejsze komputery do analizy i obserwacji walki. Usłyszał przez głośniki głos, dowodzącego połączoną armia „Południe” i „Wejście”:
Zergi wdzierają się do miasta! Wszyscy do schronu!!! Ładunki uzbrojone. Za 10 minut nastąpi odpalenie głowic.
Hm. Muszę się pośpieszyć jeśli w 10 minut mam zdążyć do schronu - pomyślał Jim. Od razu zabrał się do szukania tego po co tu przyszedł. Wreszcie, zostawiając za sobą
totalny bałagan, wyciągnął pudełko z dyskiem CD o średnicy ok. 5 cm. Wsadził go do kieszeni w pancerzu i pobiegł na niższe piętro. Nie chciał ryzykować zjeżdżania windą, więc skorzystał ze schodów.
Na dole uważnie rozglądnął się po korytarzu wiodącego na zewnątrz oraz do następnej klatki schodowej. Korytarz był pusty, więc ostrożnym krokiem udał się do drzwi wiodących na parter. Nacisnął znajdujący się po lewej stronie przycisk i drzwi otworzyły się. W tej chwili usłyszał jakiś odgłos. Adrenalina popłynęła przez jego żyły i rozjaśniła mu nieco umysł. Zareagował najszybciej jak potrafił. Wślizgnął się do środka i pośpiesznie przycisnął guzik. Drzwi zamknęły się.
Mimo panujących ciemności, Jim potrafił określić, gdzie jest schodek i tym samym nie przewrócił się. Przeszedł kilka stopni w dół i znów usłyszał ten sam dźwięk co kilkanaście sekund temu. Szybko włączył tryb noktowizyjny i zamarł w przerażeniu. Kilka metrów od niego, przy wejściu na parter stał odwrócony do niego Hydralisk. Prawdopodobne nie zauważył wchodzącego Terranina. Zastanawiające było to, dlaczego stał w miejscu i wpatrywał się w drzwi prowadzące na parter. Jim nie mógł tego pojąć. Ostrożnie podniósł broń i wycelował. Pociągnął spust w chwili gdy Hydra go zauważyła i chciała się na niego rzucić. Niestety nie zdążyła, gdyż jej ciało rozprysło się po całej klatce.
Raynor popatrzył w resztki stwora i splunął z obrzydzeniem. Wyszedł na parter, gdy upewnił się, że nie ma niebezpieczeństwa. Szedł bardzo powoli szerokim korytarzem do drzwi prowadzących do schronu. Jego serce zaczęło mocniej bić, gdy po drugiej stornie korytarza zauważył przechodzące 3 Hydry. Widział, ze jeśli zaatakują razem to na nic zda się jego broń i pancerz. Otworzył drzwi do pierwszego lepszego pokoju i wbiegł do środka. Był pewien, że Hydraliski go zauważyły. Gdy zamknął drzwi, spróbował zobaczyć co znajduje się w pokoju, aby znaleźć coś co pozwoli zabarykadować drzwi. Rzekł sam do siebie:
O kurwa, dlaczego ten pokój!? - Jego oczom ukazały się wielkie skrzynie, w których znajdowały się materiały wybuchowe m.in. plastik i wzbogacony dynamit, a w 4 kątach pokoju umieszczone były 4 głowice jądrowe. - Do cholery! Ja to mam szczęście!!
Jim przykucnął tuż obok skrzynki z dynamitem i przygotował się na wejście
Hydralisków. Wycelował broń i czekał... Przez pełną trwogi chwilę nic się nie działo. Potem jednak drzwi zaczęły być przeżerane zielonym kwasem. Terranin odczekał jeszcze kilka sekund po czym otworzył ogień. Nie patrzył czy ktoś obrywa przez to, po prostu miał już dość tej cholernej wojny i tych piekielnych stworów. Był w furii i nic nie mogło go powstrzymać. Strzelał na zmianę pociskami odłamkowymi oraz z działka. Krzyczał przy tym: „Aaaaaaaaaa żryjcie metal!!!!!!!”. W tych krótkich chwilach jedyna myśl, która przyszła mu do głowy sprawiła, że przez moment zastanowił się, dlaczego jego zbroja nie została jeszcze podziurawiona. Czyżby tak dobrze strzelał?
Nagle jakaś siła wytraciła mu Splintera z rąk. Otworzył oczy, które zamknął na kilka ostatnich sekund i zamarł w bezruchu. Nie miał już czym się bronić i przygotował się na najgorsze, gdy Hydry zaczęły wchodzić do pokoju. Ku jego zdziwieniu żadna z nich nie zaatakowała. Ani nawet nie uczyniła, żadnego kroku w jego kierunku. Wszedł jeszcze jeden Zergling i drzwi się same zamknęły. Co jest? - Pomyślał Jim.
Witaj mój miły. - Odezwał się dziwny kobiecy głos zza jego pleców. Był zbyt oszołomiony aby poznać do kogo należy, lecz brzmiał dziwnie znajomo.
Kim jesteś? I czego chcesz?
Czyżbyś mnie nie poznał Jim? - Sposób w jakim wypowiedziane zostało jego imię upewniło go we wszystkim.
Sarah?
Tak. To ja. - Nagle kilkanaście centymetrów od niego pojawiła się terrańska kobieta, zakażona przez królową Zergów.
Co oni ci zrobili? - Zapytał Jim z politowaniem
Otworzyli mi oczy na sprawy wszechświata. Kiedyś byłam zwykłym Duchem, a popatrz kim się stałam - te słowa wypowiedziała przechodząc z jednego końca pokoju na drugi - urodziłam się na nowo, aby rządzić Rojem i prowadzić go do zwycięstwa!
Kochałem Cię. Byłem gotów poświecić wszystko dla Ciebie...
I zostawiłeś mnie pomiędzy krwiożerczymi Zergami, i bezlitosnymi Protosami. Zniszczyłam tych drugich, lecz wojownicy Roju mnie pochwycili i pozwolili, abym im służyła. Nie miałam wyboru...
Zawsze jest wybór! Możesz zostawić ich i wrócić do mnie! - Zachęcił Jim
HaHaHa i przyjąłbyś mnie taką jaką jestem, gdybym wróciła?
... - Raynor spojrzał jej prosto w twarz i zrozumiał, że to niemożliwe, ale przecież każdy może się zmienić.
Dla mnie nie ma już ratunku. Ty jednak możesz się do mnie przyłączyć. Stań u mego boku jako mój mąż i razem będziemy rządzić Rojem!
Nigdy! Prędzej zginę!- Mówiąc to jednym błyskawicznym ruchem sięgnął po detonator zawieszony na piersi, zdjął go i krzyknął - PRĘDZEJ ZGINĘ, A WY RAZEM ZE MNĄ!!!!!!!! PIEPRZĘ WASZ WSZYSTKICH!!!!!!!! - Po tych słowach Raynor nacisnął guzik detonacji... Nic się nie stało. - Ej, to nie fair!
Sam widzisz, ze twój plan nie był doskonały. - Rzekła Kerrigan i przywołała linga jednym ruchem dłoni, który powoli podszedł do Jim'a i wypluł na jego pancerz oderwane przewody z detonatora. Sarah podeszła do Terranina, który upadł plecami na skrzynki. - Będziesz mój, czy tego chcesz czy nie. - Po tych słowach pocałowała go. Trucizna znajdująca się w jej ślinie przedostała się do organizmu Jim'a i szubko zakaziła jego krew. Osunął się na podłogę i zasnął po raz ostatni jako Terranin.
Zabijcie ich. Wszystkich. - Kerrigan zwróciła się do Hydraliska stojącego obok niej. Ten wykonał dziwny gest podobny do ukłonu i wyszedł z pokoju. Sarah jeszcze raz popatrzyła na twarz Terranina, uśmiechnęła się i powiedziała - Witaj w moim świecie Jim.
Rozdział 11
Kerrigan przechadzała się po zrujnowanych korytarzach w bazie Terran. Czuła podniecenie z powodu spotkania ze swoim dawnym kochankiem (Jim'em) jak i ze zdobycia tego miejsca.
Doszła do końca korytarza i spojrzała przez znajdującą się tam szczelinę pozostałą po oknie. Noc się kończyła i wstawał dzień. Pierwsze promienie słońca oświetliły pole bitwy. Nad główną bramą unosił się dym po zniszczonych bunkrach, a na ziemi leżały setki, jeżeli nie tysiące ciał Zerglingów, Hydr. Krajobraz dopełniały rozerwane na drobne kawałki zwłoki walecznych Terran, którzy powstrzymywali natarcie wroga całą noc. Sarah wciągnęła powietrze do płuc, które i tak nie były jej potrzebne do istnienia, gdy przemieniła się w Królową Roju. Poczuła odór rozkładających się ciał oraz woń dopalających się struktur Terran.
Z przeciwległego końca korytarza wyszedł Zabójca i skierował swój „marsz” do Królowej. Ta odwróciła się w jego stronę i zapytała:
Wypełniliście mój rozkaz?
Harkrathrak! - odparł Hydralisk w języku jego gatunku
To dobrze. - Sarah nagle poczuła słabość w zmutowanych nogach, które z wielkim trudem zdołały ją utrzymać. To uczucie minęło równie szybko jak się pojawiło. - Suzereny... przestałam wyczuwać ich obecność... Co się stało?
Hurkha! - powiedział w geście bezsilności Zabójca
Idź to sprawdzić! - rozkazała Królowa. Hydralisk przytaknął i wyszedł przez najbliższe drzwi.
Kerrigan zeszła piętro niżej i wkroczyła do pokoju, w którym znajdował się Raynor
leżący na posłaniu. Był w stanie zawieszenia między życiem i śmiercią. Jego ciałem zaczęły kierować teraz szkodliwe zarodniki, które uwalniając trujące enzymy zmieniały jego ciało. Nie działo się to jednak szybko. Pełna mutacja zakończy się za kilkanaście godzin. Wtedy Jim Raynor przestanie istnieć, a jego ciało będzie kierowane przez Nadświadomość.
Leżąc na łożu składającym się z kilku znalezionych gdzieś koców i poduszek przez Kerrigan, Jim był cały spocony i w krótkich odstępach jego głowa przewracała się z boku na bok jakby chciała uciec przez nieuniknionym.
Widzisz Jim. Terranie są niczym w porównaniu z nami. - te ostatnie słowa powiedziała władczym głosem. - Podbicie tego miasta jest dla Nadświadomości niewystarczające. Ona pragnie więcej! Dużo więcej! Nic nie jest w stanie jej zatrzymać. Teraz, gdy ta planeta jest już w naszych rękach ostatnim punktem inwazji będzie wasza „matka Ziemia”. Ostatnie skupisko Terran ugnie się pod potęgą naszych wojowników. To będzie chwila, w której Protosi zadrżą na nasz widok i polegną tak samo jak wy!
Niestety, ty tego momentu nie doczekasz.- odezwał się dziwny, lodowaty głos gdzieś za plecami Kerrigan.
Co?! Kto to pow... - Sarah nie zdążyła dokończyć, gdyż jej głowa osunęła się z szyi i spadła na ziemię. Ciało stało w miejscu jeszcze przez kilka sekund po czym bezwładnie opadło na podłogę.
Raynor nie wiedział co się z nim dzieje przez okres od pocałunku danego przez
Kerrigan do tej chwili. Głowa okropnie mu pulsowała i utrudniała racjonalne myślenie. Nie był w stanie poruszyć żadna kończyną jednak czuł, że wszystkie są na swoim miejscu i żadna nie została „usunięta”. Miał zamknięte oczy, a w ustach czuł, że jest włożony jakiś dziwny przedmiot, przez który mógł oddychać. Nie znajdował się w pozycji leżącej, lecz nie mógł określić w jakiej. Przysiągłby, że siła grawitacji nie działa na niego w tej chwili. Chciał otworzyć oczy, ale nie miał dość siły i odwagi, aby przekonać się co jest „na zewnątrz”.
Po 15 minutach doszedł do siebie, choć głowa nie przestała go boleć. Postanowił po raz drugi spróbować otworzyć oczy. Wytężył wszystkie siły i poruszył powieką, która powoli wzniosła się w górę. Widok nie był dla niego zadowalający, gdyż obraz był rozmyty i bardzo jasny. Raynor musiał zamknąć oczy, ponieważ nie wytrzymał tego blasku. Wyglądało na to, że znajduje się w jakimś zbiorniku z cieczą. Wszystko byłoby Ok gdyby nie to, że w ogóle nie wyczuwał jej swoim ciałem. Czyżby Kerrigan uznała go za zbędny balast w swej wojnie i wyrzuciła do oceanu? Co się dzieje? Świadomość opuściła Jim'a i ten pogrążył się w głębokim śnie.
Po kilku godzinach światło zostało wyłączone i przez tą zmianę Terranin obudził się. Był wypoczęty i pełen energii. Nie wiedział, dlaczego tak się czuje, ale jest to o wiele lepsze uczucie niż bezgraniczna słabość. Bez większego wysiłku otworzył teraz oczy i odkrył, że widok nie rozmywa się. Wręcz przeciwnie, jest w miarę ostry. Jim zobaczył, że znajduje się w jakimś dziwnym pokoju. Nie było w nim drzwi ani okien, jednak coś oświetlało to pomieszczenie. Izolatka? - pomyślał Raynor. Obrócił głową i rozejrzał się po pokoju. W niczym nie przypominał on Terrańskich pomieszczeń. Znajdowały się w nim jakieś dziwne urządzenia, których zastosowanie nie było znane Terraninowi. Przy jednej ze ścian po lewej stronie siedziała jakaś postać na dość dużym fotelu. Zdawała się nie zwracać uwagi na Raynora. Nie wyglądała na Zerga. Raczej na Zealota bez zbroi. Obracała w dłoniach jakiś dziwny przedmiot przypominający krótką rękojeść miecza... bez ostrza. Jim postanowił dowiedzieć się czegoś o miejscu jego pobytu, więc mimo iż przeszkadzał mu ten przedmiot w ustach rzekł do jedynej osoby poza nim, która znajdowała się w pokoju:
Hej ty! - Jego głos zabrzmiał jakby mówił przez ścianę. Postać, która dotychczas siedziała na fotelu nagle wstała i rozejrzała się nerwowo po pokoju. Po kilku sekundach spojrzała na Terranina. Prawdopodobnie ten dziwny przedmiot, który Jim miał w ustach służył do podawania mu tlenu oraz posiadał mały mikrofon.
Do mnie mówisz? - zapytał dziwnym i metalicznym głosem owy osobnik. Ten dźwięk był dobrze znany Terraninowi. To głos Zeratula. Jednak on jest Ciemnym Templariuszem i nikt poza innymi Ciemnymi Templariuszami nie może go zobaczyć.
Zeratul? - zapytał Jim
Tak to ja przyjacielu. Czyżbyś usłyszał moją obecność?
Nie... ja cię widzę... - Jim przestał mówić, bo Templariusz wydał się wielce zdziwiony jego słowom. Podszedł bliżej i przypatrzył się Raynorowi.
Jak to możliwe? Przecież jesteś Terraninem i nie masz prawa zobaczyć mej osoby.
Sam nie wiem. Powiedz mi gdzie jestem i dlaczego się tu znalazłem? - poprosił Jim.
Jesteś na pokładzie mojego krążownika flagowego - Ikarius'a. Zabraliśmy cię z planety Margot, gdyż została ona w całości przejęta przez Zergów...
Ale na tej planecie trwała bitwa! - zaprotestował Terranin
Tak, masz rację. Jednak, gdy dotarliśmy na miejsce, wszyscy byli już martwi, a ty zmieniałeś się w zakażonego Terranina. - w tym momencie Jim pomyślał: „No właśnie, przecież Kerrigan zrobiła swoje”. Jego myśli przerwał dalszy ciąg opowiadania Zeratula. - Królowa Roju zginęła jak i reszta jej armii, gdyż spopieliliśmy całą planetę. Gdy mieliśmy już odlatywać zauważyliśmy dwóch ludzi. Znajdowali się na najwyższym piętrze budynku. Byli wykończeni i ranni ale przeżyli. Sam nie wiem jak to było możliwe. - Templariusz uśmiechnął się.
Gdzie są teraz i co stało się z nadlatującymi transportowcami z Ziemi?
Transportowce odesłaliśmy spowrotem, a co do ocalałych to znajdują się podobnych miejscach jak ty. Nie martw się, żyją i mają się dobrze.
Tak... a co ze mną? Przecież teraz powinienem być już pod rozkazami Nadświadomości. Co jest?
Nadświadomość nie zdążyła przejąć twojego ciała i duszy. Przybyliśmy w samą porę i umieściliśmy cię w komorze regeneracyjnej. Wszystkie pasożyty zostały usunięte z twego ciała... Jednak na swój sposób spóźniliśmy się i wynikiem tego są pewne skutki uboczne. - wytłumaczył Zeratul uważnie obserwując Raynora.
Masz na myśli to, że cię widzę? - zapytał Jim
Dokładnie. Nie wiemy jakie jeszcze nastąpiły zmiany w twojej psychice lecz ciało masz w nienaruszonym stanie.
Uf. Dziękuję wam... Kiedy mnie stąd wypuścicie?
Już niedługo. Musisz całkowicie odzyskać siły. Najlepiej prześpij się, szybciej wyzdrowiejesz. - po tych słowach Zeratul odszedł na swoje miejsce, a Jim zamknął oczy i spróbował zasnąć co nie było łatwe, gdyż ciągle wracały myśli o miejscu, w którym stoczył bitwę i gdzie spotkał Kerrigan. W końcu po godzinie udało mu się zasnąć.
Terranin otworzył oczy. Nie zobaczył nic poza ciemną plamą. Wyczuł, że znajduje się
w pozycji leżącej, więc podniósł się z miejsca. Posłanie, na którym go położono było bardzo wygodne - nie za miękkie i nie za twarde jednocześnie. W tej sekundzie stało się coś dziwnego, gdyż Raynor zaczął widzieć pokój, w którym się znajdował. Czyżby Kerrigan podarowała mu jeszcze jeden prezent? - pomyślał. Pomieszczenie nie było duże, ale też nie przypominało ciasnych apartamentów, w których musieli żyć Terranie, aby zaoszczędzić miejsce. Wstał i obejrzał swoje ciało. Nie wystawał z niego żaden kolec ani żadna dodatkowa kończyna. „Ufff” - westchnął Jim. Na podłodze obok łóżka leżał jego pancerz. Był oblany strugą krwi, prawdopodobnie pochodzącą od Hydralisków, które wdzierały się do tamtego pokoju.
„Pokój...rzeź...Komandosi... Ocaleni Komandosi! Muszę stąd wyjść i zobaczyć ich” - pomyślał Terranin. Pomysł był dobry, ale wykonanie nie było łatwe na jakie wyglądało. Nie było żadnych drzwi ani okien, a pokój wydawał się niedostępny dla tych z zewnątrz. Podszedł do najbliższej ściany i chciał „wymacać” jakiś otwór, lub szczelinę do drzwi, nic jednak nie znalazł.
Coś zapiszczało za nim i gdy się odwrócił zobaczył urządzenie podobne do staroświeckiego tostera przykrytego metalem od góry. Od przodu wychyliła się klapka i wyjechała z niego miseczka z jakąś cieczą w środku. Jim wziął do ręki naczynie, a klapa w tosterze zamknęła się. Nie wiedział czy powinien to jeść, choć wielki głód i pragnienie zaczęły doskwierać mu już w czasie rozmowy z Zeratulem. „Eeeeeee... raz się żyje” - pomyślał i zaczął pić dziwny niebieski płyn. W kilka sekund opróżnił całą miskę. Smak miało nienajgorszy choć mógłby być lepszy. Głód natychmiast ustąpił, a zastąpiło je błogie nasycenie posiłkiem.
W tej chwili na prawo od Terranina dosłownie zrobiła się dziura w ścianie. Nie była jednak zwyczajna, gdyż falowała podobnie jak rozgrzane powietrze na pustyni. Wyszedł z niej Zeratul rzekł:
Witaj Jim.
Zeratul gdzie ja jestem? - zapytał nieco niegrzecznie Raynor.
To twój tymczasowy apartament, mam nadzieję, ze ci się podoba?
Tak, podoba się. Ale irytuje mnie to, że nie ma tu okien i jest bardzo ciemno.
No cóż. Pomieszczenia są przystosowane dla Protosów, a nie Terran. Nie miej o to do nas pretensji, my nie potrzebujemy światła w takim stopniu jak wy. - wytłumaczył Templariusz, skinął na pustą miskę - widzę, ze ci smakowało.
Nawet niezłe.
Jak się czujesz?
Jak nowonarodzony! Dzięki! - rzekł Jim
Skoro tak to chodź ze mną, a pokażę ci mój statek. - zaproponował Zeratul
Ok.
Wyjście z pokoju było dziwnym przeżyciem. Przechodzenie przez drzwi można by
porównać do przechodzenia przez chłodną wodę. Tyle, że tu nie było grama wilgoci. Pomieszczenie, w którym przebywał Terranin znajdowało się na końcu krótkiego, ale bardzo szerokiego korytarza. Templariusz w połowie drogi na drugi koniec skręcił w „drzwi” na lewo. Jim wszedł za nim. Znalazł się w pokoju, w którym na kilku okrągłych, białych fotelach unoszących się w powietrzu siedzieli nieruchomo z zamkniętymi oczami protosiańscy żołnierze obsługujący myśliwce klasy Interceptor. Zeratul tłumaczył Jimowi, że oni odpowiedzialni są za bezpieczeństwo całego statku więc lepiej im nie przeszkadzać. Wyszli i skierowali się do następnych drzwi po drugiej stronie korytarza.
Po raz pierwszy od umieszczenia Raynora na statku Terranin zobaczył okno na otaczającą ich przestrzeń. Znajdowali się na mostku, będącym jednocześnie Centrum Dowodzenia flotą Zeratula. Tu znajdowało się kilkanaście podobnych foteli jak w poprzednim pomieszczeniu, ale tylko kilka było zajętych. Weszli kilka stopni w górę, gdzie znajdowało się miejsce z jednym fotelem i widokiem na całą przestrzeń przed statkiem, gdyż wszystko ukazywały rozległe okna znajdujące się kilka metrów przed Jim'em.
Masz swoje okna. - zażartował Ciemny Templariusz, Terranin nie wyglądał na rozbawionego, gdyż dręczyły go myśli związane z przyszłością jego rasy. Jedynie Ziemia pozostała w ich rękach. Co będzie dalej?
Wyszli z pomieszczenia i skierowali się na drugi koniec korytarza. Znów przeszli
przez „drzwi” i znaleźli się w bardzo przytulnym i wielkim pokoju jak na ograniczone przestrzenie statku kosmicznego. Otaczały ich teraz ciepłe kolory od pomarańczowego do bordowego. Widok ten sprawiał, że Jim od razu się uśmiechnął. Widocznie to miejsce tak działało, że smutki odchodziły z umysłu, a zostawała tylko radość. Przestrzeń była dobrze urządzona - kilka wygodnych foteli (a jakże, unoszących się w powietrzu) i regałów z nieznanego Terraninowi gatunku drewna. Na nich poukładane były bardzo stare księgi i rękopisy. Prawdopodobnie miały więcej niż 500 lat, ale to nie martwiło Zeratula, który lubił studiować dawne dzieje.
Jak ci się podoba? Sam urządzałem, chciałem żeby każdy kto tu wejdzie, czuł się szczęśliwy i aby choć na chwilę zapomniał o troskach. - pochwalił się Ciemny Templariusz
Tak. To miejsce robi niezłe wrażenie.
Czasem przychodzę tu, aby czytać stare kroniki mojego ludu. Pomaga mi to odkryć przeszłość rasy Protosów. Te rękopisy są jedynymi egzemplarzami, których nie widzieli nawet Sędziowie z Aiur.
Dla kogo przeznaczone jest to pomieszczenie? - zapytał Jim oglądając uważnie to co wisiało na ścianach.
Dla nikogo. To moja osobista kwatera. Rozgość się, zrobię coś do picia. - zaproponował Zeratul po czym oddalił się do jednego z regałów, na którym stało urządzenie podobne do tostera, które leżało w pokoju, gdzie Raynor odpoczywał tyle czasu.
Położył na nim rękę i po chwili cofnął ją. Klapka otworzyła się wysuwając 2 naczynia przypominające szklanki, lecz o trochę większej grubości. Miały w sobie czerwony napój, o którego właściwościach Terranin miał niedługo się przekonać. Ciemny Templariusz podszedł do dwóch foteli, przy których stał Jim. Przystanął na chwilę i zamknął oczy, a po chwili je otworzył. Trwało to zaledwie sekundę, a efektem było to, że mały stolik wysunął się z podłogi i ustawił się na wysokości pasa Terranina. Ten wzniósł wysoko brwi na znak niezrozumienia, ale nic nie mówił. Protos położył na stoliku jeden kubek, należący do Jim'a, a sobie wziął drugi. Usiadł na jednym z foteli i wskazał miejsce obok na Raynora.
Teraz pokażę ci coś co na pewno tobą wstrząśnie, lecz musisz to wiedzieć, bo prędzej czy później będziesz o to pytał. - po tych słowach Zeratul ponownie zamknął oczy i skupił swoją energię psi na ścianie naprzeciw nich. Jim oczywiście tego nie mógł zauważyć, pomimo tego, że widział Ciemnych Templariuszy.
Naprzeciw nich wysunął się ze ściany duży ekran, który jak było do przewidzenia
zaczął unosić się w powietrzu jak większość urządzeń Protosów. Ustawił się w takiej pozycji, aby obie osoby mogły spoglądać na niego nie przekręcając zbytnio głowy. Zeratul podszedł do unoszącego się przedmiotu i włożył do niewidocznej dla Jim'a szpary dysk CD, który Terranin miał w swoim kombinezonie.
Ej! Przecież to... - zaprotestował Raynor
To cyfrowy przenośnik danych, który...
Wiem co to jest. Dlaczego wyjąłeś go z mojego kombinezonu?
Przez przypadek nacisnąłem jakiś przycisk i dysk wypadł z twojego pancerza, gdy musieliśmy cię umieścić w kabinie regeneracyjnej. To jest zapis z systemów komputerowych w waszej bazie.
Na ekranie pojawiły się obrazy z kamer, które były zamontowane w bazie na planecie
Margot. Pokazywały one momenty walki z Zergami m.in. bitwę o główną bramę, szarżę Ognistych Nietoperzy oraz wkroczenie Guardianów. Zdjęcia były szokujące, gdyż ukazywały śmierć wielu Komandosów i innych ludzi.
To były wasze nagrania. Gdy my się pojawiliśmy wyglądało to tak. - rzekł Zeratul i nacisnął zielony przycisk.
Ekran rozświetliły serie obrazów pochodzących z protosiańskiego obserwatora.
Następowały powoli, aby Jim mógł się dobrze przypatrzeć. Pierwsze kilka ilustrowały zbliżanie się Lotniskowca do powierzchni planety. Widać było na nich gruzy miasta oraz wdzierających się ze wszystkich stron Zergów. W bliskiej odległości od bitwy latały Suzereny. Kolejne zdjęcie pokazywało eskadrę Zwiadowców zabijających tamte stwory. Po uzyskaniu ochrony dzięki własnym zdolnościom Ciemni Templariusze przedostali się do zrujnowanego miasta i zabili większość oddziałów wroga. Gdy wchodzili do podziemnego bunkra zastali tam tysiące ciał rozerwanych na strzępy po wszystkich pomieszczeniach. Nie był to przyjemny widok. Krew była dosłownie wszędzie. Na ścianach, podłodze i suficie. Było też zdjęcie głowy leżącej na ziemi, prawdopodobnie należała do Kerrigan.
W tym momencie Jim pochylił głowę i próbował powstrzymać się od płaczu, jednak w duchu był szczęśliwy, że tak się stało. Ponownie spojrzał na ekran i zobaczył jak zabierają jego bezwładne ciało na pokład Ikarius'a i odlatują w przestrzeń. Ostatnie kilka ujęć ukazywało zmniejszające się miasto, gdyż statki wynoszono na orbitę. W ostatnim zdjęciu nastąpiła eksplozja gdzieś wewnątrz miasta i ogromna fala uderzeniowa zmiotła wszystko z powierzchni ziemi w odległości kilkunastu kilometrów od epicentrum.
Ekran zgasł i schował się do ściany. Jim przez chwilę zamyślił się nie odrywając wzroku z od miejsca, w którym wyświetlano obrazy. Zastanawiał się nad sensem tych długoletnich przygotowań, które prowadzili w bazie. Wszystko przepadło.” Trzeba było cholera uciekać jak mogliśmy!” - pomyślał. - „No cóż, nie ma sensu rozpaczać, bo to już nikomu nie pomoże.”
Zeratul, chciałbym zobaczyć ocalonych Komandosów. - poprosił
Naturalnie - odrzekł Protos - Chodźmy!
Ciemny Templariusz wstał i podszedł do drzwi i kiwnął na Terranina, który właśnie
powstał i przeszedł przez niebieską poświatę. Znów znaleźli się w szerokim korytarzu. Tym razem Raynor zauważył kilku protosiańskich naukowców którzy maszerowali dumnie przed siebie nie zwracając uwagi na jego osobę. Zeratul w końcu wszedł w drzwi znajdujące się po prawej stronie i znalazł się w skrzydle szpitalnym na jego statku. W jednym z tych pokoi znajdował się jeszcze niedawno Jim. Weszli do pierwszego z lewej i zobaczyli tam 2 Komandosów ubranych w stroje przyniesione przez Protosów siedzących przy unoszącym się stole i grającym w... karty, a jakże na pieniądze! Pokój był mały jak na te które widział do tej pory Terranin, ale jakoś się tym nie przejął. W pomieszczeniu roztaczała się biała poświata, zupełnie jakby znajdowali się teraz na powierzchni planety i obserwowali wschód słońca.
Czołem chłopcy - zagadnął Jim
Witamy panie generale! - krzyknęli razem i zasalutowali.
Powiedzcie mi - mówiąc to usiadł na jednym z dwóch łóżek, znajdujących się po obu stronach pokoju. - w jaki sposób przetrwaliście atak na miasto?
No więc - zaczął jeden - z nami było tak, że po ataku Strażników wycofaliśmy się do wnętrza Centrum Dowodzenia, aby zobaczyć czy wszyscy się ewakuowali. Gdy mieliśmy zamiar udać się do podziemnego schronu grupa Hydralisków zagrodziła nam drogę i musieliśmy się wycofać na najwyższe piętro. Zamknęliśmy się w gabinecie kierownika Taros'a - Jim'a bardzo zabolała myśl o tym człowieku -, a gdy przebili się przez drzwi ukryliśmy się w sejfie. Tam byliśmy bezpieczni do momentu pojawienia się Protosów.
To cud, że żyjecie. -oświadczył Raynor. - Całe miasto zostało zrównane z ziemią. Nikt nie przeżył w schronie. W pewnym sensie to dobrze, ze spotkaliście się z Hydraliskami. Jesteście dobrymi żołnierzami.
Dziękujemy, panie generale.
Teraz Jim zwrócił się do Zeratula opartego o ścianę przy drzwiach i uważnie
słuchającego rozmowy, która się tu toczyła.
Co teraz?
Odwieziemy was na waszą planetę-matkę. Nie ma potrzeby, abyście dalej tułali się z nami po wszechświecie. Przekażcie tam wszystko co zdarzyło się na tej planecie. Przygotujcie również obronę swojej planety przez Zergami.
Dobrze. Kiedy się tam znajdziemy? - zapytał Jim
Podróż potrwa kilka dni. Na pewno nie będziecie się nudzić obiecuję. - na twarzy Zeratula pokazał się uśmiech, lecz nie wyrażał złości i wrogości, ale rozbawienie i radość. Komandosi nie wiedzieli skąd wydobywa się ten głos i byli mile zaskoczeni, że ich generał rozmawia ze ścianą.
Poczekamy, zobaczymy. Hehe - zaśmiał się Terranin
Rozdział 12
Jim obudził się w swojej kwaterze. Jako że w kosmosie nie ma podziału na dzień i noc to przecież kiedyś musiał się zdrzemnąć. Postanowił coś zjeść, więc wstał i podszedł to tego dziwnego urządzenia w kształcie tostera. Zeratul pokrótce wytłumaczył mu jak należy się z tym obchodzić. „Najpierw przyłóż palec do tej blaszki” - przypomniał sobie słowa przyjaciela - „potem pomyśl co chciałbyś otrzymać i poczekaj na rezultat”. Łatwo mu mówić. A jeśli nie zadziała? Czy będzie mógł wtedy wykorzystać swoją metodę tj. najpierw skopać, a później wyciągać to co wyleciało?
Raynor zaśmiał się pod nosem i zrobił to co mu powiedziano. Chciał zjeść płatki zbożowe z mlekiem i miodem, więc tak pomyślał. W urządzeniu coś zapiszczało i po chwili wysunęła się miska z jakąś papką w kolorze zielonym.
Ej kurwa! Chciałem płatki, a nie zmieloną trawę! - pomyślał Terranin i już chciał pociągnąć z buta temu urządzeniu, lecz wciągnął powietrze i zrozumiał, że to co jest w tej misce to jego płatki, tyle że nie posiadają takiej formy jaką mają na każdej planecie Terran. Protosi nie znają takiego jedzenia, więc to nie ich wina, że Raynor ma teraz problemy. „Przynajmniej jest taki sam smak” - pomyślał.
Sięgnął po naczynie i zjadł wszystko. Głód zniknął w mgnieniu oka. Nagle miska
wypadła mu z rąk, a on sam stracił równowagę i upadł na podłogę. Usłyszał alarm podobny do tego, który włączano, gdy następował jakiś atak lub uszkodzenia były zbyt wielkie i należało opuścić krążownik klasy Behemot. Następował z niewielkimi przerwami przez kilka sekund potem wszystko ustało i Jim wstał. Nie wiedział co się dzieje, a sama myśl o tym, że będzie musiał opuszczać statek Zeratula napełniała go strachem. Nie myśląc zbyt długo nad tym pobiegł do Ciemnego Templariusza. Stał on na mostku i patrząc w okna kręcił głową. Gdy usłyszał nadbiegającego Terranina odwrócił się w jego stronę i nim tamten zdążył zapytać on rzekł:
Jakiś idiota zajechał nam drogę. Jakby nie wiedział, że na trasie nadprzestrzennej nie wolno wyprzedzać - westchnął
Aha - powiedział Jim.
Na Ziemi będziemy za kilka godzin. - poinformował Ciemny Templariusz. - jeśli chcesz mogę ci jeszcze pokazać...
O wielebny. - zwrócił się do Zeratula pewien Protos w białej szacie i długimi włosami zrobionymi na wzór dredów po czym wykonał prosty ukłon - otrzymaliśmy wiadomość od wielkiego Tassadara.
Chodźmy ją zobaczyć - powiedział uradowany Zeratul, który był bardzo zadowolony, że jego przyjaciel w końcu się dał znak życia.
We trójkę podeszli do pulpitu sterowniczego i po chwili ukazała się na nim
kilkunastocentymetrowa postać Tassadara. Był bardzo niespokojny i co kilka sekund odwracał głowę jakby rozglądał się czy nikt go nie obserwuje. Rzekł zimnym i metalicznym głosem:
Witaj Zeratul! Niestety nie mam dużo czasu więc przejdę do rzeczy. Kilka tygodni po naszym ostatnim spotkaniu zostałem schwytany i Conclave aresztowało mnie pod zarzutem głoszenia herezji i podburzania Protosów do ocalenia Terran zagrożonych przez Zergów. Jestem przetrzymywany w areszcie na planecie Aiur w sektorze Sinus. Zostanę stracony za 2 tygodnie. Jeśli w jakiś sposób odbierzesz tą wiadomość błagam Cię o pomoc! Jesteś moją jedyną nadzieją... - w tej chwili ktoś chwycił Templariusza za barki i odciągnął od wizjera. Wiadomość została zatrzymana.
Zeratul głęboko zamyślony jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce gdzie przed
chwilą znajdował się Tassadar. Po kilku sekundach oderwał wzrok od tablicy kontrolnej i popatrzył na Raynor'a i uśmiechnął się.
Jesteś gotów na nowe przygody? - zapytał łagodnym, wyzywającym głosem.
Oczywiście!! - zapewnił Terranin.
No to w drogę! Następny przystanek - Aiur. - zwrócił się do sterownika. - prędkość Gamma!
Co to jest ta prędkość? - zapytał zaciekawiony Jim
To jest najszybszy sposób, aby zdążyć na czas do celu.
Aha
Statek wykonał manewr zmiany kierunku o kilkadziesiąt stopni w prawo, choć nikt na
pokładzie nie poczuł, że cokolwiek się dzieje. Następnie przygotowano się do skoku w prędkość Gamma. Przez chwilę wszystko wokół statku stało się czerwonawe, a po kilku sekundach gwiazdy przestały świecić tj. przestrzeń stała się czarna jak smoła i nie było widać niczego.
Na Aiur dolecimy za półtora tygodnia, gdyż jest to bardzo daleko stąd nawet przy tak wielkiej prędkości. A tymczasem pozwól ze mną, chciałbym coś sprawdzić. - rzekł Zeratul
Dobrze. - zgodził się Terranin.
Udali się do protosiańskiego skrzydła szpitalnego, które wbrew pozorom było
podobne do terrańskiego z tym wyjątkiem, że Protosi mieli znacznie lepiej rozwiniętą technikę od nich. Ciemny Templariusz kazał stanąć Jim'owi na metalicznym kole przy ścianie pokoju. Gdy ten to zrobił Zeratul przycisnął jakiś przycisk na tablicy kontrolnej znajdującej się na ścianie. Jim'a ogarnęło uczucie ciepła i po chwili zobaczył, że jakiś pierścień jaskrawego światła przesuwa się od jego głowy po same nogi. Gdy dotarło do końca po prostu rozpłynęło się w powietrzu.
Aha. Tak jak myślałem. - rzekł zafascynowany Zeratul
Co? Co się stało?
Nic. Po prostu domyślałem się, że jeśli potrafisz widzieć Ciemnych Templariuszy to możesz robić inne rzeczy, które tylko Protosi potrafią.
Co konkretnie?
Nie wiem. To zależy teraz tylko od ciebie i od twojego treningu.
Treningu? Jakiego treningu?
Trening Khala. Jeśli mamy uwolnić Tassadara musisz nauczyć się podstawowych technik myślenia.
Umiem myśleć. - oburzył się Jim
Nie wątpię, ale żeby używać psi musisz zacząć myśleć jak Protos.
Postaram się.
Dobrze. Może zacznijmy od razu. Chodź ze mną.
Pokój, służący do ćwiczeń był niewiarygodnie podobny do pomieszczeń, w których
mieszkali ziemscy samurajowie pod koniec XV w. Jednak Jim nie był pewny czy to ściany zrobione są z prawdziwego drewna czy to tylko perfekcyjna imitacja. Prawdopodobnie w takich warunkach najlepiej można wyciszyć umysł. Ściany w brązowych odcieniach odbijały się na dokładnie wypolerowanej podłodze. Pośrodku sali leżały 2 niebieskie poduszki i kilka przedmiotów: kamień, miska(podobna do tej, z której Jim jadł tą papkę) i 2 książki.
Ten pokój odcięty jest od jakiegokolwiek wpływu energii psi z zewnątrz, dlatego podczas ćwiczeń nie jest ona niczym zniekształcana. - rzekł Zeratul, po czym rękoma wskazał na pomieszczenie.
Na czym ma polegać trening? - zapytał Jim patrząc na Ciemnego Templariusza
Jako, że jesteś Terraninem, nie potrafię określić na jakim etapie jest twoja moc psi. Zaczniemy więc od początku. - mówiąc to usiadł na poduszce, a jego płaszcz zakrył większość jego ciała. - Usiądź.
Ok. i co dalej?
Po pierwsze primo, nie możesz tyle gadać. Ścieżka Khala jest ścieżką milczenia i spokoju. Musisz wyciszyć umysł i zapomnieć o teraźniejszości, przeszłości i przyszłości. Wyzbądź się wszelkich uczuć i otwórz umysł na moją naukę.
Żartujesz, prawda?
Po drugie primo, musisz przestać zadawać głupie pytania, bo one mącą twoją świadomość. Oczyść z nich umysł i otwórz go na moją naukę.
Powtarzasz się.
Po trzecie primo, nie przestrzegasz pierwszego primo! - rzekł troszkę ostrzejszym tonem Zeratul.
Już dobrze. Nie denerwuj się. - powiedział Jim.
Raynor wyciszył się w tej chwili i zgodnie z radą Ciemnego Templariusza próbował
pozbyć się natrętnie wracających myśli. Nie było to łatwe i dlatego pierwsze sygnały sukcesu pojawiły się dopiero następnego dnia treningu. Zeratul zazwyczaj przesiadywał w tym pomieszczeniu długie godziny, gdyż chciał zwiększać skuteczność swoich protosiańskich mocy. Zwykle siedział na jednej z poduszek i miał zamknięte oczy. Nie zwracał najmniejszej uwagi na wchodzącego Terranina. Któregoś dnia Jim zobaczył, że Protos zaczyna lewitować nad ziemią. Widocznie był w bardzo głębokiej fazie skupienia skoro potrafił robić takie rzeczy.
Przez kilka następnych godzin Zeratul opowiadał mu historię swojej rasy od momentu stworzenia przez Starożytnych, poprzez Eon Gniewu do chwili obecnej. Terranin słuchając tego pogłębiał swoje zdolności manipulowania energią psi choć sam nie wiedział jak to się dzieje. Do pewnego momentu był przekonany, że jedyne co robi to bezmyślnie siedzi na tej poduszce i marnuje swój czas. Jednak nie miał nic do roboty na tym statku, więc wszystkie swoje chwile poświęcał na trening. Czwartego dnia, gdy próbował zasiąść do treningu został powstrzymany przez słowa Zeratula:
Dość już umiesz. Zaczynam wyczuwać w tobie energię psi, a to oznacza, że bardzo dobrze radzisz sobie ze swoim treningiem. Mogę śmiało powiedzieć, że wyprzedziłeś większość znanych mi Templariuszy, gdy oni zaczynali swoje treningi. Nie przypuszczałem, że będziesz czynił takie postępy w tak krótkim czasie. Wypróbujmy zatem twoje zdolności.
Ok. Powiedz tylko jak.
Za tobą leży kamień. Wyzwól teraz swój spokój na nim, a potem pomyśl, żeby wzniósł się w powietrze.
Jak mam „wyzwolić mój spokój”? - zapytał opanowanym głosem Raynor
Hm. Spróbuj swoją wolą „przekonać go”, że to ty posiadasz większy spokój niż on.
No nic, spróbuję.
Raynor skupił całą swoją uwagę na owym kamieniu, którego w tej chwili nawet nie
widział, gdyż był odwrócony do niego tyłem, ale był pewny, że będzie posłuszny jego woli. Naparł na niego całą swoją świadomością i rozkazał mu w myślach, aby uniósł się w górę. Potem myślał, że ta chwila walki na wole pomiędzy martwym kamieniem, a nim samym trwała kilkanaście minut. W rzeczywistości mózg Terranina był skupiony w ten sposób jedynie przez kilkanaście sekund. Z oddali usłyszał głos Ciemnego Templariusza:
Dobrze, bardzo dobrze. Pokaż mu kto tu rządzi!
Unosi się? - szepnął przez zaciśnięte wargi, po czym rozluźnił uwagę i odwrócił wzrok, aby zobaczyć swoje dzieło. Niestety nic nie zobaczył. Po ułamku sekundy coś upadło mu na rękę, którą przytrzymywał się podłogi. Zauważył, że to ten kamień, z którym pojedynkował się na wole.
Tak, unosił się. - Zeratul podszedł do Terranina, kucnął przy jego boku i położył mu rękę na ramieniu, po czym uśmiechnął się - witaj w naszym świecie, przyjacielu.
Następne dni były dla Raynor'a bardzo wyczerpujące. Motywowany swoimi
sukcesami począł ćwiczyć coraz mocniej i dłużej, aż sam Zeratul był tym mile zaskoczony. Jednak wiedział coś czego nie mógł powiedzieć Terraninowi, przynajmniej nie teraz. Z uwagą obserwował jak Jim podnosi ten sam kamień raz po raz. Nigdy nie opuścił chwili gdy ten trenował. Raynor tymczasem podnosił przedmiot coraz wyżej i coraz szybciej. Był bardzo zadowolony z siebie i swoich postępów.
Kilka dni przed przylotem na Aiur Ciemny Templariusz nie przyszedł, aby obserwować trening Raynor'a. Za bardzo go to nie przejęło, choć na pewno wolałby, aby ktoś widział jego dzieła. Usiadł więc jak zawsze na swojej poduszce i spojrzał w stronę drzwi. Nikogo tam nie było. Westchnął i odwrócił się do nich plecami. Usiadł „po turecku” i oparł ręce na kolanach. Przed nim leżał ów kamień, którego przez ostatnie dni przenosił z miejsca na miejsce siłą woli. Uspokoił swoje myśli i pozwolił, aby energia psi przepływała przez jego świadomość, a on sam starał się ją ujarzmić.
Skierował swoje myśli na kamień i chciał sprawić, aby uniósł się w górę i przeleciał nad jego głową, po czym wylądował na podłodze. Skoncentrował swoją uwagę, lecz skała ani drgnęła. Ponowił próbę, gdyż wiedział, że nie może się poddawać. Zacisnął zęby oraz zamknął oczy i spróbował jeszcze raz. Trwał tak przez kilka sekund. Przypominało to siłowanie się na rękę, w której olbrzymi wysiłek malował się na twarzach uczestników. Tak było i teraz. W końcu Raynor nie wytrzymał i zdekoncentrował się. Na jego obliczu widać było zmęczenie i niezadowolenie z siebie. Położył się na podłodze i złapał oddech.
W tej chwili do pokoju wbiegł Zeratul. Spieszył się co było wyraźnie widać po jego wejściu. Rzekł do Terranina:
Witaj. Czyżbym się spóźnił na coś?
Jedynie na pokaz mojej słabości. Co się stało? Dlaczego nie mogłem użyć psi? - zapytał zawiedziony Jim
Hm. Może po prostu twoja energia jest wyczerpana. Czasami tak bywa. Musisz odpocząć, aby mogła się zregenerować.
Może masz rację. - Terranin dźwignął się na nogi i podziękował Protosowi, po czym wyszedł z pokoju zostawiając Ciemnego Templariusza samego.
Ech - westchnął spochmurniały Zeratul. Po kilku sekundach on także opuścił to miejsce.
Raynor udał się do swojej kwatery i postanowił się zdrzemnąć tak jak radził mu
Ciemny Templariusz. Położył się na swoim łóżku i rozmyślał nad tym co dzisiaj się stało. Przez cały okres treningu nie było sytuacji, że nie mógł czegoś zrobić. Zawsze udawało mu się podnosić ten kamień choć nie wiedział tak naprawdę, że to się działo. Robił to co nakazywał mu Protos - wyciszyć umysł i myśleć o tym co chce się zrobić. Nie odczuwał specjalnie tego, że jego energia psi jest wyczerpana. Może to dopiero wczesna faza treningu, a skoro on nie jest Protosem to może nie odczuwać jeszcze w pełni swoich zdolności. Tak czy inaczej coś jest nie tak. Jutro postara się pogadać o tym z Zeratulem.
Jim rozmyślał tak jeszcze przez chwilę, po czym zasnął. Nic mu się nie śniło, jego świadomość była wolna od wszelkich niepotrzebnych myśli. Zbudził go nagły zwrot statku. Był o wiele mniejszy od poprzedniego ale jednak odczuwalny. Jim usiadł na posłaniu i próbował dojść do siebie po drzemce. Ciszę w pokoju przerwał kolejny zwrot statku i odgłosy walki. Teraz to już nie były przelewki! Raynor zerwał się na nogi i pobiegł wprost na mostek. Zastał tam Zeratula koordynującego działaniami ofensywnymi.
Zestrzelić tą na prawo! - krzyknął Ciemny Templariusz
Co tu się dzieje? Słyszałem odgłosy walki! - odezwał się lekko przestraszony Raynor
Nie teraz Jim. Jeśli źle skoordynuje działania to rozbijemy się!
CO!?
Jesteśmy w polu asteroid otaczających Aiur. Podczas Eonu... teraz tą pośrodku!... Eonu Gniewu rozegrała się tu wielka bitwa, której pozostałością są te odłamki ze statków.
Rozumiem. Gdy będziesz mógł przyjdź do sali treningowej. - powiedział Terranin
Dobrze... no teraz tą z prawej, co wy ślepi jesteście?! - krzyknął Zeratul
Przepraszamy, o najjaśniejszy! - krzyknęli do umysłu Protosa piloci Myśliwców
Zeratul w pośpiechu wszedł do pokoju, gdzie odbywały się treningi. Rozejrzał się
dookoła, lecz nie zauważył Jim'a, gdyż ten stał tuż przy drzwiach i był niewidoczny dla wchodzących. Trzymał w ręce książkę, która była jednym z przedmiotów należących do treningu. Czytał ją choć nie znał protosiańskiego języka. Prawdopodobnie oglądał tylko obrazki. Zamknął ją i rzekł do Zeratula, który nadal stał do niego tyłem i rozglądał się po pokoju.
No w końcu przyszedłeś - mówiąc to podszedł do przyjaciela, który odwrócił się w jego stronę.
Nie mogłem wcześniej. Przeszliśmy przez pole asteroid i za kilka godzin będziemy na planecie. - oznajmił Ciemny Templariusz.
Chciałbym pogadać o moim treningu. Muszę cię pochwalić Zeratul. Wciskałeś mi takie kity, a ja dopiero teraz zorientowałem się o co chodzi.
Nie wiem o czym mówisz...
Weź nie pierdol! Dobrze wiesz, że Terranie nie mogą używać psi. Nawet ja! - mówiąc to Jim wskazał palcem swojego przyjaciela i zaczął powoli krążyć wokół jego osoby. - Przyznaj się! To ty podnosiłeś ten kamień.
Niee...
Nie kłam! - Zeratul zaczął się cofać, gdyż przerażała go postawa Terranina.
No dobrze. Przyznaje się. Chciałem ci pomóc w twoim treningu. Nie miałem złych intencji. - tu przyjaciele spojrzeli sobie głęboko w oczy. Jim złagodniał nieco, a Protos przemawiał słabym jak na jego rasę głosem - Wiedziałem, że nie osiągniesz chociaż takich rezultatów jak najsłabsi Templariusze. To jest niemożliwe dla Terranina. Ale nie chciałem, żebyś się załamywał...
To czemu po prostu mi nie powiedziałeś że to jest niewykonalne! - agresja znów w nim wezbrała, w odruchu nienawiści spojrzał na leżący koło niebieskich poduszek kamień, gdyż nie chciał patrzeć już na Protosa - KURWA!
Jakaś potężna siła rozsadziła kamień od środka. Odłamki poleciały we wszystkie
strony i uderzyły nawet w dwie postaci stojące obok siebie, nie wyrządzając im większych krzywd. Jim upadł na kolana i nie wierzył własnym oczom. Agresja i nienawiść znikły. Zostało tylko niedowierzanie i uczucie spełnienia.
A jednak. - rzekł zaskoczony Zeratul - Nie patrz na mnie, to nie ja!
Więc ja? - zapytał sam siebie Terranin - to niemożliwe...
Jednak myliłem się co do ciebie. Potrafisz używać energii psi nie w celach budowy, ale zniszczenia. Nie jest to droga dla kogoś kto ma słabą osobowość. Jeśli tak patrzę na ciebie to widzę, że ty na pewno taki nie jesteś. - wyjaśnił Ciemny Templariusz - Od tej pory musisz uważać na swoje zdolności. Naucz się je kontrolować i nie używaj w złych celach. - przestrzegł Protos
Dooobrze. - powiedział roztrzęsionym głosem Raynor.
Po krótkiej chwili milczenia Zeratul przemówił:
Chodź. Powiem ci co zrobimy, aby uwolnić Tassadara.
Przepraszam cię Zeratul. Przykro mi, że tak napadłem na ciebie. Wybaczysz mi? - Ciemny Templariusz podszedł do niego i podał rękę, aby pomóc mu wstać.
Przyjaciele przebaczają. - uśmiechnął się.
Dzięki.
Chodź ze mną.
Zeratul i Jim weszli na mostek. Wszyscy znajdujący się w środku zajmowali się
swoimi sprawami. Tamci podeszli do okrągłego stolika z dziwnym przedmiotem pośrodku po prawej stronie pomieszczenia. Ciemny Templariusz skinął na podchodzącego do nich Protosa, który tymczasem uruchomił ten dziwny przedmiot w kształcie okręgu z wystającymi metalowymi „łapkami”. Nagle nad stołem ukazał się hologramowy plan budynków w miejscu gdzie planowano zabić Tassadara. Wszystko malowało się w odcieniach niebieskiego i błękitu.
To jest cela więzienna. - Zeratul wskazał palcem na budynek w kształcie niewielkiej kopuły zwieńczonej jakimś metalowymi prętami. - w niej znajduje się nasz Templariusz w kajdanach Zurha, które blokują jego energię psi.
Hm. Jak go wydostaniemy? Na tym zdjęciu widać, że jest sporo wartowników. - stwierdził Jim
To nie problem. Zwinęliśmy z planet Mar Sara przekaźnik, który emituje energię psi, która z kolei przyciąga Zergów. Gdy zostanie uruchomiony dowództwo Arbitrów zlokalizuje go i nakaże zniszczyć. W tym celu prawdopodobnie zostaną wysłane oddziały z sektora, gdzie znajduje się Tassadar.
Sprytne! - pochwalił Raynor
Ale to jeszcze nie koniec. Co najmniej połowa Zealotów i Smoków zostanie na miejscu pilnować więźnia. Przypuścimy atak od tej strony - wskazał ręką południowy kierunek, tak przynajmniej zdawało się Terraninowi. - i utworzymy korytarz ewakuacyjny do Ikarius'a. - Zeratul popatrzył teraz na Jim'a - otrzymasz jeden z naszych Zwiadowców. Jako, że potrafisz używać psi do destrukcji na pewno sobie poradzisz w pilotowaniu myśliwcem.
No dobra, ale...
Pierwsza zasada Khala. Nie zadawaj zbędnych pytań. - przerwał mu Ciemny Templariusz
Co to są za budynki? - zapytał Jim i wskazał na prawie niewidoczne dla obserwatora na ziemi struktury podobne do wbudowanych w ziemie silosów nuklearnych. Znajdowały się kilkaset metrów od więzienia i było ich kilkanaście.
Eh... To są Działa Fotonowe. Mają podobne rażenie jak Smoki. Uważaj na nie i nie przybliżaj się za blisko do nich. Zostaniesz wysłany w roli eskorty dla Ikarius'a. Najpierw nasi piloci zniszczą potencjalne zagrożenie dla całej akcji, a potem... potem się wymyśli - Zeratul uśmiechnął się.
Taa. Optymistyczna wersja tego planu. - Jim odwzajemnił uśmiech i projekcja została wyłączona.
Za kilka godzin dolecimy już na o wiele mniejszej prędkości do Granicy Umysłowej.
Do czego? - zapytał Terranin
Ta granica to bariera chroniąca Aiur przed wrogimi statkami i istotami, a czasem nawet i meteorami z pobliskiego pasa. Przelecimy przez nią jeśli skontaktujemy się podświadomie z kierownictwem naziemnym. Wtedy nas przepuszczą. - dodał Zeratul widząc powątpiewanie Raynor'a.
No ok.
Granicy Umysłowej nie można było zobaczyć ani poczuć. Jednak gdyby łącznik na
pokładzie Ikarius'a nie poprosił o otwarcie przejścia, prawdopodobnie rozbiliby się o krawędź bariery. Po kilku godzinach do tymczasowej kwatery Jim'a przyszedł Ciemny Templariusz i oznajmił:
Minęliśmy Granicę Umysłową i za kilkanaście minut będziemy na planecie.
Zeratul, jakie mamy szansę na sukces w tej operacji? - zapytał zmartwiony Terranin
Nie martw się, na pewno będzie dobrze. - Raynor już gdzieś to słyszał. Mengsk tak mówił, gdy odlatywał wraz z Duke'iem zniszczyć Mózgowca. Niestety nigdy nie wrócił. Na samą myśl śmierci dawnego przyjaciela zrobiło mu się smutno i chciał jak najdotkliwiej ukarać winowajcę, a skoro były nim plemiona Zergów musiał powstrzymywać złość do wroga. Najpierw muszą uwolnić Tassadara, który na pewno wymyśli sposób na pokonanie tych zwierząt.
Nie mógł jednak powstrzymać wspomnień, które tak bardzo go bolały. Zergowie
zabili każdego człowieka, który był jego przyjacielem. Nie maił ochoty, aby powtórzyli to raz jeszcze na Ciemnych Templariuszach i innych Protosach. Gniew w nim wezbrał i przejął nad nim kontrolę. Rzucił gniewne spojrzenie na urządzenie tosteropodobne, które w tej chwili z hukiem poleciało w przeciwległą ścianę i rozbiło się na niej. Zeratul popatrzył przez moment na przyjaciela z wyrazem zdziwienia na twarzy. Nie wiedział czemu się tak wkurzył, ale skoro tak się stało to lepiej go już nie prowokować, gdyż na pewno miał swoje powody, aby się rozzłościć.
Jim udał się do sali treningowej, aby jeszcze poćwiczyć swoje umiejętności przed użyciem ich w operacji. Chciał zapytać Ciemnego Templariusza do czego służy książka, która zawsze leżała przy jego poduszce, ale w końcu odbiegł od tej myśli. Przyszedł sam, aby sprawdzić czy potrafi tylko używać psi do destrukcji czy też do tworzenia. Wielką sztuką nie jest niszczyć ale tworzyć, powtarzał sobie w myślach. Siedząc na poduszce pomyślał o unoszącej się książce. Najpierw spokojnie i z umiarem, ale gdy to nie skutkowało zaczął coraz intensywniej skupiać własne myśli na tym przedmiocie. W pewnej chwili dał za wygraną, gdyż zaczął tracić świadomość, a jego umysł przestał normalnie funkcjonować. Wszystkie myśli, które przychodziły mu do głowy były związane z tą przeklętą książką. Gdy otworzył oczy ściśnięte od jakiś kilku minut, zgadnijcie co zobaczył? No tą pieprzoną książkę! Nie dał rady utrzymać swojej agresji na wodzy więc chwycił ją i porozrywał na drobne kawałki.
Do pokoju wkroczył Zeratul i uśmiechnął się do leżącego na ziemi Terranina obsypanego małymi wycinkami z jego ćwiczebnej książki.
Widzę, że robisz użytek ze swoich nowych umiejętności. - zaśmiał się Protos.
Ta, bardzo śmieszne - odparł Jim.
Chodź. Już wylądowaliśmy. Czas zrealizować nasz plan. - Ciemny Templariusz wyciągnął rękę, aby pomóc wstać przyjacielowi, po czym udali się razem na mostek.
Podeszli do jednego z Protosów znajdujących się na sali. Był on podobny do Feniksa, z którym kilka lat temu miał okazję ucztować. Był jednak nieco niższy choć szerszy w barkach. Umięśniony jak cała jego rasa wydawał się bardzo groźnym przeciwnikiem.
To jest Eloral. Będzie twoim kompanem w tym ataku. On zajmie stanowisko obsługującego działa, a ty będziesz pilotem. Zgadzasz się? - Mówiąc to położył obie ręce na ramieniu Protosa i spojrzał na Terranina
Oczywiście! - ucieszył się Jim, że w końcu wydostanie się z tego statku i zażyje trochę adrenaliny.
Zaczniemy za kilka godzin, dopóki emiter nie zostanie umieszczony na swoim miejscu. Będziemy mieli około 15 minut aby uwolnić Tassadara. Teren jest gęsto zalesiony, to zapewni nam dostateczną osłonę przed atakiem artyleryjskim z najbliższego miasta. Pamiętaj! Lecisz tylko jako wsparcie, nie chcę narażać twojego życia. Zrozumiano?
Tak jest. - Raynor poczuł się tak, jak za czasów Mengsk'a i jego rozkazów, które wiecznie go przygniatały. Teraz to on był Naczelnikiem i nic go nie ograniczało. Pokaże tym Protosom, kto tu jest kozak!
Przeszli przez jedne z tych dziwnych drzwi i znaleźli się na zewnątrz. Z Raynorem był
Zeratul, Eloral i kilkudziesięciu innych Protosów. Krajobraz wokół Ikarius'a był niesamowity. Kilkunastometrowe drzewa porastały najbliższą okolicę. Całość komponowała się w spokojnej zieleni. Gdzieniegdzie dróżkę pokrywały kamienne płytki, a gdzie indziej widać było jakąś starą budowlę, budowaną na wzór egipskich piramid. Było to niewiarygodne przeżycie dla Terranina, gdyż jeszcze żaden z jego rasy nie postawił stopy na macierzystej planecie Protosów - Aiur. Raynor nie tylko zrobił to jako pierwszy, ale miał też za zadanie zadać cios temu pięknemu tworowi natury i umysłu innych istot. Już wiem dlaczego tyle medytują, pomyślał Jim.
Wokół statku flagowego, stały w gotowości statki klasy Zwiadowca. Ciężko było je policzyć, gdyż potężne drzewa zasłaniały widok. Na oko Terranin mógł stwierdzić, że widzi ok. 30 maszyn. Zeratul odezwał się donośnym i wyzywającym tonem, aby zmobilizować swoich pilotów:
Nadszedł dzień próby. Dziś przekonamy się kto w pełni poddał się naukom ścieżki Khala. Zobaczymy kto jest godzien nosić miano Protosa! Życzę wam powodzenia i pamiętajcie, nie działajcie pochopnie, ale ufajcie swojemu wewnętrznemu instynktowi, on was nigdy nie opuści! W imię KHALA!
KHALA! KHALA! - ryknęli wszyscy piloci. Raynor stał z boku i przyglądał się całej sytuacji, która była podobna do tej, w której sam w przeszłości uczestniczył. Następnie wszyscy zebrani rozeszli się do swoich maszyn i powoli startowali.
Ten Zwiadowca będzie twój. - wskazał Zeratul palcem na jeden z myśliwców stojących obok Ikarius'a po lewej jego stronie. - Będziemy przez cały czas utrzymywać łączność radiową.
Ok.
Powodzenia.
Tobie też. - Raynor uśmiechnął się po czym wszedł do kabiny myśliwca razem ze swoim kompanem.
Wnętrze nie było ciasne jak Myśliwce Terran, ale też nie było dużo miejsca, aby
spokojnie wyciągnąć nogi. Już kiedyś Jim leciał podobną maszyną, ale ta miała całkiem inne wyposażenie. Po obu stronach fotela dla pilota, na wysokości kolan były zamontowane metalowe połówki kul, na których widniały podobizny rąk, tak aby można było na nich położyć dłoń. Oczywiście dłoń Protosa. Terranin nigdy nie przypuszczał, że ta rasa ma sześć a nie pięć palców u dłoni. Czy coś jeszcze może go zaskoczyć?
Połóż ręce na kontrolerach i pomyśl, że wzbijasz się w powietrze, ale pamiętaj, że jedna negatywna myśl i możemy mieć kłopoty ze sterowaniem. - przestrzegł wchodzący Eloral
Spoko, dam radę. - Protos wydawał się milszy od tego, z którym kiedyś miał sposobność pogadać.
Tak jak mu kazano, Jim oparł się wygodnie o fotel i położył dłonie na dwóch
Kontrolerach, po czym poczuł przypływ zimna od metalu, lecz to uczucie szybko znikło. Pozostał spokój i opanowanie towarzyszące najlepszym pilotom.
No to zaczynamy - rzekł Jim po czym wzbił maszynę w górę nie bacząc na przygotowującego się jeszcze Eloral'a. Ten musiał szybko to zrobić bo straciłby równowagę i upadł na podłogę.
Przez wielkie okna frontowe, Raynor obserwował swoje poczynania jako pilota
protosiańskiego myśliwca. Zwiadowca uniósł się w górę, wzbijając tumany kurzu, które poleciały wprost na innych pilotów. Tamci musieli zasłonić oczy rękami, gdyż inaczej bolałyby ich przez całą akcję.
Jim nie przejmował się ich krzykami i protestami, ponieważ owładnęło nim uczucie pewności siebie i chęci pokazania wyższości Terran nad Protosami. Gdy wznosił się ponad szczyty wysokich drzew usłyszał głos Zeratula odbijający się w głośnikach rozmieszczonych wewnątrz myśliwca:
Jak się miewasz przyjacielu? - jego ton był miły i nieco rozbawiony.
A spoko, wieje trochę od lewej - Raynor uśmiechnął się - ale to się zmieni.
Haha. Nie myśl, że jesteś bogiem. Twój statek jest taki jak każdy inny. Nie szarżuj! - ostatnie słowa były napiętnowane nutą obawy.
Spoko.
Głośniki zamilkły, a Terranin zobaczył jak Ikarius wzbija się w powietrze i kieruje się
na wschód (tak przynajmniej zdawało się Jim'owi). Cała eskadra Zwiadowców ruszyła za nim, więc Raynor zrobił to samo. W pobliżu statku flagowego był tłok i niebezpieczeństwo zderzenia dwóch myśliwców, dlatego Terranin leciał na obrzeżach. W oddali rysowały się kontury protosiańskiego miasta. W miarę jak zbliżali się do miejsca ataku z wszechobecnej mgły zaczęły wyłaniać się budynki, w których był więziony Tassadar. Zeratul ponownie odezwał się w głośnikach:
Emiter został uruchomiony. Widzisz przemieszczające się wojska? - jego głos był jak zwykle ochrypły - Gdy będziemy przelatywać nad celem Ikarius zaatakuje główne linie obrony, trzymaj się blisko i gdy stracisz osłonę uciekaj w kosmos. Nie chcę ryzykować twojej śmierci.
W porządku.
Rzeczywiście, gdy dolatywali do celu Jim zauważył jak kilkanaście Smoków i
Zealotów maszeruje w kierunku, z którego lecieli. Kilka sekund później usłyszał w głośnikach głos jakiegoś Protosa. Wypowiedział tylko kilka słów „Ikarius, tu kontrola naziemna, dlaczego...”, po czym Zeratul zerwał kontakt. Nadszedł czas. Ich czas. Teraz albo nigdy. Tassadar! Lecimy! - pomyślał Raynor.
Kilka minut później byli nad celem. Wielka kopuła znajdowała się w centrum rozległego placu. Po bokach niej stały jeszcze jakieś budynki, których przeznaczenia Ciemny Templariusz nie ujawnił.
Wlatując, natknęli się pierwszą linię obrony Dział Fotonowych. Ze statku flagowego wyleciało kilkanaście małych myśliwców sterowanych z pokładu Ikarius'a i rozpoczęło dewastację budynków. Do ataku ruszyła również eskadra Zwiadowców i w tym także Jim. Sile ognia uległy wszystkie znajdujące się w pobliżu budynki obrony i zostając zniszczone wybuchały, lecz nie zostawiały po sobie żadnych szczątków. Po prostu się dematerializowały. Raynor'a zaskoczył ten fakt, ale nie przejmował się tym zbyt długo, gdyż oto od wschodu ruszyły na nich oddziały Smoków i niespodziewanie kilka myśliwców klasy Zwiadowca.
Walka rozpoczęła się na dobre i objęła swoim zasięgiem całą okolicę. Niespodziewane pojawienie się dodatkowych oddziałów powietrznych pomieszało nieco szyki Zeratulowi. Musiał oderwać się od ewakuacji i pomóc odeprzeć atak nacierającym oddziałom wroga. Tymczasem Jim był zdezorientowany i nie wiedział co robić. Wkoło jego statku śmigały kule i rakiety plazmowe wystrzeliwane z innych maszyn. Obok Eloral nie zaprzestawał ostrzału ze wszystkich działek jednocześnie. Zdumiewające jak on potrafił podzielić swoją uwagę na cele powietrzne i naziemne - pomyślał Terranin.
Po kilku minutach na koncie Raynor'a i jego kompana było już kilka myśliwców wroga oraz niemałe zniszczenia okolicznych budynków. Oboje z trwogą stwierdzili, że Lotniskowiec za bardzo oddalił się od docelowego celu. Należało się jak najszybciej z nim skontaktować i przypomnieć po co tu przybyliśmy.
Zeratul! Słyszysz mnie? ZERATUL?! - krzyknął Jim do mikrofonu znajdującego się niedaleko głównych instrumentów pokładowych. - przeklęta antena! Zniszczyli nam jedyne źródło łączności!
Jest jeszcze jedna metoda - niespodziewanie odezwał się Eloral, nie zaprzestając atakować - Możesz połączyć się z nim mentalnie. Do tego jednak potrzeba spokoju... - ale Jim już go nie słuchał. Skoncentrował się z całych sił, aby jego wołanie usłyszał Ciemny Templariusz. Nie mógł jednak długo tak wytrzymać, gdyż statek bez kontaktu psi jest jak bez pilota. Krzyki Protosa przywołały go do rzeczywistości.
Nie mogę nawiązać kontaktu... - lecz nie dokończył, ponieważ coś z wielkim impetem uderzyło w myśliwiec.
Całą siłę pochłonęła tarcza ochronna, ale spowodowało to wyczerpanie się jej energii. Statek był odsłonięty na jakikolwiek atak, co stwarzało niebezpieczeństwo dla załogi. Jim postarał się dojrzeć co wywołało ten wstrząs. Jednocześnie na panelu sterowniczym blisko prawej dłoni zaświeciła się czerwona lampka, która zaczęła złośliwie migać przypominając o tym, że osłony padły.
Ponowny wstrząs. Raynor prawie spadł z fotela. Kolejna lampka zaświeciła się
oznajmiając, że statek został uszkodzony. Do uszu Terranina doszedł dźwięk wyłączającego się silnika. Pomyślał: „No ładnie!”. Na szczęście na miejsce uszkodzonego został uruchomiony zapasowy.
Dobra sprowadzam nas na ziemię! - krzyknął Jim do Protosa.
Skierował maszynę w stronę, z której przylecieli, gdyż chciał jak najdalej oddalić się
od pola bitwy. Nie zdążył jednak wprowadzić swój plan w życie, gdy trzeci pocisk trafił w myśliwiec. Uderzył w główny silnik, który został bezpowrotnie zniszczony i uszkodził lekko zapasowy. Od tego momentu maszyna zaczęła pikować w dół. Raynor starał się wyrównać lot, jednak nic to nie dawało. W ostatniej chwili udało się uzyskać po części kontrolę nad myśliwcem i zamiast uderzyć prosto w ziemię, Jim podniósł dziób i po kilku przewrotkach uderzył w ścianę jednego z budynków.
Pod siłą naporu solidna ściana runęła przygniatając przednią część Zwiadowcy. Tumany kurzu uniosły się nad pobojowiskiem utrudniając wrogim myśliwcom atak z powietrza. Jim wyszedł z wraku swojej maszyny i próbował rozejrzeć się w sytuacji co uniemożliwiała mu metrowa widoczność. Nie musiał jednak wytężać wzroku aby zobaczyć, że jego kompan stracił życie w tym zdarzeniu.
No nie! Czemu mi się to przytrafia?! - krzyknął Terranin, a zawtórowały mu odgłosy walących się budynków i wybuchających myśliwców. W wielkim trudzie wyciągnął ciało Protosa na zewnątrz, po czym zostawił je przy ścianie budynku.
Ten wydał mu się jakoś dziwnie znajomy. Chociaż nie był nigdy w tym miejscu to
pamiętał skądś te wystające pręty z wielkiej kopuły... no jasne, pomyślał. Przecież to jest miejsce w którym przetrzymywany jest Tassadar!
Nie zastanawiając się więcej wkroczył przez dziurę w ścianie do wnętrza struktury. Pokój, do którego wkroczył był pomalowany na szaro, nie miał żadnych mebli ani obrazów, nawet okien (to jednak nie zdziwiło Terranina). Pomieszczenie było małe i tylko jedno przejście prowadziło do niego.. Jim przeszedł przez nie i poczuł zimno w całym ciele, gdyż to były jedne z tych „specjalnych” protosiańskich drzwi.
Sala, do której wszedł była bardzo duża, chyba nawet największa w tym budynku. Na dużej wysokości znajdowały się okna (oh yeah), z których padało blade światło na kamienną posadzkę. To pomieszczenie było równie puste jak poprzednie. Na prawo stała jakaś postać przykuta łańcuchami do ściany. Najprawdopodobniej nie zauważyła wchodzącego Terranina. Obok niej na podłodze i przy końcach kajdan były wbite metalowe rurki, które wyrzucały z siebie jakąś niebieską poświatę i tworzyły pewien rodzaj tarczy ochronnej, która uniemożliwiała więźniowi ucieczkę. Jim podszedł bliżej. Protos spojrzał na niego swoimi czerwonymi oczami.
Jim!! - krzyknął ów osobnik.
Tassadar! - odwzajemnił wrzask Raynor.
Nie podchodź bliżej!! - ostrzegł Templariusz, widząc, że Jim podchodzi do niego-gdy dotkniesz pola oderwie ci rękę!
Wcale nie mam zamiaru rozstawać się ze swoją ręką! - uśmiechnął się Terranin - trzeba cię stąd wydostać.
Musisz zablokować wypływ psi z tych końcówek. Wystarczy że zniszczysz jedną z nich a reszta się dezaktywuję.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. -Raynor rozglądał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś wyłącznika lub narzędzia do zniszczenia „klatki”, w której znajduje się Protos.
W pewnej chwili, na drugim końcu sali zauważył jakąś postać, która wyglądała jakby czegoś szukała. Ich oczy spotkały się w jednym, dramatycznym ułamku sekundy, w którym Jim zrozumiał, że owa osoba nie jest nastawiona przyjaźnie i mimo, że odległość ich dzieląca była znaczna Terranin odczuł strach i panikę, gdyż w razie zagrożenia mógł liczyć tylko na siebie. Protos podszedł bliżej dzięki czemu Tassadar rozpoznał jego specjalizację. Był to wojownik Zealot. Ten zatrzymał się i zapalił swoje psioniczne ostrza, które wystrzeliły z lekkich, karbidowych źródłach psi założonych na przedramieniu i zajarzyły się bladoniebieskim światłem.
Zdrajco! Co tu robisz? Nie jesteś godzien stąpać po tej świętej ziemi! Nikt z waszej rasy nie jest godny takich zaszczytów! - odezwał się metalicznym i ochrypłym głosem jak zresztą cała jego rasa.
O co mu chodzi? - Jim zapytał stojącego za nim Tassadara.
To Fanatyk. Wierny sługa Conclave. Zawsze wypełnia ich rozkazy i nie znosi obcych w jego otoczeniu. Najchętniej wszystkich pozabijałby na miejscu.
No to mamy problem. - rzekł ironicznie Terranin.
Zginiesz gorzej od niego! - krzyknął Protos, po czym zaczął biec z podniesionymi ostrzami w kierunku nieprzygotowanego do odparcia ataku Raynor'a.
Broń Zealota napawała Jim'a strachem, ale jednocześnie musiał pamiętać, że Zeratul
nie wie co dzieje się na dole, zupełnie jakby zapomniał po co tu przylecieli. Jest jedyną szansą na ocalenie Templariusza. Nie może się poddać! Tego wymaga honor!
Protos był coraz bliżej i jego przenikliwe niebieskie oczy mąciły pozorny spokój Terranina, który ugiął lekko nogi i przygotował się do obrony. Zealot nagle cofnął broń i następnie z potężną siłą pchnął ostrze w kierunku Raynor'a. Ten musiał upaść na podłogę, aby nie zostać trafionym i na jego szczęście w tym samym momencie wojownik potknął się o jego nogę i stracił równowagę lecąc na pole siłowe. W ostatniej chwili zasłonił się prawą ręką, dzięki czemu nie zabił się bezpośrednio o falującą energię psi. Pancerz wytrzymał na tyle, że pozwolił mu odbić się od tafli powłoki i stanąć o własnych siłach.
Jim również wstał i przypatrzył się swojemu przeciwnikowi. Ten spróbował ponownie uruchomić ostrze, które zgasło podczas tej konfrontacji. Niestety, jedynym efektem tych wysiłków były sypiące się z broni iskry. Zrezygnowany Protos odpiął klamrę przytrzymującą prawy rękaw broni i zrzucił na podłogę. Następnie spojrzał z nutą rozbawienia i wściekłości na swojego przeciwnika.
No dobrze. Zróbmy to po waszemu. - rzekł, po czym podszedł bliżej i wziął zamach lewą ręką na zdezorientowanego Terranina. Ten jednak w porę zorientował się w sytuacji i odskoczył w bok.
Zealot nie zdążył jednak wyhamować wyłączonej broni, która z impetem uderzyła w
posadzkę, tworząc na niej małe wgłębienie. Raynor'a przeraziła moc tego uderzenia, więc postanowił nie angażować się w bliższe starcia. Protos znów podniósł się z ziemi będąc coraz bardziej zły na siebie, że nie może zabić byle człowieka. Patrząc mu prosto w oczy można było stwierdzić, że wściekłość narasta w nim i gniew zaczyna przejmować władzę nad jego ciałem.
Jim dotykał plecami ścianę i czuł, że znajduje się w pułapce. Przeciwnik szybko ruszył z miejsca i biegł z takiej strony, że wykluczało to jakąkolwiek ucieczkę. Jedynym wyjściem była konfrontacja, albo... Widząc zbliżającego się wroga, w Terranina wstąpiła niesamowita wiara we własne siły oraz wielka odwaga. Po całym zajściu zupełnie nie wiedział dlaczego tak się stało. Tak czy inaczej Protos był coraz bliżej. Wziął zamach lewą ręką i uderzył całą siłą w miejsce gdzie Jim miał klatkę piersiową. Ten jednak zdążył uniknąć ciosu uchylając się na prawo i przytrzymując się ściany, aby nie upaść znów na podłogę. Ręka Zealota wbiła się w przeszkodę tak mocno, że nie mógł jej samodzielnie wyciągnąć.
Raynor stanął o własnych siłach i z całej siły zadał przeciwnikowi cios w twarz prawą ręką. Tamten nawet nie poczuł uderzenia, albo nie zdradzał tego, gdyż na twarzy malował mu się złowieszczy uśmiech. Jim nie poddał się. Szybkimi ruchami sprzedał buty Protosowi w brzuch i w okolice, gdzie Terranie mają żebra. Jego mina trochę się zmieniła. Już nie wyglądał na rozbawionego, lecz na rozzłoszczonego byka. Ręką, która była wolna próbował dosięgnąć bijącego go Raynor'a, bez skutku. Protos oberwał jeszcze kilka razy w twarz m.in. z łokcia i raz z półobrotu.
Gdy Zealot tak otrzymywał ciosy, jego ręka poluzowała się nieco w ścianie, wytężył więc swoje siły próbując ją wyciągnąć. Pomógł mu w tym ostatni cios Raynor'a z wyskoku. Poobijany Protos upadł na podłogę, ale szybko powstał i wytarł lewą ręką swoją twarz, po czym zauważył, że krwawi. Jim nigdy nie widział takiej krwi. Była niebieska i błyszczała w promieniach bladego słońca.
Zealot znów ruszył na zmęczonego już Terranina przewracając go na podłogę, tuż obok „celi” Tassadara. Ciężarem swojego pancerza przygniótł Raynor'a do ziemi i sprawił, że ten zaczął oddychać z wielkim trudem. Wymierzył broń w Jim'a, lecz włączył go za późno i Terranin zdążył go odepchnąć w inną stronę. Siłowali się tak przez kilka sekund, ale w końcu siła rasy Protosów była ich wielkim atutem. Powoli ostrze zmierzało w kierunku głowy walczącego resztkami sił Raynor'a. Ten prawie stracił już nadzieję na przeżycie tej walki, podczas gdy Zealot rozluźnił nieco uchwyt rozglądając się wokół co zrobić ze swoją ofiarą.
Jednak Terranin nie chciał czekać i patrzeć jak wróg nabija go na to swoje ostrze. Jednym szybkim ruchem odepchnął broń od siebie w kierunku podstawy pola siłowego. Gdy dwa źródła psi zetknęły się ze sobą, nastąpiła reakcja łańcuchowa, która spowodowała wybuch na tyle słaby, że nie zabił nikogo w budynku, ale jednocześnie na tyle silny, że Zealot odleciał kilka metrów od miejsca eksplozji, a leżący na ziemi Raynor poturlał się bezwładnie w przeciwnym kierunku.
Osłona została dezaktywowana i jedyną rzeczą ograniczającą wolność Tassadara były kajdany Zurha, przytwierdzone do ściany. Kątem oka zauważył, że Zealot powoli staje na nogach. Odwrócił głowę w tamtym kierunku i zobaczył, że na jego pancerzu widać wielką dziurę po wybuchu oraz odsłonięte krwawiące ciało. Wpadł w panikę, gdyż Jim leżał po drugiej stronie sali, ale z pewnością był bardzo ciężko ranny, ponieważ nie miał pancerza. Templariusz postanowił działać. Blisko końca jego „celi” leżała broń, którą porzucił walczący Protos. Spróbował więc nogą na tyle na ile pozwalały mu kajdany podciągnąć przedmiot bliżej siebie. Do szybszego działania pobudził go widok Zealota idącego powoli w kierunku Terranina.
W końcu udało się Tassadarowi złapać przedmiot w ręce. Kolejnym problemem okazało się to, że broń była uszkodzona wcześniejszą walką. Bez namysłu otworzył on klapkę, w której znajdują się wszystkie kabelki łączące kryształ z ogniskiem ostrza. Kryształ był źródłem energii psi w tej broni i był bardzo rzadki więc pomysłowy ród Protosów wymyślił sposób tworzenia sztucznych odpowiedników, które jednak były słabsze od prawdziwych ale nadawały się do użycia w tego typu urządzeniach. Dotknął białego diamentu znajdującego się w tylnej części broni i poczuł przepływającą energię. Jeszcze nie jest za późno! Kryształ nie wyczerpał się jeszcze!
Bez namysłu wyciągnął kabelek odpowiedzialny za przesyłanie energii do ostrza i rozdzielił go na dwie części co nie było łatwe, gdy cały miał w głowie wizję martwego przyjaciela. Po kilku morderczych sekundach udało mu się to zrobić. Jedną końcówkę przymocował do kryształu, a drugą spowrotem do ostrza. Spowodowało to spięcie i wylatywanie iskier, jednak nic poza tym.
Do cholery! Działaj! - szepnął z desperacją w głosie i uderzył nogą w broń.
Z wylotu ostrza posypały się tysiące iskier i z wnętrza zaczął dochodzić dźwięk
podobny do zapalania świateł halogenowych w siedzibach Terran. Po ułamku sekundy energia psi przepłynęła przez kable i utworzyła niezniszczalne ostrze. Była jednak o połowę słabsza od tej w pełni działającej broni. To jednak wystarczyło, aby przeciąć krępujące Templariusza kajdany. Pękły one z niebywałą łatwością przywracając moc Protosowi. Poczuł przypływ odwagi dzięki czemu od razu skoczył do przodu biegnąc na pomoc Terraninowi.
Tymczasem Zealot już stał nad swą ofiarą i miał zamiar zadać ostateczny cios. Tassadar zatrzymał się 3 metry od niego i wyciągnął rękę z lekko rozwartymi palcami w jego kierunku. Tamten przerywanymi ruchami odwrócił głowę w kierunku Templariusza, po czym powoli zaczął ją schylać w dół po klatce piersiowej przyglądając się Jim'owi z wyrazem twarzy ukazującej wielkie cierpienie i nienawiść. Przez dwie sekundy znajdował się w takim stanie, po czym wyprostował głowę i krzyknął grubym głosem coś niezrozumiałego. W tym momencie jego czaszka eksplodowała rozrywając się na małe kawałeczki, przyozdabiając tą salę o niebieskie kolory. Bezwładne ciało upadło z hukiem odbijającym się po całej sali.
Rozdział 13
Jim żyjesz?! - Tassadar szturchał Terranina i gdy zobaczył, że ten nie daje oznak życia wziął go na ręce poszedł w kierunku wyjścia.
Raynor nie był w najlepszej formie. Większość jego ciała została poparzona i
poważnie zraniona. Strój, który miał na sobie został prawie doszczętnie zniszczony. Gdy Templariusz podniósł go z ziemi zobaczył plamę krwi na posadzce. Wiedział, że ma mało czasu i życie jego przyjaciela jest teraz w jego rękach.
Jak najszybciej potrafił wyszedł z budynku tą samą drogą co Jim. Zobaczył, że nad nimi rozgrywała się bitwa o jego ocalenie tyle, że... nikt nie kwapił się, aby wysłać po niego transport. Tego się nie spodziewał po swoich sojusznikach. No cóż, musze coś wymyślić, pomyślał Tassadar.
Jego wzrok przykuł Zwiadowca, który wbił się w ścianę budynku więziennego, z którego właśnie wychodził. Nie znajdował się w dobrym stanie, ale biorąc pod uwagę fakt, że Zeratul zapomniał o priorytecie tej akcji to musiał zrobić wszystko, aby uciec z tego miejsca. Wsadził więc nieprzytomnego Terranina do środka i umiejscowił go tak, żeby podczas lotu jeszcze bardziej nie ucierpiał. Sam zasiadł na fotelu pilota i próbował zapalić maszynę. W kabinie było ciaśniej niż zazwyczaj z tego powodu, że spadające z budynku odłamki uderzały w kadłub i przygniatały go.
Tassadar położył dłonie na miejscach po obu stronach fotela i skupił całą swoją uwagę na próbującym się uruchomić silnikiem. Oczywiście, gdy główny nie wydał żadnego dźwięku, Protos spróbował włączyć zapasowy. Ten już zaczął wydawać dźwięki podobne do ocierania metalu o metal, ale nie chciał odpalić. Zniecierpliwiony Templariusz ponowił wysiłki. Tym razem odpowiedziało mu krztuszenie się silnika i ponowna cisza.
No nie! Tego było już za wiele! Zza budynku więziennego wybiegł wojownik Zealot. Początkowo nie zauważył zbiegów, ale w końcu swoim bystrym wzrokiem natrafił na Tassadara. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, gdy oto po obu jego stronach pojawiły się idealne kopie, które zaczęły go atakować nie wyrządzając mu najmniejszej krzywdy. Te iluzje zatrzymają go na chwilę, pomyślał rozbawiony Templariusz, po czym zabrał się za ponowne odpalanie wrednego silnika.
Rzeczywiście podróbki wojowników podziałały na tyle, że odwróciły uwagę Zealota od myśliwca, podczas gdy Templariusz siedzący w środku ścigał się z czasem. W końcu usłyszał przeraźliwy pisk, a następnie spokojne dźwięki pracującego silnika. Wreszcie!
Tymczasem Zealot zabił już jednego ze swoich klonów, ale widząc, że Zwiadowca zaczyna powoli wzbijać się w powietrze, odepchnął drugiego i włączając swoje ostrza psi wskoczył na przód myśliwca. Wbił swoją broń w kadłub statku, aby nie spaść pod wpływem akrobatycznych zdolności Tassadara.
Ooo, mamy osłony - rzekł sam do siebie spoglądając na tablicę kontrolną i widząc zapalone zielone światełko. - czas na naukę latania.
Pod wpływem myśli Templariusza działko antymaterii (przeciwlotnicze) skierowało
się w stronę zwisającego już na krawędzi Zealota. Ten rzekł półgłosem:
Nie tak to sobie wyobrażałem. - działko wypaliło i uderzyło wojownika pociskiem zdolnym zniszczyć porządną, betonową ścianę. Wybuch nastąpił na dziobie i rozerwał on jego ciało na mikroskopijne fragmenty, które poleciały we wszystkie strony w formie dziwnej niebieskiej mżawki.
To by było na tyle jeśli chodzi o pasażerów na gapę. - zaśmiał się Tassadar, choć cały czas miał w pamięci obraz leżącego na fotelu obok Jim'a, który wymagał natychmiastowej pomocy.
Bezzwłocznie wyleciał w otwartą przestrzeń, na której rozgrywała się bitwa. W oddali
zauważył atakowany Lotniskowiec Zeratula. Skierował swoją maszynę w tamtą stronę licząc, że nie zostanie zestrzelony. Nawiązał kontakt telepatyczny z Ciemnym Templariuszem, który bardzo zajęty nie zauważył, że jest wzywany.
Zeratul! - krzyczał Tassadar, tamten oszołomiony oderwał wzrok od pola walki i odpowiedział na wołanie.
Tassadar! Ty żyjesz! Miło cię znów słyszeć...
Nie czas teraz na to. Jestem wolnym, ale kosztem zdrowia Jim'a. Musimy się jak najszybciej stąd wydostać!
Zostaliśmy wpędzeni w ogień krzyżowy. Nie dajemy rady! Uciekamy w kosmos! - krzyczał Zeratul.
NIE! Statek, którym lecę nie nadaje się do podróży w przestrzeń. Jest mocno uszkodzony i nie podoła temu.
Dobrze. W takim razie leć w stronę lasu. Dołączymy do ciebie później. - zaproponował Ciemny Templariusz.
Zwariowałeś!? Jeśli polecimy bez eskorty może nas zestrzelić byle Smok. Mam lepszy pomysł...
Zwiadowca Tassadara był coraz bliżej Ikarius'a, ale w tym momencie pilot zauważył
lecący w jego kierunku pocisk antymaterii. Unik okazał się trudniejszy niż przypuszczał. W kilku sekundach, które mu zostały próbował skręcić na prawo, bezskutecznie, gdyż ster do zmiany kierunku zaciął się w czasie lotu. „Mam zginąć w taki sposób? O nie!”- pomyślał Templariusz. Wyciągnął rękę w kierunku pocisku i skupił wszystkie swoje moce psi na wytworzeniu płaskiej tarczy po lewej stronie statku, która zdolna by była do odbicia pocisku. Nikt jeszcze w historii jego rodu nie zdołał tego dokonać, co więcej niewielu próbowało, gdyż używanie energii psi wiąże się z dużym wyczerpaniem organizmu i były przypadki, że przez zabawę swoją mocą życie straciło kilkoro Protosów. Ale co Tassadar miał do stracenia? Jeśli nie uda mu się tego zrobić, jego szczątki będą zbierać z ziemi w promieniu kilkuset metrów. Umysł miał niemalże zaciśnięty z wysiłku, bardzo bolała go przednia część głowy, ale wiedział, że nie może się poddać. W jego rękach spoczywa życie umierającego Terranina.
Słowa Zeratula próbującego nawiązać ponowny kontakt z Templariuszem odbijał się echem po jego podświadomości. Pocisk był coraz bliżej. A więc czas umierać? - pomyślał Tassadar. Wybacz Jim.
Wszystko stało się tak nagle. Zwiadowca, który zaczął eskortować Protosa zauważył zbliżający się w jego kierunku pocisk. Po sekundzie wszystko się zmieniło. Wokół latającego wraku dało się zobaczyć fruwające strzępki eskortującego myśliwca. Ten który ocalał wpadł w turbulencje i miotało nim na wszystkie strony. Templariusz siedzący wewnątrz opadł bezwładnie na fotel i stracił kontrolę nad maszyną. Czuł się jakby wyssano z niego ostatnie siły. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Statek zaczął bezwładnie spadać na ziemię.
Protos był cały czas świadom tego co dzieje się wokół niego, ale nie mógł uwierzyć w to, że wciąż żyje. A więc udało się! Odbił pocisk! W duchu czuł się bardzo szczęśliwy, że jego trud nie poszedł na marne. Zeratul cały czas dobijał się do jego umysłu próbując dowiedzieć się co się stało.
Tassadar! CO SIĘ TAM DZIEJE? - krzyczał
Spadam...
CO?
Cholera... - Tassadar mimo swego wyczerpania zdołał podnieść swoją rękę na tyle wysoko, aby położyć ją na kontrolerze. W tym momencie uzyskał władzę nad spadającym statkiem, który w parę sekund wyrównał lot będąc kilkanaście metrów nad ziemią.
Co ty tam robisz?! - Zeratul wciąż krzyczał do jego umysłu.
Zeratul... zaraz rozbiję... się o twój... statek - wymamrotał bezgłośnym szeptem - zdejmij osłonę... z tylnej części.
Ale po co?
Zrób to... co...ci mówię.
Dobrze.
Po kilku sekundach Ciemny Templariusz znów przemówił:
Osłona zdjęta. Cokolwiek chcesz zrobić zrób to szybko, bo bez pola długo nie wytrzymamy. - Tassadar poczuł przypływ nadziei, której iskierka tliła się w nim od momentu, gdy go złapali.
Teraz jednak jego plan miał szanse powodzenia. Szczelina między górnym poszyciem
Lotniskowca, a dolnym była wąska i długa. Prowadziła do hangarów każdego z małych myśliwców statku flagowego. Gdyby tylko udało mu się tam wlecieć.
Tassadarowi przed oczami pojawiła się mgła. Coraz trudniej dostrzegał informacje wyskakujące na pulpicie monitora. Od celu dzieliły go zaledwie dziesiątki metrów. Tuż przed zderzeniem Tassadar stracił przytomność, lecz przed tym w ostatnim rozpaczliwym krzyku przekazał Zeratulowi wiadomość:„Osłona!”. Zwiadowca obrócił się lekko w lewo co przy impecie zderzenia spowodowało oderwanie skrzydeł myśliwca i wgniecenie w wielu miejscach kadłuba.
Resztki statku obijały się o tunele wylotowe, iskry sypały się ze ścian ocieranych przez metal. W końcu wrak uderzył w ścianę i zagłębił się w otworze dla myśliwca klasy Interceptor.
Zeratul stracił równowagę i upadł pod wpływem mocy przekazanej mu informacji. Z podłogi wrzasnął na jednego z podwładnych:
Podnieść osłonę! Natychmiast! - jego głos odbijał się echem po mostku - wysłać tez medyków do hangaru! Wynosimy się stąd!
Ikarius uniósł swoje pokaleczone ciało i skierował się w kosmos. Za nim podążyły
zdziesiątkowane eskadry Zwiadowców. Ciemny Templariusz zdążył już wstać i rozważał teraz możliwości jakie im pozostały. Przed nimi znajduje się potężna bariera umysłowa, a za nimi gorliwi wyznawcy kultu Conclave, którzy będą ich gonić po same krańce wszechświata. Nie było wyjścia.
Przygotować się do sforsowania bariery! - krzyknął Zeratul tak, aby do każdego dotarło. - Przynieść kryształy khaydariańskie.
Zostało 7 minut do zderzenia. - rzekł któryś z Protosów
Hm - zamyślił się Ciemny Templariusz. Jak umieścić je w odpowiedniej odległości od statku w ciągu 7 minut? To nierealne! Chociaż... tak! To jest myśl!
Bezzwłocznie pobiegł do pokoju, gdzie znajdowali się Protosi odpowiedzialni za
każdy z małych myśliwców. Gdy dotarł do celu spostrzegł, że pozostało jedynie troje Protosów na swoich stanowiskach. Rzekł do dwóch z nich:
Do myśliwców zostaną przymocowane święte kryształy. Musicie odlecieć nimi jak najdalej od statku po obu jego stronach, tak aby przy połączeniu nie wywołały nam żadnej szkody. Przekraczamy barierę umysłową.
Wszyscy wiedzieli o co chodzi. Bez zwłoki połączyli się ponownie z myśliwcami i
oczekiwali na wiadomość od Ciemnego Templariusza. Ten ruszył ponownie na mostek i przekazał instrukcje inżynierom, co mają zrobić z kryształami. Po dłuższej chwili usłyszał:
2 minuty do zderzenia!
Pośpieszcie się do cholery! - pomyślał Zeratul i zaraz po tym dostał wiadomość do umysłu, że kryształy zostały przymocowane. Od razu po tym krzyknął na „pilotów” myśliwców, aby startowali.
Spojrzał przez rozległe okna na mostku i zobaczył 2 statki klasy Interceptor oddalające
się od siebie w każdej sekundzie lecące wprost na niewidzialną barierę. Im większa była odległość tym Protos obsługujący myśliwca musiał bardziej się starać, aby nie stracić kontaktu ze swoim podopiecznym, dlatego nigdy nie próbowano takich manewrów, gdyż wykańczały one pilota.
Gdy Ciemny Templariusz uznał, że nadeszła odpowiednia chwila przysiadł i skoncentrował się na energii pochodzącej z kryształów. Były one źródłem niezwykłych zdolności jego rasy. Legendy mówią, że Starożytni, aby nadać swoim tworom moc psi, umieszczali je w ciasnych, odosobnionych miejscach razem z tymi kryształami. Energia z nich emanująca nasycała ciała młodych wojowników, którzy potem stawali się bezwzględnymi Zealotami.
Znalazł się na polanie pośrodku lasu. Dochodził zmierzch i ostatnie promienie pomarańczowego słońca dotykały ciepłej ziemi, która szykowała się do snu. Zeratul stał z boku obserwując majestat przyrody, gdy nagle w centrum jego uwagi pojawiła się dziwna budowla. Był to wielki khaydariański kryształ, dokładnie oszlifowany jakby był dziełem samego boga. Miał co najmniej 5 metrów wysokości Wisiał on wewnątrz metalowej konstrukcji która utrzymywała go w pionie choć sam klejnot zdawał się lewitować nad ziemią.
Podszedł bliżej i na gładkiej powierzchni ujrzał swoje odbicie. Nie było niczym zmącone i wydawało się dokładną kopią samego Zeratula. Nagle, ku zdziwieniu Ciemnego Templariusza ożyło. Zaczęło wykonywać dziwne gesty rękoma oraz mówić nieznanym mu językiem. Po chwili widmo przemówiło takim samym głosem jaki ma Zeratul:
Ścieżka prowadząca do domu bywa kręta i niebezpieczna. - duch mówił powoli, a w powietrzu rysował koło. - Co jeśli droga zostanie zniszczona? Las stanie się pułapką i wtedy tylko głos przyjaciela będzie potrafił pomóc. - Ciemny Templariusz słuchał uważnie każdego słowa i próbował domyślić się jego znaczenia. Wiedział, że bez klucza będzie musiał rozwiązać tą idiotyczną zagadkę, aby uruchomić klejnot. Rzadko podejmował się prób aktywowania kryształu, gdyż zazwyczaj miał do niego słowa kluczowe, które bardzo ułatwiały tą czynność. - Przyjaciel Cię potrzebuje Zeratul! - te słowa zaskoczyły Ciemnego Templariusza. Zjawy nigdy nie zwracały się bezpośrednio do rozmówców, jeśli nie było to związane z jakimś ważnym wydarzeniem. Po tych słowach widmo znikło pozostawiając niemy wyraz twarzy Zeratula na powierzchni kryształu.
Nie wiedział co robić. Choć zatrzymał się dla niego czas i mógł tu spędzić tyle chwil
ile zechciał to mimowolnie odczuwał niepokój, a jego umysł pracował jakby wykonywał jakąś niezwykle skomplikowaną misję. Wszystkie zmysły miał wyostrzone i czuł drganie każdego mięśnia. Duch mówił coś o głosie przyjaciela. Czyżby chodziło o Raynora? Może Tassadar'a? Głowa mnie boli - pomyślał Zeratul - jestem na to za stary. W końcu żyć 475 lat to nie pierwsza młodość dla Ciemnego Templariusza. Ech.
Wyciągnął obie ręce i powoli dotknął nimi kryształu. Był zimny i niesamowicie gładki. Popatrzył na swoje odbicie i rzekł półgłosem:
Pomóż mi stary. - powiedział raczej do siebie.
Jak sobie życzysz. - odbicie przemówiło po raz wtóry. Tym razem Zeratul musiał uważać, żeby nie odskoczyć pod wpływem strachu. Udało mu się powstrzymać ten odruch w chwili, gdy kryształ zaświecił niesamowicie jasnym blaskiem. Wręcz oślepił Protosa, który zamknął oczy i pozwolił, aby moc przepływała przez niego i z tego wymiaru do rzeczywistości.
Obudził się z transu z krzykiem, który przeraził całą załogę Lotniskowca. Był trochę
wyczerpany ponownym wejściem do swojego ciała, ale potrafił zauważyć, jak oba oddalające się myśliwce jarzą się białym światłem na tle jasnych gwiazd. Potem od obu statków tworzyło się coś w rodzaju świetlistego mostu łączącego oba Interceptory. Przy zetknięciu się dwóch źródeł energii nastąpił mały błysk i potężna fala świetlistej mocy wyleciała z niego i uderzyła w barierę umysłową przebijając ją na wylot i tworząc regularne koło o średnicy kilku kilometrów, które powoli zaczęło się zamykać. Przy końcach dało się zauważyć niebieskie wyładowania, które towarzyszyły przerwaniu ciągłości bariery.
Szybko! Przez wylot! - krzyczał Zeratul, który natychmiast wstał z podłogi i przypatrywał się całemu zjawisku.
Ikarius powoli przeleciał przez zamykającą się dziurę. Za nim podążyły resztki
eskadry Zwiadowców, które ocalały z bitwy. Ostatni, którzy jeszcze nie przelecieli przez przejście zauważyli, że zamyka się ono szybciej niż przypuszczali.
Cholera, nie damy rady! - Zeratul usłyszał głos jednego z pilotów we własnym umyśle. W tym samym momencie jeden z Protosów na mostku oznajmił, że bariera w całości została zamknięta. Ciemny Templariusz spojrzał na ekran, który ukazywał przestrzeń za Lotniskowcem i zauważył potężny wybuch myśliwca który wdał się w walkę z nadlatującymi statkami nieprzyjaciela. Po chwili milczenia odezwał się chropowaty głos Zeratula.
Zbyt wielu Protosów straciło dzisiaj życie. - przemówił - Nie pozwólmy, aby zginął kolejny. Do hangaru!