Początek końca


Początek końca

2 lata później

Światło, które wpadało do pokoju było lekko przyćmione. Na zewnątrz deszcz odgrywał swój taniec na oknach budynków Terran. Burza utrzymywała się już od kilku dni i ziemia obok Centrum Dowodzenia zmieniła się w błoto. Przy oknie znajdowało się biurko i odsunięty od niego fotel. Na blacie leżała połyskująca broń, a po bokach znajdowały się wysokie szafki ze starannie ułożonymi książkami.

Pośrodku stała wysoka postać, którą okalało wnikające do środka światło. Wkładała na siebie pancerz koloru zielonego. To był Raynor. Pancerz nie był jeszcze przez nikogo noszony, wypolerowany dostał się w ręce Jim'a jako prototyp nowego ubrania ochronnego. Broń także była prototypem nowego działka 20mm z wybuchającymi pociskami. Terranin jako pierwszy miał wypróbować te akcesoria.

Po chwili rozległo się pukanie w drzwi, do pokoju wkroczyła średniego wzrostu postać. Sądząc po tym, co ten mężczyzna miał w ręce można było wywnioskować, że jest uczonym lub naukowcem. Jego twarz była bez wyrazu, lecz nagle pojaśniała, gdy pojawił się na niej uśmiech. Jim wiedział, kto to jest. To od niego otrzymał to, co miał teraz na sobie i co leżało na biurku. Nazywał się Taros i był kierownikiem Akademii oraz Stanowiska Inżynieryjnego. Do niego trafiały informacje o nowych odkryciach nim ktokolwiek z zewnątrz zdołał się tego dowiedzieć. Był też jego przyjacielem.

Jim zaśmiał się. Dobrze znał styl bycia przełożonego Taros'a, jednak nic w związku z tym nie mógł zrobić. Podniósł broń z biurka i rzekł:

Rozdział 7

Generał Duke i przywódca Arcturus Mengsk dowodzili flotą składającą się z 8 krążowników klasy Behemot oraz ponad 60 Myśliwcami. Sprowadzili je ze wszystkich krańców sektora Margotu i Koprulu. Zaplanowali oni atak na Mózgowca znajdującego się w odległości ponad 5000 km stąd. Najpierw zniszczono z orbity strategiczne punkty obrony ziemia-powietrze tzn. większość Kolonii Zarodników wroga. Do obrony Zergowie wysłali hordy Zmór. Nic poważniejszego niż zniszczenie kilku Myśliwców one jednak nie zdziałały, gdyż wystarczyły 2 rakiety Hellfire aby je unieszkodliwić. W połowie walki Zmór i Myśliwców na pomoc swoim wojownikom Nadświadomość wysłała kilkadziesiąt Mutalisków. Cholerne stwory!

Z Mutaliskami działo się podobnie jak ze Zmorami. Były one jednak mądrzejsze od tych „ślepych terrorystów” i widząc, że są dziesiątkowane zawróciły, ukrywając się w atmosferze planety. Mengsk nie miał wyboru i rozkazał, aby wszystkie krążowniki i Myśliwce naraz zeszły na wysokość 6 km od powierzchni planety i rozpoczęły szukanie Mózgowca.

Dzień był wtedy dość dziwny w tamtej części globu. Krajobraz poza zainfekowaną glebą był dziwnie pożółkły. Ponadto unosiła się gęsta, bladożółta mgła. Tajemnicze zniknięcie Mutalisków wywołało zdenerwowanie generała Duke'a oraz Arcturus'a. Nikt nie wiedział gdzie są i co robią. Krążowniki zeszły na jeszcze mniejszą wysokość, aby zniszczyć resztę formacji Kolonii Zarodników.

W swoim pokoju miałem włączone 2 obrazy na moim ekranie: jeden pochodził z Władcy, a drugi z Kanibala. Słyszałem wszystkie rozkazy jakie wydawali właściciele krążowników. Słyszałem jak Duke krzyczy, aby włączyć reflektory pod kadłubem oraz polecenie uruchomienia pola maskującego Myśliwców wydane przez Mengska.

W pewnej chwili Duke wrzasnął:„A co to ku*** jest?”. Istotnie działo się coś niedobrego. Kilkanaście Suzerenów powolnym ruchem, wyłaniały się z mgły i zaczęły zbliżać do armii Terran. Wywołało to nerwową atmosferę na pokładzie krążowników, gdyż każdy z dowódców widział, że te stwory nie umiały atakować celów powietrznych jak i naziemnych. Postanowiono je czym prędzej zlikwidować.

Myśliwce i krążowniki zbliżyły się na odległość strzału i Mengsk już miał wydać rozkaz ataku, gdy coś się stało. Widziałem nawet jak uniósł rękę aby dać znak. W tym samym momencie jego twarz zadrżała, a oblicze wyrażało wielki strach. Jego oczom ukazały się potwory większe dwukrotnie od Mutalisków o wyglądzie głowy Zerglinga z doczepionymi skrzydłami. Wyłoniły się z mgły razem z pozostałymi przy życiu Mutaliskami. Zaatakowały one krążowniki flagowe Duke'a i Mengska lepką, fioletową cieczą, która zasłoniła całkowicie widoczność dla całej załogi.

Generał ocknął się pierwszy i wrzasnął:„Szwadron Alfa, rozjebać sukinsynów. Po tych słowach Myśliwce ruszyły do ataku razem z krążownikami. Nowe formy Mutalisków okazały się jednak zbyt potężne, aby armia Terran mogła je pokonać. Myśliwce były masowo niszczone. Na mostku we Władcy rozległ się krzyk:„Panie admirale... Ciężkie uszkodzenia statku... Musimy natychmiast ewakuować się z pokładu. Po tych słowach postać Mengska znikła z obrazu. Prawdopodobnie został zabrany przez załogę, która wpakowała go do kapsuły ratowniczej i wystrzeliła z krążownika. Po krótkiej chwili na obrazie pojawiła się twarz kapitana statku. Stanowczym głosem rzekł do mikrofonu skierowanego w moją stronę:„Poruczniku Raynor! Zostaliśmy zaatakowani przez nieznajome twory Zergów. Będziemy walczyć do końca ochraniając kapsułę Arcturusa Mengska, która leci teraz w przestrzeń kosmiczną. Proszę natychmiast wysłać Statek Transportowy, aby przejął ładunek oraz admirała...” Wtedy połączenie zostało zerwane. Utraciłem połączenie z Władcą, a po krótkiej chwili również z Kanibalem (Duke przed rozłączeniem krzyknął:„Wy skurwysyny...”).

Nie mogłem się ocknąć przez dłuższą chwilę. Jakaś część mózgu usiłowała się przebić przez mur zdziwienia, rozpaczy i nienawiści. W końcu przestałem wpatrywać się w czarne obrazy na ekranie i rozluźniłem się na tyle, aby przypomnieć sobie, co mówił kapitan okrętu flagowego Mengska. Przewracając wszystko na co się nawinąłem biegłem po schodach w Centrum Dowodzenia, potem poprzez ulice miasta, aż znalazłem się w Gwiezdnym Porcie. Szybko wydałem rozkaz startu jedynego Myśliwca jaki pozostał w hangarze oraz Statku Transportowego. Pilot wystartował i skierował swój statek w kosmos. Patrzyłem w niebo jak się oddala. To był ostatni raz, gdy go widziałem.

Operacja „Dzień wyzwolenia” okazał się porażką i przez nią zginęli wszyscy najważniejsi dowódcy świata Terran.

Rozdział 8

Po skończeniu opowieści, twarz Jim'a wyrażała smutek i żal po straconym przyjacielu jak i po śmierci kilkuset ludzi. Razem z Tarosem stali teraz przed drzwiami strzelnicy dla komandosów.

Taros zapukał, po czym otworzył drzwi i skinął na Jim, aby wszedł pierwszy (po porażce w bitwie o los planety i śmierci Mengska oraz Duke'a uznano Jim'a generałem wojsk Terran i naczelnym dowódcą Armii). Gdy to uczynił sam wpakował się do środka. W wielkiej sali znajdowało się kilkoro Komandosów. Niektórzy rozmawiali ze sobą, a inni sprawdzali swoje umiejętności mierząc z karabinów T-82 do tarcz. Było kilka wolnych stanowisk ze wszystkich 10 rozmieszczonych po obu stronach hali.

Jim podszedł bliżej jednego ze stanowisk i rzekł:

Jim ponownie wycelował i nacisnął spust. Wystrzał odrzucił nieznacznie jego broń do góry. Spojrzał na tarczę, lecz jej nie było. Zamiast niej w tamtym miejscu unosił się szary dym. Wszyscy na sali spojrzeli na Jim'a i jego kolegę.

Raynor wyszedł z hali, na której ponownie zaczęły rozbrzmiewać wystrzeliwane pociski. Udał się do swojego pokoju, w którym zostawił prezenty dane przez Taros'a, po czym udał się do głównej sali w Centrum Dowodzenia. Miał nadzieję, że tym razem Tassadar odpowie na jego wezwanie. Zagadał do łącznika i po chwili usłyszał głos Magistrali (komputera obdarzonego sztuczną inteligencją):„Brak odpowiedzi, zerwanie połączenia.”. Terranin spochmurniał.

Minęło półtora roku od opuszczenia przez Protosów tej planety. Stało się to tak nagle. Templariusz przy pożegnaniu rzekł tylko:„Bądź silny, wrócimy!”. Po ich odejściu obserwatorzy zaalarmowali, że większość opuszczonych baz Protosów została przejęta przez Zergów. Od reszty, niezainfekowanej planety oddzielał miasto wąski korytarz pustynnego terenu. W chwili obecnej cała planeta jest już przejęta przez obce organizmy. Jedyna osada Terran pozostaje nadal poza zasięgiem wroga.

Miasto zostało umocnione i obwarowane. Zergi nie mogły przedostać się przez obronę w mniejszych niż liczących kilkaset jednostek oddziałach. W ostatnich miesiącach zaobserwowano zanik aktywności Zergów po stronie południowej. Północnej części bronią zaś liczne Wieże Rakietowe. Nie było mowy o ataku z powietrza. Jedyne co niepokoiło Raynora znajdowało się w Gwiezdnym Porcie, a raczej nie znajdowało się. Wszystkie 30 Statków Desantowych zostało wysłanych ponad rok temu do odległej planety Mar Sara, aby wspomóc Terran walczących tam z Zergami. Niestety nie pomyślano wtedy o ewentualnej ewakuacji z planety Margot. Skupiono więc wysiłki na umacnianiu miasta niż na budowie transportowców.

Przez ten okres wynaleziono również rakietnicę klasy ziemia-ziemia. Montowana jest ona w specjalnych budynkach podobnych do Wież Rakietowych lecz rakiety skierowane są ku ziemi. Mają wielką moc niszczenia i kilka pocisków wystarczy aby zabić Ultraliska. W mieście zamontowano ponad 20 takich punktów obrony.

Do miasta zamienionego w twierdzę była tylko jedna droga naziemna. Bardzo wąska, a po bokach na urwisku ustawione bunkry, Wieże Rakietowe, które utrudniały dostęp wrogowi do środka. Dodatkowo droga była gęsto zaminowana.

Jim czuł się zmęczony. Postanowił więc zdrzemnąć się chwilę w swojej kwaterze. Udał się tam niezwłocznie. Gdy wkroczył do pokoju, ogarnęła go wielka słabość. Nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach dlatego też upadł na kolana, a potem na podłogę. Poczuł, że serce bije coraz słabiej i wolniej. Miał przeczucie, że to koniec jego życia. Ale dlaczego? Czym sobie na to zasłużył, pomyślał. W końcu mózg odmówił mu posłuszeństwa i Terranin zapadł się w ciemną otchłań snu.

Rozdział 9

Wielka ilość Hydralisków i Zerglingów przechodziła przez wąskie przejście zabijana przez Terran ukrytych w bunkrach i Wieżach Rakietowych. Ciągły ostrzał z artylerii czołgowej, naloty z powietrza - mimo tych wysiłków wróg podchodził coraz bliżej ostatniej linii obrony. Raynor także walczący wśród Komandosów ze swoim Splinterem, dziesiątkował oddziały Zergów. Cywile uciekali do podziemnego bunkra, zbudowanego specjalnie na taki wypadek.

Nagle nawiedziło Jim'a dziwne przeczucie. Było ono mieszanką nienawiści i słabości. Uzmysłowił sobie nagle, że jego wysiłki idą nadaremne, gdyż nikt nie jest w stanie pokonać takiej ilości wrogich jednostek. Wściekł się, że najpierw Konfederacja, a teraz służba w armii zniszczyły jego życie. Nie chciał umrzeć w ten sposób. W jego oczach płonął gniew do Terran, podczas gdy swoją bronią zabijał brutalnych Zergów.

Postanowił zakończyć swoją mękę. Złowieszczy uśmiech udekorował jego twarz, gdy zwrócił się w stronę własnego budynku - jednego z kilku ocalałych bunkrów. Podbiegł do niego i gdy był już bardzo blisko, rzucił się na ścianę struktury wybuchając jak zakażony Terranin.

Obudził się w swojej kwaterze. Leżał na prawym boku z głową skierowaną do okna. Cały zlany był zimnym potem. Czuł się gorzej niż przed zaśnięciem. Teraz jednak uzmysłowił sobie, że to czego przed chwilą doświadczył była wizja niedalekiej przyszłości. Niedowierzał jednak temu, że należy on do grupy ludzi zakażonych przez Królową Zergów. Powoli wstał tak jakby był pijany. Oparł się o ścianę i spojrzał za okno. Deszcz przestał już padać i świeciło teraz słońce. „Ciekawe jak długo spałem?” - Pomyślał Raynor.

Postanowił, że uda się do medyka, aby zbadał czy jego sen się sprawdza i on sam jest zakażony przez Królową. Nie było to wcale łatwe, gdyż każda próba zrobienia kroku kończyła się upadkiem na podłogę. Przytrzymując się klamki od drzwi odchylił je lekko i przez szparę zawołał: „Taros!” (jego gabinet znajdował się po drugiej stronie korytarza, kilka metrów od drzwi kwatery Raynora). Z kilku pokoi wyszli ludzie aby zobaczyć kto hałasuje na piętrze, do którego wstęp mają jedynie osoby upoważnione. Taros wybiegł ze swojego gabinetu i kierując się wołaniem Jim'a dotarł do jego kwatery. Ostrożnie otworzył drzwi i wszedł do środka.

Położono Raynora na łóżku, po czym zaczęto go badać. Kilku lekarzy czuwało nad jego bezpieczeństwem. Zamknięto przejście do sektora, w którym był Terranin i mała grupka Duchów czuwała, aby tak pozostało.

Najpierw zbadano, czy Jim nie jest zainfekowany przez Królową Zergów. Wynik był pozytywny. Żadnego śladu pasożyta. Gdy Taros się o tym dowiedział przyjął to z wielką ulgą. Ostatecznie stwierdzono, że naczelnik musi zostać kilka dni w skrzydle szpitalnym aby wrócić do zdrowia. Był przemęczony i mało jadł (prawdopodobnie dlatego, że nie miał na to czasu). Lekarze dali mu dożylnie jakieś leki, po czym zostawili go z kierownikiem Akademii w pokoiku.

Taros wyszedł ze skrzydła szpitalnego akurat w chwili, gdy trzasnął piorun i białe światło zalało wszystkie pomieszczenia w Centrum Dowodzenia. Niektórzy z trwogą spojrzeli w okna, o które znów uderzały strugi deszczu. Terranin udał się do operatora megafonu i kazał mu puścić taką wiadomość w głośniki: „Uwaga! Na rozkaz generała Raynora wszyscy dowódcy mają się stawić za dwie godziny w skrzydle szpitalnym w sektorze A. Powtarzam...”

Następnie udał się do obserwatora, aby sprawdzić czy przypuszczenia Raynora są prawdziwe. Podoficer przeskanował całą okolicę i ustawił widok przestrzenny. Taros znieruchomiał. Kilka kilometrów od miasta Zergowie formowali niewyobrażalnie wielką armię. Olbrzymie skupisko Hydralisków, Zerglingów i nieco mniej Ultralisków zbierały się w jedno miejsce. W odległości kilkunastu metrów dookoła armii wroga krążyły Suzereny. Jak powiedział później obserwator, zostało kilka dni zanim ostatnie oddziały Zergów dotrą na miejsce. Wtedy zacznie się ostateczna bitwa o Margot.

A więc jednak Jim miał rację, pomyślał Taros. Terranin wybiegł z Centrum Dowodzenia i szybkim krokiem udał się do Akademii. Skierował swoje kroki w stronę menadżera produkcji. Siedział on w magazynie i liczył coś na kalkulatorze oraz zapisywał to na papierze. Taros zapytał:

W pokoju, w którym leżał Jim znajdowało się 6 różnych wzrostem mężczyzn.

Stali oni na baczność w kole prze łóżku naczelnika.

Rozdział 10

Następnego dnia Taros wybrał się do Akademii sprawdzić jak idą przygotowania do bitwy. Gdy otwierał drzwi, oślepił go błysk światła wydobywający się z wnętrza budynku. Musiał osłonić oczy ręką bo blask był nie do wytrzymania. Natychmiast ktoś podbiegł do niego i wręczył mu przyciemniane okulary. Teraz dopiero zobaczył co dzieje się w środku. Kilkaset ludzi tłoczyło się niewielkiej sali, na której zazwyczaj mieściły się taśmy produkcyjne. Światło pochodziło od spawarek, przecinaków fuzyjnych itp. A więc wzięli się do dzieła, pomyślał kierownik.

Udał się do menadżera i zapytał wprost:

Jim siedział w swoim pokoju i pisał coś w małym zeszycie dwunastokartkowym.

Tymczasem na zewnątrz Terranie czynili ostatnie przygotowania do bitwy. Kilkoro ludzi oraz dźwig montowali ostatnią Wieżę Rakietową klasy ziemia-ziemia. Jeden z nich naprowadzał obsługującego dźwig na miejsce gdzie ma upuścić moduł.

Do maszyny podszedł drugi człowiek z czarnym pudełkiem w ręku, na którym był

wyświetlacz i kilka przycisków. Przy ustach miał mikrofon, tak jak większość robotników i oficerów w tym mieście. Wcisnął wtyczkę od kabla do specjalnego miejsca w Wieży, pochodzącego z pudełka i przycisnął kilka guzików. W tym momencie wieża obróciła się o 180 stopni i zmieniła kąt padania rakiet o 30 stopni w górę.

Trzech z nich już weszło do budynku, a uwagę czwartego przykuł brązowy kolor na południu. Odwrócił głowę i wytężył wzrok. Nie musiał długo wpatrywać się w duże zbiorowisko Zergiańskiej, armii aby poznać co się dzieje. Wróg przegrupowywał oddziały przygotowując się do ataku na miasto Terran.

Istniało tylko jedno lądowe wejście do miasta. Było wąskie i z dwóch stron otaczały je

wysokie skały. Dodatkowo blisko bramy teren wznosił się co umożliwiało dogodne miejsca do odpierania ataku. Jeden z oficerów wpadł na pomysł, aby pod powierzchnią drogi na całą jej szerokość, na wzniesieniu zainstalować płytę, która będzie rozgrzewać podłoże do temperatury 2,5 tys. stopni. Było to zabezpieczenie przed wdzierającymi się Zerglingami przez ostatnie kilka miesięcy.

Komandosi zajęli pozycje obronne i czekali na rozkaz otwarcia ognia. Prawie 100 z nich miało nowe typy zbrój i karabiny klasy Splinter. Wieże Rakietowe ustawiły swoje celowniki na miejsce przed wzniesieniem. Niewielka grupa czołgów w stanie oblężniczym zajęła pozycje przy bramie oraz na wzniesieniu tuż nad drogą. Goliaty czekały w gotowości za 2 linią obrony, którą stanowiło kilka bunkrów i Wieże Rakietowe.

O godzinie 13.00 obserwatorzy zauważyli, że Zergi rozpoczynają atak. Pierwsze oddziały, a za nimi kolejne ruszyły na gotowe do obrony miasto Terran. Dowódca armii „Wejście” rozkazał przez radio:„Włączyć Płytę Węglową!”. Po kilku chwilach można było zauważyć, że resztki wody zawartej w gruncie natychmiast wyparowały. Niedługo po tym pierwsze Zerglingi dotarły do strefy strzału i zostały natychmiast zabite przez Komandosów. Po nich przyszły następne, lecz nie zdążyły nawet dotknąć rozżarzonej płyty. Dopiero potem nastąpiła masowa fala wściekłych Zerglingów i Hydralisków.

Po kolei pierwsze 5 Wież Rakietowych wystrzeliły swoje pociski w miejsce oddalone o kilkanaście metrów od wzniesienia. Wybuch był ogromny i oślepił znajdujące się w pobliżu jednostki wroga. Niektóre z nich zdołały się przedrzeć przez linię strzału Terran i dotykały Płyty Węglowej, po czym z żałosnym wyciem umierały przypalane przez wysoką temperaturę. Kolejna salwa z Wieź Rakietowych przerzedziła oddziały Zerglingów i Hydralisków tworząc mały krater pośrodku drogi.

Nad polem bitwy leżało kilkaset zabitych lingów, a straty u Terran były niewielkie. Niektóre stwory próbując przekroczyć gorącą ziemię skakały po skałach obok drogi, lecz zawsze zostawały zabijane przez Komandosów z bunkrów. Jeśli ktoś był ranny odciągano go z pola bitwy i dawano leki przeciwbólowe oraz na stymulację mięśni. Po tych zabiegach Komandos czuł się dużo lepiej i mógł wrócić do walki. Wieże Rakietowe były obsługiwane drogą radiową z Centrum Dowodzenia, aby uniknąć ofiar, gdy mechanizm zostanie zniszczony.

Strzelano na zmianę z działka i pocisków odłamkowych, aby wzrosła skuteczność obrony. Raynor również tak czynił. Siedział na tarasie i celując w „większe sztuki” oddawał strzał z pocisku odłamkowego. Następnie namierzając grupę wroga oddawał strzały na ślepo nie mierząc do żadnego konkretnego celu.

Na rozżarzonej płycie leżało coraz więcej ciał, które powoli zaczęły się topić. Wykorzystał tę okazję pewien Zergling, który skacząc po zwłokach swoich współplemieńców i omijając ostrzał Terran przekroczył granicę bramy i wdarł się do miasta. Szybko obrał cel, którym okazał się Komandos stojący przy bunkrze i skoczył na niego. Będąc w locie jego ciało wybuchło i obsypało resztkami Terranina. Ten po chwili zauważył Raynora, który uniósł kciuk do góry. Obydwoje wrócili do walki.

Coraz większy napór wroga sprawił, że lingi i hydry docierały coraz bliżej bunkrów. Niektóre nawet zdążały oddać strzał w budynek lub Komandosów. W ten sposób linia obrony stała się coraz bardziej uszkodzona. Dowódca armii „Południe” rozkazał sprowadzić SCV aby na bieżąco naprawiały uszkodzenia. Wieże Rakietowe działały teraz na pełnej mocy oddając strzał w każdej sekundzie pomagając w zabijaniu Hydralisków, które były niebezpieczne dla Komandosów nie znajdujących się w bunkrach.

W pewnym momencie żołnierze zauważyli, że do bitwy przyłączają się Ultraliski. Biegły one w beserkerskim szale na budynki Terran. Czołgi, które dotąd strzelały w skupiska lingów, oddały salwę celując w te bestie i jedna z nich padła nieżywa. Na nieszczęście Komandosów do walki włączył się również Plugawiec. Podszedł on do budynków na odległość strzału nie trafiony przez żadną rakietę ani pociski. Wypuściły on ciemną chmurę zarodników, które otoczyły 2 z 8 bunkrów przy wejściu do miasta i uczyniły je zdane same na siebie, gdyby jakiś Zerg znalazł się w ich zasięgu. Tak też się stało. Nie bacząc, że są dziesiątkowane, Zerglingi i Hydry odsunęły się w bok aby przepuścić nadbiegające bestie. Miały one kły o długości ponad 5 metrów, które z łatwością przebijały każdą substancję. Gdy dobiegły do zasłoniętych bunkrów rozpoczęły ich dewastację, a będąc chronione przez chmurę zarodników nie ginęły tak szybko jak lingi i hydry.

Po kilku chwilach bunkry zaczęły się walić i załoga musiała ewakuować się do innych pomieszczeń tegoż budynku. Gdy tylko chmura opadła Wieże Rakietowe namierzyły Ultraliski i natychmiast je unicestwiły. Wielkie bestie otworzyły jednak drogę dla Zerglingów i Hydralisków oraz w dalszej części nadbiegających Ultrali. SCV dojechały dopiero w tej chwili i bez zwłoki zabrały się za naprawę uszkodzonych budynków.

Rozżarzona płyta w całości przykryta była ciałami Zerglingów, Hydr i Ultralisków. Nie spełniała już dobrze swojej roli i wróg wykorzystywał to, aby dostać się w pobliże bunkrów. Niektórym żołnierzom zaczęło brakować amunicji wiec szybko biegli, aby je uzupełnić. Wpół zniszczony bunkier rozleciał się i tylko połowie załogi udało się ujść z życiem i przedostać się w bezpieczny rejon.

Walka trwała nadal gdy zaczęło się ściemniać. Wieże Rakietowe musiały uruchomić tryb noktowizyjny, aby dostrzec nabiegającego wroga. Wszyscy Komandosi postąpili tak samo i gdy nagle wybuchło coś w zniszczonym bunkrze oślepił ich błysk światła. Prawdopodobnie Zergowie zniszczyli składzik amunicji znajdujący się wewnątrz.

Raynor nie wiedział w co celować, nawał wroga był tak silny, że palec rozbolał go od ciągłego naciskania spustu. W pewnym momencie zauważył kątem oka, jak coś w oddali przebiega po teranie przy Koszarach. Z pewnością nie był to Komandos, ponieważ wszyscy brali udział w walce. Czyżby cywil wydostał się ze schronu?

Popatrzył w tamtą stronę i zauważył wielkiego jak na swój gatunek Hydraliska. Prawdopodobnie był to Zabójca - rodzaj Hydr, które odznaczały się wielką brutalnością i siłą. Stwór rozglądał się bacznie, lecz nie mógł dostrzec Terranina znajdującego się na tarasie. Po chwili zaczął walić całym swoim ciałem w drzwi Akademii, chcąc dostać się do środka. Jim wziął go na cel i puścił w jego stronę pocisk odłamkowy. Gdy dotknęło ego ciała, wybuchło z wielkim hukiem, przez co kilku Komandosów odwróciło głowy aby zobaczyć co się dzieje. Pomimo wielkiej mocy, pocisk nie zdołał zabić stwora. Jim czym prędzej ponownie wycelował i próbował dobić drania z działka. Ten jednak uciekał we wszystkie strony próbując uniknąć kul. Biegł tak przez kilka sekund zanim Terranin go wykończył.

Komandosi wspierani przez czołgi i Wieże Rakietowe zaciekle bronili swoich pozycji do północy. Coraz bardziej czuli zmęczenie i słabość. Jedynie posiadacze pancerzy TX-1 mieli w zapasie adrenalinę, dzięki, której nie zasypiali.

Niedługo po północy padł drugi bunkier, a cała jego załoga zginęła. Zaczął palić się tak jak poprzedni, gdyż Komandosi znajdujący się we wnętrzu użyli przed śmiercią miotacza ognia. „Na chodzie” pozostało jedynie 5 bunkrów.

Zergowie podchodzili coraz dalej, zabijając Terran i niszcząc ich struktury. Postanowiono, że w tej chwili do walki wkroczą oddziały Ognistych Nietoperzy (Firebat). Dwudziestoosobowa załoga wyszła z Koszar i przyłączyła się do walki. Potrafili oni zabijać kilka Zerglingów naraz, więc z ich pomocą na 15 minut udało się odeprzeć wroga do połowy Płyty Węglowej. Byli jednak sukcesywnie tępieni przez Hydraliski i po półtorej godzinie nie było już żadnego.

Około godziny drugiej starty u Terran sięgnęły połowy ich liczebności. Padły też kolejne 2 bunkry. Jim uznał, że lepiej będzie jeśli udadzą się za 2 linię obrony.

Komandosom zostało kilkadziesiąt sekund na ucieczkę za fortyfikacje zanim Zerglingi

przeskoczą zawalisko. Z pośpiechem, z bunkrów uciekali żołnierze kierując się w stronę drugiej bramy wiodącej do centrum miasta. Wieże Rakietowe, które zostały bez ochrony, stawiały opór jeszcze przez kilka minut, lecz w końcu zostały zniszczone. W chwili gdy ostatni Komandos podchodził do bramy usłyszał za sobą okropne wrzaski oraz dźwięk spadających kamieni. Oczami wyobraźni zobaczył, że tymczasowa barykada została przełamana i w jego kierunku zmierza teraz wściekły Zergling. Żołnierz nie odwarzył się na odwrócenie wzroku, gdyż za bardzo się bał. Biegł najszybciej jak tylko potrafił... Udało się. Znalazł się za bramą, którą zamknięto w chwili, gdy jakiś ling uderzył w nią łbem.

Wszystkie budynki, które znajdowały się za bramą zostały podniesione (tylko te które posiadały tą możliwość) i skierowane na lot poza miasto na północ. Te które pozostały nie uniknęły brutalnej ręki Hydralisków i Zerglingów.

Wieże Rakietowe znajdujące się na murach miasta rozpoczęły intensywny ostrzał w nadbiegającego wroga. Za bramą znajdowały się 4 bunkry, do których weszli Komandosi i przygotowali się na odparcie ataku. Ustawienie budynków pozwalało na dogodną obronę wszystkich struktur.

Po 15 minutach wejście do centrum miasta zostało zniszczone (utworzyła się w nim dziura wielkości połowy Ultraliska. Wróg zaczął „wysypywać się” z niego i atakować Terran. Postanowiono do walki wprowadzić Goliaty jako ostatnią linie obrony. 30 Maszyn podeszło do bunkrów i rozpoczęło atak. Żaden Zerg nie zdołał się przedrzeć, gdy one były w pobliżu.

W Centrum Dowodzenia jeden z oficerów nagle krzyknął:

Goliaty natychmiast skierowały swoje działa na nadchodzące jednostki powietrzne

wroga i wypuściły 2 serie rakiet samo naprowadzanych. Dysponowały one rakietami o znacznie większym zasięgu niż 2 lata temu więc mogły dorównać pociskom Guardiana, który również atakował z dalekiego zasięgu. Kilkanaście Mutalisków padło nieżywych zanim doleciały do Terrańskich Goliatów.

Nagle do kwatery Raynora wbiegł ubrany na biało oficer. Zobaczył wyrwę jaką zrobił atak Guardiana i uświadomił sobie, że naczelnik już wie.

Raynor wziął z półki detonator oraz magazynki z nabojami i spojrzał przez okno.

Ostrzał z bunkrów ucichł i Zergowie mieli teraz wolną drogę do wnętrza miasta. Gdy wybuch ostatni Goliat Mutaliski zaczęły niszczyć przypadkowe budynki, jakie napotkały na swojej drodze. Jim udał się do sali, w której były ustawione najnowocześniejsze komputery do analizy i obserwacji walki. Usłyszał przez głośniki głos, dowodzącego połączoną armia „Południe” i „Wejście”:

Hm. Muszę się pośpieszyć jeśli w 10 minut mam zdążyć do schronu - pomyślał Jim. Od razu zabrał się do szukania tego po co tu przyszedł. Wreszcie, zostawiając za sobą

totalny bałagan, wyciągnął pudełko z dyskiem CD o średnicy ok. 5 cm. Wsadził go do kieszeni w pancerzu i pobiegł na niższe piętro. Nie chciał ryzykować zjeżdżania windą, więc skorzystał ze schodów.

Na dole uważnie rozglądnął się po korytarzu wiodącego na zewnątrz oraz do następnej klatki schodowej. Korytarz był pusty, więc ostrożnym krokiem udał się do drzwi wiodących na parter. Nacisnął znajdujący się po lewej stronie przycisk i drzwi otworzyły się. W tej chwili usłyszał jakiś odgłos. Adrenalina popłynęła przez jego żyły i rozjaśniła mu nieco umysł. Zareagował najszybciej jak potrafił. Wślizgnął się do środka i pośpiesznie przycisnął guzik. Drzwi zamknęły się.

Mimo panujących ciemności, Jim potrafił określić, gdzie jest schodek i tym samym nie przewrócił się. Przeszedł kilka stopni w dół i znów usłyszał ten sam dźwięk co kilkanaście sekund temu. Szybko włączył tryb noktowizyjny i zamarł w przerażeniu. Kilka metrów od niego, przy wejściu na parter stał odwrócony do niego Hydralisk. Prawdopodobne nie zauważył wchodzącego Terranina. Zastanawiające było to, dlaczego stał w miejscu i wpatrywał się w drzwi prowadzące na parter. Jim nie mógł tego pojąć. Ostrożnie podniósł broń i wycelował. Pociągnął spust w chwili gdy Hydra go zauważyła i chciała się na niego rzucić. Niestety nie zdążyła, gdyż jej ciało rozprysło się po całej klatce.

Raynor popatrzył w resztki stwora i splunął z obrzydzeniem. Wyszedł na parter, gdy upewnił się, że nie ma niebezpieczeństwa. Szedł bardzo powoli szerokim korytarzem do drzwi prowadzących do schronu. Jego serce zaczęło mocniej bić, gdy po drugiej stornie korytarza zauważył przechodzące 3 Hydry. Widział, ze jeśli zaatakują razem to na nic zda się jego broń i pancerz. Otworzył drzwi do pierwszego lepszego pokoju i wbiegł do środka. Był pewien, że Hydraliski go zauważyły. Gdy zamknął drzwi, spróbował zobaczyć co znajduje się w pokoju, aby znaleźć coś co pozwoli zabarykadować drzwi. Rzekł sam do siebie:

Jim przykucnął tuż obok skrzynki z dynamitem i przygotował się na wejście

Hydralisków. Wycelował broń i czekał... Przez pełną trwogi chwilę nic się nie działo. Potem jednak drzwi zaczęły być przeżerane zielonym kwasem. Terranin odczekał jeszcze kilka sekund po czym otworzył ogień. Nie patrzył czy ktoś obrywa przez to, po prostu miał już dość tej cholernej wojny i tych piekielnych stworów. Był w furii i nic nie mogło go powstrzymać. Strzelał na zmianę pociskami odłamkowymi oraz z działka. Krzyczał przy tym: „Aaaaaaaaaa żryjcie metal!!!!!!!”. W tych krótkich chwilach jedyna myśl, która przyszła mu do głowy sprawiła, że przez moment zastanowił się, dlaczego jego zbroja nie została jeszcze podziurawiona. Czyżby tak dobrze strzelał?

Nagle jakaś siła wytraciła mu Splintera z rąk. Otworzył oczy, które zamknął na kilka ostatnich sekund i zamarł w bezruchu. Nie miał już czym się bronić i przygotował się na najgorsze, gdy Hydry zaczęły wchodzić do pokoju. Ku jego zdziwieniu żadna z nich nie zaatakowała. Ani nawet nie uczyniła, żadnego kroku w jego kierunku. Wszedł jeszcze jeden Zergling i drzwi się same zamknęły. Co jest? - Pomyślał Jim.

Rozdział 11

Kerrigan przechadzała się po zrujnowanych korytarzach w bazie Terran. Czuła podniecenie z powodu spotkania ze swoim dawnym kochankiem (Jim'em) jak i ze zdobycia tego miejsca.

Doszła do końca korytarza i spojrzała przez znajdującą się tam szczelinę pozostałą po oknie. Noc się kończyła i wstawał dzień. Pierwsze promienie słońca oświetliły pole bitwy. Nad główną bramą unosił się dym po zniszczonych bunkrach, a na ziemi leżały setki, jeżeli nie tysiące ciał Zerglingów, Hydr. Krajobraz dopełniały rozerwane na drobne kawałki zwłoki walecznych Terran, którzy powstrzymywali natarcie wroga całą noc. Sarah wciągnęła powietrze do płuc, które i tak nie były jej potrzebne do istnienia, gdy przemieniła się w Królową Roju. Poczuła odór rozkładających się ciał oraz woń dopalających się struktur Terran.

Z przeciwległego końca korytarza wyszedł Zabójca i skierował swój „marsz” do Królowej. Ta odwróciła się w jego stronę i zapytała:

Kerrigan zeszła piętro niżej i wkroczyła do pokoju, w którym znajdował się Raynor

leżący na posłaniu. Był w stanie zawieszenia między życiem i śmiercią. Jego ciałem zaczęły kierować teraz szkodliwe zarodniki, które uwalniając trujące enzymy zmieniały jego ciało. Nie działo się to jednak szybko. Pełna mutacja zakończy się za kilkanaście godzin. Wtedy Jim Raynor przestanie istnieć, a jego ciało będzie kierowane przez Nadświadomość.

Leżąc na łożu składającym się z kilku znalezionych gdzieś koców i poduszek przez Kerrigan, Jim był cały spocony i w krótkich odstępach jego głowa przewracała się z boku na bok jakby chciała uciec przez nieuniknionym.

Raynor nie wiedział co się z nim dzieje przez okres od pocałunku danego przez

Kerrigan do tej chwili. Głowa okropnie mu pulsowała i utrudniała racjonalne myślenie. Nie był w stanie poruszyć żadna kończyną jednak czuł, że wszystkie są na swoim miejscu i żadna nie została „usunięta”. Miał zamknięte oczy, a w ustach czuł, że jest włożony jakiś dziwny przedmiot, przez który mógł oddychać. Nie znajdował się w pozycji leżącej, lecz nie mógł określić w jakiej. Przysiągłby, że siła grawitacji nie działa na niego w tej chwili. Chciał otworzyć oczy, ale nie miał dość siły i odwagi, aby przekonać się co jest „na zewnątrz”.

Po 15 minutach doszedł do siebie, choć głowa nie przestała go boleć. Postanowił po raz drugi spróbować otworzyć oczy. Wytężył wszystkie siły i poruszył powieką, która powoli wzniosła się w górę. Widok nie był dla niego zadowalający, gdyż obraz był rozmyty i bardzo jasny. Raynor musiał zamknąć oczy, ponieważ nie wytrzymał tego blasku. Wyglądało na to, że znajduje się w jakimś zbiorniku z cieczą. Wszystko byłoby Ok gdyby nie to, że w ogóle nie wyczuwał jej swoim ciałem. Czyżby Kerrigan uznała go za zbędny balast w swej wojnie i wyrzuciła do oceanu? Co się dzieje? Świadomość opuściła Jim'a i ten pogrążył się w głębokim śnie.

Po kilku godzinach światło zostało wyłączone i przez tą zmianę Terranin obudził się. Był wypoczęty i pełen energii. Nie wiedział, dlaczego tak się czuje, ale jest to o wiele lepsze uczucie niż bezgraniczna słabość. Bez większego wysiłku otworzył teraz oczy i odkrył, że widok nie rozmywa się. Wręcz przeciwnie, jest w miarę ostry. Jim zobaczył, że znajduje się w jakimś dziwnym pokoju. Nie było w nim drzwi ani okien, jednak coś oświetlało to pomieszczenie. Izolatka? - pomyślał Raynor. Obrócił głową i rozejrzał się po pokoju. W niczym nie przypominał on Terrańskich pomieszczeń. Znajdowały się w nim jakieś dziwne urządzenia, których zastosowanie nie było znane Terraninowi. Przy jednej ze ścian po lewej stronie siedziała jakaś postać na dość dużym fotelu. Zdawała się nie zwracać uwagi na Raynora. Nie wyglądała na Zerga. Raczej na Zealota bez zbroi. Obracała w dłoniach jakiś dziwny przedmiot przypominający krótką rękojeść miecza... bez ostrza. Jim postanowił dowiedzieć się czegoś o miejscu jego pobytu, więc mimo iż przeszkadzał mu ten przedmiot w ustach rzekł do jedynej osoby poza nim, która znajdowała się w pokoju:

Terranin otworzył oczy. Nie zobaczył nic poza ciemną plamą. Wyczuł, że znajduje się

w pozycji leżącej, więc podniósł się z miejsca. Posłanie, na którym go położono było bardzo wygodne - nie za miękkie i nie za twarde jednocześnie. W tej sekundzie stało się coś dziwnego, gdyż Raynor zaczął widzieć pokój, w którym się znajdował. Czyżby Kerrigan podarowała mu jeszcze jeden prezent? - pomyślał. Pomieszczenie nie było duże, ale też nie przypominało ciasnych apartamentów, w których musieli żyć Terranie, aby zaoszczędzić miejsce. Wstał i obejrzał swoje ciało. Nie wystawał z niego żaden kolec ani żadna dodatkowa kończyna. „Ufff” - westchnął Jim. Na podłodze obok łóżka leżał jego pancerz. Był oblany strugą krwi, prawdopodobnie pochodzącą od Hydralisków, które wdzierały się do tamtego pokoju.

„Pokój...rzeź...Komandosi... Ocaleni Komandosi! Muszę stąd wyjść i zobaczyć ich” - pomyślał Terranin. Pomysł był dobry, ale wykonanie nie było łatwe na jakie wyglądało. Nie było żadnych drzwi ani okien, a pokój wydawał się niedostępny dla tych z zewnątrz. Podszedł do najbliższej ściany i chciał „wymacać” jakiś otwór, lub szczelinę do drzwi, nic jednak nie znalazł.

Coś zapiszczało za nim i gdy się odwrócił zobaczył urządzenie podobne do staroświeckiego tostera przykrytego metalem od góry. Od przodu wychyliła się klapka i wyjechała z niego miseczka z jakąś cieczą w środku. Jim wziął do ręki naczynie, a klapa w tosterze zamknęła się. Nie wiedział czy powinien to jeść, choć wielki głód i pragnienie zaczęły doskwierać mu już w czasie rozmowy z Zeratulem. „Eeeeeee... raz się żyje” - pomyślał i zaczął pić dziwny niebieski płyn. W kilka sekund opróżnił całą miskę. Smak miało nienajgorszy choć mógłby być lepszy. Głód natychmiast ustąpił, a zastąpiło je błogie nasycenie posiłkiem.

W tej chwili na prawo od Terranina dosłownie zrobiła się dziura w ścianie. Nie była jednak zwyczajna, gdyż falowała podobnie jak rozgrzane powietrze na pustyni. Wyszedł z niej Zeratul rzekł:

Wyjście z pokoju było dziwnym przeżyciem. Przechodzenie przez drzwi można by

porównać do przechodzenia przez chłodną wodę. Tyle, że tu nie było grama wilgoci. Pomieszczenie, w którym przebywał Terranin znajdowało się na końcu krótkiego, ale bardzo szerokiego korytarza. Templariusz w połowie drogi na drugi koniec skręcił w „drzwi” na lewo. Jim wszedł za nim. Znalazł się w pokoju, w którym na kilku okrągłych, białych fotelach unoszących się w powietrzu siedzieli nieruchomo z zamkniętymi oczami protosiańscy żołnierze obsługujący myśliwce klasy Interceptor. Zeratul tłumaczył Jimowi, że oni odpowiedzialni są za bezpieczeństwo całego statku więc lepiej im nie przeszkadzać. Wyszli i skierowali się do następnych drzwi po drugiej stronie korytarza.

Po raz pierwszy od umieszczenia Raynora na statku Terranin zobaczył okno na otaczającą ich przestrzeń. Znajdowali się na mostku, będącym jednocześnie Centrum Dowodzenia flotą Zeratula. Tu znajdowało się kilkanaście podobnych foteli jak w poprzednim pomieszczeniu, ale tylko kilka było zajętych. Weszli kilka stopni w górę, gdzie znajdowało się miejsce z jednym fotelem i widokiem na całą przestrzeń przed statkiem, gdyż wszystko ukazywały rozległe okna znajdujące się kilka metrów przed Jim'em.

Wyszli z pomieszczenia i skierowali się na drugi koniec korytarza. Znów przeszli

przez „drzwi” i znaleźli się w bardzo przytulnym i wielkim pokoju jak na ograniczone przestrzenie statku kosmicznego. Otaczały ich teraz ciepłe kolory od pomarańczowego do bordowego. Widok ten sprawiał, że Jim od razu się uśmiechnął. Widocznie to miejsce tak działało, że smutki odchodziły z umysłu, a zostawała tylko radość. Przestrzeń była dobrze urządzona - kilka wygodnych foteli (a jakże, unoszących się w powietrzu) i regałów z nieznanego Terraninowi gatunku drewna. Na nich poukładane były bardzo stare księgi i rękopisy. Prawdopodobnie miały więcej niż 500 lat, ale to nie martwiło Zeratula, który lubił studiować dawne dzieje.

Położył na nim rękę i po chwili cofnął ją. Klapka otworzyła się wysuwając 2 naczynia przypominające szklanki, lecz o trochę większej grubości. Miały w sobie czerwony napój, o którego właściwościach Terranin miał niedługo się przekonać. Ciemny Templariusz podszedł do dwóch foteli, przy których stał Jim. Przystanął na chwilę i zamknął oczy, a po chwili je otworzył. Trwało to zaledwie sekundę, a efektem było to, że mały stolik wysunął się z podłogi i ustawił się na wysokości pasa Terranina. Ten wzniósł wysoko brwi na znak niezrozumienia, ale nic nie mówił. Protos położył na stoliku jeden kubek, należący do Jim'a, a sobie wziął drugi. Usiadł na jednym z foteli i wskazał miejsce obok na Raynora.

Naprzeciw nich wysunął się ze ściany duży ekran, który jak było do przewidzenia

zaczął unosić się w powietrzu jak większość urządzeń Protosów. Ustawił się w takiej pozycji, aby obie osoby mogły spoglądać na niego nie przekręcając zbytnio głowy. Zeratul podszedł do unoszącego się przedmiotu i włożył do niewidocznej dla Jim'a szpary dysk CD, który Terranin miał w swoim kombinezonie.

Na ekranie pojawiły się obrazy z kamer, które były zamontowane w bazie na planecie

Margot. Pokazywały one momenty walki z Zergami m.in. bitwę o główną bramę, szarżę Ognistych Nietoperzy oraz wkroczenie Guardianów. Zdjęcia były szokujące, gdyż ukazywały śmierć wielu Komandosów i innych ludzi.

Ekran rozświetliły serie obrazów pochodzących z protosiańskiego obserwatora.

Następowały powoli, aby Jim mógł się dobrze przypatrzeć. Pierwsze kilka ilustrowały zbliżanie się Lotniskowca do powierzchni planety. Widać było na nich gruzy miasta oraz wdzierających się ze wszystkich stron Zergów. W bliskiej odległości od bitwy latały Suzereny. Kolejne zdjęcie pokazywało eskadrę Zwiadowców zabijających tamte stwory. Po uzyskaniu ochrony dzięki własnym zdolnościom Ciemni Templariusze przedostali się do zrujnowanego miasta i zabili większość oddziałów wroga. Gdy wchodzili do podziemnego bunkra zastali tam tysiące ciał rozerwanych na strzępy po wszystkich pomieszczeniach. Nie był to przyjemny widok. Krew była dosłownie wszędzie. Na ścianach, podłodze i suficie. Było też zdjęcie głowy leżącej na ziemi, prawdopodobnie należała do Kerrigan.

W tym momencie Jim pochylił głowę i próbował powstrzymać się od płaczu, jednak w duchu był szczęśliwy, że tak się stało. Ponownie spojrzał na ekran i zobaczył jak zabierają jego bezwładne ciało na pokład Ikarius'a i odlatują w przestrzeń. Ostatnie kilka ujęć ukazywało zmniejszające się miasto, gdyż statki wynoszono na orbitę. W ostatnim zdjęciu nastąpiła eksplozja gdzieś wewnątrz miasta i ogromna fala uderzeniowa zmiotła wszystko z powierzchni ziemi w odległości kilkunastu kilometrów od epicentrum.

Ekran zgasł i schował się do ściany. Jim przez chwilę zamyślił się nie odrywając wzroku z od miejsca, w którym wyświetlano obrazy. Zastanawiał się nad sensem tych długoletnich przygotowań, które prowadzili w bazie. Wszystko przepadło.” Trzeba było cholera uciekać jak mogliśmy!” - pomyślał. - „No cóż, nie ma sensu rozpaczać, bo to już nikomu nie pomoże.”

Ciemny Templariusz wstał i podszedł do drzwi i kiwnął na Terranina, który właśnie

powstał i przeszedł przez niebieską poświatę. Znów znaleźli się w szerokim korytarzu. Tym razem Raynor zauważył kilku protosiańskich naukowców którzy maszerowali dumnie przed siebie nie zwracając uwagi na jego osobę. Zeratul w końcu wszedł w drzwi znajdujące się po prawej stronie i znalazł się w skrzydle szpitalnym na jego statku. W jednym z tych pokoi znajdował się jeszcze niedawno Jim. Weszli do pierwszego z lewej i zobaczyli tam 2 Komandosów ubranych w stroje przyniesione przez Protosów siedzących przy unoszącym się stole i grającym w... karty, a jakże na pieniądze! Pokój był mały jak na te które widział do tej pory Terranin, ale jakoś się tym nie przejął. W pomieszczeniu roztaczała się biała poświata, zupełnie jakby znajdowali się teraz na powierzchni planety i obserwowali wschód słońca.

Teraz Jim zwrócił się do Zeratula opartego o ścianę przy drzwiach i uważnie

słuchającego rozmowy, która się tu toczyła.

Rozdział 12

Jim obudził się w swojej kwaterze. Jako że w kosmosie nie ma podziału na dzień i noc to przecież kiedyś musiał się zdrzemnąć. Postanowił coś zjeść, więc wstał i podszedł to tego dziwnego urządzenia w kształcie tostera. Zeratul pokrótce wytłumaczył mu jak należy się z tym obchodzić. „Najpierw przyłóż palec do tej blaszki” - przypomniał sobie słowa przyjaciela - „potem pomyśl co chciałbyś otrzymać i poczekaj na rezultat”. Łatwo mu mówić. A jeśli nie zadziała? Czy będzie mógł wtedy wykorzystać swoją metodę tj. najpierw skopać, a później wyciągać to co wyleciało?

Raynor zaśmiał się pod nosem i zrobił to co mu powiedziano. Chciał zjeść płatki zbożowe z mlekiem i miodem, więc tak pomyślał. W urządzeniu coś zapiszczało i po chwili wysunęła się miska z jakąś papką w kolorze zielonym.

Sięgnął po naczynie i zjadł wszystko. Głód zniknął w mgnieniu oka. Nagle miska

wypadła mu z rąk, a on sam stracił równowagę i upadł na podłogę. Usłyszał alarm podobny do tego, który włączano, gdy następował jakiś atak lub uszkodzenia były zbyt wielkie i należało opuścić krążownik klasy Behemot. Następował z niewielkimi przerwami przez kilka sekund potem wszystko ustało i Jim wstał. Nie wiedział co się dzieje, a sama myśl o tym, że będzie musiał opuszczać statek Zeratula napełniała go strachem. Nie myśląc zbyt długo nad tym pobiegł do Ciemnego Templariusza. Stał on na mostku i patrząc w okna kręcił głową. Gdy usłyszał nadbiegającego Terranina odwrócił się w jego stronę i nim tamten zdążył zapytać on rzekł:

We trójkę podeszli do pulpitu sterowniczego i po chwili ukazała się na nim

kilkunastocentymetrowa postać Tassadara. Był bardzo niespokojny i co kilka sekund odwracał głowę jakby rozglądał się czy nikt go nie obserwuje. Rzekł zimnym i metalicznym głosem:

Zeratul głęboko zamyślony jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce gdzie przed

chwilą znajdował się Tassadar. Po kilku sekundach oderwał wzrok od tablicy kontrolnej i popatrzył na Raynor'a i uśmiechnął się.

Statek wykonał manewr zmiany kierunku o kilkadziesiąt stopni w prawo, choć nikt na

pokładzie nie poczuł, że cokolwiek się dzieje. Następnie przygotowano się do skoku w prędkość Gamma. Przez chwilę wszystko wokół statku stało się czerwonawe, a po kilku sekundach gwiazdy przestały świecić tj. przestrzeń stała się czarna jak smoła i nie było widać niczego.

Udali się do protosiańskiego skrzydła szpitalnego, które wbrew pozorom było

podobne do terrańskiego z tym wyjątkiem, że Protosi mieli znacznie lepiej rozwiniętą technikę od nich. Ciemny Templariusz kazał stanąć Jim'owi na metalicznym kole przy ścianie pokoju. Gdy ten to zrobił Zeratul przycisnął jakiś przycisk na tablicy kontrolnej znajdującej się na ścianie. Jim'a ogarnęło uczucie ciepła i po chwili zobaczył, że jakiś pierścień jaskrawego światła przesuwa się od jego głowy po same nogi. Gdy dotarło do końca po prostu rozpłynęło się w powietrzu.

Pokój, służący do ćwiczeń był niewiarygodnie podobny do pomieszczeń, w których

mieszkali ziemscy samurajowie pod koniec XV w. Jednak Jim nie był pewny czy to ściany zrobione są z prawdziwego drewna czy to tylko perfekcyjna imitacja. Prawdopodobnie w takich warunkach najlepiej można wyciszyć umysł. Ściany w brązowych odcieniach odbijały się na dokładnie wypolerowanej podłodze. Pośrodku sali leżały 2 niebieskie poduszki i kilka przedmiotów: kamień, miska(podobna do tej, z której Jim jadł tą papkę) i 2 książki.

Raynor wyciszył się w tej chwili i zgodnie z radą Ciemnego Templariusza próbował

pozbyć się natrętnie wracających myśli. Nie było to łatwe i dlatego pierwsze sygnały sukcesu pojawiły się dopiero następnego dnia treningu. Zeratul zazwyczaj przesiadywał w tym pomieszczeniu długie godziny, gdyż chciał zwiększać skuteczność swoich protosiańskich mocy. Zwykle siedział na jednej z poduszek i miał zamknięte oczy. Nie zwracał najmniejszej uwagi na wchodzącego Terranina. Któregoś dnia Jim zobaczył, że Protos zaczyna lewitować nad ziemią. Widocznie był w bardzo głębokiej fazie skupienia skoro potrafił robić takie rzeczy.

Przez kilka następnych godzin Zeratul opowiadał mu historię swojej rasy od momentu stworzenia przez Starożytnych, poprzez Eon Gniewu do chwili obecnej. Terranin słuchając tego pogłębiał swoje zdolności manipulowania energią psi choć sam nie wiedział jak to się dzieje. Do pewnego momentu był przekonany, że jedyne co robi to bezmyślnie siedzi na tej poduszce i marnuje swój czas. Jednak nie miał nic do roboty na tym statku, więc wszystkie swoje chwile poświęcał na trening. Czwartego dnia, gdy próbował zasiąść do treningu został powstrzymany przez słowa Zeratula:

Raynor skupił całą swoją uwagę na owym kamieniu, którego w tej chwili nawet nie

widział, gdyż był odwrócony do niego tyłem, ale był pewny, że będzie posłuszny jego woli. Naparł na niego całą swoją świadomością i rozkazał mu w myślach, aby uniósł się w górę. Potem myślał, że ta chwila walki na wole pomiędzy martwym kamieniem, a nim samym trwała kilkanaście minut. W rzeczywistości mózg Terranina był skupiony w ten sposób jedynie przez kilkanaście sekund. Z oddali usłyszał głos Ciemnego Templariusza:

Następne dni były dla Raynor'a bardzo wyczerpujące. Motywowany swoimi

sukcesami począł ćwiczyć coraz mocniej i dłużej, aż sam Zeratul był tym mile zaskoczony. Jednak wiedział coś czego nie mógł powiedzieć Terraninowi, przynajmniej nie teraz. Z uwagą obserwował jak Jim podnosi ten sam kamień raz po raz. Nigdy nie opuścił chwili gdy ten trenował. Raynor tymczasem podnosił przedmiot coraz wyżej i coraz szybciej. Był bardzo zadowolony z siebie i swoich postępów.

Kilka dni przed przylotem na Aiur Ciemny Templariusz nie przyszedł, aby obserwować trening Raynor'a. Za bardzo go to nie przejęło, choć na pewno wolałby, aby ktoś widział jego dzieła. Usiadł więc jak zawsze na swojej poduszce i spojrzał w stronę drzwi. Nikogo tam nie było. Westchnął i odwrócił się do nich plecami. Usiadł „po turecku” i oparł ręce na kolanach. Przed nim leżał ów kamień, którego przez ostatnie dni przenosił z miejsca na miejsce siłą woli. Uspokoił swoje myśli i pozwolił, aby energia psi przepływała przez jego świadomość, a on sam starał się ją ujarzmić.

Skierował swoje myśli na kamień i chciał sprawić, aby uniósł się w górę i przeleciał nad jego głową, po czym wylądował na podłodze. Skoncentrował swoją uwagę, lecz skała ani drgnęła. Ponowił próbę, gdyż wiedział, że nie może się poddawać. Zacisnął zęby oraz zamknął oczy i spróbował jeszcze raz. Trwał tak przez kilka sekund. Przypominało to siłowanie się na rękę, w której olbrzymi wysiłek malował się na twarzach uczestników. Tak było i teraz. W końcu Raynor nie wytrzymał i zdekoncentrował się. Na jego obliczu widać było zmęczenie i niezadowolenie z siebie. Położył się na podłodze i złapał oddech.

W tej chwili do pokoju wbiegł Zeratul. Spieszył się co było wyraźnie widać po jego wejściu. Rzekł do Terranina:

Raynor udał się do swojej kwatery i postanowił się zdrzemnąć tak jak radził mu

Ciemny Templariusz. Położył się na swoim łóżku i rozmyślał nad tym co dzisiaj się stało. Przez cały okres treningu nie było sytuacji, że nie mógł czegoś zrobić. Zawsze udawało mu się podnosić ten kamień choć nie wiedział tak naprawdę, że to się działo. Robił to co nakazywał mu Protos - wyciszyć umysł i myśleć o tym co chce się zrobić. Nie odczuwał specjalnie tego, że jego energia psi jest wyczerpana. Może to dopiero wczesna faza treningu, a skoro on nie jest Protosem to może nie odczuwać jeszcze w pełni swoich zdolności. Tak czy inaczej coś jest nie tak. Jutro postara się pogadać o tym z Zeratulem.

Jim rozmyślał tak jeszcze przez chwilę, po czym zasnął. Nic mu się nie śniło, jego świadomość była wolna od wszelkich niepotrzebnych myśli. Zbudził go nagły zwrot statku. Był o wiele mniejszy od poprzedniego ale jednak odczuwalny. Jim usiadł na posłaniu i próbował dojść do siebie po drzemce. Ciszę w pokoju przerwał kolejny zwrot statku i odgłosy walki. Teraz to już nie były przelewki! Raynor zerwał się na nogi i pobiegł wprost na mostek. Zastał tam Zeratula koordynującego działaniami ofensywnymi.

Zeratul w pośpiechu wszedł do pokoju, gdzie odbywały się treningi. Rozejrzał się

dookoła, lecz nie zauważył Jim'a, gdyż ten stał tuż przy drzwiach i był niewidoczny dla wchodzących. Trzymał w ręce książkę, która była jednym z przedmiotów należących do treningu. Czytał ją choć nie znał protosiańskiego języka. Prawdopodobnie oglądał tylko obrazki. Zamknął ją i rzekł do Zeratula, który nadal stał do niego tyłem i rozglądał się po pokoju.

Jakaś potężna siła rozsadziła kamień od środka. Odłamki poleciały we wszystkie

strony i uderzyły nawet w dwie postaci stojące obok siebie, nie wyrządzając im większych krzywd. Jim upadł na kolana i nie wierzył własnym oczom. Agresja i nienawiść znikły. Zostało tylko niedowierzanie i uczucie spełnienia.

Po krótkiej chwili milczenia Zeratul przemówił:

Zeratul i Jim weszli na mostek. Wszyscy znajdujący się w środku zajmowali się

swoimi sprawami. Tamci podeszli do okrągłego stolika z dziwnym przedmiotem pośrodku po prawej stronie pomieszczenia. Ciemny Templariusz skinął na podchodzącego do nich Protosa, który tymczasem uruchomił ten dziwny przedmiot w kształcie okręgu z wystającymi metalowymi „łapkami”. Nagle nad stołem ukazał się hologramowy plan budynków w miejscu gdzie planowano zabić Tassadara. Wszystko malowało się w odcieniach niebieskiego i błękitu.

Granicy Umysłowej nie można było zobaczyć ani poczuć. Jednak gdyby łącznik na

pokładzie Ikarius'a nie poprosił o otwarcie przejścia, prawdopodobnie rozbiliby się o krawędź bariery. Po kilku godzinach do tymczasowej kwatery Jim'a przyszedł Ciemny Templariusz i oznajmił:

Nie mógł jednak powstrzymać wspomnień, które tak bardzo go bolały. Zergowie

zabili każdego człowieka, który był jego przyjacielem. Nie maił ochoty, aby powtórzyli to raz jeszcze na Ciemnych Templariuszach i innych Protosach. Gniew w nim wezbrał i przejął nad nim kontrolę. Rzucił gniewne spojrzenie na urządzenie tosteropodobne, które w tej chwili z hukiem poleciało w przeciwległą ścianę i rozbiło się na niej. Zeratul popatrzył przez moment na przyjaciela z wyrazem zdziwienia na twarzy. Nie wiedział czemu się tak wkurzył, ale skoro tak się stało to lepiej go już nie prowokować, gdyż na pewno miał swoje powody, aby się rozzłościć.

Jim udał się do sali treningowej, aby jeszcze poćwiczyć swoje umiejętności przed użyciem ich w operacji. Chciał zapytać Ciemnego Templariusza do czego służy książka, która zawsze leżała przy jego poduszce, ale w końcu odbiegł od tej myśli. Przyszedł sam, aby sprawdzić czy potrafi tylko używać psi do destrukcji czy też do tworzenia. Wielką sztuką nie jest niszczyć ale tworzyć, powtarzał sobie w myślach. Siedząc na poduszce pomyślał o unoszącej się książce. Najpierw spokojnie i z umiarem, ale gdy to nie skutkowało zaczął coraz intensywniej skupiać własne myśli na tym przedmiocie. W pewnej chwili dał za wygraną, gdyż zaczął tracić świadomość, a jego umysł przestał normalnie funkcjonować. Wszystkie myśli, które przychodziły mu do głowy były związane z tą przeklętą książką. Gdy otworzył oczy ściśnięte od jakiś kilku minut, zgadnijcie co zobaczył? No tą pieprzoną książkę! Nie dał rady utrzymać swojej agresji na wodzy więc chwycił ją i porozrywał na drobne kawałki.

Do pokoju wkroczył Zeratul i uśmiechnął się do leżącego na ziemi Terranina obsypanego małymi wycinkami z jego ćwiczebnej książki.

Podeszli do jednego z Protosów znajdujących się na sali. Był on podobny do Feniksa, z którym kilka lat temu miał okazję ucztować. Był jednak nieco niższy choć szerszy w barkach. Umięśniony jak cała jego rasa wydawał się bardzo groźnym przeciwnikiem.

Przeszli przez jedne z tych dziwnych drzwi i znaleźli się na zewnątrz. Z Raynorem był

Zeratul, Eloral i kilkudziesięciu innych Protosów. Krajobraz wokół Ikarius'a był niesamowity. Kilkunastometrowe drzewa porastały najbliższą okolicę. Całość komponowała się w spokojnej zieleni. Gdzieniegdzie dróżkę pokrywały kamienne płytki, a gdzie indziej widać było jakąś starą budowlę, budowaną na wzór egipskich piramid. Było to niewiarygodne przeżycie dla Terranina, gdyż jeszcze żaden z jego rasy nie postawił stopy na macierzystej planecie Protosów - Aiur. Raynor nie tylko zrobił to jako pierwszy, ale miał też za zadanie zadać cios temu pięknemu tworowi natury i umysłu innych istot. Już wiem dlaczego tyle medytują, pomyślał Jim.

Wokół statku flagowego, stały w gotowości statki klasy Zwiadowca. Ciężko było je policzyć, gdyż potężne drzewa zasłaniały widok. Na oko Terranin mógł stwierdzić, że widzi ok. 30 maszyn. Zeratul odezwał się donośnym i wyzywającym tonem, aby zmobilizować swoich pilotów:

Wnętrze nie było ciasne jak Myśliwce Terran, ale też nie było dużo miejsca, aby

spokojnie wyciągnąć nogi. Już kiedyś Jim leciał podobną maszyną, ale ta miała całkiem inne wyposażenie. Po obu stronach fotela dla pilota, na wysokości kolan były zamontowane metalowe połówki kul, na których widniały podobizny rąk, tak aby można było na nich położyć dłoń. Oczywiście dłoń Protosa. Terranin nigdy nie przypuszczał, że ta rasa ma sześć a nie pięć palców u dłoni. Czy coś jeszcze może go zaskoczyć?

Tak jak mu kazano, Jim oparł się wygodnie o fotel i położył dłonie na dwóch

Kontrolerach, po czym poczuł przypływ zimna od metalu, lecz to uczucie szybko znikło. Pozostał spokój i opanowanie towarzyszące najlepszym pilotom.

Przez wielkie okna frontowe, Raynor obserwował swoje poczynania jako pilota

protosiańskiego myśliwca. Zwiadowca uniósł się w górę, wzbijając tumany kurzu, które poleciały wprost na innych pilotów. Tamci musieli zasłonić oczy rękami, gdyż inaczej bolałyby ich przez całą akcję.

Jim nie przejmował się ich krzykami i protestami, ponieważ owładnęło nim uczucie pewności siebie i chęci pokazania wyższości Terran nad Protosami. Gdy wznosił się ponad szczyty wysokich drzew usłyszał głos Zeratula odbijający się w głośnikach rozmieszczonych wewnątrz myśliwca:

Głośniki zamilkły, a Terranin zobaczył jak Ikarius wzbija się w powietrze i kieruje się

na wschód (tak przynajmniej zdawało się Jim'owi). Cała eskadra Zwiadowców ruszyła za nim, więc Raynor zrobił to samo. W pobliżu statku flagowego był tłok i niebezpieczeństwo zderzenia dwóch myśliwców, dlatego Terranin leciał na obrzeżach. W oddali rysowały się kontury protosiańskiego miasta. W miarę jak zbliżali się do miejsca ataku z wszechobecnej mgły zaczęły wyłaniać się budynki, w których był więziony Tassadar. Zeratul ponownie odezwał się w głośnikach:

Rzeczywiście, gdy dolatywali do celu Jim zauważył jak kilkanaście Smoków i

Zealotów maszeruje w kierunku, z którego lecieli. Kilka sekund później usłyszał w głośnikach głos jakiegoś Protosa. Wypowiedział tylko kilka słów „Ikarius, tu kontrola naziemna, dlaczego...”, po czym Zeratul zerwał kontakt. Nadszedł czas. Ich czas. Teraz albo nigdy. Tassadar! Lecimy! - pomyślał Raynor.

Kilka minut później byli nad celem. Wielka kopuła znajdowała się w centrum rozległego placu. Po bokach niej stały jeszcze jakieś budynki, których przeznaczenia Ciemny Templariusz nie ujawnił.

Wlatując, natknęli się pierwszą linię obrony Dział Fotonowych. Ze statku flagowego wyleciało kilkanaście małych myśliwców sterowanych z pokładu Ikarius'a i rozpoczęło dewastację budynków. Do ataku ruszyła również eskadra Zwiadowców i w tym także Jim. Sile ognia uległy wszystkie znajdujące się w pobliżu budynki obrony i zostając zniszczone wybuchały, lecz nie zostawiały po sobie żadnych szczątków. Po prostu się dematerializowały. Raynor'a zaskoczył ten fakt, ale nie przejmował się tym zbyt długo, gdyż oto od wschodu ruszyły na nich oddziały Smoków i niespodziewanie kilka myśliwców klasy Zwiadowca.

Walka rozpoczęła się na dobre i objęła swoim zasięgiem całą okolicę. Niespodziewane pojawienie się dodatkowych oddziałów powietrznych pomieszało nieco szyki Zeratulowi. Musiał oderwać się od ewakuacji i pomóc odeprzeć atak nacierającym oddziałom wroga. Tymczasem Jim był zdezorientowany i nie wiedział co robić. Wkoło jego statku śmigały kule i rakiety plazmowe wystrzeliwane z innych maszyn. Obok Eloral nie zaprzestawał ostrzału ze wszystkich działek jednocześnie. Zdumiewające jak on potrafił podzielić swoją uwagę na cele powietrzne i naziemne - pomyślał Terranin.

Po kilku minutach na koncie Raynor'a i jego kompana było już kilka myśliwców wroga oraz niemałe zniszczenia okolicznych budynków. Oboje z trwogą stwierdzili, że Lotniskowiec za bardzo oddalił się od docelowego celu. Należało się jak najszybciej z nim skontaktować i przypomnieć po co tu przybyliśmy.

Całą siłę pochłonęła tarcza ochronna, ale spowodowało to wyczerpanie się jej energii. Statek był odsłonięty na jakikolwiek atak, co stwarzało niebezpieczeństwo dla załogi. Jim postarał się dojrzeć co wywołało ten wstrząs. Jednocześnie na panelu sterowniczym blisko prawej dłoni zaświeciła się czerwona lampka, która zaczęła złośliwie migać przypominając o tym, że osłony padły.

Ponowny wstrząs. Raynor prawie spadł z fotela. Kolejna lampka zaświeciła się

oznajmiając, że statek został uszkodzony. Do uszu Terranina doszedł dźwięk wyłączającego się silnika. Pomyślał: „No ładnie!”. Na szczęście na miejsce uszkodzonego został uruchomiony zapasowy.

Skierował maszynę w stronę, z której przylecieli, gdyż chciał jak najdalej oddalić się

od pola bitwy. Nie zdążył jednak wprowadzić swój plan w życie, gdy trzeci pocisk trafił w myśliwiec. Uderzył w główny silnik, który został bezpowrotnie zniszczony i uszkodził lekko zapasowy. Od tego momentu maszyna zaczęła pikować w dół. Raynor starał się wyrównać lot, jednak nic to nie dawało. W ostatniej chwili udało się uzyskać po części kontrolę nad myśliwcem i zamiast uderzyć prosto w ziemię, Jim podniósł dziób i po kilku przewrotkach uderzył w ścianę jednego z budynków.

Pod siłą naporu solidna ściana runęła przygniatając przednią część Zwiadowcy. Tumany kurzu uniosły się nad pobojowiskiem utrudniając wrogim myśliwcom atak z powietrza. Jim wyszedł z wraku swojej maszyny i próbował rozejrzeć się w sytuacji co uniemożliwiała mu metrowa widoczność. Nie musiał jednak wytężać wzroku aby zobaczyć, że jego kompan stracił życie w tym zdarzeniu.

Ten wydał mu się jakoś dziwnie znajomy. Chociaż nie był nigdy w tym miejscu to

pamiętał skądś te wystające pręty z wielkiej kopuły... no jasne, pomyślał. Przecież to jest miejsce w którym przetrzymywany jest Tassadar!

Nie zastanawiając się więcej wkroczył przez dziurę w ścianie do wnętrza struktury. Pokój, do którego wkroczył był pomalowany na szaro, nie miał żadnych mebli ani obrazów, nawet okien (to jednak nie zdziwiło Terranina). Pomieszczenie było małe i tylko jedno przejście prowadziło do niego.. Jim przeszedł przez nie i poczuł zimno w całym ciele, gdyż to były jedne z tych „specjalnych” protosiańskich drzwi.

Sala, do której wszedł była bardzo duża, chyba nawet największa w tym budynku. Na dużej wysokości znajdowały się okna (oh yeah), z których padało blade światło na kamienną posadzkę. To pomieszczenie było równie puste jak poprzednie. Na prawo stała jakaś postać przykuta łańcuchami do ściany. Najprawdopodobniej nie zauważyła wchodzącego Terranina. Obok niej na podłodze i przy końcach kajdan były wbite metalowe rurki, które wyrzucały z siebie jakąś niebieską poświatę i tworzyły pewien rodzaj tarczy ochronnej, która uniemożliwiała więźniowi ucieczkę. Jim podszedł bliżej. Protos spojrzał na niego swoimi czerwonymi oczami.

W pewnej chwili, na drugim końcu sali zauważył jakąś postać, która wyglądała jakby czegoś szukała. Ich oczy spotkały się w jednym, dramatycznym ułamku sekundy, w którym Jim zrozumiał, że owa osoba nie jest nastawiona przyjaźnie i mimo, że odległość ich dzieląca była znaczna Terranin odczuł strach i panikę, gdyż w razie zagrożenia mógł liczyć tylko na siebie. Protos podszedł bliżej dzięki czemu Tassadar rozpoznał jego specjalizację. Był to wojownik Zealot. Ten zatrzymał się i zapalił swoje psioniczne ostrza, które wystrzeliły z lekkich, karbidowych źródłach psi założonych na przedramieniu i zajarzyły się bladoniebieskim światłem.

Broń Zealota napawała Jim'a strachem, ale jednocześnie musiał pamiętać, że Zeratul

nie wie co dzieje się na dole, zupełnie jakby zapomniał po co tu przylecieli. Jest jedyną szansą na ocalenie Templariusza. Nie może się poddać! Tego wymaga honor!

Protos był coraz bliżej i jego przenikliwe niebieskie oczy mąciły pozorny spokój Terranina, który ugiął lekko nogi i przygotował się do obrony. Zealot nagle cofnął broń i następnie z potężną siłą pchnął ostrze w kierunku Raynor'a. Ten musiał upaść na podłogę, aby nie zostać trafionym i na jego szczęście w tym samym momencie wojownik potknął się o jego nogę i stracił równowagę lecąc na pole siłowe. W ostatniej chwili zasłonił się prawą ręką, dzięki czemu nie zabił się bezpośrednio o falującą energię psi. Pancerz wytrzymał na tyle, że pozwolił mu odbić się od tafli powłoki i stanąć o własnych siłach.

Jim również wstał i przypatrzył się swojemu przeciwnikowi. Ten spróbował ponownie uruchomić ostrze, które zgasło podczas tej konfrontacji. Niestety, jedynym efektem tych wysiłków były sypiące się z broni iskry. Zrezygnowany Protos odpiął klamrę przytrzymującą prawy rękaw broni i zrzucił na podłogę. Następnie spojrzał z nutą rozbawienia i wściekłości na swojego przeciwnika.

Zealot nie zdążył jednak wyhamować wyłączonej broni, która z impetem uderzyła w

posadzkę, tworząc na niej małe wgłębienie. Raynor'a przeraziła moc tego uderzenia, więc postanowił nie angażować się w bliższe starcia. Protos znów podniósł się z ziemi będąc coraz bardziej zły na siebie, że nie może zabić byle człowieka. Patrząc mu prosto w oczy można było stwierdzić, że wściekłość narasta w nim i gniew zaczyna przejmować władzę nad jego ciałem.

Jim dotykał plecami ścianę i czuł, że znajduje się w pułapce. Przeciwnik szybko ruszył z miejsca i biegł z takiej strony, że wykluczało to jakąkolwiek ucieczkę. Jedynym wyjściem była konfrontacja, albo... Widząc zbliżającego się wroga, w Terranina wstąpiła niesamowita wiara we własne siły oraz wielka odwaga. Po całym zajściu zupełnie nie wiedział dlaczego tak się stało. Tak czy inaczej Protos był coraz bliżej. Wziął zamach lewą ręką i uderzył całą siłą w miejsce gdzie Jim miał klatkę piersiową. Ten jednak zdążył uniknąć ciosu uchylając się na prawo i przytrzymując się ściany, aby nie upaść znów na podłogę. Ręka Zealota wbiła się w przeszkodę tak mocno, że nie mógł jej samodzielnie wyciągnąć.

Raynor stanął o własnych siłach i z całej siły zadał przeciwnikowi cios w twarz prawą ręką. Tamten nawet nie poczuł uderzenia, albo nie zdradzał tego, gdyż na twarzy malował mu się złowieszczy uśmiech. Jim nie poddał się. Szybkimi ruchami sprzedał buty Protosowi w brzuch i w okolice, gdzie Terranie mają żebra. Jego mina trochę się zmieniła. Już nie wyglądał na rozbawionego, lecz na rozzłoszczonego byka. Ręką, która była wolna próbował dosięgnąć bijącego go Raynor'a, bez skutku. Protos oberwał jeszcze kilka razy w twarz m.in. z łokcia i raz z półobrotu.

Gdy Zealot tak otrzymywał ciosy, jego ręka poluzowała się nieco w ścianie, wytężył więc swoje siły próbując ją wyciągnąć. Pomógł mu w tym ostatni cios Raynor'a z wyskoku. Poobijany Protos upadł na podłogę, ale szybko powstał i wytarł lewą ręką swoją twarz, po czym zauważył, że krwawi. Jim nigdy nie widział takiej krwi. Była niebieska i błyszczała w promieniach bladego słońca.

Zealot znów ruszył na zmęczonego już Terranina przewracając go na podłogę, tuż obok „celi” Tassadara. Ciężarem swojego pancerza przygniótł Raynor'a do ziemi i sprawił, że ten zaczął oddychać z wielkim trudem. Wymierzył broń w Jim'a, lecz włączył go za późno i Terranin zdążył go odepchnąć w inną stronę. Siłowali się tak przez kilka sekund, ale w końcu siła rasy Protosów była ich wielkim atutem. Powoli ostrze zmierzało w kierunku głowy walczącego resztkami sił Raynor'a. Ten prawie stracił już nadzieję na przeżycie tej walki, podczas gdy Zealot rozluźnił nieco uchwyt rozglądając się wokół co zrobić ze swoją ofiarą.

Jednak Terranin nie chciał czekać i patrzeć jak wróg nabija go na to swoje ostrze. Jednym szybkim ruchem odepchnął broń od siebie w kierunku podstawy pola siłowego. Gdy dwa źródła psi zetknęły się ze sobą, nastąpiła reakcja łańcuchowa, która spowodowała wybuch na tyle słaby, że nie zabił nikogo w budynku, ale jednocześnie na tyle silny, że Zealot odleciał kilka metrów od miejsca eksplozji, a leżący na ziemi Raynor poturlał się bezwładnie w przeciwnym kierunku.

Osłona została dezaktywowana i jedyną rzeczą ograniczającą wolność Tassadara były kajdany Zurha, przytwierdzone do ściany. Kątem oka zauważył, że Zealot powoli staje na nogach. Odwrócił głowę w tamtym kierunku i zobaczył, że na jego pancerzu widać wielką dziurę po wybuchu oraz odsłonięte krwawiące ciało. Wpadł w panikę, gdyż Jim leżał po drugiej stronie sali, ale z pewnością był bardzo ciężko ranny, ponieważ nie miał pancerza. Templariusz postanowił działać. Blisko końca jego „celi” leżała broń, którą porzucił walczący Protos. Spróbował więc nogą na tyle na ile pozwalały mu kajdany podciągnąć przedmiot bliżej siebie. Do szybszego działania pobudził go widok Zealota idącego powoli w kierunku Terranina.

W końcu udało się Tassadarowi złapać przedmiot w ręce. Kolejnym problemem okazało się to, że broń była uszkodzona wcześniejszą walką. Bez namysłu otworzył on klapkę, w której znajdują się wszystkie kabelki łączące kryształ z ogniskiem ostrza. Kryształ był źródłem energii psi w tej broni i był bardzo rzadki więc pomysłowy ród Protosów wymyślił sposób tworzenia sztucznych odpowiedników, które jednak były słabsze od prawdziwych ale nadawały się do użycia w tego typu urządzeniach. Dotknął białego diamentu znajdującego się w tylnej części broni i poczuł przepływającą energię. Jeszcze nie jest za późno! Kryształ nie wyczerpał się jeszcze!

Bez namysłu wyciągnął kabelek odpowiedzialny za przesyłanie energii do ostrza i rozdzielił go na dwie części co nie było łatwe, gdy cały miał w głowie wizję martwego przyjaciela. Po kilku morderczych sekundach udało mu się to zrobić. Jedną końcówkę przymocował do kryształu, a drugą spowrotem do ostrza. Spowodowało to spięcie i wylatywanie iskier, jednak nic poza tym.

Z wylotu ostrza posypały się tysiące iskier i z wnętrza zaczął dochodzić dźwięk

podobny do zapalania świateł halogenowych w siedzibach Terran. Po ułamku sekundy energia psi przepłynęła przez kable i utworzyła niezniszczalne ostrze. Była jednak o połowę słabsza od tej w pełni działającej broni. To jednak wystarczyło, aby przeciąć krępujące Templariusza kajdany. Pękły one z niebywałą łatwością przywracając moc Protosowi. Poczuł przypływ odwagi dzięki czemu od razu skoczył do przodu biegnąc na pomoc Terraninowi.

Tymczasem Zealot już stał nad swą ofiarą i miał zamiar zadać ostateczny cios. Tassadar zatrzymał się 3 metry od niego i wyciągnął rękę z lekko rozwartymi palcami w jego kierunku. Tamten przerywanymi ruchami odwrócił głowę w kierunku Templariusza, po czym powoli zaczął ją schylać w dół po klatce piersiowej przyglądając się Jim'owi z wyrazem twarzy ukazującej wielkie cierpienie i nienawiść. Przez dwie sekundy znajdował się w takim stanie, po czym wyprostował głowę i krzyknął grubym głosem coś niezrozumiałego. W tym momencie jego czaszka eksplodowała rozrywając się na małe kawałeczki, przyozdabiając tą salę o niebieskie kolory. Bezwładne ciało upadło z hukiem odbijającym się po całej sali.

Rozdział 13

Raynor nie był w najlepszej formie. Większość jego ciała została poparzona i

poważnie zraniona. Strój, który miał na sobie został prawie doszczętnie zniszczony. Gdy Templariusz podniósł go z ziemi zobaczył plamę krwi na posadzce. Wiedział, że ma mało czasu i życie jego przyjaciela jest teraz w jego rękach.

Jak najszybciej potrafił wyszedł z budynku tą samą drogą co Jim. Zobaczył, że nad nimi rozgrywała się bitwa o jego ocalenie tyle, że... nikt nie kwapił się, aby wysłać po niego transport. Tego się nie spodziewał po swoich sojusznikach. No cóż, musze coś wymyślić, pomyślał Tassadar.

Jego wzrok przykuł Zwiadowca, który wbił się w ścianę budynku więziennego, z którego właśnie wychodził. Nie znajdował się w dobrym stanie, ale biorąc pod uwagę fakt, że Zeratul zapomniał o priorytecie tej akcji to musiał zrobić wszystko, aby uciec z tego miejsca. Wsadził więc nieprzytomnego Terranina do środka i umiejscowił go tak, żeby podczas lotu jeszcze bardziej nie ucierpiał. Sam zasiadł na fotelu pilota i próbował zapalić maszynę. W kabinie było ciaśniej niż zazwyczaj z tego powodu, że spadające z budynku odłamki uderzały w kadłub i przygniatały go.

Tassadar położył dłonie na miejscach po obu stronach fotela i skupił całą swoją uwagę na próbującym się uruchomić silnikiem. Oczywiście, gdy główny nie wydał żadnego dźwięku, Protos spróbował włączyć zapasowy. Ten już zaczął wydawać dźwięki podobne do ocierania metalu o metal, ale nie chciał odpalić. Zniecierpliwiony Templariusz ponowił wysiłki. Tym razem odpowiedziało mu krztuszenie się silnika i ponowna cisza.

No nie! Tego było już za wiele! Zza budynku więziennego wybiegł wojownik Zealot. Początkowo nie zauważył zbiegów, ale w końcu swoim bystrym wzrokiem natrafił na Tassadara. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, gdy oto po obu jego stronach pojawiły się idealne kopie, które zaczęły go atakować nie wyrządzając mu najmniejszej krzywdy. Te iluzje zatrzymają go na chwilę, pomyślał rozbawiony Templariusz, po czym zabrał się za ponowne odpalanie wrednego silnika.

Rzeczywiście podróbki wojowników podziałały na tyle, że odwróciły uwagę Zealota od myśliwca, podczas gdy Templariusz siedzący w środku ścigał się z czasem. W końcu usłyszał przeraźliwy pisk, a następnie spokojne dźwięki pracującego silnika. Wreszcie!

Tymczasem Zealot zabił już jednego ze swoich klonów, ale widząc, że Zwiadowca zaczyna powoli wzbijać się w powietrze, odepchnął drugiego i włączając swoje ostrza psi wskoczył na przód myśliwca. Wbił swoją broń w kadłub statku, aby nie spaść pod wpływem akrobatycznych zdolności Tassadara.

Pod wpływem myśli Templariusza działko antymaterii (przeciwlotnicze) skierowało

się w stronę zwisającego już na krawędzi Zealota. Ten rzekł półgłosem:

Bezzwłocznie wyleciał w otwartą przestrzeń, na której rozgrywała się bitwa. W oddali

zauważył atakowany Lotniskowiec Zeratula. Skierował swoją maszynę w tamtą stronę licząc, że nie zostanie zestrzelony. Nawiązał kontakt telepatyczny z Ciemnym Templariuszem, który bardzo zajęty nie zauważył, że jest wzywany.

Zwiadowca Tassadara był coraz bliżej Ikarius'a, ale w tym momencie pilot zauważył

lecący w jego kierunku pocisk antymaterii. Unik okazał się trudniejszy niż przypuszczał. W kilku sekundach, które mu zostały próbował skręcić na prawo, bezskutecznie, gdyż ster do zmiany kierunku zaciął się w czasie lotu. „Mam zginąć w taki sposób? O nie!”- pomyślał Templariusz. Wyciągnął rękę w kierunku pocisku i skupił wszystkie swoje moce psi na wytworzeniu płaskiej tarczy po lewej stronie statku, która zdolna by była do odbicia pocisku. Nikt jeszcze w historii jego rodu nie zdołał tego dokonać, co więcej niewielu próbowało, gdyż używanie energii psi wiąże się z dużym wyczerpaniem organizmu i były przypadki, że przez zabawę swoją mocą życie straciło kilkoro Protosów. Ale co Tassadar miał do stracenia? Jeśli nie uda mu się tego zrobić, jego szczątki będą zbierać z ziemi w promieniu kilkuset metrów. Umysł miał niemalże zaciśnięty z wysiłku, bardzo bolała go przednia część głowy, ale wiedział, że nie może się poddać. W jego rękach spoczywa życie umierającego Terranina.

Słowa Zeratula próbującego nawiązać ponowny kontakt z Templariuszem odbijał się echem po jego podświadomości. Pocisk był coraz bliżej. A więc czas umierać? - pomyślał Tassadar. Wybacz Jim.

Wszystko stało się tak nagle. Zwiadowca, który zaczął eskortować Protosa zauważył zbliżający się w jego kierunku pocisk. Po sekundzie wszystko się zmieniło. Wokół latającego wraku dało się zobaczyć fruwające strzępki eskortującego myśliwca. Ten który ocalał wpadł w turbulencje i miotało nim na wszystkie strony. Templariusz siedzący wewnątrz opadł bezwładnie na fotel i stracił kontrolę nad maszyną. Czuł się jakby wyssano z niego ostatnie siły. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Statek zaczął bezwładnie spadać na ziemię.

Protos był cały czas świadom tego co dzieje się wokół niego, ale nie mógł uwierzyć w to, że wciąż żyje. A więc udało się! Odbił pocisk! W duchu czuł się bardzo szczęśliwy, że jego trud nie poszedł na marne. Zeratul cały czas dobijał się do jego umysłu próbując dowiedzieć się co się stało.

Po kilku sekundach Ciemny Templariusz znów przemówił:

Teraz jednak jego plan miał szanse powodzenia. Szczelina między górnym poszyciem

Lotniskowca, a dolnym była wąska i długa. Prowadziła do hangarów każdego z małych myśliwców statku flagowego. Gdyby tylko udało mu się tam wlecieć.

Tassadarowi przed oczami pojawiła się mgła. Coraz trudniej dostrzegał informacje wyskakujące na pulpicie monitora. Od celu dzieliły go zaledwie dziesiątki metrów. Tuż przed zderzeniem Tassadar stracił przytomność, lecz przed tym w ostatnim rozpaczliwym krzyku przekazał Zeratulowi wiadomość:„Osłona!”. Zwiadowca obrócił się lekko w lewo co przy impecie zderzenia spowodowało oderwanie skrzydeł myśliwca i wgniecenie w wielu miejscach kadłuba.

Resztki statku obijały się o tunele wylotowe, iskry sypały się ze ścian ocieranych przez metal. W końcu wrak uderzył w ścianę i zagłębił się w otworze dla myśliwca klasy Interceptor.

Zeratul stracił równowagę i upadł pod wpływem mocy przekazanej mu informacji. Z podłogi wrzasnął na jednego z podwładnych:

Ikarius uniósł swoje pokaleczone ciało i skierował się w kosmos. Za nim podążyły

zdziesiątkowane eskadry Zwiadowców. Ciemny Templariusz zdążył już wstać i rozważał teraz możliwości jakie im pozostały. Przed nimi znajduje się potężna bariera umysłowa, a za nimi gorliwi wyznawcy kultu Conclave, którzy będą ich gonić po same krańce wszechświata. Nie było wyjścia.

Bezzwłocznie pobiegł do pokoju, gdzie znajdowali się Protosi odpowiedzialni za

każdy z małych myśliwców. Gdy dotarł do celu spostrzegł, że pozostało jedynie troje Protosów na swoich stanowiskach. Rzekł do dwóch z nich:

Wszyscy wiedzieli o co chodzi. Bez zwłoki połączyli się ponownie z myśliwcami i

oczekiwali na wiadomość od Ciemnego Templariusza. Ten ruszył ponownie na mostek i przekazał instrukcje inżynierom, co mają zrobić z kryształami. Po dłuższej chwili usłyszał:

Spojrzał przez rozległe okna na mostku i zobaczył 2 statki klasy Interceptor oddalające

się od siebie w każdej sekundzie lecące wprost na niewidzialną barierę. Im większa była odległość tym Protos obsługujący myśliwca musiał bardziej się starać, aby nie stracić kontaktu ze swoim podopiecznym, dlatego nigdy nie próbowano takich manewrów, gdyż wykańczały one pilota.

Gdy Ciemny Templariusz uznał, że nadeszła odpowiednia chwila przysiadł i skoncentrował się na energii pochodzącej z kryształów. Były one źródłem niezwykłych zdolności jego rasy. Legendy mówią, że Starożytni, aby nadać swoim tworom moc psi, umieszczali je w ciasnych, odosobnionych miejscach razem z tymi kryształami. Energia z nich emanująca nasycała ciała młodych wojowników, którzy potem stawali się bezwzględnymi Zealotami.

Znalazł się na polanie pośrodku lasu. Dochodził zmierzch i ostatnie promienie pomarańczowego słońca dotykały ciepłej ziemi, która szykowała się do snu. Zeratul stał z boku obserwując majestat przyrody, gdy nagle w centrum jego uwagi pojawiła się dziwna budowla. Był to wielki khaydariański kryształ, dokładnie oszlifowany jakby był dziełem samego boga. Miał co najmniej 5 metrów wysokości Wisiał on wewnątrz metalowej konstrukcji która utrzymywała go w pionie choć sam klejnot zdawał się lewitować nad ziemią.

Podszedł bliżej i na gładkiej powierzchni ujrzał swoje odbicie. Nie było niczym zmącone i wydawało się dokładną kopią samego Zeratula. Nagle, ku zdziwieniu Ciemnego Templariusza ożyło. Zaczęło wykonywać dziwne gesty rękoma oraz mówić nieznanym mu językiem. Po chwili widmo przemówiło takim samym głosem jaki ma Zeratul:

Nie wiedział co robić. Choć zatrzymał się dla niego czas i mógł tu spędzić tyle chwil

ile zechciał to mimowolnie odczuwał niepokój, a jego umysł pracował jakby wykonywał jakąś niezwykle skomplikowaną misję. Wszystkie zmysły miał wyostrzone i czuł drganie każdego mięśnia. Duch mówił coś o głosie przyjaciela. Czyżby chodziło o Raynora? Może Tassadar'a? Głowa mnie boli - pomyślał Zeratul - jestem na to za stary. W końcu żyć 475 lat to nie pierwsza młodość dla Ciemnego Templariusza. Ech.

Wyciągnął obie ręce i powoli dotknął nimi kryształu. Był zimny i niesamowicie gładki. Popatrzył na swoje odbicie i rzekł półgłosem:

Obudził się z transu z krzykiem, który przeraził całą załogę Lotniskowca. Był trochę

wyczerpany ponownym wejściem do swojego ciała, ale potrafił zauważyć, jak oba oddalające się myśliwce jarzą się białym światłem na tle jasnych gwiazd. Potem od obu statków tworzyło się coś w rodzaju świetlistego mostu łączącego oba Interceptory. Przy zetknięciu się dwóch źródeł energii nastąpił mały błysk i potężna fala świetlistej mocy wyleciała z niego i uderzyła w barierę umysłową przebijając ją na wylot i tworząc regularne koło o średnicy kilku kilometrów, które powoli zaczęło się zamykać. Przy końcach dało się zauważyć niebieskie wyładowania, które towarzyszyły przerwaniu ciągłości bariery.

Ikarius powoli przeleciał przez zamykającą się dziurę. Za nim podążyły resztki

eskadry Zwiadowców, które ocalały z bitwy. Ostatni, którzy jeszcze nie przelecieli przez przejście zauważyli, że zamyka się ono szybciej niż przypuszczali.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Em początek końca
Lessa, Oblicza Smoka 15 - Początek Końca - Preview, Witam
Odczytane proroctwo, że rok 2012 będzie początkiem końca naszej cywilizacji
Początek końca polskiej oświaty na Litwie Koniec początku
Początek końca czy koniec początku Nasz Dziennik, 2011 03 18
SW Początek końca Shedao Shai
Odczytane proroctwo, że rok 2012 będzie początkiem końca naszej cywilizacji
Star Trek Początek końca
początek końca, królestwo magnoli,fragmet z mojej ksiażki
Fiasko Izraela wywołania III wśw to początek końca
John Kamiński Początek końca
Em początek końca
CZY TO POCZĄTEK KOŃCA
Lonney Klątwa wieczności Początek końca CAŁOŚĆ
Bioetyka żydowska wobec początków i końca życia Strządała,A
sygnalizator początku i końca nadawania

więcej podobnych podstron