O obfitości i godziwym zarobkowaniu


Autor „Rozmów z Bogiem"

Neale Donald Walsch

o obfitości i godziwym zarobkowaniu

tytuł oryginału Neale Donałd Walsch on ABUNDANCE and RIGHT LIYELIHOOD

Copyright © 1999 by Neale Donałd Walsch Al] rights reseryed

Copyright © 2000 for the Polish edition by Dom Wydawniczy LIMBUS, Bydgoszcz

Montaż elektroniczny

Krzysztof Wirszyłło

ISBN 83-7191-079-7

Dom Wydawniczy LIMBUS

85-959 Bydgoszcz 2, skr. poczt, 21 tel. /fax (0-52) 328-79-74

Leo i Lecie Buskom

Którzy tak szczodrze obdarzyli tak wielu wszystkim, czym są, i wszystkim, co mają.

Swą nieprzerwaną, hojnością oboje ukazali, oraz zyskali, swą obfitość, służąc za natchnienie i model dla wszystkich, którzy mieli to szczęście, że spotkali ich na swej drodze.


Wprowadzenie

Największą ironią życia jest to, że wszystkim nam jest dane to, czego pragniemy. Mamy pod dostatkiem tego, czego żałujemy, że nie mamy pod dostatkiem. Możecie nie wierzyć, że to prawda w odnie­sieniu do was albo innych, których znacie czy obserwujecie na co dzień, ale taka jest prawda; tylko nasza myśl, że to nieprawda, sprawia, że wydaje się to nieprawdą w naszym doświadcze­niu. Na to, jak doświadczamy życia, w ogromnym stopniu rzutuje perspektywa. Co jeden uzna za ”brak", drugi nazwie „obfitością". I w ten spo­sób nasze indywidualne definicje kształtują na­sze indywidualne doświadczenia. A nasze defi­nicje, czy jak ja to określam, nasze decyzje, po­wielają się i mnożą. Cokolwiek ogłosimy takim czy owakim, takim czy owakim się stanie. Skąd to wiem? Bo umiem słuchać. Od dawna zadawałem sobie te pytania, a kilka lat temu zacząłem otrzymywać odpowiedzi. Wierzę, że pochodzą one od Boga. Odpowiedzi te wywar­ły na mnie takie wrażenie, tak mnie wówczas poruszyły, że postanowiłem utrwalić je na piś­mie. Zapis ten dał początek późniejszej serii Rozm6w z Bogiem, które stały się bestsellerem na skalę światową. Nie jest konieczne podzielanie mojej wiary co do źródła owej wiedzy, do tego, aby czerpać z niej korzyści. Trzeba tylko dopuścić możli­wość, że jest być może coś, czego ludzie nie do końca rozumieją, jeśli chodzi o obfitość w ży­ciu, a czego zrozumienie mogłoby wszystko od­mienić. Z takim nastawieniem właśnie zebrał się ze­spół złożony z około czterdziestu osób w domu na obrzeżach San Francisco w styczniu 1999 ro­ku po to, aby wraz ze mną bardziej szczegó­łowo rozważyć to, co mówią na ten temat Roz­mowy z Bogiem. Podzieliłem się z grupą moim zrozumieniem materiału dotyczącego obfitości i odpowiadałem na zadawane mi pytania. Synergia tego spotkania zaowocowała elektryzu­jącym doświadczeniem, którego wynikiem był swobodny przepływ cudownej mądrości, prze­pływ, który co niniejszym z radością oznajmiam, został uwieczniony na taśmach wideo i audio, a ich opracowane wersje stały się dostępne dla szerokiej publiczności.

Obecna książka stanowi zapis tego zdarzenia. Czyta się ją bardziej potoczyście - co jak sądzę, wzmaga jej inspirującą siłę - aniżeli tekst prze­znaczony do druku. Ponieważ formatu książko­wego nie ograniczają ramy czasowe ani wymo­gi produkcji, zdołaliśmy zamieścić tutaj to, co ze względu na konieczne skróty nie znalazło się na opracowanych taśmach.

Bóg mówi nam w RzB, że większość z nas nie rozumie, na czym tak naprawdę polega obfitość i myli ją z pieniędzmi. Lecz kiedy do­konujemy dokładnego rozpoznania w tej dzie­dzinie, w której rzeczywiście wszystkiego ma­my w bród i postanowimy podzielić się tym szczodrze z każdym, z kim się stykamy, prze­konujemy się, że to, co do tej pory utożsamia­liśmy z obfitością - pieniądze - napływa do nas szerokim strumieniem.

Niemniej, nawet takiego splotu wydarzeń wie­lu z nas nie potrafi zaakceptować. Pieniądze ko­jarzą się nam bowiem z doświadczeniem i ener­gią, dla których nie ma miejsca w Boskiej rze­czywistości. Lecz w całym wszechświecie nie ma nic, co nie mieściłoby się w Boskiej rzeczy­wistości; co nie byłoby częścią Boga. Kiedy poj­miemy, że pieniądze również wchodzą w skład Boskiej natury, zmienimy do nich swój stosu­nek. Ujrzymy w nich odbicie Bożej chwały, a nie przyczynę wszelkiego zła. To zaś wywołać może zadziwiające skutki.

Doświadczenie obfitości w życiu jest możli­we, a cudowna mądrość zawarta w księgach RzB, pokazuje nam, jak to osiągnąć.

Oto ta mądrość, tak, jak ją otrzymałem i zro­zumiałem. Przekazuję ją wam z pokorą - czy jest to towar pełnowartościowy, sprawdźcie sa­mi - w nadziei, że jej zadanie zostanie spełnione nawet wtedy, gdy choć jedna uwaga otworzy nowe okno, czy rozewrze szeroko wrota ku mojemu większemu szczęściu.

Neale Donald Walsch

lipiec 1999

Ashiand/ Oregon

Miło mi widzieć wszystkich tu ze­branych. Witajcie. Witaj, kochanie. To do mo­jej żony. Nie do każdego z moich słuchaczy zwracam się przez „kochanie". Chociaż to wy­daje się dość kuszące.

Zastanawiacie się pewnie, dlaczego tutaj się spotykamy. Ja również. Chciałbym na początku opowiedzieć trochę o tym, co przydarzyło mi się w życiu. Wprowadzę was w doświadczenia, jakie stały się moim udziałem w ciągu ostatnich sześciu, ośmiu lat i zapoznam was ze swoimi odczuciami. Może to posłużyć nam za punkt wyjścia do rozważań o konkretnych zagadnie­niach, jakie, mam nadzieję, uda nam się dzisiaj wspólnie zgłębić.

Jak miło, że postanowiliście spędzić dzisiejszy dzień ze mną w tej sali. Jak miło, że postano­wiliście spędzić ten obecny czas ze mną w tym świecie. To bardzo, bardzo ważny czas. Ludzie od wieków tak mówią i zawsze są o tym prze­konani. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek byli bliżsi prawdy niż obecnie.

Porady na życie

Wkraczamy w okres dziejów na tej planecie, w którym podjęte przez nas decyzje zaważą na naszym wspólnym życiu, jakie tu budujemy. Trzeba więc, abyśmy się zbierali w grupach ta­kich jak ta, grupach małych i dużych, opowiada­li sobie nawzajem o swej rzeczywistości, swoim pojmowaniu i odkrywali, co takiego nas wszyst­kich ze sobą łączy. A gdy przekonamy się, że występują między nami różnice, umieli te róż­nice wysławiać. Gdyż, jeśli nie nauczymy się wysławiać naszych różnic, nie zdziałamy nic dla tej planety. A. przybyliście tutaj, aby coś zdziałać. Dlatego przyjęliście to dzieło, w tym właśnie czasie. Dlatego trafiliście na tę szcze­gólną planetę w tej szczególnej chwili. Czy wiecie o tym, czy też nie, macie tu do wypełnienia doniosłe zadanie. A zadanie to, jeśli wolno mi sądzić po sobie, dalece przerasta wasze wyobra­żenia czy przypuszczenia. Powtórzę to: zadanie to, jeśli wolno mi sądzić po sobie, dalece prze­rasta wasze wyobrażenia czy przypuszczenia. Przede wszystkim wasze życie nie ma nic wspolnego z wami. To może całkowicie zmie­nić wasze zapatrywania na to, co tu właściwie robicie. I wasze życie nie ma nic wspólnego z waszym ciłem. To też może całkowicie zmienić wasze zapatrywania na to, co tu właśdwie robicie. Wasze życie obraca się wokół zadania wyznaczonego wam przez was samych, przez tę część was, którą nazywamy duszą.

Zauważyłem, że bardzo niewielka liczba osób przejmuje się w swym obecnym żydu zadaniem, jakie postawiła sobie ich dusza. Ze mną było po­dobnie. Przez większą część swego żyda zwra­całem uwagę na roszczenia ego, umysłu, ciała - słowem tego, z czym się bez reszty utożsa­miałem. I niewiele obchodziło mnie zadanie, ja­kie ma do wykonania moja dusza, prawdziwy powód, dla którego tu jestem. Ale ci spośród nas, którzy zaczynają zwracać uwagę na praw­dziwy powód, dla którego tu jesteśmy, zaczy­nają w niezwykły sposób oddziaływać na Świat - w sposób daleko wykraczający poza to, co uznaje się za możliwe. Nagle docieracie do kra­wędzi, do skraju przepaści. Jest tak, jak ujął to Apollinaire: „Stańde na krawędzi".

„Nie możemy. Boimy się".

„Stańcie na krawędzi".

„Nie możemy. Spadniemy".

„Stańde na krawędzi". I stanęli.

I popchnął ich. I polecieli.

Niewielu spośród nas, bardzo niewielu, jest gotowych polecieć, gotowych wyruszyć tam, jak wyraził to Cenę [Roddenberry], dokąd nie za­puścił się jeszcze żaden człowiek - naprawdę gotowych teraz polecieć i porwać za sobą wszyst­kich, z którymi się zetknęli, w fantastyczną po­dróż, która może prawdziwie przeobrazić świat. Nadchodzące dni i nadchodzące czasy dadzą wam sposobność rozstrzygnięcia/ czy należycie do grona wybranych; wybranych/ powinienem dodać, przez siebie samych, przez nikogo inne­go. Wybieracie sami siebie. Obudzicie się pew­nego dnia, spojrzycie w lustro i powiecie: „Wy­bieram siebie. Teraz ja". To gra w berka, z jed­nym tylko uczestnikiem. „Teraz ja".

To bardzo przypomina dziecięcą zabawę, wie­cie? To bardzo przypomina dziecięcą zabawę, odgrywaną z zapamiętaniem i z radością ba­wiących się wspólnie dzieci - tylko że tym ra­zem jest tylko jeden gracz. Przestajecie bawić się w chowanego i zaczynacie grę w berka. „Teraz ja". „Teraz kolej na ciebie". „Pięknie dziękuję".

Tak więc w tych nadchodzących czasach wy­bieracie siebie, lub nie, jak wam się podoba. Jak wam się podoba. Lecz jeśli zgłosicie siebie do udziału w tej konkretnej grze, zobaczycie, że opadną z was wszelkie uprzednie przekona­nia, idee, pojęcia na temat tego, co tu właści­wie robicie, dlaczego przyjęliście to ciało w tym właśnie czasie i miejscu. Zmienicie wszystkie swoje dotychczasowe na to poglądy. Odkryje­cie, że wasze życie naprawdę nie ma nic wspól­nego z wami, czy z waszym ciałem. Lecz jak na ironię, z chwilą, kiedy postanowi­cie i ogłosicie, że wasze życie nie ma nic wspól­nego z wami, czy z waszym ciałem, wszystko, o co zabiegaliście, czego łaknęliście dla siebie i swojego ciała, będziecie otrzymywać, automa­tycznie. I nie będzie was to obchodziło. Ponie­waż nie będzie wam już potrzebne. Rzecz jasna, będziecie się tym cieszyć. Ale nie będziecie po­trzebować. Szarpanina tym samym dobiegnie końca. Ale dla tysięcy, a nawet milionów, z którymi się zetkniesz, właśnie się rozpoczęła. Codziennie będziesz ich oglądał - ludzi, dla których walka dopiero co się zaczęła, którzy stawiają pierwsze kroki w drodze powrotnej do domu. Wyciągną do ciebie rękę, w przenośni, jeśli nie dosłownie, a czasem całkiem dosłownie. Rozejrzą się wo­kół siebie, z nadzieją, że znajdą kogoś, kto po­da im rękę, kto powie „Pójdźcie za mną"; kto zdobędzie się na odwagę i obwieści: Ja Jestem drogą i życiem. Pójdźcie za mną".

Dla niektórych może to brzmieć zbyt religij­nie. Ale na tym polega trzecia i ostatnia zaba­wa, jakiej odda się to dziecko w nas, nasza du­sza. Już nie w chowanego, ani nie w berka; teraz gramy w idź za przywódcą.

Idź za przywódcą. Ty jesteś przywódcą. A my ruszymy za tobą. Pójdziemy w twoje ślady. Ja dokonam takich wyborów jak to. My podejmie­my takie decyzje jak ty. Wypowiemy te słowa co ty, poruszymy świat tak jak ty. Pójdziemy za twoim przykładem. Gdybyś sądził, że tego dnia przypatruje ci się cały świat i naśladuje cię we wszystkim, co myślisz, mówisz i robisz, czy wpłynęłoby to jakoś na to, jak przeżyłbyś ten dzień? Może w przypadku kilku z was, odrobinę.

Cóż, cały świat ciebie naśladuje, nieważne czy wiesz o tym, czy nie. Oto wielka tajemnica: cały świat - a z pewnością ci, z którymi się stykasz - idzie za twoim przykładem. Przyglądamy ci się. Widzimy, jaki jesteś naprawdę. I widzimy/ za kogo się uważasz. Wypatrujemy komendy od ciebie. Jak aktorzy na scenie naśladujemy dębie/ bo nie ma nikogo innego/ z kogo można brać wzór. Jesteśmy wszystkim/ co jest. Nikogo innego nie ma.

Możemy spojrzeć poza siebie, szukać godniejszego przykładu gdzieś w niebie, może nawet w wyobraźni. Ale koniec końców, będziemy na­śladować jeden drugiego. Dzieci naśladują ro­dziców, rodzice swoich rodziców. Naród mał­puje inny naród. Patrzymy po sobie i bierzemy przykład z siebie nawzajem, aż wystąpi ktoś i oznajmi: „Nie w ten sposób. W taki sposób".

Zatem twoja decyzja w tym okresie, w tej naprawdę przełomowej chwili u progu praw­dziwie nowej ery, ma krytyczne znaczenie. To nie błahostka. Ponieważ nie podejmujesz jej wyłącznie za siebie. Decyzję tę podejmujesz za wszystkich innych. A to z bardzo oczywiste­go powodu. Ponieważ nikogo innego nie ma. Oprócz ciebie. Oto ty, w swoich najróżniejszych przejawach; oto wy. Tak więc decyzję, jaką po­dejmujecie za siebie, podejmujecie za nas wszyst­kich. Ponieważ jest tylko jeden z nas.

To może wydać się trochę ezoteryczne. Naj­pierw uderzamy w ton religijny, teraz w ezo­teryczny. Ale to takie myśli, takie koncepcje, takie idee muszą zacząć napędzać motor na­szego wspólnego ludzkiego doświadczenia, bo w przeciwnym razie przestanie być ono wspól­ne i rozpadnie się, tak jak nasza planeta. Znajdujemy się teraz w takim punkcie. Wie­cie, że w czasach, kiedy pierwsze samoloty prze­mierzały ocean, istniało określenie „punkt bez powrotu"? Za daleko, żeby zawrócić, ale nie dość daleko, aby można było mówić o bez­piecznym dotarciu do celu? Taka wąska strefa zagrożenia, kiedy to nie jesteś ani tam, ani tu, ani tu ani tam. Wygląda na to, że jesteśmy teraz w takim po­łożeniu, pod wieloma względami: pod wzglę­dem ekologii, pod względem ogólnoświatowej gospodarki. Widzicie, w różnych miejscach na świecie załamuje się nasza społeczna struktura, edukacja młodego pokolenia, duchowa perspe­ktywa. Na tylu obszarach, pod tyloma wzglę­dami, wygląda na to, że osiągnęliśmy tę zie­mię niczyją, strefę zagrożenia. Nie jesteśmy tu­taj, ale też nie jesteśmy tam. Ani tu ani tam, lecz dalej niż punkt bez powrotu. Przekroczy­liśmy Rubikon. Zdradzam swój wiek takimi wyrażeniami. Ludzie przed 35. rokiem żyda pytają: „Przekro­czyć Rubikon? Co to do diabła znaczy?".

Przekroczyliśmy Rubikon i pytanie teraz, co dalej, jak doprowadzić resztę na drugą stronę. A odpowiedzi na to pytanie dostarczą ludzie tacy jak wy. Właśnie wy. Jeśli sądzicie, że wszystko zależy od takich jak ja, którym przypada, w tym szczególnym czasie i miejscu, piętnaście minut chwały, to mylicie się. Chcę wam dzisiaj dobitnie uświa­domić, że to nie zależy od ludzi stojących na przedzie. To, że teraz stoję przed wami, to, pozwolę sobie powiedzieć, czysty traf. Równie dobrze mógłby to być ktoś z was. Tak napraw­dę, niech jedno z was wystąpi i poprowadzi zajęcia do końca (śmiech). Nancy już jest go­towa. Ale to prawdziwy sprawdzian. Prawdziwy probierz. Ilu z was, gdyby dano im szansę, postawiono przed nimi wyzwanie, wybrano ich, odparłoby: „Hej, Neale, wiesz co? Jestem gotów! Stanę na przedzie, zajmę twoje miejs­ce". Ponieważ sekretem życia jest to, że tak czy owak stoicie na przedzie, czy wiecie o tym czy nie. To właśnie starałem się wam uświadomić. I tak stoicie na przedzie. Tylko wydaje się wam, że nie. Ironia życia zawiera się w tym, że nie ma innego miejsca niż na przedzie. Nie ma żadnego tyłu. Nie możecie więc dalej się cho­wać za plecami innych. Okazuje się zatem, że zabawa w idź za przywódca jest obowiązkowa.

Pozwólcie, że opowiem wam pokrótce, jak doszło do tego, że występuję przed wami, jak to wszystko się zaczęło. W 1992 roku znalaz­łem się w martwym punkcie. W 1992 roku do­prowadziłem do tego, że rozpadał się mój ko­lejny, ważny związek z tą wybraną. W życiu za­wodowym również zapędziłem się w ślepy zau­łek. Na dodatek zaczęło mi szwankować zdro­wie. Nic mi w życiu nie wychodziło. A zwią­zek z osobą, na której mi tak zależało, miał trwać wiecznie, przynajmniej z mojego punktu widzenia. I oto na moich oczach rozsypywał się w drobny mak.

Nie działo się to po raz pierwszy. Ani trzeci czy czwarty. Zrozumiałem więc, że jest coś, cze­go nie wiem, a czego poznanie wszystko by dla mnie odmieniło - nie miałem pojęcia, co to ta­kiego. Nie potrafiłem przeniknąć tajemnicy uda­nych związków. Również na polu zawodowym napotykałem na podobne trudności. Wiecie, przeczytałem te wszystkie poradniki: „Rób to, co uwielbiasz, a pieniądze same do ciebie przyjdą". Ja tak nie uważam - chyba że przyjdą. Ale mnie nie uda­wało się odkryć właściwej formuły. Albo robi­łem coś, co kochałem, ale byłem doszczętnie spłukany; albo uciułałem trochę grosza, dość, żeby przeżyć, ale przypłacałem to katuszami duszy. Nie umiałem tych dwóch rzeczy na dłu­żej połączyć. Jeśli już, to na sześć, osiem mie­sięcy, potem się rozlatywało. Nie potrafiłem te­go trwale skleić, związać ze sobą. Podobnie było ze zdrowiem: nie mijał rok, aby coś mi nie dolegało, a czasami naprawdę coś poważnego. Miałem 36 lat i już chorowa­łem na wrzody. Do tego dochodziło jeszcze wiele innych spraw, między innymi chroniczne kłopoty z sercem. Tak więc w wieku 50 lat czu­łem się jak osiemdziesięciolatek - i to osiem­dziesięciolatek w nie najlepszej formie: artre-tyzm, mięśniobóle. Rozumiecie? Organizm prze­stał sprawnie działać i nic nie mogłem na to poradzić. Wszystko to spadło na mnie jedno­cześnie. Wiecie, Bóg zazwyczaj był wobec mnie bar­dziej litościwy. Zwykle waliło mi się w życiu albo jedno, albo drugie. Ale w tym okresie, z powodów, które nie są dla mnie do końca jasne, zwaliło się na mnie wszystko naraz.

„Och", powiedział Bóg, „dowalmy mu potrójnie. Wykręćmy mu ten stary numer z karierą, związkiem i zdrowiem w jednym tygodniu". I tak też się stało. To taki „hat trick". A ja stą­pałem po bardzo cienkim lodzie. Nie wiedzia­łem, co z tym zrobić. Narastała we mnie złość, groziło mi popadniecie w chroniczną depresję.

I pewnej nocy zsunąłem kołdrę, gdyż obu­dziłem się przepełniony złością i rozgoryczony swoją sytuacją życiową. Skierowałem się tam, gdzie zawsze w środku nocy szukam natchnie­nia - ale lodówka była pusta, więc wylądowa­łem na kanapie. Wyobraźcie sobie, jak tam siedziałem o czwar­tej nad ranem, na kanapie, dusząc się we włas­nym sosie. I wtedy zawołałem do Boga. Po­myślałem sobie, mogę się miotać, roznieść dom na strzępy, potłuc naczynia, cokolwiek. Ale sie­działem na kanapie i zawołałem: „Boże, czego potrzeba? Czego potrzeba, aby wychodziła mi ta gra? Niech ktoś mnie nauczy reguł. Obie­cuję, że będę grał. Tylko nauczcie mnie reguł. A kiedy już je poznam, nie zmieniajcie ich". Zadałem też całe mnóstwo innych pytań.

Ujrzałem na ławie żółty notatnik, a obok dłu­gopis. Podniosłem go, włączyłem lampę i zacząłem pisać gniewny list. Wydało mi się to bezpiecznym i cichym sposobem na wyładowa­nie swojej złości o 4.15. Nie wiem, jak jest z wa­mi, ale ja kiedy jestem wściekły, stawiam duże litery. I tak pisałem: Czego potrzeba, aby wieść UDANE życie? Byłem naprawdę wściekły. Czym zasłużyłem sobie na życie będące pasmem nieustan­nych zmagań? Wykrzyknik, wykrzyknik, wykrzyknik.

I pisałem w tym tonie przez dwadzieścia mi­nut, wyrzucając z siebie gniew, domagając się od wszech-świata odzewu. Wreszcie trochę się uspokoiłem, poczułem się odrobinę lepiej. To podziałało. Pamiętam, jak pomyślałem sobie, że muszę opowiedzieć o tym przyjaciołom, Chciałem odłożyć długopis, ale ręka odmó­wiła mi posłuszeństwa. „To zdumiewające", pomyślałem, „Taki skurcz od całej tej pisani­ny". Zawsze znajdziesz jakieś wytłumaczenie. Nie wiedzieć czemu, przystawiłem długopis z powrotem do kartki. I wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl. Usłyszałem głos tuż za sobą, za prawym ramieniem. To był bezgłośny głos, jak go nazwałem. Miałem wrażenie, jakby ktoś szeptał mi do prawego ucha. Ogarnęło mnie przy tym uczucie niezwykłego spokoju. Byłem nadzwyczaj spokojny - pogodzony ze wszyst­kim, przepełniony niewymowną radością. Wiecie, przychodzą mi na myśl chwile moje­go życia, kiedy odczuwałem taką radość... kie­dy brałem ślub z Nancy - ale nie podczas ca­łej ceremonii, lecz w tym szczególnym momen­cie kiedy pastor zapytał w końcu: „Czy prag­niesz...". A ja zajrzałem jej prosto w oczy i na krótką chwilę wstrzymałem się, po czym rzek­łem „Tak". W tym ułamku sekundy twoje cia­ło rozpiera uczucie, którego nie potrafisz opi­sać, uświadamiasz sobie, że podejmujesz nie­słychanie ważną decyzję, to wielki wybór, a ty tak się cieszysz z tego powodu, że nie ma w to­bie ani cienia wątpliwości - to chwila radości, która wypełnia cię bez reszty. Chyba każdy z nas przeżył takie chwile, trzy/ cztery, może pięć w ciągu całego życia, kiedy ogarnia nas to poczucie, że wszystko „gra"... niezmącona słuszność, niezmącona radość. Od­czuwałem to, kiedy po raz pierwszy usłysza­łem ten bezgłośny głos. Radość. Spokojną, ko­jącą radość. A ten bezgłośny głos powiedział: „Neale, czy naprawdę chcesz wiedzieć czy tylko dajesz upust emocjom?" Ja odrzekłem: „Jasne, że daję upust emocjom, lecz jeśli na te pytania są jakieś od­powiedzi, to piekielnie mi spieszno je usłyszeć". I to wywołało istną lawinę odpowiedzi. O co tylko zapytałem, otrzymywałem odpowiedź. I to tak szybko, że musiałem je zapisywać, w prze­ciwnym razie, wyleciałyby mi z głowy. Widzi­cie, nie było moim zamiarem pisanie książki. Po prostu robiłem zapiski, żeby nie zapomnieć tego wszystkiego, co napływało. Więc notowałem skrzętnie, moja ręka ledwo nadążała. A kiedy odczytywałem to, co zapisa­łem, rodziły się we mnie nowe pytania. Ponie­waż spod mojego pióra wychodziły zadziwia­jące rzeczy. Zacząłem zapisywać pytania, po­wstające pod wpływem uzyskanych odpowie­dzi, a to przynosiło nowe odpowiedzi. I zapi­sywałem nowe pytania, które przynosiły znów nowe odpowiedzi. Zanim się spostrzegłem, pro­wadziłem na papierze dialog; z czasem nabra­łem pewności, że moim rozmówcą w tym dia­logu musi być Bóg.

Oto w skrócie, jak doszło do tego, że stoję przed wami - i wysłałem swoje zapiski do wy­dawcy. Ludzie pytają: „Dlaczego tak postąpiłeś, skoro nie zamierzałeś pisać książki?". Cóż, pa­miętacie może, że w dialogu jest mowa o tym, że „kiedyś powstanie z tego książka". Pomyś­lałem sobie, że wypróbuję Boga. Poddałem Bo­ga próbie. Ponieważ kiedy to zapisałem - że kiedyś powstanie z tego książka - już widzia­łem, jak ja i setka innych wysyłamy swoje noc­ne wynurzenia do wydawcy, który nic tylko rzuci się na to i oświadczy: „Mój Boże, oczywiście, zaraz to wydamy". A miliony ludzi na całym świecie to kupią. Tylko, że tak w gruncie rzeczy się stało. Uka­zało się to drukiem. Sięgnęły po to miliony czy­telników. Przełożone zostało na dwadzieścia sie­dem języków. To naprawdę niesamowite, kiedy dowiadujesz się, że coś, co napisałeś, ukazało się po japońsku, grecku, hebrajsku, i zdajesz so­bie sprawę, że docierasz do całego świata.

Dygresja

Dlaczego staję tu dziś przed wami? Wyjaś­nię wam, dlaczego to wybrałem. Teraz jest dla mnie jasne, że zostałem do tego powołany. Jest też dla mnie jasne, że zawsze byłem posłańcem i nie ma dla mnie innego miejsca niż przed wi­downią. Ponieważ mam do przekazania bardzo ważną wiadomość każdemu, z kim się zetknę.

A oto, jak brzmi bardzo ważna wiadomość, któ­rą przybyłem z każdym się podzielić: Wszyscy jesteście posłańcami i nie ma dla was innego miejsca niż przed widownią. Wszyscy przyby­liście podzielić się bardzo ważną wiadomością z każdym, z kim się zetkniecie. A oto, jak brzmi bardzo ważna wiadomość, którą przybyliście z nimi się podzielić: Wszyscy, każdy z nich jest posłańcem. I przybyli tu z bardzo ważną wia­domością do przekazania. I nie ma dla nich in­nego miejsca niż przed widownią. A oto, jak brzmi wiadomość, jaką przybyli przekazać: Każ­dy jest posłańcem.

Była to ciemna i niespokojna noc, i banda rozbójników siedziała przy ognisku. I jeden ze zbójców powiedział tak: „Wodzu, opowiedz nam jakąś historię", I wódz odparł: „Była to ciemna i niespokojna noc, i banda rozbójników siedzia­ła przy ognisku, kiedy jeden ze zbójców powie­dział 'Wodzu, opowiedz nam jakąś historię' I wódz odparł: "Była to ciemna i niespokojna noc...'".

I tak w kółko. Odwieczna opowieść życia ciągle się powtarza. Cudowna nowina, którą przyszedłem wam ogłosić, to wciąż ta sama nowina. Mówi ona, że przyszliście ogłosić nowinę. A nowina, jaką przyszliście ogłosić, jest taka, że wszyscy muszą obwieścić tę nowinę. A nowina, jaką wszyscy przyszliśmy się ze so­bą podzielić, brzmi: „Cześć, obudź się. Czy wiesz, kim jesteś naprawdę? Cześć. Obudź się. Czy ro­zumiesz?''.

Oto nasze przesłanie: Ty i ja stanowimy jed­no. Jest tylko jeden z nas. Jeśli uważasz, że Jes­teśmy odrębni, przestań. Nie jesteśmy odrębni. Jest tylko jeden z nas. I nie ma między nami różnicy. Jeśli uważasz, że jest między nami róż­nica, przestań. Ponieważ niczym się nie różnimy. I nie próbuj ustanawiać sztucznych podzia­łów tam, gdzie ich nie ma. A kiedy już nie mo­żesz, wówczas ty i ja staniemy się jednym, bę­dzie tylko jeden z nas, tutaj i na całym świe­cie, i w całym stworzeniu. To wszystko, co przyprawia ciebie o udrękę i smutek, co przy­sparza zmartwień i zmagań, zniknie. Rozpły­nie się. Więc przestań myśleć, że ty jesteś tutaj, a ja jestem tam. Nie ma miejsca, w którym „ty" się kończy i zaczyna „ja" - proste, zgrabne prze­słanie, które wszystko zmienia. Kiedy do nas to dotrze? Kiedy do nas to dotrze? Słyszeliście? Przesłanie dotrze do nas, kiedy je nadamy.

Więc zebraliśmy się tu dzisiaj... Kiedy wszedłem, pomyślałem sobie „Co do diabła ja tu właściwie robię?". Rozumiecie? Jeśli nie będę uważał, mo­że wyglądać na to, że mam wam do powiedze­nia coś, czego nie wiecie. Naprawdę muszę być czujny. Jeśli nie będziemy uważać, może wam się wydać, że usłyszycie tu coś, czego nie wie­cie; czego nigdy wcześniej nie słyszeliście. Jeśli nie będziemy uważać, możemy zapomnieć, kim naprawdę jesteśmy, i wyjdzie na to, że gramy w „ja wiem, a ty nie". Tylko, że ja nie zgadzam się w to grać ani teraz, ani kiedykolwiek. Widzę jasno, że nie mam wam do powiedzenia nic, czego byście sami już nie wiedzieli. Dziękuję, że przyszliście i do widzenia.

Odkąd tu wszedłem, kombinuję, jak się stąd wydostać. Ten sposób jest równie dobry jak każdy inny. No, dobrze, zanim przejdziemy do dalszej części, a będziemy rozmawiać o bardzo ważnej rzeczy, jaką jest obfitość i godziwe za­robkowanie... Ale zanim to nastąpi, ktoś zgłasza pytanie, a ja od piętnastu minut nie dopusz­czam go do głosu.

-Kiedy opisywałeś, jak usłyszałeś ten głos, za le­wym ramieniem...

Ściślej mówiąc, to było moje prawe ramię, ale kto by się tym przejmował?

A następnie w trakcie pisania, zadawania pytań, uzyskiwania odpowiedzi, czy temu szczególnemu głosowi czy natchnieniu do pisania, towarzyszyło Ja­kieś charakterystyczne doznanie, które go uwiary-godniało, odróżniało od innych przypadków, kiedy słyszymy jakiś głos, czy odczuwamy potrzebę pisania? Czy czułeś coś wyjątkowego... obecność czy doznanie? Możesz nam opisać, Jakie to było uczu­cie?

Przede wszystkim, miękkość. Moje ciało roz­pływało się. Nie znajduję właściwie na to słów. Wszelkie troski, napięcia, „pierwiastki negatyw­ne", można by rzec, uleciały ze mnie, kiedy sie­działem na tej kanapie. Pamiętam wyraźnie - jakby zupełnie bez udziału mojej woli - zaraz to się powtórzy tutaj. Po prostu się stało. Nagle... i z tej miękkości wyłoniło się... Trudno mi o tym mówić. Znów zapadam w ten stan, niemal natychmiast.

Jakby zstąpił na ciebie spokój ducha?

To spokój ducha, poczucie zrozumiałej ra­dości i jedności - radość niemal przyprawiająca o łzy. Głęboko przejmująca radość. Od pierw­szej chwili kiedy tak siedziałem, zaczęły napły­wać mi łzy. Nim zdążyłem zapisać dziesięć słów, na kartce porobiły się kleksy. Używałem wtedy wiecznego pióra - atrament rozmazywał się w moich łzach.

Teraz w pewnym sensie oswoiłem się z tym doznaniem. Wiem, co się stanie. Znam to uczu­cie. Czy byliście obecni przy narodzinach dziec­ka? Trzymaliście je w ramionach przez pierw­sze minuty jego życia? Jeśli macie za sobą to doświadczenie, to właśnie takie uczucie. To by­ło takie przeżycie jak wtedy, kiedy trzymałem swoje dziecko przez pierwsze chwile jego życia i patrzyłem mu w twarz. Nic innego nie mogłem odczuwać, tylko jedność, więź ze wszystkim, miłość nie znającą granic ani warunków. Nie można tego wyrazić słowami - uczucie, jakbyś trzymał w rękach swoje nowo narodzone dziec­ko. Tak właśnie się czujesz. I zdałem sobie spra­wę w tej chwili, że naprawdę trzymam w rę­kach nowo narodzoną istotę. Wiedziałem, że na­rodziłem się na nowo.

Nigdy tego nie mówiłem. Ten obraz przy­szedł mi do głowy w odpowiedzi na twoje py­tanie. Wiesz, kiedy się narodziłeś na nowo. Nikt nie musi ci mówić, że jesteś nowo narodzony. Będziesz wiedział. I wyjdziesz z tego odmie­niony na zawsze, zmieni się twój stosunek do siebie samego i pozostałych ludzi. Znikną zapory odgradzające ciebie od innych. Poczucie odrębności rozwieje się. I wtedy sta­niesz się niebezpieczny. Bo będziesz chciał pod­chodzić do ludzi, ściskać ich z całych sił. Wie­cie, podejdziecie do człowieka i oświadczycie:

„Tak bardzo ciebie kocham" (śmiech), z na­dzieją, że was za to nie wsadzą za kratki -zwłaszcza jeśli, nie daj Boże, postąpicie tak wo­bec mężczyzny... Ponieważ społeczeństwo na to nie pozwala. Jeśli jesteś mężczyzną, uważaj... re­lacje między tą samą płcią. Wiecie, mamy tych wszystkich...

Przepraszam, rozrzewniłem się własnymi sło­wami (śmiech).

Od niepamiętnych czasów pragniemy tylko jednego - kochać i być kochanym. I od zarania dziejów nic tylko tworzymy moralne zakazy, religijne tabu, etykę społeczną, tradycje rodzin­ne, filozoficzne konstrukcje, wszelkiego rodzaju przepisy, mówiące kogo, kiedy, gdzie i jak wol­no nam kochać; i kogo, kiedy, gdzie i jak nam nie wolno. Niestety, ta druga lista jest dłuższa od pierwszej.

Co my wyprawiamy? Co my wyprawiamy? Jeśli podejdę do tego faceta i powiem: „Piękno we mnie dostrzega piękno w tobie", co w tym złe­go? Albo jeśli wyznam nieznajomemu: „Widzę, kim jesteś"/ co w tym niewłaściwego? Nie rozumiem, jak dopuściliśmy do powsta­nia tego układu. Ale powiem wam coś: Jeśli nie zmienimy tego układu, nigdy nie doświad­czymy prawdy o sobie. Czas więc budować od nowa. Czas stworzyć siebie na nowo - w ko­lejnej najwspanialszej wersji najszczytniejszych wizji, jaka kiedykolwiek nam się wyśniła.

Och, ludzie, ludzie... trzymajcie mnie. Stawia­cie mnie przed pełną salą, a ja widzę nowych żołnierzy. Jak ich zwerbować? Jak namówić do gry? Mieliście takie uczucie, kiedy szliście na plac zabaw? Ja chodziłem na ogromny plac za­baw za górką, jakieś osiem przecznic od domu. Kiedy się zbliżałem, narastało we mnie podnie­cenie: „Ciekawe, kogo tam spotkam? Ciekawe, kto tam jest?". Z daleka widziałem bawiące się dzieciaki. Niektóre rozpoznawałem, innych nie znałem. Pamiętam, jak myślałem: „Jak ich na­mówić do zabawy ze mną?"- Mieliście kiedy­kolwiek takie uczucie zbliżając się do placu za­baw?

Kiedy dochodziłem, jedne dzieciaki mówiły:

„Cześć, Neale. Pobawię się z tobą". Inne z ko­lei: „Och, to znowu ten przemądrzały Walskie" I odtrącały mnie. Czy ktoś z was został odrzu­cony na podwórku? Czy mamy wśród nas pod­wórkowych outsiderów? Żadnego, co? Żadnego podwórkowego outsidera? Podobnie się czujesz, kiedy wchodzisz do takiej sali. „Ciekawe, czy będą się ze mną zabawiać? Czyż nie byłoby uroczo, gdybyśmy razem się pobawili?". Więc pobawmy się trochę zagadnieniem ob­fitości. Przyjrzyjmy się kilku rzeczom z tym związanym, jakie objawiono mi w niezwykłym dialogu, do którego zostałem wciągnięty.

Ten temat od lat budzi moje żywe zainteresowanie. Tak jak wielu innych ludzi. Pierwszą rzecz jaką zrozumiałem, jeśli chodzi o obfitość, kiedy zacząłem się nad tym głębiej zastana­wiać, kiedy zacząłem odbierać przekazy od wyż­szej instancji, to to, jak błędnie ją sobie przed­stawiałem. Utożsamiałem ją z posiadaniem, ze stanem posiadania. Nie uśmiecha mi się upraszczanie, wykłada­nie tu kawy na ławę, gdyż wiem, że są to rze­czy już wam wiadome, ale ze względu na tych, którzy zapomnieli, że wiedzą, chciałbym wam przypomnieć to, co przypomniano mi w tym dialogu: prawdziwa obfitość nie ma nic wspól­nego z mieniem, za to wszystko z byciem. A kiedy dzielę się hojnie obfitością mego bycia z tymi, z którymi się stykam w życiu, wszystko, co pragnąłem mieć, przychodzi do mnie samo przez się, nawet nie muszę o to zabiegać. Wszystko, z czym wcześniej kojarzyłem obfi­tość: szlachetne kryształy, wspaniałe antyki, wy­tworne ubrania, wszystko to dostało mi się nie­jako bez wysiłku. Szukałem tego, co mylnie ko­jarzyłem z obfitością, czegoś, co można posiąść. Natomiast zupełnie nie dostrzegałem tego, cze­go obfitość już miałem w sobie. Pamiętam podobne spotkanie, w nieco więk­szym gronie, które odbyło się nie tak dawno temu, kiedy prowadziłem warsztaty w ośrodku Estes Park, położonym w malowniczych górach Kolorado. Jeden z obecnych wyznał mi: „Chciał­bym doświadczyć obfitości". To był jego pro­blem. „Wiesz, zarabiam niezbyt dużo", powie­dział. „Ledwo mi starcza. Musiałem ciułać, żeby tu przyjechać". I tak dalej. „Przez cale życie pragnąłem doświadczyć takiej obfitości, jaka jest twoim udziałem", co mówiąc pokazał na mnie. „Wiesz, jeśli naprawdę zależy ci na doświad­czeniu obfitości", odparłem, „to może w trak­cie przerwy obiadowej obdarzysz obficie innych tym, co możesz im dać". Popatrzył na mnie zdziwiony i rzekł: „Ale ja nic nie mam".

Naprawdę myślał, że nie może nikomu nic dać. Musiałem więc spojrzeć mu w oczy i za­cząć „od podstaw". „Czy masz w sobie mi­łość?".

„Ach", powiedział. Nie był tego pewny. Ale musiał przyznać, że ma w sobie odrobinę mi­łości, którą mógłby kogoś obdarzyć. „Tak, tak, chyba mam trochę miłości".

„Czy masz w sobie współczucie? zapyta­łem. „Czy w twoim wnętrzu kryją się jakieś pokłady współczucia?". „Cóż, chyba mam w sobie trochę współczucia. Ludzie mówili o mnie, że mam dobre serce”, Tak przy okazji, ciężko przechodziło mu to przez gardło - „mam" i zaraz obok „dobre serce". Ale uznał, że również trochę tego mo­że dać. Czy masz poczucie humoru? „O, tak", odparł. „Znam tyle dowcipów, że mógłbym je opowiadać przez całe życie". „To kapitalnie"/,powiedziałem.

I tak sporządziliśmy listę rzeczy, w które ob­fitował. Ale on, rzecz jasna, nie uważał, że ma to jakikolwiek związek z obfitością w jego ro­zumieniu. „Dobrze", powiedziałem. „Zgódźmy się, że nie zgadzamy się co do tego, co rozu­miemy przez obfitość. Ale zgódźmy się, że masz w sobie obfitość tych rzeczy". Osiągnęliśmy po­rozumienie, „Świetnie", powiedziałem. „Oto, co chciał­bym, abyś zrobił. Przez najbliższą przerwę obiadową rozdawaj to, czego jak przyznałeś, masz obfitość. Nie oszczędzaj. Dawaj więcej, niż kiedykolwiek dotąd, każdemu, z kim się zetkniesz w ciągu najbliższych dziewięć-dzie­sięciu minut, podczas przerwy na obiad. Takie stawiam przed tobą wyzwanie". I on je przyjął.

Poszedł na przerwę i zaczął szafować tym, w co obfitował. Obdarowywał każdego w tym ośrodku YMCA, gdzie odbywały się nasze war­sztaty. Oprócz nas przebywały tam też inne gru­py, w sumie z sześćset osób. Więc było tam wielu nieznajomych, którzy nie mieli pojęcia, co to za facet i o co mu chodzi. Wszedł do stołówki. To była dla niego ciężka próba, po­nieważ w przeciwieństwie do jego grupy, obcy nie mieli pojęcia, dlaczego zachowuje się jak czubek.

Wiecie, kiedy dajesz z siebie obficie, połowa świata nazywa ciebie wariatem. Mówią, że mu­si być z tobą coś nie w porządku. Ludzie tak nie postępują. Więc on podchodzi do ludzi w stołówce i dzieli się tym, czego ma pod dos­tatkiem. Dzieli się miłością, humorem, pogodą ducha. Opowiada dowcipy. Niektórzy się śmie­ją „Ha/ ha/ ha/ to całkiem zabawne". Inni się śmieją „ha/ ha... co to za jeden?". Ale nikt nie może się powstrzymać od śmiechu. Nawet ci, którym kawał nie wydał się śmieszny, chcąc nie chcąc, dają się rozbawić temu wspaniałemu facetowi, temu „świętemu Mikołajowi", który ni z tego ni z owego pojawił się w stołówce.

Mówił ludziom cudowne rzeczy. Tak się zło­żyło, że jedna osoba była w kiepskim nastroju, miał więc okazję okazać swoje współczucie. I zmiłował się nad innymi, przestając opowia­dać swoje kiepskie dowcipy. Nauczyłem się, że to też może być akt miłosierdzia. Usiadł więc przy niej i powiedział: „Nie znamy się, ale ja jestem z tej drugiej grupy. U ciebie wszystko w porządku?". Nim się spostrzegł, prowadził rozmowę z Bogiem. I wyraził przez to tę cząst­kę siebie. Ten człowiek przyszedł do mnie po przerwie, taki podbudowany, taki uskrzydlony. „Nie po­trafię opisać tego, co czuję" oświadczył. „Czy czujesz teraz obfitość?", zapytałem. „Tak, czuję się bogaty", odparł. „Z tymi wszystkimi skarba­mi, których dotąd nie pozwalałem sobie ujaw­nić. Których sobie wzbraniałem".

Ale najzabawniejsze w tym wszystkim, po­wiem wam, jaki kawał zrobiła mu grupa... kie­dy występował w stołówce, zrobili dla niego zbiórkę „do kapelusza", każdy z obecnych się dołożył. Więc kiedy wrócił do nas, dostał kupę forsy. Koledzy z grupy chcieli mu pokazać, wie­cie, co z siebie dajesz, to dostajesz, i tak dalej. To było takie niesamowite doznanie prawdy. Mieliście takie chwile oświecenia? Pukacie się w czoło, bo to takie jasne i tak jasno wyrażone?

Kiedy już o wszystkim opowiedział, wysypali przed nim tę stertę pieniędzy. Facetowi łzy na­płynęły do oczu. Doświadczył bezpośrednio od­wiecznej prawdy; to, co oddajesz drugiemu, dajesz samemu sobie. Możesz dać w jednej po­staci, a otrzymać w innej. Ale zawsze do cie­bie wróci, bo jest tylko jeden z nas. Życie tego mężczyzny odmieniło się w wyniku nowego pojmowania obfitości.

Nawet ludzie żyjący na ulicy, mogą rozwinąć w sobie świadomość obfitości. Przede wszyst­kim, mogą to osiągnąć sprawiając, że inni do­świadczają tego, czego oni życzyliby sobie. Choć sam masz mało, zawsze znajdziesz kogoś, kto ma mniej.

Przypomina mi się historia faceta imieniem Joe, który koczował na ulicach San Francisco. Choć sam miał mało, postawił sobie za cel co dzień znajdywać kogoś, kto był jeszcze od nie­go biedniejszy. Jeśli udało mu się wyprosić od przechodniów trochę dolarów, oddawał dwa razy tyle komuś, kto miał mniej. Żył w obfi­tości, był znany jako król bezdomnych, dlatego, że stał się źródłem obfitości dla innych bieda­ków żyjących na ulicy. Ludzie żyjący na ulicy, mogą zaznać poczu­cia obfitości, jeśli pozwolą innym, z którymi się stykają, doświadczyć obfitości w swoim ży­ciu. Łatwo powiedzieć - to znaczy, z mojej po­zycji, kogoś, kto we wszystko opływa, wygłaszać takie stwierdzenia. A nie chcę, aby to były puste słowa. Zdawkowe słowa. Sam żyłem na ulicy. Żyłem na ulicy przez blisko rok. I pa­miętam do dziś, dzięki czemu się stamtąd wyr­wałem.

Więc pierwsza rzecz, jaką chcę się z wami podzielić, jeśli chodzi o obfitość, to: Nabierzcie jasności co do tego, na czym polega obfitość. A gdy postanowicie szczodrze dawać z siebie to, co w was jest najwspanialsze, każdemu, z kim się stykacie, jeśli to postanowicie, wasze życie odmieni się w ciągu dziewięćdziesięciu dni. Czy dziewięćdziesięciu minut. Uważajcie, bo ludzie nagle zobaczą, jacy jesteście. Pokażę to wam na przykładzie różnicy mię­dzy dwoma prawnikami, prawnikiem A i praw­nikiem B. Otóż jest sobie dwóch prawników, obaj mają biuro przy tej samej ulicy, w tym sa­mym mieście. Obaj ukończyli tę samą uczelnię i obaj należeli do najlepszych studentów na ro­ku. Ich umiejętności są więc równe. Nie chodzi tu o położenie, ponieważ obaj pracują w tym samym mieście, przy tej samej ulicy. Mimo to prawnikowi A wiedzie się bajecznie. A praw­nikowi B, o przecznicę dalej, dość kiepsko. W czym rzecz? Co jest tutaj grane? Co sprawia, że jedna osoba odnosi, jak to mówimy, sukces, a druga nie, przy czym pod każdym innym względem są sobie równe?

Zatem w grę nie wchodzi urodzenie, czy ktoś przyszedł na świat w bogatej rodzinie czy nie, czy miał takie przywileje czy owakie. Ma­my tu dwoje ludzi, gdzie wszystkie inne oko­liczności są równe. Co się dzieje? Nie chodzi o to, co kto robi. To nie ma nic wspólnego z tym, co się robi. Uważajcie więc, żeby nie wpaść w pułapkę myślenia, że twoja obfitość (czy, jak wolicie, sukces) zależy od tego, co robicie. Nie zależy. Ponieważ będziecie robić to, i tamto, i siamto, i tak dalej - aż w końcu się „zrobicie w ko­nia". „Jak do tego doszło?", zadacie sobie py­tanie. „Przecież robiłem to, co należy".

I wtedy wam zaświta „Już wiem. To nie ma nic wspólnego z tym, co robię. Nie tędy droga i w ten sposób nie przyciągnę do siebie tych wszystkich dóbr, jakie mi się marzą". Potem, zobaczycie na ulicy kogoś, kto na oko nie robi nic, a pieczone gołąbki same wpadają mu do gąbki. Aż nie nadąża ich pochłaniać. To nie­sprawiedliwe „Skąd on to wszystko ma? Przecież nic nie robi?". I w tym właśnie tkwi cały sekret. On do diabła nic nie robi. Dokładnie to mam na myśli „on do diabła nic nie robi”. A my całe ży­cie do diabła zasuwamy... no właśnie. Za to on jest nie byle czym. Kiedy wchodzi, wnosi ze so­bą miłość, współczucie, mądrość, humor i zmy­słowość. Jest radością. A nade wszystko, jest Jednością. To najwyższy poziom bycia: być Jed­nością.

Wiecie, kiedy idziecie do lekarza, adwokata, hydraulika, urzędnika za biurkiem, nieważne - kiedy idziecie do tej osoby, zaglądacie jej w oczy i mówicie sobie: „Ona mnie wyczuwa. Ona mnie widzi. Ona jest jak gdyby...", choć możecie tego nie wyartykułować w ten sposób, „jakby stano­wiła ze mną jedno". To jest... Odchodzimy i myś­limy „Ale miła kobieta. Ale miły facet. Czyż on, czyż ona nie była słodka...?".

Zawsze ustawiam się do jego okienka. Wie­cie, co mam na myśli? Wam też to się zdarza? Kiedy idę do supermarketu, staram się stanąć w kolejce do tej określonej kasjerki. Dlatego, że ona - po prostu coś mnie do niej ciągnie. Nic się nie dzieje, tylko tyle, chcę być w kolejce do niej - Bo doznaję czegoś, czegoś szczególnego. W końcu napisałem do naczelnika poczty. Nie wiem, co ten facet w pierwszym okienku ma w sobie, ale dzieją się jakieś czary. Coś sprawia, że wszyscy do niego się garną.

Zapytałem tego faceta na poczcie, czy czuje się zasobny. Wiem, że czuje się zasobny. To nie ma nic wspólnego z jego pensją. Rozumiecie? I na tym polega różnica. To odróżnia prawnika A od prawnika B, hydraulika A od hydrauli­ka B. Przechodnia A od przechodnia B. Dlate­go stoicie przed wyborem - czy postanawiacie być osobą A czy osobą B, Jeśli postanowicie być osobą A i hojnie obdarowywać innych ma­gią, jaką w sobie macie, ta magia, która jest po­za wami, zwróci się ku wam i stanie się częś­cią was na tyle, na ile jej pozwolicie. Jasne? Zajmiemy się później tym, jak to działa.

Ważne więc, aby pamiętać, kiedy poszukuje­my możliwości godziwego zarobkowania, że trzeba przestać głowić się nad tym, co robić, a zacząć głowić się nad tym, czym być. I do­trzeć do tego obszaru w głębi nas, gdzie wia­domo, kim jesteśmy w istocie. I zobaczyć, cze­go trzeba, aby to przywołać, powołać do ist­nienia.

Zajrzyj do swego wnętrza. Czym jestem, kie­dy czuję się całkowicie spełniony i uobecniony? Czym wtedy jestem? Może jestem uzdrowicie­lem, może jestem zmysłowy, a może twórczy? Znajdzie się jakiś poziom czy stan bycia, który ująłby w kilku słowach istotę tego, co wtedy się tobie ukazuje, jaka część ciebie się uwidacz­nia. I tak oto dochodzimy do godziwego dzia­łania, kiedy działanie wynika z bycia, a nie odwrotnie - przez działanie chcemy dostąpić bycia.

Wyjaśnię to później, ale najpierw chcę po­święcić trochę uwagi pewnym myślom, które jak zauważyłem, przeszkadzają ludziom w do­świadczaniu obfitości. Mnie również nie pozwa­lały zaznać obfitości. Będę mówił o obfitości w wymiarze finansowym i fizycznym. Ponie­waż to również zasługuje na miano obfitości.

Widzicie/ nie chcę/ aby wyszło na to/ że obfi­tość to wyłącznie to/ o czym mówiliśmy wcześ­niej. Nie ma powodu/ aby również tych rzeczy, materialnych/ fizycznych (pieniędzy/ gotówki/ ślicznej porcelany i antyków/ piękna fizykalnej strony życia) nie uznać za przejaw obfitości. Nie chcemy przecież wykluczać tego z tej ka­tegorii ludzkiego doświadczenia/ którą zwiemy

obfitością. To jeszcze jedna sprawa/ którą chcę poruszyć. Kiedyś traktowałem to jako przejaw obfitości, ale nie podobało mi się to. Pozwól­cie/ że wyjaśnię.

Wielu ludzi uważa, że pieniądze/ same w so­bie, są złe. Nie wiem, czy wy też podzielacie ten pogląd. A niektórzy z nich nawet nie są tego świadomi. To znaczy/ gdyby ich zapytać wprost: //Czy uważasz/ że pieniądze są złe?"/ odparliby: //Nie/ pieniądze to dobra rzecz". Tak odpowiedziałoby wielu ludzi. A jednocześnie postępują tak, jakby były złe.

Podam wam przykład. Znałem osobę/ która nigdy by nie przyznała, że jej zdaniem pienią­dze są złe. Pieniądze są dla niej rzeczą dobrą. Ale jeśli wyświadcza ci przysługę/ na przykład odwozi na lotnisko/ dwie godziny jazdy/ do Phoe-nix czy gdziekolwiek, i zajeżdżacie do Phoenix, a ty mówisz: „Pozwól, że oddam ci chociaż pa­rę dolarów za benzynę", usłyszysz: //Ależ skąd. Nie/ nie mogę ich przyjąć. Nie mogę".

Czy wam też się zdarzyło/ że ktoś coś dla was zrobił i kiedy proponujecie mu trochę for­sy/ jako częściowy zwrot poniesionych przez niego kosztów/ odmówi? Z czego to wynika, jak sądzicie? Są szczęśliwi/ kiedy im dziękujecie.

Nie są szczęśliwi, kiedy dajecie im pieniądze. Ponieważ wymiana tej przysługi na pieniądze niejako stawia w złym świetle samą przysługę. Zniża ją do poziomu, na którym sprawa zaczy­na wydawać się lepka.

Nawiasem mówiąc, ten poziom nigdy nie był­by lepki dla mnie. Więc jeśli ktoś chce mi dać pieniądze w zamian za coś miłego, dajcie mi znać. Wezmę wszystkie/ jakie ze sobą macie. Czasami trudno coś takiego przechodzi mi przez gardło, ponieważ ludzie chcą o mnie myśleć „Och, Neale to duchowy autorytet. Nie powi­nien takich rzeczy mówić". Ale Ja będę to mó­wił.

Znałem faceta/ który nazywał siebie Wielebny Ike i mawiał: „Kocham pieniądze i pieniądze ko­chają mnie". To ważne przesłanie: kocham pie­niądze i pieniądze kochają mnie. Ja nie oświad­czam, że w moim wszechświecie Bóg jest wszyst­kim z wyjątkiem pieniędzy- Oznajmiam raczej/ że Bóg jest wszystkim/ z pieniędzmi w^cznie;

że pieniądze to tylko inna postać energii, którą zwiemy Bogiem,

Nie wiem, czy ostatnio czytaliście wiadomoś­ci/ ale niedawno pewien liczący się dziennik zamieścił ogromny artykuł o komunistycznych Chinach. Dokonuje się tam właśnie niesamowi­ty zwrot w świadomości/ mówi się ludziom o zaletach/ o chwale zarabiania i posiadania pie­niędzy- Wyobrażacie sobie? W komunistycznych Chinach/ gdzie tak przy okazji/ przetłumaczone zostały Rozmowy z Bogiem. Kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się/ że Chiny/ jako jedno z dwu­dziestu czterech państw/ zakupiły prawa do ich wydania.

Jak widzicie/ świat zmienia się w mgnieniu oka. Więc jeśli chińscy wieśniacy zaczynają do­strzegać chwałę i przyzwoitość pieniędzy/ nie sądzicie/ że my też powinniśmy? Musimy wy­korzenić pogląd mówiący/ że pieniądze są złe.

Mówimy o brudnej forsie/ o tym, że ktoś jest obrzydliwie bogaty. Zdradzamy tym samym swój ukryty stosunek/ albo przynajmniej ukryty stosunek naszego społeczeństwa/ do pieniędzy. A zapewniam was/ że ten pogląd mocno się trzyma. Jedno z najczęściej zadawanych mi py­tań/ przez ludzi/ przez słuchaczy na odczytach/ przez dziennikarzy/ brzmi: //Jakie to uczucie jeź­dzić po kraju ucząc o duchowości i zarabiać na tym mnóstwo pieniędzy?". Niemal jakbym ro­bił coś złego. Jakby to była przestroga dla lu- dzi: //Widzicie? Zobaczcie... zobaczcie/ jaką for­sę on na tym zbija".

Otrzymuję raz po raz listy mniej więcej o ta­kiej treści: //Jeśli naprawdę jest pan taki udu­chowiony/ dlaczego nie odda pan swoich hono­rariów biednym? Dlaczego nie umieści pan swo­jej książki w Intemecie i nie umożliwi ludziom dostępu do niej za darmo?". Nie robimy tego dlatego/ że gdybyśmy tak uczynili/ wydawcy by zbankrutowali i/ przędę wszystkim/ książka nie mogłaby w ogóle powstać.

Widzicie/ ktoś musi najpierw nadać tej książ­ce jakąś postać. Nawet umieszczenie czegoś w Intemecie kosztuje. Wiem/ bo znam ludzi/ któ­rzy biorą za to sporo pieniędzy. Widać więc/ że pieniądz jest jak smar/ który sprawia/ że ży­cie toczy się naprzód w obecnych czasach/ przy społeczeństwie w takim kształcie, jaki mu na­rzuciliśmy. I w porządku. Rozumiecie?

Nie zgadzam się więc na to/ że jako ducho­wy autorytet powinienem oddać książki/ a ho­noraria przeznaczyć na biednych i nie brać nic dla siebie. Tak do waszej wiadomości/ Nancy i ja oraz fundacja/ jaką założyliśmy/ wspieramy finansowo wiele godnych przedsięwzięć. To nie­ważne. To prawda. Tak po prostu jest- Ale uwielbiam zarabiać mnóstwo pieniędzy. Ponieważ pozwalają mi robić wiele rzeczy, a ja mam Jasny obraz tego/ czego chcę na świecie. Mam jasny obraz zmian/ do jakich pragnę się przyczynić. I jak mówiłem/ w naszym społe­czeństwie potrzeba tego smaru/ aby to się do­konało.

Myślę/ że musimy wyrzucić z pamięci wszyst­ko/ co wpojono nam o pieniądzach. Naprawdę uważam/ że powinniśmy zetrzeć tablicę/ wyma­zać zapis. Nawet ci z nas/ którym w życiu tra­fiło się trochę grosza, nieraz mają z tym ciężką przeprawę - ta myśl jest im niewygodna. Po­nieważ właściwie każdy otrzymany przez nas komunikat na temat pieniędzy przedstawia je jako złoczyńcę, //czarny charakter", i to zostaje przeniesione również na ich posiadaczy/ stają się podejrzani/ nawet jeśli są porządnymi ludź­mi. Mamy takie głęboko zakorzenione nastawie­nie do pieniędzy. Pieniądze są przyczyną wszel­kiego zła. Nazywamy je brudną forsą, a o tych/ którzy mają jej mnóstwo mówimy/ że są obrzy­dliwie bogaci. Jest w pieniądzu coś niegodzi­wego - coś nieczystego. Dochodzi niemal do tego/ że ci/ którzy mają trochę pieniędzy, posą­dzani są o to, że weszli w ich posiadanie nie zasłużenie albo nieuczciwie czy po prostu nie jest w porządku, że je mają. Panuje w naszym społeczeństwie potężny mit na temat pieniędzy. Mówi on, że pieniądze to nie jest dobra rzecz, przy czym/ co ciekawe, każdy pragnie je mieć. Stawia to wszystkich w sytuacji pożądania cze­goś/ co nie jest w porządku.

To tak jak z seksem. Nie znam zbyt wielu ludzi, którzy nie chcieliby tyle seksu, udanego seksu przynajmniej, ile się da. Ale to w wielu kręgach nie uchodzi - nie żartuję bynajmniej/ mówię najzupełniej poważnie - w naszym spo­łeczeństwie nie przystoi mieć chętkę na seks w dużych ilościach. Jeśli wyjdziesz i ogłosisz, //Mam ochotę na dużo seksu"/ ludzie pomyślą/ że masz coś z głową, że coś z tobą jest nie tak. Podobnie jest z pieniędzmi - nawet w jeszcze większym stopniu.

Wiecie, jeśli zapytacie ludzi na ulicy o ich ży­cie erotyczne/ opowiedzą wam o nim. Ale za­pytajcie tylko, ile mają na koncie. Zobaczcie, jak spojrzą na was z niedowierzaniem. „O co pan pyta? Ile mam na koncie? Bardzo przepra­szam, ale to zbyt osobista kwestia". Z kim wczoraj spałeś, nie jest - no może trochę - ale to jest naprawdę osobista kwestia. Mówimy o pie niądzach. Ludzie o wiele bardziej zahamowani są na tle pieniędzy/ niż jeśli chodzi o ich włas­ne żyde seksualne. Ciekawe, prawda? Bierze się to z komunikatów związanych z pieniędzmi/ ja­kimi bombarduje się nas przez całe życie - w dziewięciu przypadkach na dziesięć są one zde­cydowanie negatywne,

Więc jak polubić pieniądze? Po pierwsze/ trze­ba wyrzucić z pamięci wszystko, co mówiono nam na temat pieniędzy. I zastąpić to nowym przesłaniem: We wszechświecie nie ma takiej rzeczy/ którą Bóg nie jest. Bóg i energia/ która jest Bogiem/ znajdują się wszędzie/ nawet w pie­niądzach. Nie jest tak, że Bóg przebywa wszę­dzie z wyjątkiem twojego portfela. Bóg rzeczy­wiście jest wszędzie.

Trzeba zrozumieć, że pieniądze są niczym in­nym jak przejawem energii życia i to bardzo, bardzo potężnym jej przejawem/ a to dlatego/ że my nadaliśmy im taką moc. Ogłosiliśmy ja­ko społeczność na całej planecie: //Nadajemy te­mu konkretnemu środkowi wymiany ogromną moc". I to zarazem powinno go usankcjonować. Daliśmy mu przecież swoje błogosławieństwo. Powiedzieliśmy/ że cenimy to wyżej niż tamto. Przyznajemy/ na przykład/ złotu większą war- tość niż ziemi/ chyba że to ziemia/ która ma określone położenie/ co szybko zamieni ją na złoto - zwana nieruchomością. Ale my daliśmy temu swoje błogosławieństwo/ a zaraz potem to potępiliśmy; interesująca sprzeczność, widzi­cie? Podobnie postąpiliśmy z seksem- Chwalimy akt ludzkiej miłości objawiający się w seksual­nym zbliżeniu i jednocześnie ganimy. To niesa­mowite. Całe to zachowanie wypływa z szer­szego mitu kulturowego/ jaki zaszczepiły nam religie. Mówi on nam/ co z przykrością zauwa­żam: //Życie to nie zabawa". A ponieważ seks i pieniądze to dwa środki zapewniające zaba­wę/ oba napiętnowaliśmy - i to straszliwie -czym wywołaliśmy ogromne zaburzenie w świe­cie i w swoim życiu osobistym.

Jak polubić pieniądze? Wyobraźcie sobie/ że pieniądze to dar od wszechświata, z pomocą którego macie czynić wszelkie możliwe dobro sobie oraz innym. Teraz musimy uporać się z jeszcze jedną przeszkodą. //O kurczę, skoro mam tyle pieniędzy/ naprawdę mogę sprawić sobie przyjemność. Mogę wyjść i kupić sobie drogi garnitur czy włoskie buty za 550 dolarów". Czy ośmielę się przyznać do tego/ że mam na sobie buty za 550 dolarów. Mam je teraz na sobie.

Czy wiecie/ ile czasu minęło/ nim się przemo­głem i je kupiłem? Nie chodzi tu o buty; cho­dzi o to, co one przedstawiają w moim życiu, Nie świadczą o tym, że mnie na nie stać. Świad­czą o tym, że nie widzę nic zdrożnego w tym, aby nosić takie kosztowne buty. Rozumiecie, na czym polega ten postęp?

Chcę odsłonić przed wami coś/ dzięki czemu mogłem dokonać takiego kroku naprzód.

Ponieważ w grę wchodzi coś więcej niż obu­wie, Bóg wie, chodzi o duszp. Niech każda du­sza kroczy naprzód tak samo obuta. Aby to się stało/ wszyscy muszą pojąć/ że żaden przejaw życia nie jest Bogu obcy. Nie ma takiej postaci energii życiowej/ która nie byłaby święta. Nic nie jest złe/ póki myśl go takim nie uczyni. Prze­stańmy odsądzać pieniądze od czci i wiary. Przestańmy odsądzać seks od czci i wiary/ a nade wszystko/ przestańmy odsądzać od czci i wiary jeden drugiego.

Co my wyprawiamy? Dlaczego tak postę­pujemy? Dlaczego tak zawzięcie dopatrujemy się na każdym kroku zła i negatywizmu? O co chodzi? Oto pytanie. Pytanie zasadnicze. Jako ludzkie istoty/ znajdujemy się w okresie przesi- lenia/ w punkcie krytycznym. Ma to związek nie tyle z pieniędzmi co z samym życiem.

Czy postrzegamy życie i wszystko/ co się na nie składa/ jako zasadniczo złe czy zasadniczo dobre? Oto pytanie. Jeśli postrzegamy życie ja­ko zasadniczo dobre/ uporamy się z problema­mi na tle pieniędzy i polubimy pieniądze. Na­stępnie będziemy robić z nich dobry użytek/ sprawiać sobie przyjemności/ bo na to zasługu­jemy. Ja zasługuję na te buty. Wy również. Po­tem będziemy czynić dobro innym. Podzielimy się obfitością/ która jest nasza i obfitością daną nam od Boga/ ze wszystkimi/ z którymi się sty­kamy w życiu. Nikomu nie zabraknie. Wszyst­kiego jest dość. I kiedy wybierzemy tę drogę/ zaprzyjaźnimy się z pieniędzmi/ ze sobą/ z ca­łą resztą oraz z Bogiem.

Dlatego musimy poczuć się swobodnie z pie­niędzmi/ musimy także poczuć się swobodnie ze swoimi ciałami i ze sobą nawzajem. Musimy oswoić się z tym/ co składa się na życie/ aby móc powiedzieć: //Cokolwiek ludzkie nie Jest mi obce"/ i przestać się wstydzić/ gdyż Bóg nie zna wstydu.

Macie więc szansę teraz rozstać się z waszy­mi poglądami/ jakoby pieniądze były nie w po- rządku/ były w jakiś sposób złe. Ta myśl właś­nie sprawia/ że ludzie godzą się na życie w ci­chej rozpaczy. Skoro uważają/ że pieniądze są złe i nie chcą przyjmować złej rzeczy w zamian za dobry uczynek/ kończy się tak/ że wykonują pracę/ której nienawidzą/ wówczas przynajmniej że spokojnym sumieniem mogą brać za to pie­niądze. Więc przez osiem godzin robią coś/ cze­go nie znoszą/ potem zaś jako ochotnicy podej­mują się zajęć/ które lubią- Idą do szpitala albo prowadzą harcerską drużynę/ cokolwiek- Więc robią to/ co uwielbiają/ za darmo/ i robią to/ cze­go nienawidzą/ za pieniądze. Bo przecież kto by to robił za darmo? Kto by to robił za dar­mo?

Ale wszystko się zmienia z chwilą/ kiedy po­stanowisz być jednym z tych śmiałków/ dla któ­rych życie jest ważniejsze od zarabiania na ży­cie. To pociąga za sobą przemianę całego two­jego doświadczenia. Dotyczy to również twoje­go doświadczania pieniędzy. Nie miejcie złu­dzeń/ taki zwrot jest możliwy/ Ja mogę o tym zaświadczyć. Widzę/ że mamy pytanie...

Chce powiedzieć, że mam sprzeczne odczucia, jeśli chodzi o pieniądze... to znaczy, doceniam je, lubię je.

Kiedyś wydawało mi się, że muszę robić cos, czego nie lubię, aby je zarobił. Ale to przezwyciężyłem. Jednak pozostają, rozterki, mianowicie uczestniczę w programie dla wybranych, żyje w systemie, który jest niedostępny dla większości ludzi na świecie. Byłoby mi to o wiele łatwiej zaakceptować, gdybym wiedział, że wszyscy na świecie maja zapewniona żywność, opiekę lekarska, dach nad głowa, odzież. Wtedy pie­niądze byłyby po prostu środkiem służącym bardziej do zabawy...

Słucham pilnie tego/ co mówisz. Ale uważaj/ aby twoja racja nie pozbawiła cię narzędzia/ o wielkiej sile/ dzięki któremu to mogłoby się do­konać za twoim pośrednictwem. Uważaj/ aby racja nie stanęła na przeszkodzie temu/ abyś stal się jednym z tych, którzy władni są to sprawić.

Poświęciłem się sprawie budowania świata dokładnie takiego/ Jak opisałeś. Ale mogę cię zapewnić/ że dużo skuteczniej przyczyniam się do tego teraz/ niż kiedy zaprzeczałem tej mocy/ dzięki której byłbym w stanie przeprowadzić te zmiany.

Racja/ poczucie własnej prawości, to jedna z największych pułapek czyhających na człowie­ka. Czasami czujemy/ że mamy //prawo do pra- wości"/ to znaczy/ wydaje się nam/ że widzimy jasno, co jest dobrem/ a co złem/ w określonej sytuacji. I w ramach tego względnego systemu odniesienia/ możemy w gruncie rzeczy mieć cał­kowitą rację. Ale to niebezpieczne. Ponieważ po­czucie własnej prawości nie idzie w parze ze skutecznym działaniem. Nie pozwala nam zro­zumieć.

Kiedy uważam/ że mam w jakiejś sprawie rację/ nie potrafię pojąć/ jak ktoś może patrzeć na to inaczej/ albo dlaczego dopuszcza się do tego/ aby dany stan rzeczy się utrzymywał. Gu­bi się gdzieś współczucie dla ludzi/ którzy po­wołali do istnienia to/ co wywołuje moje //świę­te oburzenie". A kiedy zanika współczucie, traci się zdolność wprowadzania jakiejkolwiek zmia­ny na lepsze. Bo nikt nie lubi być obwiniany.

Szczególnie niebezpieczne/ moim zdaniem/ jest pałanie świętym oburzeniem z powodu zła/ Jakie wyrządza się na świecie. Ponieważ taka postawa to wymowne świadectwo tego/ że nie rozumiemy/ iż sami się do niego przyczyniliś­my.

Pokażę to na przykładzie: Co dałoby świet­nemu chirurgowi czy lekarzowi święte oburze­nie z powodu wszelkich chorób panoszących się na świecie? Co dałoby znakomitemu praw­nikowi czy prokuratorowi święte oburzenie z powodu wszelkich konfliktów rozdzierających świat? Chcę powiedzieć/ że może on przeciw­działać konfliktom/ łagodzić je/ ale oburzać się/ uważać za złe/ że tyle jest konfliktów na świe­cie/ znaczyłoby sprzeciwiać się swemu własne­mu dziełu/ które powołał do istnienia w swojej rzeczywistości/ aby doświadczyć tego, kim na­prawdę jest.

My/ ludzie/ ustawiamy kręgle po to/ aby zaraz je zbić. My ludzie stwarzamy właściwe i dosko­nałe okoliczności (mam na myśli/ w metafizycz­nym sensie)/ aby móc wyrazić tę cząstkę nas/ która ogłasza i obwieszcza, kim w istocie jesteś­my. Jeśli w istocie jestem/ dajmy na to/ uzdro­wicielem/ to w metafizycznym sensie, przywo­łam taki układ okoliczności/ który pozwoli mi wyrazić siebie jako ,/tego/ który uzdrawia". Dla­tego wprowadzę w obręb mego doświadczenia, a nawet w jakimś głębszym wymiarze/ stworzę w mojej zewnętrznej rzeczywistości chorobę. Prze­ciwieństwo tego, czym jestem ja/ abym mógł wyrazić i doświadczyć/ kim jestem.

Najgorsze/ co mogłoby się przytrafić księżom i pastorom/ to nagłe powszechne moralne odro-

dzenie ludzi. Nie mieliby im nic do przekaza­nia. Zatem mężczyźni i kobiety duchownego stanu spędzają swoje życie na stwarzaniu/ w głębszym metafizycznym wymiarze/ tego/ co wymaga duchowego uzdrowienia/ po to/ aby mogli wyrazić i doświadczyć/ kim są. Dlatego też prawdziwy mistrz nie osądza ani też nie potępia. Przystępuje do przemiany zewnętrznej szaty swego świata bez potępiania jej. Ponieważ potępienie jej byłoby równoznaczne z potępie­niem procesu/ który pozwolił im na narażenie cząstki siebie/ ogłaszającej chwałę ich prawdzi­wej istoty. To wielka metafizyczna tajemnica/ ale mistrz przejrzał ją na wskroś.

Dlatego też/ powtarzam/ mistrz nigdy niczego nie osądza ani nie gani/ lecz stara się wyrazić tę cząstkę siebie/ która umożliwi zmianę zewneft-z-nych okoliczności. Biorąc pod uwagę praktyczną stronę polityki i stosunków społecznych/ /racja nikomu nie służy. /

Jedną z najwybitniejszych postaci życia publicz­nego był w mojej opinii Jimmy Carter. Wkraczał on w bardzo wybuchowe sytuacje polityczne bez oglądania się na to/ po czyjej strome jest racja. W rezultacie zażegnywał konflikty w sposób/ Jaki dla osób kierujących się poczuciem własnej słuszności byłby niemożliwy.

Wec moje poczucie własnej racji, święte oburze­nie z powodu sytuacji w świecie stanowi poważna przeszkodę.

Bez wątpienia. Każda chwila/ w której osą­dzasz czy rozpiera cię własna prawość/ po­wstrzymuje cię od wyrażenia najszczytniejszej idei- Zresztą i tak nikt cię nie usłyszy. Kiedy przemawiasz z pozycji racji czy osądu/ nikt cię nie usłyszy. Nie tylko odsuwasz od siebie moc/ dzięki której byłbyś zdolny tworzyć/ odpychasz też od siebie ludzi/ którzy mogliby nadać ci tę moc. Ponieważ racja do nikogo nie przemawia/ nawet do tych, którym starasz się pomóc.

Powiedziałeś jeszcze jedną ciekawą rzecz. Mó­wiłeś/ że wcześniej/ gdy się nad tymi sprawami zastanawiałeś, przyłapywałeś się na robieniu cze­goś/ czego nie chciałeś robić/ albo uważałeś/ że musisz robić coś wbrew sobie. Lecz nikt nicze­go nie robi wbrew sobie. Postawmy sprawę jas­no. Nikt nigdy nie robi czegoś/ czego nie chce - nigdy. Robimy to/ co chcemy zrobić/ z uwagi na wyniki/ jakie przewidujemy/ że to przyniesie.

Następnie udajemy/ że innej drogi nie było i wmawiamy sobie poczucie winy za wybory, jakich dokonaliśmy. Widzicie?

Nikt nie robi niczego wbrew sobie. Nikt. Czy ktoś z zebranych pamięta/ kiedy zrobił coś/ co­kolwiek/ czego nie chciał zrobić? Proszę pod­nieść rękę. Pytam poważnie, czy jest ktoś wśród tu zebranych... Podnieście rękę, jeśli zdarzyło wam się kiedykolwiek zrobić coś/ czego nie chcie­liście zrobić. Dobrze/ zobaczmy tutaj...

Moim zdaniem, nie chodzi o to, że nie chcemy czegoś zrobić. Ale słyszę wokół ludzi mówiących:

„Nie miałem wyboru", coś, czego sama się oduczy­łam dzięki przeczytanym książkom. Ludzie uważają, że nie maja wyboru, wiem to z własnego doświad­czenia. Kiedyś też mawiałam: „Nie mogłam postą­pić inaczej". Ponieważ nie widziałam wtedy innej możliwości. Ale od kiedy przeczytałam te książki i zrozumiałam, że jak powiadasz, zawsze dokonuu my jakiegoś wyboru, świadomie postanawiam/cc zrobił lub czegoś nie robił. Mowie sobie nawet r\ głos: „Postanawiam to zrobić". I kiedy słyszę, r wiecie: „Nie mam wyboru", mam ochotę wtrącić się i powiedzieć: „Sam dokonałeś takiego wyboru". Ale mysie, że w naszym społeczeństwie to jest nie do przyjęcia. To tak jak z posiadaniem pieniędzy. To zbyt piękne. Nie wiem, czy zasługuje... mam na myśli to, że o wiele częstsze sq postawy „nie mia­łem wyboru" niż „postanawiam tak uczynił". Mnie sama wiele kosztowało takie przestawienie się. Nigdy nie zdarza się w życiu tak/ że nie ma­my wyboru/ nigdy. Tak naprawdę/ ty powoła­łeś do istnienia okoliczności swego życia/ włącz­nie z tą sytuacją/ którą nazywasz //brakiem wy­boru"/ właśnie po to/ aby zyskać doświadcze­nie wyboru/ Jakie posiadasz. W istocie/ stwo­rzyłeś tę pozorną zaporę na swej drodze/ która miała sprawić/ abyś dostrzegł/ że nie ma żadnej zapory. I niektórzy z was to zauważą. Większość nie. Pozwolą/ aby reszta życia upłynęła im w przekonaniu/ że nie mają wyboru.

//Nie miałem wyboru" to najczęstsze uza­sadnienie tego/ co w gruncie rzeczy chcieliśmy zrobić. Robimy to, co chcieliśmy zrobić/ w ce­lu uniknięcia określonego skutku lub wywołania określonego skutku/ co na jedno wychodzi.

Więc postępujemy tak/ jak chcieliśmy postą­pić/ z uwagi na dostrzeżone okoliczności/ a po­tem mówimy: //Nie miałem wyboru". Ale tal< nie jest. Ty masz wybór. Każdy wybór/ jakiegc dokonujesz/ każda decyzja, jaką podejmujesz/ każda myśl/ jaką pomyślisz/ każde słowo/ jakie wypowiesz, to oświadczenie i ogłoszenie/ kim jesteś w swoim mniemaniu i kim postanawiasz być. fcażdy czyn to akt samookreślema. >I zaw­sze masz wybór. Ale pamiętaj: nikt nie postę­puje niewłaściwie/ zważywszy na jego widze­nie świata.

Nie tylko jest ci więc dany wybór/ zawsze dokonujesz wyboru i zawsze dokonujesz takie­go wyboru/ który twoim zdaniem najlepiej przy­czyni się do uniknięcia przez ciebie lub wywo­łania danego skutku. A tobie zależy na takim wyniku/ który pomoże ci określić/ Kim Napraw­dę Jesteś. Być może tak tego nie wyartykułujesz/ ale zapewniam cię/ że do tego właśnie dąży ludzka dusza. Kiedy zaczniesz tak to postrze­gać/ zmieni się zupełnie twoje spojrzenie na ży­cie. Życie wyda ci się wielką przygodą/ ponie­waż nagle stanie się nadzwyczajną przygodą /-przygodą tworzenia siebie.

Niektórzy ludzie uważają się za pokrzywdzo­nych/ jeśli chodzi o pieniądze. Nie rozumieją/ że w życiu zawsze mają wybór w każdej spra­wie/ zwłaszcza w kwestii pieniędzy. Wydaje im się/ że są zdani na łaskę losu/ czy też raczej jego niełaskę. Nie dostrzegają zwiaz.k.o-irueiizy swoją sytuacja^ finansową i świadomością... po­ziomem swojej świadomości. Nie potrafią połą­czyć tego^ co przytraTliTim się pod względem finansowym i tego. jak sami to wywołują... lecz powiadam wam/ że wszystko w życiu jest na­szym dziełem. Mówią więc do mnie ludzie: „Ty nie rozu­miesz/ Neale/ ja nie miałem takiego startu jak inni". Są pokrzywdzeni przez społeczeństwo/ nie mają odpowiednich umiejętności/ zawsze znajdą przyczynę/ która ich zdaniem oddziela ich od pieniędzy. Przede wszystkim/ wyjaśnił­bym/ że pieniądze nie trafiaj ri się w wyniku tego/ co robisz. Jeśli myślisz/ że pieniądze tra­fiają do ciebie w wyniku tego/ co robisz/ wów­czas rzecz Jasna/ będziesz przytaczał wszystkie te wykręty spod znaku //robienia": //Nie zdoby­łem odpowiedniego wykształcenia" czy //Miałem ciężki start" czy „Nie miałem takich możliwości jak ty", ponieważ w twoich wyobrażeniach pieniądze napływają do ciebie wskutek tego, co robisz", nie tegćtego, czym Jesteś.

Bycie to coś/ co jest właściwe każdemu/ nie­zależnie od wykształcenia/ pozycji lub statusu społecznego/ pochodzenia społecznego lub et- nicznego. Każdy może być miłujący; każdy mo­że być niezwykły; każdy może być szczodry/ wspaniałomyślny/ współczujący, życzliwy. Każ­dy może być tym/ za co płacimy innym duże pieniądze, aby byli/ niezależnie od tego/ co ro­bią. To nie ma znaczenia. Prawnicy/ którzy ma­ją największe wzięcie/ lekarze/ którzy mają naj­większe wzięcie/ pastorowie/ którzy mają naj­większe wzięcie/ gazeciarze/ którzy mają naj­większe wzięcie/ to gazeciarze, którzy noszą na twarzy~serdeczny uśmiech, ich serce jest szero-ko"otwarte na wszystkich/ z którymi się styka-ją. (To oni dostają największe napiwki od ludzi/ którym doręczają prasę/ a inni gazeciarze dzi­wią się dlaczego. //Och/ ty masz lepszy rower" albo „Jesteś z lepszej rodziny" albo //Trafił ci się lepszy rejon" albo //Masz lepszą trasę". Nikt w życiu nie ma lepszej trasy ./fWystar-

f '•• ^-*a~-^^—^,- •-rr,B_r-

czy tylko/ abyśmy podzielili się tym stanem by-

„,. ySSyw-^k^^^MK^,.,, ^ .^^S.^, .„^.-^.-.•^fca^^r^a^^^igo-l-^.—'"""———"" ——• •I •»

cia^który inni uznają za coś^ z, cz^n „pragną,,^ mieć^o'čżymema^prz^ czas. Jeśli jesteś-""'my gotowi ""WTiczym'c/ prześTaje^mieć znacze­nie/ jaką pracę wykonujemy. Możemy sprzątać ulice, być hydraulikami/ gazeciarzami czy sze­fami firm. Ale całe dobro/ jakie płynie z życia, stanie się naszym udziałem z chwilą/ kiedy ze- chcemy otworzyć swoje serce i podzielić się/ z głębi naszej istoty/ skarbem/ jaki w nas się kryje, zwanym miłością czy też szerzej/ życzli­wością. Wiecie/ uśmiechem możecie zaskarbić sobie więcej dobrej woli/ niż wam się kiedykol­wiek śniło.

Więc moja rada dla tych/ którzy uważają się za pokrzywdzonych pod względem finanso­wym/ brzmi: przyjrzyjcie się tym/ którym się powiodło. Weźcie dowolny przekrój tych na­prawdę bogatych/ pierwszą lepszą setkę milio­nerów/ a przekonacie się/ jaki to niezwykły prze­krój. Owszem, zobaczycie garstkę takich, którzy byli uprzywilejowani/ pochodzących ze społecz­nej i kulturalnej elity/ a także wielu/ którzy ta­kiego pochodzenia nie mieli- I spójrzcie na tych/ którzy posiadali niewiele więcej od was/ i zapy­tajcie/ jak udało im się zajść tam/ gdzie wy chce­cie zajść. Na czym polega różnica między wa­mi? Wyjaśnią wam, jeśli potrafią wyrażać swo­je myśli: //Nie wahałem się odsłonić. Nie wa­hałem się dać wszystkiego, co miałem w sobie".

Porozmawiajcie z Barbarą Streisand. Zapytaj­cie ją o pochodzenie, o środowisko i wykształ­cenie, o korzyści i niedogodności stąd płynące. Potem zapytajcie, jak do tego wszystkiego do-

szła. Niektórzy mówią/ że to chucpa. Irmi mó­wią, że to czary/ albo joie de vivre. Ale wszyst­ko to sprowadza się Vp chęci pokazamaJ^_]ako .cudowne „ja", którym jesteś/ niezależnie od twe­go życiorysu. Zróbcie to/ a znajdziecie w życiu szczęście. A przy okazji/ znajdziecie w życiu szczęście niezależnie od tego, czy macie dużo pie­niędzy czy nie.

Neale, czy mógłbyś nam wyjaśnia dlaczego tyłu duchowych poszukiwaczy czy tak zwanych orędowni­ków światłości boryka się z kłopotami finansowymi? Tych z nas, którzy porzucili posady w firmach i czu­ją się powołani do właściwego zarobkowania, fednak prawdziwym wyzwaniem pozostaje przełamanie ba­riery finansowej. Dlaczego spotyka to ifak wielu z nas? /

-.Ponieważ z. .chwilą kiedy ogłaszasz, że jesteś czymś/ zjawi się wszystko/ co stanowi tego prze-ciwieństwo. Powtórzę: Ponieważ z chwilą kiedy

,-„-,.—•-""''" • - -, . - . . • • ——— • - - •• - • • ————k---.-—————J,——,

...-o^łasząsz^ że jesteś czymś/Jijawi się wszystko/ - co stanowi tego przeciwieństwo- Musi. TakiejesT prawo wszechświata.

//Dlaczego?"/ pytacie. Bo tak działa wszech­świat. A oto dlaczego:

Z braku tego/ czym nie jesteś/ to/ czym jes­teś/ nie jest.

Rozumiesz? Potrząsasz głową/ moja kochana/ i mówisz sobie: //Co ten facet próbuje mi po­wiedzieć?". Powiedziałem: //Z braku tego/ czym nie jesteś/ to/ czym jesteś/ nie jest". Pokażę to na przykładzie. Czy jesteś duża/ wysoka i gru­ba? Nie. Skąd wiesz/ że nie jesteś duża/ wyso­ka i gruba?

W porównaniu do innych, wydaje się raczej śre­dnia.

Więc gdyby nie było dużego/ wysokiego i gru­bego/ skąd mogłabyś wiedzieć/ że taka nie jes­teś? Załóżmy/ że wszyscy wyglądaliby tak/ jak ty. Boże/ wtedy byłoby naprawdę super. Tak naprawdę/ wszyscy wyglądacie super tacy/ jacy jesteście. Po prostu nie mogłem się powstrzy­mać/ aby nie zażartować. Ale jak ci na imię?

Karen.

Karen/ załóżmy/ że wszyscy byliby do ciebie łudząco podobni. Skąd byś wiedziała/ jak wy­glądasz? Skąd byś wiedziała/ jak siebie opisać?

Nft jakiej podstawie mogłabyś stwierdzić: /Ja jestem osobą z długimi/ ciemnymi... Ach/ widzę, że każdy ma długie/ ciemne włosy. Dobrze/ jes­tem osobą stosunkowo szczupłą i raczej niską-Cóż/ właściwie każdy jest niski i raczej..,". Skąd mogłabyś wiedzieć/ kim jesteś? Nie mogłabyś/ prawda. Nie w obrębie świata względności.

Z zewnątrz nie.

Z zewnątrz nie. Lecz gdyby każdy miał iden­tyczne wnętrze/ nie znałabyś nawet własnego wnętrza. Ponieważ wszyscy bylibyście jednako­wi, Dlaczego zaręczam wam/ że jeśli zechcecie doświadczyć wprost/ kim jesteście i ozym jes­teście/ niczym magnes przyciągniecie/do siebie wszystko/ czym nie jesteście. Gdyż •s braku te­go/ czym nie jesteście/ to/ czym jesteście/ nie Jest. Załapaliście? Ekstra.

Lecz sztuka polega na tym/ że kiedy to wie­cie/ nie bronicie się. Ponieważ to/ przed czym się bronisz/ umacniasz. Kiedy spojrzysz mu prosto w oczy/ znika. Co przygarniasz/ uznajesz za swo­je. A nie bronisz się przed tym/ co uznajesz za swoje.

Neale, tyle osób na świecie boi się rzucie posady

•w firmach, z obawy, że utracą źródło utrzymania

- jedyne zabezpieczenie, jakie znają. Co byś im po­radził?

Niektórzy rzeczywiście boją się rzucić swoje posady w firmach. Tkwią w pułapce/ którą sa­mi na siebie zastawili/ ponieważ w ich mnie­maniu/ jeśli pozbawią siebie oparcia w firmie i zrezygnują z pozycji/ którą takim kosztem osiągnęli/ wszystko zostanie zaprzepaszczone. Lecz wszystko i tak zostało zaprzepaszczone/ w przeciwnym razie nie chcieliby odchodzić. Naczelnym pytaniem więc nie jest/ co stracisz, gdybyś wyrzekł się swej pozycji/ lecz co byś zyskał? A przede wszystkim/ dlaczego w ogóle nosisz się z zamiarem odejścia? Oto naczelne pytanie.

Jeśli zastanowić się/ skąd u nich myśl rozsta­nia się z firmą/ coś musi być nie w porządku z ich obecnym położeniem. Trzeba poszukać brakującego elementu układanki.

Dlatego poradziłbym ludziom przeżywającym taki dylemat to/ co często mówię: wiecie/ trze­ba zrobić coś ze swoim życiem/ a nie tylko za­rabiać na życie. Możesz być o wiele szczęśliw- sz)l majc^JednaJizeriri swoidL^^cnyduiodio^ dów, lecz żyjąc zgodnie z potrzebami twojej du­szy.,,..,

Musimy tę kluczową kwestię rozstrzygnąć: Co sprawia radość naszej duszy? Jeśli twój sposób zarabiania na życie cieszy twoją duszę, to cu­downie. Ale zapewniam was, że dotyczy to garstki ludzi na tym świecie. Większość wie­dzie życie w cichej desperacji, robią to, co w swoim przekonaniu milsza robić, żeby przeżyć.

Moje życie nauczyło mnie, że nie musimy ni­czego robić, żeby przeżyć. Ja zawsze lekcewa­żyłem przestrogi i chwytałem się tego, co przy­nosiło mojej duszy największą radość. Przez to zyskałem sobie opinię nieodpowiedzialnego. Ale za kogo jestem przede wszystkim odpowiedzial­ny / jeśli nie za siebie samego? /

Dlatego nigdy zbyt długo nie/unieszczęśliwia-łem się wykonując pracę, jakiej się podejmowa­łem po to, aby zapewnić sobie i rodzinie odpo­wiednią stopę życiową. Podobnie postąpiłbym i teraz, gdyby nie cieszyło mnie to, czym się zajmuję. Nawet gdybym dopuścił do siebie ta­ką myśl, że jest moim zadaniem uszczęśliwia­nie innych, jak mógłbym uszczęśliwiać innych/ skoro sam jestem taki zrozpaczony?

Dlatego poradziłbym ludziom, którzy czują, że tkwią w potrzasku: Zróbcie sobie sprawdzian. Napiszcie na kartce papieru: „pułapki, w jakich się znajduję7'- Opiszcie te pułapki: „Wykonuję pracę, która nie daje mi zadowolenia/ ale jeśli ją rzucę, nie zdołam zarobić tyle, ile obecnie za­rabiam i nie będzie mnie stać na te wszystkie rzeczy, jakie zapewniam sobie i osobom, które na moim utrzymaniu". Zgoda? To jest pu­łapka. Następnie: „Co by się stało, gdybym wyrwał się z tej pułapki?". Potem po rozważe­niu tego, co by się stało, gdybyś wyrwał się z tej pułapki, wznieś się o poziom wyżej. „Co by się stało, gdybym zrobił to tak czy siak?". Widzicie? Odkryjecie, że świat dalej by się krę­cił i bez was.

Wiele lat temu nauczyłem się niesłychanie is­totnej rzeczy za sprawą pewnej nadzwyczajnej kobiety. Nazywała się Elisabeth Kubler-Ross. Znałem ją osobiście. Jechaliśmy kiedyś razem i powiedziałem, że naprawdę chcę coś zrobić, ale to wymagałoby rozstania się z moją obec­ną pracą i nie sądzę, abym się na to zdobył z wielu powodów/ między innymi dlatego, że wiele innych osób było zdanych na mnie i mo­ją pracę.

Elisabeth popatrzyła na mnie spokojnie i od­parła z charakterystycznym ciężkim akcentem Szwajcarki: „Rozumiem, a co twoim zdaniem zrobiliby ci ludzie/ gdybyś jutro umarł?".

„To nie jest uczciwe postawienie sprawy"/ odpowiedziałem/ //ponieważ ja najpewniej jutro nie umrę".

Spojrzała na mnie i powiedziała: //Nie/ ty już umierasz".

W tym momencie postanowiłem żyć. Posta­nowiłem żyć swoim życiem. I to była najdo­nioślejsza decyzja/ jaką kiedykolwiek podjąłem. I każdemu/ kto czuje się uwięziony czy to w swo­jej pracy w firmie czy w każdym innym miejs­cu/ zadałbym to pytanie: Jakiej części swego ży­cia jesteś gotów się wyrzeu? I o jaką część swe­go życia jesteś gotów si^ upomnieć? A gdy upomnisz się już o swoje życie/ ile twoim zda­niem będziesz musiał oddać innym? Nie cho­dzi tu tylko o rzeczy materialne/ ale o radość i szczęście, jakie nosisz w duszy.

Dlatego Tr^słry. nigdy nie broni się przed^wo-jm^rzedwiefts-twcm/ ole-^patnije^w^mm błogo-

gławipnĄfrwa Qajcjp mi mnjp pry.PCiwjpTistwo,

'SaJcIemi to/ czym nie jestem^ Albowiem ja nie tylko przyjmę to z otwartymi ramionami/ ja się z tym zespolę/ stanę się tęgo częścią^ do„_tęgo^ ""stopnia, że będzie ono błogosławić to/ czym Ja jestem. Widzicie? |

Cały" wszechświat jest polem - polem. Nie­którzy mówią na to pole morfogeniczne. Ja na­zywam to polem doświadczania/ polem wyra­żania. Życie wyrażające samo życie. To pole kon­trastowe/ pole elementów kontrastowych, jeśli wolicie. I tylko w obrębie tego pola kontrasto­wego każdy poszczególny element może poznać i określić siebie/ jakim jest w istocie. Taka jest prawda w tym wszechświecie względności.

W tym/ co jak mi powiedziano, nosi w na­szym języku miano Królestwa Absolutu/ takie pole kontrastowe nie jest potrzebne - ani na dobrą sprawę możliwe. Ponieważ Królestwo Absolutu jest/ jak sama nazwa wskazuje/ abso­lutnie tym/ co Jest. Rozumiecie? Nie ma nic in-nego. My zwiemy to BogiemTW moim języku/ w tej postaci/ w jakiej siebie wyrażam/ my na­zywamy to Bogiem.

Na początku było Wszystko Co Jest i Wszyst­ko Co Jest było wszystkim. Nie było niczego innego. Nie było nic poza Wszystkim Co Jest. I to było dobre. Ale to było wszystko. Nie by­ło nic poza Tym.

„J^LJŁ0 pragnęło poznać Siebie w Swoim własnym doświadczeniu_jWiec szukało na ze­wnątrz Siebie czegoś innego niż Ono, aby mogło poznać Siebie w doświadczeniu. Ale nie mogło znaleźć na zewnątrz Siebie niczego innego niż Ono. Ponieważ niczego na zewnątrz Tego nie było. I nie było niczego innego niż To. Ponie­waż To było Wszystkim Co Jest i nie było nic ^oza Tym. j~—————~~~————— Ja!T~zaTem poznać Siebie w Swej skończonej wspaniałości? I tak to/ co nazywamy Bogiem, szukało poza Sobą, ale nie było gdzie szukać. /Dlatego zwróciło się do wewnątrz, aby móc po-

^*t'5™••iQye?-•«ItŁ-•^••?.^•p^'.l^^^'^~~^"'•t;^^^"^'•^—•>-^M^^BŁatf^~B^ -> "; ' i

znac^tebfe^^o^aiRfem^mggup pomysł/ tak na marginesie/ gdyby womp^zyszło db~'gfówy poznać siebie. Zwróćcie się do wewnątrz/ nie na zewnątrz. Kto nie idzie w głąb/ rozmywa się

ł-łr, -T^-tTt-fit-t-r-F ;,...„.^«l~-t>„Ł."WI-——.-5Ł»f- W^-^l^^!V*fff^l,w-,t-^v'..^^,,^s.w-^^,

na zewnclirz.

Więc ^Bóg zwrócił się do wewnątrz i we wnętrzu tego/ co jest Bogiem/ ujrzał Bóg całą świetność/ której poszukiwał. I nastąpiła im-plozja. Bóg wywrócił się dla nas na drugą stro­nę i rozprysnął się na tysiąc/ zylion/ mega-zylion różnych cząsteczek - pędzących tu i tam, w górę i w dół/ na prawo i na lewo. I wtem powstało tu i tam/ góra i dół/ lewo i prawo. Szybko i wolno/ mało i dużo nagle zostały stwo­rzone w tej chwalebnej chwili w tej pierwszej myśli/ która przyniosła Boga w megazylionie elementów/ każdy z elementów oddalający się od środka z Prędkością, tworzący złudzenie te­go/ co nazywamy Czasem. Każdy z elementów mógł spojrzeć za siebie na całą resztę Boga i powiedzieć: //O Mój Boże, jakże Jesteś wspa-/.-.^liałyl',.. ^

I wszystkie pozóśtate "elementy mogły po­dobnie spojrzeć na jednostkę, zauważyć to sa­mo i zwrócić się takimi samymi słowami do jednostki. Tylko że jednostka nie usłyszała Go.

^idj^yl^y^I^y^y^ J^t Bogiem, nie usłyszał/ jak zespół tych składników/ które są.

^o§iem'.-rn^wl--^o ^sg^ //O Mój Boże/ Także jesteś wspaniały". I dlatego Zespół zwany Bo­giem pozostaw?a~Rażdemu z indywidualnych składników Boga zadanie przypominania jeden drugiemu: //Czy widzisz/ jaki jesteś wspaniały? O Mój Boże/ jakże jesteś wspaniały".

Kiedy nie mówimy tego sobie nawzajem/ kie­dy nie przekazujemy sobie nawzajem tego prze­słania/ nie spełniamy swego najszczytniejszego powołania. Albowiem przybyliśmy tu, aby sie--bie poznać. Przybyliśmy siebie poznać. Lecz ja mogę poznać siebie tylko za twoim pośrednic­twem/ gdyż jest tylko Jeden z nas-

}ednak kiedy ogłosicie/ że jesteście uosobio­ną obfitością/ tym, co przyciąga całą obfitość wszechświata/ włącznie z pieniędzmi/ zapew­niam was/ że pierwsze/ co was spotka/ to do­świadczenie braku pieniędzy. Doznaliście cze­goś takiego? W chwili kiedy wypowiecie: „Ob­fitość iest moja,, rzecze Pan^Fnowy pomysłJia'" nalepkę na zderzak/ ,co? .//Obfitość jest Moja/ rzecze Pan". Ciekawe/ prawda? W chwili kie­dy to wypowiecie/ wyglądać będzie tak/ jakby w waszym wszechświecie zupełnie ona zanikła. I zaczniecie obracać się/w kręgach/ gdzie nikt nie ma grosza przy duszy, aż spotkacie kogoś bajecznie bogatego. I Wszystko się odmieni.

A dziesięcina, odkładanie 10 procent swoich do­chodów? A firmy oddające 10 procent swoich zys­ków netto? Czy nie dałoby się przebudować gospo­darki tego kraju?

W Rozmowach z Bogiem pada dość niezwykłe stwierdzenie. Mowa o tym/ że przyjdzie kiedyś taki dzień, kiedy to my wszyscy zaczniemy do­browolnie się dzielić- Każdy weźmie 10 procent

swoich dochodów/ dobrowolnie/ i wniesie go jako swoją składkę. Przedsiębiorstwa/ osoby in­dywidualne przeznaczą te 10 procent na po­wszechny fundusz/ który następnie zostanie roz­dzielony i przeznaczony dla potrzebujących i na wsparcie programów społecznych wymagających wsparcia. Kiedy to uczynimy/ znikną podatki/ ponieważ zbierzemy więcej pieniędzy prosząc ludzi/ aby dobrowolnie oddali 10 procent/ niż kiedykolwiek udałoby nam się ściągnąć w for­mie podatków. Nikt nie będzie czuł się pokrzy­wdzony i każdy odda 10 procent swoich do­chodów/ wysokich lub niskich/ niezależnie od tego/ czy zarabia tysiąc dolarów na tydzień/ ty­siąc dolarów na godzinę czy tysiąc dolarów rocznie. Po prostu odprowadzisz 10 procent na Powszechny Fundusz. Wyznaczony zostanie ta­ki poziom dochodów/ poniżej którego zwolnimy ludzi z płacenia; jeśli zarabiasz dolara rocznie/ nie będziemy cię prosić/ żebyś oddał nam dzie­sięć centów.

Ale ten nowy ład/ nowy porządek ekono­miczny/ oparty jest na prostej idei - kiedy od­prowadzasz część tego/ co do ciebie trafia/ z. powrotem do Całego Układu/ w ten sposób/ oczywiście/ wzbogacasz sam Układ i wówczas więcej może do ciebie trafić. Jest to takie oczy­wiste/ dziw bierze/ że na to do tej pory nie wpadliśmy. Ale z oddawaniem dziesięciny wią­że się jeszcze ważniejsza rzecz/ czy będzie to datek na kościół, na synagogę/ na dobroczynne cele czy odkładane regularnie 10 procent zarob­ków na rzecz kogo innego.

Kiedy robimy to regularnie/ składamy wszech­światowi potężne oświadczenie. A brzmi ono:

jest więcej tego tam, skąd to/przyszło. Jest tego ty­le/ że mogę oddawać, systematycznie, 10 pro­cent i wcale tego nie odczuję. Oświadczenie/ ja­kie przedstawiamy wszechświatowi/ jest oświad­czeniem o wystarczalności/ o tym/ że wszyst­kiego jest dość - i przywołujemy to do naszego doświadczenia. Dlatego wszelkie ruchy o ducho­wym charakterze nawołują do składania datków. Nie chodzi o to, że chcemy twoich pieniędzy/ na­wet nie potrzebujemy twoich pieniędzy/ ale tobie potrzebne jest takie oświadczenie o wystarczalnoś­ci. I staje się to poleceniem wydawanym na po­ziomie komórkowym tobie samemu i wszech­światowi. Dosłownie domagasz się od wszech­świata odzewu/ który byłby skutkiem takich działań. Dziesięcina zatem staje się narzędziem/ z pomocą którego ogłaszamy wszechświatowi/ co jest dla nas prawdą.

To prowadzi bezpośrednio do mojego kolejnego py­tania: co czeka gospodarka USA? Co ty osobiście przewidujesz, jeśli chodzi o dwudziesty pierwszy wiek? Co się może zmienić? Jaka jest przyszłość handlu wymiennego?

Wiecie/ tak naprawdę nie mam swojej wizji dwudziestego pierwszego wieku. Ale wiem/ że jutro będzie zależeć od nas wszystkich. Moim posłannictwem jest oddziaływać na ludzi dziś/ tu i teraz. Gdybym miał zastanowić się nad tym, co przyniesie nam dwudziesty pierwszy wiek/ powiedziałbym/ że przede wszystkim, wszyscy będziemy kierować się dwoma zasa­dami - w wymiarze ekonomicznym/ ducho­wym/ politycznym. Pierwsza zasada głosi/ że wszyscy stanowimy jedno- Wyobrażacie sobie/ jakie następstwa ekonomiczne/ polityczne i du­chowe wywołałoby powołanie się na taką za­sadę/ że wszyscy stanowimy jedno? Pociągnę­łoby za sobą nie dające się niemal opisać za­burzenia/ przesunięcia/ przemiany. Wszystko to, rzecz jasna, służyłoby poprawie sytuacji. Wojny skończyłyby się, od jutra. Konflikty byłyby właś­ciwie niemożliwe; z pewnością straciłyby rację bytu spory prowadzące do użycia siły/ zważyw­szy na pogląd/ że wszyscy stanowimy jedno.

I przewiduję/ że w tym nadchodzącym stule­ciu/ mam nadzieję/ że prędzej niż później/ stwo­rzymy nową rzeczywistość ekonomiczną osnutą na fundamentalnej prawdzie duchowej: jest tyl­ko jeden z nas. To jest możliwe. Ta nowa rze­czywistość ekonomiczna wykluczyłaby pojęcie własności. Poruszają tę kwestię Rozmowy z Bo­giem; mowa tam o przyszłości/ w której nikt niczego nie będzie posiadał/ będzie mu tylko wolno spełniać rolę kustosza w stosunku do określonych rzeczy. Jak wiecie/ dawniej uważa­liśmy/ że posiadamy nie tylko przedmioty ale i ludzi. To znaczy/ mężowie sądzili/ że żony stanowią ich własność/ a żony i mężowie to samo myśleli o swoich dzieciach. I tak było. Stąd Już tylko niewielki krok do rozciągnięcia pojęcia własności na plantację/ farmę czy cokol­wiek.

Ale w przyszłości będziemy mieli jasną świa­domość/ że tak jak nie posiadamy swoich dzie­ci/ tak samo nie posiadamy ziemi. Doszliśmy wreszcie do tego/ że nie posiadamy siebie na- wzajem na własność- Żony nie są własnością mężów; mężowie nie są własnością żon. Przy okazji/ uświadomiliśmy to sobie dopiero w cią­gu ostatnich pięćdziesięciu lat - ta idea wcale nie towarzyszy nam od dawna. Prawdopodobnie w ciągu minionych trzydziestu lat jasno to po­jęliśmy. To nowość dla nas jaskiniowców. I wy­chodząc z tego założenia wyrzekliśmy się w koń­cu swego poczucia własności w stosunku do na­szych dzieci, uzmysławiając sobie/ że tak jak nie posiadamy swoich małżonków/ tak samo nie po­siadamy swoich dzieci.

A teraz dochodzimy do nowej myśli: nie jes­teśmy nawet właścicielami ziemi pod naszymi stopami, tylko dlatego/ że mamy dokument włas­ności/ a tym bardziej nieba nad naszymi głowa­mi. Niektórzy rozumują tak jak rządy państw i mówią: //To jest nasze niebo... jak wysoko w górę?".

Wiecie/ w ONZ doszło kiedyś do poważnej konfrontacji/ ponieważ nad terytorium pewne­go państwa przelatywały satelity/ wywołało to nadzwyczajną debatę poświęconą kwestii/ ile posiada się ponad określonym obszarem Ziemi? Po kraniec wszechświata? Zaczęliśmy dostrze­gać swoją śmieszność od tym względem. No i oczywiście, jak daleko w głąb? Złoża minera­łów pod twoim terenem - należą do dębie? Czy Arabia Saudyjska, bez obrazy dla żadnego kon­kretnego miejsca/ rzeczywiście posiada zasoby kryjące się we wnętrzu Ziemi/ ropę naftową? A jeśli tak/ jak daleko w głąb sięga tytuł włas­ności? Niektórzy upieraliby się/ że po kres pla­nety - dochodząc do powierzchni drugiej strony.

To oznacza/ nawiasem mówiąc/ że każdy jest właścicielem wszystkiego/ bo jeśli naprawdę po­siadasz Ziemię pod stopami tak daleko w głąb, jak zdołasz dotrzeć do przeciwległej strony, to jesteś również jej posiadaczena^po drugiej stro­nie. Nie jest moim zamiarem sprowadzenie tej kwestii do absurdu/ niemniej chcę podkreślić/ że prędzej czy później rozwiniemy swą świa­domość na tyle/ aby pojąć/ że nie mamy rzeczy na własność/ jesteśmy tylko zarządcami. Kiedy osiągniemy ten poziom/ przestaniemy wyzyski­wać ziemię/ niszczyć środowisko naturalne/ do­puszczać się tych wszystkich rzeczy/ jakich do­puszczamy się wobec Gai/ naszej planety/ po­nieważ wydaje się nam/ że mamy do tego pra­wo/ bo przecież jest nasza. //To stanowi moją własność. Mogę z tym robić/ co mi się podo­ba". Wyobrażam sobie gospodarkę w dwudzies­tym pierwszym wieku/ w ramach której nie bę­dzie mogło zaistnieć pojęcie własności pozwala­jące na niszczenie czegoś wedle własnego widzi­misię/ ponieważ kupiliśmy do tego tytuł włas­ności/ bez względu na skutki/ jakie to wywołuje dla nas wszystkich.

Widzę też drugi wymiar gospodarki dwu­dziestego pierwszego wieku - kiedy stanie się dla wszystkich jasne/ że wszystkiego jest dość/ wystarczy na tyle/ aby podzielić się tym/ czego naszym zdaniem potrzeba nam do szczęścia.

Już teraz na świecie wszystkiego jest pod do­statkiem/ ale miliony ludzi nie przyznałyby mi racji. Powiedziałyby: //Wiesz co/ Neale? Możesz sobie tutaj siedzieć i rozprawiać o tym/ że star­czy wszystkiego/ ale my głodujemy. Brakuje nam żywności. Brakuje nam dachu nad głową. Bra­kuje nam ubrań. Brakuje nam pieniędzy. Braku­je nam tych wszystkich dóbr/ w jakie ty najwy­raźniej opływasz".

Cóż/ to prawda. Brakuje im tego/ ale nie dla­tego/ że tych rzeczy jest za mało/ lecz ponieważ ci/ którzy mają/ nie chcą się nimi podzielić. To ta­jemnica poliszynela/ że dziewięć dziesiątych bo­gactw naturalnych świata skupionych jest w rę- kach jednej dziesiątej jego mieszkańców. Czy to w porządku? Czy to sprawiedliwe? Czy to przy­stoi społeczeństwu/ które podaje się za wysoce rozwinięte/ świadome/ oświecone?

Jakim sposobem/ mocą Jakiego rozumowania/ społeczność złożona z wysoce rozwiniętych istot pozwala sobie uznać za uzasadnione skupienie dziewięciu dziesiątych zasobów w rękach jednej dziesiątej ludności? Odmawiać równego ich roz­dzielenia: //Nie rozumiecie? To moje/ kupiłem to/ zapracowałem na tó^nie możecie mi tego ode­brać". To niesamowite/ż&dziewięć dziesiątych mieszkańców świata/ która nie ma dostępu do tych zasobów bardziej się nie burzy i nie sieje spustoszenia na większą skalę/ niż potraficie so­bie wyobrazić.

To naprawdę niesamowite/ a powodem/ dla którego nie występują liczniej/ jest dobroć ludz­kiego serca/ a także niewiedza/ w jakiej pogrą­żony jest ogół mieszkańców świata. Stąd wyni­ka opór establishmentu przed dopuszczeniem rzesz biedaków do nauki. Wiedza to potęga/ a im więcej będą wiedzieć/ tym lepiej dostrze­gać będą rażącą niesprawiedliwość obecnego systemu rozdziału dóbr i rozdziału zasobów planety. Więc wyobrażam sobie gospodarkę w dwu­dziestym pierwszym wieku/ która uzna oczy­wistość tego wszystkiego/ będzie widzieć całą niesprawiedliwość i w końcu coś z tym zrobi, I co ciekawe/ możemy coś osiągnąć/ bez odbie­rania obecnym posiadaczom/ tyle że poczują się zubożali. Nawet nie wiem, ile trzeba by mi odebrać/ abym poczuł się zubożały.

Żyłem na ulicy. Prawie rok spędziłem na uli­cy/ zbierając puszki w parkach/ utrzymując się z pięciocentowej kaucji. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Znam różnicę między takim ży­ciem a moim obecnym. I można by mi zabrać dziewięć dziesiątych tego/ co dziś posiadam/ a mimo to nie zbliżyłbym się nawet do tamtego poziomu. Ile stanowi dość? To kwestia/ przed którą stoi jedna dziesiąta ludności świata/ któ­ra skupia w swoich rękach dziewięć dziesiątych jego zasobów. Ile stanowi dość? I ile muszą lu­dzie wycierpieć, abyś się nasycił? To nie jest bynajmniej kwestia ekonomiczna. To kirestia du­chowa.

Nawiązując do pytania poprzedniczki dotyczącego obfitości, w pierwszej księdze Rozmów z Bogiem/ urzeczywistnianie przebiega, można by rzec, w trzech etapach - myśl, słowo i czyn. Padła tam sugestia, że jeśli chce się zacząć urzeczywistniać, należy odwrócić te kolejność. Postępować jak gdyby... Czy mógłbyś się do tego ustosunkować, w uzupełnieniu tej wcześ­niejszej wypowiedzi.

Owszem/ są trz^ poziomy - dziękuję ci. Two­rzenie przebiega na\frzech poziomach. Wszyscy jesteśmy istotami troistymi/ złożonymi z ciała, umysłu i ducha - tak jak Bóg. Każdy z nas to indywidualna replika triady energii/ którą zwie­my Bogiem. W naszym języku triadę tę określa­my jako ciało/ umysł i ducha. Jesteśmy więc wy­posażeni w trzy ośrodki tworzenia lub trzy na­rzędzia: ciało/ umysł i ducha.

Kiedy myślisz/ wytwarzasz we wszechświecie energię/ a jeśli myślisz o czymś dość często i dość długo/ wywołasz w swoim życiu fizyczny przejaw. Doświadczyliście tego? Niemal wszys­cy tego doświadczyli. W 1946 r. pewien facet napisał na ten temat książkę/ która stała się best­sellerem/ The Power of Positwe Thinking (Moc myślenia pozytywnego). Ten pisarz Nowej Ery na­zywał się Norman Vincent Peale.

Drugim poziomem tworzenia są słowa. Jak mówisz/ tak też ci się stanie- Więc twoje słowo

jest w rzeczywistości formą energii. Z pomocą słów wytwarzasz energię/ energię stwórczą. Jeśli wypowiadasz coś dostatecznie często/ dostatecz­nie głośno/ zaręczam wam/ że to dojdzie do skut­ku. Gdy dwoje lub więcej zaczyna mówić to sa­mo/ zapewniam wam/ że to dojdzie do skutku. A gdy zbierze się grupa ludzi i zaczyna mówić to samo/ to nie może wręcz nie dojść do skutku. Nazywa się to świadomością zbiorową i dlate­go też/ nawiasem mówiąc/ świat wygląda tak/ jak wygląda. Ponieważ nasza świadomość zbio­rowa nie dała się podnieść do poziomu indywi­dualnej świadomości tak wielu z nas- Toteż na­szym zadaniem jest wznieść na wyższy poziom świadomość ogółu.

Nie ma _na świecie rzeczy potęzmejsąei-od świadomości zbJQrowej_JKażdy nauczyciel wy­wodzący się z dowolnej duchowej tradycji po­wiadał zawsze/ w tej lub innej formie/^ jjebroć „dwoje lub więce) się zbierze". I to prawda. Świat/ który widzimy/ i wszystko/ co się w nim znajduje/ począł się z myśli. To/ co dostrzega­my na co dzień/ przeważnie stanowi rezultat myśli podzielanych przez wielu ludzi. Z pew­nością dotyczy to większości naszych instytucji/ naszych politycznych/ oświatowych/ duchowych i społecznych rozwiązań, naszych ustrojów go­spodarczych również. Jeśli więc uda nam się wpłynąć na świadomość zbiorową/ możemy zmienić ramy/ wyznaczniki całego naszego do­świadczenia na tej planecie. Dlatego dąży do te­go niemal każdy. Starają się tego dokonać środ­ki masowego przekazu, ^a^jym ppkga^^olity-ka: na kształtowaniu świadomości ogółu. |

Potrzebny'^eirJecrnaK~^wr'or'w~s^^ ja­kimi urabiamy świadomość zbiorową. Dość już mamy polityki/ starczy też oddziaływania spo­łecznego. Może by teraz dla odmiany-wywrzeć duchowy wpływ na zbiorową świadomość? Jeśli zdołamy ukształtować nową ogólną świadomość naszej duchowej prawdy/ najwyższej prawdy/ jaka tkwi głęboko w nas wszystkich/ zmienimy świat z dnia na dzień/ dosłownie. Z dnia na dzień! ^

Dlatego tak ważne są dla tej planety książki takie jak Rozmowy z Bogiem i dlatego stanowią takie zagrożenie dla pewnych kręgów establish­mentu. [Ponieważ ustanawiają bezpośrednie po-

„———t^^-^^^^^^^^^^^!^^-.-.^ - • -„.„-——•'-

i . . ~ e. .1 ^ f ł ^•"^'^łteft^ft^t-łły^T-fłłt.'-^^™^—'—^

łączenie ze świadomością ogółu, i

łułgag.''^ s »^^J,4^. -—-^..„.kub-'-"!^'"^-'••--^[-^"••"""——^fc.SŁ-ua.,^. -1

Czy zbiorowa świadomość ma znaczenie? Jeszcze jakie. Dlatego trzeba bardzo uważać na to/ co ukazuje się na ekranach telewizyjnych/ w kinach albo w druku. Musimy zwracać uwa­gę na to/ co dopuszczamy do swoich umysłów i co dociera do innych z naszego wyboru.

Należy podjąć starania na rzecz stworzenia nowej, świadomości zbiorowej/ również w zna­czeniu bycia świadomym swego istnienia w zbio­rowości/ bycia świadomym naszego wspólnego zbiorowego doświadczenia. Tak naprawdę cho­dzi o to/ że potrzebna jest powszechna świado­mość naszej jedności " tego, że w istocie two­rzymy jeden Zespół i wszyscy do niego nale­żymy. Nikt nie jest z niego wyłączony. I nikt w obrębie tego zespołu nie jest lepszy od in­nych. Niesamowita idea-

Oczywiście/ nasze czyny stanowią trzeci etap tworzenia - to/ co wykonujemy z pomocą tego olbrzymiego/ olbrzymiego skupiska energii/ Ja­kim jest nasze ciało. To bardzo toporny sposób tworzenia - bardzo toporny.'"Chodzr"mT~ o to/ że w tej chwili przemieszczam powietrze. Po­ruszenie ręką w powietrzu powoduje olbrzymi/ olbrzymi przepływ energii. Można dosłownie przepychać energię w czyjąś stronę.

Czy zdarzyło się wam, że kiedy coś wam do­legało/ ktoś stanął przy was i tylko przyłożył wam ręce do głowy i nic więcej? I po pięciu minutach - czasami po pięciu sekundach - za­czynacie czuć to ciepło/ te wibracje. I niech mnie licho/ jeśli nie powiecie wtedy^Nie wiem, jak to sprawiłeś/ ale czuję się znacznie lepiej".

Jeśli posuniecie się jeszcze dalej... pokażę to na przykładzie tej pani tutaj/ która/ tak się skła­da/ jest moją żoną. Jeśli posuniecie się jeszcze dalej i dotkniecie siebie nawzajem, mogą wy­mknąć z tego cudowne rzeczy. To ta energia... Mogą wyniknąć z tego cudowne rzeczy. Ponie­waż energia ta jest bardzo toporna i niezbyt wielka. Bardzo ciężka/ bardzo/ bardzo nama­calna.

W życiu pojawia się jednak taki problem, że najczęściej ludzie myślą jedno/ mówią drugie/ a robią trzecie. Nie są konsekwentni. Myślą Jedno/ a robią co innego. Albo mówią coś/ ale myślą inaczej. Albo nie mówią/ co myślą/ czy robią inaczej, niż mówią. O ile wiem, nie do­tyczy to nikogo z tutaj zebranych. Ale mnie zdarzyło się wiele razy doświadczać sprzecz­ności między moimi trzema ośrodkami tworze­nia. Więc często nie mam ochoty mówić lu­dziom/ co właściwie myślę/ bo nie jestem z te­go dumny. W takim razie dlaczego w ogóle tak myślisz? Bóg jeden raczy wiedzieć- Albo/ od niedawna/ zacząłem śledzić swoje myśli. I kiedy zakrada się myśl/ której już nie wybieram/ bo nie odpowiada temu, kim jestem, puszczam ją mimo. Puszczam ją wolno. A kie­dy puszczasz ją wolno/ traci nad tobą władzę. To zaleta tej energii, że jest taka lekka, eterycz­na. I musicie tak długo myśleć/ myśleć/ myśleć, //umyślicie" tak, że stanie się ciężka od zbiorowej energii.

Więc w twoim życiu nastąpi zwrot, kiedy zaczniesz mówić/ co myślisz i robić, jak mó­wisz. Staniesz się konsekwentny/ wewnętrznie spójny. Zaczniesz tworzyć w oparciu o wszyst­kie trzy ośrodki tworzenia. I nagle zaczniesz powoływać do istnienia nadzwyczajne rzeczy w swoim życiu w bardzo krótkim czasie.

Ale jak brzmiało pytanie?

Dotyczyło tego ustępu o przechodzeniu od myśli do stówa i czynu. Padła tam sugestia, że jeśli od­wrócimy ten proces, to możemy wpływać na to, co urzeczywistniamy. Chciałem, żebyś to przybliżył i rozwinął.

Dziękuję. Dziękuję za sprowadzenie mnie na właściwe tory. Musicie mnie pilnować, bo od- biegam od tematu. Chociaż właściwie daleko nie odbiegłem. Zatem myśl/ najbardziej^eterycz-na postać, czy najlżejsza/ żebyJ^osłuzyć się pro­stym określeniem - to najlżejsza postać stwór­czej energii. Natomiast czyn, działanie/ o czym zacząłem mówić/ to naprawdę gęsta forma ener­gii/ toporny sposób wprawiania jej w ruch. Więc najprędzej można powołać coś do istnienia w naszej rzeczywistości fizycznej odwracając nor­malny proces tworzenia.

Zazwyczaj wychodzimy od myśli, //Myślę/ że pójdę na to przyjęcie". Następnie mówimy coś w związku z tym. Na przykład: //Matyldo/ przyj­dę na twoje przyjęcie dziś wieczorem". I wtedy robimy coś w związku z tym/ pojawiamy się na przyjęciu. //Oto Jestem. Tak jak mówiłem". Tak mniej więcej przebiega proces tworzenia rzeczy w naszej rzeczywistości.

Wszystko/ co mamy tutaj w tej sali przed oczami, było kiedyś w gruncie rzeczy myślą powstałą w czyjejś głowie. Nie ma takiej rze­czy/ która nie zaczęła się jako myśl powsta­ła w czyjejś głowie. Ale jeśli naprawdę chcesz zabawić się w hokus-pokus z wszechświatem i robić czary z samym tworzywem życia/ od­wróć wzorzec myśl/ słowo/ czyn. Postaw go na

głowie i zacznij od czynu. Czyli: działaj jak gdyby.

Wiele mówiliśmy o obfitości podczas wspól­nie spędzonego tu czasu. Jeśli chcesz doświad­czyć obfitości/ bi^dź obfitością i postępuj jak ob­fitość/ uosobiona. Dlatego jeśli zostało ci wszyst­kiego pięć dolarów/ idź do sklepu i rozmień je na pięć jednodolarówek. Weź te pięć jednodola-rówek/ przejdź się ulicą i daj po dolarze każdej z pięciu napotkanych osób/ które mają jeszcze mniej od ciebie- Znajdziesz takie osoby bardzo łatwo. Zawsze znajdziesz kogoś/ kto będzie miał mniej niż ty/ niezależnie od tego/ Jak mało sam w swoim mniemaniu posiadasz. Nie dlatego/ że świat jest takim okropnym miejscem/ lecz po­nieważ ty sam stworzysz to w swojej rzeczywis­tości, aby zapewnić sobie doświadczenie/ o ja­kim mówię.

Więc idziesz ulicą. I zauważasz... przy okazji/ kiedy widzisz tę osobę biedniejszą niż ty/ nie lituj się nad nią. Wiedz/ że sam ją tam umieś­ciłeś. Stworzyłeś to doświadczenie. Wprowadzi­łeś tę osobę do swojej rzeczywistości. To trochę tak/ jakbyś miał uwierzyć w bajki. Musisz przy­jąć/ że tak właśnie się to odbywa. W przeciw­nym razie ujrzysz duszyczkę i zaczniesz się nad nią litować. Nie lituj się nad nikim. Okaż troskę/ okaż miłość. Ale nie miej ^złudzeń: mi­łość to nie litość. W istocie/ litość Jest tak od­legła od miłości/ jak tylko to możliwe. Nie kie­ruj się więc litością/ kieruj się współczuciem.

Głos współczucia/ który odzywa się w twojej głowie/ mówi: //Och/ oto ktoś/ kto uważa/ że nie ma tego, co mógłby mieć w życiu. Oto ktoś/ kto wciąż tkwi w pułapce przekonań/ na pod­stawie których powstaje obraz rzeczywistości in­ny od mojego i inny od Najwyższej Prawdy". Współczujcie, lecz nie litujcie się.

Miejcie też świadomość/ że ta osoba mogła się tam pojawić w wyniku wcześniejszych usta­leń. Chyba odegram dziś na ulicy rolę obdartusa. Będę ćwiczył tę rolę przez trzydzieści sześć lat/ tak że kiedy o piątej po południu Neale Donald Walsch będzie szedł ulicą/ może na mnie się natknąć. Będę mógł pokazać się od tej strony w jego życiu/ dać mu szansę dostrzeżenia jego własnej obfitości. Da mi dolara/ jednego z ostat­nich pięciu/ jakie mu zostały i wprowadzi wiel­ką zmianę do mej rzeczywistości. Ponieważ dla mnie dolar to mnóstwo pieniędzy. Od ludzi do­staję same pięciocentówki i dziesięciocentówki. Ten facet daje mi dolara. I potem pójdę swoją drogą/ wywiązawszy się z kontraktu na poka­zywanie się przez trzydzieści sześć lat na rogu tej ulicy.

Postawmy sprawę jasno/ nic nie dzieje się przez przypadek. Nasze drogi krzyżują się w najbardziej zagadkowy sposób/ odnajdujemy się/ nieraz po dwudziestu latach. Są rzeczy na nie­bie i na ziemi... o Jakich nie śniło się filozofom. Wiedzcie/ że nie ma przypadków i nie ma wy­padków.

Więc idziesz ulicą i rozdajesz swoje ostatnie pieniądze. Co się wtedy dzieje? Odwróciłeś wzo­rzec myśl/ słowo/ czyn. Postępujesz teraz tak, jak postąpiłaby osoba kierująca się poczuciem obfitości. Oddajesz to/ czego oddania nie bra­łeś pod uwagę w najśmielszych przypuszcze­niach/ zanim podjąłeś taką decyzję/ bo sądziłeś/ że masz za mało. Ale teraz widzisz jasno/ że masz aż nadto - tyle/ że postanawiasz dać to innym.

Rozdając to/ tworzysz doświadczenie na po­ziomie ciała/ które jest bardzo toporną postacią energii. Ciało dokonuje spostrzeżenia: „O, kur­czę/ rozdaję pieniądze. Patrzcie no. Rozstaję się z nimi". To trochę tak jak podczas niedzielne­go nabożeństwa. Znasz swój stosunek do pie-

niędzy. Kiedy podsuwają ci tacę w kościele w niedzielę rano/ sięgasz po portfel. //Daję ca­łego dolara. Widzisz, Miidred? Tam jest taca. To dopiero było kazanie. Niech będzie pięć do­larów. Znakomite kazanie".

Wyjmij dwadzieścia. Wyciągnij książeczkę cze­kową i wypisz czek na sto. Niech twój kościół wie/ jakie ma dla ciebie znaczenie. Jeśli chodzisz do kościoła/ do synagogi czy innego miejsca kul­tu i wychodzi ci to na dobre, wyjmij książecz­kę i wypisz czek na 150 dolarów. Zrób to tylko raz. Niech twój kościół/ twoja synagoga wie. //Oto jak ważne jest dla mnie to miejsce. Wyda­ję takie pieniądze na wszelkiego rodzaju bzdu­ry/ rzeczy bezsensowne". Czyń to za każdym razem/ kiedy napotkasz coś/ co ma dla ciebie sens. Daj/ daj/ daj/ cokolwiek masz/ na coś/ co uważasz za sensowne. Przekonasz się/ że to się opłaca.

Albowiem to/ co oddajesz drugiemu/ dajesz sobie/ gdyż to/, co _od ciebie wychodzi/ do ciebie wraca. Pieniądze tracą wartość z chwilą/ kiedy próbujesz się ich kurczowo trzymać- Pieniądz ma wartość tylko wtedy/ gdy gotów jesteś go wydać. To dla tych/ którzy oszczędzają pienią­dze: nic nie oszczędzacie. Wiecie/ że dotyczy to również gospodarki światowej? Im dłużej oszczę­dzasz pieniądze/ tym bardziej tracą na wartości. Aby jakoś to ludziom wynagrodzić, wymyślono coś/ co się nazywa oprocentowaniem/ to ma nas przekonać, że trzymanie się pieniędzy pozwala nam zwiększyć ich wartość. Masz szczęście, jeśli uda ci się zachować wartość pieniędzy przez ten czas.

Nie, nie/ jeszcze raz nie. Pieniądz nabiera naj­większej wartości, kiedy wypuszczasz go z ręki. Ponieważ daje ci moc bycia czymś/ robienia czy posiadania czegoś, co dla siebie wybierasz. Pie­niądz ma wartość jedynie, kiedy wypuszczasz go z ręki. Ale my tworzymy te sztuczne, jak mówi­łem/ sztuczne ekonomiczne mechanizmy zwane stopami oprocentowania/ aby zachęcać ludzi do gromadzenia pieniędzy. Odłóżcie trochę/ jeśli chcecie. W porządku. Sam niewiele odkładam. J^^zasadzie tylko obracam pieniędzmi. Wiecie/ piemądz jest^ciagle-w-^udiu^,-..

Ale odpowiadając na twoje pytanie, kiedy od­wracasz wzorzec Być-Robić-Mieć. zaczynasz po-

,. •i,.^'JZ.'^.'.-;v..'n—^^,y-^„^-^' J i

stepować jak gdyby, i do twojego ciała na pozio­mie komórkowym, stopniowo dociera, za kogo naprawdę się uważasz. Kiedy byłem dzieckiem, ojciec mówił mi: //Za kogo, do cholery/ ty się

właściwie uważasz?". Przez całe życie staram się sobie odpowiedzieć na to pytanie. Moje cia­ło próbuje zrozumieć/ co o tym myślę-

Kiedy moje ciało wkracza w pole topornej energii/ zaczyna wprawiać rzeczy w ruch - na przykład/ zaczyna rozdawać rzeczy. Moje ciało nagle... to tak jak z włosami - układacie swoje włosy, co? Ja układam. Od lat czeszę się w ten sposób- Moje włosy są //wyćwiczone". Można tak wyćwiczyć całe ciało/ nie tylko włosy. I two­je ciało zaczyna odbierać przekaz: //Mam to/ co pragnąłbym otrzymać. Już to mam". Kiedy prze­łamiecie tę olbrzymią barierę... wszystko się zmienia. Ponieważ uważacie, że nie macie i dla­tego staracie się dostać to/ czego nie macie/ czyli więcej pieniędzy. Ale z chwilą gdy to pojmie­cie/ już to macie; potem pozostaje tylko kwestia/. ile zer następuje po pierwszej cyfrze. Rozumie­cie? Odkryjesz/ że to, co od ciebie wychodzi/ naprawdę do ciebie wraca. Nie wskutek praw­dziwej magicznej sztuczki z wszechświatem/ lecz dlatego/ że wreszcie poznałeś prawdę o so- ' bie- W uniwersalnym/ kosmicznym wymiarze. _J/Vszechświat nigdy nie sprzeciwia się twojej

myśli na swój temat. Tylko ]ą hoduje: Słyszełiś-3"-" "erę7" Powiedziałem/ że WszečnSWtar nigdy ftie^

sprzeciwia się twojej myśli na swój temat. Tylko ją hoduje. Wszechświat jest cudowny. Ponieważ rośnie na was Bóg. Widzicie/ Bóg jest niczym nawóz wszechświata. Pomyślałem/ że powiem coś absolutnie skandalizującego. Absolutnie skan-dalizującego. Takie zestawienie/ po to/ aby prze­konać się, czy wasze umysły mogą pomieścić najbardziej skandalizującą myśl. Ponieważ - mó­wiłem to w jak najbardziej pozytywnym sensie /- Bóg jest tym/ co umożliwia wzrost. I sprawi/ ! że wy będziecie wzrastać. Czy teraz jest to nie-

! co jaśniejsze?

i~^~~V\/lęc cokolwiek sobie zamyślicie robić czy mieć/ czymkolwiek pragniecie być/ oto tajem­nica/ oto prawda: cokolwiek sobie zamyślicie robi^cz^^n^ec^GZ^nkob^^^ra^ być/

„„sprawcie/ aby stało się udziałem drilgiego^Upa-trujcie w soBie źródła raczej niż odbiorcy'"tego/

^źegcr-życzynByścię, sobie w życiu. Albowiem" w rzeczywistości nie jesteście, odbiorcą/ lecz Oy-liscie„ T zawsze będziecie, źródłem. Kiedy wyo­brażacie' sobie/ ze jesŁeścfe^ źródłem tego/ co pragnęlibyście otrzymywać/ naraz odkrywacie w sobie wielkie zasoby. Stajecie się zasobni. Posiadacie czarodziejską moc zmieniania siebie w niewyczerpany róg obfitości.

Są jeszcze jakieś pytania? Postaram się mó­wić tak jasno jak to możliwe. Jak brzmi pyta­nie?

Słyszę i rozumiem, co mówisz. Ale czy mógłbyś jakoś odnieść się do kwestii oporu, na jaki natra­fiamy w głębi duszy, kiedy podejmujemy działanie, ponieważ jest we mnie przekonanie, lek, że gdy to oddam, stracę to. Więc w tym właśnie tkwi sęk, w tym oporze, że tak powiem. Ciekawi mnie, jak ty sobie z tym radzisz.

Jeśli chcesz wiedzieć, w co naprawdę wie­rzysz/ jeśli istotnie chcesz poznać swoje prze­konania, które, ciśnie mi się na usta słowo „rzą­dzą", które rządzą twoim życiem, popatrz, co wywołuje twój opór. I co najważniejsze/ po­patrz, co wzbraniasz się zmienić.

Nie ma tu żadnej tajemnicy: opór budzi to, z czym nie chcemy się rozstać, a to/ z czym nie chcemy się rozstać, stanowi nasze głębokie przekonania. To dość oczywiste, to żaden se­kret. Ale czasami właśnie najbardziej oczywiste rzeczy nam umykają/ nie bierzemy ich pod uwa­gę. Więc zawsze kiedy widzę, jak ktoś mocno broni się przed jakąś sugestią, zmianą, ideą/

koncepcją, mówię mu - zobacz, czy nie kryje się za tym jakaś głęboko wyznawana prawda... coś, co wzbraniasz się zmienić. Potem zastanów się, czy takie kurczowe trzymanie się tej praw­dy naprawdę ci służy. Dokładnie się przyjrzyj/ czy tak prawda ci służy. To zadziwiające. Jak niewiele z głęboko wyznawanych przez nas prawd wychodzi nam na dobre.

Kiedy ja dokonałem przeglądu prawd, jakie tkwiły we mnie głęboko i poddałem je proste­mu sprawdzianowi, zadając sobie pytanie „czy służy mi obstawanie przy tej prawdzie?"/ za­skoczyła mnie ilość tych głęboko wyznawanych prawd, od jakich postanowiłem się uwolnić, od razu. Były wśród nich dość osobliwe przekona­nia, w tym i takie, o których wstyd mi niemal mówić/ na przykład: //Nie jestem zbyt atrakcyj­ny". To znaczy, w sensie fizycznym.

Opowiem wam w związku z tym anegdotę. Nie ma to nic wspólnego z pieniędzmi, ale chcę się tym z wami podzielić- Pamiętam, jak kiedyś byłem z naprawdę bardzo atrakcyjną kobietą. Piękną kobietą. Stałem przed lustrem - właśnie wybieraliśmy się gdzieś razem; mieszkaliśmy ze sobą. Spojrzałem na jej odbicie w lustrze i po­wiedziałem: //Wiesz/ jesteś taka śliczna/ dlaczego/łaściwie zadajesz się z kimś o takim wyglą-Izie jak: ja?".

Czyż to nie osobliwe stwierdzenie? Pokazuje/ ikie miałem ruskie poczucie własnej wartości. .ecz powiedziałem to tak czy owak/ a jej reakcja nnie zdumiała. Czesała właśnie włosy. Rzuciła p-zebień na walizeczkę na kosmetyki/ zdjęła kol-zyki/ które upuściła na blat i zaczęła zdejmo­wać naszyjnik - i wtedy powiedziałem: //Co ty yyprawiasz?".

Ona odparła: //Nie wyjdę z kimś/ kto ma ta-ae niskie mniemanie o..." Spodziewałem się/ że >owie/ //o sobie". Lecz ona powiedziała: //kto na takie niskie mniemanie o mnie".

//Co takiego?"/ mówię do niej. //Kto niby ma akie niskie mniemanie o tobie?".

Ona na to: //Uważasz/ że mam taki okropny rust? Czy tak właśnie o mnie myślisz? Chcę/ sebyś wiedział/ że mam dobry gust/ i obrażasz nnie takimi pytaniami".

Nie przyszło mi to nigdy do głowy. Ciekawe/ ?rawda? Nie wiem właściwie/ dlaczego opowie-iziałem wam tę historię; może dlatego/ że uświa-iomiła mi coś/ z czego nie zdawałem sobie spra­ny. Miałem dziwne wyobrażenie o sobie/ któ­rego ona wcale nie podzielała. Sporządziłem więc listę tych przekonań/ które wzbraniałem się zmienić/ wszystkich/ od przy­ziemnego przekonania o własnej nieatrakcyjnoś-ci/ do znacznie donioślejszych: Bóg nie jest po mo­jej stronie; życie jest ciężkie; wszyscy są prze­ciwko mnie; na układy nie ma rady; zwycięzca zgarnia wszystko; przetrwanie najlepiej przysto­sowanych - głęboko zakorzenione prawdy/ któ­re rządziły moim życiem. Zadziwiająca Jest licz­ba tych prawd/ które nie wychodzą mi na dobre.

Więc powiadam ludziom/ kiedy widzę/ jak się opierają czemuś: przyjrzyjcie się temu do­brze. Tam kryje się wasza prawda. Zobaczcie/ czy ta prawda wam służy. Idę o zakład/ że w ośmiu przypadkach na dziesięć ta prawda Już wam nie służy. Czy kiedyś mieliście z niej po­żytek? Możliwe. Czy teraz macie z niej poży­tek? Nie sądzę. A umacniasz to/ przed czym się bronisz. Tylko to/ co dostrzegasz i uznasz za swoje/ może zniknąć z twego życia. Spra­wiasz/ że znika/ w prosty sposób: zmieniając swoje zdanie na jego temat.

Ja wyczuwam opór i nie zwracam na niego uwagi. Dlatego/ że jestem teraz mądrzejszy. Wiem/ że umacniasz to/ przed czym się bronisz/ to/ czemu zaglądasz prosto w oczy/ znika. Więc ilekroć czuję wewnętrzny opór przed czymkol­wiek, wiem/ że tam właśnie kryje się prawda, tuż za tym oporem. Obojętnie/ gdzie w mojej rzeczywistości i jaki pojawia się opór/ wiem/ że za nim kryje się największa prawda. Ta wiedza pozwala mi witać z otwartymi ramionami to niewygodne uczucie. Wiecie/ życie zaczyna się tam/ gdzie kończy się strefa wygody.

Kiedy mówię/ że życie zaczyna się tam/ gdzie kończy się strefa waszej wygody/ mam na myśli to/ że po przeciwnej stronie waszej wygody na­potkacie wyzwanie... napotkacie najwspanialszą szansę. Wszyscy jesteśmy wygodni/ lubimy nie tylko wygodę pod względem fizycznym/ ale również umysłowym. Lecz umysłowa wygoda oznacza umysłowy zastój. Ogarnia nas drętwo­ta/ na umyśle i na duchu też. A życie pełne wrażeń rozciąga się na skraju tego wszystkie­go. Po przeciwnej stronie obszaru/ na którym czujemy się wygodnie. Poczucie wygody kryje w sobie niebezpieczeństwo - hamuje rozwój. Nie uczymy się niczego/ nie wzrastamy. Owszem/ jest nam wygodnie/ ale niczego nie dokonaliś­my/ jeśli chodzi o rozwój.

Więc zawsze patrzę/ co jest dla mnie niewy­godne i wchodzę w to. Ponieważ to/ co jest dla

mnie niewygodne/ ostatecznie przyczyni się do mojego wzrostu/ sprawi/ że rozrosnę się w więk­szą wersję siebie. Dlatego też zawsze bacznie przyglądam się temu/ co jest dla mnie niewy­godne.

Podam wam przykład: oglądałem film osiem czy dziesięć lat temu - zagraniczny film/ nie amerykański - i pokazywano na ekranie bar­dzo żywą scenę miłosną- To była bardzo dy­namiczna scena/ dużo nagości/ dużo smaczku. I oglądając ją poczułem się mocno nieswojo. Pomyślałem sobie //Co jest w tym takiego/ że czuję się nieswojo?"- Dlaczego bez mrugnięcia okiem patrzę na sceny/ w których Sylvester Stallone rozwala ludziom głowy? Przyglądam się scenom pełnym przemocy i okrucieństwa i jestem nawet lekko ubawiony, ale żadnego skrępowania, żadnej niewygody- Lecz kiedy patrzę na ten akt seksualny na ekranie/ na to spełnienie namiętności/ jakaś cząstka mnie jest zażenowana.

Miało to miejsce osiem czy dziesięć lat temu/ od tego czasu sporo się nad tym zastanawiałem. Co takiego w tej scenie było przyczyną mojego zażenowania? Wziąłem byka za rogi i znalazłem odpowiedzi na to pytanie/ które gruntownie od-

mieniły moje życie i moje doświadczenie włas­nej seksualności/ kontaktów z innymi ludźmi, chęci radowania się tym podstawowym skład­nikiem mojej natury.

Zmieniłem również mój stosunek do przemo­cy. Na widok przemocy na ekranie doznaję do­kładnie tego samego uczucia co niegdyś/ kiedy oglądałem celebrowaną bez osłonek ludzką sek­sualność. Teraz mogę oglądać doświadczenia te­go rodzaju na ekranie z pełnym komfortem psy­chicznym. Natomiast widok ukazywanej bez osłonek przemocy odrzuca mnie/ nie bawi mnie - przestaje być dla mnie do przyjęcia,

Posłużyłem się prostym przykładem/ ale cho­dzi o to/ że nauczyłem się nie uciekać od tego/ co jest dla mnie niewygodne/ ale wręcz przeciwnie/ otwierać się na doświadczenie tego/ gdyż kryje się tam pewnie coś/ co chcę uzdrowić/ albo przy­najmniej zbadać/ aby sprawdzić/ czy służy mi odczuwanie przez to niewygody.

Więc kiedy mówię/ że życie zaczyna się tam/ gdzie kończy się strefa twojej wygody/ dokładnie to mam na myśli. Po tej stronie nie ma praw­dziwego życia/ tu panuje martwota. Myślę/ że ludzie powinni odczuwać niewygodę co naj­mniej sześć razy dziennie. A jeśli nie odczu- wasz/ zrób coś, co jest dla ciebie krępujące. Wy-"glos^pFzemowę/ zaśpiewaj piosenkę/ zatańcz. Pójdź na film z mnóstwem scen erotycznych.

Więc w chwili kiedy zaczynam odczuwać dys­komfort/ mówię sobie: //Oho! Znowu to uczucie dyskomfortu. Tak/ tak/ niech mnie ogarnie'7. Właściwie wygodnie jest mi z tym poczuciem niewygody - jeśli to nie brzmi bezsensownie.

Rozumiecie tę Boską Dychotomię? Znajduję komfort w swoim dyskomforcie/ tym początko­wym - //Och/ nie/ tylko nie to" czy //To nie dla mnie". Stawka poszła w górę. Poproszono mnie o datek na bardzo zbożny cel i zapisałem sobie myśl - //No cóż/ pokaż w działaniu to/ co głosisz". Więc wypisałem czek na dziesięć tysięcy dolarów na tę konkretną sprawę. Wy­pisuję ten czek i odzywa się we mnie głos: //To nie jest mało/ nawet jak dla mnie...". Sapię cięż­ko/ wzdycham/ wiecie. Wypisałem czek, włoży­łem do koperty. Naprawdę mam to wysłać? Ale to uczucie niewygody/ to //No nie wiem/ na­prawdę nie jestem pewny" oznacza/ że jestem absolutnie pewny. Oznacza to/ że przemawia do mnie to/ co we mnie najszlachetniejsze/ tak/ że rozchodzi się po wszystkich komórkach me­go ciała/ co wcześniej nazywałem dyskomfor- tem/ a teraz zwę znakiem od Boga. Nie odsu­wajcie się od niego/ zanurzcie się w nim.

Ilekroć odmówiłem sobie doświadczenia włas­nej wielkości/ działo się tak dlatego/ że odsuwa­łem się od poczucia niewygody zamiast zanu­rzyć się w nim - i odcinałem się od własnej ra­dości. Nie raz na jakiś czas/ nie sporadycznie. Za każdym razem.

Mogą odezwać się głosy: //Co z ostrożnoś­cią?". Ja powiadam na to: //Pal licho ostroż­ność. Co macie do stracenia oprócz wszystkie­go?". Dopóki nie będziecie gotowi stracić wszyst­ko/ nie możecie mieć wszystkiego. Wydaje się wam/ że chodzi o to/ aby trzymać się tego/ co już macie. Lecz to/ czego się trzymacie/ prze­cieknie wam przez palce. A to/ co wypuścicie z rąk/ zwróci się wam po siedmiokroć. Ponie­waż trzymanie się czegoś za wszelką cenę to dobitne oświadczenie, że jesteś oddzielony od tego i od całej reszty.

Widzicie/ ja jestem tutaj/ a wy tam, I ja mam to i muszę tego strzec-

Ale zwolnienie chwytu/ to dobitne oświadcze­nie/ że jasno widzisz/ iż nie ma granicy między tobą i mną. Dlatego też kiedy oddaję ci coś/ daję z powrotem sobie.

Te dwa słowa warto zawsze pamiętać. Daj­cie je sobie wytatuować na lewym nadgarstku:

B^dź źródłem.

Bądź źródłem tego/ co wybrałbyś dla drugie­go. Kieruj się tąohewizą: Jestem źródłem.

Jeśli pragniesz w życiu więcej magii/ wnieś do niego więcej magii. Jeśli chcesz więcej mi­łości/ wnieś więcej miłości. Jeśli chcesz więcej radości/ wnieś więcej radości.

Bądź dla innych źródłem tego/ czego pragnął­byś doznawać we własnym życiu-

Jeśli chcesz więcej pieniędzy/ wnieś więcej pie­niędzy w życie drugiego. Czegokolwiek byś ży­czył sobie... Jeśli pragniesz więcej współczucia w życiu... Jeśli pragniesz więcej mądrości/ bądź źródłem mądrości dla kogo innego. Jeśli pra­gniesz więcej cierpliwości/ więcej zrozumienia/ więcej życzliwości/ więcej seksu... chodzi o to/ że to działa. To działa.

I dzięki temu oraz swojemu byciu/ byciu tym/ kim w istocie jesteś/ sprowadzisz na siebie do­świadczenie godziwego zarobkowania właściwie z dnia na dzień. I świat obsypie cię tymi wszyst­kimi nagrodami/ po które nadaremnie sięgałeś przez tyle lat.

Pozwól więc/ aby twoje działanie wynikało z bycia. Bądź szczęśliwy, bądź zasobny/ bądź mądry, bądź twórczy/ bądź przywódcą/ bądź prawdziwym sobą/ w każdej chwili swego ży­cia. Kieruj się tym/ niech twoje działanie to od­zwierciedla. A znajdziesz nie tylko sposób na godne zarabianie na życie/ odnajdziesz swoje życie.

Uwagi końcowe

JNie uważam siebie za osobę po-wierzchowtłą^płytką. Widzę problemy niedo­statku i biedy/ jakie nękają świat- Rozumiem/ że dla większości ludzi na świecie pojęcie ob­fitości jest raczej mgliste. O wiele bardziej zna­czące jest dla nich słowo przetrwanie.

Wiem/ że tak nie musi być. Nikt nie powi­nien martwić się o przeżycie jakoś kolejnego dnia. To powinno być zapewnione/ podobnie jak inne nieodzowne dla poszanowania ludz­kiej godności rzeczy - pożywienie/ ubiór/ dach nad głową dla każdego. Nie jest żadną zagad­ką/ dlaczego my ludzie nie dzielimy się hojniej tym/ co posiadamy (ułamek ludności świata sku­pia w swoich rękach ogrom bogactwa i zaso­bów świata). Większość wierzy w //brak". To znaczy/ wierzą oni - nawet ci majętni (może szczególnie ci majętni) - że //nie wystarczy dla każdego". Lub innymi słowy/ gdyby każdy na tej planecie otrzymał sprawiedliwą część/ wów­czas ci/ którym przypada obecnie nieproporcjo­nalny udziaf nie mieliby //dość".

To prowadzi nas do kolejnej niebagatelnej kwestii. Jak wiele stanowi //dość"?

Dla ludzi/ którzy czerpią najwyższą satys­fakcję i najwspanialsze doświadczenie z Jakoś­ci swego bycia/ obojętnie, ile maja, jest dość. Tę naukę starają się głosić ci mistrzowie/ którzy oddają wszystko i prowadzą życie pełne wy­rzeczeń. Nie chcą w ten sposób dowieść/ że wyrzeczenie jest konieczne do prawdziwego szczęścia. Pragną jedynie pokazać/ że material­ne dobra nie są do tego konieczne.

Lecz kiedy szczytny stan bycia przekłada się na działanie w świecie fizycznym/ wówczas osiągnęło się Godziwe Zarobkowanie i znika szarpanina. Na jej -miejscu pojawia się obfitość. Dowiedziawszy się o tym w Rozmowach z Bo-giem, zapragnąłem wiedzieć, jak to wygląda w praktyce. Gorąco pragnąłem wiedzieć/ jak prze­łożyć moją działalność w codziennym życiu na święte wyrażanie Mojej Prawdziwej Istoty.

Zaowocowało to niewielką książką zatytuło­waną Bringers of Light (Posłannicy światła). Ci/ którzy przeczytali/ wyjawili mi/ że pomogła im wreszcie zrozumieć tajemnicę życia. Ta książeczka jest do nabycia w naszej fundacji non-profit ReCreation/ którą przed kilku laty

założyliśmy z Nancy w odpowiedzi na szeroki odzew (ponad 300 listów tygodniowo z całego świata) wywołany przez Rozmowy z Bogiem, a która ma na celu pomóc nam w opanowywa­niu całej tej^ysyłanej do nas energii jak rów­nież w głoszemK przesłania Rozmów z Bogiem.

Jeżeli jednak bardziej zależy wam na bezpo­średnim doświadczeniu/ raz do roku fundacja nasza organizuje trzy pięciodniowe/ wyjazdowe warsztaty pod hasłem: //Stwarzanie siebie na nowo". Oparte na przesłaniach Rozmów z Bo­giem, warsztaty te przeznaczone są dla tych/ którzy zastanawiają się głęboko nad swym obec­nym życiem i szukają sposobów na dokonanie w nim prawdziwych zmian.

Więcej informacji o tych dorocznych wyda­rzeniach można uzyskać pod adresem:

CWG Relationships Weekend ReCreation Foundation PMB #1150 1257 Siskiyou Blvd. Ashiand/ OR 97520

Wiele pytań dotyczących obfitości/ a właści­wie wszelkich kwestii poruszanych w trylogii

Rozmów z Bogiem, omawianych jest w regular­nie wydawanym biuletynie fundacji. Nazwaliś­my ReCreation/ albowiem przesłanie RzB mó­wi nam/ że żyjemy po to/ aby wciąż stwarzać siebie na nowo w kolejnym najwspanialszym wydaniu najszczytniejszej wizji/ jaką kiedykol­wiek mieliśmy na swój temat. W biuletynie za­mieszczone są pytania czytelników z całego świata/ jak tego dokonać.

Jeśli chcesz zachować kontakt z energią RzB, możesz wykupić roczną subskrypcję biuletynu, wysyłając 35 dolarów na adres fundacji (45 do­larów dla osób z zagranicy).

Wreszcie/ wydawnictwo Hampton Roads ze­brało w jednym tomie najciekawsze pytania i od­powiedzi z ostatnich pięciu lat/ opublikowanym pod tytułem Questions and Answers on Conver-sations with God. Zbiór ten oraz Przewodnik do Rozmów z Bogiem to niezwykle przydatne książ­ki dla każdego/ kto szczerze pragnie zrozumieć materiał zawarty w RzB w całej jego pełni oraz poznać sposoby stosowania go na co dzień w życiu.

Z pomocą tych oraz innych środków może­my/ jak sądzę/ dowiedzieć się czegoś na temat obfitości/ czy naprawdę jest i jak jej doświad- czyć. Mam nadzieję/ że wszyscy przypomnimy sobie/ jak dzieliČ\się hojnie wszystkim/ co ma­my i czym jesteśmy^^Kiedyś wiedzieliśmy. Umie­liśmy żyć bez oczekiwań/ bez lęku/ bez potrzeb/ bez poczucia władzy nad drugim i bez wywyż­szania się. Jeśli uda nam się wrócić do tego sta­nu/ wówczas uzdrowimy swoje życie i uzdro­wimy świat.

Bądźcie błogosławieni.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Walsch Neale D O obfitosci i godziwym zarobkowaniu
O obfitosci i godziwym zarobkowaniu- NDWalsc h, Biznes
Walsch Neale Donald O obfitości i godziwym zarobkowaniu
Neale Donald Walsch O obfitosci i godziwym zarobkowaniu
Neale Donald Walsch O obfitości i godziwym zarobkowaniu
Walsch Neale Donald O obfitości i godziwym zarobkowaniu 2
Walsch Neale Donald O obfitości i godziwym zarobkowaniu 2
Walsch Neale Donald O obfitości i godziwym zarobkowaniu
Walsch Neale Donald O obfitosci i godziwym zarobkowaniu
K Łapiński, Godziwe wynagrodzenie za pracę
Oświadczenie o zarobkach, podania, oświadczenia itd. na studia
IKE szansą na godziwe emerytury
zarobki prezydentów USA, politologia, Materialy Zweiffla
Emigracja zarobkowa
Prawo do godziwego wynagrodzenia w doktrynie, Prace
27 I Bukraba Rylska, Migracje zarobkowe, od obieżyświata do ludzi na huśtawce
Klucz obfitości. STWÓRCA 21.11.2010, ! WIEDZA z kosmosu
Rozp zarobkowy przewoz zwierzat, Szkoła, Semestr 6, Prawo transportowe, Transport, Transport zagadni

więcej podobnych podstron