Proust Marcel, W strone Swanna


MARCEL PROUST

W stronę Swanna (pierwsza część W poszukiwaniu straconego czasu - 1913)

Część pierwsza

Combray

I

Rozpoczyna się od rozważań na temat snu. Opisywane są doświadczenia 1 osobowego narratora, które to wiodą do dzieciństwa i domu w Combrey, gdzie spędzał wakacje i gdzie bohater też strasznie cierpiał jak miał się kłaść spać i musiał spędzać czas z dala od matki i babki. Jako mały chłopiec po obiedzie (własnym) musiał opuszczać matkę i iść do pokoju i kłaść się spać, bo obiad jedli dorośli.

Opisane są zwyczaje domowników, m. in. długie spacery babki po alejkach w ogrodzie i to, że do domu mógł ją ściągnąć tylko to, że dziadek pił koniak.

Jedyną nadzieją, kiedy młody szedł kłaść się spać, było to, że matka przyjdzie jeszcze do niego go uściskać, ale jego ojciec uważał, że to za dużo czułości, a matka była mu posłuszna, więc młody często cierpiał.

Najczęstszym gościem u nich w domu był właśnie nijaki pan Swann, który był synem przyjaciela dziadka. Był bogaty i interesował się sztuką, ale w pewnym momencie ożenił się też z kobietą niebardzo akceptowaną przez towarzystwo.

Pewnego razu młody został odesłany wcześniej spać i tradycyjnie cierpiał. Wysłał nawet Franciszkę, służącą, z liścikiem do matki, żeby ta przyszła do niego. Ale matka się nie zgodziła. No więc w nim się coś przełamało i postanowił czekać aż matka będzie kładła się spać i wtedy się do niej przytuli. I tak też zrobił. Matka szła już spać, a on ją przydybał na korytarzu i domagał się czułości. Matka się zeźliła i bała się nadchodzącego ojca, że ich zbeszta. Ale ojciec nadszedł i nawet się tak bardzo nie zezłościł i stwierdził, że widocznie młodemu rzeczywiście jest źle i kazał matce spać z młodym w pokoju. No i sobie spali razem i młodemu było fajnie. A cała opowieść usiana jest dygresjami takimi jak np. opowieść o tym, że babcia akceptuje tylko ambitną literaturę i młody na urodziny dostał od niej George Sand.

II

Te wspomnienia są chyba wywołane tym, że zjadł magdalenkę, takie ciastko, a takie samo żarł u ciotki. Opisany jest dom jego ciotki w Combray (i nie wiem, czy to nie jest ten sam dom, co w pierwszym rozdziale, chyba tak) jak i samo miasteczko. Ciotka była dziwaczna i bardzo pobożna i nie przyznawała się do tego, że śpi. To u tej ciotki (a raczej chyba ciotecznej babki) służyła wcześniej Franciszka, która bardzo lubiła dzieci. Ciotka spędzała czas na oglądaniu tego, co się dzieje za oknem i dokładnie wiedziała co i kto powinien o danej porze robić. Często rozmawiała z Franciszką o jakiś nieprawidłowościach.

Autor opisuje kościół w Combray. Witraże i piękno w środku, ale też pospolitą fasadę. (w ogóle przepraszam, że będę nadużywać słowa opisuje, ale on w zasadzie tylko coś opisuje). Następnie dom wuja Alfonsa (brata dziadka), gdzie składał wizyty zawsze określonego dnia i jadł marcepan. I w tamtym czasie fascynował się teatrem, chociaż nigdy w nim nie był, bo mu rodzice nie pozwolili. No i wiedział, że wuja mogą odwiedzać aktorki, więc raz poszedł do wuja w innym dniu niż zwykle i zastał u niego jakąś kobietę w różowej sukni, którą był zafascynowany, a wuj z kolei średnio zadowolony, ale to ta dama chciała poznać jego bratanka i mówiła, że jest podobny do matki, paliła szpanerskie papierosy, które dostała od jakiegoś innego pana i takie tam. I wuj próbował dać do zrozumienia młodemu, żeby nie mówił w domu o tej wizycie, ale młody oczywiście powiedział, no i jego dziadek, czyli brat wuja Alfonsa i tata się wkurzyli i obrazili na wuja (za demoralizowanie dziecka, jak sądzę). Do tego młody jak potem spotkał wuja w powozie, to wydawało mu się, że jak mu się po prostu ukłoni, to wykaże za mało szacunku, więc wolał odwrócić głowę, a wuj odebrał to jako bycie posłusznym do nakazów dziadka i ojca i ogólnie strzelił focha i już się nigdy nie spotkali, a wuj wkrótce umarł.

Potem opisane są inne zwyczaje ciotki Leoni, która przyjmowała gości, którzy odpowiednio wypowiadali się o jej zdrowiu i w zasadzie przyjmowała tylko Eulalię, która wiedziała o wszystkim w mieście, i proboszcza czasami. Czasami jak jej się nudziło, to wymyślała sobie, że Franciszka na pewno ją okrada i zwierzała się z tego Eulalii, a potem, że Eulalia jest beee i zwierzała się z tego Franciszce i tak w kółko. Ale ciotka też w końcu umarła.

A jak młody miał wcześniej wyjeżdżać z wakacji do Paryża, to przytulał się do głogu, bo tak mu było przykro.

Młody chciał też bardzo poznać córkę pana Swanna i kiedyś zobaczył ją w parku jak był na spacerze z tatą i dziadkiem, ale się nie poznali, bo to było niestosowne, bo z tą żoną coś było nie tak. I oni w ogóle ciągle chodzili na spacery i z tego domu w Combrey można było iść w dwie strony i jedną z tych stron była właśnie stroną pana Swann ( w sensie, ze w stronę jego domu).

Kiedyś też przez okno podejrzał córkę pana Vinteuil, która świeżo straciła ojca (a który był bardzo skromnym kompozytorem amatorem), a którą odwiedziła przyjaciółka, która to z kolei naigrywała się z tego ojca i pocałowała młodą w dekolt. I już myślałam, że nastąpią tutaj jakieś miłe sceny erotyczne, ale nic z tego, bo panna Vinteuil zamknęła okiennice. A opowieść przytoczona była a propos tego, ze młody powiedział, że poznał też co to znaczy sadyzm ( chodziło chyba o to, że jak tak można z ojcem).

Przytoczona też była opowieść o przyjaciołach młodego, którzy wszyscy byli wg jego dziadka Żydami, a który dawał ku temu aluzje nucąc jakieś frazy z piosenek o Izraelu i tym podobne. Z jednym z przyjaciół robił (młody, nie dziadek) rankingi aktorów (tych, których nigdy nie widział, bo nie był w teatrze) i gadał o książkach i zwracali się do siebie per mój mistrzu. Ale w domu nie lubili tego przyjaciela Blocha, bo zwykł był mawiać, że nie zauważył, czy pada deszcz, bo nie przywiązuje do takich rzeczy uwagi i płakał, gdy babka mówiła, że jest cierpiąca, co uważali za sztuczne , ale przegiął pałę, gdy opowiedział młodemu, że jakaś jego ciotka była czyjąś utrzymanką, a młody tradycyjnie powtórzył to rodzicom, no i ci się wkurzyli na Blocha i już nie odwiedzał młodego. Ale polecał mu dobrą literaturę i modnego autora, którym to wszyscy się zachwycali, a którego jak się okazało Swann oczywiście znał i jego córka się z nim przyjaźniła i dla młodego to było niesamowite, że ona z tym autorem gada przy obiedzie tak jak on ze swoimi ciotkami.

Przy końcu części pierwszej jest rozwodzenie się nad miejscowościami. I wracamy do dorosłego bohatera, który radośnie stwierdza, że takie oto wspomnienia (na ponad 100 stron) nachodzą go, gdy budzi się w środku nocy i potem już wszystko w pokoju jest na swoim miejscu i wie gdzie jest i wszystko spoko (bo na początku mówił, że mu się miesza w jakim jest pokoju i ustawienie mebli i w ogóle).

CZĘŚC II

Miłość Swanna

Była sobie w Paryżu paczka państwa Verdurin, którzy byli szalenie bogatymi mieszczanami. Żeby należeć do ich paczki trzeba było spełnić jeden warunek, czyli bez dyskusji przyjąć ich credo. Polegało to na tym, że to państwo V. byli najzabawniejsi, najprzyjemniejsi i nie tak nadęci jak reszta „nudziarzy”, do których przede wszystkim zaliczano wyższe sfery. Trzeba było się zgodzić ogólnie, że tamci to sztuczni, mniej inteligentni nudziarze. Natomiast ci, którzy należeli do paczki, byli swoi, najlepsi i akceptowani z całym asortymentem wad. Między innymi przychodził pewien malarz, do którego zwracano się per „mistrz”. Doktor Cottard, który nie wiedział, czy rozmówca żartuje, czy mówi na serio, więc miał zawsze wyczekujący wyraz twarzy i dostosowywał potem odpowiednio uśmiech. Nie rozumiał też wielu wyrażeń i musiał mieć je tłumaczone przez innych. Jak miał jakiś żarcik, to chciał dobrze z nim trafić i bardzo się denerwował, że powie go w złym momencie. Jak już się nauczył jakiegoś powiedzonka, czy aluzji to używał ich w niekoniecznie pasującym momencie, ale Pani V brała go za takiego przedniego żartownisia, który nigdy nie jest poważny. Był także pianista ze swoją ciotką, która była zwykłą wieśniaczką, która bała się, że coś źle wymawia, więc mówiła bardzo niewyraźnie, żeby to zatuszować i ogólnie wychodził z tego bełkot. (ale Pani V. uważała, że jest urocza). Bywał także cichy pan Saniette, znakomitego rodu, archiwista, uznawany za nudziarza, choć wcale nim nie był. Państwo V. byli także bardzo zaborczy i chcieli spędzać bardzo często czas ze swoimi podopiecznymi. I jeżeli ktoś chciał się dostać do ich paczki musiał być polecony przez któregoś z bywalców i przyjść na obiad za jego wstawiennictwem i zgodą państwa V.

Swann miał wiele kochanek i były to przeważnie kobiety o niewybitnej urodzie, ale takiej, która podobała się Swannowi. Często były to proste dziewki, a Swann potrafił robić takie numery, że pisał do swoich byłych kochanek i jak te się ucieszyły, że znowu są w jego łaskach, okazywało się, że tamten błagał o możliwość spotykania z jakąś pokojówką. U jednych ludzi bywał właśnie tylko po to i przestał bywać w momencie jak mu się znudziła ta pokojówka.

Aż w końcu jeden z dawnych przyjaciół przedstawił Swannowi Odettę de Cercy, która była bywalczynią u państw V. Odetta była piękna, ale Swannowi się nie spodobała, bo on wolał inny typ urody. Jednak ta go postanowiła zdobyć. Zaprosiła go do państwa V., żeby mógł ją widywać. Swann poszedł. Zapytał się uprzednio dziadka narratora (bo cały czas narratorem jest ten chłopiec-dorosły nie mogący zasnąć z pierwszej części, wiec pisze np.: spytał się mojego dziadka) o rodzinę V., ale dziadek nie miał dobrego zdania. Mimo to Swann zaczął tam bywać. Ale też nie krył momentami swojego stosunku do postaci tam występujących, na przykład otwarcie skrytykował ciotkę pianisty i nie przyznawał racji, że np. jedna księżna jest nieinteligentna i nudna. Odwiedzali się z Odetą w domach, ale Swann nadal uważał ją za brzydką i głupią. Podczas jednych z odwiedzin, gdy pochylała się nad jakimiś obrazami ten dostrzegł w niej podobieństwo do córki , takiego obrazu i to go mocno zauroczyło. Zakochał się w Odetcie i niedługo potem zostali kochankami, a wszystko zaczęło się od tego, gdy chciał jej poprawić katleje (kwiatki takie) przy biuście, no i zaczął ją po tym biuście macać i potem to się stało takie ich hasło, to poprawianie katlei. I stali się kochankami na całego, Swann zaczął uwielbiać państwa V., wychwalał ich przed innymi i nie mieli sobie równych. Zaczął bywać u Odetty bardzo często wieczorami, nawet po jakiś balach, czy innych spotkaniach, które podtrzymywał tylko dlatego, bo mogło się to przydać, żeby jakoś rozpieścić Odettę. Posyłał jej prezenty, kwiaty, biżuterię, pieniądze. Te ostatnie zresztą często od niego pożyczała. Któregoś razu, gdy przyszedł do państwa V. Odetty już nie było, zostawiła mu tylko wiadomość, że udaje się na czekoladę do jednej restauracji. Zrozpaczony, że może jej nie zobaczyć kazał się wieźć do tej restauracji, ale tam jej nie było, więc pomyślał, że może być w drugiej, ale tam też jej nie było i tak zjechał cały Paryż, żeby ją znaleźć, ale nie udało mu się. W końcu, gdy ją spotkał ta tłumaczyła mu, że w pierwszej restauracji nie było miejsc, więc poszła coś zjeść do tej drugiej, ale siedziała we wnęce, więc mógł jej nie widzieć. Przy tym dochodziły go plotki o tym, że Odetta była utrzymanką, ale nie dopuszczał ich do siebie i sobie żył w błogiej miłości.

Razu pewnego na obiedzie pojawił się też nijaki hrabia Forcheville. Na początku Swann nie był o niego zazdrosny, ale gdy jego stosunki z Odettą się ochłodziły: nie chciała się z nim pokazywać powołując się na konwenanse, unikała spotkań, to zrobił się o niego zazdrosny. Któregoś razu pojechał wieczorem do Odetty i powiedziano mu, że pani jest na górze, ale kiedy zapukał, usłyszał kroki, jednak nikt go nie wpuścił. Gdy wrócił za godzinę Odetta już go przyjęła i tłumaczyła się, że spała, bo się źle czuła i słyszała kroki, ale i tak go nie wpuściła, a tak żałuje i wielka szkoda i żal. I mimo że Swann wyczuł w tym oczywiste kłamstwo, to i tak uważał ją za biedne maleństwo. Odetta kazała mu iść, bo się źle czuje. Kiedy był już jednak w domu postanowił wrócić i sprawdzić, czy rzeczywiście śpi, czy nie ma u niej F. Zawsze, gdy przychodził do niej wieczorem, to wszędzie było ciemno, a tylko u niej paliło się światło. I teraz też tak było. Stanął pod oknem i nasłuchiwał. Usłyszał męski głos. I mimo że bał się złości kochanki i tego, że się ośmieszy, to zapukał do okna. Pierwotnie nikt nie usłyszał, ale potem okiennice się otworzyły i okazało się, że Swann pomylił okna, bo tak naprawdę nie wiedział, które jest Odetty, zawsze szedł po prostu do tego, które się paliło.

Państwo V. odmówili mu też gościny, przestali go zapraszać (bo wydawał im się nudny i zarozumiały i trzymał z wyższymi sferami i unosił się) i przez to nie mógł się widywać z Odettą u nich. I było coraz chłodniej, ale O miała też chwile łaski dla niego i wszem i wobec oznajmiała, że jest jej przyjacielem no i nadal byli kochankami. I Swann widział jej wady, ale i tak obdarowywał ją prezentami i wypytywał się o nią przyjaciół, którzy byli na tym samym przyjęciu co ona, prosił ich, żeby bywali tam gdzie i ona, a gdzie nie chciała, żeby był on sam. Czasami był na nią zły i np. odmawiał jej pieniędzy (i często układał sobie w głowie takie scenariusze jak ją zasypie okrutnymi argumentami), ale potem i tak się z nią jednał i był jeszcze bardziej szczodry. Ta coraz więcej czasu spędzała bez niego, ale nadal byli „razem”. W końcu Swann dostał anonim, w którym donoszono mu o rozwiązłości Odetty, o tym, że był utrzymanką, że seksiła się nawet z kobietami. Swann ją o to pytał i pytał i ona się w końcu przyznała, że może „parę razy”. On dalej się pytał kiedy to było, czy już się znali, a ona znowu unikała odpowiedzi, aż w końcu przyznała, że ostatnio jak on był na balu u jednej księżnej to jakaś pani ją próbowała zaciągnąć za głaz… i opowiadała to bardzo szczerze i liczyła na pochwałę, ale jak zobaczyła wyraz twarzy Swanna, to przestała opowiadać. Potem się okazało, że rzeczywiście była kochanką wielu, wielu. Sama opowiadała, że choćby wtedy, gdy on jej szukał po tych restauracjach, to ona była umówiona z kimś innym i to było dla Swanna straszne, bo tamte czasy uważał za święte, kiedy jeszcze go mocno kochała, a okazało się, że cały czas go oszukiwała. Opowiadała też, że ostatnio jakiś pan przysłał jakąś kobietę po nią i oferował dużo pieniędzy za jej towarzystwo, ale ona się nie zgodziła i była z siebie dumna i argumentowała, że nie jest taka zła. Swann był oczywiście zdruzgotany. Jednak po pewnym czasie Odetta znowu zrobiła się dla niego brzydka, miłość minęła i Swann zastanawiał się jak mógł kilka lat życia zmarnować na kobietę, która przecież nie była w jego typie i w gruncie rzeczy mu się nie podobała.

CZĘŚĆ III

Imiona miejscowości:

Imię

Znowu ten młody opisuje swoje ciągoty do zobaczenia burzy i sztormu na żywo i to , jak bardzo chciałby pojechać do Balbec. Kojarzyła mu się ta miejscowość z dziką naturą i tym, że będzie sobie mógł burze pooglądać. Zapytał się Swanna, czy ten kiedyś tam był i co tam jest. Swann był i powiedział, że jest tam zamek z XII-XIII wieku, takie normandzki i oryginalny i to było zdziwienie dla Młodego, bo myślał, że tam jest tylko dzika natura.

Opisał też swoje spacery z Franciszką po Polach Elizejskich. Któregoś razu spotkał tam młodą Swannównę - Gilbertę. To ta sama, co ją kiedyś w Combrey spotkał. Zakochał się w niej bez pamięci, starał się, by jak najczęściej się razem bawili. Zastanawiał się też, czy Swann - gdy przychodzi odebrać córkę - poznaje go, czy traktuje jak inne dzieci, które mu się kłaniają (tam czas jest strasznie pomieszany, bo raz pisze o tym, że sobie ze Swannem rozmawiał, a po chwili, że Swann go nie poznaje, czyli musiało minąć dużo czasu). Wstydził się też Franciszki, bo inne dzieci miały dostojne bony i nawet namawiał mamę, żeby choć kupiła Franciszce taki płaszcz i beret z piórkiem, jak miały inne panie. Kochał się w tej Gilbercie, ale ona traktowała go jako dobrego kompana do zabaw i niejednokrotnie podkreślała, że ma bardziej interesujących znajomych. Któregoś razu poszli razem po jakieś słodkości i ona mu kupiła jakąś kulkę agatową i on ją jako świętość przechowywał. Denerwował się też sam na siebie, gdy nie udało im się przewidzieć trasy, którą przyjdzie Gilberta na Pola Elizejskie i przez to ich czas zabawy się skracał. Pożyczyła mu książkę, a on jak wysyłał jej liścik z dokładnym tytułem, to był bardzo szczęśliwy, bo wreszcie mógł naprawdę na kopercie napisać jej imię i nazwisko, a nie jak dotychczas tylko sobie w kajeciku.

Któregoś razu, gdy właśnie spotkali się na zabawie tylko na krótko Młody zwrócił jej uwagę, że przyszła za późno i przez to krótko się widzą, i żeby jutro przyszła jak najwcześniej, bo on musi z nią koniecznie pomówić. Na co ta mu radośnie, ze w najbliższym czasie nie będzie przychodzić na Pola Elizejskie, bo ma zaplanowane najbliższe dni na różnych wizytach, a potem jest Boże Narodzenie i ferie noworoczne i może gdzieś pojadą. Młody strasznie cierpiał, że ona tak swobodnie to mówiła i mogła się cieszyć z tego, ż e się nie zobaczą.

W tym czasie, gdy nie mógł jej widywać ważne było dla niego choćby mówienie nazwy ulicy, na której mieszkała, albo wypytywanie się o Swanna, którego postać stała się zupełnie innym Swannem niż wcześniej, bo teraz był ojcem Gilberty. Chciał też wyglądać jak on i żałował, że nie jest łysy, ciągnął się za nos i tarł oczy, żeby się do niego upodobnić, chłonął opowieści matki, która mówiła, że przez przypadek spotkała Swanna, a ten pytał się o Młodego, bo zauważył, że bawi się z jego córką. To dało niesamowitą radość Młodemu, że jest w myślach Swanna - ojca Gilberty. Zapytał się też matki, czy to znaczy, że nie są pokłóceni, a ona odpowiedziała, że nie, ale już się nie widują tak jak w Combrey i go nie zapraszają, bo on ich nie zaprasza, a ona nie zna jego żony.

A tą żoną wątpliwego pochodzenia okazała się Odetta. Młody widywał ją, gdy zaciągał Franciszkę na spacer pod dom Swannów albo do Lasku Bulońskiego, gdzie ta zwykła była spacerować. Kłaniał jej się, bo uważał, że ma do tego prawo, choć ona nie wiedziała kim jest. Wyglądała bardzo elegancko i dystyngowanie, jak królowa, i zwracała na siebie uwagę przechodniów, a część ją znała i mówiła o jej złym prowadzeniu się, ale też wielkiej urodzie. (Nie jest do końca wyjaśnione jak Swann się z tą Odettą ożenił. W pierwszej części jest tylko wzmianka, że ma żonę ze złego środowiska, w drugiej opisana ta miłość, a w trzeciej już jest Odeta żoną - powtarzam, strasznie tam skaczą).

Na zakończenie kilka uwag o strojach i wystroju wnętrz w czasach młodości narratora (bo cała opowieść jest pierwszoosobowa, jakby wspomnienie młodości tego, co na początku nie mógł zasnąć).

I tak to się kończy ta pierwsza część.

W poszukiwaniu straconego czasu:

Rozpoczęte w 1909 i ukończone na krótko przed śmiercią, W poszukiwaniu straconego czasu składa się z siedmiu części i w wersji angielskiej ma blisko 4 tys. stron, przez które przewija się ponad 200 postaci[1]. Graham Greene nazwał Prousta "największym powieściopisarzem dwudziestego wieku". Proust umarł przed ukończeniem poprawiania brudnopisu ostatnich dwóch tomów, które zostały opublikowane po jego śmierci i zredagowane przez jego brata, Roberta.

Powieść ukazała się po polsku w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego. Dwa ostatnie tomy przekładali także Maciej Żurowski, Julian Rogoziński oraz Magdalena Tulli.

MARCEL PROUST - 10 lipca 1871 - 18 listopada 1922

- syn znanego lekarza i higienisty Adriana Prousta

- za młodu marzył o podróżach, a potem przerodziło się to w podróżowanie w czasie

- P. wchodzi na paryskie życie artystyczne, a miłe obycie otwierają mu drzwi do wielu znamienitych domów

- wraz z przyjaciółmi zakłada pismo „Le Ban-quet”

- miał wielu przyjaciół i przyjaciółek, ale takie życie przysporzyło mu też wielu wrogów i tak oto przypięto mu etykietę światowca i snoba

- zatem kiedy wydał swoją pierwszą książkę Les Plaissirs et les Jours nie zachwyciła ( ze względu na tę etykietę) i ogólnie zadecydowano, że nie będzie z Prousta pisarz.

- pisze kroniki światowe, tłumaczy dzieła Roskina, ale podczas, gdy jego znajomi stawali się znanymi pisarzami on nadal był „nikim”

- w 1905 umarła jego matka, a on z tego powodu zaczął się wycofywać ze świata

- wynajmuje mieszkanie, w którym zajmuje tylko jeden pokój, który wybija korkiem dla stłumienia dźwięków

- pracuje, pracuje, pracuje i pisze sześć tomów W poszukiwaniu…

- w 1913 roku w końcu, mimo odmowy wielu wydawnictw, wychodzi W stronę Swanna.

- jeden z wydawców, który nie chciał pierwotnie wydać książki, czyta ją w obozie i widzi swój błąd dosadnie

A tu, jakbyście nie zrozumiały z mojego opisu:

W stronę Swanna (1913), pierwsze ogniwo cyklu powieściowego M. Prousta. Pewnego dnia smak magdalenki umoczonej w herbacie budzi w bohaterze, młodzieńcu o dużej wrażliwości, rozpieszczanym przez matkę i babkę, wspomnienia. Z tą chwilą celem narratora staje się zebranie własnych przeżyć i wydobycie ich ukrytego sensu. Jego myśli ulatują do miasteczka Combray, magicznego miejsca letnich wakacji, spędzanych z rodziną w czasach dzieciństwa. Potem następują portrety matki, babki, osób z otoczenia, m.in. służącej Franciszki, powracają wspomnienia spacerów w stronę Méséglise-la-Vineusen, zwaną też stroną Swanna ze względu na sąsiadującą ze spacerowym szlakiem posiadłość pana Swanna, lub w stronę Guermantes.

Właścicielka tego ostatniego majątku, niedostępna księżna, wywodzi się od historycznej Genowefy Brabanckiej i jest obiektem westchnień bohatera. W tym miejscu rozpoczyna się epizod
Miłość Swanna, będący relacją z wydarzeń chronologicznie wcześniejszych. Fragment ten, zwany przez krytyków “powieścią w powieści”, jako jedyny w dziele napisany jest w trzeciej osobie i na tle pozostałych części jawi się jako najbardziej powieściowy. Swann, światowiec, znawca sztuki, zakochuje się do szaleństwa w pięknej damie z półświatka, Odecie de Crécy, która będzie go dręczyć i skaże na męki zazdrości, zanim zgodzi się zostać jego żoną. Przy okazji epizodu do powieści wkraczają nowe postaci, m.in. bezlitośnie skrytykowana pani Verdurin, która pragnie upodobnić swój mieszczański salon do salonów z Faubourg Saint-Germain.

Obrazem zamykającym pierwszy tom cyklu jest wspomnienie Gilberty, córki Swanna, którą narrator spotkał w dzieciństwie na Polach Elizejskich. W kolejnych częściach galeria postaci wzbogaci się o Albertynę, barona Charlus, malarza Elstira, pisarza Bergotte'a i innych. W ostatnim tomie narrator powróci do zmienionego wojną Paryża, gdzie na próżno by szukać minionego czasu. Dozna jednak olśnienia, równie nieoczekiwanego jak na początku powieści, przy zanurzeniu magdalenki w herbacie. Tym razem, potykając się na dziedzińcu pałacyku Guermantes, odkryje, że można odnaleźć i zatrzymać czas - w dziele sztuki. Wystarczy chwytać w locie zamglone wizje i “widzieć jasno w zachwyceniu”.

7



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Proust Marcel W STRONĘ SWANNA
Marcel Proust W poszukiwaniu straconego czasu, w stronę Swanna oprac
Proust Marcel W CIENIU ZAKWITAJĄCYCH DZIEWCZĄT SCAN
Marcel Proust(2)
Marcel Proust W poszukiwaniu straconego czasu opracowanie(1)
Marcel Proust W cieniu zakwitających dziewcząt, tom II
Marcel Proust Du Côté de Chez Swann
Marcel Proust W cieniu zakwitających dziewcząt, tom I
Marcel Proust W poszukiwaniu straconego czasu streszczenie
Marcel Proust Pami c4 99 c4 87 i intelekt 5b1908 5d
Marcel Proust W poszukiwaniu straconego czasu
Marcel Proust A L Ombre Des Jeunes Filles en Fleur
Marcel Proust 20000 Lieues sous les mers Partie 2
Marcel Proust
Klucz odp W strone matury[1]
Jak stworzyc skuteczna strone W Nieznany
CZARNOBYL W STRONĘ POLSKI, Fizyka, Fizyka jądrowa

więcej podobnych podstron