Jak to rodzina Mai spędza święta
część pierwsza
- Maaai! - usłyszałam wołanie ciotki, która zaganiała mnie do pomocy w kuchni. Nienawidzę świąt, szczególnie tego wspólnego sprzątania! Cała moja rodzina robiła generalne sprzątanie i oczywiście musiałam w tym pomagać. Od rana jeżdżę na „szmacie” i sprzątam! Bo mojej ciotce zachciało się zaprosić mojego szefa na wigilię. Kopnął ją prąd, czy co? Nie wyobrażam sobie siedzenia przez bite dwie godziny koło niego. A jak mojej babce zechce się przyjąć role swatki, to ja przysięgam, na miejscy się powieszę! - Idziesz czy nie!?
- Już idę, ciociu - odparłam potulnie. W końcu może ta wigilia zbliży mnie do Naru? Zawsze warto być optymistą. Usłyszałam dzwonek. - Mai, idź otwórz drzwi.
Westchnęłam i ruszyłam wolnym krokiem, otwierając frontowe drzwi, w których stała Scheril i Atasuke. Natychmiast się uśmiechnęłam. Poczułam ulgę, nie będę sama!
- Maaaai! - wydarła się brunetka i rzuciła z impetem na moja szyję, zachwiałyśmy się i upadłyśmy.
- Wesołych Świąt! - rzekł Akatsuke i podał mi prezent. Spaliłam buraka, pierwszy raz chłopak daje mi jakiś prezent. Jejku! Będę musiała to zapisać w kalendarzu.
- Dziękuje! - lekko go przytuliłam.
- Ej, a gdzie buziak - podpowiedział Cher, na co spiorunowałyśmy ją wzrokiem. - Żartowałam.
Goście na dobre zaczęli się pojawiać. Moja babka była następna, ona jest kobietą z piekła rodem. Nie wierzycie? To uwierzycie. Wreszcie w drzwiach pojawił się Naru. Uśmiechnęłam się do niego, on przyjął obojętny wyraz twarzy.
- Witaj - powiedział bez emocji.
- Cześć - uśmiechnęłam się, bo tuż za nim stała reszta naszej grupy! Jeach! Czyli ich także zaprosiła. Ale gdzie jest Masako? I dobrze, że nie przyszła. Nie lubię jej…
- Masz. - Naruś rzucił w moim kierunku mały pakunek, z wyższością się uśmiechając. Zmroziłam go spojrzeniem… Albo przynajmniej próbowałam. Następnie przywitałam się wylewnie z resztą gości, szczerze zadowolona, że przyszli. Nawet Lin-san wydawał się bardziej miły, niż dotychczas. Święta zmieniają ludzi. Nagle usłyszała z kuchni skrzeczący głos mojej babki, która najprawdopodobniej karciła moją ciotkę… Jednak nie wszyscy ludzie na święta się zmieniają. Westchnęłam. Szykuje się niezła zabawa. Nawet nie zdążyłam zaprosić nowo przybyłych gości do salonu, gdyż z kuchni wybiegła Scheril, a tuż za nią moja babka.
- Oh! Ty czarci pomiocie z piekła rodem! - darła się staruszka, goniąc ją, przy okazji okładając ją patelnią. Babcia uwielbia rodziców Cher, więc co roku musimy zapraszać całą jej rodzinę, choć ani ojciec, ani matka Cher nigdy nie pojawili się na wigilii, zawsze wysyłali biedną dziewczynę. - Diable jeden!
- Ym… Mogę wiedzieć, co tu się dzieje? - spytał Bou-san, reszta grupy był równie zdezorientowana.
- No, moja koleżanka „droczy się” z moja babcią… - próbowałam wymyślić jakieś usprawiedliwienie ich dziwnego zachowania. Jedynie to przyszło mi do głowy. - Chodźmy do salonu! - zaproponowałam, po czym wszyscy ruszyli za mną, śmiejąc się przyjaźnie. Moja ciotka od razu przybiegłam im naprzeciw.
- Witam w naszych skromnych progach! - moja ciocia chciała wypaść efektownie, wypadło by to nawet dobrze, gdyby nie scena znajdująca się za tuż nią. W której Scheril okładana jest patelnia przez moją babcię.
- Ty paskudo! - okrzyk bojowy babci rozniósł się po calutkiej sali. Wszyscy oprócz Naru i Lina wybuchli gromkim śmiechem. No wiadome pan WIELKI ŁOWCA DUCHÓW nie może roześmiać się przy prostym ludzie. Jak on mnie denerwuje!
- Nazywam się Taniyama Mayumi. - przedstawiła się kobieta, nie zważając na „popisy” staruszki.
- Shibuya Kazuya - powiedział Naru, lekko kłaniając się głową. - Jestem szefem Mai-san. - od kiedy mówi o mnie tak oficjalnie, plant.
- Mai-nee-chan - zwróciła się do mnie, zdziwiłam się, bo nigdy do mnie nie mówiła per „siostro”, nie jest nią… Ale w końcu starsza jest raptem o 6 lat! - Mogłabyś się tym zająć? - wskazała na scenkę, która stała się bardziej drastyczna, gdy babcia zaczęła się wydzierać na Atasiu.
- Dobra - rzuciłam jej krótko, na co była wdzięczna. Nie wiem jak dalej toczyła się rozmowa między moimi współpracownikami… Ale mam nadzieję, że nie było źle.
- Osz ty, belzebubie jeden! - wrzeszczała na Ataśka, który ze wszystkich sił, chciał uratować koleżankę.
- Babciu? - zwróciłam się do niej potulnie. Musiałam to perfekcyjnie rozegrać. To będzie trudne, bo nigdy nie potrafiłam się z nią porozumieć. Muszę zaciągnąć ją do kuchni! Nim do reszty zdepcze z błotem honor naszej rodziny. - Pieczemy w kuchni ciasto i …
- Ciasto?! Kto je piecze?! - wybuchła pełna obawy staruszka, świdrując mnie spojrzeniem.
- No… - zacięłam się.
- Gadaj, że szybciej, dziecię! - ponagliła mnie, machając z furią rękami. I ona ma mieć 60 lat?!
- Chyba kuzynka Shizuka? - zaryzykowałam stwierdzenie, choć nie byłam jeszcze w stu procentach go pewna.
- Ona?!! - kobieta złapała się za głowę. - Ta łazjaa? Ona nie potrafi znaleźć sobie męża, a co dopiero upiec ciasta! - westchnęła, ciągnąc mnie za ramie. - Idziemy, moje dziecko! Musimy dopilnować, żeby ta wigilia nie skończyła się totalną katastrofą!
Totalna katastrofa będzie, wtedy kiedy babcia zobaczy Narusia i zacznie mnie swatać! Matko boska!
- Czekaj, czekaj… - powiedziała nagle, tak, że omal na nią nie wpadłam. - Kto to ma być? - wskazała palcem na bruneta rozmawiającego z Mayumi i resztę ludu, znajdującego się koło nich. Zaczyna się. John pomachał mi ręką i podszedł do nas.
- Mai-chan, chodź do nas, Mayumi-san opowiada Shibuya-san o tobie - te słowa mnie zmroziły… Nie! Teraz będzie jeszcze gorzej! Moja babka jest koło Naruuuuuuuuuu! Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! To nie może być prawdaa… Zaraz się zacznie.
- Pani jest babcią Mai-san? - zapytał Naru, przyglądają się jej od stóp do głów.
- Tak! - odpowiedziała, ciągnąc go za ramie i wlokąc w moim kierunku. Brunet zachował obojętną twarz. - Zabieram go na chwilę! - wykrzyknęła.
- Trzeba będzie to udokumentować - szepnęła Ayoko do Lina, który zignorował jej sugestię.
- No, chodź szybciej! - nagle przystanęła, stawiając go koło mnie. Ja nie chcę! Wyciągnęła okulary i zaczęła nam się szczegółowo przyglądać. - Trochę blady. - pociągnęła go energicznie za policzek. - Chudy jak patyk. - walnęła go w brzuch. Wyglądało to trochę komicznie, ale zachowałam grobowy wyraz. - Za wysoki jak dla ciebie, Mai. - odsunęła się trochę dalej i ręką porównała nasz wzrost. - Trudno, będziesz musiała pić więcej mleka. - nie ja tego nie przeżyje! Ja niska! Jak ją zaraz… - Jak dla mnie masz oczy zbyt… ym… dziwaczne… jak jakiś psychol… ale to też się jakoś załatwi. - zwróciła się do Naru, mało nie parsknęłabym śmiechem. - Będziesz musiał nosić soczewki… O! A ty, Mai będziesz musiała wyhodować dłuższe włosy…
- Dłuższe? Po co mi! - wykrzyknęłam wzburzona.
- Nie pyskuj! Na ślubi musisz ładnie wyglądać! - nogi się pode mną ugięły.
- Jaki ślub? - wyjęczałam, a Naruś spojrzał się na mnie dziwnie.
- Chłopcze, jak się nazywasz? - babcia dalej kontynuowała przesłuchanie.
- Shibuya Kazuya - odpowiedział oschle.
- Shibuya Mai… - zastanawiała się, natomiast ja wychodziłam z siebie, cała czerwona ze złości. - Będzie pasowało… Ile masz lat?
- 17.
- Mąż zawsze musi być starszy! - rzekła pouczająco… Niech ją ktoś powstrzyma! - Pracujesz?
- Tak… - nie pozwoliła mu dokończyć.
- Bardzo dobrze! Mąż musi mieć stałe dochody! - pochwaliła go. - Ile masz wzrostu?
- Pomocy… - stęknęłam.
- 175 cm.
- Nie jest źle… Jak na siedemnastolatka to dużo… - zbladłam. - Mai ma 155… Musi urosnąć. Kiedy się urodziłeś?
- 19 września…
- Nie lubię września… Okropna pora… - skomentowała, drapiąc się po głowie. - Jaką masz grupę krwi?
- Babciuuu! Po co ci to wiedzieć? - była już bliska załamania nerwowego i płaczu. Natomiast Naru nic sobie z tego nie robił. Odpowiadał na pytania.
- Jak to: po co? - oburzyła się. - Bo potem z waszymi dziećmi będzie cos nie tak. - w tym momencie zaliczyłam glebę, poważnie! - Synku, mów, nie krępuj się!
- A.
- Mai ma B… Będzie pasować.
W tym samym czasie John, Bou i Ayoko przyglądali się całej trójce z zapartym tchem.
- Ciekawe o czym rozmawiają - powiedziała Ayoko pijąc szampana.
- Też się zastanawiam… - rzekł Bou, lustrując sytuację.
- Pewnie babcia, uważa go za potencjalnego szwagra… - odezwała się nagle Mayumi, ciężko wzdychając. - Biedny chłopak!
Babcia konturowała nadal przesłuchanie. Ja leżała na ziemi, a Naru? On się chyba świetnie bawił, bo przez cały czas miał ten swój kpiący uśmieszek. Choć w sumie… Fajnie by było mieć takiego męża. Taniyamo Mai, jeśli zaraz się nie uspokoisz to wyskoczę przez okno! Grożę sama sobie! Jestem głupia.
- Macie już zaplanowaną datę ślubu? - zapytała bez ogródek. Naruś podniósł brwi.
- Datę ślubu?
- No! Przecież datę trzeba najsampierw przygotować! - wykrzyknęła, na co chłopak się zaśmiał.
- Ale ja nie mam zamiaru żenić się z pani wnuczką. - wstałam i się uśmiechnęłam. Kamień spadł mi z serca.
- Nie? - zlustrowała go spojrzeniem. - Szkoda, ale jak zmienisz zdanie to najpierw się ze mną skontaktuj!
- Będę pamiętał… - babcia wreszcie odeszła. Westchnęłam z ulgą!
część druga
Popatrzyłam się na Narusia z chęcią mordu. Dlaczego dopiero teraz powstrzymał moją babkę! Mógł to zrobić wcześniej, przynajmniej nie musiałabym znosić jej ględzenia. Ten paskudny potwór w ludzkiej skórze, mam tu na myśli mojego szefa, nie babcie, patrzył na mnie tym swoim „wyższym spojrzeniem”! Zaraz go zabiję, niech mnie ktoś powstrzyma.
- Czemu tego wcześniej nie powiedziałeś? - spytałam pełna wściekłości, zdziwił się lekko.
- Czego? - kiszki mi się od wewnątrz skręciły.
- „Ale ja nie mam zamiaru żenić się z pani wnuczką” - zacytowałam, udając ton jego głosu.
- Tak było zabawniej - skwitował, wzruszając ramionami. Moja ręka niebezpiecznie zbliżała się do jego twarzy, próbowałam się opanować zamknęłam oczy, otwieram je…i…nic! Nie „nic” w sensie, że mu przyłożyłam, nie jestem taka sadystyczna. Po prostu Naruś zniknął. A gdy już dojrzałam go wzrokiem, okazało się, że zmierza do mojej ciotki i do reszty grupy.
- Paskudny gbur! - wycharczałam przez zęby, kierując się do kuchni. Może tam znajdę ukojenie. Jednak niestety było inaczej, moja kuzynka Shizuka, która jak powiedziała babcia, jest straszną łajzom, zdążyła upaćkać połowę pokoju bitą śmietaną. Próbowała usprawiedliwić swój wypadek mojej ciotce.
Drugi raz spędzam z nimi święta. Ciocia Keade jest siostrą mojego zmarłego ojca, a babcia Aya jego matką. Pamiętam dokładnie dzień dwa lata temu, Wigilię, właśnie wtedy przed drzwiami mojego domu stała Keade. Właśnie wtedy dowiedziałam się najbardziej intrygującej rzeczy w moim życiu. Do tamtej pory nie miałam żadnej rodziny…
Miałam już właśnie wychodzić do szkoły, gdy nagle zadzwonił dzwonek do moich drzwi. Pospiesznie je otworzyłam i przed moimi oczami ukazała się chuda kobieta, na oko z dwadzieścia lat ode mnie starsza.
- Dzień dobry? - przywitałam się nie pewnie. - Kim pani jest?
- Siostrą twojego zmarłego ojca. - wstrzymałam oddech.”
Opowiedziała mi wtedy wszyściutko o mojej rodzinie. Mówiła, że mój tata uciekł z domu i potajemnie ożenił się z moją matką. Historia jak z prawdziwego romansu! Znając życie to wszyscy moi towarzysze pewnie znając już tą opowiastkę. Mayumi uwielbia koloryzować fakty i opowiadać o swoich „wujkach”. Straszne, ale prawdziwe.
- Taniyamo Mai! - huknęła ciotka Keade. - Nie stój tak w kuchni, tylko idź i pilnuj swojej babki!
Westchnęłam, znowu będę musiała znosić nastroje mojej babki. Cholera jasna!
Nawet nie zdążyłam na dobre wyjść z kuchni, kiedy nadbiegła Scheril i pociągnęła mnie z całej siły w swoim kierunku. Ciągnęła tak mnie aż do schodów.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam zdezorientowana.
- Jak to co! Ratuje ci życie! - odkrzyknęła, nadal ciągnąć mnie na górę. Uśmiechnęłam się na myśl, co może się dziać na dole.
- Gdzie się zaś podziała Mai? - huczała babcia Aya, wyszukując konturów wnuczki w buszu ludzi. Jedną ręką trzymała torebkę, a druga dłoń pozostawała w żelaznym uścisku na ramieniu Naru. Ayako pożyczyła kamerę i filmowała całe zajście, płacząc ze śmiechu.
- To takie wzruszające - szepnęła przez łzy, spoglądając w kamerę. - Pan młody i teściowa.
Bou-san i John chichotali pod nosami, a Lin szeroko się uśmiechał, nie chcą psuć „zabawy” podopiecznemu. W tym samym czasie ja i Cher siedziałyśmy skulone po stolikiem w salonie. Niczego nie podejrzewając.
- Cher, błagam cię! Zadzwoń do Atasia, żeby uratowała mojego szefa! - mój głos się złamała, prawie łzy ciekły mi z oczy. To wszystko przez tą beznadziejną sytuację. Nie chcę, żeby Naruś myślał o mnie, jako o wnuczce totalnej wariatki! Ona przynosi mi wstyd.
- Jasne, jasne - powiedziała brunetka, podśmiewając się. Wyciągnęła komórkę i wykręciła numer chłopaka, w nadziei, że odbierze telefon.
Ataś stał na uboczu, popijając poncz i zajadając różne frykasy. Nagle usłyszała, wibrującą komórkę w swojej kieszeni, szybko ją wyciągnął .
- Halo? - odebrała połączenie.
- Ataś? - usłyszała damski głos, tylko trzy osoby na tej ziemi nazywają go Ataś. Z czego dwie dziewczyny.
- Mai? Scheril? - powiedział, prawie wypluwając cały poncz na blat. - Co znowu?
- Ym, potrzebujemy twojej pomocy.
- Znowu planujecie jakieś intrygi? - Nie, po prostu Mai ma mały problem.
- Problem, powiadasz? A jakiż to problem?
I tutaj zaczęła się opowieść o moich nieszczęsnych losach na przyjęciu. Nie słyszałam Atasia, ale pewnie po całej tej opowieści zwijał się ze śmiechy na importowanym dywanie mojej babci.
- Dobra, ale co ja mam dokładnie zrobić? - spytał chłopak, pozytywnie nastawiony do naszych próśb.
- Masz jak najszybciej uwolnić szefa Mai od jej upierdliwej babci! - Cher się rozłączyła. Mogłyśmy tylko czekać na dalszy przebieg wydarzeń, które przybrały zupełnie inny obrót. Okazała się bowiem, że wszyscy zasiedli do Wigilii! Oczywiście mu o tym nie wiedziałyśmy.
- Mai… Może byśmy zaczęły otwierać prezenty? - zaproponowała słodkim głosikiem, kusząc mnie do złego.
- Nie! - zaprotestowałam. - Dopiero po Wigilii!
Tymczasem na dole.
- U… A gdzie jest Mai? - zapytał nagle John, po odmówieniu modlitwy.
- Czort wie - mruknęła Ayako, zabierając się za jedzenie.
- Nudnooo tuuu - lamentowała na cały głos czarnowłosa, chodząc niespokojnie po wielkim pokoju. Westchnęłam, ależ ona jest marudna. Nawet bardziej, niż ja. - Chodźmy na dół! - zaproponowała.
- Niee! Nie ma mowy! Ja tam nie zejdę! - zapierałam się naburmuszona. Nie zniosę kolejnych prób swatania. Popatrzyłam na sufit i … wpadł mi do głowy genialny pomysł! - A może zejdziemy na dół wentylacją! - oblał mnie rumieniec, mój kolejny beznadziejny pomysł. Jednak Cher podskoczyła w miejscu.
- Dobrze myślisz, nee-chan! - pochwaliła mnie. - Tylko musimy znaleźć śrubokręt i przenieść ten stolik tam. - wskazała palcem. Pod moją ręką znalazło się narzędzie. Przeniosłyśmy mebel pod wejście do szybu i weszłam na stoliczek.
- O już prawie! - jedna śrubka odleciała, a tuż za nią reszta. Podałam koleżance kratę zakrywająca szyb. - Podsadź mnie teraz. - podniosła mnie z całej siły do góry, bez problemu zmieściłam się w szybie i pomogłam jej wejść.
- Dość dużo miejsca - powiedziała moja towarzyszka. Przytaknęłam głową. - Mów cicho, bo nas usłyszą.
Przeczołgałyśmy się parę metrów i klops. Przede mną był wielki spad. Oczywiście Cher nie słuchała, kiedy mówiłam, żeby się zatrzymała. Popchnęła mnie do przodu i obie zjechałyśmy na dół, wydając z siebie głuche krzyki…
Sszzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz… - łoskot wychodząc jakby ze ścian, rozległ się po pokoju.
- Co to było? - zapytała Mayumi, patrząc na ściany.
- Duchy - zaryzykowała stwierdzenie Ayako.
Bum Bum Bum Bum Bum.
- Stukanie - powiedział Bou-san.
Trach, trach, trach.
- Łomot - rzekł John.
Puk Puk Puk.
- Pukanie - stwierdził Naru, bez jakikolwiek oznak zainteresowania. My za to miałyśmy świetną zabawę za ścianą, udając duchy.
To była najlepsza Wigilia w moim życiu.
3