Hanna Karaś
Bój na rynku idei, czyli dlaczego sekty mają powodzenie
W latach 1945-1989 Kościół w Polsce był poddany próbie, z której choć zaznał wielu szykan, to jednak - można uznać - wyszedł zwycięsko. Przez ten cały czas stanowił jedyną tak potężną duchową instytucję, która skupiała Polaków myślących o rzeczywistym dobru narodu i państwa.
Jako azyl duchowy, intelektualny i polityczny gromadził nawet osoby obojętne religijnie, a będące w opozycji do niechcianych rządów. Dlatego właśnie doszło do rozczarowań po upadku reżymu komunistycznego, gdy okazało się, że szeregi politycznej opozycji tworzyły osoby indyferentne religijnie, dla których katolickość i polskość nie stanowiły wcale synonimu. Żelazna kurtyna jednak, paradoksalnie, oddzielając tak zwane kraje demokracji ludowej od reszty świata, spełniała w pewnym sensie rolę ochronną wobec Kościoła. Zwłaszcza gdy chodzi o sekty i nowe ruchy religijne. Przed dziesięcioma laty Kościół w Polsce stanął wobec trudnego zadania funkcjonowania w nowej rzeczywistości. Rynek idei i religii zaczął się nasycać w tempie dotąd niespotykanym. Dla wielu osób, zwłaszcza młodych, które poszukują sensu życia, nowych wartości, prawdy, tradycja i wiara ich ojców zaczęty tracić siłę oddziaływania. Zwłaszcza, że minione lata ateizacji i planowej demoralizacji narodu również wydały owoce. Korzystają z tego szczególnie egzotyczni nauczyciele nowych prawd i sposobów życia.
Ruchy sekciarskie i parareligijne upowszechniają własne poglądy na różne sposoby. Imprezy otwarte i utrzymane w formie popularnej nastawione są na ludzkie masy. Wytwarza się wokół tych imprez dużo szumu informacyjnego w mediach. Aby jednak dotrzeć do ludzi wykształconych i bardziej wymagających, potrzeba metod bardziej wyrafinowanych. Jednym ze sprawdzonych sposobów są spotkania kameralne, których uczestnicy powinni mieć świadomość, że są wybrańcami, gdyż posiadają większą od innych wrażliwość i inteligencję. Ci zaś, którzy wrogo odnoszą się do ich działalności, to fanatycy religijni o niepogłębionej duchowości, prymitywni lub bezrefleksyjnie przyjmujący wiarę w Boga dewoci.
Na przykład w pierwszej fazie członkom grupy medytacyjnej czy parareligijnej proponuje się bardzo łagodne do niej wejście. Liderzy witają wszystkich życzliwie, ze zrozumieniem i obietnicą niesienia pomocy duchowej. Jednak stopniowo wzajemne relacje przekształcają się.
Delikatny proces wprowadzania ma na celu uświadomienie po jakimś czasie, kto jest rzeczywistym gospodarzem. Inną formą wkradania się w łaski może być oferta bezpłatnego posiłku, a w skrajnych wypadkach flirtu towarzyskiego. Chodzi o to, by uczestników spotkań łączyło coś więcej niż tylko więź formalna. Ekscytacja towarzysząca nowym duchowym odkryciom sprzyja uzależnieniu od nauczyciela. Im silniejsze więzy formalne, tym trudniej o krytyczną refleksję, nie mówiąc już o natychmiastowym opuszczeniu grupy. Psychologowie zgodnie podkreślają, że wiele osób wiążących się z sektą poszukuje i potrzebuje uzależnienia emocjonalnego jako kompensacji niespełnionego dzieciństwa albo braków życiu dorosłym. W dotychczasowym życiu mogą one odczuwać brak oparcia w rodzinie, mieć potrzebę wyodrębnienia się z anonimowego tłumu, szukać duchowego przewodnika. Sekty zaś mają mistrza i oferują niespotykane dotychczas sposoby myślenia; spojrzenia na siebie samego, świat i historię. W nowej grupie można uzyskać nową tożsamość, nowych przyjaciół i nowe cele życiowe.
Z czasem nowo przybyli muszą podejmować różne decyzje, o których nie było wcześniej mowy. Wielu z nich jeszcze bardziej zacieśnia więzy. Znamienne jest, że osoby decydujące się na różnego rodzaju kursy, seminaria czy spotkania nie wyobrażają sobie nawet, psychicznej presji, z jaką mogą się spotkać. Zwłaszcza, że początkowo dzieje się wprost przeciwnie. Urzeczeni pochlebstwem i otrzymywanymi prezentami, np. książkami, kasetami, lekami czy ubraniami, uważają, że wcześniejsze ostrzeżenia, jakie przypadkiem gdzieś słyszeli, są kłamstwem. Nie zauważają, jak z czasem zostają postawieni wobec wymogu bezwarunkowego posłuszeństwa liderowi i pozostałych uczestników spotkań.
Innym etapem oswajania „nowego" w sekcie jest izolowanie go od świata, w którym dotychczas przychodziło mu żyć. Wiąże się to z kontrolą jego sądów, opinii, eliminowaniem informacji z zewnątrz, oddzieleniem od rodziny, przyjaciół oraz wszelkich osób, które mogłyby zaburzyć proces adaptacji i przejmowania zaplanowanych sposobów zachowania. Może się to wiązać z określaniem „u nowych" zaobserwowanych odchyleń od normy, ich nietowarzyskości, zahamowań psychicznych itp. Takim uwagom towarzyszy przebudowywanie świadomości, które prowadzi do eliminacji prawidłowych relacji ze światem zewnętrznym. Ważne jest blokowanie i eliminowanie refleksji. Jak podkreślają psycholodzy, osoby, które przeszły przez ten etap kontaktu z sektą, stają się częstokroć pacjentami psychiatrów. Ich świat i funkcje poznawcze zostają zaburzone na dłuższy okres. Nierzadko ich recepcja rzeczywistości znajduje się w takiej fazie, że przypomina świadomość kilkuletniego dziecka.
Chętni do kolejnych wtajemniczeń utrzymywani się w stałej aktywności. Nie mogą być nawet na chwilę pozostawieni sami sobie. Nieustanne szkolenia, wyjazdy, napominania, przypomnienia, dyskusje dają efekt. Wywołuje to wrażenie satysfakcjonującego przeżycia religijnego, ocalenia duchowego, nawrócenia. Dodatkowym bodźcem może być też pomoc w walce z alkoholizmem czy narkomanią.
Nie ma wielkiej tragedii, jeśli „przygoda z sektą" zakończy się utratą pewnej sumy pieniędzy na literaturę, opłacenie ćwiczeń lub seminariów. Gorzej, jeśli zmianie ulegnie osobowość poszukującego. Może się to łączyć z trwałym poczuciem wyobcowania, utratą zdrowia (np. w wyniku szczególnych praktyk żywieniowych). Wśród młodych kontakty z sektą skutkują bardzo często ucieczkami z domu, narkomanią, przypadkowymi kontaktami seksualnymi, w wypadkach skrajnych - chorobą psychiczną i próbami samobójczymi. Ciekawe, że nawet osoby, którym udało się wyrwać z sekty, czy grupy parareligijnej, przez wiele lat mogą odczuwać obciążenie, np. okultystyczne, które będzie uporczywie o sobie przypominać. Stan ten można porównać do pokusy ogarniającej dawnego nałogowca pragnącego sięgnąć po alkohol, narkotyki czy papierosa.
Adepci nowych religii z pewnością, zanim trafią do „grupy alternatywnej duchowości", tak naprawdę szukają nie orientalnych tajemnic, ale bezpieczeństwa i religijnej wspólnoty. „Duchowi nauczyciele" dobrze o tym wiedzą i właśnie do takich potrzeb dostosowują swój początkowy program. Często jednak uliczny guru, mimo że posiadł umiejętność manipulacji, sam także jej podlega. Godzi się jednak z owym faktem z różnych powodów, nie zawsze finansowych. Ulicznymi prorokami bardzo zgrabnie potrafią kierować liderzy partii politycznych czy przedsiębiorcy, którzy z pracy sekt czerpią zyski. Politycy wiedzą, że tłum potrzebuje okresów napięcia, po którym następują momenty rozładowania. W sterowaniu jednym i drugim sekty religijne okazują się bardzo pomocne.
Copyright by Moja Rodzina, nr 8/2000
opr. TG/PO