Bulgarin Fadej
PIOTR IWANOWICZ
WYZYGIN
Tom
ROZDZIAŁ I.
Pan Morykoński obywatel LitAvy, siedział: w zamyśleniu na sofie, a jego trzy córki na pół głośno rozmawiały z sobą. Godziną wcześniej przyjechała ze wsi starsza córka z mężem i trojgiem małych dzieci. P. Morykoński
juz był powtórnie żonaty z młodą niewiastą lecz, z nią nie miał żadnego potomstwa; nie było jej na ten raz w domu , albowiem pojechała z wizytą do jeneralowej wojsk rossyj skićh. Główna kwatera armii rossyjskiej zbierającej się nad granicą była w Wilnie; wszystkie lepsze domy zajęte były na kwaterunek, i Tęm . .
dla tego nie mając względu na ciasnotę zięć p. Mory końskiego, JW. Dornowski marszałek powiatu, mieścił się w domu swojego teścia. Dwaj synowie p. Morykońskiego i zięc wyszli do miasta; kobiety czekały ich z herbatą.
«Ach siostro, jaka szkoda ze nieprzyje chałaś do nas prędzej dwoma dniami« rzer kła siostra młodsza db pani Dornowskiej: «byłabyś na balu danym prze& Najjaśniejszego Cesarza Alexandra w Zakrecie dla szlachty i officerów. Wiesz przecie ze Monarcha kupił Zakręt od jenerała Benigsena, nie poznasz j teraz tego miejsca, jak ono w lak krótkim cza_ sie jest upięktiione.; dosyć juz kiedy ci powiem V w
siostro, źe byliśmy nie jak na balu ale zupełnie jak'w raju! »
«Zmiłuj się opowiedz mi cokolwiek o
tym balu » rzekła p. Dornowska : «wyobra'zam.
sobie jak tani musiało wszystko być' zachwycające !«
«Nie jestem w stanie opisać tobie'tego wszystkiego co nas tak zachwycało » odezwała się średnia z sióstr: «trzeba bvło
widzieć Cesarza, słyszeć go, ażeby umieć czuć
tę Jego dobroć. On był duszą balu, i ta du
sza rozlewała miłosierdzie i wesołość na to wszystko co ją otaczało. Goście się zebi;alL w parku około godziny ośmej wieczorem ; niebo się pokryło lekkim obłokiem jakby
na umyślnie ażeby nas zasłonić od promieni słońca; damy postrojone w kwiaty i eleganckie ubiory siedziały na ławkach ustawionych
i
w kwadrat; na łące były wysfawione drzewa pomarańczowe, które obciążone kwiatem napełniały powietrze najprzyjemniejszym zapachem. IMuzyka gwardyi Cesarskiej grała W rozmaitych miejscach parku, tu i ówdzie migały mundury błyszczące jenerałów i offi cerów; tłumy pstrokatych gości z rozmaitych
stanów przechadzały się waleach;—gdy wtem. zjawił się Najjaśniejszy Pan— zapomniano o wszystkiem... Jego tylko jednego widzieliśmy, w owym obrazie zachwycenia.»
«Ubrany był w mundurze gwardyi Se menowskiego pułku, u którego kołnierz jest granatowy, a który Jemu tak do twarzy» dodała młodsza siostra.
«Cesarz przeszedł około wszystkich ławek gdzie siedziały kobiety i niepozwolił wstawać nam z, miejsca wtenczas nawet, kiedy
rozmawiał; ~ później się bawił z wielu męz czyznamia szczególniej z obywatelami których znał. Kiedy juz ohniesiono.na około owoce i lody, przedstawiono Cesarzowi aby rozpoczął bal na tej łące gdzieśmy siedziały, by wszyscy mogli nacieszyć się Jego obliczem. Dobry Monarcha przystał na to i rozpoczął z gospodynią jenerałową Benigsen; drugiego poloneza przetańczył z zoną Ministra Wojny
Barklaja de Tolli, a później z panną Tyzen liaus; oprowadził'ją na około łąki i wszyscy tańczący udali się za Nim do sali klóra była juz oświeconą. Tam dopiero zaczęły się rozmaite, tańce. Ach! kochana siostro! Cesarz wszystkich gości oczarował swoją uprzejmością! Nikt mu nie wyrówna w'tej'sztuce, tak umie do siebie przywiązać jednym wyrazem.
Ojciec przerywając mowę córki rzekł: «dla tego ze Jego każdy wyraz z duszy pochodzi a' Jego dusza jest. anielską! .
«Cesarz opuścił tovvarzystwo podczas kolący i » rzekła dalej siostra: «która była daną na odkryteni powietrzu w parku najcudowniej oświeconym , i na małych stolikach. Po kolacyi jeszcze tańczono, ale goście z wię*
chu i grubości filarów. Architekt przyznał nam sprawiedliwą uwagę, i rzekł iz myśli umocnię wiązanie w górze pod dachem. Nazajutrz cala galerya się zawaliła z okropnym łoskotem; szczęściem ze to się wówczas stało, kiedy robotnicy oddalili się na óbjad i
^ $
tylko jeden człowiek został przy walony gruzami. Cózby .fo było gdyby onazawaliła się podówczas • jak w niej był Cesarz z całą swą
świtą! strach nawet pomyśleć o leni! » ()
^ # i
«Opatrzność strzeze dobrych .Monarchów » rzekła siostra młodsza.'
«Bezwątpienia, "widzimy tego uderzający przykład» dodał ojciec. . ■> ■
«Niewiadomo co sie stało z architektem?» zapytała pani Dornowska : «mnie prawdziwie zaljego, albowiem jest bardzo dobrym człowiekiem.»
<
— «Nieszczęśliwy! nie znał sefca Alexan
dra» rzekł p. Morykouski: «zląkł się i uciekł. Posłano za nim w pogoń, lecz się utopił
z rozpaczy!»
W tem zięć i dwaj synowie p. Morykońskiego weszli do pokoju.
(
,)
)
%
kszą chęcią rozmawiali. o Cesarzu aniżeli lańr
•
czyli, i ze tak powiem, samo wspomnienie Jego osoby, niejako ożywiało bawiących się.»
<•. Ach, jaka szkoda źe nie mogłam być na tym balu! Widziałam wprawdzie Cesarza ale nie dokładnie » rzekła p. Dornowska, «Wystaw sobie moja córko , w jakiem byliśmy położeniu, kiedyśmy się dowiedzieli ze nasze miasto o mało co nie było świadkiem najokropniejszego wypadku, który na naszą krainę rzuciłby* przeklęctwo całego świata, chociaż ta wina nie pochodziła ze strony naszej. Czy słyszałaś co cgaleryi? »
«Nie kochany ojcze, mówiono coś o budowach , ale ja nie wiem o żadnych szczegółach. »
«• W tem miejscu » rzekł p. Morykoński: «gdzie Najjaśniejszy Pan odkrył bal, zamierzono wyb.udować długą otwartą galeryę, uskutecznienie tego było zlecone znanemu architektowi professorowi Szulcowi. Kiedy budowa była blizką skończenia, kilku naszych obywateli w których liczbie i ja byłem, spacerując w Zakrecie dostrzegliśmy, ze jej fundamenta nie są odpowiednie wysokości gma
*
pewniej dla swoich widoków rozgłaszają te wieści. Powtarzam, ze wojna być nie może i najpewniej ze teraz ostateczne są umowy o~ pokój, dla których przyjeżdżał tutaj poseł Francuzki hrabia Narbonne. Gdyby wojna była tak blizką, nie myśląnoby o balach i innych zabawach.»
— «Jakkolwiekbądź,.» rzekł p. Dpmowski: «jednakowoż mamy rozkaz wystawienia pod wód na trakcie do Dryssy i przygotowania prowiantów i furażów.»
— «To nas jeszcze bardziej przekonywa że nie będzie wojny,» odpowiedział p. Mo rykoński, «albowiem w przeciwnym razie byłby rozkaz, wysłania pod wód na trakcie do Niemania, na spotkanie nieprzyjaciela.»
—■ «Zresztą czegóż mamy się tak obawiać tej wojny» rzekł Adolf młodszy syn p. Mo rykońskiego: «zapewnie że z Napoleonem przybędą i piękne wojska.»
— «Ach jakbym sobie życzyła widzieć francuzkich żołnierzy.» zawołała młodsza siostra przerywając mowę brata.
— « ja podobnież, i ja!» dodały drugie dwie siostry.
» •
«Co słychać tam nowego w mieście >> zapytał oj ciec. , • *
«Wiele wieści _» odpowiedział p. Dornowski : «lecz nie wiadomo jak je nazwać, dobremi czy. tez dzieeinnetni. Żydzi nie uważając na tó ze granica jest strzezoną przez kozaków, przekradli się potajemnie i przywieźli wiadomość, ie wojska franćuzkie ze wszech stronprzez Prussy. i Księstwo Warszawskie
A *
dążą ku Niemnowi •, mówią nawet jakoby Cesarz Napoleon rozkazem do wojska ogłosił wojnę przeciw Rossyi. »
«Jakie dzieciństwa » rzekł p. Morykoń ski: «wojska . franćuzkie mogą być w poru. szeniu dla tego, ze rośsyjskie stoją nad granicą , lecz bądźcie pewni ze wojna nie nastąpi. My tu jesteśmy w samym środku czynności politycznej, i gdyby się wydarzyło coś bardzo ważnego, a szczególniej gdyby wojna by
I
ła ogłoszoną,, to pewnie ze toby się przed nami nie utaiło i wiedzielibyśmy cośkolwiek. Wczoraj jeszcze Najjaśniejszy Pan w Zakrecie podczas balu objawić raczył, iz zącla pokoju
ispodziewa się ze owa burza na horyzoncie politycznym wkrótce ustanie: Żydzi więc naj
>
«Tylko pod tym warunkiem ażeby nasz
Ndobry Cesarz Alexander, nie miał stąd żadnej
.
nieprzyjemności! » rzekła siostra młodsza.
«Beżwątpienia ze tylko pod itym warunkiem!» rzekły inne siostry.
«Dzieci, dzieci — same niewiecie óczem
I
mówicie,» rzekł ojciec z uśmiechem. «Gdyby Francuzi tu przyszli, to nie inaczej jak po przegranej batalii ze strony Rossyan, albo nawet po zupelnem ukończeniu tej nieszczęśliwej wojny; w takim tedy razie niepodobna, ażeby się stało z przyjemnością naszego dobrego Cesarza. Ale najlepiej będzie, kiedy przestaniecie o tem mowie, bo jak widzę to gotowi jesteście się pokłócic o politykę, a ja tego nie lubię, có będzie to bęazie! powiedz mi lepiej kochany zięciu, jakim sposobem mogłeś się pomieścic tu u mnie w takiej ciasnocie? zaledwie mamy kilka pokojów w całym domu.»
— «Ja z zoną i dziećmi zajęliśmy tylny pokój z przepierzeniem, a ludzie nasi będą wspólnie; lecz mamy kłopot gdyz niewierny gdzie ulokować tę pannę którą przywieźliśmy
* • ^ z sobą.» ”
*
«Jaką pannę?» zapytał p. Mo ryk emski, «alboz ta dziewczyna którą widziałem zdale ka na ganku, nie jest guwernantką twoich dzieci?»
«Nie .ojefce,» rzekła pani Dornowska: «jest to Rossyanka, rodzice jej muszą być w Wilnie, albowiem jej ojciec służy wkom missji prowiantskiej j" ona zaś nie wiem z jakie go powodu bawiła się; za Moskwą .i później przyjechała do Litwy z przyjacielem swojego ojca, który podobnież jest kommissionereiii. Szanowny to staruszek* mąz mój.zna się z nim oddawna; będąc u nas w domu, zostawił ją
„ #
dla tego, iz musiał spiesznie wyjechać w interesie rządowym. Daliśmy mu słówo ze odeszlemy ją do Wilna i właśnie teraz wzięliśmy z sobą; bawiła wprawdzie u nas przez dwa tygodnie, lecz przyznam się ze mi z trudnością przyjdzie z nią. się rozłączyć! albowiem tak jest milą, tak dobrą, tak' czułą, tak skromną; jednem słowem jest to anioł!»
«Zapomniałaśzono,» dodał p. Dornowski z uśmiechem, «zejeszcze ona jest piękuą, ale co sie zowie, i to w calem znaczenia .te
»
go wyrazu!»
t
%
V * •
¿ f
— «Bardzo ciekawam widzieć rossyjską piękność, a dp tego z takimi przymiotami?» rzekła młodsza siostra: «sądziłam źe między rossyankami nie masz zupełnie takich jak opisujesz tę dziewczynę.»
— «Mylisz się Tercsso,« rzekł ojciec ^«zaledwie w życiu widziałaś dwie lub trzy ko biety rossyanki, to nie możesz jeszcze o nich sądzić.»
' — «Jednakże rossyjscy officerowie mówią nam i zapewniają ze rossyanki nie mogą się porównać z nami...» dodała Teressa.
■— «Wojskowi wszystkim na świecie kobietom mówią podobnież!» rzekł ojciec z uśmiechem.
A
— «Dla czegóz tak wielu Rossyan zeni się z Polkami, a Polaków tak mało z Rossyankami?» zapytała tonem tryumfującym druga siostra Ludwika.
— «Zaraz ciebie wtem objaśnię, kochana córko: męzczyzni w ogólności powodowani jakimś szczególniejszem uczuciem, bardziej są przywiązani do cudzoziemek; nadto odda
s
lenie się od kraju, nieustanne obcowanie wojskowych z mieszkańcami tej prowincyi
gdzie kwaterują, to wszystko łatwo bardzo
• | ( •
pląta w sidła miłosne. Co zaś do urzędników cywilnych małego znaczenia, to ci przesiedlając się na prowincyę, przechodzą z mniejszego towarzystwa w którem się znajdowali
T t .
będąc w swych stronach do wyższego; nastę* pnie więc ich to wszystko zachwyca, czego dotąd nie widzieli. A do tego trzeba zwrócić uwagę i na to, ze wprowincyach przyłączonych, mało uważają jakiego urodzenia je&t kawaler a bardziej zwracają uwagę na jego osobiste znaczenie, które my za nadto powiększamy. Przeciwnie zaś, Polak kiedy przy
jedzie do Rossyi to nie ma .żadnego znaczenia, wszędzie przyjmują go jako supplikanta albo tez niby.z łaski, i dla tego właśnie trudniej jest Polakowi ozenie się z Rossyanką dobrego urodzenia, aniżeli przybyłemu Rossya ninowi z Polką., Nie bez tego, każde prawidło ma swoje wyjątki , nie myślcie zatem moje dzieci, ażebym moją bezstronnością ujmował czego naszym współziomkom. Prawda że oświata w Rossyi znacznie się posunęła, a osobliwie wczasach ostatnich, jednakowoż ta spójność towarzystw jest zachowaną tylko
w klasach wyższych, kiedy u nas przeciwnie, jest rozlaną w klasie średniej, dla tego tez u nas więcej swobody w obejściu się, a następnie więcej uprzejmości i przyjemności w towarzystwach. Otóż to właśnie dla czego Polki mają pierwszeństwo.»
«
— «A więc mają pierwszeństwo!» zawołała Teressa z złośliwym uśmiechem. .
«Mają pierwszeństwo mają!« rzekł ojciec*, «jednakowoż i między Piossyankami znajdują się takie któreby , z wami mogły pójść w zawody o pierwszeiistwo! »
— «Siostro,» rzekła Ludwika, «pozwól poprosić na herbatę twoję rossyjską przyjaciółkę, zobaczymy ten cud!»
« owszem, nawet chciałam ją wprowadzić.»
Ludwika wybiegła z pokoju, aż wtem zajechała pod ganek kareta i po chwili weszła p. Morykońska.
— «Wystawcie sobie jak się omyliłam,»
rzekła p. Morykońska: «wybrałam srę z wizytą a jenerałowa dzisiaj rano wyjechała do Rossyi! Ja do drugiej, i ta podobnież wyje' chała! Nakoniec ledwie mi się udało znaleść
Tom II.
pułkownikowę huzarów. Było u niej mnóstwo officerów, i na umyślnie zatrzymałam cokolwiek dłużej, by się dowiedzieć jakich nowinek, lecz jak na złość nie słyszałam ani jednego słówka o polityce. Nikt nie wie czy Najjśniejszy Pan długo u nas zabawi, czy tez wojska wystąpią na nowe. kwatery; a o wojnie ani słychać.»
— «Jenerałowe wyjeżdżają cichaczem!» rzekł pan Dornowski: «kto wie czy zydow
#
skie wieści się niesprawdzą.»
«Jakie wieści? » zapytała p. Mory końska.
—r «Ze Francuzi zblizają się ku granicy i źe wojna juz jest ogłoszoną,» odpowiedział Dornowski. ' •
Pani Morykońska zaczęła się śmiać. «Przestałbyś pan marzyć o wojnie! jeżeliby coś było. nawet podobnego, to ja pierwsza wiedziałabym, gdyż adjutant który stoi u nas na kwaterze mnieby o term powiedział. Bądź pan pewnym ze wojny nie będzie, i że gwar dya będzie stać u nas przez całą zimę; mówią nawet ze dwór cały przybędzie d.o Wilna i ze w czasie zimy tu będzie kongres....
Ach jak będzie wesoło, ile to będzie balów!»
Synowie p. Morykońskiego spojrzeli na siebie z pewnym wyrazem, a młoda ich macocha poszła do drugiego pokoju, nócąc sobie francuzką piosneczkę.
W tern drzwi się otworzyły z pobocznego pokoju i weszła Ludwika trzymając za rękę pannę o której wspomniała pani Dornowska. Wszyscy uwagę swoją zwrócili na nieznajomę, która się rumieniąc nre miała odwagi okiem śmiałem spoglądać na obce dla niej towarzystwo'. Pani Dornowska nasamprzód przedstawiła ją swojemu ojcu,, później siostrze młodszej, a naostatek braciom;, z podziwieniem na nią patrzali, zdaje się iz jej przytomność uczyniła na' nich jakoweś \vrazenie ; skromność jeszcze bardziej była jej do twarzy i nadawała taki powab, który wzbudzał pewną interesowność. Wszyscy obecni jeden przed drugim ubiegali się zasłuzyć na jej uwagę, Teressa i Lud wika starały się rozerwać jej pomięszanie i nie obciążały ją niestosownemi zapytaniami. Tymczasem powróciła do pokoju pani Morykońska , będąc juz uprzedzoną przez służących o przybyciu rossyanki;— przyjęła ją dosyć oziemble i nie pojmowała czcmby ona
mogła na siebie ściągnąć, taką uwagę. Ńako , nieć służący wniósł herbatę* pan, Morykoński zaś zaczął rozmowę z nieznajomą*
«Córka moja mówiła mi, ze rodzice pani są w Wilnie; wprawdzie stńutnem będzie dla mnie rozstanie się z tak miłym gościem, lecz czuję jakie jest szczęście dla rodziców, przycisnąć taką córkę do swego serca, jaką jesteś pani* i dla tego nie chcę jej .rodzicówpozba wić tej przyjemności. Pod jakiem nazwiskiem rozkazcsz szukać ich tu w Wilnie? natychmiast poszlę służącego? » '
— «Pozwól ojcze » rzekł Adolf: «to zlecenie daleko lepiej uskutecznię.»
Nieznajoma zarumieniła się, później podziękowała Adolfowi i rzekła: «nie mam" tutaj rodziców lecz przyjechałam do moich dobroczyńców, którzy mi zastępowali ich miejsce. Mo im dobroczyńcą i opiekunem jest Romuald Wikicntiewićz Szmignjło, urzędnik w kommis syi prowiantskićj; on powinien tu się znajdować z swoją zoną która była*dla mnie drugą
matką.« .
** ł '
«Jeszcze będąc młodym znałem p. Szmi
* « '
gajtę*, on jest ziomkiem naszYm » rzekł p. Mo
rykoński: «brat'jego ma dobra w jednym ze ^ * mną powiecie.» . .
— '«Za godzinę panir będziesz'wiedziała o ttńeszkaniu p. Szmigajły » rzekł Adolf,, i nie czekając odpowiedzi wziął kapelusz i wyszedł z pokoju.
i %
— «Ja podobnież byłem takim , kiedy potrzeba .było "uczynic przysługę dla płci pię* knej! » rnekł z uśmiechem p. Morykoński.
Ponieważ rozmawiali z sobą po francuz ku,' pani' Morykońska obracając się do nieznajomej, rzekła: «pań Szmigajło jest naszym ziomkiem, a pani czy jesteś rodowitą Rossyanką? albowiem tak masz dobrą pro nuncyacyę francuzką, ze trudno nawet się domyśleć, z jakiego .pochodzisz narodu?«
—«Jestem Rossyanką; imię mam Eliza, . nazwisko Steńska. »
— «Steńska!.... to coś zakrawa na polskie» rzekł p. Morykoński.
— «Jeszcze dzieckiem byłam marł ojciec, a przeto jiic nie wiem o pochodzeniu inojej familii;...» wymawiając te słowa nie mogła ukryć swego westchnienia,
%
ł
dząc nieustannie ponawiane widoczne urazy, przy całej Naszej ebęci zachowania spokojno ści byliśmy przymuszeni uzbroić się i zebrać Nasze wojska, lecz i wtedy ciesząc się pojednaniem zostawaliśmy w granicach Naszego Cesarstwa, nie naruszając pokoju, a tylko bę. dąc przygotowani do bronienia się. Wszystkie te środki łagodności i pokoju nie mogły utrzymać żądanej przez Nas spokojności. — Cesarz Francyi najściem swojem na nasze wojska pod Kownem, pierwszy zaczął wojnę*,— a tak, widząc ze się żadnym sposobem nie skłania do pokoju, nic Nam więcej nie pozostaje, jak tylko przywoławszy na pomoc Świadka i Obrońcę prawdy Wszechmocnego. Stworzyciela nieba, postawić Nasze siły przeciw siłom nieprzyjaciół.—Nie potrzeba mi przypominać wodzom, dowodzcom pułków i Naszemu wojsku o ich obowiązkach i męztwie, od dawna albowiem płynie w nich głośna zwycięztwami krew. Słowian. Żołnierze! wy brońcie wiarę, Rossyę i jej swobodę. Ja z wami, w Imię Boga! >*
ALEXANDER.
«Dusza cała Alexandra wylała się w tycli wyrazach prawdy!» rzekł p.Morykońskiocie
\
■ ;; ( ) '
i
iając łzy: «B<śg świadkiem, ze Alexander żądał pokoju, i £e On nie`jest przyczyną rozlewu krwi! >» ;
V*
Damy się zamyśliły, pani Morykońska wyszła do drugiego pokoju, a Eliza zniespokoj nością spoglądała na Adolfa.
«Daruj pani, źe się nie śpieszyłem z nowiną która dla niej będzie nieprzyjemną. Pan Szmigajło juz od kilku dni wyjechał stąd w interessie służbowym, małżonka zaś jego tygodniem pierwej wyjechała i niewiadomo
» ^ dokąd. »
#
Eliza zalała się łzami: «Mój Boże, co ze
♦
mftą będzie! » zawołała głosem rozpaczy.
Teressa i Ludwika zaczęły ją cieszyć , pani Domowska zaś rzekła: «podziel nasz los amy
*
postaramy się zastąpić miejsce twoich dobroczyńców. <—Zdaj się we wszystkiem na wolę
IWa. »
O <
«Ina nas» zawołał Adolf: daję słowo
+
honoru, ze pani w naszych stronach nie doznasz najmniejszego smutku. O wyjeździe zaś niepodobna jest i myśleć w teraźniejszym czasie! wszystko w zamieszaniu v wojska ustępują progi są napełnione zołnierzanii...
%
• w ¥
ROZDZIAŁ U.
#
ł
i * •
Nieszczęśliwe zdarzenie z urzędnikiem rossyj skim. Napoleon na granicach Rossyi. — Spotkanie się ćlwóch krewnych.— Zdania Jenerałów francuzkiej gwardyi przed wkroczeniem'w grani ce Rossyi.
i
Juz ciemna szata, nocy pierzchała na ża. chód, oddając czysty do koła nieba lazur w panowanie okazującej się na wschodzie w różowym kręgu jutrzence... Jeszcze głęboko uśpionej natury szelest nawet liścia nie budził i tylko słyszeć się dawał szmer lekki wiatru muskającego brzegi Niemna, którego czyste wody zdawały się być podobne do tafli zwierciadła , przykrytej czarną krepą. W tvm dał się słyszeć szelest wioseł*, łódź nie wielka z dwoma ludźmi pokazała się na rzece i przybiła do wysokiego brzegu zarosłego krzakami, wysiadł z niej mężczyzna wzrostu, słusznego w czarnym płaszczu z kołnierzem zielonym i w zielonej czapce. Świsnął trzy kroc i gdy z pilną uwagą zaczął się przysłuchiwać, podobnaz, odpowiedź dała się sły
» *
i
* i
szpc na wzgórku piaszczystym, na którym stał
wielki krzyż drewniany, wędrownik tam zmierzył swoje kroki.— Pod wzgórkiem na ściesz ce czekał na niego człowiek wczaniarce z grubego szarego sukna i z czarnemi taśmami; koń jego stał przywiązany do drzewa. Ofca dwaj nocni wędrownicy powitawszy się z sobą, usiedli na wielkim kamieniu.
«Pański akuratność powinna służyć nam wszystkim za przykład,» rzekł po polsku człowiek ten co był w czamarce. «Pan starasz się nie dla siebie,, jednak zwiększą daleko gorliwością aniżeli inni dla własnej ko
f • * > rzysci.»
«Gdybym szukał własnego zysku, to
jeszcze kto wie czy dokładałbym tyle starań» odpowiedział człowiek w płaszczu szarym i zielonej furażerce. «Lecz przysiągłem Cesarzowi Rossyi, że będę dbał o Jego dobro, a przeto powinienem postępować stosownie do wyrzeczonej przezemnie przysięgi. Wieleż' macie wołów do sprzedania?»
«Blisko dwustu, są w tym lasku co wi
dać jak przez mgłę; jeżeli się panu bydło podoba i pan zgodzisz się takowe nabyć za Tom II.
tę cenę o której jesteś uwiadomiony przez żyda, to natychmiast woły przeprowadzimy, na stronę rossyjśką.«
«Zdaje mi się ze cokolwiek za drogo...» «Nie mogę nic ustąpić, gdyż tylko jestem ekonomem i powinienem wypełniać co jni polecono. Pan mój naznaczywszy osta
Warszawy
WPa
go a ja jestem sługą Cesarza Rossyi, i również nie mam prawa rozrzucać jego pieniędzmi!»
O —
«Mówmy otwarcie: gdybyśmy się nie spodziewali od was zarobku, to moglibyśmy przedać u siebie bez wszelkich ambarasów. Mamy. podobnież mnóstwo wojska: Westfal czyków, Saśów, Bawarczyków i Bóg wie jakie narody, którzy mają tak doskonały apetyt, że ■wkrótce ani my, ani oni nie będziemy mieli.
w
f
co lesc.»
« Al e u was przyjmują produkta w miejsce podalkow za rewersami, albo jak wy nazywacie bonami, a my kupujemi za gotowe pieniądze.» '
«To właśnie i przymusza nas wam prze* dawać, pomimo ze z laski naszych strażników grozi niebezpieczeństwo utraty wszystkiego. Oprócz podatków i tak nazywających się ofiar dobrowolnych które u nas pobierają, dosta wai furażu i prowiantu, a najbardziej furmanki, zupełnie nas zniszczymy. Jak gdyby Cesarz Napoleon nie mógł znaleść dogodniejszego miejsca dla swych żołnierzy, ze tak ich wszystkich spędza do tej Polski. Jedno tylko zbawienie zaciągnąć, się do wojska i zyc kosztem drugich! Gdybym był młodszy, to wsiadłbym na koń i błądziłbym po Hiszpanii i Włoszech. — Tu tylko spustoszenie i nic więcej! Ja także miałem kawałek ziemi który za rządu pruskiego karmił i poił mnie i moje dzieci, a teraz rzuciłem rodzinny kątek i poszedłem na cudzy chleb. Niepodobna wytrzymać biedakow'i, wkrótce i bogaci będą takimi jak i my nędzarzami.»
«Tak, nie bardzo los wasz zazdrośny! Prawda ze i u nas dopiero zebrało się wojsko około Wilna, lecz zaledwie dziesiątą część
a» *
przyjmujemy w podatkach» zresztą wszystko kupujejny za gotowe pieniądze i dobrze pin
t
tylko ze u nas tak wszystko podroza
i przymuszeni jesteśmy szukać za grani ¿ego, co jest potrzebnem. Jakże przecię cliać, czy długo «postoją wasze cudzoziemskie wojska?»
— «A Bóg święty wie!' Duzo wieści, teraz słyęhac ze Napoleon chce zająć Prusy, drudzy, znów mówią ze jego wojska wspólnie z rossyjskiemi mają pójść na Turcyę, a inni głoszą iz wkroczą do Indyi tam gdzie rośnie pieprz i cynamon, dla tego ażeby z tam tąd wypędzić Anglików. Niektórzy sądzili ze będzie wojna zRossyą, ale te ^pogłoski juz^ ucichły ; — a do tego na granicy od strony rossyjskiej oprócz oddziału naszych ułanów
•
którzy są dodani w pomoc strażnikom, nie raasz zupełnie innego wojska, to dowodzi że z tej strony wojny .nieoczekują.» . '<■ __ « u nas oprócz kozaków, żądnego więcej wojska nie masz nad granicą, o wojnie ani słychać; jednakowoż najsurowiej zakazano przejeżdżać granicę i wpuszczać ze' strony waszej,— zaledwie uprosiłem u kommen dantao urlop na godzin i to jedynie dla korzyści rządowej Mówią ze przemycania
coraz bardziejsię powiększają, obawiam się przeto, o nasze woły.«
«Nie masz się pan czego obawiać! ułani stoją stąd o trży mile, a patrole ich nie są wstanie dojrzeć wszystkiego co się dzieje w takiej przestrzeni,— zresztą to do nas należy. Pieniądze odbierzemy na tej stronie.«
ł «Ale zmiłujcie się ukończcie już na przyszłą noc. Dziś mamy Czerwca a muszę być w Wilnie.»
«Teraz trzecia, godzina.po północy, a Jutro o tej porze to jest za godzin, woły będą na tamtej stronie rzeki; my je przepędzimy w pław w mgnieniu oka!— Lecz czy nie zechcesz pan ich obejrzeć? siadaj więc na mego konia a ja pójdę piechotą.»
«Nie, pójdźmy lepiej razem piechotą. Ale cóż to znaczy? Jeźdźcy skaczą prosto do nas!»
«Ułani! to zapewne patrol; — prawda że kaczą prosto do nas! Ja się znam z officc rerń, pan więc nie masz>się czego obawiać zaczepki.»
«A czegóż się mam obawiać! u mnie
■
jest karta drożna.»
« Alez jak gonią z całej siły! Zapewnie ma
ją.n as za dezerterów albo kontrabandzistów.»
W tym dwudziestu polskich ułanów w białych płaszczach i czapkach pokrytych ceratą, zblizyłó się do tego miejsca gdzie rossyj ski prowiantcki urzędnik rozmawiał z ekonomem polskiego pana. Officer przywołał icli do siebie i kazał im stanąć pomiędzy końmi. Ekonom się zdziwił gdy. spostrzegł ze to nie są ci ulani którzy siali w okolicach dla utrzymania patrolu. Dwaj jeźdźcy w żołnierskich płaszczach i furażerkach, oddalili się nastror nę, i wjechali na piasczysty wzgórek z którego w znacznej przestrzeni widać było Niemen,—^zsiedli z koni, zaczęli oglądać okolice przez perspektywy i rozmawiali z sobą na pół głośno. Cały. oddział.zachowywał głębokie milczenie. Ekonom kilka razy zabierał się coś powiedzieć, lecz mu rozmaity mi znakami dawano po?.nać ażeby milczał.
»■ Nakoniec, jeden, z jeźdźców przywołał do siebie ofiicera i kazał stawić przed sobą tych dwóch wędrowników, a dowiedziawszy się źe
oni nie mówią po francuzku, 'zaczął ich badać przy pomocy polskiego officera.
Officer tę słowa objawił urzędnikowi.
— «Rozstrzelany!» zawołał urzędnik: «za , co? jakiem prawem?—Któż ma prawo ska • zać na rozstrzelanie' urzędnika rossyjskiego, oprócz jego Monarchy?» •
«Cesarz Napoleon!» rzekł officer.
W tym jeździec który indagował urzędnika odsłonił płaszcz, a urzędnik dostrzegłna jego piersiach gwiazdę,, cały swój*wzrok i uwagę tam zwrócił.* Widział przy tem biusty i portrety .Napoleona, i znajdował ze ten
t *
jenerał bardzo jest do niego podobny; lecz mu się zdawało iz niepodobna ażeby to był sam Napoleon w żołnierskim płaszczu i fura
Jakim sposobem móffł on tak nie
t l > Om
spodzianie zjawie się nad brzegiem Niemna *
na granicy Rossyi, wtenczas kiedy gazety, głosiły ze Napoleon znajduje się w Toruniu, i wcale nic słychać, nie było o poruszeniach armii francuzkiej? Wyrazy officera polskiego wprawiły urzędnika w pomieszanie; spoglądał wzrokiem nieruchomym na tego co.' niu ,tak groził śmiercią, z;diął więc przed nim
z erce.
swoją czapkę, do ziemi.
Ekonom zaś .skłonił się az
P
»
' ( )
! «Co wy jesteście za jedni? » zapytaKof
ficer.
, ^
«Ja jestem ekonomem w pobliskich dobrach i jadą na wieś stąd o pół mili.»
«Aja urzędnikiem prowiantckim w służbie rossyjskićj, lecz z urodzenia jestem Polak; chciałem w tych okolicach za pozwoleniem mojej zwierzchności, odwiedzić znajomego pastora. Oto właśnie mój pasport!»
Jeden z jeźdźców się uśmiechnął, i nie przy jąwszyod urzędnika papieru, dalej go zapytywał.
«Wiele jest Rossyan w Kownie i jego okolicach ? »
«Ze dwustu kozaków, » odpowiedział urzędnik.
,, «Czy daleko armija rossyjska?»
« W okolicach Wilna.»
V *
«Jak ona jest liczną?«
«Tego nić wiem!«
Indagujmy zmarszczył swe czoło i rzekł do. officera: «Powiedz mu, jeżeli on nie będzie
♦
mówił prawdy, to .zostanie natychmiast rozstrzela nyw
W rzeczy.samej był to Napoleon.^ Władz
cą większej części Europy ze wschodem ju
i
trzenki w płaszczu i furażerce polskiego zoł nierza, przybył nad granicę Rossyi, aby dokładniej poznać położenie miejsca, które jak mu się zdawało iż Jest strzelone przez Ros syan. Jeden tylko jenerał inzenieryi Haxo, był jęgo .towarzyszem; orszak zaś cały składał się ze. dwudziestu polskich ułanów. Na poleoń^przez kilka minut stał milczący, nar koniec \rzekł: «On.jest niewinny! zkąd ma wiedzieć o rozporządzeniach głównej kwatery! Panie ofiicerze zapytaj się jak mocny jest jego korpus?» .
— «Okoto piędziesięciu tysięcy!» odpowiedział urzędnik. Dodał wprawdzie większą połowę dla tego, ażeby; dać lepsze wyobra' zenie o swoich siłach; albowiem ci korpus zostający pod dowództwem jenerała Tuczkowa
J*
składał się tylko z , ludzi uzbrojonych.»
— «To być nie może, korpusy armii rossyj skiej nie są tak liczne!» rzekł Napoleon obracając się do jenerała Haxo: «mnie jest wiadomy podział armii rossyjskiej; jednak być rnoze iz korpus stojący nad granicą wzmocniono
«Cesarz Napoleon nikortiu niepozwoli naruszać prawa narodów,» rzekł urzędnik spoglądając na jeźdźca który miał gwiazdę na piersiach s «on jest w zgodzie z naszym Monarchą.»
«Wojna z Rossyą jest już ogłoszona i sam Cesarz Napoleon rozkazuje ażebyśWpan mówił wszystko o czem tylko wiesz,» rzekł officer: «Wpan jesteś jeńcem wojennym!»
»
«Wojna już ogłoszona! To jest sam Ce
§arz Napoleon!» rzekł urzędnik w roztargnieniu. «Proszę oznajmić Jego Cesarskiej Mości, że bynajmniej nie wiem ani o potędze ani też o stanie afmii rossyjskiej *, jestem albowiem małym urzędnikiem w randze kapitana, i przygotowywałem zapasy żywności dla jednego tylko korpusu który stoi w Nowych Trokach pod dowództwem jenerała Tuczko wa. Zkąd.że mogę wiedzieć o rozporządzeniach głównej kwatery! Unikałem nawet tych miejsc gdzie stoją wojska innych korpusów, dla tego ażebym mógł łatwiej wynaleść zapasy żywności.»
Polski oificer te wyrazy urzędnika przetłumaczył Napoleonowi.
_c*
tropnie, albowiem przeszedłszy Niemen, ,je stęm w Wilnie, a opanowawszy stolicę Litwy, stanę się władzcą całej prowincyi. Prze^ ciwnicy moi powinniby o tem wiedzieć!»
— «Zapewnie opi zebrali siły swoje wja kiemkolwielk wygodnem miejscuzaNiemnem» odpowiedział jenerał Haxo.
— «Nie! Jeżeli przejście przez Niemen nie będzie bronione, to domyślam się jaki tego jest zamiar» odpowiedział Napoleon: «Będzie to powodem do rozszerzania pogłosek, że ja wtargnąłem w granice bezbronne... że ja jestem naczelnym wichrzycielem spokojności! Ależ przecię posyłałem Narbonna by się skłonili na zawarcie pokoju, dla czegóż niebyły przyjęte moje warunki!... ruszajmy więc dalej. Napoleon ścisnął konia ostrogami i pojechał.»
Niedojeżdżając do wsi Poniemonia, Niemen się wykręca i formuje łuk, którego kąt ostry wciska się w granicę Polski, tu się zatrzymał Napoleon i rzekł: «oto jest miejśce dogodniejsze dla stawienia mostów, wojska albowiem przeszedłszy przez most, mogą skrzydłami opierać się o rżekę i nieszykując Się do frontu będą wstanie dać odpór, wra
mmmmi" " mu nm
dla rozszerzenia fałszywych pogłosek o potędze całej armii. Panie officerze! zapytaj tego człowieka gdzie jest najdogodniejsze miejsce dla stawiania mostow?» wymawiając te'słowa wskazał na ekonoma.
«Wyżej stąd około wioski Poniemonia, dawniej był prom,» odpowiedział ekonom: •tam Niemen riie jest szeroki, a brzegi ma płytkie.»
Napoleon wsiadł na konia i kazał ekonomowi iść za sobą, urzędnika zaś polecił odprowadzić do głównej kwatery, jeden tedy z ułanów popędził go przed sobą.
Napoleon jechał ponad brzegiem rzeki za ekonomem który wskazyw ał drogę, ułani zaś jechałi za nim w pewnej odległości. _
«Haxo!u rzekł Napoleon wstrzymawszy swego konia naprzeciw wysokiego brzegu ze
strony rossyjskiej: «Cóz to znaczy? Nad granicą nie masz zupełnie Rossyan! Patrzaj, jakie wygodne położenie miejsc zostawione bez
żadnych umocnień' i bez woyska! Nie widać nawet ani jednego człowieka! Niepodobna ażeby Rossyanie niemieli bronie przejścia przez Nieajen? To byłoby z ich strony bardzo nieroz
^•*rsssammmr~
zie gdyKy chciano przeszkadzać naszemu przejsciu. Mnie jednak nie chce się wierzyć ażeby na granicy nie było wojska! Najpe wniej źe Rossyanie są ukryci w lasach; trzeba dob rze wyindagować tego urzędnika za pomocą uprzejmości albo groźby. Tak więc, juz postanowiono, dzisiaj będą tu trzy mosty, a jutro.... my~w Piossyi! Haxo, czy słyszysz? wRossyi!»... Napoleon zwrócił konia i ka zał ekonomowi prowadzić do wsiNagaryszek drogąnujkrótszą; udał, się więc za nim między krzaki i wzgórki piaszczyste.
*
Tymczasem rossyjski urzędnik który tak niespodzianym sposobem dostał się do niewoli, oddawszy się smutnym marzeniom szedł zamyślony przed ułanem; ułan zaś ubolewając nfld przykrem położeniem jeńca, wstrzymywał swego konia, aby spiesznie idąc a do tego pó piasku niezmordować powierzonego
sobie niewolnika; sprzykrzywszy nakoniec
' • • . * ciągle milczenie, zaczął rozmowę w nastę
pujący sposób.
Zdaje mi się, ze pan mówisz po polsku?
zapwnie długo musiałeś przemieszkiwać w.pro
wincyach Polski?» ■
Tom U. ,
|
#
«Jestem z Litwy rodem» odpowiedział
urzędnik.
«A więc jesteśmy ziomkami, albowiem
ja podobnież jestem Litwin. Pan z których stron?»
«Z okolic Wilna.»
« ja podobnież! pozwól pan zapytać się o jego nazwisku?»
«Szmigajło.» * .
«Pan nazywasz się. Szmigajło! Ja podó bneż noszę nazwisko. Czy nieslyszałeś pan cża sem o dwóch braciach Romualdzie i Fran
%
ciszku Szmigajłach? Ja jestem starszy syn Franciszka, Wincenty.»
— «A więc jesteś moim synowcem,» zawołał rossyjski urzędnik: «ja to właśnie jestem
Romuald Szmigajło!»
Polski ułan skoczył z konia i rzucił się u ściskać swoiego stryja: «od samego dzieciństwa nie miałem tego szczęścia widzieć ciebie kochany stryju ateraz muszę być twoim stróżem! Jak okropne przeznaczenie! » Ułan za
W
czął płakać.
«Gdzież zostaje twój młodszy bratLeon?»
zapytał Romuald Wikientiewiez. «Albowiem od
mu
' r»T ^
— * ,
^ n>
•••
—*•
t
¿S* »
" ' ( . .) . ;
r
I
czasu jak przeniosłem się do Petersburga, raz tylko o tobie miałem wiadomość od brata, który mi w swoim liście doniósł:, źe znajdu
^ •
jesz się w Warszawie.» `
. ' — «Brat mój jest wjednym pułku zemną; — byliśmy w Hiszpanii i nakoniec przyszliśmy tu wojować z Rossyanami.»
Romuald Wikientiewicz p~oruszył głową i nic na to nie odpowiedział.— «Czy pan nie
*
słyszałei czego o naszych Rodzicach? albowiem dawno juz nie mieliśmy żadnej od nich wiadomości,» rzekł ułan.
—. «W Wilnie mówiono mi ze brat mój, a . pana ojciec, wziął w dzierżawę majątek rzą dowy i osiadłna Żmudzi około pruskiej granicy; ja będąc ciągle zajęty moim obowiązkiem, nie mogłem sam do niego pojechać, lecz posłałem moją zonę.— Rodzice pana są zdrowi.»
— «Chwała. Bo<ni! Mozę teraz z niemi się
ii
zobaczymy, albowiem powiadają ze gwardya nie pójdzie dalej jak do Wilna, a cała nasza
armia zajmie tylko Litwę.»
— «Gdziez jest wasze wojsko?« zapytały
Romuald Wikientiewicz. .
\
«Ono stoi zaraz za tymi wzgórkami na których rosną krzaczki, a główna, kwatera jest ,w Nogaryszkach o póltory mili otl Ko* wna; przyszliśmy zPruss i dopiero w`Wył kowyszkach dowiedzieliśmy się źe idziemy do Rossyi; do tej zaś pory riikt_nie\yiedział
* N ^
dokąd dążymy i z kim mamy prowadzić wojnę.»
— «Boże wola twoja!” Rzekł smutnie Ro
* i
muald Wikientiewicz. «Wojna znieszczęśli
'iwą naszą Rossyą wtenczas ki?dy się nikt tego!
niespodziewał!» ^ • . _
t
— «M ówią, ze Litwa oczekuje naszego
przyjścia
•«Kto ci to mówił kochany synowcze, tcń kłamał bez litości, w Litwie nikogo nie '
• ■ • “ *' oczekują^ nic o wasnie .wiedzą, a włościanie spokojnie trudnią się swą pracą. Oszukano .
was kochany synowcze! Litwa.aznadto*jest'
^ ^ f *
zadowolniona ze swojego stanu i nieźyczy sobie żadnej odmiany..« , , —
«Czy istotnie nie.jest.prawdą ze dla nas przygotowano zapasy żywności i furaż?»
— «Z tego wszystkiego widać kochany sy nowcze, ze sprawa wasza nie jest czystą, kiedy was na wojnę trzeba prowadzić za po
mocą oszukaństwa. Przysięgam na honor, ze dia was nie upieczono ani jednego obwarzanka w całej Litwie! U nas~ubóst\viają Cesarza Alexandra, wasze przybycie nie dla wielu będzie pociechą.»
Ulan polski zamilkł.— «Siadaj na konia kochany synowcze,» rzekł Romuald Wikientie wicz: «> spieszmy do waszego wojska, spodziewam' się ze mnie uwolnią, albowiem wziąść do niewoli bezbronnego, nie jest czynem wojennym. *
«Kochany stryju! mozesz być przekonanym, ze nie bardzo dla mnie przyjemnie
• być twoim stróżem i ze więlebym dał za to ażebyś był oswobodzonym... lecz... honor wojskowy, 'obowiązek!«...
«Synowcze, ja nieprzyjąłbym od ciebie wolności L, chociaż to jest bardzo przy kfem ze członki jednej familii są rozmaitego sposobu myślenia i mają różniące się czucie, lecz niechcę*się z tobą sprzeczać... prowadź mnie tam dokąd masz rozkaz.»
«Ja ciebie stryju poprowadzę lepiej piechotą, albowiem wstyd mi jechać kiedy ty musisz iść po piasku.» \
niaj swoję powinność.»» , .
, Ulan siadł na konia i zamyślony jechał
obok swojego stryja, który podobnież pogrą
f% * • * zyt się w marzeniach. x
Wkrótce wyjechali z krzaków, a wschodzące słońce odkryło przed ich wzrokiem wspaniały widok. Naksztąłt żmij ' okropnej wielkości pokrytej łuską złotą, poruszało się woj, sko na obszernćm polu, będąc przedzielane* w rozmaitych kierunkach grobowcami.. Nie byl o słychać żadnych okrzyków, a tylko zmię szaae odgłosy szczęku oręża, tętętu koni, poruszenia armat i fur naładowanych ciężarami, rozlegały się w powietrzu. Najconiec w stosunku zbliżania się, wojsko'które zdawało się *
być jednein poruszającem się ciałem, zaczęło się rozdzielać; okazały się wzrokowi uszykowane kolumcy piechoty, jazdy i długi szereg świecącego oręża.'. Błyszczące pancerze kirassyerów francuzkich, ich kute hełmy, jako też broń i bagnety u piechoty, odbijając promienie słońca, zdawało się jakoby były ogniem oblanej Niedźwiedzie czapki grejiadycrów i czarne końskie ogony pływające na hełmach
*
f
\
✓
kirassyerów i dragonów nadawały żołnierzom okropną postać; chorągiewki zaś na lancach ułanów pstrzyły się'jak kwiatl.i
w
n
trawniku. Żołnierze zachowywali cichość. Na
najwyższym z pagórków wznosił się namiot Cesarza — Wodza, otoczony wojskiem jakby ofiarnik jakiegoś bóstwa, które włrrda przeznaczeniem, losami państw i narodów. Za danym znakiem żołnierze się wstrzymali, jazda okazywała pośpiech, a piechota ustawiła broń swoję w piramidy.'
Ułan wspólnie z niewolnikiem zbliżyli się do pagórka na któryjn wznosił się namiot. W tern
«
właśnie miejscu stała gwardya Napoleona i jeszcze inna gromada wojskowych, złożona z samych adjutantów i ordynansów ze wszystkich dywizyi, brygad i pułków.—■ Dostawszy się więc ułan do swego pułku, przedstawił natychmiast naczelnikowi powierzonego mu niewolnika; dodał przytćm że to jest jego stryj i prosił aby miano nad nim opiekę, rę
cząc za jego poczciwosc i otwartość.
Po niejakim czasie rozkazano Romualdowi Wikieutiewiczowi stawić się przed jednym jenerałem z orszaku Napoleona, który go z po
• «
czątku namawiał aby'wszedł w służbę fran'
cuzką, na urząd kommissarza wojny, odpo. wjedni urzędowi poi owego prowiantmejstra*, lecz Roniuald Wikientiewicz nietylko że nie przyjął tej propozycyi, ale nadto'był tem niejako obrażony, iż. namawiano go dozła litąnia przysięgi. Napoleon rozkazał“Romu . alda Wikipntiewicża trzymać przy swoich obozach pod strażą, w nadziei że po wkroczeniu do Litwy, jego wiadomości co do zaopatrzenia żołnierzy w żywność będą pozy \
teczne.
Tymczasem oddział pontonierów pod dowództwem jenerała Eble, w miejscu wybra nem przez samego Napoleona, około wioski
^ .
Poniemonia stawił trzy mosty. Wojsko pa łało niecierpliwością ażeby czem prędzej przejść przez granicę i spotkać się z nieprzyjacielem., Palenie ognisk było zakazane. Ka walerzyści i słudzy officerów rozsypali się po polu i zaczęli kosić niedojrzałe zboże na"karm
^ v
dla koni. Żołnierze od piechoty siedzieli tłu, mami około broni ustaw ionej w piramidy i rozmawiali między sobą: '
. cy, z nimi. trzeba,się długo podąsać^azeby, przymusie do odstąpienia trzech kroków w tył; ja dobrze ich poznałem jeszcze pod czas wojr'
nv we Włoszecli!
v ' DrugiGrenadyer* Właśnie, to i dobrze! Jeżeli Ssię juz bić, to przynajmniej z takim nieprzyjacielem "który byłby tego godzien; a to w'tych Niemczech! prawdziwe polowanie,^ fórlece się walą jak domki z kart, a żołnie rze biegają jak zające—■ nie, ja . lubię Ros « * ^ syamna stoi jak głaz, pchnij go w bok bagne łem, ani wąsa poruszy !• Takich właśnie nam
potrzeba. ' * . ' . "
t
Pierwszy Grenady er. Jednakże panie Furye , rze, chętl>a mnie bierze "dowiedzieć się dla czego mamy prowadzić wojnę z Rossyą! ty' masz podobne drukowane rozkazy, zmiłuj się przeczytaj je nam i wytłumacz gdzie tego
^ V« *
będzie potrzeba. ... ' '
r * *
Tiiryer. (wyjmuje z patrontasza rozkaz) do
r
brze! (czyta) «Żołnierze! zaczęła się juz druga polska wojna, pierwsza skończyła się pod
Frydlandem i Tylzą. WTylzy Rossyra przy
sięgła iz będzie wiecznie sprzymierzoną Fran > cyi i wyda wojnę Anglii, teraz zaś złamała .
l t
*
Grenadyer. Posłucliajno panie furyerze! twoją jest rzeczą atrament i papier, zmiłuj się więc i wytłumacz mi co znaczy ten rozkaz cesarski który nam przeczytano w miasteczku,... jak bo go tam zowią,— Wil.., .Wilkisz? ... nie mogę wymówić, bierz go tam diabli!
Drugi Grenaclyer. Na diabła ci wiedzieć o tcm? Po wiedziano: marsz, naprzód, bić się!
otóż i wszystko co nam wiedzieć potrzeba!
Trzeci Grenadyer. Przynajmniej dowiedzieliśmy się z kim mamy się bić! Szliśmy, szliśmy ażtiakoniec świata i niewiadomo po co. Niech diabli porwą te spacery i marsze w krajach gdzie niemożna się niczem pożywić, ale jeszcze oglądaj się ażeby samemu nie być pożartym przez głodnych mieszkańców! Wymyślił że nasz kapralik () gdzie nas prowadzić!
Czwarty Grenadyer. Przecięż chwała Dogu koniec już tym smutkom! Dzisiaj albo też jutro będziemy w kraju nieprzyjacielskim, spotkamy. się rozbijemy' nieprzyiaciela, później pokój i marsz doFrancyi!
Pierwszy Grenadyer. Raz, dwa, trzy i koniec. Nie braciszku, Rossyanie nie są to Niem
'( T }
>
swoje przyrzeczenia i nie pierwej chce zclac sprawę z swego postępowania, az dopóki orły Francyi ni.enrzeniosą się za Ren zostawiwszy naszych sprzymierzeńców na wolę Rossyi... Rossya uwiedziona nieprzyjaznym losem, prze** znaczenie jej powinno się juz spełnić. Czyliz ona myśli żeśmy się przemienili? Alboz. nie jesteśmy takimy jakimy byliśmy pod Au sterlic? Ona zmusza nas przyjąć hańbę albo tez wojnę; nie trzeba wątpie\o wyborze! A więc naprzód, przejdziem Niemen i zaczniemy wojnę w granicach Rossyi. Druga woj' na taką sławą okryje oręż francuzki jak pierwsza; lecz pokój który zawrzemy, zabezpieczy nas naprzyszłość i zrujnuje wszelkie wpływy jakie ma Rossya na wypadki w Europie w przeciągu lat piędziesięciu. » (mówi) A cóz zdaje się ze dosyć zrozumiale. Rossy'a stosownie do traktatu nie wypowiedziała wojny Anglii i chce ażebyśmy wyszli na zawsze z Niemiec.
Drugi Grenadyer. Co do wojny z Anglią, ani słowa! lecz zeby nas wypędzić z Niemiec to juz zawiele! Za to wszystkie Niemki powinny się uzbroić na Rossyę.
%
Grenady er Pierwszy Nie, niech mię diabli
porwą, nie wyj dziemy z Niemiec dopóki sami zech—"" —
j ~ j v ,
w koszarach, pracować jak więzień z Galar, nieustannie się czyściej uczyć rekrutów, gotować dla siebie jedzenie z swego nędznego .
r i i ■ . , , ^ & Ł &
zolclu, jesc gruby'skarbowy clileb ,a wczasie pochocłow powinien byćzadowolniony nakwa^
^ # terze z miejsca jakie mu dadzą około kominka . lub około świecy . r. i tyle tylko!... Bodajto vż Niemczech, zołnięrz francuzki jest gospodarzem w każdym domu, ,czy to u barona czy u wieśniaka— pij, jedz co się podoba! Ach
► j ' miłe Niemeczki! jak one zachwycająco plą
f * *
sają walca, jak.są skromne, ciche, posłuszne! Der Taufel! Nie, nas niewypędzą z Niemiec. ^ Nasz kapral wie gdzie nam weselej.
Fury er. Tysiąc razy byłoby lepiej gdyby nasz kapral zatrzymał się w Niemczech i cze? kał dopóty, dopóki Piossyanie przyszlib,y nas .ztamtąd wypędzać; w tenczas umielibyśmy się ująć zu siebie', niepotrzebaby było nam się męczyć w tych głodnych stepach; jeszcze na oczy nie widzieliśmy Rossyanina, a juz we
wszystkiemjJierpimy niedostatek; przymuszę
Cierpi iwosc! i tutaj doczekamy się podobnież!
. *
Sicr zant Dlazor. Na tamtym brzegu rzeki mieszkają Litwini; tam jest miasto Wilno, tak ■wesołe jak Warszawa,, i w tym to mieście będzie podobno koniec naszym marszom. Za rzeką natychmiast spotkamy Hossyan, których
samo przez się ma rozumieć ze pobijemy na głowę, a tak więc i konicc wojnie!
Furycr. Jeżeli Polacy na tamtej stronie rzeki nie są bogatsi* jakna tej, to wolałbym walczyć razem z nimi jak można dalej od ich kraju, aniżeli odwiedzać ich w domu. Nieeli mnie diabli wezmą, ja nierozumiem jak ci ludzie mogą tu mieszkać i czym oni tu żyją! Tylko i słychać: nie ma Jdeba) nie maihięsa, nic ma wina, woda jefj', jcst^ jest! Cesarz dobrzcby zrobił, ażeby Polaków za ich ■wierną służbę wszystkich przeniósł bliżej do nas nad Hen, do Włoch albo tez do Hiszpanii. Te wilgotną i zimną krainę zostawiłbym dla żydów z któremi Polacy nie wiedzą jak mają sobie postąpić. Koledzy,.jakże sądzicie, l>o ja bardzo mało pokładam nadziei względem naszego zadowolnienia, jeżeli i za rzeką
ni jesteśmy gryść nasze suchary i pic ten •przeklęty śmierdzący sznaps; a kawalerya i artylerya konie swe morzy głodem... lepsze są pięć bitew, aniżeli marsze w tym kraju utworzonym dla naszej zaguby ale nie dla* otrzymania zwycięztw!
. Gf 'hiadyer drugi. Panie furyerze, niena rzekaj, przecierpimy cokolwiek to prawda, alez za to i poweselim się! Czyz to widzieli śmy w naszem życiu! W Egipcie mordowa; liśmy się podczas najgorętszych upałów w piasku bez wody i bez chleba,, za każdym krokiem walcząc z Marnelukami i Arabami; albo podczas pierwszej polskiej kampanii, mieszkaliśmy na śniegu i biliśmy się z Rossyanami po kolana stojąc w biocie, i nieznając innego pokarmu jak kartofle, które nakształt kretów wykopywaliśmy z ziemi... A przecię to wszystko juz przeszło i jest juz zapomniane! Alboz to i w blogoslawTónej Hiszpanii czy nie było smutku? Głód, pragnienie, w dzień upał a w nocy zimno, walka nieskończona z mieszkańcami uzbrojonymi, wszystko to musieliśmy przenieść za kilka dni wesołych ; alez za to po skończonej wojnie... żyliśmy jak
Tom II.
* \ odezwał:' «Będzie to ostatnia moja wyprawa
«i najsławniejsza ze wszystkich innych; kto
I % * •
«nie był ze miią, tep bętlzie. tego później żałował.» Dla tego tez teraz takie mnóstwo
\ O * ■
dworskich urzędników, ministrów i rozmaitej zbieraniny! Wszyscyr chcą być z nami, byleby tylko czem prędzej zagranicę, a stanąć juz do bojuj . ' '
Grenady er pierwszy. Tak! prędzejby też
« m
już do boju! Mille Carabines! Nasz sierżant
^
mażor zna swój obowiązek i tak nówi jak z książki, chociaż przez cale swoje życie nie prze wracał w niej kartek, ale po'naszemu, pracował bagnetem; *'>
x O » . . i
Grenady er drugi.. Otóż tonąs.będą wypytywać się w Fràncyi Juk powrócimy] Tylko zeby to już prędzej zacząć i skończyć tę wojnę.. Mnie się ciogle śnią Rośsyanie w swych nieporuszonych szeregach, albowiem mam chęć jak najprędzej z nimi się rozprawić.
. Grenadyer trzeci. Sucharów nam dano tylko na pięć dni, zapewne że rozwiązanie jest blizkićm. .Sądzę iż Rossyanie będą się mocno potykali podczas przejścia icli granic. .,
mieszkają nasi przyjaciele Polacy, Litwini, znowu będzie taż sama piosneczka z a nic ma l\lc ba, nic ma wina, woda jest, jest!..
Sierżant Mazor. Ty b raciszku furyerze jesteś delikaeik! przyzwyczaiłeś, się mieć lepszy kawałek przy podziale zapasów żywności i lepszą kwaterę^z całej kompanii, ponieważ sam wyznaczasz takowe, i sam dzielisz ¿ywność! Dla tego tez właśnie masz chęć lam zostawać gdzie jest we wszystkiem obfitość. Tak, tak braciszku jeszczejesteś młody, ale pożyj tyle co my i obejdź taki kawał świata, to zapewnie nie będziesz cenił podobnych drobnostek*, byleby było miejsce gdzie odpocząć w czasie boju albo tez zatknąć orła Francyi to i dosyć. W tych stronach dokąd teraz idziemy całe wieki nie było nieprzyjaciela, a więc jakaż to dla uas jest sława bić się z Rossyauami, a do tego jeszcze w ich krainie! We mnie się krew gotuje jak tylko pomyślę otem! Miliony bomb! Gdzież ure są
w ^
znane franeuzkic bagnety? od piramido w egipskich aż do lodowatych gór Rossyi rozlegają się zwycięzkię odgłosy naszych wojowników Kapitan powiada że Cesarz tak się
Grenadycr czwarty. Bezwątpienia! Zresztą niemamy się o co troszczyć. Nasz kapral zapewnie nad ws.ystkiem pomyślał co jest tylko potrzebnem dla sławy jego wojska.
SierżantMażor. Ja tego tylko się oba
%
wiam, ażeby pułki polowe nieskończyły tej rozpi'awy bez' nas, i żeby`nie `niówiono że gwardya przyszła być tylko widzem tej wiel kiej dramy. ` ' ` •
I
Grenadycr pierwszy: Trzeba prosie Cesarza ażeby, on pozwolił nam zacząć wojnę*, zdaje się żeśmy na to zasłużyli.
W iele głosów. Zapewnie, trzeba go o to prosić! prosić, prosić!
• _ ^
Grenadycr drugi. Lecz juz kiedy my zaczniemy, to niepotrzeba ażeby ktoś kończył!
Wiele głosów. Tak, zapewnie! bezwątpie nia!
%
SierżantMażor. Mosty już stawiają, i nad wieczorem pewnie będą gotowe. Cesarz w na
miocie zajętym jest z marszałkami i jenerałami. To znaczy ze on już spostrzegł dziczy nę i odwiódł kurek... jedno skinienie a zacznie się rozkosz. Mnie smutno źe tak dawno
• * — ¥ uiesłyszałem okrzykow.: naprzód! zwycięztwoJ
Gi'enadyer drugi. Bez prochowego dymu jakoś ciężko się oddycha.
Grenadyer trzeci. I broń zdaje się niepotrzebnym ciężarem.
lVielę głosów. Ach zeby to juz prędzej do boju! a pręd,ćj się ąpotkać!
W tyrm:)do ,tłumu zblizyli si\ officerowie a kapitan, zawołał: «panowie! do broni! wsze regi! Cesarz chce obejrzeć wojsko! bez hałasu! Rossyanie ukrywają się w lasach, niespodzianie, chcemy na. nich uder zyć. • JViele głosów. Brawo! Doskonale! Nako
»
ińec doczekaliśmy się prochowego balu! czas do boju! naprzód! naprzód!
Kapitan.. Panowie! ciszej! ciszej, stać spokojnie.
N
\
ROZDZIAŁ IIT.
Układy Napoleona na granicach Rossyi.— Jega
czający Cesarza Francyi. . . .
•
%
Napoleon znajdował się wnamiocie wpośród wojska, które powinn? było wtargnąć w obcą krainę i zwracało uwagę całego świata; ani j eden wystrzał nie dawał jeszcze poznać działań wojennych.— O trzysta kroków od namiotu płynął Niemen, Napoleon' zaś często zwracał swój wzrok na to miejsce w którem stawiano mosty, oczekiwał on czy nie przybliżą się do brzegu kolumny wojsk Rossyj skich , lecz. naprózno, albowiem na drugim brzegu panowała spokojnosć. Napoleon był niespokojny, ciągle się kładł i wrstavvał ze swej pościeli, to znów się zbliżał do stolika na którym leżała karta jeograficzna, al. bo się przechadzał w swoim namiocie i często spoglądał na te okolice gdzie było rozlokowane jego wojsko. Niemen dla niego zdawał się tem czem Rubikon dla Cezary. Władzca niemal całej Europy, Napoleon miał
tylko jednego współzawodnika tli'na tej zle
a
liii, i dla tego tvlko przedsięwziął 'prowadzić w ojnę,“ ażeby się .go pozbył i aby mógł samowładnie rozkazywać Europie'. Ten spór mogła tylko rozstrzygnąć walka śmiertelna; w tej to więc myśli Napoleon sprowadziwszy siły'
%
jakich Europa niewidziała od czasu najścia barbarzyńcójv, jeszcze nie mógł zaspokoić śwojej wątpliwości co do dopięcia celu, którą w zbudzali w nim jego otaczający, radląc mu ażeby nie rozpoczynał wojny w tak odległym .kraju. Teraz nakoniec, w chwili stanowczej przyvvołał, do siebie niektórych z naj upartszych przeciwników, by raz ostatni wybadać i przekonać ich o prawdziwości swoich przedsięwzięć (). Marszałkowie i jenerałowie słuchali w milczeniu Co im mówił Napoleon wskazując na kartę jeograficznąr Mości ■ Panowie! utworzyliście sobie fałszywe wyobrażenie o tej wojnie, wtenczas kiedy ona powinna się skończyć prędzej nim jesień na* stąpi, zwróćcie tylko uwagę na mappę! Cesarz Alexander podług najpewniejszych .wiadomości, ma nie więcej jak trzysta tysięcy uzbrojonego wojska. Główne siły liossyau pod na
my spiesznie zajmiemy Kowno i Wilno, to wojska te zostaną pobite i będą przymuszone się poddać, albo przynajmniej będą ode rznięte od linii operacyjnej armii Rossyjskiej, która przechodzi przez Święciany i obóz umocnio nyokoło Dryssy. Ja nad tem długo myślałem i
•\r
przygotowałem wszystko doprędkiego i ostatecznego zadania ciosu. Wszystkie moje siły podzielone są napięć armij: Szwarcembergwystąpiwszy zNiemiec we , Austryaków po winięn mieć naobserwacyiTormassowa i zwracać uwagę na Bagrationa, wtenczas Król West
O c o '
«
ialski w , zajdzie z przodu Bagrationa około Grodna, jednak nie będzie na niego mocno
nacierał. Vicekról Włoski wokolicaeh Pilon
t
będzie miał zwróconą uwagę na Bagrationa i na skrzydło Barklaja de Tolli. Magdonald wtargnie od strony Tylży do Litwy północnej i uderzy na skrzydło prawe Withensztejna. W tymże samym czasie ja w , najdoskonalszego żołnierza, rzucę się przez Kowno na Wilno i za pićrwszem uderzeniem zniosę główne siły Ali:xandra. Jeżeli Alexander odstąpi bez walki, będę go ścigał aż do początku linii operacyjnej, i oddzieliwszy częśćmojej armii na
\
i WJF*
czelnictwem Barkłaja deTołli rozciągnione są od Wilna i Kowna az do Lidy i Grodna, opierając się ze strony prawej o Wiliję a z lewej
o Niemen, który swoim kierunkiem od Kowna do Grodna przykrywa front rossyjskiego "wojska. Na południe od. Grodna stoi Bagration avCO tysięcy, na północ zaś od Kowna Withen stein we , , a rezerwy z , pod dowództwem Tormassowa zbierają się na Wołyniu w'Łucku. Jeden korpus formuje się w okolicach Mozyrza i fortecy nowej Bob rój ska, a drugi wRydze i Dynaburgu, reszta zaś wojska zostaje w Mołdawii i na granicach Azyi. Stan wojsk Rossyjskich za Niemnem ani jest odporny ani zaczepny, nie są one w stanie
•
ani się spiesznie rcjtcrowac ani tez nas wstrzymać; przeciwnie przy pierwszeru natarciu muszą byc pobite rozproszone i zniszczone, zgoła nie są w mocy przeciwko mnie nic działać w przestrzeni wcrst. Panowie! przypatrzcie się tylko z uwagą, lewe skrzydło Barklaja i cała armia Bagrationa stojąc około Lidy i Wołkowyska, znajduje się przed bagnami Berezyny, i zamiast co mieliby się niemi zasłonie, sami takowe zasłaniają. Jeżeli
«Nie » rzekł Napoleon: «ja chcę aby zołnierze bezwarunkowo mnie byli posłuszni, lecz od was blizszych mi wymagam, abyście działali z przekonania. Nietylko moi ministrowie, lecz wielu z was panowie Marszalkowie, a nawet i członki mojej familii, zagłuszyli mnie prośbani i niepomyłlnemi przepowiedniami; lecz ta sprawa zdaje mi się byc tak jasną i skutek jej tak nieomylnym, ze te wszystkie wasze sprzeczne rezonowania nie wiem jak mam uwazac. Oto jest tabella armii wielkiej! patrzcie : armia francuzka składa się z , ludzi, Włoska z ,, Polska .z ,, Bawarska z ,, Saska z ,, Westfalska z ,, Wirtemberg ska z ,, Badeńska z ,, ZwiązkuRen skiego z ,*, korpus Prusaków z ,, Austryakow z ,, armia Neapolitańska z ,} następnie więc wszystkiego w ogóle uzbrojonego zolnierza milion sto ośmdziesiąt siedm tysięcy przeciwko , Rossyan! Dajmy, zęby czwarta część mojej wielkiej armii znajdowała się w lazaretach i oddziałach odrębnych , to i w takim razie będziemy mieli trzy razy większą siłę aniżeli Ros
prawo, obejdę Bagrationa, natenczas wszystkie korpusy Rossyjskie oderznę od ich lewego skrzydła *, Turcy mi dopomogą i cala'rzecz skończy sic za pićrwszćm uderzeniem. Litwa, na pierwsze moje zawołanie uzbroi się i tym to właśnie nowćm wojskiem, nagrodzę stratę w mojćj armii i nie będę miał potrzeby żądać pomocy odFrancyi i od moich sprzymierzeńców. Proszę więc tedy was moi panowie otwarcie mi powiedzieć, jak myślicie o tym planie ? »
—■ ,<cNajjaśniejszy Panie! » rzekł Marszalek Nej : «naszym jest obowiązkiem być poslu sznemi i wy pełniać twoje rozkazy. Ty jesteś wielkim nauczycielem sztuki wojowania, i szereg zwycięzlw któremi jesteśmy osypani przez twoje plany, powinien nas przekonać, źe jesteś nieomylny w twoich wyracbovvaniach.»
«Naprzód, niech żyje Cesarz! » zawołał
Król Neapolitański: «Wasza Cesarska Mość pierwej nim ogłosiłeś wojnę Rossyi, zapewnie nad tćm dobrze pomyślałeś. Nic więc teraz nie pozostaje, jak ukończyć tę wojnę z takąż sławą jak i inne. »
wstnnmic ocl trzech do czterech miliardów, • Jiie mainy żadnych długów, klóre potrze baby było nagle wypłacać, lecz aby skarb przyprowadzić do nieporządku, potrzebnym jest tylko jeden cios a tym jest wojna teraźniejsza! Dotyfchezas wojna wynagradzała wojnę,; wszędzie znajdywaliśmy stół gotowy, odzienie i zołd dla naszych zolnierzy, lecz. teraz ci którzy nas karmili i odziewali, Są na
• f
szyim sprzymierzeńcami, i my powinniśmy ich utrzymywać naszym kosztem. Każda por cya chleba tutaj wydana żołnierzowi, musi być zapłacona gotowką w Paryżu, a to dla tego, ze kraj do którego dążymy nie da nam nic więcej jak tylko drew, smoły i konopi', tym zaś niepodobna jest wynagrodzić wydatków łoze
ych na woj nę lad ową. Francya nie jest w.stanie utrzymyw ać kosztem swoim uzbiojoną Euio pę, a osobliwie teraz, kiedy wszystkie nasze źródła dochodów wysychają wHiszpanii. Zaczynać wojną w stronach połnocnej i południowej w jednym i tymże sainym czasie, jest to
samo co zapalić dorn z dwóch stron* 'Francya
bądzle przymuszoną upaść za wyczerpnieniem sil i clochodow dla utrzymania tej wojny.
t
\
K
*'
) ' '
I «
syanie, nie licząc do tego zupełnie powstania na Litwie. W żadnej wojnie nie miałem tak szczęśliwego, położenia. Nadto uważajcie panowie, ze w Hiszpanii oprócz tego, znajduje się dostateczna liczba wojska dla pokonania tej krainy, a wyćwiczone przezemnie powstanie we Francy i, jest zdolnem powściągnąć wszelkie kroki nieprzyjacielskie podczas naszej nieobecności. Teraz panowie spodziewam się, ze rzucicie płonne przesądy i wmówicie swoim podwładnym zaufanie w naszych zamiarach.
■— «Monarcho! » rzekł jeden z najzau ,fanszych Napoleona dyplomatyków, żołnierz i dworzanin'Rolenkur Książę Węscin: «nigdy nie wątpiliśmy o twoich, mądrych rozporządzeniach wojennych, ani tez o twoich tak wielkich az do nieuwierzenia siłach , jakich Europa od dawna nie widziała; lecz przywiązanie moje bez granic ku twojej osobie i zamiłowanie prawdy, którą się zawsze powoduję, zniewalają mnie ażebym odkrył moje zdanie teraźniejsze tak jako i dawniej. Skarb nasz dopiero jest w dobrym stanie, i jak widać z rachunków ministra skarbu, ze
Toni II. C
j
*
Napolcont, spuściwszy' na dół oczy i zało żywszy'sobie na krzyz ręce słuchał tej mowy, lecz jak tylko jego faworyt skończył, spojrzał na niego ponuro i rzekł: «czyz mniemasz ze nie będziemy mieli żadnej pomocy od Litwyr, której mieszkańcy tak `nas przywołują? » ■
«Przywołuj?}!» zawołał Kolenkur: «lecz
w jaką stronę, wjakieklima i w głąb jakiego narodu! znamy juz tę krainę od kampanii w roku (. Gdzie się tam zatrzymać w tych nieprzejrzanych równinach .pozbawionych wszelkiej.obrony ? od Października do Czerwca ten kraj pusty pokryty jest ciągle lodem, śniegiem albo tez błotem; całe armie mog;j w niin zaginąć bez sławy i bez wojny, b^dac wystawione na ofiarę sroffieffo klimatu i
c O D
ni e p r zyj a z ny ch.zy w i o ó w. Litwa. ftardziej jest podobną do Azyi aniżeli do Hiszpanii i Afryki, armia zaś Francuzka jak gdyby skazana na wygnanie przez ciągle wojny, yczy przynajmniej zostać europejską! »
Napoleon milczał i patrzał na około, od
* •
wróciwszy oczy od swego dworzanina miłośnika prawdy. , . '
\
O
a*»
%
>
«Najjaśniejszy Panie! » rzekł marszałek
Diurok : «książę powiada toż samo ca i książę Poniatowski, który bezwątpienia powinien
najbardziej zyczyć tej wojny, lecz szlachetny książę nad. wszystko przekłada honor i prawdę; miłość własnego kraju odzywa się w duszy jego, jednak nie zaślepia jej płonnemi nadziejami. Mówił on Waszej Cesarskiej Mości," ze Lit wę nie można porównywać z Polską, alb o wiem Litwa w wielu miejscach jest nie prżebrniętą, ze szlachta w przyległych pro •wincyach Rossyi stała się juz na pół Ruską i ze w ogólności charakter Litwinów nie jest taki jak Polaków, ze włościanie na Litwie
biedni az do nędzy i większa ich częśc z mowy i religii jest przychylnądla Rossyan«»
—. «Pamiętacie zapewnie.co odpowiedziałem na to księciu Poniatowskiemu» rzekł Napoleon : «ja żądałem od niego wiadomości potrzebnych do rozpoczęcia tej wojny, ale nie dlatego ażebym się miał.od niej wstrzymać. Ja mam daleko lepsze i pewniejsze wiadomości tyczące się Litwy i Rossyi jak
książę Poniatowski. Przez pięc lat ciągle ludzie moi w Wilnie. Polerek»„a.,, :
tamWYjne, Aostatam \ub lei ^
l^ądą mieli żadnego wpływu na niebezpieczeństwo będzie zagmać Wy«j\(
*W Rossyi teraz utworzyło się nowe pokohnk które jest godne, swojego wieku. SktVu Rossyjska w ogólnem znaczeniu jest jedjw^ w świecie i tyle jest przywiązaną do tronu, u "wszystko ofiaruje za niepodległość Rossyi, Bogaei kupcy oddadzą swoje skarby, a włościanie t największą ocbotą pójdą na śmierć widoczną za pierwszem wezwaniem swojego Cesarza, na obronę wiary i ojczyzny! Tak Mo* narcho! Rossya jest skałą z gi;anitu w świecie politycznym'!»
a A ja». rzekł Napoleon: «podkop ową skalę i wtrącą ją do Azyil »
«Jeżeli zdołamy zniweczyć potęgą Rossy! i pokonać całą Europę« rzekłliolenkur:
«cóz poczniemy natenczas z prowincyanii za* wojowanemi? Francuzi juz i tak nie są wstanie poznać ziomków swojego kraju, który nie
*
mu naturalnych swych granic, Jak wielka jest różnica obyczajów, mowy a nawet i 'rysów zewnętrznych, narodów składających dzisiejszą Francyę Niepodobna jest nie osłabnąć,
* r
wywiatlywali' się o wszystkiem co mi było po Irzebnem. Książę IVęsan zastrasza nas sprzeciwieniem się Rossyan i mniema ze sądząc
ze słów Cesarza Alexandra , wojna będzie krajową. Bajki, książę IVęsan żyjąc na dworze Alexandra, przeistoczył się na prawdziwego Rossyanina, i na to wszystko co jest Rossyjskie patrzy przez szkło powiększające; lecz ci którzy z nim f byli w Rossyi, inaczej mi przedstawiają duch i charakter Rossyan.
&
Wierzcie panowie! ze szlachta Rossyjska nir* ma tej energii jakie'j potrzeba dla szczęścia i prowadzenia wojny, włościanie zaś są nędzni i nie będą rnieli w tćm żadnego udziału... Znam ja Petersburg i Moskwę tak jak gdybym tam mieszkał! gabinet mój był zawalony raportami i uwagami czynionemi nad Rossyą ! »
m
— «Oszukano cię Monarcho!» rżekłKo
lenkur: «nie należy sądzić o całym narodzie kilku starych fircyków'(petit maître) XVÎII w ieku. W Rossyi jest część szlachty która zupełnie »przyjęła obyczaje, język i sposób myślenia szlachty francuzkiej wieku zeszłego. Lecz ci ludzie utrzymujący się przez związki
«
a
«
rozszerzając tak nieustannie granico państwa! Francya nakoniec kiedy będzie Europ«*}— zginie w Europie, albowiem w ©wczas nic będzie prawdziwej Francyi; ona i teraz została bezbronny— jeżeli więc sprzymierzeńcyzechcą korzystać z twojej nieobecności Najjaśniejszy Panic i z oddalenia się wojska, cóz może obronie Francyę ? »
— «Kto zdoła obronie Francyę?» zawołał Napoleon. «Lnie moje i postrach jaki wzbudza naród uzbrojony! Naprózno się lę 'kacie sprzymierzeńców! Policya wewnętrzna \vę wszystkich stronach Europy i ich potęga są w moiej ręce! "Dopóki ja żyję, nikt się nie ośmieli tu na tej ziemi powstać przeciwko mnie. Jednym współubiegaczem jest tylko Cesarz Alexander, i my powinniśmy się z nim rozprawie! Los juz rzucony! A po zawarciu przychylnego dla nas pokoju, który kupimy »wycięztwami, skończymy naszę dzisiejszą ro' zmowę. Teraz zaś upraszam panów' udać się na swoje miejsca!» Marszalkowie i jenerałowie oddalili się z namiotu. Napoleon zaś rozkazał tylko pozostać Bertiemu , Diuro kowi, Królowi lYeapolitanskiemu i Koleń
( C )
i *
kurowi; — len ostatni najbardziej nin się zeciwiał.
m
— «Ty powiadasz» rzekł Napoleon z gnie
spr
wem do Kolenkura: «ze się ze mną zgadzasz, jakoby dla miłości mojej. "Nierozsądny! Czy zastanowiłeś się nad tern coś mówił i czy dociekłeś moje postanowienie?'Wszak znasz moj;} zasadę, ze ogólne zdanie tworzy, wy *
wyzsza i gubi Monarchów wyborczych. Ja zacząłem wojnę dla potwierdzenia zdania ogólnego na moją korzyść i dla tego tylko naradzałem się z wami, czyli ze lak powiem, przekonywałem was dowodami o prawdziwości których sam jestem az nadto przekonany. Czyliz wy moi przyjaciele mewiech? tego, ze ja się urodziłem nie na tronie, a przymuszony jestem utrzymywać się na nim za pomocą tychże samych środków którymi nań się 'wzniosłem, to jest za pomocą sławy! Ta słar wa więc powinna się nieustannie powiększać
lak, ażeby się niezmniejszyła. Będąc z osoby prywatnej wyniesiony na godność Cesarza, nie mogę i nie powinienem się wstrzymywać, lecz przeciwnie, mnie należy się ciągle wywyzszać, albowiem stojąc na jednem
miejscu, zginę! Wszystkie dawne, europejskie Dynastye, mojej nienawidzą i to juz jest .dowiedzionem przez tysiące intryg, traktatów i wojen, które byłem zmuszony prowa >dzić. Dopoki ja żyję, nikogo śię nieobawiam! lecz cóź'się dziać będzie po mojej śmierci? Mój syn jeszcze zbyt.mały, ja *zas wkrótce zacznę chylić się do lat które juz szybkim, biegiem dążą ku starości, a nadto, od niejakiego czasu, czuję w sobie takie osłabienie, jakie było przyczyną śmierci mojego ojca, jest to choroba sukcessyjna i nie mam nadziei .długiego życia. Przeciwnie, Cesarz Alexander jest w kwiecie swojego zdrowia, a do tego jeszcze w takim wieku który mu obiecuje długie zycié. _A więc jeśli, ja pozwolę Rossyi wzmocnić się, .wywyższyć się, i wtrącać się w działania Europy, to skończy się na tćm, ze wszystkie starożytne Dynastye w Europje, które są dziś niechętnie mnie posłusznerni, i które mimowolnie
przyznają pierwszeństwo Francyi przed in nemi mocarstwami, udadzą się do Cesarza Alexandra; i za jego pomocą utworzą związek na wygnanie mojej Dynastyi z Tronu i
na potępienie Francy i; na kogóż mam się
więc spuszczać? Widzicie, ze Bernadot za
t
mojego życia juz się chwieje, któż mi więc zaręczy źe moi książęta, moi marszałkowie i książęta udzielni, zestarzawszy się i odzwyczaiwszy się od wojny, będą bardziej przekładać uległość dla mojego syna, którego będą przymuszeni bronić niosąc na ofi&rę 'wszystkie' zdobycze, aniżeli związek zllossyą? Czyliz z moim utworem nie może się przytrafić toz samo co się stało z monarchią załozoną przez Alexandra Macedońskiego? Jedna tylko.Rossy a dla mnie jest stratną! Widzieliśmy juz legiony Rossyan we Włoszech, Holandii i nad brzegami Renu! One mogą na nowo. tam. się zjawić i zabrać z sobą wszystkie narody pokorne Francyi! A więc*zęby umocnić fundamenta Cesarstwa' francuzkiego, potrzeba, je wzmocnić kamieniami węgielnemi wydobyte mi z fundamentów Rossyi! potrzeba zniszczyć
jej wpływy na Europę i przyprowadzić do takiego stanu, ażeby ona przez łat sto nie
przyszła do swojej dzisiejszej świetności". Czy
teraz zgłębiacie cel prawdziwy tej wojny?
Ona jest potrzebną dla mojej Własnej spo
kojności, dla spokójnośei Francyi i całej Europy. Aktem piątym tej mojej wielkiej dramy będvie rozwiązanie!»
«W tym razie zupełnie się zgadzam ze zdaniem Waszej Cesarskiej Mości, ». rzekł Diu rok: «lecz. Ty Monarcho, dla umocnienia budowy która ma istnieć i po twojej śmierci, przedsięwziąłeś takie środki, które nawet mogą przyśpieszyć godzinę przeznaczenia. Na polu bitwyr, życie i śmierć! ».
—— «Dosyć tego!» zawołał Napoleon: «wiem co chcesz powiedzieć. Wy, pr zyjaciele moi, obawiacie się ażebym' ja uiezginął* w czasie bitwy? To zupełnie tak jak straszyliście mnie Żorzem podczas spisków i podług mów waszych, on prześladował mnie jak cień i powinienem był zostać zabitym! lecz nie! mógł on zabić mojego adjutanta lub tez kogokol wiekz grona mnie otaczających, ale nie mnie. Mnie zabić niepodobna!— Niedoścignąłem jeszcze kresu mojego przeznaczenia! Czuję że jakaś siła niewidoma ciągnie mię do celu którego ja sam nie przewiduję... kiedy więc stanę na tym punkcie i nie będę już więcej potrzebnym, natenczas dosyć będzie jednego
atomu by mnie obalić; lecz nim nadejdzie ta pora, starania wszystkich ludzi chcących mi szkodzie, są niedostateczne do otrzymania pożądanego jirzez nich skutku, i. tak, dla mnie wszystko równo czy będę w Paryżu czy tez przy armii! Kiedy przyjdzie moja godzina, wówczas febra, spadnięcie z konia pod czas polowania, pozbawi mnie życia zupełnie tak, jak kula armatna lub z broni ręcznej.— Godziny moje są policzone!« Napoleon wskazał ręką na niebo i zamilkł — przeszedłszy się kilka razy przez namiot zbliżył się do Bertie, oparł swą rękę na jego ramieniu i rzekł: «Wiem. żecię trwoży to, iż jeszcze niezaczęliśmy działań wojennych, a wojsko juz potrzebuje zadowolnienia, że jazda przymuszoną jest karmić swe konie nie dojrzałem zbożem i że. w artylleryi padło mnóstwo koni. Niebój się! Wojna ta nie potrwa długo. Jedno zwycięztwo i koniec! Pokój, sława, odpoczynek, spokojność... W ów czas ja zacznę się trudnić wykończeniem tego co zacząłem: skończę z Iłiszpaniją, skończą z Angliją.... Panowie, na swoje miejsca!
zobaczcie co się tam dzieje. Ja chcę odpocząć,»*
• *
r
\
»
Napoleon rzucił się na swoje łóżko, a otaczający go w milczeniu, oddalili się z namiotu.
I
l
«Wojna teraźniejsza lezy'jak kamień na
sercu Cesarza,» rzekł Diurok. «Najchętniej
\ *
poświęciłbym życie własne, gdyby ona była juz ukończoną! od dzieciństwa prawip zostając przy Cesarzu, jeszczem go nigdy nie widział w takim stanie, w jakim jest od. czasu kiedy zamyślił uzbroić się przeciw Rossyi.»
—> «Tobie wszystko inaczej się przedstawia kochany Książę!» .rzekł Król Neapoli tański, «a główną przyczyną tego jest żeśmy się juz podstarzeli; dawniej prowadziliśmy wojnę dla, tego ażeby coś nabyć, a teraz po winniśmy wojować a by zabezpieczyć to cośmy nabyli, wielka różnica! Wtenczas wabiła nas nadzieja a teraz spekulacya. Lecz jasię zgadzam ze zdaniem Cesarza, ze niepowinniśmy miec współubiegaczy, a tymbardziej innych oprócz nas gospodarzy w Europie; wprawdzie to jest okropna konieczności »
«Cesarz nigdy się tak'długo nie namyślał nad swoimi zamiarami,» rzekł Diurok,
%
«przez całą zimę codziennie się naradzał z mi
Tom II.
nistrami i otaęzającemi go osobami nad roz
poczęciem'tej wojny. Nieustannie posyłał do
Hossy i ludzi godnych zaufania, dla zebrania
* • * • * wiadomości i każdemu pozwalał mówic śmiało własne zdanie tyczące się wojny z Rossyą w samej nawet Rossy i. Nie dość na tem! Rozkazał mnie ażebym, zawsze zostawiał ńajego stoliku treść ze wszystkich przedstawionych mu konotatek, <v'Których hyło wyrażone hie v bezpieczne jego położenie w wojnie z tak od
* X
ległym krajem. ^To tak jest pewnem'jak to. że teraz przed wami stoję!»
%
« cóż `stąd,» rzekł Bertie, «iż Cesarz
■ ` * f • ” odczytywał z.uwagą wszystkie konotatki, ató
^ I. a \ ~ '
li zawsze powtarzał jedno i jedno, i^awsze się trzymał swojego zdania!»
«A to dla tego, »' rzekł Diurok, «iż ;zo
• i • * * m
staje'w tem przekonaniu , ze wójna z Rossyą jest konieczną.»
^ ' *, * ' ` *'
— «Nie, » rżekł Kolenkur, «Cesarz ćho
V
ciaż się zdecydował, lecz nie jest przekonany w duszy swojej, że ta A\ojna. przyniesie mu takie korzyści jakich się spodżiewa. Dla człowieka z takim charakterem jak nasz Cesarz, niedeterminacya jest męką największą;
napotykając albowiem wszędzie przeciwności, przez całą zimę był sam nie swój, i jak mi się zdaje, ze ta.nieustanna walka z samym sobą i tachęć pokonania wszelkich wątpliwości, wywarła zgubne wpływy.na jego zdro ' wie. Ilez to razy znajdowałem .go w najsmu tńiejszćm po'lozeniu! Rozparty na sofie, przez 'kilku godzin ciągle zostawał pogrążony w najgłębszych marzeniach, to znowu raptem zry~ }vał się jakby ze snu w konwulsyjnych poruszeniach. Zdawało mu się' jakoby go_ ktoś_v .wolał i zaczynał przechadzać' się po pokoju wielkimi krokami, mówiąc do siebie: «Tak,
nic jeszcze nie jest dojrzałem na. około mnie ^ ' ł i nawetu mnie, dla prowadzenia tak odlc.
T I, I r
głej wojny! trzeba jeszcze zaczekać lat trzy!» Potem chciałby spotkać którego z tych co go otaczają, ażeby zacząć nową sprzeczkę
o swojem przedsięwzięciu, i starał się wszel kimi sposobami przekonać swegoprzeciwnika, jak gdyby dla przekonania siebie'samego.»
, «Dla czego o tein niepomówiśz z doktorem?» rzekł Król Neapolitąński, «cóz myśli
Ko r wiza r?» . .
\ ' . • • • I . ' ,
» ,! '
«Korwizar mówił samemu Cesarzowi, ze
zgęsłe w nim soki wymagają kuracji, przemiany \v dyecie i sposobie życia:» rzekł.Diu rok. Cesarz, mu n«i to odpowiedział: «Wiem ze krew moja napojona jest żółcią i ze to wła
śnie jest przyczyną drażliwoścr, lecz bez tego, .dodał z uśmiechem, nie wygrywają wojen!».
«Ato zadziwiająca istota,!» rzekł Król Neapolitański.
, 'S
•, %
«On często miewa ból żołądka,» rzekł Bertie, «sądził z początku ze go otruto i ze działanie trucizny jest opieszałej lecz się na ostatek przekonał iż to jest choroba sukces syjna. `Wszakże słyszeliście co do'.waswtym
względzie mówił,, w r. jak miał paro xyzm w Warszawie, toż samo povviedział,i hra , biemu Lobau w tych słowach: «Ja noszę w sobie zaród śmierci przedwczesnej i umrę z tejże samej choroby, która zabiła ojca mojego!»
«Strach nawet pomyśleć oteni,!» zawór
«
lał Król Neapolitański. , v>'
' — «Prawdziwie,» rzpkł Kblenkur: «żeto
L
przypuszczenie o bliskim zgonie, zinuszó go spieszyć się ż rozpoczęciem wojny; lecz się obawiam, aby tą choroba nienabrała większej
). . .
r *
m
nrocy .wklimacie surowym, któżby pomyślał nad Lem, ze ten, który na odkrytym pola wytrzymał upały w Egipcie i gorącośe dui kanikularnych we Włoszech, teraz nie może znieść lata w stronie północnej? Cesarz ciągłe się użala, iź upał odbierając mu sen i
apetyt, jest przyczyną za nadto prędkiego krążenia krwi!»
«To pochodzi nie z upału lecz z trwo' gi,» rzekł Król' Neapolitański. «Pierwsze zwycięztwo będzie dla niego lekarstwem, powinniśmy więc być jego doktorami. A propos, czy mówiłeś co z tym rossyjskim jeńceni?”
— «Ja go indagowałem,» rzekł Berlie: «lecz się przysięga iz na brzegu nie masz żadnego wojska, oprócz pikiet kozackich.»
«A to jest. dziwnem!» zawołał Kolen kur: «Zegnam was panowie, idźmy szukać nieprzyjaciela dalej, jeśli go nie masz nad brzę** giem. Ja pałam niecierpliwością aby czem prędzej pocieszyć Cesarza oduiesionetn zwy cięztwem.—■ Adieu, zobaczymy się na plaou wojny i .zwycięstwa!» ()
CO*
t
ROZDZIAŁ IV.
Gość nieproszony gorszy jest od Tatara, czyli smutne położenie Litwy podczas najścia Francuzów. — Rewizya policyjna.— Niespodziane widzenie się.
Obadwaj synowie p. Morykońskiego wychowani za granicą, uwiedzeni rozmaitemi nadziejami, mimo wiedzy ojca, jak tylko Napoleon wkroczył do Wilna, zaciągnęli się do wojska francuzkiego, i natychmiast byli przyjęci w stopniu ofiicerów. Edward starszy zostawał przy armii, Adolf zaś będąc ranny powrócił do rodziny.—— P. Dornowskiego jeszcze nie było w domu, sprawował bowiem urząd podprefekta swego powiatu i był przymuszony w nim mieszkać. Zona jego z dziećmi mieszkała przy ojcu; Eliza była przez nich uważana za krewię, i zostawała ciągle w przyjaźni z córką młodszą p. Morykonskie g^^Teressą, która była skromną i czułą panienką; nic ich nie mogło rozłączyć, wspólnie piakaly nad nieszczęściami tej krainy ze zgubnej wojny wynikłemi. Teressa chociaż
✓
była Polką, jednakże nieokazywała żadnej ku Rossyanom nienawiści i czując tak jak wszystkie szlachetne dusze czują,, ubóstwiała Cesarza Rossy!; to właśnie było powodem
do zawarcia bliższych związków przyjaźni Elizy zTeressą. Pewnego razu cała familia zeszła się do bawialnego pokoju i nikt nieośmie lił się przerwać milczenia, .dla tego ażeby ńie dac powodu do'sporów politycznych, alb owiem w ówczesnych wypadkach wszyscy się różnili między sobą w zdaniach. Adolf blady i osłabiony siedział na sofie obokswojego ojca i niespuszczał oka z Elizy, któ
%*
ra natenczas skubała szarpie dla jeńców ros syjskich znajdujących się w lazaretach,—
wtem znagła drzwi się otworzyły, kilku li—
tewskich włościan weszło do pokoju i upadło do nóg p. Morykońskiemu.
— «Czego chcecie dziatki?» spytał się ich p. Morykoński, «jakim sposobem dostaliście się do miasta?»
— «Francuzi przypędzili nas panie! »'rzekł jeden z nich, «oni nas do szczętu zniszczyli; domy rozebrali na opał, zboże skosili na karm dla swoich koni, całyr dobytek'domo
wy wyrżnęli lub tez popędzili z sobą, a konie wzięli na pod\yody; Chcieliśmy juz zrzec się koni, ale i nas niepuszczają i pędzą z furmankami. Nosimy ich worki na naszych plecach , a na noclegach musimy rąbać drwa, nosić wodę i zaledwie' żyjemy, tak głód j u z nas męczy. Po zawczoraj przyszliśmy z nimi do miasta, lecz oni zamknęli nas razem z koń
• » mi w stajni', nie karmią nas, nie poją i chcą pędzić jeszcze dalej; lecz arędarz nam powiedział ze ty panie tutaj jesteś, otóż my wyłamaliśmy dach i przychodzimy prosić cię^ ażebyś wybawił: nas z tej niewoli i nienozwoli t nam umierać z głodu!»
i
P. Morykoński nic na to nieodpowiedział, spojrzał tylko na swojego syna z pewnym wyrazem. Eliza <rźuciła robotę i pobiegła do swego pokoiku a powróciwszy stamtąd, biednym wieśniakom ofiarowała nie wielki woreczek z pieniędzmi, za co oni do nóg jej się rzucili. P. Morykoński pocałował ją w gło ( wę: u Adolfa można było dostrzedz łzy w o czach.— Inne damy poszły także za przykładem Elizy.» ■ >
T *
i
^ \
' '
i
\ V „
I
♦ •
• *
%
»
«A cóż się stało z pańskim, dworem?» zapytał p. Morykoński. _
«Francuzi przewrócili wszystko do góry nogami, panie!» rzekł włościanin. «W domach panów, oni szukają wszędzie pieniędzy, otóż podłogi zrujnowali, piece porozbierali^ ■ W wielu miejscach ściany nadwerężyli*, w o knach zaś nie masz ani jednego szkiełka, a wszystkie drzwi powynosili w pole. Oj panie!v co to było jak się oni pierwszy raz dostali do pańskiego dworu! Natychmiast wytoczyli beczki z wódką i piwem, każdy zaczął napełniać swoje naczynia kto jakie miał; a co się zostało wyleli na ziemią! który chciał się'napić gorzałki, uderzył bagnetem w beczkę napił się ale nie zatkał. Oj panie! aż strach patrzeć! Konie i bydło zajęte, spichrze po rujnowane, zboże i mąka częścią zabrane, czę
m
ścią na podwórzu rozsypane, rzeczy zaś wszystkie zabrane albo spalone. >>t
«To są nasi przyjaciele i wybawiciele!» rzekł p. Morykoński z gorzkim uśmiechem.
— «Ale czyż to byłp u innych panów ! » odezwał się drugi ^włościanin : «między Francuzami są żołnierze których nazywają Bez
* j£
>
palce i Powąrce, ci sto razy gorsi od Fran
. * i> » * ' * * ~
cuzów. Francuz aby był syty i wyspał się to nikogo i nie zaczepi, a jeżeli zobaczy źe koniu głód dokucza, tę się podzieli choćby ostatnim kawałkiem. Alez ci Bezpalce i Po warce to gorsi od ludzi przybyłych na exe kucyę. Kto się im nawinie^ pan, zyd, czy chłop, męczą, biją i wołają: dawaj pieniąza^ przednimi nie można nic.ukryć, chodzą bandami w lasach i szukają dobytku albo scho
I . _ ' X .
wancgo majątku. Alez jak jedzą, to każdy za dziesięciu, ze az strach patrzeć. ».
—
«O jakich , to ezpalcach i Powarcach oni mówią? » zapytała się pani Morykońska swcffo męża. ' ' :
«To nasi sprźymierzeńce, Bawarczycy i Westfalczycy » odpowiedział p. Morykoński ciężko wzdychajac,: <<idźcie~dziatki do kuchni,
• \ '*
.' dsuzą wam jeść. Przez kilka dni zostaniecie u mnie, tylko się nie pokazujcie, a później może znajdę zręczność odesłania was do dóbr moich odleglejszych.» . , . ,
• Włościanie znowu upadli do nóg swojego pana i wyszli z pokoju.
— «To jesl tylko cień tego co się dzieje
* • *
na Litwie« rzekł p. lV£ory koński: «posłuchajcie o to co pisze mój plenipotent z Kowna którego tam posłałem: — zaledwie przy życiu dowlokłem'się piechotą do Kowna, o kilka mil za Wilnem, zatrzymał mnie zmieszany tłum rozmaitych narodów. Najprzód odebrano mi konia, później zdjęto bóty, zrewidowano wszystkie kieszenie, zrabowano co do grosza i nakoniec biciem kolb do oddalenia przymuszono. Napróżno pokazywałem im bilet francuzkiego kommendanta; ci sza leńce podarli mój paszport i rzucili mi go w oczy; przyirmszony byłem piechotą udać się w dalszą podróż. Gościńcem iśdź było niepodobna, albowiem zawalony był wozami połamanymi i końmi które padłyr. Powietrze zarażone! wsie, karczmy, dwory, albo są zniszczone ogniem, albo tez opuszczone przez mieszkańców którzy się ukrywają w lasach i bagnach przed szaleństwem francuzkich żoK nierzy, a bardziej jeszcze przed ich sprzy'
V
mierzeńcami. Wszystko co tylko może służyć za pokarm dla ludzi i bydła, wszystko to uległo najokropniejszemu zniszczeniu; słowem,
przestrzeń, między Wilnem a Kownem jest pustynia. Poszedłem więc manowcami, lecz i tam znalazłem francuzkich żołnierzy którzy mieszkają we wsiach i dworach, ażeby tym sposobem mogli się ukryć przed wojskiem i
żandarmeryą , oni to bez miłosierdzia rabują a
t
często się zdarza że pomiędzy tymi łupieżcami^ wynika śmiertelna walka o zdobycz, nawet kil ku obywateli padło ofiarą ich wyuzdanej rozpusty. Kowno teraz wystawia ruiny napełnione chorymi i głodnymi Francuzami. Niema w tćm wojsku żadnego porządku, ze wszystkich stron wkraczają do Litwy nowe oddzia
i + ,
ły bez zupełnej opieki ich Rządu. Przymuszeni są one same sobie starać się o wyżywienie a przez to tak one jak i my jesteśmy, nieszczęśliwi. Włoscie pańskie zniszczone,'do teęo stopnia, że została tylko jedna ziemia. Dom W. Pana w Kownie zajęto na lazaret, —> znalazłem tam kilku pańskich dłużników, lecz teraz wszyscy zarówno nieszczęśliwi i nie masz nadziei odebrania pieniędzy... nie masz ni sądu, ni prawa, ni policyi... jednćm słowem chaos, wszystko ginie i zdaje się że już wy
« % “* • * * * . » • ,V ^ *
biła ostatnia godzina! » '
f * • k',
" ■ i ł
“*«
£<e> C>.
Pan Morykoński odczytawszy, ten list zwiesił głowę na piersi i po niejakiej pauzie rzekł: Francuzi jeszcze wyrzucają nam.
I
obojętność i oziębłość! majątek nasz zrabowany, włościanie powypędzani do lasów, szla' chta pozbawiona wszelkich środków istnienia, któż to uczynił? ci którzy kazą siebie nazywać przyjaciółmi a Rośsyan wrogami! Pierwszy krok Napoleona uczyniony przez granicę i jego odezwa do wojska, ze on ju&. wRossyi, wzbudziły we mnie przeczucie, iz z tego wynikną zgubne skutki. Wojsko obeszło się z nami w istocie jak z nieprzyjaciół
*
mi i przez to się zgubi. Tak synu mój, chociaż ty przelewałeś krew za Napoleojna, lecz powiem ci otwarcie, ze on w swojem zaślepieniu zgubi siebie, nas i swoją armię. Kto zaczynił na zniszczeniu, ten musi skończyć na własnej zagubię. Dążąc szybko wewnątrz krainy, którą “przeistacza w pustynię , nie może uniknąć zgubnych dla siebie wypadków któremi się sam otacza!... »
<<Nikt nie będzie uniewinniać tych nieporządków, które stały się przyczyną zrujnowania naszego kraju» rzekł Adolf: «to albowiem Tom II.
nie jest uczynionem z namysłu, lecz wynikło z toku nieszczęśliwych okoliczności. Napoleon rozkazał ażeby magazyny ruchome z Pruss szły za nim, ale spieszne poruszenia armij i upadek koni, pozbawiły go przygotowanych zapasów żywności. Na prędce niepodobna był o zebrać zapasów a do tego w naszej tak nieludnej krainie; żołnierze więc przymuszeni byli sami dla siebie szukać wyżywienia! żołnierz w marszu jest złym gospodarzem w o bliczu nieprzyjaciela! Zbytecznem ńąwet jest wymagać, ażeby zgłodniałe tłumy znaglone koniecznościąnie znając naszej mowy, rządziły się jak gospodarze! stąd wyniknął nieporządek. Lecz że Napoleon i jego jenerałowie nie uniewinniają tego, to się dowodzi tem, iż są urządzone oddziały wojsk z Litwinów i Francuzów, aby ścigać maroderów
i rabusiów. Powtarzam więc, że wiele jest .lego, które podobnież zasmuca francuzkich jenerałów jak i nas, dla tego, że pozbawiło armię wszelkiej pomocy. Jednakowoż z tego nie można jeszcze wnosić o zagubię i pokonaniu armii francuzkhej. Żołnierze francuz
cy biją się walecznie i przejęci są duchem
wojennym.» \
P. Morykoński wstał i nic nie mówiąc, wyszedł z Bawialnego pokoju. . Damy poszły do ogrodu; Adolf podobnież się oddalił. Eliza tylko została ażeby zebrać swoją robotę, lecz, idąc do swego pokoiku przez
• • « salę» spotkała się" z Adolfem, który zastąpił ^jej drogę i rzekł: «Od dawna czekam . tćj chwili, ażebym mógł z panią na osobności pomówić, mam nadzieję, iż pani v nie odrzucisz mej prośby i raczysz ją wysłuchać.» • '
—r
'Eliza spuściła oczy na dól i zarumieniła.
t *
;się : — «Między nami nie zachodzi nic takiego,^ czegobyś pan nie mógł powiedzieć w obecności wszystkich a tembardziej w przytomnó ^ ści jego krewnych ... »
«Oby mi Bóg dopomógł w tern, iżbym był w stanie objawić to przed eałym światem, co chcę pani teraz powiedzieć! Z pierwszego wejrzenia zacząłem kochać ciebie pani! i czuję że nie. jestem w mocy pokonać tej mojej namiętności. Przymioty twej duszy jeszcze* bardziej wznieciły'we mnie miłość, która po
#
cząłek wzięła w jej piękności zewnętrznej. Mam majątek od nikogo nie zalezący, który mi dostał się w spadku po mojej matce. Przyjmij więc pani moje serce, rękę, majątek a nawet i życie !.. .uczyń mnie szczęśliwym... .albo... tego nieprzezyję... M
Adolf nakoniec zamilkł, łzy mu stanęły w oczach , i ze drżeniem czekał odpowiedzi. Eliza opóźniła się z odpowiedzią; nâkoniec zebrawszy śwe`siły, rzekła: «Adolfie! twój ojciec wyświadczył mi tyle dobrodziejstw, dał mnie sierocie nieszczęśliwej .przytułek i obchodzi się ze mną z taką łagodnością, jakbym była jego własną córką. Twoje siostry a najbardziej Teressa, pierwsze dały mi uczuć
* » v |
słodycz przyjaźni... nigdy nie zapomnę waszego domu i zostanę na zawsze wdzięczną, lecz ztćmwszyslkićm Adolfie , nié powinnam była słyszeć tego co od ciebie słyszę, i z przykrością muszę ci powiedzieć, że'mówiąc ze mną o miłości obrazasz mnie! pamiętaj na to ze jestem llossvanką ! »
*
«Rozumiem » rzekł Adolf: «'nienawidzisz mnie, jako nieprzyjacielskiego offi cera!«
«Ja nie wdaję się w żadne polityczne mowy, lecz mam prawo od pana wymagać, ażebyś mnie więcej powalał i nie sądził , ze Rossyanka może myśleć o czem innem jak o swej ojczyznie, w tenczas kiedy ona zostaje
w nieszczęściu i niebezpieczeństwie. Jabym
*
była godną prześladowania od wszystkich ludzi szlachetnie myślących, gdybym..» tu Eliza wstrzymała się.
«Na miłość Boga, skończ pani! .» rzekł Adolf. • '
«Gdybym ja myślała o związkach małżeńskich wobcym kraju i zcudzoziemcem wtenczas kiedy strumienie krwi łez, potokiem swym •zalewają Rossyę!.... Adolfie, powinieneś był poznać mnie lepiej nim się zdecydowałeś na twoje przedsięwzięcie...» Eliza dostrzegłszy wrażenie jakie uczyniły jej słowa na twarzy Adolfa, nie chciała przedłuzać rozmowy. Adolf milczał i był blady jak trup... Eliza tak dalej mówiła: i— «Proszę pana puścić to wszystko w niepamięć, co zaszło między nami; jeżeli pan
szanujesz święcie prawo gościnności, to pamiętaj, ze jeszcze jeden podobny wyraz.... mnie nie będzie w tyra domu. »
«Przeczuwam, ze serce pani jest juz za*
* ' •
jęte! » rzekł Adolf cichym głosem.
•J O
«Adolfie! zostaw mnife— poWazam ciebie , kocham jak brata mojej Teressy, jak wla
snego brata— lecz nie chcę uwodzić cię próżną nadzieją; albowiem ręki mojej nigdy oddać tobie nie mogę.»
Eliza spiesznie się oddaliła, zostawi wszy Adolfa w najsmutniejszem położeniu ; wkrótce nadzieja karmiąca jego serce, niespodzianie zni^ kia. Tymczasem kiedy Adolf i Eliza rozmawiali z sobą, oddział żandarmów otoczył dom na około; officer z urzędnikiem. cywilnym weszli do pokoju, rozkazując służącemu poprosić p. Morykorfskiego. Trwoga przejęła dom ciły. Eliza zeszła na piętro' dolne, a znalazłszy wszystkich w rozpaczy, sądziła ze jej obecnośc w tym dorau, stała się przyczyną tylu nieprzyjemności; i dla tego więcej od in nycli cierpiała. Officer od zandarmeryi zamknął się z p. Mprykońskim w^gabinecie, a urzędnik cywilny rozstawiał straże na podwórzu i pod oknami. Kobiety w milczeniu oczekiwały zniecierpliwością rozwiązania tej sceny, wiym Adolf wszedł do pokoju i nagle się zapytał;
# ♦
«Cóż to znaczy, czegóż to oni ch cą od nas?» Lecz nikt mu na to nieodpowiedział. «Gdzie jest ojciec?» Matka wskazała na drzwi od gabinetu, Adolf więc zaczął silnie kołatać, żądając ażeby mu otworzono.
Drzwi się otwarły a w tem Ofiicer i p. Mo rykoński wyszli z gabinetu.
«Pan officer tu przybył z rozkazu zwierzchności, » rzekł p. Morykoński. «Obwiniono nas bowiem o przechowywanie rossyjskiego
szpiega.» Gdy to wyrzekł, wszyscy obrócili
i
swój wzrok na Elizę, która spojrzała na ofii cera z uśmiechem wzgardy, p. Morykońska zbladła. ■
«Ja mówiłem panu officerowi,*» rzekł p. Morykoński: «ze w naszym domu jest Pios syanka, panienka szlachetna i którą pod żadnym względem niepodobna mieć w podejrzeniu; lecz pan ofiicer na to mi odpowiedział, iż zwierzchność o tem już od dawna jest zawiadomioną, i że to nie wzbudza najmniejszego podejrzenia; ale przeciwnie, w domu moim ma być przechowywany mężczyzna, który jest urzędnikiem rossyjskim!... Niepojnuiję nawet, kto to mógł wy myśleć!
f
Niechże więc pan officer, cały dom żrewi d uje.»
%
Pani Morykońska nie mogła juz siebie przezwyciężyć: tak się jej zrobiło niedobrze, ze zdawała się być bez czucia. . Wszyscy się rzucili na jej ratunek, przenieśli ją do drugiego pokoju i polęzyli na. sofie. — Adolf wyszedł razem z ofiiperem, ażeby być naocznym świadkiem rewizyi.
— «Panów oszukano, » rzekł Adolf do offi cęra, «i ja to uważam dla siebie za największą zniewagę, źe zwierzchność daje wiarę oskarżeniu, wtenczas kiedy krew moja przelana w szeregach .Francuzów, powinna być najlepszym dowodem naszych uczuć. W obliczu samego Cesarza będę szukał zadowolnie
nia!» “
t
— «Zwierzchność nie wątpi o uczuciach pana,» rzekł officer, «ale wie razem i to, ze ojciec pana nie jest dla nas przychylny, i w takim razie nie mogła inaczej postąpić. Ten właśnie człowiek (pokazując na zyda który się chował za zołnierzami) zaręcza na swoją głowę, iż zaniesione przez niego oskarżenie, jest sprawiedliwem.»
— «A więc daliście wiarę żydowi!» zawołał Adolf.
■ Officer
>vi iść, naprzód. Żyd poprowadził ich na górę, przeszedł przez korytarz i zastanowił się około drzwiczek prowadzących nafacyatkę. Murgrabia tego domu który tuz szedł za offi
cerem z pękiem kluczów, powiedział ze klu ,
cze od facyatki są u pani. Officer natychmiast posłał żandarma po klucze, a tymcza
f
sem. obrociwszy się do Adolfa rzekł: «Nie mam potrzeby ukrywać przed panem tego co mówił .oskarżyciel; powiada on. ze szpieg rossyjski jest przechowywany w tym doinu, juz od dwóch tygodni, i tej nocy miał wyje ćhac do armii rossyjskiej. Jeśli się panu podoba, to proszę go się wypytać!»
Adolf zapytał zyda,'jak śmiał wymyśleć po„ dobne kłamstwo, zyd zaś nizko się kłaniając , rzekł: «tak panie, tu jest rossyjski pan, ja sam przynosiłem mu odzienie i nająłem dla niego
— % koni do Witebska. Pański służący Antoni, kazał mi to wszystko zrobić i dał na to pieniędzy.»
— «To być nie może,» zawołał Adolf, «nieprzyjaciele nasi, ciebie musieli podkupić!»
ruszył ramionami i rozkazał zydo
— «Pan sam zobaczy .ze ja mówię pra', wdę,» rzekł zyd i znowu nizkó się pokłonił.
Skoro murgrabia klucz przyniósł, officer, Adolf i zolnierze od zandarmeryi, weszli na facyatkę, zyd zaś poprowadził ich w kąt w którym było zrobione przepierzenie z tarcic, wskazał ręką na drzwi i sam po za żołnierzami się ukrył.
— «Jest tu kto? » zawołał ofiicer, «w imieniu Rządu rozkazuję poddać się!»— nie by^ ło odpowiedzi, nakoniec za przepierzeniem dało się słyszeć jakoweś poruszenie; żołnie
rze dobyli pałaszów, żyd chciał się wymknąć, ale go przytrzymano.
Wtem drzwi się otworzyły i wyszedł człowiek młody, Avzrostu słusznego, w surducie
t
granatowym, mająfc pod spodem ubiór wojskowy... «Jeśli szukacie jeńca offlcera ros syjskiego, on jest przed wami!» odezwał się ów młodzian, — «panie officerze » rzekł dalej— «jestem twoim niewolnikiem i nie mam żadnej broni, którą panu winien byłbym oddać podług zwyczaju; na nieszczęście iz na placu bitwy zostałem rozbrojony, chciałem właśuie znowu powrócić do swoich, ażeby
A
w
się na nieprzyjaciela uzbroić, to mi się nie* udało.... Idźmy więc tam dokąd pan masz rozkaz mnie zaprowadzić!»
Adolf z ubolewaniem spoglądał na owego młodzieńca, myśląc nad przyszłością która go oczekuje^ i wielce był zdziwiony jego we
sołością i śmiałą odpowiedzią, w tak kryty cznem położeniu. `Zandarmerya zrewidowa'
ła komórkę i nieznalazła nic więcej, jak
* f .
huzarski płaszcz, dolman Tpoduezki; wszyst . kie te rzeczy włożyli na żyda i zeszli na dół. Nieznajomy spojrzał na swego oskarżyciela ż uśmiechem i rzekł; «zdrada podług źupe.ł nęj formailiiości, otóż i sam Judasz.» ;
Nim się to wszystko ukończyło co było na górze, * pani Mory końska, tymczasem odzy
skawszy napowrót właściwą sobie przytomność rzekła: «Nieszczęśliwa! zgubiłam was,»
i w tym. zalała się łzami i «powodując się li _ tością, nie widziałam tej przepaści w którą wtrąciłam całą familię!» łkania przerwały jej mowę, mąż zaś nieśmiał ją trwożyć swe mi zapytaniami, ale po części zaczął się juz domyślać.—«Winną jestem wtem tylko, i£ dałam się powodować prędkości* która mnie
uniosła za granicę rozsądku,» dodała p. Mo rykońska. «Oto słuchajcie!..,»
W tym officer z Adolfem i jeńcem rossyj skim weszli do pokoju, wszyscy uwagę zwrócili na nieznajomego n^łodzieńca, który bez' pamięci rzucił się w to miejsce, gdzie siedzia
V
ły kobiety i zawołał: «Elizo, droga Elizo!»
Wyzyginie! przyjacielu mój!» rzekła ona i wnajwiększem uniesieniu, rzuciła się w jego objęciąT
Nikt z obecnych tej scenie, nie mógł dociec przyczyny, pomimo że ciekawość obudzoną została do najwyzszego stopnia.
— «Panie officerze!,» rzekł Wyzygin, «oto jest moja oblubienica i tu w obecności wszystkich, wyznaję przed panem pod słowem honoru, jak jestem ofiicer rosśyjski, ze ona zupełnie nie wiedziała miejsca mojego pobytu; nie pojmuję nawet jakim sposobem się znajduje w tym szanownym domu, i przysięgam iz niewidzieliśmy się z sobą, jak w Petersbiir gu. Pozwól więc nam pomówić....»
«Nie, teraz nie czas,» rzekł z flegmą officer, później zaś obróciwszy się do p. Mor
rykohskiego dodał: «pan wybaczysz ze po^
powinienem zostawić straż wewnątrz domu dopóty, dopóki nie nastąpi decyzya władzy
wyższej. Tu się ukrywa tyle tajemnic i tyle rzeczy nad pojęcie, że w najzaufańszym nawet człowieku, powinna się w'źbudzać podejrzliwość. Żadna z osób tego domu a najbardziej owa Rossyanka, nie może. się wydalić, dopóki ten interes nie będzie zupełnie wyśledzony. Do zobaczenia się! pójdziemy, panie officerze rossyjski!»
Eliza zalała się łzami.— «Elizo! przyjaciółko moja!' Ufaj we >yszystkiem opatrzno ' ści i nieoddawaj się rospaczy.,» rzekł Wy żygin. «Teraz bardziej aniżeli kiedykolwiek, Rossyanie powinni zachować stały .charakter duszy. Litość wprowadziła mnie do tego domu, a zdrada mnie z niego wyprowadza. Uwielbiam istotę która się litowała riademną, lecz zdrajcy znać nie chcę. Elizo! bądź zdrowa! Staraj się ze mną zobaczyć.» Officer niz ko się ukłonił, pocałował rękę Elizy i wyszedł. Kobiety wszystkie płakały,
— «Gdzież jest Adolf?» zapytał p.Morykoń ski: «tylko co tu był i nas opuścił, jeszcze w takim razie, kiedy jego obecność jest naj
Tom . ,
bardziej potrzebną. Bóg wie jak mam tera* sądzie o tem wszystkiem\co się stało!»
Siostry dostrzegły, z.e Adolf w tym momencie wyszedł, kiedy Eliza rzuciła się w objecie officera rossyjskiego; Eliza zaś domyśliła się przyczyny, która zmusiła Adolfa się oddalić,
• . *
\
• %
■U •
i
f i
r «
• * f ł,
V '
• r.
`Ł?
* %
. *
'
* ł
<
• » s
I •
■J *_* ą \
■ ^ . •
*» i V *v * *
f
'>
***
'' i f
%
\
» V.
« < #
V I
ł «
(i
*
— W
• t;
* \
&
* .i.n
£ v <=*' *
« <
i W
r ; im
«•
! •> 'V
r *
. ^ r
t*. _
y:
T
Hi
p »
J K
iit
r* ii*
..<v
Ł —
%
. f •
«
ROZDZIAŁ V*
*
j • '
Niewolnik.— Objaśnienie niektórych zagadek. — Przypadek Elizy. — Nadzieje.
f *
— «Mam rozkaż byc obecnym pod czas waszej rozmowy z niewolnikiem,» rzekł do Elizy officer francuzki, będący w ówczas na warcie w ratuszu wileńskim. «Tak, w rzeczy samej jest moim obowiązkiem walczyc z przeciwnikami mojego Cesarza, jacyby oni nie byli, i to jest dla mnie największą przyjemnością; z tein wszystkiem nie bardzo mi się podoba tytuł: dozorcy więzienia. Pani możesz wejść do niewolnika, jednakże niech mi będzie wolno się zapytać: czy ten przystojny młody officer rossyjski, jest bratem pani?»
Eliza się zarumieniła i spuściła oczy na dół: «Nie, to.... mój narzeczony!« odpowiedziała z bojaźnią.
— «Narzeczony! a niech mnie djabli porwą! prawdziwie że szkoda tego młodego człowieka. Nie wczas mu przyszła myśl zenie się.— A to zapewnie są pani rodzice?»
f
\
«Jeszcze więcej jak rodzice, lo są mói dobroczyńcę, którzy mi dali wychowanie!«
«Nie lubię odmawiać dla dobrych ludzi. Proszę całem gronem odwiedzić mojego niewolnika, tylko pod słowem honoru, iz nieprzcdsięweźmiecie żadnych środków, ku oswobodzeniu tego nieszczęśliwego młodzien
! P * J? i O
ca. Mille'tonnerres! Chętniebym go uwol
* • nił... lecz to nie do mnie należy! a propos, powinienem zaciągnąć do dziennika wasze imiona. Jak się pani nazywasz?» ■
«Eliza Steńska!» \ ,
* • • *
• «Dobrze! A ta szanownapara? » «llomuąld Szmigajło, —■ ta zaś 'dama
jest jego zoną, » odpowiedziała Eliza.
t
«Jakiż ma tytuł ?'barou czy tez officer? ».
A • ^ \ t r p
«Były urzędnik rossyjski, tutejszy vo
• # dci'k« • • w * ■ ; •, •
i « A więc Litwin ! Bardzo proszę — wejdź
*
cie, tylko pod słowem honoru,»
«Przysięgamy na honor, ze nieuzyjemy na złe'pańskiego zaufania, » rzekła pani Szmigajło. «Mązmój nie umie po francuzku, lecz przézeranie objawia, iz nie ściągnie na pana kadnój odpowiedzialności.»
• •
' I
— «Wejdźcie, wejdźcie!» rzekł ofiicer*, gdy wchodzilina stopnie ganku, spoglądając" na Elizę rzekł do siebie: «Saperloltel za jeden całus tak pięknej panienki, gotów byłbym się rzucić na nieprzyjacielską bateryę! To być nie może, ażeby ów młodzieniec był szpiegiem; tak piękna panienka niemogłaby kochać szpiega! I on na to niepodobny.... ale, zrobiłem tylko połowę interesu.— Hej! sierżant! zaprowadź tego pana i te damy,do ros syjskiego ofiicera, którego mamy w niewoli.»
Piotr Wyzygin skoro zobaczył Elizę i jej dobroczyńców, z radości wpadł w zachwycenie; lecz kiedy pićrwsze uniesienia przeszły,' zamyślił się i łzy mu w oczach stanęły; na koniec rzekł: «wjakiejze to porze i w jakiem miejscu los łączy nas!» Eliza i Anna Michąj łowna nie mogły'ód łez się wstrzymać; Romuald Wikientiewiez zewnętrznie zdawał się być spokojnym, lecz wewnątrz zal tłumił.
—• «Zapewne ze się wkrótce rozłączymy z sobą,» rzekł Wyzygin, «a dotego w teraźniejszych lokolicznościaclj, nie masz nadziei ażebyśmy mogli często się widywać; Elizo! proszę więc ciebie i was dobrzy przyjaciele moi,
q*
n,
( ) • . '
• łw
*
\
objaśnijcie mnie wtem wszystkie'm, co do tychczas mi było tajemnicą. Kochana Elizo!
*
p~owiedz mi kto się ośmielił porwać, ciebie; >; rąk twoich dobroczyńców? jakim prawem?
•
kto cię później uwolnił z rąk tych niegodziwców i jakim sposobem tu się znajdujesz?»
Eliza nic na to nieodpowiedziała, spojrzą 'la tylko na Annę Michajłownę, która zastąpiła ją w odpowiedzi:
«Tak, nie należy więc już ukrywać prawdy!» rzekła Anna Michajłowna: «ale nim Eliza zacznie opowiadanie swoich wypadków,,
% *■
ja powinnam oswoić ciebie Piotrze Iwanówi czu z niektóremi szczegółami, które dotyczą jej. urodzenia. < „
Kiedy' pokochałeś Elizę, wiedziałeś tylko ty le, iż ona jest biedną sierotą, i nie chciałeś wiedzieć kto są jej rodzice, albo\yiem wno.
siłeś że muszą być ludzie biedni i nic niezna czący; ja zaś nie byłam w mocy wykryć przed tobą tego co miało'być tajemnicą.• • lecz teraz owszystkiem się dowiesz!.... "
«Jeszcze byłam dzieckiem, kiedy księżna Darya Maksimowna Preczysteńska wzięła innie do siebie na wychowanie, dla tego ażebym.
( )
— •
się bawiła z jej córką, która była równego ze mną wieku. Księżna Darya Maksimowna była kobietą bardzo dobrą, lecz mało trudniła sią ukształceniem swej córki, i zostawałyśmy tylko pod dozorem francuzki, która pil nowała, ażebyśmy z sobą inaczej nierózma wiały jak po francuzku, ażebyśmy się prosto trzymały i uczyły się naszych lekcyj, nie zwracając bynajmniej uwagi na moralne nasze ukształcenie.
Nadeszła pora że byłyśmy już «dolne pojmować co to jest miłość, guwernantka nasza stała się'wówczas naszą towarzyszką i niezmiernie była uradowaną, że mogła z nami ror zmawiać o miłostkach; cżytywała nam romanse i opowiadała rozmaite anegdotki o dworze Ludwika XV, które miały na celu jednakową moralność to jest: że przeznaczenie główne życia zasadza się na tem, aby umieć kochać i podobać się. Szczęściem że te maxy my nieprzylgnęły do mnie, ale księżniczka moja rówiennica, ciągle myślała o miłostkach
i z niecierpliwością oczekiwała pójścia za mąż jedynie dla tego, ażeby jaknajprędzej pojechać do Francyi i być panią swojej woli. Ja
» s
* ^ł«'*
koi wkrótce znalazła oblubieńca w osobie księcia Antoniego AntonowiczaKurdiukow.»
Wy
gin. «A Tvięc n j
zhięiną A " "C,,"'afaś się WS (J, .
ifW ąietl°'vną?» wspolnie. ' , ■ nasz fcii r>* '
oo?iM fto,^ Wanowiczu.»
«¿nam w cdi '*
:`;e',ati,e'» siedli lra,°SCi ;^ad,v,e 'C c'c`";°śc; podst ® iastay°»ą,przei
Czotiern \veę&]
na mieszkanie do do'e£». P^orfa» 'się £** nn? P«ro*n. .¿¿f« Kurd.*ofeowf
Povplyulen,a , r pówJh có
` ™chcaK z ”?*!«* ¿fi ¡>aryg?
dz.ecę sivqe na moUj [. ,oc,c. zpstaw,„;ć
Anteno»^, posyJaf P'«« Ks;^ęMn(on;
obchodziła nieobecność !^ *' ™alo g v ks.ązę Paweł Piotrow; V' Brat ksi(;W tenczas bawił t,,k£e ^ p J`ec^teński, na_
strem przy i)yojVj: `*» ■ ty *tt~
odjezdz.e ks,in(?j) «, »lat ,n
..smicrci.jej i)rata> it, `»«o Wadomośc o.
CJC »traci>. a wierZVcieJe ? PTd^nJ<u £y.
• • ksie'
więzieniem. Księżna Darya Maksimowna podobnież' umarła, niemal w tymże samym czasie, jak odebrała wiadomość o śmierci swojego syna. Książę więc Antoni Antonowicz na rachunek mającej się odebrać sukeessyi,
po śmierci matki i brata spadającej na jego
i m
żonę, zaciągnął pożyczkę na opłatę długów w Paryżu i razem prosił swej żony, aby przynajmniej na czas krótki powróciła do Ros* syi, dla uregulowania interessów familijnych.
Księżna uczyniła zadosyć proźbie swojego inęża i: powróciła w towarzystwie* doktora Francuza, który znajdował się przy niej, przez cały. przeciąg czasu pobytu jej ,za granicą. Surowe postępowanie doktora żksiężną i nadzwyczaj zuchwałe obejśćie się z księciem * który stał mu się zupełnie podwładnym, nie*» podobały się familii księżnej, z czego wyni, kły kłótnie między małżonkami i książę Antoni. Antonowicz wymagał, ażeby doktór vod dalił się., Wczasie kiedy się to wszystko, działo, wyszłam za mąż; a widząc dla siebie księżnę oziębłąt zaprzestałam z nią się widywać. Upłynął rok i niewiedziałam zupełnie co się dzieje na dworze książąt Kurdiukowow;
az wtem razu jednego przysłała po ninie księżna karetę, najuprzejmiej prosząc ażebym do niej przybyła, dla naradzenia się w ważnym interesie, od którego zalezała jej własila spo kojność; niepodobna było się wymówić, pojechałam więc do księżnej.»
— «Przepraszamciebie kochana towarzyszko mojej młodości,» rzekła księżna, «ze czas niewypłaciłamsię tobie z winnego długu, albowiem domowe nieprzyjemności odebrały . mi zręczność myślenia ojrzeczach postronnych. Wierzaj mi iz pamiętam o tobie i na dowód
• m m »
jak ciebie kocham i jakie w tobie pokładam zaufanie, wymagam ażebyś mi wyświadczyła ważni) przysługę; Przywiozłam z Francyi dziecko, które mi narzucili moi przyjaciele; zostawić je we Francyi nie mogłam, ani mi wypadało tak uczynić. Weźźe więc do siebie to dziecię, wychowaj pod nazwiskiem swej dalekiej kuzyny, i niemów nikomu £e je masz odemnie. Jest to dziewczynka malutka, piękna jak kupidy nek; kiedy zaś przyjdzie do lat, dam jej posag, tymczasem będę ci dawała wszystko czego będzie potrzeba na jej wychowanie. Jest ona o chrzezoną podług obrządku Religii Grecko
Rossyjskiej, ojciec jej nazywał się Steński.?
Przyniesiono niemowlę. Była to Eliza! zachwyciłam się nad jej pięknością, kiedy ją wzięłam do siebie na kolana, tak mię objęła swemi rączkami i przytuliła się do mych piersi, że niańka nie by^ w stanie mi jej odebrać; płakała, krzyczała i niechciała ze mną się^ rozłączyć— był to głos opatrzności; niezwło cznie więc postanowiłam wziąść do siebie to dziecię — albowiem byłam pewną, że mój mąż ańe weźmie mi tego postępku za złe.«
Eliza wtem miejscu przerwała opowiadanie swej dobrodziejki, rzucając się w jej objęcia, Anna Michajłowna tak dalej mówiła: «Za tydzień wyjeżdżam dp Francyi, rzekła księżna, i w tym razie ni,e mogę szafować wielkie mi sumami; jednakże prosjzę ciebie przyjmij .te parę tysięcy rubli, które ppsłużą na zasppkp .jenie najpierwszych, potrzeb dziecięcia, albowiem wiadomp miże mąż twój nie jest bogatymi wychowanie tego dziecka będzie dla was ciężarem. Księżna sama pieniądze zawiązała w moją chustkę, uściskała mnie,, pocałowała Elizę i zakrywając o,czy swe chustką, wyszła dp drugiego pokoju— ja zaś czeińprędzej
oddaliłam się, zobawy, ażeby księżna nieo debrała mi napowrót tak miłego dziecięcia, któreTni się niezmiernie podobało.
* Od tego czasu raz tylko widziałyśmy się. z księżną. Powróciwszy .po raz drugi zFran
cyi, przywołała nas do siebie i przyjęła jak najozięblej; zapytała się Elizy o jej zatrudnieniach, a rozkazawszy jej wyjść do drugiego pokoju, rzekła dó mnie; iż taki sposób wychowania nie jest odpowiedni urodzeniu Elizy, albowiem rodzice jej są biedni i że nie powinna się spodziewać żadnej pomocy;— ha to. odpowiedziałam, ażeby księżna bynajmniej
•
nie troszczyła się o Elizę i żeby ją zostawiła w mojej opiece.— Bardzo chętnie rzekła, dodała jednak z uśmiechem, ze odstępuje Elizę lecz nie odstępuje praw swoich do jej osoby, i że zawsze potajemnie będzie o niej dowiadywać się; nakoniec zakazując mi mówić o tem •że oddała rni ją, pożegnała się z nami i podobno coś darowała dla Elizy na sukienkę t
*
lecz o przeszłych obietnicach ani wspomniała. Kiedy napomknęłam że nie żleby było, gdyby Eliza wiedziała o swoich krewnych, księżna się zarumieniła i rzekła do mnie ze złością;
,
I
. wiadomość o biednych rodzicach, którzy juz poumierali w tak odległej krainie jest mało znaczącą*, nadto, ze ona nie ma żadnych krewnych, nakoniec zagroziła mi odebraniem na powrót do siebie Elizy, jeżeli jej urodzenie , tak mnie zajmuje. Zrzekłam się wszyslkiego, byleby tylko zatrzymać przy sobie to kochane dziecię! »
«Razu jednego miałam zręczność mówienia ze służącym, który był z księżną w Paryżu., natenczas kiedy przywiozła Elizę*, ten mówił ' mi że maraka przyniosła* malutkie niemowie w bardzo kosztownem ubraniu i księżna
c c
gdy zobaczyła to dziecię, niezmiernie płakała co się zaś ściąga do jej rodziców, to w domu księcia Kurdiukow nic niewiedzą... jednak się domyślają.. . »
Gdy Anna Michajłowna na tćm przerwała swe opowiadanie, Wyży gin dokończył: «zapewnie domyślają się że Eliza jest córką księżnej!»
« ja tak sądzę » rzekła Anna Michajłowna. Eliza zarumieniła się, i oczy swe zakryła chustką.
«Księżna nie uznała ciebie zą swoją córkę, a następnie nie powinna do ciebie mieć ża
\
I.
dnego praAra « rzekł p. Szmigajło: «jeżeli więc Piotr Iwanowicz nie zmieni swego przedsięwzięcia, to w nim znajdziesz opiekuna ~ nie troszcz się więc moje dziecię i bądź spokojną.» .
«Ćo mnie do tego kio są rodzice Elizy, kocham ją to dosyć » zawołał Wyzygin; «o •powiedz mi więc najdrozsza Elizo o twoich wypadkach, od czasu .jakeśmy się ostatni raz widzieli. ».
— «Wiadomo ci z opowiadań Anny Mi
chajłowny, »jakie związki łączą mnie z księżną Kurdiukow. Razu jednego kiedy nioi rodzice nic byli w domu, zajezdźa kareta i służący wszedł do pokoju z listem zawiadamiającym, iz księżna jest słaba i życzy sobie ze mną widzieć się— nre śmiejąc odmówić jej żądaniu pojechałam; przybywszy na miejsce znalazłam księżnę lezącą na kanapie z owiniętą głową, jak gdyby w istocie była słabą, lecz jak tylko innie spostrzegła, natychmiast rozkazała służącej wyjść do drugiego pokoju. Z początku dosyć długo wzrokiem badawczym wpatrywała się'we mnie, nakoniec rzekła: «móścia panno, juz zaczynasz prowadzić intrygi miłosne N wahając się między nieukontentowa
w
niem i bojjaźnią, nie wiedziałam jaką dać odpowiedź, jednakże fzekłam: «księżna pani mnie tym obrażasz.» — «Pani Szmigajło ciebie zepsuła przez swoje pobłażania » rzekła znowu księżna : «a więc wzięłam sobie za obowiązek, poprawie twoję moralność*, » — w ówczas odpowiedziałam : «jakie prawo ma księżna do mojej osoby, i jak może mnie obrażać mówiąc źle o tej, która jest moją matką i dobrodziejką » nie pamiętam nawet co mówiłam, albowiem wyszłam jujs zgranie cierpliwości; wiem tylko że księżna wpadłszy w złośt rzekła: «'Anna Michajłowna nie ma do ciebie żadnego prawa, ja oddalam'ciebie na wychowanie , i za to zapłaciłam. Do mnie należysz , a* jeżeli odważysz się powiedzieć jedno przeciwne mi słowo, każę cię zamknąć do domu poprawy! czy wiesz o tein, że ja jedna tylko mam nad tobą władzę! siadaj natychmiast do karety i jedź tam gdzie rozkażę! » Chciałam mówić ale księżna mi niepozwoliła, zawołała na .służących i w mgnieniu oka, kamerdyner z drugim człowiekiem wbiegli, wzięli mnie pod ręce, wynieśli z pokojów i wsadzili do karety; która natychmiast ruszyła
c. ••
%
• ^
«•
z miejsca tak prędko, ze nie byłam, wstanie zebrać moich myśli; w oczach zrobiło mi się' ciemno i zupełnie osłabłam. »
— «A lak więc, miłość moja stała się przyczyną twoich cierpień ! >> rzekł Wyzygin.
— «Obwiniajmy bardziej, złość ludzi, jak naszą miłość >> odpowiedziała Eliza i tak dalej mówiła : «skoro przyszłam do przytomności, dostrzegłam iż z strony lewej siedział mężczyzna dosyć otyły, z przodu zaś służąca już w latach podeszłych; — wyjrzałam przez okno i zobaczyłam żejedziemy gościńcem.— «Dokądże mnie wieziecie , i jakie macie pra avo wyrywać mnie z rąk moich dobroczyńców, » zapytałam się mężczyzny, który jak mi się zdawało był zasmucony i długo' nieodpo wiadał na moje zapytauie, nakoniec rzekł: «proszę mnie o nic nie obwiniać, albowiem jestem tylko wykony waczem woli księżnej Anny Petrowny, i otwarcie wyznaję, że niechę' tnie uskuteczniam to polecenie. Zdaje mi się że pani musisz wiedzićć, jakie ma prawo księżna do jej osoby!.... zaklęłam się na wszystko, że nie wiem o niczem; on ruszył tylko ramionami i rzekł: «w istocie księżna nic ini
* t
tem nie mówiła, lecz się domyślamy, że ona ... jest matką pani ! » płakałam w milczenia, mężczyzna zaś się uśmiecliał.— «Dokąd ze mnie wieziecie'» zapytałam. «Do majątku księżnej pani w gubernii Orłowskiej,» odpowiedział mi mój towarzysz podróży. «Mam zaszczyt być jeneralnym plenipotentem i rządcą dóbr ksieccia Antoniego Antonowicza; • w tych dniach powinienem'był zwiedzić dobra, ażeby wybrać rekrutów, odebrać czynszowe _i zawrzeć kontrakta na dostawę mąki. Księżna pani przy tej okoliczności, poleciła mi odwieść pannę na wieś, gdzie masz dopóty zostawać, dopóki będzie jej w tem wola. R.adzę więc pannie dla uniknienia wszelkich nieprzyjemności, być posłuszną bez sprzeciwiania się rozkazom księżnej.» W tem właśnie miejscu służąca odwróciła swoją głowę, a plenipotent korzystając z tego zdarzenia, dał mi znak aby się jej wystrzegać,, i chcąc jeszcze bardziej dać poznać, że mój los go obchodzi, rękę swoją położył na sercu;— zamilkłam na.ten raz
stanowczo zdecydowałam się użyć wszelkich środków, dla wybicia się z tej niewoli. jSie
zdawało mi się ażeby na wsi trzymano mnie
*
'zamkniętą; spodziewałam się więc, że będę wstanie wymknąć się, albo też znajdę zręczność udania się pod protekcyę rządu. Skoro przybyliśmy na pierwszą stacyę pocztową, plenipotent odprowadziwszy mnie na stronę, rzekł: «bądź pani przekonaną, że jej los mo
cno nnę zajmuje, zostań wjęc spokojną i nie przedsiębierz żądnych środków, któreby mogły podcza~s rój "podróży wzniecić niespokoj ność, gdyż przez to możesz sobie jeszcze bardziej zaszkodzić; mam właśnie przy sobie
• te papiery, które księżnej dają zupełne prawo nad tobą. Ale jak przybędziemy na wieś, to , sam dopomogę pannie wyrwać się z jej rąk, tylko trzeba ostrożnie się zachować przy tej służącej, ponieważ księżna pokłada w niej największe zaufanie. » .'
«.Tak tylko dostrzegłam iż litość zmiękczyła serce mojego dozorcy, zdało . mi się że dopięłam połowę moich życzeń. W ci:;gu całej podróży, jego obejście się ze mną, było nadzwyczaj skromne i rozmaitemi spo; soblami, starał mi się dogadzać. Nie dojeżdżając do Moskwy, zboczyliśmy z gościńca i Zaczęliśmy naszę podróż przedłużać końmi na
^ » jęlemi;— nakoniec przybyliśmy do tej wsi,
gdzie byłam skazaną na wygnanie.
Dom który mi przeznaczono na mieszkanie, był to gmach wielki murowany, wyobrażający że tak powiem same ruiny; albowiem cały' ogołocony z pokrycia, tylko nad jedną oficyną trzymała się dachówka, lecz i ta była sztukowana słt>mą i gontami. Zaledwie kilka pokoików które zajmował jakiś officyalista czy tez kommissant, było utrzymywanych w porządku, dwa zaś pokoje stały próżne; te były przeznaczone dla zwiedzających powiat urzędników;' jeden z tych pokoi przeznaczonym był dlą mnie, a drugi dla służącej, która ze mną przyjechała. Okna mojego mieszkania, wychodziły na ogród zupełnie zrujnowany. Bawiąc w Petersburgu nie mogłam sobie wyobrazić, co to są dobra zniszczone, lecz przepędziwszy kilka dni we wsi księcia Kurdiukowa, aż nadto poznałam. Dwór cały składał się z osób, skazanych na wygnanie, ze stolicy. Ludzie, nawet i bydło domowe, mieli jakiś szczególny kształt, wszystko to było nędzne, wycięczone, i ledwie się poruszało; słowem ani jeden kołeczek
f
—,
nie był na swojem miejscu! Umarłabym z rospaczy, gdyby mi przyszło rok jeden przemieszkiwać' w tym grobie; tam albowiem każda chwila, przypominałaby nieszczęścia uci skające ludzi, jakiemi są nędza, występek i zniszczenie!—'Po upływie kilku dni, jene ralny rządca dóbrwszedł do niego pokoju; po pierwszem przywitaniu się rzekł: «pani sama zapewne przyznajesz, ze nie bardzo pochlebna przyszłość ją` oczekuje, i jak widać} ze zyczeniem księżnej jest, azebys pani młodość swoją, przepędziła w* tem więzieniu; pozostaje więc tylko jeden zbawienny środek, który natychmiast przełozę. Jestem radcą tytularnym, mam parę domów w stolicy, a do tego ze dwakroć stotysięcy rubelków, własnego kapitału. Wiele dziewcząt, miałyby sobie za szczęście, gdyby im Ga wryło Ga wryłowicz Chodakow powiedział, to có mówi teraz, to jest: ze chcę z panną ozenie się. Podziękuję księciu Antoniemu Antonowiczowi za służbę, i.będziemy żyli wesoło. Księżna w ówczas nie będzie miała prawa dq twojej osoby, a radczyni tytularna Eliza Pawło wna Chodakow, ubrana jak laleczka, będzie
paradować swoim koczem, i wzbudzi zazdrość w księżnej Annie Petrownie i księżniczce Paulinie Antonownie, które wkrótkim czasie będą przymuszone chodzić piechotą. Wie rzaj mi pani, ze szczęście oczekuje nas tam, gdzie go zupełnie niespodzięwamy się zna leść; i przeciwnie, na drodze która zdaje się ze do szczęścia prowadzi, .napotykamy zmartwienia! ofiaruj mi więc swoją rękę, a jutro zaraz staniemy przed ołtarzem.» Mowa ta radcy tytularnego Chodakowa* pogrążyła mnie w rospaczy, niewiedziałam co mu na to odopwiedzięć. Wahałam się między bo jaźnią i kłamstwem; nakoniec prosiłam, ażeby mi pozwolił kilka dni nad tern zastanowić się; niezmiernie to go zdziwiło i wyszedł tiieukonteutowany z mojego pokoju. Od tej pory zaczęłam myśleć, ażeby jakim bądź sposobem dostać się do miasta. Z po
czątku sądziłam, ze zabiorę się z wieśniakami, którzy codziennie tłumami przychodzili i przy* jezdzali na dziedziniec. Zwykle albowiem zastanawiali się przed zrujnowanym gankiem, z którego Chodakow rozstrzygał ich sprawy; lecz ta myśl była trudną do wykonania, szu
kac zaś pomocy w groniedomowników, nie
ośmieliłam się. Postanowiłam więc uciec • • piechotą i dostawszy się do lasu iść na los szczęścia, aż do pierwszej lepszej wioski. Nie pojmuję zkąd nabrałam tyle odwagi; lecz jak teraz poznaję, to myśl o moich dobroczyńcach i o moim jedynym przyjacielu, dodawała mi niepojętą .moc charakteru! t, «Drugiego dnia po oświadczeniu się Choda** kowa, około godziny na drodze prowa , dzącej przez las do dworu,* dał się słyszeć głos dzwonka; jakoż i wkrótce powóz zajechał na nasz dziedziniec i zatrzymał się przeł gankiem. Ja na ten czas stałam przy oknie Lwy obraźcie sobie moją radość, «jaką u czułam, kiedy zobaczyłam dobrego staruszka Kuźmę Silicza Korkina, który bardzo często bywał w domu moich dobroczyńców, i żartami nazywał mnie swoją synowicą. W tym momencie zdało mi się, że w jego osobie, widzę anioła stróża! Niewiedziałam ja' kich chwycić się, środków, ażeby nieutracić tak pomyślnego trafu; nakoniec postanowiłam opisać mu moje położeuie, i razem pro, sic o pomoc. Przygotowawszy więc list, zna
Jazi ani zręczność oddania go za pośrednictwem zołnierza, który z nim przyjechał. Dzień
(
cały przepędziłam w wielkiej dręczącej mnie obawie., tak ze żadnym sposobem nie mogłam usnąć; a z w tem,jak tylko sen pożądany zaczął sklejać moje powieki, lekkie
* %
pukanie w okno, naglemnieobudziło. Był to szanowny Kuźnia Silicz' i tak rzekł do mnie: «teraz nie czas o tem rozprawiać, ale nocy przyszłej wyjeżdżam do Wilna tam znajdują się twoi rodzice; staraj się*więc rao
P' # » * ¡Ł
ja Elizctko wyjść chociaż przez okno, i czekaj na mnie .na,, gościńcu pod laskiem , wezmę ciebie z sobą na moję odpowiedzialność; chociażby mi przyszło za toczycie utracić, muszę cię jednak uwolnić z tej niewoli egipskiej.— Bądź zdrowa, śpij spokojnie i miej ' w Bogu nadzieję! » '
' Nazajutrz oznajmiłam \z jestem słabą; w rzeczy samej tak mi było #nie dobrze, ze ledwo chodzić inogłam, prosiłam Chodakowa ażeby mnie nie fatygowano, albowiem postanowiłam dzień cały przepędzić w poście li.— Jak tylko noc nadeszła i służąca moja mocno usnęła^nietracąc czasu wyskoczyłam
If.
* J
% ■*
cy rubli; lecz ani groźby, ani prośby, ani tez pochlebne jego obietnice, żadnego nie powzięły skutku. Dobry Korkin' natychmiast rozkazał Wyprżądz konie.; z powozu Chodakowa i zapędzie je w głąb lasu; mnie zaś wziął do swego pojazdu i przywiózł aż do Kiejdan. Ztamtąd wykomenderowano go dó Grodna, lecz niemogąc wziąść mnie z sobą, prosił p. Dornowskiego jako dawnego przyjaciela, ażeby był moim opiekunem. Kiedy zaś p. Dornowski z_ęałą familią wyjeżdżał do Wilna, wziął i mnie z sobą; nie mogąc znaleść moich dobroczyńców, zostałam wdomu jego teścia aż dó tej pory, w której los znów nas łączy, ażebyśmy nad sobą wzajemnie ubolewali.
Skoro Eliza skończyła swoje opowiadania, Wyżygin podobnież udzielił wiadomości o
•
swoich wypadkach;' zaczynając od czasu jak ojciec jego wyjechał z Moskwy do Petersbur
| ga, aż do swojej choroby i dalej tak mówił.:
* % ^ ^ i
«Znajomościąswej sztuki doktor Le bendenko, wyrwał mnie prawie' od śmierci; pierwsza myśl moja, kiedym że tak powiem, zaczął na nowo odrastać— była~o tobie dro ga Elizo! Ojciec starał się mnie ciągle uspo
Tom II. . . . " >
.
przez okno i udałam się wprost na urnuwio ne miejsce. Przy wejściu do lasu był rów w którym się ukryłam, jakoż w kilka chwil dał się słyszeć tentent koni; serce mi biło z radości na tę myśl, ze będę wolną, a skoro powóz nadjechał, wyskoczyłam z mego u kr ycia i zaczęłam wołać, powóz się zatrzyj mat a ja zobaczyłam się w ręku Chodakowa! — Co panna tu robisz zapytał,, lecz mu na to nie dałam żadnej odpowiedzi. «Domyślam się, panna czekałaś tu na officera z którym chciałaś się wymknąć—r czy nie prawda?« i wtem zaczął gwałtem ciągnąć mnie w głąb lasu, nakazując furmanowi zawrócić konie, — zaczęłam mu się opierać i głośno krzyczałam. Podczas tej walki Kuźma Sili.cz i żołnierz będący przy nimj przybyli mi na pomoc, rzucili się na Chodakowa i uwolnili mnie l rąk jego; nadto Korkin zaczął straszyć Chodakowa, wykryciem oszukaństw w podejmowanych przez niego liwerunkacli, w razie gdyby, on mnie zatrzymywał. Widząc tedy Chodakow, ze nie jest wstanie sprzeciwiać się, zaczął prosić KuźmęSilicza, aby się nie wtrącał do lego interessu, obiecując muza to pięć tysię
kajaći cieszył nadzieją, ze koniecznie dowiemy i
się gdzie jesteś ukrytą, i w tym względzie kilkakrotnie pisaliśmy do Wilna do p. Szmigajły,' ale żadnej nieodebraliśmy odpowiedzi.»
«Ciągle byłem zajęty obowiązkiem i nie miałem czasu dowiadywać się na pocztę» rzekł p. Szmigajło, «żona zaś zostawała u mego brata na wsi, zresztą niem.oglibyśmy wam dać pewnej odpowiedzi gdzie była Eliza, albowiem sami nic niewiedzieliśmy; pomimo
l
to jednak, byliśmy wtem przekonaniu, ze to „było dziełem księżnej Kuidiukow.»
— «Dusza się we mnie wzdryga» rzekła.
*
pani Szmigajło, «na samo wspomnienie podłości i nikczemności tych kobiet, które pod pokrywką znakomitego imienia dopuszczają
się zbrodni; kiedy przybyłam do niej doma
ając się o Elizę, odpowiedziała ze nie wie
o nićzem i groziła mi odpowiedzialnością; za słaby dozór; nieprzyznała się nawet do tak haniebnego postępku, chociaż w towarzystwach jest uważaną za dobrą," skromną i łask aveą osobę!»
«My» rzekł Wyzygin, «niemieliśmy w tym wzglądzie żadnego podejrzenia na księżnę
. * Kurdiukow, ale sądziliśmy ze sprawcą tego
jest hrabia Chochlehkow, .dla tego ażeby mógł' zapłacie majątkiem ojca mojego i mojem szczęściem, księciu Kurdiukow za je^o uległość, a przez to zwabić więcej osób, któreby były przychylnemi jego partii. Właśnje kiedy zacząłem nabierać sił po mojej słabości, chciałem przyjechać do was do Wilna, dla naradzenia się jakimby sposobem wynaleść ukrycie Elizy, az wtem doszłar'mnie wiadomość
o wojnie, i wszystkie moje zamiary zostały
%
¿niszczone! Natychmiast po przeczytaniu reskryptu, w którym Najjaśniejszy Cesarz oznajmił, narodowi o wkroczeniu nieprzyjaciół w granice państwa, i objawił swe . Monarsze życzenia, ze dopóty nie złozy oręża, dopóki ęhóciaż jeden nieprzyjaciel znajdować się będzie na ziemi ' ojczystej. Mimo wiedzy ojca, podałem prośbę o przyjęcie mnie do słua by wojskowej. Krew rossyjska we mnie się
zagrzała i przytłumiła wszelkie inne uczucia.
i ..
Nieczekając odpowiedzi na moje podanie, czemprędzej pojechałem do armii, która natenczas stała obozem pod Dryssą, a z mojem pyrzybciem wyszedł roskaz o zamieszczeniu
P % '
mnie w stopniu officera w tymże samym puK .ku huzarów, .w. którym służyli mój dziad, i
«
ojciec. ■ ' ` _ r. ~ '
Spodziewam się kochana Elizo! iz nie we
r
źmiesz mi tego za złe, ze podczas niebespie czeustwa które nam groziło, zapomniałem o wyszukaniu ciebie; jednakże zawsze byłaś w mem sercu i pamięci, ale. powinność obywatela i obowiązek Rossy anina, wymagały ode
[ ^ '
mnie ofiary. . : ”,
«Niemiałbyś u mnie zadtiego szacun
' i
ku,» rzekła'Eliza .«gdybyś inaczej postąpił, i wiedz o tern, ze ja będąc kobietą, nie waha łabym się ani jednej minuty, gdybym wie, działa, zemojem życiem okupię pomyślność Ross)
Wyzygin pocałował rękę Elizy i tak mór wił dalej: «po mojem wstąpieniu do wojska, dostrzegłem, ze w niem. panuje wielka oziębłość. Officerowie i żołnierze niezwracając bynajmniej uwagi na plany dowódzców, szli za popędem durny wrodzonej, i głośno szemrali na to, dla czego rozkazano odstąpić Wilnar nie stoczywszy żadnej bitwy. Wszyscy w.ogólno ści.a nawet i niektórzy jenerałowie bvli.teoo
` % * • c * v • • * • *
zdania, iz wypadało nieprzyjaciela spotkać na samej granicy i tana odnieść zwycięztvvo lub zginąć; nakoniec mniemano, ze będziemy oczekiwać nieprzyjaciela w obozie pód Drys
# |
są, lecz się inaczej stało,.dnia Lipca woj « śkó wyszło z.obozu i udało się do Polocka.».
«Zostając, w aryergardzie,* podczas marszu., na trzeci dzień spotkałem nieprzyjaciela; nie jestem, wstanie wyrazić, jakieuczupia miotały .mną w tenczas, kiedy oko w oko: spojrza
• łem wrogom mojej ojczyzny;' zemsta nadzwyczajna wzmogła się w mej duszy, a pragnąc jak najprędzej nasycić się krwią nieprzyjaciół, z szablą wr ręku rzuciłem się na szeregi jazdy francuzkićj. Zbyteczny zapał, zaszko 'dił naszemu małemu oddziałowi, albowiem
• ^ zostaliśmy odcięci, a będąc otoczeni na około, ponieśliśmy wielką; ,klęskę; w czasie po |
tyczki,' postrzelono' mi konia i ja upadłem z nim razem na ziemię pomiędzy Francuzów. Natychmiast mnie rozbrojono i wzięto do nie
woli, chociaż ich bynajmniej nieprosiłem o darowanie ini życia.. . •
Po upłynieniu dwóch dni, kilkaset jeńców rossyjskich jako tez i ranionych Francuzów,
.( . )
Wil
\
^ M ^ " ■
a do tego w tak zniszczonej krainie, uciskani głodem i potrzebą, zaledvvie żyć mogliśmy. Wystaw, sobie kochana Elizo! ani jednego
* % mieszkańca widać nie było'*, w miasteczkach
wioskach, domy które nieuległy zniszczenia, albo były obrócone.na szpitale, alboliteż mie
%
ścily w sobie, tłumy francuzkich żołnierzy, które nięzdążyrły iść razem z armią. Nakoniec pogrążeni w smutku i zmordowani podróżą, przybyliśmy do Wilna. Ranionych Francuzów u a ty' cli miast odprowadzono do Szpitali,* a nas niewolników, zostawiono na owym placu przed ratuszem. Niektórzy; z mieszkańców ujęci lito
*
ścią, przynieśli nam chleba i wody, tak więc na gołym bruku, byliśmy przymuszeni przepędzić dzień cały, oczekując naszego przeznaczenia*, i chociaż byliśmy tak zmordowani; iż żaden z nas nie mógł nawet myśleć o ucieczce, jednak kilku wartowników, stało na straży.»
Zostając w tak smutnem położeniu, oddałem' się marzeniom i zacząłem myśleć nad moim o płakanym stanem; aż w tem zbliża się do mnie kobiela dosyć porządnie ubrana, i zaczęła się wypytywać o niektórych ofiicerach z naszego
\
I
pułku; jej łagodność, przyjemna powierzchowność, ośmieliły mnie do tego stopnia, ze prosiłem czy nie mogła mi czego ofiarować na pokarm, albowiem niemiałem ani jednego grosza. Wezwała natychmiast ażebym szedł za nią; nieznajdując żadnych przeszkód, gdyż straże usnęły, a wartownicy się rozeszli w różne strony miasta; udałem się— i kiedy zacząłem opowiadać o naszem położeniu, to ją tak wzruszyło, iż rzekła: widać że mało o ,was inają.starania, skryj się więc u mnie w domu; dam panu stancyjkę na^górze pod strychem, i będę.dostarczała żywności dopóty, dopóki się niezadrzy sposobność, ze pan będziesz mógł być oswobodzonym.. Chętniebym chcia.
ła panu pomódz widoczniej, alenasze rodzeństwo różni się w zdaniach ściągających się do teraźniejszej wojny; mąż mój jest nadzwyczajnie bojaźliwym, a więc przymuszoną jestem ukrywać pobyt pana w domu naszym. Jeden tylko służący będzje o tem wiedział, jest to człowiek poczciwy i wierny. Cóż czy przystajesz pan na to?"
«O mało co nie rzuciłem się uściskać stopy mojej dobrodziejki, była to właśnie pani Mo
r I
»
( * S )
rykońska i wkrótce znalazłem sięna owej facyatce, w której się ukrywałem przez dwa tygodnie. Szanowna oswobodzicielka dostarczała mi żywności, książek i Wszystkiego czego tylko było potrzeba,, do zaspokojenia naj pierwszych potrzeb. Nakoniec to dobrowolne więzienie stało się dla mnie nieznośnem* za cząłem więc prosie pani Moirykońskiej, aby
«
użyła wszelkich sposobów, za pomocą których mógłbym oswobodzić się i połączyć zna
fs
szą armią.Żyd który był użytym do, uskutecznienia teffo żaniiaru, zdradził zaufanie i
® . nie pojmuję ż jakich domysłów; wzięto m'nie
i
nie jak'jeńca ale jak szpiega; — otoz jest rys wszystkich wypadków, jakie mnie spotkały od czasu naszego rozstania się. L«cz coz_ to
znaczy, ze Romuald Wikientiewićz i AnnaMi
chajłowna tu się znajdują?
Ną to rzekł p. Szmigajło: «wolność którą się cieszę, jestem obowiązany memu kuzynowi zostającemu w gwardyi Napoleona, jednakże zostałem uwolnionym z tym warunkiem, i to pod słowem honoru, ze nie wyjadę z Wilna. Zona moja jak powiedziałem, bawiła u mego brata na wsi, a dowiedziawszy się, iz
a
' \
jestem w Wilnie, przyjechała do mnie. Mam
^ ś
tu.'polecony': "sobie dózor róssyjskich szpitali i mienię się byc szczęśliwym, że mogę przy? nieść chociaż małą pomoc naszym walecznym zołnierzom,którzy dzisiaj sąrwtak przykreiji położeniu. Elizę zobaczyłem niespodzianie w greckiej cerkwi i odknlej dow iedziałem
się o twojem nieszczęściu. Znain się z wielu
i
obywatelami, którzy po wyjściu urzędników rossyjskich, dla utrzymania porządku pozaj mowali ich miejsca; nadto kommendant jesfr dla mnie dosyć przychylnym, przedsięwziąłem więc jak najśpieszniej przekonać zwierzchność Francuzką, iz nie jesteś szpiegiem ale jeńcem wojennym, spodziewam się ze Bóg dobrejsprawie pobłogosławi. »
« — •
«Tak w istocie» rzekł Wyzygin : jedna tylko .nadzieja w Bogu. »
Wtem'wszedł offieer dó stancyi i rzekł, do Wyzygiiia: .«kolego! czas ażebyś się roz. Stał z twojemi przyjaciółmi, albowiem zaraz uderzą capstrzyk, chociaż nie będzie ci tak %
przyjemnie ze mną jak w towarzystwie tej ładnej panienki, lecz cóz robić nie inoja w tem wina! » ,
• ■ ( )
V ♦
x t
V
Wyzygin pożegnał się z swemi gośćmi, wyprowadził ich na ganek, i natychmiast udał się do 'stancyi ofiicera, który go prosił do siebie na wieczerzę I na butelkę wina, za zdrowie pięknych Rossyanek.
% •
I »
*
Vv i.
* — C
Ł »
ł
\
* *
*
*
ROZDZIAŁ VI.
«. Wybawiciel. — "Walka wspaniałomyślności. — Przyjaciele. — Ucieczka—r 'Nowy pułk. — Tajemnica na połowę odkryta.
^
Na drugi dzień przeniesiono Wyżygina z ratusza do klasztoru, w którym był urządzony * lazaret i więzienie dla wojskowych; później czyniono mu indagacyjne pytania z których łatwo się domyślał, ze był oskarżony o porozumienie się z osobami przychylnemi dla Rossy an , i szpiegostwo. Zegor na wieży kościoła S. Kazimierza oznajmił północ. — Wyżygin spokojnie leząc na słomie , patrzał przez kratę na smętne obłokj, po których przesuwały się lekkie błyskawice , i rozmyślał nad tem, ze zapewnie zginie haniebnym sposobem, jak złoczyńca, a nie na placu bitwy, tam, gdzie chciałby z ochotą największą przelać krew i utracić życie za~sprawę Rossy i. Zadrżał na to wspomnienie, nie spodziewał się zńaleść już sprawiedliwości u nieprzyjaciół, bo samo oskarżenie przez nikczemnego żyda, zda
( ) ■
_ ' X
\
*
wałó mu się byc niesprawiedliwem. W nocy
zwykle kiedy człowiek zostawiony sam sobie, wyobraźnia jego mocniej działa; Wyżygino wi zostającemu w takim stanie, a nadto jeszcze w więzieniu, dały się widzieć w żywym blasku przeszłe nadzieje szczęścia, które bardzo prędko niknęły na wspomnienie smutnej teraźniejszości: jego marzenia miłosne, stopniowo przechodziły do ojca, krewnych, przyjaciół i koli ego w*, serce mu się krwią zalało, i mimowolnie łez kilka uronił.'
W tem znaglą dało się słysze'ć pukanie u okna i głosem .cichym wyrzeczono te słowa; «czy tu jest rossyjski Gfficer Wyzygin?» Wyzygin przyblizył się do okna i spostrzegł człowieka owiniętego w płaszczu, który sto jąc za oknem rzekł po cichu; wyjmij kratę, albowiem jest juz podpiłowaną. Więzień poszedł za radą nieznajomego i bardzo łatwo wyjął kratę, nieznajomy podał mu później za pomocą żerdzi plecioną drabinkę, apoupłynie niu kilku minut, więzień ujrzał się wolnym. Nakoniec ów oswobodziciel zarzucił na niego płaszcz wojskowy, dał mu czapkę ułańską,
pałasz i rozkazał iść z sobą; stojący na stra
a m'
A '
• i zy żołnierze włoscy, przepuścili ich bez najmniejszego oporu. Jak tylko wyszli na ulicę, za bramą znaleźli już osiodłanych parę koni; nieżnajomy wsiadł na jednego i roz. kazał podobnież Wyżyginowi uczynić; takim tedy sposobem wyjechali aż za ostrą bramę, niebędąc przez nikogo zatrzymanymi. Wyjechawszy z przedmieścia, nieznajomy spiął konia ostrogami i w czwał udał się przez manowce, Wyży gin także poszedł, za jego przykładem. Słychać było w oddaleniu grzmoty, a powtarzające się co moment,miganie błyskawicy było dla nich błogim światłem, które wskazywało niewyraźną drogę w śród ciemnej nocy. Nakoniec jadąc przez dobrą godzinę zatrzymali się w gaiku. — Nieznajomy zsiadł z konia, usiadł na wywruconem drzewie i prosił Wyżygina, ażeby wspólnie odpoczął.
Po kilku' chwilach milczeniat, nieznajomy rzekł: życie twoje Panie Wyżygin jest w nie bespieczeństwie, dowiedziałem się albowiem ^„ciebie poświęcono na ofiarę, ażeby przez to rzucić postrach nainnych, gdyż chodzą wieści, że Rossyanie mają swoich szpiegów w Wilnie i ta ostatnia okoliczność rzuciła na cię Tom .
i
( J )
N
wielkie podejrzenie; lecz osoba dla której życie twoje jest najdroższem, poleciła mi być jego wybawcą; domyślasz się zapewne ze ta mowa ściąga się do Elizy Steńskiej, bądź więc pewien, ze gdybym jej nieubóstwiał, nigdy bytn niepośw'jęcaf życia i honoru, dla zado syć uczynienia jej chęciom....»
* •*
— «Jakto! Wpau kochasz Elizę Steńską?» rzekł Wyzygin w rostargnieniu « i podjąłeś się być oswrobodzicielem jej oblubieńca?— Jeżeli więc Wpan tym sposobem chcesz po zyskać serce Elizy, i zastąpić moje miejsce,
»
to ja zrzekam się wolności, wracam natych miast do więzienia; lepiej niech padnę ofiarą nikczemnej obmowy, zostając w tem przekonaniu, że poniosłem czystą miłość do grobu, aniżeli życie moje mam okupić sercem Elizy!
o tak! jej miłość przekładam nad życie!»
— «Uspokójsię» rzekłnieznajomy: «kocham ubóstwiam Elizę, lecz bez żadnej nadziei! kocham ją jak cnotę, i szanuję jak świętość. Wiem otem, że ona pana kocha i poświęciła mu serce i rękę — lecz gdybym nawet mógł przypuścić, że ta moja przysługa uczyni ją wiarołomną, natenczas niekochalbym jej, albowiem
zes
rti
•
ose i nrz
szanować ca
zaiste, moja ezinteresowne!
Wyzygin ścisnął mocno rękę nieznajomęgo, i rzekł: «niepotrzebuję pytać się o twoje nazwisko, jesteś Adolf Morykoński, czy nieprawda? »
V " .
'«Tale jest.»
«Czy mogę ufać twojej przyjaźni?»
Adolf zamiast odpowiedzi, podobnież ścisnął Wyzygina za rękę.
•«Szlachetny człowiecze!» rzekł Wyzv gin, «dusze nikczemne, starają się pognębić swych współubiegaczy, ty zaś jesteś moim wybawcą.' Az nadto umiem cenić twoje wzniosłe uczucia, ja podobnież nie miałbym żadnej nienawiści ku tej osobie, którąby bardziej ceniono jak mnie; w podobnym albowiem przypadku, ów delikatny zarzut miłości własnej, jest obcym miłości prawdziwej. Ale spotkać tak wzuiosle uczucia wofiicerze nieprzyjacielskim... a do tego w takich okolicznościach..., Panie Morykoński, tvm mnie zwy
• V
ciężyłeś! nie mam prawa rozrządzać ani ser
*
cem, ani ręką tejt którą obadwą kochamy,
lecz za jej przyjaźń ręczę tak jak i za moją”;
i
\
i przysięgaj»., że od tej pory gotów jestem poświęcić dla ciebie życie i wszystko na świe cie! Acli! dla czegóż poznaliśmy się w czasie wojny!— Wyżygin rzucił się w objęcia Adoifa. '
— «Przyjaźń niepowinua być przeszkodą do wypełniania powinności, » rzekł Adolf, `«zwróćmy raczej teraz uwagę,» mówił dalej, «na to co mainy w przedmiocie, o,to masz papiery w których znajduje się karta drożna, (feuille de route) i ta jest wydaną na imie pod ofUcera naszego pułku— jesteś w niej nazwany Francuzem. Niespodziewani się aby kto cię zatrzymywał, albowiem W tej stronie taki panuje nieporządek, że bez wszelkiej ogtró żności, całą Polskę jak ona jest długą i szeroką, można przejechać; jadnakże pod nazwiskiem Francuza będzie daleko łatwiej. Jeżeli zaś spotkasz Francuzów, to dla pokrycia niektórych błędów w wymawianiu, powiedz
im żeś Polak. W tłomoku znajdziesz mundur
i pieniądze— udaj się tą drogą, ęna prowadzi na trakt prywatny do Mińska. Niedojeż dżając do Wilejki, zapytasz gdzie jest wieś pana Rombalińskiego, on swoim nakładem formuje
V'*' A' i* *'
pułk jazdy. Oddaj mu ten list i zaczekaj na mnie, za trzy doby tam przybędę—. znów się złączymy i pojedziemy razem dó głównej
*
kwatery. Bądź śmiałym w towarzystwach, u ręczę za koniec pomyślny. »
— «Moja ucieczka czy niepoęiągnie za sobą złych skutków, które mogą hyc nieprzy jemnemi dla twojej rodziny,» rzekł Wyzygin; «najbardziej obawiam się o twoją macochę, a moją dobrodziejkę, albowiem ona była juz,
'oskarżoną o porozumienie się z armią Rossyj ską, i za dany mi przytułek.»
— «.Co do tego możesz być s rzekł Adolf, «gdyż na mniie podejrzenie paść nie może, a moja macocha okazała tyle dowodów swego przywiązania do Francuzów, które niepodlegają żadnej wątpliwości; nadto ma za sobą „kilku Jenerałów francuzkich. Powtarzam ci więc, że nie masz czego o nią się troszczyć, albowiem płeć piękna ma ten dar ....
— «Chcesz mówić, że rozsądek i piękność są ich przymiotami» rzekł Wyzygin, «lecz cóz się stanie (z Elizą!» dodał głosem snnitnvm.
*
»
pokojnym"^»
«Połowa jej życzeń jest spełnioną, albowiem teraz się znajduje przy swoich dobroczyńcach; i gdyby. w przypadku miała ich spotkać jaka nieprzyjemność, to moi rodzice będą się starali temu zaradzić. Wdzi siejszych okolicznościach, niepodobna zastosować się do teraźniejszości a tym `bardziej
myśleć na przyszlosć— lecz czas upływa a tobie trzeba juz ruszać w dalszą podróż.
Do zobaczenia się!»
Przyjaciele wzajemnie się uściskali i każdy z nich w swoją udał się drogę.
«Wyżygin przejeżdżając manowcami, przez wsie, nieznajdował w prawdzie tak wiele mieszkańców, jednakże i ciktórzy byli w mieszkaniach uciekali przed nim do lasu , sądząc że tuż za nim nadchodzi oddział wojska. Wszędzie widać było ślady nieporządku i zniszczenia, a wyraz frcincuzki mar o der, tak trwożył wszystkich jak cholera. W kilku jednak miejscach, mieszkańcy na widok Wyżygina nie kryli się, ale się mocno temu dziwili, że Francuz (jak on siebie nazywał) potrzebując, zapasu żywności, kupował za gotowe pieniądze. Kiedy Wyży gin zapytał się jak im się powodzi
s
jI
*
ło pod rządem rossyjskim, wszyscy jednozgo dnie odpowiedzieli; iź było sto razy lepiej.
Czwartego dnia swej podróży spostrzegł w oddalenia białe kominy domu p. Rombaliń . skiego, wktórym miał czekać naAdo|fa. Skoro zwrócił konia waleę pro wadzącą do dworu, natychmiast wyjechało z bramy czterech ułanów . z pikami, którzy wprost do niego zwrócili swe kroki. Podofficer zaś zatrzymując go zapytał: kto on jest, z kąd i poco?
Wyzygin udając że niby jest Francuzem i
t
nie umie po polsku, pokazał list do p. Rom balińskiego i rzekł: «jestem Francuz.»
—■ «Francuz! powtórzyli ułani, i powitali go jak swego zwierzchnika. Podofficer prosił, aby raczył jechać przednimi i aby udał się do sztabu, a żołnierzom rozkazał wyprostować się, ująć krucej za cugle, słowem przybrać okazalszą postać, ażeby Francuzowi dać dobre wyobrażenie o wojsku Litwinów. Wy
%J *
żygin słysząc owe rozkazy podofficera, zale dwo mógł się wstrzymać od śmiechu.
Stojącemu u bramy na warcie żołnierzowi, podofficer wskazując naWyzygina szepnął do ucha, źe to Francuz, tamten niepy tając o jego
L
Ł
Fł .
's,` t
•«
I *
( MO ) . .
•*
ł
stopień, natychmiast sprezentował broń. Kiedy zaś Wyżygin podjechał pod ganek i zsiadł' z konia, podofficer przyjął,od niego konia i poruczył żołnierzowi a sam przeprowadził go do sieni,, tam zaś drugi żołnierz będący na ' warcie, skoro usłyszał że to Francuz, podo
I •'
bneż zrobił Wyżyginowi uszanowanie.
Wyżygin będąc w mudurze podofiicersklm, chciał ze swej strony zachować poważanie starszych, podług prawideł rossyjsklej wojskowej subordynacyi, i na ten koniec zatrzymał ^się w sieni a łist dany mu. od Adolfa, przesłał p. Rombalińskiemu przez podófiicera. Po upłynieniu kilku minut, drzwi się otworzyły na rozcież I wbiegł do sieni mężczyzna z dużemi wąsami, wzrostu. słusznego, dosyć otyły, w ułańskim mundurze r.szlufach które
*
j ak d wie poduszki leżały na jego szerokich ramionach. Bez żadnej tedy ceremonii objął Wyżygina, pocałował kilka razy w twarz jak gdyby był dawnym znajomym i rzekł: «mam honor rekomendować się, jestem Pułkownik llombałtński,' przyjaciel ]. kuzyn Adolfa, który mi pana porucza jak swego przyjaciela, następnie więc i' my powinniśmy być ró
t
i
A
wnież przyjaciółmi. Bardzo proszę do pokoju! » ~
%
Niespodziewał się Wyżygin, ze go tak przyjmą, sądził albowiem ze jemu jako podoficerowi naznaczą pokoik osobny, coby mu w teraźniejszem położeniu było daleko wygodniej; obawiał się albowiem aby go nie poznano i dla tego postanowił unikać wszelkiej kompanii. — Ale 'cóż mu zostawało na koniec czynić, musiał być posłusznym.
Pokoje były napełnione ludźmi, którzy byli poubierani w suknie na pół wojskowe, jednak, że każdy z nich miał ostrogi i szlufy. Pan Rombaliński przedstawił najprzód zgromadzeniu a później swej żonie Wyżygina, jako pod ofiicera i szlachcica francużkiego, następnie dodał, mówiąc: «żejest równego im urodzenia i p r zyj a c i cle m A d o fa M« ry k o i j sk i ego.»
Pani Rotnbalińska dosyć przyjemna kobieta, miała już około lat trzydziestu, była otoczona mnóstwem kobiet, panien, sąsiadek i kuzynek; które w jej domu przemieszkiwały dla zabespieczenia się od maroderów. Młodzież żwawo się uwijała około panien i jak widać było, dosyć wesoło przepędzali chwile
o
( )
' `
«
_ w swym kątku oddalonym od teatru wojny.
Pani Rombalińska prosiła Wyzygina,. aby.u siadł koło niej i udzielił wiadomości, co słychać w Wilnie i jakie są działania Armii; lecz .Wyzygin niemógł uczynić zadosyć ' żądaniu pani Rombalińskiej, dalsza więc rozmowa'wzięła inny obrót.
«Zostań panuńas» rzekła p. Rombaliń. ska, po co pan pojedziesz do armii? jak słychać, tam punuje wielki niedostatek, albowiem wojsko jest niezmiernie strudzonem przez nie
ustanne ściganie uciekających Rossyan.—■ Pan
tu będziesz zyć wesoło, a nam przez to uczy
\
nisz wielką przysługę.
«Żołnierz nięobawia się niedostadku,»
i
rzekł Wyzygin, «Cifsię zaś ściąga do Rossyan,
%
to panią upewniam, ze oni nie iiciekają tylko idą do tego punktu, w którym rozkazano im zatrzymać się a później dać odpór nieprzyja „ cielowi. Nie wątpię, ze mógłbym tu przepędzać chwile bardzo wesoło', ale mam sobie za obowiązek iść tam, gdzie mnie powołuje powinność i honor. Jaką zaś przez to uczyniłbym przysługę gdybym tu pozostał, tego w cale niepojmuję. »
y
«W czem pan możesz być d!a nas pożyte cznym, natychmiast wytłumaczę. Od czasu jak wyjechał od nas officer francuzki do Wilna, który stał na załodze (sauvegarde) nie możemy spokojnie przepędzić ani jednej nocy, albowiem obawiamy się maroderów, którzy niegodziwie postępują w tych okolicach,— zó staii więc pan u nas na załodze!»
«Zmiłuj się pani, wszak tu stoi pułk jej męża, i w domu państwa jest Sztab owego pułku: czegóż się pani masz obawiać!»
«Pułk! » rzekła z uśmiechem p. Rom balińska, «pułk mojego męża który odebrał już trzy rozkazy ażeby wymaszerował, nie jest wstanie powściągnąć owej bandy maro, derów!» Gdy to wyrzekła, spojrzała z pewnym wyrazem na doktora Niemca, który tuż koło niej siedział na krześle, ten się odezwał:
♦
«Nasz pułk w którym mam honor służyć jako sztabślekarz, nie jest mocny ilością ludzi, od początku wojny zaledwie zdołaliśmy zebrać trzydziestu pięciu żołnierzy a z nich dziesięciu są podofficerami. Mamy w prawdzie zupełny kompletsztabs i ober officerów
. ( )
I
I
*
około dziesięciu nadkomplet kapitanów* ale
części
źe pp. officerowie żyją po większej "w Wilnie i Miń&ku, a żołnierze niemal wszyscy zostają na ordynansach u pp. officerów,
i wrazie gdyby maroderom przyszło do głowy uderzyć na sztab, to natenczas, nasz pułk nie mógłby dać stosownego odporu. Z tego mozesz pan wnioskować, ze załoga tutaj jest
potrzebną nietylko dla zabespieczenia kobiet,
* *
ale nawet i dla bespieczeństwa pułku, gdyz marodery bardziej się obawiają jednego swojego żandarma, jak całego naszego sztabu,? Spodziewam się, ze pan teraz pojmujesz dla czego szanowna pani pułkownikowa prosi pana, abyś był łaskavv pozostać u nas na załodze!« `
Słysząc tak piękne opisanie pułku p.Rom balińskiego, Wyzygin uśmiechnął się i rzekł: «z największą chęcią służyłbym gospodyni do: mu, ecz nie mam żadnego prawa zostać się z tylu armii*, jednakże dziwi mię to mocno, zeFrancuzcy zołnierze zamiast pozyskać zaufanie tutejszych mieszkańców, starają się rzu ' cać postrach a przezto pomimowolnie ścią
gają na siebie nienawiść!»
"«Zwierzchność» rzekł doktor, «nie stara się ażeby wojsko było zadówolnionem, a następnie niepodobna utrzymać rabunków; zresztą muszę panu powiedzieć prawdę, że wszelkie nadużycia są popełniane nie przćz Francuzów, ale przez ich sprzymierzeńców.— Franctiz.prawdziwy łatwo da się zaspokoić, ale ci dopomagacze wielkich zamiarów Cesarza. Napoleona, ówe rozmaite narody składające wielką armię, żyją tylko łupiestwem jak dzikie zwierzęta, i jak rozbójnicy napadają na domy, mordują obywateli i żydów, aby tym sposobem łatwiej się mogli dowiedzieć, gdzie są ukryte pieniądze i kosztowności. Ci zaś którzy się im sprzeciwiają, często padają oiiarą niepowściągnionego ich łakomstwa. Zaręczam pana, że jeżeli tak będzie dłużej, to mieszkańcy tutejsi uzbroją się i wypowiedzą wojnę tym rabusiom, albowiem jesteśmy przyprowadzeni do, ostateczności.»
Na to rzekł Wyżygin: «Gdybyście panowie
tak pierwej postąpili i zbrojną ręką uderzyli na owych rabusiów, to `oni nieośmieliliby się wyrządzać takich barbarzyństw.»
Tom .
«Tak zapewnie, temi okrucieństwami chcą przekonać się o stałości naszego charakteru,» T rzekła p. Rombalińska. «Za rządu rossyjskie go cierpieliśmy czasem z przyczyny urzędni % kaw, lecz każdy był w_tem przekonaniu, iz wszelkie nadużycia pochodzą wbrew woli Rzą
du, a teraz nikt ó nas nie myśli, zostali
%
śmy pozbawieni opieki!^ Jestem pewna ze
Cesarz Alexander ubolewa nad ,naszem nie
I v. j
szczęśliwem położeniem....» To wyrzekłszy zamilkła, tak jak gdyby niechcący.wymówiła; się przed Francuzem. '
«Pani się wtem niemylisz,» rzekł Wy zygin, «albowiem dobra i szlachetna dusza Cesarza Róssyi, cierpi za wszystkich jegc> poddanych i za wszystkie ofiary wojny!' Lecz to jest wielkie nieszczęście, ze nie \y jego jest mocy położyć tamęńowym cierpieniom!»
Pani Rombalińska spojrzała na Wyzygina, który w tym momencie zapomniał swej roli,
i za wiele mówił jakby, wy padało. Francuzowi.— Dano znak do kolacyi z wielką radością Wyzygina, ze ta rozmowa wzięła swój koniec.
Kiedy juz goście zasiedli do stołu, pań Rombaliński rzekł; «Panowie! były.czasy ze
w tem miejscu szampan i węgrzyn płynęły jak rzeka, .a'teraz powinniśmy być kontenci Ifc prostej wódki; cóż robić, na to wojna ażeby cierpieć we wszystkiem niedostatek! Pocierpmy, przyjdzie czas kiedy użyjemy prawdziwej roskoszy! obawiam się tylko abyśmy się nie spóźnili! »
— «Odebraliśmy juz trzy rozkazy do wy maszerowania,» odezwał się podpułkownik; «wWilnie wszystko przygotowane co tylko jest potrzebnem dla pułku, byleby zebrać ludzi, nakupić koni, zapłacić za rzeczy, a możemy jeszcze zdążyć pod Smoleńsk.»
— «Wielka szkoda,» rzekł major, «ze dro bna.okoliczna szlachta, nie pierwej chce wstąpić wszeregi wojowników, aż dopóki nie skończy sw'ych robot o koło gospodarstwa. Chłopi zaś za nic w świecie nie pójdą bić się z Ros syanami i to właśnie jest powodem, ze nasze zamiary idą tak opieszale; z tem wszystkiem kapitan Chwaliński pis?e do mnie, iż prowadzi partię rekrutów; spodziewam się najdalej jutro jego przybycia. W samej rzeczy trzeba spieszyć się, ażeby wojna bez nas nie była
I
i i
ł
• *
t
r
\
#
% ^
s
' ' ' ■ »
■ Jp . . ■ `
.r*
,*.ł
skończony, wszakże:jak zaczną później nagradzać, to.nas mogliby ominąć!» ' . .w :— «Fraszką!» rzekł drugi podpułkownik, «wszystkim 'dostanie się* aż nadto*, powiadają że będzie ustanowiony, ordera osobliwie dla nas; którym będą ozdobieni wszyscy bez wyjątku.»
«Potrzeba pierwej żasłuzyć a później
% L « dopiero mówić o nagrodach,»» rzekł jeden stary kapitan. .«Armija'franeuzka teraz tylko có zaczęła swoje działania, nie wiadomo jeszcze'
— ^ % jaki nastąpi koniec.» . ~ »
«(Czyż można powątpiewać o działaniach Napoleona!» rzekł p. Rombaliński. \^
«Końca jeszcze nie widać, » rzekł ka
^ .
pitan, «a więc potrzeba teraz bardziej myśleć o tern jalc mamy, pomagać, ale nie o tein co nastąpi. , .
«Twoja prawdakapitanie, twoja'prawda! » rzekł p. Rombaliński, «co, do mnie, uczyniłem wszystko ile tylko 'mogłem; moich*
* * " ~
służących i offieyalistów— wszystkich zacią gnąłem do ułanów; nawet z własną szkodą
* ** % namówiłem ińojego ekonoma, ażeby wstąpił do wojska w stopniu _ porucznika! Oddałem
wszystkie moje jedenaście koni, które juz po lat sześć służyły na poczcie, i nadto urządziłem muzykę pułkową. Alboż moja w tern wina, że wszyscy siedzą w domu, nie wstępują do wojska i nie dają pieniędzy? Ja z mojej strony wszystko uczyniłem; przyrzekłem formować pułk własnym nakładem i dotrzymuję obietnicy, lecz nie moja wina, że mnie nie chcą wspierać ani ludźmi, ani pieniędzmi; a to właśnie jest przyczyną, dla której zaciąg do wojska idzie tak opieszale.—• Panowie! do was się odwołuję, wy albowiem jesteście świadkami mojej gorliwości!»
— «Uczyniliśmy wszystko, » rzekł podpułkownik, «co tylko było w naszej mocy i do czego nas zniewalała powiność: wstąpiliśmy do wojska i gotowi jesteśmy ... .»
— «Z początku przypominam sobie, » rzekła p. Rombalińska, «panowie mieliście za •miar wkrótkim bardzo czasie uformować pułk w ten sposob, iż każdy z panów stosownie do swego stopnia miał zebrać ludzi. »
— «Tak w rzeczy samej szanowna pani,« rzekł podpułkownik, «właśnie też poleciłem moim kapitanom uformować szwadrony.»
*
. " ( O
• • .*
T • • . . ■ `
— «A ja poleciłem moim porucznikom uformować plutony, » ,rzekł kapitan.
— «Ja podobnież, ja podobnież! >* odezwali.się wszyscy kapitanowie..
— «Ja poleciłem podporucznikom, » rzekł porucznik, «uformować pułplutony.»
— «Japodobnież, ja podobnież!» odezwali się wszyscy razem porucznikowie. "
— «Ja poleciłem, w rzekł podporucznik, «podofficerom uformować kapralstwa. »
— «Tak nie inaczej, » odezwali się podporucznicy. ~
— «My,» rzekł ])odofiicer klóry na ten czas obnosił na około stołu pułmisek, «»namawialiśmy wszystkich do wojska kogośmy tylko spotkali, ale nikt nie chce; każdy z nich pije naszą wódkę i udaje junaka w szynku tak dalece, ze niekiedy n^wet przychodzi między nami do bitwy! »
— «Panowie! wypełniłem wszystko co do mnie należało! » rzekł pułkownik: »przyrzekłem fornlować pułk i formuję!»
— «My podobnież wypełniliśmy co było naszym obowiązkiem, » odezwali się wszyscy ze wszech stron.
— «Przyrzekłem formować pułk fonnu * ję,” riekł pułkownik. «Czyz mogłem się spodziewać, ze w tak ważnych okolicznościach, zamożni panowie odmówią nam swojej pomocy! Lecz cóz o tem mówić— pułk exystuje, ma swój numer, nazwisko i zupełny komplet offi cerów— o resztę nietroszczmy się! panowie, wypijmy 'za nasze zdrowie I sławę! Przyznam ` się wam, ze u mnie jest ankier starego wina, który kazałem zakopać w ogrodzie, dla ukrycia przed maroderami; wypijmy więc z srnut., ku i radości,no lampce dobrego wina! Hej! panie poruczniku! Masz pan' niezwłocznie udać się z kilku podofficerami i'przyprowadzić mitu ankier z winem! »
t
Rządca^ wstał od stołu, zawołał kilku ofii cyalistów i wyszedł z pokoju. .
— «Panowie! » rzekła pani Rombalińska, «dziś piękny wieczór, czy nie lepiej będzie gdy pójdziemy do ogrodu, i tam możecie wypić wasze wino, a .my użyjemy' rozkosznej przechadzki. » »
Udali się wszyscy do ogrodu, męzczyzni to jest officerowie pułku pana llombalińskie go, zasiedli na ganku i otoczyli ankier zivincrn,
kobiety zaś rozpoczęły przechadzkę w ciemnych alejach, w towarzystwie kilku męzczyzn, między którymi znajdował się i Wyzygin*, gospodyni podała mu swą rękę i poszła naprzód, cały zaś tłum spacerujących, w pewnej odle glości za nimi postępował.
— «Czy lubisz pan kwiaty? » zapytała p.
Rombalińska. *•
— «Niezmiernie lubię, i tonielylko kwiaty, ale nawet każdą w ogólności roślinę,» rzekł Wyży gin. ►
— «Którez kwiaty panu się najbardziej podobają. » '
— «Istotnie ze nie wiem jak mam odpo powiedzieć, lubię wszystkie kwiaty bez wyjątku. »
— «Czyz nie przekładasz.pan róży, która est królową kwiatów? »
— «W ówczas różę nazwałbym, królową, gdyby ona nie miała na sobie kolców. »
— «A więc pan zyczyłbyś sobie miecrózę bez kolców! w samej rzeczy to zdanie pana jest sprawiedliwe. Róża bez kolców jest owym talizmanem, który będzie pożytecznym w wielu przygodach jego życia. »
— «Ja tego wcale niepojmuję! »
' > — «Wiek pana jeszcze'nre nastręczył wielkiej obfitości rozmaitych wypadków, jednakowoż przypomnij pan sobie wszystkie nadzwyczajne zdarzenia, które się przytrafiły w ciągu całego życia, spodziewam się iz zgadniesz co znaczy róża bez kolców.» '
V
Na te słowa Wyzygin zbladł i nie wiedział
%
jak odpowiedzieć*, to się zastanawiał, _to szedł prędzej i nieuważnie ciągnął za sobą p. Rom
balińskę; słowem nie był w mocy utaić swe
i
go pomięszania.
— «Uspokój się pan,« rzekła p. Romba lińska, «nikt pana tu nie zna, oprócz mnie, a ja zapewne go niezdradzę*, lecz przeciwnie, będę mu pomocą. Czy nie pamiętasz pan czasem, co powiedziano w tenczas, kiedy odebrałeś chustkę z napisem; róża bez kolców P Czyi nie obiecano mu w każdym czasie pomocy? Przyszedł więc czas dotrzymania obietnicy. Radzę więc panu dla bespieczcustwa, tu pozostać przez kilka dni, albowiem juz odebrano ogłoszenie o jego ucieczce z najdokładniejszym rysopisem, które natychmiast po kólacyi przejęłam w sieni, i dopóty niepokazę
mężowi, dopóki nie nastąpi zupełne za be* spieczenie jego osoby." Zatrzymaj się więc pad u nas, Adolf tu wkrótce przybędzie i współ me ze mną załatwi'wszystko, czego tylko wymaga jego ocalenie.»
t
«Nie znajduję wyrazówr ażebym mógł wynurzyć moję najczulszą wdzięczność,» rzekł Wyżygin, «pani więc jesteś tą osobą, które'j chustkę znalazłem w moim kapeluszu, podczas balu u księcia Kurdiukowa? *
«Później pan dowiesz się o wszystkiem, teraz połączmy się z kompanią, aby nie ściągnąć ńa siebie podejrzenia przez naszą zbyteczną przyjaźń*, teraz życzę panu udać się do pokoju,' który mu będzie wskazany przez kamerdynera, pełniącego obowiązek wachmistrza. » Wyżygin udał się niezwłocznie do swego pokoju, rzucił się na łóżko, lecz całą noc przepędził bezsennie i ciągle sobie wyobrażał, wjakkrytycznem znajduje się położeniu. Skoro pierwszy promień słońca oznajmił prędkie nadejście dnia, wstał i poszedł do ogrodu, odetchnąć świeżem powietrzem. Po upły nieniu kilku godzin, kiedy.wszyscy zaczęli
wstawać i każdy już spieszył do swoich zatru
I .
. J ■
«a r
*
<► # *
'driień, on udał się napo wrót do swego pokoju, az wtem spotkał p. R.ombalińskiego, który rzekł:
«Nie potrzebnie pan kryjesz się przed nami, zona moja potrafiła przeniknąć go na wylot! O, nasze Polki są to prawdziwi dyplomatycy, szczególnie dla mężów... przed ich wzrokiem nic się nie skryje! »
Gdy'to. wyrzekł pan Rombaliński, Wyzy gin zasmucił się, spuścił na dół oczy i nic
nie odpowiedział; ta wieść bowiem jak piorun
_ ś
go raziła. Odkrycie tajemnicy, przed oobą która zdawała, się być najwierniejszym zwolennikiem Francuzów, uważał za istotną zdradę i niechybny środek, jakiego użyto na jego
m
zgubę. '
¿Tak, tak,» rzekł.dalej p.Rombaliński: «zona moja umiała poznać pana! i właśnie mi mówiła, ze sądząc pod względem wychowania, pan nie musisz być prostym podoffi cerem, ale zapewne jesteś członkiem znakomitej familii i sprawujesz ważny urząd przy osobie wielkiego Napoleona, a tylko dla be spieczeństwa przejeżdzaż tak incognito. Wyznaj pan szczerze, czy tez moja zona zgadła?,
t
i
Wyżygin łatwo się domyślił, ze pani Rom balińska to wykonccptowała dla jego własnej
korzyści; westchnjł tylko a nie chcąc mówić fałszu, postanowił uchylić się od dalszych zapytań pana Rombalińskiego, przez odpowiedź dwuznaczną.
.— «Nie zasłużyłem ńa tak dobre o sobie
*
rozumienie,» rzekł Wyżygin, «żona pana jest . dla mnie zanadto łaskawa; zresztą gdyby jej domysły były prawdziwe, nie Wy padałoby mi do nich się przyznać, jeśli zaś są fałszywe, to nie powinienem potwierdzać ich kłamstwem;
przestańmy lepiej o tem mówić. »
— «Rozumiem rozumiem! » rzekł p. Rom
*
baliński ściskając Wyżygina za rękę— «czynności, obowiązek, tajemnice rządu... to dosyć! Mocno żałuję, że nie mogę panu uczynić przysługi,, sądziłem albowiem iż zwykłym porządkiem nie tak łatwo 'byłoby mu dosłużyć się stopnia kapitana, chciałem więc przysłużyć się tym stopniem. Mam właśnie dwa pa tenta podpisane przez Jenerała Hohendorpa, który jak panu wiadomo, ma prawo rozda^ wać stopnie w wojsku litewskiem; w nich jest zostawione miejsce dla wpisania nazwiska, ale
kiedy tak, to co innego! Proszę więc pana uczynić mi ten zaszczyt, i być obecnym przy lustraeyi partyi ochotników, którą przyprof wadziłdnia ^dzisiejszego jeden z moich ka^
pitanÓYy, .dla.skompletowania, naszego pułku. . Przekonasz się pan, ze nie próżnujemy! Przyrzekłem formować pułk własnym kosztem i formuję!» ' .<
• v ^ . • y
•Wyzygin podziękowawszy bardzo grzecznie p. Rombalińskiemu za kapitaństwo, wyszedł
* • u * •
z pokoju na'przegląd nowo.przybyłćj partyi.
! Wszystkie damy siedziały w oknachj na' środku podwórza grała dworska muzyka, która
% V
J:eraz nazywała się pułkową*, muzykanci byli ył mundurach i przy pałaszach. Z powodu, ze w orkiestrze nie wiele było instrumentów dętych, owi ułańscy muzykanci, exekwowali marsze na skrzypcach, wioleńczelach. i kon trabasetlach. Officerowie którzy się zebrali na ten przegląd, brzękając pałaszami i ostrogami, przechadzali się po podwórzu. Szęściu
a ♦
ludzi w pstrokatych ubiorach, stało w jednym rzędzie, pod przewodnictwem officera ubra
$ nego w zupełnej formie,' z dobytym ;pałaszem. Byłą to właśnie owa partya nowo
Tom . _ «
' •: ( ) •
: , ' '
przybyłych ochotników, dla skompletowania
_ | i
pułku, który jak wyżej juz powiedziano, składał się z trzydziestu pięciu żołnierzy i zupełnej liczby officerów! Pan Rómbalinski dobył pałasza i dał znak, aby muzyka grać przestała. j Officerowie otoczyli swego pułkownika, a ten , {
rozkazał przeczytać przed rekrutami mowę
zachęcającą i ustawy pułku.. Mowa ta ułożo t na przez pewnego adwokata, była tak rozwlekła i tak kwiecistym stylem napisana, ze nawet p. Rombaliński chociaż się do tego nie przyznawał, jednakże rozumieć jej nie był wstanie. Po przeczytaniu tego wszystkiego, .nacobyło potrzeba godzinę czasu., p. Romba. , liński głośno zakomenderował i sześciu zmę
■ czonych>rekrutów, zaczęło defilować ceremonialnym marszem około okien, wnajwiększym nieporządku. Muzyka grała marsz ułożony przez jednę z dam obecnych, p. Romba liński zaś zagłuszał orkiestrę,, krzycząc jak tył— \j ko mógł najgłośniej: raz, dwa, raz, dwa! Kiedy partya skończyła defiladę.na około podwórza, objawił kapitanovvi swoje zadowol nienie i zaprosił wszystkich officerów do sie ' bie na śniadanie, ciągle powtarzając: podją j
łem się formować pułk i formuję! Niechaj wszyscy to widzą i wiedzą!»
Podczas śniadania p. Rombaliński znów się przyznał, ze u niego jest jeszcze ostatni ankier z winem,' skryły w ziemi przed żarłocznością maroderów; powtórnie więc wykomendero wano adjutanta, dla sprowadzenia owego skarbu, jak najspieszniej do sali jadalnej! Wyżygin nie mając chęci być uczestnikiem tej biesiady,
udał ze ma ból głowy, i poszedł do swego pokoju.
Tymczasem, kiedy okrzyki radosne zmię szane z brzękiem* puharów, rozlegały się w sali jadalnej, p. Rombalińska w towarzystwie swej pokojowej, udała się do stancyi Wyżygina, i usiadłszy z nim na kanapie, tak mówić zaczęła.
¿Teraz możemy otwarcie z sobą pomówić, służąca mój a nie rozumie pofrancuzku, jesteśmy więc bezpieczni. Pan dla zaspokojenia swojej ciekawości, zapew'ne chcesz wiedzieć od kogo dostałeś ową chustkę, z napisem, róża bez kolców? a więc tak się rzecz ma: parę lat przed rozpoczęciem niniejszej wojny, mieszkałam w Petersburgu dla ukończenia procesu familijnego, i chociaż w prawdzie
la jedna wdowa, wesoła dobra i otwarta ko
bi e'ta. Ona jak tylko pana zobaczyła na balu u hrabiego Choclilenkowa, zakochała się, byłam jej powiernicą, szukałyśmy rozmai«^ tych sposobów ażeby pana sprowadzić do naszych mieszkań, lecz nigdzie niemogłyśmy go spotkać, aż nakoniec zobaczyłyśmy na balu u księcia Kurdiukowa. Towarzyszka moja.podsłuchawszy tam rozmowę hrabiego Chochlen' kowa, dostrzegła iż pana chcączegoś pozba . wić, czyli fez oddalić ze stolicy. Dostaknn na tych miast papieru i ołówka, a moja przyjaciółka napisała ten ostrzegający bilecil^, sądząc ie tym sposobem zabierze ściślejszą ^znajomość} lecz jakże się omyliła w swojej rfadziei. Pan ' albowiem gdzieś znikłeś z pola wielkiego świata i jak słyszałysmy, miałeś bardzo chorować.
*
Tym czasem proces został ukończony na moją
stronę, a rozszerzające się wieści wojnie,
zmusiły mnie opuscic stolicę. Nie wiem czy
v
kiedy będę w Petersburgu i czy będę sięwidzieć z moją kochaną przyjaciółką, jednak niam szczerą chęć okazania pomocy temu, który zajął jej serce. Na każdy przypadek
dam panu do niej list... spodziewam się, że pau
nie mam ani najmniejszego wyobrażenia co to jest proces, słyszałam jednak; ze, pieniądze i pewne związki, są nieodbicie p'ótrzebne dla jego udowodnienia. Zostawiwszy więc mężo \ wi myśleć o wydatkach, zaczęłam wchodzić ;w rozmaite stosunki. Język franćuzki, wykwintny ybior i kareta z cztermakońmi, o tworzyły mi wstęp do znaczniejszych domów; nadto pewna znajomość świata i niezmordowana chęć podobania się, jak mężczyznom tak i kobietom, zjednały mi mnóstwo przyjaciół i protektorów. Widzisz pan jak jestem przed nim otwartą, kiedy nawet przyznaję się do tego, że miałam chęć podobania się? które nie było skutkiem kókieteryi, lecz do tego zmu . szala mię konieczność, ażeby proces 'był”u' kończonym pomyślnie na naszą stronę. Znaleźli " się niektórzy z mężczyzn w podeszłym, . wieku, którzy chcieli serce, moje ujarzmić; w tej liczbie był książę Kurdiuków, który nawet oświadczył mi swoję miłość...! Śmiać mi się chce, kiedy sobie przypomnę tych czułych , adonisów, których przykułam do mojego powozu i zmusiłam ciągnąc proces na pole wykrętów! Z kobiet najbardziej mi się podoba
» * ^
■* *
♦ i *
t
~ '
ROZDZIAŁ VII.
«»
Wiadomości z Rossy i.— Powstanie Moskwy ¡'Petersburga. — Ożywiony duch Rossyan. — Atmosfera głównej kwatery armii francuzkiej.— Mniemania francuzkicli zolnierzy. — Mowy Napoleona. — Zdania officerów.
^ * * t _
Nazajutrz Adolf, i Wyżygin, udali się konno przez manowce do Mińska; jadąc drogą Wyzygin opowiedział wszystkie śmieszności pułku Rombalińskiego, i przymusił Adolfa śmiać się pomimowolnie.
Skoro przybyli na. miejsce, Adolf natychmiast zameldował się komendantowi i ode brał polecenie, udania się kuryerem do armii, z czego był nadzwyczajnie uradowany. JVie tracąc czasu, jak najrychlej razem z Wyżygi nem puścilrsię w drogę, furmanką którę mu tam tylko odmieniano, gdzie mieszkańce byli w stanie ukryć swe konie przed wojskiem. Znużeni nakoniec podróżą, postanowili dzień jeden odpocząć, i w tćj myśli zajechali do pewnego obywafela, mieszkającego na granicy gubernii Mińskiej i Mohylewskiej, który ich
( ( ) '
»scie
* będąc w Petersburgu, nieodmówisz osob
odemnie ją pozdrowić.» '
»
.Wtem drzwi w przedpkoju stuknęły, brzę kły ostrogi i dało się słyszeć wołanie, gcbie on? gdzie? Pani Rombalińska mówić przestała, Wyżygin wybiegł, spotkał Adolfa który się rzucił w jego objęcia.
«Spodziewam się, ze panowie nie wezmą mi ,tego za.złe » rzekł obywatel spuściwszy na dół oczy, «iź powodowany litością, przyjąłem do mego domu Rossyąn; byłem bowiem wtem przekonaniu, ze zà ten postępek nie uczynią mi żadnej nagany, jak ziomkowie tak tez i Francuzi.»
* \ «Bezwątpienia\» rzekł Wyzygin ściskając po przyjacielsku rękę obywatela, «kaidy szlachetny żołnierz, będzie pana za to szanował, albowiem na placu bitwy tylko należy się być nieprzyjacielem, lecz w nieszczęściu my ■wszyscy a' tćmbardziej ziomkowie,powinniśmy być braćmi.— Za pozwoleniem, czynie mógłbym się zobaczyx « tymi Rossyanami?«
«Nie sądzę, ażeby ta wizyta była dla nich przyjemną » odpowiedział obywatel, «gdyz cierpienia ich bardziej im dolegają, aniżeli ciężkie blizny^ z tego więc powodu* pałają, nienawiścią,przeciw swoim nieprzyjaciołom. Nie trzeba mieć tegoim za złe, albo wiem to inaczej być nie^moze..."
«I nie powinno być inaczej » rzekł Wy ży in, a spoglądając na Adolfa dodał: «jèdnakmi się zdaje, ze każde prawidło ma swoje wyjątki.»
rr
fc>
\
•(..ici )
\
przyjąj bardzo uprzejmie, a jako wojskowi
• stanęli u niego na kwaterze.
Szczęściem iz armia francuzka tędynie prze
, * V
. chodziła, następnie więc i te prowincye, nié podlegały zniszczeniu j mieszkańcy zaś chociaż byli .obowiązani dostarczać dla wojska' zapasów żywności, koni i tym podobnych potrzeb, jednak obywatel nie uskarżał się na swój los, ale tez i nie cieszył się z panującej teraźniejszości, na której'zakładali niektórzy
• A
swe. przyszłe nadzieje; to .się Adolfowi nie
».
bardzo podobało. '
Wypytawszy się o położenie miejsca, Adolf prosił by wskazano pokój, wktórymby mogli odpocząć. Obywatel się zamyślił, nakoniec rzekł: «chciałbym panów ulokować w najwygodniejszych stancyacli, które są z brzegu, .ale juz zajęte przez dwóch' rannych rossyjskich ofiicerów, których wziąłem na porękę. Jeżeli się panom'podoba, to proszę zając moje por koje, a ja tymczasem przejdę do mieszkania ekonoma. » .
, • « A
«Jakto » zawołał z niecierpliwością Wy zygin, , «u pana w domu są ranni rossyjscÿ of 'iicerowie! Gdziez oni? ». ' ' t
( O
V W i + Ł
i '
— «Rozkaz panzaprowadzić mego kolegę do owych Rossyan » rzekł Adolf do obywatela; «zapewniam pana, ze odwiedzenie to będzie dla nich przyjemne. »
Obywatel nie mógł się domyśleć, jakie miały znaczenie te słowa Adolfa, jednak był posłusznym i rozkazał służącemu zaprowadzić Wyzygina do stancyi, w której znajdowali się rossyjscy ofiicerowie..
Skoro Wyży gin odemknął drzwi, obadwaj offi cerowie zobaczywszy na nim spencer polskiego ułana, zmarszczyli swe czoła, jeden z nich który, leżał na łóżku, odwrócił się do ściany, drugi zaś który się przechadzał na szczudłach, stanął na środku pokoju w takiej pozycyijak na placu bitwy, oczekując napadu nieprzyjaciela.
Wyży gin dla bezpieczeństwa wyjrzał za drzwi, czy się oddalił służący, później je zamknął i rzekł po rosśyjsku: «w imieniu Rossyi,. w imieniu naszej najukochańszej Rossyi, pozdrawiam was waleczni towarzysze.«
Ofiicerowie spojrzeli jeden na drugiego i nic na to nie odpowiedzieli.
— «Ubiór któryna mnie widzicie oszukuje was, lecz duszą i.urodzeniem jestem Rossya
!. )
*
ninem. W pierwszej potyczce pod Dryssą zostałem wziętym do niewoli. Niebo zesłało mi wybawiciela w osobie polskiego officera, jadą' z nim teraz do głównej kwatery armii fran euzkiej, a stamtąd spodziewam się, źe będzie mi łatwiej dostać się do swoich. Nazywam się Wyzygin służę w *** pułku huzarów. »
■— «Piotrze Iwanowiczu! » rzekł officer który leżał na łóżku podając rękę, «ja ciebie nie poznałem w tym ubiorze.”.
— «Cóż widzę! książę Preczysteński wstąpił do wojska! winszuję tej blizny. Oby Bóg dozwolił mi podobnież zapłacie krwią dług mojej kochanej. Rossyi. »
Pod czas tej rozmowy, tysiące przyjacielskich uściśnień i pozdrowień, im towarzyszyło.
— «(jdziez jest nasza armija? Dawnoście się od niej odłączyli? Co się dzieje w Rossyi?» zapytał Wyzygin, «słysząc albowiem same tylko przychylne wieści nieprzyjaciołom, nic nie wiem o swoich! »
*
r— «Obadwaj nie dawno przybyliśmy dó armii» rzekł książę Preczysteński: «i w pierwszej potyczce w okolicach Mohylewa, z os ta
no manifest, wzywający wszystkich synów Rossy i na jej obronę, Nie podobna opisać tego powszechnego wzruszenia! Szlachta natychmiast się zgromadziła w kościele katedralnym Kazańskim, ażeby przywołać na pomocPana Zastępów, Metropolita zaś Ambroży, w imieniu Synodu uczynił wezwanie, do prawowiernych synów kościoła. Chwila ta Była lak uroczystą, ze wszyscy obecni nie mogli od łez się wstrzymać, a wymówione wyrazy: «Rossya w niebespieczeńslwic! ojczyźnie njiszej grozi jarzmo niewoli, hańbiące imie Rossyanina!» przenikały duszę i zapalały umysły. Każdy z nas był gotów ochoczo poświęcić się ną śmierć, byleby myśl <fvvą oddalić z umysłu ^współziomków. «Rossya nigdy niebędzie zno isio obcego najścia!» zawołali ze wszech stron: «umrzemy, a niestaniemy się poddanymi na jezdcy!» i w ciągłych okrzykach, szlachta uda
*
ła się do domu księcia Bezborodkd. Skoro j^rzybyli. na miejsce, gubernator cywilny Ba
I «
kunin przeczytał manifest, a gubernijalny marszałek Źerebców miał mowę. Natychmiast zgodzono się uformować pospolite ruszenie, i na ten koniec, wszyscy się umówili dostarczać Tom II, ` _
( . )
• id
liśmy. ranieni ; lecz jak mi się zdaje, to armia teraz powinna juz być około Witebska.»
” * * r •«A tak więc,» rzekł smutnie Wyżygin,“
«nasi do tego czasu jeszcze się cofają!»
'«Ze nie dla bojaźni, to.,więcej jak pewno,» odezwał się officer na szczudłach,
• * ** «arniia pała chęcią spotkania się znieprzy jacielem i albo zwyciężyć, albo unirzeć na ziemi rodzinnej, lecz... dowódcy inaczej my
* i
ślą! Cesarz teraz, nie jest obecny. w armii, albowiem zajął się urządzeniem powszechnego powstania, a wodzem naczelnym jestBar
klaj de Tolli.» V'
— «Słuchajcie panowie, » rzekł Wyżygin, «jeżeli tak jest, to zapewne z potrzeby wy, pacia naszym się cofać, albowiem to. co mówicie o powstaniu 'ogólnem, wyjaśnia mi tę zagadkę. Nieprzyjaciel źa każdym krokiem
w głąb kraju, słabszym się staje; nasi zaś przeciwnie, wzmacniają się. Teraz.rozumiem, ą jakże idzie powstanie?« ^
«Piossyanie dowiedli, iż żadna obca przemoc nie jest wstanie ich ujarzmić ani też nastraszyć,» rzekł książę Preczysteński. • «Byłem naówczas w Petersburgu, kiedy odebra
po czterech ludzi ze; stu, oddając do woli każdego większą liczbę. Ale gorliwość ta nie miała granic i wkrótce się zgodzono, z dziesięciu uzbroić jednego •wojownika. Szlachta
objawiła swe życzenia, żebez wyjątku chce
< «
się'uzbroić, tak dalece, iż wielu potrzeba było reflektować, by się pozostali w domu dla pełnienia innych obowiązków, również potrze bnych dla dobra kraju. Duchowieństwo, stan kupiecki, a nawet i lud prosty niedozwalali szlachcie mieć przewagi .w uczuciach miłości llossyi. Ofiary ze wszech stron.składać zaczęto, każdy co tylko mógł la niósł i poświęcał z największą ochotą dla dobra wspólnego. Ci którzy się czuli być: zdolnymi walczyć w szeregach, ze łzami błagali ażeby ich uzbro. jono. Duchowieństwo ofiarowało natychmiast
. rubli, kupey dwa miliony! Hrabia Litta oprócz ustanowionych składek, ofiaro wał po ,. ćo*rok; senator^Szepielofi po
. rocznie, i wielu innych, których nazwisk
• * * nie pamiętam, zobowiązało się stosownie do swych majętnośęi, czynić każdoroczne ofiary. Słowem, że w bard^o krótkim czasie, zebrano cztery miliony. Wybór kto miał byćwodżem
i
* .
naczelnym powstańców, uspokoił wprawdzie umysły, lecz natomiast jeszcze bardziej zapalił w sercach chęc' spółubiegania się. Nakoniec jednomyślnie został wybrany towarzysz Suwa rowa, prawdziwy bojar rossyjski, hrabia Mi
s
chał Larionowicz Gólenis*czewKutuzow.
Ten skoro się ujrzał wśród zgromadzonego ludu, rzekł: «cześc którą mi wyrządzacie jest ozdobą przeszłych moich zasług i teraźniejszej siwizny!» ()
■ Gdy tak wyrzekł bohatyr, ujął się obiema rękami za głowę którą czas ubielił i łez kilka uronił... serca nasze biły mocno, płakaliśmy i cieszyliśmy się, ze jesteśmy Rossy anami!
Opowiadanie to niezmiernie wzruszyło Wy źygina. «Przyjacielemoi!» rzekł on, «wracacie mi życie, niech powstaje na nas cała 'Europa! będzie tego żałował,chciwy sławy samolub! Rossya nie zaginie, jeżeli taki duch i takie przywiązanie narodu do swej ojczyzny w niej panują! >*
— «W Moskwie zapał był jeszcze większy»
rzekł ofiicer na Szczudłach, «albowiem serca i
<• \
umysły wszystkich, były bardziej podniecane obecnością Cesarza. Byłem świadkiem owych
f )
*
• • ^ fcyli pokora miliona rubli z warunkiem, y.e . będą się starali jeszcze bardziej powiększyć
tę summę.
. Monarcha po nabożeństwie, które się odbyło w kaplicy pałacowej w Kremlu, okazał się szlachcie móskiewskiej i w krótkich wyra ' zach wystawił niebcspieczcństwo Rossyi, i nadzieję jaką pokładał w synach wiernych krajowi. Lecz skoro się dowiedział, ze nim przybył, juz postanowiono uzbroić , zołnierzy zjednaj gubernii moskiewskiej, niezmiernie to'jego rozczuliło i tak wyrzekł: «tego się właśnie od was spodziewałem! jakoż dowiedli
ścieteraz, o prawdziwości mojego przekonania!« () Wszyscy wylewali łzy z radości i całowali drogie r.^ce Ojca ojczyzny, okazuj i\c największą gotowość poświęcenia się na śmierć,
za pierwszem jego wezwaniem.
Podobąy zapał i tez same uczucia panowały .w zgromadzeniu kupców! Niepozwolili Cesarzowi' skończyć wyrazów zadowolenia i łaski, lecz ciągle wołali: «Ojcze nasz, dla Ciebie gotowi jesteśmi poświęcić nietylko nasze majątki,: ale nawet samych siebie!» Lud gromadził się uą ulicach, placach i z uro
" *
szlachetnych uniesień mieszkańców starozy« tnej stolicy. Z rana o godzinie ( Lipca) szlachtę i kupców zgromadzono do Słobodz kego pałacu (CUooackom ^Bopeni.). Niktnie wiedział co było tego powodem, jednakże wezwanie zachęcające do powstania juz zajmowało umysły i serca; obywatele z niecierpliwością oczekiwali przybycia Monarchy, w zgromadzeniu panowało głębokie milczenie, wszyscy byli zamyśleni....»
'Wódz naczelny w Moskwie, hrabia Rastop czyn, rozkazał odczytać manifest, wzywający wszystkich w ogóle i każdego z osobna na obronę kraju, i objawił,, ze szlachtę rkupców zgromadzono dla tego, ażeby.radą ogólną postanowić, jakich uzyć potrzeba środków dla rozpoczęcia tak wielkiego czyrnu. Zdawało .się, ze w tym momencie zapał Pozar skiego i Minina ożywiał każdego z oby wateli,
^ I
jedni wołali; «wszyscy pójdziemy walczyć z nieprzyjaciółmi!» drudzy zaś, «wszystko ofiarujemy co tylko mamy! Szlachta natychmiast postanowiła ze stu ludzi, uzbroić dziesięciu własnym nakładem, a kupcy nie wy chodząc z sali zgromadzenia, w przeciągudwóch'godzią zlo
%
*
* f
, ...
r
wiązany do osoby Cesarza i stale poświęcający się na śmierć lub zwycięstwo, był kiedy zwyciężony. W takim położeniu zostaje teraz Rossya, nie masz ani jednego Rossyanina któryby nie poświęcił się na wszystko w świecie, byleby zniszczyć, wypędzić obcych i krwią ich zmyć hańbę którą nam nieśli.»
Wyżygin ścisnął księcia za rękę i rzeki: «tak czuć powinien każdy Rossyanin. Dusza moja cieszy się słuchając ciebie książę! Daruj mojej otwartości kiedy ci powiem, że nigdy niespodziewałcm się ażeby ludzie wychowani przez Francuzów, którzy dawniej wstydzili się mowy ojczystej i pogardzali tem co było ros syjskie, a ubustwiali jedną tylko Francyę, zachowali w sobie tak wielką i prawdziwą miłość kraju'. Mam się za najszczęśliwszego, kiedy teraz widzę, że wnioski moje są fałszywe!»
Książę na to uśmiechnął się i rzekł: «masz Śłusznosc Wyży ginie! przez cały przeciąg czasu naszej znajomości, nie słyszałeś odemnie ani
V
dwóch słów po rossyjsku, sam nawet dziwię się że nie zapomniałem mowy ojczystej! Lecz
nie moja wtem Avina, tylko moich rodziców
i osób którym powierzone było moje wycho
czystością spotykał Monarchę, jak bóstwo opie^ kuńcze Roąsyi. Wszędzie słychać było odgłosy: «umrzemy wszyscy.albo zwyciężymy! » Oprócz powitania powszechnego, niektórzy z obywateli majętniejszych, podjęli się formować wojsko regularne, i tak: hrabia Sołty kow regiment huzarów, hrabia Demitrijew Marnonów kozaków, Demidow strzelców, ksią $ .
żę Gagaryn pułk piechoty. ' . r
Te uczucia nietylko panowały w stolicach, ale wszędzie gdzie tylko odebrano w^ezwaniei tez same uczucia, taż gorliwość i równe zamiłowanie kraju ożywiały mieszkańców. Jeszcze byłem w Moskwie, kiedy słychać było^ ze gub'ernija_ Smoleńska tizbraja. , zoł
• ^ • "■'* nierzy, a Kaługska wysiała deputacyę z oznajmieniem, że w każdym ^.czasie jest przygotowaną na wszelkie ofiary. Rossya cała bierze się za oręż, a złoto płynie jak woda!»
«Dzięki Najwyższemu Stwórcy!». zawołał Wyżygin; «zmartwychwstał duchRossyan!'*
«Niepodpada żadnej wątpliwości, »» rzekł książę Pre.c.ysteńslu, «że Rossya powinna odnieść tryumf; niebyło albowiem przykładu, ażeby naród wierny dla swojego Tronu, przy
Ł
o
*
t
>
I
\ . *
wanie, od nich to nabrałem tych prawideł, , ze kto chce być człowiekiem prawdziwie światowym,' powinien we wszystkiem naśladować Paryźanówj że mowa nasza nie ma .na\vet wyrazów zdolnych, do wyrażenia uczuć delika? tuych towarzyskiej cywilizacyi i działań politycznych, ze chwalić to co jest Rossyjskie nie należy do dobrego tonu i t. p. Być może, ''źe to' przekonanie pozostałoby we mnie' na zawsze, gdyby niebezpieczeństwo Rossyi obu dzając uczucia własnej godności, niewypro wadziło mnie z tego obłąkania. Teraz poznałem swój naród i uważam ża szczęście mową i duszą być Rossyaninem, z radością przeleję ostatnią kroplę krwi za całość Rossyi i za honor Rossyamna. Nietylko ja zostałem uleczony z podobnego obłąkania! Zadziwiłbyś się Piotrze Iwanowiczu, gdybyś zobaczył tych wszystkich* którzy byli mnie podobni i z największą gorliwością starali się.być Francuzami, dziś wszyscy są przeistoczeni w prawych Piossyan i uwzięfi się bronić swego kraju.
«Oj tak, tak» dodał officer na szczudałch,
* ja'podobnież byłem słaby jak Inni, nie znałem ani Rossyi ani Rossyan i wszystko mierzy
A
. • ( m )
łem na miarę Francuzką, teraz dziękuję Francuzom, ze naprowadzili nas na drogę. Jeżeli potrzeba z nimi wieść spór, będziemy się spierali o miłości kraju i męstwie, dowiedziemy, Se jesteśmy godni naśladowania nie w modach tańcach lecz wpatryotyzmie.— Kość rzucona: zaginą Rossyanie ale niestaną się poddanymi Napoleona, chopiaz on siebie nazywa Władcą Europy! »
— «A cóz tam porabiają nasi starcy, magnaci, >> zapytał Wyzygin.
^ «Oni pierwsi byli przykładem wierności dla Tronu i miłości Rossyi» rzekł ofilcer na szczudłach, «znaleźli się wprawdziś między niemi i tacy,'którzy odstąpili tych zasad, ale biorąc rzeczy ogólnie, to ich prawie nie * widać. »
„ I
— «Przyznam się,» rzeki Wyzygin «zenie wiele w"''nich pokładałem nadziei, ale dzięki niebu, ze się i tu omyliłem! Cóz porabia nas^ były Naczelnik hrabia Chochlenkow? »
— «Trzeba mu oddać sprawiedliwość,» odpowiedział książę, «jest zawsze jednakowy ciągle rozumuje, rozprawia, układa projekta
*
i nic więcej. Gdyby nawet słońce spadło na
ziemię, me byłoby wstanie wyrzucie u niego z kieszeni ani jednego grosza. Ciągle wszystkim udziela rad swoich, ale działa dla własnej korzyści. » ,
«A książę Kurdiuków?» dodał zuśmie chem Wyżygin.
«Automat ten mozeby co i zrobił gdyby mógłj ale na nic, nie masz i zdania, » rzekł książęPreczysieński.. «KsiężnaKurdiuków mocno ubolewa nad zerwaniem związku z Paryżem, a księżniczka jej córka zostaje pogrążona w wielkim smutku, z powodu ze jej kuzyni będą przymuszeni bić Francuzów, i ze ci przyszli do Rossvi nie na assamble; a co większa,
%J * *
ze Francuzi mieszkając we wsiach, będą mieli
o nas złe wyobrażenie. Niewarto nawet o tem mówić! kiedy się oceniaią dobra, to nie masz żadnej wzmiamki o srokach i wronach,
*
które gnieżdżą' się w losie. Rossy a może się obej ść bez księżnej Kurdiuków i księżniczki
z'
Pauliny a tuziny Kurdiukowych i Chochlen kowych, są jak kropla w morzu!... Wszakże
w najlepiej utrzymanym ogrodzie, można żna leść robactwo! »
.W tymtlało się słyszeć, ze ktoś nadchodził,
' . ^ Í
Wyży gin natychmiast pozcgn al rariionych of ficcrów i skoro wyszedł z pokoju, spotkał słu^ źącego którego Adolf posłał prosząc go ażeby • niezwłocznie przyszedł.
«Zmieniłem mój zamiar, » rzekł Adolf, «chcę natychmiast stąd wyjechać, albowiem nasz gospodarz tylko co odebrał list od swojego brata z Armii i jest nadzieja, ze nasi przymuszą Rossyan .zatrzymać się, ażeby stoczyć' bitwę stanowczą. W* takim przypadku depesze które mi powierzono, moga być bardzo Łważne, a nadto niechcę opuścić bitwy.»
«Oczekują bitwy stanowczej! Chwała Bogu! śpieszmy jak najprędzej!» zawołał Wy zygin, .«jakież masz więcej wiadomości z'armii ?» r
_ • •
Rossyanié pod Ostrówną zastąpili naszym drogę..Walka była okropną. Wojskiem Ros syiskim dowodził hrabia OstermanTołstoj, Jenerał Konownicyn i hrabia Paleń; ze strony naszej, Król. Neapolitański i ViceKról Włoski. Napoleon przybył juz przy końcu bitwy. Król Neapolitański w szeregach polskich ułanowi strzelców francuzkich, walczył jak pro
%
*
sty żołnierz i pokiikakroc przypuszczał do ataku, a piechota francuzka dokazywała cudów waleczności; rzuciła się na bagnety ażeby zmięszać kolumny nieprzyjacielskie i przymusić do ustąpienia z placu, lecz... honor i sława wam Rossyanie! Nieprzyjaciele nawet wasi oddają wam sprawiedliwość! Stali jak
mur, ani zadziwiające atakowanie naszej jazdy, ani nacieranie piechoty, ani tez morderczy ogień artyleryi, niebyły wstanie przyprowadzić Rossyan do nieporządku; bitwa ta pomyślnie ciągnęła się aż do nocy. Rossyanie później cofnęli się do głównej armii, która w tej walce nie miała żadnego udziału. To co fnienie się uważają za podstęp wojenny i sądzą, żeWódz naczelny armii Rossyjskiej, ma zamiar stać w miejscu pod Witebskiem. Wa leczuość Rossyan tak zapaliła wojsko fran cuzkie, żejiak żołpierze tak też i officerowie z niecierpliwością oczekują bitwy.
« my podobnież» rzekł Wyżygin. Wóz stał już w pogotowiu na podwórcu, Wyżygin wbiegł tylko do rannych officerów ażeby się z nimi pożegnał, i natychmiast z Adolfem razem udali się w dalszę podróż.
: . ( i'i )
%
Obadwaj pałali niecierpliwością dopięcia jak najprędzej celu swoich życzeń, pomimo ze uczucia ich były różniące się.
Kwatera główna każdej armii ma, ze tak powiem, sobie właściwą atmosferę, odpowie dnią dyscyplinie wojennej, ludności i obfitości tej k rainy, która jest teatrem wojny. W odle . głości od Witebska na dni parę jazdy, zaczynała się granica tej atmosfery, którą przeszedł j szy, z łatwością można się było domyśleć, ze ta armia pominio swej wielkości i potęgi, no i siła w sobie zarodek suchot i wyniszczenia.
V
;= Na około widać było kurzące się bałwany
■ dymu, powstające ze wsi spalonych, którezo
i stały obrócone wperzynę, te zaś które nie uległy takiej klęsce, były napełnione tłuma
; mi zmordowanych zołnierzy, którzy'nakształt ( dzikich zwierząt,, zaspokajali głód swój rośli r nami surowemi i niedojrzałemi. Między źoł | nierzami od piechoty i kawaleryi, ciągle pa nowały kłótnie ,o zboze, co jeszcze było na Ipolu! Jedni z nich dusili w garnkach niedojrzałe ziarna i ten szkodliwy pokarm bez soli
ii innych przypraw'pozywali, drudzy zaś mając większą zręczność za pomocą łupieztwa
Tom II. .
w
dostać zapasów żywności, karmili tern swoje konie. W lasach było słychać krzyk i strzelanie żołnierzy francuzkich, szukających zdo, byczy. Wieśniacy, starcy, zony i dzieci ci
V %J J ąJ
śnieni głodem, nędzą i chorobą, tarzali się u drzwi własnych domów, błagając pomocy od swoich łupieżców; a po drogach, walały się nagie trupy włościan i zołnierzy, którzy stali się ofiarą głodu i osłabienia. Widok ten
«
przedstawiający samo zniszczenie j zajmował rozległą przestrzeń od`Kowna az do Witebska, w`miarę zaś posuwania się Francuzów w głąb kraju, powiększał swoje granice. Adolf i Wy źvgin wyjechawszy w okolice zajęte przez armię, byli przymuszeni zatrzymać swoją fur
* m
mańkę, albowiem niespodzięwali się jej odmienić. Przejeżdżając z wioski do wioski, w których były lazarety, obozy, kompanije rzemieślników, piekarzy, maroderów z rozmaitych pułków, a następnie i wszystkie narody europejskie, jako'tez kobiety które szły ciągle za armią i rozmaitego gatunku urzędnicy; widzieli tam zupełny nieład i bezrząd! Itak, tu furazyery sprzedają zdobycze, tam znowu olnicrze kłócą się ze swe mi ziomkami i sprzjf*
mierzeńcami o łun zdobyty; owdzie mający wszystkiego podostatkiem, ze zbytku i bezpieczeństwa, niweczyli to co mogłoby dać* pomoc nieszczęśliwym, umierającym z głodu, którzy się niedaleko od'nich znajdowali. Narody owe z różnego szczepu pochodzące, spotykając się z sobą jakby pod czas budowania wieży babilońskiej, szydziły jeden z drugiego i 'wyrządzały sobie nawzajem rozmaite obelgi. Zuchwali mai*odery kilka razy odważali się zrabować Adolfa i Wyzygina, lecz (ich gotowość do dania odporu, a przytem odwaga i śmiałość, bardziej straszyły a niżeli tytuł kuriera Cesarskiego. Wyzygin zycząc sobie odwetować tym nieposłusznym żołnierzom, za zniszczenie prowincyi należącej do Rossy i, kilkakroć owych zufchwalców, chcących odebrać im konie, rozpędzał cięciem pałasza. Nakoniec nasi podróżni brnąc między tłumami nieszczęśliwych i łupieżców', pośród smrodu, chorób i rozpusty, dostali się przecięz do Witebska, który natenczas nic więcej niewyobrażał, jak tylko wielkie koszary. Na placach publicznych, ulicach, w mieszkaniach i kościołach, widzieć można było sa
mych tylko żołnierzy; gdzie niegdzie»czasem
pokazał się zydek, który po walbe morderczej ^ czatując na złoto, jak szakal na niedogryzki lwa, ma nadzieję pożywienia się.
Gdzie niegdzie można było jeszcze zobaczyć polskich panów, których do głównej kwatery zwabiły nadzieje, a wypędzała widoczna miłość własna zwycięzcy, który się przyzwyczaił wymagać od tych którzy mu niebyli straszni, oiiar bez wynagrodzenia. Porządek wojenny wmieście, był dość ściśle zachowany*, wszędzie widać było straże, pikiety, patrole piesze i konne, którzy bynajmniej niesfrzegli własności, chociaż wprawdzie małej liczby obywatelów.. Wszystkie parkany, a nawet w niektórych domach i dachy były porąbane na drwa; drzewj w ogrodach wycięte, sprzęty domowe w największym nieporządku walały się 'porozrucane na ulicach. Konie i bydło wszystko to stało na uwięzi około domów, kościołów i parkanów murowanych: niektóre mieszkania zamieniono na j
^ I
stajnie i chlewy, a następnie więc z okien wy j glądali ludzie, konie i woły. Naplacach pu ] blicznycii kołnierze gromadzili się około mai
*
«
i
im
— .L
kietanow, ocl których za gotowe pieniądze, albo tez oddając im rzeczy zabrane u mieszczan i obywateli, kupowali żywność i wódkę. Hałas, zgiełk, krzyk żołnierzy, bicie w bębny i odgłosy trąb, wszystko to razem zlewając się, tworzyło niepojętą wrzawę.
Skoro wjechali do miasta, Adolf i Wyzy
gin wysiedli z wozu i szli piechotą, z trudno. ścią przedzierając się między tłumami fura zyerow konnych wyjeżdżających z miasta, i powracających z pola zaopatrzonych w zboże. Adolf zatrzymał się na rogu ulicy prowadzącej na plac, a wziąwszy Wyzygina za rękę, tak rzekł:
«
— «Tu wtem miejscu chcę z tobą pomówić raz juz ostatni, może nierozważnie postąpiłem, podejmując, się oswobodzić ciebie z niewoli, ale czuję, jie niemógłbym sobie daro, wać tego przez całe życie, gdybym ciebie zostawił na dowolność sądu wojennego, w ten czas kiedy jestem tego pewny, ze nie byłeś i nie będziesz szpiegiem. Juz w połowie wykonaliśmy nasz zamiar, stąd bardzo łatwo będziesz mógł• dostać się. do swojej armii,
'i tein wszystkiem pierwej nim się rozłączy
*
%
my, duj mi słowohonoru jak jesteś office rem, ze znajdując się wpośród armii fran cuzkiej, z nikim niepostąpisz po nieprzyjacielski!, i ze powróciwszy do swoich, żadnych im nieudzielisz szczegółów o składzie i podziale naszego wojska; jednćm słowem, ze przez swoje doniesienia uie będziesz dla nas szkodliwym. Wiedząc albowiem jak kochasz swoją ziemię, a przytćm jak jesteś lekkomyślny, ja się obawiam... a więc powiedz mi, czy przystajesz na te warunki?»
— «Domyślam się» rzekł Wyzygin, «sądzisz, ze się odważę na życie, Napoleona, jedynego wprawdzie nieprzyjaciela Rossyi! ale się mylisz dobryAdolfie! Rossyanin brzydzi się zdradą. Miałbym się za najszczęśliwszego z ludzi i z chęcią bym się poświęcił na śmierć męczeńską wtenczas, gdybym mógł Napoleonowi na placu bitwy w obliczu jego zołnierzy zadać ciosśmiertelny, ale gdy wspomnę o zabójstwie zdradzieckiem, dusza się we mnie wzdryga, i gdyby zdrada była w charakterze Ros syan, dawnoby się juz znaleźli tacy ludzie, którzyby poświęcili się dla oswobodzenia Europy i Rossyi od tego zdobywcy; widzisz
a
t
przecie, ze nikt się podobny nie znalazł, i się nie znajdzie, lo za to ci ręczyć mogę naszą prostotę. Wszakze znasz historyę tego czesną. Podczas wszystkich wojen Francyj z innemi narodami, zwycięzcy w pośród na rodów nieprzyjacielskich, znajdowali dla siebie przychylnych,'doradców i pomocników^ nawet waleczna Hiszpania nie jest od tego wyjętą; dotychczas przecie nie masz zadftego zdrajcy Rossyanina! Żaden z Rossyan bądź bojar, bądź prosty wieśniak, nieupadł jeszcze do nóg zwycięzcy, nieuchy lił głowy swej przed władcą Europy i nieofiarował mu swoich rad
i usług! Z tego .właśnie punktu powinniście nas znać i uważać. L.ecz na cóz mam tak daleko rozwodzić się? Daję słowo, ze nietylko nie będę czyhał na niczyje życie, ale dopóki będę w pośród armii francuzkiej, nie chcę nawet widzieć waszego Cesarza. Co się zaś tyczy waszej armii, to pozwól przynajmniej, ażebym w dwóch wyrazach mógł donieść mojej zwierzchności.»
— «Zgadzam się, lecz niech mi wolno będzie wiedzieć te dwa wyrazy.»
■ ... '(' i»» .) ■ ' ■ ; * T ' ` • '
— «Zupełny ńielacl!» odpowiedział z u
. śmiecliem Wyzygin. . , ' . '
«Doniesienie to będzie fałszywe,» rzekł Adolf, «albowiem tylko widziałeś tył armii, ale jej nie widziałeś w szyku bojowym.»
«Daruj mi kochany wybawcoialearmia wasza jest to człowiek w suchotach, który na pozór zdaje się być zdrowym, ale wewnątrz karmi chorobę śmiertelną. Oznakę choroby widzieliśmy z tyłu armii, i im bardziej ona będzie posuwać się " w głąb kraju,
.choroba ta bęclzie się wzmacniać; lecz po coź mamy się sprzeczać? Zostańmy każdy z nas przy swojem zdaniu.»
«Stało się! zostań więc tu przy wozie, a ja pójdę do naczelnika sztabu, głównego z mojemi depeszami, i załatwiwszy dane mi zlecenia .powrócę, wówczas pomyślimy ,co masz przedsięwziąść fia przyszłość.»
Adolf poszedł przez plac,ą Wyzygin pozostawszy na miejscu, zaczął przyglądać się tłumowi pstrokatego wojska, rozmaitych narodów i przysłuchiwać się* rozmowom żołnierzy z których kilku ku niemu się zbliżyło.
> .
( )
,enadycr stary, Z kąd to pnybył* koIe'
go? i awangardy, ezy * aryerga.dy
Wyiygin. Z Wilna z depeszami do kwate
ry głównej. . „
Grenadyer stary. Z Wilna ! a prędkoz na
dejdą tu z Wilna owe obozy zapasów zywno ści, które juz dawno stamtąd mają być wysłane. Mówią ze wiozą dla nas wino fraocuz kie i sucharki, a to niech djabli porwą ten chleb czarny! u mnie juz wszystkiesitj wnętrzności przepaliły.
Wyzygin. Wie widziałem żadnych obozów z żywnością jakw Wilnie tak też i na drodze.
Grenadyer stary. Mille* carabines! Znowu
żart naszego kaprala! On tak jak dawniej zmusza nas cierpieć głód, wnadziei na przyszłą pomyślność.
Żołnierz młody. Kolego, zdaje się ze jesteś Polak?
Wyzygin. Tak jest;
(?
Żołnierz młody. Dla czegóż to nieprzygo towaliście żywności, którą nam przed przejściem Niemna obiecano?
Wyzygin. Widać, Że nic ten obiecywał kto miał do lego prawo.
C ) ' ■
« «
* '•
• `
Grenadyer stary.Mille tonnerres! Z czego tii dawać? Nam trzeba było przywieść z sobą żywności, ażeby karmić siebie i was. To jakiś dziwny kraj, sosna, piasek, błoto, chleb czarny i śmierdzący sznaps!... , Huzar miody. Nićdałbym za ten kraj ani jednej szklanki wody z mojej Loary ! wasz 'kapr.al zwarjował na starość! ' Daruj panie Polak! kocham was î poważam . lecz.. . Wyzygin* Niepotrzebujcsz .się usprawiedliwiać kolego!
Widać
r*
r
«
jakiś tęgi chłopak!
Wy
nadyery,myślicie tylko o swoich żołądkach! nasz Kapral prowadzi nas nie do kuchni ale do świątyni sławy. >
Strzelec komy. Wkrótce juz od głodu pójdziemy na tamten świat!
W tem jeden żołnierfc przechodząc koło
nich nie chcąc pośliznął się i upadł.
*
Grenady er stary. Saperlatte ! Jak ta droga do'sławy jest źle wyłożoną! Kolego trzymaj siej mocniej! bo jeżeli padać, to przynajmniej
zbateryi nieprzyjacielskiej.
f* _
Żoiniert (podnior.łszy się). Ventrebltu! Tu prędzej można zginąć na kupie gnoju, aniżeli nabateryi; dla tegoż to właśnie i Rossyanie nic chcą tu staczać walki.
Grenady er stary. Niechcą się bić! a jakże ci się podoba ostatnia potyczka pod Ostrówną?
Żołnierz miody. Bravissimo! doskonale się bili, ale cóź z tego za korzyść, żeśmy awansowali a oni się cofnęli? Taz bieda co i dawniej.
#
'Strzelec konny. Czy widzieliście jak się popisywała nasza jazda pod dowództwem Króla Neapolitańskiego? wpadł był nieborak jak
liszka do sieci! Kiedy zachęcając polskich ułanów zawołał: naprzód! a ci tez jak się puszczą nastawiwszy swe lance, tak Król niewie dział gdzie się obrucić! nie było co począć, dobył pałasza i nie po Króle wsku^ ale po żołniersku zaczął się rąbać, zuch!
Woltyzer stary. Otóż to .właśnie wy panowie bujaliście po polu i o mało co nieutraci liście Cesarza. Czy pamiętasz jak on stał na wzgórku, a ułani rossyjscy podobno z gwar dyi napadli go tam, i gdyby nasi strzelcy konni nie przybyli na pomoc i nie zaczęli strzelać, kto wie czy niebyłoby kaput naszemu
Wolty
Pniakom wiedzieć co się tu robi? zeby.się na śmiewali!. oni łgą przez całe swe, życie nie V chajze teraz posłuchają' naszych bredni.
Żołnierz, młody. Czego nam nie obiecano za
Niemnem? złote góry,zwycięztwo, sławę, pokój! Grenadyer stary.. Czekaj, czekaj! jeszcze
^ I '
nie koniec. ' ^ '
c N ` •' ` . ", *
Żołnierz młody. Trzeba być ulanym z miedzi tak jak 'armata, ażeby się doczekać koń
t ^ ^
ca tej zawieruchy; —~ ten kraj to nasz grób!
, lVoltyźer. stary. Nó, to i cóz, wszystko jedno,' gdzie bądź umiera«!
Żołnierz młody. Jak to, umieraę. bez sławnych bitew, bez zwycięztw i niepoweseli
* t
wszy sięw miastach bogatych? Dobrze wam mówić panowie! na wasze lata napatrzyliście się juz dosyć, lecz dla mnie to jeszcze pierwsza wojna! ale cóz po niej, kiedy nie warta i szczupty prochu. Ciągle cierpieć głód, po piasku albo tez błocie mordować nogi, spoglą» dać na pustynie lub nędzne chałupki i na pocieszenie, czekać śmierci z głodu! doskonale oszukał nas kapjal. '
y
Si
Kapralowi! oj zwami panowie konni, trzeba
mieć sie na ostrożności!
m
v Strzelec .koimy. Któż przecie obronił jeżeli
^ % me nasi konni. ■ ' ¡
• *
Woltyzer stary. Tak, ,ale naszą zbroją.
Gnenady er stary. Przestańcie, panowie, dajcie pokój, jeszcze się^ pokłócicie.
. Woltyzer stary. Niech mnie diabli porwą! jak widzę będziemy przymuszenibić się ze swojemi! Po bitwie 'pod "Oslrówną^ obieca
*
no na drugi dzień sto.czyć walkę stanowczą,
a .tym czasem armia rossyjska cofnęła się ` i •*'
cichutko i nie zostawiła ani kawałka źłama nego bagnetu na zdobyęz!
Grenadyer stary: Prawdziwie ze jakiś szczególniejszy porządek w ich wojsku ! w miejscu dzie stał ich obóz, nieznaieźliśmy nietylko
O*
żadnej broni, ale ani złamanego woza i cał^ naszą zdobyczą, jeden zołnierz rosyjski, któ rego zostawiono dla tego, ze był pijanym.. Ciekawa rzecz jak o tem powiedzą wpismach publicznych? _
Wielka
dodać, nasz Kapral wie jak to zrobić. A pamiętasz .jak był o w Hiszpanii?
W tym czasie Adolf powracał do swego„wo zu, ale tłum żołnierzy niezwracał bynajmniej uwagi na jego szlufy i nieustępował muz drogi, musiał więc gwałtem przedzierać się na drugą stronę placu.
T «Gdybym nieznalazł znajomych office rów, musielibyśmy na ulicy nocować,»" rzekł Adolf, «wystaw sobie, prosiłem komendanta
o kwaterę, odpowiedział rai na to, ażebym sam sobie poszukał! Nie ma co mówić, porządek! staniemy więc u znajomych officerów, pamiętajże udawać Flamańdczyka, i niby ochotnik zaciągnołeś się do pułku naszego, w randze podofficera.
— «Niezapomnę,» odpowiedział Wyżygin.
W domu gdzie przedtem był szynk żydowski, mieściło się kilku polskich i francuzkich office rów z sztabu jeneralnego, ze swoimi służącymi i ordynansami, a gospodarze miesz kali w podwórzu błotnistem, pod dachem, któ ry był zrobiony z tarcic i beczek} konie stały pod gołym niebem. Officerowie zajmowali je` dną stancyę, w drugiej zaś. i w sieniach, mieścili się ićh słudzy i ordynanse. Wieczorem kie dy się wszyscy zeszli do kwatery, podano ko
■ , '( * ^ .
* «
^ %
Grenady er stary (uśmiechając się). Tonie
m
jest oszukaństwo, lecz podstęp wojenny^ Kiedyśmy byli wEgipcie, on tiam podobnież obiecywał, że każdemu ■wyznaczy pewną cżęsć gruntu i dotrzymał słowa; albowiem ci'kto rży tam polegli, gbśpodarują w grobach, a ci lttórzy' powrócili doFrancyi, zrzekli się te
* • % go podarunku, a więc kwita! cha, cha! cha!.
Strzelec konny. Podczas wojny w Hiszpanii, obiecywał, ze po otrzymanem z\vycięztwie`nastąpi pokój, ai teraz powiada, że ten pokój jest w Rossy i; otóż przyszliśmy i tu, ażeby go
wziąć jak swoję własność!
Wolty,
żartujcie' sobie
panowie, ale nasz Kapral ma więcej: rozumu
tr swoim małym palcu, jak wewszystkich naszych głowachwie ori bardzo dobrze,co ma
i robić.
m)'
!' Żołnierz młody'. Szkoda'tylko iż on nie wie,
* • i
ze nam pótrzeba jeść i pić! Ach, już.też wymyślił gdzie iść!' Lepiej by naś poprowadził Ha dno morż«, tam przynajmniej znaleźlibyśmy rybę, sól, a tu nie masz nic, oprócz szyszek jodłowych! . 'V
W
*
# ^
—r «Znajdowałem się natenczas przy Napoleonie,» odezwał się Inżenier polski, «kiedy on. jadł śniadanie razem ze strzelcami na kurhanku; był nadzwyczajnie wesoły i gdy kula raniła Adjutanta który stał niedaleko, żartował sobie z tego, mówiąc: oto jest wyzwanie najutrzejszy pojedynek. Żegnając się z Miurctr tem, rzekł: jutro będzie walna bitwa; a podając mu rękę dodał: do zobaczenia się! jutro o godzinie z rana! parole: słońce Austerlickie!**
— «Ależ na drugi dzień, kiedyśmy nieztia leźli armii rossyjskiej w pozycyi,» rzekł of iicer francuzki, «jakże Cesarz był zagniewany !» •
— «Dja tegoż to przyjął tak ozięble depu tacyę, która mu oddala klucze od miasta!* odezwał $ię polski officer.
— «A z czegóż się miał cieszyć,» odezwał się inny officer, «wielka zdobycz, miasto bez mieszkańców!»
— «Jakkolwiekbądź, jednak w każdym razie, niewypadało zezwolić na rabowanie i tych którzy się zostali, albowiem skoro wieść otem dojdzie w głąb Rossyi,» rzekł Adolf, «to nie dziw, że wszystkie miasta znajdziemy puste.»
J k
lacyę. Kawałek gotowanego mięsa, do którg
każdy z nich brał się mając własny chleb i nóż, był uważany za osobliwość i łakotki. p
■tvychileniu kilku kieliszków, wódki, która na ten
i . ' »
raz zasfcępęwała miejsce wina, wszczęła się rozmowa o teraźniejszym rzeczy porządku. Wyżygin siedząc w drugiej izbie, zdaleKa jej się przysłuchiwał. • ~
« * gf %S * q
« Jak sobie chcecie tak sądźcie panowie!» rzekł oflicer francuzki, «ale wódz naczelny 'armii rossyjskiej^Barklaj de Tolli, jest jeden z wodzów największych naszego wieku, albo
• * wiem przez swoje rozważne postępowanie, zrujnował plany i.zniszczył wszelkie nadzieje ? naszego Cesarza i najdoświadczeńszych Jene ' rałów. Nie jest już tajemnicą, żeto cofnienie się było skutkiem ułożouego planu, zasadzającego się na tem, ażeby zbliżać się do sił pomocniczych. Rozprawa* z awangardą pod Ostró wną, również była dla niego korzystną, albowiem przez czas trwaniabatalii, miał dosyć sposobności, wywieść lub zniszczyć, znajdujące się
w Witebsku zapasy. A więc nasze wnioski był) mylne, teraz więc^ze wszystkiego się pokazuje, że on ani myślał tu stoczyć walnej bitwy* ■
" (v ) ' :
■ * f *
Góz na to powiedział Napoleon.?» niektórzy zapytali. . .— «Znalazł w tern słuszność» odpowiedział officer Francuzki, «mówi! mi świadek * r ^ naoczny, ze kiedy Napoleon wszedł po raz._ pierwszy do swojej stancyi w Witebsku, rzuciwszy szpadę na stół okryty planami i map pami, tak wyrzekł do obecnych: «Tu się zatrzymam! albowiem muszę rozpatrzyć się» zgromadzićmoje wojsko, dać mu odpoczynek. Wojna roku.juz skończona! Wojna
w ~ ,%j
roku reszkę dokończy !...» To są Jego własne słowa. () .. , _
— «Szkoda,szkoda!» dodał inzenier, «byłoby lepiej, gdybyśmy na odpoczynek poszli
do Moskwy.» * __ ' ^
— «Coz tam znowu!» odezwał się francuz, «isć teraz do Moskwy, to chyba po tć, aby ..tam znaleść pewniejszą dla siebie zgubę!»
— «Cesarz gdy był jeszcze w Wilnie, juz miał zamiar zatrzymać się w tych tu prowin cjach, » rzekł.Adolf. «Razu jednego pod czas objadu, na którym znajdowali się deputaci Księstwa Warszawskiego, był nadzwyczajnie wesoły i wici? żartował, a najbardziej z Wy
( ) '
«Uwaga ta jest bardzo słuszną » odezwał
się ofiicerfrancuzki, «jednak mówił mi adjutaht
t
naczelnika glóvvnego Sztabu, ze podobno tułaj zostaniemy na zimo'.ve_kwatery. Napoleon po odstąpieniu armii rossyjskiej za Witebsk, nara dzał się z Miuratem, Bertie i księciem Eugeniuszem. Tedy Bertie tak się odezwał: «Zwycię ztwo za którem uganiamy się i które codzień staje się dla nas bardziej koniecznem, znowu się przed nami wymknęło tak jak i pod Wilnem. Dopędziliśmy wprawdzie aryergardę, ale jesteśmyż pewni, ze to aryergarda wielkiej ar mij rossyjskiej? Zdaje się być najpewniejszem, ze Barklaj de Tolli udał się ha Rudnię i odstą~ pił aż dc Smoleńska;długoż więc będzieiny się uganiali za Rossyanami, ażeby ich zmusić do
•walki? wtem dodał książęEugeniusż: «Najpier wej wypada ukształcić i ustalić porządek w zawojowanej Litwie, pozakładać magazyny, szpitale, wybraćbezpieczne położenie miejsca a na linii obserwacyjnej, która już zajmuje tak rozległą przestrzeń, urządzić linię obrony i odwodir, uskutecznienie zaś tego. wszystkiego
wymaga, ażebyśmy się koniecznie zatrzymali na granicy Rossy i dawnej.»
to*
r<
I *
• c •
fią
' ■ ' ( ' ) V
v . J ,
»
, m .
i *• “
bickiego; .wtem', niby nie wiedząc odległości miejsca, zapytał: jak daleko z Wilna do Moskwy? i czy można w przeciągu czterdziestu, marszów, albo też przez sześć tygodni, w niej sttniąć? jeden z deputatów odezwał się: «można Najjaśniejszy Panie!» Napoleon na to się uśmiechnął ¡»przybrawszy na siebie tryumfującą postać rzekł: «Nie, lepiej w niej sta
m • N nąc za dwa lata! i jeżeli panowie Rossyanie mniemają, że mnie przymuszązapuścić się
w głąb ich kraju, to bardzo się mylą. . Zatrzy
^ ^ •
mam się około Smoleńska lub Witebska, i tam będę oczekiwał wzmocnienia sił moich, po większenia zapasów żywności, i tegó wszystkiego cojest nie odbicie potrzebnem, dla utrzy > mania i prowadzenia wojny. Uważacież więc panowie, że ten plan jest już dawny i rozwag
żony.« .() * • '
■ .«Daj Boże, ażeby on przyszedł do skutku!» rzekł Francuz. «Litwa zniszczona, i jeżeli z południa nie dojdą do nas zapasy żywności, przyjdzie z głodu umierać. Już w naszych lazaretach niedostaje nawet słomy dla chorych, jedno tylko pozostaje zbawienie tu się zatrzymać i czekać pomocy. Napoleon
( ) '
\
»
W»
i<ma zamiar miasto \vzmo
cnic.» ■ . ; *.
f \ # # ; '
*— «Tak, widać ze się tu zanosi na długi pobyt,» rzekł inżenier: «pourządzano bowiem Szlachtuzy, piekarnie, szwalnie i to wszystko co jest potrzebnem dla zimowych kwater.»
«Czy słyszeliście o tem, że Cesarz kazał rożwalić te dwie kamienice, które szpeciły plac prz'ed pałacem.» A więc on myśli nad ozdobieniem' miasta, jdodał drugi officer: «mówią że tu na zimę przybędą artyści "dramatyczni z Paryża^ a dla niedostatku spek tatorek, będą zaproszone damy z Warszawy i .Wilna.» () ,, \\ ;
—* «Niepodobna?J —*
' — «Tak przynajmniej, mówią wszyscy adju
tanci Napoleona.
I
— «A to będzie,doskonale! wypoczniemy, poweselim się, a później co Bóg da!»
«Lepiej gdybyśmy poszli do Moskwy,» rzekł inżenier.
— «Zapewnie że lepiej!» odezwało się wielu officerówl ~
t
* '
— «Przewybornie!» dodał polski inżenieri «Tam przynajmniej nie będzie potrzeba za,
już oglądał okolice
( ) • .
. . »
* Ł
V *
praszać spektatorek; w stolicy Rossy i znajdziemy dośyc piękności i dołożymy wszel
f * '
kich starań, ażeby stac się tern, czem byli officerowie rossyjscy dla naszych Polek.»
— «Grzecznymi, nadskakiwaczami! njie»
prawdaź?» " ,
— «Panowie, beż satyry!» odezwał się z uśmiechem inzenier. «A teraz ju^ czas,, byśmy udali się nu spoczynek.» . , .. >_ .
Hej! jest tam kto? a zbierzcie,z no ze stołu,
i wnoście słomę. `
koniec tomu drugie go