Bulgarin Faddej PIOTR IWANOWICZ WYŻYGIN tom1 2


Bulgarin Faddej Venediktovič

PIOTR IWANOWICZ

WYZYGIN

TOM I

PRZEMOWA AUTORA.

Nazwałem mój romans historycznym dla tego, że w nim znajduje się opis kilku prawdziwych zdarzeń z wojny roku i że sa wprowadzone na scenę niektóre osoby historyczne i ich mowy, wyjęte że ścisłością dyplomatyczną z pism publicznych i innych pamiętników ówczesnych. Wszystko co mówi Napoleon i otaczające go osoby, nic jest moim wymysłem , lecz jest czerpane z dzieł do których się odwołuję. Ja jedynie akcyę zwyczajną w formę dramatyczną przybrałem.

W ogólności: mniemania Francuzów i Rossyan skreślone przezemnie podług opowiadań naocznych świadków, sa pra

wdziwym obrazem ówczesnego sposobu myślenia.

Uważając za rzecz nieprzyzwoitą i niezgodną z powagą historyi, wprowadzać na scenę w romansie bohaterów Piossyi roku, wspomniałem tylko o nich w rozmowach, zniewalając niejako osoby urojone, by powtarzały to, co mówili znakomici mężowie tej pamiętnej wojny i opisywały ich zwycięztwa. Z resztą,wojna roku, stanowi tylko ustęp w tym romansie.

Widząc konieczność powiedzenia stów kilku o charakterze niniejszego romansu, śmiać sie musze w duchu, nie bez pewne

go że tak powiem uczucia smutku, znaglony do tłumaczenia się przed publicznością z moich zamiarów i do zapewnienia jej, że bohaterowie romansu sa mojej wyobraźni utworem , źe obra

zy śmieszności, uprzedzeń i wad naszego towarzystwa, są bez żadnej osobistości skreślone i tylko na mocy przysłowia : od ziarnka do ziarnka i t. d. Gdybym pisał mój romans w jeżyku obcym a podobnie sic usprawiedliwiał, zapewnie byłbym wyśmiany. Lecz doświadczeniem nauczony, muszę z ściśnionćm sercem uniewinniając się powiedzieć prawdę moim czytelnikom — źe publiczność nasza nie jest jeszcze przyzwyczajona , nietylko do zwyczajnych utworów literackich, ale nawet i do samych literatów, i wiele zdań w przeciwnem zupełnie bierze znaczeniu. Znajdują sic tacy, którzy literackie prace uważają za próżność i bagatelę — i nie wierzą jeśli im kto powie, źe naród bez literatury ginie w odmęcie wieków, nakształt proznej łodzi w przepaściach morza, nie

IV.

zostawując po sobie żadnego śladu. Są jeszcze u nas i tacy, którzy satyryka, komika i srogiego chociaż sprawiedliwego recenzenta, uważają za ludzi złych— w każdej zmyślonej osobie, upatrują podobieństwo do znajomych, w każdem zmyślonćm zdarzeniu znajdują związek z teraźniejszem — w każdem wyrażeniu, w każdem słowie, szukają tajemniczej myśli lub tez dwuznaczność widzą. Panie! odpuść im: albowiem nie wiedzą co czynią.

Do tej klassy należą także ludzie dobrzy i prosto myślący; lecz na świecie są także ludzie źli i źle myślący, którzy tłumaczą każde słowo, każde wyrażenie i w każdym moralnym obrazie utworzonym w wyobraźni autora, upatrują podobienstwo z tą osobą, którą udręczyć pragną — ci tłumacze wiedzą co czynią!

obmowa dla nich jest tem, czćm wist lub tez boston dla innych. Kto raz chwycił się satyrycznego pióra, ten Czuwać powinien, ażeby sumienie jego było czyste i powinien być gotowym jak żołnierz do boju. — Pisarzu! jeżeli żądasz spokojności, chwały, mecenasowskich objadów, i miejsca w wyższem towarzystwic,pisz madrygały, pochwalne ody, i czułe bajeczki.— Lecz jeżeli w duszy twojej wre namiętność do dobrego, jeżeli chcesz być uczestnikiem rozszerzania moralności i prawdy na tej ziemi, a wykorzeniania występku, bądź stałym, i nie narzekaj na losy I Wprzód jeszcze powinieneś był wiedzieć, co cię czeka w walce za słuszność — nie powinno ci być tajemnem, pomiędzy innemi: że oczerniono pamięć Zoila za wykazanie nudnych miejsc i słabych wierszy wilia

dzie Homera, chociaż i dziś wielbiciele tego poety często zasypiają nad poprawnćm już dziełem. Powinieneś był przewidzieć, jak niebezpieczną jest rzeczą walczyć z namiętnościami i uprzedzeniami ludzi! Tak więc cierp i nie dąsaj się.

Szanowni i niezmordowani krytycy i recenzenci, posłuchajcie dobrej rady. Jeżeli już macie takie upodobanie, nicować wszystkie dzieła, to zwróćcie uwagę nie ua odrębnie wzięte wyrazy i wyrażenia, lecz na całą myśl i cel pisma, nie szukajcie w obrazach fantazyi, podobieństwa z wam znajomemi osobami, ale pamiętajcie na to, że u wszystkich ludzi usta znajdują się niżej nosa, że stu z niejednakowemi charakterami mogą podlegać jednemu i temuż samemu dziwactwu, albo

rn

jednej jakowej wadzie. Książki tworzą się na ziemi, a nie na księżycu, następnie

więc i zdarzenia wymyślone, powinny być ziemskie, a co mogło zdarzyć sic raz jeden, to może być powtórzone i milion razy — czego zaś nie było to i być nie może. Jeżeli więc wam czcigodni krytycy przytrafi się gdzie znaleźć, zc autor wyśmiewa tych, którzy dopuszczają sic nadużyć, albo którzy fałszywie tłumaczą znaczenie praw, nie myślcie i nie mówcie, że on przez to naśmiewa się z praw; jeżeli mu uda sic wykryć, jak niektórzy przebiegli na swoje korzyść takowe tłumaczą, to zagrodzi drogę innym chcącym doskonalić się w podobnym zawodzie.

Jeżeli autor wystawi na scenę człowieka, który przez niewiadomość albo dla złych jakowych zamiarów sądzi przewrotnie o rzeczach, przez to oświeca i przestrzega innych. Pamiętajcież więc

o tem wszystkiem panowie krytycy, a ja dla dania warn przestrogi opowiem jedne anekdote.

Ojciec naszej komedyi von Wizin, wiele ucierpiał przez obmowę, kiedy zjawiła się jego komedya pod tytułem: Nieletni ([..]) obwiniono autora o złe zamiary, o chęć obrazy i poniżenia szlachty. Najbardziej zaś krytykom nie podobała się w piątym akcie, scena czwarta, gdzie się znajduje:

skotinin.

Albożto szlachcicowi nie wolno kiedy zechce wytuzować sługę?

PRAWDIN.

Kiedy zechce! I cóż to za chęć? ty jesteś prawdziwy Skotinin. Nie, panie! nikt nie ma prawa bydź nieludzkim!

pani prostakowa.

Nie ma prawa! Szlachcic, kiedy żechce to i sługi wybić mu nia wolno ? a na cóż wydany ukaz o wolności szlachty?

starodum.

Mistrzyni tłumaczyć ukazy?

I jak świadczy ś.p. Nartow Prezydent Rossyjskiej Akademii, von Wizin był oskarżony o nieszanowanie praw i szydzenie z nich. Katarzyna Wielka na to z uśmiechem odpowiedziała: jeżeli kto rozumie tak prawa,, jak Prostakowa, i sądzi, że jest obrażonym, to może podać na autora urzędowe zaskarżenie. Lecz nikt sie taki nic znalazł.

Teraz wiec obracam sic do was ludzie

zacni, szlachetni synowie Rossyi, którzy za dacie jej dobra! przypomnijcie sobie—

co powiedziałem w przemowie do Jana Wyźygina. Wszystko cokolwiek znajdujemy wRossyi wielkiego i pożytecznego dla rozszerzenia oświaty, wszystko to pochodzi z woli rossyjskich Władzców! zachowajmyż więc Im największą wdzięczność, kochajmy Najjaśniejszą Rodzinę Romanów, najbardziej przykładającą sic do tego, co może powiększyć sławę, potęgę i oświatę państwa! Pomyślność, sława i korzyści dla kraju, zależą od przywiązania i ufności, jaką naród powinien mieć dla Tronu, albowiem wszystko dobre ztamtąd pochodzi.— Jeżeli zaś nie jest w czem uzupełniona albo też przeistoczona, wola Cesarzów — to my sarni jesteśmy tego przyczyną. Tak więc, przyczyniajmy się wspólnemi siłami, jak nam nakazuje sumienie, do wypełniania monarszych

rozkazów, a w tenczas szczęście nasze szybko wzrastając, stale się utwierdzi.— Niech każdy pracuje stosownie do swoich sit i zdolności! Satyra jak dzwonek obudzi śpiących i jak rózga nastraszy zwracających się z drogi prawdy! Byleby tylko ogół zyskiwał, z chęcią poświęcę się na ofiarę obmowie, krytyce, przesądom, epigramatom i obelgom — nagroda dla mnie będzie własne me przekonanie i szacunek osób cnotliwych; z resztą nie myślę o niczem innem i jestem zadowolonym z mojego losu. łaskawi czytelnicy! bądźcie przychylni dla nowego dziełka, albowiem zdaje mi się, że nie prędko się zobaczymy w innem miejscu, chyba w Północnej Pszczole i w Synu Ojczyzny (*). Przeciwnicy moi

(*) Rossyjskie pisma pod tytułami: Cieepnan Hizesia u Chinz Omezecmea p. t.

nawet przyznają mi, że moją pracą przyczyniłem się do obudzenia uśpionej naszej literatury; jeżeli tak jest istotnie — cieszę się!— Niechaj teraz inni piszą lo

piej odemnie, czytać będę z radością__

Jednakże spodziewam się, że publiczność nic zapomni, kto jej przez tyle lat wiernie i prawdziwie służył.

PIOTR IWANOWICZ

WYŻYGIN.

ROZDZIAŁ I.

Książę Kurdiukow. — Jak sic rozstrzygają nie* kiedy sprawy na świecie ? zaoczne rządzenie majątkiem— Rządca— Beczka bezdenna i kopalnia złota, czyli marnotrawstwo i podstępy.

W kosztownie umeblowanym pokoju, siedział na sofie w domowym surducie książę Antoni Antonowicz Kurdiukow, i układał grandes patiences. Widać było w jego włosach resztki trzymającego się pudru, który przykrywał osiwiałą juz głowę. Twarz blada okryta zmarszczkami okazywała jakieś cierpienia ; ciągle kładł karty i poprawiał sobie okulary, które nie mogły się utrzymać na jego długim i cienkim nosie, i zażywał z pudełka na strawność pigułki.—Na wielkiej sofie siedziała w zamyśleniu księżna Anna Petrowna w czepku z blondyny i w jedwabnej sukni;

a około stolika ua krzesłach z poręczami ich córka Paulina z swoją towarzyszką Mademoiselle Sucre. Przy oknie na brzegu krzesła siedział młody urzędnik z krzyżykiem w petlicy i w okularach koło drzwi stał silny i czerstwy mężczyzna, pełnomocnik i rządca dóbr księcia, radca tytularny Gawryło Gawryłowicz Chodaków. Służący roznosił na srebrnej tacy herbatę i tylko brzęk filiżanek przerywał cichość w pokoju. Książę nakoniec mieszając karty, obrócił się do urzędnika z krzyżykiem i rzekł:

— a Pamiętaj, że za dwa dni bę,dzie sessya, a więc koniecznie potrzeba przyśpieszyć decyzyę w sprawie dzierżawcy Judelowa. Czy wygotowałeś ją tak, jak ci powiedziałem ?

— Wygotowałem, tylko tak nie wypada jak mi Książę Jegomość mówiłeś.

— Jak to nie wypada! Dzierżawca powinien wziąć że skarbu pieniądze.. . to już dawno zadecydowano!

— ccjak się podoba Waszej Książęcej Mości, lecz widocznie okazuje się że sprawy, że dzierżawca nie wypełnił warunków a przez to zrobił uszczerbek dla skarbu: odpowie

dzialność której ma podlegać jest az nadto sprawiedliwa.

— ((Sprawiedliwa! czy wiesz co to jest sprawiedliwość? Tę sprawę roztrząsali ludzie daleko rozumniejsi od ciebie, dzierżawcą interesuje się sam hrabia Chochlenkow, a więc nie tobie rozprawiać o sprawiedliwości. Ja nie pojmuję jakie wyobrażenia mają dziś ci młodzi ludzie, o wszystkiem chcą rezonować, sprzeczać się, nieustanne rozprawy o prawach, o sprawiedliwości!

— Na czem że się opierać jeżeli nie na prawach JO. Książę ?

— To parno liberalizm, jakobinizm i nic więcej! w Waćpaiia wieku i stopniu nie należy rozprawiać, tylko robić to cokazą, rozumiesz mię Wacpan ?

Urzędnik postawił filiżankę, wstał z krzesła i spuściwszy oczy powiedział: —Jestem posłuszny i wypełniam to co Wasza Książęca Mość rozkazujesz , a że W Ks. Mości podobało się polecić, ażebym napisał decyzyę stosownie do praw, znalazłem więc że one nie są na korzyść dzierżawcy ... z resztą wypełniam mój obowiązek tak jak tylko moge go pojąć ..

"Poleciłem Waćpanu napisać moje anie twoje własne zdanie, a więc powinno być tak jak ja chcę — jakiż z ciebie urzędnik, kiedy nie możesz zastosować rzeczy, tak jak potrzeba! wstydź się, wstydź się, Semenie Semenowiczu. Wszakże twój ojciec oddał mi ciebie z tym warunkiem, ażebym cię wykierował ua człowieka... Siadaj więc— i nie trwóż się—ja cię nauczę jak trzeba postępować. Weź przyjacielu konotatkę, którą mi podał dzierżawca i zacytuj też same artykuły prawra, które się w niej znajdują. Przecież on powinien odwoływać się do jakichbądź praw!

— Czytałem Mości Kżę tę konotatkę, lecz dzierżawca odwołuje się do praw fałszywych, opuszczając zupełnie najnowsze postanowienia.

— Co ci do tego! co jest opuszczone to opuszczaj, wszakże sędzia nie odpowiada za swoje zdanie— a ja wiedz o tem, dałem słowo hrabiemu Chochlenkow przerób więc

konotatkę dzierżawcy innemi wyrazami i przynieś mi do podpisania. Proszę postąpić tak jak rozkazuję, bez żadnych rozumowań , gdyż

tego znieść nie moge! Za naszych czasów mój kochany, nie tak działano, na wszystko znalazły się sposoby, tylko trzeba było uważać, dziwić się i zazdrościć biegłym w tej sztuce. Nie zarażaj się więc szkodliwemi maxymami, a pamiętaj tylko na to, że dla podwładnych jest jedno prawo— to jest: wola zwierzchnika;, i cała umiejętność zależy na tem, ażeby umieć zastosowywać prawa zgodnie z jego chęcią. Tak było za dawnych czasów i tak być powinno. Wszystko zaś co się temu sprzeciwia jest wolnomyślnością, nieposłuszeństwem, które są wpajane przez, ludzi niespokojnego charakteru, a te należy wytępiać— niech więc to wszystko zostanie dobrze ugruiitowaneni w pamięci Waćpana."

— Lecz pozwól Wasza Książęca Mość powiedzieć sobie, że w Najwyższych Rozkazach polecono sądzić podług praw."

— Znowu swoje! proszę Pana milczeć! . —? Ksiązę przestań się gniewać (odezwała

się księżna), to szkodzi twemu zdrowiu, a przy

tem niewinnie łajesz Semena Semenowicza._

On wszystko wypełnia tak jak mu rozkazu

jesz i mówi ci tylko co myśli, dla twojej własnej korzyści.

— Ale bo nie Wiesz księżno Anno Petrowno, jaki jest duch teraźniejszej młodzieży ! Boże zachowaj ! o wszystkiem chcą rozprawiać. . . oj bieda! kiedy już jaja chcą być mędrszemi jak kutry."

— Co W. Ks. Mość rozkaże zrobić w tym polskim interesie ?

— Niech go kaci porwą — zgadzam się że zdaniem Piotra Piotrowicza.

— Ou jeszcze nie dał swego zdania."

— To da, zaczekajmy.

— Mówią, że jest słaby.

— "Więc za większością głosów— z resztą to należy do sekretarza.

— ci Mości Książe! mówią że ta sprawa jest bardzo ważna."

— Dla kogo może jest ważne, lecz dla mnie zupełnie nie. Będę jeszcze sobie dla każdego pieniacza łamał głowę! a na cóż s;; sekretarze.? Za większością głosów.

— Bardzo dobrzę Jaśnie Oświecony Panie!

— Jestem zadowolonym z ciebie Semenie Semenowiczu i czyniąc przedstawienie

przed świętami, nie zapomnę.. Idź teraz sobie z Panem Bogiem d ą domu i odpocznij. Czy słyszałeś — nie zapomnę o tobie.

— "Najpókorniej dziękuję W. Ks. Mości. Urzędnik (gdy to powiedział) skłonił się nizko wszystkim i wyszcdf.

— A propos Semenie Semenowiczu (rzekła księżna), czy nie weźmiesz dla mnie łozy w francuzkim teatrze na jutrzejszy benefis? Idź sam do domu aktorki i wybierz łozę bliższą sceny."

— Bardzo dobrze.

Księżna wstała z sofy i obracając się do meza , rzekła: pojadę na wieczór do księżnej Misze! Preezysteóskićj, a ty mój luby siedź w domu i zażywaj lekarstwo— ale zmiłuj się

nie jedz kolacyi. Paulino ubierz się prędzej._

Damy oddaliły się do swoich pokojów a książę powlókł się do gabinetu, rozkazując iść zu sobą tytularnemu radcy Chodaków.

Tu potrzeba czytelnika obeznać z radcą tytularnym Chodakowem, który był że tak powiem duszą księcia Kurdiukowa. Chodaków z urodzenia poddany księcia, z początku był chłopcem pokojowym, a pbtęm nauezo

no go pisać w kancellaryi domowej i zrobiono pisarzem. Książę wziął go z sobą w podróż raz wżyciu przedsięwziętą, dla obejrzenia swych majętności, i wtenczas to Chodaków, tak umiał dogodzić księciu, że ten go wyniósł na zacny urząd kamerdynera.— Chodaków z przyrodzenia obdarzony dowcipem, znajdując się w kancellaryi wkrótce doszedł, jakim sposobem plenipotent jeneralny oszukuje księcia, namÓWł innych pisarzów i rząd, ców folwarków, ażeby oskarżyli go przed księciem.— Przy śledzeniu tej sprawy, Chodaków tyle okazał zdolności i tyle zi rjomości w kierowaniu kanocllaryą, że książę zrobił go plenipotentem jeneralnym na miejsce byłego, którego skazał do robót w fabrykach. Wiatach początkowych Chodaków pomnożył znacznie dochody księcia, i chociaż środki używane przez nowego rządcę wyciskały ostatnie siły z włościan i doprowadzały ich do nędzy i ubóstwa, pomimo tego jednak, książę tak był uradowany z powiększenia się dochodów, że obdarzył Chodakowa kartą wolności i umieścił go w służbie cywilnej pod swem zwierzchnictwem, z tym przecież warun

kiem, ażeby on na swoje miejsce wykształcił innego poddanego. Chodakow* życzył sobie pełnie przytem te czynności, jak mówił przez wdzięczność dla księcia, a tak będąc już w służbie rządowej pod zwierzchnictwem swego dobroczyńcy, po upłynieniu lat sześciu doszedł do stopnia radcy tytularnego, chociaż przez cały ten przeciąg czasu i sześciu razy w miejscu swego urzędowania nie był obecnym. Przez oszczędność zebrał porządny kapitalik i kupił za dość małą cenę na publicznej licytac dom murowany, lecz rozumię sic samo przez się że nie na własne imie.

Jeżeli będą dwa jeziora tak urządzone, z którychby jedno było wyżej, a drugie niżej, woda zrobiwszy sobie drogę przeleje się w niższe, pierwsze zaś będąc pozbawione wszelkich źródeł dla nabycia świeżej, musi koniecznie wyschnąć. Tak też podobnie dzieje się. że znakomitymi panami, którzy nie mając ani zdolności ani chęci kierowania własnemi interesami, i nie umiejąc zastosować wydatków do przychodu, powierzają swoje dobra i interesa służącym, pieczeniarzom, albo tez najemnikom. Zamożność takich panów musi.

w części albo zupełnie przejść na ich służą* cych, rządców i pełnomocników, co nie bardzo przyjemnie dla ich sukcessorów, chociaż to dla skarbu zupełnie nic nie znaczy, bo jak przysłowie niesie: kto nie szanuje grosza, szeląga nie wart. I tak, radca tytularny Chodaków stawszy się człowiekiem do* statnim, że stopniem i majątkiem, korzystał z szacunku mniej możnych ludzi, albo jeżeli nie biednych to przynajmniej podstępnych urzędników,zostających pod zwierzchnictwem księcia, a oprócz tęgo miał względy u znakomitych krewnych tak księcia jak podobnież i księżnej, dla których w czasie potrzeby dostarczał pieniędzy, ale ma się rozumieć na wielkie procenta.— Wkrótce Chodaków zyskał u księcia takie zaufanie, że zupełnie nim tak rządził jak poddanym należącym do dóbr, z tą tylko różnicą, że poddanego przymuszał bydź posłusznym swoją surowością, a księcia przez słówka pochlebne i oznaki przychylności. —

Przewidując blizki upadek księcia, Chodaków chciał się oddalić odedworu, ażeby z honorem złożyć urząd plenipotenta, szukał

zdarzenia do poróżnienia się, mówiąc czasami przykre prawdy. Stopniowo z niemej istoty zamienił się na krasomówcę w gabinecie księcia, i w miarę życzeń zrzeczenia się zarządu majątkiem który był jak wprassie, Chodaków nieobawiając się współubiegaczów, stawał się coraz otwartszym i zaczynał wykrywać przed księciem smutny stan interesów, składając całą winę na księcia.i okoliczności, co poczęści było prawdą. Teraz tedy Chodaków domyślał się z jakiego powodu zawołał go książę, i zebrawszy swe myśli w czasie rozmowy (jego) z urzędnikiem, przygotowywał się do dania mocnego odporu. Książę siadł przy swem biurku, rozparł się w krześle, spojrzał nń sufit, poprawił leżące przed sobą papiery, obejrzał pióro, (wtem albowiem zamykał się cały obrządek przed zaczęciem jakiego ważnego dzieła) i nakoniec odchrząknąwszy, pociągnął ręką po prawej nodze i przemówił zwolna: potrzeba mi pieniędzy mój kochany Chodakowie!

— Za rok rachunki skończone, JO. Książę, a za rok bieżący , wiele tylko można było dostać gotowych pieniędzy, ode

brano, i oddano W. Ks. Mości. Ponieważ dopiero teraz mamy jeszcze miesiąc Luty, czynszownicy jedni są przy pracy, drudzy poszli z furmankami, a ci którzy się zostali w domu czekają lata, aby mogli coś zarobić, z folwarku zaś, chociaż możnaby było coś sprzedać, to nie ma komu* gorzelnie idą opieszale, fabryka sukienna ustała, dla niedostatku fabrykantów i materyału...."

Książę przerwał mowę Chodakowa i rzekł z nieukontentowaniem: a któż temu winien że gorzelnie idą opieszale,i że fabryka sukienna ustała. Coż na to powiesz panie rządco, he?

— cc Ja nie jestem temu winien ! Sam Książę raczysz wybierać wprzód zebrane z dochodów pieniądze, a nieraczysz nic przeznaczyć na utrzymanie rozmaitych fabryk, a tak robota ustać musiała.—Dopóki wełnę i farbę brano na kredyt u obywateli i w Moskwie, i dopóki niemieccy fabrykanci byli zadowoleni z częściowej wypłaty i oczekiwali cierpliwie reszty, robota w fabryce szła jakkolwiek, lecz teraz sąsiedzi wełny, kupcy farb dać nie chcą, a Niemcy porozchodzili się, i jeszcze się chcą z nami proceśsować..... cóż

ja mam robić?— a Jakto, Niemcy uformowali nam process! ach niegodziwce otoż wdzięcz

nosc! ;

— Ale zmiłuj się JO. Książę, coż oni winni? wszakże darmo nikt nie zechce pracować!"

— Ja przecież kazałem im dawać sznapsu i kartofli do sytu, czegóż im więcey trzeba, wszakże oni z Niemiec nie od pierniczków uciekli... Niech ich djabli wezmą, a ty mi zrób listę tych wszystkich obywateli i kupców, którzy nie chcą dawać wełny na kredyt, jasię im wywdzięczę......

— Bardzo dobrze. Co s?ę tyczy gorzelni można było pędzić do , wiader, lecz jakaż stąd korzyść, kiedy niema kupców? Znakomksi panowie którzy mają interesa z arendarzami i liwerantami protegują ich za to, że im przedają wyroby z swoich fabryk i zakładów; widać że inni panowie znęcili do siebie wszystkich arendarzy i dla tego do nas nikt nie przychodzi. Oto np. JW. hr. Miron Piotrowicz Chochlenkow, prawdziwie biegły w swojem rzemiośle. Książę raczyłeś dać głos za jednym arendarzem który wziął wódkę od Tom I.

lir. Mirona Piotrowicza o rubel, a jak inni mówią o dwa ruble wyżej nad cenę.

— Cicho o hrabi Mironie Piotrowiczu, to człowiek rozsądny i prawdziwy magnat czasów szczęśliwych! a do tego jeszcze mój

przyjaciel...

— To prawda że z niego człowiek rozsądny! albowiem przez lat dwadzieścia żyjąc zawsze po pańsku, nietylko że nic swego majątku nienadweręzył, ale go jeszcze dziesięć razy powiększył, i to tak starannie, potajemnie i zręcznie, że nikt nieośmieli się na niego ani słowa powiedzieć', juz to wdając się w zawiły spadek, juz to nabywając za bezcen prawie wątpliwą własność, juz to wreszcie wchodząc skrycie do spółki dla dostawy liwerunku, na który sam naznacza cenę a to wszystko az do zadziwienia pomyślnie mu się wiedzie. U innych kupują rozmaite wyroby po rublu, u niego po trzy, jedynie dla dogodzenia panu hrabiemu, który jest tak łaskaw, tak uprzejmy, tak grzeczny, mieć z nim fieres jest istotnie przyjemnie. Pozakładał iabryki, owczarnie, gospodarstAvo na sposób niemiecki, słowem; u niego wszystko kwitnie,

a to dla lego że do niego że wszech stron płyną pieniądze..... Nam to JO. Książę należałoby jeszcze brać lekcyo. administracyi od pana hrabiego.

— To nie w naszej możności Gawryle Gawryłowiczu, hrabia Miron Piotrowicz jest człowiekiem..........

— Jego własności, ani ogień nie spali ani woda nieżabierze. — Czy słyszał JO. Książę o jednem zdarzeniu? Jakiś cywilny urzędnik zarekommendował hrabiemu na rządcę dymissyonowanego officera, jakiegoś Niemca.— W czasie jego zarządu okazało się że nicdostawało rubli, czy też Książę zgadniesz jak hrabia Miron Piotrowicz w tym razie postąpił?— Oto napisał do tego urzędnika, który mu zalecił Niemca, ażeby zwrócił stratę, ten zaś zostając pod zwierzchnictwem hrabiego, niezmiernie się przestraszył, i był przymuszonym pożyczyć a oddać. Otoż to tak ludzie kierują interesami i robią majątki; a nasza strata, jak kamień w wodę!—

— Dla czegóż to panie rządco u nas straty?

— Okoliczności Mości Książę. Żadnych nieposiadam nauk i tylko słyszę co mówią

drudzy. Wszędzie skarżą się na złe czasy. p wojnie zFrancyą handel istnieje tylko w kraju, towary rossyjskie i zboże nie idą za granicę, a więc skądże mają bydź pieniądze, komu sprzedawać nasze wyroby, kiedy Anglikom za? broniono handlować zRossyą? — Ach już ten Bonaparte, żeby go licho porwałoU

— Nie tak głośno przyjacielu, cicho! Bonaparte jest teraz cesarzem Francyi i sprzymierzeńcem Ptossyi; my powinniśmy mówie o nim z uszanowaniem.

— Książę Jegomość nie wrie jak jego poważają kupcy, obywatele a nawet włościanie, w Moskwie i guberniach; przeklinają go i mówią że jest przyczyną wszystkiego złego; — on to wprowadził jakoweś syxteme.

_ aCliccsz powiedzieć systemat kontynentalny tak, mówią że on dla nas nie jest pomyślnym, lecz niechcę nic o tem wiedzieć. Polityka nie do mnie należy. —

— Właśnie to jest nieszczęście że W. Książęca Mość nie chcesz o niczem wiedzieć, a inni panowie na wszystko zwracają uwagę.— tak naprzykład pan hrabia Miron Piotrowicz wiele jak powiadają zyskał na tym syx

ternie, czy tez jak tam go zowią... Niektóre towary wolno wprowadzać do kraju pod pewnemi warunkami, otoż on natychmiast wszedł do spółki.... Mądry człowiek!

— "Powiedz raczej że mąż wspaniały, znakomity, a do tego jeszcze mój przyjaciel.

— A jak powiadają z rzeczami które dozwolono wprowadzać do kraju, przywożą rozmaite rozmaitości, które tu sprzedają trzy razy drożej.

— Cicho mój przyjacielu: nie tak głośno seąiłuj się; ty swoim językiem przyprowadzisz mnie jeszcze do nieszczęścia, jak kto posłyszy że tak śmiało rezonuiesz, to będzie sądził, że tego wszystkiego nauczyłeś się w do* mu moim!— Niech mnie Pan Bos od tejfo zachowa; Chodaków, bądź ostrożniejszym, jak mi się zdaje musiałeś się zarazić liberalizmem.

— "Czyliż to jest liberalizmem powtarzać rzeczy o których już inni mówią głośno, na ulicach, w miejscach publicznych i biurach!.... Gdzie tylko pokaże się poseł francuzki, to naród zaraz zaczyna się unosić i przeklinać Bonapartego i Francuzów.

Chodakowie przestań juz! — Dnia jutrzejszego będę na obiedzie u francuzkiego posła. — Doskonała człowiek, rozsądny, zdatny, wszędzie dobrze jest widziany.... wszędzie go szanują poważają... Czy rozumiesz?"

— Tak, to prawda, ale naród na to nie uważa, i ani podobieństwa, ażeby Francuzi zwalczyli Rossyan! — Bonaparte oszukał naszych, lecz ich wypuście tylko na otwarte pole, wtenczas dopiero nasi poprzerzucaliby bagnetami wszystkich Francuzów. Wszakże juz oyciec nasz Su warów był tam u nich, i tak ich nauczył, że będą długo pamiętali.

_ Tak Mości Książę co godzina to nowina, a najczęściej od tych wojskowych... mówią że pałają żądzą aby się spotkać z Francuzami i odwdzięczyć się za przeszłe dwie wojny, i za ostatni traktat pokoju, na mocy którego Rossya jest zamkniętą jak szpichlerz że zbozem.

— Proszę milczeć! Panie stań się wola Twoia! wszędzie jakobinizm, liberalizm, chęć do rezonowania! Dosyć już tego, pomówmy raczej o naszych interesach. Czy niedostaniesz gdzie dla mnie że ,?

— "Zkądże ich wziąć?

— u Gdybym wiedział zkąd wziąć, tobym się ciebie nie pylał. Pomyśl no!

— Trudno Mości Książę! I mózg wyschnie, a dwa razy zero jest zero, i sto razy zero, zawsze będzie zero!

— Chodakowie! Ja żartów nie lubię! —

— Nie są to żarty Mości Książę tylko istotna prawda.— Przecież miałem honor W.Ks. Mości przedstawić, że wszystko naprzód jest już pościągane co się dało zebrać, teraz zaś, trzeba czekać do wiosny, dopóki ludzie nie zaczną brać paszportów. Także ośmielam się przypomnieć księciu dobrodziejowi, że zbliża się czas wypłaty procentów do banku i rady opiekuńczej. — Wszystkie dobra W. Ks. Mości są w zastawie, i jeżeli nie wypłacimy procentów na czas naznaczony, ogłoszonem zostanie w pismach publicznych że te i te dobra sprzedają się, a wtenczas już nie będzie ratunku. Długi uboczne można różnym sposobem opóźnić, ale że skarbem trudno żartować. „

Książę ciężko westchnął i wyrzekł głosem żałosnym: Tak! trzeba do skarbu procenta opłacić. —

— ttW tym względzie już właśnie zrobiłem rozporządzenia i pierwszą summą zaspokoję tę nieodbitą potrzebę.

Książę rozparł się na stole, podparłszy głowę obudwoma rękami, rzekł po krótkim namyśle: posłucbaj Chodakowie wiem czego żądasz, ty wzdychasz do szlachectwa, nie prawda ?

— Jak tego niechcieć Mości Książę! Ale nawet nieśmiem mieć nadziei.

— Dla czego niemieć, wszak ci to nie masz nic tak niepodobnego.

— Tak zapewne Mości Książę, oto np. u hr. Mirona Piotrowicza nie tylko rządca, ale nawet kucharz i kamerdyner poźniej po mnie byli przyjęci za podkancelistów, a teraz już są szlachtą.

— Jak to, oni są assessorami kellegialnymi? czyliżby z nauk złożyli examen?

— cNie, bynajmniej, rządca wstąpjił do służby wojskowej gdzie nietrzeba zdawać examinu, drugi zaś wyłamał się z pod ukazu r. Ach! przykry dla nas ten ukaz, albowiem kto nie uczył się rozmaitych nauk, ten na wieki musi bydź tytularnym, jeżeli nie ma protek

cyi. Powiadają że to urządzono dlatego, ażeby nie tak łatwo zostać szlachcicem; jednak krzyż także nadaje szlachectwo, a łatwiej go dostać aniżeli się dosłużyć do stopnia radcy kollegialnego; tak więc racz Książę Jegomość wiedzieć, że ludzie hr. Mirona Piotrowicza będąc sekretarzami gubernialnymi podostawali krzyżyki, a wtedy już rzecz skończona!

— "Alę bo uważaj mój kochany, ludzie rozsądni zostawiają wszędzie gratkę dla ludzi rozsądnych ! dlaczegóż byś ty nie mogł mieć krzyżyka?

— "Nie miałem śmiałości prosić Księcia

Paria, iak rzadko bywam w biurze..... tak

jestem zatrudniony interesami W. Ks. Mości, że zaledwie wydołałem być dwa albo trzy razy.

Co to znaczy! ty znajdowałeś się przy mnie do szczególnych poleceń, pracowałeś w moim gabinecie ... sam odpowiadam za ciebie.

— "Więc kiedy tak, to ośmielam się najpokorniej prosić W. Ks. Mości....

— ((Zobaczymy, ale czy ty znasz Chodakowie całą wartość szlachectwa, i tę wyższość która się z nim łączy?*

— ((Jak tego nie znać, szlachta jest wolna od karv cielesnej....*

Książę nie mogł wstrzymać się od śmiechu: widać przyjacielu że vu ciebie na sercu..... chą, cha, eli a, cha, etc*

— ((Szlachta może mieć poddanych Mości Książę.*

— Tak to jest rzecz nie mała, ale najbardziej że szlachta jest podporą Tronu, że szlachta, są to wybrani synowie Rossyi, posiadający zaufanie Monarchy w rządzeniu krajem,

dowódzcy wojsk.... Słowem..... lecz co tu

mówić: na ziemi jest szlachectwo tem samem czem av niebie świętość, czy rozumiesz?*

— Pojmuję Mości Książę.*

— Ty jeszcze nie jesteś w tak podeszłym wieku, możesz się ożenić i być początkiem szlachetnej familii.... Jak ci się to zdaje?*

— Wszystko to zależy od łaski W. Ks. Mości.

— Od twoiej gorliwości. — Okaż mi twoje przywiązanie i miłość. Dostań dla mnie ko

niecznic , rubli, a przed świętami powinszujemy nowemu kawalerowi!

— Chętnie będę się starał dla W. Ks. Mości! Jest jeden tylko sposobi — Pewna bogata kobieta szuka opieki racz Książę dobrodziej wiedzieć jest to wdowa, majątek zaś odziedziczony przez nią po śmierci męża, dzieci doszedłszy do lat chcą wziąć w swój zarząd, a opiekun ich udaje że zaślubi ich matkę... z tego wszystkiego wypada śmieszny interes. U wdowy możnaby było pożyczyć pieniędzy jeśliby książę chciał być jej opiekunem!"

— Z całego serca najdroższy! ja zawsze jestem opiekunem wdów i sierot, to nawet jest wyrżnięte na mojej pieczęci; a nadto mam sobie za prawidło, że rodzice zawsze powinni być uniewinnieni bez sadu i hcz wszelkich roztrząsali! biedna matka! bież do niej i powiedz że jestem jej opiekunem, obrońcą, plenipotentem i czem tylko zechce.

— cc Zdaje się że ta rzecz pójdzie dobrze. Pójdę i postaram" się: — upadam do dog W. Ks. Mości.

— a Chodaków! zaczekaj — zmiłuj się trzymaj dobrze na wodzy swój język! Czy wiesz

że ty możesz sobie jeszcze narobić biedy i mnie nabawić kłopota? — ani mi słowa o hr. Mironie Piotrowiczu, oprócz pochwał i wysławiania jego osoby — czy pojmujesz? on jest moim dobroczyńcą. Wkrótce dowiesz się o wszystkiem! Za jego pomocą spodziewam się wypłacić moje długi, wydać za mąż córkę i żyć sobie na starość bez wszelkich trosków. Otoż co znaczy hr. Miron Piotrowicz!— Ale właśnie przypomniałem sobie—czy słyszałeś ep oWyżyginie?

— O ojcu czyli leż o synu?

— Rozumie się że o ojcu!

— .Jakże nie, jego plenipotent jest moim najszczerszym przyjacielem, wiem o wszystkich skrytościach.— Iwan Iwanowicz Wyżygin był dyrektorem kancellaryi, wziął *dymissyę i osiadł w Krymie, wygrał z processu przeszło milion rubli gotówką i złożył takowe w lombardzie. Straciwszy zaś w Krymie matkę,, żonę, przyjaciela swego i młodszego syria, przeniósł się do Moskwy, nie mając co robie trudni się wexlarstwem. Przez lat miał interesa z dzierżawcami, handlarzami, liwerantami, i tak mulos posłużył, że jak mó

wią ma do sześciu milionów gotowych pieniędzy. — Zresztą jest człowiekiem porządnym, rzetelnym, i wszędzie dobrze .widzianym. Ma dwóch synów i,jedną córkę. Starszego Piorą który zostaje w biurze hr. Mirona Piotrowicza, Książę Dobrodziej raczysz znać. Młodszy zaś Michał jest, w wojsku, a córka znajduje się przy krewnej nieboszczki swej matki w Moskwie. — Dzisiaj a najdalej jutro oczekują z Moskwy przybycia Iwana Iwanowicza, stancya dla niego jest już zamówiona:

— Dobrze — ruszajże sobie do domu, a jutro załatwij mi interes względem owych trzydziestu tysięcy rubli....

— "Najniższy sługa W. Ks. Mości!

— "Ale, ale, zaczekaj — muszę koniecznie dać bal. — Muszę czy rozumiesz — tak wypada z okoliczności.— Potrzeba więc naprzód rozpatrzyć się, czy wszystko jest w domu, i czy jest liberya dla ludzi?

"Co się tycze tej ostatniej to niemasz, wyjąwszy lokajów od liberyi, wszyscy są w sukniach już wytartych. Wprawdzie zostało się z naszej fabryki kilka sztuczek sukna, ale

Tom .

takowe Książę Dobrodziej juz sprzedałeś i wzięto zadatek."

— "Bagatela, oddamy kupcowi zadatek poźniej, a teraz każ porobić suknie dla Judzi, Przytem zmiłuj się jedz na wieś i obejrzyj oranżerye. Powiedz ogrodnikowi ażeby za dziesięć dui tyle było kwiatów, ile tylko może pomieścić się w pokojach. W tych dniach sam tam będę. O reszcie pomówimy później jak będą pieniądze.*

i— Przez moję gorliwość i przywiązanie jakie mam ku osobie W. Ks. Mości jestem gotów wszystko zrobić, jednakże ośmielam się powiedzieć, że w takiem położeniu w jakiem obecnie jesteśmy wydawać bale.....jest istotną zgubą!____ Niech Książę uważa jak żyje

hr. Miron Piotrowicz, u niego jest wszystko wyrachowane, bale kiedy niekiedy, objady jeszcze mniej częste, a jeżeli zrobi coś podobnego, to zaprosi takie tylko osoby które mu są potrzebne lub użyteczne.... od niego powinni się uczyć wszyscy panowie jak żyć należy!

— cJa tez właśnue tak postępuję kochany Chodaków! teraźniejszy zaś mój bal, jest bi

twą stanowczą, na którym w obecności świata rozstrzygnie się mój los; tak przyjacielu, muszę zebrać wszystko, co tylko jest w mocy, w znaczeniu, w stosunkach i pokrewieństwie, ażebym pokazał co znaczę, kto jestem, ten bal będzie ostatnim ciosem!... Lecz o tem później! dowiesz się o wszystkiem, zobaczysz, i wtenczas przyznasz że nie gorsi jesteśmy od hr. Mirona Piotrowicza. Żebyśmy tylko byli wstanie, nie to jeszcze byśmy zrobili! Natenczas podobnie jak książę Menżykow miałbym noclegi w moich włościach, od Wyborgu do Astrachanu jadąc własnemi końmi. Nie sztuka przyjacielu iść naprzód kiedy fortuna wiezie. Czy wiesz jak mawiał Suwarow: fortuna głupia i często głupców woził lecz to niestosuje się do hr. Mirona Piotrowicza! O nie! on jest człowiekiem wspaniałym, rozsądnym i wielkim, a do tego jeszcze moim przyjacielem!

ROZDZrAfc li.

Księżna Kurdiukowa i jej pochodzenie. — Lekcya, jak się zamieniają liczby na zera, a zera na liczby; czyli zniszczenie i spekulacyi—Gorzkie prawdy.— Domowa rozmowa o pomyślności familii.— Przygotowanie do balu.

Księżna Anna Petrowna z książąt Preczysteńskich, Kurdiukowa, słynęła w swym czasie pięknością, była o dziesięć lat młodszą od swojego męża t. j. miała już lat czterdzieści sześć. Ten sekret był wiadomym małej liczbie osób. Panny zwykle rachują wiek swój do ośmnastu, a mężatki do lat trzydziestu. Dzięki wynalazkowi modnych haftów, dentyście, perukarzowi i czarodziejskim sposobom, które służą do wcielania niezwiędniałego rumieńca i niezaciemniającej się białości, księżna wyglądała jak na kobietę mającą przeszło lat trzydzieści, a że zachowała piękne rysy i żywość w spojrzeniu, mogła się więc jeszcze podobać, i życzyła sobie tego bardzo, przypominając dawne czasy panien

stwa. W "towarzystwach była uważaną za osobę miłą, w domu zaś dobrą panie.

W rzeczy samej, natenczas tylko była zagniewaną, kiedy czuła potrzebę pieniędzy, zresztą na wszystko w świecie poglądala okiem obojętnem, wyjąwszy na zwierciadło. Wychowana stosownie do zwyczaju przez Francuzkę, będąc kilka razy w Paryżu, obcując z osobami równego wychowania, z charakteru swego była jak rodowita Francuzka, z obyczajów narodowych zachowała li tylko uprzedzenie familijne o pierwszeństwie rodziny książąt Preczystcńskich przed innemi książęcemi i szlacheckiemi familiami nietylko w Rossyi, ale i w całym świecie, wprawdzie jeżeli godność człowieka zależy na tem, ażeby wiedzieć jak najwięcej imion przodków, rzecz pewna, że każdy z familii Preczystenskich miał prawo uważać się .za wielkiego człowieka, chociaż w istocie było przeciwnie. Drzewo genealogiczne książąt Preczystcńskich chwiejąc się prawie na dawnej i wątlej podstawie, tak miało wiele soków, że ugięło się pod ciężarem owoców aż do ziemi i zaledwie mogło się utrzymać, a nawet uschło

by bezwątpienia, gdyby nie było często polewane dżdżem złotym * pochodzącym z związków małżeńskich książąt i księżniczek. Preczysteńscy ułożyli między sobą sposób odpornego i zaczepnego związku, zmierzającego do zbogacania się i wywyższania wspólnemi siłami swych krewnych za pomocą małżeństw. Lecz na nieszczęście bardziej to szkodziło, aniżeli pomagało, dumnej ich familii, rachując albowiem wiele na pomoc innych, każdy niemal z nich zmarnotrawił swe dziedzictwo i posag, a swym dzieciom zostawiał tylko nędzę) nadto każdy z nich gardził tem , ażeby zaopatrzyć się w potrzebne wiadomości i być z czasem pożytecznym krajowi, a jeżeli znajdował się w służbie rządowej, to tylko dla tego jedynie, aby naliczyć wiele lat służby. Z tem wszystkiem byli z książąt Pręczystenskich i tacy, którzy zajmowali miejsca godne, i wspólnie z niektóremi babuniami stanowili główną familijną radę, strzegącą pomyślności swojego znakomitego rodu, będąc zawsze w tem mniemaniu, że na tem zależy szczęście, całej rossyjskiej szlachty a następnie i całej Rossyi.

Nakoniec nadeszła chwila stanowcza, w której książę Kurdiukow Widział się być przymuszonym tłómaczyć się przed swoją żoną z interesów, familijnych, o których tylko co nadmienił Chodaków, i dla tego właśnie naznaczył mu czas widzenia się na pokojach księżnej wieczorem, nie było albowiem widowiska francuzkiego ani tez żadnego balu. Przysunąwszy więc krzesło do kanapki na której spoczywała księżna, chciał mówić — lecz jak na nieszczęście zapomniał do tego ułożonej przemowy, zmieszał się, zaczął pokaszliwać, zażywać tabakę, gryźć pigułki od kaszlu, gładzić prawą nogę— a to wszystko napróżno— niemógł powiedzieć ani słowa. Sama tedy księżna zmuszoną była przypomnieć mu, że przyszedł do niej w ważnym interesie,— Wytłumacz się na miłość Boga (rzekła) co u ciebie na myśli, tą skrytością przestraszasz mnie i dręczysz. Co takiego zamyślasz uczynić dla pomyślności familii i dla polepszenia naszego stanu? czyliż położenie nasze jest tak krytyczne? wszakże liczymy poddanych. Ja oprócz wyprawy lecz to nie warto wspomnienia... odebrałam w po

sagu elom i folwark, a jo śmierci mojego brata spadło w sukcessyi półtora tysiąca włościan, książę zmiłuj się, to wszystko razem złączone jest nic bagatelą! Nadto mamy tylko jedne córkę, i ta istotnie nie widie kosztuje. Wytłumacz mi wiec , proszę cię, jakim sposobem stan naszych interesów mogł przyjść do tego stopnia, że go trzeba poprawiać*, i powiedz co rozumiesz przez te wyrazy : pomyślność familii?

— Księżno! za nadto odemnie wymagasz, do czegóż ci wglądać w interesa ekonomiczne? zresztą, jeżeli koniecznie chcesz wiedzieć powody które się przyczyniły do naszego przykrego położenia.... każę zawołać Chodakowa....

— Alboż to sani nie wiesz i nie możesz

wyjaśnić r

— "Będąc zatrudniony ważniejszemi interesami,* nie mogłem wglądać we wszystkie szczegóły, zresztą to jest obowiązkiem rządcy i plenipotenta.

— ((Ach mój Boże! czemże się bardziej należy opiekować jeżeli nie majątkiem ! To

właśnie jest obowiązkiem meza; patrz jak inni starają się!

—t ja staram się— i natychmiast zobaczysz jak jednem uderzeniem wszystko naprawię, powiększę, i wywyższę ....*

—Nie moge temu wierzyć— każ no zawołać Chodakowa!

Książę zadzwonił, natychmiast wszedł służący któremu rozkazano zawołać Chodakowa z gabinetu księcia. —.Radca tytularny Chodaków przyszedłszy, ukłonił' się i podług swego zwyczaju stanął przy drzwiach.

— Księżna chce wiedzieć dla czejro nasz majątek przychodzi do upadku— opowiedz więc o wszystkiem krótko i jasno.*

— Są okoliczności których nie śmiem ...

— Cóż takiego czegobyś niemógł mówić przy mnie!* zawołała księżna z gniewem, mów, chcę o wszystkiem wiedzieć! *

— Za przeproszeniem, rzekł Chodaków,, cichym głosem i spuściwszy oczy, główną przyczyną upadku jest to, że wydatki przewyższają dochody.*

— Na to odpowiedziała księżna: a dla cze

góz nie powiększasz dochodów w stosunku pomnażania &q wydatków?

— To właśnie byłoby bardzo dobrze i pożytecznie odpowiedział Chodaków, lecz jak na nieszczęście tego nie można uczynić, albowiem wydatki zależą od woli a przychody od okoliczności. *

— Jakież to są okoliczności? zapytała z niecierpliwością księżna.

— "Nasamprzód: w przeciągu ostatnich dziesięciu lat ceny wszystkich wyrobów rossyjskich zmniejszają się, kiedy przeciwnie towary przywożone z zagranicy idą w górę. Powtóre, stosownie do podwyższenia się rangi JO. Księcia, pełnoletności księżniczki Pauliny Antonownej, bale, wieczory, objady bywają częstsze, i w ogólności powiększają się wydatki domowe. Potrzecie, na podróż JO. Pani za granicę nie można było akceptować summy z przychodów, i dla tego trzeba było zaciągnąć dług, za który się opłacają procenta, a to właśnie co zmniejsza dochody. Poczwarte, przy każdej restauracyi domu nowem jego umeblowaniu, przy zmianie pojazdów, powiększaniu oranżeryi, trzeba także zaciągać

długi, a procenta od tych długów nader zmniejszają dochody. Popiąte dla powiększenia przychodu i zaradzenia innym niedostatkom założone zostały fabryki, ale również za pożyczone pieniądze fabryki wprawdzie powiększyły przychód, lecz zamiast tego aby z dochodów opłacać kapitał i procenta, JO. Księciu potrzeba było pieniędzy na inne rzeczy . ..

Książę przerywając mowę Chodakowa, rzekł: —Tak księżno— ua zapłacenie twoich długów w Paryżu.*

— Dobrze, dobrze, zmiłuj się nie przeszkadzaj, odpowiedziała księżna z przyciskiem, "koncz dalej Chodakowie!

— Poszósłe, dla braku funduszu, fabryki ustały, dług pozostał, a opłacenie od tego długu procentów jeszcze bardziej zmniejsza przychód. Posiódme, ponieważ majątek cały był zastawionym, a pieniądze były bardzo potrzebne , zaćiągriienie zaś długu u Skarbu już było niepodobnem: na ten koniec, powiększoną została opłata czynszu, las przedano na wyrąbanie, młyny i rybołówstwo wypuszczono w dzierżawę, a pieniądze wzięto z góry— w przeciągu tego czasu lasy zni

knęły, młyny popsuły się, włościanie zuboT eli, i nie są w możności płacenia regularnie czynszów. W ostatnich zaś czasach zerwanie handlu z Anglią pozbawiło nas ostatnich sposobów do wyprzedania zboża i konopi. Procenta które corocznie opłacać jesteśmy obowiązani, zrównały się, już prawie z przychodem, a wydatki domowe nie zmniejszają się ani na jeden grosz ; dla tego to właśnie stan naszych interesów staje się coraz smutniejszym ....

— Dosyć, dosyć zawołała księżna, ach mój Boże! jak to okropnie! Chodakowie podaj mi że stolika wodę koloóską!

Księżna powąchała podaną jej wodę, a książę spuściwsy głowę na piersi siedział i ciężko wzdychał ; przez kilka minut panowało milczenie. Nakoniec odezwała się księżna w te słowa: w potrzeba i koniecznie potrzeba zaprowadzić lepszą ekonomikę, zmniejszyć wydatki. Chodakowie pomyśl nad tem jakby to uczynić ?

— Nasamprzód trzeba sprzedać folwark, albowiem nie przynosi żadnej korzyści, utrzy

manie zaś ogrodu i oranżeryi kosztuje więcej, aniżeli cały majątek z tysiąca włościan może zrobić dochodu w teraźniejszych czasach.

— Chodakowie, zmiłuj się! czy chcesz pozbawić mnie jedynego ukontentowania, moich kwiatów, moich drzew którem sama sprowadziła z Włoch? To okropnie! Jeżeli sprzedamy oranżerye, czemże będziemy ubierać stoły i pokoje w czasie balów?

— "Księżna Pani dobrodziejko,trzeba zupełnie zrzec się balów,odpowiedział Chodaków.

— Zrzec się balów, to już wypada ażebyśmy nigdzie niewyjeżdżali! To lepiej już poradź zamknąć się w klasztorze.

— Nie wklasztorze, lecz w którym z odleglejszych majątków naprzykład w gubernii Symbirskiej, pozostać tam przez lat dziesięć skromnie, cicho, a połowę dóbr sprzedać na zapłatę długów. Ten tylko jeden pozostaje zbawienny środek!

— "Możesz wacpan sobie iśdź precz! w największym gniewie zawołała księżna. Ty mości panie, ty jesteś winą wszystkiego! — To

jest nieznośne.— Ten człowiek ośmiela się w oczy mówić mi takie rzeczy!....

— Księżna Pani sama chciałaś ażebym powiedział prawdę. Wypełniłem tylko moję powinność.

—; Milczeć! odpowiedziała księżna ocierając łzy.

— "Nie trwóż się moja kochana, na próżno się gniewasz," odezwał się książę: Choclakow tak do nas jest przywiązanym, że w gorliwości swojej nie zna granic... on nie wie moich planów, moich widoków..... jeszcze można wszystko naprawić! Idź kochany Chodakowie do mego gabinetu i tam zaczekaj na mnie. Chodaków wyszedł i ciągle ruszając ustami coś sobie mruczał pod nosem.

— Zmiłuj się— uspokój się księżno— możesz sobie tem zaszkodzić!

— "Mnie coś nie dobrze, każ podać wody miętowej. Książę zadzwonił i kazał przywołać młodsze, przez pół godziny panował smutek , księżna nacierała wodą kolońską skronie, piła wodę miętowe, to płakała, to znów przemywała wodą różową swe oczy. Książe rozkazał wyjśdź młodszej, a zostawszy sam

na sam z księżną, przeszedł się kilka razy po pokoju i nabrawszy znowu energii tak zaczął mówie:

Mamy skarb który wynagrodzi nam wszystkie straty, a tym jest nasza córka. Ostatnim już jestem potomkiem z familii książąt Kurdiukowych) na mnie kończy się rodzina książąt, ona więc powinna wybawić majątek od upadku i utrzymać mój ród istniejącym. Hrabia Miron Piotrowicz mój przyjaciel i dobroczyńca, w nagrodę mego przywiązania ku jego osobie, wymyślił taki środek, który tylko utworzyć się może w jego mądrej głowica on właśnie radzi wydać córkę naszą za mąż, za człowieka majętnego, który będzie obowiązany przyjąć na siebie moją książęcą dostojność, to jest, przyjąć wszelkie prawa syna i sukcesśora, a za to będzie musiał mi, to jest nam, a po mojej śmierci tobie płacić tyle, ile czyniły dochodu dobra w tenczas, kiedy nie były zastawione. Jak ci się podoba ten projekt?

— Nie zły, lecz mnieby się chciało wydać Paulinę za którego z książąt Preczysteiiskich!

— Niepodobna! Preczystenscy szukają partyi bogatych, a słyszałaś co mówił Chodaków.

— Ach mój Boże! znowu robi mi się źle, podaj wodę koloóską! kiedyć już tak, niech się stanie po waszemu; jednakowoż nie mogę wydać Pauliny inaczej, jak za jakiego księcia lub hrabiego.

—p "To napróżno, wszakże jeżeli mój zięć odbierze książęcą dostojność, to Paulina zawsze będzie księżną; a nadto, pomiędzy książętami i hrabiami trudno jest znaleść majętnego, któryby się zgodził na nasze warunki; jak powiada nawet hrabia Miron Piotrowicz.

— Alboż to moja Paulina niegodną jest tego ? Co ty myślisz książę? —.Lecz na wszystko się zgadzam! Rółf co chcesz, jednakże spodziewam się, że nasz zięć będzie z dobrej familii i przynajmniej jeżeli nic jenerał to

kamerjunkier.

— Księżno! ty nie chcesz wejść w gruntowność mojego planu.— My wykierujemy go na człowieka, naszą familia i związkami, trzeba tylko ażeby zięć był majętny.

— "Jak uważam golów jesteś wydać córkę za jakiegobądź żyda pamiętaj przecież na to, że w żyłach jej płynie krew książąt Preczyrsteńskich."

— Która, pozwól sobie powiedzieć, niejest w niczem lepszą od krwi książąt Kurdiukowych! Księżna z pogardą uśmiechnęła się, spojrzała tylko na swego męża, uważała bowiem za rzecz nieprzyzwoitą odpowiadać na takowy zarzut.

Książę zaś tak nr.wił dalej zagniewany; "genealogia moja wydrukowana i cała Rossya a nawet i cala Europa wie o tem, że mój przodek książę MamyszKuli Kurdiuk, przyszedł do Rossyi z hordy złotej za panowania W. Księcia Iwana Wasilewicza i szczycił się jego względami. Wiadomo jest z historyi, że drugi mój przodek był w łaskach u Księcia Fwana Wasilewicza Groźnego. Za panowania Księcia Teodora Iwanowicza przodek mój był......

— "Przestań już, zmiłuj się—bo jak zaczniesz o tem mówić, to i końca niemasz!

— Ja wiem że Preczysteńskim nie podoba się kiedy kto zacznie rachować się z zasługami swych przodków."

— Preczysteńścy z nikim nie rachują się, lecz dajmy temu pokój a wróćmy się lepiej do rzeczy. Czy już masz na oku jakiego młodzieńca?

— Hrabia Miron Piotrowicz sam wvbrał dla nas człowieka: który jest rozsądnym, dobrze wychowanym, przytem zdaje mi się że był w Paryżu, a do tego bardzo i bardzo majętny.....

— "Któż to jest?

— "Czy przypominasz sobie Wyżygina, tego młodego człowieka który na balu u hr. Mirona Piotrowicza ciągle tańczył z Paulina?

— "Pamiętam! widziałam go kilka razy na wieczorze u księżnej Agrafiny Petrowny Preczysteńskiej.— On zdaje się być z uczonych.... jak mi powiadano,—.lecz wiem, że nie kamerjunkier.

— "Tak, dosyć światły, zaymuje się liaukami, lecz Bogu chwała że nie jest zliczonych !

— "Jakaż to familia tych Wyżyginów?

— "Co nam w to wchodzić! Wiesz, że dziś trudno jest dojść początku szlachetnej familii.... wiadomo mi tylko że jego ojciec jest

w randze sztabs officera i zostaje w pokrewieństwie z nieistniejącą rodziną książąt Milosławskich i hrabiami Nicztożynami, chociaż jak

się zdaje z lewej strony......Rozumiesz!—lecz

majętny i bardzo bogaty, a co jest trudno w czasach teraźniejszych w gotówkę.

— Kiedy więc mówisz, że on zostaje w pokrewieństwie z książętami Milosławskiemi i hrabiami Nicztożynami, to spodziewam się iż nie będą przeciwni, stryjaszek Nikita Petrowicz, ciotka Marta Petrowna i stryj......

— "Księżno! ani się radź swojej familii, gdyż cala rzecz zepsujesz!—Na sam przód, nam nie nałoży wykrywać stanu naszych interesów, a powtóre obawiam się, ażeby twoi krewni nie uwiedli bogatego młodzieńca, dla której z tysiąca przejrzałych księżniczek Preczysteńskich. Zdecyduj sic, przypomnij sobie wyrazy Chodakowa! Zniszczenie, brak pieniędzy, żyrcie na wsi, sprzedanie majątku, albo pieniądze, uciechy, wesołości, podróże do Paryża! Wszystko to zależy od ciebie! Kli

— "Rób co chcesz! odpowiedziała księżna i zakryła swe oczy chustką.

( u i.

Książę wstał z krzesła, pocałował rękę żony i rzekł: tera z jesteśmy zbawieni! — Potem oddalił się z pokoju. Wszedł prędko do swego gabinetu, uderzył Chodakowa po ramieniu mówiąc: zwycięztwo kochany Chodakowie zwycięztwo!"— Usiadł na krześle i zacierając ręce z uśmiechem spoglądał na swego pełnomocnika. Chodaków zaś był ciągle posępny i milczący. Książę łatwo domyślił się że za nadto grube obejście się księżnej, wprowadziło go w gniew

—. "Chodakowie czy istotnie jesteś zagniewany na księżnę? wstydź się braciszku, wszakże wiesz ile ona zawsze był dla ciebie łaskawą. Trzeba jej to przebaczyć, bo też i my wprawdzie w tym razie postąpiliśmy nierozważnie, a ona nie jest przyzwyczajoną słuchać takich rzeczy.

— ccAlboż winien jestem w czem kolwiek? Księżna Pani rozkazała mi bym mówił prawdę, sama chciała zasięgnąć mej rady, a później obeszła się że mną jak z niegodziwym jakim chłopcem; zdaje mi się, że za moję gorliwość i przywiązanie, nie zasłużyłem na to;— taka to nagroda za wszystko! Jeżeli

zaś mam powiedzieć prawdę", to mnie z trudnością przychodzi zarządzać interesami Księcia Pana, chociaż wdzięczność moją ku osobie Waszej Książęcej Mości na zawsze zachowam, jednakże ośmielam się najpokorniej upraszać o postaranie się kogo innego na moje miejsce...

— Chodakowie cóż ci to jest, cy masz

zdrowe zmysły? Godziż się to abyś mnie opuszczał w tej właśnie porze, kiedy powinniśmy działać wspólnemi silami, ażeby jednym zamachem naprawić to wszystko, cośmy zrobili złego przez tyle lat! Nie, ty nie uczynisz tego, wiem bowiem że jesteś człowiekiem cnotliwym, a do tego niemogę ciebie pierwej oddalić, dopóki nie uskutecznię danego słowa i nie uczynię szlachcicem, przestali więc gniewać się. Księżna także przestała się juz gniewać i mocno żałuje tego że ciebie obraziła. Zapomnij o wszystkiem i ciesz się, znów zaczniemy obracać milionami."

— "Poświęciwszy już W. Książęcej Mości me życic, zniosę wszystko i pochlebiam sobie, iż usługi moje staną się pożytecznem!.

IS ( ) p

Jakiemiż to milionarpi Książę Pan obracać

będziesz ?

— Opowiem ci, tylko przed czasem ani mi słówka przed nikim o tem nie wzmiankuj. Sam podobno opowiadałeś mi o Wyżyginie, wiedz więc że córkę moją wydaję za jego starszego syna Piotra. Ty zaś kochany Chodakowie będziesz zarządzał dobrami mojego zięcia; jeżeli tego żądasz to artykuł ten umieszczę w układach mających nastąpić między nami. Mów więc jak ci się zdaje?

— "Przewybornie, doskonale, lecz pozwól Książę Pan zapytać się, czy interes ten przyszedł już do skutku ?

— ((Zdołałem właśnie za pomocą mojej wymowy wymódz że księżna zgadza się na wszystko. Księżniczka Paulina w niczem mi niepdmówi, a tak interes cały jest w ręku!

— "Jakże rzecz stoi że starym Wyżyginem i synem jego?

— "To samo przez się ma rozumieć, że zgadzają się! Alboż to oni szaleni ażeby mieli wzgardzać tem szczęściem? wejść w pokrewieństwo z książętami Preczysteńskiemi, przyjąć na siebie nazwisko familii księcia Kur

diukowa, biorącego początek od książęcia tatarskiego MamyszKuli Kurdiuka, pojąć za żonę księżniczkę pierwszą z pomiędzy księżniczek Bossy i, a do tego sześć tysięcy pięćset włościan w rozmaitych guberniach! Niezawodnie że za tem mój braciszku, każdy pójdzie na koniec świata.

— Czy Książę Pan mówiłeś o tem z Wyży ginami, czy też oni na to przystają ?

— Ale do czegóż wcześnie mówić im oterq? chyba dla tego, żeby tą radością pozbawić ich rozumu i ażeby wiedziało o tem całe miasto? w tenczas dopiero będą wiedzieli, jak wszystko będzie uskutccznionem.

— Więc to tylko jeszcze w projekcie. Pozwól Książę Dobrodziej sobie przedstawić, że chociaż jest wprawdzie wielkie szczęście być zięciem W. Ks. Mości i przyjąć jego książęcą dostojność, lecz teraźniejszy świat tak jest zepsuty, ae gotówkę przekłada nad wszystkie honory i tytuły, a zatem kto wie czy ojciec lub tez syn na to przystaną.

— Stary Wyżygin jest w pewnych związkach z hrabią Mironem Piotrowiczem, svn jego zostaje w biórze hrabiego, nakoniec

przymuszonym jestem wyznać przed tobą, że ten projekt utworzył sam hrabia Miron Piotrowicz, przyrzekając mi wszystko jak najlepiej uskutecznić; widzisz jak to jest dobrem trzymać się we wszystkiem jego zdania, chociaż zarzucano mi, że na wszystko patrzę oczyma hrabiego Mirona Piotrowicza, otoż

on właśnie wypatrzył dla mnie piękną zdobycz!

— Jeżeli w tym interesie ma udział hrabia Miron Piotrowicz, to zapewnie nie bez przekonania, że się to uda.

— Tak więc, podług jego rady powinienem w teraźniejsze zapusty dać bal.

— Uwaźam Mości Książę Dobrodzieju!

— Ty kochany Chodakowie, zajmij się aby wszystkiego było podostatkiem. Owoców i ogrodowizny nie wiele zapewne w naszych oranzeryach i inspektach, trzeba będzie kupić w sklepie u Milatyna, dostaniesz tam także i wszelkich przypraw korzennych. Wina weźmiesz w piwnicy zagranicznej, albowiem nasi winiarze niezmiernie psują je rozmaitemi przyprawami.

— Bardzo dobrze Mości Książę Dobr.

—Cukru zaś będzie można dostać w tych sklepach gdzie przybywający kupcy z rozmaitemi towarami stawają, tam taniej."

— "Jak Książę Pan rozkażesz.

— "Pomów więc z ochmistrzem , kucharzem, konfiturnikiem i uregulujcie wszystko jak najlepiej bo mamy tylko dwa tygodnie czasu; a ja tymczasem zajmę się sam ubraniem pokojów av guście najnowszym, i później się przekonasz jak zadziwię wszystkich znawców.)

— ( Niechaj Książę Pan raczy mi dać na to pieniędzy.

—r "pieniędzy! otoż nowina, żeby główny rządca dóbr potrzebował od pana swojego pieniędzy. Moją właśnie jest rzeczą żądać ich od ciebie!

— "Oddaję wszystkie W Ks. Mości jeżeli Książę Pan potrzebujesz i jeżeli można ich zkąd dostać; lecz teraz kolej na Księcia Jegomości.

— "Zkądże ja dostanę dla ciebie pieniędzy?" —. A owe , rubli które dostałem od

wdowy dla W Ks. Mości?"

C )

— Oj ta przeklęta wdowa! nabawiłeś mnie kłopotu, ta przeklęta czarownica ciągle mi nad uszyma piszczy, stęka, nachodzi i wymaga azebyrn troszczył się o jej interesa jak jaki Plenipotent."

" — Wszakże W. Ks. Mość przyrzekłeś jej pomoc i opiekę."

— Tak— ale tylko przyrzekłem dodać kiedykolwiek przy okoliczności słówko, albo tez w jej sprawie dać jakie przychylne zdanie, ale nietroszczyć się.

— Właśnie że umowa była ażeby i troszczyć się.

— (Jaka to umowa, alboz to ona podarowała mi te , rubli? alboz to ja biorę jakie wziątki? Jak ona śmie myślić nawet ażebym ja troszczył się za to tylko, że ona pożyczyła mi pieniędzy? bagatela, dzieciństwo! wielka mi łaska!"

— Alez ona nie wzięła na to wexlu.....

—, To wszystko jedno. Zresztą teraz nie

ma co o tem mówić. Zaliczę i te , na

rachunek zięciowi, niech płaci."

— A więc i prace moje widać że nie są nix uwadze.

t i ,

— Nie Chodakowie! co ci jest obiecane to musisz mieć koniecznie, tylko bądź cokolwiek cierpliwym, albowiem tu potrzeba mieć się na ostrożności, czy rozumiesz?"

Jakkolwiek tam jest, dosyć że wystarałem się pieniędzy, a jeżeli W. Ks. Mości, podobało się ażebym dostarczył wszystkich potrzeb do balu, to proszę mi dać pieniędzy, albowiem u mnie nie ma ani grosza."

— "Wszakżem ci mówił ażebyś brał wszystko u kupców rossyjskich, więc bierz na kredyt!

— "Nio dadzą, my bowiem już i tak winni jesteśmy we wszystkich sklepach.

— Jak to nic dadzą, czyż odważą się oni odmówić dla mnie,

— Teraz ludzie tak są zepsuci, że nie dają nikomu na kredyt, kto nie płaci.

— Jak to! ażeby ci chłopi, nie dali na kredyt dla mnie księcia? to być nie może kochany Chodakowie!"

— Ale wierz mi Książę Pan, że naród zupełnie się zmienił, i przysięgam na Boga że nie dadzą na kredyt ani na grosz, chociażbyśmy napisali złoty, próbowałem."

¦

— i Ach jacyz to niegodziwce, chamy! Nic ma co robie popróbuj więc dać zadatki, albo zapłać gotówką chociaż połowę....

— w Nic z tego nie będzie Mości Książę Dobrodzieju !

— Musi być koniecznie! rób co chcesz, albowiem nie jestem w stanie zapłacić wszystko gotowemi pieniędzmi, idź i próbuj.

Chodaków ruszając ramionami wyszedł za drzwi, lecz wtem książę znowu zawołał: "Chodaków! Chodaków!"

Chodaków wrócił się i nie mówiąc do księcia ani słowa ciągle patrzał mu w oczy. Słuchajno Chodaków, rzekł przeciągłym głosem książę, dnia jutrzejszego będę u hrabiego Mirona Piotrowicza, nie zapomnę więc uczynić wzmianki o przedstawieniu ciebie, każ więc przygotować stan swojej służby i niezapomnij o tem co ci rozkazałem, to jest: połowę zapiać gotówką jeżeli inaczej być nie moźc.

Chodaków nizko ukłoniwszy się wyszedł, a książę ciągle powtarzał: o czasy! o obyczaje! chłopi nie chcą mi dawać na kredyt! Otóż to jakie oświecenie.

ROZDZIAŁ III.

Sprzeczka przyjacioł. — Co jest kotwica szczęścia? — Na nieszczęście że tak jest!— Człowiek młody naszego wieku. — Gniew.

Semen NikiForowicz Lebedenko był lekarzem w tym pułku w którym zostawał Jan Iwanowicz Wyżygin kiedy jeszcze był młodym, lecz wtenczas nife mieli z sobą wielkiej znajomości; ale w późniejszym czasie, kiedy Lebedenko został przeniesiony na sztabs lekarza do innego pułku, spotkał Wy gina w Krymie i mieszkali razem przez rok cały; Jan Wyżygin nieuważając na proste obyczaje i dziwactwo doktora, polubił go i szacował w nim niezmiernie stałość charakteru, zdrowe i rozsądne rady, jak również i dobroć serca. Odtąd weszli z sobą w ścisłą przyjaźń, pisywali ciągle jeden do drugiego, ale kiedy Wyżygin przeniósł się do Moskwy, tu znowu spotkał swego dawnego przyjaciela, i związek przyjaźni jeszcze ich ściślej połączył.

Nakoniec doktor Lebedenko został przeniesiony do Petersburga, Wyzygin Także przybył tam za swemi interesami, codziennie bywał u niego, odkrywał mu swoje zamiary i zasięgał rad jak ma postępować w swych interesach. Razu jednego było już około godziny dziewiątej wieczorem, a przyjaciele nie mogli jeszcze skończyć jdkowejś sprzeczki. Jan Wyżygin z niecierpliwością ciągle to siadał na sofę, to znów wstawał chcąc koniecznie przekonać doktora, lecz teń siedząc sobie na krześle z zimną krwią zbijał zarzuty swego przeciwnika.

Semenie Nikiforowiczu ty mnie obrażasz, rzekł Wyżygin, jeżeli sądzisz że próżność mnie opanowała czytałeś przecież pamiętniki mojego życia i znasz mnie doskonale. Czyliż nie odrzuciłem wszelkich dostojeństw w tenczas jeszcze, kiedy mi wszystko zdawało się sprzyjać? Czyliż nie opuściłem stolicy i nie udałem się na pustynię będąc jeszcze młodym ? Czem byłbym teraz gdybym nieprzestab był służyć pod zwierzchnictwem hrabiego Bezpieczyna, a do tego mając za sobą protekcyę Piotra Piotrowicza Wirtutina! Kancelliści moi

ł

teraz juz są Rzeczywistemi i Taiti emi Radcami! Nie grzesz więc przyjacielu i nie obwiniaj mnie o to, w czem zupełnie niejestem winien. Ja własnym przykładem dowiodłem zasad filozofii praktycznej i umiarkowania, których nabyłem w przeciągu lat burzliwej młodości.

— Kochany przyjacielu, posłuchaj tylko z cierpliwością, rzekł doktor Lebedenko: wy panowie profaniści, nauczywszy się dwóch albo trzech maxym filozoficznych, rozumiecie się być filozofami! Gdybyś się uczył fizyologii i czynił postrzeżenia nad zdrowym i w stanie choroby zostającym człowiekiem, zupełnie sądziłbyś inaczej ©przedmiotach, działaniach i ludziach; czy wiesz że wszystkie nimfy u starożytnych, wszystkie uprzedzenia łudzi, najmniejsze nawet drobnostki są ugruntowane na pewnych i prawdziwych zasadach i wystawione nam w postaci zmysłowej? Wiesz zapewnie że W dawnych wiekach, wierzono wpływowi świateł niebieskich na ludzi i it:niemano, że człowiek porusza się na ziemi stosownie do obrotu gwiazd, naLształt igiełki na stole, na którą jest wymierzone działanie

magnesu. Temi gwiazdami są nasze namiętności, a dwa główne światła jakiemi są słońce i księżyc, wyobrażają moralne i fizyczne przyrodzenie człowieka", — oto masz klucz za pomocą którego odgadniesz wszystkie wielkie i małe rzeczy w świecie!— Widzę jak jesteś niecierpliwy. Lecz posłuchaj dalej braciszku, jaki z tego wyniknie nam wniosek. Nazywamyż dopiero szczęściem to, co było pomyślnością w młodości jako też i wieku średnim? chciałbym gdybyś słyszał co mówi rycerz w chorobie, który będąc w sianie zdrowia marzył o zniszczeniu państw i narodów. — Ach drogi mój przyjacielu! Jak często ciśnienie powietrza na nerw w spróchniałym zębie, albo też ne mogący się strawie w żołądku listek sałaty, bywa przyczyną takich działań nad któremi zawracają sobie głowy filozofowie tak też przeciwnie, radość, smutek, lub tez którakolwiek z przewyższających namiętności, rządzi natenczas nami, kiedy nie domyślamy się tego, a tam. szukamy przyczyn gdzie ich zupełnie nie masz! Dodać do tego należy jeszcze i to, że człowiek chociaż raz w życiu musi podpadać każdej że swych

moralnych słabości i cierpieć niemoc każdej niemal części swojej budowy. Wzgardę którą okazałeś dla świata i dla dostojeństw, przyznajesz filozofii, a ja przypisuję twojej miłości i przyjaźni. Byłeś szczęśliwym z nieboszczką swoją żoną—kochałeś Miłowidina, a nie będąc w możności cieszyć się swoją miłością i przyjaźnią zostając w obowiązku a do tego jeszcze w stolicy, oddaliłeś się od świata. Nakoniec kiedy wyrokom losu podobało się zabrać najmilsze tobie na tej ziemi istoty, nie wiedziałeś czem nagrodzić takową stratę; serce twoje stało się zupełnie próżne — zachciało ci się być majętnym, a więc jesteś milionowym! Wtem żywiące soki w tobie zgęsły, czynność ustała, a nowa namiętność właściwa twemu wiekowi zaczęła nad tobą panować. Teraz dopiero chcesz mieć znaczenie wświecic i nieczynnie korzystać że swojej znakomitości, a dla dopięcia tego celu chcesz zrobić ofiarę z swojego syna!... Posłuchaj wiec mojej rady — pojedź do wód mineralnych, tam rozerwij myśli, nadaj więcej biegu twojej krwi, popraw żołądek, rozumiem że w tym razie zgodzisz się z mojem zdaniem.

— Czy już wszystko powiedziałeś?

— Dość będzie na teraz!

— Pozwólże teraz sobie powiedzieć , że w całej tej medykofilozoficznej mowie nie masz najmniejszego sensu. Wiesz bardzo dobrze że nie szukam korzyści, ani tez jestem skąpym, pieniądze uważam i cenię otyłe, o ile one są jedynym środkiem aby pozyskać w świecie niepodległość namiętnościom i przywarom ludzi. Pieniądze w ręku rozsądnego i dobrego człowieka, stają się niejako orężem dobroczynnym na pożytek kraju i ludzkości, chciałem przeto uszczęśliwić moje dzieci przez dobre wychowanie, wpajając im prawidła ścisłej moralności, a do tego zaopatrzyłem ich w znaczne summy pieniężne. Tak więc co przyznajesz moim namiętnościom jest tylko skutkiem" miłości rodzicielskiej. Podobnież i w tym razie, znając zdolności i dobre serce syna mojego Piotra, a że umieszczenie go na wysokim stopniu znaczenia może być z pożytkiem dla kraju, chcę przez to odkryć, mu drogę do dostojeństw. To właśnie jest moim zamiarem!

— ie Zamiar chwalebny, lecz środki których używasz dla dopięcia swego celu są haniebne, jak dla ciebie tak też i dla syna twojego Piotra, Uozyniłeś wszystko co tylko było w twej mocy— dałeś mu przyzwoite wychowanie, umieściłeś go w słu,żbie publicznej, zabezpieczyłeś byt jego, resztę więc zostaw jego własnej i nieprzymuszonej woli i okolicznościom. Zastanów się tylko z kim chcesz wejść w pokrewieństwo ! Czy znasz dobrze księcia Antoniego Antonowicza Kurdmkowa ?

— Znam go bardzo dobrze: jest to stworzenie ... Nie moge nawet dalej mówić od złości.

— Czem gorzej tem lepiej. Będzie to nakształt tego jak bizantyjscy władzcy prześladując barbarzyńców, którzy pustoszyli ich kraje, wchodzili z nimi w układy i pewne związki dla tego, ażeby sidła zastawione przez nich obrócić na swój pożytek ; tym celem i ja wchodzę w związek z księciem Kurdiukowem.

— Czy tak? winszuję!

— Na cóż się uczyć historyi jeżeli niemamy korzystać z jej przykładów ? Przypomnij sobie: że we wszystkich narodach i pod każdym rządem, patrycyusze, czy tez jak tam

nazywają, familie znakomitsze zawsze biorą

przewagęTaki jest porządek rzeczy na

świecie. Czy mniemasz że dwudziestoletni Alcybiades byłby naczelnikiem floty Ateńczyków i ich wojska, gdyby nie pochodził że znakomitej rodziny? albo również Oktawian rzymski , ten niegodziwiec, czy mógłby wznieść się na pierwszy stopień dostojeństwa, jeśliby nie był znakomitym patrycyuszem? Wyrzucają naszym przodkom że byli za znakomi" tością rodu i że ciągle sprzeczali się o to, a rozgłaszają że ten przesąd chyli się juz do upadku, jednakowoż spory między rodzinami istniały dawniej i istnieją teraz, tylko nie tak wyraźnie. Wszędzie około przylądku gdzie są złożone że tak powiem błogości ziemskie, drzewa oenealofficzne, stanowiące zywy mur przez który nie można przedrzeć się człowiekowi bez zaszczytnego imienia i nic można inaczey przebrnąć chyba na łodzi wydrążonej z drzewa któreby miało tez sarnę naturę ; nic podobna utrzymać się lam innym sposobem jak tylko na kotwicy obrączkowej. To jest, kto sam tńe urodził się w kolebce złotej , powinien kłaść w nią dzieci swoje albo tez wnu

ków, jeżeli im chce zjednać znaczenie u świata. Prawda że syn mój bez tego może być doskonałym w swoim zawodzie; lecz nim on dojdzie do tego stopnia ażeby już sam mogł działać i być pożytecznym w towarzystwie, lata i słabość będą mu na przeszkodzie, a doświadczania przeciwności zrohią go egoistą w takim więc razie chociażby i odkryło mu się pole do działań, będzie na wszystko nieczułym. Przeciwnfe, jak pochlebny los uśmiecha się dla niego, kiedy przyjmie na siebie wszystkie prawa księcia Kurdiukowa i wystąpi w zawody z wojskiem stryjów, stryjenek, babulek, kuzynek i kuzynów z książąt Pre czystenskich i Kurdiukowych I Zastanów się tylko nad tem mój przyjacielu, że jeżeli związki że znakomitą familią, księcia Kurdiukowa wykierowały na człowieka, cóż będzie znaczył książę Piotr Iwanowicz Wyżygin ?

— Rób sobie braciszku co chcesz— a ja zostanę przy swojem zdaniu: że lepiej być kollegialnym registratorem () przez własne

() Registrator kollegialny fest. to najniższej rangi urzędnik cywilny, równie jak w wojsku praporszczykp. i.

Tom I.

zasługi, aniżeli radcą za pośrednictwem stryjaszków i ciotek.

— Jeżeli kto chce utrzymać się na wysokim stopniu którego doszedł przez swoje zasługi, powinien koniecznie szukać związków i pokrewieństwa że znakomilemi; takie jest prawo konieczności. Weźmy sobie za przykład tegoczesnego jednego z największych naszego wieku bohaterów, który bez wątpienia swoim geniuszem w sztuce wojowania, przewyższył Cezara i Alexandra wielkiego — mówie tu o Bonapartem. Doszedłszy stopnia jenerała, gdyby się nie ożenił z Józefiną, nio byłby wodzem naczelnym armii włoskiej i nie byłby tem, czem jest teraz. Barras który wielki wywierał wpływ na innych dyrektorów, wyprowadził go na pole wielkości i sławy. Pierwszy krok jesfskazówką dalszego postępowania. Otrzymawszy potem nąjpierwsze znaczenie w Rzeczypospolitej, zniszczył ją i użył wszelkich starań, ażeby zaprowadzić arystokracya dla zniesienia której padło tak wielkie nmósiwo krwawych ofiar! Pierwszym dziełem napoleona było kształcenie nowych znakouuiycU na.żów i nowej szlachty gdy temcza

sem otoczył się dawną, chociaż ta nie wyniosła go na tron Francyi; lecz to jest najpewniejsza, że ten wielki dowodzcą i zwycięzca nic jest zadowolniouy z tak licznych zasług i sławy jako założyciel nowej dynastyi, ale przymusza archeologów aby wywiedli znakomitość jego rodu! Nie dosyć na tem, rozwodzi się z żoną jedynie dla tego, ażeby połączyć się z najdawniejszą rodziną w Europie, a przez to spokrewnić członków swojej familii że starożytnym domem Cesarzów. Cóż więc powiesz na tOj kiedy ten, na którego skinienie rusza się tyle milionów wojska i nikną Mocarstwa, uznaje za nieodbitą potrzebę w celu utrzymania się na tronie, zarzucić obrączkową kotwicę w burzące się morze polityki ?

— Mów co ci się podoba lecz mnie fem bynajmniej nie przekonasz; tylko napróżno sprzeczamy się i uważam, że ty jak to powiadają, prze daje sa wiewiórkę na drzewie (). Wszakże nie mówiłeś jeszcze o tem

(.) Przysłowie rossyjskie p. t.

z swoim synem i nie wiesz czy on zechce stjic się ofiarą twoich widoków.

— Stać się ofiarą! cóż ci to jest braciszku! któryż to z młodzieńców dobrze wychowanych nie chciałby przyjąć tytułu i godności księcia, być w związkach że znakomitymi ludźmi, a do tego połączyć się z rozsądną kobietą? dzisiaj o tem pomówię z Piotrusiem i zobaczysz że on to będzie uważał za dar, za łaskę!

— Zobaczymy!

Przez pół godziny trwała sprzeczka o przyszłej nadziei Janalwanowicza Wyżygiua, w tem zegar uderzył dziesiątą i Piotr Wyzygin stanął przed ojcem.

— ((Zkądże to powracasz Piotrze! zapyta! ojciec ?

— Byłem na widowisku Francuzkiem kochany ojcze, lecż nie doczekałem się końca. Ten nieznośny książę Kurdiukow zaciągnął mnie do swojej loży i tak znudził swojem bajaniem, że mi aż w głowie zakręciło, nakoniec

byłem przymuszony uciec od niego jak od

powietrza.

Doktor uśmiechnął sic z szyderstwem , a stary Wyżygin zmarszczy wszy swe czoło wymówił niejako cedząc przez zęby: "książę Kurdiukow, jednakże on jest człowiekiem dosyć przyjemnym! Znajduję wiele ukontentowania w jego rozmowach. W twoim wieku . powinno być zaszczytem że książęta zwracają na ciebie uwagę...

— A cóż mi lam po jego księstwie? człowiek próżny, samochwał, łgarz.

— Nie lubię tak uszczypliwych posądzali, a nadewszystko o tych ludziach których trzeba szanować dla ich godności. Nie podoba mi się ta twoja nadętość !

— Przebacz rai kochany ojcze! Albowiem niejestem przyzwyczajony ukrywać się z moim sposobem myślenia, a osobliwie przed tobą.

— Taką otwartością nic wiele wskórasz dobrego kochany Piotrze! Niech to tak będzie między nami, lecz na świecie trzeba być skromniejszym i ostróżniejszym.

—"Ja nawet nic myślę o takich drobnostkach jaką mi się zdaje książę Kurdiukow z całym swoim dworem i teraz nawet nie wspomniałbym o nim gdyby mnie był tyle nic zpudzih

mi damami iak księżna Kurdiukowa i córka

jej księżniczka Paulina ?

— Ojcze! ja nie lubię papug.

Na te wyrazy doktor nie mogł wstrzymać się od śmiechu i głośno rozśmiał się.

— ((Piotrze! ty nie przy swoim rozumię jesteś? rzekł ojciec, ty dzisiaj jak nieswój."

— Nie czuję w sobie żadnej zmiany i nad tem tylko ubolewam, że ojcu nic się nie podoba co mówie."

— ((A to dla tego że prawisz same dzieciństwa, jakże można nazywać tak przyjemną, łaskawą i edukowaną księżnę i jej córkę tak utalentowaną, dobrą i grzeczną, papugami! wstydź sic tego Piotrze!

— Wszystkie te przymioty są tem czem walce w organach, które jakkolwiek obracane, grają ciągle jedno i toż samo bez najmniejszej zmiany tonu i bez żadnego uczucia. Ta w nich uprzejmość i dobroć jost tylko nałogiem mechanicznym nabytym przez wprawę. Każdy ma swój gust kochany ojcze, a te cnoty mechaniczne są dla mnie przykre i nieznośne.

— u Jak uważam kochany Piotrze, że to bie wmówiono jakieś przeciwne wyobrażenie o wszystkich w ogólności ludziach znakomi? tych dodał potem spoglądając na doktora: znam ja was ludzie młodzi, wasze rezonowanie o znakomitych nie jest niczem innem jak tylko powtarzaniem baieczki o liszce i winogronach. Powiedzno mi mości otwarty filozofie , czy nie życzyłbyś sobie być księciem a przynajmniej hrabią ?

— Dlaczego nie? bynajmniej tem niepogardzam i uważam znakomitość pochodzenia dlatego tylko, że ono wy wyższając człowieka, wkłada na niego więcej obowiązków, i tak jak szlachcic jest obowiązany dawać innym klassom ludu dobry przykład miłości i przywiązania do Tronu, powinien służyć wiernie i szczerze za tyle pierwszenstw z których on korzysta w kraju, tak też książę albo hrabia, powinien być przykładem dla szlachty. Gdybym poczuwał się być przykładem dla innych, miałbym się za najszczęśliwszego być księciem albo hrabią.

— "Piotrze, poniżenie się twoje przechodzi dumę, zresztą cale zdanie jest prawdzi

we, wiedz przeto niewdzięczny, że ten o którym mówiłeś z taką pogardą, chce uczynić ciebie księciem!

— Nie rozumiem ciebie ojcze!

— "Krótko ci powiem: książę Kurdiukow chce wydać aa ciebie swoje córkę jedynaczkę, a ponieważ on jest ostatnim potomkiem swojej familii, chce więc jeszcze prosić oto, ażeby pozwolono tobie przybrać jego nazwisko razem zgodnością książęcą. Czy rozu

miesz?

—. Zartujesz kochany ojcze! — Nie żartuję ale powiadam ci istotną prawdę. Wszystko już jest ułożone i sam nawet twój naczelnik hrabia Miron Piotrowicz bierze udział w tej sprawie."

— "Wolno ci jest żartować kochany ojcze!

— "Przysięgam na honor że to nie są żarty! zapytaj Semena Nikiforowicza. Tak kochany synu ty będziesz JO. Piotr Iwanowicz KurdiukowWyżygin! Uściskaj mnie jedyny mój przyjacielu! Serce moje skacze z radości, jak sobie o tem pomyślę!

Piotr Wyżygin spojrzał z pewnym wyrazem na doktora który ruszy! ramionami i spuścił

oczy na dół, nic powątpiewał więc aby to nie było prawdą co mówił ojciec, stał jak gdyby był uderzony piorunem i po pewnej pauzie milczenia tak zaczął mówie: "posłuchaj kochany ojcze! Jak mogłeś wchodzie w układy o mój los i o moje szczęście, nieporadziwszy się mnie? Wola twoja, lecz mi się zdaje że przed wszystkiem należało wiedzieć czy ja się na to zgodzę!"

— "Mógłżem myśleć inaczej, znając twój rozsądek, twoje serce i przywiązanie ku mnie. Zresztą nic miałem nawet czasu o tem z tobą pomówić, albowiem dzisiaj dopiero rano ten projekt opowiedział mi hrabia fyliron Piotrowicz, a ja podziękowałem mu serdecznie za jego opiekę nad twoim losem, przystałem na to i dałem słowo."

aNajpokorniej upraszam cofnąć to słowo. Kocham cię ojcze więcej nad życie, gotów jestem wszystko uczynić dla twojego szczęścia, lecz nie ożenię się bez miłości, ani też dla jakich widoków, jestem albowiem przekonany, że szczęście moje nie będzie dla ciebie najmniejszą pomyślnością. Nie moge być szczęśliwym z księżniczką Paulina chociażby

mi nadano tytuł wielkiego Mogolaj prędzej zakończę życie, aniżeli miałbym na to przystać !"

— Kochany Piotrze synu mój! Niezasmucaj ojca twojego, rozważ tylko dobrze, jakie widoki łączą się z tym związkiem! Ty będziesz początkiem książęcego imienia, będziesz znakomitym, bogatym, a do tego w znaczeniu. Możesz byc dobroczyńcą brata, siostry i pociechą w mojej starości Życzę ci lego jak sobie zbawienia. Zgadzaj się i nie bądz upartym, a uczynisz mnie zupełnie szczęśliwym!

—. u Ojcze! że łzami rzekł Piotr: to jest zabijającem, wymagasz odemnie więcej aniżeli życia.... Nie chcę cię oszukiwać.... Nie moge zgodzić się i nie przystanę na to ażebym miał zrobić z siebie ofiarę, którą uważam za nieprzyzwoitą.... a nawet hańbiącą. Znam to dobrze że mnie kochasz i życzysz mi szczęścia, lecz jeszcze mnie nie znasz. Właśnie jestem już w tym wieku że moge sam prze?; się myśleć i nabierać pewniejszego o rzeczach wyobrażenia; zresztą gdybym istotnie kochał księżniczkę Kurdiukow i wów

czas nieprzystałbym na przyjęcie niezasłużonej godności. Może to być dziwactwem, lecz niechciałbym się odmienić. Przez twoje przywiązanie chcesz mnie w złote okuć łańcuchy i trzymać w niewłaściwej atmosferze, chcesz mi odebrać wolność czucia i myślenia, jednem słowem chcesz mię zabić! rLecz ojcze— i uczucia Często błądzą! Na chwilę omamiła cię próżność i sądzisz że koniecznie powinienem tak myśleć i czućjak ty. Lata wiek i okoliczności różnią nas kochany ojcze! Krótko mówiąc nigdy się na to me zgodzę!

Wtem stary Wyżygin rzucił się na sofę, zakrył obiema rekami swoje oblicze, dręcząc się rozmaitemi uczuciami. Otóż to są owoce mojej nadziei i opieki! zawołał: otoż to teraźniejsze wychowanie i teraźniejszy wiek tak sławiony przez fantastyków! Nieposłuszeństwo, krnąbrność, duma, wzgarda dla krajowych zwyczajów, obyczajów i praw, brak v szacunku dla zwierzchności, starości i zasług; oto właśnie są cnotliwe przymioty naszej młodzieży któremi się szczycą jeden przed drugim! Proszę mości panie iść sobie stąd precz! znać ciebie nie chcę! Tak rozgniewany sta

Tom L

ry Wyżygin zbliżył się do drzwi, Piotr uchwycił go za rękę i pocałowawszy ją przemówił; te ojcze I Czyż zasłużyłem na takie wyrzuty i na podobne obejście się? czyż nie byłem we wszystkiem posłusznym? chciałeś ojcze ażebym zostawał w urzędowaniu cywilnem, pomimo chęci jaką miałem do wojskowości, wypełniłem twoje woię; trafiało mi się miejsce być przy poselstwie, tobie zaś podobało się abym zostawał przy hrabi Mironie Piotrowiczu, stałem się posłusznym chociaż życzyłem sobie być za granicą. Wszystko wypełniam co rozkazujesz, lecz tu gdzie idzie nietylko o mój los, lecz i tej z którą chcesz mnie ua zawsze połączyć, nie moge się zgodzić ażebym miał wtrącić jednym wyrazem siebie i nieszczęśliwą w przepaść okropną. To jest niezawodnie kochany ojcze! Uspokój się więc, pociesz się i pozwól siebie przekonać !

(Nie chcę tego nawet i słuchać! Ożeń się z księżniczką Kurdiukow, a wówczas idz sobie do wojska, lub tez za granicę, zgoła rób co chcesz! Miliony będą w twem ręku, będziesz miał zupełne prawo rozrządzania

niemi podług swojej woli, lecz jeśli będziesz nieposłusznym, idź sobie z panem Bogiem!"

— Ojcze! wysłuchaj mnie tylko."

Stary Wyżygin wyrwał się z rąk syna, poszedł do drugiego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Piotr zaś wziąwszy kapelusz, wyszedł z mieszkania swego ojca, doktor Lebedenko także poszedł za jego przykładem. Na schodach zatrzymali sic i spoglądali jeden na drugiego w milczeniu, nakoniec Piotr Wyżygin odezwał się: Seinenie N.ikoforowiczu! Co mam myślić o tem co się zdarzyło? coto się zrobiło memu ojcu?

— Niewypada mi wrchodzić w okoliczności zachodzące pomiędzy wami, lecz ja sprzeczałem się już w tym względzie z twoim ojcem i byłem wtem przekonaniu, że nie nazwiesz tego szczęściem, jak mu sic zdawało; pojąć tylko nie moge jakim sposobem naszła w nim taka przemiana na starość i ta żądza zaszczytów! Dotychczas widziałem w twym ojcu filozofa, lecz widzę że się omyliłem. Najdroższy Piotrze Iwanowiczu! Honores mutant mores! bogactwa i znajomości że znakolnitemi osobami przerobiły twojego ojca zu

( T )

pełnie na innego człowieka. Zresztą mniemam że to nie musi być chorobą.dawną, ale jest tylko paroxyzmem, jako skutek ambicyi; spodziewać się należy że go sam czas uleczy. Wiosenne powietrze otworzywszy soki, oczyści mózg od gęstych waporów które w naszym północnym klimacie leżą w głowie nakształt mgły, niepozwalającej wrażeniom tak prędko się zniszczyć. To wszystko fizyka, kochany Piotrze Iwanowiczu! pociesz się, mgła zniknie!"

— Daj Boże gdyby to się jak najprędzej stać mogło!

Nakoniec w przedsionku Piotr Iwanowicz uściskał i ucałował doktora, prosząc o wstawienie się za nim do ojca i wtem obydwaj udali się do swoich mieszkań.

ROZDZIAŁ IV.

Księżniczka Paulina.— Obiaśnienie stanowcze.— Jakie uczucia zastępują miłość w set cu kobiety wielkiego .świata, — Sprzeczność, albo ludzie z sercem i duszg.

Nie mam potrzeby mówie czytelnikowi fjakim była wieku księżniczka Paulina Kurdiukow, albowiem byłoby to niegrzecznie mówić o latach panny a do tego będącej na wydaniu., Można mówić ojej przymiotach i powierżchownpści, to jest zupełnie co innego, o w ięku zaś pozwala się tylko domyślać. Lat temu kilka upływa jak matka księżniczki mówiła przed swoją kuzynką, że Paulina ma rok dwudziesty i od tyluż właśnie lat krążą po domu wieści, żejćj już przeszło dwadzieścia. Przedtem ona była bardzo rozsądną i teraz nawet zachowała piękny kształt i regularne rysy, lecz w jej oczach znikła ta żywość która zapala serca, na twarzy zaś widać było dojrzałość, która jest tak przyjemną w owocach a nieznośną w kobietach. Białe ząbki przedtem

jak śnieg, pokryły się lekkim cieniem, a w tem miejscu gdzie łabędzia fznowu przedtem) szyja łączy się z pie rsią, dwie wystające kosteczki odkrywały tajemnicę którą starano się zasłonić.

Księżniczka Paulina była bardzo dobrą, chociaż wprawdzie trudno jest znaleść złą pannę będącą na wydaniu, dla tego że wady w kobietach odkrywają się zawsze po ślubie, nakształt tego, jak w towarze po przyniesieniu go że sklepu do domu kupującego. Mówią, że mężowie są winni tym wadom którym podlegają ich żony, istotnie tak być musi, kiedy wszystkie panny są dobre przed zamężćiem! A tak więc księżniczka była dobrą, to się ma rozumieć, że nikomu nic robiła nic złego, a jeżeli czasem zdarzyło się, że obmawiała swoje rówiennicc które były przez mężczyzn uznawane za piękne, to jedynie pochodziło z istotnego zamiłowania prawdy, ale nie przez złość i zazdrość. Jeżeli w jej obecności mówiono

biednych i nieszczęśliwych, wówczas serdecznie wzdychała, wznosiła oczy do nieba

kilka łez roniła, to jej było bardzo do twarzy i w takim razie ona pierwsza dawała głos ażeby wspomódz nieszczęśliwych. Jeżeli sama

,

nie mogła zawsze dawać pieniądzy, lo dla tego że miała ich mało, iż brakowało nawet na stroje; odwiedzać biednych było jej nie podobna, dla tego, że mało miała wolnego czasu i że doktor zabronił jej oddychać niezdrowem powietrzem, które zwykle towarzyszy biednym i chorym. Nic gniewała się na nikogo chyba tylko na swoją garderobianę przy toalecie, a to od tego czasu, jak mama zaczęła, jej liczyć rok dwudziesty. Księżniczka Paulina była mocno o tem przekonaną że jest lepszą, rozumniejszą, zgrabniejszą i przyjemniejszą od wszystkich księżniczek av świecie, następnie najpiękniejszą z całej płci pięknej na kuli ziemskiej. Nic nie jest dziwnego, że zostawała w tem przekonaniu, niesłyszała albowiem przeciwnego zdania o swojej piękności i dobroci, ale przeciwnie od samego urodzenia przyzwyczajała się słuchać pochwał i grzeczności Księżniczka Paulina miała dużo starających się o jej rękę, lecz jedni z nich nie podobali się ojcu, a drudzy matce, dla tego że nie byli dosyć znakomici i bogaci. Księżniczka zaś szła za radami rodziców i odmawiała swej ręki stosownie do ich widoków,

nie czyniła to z szacunku dla rodziców, ale dla tego że uważała małżeństwo traktatem czyli też pewnym gatunkiem familijnego kontraktu. Jej serce było niewinne jak baranek i dotychczas nawet nikogo nie lubiła oprócz samej siebie, co niejest zabronionem prawami czystości. To prawda, że księżniczce Paulinie bardzo się chciało pójść za mąż dla tego, ażeby być panią swego domu, przyjmować gości u siebie, mieć swój ekwipaż i ubierać się swoim kasztem, czyli to wszystko jedrjo kosztem męża, lecz żadna ją inna myśl nie zajmowała do tej okropnej epoki, aż księżna matka zaczęła jej liczyć rok dwudziesty. Księżniczka Paulina nie myślała inaczej wyjść za mąż chyba za jakiego udzielnego księcia a przynajmniej feldmarszałka, lecz od czasu jak wierna jej garderobianna niemogła jak dawniej dogodzić u toalety, jak rówiennice jej zaczęły tuzinami wychodzić za mąż, księżniczka Paulina mówiła sama do siebie, że chętnieby poszła nawet za rossyjskiego księcia albo hrabiego, a w przypadku i za prostego szlachcica byleby tylko był przy dworze, z warunkiem, że przyszły jej małżonek powinien być

Ę jĘl SM pip

bogaty i nie skąpy. Temi skromnemi chęciami ograniczała się księżaiczka Paulina kiedy hrabia Choclilenkow uczynił projekt ożenienia jednego z bogatych swoich podwładnych , aby tym utrzymać cbylący się do upadku majątek przyjaciela swojego księcia Kurdiukowa.

Pewnego razu zrana o godzinie jedenastej, siedziała u toalety i przygotowywała się doświadczyć pewnego sposobu nadania białości twarzy, ogłoszonego za niewinny w gazetach Francuzkich i przedawanego pod sekretem w Petersburgu, Dunia garderobianna przygotowała miękką białą skórkę i już odetkała flaszeczkę, gdy wtem zapukała do drzwi księżna matka.— Paulina śpiesznie schowała owe niewinne antidotum, wstała z krzesła i powitała matkę. Księżna kazała wyjść garderobiannie, usiadła na sofie polecając córce uczynić toż samo.

— Ma chere Pauline ! hrabia Miron Piotrowicz swata la ciebie męża.

— Hrabia Miron Piotrowicz! a to być musi coś nadzwyczajnegc !

— Ani domyślisz się nawet.

— Najpewniej kogo że swoich krewnych! Lecz mówią, że on nie ma bogatej familii.

— ((Nie, zupełnie obcego mu człowieka, ale za to młodęgo, przyjemnego, rozsądnego, bogatego i bardzo bogatego...

— We wszystkiem polegam na wyborze kochanej mamy ! Dajesz mi więc poznać że ten kawaler musi być małego znaczenia, zapewne nie więcej jak kamerjunkier ?

N—.Nie, jeszcze nie jest przy dworze.

— Więc któż on jest? może pólkownik gwardyi ?

— Nie, urzędnik cywilny.

i— "Czy nic z ministerstwa spraw zagranicznych ?

— ((Nie, on zostaje pod zwierzchnictwem hrabi Mirona Piotrowicza. Zresztą nie troszcz się ani o urząd, ani o stopień, zrobiemy go tym czem sami zechcemy..."

— ((Książę czy tez hrabia ?

— aProsty szlachcic, ty jednak wyszedłszy za mąż nie utracisz książęcego tytułu, właśnie chcemy ażeby on przyjął nasze nazwisko i godność książęcą dlatego, że twój ojciec jest ostatnim w rodzinie książąt Kurdiukowych.

— Jak ci sic podoba mamo! Lecz czemże on jest, proszę mi powiedzieć i niemęczyć tak długo.

— Oto czy znasz Piotra Iwanowicza Wyżyginą? f

— Przypominam go sobie!... dość przystojny i zgrabny lecz... mówią... że on pochodzi zniżki ej familii!

Na te wyrazy księżna ciężko westchnęła, spuściła oczy i długo zostawała w milczeniu.

— Tak, on nie z dawnej szlachty, nakoniec dodała głosem mniej wyraźnym, teraz jesteśmy w takich okolicznościach, że niepowtruliśmy na to uważać. Księżniczka mniemając że ostatnie słowa matki ściągały się do jej lat, zarumieniła się.

— Jakkolwiek bądź, odpowiedziała księżniczka spuściwszy na dół oczy, cóż o tem powiedzą w mieście jeśli on jest z nizkiego rodu? a jak to znów przyjmą ciotki, co na to będą mówić krewni? zresztą zaledwie go kilka razy widziałam i z nim rozmawiałam, zdaje się, że on powinienby lepiej się obeznać z naszym domem, pozyskać moję wzajemność, oświadczyć się... należałoby po

prowadzić ten interes tak, jak zwykle się dzieje...

— "Kochana Paulino co ci jest? to niepodpada żadnej wątpliwości że on szalenie zakochał się w tobie; lecz jakżeby śmiał, nie będąc że znakomitej familii, wyjawić swoją ku tobie miłość; kazałabym go wyrzucić za drzwi! Podobne małżeństwa zwykle uskuteczniają się za pośrednictwem pewnych osób, to tak się dzieje, ale nie jak ty myślisz. Wszakże i książęta dworów pomniejszych, nie oświadczają się sami, ale szukają związków za pomocą innych dworów równych temu z którym sic chcą połączyć. Będzie jeszcze dosyć czasu oswoić go z naszym domem i podać mu sposobność by się oświadczył.; lecz my wprzód byliśmy obowiązani wyjawić w tym względzie nasze zamiary. Zresztą nie jest on że zbyt pospolitych, a nawet zostaje w pokrewieństwie z hrabiami Nicztożynami... Lecz teraz najgłówniejszem jest to, ażebyś ty Paulino była rozsądną i na wszystko przystała. Ojciec twój i Chodaków tak rządzili majątkiem, że go zupełnie roztrwonili, a więc jeżeli ty niepójdziesz za mąż za majętnego czlo

kiedy bylo mnóstwo uciążliwej pracy. Naczelnik w obawie aby się P. Szmigajło nie usunął od obowiązków, chcąc go nagrodzić, niekiedy poruczał mu znaczne kupna, ale Romuald Wikientiewicz tak był niedomyślny i, e zamiast zrobienia majątku, zrobił sobie wielu nieprzyjaciół, z powodu, że taniej kupił zboże aniżeli jego koledzy, do tego stracił i własne pieniądze na drogę; prosił więc potem jak zbawienia, ażeby go nie używano do podobnych zleceń, za któremi się inni tak uganiali. Nakoniec P. Szmigajłp tak się przyzwyczaił do swego losu, że nawet przestał myśleć o jego polepszeniu, i uważał za tak niepodobną rzecz jak gdyby kto chciał przenieść na plecach dom w którym biura się mieszczą. Zycie człowieka opiera się na świetnych nadziejach, albo na zupełnej niepewności. W pierwszym przypadku człowiek cierpliwie znosi teraźniejsze nieszczęścia ciesząc się przyszłością, w drugim, gdy mu nic nie pozostaje, przynajmniej z każdej chwili ukontentowania powinien umieć korzystać. Te dwie ostateczności są tem samem, czem seu i czuwanie. Przedtem Romuald Wikientiewicz próbując pióra, skrycie

naukach. Była tak ładną , że Anna Michajłowna poglądając na nią, wylewała łzy radości. W sąsiedztwie nic wiedziano o tem, że Eliza niejest córką Romualda Wikienticwicza i Anny Michajłowny. Ona nazywała ich swemi rodzicami, a oni nazywali ją córką, lubili i pieścili jak własne dziecie. Niektórzy z kol

legów Romualda Wikientiewicza wiedzieli że Anna Michajłowna nie miała dzieci, i z tego powodu rozsiewali osławiające anegdotki na konto tej czułości; lecz panSzmigajło i zona jego, nie troszczyli się o to i byli zupełnie szczęśliwi w swojem maleiikiem towarzystwie, nie zważając nawet, na tak okrutną niełaskę losu dla P.Szmigajly, który chociaż był w liczbie dobrych i zdatnych urzędników, nigdy przecię nie mogł doczekać się awansu; albowiem na miejsca wyższe , było mnóstwo kandydatów, a do niższych urzędów było trudno znaleść ludzi zdatnych. Za Romualdem Wikientiewiczem nikt nie prosił, on sam zaś nigdy się nie użalał i nie przypominał, następnie więc kiedy przychodził czas czynie przedstawienia do awansów i nagród, był zostawiony w niepamięci, a pamiętano wtenczas tylko o nim,

dzieci, lecz byli przywiązani z cala rodzicielską miłością do biednej sieroty dalekiej krewnej Anny Micliajłowny, które ona przyjęła do siebie w drugim roku po ślubie. Anna Michajłowna wychowywała sic wspólnie z córką swojej znakomitej dobrodziejki, i nic się więcej nie nauczyła, jak języka francuzkiego, muzyki, tańców i nabyła dosyć wiadomości powierzchownych; ponieważ zaś w domu była biblioteka, kształciła

i

swój rozum przez czytanie książek, jak zwykle ludzie klórzy nie mają powołania należeć do rzędu uczonych. Bardzo rzadko bywając w teatrze od czasu zamężcia i nie mając prawie znajomych, Anna Michajłowna czas wolny od szycia i domowego gospodarstwa poświęcała wychowaniu sieroty Elizy, której ochota i pilność wzbudzały chęć w dobrej opiekunce trudnienia sic jej uksztalceniem. Eliza mając już rok sicdmnasty, dokładnie mówiła po francuzku z zachowaniem wszelkich prawideł grammatycznyrh , przytem dosyć była zręczną do robot właściwych płci swojej, znała dosyć dobrze historyę i jcografię, a przez czytanie nabyła wiadomości i o innych

knością duszy i ciała. Wbrew zwyczajowi wszystkich biednych wychowanek w bogatych domach, Anna Michajtowna (tak zWała sic zona pana Szmigajly) nie napoiła się duma swoich przewodników, nie przejęła ich kaprysów, nie nauczyła się kokieteryi, nie nabrała chęci do marnotrawstwa, a co największa, że sienie przyzwyczaiła do przyjemnego przepędzenia czasu,jak mówią Włosi ii dolce far miente to jest w słodkiem próżnowaniu. Wiedziała bowiem Anna Michajłowna że jej mąż nic jest bogatym, i że utrzymuj" sic tylko z samej gaży, lecz widząc w uim chęć do pracy i przekonawszy się o jego poczciwości i miłości bezinteressownej, ceniła go więcij jak bogatego sekretarza, który chciał sic z niążenić dla protekcji, to jest, ażeby w przypadku jeżeliby mu się zdarzyło być pod sądem albo śledztwem, mogł za pomocą zony wyjść z nieszczęścia. Prawdę mówiąc, przed ślubem nie bardzo ona kochała Romualda Wikientiewicza, była tylko dla niego z pewnym szacunkiem, lecz w ciągu dwudziestoletniego z nim pożycia, z każdym dniem więcej nabierała do niego przywiązania. PP. Szmigajlowie nic mieli

miał zręczność poznania się z towarzyszką żony swego naczelnika, odkrył się z swoją ku niej miłością i otrzymał wzajemność. Zona naczelnika cieszyła się iż sic rozłączy z swoją towarzyszką, które gdy była jeszcze dzieckiem wzięła od ubogich rodziców stanu szlacheckiego, dla swej rozrywki; ale gdy ta już przyszła do lat, staią się nieznośnym ciężarem dla dobroczynnego serca tej pani, Romualdowi Wikientiewiczowi obiecywano bardzo wiele dopóki był oblubieiieem, i przyjmowano go jak krewnego, proszono go do wspólnego stołu, ale po ślubie zapomniano o wszystkich obietnicach, zapewnie dlatego, że miano wiele innych kłopotów. Romuald Wikicntiewicz nie wspominał nigdy o obietnicach, uiczego nie prosił: a kiedy naczelnik zmienił urzędowanie, zupełnie przestał go odwiedzać i te nie z lego powodu że się od niego nic niespodziewał pozyskać, ale że mu nie był potrzebnym, a prawem sukcessyjnym stał sic wyrobnikiem u naczelnika który zajął miejsce pierwszego. Szczęściem że natura była hojniejszą dla żony Romualda Wikientiewicza, jak dla jej opiekunów, i udarowała ją pie

go właściwą sobie przezornością. Btat starszy Romualda juz był żonatym i piastowa urząd ekonoma , ale odebrawszy po ojcu spadek, kupił niewielkie dobra i zaczął trudnić się rolnictwem, Romuald zaś swój kapitał oddał jednemu z majętnych obywateli nadzwyczaj grzecznemu i kochanemu, rachując sobie (podług przyjętego zwyczaju w tych stronach) siódmy procent. Upływa rok czasu aż w tem grzeczny obywatel ogłasza konkurs czyli exdcwizyę, i biednemu Romualdowi, z podziału majątku pomiędzy kredytorów, przypadł: ślepy chłop z kulawym koniem i cztery morgi piasku i błota; straciwszy więc Romuald Wikientiewicz tym sposobem swój kapitał, a część przypadłą mu z exdewizyi oddawszy adwokatowi za fatygę, prosił swej zwierzchności ażeby go przeniesiono do Petersburga, w nadziei, że tam powiększa mu gażę i że w ogólności los swój poprawi. Jakoż wkrótce zwrócił na siebie uwagę swoich naczelników, i jeden z nich w nagrodę za jego gorliwość jako też i dla rozwinięcia jego zdolności , dawał mu robotę w swym domu na całe dnie i na całe noce. Tu dopiero Romuald

sadku. Ludzie więc jak na wielkim tak i na małym świecie dręczą się, cierpią, cieszą się, nakoniec dziwią się jaka jest tego przyczyna, że to co jedni widzą za rzecz wielkie j wagi, drudzy uważają za malo znaczącą. Radca tytularny Romuald Wikientiewicz Szmigajlo,pochodził że szlachty litewskiej; będąc jeszcze młodym wstąpił do służby cywilnej ido roku cieszył sic nadzieją, że z czasem dosłuży się stopnia gubernatora, aż w tem ukaz

zdawaniu examenów, podciął skrzydła jego imaginacyi i osadził go na radcostwie ty tułaniem.

Ojciec jego był kiedyś ekonomem czy tez rządcą a później dzierżawcą, całe swe życie chodził w surducie z samodziałowego sukna

i w łapciach, które tylko w czasie świąt .zamieniał na boty; z tem wszystkiem jednak, po swojej śmierci zostawił dla dwóch synów gotówką po półtrzecia tysiąca czerwonych złotych, o których nikt niewiedział za jego życia i nawet on sam starał się o tem zapomnieć że były schowane w garnku pod piecem. To tylko szkoda, że ojciec obdarzywszy pieniędzmi Romualda Wikientiewicza , nie obdarzył

mawiała o konieczności wydawania córek za mąż, nawet wbrew własnej woli, jedynie tylko ażeby dogodzić mężowi i przez wzgląd na rozkochanych. Książę Kurdiukow ciągle powtarzał że mu się zdarzyło wyczytać w Wolterze, że sam podczas zamieszek we Francyi słyszał: o nieodbitej potrzebie poświęcenia uprzedzeń o znakomitości rodu dla dobra ogólnego, o równości, o braterstwie, i do tego stopnia czasami wpadał w zapomnienie, że mimowolnie i bez sensu mówił jak Jakobin, nie wiedząc sam istotnego znaczenia swoich mów, chcąc niejako tym sposobem oswoić krewnych i znajomych z wieścią o zamęściu księżniczki Kurdiukow, z bogatym urzędnikiem, który nie jest ani hrabią, ani księciem, ani nawet z dawnej szlachty pochodzi. Wszyscy zaczęli się domyślać że w familii księcia zaszły jakoweś nadzwyczajne okoliczności, a z westchnień księżniczki i mów jej rodziców wnoszono, że cala rzecz idzie o małżeństwie.

Teraz czas ażeby czytelnik przeniósł się w inną krainę: gdzie jest mniej hałasu i mniej świetności, ale tacy sami ludzie, a następnie

też same namiętności i dziwactwa, z tą tylko różnicą, że w innym kształcie. W klassiciredniej mniej jest nadziei wywyższenia się, a przeto mniej slawolubstwa, dla tego więc wszystkie chęci ograniczają się i dążą do pomyślności, jaką częstokroć nam przedstawiają pojedyncze rodziny, w których się równoważy miłość z przyjaźnią, a punktem podpory jest, dostateczne utrzymanie się. Lecz ażeby niemając majątku żyć wygodnie, zjednać sobie przyjaciela i otrzymać przewagę nad ukochanym przedmiotem, trzeba przejść drogę cierniem usłaną, doświadczyć wiele nieprzyjemności i często ulegać wpływowi tylu zgubnych intryg ile ich jest na drodze sławy. Czy w wielkiem czy tez w mal em towarzystwie, człowiek zawsze podpada nieszczęściom, cierpi on wsiosunku strat, swego majątku i pojęcia o rzeczach , ale nie stosownie do ogółu.

Śmieją się biedni z bogaczówr, którzy dla rozmaitych widoków żenią się z monstrami będąc w stanie mieć piękne żony; rzucają pieniądze niosąc w ofierze wstyd i zdrowie, czołgają sic i korzą dla osiągnienia tego, co nie waży i jednego grana na szali zdrowego roz

_ „Co Jo mnie, to we wszystkiem polegam na tobie mamo, i uczynię to wszystko co rozkażesz.

— Córko moja uściskaj mnie! i przygotuj się do balu, chcemy albowiem w czasie zapust sprawić wielką ucztę; lecz przed czasem nikomu nie mów o tem wszystkiem. Zastanowiwszy się dobrze, uważam że twój ojciec słusznie radzi ukrywać nasze zamiary, a to z obawy ażeby ci którzy głośno sprzeciwiać się będą temu związkowi, ażeby ciż sami mówie, nieodmówili od nas bogatego oblubieńca, a w teraźniejszych czasach malo jest bogatych kawalerów. Lecz coż kiedy i bogaci szukają posagu.— Zle czasy! Paulino! pomyślże o twoim wielkim ubiorze, jeżeli chcesz, to pojedziemy razem do magazynów: kareta już czeka, idę się ubierać.

Tak cały dom księcia Kurdiu!:owa utrzymywał z pewnością, iż to małżeństwo przyjdzie do skutku, sądząc, że wielką czyni ofiarę, kiedy bogatego nowicyusza w szlachectwie, przyjmuje do swojej familii. W tymże samym czasie stary Wyżygin niezmiernie rozpaczał z powodu nieposłuszeństwa syna, i

wstydzi! się wyjawić hrabiemu Mironowi Piotrowiczowi iako tez i księciu Kurdiukow i prawdziwy stan rzeczy. Piotr Wyżygin, dla uniknienia wszelkich w tym względzie objaśnień przed swym zwierzchnikiem, podał się za chorego, nigdzie się niepokazywał w towarzystwach i nie bywał nawet u ojca, który podobnież nieodwiedzał syna, ale szukał rozmaitych sposobów do ułagodzenia tej krnąbrności. Doktor Lebedenko przestał bywać u swego dawnego przyjaciela i nie chciał odwiedzać Piotra, dla tęgo ażeby stary nie sądził że on swemi radami jeszcze bardziej czyni go nieposłusznym. Książę Kurdiukow zaczął robić przygotowania do balu; na kilka dni przed tą uroczystością, uchylił się od obowiązków swego urzędowania, a natomiast sam wziął się do ubrania pokojów i ustawienia drzew i kwiatów z własnej oranżeryi. Księżniczka Paulina cała była zajęta swoim balowym ubiorem, a widząc się że swemi kuzynkami albo tez osobamrdobrze znajomemi, przybierała na siebie postać jakowąś tajemniczą i ponurą. Księżna Kurdiukowa w towarzystwie krewnych i ścisłych przyjaciółek,

kreślił swoje nazwisko z rozmaitemi rangami, i z uśmiechem spoglądał podpisawszy się w pysznych cugach Rzeczywisty Radca Stanu Szmigajło ale nakoniec odzwyczaił sic od tej niewinnej przyjemności i zaczął próbować pióra kreśląc wyrazy: próżność próżności wszystko próżność. Zdawało mu się ze stopień radcy tytularnego połączył się zjego nazwiskiem; przestał więc myśleć o jego przemianie, pocieszając się tefm, ze awans przy familijnem szlachectwie, nie jest koniecznym.

Anna Michajlowna przeciwnie widziała rzeczy, tem bardziej ze szczupły dochód pozbawiał ją przyjemności urządzania zabaw i rozrywek właściwych wiekowi jej wychowanicy kochanej Elizy. Obiedwie pracowały od rana do wieczora, szyły do magazynu bieliznę, haftowały wzory na sukniach; w ogólności trudniły się wszystkiemi robotami właściwem! płci swojej. Pewny literat dawny przyjaciel Romualda Wikientiewicza zaopatrywał ich w książki, które czytały wieczorami i w dniach świątecznych. Romuald Wikientiewicz nieumiał po francuzku, ale kiedy czytały w języku rossyjskim, słuchał z wielkim ukonteu

wieka, to nas czeka przyszłość bardzo smutna."

— To to są takie okoliczności! Marno! przecież tyle jest bogatych hrabiów i książąt, a przynajmniej szambelanów i pułkowników!"

— Wybierać i czekać kochana Paulino już nie czas! Lecz hrabia Miron Piotrowicz przyrzekł że wynajdzie takie urzędowanie i postawi na takim stopniu twojego męża, na jakim on sam zechce. Jednakże jak uważam z twoich zarzutów, to Wyżygin nie musiał ci się podobać."

— Owszem przeciwnie marno, jeżeli mam powiedzieć prawdę, już dawno zwrócił uwagę moję. W towarzystwach jest dosyć rozsądnym, a nadewszystko zgrabny, i przyjemny. Często wspominałyśmy o uim z kuzynkami i ubolewałyśmy nad tem, dlaczego on niejest z wyższej klassy.... Ah! jaka to szkoda!"

— Teraz on będzie księciem, szambelanem, albo może i czem wyższym, a tak kto wie czy ubolewania twoich kuzynek nie zamienią się w zazdrość; kochana, chciej tylko!"

tpwąniern.— Prawie zawsze siedziały w domu i nigdzie nie wychodziły; czasami latem odwiedziały ogrody letnie i parę razy jeździły czółnem do Krestowska albo do EkaterynLofu; zimą chodziły tylko do kościoła albo do magazynu dla wzięcia roboty i odebrania pieniędzy. W dnie powszednie Romuald Wikieiitiewicz przychodzi! tylko do domu na objnd i na noc, całe dnie zaś przepędzał w biurze albo tez pracował av mieszkaniu naczelnika. W niedzielę i święta używał przyjemności w domu z familią, dziękuiąc Bogu za zesłanie aniołów pocieszycieli w osobach iony i wychowanicy, które się z nim pieściły i uprzedzały wszystkie jego chęci, starając się wszelkiemi siłami, ulżyć jego przykremu położeniu. Za każdym razem przy odebraniu pieniędzy z Magazynów, zjawiał się na stole ukochany półmisek Romualda Wikientiewicza ; kołnierzyki jego i mankietki, najpiękniej były wyhaftowane, a w dzieii imienin lub tez urodzin otrzymał zawsze jakiś podarunek. Dobry P. Szmigajło nie mogł im okazać swej wdzięczności, albowiem cały swój dochód oddawał żonie, i tak był obarczony pracą rzą

dową, że nie był wstanie ani grosza ubocznie zarobić; samemi więc tylko łzami za ich przychylność dziękował.

Anna Michajłowna mocą rozsądku oparła się wszystkim marzeniom o uciechach jakich doznają możniejsi, i przemogła wszystkie chęci niezgodne z jej położeniem; lecz Eliza, kochana Eliza, przy całej swojej skromności i prostocie, nie mogła przezwyciężyć uczucia, które jest wrodzone kobietom, uczucia tak mocno działającego w wieku młodym, to jest: chęci podobania się i strojenia. Nie szukała wzroku mężczyzn, sama się także im nie pokazywała, atoli przyjemnie jej było, kiedy na przechadzkach zwracała na siebie uwagę młodzieży, a nawet w głębi serca przebaczała, gdy ci ośmieleni skromnością jej ubioru, mówili głośno: ah! quelle jolie personne ! chociaż to bardzo gniewało Anne Michajłownę, która nie była przyzwyczajona do takiej śmiałości. Na widok panien wybladłych, pożółkłych i wynędzniałych, które były ubrane wyszukanie i przejeżdżały się w pojazdach wspaniałych, dobrej Elizie pomirnowolnie przychodziło na myśl, że ona będąc na ich miejscu nie zeszpe

riłaby ani pięknego pojazdu, ani tez bogatego ubioru. Lecz te myśli snuły sic wjćj głowie jak lekka chmurka na przezroczystym lazurze nie ba, i nigdy fcię tak nie skupiały, aby miały być burzy lub mgły przyczyną. Eliza była zadowolnioną z swojego losu, albowiem całe swe szczęście zakładała na pozyskaniu przywiązania swych dobroczyńców i przekonaniu, że jest od nich serdecznie kochaną. Wciągu roku była kilka razy w teatrze w loży trzeciego piętra, na której zakupienie, składało się dwie lub trzy familie biednych urzędników, podług jej zdania teatr że wszystkich zabaw najwięcej miał powabu. Nie zdarzano się jej nigdy widzieć świetnych balów, jednakże opowiadań czynionych przez Anne Michajłownę o wspaniałych uroczystościach, jakie bywają w znakomitych domach, słuchała z wielkiem ukontentowaniem. Anna Michajłowna nauczyła ją tańczyć walca, kadrila i eccossaise. Eliza też będąc na dwóch czy trzech weelach i tyluż wieczorach, na które były z Anną Michajłowną zaproszone przez kolie gów i właścicieli domu w którym mieszkali pp. Szmigajłowie, odznaczyła się zgrabnością

( lot

Mając juz rok siedmnasty, jeszcze me miała najmniejszego pojęcia, co to jest miłość; i wyobrażała sobie że niepodobna jest kochać bardziej męża ani też kochanka, jak ona kochała swego dobroczyńcę Romualda Wikientiewicza. Widząc w teatrze z największym zapałem i mocą wystawiane gwałtowne uczucia i namiętności, bez żadnej przyczyny, serce jej drgało i na licach pokazywał się rumieniec. Czytając w historyi alboliteż w niektórych romansach obłędach a nawet i zbrodniach, których miłość była przyczyną, prosiła Boga aby ją zachował od tej namiętności, bała się nawet jej nazwiska.

Romuald Wikientiewicz najmował mieszkanie na Kołomnie za Ałarczynym mostem. W tymże samym domu mieszkał artysta mu zyczny z nadwornej kapeli; do niego przyjeżdża! niekiedy młody bogaty człowiek, który był jego uczniem. Eliza przez okno lubiła się przypatrywać, pięknym koniom i pojazdowi bogatego młodzieńca, który iej się być zdawał dosyć rozsądnym. Pewnego razu na wschodach młodzieniec spotkał się z Eliz., a pomimo że był bardzo skromny, jednako

woż zapomniał co mu nakazywała przyzwoitość: zastanowił się i tak pilnie wpatrywał się w nią, że stał się przyczyną jej pomieszania. Oti tego czasu młodzieniec ten codziennie, a czasem i kilka razy na dzień odwiedzał artystę, i często przez całą godzinę czekał na wschodach, w nadziei spotkania się z Elizą; czasem się to udawało. Eliza to dostrzegła, że on zaczął częściej odwiedzać artystę i zawsze się z nią spotykał na wschodach ; nie uszło i to jej uwagi, że jeżeli młodzian nie spotkał jej na wschodach, pojazd stał dłużej przed domem, jeżeli zaś spotkał, odjeżdżaj prędzej, z początku ów panicz spojrzawszy na Elizę, mijał ją, później zaczął się jej kłaniać, jednakowoż nic do niej nie mówił.—Przy wschodach za drzwiami była spiżarnia, młodzieniec więc niemal zawsze przyjeżdżał po południu, kiedy Eliza zatrudniona będąc gospodarstwem, przymuszoną była po owych chodzić wschodach. Za nadejściem zimy litując się nad biednym stangretem, bez żadnego interesu wychodziła do spiżarni, wiedziała albowiem że skoro tylko się spotka z młodzieńcem, to on natychmiast odjedzie. Pochwalał a w myśli skromność mlodzieii

s

I

t

ca; chciałaby jednakże usłyszeć jego głos, który sądząc z powierzchowności, powinien być przyjemnym, lecz młodzieniec spojrzawszy na Elizę i jej się ukłoniwszy, natychmiast odchodził. Zdaje się, że jeszcze musiał być nówicyuszem w tym zawodzie, i że wszystkiego można było wnosić, że się kształcił nie na pensyi francuzkiej, ani w pułku huzarów, gdzie jest wykładaną nauka znajoma pod tytułem: Ie developpement de la jeunesse , w której zapamiętała śmiałość w obchodzeniu się z kobietami, uważa się za najgłówuiejszy i najcelniejszy doskonałości dowód.

W roku latem, literat przyjaciel Romualda Wikientiewicza mieszkający ria wsi, to jest wwiejskiej chatce na Krestowskićj wyspie, zaprosił do siebie na wieczór P. Szmigajlo z żoną i jego wychowanicą; nająwszr lodź pojechali do niego; tam podług danego słowa spotkał ich Teodor Wasilewicz Albanin i ofiarował im pojazd swego przyjaciela, przechadzającego się wówczas na wyspie Kamiennej. P.Szmigajło bardzo był zadowolnionym z tego zdarzenia, albowiem już się zabierał dźwigać na sobie oprócz swego pia

szcza, salopy kobiet wzięte dla ostrożności, ażeby się nie zaziębiły powracając do miasta. Pojazd byl bardzo piękny, konie prześliczne, stangret, foryś i lokaj byli ubrani porządnie. Anna Michajłowna uważała, że Eliza spojrzawszy na stangreta zarumieniła się, jednakże nie badała tego przyczyny, rozumiała albowiem, że to pochodzi z radości. Gdy przyjechali na wieś, Teodor Wasilewicz jako człowiek bezżenny prosił Anne Michajłownę, aby zastąpiła miejsce gospodyni i oddał jej klucze od swojej szafki w której były herbata, cukier, sucharki, owoce, ciasta, kilka butelek rumu i dobrego wina. ?

Służący literata nastawił tymczasem samowar a wieśniaczka gospodyni domu, zajęła się przyprawą kurcząt i sałaty na podwieczorek. Sam zaś Teodor Wasilewicz z Romualdem Wikientiewiczem pootwierawszy okna, wyganiali muchy, które w małej izdebce z przepierzeniem, uwijały się rojami, przywabione ciepłem i zapachem potraw. Gdy imbryczek stał już na samowarze, Eliza wycierała filiżankę a Anna Michajłowna przygotowywała herbatę, wszedł do izby młody człowiek,

ukłonił sic grzecznie damom i Romualdowi Wikientiewiczowi, przywitał się z Teodorem Wasilewiczem po przyjacielsku, ten go przedstawił swoim gościom, jako młodego ulubieńca muz i swego ucznia, przy tem dodał że się nazywa Piotr Iwanowicz Wyżygin. Eliza spojrzawszy na młodzieńca, tylko co nieupusciła fdiżanki i zarumieniła się bardziej jak kiedykolwiek. Teodor Wasilewicz oświadczył, że od brzegu przyjechali jego pojazdem, a Pan Szmigajło z swoją żoną poczytali za obowiązek złożyć mu swoje podziękowanie. Skromność, jakowaś bojaźliwość dostrzeżona w osobie młodego człowieka, ośmieliły Romualda Wikientiewicza, który od niejakiego czasu stał się trwożliwym w obejściu się z ludźmi bogatymi i znakomitymi. Anna Michajłowna przepędziwszy młodość na wielkim świecie, dziwiła się skromności młodzieńca i z pierwszego spotkania dobrze o uim sądziła. Eliza nie ośmieliła się podnieść swych oczu.

— Pozwól pan zapytać: rzekła Anna Michajłowna do Piotra Wyźygina, czy nie krewny pana Wyżygin, niepamiętam jego imienia, co się ożenił z Olgą Alexandrowną Uralską.

Od samego dzieciństwa żyłam z nią w przyjaźni, nasi rodzice mieszkali razem w jednym domu, lecz po śmierci matki niewidziałyśmy się, słyszałam tylko że poszła za mąż za jakiegoś bogatego człowieka, który miał pańskie nazwisko.

— ccJakto, zawołał Wyżygin całując z uczuciem rękę Anny Michajłowny, która z niewypowiedzianą czułoącią uściskała młodzieńca. Pani byłaś w przyjaźni z nicboszką moją matką ? Oczy Wyżygina na wspomnienie matki napełniły się łzami, Eliza iakże nie mogła wstrzymać się od łez, i przymuszoną była wyjść z pokoju, zrobiło się jej tak gorąco, tak nie dobrze, że niewiedział a co z sobą ma zrobić."

— Ona umarła: rzekła smutnie Anna Michajłowna, ocierając łzy.— Ach Piotrze Iwanowiczu! powinnam otwarcie wyznać, że dla mnie jest bardzo przyjemne spotkanie się z synem towarzyszki mojej młodości, który jej jest godnym. Z pierwszego wejrzenia domyśliłam się, że Pan miałeś dobrą matkę, jakoż nieomyliłam się wcale. Usiądź więc przy mnie i pijmy razem herbatę, jak piliśmy z matką będąc

dziećmi. Elizo! Elizo! gdzie ty jesteś? chodź tutaj kochana! siadaj, siadaj, Piotrze Iwanowiczu! Eliza powróciła do pokoju i musiała usiąść obok Wyźygina, co ją bardzo zasmuciło. Wkrótce uprzejmości prostota młodzieńca były przyczyną niewymuszonej rozmowy, i w przeciągu godziny Romuald Wikienticwicz i Anna Michajłowna obchodzili się zWyżyginem jak z dawnym znajomym. Teodor Wasilewicz zaproponował spacer na Kamienną wyspę; łatwo można się domyśleć że i Wyżygin im towarzyszył. Przewieźli się tam łódką i zaczęli się przechadzać w aleach. Wówczasto po raz pierwszy Wyżygin przemówił do Elizy, ina się rozumieć o pięknej pogodzie, o kwiatach i o przyjemnościach wieczornej przechadzki za miastem, Eliza odpowiadała z szczerością i otwartością dziecinną; obchodzenie się Wyżygina wygnało z jej serca bojaźń, tak że sama dziwiła się swojej śmiałości. Nieumiejąc nic udawać, czuła się zupełnie szczęśliwą; była nawet weselszą i rozmówniejszą jak zwyczajnie. Nachodziwszy się dosyć, wrócili na wieczerzę do mieszkania Teodora Wasilewicza. Eliza przy sto

Ie hez żadnej trwogi siedziała obok Wyzyginą: jeszcze nieznała owych przyzwoitości światowych, pod któremi kryje się to, co zachwyca umysł i.duszę. Dobre wino tak rozweseliło P. Szmigajłę, że na moment zapomniał o swoim smutku i o plice papierów które zostawił w domu. Nakoniec uderzyła , wszyscy się zdziwili jak prędko czas przeszedł, a P. Szmigajło przypomniawszy sobie o jutrzejszem przedstawieniu, zaczął prosie Teodora Wasilewicza ażeby posłał po czółno. Wyżygin ofiarował im swój pojazd; przysługa ta została przyjętą z radością i wdzięcznością. Pożegnawszy się z gospodarzem i podziękowawszy mu za przyjemnie przepędzony czas, P. Szmigajło z cala swoją familią mieścił się w poczwórnym koczu nowego przyjaciela, który powsadzawszy damy stał przy powozie, i w zapomnieniu patrzał na piękną twarz Elizy.

— w Czy pan nie siądziesz z nami? rzekła Anna Michajłowna.

— Nieśmiem państwu robie przykrości, a do tego znajdę sposobność dostania sic do domu, odpowiedział Wyżygin.

— Zmiłuj się Piotrze łwanowiczu! rzekła Anna Michajłowna: dla czegóż to chcesz nam odmówić tej przyjemności, pozostań z nami dłużej; a nadto dowiesz się Pan gdzie ijiieszkamy i spodziewam się że nie zaniedbasz odwiedzić towarzyszkę swojej matki, chociaż w biednem mieszkaniu, lecz śmiało moge powiedzieć że ono jest przytułkiem poczciwości i szlachetności! Wymawiając te wyrazy Anna Michajłowna spójrzała na swego męża, który nie mówił ani słowa, i już zaczynał myśleć o jutrzejszem przedstawieniu papierów, zapominając o całym świecie. Eliza nadzwyczajnie się ucieszyła że Wyżygin z niemi razem pojedzie; chciała nawet powiedzieć że on już od dawna wie o ich mieszkaniu, ale się wstrzymała, z obawy ażeby nie zmienić chęci Anny Mich aj łowny, która ciągle prosiła Wyżygina by wsiadł do kocza. Tymczasem Wyżygin patrząc na Elizę rozpływał się z radości i unosił się w krainie wyobraźni. Cichość nocy, pogodne niebo, blask księżyca, i obecność tej która zajmowała jego serce i wyobraźnię przez całą zimę, wszystko to sprawiło wielkie wrażenie na umyśle Wy

Tom I

zygina; był tak zachwycony że nie czuł czy żyje! Anna Michajłowna dostrzegła iż w jego oczach kręciły się łzy, Eliza stawała się smutniejszą w miarę zbliżania się pojazdu do ich mieszkania. Anna Michajłowna nie chciała przerwać zamyślenia w którem był pogrążony Wyżygin;, wszyscy zostawali w milczeniu aż nakoniec pojazd zatrzymał się przed mieszkaniem P. Szmigajły. Wyżygin odprowadził damy aż do drzwi, Romualda Wikientiewicza ścisnął za rękę, a na powtórne żądanie aby ich odwiedził, odpowiedział tylko skinieniem głowy. Powoli toczył się powóz od bramy, Wyżygin spoyrzał na okna wtenczas właśnie, kiedy Eliza poprawiała firanki któyc zupełnie tego niepotrzebowały.

KOZDZIAt V.

Cnotliwa familia. — Miłość. — Wykład rauzyki.— Urzędnik. — Szczęście krótko trwałe. — Pośrednik. — Nadzieje.

Piotr Wyzygia nazajutrz odwiedził Romualda Wikientiewicza, i zadziwił się nad ubóstwem zacnego urzędnika. Cały lokal składał się z jednej stancyi z przepierzeniem, wchód był przez kuchnię, nie było tam widać ani kawałeczka machoniu, który tak był pospolitym w Petersburgu jak brzezina. Krzesła i sofa sosnowe, pomalowane farbą czerwoną, dwa stoły i jedna ogroftina komoda łakze z ordynarnego drzewa, jedno zwierciadło i kufer zielony okuty żelazem; składały całe umeblowanie. Białe firanki zakrywały przez połowę okno, a kilka garnuszków z kwiatami były ozdobą stancyi. Z tem wszystkiem, w takiej ciasnocie i przy takim niedostatku sprzętów, wszędzie było czysto i wszyst

ko znajdowało się na swojem miejscu. Na sarnę myśl że tak dobra L tak szlachetna familia może cierpi niedostatek ca do najpierwszych potrzeb życia, w tenczas, kiedy tysiące oszustów i próżniaków używają rozkoszy kosztem cudzej pracy; serce Wyży giną krwią się zalało! Postanowił więc pomagać tej biednej rodzinie nie obrażając jej skromności, starając się firfy tem najusilniej aby się tego niedomyślono. Mieszkający na górze artysta zajmował czte ry pokoje dosyć pięknie umeblowane, które zona jego niemka, utrzymywała w największej czystości. Wyżygin tedy winnym domu nająwszy lepsze stancyę i umeblowawszy ją, uprosił artystę ażeby się tam przeniósł, stancyę zaś z meblami w której dotąd mieszkał, ażeby pod pozorem wyjazdu odstąpił P. Sziuigajle za takąż cenę, ile płacił P. Szriiigajło za swoją stancyę z przepierzeniem. Artysta chcąc dogodzić żądaniu Wyżygina, wmówił. Piomualdowi Wikientiewiczowi, że tem dla niego zrobi łaskę, albowiem w przeciwnym razie, musiałby szukać kogo do strzeżenia stancyi. Eliza była tem wszystkiem zachwycona, albowiem w nowem

mieszkaniu miała osobny salonik, na oknach mnóstwo kwiatów, toaletę i łóżko za firankami; przedtem zaś, musiała dla siebie słać pościel na kanapie, i nie miała osobnego kącika! W niewielkiej sali stał fortepian; kuchnia była napełniona mnóstwem rozmaitych sprzętów; nadto artysta jeszcze odstąpił P. Szmigajle wielki zapas drzewa na opał za starą podróżną walizę, nie wartującą i jednej szczapy. Stan tej biednej familii znacznie się zaczął polepszać i co do pieniędzy: jeden z magazynów nieustannie dostarczał robót dla Anny Micliajłowńy, za które płacono tak drogo, że ona się żenowała przyjmować tyle pieniędzy, lecz utrzymująca magazyn zapewniła ją, iż robota jej ceni się dosyć wysoko, i że ona dzieli się z nią tylko zarobkiem. Do Romualda Wikientiewicza przyszedł jakiś człowiek, który nazwał siebie sprawującym interesset obywatelskie, prosząc aby pisał dla niego, i obiecując za to stosowną nagrodę pieniężną. Z początku P. Szmigajło wymawia! się brakiem czasu, lecz nakoniec przystał, kiedy się przekonał że robota dosyć łatwa i nie zajmuje czasu więcej nad dwie go

. ( m )

dżiny; ów jegomość zaś płacił dosyć szczodrze i nienalegał na P. Szmigajłę. To wszystko było ułożone i uskutecznione przez Wyżygina: on dawał swoje pieniądze magazynierce i mniemanemu kommissantowi, który był również biednym urzędnikiem i wiele Wyzyginowi obowiązanym. Romuald Wikientiewicz nic wtem nit; widział, coby mogło ściągnąć jakieś podejrzenie, i nic myślał o niczem innem, tylko o swoich papierach. Anna Michajłowna domyślała się żo Wyżygin bierze udział w polepszeniu ich losu, ale nieśmiała go oto zapytać. Eliza myślała tylko o swoim przyjacielu, i hiepojmowała jakim sposobem stała się w ich położeniu tak szczęśliwa zmiana. Wyżygin codziennie bywał u P. Szmigajly, albo wyraźniej mówiąc, wszystek czas wolny od zatrudnień, zarzuciwszy wszelkie zabawy światowe, przepędzał w jego domu, jeden tylko Teodor Wasilewicz, podzielał z tum towarzystwo. Po upłynieniu kilku miesięcy, stał się że tak powiem, krewnym domu P. Szmigajly; Anne Michajłowna nie nazywał inaczej jak matką, a Elizę siostra, której sam zaczął dawać lekcyc mu

zyki; Eliza wkrótce okazała postęp nadzwyczajny w tym przedmiocie tak dalece, że juz exekwowała dosyć trudne sztuki na fortepianie. Wyżygin codzień bywał na obiedzie u P. Szmigajły i upewniał że mu nikt nie trafiał tak do gustu jak mama i siostra, które same miały dozór nad gotowaniem i lepsze potrawy przyrządzały własnemi rekami; do tego stopnia umiał pozyskać zaufanie, że pozwalali mu nawet przysyłać najlepsze produkta, wino i łakocie, których używał, ale rozumie się że wspólnie z niemi. — Jeżeli w teatrze wystawiano ktorą z lepszych sztuk, Wyżygin zapraszał familię P. Szmigajły do loży., i przymuszał swoje uczennicę bywać niekiedy na koncertach, dla nabrania gustu w muzyce. Takim tedy sposobem od czasu zabranej znajomości z Wyżygiiiem, los szanownej familii znacznie się poprawił; młodzieniec ten był dla niej niewidzialnym aniołem stróżem, lecz widocznym przyjacielem, synem i bratem. Chociaż się nife często trafia aby nędza z bogać rein łączyła się węałem bezinteressowności, nikt jednak w domu P. Szmigajły nic mniemał, jakoby bogactwo było przy

( " r

czyną cnot Wyzygina; owszem wszyscy go lubili za jego chwalebne przymioty i cieszyli się z tego, że jest bogatym, nie myśląc bynajmniej o korzyściach. Przeciwnie, Romuald Wikientiewicz i Annar Michajłowna ubolewali wskrytości nad tem, że Wyżygin jest bogatym dla teffo, że to ich rozłączało w oczach świata. Eliza niemyślała ani o bogactwie ani o biedzie, tylko o swoim miłym bracie i nauczycielu, a niedomyślała się tego, że kocha go tyle ile tylko panna cnotliwa może kochać mężczyznę, i była zupełnie szczęśliwą nazywając uczucie swe przyjaźnią i miłością braterską. Wyżygin namiętnie w niej się zakochał i z każdym dniem bardziej ją uwielbiał, odkrywając podług swego zdania codzień nowy i chwalebny przymiot. Niepodobna aby między zakochanemi, nieprzyszło do odkrycia uczuć wzajemnych, chociażby ich rozdzielały mury i kraty żelazne; z tem wszystkiem, Wyżygin i Eliza chociaż codziennie się widywali, do tej jednak pory nic jeszcze nie mówili z sobą o miłości,—prawdę mówiąc, jest to bardzo rzadkie zdarzenie.

Romuald Wikientiewicz jeszcze był w biurze, Anna Michajłowna trudniła się w kuchni przyrządzaniem potrawy ulubionej Wyżygina; on zaś dawał Elizie lekcye muzyki na fortepianie. Pograwszy przez kwandrans, Eliza prosiła aby jej wolno było cokolwiek odpocząć.— Zaczęli więc z sobą rozmawiać.

— Bądż tak dobry kochany braciszku, i objaśnij mnie w niektórych rzeczach, których żadnym sposobem nie moge pojąć. Często mi mówisz, że w tem łubowem dziele muzycznem jest wiele idei;— idea powinna wyrażać to, co ma byt, naprzykład w książce, autor wyjaśnia swoją ideę, to jest pojęcie o rzeczach, swój sposób myślenia;lecz jak może to uczynić kompozytor? Zupełnie jest różne czucie muzyki. To jest bardzo widocznie! Jedna muzyczna kompozycya p rzygo to wy wa naszą duszę do wesołości, a druga do smutku, inna zaś maluje gniew, okropność... pojąć nie mogę, co to jest ta idea muzykalna!

— Kochana siostro, zaraz ci to wyjaśnię odpowiedział. Wyżygin: czucie to którem jest przejęty kompozytor muzyki, i które on chce wpoić w słuchaczów, wprzód musi się

zrodzić w jego umyśle. Wszystkie tony przedstawiają się mu zmysłowo, i nim zostaną wylane na papier lub tez wyexekwowane na ja kimbądź instrumencie, te tony mówie ta melodya w umyśle kompozytora exystuje takt jak istnieją w przyrodzeniu farby wprzód nim się zjawią na kwiatku rozkwitającym, albo tez w tęczy. Ta idea, to jest harmonia, ukrywa się w duszy i umyśle kompozytora. Przez pilność i staranie się, każdy niemal może by o dobrym exekutorem muzyki, lecz ażeby być doskonałym kompozytorem, tak ażeby te m dziełem i jego wyexekwowaniem poruszać erca, trzeba mieć talent od natury, aby umieć chwytać harmonię rozlaną w przyrodzeniu, rozumem i duszą. Tak więc, idea muzyczna jest tem, czem wynalazek w poezyi, wymowie i malarstwie; bez niej kompozytor będzie tylko podobnym do tłumacza dzieło jego może być porządne, dokładne, ale nie poruszy uczuć duszy.

— "Rozumiem kochany braciszku: więc idea muzyczna nie jest czem innem, jak siłą twórezą, tak jak i w wymowie, z tą tylko

różnicą że się nie wyraża za pomocą słów ale przez tony.

— Dodaj: że jest pojętą dla dusz stworzonych czuć i pojmować harmonię. Miła Elizo! unosisz się nad przyrodzeniem, ciebie zachwyca drzewo gałęziste, kwiatek rozkwitający, łąka zielona, strumyk mruczący. Czy przypominasz jak się tobie podobały górzyste okolice Pargołowa: z kądże pochodzi to upodobanie? oto stąd, źe wtem wszystkiem są pewne kombinacye, jakowyś podział. Tak kochana siostro, świat cały niczem innem nie jest, jak tylko ożywioną harmonią, to jest wzajemną zgodnością wszystkich utworów, ideą zaś harmonij świata, jest miłość!

— O zapewnie, ludzie wszyscy dla tego są stworzeni, aby się wzajemnie kochali! nie wierzę ażeby byli tak złymi jak opisują w książkach. Jakbym była nieszczęśliwą, gdybym była przymuszoną kogo nienawidzieć! ja kocham wszystkich ludzi!

— ccCzy istotnie wszystkich jednakowo ?

— ttOnie! więcej aniżeli innych, kocham ojca, matkę i — ciebie braciszku !

— aEIizo! ty mnie kochasz,— ach nie!__

gdybyś mnie istotnie kc ohała, nie powiedziałabyś tego z taką oziębłością !

— fcZmiłuj się braciszku, czy dotej pory jeszcze nie wierzysz że ciebie kocham... tak... niemal jak ojca i matkę?

— aEIizo! to jeszcze malo dla mojego szczęścia, życzyłbym sobie ażebyś kochała mnie— tak jak jaciebie. Kocham cię bardziej nad wszystko wżyciu, nad samo nawet życie, kocham cię bardziej jak własne szczęście... ty dla mnie... jesteś wszystkiem... światem całym, życiem, szczęściem! Oczy młodzieńca zaiskrzyły się, twarz się rozogniła, uchwycił rękę Elizy i przycisnął do swoich ust. Te wyrazy młodego przyjaciela niezmiernie uderzyły Elizę; jej serce zaczęło hic mocno, chciała coś posiedzieć, lecz zabrakło jej slow, została więc w milczeniu, łzy tylko pokazały się w jej oczach.

— Tak droga Elizo, jeżeli nie będziesz fnnie kochała taką miłością, jaką ja cię kocham, jaką wznieciłaś w me rn. sercu, będę nieszczęśliwym! smierć mi tylko pozostanie!....

— w Ach mój Boże! zawołała Eliza jakże mam cię kochać! kocham cię bardziej nad wszystko wżyciu, kocham tak, jak tylko można kochać— i gdybym była przyniuszoną rozstać się z tobą, nie byłabym w stanie przeżyć tego nieszczęścia.

— ccElizo, droga Elizo! zawołał w zachwyceniu młodzieniec, i ona znalazła się w jego objęciach z tern zaufaniem i z taką otwartością, jak dziecię na łonie swej matki. Wyżygin wycisnął po raz pierwszy pocałunek nsu ach dziewicy.

Przysięgnij mi Elizo! że niczyją nie będziesz żoną i że na wieki jesteś moją!

— ccBraciszku... Piotrze... przyjacielu mój! jestem twoją... żoną lub siostrą... albowiem nie jestem w stanie oddać nikomu mojego serca. Ono jest twojem na wieki!

W tem któś trzasnął drzwiami, i nasi kochankowie pozrywali się z krzeseł. Eliza ażeby ukryć swoje pomieszanie, zaczęła sprzątać nóty, Wyżygin zaś usiadł przy fortepianie i stukał klawiszami bez żadnego związku. Aż oto Romuald Wikienlie wież powrócił z biu

ra, a Anna Michajłowna zawołała z sali: dzieci, do stołu, do stołu!

P. Szmigajło tak był strudzonym swą pracą, iż na nic nie uważał: jednak Anna Michajłowna dostrzegła, że Eliza jest czegoś pomieszaną i wymuszoną av towarzystwie. Wyżygin nie był w swoim humorze, zaczynał coś mówić, i natychmiast oddawał się zamyśleniu nie kończąc swego opowiadania, spoglądał tylko na Elizę, a łzy mu stały ciągle w oczach; domyślała się więc Anna Michajłowna, że między niemi musiało się coś stać nadzwyczajnego. Po objedzie Wyżygin odjechał, Romuald Wikientiewicz znowu poszedł do swojej czynności, a Anna Michajłowna zostawszy z Elizą, zapytała jej o czem rozmawiała z Wyżyginem podczas lekcyi? Eliza nie będąc przyzwyczajona do kłamstwa, opowiedziała o wszystkiem co sic zdarzyło. Tu dopiero Anna Michajłowna zobaczyła przepaść, nad ktorą przez swoje słabość i zaufanie położone w Wyżyginle, postawiła Elizę. Po dobnież jak wszyscy ludzie słabego charakteru, Anna Michajłowna zobaczywszy niebez pieę eństwó, z jednej ostateczności wpadała

w drugą; użyła całej mocy swojej wymowy, ażeby wszystkie marzenia i nadzieje wystawić Elizie w przeciwnem świetle, tem tak przestraszyła biedną dziewczynę i w tak okropnym widoku przedstawiła jej wyznanie miłości i pocałowanie , że Eliza zaczęła płakać, a kiedy Anna Michajłowna powiedziała, że to pocałowanie pozbawiło ją cnoty— na te słowa zaledwie nie postradała zmysłów; napróżno chciała upewnić Aritię Michajłownę że tylko samo uważanie Wyżygina za brata, pozwoliło jej odebrać pocałowanie. Otwartość taka Elizy, zdawała się być Annie Michajłownie jeszcze większym występkiem. Eliza nie mogła tego pojąć dla czegoby jej nie było wolno powiedzieć prawdę, kiedy się jej Wyżygin zapytał ezy go kocha , i dla czegoby on nie mogł być jej mężem jak utrzymywała Anna Michajłowna; dla tego tylko że on bogaty! Dobra Eliza nie znała świata i żadnym sposobem nie ehciała wierzyć, ażeby ludzie bardziej cenili pieniądze aniżeli przymioty duszy. Szkoda, bardzo wielka szkoda, że świat nie jest takim, jakim go wyobrażała sobie Eliza, gdy miała rok sicdmnasty. Nie potrzeba mówić jak pier

wsza noc po tym wypadku okropną była dla Elizy; nadto, że Anna Mjchajłowna zabroniła jej pokazywać się Wyzyginowi. Czylizem powinna się na wieki z nimrozłączyć ? myślała sobie biedua dziewczyna. Na drugi dzień przeląkł się Romuald Wikientiewicz gdy spojrzał na nią: oczy miała zapłakane, twarz wy bladła. Oświadczyła, że cierpi ból głowy; Romuald Wikientiewicz chciał natychmiast pójść po doktora, zaledwo wmówiono mu aby się do wieczora zatrzymał.

Około godziny drugiej po południu, przybył Wyżygin i mocno był zdziwionym, dla czego Eliza tak jak zwykle nie witała go przez okno i nie spotykała u drzwi. Zal ścisnął jego serce gdy wpadł na tę myśl, że ona może zasłabła. Szybko więc skoczył na wschody i mocno zadzwonił, w tem otworzyła drzwi ale jiiż tylko sama Anna Michajłowna.

— Czy zdrową jest Eliza? prędko zapytał Wyżygin.

— Nie ba rdzo.

— ((Pozwól więc mamo widzieć się z nią, może będzie potrzeba zawołać doktora.

— Proszę wejść do mego pokoju Piotrze Iwanowiczu; potrzeba ażebym wprzód z panem pomówiła; rzekła Anna Michajłowna takim tonem, który dał poznać Wyżyginowi, że Eliza musiała o wszystkiem powiedzieć swojej dobrodziejce, niemówiąc ani słowa, poszedł za panią Szmigajło, która usiadłszy na kanapie prosiła Wyżygin a aby również usiadł; lecz spuściwszy na dół oczy, przez długi przeciąg czasu niewiedziała jak ma zacząć, nakoniec wyrz ekła:

— "Panie Piotrze Iwanowiczu! przyjmowaliśmy go w domu naszym jak krewnego.... tu Anna Michajłowna zamilkła, a Wyżygin odpowiedział: że kocha ich jak swoich krewnych.

— Eliza jest dziewczyną biedną i nieszczęśliwą, Pain nie powinieneś był używać na złe jej niedoświadczenia i otwartości..... jestem o wszystkiem zawiadomioną!

— rcproszęmi wybaczyćAnno Michajłowno, niczyjego zaufania ani tez niedoświadczenia nieużywałem i nieużywani na złe, tem bardziej że to się niezgadza zmoim sposobem

myślenia; kocham Elizę.. zdaje się, że to rye powinno być żadnym występkiem!

—i Panu niewypadałoby jej kochać, ona jest biedną sierotą! Oyciec Pana nie zgodzi się na to abyś się Pan ożenił z dziewczyną nie mającą głośnego imienia ani majątku; należałoby więc Panu unikać Elizy, chociażby istotnie się podobała, ale nie wpajać w nią miłość, która ją może uczynić nieszczęśliwą na całe życie....

— ciMnie należało unikać Elizy! ona be

dzie nieszczęśliwą przez miłość ku mnie! Nie Anno Michajłowno, przeciwnie uważasz rzeczy, kocham Elizę nad życie, ona mnie podobnież kocha; czegóż więc trzeba ażebyśmy byli szczęśliwi. Co do reszty, nic nie jest godnem wspomnienia; wszystko mi jest jedno, z jakiejbądź Eliza jest familii;—"bogactwa dla niej nie są potrzebne, albowiem ja jestem bogaty, oyciec mnie kocha i bezwątpienia zgodzi się na nasz związek. On sam doświadczył wiele nieszczęść, i jak wiadomo Pani, nie może się szczycić znakomitością rodu że strony swej matki. Jest prawdziwym filozofem doświadczenia, obcemi są dla niego prze

i )

sądy, a najbardziej te które się tyczą znakomitości pochodzenia. Porzuć więc Cani ten surowy ton który rozdziera serce moje, i bądź pierwszą oznajmicielką, pierwszym świadkiem mojego szczęścia i błogosław nas! Przysięgam na Boga i honor, że nic nie jest w stanie rozłączyć mnie z Elizą, chyba śmierć sama— niech padnie na mnie przeklęctwo, jeżeli kiedykolwiek złamię przysięgę moję! nie moge żyć bez Elizy!... Tu Wyżygin rzucił się do ucałowania rąk Anny Michajłowny, ktorą zalawszy się łzami, przycisnęła młodzieńca do swoich piersi i z płaczem wyrzekła te słowa: Niech was Dóg błogosławi dzieci moje!

Wyiygin natychmiast wyrwał się z objęć wzruszonej Anny Michajłowny, i pobiegł do pokoju Elizy, znalazł ją siedzącą z zapłakanemi oczyma, — nie mówiąc wiec ani słowa, wziął za rękę i poprowadził do pokoju opiekunki. Eliza skoro tylko weszła, natychmiast rzuciła się w objęcia swojej dobrodziejki.

— Oby te łzy były ostatnie ! rzekła Anna Michajłowna, ocierając swoją chustką oczy Elizy! Niech mnie Bóg sam sądzi, lecz nie mam tyle mocy abym chociaż na chwilę przer

w ac mogła szczęście wasze. Dzieci moje, kochajcie się wzajemnie... oby miłość towarzyszyła wam aż do samego zgonu, będąc uwieńczoną błogosławieństwem kościoła! Elizo! oto twój narzeczony!... Na te słowa Wyżygin z zapałem się rzucił by uściskać Elizę.

Ktokolwiek się kochał ten pewno przyzna, że tu na ziemi są rajskie chwile. — Tak jest chwile tylko rajskie, a całe lata piekielne.

Przestraszył się niezmiernie Romuald Wikientiewicz, kiedy mu powiedziała Anna Michajłowna, że Wyżygin jest narzeczonym Elizy, trudniąc się albowiem przez całe swoje życie pracą biurową i nieodebrawszy światowej edukacyi, odzwyczaił się nawet myśleć o przedmiotach które były obcemi jego urzędowaniu ; wprawdzie miał on dosyć rozsądku naturalnego, lecz wszystkie jego zdolności umysłowe przez długie i jednostajne użycie tak się przytępiły, że nie mogły przyjąć żadnych wrażeń nic wypływających z toku zwyczajnych zatrudnień. Głowa jego napełnioną była samemi formami, jak się piszą raporta, odezwy, reskrypta, przedstawienia; i cała umysłowa jego praca zasadzała się na tem, jak do

pełniąc przerwy pozostawiane między początkowym a ostatnim peryodem. Jednem słowem P. Szmigajło stal się machiną biura, z którego tylko głód i seu wywabić go mogły; serce jego, dopiero gdy wyszedł na ulicę, zaczynało się ogrzewać na myśl o żonie i wychowańcy, które na niego czekały. Kilka godzin które codziennie w domu przepędzał były dla niego czasem swobody w działaniu i myśleniu; oddalając się gdzie go obowiązki urzędu powoływały, znowu zamieniał się w machinę rodzącą niezmierne mnóstwo expedycyj, które spacerowały po rozległem

Państwie Rossyjskiem. Postępowanie, mowa a nawet fizyognomia p. Szmigajły, miały w sobie coś oryginalnego, uważał on cały świat za obszerne biuro podzielone na rozmaite wydziały. W towarzystwach nawet używał biurowych frazesów i że wszystkiemi ludźmi obchodził się jak z zostającemr w służbie rządowej; to jest: z jednymi jak z naczelnikami, z drugimi jak z kollegami równemi sobie, a z innymi zaś jak z podwładnymi. Ale jak urzędnicy równi sobie tak też i podwładni korzystają z szczególnych względów kollegów

i naczelników, którzy są spokrewnieni z osobami znanemi że szczególnej protekcyi albo z bogactwa, P. Szmigajło czynił podobnież różnicę pomiędzy ludźmi: z zona swoją postępował jak z kollega, z Elizą jak z podwładnym faworytem nie będącym mu w pokrewieństwie, z Wyzyginem zaś tak, jak z podwładnym, lecz synem naczelnika. Przyzwyczajony postępować z pieniędzmi skarbowemi jak z święto sciami, zapisując każdy grosz w wielką księgę sznurową obwarowaną pieczęcią; że drzeniem zbliżał się do skarbowego kufra strzeżonego przez wartę. Romuald Wikientiewicz chociaż nie miał pociągu do pieniędzy, uważał je iednak tak, jak Muzułmanie talizmany. W służbie rządowej tylko urzędnicy znaczniejsi rozrządzają summami skarbowemi podług własnych widoków, dla tego tez Romuald Wikientiewicz poważał każdego człowieka, który dysponował swemi albo chociaż i cudzemi pieniędzmi podług swojej woli. Nie uważając przeto na grzeczność a nawet i na uległość okazywaną dla siebie przez Wyżygina, nie mogł się z nim obchodzie bez pewnego wymuszenia, pomimo że

On był prawie członkiem familij. W chwili największych rozczuleń, w wyobraźni p. Szmigajły przedstawiał się ogromny kufer żelazem okuty, obwarowany pieczęciami rządowemi, strzeżony przez uzbrojonego wartownika, i przytem wszystkie formalności które potrzeba było dopełniać przy otwieraniu i zamykaniu tegoż kufra; a ta myśl że Wyżygin zapewnie ma swój własny kufer z pieniędzmi i otwiera go kiedy chce , pomimowolnie wpajała jakieś uszanowanie dla młodego ulubieńca fortuny i czyniła oziębłym p. Szmigajlę. Jednem słowem, serca ich nie mogły się złączyć w jedno, albowiem je kufer rozłączał; jednakowoż P. Szmigajło lubił Wyżygina jak własne dziecię. Uwiadomiony o wszystkiem przez żonę, dla tego się przeraził, gdyż wiedział o bogactwie ojca Wyżygina, i podług biurowej karności, żadnym sposobem nic mogł dac wiary, ażeby on chciał przyjąć do swej familii, to jest na stopień równości, biedną sierotę. Gdy zaś Wyżygin zaczął upewniać, że ojciec jego przystanie ria ten związek, Romuald Wikientiewicz pokręciwszy głową powiedział:

Interes ten jest wielkiej wagi, potrzebuje wielu wiadomości i gruntownego rozpoznania stanu rzeczy; nikt nie moze być sędzią w sprawie własnej, jak mówi prawo; a tembardziej zakochany, który nakształt biorącego wziątki, sądzi stosownie do własnych ? widoków. Zresztą życzyłbym ażeby ojciec pański przekroczył prawidła powszechnego na świecie szanowania starszych, a to jedynie dla pańskiego szczęścia; z mojej strony Pana błogosławię.

Przez sześć tygodni niemal Wyżygin był zupełnie szczęśliwym, albowiem mogł rozmawiać z Elizą o miłości, i zachwycał się jej wzajemnością. Niechciał pisać o tern do ojca, lecz przedsięwziął z nim pomówić osobiście, jak tylko przybędzie do Petersburga; gdyby zaś interesa zatrzymały go w Moskwie, w czasie postu sam chciał do niego pojechać. Nakoniec ojciec przyjechał, wówczas Piotr po upływie tygodnia czasu;— chciał się odkryć z swoiemi miłostkami, aż wtem niezmiernie został zatrwożony propozycyą, wejścia w związki małżeńskie z księżniczką Kurdiukow, Chociażby niekochał Elizy, i w takim

razie trudnoby było ojcu przekształcić Piotra co do sposobu myślenia; teraz zaś młodzieniec będąc zawikłanym w sidła miłosne, słuchać niechciał o żadnych widokach egoizmu i próżności; zostawał przeto w niezmiernie krytycznem położeniu; nieśniiał albowiem wykryć przed swym ojcem miłości, jaką pałał ku Elizie, jak również niechciał zasmucać Elizę i jej opiekunów, przekładając im zamiary ojca. Podał się więc za chorego, jakoż i w samej rzeczy będąc ciągle nekanym rozpaczą i zgryzotą, dostał osłabienia nerwów. Ojciec jego chociaż się gniewał na doktora Lebedenko, lecz wiedząc że Piotr pokładał w nim swoje zaufanie i był dla niego z pewnym szacunkiem, postanowił pojechać do niego i prosić ażeby stał się pośrednikiem między nim a synem, zaklinając go na wszystko co tylko jest świętem, wmówić młodzieńcowi, że nietylko szczęście ale i samo życie ojca zależy od jego posłuszeństwa. Lebedenko przystał na odwiedzenie Piotra, lecz objawił iż nigdy niebędzie działał wbrew własnego sumienia, i że będzie zachowywał ścislę neutralność w całym tym

interesie, obowiązując się tylko zakommunikować ojcu to, co będzie miał sobie zlecone od syna.

Dnia pewnego wieczorem Jan Iwanowicz Wyżygin, nagadał doktorowi Lebedence, jakich zamyśla użyć środków, ażeby skłonie syna na swoje stronę; później go odwiózł w swojej karecie do stancyi Piotra, a sam powrócił do domu; doktor zaś obiecał znowu być nazajutrz na obiedzie, i zdać sprawę z swojego poselstwa.

Piotr Wyżygin leżał na sofiei Na stoliku przed nim leżały porozrzucane książki, które przebierał jedne po drugiej, lecz żadna nie mogła zwrócić na siebie uwagi, wszystkie zdawały mu się nudne i niedorzeczne, Jak w takim razie nieubolewać nad biednemi a u" torami których każdy sądzi, łaje, nie podług godności pracy, lecz stosownie do swego pojęcia, namiętności i humoru! Skoro tylko doktor wszedł do stancyi, zerwał się Wyżygin, wziął go za rękę, posadził obok siebie i tak mówić zaczął:

— Pan byłeś świadkiem mojego rozstania się ż ojcem, powiedz więc, czy zasłuży

łem na jego gniew? Niechce patrzeć na mnie! Jak to jest dla mnie bolesnem, lecz sumienie fnam spokojne i nieszczęście to zniosę że stałością!

Doktor nie mówiąc ani słowa, wziął Wyżygina za rękę, obejrzał puls, pilnie spojrzał mu w oczy, i po pauzie milczenia, rzekł:

— Kochany Piotrze Iwanowiczu, krew twoja jest wstanie febry, i przez nieregularne krążenie, staje się przyczyną nieporządku w całej organizacyi, radziłbym uspokoić się, zażyć napoju z kremortartary, nie jeść kolacyi, udać się w czas do spoczynku i o niczem niemyśleć.

— Zmiłuj się! jak mam być spokojnym, kiedy tu idzie więcej a niżeli o życieN

— Kochany Piotrze Iwanowiczu, nic w świecie nie masz droższego nad zdrowie i życie, oprócz nieśmiertelności duszy! Szanuj więc zdrowie swoje, a na twoje życie nikt niegodzi.

— Doktorze! czy nie jesteś czasem stronnikiem ojca mojego, może mniemasz że mógłbym żyć i być szczęśliwym ożeniwszy się z tą zwiędłą księżniczką!

— u Ja nie chcę zupełnie należeć do rozporządzeń ojca twojego; jednak wątpię ażebyś miał wiele pociechy, ożeniwszy się z księżniczką Kurdiukow; wprawdzie mógłbyś z nią żyć tak, jak żyją z podagrą lub z suchotami!

— Dziękuję za takie życie!

— Od ciebie to zależy.

— A więc nigdy nie przyjdzie do skutku!

— Twoją to jest rzeczą ale nie moją! Lecz ojciec kazał ci powiedzieć, że swoim uporem pozbawisz go życia.

— Co mówisz Semenie Nikiforowiczu! ojciec mój jest człowiekiem rozsądnym, doświadczonym, zna świat i ludzi, czyż podobna, ażeby tak nagle i tak dalece przywiązał się do takich drobnostek; aby od tak małej rzeczy spokojność i szczęście naszej familii zależeć miały? nie, temu nie daję wiary, wytłumacz mi więc, zmiłuj się, co się to stało z moim ojcem?"

— To trudno wytłumaczyć! powiem tylko, iz rzeczy rozsądne nie pozbawiają człowieka rozumu i nie dają powodu do popełniania głupstw: wszelkie niedorzeczności po

chodzą z fraszek które nie są godne uwagi a których ocenienie od nas zależy. Większa część ludzi za głupstwa płacą życiem i szczęściem, rozsądku zaś nawet darmo brać nie chcą. Taki jest teraz świat, takim on był i będzie dopóty, dopóki na świecie będą namiętności, dopóki cena rzeczy będzie się naznaczać na Szalach uprzedzeń, i dopóki szczęście będzie zależało od przedmiotów wymyślonych przez ludzi zostających w stanie febry. Co zaś do twojego ojca, mnie nie należy nic mówie.

— "Szanowny Semenie INikiforowiczu! jesteś zupełnie usprawiedliwiony! słuchaj więc co powiem. Tyle szanuję rozsądek i charakter ojca mojego, iż nie moge wierzyć ażeby nieszczęście moje było jego pomyślnością. Związek o którym ci wiadomo nie jest jego własnym pomysłem, ani też natchnieniem, spodziewam się przeto, że się zatrze w jego pamięci, skoro ostygnie z pierwszych wrażeń jakie na nim uczynił. Dla tego więc ażeby te wszystkie domagania się i nadzieje przeciąć i zniszczyć od jedtiego razu, proszę cię powiedz memu ojcu, że nigdy i za nic w świecie nieprzystanę na to, ażebym miał wstępować

w związki małżeńskie z kimkolwiek stosownie do jego wyboru, albowiem ręka moja i serce nie są juz w mojej mocy: kocham biedną, bez familii, lecz cnotliwą pannę i nawzajem jestem od niej kochanym; przysiągłem że do niej tylko należeć będę i niezłamię przysięgi za żadne pomyślności, chociażby mi przyszło stracić urząd, majątek, życie... jednem słowem, nic mam już mocy nad sobą....

Oczy się Wyżyginowi zaiskrzyły, krew rzuciła się do głowy, doktor wziął go za rękę obejrzał pulsi wyrzekł z trwogą:

— "Na miłość Boga poskrom te nagłe wybuchy namiętności, krew widocznie bije ci do głowy i serca, zdrowie twoje jest narażonem na wielkie niebezpieczeństwo, jesteś za nadto krwistym.... Hej! jest tam kto! wody, kremortartary, miałkiego cukru!—Piotrze Iwanowiczu wypij chociaż szklankę wody z cukrem!

— uSzunowny Semenie Nikiforowiczu, dusza moja jest cierpiącą ale nie ciało.

— aDuszą jest życie, ciało zaś jest tylko dotkliwym fenomenem życia. Dopóki dusza zamknięta wcielę, tak z niem jest złączoną,

że niepodobna aby nie działały wzajemnie. Uspokój więc teraz ciało, albowiem krew twoja mocno krąży.

— "Doktorze, ulecz duszę moją przez wmówienie ojcu, aby się zrzekł widoków dumy, i ażeby powziął chęć uczynienia mnie prawdziwie szczęśliwym, to jest: by przystał na związek z tą, które kocham.

— Na to się nie odważam, aj owiem ojciec twój również podlega słabości duszy i leczyć się nie chce, ja zaś nie umiem leczyć przez zamawianie i zażegnywanie, a przeto nie moge być i tobie pożytecznym.— Ale, przypomniałem sobie, że powinienem uskutecznić jeszcze jedno zlecenie ojca twojego: żąda aby koniecznie był na balu u księcia Kurdiukowa; to właśnie będzie pierwszy krok do pojednania się z ojcem.

— Będąc w takim stanie, jakąż moge grać rolę na tym balu! lecz niech i Iak będzie jak on sobie życzy — będę na balu.... ,

— "A więc jutro o godzinie drugiej bądź u ojca.

— Bardzo dobrze.

— Piotrze Iwanowiczu, mnie się zdaje że teraz nie trzeba jeszcze mówie przed tfjcem

że się kochasz w biednej sierocie, albowiem to bardziejby go rozjątrzyło i mogłoby być przyczyną wielu nieprzyjemności dla twojej ukochanej."

— Ojciec mój dobrze pamięta jak sfę żenił z nieboszką moją matką i w jakim był stanie podczas swojej młodości; że sto razy opowiadał nam o tem. Ja podobnież chcę wybrać dla siebie zonę podług serca ale nie podług kamienia na którym próbują rozmaite metale, ani tez z kalendarzyka. Za nadto wprawdzie polegam na rozsądku ojca mojego; — tak więc , dopóty mu nie powiem kto jest moją narzeczoną, dopóki się nie zrzecze swoich zamiarów. Ale nie, nie, nie chcę przed nim ukrywać, niech wie o wszystkiem!

— Bywaj zdrów Piotrze Iwanowiczu, zobaczymy się jutro, a przy twojem spotkaniu się z ojcem, będę nakształt przewodnika zabespieczającego od napaści piorunów, albowiem przekonany jestem, że się nie obejdzie bez pogróżek, przygotuj się do tego; radziłbym na przypadek zażyć magnezyi."

ROZąZIAL VI.

Trzy sceny z iycia światowego: — I. Przejrzała jagoda ; — . z urawie które sie odliczyły od stada;— . Pokolenie nowe

gakderoba księżniczki kurdjukow.

Księżniczka. Duniu, weź sobie moję błękitne mandarynkę, za to żeś mnie pięknie ubrała na bal.

Dunia. (całując ręce księżniczki) Pokornie dziękuję księżniczce.

Księżniczka. Powiedz mi sumiennie, jak byłam ubrana, czy do twarzy, i jak ci się wydawałam ?

Dunia. Ach ! Pani byłaś jak jedna z lalek które są sprowadzane z Paryża przez pocztą do magazynów: biała, rumiana, wystrojona! a suknia to była tak jak ulana, włosy były jak utoczone, ani jeden wfosek się nie rozwinął; księżniczka przewyższałaś wszystkie inne!

Księżniczka. Quelle naivete! Duniu, weź sobie tę chusteczkę.

Dania, (znowu całując ręce księżniczki) Pokornie dziękuję księżniczce !

Księżniczka. Czy przypatrzyłaś się dobrze balowi, i gdzieżeś była?

Dunia. Z początku stałam na galeryi; później zeszłam na korytarz, odemknęłam cokolwiek drzwi do bocznego pokoju i widziałam jak goście przechadzali się tu i owdzie z sali w które tańczono na drugą stronę, potem znowu Grzesio zaprowadził mnie pod galeryę za szklanny parawan; stanąwszy na krześle przez noc całą nie spuszczałam oczu z gości; przypatrzyłam się wszystkim ubiorom panien, wszystkich panów i jeśli księżniczka panna zechce, to opowiem że wszystkiemi szczegółami!

Księżniczka. Czy uważałaś na hrabiankę Brońską? okrzyczano ją za piękność, a ja w niej nic nie widzę tak osobliwego.

Dunia. Młoda, biała, rumiana, brunetka, żwawa i nic więcej! gdzie jej tam się równać z księżniczką panną! a do tego jak była ubraną! z przeproszeniem powiedziawszy, jak gdy by wyszła a łaźni: biała sukienka na różowej

( H. )

podszewce, pasek różowy, trzewiki białe, a na głowie trzy astry— otoż i wszystko!" istotnie że ona zawiele rachuje na swoją malowaną twarzyczkę!

Księżniczka. A ci mężczyźni pozawracali sobie nią głowy! Bóg wie jaki gust tej młodzieży! Dunia. Mówią że ma posag porządny! Księżniczka. Chyba że ten posag zwabia do niej tych nieczułych elegantów, lecz ona mi się zupełnie niepodobała. Czy uważałaś księżniczkę Dubrowinę?

Dunia. Jak jej było nie dostrzedz! ta sukniablękitna z ubraniem atłasowem, trzewiki błękitne, na głowie diadem, a perły na szyi.. . prawdziwie że była ubraną dosyć kosztownie!

Księżniczka. Tak, — tylko że ona jest za bardzo otyłą, wygląda jak przekupka, a do tego jakie przycinki! mężczyźni Bóg wie za co, ogłosili ją za piękną i rozsądną!

Dunia. Co ci mężczyźni wiedzą! księżniczka Dubrowina nie warta trzewika księżniczki panny.

Księżniczka. A pomiędzy mężczyznami czy dostrzegłaś pięknych?

Duma. Ach Pani! jakie było mnóstwo officerów z gwardyi! jakie to zuchy! a najbardziej zaś huzary, ułani, a ci kawalerzyści w pąsowych mundurach nad podziw są piękni! zasnąć nie mogłam, nazajutrz wszystko mi stało przed oczyma, gdybym była wielką panią, tobym ich codziennie zapraszała do siebie i tańczyłabym z nimi dopóty dopóki nie spadłabym z sił, a potem ciągle na nich patrząc cieszyłabym się...

Księżniczka. Comme elle est bete! przestań tak bredzić! czyliż tobie nie podobał się ani jeden cywilny?

Dunia. Ten który z księżniczką panną tańczy! mazura, jest bainlzo piękny, słuszny, przystojny, brunet, rumiany i tak zgrabny że aż ubolewałam dla czego on nie w mundurze wojskowym.

Księżniczka. A więc się tobie podobał ten cywilny?

Dunia. O i bardzo, zdaje się że i księżniczka musiałaś się mu bardzo podobać, rozmawiając albowiem ciągle się uśmiechał, a kiedy spoglądał, to z taką skromnością nachylał głowę, tak zgrabnie prowadził do mazura i

obejmował tak mile......istotnie źe on się

w księżniczce zakochał, ale coż to, i nie on jeden, a przynajmniej z pięćdziesięciu. "Wszakże niemal wszyscy officerowie kręcili się około księżniczki tak jak różno kolorowe motyle. Grzesio nawet to uważał i do ucha mi szepnął; Dunin patrzajjak około naszej księżniczki uwija się rój officerów! do wyboru!

Księżniczka. Duniu! nie zawsze to można wybierać! ale ten cywilny w samej rzeczy że jest przystojny?

Dunia. To prawda, już nie żal i dalibóg powiedzieć.— To ten sam który przyjeżdżał na objad z hrabią Mironem Piotrowiczem podówczas kiedy księżniczka byłaś na mnie rozgniewaną za bielidło... jak bo się on nazywa? Pan Wyżnin... — Wyżenin.. . coś podobnego?

Księżniczka. Głupiaś, powiedz raczej Wyżygin, Piotr Iwanowicz! A cóż, jak ci się podoba to nazwisko?

Dunia. Ja na tem się nie znam, u nas proste lecz dobre przysłowie; jak zwał tak zwał, byleby co dał.

Księżniczka. Wyżygin! Księżna Wyżygin! to brzmi nie lada jak...

D unici. Grzegorz mówił, że ten Pan jest niezmiernie bogaty i dobry... on sic zna z jego służącym.

Księżniczka. Mówisz że dobry? a coż ty na zywasz dobrym ?

Dania. Za lada fraszkę; nie gniewa się na łudzi, łaskawie się z nimi obchodzi, szczodry, pozwala wychodzić z domu... mówią że jest bardzo dobrym Panem!

Księżniczka. Więc życzyłabyś sobie gdybym poszła za niego?

Dania. Ach, ja dawno już proszę Boga, żeby dał księżniczce prędzej wyjść za mąż... daj Boże, daj Boże, niech księżniczka nie odkłada, bo to już! już pora!

Księżniczka. Comme ellc est bete! tylko nie mów przed nilum że o tem z tobą mówiłam.

Dania. Na cóż mam to powtarzać? dałby tylko Bóg żeby się to zjściło.

Księżniczka. Duniu, powiedzno prawdę, czy tez znać, że ja się cokolwiek rużuję?

Dunia. Prawdziwie nic nie znać, Pani dosyć byłaś zmęczoną podczas balu, jednak rużibielidło mocno się trzymały. Czy Księżniczka panna uważała jak u księżniczki Mo

stow płynął strumień na twarzy! cha, cha, cha, jak na bagnie źródło.

Księżniczka. Głupia jesteś, dałabyś już pokój! księżniczka Mostów jest dosyć szczęśliwą, wychodzi za mąż za Francuza i do tego jeszcze za barona.

Dunia. Niech diabli porwą tych Francuzów! Jepiej wyjść za mąż za swego Rossyanina; prawdę mówiąc to grzech nawet, że nasi panowie tak lubią tych guwernerów.

Księżniczka. Duniu, co ci jest, wszak nie wszyscy Francuzi są guwernerami, jak można Francuzów nie kochać?

Dunia. A ja za co mam ich kochać? oni byli przyczyną że brali o do kantonu, nakazano milicję, i była wojna. Wszędzie się słyszeć dają odgłosy ażeby ich pobić. Brat mój stryjeczny feldfebel, jak czasem zacznie opowiadać to aż się krew gotuje; officerowie podobnież proszą Boga ażeby jeszcze raz pójść na Francuzów...

Księżniczka. Quels barbares! głupstwa prawicie jak ty tak i twój brat, Francuzi są bardzo kochani, mili, zgrabni, weseli; a kraj ich jest zachwycający..

Dunia. I brat mój feldfebel podobnież mówił, że byłoby dobrze ażeby ich pobić i pójść do ich kraju poweselić się...

Księżniczka. Jakie głupstwo! pójdź spać.

Dunia. (mówiąc do siebie) ach szkoda mi ciebie przejrzała jagódko!

SALA BAWIALNA U HR. CHOCHLENKOW.

(Służący roznosi kawę, kilka osób siedzi na kanapie i krzesłach. Hrabia oddaliwszy się od innych gości, stojąc przy oknie na pół głośno rozmawia z Janem Iwanowiczem Wyżyginem.)

Hr. Chochlenkow. Będąc na balu u księcia Kurdiukowa czy widziałeś jacy ludzie u niego bywają, i jak on umie utrzymać ton; w takie to właśnie towarzystwo chcę wprowadzić twojego Piotra, a to będzie środkiem najdoskonalszym wykierowania go na łudzi. Jeszcze w roku przeszłym chciałem go przedstawić do nagrody i podnieść na wyższy stopień, lecz żadnym sposobem nie mogłem tego uczynić: jak napadła na moie zgraja babuniek, mamulek, ciotek, przymuszony byłem ustąpić

im z placu i dać pierwszeństwo ty in, którzy mają mocną protekcyę! Przekonaj się więc juk przed tobą jestem otwarty! ale coż robić? żyjąc z ludźmi, mimowolnie trzeba im ulegać. Moi krewni podobnież zostają pod zwierzchnictwem innych, a krewni moich przyjaciół znajdują się pod zwierzchnictwem mojem jestto pewny rodzaj wzajemnego zakładu. Lecz przez ten związek syna twego, znikną wszelkie przeszkody.. . pomysł ten mówie jestnicporównany!

Wyżygin. Nieskończenie jestem obowiązany JWPanu za ten udział, jaki JWPan bierzesz w pomyślności mojej familij ; jeżeli mam prawdę powiedzieć, dla mnie byłoby bardzo przyjemnie, ażeby ten związek mogł przyjść do skutku. Lecz podobnież muszę być otwartym i JWpauu oświadczyć, że syn mój jest niezmiernie upartym i wątpię ażeby zamiary nasze się zjściły,... wdał się albowiem wjakowreś tam stosunki, i teraz nie wiem jak go wyplątać...

Hrabia. Wiem o wszystkiem: on wdał się w stosunki miłosne z jakąś dziewczyną... ale to wszystko fraszka, niezwracaj na to kocha, rty przyjacielu najmniejszej uwagi.

( m ).

Wyżygin. Więc JWPan jesteś o wszystkiem zawiadomiony ?

Hrabia. Wiem o wszystkiem , powinienem nawet o wszystkiem wiedzieć co się dzieje wmieście; moje diabełki doniosłymi o miłostkach twojego syna, niech cię to jednak nie trwoży! miłość jego może się zamienić na inną; to się wszystko załatwi tylko bądź stałym...

Wyżygin. Już próbowałem gniewać się na niego i straszyłem go wyrzeczeniem się,—ale nic nie pomogło, nie mogłem przekonać.

Hrabia. Napróżno się gniewałeś, trzeba mu było powiedzieć, że mu nie dasz ani grosza... wówczas zobaczyłbyś iż w przeciągu kilku miesięcy stałby się najpokorniejszym.

Wyżygin. Niech mi JW. hrabia daruje , ale syn mój nie zrobi nic z pieniędzmi, on zupełnie nie jest do nich przywiązany i gotów jeść chleb z wodą byleby tylko postawić na swojem.

Hrabia. Jakto, on nie lubi pieniędzy! zły gust twojego syna. Potrzeba więc wykryć w nim inne skłonności, ażeby niemi pognębić namiętność panującą.

Wyżygin. Na wszystko czekam czasu. Teraz się właśnie z nim pojednałem, dałem słowo że go nie będę przymuszał do ożenienia się z księżniczką Kurdiukow i nawet przyobiecałem że nie będę przeszkadzać jego miłostkom ; może tym sposobem pokonam jego upor i zyskamna czasie. Nadto, staram się użyć wszelkich nagłych środków, albowiem on jest niezmiernie prędkiego temperamentu.

Hrabia. To bardzo dobrze, prawdziwie dyplomatycznie postąpiłeś. Albowiem kiedy nie można działać otwarcie, trzeba odwlekać i oczekiwać sprzyjających okoliczności; byłoby jednak najlepiej oddalić go od kochanki.

Wyżygin. mnie się tak zdaje. On dawno już prosił się za granicę, a więc czy nie możnaby było umieścić go na rok albo też na dwa lata przy którem poselstwie, lub wysłać z jakiemi zleceniami w odległe okolice Rossyi?

Hrabia. Pomyślimy nad tem, zaufaj mi tylko. Tyle razy doświadczyłem twojej przyjaźni że teraz jestem gotów na wszystko się poświęcić, byleby tobie uczynić przysługę. Jakże idą nasze interesa? co słychać w Moskwie?

( )

N

Wyżygin. JW. Pati jesteś przyjęty do trzeciej części w liwerunku, rozumię się bez żadnej straty, z tym warunkiem ażebyś w przypadku coś pomógł i był protektorem....

Urabia. Bez wątpienia: któż jest nieprzyjacielem siebie samego! a jakże się ma interes sierot?

Wyżygin. Opiekunowie zgadzają się, tę część majątku która graniczy z dobrami JW. Pana przyłączyć do jego dóbr, pod tym warunkiem ażeby JW. Pan wyjednał pozwolenie na sprzedaż i uregulował rachunki, tylko mnie się zdaje że to nieczysty interes a nawet i niebezpieczny.

Hrabia. Dzieciństwo, interes ten jest tak

rn I

czysty jak kryształ! ojciec sierot był marnotrawca to pewnie i dzieci będą mu podobne, lepiej że się ich zawczasu ograniczy. Nadto, że przedaż jest nieodbicie? potrzebną na zapłacenie długów; zresztą nie wielka bieda, jeśli się przeda niepotrzebną cząstkę. A wiesz że gdy ten las, ta rzeczka i wioska będą wcielone do moich dóbr, majątek mój dwa razy się polepszy. Ten artykuł dla mnie jest bardzo ważnym! Ale, chcę ciebie prosić, ażebyś

kupił dobra na swoje imie, a mnie wydał obligacyę odpowiednią majątkowi, i ażebyś mi ją oddał w zastaw dla ostrożności na przypadek śmierci. Wszyscy albowiem jesteśmy podlegli wyrokom Najwyższego! spodziewam ię źe mi tego nieodmówisz?

Wyżygin. Przyznani się Panu hrabiemu że nie chciałbym się w to mieszać, ale w przypadku gdyby JW. hrabia nie znalazł kogo... to... coż mam począć!

Urabia. Ja nawet kogo innego szukać nie będę, albowiem w nikim tyle nicpokładam zaufania, jak w tobie kochany mój przyjacielu, ty albo nikt! czy pojmujesz?

Wyżygin. Jak się podoba JW. Panu!

Hrabia. A cóż tam słychać o moim suknie? bieda, sam nie wiem jak mam z niem postąpić!

Wyżygin. Odebrałem list od mojego pełnomocnika, że kupcy dłużnicy jednego z opiekunów, chcą już wziąść sukno z pańskiej fabryki, albowiem Werzyciel ich nastraszył źe odda wexle do wycxekwowan;a.

Hrabia. A kupcy czy wiedzą że ja należę do tego interesu?

Wyżygin. Powiedziano im. ie to sukno po zawarciu ugody z pełnomocnikiem, nic należy już do JW Pana.

Hrabia (ściskając rękę Wyzyginą) doskonale! prawdziwy i kochany mój przyjacielu! Daj Boże jak najprędzej powitać ciebie Jaśnie Oświeconem! wnukami! Zaufaj mnie! Przysięgam na Boga i honor że zawsze i wszędzie jestem twoim przyjacielem i obrońcą! (wtem podchodzi do gości a obracając się do księcia Kurdiukowa tak wyrzekł:) Książę, zapomniałem ci powinszować zwycięztwa, a razem i podziękować za utrzymanie naszego honoru podczas balu. Poseł francuzki się zachwyca, i przyznał się że w jego życiu niezdarzyło mu się widzieć tyle wspaniałości i roskoszny u udzielnego człowieka, i że nie myślił nawet znaleść tego w Rossyi! chociażby to był komplement i to juz za wiele; lecz to jest prawdą, istotną prawdą! Jemu wystawiano Rossyę jak Scytyę, a nas za barbarzyńców; lecz teraz codziennie przekonywa się że my różniemy się od Francuzów tylko nazwiskiem. Te są jego własne słowa! Upewnił mnie że tu właśnie utrzymał się prawdziwy bon ton

czasów Ludwika XIV; że my starce jesteśmy zupełnie Markizami dawnej dynastyi, że nasze damy sq to miłe paryżanki, a młodzież jak kropla w kroplę, kawalerowie dawnej szlachty francuzkiej, która zjednała owego czasu sławę Francyi. Mówił i to, źe u uas brakuje tylko Opatów, a w tenczas towarzystwo nasze byłoby wiernym obrazem paryzkich obyczaiów, które istniały na lat trzydzieści przedtem. Książę Antoni Antonowiczu, ubranie twoich pokoi drzewami mirtowemi, pomaranczowemi i laurowemi, kwiatami, rozmaitemi roślinami, wijący się na ścianie winogron i płody błogiego południa, a to wszystko wśród zirny i mrozów trzaskających; niezmiernie zadziwiło cudzoziemców. Powinniśmy tobie Książę Antoni Antonowiczu być wdzięczni, że dla utrzymania honoru i sławy Rossyi poświęcasz swój majątek; przepych albowiem magnatów oznacza skarby państwa, a skarb jest siłą. W polityce podobny bal kosztuje wzięcie miasta albo otrzymanie zwycięztwo na polu, daje bowiem cudzoziemcom dobre wyobrażenie o naszym kraju , o naszej oświacie i o delikatności smaku. Powtarzam

jeszcze, źe tobie Książę Antoni Antonowiczu, honor, sława i wdzięczność!

Książę Kurdiukow. Bardzo ci Hrabio dziękuję za dobrą o mnie opinię.... lecz teraz nie te czasy ażeby przez wspaniałość i przepych starać się zasłużyć u cudzoziemców na dobre mniemanie, dawniej każdy miał nadzieję....

Hrabia Chochlenkow. Domyślam się, chcesz powiedzieć że dawniej roskoszne życie nadawało taki szacunek jak długoletnie i nieskazitelne urzędowanie, i że ludzie gościnni nie obawiali się zaciągać długów dlatego, że wydatki wynagradzały się innemi rozmaitemi środkami. Książę, tem więcej godzien jesteś honoru, że pracujesz dla dobra ogółu, nio mając na celu żadnych widoków, i że tak powiem pozłacasz skrzydełka rossyjskiego orła, zaślepić zazdrosnych cudzoziemców. Jeden z gości (chrząknąwszy). Prawda, prawda! Pamiętam, kiedy jeszcze byłem adjutantein u JO. Księcia, wówczas jeden drugiego starał się przewyższyć w gościnności i wydatkach, i na ten cel, zamiast fajerwerków palili assygnacye.... To były szczęśliwo

czasy! teraz nio uwierzą nawet temu, ażeby magnat rossyjski zaprosiwszy na fajerwerk gości, rzucił w ogień sto tysięcy rubli! sam tego byłem świadkiem, o czasy!

Gość drugi. A my teraz musimy płacić wasze czasy szczęśliwe!

Gość trzeci. Semenie Scmenowiczu dałbyś pokój! Dawniej pomimo że wiele czyniono wydatków, lepiej jednak umiano robić maiątki aniżeli teraz: popierwsze, że dawniej pułk przynosił dochody, popierwsze źe urzędnik na każdem miejscu działał swobodnie i zdawał sprawę samemu tylko naczelnikowi; popierwsze. ...

Hrabia Chochlenkow. (uśmiechając się) Michale Michałowiczu przestań już tak się rozszerzać u ciebie nieustannie popierwsze a kiedyć będzie powtóre?

Michał Michałowicz. Daruj mi, to przez zapomnienie! A wiąctpopićrwsze. Dawniej bywało, być gdzie wy komenderowanym, to było prawdziwe żniwo; a teraz ukazem zabroniono przyjmować prężenia! Tak więc popierwsze człowiek traci na urzędowaniu, a nie mając sposobów wynagrodzenia łożonych wy

datków, jest przymuszonym popićrwszc zrzec się balów....

Semen Semenowicz. Popierwsze powtóre i potrzecic, lepiej żeby każdy swą się piędzią mierzył, a kiedy mu coś zostaje niech obróci na założenie fabryk, rękodzielne odbudowanie miast, poprawienie swych dóbr i t. d. i t. d.

Goić pierwszy, (do ucha księciu Kurdiukowowi) Semen Semenowicz widać że się zaraził nowemi maxymami, on jak to mówią jest wolnomyślnym. (Głośno kiedy byłem jeszcze adjutantem u JO. księcia, w tenczas to zylii oddychali tylko balami i uroczystościami; w obozach nawet dawano lepsze bale jak teraz w stolicy. Ja sam będąc adjutantem u JO. księcia, nieraz dla kupienia ostrzyg, jak kuryer objechałem całę Rossyę, i pewnego razu tylko co nieskręciłcm karku zleciawszy z wozu naładowanego rozmaitemi łakociami które prowadziłem zPetersburga. To były czasy to! żyli, balowali, weselili się, jednakże nigdy nie było tak prawdziwego rossyjskiego patryotyzmu, jak wówczas kiedy byłem adjutantem u JO. księcia..

Semen Semenowicz. Nieprzeczę temu że Rossyanie i wówczas byli przywiązani do swego

kraju, ale nie umieli tak korzystać; z niego jak wczasach dzisiejszych. My dzisiaj zakładamy honor i sławę na zwycięstwach, oświacie, do brem urządzeniu, porządku, bogactwie, ale nie na balach i uroczystościach!

Michał Michałowicz. Popićrwsze bale i uroczystości są najwyższym stopniem termometru oświecenia, albo wiem popierwsze, widzimy źe Azyanie tak też i narody dzikie balów nie znają , popierwsze Piotr Wielki gdy zaczął wprowadzać do Rossyi oświatę, myslał także

w prowadzeniu asamblów, balów, dla tego że popierwsze.... (tu się zakrsztusił).

Semen Semenowicz Prawda, że Piotr WielKi zaczął wprowadzać asamble, a to celem większego połączenia obojej płci, i ażeby nasi przodkowie przyjęli europejskie zwyczaje

i ubior; to było tem samem czem jest zdięcie z dyamentu powłoki, nim się zacznie szlifować; jeżeli nie będziemy zwracać uwagi na postęp oświaty, a będziemy tylko toż samo działać i przestawać na czynach przodków naszych, na ten czas staniemy się podobni owym dzikim pokoleniom które nie robią że zboża mąki, lecz je pożywają w ziarnie. Nie mówię że powin

c m )

około postu kiedy pokończy swoje interesa dla których tutaj przybył.

T. W. Albanirin, Chwała Bogu!

P. Wyżygin Tylko proszę cię nie mów ani p. Szmigajle, ani jego żonie ani też Elizie o byłym zamiarze ożenienia mnie z księżniczką Kurdiukow, nawet nie wspominaj tego nienawistnego dla mnie nazwiska! Cierpieć nie moge nie potrzebnych objaśnień a do tego Eliza może pomyśli że chcę uczynić dla niej ofiarę, nieprzyjmując ręki księżniczki i jej książęcego dostojeństwa; na miłość więc Boga ani słówka o tem!

T. W. Albanin. Bardzo rozsądnie postępujesz że nie chcesz im o tem mówić, i że nie pierwej uwiadomiłeś o przyjeździe ojca, dopóki się niezgodzi! ich odwiedzić. Oni albowiem tak są bojaźliwi,że te wszystkie pogłoski mocnoby ich zasmucały.

(W tem wchodzi officer gwardyi z młodym kollega Wyżygina).

Officer. Jak się masz! czy zgadujesz po co przybyłem do ciebie? oto zapytać się, chociaż to może będzie nadużyciem przyzwoitości, czy prawda źe się żenisz z księżniczką Kurdiukow?

( )

P WjŻygin. A to gdzie wyczytałeś?

Ofjicer. Zmiłuj się braciszku, o tem wszędzie już głoszą. Trzy tuziny babulek i przejrzałych kobiet, uderzyły alarm po całjm mieście. .

Urzędnik. Podczas balu u księcia Kurdiukowa wiele osób mnie się zapytywało czy o tem niewiem.

Wyżygin Upoważniam ciebie ażebyś wszystkim tym którzy z próżniactwa troszczą się o moją osobę oświadczył, że gdyby na całym świecie była jedna kobieta a tą księżniczka Paulina Antonówna Kurdiukow, to i wówczas Piotr Wyżygin z niąby się nieożenił! To jest tak pewnem jak to, że książę Kurdiukow jest najpróżniejszym z próżnych, a jego zachwycająca córeczka jak posąg z lodu napąpowany duma, próżnością i wszystkiemi grymasami zagranicznemu

Officer. Lubię cię za to, albowiem te gadaniny mocno mię gniewały.

Urzędnik. Jednakże wiele osób uważało, że z księżniczką Kurdiukow więcej tańczyłeś aniżeli z innemi damami, i właśnie to wzięli za miłość.

Wyżygin. Przecież nie jestem. Ł.letnikiem ażebym skokami mogł wyrażać miłość; tańczyłem z nią wprawdzie więcej aniżeli z innemi, pochodziło to bardziej z litości, albowiem wy panowie szukaliście pięknych, lecz ja obojętny dla wszystkich, wybrałem sobie tę, której niechcieliście, ażeby przynajmniej się odwdzięczyć za zabawę i gościnność.

Officer. Nicpojmuję jak tym babulom przyszło na myśl puszczać takie pogłoski?

Wyżygin. Widać że w księdze pogłosek, przyszła kolej na mnie i na nieszczęśliwą księżniczkę.

Urzędnik. A jak ci się bal podobał ?

Wyżygin. Bal jak zwykle bal, dla mnie wszystko jedno!

Urzędnik. Mylisz się przyjacielu, ten bal będzie epoką w dziejach stolicy! Jaki był tłum pięknych kobiet, jakie ubiory, jak gustownie były ubrane pokoje, jak zachwycająca była muzyka, jaki był dostatek wina! Już to książę Kurdiukow zna swoją sztukę!

T. W. Albani?. Wielki z niego człowiek do małych rzeczy.

( W

Urzędnik. To nie jest rzeczą małą, umieć całe miasto do swego domu zaprosić i tak przyjąć ażeby wszystkich zad o wolnie!

Officer. Właśnie źe nie zgadłeś, ja pierwszy nie byłem zadowolniony. Diabeł nasadził mi na kark jakiegoś zagranicznego dyplomatyka z którym przymuszony byłem sprzeczać się tyle, że ledwiem z niecierpliwości nie uciekł.

Wyżygin. Jakimźe to sposobem? na balu!

Officer. Zbliżywszy się do jednego gracza, słyszę jak pan dyplomatyk wychwala Rossyę, ale tak już wychwala, źe zapłaciłbym mu ażeby ją ganił. Sądził że nam przez to uczyni wielki honor kiedy nas porówna z Francuzami i kiedy publicznie ogłosi źe nic nie mamy rossyjskiego, narodowego, ale wszystko z Paryża. Przyznam się że sam kocham Francuzów jako naród oświecony, mający rozum, czucie, a do tego waleczny i bohaterski, wspaniałomyślny; uważam ich za Ateńczyków naszego wieku, jednakże chcę zostać Rossyaninem, czyli dla porównania się z AteYiczykami Macedończykiem. W ogólności tem się obrażam, że nas mają za zręcznych naśladowców paryzkich elegantów! Zdaje się że

Piotr Wielki nie życzył sobie ażebyśmy zawsze kopiowali! Zacząłem więc dowodzie dyplomatykowi, że Rossyi zupełnie nie zna i że bardzo się wtem myli, jeżeli o niej sądzi z kilku familij których ojcowie kształceni przez opatów, na model francuzkich markizów, przedstawiają tylko żyjący pomnik nikczemności XVIII wieku. Dyplomatyk zaś upewniał, że dosyć jest znać stolicę, ta albowiem nadaje ton prowincyom, i że podług niej tak jak podług skali, można wyrachować charakter narodowy L oświatę państwa. Na to odpowiedziałem, że Rossya nie jest sztucznie ułożoną posadzką ani tez pałacem, lecz składa się z pól, wiosek, świątyń i miast sławnych dziejami narodowemi; że szlachta rossyjska zupełnie nie jest podobną do markizów Ludwika XIV, ale ma swój odróżniający się charakter, napojona prawdami religijnemi, najmocniej przywiązana do osoby Monarchy jako Reprezentanta siły narodowej, sławy i honoru, że z zapałem kocha narodowość, a kraj szanuje iak relikwie. Na koniec w wielkiem uniesieniu powiedziałem mu, że naród rossyjski szanuje cudzoziemców, przyjmuje ich po

przyjacielsku, lecz pogardza temi wyrodkami którzy się wyrzekają Rossyi, mowy ojczystej, a mają za szczęście być we wszystkiem cudzoziemcami.... Nie pamiętam co mu nagadałem w złości, lecz zdaje się że mój dyplomatyk obraził śię i coś napomknął o sławie i zwycięztwach Francyi. Tu dopiero wyszedłem z cierpliwości i rzekłem iż jesteśmy dosyć pojętni, i że tak jak za panowania Piotra Wielkiego daliśmy poznać pod Poltawą ile skorzystaliśmy z lekcyi pod Narwą, tak tez właśnie kiedy nam okoliczność dozwroli, i teraz postaramy się okazać wdzięczność naszym nauczycielom, za dwie przeszłe kampanie! Ledwie nas gwałtem rozłączono, sądziłem nawet, że spór ten będzie zakończony pojedynkiem — ale jak się zdaje przeciwnik mój już ochłonął.

Wyżygin. Niepotrzebnie traciłeś wyrazy. Powinieneś był wzbudzić ciekawość tego cudzoziemca, ażeby on bliżej nas poznał, ale nie martwić go bez żadnego pożytku (uśmiechając się). Napróżno ujmowałeś się za tych, którzy w przekonaniu cudzoziemca byli wzorem. Tak mu powinieneś był powiedzieć: ła

skawy Panie, mam honor Pana zapewnić, że nie wiesz o nowem pokoleniu w Rossyi— i tem zakończyć.

Ofjicer. Teraz lo dobrze rezonować! Ale nie zawsze można się utrzymać w granicach, a najbardziej tam gdzie idzie o sławę narodu rossyjskiego.

Albanin. Istotnie żć bez potrzeby się gniewałeś na tego cudzoziemca! on podobnież się mylił jeżeli sądził o Rossyi podług księcia Kurdiukowa i hrabiego Chochlenkowa. Jak bylibyśmy niesprawiedliwymi gdybyśmy o wszystkich urzędnikach a następnie o szlachectwie wnosili z kaneellistów, którzy że tak powiem karmią się krwią naszą; albo tez gdybyśmy podług nauczycieli i professorów sądzili o oświacie Rossyi; wszędzie jest złe i gdzie tylko nie dochodzą promienie słońca, tam wszędzie mówię wylęgają się gadziny i rosną zioła szkodliwe. Przyjdzie czas kiedy Rossyanie udowodnią że nic są zniewieściałymi ModamiT że nie są Abderyjczykai.ru, lecz że są godnymi potomkami Słowian i wychowańcami Piotra Wielkiego! Rossy a dowiedzie na przykładzie owe podanie mitologiczne o cu

dach waleczności Jasona, tego zdobywcy złotego Runa! Przymusimy szanować pamięć Piotra Wielkiego. Bądźmy cierpliwi, pierwej czy później spory o pierwszeństwie w Europie, skończyć się muszą!— a w tenczas jeśli nam Bog pobłogosławi, przekonawszy się że pierwszeństwa nie można utrzymać bez oświaty, bez fabryk i rękodzielne zajmiemy się ukończeniem tego co już jest zaczętem. Cieszcie się panowie! Rossya dopiero kwitnie w całej swej sile i potędze, lecz kiedy dojrzeje, wtenczas dopiero da się poznać.

Wyżygin. Dałby Bóg ażebyśmy doczekali pie miód z ust twoich () Teodorze Wasilewiczu.

Officer. Może być że owych sporów, o których wzmiankuje Teodor Wasilewicz, koniec jest blisko! Mówią iż Gwardya ma wkroczyć do księstwa warszawskiego. Armia zbiera się nad Niemnem w okolicach Wilna.

Wyżygin. Nie daj Boże, aby te doświadczania miały się teraz zaczynać! Jesteśmy osłabieni przez .ciągłe wojny. W przeciągu lat

(.) Wyrażenie to jest przysłowiem w języku rossyjskim p. t.

siedmiu zaczynając od roku , dwa razy biliśmy się z Francya, raz z Szwecyą, i teraz jeszcze nieskończyliśmy wojny z Turcyą—. w teraźniejszym stanie rzeczy, nic wypadałoby nam nawet myśleć o sporach!

Offiiccr. Nasz stary Kutuzow, zmusił Turcyę prosić o pokój. Teraz słychać że większa część wojsk naszych, które się znajdowały w Turcyi stoi nad Dniestrem,— odebrałem właśnie list z Mochilewa od mojego brata. Słuchajcie Panowie! do woli waszej amyniemoźemy pozostać przy traktacie Tylżyckim; dobry nasz Cesarz unikając rozlewu krwi, zgodził się na wiele; lecz Napoleon nie jest tem zadowolniony, i każdy numer. gazety przynosi nam nowe wiadomości o jego bezprawiach. On nicpytając się nikogo, zabiera cudze państwa, jak grzyby w lesie ! Jakiż tego koniec? Czyliż on liossyę myśli postawić na stopniu jakiegoś królestwa Westfalii? To jest nic do wytrzymania! Jego ostatnie obejście się z księciem Oldcnburgskim, wzbudziło powszechną nienawiść i wzburzyło krew moją ryży ui. To jeszcze może się da ułagodzić drogą pokoju. Potęga Napoleona tera

jest niezmiernie wielką, i z trudnością przyszłoby go wstrzymać mocą oręża. Wierzcie mi, on sam siebie zgubi jeżeli będzie stąpał temi olbrzymiemi krokami! Właśnie już potknął się w Hiszpanii!

Officer. Wszystkie narody powinny iść za przykładem Hiszpanii!

Wyżygin. Bezwątpienia: lecz pierwej trzeba odpocząć i wzmocnić się na siłach. Słyszałem że księciu Okłenburgskiemu czyniono propozycyę, ażeby zrobił zamianę na inne państwo.

T. W. Albanin. Lecz nato nieprzystał, i czy wiesz jak powiedział: moi poddani, są moje dzieci,— ja zaś dziećmi handlować nie mogę!"— szlachetny człowiek.

Wyżygin. Godny kuzyn naszej Cesarskiej familii!

Officer. Napoleon całe Niemcy zalał swym wojskiem i zbliża się do Polski.

Wyżygin. Zobaczycie że to wszystko skończy się wojną na papierze!

Officer. Niech Bóg zachowa, ja chciałbym jeszcze się bić.

Wyżygin. Będziesz miał dosyć czasu!

( m ) :

Officer. Przytem i zatem bywaj zdrów; wstąpiłem tylko do ciebie dowiedzieć sic o twoim ślubie, a rozgadałem się o polityce chociaż to nie do mnie należy. Najlepsza po? lityka bagnet!

Wyżygin. Tak jak mówił nasz jeden jenerał o wojnie przeszłej na radzie wojennej... Polityka, polityka, a trzeba się rąbać...

Officer. Tak, tak, trzeba się rąbać!—t do zobaczenia.

(Officer i urzędnik wrychodzą).

Wyżygin. Ci panowie przerwali naszą rozmowę. Chciałem opowiedzieć jedno nadzwyczajne zdarzenie, które mi się przytrafiło na balu u księcia Kurdiukowa;—już po tańcach, kiedy wziąłem mój kapelusz, znajduję cudzą chustkę, rozwijam, wypadł z niej bilecik, czem prędzej wychodzę na korytarz ażeby przeczytać, i... prawdziwie niewiem jak mam o tem myśleć! Przeczytaj (wyjmuje z szufladki bilecik i daje do przeczytania).

T.W.Albanin. (czyta)... Pan mnie bardzo mało znasz, lecz ja się mocno interesuję jego osobą i życzę mu wszelkiego dobra. Niespodzianie dowiedziałam się o mającej Pa

na spodkać nieprzyjemności, ale co to ma być tego nie wiem! Jeżeli kiedykolwiek moge dla Pana stać się pomocą a razem i być pożyteczną, to chustka moja którą Panu zostawiam, będzie znakiem po którym Pan mnie poznasz. Bilecik pisany na prędce, ołówkiem i ten charakter kobiecy; w tym razie nic ci nieumiem powiedzieć, gdyż nie jestem doświadczony w intrygach miłosnych, jednak zdaje mi się że to są kobiece sidła, wabik! Pan Bóg wie jaka to ma być nieprzyjemność od kogo i za co! to bagatela!

Wyżygin. Daj Boże aby to była bagatela! Lecz kto kocha i na pierwszym kroku doznaje tyle przeszkód ile ja doznałem, ten zapewne jest bojaźliwym i niedowierzającym. Zobaczno chustkę! Na jej rogu wychaftowana roża bez kolców: to jest szczęścia godło.

T. W. Albanin. To właśnie jeszcze mnie bardziej utwierdza w mojem mniemaniu, że ten bilecik jest nasieniem jakiejś intrygi.

Wtem wszedł człowiek i oddał papier, Wyżygin skoro go przeczyta!, powiedział:

(Jirabia Chochlenkow mój Naczelnik, rozkazuje ażebym jutro o godzinie zrana był

mego nia jakiś ważny interes, zapewne każe mi u siebie pracować, nie będę miat czasu być u p. Szinigajly; pójdźmy więc do niego teraz.— Wieczorem muszę bydź u ojca—

T. IK. Albanin. Chodźmy.—

( )

ROZDZIAŁ VII.

Doświadczenie i pokusa.— Filozof XVIII wieku. — Intryga.— Porwanie. — Zagadka. —

Na trzeci dzień po bala u księcia Kurdiukowa, Piotr Wyżygin na czas naznaczony stawił się przed hr. Chochlenkowem,— kareta podróżna sześciokoiina już stała przed gankiem. Hrabia powitał Piotra z łaskawym uśmiechem i zażartował z opieszałości młodego urzędnika, wystawiając siebie za przykład do naśladowania. Pojedziesz zemną do Carskiego sioła rzekł hrabia: Mam ważne interesa które wczasie swobodnym, oddaliwszy się od miejskiego gwaru, chciałbym już ukończyć. Za dwa dui powrócimy do miasta; jeżeli masz co wziąść to rozkaż memu kamerdynerowi, a przywiezie ci wieczorem.

Niepodobna było wymówić się.— Wyżygin z hrabią wsiedli do karety, tekę ogromną położono w nogach , nakryto ją poduszką na której się położył piesek bonoński, i po

wóz ruszył z miejsca, a kiedy juz minęli rogatki, hrabia z swoini podwładnym następną zaczął prowadzić rozmowę.

— Wielce poważam twojego ojca, znam twoje zdolności i chciałbym wiele dla ciebie P. Wyżygin uczynić! Lecz sam powinieneś się starać podać mi zręczność, abym był dla ciebie użytecznym, albowiem to bardziej od ciebie samego zależy aniżeli odemnie.

— Wdzięczny jestem JW. Panu za jego przychylność i dobre o mnie mniemanie; co do mnie, jestem zadowolniony z mojego losu, niczego więcej nie żądam, jak tylko ażeby zyskać względy moich naczelników, i nie znam innej do tego drogi, jak wypełnianie obowiązków urzędowania."

— ((Ten sposób wyrażenia się jest tonem dzisiejszćj młodzieży, jest że tak powiem językiem pychy i chełpliwości. Być zadowólnionym z swego losu, i nie żądać nic więcej! To jest powiedziano bardzo wiele P. Wyżygin! Gdyby naszą rozmowę pod słuchał jaki człowiek mniej oświecony, któryby nas nieznał, to z mowy WPana wniósłby że jesteś Ministrem, Kanclerzem, albo coś więcej jeszcze.

: ; ( ? )

— ccjestem zadowolniony z mojego losu stosownie do mojego znaczenia, a jeżeli mówie że niczego nie żądam, to znaczy że niechcę żadnemi wybiegami szukać korzyści, jak tylko postępując prostą drogą, i będąc gorliwym urzędnikiem.— Szczęście moje zakładam na zupełnej niepodległości temu, co może tłumić mój sposób myślenia, moje maxymy i charakter.

— ccWtym wieku w jakim WPan jesteś Panie Wyżygin, jeszcze zawcześnie mówić o swoim sposobie myślenia, o własnym charakterze i maxymach. Gdybym nie znał ojca WPana, wniósłbym że się wychowałeś w ktorymbądż z klubów jakobińskich! Lecz znając WPana, dla własnego jego dobra, życzyłbym odmienić ten sposób myślenia; nawet byłoby lepiej, gdybyś go zupełnie nie miał, i tylko postępował podług rad lucizi doświadczonych, łudzi,znanych ... Tak Panie, wiem że teraz znajdujesz się w złem towarzystwie, i pozwalasz sobie sądzić o ludziach już mających znaczenie, dostojeństwa, krytykujesz ich postępowanie, ich rodzaj pracy; nie szanujesz znakomitości urodzeuia, a co

większa nawet, że dają się słyszeć zuchwałe WPana żarciki z własnych naczelników..,, że mnie nawet! Tak wiem o wszystkiem Panie Wyżygin !

Nigdy się niespodziewałem zasłużyć na podobne wyrzuty, ale gdy mnie uważają za złego, uwalniam więc JW. Pana od tak nieprzyjemnego sprastowywania moich uchybień, i najpotworniej upraszam o uwolnienie mnie od obowiązków."

— alni dalej tem lepiej! Nie P. Wyżygin, ja cię nie uwolnię od siebie, lecz zgodnie z wolą ojca, zajmę się twoją poprawą i pomimo twej woli wyrwrę cię z owego towarzystwa które cię psuje."

— JW. Hrabia tem mnie obrażasz! Jakież to jest złe towarzystwo w którem ja się znajduję? nierozumiem JW. Pana."

— uKtóż są twoi przyjaciele? oto autorowie, fautastycy, ludzie niebespieczne którzy utworzyli sobie własny sposób widzenia rzeczy o wszystkiem sądzą podług teoryi, i wymagają do wszystkich cnot stoickich, jednem słowem ludzie niespokojni tak nazwani filozofowie... oni to wpoili w WPana te maxymy! Naresz

cie przyjaźń, bliskie obcowanie zniższemi urzcdnikami, oddalają WPana od dobranego towarzystwa w którem WPana wprowadził to wszystko niepodoba się tak mnie jako tez ojcu WPana.

— ((Pozwól mi się JW. Hrabio wytłumaczyć.— Ja zupełnie inaczej sądzę o autorach, i zdaje mi się że sądzić o nich moge gruntowniej, albowiem przypatruję się im bliżej a JW. Pan znasz ich tylko z powieści. Ludzie poświęcający się dla nauczenia innych, nie mogli dla żadnych widoków podjąć się takowej pracy, jak tylko z czystego zamiłowania ludzkości. Kto kocha ludzkość, ten powinien ogłaszać prawdy pożyteczne, cnotę wywyższać a występki prześladować; niepodobna więc wymagać od autorów ażeby oni niepotepiali tego co jest godnem potopienia i ażeby nicżyczyli dobrego zamiast złego. Lecz do zatrudnień autora i filozofa nie należy bynajmniej rozszerzanie ciemnoty i ducha burzliwości, to jest skutkiem charakterów i obyczajów, ale nic spokojnego zajęcia się literaturą. Widzieliśmy jak w niektórych państwach zagranicznych, we wszystkich stanach znaleźli

sięfantastycy i złoczyńcy, którzy chcieli wszystko zniszczyć, ażeby się wznieść na gruzach powszechnego porządku. Lecz do tego prowadzi nie literatura ale ambicya, chęć bogactw, rozpusta i ochydne namiętności: zazdrość, mściwość...

— Dosyć już tego! WPan chcesz mi prawić kazanie czy co? Tem rezonowaniem jeszcze bardziej mnie przekonywasz o sobie i o twojem towarzystwie.

— Jak się JW.Panu podoba! jednak ja zostanę przy mojem zdaniu i w swojem towarzystwie. Nicprzeczę że pomiędzy autorami znajdują się tacy którzy są niemoralni, a nawet nikczemni, lecz to niepochodzi stąd, że oni są autorami. Przeciwnie, literatura uczyniła ich lepszemi aniżeli oni byli z przyrodzenia. Zresztą pogardzam ludźmi złymi jakiegokolwiekbądz stanu i znaczenia, a przestaję tylko z dobrymi, cnotliwymi, szlachetnemi....

— Istotny liberalizm i prawdziwy jakobinizm!"

— Daruj JW Hrabio! jestem nieprzyjacielem tego wszystkiego co JW. Pan we mnie

upatrujesz, mam się za wiernego sługę mojego Monarchy, wiernego syna Rossyi, następnie więc, szanuję prawdziwą zasługę a brzydzę się nadużyciem władzy, praw .. chciwymi zysku. (

Hrabia dostrzegłszy że młodzieniec się zapalił i zaczyna już wychodzić z granic cierpliwości, postanowił przerwać rozmowę wten sposób: dosyć tego, dosyć panie filozofie!" rzekł z uśmiechem: będąc w twoim wieku rezonowałem podobnież, lecz później tego bardzo i bardzo żałowałem. Gdybym się tobą nieinteresował, zupełnie mnieby nieobchodziło ani twoje towarzystwo, ani twój sposób myślenia; lecz chciałbym cię widzieć szczęśliwym i w znaczeniu; dla lego li tylko powziąłem zamiar wprowadzenia cię w nasze towarzystwo i spokrewnienia z wielkiemi familiami.....

— Bardzo jestem wdzięczny, lecz jeżeli JW. hrabia życzy mi prawdziwie szczęścia, upraszam na ten raz zostawić mnie spokojnym.

Hrabia Chochlenkow znowu się uśmiechnął, oparł rękę na ramieniu Wyży giną i rzekł: Wyżyginie, wiem że się kochasz.

Tom I

— u A wiec JW. Pan wie o, tem! istotnie tak jest, i jeżeli to interesuje JW. hrabiego, to co większa, powiem mu, że jestem kochany wzajemnie.

— u Winszuję! to jest bardzo przyjemnie, ja sam będąc młodym kochałem, się więcej aniżeli tysiąc razy, chociaż byłem przymuszony z tem się ukrywać, okazując najwierniejszego małżonka. Cha! cha! cha! to było zabawnie jak sobie teraz wspomnę o moich figlach! Wszedłem w związki małżeńskie niemal w twoich latach, tak wypadło z interesów familijnych; potrzeba było prowadzić się bardzo ostrożnie! Nie sądź ażebym ja był takim jakim mnie widzisz w obchodzeniu się z moimi podwładnymi, ażebym był swarliwym, hypokondrykiem nieczułym na nieprzyjemności życia. Nie! jestem filozofem z sekty .Epikurejczyków, i tylko z tytułu albo raczej z obowiązku przymuszony jestem przykryć się płaszczem Zenona. Podobnież jak Wpan uczyłem się filozofji i literatury, umiałem na pamięć Woltera, Dalernberta, Dyderóta, Ilelwecyusza, J. J. Russa i wszystkich encyklopedystów. Tak, jestem filozofem i

prawdziwym filozofem! Widzę rzeczy z przyzwoitego stanowiska i znam istotną ich cenę. Wszystko na świecie p. Wyżygin ma swoje doczesną wartość! Wszystko zależy od wyobrażeń które przejmiemy w młodości. Małżeństwo jest piękną rzeczą, kiedy nam daje protekcyę i bogactwa, lecz wartoż dla jednej miłości poświęcać największe dobro, osobistą niepodległość? A tak więc, żenić się trzeba dla widoków, kochać się zaś dla uciech. Otoż przekonaj się że niejestem tak srogim jak sądziłeś! możesz ożenić się z księżniczką Kurdiukow, a kochać się w swojej piękności, to swoją drogą....

Wyżygin zarumienił się od wstydu i rzekł: nie mam honoru być filozofem, i dla tego nie moge się zgodzić z JW. hrabia.

— "Rozumiem! Wpan teraz na wszystko spoglądasz oczami zakochanemi, i dla tego właśnie nic nie widzisz w prawdziwem świetle. Mówiono mi że ta panieneczka ma być dosyć rozsądną."

— Jeżeli JW. Pan mówisz o tej ktorą kocham, to proszę mieć wzgląd i razem pamiętać na to, że ta panienka jest moją narzeczoną.

— "Przestań, przestań młodzieńcze! Niepodobna jest że wszystkiemi pięknemi się żenić, lecz aby mieć więcej swobody kochać ładne, to właśnie żenić się potrzeba nie z miłości lecz dla widoków. Bądź roztropnym p. Wyżygin."

— Daruj mi JW. Hrabio: odpowiedział Wyżygin z ironią (uśmiechając się) "albowiem ten sposób wyrażania się nic jest łatwy do pojęcia dla złego towarzystwa, złożonego z ludzi niebezpiecznych, do którego ja należę."

Hrabia Chochlenkow, widząc że nic nie może zrobić z młodzieńcem, umilkł i oparłszy głowę swoją na poduszce, udał śpiącego. Wyżygin tym czasem odpoczął, albowiem ta rozmowa wielce go utrudziła.

Dzień pierwszy wCarskim Siele przeszedł bez żadnego zatrudnienia. Wyżygin samotnie przepędzał czas w naznaczonym mu pokoju i oczekiwał dalszych rozkazów, ale hrabia Chochlenkow wcale go do siebie nieprzywoływał. Na drugi dzień proszono Wyżygina do stołu, hrabia przy obiedzie rozprawiał o pogodzie i o teatrze, aż nad wieczorem dopiero polecił Wyżyglnowi przepisać dwie ex

( ? ;

pedycye prawie nic nieznaczące, i na tem się zakończył ważny interes, dla którego hrabia wziął go z sobą; trzeciego dnia po obiedzie udali się na powrót do Petersburga. Hrabia przez całą drogę był milczący, jednakże na pomknął Wyżyginowi, że bardzo jest zadowolniony z ukończenia swych ważnych interesów.

Nie dojeżdżając do mostu Obuchowa, Wyżygin prosił o pozwolenie aby mogł wysiąść z karety.— Wziął pote m dorożkę i pojechał czem prędzej do p. Szmigajły; było to około godziny szóstej wieczorem. Zadzwoni! udrzwi, ale nikt mu nie otworzył, zaczął mocniej dzwonie, nakoniec kołatać, lecz i to nic nie pomogło. Najpewniej muszą być w teatrze, pomyślał: sobie, i zszedł ua doł ażeby znaleść kucharkę; wtem go spotkał odźwierny. Czy pan potrzebujesz tych państwa co tu mieszkali na górze? Oni już wyjechali! J

— Jak to wyjechali? coż to znaczy? Dokąd że się oni przeprowadzili? Musisz wiedzieć o ich nowem mieszkaniu.

— "Oni dobry panie, już zupełnie wyjechali z miasta!

,( S )

Na te wyrazy odźwiernego, krew Wyzyginowi uderzyła do głowy, tylko co nieupadł bez zmysłów na wschody; oparłszy się więG o ścianę, stał jak martwy i niewzruszonem okiem spoglądał na odźwiernego, to bladł, to się rumienił. Odźwierny zląkł się niezmiernie, znał on Wy zy giną, albowiem często dostawał od niego pieniądze. Dobry kmiotek rossyjski wzruszył się nad takiem położeniem młodzieńca, pobiegł do swojej stancyi i przymiósł konewkę kwasu: Wypij dobry panie, wiem że ci to pomoże: wypij na zdrowie!"

Wyżygin przyszedłszy cokolwiek do siebie, odepchnął ręką konewkę i poszedł czem prędzej do mieszkania odźwiernego, tam usiadł na ławce i z niecierpliwością zaczął go badać.

—. Kiedy oni stąd wyjechali i dokąd?"

— Dokąd to Pan Bóg wie, ale co wyjeżdżali to nierazem i widać że w rozmaite strony, albowiem wiele było łez i smutku! " . —( "Cóż takiego? na miłość Boga mów prędzej!

—i Ja ei panie opowiem to wszystko co mnie mówiła ich kucharka Aniza. Pozawczoraj wieczorem przyjechała kareta, widać że

od jakiejś wielkie j pani, po panienkę Elizę Pawłownę; Anna Michajłowna chciała ją przeprowadzić, ale lokaj powiedział że niepotrzeba, pozostała więc w domu; do późnej nocy czekali na pannę lecz jej się niedoczekali. Otoż i tak widzisz panie przeszła noc! Wczoraj rano stara pani wyszła z domu i powróciła cala we łzach, albowiem tamta wielka pani zatrzymała u siebie panienkę ale na co, tego nie wiem. Oni posyłali do ciebie panie, ale ciebie nie było w domu. Sara zaś stary pan biegał cały ranek niewiadomo dokąd, ajego zona tak płakała, że kiedy nosiłem drwa do kuchni i usłyszałem jak ona biedna męczyła się, to aż mi samemu było przykro. Kiedy stary pan powrócił na objad, i powiedział że przed wieczorem musi wyjechać z miasta, gdzieś bardzo daleko że skarbowemi pieniędzmi, nowy zaczął się płacz i smutek; dano mu albowiem jakieś inne urzędowanie w armii, przy gamazynach czy też jak tam ich zowią! Natychmiast zjawili się jacyś dwaj panowie i zaczęli śpiesznie układać rozmaite papie ry. Potem przyjechał pod officer z podwodami i w nocy panowie wyjechali, a kwaterę, od

dali gospodarzowi domu. Otoż wszystko co wiem.

— a panienka czy tu się została, czy tez pojechała z panami?

— Ze z państwem nie pojechała to wiem doskonale, gdzie się zaś znajduje tego nie wiem. Ale jak mi się zdaje podobno Aniza ma do ciebie panie list od starej pani. Aniza z niemi nie pojechała, przenocowała u nas, a na drugi dzień rano przyszedł po nią jakiś lokaj, pomógł złożyć jej rzeczy na furę, i poprowadzi! z sobą nie wiem dokąd, słychać że gdzieś na miasto.

Wyżygin pojechał do domu w nadziei że znajdzie list od Anny Michajłowny, albowiem kucharka wiedziała jego mieszkanie. Nie zwracając uwagi na to co się zdarzyło, podobnie jak wszyscy ludzie stałego charakteru w chwili okropności albo nieszczęść, czuł się być przytomnym i zaczął się zastanawiać nad tem, co było przyczyną wydarzonej okoliczności. Widział skutki haniebnej zmowy, domyślał się że sam był narzędziem nieszczęścia familii p.Szmigajły, lecz żadnym sposobem nie mógł dociec początku tej intrygi.— Któraż to z kobiet ma pra

wo zatrzymać Elizę wbrew woli jej dobrodziejki i opiekunki? Kto mogł zmusić Romualda Wikientiewicza do tak nagłego wyjazdu z miasta? Widocznie, że w tej sprawie muszą mieć udział ludzie możni. Może hrabia Chochlenkow i książę Kurdiukow ? dla jakiegoż widoku? czy dlatego aby go rozłączyć z Elizą? Z rozmowy hrabiego Chochlenkowa Wyżygin wnosił, że hrabia uważał ten romans za nieszczęśliwy, jako lekką skłonność i kaprys młodości. Lecz jak odważyli się na taki postępek? czyliż i ojciec do tego należał, ta jego obojętność byłaż tylko udaniem? Wyżygin niechciał posądzać swojego ojca o tak nieludzki postępek, z familią która mu nic złego nie zrobiła, i natychmiast postanowił z nim się widzieć. Nie znalazłszy w domu żadnego listu, natychmiast poszedł do ojca. Stary Wyżygin skoro zobaczył Piotra, na trzy kroki odstąpił od mego, albowiem twarz jego była wybladła, usta zsiniałe, włosy rozczochrane, w oczach tylko które się krwią zalały i migały jak błyskawica, można było widzieć oznakę życia. Ojciec JŁ niecierpliwością wziął Pio

tra za rękę, a posadziwszy go na sofie obok siebie, patrzał na niego z wielką trwogą:

— Co to z tobą się stało mój synu?"

— a Ojcze! wiesz że kocham,— przyrzekłeś uczynić mnie szczęśliwym... ją porwano!..

— ((Porwano!— kto ją porwał?"

— Ty ojcze nie wiesz o tem ?

— Przysięgam na Boga, honori moją miłość ku tobie, że nie wiem, i gdybym Wedział, nigdybym nie pozwolił obrażać niewinną panienkę... nie znasz twojego ojca, jeżeli możesz myśleć nawet że skłonny jest do gwałtownych postępków; mogłem żądać ażeby serce twoje było spokojne, byś się ożenił podług mego wyboru, lecz porwać pannę!...

— A więc serce mnie nie omyliło! ojcze, kochany ojcze! dopomóż mi, wróć mi życie!.." Piotr mówić dalej nie mogł, łzy płynąć zaczęły i łkania głos mu przerwały; uściskał mocno ojca za szyję, który również płakał widząc rozpacz najukochańszego swego syna.

Łzy te stały się niejaką ulgą dla Piotra, uspokoiwszy się cokolwiek opowiedział ta wszystko co słyszał od odźwiernego. Stary Wyżygin nie powątpiewał, że w tej sprawie

musiał grać rolę główną hrabia Chochlenkow, lecz nie mogł żadnym sposobem domyśleć się, co to za kobieta zatrzymuje u siebie pannę kochaną przez syna. Obiecał przytem że sam nazajutrz pojedzie do hrabiego, dowie się o wszystkiem i razem zrzeczc się zamiaru ożenienia go przeciw woli, słowem że wszystko pójdzie pomyślnie, by tylko był spokojnym, w biurze zaś w którem zostawał p.Szmigajło, przyrzekł dowiedzieć się dokąd, i przez kogo on jest wysłany. Po czem Piotr karetą ojca powrócił do swego mieszkania.

Nazajutrz zrana około godziny dziewiątej stary Wyżygin przybył do hrabiego Chochlenko wa, został przyjęty w jogo gabinecie, jak zwykle z uśmiechem i czułem ściśnieniem ręki. Hrabia dostrzegłszy że Wyżygin byt zasmucony, nie zaczynał rozmowy, czekał tylko dopóki on nie zacznie, ażeby wiedział jaki ma przybrać ton w dalszej mowie. — Przyszedłem złożyć najczulsze moje podziękowanie JW. Panu za jego interesowanie się losem mojego syna, lecz zupełnie się zrzekam zamiaru ażeby mój syn"miał się żenić z księżniczką Kurdiukow, albowiem to mu odbie

twojej ciekawości ; o czem zirś mi wiadomo, to powiem otwarcie, jedynie zaprzyjaźni ku tobie. I tak, wiadomo mi iż ta która zawróciła głowę twojemu synowi, jest dzieckiem miłości jednej z naszych dam, powierzonem zonie tego urzędnika o którym dopiero się pytałeś; zapewnie więc taż dama dowiedziawszy się o miłostkach dorosłej już córki i

O tem, że nie ma przyzwoitego dozoru, wzięła ją do siebie prawem matki,— a więc nie mamy co robie i o czem mówić.

— Czy wolno mi jest wiedzieć nazwisko tej damy?

— Nie możesz tego wymagać odemnie kochany przyjacielu, ażebym ci wyjawił cudze tajemnice z któremi się łączą spokojność

I honor wielu familii. Nie poważałbyś mnie nawet, gdybym z taką lekkomyślnością odkrywał to co mi jest powierzonem w sekrecie. Powiadam szczerze, iż nie moge wyjawić nazwiska tej damy.

— Kiedy tak więc żegnam JW. pana.

— "Mam nadzieję że się rozstaniemy przyjaciółmi ?

Urabia ścisnąwszy Wyżygina za rękę rzekł: "Daję słowo że nie mam najmniejszego udziału wtem, jak nazywasz, porwaniu jako też i wysłaniu urzędnika; jednakże jak uważam, wypadek ten wielką ci sprawia nieprzyjemność; lecz abym dał dowód mego ku tobie przywiązania powiem ci, że urzędnik jest wysłany że znacznemi summami pieniędzy do Litwy, gdzie jest rozłożona armia , ale dokąd — tego nie wiem. Nakoniec, gdyby i ta panna nie była tu zamieszaną, ów urzędnik zawsze byłby wysłany z pieniędzmi, albowiem jak słyszałem pokładają w nim wielkie zaufanie. Ze szczególnej łaski i względów na jego stan biedny pozwolono mu wziąść z sobą żonę. Tak mówił mi wczoraj wieczorem jego naczelnik, który nie słyszał nawet czy on ma jaką wychowanicę. Otoż wszystko co wiem! przepraszam cię mój dobry przyjacielu i bądź przekonany, że zawsze wszędzie i we wszystkiem jestem na twoje usługi! Adieu szanowny, do zobaczenia się!

Wyżygin powrócił do syna i znalazł go w łóżku, a przy nim doktora Lebedenkę.

W nocy wzmogła się okropna gorączka z symptomatami zapalenia mózgu.— Doktor nie chcąc przyjacielowi swemu czynie żadnych wyrzutów ruszał tylko ramionami. — Ojciec wprowadził się do mieszkania syna.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bulgarin Faddej PIOTR IWANOWICZ WYŻYGIN tom4 txt
Bulgarin Faddej PIOTR IWANOWICZ WYŻYGIN tom2 txt 2
Bulgarin Faddej PIOTR IWANOWICZ WYŻYGIN tom3 2
E2p, UTP-ATR, Elektrotechnika i elektronika dr. Piotr Kolber, sprawozdania
karta instrukcji obróbki (pusta), szkola, TM, Laboratorium, Projekt tuleja, Tuleja - Kamil Herko, Ra
Michaił Iwanowicz Kalinin
Powrot Krola Tom1
Druzyna Pierscienia Tom1 (2)
Cel ćwiczenia, UTP-ATR, Elektrotechnika i elektronika dr. Piotr Kolber, sprawozdania
karta normowania, szkola, TM, Laboratorium, Projekt tuleja, Tuleja - Kamil Herko, Radosław Bała, Pio
Petycja w obronie ks. Natanka, ► ks. Piotr Natanek
Ogniwo, UTP-ATR, Elektrotechnika i elektronika dr. Piotr Kolber, sprawozdania
Badanie przebiegow pradow i napiec sinusoidalnych w elementach RLC, UTP-ATR, Elektrotechnika i elekt
Bułgaria
Niedźwiecki Zymunt EROTYKI tom1
Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom1 Przewoźnik
Kurczak po bułgarsku
Piotr Milejski Projekt przenośnika taśmowego, AGH, 6 semestr, Maszyny i Urządzenia transportowe
25, Studia, Pracownie, I pracownia, 25 Wyznaczanie współczynnika rozszerzalności cieplnej metali za

więcej podobnych podstron