Giddens Anthony Socjologia książka doc


0x01 graphic

Anthony Giddens

SOCJOLOGIA

Zwięzłe, lecz krytyczne wprowadzenie

Przekład Joanna Gilewicz

Zysk i S-ka Wydawnictwo

Tytuł oryginału Sociology. A brie/but critical introduction

Copyright © by Anthony Giddens 1982, 1986

AU rights reserved

Copyright © for thc Polish translation by Zysk i S-ka

Wydawnictwo s.c, Poznań 1998

Copyright © for the cover illustration by Pierre Vaulhey/SYGMA

via AXXA International Sp. z o.o., Agencja Fotograficzna Free

Konsultacja merytoryczna prof. dr hab. Marek Ziółkowski

Redaktor Zofia Domańska

Wydanie I ISBN 83-7150-457-

Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.

ul. Wielka 10. 61-774 Poznań

tel./fax 852 63 26. tel. 853 27 51, 853 27 67

Dział handlowy tei./fax 864.14 03. tel. 864 14 04

Spis treści

Przedmowa 7

Podziękowania 9

1. Socjologia: zagadnienia! problemy '. 11

Kontekst socjologii 13

Socjologia: definicja i kilka uwag wstępnych 18

Wyobraźnia socjologiczna: socjologia jako krytyka 23

2. Konkurencyjne interpretacje: społeczeństwo przemysłowe czy

kapitalizm? 34

Teoria społeczeństwa przemysłowego 36

Marks: kapitalizm i socjalizm 44

3. Podział klasowy i transformacja społeczna 55

Zmiana od wieku XIX: władza korporacji 56

..Instytucjonalizacja konfliktu klasowego" 62

Nowe klasy, nowe technologie 68

Koniec klasy robotniczej? 74

4. Nowoczesne państwo 83

Państwo a klasy: nowe poglądy 85

Państwo a biurokracja 92

5

Uwagi krytyczne 96

Państwa, ruchy społeczne, rewolucje 99

5. Miasto: urbanizacja i życie codzienne 105

Miasta przedkapitalistyczne i nowoczesne 105

Poglądy „szkoły chicagowskiej" 108

Życie miejskie i kapitalizm 114

Miasto i życie codzienne 126

6. Rodzina i płeć 129

Zmiany w strukturze rodziny 130

Płeć, patriarchat i rozwój kapitalistyczny 135

Rodzina, małżeństwo, seksualność 140

Życie rodzinne i nowe wzorce społeczne 146

7. Kapitalizm i system światowy 150

Teoria modernizacji i jej krytyka 152

Nierówności współczesnego świata 161

Państwo narodowe, nacjonalizm, siła militarna 167

Wnioski: socjologia jako teoria krytyczna 171

Przedmowa

W ciągu ostatnich kilkunastu lat dokonały się w socjologii, a mówiąc ogólniej w naukach społecznych, znaczące prze­miany. Większość owych przeobrażeń omawiano jednak wy­łącznie w literaturze specjalistycznej — dla osób mniej obeznanych z przedmiotem pozostały więc nie zauważone. Do napisania tej książki skłoniła mnie chęć zaprezentowania początkującym czytelnikom wprowadzenia do socjologii, w którym znalazłyby odzwierciedlenie aktualne procesy. Na­zwałem ją „krytycznym wprowadzeniem" z dwóch powodów. Po pierwsze, jest krytyczna wobec wielu idei, które przez długi czas uznawano za tradycyjną mądrość socjologii. Uwa­żam ponadto, że socjologia jako nauka, rozumiana w przed­stawiony tutaj sposób, zawsze wiąże się bezpośrednio z krytyką społeczną. Socjologia nie może być neutralnym zajęciem intelektualnym, praktyczne konsekwencje jej analiz nie mogą przecież pozostawać obojętne dla tych, których zachowania stanowią przedmiot jej zainteresowań.

Książka różni się pod wieloma względami od większości tekstów wprowadzających do socjologii. Zawiera omówienie podstawowych problemów teorii społecznej — rdzeń zagad­nień teoretycznych łączących socjologię z innymi naukami społecznymi. Nie podzielam powszechnego poglądu, że są to tematy nieistotne dla osób, które

7

szukają tylko wstępnych informacji z dziedziny socjologii. Nie zgadzam się także z równie popularnym twierdzeniem, że sprawy te są zbyt trudne dla czytelnika, który nie zapoznał się jeszcze z bardziej empiryczną treścią przedmiotu. Analizując treść empiryczną, rozłożyłem akcenty inaczej, niż jest to przyjęte w tekstach wprowadzających. Wiele podręczników socjologii napisano przede wszystkim w odniesieniu do konkretnego społeczeń­stwa— tego, w którym żyje autor lub czytelnicy, dla których książka jest przeznaczona. Starałem się uniknąć takiego pro-wincjonalizmu, uważając, że jednym z głównych zadań myśli socjologicznej jest przekroczenie granic tego, co najbliższe. Najważniejszą cechą wyróżniającą tej książki jest jednak jej wyraźnie historyczny charakter. Można co prawda uczyć osobno socjologii i historii jako dwóch odrębnych dziedzin, lecz moim zdaniem jest to błędne założenie.

Starałem się zachować zwięzłość, co oznacza pewne ogra­niczenie kosztem wszechstronności. Nie zamierzałem doko­nywać encyklopedycznego przeglądu całego zbioru tematów stanowiących obszar uzasadnionych zainteresowań socjolo­gii. W poszukiwaniu bardziej wyczerpującego ujęcia czytel­nik musi sięgnąć do innych źródeł.

Anthony Giddens

Podziękowania

Autor i wydawcy pragną podziękować za uprzejmą zgodę na wykorzystanie materiałów objętych prawem autorskim: sze­fowi Kancelarii Królewskiej za udostępnienie diagramu z publikacji Social Trends oraz Organizacji Narodów Zjedno­czonych za udostępnienie tabeli z rocznika statystycznego United Nanons Statistical Yearbook (1981) © 1983. Dołożono wszelkich starań, aby odszukać wszystkich posiadaczy praw autorskich, jeśli jednak ktoś został nieumyślnie pominięty, wydawcy przy najbliższej okazji z przyjemnością dopełnią niezbędnych formalności.

1

Socjologia: zagadnienia i problemy

Opinie na temat socjologii są nadzwyczaj zróżnicowane. Z jednej strony wielu ludzi kojarzy ją z hasłami rewolty, nawoływaniem do buntu. Nawet mając niewielkie pojęcie o obszarze zainteresowań socjologii, niektórzy łączą ją w jakiś sposób z przewrotem, z ostrymi żądaniami nieustępliwych bojowników nauki. Z drugiej strony osoby, które miały już pewien kontakt z socjologią w szkole lub na studiach, repre­zentują zupełnie inny — może nawet bardziej popularny — pogląd na tę dyscyplinę. Ich zdaniem jest to dość nieciekawa i niezbyt przydatna nauka, daleka od wzywania swoich adep­tów na barykady, a raczej zdolna zanudzić ich na śmierć swoimi frazesami. Widziana w ten sposób socjologia przybie­ra postać suchej wiedzy, choć nie dostarcza wyjaśnień jak nauki przyrodnicze, na których próbują się wzorować jej praktycy.

Myślę, że ta druga ocena socjologii jest w dużej mierze słuszna. Dla wielu, a może nawet dla większości jej przedsta­wicieli, socjologia polega na wyrażaniu zdroworozsądkowych twierdzeń w pseudonaukowym języku. Pomysł zaliczenia jej do nauk przyrodniczych, a co za tym idzie, usiłowanie niewol­niczego naśladowania ich metod i celów, jest błędem. Jej dyletanccy krytycy

11

mają zatem wiele racji, zachowując scep­tycyzm wobec osiągnięć socjologii przedstawianych zgodnie z przyrodniczym wzorcem.

Moim zamiarem jest ukazanie w tej książce socjologii nawiązującej raczej do pierwszego niż do drugiego punktu widzenia. Nie chodzi przy tym bynajmniej o to, aby łączyć socjologię z jakimś irracjonalnym podważaniem wszystkiego, co większość uważa za dobre i właściwe. Będę jednak bronił poglądu, że socjologia, pojmowana zgodnie z moją charakte­rystyką, ma niewątpliwie potencjał wywrotowy. Twierdzę, że wywrotowa czy krytyczna natura nie oznacza (i nie powinna oznaczać), że jest to zajęcie intelektualnie podejrzane. Przeciw­nie, socjologia zawdzięcza swój charakter temu, że zajmuje się (lub powinna się zajmować) problemami o żywotnym dla nas wszystkich znaczeniu, problemami, które budzą zasadnicze kontrowersje i sprzeczności w społeczeństwie. Niezależnie od tego, jak bardzo rewolucyjne są poglądy i postawy studentów i innych radykałów, istnieje szeroka płaszczyzna zgodności po­między pobudkami, które skłaniają ich do działania, a świado­mością socjologiczną. Tylko bardzo rzadko można uznać socjologów za bezpośrednich ideologów przewrotu, jednak stu­diowanie właściwie rozumianej socjologii nieuchronnie wska­zuje fundamentalne znaczenie problemów społecznych, z jakimi spotykamy się we współczesnym świecie. Każdy w jakimś stopniu zdaje sobie sprawę z ich istnienia, lecz nauka socjologii pozwala zobaczyć je w znacznie ostrzejszym świetle. Socjologia nie może pozostawać dyscypliną czysto akademicką, jeśli „aka­demicką" nazywamy naukę niezaangażowaną i oderwaną od rzeczywistości wykraczającej poza mury uczelni.

Socjologia nie jest przedmiotem, który otrzymujemy w eleganckim opakowaniu bez żadnych wymagań poza wy­ciągnięciem zawartości. Jak wszystkie nauki społeczne — do których można zaliczyć także antropologię, ekonomię i historię — socjologia jest

12

w swej istocie dyscypliną kontrowersyj­ną. Oznacza to istnienie ciągłych sporów na temat jej prawdzi­wej natury. Nie należy jednak nazywać tego słabością, choć może tak się wydaje tym, którzy uważają się za profesjonal­nych „socjologów", jak również wielu ludziom z zewnątrz, których niepokoi fakt istnienia licznych konkurencyjnych koncepcji, sposobów ujęcia i analizy zagadnień socjologii. Niektórzy, zniechęceni trwałością sporów socjologicznych i brakiem porozumienia co do ich rozwiązań, sądzą, że jest to przejaw niedojrzałości dyscypliny. Chcą, aby socjologia przy­pominała nauki przyrodnicze i wykształciła podobny aparat uniwersalnych praw odnoszących się do tego, co zostało od­kryte i potwierdzone przez naukę. Zgodnie z poglądem, któ­rego będę bronił w tej książce, błędne jest założenie, że socjologia powinna bardzo ściśle wzorować się na naukach przyrodniczych, a także wyobrażanie sobie, że nauka przyrod­nicza o społeczeństwie jest możliwa lub pożądana. Nie ozna­cza to jednak, co chciałbym podkreślić, że metody i cele nauk przyrodniczych nie mają znaczenia dla badań nad zachowa­niem społecznym człowieka. Socjologia zajmuje się rzeczy­wistymi zjawiskami, które można obserwować, opierając się na badaniach empirycznych, wypracowuje teorie i uogólnie­nia, które obserwowanym faktom nadają sens. Ludzie nie są jednak tym samym co materialne przedmioty w przyrodzie: badanie ludzkich zachowań z pewnością różni się zdecydowa­nie i wielorako od badania zjawisk przyrody.

Kontekst socjologii

Rozwój socjologii i jej aktualna problematyka powinny być rozpatrywane w kontekście zmian, które stworzyły nowoczesny

13

świat. Żyjemy w epoce ogromnych przeobrażeń społecz­nych. Na przestrzeni zaledwie dwóch stuleci nastąpiło wiele zmian społecznych, które obecnie raczej przyspieszyły, niż zwolniły tempo. Zmiany te, których kolebką jest Europa Za­chodnia, mają dzisiaj zasięg globalny. Spowodowały całko­wity rozkład form organizacji społecznej, w jakiej rodzaj ludzki żył przez tysiące lat dotychczasowej historii. Ich korze­ni należy szukać w wydarzeniach, nazywanych „dwiema wiel­kimi rewolucjami" osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej Europy. Pierwszą jest rewolucja francuska 1789 roku, szcze­gólny ciąg wydarzeń oraz symbol politycznych przemian naszej ery. Rewolucja 1789 roku była bowiem zupełnie inna niż wcześniejsze rebelie. Już przedtem chłopi buntowali się niekiedy przeciwko panom feudalnym, ich celem było jednak w zasadzie odsunięcie od władzy określonych jednostek bądź obniżenie cen lub podatków. Podczas rewolucji francuskiej (do której z pewnymi zastrzeżeniami możemy dołączyć anty-kolonialną rewolucję 1776 roku w Ameryce Północnej) po raz pierwszy w historii został całkowicie zburzony porządek spo­łeczny przez ruch kierujący się wyłącznie świeckimi hasłami powszechnej wolności i równości. Choć idee rewolucjonistów jeszcze dzisiaj trudno uznać za zrealizowane, stworzyły jed­nak klimat zmiany politycznej i okazały się jedną z sił napę­dowych współczesnej historii. Niewiele znalazłoby się obecnie państw na świecie, których przywódcy nie nazywali „demokracjami", niezależnie od rzeczywistego ustroju poli­tycznego. Jest to coś zupełnie nowego w historii ludzkości. To prawda, że już wcześniej istniały republiki, przede wszystkim w starożytnej Grecji i Rzymie. Są to jednak rzadkie wyjątki, zresztą w każdym przypadku „obywatele" stanowili mniej­szość ludności, większością byli niewolnicy i obcy, pozbawie­ni przywilejów nielicznych grup obywateli.

Drugą „wielką rewolucją" była tak zwana rewolucja przemysło-

14

wa,która rozpoczęła się pod koniec XVIII wieku w Wielkiej Brytanii, a w następnym stuleciu objęła Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone. Rewolucję przemysłową przedstawia się czasami wyłącznie jako pewną liczbę innowa­cji technicznych, przede wszystkim zastosowanie energii pary wodnej w produkcji fabrycznej i wprowadzenie nowych ro­dzajów maszyn poruszanych za pomocą tego źródła energii. Wynalazki techniczne były jednak tylko częścią znacznie szerszego nurtu zmian społecznych i ekonomicznych. Naj­ważniejszą z nich była masowa migracja siły roboczej ze wsi do rozrastającego się nieustannie sektora przemysłowego. Był to proces, który stopniowo doprowadził do upowszechnienia się mechanizacji w produkcji rolnej. Ten sam proces pobudzał rozwój miast na skalę dotychczas nie znaną w historii. Oblicza się, że do wieku XIX, nawet w najbardziej zurbanizowanych społeczeństwach, w miastach żyło nie więcej niż 10% popu­lacji, a w państwach i imperiach o charakterze rolniczym zazwyczaj jeszcze znacznie mniej. Według współczesnych kryteriów niemal wszystkie miasta w społeczeństwach preindustrialnych, nawet najsłynniejsze ośrodki kosmopolityczne, były stosunkowo niewielkie. Ludność Londynu w XIV wieku szacuje się na mniej więcej 30 000, liczbę mieszkańców Flo­rencji w tym samym okresie na około 90 000. Na początku XIX wieku liczba ludności Londynu była większa niż w któ­rymkolwiek istniejącym dotąd mieście i wynosiła około 900 000. Mimo istnienia takiej dużej metropolii około ro­ku 1800 jedynie niewielka mniejszość mieszkańców Anglii i Walii żyła w miastach. Sto lat później w miastach liczących 100 000 lub więcej mieszkańców żyło już około 40% ludności, prawie 60% zamieszkiwało miasta, w których liczba miesz­kańców przekraczała 20 000.

15

Tabela 1. Procent mieszkańców miast wśród ludności świata

Rok

Miasta liczące

Miasta liczące

20 000 i więcej

100 000 i więcej

mieszkańców

mieszkańców

1800

2,4

1,7

1850

4,3

2,3

1900

9,2

5,5

1950

20,9

13,1

1970

31,2

16,7

1982

34,6

18,1

Źródło: Kingsley Davis, The origin andgrowth ofurbtinisation in rke worki, „American Journal of Sociology", t. 61.1955 (uaktualnione).

Tabela 1 pokazuje, że w skali światowej zachodzi przez cały czas dramatyczny wzrost urbanizacji. Wysoka urbanizacja cha­rakteryzuje wszystkie kraje uprzemysłowione, niezależnie od tego, jakie przyjmiemy kryterium odróżniania miast od mniej­szych skupisk ludności. Niebywały wzrost obszarów miejskich dokonuje się jednak również w Trzecim Świecie. Największe obszary miejskie współczesnego świata są wręcz ogromne w po­równaniu z miastami istniejącymi do wieku XIX.

Jeśli industrializm i urbanizacja stanowią jądro przemian, które nieodwracalnie zlikwidowały większość tradycyjnych form społeczeństwa, należy wspomnieć o jeszcze jednym związanym z nimi zjawisku. W dzisiejszym świecie następuje niebywały wzrost liczby ludności w porównaniu z przeszło­ścią. Oblicza się, że w czasie narodzin Chrystusa świat zamie­szkiwało prawdopodobnie nie więcej niż 300 milionów ludzi.

16

Całkowita liczba ludności zdaje się wzrastać w stałym, lecz powolnym tempie do wieku XVIII; wówczas prawdopodob­nie liczba ludności świata jedynie się podwoiła. Od tej pory rozpoczęła się „eksplozja ludności", o której wszyscy słysze­liśmy, lecz nie każdy orientuje się w szczegółach. Dzisiaj żyje na świecie blisko 4800 milionów osób, a tempo wzrostu jest tak wielkie, że jeśli się utrzyma, liczba ludności świata co czterdzieści lat będzie się podwajać. Ponieważ konsekwencje tego mogą być tragiczne dla ludzkości, stanowią przedmiot wnikliwych analiz, dzięki czemu czynniki wywołujące aktual­nie ów wzrost są mniej kontrowersyjne niż przyczyny indu­strializacji i urbanizacji. Większą część dziejów ludzkości charakteryzowała ogólna równowaga pomiędzy liczbą uro­dzeń i zgonów. Zachwianie owej równowagi jest z wielu względów zagadnieniem złożonym, jednak można wyróżnić dwa najważniejsze czynniki, które odgrywają rolę decydują­cą. Jednym z nich jest fakt, że z wyjątkiem dwóch ostatnich stuleci średnia długość życia człowieka rzadko przekraczała 35 lat, czasami zaś wynosiła nawet mniej. Drugi czynnik to stopień śmiertelności wśród dzieci. W średniowiecznej Euro­pie i w innych częściach globu nie było dziwne, że spośród dzieci urodzonych w tym samym roku nawet połowa mogła nie dożyć wieku dorosłego. Wzrost średniej długości życia oraz bardzo wyraźny spadek śmiertelności wśród dzieci — dzięki urządzeniom sanitarnym, ogólnej poprawie higieny i upowszechnieniu leków przeciwko chorobom zakaźnym — wywołały ów niepohamowany wzrost liczby ludności.

17

Socjologia: definicja i kilka uwag wstępnych

Socjologia pojawiła się, gdy ludzie unoszeni nurtem pierw­szych zmian, jakie przyniosły „dwie wielkie rewolucje" w Eu­ropie, zaczęli się zastanawiać nad okolicznościami ich wystąpienia oraz możliwymi konsekwencjami. Oczywiście, trudno jednoznacznie określić źródła jakiejkolwiek nauki. Możemy wszakże wskazać wyraźną ciągłość myśli społecz­nej, począwszy od połowy XVIII wieku przez późniejsze okresy. Klimat idei przyczyniających się do uformowania socjologii rzeczywiście w pewnej mierze dopomógł w poja­wieniu się procesów podwójnej rewolucji.

Czym właściwie jest socjologia? Zacznę od banału. Socjo­logia zajmuje się badaniem społeczeństw ludzkich. Pojęcie społeczeństwa można jednak określić tylko bardzo ogólnie. Do społeczeństw zaliczamy bowiem nie tylko kraje uprzemy­słowione, ale również wielkie imperia agrarne (jak Cesarstwo Rzymskie i dawne Chiny) oraz — na drugim końcu skali — małe wspólnoty plemienne, które mogą liczyć bardzo niewie­lu członków.

Społeczeństwo jest zbiorem lub systemem zinstytucjo­nalizowanych sposobów postępowania. Mówiąc o „zinsty­tucjonalizowanych" formach działań społecznych, mamy na myśli typy przekonań i zachowań, które pojawiają się i powta­rzają, lub posługując się terminologią nowoczesnej teorii spo­łecznej — są społecznie reprodukowane, w przeciągu długiego czasu na dużym obszarze. Doskonałym przykładem takiej formy czynności zinstytucjonalizowanej, czyli instytu­cji, jest język, stanowiący fundament życia społecznego. Każ­dy mówi językiem, którego nikt, jako jednostka, nie stworzył, choć wszyscy używamy języka twórczo. Wiele innych aspe­któw życia społecznego może również ulegać instytucjonali­zacji, czyli stawać się powszechnie przyjętymi praktykami,

18

które w rozpoznawalnie podobnych formach trwają przez pokolenia. Dlatego mówimy o instytucjach ekonomicznych, politycznych itd. Zauważmy, że takie użycie pojęcia „instytu­cja" różni się od zastosowania tego samego słowa w języku potocznym jako bliskoznacznego dla organizacji czy zakładu, podczas kiedy instytucją nazywamy np. więzienie albo szpital.

Powyższe uwagi pomagają wyjaśnić, jak należy rozumieć termin „społeczeństwo", nie możemy jednak na tym poprze­stać. Społeczeństwo jest wspólnym przedmiotem badań socjo­logii i innych nauk społecznych. Cechą wyróżniającą socjo­logii jest zainteresowanie głównie formami społeczeństwa, które pojawiły się w wyniku „dwóch wielkich rewolucji". Są to formy zaawansowane przemysłowo — rozwinięte gospo­darczo kraje Zachodu oraz Europy Wschodniej i Japonia — ale również wiele innych społeczeństw na całym świecie, które dołączyły do nich w XX wieku. Żaden porządek spo­łeczny w nowoczesnym świecie nie oparł się bowiem siłom wyzwolonym przez „dwie wielkie rewolucje". Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że społeczeństw „zaawansowanych" nie można traktować w izolacji od reszty świata lub od spo­łeczeństw poprzedzających je w historii, choć tak właśnie czyni znaczna część socjologii.

W świetle tych zastrzeżeń można zaproponować następu­jącą definicję: socjologia jest nauką społeczną, której głów­nym przedmiotem badań są instytucje społeczne zapo­czątkowane przez przekształcenia przemysłowe w ciągu ostatnich dwóch lub trzech stuleci. Należy zwrócić uwagę na brak ścisłego rozgraniczenia pomiędzy socjologią a innymi dziedzinami intelektualnego podejścia w naukach społecz­nych. Nie ma zresztą potrzeby takiego rozgraniczenia. Niektó­re problemy teorii społecznej, związane z konceptualizacją zachowań człowieka i jego instytucji, są wspólnym przedmio­tem zainteresowania wszystkich nauk społecznych. Przypisy-

19

wanie konkretnym naukom społecznym różnych obszarów ludzkiego zachowania tworzy intelektualny podział pracy, który ma jedynie bardzo ogólne uzasadnienie.

Antropologia, na przykład, zgodnie z definicją zajmuje się społeczeństwami „prostszymi": wspólnotami plemiennymi i państwami agrarnymi. Jednak również one ulegają rozkładowi pod wpływem ogarniających świat głębokich przemian społecz­nych lub są wchłaniane przez nowoczesne państwa przemysło­we. Można posłużyć się innym przykładem. Otóż przedmiotem ekonomii jest produkcja i rozdział dóbr materialnych. Instytucje ekonomiczne są jednak zawsze związane z innymi instytucjami w systemie społecznym, na które wywierają wpływ, a zarazem ulegają ich oddziaływaniu. Wreszcie, historia jako nauka o cią­głym oddalaniu się przeszłości od teraźniejszości stanowi mate­riał źródłowy wszystkich nauk społecznych.

Wielu słynnych myślicieli związanych z rozwojem socjo­logii było zafascynowanych rolą nauki i techniki w zmianach, które opisywali. Wyznaczając cele socjologii, starali się więc powtórzyć w badaniach nad zagadnieniami społecznymi suk­cesy nauk przyrodniczych w wyjaśnianiu świata materialne­go. Socjologia miała być „nauką przyrodniczą o społeczeń­stwie". August Comte, żyjący w latach 1798-1857 twórca pojęcia socjologii, nadał temu poglądowi najbardziej przej­rzystą i wszechstronną formułę. Wszystkie nauki, łącznie z socjologią, mają —jego zdaniem — wspólne ramy logiki i metody, wszystkie zmierzają do odkrycia uniwersalnych praw rządzących poszczególnymi zjawiskami, którymi się zajmują. Comte spodziewał się, że odkrywszy prawa rządzące społeczeństwem ludzkim, będziemy mogli kształtować nasz los mniej więcej tak samo, jak dzięki naukom przyrodniczym potrafimy kontrolować zdarzenia w świecie przyrody. Ideę tę wyraża jego słynne powiedzenie: Prevoir pour pouvoir (Prze­widywać, aby kierować).

20

Od czasów Comte'a pogląd, że socjologię należy kształto­wać na wzór nauk przyrodniczych był perspektywą dominują­cą, choć oczywiście nie był przyjmowany bez zastrzeżeń, które wyrażały się na wiele sposobów. Emil Durkheim (1858-1917), jeden z najbardziej wpływowych twórców dwudziestowiecznej socjologii, kontynuował niektóre myśli Comte'a. Uważał, że socjo­logia zajmuje się „faktami społecznymi", które można trakto­wać tak samo obiektywnie, jak fakty, z którymi mają do czynie­nia nauki przyrodnicze. W swojej krótkiej, lecz bardzo wpły­wowej książce* Durkheim proponuje, aby zjawiska-społeczne pojmować tak jak rzeczy: powinniśmy patrzeć na siebie, jak­byśmy byli obiektami w przyrodzie. Akcentował przy tym podobieństwa pomiędzy socjologią a przyrodoznawstwem.

Jak już wspomniałem, choć ten punkt widzenia jest w so­cjologii bardzo ugruntowany, jago nie podzielam. Nazywając socjologię i inne dyscypliny, jak antropologia i ekonomia, „naukami społecznymi", podkreśla się to, że zawierają one systematyczne badania nad pewną dziedziną empiryczną. Ter­minologia ta nie jest myląca, dopóki uznajemy, że socjologia i inne nauki społeczne różnią się od nauk przyrodniczych w dwóch zasadniczych punktach.

1. Nie możemy traktować społeczeństw ani „faktów spo­łecznych" tak, jak traktujemy przedmioty lub zdarzenia w świecie przyrody, ponieważ społeczeństwa istnieją tylko o tyle, o ile są tworzone i odtwarzane w naszych własnych, ludzkich działaniach. W teorii społecznej nie możemy pojmo­wać działań ludzkich, jakby były zdeterminowane przyczyno­wo na wzór zdarzeń przyrodniczych. Musimy dostrzegać to, co nazywam podwójną zależnością (double involvement) jedno­stek i instytucji: tworzymy społeczeństwo, będąc jednocześ-

*Emile Durkheim, Zasady metody socjologicznej (1895), przeł. J. Szacki, Warszawa 1968.

21

nie przez nie stwarzani. Jak mówiłem, instytucje są wzorcami działań społecznych, reprodukowanymi w pewnym obszarze czasu i przestrzeni. Warto się przez chwilę zastanowić, z czym się to wiąże. Mówiąc o „reprodukcji" działań społecznych lub systemu społecznego, mamy na myśli powtórzenie podob­nych wzorców działania przez podmioty oddalone od siebie w czasie i przestrzeni. Należy zwrócić na to szczególną uwa­gę, ponieważ w większości teorii społecznych — również w teorii Durkheima — panuje tendencja do myślenia o repro­dukcji w kategoriach fizycznego naśladownictwa, co może mieć szkodliwe konsekwencje. Systemy społeczne obejmują wzorce relacji pomiędzy jednostkami i grupami. Wielu soc­jologów przedstawia owe wzorce jak ściany budynku albo szkielet ciała. Jest to koncepcja błędna, ponieważ wyobraża społeczeństwo zbyt statycznie lub niezmiennie, pomija fakt, że wzorce systemów społecznych istnieją tylko wtedy, gdy jednostki aktywnie powtarzają pewne formy zachowania, przejęte z innego czasu i miejsca. Jeśli chcemy pozostać przy tego rodzaju porównaniach, powinniśmy raczej powiedzieć, że systemy społeczne są podobne do budynków, które w każ­dym momencie ulegają ciągłej przebudowie do ostatniej naj­mniejszej tworzącej je cegiełki.

2. Wynika stąd, że praktyczne implikacje socjologii nie są i nie mogą być dokładnym odpowiednikiem technologicznych zastosowań nauki. Atomy nie mogą się dowiedzieć, co mówią o nich naukowcy i w świetle tej wiedzy zmienić swego zacho­wania. Ludzie są do tego zdolni. Dlatego stosunek socjologii do swego przedmiotu musi być inny niż w przypadku nauk przyrodniczych. Jeśli traktujemy działania społeczne jako me­chaniczny zbiór wydarzeń rządzonych prawami naturalnymi, nie rozumiemy przeszłości i nie pojmujemy, jak analiza so­cjologiczna może wpłynąć na naszą przyszłość. Będąc ludźmi, nie tylko żyjemy w historii, ale nasze rozumienie historii jest

22

integralną częścią tego, czym jest i czym może stać się histo­ria. Dlatego nie może nas zadowolić myśl Comte'a Prevoir pourpouvoir, oznaczająca możliwość technologii społecznej. W naukach społecznych stykamy się z innymi ludźmi, a nie z bezdusznym światem przedmiotów. Często widać to wy­raźnie, gdy okazuje się, że to, co uczestnikom pewnych wy­darzeń wydawało się nieuchronne i niezmienne, podobne do praw natury, w rzeczywistości jest tworem historycznym i że analiza socjologiczna może odgrywać rolę emancypacyjną w społeczeństwie ludzkim. Analiza socjologiczna uczy jed­nocześnie skromności. Choć wiedza może stanowić istotny składnik władzy, nie jest tym samym co władza. Nasza zaś znajomość historii jest zawsze tymczasowa i niekompletna.

Wyobraźnia socjologiczna: socjologia jako krytyka

Praktyka socjologii wymaga, jak twierdzę w tej książce, obu­dzenia tego, co Charles Wright Mills trafnie nazwał wyob­raźnią socjologiczną*. Owo pojęcie przywoływane jest tak często, że należy obawiać się trywializacji, zresztą sam Mills używa go raczej dowolnie. Dla mnie oznacza ono kilka po­krewnych form wrażliwości niezbędnych w analizie socjo­logicznej. Świat społeczny, zapoczątkowany przez współ­czesne społeczeństwa uprzemysłowione, istniejący do dzisiaj w kształcie stworzonym po raz pierwszy na Zachodzie, można zrozumieć jedynie dzięki cnocie potrójnego ćwiczenia wy­obraźni. Formy wyobraźni socjologicznej obejmują wrażli­wość historyczną, antropologiczną i krytyczną.

Istoty ludzkie, identyczne z nami pod względem genetycz-

* Charles Wright Milis, The Soeiotogical Imaginatión, Harmondsworth 1970.

23

nym, istnieją prawdopodobnie od mniej więcej 100 000 lat. Na podstawie odkryć archeologicznych możemy stwierdzić, że „cywilizacje" oparte na osiadłym rolnictwie istnieją co najwyżej 8000 lat. Jest to wszakże bardzo długi okres w po­równaniu z maleńkim skrawkiem najnowszej historii, którą zdominował rozwój kapitalizmu przemysłowego. Historycy nie są zgodni co do daty narodzin zachodniego kapitalizmu jako panującego typu gospodarki, trudno byłoby jednak do­szukiwać się jego początków w Europie wcześniej niż w XV lub XVI wieku. Kapitalizm przemysłowy, połączenie gospo­darki kapitalistycznej z produkcją maszynową w fabrykach, rozpoczął się nie wcześniej niż pod koniec XVIII wieku i to tylko w części Wielkiej Brytanii. Minione stulecie, wiek świa­towej ekspansji przemysłowego kapitalizmu, doprowadziło do zmian społecznych o konsekwencjach bardziej drastycz­nych niż jakikolwiek okres w całej dotychczasowej historii rodzaju ludzkiego. Mieszkańcy krajów Zachodu żyją w spo­łeczeństwach, które przyjęły pierwszy impet owych zmian. Współczesne pokolenie czuje się swojsko w społeczeństwach wymagających szybkich innowacji technologicznych, w któ­rych większość ludności żyje w miastach, pracuje w przemy­śle i jest „obywatelami" państw narodowych. Ten bliski nam już teraz świat społeczny, stworzony niezwykle szybko i dra­matycznie w tak krótkim czasie, jest jednak w historii czło­wieka czymś zupełnie wyjątkowym.

Pierwszą próbą wyobraźni socjologicznej, jaką powinien dzisiaj podjąć analityk społeczeństw uprzemysłowionych, jest przywracanie naszej własnej bezpośredniej przeszłości, „świata, który utraciliśmy". Tylko taki wysiłek wyobraźni, który oczywiście wymaga znajomości historii, umożliwia nam zrozumienie, jak bardzo różni się dzisiejsze życie w spo­łeczeństwach uprzemysłowionych od życia naszych stosun­kowo niedawnych przodków. Suche fakty, jak te, które przed-

24

stawiłem w związku z urbanizacją, mogą być nam pomocne. Naprawdę jednak potrzebna jest próba odtworzenia w wyo­braźni kształtu tych form życia społecznego, które zostały obecnie w większości zniszczone. Praca socjologa nie różni się w tym przypadku od dzieła historyka. W osiemnastowiecz­nej Wielkiej Brytanii — społeczeństwie, które pierwsze do­świadczyło oddziaływania rewolucji przemysłowej — w dal­szym ciągu zachowały obowiązującą moc obyczaje społecz­ności lokalnej tworzące spójną całość pod dominującym wpływem religii. Było to społeczeństwo, w którym rozpozna­jemy cechy kontynuowane w Wielkiej Brytanii w XX wieku, jednak zauważamy wyraźne różnice. Instytucje, dziś tak zwy­czajne, istniały wówczas zaledwie w formie szczątkowej: nie tylko fabryki i biura, ale również szkoły, uczelnie, szpitale i więzienia zaczęły się rozwijać dopiero w wieku XIX.

Zmiany w strukturze życia społecznego mają oczywiście w pewnym stopniu charakter materialny. Jeden z historyków tak opisywał rewolucję przemysłową:

Nowoczesna technologia wytwarza nie tylko więcej i szybciej; produkuje ponadto przedmioty, jakich w żaden sposób nie można by uzyskać metodami dawnego rze­miosła. Nawet najlepsza prządka nie otrzymałaby tak de­likatnej i równej nici, jaką produkuje się w przędzalni; wszyscy kowale osiemnastowiecznego świata chrześci­jańskiego razem wzięci nie wyprodukowaliby tak dużych, gładkich i jednolitych arkuszy stalowych jak te wychodzą­ce z nowoczesnej walcowni. Co ważniejsze, nowoczesne technologie stworzyły rzeczy, które trudno byłoby sobie wyobrazić w epoce preindustrialnej, a więc aparat fotogra­ficzny, samochód, samolot i wiele urządzeń elektronicz­nych, od radia do komputerów wysokiej mocy, elektrow­nie jądrowe, i tak dalej, prawie w nieskończoność... Re-

25

zultatem jest ogromny wzrost podaży i różnorodności to­warów i usług. Zmieniło to sposób życia człowieka bar­dziej niż cokolwiek przedtem, od czasu odkrycia ognia. Około 1750 roku Anglik był ze względu na posiadane przedmioty materialne bliższy legionistom Cezara niż własnym prawnukom*.

Szeroki zasięg i wielka siła oddziaływania innowacji tech­nologicznych to nieodłączne cechy współczesnych społe­czeństw uprzemysłowionych. Ściśle z nimi związany jest upadek tradycji, obyczajów zgodnych z cyklem kalendarza w lokalnych społecznościach wiejskich, a także w życiu miej­skim ery przedkapitalistycznej. Tradycja zamykała teraźniej­szość w przeszłości i była związana z innym doświadczeniem czasu niż to dominujące we współczesnych społeczeństwach Zachodu. Dzień każdego człowieka nie dzielił się na „czas pracy" i „czas wolny", jak to zazwyczaj bywa dzisiaj, a „pra­ca" nie była wyraźnie oddzielona od innych czynności, ani w czasie, ani w przestrzeni.

Mówiłem już o cezurze dwóch wielkich rewolucji wyzna­czającej początek przeobrażeń społeczeństw Europy Zachod­niej. Druga z tych rewolucji miała charakter polityczny i przyczyniła się do rozwoju państwa narodowego — procesu równie znaczącego w tworzeniu nowoczesnego świata jak wzrost przemysłowy. Mieszkańcy Zachodu uważają za korzyst­ne, że wszyscy są „obywatelami" danego kraju i każdy uświa­damia sobie niebagatelną rolę ingerencji państwa (central­nego rządu i lokalnej administracji) w jego własne życie. Jednak rozwój praw obywatelskich, szczególnie powszech­nych deklaracji praw, jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Nowy jest też nacjonalizm, poczucie przynależności do okreś-

*David S. Landes, The UnboundPromethus, Cambridge 1969, s. 5.

26

lonej wspólnoty narodowej, różniącej się od innych. Zjawiska te stały się charakterystycznymi właściwościami „wewnętrz­nej" organizacji państw narodowych, równie ważne jest jed­nak zwrócenie uwagi na stosunki pomiędzy państwami na­rodowymi jako fundamentalny wyróżnik współczesnej epoki.

Żyjemy dzisiaj w światowym systemie, który nie ma ana­logii we wcześniejszym okresie. Wpływy każdej z owych dwóch wielkich rewolucji promieniowały na cały świat. Usta­nowiony został przemysłowy kapitalizm z niezwykle złożoną specjalizacją produkcji, podziałem pracy, w którym stosunki wymiany mają światowy zasięg. Pomyślmy choćby o ubra­niach, które mamy na sobie, o pomieszczeniu, w którym pracujemy, albo o naszym ostatnim posiłku. Raczej mało prawdopodobne, żebyśmy sami wykonali sobie ubrania, zbu­dowali własnoręcznie mieszkanie albo wyprodukowali żyw­ność, którą zjadamy. W krajach uprzemysłowionych jesteśmy już całkowicie przyzwyczajeni do takiej sytuacji, lecz przed nadejściem kapitalizmu przemysłowego podział pracy był znacznie mniej złożony. Większość ludzi samodzielnie zaspo­kajała znaczną część swoich potrzeb lub co najwyżej korzy­stała z usług członków własnej wspólnoty lokalnej. Dzisiaj wytwarzanie i wymiana towarów obejmuje cały świat, nastą­pił rzeczywiście globalny podział pracy. Nie tylko wiele pro­duktów konsumowanych na Zachodzie wytwarza się w in­nych częściach świata, częściowo również odwrotnie, ale ponadto procesy produkcji odbywające się w oddalonych od siebie miejscach są ze sobą powiązane siecią zawiłych połą­czeń. Niektóre elementy, np. telewizorów, mogą być produ­kowane w jednym kraju, a pozostałe gdzie indziej, sam odbiornik może być montowany jeszcze w innym miejscu, a sprzedawany z kolei w innym.

Jednak nie tylko rozszerzanie się stosunków gospodar­czych spowodowało, że wyłonił się nowy i niezwykły system

27

światowy. Ekspansji kapitalizmu towarzyszył wzrost znacze­nia państwa narodowego. Wspomniałem już o pewnych ce­chach „wewnętrznych" państwa narodowego (i zajmę się nimi bliżej w rozdziale 7). Posługiwanie się terminem „państwo narodowe" jest w pewnym sensie mylące, ponieważ narodowe były już pierwsze państwa w Europie, utrzymujące pomiędzy sobą zmienne stosunki harmonii i konfliktu. Dzisiaj cały świat stanowi mozaikę państw narodowych. Ich pojawienie się w Europie, a zwłaszcza rozwój w innych częściach świata to — powtórzymy — zjawiska stosunkowo nowe. Przez większą część swojej historii ludzkość była rozrzucona po całym świe­cie, żyjąc w bardzo małych społeczeństwach i utrzymując się z myślistwa oraz zbierania jadalnych roślin — były to tzw. społeczeństwa myśliwskie i zbierackie. W ciągu minionych kilku tysiącleci świat w porównaniu z dzisiejszym był słabo zaludniony przez członków społeczeństw myśliwsko-zbierackich, niewielkich wspólnot rolniczych, mieszkańców miast--państw lub imperiów. Niektóre imperia, przede wszystkim Chiny, były bardzo rozległe. Całkowicie różniły się jednak od współczesnych państw narodowych. Centralny rząd w trady­cyjnym imperium chińskim nigdy nie zdołał np. uzyskać bezpośredniej kontroli nad różnymi prowincjami, zwłaszcza najbardziej odległymi. Większość poddanych władzy pań­stwa chińskiego żyła zupełnie innym życiem niż rządzący, z którymi miała niewiele wspólnego, jeśli chodzi o kulturę lub język.

Co więcej, choć rozmaite wymienione wyżej typy spo­łeczeństwa utrzymywały ze sobą różnego rodzaju kontakty, nie istniała, jak obecnie, oplatająca świat sieć połączeń. Po­wiedzenie, że „Wschód to Wschód, a Zachód to Zachód, i nigdy się nie spotkają" aż do XX stulecia odzwierciedlało rzeczywistą sytuację. Od XI wieku pomiędzy Europą a Chi­nami utrzymywane były wprawdzie sporadyczne kontakty

28

i pewien poziom nieregularnej wymiany handlowej, lecz przez całe wieki Chiny i Zachód pozostawały rzeczy wiście jakby na dwóch różnych planetach. Dzisiaj wszystko wygląda inaczej, choć w dalszym ciągu Wschód i Zachód dzielą różnice kultu­rowe. Chiny nie są już imperium, lecz państwem narodowym, mimo ogromnych rozmiarów zarówno gdy chodzi o teryto­rium, jak o liczbę ludności. Oczywiście, są również, zgodnie z własną deklaracją, państwem socjalistycznym, choć pań­stwa narodowe w różnych miejscach świata realizują raczej model liberalno-demokratyczny, który najbardziej rozpow­szechnił się w Europie Zachodniej.

Jeśli pierwszy wymiar wyobraźni socjologicznej jest zwią­zany z rozwojem wrażliwości historycznej, drugi wymaga wykorzystania intuicji antropologicznej. Mówiąc o tym, zno­wu podkreślamy ulotny charakter konwencjonalnie rozpoz­nawanych granic pomiędzy różnymi naukami społecznymi. Nadawanie historycznego znaczenia tak niedawnym i tak dramatycznym przeobrażeniom społecznym, jakie nastąpiły w ciągu ostatnich dwustu lat, nie jest zadaniem łatwym. Jesz­cze trudniejsze wyzwanie stanowi jednak chyba odrzucenie jawnej lub ukrytej wiary, że sposoby życia, które rozwinęły się na Zachodzie, mają przewagę nad życiem innych kultur. Takie przekonanie znajduje uzasadnienie w rozprzestrzenia­niu się zachodniego kapitalizmu uruchamiającego ciąg zda­rzeń naruszających lub niszczących większość kultur, z któ­rymi nawiązuje kontakt. Co więcej, niektórzy myśliciele spo­łeczni nadali owemu przekonaniu konkretną formę, próbując wtłoczyć historię ludzkości w schematy ewolucji społecznej, gdzie „ewolucja" jest rozumiana w kategoriach zdolności różnych typów społeczeństwa do kontrolowania lub zarzą­dzania swoim środowiskiem materialnym. Zachodni industrializm pojawia się oczywiście na samym szczycie tych schematów, gdyż niewątpliwie pomnożył efektywność produk-

29

cji o wiele bardziej niż jakiekolwiek społeczeństwo w dotych­czasowej historii.

Takie schematy ewolucyjne wyrażają postawy etnocentryczne, a zadaniem wyobraźni socjologicznej jest ich podważanie. Koncepcja etnocentryczna polega na tym, że stanowisko włas­nego społeczeństwa lub kultury uważa się za kryterium oceny innych kultur. Nie ulega wątpliwości, że jest to postawa głęboko zakorzeniona w kulturze Zachodu. Występuje zresztą również w wielu innych społeczeństwach. Zachodnie prze-' świadczenie o własnej wyższości jest jednak w pewnej mierze wyrazem i uzasadnieniem chciwego wchłaniania innych spo­sobów życia przez kapitalizm przemysłowy. Nie powinniśmy utożsamiać ekonomicznej i militarnej potęgi społeczeństw zachodnich, która pozwala im przypisywać sobie wiodącą pozycję w świecie, z najwyższym etapem w schemacie ewo­lucji. Waloryzacja materialnej produktywności, tak jaskrawa obecnie na Zachodzie, jest w zestawieniu z innymi kulturami postawą w pewnym sensie wyjątkową.

Antropologiczny wymiar wyobraźni socjologicznej jest ważny, ponieważ pozwala nam pojąć różnorodność sposobów egzystencji człowieka, jakie możemy zaobserwować w świe­cie. Jednym z przykładów ironii nowoczesnej ery jest fakt, że systematyczne badania nad różnorodnością ludzkich kultur, tzw. antropologia terenowa, narodziły się właśnie wtedy, gdy niezaspokojona ekspansja kapitalizmu przemysłowego i za­chodniej siły militarnej zaczęła ową różnorodność niszczyć. Jednak antropologiczny aspekt wyobraźni socjologicznej ce­chował nauki społeczne od parnego początku, konkurując z myślą ewolucyjną o charakterze etnocentrycznym. W Roz­prawie o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi Jana Jakuba Rousseau (1755, wyd. polskie 1956) znaj­dujemy godne uwagi przekonanie, że uświadamiając sobie barwną wielość ludzkich społeczeństw, możemy nauczyć się

30

lepiej rozumieć własne społeczeństwo. „Całą ziemię" — za­uważa Rousseau — pokrywają społeczeństwa, „które znamy tylko z imienia, a poważamy się sądzić o rodzaju ludzkim jako całości!" Wyobraźmy sobie — pisze dalej — że mamy możli­wość wysłania grupy nieustraszonych badaczy, wrażliwych na różnorodność ludzkiego doświadczenia, aby opisali nam wielorakie istniejące społeczeństwa, o których tak mało wiemy.

Przypuśćmy, że ci nowocześni Herkulesi, gdy już powrócą ze swych pamiętnych wędrówek, będą mogli bez śpiesze­nia się opracować historię naturalną, moralną, polityczną krajów, które zwiedzili; wtedy sami byśmy zobaczyli, jak się spod ich pióra wyłania świat nowy, i dzięki temu nauczylibyśmy się poznawać nasz własny".

W ciągu półtora wieku od napisani a Rozprawy podróżnicy, misjonarze, kupcy i inni odbyli wiele takich ekspedycji. Ich relacje były jednak często nieprawdopodobne albo niepełne, czasami były wyrazem etnocentryzmu, który Rousseau tak zapalczywie zwalczał. Antropologiczne badania porównaw­cze o systematycznym i szczegółowym charakterze rozpoczę­ły się mniej więcej na przełomie XIX i XX wieku. Od tego czasu, wraz z gwałtownym zmniejszaniem się przestrzeni badań, antropologowie zgromadzili znaczny zasób informacji o różnych kulturach. Informacje te potwierdzają, po pierwsze, jedność rodzaju ludzkiego. Nie ma powodów, aby przypusz­czać, że ludzie żyjący w małych, „prymitywnych" społeczeń­stwach są w jakiś sposób genetycznie upośledzeni lub od­mienni od tych, którzy żyją w ponoć bardziej zaawansowa­nych „cywilizacjach". Nie są znane społeczeństwa ludzkie bez.

"Jean Jacques Rousseau, Trzy rozprawy z filozofii społecznej, przet. H. Elzenberg, Warszawa 1956.

31

rozwiniętych form języka, wydaje się ponadto, że nie zachodzi korelacja pomiędzy typem społeczeństwa a złożonością form wypowiedzi. Po drugie, nowoczesne badania antropologiczne zwracają uwagę na szerokie spektrum instytucji, za pomocą których ludzie porządkują swoje życie.

Współcześni antropologowie są często kronikarzami kata­strof, pustoszenia kultury przez siłę militarną, wyniszczania przez choroby szerzące się wskutek kontaktów z Zachodem lub naruszania fundamentów kultury przez zanik tradycyj­nych obyczajów. Jak zauważa Claude Levi-Strauss, najwybit­niejszy praktyk tej dziedziny w dzisiejszym świecie, antro­polog jest „uczniem i świadkiem" ginących narodów. Stoją przed nami pilne i wybitnie praktyczne zadania związane z walką o zaprzestanie ciągłego lekceważenia praw owych narodów lub przynajmniej o ułatwienie im przystosowania się do nowych sposobów życia, jeśli ich własne już się rozsypały. Potrzeba takich zabiegów nie powinna jednak skłaniać nas do lekceważenia wyników antropologicznych ostatniego półwie­cza. Dzięki nim możemy zachować w pamięci formy ży­cia społecznego, które w przeciwnym razie zniknęłyby na zawsze.

Gdy połączymy drugie znaczenie z pierwszym, posługi­wanie się wyobraźnią socjologiczną umożliwia uwolnienie się z więzów myślenia wyłącznie w kategoriach typów społe­czeństwa, jakie znamy tu i teraz. Oba znaczenia odnoszą się bezpośrednio do trzeciej formy wyobraźni socjologicznej, którą chciałbym przybliżyć. Dotyczy ona kształtu przyszłości. Krytykując myśl, że socjologia jest podobna do nauk przyrod­niczych, zdecydowanie podkreślam, że żadnym procesem społecznym nie kierują niezmienne prawa. Jako ludzie nie jesteśmy igraszką sił o charakterze nieuchronnych praw natu­ry. Oznacza to jednak, że musimy być świadomi odmiennych przyszłości, które potencjalnie otwierają się przed nami.

32

W trzecim znaczeniu wyobraźnia socjologiczna wspomaga socjologię w krytyce istniejących form społeczeństwa.

Krytyka musi opierać się na analizie. W następnych roz­działach przedstawię różne poglądy na naturę społeczeństw uprzemysłowionych, konkurencyjne i sprzeczne ze sobą inter­pretacje. Jak już zaznaczyłem, nie można pojąć zmian zapo­czątkowanych na Zachodzie, nie dostrzegając relacji po­między tymi społeczeństwami a resztą świata. Dlatego omó­wię później z pewnymi szczegółami znaczenie powstania współczesnego systemu światowego jako zjawiska funda­mentalnego dla oceny przyszłych możliwości organizacji spo­łecznej człowieka.

2

Konkurencyjne interpretacje:

społeczeństwo przemysłowe

czy kapitalizm?

Jak należy interpretować konsekwencje dwóch wielkich rewo­lucji dla dalszego rozwoju uprzemysłowionego sektora świata? Przeprowadzone przez socjologów liczne analizy pochodzenia i cech społeczeństw uprzemysłowionych prezentują różne po­glądy po obu stronach głównej linii podziału, o której powiemy więcej w niniejszym rozdziale. Wcześniej używałem pojęcia „społeczeństwo uprzemysłowione" lub „kapitalizm przemy­słowy" w celu scharakteryzowania typu społeczeństwa, jaki pojawił się z końcem XVIII wieku w Europie Zachodniej. Będę się nimi posługiwał także w dalszej części książki, dlatego w tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na pewne różnice terminologiczne, które wydają się bardzo istotne w odniesieniu do tematów i problemów, a które będę omawiał.

Należy zatem rozróżniać pomiędzy tym, co będę nazywał teorią społeczeństwa przemysłowego a teorią społeczeństwa kapitalistycznego. Nie są to tylko niewinne etykietki, ponie­waż zwracają uwagę na odmienne sposoby, dzięki którym badacze społeczeństwa starają się wyjaśnić charakter zmian,

34

a które przekształciły współczesny świat. Pojęcie „społeczeń­stwo przemysłowe" wprowadził książę Henri de Saint-Simon w pismach z początku XIX stulecia, w których zawarł również pewne ogólne wskazówki teoretyczne, wykorzystywane póź­niej przez innych. Do tych późniejszych autorów zalicza­my między innymi Durkheima, który wywarł na socjologię wpływ nie tylko w zakresie metodologii. Durkheim raczej nie był zwolennikiem określenia „społeczeństwo przemysłowe", przedstawił jednak wszechstronne ujęcie samego zjawiska. Teoria społeczeństwa przemysłowego nabrała nowego roz­machu w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych naszego wieku dzięki wielu znanym autorom w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Można powiedzieć, że w tym okresie stała się niemal ortodoksją.

Koncepcja społeczeństwa kapitalistycznego jest związana przede wszystkim z osobą Karola Marksa, który zresztą za­czerpnął niektóre ze swoich głównych idei z różnych wcześ­niejszych szkół teorii społecznej, filozofii i ekonomii. Więk­szość najważniejszych prac stworzył w latach 1840-1870. Za życia Marksa (1818-1883) cieszyły się one popularnością jedynie w wąskim kręgu jego zwolenników i towarzyszy. Dopiero pod koniec XIX wieku, kiedy marksistowskie ruchy polityczne — i ogólniej robotnicze — zyskały na znaczeniu, idee Marksa stały się przedmiotem licznych, trwających do dzisiaj dyskusji i sporów. Jednak od czasów Marksa jego idee ciągle się rozwijają. Dzisiejszy marksizm stanowi wewnętrz­nie zróżnicowany zbiór myśli, z którego w ograniczonych ramach tej książki będę mógł wykorzystać jedynie kilka głów­nych tematów wybranych z bardzo obszernej literatury. Być może już w tym miejscu powinienem wygłosić swoje oświad­czenie. Otóż, moim zdaniem, pisma Marksa mają w dalszym ciągu znaczenie dla socjologii i stanowią fundament krytyki pewnych hipotez teorii społeczeństwa przemysłowego. Zara-

35

zem jednak dzieło Marksa ma wyraźne słabości, których nie można lekceważyć.

Teoria społeczeństwa przemysłowego

Przedstawiając teorię społeczeństwa przemysłowego i porów­nując ją z poglądami wyrażonymi przez Marksa lub przez jego interpretatorów, powinienem na początku sformułować pew­ne zastrzeżenia. Porównania, których chcę dokonać, i wątki dyskusji, które chcę podjąć, nie wyczerpują możliwości kate­goryzacji idei socjologicznych. Jeśli sam marksizm obejmuje zróżnicowany zbiór teorii, to różnorodność form niemarksistowskiej myśli społecznej jest o wiele większa. Pewien sto­pień uproszczenia często dość złożonych problemów jest więc nieuchronny; nieuniknione jest też pominięcie niektórych za­gadnień i idei, którym należałoby poświęcić wyłączną uwagę w obszerniejszym dziele.

Przedstawione poniżej porównanie dwóch perspektyw ma nam przybliżyć scenę wydarzeń społecznych. Nie jest to książka „marksistowska", deklarowanie sympatii dla pew­nych koncepcji nie oznacza akceptowania w całości poglądów Marksa ani jego samozwańczych następców. Zarazem jednak nie odrzucam Marksa na rzecz teorii społeczeństwa przemy­słowego. Obydwa stanowiska powinny nas czegoś nauczyć. Każde z nich ma pewne ograniczenia, które spróbujemy zi­dentyfikować i pokonać. Często można spotkać się z opinią, że marksizm i tzw. socjologia burżuazyjna są niespójne i dla­tego trzeba opowiedzieć się po jednej stronie kosztem drugiej. Nie zgadzam się jednak z tym twierdzeniem.

Pojęcie „społeczeństwo przemysłowe" zawdzięczamy Jak już wspomniałem, dziełu Saint-Simona. Moim zdaniem ist-

36

nieje pewna ciągłość pomiędzy ideami Saint-Simona i poglą­dami bardziej współczesnych myślicieli. Mówiąc o „teorii spo­łeczeństwa przemysłowego", nie chcę jednak odwoływać się do ścisłego zestawu aksjomatów wyznawanych przez określo­ną szkołę socjologiczną. Odwołuję się raczej do wielu koncep­cji i interpretacji, które generalnie tworzą pewną całość. Różni autorzy eksponują niektóre z nich kosztem innych, wyrażając opinie na różnym poziomie wnikliwości i subtelności*.

Myśliciele, których chciałbym zaliczyć do teoretyków społeczeństwa przemysłowego, są zwolennikami przynaj­mniej kilku spośród poniższych poglądów.

  1. Najbardziej znaczący kierunek zmian we współczesnym świecie jest związany z przejściem od społeczeństw „trady­cyjnych" opartych pierwotnie na rolnictwie, na jednym krań­cu, do „społeczeństw przemysłowych" opartych na produkcji mechanicznej i wymianie towarów, na drugim. Mówiąc o tych dwóch typach społeczeństwa, teoretycy używają różnych określeń i rozmaicie charakteryzują typ tradycyjny i przemy­słowy. Zauważają również, że „tradycja" i „nowoczesność" mogą rozmaicie łączyć się ze sobą w różnych krajach.

  2. Przejście od społeczeństwa tradycyjnego do przemysło­wego tworzy postęp. Nikt oczywiście nie twierdzi, że w spo­łeczeństwach przemysłowych nie ma konfliktów i napięć. Panuje jednak przekonanie, że owe sprzeczności są równowa­żone przez korzystne cechy ustroju przemysłowego, który stwarza dostatek materialny, a zarazem wiąże się z likwidacją tradycyjnych źródeł zniewolenia. W społeczeństwie przemy­słowym rozpadają się sztywne formy podziałów społecznych, np. pomiędzy arystokracją i szlachtą a „zwykłymi ludźmi". Jest to społeczeństwo, w którym przeważa równość szans.

* Użyteczny przegląd owych idei prezentuje Krishan Kumarw Prophecyand Progress, London 1978.

37

  1. Konflikty klasowe, które wybuchły w Europie Zachod­niej w XIX i na początku XX wieku, wyjaśniane są jako skutek sprzeczności związanych z przejściem od społeczeń­stwa rolniczego do społeczeństwa przemysłowego. Najbar­dziej znanego opisu tego zjawiska dostarcza koncepcja insty­tucjonalizacji konfliktu klasowego. U samych początków nowo powstającego społeczeństwa przemysłowego podziały klasowe miały ostry charakter, a stosunki klasowe stanowiły źródło podstawowych napięć. Napięcia te zostały w znacz­nym stopniu złagodzone, gdy zaczęły się ustalać akcepto­wane mechanizmy konkurencji przemysłowej w połączeniu z rozszerzeniem na ogół ludności „obywatelskich praw poli­tycznych", czyli prawa do głosowania i tworzenia partii po­litycznych*.

  2. Rozwój państw liberalno-demokratycznych jest zasad­niczym elementem towarzyszącym przejściu od tradycji do nowoczesności. Demokracja liberalna to system polityczny znany z krajów Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, w którym władza parlamentarna jest dominująca, a dwie lub więcej partii konkuruje o uznanie elektoratu. Wielu autorów twierdzi, że taka forma państwa jest niejako zjawiskiem natu­ralnym towarzyszącym rozwojowi społeczeństw przemysło­wych. Inni, bardziej wrażliwi na szczegóły, nie zgadzają się z tym poglądem, twierdząc raczej, że to właśnie nowoczesne państwo jest podstawą zmiany społecznej**.

  3. Rzecznicy teorii społeczeństwa przemysłowego sądzą zazwyczaj, że ustrój przemysłowy jest w zasadzie jednolity, niezależnie od tego, gdzie się rozwija. Czasami idea ta przy-

* Analizę tych do dziś budzących żywe zainteresowanie procesów przedstawił Martin Lipset w książce Homo politicus. Społeczne podstawy polityki, przel. G. Dziurdzik-Kras'niewska, Warszawa 1995.

** Reinhard Bendix, Nation-Building and Citizenship, New York 1964.

38

biera osobliwą formę, szczególnie u Kerra*. Teoria konwer­gencji stanowi, jego zdaniem, „logikę industrializmu", która nieuchronnie przyczynia się do coraz większego podobień­stwa społeczeństw przemysłowych, jeśli chodzi o ich podsta­wowe instytucje, choćby początkowo bardzo się różniły. Im większe uprzemysłowienie, tym bardziej widoczne wzajemne podobieństwa i zanik tradycji. Kerr skupia się głównie na Stanach Zjednoczonych i Związku Radzieckim, twierdząc, że mimo rozbieżności ideologii politycznej obydwa społeczeń­stwa znajdują się na wspólnej drodze rozwoju. Taki sposób rozumowania ma w dalszym ciągu swoich zwolenników. Jest jednak również ostro krytykowany przez takich autorów, jak np. Bendix, którzy zwracają uwagę na różne sposoby mie­szania się tradycji i nowoczesności we współczesnych spo­łeczeństwach.

Nawet krytycy skłonni są mimo wszystko dopatrywać się ogólnych podobieństw pomiędzy wszystkimi społeczeństwami określanymi jako przemysłowe lub nowoczesne, choć dostrze­gają też pewne różnice. Co więcej, uważają, że wspólne właści­wości społeczeństw przemysłowych stanowią ich niezbędne cechy wykluczające możliwość radykalnego przeobrażenia. Ta­kie poglądy nie muszą, jak w przypadku Kerra, świadczyć o determinizmie technologicznym. Wielu autorów czerpie np. z pism Maxa Webera (1864-1920) przekonanie, że niezbędną cechą współczesnych społeczeństw jest organizacja w makroskali, któ­ra charakteryzuje się pewnymi uniwersalnymi właściwościami. Podobnie jak Max Weber krytykują zazwyczaj wprost nie tylko marksizm, ale również ogólniej — ideały socjalizmu. W dalszej części rozdziału omówię dokładniej przyczyny zajęcia przez nich takiego stanowiska, ponieważ ma ono istotne znaczenie dla myśli społecznej (patrz s. 95-97).

* Clark Kerr i in.. Industrialism and Induslrial Man, Harmondsworth 1973.

39

6. Koncepcja społeczeństwa przemysłowego często łączy się ściśle z tzw. teorią modernizacji, odnoszącą się do spo­łeczeństw nieuprzemysłowionych. Pojęcie modernizacji dość wyraźnie zazębia się z założeniami i tematami, którymi zaj­mowaliśmy się do tej pory. Kluczową tezą teorii modernizacji jest twierdzenie, że społeczeństwa „słabo rozwinięte" pozo­stają w pułapce tradycyjnych instytucji, z której muszą się wyzwolić, chcąc osiągnąć dobrobyt gospodarczy, jaki jest udziałem Zachodu. Również tę perspektywę przedstawia się w sposób mniej lub bardziej wyrafinowany. Czasami moder­nizacja oznacza po prostu „westernizację" (skrót myślowy, któremu trudno się oprzeć, jeśli uważa się, że wszystkie społeczeństwa przemysłowe są w zasadzie takie same). Więk­szość autorów przyznaje jednak, że społeczeństwo przemysło­we obejmuje instytucje ukształtowane pierwotnie w kulturze zachodniej i że inne społeczeństwa na drodze do uprzemysło­wienia będą w jakiś sposób różniły się od Zachodu. Zarazem jednak panuje przekonanie, że „niedorozwój" można prze­zwyciężyć, jedynie przyjmując sposoby zachowania wzoro­wane na obowiązujących dzisiaj w społeczeństwach uprze­mysłowionych. Problemy, jakie nasuwa ten punkt widzenia, omówię w rozdziale 7.

Ponieważ dotychczas snuliśmy rozważania na dość ab­strakcyjnej płaszczyźnie, warto teraz pewne sprawy ukonkretnić. Można to uczynić przez przybliżenie jednej z wersji teorii społeczeństwa przemysłowego i jej porównanie z interpretacją marksistowską. Znakomicie nadaje się do tego wersja przed­stawiona przez Ralfa Dahrendorfa". Choć pierwsze wydanie jego książki ukazało się już dość dawno, a sam autor stopnio­wo zrewidował niektóre wyłożone tam poglądy, pewne idee

* Ralf Dahrendorf. Class and Class Conflict in lndustrial Society, Stanford 1959 (oryginalne wyd. niemieckie 1957).

40

nadal zachowały aktualność. Co więcej, książka ta była od początku pomyślana jako krytyczne odczytanie Marksa i dla­tego stanowi punkt wyjścia do porównania ze stanowiskiem o charakterze bardziej jednoznacznie marksistowskim.

Dahrendorf rozpoczyna swoje wywody od bezpośredniego porównania względnej użyteczności pojęć społeczeństwa „prze­mysłowego" i „kapitalistycznego". Choć przez Marksa było używane to drugie, to w odniesieniu do społeczeństw Zachodu jako termin bardziej pojemny jest — zdaniem Dahrendorf a — to pierwsze. „Produkcja przemysłowa — dowodzi Dahrendorf — nie jest tylko chwilowym gościem w historii, lecz prawdopo­dobnie zostanie z nami na zawsze w takiej czy innej formie". Industrializacja oznacza w jego ujęciu mechaniczną produkcję towarów w fabrykach lub innego rodzaju przedsiębiorstwach, a społeczeństwo przemysłowe to społeczeństwo, w którym in-dustrializm jest dominującą formą organizacji gospodarczej.

Dahrendorf nie pozostawia wątpliwości, że industrializa­cja jest podstawowym czynnikiem rozwoju współczesnych społeczeństw. Kapitalizm, twierdzi, oznacza tylko pewien sposób organizacji społeczeństwa przemysłowego — formę przejściową ograniczoną do społeczeństw Europy Zachodniej w XIX i na początku XX wieku. Jego zdaniem społeczeństwo kapitalistyczne to takie społeczeństwo, w którym produkcja przemysłowa znajduje się głównie w rękach prywatnych; przedsiębiorca przemysłowy jest zarazem właścicielem fabry­ki lub fabryk i zwierzchnikiem robotników. Połączenie włas­ności przemysłowej i sprawowania władzy jest jednak zja­wiskiem krótkotrwałym. W związku ze wzrostem skali prze­mysłu od czasów Marksa posiadanie kapitału nie zapewnia już kontroli nad systemem zarządzania przedsiębiorstwem*. Pro-

* Klasyczny opis tej sytuacji przedstawili A.A. Berle i G.C. Meaiis, The Modem Corporation imdPńvate Property, New York 1968 (1 wyd. 1932).

41

dukcję przemysłową, zwłaszcza w dużych firmach, które co­raz bardziej zaczynają dominować w gospodarce, kontrolują dzisiaj specjaliści od zarządzania. Marks twierdził, że prywat­na własność kapitału jest podstawową cechą kapitalizmu (bę­dę mówił o tym w dalszej części książki). Według Dahren­dorfa w tym przypadku nie miał racji. Kapitalizm, w przeci­wieństwie do industrializmu, rzeczy wiście okazał się „chwilo­wym gościem w historii". Społeczeństwo kapitalistyczne jest tylko jednym z podtypów społeczeństwa przemysłowego, za­ledwie przejściową fazą w jego rozwoju.

W pewnym sensie Dahrendorf i Marks są ze sobą zgodni. Obaj uważają, że kapitalizm jest typem społeczeństwa prze­znaczonym do zastąpienia przez inny. Jednak proces ten inter­pretują zupełnie inaczej. Zdaniem Dahrendorfa kapitalizm jest tylko wczesną formą społeczeństwa przemysłowego, typem społeczeństwa, jaki nieuchronnie musiał zapanować w naszej epoce. Zanik kapitalizmu nastąpi na drodze dość łagodnego procesu społecznego, napędzanego głównie przez zmiany gos­podarcze związane z rozszerzaniem się industrializacji. Według Marksa natomiast kapitalizm można pokonać jedynie w pro­cesie zmiany rewolucyjnej, która stworzy zupełnie inny typ społeczeństwa: socjalizm. Marks twierdził ponadto, że funda­mentalną rolę w owym procesie przejścia odegra konflikt klasowy. Dahrendorf przyznaje, w zgodzie z innymi teorety­kami społeczeństwa przemysłowego, że walka klas jest w naj­nowszej historii zjawiskiem o pewnym znaczeniu. Nie podej­muję się tutaj podsumowania jego złożonych poglądów w tej kwestii. Zawierają one w każdym razie pewne propozycje przeformułowania pojęcia „klasa", które nie znalazły więk­szego uznania nawet wśród jego zwolenników. Jeśli chodzi o porównanie z Marksem, wystarczy powiedzieć, że Dahren­dorf ogranicza konflikt klasowy w znaczeniu Marksowskim — jako zjawisko związane z własnością prywatną — do

42

stosunkowo krótkiego okresu XIX wieku. Konflikt klasowy wy­raża główne napięcia, których tłem jest początek rozwoju spo­łeczeństwa przemysłowego, gdy nie ukształtowały się jeszcze w pełni nowo powstałe instytucje. Dahrendorf przypisuje szczególne znaczenie tematom, o których wspomniałem powy­żej (punkty 3-4), czyli pojawieniu się państwa liberalno-demokratycznego i stworzeniu form prawodawstwa przemysłowego, w tym ustawowego uznania prawa do strajku, dzięki któremu konflikty w sferze przemysłowej mogą być regulowane lub kontrolowane. Pierwsze umożliwia organizowanie partii, które mogą działać na rzecz poparcia rozbieżnych interesów klaso­wych na arenie politycznej; drugie zapewnia analogiczne roz­poznanie różnic interesów w sektorze przemysłowym. Efektem jest „rozbrojenie bomby zegarowej" konfliktu klasowego — dość gwałtowne walki klasowe w XIX stuleciu ustępują miejsca pokojowej rywalizacji politycznej i negocjacjom w przemyśle. W analizie Dahrendorfa społeczeństwo przemysłowe jest społeczeństwem zróżnicowanym: splatają się w nim różnora­kie konflikty i sojusze. W sumie jednak przedstawia dość optymistyczny obraz. Konflikty stanowią element wbudowa­ny w strukturę opisanego wyżej instytucjonalnego porządku administracji i gospodarki. Szczególnie ważnym czynnikiem, umacniającym taki stan rzeczy, jest wyrównywanie szans dzięki zwiększonej ruchliwości społecznej. Społeczeństwa przemysłowe w ujęciu Dahrendorfa nie są egalitarne, ponie­waż utrzymują podstawowe różnice zamożności i władzy po­między różnymi grupami. Potencjalne straty są jednak rów­noważone przez rosnące możliwości awansu społecznego jed­nostek. Główną rolę odgrywa tutaj wykształcenie. Zdaniem Dahrendorfa w społeczeństwie przemysłowym sukces lub nie­powodzenie w systemie oświatowym staje się głównym wy­znacznikiem miejsca jednostki w społeczeństwie. Liberali­zujące oddziaływanie ruchliwości społecznej, możliwe dzięki

43

wykształceniu, przyczynia się do ciągłego dojrzewania społe­czeństw przemysłowych. Mówiąc słowami Dahrendorfa:

Ruchliwość społeczna staje się jednym z kluczowych ele­mentów struktury społeczeństw przemysłowych i należa­łoby spodziewać się ich „załamania", gdyby proces ruchliwości został kiedykolwiek poważnie zahamowany*.

Poglądy Dahrendorfa są w tej kwestii bardzo bliskie ogło­szonej pół wieku wcześniej teorii Durkheima. Durkheim do­konuje rozróżnienia pomiędzy nierównościami, które nazywa „wewnętrznymi" i „zewnętrznymi". Nierówności wewnętrz­ne to genetyczne różnice zdolności i postaw, nierówności zewnętrzne natomiast mają pochodzenie społeczne. Ogólny kierunek rozwoju współczesnych społeczeństw powinien za­tem prowadzić do stopniowego eliminowania nierówności zewnętrznych. Nie oznacza to wszakże całkowitego egalita­ryzmu w społeczeństwie, lecz tylko wyrównywanie szans dzięki ruchliwości społecznej. Proces ten inaczej można okreś­lić jako dążenie do porządku społecznego, w którym różnice majątku i władzy będą pochodziły wyłącznie z nierówności wewnętrznych. Wspomagane kierującą dłonią przyjaznego państwa jednostki będą znajdować dla siebie pozycje społecz­ne odpowiadające ich zdolnościom.

Marks: kapitalizm i socjalizm

Jak już wspomniałem, pisma Marksa pobudziły rozwój róż­nych tradycji intelektualnych, w tym i takich, które zajmują

* Ralf Dahrendorf. op. cit., s. 57.

44

główne miejsce we współczesnej debacie nauk społecznych. W celu ich porównania z teorią społeczeństwa przemysłowe­go wybrałem dzieło, którego oddziaływanie na socjologię dorównuje książce Dahrendorfa. Poglądy obu autorów różnią się jednak ogromnie, ponieważ praca Milibanda* ma z za­łożenia charakter marksistowski. Miliband i Dahrendorf wy­znaczyli sobie mniej więcej podobne cele, a więc czerpiąc wskazówki z pism Marksa, analizują zmiany zachodzące w państwach uprzemysłowionych w ciągu ostatnich stu pięć­dziesięciu lat. Dahrendorf twierdzi jednak, że niektóre z głów­nych założeń Marksa okazały się błędne, Miliband natomiast utrzymuje, że są one zasadniczo słuszne i w dalszym ciągu mogą być użyteczne w wyjaśnianiu zjawisk społecznych. Miliband zgadza się oczywiście, że w czasie, jaki upłynął od śmierci Marksa, nastąpiły daleko idące zmiany społeczne, gospodarcze i polityczne. Sądzi jednak, że można je wyjaśnić raczej dzięki twórczemu podejściu do teorii Marksa niż po­przez jej radykalną rewizję lub odrzucenie.

Miliband posługuje się na ogół terminem „społeczeństwo kapitalistyczne", a nie „społeczeństwo przemysłowe". Tym samym odwołuje się wprost do stanowiska Marksa, które teraz krótko przedstawię. Marks określa kapitalizm jako formę działalności ekonomicznej, a także, dostrzegając ścisły zwią­zek innych instytucji z tym sposobem organizacji gospodar­czej, jako typ społeczeństwa. Fundamentalne w poglądach Marksa jest założenie, że źródła kapitalizmu sięgają czasów znacznie wcześniejszych niż rewolucja przemysłowa i są czynnikiem pobudzającym industrializację. Kapitalistyczna działalność gospodarcza obejmuje, według Marksa, dwa pod­stawowe elementy strukturalne. Jednym z nich jest oczywiście kapitał. Kapitał to po prostu każda wartość, jaką można zain-

* Ralph Miliband, The Stale in Capitalist Society, London 1969.

45

westować w celu uzyskania dalszych wartości, a zatem pie­niądze, najbardziej płynna forma kapitału oraz środki umożli­wiające produkcję, czyli warsztaty, narzędzia itd., a po osiąg­nięciu fazy uprzemysłowienia również fabryki i maszyny.

Wczesna akumulacja kapitału, która nastąpiła w Europie w XVII i XVIII wieku, uruchomiła przeobrażenia społeczne i polityczne. Znaczenie owych przeobrażeń można pojąć we­dług Marksa, jedynie odwołując się do drugiego elementu uczestniczącego w tworzeniu się gospodarki kapitalistycznej. Akumulacja kapitału powoduje zjawisko pracy najemnej — pojęcie to odnosi się do robotników, którzy, mówiąc słowami Marksa, zostali „wywłaszczeni ze swoich środków produk­cji". W społeczeństwie feudalnym większość ludności stano­wili chłopi czerpiący środki do życia z uprawy skrawków ziemi. W miarę rozwoju kapitalizmu wielu chłopów, trochę z ciekawości, a trochę z przymusu, przenosiło się ze wsi na coraz większe obszary miejskie. Stanowili oni rezerwuar siły roboczej zależnej od właścicieli kapitału, którzy dawali im zatrudnienie zapewniające środki do życia. Według Marksa kapitalistyczna organizacja gospodarcza pociąga za sobą sy­stem klasowy oparty na związku kapitału i pracy najemnej. Wzrost produkcji maszynowej i rozbudowa fabryk — inaczej mówiąc, proces industrializacji — przyspieszył przemianę pra­cowników rolnych w miejską, przemysłową klasę robotniczą.

Zdaniem Marksa kapitalizm z natury preferuje społeczeń­stwo klasowe, a stosunki klasowe, na których się opiera, są stosunkami konfliktu lub walki. Pracodawcy i pracownicy są pod pewnym względem od siebie zależni. Pierwsi potrzebują siły roboczej, która będzie się zajmować produkcją, drudzy natomiast, pozbawieni własności, potrzebują zarobków wy­płacanych przez pracodawcę. Według Marksa zależność ta jest jednak bardzo nierówna. Robotnicy mają co najwyżej znikomy wpływ na wykonywaną pracę, a pracodawcy mogą

46

osiągać zyski, jakie uważają za właściwe dla swoich celów. Stosunki klasowe w kapitalizmie opierają się na wyzysku i wywołują trwałe formy konfliktu. Marks uważał, że konflikt klasowy z pewnością nie jest wyłącznie cechą wczesnych etapów rozwoju kapitalizmu i z czasem będzie się jeszcze zaostrzał.

W teorii Marksa stosunki klasowe łączą bezpośrednio organizację gospodarczą kapitalizmu z instytucjami obejmu­jącymi resztę społeczeństwa. Nie wystarczą zatem same ba­dania nad industrializacją, dopiero analiza struktury klasowej stanowi podstawę zrozumienia roli dwóch rewolucji, z któ­rych wyłonił się współczesny świat, oraz pozwala wyznaczyć przyszły kierunek rozwoju. Rosnąca dominacja produkcji kapitalistycznej, która według Marksa obejmuje coraz wię­ksze obszary, pobudziła innowacje techniczne związane z re­wolucją przemysłową. Rewolucja francuska 1789 roku i inne rewolucje „burżuazyjne" doprowadziły do, zdaniem Marksa, wzrostu politycznej władzy klasy kapitalistów. Wprowadze­nie zasad demokracji, w tym rządów parlamentarnych, było według niego ściśle związane ze zmianami gospodarczymi, jakie przyniosło rozszerzanie się gospodarki kapitalistycznej. W społeczeństwie feudalnym system klasowy opierał się przede wszystkim na zależnościach lennych, większość lud­ności była formalnie wykluczona z udziału w rządach. W wal­ce o władzę polityczną klasa kapitalistyczna dążyła do zlikwidowania przywilejów feudalnych; uczestnictwo w po­lityce było w zasadzie dostępne dla wszystkich, ponieważ każdy był odtąd traktowany jako równy „obywatel" państwa.

Marks twierdził jednak, że państwo kapitalistyczne dalekie jest od ideałów demokratycznych, które na pozór ucieleśnia. Wolności, o które walczyła klasa przedsiębiorców i ich sprzy­mierzeńców, służą w rzeczywistości podtrzymywaniu domi­nacji nad klasą robotniczą. Państwo nie jest liberalną instytu-

47

cją dobroczynną, jak przedstawiają to teoretycy społeczeństwa przemysłowego, lecz wyrazem walki klasowej, i to w dwóch znaczeniach, z których jedno jest głębsze od drugiego. W pań­stwie kapitalistycznym zakłada się równość wszystkich oby­wateli i dostępność praw politycznego uczestnictwa dla każ­dego. W większości społeczeństw kapitalistycznych aż do ubiegłego stulecia przeważająca część ludności była pozba­wiona praw wyborczych ze względu na ich uzależnienie od statusu majątkowego, tworzenie zaś partii pracy było często utrudniane, a nawet wprost zakazane przez prawo. Nie te ' zjawiska decydują jednak o klasowym charakterze państwa kapitalistycznego. Sfera „polityczna" dotyka bowiem tylko niewielkiego obszaru aktywności życiowej człowieka, nie obejmuje obszaru, w którym skupia się znaczna część naszej codzienności, mianowicie pracy. W społeczeństwie feudal­nym stosunki pomiędzy panem a poddanym lub mistrzem a czeladnikiem regulowały wzajemne prawa i obowiązki, choć większość z nich przemawiała zwykle na korzyść jednej ze stron. Cechą wyróżniającą kontrakt kapitalistyczny jest natomiast zależność wyłącznie ekonomiczna, pieniężna. Ro­botnik nie ma żadnych praw uczestnictwa w działaniach wpły­wających na charakter wykonywanej pracy lub inne aspekty swojego zatrudnienia. Powstawanie związków zawodowych — według Marksa główny przejaw konfliktu klasowego — jest próbą zdobycia przez robotników środków sprawowania kontroli nad warunkami pracy.

Poglądy te stanowią tło rozważań Milibanda nad współ­czesnymi społeczeństwami Zachodu. Autor kwestionuje w nich perspektywę przedstawioną przez Dahrendorfa. Uwa­ża, że prywatna własność kapitału pozostaje wyróżniającą kluczową cechą tych społeczeństw, pomimo rozwoju wielkich korporacji i rosnącej ingerencji państwa w gospodarkę. Zacy­tujmy więc Milibanda:

48

[społeczeństwa kapitalistyczne]mają dwie wspólne zasad­nicze cechy: po pierwsze, wszystkie są społeczeństwami wysoko uprzemysłowionymi; po drugie większość środ­ków działalności gospodarczej jest w posiadaniu i pod kontrolą prywatnych właścicieli. Połączenie tych cech tworzy rozwinięte kraje kapitalistyczne i odróżnia je zde­cydowanie od krajów nieuprzemysłowionych, jak Indie, Brazylia czy Nigeria, choć tam również środki działalności gospodarczej są w przeważającej mierze w posiadaniu i pod kontrolą prywatnych właścicieli, a także od krajów, w których przeważa własność państwowa, choć niektóre z nich, jak Związek Radziecki, Czechosłowacja i Niemiec­ka Republika Demokratyczna, są również wysoko rozwi­nięte. Kryterium podziału stanowi zatem, innymi słowy, poziom działalności gospodarczej w połączeniu ze sposo­bem organizacji gospodarczej*.

Rosnące znaczenie wielkich korporacji bynajmniej nie osłabiło kapitalizmu, lecz tylko umocniło siłę kapitału, acz­kolwiek w formie różniącej się od dziewiętnastowiecznego kapitalizmu przedsiębiorców. Miliband zaprzecza, jakoby od­dzielenie własności od zarządzania miało jakiekolwiek rady­kalne konsekwencje sugerowane przez Dahrendorfa. Po pierwsze, rozłam nie jest aż tak głęboki, jak się często uważa, udziały mniejszościowe mogą nadal zapewniać kontrolę nad korporacją, jeżeli reszta kapitału jest rozproszona. Co waż­niejsze, posiadacze kapitału i menedżerowie mają podobne interesy ekonomiczne w utrzymywaniu systemu produkcji kapitalistycznej i zazwyczaj zawdzięczają swoją pozycję po­dobnym przywilejom pochodzenia— tworzą zatem dość jed­nolitą klasę panującą.

* Tamże, s. 9.

49

Ruchliwość społeczna jest również znacznie bardziej ogra­niczona, niż głosił to Dahrendorf, zarówno pod względem jej zakresu, jak i konsekwencji dla ogółu społeczeństwa. Według Milibanda ruchliwość ma na ogół „krótki zasięg", czyli odby­wa się tylko pomiędzy najbliższymi pozycjami w hierarchii społecznej. Ruchliwość o „długim zasięgu", pozwalająca oso­bom pochodzącym z klasy robotniczej osiągnąć poziom elity, występuje bardzo rzadko. Równość szans, która dla Dahrendorfa jest tak istotna, okazuje się raczej mitem niż rzeczywi­stością. Miliband twierdzi zresztą, że nawet gdyby fakty były zgodne z opisem Dahrendorfa. ruchliwość nie zmieniłaby wiele w podziałach klasowych. System klasowy pozostanie bowiem w gruncie rzeczy taki sam, nawet gdyby mobilność społeczna była znacznie większa niż obecnie:

Bardziej „merytokratyczna" droga kariery, wytyczona; w istniejącym systemie ekonomicznym, mogłaby jedynie zapewnić większej liczbie osób pochodzenia robotniczego zajmowanie najwyższych szczebli w istniejącym syste­mie. Jest to, co prawda, pożądane, ale nie powoduje prze­kształcenia w inny system*.

Analiza konsekwencji powszechnego prawa wyborczego i uznania procedur rozjemczych w przemyśle także jest inna u Milibanda i u Dahrendorfa. Ten ostatni skłonny jest trakto­wać owe zjawiska jako bezpośrednie skutki postępu industria­lizacji akceptowane i popierane przez życzliwe państwo. Miliband twierdzi natomiast, że są to osiągnięcia uzyskane w trakcie i w wyniku walki klasowej i że nadal stanowią zarzewie konfliktu. Prawo wyborcze rzadko było przyznawa­ne bez oporów przez klasę panującą, tak samo jak prawo

* Tamże, s. 41.

50

arbitrażu przemysłowego. Czy bomba została zatem skutecz­nie rozbrojona? Mimo odmiennych punktów wyjścia Miliband i Dahrendorf są w tej kwestii do pewnego stopnia zgodni. Miliband akceptuje mianowicie pogląd, że scenariusz przewi­dywany przez Marksa dotąd nie został zrealizowany. W Eu­ropie Wschodniej istnieją jednak społeczeństwa, w których ortodoksyjna doktryna oficjalna opowiada się za wprowadze­niem w życie wytycznych Marksa. Związek Radziecki, spo­łeczeństwa Europy Wschodniej oraz Chiny, a także wiele innych krajów na świecie, rządzi się, według własnej opinii, zasadami marksistowskimi.

Na podstawie przytoczonego wyżej cytatu można zauwa­żyć, że Miliband dostrzega różnice strukturalne dzielące te społeczeństwa od społeczeństw Zachodu, choćby z tego względu, że gospodarka jest w nich zarządzana przede wszyst­kim przez państwo, a nie przez prywatny kapitał. Autor nie podziela jednak opinii, że stworzony przez nie socjalizm stanowi w najlepszym wypadku niekompletną i zniekształco­ną wersję przewidywań Marksa.

Miliband twierdzi, że dzięki wyraźnemu postępowi w po­równaniu do brutalnych stosunków gospodarczych wczesne­go kapitalizmu żądania podnoszone przez klasę robotniczą zostały na Zachodzie częściowo zaspokojone. Na poziomie gospodarczym konflikt klasowy jest zazwyczaj obszarem od­działywania silnych nacisków wywieranych przez przedsię­biorstwa i przez państwo w celu oddzielenia tzw. stosunków przemysłowych od konfrontacji politycznych. Powodzenie związków zawodowych w mobilizowaniu „zorganizowanego świata pracy" często prowadzi do ich włączenia się w istnie­jący układ. Związki zostają przekształcone w wielkie, zbiu­rokratyzowane organizacje zatrudniające pełnoetatowych urzędników i zaczynają się izolować od własnych członków, których interesy powinny reprezentować w zakładach pracy.

51

Wiele czynników składa się zdaniem Milibanda na równo­legły kierunek rozwoju w polityce. Od czasów Marksa partie socjalistyczne lub partie pracy zyskały dość dużą władzę we wszystkich rozwiniętych społeczeństwach kapitalistycznych, z ważnym i często dyskutowanym wyjątkiem Stanów Zjedno­czonych, gdzie uważa się jednak, w miarę słusznie, że obronę interesów świata pracy obejmuje w całości program Partii Demokratycznej. Jednak żadna z tych partii nie doprowadziła do zwycięskiej rewolucji socjalistycznej. Dlaczego? Jedna grupa przyczyn obejmuje uwarunkowania, które pozwalają partiom socjalistycznym zdobyć skuteczne poparcie w rzą­dzie. Bardzo często jest ono osiągalne jedynie wtedy, gdy partie te wchodzą w koalicje z przewagą liczebną konserwa­tywnych rywali. Skutkiem takich porozumień jest na ogół raczej utrzymywanie istniejącego porządku niż jego podwa­żanie. Jeżeli partie socjalistyczne dochodzą do władzy jako mniejszość, ich działalność ograniczają jeszcze inne czynniki. Chcąc osiągnąć szerokie poparcie w wyborach, przeważnie muszą łagodzić programy zmiany społecznej. Po dojściu do władzy ich bieżąca polityka okazuje się jeszcze mniej rady­kalna niż obiecywano w kampanii wyborczej, ze względu na silny opór usankcjonowanych grup interesów zagrożonych utratą dotychczasowej pozycji lub przywilejów. Marksiści mają na ten temat różne zdania, Miliband jednak skłania się ku opinii, że „socjalizm parlamentarny" jest z zasady niesku­teczny, radykalna zmiana społeczna wymaga bowiem dodat­kowego wsparcia ruchów pozaparlamentarnych.

Marks twierdził, że rewolucja socjalistyczna w rozwinię­tych krajach kapitalistycznych nastąpi pod koniec XIX wieku. Coś się jednak nie udało. Mimo to Miliband szuka odpowiedzi w pismach Marksa. Reformistyczne tendencje zachodnich partii socjalistycznych kształtowały się pod wpływem przeni­kającej do nich ideologii. Według Marksa klasa, która kontro-

52

luje środki produkcji i aparat polityczny, kontroluje także główne symbole i przeświadczenia społeczne. W społeczeń­stwach kapitalistycznych występuje zjawisko nazywane przez Milibanda „inżynierią przyzwolenia" (engineering of consent), polegające na propagowaniu wśród ludności ogólnych postaw akceptacji istniejącego stanu rzeczy. W tworzeniu ideologicznego klimatu sprzyjającego kontynuacji kapitali­zmu uczestniczy wiele instytucji, zwłaszcza oświatowych. Podczas gdy Dahrendorf uważa edukację za najważniejsze narzędzie likwidacji nierówności i wspierania elastycznego, „merytokratycznego" porządku społecznego, w oczach Mili­banda oświata jest główną przeszkodą na drodze do zmiany społecznej. System oświatowy włącza się bowiem w odtwa­rzanie w każdym pokoleniu ogólnych wartości chroniących interesy klasy panującej.

Jak już wspomniałem, teoria społeczeństwa przemysłowe­go jest jawnym przeciwieństwem poglądów Marksa na temat możliwości radykalnej transformacji w „społeczeństwach roz­winiętych". Ważną rolę w tych poglądach odgrywa przekona­nie o zasadniczej jedności industrializmu. Skoro społeczeń­stwa przemysłowe mają nieodzownie wspólne cechy, zakres przyszłych możliwości jest oczywiście mocno ograniczony, inaczej mówiąc, przyszłość nie będzie zbytnio odbiegać od te­raźniejszości. Mam nadzieję, że argumenty przytoczone w roz­dziale wstępnym uczuliły już czytelnika na wszelkie teorie wyrażane w kategoriach nieuchronności. Dotyczy to również poglądów marksistowskich, które są formułowane w ten spo­sób. Marksiści uważają przecież, że rozpad kapitalizmu i za­stąpienie go przez socjalizm jest nieuchronne. W pismach Marksa znajdują się również fragmenty napisane w tym duchu. Jest to punkt widzenia, którego nie można uzasadnić na grun­cie logiki ani udowodnić empirycznie. Stoimy bowiem w ob­liczu świata otwartych możliwości, a nasza wiedza o świecie

53

pomaga owe możliwości kształtować. Z pewnością istotna jest jednak ocena, która z dwóch przedstawionych tutaj perspek­tyw jest prawdziwsza, ponieważ ułatwia nam to przewidywa­nie najbardziej prawdopodobnych kierunków rozwoju świata i wybór najbardziej realistycznych opcji oddziaływania na przebieg zmian społecznych.

3

Podział klasowy i transformacja społeczna

W poprzednim rozdziale przedstawiliśmy rozmaite problemy, mam nadzieję, że niektóre z nich wzbudziły ciekawość czy­telnika, lecz ze względu na brak miejsca nie będę zagłębiał się w szczegóły. Chciałbym jednak wyróżnić trzy podstawowe tematy. Pierwszy to znaczenie analizy klasowej we współ­czesnych badaniach społeczeństw przemysłowo rozwinię­tych. Procesy rozwoju nie potoczyły się zgodnie z założeniami Marksa. Czy wolno nam zatem ogłosić, że jego idee nie mają już żadnego znaczenia w analizie obecnych społeczeństw, do czego skłaniają się teoretycy społeczeństwa przemysłowego? To będzie przede wszystkim przedmiotem rozważań niniej­szego rozdziału. Drugi temat dotyczy natury państwa. W teorii społeczeństwa przemysłowego i — ogólniej — w liberalnej teorii politycznej państwo jest rzecznikiem interesów całej wspólnoty. Jak zauważa Miliband, zdaniem Marksa jest prze­ciwnie: państwo jest „państwem kapitalistycznym", co ozna­cza, że w pewnym sensie (który, jak się przekonamy, wymaga uściślenia) jest wyrazem zasady klasowej, odzwierciedla asy­metrię interesów klasowych. Problemem państwa zajmę się

55

w kolejnym rozdziale. Temat trzeci sięga głębiej niż pozostałe i ściśle wiąże się z dyskusją teoretyczną z rozdziałów po­przednich. Jest to temat dotyczący możliwości transformacji w dzisiejszym świecie. Na pewnym poziomie są to rozważania o żywotności projektu Marksowskiego. Czy możemy jeszcze realistycznie wyobrażać sobie możliwość pojawienia się spo­łeczeństw socjalistycznych, które będą się radykalnie różniły od istniejących form kapitalizmu przemysłowego? Na pozio­mie bardziej abstrakcyjnym, lecz nie mniej istotnym, temat trzeci zajmuje się naturą socjologii jako działalności krytycz­nej. Zauważyłem już przedtem, że nauka społeczna pozostaje w stosunku z gruntu krytycznym do swojej materii, czyli życia ludzi w społeczeństwie. Jaką formę powinna jednak przybrać owa krytyczna działalność? W pewnym sensie cała książka dotyka tego zagadnienia, chciałbym jednak odnieść się do nie­go wprost przy okazji formułowania końcowych wniosków.

Zmiana od wieku XIX: władza korporacji

Porównując analizy przedstawione przez Dahrendorfa i Mili-banda — dla wielu symptomatyczne — nie stwierdzamy większych rozbieżności w ich poglądach na dziewiętna­stowieczną Europę. Obaj zgadzają się, że Marksowski obraz dziewiętnastowiecznego kapitalizmu był w zasadzie popraw­ny. Dahrendorf przyznaje, że w tym okresie własność prywat­na i przynależność klasowa były ze sobą zbieżne i że często obserwowanym zjawiskiem była walka klas. Wyraźniejsze różnice pomiędzy tymi autorami zaznaczają się przy ocenie zmian, które dokonały się w społeczeństwach zachodnich w ciągu ostatnich stu lat. Według Dahrendorfa są to zmiany

56

głębokie, które w sposób raczej ewolucyjny niż rewolucyjny zlikwidowały klasowy charakter kapitalizmu w znaczeniu przyjmowanym przez Marksa. Miliband odrzuca tę interpre­tację i twierdzi, że społeczeństwa zachodnie pozostały społe­czeństwami kapitalistycznymi, a analiza klasowa ma podsta­wowe znaczenie w zrozumieniu ich form instytucjonalnych.

Wszechstronne ujęcie całego wieku przemian nie mieści­łoby się oczywiście w ramach krótkiego rozdziału, zresztą chyba również w całej książce. Można natomiast przedstawić popartą ilustracjami empirycznymi obszerną charakterystykę najbardziej fundamentalnych przekształceń. Jedną z oczywis­tych cech społeczeństw zachodnich w ciągu ostatnich stu lat jest rosnąca ingerencja państwa w życie gospodarcze, a także w inne sfery aktywności społecznej. Tym faktem zamierzam jednak zająć się dokładniej w następnym rozdziale. Ważniej­sza w tym miejscu wydaje się nasilająca się koncentracja gos­podarki, zdominowanie życia gospodarczego przez ogromne koncerny. Nikt nie neguje, że w gospodarkach zachodnich wielkie korporacje zaczynają odgrywać coraz bardziej donio­słą rolę. Trudno podać dokładne wartości, zwłaszcza jeśli chodzi o dane porównawcze z różnych krajów. W Stanach Zjednoczonych od początku naszego wieku dwieście najwięk­szych firm produkcyjnych zwiększa każdego roku swój udział w zyskach o 0,5%. Te dwieście korporacji kontroluje dzisiaj mniej więcej 3/5 całej produkcji. Podobnie dwieście najwięk­szych organizacji finansowych odpowiada obecnie za ponad połowę wszystkich transakcji*. Ta niewielka garstka to gigan­tyczne przedsiębiorstwa z oddziałami na całym świecie.

Poziom koncentracji przemysłu w Wielkiej Brytanii jest wyższy niż w Stanach Zjednoczonych. Inne kraje Europy Za­chodniej i Japonia różnią się znacznie pod względem poziomu

* Michael Useem, The Inner Circle, New York 1984, rozdz. 2.

57

koncentracji, lecz we wszystkich wielkie korporacje odgrywa­ją główną rolę w działalności gospodarczej. Przeważająca większość potężnych koncernów to korporacje publiczne, co oznacza, że ich udziały mogą być kupowane i sprzedawane. Koncerny są zatem „własnością" udziałowców.

Jakie są tego konsekwencje? Dahrendorf zwraca uwagę na osoby zajmujące stanowiska, które zaczęto ogólnie nazywać „menedżerskimi". Rozwój wielkich korporacji przyczynił się do podziałów w obrębie klasy kapitalistycznej, jaka istniała w XIX wieku. Lokowanie akcji w potężnych koncernach ma bardzo istotne skutki. Tego rodzaju przedsiębiorstwa będę odtąd nazywał „megakorporacjami". Uważa się, że megakorporacje są „mniej kapitalistyczne" niż firmy charakterystycz­ne dla okresu rozkwitu kapitalizmu prywatnych przedsię­biorców. Dziewiętnastowieczny kapitalizm opierał się na sil­nej konkurencji, dlatego głównym zadaniem każdej firmy była maksymalizacja zysku. Obecnie megakorporacje zajmu­ją w pewnych sektorach gospodarki pozycję do tego stopnia dominującą, że zdolne są raczej opanować rynek niż się od niego uzależnić. Ponadto trzeba zauważyć, że firmy te starają się przede wszystkim osiągnąć długotrwały wzrost, nawet rezygnując z natychmiastowej maksymalizacji zysku. Wydaje się np., że IBM przywiązuje takie samo znaczenie do utrzymy­wania ogólnego rozwoju, jak do pobudzania wysokiego po­ziomu zysku. W języku współczesnej ekonomii takie przed­siębiorstwa określa się jako satisficers („poszukujące zadowo­lenia"), ponieważ dbają o satysfakcjonujący ogólny poziom rentowności bez maksymalizacji zysku za wszelką cenę.

Powyższa interpretacja wiąże się ściśle z tezą, że formalni właściciele megakorporacji (udziałowcy) nie mają już istot­nego wpływu na sprawy przedsiębiorstwa. Władza przeszła w ręce menedżerów. Ponieważ menedżerowie nie są „kapita­listami" (właścicielami przedsiębiorstw, którymi zarządzają).

58

są bardziej zainteresowani wewnętrzną stabilnością admini­stracyjną firmy niż poziomem osiąganych zysków. Niektórzy teoretycy menedżeryzmu widzą w tym wielki przełom. Twier­dzą, że megakorporacje stały się społecznie odpowiedzialne i „wrażliwe", całkiem odmienne od agresywnych i egoistycz­nych przedsiębiorstw dziewiętnastowiecznych.

Zwolennicy menedżeryzmu, jak Berle, twierdzą, że silna tendencja do koncentracji działalności przemysłowej, chara­kterystyczna dla współczesnej gospodarki Zachodu, nie ozna­cza bynajmniej konsolidacji nowej formy klasy wyższej. Koncentracja korporacji przebiega równolegle z procesem za­nikania istniejących uprzednio form solidarności klasowej. Na­wiązując do tej teorii, Dahrendorf mówi o „dekompozycji kla­sy rządzącej". W XIX wieku istniała jednolita kapitalistyczna klasa panująca, lecz oddzielenie własności od zarządzania wraz ze wzrostem megakorporacji doprowadziło do jej roz­padu. Od kiedy udziałowcy są szeroko reprezentowani wśród ludności, kapitalistyczni „właściciele" nie stanowią już jed­nolitej kategorii. Właściciele zostali oddzieleni od zarzą­dzających urzędników, którzy sprawują rzeczywistą władzę w korporacjach. Sami menedżerowie również są podzieleni ze względu na lojalność wobec firm, dla których pracują.

Istnieją jednak istotne powody, aby podważyć każdy punkt powyższej interpretacji. Opanowanie nowoczesnej gospodarki przez megakorporacje ma z pewnością znaczące konsekwencje dla współczesnego życia gospodarczego. Konsekwencje te nie odpowiadają jednak proponowanemu przez menedżeryzm modelowi zadowalającego rozwoju. Po pierwsze, menedżeryści zwykle wyolbrzymiają rozmiary nieskrępowanej konku­rencji w dążeniu do maksymalizacji zysku w dziewiętnasto­wiecznym kapitalizmie. Pierwsi przedsiębiorcy często byli bardziej zainteresowani rozbudową firmy w dłuższym okresie niż po prostu czerpaniem jak największych korzyści. Co chy-

59

ba ważniejsze, współczesne megakorporacje nadal działają zgodnie z kapitalistyczną zasadą konkurencji, choć nie ulega wątpliwości, że dzięki kampaniom reklamowym i innym środ­kom mogą bezpośrednio oddziaływać na popyt. Wielkie korpo­racje bardzo rzadko zajmują pozycje „monopolistów" w ścis­łym znaczeniu jako jedyni producenci towarów w danym sektorze gospodarki. Zazwyczaj konkurują ze sobą w ramach gospodarki narodowej, a w dzisiejszych czasach przede wszyst­kim również na płaszczyźnie międzynarodowej. Nacisk kon­kurencji oraz dążenie do utrzymania jak największego mar­ginesu opłacalności są często bardzo silne. Nawiasem mó­wiąc, podejście menedżerskie było najbardziej popularne w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy zachodni przemysł znajdował się w fazie stałego wyraźnego wzrostu bez szczególnych zakłóceń. Kolejny kryzys gospodarczy w nas­tępnych latach oraz rosnące znaczenie rodzimych producen­tów, lokujących kapitał w krajach słabiej uprzemysłowionych o niższych kosztach robocizny, stworzyły zasadnicze prze­szkody w zachowaniu rentowności megakorporacji w nie­których sektorach gospodarki. Tylko niewiele z nich może utrzymać zadowalające tempo rozwoju.

Powyższe rozważania wiążą się z charakterem i skutkami rozdziału pomiędzy własnością a zarządzaniem. Najnowsze cza­sy zakwestionowały słuszność twierdzenia menedżerystów o rozproszeniu udziałów w megakorporacjach oraz przewidy­wania utraty kontroli nad częścią kapitału wskutek owego rozproszenia. Właściciele stosunkowo niewielkich pakietów mogą w każdym przypadku zapewnić sobie skuteczną kontro­lę nad polityką korporacji, jeśli pozostała własność kapitału jest podzielona. Ważniejsze jednak jest spostrzeżenie, że in­teresy menedżerów są znacznie bliższe interesom właścicieli, niż postulują to zwolennicy menedżeryzmu. Większość me­nedżerów zajmujących najwyższe stanowiska w firmie posia-

60

da znaczne udziały, które często mają podstawowe znaczenie w kategoriach absolutnych, nawet gdy nie są zbyt duże w sto­sunku do ogólnego majątku wielkiej korporacji. Ich interesy mają zatem charakter „kapitalistyczny" w podwójnym zna­czeniu. Po pierwsze, menedżerowie są ogólnie zainteresowani koniunkturą na rynku papierów wartościowych, tak samo jak inni posiadacze kapitału, a po drugie, ich działalność w sferze megakorporacji odbywa się w ramach przedsiębiorstwa kapi­talistycznego*.

Przedstawiona analiza nie stanowi raczej poparcia dla tezy, że jednolita dziewiętnastowieczna klasa kapitalistyczna ustą­piła miejsca zróżnicowanym grupom, dla których pojęcie „klasa dominująca" nie znajduje zastosowania. Oczywiście, zawsze jest możliwe przesadne podkreślanie jedności klas, zarówno panującej, jak i podporządkowanej. Musimy jednak pamiętać, że np. tradycyjni właściciele ziemscy zachowali w XIX wieku wiodącą pozycję gospodarczą w wielu społe­czeństwach zachodnich. Z pewnością podzieliło to wyższą klasę przynajmniej w takim samym stopniu jak dzisiejszy podział na „menedżerów" i „kapitalistów". Istotne są również dwa inne czynniki podziału. Jeden z nich to trwające nadal wyraźne nierówności w dystrybucji dóbr w społeczeństwach kapitalistycznych. Choć pomiędzy poszczególnymi krajami zachodzą pewne różnice, we wszystkich jednak niewielka mniejszość ludności posiada zupełnie nieproporcjonalne ilości ogólnych zasobów materialnych. Własność mniejszości prze­waża jeszcze bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko akcje i udziały, a nie sumę wszystkich dóbr materialnych. Drugi czynnik to ruchliwość społeczna, a raczej jej brak, o czym świadczy skład grup elitarnych. Wnioski Milibanda wydają

* Więcej na ten temat w książce Edwarda S. Hermana, Corpbrate Control, Corporate Power, Cambridge 1981.

61

się bliższe rzeczywistości niż spostrzeżenia Dahrendorfa. Choć ruchliwość może występować na niższych poziomach syste­mu klasowego, szanse osób niskiego pochodzenia na dotarcie do najwyższych sfer są naprawdę niewielkie.


„Instytucjonalizacja konfliktu klasowego"

Co się zatem dzieje z klasą robotniczą, którą Marks określił w swojej słynnej wypowiedzi jako „grabarze kapitalizmu"? Sto lat później grób nadal jest płytki, a jego przyszli użytkow­nicy, jeśli nawet nie są już w rozkwicie pierwszej młodości, lo w każdym razie nie wydają się poważnie zagrożeni bliską śmiercią. Dlaczego nie dokonała się rewolucyjna transforma­cja kapitalizmu? Przekonaliśmy się przecież, że autorzy, któ­rzy w innych kwestiach mają całkowicie odmienne poglądy, dostrzegają jednak słuszność przynajmniej podstawowych elementów teorii Marksa w kontekście XIX wieku. Od­powiedź na powyższe pytanie, a raczej perspektywa, jaka nasuwa się w związku z odpowiedzią, zależy w dość dużym stopniu od interpretacji pojęcia „instytucjonalizacja konfliktu klasowego". Ująłem wyrażenie w cudzysłów, ponieważ chcia­łem podkreślić, że jest w nim coś podejrzanego. Niewątpliwie jednak zwraca naszą uwagę na procesy, w których klasa robotnicza zdaje się włączać w system kapitalistyczny, za­miast stwarzać dla niego rewolucyjną alternatywę.

Wyrażenie „instytucjonalizacja konfliktu klasowego" jest często stosowane przez teoretyków społeczeństwa przemysło­wego, ponieważ w miarę dokładnie opisuje jeden z wyróżnia­nych przez nich aspektów. Autorzy ci uważają, że walka klasowa o charakterze otwartym i destrukcyjnym jest chara­kterystyczna dla wczesnych faz rozwoju kapitalizmu przemy-

62

słowego. Rozwój akceptowanych lub uregulowanych zasad arbitrażu przemysłowego służy łagodzeniu skrajności konfli­ktu klasowego, przekształcaniu go w „konflikt przemysłowy". Robotnicy mogą teraz otrzymywać spory kawałek przemysło­wego ciastka, ponieważ mają otwarte drogi do realizacji swo­ich interesów ekonomicznych. Dostęp do praw konkurencji przemysłowej uzupełniło nabycie praw politycznych w pań­stwie. Przyjmujący ten punkt widzenia odwołują się do histo­rii ruchu robotniczego, który pod koniec XIX i na początku XX wieku był ściśle związany z doktryną Marksa, stopniowo jednak odrzucił postawę rewolucyjną na rzecz reformizmu. Jako przykłady podaje się często niemiecki i szwedzki ruch robotniczy. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) stała się pod koniec XIX wieku pierwszą masową partią polityczną, której program opierał się na hasłach marksizmu. Od początku pierwszej wojny światowej większość członków SPD głoso­wała jednak za poparciem niemieckiego wysiłku wojennego i stopniowo przechodziła na pozycje prorządowe. Partii zale­żało bowiem na wyeliminowaniu rewolucyjnej lewicy — tych, którzy nie zgadzali się z linią programową większości. Po krwawym rozstrzygnięciu z udziałem uzbrojonej policji, porzuciwszy kierunek rewolucyjny, SPD pozostała w następ­nych latach przede wszystkim partią reform społecznych. W sferze przemysłowej natomiast robotnicy niemieccy z naj­mniejszą liczbą strajków w świecie uprzemysłowionym byli swego rodzaju modelowym przykładem ustępliwości ludzi pracy.

Rozwój niemieckiego ruchu robotniczego trudno jednak uznać za typowy dla społeczeństw zachodnich jako całości, tak samo zresztą jak — ogólniej — drogę przemiany partii głoszącej hasła rewolucyjne w partię reformistyczną. Istnieją bowiem w tym zakresie zasadnicze różnice pomiędzy społe­czeństwami kapitalistycznymi. Z jednej strony są społeczeń-

63

stwa (jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania), w których elementy rewolucyjne w ruchu robotniczym są wyraźnie stłu­mione, a marksizm jako przedmiot rozważań i program poli­tyczny nie odgrywa większej roli. Z drugiej strony mamy nie mniej przykładów, w których ruch robotniczy ma silne tra­dycje rewolucyjne w przeszłości i w części zachował swój charakter do dziś. W tej kategorii mieszczą się Francja i Wło­chy. Różnice wskazują, że włączenie w system klasy robotni­czej nie jest zjawiskiem jednolitym. Dojrzewanie kapitalizmu nie umacnia rewolucyjnego proletariatu, ale również klasa robotnicza nigdzie nie staje się uległą „częścią systemu".

Nie ulega wątpliwości, że brak rewolucyjnej transformacji na Zachodzie jest blisko związany z faktami wskazywanymi przez Dahrendorfa i innych. Jedną z najlepszych analiz tego, co Dahrendorf i autorzy o podobnych poglądach przedstawiali w obszernych wywodach, jest opracowanie T.H. Marshalla sprzed mniej więcej trzydziestu lat*. Według Marshalla kon­flikty klasowe, charakterystyczne dla XIX wieku były coraz i bardziej łagodzone przez stopniowy rozwój trzech typów „praw obywatelskich", które nazywa: cywilnymi, politycznymi i socjalnymi. Pierwsze, czyli cywilne prawa obywatelskie obejmują formalną równość wobec prawa, zespół reguł gwa­rantujących udział w systemie prawnym. Drugie to przede wszystkim powszechne prawo wyborcze oraz prawo do two­rzenia partii politycznych. Trzecie stanowią prawa do konkurencji przemysłowej i opieki społecznej — zapomóg dla bezrobotnych, zasiłków chorobowych itp. Marshall twierdzi, że każdy typ obywatelstwa stanowi podstawę rozwoju po­zostałych. Formalne uprawnienia, według których każdy oby­watel jest „wolny i równy" wobec prawa, zostały wprowadzo-

*T.H, Marshall, Citiz.enship and Social Class, w: Class, Citiz.enship and Social Deve/o/jHiew, Westport 1973(1 wyd. 1950).

64

ne w stosunkowo wczesnych fazach tworzenia się kapita­lizmu. Bez nich (jako przeciwieństwa zróżnicowanych praw i obowiązków dla różnych stanów w feudalizmie) poszerzenie praw obywatelstwa politycznego nie byłoby możliwe. Upo­wszechnianie się praw politycznych przyczyniło się z kolei w znacznym stopniu do ograniczenia władzy klasy kapitali­stycznej poprzez zezwolenie robotnikom na organizowanie się polityczne w celu obrony własnych interesów w sferze parlamentarnej. Rosnąca siła polityczna klasy robotniczej w połączeniu z prawami cywilnymi umożliwiła konsolidację uznawanych sposobów rozwiązywania zbiorowych sporów w przemyśle. Według Marshalla szczególne znaczenie praw politycznych klasy robotniczej polegało jednak na tworzeniu zrębów nowoczesnego „państwa dobrobytu". W rezultacie procesy te wyraźnie zmieniły zarówno rolę podziałów klaso­wych, jak i samą naturę podziału klasowego. W ciągu ostat­nich stu lat, jak twierdzi Marshall, „obywatelstwo i kapitali­styczny system klasowy były w stanie wojny"*. Co więcej, to pierwsze okazało się zwycięzcą, jednak jego triumf nie jest całkowity, albowiem walka klasowa nie stanowi już zagroże­nia ustroju kapitalistycznego.

Sądzę, że w tym, co mówi Marshall, jest dużo prawdy, jednak nie można zaakceptować jego poglądów bez kilku dość istotnych zastrzeżeń. Pierwsze dotyczy znaczenia praw cywil­nych. Marshall niedostatecznie podkreśla brak równowagi w relacji pomiędzy pracownikiem najemnym a „burżuazyjnymi stosunkami prawnymi". Jak do pewnego stopnia dostrze­gał już Marks, uwolnienie z więzów zobowiązań feudalnych oznaczało w pewnym sensie podporządkowanie mas władzy kapitału. Pierwsi przedsiębiorcy kapitalistyczni byli zaintere­sowani tworzeniem zasobów „wolnej", czyli dostępnej siły

* Tamże, s. 84.

65

roboczej, którą mogli dowolnie wynajmować lub zwalniać. Kapitalistyczna umowa o pracę zajmuje centralne miejsce w analizie Marksa i bezpośrednio wiąże się z jego teorią państwa. Formalnie umowa ta zakłada „wolność" jednostek, nie związanych ze sobą feudalnymi stosunkami poddaństwa; zależność jest wyłącznie ekonomiczna, powstała na zasadzie zawieranej dobrowolnie umowy. Owa wolność w rzeczywi­stości jednak zwiększa władzę pracodawców nad pracowni­kami. Pozbawieni własności robotnicy są bowiem nieuchronnie uzależnieni od wypłacanych zarobków pozwalających im przeżyć. Prawa cywilne będące podstawą wolności zawierania umów nie zapewniają robotnikom żadnego formalnego wpływu na przebieg wykonywanej pracy. Mówiłem już w po- i przednim rozdziale, że według Marksa jest to podstawowe ograniczenie systemu demokracji parlamentarnej. Prawa po- I lityczne przyznawane każdemu jako obywatelowi nie obej­mują sfery przemysłowej, czyli tego obszaru, w którym prze­jawia się największa część życiowej aktywności ludności.

W tym miejscu nasuwa się kolejne spostrzeżenie. Opisy­wane przez Marshalla upowszechnienie praw obywatelskich nastąpiło nie tylko dzięki działalności wspaniałomyślnego państwa, ale (jak zauważa Miliband) musiało zostać czynnie wywalczone. Warto tutaj powtórzyć uwagi poczynione na wstępie książki. To nie „obywatelstwo i system klasowy” jako takie walczą ze sobą, lecz raczej każda ze stron wyraża czynne zaangażowanie podmiotów w instytucjonalny kontekst roz­woju wczesnego kapitalizmu. Stanowisko Marksa — odpo­wiednio przepracowane — w dalszym ciągu jest podstawą do analizy tych procesów i ich skutków. Krzyżowanie się praw cywilnych, politycznych i socjalnych to powód trwającego konfliktu klasowego; prawa te nie są po prostu kolejnymi fazami łagodzenia nierówności klasowych, ale do dzisiaj po-

66

zostają w centrum nieprzerwanych konfliktów. Rozszerzanie się praw obywatelskich jest w głównej mierze wynikiem ruchów robotniczych wchodzących w spór z pracodawcami i z państwem. Analizę Marshalla możemy zreinterpretować w następujący sposób. Wzrastający udział robotników w związ­kach zawodowych można potraktować jako reakcję „obron­ną" klasy pracującej, związanej kapitalistyczną umową o pra­cę, na brak możliwości wywierania nacisku. Nie mając formal­nych praw uczestnictwa w sferze produkcji, robotnicy próbują różnych sposobów odmowy współdziałania, posługując się spełnianą niekiedy groźbą zbiorowego zaprzestania pracy w celu uzyskania pewnej kontroli nad jej warunkami. W wielu krajach, pisze Miliband, uznanie dopuszczalnych form roz­wiązywania sporów przemysłowych nastąpiło dopiero po wielu, niejednokrotnie gorzkich i krwawych walkach ruchów robotniczych. To samo dotyczy na ogół praw politycznych. Powszechne prawo wyborcze, w większości krajów wprowa­dzone dopiero w XX wieku, było niechętnie uznawane przez rządy w obliczu zagrożenia wojennego, aby zmobilizować ludność do walki z wrogiem.

To, co Marshall nazywa „państwem dobrobytu" (o którym więcej w kolejnym rozdziale), Dahrendorf określ a jako „post-kapitalistyczny" ustrój przemysłowy. Ja proponuję jeszcze inne spojrzenie. Społeczeństwa zachodnie z pewnością bardzo się zmieniły od czasów Marksa — zmiana ta jest w zasadniczej mierze właśnie rezultatem konfliktu klasowego — pozostały jednak „kapitalistyczne". Społeczeństwa zachodnie są kapi­talistyczne według następujących kryteriów: (l) produkcja dla zysku z przewagą prywatnej własności kapitału stanowi głów­ną siłę napędową systemu gospodarczego; (2) posiadanie pry­watnej własności, zwłaszcza kapitału, zostaje rozdzielone bar­dzo nierównomiernie; (3) konflikt klasowy ma w dalszym cią-

67

gu pierwszorzędne znaczenie zarówno w gospodarce, jak i w polityce. Społeczeństwa kapitalistyczne są społeczeństwa­mi klasowymi.

Okazuje się zatem, że pisma Marksa nadal odgrywają kluczową rolę przy analizie tych społeczeństw, choć nie oznacza to bynajmniej, że dzieło Marksa lub jego kontynuato­rów można bezkrytycznie zaakceptować. Dokonane przeze mnie przeciwstawienie teorii społeczeństwa przemysłowego marksizmowi jest użytecznym uproszczeniem obejmującym najważniejsze problemy współczesnej socjologii. Poniżej bę­dę się starał jednak dowieść, że czasem konieczne jest uwol­nienie od każdego z tych przeciwstawnych stylów analizy.


Nowe klasy, nowe technologie

Jedną z najbardziej charakterystycznych i najszerzej dyskuto­wanych zmian, jakie dokonały się w systemach klasowych 1 społeczeństw zachodnich w minionym stuleciu, jest relatywny I wzrost liczby pracowników „umysłowych", tzw. białych kołnie­rzyków w porównaniu z pracownikami „fizycznymi", czyli tzw. niebieskimi kołnierzykami. Według danych ze spisów lud­ności w Stanach Zjednoczonych liczba osób wykonujących 1 zajęcia „białych kołnierzyków" jest obecnie wyższa niż „nie­bieskich kołnierzyków". W innych krajach względny udział „białych kołnierzyków", jak wykazują statystyki rządowe, jest wprawdzie nieco niższy, jednak zaznacza się podobna tendencja.

Statystyki te zdają się całkowitym zaprzeczeniem Marksowskich przewidywań dotyczących rozwoju społeczeństw ka­pitalistycznych. Marks sądził bowiem, że ogromna większość ludności jest skazana na wykonywanie rutynowych prac fizycz-

68

nych; drobny kapitał w dużej mierze zaniknie, a nieliczna klasa wielkich kapitalistów znajdzie się po przeciwnej stronie ogromnych mas proletariackich. Są jednak u Marksa fragmen­ty, które zaprzeczają tak prostej prognozie. Najbardziej znany wskazuje na „nieustanny wzrost liczebności klas średnich, które znajdują się pośrodku, między robotnikami z jednej strony a kapitalistami i właścicielami ziemskimi z drugiej"*. Wypowiedź ta jest jednak sformułowana w kontekście pole­micznym, a jej implikacje nie są wyjaśnione. Wielu niemarksistów traktuje wzrost zatrudnienia „białych kołnierzyków" jako główny argument podważający Marksowską analizę struk­tury klasowej kapitalizmu. Badania naukowe prowadzone w różnych krajach wykazują na ogół, że „białe kołnierzyki", albo tzw. nowa klasa średnia, w mniejszym stopniu angażuje się w ruch związkowy i wyznaje inne wartości i postawy. Niektórzy autorzy twierdzą, że relatywny wzrost liczby „bia­łych kołnierzyków" jest oznaką pojawienia się społeczeństwa klasy średniej. Marks przewidywał, że społeczeństwo będzie coraz bardziej podzielone na dwie walczące klasy. Tymcza­sem rozwój klasy średniej stał się czynnikiem stabilizującym, powodując kurczenie się klasy robotniczej — to proletariat jest raczej wchłaniany przez klasę średnią niż odwrotnie.

Marksiści w przekonujący sposób krytykują tę argumen­tację. Dwa czynniki sugerują ostrożność w interpretacji przy­toczonych wyżej danych, zaczerpniętych z oficjalnych sta­tystyk. Po pierwsze, wiele zajęć „białych kołnierzyków" ma charakter ruty nowy, a nawet zmechanizowany; większa liczba nierobotniczych stanowisk pracy jest efektem prac biuro­wych. Znaczna część zawodów zaliczanych w spisach ludno­ści do „białych kołnierzyków" nie różni się wyraźnie od prac

* Karl Mara, Kapitał, t. 4: Teorie wartości dodatkowej, przeł. J. Maliniak, Warszawa 1967, cz. 2, s. 677.

69

fizycznych i nie wymaga żadnych szczególnych kwalifikacji poza podstawowym wykształceniem. Dziewiętnastowieczny „urzędnik" to profesjonalista zajmujący stanowisko we wła­dzach administracyjnych. W dzisiejszym systemie zawodo­wym jest o wiele więcej zajęć „urzędniczych", jednak praca urzędnika została zredukowana do stereotypowych i mało wymagających zadań, które bynajmniej nie dają przywilejów władzy. Po drugie, wzrost zatrudnienia w zawodach urzędni­czych wiąże się z rosnącą liczbą kobiet podejmujących pracę na niższych stanowiskach „umysłowych". W większości kra­jów zachodnich kobiety stanowią przeważającą część osób zatrudnionych w zawodach urzędniczych (a także usługo­wych, np. jako sprzedawcy). Prace umysłowe zdominowane przez kobiety są na ogół zupełnie inne niż te, przy których zatrudnia się mężczyzn. Są to zazwyczaj zajęcia najbardziej zrutynizowane, o niskim bezpieczeństwie zatrudnienia i nie­wielkich perspektywach kariery. Kobiety pracujące w takich zawodach nie zaliczają się do rozrastającej się zamożnej, nowej klasy średniej, przeciwnie — należą do grupy, którą nazwałem podklasą sektora „białych kołnierzyków"*. Kobie­ty są przedmiotem podwójnego wyzysku (patrz rozdział 6): dyskryminowane w systemie zatrudnienia, muszą też zazwy­czaj brać na siebie lwią część zajęć związanych z prowadze­niem domu i wychowywaniem dzieci.

Niektórzy autorzy doszli do wniosku, że w ten sposób potwierdza się Marksowska prognoza pogłębiającej się „proletaryzacji" siły roboczej. Tylko jednak niewielu współczes­nych podziela ten pogląd. Większość uznaje, że nowa klasa średnia nie jest wprawdzie tak duża, jak zakłada się w naiwnej interpretacji statystyk ludności, lecz mimo to stanowi element

* Anthony Giddens, The Class Stnicture oflhe Achanced Societies. London 1979, s. 288.

70

komplikacji w kapitalistycznych stosunkach klasowych. „Bia­łe kołnierzyki", pracujące w wolnych zawodach, na kierow­niczych stanowiskach w gospodarce lub administracji, wyka­zały, że mogą stać się znaczącą siłą polityczną we współczes­nych społeczeństwach. Marks miał z grubsza rację, gdy spo­dziewał się upadku właścicieli drobnego kapitału — drobnych przedsiębiorców, kupców itp., czyli „dawnej klasy średniej". Jednak, aby docenić wpływy nie posiadającej własności no­wej klasy średniej, należy odrzucić niektóre sformułowania Marksa. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Trzeba zresztą uczciwie zauważyć, że niektórzy współcześni autorzy marksi­stowscy próbują przeprowadzać analizę nowej klasy średniej, uważając ją za bliższe Marksowi, niż według mnie jest to możliwe*.

Nowe klasy, nowe technologie. Wielu wybitnych autorów, niektórzy bliscy stanowisku Marksa, większość jednak bardzo od niego odległa, zwraca uwagę na niektóre rodzaje zmian technologicznych jako szczególnie istotne w kształtowaniu aktualnych kierunków rozwoju społeczeństw kapitalistycz­nych. Najsłynniejsza z tych koncepcji głosi, że wchodzimy w erę, która nie jest już zdominowana przez przemysł fabrycz­ny jak w przeszłości, lecz przez „technologię informacyjną". Autorzy ci nie mówią więc o „społeczeństwie postkapitalistycznym", ale o „społeczeństwie postindustrialnym"**. Rola, jaką odgrywa nauka w nowoczesnej produkcji, powszechne zastosowanie komputerów, a ostatnio technologii mikroukła­dów, będą miały według nich bardzo głębokie konsekwencje dla dotychczasowego porządku społecznego.

Konsekwencje takie są rzeczywiście prawdopodobne,

* Zobacz np. E.O. Wright, Class. Crisis and the State, London 1978, rozdz. 3. ** Dwie różne wersje tej idei porównaj w: Daniel Bell, The Corning of Post-lndustiial Society, New York 1973; Alain Touraine, The Post-Industrial Society, New York 1971.

71

choć technologia mikroukładów jest tak świeża, że jej rezul­taty są na razie raczej nieuchwytne. Z pewnością ogłoszenie „drugiej rewolucji przemysłowej" jest co najmniej przed­wczesne. Co więcej, nasuwają się zastrzeżenia wobec idei, że industrializm jest obecnie zastępowany przez nowy typ spo­łeczeństwa, a zatem ustrój „postindustrialny" będzie zupełnie inny niż społeczeństwa współczesne. Oto niektóre najbardziej przekonujące argumenty krytyczne:

  1. Wyobrażenie społeczeństwa postindustrialnego ozna­cza kontynuację technologicznego determinizmu, który kryje się w ramach teorii społeczeństwa przemysłowego. Jak już podkreślałem, powinniśmy wystrzegać się wszystkich typów determinizmu, jakie mogą odnosić się do spraw ludzkich. Żadnej technologii nie można prawidłowo zbadać w oder­waniu od ram społecznych, w których się zawiera. W społe­czeństwach zachodnich ramy te mają najwyraźniej charakter kapitalistyczny.

  2. Niektórzy autorzy sugerują, że nieuchronne pojawienie się społeczeństwa postindustrialnego zapowiada pojawienie się nowej klasy rządzącej, której władza będzie się opierać raczej na kontrolowaniu informacji niż na własności. Pogląd ten w istocie nie jest nowy, można się go doszukać już na początku XIX wieku. Według Saint-Simona, na przykład, wyłaniające się „społeczeństwo przemysłowe" miało być kie­rowane wspólnie przez naukowców i ekspertów technicznych. Nigdy to jednak nie nastąpiło i mimo dzisiejszych postępów technologii informacyjnej raczej nie nastąpi.

  3. Zmiany społeczne i ekonomiczne związane z nowymi technologiami należy rozpatrywać w kontekście światowym, co spróbujemy wyjaśnić w kolejnych rozdziałach. Duża część przemysłu wytwórczego, dostarczająca krajom Europy Za­chodniej znaczącej ilości towarów, jest obecnie zlokalizowa­na poza tymi społeczeństwami.

72

Pierwsze miejsce wśród takich zewnętrznych producen­tów zajmuje Japonia, która wychodząc ze stosunkowo słabej pozycji ekonomicznej, stała się trzecim krajem (po Stanach Zjednoczonych i ZSRR), jeśli chodzi o wartość dochodu narodowego brutto. Obecnie Japonia eksportuje znacznie wię­cej towarów, niż importuje, wykazując dwukrotnie wyższą stopę inwestycji i tempo wzrostu niż Stany Zjednoczone. Zaczyna też odgrywać wiodącą rolę w gałęziach przemysłu zdominowanych niegdyś przez kraje Zachodu.

Japończycy skutecznie zaatakowali czołową pozycję nale­żącą do Stanów Zjednoczonych w „podstawowych" gałęziach przemysłu, jak produkcja stali i budowa okrętów. Japonia stała się światowym liderem, wyprzedzając Stany Zjednoczone i Niemcy w produkcji samochodów, Wielką Brytanię i Holan­dię w produkcji sprzętu elektronicznego, Niemcy i Szwajcarię w produkcji aparatów fotograficznych, zegarków i przyrzą­dów optycznych*. Pozycji Japonii zagraża z kolei szybki roz­wój gospodarczy innych krajów Wschodu, zwłaszcza Hong­kongu, Tajwanu i Korei Południowej.

Jak powiemy w ostatnim rozdziale (s. 159-164), przesu­nięcia te nie przyczyniają się w większym stopniu do zmiany zasadniczych nierówności pomiędzy bardziej i mniej uprzy­wilejowanymi obszarami świata. Służą natomiast integracji krajów Zachodu w warunkach coraz bardziej złożonego mię­dzynarodowego podziału pracy. Spodziewane nadejście spo­łeczeństwa postindustrialnego można chyba lepiej opisać jako przestawienie gospodarki światowej, w wyniku którego kraje kapitalistyczne utworzą „centrum" administracyjne świato­wego systemu ekonomicznego (który, co prawda, może ulec głębokim przeobrażeniom).

*Ezra F. Vogel, Japan as Number One: Lessom for America, Cam­bridge 1979.

73

Koniec klasy robotniczej?

Mając powyższe na uwadze, musimy poważnie potraktować pogląd, że w społeczeństwach zachodnich dokonują się istot­ne przemiany w strukturze klasowej i w samej naturze pracy. To prawda, że upowszechnianie się technologii informacyjnej będzie coraz bardziej zmieniać charakter pracy wykonywanej przez wielu ludzi i przyczyniać się do wzrostu bezrobocia. Trzeba jednak zauważyć, że w wielu krajach intensywny wzrost liczby bezrobotnych w ostatnich latach jest skutkiem przewlekłej recesji, jaka w dużym stopniu opanowała gospo­darkę światową. W obliczu tych zjawisk często przyznaje się, że kraje uprzemysłowione już nigdy nie wrócą do gospodarki „pełnego zatrudnienia", którą najbardziej mogły się poszczy­cić w latach sześćdziesiątych. Rycina 1 obrazuje zmiany po­ziomu bezrobocia w kilku społeczeństwach zachodnich.

Przewidując utrzymywanie się wysokiej stopy bezrobocia, zaproponowano liczne mniej lub bardziej spekulatywne inter­pretacje kierunków rozwoju struktury klasowej krajów za­chodnich. Najciekawsza wydaje się prowokacyjna teoria współczesnego autora francuskiego Andre Gorza*. Pisząc ra­czej z pozycji radykała niż konserwatysty, Gorz przyznaje jednak, że Marksowska wizja rewolucyjnej transformacji ka­pitalizmu jest już dzisiaj martwa. Zamiast obalenia systemu kapitalistycznego przez proletariat obserwujemy, jak dojrze­wanie kapitalizmu przyczynia się do ograniczenia roli klasy robotniczej. Gorz zgadza się z twierdzeniem, że liczba „nie­bieskich kołnierzyków" w stosunku do „białych kołnierzy­ków" ciągle maleje. Zwraca jednak uwagę na oddziaływanie technologii informacyjnej, która, jego zdaniem, doprowadzi nie tylko do wyeliminowania wielu dotychczasowych prac

* Andre Gorz, Fuiewell to the Working Class, London 1982.

74

0x01 graphic

1973 1975 1977 1979 1981 1983

Ryc. 1. Bezrobocie w kilku krajach w latach ! 973-1983 (wyrażone w procentach

czynnej siły roboczej) Źródło: SocialTremls, London 1985.

fizycznych, ale również bardziej rutynowych zajęć „białych kołnierzyków".

Krytyka marksizmu u Gorza różni się zatem bardzo istot­nie od stanowiska reprezentowanego przez Dahrendorfa. Marks uważał, a przynajmniej tak interpretuje go Gorz, że perspektywa stworzenia przez klasę robotniczą sprawiedliwe­go i humanitarnego społeczeństwa opiera się na produkcji dodatkowej, która jest możliwa dzięki kapitalizmowi przemy­słowemu. Nowoczesny przemysł wytwarza moce produkcyj-

75

ne, dzięki którym można uzyskać znacznie więcej dóbr, niż jest to niezbędne do zaspokojenia podstawowych ludzkich potrzeb. W produkcji dodatkowej widzimy zapowiedź wy­zwolenia od pracy przymusowej; praca stanie się celem sa­mym w sobie, drogą do samorealizacji, którą obiecują wy­twórcy. Gorz przyznaje jednak, że stopniowa ewolucja ka­pitalizmu całkowicie przekreśliła te oczekiwania. Wprowa­dzenie praktyki ścisłej kontroli pracy przez zarządzających stłumiło wszelkie wyobrażenia robotników o jej potencjale twórczym. Wiele dzisiejszych fabryk, połączonych pro­cesami produkcyjnymi obejmującymi kilka kontynentów (patrz s. 161-163), dawno już przestało pełnić funkcję głów­nych ośrodków formułowania polityki i wydawania decyzji. W epoce złożonych technologicznie i globalnych procesów produkcji, jedyną władzą, jaką mogą dysponować robotnicy w miejscach produkcji, jest władza negatywna, czyli możli­wość blokowania do pewnego stopnia polityki i inicjatyw kadry zarządzającej.

Gorz zauważa jednak, że te same trendy, które podają w wątpliwość Marksowski punkt widzenia, stwarzają nowe możliwości realizacji pewnych bliskich mu wartości. „Teraz chodzi o to — pisze Gorz — aby wyzwolić się od pracy przez odrzucenie jej natury, treści, konieczności i właściwości"*. Problemem nie jest zatem, jak przewidywał Marks, zdobycie władzy przez klasę robotniczą, lecz osiągnięcie wolności po to, aby w ogóle zlikwidować funkcję „robotnika". W wyniku przedstawionych wyżej procesów historycznych klasę robot­niczą zastąpił „neoproletariat", czyli — jak mówi Gorz — „nieklasa nierobotników". Grupa ta składa się z licznych jednostek, które są stale bezrobotne lub zatrudnione na stano­wiskach słabo zorganizowanych, nie mają określonej toż-

* Tamże, s. 67.
76

samości klasowej i dostatecznego bezpieczeństwa pracy. W dalszej perspektywie na skutek coraz szerszych wpływów technologii informacyjnej szeregi bezrobotnych będą się po­większać.

Nie będąc klasą i nie mając organizacyjnej spójności, neoproletariat nie jest współczesnym substytutem klasy robot­niczej według teorii Marksa; nie ma historycznej misji zmiany porządku społecznego. Gorz widzi jednak w tej pozornej słabości źródło siły. Należący do „nieklasy" nie mają powodu, aby akceptować „produktywny" etos zarówno kapitalizmu, jak i socjalizmu w ujęciu Marksa. Coraz częściej próbują znaleźć satysfakcję w tym, co nie ma nic wspólnego z pracą i miejscem pracy. Znakiem przyszłości stanie się zatem róż­norodność stylów życia poza sferą pracy. Jak mówi Gorz, zmierzamy w kierunku „podwójnego społeczeństwa". W jed­nym sektorze organizacja produkcji i administracji politycznej będzie nastawiona na maksymalizację skuteczności, w dru­gim jednostki będą wynajdywały różnorodne sposoby spędza­nia czasu, dążąc do przyjemności i samorealizacji.

W odniesieniu do pracujących, zdaniem Gorza, powinni­śmy oczekiwać wyraźnego skrócenia przeciętnego wymiaru czasu pracy oraz upowszechniania form dzielenia się zatrud­nieniem. Większość pracodawców i pracowników zgodnie przyznaje, że bezrobocie jest zjawiskiem negatywnym, jednak pogląd ten zdaje się tracić aktualność. Produktywna etyka pracy ustępuje miejsca nowej perspektywie związanej z wy­korzystaniem „czasu wolnego", który nie będzie uważany jedynie za margines codziennych zajęć. Tak jest już w niektó­rych krajach europejskich, gdzie znaczna część pracowników nie tylko wybiera sobie godziny rozpoczynania i kończenia pracy, ale z pewnymi ograniczeniami również liczbę godzin pracy w miesiącu. Przewiduje się też wiele innych udogod­nień, jak: „zaliczki emerytalne" wypłacane w każdym wieku

77

w zamian za przedłużenie okresu zatrudnienia do uzyskania pełnych uprawnień emerytalnych, płatne urlopy długotermi­nowe praktykowane dotąd jedynie w niewielu miejscach pra­cy (przede wszystkim na uniwersytetach) oraz system rów­noważnych norm czasu pracy polegający na tym, że osoba, która w określonym okresie „zgromadziła" pewną liczbę go­dzin, może później pracować w ograniczonym wymiarze, nie tracąc zarobków.

Warto porównać poglądy Gorza z opiniami głoszonymi przez innych autorów, np. Himmelstranda*. Odwołuje się on do stosunków panujących w Szwecji, nawiasem mówiąc — w kraju, który najszerzej ze wszystkich wykorzystuje dzisiaj technologię informacyjną. Himmelstrand opisuje zjawiska, które Gorz uznał już za nieaktualne, oraz przedstawia inter­pretację, w zamyśle autora — marksistowską, możliwości dokonania socjalistycznej przemiany przez ruch robotniczy. Himmelstrand nie tylko sprzeciwia się pożegnaniu klasy ro­botniczej, zaprzecza również, jakoby jej liczebność relatywnie malała i jakoby współcześni robotnicy zostali biernie włączeni w techniczny aparat produkcji. Szwecja jest jednym z najlepiej prosperujących materialnie, najbardziej egalitarnych i tech­nicznie rozwiniętych społeczeństw świata, mając dochód na głowę mieszkańca wyższy niż Stany Zjednoczone. Jest też jedynym krajem, w którym prawie od pół wieku rządy spra­wuje Partia Socjaldemokratyczna będąca programowo partią pracy. Himmelstrand twierdzi, że dzięki tym okolicznościom możliwy jest w Szwecji rozwój przekraczający kapitalizm opiekuńczy w kierunku socjalizmu. Według Himmelstranda tutejszy „socjalizm" nie ma nic wspólnego z modelem wschod­nioeuropejskim, który jest przez niego traktowany pogardli­wie, podobnie jak czyni to większość współczesnych zachod-

* Ulf Himmelstrand i in., Beyond Welfare Capitalism, London 1981.

78

nich marksistów. Jego nadzieje na przyszłość nie są związane z dalszą nacjonalizacją przemysłu ani z rozszerzaniem central­nego planowania gospodarczego, lecz dostrzega on możli­wość zapewnieni a robotnikom pewnego poziomu kontroli nad procesami produkcji, w których uczestniczą, co Gorz odrzuca jako niemożliwe we współczesnym przemyśle. Według Himmelstranda wskazany przez niego kierunek rozwoju to nie tylko perspektywa, którą każdy uzna za słuszną do realizacji w przyszłości, ale przede wszystkim zadanie na dzisiaj.

Poziom bezrobocia w Szwecji jest niski w porównaniu z większością krajów zachodnich. W książce Himmelstranda nie ma słowa o coraz większej grupie neoproletariatu, którą tworzą bezrobotni i zatrudnieni w niepełnym wymiarze. Mówi się natomiast o „rozszerzonej klasie robotniczej", czyli więk­szości ludzi pracy, których wspólny interes wymaga przepro­wadzenia reform socjalistycznych. Rozszerzona klasa robot­nicza obejmuje oprócz „niebieskich kołnierzyków" wszyst­kich wykonujących prace rutynowe, w tym niższą warstwę „białych kołnierzyków" oraz osoby zatrudnione w usługach. Autor stara się przedstawić różne dowody wskazujące na to, że świadomość klasowa proletariatu w postaci rozszerzonej klasy robotniczej jest nie tylko żywa, ale i aktywna. W Szwe­cji, a prawdopodobnie również w innych społeczeństwach rozwiniętych przemysłowo, istnieją warunki do rozwoju pro­gramów wykraczających poza zwyczajne negocjacje ze związ­kami zawodowymi i zmierzających w kierunku dalej idących form przekształcania społeczeństwa. Himmelstrand zwraca uwagę na propozycje wprowadzenia do przemysłu systemu funduszów pracowniczych, które zostały oficjalnie usankcjo­nowane przez socjaldemokratów. Rozważa różne wersje pro­jektu, który w zasadzie opiera się na podziale zysku. Pewna część zysków przedsiębiorstwa ma być co roku wypłacana pracownikom firmy, a część przekazywana do narodowego

79

i regionalnego funduszu rozwoju. Oczekuje się, że proces ten przyczyni się do stopniowej zmiany stosunków władzy po­między pracodawcami a pracownikami i zostanie włączony w mechanizmy demokracji przemysłowej.

Jak możliwe są tak ogromne różnice poglądów dwóch autorów, z których każdy pisze o aktualnych procesach roz­woju w strukturze klasowej społeczeństw zachodnich? Można oczywiście odpowiedzieć, że Himmelstrand zajmuje się prze­de wszystkim sytuacją w Szwecji, nawet gdy wnioski z jego analizy nie ograniczają się wyłącznie do tego społeczeństwa, dla Gorza natomiast głównym punktem odniesienia jest Fran­cja. Istnieją jednak ponadto zasadnicze rozbieżności w prze­widywaniach konsekwencji współczesnych przemian zacho­dzących w organizacji przemysłowej i w strukturze klasowej. Jedną z nich jest, jak wiadomo, zanik klasy robotniczej (we­dług Gorza) lub jej wzrost (zdaniem Himmelstranda) w syste­mie zatrudnienia społeczeństw zachodnich.

Ważne w ty m względzie są nasze wcześniej sze rozważania dotyczące klas (s. 68-73). Wydaje się bowiem, że żaden z autorów nie ma racji. To prawda, że w kilku głównych społeczeństwach Zachodu, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech „starsze" gałęzie prze­mysłu, jak górnictwo czy produkcja żelaza i stali kurczą się. Jak już wspomniano, niektóre dziedziny produkcji przejmują kraje Dalekiego Wschodu. Z drugiej jednak strony względne ograniczanie pewnych gałęzi produkcji jest rekompensowane rozwojem przemysłu usługowego związanego np. z hotelar­stwem, gastronomią i turystyką. Większość zajęć w nowych dziedzinach gospodarki nie wymaga wysokich kwalifikacji zawodowych i —jak zauważyliśmy wcześniej — nie obiecuje ich wykonawcom awansu do „klasy średniej". Pracownicy tej kategorii nie wykazują jednak również skłonności, aby przy­łączyć się do „niebieskich kołnierzyków" i stworzyć ogło-

80

szoną przez Himmelstranda „rozszerzoną klasę robotniczą". Wydaje się raczej, że panorama społeczna różnicuje się, two­rząc rozmaite odmiany w strukturze klasowej różnych społe­czeństw, a także w obrębie tego samego społeczeństwa.

Teoria Gorza opiera się na przekonaniu o malejącej roli klasy „niebieskich kołnierzyków", a także na założeniu związ­ku pomiędzy technologią informacyjną a bezrobociem i prze­widywaniu, że wysoki poziom bezrobocia będzie utrzymywał się w nieskończoność. Każdą z powyższych tez można zakwe­stionować. Wydaje się jasne, że technologia mikroelektroniczna, zwłaszcza służąca automatyzacji procesów, w których dawniej wykorzystywano pracę ludzką, może powodować ograniczenie zatrudnienia w sferach, w których znajduje bez­pośrednie zastosowanie. Trudno jednak wyrokować, jak dale­ko sięgają jej wpływy i jak długo będą oddziaływać na całość procesów gospodarczych. Niektórzy, jak Gorz, są przekonani, że automatyzacja ogranicza możliwości zatrudnienia. Można jednak oczekiwać, że upowszechnianie się technologii infor­macyjnej prędzej czy później stworzy nowe miejsca pracy, reagując na zmianę popytu. Równie prawdopodobne wydają się sytuacje, w których coraz szersze zastosowanie mikrotechnologii tworzy nowe możliwości zatrudnienia, ale i przeciwny rozwój wypadków. Tańsza produkcja masowa dostępnych produktów może spowodować nowe zapotrzebowanie, mogą pojawić się nowe produkty i oferta nowych usług, a sektory przemysłu mające trudności finansowe mogą odzyskiwać ren­towność.

Wszystko jest zatem niewątpliwie o wiele bardziej złożone i nieprzewidywalne, niż skłonni są przyznać niektórzy auto­rzy. Wysoki poziom bezrobocia w dzisiejszych czasach po­strzega się przez pryzmat „kryzysu naftowego" z lat 1973-1974 i innych czynników prowadzących do recesji. Z pewnością możliwe jest, że w większości krajów Zachodu poziom bez-

81

robocia w najbliższej przyszłości pozostanie wysoki lub bę­dzie nawet wzrastał. Jednak na pewno nie jest to zjawisko tak nieuchronne, jak zakładają liczni obserwatorzy. W latach sześćdziesiątych, w okresie rosnącego dobrobytu we wszyst­kich krajach zachodnich, prawie wszyscy uważali, że utrzy­manie w nich niemal pełnego zatrudnienia jest pewne. Powin­niśmy wystrzegać się stosowania tego samego typu uogólnień w uzasadnianiu czegoś przeciwnego.

Powyższe uwagi odnoszą się do empirycznych podstaw teorii Gorza i Himmelstranda. Żaden z nich nie postawił jednak wprost pytania, na ile scenariusz bliski przewidywa­nemu przez Marksa ponad sto lat temu ma jeszcze dzisiaj znaczenie jako aktualny, mogący zyskać poparcie, program polityczny. Ponieważ związane z tym problemy przekraczają znacznie ramy omówionych dotąd zagadnień, powrócę do nich w rozdziale podsumowującym.

4

Nowoczesne państwo

W ostatnim stuleciu dokonały się istotne zmiany, o których dotychczas wspomniałem tylko mimochodem: zwiększyła się rola państwa w życiu społecznym. Rozszerzenie działalności państwa jest dostrzegalne w wielu dziedzinach. Na poziomie gospodarczym państwo w społeczeństwie kapitalistycznym zaczęło przejmować nadzór nad działalnością produkcyjną. W większości krajów kapitalistycznych ponad 40% osób aktywnych zawodowo jest zatrudnianych bezpośrednio przez państwo, pracując w aparacie administracji państwowej bądź w znacjonalizowanym przemyśle. Państwo próbuje też coraz bardziej „interweniować" w działalność gospodarczą poprzez oddziaływanie na podaż i popyt towarów, udział w planowa­niu gospodarczym, politykę cenową i płacową itd. Angażuje się również w wiele innych aspektów życia społecznego: uczestniczy w zakładaniu i organizowaniu więzień, przytuł­ków, szpitali oraz w finansowaniu tej kategorii świadczeń, które określa się wspólnym mianem „opieka społeczna".

Wobec powyższego wydaje się dziwne, że przynajmniej do niedawna państwo było przez socjologię wyraźnie ignoro­wane, i to nie tylko przez zwolenników Marksa. Fakt ten jest w pewnej mierze konsekwencją wyjątkowo niefortunnego

83

podziału w naukach społecznych. Uważano mianowicie, że socjologia powinna zajmować się społeczeństwem w znacze­niu, w jakim myśliciele dziewiętnastowieczni używali pojęcia „społeczeństwo obywatelskie", czyli gospodarką, rodziną i innymi instytucjami poza państwem. Analizę państwa pozo­stawiono w kompetencjach dyscypliny zwanej „politologią" lub „naukami politycznymi". W pewnym stopniu unikanie badań nad państwem ma jednak głębsze korzenie intelektual­ne sięgające wieku XIX. Socjologię marksistowską i niemarksistowską łączy wspólna przeszłość krytyki klasycznej teorii ekonomii, która państwu przypisywała minimalne znaczenie. Pierwsi ekonomiści twierdzili, że najważniejsze siły napędo­we zmiany społecznej koncentrują się w produkcji, czyli w sferze „społeczeństwa obywatelskiego". Państwo stwarza ramy prawne, które zapewniają ochronę umów gospodar­czych i ogólnie dba o interesy społeczności.

Późniejszych myślicieli pogląd ten nie zadowalał. Dla przedstawicieli głównego nurtu socjologii — przypomnijmy znowu Durkheima — państwo ma bardziej pozytywną i waż­niejszą rolę do odegrania, niż sądzili wcześni ekonomiści. Rozszerzanie się działalności państwa jest koniecznym i ko­rzystnym elementem rozwoju porządku społecznego nasta­wionego na postępującą reformę społeczną. W tym przypadku państwo jest postrzegane jako zbiór przyjaznych instytucji, bezpośrednio zaangażowanych w likwidowanie podziałów i nierówności klasowych. Marks twierdził natomiast, że eko­nomiści nie dostrzegają klasowego charakteru państwa. Uwa­żał, że bynajmniej nie jest ono narzędziem służącym do wy­równywania podziałów, lecz z natury przyczynia się do ich utrzymywania, popierając interesy klasy panującej, a wystę­pując przeciwko przedstawicielom innych klas społecznych. W żadnej z tych tradycji państwo nie było jednak przedmio­tem systematycznych badań. Zarówno marksiści, jak i nie-

84

marksiści interesowali się raczej domniemanymi efektami działalności państwa niż samym państwem. Marks pozostawił właściwie tylko kilka fragmentarycznych tekstów na temat państwa, poświęcając większość energii krytyce wczesnej teorii ekonomicznej na jej własnym terenie, tzn. w sferze stosunków produkcji kapitalistycznej.

Państwo a klasy: nowe poglądy

W ciągu ostatnich kilkunastu lat nowoczesne państwo stało się przedmiotem ożywionej dyskusji, zwłaszcza wśród auto­rów marksistowskich. Uświadomiwszy sobie wyraźnie szcząt­kowy charakter uwag Marksa na temat państwa, marksiści próbują uzupełnić je bardziej szczegółowymi wnioskami. Jed­nym z pierwszych przejawów nowego zainteresowania pań­stwem była książka Milibanda. Dwaj inni wybitni autorzy w tej dziedzinie to Poulantzas i Offe*. Miliband i Poulantzas podjęli ze sobą bezpośredni dialog na temat sposobów analizy państwa, co poniżej krótko omówię.

Różne komentarze Marksa dotyczące państwa kapita­listycznego idą w dwóch kierunkach. W niektórych miejscach mówi się o państwie jako bezpośrednim instrumencie pano­wania klasowego, kontrolowanym wprost przez klasę kapi­talistyczną. W jednym z fragmentów, na przykład, państwo zostało nazwane „komitetem wykonawczym burżuazji". W in­nych kontekstach Marks zdaje się sugerować, że klasowy cha­rakter państwa polega w gruncie rzeczy na zapewnieniu przez

* Zobacz zwłaszcza Nicos Poulantzas, Political Power and Social Classes, London 1973 (1 wyd. 1968); Claus Offe, Disorganised Capitalism, Cambridge 1985.

85

biurokrację państwową ogólnej ciągłości kapitalistycznej pro­dukcji. Choć może nie jest to od razu oczywiste, pomiędzy tymi dwoma poglądami zachodzi fundamentalna różnica. Pierw­szy zakłada, że klasa panująca jest jednolitą formacją społecz­ną, która w dowolny sposób manipuluje państwem. W kon­sekwencji jest to stanowisko łatwe do podważenia, to typ rozumowania często atakowany przez tzw. pluralistów. W in­terpretacji pluralistycznej, która dokładnie zgadza się z poglą­dami Dahrendorfa i innych rzeczników teorii społeczeństwa przemysłowego, w społeczeństwach zachodnich nie ma jed­nolitej „klasy rządzącej". Istnieją natomiast różne elity, któ­rych możliwości oddziaływania na politykę rządową są dość ograniczone.

Druga pochodząca od Marksa koncepcja zwraca uwagę na możliwość wyraźnych podziałów i tarć w kręgach rządzących społeczeństwa, które w dalszym ciągu pozostaje klasowe. Poulantzas rozwija tę myśl w swoich rozważaniach na temat państwa, choć często czyni to w sposób niezręcznie zawi­ły i podatny na krytykę. W pierwszej z powyższych inter­pretacji Marksa państwo wydaje się manipulowane przez klasę rządzącą. Poulantzas natomiast przypisuje państwu tzw. względną autonomię w stosunku do klasy kapitalistycznej, którą cechują podziały wewnętrzne. Inaczej mówiąc, państwo dysponuje w pewnym stopniu niezależną władzą, lecz tylko w określonych granicach, przy czym władza ta jest wykorzy­stywana do podtrzymywania ogólnych ram instytucjonalnych działalności kapitalistycznej. Państwo może zainicjować po­litykę przeciwną krótkotrwałym interesom pewnych ugru­powań kapitalistycznych w celu obrony długotrwałego in­teresu utrwalenia systemu jako całości. Jednym z przykładów jest wprowadzanie przez rząd prawodawstwa skierowane­go przeciwko trustom wbrew sprzeciwom kierujących przed-

86

siębiorstwami, którzy chcą przeprowadzić połączenie firm w określonym sektorze gospodarki.

Jest to na pewno subtelniejsze ujęcie analizy państwa niż to, które wykorzystuje pierwszą, „instrumentalną" interpreta­cję Marksa. Do tej kategorii Poulantzas zalicza książkę Milibanda i na tej podstawie formułuje wobec niej krytyczne uwagi. Sądzi mianowicie, że Miliband za bardzo stara się wykazać jedność elit w społeczeństwie kapitalistycznym na zasadzie podobnego wykształcenia, stosunków rodzinnych, kontaktów towarzyskich itp. Przesadnie dostosowuje też teo­rię społeczeństwa przemysłowego i pluralizm polityczny do własnych kategorii, próbując udowodnić, że u steru rządów znajduje się jednolita klasa posiadająca. Poulantzas twierdzi tymczasem, że nawet rozłamy w wyższych sferach nie świad­czą jeszcze o słabnięciu dominacji klasy kapitalistycznej. Rozłamy są zjawiskiem normalnym. Decydujące znaczenie ma natomiast trwanie instytucjonalnego mechanizmu pro­dukcji kapitalistycznej.

Choć dyskusję Poulantzasa z Milibandem trudno nazwać szczególnie pouczającą czy owocną — jej uczestnicy zbyt często rozmijają się w tym, co mówią — bardzo dobrze wyjaśnia ona jednak pewne podstawowe zagadnienia, które sformułowałem na wstępie tej książki. Ogólne stanowisko Poulantzasa choć niemarksistowskie, bardzo zbliża się do pewnych elementów tego modelu socjologii, który był przed­miotem moich krytycznych uwag. Schemat Poulantzasa, po­zostający pod silnym wpływem „marksizmu strukturalistycznego" współczesnego francuskiego filozofa, Louisa Althusse-ra, nazywa wprost aktorów społecznych „nośnikami sposo­bów produkcji". Innymi słowy, działanie człowieka tłumaczy jako rezultat uwarunkowań społecznych. Ludzie nie są trakto­wani jako podmioty obdarzone wiedzą, ich „podwójne uwik-

87

łanie" w społeczeństwo jest nie uświadomione. Miliband traf­nie zauważa, że Poulantzas ulega swoistej tendencji „struk­turalnego superdeterminizmu" bez względu na to, czy po­twierdza on swoją słuszność w dalszej części wywodu*.

Ten wątek chciałbym nieco rozwinąć, ponieważ tak samo jak argumenty teoretyczne, przytoczone w rozdziale wstęp­nym, dotyczy on bezpośrednio istoty państwa. W jaki sposób państwo osiąga „względną autonomię", o której mówi Po­ulantzas i na czym ona polega? Wypowiedzi Poulantzasa są w tej materii zawiłe i niejasne. Nie wiadomo dokładnie, na czym opiera się względna autonomia państwa, na ile i wobec czego jest względna. Myślę, że można to wyjaśnić, jednak tylko pod warunkiem odrzucenia deterministycznego stano­wiska Poulantzasa. Najlepszym sposobem wyjaśnienia spe­cyficznych cech państwa kapitalistycznego jest dokonanie porównania z innymi typami państwa, jakie istniały w historii, czyli państwami agrarnymi czy imperiami. W tych ostatnich reprezentanci klasy rządzącej na ogół tworzyli zarazem admi­nistrację państwową; państwo i klasa panująca stanowili jed­no. W społeczeństwach kapitalistycznych jest inaczej. Przed­stawiciele klasy panującej kierujący przedsiębiorstwami hand­lowymi i przemysłowymi dość często biorą bezpośredni udział w rządzeniu. Na ogół jednak zarządzanie przemysłem i administracja państwowa są od siebie instytucjonalnie od­dzielone. Zacytujmy często przytaczaną wypowiedź Karola Kautsky'ego, wczesnego marksisty z przełomu wieków: „Kla­sa rządząca nie rządzi". Obie wersje tego, co Marks mówił o państwie, są w pewnym sensie zgodne z powyższą formułą, można jednak również wyciągnąć z niej wnioski wyjaśniające ideę względnej autonomii.

* Ralph Miliband, The capitalist state: a reply to Nicos Poulantzas, „New Left Review". nr 59, 1970.

88

Zyski państwa zależą w kapitalizmie od pomyślności przedsięwzięć gospodarczych. Państwo nie mogłoby prze­trwać bez powodzenia w działalności przemysłowej, choć nie sprawuje nad nią bezpośredniej kontroli, która jest domeną klasy kapitalistów. Autonomia działania części administracji państwowej jest zatem mocno ograniczona wskutek uzależ­nienia od gospodarki kapitalistycznej stanowiącej instytucjo­nalny wyznacznik autonomii państwa, a zarazem podstawową przyczynę ograniczonego lub „względnego" charakteru owej autonomii. Żadnego z tych zjawisk nie można jednak lub nie należy interpretować mechanicznie. Rosnąca ingerencja pań­stwa w życie gospodarcze jest jednym ze sposobów oddziały­wania administracji na zasady funkcjonowania działalności gospodarczej. Nie tylko marksiści uświadamiają sobie zabu­rzenia i kryzysy nękające gospodarkę kapitalistyczną. Najbar­dziej są ich świadomi urzędnicy państwowi i dlatego ciągle angażują się w próby „zarządzania" gospodarką.

Do tej pory jesteśmy na ogół zgodni z poglądami Poulantzasa, choć wyrażamy je za pomocą innych sformułowań niż te, którymi on się posługiwał. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden element o bardzo istotnym znaczeniu dla autonomii państwa. Jest to siła zorganizowanej klasy robotniczej wyrażona zarówno przez siłę związków zawodo­wych, jak i przez wpływy partii pracy lub partii socjalistycz­nych na sprawowanie władzy państwowej. Poulantzas wy­jaśnia, dlaczego źródłem sprzeczności pomiędzy państwem a klasą kapitalistyczną są bardzo często konflikty wewnątrz-klasowe: polityka państwowa może popierać jeden sektor kapitału kosztem innego. Państwo próbuje jednak radzić sobie z wpływami zorganizowanego świata pracy. Jeśli w pierw­szych latach kapitalizmu przemysłowego działania te nie mia­ły większego znaczenia, dzisiaj trudno byłoby tak o nich powiedzieć. Konflikty i przeobrażenia, opisane w poprzednim

89

rozdziale, nie spowodowały po prostu „wcielenia" klasy ro­botniczej do nie zmienionych instytucji gospodarczych i po­litycznych; zdobyte prawa obywatelskie zmieniły równowa­gę władzy w państwie, choć nie wywołały przewidywanych przez Marksa rewolucyjnych przewrotów.

W tym miejscu można posłużyć się pismami Offe'a jako dogodną korektą. Według Offe' a pojmowanie państwa w ka­tegoriach którejkolwiek z wymienionych wyżej interpretacji Marksa nie jest właściwe, choć druga z nich jest słuszniejsza. W rzeczywistości państwo znajduje się pod naciskiem dwóch wewnętrznie sprzecznych, antagonistycznych wpływów. No­woczesne państwo angażuje się w liczne działania, m.in. w opiekę społeczną, ale również w wiele innych usług wyko­nywanych dla wspólnoty jako całości. Jakkolwiek jednak starałoby się „zarządzać" wzrostem gospodarczym, jego do­chody są w zasadzie uzależnione od majątku wytwarzanego przez kapitał należący do właścicieli prywatnych lub korpo­racji, czyli od procesów, którymi nie może bezpośrednio kierować. Usługi, które państwo ma za zadanie organizować, muszą być opłacane z dochodów osiąganych pośrednio, po­przez podatki. Tymczasem zarządzający życiem gospodar­czym — menedżerowie i klasa kapitalistyczna — skłonni są opierać się dążeniom państwa do zapewnienia dochodów umożliwiających świadczenie usług publicznych. Dzieje się tak dlatego, że obok usług pożądanych zarówno przez klasę panującą, jak i przez innych (np. tworzenie i utrzymywanie sprawnej sieci dróg), jest wiele takich, z których korzystają przede wszystkim niższe warstwy społeczne (np. świadczenia socjalne).

Offe twierdzi, że skutkiem tych uwarunkowań jest stałe napięcie pomiędzy tym, co nazywa utowarowieniem (commodificatiori) i odtowarowieniem (decommodificatiori) sto­sunków społecznych. Towar (commodity) to produkt lub

90

usługa, które można kupić lub sprzedać, stąd stosunek „uto-warowiony" oznacza stosunek, któremu można nadać cenę, który wchodzi na rynek. „Odtowarowienie" oznacza usunię­cie z rynku stosunków społecznych, zorganizowanie ich we­dług innych kryteriów niż ekonomiczne. Partie pracy i partie socjalistycznie dążą do tworzenia lub prowadzenia polityki upowszechniającej stosunki „nieutowarowione". Przykładem może być wspomaganie możliwości zdobywania wykształce­nia lub bezpłatna opieka szpitalna dla każdego. Partie konser­watywne, z kolei, popierane przede wszystkim przez klasę wyższą i średnią, próbują zachować relacje „urynkowione", a nawet dokonywać ich powtórnego utowarowienia. Wystę­puje to m.in. w przypadku polityki pożyczek państwowych na opłacenie kosztów nauki lub działań sprzyjających rozwojowi sektora lecznictwa prywatnego.

Argumentacja przedstawiona przez Offe'a jest w zasadzie zgodna z tym, co na temat znaczenia praw obywatelskich i natury „państwa dobrobytu" powiedziano w rozdziale po­przednim. Teoretycy społeczeństwa przemysłowego skłonni są traktować je jako trwałe osiągnięcia, służące utrzymywaniu stabilnego liberalno-demokratycznego ustroju przemysłowe­go; widzą w nich oni efektywne rozwiązanie konfliktu klaso­wego w jakimkolwiek znaczeniu zbliżonego do analizowa­nego przez Marksa. Moim zdaniem natomiast są to zjawiska raczej uwikłane na stałe w konflikt klasowy niż go likwidują­ce, „państwo dobrobytu" zaś jest tworem dosyć kruchym. W klimacie politycznym dzisiejszego konserwatyzmu można dostrzec to wyraźniej niż jeszcze kilkanaście lat temu, ponie­waż niektóre rządy konserwatywne z dawno nie notowaną stanowczością podejmują obecnie próby ponownego urynko­wienia obszarów świadczeń społecznych.

91

Państwo a biurokracja

Choć autorzy marksistowscy pomogli bardzo wydatnie w prze­prowadzeniu analizy nowoczesnego państwa w wymienio­nych wyżej aspektach, w dwóch kontekstach ich dyskusje wydają się jednak ograniczone. Jednym jest związek państwa z biurokracją lub ogólniej z władzą administracyjną; drugim natomiast związek państwa z narodem oraz państwa narodo­wego z siłą militarną i przemocą. Trudno również skorzystać w tym przypadku z interpretacji podsuwanych przez teorię państwa przemysłowego, ponieważ są one zbyt silnie zako­rzenione w tych samych tradycjach myślenia, z których czer­pie marksizm.

Jest jednak w teorii społecznej pewna ważna postać, której poglądy ułatwiają zrozumienie tych kwestii. Mowa o Maxie Weberze. Przed Weberem pojęcia „biurokracja" używano ogólnie w znaczeniu „biurokracji państwowej", czyli w odnie­sieniu do funkcjonariuszy państwowych. W pracach Webera w dalszym ciągu biurokrację wiąże się przede wszystkim z państwem, jednak jej pojęcie zostało znacznie rozszerzone i odnosi się do każdej formy dużej organizacji. Według We­bera rozwój biurokracji jest ściśle związany z rozwojem kapi­talizmu. Związek pomiędzy tymi dwoma czynnikami usta­nawiają normy nazwane przez Webera „racjonalno-legalnymi". Jedną z wyróżniających cech kapitalistycznej działal­ności gospodarczej jest według Webera jej zrutynizowany charakter: produkcja zależy od rachunku zysków i wydatków w postaci przeliczania nakładów surowców i siły roboczej w stosunku do poziomu uzyskanych dóbr. Taką zrutynizowaną formę można osiągnąć jedynie, przyjmując bezosobowe zasady, które określają procedury i umożliwiają dokładny rachunek ekonomiczny. Weber uważa za nieprzypadkowe, że początki gospodarki kapitalistycznej w Europie zbiegły się

92

z wynalazkiem podwójnej księgowości; było to konkretne narzędzie rachunku ekonomicznego niezbędnego do zrutynizowania działalności gospodarczej.

Normy racjonalno-legalne mogą rządzić gospodarką kapi­talistyczną, lecz według Webera mają znacznie szersze zasto­sowanie w administracji wszelkich organizacji biurokratycz­nych. W państwie zostają ujęte w formalny system skodyfikowanych przepisów prawnych; w innych organizacjach streszczają się w sformalizowanych regułach postępowania w różnych kwestiach. Organizacja biurokratyczna charakte­ryzuje się specyficznymi cechami. Jest to, według słynnej charakterystyki Webera z jego głównego dzieła Wirtschaft und Gesellschaft (Gospodarka i społeczeństwo), „typ ideal­ny" — pojęcie, któremu przypisywał podstawowe znaczenie w swoim podejściu do nauk społecznych. Typ idealny to „jednostronne przejaskrawienie" pewnych aspektów rzeczy­wistości, do którego można przyrównywać rzeczywistość. Weberowski opis biurokracji jako typu idealnego zawiera zatem cały zestaw cech, które rzadko lub wcale nie występują w formie całkowicie rozwiniętej w jakiejkolwiek prawdziwej organizacji*. Cechy te obejmują hierarchię władzy w postaci piramidy zależności obowiązków służbowych, zatrudnienie urzędników za wynagrodzeniem w wymiarze pełnoetatowym, ich formalne kwalifikacje będące warunkiem zatrudnienia. W rozważaniach Webera o związkach pomiędzy kapitalizmem a biurokracją wy stępują dwa elementy, którym należy poświę­cić szczególną uwagę. Pierwszy z nich dotyczy uwzględnienia szerszego kontekstu w rozwoju kapitalistycznych przedsię­biorstw. Weber znacznie silniej niż Marks akcentuje wczesny rozwój biurokratycznego aparatu państwowego jako waru­nek szerzenia się kapitalizmu. Stworzenie systemu prawnego

* Max Weber, Eamomy und Society, Berkeley 1978, t. 2, s. 956-994.

93

i gwarantowanego systemu pieniężnego, zarządzanego przez państwo, stanowiło konieczny czynnik rozwoju produkcji ka­pitalistycznej na większą skalę.

Bardziej znaczący w rozważaniach Webera, w każdym razie w stosunku do zagadnień omawianych w tym rozdziale, wydaje się jednak wątek skutków związków kapitalizmu, powstałego jako odrębny typ społeczeństwa, z rozwojem biu­rokracji. W tej kwestii Weber rzuca wyzwanie marksistom, podważając tezę, że społeczeństwo socjalistyczne może stwo­rzyć ustrój bardziej demokratyczny, niż jest to możliwe dla liberalnej demokracji kapitalistycznej. Weber twierdzi, że biu­rokracja i demokracja pozostają wobec siebie w stosunku paradoksalnym. Z samej natury biurokracja pobudza centrali­zację władzy w rękach mniejszości, która znajduje się na czele organizacji. Marks twierdził natomiast, że w społeczeństwie kapitalistycznym pozbawienie ludności kontroli nad środkami produkcji jest powodem zarówno dominacji klasy wyzysku­jącej, jak i ograniczonego charakteru demokracji burżuazyjnej. Oczywiście to wszystko miało się zmienić z nadejściem socjalizmu poprzez zlikwidowanie własności prywatnej i klas. Robotnicy mieli odzyskać kontrolę nad środkami produkcji, a złudna swoboda „wolnej pracy najemnej" miała ustąpić miej sca prawdziwym swobodom zdemokratyzowanego prze­mysłu.

Analiza Webera jest dla tej koncepcji ogromnym zagroże­niem. Pozbawienie robotników kontroli nad środkami produk­cji nie ogranicza się do firmy kapitalistycznej, dlatego nie skończy się z zanikiem kapitalizmu. Według Webera utrata kontroli nad procesami pracy i redukcja pracy do rutynowych operacji, w których większość pracowników jest tylko „tryba­mi w maszynie" to cecha biurokratyzacji w ogóle. Robotnicy-przemysłowi w zakładach kapitalistycznych nie posiadają na własność środków produkcji i nie mają nad nimi formalnej

94

kontroli. Nie jest to jednak cecha specyficzna przemysłu: to samo dzieje się na niższych poziomach wszelkich organi­zacji biurokratycznych, jak wielkie szpitale czy uniwersytety, a także dotyczy udziału we władzy państwowej. Weber pod­kreśla, że ideały demokracji narodziły się w niewielkich spo­łeczeństwach, gdzie dyskryminowane grupy ludności, nale­żące do „obywateli", mogły jednoczyć się fizycznie w celu wywierania nacisku politycznego. W dzisiejszych dużych spo­łeczeństwach, gdzie prawa obywatelskie obejmują niemal wszystkich, taki model demokracji jest nie do zrealizowania. Nowoczesny system demokratyczny zakłada wysoki poziom biurokratyzacji administracji państwowej. Do zorganizowa­nia masowych wyborów konieczny jest utrwalony system „racjonalno-legalny" połączony z procedurami biurokratycz­nymi zapewniającymi właściwy przebieg działań koordynu­jących i administracyjnych. Co więcej, masowe partie poli­tyczne również wykazują tendencję do silnego zbiurokratyzo­wania, niezależnie od deklaracji otwartości i demokratycz­nych zasad działania. Współczesna epoka jest erą „polityki machiny partyjnej", w której udział zwykłych obywateli jest znacznie ograniczony. Weber był jednym z twórców teorii tzw. elitaryzmu demokratycznego. Współczesna demokracja umożliwia jednostkom poprzez wybory pewien wpływ na elity rządzące, nie może być jednak mowy o przywróceniu form „demokracji uczestniczącej", w której ludzie mają więk­szą kontrolę nad swoim losem*.

Zdaniem Webera socjalizm jeszcze pogarsza sytuację. Przyczynia się bowiem do dalszego rozszerzania się biurokra­cji: centralne kierowanie życiem gospodarczym ujmowane w programach socjalistów pociąga za sobą większą biurokra-

* Patrz David Beetham, Max Weber and the Theory of Modem Politics, Cambridge 1985.

95

tyzację państwa, niż obserwuje się to w społeczeństwach kapitalistycznych. Demokrację i kapitalizm Weber ocenia ogólnie negatywnie. Uważa jednak, że w demokracji libe­ralnej pozostaje przynajmniej pewna otwarta przestrzeń nie pochłonięta przez biurokrację. Wprawdzie „elitaryzm demo­kratyczny" jest tylko ograniczoną formą partycypacji poli­tycznej, w kontekście systemu wielopartyjnego okazuje się jednak lepszy niż nic. Co więcej, choć kapitalizm zmierza w kierunku monopolu lub oligopolu, zachowuje charakter konkurencyjny na tyle, aby zapewnić konsumentom pewną wolność wyboru, zupełnie wykluczoną w sytuacji centralnej kontroli produkcji.

Uwagi krytyczne

Poglądy Webera należy potraktować bardzo poważnie jako przekreślenie oczekiwań, że w wyniku reformy lub rewolucji państwo kapitalistyczne będzie mogło sprostać wysokim wy­maganiom sprawiedliwości i wolności. Z kilku ważnych po­wodów interpretacja nadciągającego zagrożenia rządami biu­rokracji nie może być jednak przyjęta bez zastrzeżeń.

Po pierwsze, błędne wydaje się założenie Webera, że postęp biurokracji powoduje jednokierunkowe odsuwanie od władzy niższych poziomów organizacji. Uczeń Webera, Ro­bert Michels*, nadaje poglądom Webera ogólną formułę, którą nazywa „żelaznym prawem oligarchii". Jak twierdzi Michels „mówiąc organizacja, mówimy oligarchia", gdyż w wielkich organizacjach władza nieuchronnie skupia się w rękach nie­wielu. Żelazne prawo oligarchii nie jest jednak ani żelaznym

* Robert Michels, Połitical Parties, London 1968 (wyd. niemieckie 1911).

96

prawem, ani nawet wyrażonym w niezręcznej formie, lecz słusznym uogólnieniem. Ani rosnąca skala społeczeństw lub organizacji w ich obrębie (na które zwraca szczególną uwa­gę Michels), ani nasilająca się biurokratyzacja (akcentowana z kolei przez Webera) nie musi konieczne powodować kon­sekwencji zakładanych przez obu autorów. Nietrudno to zresztą wykazać. Rozważmy dwa przykłady, bardzo blisko związane z tym, co powiedzieliśmy wcześniej o klasach i państwie. Dzisiejsza gospodarka jest o wiele bardziej scentralizowana niż pięćdziesiąt lat temu, co jest efektem połączenia wspom­nianych wyżej czynników, czyli wzrostu megakorporacji oraz zwiększającej się ingerencji państwa w życie gospodarcze. Nie­które grupy robotników zyskały jednak dzięki temu znacznie większą władzę, ponieważ pracują w szczególnie strategicz­nych sektorach gospodarki. Są to m.in. pracownicy służb pub­licznych lub zatrudnieni przy produkcji i dystrybucji energii. Również są to robotnicy zatrudnieni przy wysoce zintegrowa­nych liniach produkcyjnych, gdzie kontrola procesów pracy z konieczności znajduje się całkowicie poza ich zasięgiem. Niektórzy teoretycy, nawet o nastawieniu marksistowskim*, doszli do wniosku, że takie miejsca pracy uniemożliwiają ro­botnikom kontrolę nad pracą, czyli do wniosku równie pesymis­tycznego jak Weber i Michels. W rzeczywistości jednak przy ścisłej koordynacji pracy robotnicy zyskują pod pewnymi wzglę­dami większą władzę, niż mieli przedtem. Zintegrowane linie produkcyjne są bowiem szczególnie narażone na straty w wy­niku skoordynowanej akcji niewielkich grup robotników.

Jeszcze raz okazuje się, jak ważne znaczenie socjologiczne ma założenie, że wszyscy aktorzy społeczni działają świado­mie i nie są tylko biernymi odbiorcami czynników bez reszty

* Por. zwłaszcza Harry Braverman, Lahor and Monopoty Capital, New York 1974.

97

warunkujących ich losy. Szczególne znaczenie tego faktu w omawianym kontekście polega na tym, że w organizacjach biurokratycznych, a zatem i w państwie, zachodzą mniej lub bardziej stałe procesy „przetargowe". Władza jest zazwyczaj przedmiotem aktywnej walki, w której bynajmniej nie zawsze przegrywają jednostki zajmujące niższą pozycję. Nie oznacza to jednak bynajmniej, że poglądy Webera czy Michelsa nie mają żadnej wartości, wskazują bowiem rzeczywiste i dość powszechne tendencje, choć niekoniecznie uniwersalnie zwią­zane z biurokracją lub rosnącą skalą organizacji społecznej.

Moim zdaniem koncentrując się na problemach panowania biurokracji, Weber nie dostrzega istoty Marksowskiej krytyki państwa kapitalistycznego. Wyróżniającą cechą rozwiniętych społeczeństw kapitalistycznych pozostaje oddzielenie „poli­tyki", gdzie każdy jest obywatelem, od „gospodarki". Jak już wspomniałem, prawo wyborcze stało się ważnym środkiem prowadzącym do zmiany w tych społeczeństwach. Chodzi jednak o to, że władza, jaką robotnicy mogą sprawować w sferze przemysłu, jest negatywna: opiera się na kolektywnej odmowie pracy lub innych sposobach jej zakłócania (od­działywanie na płynność linii produkcyjnej, blokowanie okreś­lonych działań lub inny rodzaj sabotażu). Ani „niebieskie kołnierzyki", ani niższe warstwy „białych kołnierzyków" nie mają formalnych praw uczestniczenia w kształtowanej odgór­nie polityce gospodarczej.

Jeżeli podwładni często mają już możliwość wywierania znaczącego nacisku za pomocą środków negatywnych, uza­sadnione jest oczekiwanie, że ich władza będzie się zwiększać poprzez rozszerzenie praw obywatelskich na sferę przemy­słową. Inaczej mówiąc, możliwość osiągnięcia form „demo­kracji uczestniczącej" we współczesnych społeczeństwach nie jest bynajmniej tak jednoznacznie wykluczona, jak zakła­dał to Weber. Z analizy Marksa wynika, że dotyczy to zwłasz-

98

cza zakładów przemysłowych. Trudno jednak zaprzeczyć, że Marks i wielu jego kontynuatorów nazbyt entuzjastycznie wypowiadało się o możliwościach skutecznej instytucjona­lizacji form demokracji uczestniczącej w przewidywanym ustroju socjalistycznym. Dzisiejsze społeczeństwa socjalistycz­ne w Europie Wschodniej (z pewnymi wyjątkami, jak jugo­słowiański eksperyment samorządów robotniczych czy dzia­łalność Solidarności w Polsce) trudno uznać za dobry przykład w tym względzie.

Państwa, ruchy społeczne, rewolucje

Historia nowoczesnych państw, przynajmniej od XVIII wie­ku, splata się z oddziaływaniem ruchów społecznych. Ruchy społeczne można określić jako formy wspólnego działania w dążeniu do zasadniczych przeobrażeń niektórych aspektów istniejącego porządku społecznego. Podobnie jak badania nad państwem i biurokracją, tak i socjologia ruchów społecznych wiele zawdzięcza pionierskim pracom Maxa Webera. Weber zwraca uwagę na przeciwieństwa pomiędzy stałymi, regular­nymi wzorcami organizacji biurokratycznej a bardziej bez­kształtnym i ulotnym charakterem ruchów masowych, które pojawiły się jako reakcja na istniejący porządek. Ruchy spo­łeczne definiuje jako dynamiczne wpływy, które zasilając gwałtowne nurty przemian, często wywołują ogólny przewrót lub znoszą utrwalone sposoby zachowania.

W czasach przednowożytnych można wyróżnić kilka bar­dzo ważnych typów ruchu społecznego. Cohn omawia np. rolę „ruchów chiliastycznych" w średniowieczu*. Ruchy te miały

* Norman Cohn, The Pursuit ofthe Millenium, London 1962.

99

głównie cele religijne, były inspirowane ambicją utworzenia Królestwa Bożego na Ziemi. Inne formy przednowożytnych ruchów społecznych były w swoich dążeniach znacznie bar­dziej świeckie. W Europie końca średniowiecza wybuchały liczne powstania chłopskie, zwykle powodowane brakiem żyw­ności lub wysokimi podatkami. Istnieje wyraźna różnica po­między ruchami religijnymi i świeckimi w społeczeństwach tradycyjnych a ruchami społecznymi, które miały dramatycz­ny wpływ na rozwój nowoczesnych państw w dwóch ostat­nich stuleciach. Odmienność tę ilustruje dokonywane przez niektórych autorów rozróżnienie pomiędzy ruchami o charak­terze buntu z jednej strony a ruchami o charakterze rewolucji społecznej z drugiej. Powstania chłopskie uważa się za bunty w tym sensie, że nawet gdy zmierzają do pozbawienia władzy grupy możnych lub monarchy, nie przewidują głębszych pro­cesów reformy instytucjonalnej. Nawet wiara w nadejście „roku tysięcznego", podsycana cytatami z Biblii, ma niewiele wspólnego z dostrzeganiem potrzeby lub możliwości reformy panującego systemu władzy. Ruchy rewolucyjne natomiast mają na celu radykalną świecką transformację społeczną i ge­neralnie związane są z epoką współczesną. Ruchy te powstały dopiero, gdy narodziła się idea powszechnych praw obywa­telskich, połączona z hasłami równości i demokracji. Pojęcia te sięgają korzeniami starożytności, natomiast kształt bardziej współczesny przybrały już w XVII wieku. Jednak dopiero od końca XVIII wieku zostały systematycznie przejęte przez ruchy zmierzające do radykalnej innowacji społecznej i po­litycznej.

W pierwszym rozdziale wspomniałem o głębokim wpły­wie rewolucji amerykańskiej oraz francuskiej na procesy zmia­ny w XIX i XX stuleciu. Na tym polega podstawowy sens twier­dzenia, że w dzisiejszym świecie wszyscy żyjemy w „społecz­nościach rewolucyjnych". Żadne ze społeczeństw nie uniknę-

100

ło skutków „dwóch wielkich rewolucji", większość krajów w ciągu ostatnich dwustu lat przeżywała przynajmniej jedną główną fazę rewolucji politycznej. Począwszy od przełomu XIX i XX stulecia, integralną częścią tych przemian był oczywiście marksizm. Większość rewolucji społecznych w XX wieku korzystała z wpływów lub inspiracji którejś wersji myśli marksistowskiej. Właśnie pod tym względem marksizm różni się od innych idei teoretycznych w naukach społecznych — jest narzędziem służącym kolejnym sekwencjom zmian społecznych w makroskali, które dokonują się dzięki powsta­waniu opozycyjnych ruchów społecznych.

Interpretacje natury i konsekwencji rewolucji społecznych są bardzo zróżnicowane, czemu trudno się dziwić w przypad­ku zjawiska tak brzemiennego w skutki. Pośród najbardziej znanych perspektyw rewolucji społecznej i ruchów rewo­lucyjnych należy wymienić koncepcje Tilly'ego i Skocpol*. Tilly stara się analizować procesy zmiany rewolucyjnej w ra­mach ogólnej teorii mobilizacji ruchów społecznych w epoce współczesnej. Cechą charakterystyczną świata, natchnionego hasłami zaangażowania i partycypacji politycznej, jest ten­dencja do aktywnego mobilizowania się grup w celu realizacji własnych interesów i ideałów. Ruchy społeczne są środkami mobilizacji zasobów grupowych rozproszonych w określo­nym ustroju społecznym lub aktywnie ograniczanych przez władze państwowe.

Tilly twierdzi, że ruchy rewolucyjne są podtypem działań kolektywnych w warunkach, które określa mianem suweren­ności rozproszonej {multiple sovereignty), czyli sytuacji, gdy państwo z jakichś powodów nie ma pełnej kontroli nad dzie­dziną, którą pozornie zarządza. Przejawy suwerenności rozpro-

* Charles Tilly, From Mobilisation to Revolution, Reading, MA 1978; Theda Skocpol, States andSocial Revolutions, Cambridge 1979.

101

szonej mogą pojawiać się w wyniku wojny zewnętrznej, kon­fliktów wewnętrznych lub obu tych czynników. Rewolucja rosyjska w 1917 roku dokonała się w warunkach zaanga­żowania państwa w pierwszą wojnę światową, która spo­wodowała straty terytorialne i doprowadziła do głębokich wewnętrznych rozłamów politycznych. Ruchy rewolucyjne zwykle przybierają na sile w sytuacji suwerenności rozproszo­nej, jeśli aktualny rząd próbuje sprawować władzę środkami przymusu. Czasami wiąże się to z nagłą odmową lub niemoż­nością zaspokojenia przez rząd potrzeb dużych grup ludności, które dotychczas korzystały ze świadczeń państwa. Taka sy­tuacja wystąpiła we Włoszech po pierwszej wojnie światowej, gdy demobilizacja ponad dwóch milionów mężczyzn w połą­czeniu z nagłym zniesieniem wojennego racjonowania żyw­ności i kontroli cen postawiła państwo wobec problemu ry­walizacji radykalnych ruchów zarówno na lewicy, jak i na prawicy.

Skocpol odmiennie ocenia te same zjawiska. Tilly skłonny jest twierdzić, że ruchy rewolucyjne kierują się świadomym, celowym dążeniem do realizacji własnych interesów i że sposoby dokonywania zmiany rewolucyjnej są „skuteczne", jeżeli prowadzą do urzeczywistnienia tych interesów. Skocpol natomiast uważa, że są to ruchy przeważnie mniej jednoznacz­ne i zdecydowane w swoich zamierzeniach, a zmiana rewolu­cyjna w makroskali jest w dużym stopniu niezamierzoną konsekwencją podejmowanych przez grupy i ruchy społeczne prób osiągania celów bardziej fragmentarycznych. Rewolucje społeczne w historii współczesnego świata — Skocpol kon­centruje się na rewolucji francuskiej, rosyjskiej i chińskiej — nastąpiły wskutek pojawienia się pewnych strukturalnych wa­runków zmiany w dotychczasowym konkretnym systemie władzy. Autorka podkreśla również szczególne znaczenie kon­tekstu międzynarodowego w tworzeniu warunków prowadzą-

102

cych do zmiany rewolucyjnej. Twierdzi, że kryzysy rewolu­cyjne we wszystkich trzech badanych przez nią przypadkach nastąpiły, gdy dotychczasowe rządy, za każdym razem były to monarchie autokratyczne, nie mogły sprostać wymaganiom zmieniającej się sytuacji międzynarodowej, a owa niewy­dolność pogarszała się jeszcze wskutek wewnętrznych po­działów klasowych. Władze państwowe nie potrafiły przepro­wadzić programów reformy wewnętrznej ani pobudzić szyb­kiego wzrostu gospodarczego, aby oprzeć się zagrożeniom militarnym ze strony innych państw, które z powodzeniem dokonały tych zmian. Powstałe konflikty nasiliły napięcia wewnętrzne do tego stopnia, że spowodowało to załamanie istniejącej struktury państwowej, wywołując trwały kryzys polityczny, wykorzystany przez pojawiające się ruchy spo­łeczne. Jak pisze Skocpol, sytuacja rewolucyjna nie nastąpiła

ze względu na przemyślane działania w tym kierunku ani ze strony zdeklarowanych rewolucjonistów, ani ze strony obdarzonych władzą polityczną grup starego reżimu. Re­wolucyjne kryzysy polityczne, których kulminacją było załamanie się administracyjne i polityczne, pojawiły się raczej dlatego, że dotychczasowe imperia znalazły się w kleszczach dwóch przeciwnych sił: zwiększonej kon­kurencji militarnej bądź ingerencji z zewnątrz oraz ogra­niczeń narzucanych działaniom monarchy przez istniejące agrarne struktury klasowe i instytucje polityczne*.

Skocpol z pewnością słusznie podkreśla, że główne rewo­lucje społeczne nie były po prostu końcowym rezultatem celowo zorganizowanych ruchów zmierzających do obalenia dotychczasowego stanu rzeczy. Wydaje się jednak, że prze-

* Theda Skocpoi, op. cit., s. 285.

103

ciwstawienie celowych form zmiany społecznej oraz form wynikających z przesunięć „strukturalnych" jest zbyt daleko idące. Wbrew pozorom jej teoria wcale nie różni się tak bardzo od poglądów Tilly'ego. Współczesne ruchy społeczne w ogó­le, a ruchy rewolucyjne w szczególności polegają bowiem mimo wszystko na niezwykle silnej i bardzo skutecznej ko­ordynacji działań ludzkich w służbie zbiorowym celom lub interesom. Historia niekoniecznie daje się nagiąć ku tym ce­lom, wiele cech współczesnego świata powstało we wzajem­nym oddziaływaniu takich właśnie form społecznej mobi­lizacji i ich nieprzewidzianych konsekwencji.

5

Miasto: urbanizacja i życie codzienne

Miasta przedkapitalistyczne i nowoczesne

Zastanówmy się raz jeszcze nad trwałością zmian, które prze­kształciły współczesny świat. Gospodarka kapitalistyczna na szerszą skalę datuje się dopiero mniej więcej od XVI wieku, kapitalizm przemysłowy zaś zaledwie od końca XVIII wieku, w dodatku tylko na ograniczonym skrawku świata. Jednakże w ciągu dwustu lat, które upłynęły od roku 1780, dokonały się znacznie głębsze przeobrażenia życia społecznego niż w całej długiej historii człowieka do tego czasu. Jak zauważyłem w rozdziale pierwszym, nigdzie nie jest to bardziej widoczne jak w charakterze i rozszerzaniu się współczesnego życia miejskiego. W poznawaniu roli współczesnego miasta szcze­gólnie istotny jest historyczny aspekt wyobraźni socjologicz­nej. Poniżej postaram się wskazać, w jakim ważnym sensie miasto stało się środowiskiem życia nas wszystkich w rozwi­niętych społeczeństwach kapitalistycznych. Bardzo trudno bowiem wyobrazić sobie życie społeczne ludzi nawet dwie­ście lat temu, choć pozostały jeszcze duże obszary świata, gdzie nadal dominują tradycyjne style życia.

W cywilizacjach przednowoczesnych miasto było na ogół

105

wyraźnie odgraniczone od wsi. Z pewnością nietrudno o prze­sadę w wyliczaniu wspólnych cech miast przednowoczesnych*. Pewne wyróżniające cechy miast występowały jednak niewątpliwie w większości form społeczeństwa jeszcze przed rozwojem kapitalizmu. Miasta były zazwyczaj otoczone mu­rami, które podkreślały ich zamknięty charakter i oddzielały od wsi, a także spełniały funkcję obronną. Centralny obszar w tradycyjnych miastach zajmowała zwykle świątynia, pałac i targowisko, centrum ceremonialno-handlowe otaczały cza­sami dodatkowe mury wewnętrzne. Miasta były ośrodkami nauki, sztuki i kosmopolitycznej kultury, lecz z tych dóbr korzystała zawsze tylko nieliczna elita. Choć niektóre z miast połączono skomplikowanym systemem dróg, niewiele osób odbywało podróże, głównie związane z działalnością militar­ną lub handlową. W miastach przedkapitalistycznych życie toczyło się powoli, a zwykli ludzie pozostawali przeważnie wierni podobnym tradycjom jak ich ziomkowie żyjący na wsi. Jak już wspomniałem, według dzisiejszych norm ówczesne miasta były niewielkie.

Liczba ludności świata ogromnie wzrosła w ciągu ostat­nich dwustu lat, i wzrasta w dalszym ciągu, przy czym znaczna część populacji osiedla się w miastach (patrz s. 16). Statystyki są znaczące. Mamy dzisiaj na świecie około 1700 miast, których liczba mieszkańców przekracza 100 tysięcy. Około 250 miast ma więcej mieszkańców niż do niedawna najwię­ksze miasta w historii, mianowicie ponad 500 000. Najludniejsze mają po 14 milionów mieszkańców. Miasta nie mają murów, a granice administracyjne najrozleglejszych konglomeracji miejskich często nie odpowiadają już rzeczywistym

*Por. np. Gideon Sjoberg, The Preindustrial City, Glencoe 1960. Mimo wielu krytycznych recenzji książka Sjoberga jest w swojej dziedzinie pozycją klasyczną i zawiera dużo cennych spostrzeżeń.

106

podziałom przestrzeni miejskiej. Jeśli współczesna gospodar­ka jest zdominowana przez megakorporacje, to życie miejskie zostało poddane władzy „megalopolis", czyli „miasta miast". Słowo to pochodzi z greckiego i zostało wprowadzone przez peloponeskich polityków-filozofów, którzy planowali utwo­rzenie nowego miasta-państwa, będącego przedmiotem za­zdrości wszystkich cywilizacji. We współczesnym użyciu słowo „megalopolis" ma niewiele wspólnego z tamtą utopią. Po raz pierwszy w nowoczesnych czasach zastosowano je w odniesieniu do północno-wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, mniej lub bardziej ciągłego łańcucha zurbani­zowanych obszarów na przestrzeni 450 mil od północnego Bostonu do dolnego krańca Waszyngtonu. Na obszarze za­mieszkiwanym przez 40 milionów ludzi gęstość zaludnienia wynosi ponad 700 osób na milę kwadratową. Podobną liczbę ludności i gęstość zaludnienia ma rejon Wielkich Jezior w Sta­nach Zjednoczonych i Kanadzie.

Znaczenie tych zjawisk nie jest wyłącznie ilościowe mimo silnie zaznaczającej się tendencji do takiego ujęcia tego pro­blemu w literaturze. Wielu autorów traktuje bowiem urbani­zację związaną z kapitalizmem przemysłowym po prostu jak zwyczajne zjawisko przenoszenia się ludności wiejskiej do miast. Oczywiście taki proces zachodził, lecz ruch ten był tylko częścią szerszego kompleksu zmian oddziałujących na samą naturę życia miejskiego, których chyba najwyraźniejszym symbolem było zniknięcie murów miejskich. Impli­kacje powyższych uwag staną się jasne, kiedy bliżej przyj­rzymy się wiodącym teoriom socjologicznej analizy miasta.

107

Poglądy „szkoły chicagowskiej"

Jeszcze do niedawna osiągnięcia „szkoły chicagowskiej", słynnej w pierwszym dwudziestoleciu naszego wieku, domi­nowały w socjologicznej debacie o mieście. Warto zwrócić szczególną uwagę na dwie pokrewne koncepcje tej szkoły. Jedną z nich jest tzw. ujęcie ekologiczne rozmieszczenia dzielnic miasta. Koncepcja ta wywodzi się z bezpośredniej analogii do procesów ekologicznych w biologii, czyli proce­sów, w których rośliny i zwierzęta zostają w sposób uporząd­kowany rozmieszczone w środowisku fizycznym dzięki przystosowaniu do tego środowiska. R.E. Park przedstawia podobne prawidłowości w odniesieniu do miasta, które

wydaje się wielkim mechanizmem sortowania i odsiewania, bezbłędnie wybierając z całej populacji, w sposób nie do końca jeszcze zrozumiały, jednostki najlepiej nadające się do życia w określonym regionie i określonym śro­dowisku*.

Miasto zostaje podzielone na „naturalne obszary" w wyni­ku porównywalnych z zachodzącymi w ekologii biologicznej procesów rywalizacji, najazdu i dziedziczenia. Procesy te przyczyniają się do wytworzenia się stref dzielnic mieszkal­nych o różnych cechach. W centralnym obszarze miasta sku­piają się na ogół instytucje gospodarcze, handlowe i rozryw­kowe. Wokół śródmieścia rozproszone są dzielnice z dużą liczbą tanich mieszkań lub domów czynszowych. Jeszcze bardziej na zewnątrz znajdują się obszary trwale przypisane klasie robotniczej, a poza nimi podmiejskie dzielnice klasy średniej.

* Robert E. Park, Humań Communities, Glencoe 1952, s. 79.

108

Często uważa się, że ujęcie ekologiczne dotyczy wyłącznie urbanizacji społeczeństw współczesnych w przeciwieństwie do drugiego ważnego stanowiska związanego ze „szkołą chi­cagowską". Jest nim teoria „urbanizacji jako sposobu życia" autorstwa Louisa Wirtha, który przypisuje sobie rozpoznanie uniwersalnych cech życia w miastach. Ponieważ niektórzy krytycy przedstawiali poglądy Wirtha w postaci niemal kary­katuralnej, należy ukazać je we właściwym świetle. Ich pod­sumowaniem jest słynny artykuł Urbanizm jako sposób życia, opublikowany po raz pierwszy w roku 1938*. Wirth wyróżnia trzy cechy charakterystyczne dla miasta w ogóle: liczba lud­ności, gęstość zaludnienia i zróżnicowanie mieszkańców. W miastach mieszka bardzo dużo ludzi w bliskim sąsiedz­twie, lecz większość nie zna się osobiście. Wirth zdaje sobie sprawę, że kryteria te mają w znacznej mierze formalny cha­rakter, a ich konsekwencje są kształtowane przez różne czyn­niki. Mimo to dostrzega w tych konsekwencjach wpływ na specyficzny styl życia charakterystyczny dla mieszkańców miasta. W miastach liczne kontakty z innymi są powierzchow­ne i fragmentaryczne, traktowane przez zainteresowanych instrumentalnie, raczej jako środki wiodące do celu niż jako satysfakcjonujące związki międzyludzkie. Zdaniem Wirtha jednostka zostaje pozbawiona „spontanicznej autoekspresji, morale i poczucia uczestnictwa pochodzącego z życia w zin­tegrowanym społeczeństwie"**. Nawiązując do poglądu eko­logicznego, Wirth zauważa, że duża liczba ludności i gęstość zaludnienia nieuchronnie prowadzą do zróżnicowania i spe­cjalizacji zamieszkiwanych obszarów. Tak jak w życiu roślin i zwierząt, tak i tu, podział funkcji pozwala większej liczbie

* Louis Wirth, Urbunism as a way oflife, „American Journal of Sociology", t. 44, 1938. Por. też A.J. Reiss, Louis Wirth on Cities and Social Life, Chica­go 1964.

** Louis Wirth, op.cit.,s. 13.

109

jednostek żyć razem na stosunkowo niewielkim terytorium. Dokonujący się w miastach rozpad „zintegrowanego społe­czeństwa" wywołuje m.in. wprowadzenie rutynowego porząd­ku, kontrolowanego za pomocą bezosobowo zdefiniowanych reguł zachowania, w czym można doszukać się pewnego podobieństwa z Weberowską charakterystyką biurokracji.

Wirth zweryfikował swoje poglądy w niektórych aspe­ktach. Miejski „sposób życia" niekoniecznie ogranicza się do osób, które rzeczywiście mieszkają w różnej wielkości mia­stach, ponieważ wpływy miast obejmują swoim oddziały­waniem również mieszkańców odległych terenów. Jest też odwrotnie. Nie wszyscy żyjący w miastach poddają się ich anonimowej rutynie. Imigranci z obszarów wiejskich często zachowują ważne elementy swoich dawnych sposobów życia, przy czym niektóre z tych cech mogą utrzymywać się długo. Co więcej, Wirth nie uważa bynajmniej opisanych przez siebie właściwości za wyczerpującą charakterystykę życia w mie­ście, lecz jedynie za podstawową listę minimum. Trwa jednak przy swoim stanowisku, ponieważ zależy mu, aby sformuło­wana przez niego teoria miasta miała jak najszersze zastoso­wanie i nie ograniczała się do nowoczesnego życia miejskiego.

Zarówno poglądy Wirtha, jak i ujęcie ekologiczne są kry­tykowane na wiele sposobów. Przyłączam się do oceny kry­tycznej mającej znaczenie dla szerszego kontekstu tej książki. Poniżej wskażę aspekty obu koncepcji, które po odpowiednim przeformułowaniu zachowują do dzisiaj swoją aktualność. Moje krytyczne uwagi można podzielić na cztery kategorie, które pragnę odnieść przede wszystkim do tez Wirtha.

Po pierwsze, teoria Wirtha wbrew deklaracjom nie ma powszechnego zastosowania. Oparta głównie na obserwacji miast amerykańskich w latach dwudziestych i trzydziestych wykazuje pewne ograniczenia nawet w odniesieniu do życia miejskiego w kapitalizmie przemysłowym. Szczególne braki

110

ujawniają się jednak w zastosowaniu do miast w społeczeń­stwach przedkapitalistycznych. W ostatnich latach przepro­wadzono wiele archeologicznych i antropologicznych badań porównawczych życia miejskiego w tych społeczeństwach. Ponieważ trudno je uogólnić, myślę że można z grubsza podporządkować je temu, co Sjoberg we wspomnianej wcześ­niej książce nazywa swoją „podstawową hipotezą", która głosi, że

pod względem struktury lub formy miasta przedprzemysłowe — czy to w średniowiecznej Europie, czy w daw­nych Chinach, Indiach, czy gdziekolwiek indziej — były do siebie bardzo podobne, lecz różniły się wyraźnie od nowoczesnych miejskich ośrodków przemysłowych*.

Prawidłowości te dotyczą cech miast przedprzemysłowych wymienionych już wcześniej. W porównaniu z wielki­mi nowoczesnymi obszarami miejskimi tradycyjne miasta były ściśle odgraniczone, otoczone murami i trwale podzielo­ne na dzielnice mieszkalne otaczające wyraźnie wyodrębnio­ny obszar ceremionialno-handlowy.

Po drugie, błędne jest założenie, które zdaje się przyjmo­wać Wirth, że ogólna koncepcja życia miejskiego może opie­rać się wyłącznie na charakterystyce miast. Miasta wyrażają, a zarazem gromadzą w sobie cechy szerszego społeczeństwa, którego są częścią. Ta uwaga jest ściśle związana z pierwszą. W społeczeństwach przedkapitalitycznych życie w miastach pod pewnymi względami przebiega równolegle do życia na obszarach wiejskich. W obu przypadkach zaznacza się silne oddziaływanie tradycji, nawet wśród bardziej kosmopolitycz­nych elit, a większość relacji ma raczej formę kontaktów

* Gideon Sjoberg, op. cit„ s. 5.

111

osobistych niż anonimowych związków opisywanych przez Wirtha. Pod innymi względami jednak kontrast pomiędzy miastem a wsią jest większy niż w społeczeństwach współ­czesnych, w których, na co chciałbym zwrócić uwagę, różnice właściwie się zatarły. Miasta w społeczeństwach przednowoczesnych istnieją nie tylko w swoich granicach. Połączone siecią skomplikowanych i różnorodnych relacji ze wsią są kluczowym elementem całościowej organizacji społeczeń­stwa. Miasto, cywilizacja, państwo — to pojęcia, które nie bez powodu używane są często niemal jako synonimy w literatu­rze z dziedziny archeologii i antropologii. Ta sama ogólna zasada dotyczy życia miejskiego w społeczeństwach nowo­czesnych. Charakter miast można właściwie analizować jedy­nie w szerszym kontekście społeczeństwa jako całości. I tutaj miasto jest zarazem częścią i głównym czynnikiem oddziału­jącym na instytucje całego społeczeństwa. Charakter współ­czesnego życia miejskiego jest jednak zupełnie inny niż w mieście przednowoczesnym, gdyż odzwierciedla głęboką naturę przeobrażeń społecznych, jakie nastąpiły w związku z nadejściem kapitalizmu.

Po trzecie, sformułowania Wirtha zawierają pewne ele­menty nie bardzo przystające do teorii społeczeństwa przemy­słowego, choć on sam uważa, że stworzył ujęcie miasta odpowiadające wszystkim typom społeczeństwa. Teoria spo­łeczeństwa przemysłowego, jak już wspomniałem, zawiera w swoich różnych wersjach dychotomiczną koncepcję zmia­ny społecznej, przeciwstawiając społeczeństwo przemysłowe społeczeństwu tradycyjnemu. Takie dychotomiczne przeciw­stawienia, nie zawsze zresztą posługujące się wprost pojęciem „społeczeństwa przemysłowego", odgrywają ogromną rolę w naukach społecznych. Do najbardziej znanych dychotomii należy utworzona na przełomie wieków przez niemieckiego uczonego Ferdinanda Tónniesa, który ogólny kierunek prze-

112

kształcania się społeczeństwa opisywał jako przechodzenie od formy Gemeinschaft (wspólnoty) do postaci Gesellschaft (zrzeszenia). Gemeinschaft oznacza to samo co w teorii Wirtha niewielka wspólnota lub „społeczeństwo zintegrowane", w któ­rym dominuje „spontaniczna ekspresja osobowości". Gesell­schaft, forma obejmująca bezosobowe, instrumentalne relacje społeczne, coraz bardziej wypiera Gemeinschaft w miarę roz­woju dużych społeczeństw nowoczesnych. Do idei Tónniesa, a także innych, szczególnie Georga Simmla, nawiązuje Wirth w swej analizie życia miejskiego. Siedząc właściwie ten sam kierunek rozwoju — ponieważ w społeczeństwach współ­czesnych życie miejskie staje się elementem o kluczowym znaczeniu — Wirth przykłada największą wagę do przełoże­nia tych zjawisk na przeciwieństwo pomiędzy wsią a miastem. Prowadzi to jednak do dwojakiego rodzaju ograniczeń. O jed­nych już mówiłem: utożsamianie Gesellschaft z życiem miej­skim jest w zasadzie niesłuszne, gdyż społeczeństwa przednowoczesne na ogół zdecydowanie odróżniają się od współczes­nego życia miejskiego. Koncepcję Wirtha można równie sku­tecznie skrytykować, przeciwstawiając ją ideom wynikają­cym z alternatywnego ogólnego stanowiska proponowanego przez marksizm. Niektóre z najważniejszych ostatnich przy­czynków do analizy współczesnego życia miejskiego można znaleźć właśnie w najnowszych pracach inspirowanych mar­ksizmem. Odwołując się teraz do nich, postaram się wykazać, dlaczego niektóre zidentyfikowane przez Wirtha elementy życia miejskiego są specyficzne dla epoki współczesnej.

Wreszcie, ujęcie Wirtha, zwłaszcza w części wykorzys­tującej analogię ekologiczną, napotyka ograniczenia „naturalistycznego" modelu socjologii. Ekologiczny system dzielnic mieszkalnych traktuje się bowiem jako ukształtowany, jak dosłownie wyraża to Park, za pomocą serii „procesów natural­nych" dokonujących się tak jak bezosobowe zdarzenia w świe-

113

cie fizycznym. Widziane w ten sposób procesy te zdają się mieć charakter nieodwracalny, jak prawa natury. Zupełnie inny obraz powstaje, gdy analizujemy życie miejskie w kate­goriach poglądów, które przedstawiłem w rozdziale wprowa­dzającym.

Życie miejskie i kapitalizm

Jak możemy scharakteryzować ogół właściwości składają­cych się na przeciwstawienie miast przednowoczesnych i ka­pitalistycznego życia miejskiego? Już wcześniej zauważyłem, że w odpowiedzi na to pytanie należy usytuować życie miej­skie w szerszej perspektywie rozwoju społeczeństw, a tym samym skonfrontować z głównymi przeobrażeniami społecz­nymi, które dokonały się w związku z powstaniem i rozwojem kapitalizmu. W społeczeństwach przedkapitalistycznych mia­sto było ośrodkiem władzy państwowej oraz działalności pro­dukcyjnej i handlowej o ograniczonym zasięgu; większość ludności zajmowała się pracami rolniczymi. Pojawienie się kapitalizmu i jego umocnienie się jako kapitalizmu przemy­słowego wiązało się z powszechnym ruchem ludności ze środowiska wiejskiego do miast. Zjawisko to, wywołane przez głębokie zmiany w naturze „miejskości", zarazem zmia­ny te stymulowało. Świadczy o tym między innymi fakt, że w początkowym okresie rozwoju kapitalizmu brytyjskiego, pod koniec XVIII wieku, pierwsze ośrodki fabryczne prze­ważnie nie były lokalizowane w istniejących już większych miastach. Jednym z najbardziej uderzających przykładów eks­pansji miast jest Manchester. W roku 1717 liczba jego miesz­kańców wynosiła zaledwie 10 tysięcy, lecz już około roku 1851 jako centrum fabryczno-handlowe rozległego hrabstwa

114

Lancashire było miastem trzy stutysięcznym. Na początku XX wieku wchłonęło okoliczne miejscowości i wraz z nimi liczyło 2 400 000 mieszkańców. Przytoczone liczby świadczą o tym, że siła napędowa rozwoju miasta, działająca od końca XVIII wieku różni się zdecydowanie od czynników kształtujących wcześ­niejsze formy miast. Stwierdzenie to nie wystarczy jednak do wy­jaśnienia specyficznego charakteru nowego życia miejskiego.

Chyba najłatwiej określić cechy współczesnego życia miejskiego i jego stosunek do rozwoju kapitalistycznego za pomocą Marksowskiego pojęcia „utowarowienia". Odwoły­wałem się już do tego określenia, omawiając interpretację państwa kapitalistycznego w ujęciu Offe'a. Według Marksa utowarowienie jest podstawowym pojęciem w analizie ustroju kapitalistycznego: istotą gospodarki kapitalistycznej jest ku­powanie i sprzedawanie towarów, w tym siły roboczej w celu wytworzenia zysku. Nic więc dziwnego, że przejawy utowa­rowienia można dostrzec w każdym środowisku człowieka. Znaczenie nowoczesnej urbanizacji i związanych z nią stylów życia społecznego uświadamia nam utowarowienie przestrze­ni w społeczeństwach kapitalistycznych. Mimo różnych od­mienności w społeczeństwach przedkapitalistycznych zarów­no w mieście, jak i na wsi ziemia i mieszkanie nie podlegało alienacji lub ich alienacja była obwarowana zastrzeżeniami. („Alienacja" oznacza w tym wypadku możliwość przenosze­nia praw własności na inną osobę poprzez jakiś sposób zapła­ty). Z nadejściem kapitalizmu ziemia i budynki zaczęły jednak podlegać swobodnej alienacji jako towary, które mogą być kupowane i sprzedawane na rynku.

Utowarowienie przestrzeni burzy środowisko fizyczne w sys­temie wytwórczym kapitalizmu jako całości, co ma następu­jące konsekwencje:

1. Kapitalistyczne miasto staje się „sztucznym otocze­niem" znoszącym dawne podziały pomiędzy miastem a wsią.

115

Miasto przedkapitalistyczne pozostawało w zależności od wsi, lecz zarazem było od niej ściśle odgraniczone. W kapita­lizmie przemysł sprawił, że granice między miastem a wsią stały się bardziej elastyczne. Rolnictwo zostało skapitali­zowane i zmechanizowane, poddane wpływom czynników społeczno-ekonomicznych podobnych do tych, które działają w innych sektorach produkcji. W wyniku tego procesu różni­ce w sposobach życia społecznego pomiędzy wsią a miastem coraz bardziej się zacierają. Jeżeli przestrzeń jest rozumiana w sensie społecznym, a nie tylko fizycznym, można powie­dzieć, że miasto i wieś przestają istnieć. Zamiast nich pojawia się rozróżnienie pomiędzy „środowiskiem zabudowanym" a środowiskiem „otwartej przestrzeni"*.

  1. We wszystkich społeczeństwach przedkapitalistycznych ludzie żyli blisko natury — w wielu kulturach człowiek postrzega siebie jako część świata przyrody na sposób zupeł­nie obcy Zachodowi. Wybudowane środowisko społeczeństw kapitalistycznych wprowadza radykalny rozdział pomiędzy życiem człowieka a przyrodą. Dzieje się tak przede wszystkim w kapitalistycznym miejscu pracy, gdzie zarówno charakter wykonywanych zajęć, jak i umiejscowienie fabryki lub biura oddziela człowieka od wpływów gleby, pogody i pór roku. Proces ten pogłębia się wskutek umiejscowienia stanowiska pracy w miejskim środowisku utowarowionej przestrzeni. Większość z nas spędza znaczną część życia w miejscach niemal całkowicie ukształtowanych przez człowieka.

  2. Czynniki wpływające na rozmieszczenie dzielnic miej­skich wynikają z podstawowych cech społeczeństw kapitali­stycznych, a zarazem nadają im dodatkowy wymiar. Powyż­sza uwaga może wydawać się truizmem, jednak w rzeczywi-

* W interesujący sposób omawia te zagadnienia David Harley, SocialJustice and the City, London 1973.

116

stości ma pewne znaczenie w związku z aktualną dyskusją o mieście, inspirowaną przez marksizm. Niektórzy twierdzą z przekonaniem, że z przyczyn określonych w dwóch poprzed­nich punktach coś takiego jak „socjologia miasta" w ogóle nie istnieje. Skoro sztuczne środowisko jest integralną cechą spo­łeczeństwa kapitalistycznego, jego analiza może być przepro­wadzona wyłącznie na gruncie interpretacji tej formy spo­łeczeństwa jako całości. W znacznej mierze podzielam ten pogląd, ponieważ wydaje mi się, że wszystkie zjawiska opi­sane w poprzednich rozdziałach — produkcja kapitalistyczna, konflikt klasowy i państwo — mają bezpośredni związek z przekształcaniem się środowiska miejskiego w „środowisko zabudowane".

Po uznaniu tego stwierdzenia za bezsporne pozostaje nam jeszcze sformułować pojęcia umożliwiające analizę kapitali­stycznego życia miejskiego ze wskazaniem jego odniesień do całości społeczeństwa. Próbą sprostania temu zadaniu jest sformułowana przez Rexa „teoria klas zamieszkania" (housing class)*. Idee Rexa interpretowano przede wszystkim jako dążenie do stworzenia bardziej zadowalającej teorii układu dzielnic oraz rozwoju miast niż oferowana przez szkołę chi­cagowską. Rex twierdzi, że podejście ekologiczne opiera się na zbyt mechanicznym ujęciu procesów ekologicznych, które mają określać właściwości dzielnic miejskich. Proponuje w zamian perspektywę, która zwraca uwagę na czynne próby oddziaływania mieszkańców miast na środowisko, w którym żyją. Ponieważ Rex opiera się na materiałach brytyjskich, jego prace stanowią korzystną przeciwwagę dla tendencji szkoły chicagowskiej — a także wielu innych analiz życia miejskiego — do zbyt dużego uzależnienia od badań amerykańskich.

* Patrz John Rex, Robert Moore, Race, Community and Conflict, Oxford 1967; oraz inne publikacje Rexa.

117

Punktem wyjścia dla Rexa jest rozrastanie się ośrodków przemysłowych w Wielkiej Brytanii w XVIII wieku ze szcze­gólnym uwzględnieniem rozwoju Birminghamu. W począt­kowych fazach rozwoju tych ośrodków schematy rozmiesz­czenia dzielnic były na ogół ściśle uzależnione od potrzeb dostrzeganych przez pracodawców. Domy przemysłowców i innych miejscowych notabli budowano na terenach mają­cych dobry dostęp do śródmiejskich wygód, a zarazem odda­lonych od hałasu i zanieczyszczeń fabrycznych. Ponieważ główną rolę w produkcji odgrywało nadal chałupnictwo (jesz­cze w XIX wieku), pracodawcy byli częściowo zwolnieni z konieczności zapewnienia mieszkań robotnikom. Budowano ich jednak coraz więcej. Niektórzy poprzestawali na barakach przeznaczonych wyłącznie dla pracowników, ale większość stawiała kolonie domków rodzinnych skupione wokół fabryk lub w pobliżu kolei. Nie starano się jednak w żaden sposób zachować w nich elementów życia wspólnotowego tradycyj­nych wsi rolniczych, lecz na przekór temu kultura wspólnoto­wa bujnie się rozwijała.

Pod koniec XIX i na początku XX wieku „bezpośredni podział klasowy" według miejsca zamieszkania załamał się, m.in. z powodu intensywnego rozwoju przemysłu, ludności i obszarów miejskich. Były też inne, bardziej specyficzne przyczyny. Dostarczanie mieszkań przez pracodawców po­wodowało unieruchomienie kapitału, który można było zain­westować korzystniej, a przywiązanie do mieszkania ograni­czało mobilność pracowników. Ważną rolę odegrało też dal­sze różnicowanie się systemu klasowego i popyt na lepsze niż dawne domki robotnicze mieszkania dla robotników wykwa­lifikowanych i „białych kołnierzyków". Świadczenie pracy zostało zatem oddzielone od dostarczania mieszkań i innych miejskich udogodnień oferowanych teraz przez różnej wiel­kości wyspecjalizowane firmy budowlane. Domy te, finanso-

118

wane za pomocą kredytów hipotecznych, w dalszym ciągu były w większości zamieszkiwane przez właścicieli.

Na początku XX wieku zaczęły rozwijać się rynki miesz­kaniowe związane z kapitałem przemysłowym i finansowym z jednej, a rynkiem pracy z drugiej strony. W tych kategoriach możemy próbować wyjaśnić „ekologiczne" schematy ruchu ludności i podziału na dzielnice, opisywane przez teoretyków szkoły chicagowskiej. Zdaniem Rexa przyczyną tych proce­sów był konflikt w związku z niedoborem mieszkań o pożą­danym standardzie i w efekcie jednoczenie się mieszkańców w „klasy zamieszkania". W dużych miastach możemy wyróż­nić kilka klas zamieszkania. Obejmują one m.in. pełnopraw­nych właścicieli mieszkań w najbardziej pożądanych oko­licach, „właścicieli" podobnych mieszkań na mocy kredytów hipotecznych, mieszkańców domów obciążonych hipoteką w mniej pożądanych okolicach, osoby prywatnie wynajmują­ce mieszkania oraz lokatorów mieszkań wynajmowanych przez państwo. Najwyższe klasy zamieszkania zazwyczaj opuszczały śródmieście, preferując atrakcyjniejsze przedmie­ścia lub nawet wyprowadzając się poza miasto. Mniej uprzy­wilejowani właściciele domów obciążonych hipoteką również starali się opuścić śródmieście, wspomagając budowę dróg w kierunku coraz bardziej rozbudowujących się dzielnic pod­miejskich. Klasa robotnicza, z wyjątkiem niektórych grup ro­botników wykwalifikowanych, mieszkała przeważnie w wy­najmowanych mieszkaniach będących własnością państwa, często usytuowanych przy centralnych ulicach miasta.

Powszechna dostępność mieszkań lokatorskich budowa­nych z funduszów państwowych jest jednym z postulatów ruchów robotniczych, o których mówiliśmy w poprzednich rozdziałach. W wielu krajach partie socjalistyczne i partie pracy podjęły inicjatywę rozwoju i utrzymywania takiego budownictwa, choć same prace budowlane wykonują zazwy-

119

czaj prywatni kontrahenci. Jak twierdzi Rex, uprawnienia w zakresie budownictwa publicznego i udzielania kredytów hipotecznych stanowi ą dwa główne źródła konfliktu klasowe­go wokół mieszkalnictwa. Większość ludzi chce być właści­cielami swoich domów i stara się w miarę możliwości uzyskać na nie kredyt hipoteczny. Jednak osoby zajmujące bezpieczne i dobrze płatne stanowiska, zwłaszcza o charakterze „białych kołnierzyków", są zazwyczaj bardziej skłonne do inwestowa­nia znacznej części swoich dochodów w hipotekę, a zarazem mają większe możliwości uzyskania kredytu. Publiczne bu­downictwo mieszkaniowe jest również źródłem konfliktów, ponieważ zyski rzadko są zgodne z oczekiwaniami. Grupy, które zajmują się wynajmem mieszkań publicznych, będą niewątpliwie dążyć do utrzymania lub rozszerzenia systemu rozdziału, zapewniającego im pobieranie czynszów.

Lokatorzy budynków publicznych należą z pewnością do najniższej spośród grup uprzywilejowanych w konflikcie klas miejskich. W opozycji do nich znajdują się grupy pozbawione dostępu zarówno do kredytów hipotecznych, jak i do miesz­kań kwaterunkowych, które muszą wynajmować mieszkania w sektorze prywatnym, często narażając się na manipulacje ze strony pozbawionych skrupułów właścicieli, ponieważ nie mają możliwości jakiejkolwiek kontroli czynszów lub ochro­ny, jaka przysługuje lokatorom budynków publicznych. Gru­py te zwykle zasiedlają „strefy przejściowe", czyli obszary biedy lub slumsy, znajdujące się przeważnie na obrzeżach śródmiejskich dzielnic handlowo-rozrywkowych. Strefy przejściowe charakteryzują się dużą liczbą mieszkańców, ży­jących w niewielkich, przeludnionych mieszkaniach lub ka­mienicach czynszowych i zazwyczaj stają się z konieczności celem dla nowo przybyłych imigrantów. Dla imigrantów, którzy są przedmiotem dyskryminacji rasowej, obszary te mogą okazać się mniej przejściowe niż dla innych grup. Jest

120

to dostrzegalne zwłaszcza w miastach amerykańskich, w któ­rych powstają mniej lub bardziej trwałe getta, lecz podobne zjawisko w mniejszym zakresie występuje także w kilku innych krajach, gdzie mniejszości rasowe wyraźnie odróżnia­ją się od większości mieszkańców. W Stanach Zjednoczonych czarne getta powstały w wyniku migracji z Południa na Północ zapoczątkowanej przed pierwszą wojną światową*. Istnieją zasadnicze różnice pomiędzy wzorcami ruchliwości czarnych i białych na obszarach miejskich. Biali przemieszczają się zwykle na długich dystansach: z jednej wspólnoty sąsiedzkiej do drugiej całkowicie od niej oddzielonej w tym samym mieście lub pomiędzy miastami, leżącymi w dużej od siebie odległości. Czarni poruszają się zwykle na obszarze o dużo mniejszym zasięgu. Jak widać z „wędrówki białych na przed­mieścia w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych", różnica ta wiąże się z ciągłym upadkiem obszarów śródmiejskich. Od kiedy getta zaczęły w pewnym sensie stawać się obszarem trwałym o cechach kulturowych odmiennych od cech innych dzielnic, segregacja etniczna i przestrzenna stały się trudne do rozdzielenia**. Utrwalanie się miejskiego getta nie wyklucza licznych przeprowadzek w jego granicach, stwarza jednak ogromne problemy dla tych, którzy chcą stamtąd uciec. Ob­szary te stają się niekiedy ogniskami nowych ruchów miej­skiego protestu, którym może się udać odtworzenie relacji wspólnotowych, jedynie słabo rozwiniętych w zamożniej­szych dzielnicach miasta.

Wydaje się, że tok rozumowania oparty na argumentacji Rexa jest zasadniczo słuszny. Umiejscowienie podziału na dzielnice miejskie w kontekście aktywnych konfliktów rywa-

* Por. A. Meier, E.M. Rudwick, From Plantation to Ghetto, New York 1966. ** Patrz klasyczne dzieło Geralda Suttlesa, The Social Order of the Slum, Chicago 1968.

121

lizujących grup na rynkach mieszkaniowych podkreśla czyn­niki o podstawowym znaczeniu w społeczeństwach kapita­listycznych. Konieczne są jednak pewne uzupełnienia. Nie wydaje mi się szczególnie pożyteczne wyróżnianie — za Rexem — „klas zamieszkania". Słusznie zwraca się uwagę, że konflikty miejskie są często tak samo przewlekłe i inten­sywne jak konflikty w sferze przemysłowej i że rynki miesz­kaniowe mają swoiste cechy, które wyodrębniają się z tej sfery. Zamiast jednak twierdzić, że konflikty miejskie, w które uwikłane są „klasy mieszkaniowe", różnią się od reszty syste­mu klasowego, należy raczej uznać je za składnik współtwo­rzący ogólny charakter struktury klasowej danego społeczeń­stwa. Dzięki temu różne sposoby organizacji dzielnic i stylów życia możemy postrzegać jako czynniki konsolidujące niektó­re aspekty podziałów klasowych przebiegających w poprzek innych podziałów. Zróżnicowana dostępność kredytów hipo­tecznych może na przykład pogłębiać podziały pomiędzy pracownikami fizycznymi i umysłowymi, skoro osoby zaj­mujące bezpieczne stanowiska „białych kołnierzyków" mają z reguły przeważający udział w inwestycjach finansowanych dzięki tym kredytom. Schematy segregacji mieszkaniowej powodujące skupianie się grup podlegających dyskryminacji etnicznej w obszarach oddzielonych od mas rodzimej klasy robotniczej mogą z kolei przyczyniać się do rozłamów w ob­rębie klasy robotniczej jako całości.

Ponieważ rozważania Rexa oparte są na materiale brytyj­skim, co wielokrotnie podkreśla sam autor, powinniśmy być ostrożni w uogólnieniach tak samo jak w przypadku badań amerykańskich. Degradacja śródmieścia w większości du­żych obszarów miejskich w Stanach Zjednoczonych posunęła się dalej niż w Europie. Powodem tej różnicy jest niewątpliwie znaczniejsza rola planowania urbanistycznego oraz szerszy zasięg publicznego budownictwa mieszkaniowego w wię-

122

kszości krajów europejskich. Chcąc zbadać te odmienno­ści w szczegółach, powinniśmy przyjrzeć się, w jaki sposób państwo oraz kapitał przemysłowy i finansowy współdziała­ją z aktywnością mieszkańców w różnego rodzaju przedsię­wzięciach. Nietrudno zauważyć przydatność koncepcji Offe'a do tego zamierzenia. Czynniki powodujące utowarowienie przestrzeni nowoczesnego miasta są bowiem ciągle równowa­żone przez procesy odtowarowienia. Istotną rolę odgrywa tutaj dostarczanie publicznych mieszkań, kontrola czynszów i inwestycji oraz troska o urządzenia komunalne, jak parki i tereny rekreacyjne.

Bardzo ważne jest pytanie, w jakim stopniu cechy życia miejskiego przedstawione na poprzednich stronach, stanowią specyfikę społeczeństw kapitalistycznych bądź dotyczą każ­dego typu nowoczesnego ustroju społecznego po osiągnięciu określonego poziomu uprzemysłowienia. Pytanie to jest oczy­wiście jednym z aspektów szerszego zagadnienia zasygnali­zowanego na początku książki, a mianowicie czy społeczeń­stwa uprzemysłowione mają podobne cechy, niezależnie od pochodzenia i linii rozwoju.

Liczne badania organizacji miast Europy Wschodniej, podjęte w ostatnich latach, przynajmniej w pewnym stopniu przybliżają nam odpowiedź. Niektóre z głównych cech, ujaw­niających się w procesach analizowanych przez Rexa, we wschodnioeuropejskim życiu miejskim nie występują lub przybierają formę zdecydowanie odmienną. Teren miejski jest z reguły w szerokim zakresie kontrolowany przez państwo, a rynki mieszkaniowe są znacznie bardziej ograniczone niż na Zachodzie. Mieszkania są budowane przez przedsiębiorstwa, które stanowią bezpośredni element aparatu władzy lub znaj­dują się pod jego ścisłym nadzorem. Miejsce zamieszkania jednostki nie zależy przede wszystkim od jej możliwości finansowych, nie ma też ona całkowitej swobody przemiesz-

123

czania się z miasta do miasta lub z regionu do regionu. Szelinyi opowiada o swoim węgierskim koledze zajmującym się na­ukowo problematyką mieszkalnictwa, z którym wymieniał uwagi i wyniki badań. Po przeczytaniu raportu Szelinyiego i wynikających z niego wniosków węgierski uczony zapytał ze zdziwieniem: „Czyżbyś sugerował, że ludzie powinni miesz­kać, tam gdzie chcą?" Ten pomysł zaskoczył go, a zarazem przestraszył, bo jeśli jednostki, wybierając swój dom, mogły­by kierować się własnymi upodobaniami, czym zajmowaliby się rządowi planiści?*

Oczywiście, centralne i lokalne regulacje administracyjne, ograniczające różne aspekty rozwoju mieszkalnictwa i po­działów strefowych dzielnic miasta, istnieją również we wszystkich społeczeństwach zachodnich. W mniejszym lub większym stopniu obowiązuje tam też planowanie przestrzen­ne. Jednak zakres i charakter tych regulacji oraz planowania pozwala na żywy rozwój rynków mieszkaniowych w warun­kach względnej swobody przemieszczania się jednostek. De­cyzje, które na Zachodzie zależą od cen i możliwości płat­niczych, są w Europie Wschodniej uzależnione od miejskiej administracji.

Na podstawie swoich badań na Węgrzech i porównań z innymi społeczeństwami Europy Wschodniej Szelinyi udo­kumentował niektóre systematyczne różnice pomiędzy mia­stami Wschodu i Zachodu. Powojenne schematy rekon­strukcji mieszkalnictwa na Węgrzech zakładały, że mieszka­nie nie jest towarem, zatem czynsz nie zawsze musi mieć związek z jakością mieszkania. Uważano, że czynsz powinien stanowić jedynie niewielki składnik domowych wydatków, a rodziny (nie jednostki) powinny mieć prawo do mieszkania,

* Ivan Szelinyi, Urban Ineąualities Under State Socialism, New York 1983, s. 14.

124

niezależnie od ich możliwości opłacania określonej wysokoś­ci czynszu.

W rezultacie lokalizacja typów mieszkań i dzielnic miej­skich jest zasadniczo różna od spotykanej w większości miast zachodnich. Mieszkania budowane przez prywatne przedsię­biorstwa, kupowane i sprzedawane na rynku (stanowiące mniejszość w całości budownictwa) należą przeważnie do grup o niższych dochodach. Osoby o wyższym statusie, jak urzędnicy państwowi i przedstawiciele wolnych zawodów, mieszkają zwykle w lokalach będących własnością państwa i przez nie utrzymywanych. Wśród tych, którzy płacą za swoje domy, co rzadko dotyczy zamożniejszych, wyższe grupy społeczno-ekonomiczne płacą mniej za posiadanie lepszego miesz­kania. Sytuacja ta jest spowodowana polityką kredytów i za­miany mieszkań, która faworyzuje urzędników państwowych, oraz faktem, że grupy o wyższych dochodach częściej niż inni dziedziczyły lepsze mieszkania z czasów przedwojennych.

Strefy dzielnicowe w społeczeństwach kapitalistycznych rozwijają się głównie w zależności od wartości rynkowej budynków i gruntów. W Europie Wschodniej podział miasta na strefy jest znacznie bardziej uzależniony od decyzji admi­nistracyjnych. Nie oznacza to braku ścisłego rozgraniczenia pomiędzy klasami mieszkaniowymi Rexa, jednak mechaniz­my podziałów są odmienne niż w większości miast zachod­nich. Istnieją obszary ubóstwa, lecz nie skupiają się one wokół centrum miasta, jak to zazwyczaj bywa na Zachodzie, a zwła­szcza w Stanach Zjednoczonych. Większość gruntów w śród­mieściu jest własnością państwa, wokół centrum znajdują się często obszary o wysokim standardzie budownictwa, strefy przejściowe zaś są położone bardziej na zewnątrz. Dzielnice są zazwyczaj bardziej niż w miastach zachodnich jednorodne zarówno pod względem charakteru własności, jak i stylu mieszkania.

125

Fakty te potwierdzają wcześniejsze spostrzeżenie, że zróż­nicowanie obszarów miejskich i typów budownictwa nie jest „procesem naturalnym", lecz wiąże się z szerszymi aspektami organizacji społecznej. Zarazem jednak twierdzenie, że nie można wyróżnić procesów mających wpływ na rozwój wszystkich nowoczesnych miast, wydaje się mało przekonu­jące. Miasto Europy Wschodniej różni się od tradycyjnego miasta tak samo, jak różni się od niego miasto Zachodu. Warto zatem w podsumowaniu niniejszego rozdziału powrócić na ogólniejszą płaszczyznę.

Miasto i życie codzienne

Choć zaproponowaną przez Wirtha charakterystykę „miasta jako sposobu życia" trudno odnieść bez wyraźnych ograni­czeń do miast w ogóle, z pewnością podkreśla ona ważne aspekty współczesnego życia miejskiego jako całości. Być może bardziej zrozumiałe jest stwierdzenie, że pojawienie się nowoczesnego miasta stworzyło całkiem odmienne formy codziennego życia niż obowiązujące w społeczeństwach tra­dycyjnych. W tych ostatnich bowiem silne jest oddziaływanie obyczaju, nawet w miastach życie codzienne większości ma charakter moralny ze względu na związki codzienności z kry­zysami i przemianami ludzkiej egzystencji — z chorobą i śmiercią, z następstwem pokoleń. Funkcjonują wytyczne moralne, zwykle zakorzenione w religii, które dostarczają gotowych sposobów godzenia się lub pokonywania losu za pomocą utrwalonych w tradycji praktyk.

Procesy przyczyniające się do dezintegracji tych praktyk są złożone i zróżnicowane. Nie ulega jednak wątpliwości, że charakterystyczne formy codziennego życia, ukształtowane

126

w wyniku ekspansji nowoczesnego życia miejskiego, są różne od występujących we wcześniejszych typach społeczeństwa. Warto w tym miejscu przytoczyć wypowiedź Lefebvre'a na temat pojawienia się odmiennej formy codziennego życia o silnie zrutynizowanym charakterze, pozbawionej sensu mo­ralnego oraz tego, co Lefebvre nazywa „poezją życia". To, z czym mamy do czynienia przez większość życia w nowo­czesnym społeczeństwie, ma wyraźnie funkcjonalny chara­kter. Odnosi się to np. do ubrań, które nosimy, do codziennych czynności, które wykonujemy, i do większości cech budyn­ków, w których mieszkamy i pracujemy. W przeciwieństwie do tego, jak mówi Lefebvre:

U Inków, Azteków, w Grecji czy w Rzymie, każdy szcze­gół (gesty, słowa, narzędzia, przybory, stroje itd.) jest naznaczony stylem; nic jeszcze nie stało się prozaiczne [...] proza i poezja życia były nadal tożsame. Rozprze­strzenianie się kapitalizmu zapewniło przewagę „prozie świata" — pierwszeństwo ekonomii, instrumentalności i techniki, która obejmuje wszystko — literaturę, sztukę i przedmioty, a cała poezja istnienia została odrzucona*.

Błędem byłoby jednak traktowanie tego opisu jako niere­alistycznie upiększonego obrazu społeczeństw przednowożytnych. Lefebyre chce tylko zwrócić uwagę na zastąpienie ugruntowanej moralnie tradycji, połączonej z szerszymi aspe­ktami ludzkiego istnienia, przez wąską rutynę działania. Dwa zespoły czynników mają szczególny udział w wytwarzaniu pustki i banalności codziennego życia w nowoczesnym świe­cie. Jeden z nich dotyczy specyficznej formy utowarowionej przestrzeni w „wybudowanym środowisku" nowoczesnego

* Henri Lefebvre, Everyday Life in the Modern World, London 1971, s. 29.

127

miasta: sztuczne środowisko jest odarte z estetycznej formy. Drugi zespół czynników obejmuje to, co niektórzy analitycy społeczni nazywają „odizolowaniem" (seąuestratiori) przeja­wów ludzkiej aktywności i doświadczeń, które we wcześniej­szych typach społeczeństwa były całkowicie jawne i wtopione w tkankę życia społecznego całej wspólnoty.

Praktyka zamykania przestępców w więzieniach jako kara za popełnione czyny jest na przykład wynalazkiem sprzed mniej więcej dwustu lat. Więzienia istniały też w średnio­wiecznej Europie, lecz wykorzystywano je głównie do prze­trzymywania podejrzanych przed wydaniem wyroku lub do karania dłużników. Karą za cięższe przestępstwa była banicja, szubienica lub tortury, a nie pozbawienie wolności*. W tym samym czasie co więzienia powstawały również liczne przy­tułki dla obłąkanych i szpitale, które zaczęto wyraźnie od siebie oddzielać. Odosobnienie oznacza usunięcie z codzien­nego życia zjawisk zagrażających jego ciągłości: zbrodni, szaleństwa, choroby i śmierci. Zjawiska te oraz jednostki najbardziej w nie zaangażowane oddziela się od nurtu co­dziennego życia większości. „Proza życia", rutyna codzienne­go działania w dążeniu do osiągnięcia instrumentalnych celów znajduje w ten sposób swoje rozwinięcie.

Powyższe spostrzeżenia wskazują na niektóre związki po­między ogólną organizacją społeczeństw a prywatnością co­dziennego życia. Jedną z największych zasług socjologii jest ukazanie nam natury owych związków. To, co może się wydawać najbardziej osobistym aspektem naszego doświad­czenia, oddziałuje, a zarazem ulega oddziaływaniu wpływów, które w pierwszej chwili mogą wydawać się bardzo odległe. Dobrą ilustracją tego zagadnienia są badania nad rodziną i seksualnością, o których będzie mowa w kolejnym rozdziale.

* Michael Ignatieff, A Ju.st Measure ofPain, London 1978.

6

Rodzina i płeć

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy teoria społe­czeństwa przemysłowego święciła swój tryumf jako funda­ment analizy społecznej, dominowała w literaturze socjo­logicznej szczególna interpretacja rozwoju rodziny. W dużym skrócie można streścić ją następująco. Przed industrializacją rodzina była głęboko zakorzeniona w rozbudowanym syste­mie relacji pokrewieństwa („rodzina poszerzona") i stanowiła ośrodek produkcji gospodarczej. Przejście do społeczeństwa przemysłowego, w którym rodzina jako taka nie jest już jednostką produkcyjną, spowodowało zanik rodzin poszerzo­nych. Relacje pokrewieństwa ograniczają się do „rodziny podstawowej", pary rodziców i ich bezpośredniego potom­stwa. „Rodzina — jak pisze jeden z obserwatorów — stała się instytucją bardziej wyspecjalizowaną niż przedtem, chyba bardziej wyspecjalizowaną niż w jakimkolwiek znanym dotąd społeczeństwie"*. Większość autorów głoszących ten pogląd, a wśród nich Parsons, zdecydowanie broni trwałego znaczenia rodziny (i małżeństwa) we współczesnym społeczeństwie. Ro-

"Talcott Parsons, The American family, w: T. Parsons. R.F. Bales, Family. Socialisation and Interaction Process, London 1956, s. 10.

129

dzina podstawowa nadal jest miejscem prokreacji i wychowy­wania dzieci, i może bardziej niż kiedykolwiek — źródłem wsparcia emocjonalnego i satysfakcji jej członków.

Ten punkt widzenia był w ostatnich latach ostro krytyko­wany, do tego stopnia zresztą, że pod pewnymi względami rzeczywiście został zdyskredytowany. Badania nad rodziną są dziedziną analizy społecznej, która pod wpływem serii rów­noległych procesów w ciągu ostatnich kilkunastu lat zasadni­czo się zmieniła. Stanowisko przedstawione powyżej było dość słabo poparte materiałem historycznym na temat daw­nych form stosunków rodzinnych. Prace historyków rodziny wykazały, że niektóre twierdzenia wcześniejszych autorów były co najmniej wątpliwe. Drugim źródłem idei mających główny wpływ na dotychczasowe interpretacje rodziny były pisma autorów feministycznych, wśród których wielu czerpa­ło obficie z myśli marksistowskiej.

Zmiany w strukturze rodziny

Nie ulega wątpliwości, że w Europie Zachodniej, zanim w XVII i XVIII wieku rozwinął się kapitalizm, gospodarstwo rodzinne było z reguły jednostką produkcyjną. Oznacza to. że pro­dukcję organizowano w domu lub na przyległym gruncie i wszyscy członkowie rodziny, również dzieci, uczestniczyły w działalności wytwórczej. Rozwój gospodarki kapitalistycz­nej, jeszcze przed powstaniem dużego przemysłu, zmienił tę sytuację, wyprowadzając członków rodziny na rynek pracy. W wyniku dalszych przekształceń dokonywało się stopnio­wo coraz powszechniejsze rozgraniczenie pomiędzy domem a miejscem pracy.

130

Błędne okazało się jednak mniemanie, że zmiany te były przyczyną rozpadu istniejącego dotąd systemu rodziny posze­rzonej. Badania historyczne wykazują, że w przeważającej części Europy Zachodniej przynajmniej kilkaset lat przed pojawieniem się kapitalizmu, rodzina miała na ogół charakter bardziej zbliżony do podstawowego niż do poszerzonego, choć szersze stosunki pokrewieństwa były oczywiście pod pewnymi względami ważniejsze niż dzisiaj. Domownicy sku­piali się w większe grupy ze względu na obecność służby. Stało się również jasne, że zależności pomiędzy rozwojem kapitalizmu a formami życia rodzinnego były zdecydowanie bardziej złożone, niż zakładano w przedstawionej wcześniej charakterystyce. Pierwsi przedsiębiorcy kapitalistyczni dość często zatrudniali na przykład całe rodziny, a nie jednostki, zgodnie z tradycyjnym oczekiwaniem, że dzieci tak samo jak dorośli będą brać udział w pracy produkcyjnej. Choć przyczy­niało się to do brutalnego wyzysku dzieci, pracujących w po­żałowania godnych warunkach kopalń i fabryk, nie byłoby całkiem słuszne wyjaśnianie tego faktu wyłącznie chciwością pracodawców. Robotnicy przybywający z prowincji rolni­czych, gdzie wszyscy domownicy uczestniczyli we wspólnej pracy, spodziewali się znaleźć zatrudnienie dla całej rodziny. Impuls do zerwania solidarności ekonomicznej rodziny, po­party liberalnym ustawodawstwem zabraniającym zatrudnia­nia dzieci, pochodził w dużej mierze od samych pracodaw­ców. Wreszcie, co szczególnie ważne, dzisiejsze formy życia domowego zdają się raczej kształtować pod wpływem rodziny mieszczańskiej, której styl życia został częściowo przejęty przez klasy niższe niż wskutek bezpośredniego oddziaływania kapitalizmu na siłę roboczą.

Choć dzieło Stone' a wzbudziło dość zdecydowaną krytykę i wymaga pewnych modyfikacji, zaproponowana przez niego

131

klasyfikacja zmian form życia domowego na podstawie ana­lizy rozwoju rodziny w Anglii wydaje się użyteczna*. Autor wyróżnia trzy główne fazy rozwoju rodziny w ciągu trzystu lat od wieku XVI do XIX. W XVI wieku, a także wiele lat wcześ­niej, dominującym typem rodziny, była — według klasyfi­kacji Stone'a — „rodzina otwartego pochodzenia". Wpraw­dzie skoncentrowana wokół rodziny podstawowej, wspólnota domowa była umiejscowiona jednak w szerszym kręgu uza­leżnień, nie tylko związanych z pokrewieństwem. Związki rodzinne, podobnie jak stosunki w większej społeczności, zdecydowanie różniły się od panujących w późniejszym okre­sie. Na żadnym poziomie systemu klasowego małżeństwo nie było momentem sankcjonującym emocjonalne przywiązanie lub zażyłość. Stone pisze:

Konwencjonalna mądrość uczyła, że szczęście można osiągnąć w przyszłym świecie, a nie tu i teraz, seks nie jest przyjemnością, lecz grzeszną potrzebą, usprawiedliwioną jedynie przez konieczność rozmnażania gatunku. Osobista wolność wyboru musi być w każdym czasie i pod każdym względem podporządkowana interesom innych: potom­stwa, rodziców, sąsiadów, Kościoła lub państwa. Życie było tanie, a śmierć przychodziła łatwo i często. Średnia długość życia była tak niewielka, że nie opłacało się za bardzo przywiązywać do innych ludzi**.

W tym miejscu autor być może trochę przesadza; historycy nie są zgodni co do tego, w jakim stopniu stosunki małżeńskie oraz relacje pomiędzy rodzicami a dziećmi naprawdę były

*Lawrence Stone, The Family, Sex and Marriage in England 1500-1800, London 1977. ** Tamże, s. 5.

132

pozbawione silniejszych więzi emocjonalnych. Nie ulega jednak wątpliwości, że wyobrażenia o romantycznych uczuciach rozkwitały jedynie w kręgach dworskich i nie były związane z małżeństwem czy rodziną.

W zasadzie jednak wydaje się prawdą, że ani stosunki pomiędzy mężem a żoną, ani pomiędzy rodzicami a dziećmi nie były szczególnie serdeczne i czułe*. Więzy małżeńskie nie powstawały w wyniku osobistego wyboru. W wyższych sfe­rach społecznych małżeństwo traktowano jako sposób na zapew­nienie dziedziczenia majątku lub uzyskania innego rodzaju korzyści materialnych czy politycznych. Dla chłopów i rze­mieślników małżeństwo stanowiło zwykle warunek ekonomicz­nego przetrwania. Zarówno w niskich, jak i w wyższych klasach normalne było dobieranie partnerów przez innych, nie przez samą parę. Względny brak emocjonalnej bliskości w ro­dzinie nie przejawiał się wszakże w fizycznym rozdzieleniu jej członków. Przeciwnie, we wszystkich klasach społecznych warunki życia bardzo ograniczały prywatność osoby, tak w do­mu, jak i poza nim. Podział na pokoje w mieszkaniach, do którego przywykła większość ludzi żyjących we współczes­nych społeczeństwach kapitalistycznych, upowszechnił się dopiero w XVIII wieku lub jeszcze później. Mieszkania bo­gaczy mogły mieć wiele pokoi, lecz były one zazwyczaj połączone, pozbawione korytarzy; służba spała w tych sa­mych pokojach lub w najbliższym sąsiedztwie swoich panów. Chłopi i miejska biedota mieszkała w domach z jednym lub dwoma pomieszczeniami; nawet u zamożniejszych pokoje były wspólne i nie miały przypisanego specjalnego przezna­czenia jak w późniejszym okresie. Nie wcześniej niż w wieku

* Pionierską pracą na temat długookresowych zmian relacji pomiędzy ro­dzicami a dziećmi jest Historia dzieciństwa Philippe'a Ariesa (przeł. M Ochab, Gdańsk 1995).

133

XVIII, jak pisze Aries, rodzina zaczęła „odgradzać się od społeczeństwa", „odpychać je poza rozszerzającą się coraz bardziej sferę życia prywatnego"*. Poczynając od zamoż­niejszych, domy przybierały nowocześniejsze formy z kory­tarzami zapewniającymi prywatność i z pokojami dziennymi oddzielonymi od sypialni.

Zanim to nastąpiło, pojawił się, według Stone'a, drugi typ życia domowego, który objął tylko niektóre grupy społeczne i trwał od wczesnego wieku XVI do początku XVIII. Autor nazywa go dość niezręcznie „ograniczoną patriarchalną ro­dziną podstawową". Dotyczył przeważnie wyższych warstw społecznych i był typem przejściowym pomiędzy istniejącą jeszcze formą wcześniejszą a rodziną współczesną. Lojalność łącząca dawniej rodzinę podstawową z innymi rodzinami i ugrupowaniami w społeczności lokalnej osłabła i została zastąpiona posłuszeństwem wobec państwa. Władza mężczy­zny jako głowy domu została wzmocniona w rodzinie, od­zwierciedlając jego świecką władzę w państwie, a rodzina podstawowa stała się wyraźnie wyodrębnioną jednostką.

Powstanie „zamkniętej rodziny podstawowej", stanowią­cej fundament organizacji rodziny, jaka przetrwała do XX wieku, charakteryzuje kilka charakterystycznych cech. Stone określa je wspólną nazwą „emocjonalnego indywidualizmu". Tworzenie się więzów małżeńskich stawało się coraz bardziej sprawą osobistego wyboru osób zainteresowanych, mimo roz­woju charakterystycznych dla poszczególnych klas wzorców zalotów. Coraz większy wpływ na wybór małżonka miała potrzeba związku oferującego przywiązanie lub miłość, coraz bardziej kierowano się normami ustanawiającymi specyficz­ny związek pomiędzy seksualnością a małżeństwem. Relacje między rodzicami a dziećmi również zyskiwały silniejsze

* Tamże, s. 224.

134

zabarwienie emocjonalne, przy czym na pierwszy plan wysu­wała się troska o właściwe „wychowanie" dzieci. Dominacja tego typu rodziny w społeczeństwie jako całości nie nastąpiła jednak bynajmniej w wyniku prostego procesu ciągłego roz­szerzania wpływów. Po drodze dokonywały się bowiem roz­maite zwroty i przemieszczenia.

Płeć, patriarchat i rozwój kapitalistyczny

Jednym z najważniejszych czynników oddziałujących w szcze­gólności na socjologię rodziny, którego konsekwencje obejmu­ją jednak szerszy obszar analizy socjologicznej, jest twórczość współczesnych feministów. Feminiści zajmują się przede wszystkim analizą źródeł patriarchatu — dominacji mężczyzn nad kobietami w rodzinie i w kontekście innych instytucji społecznych. Badania antropologiczne wykazują, że wszyst­kie społeczeństwa, będące przedmiotem rzetelnych badań, są patriarchalne, choć obserwuje się wyraźne różnice, jeśli cho­dzi o stopień i naturę męskiej przewagi*.

Przedstawione w poprzednim paragrafie przeobrażenia ro­dziny wywołały sprzeczne tendencje określające pozycję spo­łeczną kobiet. Z jednej strony rozdział pomiędzy domem a miejscem pracy, który u schyłku XIX wieku stał się regułą, przyczynił się do wzmocnienia związku pomiędzy kobietą a domem. I ta ideologia wydaje się najpierw ukształtowana w wyższych sferach systemu klasowego, a następnie przenie­siona do innych klas. Pogląd, że „miejscem kobiety jest dom"

* Istotne i szeroko komentowane spostrzeżenia por. Nancy Chodorov, The Reproduction of Mothering, Berkeley 1978; przegląd istotnych danych antropologicznych, w tym obszerne omówienie społeczeństw Trzeciego Świata por. Barbara Rogers, The Domeslication ofWomen, London 1980.

135

miał różne konsekwencje dla kobiety na różnych poziomach społecznych. Zamożniejsze korzystały z usług pokojówek, piastunek i służących. Konsekwencje dla warstwy średniej polegały natomiast na tym, że kobiety musiały podjąć obo­wiązki związane z zajmowaniem się domem i dziećmi, co przestało być traktowane jako „praca", przynajmniej w zna­czeniu odpowiadającym płatnemu zatrudnieniu w produkcji. Najbardziej obciążone zostały jednak kobiety w rodzinach robotniczych, które musiały uporać się z większością zajęć domowych, jednocześnie zajmując się pracą w przemyśle. Kobiety „pracujące", to znaczy zatrudnione za wynagrodze­niem, wywodziły się w XIX i na początku XX wieku prze­ważnie z rodzin chłopskich lub robotniczych*. Na podstawie danych z Wielkiej Brytanii i Francji Tilly i Scott stwierdziły, że zatrudnienie kobiet w przemyśle wytwórczym było bardzo niskie z wyjątkiem produkcji włókienniczej. Jeszcze w roku 1911 w Wielkiej Brytanii większość kobiet pracujących była zatrudniona przy pracach domowych lub innych usługach osobistych. Ponad 33% pracujących za wynagrodzeniem sta­nowiły służące, 16% to krawcowe, z których wiele pracowało w domu, około 20% znajdowało zaś zatrudnienie w przemyśle włókienniczym. We Francji proporcje w zatrudnieniu kobiet były mniej więcej podobne.

Przytoczone dane wskazują wyraźnie, że możliwości za­trudnienia kobiet w okresie ekspansji kapitalizmu przemysło­wego skupiały się w sektorach bliskich tradycyjnym zajęciom wykonywanym przez kobiety. Praca w tych sektorach była w rzeczywistości prawie całkowicie zmonopolizowana przez kobiety, a poziom zarobków znacznie niższy niż w przypadku pracujących fizycznie mężczyzn. Zdecydowaną większość za-

* Patrz Louise A. Tilly, Joan W. Scott, Women, Work and Family, New York 1978.

136

trudnionych kobiet stanowiły osoby młode i samotne. W roku ]911 w Wielkiej Brytanii pracowało zawodowo około 70% wszystkich samotnych kobiet i zaledwie 10% zamężnych. Od tego czasu proporcje zatrudnienia kobiet wyraźnie się zmieni­ły; niemal zupełnie zniknęły pełnoetatowe usługi domowe, nastąpiło też pewne ograniczenie zatrudnienia w przemyśle włókienniczym. Najistotniejsza zmiana wiąże się jednak ze scharakteryzowanym w poprzednim rozdziale relatywnym zwiększeniem zatrudnienia „białych kołnierzyków" w rozwi­niętych krajach kapitalistycznych. Rozwój tej grupy zawodo­wej spowodował wzrost rekrutacji kobiet do prac biurowych i usługowych. Nie był to jednak bynajmniej istotny krok w stronę zrównania płci w systemie produkcyjnym. Kobietom przydziela się bowiem na ogół prace o charakterze rutyno­wym, najniższe w hierarchii służbowej stanowiska w biurze lub w handlu, z mniejszymi możliwościami awansu niż dostęp­ne mężczyznom. Historia zawodu „urzędnika" stanowi dobrą ilustrację rozwoju tego zjawiska (por. s. 83-84). W połowie XIX wieku kobiety stanowiły w Wielkiej Brytanii tylko 1 % urzędników. Jak już mówiłem, bycie urzędnikiem oznaczało wówczas pracę na odpowiedzialnym stanowisku wymagają­cym umiejętności księgowania i innych kwalifikacji. W XX wieku nastąpiła generalna mechanizacja pracy biurowej za­początkowana wprowadzeniem maszyny do pisania pod ko­niec XIX wieku, co spowodowało przekształcenie zajęć „urzęd­niczych" w czynności nie wymagające szczególnych kwalifi­kacji. Obecnie urzędnikami, podobnie jak sprzedawcami, są w większości kobiety.

Do wybuchu drugiej wojny światowej liczba kobiet pracu­jących zawodowo we wszystkich krajach zachodnich znacz­nie się zwiększyła. Najbardziej wzrósł wśród zatrudnionych procent kobiet zamężnych. Otworzyły się wprawdzie pewne perspektywy kariery w zawodach przedtem zastrzeżonych

137

niemal wyłącznie dla mężczyzn, nigdzie jednak nie stały się powszechne. Ogólną wskazówkę, jak bardzo kobiety są po­krzywdzone w stosunku do mężczyzn, stanowi porównanie średnich płac obu płci. Tabela 2 zawiera dane dla Stanów Zjednoczonych w wybranych latach pomiędzy 1961 a 1972.

Tabela 2. Zarobki pracowników pełnoetatowych w Stanach Zjednoczonych w zależności od płci

Średnie dochody w dolarach

Zarobki kobiet

Rok

kobiety

mężczyźni

jako procent zarobków mężczyzn

1961

3351

5644

59,4

1965

3823

6375

60,0

1969

4977

8227

60,5

1972

5903

10 202

57,9

1982

12 001

20 260

59,2

Źródło: Barbara M. Wertheimer, Search for a parlnership role, w. Jane Roberts Chapman (red.), Economic Independence ofWomen, London 1976, s. 188; Statistical Abstract ofthe United States, 1984.

Przytoczone wyżej liczby wskazują, że różnice pomiędzy zarobkami mężczyzn i kobiet nie zmniejszają się. Wyniki te nie stanowią wyjątku w społeczeństwach kapitalistycznych. Spo­łeczeństwa, w których oficjalna polityka państwowa bardziej niż w Stanach Zjednoczonych sprzyja zatrudnieniu kobiet, np.

138

kraje skandynawskie, nie wykazują znaczniejszej przewagi pod względem relatywnego poziomu zarobków kobiet w porów­naniu z mężczyznami. Uczestnictwo w pracy zawodowej jest oczywiście tylko jednym z aspektów stosunków patriarchalnych, jakie przeważają we współczesnych społeczeństwach kapitalistycznych. Kobiety są ogólnie słabiej reprezentowane na stanowiskach władzy politycznej i w innych sferach. Co więcej, są przedmiotem „podwójnej dyskryminacji", gdyż wiele kobiet pracujących w dalszym ciągu ponosi główną odpowiedzialność zaprowadzenie domu i opiekę nad dziećmi. Ruchy praw kobiet próbują w różny sposób walczyć z tymi nierównościami, choć większość autorów feministycznych dostrzega bardzo głębokie korzenie tych zjawisk. Świadczy o nich już sama trwałość patriarchatu w społeczeństwach ludz­kich; patriarchat nie narodził się przecież z nastaniem kapita­lizmu. Wydaje się jednak niewątpliwe, że rozwój kapitalizmu, który splata się z opisanymi wcześniej zmianami form rodzi­ny, jest w szczególny sposób związany z dominacją płciową. Można wskazać wyraźne zbieżności pomiędzy podziałami według płci a systemem klasowym. Skupienie pracujących kobiet w stosunkowo gorzej płatnych zawodach o gorszych warunkach pracy i mniejszych szansach awansu jest efektem postaw pracodawców i pracujących mężczyzn, a także przerw w karierze zawodowej kobiet w związku z porodem. Kobiety w dużym stopniu godzą się na te warunki i przyjmują, niekiedy z rezygnacją, „ideologię udomowienia", stawiając małżeń­stwo i rodzinę ponad korzyści ekonomiczne, jakie mogłyby osiągnąć w przypadku pełnego i równego uczestnictwa w sys­temie pracy przemysłowej. Jest to bardzo złożone zagadnie­nie, autorzy feministyczni wyrażają w tej materii zróżni­cowane opinie. Osiągnięcie pełnego równouprawnienia płci w pracy poza domem nie zawsze jest pożądanym celem samym w sobie w kontekście gospodarki kapitalistycznej. Z drugiej

139

jednak strony, transformacja czy humanizacja kapitalistycznej pracy przemysłowej nie gwarantuje przezwyciężenia wyzys­ku płci, jeśli jego korzenie sięgają rodziny.

Rodzina, małżeństwo, seksualność

Wielu socjologów piszących o rodzinie sugeruje, że rozwój kapitalizmu wiąże się z radykalnym ograniczeniem wielkości rodziny. Na zasadzie błędnego uogólnienia tworzą obraz do­mów z rojem dzieci w przedkapitalistycznym stadium Europy na wzór wielkich rodzin istniejących dzisiaj w Trzecim Świe­cie i stanowiących główne źródło eksplozji ludności świata. Bardzo duże rodziny nie były rzadkością, ale wcale nie stano­wiły normy. Historycy zajmujący się XVII wiekiem w Wiel­kiej Brytanii i Francji uważają, że średni wiek zawierania małżeństw przez kobiety przypadał najprawdopodobniej na okres od dwudziestego trzeciego do dwudziestego siódmego roku życia. Okres, w którym żona mogła rodzić dzieci, nie był zatem zbyt długi, dodatkowo ograniczało go wczesne wystę­powanie menopauzy, a także częste przypadki przedwczesnej śmierci jednego z małżonków oraz bardzo wysoka śmiertel­ność niemowląt i dzieci. Bogaci mieli zazwyczaj większe rodziny niż chłopi i rzemieślnicy: kobiety wcześniej zawierały małżeństwa, a mężczyźni wcześniej żenili się powtórnie po śmierci pierwszej żony.

Powszechność i jawność śmierci jest jedną z cech naj­bardziej zdecydowanie odróżniających życie rodzinne i sze­rzej — codzienne życie społeczne w epoce przednowożytnej i w czasach współczesnych. Śmiertelność była kilkakrotnie wyższa niż dzisiaj, śmierci nie utożsamiano z losem, jaki zdarza się przeważnie tylko starcom. Szczególnie zagrożeni

140

byli mieszkańcy miast ze względu na brak kanalizacji i zanie­czyszczenie wody pitnej, co stwarzało ciągłe niebezpieczeń­stwo wybuchu epidemii. Miasta tak naprawdę nie reprodu­kowały się, ich trwanie zależało od regularnej migracji z ob­szarów wiejskich. Średnia długość życia, jak już wspomnia­łem w rozdziale pierwszym, była bardzo niska. Prawdopo­dobnie około jednej trzeciej dzieci umierało w wieku niemow­lęcym; wśród francuskiego chłopstwa w XVII wieku przed osiągnięciem dziesiątego roku życia umierała średnio połowa dzieci. Nie mieli szczęścia również młodzi dorośli, śmiertel­ność w porównywalnych grupach wiekowych była znacznie wyższa niż obecnie. W konsekwencji w niższych klasach rodzina w jednym czasie liczyła przeważnie nie więcej niż dwoje lub troje dzieci, choć rodziło się ich znacznie więcej. Połowa ludności nie miała dwudziestu lat, a tylko nieznaczna liczba przekroczyła sześćdziesiątkę.

Tak zwane przejście demograficzne, które nastąpiło w XVIII i XIX wieku nie było po prostu przejściem od dużych rodzin do małych, lecz raczej zmianą składu pokoleniowego rodziny. Proces ten dokonał się dzięki poprawie przedstawionych po­wyżej warunków życia, zwłaszcza wskutek znacznego spadku śmiertelności w młodszych grupach wiekowych. Średnia wie­ku zawierania małżeństw zmniejszała się aż do XX wieku. Obserwowana w XIX stuleciu ekspansja ludności nie była spowodowana tym, że rodziło się więcej dzieci, lecz tym, że więcej przeżywało i w dodatku żyło dłużej. Scharakteryzowa­ne wcześniej przekształcenia dotyczące zarówno charakteru rodziny, jak i relatywnej pozycji mężczyzn i kobiet na rynku pracy doprowadziły do sytuacji, w której duże rodziny były dla robotników życiową przeszkodą. W warunkach tradycyj­nych form produkcji, kiedy dzieci uczestniczyły w działal­ności gospodarczej, duża rodzina była często praktycznym rozwiązaniem, choć wiele innych czynników przemawiało

141

raczej za jej ograniczeniem. Jeżeli dzieci nie pracowały, a ko­biety nie otrzymywały wynagrodzenia, duże rodziny stawały się obciążeniem ekonomicznym. Ulepszone metody antykon­cepcji przyczyniły się do zawierania trwałych małżeństw po­partych „uczuciowym indywidualizmem" i odpowiadających modelowi małych rodzin, który jako zasadniczy wzorzec utrzy­mał się do dzisiaj. Miało to oczywiście istotne konsekwencje dla kobiet, z których większość ma dzisiaj w perspektywie jeszcze dwadzieścia lub trzydzieści lat życia po osiągnięciu przez dzieci dojrzałości i opuszczeniu przez nie rodzinnego domu.

Dyskusje na temat obecnego statusu małżeństwa i rodziny, zarówno wśród socjologów, jak i w popularnej prasie, zwłasz­cza gdy chodzi o problemy rozpadu małżeństwa i formy zachowań seksualnych, pozbawione są często właściwego wymiaru historycznego. Rozpad małżeństw był w ubiegłych stuleciach zjawiskiem w Europie bardzo powszechnym, choć następował raczej w wyniku śmierci któregoś z małżonków niż rozwodu. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że względna liczba dzieci z „rozbitych małżeństw" była niegdyś równie wysoka jak dzisiaj. W pewnych krajach i w pewnych okresach stosunkowo niedawnej historii Europy stosunki przedmałżeń­skie były dla obu płci zjawiskiem normalnym i nie stanowiły przeszkody dla późniejszego małżeństwa, równie wysoki lub nawet wyższy niż dzisiaj był procent dzieci nieślubnych. Współczesne tendencje w małżeństwie, rodzinie i seksual­ności występują oczywiście w zupełnie innym kontekście, który staram się ukazać w niniejszej książce, przede wszyst­kim jednak należy sobie uświadomić, że pod niektórymi względami dokonujące się procesy wcale nie są tak jednolite, jak mogłoby się wydawać.

W większości krajów zachodnich liczba rozwodów wy­raźnie wzrosła w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat, co

142

Tabela 3. Liczba małżeństw i rozwodów (w tysiącach) oraz rozwodów na sto małżeństw w latach 1950-1980

1950

1960

1970

1975

1980

Francja

śluby

331

320

394

387

334

rozwody

35

30

40

67

91

rozwody na 100 ślubów

11

9

10

17

27

Wielka Brytania

śluby

408

394

471

429

418

rozwody

30

23

62

129

160

rozwody na 100 ślubów

7

6

13

30

38

Stany Zjednoczone

śluby

1675

1523

2159

2127

2390

rozwody

387

393

708

1026

1189

rozwody na 100 ślubów

23

26

33

48

50

Źródło: Michael Anderson: Quantitative Indicators of Family Chanie, w: M. Anderson. Sociology ofthe Family, Harmondsworth 1980; United Natirm.i Statisticul Yearhonk, 1984.

pokazuje tabela 3 dla kilku wybranych krajów. W ćwierćwie­czu od 1950 do 1975 roku liczba rozwodów we Francji zwięk­szyła się o 40% jako wartość minimalna na skali i o 400% w Wielkiej Brytanii jako wartość maksymalna. Wszystkie tego rodzaju statystyki należy jednak traktować dość ostroż-

143

nie. Nie obejmują one np. osób, które żyją razem bez ślubu ani małżonków żyjących w separacji bez formalnego roz­wodu. Mimo tych zastrzeżeń trudno zaprzeczyć, że cytowane liczby są dowodem na istotne zmiany zachodzące w rodzinie i w małżeństwie w krajach zachodnich. Niektórzy dostrzegają w nich zapowiedź nieuchronnego rozpadu rodziny podstawo­wej, która w swych formach kontynuacji była do niedawna zjawiskiem tak bardzo trwałym. Konserwatyści traktują tę perspektywę jako miarę upadku społeczeństwa odpowiedzial­ności moralnej. Inni, o przeciwnych poglądach, widzą w niej korzystną możliwość rozwoju innych form społecznych, uwa­żając rodzinę za instytucję o charakterze przede wszystkim represyjnym.

Rozmaite eksperymentalne formy stosunków społecz­nych, różniące się od usankcjonowanej instytucji rodziny, najprawdopodobniej będą się utrzymywać. Słuszniejszą inter­pretacją niż ogłoszenie zbliżającego się końca rodziny wydaje się uznanie współczesnych procesów za wielki tryumf „emo­cjonalnego indywidualizmu" jako zasady kierującej życiem osobistym. Nie trzeba wielkiej wnikliwości, aby zauważyć, że rosnąca liczba rozwodów niekoniecznie wskazuje na głębokie rozczarowanie stanem małżeńskim lub rodziną jako taką, lecz na większe zdecydowanie w budowaniu satysfakcjonujących stosunków wzajemności. Liczba rozwodów wzrosła wpraw­dzie do nie notowanego wcześniej poziomu, lecz towarzyszy temu bardzo wysoka liczba powtórnych małżeństw. Ogromna większość rozwiedzionych ponownie zawiera związek mał­żeński. Nie uważam jednak, aby uzasadnione było trakto­wanie tego zjawiska zgodnie z poglądami cytowanymi na początku rozdziału, czyli po prostu jako dowód, że rodzina jest niezastąpionym źródłem emocjonalnej satysfakcji dla większości ludzi we współczesnych społeczeństwach. Rze­czywistość jest z pewnością bardziej złożona. Życie domowe

144

sytuuje się na skrzyżowaniu różnych nurtów zmiany społecz­nej, które odzwierciedla lub się do nich przyczynia. Istotne wydaje się w tym miejscu odniesienie dyskusji o rodzinie do zagadnień omawianych w poprzednich rozdziałach. W sytua­cji, gdy większość populacji pracuje w męczących i przygnę­biających warunkach i gdy utowarowienie stosunków spo­łecznych przekształciło życie codzienne w ciąg pustych, ruty­nowych czynności, relacje osobiste w sferze domowej mogą rzeczywiście wydawać się ucieczką z „bezdusznego świata". Jednak brak głębszych przeobrażeń w szerszym kontekście społecznym sprawia, że rodzina w dalszym ciągu poddana jest działaniu przeciwnych napięć — wyzwolenia i zniewolenia, nadziei i rozpaczy.

Wzrost „emocjonalnego indywidualizmu" przyczynił się zdecydowanie do skojarzenia seksualności z osobistym speł­nieniem w ramach formalnych więzów małżeńskich i poza nimi. Niektórzy autorzy o radykalnych poglądach twierdzą, że powstanie i rozwój kapitalizmu mają ścisły związek psycho­logiczny z wypieraniem seksualności. Utrzymanie surowej dyscypliny niezbędnej w pracy przemysłowej wymagało, ich zdaniem, powszechnej rezygnacji z osobistych pragnień wy­rażonej w obyczajach wiktoriańskich okresu rozkwitu dzie­więtnastowiecznego kapitalizmu. Zgodnie z tym poglądem, w tej czy innej wersji popularyzowanym przez uczestników ruchów studenckich końca lat sześćdziesiątych, wyzwolenie seksualne jest kluczem do powszechnego wyzwolenia od rutynowości pracy i codziennego życia w kapitalizmie. Mate­riał przedstawiony w tym rozdziale skłania do sceptycyzmu względem tego rodzaju uogólnień. „Emocjonalny indywidu­alizm" we współczesnym kapitalizmie zdaje się mieć głębsze podłoże niż bardziej ograniczony i jedynie przejściowy sprze­ciw wiktoriańskiej pruderii wobec przyznawania się do seksual­ności. Interesujące rozważania na ten temat przedstawił nie-

145

dawno Foucault*, który uważa, że powinniśmy starać się zrozumieć nie tyle pochodzenie zahamowań seksualnych, ile raczej przyczyny naszej dzisiejszej fascynacji seksualnością jako najważniejszym środkiem w dążeniu do samospełnienia. Foucault postuluje raczej wyzwolenie od seksualności niż wyzwolenie przez seksualność.

Życie rodzinne i nowe wzorce społeczne

Dowody wskazują, że zdecydowana większość osób, które po raz pierwszy zawierają związek małżeński, jest przekonana— nawet w krajach o największej liczbie rozwodów — że podej­muje zobowiązanie na całe życie. Fakty są inne. Znacząca liczba zawieranych dzisiaj małżeństw nie trwa długo. Wśród osób, które uważały, że pobierają się „na całe życie", wiele żyje samotnie w znacznie młodszym wieku niż kiedyś, gdy powodem „zerwania" związku była przeważnie śmierć jed­nego z małżonków. Biorąc pod uwagę tendencję do zawiera­nia ponownych małżeństw przez osoby rozwiedzione, znacz­na część osób żyjących samotnie lub samotnie wychowu­jących dzieci znajduje się aktualnie w okresie „pomiędzy małżeństwami".

Tabela 4 wskazuje przesunięcia, jakie dokonały się w cią­gu minionych dwudziestu lat w Stanach Zjednoczonych, w procentowym udziale osób samotnych w poszczególnych grupach wiekowych w zależności od płci. W porównaniu z okresem sprzed 20 lat więcej ludzi żyje dzisiaj samotnie, zarówno w liczbach bezwzględnych, jak również w stosun­ku do reszty populacji. Podczas gdy w latach sześćdziesiątych

* Michael Foucault, Historia seksualności, przet. B. Banasiak, Warszawa 1995.

146

Tabela 4. Liczba osób żyjących samotnie w Stanach Zjedno­czonych

Płeć i wiek (w latach)

Liczba osób (w tysiącach)

Procent

1960

1975

1982

1960

1975

1982

Obie płcie

7064

13 939

19 354

100

100

100

14-24

234

1111

1511

3,3

8,0

7,8

25-44

1212

2744

5560

17,2

19,7

28,7

45-64

2720

4076

4611

38,5

29,2

23,8

65 i więcej

2898

6008

7673

41,0

43,1

39,6

Mężczyźni

2628

4918

7482

37,2

35,3

38,7

14-24

124

610

841

1,8

4,4

4,3

25-44

686

1689

3365

9,7

12,1

17,4

45-64

965

1329

1784

13,7

9,5

9,2

65 i więcej

853

1290

1492

12,1

9,3

7,7

Kobiety

4436

9021

11872

62,8

64,7

61,3

14-24

110

501

670

1,6

3,6

3,5

25-44

526

1055

2196

7,4

7,6

11,3

45-64

1755

2747

2826

24,8

19,7

14,6

65 i więcej

2045

4718

6180

28,9

33,8

31,9

Zródlo: Stati.stical Ahsiruci ofthe United States, 1984.

największy procent samotnych występował w najstarszej gru­pie wiekowej, w ostatnim czasie schemat ten stał się mniej przejrzysty. Nastąpił znaczny wzrost liczby samotnych w prze­dziale wiekowym od 24 do 44 lat.

Wśród osób prowadzących gospodarstwo domowe sto­sunek samotnych do pozostających w związku małżeńskim wzrasta mniej więcej tak samo jak stosunek pomiędzy dziećmi wychowywanymi przez jednego z rodziców a wychowywa­nymi w małżeństwie. Statystyki w USA uwzględniają obecnie również kategorię „niemałżeńskich par we wspólnym gospo­darstwie domowym". Ponieważ jest to swego rodzaju in­nowacja, trudno dokonywać porównań z wcześniejszymi okre­sami. Z pewnością jednak można zauważyć, że wśród młod­szych grup wiekowych wyraźnie zwiększył się procent regu­larnych związków pozamałżeńskich, choć liczbowo jest ich niewiele w porównaniu z ogromną rzeszą małżeństw.

Mimo znacznej liczby osób żyjących samotnie i samo­tnych rodziców oraz innych form gospodarstw domowych, pozostaje faktem, że większość ludzi przeżywa przeważającą część życia w rodzinach „ortodoksyjnych". Innymi słowy, są członkami wspólnot rodzinnych składających się z różnopłciowej pary małżeńskiej żyjącej razem z dziećmi w jednym gospodarstwie domowym.

Wielu ludzi musi jednak dzisiaj sprostać dwojakiego ro­dzaju zmianom zachodzącym w życiu rodzinnym w porówna­niu z tym, do czego byli przyzwyczajeni ich rodzice. Pierwsza zmiana polega na tym, że w ciągu całego życia — zarówno będąc dziećmi, jak i później jako rodzice — możemy w róż­nych sytuacjach i różnych okresach odstępować od „ortodo­ksyjnego" schematu. W dzieciństwie i wieku młodzieńczym żyjemy na ogół w rodzinie składającej się z rodziców i rodzeń­stwa. Niektórym zdarza się jednak przyjść na świat w rodzinie, w której biologicznym rodzicem jest tylko jedno z małżon-

148

ków, w której rodzicami biologicznymi są oboje lub jedno z partnerów pozamałżeńskich bądź żadne z małżonków nie jest rodzicem biologicznym (adopcja) czy wreszcie w rodzinie niepełnej.

Drugim czynnikiem zmiany jest coraz większe znaczenie rodziców przyrodnich w doświadczeniu zarówno dzieci, jak i dorosłych. Przed wspomnianym wcześniej przejściem „de­mograficznym" rola rodziców przyrodnich była powszechna ze względu na wysoką śmiertelność. Dzisiaj natomiast wiele dzieci wychowuje się w rodzinach, w których jedno z małżon­ków jest rodzicem przyrodnim, jednak zachowane są regular­ne kontakty z naturalnym ojcem lub matką po rozwodzie lub separacji. Nie ulega wątpliwości, że w takich okolicznościach zawiązują się najtrudniejsze, lecz bardzo ważne stosunki we współczesnej rodzinie. Dzisiejsze dzieci mogą z kolei w dal­szym etapie życia stać się zarazem rodzicami biologicznymi i przyrodnimi. Stany Zjednoczone bliskie są sytuacji, gdy rodzina przyrodnia stanie się dominującą formą życia ro­dzinnego.

Rodzina staje się stopniowo ośrodkiem głębokiej zmiany społecznej, pozostaje jednak przesycona wartościami pocho­dzącymi z utrwalonych form jej organizacji. Pojęcie „rodzi­ców przyrodnich" oraz pokrewne terminy, jak „rozbite mał­żeństwo" czy „rozbity dom" nie pozbyły się jeszcze bardzo ujemnych konotacji, z którymi zostały wcześniej związane, zjawisko zaś przyrodniego rodzicielstwa skupia w szczegól­nie ostrej formie dylematy i napięcia współczesnego życia rodzinnego.

7

Kapitalizm i system światowy

W świetle idei, które przedstawiłem na poprzednich stronach, nie powinno wydawać się dziwne, że wprost od intymności życia domowego przechodzimy do procesów dotyczących całej planety. Nic bardziej charakterystycznego dla naszej epoki niż związki pomiędzy biegiem codzienności w określo­nym czasie i miejscu a wydarzeniami w odległych regionach. Żyjąc w świecie niemal natychmiastowej komunikacji elek­tronicznej za pomocą telefonu, radia i telewizji oraz błyska­wicznych podróży drogami, koleją i samolotem, z trudem potrafimy zrozumieć powolność porozumiewania się i poru­szania w minionych wiekach. Tak jak wiele innych zjawisk analizowanych w tej książce, tak zwycięstwo nad czasem i przestrzenią datuje się dopiero od połowy XVIII wieku. Jeszcze w początkach XVIII stulecia transport, będący zara­zem jedynym środkiem komunikacji, nawet w imperiach o rozwiniętym systemie dróg był niemal tak samo powolny jak we wcześniejszych fazach historii świata. Napoleon po­trzebował prawie tyle samo czasu co Cezar, aby z Rzymu dostać się do Paryża. Komunikacja została oddzielona od transportu dopiero po pierwszym pomyślnym wykorzystaniu elektromagnetycznego telegrafu Morse'a pomiędzy Baltimore

150

a Waszyngtonem w roku 1844. Pierwszy przekaz Morse'a „What hath God wrought?" zapoczątkował nową epokę w prze­kazywaniu informacji.

Przedtem porozumiewanie się na odległość zależało od poruszania się człowieka w przestrzeni, które według dzisiej­szych norm odbywało się niezwykle wolno. Obliczono, że prawie 3/4 mieszkańców Stanów Zjednoczonych usłyszało o zamachu na Johna F. Kennedy'ego w ciągu pół godziny od zdarzenia. Mniej więcej 150 lat wcześniej, kiedy w Alexandrii w stanie Wirginia zmarł George Washington, wiadomość o tym opublikowano w Nowym Jorku dopiero po siedmiu dniach*. Oczywiście, ogromnie wzrosła również od tego czasu prędkość pokonywania odległości. Geografowie wprowadzili pojęcie konwergencji czasowo-przestrzennej jako prosty spo­sób analizowania owego wzrostu. Stopień konwergencji cza­sowo-przestrzennej pomiędzy dwoma miastami można obli­czyć np. przez porównanie średniego czasu podróży dyliżan­sem pomiędzy Edynburgiem a Londynem w roku 1780 z po­dróżą samolotem na tym samym odcinku dwieście lat później. Z obliczenia wynika, że miasta zbliżyły się do siebie o 2000%. Konwergencja czasowo-przestrzenna pomiędzy np. Tokio a Londynem jest jeszcze znacznie większa.

Zjawiska te są równie ważne zarówno ze względu na to, co wskazują, jak i na swoją głębszą treść: okazuje się, że żyjemy w świecie, w którym większość ludzi jest od siebie nawzajem zależna w sposób niespotykany nigdy przedtem. Powstał bowiem „system światowy", który będzie przedmio­tem dalszych rozważań w tym rozdziale.

* Patrz Allan R. Pred, Urban Growth and the Circulation of Information, Cambridge 1973.

151

Teoria modernizacji i jej krytyka

W rozdziale 2 wspomniałem, że teoria społeczeństwa przemy­słowego jest ścisłe związana ze szczególnym spojrzeniem na stosunek pomiędzy społeczeństwami „rozwiniętymi" (prze­mysłowymi) a resztą świata, czyli na dynamikę współczesne­go systemu światowego. Jest to podejście nazywane teorią modernizacji. Teoria modernizacji bezpośrednio nawiązuje do teorii społeczeństwa przemysłowego, przyjmując za słusz­ny sposób analizy Dahrendorfa i jego kontynuatorów. Tym samym uznaje się industrializm za siłę z zasady liberalizującą i postępową, a model społeczeństw zachodnich za wzór do naśladowania dla społeczeństw „słabo rozwiniętych". Stąd już niedaleko do dwóch dalszych wniosków. Po pierwsze, trady­cyjne społeczeństwa Trzeciego Świata nie są po prostu słabo rozwinięte, lecz są raczej nie rozwinięte i wymagają transfor­macji przemysłowej. Po drugie, społeczeństwa te powinny iść podobną drogą, jaką przeszły już kraje uprzemysłowione i po­wielać osiągnięcia „społeczeństwa przemysłowego".

Teoria modernizacji ma w dalszym ciągu powodzenie w kołach akademickich, choć nie cieszy się już tak powszech­nym uznaniem jak niegdyś, lecz poddawana jest krytyce. Trzeba jednak zauważyć, że od lat sześćdziesiątych do dzisiaj ten typ teorii okazuje się ważnym elementem tworzenia syste­mu światowego. Założenia, na których się opiera, są bowiem, ogólnie biorąc, podzielane przez rządy zachodnie w ich inter­akcjach z Trzecim Światem i przez agencje rozwoju związane z Organizacją Narodów Zjednoczonych, takie jak Bank Świa­towy itp. Cechy identyfikowane jako integralne elementy ustroju zamożnego społeczeństwa przemysłowego uważa się za „wskaźniki" postępu i wykorzystuje jako wytyczne dzia­łalności politycznej i gospodarczej dla krajów nieuprzemysło-

152

wionych*. W rezultacie po wstają jednak trudności wynikające z nasilenia trendów, które — o czym będę mówił dalej — wywołują narastający zamęt w gospodarce światowej. Teoria modernizacji opiera się bowiem na fałszywych przesłankach i w pewnym stopniu służy jako ideologiczna obrona dominacji zachodniego kapitalizmu nad resztą świata.

Jak wspomniałem w poprzednich rozdziałach, teoria spo­łeczeństwa przemysłowego ma bardzo wyraźne ograniczenia, które same w sobie podważają już teorię modernizacji. Rów­nie ważna jest jej teza, że kapitalizm przemysłowy rozwinął się w izolacji od reszty świata; to drugie założenie było naj­ostrzej i najbardziej przekonująco zaatakowane przez autorów będących pod wpływem poglądów Marksa. Wśród autorów marksistowskich istnieje wiele kontrowersji na temat tworze­nia się systemu światowego i jego współczesnych cech. W niektórych kwestiach marksiści są jednak zgodni. Po pierw­sze, popierają pogląd Marksa, że dynamikę współczesnej his­torii określa dążący do bezustannej ekspansji charakter pro­dukcji kapitalistycznej. Drugą wspólną koncepcją (nie roz­pracowaną szerzej przez samego Marksa) jest myśl, że społe­czeństwa „słabo rozwinięte" od najwcześniejszych faz roz­woju kapitalistycznego zostały poddane systematycznym sto­sunkom wyzysku przez społeczeństwa kapitalistyczne, orga­nizowane przez te ostatnie dla własnej korzyści. Formułując tę tezę, Wallerstein dokonał zasadniczego przeciwstawienia nowoczesnego systemu światowego (zapoczątkowanego w XVI i XVII wieku) i wcześniejszych faz historii świata. Zwrócił uwagę na fakt, że niegdyś najpowszechniejszym typem sys­temu społecznego było imperium rolnicze (jak tradycyjne Chiny, które przetrwały około 2000 lat). Takie imperia, choć

* Patrz tzw. Raport Brandta: Willy Brandt i in., North-South: u Programnie for Survival, London 1980.

153

odnosiły sukcesy, nigdy nie opanowały więcej niż część świa­ta. Główne powiązania pomiędzy „centrum" — aparatem administracyjnym rządu — a jego obszarami „prowincjo­nalnymi" utrzymywano za pomocą siły polityczno-militarnej. Od XVII wieku, z wyraźnym przyspieszeniem w XIX i XX stuleciu, zaczęła się jednak tworzyć światowa gospodarka ka­pitalistyczna. W światowej gospodarce kapitalistycznej, która w XIX wieku stała się w sposób naturalny systemem global­nym, główne powiązania w skali ogromnego obszaru mają charakter ekonomiczny, natomiast władza polityczno-militarna znajduje się w rękach państw narodowych, z których każde ma ściśle wyznaczony obszar jurysdykcji. Jak mówi Wallerstein:

kapitalizm jako rodzaj gospodarki opiera się na fakcie, że czyn­niki ekonomiczne działają na obszarze większym niż mo­gący znaleźć się pod całkowitą kontrolą jakiegokolwiek społeczeństwa politycznego*.

Zgodnie z tym poglądem, pomimo że siła napędowa roz­woju kapitalizmu koncentruje się na Zachodzie — później dołączyły do niego inne kraje gospodarczo rozwinięte, przede wszystkim Japonia — „niedorozwój" nie jest pojęciem, które mogłoby dotyczyć społeczeństw nie dotkniętych kapitali­zmem. Ich „niedorozwój" jest skutkiem ekspansji kapitali­zmu. Najważniejszą rolę w formułowaniu tego typu spo­strzeżeń odegrali autorzy marksistowscy, jak Frank (patrz poniżej s. 155), lecz dzisiaj jest ona akceptowana także przez wyznawców innych przekonań. Rzadko już broni się teorii modernizacji z naiwnością sprzed dwudziestu lat, a główne

* Immanuel Wallerstein, The Modern World System, New York 1974, s. 348.

154

cechy współczesnego systemu światowego są przynajmniej pod pewnymi względami przedmiotem refleksji.

W większości analiz wyróżnia się trzy długotrwałe fazy tworzenia się światowej gospodarki kapitalistycznej. Faza pierwsza, trwająca mniej więcej od początku XVI do końca XIX wieku, była zdominowana przez „kapitalizm kupiecki". Nieco wcześniej Europa po raz pierwszy osiągnęła pewien poziom bezpieczeństwa przed atakami z zewnątrz i rozpoczęła światową ekspansję operacji handlowych. Setki lat od upadku „jej" imperium, cesarstwa rzymskiego, Europa była bowiem niemal bez przerwy zagrożona przez siły zewnętrzne. W roku 1241, na przykład, została wydana na łaskę Mongołów, którzy odnieśli zwycięstwo w decydującej bitwie strategicznej. Po­wstrzymali ofensywę dopiero z powodu nagłej śmierci swego wodza Ógodeja, a właściwie dlatego, że byli bardziej zaintere­sowani w utrzymaniu wpływów na Wschodzie niż na Zacho­dzie. Potem jednak niepodległości Europy, nękanej ciągłymi konfliktami wewnętrznymi, zagroziło imperium otomańskie. Odparcie Turków spod Wiednia w roku 1683 było decydują­cym wydarzeniem dla historii świata. Po tym fakcie rozwój ekonomiczny, a tym samym militarny, krajów europejskich zapewnił im pewien poziom bezpieczeństwa wobec zagroże­nia zewnętrznego, który utrzymał się do pierwszej połowy XX wieku, gdy pojawiły się „supermocarstwa", czyli Stany Zjed­noczone i Związek Radziecki. Bezpieczeństwo wewnętrzne w ojczyźnie stało się odskocznią dla rozszerzania handlu z za­granicą.

W długim okresie kapitalizmu kupieckiego handlowcy z Europy, posługując się w razie potrzeby bronią palną, „otwie­rali" wybrzeża Afryki, Azję, Amerykę Północną i Południo­wą. We wszystkich tych regionach ustanawiali forpoczty, za­początkowując migrację z Europy do obydwu Ameryk, co stop-

155

niowo doprowadziło do całkowitego przeobrażenia tych kon­tynentów. W Afryce i w Azji w XVII i XVIII wieku handel organizowano zazwyczaj przez nadawanie monopolistycz­nych przywilejów zrzeszeniom kupców, np. East India Com­pany. Były to tylko z pozoru organizacje wyłącznie handlowe, ich działania wspierała groźba użycia siły. W ten sposób wymuszano warunki wymiany handlowej, która często przy­bierała formę grabieży usankcjonowanej państwowym patro­natem. Skutkiem był potężny transfer majątku z reszty świata do Europy. Majątek ten częściowo przywłaszczało sobie pań­stwo, częściowo zaś wykorzystywano jako kapitał dla inwes­tycji podejmowanych w europejskich fabrykach.

Hiszpania sprowadzała ogromne ilości srebra z Meksyku i Peru, Portugalia zwoziła brazylijskie złoto. Anglia czerpała zyski z pirackich wypraw przeciwko Hiszpanii i Portugalii, aby następnie wymuszać w Indiach i innych krajach warunki handlowe zapewniające znaczny odpływ majątku ze skoloni­zowanych obszarów. Rezultaty tych przedsięwzięć zależały oczywiście od zmian wewnętrznych w Europie, które w róż­nych krajach przybierały odmienne formy. Podczas gdy w An­glii dopływ surowców, złota i srebra, napędzał powstający przemysł krajowy, w Hiszpanii i Portugalii zalew dóbr przy­czyniał się do upadku wewnętrznej działalności produkcyjnej.

„Rozwój niedorozwoju", dokonujący się w fazie kapitali­zmu kupieckiego, odbywał się na trzech połączonych pozio­mach w różnym miejscu i czasie: następował kulturowy, gospodarczy i polityczny rozpad społeczeństw wciągniętych w kontakty z Zachodem. Żadna z form destrukcyjnego konta­ktu nie jest wyłącznie cechą zachodniego kapitalizmu ani epoki nowożytnej. W całej historii ludzkości, zwłaszcza od powstania „cywilizacji", co niemal wszędzie wiązało się z eskalacją siły militarnej, możemy odnaleźć świadectwa li­kwidowania, wchłaniania lub całkowitego podporządkowy-

156

wania jednych społeczeństw przez drugie. Nowożytną epokę władzy Zachodu wyróżnia natomiast ogromny zasięg i cią­głość tych procesów. Zanik odmienności kulturowych innych społeczeństw powodowało niekiedy jedynie narzucanie za­chodnich sposobów życia, czasami jednak dochodziło do fi­zycznej eksterminacji na wielką skalę. Prawdopodobnie do obu Ameryk przetransportowano aż 15 milionów afrykań­skich niewolników; biorąc pod uwagę, że znaczna część wy­słanych w drogę nie przeżyła trudów podróży, liczba wypę­dzonych z własnej ojczyzny musiała być dużo większa. Cho­roby i niedożywienie szerzące się w wyniku kontaktów z Eu­ropejczykami również zbierały swoje żniwo. W Ameryce Północnej rdzenna ludność została prawie całkowicie wynisz­czona pod koniec XIX wieku; w Ameryce Południowej sza­cuje się blisko czterdziestoprocentowy spadek liczby ludności tubylczej pomiędzy początkiem XVI a połową XIX wieku. Upadek gospodarczy społeczeństw w wyniku wprowadzenia światowej gospodarki kapitalistycznej jest dobrze udokumen­towany. Tradycyjne formy produkcji zostały zniszczone przez europejską żądzę zysku, załamały się też utrwalone wzorce transakcji handlowych. Rozpad polityczny następował pod wpływem zmian kulturowych i ekonomicznych lub w wyniku bezpośredniej interwencji w istniejące mechanizmy zarzą­dzania.

Koncepcja „rozwoju niedorozwoju" została po raz pierw­szy sformułowana przez Franka* i, jak sam to określa, podda­na zasadniczej krytyce. Frank uważa, że niedorozwój jest skutkiem działania zachodniego kapitału handlowego, który w wyniku dominacji nad miejscową gospodarką zahamował jej rozwój. Inni, przyznając, że niedorozwój jest zjawiskiem

* Andre Gunder Frank, Cupitalism and Underdevelopment in Lutin America, Harmondsworth 1971.

157

sztucznie wywołanym, poświęcają więcej uwagi różnym for­mom kontroli politycznej oraz celowym ograniczeniom pro­dukcji przemysłowej na Zachodzie. Warto też zauważyć, że okres kapitalizmu kupieckiego nie był wyłącznie czasem pu­stoszenia pozostałych części świata. Jak inne wcześniejsze „cywilizacje" kapitalizm zachodni obok degradacji przynosił rzeczywiste korzyści: osiągano na przykład pokojowe współ­istnienie do tej pory walczących ze sobą sąsiadów lub pozba­wiano władzy miejscowych wyzyskiwaczy. Mniej więcej to samo odnosi się do drugiej fazy, czyli kolonializmu. Okres kolonializmu, który zakończył się dopiero dwadzieścia parę lat temu, w dużej mierze zrekompensował jedną z głównych szkód wynikających z pierwszych kontaktów Europejczyków z innymi ludami: przywleczenie chorób, na które tubylcy byli nieodporni.

Ekspansja kolonizacji europejskiej, począwszy od XVII do końca XIX wieku, stała się przyczyną kolejnych fal kata­strofalnych epidemii na objętych nią obszarach. Ospa, odra i tyfus były prawie na pewno nie znane w Ameryce Środkowej i Południowej przed pojawieniem się hiszpańskich żołnierzy i kupców. Szerzyły się zatem wśród miejscowej ludności ze względu na brak naturalnej odporności przeciwko tym choro­bom. Podobny los spotkał wiele grup plemiennych w Amery­ce Południowej w wyniku nawiązania kontaktów z Anglikami i Francuzami. Najniebezpieczniejszym kanałem rozprzestrze­niania się śmiertelnych chorób był handel niewolnikami, przez który choroby przenosiły się z Afryki Zachodniej do obu Ameryk, a następnie z powrotem do Afryki.

Dopiero w XX wieku programy opieki zdrowotnej, wyko­rzystujące zdobycze nowoczesnej medycyny, przede wszyst­kim w postaci szczepień i poprawy warunków sanitarnych w krajach skolonizowanych, przyczyniły się do spadku śmier­telności w stopniu porównywalnym do osiągniętego wcześ-

158

niej w Europie. Pewne choroby, uważane dawniej za nie­uchronne —jak np. ospa, gruźlica, dyfteryt — znalazły się pod kontrolą lub zostały prawie wytępione. Do najbardziej wi­docznych skutków owych osiągnięć medycznych, przy jedno­czesnym braku środków umożliwiających ograniczenie liczby urodzeń w Europie, należy ogromny przyrost ludności świata. Początkowo dość niechętnie dostrzegano, że kolonializm należy traktować jako „zobowiązanie" ciążące na rządach zachodnich. Opisane powyżej procesy rozpadu kulturalnego, gospodarczego i politycznego wywołały potrzebę bezpośred­niego sterowania politycznego znacznych obszarów przez władze zachodnie w celu utrzymania rentowności kolonii. Kolonializm ukształtował w skolonizowanych społeczeń­stwach system dualistyczny, czyli formę społeczną, która przetrwała do dzisiaj w warunkach postkolonializmu. I znów, interpretacje dualizmu różnią się w szczegółach, jednak panu­je zgoda co do ogólnej natury tego zjawiska. Dualizm zacho­dzi we wszystkich trzech wspomnianych wymiarach, w każ­dym z nich przejawia się istnieniem w skolonizowanych spo­łeczeństwach dwóch odrębnych, lecz związanych ze sobą systemów instytucji. Dualizm gospodarczy może przybierać różne formy, lecz zasadniczo polega na tym, że sektor „rozwi­nięty", czyli uprzemysłowiony współistnieje z bardziej trady­cyjnymi formami działalności gospodarczej w innych sekto­rach lub regionach kraju. Towarzyszą temu zazwyczaj skrajne nierówności majątku i dochodów pomiędzy dwoma sektorami oraz w wielu krajach migracja na dużą skalę ze zubożałych wsi do miast, które nie dysponują środkami ekonomicznymi ani administracyjnymi, jakie pozwoliłyby rozwiązać problem przybyszów. Rozwój miast nie dokonuje się równolegle z industrializacją, jak to następowało w Europie; duże miasta Trzeciego Świata mają zwykle „nowoczesne" centrum w stylu zachodnim oraz do pewnego stopnia rozwinięty handel i prze-

159

mysł, otoczone są natomiast przez nędzne prowincjonalne miejscowości, w których większość mieszkańców z trudem przeżywa z dnia na dzień. Zwykle z dualizmem gospodarczym jest ściśle związany dualizm kulturowy i polityczny. Ten pierwszy oznacza, że obok zachodniego centrum utrzymują się tradycyjne sposoby życia, drugi wyraża się w organizacji aparatu politycznego władzy obsadzonego przez urzędników w stylu zachodnim ze zwierzchnikami narzuconymi przez władze kolonialne. Skutkiem takiego układu po dekolonizacji było często społeczeństwo „ciężkiego wierzchołka" z roz­budowanymi instytucjami rządowymi kierującymi krajem spustoszonym przez nadużycia kolonializmu*.

Trudno zaprzeczyć, że w okresie kolonialnym dokonywał się w przyspieszonym tempie ów rozwój niedorozwoju. Eks­ploatacja kolonialna polegała między innymi na zorganizo­wanych stosunkach ekonomicznej nierównowagi pomiędzy krajami zachodnimi a ich koloniami. Mocarstwa zachodnie organizowały bezpośrednio produkcję i sprzedaż surowców w koloniach w celu pobudzania rozwoju przemysłowego swo­ich krajów, często przeznaczając większość gruntów rolnych na uprawę jednego lub dwóch gatunków szczególnie opłacal­nych roślin użytkowych. Rodzimej ludności pozostawało za­tem niewiele produktywnych obszarów do zaspokojenia włas­nych potrzeb. Co więcej, jakiekolwiek korzyści uzyskiwa­ne z rolnictwa przez kraje skolonizowane — większość zy­sku zagarniały zresztą władze kolonialne — marnowały się wskutek fluktuacji na światowym rynku produktów rolnych. W okresie koniunktury na gumę, kakao, kawę, cukier i inne produkty zyski wypływały z kolonii, natomiast przy spadku

* Patrz Peter Worsiey, The Three Woiids. Culture and World Development, London 1984.

160

cen trudno było znaleźć w koloniach zastępcze źródła docho­dów ze względu na niezróżnicowanie produkcji.

Obecnie gospodarka światowa znajduje się w fazie post-kolonializmu, prawie wszystkie najważniejsze obszary bez­pośrednio uzależnione od rządów kolonialnych odzyskały niepodległość jako „nowe narody". Kraje te w dalszym ciągu doświadczają jednak skutków wyzysku wynikających z opi­sanych wyżej okoliczności. Ogromną przepaść gospodarczą, dzielącą kraje „rozwinięte" i kraje nazywane teraz przeważnie „słabiej rozwiniętymi", można łatwo oznaczyć na mapie świa­ta, porównując zamożną „Północ" ze stosunkowo ubogim „Południem". Większość krajów uprzemysłowionych znajdu­je się na północ od równika, kraje zaś mniej rozwinięte w stre­fie równikowej lub na południu. Afryka, Ameryka Łacińska i południowe Indie, kontynenty w większej części stosunko­wo biedne, są, jak wiadomo, położone w południowych par­tiach głównych mas lądowych Ziemi. Stany Zjednoczone, Europa i Japonia leżą bardziej na północ.

Nierówności współczesnego świata

Do tej pory mówiłem o „pierwszym" i „trzecim", nie wspo­minając o „Drugim Świecie", czyli krajach socjalistycznych, jak Związek Radziecki, Europa Wschodnia, Chiny, Kuba. Kategoria Drugiego Świata w części krzyżuje się z podziałem na Północ i Południe. Kraje socjalistyczne, wprost przyzna­jące się do marksizmu, częściowo same wykluczyły się ze światowej gospodarki kapitalistycznej. Inaczej mówiąc, przez ustanowienie gospodarki planowej opartej na likwidacji lub zdecydowanym ograniczeniu prywatnej własności kapitału kra-

161

je te w pewnym stopniu uwolniły się od stosunków wyzysku trwających pomiędzy Zachodem a Trzecim Światem. Musimy zaznaczyć, że tylko „w pewnym stopniu", ponieważ Związek Radziecki i społeczeństwa Europy Wschodniej są w rzeczy­wistości połączone z Zachodem licznymi więzami ekonomicz­nymi, nie są zatem bynajmniej całkowicie odizolowane od czynników wpływających na rozwój gospodarczy Zachodu. Recesja gospodarcza w kapitalistycznym „centrum" ma bezpo­średnie konsekwencje również dla krajów socjalistycznych.

Ogólna charakterystyka względnej sytuacji ekonomicznej trzech głównych sektorów systemu światowego nie powinna przedstawiać trudności. „Kapitalistyczne" centrum zajmuje około 1/4 terytorium świata, jest zamieszkiwane przez 1/5 ludności świata, natomiast jego produkcja stanowi aż 3/5 produkcji światowej. Całkowita produkcja krajów socjalis­tycznych stanowi mniej niż połowę produkcji rozwiniętych społeczeństw kapitalistycznych Zachodu i Japonii. Jest jednak ponad dwukrotnie wyższa niż produkcja krajów Trzeciego Świata*.

Skalę globalnych nierówności ilustruje tabela 5, zawiera­jąca dane dotyczące produktu narodowego brutto w niesocjalistycznym sektorze świata. Produkt narodowy brutto, czyli ogólny wynik gospodarczy oraz jego główne składowe: pro­dukcja rolna, produkcja przemysłowa, transport i komuni­kacja, wyrażone są jako procent całej produkcji światowej. „Rozwinięte gospodarki rynkowe" oznaczają to, co nazwałem kapitalistycznym „centrum" lub krajami Pierwszego Świata, natomiast „rozwijające się gospodarki rynkowe" to większość krajów Trzeciego Świata. Tabela obrazuje przewagę krajów

* Patrz Ranjit Sau, Uneąual Exchange, Imperializm and Underdeve!opment, Calcuttal978.

162

Tabela 5. Globalne różnice w poziomie produkcji w roku 1975 (w procentach sumy produkcji światowej)

Produkt

Dzia­łalność

Transport i

narodowy

Rolnictwo

prze-

komu-

brutto

mysłowa

nikacja

Rozwinięte

81,5

51,2

81,0

84,3

gospodarki rynkowe

Rozwijające się

18,5

48,8

19,0

15,7

gospodarki rynkowe

Afryka z wyjątkiem

3,0

10,7

2,5

2,5

Afryki Południowej

Stany Zjednoczone

33,9

15,9

30,6

34,6

i Kanada

Źródło: United Nations StatistiaU Yearbook, 1981.

Pierwszego Świata pod względem produkcji globalnej; po­chodzi z nich 81,5% produktu narodowego brutto, a jedynie 18,5% powstaje w krajach Trzeciego Świata.

Kontynent afrykański, jeśli nie brać pod uwagę Afryki Po­łudniowej, wytwarza nie więcej niż 3% całkowitego produktu narodowego brutto, podczas gdy Stany Zjednoczone i Kanada produkują aż jedną trzecią całości. Podobne różnice wy stępują w poszczególnych gałęziach produkcji. Mimo bardzo niewiel­kiego sektora rolnego w porównaniu z innymi dziedzinami produkcji kraje Trzeciego Świata kontrolują ponad połowę ogólnej produkcji rolnej i ponad 80% produkcji fabrycznej oraz transportu i komunikacji.

Okres dekolonizacji, który nastąpił po drugiej wojnie świa­towej, był związany z bardzo ważną przemianą w naturze mię-

163

dzynarodowego kapitalizmu: coraz znaczniejszą rolę zaczęły odgrywać „korporacje ponadnarodowe". Mówiąc o tenden­cjach w gospodarce kapitalistycznej, wspomniałem już o ros­nącej centralizacji życia gospodarczego w rękach wielkich firm. Rozwój takich firm w kraju opiera się generalnie na rozszerzaniu ich działalności i interesów na cały świat. Po oddaniu bezpośredniej władzy kolonialnej przez część państw zachodnich korporacje ponadnarodowe zmierzają do prze­jęcia kierownictwa w gospodarce światowej, zabezpiecza­jąc swoje wpływy szczególnie w krajach Trzeciego Świata. W pewnym sensie, oczywiście, nie jest to zjawisko zupełnie nowe: prekursorami korporacji były wielkie monopoli styczne firmy handlowe we wczesnym okresie rozwoju światowej gospodarki kapitalistycznej. Powojenny wzrost kapitalizmu ponadnarodowego cechują jednak pewne wyróżniające właś­ciwości. Korporacje ponadnarodowe są zaangażowane w znacz­nie szerszym zakresie światowej działalności gospodarczej niż ich poprzedniczki. Osiągają zyski konkurujące z dochoda­mi niektórych państw uprzemysłowionych lub nawet przewyż­szające je. Jedenaście z dwudziestu czterech krajów OECD ma mniejszy produkt narodowy brutto niż Exxon.

Korporację ponadnarodową można zdefiniować jako związek firm zlokalizowanych w różnych krajach, a połączo­nych wspólną własnością i przez to posiadających skoordyno­waną ogólną strategię działania. Wszystkie korporacje po­nadnarodowe mają w określonych krajach zlokalizowane fir­my „macierzyste". Pierwsze miejsce w tej dziedzinie należy bezsprzecznie do Stanów Zjednoczonych, dalsze do Wielkiej Brytanii i Niemiec*. Będąc organizacjami globalnymi, korpo­racje ponadnarodowe mogą kanalizować swoje zasoby w sposób

* Patrz Robert Gilpin, U.S. Power and the Multinationat Corporation, Lon­don 1976.

164

umożliwiający obejście pewnych ograniczeń, narzuca­nych przez prawa państwowe. Na przykład: niektóre ogromne wytwórnie samochodów rozwijają zintegrowaną produkcję międzynarodową, co pozwala im czerpać korzyści z różnic kosztów siły roboczej i materiałów w różnych krajach. Ford Eskort jest „samochodem światowym", którego produkcja jest standaryzowana globalnie tak, aby można było swobodnie dokonywać zmian w cyklu produkcyjnym, nie troszcząc się o granice państwowe. Mimo to nie jest bez znaczenia, w jakim kraju zlokalizowana jest firma macierzysta, ponieważ w nim zapadają najważniejsze decyzje polityczne i do niego kiero­wany jest zysk. Podział firm macierzystych pomiędzy po­szczególne kraje ma zatem silny wpływ na światowy układ akumulacji kapitału.

Całościowe konsekwencje zaangażowania korporacji po­nadnarodowych w krajach Trzeciego Świata są przedmiotem wielu dyskusji koncentrujących się wokół problemu, czy po­dział na narody bogate i biedne pogłębia się czy zanika. Nie­które firmy traktują swoją działalność jedynie jako dalszy etap eksploatacji mniej rozwiniętych krajów na rzecz kapitalistycz­nego „centrum". Można przytoczyć wiele przykładów sytuacji, w których firmy ponadnarodowe prowadzą politykę bardzo szkodliwą dla krajów biedniejszych. W ciągu ostatnich dwu­dziestu lat firmy zachodnie przeprowadziły na przykład w kil­ku ubogich krajach zmasowane kampanie reklamowe w celu zachęcenia matek do karmienia niemowląt mlekiem w prosz­ku i innymi odżywkami. Wynikiem promocji było rozpowszech­nienie sztucznych pokarmów zamiast karmienia piersią, co okazało się bezpośrednią przyczyną znacznego wzrostu śmier­telności niemowląt. Mleko ludzkie ma nie tylko niższy po­ziom bakterii niż produkty mleczarskie, ale również wykazuje krótkotrwałe właściwości przeciwzakaźne oraz zapewnia długo­trwałą obronę immunologiczną przeciwko wielu chorobom.

165

Obraz jest jednak znacznie bardziej złożony, niż wskazują powyższe przykłady. Korporacje ponadnarodowe inwestują duże sumy pieniędzy w krajach, w których działają ich filie, i coraz chętniej lokalizują w nich swoje fabryki, korzystając z bliskiego dostępu do źródeł tanich surowców i siły roboczej. Jednym ze skutków takiej działalności jest tzw. rozczłonko­wanie (disarticulation), przyczyniające się do pogłębiania dualizmu. Według Amina rozczłonkowanie występuje wów­czas, gdy gospodarka składa się „z sektorów, firm, które funkcjonują obok siebie i nie są ze sobą ściśle powiązane, każda z nich natomiast jest zintegrowana z placówkami, któ­rych środek ciężkości znajduje się w centrum świata kapitalistycznego .

Badania największych firm produkcyjnych w Meksyku wskazują, że 45% spośród nich należy do właścicieli zagranicz­nych. Analogiczne badania w Brazylii dały bardzo podob­ne wyniki wzmocnione dodatkowo danymi, według których wielkie firmy zagraniczne kontrolują również bardzo rozległą sieć mniejszych przedsiębiorstw. Zarazem jednak lokalizowa­nie bezpośrednich mocy wytwórczych w biedniejszych kra­jach świata stwarza im przynajmniej możliwość rozwoju bazy gospodarczej, która może stanowić zaczątek rosnącego dobro­bytu materialnego. Wiele zależy od konkretnej sytuacji w kra­ju „gospodarzy": na ile możliwejest zachowanie kontroli nad dopływem i odpływem kapitału oraz w jakim stopniu rozwi­nięty i zróżnicowany jest sektor gospodarczy poza kręgiem zdominowanym przez obcy kapitał.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz na najbliższe kil­kadziesiąt lat to pozostanie większości krajów Trzeciego Świata w warunkach względnego ubóstwa przy jednoczes­nym zauważalnym zachwianiu potęgi ekonomicznej Zachodu

*S. Amin, Accumulation on a World Scalę, New York 1971, s. 289.

166

pod innymi względami. Dzięki utworzeniu kartelu gospodar­czego (OPEC) kraje produkujące ropę naftową mogą stać się największym ośrodkiem władzy poza głównym rdzeniem kapitalistycznym. Nie wydaje się jednak możliwe, aby strate­gia ta powtórzyła się z podobnym sukcesem w przypadku innych minerałów, ponieważ zasoby ropy po pierwsze, wystę­pują w większym skupieniu, a po drugie, mają bardziej pod­stawowe znaczenie dla gospodarki Zachodu niż jakikolwiek inny surowiec. Ważniejsze jest tworzenie poza kapitalistycz­nym „centrum" ośrodków produkcji przemysłowej zdolnych do skutecznej rywalizacji z produktami zachodnimi. Można uznać, że jest to początek trwałej tendencji w kierunku „od-przemysłowienia Zachodu", zmuszającej zachodni przemysł fabryczny do ograniczeń, a nawet do upadku. Częściowo wskutek działalności korporacji ponadnarodowych, częścio­wo w wyniku wewnętrznego rozwoju przedsiębiorstw takie kraje jak Brazylia i Wenezuela w Ameryce Łacińskiej oraz Korea Południowa, Hongkong i Tajwan mogą na własnym gruncie rzucić wyzwanie kapitalistycznemu centrum. Jeśli pro­ces przenoszenia przemysłu fabrycznego z centrum na pery­ferie będzie trwał, Zachód odczuje daleko idące konsekwencje owych przekształceń. „Stagflacja", czyli niska stopa wzrostu połączona z wysoką inflacją może stać się na Zachodzie zjawiskiem normalnym, tak jak wysoki poziom bezrobocia, uważany niegdyś za charakterystyczny dla Trzeciego Świata.

Państwo narodowe, nacjonalizm, siła militarna

Zajmując się problemami państwa narodowego, nacjonalizmu i siły militarnej, musimy odstąpić od porównań teorii społe­czeństwa przemysłowego z teoriami marksistowskimi. Żadna

167

tradycja myśli nie stworzyła bowiem w miarę adekwatnych interpretacji tych zjawisk. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dość nieprawdopodobne. Okres powstawania „światowej go­spodarki kapitalistycznej" w ciągu minionych trzech stuleci był przecież czasem, w którym państwo narodowe stało się na całym świecie dominującą formą wspólnoty politycznej. Eks­pansja kapitalizmu, zapoczątkowana w XVI wieku, była ściśle związana z siłą militarną — zwłaszcza morską — Zachodu. Nacjonalizm okazał się najważniejszym czynnikiem oddzia­ływania na współczesny świat, obejmując swym zasięgiem ruchy polityczne od faszyzmu do lewicowego radykalizmu. Agresja i przemoc osiągnęły w XX wieku niespotykany dotąd impet, o czym świadczą dwie wojny światowe i planowe unicestwianie milionów ofiar w innych wojnach. Okrucieństwa te są zazwyczaj przemilczane przez socjologów, niezależnie od ich przekonań w innych kwestiach.

Jak mogło dość do takiej sytuacji? Za jeden z powodów można uznać wspomniany w rozdziale 4 akademicki podział pomiędzy socjologią a naukami politycznymi, który analizę państwa przypisuje tej drugiej dziedzinie. Tak naprawdę jed­nak analiza państwa w naukach politycznych jest bardzo niepełna, dotyczy przede wszystkim wewnętrznego ustroju demokracji lub gospodarczej roli państwa. Przywołana wcześ­niej literatura na temat „rozwoju niedorozwoju" ma zasadni­cze znaczenie jako próba wyjaśnienia powstania nowoczes­nego systemu światowego. Większość autorów zajmuje się jednak prawie wyłącznie płaszczyzną gospodarczą, jakby je­dynymi znaczącymi czynnikami w systemie światowym były produkcja i wymiana dóbr. Chcąc zrozumieć, skąd wziął się nacisk na te właśnie aspekty, musimy spojrzeć wstecz na intelektualne dziedzictwo pozostawione socjologii przez póź­ny wiek XVIII i XIX. Zarówno teoria społeczeństwa przemy­słowego, jak i marksizm były owładnięte ideą, że rozwój

168

nowoczesnego przemysłu wprowadzi pokojowe stosunki wy­miany gospodarczej w miejsce militarystycznego porządku feudalizmu. Uważano, że główne formy konfliktu mają cha­rakter ekonomiczny i w każdym przypadku zostaną przezwy­ciężone — dla jednych przez dojrzewanie samego industrializmu, dla drugich w procesie rewolucji socjalistycznej. W żadnej z tradycji nie dostrzegano integralnego związku pomiędzy nowoczesnym państwem a wywieraniem militarnej przemocy lub sprawowaniem administracyjnej kontroli nad określonym obszarem. Nie było zatem mowy o państwie na­rodowym pozostającym w stosunkach potencjalnego lub aktual­nego antagonizmu względem innych państw narodowych. Również Marks nie przewidywał szczególnie znaczącego od­działywania ideałów nacjonalizmu w epoce współczesnej, choć — paradoksalnie — uczucia nacjonalistyczne odegrały ważną rolę stymulującą w kilku ważnych dwudziestowiecz­nych rewolucjach wprowadzających rządy marksistów.

Aby zrozumieć powstanie nowoczesnego państwa narodo­wego, musimy wyobrazić sobie początki kapitalizmu na tle warunków społecznych istniejących w pośredniowiecznej Eu­ropie. Europa w XVI wieku stanowiła sieć małych państewek, których system obejmował zmieniające się układy, sojusze i konflikty. Choć nie był to może konieczny warunek pojawie­nia się kapitalizmu, istnienie systemu państwowego umożli­wiło jego ekspansję. Nie były to jeszcze państwa narodowe. Państwo narodowe można zdefiniować jako zespół instytucji władzy politycznej, w którym przywódcy społeczeństwa sku­tecznie monopolizują kontrolę nad środkami przemocy (armią i policją), przy czym owa kontrola jest główną sankcją wspo­magającą zarządzanie na ściśle określonym obszarze. Państwa europejskie w XVI wieku nie były w tym sensie państwami narodowymi; większość miała dość płynne granice i nie po­siadała scentralizowanego aparatu państwowego, który dopie-

169

ro stopniowo się tworzył. Unowocześnienia w transporcie i komunikacji, o których mówiłem na początku rozdziału, odegrały zasadniczą rolę w tym procesie, jednocześnie od­działując na kształtowanie się opisanych wcześniej form roz­woju miast. Zmiany te umożliwiły koordynację zarządzania w stopniu dotąd nieosiągalnym. W tym samym czasie ekspan­sja produkcji przemysłowej, połączona ze sztuką wojenną, doprowadziła do bezprecedensowego wzrostu siły militarnej. Wczesny system państwowy w Europie stworzył zatem pod­stawę późniejszej konsolidacji państw narodowych. Przeob­rażenia dokonały się na drodze działań wojennych i dyplo­macji. W XVI wieku w Europie istniało około 500 mniej lub bardziej samodzielnych państw i księstw, na przełomie XIX i XX wieku ich liczba spadła do 25*.

Powstanie nowoczesnych państw narodowych było ściśle związane ze wzrostem uczuć nacjonalistycznych**. Nacjona­lizm można określić jako wspólne przywiązanie do symboli, które identyfikują członków danej populacji jako należących do tej samej wspólnoty. Rozwój nacjonalizmu w Europie następował mniej więcej równolegle z tworzeniem się państw narodowych. Jest zatem zjawiskiem zupełnie nowym, polega­jącym na wyodrębnieniu czegoś więcej niż mgliste poczucie łączności, występujące we wcześniejszych fazach rozwoju europejskiego systemu państwowego. Wydaje się jasne, że rozbudzenie uczuć nacjonalistycznych w Europie było efek­tem osłabienia więzów społeczności lokalnych, przynależ­ności organizacyjnych, dialektów itd. w wyniku procesów centralizacji prowadzących do powstania państwa narodowe-

* Patrz Charles Tilly, The Formation ofNational States in Europę, Princeton 1975.

** W tłumaczeniu zachowano terminy „nacjonalizm" i „nacjonalistyczny", które w języku angielskim mają znaczenie neutralne, pozbawione negatywnego wydźwięku obecnego w języku polskim (przyp. tłum.).

170

go. Jest jednak równie oczywiste, że państwo narodowe i na­cjonalizm nie powinny być traktowane po prostu jak dwie strony tej samej monety. Postkolonialne państwa współczes­nej Afryki są, na przykład, z pewnością państwami narodo­wymi, choć niektóre borykają się z podziałami regionalny­mi silniejszymi niż poczucie przynależności do wspólnoty narodowej.

Jeśli światowa gospodarka kapitalistyczna jest cechą wy­różniającą nowoczesny system światowy, jest nią również system państw narodowych. Zauważa to Wallerstein, lecz zdaje się nie wykorzystywać w pełni implikacji swego spo­strzeżenia. Wraz z globalnym rozszerzaniem się zasięgu państw narodowych dokonuje się w nich bowiem w coraz większym stopniu akumulacja środków służących prowadze­niu wojny. Określenie Amina „akumulacja w skali światowej" dotyczy zarówno rozwoju armii, jak i wzrostu zasobów mate­rialnych w ogóle. Proces ten osiąga punkt kulminacyjny w dzisiejszej epoce rozprzestrzeniania się broni nuklearnej — epoce, która nas wszystkich stawia na krawędzi życia i śmierci.

Wnioski: socjologia jako teoria krytyczna

Próbowałem wprowadzić czytelnika w koncepcję socjologii różniącej się od sposobów myślenia, jakie przez długi czas dominowały w tym przedmiocie. Ci, którzy spodziewając się odkrycia uniwersalnych praw rozwoju społecznego, chcą wzorować socjologię na naukach przyrodniczych, skłonni są oddzielać ją od historii. Zrywając z tym poglądem, poszliśmy dalej niż zwykłe stwierdzenie, że socjologia i historia — dokładniej: nauki społeczne i historia — są nierozłączne, jakkolwiek prowokacyjna mogłaby się wydawać ta opinia.

171

Musimy bowiem zrozumieć, w jaki sposób w wyniku ludzkich interwencji i konfliktów powstaje historia, która zarazem sa­ma stwarza człowieka, wywołując niezamierzone i nieprze­widywalne skutki. Jest to sprawa najwyższej wagi jako teore­tyczna podstawa nauk społecznych w epoce zawieszenia po­między niezwykłymi możliwościami a globalną katastrofą.

Odrzucenie ortodoksyjnego punktu widzenia oznacza za­razem zaprzeczenie, że socjologia może ograniczyć się do opisu i wyjaśniania. Socjologia, jak wszystkie nauki społecz­ne, jest integralną i niezbywalną częścią „przedmiotu", który stara się ogarnąć. Jako przedsięwzięcie krytyczne myśl socjo­logiczna uporządkowana jest na trzech poziomach wyobraźni socjologicznej, które wyróżniłem na początku. Uzyskując pew­ną wiedzę o formach społeczeństwa, które odeszły w przesz­łość i o tych, których sposoby życia są radykalnie odmienne od wytwarzanych przez bieżące procesy zmiany społecznej, możemy wspomóc socjologię w wypełnianiu zadań teorii krytycznej. Jako teoria krytyczna socjologia nie uznaje, że świat społeczny jest nam dany, lecz stawia pytania: Jaki typ zmiany społecznej jest możliwy do przeprowadzenia i pożą­dany oraz jak powinniśmy dążyć do jego osiągnięcia?

Niektórzy przyjmując, że gotowe odpowiedzi na te pytania daje nam marksizm, próbują po prostu zastąpić socjologię marksizmem. Nie zgadzam się z tym z dwóch powodów. Po pierwsze, pomiędzy marksizmem a socjologią nie ma dychotomicznego podziału, jaki sugeruje ten punkt widzenia. Przej­mując pewne osiągnięcia teorii marksistowskiej, myśl socjo­logiczna nie musi się w niej rozpłynąć. Drugi powód jest logicznym uzupełnieniem pierwszego: myśl marksistowska zawiera zbyt wiele słabych punktów, aby mogła stanowić ogólną podstawę analizy socjologicznej.

Pisma Marksa mają zasadnicze znaczenie dla socjologii w kontekście, który starałem się przedstawić, omawiając

172

przeciwieństwa pomiędzy myślą marksistowską a teorią spo­łeczeństwa przemysłowego. W wyniku ekspansji działalności kapitalistycznej nastąpił na Zachodzie rozwój produkcji prze­mysłowej. Społeczeństwa zachodnie zachowały charakter kapitalistyczny, jakkolwiek bardzo zmieniły się od czasu, kiedy żył Marks. Walka klasowa ma bezpośredni udział w tych zmianach i nadal pozostaje główną cechą zarówno stosunków przemysłowych, jak i samego państwa. Dyna­miczny charakter produkcji kapitalistycznej sprawia, że inno­wacje technologiczne dokonują się w tempie znacznie szyb­szym niż w jakimkolwiek poprzednim typie systemu pro­dukcji. Marks nie przesadzał zatem, gdy pisał o gospodarce kapitalistycznej:

Dokonała ona całkiem innych cudów niż zbudowanie egip­skich piramid, rzymskich wodociągów i gotyckich katedr, odbyła pochody zgoła inne niż wędrówki ludów i wyprawy krzyżowe. [...] Ustawiczne przewroty w produkcji, bez­ustanne wstrząsy ogarniające całość życia społecznego, wieczna niepewność i wieczny ruch odróżniają epokę burżuazyjną od wszystkich poprzednich.

Co więcej, jak często podkreśla Marks, ów dynamizm sprawia, że mechanizmy gospodarki kapitalistycznej rozprze­strzeniają się na całym świecie:

przemysły kapitalistyczne przetwarzają surowce już nie miejscowe, lecz sprowadzane z najodleglejszych sfer, i których fabrykaty spożywane są nie tylko w kraju, lecz także we wszystkich częściach świata*.

* Karol Marks. Fryderyk Engels, Manifest komunistyczny. Warszawa 1983. s. 64-65.

173

Myśl marksistowska wzbogaciła się na różne sposoby od czasów Marksa. Marksizm, w takiej czy innej formie, stał się oczywiście również oficjalną ideą systemu głoszoną przez władze rządzące znaczną częścią świata. Już we wczesnym okresie jej politycznego sukcesu coraz bardziej widoczne stawały się jednak ograniczenia dotykające teorii i praktyki. Rewolucje socjalistyczne, jak wiadomo, dokonały się w kra­jach położonych raczej na peryferiach kapitalizmu niż w roz­winiętym przemysłowo samym sercu Zachodu. Znaczenie tego faktu dla oceny programów socjalistycznych jako całości pozostaje przedmiotem żywej dyskusji. Trudno bowiem za­przeczyć, że Związek Radziecki i inne kraje socjalistyczne, choć wyraźnie różnią się między sobą, okazują się, w najlep­szym razie, dość dalekie od opartego na zasadach wolności humanitarnego porządku społecznego, który jest ideałem socja­listycznym. Szczególne warunki, w jakich rozwijał się Zwią­zek Radziecki jako społeczeństwo podlegające bardzo inten­sywnemu uprzemysłowieniu, otoczone przez wrogie siły ka­pitalistyczne, bez wątpienia przyczyniły się do wytworzenia pewnych cech autorytarnych, jakie zaczęły się w nim ujaw­niać. Wpływ Związku Radzieckiego na powstające później społeczeństwa socjalistyczne sprawiał, że były w nich odtwa­rzane podobne elementy. Możliwe jest dokonanie wnikliwej krytyki społeczeństw typu sowieckiego z punktu widzenia marksizmu, wiele takich rozpraw ukazało się w ostatnich latach — przeważnie, choć nie wyłącznie, autorstwa marksi­stów żyjących na Zachodzie. Pozostaje jednak otwarte funda­mentalne pytanie, czy pewne cechy totalitarne istniejących społeczeństw socjalistycznych należy przypisywać ograni­czeniom, tkwiącym w koncepcji Marksa. Jeśli — jak sam sądzę —jest tak w istocie, to współczesna teoria polityczna staje przed koniecznością głębszej rekonstrukcji niż dopusz-

174

czana przez tych, którzy obawiają się odejść zbyt daleko od pewników twórcy doktryny.

Większość krytyk Marksa opiera się na konserwatywnej lub liberalnej argumentacji politycznej. Moim zdaniem, dla krytycznej teorii społecznej ważne jest jednak, aby korzysta­jąc z prac tych autorów, zaatakować Marksa z lewej strony. Oprócz podstawowej kwestii pochodzenia totalitarnej kontro­li politycznej dostrzegam cztery dalsze grupy problemów związanych z emancypacją człowieka, które nie są właściwie rozpatrzone zarówno w tekstach Marksa, jak i w pismach większości jego następców (omówienie ich wszystkich prze­kraczałoby ramy tej książki).

Po pierwsze, sprawa stosunku ludzi do natury i jej zaso­bów, potrzebnych człowiekowi do życia. Zdarzają się u Mark­sa intrygujące i sugestywne uwagi na temat przyrody, jednak główną tendencją jego dzieła jest traktowanie przyrody po prostu jako narzędzia postępu społecznego ludzkości. Rozwój społeczny jest, innymi słowy, utożsamiany z rozwojem prze­mysłu, czyli tego, co Marks nazywa „siłami wytwórczymi". Marks uważał kapitalizm za postępowy sposób produkcji, mi­mo zaburzeń, jakie może powodować, zwłaszcza wskutek niszczenia innych, mniej dynamicznych gospodarczo form społecznych.

Podporządkowanie innych rodzajów więzi z naturą dą­żeniom do materialnego dobrobytu spowodowałoby jednak zniszczenie sposobów życia, z których Zachód mógłby wiele się nauczyć. Dla innych kultur przed pojawieniem się zachod­niego kapitalizmu natura oznacza na ogół coś znacznie więcej niż proste narzędzie postępu materialnego. Ludzie nie żyją w nich tak, jak nauczyli się w nowoczesnych środowiskach miejskich, z dala od natury. Dla nas „wieś" (nienaruszona przez przemysł ani nie ujednolicona przez komercyjne farmer-

175

stwo) jest przedmiotem zadumy lub miejscem ucieczki na weekend. Tymczasem w większości kultur i prawie przez całą historię ludzie żyli „w przyrodzie", czuli się jej częścią, do­świadczając doznań estetycznych i religijnych. Dzisiaj tylko wyjątkowo udaje nam się uchwycić głębię tego doświadcze­nia, na ogół w sposób fragmentaryczny i szczątkowy. Coś podobnego odnajdujemy np. u T.S. Eliota w utworze Burnt Norton, gdzie czytamy o nieuchwytnym, lecz dramatycznym nastroju, jaki wywołuje „chwila w różanym ogrodzie, chwila w altanie, gdy pada deszcz, chwila w mrocznym kościele, w dymie kadzideł..."

Czy należy sądzić, że jedynie takie chwile przetrwają we współczesnym świecie? Jeśli tak, opisujemy tysiące lat histo­rii człowieka i sposobów życia różnorakich ludzkich społe­czeństw li tylko jako archaiczne ciekawostki. Nawet zakłada­jąc, że nie przyjmujemy takiego stanowiska, które dzisiaj, wskutek paradoksalnego odwrócenia, wydaje się zresztą zu­pełnie barbarzyńskie, musimy zauważyć, że w XX wieku wykorzystywanie przyrody w działalności przemysłowej człowieka ma granice ekologiczne. Nacisk nowoczesności na rozwój gospodarczy, zarówno w społeczeństwach socjalistycz­nych, jak i kapitalistycznych, prowadzi świat do ekologicznej katastrofy. Wobec faktu, że najpilniejszym zadaniem jest redystrybucja wytworzonego majątku na rzecz krajów Trze­ciego Świata, należy zdecydowanie opierać się koncepcji, zgodnie z którą współczesne problemy gospodarcze można rozwiązać wyłącznie dzięki innowacjom technicznym. Rady­kalizm marksizmu w jego tradycyjnych zaangażowaniach trzeba uzupełnić jeszcze jedną formą, jaką jest radykalizm ekologiczny, który próbuje przezwyciężyć czysto instrumen­talne podejście do przyrody.

Po drugie, problem dyskryminacji rasowej lub etnicznej. W pismach Marksa i jego następców wyjaśnia się pewne

176

aspekty tych zjawisk, o ile odgrywają rolę w ekspansji kapi­talizmu. Od pierwszych dni handlu niewolnikami mieszkańcy Trzeciego Świata są mniej lub bardziej przymusowo „impor­towani" lub przyciągani obietnicą wyższego standardu życia do metropolitalnych krajów kapitalistycznych. Jednym z ostat­nich przejawów tego procesu było powszechne zatrudnianie imigrantów z biedniejszych krajów w bogatych społeczeń­stwach Europy Zachodniej. Przykładem może być sprowa­dzanie tureckich „gastarbeiterów" do Niemiec Zachodnich w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Jeśli nie wracali do domu, robotnicy ci przejmowali zajęcia o niskich zarob­kach, niewielkich możliwościach awansu i niewielkim bez­pieczeństwie pracy.

Dyskryminacja etniczna w rozwiniętych społeczeństwach kapitalistycznych musi być rozpatrywana w kontekście histo­rii zachodniego kolonializmu i poglądów, na których się opie­rał. Postawy te okazują się mocno zakorzenione, o czym świadczy los czarnych i „niebiałych" mniejszości w Stanach Zjednoczonych. Istnieją wyraźne i systematyczne różnice po­między doświadczeniem tych grup a przeżyciami białych imigrantów, którzy wielkimi falami przybywali z Europy w XIX i na początku XX wieku. Wielu z nich, uciekając od ciężkich warunków życia w ojczyźnie, w wybranym przez siebie kraju żyło w ubóstwie. Jednak dla większości, choć nie dla wszystkich ich potomków, Stany Zjednoczone okazały się „tyglem" umożliwiającym asymilację w obcym społeczeń­stwie. Niebiałe mniejszości natomiast zdecydowanie nie asymilowały się tak jak migranci europejscy. Nędzne warunki zatrudnienia i segregacja w miejskich gettach stały się najwy­raźniej trwałą cechą ich warunków życia*.

Ucisk etniczny nie jest bynajmniej specyficzną właściwo-

* Patrz Robert Blauner, Rcicial Oppression in America, New York 1972.

177

ścią kapitalizmu, okazuje się bowiem, że transformacja kapi­talizmu go nie zlikwidowała. Dzisiejsze społeczeństwa socjalis­tyczne nie są też wolne od dyskryminacji etnicznej. Nie powin­niśmy się temu dziwić, ponieważ — w jakiejkolwiek wersji — myśl marksistowska nie traktuje owej dyskryminacji jako nie­zależnego źródła wyzysku; niezależnego, oczywiście, od me­chanizmu dominacji klasowej. Choć ucisk etniczny wykazuje ścisły związek z podziałami klasowymi współczesnego kapita­lizmu, błędem byłoby utożsamianie tych zjawisk. Jednym z ce­lów krytycznej teorii społecznej powinno być dokonanie ana­liz dyskryminacji i wyzysku etnicznego bez tradycyjnego dla myśli marksistowskiej zaabsorbowania dominacją klasową.

Po trzecie, kwestia wyzysku płci. Pytania, które należy sobie postawić, są podobne do nasuwających się w odniesieniu do podziałów etnicznych. Autorzy marksistowscy prowadzili badania nad uciskiem kobiet w kontekście rozwoju kapitali­zmu. O niektórych ich osiągnięciach mówiłem już wcześniej. Oddzielając dom od miejsca pracy, rozwój kapitalizmu w po­łączeniu ze szczególnymi cechami życia rodzinnego kształto­wał ideały rodzinne, które miały drastyczny wpływ na po­zycję kobiety w społeczeństwie. Jak w przypadku mniejszości etnicznych — a tym bardziej, gdy kobieta należała do takiej mniejszości — płatna praca dla kobiet była najczęściej możli­wa jedynie w najgorszych warunkach. Wobec powyższego myśl marksistowska bez poważnej rekonstrukcji nie potrafi sobie właściwie poradzić z pochodzeniem i naturą wyzysku płci.

Sam Marks niewiele pisał na ten temat. Jego towarzysz i bliski współpracownik, Fryderyk Engels, podjął natomiast próbę systematycznego opisu uciemiężenia kobiet w pracy Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa*. Trud-

* Fryderyk Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa. Warszawa 1969.

178

no powiedzieć, w jakim stopniu Marks zgadzał się ze szcze­gółami analizy Engelsa, nie wydaje się jednak prawdopodob­ne, aby przeciwstawiał się jego generalnym tezom. Opierając się na pracach dziewiętnastowiecznych antropologów, Engels twierdził, że najwcześniejszą formą społeczeństwa ludzkiego jest matriarchat, czyli panowanie kobiet. Dominacja męż­czyzn i instytucje rodziny patriarchalnej są wytworem historii. Rozwój patriarchatu ma związek z pojawieniem się klas i pań­stwa. Początki patriarchatu biorą się z potrzeby ochrony świe­żo nabytych przez mężczyzn praw własności (trzeba jednak zauważyć, że Engels niezbyt jasno tłumaczy, jak do tego doszło). W teorii Engelsa dominacja mężczyzn jest zatem wyjaśniana bezpośrednio w kategoriach klasowych. Ponie­waż patriarchat jest wynikiem dominacji klasowej, powinna, zdaniem Engelsa, zniknąć wraz z zastąpieniem kapitalizmu przez socjalizm w wyniku powstania społeczeństwa bezklasowego.

Niewiele z teorii Engelsa zachowało swoją ważność w świetle późniejszych odkryć nauk społecznych. Badania antropologiczne wykazują, że w rozwoju społeczeństwa nie było stadium matriarchatu. Jak wspomniałem w rozdziale 6, wszystkie znane kultury są pod pewnymi względami patriarchalne, nie wyłączając, co należy podkreślić, dzisiejszych społeczeństw socjalistycznych, choć wśród różnorakich sys­temów społecznych zaznaczają się wyraźne odmienności. Nie można wyjaśniać patriarchatu wyłącznie jako przejawu domi­nacji klasowej; podobnie jak ucisk etniczny wymaga analizy we własnych kategoriach. Programy zmiany społecznej, for­mułowane przez ruchy wyzwolenia kobiet, prawdopodobnie nie osiągną zbyt wiele, jeśli tego warunku nie uznają. Femi­nizm w swoich konsekwencjach dla życia społecznego może okazać się bardziej radykalny niż marksizm.

Po czwarte, problem władzy państwowej, w tym jej zwią-

179

zek z szerzeniem przemocy. Przypisywanie w teorii marksi­stowskiej nadzwyczajnego znaczenia dominacji klasowej jest w tym kontekście, jak próbowałem wykazać we wcześniejszej części książki, źródłem podwójnego nieporozumienia. Pań­stwo interpretuje się bowiem, zarówno w społeczeństwie przedkapitalistycznym, jak i kapitalistycznym, wyłącznie ja­ko narzędzie sprawowania rządów przez klasę panującą, nie ma natomiast miejsca na jego uznanie jako niezależnego źródła władzy. Między innymi wskutek takiego rozłożenia akcentów brakuje w marksizmie odniesienia nowoczesnego państwa narodowego i światowego systemu państwowego do władzy militarnej.

Wnioski płynące z powyższych uwag są złożone, trudno jednak przecenić ich doniosłość. Jeśli dotyczą ustroju we­wnętrznego nowoczesnego państwa, wskazują bezpośrednio na potrzebę teorii totalitaryzmu. Marks przewidywał przekształ­cenie państwa w społeczeństwo socjalistyczne, lecz z przy­czyn, które próbowałem naświetlić w poprzednim rozdziale, państwo okazało się zjawiskiem potężniejszym, niż wyobra­żała sobie to myśl marksistowska. Nie trzeba wielkiej wnikli­wości socjologicznej, aby zauważyć, że w społeczeństwach socjalistycznych państwo wcale nie zanika, lecz ma nawet większy zakres władzy nad indywidualnym obywatelem niż w kapitalistycznych demokracjach liberalnych, co przejawia się w formie socjalizmu państwowego. Szczególne warunki kształtujące rozwój Związku Radzieckiego i jego wpływ na późniejsze ruchy socjalistyczne z pewnością mają znaczenie dla wyjaśnienia, jak doszło do takiej sytuacji. Krótkowzroczne byłoby jednak przypuszczenie, że jest to wszystko, co można na ten temat powiedzieć.

Mimo ważności owych „wewnętrznych" kwestii politycz­nych wydają się one mało istotne w porównaniu z problemami

180

nrzemocy wywieranej przez państwo narodowe. Jednym z głównych elementów Marksowskiej krytyki kapitalizmu był sprzeciw wobec tego, co nazywał „anarchią" produkcji kapi­talistycznej. Siłą napędową gospodarki kapitalistycznej jest dążenie do zysku poprzez sprzedaż towarów na rynku. Mecha­nizmy rynkowe dotyczą producentów i konsumentów, żaden czynnik natomiast nie łączy bezpośrednio produkcji z potrze­bami ludzkimi. Sprawdza się to również we współczesnych stosunkach gospodarczych z zastrzeżeniem, że niektóre z ele­mentów „anarchistycznych" występują raczej w gospodarce światowej niż w gospodarkach poszczególnych krajów. Poja­wiła się jednak nowa „anarchia", która zagraża wręcz prze­trwaniu każdego człowieka na ziemi: jest to anarchia sto­sunków pomiędzy państwami narodowymi. W światowym systemie państw narodowych, w którym obecnie zlokalizowa­na jest kontrola nad bronią o bezprecedensowym potencjale niszczącym, brakuje jakiegoś nadrzędnego, koordynującego aparatu politycznego. Ci, którzy twierdzą, że era państw naro­dowych minęła, ponieważ powstały międzynarodowe wspól­noty, takie jak EWG oraz organizacje, takie jak ONZ, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy itp., wyka­zują naiwność. Dwa „supermocarstwa", które zdolne są zni­szczyć świat, są przecież państwami narodowymi, tak samo jak inne mocarstwa atomowe, których z roku na rok przybywa. Socjalizm, przynajmniej w formach, jakie przybierał do tej pory, nie pomógł doprowadzić do pokojowego współistnienia narodów. W postaci Związku Radzieckiego stanowi kwint­esencję antagonizmów zagrażających przyszłości świata; nie­zbyt zaś optymistyczne stosunki pomiędzy Związkiem Ra­dzieckim a Chinami lub pomiędzy Wietnamem a jego socja­listycznym sąsiedztwem wskazują, że współczesne państwo socjalistyczne jest państwem narodowym nie różniącym się od

181

od innych państw narodowych, jeśli chodzi o zaborczość terytorialną i gotowość wywierania militarnej przemocy, wówczas gdy rządzący obawiają się o własne interesy.

Radykalna teoria społeczna po winna lepiej rozumieć świa­towy system państw narodowych, niż jest to możliwe na podstawie nie zrekonstruowanej tradycji marksistowskiej, wy­znaczając sobie za cel teoretyczny popieranie ruchów spo­łecznych, które próbują zahamować i stopniowo całkowicie znieść współczesne środki „zastraszania" jako jedyny spo­sób opanowania „anarchii" w systemie państw narodowych. W tym momencie historii świata odeszliśmy, jak się wydaje, daleko od scenariusza naszkicowanego przez Marksa mniej więcej w połowie ubiegłego wieku. Marks wierzył w postęp rodzaju ludzkiego, co podsumował słynnym powiedzeniem, że ludzie stawiają sobie tylko takie zadania, które mogą roz­wiązać. Z pewnością nie możemy już podzielać tej wiary, nie możemy jednak również popadać w rezygnację i rozpacz. Ludzie tworzą bowiem własną historię i zawsze pozostaje nam nadzieja, że zrozumienie jej pozwoli nam ją zmienić lub w najgorszym razie upewni nas ojej ciągłości.

0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Berger L Zaproszenie do socjologii książka doc
ANTHON GIDDENS Socjologia notatka doc
socjo, ANTHON GIDDENS Socjologia, ANTHON GIDDENS „SOCJOLOGIA”
Giddens - OPAcowany, Socjologia, II rok, Makrostruktury
II, SOCJOLOGIA EDUKACJI doc a, SOCJOLOGIA EDUKACJI - prof
Giddens, Anthony Politics after Socialism 2
Test sprawdzajacy rozumienie pojec socjologicznych z ksiazki P Sztompki
M Jarosz, Narodowy Spis Powszechny 2002, Zalety i wady, Studia Socjologiczne 2004 doc
PETER L BERGER Zaproszenie do socjologii notatka doc
Test sprawdzajacy rozumienie pojec socjologicznych z ksiazki P Sztompki (pytania odp)
KSIĄŻKI, KSIĄŻKI doc
Giddens, Anthony Politics after Socialism 1

więcej podobnych podstron