M. Głowiński, Dokument jako powieść, w: jego, Narracje literackie i nieliterackie, Kraków 1997.
Michał Głowiński
Dokument jako powieść
Powieść podejmowała socjologiczne rekonesanse, miała ambicje opisywania świata w jego konkretnym wymiarze społecznym, dążyła do gromadzenia i utrwalania wiedzy o stanie społeczeństwa. Rozpatrywana z tego punktu widzenia, była socjologią uprawianą narzędziami literackimi, socjologią wolną od troski o precyzję metod i wyrazistość założeń teoretycznych. Zainteresowania tego typu stały się istotnym elementem samej literackiej materii. Mówię o tych znanych faktach, gdyż przypomnienie takich ambicji powieści z zamkniętego już etapu jej rozwoju okaże się przydatne w trakcie analizy tekstów, które powstały w czasie, gdy powieść z tego rodzaju zamierzeń zrezygnowała, inaczej określając rejony swych zainteresowań.
Konieczne jest zwłaszcza przypomnienie teorii powieści sformułowanej w pismach krytycznych Emila Zoli. W swoim czasie zyskały one wielki rozgłos, miały licznych zwolenników, wywoływały też krytyki, wskazujące ich bezzasadność (by przypomnieć tylko eseje Brunètiere). Zwłaszcza dwa podstawowe elementy teorii Zoli wydawały się wątpliwe — i nie bez słuszności wydają się takimi dzisiaj. Chodzi o ideę powieści eksperymentalnej oraz koncepcję powieści jako dokumentu ludzkiego. Jak wiadomo, Zola przeniósł w obręb literatury podstawowe elementy pozytywistycznej metodologii nauk — w tej postaci, w jakiej ona występowała w drugiej połowie XIX wieku. Przetransplantowane w sferę literatury, okazały się niczym więcej jak scjentystycznymi mrzonkami, fantazjami wielkiego pisarza, który stawiał przed sobą zadania, jakich w żaden sposób zrealizować nie mógł. Nie mógł, bo wchodziły one w konflikt z podstawowymi właściwościami powieści. Teoria eksperymentalności — co podkreślał Brunetière — do powieści zastosować się nie dała; na czym bowiem miała ona polegać w tekście pisanym tak jak wszystkie inne, podporządkowanym pewnej poetyce, powstającym na biurku pisarza, które nijak nie chciało się upodobnić do laboratorium uczonego przyrodnika. Eksperymentalność powieści nawet jako metafora wydaje się nietrafna, a dla historyka nie jest niczym więcej jak zapisem scjentystycznych złudzeń — w dziedzinie, z trudem poddającej się scjentystycznym ujęciom.
Nieco inaczej sprawy się mają z teorią powieści jako dokumentu ludzkiego. Idea ta, w ujęciu Zoli, sprowadzała się w istocie do koncepcji powieści środowiskowej; dopiero u następców przyniosła inne rezultaty — swoiście kształtowaną powieść w pierwszej osobie — bynajmniej przez Zole nie przewidywane. Koncepcja dokumentu ludzkiego nie zakwestionowała w niczym fikcyjności powieści, nie przekształciła w sposób zasadniczy jej struktury narracyjnej i fabularnej (choć za jej sprawą pojawiły się ważne dla dziejów powieści innowacje).
Przypominam poglądy Zoli, sformułowane przed stuleciem, nie w tym celu oczywiście, by z nimi polemizować. Oglądane w perspektywie historycznej, w pełni wykazały swą nieprzystawalność do powieściowej materii. Sprawdziły się zaś wiele dziesięcioleci później, w pisarstwie całkiem innego typu, w działalności autorów, którzy teorią Zoli z pewnością się nie interesowali. Sprawdziły się mianowicie w pewnego rodzaju pisarstwie dokumentalnym. To, co w pismach programowych Zoli było tylko scjentystycznym pobożnym życzeniem, tutaj okazało się zasadą działania, programem, który wszelkie miał po temu dane, by zostać zrealizowany. Powieściopisarz w żaden sposób nie mógł przeprowadzić eksperymentu — w tym sensie słowa „eksperyment", jaki występuje w naukach przyrodniczych, i w jakim używał go Claude Bernard (to do jego Introduction à l'étude de la médecine experimentale Zola — jak wiadomo — się odwoływał); powieściopisarz nie mógł także przedstawiać dokumentów ludzkich, mógł jedynie je tworzyć, opierając się na takich czy innych wzorach społecznych.
Wszystko to, co było dla Zoli niedostępne, jest osiągalne dla kogoś, kto może pewne sytuacje aranżować, czyli tworzyć swojego rodzaju eksperyment — w podstawowym znaczeniu tego słowa, zatem powoływać do życia dla wyraźnie oznaczonych celów pewne układy społeczne. Takim układem eksperymentalnym jest, w jakimś sensie, sytuacja zapisywanego czy nagrywanego na taśmę wywiadu. Osoba przeprowadzająca wywiad (w szerokim sensie tego słowa), czy będzie to dziennikarz, pytający pana ministra o politykę, jaką pragnie on prowadzić, lub piosenkarkę o jej sukcesy i przygody, czy socjolog, prowadzący badania terenowe, nie zdaje się na przypadek, postępuje tak jak eksperymentator, który prowadząc doświadczenie, zmierza do pewnego celu, chce się czegoś dowiedzieć i coś udowodnić. Prowokowane przez pytającego odpowiedzi nie mogą stać się bezładnym potokiem mowy, mają wyznaczony cel i granice, są — jak doświadczenie — mniej lub bardziej jawnie kierowane przez interviewistę bądź socjologa. Jaki jednak związek ma tak rozumiany „eksperyment" z postulowaną przez Zole powieścią eksperymentalną? Nasuwać się może, nie całkiem bezzasadnie, podejrzenie, iż żadna łączność tu nie zachodzi, cała sprawa zaś nie warta jest omówienia. Z pewnością, związku takiego nie ma w przypadku zwykłego wywiadu dziennikarskiego, czy też wywiadu socjologicznego, nie wykraczającego poza status dokumentu. Jest jednak inaczej wówczas, gdy zebrane w ten sposób przekazy (konkretnie: cykle wywiadów) układają się w ciąg o wyraźnej strukturze narracyjnej, gdy nie wyczerpują się na swej „dokumentarności" — i przypominają powieść, która też nigdy nie ograniczała się do roli dokumentu społecznego, nie ograniczała nawet wtedy, gdy tego typu zadania przed nią postawiono. Jest inaczej wówczas, gdy bierze się pod uwagę trzy znakomite książki amerykańskiego socjologa, Oscara Lewisa, mówiące o środowiskach nędzy w Meksyku i w Puerto Rico, książki powstałe z nagranych i — następnie — opracowanych przez autora opowieści, książki układające się w wyraziste całości fabularne. I przypominające powieść, więcej — także jako powieść czytane (o czym świadczy ich światowy sukces wśród publiczności literackiej, nie — zawodowych socjologów). Czyżby tu właśnie osobliwa idea powieści eksperymentalnej znalazła dla siebie rzeczywiste zakotwiczenie?
Na książki Lewisa patrzeć można, oczywiście, jako na dzieła socjologiczne. Opatruje on je wstępami, w których — w trybie zresztą eliptycznym — wykłada swoje teoretyczne i metodologiczne założenia. Oglądane od tej strony, dzieła te są przykładem zastosowania metody tzw. dokumentów osobistych, której klasycznym osiągnięciem jest praca Thomasa i Znanieckiego o losach polskich chłopów w Ameryce. Można by też potraktować te książki jako dzieła prekursorskie wobec tych tendencji w socjologii, reprezentowanych przede wszystkim przez ich inicjatora, Ervinga Goffmana, które zmierzają do analizy układów społecznych dnia codziennego, potocznych zachowań i interakcji. Książki Lewisa nie będą mnie interesować ze względu na właściwości metodologiczne, choć nie można tej sprawy całkiem pominąć nawet wówczas, gdy się rozpatruje ich status literacki. Nie można z tej racji, że każdy z tych programów uprawiania socjologii jeśli nawet nie musi, to może skłaniać do sięgnięcia po te sposoby działania i te środki wypowiedzi, którymi dysponuje literatura. O Goffmanie pisze Łapiński, że „z każdym dziełem coraz radykalniej posługuje się techniką poznawczą właściwą literaturze. I że nie jest to sprawa żywych obrazków obyczajowych czy stylistycznej biegłości, ale że jest to sprawa wizji, która od wewnątrz rozsadza całą budowlę, wznoszoną na — złudne — podobieństwo konwencjonalnych budowli naukowych".
Podobnie rzeczy mieć się mogą z dokumentami osobistymi. Bywają one bliższe literatury niż studia socjologiczne wychodzące z innych założeń (jest to oczywiste). Kto wie zresztą, czy program dokumentów ludzkich nie stanowi nieświadomej realizacji idei Zoli postulującego powieść jako dokument ludzki. To, co było nie do zrealizowania w literaturze, okazało się nie tylko możliwe do spełnienia w innej dziedzinie, ale stało się spójnym programem naukowym. Czyżby raz jeszcze literatura ujawniła swoje prekursorstwo wobec koncepcji naukowych?
W książkach Lewisa zwrot do literatury nie ma charakteru przypadkowego, wynika z założeń teoretycznych i metodologicznych, przedstawianych we wstępnych fragmentach wszystkich trzech dzieł. Nie bez znaczenia jest zniechęcenie do standardowego, wysoce abstrakcyjnego sposobu uprawiania socjologii, który prowadzi do zagubienia konkretu, co musi wchodzić w konflikt ze swojego rodzaju socjologicznym personalizmem:
Właśnie moje niezadowolenie z wysokiego stopnia abstrakcyjności, nieodłącznie związanej z koncepcją wzorów kulturowych, nakazało mi odwrócić się od socjologicznych badań całej społeczności i przystąpić do intensywnego badania rodzin. Wydaje mi się, że opis sposobu życia na abstrakcyjnej płaszczyźnie wzorów kulturowych pomija samą istotę zjawiska, którym się interesujemy, a mianowicie jednostkę ludzką (Nagie życie, I, s. 11).
Tam zaś, gdzie zainteresowania kierują się ku jednostce ludzkiej, naukowy dyskurs socjologiczny staje się raczej mało przydatnym wzorcem mówienia. Wzorzec literacki nasuwa się sam przez się. Tym bardziej, że kolejnym założeniem autora jest dopuszczenie do głosu tej grupy społecznej, która publicznie go nie zabiera, nie ma po temu ani środków, ani umiejętności, nie wydała pisarzy, którzy mogliby mówić w jej imieniu i z jej punktu widzenia; założeniem jest więc ukazanie członków tej grupy od wewnątrz, tak jak sami się widzą i jak o sobie i swych sprawach myślą, jak o sobie mówią, założeniem jest — dodajmy — ukazanie ich nie przepuszczone przez filtr świadomości kogoś, należącego do innej klasy, reprezentującego inną kulturę (zob. Sanchez, s. 8). Sięgając po terminologię Zoli, powiedzieć możemy, iż celem jest tu stworzenie serii dokumentów ludzkich. W tym wypadku: serii — jak powiada Lewis — „zwielokrotnionych autobiografii" (ibidem).
Założenia te są wstępnymi i koniecznymi warunkami literackości tekstu, który stanowić ma dokument socjologiczny, nie są wszakże punktami wyjścia wystarczającymi i jedynymi; gdyby nie towarzyszyły im założenia dalsze, literackość mogłaby mieć charakter jedynie akcydentalny, nie musiałaby określać w sposób zasadniczy charakteru wypowiedzi. A u Lewisa jest ona elementem konstytutywnym, nie — przypadkowym czy ornamentalnym. I ta właśnie literackość będzie głównym przedmiotem analizy. Zanim do niej przejdę, muszę dokonać rozróżnienia, niezbędnego dla dalszych wywodów. Rozróżnię mianowicie beletryzację i upowieściowienie. Przez beletryzację rozumiem przypadkowe, niesystematyczne stosowanie ujęć i procederów właściwych narracyjnym formom literackim (w praktyce: przede wszystkim powieści) w tekstach, które mają być dokumentami społecznymi. Przez upowieściowienie zaś — zasadnicze i systematyczne kształtowanie tekstu na wzór i podobieństwo powieści, nie prowadzące jednak do pełnej z nią identyfikacji, za której sprawą dokument utraciłby swe cechy specyficzne, decydujące o jego odrębności i właściwościach szczególnych. Beletryzacja to literackość fragmentaryczna i przygodna, upowieściowienie zaś to literackość jako podstawowa zasada wypowiedzi. I beletryzacja i upowieściowienie to kwestie struktury tekstu, nie — wartości literackich, które mogą być przypisane tekstowi skonstruowanemu w jakikolwiek sposób, gdyż każdy niemal typ tekstu stać się może — sięgam po formułę Dąbrowskiej — „niezamierzonym dziełem sztuki", lub przynajmniej może być tak odbierany. Trzeba się zgodzić z Todorovem:
[...] jeśli wybiera się strukturalny punkt widzenia, każdy typ wypowiedzi określany zwyczajowo jako literacki ma krewnych nieliterackich, którzy są mu bliżsi niż wszystkie inne typy wypowiedzi literackiej.
I jeszcze uwaga uzupełniająca: w przypadku zbioru dokumentów, jak dzieło Thomasa i Znanieckiego, czy międzywojenne wydania tomów zawierających pamiętniki chłopów i bezrobotnych, poszczególne wypowiedzi mogą mieć charakter beletryzowany, lub — rzadziej — upowieściowiony, nie mają ich jednak całe publikacje. W dziele Thomasa i Znanieckiego dokumenty zostały podporządkowane rozważaniom teoretycznym i metodologicznym, we wzmiankowanych edycjach pamiętników nie powstaje też ciągłość tekstowa na poziomie całych publikacji; są to typowe zbiory materiałów, z których każdy odznacza się swoistymi właściwościami. Inaczej rzeczy się mają, gdy tekst dokumentarny jest z założenia jednolitą całością, zwłaszcza tak obszerną jak książki Lewisa.
I w takim przypadku możemy mieć do czynienia zarówno z beletryzacją, jak i z upowieściowieniem. Czytelnikowi dzieł Lewisa trudno w tej materii o wahania: są to przekazy upowieściowione z zadziwiającą konsekwencją, właśnie skonstruowane na wzór i podobieństwo powieści. Skonstruowane tak, mimo że — gdy patrzy się z pewnego punktu widzenia — składające się na nie elementy nie mają charakteru jednorodnego. Nie są wypowiedzią jednego podmiotu narracyjnego, każda z trzech książek stanowi zespół złożony z monologów autobiograficznych kilku osób (trzech w Martinezach, pięciu w Sanchezie i jego dzieciach, szesnastu w Nagim tyciu — z tym, że rolę głównych monologistów przyznano tylko pięciu osobom, monologi pozostałych to uzupełnienia). Monolog żadnej z tych postaci nie ma wartości samoistnej, stanowi element spójnej, doskonale przemyślanej konstrukcji narracyjnej. Literackość ujawnia się więc nie tylko w częściach składowych, ujawnia się na poziomie całości, co sprzyja kształtowaniu się szczególnie wyrazistych analogii do powieści. Dzieje się tak za sprawą montażu, który jest w tym przypadku jednym z głównych czynników literackości.
Pojęcie montażu przeniesiono w sferę narracji literackiej z teorii filmu. Oddaje tu ono wiele dobrych usług, aczkolwiek wciąż pozostaje jeszcze w jakiejś mierze metaforą. Montaż bowiem to składanie nowej spoistej i sensownej całości z czegoś, co istnieje wcześniej, z prefabrykatów, z elementów gotowych. W powieści nic zaś nie istnieje w zasadzie wcześniej, w zasadzie, gdyż nie jest to reguła bezwyjątkowa w prozie narracyjnej naszego stulecia, włączającej często różnego rodzaju dokumenty (rzeczywiste lub tylko quasi-dokumenty), bądź wręcz komponowanej na zasadzie kolażu; poza nielicznymi wyjątkami kompozycja kolażowa nie obejmuje całego tekstu, tworzy enklawy ponadto daje się często sprowadzić do problemu cytatu. W książkach Lewisa dzieje się inaczej: w nich wszystko — poza teoretycznymi wstępami, których rolą zajmę się w dalszych rozważaniach — istnieje wcześniej, zostało troskliwie zgromadzone i ugrupowane. Tworzenie dzieła polega więc nie tylko na zbieraniu materiałów, i — następnie — na ich selekcji, dokonanej w myśl pewnych reguł, ale przede wszystkim na zestawianiu i łączeniu tych elementów, które przeszły przez sito redakcyjne. W zastosowaniu do książek Lewisa montaż nie jest metaforą, tak jak nią nie jest w przypadku filmu. Nie jest, skoro punktem wyjścia są taśmy z nagraniami utrwalającymi opowieści, wypowiedziane przez wiele osób; w konsekwencji zadaniem socjologa, który z tych różnorakich dokumentów chce opracować jeden ciągły tekst, jest nie tylko spisanie nagranych na taśmę opowieści, ale właśnie zmontowanie z nich spójnej narracyjnie całości.
I tu rzecz niezwykle charakterystyczna: w swych odautorskich wprowadzeniach Lewis informuje o wielu sprawach, mówi o tym, z jakich powodów wybrał te właśnie osoby, mówi o swoich zachowaniach w czasie nagrywania bądź w trakcie przeprowadzania wywiadów, mówi wreszcie o podstawach teoretycznych i stosowanych metodach, o celach poznawczych, do jakich zmierzał. O jednym konsekwentnie milczy: o zasadach montażu, które stosował w czasie zestawiania całości, milczy we wszystkich trzech książkach. W jakiejś mierze trudno się temu dziwić, Lewis traktuje swoje dzieła jako prace socjologiczne, nie — utwory literackie, choć jest świadom ich pokrewieństw z powieścią, wspomina m.in. twórczość Henry Jamesa (zob. Sanchez, s. 21). Gdyby rozpatrywał tę sprawę szerzej, musiałby przyznać, że zasady, według których układał i nadawał kształt tak bogatym materiałom, zebranym w czasie badań środowisk nędzy meksykańskiej i puertorykańskiej, były zasadami przejętymi ze sztuki powieściowej, także współczesnej. Przyznanie mogłoby być dla socjologa kłopotliwe, osłabiałoby wymowę i znaczenie jego dzieł przynajmniej w jednym kręgu czytelniczym: wśród kolegów autora po fachu. Nie są oni wprawdzie jedynymi projektowanymi czytelnikami tych narracji, nie zostali jednak wykluczeni z kręgu wirtualnych odbiorców.
Montaż jest zasadniczym czynnikiem literackości w książkach Lewisa. Gdyby się ograniczyć tylko do jego analizy, można by dowodzić, że są one po prostu powieściami, zatem postawić tezę, że dokonała się pełna identyfikacja dzieła dokumentalnego i utworu powieściowego. Kłóciłoby się to jednak nie tylko z zamierzeniem autora (czym moglibyśmy się nie przejmować), ale także wchodziło w konflikt z jednym istotnym elementem, który pełnej identyfikacji przeciwdziała, uniemożliwia ją. Zanim więc bliżej omówię procedery powieściowe stosowane w książkach Lewisa, muszę się nad tym elementem zatrzymać.
Trzeba tu powtórzyć truizm: powieść opowiada o wydarzeniach fikcyjnych i tworzy fikcyjne postacie, fikcyjność jest podstawową właściwością jej świata przedstawionego; narracyjna proza dokumentarna opowiada o wydarzeniach autentycznych, o dziejach i czynach osób, nie będących tworem pisarskiej imaginacji. Nie można tej truistycznej prawdy nie brać pod uwagę, gdy poddaje się analizie powieściowe właściwości dokumentarnych relacji Lewisa. Nie można także wtedy, gdy skłonnym byłoby się przychylić do sformułowanej niedawno opinii, że dychotomiczny podział na prozę narracyjną operującą fikcją i prozę dokumentarna nie ma uzasadnień w materii tekstowej i nie odpowiada rzeczywistemu skomplikowaniu faktów literackich, bo w narracjach fikcyjnych występować mogą elementy faktograficzne, w narracjach faktograficznych zaś — elementy fikcji. Nie wystarczyłoby jednak powiedzieć że w książkach tych trochę jest faktografii, trochę — fikcji. Tym bardziej, że występowania elementów fikcji, rozumianej jako właściwość strukturalna świata przedstawionego, nie sposób wykazać. Trzeba przyjąć z dobrą wiarą zapewnienia autora, że wszystko, co pojawia się w jego książkach, jest autentykiem, pochodzi z materiałów, zebranych w trakcie badań terenowych (tym bardziej, iż Lewis oświadcza, że każdemu zainteresowanemu może przedstawić dokumentację — surowe materiały, z których zbudował swe książki, w formie pełnego zapisu tekstów nagranych, na taśmie magnetofonowej). Wydaje się, że niefikcyjność świata, który się w tych dziełach rekonstruuje, jeszcze dobitniej ujawnia rolę i znaczenie stosowanego w nich montażu literackiego.
Jednakże sprawa fikcji to nie tylko — jak sądzono dotychczas — kwestia konstruowania rzeczywistości, o której się opowiada. To przede wszystkim problem fikcyjności samych aktów mowy, konstytuujących tekst powieściowy. Tak rozumiana, fikcja beletrystyczna polega na takim operowaniu językiem, które nie mieści się w potocznej praktyce językowej. Występujące w powieści akty mowy nie są aktami mowy powieściopisarza w tym sensie, w jakim są nimi jego listy czy wypowiedzi w życiu codziennym; dotyczy to aktów mowy pojawiających się na wszystkich szczeblach struktury narracyjnej. W książkach Lewisa, będących montażami nagranych na taśmie wypowiedzi, akty mowy z całą oczywistością fikcyjne nie są; więcej, rzeczywisty ich charakter stanowi podstawowe założenie, jest fundamentem dokumentaryzmu. Musimy przystać, że to naprawdę mówi Pedro Martinez i jego żona Esperanza, rodzeństwo Sanchezów czy Fernanda, jej dzieci i krewni. To mówią oni sami, to ich głos został nagrany na taśmie przez socjologa i jego ekipę. Mówią oni sami, choć ich wypowiedzi poddano redakcyjnej obróbce. Podobnie nie można traktować jako fikcyjnego aktu mowy autorskich wstępów, w których Lewis przedstawia swoje założenia oraz wprowadza informacje uzupełniające, ważne dla zrozumienia autobiograficznych monologów, odpowiadają one przyjętej poetyce wstępu autorskiego (również takiego, który poprzedza teksty powieściowe), a także — w jakiejś przynajmniej mierze — poetyce rozprawy naukowej (choć autor jest w nich oszczędny w stosowaniu pojęciowej aparatury socjologicznej). Naturalność aktów mowy, występujących w tych dziełach, sprawia, że ich upodobnienie do powieści nie może być nigdy pełne; sprzyja ona jednak ujawnieniu procederów powieściowych w wypowiedziach, które mogłyby być od nich wolne, pozwala pokazać specyficzny charakter upowieściowienia w tekstach, mających założenia i cele dokumentarne.
Wszystkie trzy książki opierają się w zasadniczych zarysach na podobnych założeniach, wykorzystują opowieści nagrane przez autora w czasie jego badań socjologicznych; wszystkie odwołują się do podobnego środowiska mikrospołecznego: rodziny. Wszystkie — jak już wspominałem — budowane są z opowieści wielu osób, wszystkie wreszcie są skomponowane tak, że przejrzyście zostały podzielone na czasowe odcinki (najwyraziściej w Rodzinie Martinezów). Ta wspólność założeń ma znaczenie podstawowe, pozwala analizować wszystkie trzy książki jako realizację podobnych koncepcji i zamierzeń, różnice ukazują się dopiero na dalszym planie. Dotyczą one takich zjawisk, jak zakres chronologiczny uwzględnianych wydarzeń (najrozleglejszy w Rodzinie Martinezów), wydzielanie poszczególnych sekwencji narracji, relacje zachodzące pomiędzy monologami poszczególnych postaci (w obrębie poszczególnych sekwencji mają one niekiedy — zwłaszcza w Sanchezie — charakter paralelny, ukazują mniej więcej te same wydarzenia z perspektywy kolejnego opowiadającego; w innych przypadkach paralelność nie zanika, czynnikiem istotniejszym staje się jednak następstwo faktów). Różnice nie naruszają więc podstawowych założeń, które Lewis wypracował już w pierwszym dziele z tego socjologiczno-literackiego tryptyku.
Pozwala to na ujawnienie metod upowieściowienia występujących w trzech książkach. Układają się one w spoiste całości o wyrazistej kompozycji, choć założyć można z całą pewnością (nawet, gdy się nie ma dostępu do wykorzystywanych w nich materiałów), że o tym nie stanowiły same elementy, jakie się na nie złożyły. Wyrazista kompozycja nie została bynajmniej podpowiedziana przez materiał, raczej należy się domyślać, że w swej surowej postaci tonął on w chaotyczności, została mu narzucona w trakcie literackiej obróbki. Poszczególne wątki — jeśli w tym przypadku o wątkach w ogóle można mówić — rozwijają się nadzwyczaj konsekwentnie, doprowadzone zostają do momentu, który jeśli nawet nie jest zamknięciem w ścisłym tego słowa znaczeniu czy pointą, to jest tak skonstruowany by zaspokoić rozbudzoną ciekawość czytelnika, co oczywiście jest zgodne z procedurami powieściowymi. Takiej organizacji wątków nie podyktowało z pewnością „nagie życie", choć zauważyć należy, iż ich zamkniętość nigdy nie jest pełna, odznacza się dyskretnością i stonowaniem, co m.in. wynika z faktu, że Lewis nawiązuje do doświadczeń współczesnej prozy powieściowej (o czym będzie mowa dalej). Sprawa wątków, czyli historii poszczególnych monologujących postaci, opowiadających o życia swego przypadkach, albo epizodów tych historii, czasem dość rozbudowanych, nie wyczerpuje problemu, jest jedynie elementem obszerniejszej kwestii. Na tej zasadzie budowane są całe relacje. Mają one przedstawić historię rodzin, a tym samym — wizję środowiska, które stanowi przedmiot badania. Historię w ich konkrecie i jednostkowości, nie podporządkowaną tezie (a w książkach, będących w zamierzeniu autora nie tylko zbiorem relacji, ale także pewną propozycją metodologiczną dotyczącą sposobów uprawiania dociekań socjologicznych, o „tezy" było z pewnością łatwo). Narratorzy z meksykańskich slumsów i wsi czy puertorykańscy nędzarze nie są zdolni do uogólnień, toteż nie ma ich w tekście głównym. Zdolni są zaś do opowiadania o konkretach, o wydarzeniach jednostkowych. I to także sprzyja w przypadku Lewisa upowieściowieniu narracji. Pojawia się w niej wiele szczegółów, które z pewnością nie warte byłyby rozpatrywania w rozprawie socjologicznej, zmierzającej nie do rekonstrukcji życia codziennego w jego niczym nie krępowanej konkretności, ale do ujawnienia, jakim wzorcom kulturowym owa codzienność się podporządkowuje, jakie mechanizmy w niej działają. Pojawia się więc wiele szczegółów, które dla interpretacji socjologicznej byłyby nieistotne, stanowiły obciążenie, czy wręcz tworzyły redundancje, zamazujące wyrazistość obrazu. Lewis nie tylko nie usuwa ich z monologów, stanowiących kompozycje o wyraźnych konturach, ale — jak się zdaje — ze szczególną pieczołowitością je wydobywa. Jeśliby o książkach tych mówić po prostu jako o powieściach, to można by powiedzieć, że właśnie z tych detali, z ulotnych faktów, z drobnych wydarzeń, powstaje świat przedstawiony. Wyraźne jest to we wszystkich książkach, zwłaszcza zaś — w Nagim życiu. Wykracza w nim autor poza ścisły zapis wypowiedzi. Każdy z ciągów monologowych, poświęconych pięciu głównym postaciom książki, poprzedza rozdziałami, będącymi opisem przeciętnych ich dni codziennych, opisem rekonstruowanym na podstawie wywiadów i obserwacji uczestniczącej. Charakterystyczne, że w autorskim wprowadzeniu uzasadnia Lewis to posunięcie, odwołując się do literatury:
Wykorzystanie dnia jako jednostki badania jest pospolitym chwytem powieściopisarzy. [...] ma to nie mniej plusów dla nauki niż dla literatury i stanowi doskonały środek łączenia naukowych i humanistycznych aspektów socjologii. Dzień powszechnie rządzi życiem rodzinnym, jest dostatecznie małą jednostką czasu, żeby można prowadzić intensywną i nieprzerwaną obserwację bezpośrednią, i służy idealnie do przeprowadzenia kontrolowanych porównań (Nagie życie, I, s. 19).
Opis dnia codziennego pozwala nie tylko na wprowadzenie informacji, jakich trudno byłoby oczekiwać w monologu autobiograficznym (np. dotyczących miejsca, w którym jest on nagrywany), umożliwia podanie masy wiadomości o szczegółach z pozoru nieważnych. Niektóre z tych informacji mają krój typowo powieściowy. Tak np. zaczyna się relacja o jednym z dni:
Rosa skręciła szybko w Eagle Avenue, gdzie mieszkała Soledad. Dochodziła godzina dziewiąta, a Soledad z córeczkami miała być w Ośrodku Zdrowia o pół do dziesiątej. Rosa zgodziła się pójść z nimi jako tłumaczka. Soledad mieszkała w trzypiętrowej kamienicy czynszowej w okolicach zamieszkanych przez Puertorykańczyków w Bronx. [...] W ten kwietniowy poranek [w przypisie dodano: „roku 1964" — M. G.] żaluzje były opuszczone. Rosa przeszła przez sień na tyły domu i zastukała do drzwi kuchennych. Drzwi otworzyła jej Flora, bratowa Soledad, niska, chuda kobieta o sympatycznej twarzy, mniej więcej trzydziestoletnia (Nagie tycie, I, s. 217).
Gdyby czytać ten fragment, nie wiedząc z czego pochodzi, można byłoby się domyślać jednego tylko: jest to epizod naturalistycznej powieści. Rozpatrywany w izolacji, w pełni demonstruje swą powieściowość. Oczywiście, nie wszystkie segmenty książek Lewisa czynią to z taką ostentacją i w takim nasileniu; nawet jednak gdy weźmie się pod uwagę tę poprawkę, można fragment ten uznać za reprezentatywny. Socjolog zmierza nieustannie i konsekwentnie do tego, co Barthes nazwał kiedyś „efektem realności". Ów efekt uznał on za jedną z cech charakterystycznych powieści; w narracji powieściowej bowiem pojawia się wiele elementów, które pełnią w trakcie wydarzeń funkcje jedynie pośrednie, mają wszakże swą wagę jako narracyjne wypełnienie świata (stanowi to — zdaniem Barthesa — swoisty luksus narracji). Opowiadając o tym, co pojedyncze, powieść operować musi „nieużytecznym szczegółem". Uwagi Barthesa dotyczą Flauberta, ale w pełni stosują się do dokumentarnych narracji Lewisa. I u niego ważne jest to, co pojedyncze, ważne jest dążenie do wypełnienia świata stanowiącego przedmiot relacji maksymalną liczbą konkretów, choćby one nie miały znaczenia dla opowiadającego w danym momencie bohatera i same w sobie nie mogły budzić szczególnego zainteresowania socjologa, analizującego dane środowisko. Liczy się jednak pełna o nim wiedza — włącznie ze szczegółami, choćby z pozoru błahymi.
I dotyczy to nie tylko tych innorodnych na tle całości „dni". Występują one zresztą jedynie w Nagim życiu, a omawiane zasady charakteryzują także pozostałe książki Lewisa. Analizowana przez Barthesa reguła wypełnienia i nieużytecznego szczegółu obowiązuje konsekwentnie we wszystkich monologach. I w nich opowiada się o tym, co ulotne, nieznaczące, przemijające w swej powszedniości. I one przelewają się wręcz od nadmiaru materiałów tego typu. Sprzyja temu stosowana konsekwentnie w monologach zasada: dominuje w nich ten typ opowiadania, który angielscy teoretycy określili słowem showing; telling — czyli opowiadanie sumaryczne i syntetyzujące — nie odgrywa niemal żadnej roli. Jest to więc znaczący objaw upowieściowienia.
Tym bardziej, że towarzyszy mu ważny dla narracji powieściowej proceder: monologi skonstruowane są ze scen, w których dominujące miejsce zajmują dialogi. Wszyscy narratorzy książek Lewisa opowiadają nie tylko o faktach poprzez konkretne sceny, ale także powtarzają rozmowy, jakie w czasie tych scen się odbyły. Innymi słowy: w monologach obficie przytaczane są dialogi — także wtedy, gdy opowieść dotyczy dawno minionych wydarzeń. Dialogi rozwinięte, w których z równą przykładnością reprodukowane są wypowiedzi opowiadającego, jak repliki jego interlokutora (będącego zresztą często adwersarzem, monologiści Lewisa — zwłaszcza w Sanchezie i Nagim życiu — są kłótliwi). Przykłady tego rodzaju znaleźć można na każdej niemal stronie. Te przytaczane dialogi mają w najwyższym stopniu charakter powieściowy, powieściowej konwencji przytaczania odpowiada także towarzyszący im kontekst narracyjny, informujący, kto mówił, a często — również jak mówił. Nasuwają się tu pytania różnego rodzaju. Monologi nagrane przez Lewisa są oczywiście opowieściami w pierwszej osobie, przytoczenia dialogów obszernych i niekiedy należących do dawno minionych czasów w życiu postaci wymagają w narracjach tego typu szczególnego uzasadnienia. W powieści w pierwszej osobie ukształtowały się konwencje, które jeśli nawet nie motywują występowania tak zarysowanych dialogów, to w każdym razie sprawiają, że nie odczuwa się ich jak obcego ciała w toku narracyjnego przebiegu; najważniejsza z tych konwencji to ta bodaj, którą Mendilow określił jako konwencję doskonałej pamięci.
Ową konwencyjną doskonałą pamięcią odznaczać się mogą fikcyjni opowiadacze z powieści w pierwszej osobie. Co się jednak z nią dzieje, gdy mamy do czynienia z narratorami autentycznymi, których opowieści zostały nagrane na taśmę? I tutaj nasuwają się pewne podejrzenia. Nie wiem, w jaki sposób opowiadają meksykańscy i puertorykańscy mieszkańcy slumsów czy chłopi z zapadłych azteckich wsi; być może w kulturze narracyjnej, do której należą, opowiada się właśnie w ten sposób, że przytacza się obszerne dialogi. Jeśliby tak było w istocie, to ta metoda przytaczania bliska byłaby konwencjom powieściowym, które na książki Lewisa oddziaływają; wówczas sami narratorzy z Meksyku i Puerto Rico sprzyjaliby upowieściowieniu, choć z pewnością żadnej powieści w życiu nie przeczytali (nawet w tym szczęśliwym przypadku, gdy nie byli analfabetami).
Dominowanie dialogu w zgromadzonych przez Lewisa monologach biograficznych, składających się w każdej książce na dzieje rodziny, nie tylko świadczy o przewadze showing nad telling, jest jednym z tych czynników, które pozwalają uściślić, z jakim typem upowieściowienia mamy tutaj do czynienia, wskazać do jakich odmian powieści autor się odwołuje. Najogólniej powiedzieć można, iż jest to powieść już po naturalistycznym przemodelowaniu, powieść niewątpliwie dwudziestowieczna (m.in. winno paść tu nazwisko Johna Dos Passosa). Jest to powieść punktu widzenia, co odnosi się zwłaszcza do Sancheza i Nagiego życia;, w Rodzinie Martinezów zasada punktu widzenia też jest obserwowana, jej działanie jednak mniej rzuca się w oczy, co wynika z faktu, że występuje w niej troje tylko narratorów i że w dużo większym stopniu niż dwie pozostałe książki zbliża się ona do powieści rodzinnej, w tym sensie, że opowiada dzieje rodziny na szczególnie dużym wycinku czasu, podczas gdy i Sanchez i Nagie życie ograniczają się do pewnego tylko etapu rodzinnych dziejów, wydarzenia wcześniejsze traktując bądź jako element wprowadzenia czy tła, bądź tylko wspominając je — dla pełni obrazu — w retrospekcjach.
Zasada punktu widzenia w książkach Lewisa wyraża się bowiem nie w tym jedynie, że została zachowana pełna autonomia monologu, że nikt weń nie ingeruje i nikt nie koryguje tego, co monologista powiedział, wyraża się w tym także, iż jedno wydarzenie może być rozmaicie ukazywane w poszczególnych monologach; wynika to z podstawowego — zwłaszcza dla kompozycji Sancheza i Nagiego życia — faktu, że monologi ugrupowane zostały tak, by nie tylko posuwać naprzód dzieje poszczególnych opowiadaczy, ale także by z różnych stron ukazywać wybrany etap losów rodziny. W książkach Lewisa liczy się to, co dany narrator o danym wydarzeniu mówi, poza rejonem zainteresowania jest zaś stwierdzenie, czy jest to w zgodzie z rzeczywistością, chodzi w nich bowiem nie o docieczenie prawdy o takim czy innym fakcie, ale z jednej strony — o utrwalenie świadomości mówiących, z drugiej zaś — o ogólną wizję ich życia, w tej perspektywie zaś nie ma znaczenia, która z wersji danego wydarzenia jest wiarygodna. I tutaj analogia do szeroko rozumianej powieści współczesnej nasuwa się szczególnie dobitnie, skoro to ona właśnie zrezygnowała z dążenia do tego, co byłoby literackim ekwiwalentem klasycznej definicji prawdy. To założenie nie umniejsza bynajmniej dokumentalnych wartości książek Lewisa, skoro chodzi w nich także o utrwalenie pewnych stanów świadomości, nie zaś — o pedantyczną wierność dla każdego szczegółu. Tym bardziej, że zasada ta w niczym nie ogranicza bogactwa realiów obyczajowych ani nie wpływa na zubożenie wiedzy o środowisku.
Przeciwnie, jej stosowanie odpowiada bezpośrednio jednemu z założeń badawczych Lewisa, chce on bowiem przedstawiać w swych książkach nie tylko dzieje rodziny, ale także — stosunki między jej członkami. W takim przypadku ważne jest nie tylko to, co monologiści bezpośrednio mówią o swych losach, to także, jak postrzegają siebie wzajemnie i jak ujmują poszczególne elementy swych wspólnych dziejów. W konsekwencji zarysowuje się harmonia pomiędzy celami badawczymi a szeroko stosowaną w gatunku powieściowym techniką punktu widzenia, czy też „techniką Rashomona". Podmiot każdego z monologów występuje nie tylko w roli narratora, który opowiedzieć ma swoją historię, zarazem bierze udział w grze prowadzonej z innymi postaciami, jest uczestnikiem napięć i konfliktów. Można by więc powiedzieć, że monologi są nie tylko przekazem narracyjnym, nagrywanym na taśmę, mającym zaspokoić ciekawość dość tajemniczych dla opowiadaczy odbiorców, są także jakby rzeczywistością dla siebie, systemem luster, w których członkowie rodziny wzajemnie się odbijają.
W przedmowie do Sancheza wymienia Lewis — jak już wspomniałem — nazwisko Henry Jamesa. Nie dzieje się to, jak sądzę, przypadkiem; tradycją, do której się odwołał, czyniąc z materiałów zebranych w czasie badań terenowych spójne całości narracyjne, jest właśnie ten wzorzec powieści, do którego ukształtowania James szczególnie się przyczynił. Wyraża się to nie tylko w technice punktu widzenia i wynikającej z niej zasadzie pokazywania poszczególnych monologistów, tak jak się wzajemnie widzą. Wyraża się w tym także, co w postnaturalistycznej teorii powieści nazywało się nieobecnością autora. Jak już mówiłem, w książkach swych Lewis respektuje pełną autonomię monologów; narzuca im sens za pośrednictwem montażu (redagowania), nie ingeruje w nie zaś bezpośrednio. Zachowuje się przeto tak jak narrator w powieści naszego stulecia. W dziełach jednak, których celem nie jest tylko opowiedzenie pewnych historii, ale także wyrażenie mniemań teoretycznych i socjologicznych, głos autora musi być słyszalny. I rzeczywiście, jest słyszalny — ale tylko we wstępach, które zawierają niezbędne ustalenia i informacje. Nie będą mnie one zajmować jako wypowiedzi teoretyczne. Ze względu na omawianą w tym szkicu problematykę interesujący jest ich stosunek do monologów autobiograficznych. I te wprowadzenia bowiem wnoszą znaczące elementy narracyjne.
Informują mianowicie o tym, co nie znalazło się w monologach, a jest konieczne dla ich zrozumienia. Przekazują wiadomości o miejscach nagrania, ogólne informacje o środowisku itp. Można by zaryzykować twierdzenie, że te fragmenty wstępów pełnią tę rolę, jaką w powieści klasycznej odgrywały fragmenty narracji, wypowiadane bezpośrednio przez narratora wszechwiedzącego. Analogia wydaje się uzasadniona, nie sposób jednak nie zauważyć, że tego typu informacje umieszczono poza główną częścią narracyjną. Wstępy niewątpliwie do niej nie należą, stanowią tekst wydzielony. Więcej, można z doskonałym skutkiem przeczytać zasadnicze części monologowe, opuszczając wprowadzenia. Tak może uczynić czytelnik nie interesujący się problematyką socjologiczną, podjętą w książkach Lewisa. W tego typu odbiorze nie będą się one niczym różniły od „normalnych" powieści. Pełne upodobnienie z pewnością jednak nie było intencją socjologa, czytanie takie zubożyłoby jego dzieła o jeden z istotnych wymiarów. Gdy się jednak czyta je jako upowieściowiony dokument socjologiczny, nie można, oczywiście, wstępów nie brać pod uwagę. Godne uważnej lektury jest to zwłaszcza, co dotyczy roli przeprowadzającego badania i jego stosunku do bohaterów-narratorów. Lewis informuje o swoich relacjach z osobami będącymi przedmiotem badania, o więzach, jakie między nimi powstały, o typie wywiadów, jaki stosował. Jeśli przełożymy te informacje na język, stosowany w analizie gatunku powieściowego, to powiedzieć możemy, iż relacje te odpowiadają w jakiś sposób stosunkowi między narratorem a światem przedstawionym. Narrator rządzi nim i manipuluje, ale chce pozostać niewidoczny, nie zamierza uwydatniać swej pozycji i roli, rezygnuje z przywilejów, które mógłby sobie przyznać. O sobie i swoich działaniach mówi to jedynie, co niezbędne. Mówi — podkreślmy raz jeszcze — poza tekstem głównym. I tu więc także ujawnia się analogia do powieści budowanej na zasadzie punktu widzenia.
Na koniec kilka jeszcze refleksji. Doświadczenia Lewisa są ważne nie tylko ze względu na rozwój form literatury dokumentarnej, są ważne również ze względu na rozwój form powieściowych (choć teoretycy powieści tych książek nie dostrzegają; jedynym znanym mi wyjątkiem jest George Steiner). Pokazują nowe ich możliwości. Lewis bowiem ukształtował nową formę wypowiedzi, nową nie tylko w obrębie dokumentu socjologicznego, czy — ogólnie piśmiennictwa dokumentarnego. Nową formę także wtedy, gdy się jego dzieła rozpatruje w wymiarze ściśle literackim. Formę pokazującą, jak społeczny autentyk przekształca się w rozbudowane całości narracyjne. Nową także przez to, że dla skonstruowania narracji wykorzystano w tych książkach taki środek techniczny, jak taśma magnetofonowa. I tutaj właśnie korespondują one z tendencjami widocznymi w powieści ostatnich czasów. Nie tylko bowiem zmierza ona w wielu wypadkach do naśladowania toku mówienia na obszarze całego tekstu (by wspomnieć tu tylko o monologu wypowiedzianym), ale jest stylizowana na wypowiedź nagrywaną na taśmę (najkonsekwentniejszym bodaj przykładem tego ujęcia jest Nierzeczywistość Brandysa). Mimo że w powieści nagrywane monologi są sprawą stylizacji, w książkach Lewisa zaś autentyku, przenoszonego z taśmy na papier, analogie narzucają się z dużą siłą.
Dalsza kwestia, to problem ekspansji form powieściowych na różnego typu konstrukcje narracyjne, problem kształtowania się powieściowego wzorca narracyjnego, który funkcjonuje poza sferą powieści. Dzieła Lewisa byłyby przykładem szczególnie dobitnym działania tego wzorca. Trudno się jednak zadowolić stwierdzeniami tak ogólnymi. Trzeba raczej zapytać, w jakiego typu narracjach niepowieściowych wzorce powieściowe mają szczególną szansę, gdzie działają ze szczególną siłą. Wydaje się, że książki Lewisa sugerują odpowiedź o szerszym zasięgu, nie są bowiem przypadkiem, ale raczej — przejawem ogólniejszej tendencji. Wydaje się, że upowieściowieniu podlegają ze szczególną łatwością te narracje, w których opowiada się o faktach jednostkowych, o konkretnych osobach, nawet wtedy, gdy i fakty, i osoby ujmowane są — jak u Lewisa właśnie — w wymiarach społecznych. Powieść stała się podstawowym w naszej kulturze wzorcem mówienia o tym, co jednostkowe i w swej konkretności niepowtarzalne, tak jak czymś jednostkowym i niepowtarzalnym jest każda biografia (choćby maksymalnie zdeterminowana przez przynależność do danego środowiska lub grupy społecznej; taki właśnie jest przypadek bohaterów Lewisa). Stała się więc — być może — jedną z podstawowych form ekspresji światopoglądu personalistycznego (Lewis jest w swych badaniach socjologicznych personalistą programowym).
Stała się wzorcem mówienia z pewnością nie tylko w tak ku jednostkowości nakierowanym dokumencie socjologicznym. Także w innych typach pisarstwa, w tym — przede wszystkim — pisarstwa biograficznego.
Sartre powiedział w wywiadzie, w którym komentował swą wielką biografię Flauberta, L'idiot de la familie:
Chciałem, by czytano moje studium jak powieść, gdyż jest to w istocie historia doświadczenia, które prowadzi do klęski całego życia. Chciałem zarazem, by je czytano, myśląc że to prawda, że jest to powieść prawdziwa. W całej książce jest to Flaubert taki, jakim go sobie wyobrażam, ale mając metody, które wydają mi się ścisłe, myślę jednocześnie, że jest to Flaubert taki, jaki jest, taki, jaki był. W studium tym stale miałem potrzebę wyobraźni.
To co Sartre z taką samowiedzą wyłożył, u autorów wielu biografii występować może w postaci utajonej i nieuświadomionej. Oczywiście nie znaczy to, że wszelkie powstające w naszych czasach biografie, choćby takie, które poddają się rygorom dyskursu historycznego, korzystają, czy wręcz korzystać muszą, ze środków, jakie podsuwa powieść. Jest jednak faktem niezaprzeczalnym, że powieść, gdy patrzy się na nią z tego punktu widzenia, jest gatunkiem o dużej ekspansywności. Paradoksalnie, jest nim mimo kryzysu jej klasycznej postaci. Nie znaczy to jednak, że na piśmiennictwo nieliterackie czy paraliterackie oddziaływać mają tylko tradycyjne odmiany powieści.
Choćby tom wywiadów Hanny Krall z Markiem Edelmanem świadczy, że może być inaczej; jego kształt narracyjny byłby z pewnością niemożliwy, gdyby nie było nouveau roman, zwłaszcza zaś — powieści Robbe-Grilleta.
Kształtowanie się relacji między powieścią i formami piśmiennictwa dokumentarnego i biograficznego ująć można jako jeden z przejawów tego, co nazwałem mimetyzmem formalnym. Tutaj mamy do czynienia jakby z jego odwrotną stroną: to już nie literatura odwołuje się „naśladując" do takich czy innych form pisarstwa nieliterackiego czy paraliterackiego, to właśnie formy nieliterackie odwołują się do utrwalonych w tradycji kształtów wypowiedzi literackich. Oglądany z tej perspektywy mimetyzm formalny staje się swojego rodzaju zasadą korespondowania form pisarskich, literackich i nieliterackich, analogicznego w jakiejś mierze do korespondencji sztuk. Znakomite książki Oscara Lewisa są niezwykle wyrazistym przykładem tego procesu.
F. Brunetière, Le roman experimental, [w:] Le roman naturaliste, wyd. XV, bez daty i miejsca wydania, s. 121-140.
Piszę o tym szerzej w książce Powieść młodopolska, Wrocław 1969, s. 73.
Zob. B. Skarga, Claude Bernard, Warszawa 1970.
O. Lewis, Sanchez i jego dzieci. Autobiografia rodziny meksykańskiej, tłum. A. Frybesowa, Warszawa 1964; idem, Rodzina Martinezów. Życie meksykańskiego chlopa, tłum. J. Olędzka, Warszawa 1970; idem, Nagie życie, t. I — II, tłum. Z. Kierszys, Warszawa 1976. Cytaty z dzieł Lewisa lokalizuję w tekście.
Zob. uwagi o pracach Lewisa w książce R. H. Browna, mówiącej o przydatności poetyki dla socjologii, uwagi wskazujące właśnie na literacki ich charakter (R. H. Brown, A Poetic for Sociology. Toward a logic of discovery for human sciences, Cambridge 1977).
Zob. Z. Łapiński, Posłowie tłumacza (do Frame Analysis E. Goffmana), „Teksty" 1977, nr 5-6, s. 257-258.
M. Dąbrowska, Dokument i literatura. O „Pamiętnikach chłopów", [w:] Pisma rozproszone, t. II, Kraków 1964, s. 144. Esej Dąbrowskiej, opublikowany po raz pierwszy w „Wiadomościach Literackich" 1937, nr 38, jest jednym z najlepszych studiów o właściwościach literackich prozy dokumentarnej.
T. Todorov, La notion de littérature, [w:] Les genres du discours, Paris 1978, s. 25.
Zob. szkice: U. Weisstein, Collage, Montage, and the Related Terms: Their Literal and Figurative Use in Application to Techniques and Forms in Yarious Arts, „Comparative Literaturę Studies" 1978, vol. XV, nr 1; R. Nycz, O kolażu tekstowym, „Teksty" 1978, nr 4.
Zob. M. Zavarzadeh, A Typology of Prose Narrative, „Journal of Literary Semiotics" 1974, nr 3.
Zob. o tym: B. Herrnstein-Smith, Poetry as Fiction, [w:] New Direction in Literary History, R. Cohen (ed.), London 1974; J. Searle, The Logical Status of Fictional Disocurse, „New Literary History" 1975, vol. VI, nr 2.
R H. Brown, (op. cit., s. 59) przytacza wypowiedź Lewisa, w której on powiada, iż stosuje taką technikę, jak w filmie Rashomon (jak wiadomo, w tym filmie japońskim jedno wydarzenie ukazane zostało tak, jak je widzą kolejno cztery osoby).
R. Barthes, L'effet du réel, „Communications" 1968, nr 11.
A. A. Mendilow, Time and the Novel, London 1952.
G. Steiner, The Pythagorean Genre, [w:] Language and Silence, New York 1967; o Lewisie — s. 84.
Wypowiedź z wywiadu udzielonego M. Contat i M. Rybalka. Cyt. za: J. P. Sartre, Situations, X, Politique et autobiographie, Paris 1976, s. 94.
H. Krall, Zdążyć przed Panem Bogiem, Kraków 1977.