"Ludzie bezdomni" jako powieść młodopolska
Nietrudno zauważyć, że powieść Stefana Żeromskiego "Ludzie bezdomni" różni się zasadniczo od znanego kanonu powieści pozytywistycznej. "Ludzie bezdomni" to nowa jakość, zapowiedź zupełnie odmiennego podejścia artystycznego do formy powieści.
Dzieło Żeromskiego nie jest jednak rewolucją w polskim powieściopisarstwie. To raczej łagodne, ewolucyjne przejście w kierunku nowego prądu literackiego. W "Ludziach bezdomnych" wciąż przecież można znaleźć silne elementy pozytywizmu, w duchu którego wychowywał się Żeromski i od którego do końca swych dni w sposób wyraźny nie odciął się, ani nie zdystansował.
Jakie zatem nowe koncepcje i środki pojawiają się w "Ludziach bezdomnych"? Już na pierwszy rzut oka widoczna jest zmiana w sposobie ukazywania fabuły. Tu autor nie dba o to, aby wydarzenia były skrupulatnie, chronologicznie ułożone, ażeby konsekwentnie utrzymany został logiczny wywód przyczynowo-skutkowy w toku opowiadania wydarzeń fabuły. Akcja "Ludzi bezdomnych" składa się z pewnej ilości epizodów rozgrywających się w różnych miejscach (Paryż, Warszawa, Cisy, zagłębie sosnowieckie) i, przede wszystkim, w różnym czasie. Nieraz fabuła posiada kilkumiesięczne przerwy, o których niczego czytelnik się nie dowiaduje. Widać tu mocny subiektywizm w ukazywaniu wydarzeń, który współgra z autorską wizją całości dzieła. Żeromski odchodzi od skrupulatnego, kronikarskiego zapisywania wypadków, tak charakterystycznego dla czasu pozytywizmu, na rzecz swobodnego przedstawiania określonych momentów w rozwoju akcji w celu stworzenia subiektywnego obrazu świata przedstawionego.
Odejście od pozytywistycznego obiektywizmu na rzecz impresjonistycznej wieloznaczności przejawia się także w zarzuceniu koncepcji wszystkowiedzącego narratora. Taka obiektywna, bogato informująca o tle wydarzeń narracja cechowała utwory pozytywistyczne. Tymczasem Żeromski tworzy nowy typ narratora. Jest on mocno związany z osobą głównego bohatera powieści, Tomasza Judyma. Niekiedy taki typ narratora nazywany jest "bohaterem prowadzącym". Bowiem o świecie przedstawionym powieści czerpiemy informacje głównie przez pryzmat osoby Tomasza Judyma. Dokładnie znamy jego działania, bezpośrednio poznajemy jego życie wewnętrzne i światopogląd oraz motywy, jakie kierują jego zachowaniem. Natomiast otoczenie doktora Judyma widzimy jego oczami. Chcąc nie chcąc, podzielamy jego sympatie i antypatie, przyjmujemy jego punkt widzenia za swój. Jakże daleki jest taki sposób prowadzenia narracji od obiektywnego i pozornie niezaangażowanego narratora pozytywistycznego.
Ażeby uniknąć jednostronności w opisywaniu wydarzeń powieści, a także w celu poszerzenia jej tła, Żeromski pozwala sobie na wprowadzenie innych jeszcze, prócz towarzyszącego Judymowi, narratorów. W "Ludziach bezdomnych" znajdziemy pamiętniki Joasi Podborskiej oraz listy jej brata z zesłania. Te fragmenty wprowadzają zupełnie inny tok narracji, rzucają odmienne, acz także subiektywne, światło na wydarzenia powieści i jej bohaterów. Literatura młodopolska pełna jest prób tworzenia coraz to nowych modeli kompozycji utworu literackiego. Żeromski, budując tak nietypowo tok narracji w swej powieści, był prekursorem późniejszych, czasem o wiele śmielszych, poszukiwań i rozwiązań.
O nowatorstwie "Ludzi bezdomnych" w stosunku do poetyki pozytywizmu świadczy też bogata warstwa symboliczna powieści. Zastanawiać by się można, czy symbolizm utworu nie jest nazbyt silnie rozbudowany. "Ludzie bezdomni" pod względem ilości symboli, czasem ocierających się o banał, jak choćby słynna "rozdarta sosna", stoją o krok od popadnięcia w manierę ilustrowania wszelkich istotnych wydarzeń jakimś metaforycznym obrazem. Nieprzypadkowo w Luwrze Tomasz wraz ze znajomymi paniami podziwia Wenus z Milo, a wkrótce potem "Rybaka". Takie podsuwanie czytelnikowi pod nos wyrazistych symboli i pewnych utartych skojarzeń za którymś razem z kolei poczyna być nużące. Nadto, istnieje niebezpieczeństwo, iż zasypywany tak oczywistymi figurami czytelnik, minie niepostrzeżenie jakieś subtelne znaczenie, które być może zwróciłoby jego uwagę, gdyby nie sąsiedztwo oczywistych i jednoznacznych symboli. Niemniej, ten sposób ilustrowania akcji to na pewno nowość w stosunku do powieści pozytywistycznej, która unikała symbolicznego obrazowania.
Jako nowość w "Ludziach bezdomnych" zwraca uwagę bogactwo gatunków językowych występujących w powieści. Każdy z bohaterów posługuje się właściwym tylko dla siebie językiem. W mowie poszczególnych postaci wyraźnie słychać ich pochodzenie społeczne, status majątkowy i posiadane wykształcenie. Jakże odmienny jest prosty, plebejski język żony Wiktora od inteligenckiego żargonu, jakim posługuje się niekiedy Korzecki. Zaznaczyć trzeba, że rzadko kiedy bohaterowie powieści mówią czystą literacką polszczyzną. Ich języki są mocno zindywidualizowane, w pełni wyrażają ich przekonania, stany duchowe czy nawet tylko nastroje chwili.
Język polski w "Ludziach bezdomnych" to nie tylko plastyczne tworzywo w ustach bohaterów. Także sam autor często korzysta z malarskich możliwości języka dla podkreślenia pewnych przełomowych momentów w życiu swoich postaci. Narracja staje się wówczas bardzo poetycka i w subtelny, właściwy dla liryki sposób, oddaje wnętrze duszy bohatera. Wystarczy dla przykładu przywołać choćby krótki rozdział "Przyjdź" poświęcony marzeniom doktora Judyma wywołanymi przez sielski widok pejzażu wkrótce po gwałtownej burzy. Żeromski wielokrotnie pozwala sobie w "Ludziach bezdomnych" na malowanie słowami impresjonistycznych obrazów, które rozbijają tok akcji, nadając powieści charakter liryczny i nastrojowy. Takie podejście do prozy typowe stało się w czasach Młodej Polski.
Widać więc, jak wiele istotnych cech odróżnia powieść od nurtu pozytywizmu i decyduje o jej młodopolskim charakterze. W "Ludziach bezdomnych" mamy nowy typ przedstawienia wydarzeń akcji, oryginalne rozwiązanie sposobu narracji, bogatą symbolikę, niecodzienne wykorzystanie różnorodnych gatunków języka i wreszcie swoistą poetyzację niektórych partii narracji. Wszystko to decyduje o nowatorstwie dzieła Żeromskiego. Lecz powieść nie jest oderwana od tradycji. O silnym związku utworu z pozytywizmem decyduje mocny, mimo wszystko, realizm powieści i postać głównego bohatera - Tomasza Judyma. Ale rozważania o elementach pozytywizmu w "Ludziach bezdomnych" to już zupełnie inna historia, która zresztą w żaden sposób nie zmieni faktu, iż "Ludzie bezdomni" to zapowiedź nowej epoki w historii literatury polskiej.
"Ludzie bezdomni" - tak brzmi tytuł jednej z najbardziej znanych powieści Stefana Żeromskiego. Ma on, jak tytuły wielu powieści tego pisarza, dwa znaczenia - dosłowne i przenośne.
Dosłowne znaczenie tego tytułu jest całkiem zrozumiałe. Człowiek bezdomny to taki który nie ma dachu nad głową. Tacy ludzie zostali przedstawieni w powieści. Wystarczy przypomnieć sobie opis Paryża w "Słówku o sprawie higieny" zaprezentowanym przez Judyma w domu doktora Czernisa. Proletariat warszawski wegetujący w nędzy też właściwie nie ma dachu nad głową. Tytuł powieści Żeromskiego można zatem odczytywać dosłownie. Jednakże gdybyśmy tylko w taki sposób go interpretowali to byłoby to zbytnim uproszczeniem, zbytnim spłyceniem dzieła.
Ludzi bezdomnych w sensie metafizycznym jest w powieści wielu. Właściwie każda z nich symbolizuje szerszą grupę ludzi, czasem warstwę społeczną.
Najważniejszym z nich jest bez wątpienia główny bohater Tomasz Judym. Doktor jest w powieści jedną z bardzo niewielu postaci które są bezdomne z wyboru. Walczący o nowy porządek społeczny doktor jest zdania że aby skutecznie to robić trzeba żyć w samotności. Boi się że jeśli założy rodzinę, to wkrótce zapomni o ideałach i zmieni się w zwykłego dorobkiewicza. Dlatego świadomie wybiera bezdomność, która w jego przypadku oznacza brak rodzinnego domu i odrzucenie ukochanej osoby. Doktor Judym pragnie w ten sposób spłacić dług względem warstwy społecznej z której pochodził. Żeromski na jego przykładzie pokazuje że bezdomny jest każdy człowiek walczący ze starymi zasadami, walczący o nowy porządek społeczny.
Następną bezdomną osobą jest brat doktora, Wiktor, jednakże przyczyna jego bezdomności jest zgoła inna od przyczyny bezdomności Judyma. Jest nią bieda. Wiktor jest zmuszony opuścić Warszawę i udać się do Szwajcarii w poszukiwaniu pracy i lepszego bytu. Następnie wraz z żoną i dziećmi pragnie pojechać dalej, do Stanów Zjednoczonych. Jego bezdomność ma więc podłoże ekonomiczne. Symbolizuje wszystkich emigrantów opuszczających ojczystą ziemię "za chlebem".
Joasia, ukochana doktora Judyma jest również osobą bezdomną. Traci rodziców i majątek bardzo wcześnie. Następnie opuszcza wujostwo, u których mieszkała, gdyż nie może zaakceptować ich sposobu życia. Nie umie znaleźć sobie miejsca na świecie. Po paru latach wraca do rodzinnych stron ale odkrywa że nie jest z nimi zupełnie związana. Kiedy decyduje się spędzić resztę życia u boku doktora Judyma, ten odtrąca ją w imię wyższych ideałów, skazując na dalszą tułaczkę i bezdomność.
Sytuacja jej brata, Wacława, również nie jest do pozazdroszczenia. Został on zesłany na Syberię, został odsunięty od swego domu jakim była jego ojczyzny - Polska. Na Syberii umiera. Wacław symbolizuje cały naród polski pozostający pod panowaniem zaborców, pozbawiony, przynajmniej na papierze, swojej ojczyzny.
Do ludzi bezdomnych zaliczyć również można Korzeckiego, inżyniera, przyjaciela Judyma z którym niegdyś podróżował po Szwajcarii. Postać ta jest bezdomna duchowo, przeżywa kryzys psychiczny, polegający na braku wiary w życie i braku celu w życiu.
Jak widzimy tytuł powieści Stefana Żeromskiego możemy interpretować dwojako - dosłownie i metafizycznie. Dzięki temu jest ona bardziej refleksyjna i interesująca.
Interpretacja tytułu "Ludzie bezdomni" - problematyka "bezdomności"
Interpretacji tytułu powieści należy dokonać na dwóch płaszczyznach: dosłownej i metaforycznej. Ludzie dosłownie bezdomni to nędzarze paryscy, których Judym spotyka w obskurnych domach noclegowych podczas swych wędrówek po mieście. Bezdomny jest Judym, który uznaje siebie za służebnika idei i, jak sam mówi, musi być wolny. "Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę być sam jeden, żeby obok mnie nikt nie był, nikt mnie nie trzymał". Na tułanie się po obcych domach skazana jest także Joasia. Jej przyszłość to przyszłość typowej guwernantki. Jej bezdomność to bezdomność "wysadzonych z siodła" - zdeklasowanego po powstaniu styczniowym i wskutek zmienionych warunków ekonomicznych ziemiaństwa. Bezdomność brata Joasi, powstańca (ze względu na cenzurę nie jest to powiedziane wprost), można zinterpretować szerzej jako bezdomność narodu. Powstańcem i dlatego wiecznym emigrantem jest też stary Leszczykowski, występujący w powieści w funkcji zbyt idealnego mecenasa. Również inżynier Korzecki, jak każdy konspirator, musi się wyrzec domu. Żeromski stworzył własny typ bohatera tragicznego. W tej powieści jest to Judym. Inne cechy charakterystyczne także dla bohaterów nowel i opowiadań:
- zdolność empatii (umiejętność "czucia z innymi"),
- nastawienie w życiu na "dawanie", a nie "branie" (altruizm, prometeizm),
- ofiarnictwo (tu społeczne), służba idei - inteligent poświęcający się dla warstw niższych,
- kierowanie się wewnętrznym nakazem (imperatywem) moralnym,
- narzucanie sobie obowiązku kształtowania własnej duszy i świata, w którym żyją.
Bohaterowie Żeromskiego, oceniani w kategoriach zdrowego rozsądku, to ludzie przegrani. Sukces nie staje się ich udziałem. Odrzucenie kariery jest jednak świadomym wyborem, dokonanym w imię ocalenia własnych wartości. Wyborem, który pozwala bohaterowi być wiernym sobie. Ocalając własny porządek wartości, bohaterowie dokonują spustoszenia uczuciowego wokół siebie - Judym niszczy uczucia Joasi, Piotr Cedzyna uczucia ojca. Niezależnie od reakcji, jakie we współczesnych odbiorcach wzbudza lektura tej powieści, można z całą pewnością stwierdzić, że przeczytanie tej książki jest wskazane. Żeromski stworzył bowiem typowo polski typ "romantycznego organicznika", w dyskusjach światopoglądowych nazwisko bohatera pojawia się jako synonim pewnej postawy inteligencji polskiej. Widać więc, że Judym to nie bohater, którego można by odłożyć do literackiego lamusa, ale postać nadal intrygująca badaczy i interpretatorów, człowiek, który tworzy się na oczach czytelnika, a według nowych interpretacji wykazuje głęboko chrześcijańskie podłoże swych wyborów. Autor stawia swego bohatera w trudnych sytuacjach, każe mu walczyć z pokusami dobrobytu, daje nam możliwość obserwacji procesu dojrzewania bohatera do określonych wyborów. W pojęciu Judyma "dom", którego on nigdy nie miał, jest synonimem małej stabilizacji, wygodnego życia, które osiąga się za cenę dorobkiewiczostwa. Bezdomność jest stale podkreślaną cechą ludzi skrzywdzonych lub odczuwających krzywdę, szczególnie proletariat miejski, który opuszcza ojczyznę-dom, by szukać chleba na emigracji.
Wieloznaczność tytułu "Ludzie bezdomni":
1. Znaczenie dosłowne: bezdomność cierpiących nędzę emigrantów ze wsi do miasta, wydziedziczonych (Joasia).
2. Znaczenie przenośne: brak miejsca dla idealistów w społeczeństwie - Joasia, Judym muszą opuścić swój "dom".
3. Bezdomność ludzi porzucających swoje państwo, spiskowców (brat Joasi).
4. Wyobcowanie ze społeczeństwa, dekadentyzm (Korzecki), odrzucenie świata w akcie samobójczym.
Ludzie bezdomni - Stefan Żeromski
Paryż, Warszawa, Cisy, Zagłębie, koniec XIX wieku.
Tomasz Judym, syn biednego szewca warszawskiego z ulicy Ciepłej, absolwent warszawskiej medycyny, przebywając od piętnastu miesięcy na praktyce lekarskiej (chirurgicznej) w Paryżu, spaceruje ulicami miasta i następnie zachodzi do galerii sztuki w Luwrze. Tu nawiązuje znajomość z panią Niewadzką, wdową, bogatą ziemianką i jej uroczymi wnuczkami - siedemnastoletnią Natalią Orszeńską i piętnastoletnią Wandą oraz ich piękną opiekunką i guwernantką, dwudziestokilkuletnią Joanną Podborską, którą jest zachwycony.
Następnego dnia odbywa wspólnie z nimi wycieczkę do Wersalu i zwiedza komnaty królewskie oraz salę lustrzaną.
Po upływie roku Judym powraca do Warszawy. Z hotelu przy ul. Widok pierwsze swoje kroki kieruje do rodzinnego domu, chcąc spotkać się z bratem. Przechodzi ul. Krochmalną i Ciepłą i widzi, że wyglądają one bardzo nędznie, jak dawniej. W mieszkaniu brata Judym nie zastaje nikogo. Rozmawia na schodach z dziewczyną pilnującą umysłowo chorej babki i zagląda do wnętrza izby, z której rozchodzi się straszny krzyk osoby przywiązanej do haka wystającego z ziemi. Od ciotki Pelagii, bawiącej na podwórzu dzieci Wiktora (Franka i Karolinę), dowiaduje się, że bratowa pracuje w fabryce cygar, a brat w stalowni.
Następnie Judym udaje się do fabryki cygar, gdzie widzi bardzo ciężkie warunki pracy. Podczas przerwy obiadowej Judym i bratowa przychodzą do mieszkania Wiktora. „Było to niskie poddasze. Sufitu dosięgało się głową".
Judym spogląda na sprzęty i przypomina sobie, że niektóre z nich stały kiedyś w suterenie jego rodziców.
Następnego dnia wczesnym rankiem Judym odwiedza Wiktora i odprowadza go do stalowni. W drodze wspomina swoje ciężkie dzieciństwo u ciotki, która wzięła go na wychowanie. Mówi:„całe moje dzieciństwo, cała pierwsza młodość upłynęły w nieopisanym, wiecznym przestrachu, w głuchej nędzy, którą teraz dopiero pojmuję".
Judymowie dochodzą do huty. Tomasz ma możliwość obejrzenia tego obiektu, szczególnie stalowni i widzi jak ciężko tu ludzie pracują. W kilka miesięcy później Tomasz występuje z odczytem na tradycyjnym spotkaniu towarzyskim warszawskich lekarzy w salonie doktora Czernisza w Warszawie.
Opisuje w nim nędzę biedoty miejskiej i wiejskiej w Polsce oraz życie paryskich bezdomnych (w czasie pobytu w Paryżu odwiedzał jako lekarz przytułki, domy noclegowe i środowiska prostytutek) oraz wysuwa swoje propozycje odnośnie działania lekarzy, stwierdzając, iż obowiązkiem ich jest walczyć z tym stanem rzeczy przez odpowiednio zorganizowane działanie, że lekarz powinien być lekarzem ludzi biednych i zwalczać przyczyny chorób.
Przerywa odczyt, gdyż na wygłoszenie trzeciej części „nie czuł się na siłach, formalnie tchu nie miał". Odczyt spotyka się z ostrą krytyką lekarzy, którzy wyśmiewają się z poglądów Judyma, uważając go za marzyciela i idealistę. Judym, pracując w szpitalu w charakterze asystenta na oddziale chirurgicznym, otwiera również prywatny gabinet lekarski, w którym przebywa codziennie po południu, ale na próżno oczekuje na pacjentów. W okresie pięciu miesięcy nikt się u niego nie pojawia. Uważa, że to z powodu jego pamiętnego odczytu. Zjawia się jedynie kwestarka z prośbą o dar dla pewnego stowarzyszenia.
Doktor Chmielnicki proponuje mu wyjazd do Cis na stanowisko asystenta doktora Węglichowskiego, dyrektora zakładu leczniczego. Następnego dnia odwiedza go doktor Węglichowski i przedstawia warunki pracy, proponując sześćset rubli pensji rocznie, mieszkanie, utrzymanie i korzystanie z gabinetu i narzędzi do praktyki osobistej.
Judym wyraża zgodę i dowiaduje się, że zakład leczniczy leży w majątku p. Niewadzkiej. Wkrótce Tomasz wyjeżdża do Cis. W pociągu do jego przedziału wchodzi matka z synkiem Dyziem, który bardzo dokucza pasażerom. Judym przenosi się do innego przedziału, za nim podąża Dyzio, a kiedy następnie wsiada na stacji do powozu, tu również towarzyszy mu Dyzio. W końcu Judym traci cierpliwość, wysiada z powozu, obsypuje Dyzia klapsami i wyrusza pieszo z ciężką walizką. Następnie podróżuje furmanką, która wywraca się, ulegając zniszczeniu i w końcu znów pieszo dociera wreszcie do celu,
Uzdrowisko w Cisach - to znany powszechnie, uczęszczany, renomowany zakład leczniczy, którego założycielem jest nieżyjący już pan Niewadzki. Jest to instytucja akcyjna, wspomagana przez jednego z jej wspólników, bogatego Leszczykowskiego, zamieszkałego w Konstantynopolu. Funkcję administratora obiektu pełni obecnie Krzywosąd. Judym spotyka w kościele znajome z Paryża. Natalia jest zakochana w Korbowskim, który jest utracjuszem. Joanna pisze pełen liryzmu pamiętnik, z którego poznajemy jej dzieje z okresu poprzedzającego spotkanie z Judymem.
Sześć lat temu Joasia opuściła swoje rodzinne strony. Miała siedemnaście lat, gdy pożegnała zamieszkującą w Kielcach biedną ciotkę, która zastępowała jej matkę w okresie nauki w gimnazjum. Joasia wyjechała do Warszawy, gdzie pracowała jako guwernantka i pomagała finansowo swoim braciom. Spotkała wówczas kilka razy w tramwaju młodzieńca w cylindrze (Judyma), który jej się bardzo podobał. Później na krótko odwiedziła Kielce. Przebywała w Mękarzycach w dworku wujostwa, gdzie raził ją ich stosunek do chłopów, służby i ludzi zatrudnionych na folwarku. Odwiedziła też rodzinny dworek w Głogach i cmentarz w Krawczyskach, gdzie znajdował się grób jej rodziców. w ludym pracuje w zakładzie uzdrowiskowym i organizuje miejscowy szpital stojący wśród budynków folwarcznych, mieszczących się za dużym parkiem zakładowym na podmokłych łąkach.
W pośrodku parku cisowskiego są upiększające stawy, a na jego skraju znajduje się kilka wykopanych w torfiastym gruncie sadzawek (urządzonych przez plenipotenta Krzywosąda, hoduje w nich ryby), których woda łączy się podłużnym basenem ze stawami. Nadmiar wód powoduje wilgotność w Cisach. Liście z olbrzymich drzew spadają w stojące wody, gniją i wydzielają nieprzyjemny zapach. Na powierzchni stawów plenią się wodorosty wydzielające cuchnącą woń. Judym odkrywa, że te stojące wody, utrzymywane dla upiększenia krajobrazu, są rozsadnikami wilgoci i zarazków i stanowią stałe ogniska malarii, która panuje w czworakach znajdujących się w pobliżu sadzawek
Szczególnie trudno znoszą ją dzieci, mają „ataki gorączki, ciągłe bóle głowy". Nawet wśród kuracjuszy pojawiają się dwa wypadki malarii. Judym zauważył, że w zakładzie blisko stawów jest powietrze, jeśli nie takie samo, jak obok czworaków, to bardzo „siostrzane". Wystarczyłoby ukazanie się „w prasie jednego artykułu lekarza udowadniającego, że Cisy nie są zdrowe i kuracjusze przestaliby do zakładu przyjeżdżać" Judym proponuje plenipotentowi przenieść czworaki na suche miejsce, ale ten nie chce o tym słyszeć Pani Niewadzka, chcąc zrobić Joasi przyjemność, przeznacza część swojego pałacu na izbę dla chorych na malarię dzieci z czworaków. Judym opracowuje projekt podniesienia zdrowotności Cisów i przedstawia go na radzie komisji rewizyjnej złożonej z trzech udziałowców spółki, ale ci go odrzucają, a zarządcy Cisów pałają odtąd nienawiścią do Tomasza. Szczególnie „uwziął się" na niego dyrektor, który nawet nie uznaje go za równego sobie lekarza. Judym dowiaduje się od Joasi, że Natalia uciekła z domu, wzięła potajemnie w kościele w sąsiedniej wsi ślub z Karbowskim i wyjechała za granicę. Wiktor Judym, brat Tomasza, wyjeżdża za jego pieniądze do Szwajcarii i ściąga żonę z dziećmi do siebie. W podróży pomagają jej napotkani przypadkowo jadący do Włoch Karbowscy, wysyłając ją do miejsca przeznaczenia Wintersturu w Szwajcarii, gdyż Judymowa przespała stację przesiadkową. W Szwajcarii Wiktor nie czuje się dobrze, planuje wyjazd do Ameryki mówiąc:„Gdzie mi lepiej płacą, tam idę."
Wkrótce Tomasz Judym oświadcza się Joasi. „Łzy płynęły z jego oczu, łzy szczęścia bez granic, które zamknięte jest w sobie i którego już się nie doświadcza po wtóre".
Pewnego razu Tomasz zauważył, że grupa robotników z polecenia administratora wybiera szlam ze stawu, dowozi go taczkami do specjalnie ustawionej, pochyłej rynny drewnianej i zrzuca do rzeki, z której piją wodę ludzie i zwierzęta. Między Judymem a Krzywosądem dochodzi do kłótni. Tomasza ogarnia „szewska pasja", chwyta Krzywosąda za bary, potrząsa nim z dziesięć razy i rzuca go do stawu ze szlamem. Tego samego wieczoru zostaje z miejsca zwolniony z pracy. Największy ból sprawia mu konieczność nagłego rozstania się z Joasią. Następnego dnia opuszcza Cisy. W drodze do Warszawy spotyka inżyniera Korzeckiego, z którym kiedyś podróżował po Szwajcarii. Ten proponuje mu wyjazd do Zagłębia Dąbrowskiego i jadą obaj do Sosnowca, gdzie Judym przyjmuje posadę lekarza przy kopalni węgla „Sykstus" i zamieszkuje w jej pobliżu. Korzecki czuje się bardzo samotny, potrzebuje czyjegoś towarzystwa, ma chore nerwy. Judym styka się tu w Zagłębiu z nędzą i brzydotą warunków życia robotników, poznaje ich byt, wydaje mu się, że jest znowu w Paryżu. Zwiedza kopalnię i zapoznaje się z ciężką pracą górników. Wkrótce otrzymuje dziwny list od Korzeckiego. Tknięty złym przeczuciem, jedzie do niego i okazuje się, że ten popełnił już samobójstwo (zastrzelił się).
Minęło lato. W jesieni do Judyma przyjeżdża Joasia na jeden dzień i zwiedzają wspólnie hutę. Judym pokazuje jej wielkie piece, odlewnie, walcownię żelaza i straszną nędzę ludzi. Prowadzi ją do domów i mieszkań robotników. Razem zaglądają do cuchnących nor, gdzie przebywają starzy i dzieci.
Joasia kocha Judyma i marzy o wspólnym z nim domu. Mówi:
„Ułożyłam już wszystko, od a do z, jak to będzie w naszym domu". „Założymy szpital, jak w Cisach". „Będziemy wszystko albo prawie wszystko, co inni obracają na zbytek, oddawali dla dobra tych ludzi. Ty nie wiesz, ile szczęścia... Z tej resztki, którą dasz swej żonie, z tej najostatniejszej, zobaczysz, co ona zrobi".
Judym, patrząc w jej twarz pełną szczęścia, stawia nagle pytanie:
„A cóż się stanie z tymi chałupami, cośmy je widzieli przed chwilą?"
A cóż to ma do nas? - pyta Joasia.
Judym odpowiada:
„Ja muszę rozwalić te śmierdzące nory. Nie będę patrzył, jak żyją i umierają ci od cynku." „Ja jestem z motłochu, z ostatniej hołoty [...] Jesteś z innej kasty... [...] tu ludzie w trzydziestym roku życia umierają, bo już są starcami. Dzieci ich - to idioci. [...] Przecie to ja jestem za to wszystko odpowiedzialny". „Otrzymałem wszystko, co potrzeba. Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty. Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą tym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden, żeby obok mnie nikt nie był, nikt mnie nie trzymał!"
A kiedy Joasia wyszeptała cicho:
„Ja cię nie wstrzymam..."
Judym odrzekł:
„Ty mnie nie wstrzymasz, aleja sam nie będę mógł odejść. Zakiełkuje we mnie przyschłe nasienie dorobkiewicza. Ja siebie znam". „W pewnej chwili Judym usłyszał jej płacz samotny, jedyny, płacz przed obliczem Boga."
Zrozpaczona Joasia odchodzi w stronę dworca kolejowego. Judym zostaje sam ze swoim cierpieniem, idzie brzegiem lasu, gdzieś błądzi, wreszcie rzuca się na wznak na ziemię i widzi, że nad jego głową stoi rozdarta sosna. Patrzy na to rozdarcie i słyszy dokoła siebie „płacz samotny, jedyny, płacz przed obliczem Boga. Nie wiedział tylko kto płacze. Czy Joasia? - Czy grobowe lochy kopalni płaczą? Czy sosna rozdarta?"