Cud Bożej miłości
Ciekawa legenda krąży o słynnym dziele Leonarda da Vinci, o "Ostatniej Wieczerzy". Według niej, kiedy już zostały ukończone twarze dwunastu apostołów, artysta w żaden sposób nie mógł namalować twarzy Chrystusa. Co zaczął, popracował, znów musiał odłożyć pendzel: "Nie idzie! Za trudne zadanie! Słaby i grzeszny człowiek nie może godnie oddać Syna Bożego, Jego boskiej potęgi, majestatu i miłości, będącej u szczytu doskonałości".
Rzekomo to miał powiedzieć wielki artysta, kiedy kończył swe arcydzieło "Ostatnią Wieczerzę". To samo czuje i kaznodzieja, mając przed sobą zadanie opisać największy, niezrównany dar Ostatniej Wieczerzy - Przenajświętszy Sakrament Ołtarza.
Ryszard Wagner, wielki kompozytor tak pisał pewnego razu: "Zu wissen, dass ein Erlőser einst dagewesen ist, bleibt doch das hőchste Gut der Menschen", "Już sama świadomość, że kiedyś przebywał między nami Zbawiciel, jest największym skarbem ludzkości". Słusznie! Ale co mamy powiedzieć, jeśli wiemy, że nie tylko kiedyś przebywał, ale i dziś jest tu obecny? Tu jest we własnej Swojej osobie, ciałem i duszą, ten sam żywy Chrystus, który kiedyś chodził po świecie! Bo w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, w tym niewysłowionym cudzie miłości, żyje wśród nas rzeczywisty, realny Chrystus.
Leopold Ranke, wielki historyk, tak się wyraża o Chrystusie: "Nie było na świecie bardziej niewinnego, potężniejszego, wznioślejszego i świętszego nad Chrystusa, nad Jego życie i śmierć; z każdego Jego, słowa promieniował najczystszy boski aromat, Jego słowa, jak się wyraził św. Piotr, były słowami żywota wiecznego". Tak pisze nie katolik. A co napisałby, gdyby jego wiara mówiła mu to, co mówi nam nasza? Z pewnością, że ten sam niewinny, potężny, wzniosły, majestatyczny i święty Chrystus żyje i dziś wśród nas w Eucharystii, w tym nieopisanym cudzie miłości?!
Przenajświętszy Sakrament Ołtarza słusznie możemy nazwać "cudem miłości bożej". święty Jan nie bez powodu tymi słowy zaczyna opis Ostatniej Wieczerzy: "Umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował" (Jan 13, 1); rzeczywiście, miłości Serca Jezusowego zawdzięczamy pomysł i ustanowienie Eucharystii. Tylko bezgraniczną miłością możemy sobie tłumaczyć, że Chrystus podjął się tej ofiary i tylko tą miłością możemy wytłumaczyć wszystkie nasze trudności i wątpliwości, jakie sią wyłaniają w związku z Przenajświątszym Sakramentem Oltarza.
I. Jezus z miłości podjął się tej ofiary.
Miłości Jezusowej nie można mierzyć miarą ludzką, ani opisać ludzkimi słowami. I nic dziwnego, skoro nie potrafimy opisać głębi, wielkości, ofiarności czy miłości macierzyńskiego serca; nie jesteśmy w stanie pojąć miłości serca ludzkiego! O, jak olbrzymia jest różnica między miłością bożą a miłością ludzką!
Ludzka miłość jest zmienna, przemijająca, krótkotrwała, Umierających rodziców najbardziej boli to, że muszą zostawić swoje dzieci, które tak bardzo kochali. Gdyby było w ich mocy, zostaliby z nimi, ale nie od nich to zależy. Nie mogą zostać. Zostawiają więc jakiś upominek - fotografię, pierścionek, obraz - żeby pamiętano o nich.
Jednak prędzej czy później pójdą w zapomnienie, bo jest naszą wspólną ludzką wadą, że łatwo zapominamy. Tak samo bylibyśmy zapomnieli Chrystusa, gdyby nam nie dał Eucharystii. Wyobraźmy sobie, że nie ma Eucharystii - coby nam pozostało po Chrystusie? Blade wspomnienie... gdzie to było, było tam, działo się przed 1900 laty, ziemia przeżywała radosne chwile, bo przez 33 lat żył tu Bóg wcielony; czynił potężne cuda, nauczał, leczył, umarł, wstał z martwych i wrócił do nieba.
Coby nam było zostało z Chrystusa bez Eucharystii? Zimny, sztywny, historyczny fakt, zatarte piękne wspomnienie i nic więcej!
Ale Chrystus nie chciał być zapomniany. Człowiek też walczy z zapomnieniem, ale bezskutecznie, nie ma siły, żeby się mu oprzeć. Ale Chrystus mając do rozporządzenia siłę bożą, mógł sprawić to, czego pragnie każde serce: zostać na zawsze z ukochanymi. Chrystus przez siebie dokonał jeszcze czegoś więcej, bo: dał nam samego siebie na zawsze!
Patrzcie, co sprawiła Jego nieskończona miłość! Nadeszła godzina, w której musiał od nas odejść, ale chciał nam kogoś w zamian zostawić. Ale kogo? Najlepiej Samego Siebie.
I rzeczywiście tak uczynił.
Odtąd "siedzi po prawicy Ojca Swego", a jednocześniej przebywa między nami, nie jako pamiątka, symbol, ale w Swojej rzeczywistości, prawdziwie, a mógł tego dokonać jedynie dzięki bezgranicznej miłości bożej.
Słusznie pisze biskup Prohaszka: "Eucharystia jest pamiątką, nie posągiem, nie pismem, ale pamiątka miłości, samą miłością... Żyje i kocha nas w wiecznym pomniku miłości bożej, w Eucharystii".
Więc my właściwie daleko lepiej wyszliśmy na tym, niż współcześni Chrystusowi, bo oni z powodu ścisku i tłumu zaledwie mogli się dotknąć Jego szaty, my zaś bez wysiłku możemy przychodzić do Niego, nie tylko się Go dotknąć, ale przyjąć do siebie, do swego serca, duszy, ciała, całego, żywego, rzeczywistego Chrystusa.
Jesteśmy u podstaw, fundamentu, na dnie naszej wiary. Z pewnością to miał na myśli pewien amerykański uczony, gdy pisał: "Co imponuje i podoba się w katolicyzmie, to to, że jednakowo zadowalnia kardynała Newmanna i mojego służącego".
Zupełnie słusznie można to powiedzieć o Eucharystii; bo czy klęczą przed nią i modlą się dusze tak głęboko uczone i światłe jak kardynał Newmann, czy też prostaczkowie, nieuki, wszyscy znajdą tam niewyczerpane źródło tych wzniosłych idei, łask, dobrodziejstw, siły, których potrzebują. O, tak, jest to monumentalny styl myśli bożej! Monumentalny! Ile razy używamy tego wyrazu w mowie potocznej mniej lub więcej słusznie! Nazywamy monumentalnym wielki posąg, duży gmach, doniosłe dzieło... A właściwie monumentalną jest tylko jedna rzecz na całym świecie - nieskończona miłość Chrystusowa, ukryta w małej Hostii. Do niej odnoszą się słowa św, Pawła: "żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus... który mnie umiłowal i wydal Samego Siebie za mnie" (Gal. 2, 20).
Teraz zastanowimy się, ile ta miłość kosztowała Chrystusa? Nie można się dość nadziękować i dość nacenić ten wspaniały, wielkoduszny dar. Panie nasz, czy zastanawiałeś się, co Cię spotka, jeśli nam dasz Samego Siebie, bez zastrzeżeń? O tak, Chrystus wszystko dokładnie rozważył; wiedział, przeczuwał - a jednak tak postąpił!
Nie bierzmy pod uwagę najokropniejszych spraw... bo to są rzeczy straszne! Nie mówmy o zapamiętałych, bezczelnych włamywaczach, złodziejach, którzy plądrują kościoły, wyłamując tabernakulum, rozsypują, zbeszczeszczają, wyrzucają na śmietnisko Eucharystię... krew stygnie nam w żyłach na samo wspomnienie o tych okropnościach - nie wspominajmy teraz o tym. Nie mówmy też o innych okrucieństwach, kiedy ktoś w grzechu śmiertelnym przystępuje do komunii świętej i zmusza Zbawicielą, by wszedł do cuchnącego bagna duszy, bo to jest o wiele gorsze, niż gdy dostanie się w grzeszne ręce włamywaczy. Nie mówmy teraz o tym!
Weźmy tylko zwykle, codzienne warunki; ile ofiar, wyrzeczenia się, cierpliwości musi wykazać Chrystus, przebywając wśród swoich wiernych! Żeby Chrystus mógł być z nami w Eucharystii, musiał stać się ukrytym, zapomnianym, opuszczonym, zapoznanym Bogiem, a jednak nie przeraził się tak strasznej ofiary.
Żyjąc na ziemi był przynajmniej człowiekiem - a tu nawet nie ma w Nim napozór nic ludzkiego. Gdy żył na ziemi, tłoczyły Niego tłumy ludzi a tu często nie ma przy Nim żywej duszy, więc samotny, opuszczony, czuwa na naszych ołtarzach.
Panie! Co robisz w tej głuchej ciszy? Co robisz wśród bezsennych nocy, czuwając na naszych ołtarzach? Takie pytania budzą się w duszy pobożnej i tylko jedna jest na nie odpowiedź: Pan czuwa i modli się za ciebie. Modli się do Swego Ojca niebieskiego, żeby był miłosierny dla ciebie, dla całego rodzaju ludzkiego, jeśli Bóg nie zmiótł nas jeszcze w słusznym Swoim gniewie, to zawdzięczamy tylko przebłagalnej sile Eucharystii. Ona jest potężnym, skutecznym piorunochronem dla gniewu obrażonego Boga.
Kto to przemyślał, ten z całego serca śpiewa pieśń dziękczynną:
Niebiańskie Słowo jawiąc się
U Ojca po prawicy trwa,
I idąc spełnić dzieło swe,
Dochodzi w zmierzch ziemskiego dnia.
O zbawcza Hostio, co lud swój
Prowadzisz do niebiańskich wrót,
Jeśli pokuszeń przyjdzie bój,
Daj siłę, wspomóż walki trud.
I nic dziwnego, że znajduję tylko słowa św. Jana, który powiedział w zachwyceniu: "Umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował" (Jan 13, 1). Do końca, to znaczy na wieki.
II. Jego miłość jest odpowiedzią na nasze trudności i wątpliwości.
Kto tak kocha, jak miłował Chrystuą, zasługuje, by Mu wierzyć!
Wierzę, choć nie rozumiem wielu rzeczy.
Staram się poznać Jego wielki, nieoceniony dar, ale ostateczną i wyczerpującą odpowiedź znajduję tylko w Jego nieskończonej miłości.
Czy wiecie, jaki zarzut jest najczęściej wysuwany przeciw Eucharystii? świadectwo naszych zmysłów. "W Eucharystii nic nie widzę, nic nie czuję" - mówią niewierzący. Rzeczywiście: nie widzimy właściwej Eucharystii, ale czy to dowód, że ona nie istnieje?
Przecież wiemy, że w świecie jest pełno istnień, których nie widzimy, a jeśli widzimy je, to wydają się nam inne niż w rzeczywistości.
Naprzykład wiem niezbicie, że ziemia z zawrotną szybkością pędzi w przestrzeni wszechświata - a zmysły nic mi o tym nie mówią, a nawet przeciwnie: czuję, że ziemia stoi spokojnie i nie rusza się.
Zmysły mówią, że co rano wstaje słońce, widzę nawet, jak majestatycznie wyłania się z poza gór i powoli podnosi się - a przecież inaczej jest naprawdę, bo słońce wcale nie wstaje. Gdy niebo jest silnie zachmurzone, nie widać słońca, ale czy to dowód, że go nie ma? Jest - tylko go nie widzę, bo go zasłaniają chmury. Czy nie taką chmurą jest dla Chrystusa w Eucharystii postać chleba i wina? Nie widzę Chrystusa, ale On tu jest! Przypatrzmy się zimą, jak wygląda rola; jest zimna, sztywna,zamarznięta, nieruchoma, bez życia - chociaż kryje w sobie miliardy żywotów. Przypatrz się lasom w zimie; puste, gołe, wymarłe drzewa, a jednak drzemie w nich życie i siły. Przypatrz się drutom telegraficznym, którymi omotane są ulice naszych miast; są zimne, sztywne, nieme - a jednak tętni w nich milion głosów ludzkich, muzyki, pozdrowień, gorących pragnień, nadziei.
Mówisz, ze nic nie czujesz w Eucharystii? Powiedz mi, czy czujesz na sobie ciężar 20.000 kilo, który przytłacza ciebie i każdego człowieka? Ziemię naszą otacza wysoka warstwa powietrza, mająca w przybliżeniu 180 kilometrów. To znaczy, że wszyscy żyjemy w 180 kilometrowej głębinie; nad nami jest powietrze i to powietrze ma ciężar i to wcale nie mały: na jeden centymetr kwadratowy wypada l kilogram. Więc na każdym człowieku ciąży około 20.000 kilogramów. Olbrzymi autobus z pełnym ładunkiem ma ten sam ciężar, który nas nieustanie przygniata dniem i nocą. A czy czujesz choćby cokolwiek? Nic! A czy rzeczywiście tak jest? Naprawdę, z wszelką pewnością, bo o tym mówi nam rozum.
W Eucharystii obecny jest sam Chrystus. Czy to czujesz? Nie. Czy tak jest? Tak, bo Chrystus tak mówi, który wszystko wie i wszystko może.
Słusznie więc pisze nasz wielki Pazmany: "Choć nasze zmysły w Eucharystii oprócz smaku chleba nic więcej nie czują, nie wolno nam powątpiewać w słowa boże, według których Eucharystia jest ciałem i krwią Pana Jezusa. Czy naoczni widzowie, którzy znali Pana Jezusa i byli obecni przy Jego śmierci, wyczuli zmysłami, że Ten, który wisi na krzyżu między łotrami jest Panem nieba i ziemi, Bogiem nieskończonym i wiecznym?"
Niektórzy zarzucają co innego.
Wiara mówi nam, że w Eucharystii jest obecny cały Chrystus, tak samo w całej Hostii, jak i w poszczególnych jej częściach. Jeśli łamiemy Hostię, jak to robi kapłan we mszy świętej, łamiąc Hostię na dwie, późnjej na trzy części - czy przez to nie dzielimy samego Chrystusa? Jak to rozumieć, że Chrystus w najmniejszej cząsteczce Hostii jest cały, niepodzielny?
Mówisz, że nie rozumiesz? Że to jest niemożliwe?
Że nie rozumiesz, zgadzam się z tobą, ale rzecz ta jest niemożliwa tylko dla tego, kto nie wierzy, że Chrystus jest Bogiem, wszechmocnym Stwórcą i Panem świata.
Weźmy lusterko - powiedzmy tak duże, jak Hostia. Spójrz w nie, co widzisz? Siebie. Całego niepodzielnego. A teraz stłucz je na trzy części. Spójrz w każdy kawałek z osobna. Co widzisz?! Tak samo siebie. Czy przez rozbicie lustra stłukło się i oblicze? Nie! We wszystkich trzech kawałkach, w każdym z osobna widzisz siebie, swoja twarz całą, niepodzielna.
- No tak, niby nie złe porównanie - odpowiesz.
Niestety, tylko porównanie i jak każde porównanie jest niedokładne, dlatego, bo w zwierciadle widzisz tylko swoje oblicze, gdy w Eucharystii jest obecny cały, żywy Chrystus, bo w kawałkach lustra widać całą twą twarz, ale im mniejszy kawałek, tym mniej widać, tym mniejszy będzie nasz obraz a Chrystus nie maleje nawet w najmniejszych cząsteczkach Hostii.
Chociaż bardzo niedołężne jest to porównanie, pomaga nam jednak przynajmniej w małej części poznać tajemnicę Eucharystii.
Dusza obecna jest w całym ciele, we wszystkich jego częściach; do pewnego stopnia oczy są jej wyrazem, z ócz patrzy dusza, jakby skondensowana. Podobnie i Bóg jest obecny w całym świecie, ale w Eucharystii - proszę pamiętać, że to jest tylko porównanie! - jest "skondensowany". Pytasz się, w jaki sposób zmieści się potężny Bóg w tej małej Hostii? A dlaczego nie pytasz się, jakim sposobem twoje małe oko może ogarnąć spojrzeniem tę potężną świątynię? Czy Bóg wszechmocny, prawodawca niesłychanych, wspaniałych praw i sił natury, nie może zdziałać nowego cudu, jeśli chodzi o to, żeby nam zostawić piękna pamiątkę Swojej nieograniczonej miłości?
Ale mówisz: że "jeszcze nie rozumiesz". Naturalnie, że nie, ale sądzę, że uwierzysz słowom Chrystusa, chociaż ich nie rozumiesz. Popatrz się wokoło, ilu to rzeczy jeszcze nie rozumiesz!
Zjesz kawałek chleba, który po chwili zmieni się na twoje ciało. Tak jest faktycznie, ale nikt nie wie, w jaki sposób z chleba powstaje krew, muskuły, kości.
W ciepłe, słoneczne dnie winogrona wytwarzają w sobie cukier i czerpią smak z tej samej gleby, z której lilia bierze biel i chociaż to jest fakt, nie wiesz, nikt z nas nie wie, w jaki sposób się to dzieje. Pazmany służy nam jeszcze innym porównaniem: "Może nie możesz zrozumieć, w jaki sposób jedno ciało pod postacią odrobiny chleba, może być rozdzielone wśród mnóstwa ludzi? Już na podstawie codziennego doświadczenia powinieneś pozbyć się tej myśli; weź naprzykład słowa, które mówię: słyszy je wielu ludzi, a nikt nie słyszy słabiej dlatego, że słucha wielu; czego więc się dziwisz, że słowo Boże, Słowo wcielone jest jedno, a udziela się mnóstwu w całej swojej pełni".
Moglibyśmy snuć dalej to porównanie. Jeśli tę samą prawdę słyszy dziesięciu ludzi, później stu i wiele tysięcy - prawdy przez to nie ubywa. Jeśli podzielę jakieś ciało na dziesięć, sto, albo tysiąc kawałków, ciężar w sumie pozostanie ten sam, siła ciążenia zostaje ta sama.
Słusznie śpiewają w tekstach liturgicznych:
W postaciach dwóch od wieków wiek
Z ciała i kiwi uczynił dar,
By był nakarmion wszystek człek,
Co w sobie dwa pierwiastki zwarł.
Rodząc się - druhem nam się stał.
Ucztując - za karm dał się nam,
Konając - w okup siebie dał
Królując - jest nagrodą nam!
Czy teraz już wszystko zrozumieliśmy o Eucharystii? Czy otrzymaliśmy odpowiedź na wszystkie pytania? Gdzietam! Nasz mały, ograniczony rozum może nie wiem jak wiele szperać, badać, dociekać, a ostateczna, zadawalniająca odpowiedź może być tylko jedna: bezgraniczna miłość Chrystusa.
Cokolwiek rozumujemy o Eucharystii, rozmyślamy na ten temat, w samej istocie, pozostanie to zawsze największą, najwznioślejszą tajemnicą naszej wiary. Zostanie nierozstrzygnięta, jak sam Bóg. Pozostanie nazawsze niezbadaną głębią jak Bóg.
A jednak wierzymy - dlaczego?
Na to jest tylko jedna odpowiedź: wierzymy, bo Pan ukochał nas miłością bezgraniczną. Miłość działa cuda, pokonuje trudności nie przezwyciężone w normalnych warunkach. "Żyję w wierze Syna Bożego, który mnie umiłowal i wydal Siebie za mnie" (Gal. 2, 20). Chrystus Pan pozyskał dla nas rzecz niesłychaną, niemożliwa do osiągnięcia siłami ludzkimi więc Go obrażasz, jeśli nie chcesz wierzyć.
Daniel O'Connel, wielki bohater irlandzki, pewnego razu rozmawiał z kolegami, posłami niekatolickimi, którzy występowali przeciwko Eucharystii. Jak może być ktoś tak ograniczony żeby wierzył, że Eucharystia jest ciałem Chrystusa? O'Connel dpowiedział spokojnie, ale z głębokim przekonaniem: Tę sprawę powinien pan załatwić z Chrystusem. Proszę Jego pociągnąć do odpowiedzialności bo On powiedział, że Eucharystia jest Jego ciałem. Jeśli dręczy nas wątpliwość, jak Bóg mógł coś podobnego wymyśleć, żeby nas karmić Swoim ciałem i krwią? - znowu tylko miłość daje nam odpowiedź: czy matka nie czyni tak samo? Czy nie z własnego ciała, własną krwią buduje, odżywia organizm swego płodu? A czy Pan Jezus mógłby pozwolić, żeby Go ktoś prześcignął w miłości, choćby to miało być nawet serce matki!
O, gdyby to Bóg dał mi silną, niewzruszoną wiarę w Eucharystię! - wzdycha niejeden.
Bóg daje ją każdemu, powiększa ją - ale czy chcemy ją wziąć? bo jeśli nie, to z pewnością jej nie otrzymamy. Bóg daje powietrze, ale sami musimy je wciągać w nasze płuca; jeśli nie będziesz oddychać, to się udusisz. Bóg daje światło, ale musisz patrzeć - bo jeśli nie podniesiesz powiek, pozostaniesz w ciemnościach. Bóg nam daje pożywienie, ale musimy je przyjąć, pożuć,połknąć; jeśli tego nie zrobimy, umrzemy z głodu. Tak samo On daje Eucharystię; ale sami musimy ja przyjąć - jeśli tego nie zrobimy, nie będziemy jej spożywać, dusza nasza osłabnie, skarleje, umrze. Do wszystkich ludzi odnoszą się słowa Chrystusa: "Jeśli nie będziecie jedli ciała Syna cztowieczego i pili krwi Jego, nie będziede mieć żywota w sobie" (Jan 6, 53).
***
Kochani Bracia! Niedaleko od Rzymu, w małym miasteczku Orvieto, jest wspaniała świątynia; wybudował ją papież Urban IV na pamiątkę cudu w Bolsena.
Czy wiecie jaki to był cud? Kiedy kapłana odprawiającego Mszę św. opanowały wątpliwości, czy w Eucharystii rzeczywiście jest obecny Jezus Chrystus... i oto w czasie Podniesienia wina w kielichu zamieniło się w krew, która zaczęła się burzyć, wrzeć i zalała ołtarz. Taki był cud w Bolsena i na tę pamiątkę powstała przecudna świątynia. A ile cudów dzieje się co dzień, kiedy zmarłe dusze po przyjęciu Eucharystii, zaczynają ruszać się, żyć, rosnąć, kwitnąć, zwyciężać i stają się żywymi świątyniami cudowenj Eucharystii!
Z drugiej strony i to prawda, że wiara w Eucharystię jest wielka próbą. Stawia nas na rozstajnych drogach. Chrystus pyta nas o to samo, o co zapytał zachwianych w wierze uczniów: ,Czy i wy odejść chcecie?" (Jan 6, 68). Co mamy odpowiedzieć, jeżeli nie to, co powiedział Piotr: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego!" (Jan 6, 68).
Nie rozumiemy... nie pojmujemy... ale wierzymy. Wierzymy, Panie, głęboką i pokorną wiarą, żeś nas pokochał. Tak nas ukochałeś, że nie tylko za nas umarleś, ale i po śmierci chcesz z nami zostać. Na Twoją wielką miłość mamy tylko jedną odpowiedź: Niech będzie pochwalony i błogosławiony Przenajświętszy Sakrament Ołtarza, teraz i zawsze, i na wieki wieków! Amen.
(kazanie pochodzi z książki: bp.Tihamer Toth, O Eucharystii, Kraków 1938, s.26-36)
Bp.Tihamer Toth