Trzy ludobójstwa
prof. Ryszard Szawłowski
GENOCIDIUM ATROX
|
Trzy ludobójstwa
Gdy Gułag "kwitł" już w całej pełni, w latach 1932-1933 zbudowano w strasznych warunkach, wykorzystując więźniów łagrów, Kanał Białomorsko-Bałtycki o długości ponad 200 km, który pochłonąl dziesiątki tysięcy lub więcej istnień ludzkich. Natomiast stworzony w tymże okresie dla narzucenia niechcianej kolektywizacji rolnictwa "sztuczny głód" na Ukrainie spowodował śmierć milionów ludzi. W latach 1937-1938 w ZSRS miało miejsce wielkie, szczegółowo odgórnie zaplanowane i zarządzone z Moskwy ludobójstwo, w którym szczególnie ucierpieli Polacy na sowieckiej Białorusi i Ukrainie. Białoruski autor Jewgenij Gorelik napisał w połowie lat 90.: "Dziś dla nikogo nie jest już sekretem fakt, że aresztowano, z reguły, grupami, bardzo często całymi rodzinami, wyłącznie z powodu polskiego brzmienia imion lub nazwisk. Wystarczyło we wniosku o aresztowanie napisać słowo 'Polak', żeby wniosek był natychmiast zatwierdzony przez naczelników, nawet jeśli nie było w nim absolutnie żadnych argumentów, uzasadniających winę potencjalnego 'wroga ludu'". Agresja sowiecka na Polskę z 17 wrzesnia 1939 r. oznaczała przeniesienie w krótkim czasie bolszewickiego ludobójstwa na okupowane tereny polskie, podzielone z grubsza po połowie pomiędzy Niemcy a ZSRS. W pierwszych tygodniach przez ziemię tę przeszła fala zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości. Były rozstrzeliwania polskich jeńców wojennych, a nawet uczniów i harcerzy - ochotników, np. w Grodnie. Miały miejsce liczne mordy Polaków - cywilów, z motywów "klasowych" i rabunkowych przez żołnierzy i młodszych oficerów sowieckich. Ludobójstwo sowieckie rozpoczęło się od masowych aresztowań i pózniejszego wymordowania polskich urzędników państwowych i wyższych samorządowych, sędziów i prokuratorów, policjantów, działaczy politycznych i społecznych, w ogóle dużej części "elementu przywódczego". Polaków przetrzymywano i głodzono w nieludzko przepełnionych i nieogrzewanych więzieniach, gdzie nękało ich robactwo; znęcano się nad nimi, szantażowano, zmuszano do składania inkryminujacych ich zeznań, stosując także bicie i tortury. W wyniku "śledztw" Polacy podlegali - w razie skazania na śmierć - egzekucji przez rozstrzelanie; albo zesłaniu na liczbę lat określonych w wyroku (okres, w razie jego przeżycia, nieraz potem arbitralnie przedłużano) - do ludobójczych łagrów. Szczególnie mordercze były łagry położone w strefie arktycznej, np. Workuta, Norylsk czy Kołyma. Najogólniej biorąc, genocyd miał miejsce przez stały wielki głód, połączony z niewolniczą kilkunastogodzinną pracą ponad siły, wielkimi mrozami, bez odpowiedniej odzieży oraz chorobami i masowymi odmrożeniami. Zatem śmiertelność była olbrzymia. Niezależnie od tego miały miejsce masowe rozstrzelania, w Katyniu i gdzie indziej, niemal 15 tysięcy, głównie jenców - oficerów polskich, ale również cywili w trybie jednorazowej uchwały Biura Politycznego KC WKP (b) z 5 marca 1940 r. Uchwała ta dotyczyła najpierw "sprawy znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych 14.700 osob, byłych polskich oficerów, urzędników, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i służby więziennej" i ich rozstrzelania. Następnie ta sama uchwała dotyczyła "sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi 11.000 osob, członków rożnorakich [kontrrewolucyjnych] szpiegowskich i dywersyjnych organizacji, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników i uciekinierów". Wreszcie ludobójstwo sowieckie na Polakach na dużą skalę miało również miejsce w postaci masowych deportacji ludności. Ogólną liczbę deportowanych, która w literaturze emigracyjnej oceniano na nieco ponad milion, obecnie na podstawie sowieckich materiałów archiwalnych określa się na "tylko" trzysta kilkanaście tysięcy. Ludobójstwo zaczęło tu występować już od momentu transportowania deportowanych w nieludzkich warunkach, zwłaszcza w lutym 1940 r. Wywózka na Wschód odbywała się w trzaskającym mrozie, w głodzie i pragnieniu, w przeładowanych zaplombowanych wagonach. Kiedy wreszcie latem 1941 r. ogłoszono tzw. amnestię dla Polaków (do wielu miejsc wiadomość dotarła z wielkim opóźnieniem), fala zwolnionych wynędzniałych Polaków ruszyła pod skrzydła tworzącej się w ZSRS armii polskiej - tysiące umierały w długiej i trudnej drodze. Już po objęciu opieką polską zmarło 93 tysiące ludzi.
Niemcy rozpoczęli akcje ludobójcze na okupowanych obszarach Polski od września 1939 r. Między innymi działano na podstawie przygotowanego jeszcze przed wybuchem wojny "Przedsięwziecia Tannenberg" i "Specjalnej listy gończej", zawierającej ponad 61 tysięcy nazwisk. Zorganizowano regionalne i lokalne (duże miasta) "akcje inteligenckie" oraz "akcje specjalne", z których pamiętna jest zwłaszcza Sonderaktion Krakau z listopada 1939 r. Pod pretekstem niemieckiego odczytu ściągnięto profesorów i docentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, aresztowano łącznie 183 osoby i posłano je do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Niejeden z profesorów zmarł w strasznych warunkach obozowych; pozostali na skutek interwencji zagranicznych zostali zwolnieni w lutym 1940 r. Niektórzy szybko potem zmarli; innym pobyt o obozie mocno skrócił życie. W okresie kiedy zarząd nad okupowanymi ziemiami polskimi sprawował Wehrmacht, dokonano masowych mordów Polaków - nie tylko inteligencji - w setkach miejsc. Na przykład w Bydgoszczy, mszcząc się za fakt, iż w początku września 1939 r. wojsko i ludność polska stłumiły urządzone przez miejscowych Niemców dywersyjne wystąpienia - zamordowano ok. półtora tysiąca Polaków. W Katowicach Niemcy zamordowali ok. 750 osób itd. W okresie "administracji cywilnej" w Generalnym Gubernatorstwie miała miejsce tzw. nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna. W jej ramach wymordowano ok. 3500 "przywódczych" Polaków. Na przykład w podwarszawskich Palmirach w 1940 r. stracił życie b. marszałek Sejmu M. Rataj, jeden z przywodców PPS M. Niedziałkowski, złoty mistrz olimpijski J. Kusociński i inni, w sumie ok. 1700 osób, głównie więźniów Pawiaka. Masowe egzekucje miały równiez miejsce w Firleju (woj. lubelskie) i w Wincentynowie koło Radomia. Później był długi ciąg dalszych egzekucji (w tym masowych egzekucji ulicznych), ludobójstwo na ludności cywilnej w okresie Powstania Warszawskiego 1944 r. itd. Równocześnie Polacy byli wysyłani do obozów koncentracyjnych istniejących już wcześniej na terenie Niemiec, m.in. do Buchenwaldu (koło Weimaru) oraz do Sachsenhausen (ok. 40 km na północ od Berlina). Eugen Kogon, aresztowany jako przeciwnik nazizmu po Anschlussie Austrii w 1938 r. i uwięziony w obozie w Buchenwaldzie, gdzie przebywał do uwolnienia przez Amerykanów w 1945 r., autor pierwszej monografii o niemieckich obozach koncentracyjnych, która ukazała się w wielkich nakładach w szeregu wydań, utrwalił: "181 Polaków, których umieszczono 15 października 1939 w obozie w Buchenwaldzie, utraciło w ten sposób (np. niosąc ciężkie kamienie, głodni i przemarznięci, musieli biec pod gradem nahajek) w ciągu dziesięciu dni ponad połowę swoich towarzyszy". W czerwcu 1940 r. rozpoczął "działalność" największy na ziemiach polskich niemiecki obóz koncentracyjny w Auschwitz (Oświecim); do połowy 1941 r. jego więźniami byli niemal wyłącznie Polacy. Obóz na Majdanku w Lublinie, budowany w wielkim pośpiechu od połowy 1941 r., "przyjął" pierwszych polskich więźniów w początkach 1942 r. Pierwsze krematorium uruchomiono w czerwcu 1942 r., betonowe komory gazowe dostosowane do użycia cyklonu B - w październiku 1942. Niezależnie od tego w 1942 r. powstały obozy natychmiastowej zagłady dla Żydów w Belżcu, Sobiborze, Treblince i Chełmnie nad Nerem. W ramach "holokaustu" niszczono wszystkich Żydów - od niemowląt po starców - i tym charakterem totalnym ludobójstwo na Żydach różnilo się od ludobójstwa na Polakach. Brak miejsca pozwala nam tylko zasygnalizować sprawę stosowanego przez Niemców "przymusowego przekazywania dzieci członków grupy do innej grupy", a więc dzieci polskich do rodzin niemieckich celem ich germanizacji - takie akcje Konwencja ONZ o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa z 9 XII 1948 r. równiez zalicza do genocydu. Podobne akcje, dodajmy, nie były stosowane przez Sowietów.
Sowieci, którzy najpierw podżegali Ukraińców do ludobójstwa (masowe ulotki dowódcy "Frontu Ukraińskiego" S. Timoszenki: "Bronią, kosami, widłami i siekierami bij odwiecznych swoich wrogów - polskich panów"), potem położyli temu kres, zaprowadzając "pax sovietica". Od wkroczenia na te ziemie pod koniec czerwca 1941 r. wojsk niemieckich Ukraińcy najpierw "zajęli się" Żydami. Przykładem jest tu Lwów, gdzie pod koniec lipca 1941 r., w ramach tzw. Dni Petlury wymordowali ich ponad 2 tysiące. Gdy potem Niemcy rozpoczęli totalne ludobójstwo, udział ukraiński w holokauście był powszechny. Były tez egzekucje dokonywane przez Ukraińców samodzielnie.
W stosunku do Polaków trwał najpierw okres pregenocydalny. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) dokonała olbrzymiej agitacji ludobójczo-podburzającej. Wszędzie prowokacyjnie śpiewano piosenkę rozpoczynajaca się od słów "Smert, smert, Lacham smert...". Samo ludobójstwo rozpoczęło się na wielką skalę na Wołyniu w 1943 r., zaś od 1944 r. objęło Małopolskę Wschodnia. Polegało na totalnym mordzie na wszystkich Polakach, których udało się dopaść, w dodatku połączonym ze straszliwymi torturami.
Po pierwsze, ludobójstwo ukraińskie realizowało się wyłącznie w postaci niezwłocznej eksterminacji fizycznej (wymordowania) - "tam i wtedy" - wszystkich Polaków, od niemowląt po starców. Pod tym względem porównywalne jest ono jedynie do niemieckiego totalnego ludobójstwa na Żydach, lecz nie na Polakach. Żadnych obozów koncentracyjnych u Ukraińców, siłą rzeczy, nie było. Tymczasem ta forma ludobójstwa - szeroko stosowana przez Niemców i Sowietów - umożliwiała jednak, jak się okazało, dość licznym więźniom uratowanie życia. Po drugie, ludobójstwo ukraińskie połączone było z reguły ze stosowaniem najbardziej barbarzyńskich tortur. Chodzi tu o sięgające XVII i XVIII w. tradycje hajdamackie (powstania Chmielnickiego i koliszczyznę), stosowane już wtedy rąbanie ofiar siekierami, wrzucanie rannych do studzien, wleczenie koniem, wydłubywanie oczu, wyrywanie języków, itp. Takich barbarzyńskich czynów Niemcy, a nawet Sowieci (z reguły) nie dokonywali. Oczywiście, było bicie i często bestialskie znęcanie się w czasie śledztw oraz w obozach koncentracyjnych, ale nie miało miejsca mordowanie połączone z obcinaniem czy wyrywaniem części ciała, przepiłowywaniem, rozpruwaniem brzuchów i wywlekaniem wnętrzności itp. Po trzecie, o ile ludobójstwa niemieckie i sowieckie były dokonywane wyłącznie przez "wyspecjalizowane" zbrodnicze formacje mundurowe, inaczej było, jeśli chodzi o ludobójstwo ukraińskie. W tym przypadku obok dominującej banderowskiej Ukraińskiej Powstańczej Armii, zwłaszcza w większych ludobójczych akcjach, uczestniczyły również w sumie dziesiątki tysięcy lokalnych ukraińskich chłopów, w tym tzw. Samoobronni Kuszczowi Widdily (formalnie wiejskie oddziały "samoobrony", które jednak w praktyce stanowiły siły pomocnicze UPA w ludobójstwie na Polakach), sąsiedzi, bandy uzbrojone w siekiery, widły itp. rodzaj ukraińskiego pospolitego ruszenia. W dodatku towarzyszyły im czasem kobiety, wyrostki, a nawet dzieci ukraińskie, zajmujące się masowym rabunkiem mienia, podpaleniami i dobijaniem rannych Polaków. Działo się tak mimo nieraz wzajemnej rzekomej przyjaźni czy wręcz istniejących w stosunku do pewnych Polaków długów wdzięczności. Po czwarte, osobnej wzmianki wymaga zjawisko szczególnie zbrodniczego podejścia do małżeństw mieszanych polsko-ukraińskich. W takich mianowicie przypadkach ukraińscy ludobójcy nierzadko mordowali całe rodziny, łącznie z dziecmi (!), lub dochodziło do mordu na polskim współmałżonku. Mało tego, niekiedy pod groźbą kary śmierci zmuszali ukraińskiego męża czy nawet ukraińską żonę do własnoręcznego zamordowania polskiego współmałżonka (!). Takie barbarzyństwo nie miało, w podobnych sytuacjach małżeństw mieszanych (np. polsko-rosyjskich), nigdy miejsca u Sowietów lub w przypadku małżeństw niemiecko-żydowskich u Niemców. U tych ostatnich w przypadku małżeństw mieszanych niemiecko-żydowskich (mimo quasi-totalnej Ausrottung niemieckich Żydów) większość owych par, choć mocno szykanowanych i doprowadzanych do stanu głodowego, jednak przetrwała do końca wojny. Po piąte, w przypadkach ludobójstwa niemieckiego i sowieckiego na Polakach chodziło o zbrodnie dokonane przez okupantów. Tymczasem ludobójstwo ukraińskie dokonane zostało przez Ukraińców - obywateli polskich, mieszkańców tamtych terenów w okresie II RP (ten stan prawny trwający tam nadal w okresie II wojny światowej), którzy nie wykazali choćby minimalnej lojalności. Ale nie przeszkadzało im to gorąco powoływać się na obywatelstwo polskie, gdy "wojakom" z dywizji SS-Galizien groziło po kapitulacji Niemiec w 1945 r. odesłanie na Wschód, gdzie zostaliby srogo ukarani. Albo wręcz, posługując się zrabowanymi dokumentami osobistymi zamordowanych Polaków, "repatriować się" pod ich nazwiskami do Polski i tam otrzymywać gospodarstwa rolne i pracę - niejeden z nich został później zdemaskowany. Po szóste, Niemcy od dawna przyznają się do swoich zbrodni i publicznie za nie przeprosili. Tak np. prezydent RFN Roman Herzog, przemawiając w Warszawie na uroczystościach związanych z 50-leciem Powstania Warszawskiego 1 sierpnia 1994 r., powiedział wyraźnie: "Pochylam głowę przed bojownikami Powstania Warszawskiego, jak też przed wszystkimi polskimi ofiarami wojny. Proszę o przebaczenie za to, co wyrządzili Niemcy". 23 IV br. w Gnieźnie niemiecki biskup Joseph Homeyer, przewodniczący Komisji Episkopatów krajów Unii Europejskiej, przypomniał rozbiory Polski i politykę pruskiego zaborcy, która zniszczyła polską państwowość i głeboko upokorzyła Naród Polski. Dalej biskup niemiecki powiedział: "To, co w XX wieku w imię narodu niemieckiego w Polsce i Polakom zostało niesprawiedliwie uczynione, jest w swoich rozmiarach i w strasznym barbarzyństwie nie do pojęcia. Dlatego czujemy się zmuszeni, tutaj, przy grobie Św. Wojciecha, zwrócić się do Was z prośbą: proszę, przebaczcie nam". Na przeproszenie zdobył się również prezydent Rosji Borys Jelcyn, kiedy składając 25 sierpnia 1993 r. hołd ofiarom Katynia na Powązkach w Warszawie, pocałował w rękę księdza prałata Zdzisława Peszkowskiego i wyszeptał słowo "przepraszam". Wieczorem pokazała to całej Polsce telewizja. Także w literaturze niemieckiej od pół wieku i w rosyjskiej od ponad dekady omawia się otwarcie ludobójstwo na Polakach. Natomiast zachowanie strony ukraińskiej w tej dziedzinie jest na ogół kompletnie inne: przeważnie demonstrowane jest przemilczanie, wszelkie krętactwo lub wręcz grube kłamstwo. Zresztą na razie we Lwowie demaskowanie zbrodni UPA można nawet przypłacić życiem (kazus prof. Witalego Masłowskiego, zamordowanego w październiku 1999 r.). Jedynym może w tej chwili mężem sprawiedliwym dużego formatu na Ukrainie jest profesor filozofii Myroslaw Popowycz z Akademii Kijowsko-Mohylanskiej z Kijowa. Objawiło się to m.in. w jego wystąpieniu w dyskusji panelowej na Uniwersytecie Wrocławskim 27 V br. Zachęcony, poproszony - mogłby on nawet odegrać rolę podobną do wybitnego filozofa Karla Jaspersa w powojennych Niemczech, mowiącego swym rodakom całą prawdę. Niestety, nie ma tu co liczyć na Instytut Pamięci Narodowej (IPN) pod obecnym prezesem. Uroczystości w Porycku 11 lipca br. pokażą, na co zdobędzie się prezydent Ukrainy - człowiek chwiejny, zaplątany w poważne sprawy wewnętrzne. W każdym razie wynik przeprowadzonej komparatystyki jest jednoznaczny: ludobójstwo ukraińskie na Polakach pod względem swej bezwzględności i barbarzyństwa, a po jego dokonaniu - po dziś dzień - ze względu na zaprzeczenia lub co najmniej grubymi nićmi szyte relatywizowanie i wykręty - znacznie "przewyższa" ludobójstwa niemieckie i sowieckie. Szczególnie obciążające Ukraińców są masowo stosowane na Polakach - jako "dodatek" do mordów - okrutne, sadystyczne tortury. Dlatego wysuwam tu nową koncepcję kwalifikowanej formy ludobójstwa, dla której proponuję termin łaciński GENOCIDIUM ATROX - genocyd okrutny, okropny, dziki, straszny. Będę zachęcał moich kolegów zachodnich, zajmujących się problematyką ludobójstwa, do przejęcia kwalifikowanej formy genocydu do literatury przedmiotu.
IPN pod obecnym kierownictwem Leona Kieresa z dalszym uporem robi wszystko, by terminu "ludobójstwo" w przypadku superzbrodni ukraińskich nie stosować (inaczej Komisja Ścigania). Wyraźnie nie mając znajomości wielkiej już, stworzonej przez ponad pół wieku literatury zachodniej, IPN za pośrednictwem G. Motyki oferuje obecnie jakieś dyletanckie właśne "odkrycia", usiłując za wszelką cenę łagodzić ukraińskie genocidium atrox. Widowisko to - naukowo i moralnie - jest wprost żałosne. Ludobójstwo niemieckie i sowieckie - tak, ludobójstwo ukraińskie, w dodatku kwalifikowane - NIE?! Trzeba z tym szybko skończyć.
|
|