ROZDZIAL 22
NIE ZNIESIESZ PRAWDY
W piątkowy wieczór Aria wyłączyła radio w swojej sypialni. Przez ostatnią godzinę miejscowy DJ gadał w kółko o Foxy. Gdyby mu wierzyć, było to wydarzenie porównywalne z prezydencką inauguracją, a jakiś głupi benefis.
Nasłuchiwała dobiegających z kuchni kroków rodziców. Brakowało zwyczajnej kakofonii: NPR w radiu, CNN albo PBS na kuchennym telewizorze, lub grającej na kuchennym zestawie stereo płyty CD z klasycznym lub eksperymentalnym jazzem. Aria słyszała tylko stukot naczyń. A potem trzask.
- Przepraszam. - powiedziała Ella krótko.
- Nie szkodzi. - odpowiedział Byron.
Aria, z każdą chwilą czująca narastający obłęd, wróciła do laptopa. Ponieważ osobiste śledzenie przez nią Meredith zostało ograniczone, zwróciła się w stronę wyszukiwania informacji w Internecie. Trudno było przestać kogoś śledzić on-line, jak już się zaczęło. Nazwisko Meredith - Stevens - poznała z grafiku na stronie Studia Jogi „Strawberry Ridge”, więc szperała w Google szukając jej numeru telefonu. Pomyślała, że może do niej zadzwoni i uprzejmie powie, żeby trzymała się z daleka od Byrona. Ale potem znalazła adres Meredith, i postanowiła zobaczyć, w jakiej odległości mieszka, i sprawdziła to na MapQuest. Od tego momentu ogarnęło ją szaleństwo. Przeczytała pracę Meredith dotyczącą Williama Carlosa Williamsa z pierwszego roku college'u. Włamała się na studencki portal, żeby sprawdzić jej oceny. Meredith była na Friendster, Facebook-u oraz MySpace. Jej ulubionymi filmami były „Donnie Darko”, „Paris, Texas” oraz „Narzeczona dla księcia”, a jej zainteresowania obracały się wokół tak nietypowych rzeczy, jak kule śniegowe, tai chi i magnesy.
W równoległym wszechświecie Aria i Meredith mogłyby zostać przyjaciółkami. I dlatego to, co „A” kazał Arii zrobić („zakończ to”) było tym trudniejsze.
Miała wrażenie, że groźba „A” wypala dziurę w jej Treo, i za każdym razem, kiedy pomyślała o tym, że w studiu jogi oprócz Meredith zobaczyła Spencer, czuła niepokój. Co Spencer tam robiła? Czy o czymś wiedziała?
Kiedy była w siódmej klasie, podczas nasiadówki przy basenie Spencer, powiedziała Ali o spotkaniu z Toby'm na warsztatach teatralnych.
- Aria, on o niczym nie wie. - odpowiedziała Ali, spokojnie smarując się kremem przeciwsłonecznym. - Wyluzuj.
- Jak możesz być pewna? - zaprotestowała Aria. - Co z tą osobą, którą widziałam przed domkiem tamtej nocy? Może powiedziała Toby'emu! Może to był Toby!
Spencer zmarszczyła brwi i spojrzała na Alison.
- Ali, może po prostu powinnaś…
Ali głośno odchrząknęła.
- Spence. - powiedziała ostrzegawczym tonem.
Aria zakłopotana przenosiła wzrok z jednej koleżanki na drugą. Wyrzuciła z siebie pytanie, które już od jakiegoś czasu chciała zadać.
- Co wy do siebie szeptałyście w noc wypadku? Wtedy, kiedy się obudziłam, a wy byłyście w łazience?
- Wcale nie szeptałyśmy. - Ali potrząsnęła głową.
- Ali, szeptałyśmy. - syknęła Spencer.
Ali znowu ostro na nią spojrzała, po czym zwróciła się do Arii.
- Słuchaj, nie rozmawiałyśmy o Toby'm. Poza tym - posłała jej uśmieszek - nie masz teraz większych zmartwień?
Aria wzdyrgnęła się. Zaledwie kilka dni wcześniej razem z Ali przyłapały jej ojca z Meredith.
Spence pociągnęła Ali za ramię.
- Ali, naprawdę myślę, że powinnaś powiedzieć…
- Spence, przysięgam… - Ali uniosła dłoń.
- Co takiego przysięgasz? - wybuchnęła Spencer. - Myślisz, że to łatwe?
Kiedy Aria zobaczyła Spencer w studiu jogi, myślała o tym, żeby złapać ją w szkole i porozmawiać. Spencer i Ali coś ukrywały, może było to powiązane z „A”. Ale… bała się. Myślała, że swoje dawne przyjaciółki zna na wylot. Ale teraz, kiedy okazało się, że każda z nich ma mroczne sekrety, którymi nie chce się dzielić... może nigdy tak naprawdę ich nie znała.
Zadzwonił telefon Arii, wyrywając ją z krainy wspomnień. Zaskoczona, początkowo upuściła komórkę na stertę brudnych t-shirt'ów, które miała zamiar wyprać, ale szybko ją złapała.
- Cześć. - odezwał się chłopięcy głos po drugiej stronie linii. - Mówi Sean.
- Och! - zawołała Aria. - Co słychać?
- Nic wielkiego. Właśnie wróciłem z meczu piłki nożnej. Co porabiasz dzisiaj wieczorem?
Aria roześmiała się radośnie.
- W sumie, to nic takiego.
- Spotkamy się?
Piętro niżej usłyszała kolejny brzęk. Potem głos ojca („Wychodzę”), i trzaśnięcie frontowych drzwi. Nawet nie miał zamiaru zjeść z nimi kolacji. Znowu.
Znowu przybliżyła telefon do ust.
- A może spotkamy się teraz?
***
Sean zaparkował Audi na zdewastowanym parking i zaprowadził Arię na wał. Po lewej był ogrodzony łańcuchem, z prawej była opadająca ścieżka. Nad głowami mieli trakcję kolejową, a u stóp - całe Rosewood.
- Razem z bratem znaleźliśmy to miejsce kilka lat temu. - wyjaśnił Sean.
Rozłożył na trawie kaszmirowy sweter i gestem zaprosił, żeby usiadła. Potem wyciągnął z plecaka chromowany termos i jej wręczył.
- Chcesz trochę? - Aria przez drobną szparkę wyczuwała zapach „Captain Morgan”.
Zachłannie przechyliła naczynie, po czym spojrzała na niego z ukosa. Twarz miał jak wyrzeźbioną i ubranie leżało na nim idealnie, ale nie otaczała go typowa dla chłopaków z Rosewood atmosfera pewności własnej atrakcyjności.
- Często tu przychodzisz? - zapytała.
Sean wzruszył ramionami i usiadł obok niej.
- Czasami. Niezbyt często.
Aria zakładała, że Sean i tłumek typowych chłopaków z Rosewood, w jakim się obraca, imprezuje całymi nocami, albo podkrada rodzicom piwo i gra w „Grand Theft Auto” na PlayStation w czyimś pustym domu. A na zakończenie nocy byłoby oczywiście chlanie w jacuzzi. W Rosewood praktycznie wszyscy je mieli w ogródku.
Światła miasta poniżej migotały. Aria widział iglicę college'u Hollis, która była nocą podświetlona na kolor kości słoniowej.
- To niesamowite. - westchnęła. - Nie do wiary, że nigdy nie widziałam tego miejsca.
- Cóż, my w pobliżu mieszkaliśmy. - uśmiechnął się Sean. - Z bratem jeździłem po tych lasach na rowerze wzdłuż i wszerz. Jeździliśmy tutaj też po to, żeby grać w Blair Witch.
- Blair Witch? - powtórzyła Aria.
Pokiwał głową.
- Po tym, jak pokazał się film, obsesyjnie chcieliśmy sami kręcić coś takiego o duchach.
- Też tak robiłam! - zawołała Aria, podekscytowana położyła dłoń na ramieniu Seana. Szybko ją cofnęła. - Tyle, że na podwórku.
- Masz jeszcze te nagrania? - zapytał Sean.
- Aha. A ty?
- Też. - Sean zamilkł na chwilę. - Może przyszłabyś kiedyś je obejrzeć.
- Bardzo bym chciała. - uśmiechnęła się. Sean zaczynał jej przypominać croque-monsieur, który zamówiła kiedyś w Nicei. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwyczajny żółty ser, wycięty w fantazyjny wzorek, nic szczególnego. Ale potem wgryzła się w ser Brie i ukryte pod nim pokrojone pieczarki. To było coś więcej, niż się wydawało.
Sean odchylił się do tyłu, opierając się na łokciach.
- Któregoś razu przyjechaliśmy tu z bratem, i przyłapaliśmy jedną parę na uprawianiu seksu.
- Serio? - zachichotała Aria.
Sean wziął od niej termos.
- Jasne. Tak byli sobą pochłonięci, że początkowo wcale nas nie zauważyli. Bardzo powoli się cofnąłem, ale obsunęło się kilka kamieni. Byli śmiertelnie przerażeni.
- Nie wątpię. - zadrżała. - Boże, to byłoby okropne.
Sean szturchnął ją w ramię.
- Co, ty nigdy nie robiłaś tego publicznie?
- Nie. - Aria odwróciła wzrok.
Chwilę milczeli. Aria nie była pewna, co czuje. Była trochę nieswoja. Ale też… podekscytowana. Jakby coś miało się stać.
- No to, hmmm, pamiętasz, co powiedziałeś mi w samochodzie? - zapytała. - Że nie chcesz być prawiczkiem?
- Tak.
- Jak myślisz… dlaczego tak czujesz?
Sean oparł się o łokcie.
- Zacząłem chodzić do Klubu V, bo wszystkim tak bardzo śpieszyło się do seksu, a ja chciałem wiedzieć, dlaczego członkowie tego klubu myślą inaczej.
- No i?
- Cóż, myślę, że oni głównie się boją. Ale sądzę też, że chcą znaleźć właściwą osobę. Na przykład kogoś, przy kim mogliby być sobą, być absolutnie szczerzy.
Zamilkł. Aria przysunęła kolana do piersi. Chciała - tylko troszeczkę - żeby Sean powiedział: „Aria, uważam, że to ty jesteś właściwą osobą”. Westchnęła.
- Raz uprawiałam seks.
Sean odstawił termos na trawę i spojrzał na nią.
- Rok po tym, jak przeprowadziliśmy się na Islandię. - przyznała się. Dziwnie się czuła mówiąc to głośno. - Lubiłam tego chłopaka; nazywał się Oskar. Chciał, więc to zrobiłam, ale… sama nie wiem. - odgarnęła włosy z twarzy. - Nie kochałam go, ani nic w tym stylu. - przerwała. - Jesteś pierwszą osobą, której to mówię.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Aria czuła, jak serce jej wali. Ktoś daleko w dole robił grilla; czuła zapach węgla i burgerów. Usłyszała, że Sean przełyka ślinę i przesuwa się bliżej niej. Odrobinę zdenerwowana, też się przysunęła.
- Wybierz się ze mną na Foxy. - wyrzucił z siebie Sean.
- F-Foxy? - Aria pokręciła głową.
- Ten benefis? Ze strojeniem się? I tańcami?
Zamrugała.
- Wiem, czym jest Foxy.
- Chyba, że jesteś już umówiona z kimś innym. I, oczywiście, poszlibyśmy jako przyjaciele.
Aria poczuła lekkie ukłucie rozczarowania, kiedy użył słowa: „przyjaciele”. Przed sekundą myślała, że zaraz się pocałują.
- Nie zaprosiłeś jeszcze nikogo?
- Nie. Dlatego pytam ciebie.
Aria zerknęła na Seana. Jej wzrok przyciągał drobny dołeczek w podbródku. Ali nazywała coś takiego: „tyłeczkową brodą”, ale w sumie było to urocze.
- Hmmm, no dobrze.
- Super. - Sean szeroko się uśmiechnął. Aria oddała uśmiech. Ale… nagle osłabł. „Daję ci czas do północy w sobotę, Kopciuszku. Albo pożałujesz.” Sobota była już jutro.
Sean zauważył zmianę na jej twarzy.
- Co się stało?
Aria przełknęła ślinę. Całe wnętrze ust smakowało rumem.
- Wczoraj spotkałam kobietę, z którą spotyka się mój ojciec. Trochę przez przypadek. - odetchnęła głęboko. - A może wcale nie przez przypadek. Chciałam ją zapytać, o co chodzi, ale nie potrafiłam. Strasznie się boję, że mama… przyłapie ich razem. - Do jej oczu napłynęły łzy. - Nie chcę, żeby moja rodzina się rozpadła.
Sean na moment ją przytulił.
- Nie mogłabyś spróbować znowu z nią porozmawiać?
- Nie wiem. - wlepiła wzrok w drżące dłonie. - To znaczy, wymyśliłam sobie całe przemówienie. Chcę, żeby wiedziała, jak to wygląda od mojej strony. - wygięła plecy patrząc w niebo, jakby wszechświat mógł udzielić jej jakiejś odpowiedzi. - Ale to chyba głupi pomysł.
- Nieprawda. Pójdę z tobą. Jako wsparcie moralne.
Uniosła wzrok.
- Naprawdę… zrobiłbyś to?
Sean spojrzał nad drzewa.
- Nawet teraz, jeśli chcesz.
Aria szybko potrząsnęła głową.
- Teraz nie mogłabym. Zostawiłam mój, hmmm, scenariusz w domu.
Sean wzruszuł ramionami.
- Pamiętasz, co chcesz powiedzieć?
- Chyba tak. - słabo odparła Aria. Spojrzała w stronę drzew. - Właściwie, to stąd nawet nie jest daleko… Mieszka zaraz za tym wzgórzem, w Old Hollis. - wiedziała to, bo sprawdziła Meredith przez Google Eatrh.
- No to już. - Sean wyciągnął rękę. Zanim zaczęła za bardzo się zastanawiać, zbiegali z pokrytego bują trawą wzgórza, mijając samochód Seana.
Ulicą weszli do Old Hollis, studenckiej dzielnicy, pełnej upiornych, kruszących się wiktoriańskich budynków. Wzdłuż krawężników stały stare Volkswageny, Volvo i Saaby. Jak na piątkowy wieczór, panowały zadziwiające pustki. Może gdzie indziej w Hollis odbywała się jakaś większa impreza. Aria zastanawiła się, czy w ogóle zastanie Meredith w domu; trochę miała nadzieję, że jej nie będzie.
W połowie drugiej przecznicy Aria zatrzymała się przy różowym budynku, przed którego drzwiami stały cztery pary butów do biegania, a na podjeździe wykonany kredą rysunek przypomnający penisa. Meredith tu pasowała.
- To chyba tutaj.
- Poczekać na ciebie? - wyszeptał Sean.
Aria obciągnęła na sobie sweter. Znaienacka zrobiło się jej bardzo zimno.
- Chyba tak. - nagle złapała Seana za ramię. - Nie mogę tego zrobić.
- Pewnie, że możesz. - Sean położył rękę na jej ramieniu. - Będę tutaj, okay? Nic ci się nie stanie. Obiecuję.
Aria poczuła przypływ wdzięczności. Był taki… słodki. Pochyliła się do przodu i delikatnie pocałowała Seana w usta; kiedy się odsunęła, wyglądał na oszołomionego.
- Dziękuję. - powiedziała.
Powoli weszła po popękanych frontowych stopniach domu Meredith, w jej żyłach krążył rum. Wypiła ¾ termosu Seana, podczas gdy on wypił tylko kilka grzecznościowych łyków. Kiedy wciskała dzwonek, oparła się dla równowagi o jedną z kolumn ganku. Dzisiejszy wieczór nie był najlepszy na noszenie tych chwiejnych włoskich sandałków na obcasach.
Meredith szybko otworzyła drzwi. Miała na sobie szorty frotte i t-shirt z obrazkiem banana - to była okładka jakiegoś starego albumu, tylko Aria nie mogła sobie przypomnieć jakiego. Meredith wydawała się dzisiaj większa. Mniej giętka i bardziej muskularna, jak te wymiatające dziewczyny z programu „Rollergirls”. Aria poczuła się cherlawa.
Oczy Meredith rozbłysły, kiedy ją rozpoznała.
- Alison, tak?
- Właściwie to Aria, Aria Montgomery. Jestem córką Byrona Montgomery. Wiem o wszystkim, co się dzieje. Chcę, żeby to się skończyło.
Meredith szerzej otworzyła oczy. Wzięła głęboki wdech, i powoli wypuściła powietrze nosem. Aria niemal spodziewała się, że wydobędzie się z niego dym, jak u smoka.
- Wiesz, doprawdy?
- Zgadza się. - Aria zachwiała się, zdała sobie sprawę, że zaczyna bełkotać.
Zgassasie. Serce biło jej tak mocno, że nie zdziwiłaby się, gdyby cała jej skóra pulsowała.
Meredith uniosła brew.
- To nie twoja sprawa. - wysunęła głowę na ganek i rozejrzała się podejrzliwie. - Jak się dowiedziałaś, gdzie mieszkam?
- Słuchaj, ty wszystko psujesz. - zaprotestowała Aria. - A ja tylko chcę, żeby to się skończyło. Okay? To znaczy… wszystkich to krzywdzi. On wciąż jest żonaty... i ma rodzinę.
Aria aż wzdyrgnęła się na dźwięk brzmiącego w jej głosie patosu, doskonale wyszlifowana przemowa wymykała się z jej zasięgu.
Meredith skrzżowała ramiona na piersi.
- Wiem o tym wszystkim. - odpowiedziała; zaczęła zamykać drzwi. - I jest mi bardzo przykro. Naprawdę. Ale jesteśmy zakochani.
William Carlos Williams (ur. 1883 w Rutherford, New Jersey, zm. 1963 tamże) - amerykański poeta związany z modernizmem, imagizmem i obiektywizmem. Krytykował przeintelektualizowanie poezji, postulował pisanie dla zwykłych ludzi. Twierdził, że należy pisać tak jak się podoba ("zmienna stopa" w wierszu). W jego koncepcji wiersz był polem, płaszczyzną, na której umieszcza się obraz.
Friendster, Facebook, MySpace - portale społecznościowe
Captain Morgan - marka rumu
Croque-monsieur - gorąca grillowana kanapka z szynką I żółtym serem, zazwyczaj z emmentalerem lub Gruyère . Pochodzi z Francji, gdzie jest serwowana jako fast-food w kawiarniach i barach
Pretty Little Liars - Flawless Bez skazy
7
translated by: rumiko