Le Goff Jacques Apogeum Chrześcijaństwa 1180 1330(1)


Jacques Le Goff

Apogeum Chrześcijaństwa.
Około 1180 - około 1330

Tytuł oryginału

Uapogee de la chritientś 1180 - v. 1330

€> Fischer Bucherei GmbH, Frankfurt am Main, 1968, pour le textc €> Bordas, Paris, 1982, pour la preface, les illustrations ei^Ieurs legendes, la chronologie

pracowanie graficzne iciej Sadowski

Na okładce Najświętsza Maria Panna, kościół parafialny, Tveta (Yarmland, Szwecja). Fot © Giraudon / Arch. Photeb.

Redaktor Monika Ziółek

Redaktor techniczny Hanna Orłowska

Korekta

Anna Piątkowska

© Copyright for the Polish translation by Maria Żurowska, Warszawa 2003

© Copyright for the Polish edition

by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik", Warszawa 2003

Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik" uL Wiejska 12a, 00-490 Warszawa http://www.czytelnik.pl Warszawa 2003. Wydanie I Ark. wyd. 8; ark. druk. 10+0,5 Skład: WMC Warszawa

Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W«L. Anczyca S.A., Kraków Zam. wyd. 707; zam. druk. 854/03 Printed in Poland

ISBN 83-07-02952-X


PRZEDMOWA

Dziesięć wieków - od V do XV - które ludzie renesansu nazwali wiekami średnimi, czyli okresem przejściowym, pozbawionym własnego imienia odstępem czasu między chwałą starożytności a obietnicami, jakie niosła ich własna epoka, objawiają się nam dzi­siaj w zupełnie odmiennej perspektywie. Ze swej strony postrze­gam je jako pierwsze skrzydło dyptyku, jakim jawi się długi okres, który, od późnej starożytności do rewolucji przemysłowej - odwo­łując się do zachodniej historii europejskiej, poprzez wybieganie naprzód i cofanie się, momenty stagnacji i kroki postępu, stany równowagi i kryzysy, wahania, podejmowane próby, sukcesy i po­rażki - stworzył fundamenty naszego społeczeństwa. Długie śre­dniowiecze, odpowiadające mniej więcej temu, co Marks zdefinio- ł wał jako okres feudalizmu. Dzisiaj, nawet jeśli czas ten ograniczyć do wieków poprzedzających XVI w., nie sposób go uważać za epo­kę ciemności, obskurantyzmu i barbarzyństwa, jak postrzegały ją elity renesansu, klasycyzmu i oświecenia. We wszystkich dziedzi­nach, od technologii po sztukę, od gospodarki po naukę, od oby­czajów po duchowość, średniowiecze było epoką twórczości, wzro­stu, postępu. Jednak ta wyzłocona legenda średniowiecza, chętnie promowana dziś przez niektórych jej entuzjastów na wzór naiw­nych romantyków, jest tak samo nieprawdziwa, jak i ta czarna, któ­rej ostatnie ślady, widoczne w słownictwie (w którym instynktow­nie podtrzymuje się pejoratywneNiżycie epitetów „średniowiecz­ny" i „z czasów średniowiecza"), powinny jak najszybciej zniknąć.

Nasze czasy, którymi wstrząsają wojny i ludobójstwa, w których zgrozę, lecz niestety nie dość często reakcję i działanie, wywołują


obrazy głodii i. nędzy w krajach Trzeciego Świata, nad którymi za­wisło przerażające zagrożenie atomowe, pierwsza realna wizja apo­kaliptyczna w histdHi ludzkości, przytłoczone hańbą ustrojów opartych na bezprawiu, wszechpotęgą świata gułagów, apartheidu i rasizmu, wahają się, czy w ogóle jeszcze można mówić o postępie, i nie przyznają sobie prawa do potępiania przeszłości, takiej jak średniowiecze. Nie przekształcając historii w trybunał sądowy, irależy jednak uznać, że wieki te, jak wszystkie epoki historii, skła­dały się ze światła i z cieniów, że czas katedr był również czasem inkwizycji, upowszechnionej przemocy, „pogardy dla świata". Nę­dza, nietolerancja i zacofanie wpisały się w struktury średniowiecz­nego świata w sposób bardziej trwały niż wynaturzenia, skrajności i patologiczne nadużycia. Nie wolno zapominać o tym dzisiaj, kie­dy z uzasadnionym podziwem spoglądamy na ślady i wskrzeszane przez historyków obrazy rozkwitu średniowiecza. Ten spektakular­ny rozkwit nastąpił przede wszystkim od ok. r. 1000 do początków XVI w. Liczba ludności wzrosła, uprawy objęły większe przestrze­nie, a ziemia stała się żyzna, miasta rodziły się i odradzały, pojawi­ły się maszyny, rozpowszechnił się obieg pieniądza, zaczęły powsta­wać szkoły i uniwersytety, nastąpił rozkwit sztuki romańskiej i gotyckiej, mentalność wysubtelniała, uczucia straciły swą ze­wnętrzną ostentację, humanizm chrześcijański, wyrażający się w wielu formach, powrócił do źródeł chrześcijaństwa, z którego czer­pał i które pogłębiał. Niniejsza książka zawiera analizę tego roz­kwitu i ilustruje jego ostatnią fazę, tradycyjnie uważaną za apo­geum, zenit, szczytowy punkt średniowiecza: wiek XIII. Czytelnik zrozumie, że koncepcja ta może być uzasadniona, jeśli spełnia po­dwójny warunek: nie popadnie w fałszywą ideologię historyczną rozkwitu i zmierzchu, której aż do dzisiaj nie można odnieść do naszej zachodniej cywilizacji, i nie przyjmie opinii głoszącej, że piękny XIII wiek był wolny od „posępnej strefy cienia", zalegają­cej nad połową nawet najchwalebniejszych epok.

Październik 1981 r-


<

jlip

f r"

1. DOBROBYT


1. Praca kobiet i udoskonalenie techniczne: kołowrotek. Prace nastawione na wytwórczość były domeną mężczyzn, kobiety odgrywały ważną rolę w przetwórstwie, szczególnie w dziedzinie tekstyliów. Kołowrotek pojawił się pod koniec XIII w. Jako narzędzie »mechaniczne" często budził sprzeciw cechów.


Apogeum XIII wieku miało swe korzenie w dobrobycie gospo­darczym, który w tych stuleciach, kiedy wszystko zależało od zie­mi, był przede wszystkim dobrobytem rolnictwa.

Wskazują na to liczne znaki, a najbardziej spektakularnym z nich jest odsunięcie widma głodu. W latach 1235-1315 powszech­ne klęski głodu znikły ze środkowej i zachodniej Europy, jedynie pewne niedostatki regionalne dotknęły Austrię, Czechy i Polskę. W latach 1217-1218 groźbie nędzy w zachodnich Niemczech za­pobiegł import zboża z ziem podbitych na Wschodzie. Tak samo w 1272 r. Fryzyjczycy uniknęli głodu, sprowadzając zboże z Danii i z regionów nadbałtyckich w zamian za fasolę, której zbiór w owym roku wypadł szczególnie obficie.

Odsunięcie widma głodu wynikało nie tylko z pewnego rodzaju rozwoju handlu zbożem (nawet jeśli był on zjawiskiem bardziej wyjątkowym niż stałym), lecz w większym stopniu - ze zwiększe­nia powierzchni uprawnych i ze wzrostu wydajności. Proces upra­wy nieużytków, który nasilił się w XI w., trwał w dalszym ciągu, szczególnie w pierwszej połowie stulecia, w Holandii, objętej pla­nem zagospodarowywania polderów rozpoczętym około 1100 r. we Flandrii i w Zelandii.

Między 1210-1220 a 1300 r. wykorzystanie ziemi przez niemiec­ką kolonizację na Wschodzie osiągnęło stadium szczytowe. Regu­larny eksport zboża z Brandenburgii rozpoc^ł się około 1250 r. Średnia wydajność pszenicy, jęczmienia i owsa na ziemiach biskup­stwa Winchesteru w pierwszej połowie XIII w. osiągnęła 4,3,4,4 i 2,7 q z ha. Na szczególnie urodzajnych i właściwie uprawianych zie­miach Thierry*ego z Hireęon, biskupa Arras, na początku XIV wieku wydajnóść pszenicy wzrosła do 8,12 q z ha. Wysokie noto­wania gospodarki trojpolowej zdarzały się coraz częściej, na przy­kład na ziemiach (około 400 hektarów) należących do cystersów z Vaulerent, w Ile-de-France, podzielonych na trzy „lata": „zboże ozime9', „jare" (siane w marcu, na wiosnę) i ugory, obejmujące jed­nakowe powierzchnie pól. Rozpowszechniło się wykorzystanie ko­nia jako siły pociągowej do pługa.

Wzrost pogłowia bydła towarzyszył powiększaniu powierzchni uprawnych. W Szwabii, Bawarii, Tyrolu, Karyntii, Alzacji, Szwaj­carii pojawiły się nowe gospodarstwa, w których hodowla odgry­wała znaczącą rolę (paccariae, armentariae) i które nazywano Schwai- gen w południowych Niemczech i Viehhdfe lub Rinderhofe w środ­kowych Niemczech. Powstawaniu tych gospodarstw nie zawsze jednak towarzyszyło uzyskiwanie nowych przestrzeni, często zie­mie uprawne były po prostu przekształcane w pastwiska, a rozwój ich był ograniczany, gdyż gospodarka nastawiona przede wszyst­kim na przetrwanie powodowała, że popyt na zboże hamował tym samym wzrost pogłowia. Jednak pewne regiony wyspecjalizowały się w szczególnych uprawach, na przykład w uprawie roślin farbiar- skich (choćby urzetu w Pikardii, w okolicach Amiens), i przede wszystkim winnej latorośli. Jadąc do Auxerre w 1245 r., francisz­kanin Salimbene z Parmy zauważył ze zdziwieniem: „Ludzie z tych okolic nie sieją, nie zbierają, nie gromadzą zboża w spichlerzach. Wystarczy, że niedaleko płynącą rzeką wyślą wino, zgodnie z jej nurtem, do Paryża. Sprzedaż wina w tym mieście daje im piękne zyski, całkowicie wystarczające na opłacenie żywności i ubrań"

Rozwój sprzętu technicznego

Postępowi technicznemu towarzyszyło odrodzenie sztuki upra­wy roli. Pierwsze techniczne traktaty z dziedziny średniowiecznej gospodarki rolnej ukazały się najpierw w Anglii (podręczniki Housebondrie, z których najbardziej znany był podręcznik autor­stwa Gautiera z Henley, Zasady, napisane przez Roberta Grossete- ste'a w latach 1240-1241 na potrzeby gospodarstw w dziedzinach hrabiny Lincoln, zbiór Fleta) i przede wszystkim w północnych Włoszech Ruralium commodorum opus, dzieło zredagowane w la­tach 1304-1306 przez Pietra de Crescenzi, które król Francji Ka­rol V polecił przetłumaczyć w drugiej połowie XIV w. i które uka­zało się pod tytułem Księga zysków polnych.

Rozwojowi rolnictwa towarzyszył postęp w wyposażeniu wsi, w wykorzystywaniu energii wodnej. Niewątpliwie warsztaty klasztor* ne stanowią przykład szczególny, nie reprezentują ogólnych warun­ków działalności gospodarczej na wsi. Świadectwo cystersa z Clair- vaux, istny hymn pochwalny na cześć nowych maszyn, pozostaje przypadkiem odosobnionym. Po lirycznym opisie energetycznego oddziaływania „rzeki" (Aube) na młyn zbożowy, piwny, na folusz, mnich wykrzyknął: „Dobry Boże! Jakąż pociechę dajesz swoim ubogim sługom, nie dopuszczając, by przytłoczył ich smutek zbyt wielki. Jak bardzo pragniesz ulżyć w trudach swoim dzieciom, któ­re pokutują, jak troszczysz się, by nie zniszczył ich nadmiar pracy! Ileż koni wyczerpałoby siły, iluż ludziom opadłyby ze zmęczenia ręce na skutek pracy, którą za nas bez żadnego udziału z naszej stro­ny wykonuje ta łaskawa rzeka! Zawdzięczamy jej pożywienie i przyodziewek! Łączy swoje wysiłki z naszymi i, wytrzymując nie­znośny upał dnia, domaga się tylko jednego wynagrodzenia za swój trud: żeby mogła spokojnie płynąć dalej po wypełnieniu tego, cze­go się od niej oczekuje. Kiedy przyśpieszonym ruchem obraca tak wiele szybkich kół, ukazuje się w pianie; rzekłbyś, że sama się zmełła.,.". Musi jeszcze wprawić w ruch młyńskie koło i podzielić się na „liczne rozgałęzienia", które odnajdą pracowników potrze­bujących jej posługi „czy to do gotowania, czy do przesiewania, obracania, miażdżenia, podlewania, prania czy mielenia..

Inne, jeszcze konkretniejsze dokumenty potwierdzają rozwój technik, a przede wszystkim ich rozpowszechnienie, z czego w pierwszej kolejności korzystają wsie. Ilustracje z poliptyku o na­zwie Vieil rentier, inwentarza pańszczyzn i czynszów, winnych panu Jehanowi de Pamele z Audenarde około roku 1275, ukazują wypo­sażenie w młyny wodne i wiatraki, wieńczące wzniesienia na zie­miach przedsiębiorczego i zapobiegliwego właściciela ziemskiego.

„Album" czy „szkicownik" architekta Villarda de Honnecourt z pierwszej połowy XIII wieku przedstawia narzędzia używane przede wszystkim na wielkich placach budowy gotyckich katedr (bardzo istotnych bodźców postępu technologicznego; w XIII w. spotykało się na nich pierwsze taczki), lecz stosowane również na wsi i oczywiście w miastach. Tak więc podnośnik - maszyna do przenoszenia ciężarów, a przede wszystkim piła wodna, usprawnia­jąc prace nad obróbką drewna, jeszcze bardziej niż zagospodaro­wywanie nieużytków przyśpieszyła proces wylesiania, które, jak zobaczymy, stało się pod koniec wieku prawdziwym zagrożeniem gospodarczym. Villard de Honnecourt, wędrowny artysta, odwie­dził place budowy w Chartres, Laon, Reims, Meaux i w Lozannie, „wiele dni" spędził na Węgrzech i potwierdził, że wynalazki tech­niczne mogły przenosić się z jednego krańca chrześcijańskiego świata na drugi.

W XIII w. pomimo większego wykorzystania drewna ujawniła się również nietrwałość tego materiału (w 1174 r. pożar, którego zarzewiem stała się konstrukcja drewniana, zniszczył katedrę w Canterbury, jak wynika z raportu mnicha Gervaisa; katedra w Rou­en płonęła sześć razy w latach 1200-1225). Drewno stopniowo za­częło ustępować miejsca konstrukcjom kamiennym i żelaznym. W latach 1278-1281 na plac budowy opactwa cystersów w Vale Royal (w rejonie Cheshire), wzniesionego na koszt króla Edwarda I, 35 448 wozów dostarczyło około 35 000 ton kamienia z kamienio­łomów położonych w odległości ośmiu kilometrów. Wydobycie że­laza i jego znaczenie w handlu znacznie wzrosły w XIII w. W1252 r. „hiszpańskie żelazo" - żelazo z prowincji baskijskich - pojawiło się jako opłata przewoźna w Damne, przedporciu Brugii. W 1293 r. rachunek opłat celnych Królestwa Kastylii pozwolił wycenić na 4000 czy 5000 ton roczny eksport żelaza jedynie z portów prowin­cji Guipuzcoa i z Zatoki Biskajskiej. Wydobycie żelaza wzrosło również w Lombardii, i kronikarz Bonvesin de la Ripa w 1288 r. doliczył się w Mediolanie ponad stu warsztatów, w których wyra­biano zbroje, oraz wielu innych w mieście i jego bliższych i dal­szych okolicach, zajmujących się wyrobem i sprzedażą wszelkiego rodzaju broni. W tym samym czasie właśnie korporacjaferrarii (fa­brykantów i sprzedawców przedmiotów żelaznych) miała obowią­zek złożyć zdecydowanie największy datek na budowę katedry: 20 liwrów cesarskich rocznie. Szwedzkie żelazo, które zaczęło podle­gać kontroli niemieckiej Hanzy, także pojawiło się na rynkach pół­nocnych, a pod koniec wieku miedź szwedzka (w Falun w Dalar- nie wydobycie miedzi rozpoczęło się około 1280 r.) i węgierska sta­ły się najpierw konkurencją dla miedzi ze środkowych Niemiec (Goslar), a następnie wyparły ją, Z rachunków budowy katedry w Autun w latach 1294-1295 dowiadujemy się, że około 10% wydat­ków zostało przeznaczone na opłacanie kowalstwa. W tym samym czasie zwiększyło się zapotrzebowanie na sól (szczególnie do sole­nia mięsa i ryb, gdyż wzrósł połów śledzi w Morzu Północnym i w Bałtyku); postęp w dziedzinie technologii wiertniczych, budowy konstrukcji drewnianych i podnośnych dał początek eksploatacji kopalni soli, zwiększając znaczenie soli kopalnianej w stosunku do wydobywanej tradycyjnie z salin, słonych studni czy też przy za­stosowaniu jeszcze mniej nowoczesnych technik (słony torf it<L). W Małopolsce na przykład najstarsze drewniane wsporniki, znale­zione w kopalniach soli w Wieliczce i Bochni, pochodziły z XIII w.

Rozwój sektora o wielkim znaczeniu: tkactwo

Jednak postęp „przemysłu" w XIII w. uwidocznił się, nawet bar­dziej niż w produkcji „ciężkiej", takiej jak kamień, eksploatacja potrzebnych rud czy nawet produkcja zboża, w wytwarzaniu i hand­lu produktami wysokiej jakości, artykułami zbytku, nabywanymi za wysoką cenę w stosunku do ich nikłej wagi czy objętości. XIII wiek można uważać za okres wielkiego rozwoju tkactwa, szczegól­nie produkcji cennego sukna. Typowym dowodem troski o strój, charakterystycznej dla wyższych warstw społecznych, może być spór między wielmożą z Szampanii, panem z Joinville, a dygnita­rzem kościelnym pochodzenia chłopskiego, kanonikiem Robertem z Sorbony, prowadzony w obecności świętego Ludwika: „Zasługu­je pan na naganę, powiedział kanonik do Joinville'a, gdyż strój pański jest bardziej wyszukany niż strój królewski, jako że przy­odział się pan w delikatne popielice i żywy szkarłat, czego nawet król nie czyni. - Mistrzu Robercie, za pozwoleniem, nie postępuję nagannie, nawet jeśli oblekam się w szkarłat i popielice, gdyż strój ten pozostawili mi ojciec i matka. To pan zasługujesz na naganę, gdyż jesteś synem wieśniaka i wieśniaczki, a tkanina z sierści wiel­błądziej, którą nosisz, bogatsza jest od królewskiej" Sam święty Luflwik, przysłuchujący się kłótni, podsumował, że ludzie wyso­ko postawieni winfti odziewać się zgodnie z zajmowaną pozycją: „Winniście odziewać się pięknie i czysto, gdyż większą przychyl­ność znajdziecie w oczach swoich niewiast, a wasi ludzie bardziej was będą cenić".

Tkactwo uległo przeobrażeniu w XIII w. na skutek pojawienia się lub rozpowszechnienia wynalazków technicznych, z których trzy miały zasadnicze znaczenie: folusz, warsztat tkacki z pozio­mymi pedałami i kołowrotek.

Młyny do foluszowania tkanin, znane od końca XI w., rozpo­wszechniły się w całym świecie chrześcijańskim. Pierwsza wzmian­ka o nich w Polsce pochodzi z 1212 r.j w 1327 r. w Anglii było ich od stu dwudziestu do stu trzydziestu. Statut z Arras podkreśla po­stęp, jaki udało się osiągnąć dzięki takiemu warsztatowi. Nożne folowanie jednej sztuki sukna wymagało pracy trzech silnych męż­czyzn, a ich wydajność musiała być ograniczona, jeśli wierzyć skar­gom na „zbyt wielką szkodę i wyzucie z siły ciała i członków", to znaczy wyczerpanie fizyczne. Folowanie ubijakiem wprawianym w ruch przez młyn było szybsze, mniej męczące i dawało lepsze rezultaty.

Poziomy warsztat tkacki po raz pierwszy został opisany po łaci­nie w traktacie De nominibus utensilium („O nazwach przyrządów"), napisanym pod koniec XII wieku przez angielskiego mistrza, Ale- xandra Neckama, który długo przebywał we Francji, konkretnie w Paryżu. Miniatura z rękopisu z Cambridge, pochodzącego z około 1200 r., ukazuje typ pośredni między warsztatem pionowym a po­ziomym. Nowy warsztat umożliwiał uruchamianie gładziarek po­ziomych przez nacisk na pedały, w przeciwieństwie do dawnego warsztatu, w którym gładziarki uruchamiano za pomocą skrzyżo­wanych prętów, poruszanych ręcznie. Nie tylko uzyskiwana tkani­na była gęściejsza i piękniejsza, lecz i praca posuwała się szybciej, gdyż przesuwanie prętów i układanie nici nie zabierało już czasu. Alexander Neckam porównał tkacza pracującego przy nowym warsztacie do jeźdźca, który zachęca konia do szybkiej jazdy, po­budzając go na przemian jedną lub drugą ostrogą. Miniatura z

Cambridge ukazuje warsztat wyposażony już w pedały, lecz jeszcze o pionowych gładziarkach. s

Wreszcie pod koniec XIII wieku kołowrotek zaczął zastępować kądziel i wrzeciono. Chociaż jeszcze napędzahy ręcznie, pozwalał jednak na co najmniej pięciokrotnie szybsze wykonywanie dwóch operacji przędzalniczych: skręcania i nawijania. Jego użycie zosta­ło potwierdzone w Abbeville w 1288 r. i w Spirze w 1298 f*

Nie można ukrywać, że wynalazki te rozpowszechniały się po­woli, natrafiając na opór, wynikający z interesów jednostek, a tak­że z nieufności wobec mechanizacji. Florencja wydała zakaz me­chanicznego folowania tkanin, a Spira i Provins - zakaz użycia kołowrotka.

Sukiennictwo rozwinęło się przede wszystkim w dwóch regio­nach, uprzywilejowanych ze względu na dużą ilość siły roboczej, łatwość importowania podstawowych surowców (wełna, barwnik, ałun), obecność klasy ludzi przedsiębiorczych, którzy dzięki swo­im pieniądzom oraz inicjatywie potrafili zorganizować produkcję tkanin i ich zbyt: w północno-zachodniej Europie, przede wszyst­kim we Flandrii, oraz w północnych i środkowych Włoszech.

W poemacie z XIII wieku, poświęconym jarmarkom w Saint- -Denis, Dit du Lendit, autor stawia w pierwszym rzędzie producen­tów sukna wysokiej jakości z miast Flandrii i Brabantd:

I moją opinię wam przedstawię - Gant i Ypres, potem Douay I Maalines, i Broisselles; Jako najlepsze je wymieniam, Najpiękniejsze, warte zobaczenia.

W1281 r. firma Ghino Frescobaldiego z Florencji w ramach jed­nej transakcji sprzedała Bolonii za 10 000 liwrów pizańskich suk­na importowane z północy, w tym 45 sztuk z Arras, 62 z Mont- reuil-sur-Mer, 6 sztuk tkaniny z sierści wielbłądziej z Douai i z Lille oraz 30 sztuk tkaniny prążkowanej z Ypres. We Florencji na początku XIV w. roczna produkcja sukna miała osiągać 100 000 sztuk sprzedawanych przez trzysta kramów, a przedstawiających wartość 600 000 florenów, do czego jeszcze należało dodać znaczący import sukna z północy, przeznaczonego do sprzedaży lokalnej lub na reeksport. O ile jednak miasta włoskie w większość wełny, po­trzebnej do tkania sukien, zaopatrywały się w krajach śródziem­nomorskich (przede wszystkim we Włoszech, a następnie w Hisz­panii, Afryce Północnej i Syrii), o tyle sytuacja w przeludnionej Flandrii, przeznaczającej większość swoich owiec na mięso, przed­stawiała się zupełnie inaczej. Flandria zmuszona była zaopatrywać się za granicą, szczególnie w Anglii, wielkim dostawcy wełny na kontynent w tym okresie. Pod koniec XIII w. eksport ten przewyż­szał 30 000 worków. W1297 r. w petycji, którą parlament wystoso­wał do Edwarda I, wycenione dochody Anglików ze sprzedaży wełny równały się połowie wartości całej ziemi, albo, według innej oceny, wartość eksportowanej wełny angielskiej równała się rocz­nym dochodom stu tysięcy wieśniaków.

Na wiek XIII przypada również rozwój przemysłu jedwabnicze- go na Zachodzie. Do połowy XII wieku świat chrześcijański im­portował jedwabie z Bizancjum i z krajów muzułmańskich, pokry­wając w ten sposób prawie całe zapotrzebowanie na te tkaniny, przeznaczone dla wąskiej grupy społecznej: dla kościołów, klasz­torów oraz dostojników kościelnych i świeckich. W 1146 r. rze­mieślnicy greccy przenieśli produkcję jedwabiu do Palermo, skąd rozszerzyła się ona na Włochy, a następnie na Prowansję, na Fran­cję i południowe Niemcy (jej obecność została potwierdzona w 1300 r. w Augsburgu i w Ulm). Prężnym ośrodkiem przemysłu je- dwabniczego stała się Lukka. W Bolonii, za Porta Castiglione, niejaki Francesco Borghesano miał skonstruować pierwszy młyn poruszający warsztaty tkackie, tkające jedwab, który zapewniał w ten sposób produkcję równą wytwórczości czterystu warsztatów ręcz­nych. Po czwartej wyprawie krzyżowej (1204 r.) ośrodkiem szybko rozwijającego się przemysłu jedwabniczego została Wenecja. Upra­wa drzew morwowych do hodowli jedwabników, potwierdzona w Modenie w 1300 r., towarzyszyła temu transferowi przemysłowemu.


Nie należy również zapominać o nowości przemysłowej, jaką był papier, a której przeznaczeniem, szczególnie po wynalezieniu dru­ku w XV wieku, było zrewolucjonizowanie aspektu materialnego życia kulturalnego na Zachodzie. Papier, który pojawił się dzięki muzułmanom w Hiszpanii i na Sycylii w XII w., powoli rozpo­wszechnił się w XIII w. Najstarszym dokumentem cesarskim spi­sanym na papierze jest karta Fryderyka II, skierowana do mniszek z Goess w Styrii, z 1228 r, lecz w 1231 r. cesarz zakazał używania papieru do sporządzania oficjalnych dokumentów swojej kancela­rii. Od 1223 r. Liberpłegiorum w Wenecji ukazywał się już na papie­rze. Przemysł papierniczy rozpowszechnił się wraz z rozwojem młynów napędzających maszyny do produkcji papieru, które od 1268 r. zapewniły dobrobyt miasteczku Fabriano w Marche, cen­trum regionu zasobnego w czyste wody. Młyny takie powstały w Genui w 1292 r., a w pierwszych latach XIV wieku w Bolonii, Pa­dwie, Treviso i w Wenecji,

Rozwój handlu

Rozwój upraw i produkcji rzemieślniczej, a można powiedzieć nawet „przemysłowej", częściowo przeznaczonych na eksport, wpływał stymulująco na handel, którego rozkwit okazał się najbar­dziej widocznym i spektakularnym wyrazem dobrobytu ekono­micznego w XIII w.

17

Rozkwit ten stał się możliwy dzięki rozbudowie i poprawie sta­nu dróg i transportu. Zwiększenie bezpieczeństwa umożliwiło roz­wój dróg, szczególnie tych prowadzących przez Alpy, łączących dwa najważniejsze ośrodki przemysłowe i handlowe: północne i środ­kowe Włochy ze światem północno-zachodnim (od Szampanii i Ile-de-France, przez Flandrię, po północne Niemcy). W 1237 r. droga wytyczona w dolinie rzeki Reuss i most przerzucony nad nią w SchÓllenen otworzyły drogę do przełęczy Świętego Gotharda. Nowa droga przyczyniła się do rozwoju miast Lombardii, a szcze­gólnie Mediolanu, który kronikarz Bonvesin de la Ripa przedsta­wił w swoim opisie z 1288 r. (De magnalibus urbis Mediolanie „O wspaniałościach miasta Mediolanu") jako nieporównywalne z żad­nym innym ze względu na liczbę jego ludności (12 500 domów z wejściem od ulicy: 200 000 mieszkańców!), 60 coperti lub krużgan­ków z arkadami, 200 kościołów (w tym 36 ku czci Matki Bożej), 10 szpitali, 300 piekarni, 440 rzeźników, tysiąc szynków, 150 oberży, 80 kowali, 40 kopistów manuskryptów... Na targu w Mediolanie

2 - Apogeum.

można było nabyć wszelkie możliwe owoce: śliwki, gruszki, jabł­ka, morwy, a także kwiaty; następnie hodowane orzechy laskowe; aj|ikże dereń, jujubę, brzoskwinie, figi i rodzynki różnych rodza­jów, migdały, dziko rosnące orzechy laskowe, orzechy, które mogły być dodawane do potraw przez cały rok, na przykład zimą, rozdrob­nione lub zmielone, zmieszane z jajami, serem i pieprzem, jako nadzienie do mięs, urozmaicały posiłki; z orzechów można było także tłoczyć olej. Na targu znajdowały się również gruszki, zimo­we jabłka i wreszcie pomarańcze, doskonałe lekarstwo na choroby, a także kasztany, które można przyrządzać na sto różnych sposo­bów, i nieszpułki, pojawiające się w listopadzie, oliwki oraz jagody wawrzynu, które, spożywane z gorącym winem, leczyły bóle żołąd­ka, Jedynie daktyle, pieprz i przyprawy należało, niestety, impor­tować z krajów gorących i suchych.

W 1222 r. dwóch kupców z Lille, jadących na czele karawany przewożącej tkaniny (z Lille, Ypres, Beauvais i Brugii) padło ofia­rą rabunku na drodze niedaleko Ponte Sordo w okolicach Como. Magistratura Como przyznała im odszkodowanie w wysokości 95 liwrów cesarskich, z czego widać, że handel został objęty ochroną.

Specjalne przedsiębiorstwa przewoźnicze zapewniały transport towarów. Umowa zawarta 1 sierpnia 1296 r. na jarmarku w Troyes, na koszt kupca z Plaisance, dotyczyła transportu dwunastu balo­tów sukna z Francji i białego płótna z Szampanii, którego to trans­portu podjęli się trzej langwedoccy przewoźnicy i mieli je przewieźć na grzbietach zwierząt pociągowych z Troyes do Nimes w ciągu dwudziestu dwóch dni.


Rozwój handlu drogą lądową nie przeszkadzał w rozwoju han­dlu drogą morską, dla którego istotnym elementem stymulującym stał się również postęp techniczny. Wykorzystywanie busoli zosta­ło potwierdzone na Zachodzie około 1190 r. Pojawienie się steru piórowego, umieszczonego na osi statku, gwarantowało większą zwrotność i większe bezpieczeństwo niż tradycyjny ster wiosłowy: można go łatwo dostrzec na pochodzącej z 1242 r. pieczęci nadbał­tyckiego portu Elbingu (dziś Elbląga). Rozwojowi żeglarstwa sprzy­jało korzystanie z map morskich, portulanów, uwzględniających przede wszystkim porty; najprawdopodobniej portulany początko­wo były sporządzane w Genui, a następnie w Katalonii. Mapy ta­kie znajdowały się na genueńskim statku, który w 1270 r* wiózł świętego Ludwika na wyprawę krzyżową do Tunisu'Jednak żeglar­stwo morskie wciąż pozostawało niepewne i niebezpieczne. Wypr­ęży poczytać Joinville'a i zapoznać się ż przygodami świetego Lu­dwika jadącego do Ziemi Świętej oraz powracającego stamtąd, żeby się o tym przekonać.

Aby dostosować się do transportu większej ilości towarów, ćźę- sto o znacznej objętości, statki w XIII w. zwiększyły swoją ładow­ność. Tendencja ta zaznaczyła się przede wszystkim na północy, na obszarach hanzeatyckich. Państwa hanzeatyckie transportowały bowiem towary bardzo ciężkie, sól i wino z zachodu na wschód, i przede wszystkim zboże oraz drewno - w kierunku przeciw­nym. W 1186 r. norweski król Swerre uniósł się gniewem na nie­mieckich kupców, którzy na statkach ogromnej wielkości przy­wieźli do Bergen wino i zbytkowne produkty, waby zdeprawować jego lud". W 1188 r. cztery statki wyruszyły z Kolonii, przewożąc po trzystu siedemdziesięciu pięciu pielgrzymów do Ziemi Świętej i, jak podają źródła, żywność na trzy lata. W pierwszych latach XIII wieku pojawił się i szybko rozpowszechnił nowy typ statku, kogga, który w XIII w. stał się typowym statkiem hanzeatyckich kupców. W 1206 r. kronikarz Henryk z Łotwy zanotował, że dwie koggi z ładunkiem zboża uratowały od głodu nowe miasto, Rygę. przecięt­na pojemność koggi wynosiła prawdopodobnie 100 łasztów, czyli mniej więcej 200 beczek. Kogga, która od 1214 r. corocznie dostar­czała do Rygi podatek zbożowy jako należność od mieszkańców Ozylii dla Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego, musiała po­mieścić 237 ton zboża. Rekonstrukcja na podstawie pieczęci ów­czesnego Elbląga pozwala wyobrazić sobie koggę z ładunkiem oko­ło 75 łasztów żyta, mierzącą 29 m długości maksymalnej (21 m na linii zanurzenia), 7 m szerokości maksymalnej, 3 m zanurzenia, nie licząc kila, o wolnej burcie długości około 80 cm. W przeciwień­stwie do smukłych statków Wikingów, koggi miały kształt raczej zaokrąglony. Od śródziemnomorskich naw różniły się prostym kilem, prostą stewą dziobową, wysokim drewnianym poszyciem okrętu, wysokim masztem (często podwójnym, wysokości około 20 m) z dużym kwadratowym żaglem. Wydaje się, że koggi stosun­kowo szybko przyjęły ster piórowy.

Również na Morzu Śródziemnym w XIII w. pojawiły się więk­sze statki, lecz były to statki bardziej „wydłużone" niż „zaokrąglo­ne?. Na przykład owe swoiste galeony (buzomvis\ spotykane w Wenecji w połowie XIII w.: dwa lub trzy o ładowności około 500 ton metrycznych i ponad dwanaście o ładowności około 200 ton. Były to statki o dwóch pokładach i dwóch masztach. Coccha, śród­ziemnomorska imitacja hanzeatyckiej koggi, po raz pierwszy poja­wiła się w Wenecji dopiero w 1315 r.

Postępowi w dziedzinie żeglarstwa towarzyszył rozwój prawo­dawstwa handlowego, które konkretnie Vyraziło się w dwóch ko­deksach prawa morskiego, opublikowanych w Wenecji; w pierw­szym - doży Jacopo Tiepolo (około 1235 r.) i w drugim -.doży Ra- niera Zeno w 1255 r. Szczególną wagę przywiązywało się do zała­dunku statku: inspektorzy mieli obowiązek oznaczenia poziomu, którego ładunek nie mógł przekraczać; do nich również należała kontrola nieprzekraczalności tych granic. Pod koniec stulecia zo­stały przyjęte nowe przepisy, ograniczające, w zależności od wieku statku, ładowanie za pomocą dźwigni lub prasy śrubowej, gdyż za­ładunek ręczny zmniejszał nacisk na ściany statku. Również pod koniec XIII w, został zredagowany w Barcelonie zbiór praw mor­skich, Libro del Consołat del Mar

W dużych lądowych ośrodkach gospodarczych także powstawa­ło prawodawstwo handlowe, szczególnie we Włoszech, gdzie try­bunał kupiecki, Mercanzia, nabierał coraz bardziej oficjalnego cha­rakteru. W 1307 r. Mercanzia we Florencji została uznana za try­bunał urzędowy. W Paryżu w XIII w. trybunał handlowy miesz­czan, mieszczący się w hali cechu kupców, Parloir aux bourgeois, przekroczył granice swej funkcji kupieckiego prawodawcy. Jego pierwszy urzędnik, przełożony kupców, otrzymał funkcję odpowia­dającą obecnemu urzędowi burmistrza.

Jarmarki

Podobna do opisywanej wyżej organizacja przyjęła się na jarmar­kach, szczególnie w Szampanii, dla której trzynaste stulecie było swoistym złotym wiekiem. Specjalni urzędnicy, oficjalnie wyzna­czani przez władzę lokalną (w Szampanii przez hrabiego, a od 1284 r. przez króla Francji), egzekwowali poszanowanie prawa i porządku zarówno z obywatelskiego, jak i z czysto handlowego punktu widzenia. Trybunał targowy, złożony z dwóch strażników, zobowiązywał do stosowania prawa targowego. Każdy strażnik był wspomagany przez urzędników targowych, redagujących i rejestru­jących kontrakty, które uwierzytelniali, oraz grupę komorników stanowiących tamtejszą policję. Na przykładzie zasad prawa targo­wego i jego praktykowania warto zaobserwować, jak w XIII w. roz­wój nowej potęgi, ekonomicznej potęgi handlowej, przyśpieszał lub doprowadzał do dogłębnej ewolucji prawa i mentalności prawnej. Tak więc jeśli jakiś klasyczny, „feudalny" rodzaj dowodów został przyjęty na jarmarkach - pojedynek sądowy, dowód ze świadków, dowód przez złożenie przysięgi, dowód zgodny z prawem targo­wym - to w postaci obowiązującego aktu, z przybitą pieczęcią tar­gową lub wpisany do rejestru jarmarków. Słowo pisane nabierało coraz większej siły.

Z drugiej strony konieczność zapewnienia regulaminu transak­cji w tak krótkim czasie, podczas trwania jarmarku, prowadziła do niezwykłego przyśpieszenia procedur lub do praktyk handlowych na wielką skalę. Pozwany nie mógł ani wymagać od strony skarżą­cej odroczenia terminu, ani zarzucać trybunałowi braku kompeten­cji, ani domagać się wyłączenia sędziego. Wykonanie wyroku na­stępowało w trybie natychmiastowym, nawet w przypadku apela­cji, która nie miała wobec tego mocy zawieszającej.

Ponieważ regulowanie wierzytelności przechodziło z jednego jarmarku na drugi, więc niejednokrotnie dłużnicy nie stawiali się w sądzie. W takim przypadku strażnicy targowi, pod naciskiem wierzycieli, odwoływali się do obcych instancji sądowniczych, któ­re zajmowały się zazwyczaj egzekwowaniem wyroku przeciwko dłużnikowi, gdyż obyczaje jarmarczne dominowały nad innymi obyczajami regionalnymi. Na przykład ławnicy z Tournai w 1302 r. sporządzili inwentarz dóbr niejakiego Gerarda Marchanta, aby skłonić go do zapłacenia długów, które zaciągnął u „handlarzy z jarmarków w Szampanii",

Prawo do ciągłego (niezależnie od miejsca) upominania się o zwrot długu stanowiło jedynie przeciwwagę protekcji, jaką hrabia


na mocy swego „lis||u żelaznego" otaczał handlarzy targowych nie tylko podczas trwania jarmarku, lecz także w czasie całej podróży nagarmark i z powjjŁtem. Obyczaje targowe w Szampanii w poło­wie XIII w. określały wyraźnie: „Pan obejmuje swoim listem żela­znym wszystkich handlarzy, towary oraz wszelkie zwyczaje ludzi przybywających na jarmark, począwszy od pierwszego dnia, kiedy przetransportują towar ze swoich miejsc postoju, od wschodu aż do zachodu słońca; i musi im oddać wszystkie rzeczy, które stracili w związku z podróżą". Taka ochrona stała się zjawiskiem właściwym dla XIII w. Przypadkiem typowym była opieka, jaką król Francji otoczył kupców z Ypres, którzy udawali się na jarmarki do Szam­panii. W 1193 r., kiedy hrabia Flandrii sprzymierzył się z królem Anglii, Filip August po raz pierwszy objął swoim listem żelaznym tych kupców, których zwolnił od jakichkolwiek represji w przypad­ku wszczęcia procedury sądowej za długi, zaciągnięte przez hrabie­go Flandrii. Przywilej ten miał być respektowany przez cały XIII wiek, i często naruszany, począwszy od 1297 r. W taki sposób poli­tyka zagraniczna książąt na okres jednego stulecia musiała ustąpić miejsca prymatowi handlu. Od XIV w. znaczenie przynależności narodowej wzrosło na tyle, że usunęło w cień ponadnarodową rolę kupców.

Urzędowa ochrona kupców obejmowała, jak zauważyliśmy, tak­że ich towary, które, oczywiście w przypadku produktów wysokiej jakości przeznaczonych na sprzedaż za granicą, były chronione i nadzorowane na wszystkich etapach od ich wyprodukowania aż po moment sprzedaży. W miastach słynnych z wyrobu sukna wyso­kiej jakości, ciężar i wymiary (objęte w każdym ośrodku standar­dami dla każdego rodzaju tkaniny) sprawdzali specjalni urzędni­cy, zwani we Flandrii i Brabancji eswardeurs, a każda sztuka musia­ła być opatrzona znakiem handlowym, pozwalającym rozpoznać fabrykanta-kupca, oraz znakiem kontrolnym, gwarantującym po­chodzenie i jakość materii. Te ostatnie znaki miały formę „pie­częci".

Wreszcie zarówno na jarmarkach, jak i w wielkich miastach sprzedaż tkanin reglamentowanych musiała odbywać się w specjal­nie do tego przeznaczonych budowlach: hali (domus w tekstach łacińskich, a w tekstach francuskich halle albo hotel).

Tę cechę charakterystyczną dla XIII stuleci^ wieku instytucjo­nalizacji, reglamentacji, porządku, można odnąłeźeprawie w każ­dej dziedzinie. Wracając na płaszczyznę czyst^fekonomiczną, aa- leży podkreślić, że jarmarki w Szampanii odegrały w XIII w. rolę pierwszoplanową, która wywarła wpływ zarówno na rozwój, jak i na ograniczenia wielkiego handlu. Jarmarki te, następujące po so­bie przez cały rok: w Lagny w styczniu-lutym, w Bar w marcu- -kwietniu, w Provins po raz pierwszy w lipcu-sierpniu (jarmark św. Jana), w Provins ponownie we wrześniu-listopadzie (jarmark św. Ayoula), wreszcie w Troyes drugi jarmark w listopadzie-grud- niu (jarmark św. Remigiusza), były w pewnym sensie stałymi jar­markami chrześcijańskiego świata. Nie sprowadzały się one tylko do wymiany towarów, lecz były także, a może przede wszystkim, rynkiem finansowym: regulowanie kontraktów zawartych w in­nych miejscach i wymiana pieniędzy z całego chrześcijańskiego świata wyznaczały im „rolę clearing-hottse w zarodku".

Przy tej okazji można zauważyć, że rozmiary wielkiego handlu pozostawały jednak ograniczone, a charakter procedur kupieckich i bankowych nie wyszedł poza stadium podstawowe. Może jeszcze ważniejsze od nich było powstanie w XIII w. licznych jarmarków regionalnych, a szczególnie targów lokalnych. Każda osada, nie zawsze z dobrym skutkiem, starała się uzyskać od władzy feudal­nej, od której zależała, seniora lub księcia, zgodę na zorganizowa­nie targu, dzięki czemu gospodarka wymienna mogła się rozwijać.

Procedury handlowe pozostawały prymitywne. Wymiana doko­nywała się głównie z rąk do rąk, pisanie stanowiło przywilej spe­cjalistów, do których kupcy musieli się zwracać, handlarz siłą rze­czy był przede wszystkim handlarzem wędrownym, bez stałej sie­dziby.

Praktyka rachunków rozpowszechniała się powoli, przyjmując podstawowe formy. Szkoły miejskie najprawdopodobniej zaczęły ich nauczać w niektórych ośrodkach dla dzieci, trudno jednak kon­kretnie zaobserwować ich funkcjonowanie wcześniej niż w XIV w., może z wyjątkiem północnych Włoch. W 1191 r. Gandawa otrzy­mała od księcia Flandrii pozwolenie otwarcia szkół świeckich, a w 1253 r. w Ypres prawo otwierania „szkółek" (pawae scolae, scolae mi- nares) przysługiwało każdemu. Średniowieczny kupiec w XIII w.

uzyskał podwójny tytuł zawodowy, który zachował przez długi czas: był rachmistrzem i pisarzem. Pojawiły się podręczniki ele­mentarnej arytmetyki i rozprawki dotyczące rachunków. Najwięk­szy rozgłcfe zyskała Rozprawa nomogramowa Leonarda Fibonaccie- go, opublikowana w 1202 r. Autorem jej był mieszkaniec Pizy, któ­rego ojciec pełnił funkcję urzędnika celnego republiki Pizy w Bou- gie, w Afryce Północnej. W swojej rozprawie Fibonacci wprowa­dził cyfry zwane arabskimi (pochodzenia hinduskiego), zero, dzia­łania na ułamkach, rachunek proporcjonalny. Postęp pisarstwa następował równolegle do rozwoju języka potocznego. Najstarszym znanym tekstem w języku włoskim jest fragment rachunku pew­nego kupca ze Sieny z 1211 r. W radach, jakich pewien Genueń­czyk udzielał znajomemu kupcowi, datowanych na koniec wieku, czytamy: „Musisz zawsze pamiętać, by rzetelnie złożyć na piśmie wszystko, co czynisz. Zapisz to natychmiast, zanim ci umknie z pamięci". Kupiec wreszcie musiał być znawcą słownictwa: różno­rodność nazw towarów, wielość wag i miar były tak wielkie, że ku­piec miał obowiązek znać, w zależności od miejsc handlowych, li­sty towarów i miar. Od drugiej połowy XIII w. mógł się już ich nauczyć z podręczników handlowych, których pierwszym znako­mitym przykładem była na początku XIV w. Pratica delia Mercatu- ra Florentyńczyka Francesco di Balduccio Pegolottiego.

Typowym rodzajem kontraktu pozostała commenda (lub societas maris czy collegantia) w odniesieniu do handlu morskiego, oraz com- pagnia i societas terrae w odniesieniu do handlu na lądzie. Ograni­czały się one do określenia podziału odpowiedzialności i zysków (lub strat) między osobą dostarczającą funduszów a stroną zawo­dową, wnoszącą swoją pracę.

Stare zakazy kościelne, ciążące na wszelkich formach „lichwy" i potępiające pożyczkę na procent oraz wielorakie formy kredytu, wciąż obowiązywały, a nawet były od czasu do czasu odnawiane. Sobór w Trewirze, na przykład, w 1227 r. potwierdził zakaz pożycz­ki na procent. Jednak w Kościele zaczęła rodzić się tendencja zmie­rzająca do uwierzytelniania części operacji handlowych przynoszą­cych zysk, a także do uznania godności kupca w społeczności chrze­ścijańskiej. Burchard ze Strasburga stwierdzał, jak następuje: „Kupcy pracują na korzyść wszystkich, działają na rzecz użytecz­ności publicznej, zawożąc i przywożąc towary na jarmarki", a świę­ty Tomasz z Akwinu pisał: „Jeśli ktoś zajmuje się hsh&lem z myślą o użyteczności publicznej, jeśli ma na uwadze to, by nie zabrakło rzeczy potrzebnych do życia, wówczas zysk przestaje być celem, i należy domagać się go jedynie jako wynagrodzenia za pracę". W podręcznikach dla spowiedników teologowie i scholastycy umie­ścili opracowaną w tym celu kazuistykę gospodarczą, która częściej stwarzała możliwość usprawiedliwienia i uniewinnienia.

Ku gospodarce monetarnej

Kupiec, jak widać, często był także, zwłaszcza początkowo, oso­bą odpowiedzialną za wymianę. Bardzo istotnym zjawiskiem go­spodarczym XIII w, było ostateczne odejście od wymiany natural­nej na rzecz gospodarki monetarnej.

Wzrost masy monetarnej, będącej w obiegu w chrześcijańskim świecie, dał się zauważyć najpierw jako skutek rozwoju działalno­ści kopalń. Od najmniejszej kopalni wymagało się maksymalnej produkcji. Widać to choćby po tym, w jaki sposób Alfons z Poitiers w 1267 r. nakłaniał swego seneszala de Rouergue'a do eksploatacji kopalni srebra w Orzeals. Przede wszystkim trwało gorączkowe poszukiwanie nowych żył. Około 1170 r. odkrycie bogatych złóż srebra we Freibergu w Saksonii rozpoczęło „pierwszy wielki okres w historii kopalnictwa na Zachodzie".

Przenikanie zasad gospodarki monetarnej na wieś można było dostrzec na podstawie wzrostu zadłużenia wieśniaków wobec wie­rzycieli, często pochodzących z miast i często Żydów, lecz zdarzało się także, że byli nimi zamożniejsi wieśniacy. Wzrost należności w pieniądzach zaznaczył się przede wszystkim w zakresie opłat senio- ralnych: albo był to wykup świadczenia pracy czy szczególnie du­żego i upokarzającego długu, albo wypieranie należności w natu­rze przez należność w pieniądzach. Prawie wszędzie, poza wyjąt­kami, konkretnie w Anglii, rozpowszechnił się nowy rodzaj zależ­ności feudalnej, przyznanej chłopom w zamian za określoną kwotę pieniężną, „czynsz", i właściciel ziemski coraz bardziej stawał się rentierem ziemi, którego dochód, wypłacany w pieniądzach, wzra­stał. W 1224 r. kapituła generalna cystersów zezwoliła przejść na czynsz wszystkim.wioskom zakonu. Ten nierówny udział większo­ści wieśniaków w gospodarce pieniężnej stał się w XIII stuleciu zasadniczym zjawiskiem o istotnych konsekwencjach społecznych*

Rozwój gospodarki pieniężnej osiągnął najbardziej spektakular­ne rozmiary oczywiście w dziedzinie handlu. Zasadniczym faktem było zwiększone bicie pieniądza o dużej wartości: „grosza" („gru­bego denara"). Ten rodzaj monet odpowiadał bowiem operacjom kupieckim, a szczególnie operacjom targowym. „Denar" stał się niewystarczający do rozliczeń dotyczących większych ilości i war­tości, a „srebrny grosz" mógł sprostać wymaganiom różnorakich interesów, rozwijających się, lecz wciąż jeszcze skromnych. Od 1192 r. Wenecja rozpoczęła emisję grosza. Książęta, miasta, jarmar­ki dążyli do emitowania monety, która umożliwiłaby transakcje między regionami czy międzynarodowe, i może nawet bardziej w tej dziedzinie życia ekonomicznego niż w innych przejęli kontro­lę, chcąc zapewnić sobie monopol na tej płaszczyźnie, rugując do­stojników kościelnych i świeckich. W 1224 r. hrabia Szampanii zreformował monetę w Provins, która stała się „solidem szampań­skim", równym turońskiemu. Denar, podstawa systemu monetar­nego, także się umocnił.

Najbardziej spektakularnym zjawiskiem było jednak bicie zło­tej monety na Zachodzie* Złoty floren pojawił się w Genui i Flo­rencji w 1252'r., złoty talar we Francji między 1266 a 1270 r., złoty dukat - w Wenecji w 1284 r. Zachód odzyskał swą pieniężną nieza­leżność i prestiż. Muzułmański dinar i bizantyjski bezant przesta­ły być „dolarami" średniowiecznego świata. Monety te zresztą przechodziły kryzys, nawet dinary Ajjubidów w Egipcie i marabo- tyny Almohadów w Hiszpanii.


Jednak zachodnie złote monety z XIII w. odgrywały skromną rolę na rynku, na którym srebrny grosz wystarczał, co wyraźnie widać na przykładzie złotych augustales, bitych na polecenie Fry­deryka II od 1231 r., które były instrumentem wzmacniającym politykę cesarskiej i rzymskiej władzy, a nie narzędziem gospodar­czym. Napisy, insygnia na złotych monetach w XIII w. liczyły się bardziej niż wartość handlowa monet czy ich siła nabywcza. Na talarze świętego Ludwika widniało godło królewskie, złote lilie, i dewiza głosząca triumf Chrystusa, protektora władcy, jego dynastii i jego państwa (Christus vincity Christus regnat, ChristiĘt imperat); na florenckim florenie - lilia, symbol miasta, stwierdzający jego pry­mat w Toskanii, a przede wszystkim nad Pizą, i wizerunek patro­na, świętego Jana Chrzciciela, któremu właśnie miasto poświęcało świetne baptysterium, ił mio bel San Giovanni Dantego. Dukat przedstawiał wizerunek świętego Marka, a u jego stóp wyobrażony był doża, żywy symbol miasta.

Pomimo rozwoju gospodarka na Zachodzie w XIII w. nie była jeszcze wartością uznaną. Pieniądz równie silnie urzekał, jak bu­dził strach, a Franciszek z Asyżu głosił pogardę dla niego. Złoto było jeszcze symbolem bardziej prestiżu niż bogactwa. Miejsce lu­dzi w hierarchii społecznej jeszcze nie zależało od bogactwa, nawet jeśli, jak to wyraził Lester Little, chciwość (avaritia) była na naj­lepszej drodze do tego, by odebrać pysze (superbia) jej pierwsze miejsce na liście grzechów głównych.


0x01 graphic


2. Rycerstwo, metal i zbytek: francuskie naczynie do obmywania rąk z XIII w. Wodą z niego znamienite osobistości myły ręce przed posiłkiem

i po jego zakończeniu.


0x01 graphic

„W XIII wieku, stuleciu jasności i hierarchii", pisał Marc Bloch w odniesieniu do szlachty, „z rozróżnień, dotychczas bardziej od­czuwanych niż precyzyjnie określonych, należało tworzyć ściśle pojęty system".

Nie ulega wątpliwości, że wiek XIII w sensie ogólnym podołał temu zadaniu i przekazał nam obraz społeczności ustrukturyzowa- nej, społeczności „stanowej", która wówczas osiągnęła chwilową równowagę.

Tradycyjny podział na trzy stany utrzymał się, a według Geor- gesa Dumezila, stanowił on dziedzictwo indoeuropejskie. Nie za­wsze był to podział na oratores, bellatores, laboratores („tych, którzy się modlą, tych, którzy walczą, i tych, którzy pracują"), którego pojawienie się i ewolucję od XI do XIII w. przestudiował Georges Duby. Mógł to być trójpodział społeczności świeckiej, takiej, jaką około 1280 r. zdefiniował w swoich Obyczajach mieszkańców Beau- vais rycerz Philippe z Beaumanoir, sędzia króla Francji z Clermont- -de-1'Oise: „Należy wiedzieć, że ludzie stulecia dzielą się na trzy stany. Jednym ze stanów jest szlachta. Drugi składa się z tych, któ­rzy są naturalnie wolni... a stan trzeci tworzą poddani". Oczywi­ście jest to podział prawny, który należy rozpatrywać w kontekście realiów społecznych, a te, w zależności od kraju czy regionu, mog­ły się bardzo różnić.

Beaumanoir sam podkreślał, że w ramach każdego stanu mogą istnieć różne warunki: „Nie wszyscy ludzie wolni muszą należeć do szlachty; przeciwnie, istnieje ważka różnica między szlachcica­mi a innymi ludźmi wolnymi (podwładnymi), gdyż szlachtą nazy­wani są ci, którzy pochodzą z wolnej linii, jak królowie, hrabiowie czy rycerze; i io szlachectwo przechodzi zawsze z ojca na syna.*.*

W XIII w., w dużym stopniu zależnie od regionów, wyższe war­stwy społeczne, w których nadal wyróżniało się najwyższą arysto­krację - królów, książąt, hrabiów, oraz kategorię niższą - rycerzy, pod względem prawnym stanowiły jedną klasę, szlachtę. Można w niej odnaleźć połączone, jeśli nie pomieszane, o czym jeszcze bę­dzie mowa, hierarchię publiczną i hierarchię feudalną, jak w epoce Karolingów.

Omawiany tekst jednak ukazuje również klasę średnią „ludzi wolnych", podwładnych, których kondycja prawna zależała nie od ojca, lecz od matki, i którzy posiadali „wolność (swobodę decy­zji) postępowania, jak im się podobało, z wyjątkiem czynów nie­godnych i złych, zakazanych wśród chrześcijan, dla wspólnej ko­rzyści".

W ten sposób zostało podkreślone znaczenie klasy średniej, któ­rej istnienie i spójność w dużym stopniu przyczyniły się do rów­nowagi społecznej, charakteryzującej wiek XIII. Znaczące również wydaje się to, że w odniesieniu do tej klasy społecznej można przy­wołać prawne, polityczne i ideologiczne pojęcie „wspólnej korzy­ści", wspólnego dobra, charakterystyczne także dla jednoczącej koncepcji życia społecznego i politycznego. Ideał, który powinien rodzić taką jednomyślność społeczną, to ideał wspólnotowy, lecz określany przez transcendencję czysto polityczną - dobro wszyst­kich - a nie charyzmatyczną. „Racja stanu" dopiero później stała się wartością bezwzględną, często myloną z absolutyzmem monar- chicznym.

Wreszcie w odniesieniu do trzeciego stanu, do poddanych, Beau- manoir pisał jeszcze: „Nie wszyscy ci ludzie są przypisani do jed­nej kondycji, wręcz przeciwnie, istnieje wiele kondycji poddań­stwa...". W tym wypadku także nastąpiło pewne ujednolicenie kon­dycji chłopa, a należy dodać, że została ona określona jako „pod­daństwo", co znaczy, że pod koniec XIII w. pomimo prawnej, spo­łecznej i ekonomicznej poprawy sytuacji klasy chłopskiej doszło do swoistej „wtórnej feudalizacji" (przynajmniej w niektórych regio­nach). Jednak rozróżnienia wewnątrz tej klasy społecznej były tak­że silnie podkreślone.


Tak więc z pomocą tego tekstu można wyróżnić zasadnicze wa­runki i aspekty równowagi społecznej w XIII w Ogółna klasyfika­cja warunków społecznych wyraziła się, na przykład, poprzez la­icyzację. Klasyfikacja ta w trójdzielnym schemacie pominęła kler (tworzący bardziej system niż klasę społeczną) i zjednoczyła w jed­nej klasie prawne kondycje wcześniej bardzo zróżnicowane, które jednak ewoluowały ku poprzedniej polaryzacji: szlachta, warstwa średnia, chłopstwo.

Spójność nadana w taki sposób każdej z klas bywała naruszana poprzez różnice powstające wewnątrz każdej z nich. Świadczy o tym literatura dotycząca „stanów świata", która doliczyła się o wiele więcej niż trzech stanów (ich liczba zmieniała się w zależności od tradycji i autorów). Takie wyszczególnienia w ramach każdej z klas nadały hierarchii społecznej giętkość, która jedynie wzmocniła harmonię każdej z nich, a także całości.

Z drugiej strony zasada jedności, przedłożona całemu społeczeń­stwu: wspólne dobro, w tym konkretnym czasie okazała się bardziej dopasowana do warunków materialnych i psychologii epoki niż re­ligijny ideał solidarności trzech stanów, o charakterze bardziej mi­stycznym niż- politycznym, wypracowany przez ideologię okresu poprzedniego. Beaumanoir zresztą, tak samo jak Jan z Meung w drugiej części Opowieści o Róży, wyjaśnił w sposób historyczny stop­niowe różnicowanie się społeczeństwa na klasy społeczne oraz ówczesną nierówność społeczną. „Chociaż istnieje teraz wiele sta­nów, na początku wszyscy cieszyli się taką samą wolnością, gdyż każdy wiedział, że wszyscy pochodzimy od jednego ojca i jednej matki. Kiedy jednak ludy zaczęły się rozrastać—".

Nawet jeśli integralność każdego stanu pozostała cechą zasadni­czą (wyjście poza własny stan było praktycznie trudne i godne po­tępienia pod względem moralnym), to płynność społeczna na róż­nych szczeblach tej hierarchii była jeszcze na tyle duża, że klapa bezpieczeństwa dla szans promocji indywidualnej czy zbiorowej ostatecznie zapewniała równowagę. Klapa ta przestała funkcjono­wać dopiero pod koniec wieku, co stało się zwiastunem wstrząsów XIV stulecia.

33

Ideologia i mentalność XIII wieku nie potrafiły zapanować nad procesami wzrostów i upadków jednostek czy rodzin. Wyjaśniały

3 - Apogeum...

go więc za pomocą irracjonalnego symbolu: koła fortuny, ukaza­nego vrjeu dę lafeuillee („Opowieści o altanie") podczas jego wy­stawienia na scenie w Arras, około 1280 r.

Stabilizacja i mobilność arystokracji

Arystokracja wojskowa i ziemska na pierwszy rzut oka zdawała się pokrzywdzona w wyniku ewolucji społecznej, dokonującej się w tym stuleciu. Rycerstwo musiało dostrzegać, jak w związku z rozwojem armii zawodowej wymyka mu się monopol wojskowy, a korzyści i sława związane z działalnością wojenną maleją wraz z nastaniem „pokoju" oraz ideału, w którym nieokiełznana śmiałość musiała ustąpić miejsca oświeconej odwadze, a człowiek roztrop­ny i rozważny brał górę nad „śmiałkiem"* Wiele na ten temat mówi postawa świętego Ludwika, przedstawiona przez Joinville*a.

Od razu na początku Joinville zapowiedział, że podzieli księgę na dwie części. O ile pierwsza będzie poświęcona cnotom religij­nym i królewskim władcy („Jak święty król przez całe życie postę­pował w zgodzie z Bogiem i Kościołem, z korzyścią dla swego kró­lestwa"), o tyle część druga opowie „o wielkich czynach wojennych i rycerskich". Ludwik IX był więc jeszcze królem-rycerzem, ryzy­kującym własną osobą w walce przeciwko królowi Anglii pod Tail- lenbourg, jak i przeciwko Saracenom w Ziemi Świętej.

Wojowniczy i niszczycielscy wielmoże byli potępiani, zarówno w przypadkach indywidualnych, choćby Rogera de La Roche de Glun, którego zamek w dolinie Rodanu król polecił zburzyć, gdyż wielki pan „ograbiał pielgrzymów i kupców", jak i zbiorowych, na przykład wielkich seniorów, zbuntowanych przeciwko królowi na początku jego rządów: „Baronowie posuwali się naprzód, paląc i niszcząc wszystko po drodze" i własny ojciec narratora, Szymon z Joinville, na prośbę mieszczan z Troyes bronił miasta przed baro­nami. Jednak cnoty rycerskie i tradycje wielkopańskie zachowały swoją wartość, szczególnie w przypadku wojny sprawiedliwej, ta­kiej jak wyprawa krzyżowa.

Oto święty Ludwik i jego rycerze w walce z Saracenami: „Król przybył wraz ze swym oddziałem pośród wielkiego hałasu i tumul­tu, jaki czyniły szeregi— Nigdy jeszcze nie widziałem tak piękne­go, zbrojnego męża; zdawał się przerastać o głowę wszystkich swo­ich ludzi, w złotym hełmie, z niemieckim mieczem w dłoni. Kiedy został wzięty do niewoli, jego wierni rycerze rzucili się na Turków, Możecie wierzyć, że było to piękne starcie orężne, gdyż nikt tam nie strzelał z łuku ani z kuszy, lecz mąż mierzył się z mężem w walce na miecze". Uznanie dla wartości siły fizycznej pozostaje zachowa­ne, jak również dla skutecznej solidarności rodowej i wasalskiej: „Pan Gui de Mauvoisin i jego ludzie wiele pochwał zyskali w tym dniu, i dziwić się temu nie należy, gdyż ci, którzy wiedzą, kim był otoczony, opowiedzieli mi, że oddział, którym dowodził, składał się wyłącznie, lub prawie wyłącznie, z rycerzy będących jego krewny­mi lub lennikami".

Jednak wraz z pojęciem „człowieka rozsądnego" pojawił się nowy ideał męża wykształconego i zrównoważonego, który swoje wysokie urodzenie i zdolności oddaje w służbę przedsięwzięć na rzecz dobra wspólnego. W odniesieniu do Hugona III, księcia Bur- gundii, „rycerza bardzo dzielnego o zbrojnym ramieniu, którego jednak nikt nigdy nie uznał za mądrego w sprawach Boga i świa­ta", święty Ludwik przypominał, że już dziad jego, Filip August (zmarły w 1223 r.), dokonywał istotnego rozróżnienia między „śmiałym człowiekiem" a „mądrym człowiekiem", gdyż pierwszy jest jedynie zdolny tfó śmiałych czynów swego ciała, a drugi wy­strzega się grzechu śmiertelnego. I święty Ludwik bierze to roz­różnienie na własny użytek, stawiając z kolei męża roztropnego nad „bigota", człowieka, który jedynie pogrąża się w dewocji: „Mąż roztropny to sprawa tak wielka i wspaniała, że już samo wypowie­dzenie tego słowa napełnia usta radością".

Tak więc „człowiek obyczajny" w XIII w. to nie to samo, co „śmiałek" wieku poprzedniego. Szlachcic, aby zasłużyć na uzna­nie, musi swoje wysokie urodzenie i odwagę okrasić jeszcze dwor- nością i cnotą. Wówczas jego sława rosła, i pod koniec XIII w. do­bry rycerz był bardziej niż kiedykolwiek godny swej wysokiej po­zycji społecznej. W opowieści o Lancelocie znajduje się taki oto fragment: „Gdyż ponad ludem winien zasiadać rycerz. Tak samo, jak siodła się konia, a ten, kto go dosiada, prowadzi go, dokąd chce, tak samo rycerz powinien prowadzić lud według swojej woli".

Pod koniec XIII w. dwa dzieła, między innymi, ukazały niepod­ważalny auto Jptet- cnotliwego rycerza. W Librę del ordre de caballe- ria (około 1280 r.), księdze, wartej porównania z o półtora wieku wcześniejszym dziełem De laude novae militiae świętego Bernarda, które zyskało głębokie uznanie w Hiszpanii, Francji, Anglii i we Włoszech, Raimond Lulłe ozdobił dobrego rycerza, „wybranego z tysiąca", mistyczną aureolą, twierdząc, że „z uwagi na godność swego stanu rycerz ma większe niż ktokolwiek prawo przewodze­nia ludowi".

Sto trzydzieści osiem miniatur ze sławnego rękopisu Minnesin- gerów (początek XIV w.), zwanego rękopisem z Manessy, zachowa­nego w Heidelbergu, ukazuje znaczenie dwornego rycerza, pozo­stającego także doskonałym wojownikiem i myśliwym, okrytego zbroją, z pióropuszem na hełmie, przytłaczającego drobny ludek swym wzrostem ponad ludzką miarę, w najczystszej „feudalnej" scenerii, w której wartości ideologiczne zdominowały przestrzeń.

Ewolucja o charakterze politycznym również nie zdaje się sprzy­jać arystokracji. W większości bowiem krajów chrześcijańskich, czy w monarchiach, czy w miastach-państwach, władza publiczna u- macniała się kosztem władzy senioralnej. Niektóre przywileje wielmożów, związane z ich posiadłościami i ze środkami nacisku na władzę centralną, zaczęły się im wymykać z rąk. Odwoływanie się do sądów królewskich czy miejskich ograniczyło ich władzę są­downiczą, ich zwierzchność nad biciem monety zatarła się, naj­pierw faktycznie, a potem prawnie, urzędnicy władzy centralnej coraz ściślej kontrolowali ich własnych urzędników, dążenie do wspólnego dobra usunęło ich immunitety na dalszy plan, a oby­czaje przemawiające na ich korzyść ustąpiły miejsca prawu przy­znanemu wszystkim. Przeczytajmy jeszcze jeden fragment z Beau- manoira: „Każdy baron jest panem w swojej baronii, lecz król jest władcą nad wszystkimi i z racji swego prawa sprawuje zwierzch­ność nad całym królestwem, w związku z czym wszelkie ustano­wienia może wprowadzać, jak mu się podoba, dla dobra publiczne­go, a to, co zarządzi, winno być przestrzegane. I nie będzie górował nad nim nikt, kogo nie dałoby się pociągnąć na królewski dwór pod zarzutem uchybienia prawu czy wydania fałszywego sądu i we wszystkim, co się tyczy króla".

A jednak umacnianie się władzy publicznej dało arystokracji nowe możliwości. Najwięksi możnowładcy mogli 'lii różne sposo­by dawać odczuć swoje wpływy. Dwunastu parów Francji musiało ograniczyć się do roli prawie wyłącznie honorowej, szczególnie podczas koronacji króla, lecz w Niemczech siedmiu książąt elekto­rów decydowało o wyborze cesarza i, na mocy Constiturio infavorem pńncipum, przyznanej w 1231 r. przez Henryka VII pod naciskiem jego ojca, Fryderyka II, najwięksi niemieccy możnowładcy stali się panami Territorien, które przekształciły Niemcy w federację księstw. W miastach włoskich funkcja podesty, od początku swego istnie­nia związana z dążeniem Fryderyka Barbarossy do umocnienia swojej władzy, przekształciła się i zinstytucjonalizowała pod koniec XII w. i w pierwszej połowie XIII w, Władza wykonawcza została w ten sposób powierzona ludziom prawie zawsze wywodzącym się z warstwy szlacheckiej, często obcej narodowości, którzy pod pre­tekstem rozstrzygania konfliktów między frakcjami, a konkretnie między gwelfami i gibelinami, przyzwyczajali miasta do dyktatu­ry, w której dominowały rodziny patrycjuszowskie, lecz która rów­nocześnie przygotowywała grunt pod signorie XIV w. i wprowadza­ła lub wspierała stan arystokracji. Władza wykonawcza nie sięgnę­ła jednak instytucji typu parlamentarnego, których pojawienie się książęta tolerowali, a nawet postulowali, bowiem stanowiły one dla seniorów nową formę wpływu, możność przekształcenia się w gru­pę nacisku, której wizję przedstawiły już sejmy cesarstwa. Działa­nie ich można było obserwować w parlamentach angielskich, w hiszpańskich kortezach, we francuskich stanach generalnych. Ten ostatni przykład był bardzo typowy. Stany generalne, zwołane przez Filipa Pięknego w 1302 r., dały baronom okazję do stworze­nia silnego ugrupowania politycznego. W 1304 r. zgromadzenie szlachty Owernii uzyskało od króla kartę swobód oraz pisemne potwierdzenie szlacheckich przywilejów klasowych. W Aragonii na posiedzeniu kortezów w 1243 r. i w 1251 r. Jakub I zagwarantował szlachcie wyłączenie jej spod prawa rzymskiego i kanonicznego, a na posiedzeniu kortezów w Ejei szlachta wymogła na nim inne ustępstwa i usiłowała uczynić z wysokiego rangą urzędnika, któ­rym był jusńcici) rodzaj aragońskiego „szoguna".

Drobna arystokracja, rycerstwo także znaleźli dla siebie nowe możliwości w służbie królewskiej, czego dobrym przykładem był Philippe z Beaumanoir, rycerz i sędzia królewski. Kategoria rycer­stwa bezpośrednio związanego z cesarstwem (Reichsńtterschaft) po­jawiła się zresztą w Niemczech, gdzie „urzędniczość" robiła w XIII w. wyjątkowo świetną karierę, w czasie gdy polityka Fryderyka II i Wielkie Bezkrólewie pogrzebały wysiłki dynastii salickiej i Stau- fenów, by na gruncie „urzędniczości Cesarstwa" (Reichsministeria- litat) wprowadzić cesarską centralizację.

Wreszcie w XIII w. osłabienie potęgi ekonomicznej arystokracji niekorzystnie wpłynęło na jej pozycję. Postęp gospodarki monetar­nej, a także związana z utrzymaniem wysokiego poziomu życia konieczność zakupu ciągle zwiększającej się liczby bardzo drogich na rynku produktów (przyprawy, tkaniny), rosnący koszt uzbroje­nia i życia rycerskiego (święta, turnieje), wydatki na budowę kamien­nych zamków i „warowni", olbrzymie wydatki na wyprawy krzyżo­we, zubożenie szlachty rujnowały rycerstwo. Zadłużenie, odstępo­wanie praw, sprzedaż ziem, wszystko wzrastało* Kryzys ten, który dotknął przede wszystkim drobną szlachtę, w okręgu Macon przed­stawiał się następująco: mniej więcej poczynając od 1205 r., rycerze nie mogli już udzielać pożyczek, a następnie oddawali część swoich ziem jako zastaw za nowe długi kościołom i mieszczanom; od 1230 r. sprzedawali swoje ziemie dziedziczne, kawałek po kawałku.

Już pod koniec XII wieku Bertrand de Bom, ofiarowując swe służby rycerskie hrabiemu Poitiers, oświadczył: „Mogę być panu pomocny. Mam już tarczę na piersi i hełm na głowie... Jak jednak wyruszyć na wyprawę bez pieniędzy?" .

Joinville, wyruszając na wyprawę krzyżową w 1248 r., zastawił w Metzu dużą część swoich ziem. „Wierzcie mi, że w dniu, w którym opuściłem mój kraj, udając się do Ziemi Świętej, nie dysponowa­łem nawet tysiącem liwrów dochodu, gdyż moja pani matka jesz­cze żyła; a jednak wyjechałem...". Kiedy jednak święty Ludwik w 1269 r. prosił go, by ponownie wyruszył z nim na wyprawę krzyżo­wą, Joinville odmówił, stwierdzając, że wystarczająco „zubożał". Jednak właśnie wówczas wielcy seniorowie zdołali jeszcze odbudo­wać swoją pozycję. Przede wszystkim zubożenie drobnej arystokra­cji zwiększyło siłę wielkich panów, baronów. Chociaż w niektórych regionach instytucje kościelne nabywały ziemię na wielką skalę, prawie wszędzie mieszczanie zdołali wejść w posiadanie części sprzedawanych dóbr (a we Włoszech zawładnęli dużą częścią grun­tów Kościoła, który musiał stopniowo wyzbywać się swoich posiad­łości), to jednak zasadnicze korzyści z ubożenia drobnej arystokra­cji wyciągnęła wielka. Drobna arystokracja bowiem, jeśli zdołała zapobiec ruinie, to głównie zachowując sobie pewną rezerwę, a sprzedając resztę posiadłości albo przejmując w lenno swoje allo- dium i sprzedając związany z nim hołd. W obu przypadkach na­bywcą był przede wszystkim moźniejszy senior, który jeszcze się bogacił i umacniał.

Nie jest prawdą, jakoby zamiana znacznej części renty feudalnej na dochód pieniężny (przynajmniej dwóch trzecich w Anglii oko­ło 1280 r.) była przyczyną dostosowania się seniorów do ewolucji ekonomicznej. W rzeczywistości stała zwyżka cen zmniejszała ich dochody, obliczone na podstawie ustalonych podatków. Można jed­nak przypuszczać, że potrafili oni dostosować system należności do swoich interesów, choćby w niektórych częściach Anglii, zwiększa­jąc ilość świadczeń pracą, tu ciągnąc korzyści z dochodów gromadz­kich (na przykład z prawa do młynów lub z pogłównego), ówdzie przyznając chłopom zmiany zwyczajowe w zamian za podatki pła­cone w gotówce (podatki zmienne), gdzie indziej jeszcze - zmie­niając ustalenia czynszowe w zależności od umów odwoływalnych i krótkoterminowych: Freistift w Bawarii albo dzierżawaper cartam w Anglii. Wreszcie korzyści, jakie niektórzy wielcy seniorowie, a szczególnie królowie, mogli czerpać z wasalstwa, wierności, służby albo po prostu zwyczajnej neutralności takiego czy innego wielmo­ży, skłaniały ich do pomnażania przywilejów, związanych już nie z ziemią, lecz z pieniędzmi. Te „przywileje-renty" lub „przywileje pieniężne" pomogły wielu możnym panom w odbudowaniu albo utrzymaniu ich pozycji ekonomicznej. Król Francji Filip Piękny szeroko z nich korzystał na przykład w swej polityce wobec wiel­kich seniorów z Flandrii czy północno-zachodnich Niemiec, prag­nąc, by poparli jego politykę zagraniczną.

Tak więc pod względem prawnym, politycznym i ekonomicznym arystokracja wojskowa i ziemska zdołała zachować, a nawet polep­szyć swoją pozycję. Jednak jako klasa zagrożona stała się klasą za­mkniętą, traktując zamknięcie jako swoistą obronę.

Szlachta, będąca faktycznie stanem społecznym, przekształciła się w stan określony prawem, czyli w warstwę, której szlachectwo wynika z więzów fcrwi, a wyraża się poprzez znamiona dziedzicz­ne: herby. Pasowanie na rycerza stanowiło warunek przyjęcia do stanu rycerskiego, a pasowany na rycerza mógł być tylko ten, któ­rego ojciec był rycerzem. Tak narodził się szlachcic.

Jednak w warstwie tej zachowały się rozróżnienia, a nawet struk- turyzowała się ona według nowych warunków. O ile ubogi rycerz pozostawał członkiem swej klasy, przysługiwało mu prawo solidar­ności ze strony ludzi z tej samej warstwy (ukazuje to anegdota opo­wiedziana przez Joinville'a: „W dniu Wszystkich Świętych za­prosiłem wszystkich szlachciców z obozu do mojej siedziby, która znajdowała się na morzu. Pewien ubogi rycerz przypłynął do mnie łodzią wraz z żoną i czterema synami. Dałem im jeść w moim domu. Po skończonym posiłku zwołałem obecnych szlachciców i zwróci­łem się do nich z tymi słowami: «Złóżmy się na wielką jałmużnę i zdejmijmy z tego biednego człowieka ciężar, jakim są jego dzieci; niech każdy weźmie po jednym, a ja też wezmę jednego»"), to jed­nak grupa usytuowana wyżej, baronowie i możni panowie, izolo­wała się, skupiając bogactwo, władzę terytorialną i wpływy poli­tyczne.

Zamykając się w ramach własnej kasty, szlachta skazywała się (lub była skazana) na zagładę lub zubożenie. Co najmniej kilka czynników stało się powodem wygasania rodów w XIII w.: wysoka śmiertelność, tendencja wielkich panów do ograniczania liczby dziedziców lub do oddawania ich w służbę Kościoła w celu unik­nięcia podziału domeny. Poza tym, określając samą siebie zakazem »pod groźbą utraty praw" wykonywania zawodów dochodowych, szlachta przygotowywała własne unicestwienie ekonomiczne. W Prowansji na przykład szlachcie nie wolno było wykonywać jakich­kolwiek prac wiejskich, a w 1255 r. szlachcianka została określona jako ta, która nie udaje się »ani do piekarni, ani do pralni, ani do młyna". Jeszcze poważniejszy był zakaz, który czasami mieszcza­nie nakładali na szlachtę, zakaz podejmowania działalności wy­twórczej i handlowej. Szlachta, aprobując takie ograniczenie, któ­re zresztą zgadzało się z jej wizją godności własnej, odcinała sobie drogę do ewolucji gospodarczej.

Jednak pod koniec XIII w* szlachta nie była klasą aż tak za­mkniętą, jak należałoby się spodziewać, albo też zaczynała się otwierać. Wzbogaceni mieszczanie wślizgiwali się w jej szeregi, pasowanie na rycerza praktykowano coraz rzadziej i przestało być ono - a może nigdy naprawdę nie było - obowiązkową ceremonią nadawania szlachectwa, cesarze i królowie zaczęli sobie przypisy­wać to prawo: na polu bitwy pod Mons-en-Pćvdle Filip IV Piękny pasował na rycerza rzeźnika, który odznaczył się w walce (1304 r.).

Warunki życia chłopów

Przy powierzchownym spojrzeniu na życie chłopów jako pierw­szą cechę charakterystyczną dostrzega się poprawę warunków ży­cia. Rozwój gospodarki monetarnej i wprowadzenie na rynek nad­wyżki rolnej zdawały się korzystne także dla chłopów, którzy w pewnym stopniu uczestniczyli w nowym obiegu gospodarczym i ciągnęli z niego zyski, pozwalające im albo na poprawienie własnej sytuacji ekonomicznej poprzez zakup dzierżawionej ziemi czy by­dła, albo na poprawę sytuacji prawnej poprzez wykup niektórych świadczeń czy należności. W wielu regionach nastąpiło ostateczne odejście od pańszczyzny. Wieśniacy kupowali albo własną wolność, albo zryczałtowaną należność, ustalaną dotychczas arbitralnie: za­zwyczaj chodziło o pogłówne. Czas, w którym chłopi, obarczeni podatkiem czy pańszczyzną, żyli na łasce i niełasce feudała, zda­wał się przechodzić do przeszłości, choćby w okręgu Ile-de-France, w którym jedna z największych potęg senioralnych regionu, kapi­tuła katedry Matki Bożej w Paryżu, zdecydowała się przystać na zryczałtowane pogłówne dla wielu wiosek (na przykład w Itteville od 1268 r. pogłówne określone na 18 liwrów paryskich nie mogło być nigdy zwiększane ani zmniejszane) albo na zbiorowe wyzwala­nie (w 1259 r. poddani chłopi z Chevil!y i z L'Hay otrzymali wol­ność). Zdarzali się nawet gospodarze, którzy, co prawda korzysta­jąc ze szczególnie sprzyjających nowo ustanowionych warunków, zbiorowo wykupywali obciążające ich dotąd prawa senioralne: tak postąpili gospodarze z Mischwitz w Saksonii wobec kapituły z Meissen w 1268 r.

To pozorne wrażenie wymaga jednak ważnego uściślenia. Przede wszystkim w niektórych regionach warunki życia chłopów pogor­szyły się albo dlatego, że świadczenia w postaci odrobku i pań­szczyzny wzrosły (był to przypadek wielu regionów w Anglii: na przykład w 1252 r. na zamku Broughton w Huntingdonshire, za­leżnym od klasztoru w Ramsey, różnorodne obowiązki, weekworks> wymagały w przypadku dzierżawy przez wyzwolonych chłopów pracy w pełnym wymiarze jednego mężczyzny w okresie żniw i w połowie wymiaru przez resztę roku, do czego dochodziły obciąże­nia, boonworks, przede wszystkim przy orce), albo dlatego, że pod­daństwo odżyło, wspomagane i usprawiedliwiane przez prawników, którzy znaleźli w prawie rzymskim cały arsenał definicji poddane­go, konkretnie tego przywiązanego do ziemi. Również teologowie, w tym święty Tomasz z Akwinu, usprawiedliwiali poddaństwo za­równo grzechem pierworodnym, jak i tekstami Arystotelesa.

Nowe umowy wiążące panów i chłopów, nawet jeśli przyznawa­ły dzierżawcom pewne udogodnienia, jakich nie mogliby osiągnąć w inny sposób, jednak sporządzane były bezsprzecznie na korzyść feudałów. Różne umowy, na mocy których ludzie bogaci, szlachta czy mieszczanie, tytułem zaliczki wypłacali chłopom pieniądze, tak by mogli oni skompletować sobie lub powiększyć posiadane stado bydła (umowa o dzierżawę bydła na Północy, gasaiłle w Prowansji, soccida we Włoszech), w gruncie rzeczy były zakamuflowanymi pożyczkami lichwiarskimi, które często powodowały zadłużenie wieśniaka. Podobnie połownictwo lub dzierżawa czynszowa, sze­roko rozpowszechniona pod koniec XIII w., dawały dzierżawcy lub gospodarzowi korzyści ograniczone bardzo krótkim terminem wynajmu- Pewien rolnik, Thierry le Doyen, w 1277 r. otrzymał od seniorów z opactwa Świętego Gedeona z Kolonii w Lagheim znacz­ne sumy na opłacenie żniwiarzy, zakup paszy dla bydła i sfinanso­wanie marglowania, lecz umowa na dzierżawę obejmowała tylko sześć lat. Jeszcze w północnych Niemczech i w Holandii umowy związane z rotacyjnym rytmem upraw były zawierane na sześć, dziewięć, dwanaście lat, czasami nawet na dwadzieścia cztery lata. We Włoszech mezzadńa szybko rozpowszechniły się w XIII w., umowa dzierżawna przewidywała zazwyczaj trzy lata, a często tyl­ko jeden rok.

Jednym z głównych skutków rozpowszechnienia się czynszu, należności wypłacanej pieniędzmi i wprowadzenia monety na wsi stał się więc stopniowy i upowszechniony wzrost zadłużenia chło­pów. Wierzycielami byli czasem jeszcze feudałowie, a szczególnie kościoły, lecz o wiele częściej specjaliści, mieszkańcy miast, Żydzi i Włosi (na przykład „lombardzcy" finansiści, często rzemieślnicy, którzy w drugiej połowie XIII w. zaczęli otwierać po wsiach Pro­wansji i Delfinatu swoje casane, kantory udzielające pożyczek pod zastaw), W wielu przypadkach byli to również zamożni chłopi, któ­rych operacje finansowe są trudniejsze do uściślenia, gdyż rzadziej utrwalały je umowy czy rejestry.

Zamożni chłopi

Zasadniczym zjawiskiem społecznym, charakteryzującym war­stwę chłopską w XIII w., było jej wewnętrzne zróżnicowanie oraz ukształtowanie się kategorii „kułaków". Wieśniak, któremu los sprzyjał, zręczny, od początku cieszący się korzystniejszą sytuacją, ze sprzedaży nadwyżek mógł wyciągnąć korzyści, które pozwalały mu na zwiększenie posiadanych ziem, poprawę ich wydajności, na upiększenie domu, zakup drobiu, a nawet bydła, wreszcie - na udzielanie pożyczek ubogim, nie mogącym spłacić własnych na­leżności czy też przypadającej na nich części ze zbiorowej należno­ści wioski. Zamożni chłopi w wiosce stanowili grupę przywódczą, czasami prawdziwą „gildię" czy „konfraternię", której członkowie, zapewniając zbiorowe uiszczanie należności ciążących na całej wios­ce, gwarantowali sobie dominację nad ubogimi. Według angiel­skiego spisu z 1279 r., Hundred Rolls, jedynie około 20% chłopów i 10% wolnych dzierżawców posiadało areały, pozwalające zaklasy­fikować ich jako zamożnych chłopów. Literatura także wspomina o bogatych wieśniakach. Wielu występuje w Opowieści o Lisie jako szczególnie bliscy przyjaciele głównego bohatera: „Pewnego dnia Lis zjawił się w okolicy gospodarstwa leżącego na skraju lasu, w którym żyło wiele kur i kogutów, jak również kaczek, kaczorów, gęsi i gąsiorów; było ono własnością pana Konstantego Desnosa, gospodarza, który miał pełną spiżarnię i sad z licznymi drzewami owocowymi, rodzącymi czereśnie, jabłka i inne owoce. Było u nie­go w bród tłustych kapłonów i salcesonów, i szynek, i boczków. Chcąc bronić wstępu do swojej zagrody, gospodarz otoczył ją moc­nym ogrodzeniem z dębowych pali i żywopłotem z krzewów i cier­ni. Lis miał wielką ochotę wskoczyć do środka...".

O ile różnorodność zależności łączących panów i chłopów sprzy­jała równowadze w społeczności chłopskiej, to rozwój gospodarczy wsi okazał się korzystny przede wszystkim dla zamożnej mniejszo­ści, przyczyniającej się do utrzymania tej równowagi, pod pozora­mi której ujawniała się coraz większa pauperyzacja ogółu wieśnia­ków, tym bardziej że dzierżawy chłopskie raczej zanikały. Na przy­kład w Weeden Beck w Anglii, tam gdzie w 1248 r. tylko 20,9 % chłopów posiadało mniej niż 6 hektarów, w 1300 r. procent ten zwiększył się do 42,8. Jeśli drogą paradoksalnej na pierwszy rzut oka ewolucji semantycznej w dużej części Francji terminem „rol­nik" zaczęto określać nie tyle zwyczajnych pracowników rolnych, co zamożnych chłopów posiadających co najmniej wóz i konia oraz pewną liczbę narzędzi, to w stosunku do tych rolników wzrosła i ustaliła się większość, która w zdobywaniu środków do życia mo­gła liczyć tylko na własne ręce: robotnicy rolni, „wyrobnicy" an­gielscy, których w pewnym tekście nazywa się „ubogimi wyrobni­kami, mogącymi zdobywać środki do życia pracą własnych rąk".

Społeczność miejska

Podobnie przedstawiała się sytuacja w mieście. Potężna fala de­mograficzna w XIII w. przyczyniła się do rozwoju miast. Szacowa­ło się, że w latach 1200-1300 liczba ludności Europy wzrosła z 61 do 73 milionów; w latach 1200-1340 we Francji zwiększyła się z 12 do 21 milionów, w Niemczech - z 8 do 14 milionów, w Anglii z 2,2 do 4,5 milionów. Oczywiście ten wzrost demograficzny w dalszym ciągu dotyczył także i wsi, lecz zdawał się tam przygasać ze wzglę­du na to, że chłopi mogli liczyć na zdobycie tylko ziemi złej lub przeciętnej jakości. Wydaje się, że nawet na Wschodzie, gdzie ko­lonizacja niemiecka osiągała swą pełnię, była to bardziej koloniza­cja miejska niż wiejska. Karczunek lasów i zagospodarowywanie nieużytków zazwyczaj miało charakter raczej indywidualny niż zbiorowy, wyrażało się w przypadkowym rozmieszczeniu ludności, w pomnażaniu pastwisk wokół nowych zabudowań, z pozostawia­nymi gdzieniegdzie kępami drzew. Wzrost cen, a szczególnie cen produktów rolnych, zaznaczający się przez cały XIII w., wyrażał koncentrację wywołaną rosnącym popytem.

Rozwój demograficzny zwiększył więc przede wszystkim popu­lację miast. Według kronikarza Villaniego liczba mieszkańców Flo­rencji miała wzrosnąć w latach 1200-1300 z 10 000 do 90 000 miesz­kańców. Nawet jeśli niektóre umowy ujawniły pewien przepływ kapitałów miejskich na wieś, to był to przepływ ograniczony.

Finansiści z Metzu niewątpliwie zdobyli swoje majątki ziemskie w latach 1275-1325, a więc późno w stosunku do apogeum XIII w. Jednak w 1315 r. jedna z największych kupieckich rodzin florenc­kich, Alberti del Giudice, miała tylko jedną posiadłość liczącą 80 hektarów i około stu parceli dzierżawionych wieśniakom. Pod ko­niec XIII w, na majątek mieszczański składały się jeszcze rucho­mości (złoto w sztabach, biżuteria, pieniądze) oraz renty i dobra miejskie. Jednak oddziaływanie miasta na wieś wyraziło się przede wszystkim w pochłanianiu przez miasto wiejskiej siły roboczej i w gospodarczej eksploatacji środowiska wiejskiego: zaopatrywaniu miasta w artykuły spożywcze, w surowce przemysłowe oraz w po­wstawaniu przemysłu wiejskiego, kontrolowanego przez miasto. W 1256 r. na przykład Bolonia zarządziła zwolnienie wszystkich pod­danych od contado. Jednak według opinii Jeana Schneidera poddań­stwo prawne zostało tu zamienione na poddaństwo ekonomiczne.

Społeczność miejską w XIII w. charakteryzowało głównie zor­ganizowanie, zjawisko powszechne w tym stuleciu, z którego ko­rzyść płynęła dla określonej mniejszości* Przede wszystkim wyra­żało się ono zgrupowaniem zawodów w cechy. Cechy te powstały w wyniku daleko posuniętego podziału na zawody (w Paryżu około 1260 r. istniało około trzydziestu wyspecjalizowanych zawodów, w tym dwadzieścia dwa obejmujące obróbkę żelaza). Taki zdecydo­wany podział na specjalności zawodowe wynikał z dążenia władzy publicznej do kontrolowania świata rzemiosła (święty Ludwik pod koniec swoich rządów polecił swemu namiestnikowi, szefowi poli­cji, opracować statuty paryskich cechów: była to Księga profesji Ste­fana Boileau), a także, czy może przede wszystkim, z woli bogatej warstwy mieszczan, by sytuację na rynku miejskim uregulować poprzez wyeliminowanie konkurencji (cechy były kartelami, jak stwierdził Gunnar Mickwitz) i zapewnić zwierzchność elity patro­nalnej nad rzemieślnikami i robotnikami. Z jednej strony miała to być ścisła kontrola nad wytwórczością, jakością i sprzedażą, z dru­giej - reglamentowanie liczby terminatorów, ustalanie płac i za­trudniania.

Obok hierarchii zawodowej rozwijała się w miastach hierarchia polityczna i podstawowy dla tej sytuacji wydaje się fakt, że pierw­sza usiłowała stopić się z drugą. Mieszczaństwo cechowe stanowiło rdzeń społeczności miejskiej, do którego ugrupowania prawnicze, grupy społeczne i polityczne jeszcze nie przenikały.

Z prawnego punktu widzenia prawdziwym człowiekiem w mie­ście był mieszczanin. On jeden korzystał z immunitetu, ze wszyst­kich przywilejów, z pełnej ochrony ze strony miasta. Większość rzemieślników również była mieszczanami, lecz zasadniczą władzę społeczną i polityczną skupiała nieliczna grupa rodzin, stanowią­cych „patrycjat". Patrycjat ten, w Niemczech na przykład, składał się zasadniczo z trzech grup: pierwszą stanowili zamożni kupcy, mercatoresy „ci, którzy handlują daleko" (Fernkaufleute). Mieli oni główną pozycję w Kolonii, Ratyzbonie i Wiedniu. Silni byli rów­nież w Akwizgranie, Augsburgu, Ulm, Wlirtzburgu, Norymberdze, Dortmundzie, Soest, Brunszwiku, Magdeburgu, Erfurcie, Halle, Lipsku, Bremie, Hamburgu i Lubece. Drugą grupę tworzyli mini- sterialesy którzy mieli wpływy w Worms, Strasburgu, Trewirze, Zu­rychu i Akwizgranie. Wreszcie „wolni właściciele ziemscy" (jreie Grundbesitzer) także należeli do patrycjatu w Kolonii, Soest, Osna- briicku, Norymberdze, Monachium. Rzemieślnicy nie należeli do patrycjatu. Patrycjusze bardzo szybko stali się jedynymi członka­mi zgromadzeń politycznych, zarządzających miastami - niemiec­kiego Rat, flamandzkiego echevinagey włoskiego conseil. W Ganda­wie od 1228 do 1302 r. Trzydziestu Dziewięciu kierujących spra­wami miejskimi było wybieranych spośród członków tych samych rodzin. W Arras patrycjusze mieli władzę absolutną na mocy sys­temu kooptacyjnego od 1194 r.

Najczęściej milites i scabini („rycerze" i „ławnicy") tworzyli jed­ną grupę w łonie patrycjatu. Zdarzało się jednak, że dopiero bunty przeciwko seniorom były w stanie zagwarantować patrycjatowi zwierzchność polityczną w mieście, a rolę naczelną w łonie tego patrycjatu - wielkim kupcom. I tak w Sienie patryc jat osiągnął pozycję dominującą po 1277 r., w Kolonii - po 1282 r., we Floren­cji - w 1293 r. W tym ostatnim przypadku popolo cechów, władza Florencji w latach 1250-1260, po porażce Montapertiego w kon­frontacji z mieszkańcami Sieny i rycerzami niemieckimi Man­freda musiał ustąpić wobec gibelinów i wspierającej ich szlachty. Jednak gwelfowie, którzy odzyskali swą pozycję w 1267 r., repre­zentowali zwierzchność innych rodzin szlacheckich aż do roku 1284, gdy szefowie dwunastu głównych cechów uzyskali wpływy w radzie podesty. Mieszczaństwo cechowe (Sztuki) zyskało na klęsce wielmożów, magnati, wydając w 1293 r. ordynacje spra­wi edliwośc i, które zakazywały członkom stu czterdziestu sied­miu rodzin szlacheckich, gwelfów i gibelinów, pełnienia funkcji politycznych.

Jednak warstwą, która sprawowała władzę, było najzamożniej- sze mieszczaństwo, popolo grasso, pod wodzą mistrzów siedmiu Sztuk głównych: Calimala (wielkie przedsiębiorstwo impor- towo-eksportowe), Wymiany, Por Santa Maria (jedwab), Wełna, Pa­smanteria, Kuśnierze i Futrzarze. W tym samym czasie, w Bolo­nii na przykład, na mocy statutów komunalnych z 1288 r. większość rzemieślników objął zakaz zrzeszania się, a interesy miasta zostały powierzone trzem wielkim cechom: płatnerzom, finansistom zaj­mującym się wymianą pieniędzy i kupcom, a więc bogatym miesz­czanom ze świata interesów.

Fortuny indywidualne czy zbiorowe bogatego mieszczaństwa czasem kończyły się ruiną lub skandalem, lecz akta wyjątkowych przypadków pozwalają tylko domyślać się bogactwa i władzy tych, którym się w pełni powiodło. Można tu przywołać jako przykład Buonsignorich ze Sieny, Rotschildów XIII wieku, których Gran Tavolay „Wielki Bank", przeżywał trudności w 1298 r., a w 1307 zbankrutował. Proces pośmiertny, wytoczony pod koniec stulecia sire Jehanowi Boinebrokowi (patrycjusze nakazali nazywać sięsire, sir, ser, Herr), handlującemu suknem kupcowi z Douai, ujawnił, w jak wielkiej zależności finansowej, zawodowej, mieszkaniowej i politycznej od ludzi zamożnych żyli wszyscy drobni rzemieślnicy i robotnicy.

Niesprawiedliwość, jaką rządziła się ta warstwa bogatych kup­ców, sprawujących władzę w miastach, była tak wielka, że powodo­wała, we Francji na przykład, ingerencję władzy królewskiej w sprawy finansów miejskich, które bogaci kupcy rujnowali, gnębiąc podatkami i wymuszaniem pieniędzy prosty lud, czemu Beauma- noir daje świadectwo: „Widzimy wiele miast, w których warstwy ubogie i średnie żadnego nie mają udziału w administrowaniu miastem, gdyż wszystko skupiają w swoich rękach ludzie bogaci, którzy nie chcieli dopuścić pospólstwa, gdyż brakuje mu majątku i dobrego urodzenia. Tak więc jednego roku któryś z nich jest me­rem czy ławnikiem, czy poborcą, a w roku następnym funkcje te pełnią jego bracia lub bratankowie lub bliscy krewni... Często zda­rza się, że ludzie bogaci zarządzający interesami miasta na siebie i swoich krewnych nakładają mniejsze podatki niż powinni, a także odciążają innych bogatych ludzi, by następnie przez nich być po­dobnie traktowani; tym sposobem wszystkimi wydatkami obcią­żają ludzi ubogich".

Tak więc fakty często dementowały pogląd o solidarności miej­skiej, która poprzez statuty, cechy, ruch w interesach miała stwa­rzać równowagę między różnymi warstwami obywateli miejskich. W Neuss w 1259 r. zostało ustanowione, że gdy pobieranie podat­ku na potrzeby gminy okaże się konieczne, ubodzy i bogaci zobo­wiążą się płacić proporcjonalnie do swoich dochodów. W rzeczy­wistości niemieckie Schwurbruderschaft, Eidgenossenschaft, hiszpań­ski hermendad, francuska „gmina" i inne formy wspólnot miejskich opowiadały się za równością tylko na papierze.

Nawet w łonie mieszczaństwa, prawnie złożonego z ludzi rów­nych, nierówność urodzeń i majątków oddziaływała na korzyść mniejszości. Ta nowo powstała arystokracja, miejska elita, już za­stanawiała się, jak bronić własnych interesów i chronić siebie, już stawała się grupą hermetyczną, czego przykładem była Wenecja. W lutym 1297 r. doszło do ograniczenia przynależności do sławnej senaty*, Wielkiej Rady. Od tej poryw jej skład mogli wchodzić tylko ci, którzy mieli w niej przodków ze strony ojca.


Ciężar mentalności

Utrzymanie równowagi w społeczeństwie wymagało, by hierar­chii i ustrukturyzowaniu przydać potrzebne narzędzie nacisku w postaci ustalonej mentalności, moralności i religii. Biada temu, kto chciałby wyjść poza swój stan! W oczach ludzi i Boga taki śmiałek popełniał jeden z najcięższych grzechów. Pragnienie promocji spo­łecznej musiało być wyrzucone z trzynastowiecznej społeczności. Po naporze XI i XII wieku, wiek XIII zaistniał jako okres stabili­zacji i bezruchu.

A przede wszystkim wam, ubodzy chłopi z samego dołu drabiny społecznej, niech przypadkiem nie przyjdzie na myśl, by małpo­wać wielkich panów. Spójrzcie na przypadek syna Helmbrechta Połownika. Nie chciał on pracować ze swoim ojcem. Opuszczając dom, powiedział: „Chcę poznać smak życia na dworach. Nigdy już worki nie będą mi się obijać o plecy, nie chcę zrzucać gnoju z twe­go wozu. Niech mnie Bóg przeklnie, jeśli kiedykolwiek zaprzęgnę woły do jarzma i zasieję twój owies. To by nie pasowało do moich blond loków ani do mego stroju, uwydatniającego sylwetkę, ani do mego uroczego beretu, ani do jedwabnych gołąbków, które damy na nim wyhaftowały. Nigdy nie będę ci pomagał przy uprawie roli!". Jednak udało mu się jedynie zostać bandytą. Kiedy go schwytano, pański kat wyłupił mu oczy, odciął dłoń i stopę. Kiedy ślepy łotr błąka się, żebrząc po wsiach, wieśniacy wołają za nim: „Ach, ach! Złodziej Helmbrecht! Gdybyś został chłopem jak my, nie byłbyś ślepy, nie byłbyś zdany na łaskę przewodnika!". I osta­tecznie łotr powiesił się na gałęzi drzewa. Helmbrecht nie posłu­chał ojca: „Rzadko kiedy odnosi sukces ten, kto zbuntuje się prze­ciwko własnej randze społecznej, a twoja ranga to pług". A wszyst­kich tych, którzy są niżsi rangą w trzynastowiecznym społeczeń­stwie, poeta Wernher Ogrodnik ostrzega: „Być może Helmbrecht ma jeszcze zwolenników? Staną się małymi Helmbrechtami. Nie mogę was przed nimi ochronić, lecz skończą tak jak i on, na szu­bienicy".

4 - Apogeum.

3. Monarcha skandynawski: święty Olaf Norweski (995-1030). Król ten, wiking nawrócony na chrześcijaństwo, trzyma w prawej dłoni (zniszczony) atrybut, berło lub topór wojenny, przypominający o jego śmierci. Styl gotycki jest archaiczny, rzeźba przypomina pień drzewa. Została wyrzeźbiona w ośrodku szwedzkim, lecz niewątpliwie pod wpływem norweskiej szkoły rzeźbiarstwa w Trondheim, zainspirowanej z kolei sztuką angielską.


Stabilizacja, która utrzymała się przez całe XIII stulecie, w dzie­dzinie politycznej wyraziła się najpierw kiełkowaniem, a następ­nie ugruntowaniem „władzy publicznej", przyjętej zarówno jako pojęcie i ideał rządzenia, jak i konkretna instytucja. Skłonność do ugruntowania władzy publicznej w jej najbardziej spektakularnych formach była korzystna dla monarchii narodowych w Anglii i we Francji, a także w Skandynawii, Europie Środkowej i na Półwyspie Iberyjskim, mimo pewnych opóźnień w czasie czy odstępstw, i dała się również zaobserwować tam, gdzie na pierwszy rzut oka ponios­ła porażkę, to znaczy przede wszystkim w Niemczech i we Wło­szech, W tych dwóch krajach bowiem zarówno terytoria należące do miast, jak i domeny książęce (których ukształtowanie zadało cios jedności narodowej) przedstawiały się jako państwa ostatecz­nie bardzo różne od feudalnych czy miejskich senioratów okresu poprzedniego. Oczywiście przeobrażenia te nie zachodziły w spo­sób gwałtowny, a formy mieszane miały czas się wykształcić. Wiel­cy panowie niemieccy, którzy faktycznie na mocy Constitutio infa- vorem pńncipum w 1231 r, otrzymali prawa monarsze w swoich po­siadłościach, nie z dnia na dzień przekształcili się z panów w ksią­żęta. Tak samo kiedy w Niemczech, pod rządami Fryderyka II, a następnie w czasie Wielkiego Bezkrólewia, rozpowszechniły się tytuły wolnego miasta (Freie Stadt) czy miasta cesarskiego (Reichs- stadi)y tytuł civitas imperii został, być może, najpierw nadany mia­stom, które były miastami palatyńskimi (Pfalzstad) w epoce Ka­rolingów, jak Akwizgran czy Nijmegen, lecz Fryderyk II nazwał Lubekę libera civitas w 1226 r., a Wiedeń civitas imperialu w 1237 r.,


choć i one nie przekształciły się w miasta-państwa w ciągu jed­nego dnia.

Nawet miasta włoskie, których suwerenność, równą suwerenno­ści królestw (regnum et civita$) i wskrzeszoną ze starożytnej polis, uznał Marsyliusz z Padwy w Defensor pacis w 1324 r., i które na swo­im contado (terytorium zasadniczo wiejskie) posiadały rzeczywistą suwerenność, nie przeobraziły się w republiki z dnia na dzień.

Termin signoria, którym wiele z nich w dalszym ciągu określało swoje rządy, zdradzał dwuznaczność ich świadomości politycznej. Jednak w XIII w. bicie złotych monet - w najwyższym stopniu przejaw suwerenności - i pieczęci miejskich (legendy i postacie uściślające intencje) pokazało zmianę charakteru władzy politycz­nej miast.

Monarchie także nie zrezygnowały z innych aspektów swego prestiżu ani z innych źródeł władzy, szczególnie ze swojej władzy charyzmatycznej, ze swojej aureoli religijnej: iluminowany ręko­pis z około 1280 r. (manuskrypt łaciński z 1246 r., zachowany w Bi­bliotece Narodowej w Paryżu), zawierający tekst rytuału sakry kró­lewskiej władców Franqi, ukazuje tę „ordynację" królewską w peł­ni jej siły i świetności.

Jeśli nawet dwie potęgi polityczne, dotychczas dominujące na scenie chrześcijaństwa: Sacerdotium i Impeńum, papiestwo i cesar­stwo, usunęły się na dalszy plan, to zdążyły jednak zajaśnieć naj­piękniejszym blaskiem świetności. Któryż z papieży wykazał tak potężną władzę, jak Innocenty III (1198-1216), któryż cesarz wy­niósł mistykę cesarską wyżej niż Fryderyk II (zmarły w 1250 r.)?

Jednak ewolucja zmierzała w kierunku ugruntowania władzy publicznej, która nie zepchnęła na drugi plan, lecz przeniosła na inną niż polityka płaszczyznę cesarstwo i papiestwo, a tym samym cały chrześcijański świat. Król, książę, społeczność miejska wycho­dzili poza granice porządku społecznego i politycznego tylko dla­tego, że ucieleśniali abstrakcyjną zasadę wyższości. Oczywiście król był do tego najbardziej predestynowany, gdyż prawo monarchicz- ne uwidacznia się lepiej niż potestas wcielona w założenia teryto­rialne czy miejskie. Wystarczyło zresztą wyposażyć króla w to, co we władzy cesarskiej określało suwerenność: regalia, prawa monar­sze. Przejście od regaliów do praw królewskich nie było już trud­ne. W języku ludzi wykształconych, to znaczy po łacinie, było to jedno i to samo słowo. Tak więc odnowa prawa rzymskiego, poczy­nając od XII w., szła jednoznacznie w tym kierunku. Jednak nie bez pewnych trudności, gdyż w odradzającej się tradycji jurysdyk­cji prawo rzymskie było prawem cesarskim. Nieprzypadkowo Fry­deryk Barbarossa sprzyjał jego odradzaniu się w Bolonii.

Korona

Królowie i ich doradcy zdawali się wahać przed zaakceptowa­niem prawa, które na pierwszy rzut oka wzmacniało władzę cesa­rzy, od której właśnie pragnęli się uwolnić. Jeśli w 1219 r. papież Honoriusz III zakazał uniwersytetowi paryskiemu wykładania pra­wa cywilnego, czyli rzymskiego, to uczynił to prawdopodobnie na prośbę króla Francji, który nie życzył sobie, by w sercu jego króle­stwa nauczano prawa cesarskiego. Wystarczyło jednak, by król przywłaszczył sobie w swoim królestwie przywileje cesarskie, a już prawo rzymskie, zamiast mu zagrażać, zaczęło mu służyć. Rex est imperator in regno suo, „król jest cesarzem w swoim królestwie", oto co dokładnie papież Innocenty III przyznał królowi Francji dekre- tałem Per venerabilem w 1202 r., a co Filip IV Piękny potwierdził na początku XIV w.

Jednak to, co nadawało się dla regnum Franciae, królestwa Fran­cji, nadawało się również dla wszystkich regna i dla każdej innej uznanej władzy. Tak więc nie król, lecz królestwo doczekało się promocji, a wraz z nim, zgodnie z jego prawnym wyrazem - „koro­na". Termin ten pojawił się nawet na krańcach świata chrześcijań­skiego, tam, gdzie realna monarchia miała poważne trudności z przetrwaniem czy z odrodzeniem się: na Węgrzech, w Czechach i wreszcie w Polsce. Termin, który miał określić zwierzchnią władzę publiczną - państwo - w XIII w. nie uwolnił się jeszcze od określ- ników. Mówiło się o status regni czy reipublicae, imperii, civitatis, pań­stwie królewskim, republikańskim, cesarskim, państwie-mieście. Państwo królewskie (jak na przykład określiła się Anglia w Statute ofYork z 1322 r.) dążyło do połączenia status regni i status regis, pań­stwo królewskie miało być państwem króla. Król jednak nie miał prawa do stwierdzenia „państwo to ja", pomimo wysiłków niektó­rych prawników, jak na przykład Anglika Bractona, dążących do wyniesienia króla ponad prawo. Państwo stało wyżej niż on. Do­wodzi tego fakt, że nowa idea królestwa, niosąca ze sobą niezależ­ność, bezwzględną suwerenność („nietykalność królewską") rodzi­ła pojęcie nierozłączności terytorium i praw królestwa.

Zasada nierozłączności w XIII w. ugruntowała się szczególnie w Hiszpanii (zarówno w Aragonii, jak i w Kastylii) oraz w Anglii. Angielski zbiór praw, spisany w latach 1290 i 1300, Fleta, podawał, że w 1275 r. (sytuacja taka mogła być jedynie wytworem wyobraź­ni, zainspirowanym przez zwołanie soboru lyońskiego w 1274 r., na który władcy zostali zaproszeni) wszyscy królowie chrześcijań­skiego świata zgromadzili się na soborze w Montpellier i uznali za nieważne i odwołane wszystkie odstępstwa, których oni sami oraz ich poprzednicy mogli dopuścić się kosztem praw i terytoriów ich królestw.

Wspólne dobro i centralizacja

Ponieważ królowie mieli rządzić zgodnie z zasadą wspólnego dobra, pewne dawne rozróżnienie, silnie podkreślane przez auto­rów karolińskich, zostało przywrócone do łask, chociaż w nowym kontekście: rozróżnienie między królem a tyranem. Jedynym pra­wowitym władcą był król działający dla wspólnego dobra, zaś król niesprawiedliwy był tyranem, przeciwko któremu dozwolone było buntowanie się; tyranobójstwo nie zostało jednak uznane, czego Jan z Salisbury nie uszanował pod koniec XII w., prawdopodobnie pod wpływem oburzenia, jakie wywołało w nim zabójstwo Toma­sza Becketa w 1170 r. Zwierciadła książąt, które rozpowszechniły się w XIII w., i traktaty polityczne, na przykład £>* regimine princi- pum świętego Tomasza z Akwinu (około 1270 r.) oraz Gillesa z Rzy­mu (około 1285 r.) kładły silny nacisk na zasadnicze rozróżnienie między królem a tyranem.

Nie ulegało wątpliwości, że król, ucieleśniający zasadę najwyż­szą i będący jej depozytariuszem, podlega kontroli, toteż jedynie z pozoru paradoksalny mógł wydawać się fakt, że w XIII stuleciu w dwóch krajach o najsilniej ugruntowanej zasadzie monarchicznej, w Anglii i Hiszpanii, równocześnie najaktywniej działały zgroma­dzenia kontrolujące (Parliaments, Cortes). Natomiast we Francji, pod rządami Filipa IV Pięknego (1185-1214), pierwsze zgromadze­nia stanowe pojawiły się w tym okresie, w którym prawodawcy z największą mocą potwierdzali zasadę monarchiczną.

Prawo rzymskie, chociaż umocniło wyłaniającą się władzę pu­bliczną, nie było jednak jej przyczyną. To całościowa ewolucja od ponad wieku domagała się, by prawowita i skuteczna władza zapew­niła pokój, niezbędny dla rozwoju ekonomicznego, dla przemian społecznych i zmian w mentalności.

Prawo i teoria polityczna zagwarantowały władzy prawowitość, a skuteczność pojawiła się w wyniku rozwoju finansów, armii, ju­rysdykcji i systemu administracji, sprawowanego przez urzędni­ków, oddanych do dyspozycji króla. Rozwój władzy publicznej narzucił więc postęp centralizacji.

Zanim ujrzymy Cesarstwo jaśniejące ostatnim blaskiem świet­ności pod rządami Fryderyka II, a monarchie utwierdzające się w Hiszpanii, Anglii i Francji, należy wspomnieć o politycznych lo­sach regionów, w których władza publiczna nie odnosiła takich sukcesów i nie przybrała tak chwalebnej postaci.

Monarchia w Skandynawii

Monarchia duńska w XIII w. zdawała się cofać na całej linii- Pod względem terytorialnym nie tylko nie zdołała powstrzymać rozwo­ju niemieckiej kolonizacji w kierunku Szlezwiku, lecz również musiała przyjąć, że Jutlandia Południowa będzie z nią związana jedynie luźną zależnością typu feudalnego.

W 1253 r. król Krzysztof I przyznał Jutlandię Południową jako lenno jednemu ze swoich synów, a inwestytura dokonywała się na sposób niemiecki, poprzez wręczenie chorągwi, obyczaj wcześniej nieznany na północy. W 1261 r. król Eryk V, który chciał przywró­cić swoje dawne koncesje, został rozbity przez Holsteinów na Lo- hede. Kompromis, który w ten sposób ustabilizował stosunki mię­dzy koroną duńską i księstwem Jutlandii Południowej na południu, ostatecznie doprowadził do powstania terytorium buforowego, chroniącego Danię przed kolonizacją niemiecką. Ewolucja we­wnętrzna kraju również zdawała się sprzyjać książętom Kościoła, a następnie świeckim możnowładcom, kosztem korony. Jednak wpływ arcybiskupa Absalona, praktycznie rządzącego Danią od śmierci Waldemara Wielkiego (1182 r.) do własnej śmierci (1201 r.), bardziej przyczynił się do zachowania słabej jeszcze monarchii niż do ograniczenia jej roli.

Konflikty, które skłóciły Kościół i monarchię w łatach 1227- -1282 i doprowadziły do otwartej walki między koroną a arcybi­skupem Jakubem Erlandsonem, stanowiły normalny etap w rela­cjach Kościoła i monarchii w średniowiecznym świecie, co można było zaobserwować w cesarstwie i w Anglii, na przykładzie Hen­ryka II i Tomasza Becketa... Nawet jeśli poparcie Rzymu stwarzało pozory triumfu Kościoła, to fakt, że osiem lat po procesie restytu­ującym Jakuba arcybiskup zmarł (1274 r.), nie odzyskawszy swego dawnego stanowiska, wskazuje wyraźnie, że król faktycznie znisz­czył polityczną dominację Kościoła. Sporządzony w tym samym czasie przez królewską kancelarię ogólny inwentarz królestwa, Jor- debogy spis ziemski Waldemara II (1231 r.), swoisty duński Domes- day Book, wskazywał, że monarchia duńska ugruntowała konkret­ne podstawy swego funkcjonowania. Zapoczątkowane w połowie stulecia mniej więcej regularne zgromadzenia wielmożów, Dane- hofy które w 1282 r. zmusiły króla do nadania im królewskiej „Wiel­kiej Karty" Danii, zmierzały w tym samym kierunku. Bardziej niż na ograniczenia władzy królewskiej, wymuszane przez wielmożów, należy zwrócić uwagę na to, że akt ów dawał królowi władzę usta­wodawczą i sądowniczą nowego typu, przez co przekształcał mo­narchię feudalną w monarchię co prawda kontraktową, lecz wykra­czającą poza interesy osób prywatnych i klas społecznych.

Pod koniec XII w. oryginalny epizod zdarzył się w monarchii norweskiej, za czasów panowania Swerre'a (1177-1196), przywód­cy wyjętych spod prawa wieśniaków, Birkebeiner („tych, którzy no­szą nagolenniki z kory brzozowej"), chroniących się w lasach. Swer- re polecił sporządzić na piśmie królewskie sagas i zwalczał hierar­chię kościelną. Decydujący postęp w utwierdzaniu się monarchii nastąpił pod rządami Haakona Haakonssona (1217-1263), który uroczyście koronował się w katedrze w Bergen (1247 r.), i Magnusa Lagabotera (Prawodawcy), który zastąpił dawne obyczaje kodek­sem dla całego królestwa, przekazującym władzę ustawodawczą i prawną królowi i jego urzędnikom. Mniej więcej w połowie XIII w. nieznany autor napisał Zwierciadła Królów (Konung$kugg$ja)> które uświęciły wejście monarchii norweskiej do zespołu monar­chii świata chrześcijańskiego w XIII w. Jednak Magnus obciążył gospodarczą niezależność Norwegii poważnym zagrożeniem na przyszłość, kiedy w 1278 r. po raz pierwszy nadał wyjątkowe przy­wileje niemieckim kupcom hanzeatyckim.

W Szwecji decydującym momentem dla monarchii okazała się regencja Birgera Jarla (1250—1266) oraz rządy Magnusa Ladul&sa (1275-1290), który w wierszowanej kroniceEńkskronika został opi­sany jako wzorcowy władca. Rozszerzył on rzeczywistą władzę ko­rony, upowszechniając ordynacje i dekrety, wydawane bezpośred­nio przez króla, bez konsultowania things, i wprowadzając do szwedzkiego prawa publicznego pojęcie obrazy majestatu. Prestiż jego wzrósł ogromnie w związku z podjęciem decyzji o budowie wspaniałej katedry w Uppsali, w której miały być złożone relikwie świętego Eryka. Swoiste „parlamenty" (hoduagar), które, na wzór duńskiego Danehof, zbierały się od 1284 r., bardziej wspomagały, niż osłabiały władzę królewską. Ponadto w latach 1249-1250 Bir- ger Jarl rozpoczął podbój Finlandii, której ewangelizacja była już poważnie zaawansowana, poczynając od Abo, siedziby biskupstwa zależnego od Uppsali, a od 1249 r. klasztoru, założonego przez do­minikanów z Sigtuny. Należało jednak czekać aż do roku 1323, by pokój w Pahkinasaari położył kres pretensjom Rosjan z Nowogro­du do szwedzkiego podboju. Równocześnie Szwedzi, nie narusza­jąc koncesji przyznanych przez Norwegów, zrezygnowali z części swej niezależności gospodarczej na korzyść niemieckich kupców hanzeatyckich, umacniających swą pozycję w Visby na wyspie Got- land, a także w innych miastach, a szczególnie w Sztokholmie, za­łożonym przez Birgera Jarla. Jednak miasta skandynawskie (pierw­sza rada miejska, Road, pojawiła się w Ribe w 1252 r., a pierwszym burmistrzem Sztokholmu w 1297 r. został Niemiec, Hinze von Heden) pozostawały ściśle podporządkowane władzy królewskiej,

Nieszczęśliwe królestwa Europy Środkowej

Nawet w Polsce, w której XIII w. zdawał się być świadkiem ru­iny monarchii narodowej, katastrofy stulecia ostatecznie doprowa­dziły do odnowy monarchicznej. Konsekwencje ciężkich doświad­czeń wydawały się trwałe. Najazd tatarski w 1241 r. dokonał znisz­czeń na południu kraju, które jednak stosunkowo szybko zostały usunięte, rządy Wacława II i Wacława III, królów czeskich, w pol­skim państwie okazały się jedynie epizodem, nie do końca zresztą negatywnym, gdyż potwierdziły istnienie zjednoczonego królestwa polskiego, pomimo niechęci wielu znanych Polaków do niemiec­kiego otoczenia Wacława II.

Arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka wyrażał żal, że Jan Wulfing, który wygłosił mowę z okazji koronacji Wacława II, był „niemieckim psem". Jednak penetracja niemiecka okazała się o wiele poważniejsza. Zaznaczyła się ona przede wszystkim w mia­stach w stopniu tak silnym, że wiele z nich, a nawet i ośrodków wiejskich, przyjęło w XIII w. prawo niemieckie, ściślej biorąc, pra­wo magdeburskie, z jego dwoma lokalnymi wariantami (prawo chełmskie i prawo średzkie), a na Pomorzu - prawo lubeckie. Pra­wo to, gwarantujące większą wolność indywidualną, wspierało działalność gospodarczą, lecz równocześnie umacniało wpływy nie­mieckie. Germanizacja Polski prawem niemieckim w XIII w. do­tknęła przede wszystkim Śląsk i Pomorze. Jednak napór niemiecki miał również charakter terytorialny, promieniując z dwóch ośrod­ków. Jednym z nich była Marchia Brandenburska, która mniej więcej w połowie XIII w. zawładnęła castrum w Lubuszu na lewym brzegu Odry, podbijając następnie tereny w głąb Wielkopolski i Pomorza Zachodniego. Drugim ośrodkiem germanizacji było te­rytorium zakonu krzyżackiego, który książę Konrad Mazowiecki nieostrożnie sprowadził do Polski w 1226 r. do walki z pruskim i litewskim pogaństwem. Krzyżacy podbili i nawrócili Prusy w la­tach 1226-1285 za cenę krwawych kampanii, naznaczonych bezli­tosnymi masakrami. Równocześnie Krzyżacy, po kawalerach mie­czowych, zajęli Inflanty, stając się w ten sposób większym zagroże­niem dla Polski. Wacław III, w zamian za Miśnię, oddał margra­biemu brandenburskiemu Pomorze Gdańskie, ów zaś zajął cały rejon z wyjątkiem Gdańska, na którym Krzyżacy położyli rękę w 1307 r. W XIII w. rozdrobnienie Królestwa Polskiego zaakcento­wało się jeszcze silniej, wzrosła liczba książąt, potomków z dyna­stii Piastów, a seniorat, ustanowiony testamentem Bolesława Krzy-? woustego, przestał istnieć. Jednak utrzymanie narodowości pol­skiej nadal stanowiło przedmiot żywej troski, szczególnie pośród kleru.

Synod w Łęczycy w 1285 r. ustanowił, że na duchownych będą wyświęcani jedynie klerycy dobrze władający językiem polskim. Arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka skarżył się w kurii na nie­mieckich franciszkanów nierozumiejących po polsku i polecił wy­głaszać kazania w języku polskim - „w celu obrony i na chwałę ję­zyka polskiego", ad conseruationem et promotionem linguae polonicae* W 1295 r. Jakub Świnka koronował na króla Polski Przemysława II, księcia wielkopolskiego, który nie zdołał jednak rozciągnąć swej władzy na całe polskie terytorium. Dopiero w 1320 r. Władysław Łokietek, książę kujawski, który połączył pod swoją władzą Wiel­kopolskę i Małopolskę oraz księstwo sandomierskie, koronował się na króla Polski w katedrze wawelskiej w Krakowie. Rządy po nim objął jego syn, Kazimierz Wielki.

Inne królestwo nieszczęśliwie doświadczone w XIII w., Węgry, pomimo ciężkiej sytuacji również nie zatraciło swego charakteru narodowego ani tradycji monarchicznej. Bela III (1172-1196) zde­cydowanie ugruntował władzę królewską. Mogło wydawać się, że Andrzej II częściowo ją utracił na skutek Złotej Bulli z 1222 r., przyznającej daleko posunięte koncesje szlachcie feudalnej, lecz równowaga między monarchią a siłami kontrolującymi została w tym przypadku zachowana. Inwazja mongolska sprzyjała si­łom zmierzającym do rozkładu królestwa. Władysław IV „Kuman" (1272-1290), syn księżniczki kumańskiej, tak bardzo sprzyjał po­ganom, że papież ogłosił przeciwko niemu krucjatę. Andrzej III (1290-1301) był ostatnim z Arpadów. Po nim korona świętego Ste­fana przypadła w udziale obcym władcom, królom czeskim, pol­skim, andegaweńskim, niemniej korona węgierska, chociaż na gło­wach królów z innych krajów, pozwoliła zachować tożsamość naro­dową.

Ostatecznie najbardziej zagrożona była ta monarchia Europy

Środkowej, która wydawała się najsilniej ukonstytuowana. Od 1197 r, czescy Przemyślidzi przyjęli i narzucili zasadę pierworódz- twa w dziedziczeniu tronu zamiast tradycyjnego u Słowian senio­ratu- Dwór Ottokara II (1253-1278) w Pradze jaśniał niezrównaną świetnością wokół „złotego króla". Do Czech i Moraw dołączył on jeszcze Austrię, Styrię, Karyntię i Krainę, jako książę elektor Świę­tego Cesarstwa, Ottokar II ubiegał się o koronę cesarską i zdawał się bliski otrzymania jej w 1273 r., lecz jego rywal Rudolf Habsburg ubiegł go w tym dążeniu, a następnie zwyciężył w bitwie pod Durn- krut w 1278 r. Marzenia o Wielkich Czechach rozwiały się, lecz po­tęga czeskiej korony pozostała, dodatkowo umocniona niezwykle bogatym źródłem: kopalniami srebra w Kutnej Horze. Wacław III (1305-1306) był królem Czech, Polski i Węgier. Lecz i w tym przy­padku wpływy niemieckie stanowiły zagrożenie, i to zagrożenie podwójne. Wewnątrz kraju kolonizacja w miastach i wpływy na dworze spowodowały, że najwyższe urzędy przypadły w udziale Niemcom. Królowie Czech w swej polityce zagranicznej snuli ma­rzenia o powiększeniu swego terytorium w ramach cesarstwa i o cesarskiej koronie. Przemyślidzi przekazali królom z domu luk­semburskiego mrzonki cesarskie, które Karol IV sprowadził na realny grunt, stwarzając jednak zagrożenie dla ciągłości czeskiej korony, rzuconej na pastwę cesarskich sporów i niemieckich intryg.

Niepokoje i przegrupowania włoskie

Mrzonki monarchiczne nie sięgnęły Włoch, gdzie w XIII w. reg- num Italiae zdawało się zanikać i gdzie, przy podziale politycznym, nastąpił rozwój władzy publicznej. W drugiej połowie stulecia, po śmierci Fryderyka II (1250 r.), karty zostały ponownie rozdane i prawie wszędzie można było zaobserwować presję sił ekonomicz­nych, zmierzających do zmiany granic politycznych na terenach znaczących pod względem gospodarczym.

I tak papieże wykorzystali schyłek cesarstwa, by dziedzinę świę­tego Piotra rozszerzyć aż do Adriatyku. Zaraz po śmierci Henryka VI (1197 r.) papiestwo położyło rękę na księstwie Spoleto i marki- zacie Ankony, lecz ostateczną zwierzchność nad Romanią uzyska­ło dopiero z chwilą rezygnacji Rudolfa Habsburga w 1278 r. Śmierć Fryderyka II wyjaśniła również sytuację królestwa Neapolu, któ­remu cesarz na mocy konstytucji z Melfi (1231 r.) zapewnił scen­tralizowaną i biurokratyczną strukturę. Przy pomocy papieży Ka­rol Andegaweński, brat świętego Ludwika, pozbył się potomków Fryderyka, jego nieprawego syna Manfreda w Benewencie (1266 r.) i jego wnuka Konradyna w Tagliacozzo (1268 r.). Dominacja ande­gaweńska doprowadziła do regresu w dwóch dziedzinach: rycerze francuscy, towarzyszący Karolowi, spowodowali wzmocnienie sto­sunków feudalnych, a francuska brutalność rzuciła Sycylijczyków w ramiona Aragończyków, którzy panowali nad basenem Morza Śródziemnego („nieszpory sycylijskie" z 1282 r.). Jednak zrywając więzi, jakimi Staufenowie połączyli Neapol z cesarstwem, Francu­zi przywrócili południowe Włochy ich włoskiemu powołaniu i podtrzymywali w nich ustrój monarchiczny.

W środkowych i północnych Włoszech bezwzględna dominacja kilku miast uprościła w pewnym sensie sytuację. Genua, królująca na swojej Riwierze, silna pozycją ugruntowaną na Korsyce i Sar­dynii oraz wzmocniona monopolem na handel na Morzu Czarnym, na Krymie i w krajach basenu Morza Kaspijskiego, uzyskanym od cesarzy Konstantynopola po upadku cesarstwa łacińskiego w 1261 r., zwyciężyła w 1284 r. swoją główną rywalkę, Pizę, w bitwie morskiej pod Melorią, unicestwiając pizańską flotę. W latach 1214-1293 wartość towarów przechodzących przez port genueński wzrosła ośmiokrotnie. Nie ma potrzeby wspominać o „boomie" mediolań­skim czy florenckim, o których była już mowa. Wenecja wyciągnę­ła poważne korzyści przede wszystkim ze zmiany kierunku czwar­tej wyprawy krzyżowej, która doprowadziła do wzięcia Konstanty­nopola i utworzenia cesarstwa łacińskiego. Potęga jej była na tyle rozległa, że wydarzenia z 1261 r., które przywróciły Genui pierw­sze miejsce w Konstantynopolu, okazały się jedynie przelotną chmurką na niebie jej dobrobytu. Wenecja ustaliła swą dominację na morzu, która nie tylko stała się źródłem niezrównanego bogac­twa handlowego, lecz także podstawą do zwiększenia produkcji artykułów żywnościowych (zboże, wino, oliwa, cukier trzcinowy, miód, rodzynki) oraz wzrostu zaludnienia. Imperium to rozciąga­ło się od Istrii poprzez Dalmację i Epir aż po Kretę, Eubeę i wyspy na Morzu Egejskim, do czego należy jeszcze dodać przedstawiciel­stwa handlowe w Konstantynopolu, nad Morzem Czarnym i w Aleksandrii. Wenecja zapewniła sobie również połączenia z północ­nymi Włochami i Zachodem na północ od Alp. W 1240 r. zmusiła Ferrarę do przyznania jej prawa do wolnego żeglowania po rzece Pad i do zgody na obowiązkowy tranzyt przez jej port wszystkich towarów płynących w górę rzeki. Kolejne reformy polityczne, uko­ronowane serratą Wielkiej Rady w 1297 r., zapewniły wreszcie We­necji kompleksowy rząd, nakładający na dożę obowiązek kontroli nad arystokracją handlową. Ta stabilność polityczna wysunęła na pierwsze miejsce państwo, które sprawowało pełną kontrolę nad potężnym narzędziem weneckiej potęgi: flotą, począwszy od kon­strukcji w zbrojowni po szczegóły dotyczące nawigacji. Bardzo zło­żony, lecz równocześnie niezwykle skuteczny system podatkowy wyposażył wreszcie Wenecję w odpowiednie dla jej polityki środ­ki. Innym przejawem kształtowania się silnej władzy publicznej w środkowych i północnych Włoszech było pojawianie się albo no­wych przywódców politycznych w miastach (podestów, capitanei dei popolo, signoń\ albo wielkich panów, narzucających swoją zwierzch­ność całym regionom, w tym również miastom: na przykład Wil­helma z Monferrat w Piemoncie w latach 1260-1290.

Kolejne porażki cesarzy (reprezentowanych przez obóz g i b e- 1 i nów: odebranie władzy Henrykowi VII w latach 1310-1313 sta­ło się iskrą rzuconą na prochy konfliktów między miastami, par­tiami, stronnictwami i nie przyniosło żadnego rozwiązania), pa­pieży i Andegawenów z Neapolu (reprezentowanych przez obóz gwelfó w), dążących do rozciągnięcia swej władzy na środkowe i północne Włochy, zdawały się skazywać ten region na bezustanne walki wewnętrzne. Jednak burzliwemu życiu politycznemu towa­rzyszyło powszechne umacnianie się władzy publicznej. Wystarczy przyjrzeć się architekturze dowolnego miasta w tej strefie, by za­obserwować, że rodziny arystokratyczne, pomimo różnorodnych zabiegów i starań, nie zdołały wymusić na innych podporządko­wania się partykularnym interesom możnych i bogatych. Bijącym sercem miasta był plac, na którym, jak na przykład w Todi, wzno­siły się pałac Popolo z 1213 r. (podwyższony o jedno piętro w la­tach 1228-1233), pałac Capi tano od 1290 r., a po roku 1293 - pałac


Priori. Orzeł z marmuru, symbol miasta, na bocznej ścianie pałacu Popolo, a z brązu na fasadzie pałacu Priori, podobnie jak wzory miar zamocowane na ścianie przy schodach pałacu Capitano, przy­pominały, że tutaj życie publiczne zostało objęte przepisami, po­cząwszy od podstawowych aktów dotyczących działalności ekono­micznej aż po decyzje angażujące duszę miasta. Nie należy zapo­minać o pewnym ciekawym epizodzie. W 1252 r. w Rzymie wybu­chła rewolucja demokratyczna, wynosząc do władzy bolończyka Brancaleone d'Andolo, który przywrócił starożytną ideę rzymską. Na monetach pojawił się napis Roma caput mundi („Rzym stolicą świata") oraz skrót S.EQ.R, (Senatus populusąue romanusi „ Senat i lud rzymski"), a na pieczęciach - postać niewieścia (Rzym) z lwem. Brancaleone poniósł ostateczną klęskę w 1258 r., papieże musieli jednak opuścić Rzym na okres od 1260 do 1272 r.

Kryzys cesarstwa w Niemczech

65

Cesarstwo, prawie całkiem usunięte z Włoch, chwiało się także w Niemczech, Śmierć Henryka VI (1197 r.) stworzyła nowemu papieżowi Innocentemu III (1198 r.) nieoczekiwane warunki do uregulowania na swoją korzyść sporu między Kościołem a cesar­stwem. Odmawiając prawa do korony cesarskiej młodemu Fryde­rykowi Rogerowi, koronowanemu w wieku trzech lat na króla Sy­cylii (władzę w jego imieniu miała sprawować matka regentka, któ­ra zaraz zmarła, następnie sam papież jako władca królestwa Sycy­lii), Innocenty III pozwolił pogłębić się rozdźwiękom między Fili­pem Szwabskim a Ottonem Brunszwickim, uznał Ottona IV w 1201 r., a następnie, po śmierci Filipa (1208 r.) pokłócił się z Otto­nem i w 1212 r. skierował przeciwko niemu w Niemczech swego chrześniaka, Fryderyka Rogera, późniejszego Fryderyka II. Chcąc zachować poparcie papieża, Fryderyk II poszedł na duże ustępstwa wobec niego, rezygnując nawet z pewnych praw, które konkordat wormacki przyznał cesarzom w Niemczech. Przeciwnicy nazywali Fryderyka „królem proboszczów" (der Pfąffenkonig). Tymczasem Otton IV, sprzymierzony z królem angielskim, Janem bez Ziemi, oraz z różnymi seniorami niemieckimi i francuskimi, poniósł klę-

S - Apogeum.,skę w bitwie z królem Francji, Filipem Augustem, pod Bouvines (1214 r.) i zmarł w 1218 r.

ęjyderyk II, wychowany w kosmopolitycznym środowisku Sy­cylii, samouk, którego urzędnicy papiescy pozostawili samemu sobie, obdarzony ciekawością dla wszystkich spraw świata, poeta i filozof, pozostający pod wpływem racjonalizmu arabskiego, lecz także i hermetyzmu, cyniczny i gwałtowny, feudalny i nowoczesny, pragnący wszystkiego i zbyt śmiały, by jego przekonania religijne mogły nie budzić wątpliwości, był postacią zdumiewającą, pełną talentów, wyobraźni i działań twórczych.

Przede wszystkim jednak był on synem śródziemnomorskiego świata, a Niemcy stanowiły dla niego głównie narzędzie odzyska­nia Włoch, które z kolei może pozwoliłyby mu zrealizować marze­nia jego ojca, Henryka VI. Chcąc urzeczywistnić swoje plany i zmusić papiestwo do rezygnacji z przyznanych mu wcześniej kon­cesji, Fryderyk koronował swego syna, Henryka VII, na króla Rzy­mian w 1220 r., chociaż sam nie uzyskał korony cesarskiej. W za­mian za to zmuszony był nadać rozległe przywileje książętom ko­ścielnym w Niemczech i w grudniu 1220 r., po przyjęciu z rąk pa­pieża w Rzymie korony cesarskiej, osiadł w swoim królestwie Sy­cylii, pozostawiając Niemcy Henrykowi VII i jego doradcom, ksią­żętom kościelnym i ministeriałes, którzy, aby wzmocnić autorytet monarchii, szukali poparcia miast. Natomiast Fryderyk II, który miał powrócić do Niemiec dopiero w 1235 r., a tymczasem popadł we Włoszech w poważny konflikt z papiestwem, szukał poparcia wielkich panów świeckich i zmusił swego syna, by w 1231 r. nadał im Constitutio in favorem pńncipum. Ekskomunikowany, odbył dziw­ną krucjatę do Ziemi Świętej, zakończoną traktatem, na mocy któ­rego sułtan Egiptu oddał chrześcijanom Jerozolimę i miejsca świę­te (1229 r.). Pojednał się z papieżem, prześladował heretyków w Lombardii, zarzucając równocześnie synowi, że toleruje ich w Niemczech, gdzie podjęta w latach 1231-1233 przez dominikanów kampania inkwizycyjna miała na celu zwalczanie ich z niesłycha­nym fanatyzmem. Fryderyk II powrócił do Niemiec w 1235 r., ode­brał synowi władzę w kraju, którą w 1237 r. przekazał innemu swe­mu synowi, Konradowi IV. Po powrocie do Włoch Fryderyk II odniósł świetne zwycięstwo nad miastami lombardzkimi w Corte- nuova (1237 r.), lecz pokłócił się ostatecznie z papiestwem. Inno­centy IV nakazał soborowi lyońskiemu w 1245 r. ekskomunikować go i złożyć z funkcji, usiłując równocześnie narzucić w Niemczech antykrólów. Fryderyk II, który nawet nie opuścił Włoch, by pod­jąć walkę z Tatarami, zagrażającymi południowym Niemcom w 1241 r., zmarł na Sycylii w 1250 r, pozostawiając testamentem ce­sarstwo i królestwo Sycylii synowi Konradowi.

Fryderyk II niewątpliwie próbował otoczyć tytuł cesarski nową aureolą. Z jednej strony usiłował prawnie i teoretycznie usankcjo­nować swoje roszczenia do cesarstwa powszechnego. Na mocy Li­ber augustalisy zredagowanej przez jego kancelarię w Palermo, stał się nowym Justynianem i nowym Augustem. Przyjął na swój uży­tek pojęcie świętego cesarstwa («Sacrum Imperium), boskiego cesa­rza (dwinus imperator), świętego majestatu cesarskiego (sacra maje­stat impertalis). Na mocy boskiego charakteru swej władzy kazał bić złote monety, augustales. Z drugiej strony jednak, wykorzystując tysiącletnie aspiracje epoki, zaistniał jako wybawiciel świata, ce­sarz, który otworzył złoty wiek, który sprowadził złoty wiek na zie­mię (podczas gdy dla swoich wrogów był „Antychrystem").

Roszczenia te ponosiły porażki, za które w dużej mierze odpo­wiedzialna była jego polityka. W momencie śmierci Fryderyka II Niemcy należały do książąt świeckich i kościelnych.

Nawet jeśli po Wielkim Bezkrólewiu (1250-1273) rządy Rudol­fa Habsburga (1273-1291) i jego syna Alberta (1298-1308) pozor­nie przywróciły potęgę cesarską, to jednak walki między rywalami i nawiązanie do włoskich roszczeń przez Henryka VII Luksembur­skiego w 1310 r. sprzyjały zacieraniu się narodowej władzy monar- chicznej. Zaskakujące wydaje się, że właśnie może z wyjątkiem Habsburgów i w pewnej mierze Henryka, syna Fryderyka II, cesa­rze XIII-wieezni nie zwracali uwagi na siły społeczne i najżywsze dla Niemiec tendencje natury geograficznej.

Mieszczanie, kupcy, ministeriales, książęta mniej interesowali się Włochami (a jeśli już wykazywali takie zainteresowania, to pozo­stawały one poza obrębem intryg cesarskich, jak w przypadku kup­ców, którzy osiedli w Wenecji razem ze swoimi towarami na Fon- dacco dei Tedeschi, niedaleko Rialto) niż krajami Północy i Wscho­du. To właśnie tam członkowie związku hanzeatyckiego i niemiec­cy misjonarze założyli w 1201 r. Rygę, w 1224 r. - Dorpat, w 1230 r. - Rewel, w 1218 r. - Rostock, w 1228 r. - Wismar, w 12371 - El­bląg, w 1255 r. - Królewiec. Zdominowali oni handel skandynaw­ski w Bergen, w Sztokholmie, w Visby. Przeniknęli do większości miast polskich, gdzie narzucili prawo niemieckie w lokowanych miastach, a w 1257 r. krakowski książę Bolesław przyznał im wy­łączność praw mieszczan, z wyłączeniem Polaków. Sprzymierzając się z ludnością Nadrenii, a szczególnie z Kolończykami i Westfa- lijeżykami, osiągnęli znaczącą pozycję w Londynie i Brugii. Han­za kupiecka musiała ustąpić wobec Hanzy miast. W 1299 r. miasta wendyjskie (z Lubeką na czele) odebrały Gotlandii pieczęć kup­ców hanzeatyckich, a Lubeka, wypierając Visby, coraz wyraźniej wybijała się na czoło tego miejskiego związku.

W Prusach i Inflantach kawalerowie mieczowi, a przede wszyst­kim Krzyżacy stworzyli państwo zakonno-rycerskie, doskonałe obeznane z kwestiami gospodarczymi. Ich coraz dalszą penetrację na tereny Rosji powstrzymali mieszkańcy Nowogrodu, którzy pod wodzą Aleksandra Newskiego zadali im klęskę w 1242 r. Kupcy niemieccy nie wyszli poza Połock. Do kupców i misjonarzy należy jeszcze dodać książąt i rycerzy, którzy rozszerzali wpływy niemiec­kie ku wschodowi i południowemu wschodowi. W taki sposób Marchia Brandenburska powiększała się: Berlin został założony około 1230 r., a Frankfurt nad Odrą w 1253 r.

Najbardziej spektakularny sukces odnieśli w XIII w. Habsbur­gowie. Rudolf więcej zdziałał dla własnej rodziny niż dla korony cesarskiej. Po klęsce króla czeskiego Ottokara II pod Dtirnkrut (1278 r.) niewiele znaczący pan szwabski zdobył dla swoich synów Austrię, Styrię i Karniolę, a w 1286 r. otrzymał obietnicę cesji Ka- ryntii przez Meinharda, hrabiego Tyrolu.

Narodziny Szwajcarii


Drobne wydarzenie hałasu nie czyni. Tym razem była to jednak porażka Habsburgów, z drugiej strony poważna w skutkach dla przyszłości. 1 sierpnia 1291 r. ludność z doliny Uri, wolnej wspól­noty doliny Schwyz, i stowarzyszenie mieszkańców z doliny Nid- walden zaprzysięgły wieczną ligę przeciwko zagrożeniu ze strony Habsburgów. Nie byli ani pierwszymi, ani jedynymi, którzy stwo­rzyli tego rodzaju zaprzysiężone stowarzyszenie. Jednak z tego za­przysiężenia miała wyłonić się Konfederacja Helwecka. 115 listo­pada 1315 r., po raz pierwszy dając wyraz swoim zdolnościom woj­skowym, członkowie ligi rozgromili oddziały Leopolda Habsbur­ga pod Morgarten.

Rekonkwista

Historię chrześcijaństwa iberyjskiego rozpoczęło spektakularne wydarzenie. 16 lipca 1212 r. królowie Kastylii, Aragonii i Nawarry odnieśli pod Las Navas de Tolosa wspaniałe zwycięstwo nad kali­fem Kordoby. Pod koniec XIII w. rekonkwista miała skurczyć muzułmańskiego jaszczura do wymiarów samego tylko królestwa Grenady. Portugalia, której zaludnienie osiągnęło apogeum pod rządami Sancha I o Pcwador („Potężnego", 1185-1211) zakończyła swoje podboje zajęciem Algarve. Kastylia poczyniła w Andaluzji zdecydowane postępy: w 1236 r. w podbitej Kordobie wielki me­czet stał się katedrą, a dzwony, zabrane przez al-Mansura, w uro­czystej procesji ponownie ruszyły w drogę do Composteli. W 1248 r. Ferdynand III zajął Sewillę i osiedlił się w Alcazarze książąt Al- mohadów. W tym samym roku król Morysków z Murcji oddał się pod protektorat Kastylijczyków. W Aragonii, gdzie Katalończycy stanowili element dynamiczny, polityka prośródziemnomorska ugruntowała się: w latach 1229-1232 dokonano podboju Balearów, w 1238 r. została zdobyta Walencja, w 1245 r. upadły Alcira i Jativa. W 1268 r. król Aragonii oddał Kastylii region Alicante, który ode­brał muzułmanom i zaludnił Katalończykami. W1282 r. rozpoczął się podbój Sycylii, skierowany przeciw Andegawenom.

Z punktu widzenia tej rekonkwisty utrzymanie podziału poli­tycznego na Półwyspie Iberyjskim może wydawać się porażką. Jed­nak w tej dziedzinie odniesione zostały dwa niewątpliwe sukcesy: w 1233 r. doszło do unii Leonu i Kastylii, która miała okazać się trwała, a w 1258 r. podpisany został traktat w Corbeil, na mocy któ­rego święty Ludwik, w zamian za rezygnację króla aragońskiego ze zwierzchności nad Gaskonią, Langwedocją i Prowansją, przy­znał mu Katalonię, Rousillon i seniorat Montpellier. W 1235 r. Nawarra dostała się dynastii szampańskiej, a małżeństwo królowej Joanny z Filipem IV Pięknym uczyniło go pierwszym królem Fran­cji i Nawarry. Natomiast trójpodział: Portugalia, Kastylia, Arago- nia utrzymał się, a Jakub I Aragoński dokonał nawet nowego po­działu, oddając swoje państwa dwóm synom: jednemu Aragonię, Katalonię i Walencję, a drugiemu Baleary, Roussillon i Montpellier.

Jednak władza królewska na całym półwyspie została wzmocnio­na, wspierana autorytetem dwóch wielkich władców: Ferdynanda III Kastylijskiego (1217-1252) i Jakuba \y En Jawne, Aragońskie­go (1213-1276). Intensywne wprowadzanie praw, podjęte przez o- bu władców, było niewątpliwą oznaką umocnienia władzy monar- chicznej. Pod rządami Alfonsa X Kastylijskiego (1252-1284) po­wstały Siete Partidas, a w Portugalii - gdzie Alfons II (1211-1223) polecił zbadać tytuły posiadania ziemi i na mocy amartizaęao zaka­zał Kościołowi zdobywania nowych terenów - Ordenaęoes Alfonsa III (1248-1279). System podatkowy oraz instytucje wojskowe roz­winęły się także, wzmacniając władzę króla i zależnych od niego urzędników: adelantados w Kastylii oraz bajlifów i namiestników na Majorce. Wreszcie rozwijające się kortezy, w których wzrosło przedstawicielstwo miast oraz kupców, stały się konkurencją dla władzy królewskiej, wprowadzając równowagę w funkcjonowaniu instytucji publicznych.

Anglia zmierzająca ku monarchii umiarkowanej

Stabilna sytuacja polityczna w XIII-wiecznej Anglii rodziła się pośród gwałtownych konfliktów, przeciwstawiających monarchię reprezentantom różnych grup społecznych.

Autorytet Jana bez Ziemi (1199-1216) został podkopany na sku­tek jego konfliktu z Kościołem oraz klęsk, jakie poniósł na konty­nencie. Sprzeciw króla wobec osoby Stefana Langtona na stanowi­sku arcybiskupa Canterbury, mianowanego przez Innocentego III, spowodował wyjęcie Anglii spod prawa (1208 r.) i ekskomunikę króla (1209 r.). Wyjęcie spod prawa trwało sześć lat, lecz nie prze­szkadzało to Janowi bez Ziemi (który, wbrew swej reputacji, bar­dzo odpowiedzialnie kontrolował swoich urzędników, administru­jących królestwem) w wymuszaniu dla siebie posłuszeństwa. Jedy­nak w 1213 r, Innocenty III odebrał Janowi bez Ziemi koronę an­gielską, przekazując ją królowi Francji, Filipowi Augustowi, Jan bez Ziemi ukorzył się, oddał swoje państwo pod zwierzchność Sto­licy Apostolskiej i zobowiązał się płacić jej corocznie haracz wasa­la. Doszło do wielu konfliktów z baronami i w czerwcu 1215 r. na równinie Runnymead, niedaleko Windsoru, Jan bez Ziemi zgodził się ostatecznie złożyć pieczęć pod Wielką Kartą (Magna Charta)• Ten sławny akt był niewątpliwie „reakcyjny", gdyż ograniczał wła­dzę króla na rzecz wolności, to znaczy przywilejów Kościoła i ba­ronów. Wielka Karta jednak, obejmując miasta swoimi gwarancja­mi i wymuszając na królu obietnicę, że nie będzie ustanawiał po­datków „bez wspólnej rady królestwa", otwierała możliwość dla wszelkich poczynań „konstytucyjnych" i „demokratycznych". Z drugiej strony, o ile król obiecywał, że jego urzędnicy będą prze­strzegali prawa, a nadużycia zostaną wynagrodzone, o tyle Wielka Karta zatwierdzała istnienie i działalność tych urzędników („sę­dziów, konstabli, szeryfów i dzierżawców"). Fakt, że papież Inno­centy III, jako suzeren królestwa, natychmiast zaczął piorunować przeciwko Karcie, jego zdaniem okrywającej hańbą cały lud angiel­ski i stwarzającej poważne zagrożenie dla „całej sprawy Chrystu­sa", dowodził przede wszystkim, że poprzez Wielką Kartę Anglia uwolniła się od obcej i feudalnej władzy, którą papiestwo chciało jak najdłużej zachować.


Autorytarna, drobiazgowa i podporządkowana Stolicy Apostol­skiej polityka bigota Henryka III (1216-1272), któremu święty Ludwik zarzucał formalistyczną i skrajną dewocję, utrudniła sto­sowanie Wielkiej Karty. Baronowie ponownie narzucili królowi kontrolę poprzez prowizje oksfordzkie (1258 r.), lecz pod wpływem Szymona de Montfort drobna szlachta wiejska („angielska wspól­nota rycerzy bez pocztu") wsparta przez kupieckie mieszczaństwo i rzemieślników Londynu zapoczątkowała ruch, który dążył do ograniczenia władzy monarchy nie dla korzyści baronów, lecz dla korzyści wspólnej, dzięki „parlamentom", w których drobna szlach­ta i mieszczaństwo hrabstw i miast miało być stale reprezentowa­ne. Zwycięzca rojalistów spod Lewes (1264 r.) Szymon de Mont- fort spotkał się z opozycją, co spowodowało pogłębienie się despo­tycznego charakteru jego rządów, lecz pozwoliło następcy tronu, Edwardowi I, zwyciężyć go pod Evesham. Za panowania Edwarda I (1272-1307) udało się nareszcie osiągnąć porozumienie, wypra­cowując formę monarchii kontrolowanej. Król uznał, poczynając od parlamentu z 1295 z („parlamentu wzorcowego"), że będzie się on składał z reprezentantów wyznaczonych przez hrabstwa, mia­sta i wsie. W 1297 r. obiecał nie ustanawiać podatków bez zgody Parlamentu. W 1300 r. odnowił Wielką Kartę uzupełnioną o do­datkowe artykuły, dzięki czemu mógł umocnić działania swoich urzędników i zbierać podatki pozwalające mu podbić Walię. Nie udało mu się to jednak w stosunku do Szkocji*

Podczas tych wojen Anglicy nauczyli się walczyć tak jak ich przeciwnicy, pieszo i strzelając z łuku. W ten sposób piechota hrabstw i wiosek zdobyła sobie miejsce przy boku szlacheckiej ka­walerii.

Równowaga społeczna zapewniła organizację wojskową i stabi­lizację polityczną tak korzystne dla monarchii, że Edward II, po­zbawiony szacunku król, nakazał jednak uznać w Statute of York (1322 r.) „stan królewski" za zwornik budowli politycznej i uoso­bienie władzy publicznej.

Monarchia Kapetyngów

Jeszcze pewniejszy wydawał się w XIII w. sukces monarchii Kapetyngów, rywali angielskich królów. O ile monarchia francu­ska pod rządami Ludwika VII (1137-1180) wypadała blado w po­równaniu z monarchią angielską pod rządami Henryka II (1154— -1189), o tyle za panowania Filipa Augusta (1180-1223) wszystko uległo zmianie.

Władca ten, za panowania którego kancelaria królewska zaczęła zastępować formułę „król Francuzów" formułą „król Francji", był przede wszystkim zdobywcą. W latach 1202-1206 odebrał Angli­kom Normandię, Maine, Andegawenię, Turenię, Poitou i Santonge. Poza tym zasłynął jako dobry administrator, który ustanowił urzęd­ników królewskich, „sędziów", odpowiedzialnych za wymiar spra­wiedliwości i zarządzanie finansami w całym królestwie. W przed­dzień wyruszenia na wyprawę krzyżową, w 1190 r., sporządził te­stament, który równocześnie wyrażał postępy władzy królewskiej i świadomość suwerena w odniesieniu do charakteru jego królew­skiej profesji. Wreszcie ugruntował francuską świadomość narodo­wą, uzyskując od papieża, na mocy dekretału Per venerabilem, fak­tyczną niezależność królestwa od cesarstwa („król Francji jest ce­sarzem w swoim królestwie") oraz przyjmując, po bitwie pod Bou- vines (1214 r.), honorowe lenno od tłumów, zgromadzonych przy trasie jego przejazdu. Jako pierwszy z Kapetyngów Filip August nie musiał koronować za swego życia syna, Ludwika VIII.

Za panowania świętego Ludwika (1226-1270) prestiż monarchii francuskiej osiągnął apogeum. Król, który miał być kanonizowa­ny w 1297 r., oddał cały swój autorytet moralny i religijny w służbę korony i królestwa. Był władcą „pokojowym", lecz traktat w Cor- beil, zawarty z Aragonią (1258 r.), i traktat paryski (1259 r.) z Ang­lią, w których okazał swą szlachetność, ugruntowały francuskie granice. Nie wyciągnął żadnej korzyści materialnej z dwóch nie­szczęsnych wypraw krzyżowych, które poprowadził do Egiptu i Palestyny (1248-1254) oraz do Tunezji (1270), lecz ten akt naboż- ności pozyskał mu wielką popularność w czasach, kiedy mistycyzm krucjat zachował się już jedynie wśród maluczkich. Sposób, w jaki sam osądzał lub kazał sądzić swoim urzędnikom, dający wyraz ca­łemu znaczeniu moralnemu sądu, zwiększył liczbę odwołań do sprawiedliwości królewskiej. Badania nadużyć ze strony urzędni­ków królewskich, które kazał przeprowadzić w latach 1247,1254 i 1256, umocniły autorytet królewskiej administracji. Zniesienie po­jedynku jako sposobu wymierzania sprawiedliwości, zakaz nosze­nia broni i prowadzenia prywatnych wojen - środki dyktowane względami religijnymi - równocześnie zadały cios szlachcie feudal­nej, zaprowadziły ład publiczny, zgodny z porządkiem monarchicz- nym.


Nic więc dziwnego, że panowanie wnuka świętego Ludwika, Filipa IV Pięknego, który jednak napotkał już pierwsze trudności, związane z ogólnym kryzysem systemu feudalnego, było także epo­ką świetnych sukcesów narodu i monarchii (1285-1314). Chociaż szlachta francuska została upokorzona przez piechotę flamandzkie­go mieszczaństwa pod Courtrai (1302 r.) - sławna „bitwa złotych ostróg" - to jednak dokonało się zjednoczenie północnej i połu­dniowej Francji, łączonych w kolejnych etapach po krucjacie prze­ciwko albigensom i traktacie paryskim (1229 r.)> a także po śmierci Alfonsa z Poitiers (1271 r)

Chociaż król, z powodu trudności finansowych, zmuszony był zwoływać wszystkie trzy stany swego królestwa na zgromadzenie, to jednak pod jego rządami instytucje monarchiczne osiągnęły dojrzałość. Otaczali go doradcy doskonale znający prawo rzymskie, zaangażowani w służbę korony, często absolwenci fakultetów pra­wa - „prawnicy*. Kuria królewska udoskonaliła swoją specjalizację. Parlament, odpowiedzialny za wymiar sprawiedliwości, w 1303 r« po raz pierwszy zyskał ramy organizacyjne. Jego „sekcja finanso­wa", obecna Izba Obrachunkowa, powstała w tym samym okresie.

Filip IV Piękny i Bonifacy VIII

Wreszcie Filip IV Piękny i jego prawnicy, jako kolejni zaanga­żowani w ostry konflikt z papiestwem, odnieśli zwycięstwo nad pa­pieżem Bonifacym VIII, który w bulli Unam sanctam (1302 r.) przy­pomniał teokratyczne teorie pontyfikalne* Takim zwycięstwem ni­gdy nie mógł się poszczycić żaden z przeciwników papiestwa, na­wet cesarz. Wysłannik króla Francji znieważył, spoliczkował i za­trzymał w Anagni (1303 r.) Bonifacego VIII, który zmarł wkrótce potem.

W tej walce król Francji, wspierany przez opinię publiczną, sam potwierdził i kazał potwierdzić wielu pisarzom politycznym nie­zależność władzy ziemskiej.

Była to pochwała „ciała politycznego" króla, który ucieleśniał władzę publiczną jako siłę naturalną. „Zanim pojawili się duchow­ni, król Francji sprawował pieczę nad swoim królestwem i mógł ogłaszać statuty broniące go przed nieprzyjaciółmi i wszystkim, co potrafiłoby mu zaszkodzić"*

Dante przeciwstawił temu samemu pontyfikatowi podobne ar­gumenty w obronie cesarstwa:

Rzym, który wyrwał świat wiecznemu wrogu, Dwojgiem słońc rzucał w dwoje dróg swe blaski:. W drogę ku światu i w drogę ku Bogu. Jedno zagasło w drugim; miecz do.laski Przywarł pasterskiej, a ta wspólna sprawa Musiała stworzyć pośród nich niesnaski Jeden drugiemu nie ustąpi prawa.

(Boska Komedia, „Czyściec", XVI, 106-112, tłum. Edward Porębowicz)

Od tej pory rozdział Kościoła od państwa oddziaływał nie tylko na korzyść samego cesarza, lecz każdej władzy publicznej. Działa­nie wbrew niej oznaczało działanie „wbrew naturze". Marsyliusz z Padwy miał to stwierdzić wyraźnie w swoim Defensor pacis.


0x01 graphic

4. Kościół triumfujący: biskup na majestacie. Ta metalowa statuetka z XII w., poza wysokim poziomem technicznym i artystycznym warsztatów z doliny Mozy, wyraża monarchiczną rangę biskupa wyposażonego

w insygnia i wykonującego gesty władcy. Mitra to korona, pastorał - berło, krzesło - tron, niżej podnóżek, dłoń błogosławiąca w geście charyzmatycznym i królewskim.


Ze wszystkich monarchii chrześcijańskich tą, która zajaśniała najwspanialszym blaskiem świetności, była monarchia papieska. Papieże w XIII w. troszczyli się przede wszystkim o kontynuowa­nie, precyzowanie i pogłębianie koncepcji teokratycznej, wypraco­wanej przez Grzegorza VII. Innocenty III (1198-1216) uznawał oczywiście pewną niezależność władzy ziemskiej, która ugrunto­wała się pod koniec XII w. („nie zaprzeczamy, że cesarz góruje nad papieżem w wymiarze ziemskim... lecz papież przewyższa go w wymiarze duchowym"), jednak potwierdzał swoją niekwestionowa­ną zwierzchność w zakresie prawa ziemskiego oraz sądów o cha­rakterze moralnym i religijnym (ratione peccati, „z racji grzechu"). Mógł osądzać królów i cesarzy, gdy nie postępowali tak, jak przy­stało książętom chrześcijańskim - co tylko on był w stanie osądzić. Wprowadził prawo rańone peccati do prawa publicznego, zamiast uznać grzech za związany wyłącznie z for interne, prawem czysto kościelnym. W 1202 r. odmówił hrabiemu Montpellier uznania jego nieprawych synów, którzy w ten sposób zyskaliby prawo dzie­dziczenia, twierdząc, że taka decyzja należy wyłącznie do suzerena hrabiego. Tak samo w konflikcie między Janem bez Ziemi a Fili­pem Augustem uznał, że z punktu widzenia prawa feudalnego król Francji jest suwerenem, określającym stosunki ze swoim wasalem. W 1202 r. na mocy dekretu Per venerabiłem przyznał, że król Fran­cji nie ma „zwierzchnika", lecz dotyczyło to władzy cesarskiej. Pra­wo to nabrało mocy w pierwszych latach XIV w., kiedy król Fran­cji został prawnie uznany „cesarzem w swoim królestwie". Kiedy jednak Jan bez Ziemi pogwałcił „wolność Kościoła", odmawiając uznania arcybiskupa Cant er bury, naznaczonego na to stanowisko przez Stolicę Apostolską (Stefana Lang to na), został obłożony eks­komuniką, a następnie pozbawiony godności królewskiej. Nato­miast gdy Wielka Karta ograniczyła wolność papieża wbrew jego woli, Innocenty III unieważnił ją jako ten, który jest władny bro­nić królów na mocy starotestamentowej formuły: Tibi tradiditDeus omnia regna mutidL. constitues eospńncipes super terram. (Ludy pod­dają się tobie... ustanów ich książętami po całej ziemi!; Psalm XLV, w. 6 i 17, Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych, Poznań-Warszawa 1984), Kiedy Rajmund VI, hrabia Tuluzy, został oskarżony o sprzyjanie heretyckim katarom, Innocenty III skonfiskował jego lenno (1208 r.), gdyż nie postę­pował jak chrześcijański senior: „Odwołując się do świętych ka­nonów, w myśl których wierność nie obowiązuje wobec niewier­nych Bogu, naszym apostolskim autorytetem zwalniamy z przysię­gi tych, który zaprzysięgli mu wierność, współpracę z nim czy przy­mierze, i odwołując się do naszego prawa najwyższego wład­cy, przyznajemy każdemu katolikowi prawo do ścigania go lub za­jęcia i zatrzymania jego ziemi". Przez ostrożność, chcąc lepiej wy­korzystywać swój przywilej sprawowania kontroli, starał się jak najdalej rozciągać zwierzchność Stolicy Apostolskiej nad dobrami doczesnymi państw wasalskich, płacących mu podatki. Na przy­kład bezwzględnie sprawował tę zwierzchność w królestwie Sycy­lii, w którym dodatkowo był regentem przez okres niepełnoletno- ści Fryderyka II, a także narzucił ją Anglii Jana bez Ziemi. Inno­centy IV (1243-1254) głosił, że papież posiada generalis legatio, któ­ra rozciąga się na wszystkie dziedziny ludzkiej działalności i po­zwala mu wydawać rozkazy zawsze, kiedy chce. Ma więc przede wszystkim władzę, by ustalać i rozwiązywać nie tylko zależności między rzeczami, lecz także między ludźmi (również cesarzami). Komentując werset super gentes et regnay podkreślał, że papież jest instancją stojącą ponad narodami, lecz także wyższą niż królestwa i królowie: można tu odnaleźć tak ważne dla ewolucji politycznej XIII w. rozróżnienie między monarchą a funkcją monarchicz- ną. Wreszcie Bonifacy VIII (1294-1303), nie wprowadzając wielu zmian do doktryny, zebrał jej argumenty i stwierdzenia, umacnia­jąc nimi pogląd, że „Kościół jest jeden jedyny i stanowi jedno cia-


I. Rycerz - obrońca słabych. Dobroczynność i jałmużna, według Kościoła, uzasadniały władzę rycerstwa i jego wysoką rangę społeczną. Rycerz (którego herb widnieje na tarczy i na szczycie hełmu) przyjmuje u bram swego zamku kaleki i żebraków obu płci.


X. Ideał dworny: miłość i walka. Miłość dworna w dalszym ciągu była modna w XIII w. Często jednak występowała tendencja do alegorii, nawet do parodii, jak w Powieści o Róży. Powieść o gruszce, naśladujaca pierwszą część Powieści o Róży, jest swoistą Sztuką kochania, naśladującą alegoryczną powieść; Tristan i Izolda, Piram i Tyzbe występują w niej obok Kligesa i Fenicji. Na ilustracji rycerz i jego dama przypasująca mu broń; poniżej dama dająca rycerzowi chorągiew na turniej.

Mnogość herbów na szatach, broni i koniu.


ło", w związku z czym próba rozdzielania i przeciwstawiania sobie dwóch władz, dwóch zasad, duchowej i ziemskiej, oznacza mani­cheizm, a więc herezję.

Papież jednak korzystał z formuły swojej władzy najwyższej, ze swojej pleniiudo potestaiis („pełni władzy"), przede wszystkim w ło­nie Kościoła. Kiedy Innocenty III ogłosił się już nie tylko wika­riuszem Piotra, lecz wikariuszem Chrystusa, przede wszystkim u- mocnił w ten sposób swą pozycję w Kościele. Prawo kościelne, któ­re właśnie kodyfikowano jako prawo kanoniczne, gwarantuje prze­de wszystkim prymat papieski.

Uzupełnienia do Dekretu Gracjana: zbiór Dekretałówy zgroma­dzonych na polecenie Grzegorza IX przez Rajmunda z Penafort (1234 r.), i wreszcie konstytucje doktrynalne Clementinae zebrane przez Klemensa V, lecz ogłoszone dopiero w 1317 r., stworzyły wraz z Dekretem Gracjana Kodeks prawa kanonicznego (Corpus juris cano- nici). Już sama nazwa, Corpus juris canonici, która upowszechniła się dopiero w XVI w., a zaczęła oficjalnie obowiązywać w 1580 r., po­przez swój paralelizm do Corpus juris civilis cesarstwa wyraźnie wykazuje, że odradzanie się prawa rzymskiego i kształtowanie pra­wa kanonicznego przebiegało nie tylko nurtem równoległym, ale wręcz jednym. Warto zaobserwować, że monarchia papieska w XIII w., aby określić siebie, niejednokrotnie zapożyczała koncepcje i formuły z prawa rzymskiego. Kiedy Innocenty III chciał odsunąć prawną decyzję swego poprzednika, Aleksandra III, posłużył się formułą z Digeste, którą z cesarza przeniósł na papieża: Cum non habeat imperium par in parem, „Tak jak równy nie ma zwierzchności nad równym...". Innocenty IV niejednokrotnie przypominał mak­symę cesarską, odnosząc ją do papieża: Quod principi placuit legis habet rigorem, „Przyjemność księcia ma moc prawną". Wreszcie w połowie XIII w. papieża określało się jako princeps legibus solutus, „księcia nie podlegającego prawom", którą to formułę Bracton od­niósł na przykład do króla Anglii.

81

Monarchia papieska kształtowała się przede wszystkim od pon­tyfikatu Aleksandra III, dawnego bolońskiego prawnika (1159- -1181), a jeśli za Innocentego III (1198-1216) nie wypracowała jeszcze w pełni swojego aparatu rządzącego, to niewątpliwie pon­tyfikat tego papieża naznaczył apogeum papieskiej potęgi średnio-


6 - Apogeum.,wiecznej. We wszystkich trudnych przypadkach, kiedy nie wiado­mo było, do jakiego autorytetu należy się odwołać, Innocenty III domagał się dla papiestwa prawa do ferowania wyroków z tytułu „najwyższego hierarchy". Przywilej ten miał być przyznany Stoli­cy Apostolskiej, w takich przypadkach uważanej za równoważną z „koroną" monarchii świeckich.

Aleksander III ustanowił zasady kanoniczne małżeństwa i, defi­niując powtórnie kryteria lichwy - zasady rynku i kredytu. Inno­centy III zarezerwował sobie prawo dyspensy od powszechnie obo­wiązującego prawa i uzależnił od zgody papieskiej decyzje o zakła­daniu zakonów. Już Aleksander III ogłosił monopol Stolicy Apo­stolskiej w dziedzinie kanonizacji: XIII w. nie uznawał doskona­łości i świętości innej niż ta, którą zaakceptowała Stolica Apostol­ska, Opierając się na pełni władzy namiestnika rzymskiego do roz­dawania beneficjów, Klemens IV (1265-1268) zarezerwował dla ku­rii wakujące benefiqa. W XIII w. papiestwo przyznało sobie wyłącz­ne prawo rozgrzeszania z ekskomuniki i niektórych ciężkich grze­chów i jako zastępca „Sądu Bożego", zakazanego w 1215 r przez so­bór laterański, z coraz większą swobodą dysponowało odpustami.

Papiestwo zwiększyło liczbę swoich urzędników w kancelarii (termin pojawił się w liście Lucjusza III z 1182 r., a od 1187 r. pa­pież zarezerwował sobie tytuł kanclerza), w Kamerze Apostolskiej, zajmującej się finansami, a także w różnych powstających sądach. Dwór papieski rozwijał się i rozrastał, poczynając od kapelanów, których liczba za Innocentego III wynosiła około 200.

Papiestwo, podwyższając podatki pontyfikalne, powiększało swo­je zasoby. Do dochodów od patrymonium św. Piotra, do czynszów (pobieranych od państw wasalskich), do denara św. Piotra doszły jeszcze inne, to znaczy liczne opłaty obowiązkowe, które zastąpiły dawne podarki okolicznościowe (za nawiedzenie progów apostol­skich, za przedstawienie kandydatów do wakującego beneficjum, za wydanie bulli itd.). W 1199 r., w związku z wyprawą krzyżową, Innocenty III ustanowił podatek specjalny, „dziesięcinę", w zasa­dzie dziesiątą część dochodów od wszelkich beneficjów. Po zakoń­czeniu wyprawy krzyżowej dziesięcina dalej obowiązywała, pobie­rana pod innymi pretekstami, aż z czasem przekształciła się w po­datek stały.

Jeden z poematów galiardów, Ewangelia według srebrnej marki> piętnował chciwość papieskiego dworu.

Jednak kontrola monarchii papieskiej, podobnie jak w pań­stwach świeckich, rozwijała się równolegle do wzrostu supremacji monarchy.

Kardynałowie i sobory

Na początek wzrosła pozycja kardynałów, Świętego Kolegium. W 1179 r., podczas trzeciego soboru laterańskiego, Aleksander III, potwierdzając i uściślając dekret Mikołaja II z 1059 r., zarezerwo­wał dla kardynałów monopol wyboru papieża, a liczbę wymaga­nych głosów określił na dwie trzecie. Było to pogwałcenie reguły obowiązującej w wyborach kościelnych, która przyznawała decy­zję uprzywilejowanej mniejszości, major et sanior pars („część zasad­nicza i najbardziej oświecona"). Wyjątek ten musiał być wytłuma­czony nieobecnością zwierzchnika, który mógłby określić sanior pars i osądzić jej racje. W 1274 r., na drugim soborze lyońskim, Grzegorz X narzucił kardynałom organizowanie konklawe, by uniknąć długich interregnów, podziałów i sporów. Nie chciał do­puścić, by powtórzyła się komedia z Viterbo, kiedy kardynałowie, zgromadzeni po śmierci Klemensa IV (1268 ł), czekali z wyborem papieża do 1 września 1271 r. Nie pomogło, że władze publiczne w Viterbo w styczniu 1269 r. usunęły kawałki dachu z pałacu, w któ­rym zgromadzili się kardynałowie, chcąc, by nieprzychylna aura zmusiła ich do szybkiego podjęcia decyzji. Za pontyfikatu Inno­centego IV (1243-1264) kardynałowie otrzymali nowe honorowe insygnium: czerwony kapelusz.

Przede wszystkim, w myśl zasady Quod omnes tangii, ab omnibus tractań et approbań debet („To, co dotyczy wszystkich, winno być rozpatrywane i uznane przez wszystkich"), papieże XIII w, zasię­gali rady soborów powszechnych. Niewątpliwie XII w. rozpoczął tę tendencję i trzy pierwsze sobory laterańskie (1123, 1139, 1179) określiły charakter wciąż wzrastającej roli tego „parlamentu Ko­ścioła". Jednak czwarty sobór laterański, zwołany przez Innocen­tego III, obradujący od 11 do 30 listopada 1215 r., jako pierwszy naprawdę zrealizował ideę powszechności, W bulli zwołującej so­bór papież zawarł jednoznaczną aluzję do „jednakowej kondycji wszystkich wiernych" (universorum fidelium communis status), któ­rej wyrazem miał być sobór, i polecił starannie przygotować zgro­madzenie, rozsyłając w tym celu w latach 1213-1215 legatów po całym chrześcijańskim świecie oraz domagając się raportów od bi­skupów. Od pontyfikatu Innocentego III powoływanie soborów stało się jednym z wyłącznych przywilejów papiestwa, co wyraźnie wskazuje na powiązanie, a nie na opozycję między postępem mo­narchii pontyfikalnej i instytucją soborów. Z drugiej strony, o ile wydarzenia aktualne (wyprawa krzyżowa i herezja albigensów w 1215 r., konflikt z cesarzem w 1245 r., unia z chrześcijanami grec­kimi w 1274 r., sprawa templariuszy w 1311 r,) były bezpośrednią przyczyną zwoływania soborów lub prowadziły do ich zwołania, o tyle stałym ich programem była reforma Kościoła. Tak więc sobo­ry powoływane były jeśli nie do uczestnictwa w rządach, to przy­najmniej do określania ewolucji Kościoła.

Nie ulega wątpliwości, że niektóre z nich pragnęły posunąć się dalej, chociaż rzeczywisty ruch soborowy, zmierzający do usytu­owania soboru nad papieżem, rozwinął się naprawdę dopiero w XV w. Jednak pod koniec XIII w. dominikanin Jan z Paryża głosił, że autorytetem najwyższym przesiąknięte jest całe ciało Kościoła. Dwa pierwsze odwołania się do soboru przeciwko papieżowi - Bo­nifacemu VIII - pochodziły: pierwsze od jednego z kardynałów Colonna w 1297 r., a drugie od króla Francji Filipa IV Pięknego w 1303 r. Powodem krytyki, przede wszystkim w Anglii, była polity­ka finansowa i centralizacyjna monarchii papieskiej. W 1425 r. bi­skup Lincoln, Robert Grosseteste, oświadczył na plenum soboru lyońskiego: „Źródłem wszelkiego zła jest Kościół rzymski, gdyż przez swoje dyspensy, przydzielanie urzędów, swoje przywileje, zupełnie jawnie mianuje on ludzi prowadzących działania destruk­cyjne, a nie duszpasterzy Kościoła...". Według kronikarza benedyk­tyna Mateusza Paryskiego, arcybiskup Yorku, Sewal, miał przypo­mnieć papieżowi Aleksandrowi IV (1254-1261), że Pan Bóg zale­cił Piotrowi paść jego baranki, a nie strzyc z nich wełnę.

Reforma Kościoła: sukcesy i porażki

Reforma Kościoła. Już sam fakt, że temat ten należał do porząd­ku dziennego przez cały XIII wiek, dowiódł, że Kościół za wszelką cenę starał się dogonić to stulecie.

Bez wątpienia trzeci sobór laterański (1179 r.) oraz czwarty (1215 r., kanon 18) ogłosiły konieczność, wolność i darmowość nauczania, lecz nie wypowiedziały się na temat rodzących się uni­wersytetów, które stały się prawdziwymi ośrodkami edukacji, dyk­towanej potrzebami czasów. Jednak od pontyfikatu Grzegorza IX (1231 r.) papiestwo otoczyło opieką uniwersytet paryski.

Niewątpliwie także sobór w 1215 r. (kanon 21) ustanowił, doty­czący każdego chrześcijanina, obowiązek dorocznej spowiedzi, a przez to rozpowszechnił ogólne praktykowanie spowiedzi i wsparł zredagowanie szczegółowej kazuistyki (w podręcznikach spowied­ników, które zastąpiły dawne penitencjarze, zbiory opisów przewin i kar, będące naśladownictwem barbarzyńskich kodeksów), co wpłynęło radykalnie na psychikę i życie społeczne. Normy uważa­no jednak przede wszystkim za sposób walki z herezją, narzędzie kontroli sumień.

Nabożność rozpowszechniana przez Kościół w XIII w. bez wąt­pienia często wyrażała chęć zbliżenia się do tłumu wiernych. Kult maryjny: Ave Maria od około 1220 r. stało się modlitwą powszech­ną chrześcijaństwa, a dominikanie rozpowszechnili praktykę ró­żańca. Kult eucharystii: święto Corpus Chrisń obchodzone było w całym chrześcijańskim świecie na skutek decyzji papieskiej z 1264 r., a poszanowanie dla rzeczy świętych paradoksalnie doprowadzi­ło do rezygnacji z komunii pod dwiema postaciami z obawy, by nie dopuścić się jakiegoś występku, pojawiły się cuda eucharystyczne, pośrednio wzmacniając łatwowierność i fanatyzm wobec Żydów, oskarżonych o profanację hostii. Rozpowszechniły się uroczyste ceremonie, powstawały obrazy, które jednak, posługując się znaną anegdotą, malowniczym szczegółem, miały bardziej na celu efekty dydaktyczne, moralne czy emocjonalne niż estetyczne: wystarczy porównać boczne odrzwia (drugie dwudziestopięciolecie XIII w.) z portalem królewskim z Chartres (połowa XII w.). Nagromadziła się nieprawdopodobna mnogość świętych, obecnych w każdym momencie życia rodzinnego, zawodowego, społecznego, osobiste­go: Złota legenda Jakuba de Voragine przedstawiła cały ich wa­chlarz. Wzrosła liczba bractw, wyznaczających ramy życia religij­nego ludowi chrześcijańskiemu i ofiarowujących mu święta, prze­życia, pomoc materialną i duchową. Nabożność coraz głębiej prze­nikała życie ludu bożego.

Jednak trzy zachowane raporty, sporządzone w przededniu dru­giego soboru lyońskiego (1274 r.), wyrażają się pesymistycznie o stanie zdrowia duchowego kleru i ogółu wiernych - nawet jeśli w tekstach tych obowiązkowym tradycyjnym lamentom przyznano należne im miejsce.

Zwycięstwo nad herezją

Jeśli pod koniec XIII w. Kościół pozornie opanował duchowe wrzenie, które zdawało się zagrażać mu sto lat wcześniej, to stało się tak przede wszystkim dlatego, że papiestwo umiało przeprowa­dzić lub wesprzeć dwa potężne przedsięwzięcia: represjonowanie siłą herezji oraz wprowadzenie, za pośrednictwem zakonów żebra­czych, nowych form apostołowania.

Koniec XII w. był okresem pełnego rozwoju herezji. Obok wal- densów i niektórych humiliackich ekstremistów, katarzy stanowi­li grupę najliczniejszą, najlepiej zorganizowaną, najniebezpiecz­niejszą, jednak często mylono z nimi grupy, których heterodoksja wydaje nam się przecież bardzo różna, chociaż wynikała z poczu­cia niesmaku i rozczarowania, wspólnego wielu chrześcijanom. Tak było również w wypadku tych osób świeckich, mężczyzn i kobiet, oskarżonych w Metzu w grudniu 1199 r., którzy zbierali się, by wspólnie czytać święte księgi, dowolnie, jak twierdzili, interpreto­wane.

Większość z tych kontestatorskich grup krytykowała Kościół i jego bogactwo, głosiła i praktykowała ubóstwo, bezpośrednią lek­turę Biblii i równość obu płci. Katarowie posuwali się o wiele da­lej, a dogmat ich różnił się od chrześcijańskiego: wierzyli w istnie­nie Boga dobrego i Boga złego, w bezwzględne przeciwieństwo ducha i materii, którą należy odrzucić i mieć w pogardzie we wszel­kich jej postaciach, w metempsychozę po śmierci. Mieli oni ducho­wieństwo porównywalne do duchowieństwa Kościoła, zgromadze­nia i obrzędy, hierarchię wierzących, u szczytu której znajdowali się doskonali; kataryzm, religia czystych, był religią od­mienną od chrześcijaństwa, wrogo do niego nastawioną.

Chociaż głównymi ośrodkami herezji katarskiej były północne i środkowe Włochy oraz tereny Francji nad Morzem Śródziemnym, to jednak skupiska heretyków występowały od Flandrii po Węgry; Innocenty III w 1200 r. w liście skierowanym do króla Węgier Eme- ryka ogłosił przeciwko nim pewne środki dyscyplinarne.

Sytuacja przedstawiała się poważnie przede wszystkim w Lan- gwedocji, gdzie hrabia Tuluzy, Rajmund VI, zdawał się po cichu sprzyjać heretykom. Gdy napomnienia legatów papieskich, w więk­szości cystersów, a także spontanicznie działających kaznodziejów, na przykład Hiszpana, Dominika z Calaruega (świętego Domini­ka) nie odniosły skutków, Innocenty III w maju 1207 r. ekskomu- nikował Rajmunda VI i wyjął spod prawa jego ziemie. 15 stycznia 1208 r. legat papieski Piotr de Castelnau został zamordowany przez jednego z urzędników hrabiego. Wówczas papież ogłosił krucjatę przeciwko tym, których często zwano albigensami. Król Francji nie odpowiedział na wezwanie, lecz tak jak w Hiszpanii, jak w Palesty­nie, jak w Bizancjum w 1204 r., drobni seniorowie i duchowni z północy, przede wszystkim z Ile-de-France, ruszyli do walki. Za­raz na początku, w lipcu 1209 r., krzyżowcy zdobyli Beziers, zma­sakrowali siedem tysięcy kobiet, dzieci i starców, którzy schronili się w kościele, splądrowali i spalili miasto, poczynając od katedry. Szymon de Montfort został mianowany wicehrabią Bćziers i Car­cassonne, a następnie zabrał Rajmundowi VI jego posiadłości, z wyjątkiem Tuluzy i Montauban. Król Piotr II Aragoński, suweren panów langwedockich, przybył na pomoc Tuluzie, lecz został po­bity przez Szymona de Montfort i zginął w bitwie pod Muret (1213 r.).


Ponieważ sobór laterański w 1215 r. odebrał Rajmundowi VI jego ziemie, ludność langwedocka powstała w geście solidarności z nim. Rozpoczęła się nowa krucjata. W 1218 r. Szymon de Montfort zgi­nął podczas oblężenia Tuluzy i trzeba było czekać na interwencję króla Francji, Ludwika VIII, by krzyżowcy odnieśli decydujące sukcesy, potwierdzone traktatem paryskim w 1229 r., w którym, obok klauzuli o odszkodowaniu i oddaniu własności kościołom, środkach podjętych przeciwko heretykom, zburzeniu miast i zam­ków warownych, zamieszczono klauzule terytorialne przyznające królowi Francji część ziem hrabiego Tuluzy, a Alfonsowi z Poitiers, bratu króla - uzasadnione widoki na pozostałe tereny tuluzyjskie. Tak więc krucjata przeciwko albigensom jako swój zasadniczy sku­tek umożliwiła królestwu Kapetyngów, które umiało posłużyć się cudzymi rękami, by wyciągnąć należyte korzyści, bezpośredni do­stęp do Morza Śródziemnego i przygotowanie gruntu do połącze­nia Francji południowej z północną.

Wyprawy przeciwko katarom jeszcze sporadycznie były kiero­wane do Langwedocji aż do 1244 r., kiedy to oddziały królewskie zdobyły ostatnią twierdzę katarską, zamek w Montsegur.

Jednak pomimo sukcesów militarnych krzyżowców, pomimo klauzul traktatu paryskiego i decyzji podjętych przez synod w Tu­luzie w tym samym 1229 roku, herezja katarska przetrwała w Lan­gwedocji i rozwijała się w innych częściach Europy Około 1250 r. pewien heretyk, który został dominikaninem, Ranieri Sacconi de Plaisance, wymienił szesnaście istniejących kościołów katarskich, w tym dziesięć w świecie chrześcijańskim: sześć we Włoszech, je­den we Francji, trzy w Langwedocji oraz znaczne zgromadzenia w Niemczech i Hiszpanii.

Inkwizycja

W tym właśnie okresie Kościół podjął walkę z herezją, wspiera­ny siłą o wiele bardziej skuteczną niż oddziały krzyżowców, napę­dzane bardziej widokiem korzyści materialnych niż zaangażowa­niem duchowym: siłą tą były trybunały inkwizycji.

Powołanie tych trybunałów stanowiło proces długotrwały, któ­ry do dziś nie został w pełni wyjaśniony. O ile ich początków nale­ży szukać w bulli Ad abolendam Lucjusza III z 1184 r., i o ile kanon trzeciego soboru laterańskiego z 1215 r., zobowiązujący wiernych do denuncjowania podejrzanych o herezję, wyznaczył kolejny etap tego procesu, to zasadniczym momentem dla funkcjonowania in­kwizycji okazało się wsparcie, jakiego Fryderyk II po swojej koro­nacji w 1220 l udzielił papieżowi w jego walce z herezją, rozpoczy­nając w ten sposób współpracę Kościoła i władz publicznych („świeckiego ramienia"). Grzegorz IX w 1231 r. skodyfikował pro­cedurę inkwizycyjną, a w 1252 r. Innocenty IV streścił ją i pogłębił w bulli Ad extirpanda, która ustanowiła tortury.

Inkwizycja, która siała przerażenie w całym chrześcijańskim świecie, ścigała i prześladowała winnych i niewinnych, i przy po­mocy podporządkowanych papiestwu władz publicznych podpala­ła stosy i wypełniała więzienia.

Różni zwyrodnialcy, rekrutujący się często z nawróconych he­retyków i członków zakonów żebraczych, przede wszystkim domi­nikanów, odznaczyli się szczególnie wyrafinowanym okrucień­stwem i nadgorliwością w wypełnianiu misji, na przykład Robert zwany „le Bougre" („Chwat", z pochodzenia Bułgar, nawrócony heretyk), przezywany „młotem na heretyków", który mniej więcej w latach 1235-1240 siał postrach we Flandrii, Burgundii i Szam­panii. Dominikańscy inkwizytorzy Conrad z Marburga i Piotr z Werony zostali zamordowani, pierwszy w Niemczech, w 1233 r., drugi w północnych Włoszech, w 1252 r. W 1242 r. trzej inkwizy­torzy i dwaj ich towarzysze podczas pobytu w Awinionie również zapłacili życiem za swoje okrucieństwo. Podręczniki dla inkwizy­torów (wzorowane na podręcznikach dla spowiedników) odegrały dwuznaczną rolę. Z jednej strony niewątpliwie ułatwiały prześla­dowania, lecz z drugiej - dzięki zawartym w nich pytaniom po­magały odróżnić heretyków od nieheretyków, określić charakter herezji, a uczciwym inkwizytorom pozwalały uniknąć pomyłki. Pierwszy znany podręcznik tego typu został zredagowany w latach 1241-1242 przez aragońskiego dominikanina, kardynała Rajmun­da z Penafort. Za najpełniejszy i najbardziej znany uważany był podręcznik dominikanina Bernarda Gui, inkwizytora z Tuluzy, na­pisany około 1321 r.

Inkwizycja kontynuowała więc działalność jeszcze na początku XIV w. dlatego, że katarowie i waldensi wciąż istnieli, a także dla­tego, że pojawiły się inne herezje. Można więc zastanawiać się, czy Kościół rzeczywiście odniósł triumf nad herezją. Niewątpliwie in­kwizycja bardzo przyczyniła się do zniknięcia zorganizowanego


kataryzmu, najniebezpieczniejszego dla Kościoła. Jednak kataryzm zanikał raczej na skutek wycofywania się zniechęconych do niego grup społecznych i jednostek, które przystąpiły do niego z przeko­nania lub przez zainteresowanie, a które później, w rozwoju eko­nomicznym i politycznym, w nowej atmosferze intelektualnej i duchowej, znalazły zaspokojenie swych aspiracji bardziej im od­powiadające niż heretycka negacja. Jednak inne herezje utrzymy­wały się lub powstawały, a inkwizycja nie zdołała ich wykorzenić. Będzie jeszcze o nich mowa.

Zakony żebracze

Nowe zakony: bracia mniejsi, czyli franciszkanie, i zakon kazno­dziejski, czyli dominikanie, które miały gruntownie przeobrazić oblicze Kościoła w XIII w, zdawały się na początku głęboko zako­rzenione w ruchu reformatorskim, który ożywiał Kościół od koń­ca XI w. Jeden i drugi wpisały się w nurt ubóstwa, gdyż święty Fran­ciszek wybrał go od razu na początku i uczynił z niego ideał swego apostolatu, a święty Dominik, zadowalając się na początku wielką prostotą, pod koniec życia, prawdopodobnie pod wpływem święte­go Franciszka, podkreślał konieczność ubóstwa dobrowolnego i całkowitego.

Święty Dominik wraz ze statutem kanonicznym dał swoim to­warzyszom regułę świętego Augustyna i habit norbertański. Na tym jednak kończyły się podobieństwa do niektórych tradycji re­gularnego życia zakonnego, a nowości stanowiły najważniejszą ce­chę reguły świętego Dominika.

Przede wszystkim, dalekie od tego, by tworzyć samotne, odizo­lowane od ludzi skupiska lub mieszkać w społeczności wiejskiej, zakony żebracze osiedlały się w miastach. W ten sposób pozosta­wały związane z najistotniejszymi problemami XIII-wiecznego spo­łeczeństwa, z nowymi grupami społecznymi rozwijającego się miej­skiego świata. Pod koniec XIII w. karta ich zakonów była kartą miejską chrześcijaństwa.

Istotą ich zajęć nie były ani nabożeństwa (opus Dei)> ani rozwa­żanie Biblii (lectio dxvina\ ani praca rąk, lecz kaznodziejstwo i pra­ca w konfesjonale, a chcąc zyskać silną pozycję w środowisku miej­skim, musieli zdobyć w szkołach miejskich (szkołach swojego za­konu lub na uniwersytetach) solidne wykształcenie, zgodne z no­wymi metodami scholastyki. Głównymi teologami XIII w. byli wśród dominikanów Albert Wielki i Tomasz z Akwinu, a wśród franciszkanów - Aleksander z Hales, Bonawentura, Roger Bacon i Duns Szkot,

Nawet jeśli niektórzy z nich, a szczególnie dominikanie, odegrali ważną rolę w inkwizycji, to apostołowanie słowem w krajach chrze­ścijańskich rozszerzyli o kaznodziejstwo misyjne poza światem chrześcijańskim, które w znacznym stopniu przyczyniło się do za­stąpienia krucjat opartych na przemocy pokojową ewangelizacją. Od początku swego istnienia, w latach 122(M23Q, franciszkanie i dominikanie bez skutku podejmowali działalność misyjną w Afry­ce Północnej. Misje te, kontynuowane raczej bezowocnie przez całe stulecie, miały jednak tę dobrą stronę, że skierowały zakony żebra­cze w stronę intelektualnego i duchowego przygotowania aposto­latu misyjnego. Dominikanin Rajmund z Penafort podjął decyzję o założeniu dwóch szkół języków wschodnich (hebrajskiego i arab­skiego) i prosił świętego Tomasza z Akwinu o napisanie podręcz­nika dla przyszłych misjonarzy: była to Summa contra gentiles (oko­ło 1261 r.), natomiast około 1275 r. Rajmund Lulle założył w Mira- mar, na wyspie Majorce, klasztor dla franciszkanów, którzy mieli uczyć się tam języka arabskiego, i jasno, bez ogródek wyraził ko­nieczność przekształcenia krzyżowców w misjonarzy: „Widzę ich, jak wyruszają za morze, do Ziemi Świętej, i wyobrażają sobie, że ją zbrojnie odbiją; i ostatecznie wszyscy tracą siły, i wyczerpani nie realizują swoich zamiarów. Toteż myślę sobie, że podbój ten powi­nien dokonywać się tak, jak Ty go dokonałeś, o Panie, wraz z Twy­mi apostołami, to znaczy siłą miłości, mową i przelaniem łez. Nie­chaj więc święci rycerze religijni wyruszają w drogę, niechaj przyj­mą znak krzyża, niech wypełnią się Duchem Świętym, i niechaj głoszą niewiernym prawdy o Męce".

Jednak misjonarze zakonów żebraczych wyruszyli na Wschód Polscy dominikanie wysłali na Ukrainę „misję" kijowską, która została zniszczona przez Tatarów. Ci sami Tatarzy obudzili w nie­których chrześcijanach, zwłaszcza w świętym Ludwiku i papieżu

Innocentym III, nadzieje, że nawrócą się na chrześcijaństwo i tym samym zaatakują islam od tyłu. Misja franciszkańska Jana z Pian di Carpine u Tatarów Złotej Ordy w dolnym biegu Wołgi oraz mi­sja dominikańska w tatarskim chanacie Persji zakończyły się cał­kowitą porażką. Jednak pod koniec wieku franciszkanie i domini­kanie rozpoczęli pracę ewangelizacyjną od Persji po Chiny, szcze­gólnie w dawnych chrześcijańskich wspólnotach: wysiłki w pierw­szej połowie XIV w. doprowadziły do powstania biskupstw i arcy- biskupstw katolickich w tych regionach azjatyckich.

Nie sposób nakreślić tutaj mało znaną sylwetkę świętego Domi­nika (ok. 1179-1221) tylko na podstawie znikomej wiedzy na jego temat, ani też, mimo tak wielu przekazanych nam szczegółów, od­tworzyć życie świętego Franciszka z Asyżu (ok. 1182-1226). Świę­ty Dominik, hiszpański kanonik, który podczas podróży do Lan­gwedocji powziął zamiar nawracania heretyków głoszeniem Słowa Bożego, w 1215 r. z trudem uzyskał od papieża akceptację założo­nego przez siebie zakonu, który w chwili jego śmierci był dosko­nale zorganizowany; przeorowie odpowiedzialni za klasztory, pro­wincjałowie kierujący prowincjami i mistrz generalny, zarządzają­cy zakonem, byli wyłaniani na drodze wyboru, co stanowiło śmia­łą innowację.

Święty Franciszek z Asyżu, osoba świecka, syn kupca, „nawrócił się na ubóstwo", założył niewielką wspólnotę pokutników, której istnienie papież zatwierdził w 1210 r., na polecenie papieża napisał dwie kolejne reguły dla swoich uczniów, w latach 1221-1223 nie uznał przeobrażania się wspólnoty w zakon ani jej ewolucji, odłą­czył się od współbraci, wybierając życie w samotności, otrzymał łaskę stygmatów i zmarł, zanim dzieło tworzenia zakonu zostało ukończone. Pośród wielu kryzysów różne konstytucje i bulle pa­pieskie uściślały organizację zakonu, bardzo podobną do domini­kańskiej, aż do momentu, gdy funkcję generała objął święty Bona­wentura (1257-1274), który ustalił reguły zakonu oraz polecił zre­dagować oficjalny żywot świętego Franciszka (1263 r.), Legenda major, i zniszczyć wszystkie wcześniej powstałe życiorysy (1266 r.),

Oba zakony odniosły szybko ogromny sukces. Element włoski, początkowo dominujący wśród franciszkanów, szybko stał się mniejszościowy, choć bezsprzecznie zachował swoje istotne znacze­nie; w 1263 r. istniało ponad tysiąc sto klasztorów braci mniejszych i ponad tysiąc czterysta na początku XIV w. W tym samym okresie istniało mniej więcej tysiąc pięćset klasztorów dominikańskich, dość równomiernie rozrzuconych po całym chrześcijańskim świecie.

Do licznych klasztorów męskich doszły jeszcze klasztory żeńskie (zakon dominikanów był zakonem mieszanym, a pierwszy klasz­tor, założony przez świętego Dominika w Prouille, skupiał nawró­cone członkinie sekty katarskiej; obok zakonu braci mniejszych bardzo szybko rozwijał się zakon klarysek, założony przez świętą Klarę, uczennicę i przyjaciółkę świętego Franciszka), a także „trze­cie zakony", złożone z osób świeckich, które żyły w normalnych warunkach, przestrzegając jednak określonej dyscypliny religijnej, oraz inne zakony żebracze; najbardziej znaczące były wśród nich zakon augustianów (1243 r.) i zakon karmelitów, czyli sług Matki Bożej z góry Karmel (1239 r.).

Wpływ zakonów żebraczych był tym większy, że ich klasztory korzystały z licznych dotacji, a bracia, zbiorowo lub indywidual­nie, angażowali się w życie parafii, by głosić Słowo Boże, spowia­dać, grzebać zmarłych, pełnić funkcje biskupie, arcybiskupie, kar­dynalskie. W 1277 r. Piotr z Tarentaise, przeor prowincji domini­kanów we Francji, został papieżem Innocentym V; w 1288 r. Giro- lamo Masei z Ascoli, minister generalny franciszkańskiego zako­nu żebraczego, został wyniesiony do godności papieskiej jako Mi- kołaj IV.

Zakony żebracze wywarły istotny wpływ na życie intelektualne (wielu ich członków rozsławiło scholastykę, do czego wrócimy) oraz na życie duchowe, czym przyczyniły się do rozwoju nabożno- ści bliższej ludowi. Wspomnieliśmy o różańcu, zapoczątkowanym i kontynuowanym przez dominikanów. Franciszkanie zapoczątko­wali szopkę i przypisywało się im ten powrót do natury, który cha­rakteryzował wrażliwość i estetykę stulecia. Jednak działalność ich nie spotykała się jedynie z aprobatą i nie odnosili samych sukce­sów. Na początku poczynania ich w łonie Kościoła, w parafiach i na uniwersytetach rodziły zazdrość kleru świeckiego, gdyż to oni cieszyli się prestiżem i korzystali z okolicznościowych darów. Kwestie sporne musiały być rozwiązywane przez papieży i sobory, zazwyczaj na korzyść zakonów żebraczych.

Nadgorliwość niektórych dominikanów, wykazywana w „polo­waniach na czarownice", podejmowanych przez inkwizycję, w wie­lu przypadkach wywoływała głuchą nienawiść wobec zakonu. Wła­dza, jaką uzyskali nad suwerenami, biskupami, ojcami i matkami rodzin spowodowała, że został skierowany przeciwko nim zarzut ingerowania w sprawy publiczne w sposób zbyt nachalny. Opinia publiczna we Francji zarzuciła świętemu Ludwikowi, że zbytnio ich słucha. Nieunikniona rozbieżność, jaka pojawiła się i z biegiem lat jeszcze wzrosła między głoszonymi przez nich ideałami ubóstwa a ich zbiorowym, a czasem indywidualnym bogaceniem się, zro­dziła postać braciszka hipokryty, który często występował w litera­turze drugiej połowy stulecia. Wreszcie sam ideał ubóstwa, który głosili przede wszystkim franciszkanie, w niektórych środowiskach ludowych, a szczególnie intelektualnych, wywoływał zdecydowa­ną niechęć. Zdaniem Rutebeufa, a także w opinii Jana z Meung, wyrażonej w drugiej części Opowieści o Róży, i Wilhelma z Saint- -Amour z uniwersytetu paryskiego, ubóstwa, podobnie jak bogac­twa, należało unikać za wszelką cenę, gdyż jedno i drugie rodziło występek. Żebraninę uważali oni za znieważanie pracy, a dobrowol­ne ubóstwo - za obrazę prawdziwej nędzy, jaką ludzie biedni zno­sili bynajmniej nie z wyboru.

Spirytuałowie, beginki, mistycy

Pragnienie duchowego i społecznego spełnienia, którego bracia mniejsi nie zdołali całkowicie zaspokoić zarówno w odniesieniu do niektórych zbiorowości, jak i do jednostek, pogłębiło się nawet, co można było wywnioskować z wewnętrznych kryzysów zakonu fran­ciszkańskiego i z rozwoju nowych herezji pod koniec wieku.

Jeszcze za życia świętego Franciszka w zakonie braci mniejszych wystąpiły dwie tendencje. Jedna, poprzez naśladowanie Chrystu­sa, zakładała całkowite ubóstwo indywidualne i zbiorowe, życie wyłącznie z żebraniny i pracy rąk, unikanie okazji do popadania w pychę oraz do zdobywania zbędnego bogactwa intelektualnego, nawet gdyby okazję tę stwarzało daleko idące wykształcenie. Ku tej tendencji widocznie skłaniał się za życia święty Franciszek, cho­ciaż powstrzymywał się od głoszenia czy praktykowania wszystkie­go, co papiestwo i Kościół mogłyby uznać za godne potępienia. Druga tendencja to skłanianie się ku względnemu ubóstwu, zezwa­lającemu zakonowi na przyjmowanie darowizn, gdyż majątkiem zakonów zarządzali syndycy spoza klasztoru, a bracia poświęcali na studiowanie większą część czasu, którego nie wypełniała już ko­nieczna praca rąk. Stopniowe osłabienie entuzjazmu, nacisk papie­stwa, przerażonego skutkami teologicznymi i praktycznymi dok­tryny skrajnego ubóstwa, skłoniły większość zakonu do przyjęcia i stosowania w praktyce idei usus pauper, „ubogiego użytkowania", to znaczy umiarkowanego korzystania z dóbr w duchu ubóstwa i pokory. Papiestwo określiło zasadę, na mocy której przejęło dobra zakonu na własność, a członkom zakonu przysługiwało jedynie prawo do umiarkowanego korzystania z nich, czyli ttfws pauper:

Zbuntowani i margines religijny


Rygoryści nie przyjęli kompromisu i stworzyli wspólnotę spiry- tuałów, która tym bardziej przypominała herezję, że swój ideał bez­względnego ubóstwa tłumaczyła doktrynami zrodzonymi z poglą­dów Joachima z Fiore. Około 1250 r, Gerard de Borgo San Donni- no, włoski franciszkanin, opublikował komentarz do dzieł Joachi­ma, zatytułowany Wstęp do wiecznej Ewangelii. Joachim przepowie­dział, że wieczną Ewangelię, zapowiedź trzeciego wieku ludzkości, wieku Ducha, ogłosi anioł szóstej pieczęci z Apokalipsy, niosący znak Boga żywego. W pojęciu Gerarda aniołem tym miał być świę­ty Franciszek ze stygmatami, a z kolei zakon franciszkanów był powołany do głoszenia wiecznej Ewangelii, zapowiadając koniec aktualnego świata i Kościoła; nawet jego data została wyznaczona na 1260 n Teoria ta wywołała odrodzenie uczuć millenarystycz­nych, obecnych w niektórych umysłach, grupach, zbiorowościach, zawsze gotowych wierzyć w bliską realizację proroctwa Apokalip­sy, zapowiadającego, po wielkich niepokojach, panowanie na zie­mi długiego okresu szczęścia, Millenium, kiedy sprawiedliwi będą królować z Chrystusem. Papież potępił książkę i jej tematykę, lecz w 1255 r. spirytuałowie przyjęli zawarte w niej idee, a niektórzy z nich uporządkowali je, na przykład Jan Piotr 01ivi z Prowansji, który zapowiedział falę prześladowań spirytuałów na rok 1300 ja­ko okres poprzedzający koniec Kościoła cielesnego i zapanowanie Ducha, na którego wystarczy czekać, zachowując testament Św. Franciszka, nie zwracając uwagi na późniejszą ewolucję zakonu franciszkańskiego. Spirytuałowie sądzili nawet, że ich triumf na­stał w 1294 r. wraz z wyborem na papieża eremity z Monte Morro- ne, Piotra, którego pozyskali dla swoich ideałów. Jednak Celestyn V zmuszony był abdykować po upływie kilku miesięcy pontyfika­tu, a jego następca, Bonifacy VIII, potępił i prześladował spirytu­ałów. Sobór w Viennie (1311 r.) i papież Jan XXII (1316-1334) potępili ekstremistów oraz ideał bezwzględnego ubóstwa. Umiar­kowani spirytuałowie wystąpili z zakonu w 1334 n i utworzyli zgro­madzenie obserwantów.

Tymczasem inne herezje rozwijały się w dalszym ciągu, na przy­kład grupy Gherarda Sagarellego z Parmy (spalonego na stosie w 1300 r.) i Fra Dolcina z Nawarry (torturowanego i spalonego na stosie wraz z towarzyszką życia w 1307 r.), które potępiły bogactwo Kościoła i nawoływały do ubóstwa apostolskiego, oraz herezje wy­rosłe z ruchów o szerszym zasięgu, jak beginki czy begardzi albo bracia wolnego ducha.

Beginki i begardzi byli to pobożni świeccy, żyjący w ubóstwie z pracy rąk w małych domkach, tworzących beginaże wokół kaplicy lub kościoła. Kościół bardzo szybko zarzucił im zbyt dowolną in­terpretację Pisma Świętego, czytanego w językach narodowych, głoszenie swoistego kwietyzmu, zaniedbywanie sakramentów i me­dytacje kleru. Zgromadzenia te były bardzo rozpowszechnione przede wszystkim we Flandrii i w Niemczech. Inkwizytorzy zaczęli je prześladować pod koniec XIII w., a sobór w Viennie (1311 r.) formalnie potępił je jako heretyckie.

Bracia wolnego ducha oraz inne analogiczne grupy zapowiadali mistykę XIV w., skłonność do panteizmu i mistycznego zjednocze­nia w Bogu. Głosili oni devotio moderna, potrzebę nowej nabożno- ści. Często mylono ich z beginkami i begardami.

O ile nowe i dawne herezje około 1300 r. potwierdziły, że Ko­ściół nie doprowadził reformy do końca i że wiele potrzeb ducho­wych nie zostało zaspokojonych, to jednak rozważania o trzynasto­wiecznym Kościele należy zakończyć akordem triumfu.

W 1300 r. papież Bonifacy VIII po raz pierwszy zgromadził w Rzymie cały chrześcijański świat na jubileuszowych obchodach. Ta wielka millenarystyczna uroczystość, która kanalizowała w łonie ortodoksji tendencje apokaliptyczne, tak żywe w tej epoce, ozna­czała wówczas triumf monarchii pontyfikalnej, triumf zachowanej jedności chrześcijańskiej, nabożności zarazem tradycyjnej, jak i odnowionej, dla której punktem dojścia był Rzym, nawet jeśli nie stamtąd brała początek.

7 - Apogeum...


5. Gotycki wdzięk: uśmiechnięty anioł z Reims. Rzeźba gotycka dąży do ukazania poprzez formę zewnętrzną wewnętrznego piękna i wyrafinowanej radości; na przykład „piękny Bóg" z Amiens czy „uśmiechnięte anioły" z katedry w Reims. Jest ich bowiem kilka: robotnicy mylili się przy rozmieszczaniu niektórych rzeźb z fasady, jednak oznakowania, poczynione przez rzeźbiarzy, pozwoliły odnaleźć ich właściwe miejsce. „Prawdziwy" uśmiechnięty anioł to ten, który powinien był się znaleźć naprzeciwko Marii Dziewicy w scenie Zwiastowania.


Wiek XIII, stulecie dobrej organizacji, w dziedzinie intelektu­alnej i artystycznej także był wiekiem porządku.

Zjawiskiem dominującym w historii kultury umysłowej tego okresu stał się rozwój uniwersytetów i prawie całkowita wyłącz­ność, jaką sobie zapewniły w dziedzinie poszukiwań intelektual­nych oraz nauczania. Aby zrozumieć to zjawisko, wystarczy przy­pomnieć, że były one korporacjami (taki jest zresztą dokładny sens słowa universita$)> które, podobnie jak inne grupy zawodowe, zdo­były faktycznie i prawnie status monopoli. Uniwersytety miały swoje przywileje korporacyjne: autonomię prawną (sądy nad człon­kami uniwersytetów w przypadku wykroczenia czy zbrodni leżały w kompetencji rektora, głowy uniwersytetu), prawo do strajków i secesji (na przykład paryscy wykładowcy i studenci w 1229 r. prze­nosili się do Orleanu), monopol przedstawiania kandydatów na wysokie stanowiska uniwersyteckie. Każdy uniwersytet szybko uzyskał własną pieczęć, symbol swojej „wolności". Uniwersytety miały także swoje statuty, określające ich strukturę. Podstawowy podział uniwersytecki przewidywał maksymalnie pięć fakultetów: sztuki (to znaczy sztuki wyzwolone - formacja podstawowa), teo­logia, medycyna, dekrety, czyli prawo kanoniczne, prawo cywilne. Statuty określały ponadto programy nauczania, kalendarz roku uniwersyteckiego, rodzaje egzaminów. Podstawowym egzaminem był „licencjat" (licentia docendi, „zezwolenie na nauczanie"), który pozwalał przejść od statusu studenta do statusu wykładowcy. Stu­dia trwały długo, lecz niewielu studentów wychodziło poza fakul­tet sztuk, a nawet tam niewielu „artystów" dochodziło do końca,


czyli do „doktoratu". Normalnie ukończenie fakultetu sztuk wy­magało sześciu lat studiów, ukończenie prawa i medycyny kolej­nych sześciu lat. W przypadku teologii statuty paryskie z 1215 r. wymagały ośmiu lat studiów i ukończenia minimum trzydziestu pięciu lat do otrzymania tytułu doktora. Uniwersytety zaludniała więc mniejszość, elita intelektualna i społeczna. Poczynając od stu­dentów, członkowie uniwersytetów w mniejszym lub większym stopniu korzystali z przywilejów korporacyjnych - i nie tylko w dziedzinie ochrony. O ile w Paryżu korporacją uniwersytecką za­rządzali wykładowcy, o tyle w Bolonii wykładowcy nawet nie wcho­dzili w jej skład (tworzyli kolegium doktorów), a uniwersytet two­rzyli studenci, kierując nim. W szkołach zakonnych czy biskupich we wcześniejszych stuleciach Biblia stanowiła podstawę nauczania, praktycznie utożsamiając się z lectio divina, lekturą, komentarzem i rozważaniem sacra pagina> Pisma Świętego, natomiast na uniwer­sytetach Biblia odgrywała rolę zasadniczą wyłącznie na fakultetach teologicznych, na których wyjaśniano ją przez cztery lata. Słowo pisane dominowało przez całe uniwersyteckie curriculum: księgi stanowiły podstawę, a wykładowcy i studenci musieli wyposażyć się w podręczniki programowe. Dekret Gracjana i uzupełnienia do niego na wydziale prawa kanonicznego, Pandectes i Kodeks na wy­dziale prawa cywilnego, zbiór tekstów Hipokratesa i Galena na wydziale medycznym, Sentencje Piotra Lombarda i Historia scho- lastyczna Piotra le Mangeura na wydziale teologii składały się tyl­ko na zestaw tekstów podstawowych. Nauczanie uniwersyteckie było przede wszystkim nauczaniem książkowym, z czego wyni­kały charakterystyczne dla niego konsekwencje, materialne i in­telektualne.

Geografia uniwersytetów


Po bolońskim powstały inne uniwersytety: paryski, który otrzy­mał swoje pierwsze przywileje od papieża Celestyna III w 1174 r. i od króla Filipa Augusta w 1200 r., a następnie swoje pierwsze sta­tuty w 1215 r. oraz swoją „kartę" na mocy bulli Parens scientiarum od Grzegorza IX w 1231 r.; oksfordzki (założony w 1170 r.), które­go pierwsze znane przywileje datują się z 1214 r., i Cambridge, po­wstały przez odłączenie się od uniwersytetu oksfordzkiego w 1209 r.; padewski, powstały na skutek secesji bolońskiej w 1222 n; neapolitański, twór państwowy Fryderyka II w 1224 r.; Tuluzy, za­łożony w 1229 r. na mocy jednego z artykułów traktatu paryskiego jako uniwersytet kształcący teologów zdolnych zwalczać kataryzm; koimbryjski, który po długiej rywalizacji z Lizboną o siedzibę pierwszego uniwersytetu portugalskiego odniósł oficjalne zwycię­stwo dopiero w 1288 r. Po porażce uniwersytetu w Palencii Alfons IX założył w 1220 r. uniwersytet w Salamance, jednak w 1254 r. papież Aleksander IV i król Alfons X zmuszeni byli zakładać go ponownie; uniwersytet w Montpellier, gdzie wydział medycyny przyjął rolę wiodącą, i którego statuty zostały potwierdzone w 1239 r. Jednak studia kurii papieskiej w Rzymie lub dominikańskie, na przykład studium w Kolonii, można było uważać za uniwersyte­ty, które posiadały klientelę szczególną.

Uniwersytety ugruntowywały i stabilizowały (chociaż wykła­dowcy i studenci wciąż jeszcze przemieszczali się z jednego uni­wersytetu na drugi) ruch uczelniany, tak wędrowny i spontanicz­ny w XII w. Członkom uniwersytetów, a więc ludziom związanym ze specjalistycznymi dyscyplinami zawodowymi, stwarzało to pro­blemy delikatnej natury - między innymi problem zatrudnienia i utrzymania. Dwunastowieczne debaty, potwierdzone przez sobory laterańskie w latach 1179-1215, przypomniały i ogłosiły zasadę darmowości nauczania. Z czego więc żyć? Pracownicy uniwersy­teccy w XIII w. zwrócili uwagę, że zasługują na sprawiedliwe wy­nagrodzenie - nie jako sprzedawcy nauki (nauka, jako należąca wyłącznie do Boga, nie może podlegać sprzedaży), lecz jako ludzie wykonujący pracę. Tak więc, w imię pracy, w ramach rozwoju miast i niesionego przezeń nowego porządku wartości, pracownicy uni­wersyteccy i kupcy równolegle uzyskali prawo do zysków. Jednak dochód pracowników uniwersyteckich, którzy wywodzili się z kle­ru, pochodził albo z pensji, wypłacanej przez władze publiczne, albo z prebend i beneficjów przyznawanych przez Kościół.

Tak więc w XIII w. utworzyli oni „inteligencję", której znaczna część, jako wysoko postawieni urzędnicy, zasiliła szeregi Kościoła i władz publicznych, elity intelektualnej kojarzonej z władzą, w dużej mierze przyczyniającej się do okrzepnięcia i ustalenia rów­nowagi XIII w.

Książki nie były jedynym narzędziem pracy wykładowców uni­wersyteckich. Opierając się na „autorytecie", który wykładowcy uniwersyteccy reprezentowali, lecz często bardzo niezależnie, roz­wijała się metoda, będąca ich podstawowym narzędziem nauko­wym: scholastyka. Rozumowanie scholastyczne przechodziło przez cztery etapy: pierwszym była lektura tekstu (.lecńo), lecz etap ten bardzo szybko zawęził się tak wyraźnie, że wkrótce zanikł; etap drugi - podanie w wątpliwość problemu (gtiaestio), pierwotnie za­sygnalizowanego przez lekturę; dyskusja nad tym problemem (dis- putatio) stanowiła punkt centralny procesu, zasadnicze postępowa­nie trzeciego etapu; wreszcie następowało rozwiązanie (determina- ńo\ które było decyzją intelektualną. W ten sposób intelektuali­sta, uprawiający scholastykę, nie był już tylko zwykłym egzegetą, lecz twórcą problemu, który wymagał jego refleksji, pobudzał my­ślenie i prowadził go do zajęcia stanowiska.

Ćwiczenia te, pomimo profesjonalnej i umysłowej organizacji, która wytyczała ich tok, nie wykluczały spontaniczności, zaskocze­nia, improwizacji. Dwa razy do roku każdy wykładowca miał obo­wiązek rozważać problem postawiony wszystko jedno przez kogo i na dowolny temat (de quodlibet ad voluntatetn cujuslibet). Oczywiście, podczas tych dysput typu „ąuodlibet", bezwzględna dowolność nie mogła istnieć ani w doborze tematów, ani w sposobie ich traktowa­nia. Jednak spory te, prowadzone w stuleciu tak doskonale zorga­nizowanym, w ramach już świetnie uregulowanego mechanizmu pracy uniwersyteckiej, zachowywały coś z rozmachu i wyobraźni wieku poprzedniego. Słowo wciąż odgrywało ważną rolę, pamięć zaczęła spełniać nowe funkcje.

Encyklopedie i summy

Jednak duch porządku wziął górę nad wszystkim. Ukoronowa­niem uniwersyteckiej refleksji i twórczości okazały się obszerne dzieła całościowe. Pod wpływem ducha organizacji o charakterze raczej zewnętrznym, analitycznym, klasyfikującym powstawały encyklopedie, Zwierciadło świata dominikanina Wincentego z Beauvais (zmarłego w 1264 r.)> składające się ze Zwierciadła doktry­nalnego, Zwierciadła historycznego i Zwierciadła natury (do którego jakiś anonim, na początku XIV w., miał dodać Zwierciadło moral­ne), Księga o właściwościach rzeczy (De proprietatibus rerum) Bartło­mieja Anglika (ok. 1250 r.). De natura rerum Tomasza z Cantimpre (około 1228-1244), niektóre traktaty Alberta Wielkiego (O zwie­rzętach,, O roślinności i roślinach). Kiedy jednak dzieło ożywiał duch syntezy, wówczas powstawały dobitnie wyartykułowane zbiory doktrynalne, summy, zwane wówczas katedrami scholastyki: Sum­ma aurea Wilhelma z Auxerre (około 1220 r.), Summa de bono kanc­lerza Filipa (około 1230 r.), Summa de mrtibus et vińis et Magiste­rium divinale Wilhelma z Owernii, pierwszego wielkiego myśliciela XIII w. (między 1223 a 1240 r.), Summa de creaturis Alberta Wiel­kiego (1240-1243), Summa universae tkeologiae ze szkoły francisz­kańskiej Aleksandra z Hales (około 1245 r.), Summa de anima Jana z La Rochelle (około 1245 r.) i wreszcie najbardziej monumental­ne konstrukcje stulecia: niedokończona Summa teologiczna święte­go Tomasza z Akwinu (1266-1274), Opus majus Rogera Bacona (1265-1268), oraz, również niedokończona, Summa teologiczna Al­berta Wielkiego (w latach 1270-1280).

W programie wydziału sztuk starożytne traktaty nabierały co­raz większego znaczenia (pomimo częściowych i czasowych zaka­zów, mniej lub bardziej przestrzeganych, jak np. w Paryżu, w 1210 r.): były to dzieła Arystotelesa, spośród których, obok tych poświę­conych logice, sławę zyskały również Metafizyka, Etyka, księgi fi­zyki. W drugiej połowie stulecia przekłady flamandzkiego domi­nikanina, Wilhelma z Moerbeke (1260-1285), który pracował prze­de wszystkim dla Tomasza z Akwinu, nareszcie dostarczyły wykła­dowcom zachodnich uniwersytetów Arystotelesa autentycznego, w dokładnym tłumaczeniu i wolnego od zniekształceń jego komen­tatorów.

Arystoteles dopomógł intelektualistom XIII w. we właściwym użytkowaniu rozumu, był on w najwyższym stopniu „Filozofem". Zdaniem Arystotelesa, a po nim na przykład w opinii Tomasza z Akwinu - w łonie rzeczywistości pos trzegalnej znaj duje się element nadzmysłowy, „forma", który aktywna inteligencja ludzka, „inte­lekt działający", powinna uchwycić. Rozum ten nie wyklucza jed­nak wiary, lecz do niej prowadzi i ją postuluje, zgodnie z formułą świętego Anzelma; fides ąuaerens intellectum, „wiara poszukująca rozumu", która pragnie wypełnić się w świetle. Według wyrażenia świętego Tomasza rozum teologiczny jest „rozumem oświeconym przez wiarę" (irańofide illustrata)> gdyż „łaska nie powoduje zaniku natury, lecz ją uzupełnia". Postępując inaczej i w atmosferze bar­dziej „mistycznej", lecz w wyniku zbieżnego poszukiwania, wykła­dowcy franciszkańscy podtrzymywali pogląd o „Bożym oświece­niu": Boże światło nagle oświeca ludzką inteligencję.

Nie sposób wymienić tutaj wszystkich teologów trzynastowiecz­nego oświecenia, a nawet, w odniesieniu do najwybitniejszych, nakreślić coś więcej poza główną linią ich postępowania.

Wielcy teologowie

Pośród może nie najwybitniejszych, lecz niewątpliwie tych, któ­rych wpływ na narzędzia pracy umysłowej epoki okazał się najsil­niejszy, należy wymienić Portugalczyka Piotra „Hiszpana", który został papieżem i zmarł w 1227 r. (Jan XXI). Jego Summulae logi- cales stały się podręcznikiem logiki wszystkich uniwersytetów i wszystkich wykładowców uniwersyteckich. Można nazwać go Stu­artem Millem XIII wieku.

Święty Bonawentura, Włoch (1221-1274), po ukończeniu wy­działu sztuk na uniwersytecie paryskim (1236-1243) wstąpił do franciszkanów i, kontynuując studia, wykładał teologię i nauczał w Paryżu w latach 1248-1255. W 1257 r. został wybrany na genera­ła swego zakonu. Pozostawił po sobie znaczące i obszerne dzieło. Być może najbardziej charakterystyczna dla jego twórczości była Droga duszy do Boga (Itinerarium mentis in Deum, to znaczy dopro­wadzająca aż do Boga), napisana w 1259 r. na górze Alverne, tej samej, na której święty Franciszek otrzymał stygmaty. O pracy tej, o inspiracji bardziej platońskiej niż arystotelesowskiej (na tyle, na ile święty Bonawentura inspirował się „filozofami", gdyż w rzeczy­wistości postępował śladem wcześniejszej tradycji mistycznej, spe- kulatywnej i duchowej), można powiedzieć, że jest „dziełem fran­ciszkanina, który, bardzo dowolnie, ponownie napisał Ucztę". Sześć szczebli prowadzi do Boga, równocześnie przez rozumowanie i dia- lektykę, oraz przez ascezę duchową: „Jest ona doskonałym połą­czeniem scholastyki i mistycyzmu".

Olbrzymie dzieło Alberta Wielkiego (1206-1280) wciąż jeszcze jest za mało znane, by móc określić jego główną inspirację. Jednak ten encyklopedysta, który interesował się wszystkim i najwyraź­niej zaczerpnął, co najlepsze, od wszystkich po kolei (od Arystote­lesa, Platona, Augustyna, Dionizego do Arabów), jawił się jako umysł bogatszy i bardziej otwarty niż doskonale zorganizowany. Jednak zbadał wiele dróg, a formacja scholastyczna zaszczepiła mu upodobanie do dokładności, w której widział tajemnicę dobrej fi­lozofii, zbudowanej na bazie ścisłego słownictwa: „Platon miał złą metodę przedstawiania - pisał Bonawentura. - Wszystko u niego jest przenośne, jego nauczanie ma charakter metaforyczny, a pod słowa podkłada on sens inny od ich sensu rzeczywistego, na przy­kład gdy mówi, że dusza jest kołem". Po wstąpieniu do dominika­nów w 1223 r. wykładał na uniwersytecie w Paryżu (1240-1248), gdzie uczniem jego był święty Tomasz z Akwinu, lecz przede wszyst­kim w studium kaznodziejów w Kolonii. Zmarły dopiero w 1280 r., miał okazję poznać większość nurtów intelektualnych swego stu­lecia, a te doświadczenia jeszcze wzbogaciły jego złożoną myśl.

Tomasz z Akwinu (1224—1274), urodzony w dobrej rodzinie szla­checkiej w Królestwie Neapolu, swoją formację intelektualną ode­brał najpierw na Monte Cassino, a następnie na wydziale sztuk uniwersytetu w Neapolu, dominikański habit przywdział w 1243 lub 1244 r., uczęszczał na wykłady na uniwersytecie paryskim, a następnie w studium w Kolonii, wrócił do Paryża, by tam otrzy­mać magisterium z teologii w 1257 r., i przez resztę życia wykła­dał: w Paryżu w latach 1257-1259, w kurii papieskiej w latach 1259-1269, i ponownie w Paryżu w latach 1269-1272, a wreszcie w Neapolu, od 1272 do 1274 r. Dzieło jego zostało podzielone na pięć kategorii: komentarze biblijne, komentarze filozoficzne i teolo­giczne, dysputy i kwestie typu ąuodlibet, niewielkie dzieła o róż­nej tematyce i dwie summy: Summa przeciwko poganom (1259-1264) oraz Summa teologiczna (1266-1274).

Święty Tomasz z Akwinu uosabia najbardziej systematyczne i najgłębsze aspekty średniowiecznej scholastyki. Teolog ten lepiej niż większość średniowiecznych myślicieli jawi się jako wielki fi­lozof, prawdopodobnie dlatego, że jego teologia była tak silnie prze­siąknięta rozumem, iż wiara wyraża w jego dziele „swoją moc pro­mowania autonomii racjonalnych". Nikt nie potrafił lepiej niż on równocześnie rozróżnić i złączyć tego, co powinno być rozróżnio­ne i połączone. Metoda scholastyczna znalazła w jego dziele pod­stawę nie tylko intelektualną, lecz także metafizyczną.

Ta sama zdolność przekształcania umożliwiła mu prawie dosko­nałe chrześcijańskie przeobrażenie filozofii Arystotelesa, podczas gdy jego współcześni zdołali jedynie przenieść do chrześcijaństwa arystotelesowskie membra disjecta lub wpadali w pułapki heretyc­kie czy pogańskie, za co Robert Grosseteste piętnował ich, potę­piając „nowoczesnych, którzy, powodowani zaślepieniem czy dziw­ną zarozumiałością, usiłują za wszelką cenę zrobić katolika z here­tyckiego Arystotelesa. Oby tylko nie pomylili się i, chcąc zrobić z Arystotelesa katolika, sami nie stali się heretykami". Współcześni świętego Tomasza często musieli go mylić z tymi arystotelesowski- mi „wykolejeńcami" XIII wieku, zwanymi „łacińskimi awerroista- mi", o których będzie jeszcze mowa.

Uderzała ich bowiem przede wszystkim jego specyficzna no­wość. Biograf świętego Tomasza, Wilhelm z Tocco, pisał: „Brat To­masz stawiał w swoim wykładzie nowe problemy, odkrywał nowe metody, stosował nową sieć dowodów!". Być może najbardziej dez­orientowało ich to, że święty Tomasz, według określenia E Chenu, domagał się „skuteczności materii, zarówno w metafizyce wszech­świata, jak i w psychologii człowieka oraz w ewolucji społeczeń­stwa". Dusza odłączona od ciała nie jest osobą, osobowość człowie­ka „nie powstaje wyłącznie poprzez przejawy umysłu". Człowiek stanowi jedno, i święty Tomasz odrzucał „rozdział między rozu­mem «wyższym», przypisywanym «mądrości», a rozumem «niż- szym», poświęconym «nauce»".

Siger z Brabancji (ok. 1240 - ok. 1284) należał do tej grupy dok­torów świeckich, którym przyczepiono etykietkę awerroistów, i którzy, usiłując zdefiniować filozofię niezależną od teologii, stali się podejrzani dla ortodoksów. Powrócimy do nich w następnym rozdziale. Jednak Siger, potępiony, prześladowany, wygnany, pozo- siał w pamięci swoich współczesnych i pokolenia końca wieku jako umysł równie potężny, jak te najwybitniejsze, Dante umieścił go w trylogii „świateł" stulecia: Bonawentura, Tomasz z Akwinu i Siger:

Essa e la luce eterna di Sigieri Che, leggendo nel vico degli stratni SiUogizzó inoidioń veri.

To jest wieczyste światło Sigerowe Co nauczając w Słomianej ulicy, Głosił budzące zawiść prawdy nowe.

(»Rajn> X, 136-138, tłum. Edward Porębowicz)

Franciszkanin Roger Bacon (ok, 1210-1292), oksfordczyk i pa- ryżanin, który jednak bynajmniej nie darzył sympatią większości swoich paryskich kolegów i który nie potrafił znaleźć wspólnego języka z autorytetami kościelnymi i swoimi zwierzchnikami, był ciekawą postacią. Tradycjonalista, który ściśle podporządkował nauki teologii, odznaczał się śmiałością i bogatą wyobraźnią. Przy­wiązując duże znaczenie do nauk przyrodniczych jako etapu na drodze do prawdy, stworzył wizję przyszłego chrześcijaństwa, w którym wyobraźnia naukowców mogłaby stworzyć liczne maszy­ny: niegasnące lampy, okręty i pojazdy samojeżdżące, machiny la­tające, łodzie podwodne... Przede wszystkim wzbogacił argumen­tację dialektyczną inną metodą poznawczą: doświadczeniem, oraz jako pierwszy zastosował określenie: „nauka eksperymentalna".


Wraz z Rogerem Baconem, w sumie bardziej teologiem i ideolo­giem niż naukowcem, nastąpiło jednak odkrycie XIII-wiecznej myśli nakierowanej na to, co nazywamy naukami. O ile Paryż był głównym ośrodkiem teologii, o tyle Oksford był centrum nauko­wym, Wybitną postacią, związaną z tą uczelnią, był Robert Grosse- teste (1175-1253), wykładowca, a następnie kanclerz Oksfordu, biskup Lincoln. Grosseteste także zamierzał być teologiem, a na­uka stanowiła dla niego jedynie dojście do wiedzy teologicznej, w której przyjął postawę tradycyjną. Jednak jego metoda i prace na­ukowe miały pierwszorzędną wagę. Podkreślał znaczenie kierun­ku, który miał być jedną z podstawowych orientacji stulecia: ma­tematyki, podstawy wszech nauk: „Istnieje najwyższa użyteczność w rozważaniu linii, kątów i figur; bez tego nie sposób poznać filo­zofii natury". Bacon, który był jego uczniem, powiedział później: „Każda nauka domaga się matematyki", a święty Bonawentura poparł go, choć w duchu bardziej tradycyjnym, neopitagorejskim: „Piękno jest niczym innym, jak równaniem liczb". Grosseteste po­łączył matematykę z metodą eksperymentalną, torując w ten spo­sób drogę wielu naukowcom, Baconowi i Piotrowi z Maricourt, wykładowcy paryskiemu, którego Bacon nazywał „mistrzem eks­perymentu", i który w 1269 r. napisał Traktat o magnesie (Epistoła de magnete\ później uznawany za dzieło klasyczne.

Do upodobań eksperymentalnych należało jeszcze dołączyć upo­dobanie do obserwacji, które z dziedziny traktatów eksperymen­talnych przeniosło się na sztukę. Jako charakterystyczny przykład mogły tu posłużyć piękne rękopisy, ozdobione miniaturami,De arte venandi cum avibus, traktat o sokolnictwie, autorstwa Fryderyka II: baśniowe ptaki z romańskiego zbioru bajek o zwierzętach przemie­niły się w ptaki rzeczywiste, wyrysowane w całej swej dostrzegal­nej prawdziwości.

Matematyka i doświadczenie spotkały się, by ożywić poszukiwa­nia w dziedzinie, która szczególnie pociągała naukowców trzyna­stego stulecia: w dziedzinie optyki. Robert Grosseteste, obserwu­jąc tęczę, zwrócił uwagę na zjawisko załamania światła. Roger Ba­con, którego pchała naprzód jego szalona wyobraźnia, w nieskoń­czoność oddawał się badaniu lustra i soczewek. Polak o nazwisku Witelon (urodzony około 1230 r.) stworzył teorię optyki, a Niemiec, Dietrich z Freiberga (zmarły w 1311 r.), także pod wpływem obser­wacji tęczy oraz w wyniku śmiałych doświadczeń ze szklanymi balonami, wypełnionymi wodą, a także z kulami kryształowymi, studiował zjawisko widma światła i jego barw. Pod koniec stulecia

pojawiły się pierwsze lunety.

Światło sztuki gotyckiej

W dziedzinie naukowej wiek XIII był wiekiem światła. To samo można powiedzieć o sztuce. Oświecać - oto. czym zdawał się głów­ny cel trzynastowiecznego gotyku. Rozświetlenie fizyczne i oświe­cenie duchowe powinny iu występować wspólnie, jak w odniesie­niu do witraży powiedział Wilhelm Durand w swoim Rańonale: „Okna witrażowe są pismem bożym, rzucającym jasność prawdzi­wego słońca, to znaczy Boga, na kościół, to znaczy w serca wier­nych, oświecając je".

Dane techniczne klasycznej architektury gotyckiej, które, we­dług wzoru katedry w Chartres, wyznaczył Henryk Focillon, zmie­rzają ku maksymalnemu skupieniu światła: „Zamiast sklepienia sześciodzielnego - sklepienie na planie wydłużonego prostokąta, które zapewnia jedność w rozłożeniu części, gdyż w taki sposób przęsło nawy bocznej odpowiada przęsłu nawy głównej; podpora pomyślana jako system, którego człony, zależnie od funkcji, będą wznosiły się piętrowo od ziemi aż po sklepienie; łuk przyporowy, pomyślany i skomponowany nie jako wzmocnienie, lecz jako ele­ment konieczny; empora zredukowana na rzecz naw bocznych; niemal cała ściana między filarami i pod żebrowaniem, a nad trifo- rium, zajęta przez wysokie okna, dzięki czemu oświetlenie zapew­niają już nie otwory wąskie i cofnięte, lecz, poza oknami naw bocz­nych, także olbrzymie otwory okienne, które czerpią światło pro­sto z nieba".

Nowe rozwiązania zostały przyjęte w Chartres między rokiem 1194, rokiem początku budowy, podjętej na skutek pożaru, który zniszczył katedrę romańską (z wyjątkiem królewskiego portalu) a rokiem 1220, kiedy budowla została ukończona w stanie surowym i do 1260 r. czekała na konsekrację w obecności świętego Ludwika. Wielką innowację stanowiła zarówno rezygnacja z empory, jak i wzniesienie trzypiętrowej nawy wraz z ciągłym pasem triforyjnym i wysokimi oknami, które zyskały wielką popularność w architek­turze, Sklepienia wznosiły się na wysokość 37 metrów (30 m w przypadku katedry Notre-Dame w Paryżu). Konstrukcja łuków przyporowych robiła bardzo wielkie wrażenie.


Katedra w Reims była dziełem czterech architektów, których nazwiska zostały wpisane w labirynt, zburzony w 1779 r. Najwięk­sze zasługi położył na tym polu najprawdopodobniej Jan z Orbais, który pracował przy budowie w latach 1211-1228. Koronacje kró­lów Ludwika VIII (1223 r.) i świętego Ludwika (1226 r.) z pewno­ścią odbywały się w prezbiterium, ukończonym wraz z transeptem w 1241 r. W Reims doprowadzono do doskonałości wzorzec zapo­czątkowany w Chartres. Harmonia proporcji katedry (długość wnę­trza: 139 metrów; szerokość nawy głównej: 14,65 metrów; szero­kość naw bocznych: 7,75 metrów; szerokość wnętrza transeptu: 49,5 metra; wysokość nawy głównej: 38 metrów; wysokość naw bocz­nych: 16,5 metra), doskonała równowaga siły i lekkości („okno, zajmujące całą wolną przestrzeń, jaka została między filarami, zo­stało ograniczone do rysunku kamiennej siatki, całkowicie ażuro­wej", Hans Reinhardt), elegancja okna katedry, składającego się z dwóch łuków gotyckich podwyższonych, zwieńczonych sześcio- płatkową rozetą - przyjętą następnie na całym Zachodzie - czyniły z niej arcydzieło klasycznego gotyku.

Pożar (w 1218 r.) strawił również romańską katedrę w Amiens i jej labirynt, w który wpisane było nazwisko jej głównego architek­ta, Roberta z Luzarches. Konstrukcja została tu zorientowana z zachodu na wschód, od fasady i nawy głównej (ukończonych w 1236 r.) po transept i prezbiterium (ukończone w 1269 r.). Śmia­łość, dążenie do wielkości, graniczyły tu z gigantyzmem: wielkie, osiemnastometrowe arkady, triforium łączące arkady z trójliśćmi, oparte nie na ścianie, lecz na „szeregu oszklonych okien" o wyso­kości 12 metrów, nawa główna szeroka na 15 metrów i wysoka na 42 metry. Rozmach zaznaczył się również w budowie absydy, wraz z rozciągnięciem kaplicy osiowej, o wiele głębszej niż inne i dodat­kowo podwyższonej koronką łuków przyporowych oraz wimperg.

Jednak sławna linia katedry Chartres nie jako jedyna reprezen­towała gotyk w jego XIII-wiecznej doskonałości.

Katedra w Bourges, której budowa została rozpoczęta około 1190 r., której prezbiterium ukończono około 1220 r., a nawę główną - około 1270 r., wyrażała tradycję XII w. poprzez sklepienie swej sze­rokiej krypty, filary nawy, poprzez swoją strukturę wielu kondygna­cji, które przypominają przede wszystkim paryską Notre-Dame. Wielką innowacją, jaką w niej wprowadzono, było pięć spiętrzo­nych naw na planie typu ciągłego, bez transeptu. W katedrze w Bourges zasada „złudzenia optycznego" architektury gotyckiej, które łączy wiele kościołów w jeden, znalazła w pełni zastosowanie,

Z katedrą w Bourges zdaje się związane prezbiterium katedry w Le Mans (1217-1273), którego rozbudowany ambit otacza las łu­ków przyporowych, oraz katedry w Coutances (między 1218-1274), którego kompozytowa i harmonijna całość, zwieńczona olbrzymią wieżą latarnianą przy skrzyżowaniu transeptu z nawą główną, świad­czy o złożoności geniuszu gotyckiego.

Zrodzony w Ile-de-France, gotyk rozpowszechnił się w całym chrześcijańskim świecie: aż po Uppsalę, gdzie w 1287 r. Stefan z Bonneuil objął kierownictwo budowy katedry; na Węgrzech, gdzie Villard z Honnecourt być może był niezidentyfikowanym archi­tektem katedry w Cassowie, odtwarzając plan opactwa Saint-Yve- da w Braine; na Cyprze, gdzie katedra w Nikozji jest żywym obra­zem kościoła z Ile-de-France, a katedra w Famaguście - kościoła z Szampanii.

O ile niektóre z tych katedr są pozbawionymi geniuszu na- śladownictwami, jak katedra w Toledo, ciężka kopia katedry w Bourges, o tyle inne wyrażają moc twórczą swoich autorów, na przykład Jana Deschamp (zmarłego w 129S r.), architekta katedr w Clermont i w Limoges oraz prezbiterium katedry w Narbonne, albo mistrza Gerarda, Francuza lub Niemca, który, po ukończeniu pracy na placu budowy w Amiens, w 1248 r. rozpoczął budowę prez­biterium katedry w Kolonii.

Jeszcze inni wykazali, jak dalece duch gotyku potrafi sprzymie­rzyć się z regionalnymi i narodowymi tradycjami, W południowej Francji i w Katalonii rozpowszechniły się, wyrosłe na gruncie sta­rożytnych rozwiązań, kościoły o jednej nawie lub nawie podwój­nej (których najdoskonalszym przykładem są kościoły dominika­nów w Tuluzie i w Angers) oraz kościoły ufortyfikowane, na przy­kład katedra Świętej Cecylii w Albi, której budowę rozpoczęto w 1282 r. i która zasłynęła jako dzieło zadziwiające i wyjątkowe.

113

W Niemczech utrwaliły się plany wyrosłe z rozwiązań epoki ro­mańskiej, a także othońskiej i karolińskiej: plany oparte na kształ­cie dziesięciobocznej rotundy w katedrze Świętego Gereona w Kolonii (1209-1277), plan trefla katedry Świętej Elżbiety w Mar­burgu (1235-1283), plan o podwójnej absydzie katedry w Bamber- gu, której budowa, rozpoczęta w XIII w., stopniowo ewoluowała od stylu romańskiego ku gotykowi. W Limburg-an-der-Lahn (kościół konsekrowany w 1235 r.) styl romański połączył się z XII-wiecz- nym stylem gotyckim z Laonu. Kościół Matki Bożej w Trewirze

8 - Apogeum.,.

(Liebfrauenkirche, 1227-1243) łączył plan czterolistnej koniczy­ny z planem opactwa Saint-Yveda w Braine.

W Anglii early Englisk z końca XII w. i z pierwszej połowy XIII w, wyróżniał się swoim planem o prostokątnym obejściu i podwój­nym transepcie, swoistymi tradycjami normandzkimi (wieża latar- niana, empora umożliwiająca swobodne przemieszczanie się), prze­wagą linii poziomych nad pionowymi i efektem nastawionym bar­dziej na wydłużenie w głąb niż wzwyż, dyskrecją łuków przyporo­wych przy jednoczesnej wybujałości sklepień, w których skrzyżo­wanie ostrołuków zdobione było żebrami w wyższej partii i pośred­nimi żebrami, łączącymi końce żeber z narożnikami sklepienia. Arcydziełami early English są katedry w Lincoln (1192-1235), Sa- lisbury (budowana od 1220 r.), Wells (nawa z 1220-1239), kole­giata w Beverly (prezbiterium i transept wybudowane w latach 1197-1260).

Sztuka gotycka, sławna jako sztuka katedr, była również sztuką monastyczną. Cystersi w dalszym ciągu ją propagowali, zakony żeb­racze przyjęły ją, zachowując rozległość wymiarów odpowiadającą ich ambicjom apostolskim, lecz odrzucając zdobienia, niezgodne z ich wymaganiami prostoty. Wszędzie tam, gdzie mnisi wznosili konstrukcje, odwoływali się do nowej sztuki: „Cud" z Mont Saint- -Michel powstał w latach 1203-1228.

Gotyk, jako sztuka przede wszystkim religijna, wydał także ar­cydzieła sztuki świeckiej, aż po „katedry gospodarcze", czyli piw­nice na wino i stodoły (na przykład stodoła w Vaulerent, należąca do cystersów z Ourscamp). Jako sztuka światła, gotyk przyjął się także w zamkach, które od swej ściśle wojskowej funkcji przecho­dziły do form łączących konieczność obrony z urokiem miejsc mieszkalnych: w zamkach bez baszty obronnej, o wielkich salach z łukowymi sklepieniami, na przykład Castel del Monte, wzniesio­ny na polecenie Fryderyka II w Apulii, będący jednym z arcydzieł tego stylu.


Tendencja do rozświetlania zrodziła w połowie stulecia gotyk zwany ^promienistym", w którym okna zajmowały całą ścianę, jak w Sainte Chapelle pałacu królewskiego w Paryżu (1243-1248), kie­dy to skłonność do zachowywania pustej przestrzeni kazała zrezy­gnować z triforium, zostawiając jedynie dwa rzędy okien (prezbi­terium kościoła Świętego Urbana w Troyes, 1263-1266), gdzie wresz­cie wielkie rozety przebiły zachodnie i boczne ściany.

Oddzielenie architektury od rzeźby jest zabiegiem sztucznym przy przedstawianiu zabytków, na realizację których składają się wszystkie sztuki. Jednak świat posągów, zaludniających kościoły gotyckie i przyczyniających się do efektu ogólnego, zaczął żyć wła­snym życiem, a niezależność, jaką posągi zyskały w stosunku do kolumn, jest wyrazem autonomii rzeźby.

Jednak w tym przypadku - chociaż różnorodność sztuki gotyc­kiej nie powinna służyć udokumentowywaniu określonej tezy - dwie intencje zdawały się przyświecać rzeźbiarzom oraz ich ko­ścielnym zwierzchnikom: oświecenie poprzez dogmat i oświecenie poprzez rozwój duchowy. Zamierzali oświecać poprzez nauczanie i poprzez styl. Za ich pośrednictwem humanizm gotycki zyskał wy­miar dydaktyczny oraz uśmiech.

Funkcję nauczania pełnią na przykład boczne portale katedry w Chartres, na których ponadto uwidoczniła się moralizatorska i dydaktyczna tendencja stulecia. Portal północny, portal Dawnego Prawa i Oczekiwania, osiągającego punkt kulminacyjny w oczeki­waniu Maryi Dziewicy, stanowi swoistą encyklopedię wiedzy. Na portalu centralnym rozwinięty został temat typologiczny (Stary Testament zapowiadający Nowy Testament), który, poprzez patriar­chów i proroków, przedstawia sceny od Melchizedeka do świętego Piotra. Drzwi z lewej strony niczym zwierciadło moralne odbijają panny roztropne i panny głupie, cnoty kardynalne i teologiczne, czternaście błogosławieństw duszy, dialog życia aktywnego i życia kontemplacyjnego. Na drzwiach z prawej strony uhonorowane zostały praca i sztuki - mechaniczne i wyzwolone. Znalazła tu rów­nież wyraz nowa klasyfikacja nauk: obok medycyny, geometrii, fi­lozofii, muzyki figuruje malarstwo, rolnictwo, metalurgia. Na por­talu południowym, poświęconym Nowemu Prawu i wypełnieniu obietnicy, pośrodku Chrystus na tronie sprawuje sąd (cnoty i wady pojawiają się w medalionach), z wyznawcami po prawej i męczen­nikami po lewej stronie.

Urok stylu gotyckiego

Styl można podziwiać z powagą, z uśmiechem, w równowadze między formą zewnętrzną a wrażeniem wewnętrznym, którą tra­dycyjnie określa się epitetem „piękna" i której doskonałym przy­kładem jest Piękny Bóg w Amiens. Powaga posągów w Wells i w Strasburgu, gdzie Kościół i Synagoga oraz panny roztropne i głu­pie prowadzą ze sobą dialog, uśmiech aniołów w Reims, wymien- ność męskiej powagi i niewieściego wdzięku postaci świeckich i sakralnych w Bambergu i w Naumburgu. Jeśli jakiś warsztat mógł­by streścić ewoluowanie rzeźby gotyckiej ku coraz większemu wdzię­kowi, a nawet już manieryzmowi i pretensjonalności, to niewątpli­wie było nim Reims. Jednak w swoim najważniejszym okresie rzeź­ba w Reims odnalazła - czy było to, czy też nie, bezpośrednie na­śladownictwo - siłę i monumentalność starożytnego rzeźbiarstwa. Nie można wykluczyć, że szampańskie place budowy uległy inspi­racji nawiązujących do antyku rzeźbiarzy włoskich, którzy w Pizie i Sienie (ambony Mikołaja z Apulii, zwanego Pisano, z lat 1260 i 1266-1268), a następnie w Orneto i Florencji (Arnolfo di Gambio) łączyli sztukę gotycką ze sztuką prerenesansową.

Prymat postaci ludzkiej w rzeźbie gotyckiej nie powinien ze­pchnąć w niepamięć sukcesu, jaki, szczególnie na kapitelach, świę­ciła rzeźba łącząca obserwację z talentem zdobniczym: realistycz­ny zielnik rozwinął się w kamieniu*

Podwójne oświecenie, które udało się zawrzeć w rzeźbie, można odnaleźć także w tej formie, która była najdoskonalszym wyrazem gotyckiego malarstwa - w witrażu. Ściany pozbawione swej nośnej funkcji pozostawiały mu szeroką przestrzeń. Witraż uczy, opowia­da, opisuje: czasem jest to historia świętych w jakimś anegdotycz­nym szczególe, kiedy indziej, jak w Chartres - encyklopedia zawo­dów w swoim obrazowym realizmie. Obowiązujący mniej więcej od 1230 r. wymóg techniczny, nakazujący dzielić na kawałki wąskimi paskami okna, które zatraciły umiar w wielkości, sprzyjał zresztą temu dzieleniu na sceny, na wydarzenia. Jednak witraż również oświeca i przemienia. W tym przypadku rozwój optyki i chemii barw przysłużył się bezpośrednio estetyce artystów wykonujących witraże. O ile wprowadzenie tlenków manganu uprzywilejowało fioletowawe błękity, które stwarzały dominujące wrażenie powagi, jeśli nie smutku, właściwe kolorystycznej atmosferze gotyckich wnętrz w XIII w., o tyle realizowane różnymi sposobami rozjaśnie­nie za pomocą czerwieni przywracało im ciepłą świetlistość. Na­wet jeśli fresk ustąpił miejsca witrażowi, to we Włoszech majstro­wie i architekci dążyli do zachowania w XIII-wiecznych budow­lach całych powierzchni ścian, na których tradycja malarstwa ściennego przetrwała. Wielką pracownią okazała się pod tym wzglę­dem bazylika świętego Franciszka w Asyżu. Oba nałożone na siebie kościoły zostały zbudowane w latach 1228-1253. Do dekoracji ścian i sklepienia przez prawie całe stulecie zaangażowani byli prawie wszyscy wielcy malarze półwyspu. W latach 1280-1300 dało się tam zaobserwować decydującą ewolucję. Wraz z Cimabue tradycja bizan­tyjska skierowała się ku oryginalnej, „zachodniej" dramatyzacji. Wraz z Giottem zaczął obowiązywać nowy porządek, bardziej reali­styczny i bardziej psychologiczny, nie tracąc nic z monumentalizmu.

Malarstwo gotyckie realizowało się wreszcie w miniaturze, któ­ra jednak, w sposób znaczący, pozostała dłużniczką witrażu. Naśla­dowała charakteryzujący go podział na części, wkomponowanie obrazów w rozczłonkowany kadr architektoniczny, jego chroma- tyzm. Biblie i psałterze nadawały się do tworzenia serii scen, będą­cych równocześnie anegdotą i budującą lekcją. Biblie stały się w ten sposób bibliami „moralizującymi". Blanka Kastylijska i jej syn, święty Ludwik, swoimi licznymi zamówieniami wyrazili poparcie dla tej nowej metody. Jednak pracownie monastyczne na przestrze­ni stulecia straciły swój monopol, a wkrótce także naczelne miej­sce w realizowaniu rękopisów z miniaturami. Pracownie miejskie i świeckie wysunęły się na pierwszą pozycję, wspierane przez za­mówienia miejskich dworów i uniwersytetów. Przede wszystkim Paryż, lecz także Bolonia, wysunęły się na czoło w tej dziedzinie.

Ten typ dzieł był związany z pojawieniem się nowej klienteli świeckiej, która domagała się podręczników nabożnych, różnych od ksiąg liturgicznych, stanowiących prawie wyłączną produkcję epoki romańskiej. Całą sztukę gotycką należy rozpatrywać w per­spektywie nowych stosunków z nową społecznością bardziej wy­magających właścicieli i „konsumentów", mniej biernych wobec dzieł sztuki. Fabliau, zachowane w rękopisie z 1284 r., Dwadzieścia dwie cechy wieśniaka, ukazuje wieśniaka, jednocześnie osłupiałego i drwiącego wobec posągów na fasadzie katedry Notre-Dame, któ­ry wykrzykuje: „A oto Pepin, a oto Karol Wielki", podczas gdy zło­dziejaszek, zachodząc od tyłu, odcina kiesę gapia*

Jednak nowi odbiorcy sztuki gotyckiej w dalszym ciągu doma­gali się od niej, by zapewniała także efekty wstrząsowe, na równi z nauką i budującym przykładem do naśladowania. Barbarzyńskie upodobanie do błyskotek zachowało się. „Proboszcz Lambrecht", stojący przed witrażami katedry w Strasburgu, zachwycał się, że odnalazł blask drogich kamieni:

Okna ze szkła błyszczały bogactwem odcieni,

Jakich nikt nigdzie nie widział;

Były to lśniące kryształy wartości niezrównanej.

Beryle i kryształy w szklanej oprawie

Tak pięknej, że gdy rankiem dotknął ich promień słońca,

Okna jaśniały trwałym blaskiem...

Gotyckie światło emanowało również z wyrafinowanych wyro­bów złotniczych, wykorzystujących wszelkie formy gotyckiej ar­chitektury, by z nich wykrzesać iskrzące się sylwetki. Od relikwia­rza Trzech Króli z katedry w Kolonii (ukończony w latach 1198- -1209) po koronę zwaną koroną świętego Henryka ze skarbca re­zydencji w Monachium (około 1280 r.), przez wyroby mnicha złot­nika, Hugona z Oignies, zachowane w skarbcu kościoła Matki Bo­żej w Namur (około 1220 r.) albo relikwiarz z kościoła Świętego Tauryna w Evreux (z lat 1240^1255), gotyckie złotnictwo oddawa­ło w miniaturze, w drogocennym i błyszczącym tworzywie archi­tekturę, która się zmanierowała, i której Filaret w XV w. postawił właśnie ten zarzut, że stała się architekturą złotniczą.

Od Minnesingerów po Boską Komedię

Literatura XIII w. wpisała się między promienny świt i pro­mienny zmierzch. Świt wyznaczyli Minnesingerzy, a promiennym zmierzchem stała się Boska Komedia. O ile Minnesang (pieśń mi­łosna) około 1200 r. z odwagi moralnej czyniła ideał najwyższy (leit mit zuhten getragen, według określenia Reinmara), o tyle u Heinri­cha von Morungena (w latach 1190-1222), Reinmara (zmarłego około 1219 r.), Wolframa von Eschenbacha (ok. 1170 - ok. 1220) i Waltera von der Vogelweida (ok. 1170-1230) pozostała skąpana w majowym świetle i słońcu. Zima była czasem nielubianym, który, prześladując światło i barwę, „czynił wszystko bladym i szarym".

Niech jak najszybciej nastanie lato (wiosna Minnesingerów była w sumie równoznaczna z latem, gdyż gotycka wrażliwość niewiel­ką wagę przywiązywała do niuansów pośrednich pór roku, zauwa­żając naprawdę jedynie zdecydowany kontrast między zimą a la­tem):

Sumer; mackę uns aberfro: du zierst anger unde lo. Mit den bluomen spiłt ich do, min kerze swebt in sunnen ko...

Lato, czynisz nas wesołymi: Ozdabiasz łąki. Igram z kwiatami, Moje serce kąpie się w słońcu...

Poszerzenie się grona odbiorców słowa pisanego sprzyjało roz­wojowi języków potocznych w literaturze. Do grona odbiorców, obok arystokracji, należeli także mieszczanie, a nawet przedstawi­ciele ludu.

Gatunki tradycyjne, zrodzone w społeczeństwie „feudalnym", kontynuowały swą świetną karierę. Poezja epicka wciąż jeszcze dawała arcydzieła, choćby w przypadku Wolframa von Eschenba­cha (Parzival, ok. 1200-1210, Willehalm, ok. 1215, Titurel, ok. 1218 r.), a XIII w. był wielką epoką sag skandynawskich, w dziedzinie których wyróżniała się Islandia. Snorri Sturluson (1179-1241) zgromadził w swoim dziele, zatytułowanym Heimskńngla, zbiór biograficznych opowieści o norweskich przywódcach. Jego brata­nek, Sturla Thordarson (1214-1284), napisał Islendiga saga („Sagę Islandczyków"), a Njals saga („Saga Burnta Njala") z końca wieku stała się arcydziełem tego gatunku. Olbrzymia Karlamagnns saga („Saga Karola Wielkiego") z pierwszej połowy wieku dowiodła, że moda na historyczną powieść rycerską objęła cały świat chrześci­jański.

Powieść także rozwijała się z wielkim rozmachem, na przykład pięć części (Historia Świętego Graala, Merlin, Lancelot, Poszukiwa­nie Świętego Graala, Śmierć Artura) Lancelota prozą czy Lancelota- -Graala, którego także porównywano z najpiękniejszymi katedra­mi gotyckimi.

W Arras istniało ognisko literackie, świadczące o rozszerzeniu trzynastowiecznego kręgu odbiorców oraz ich upodobań. Bractwo literackie,puyy grupujące bogate mieszczaństwo, patrycjat, organi­zowało tam konkursy i uroczystości, patronowało poezji i teatro­wi. Dwaj wielcy poeci wynieśli na wyżyny literaturę Arras w XIII w.: Jan Bodel, który napisał w Arras Jeu de saint Nicolas („Wi­dowisko o św. Mikołaju") w 1202 r., i Adam de la Halle, który wy­stawił Jeu de la feuillee („Widowisko o altanie") około 1276 r. Zbiór bajek włoskich, NoveUino> powstały w połowie stulecia, także do­wiódł, że kultura miejska potrafi połączyć nastrój realistyczny i rubaszny z tradycją dworską i rycerską.

Nowym nurtem był jednak realizm. Podczas gdy rzeźby katedr rozjaśniały się uśmiechem, literatura wybuchała śmiechem. Śmie­chem fabliau, które narodziły się około 1200 r., a miały się utrzy­mać jedynie do końca stulecia. Śmiechem powieści parodystycz- nej, której arcydziełem pozostała zwierzęca epopeja o Lisie, już w 1200 r. zawarta w formie ostatecznie wypracowanej w Isengrimes not Alzatczyka Heinricha des Glichezare; w pierwszej połowie stule­cia rozrosła się ona do wymiarów poematu złożonego z 25 000 wier­szy; społeczność zwierząt parodiowała tu szlachtę, a także atako­wała zamożnych chłopów, a w latach 1260-1270 powieść ta prze­obraziła się w Renard le Betourne („Lis Wywrócony na Opak") au­torstwa Rutebeufa, w którym zostały wyśmiane zakony żebracze, a wreszcie w Nowego Lisa Lillios Jacąuemarta Gellee, który kazał swemu bohaterowi święcić triumf na szczycie zatrzymanego koła fortuny.

Nurt realistyczny można jeszcze było prześledzić w ewolucji Minnesangu. Już u Walthera von der Vogelweide Minne stał się moralizatorski (Walter był największym poetą gnomicznym i wpro­wadził Spruch do piosenki), a nawet politycznym (zasłynął jako autor antyklerykalny i antypapieski, patriota cesarski i niemiecki - szczególnie w sławnej piosence Ir suit sprechen willekomen). Po nim jednak Minnesang stał się naturalistyczny i parodystyczny. Zyskał charakter wieśniaczy, a jego ostateczną formą stały się hymny ob­żartuchów Fresslieder, zaistniałe jako jego ostateczna forma. Gatu­nek ten wydał jednak dwóch pisarzy z prawdziwego zdarzenia: Neidharta (ok. 1180 - ok. 1250), twórcę wiejskiej poezji dwornej (hófische Dorfpoesie), i Wernhera Ogrodnika, autora Meier Helm­brecht („Helmbrechta Połownika"). Poezja XIII w. potrafiła przejść od śmiechu do łez. Satyryk Rutebeuf, żyjący za panowania święte­go Ludwika, był również autorem piosenek melancholijnych, za­powiadających Villona. Odczucie przemijającego czasu stawało się przeżyciem wewnętrznym.

Zdumiewające dzieło zdawało się streszczać literaturę XIII w.: Opowieść o Rozy. W 4000 wierszach części pierwszej, powstałych około 1230 r., Wilhelm z Lorris użył wszelkich sztuczek właści­wych poezji dworskiej, która traciła siły i zużywała się w alegoriach. W drugiej części, napisanej przez Jana z Meung około 1270 r., duch powieści uległ zmianie tak dalece, że ta część zaczęła być traktowa­na jak parodystyczna kontynuacja części pierwszej. Narracja roz­wija się wzbogacona o wtręty naukowe, ataki na kler (skierowane przede wszystkim, jak u Rutebeufa, przeciwko zakonom żebra­czym), lecz wszystko zdominował naturalistyczny liryzm, z które­go duch chrześcijański prawie całkowicie uleciał. Ostatnia odrośl poezji dwornej stała się arcydziełem antydworskiej scholastyki poetyckiej. Natura wzięła górę nad Miłością - natura gwałtowna, pogańska, zdominowana przez pełne życia porywy.


Inny przewodnik, Wergiliusz, ku odmiennym celom powiódł poetę, w osobie którego zachodnie średniowiecze osiągnęło swój punkt kulminacyjny, a równocześnie swoją frazę końcową: był nim Dante. Oczywiście dzieło Florentczyka nie ograniczało się do Bo­skiej Komedii. Poeta liryczny z Vita nuova, wielbiący w tym utworze Beatrycze (ok. 1293 r.), encyklopedysta z Convivio (1304-1308), obrońca języka włoskiego z De vulgari eloquentia w języku łacińskim (1304-1306), pisarz polityczny z Monarchii, w której zabrzmiał ła­będzi śpiew mistyki gibelinów w momencie, gdy Henryk VII przy­był do Włoch (1310-1313) - z pewnością mieliby swoje miejsca w historii średniowiecznej literatury.

Jednak Boska Komedia ukończona niedługo przed śmiercią po­ety w 1321 r. stała się testamentem politycznym XIII w. Cała na­uka, cała spekulacja polityczna, całe doświadczenie moralne i du­chowe epoki wyraziły się podczas długiej drogi, która prowadziła Dantego wraz z przewodnikiem od Piekła do Czyśćca (nowe za­światy, które pod koniec XII w. stały się „królestwem" z innego świata; w cierpieniu oczyszczały się tam dusze tych, których świat chrześcijański nie zdecydował się wysłać bezpośrednio do Piekła albo do Raju), aź wreszcie pałeczkę Wergiłiusza przejęła Beatrycze, w drodze przez sfery Raju ku Bogu, źródłu najjaśniejszego światła.

Jednak to wędrowanie do światła, ostatni wyraz gotyckiego świa­ta, w którym Dante mistycznie zawarł całą optyczną i astronomicz­ną wiedzę stulecia, uwzniośliło świat należący już do przeszłości. Jeśli Dante pozwolił się porwać ku tej jasności, w której wszystkie ziemskie sprawy stawały się zapomniane, to dlatego, że społeczeń­stwo i wartości drogie mu już zniknęły tu, na ziemi, a światła lata ustąpiły miejsca cieniom zmieszanym z płomiennymi odblaskami jesieni - cieniom i płomieniom kryzysu średniowiecznego chrze­ścijaństwa.


6. KRYZYS CHRZEŚCIJAŃSTWA


6. Ku gotykowi płomienistemu: Najświętsza Maria Panna w pozycji stojącej z ciężarem ciała przeniesionym na jedną stopę. Postawa taka, która upowszechniła się w XIV w. w postaciach Dziewicy Marii, uważana jest za oznakę nadania miękkości rzeźbie gotyckiej. Często forma, jak w tym

przypadku drewno dębowe, podtrzymuje pewną tradycję sztywności, szlachetną w swym charakterze, zyskując równocześnie pełnię wdzięku. Statuetka Dziewicy Marii z pracowni w Arras z XIV w., pochodząca z kościoła Merck-Saint-Lievin, Pas-de-Calais.


Kryzys, który dotknął chrześcijański świat w latach 1270-1330, dał się początkowo odczuć jako pewnego rodzaju zmęczenie dłu­gim biegiem. Pęd do przodu, który ogarnął Zachód, poczynając od IX w., osłabł, uległ zatrzymaniu, a nawet tu i ówdzie można było zaobserwować jakby odpływ, podczas gdy gdzie indziej postęp trwał nadal, ale już nie dotyczył całości, nie porywał ogółu. Czyżby Za­chód wyczerpał swe możliwości?

Przede wszystkim możliwości techniczne. W rolnictwie, dziedzi­nie zawsze najważniejszej, zahamowanie uzewnętrzniło się tak w areale, jak i w intensywności. Zagospodarowywanie odłogów było już tylko sporadyczne, w niektórych miejscach ujawniał się nawet regres. W procesie zaludniania nastąpiły liczne porażki: wiele no­wych miast obronnych, których budowę przewidziano na połu­dniowym zachodzie Francji, pozostało w stadium projektu, na pa­pierze, albo, nawet jeśli zostały one założone, szybko upadły. Grun­ty peryferyjne, złe gatunkowo i wyczerpane niewłaściwą uprawą, szybko porzucano. Zjawisko to dało się szczególnie dotkliwie od­czuć w Anglii pod koniec stulecia. W środkowych Niemczech rów­nież pustoszały wioski i grunty, co nazywano Wiistungen. To zatrzy­manie rozwoju przestrzennego wynikało oczywiście z niedoskona­łości technik rolnych, które na pewnym poziomie eksploatacji już nie mogły stanąć na wysokości zadania, Trójpolówka nie zapewnia­ła dostatecznego wypoczynku niezbyt żyznym gruntom. Przede wszystkim niewystarczająca ilość nawozu coraz bardziej hamowa­ła wydajność ziemi: szczególne zalecenia na ten temat, które Gau- tier z Henley sformułował w swoim Podręczniku rolnictwa, są dla nas znaczące. Podobnie sposób, w jaki ostrzegał rolników w sprawie cen koni, wskazuje, że używanie konia do prac rolnych napotykało na trudności, uniemożliwiając rozpowszechnianie się tej metody. Przeszkodą w zwiększaniu pogłowia bydła okazała się niezdolność gmin wiejskich do wyżywienia większej liczby zwierząt, gdyż po­wierzchnia przeznaczona pod uprawy nie była dość elastycznie ustalana na skutek autorytatywnego postępowania feudałów, a ży­wienie bydła stanęło w sprzeczności z priorytetem wyżywienia lu­dzi. Skargi dotyczące przede wszystkim kóz mnożyły się około 1300 r., gdyż te żarłoczne zwierzęta zwiększały niebezpieczeństwo wyczerpania innego potencjału: lasów. Nieużytkowanie gruntów, intensywna eksploatacja lasów, którą umożliwił postęp w dziedzi­nie narzędzi, a przede wszystkim wynalezienie piły hydraulicznej, szkody spowodowane przez stada, wszystkie te czynniki powodu­jące wylesienie pogłębiły kryzys leśny stwarzający zagrożenie dla gruntów, tym bardziej, że poszycie już ich nie chroniło przed wo­dami spływającymi na powierzchnie uprawne. Niebezpieczeństwo wylesienia wystąpiło szczególnie silnie w regionach, w których ukształtowanie powierzchni, gleba i klimat sprzyjały szkodom, na przykład w południowych Alpach, gdzie, od Delfinatu po Istrię, coraz liczniejsze skargi na ten temat podnosiły się od końca XII w. Około 1300 r. wśród przyczyn konfliktów związanych z lasami po­za ograniczeniami technicznymi należy wymienić także czynniki ekonomiczne i społeczne. Gminy wiejskie, a szczególnie ubodzy mieszkańcy tych gmin, ubolewali nad coraz większymi ogranicze­niami w zakresie użytkowania posiadłości gminnych, części grun­tów, przede wszystkim zalesionych, oddanych do użytku każdemu członkowi wspólnoty, który mógł tam paść świnię, kozę lub zbie­rać runo leśne. Indywidualizacja rolnictwa, dążenie bogatych rol­ników do ogradzania swoich posiadłości, a także do przejmowania drogą uzurpacji lub legalnych sankcji gruntów poszczególnych mieszkańców gminy stopniowo zmniejszały użytkowane przez nich powierzchnie, potęgując trudności gmin wiejskich. W Anglii w 1236 r. statut Mertona zapoczątkował erę enclosures. Jednak zja­wisko to było wynikiem „wyboru" ekonomicznego, którego boga­ci rolnicy dokonali i mogli dokonywać, decydując się na hodowlę zamiast uprawy gruntów, na przykład na skutek wzrostu zapotrze­bowania na wełnę. Chcąc uzyskać teren do wypasu owiec, feudał łub bogaty rolnik nakazywał zaniechanie uprawy i ogrodzenie lasu. Wybór taki dyktowała mu ewolucja ekonomiczna i chęć windowa- nia cen produktów rolnych (które nawet zaczęły wykazywać ten­dencje spadkowe) oraz przekształcenia struktury i dochodowości rolnictwa, przede wszystkim renty feudalnej.

Ograniczenia techniczne zaczęły się pojawiać także w sektorze „przemysłowym" i rzemieślniczym. Niejednokrotnie postęp tech­niczny hamowany był wskutek niemożności dostosowania się ryn­ku do koniecznych zmian. Zakazy, jakimi niektóre miasta i cechy obłożyły stosowanie kołowrotka i foluszu, nie były jedynie wyra­zem konserwatywnej mentalności gospodarczej i technicznej czy pragnienia zachowania wartościowej tradycji. Przede wszystkim miały one na celu uniknięcie kryzysu nadprodukcji, który na ryn­ku i tak już przeładowanym spowodowałby spadek cen tkanin. Bardziej spektakularny charakter miały ograniczenia, które do­tknęły sektora kluczowego - budownictwa. Na pierwszy rzut oka był to kryzys przede wszystkim technologiczny. Gigantyzm gotyc­ki sięgnął nieprzekraczalnego szczytu: w 1284 r. zawaliły się skle­pienia nawy w katedrze w Beauvais, wzniesione na wysokość 48 m. Prezbiterium udało się uratować, lecz nawa nigdy nie została od­budowana. Jednak nawet tam, gdzie ambicje konstruktorów nie przekraczały możliwości technicznych, place budowy pustoszały. Pierwsza połowa XIV w. stała się epoką nieukończonych katedr: budowa katedr w Narbonne, Kolonii, Sienie została ograniczona do prezbiterium lub do jednego ramienia transeptu. Budowy ko­ściołów nie zasilały już dary ani wystarczające dochody. Tylko dzię­ki natarczywości Klemensa V, który w 1310 r. skierował apel do wiernych, udało się ukończyć budowę kościoła Świętej Cecylii w Albi. Czyżby to brak żarliwości pozbawił tak wiele gotyckich ka­tedr wież i strzelistych iglic? Około stu świadectw dowiodło, że nabożność chrześcijan nie osłabła. Jednak kiesy świeciły pustkami albo pieniądze płynęły na opłacenie inwestycji innego typu. Jeśli bowiem nabożność nie przeżywała nawet kryzysu, to nie chciała już wyrażać się w wydatkach nieprzynoszących zysku.

Granice możliwości przestrzennych

Ograniczenia geograficzne, jakich chrześcijaństwo doznało na początku XIV w., nie były jedynie natury rolniczej, lecz także han­dlowej i politycznej. Czas „granic", według określenia Lewisa, mi­nął dla Zachodu. Rekonkwista w Hiszpanii zatrzymała się na dwa stulecia w granicach królestwa Grenady, a królowie Kastylii i Ara- gonii z trudem znajdowali ochotników, którzy zaludniliby teryto­ria podbite na przestrzeni wieku.

Na wschodzie podbój zatrzymał się na kresach rosyjskich i ukra­ińskich. Tylko ewangelizacja Litwy, rozpoczęta pod koniec XIV w., w okresie, gdy Polską rządziła dynastia Jagiellonów, miała zakoń­czyć stabilizację wschodniej granicy średniowiecznego chrześcijań­stwa.

Od strony Bizancjum powrót do Konstantynopola w 1261 r. Michała VIII Paleologa położył kres efemerycznemu cesarstwu ła­cińskiemu, które krzyżowcy utworzyli w 1204 r. Przedsięwzięte na soborze lyonskim w 1274 r. zjednoczenie Kościołów, operacja bar­dziej polityczna niż religijna, z którą większość greckiego kleru nie chciała się utożsamić, zakończyła się faktyczną porażką w 1281 r.

Najbardziej spektakularnym, gdyż najbogatszym w gwałtowne emocje znakiem schyłku XIII-wiecznego chrześcijaństwa był kres łacińskiej Ziemi Świętej. Upadek Akki w 1291 r. stanowił jego koń­cowy epizod. Wezwanie do krucjat nie zagasło. Sobór w Viennie w 1311 r. podjął je, a duch krucjaty na Zachodzie nie zaginął. Jednak sama krucjata umarła wraz ze świętym Ludwikiem u bram Tunisu w 1270 r. Pokojowa ekspansja kupców wyczerpała swoje możliwo­ści na początku XIV w. Nieliczne wyczyny zakończyły się porażką lub zaistniały jedynie jako odosobnione wydarzenia. Kiedy Marco Polo opublikował swoją relację, dyktowaną w więzieniach Genui pod koniec wieku, wszyscy uznali go za człowieka obdarzonego bo­gatą wyobraźnią, a książka zajęła miejsce obok powieści przygodo­wych, opatrzona tytułem II Milione albo Księga dziwów,. W 1290 r. bracia Vivaldi i Teodisio Doria opuścili port genueński, opłynęli słupy Heraklesa, płynąc na południe wzdłuż wybrzeży afrykań­skich. Czy po to, by dotrzeć na Wschód, opływając Afrykę? Nikt się nigdy tego nie dowiedział, gdyż słuch o nich zaginął.


R.S. Lopez przypomniał, że to nie brak przedsiębiorczości ani poczucia bezpieczeństwa narzucił granice rozwojowi handlu śre­dniowiecznej Europy, lecz że zahamowały go ograniczenia jej moż­liwości ekonomicznych. Cóż można ofiarować w zamian za jedwab, za przyprawy? Zachód nie produkował zbytkownych towarów, któ­re zdołałyby zainteresować Wschód, lepiej wyposażony pod tym względem. Chrześcijańscy kupcy z początku XIV w. usiłowali więc sprzedawać płótno, biżuterię, kryształy, ciekawostki. Francuski artysta Wilhelm Boucher skonstruował mechaniczną fontannę, której kupno zaproponował wielkiemu chanowi w Karakorum, pe­wien Genueńczyk w 1292 r. zawiózł emirowi Maroka pozłacane drzewko z mechanicznymi śpiewającymi ptakami, a w 1338 r, „ka­pitał akcyjny" Wenecjanina Giovanniego Loredano, który wraz z pięcioma wspólnikami wyruszył do Indii, składał się przede wszyst­kim z mechanicznej fontanny i z zegara. Jak widać, nie było czym zasilać wielkiego handlu. W kwestii opłacania egzotycznych pro­duktów drogocennymi kruszcami czy monetami, ewolucja stosun­ku złota do srebra na początku XIV w. nie sprzyjała Zachodowi. Wielki handel chrześcijańskiego świata także sięgnął granic swych możliwości na okres ponad stu lat.

Granice możliwości intelektualnych

129

Kryzys dotknął także poszukiwań intelektualnych, które pod koniec XIII w. zdawały się sięgać granic swoich możliwości. Po­stęp w dziedzinie naukowej i ideologicznej został bez wątpienia zahamowany przez czynniki zewnętrzne. U kresu dwóch potęż­nych dróg, którymi podążali intelektualiści XIII w.: racjonalnego rozumowania i obserwacji doświadczalnej, poczynając od 1270 r. pojawiły się brutalne akty potępienia ze strony autorytetów kościel­nych. W 1270 r., a następnie w 1277 r. biskup Paryża, Stefan Tem- pier, potępił niektóre tezy i doktryny. Arcybiskup Canterbury, do­minikanin John Peckham, poszedł za jego przykładem. Zakazy nie ograniczyły się do Paryża, Oksfordu i Cambridge, lecz zostały prze­kazane także innym uniwersytetom, gdzie najprawdopodobniej znalazły oddźwięk i zastosowanie. Zasadniczo przyjęli je francisz-

9 - Apogeum.

kanie i dominikanie, liderzy nurtu intelektualnego* Atak dosięgnął więc głównych ośrodków ideologicznych, zarówno ludzi, jak i po­glądów. Franciszkanin Roger Bacon, a także świecki wykładowca paryski, Siger z Brabancji, trafili do więzienia.

SyUabus Stefana Tempiera przedstawiał się jako katalog różnych pomieszanych „błędów". Niektóre potępione tezy ujawniły istnie­nie nurtu naturalistycznego o charakterze pogańskim, wręcz anty- chrześcijańskim:

„152. Że teologia opiera się na bajkach.

  1. Że nie należy troszczyć się o groby.

  2. Że wstrzemięźliwość sama w sobie nie jest cnotą.

169. Że całkowita abstynencja cielesna deprawuje cnotę i ga­tunek.

174. Że prawo chrześcijańskie ma swoje mity i błędy, jak wszyst­kie inne religie.

176. Że szczęście osiąga się w życiu doczesnym, a nie innym".

Jednak potępienia z 1270 r. i 1277 r. dotyczyły przede wszystkim skłonności do traktowania wszystkiego w sposób racjonalny:

„18. Że filozof nie powinien brać pod uwagę przyszłego zmar­twychwstania, gdyż nie ma sposobu, by tę możliwość zbadać za pomocą rozumu.

175- Że prawo chrześcijańskie stanowi przeszkodę dla nauki".

Potępienia uderzyły w szczególnie aktywną w latach 1250-1277 grupę uniwersytetu paryskiego oraz w jej przywódców, Sigera z Brabancji i Boecjusza z Dacji, którzy sami nazywali siebie „filozo­fami", chcąc w ten sposób odróżnić się od teologów i, odrzucając cnotę pokory, uznaną przez nich za paraliżującą dla badań nauko­wych, domagali się dla filozofa ideału „wzniosłości" na wzór staro­żytny, cnoty godności intelektualnej.

Stąd, wśród tez potępionych w 1277 r., znalazły się i te dwie:

„40. Że nie ma stanu lepszego od stanu filozofa.

154. Że jedynie filozofowie są mędrcami tego świata".

Dążenie Stefana Tempiera i tych, którzy go wspierali lub nakła­niali do działania (był wśród nich niewątpliwie sławny portugal­ski „logik", Piotr „Hiszpan", który został papieżem Janem XXI), by wyrwać z korzeniami to „odchylenie", kazało im również potę­pić niektóre tezy Tomasza z Akwinu, chociaż on sam zaatakował tych zwolenników „integralnego arystotelizmu", których powszech­nie zwano „awerroistami", od imienia muzułmańskiego filozofa hiszpańskiego, Awerroesa, komentatora Arystotelesa, z końca XII w. Pod względem czysto teologicznym ortodoksi zarzucali im przede wszystkim trzy heretyckie opinie: teorię podwójnej prawdy, według której to, co jest prawdą z punktu widzenia wiary, nie musi nią być z punktu widzenia rozumu, wiarę w wieczność świata, pociągają­ce za sobą negację Stworzenia, uznawanie jedności intelektu, z któ­rej wynikało, że jednostkowa dusza ludzka nie może być nieśmier­telna.

Jednak potępienia z 1277 r. miały także istotne konsekwencje w dziedzinie czysto naukowej - na tyle, na ile faktycznie nie było wówczas nauki niezależnej od teologii, czego tragiczne skutki Ga­lileo Galilei miał odczuć jeszcze w trzy wieki później. W istocie Stefan Tempier oraz otaczający go zacofani i ograniczeni teolodzy, pragnący dowieść wszechmocy Boga, wykluczając jakikolwiek ra­cjonalny determinizm, formułowali czyste nonsensy.

Nonsensy te, wspierane jednak wagą autorytetu i groźbą eksko­muniki, narzucały naukowcom wielką ostrożność, szczególnie w poszukiwaniach dotyczących nicości i nieskończoności. History­cy filozofii i nauk ścisłych utrzymywali, że potępienia z 1277 r. wyzwoliły naukę z greckiego determinizmu i finityzmu, otwiera­jąc w ten sposób wrota nauce nowożytnej. Jednak możliwości, ja­kie teoretycznie stwarzał Syllabus Stefana Tempiera, nie tylko nie zostały wykorzystane przez naukowców przez trzy stulecia, lecz o- gół przyjął interwencje paryskiego biskupa nie „jak wyzwolenie z ograniczonych ram myśli greckiej, lecz raczej jako niezręczną in­terwencję zatwardziałego konserwatysty i ignoranta w dziedzinę, w której nie miał nic do roboty".

Nie należy jednak wyolbrzymiać negatywnego znaczenia potę­pień z 1277 r. Przede wszystkim, pomimo skrępowania, nakazów ostrożności i konieczności stosowania wybiegów, jakie narzucały, nie przeszkodziły one naukowcom w próbach ignorowania ich, tak samo jak potępienie lichwy nie przeszkodziło kupcom w dalszym prowadzeniu interesów. Zdawały się one paraliżować poszukiwa­nia intelektualne jedynie tam, gdzie śmiałość badaczy była niepro­porcjonalna do możliwości nauki. Badacze sami doszli do granic swoich możliwości, a Stefan Tempier nie miał w tym rzeczywiste­go udziału. W dziedzinie, w której potępienia z 1277 r. zdawały się otwierać drogę dla nowych dokonań, a konkretnie dla krytyki fi­zyki arystotelesowskiej, można chyba powtórzyć za Aleksandrem Koyre, że „nawet bez potępienia przez Stefana Tempiera dyskusje na temat nicości i nieskończoności rozgorzałyby w chrześcijańskiej scholastyce ze względu na wewnętrzną potrzebę stawiania pytań". Co więcej, naukowcy, którzy w pierwszej połowie XIV w. (Bradwar- dine, Buridan, Oresme) mieli sformułować nowe poglądy dzięki „wolności wyobraźni", wyzwolonej przez Stefana Tempiera, także natrafili na dławiące ich przeszkody, hamujące średniowieczną naukę w jej drodze do znaczących osiągnięć ze skutkami praktycz­nymi: niewystarczalność symbolizmu matematycznego, sparaliżo­wanie myśli naukowej mentalnością teologiczną. Aparat myślowy średniowiecznych intelektualistów pod koniec XIII w. także sięg­nął granic swych możliwości.

Jednak schyłek epoki, odczuwalny około 1300 r., wyraził się nie tylko zatrzymaniem na przeszkodach nie do pokonania, lecz także kryzysem wraz z jego wszystkimi niepokojami.

Kryzys gospodarczy

Kryzys w dziedzinie gospodarczej dał o sobie znać licznymi zna­kami. Najpoważniejszym z nich był nawrót głodu. Trzyletnia seria powtarzających się ulewnych deszczy, kolejne nieurodzaje spowo­dowały na Zachodzie prawie powszechną klęskę głodu w latach 1315-1318, piorunujący wzrost cen produktów rolnych oraz zwięk­szenie śmiertelności. Był to grzmot, który zwiastował Zachodowi nadejście tragicznego wieku XIV.

Pojawiły się także inne znaki, na przykład w dziedzinie mone­tarnej, będącej, według określenia Marka Blocha, „barometrem życia gospodarczego". Pod koniec XIII w. masa monetarna obie­gowa na Zachodzie przestała wystarczać na potrzeby gospodarki i zarządzania. Na skutek braku cennych kruszców, a w związku z tym także na skutek powrotu do bicia monet z domieszkami, nastał głód monetarny. Potrzeby finansowe rządzących, zajmujących się two- rżeniem administracji i armii, na które tradycyjne ich dochody, zasadniczo typu feudalnego lub pochodzące z własności ziemskich, nie wystarczały - szczególnie mocno pogłębiły kryzys. Wywarły one bezpośredni lub pośredni wpływ na sektor monetarny, gdyż książęta zaczęli zaciągać duże pożyczki u wielkich kupców-bankie- rów, którzy znaleźli się nagle w ślepej uliczce, u progu bankructwa. Wystarczy wspomnieć bankructwo Buonsignorich, „Rothschildów" Sieny z 1307 r. Jednak książęta, a szczególnie królowie, znaleźli sposób na głód monetarny: pewne „przesunięcia", „zmiany" mo­net, w wyniku czego obiektywna wartość pieniądza nie była na nim oznaczana; autorytatywny akt księcia, posiadającego władzę w tej dziedzinie, mógł zmienić istotną wartość monety poprzez zwięk­szenie ilości metalu nieszlachetnego w stopie czy nawet prościej, poprzez podwyższenie kursu, nominalnej siły nabywczej monety, której waga i kruszec nie ulegały zmianie. W zależności od potrzeb księcia, stanu jego skarbca, zależnie od tego, czy on sam był dłuż­nikiem, czy wierzycielem, mógł „obniżać" lub „podwyższać" war­tość monety, dewaluować ją lub przywracać jej wartość, powodo­wać inflację lub deflację. Inicjatywa w tej dziedzinie należała do króla Francji, Filipa IV Pięknego (1285-1314). Ponieważ Filip czę­ściej znajdował się w sytuacji dłużnika niż wierzyciela, uciekał się przede wszystkim do dewaluacji, która zmniejszała jego prawdzi­we długi. Zmiany te biły oczywiście w grupy i warstwy społeczne pobierające stałe dochody: rentierów ziemskich, pracowników o- trzymujących stałą pensję, lecz także zakłócały transakcje i wywo­ływały niechęć wielu kupców, poczynając od kupców zagranicz­nych, przede wszystkim włoskich, którzy mieli we Francji wyso­kie kredyty. Skutki zmian w dziedzinie cen dodatkowo wstrząsnę­ły życiem ekonomicznym. Ludzie, nawet specjaliści, jak kupcy czy niektórzy prawnicy, nie byli przygotowani na pełne zrozumienie uruchomionych mechanizmów monetarnych i na przewidywania w zakresie zmian sytuacji, co wzmagało niepokój umysłów i pogłę­biało nieład gospodarczy.

Gilles le Muisit, opat z opactwa Świętego Marcina w Tournai (który zmarł na dżumę w 1384 r.), stwierdzał, rozczarowany:


W sprawie monet rzeczy dzieją się niejasne,

Ich wartość spada albo idzie w górę, złudne masz nadzieje,

Myślisz, żeś wygrał, co innego się dzieje.

Dante i Bonifacy VIII, przynajmniej raz zgodni, oskarżyli Fili­pa Pięknego po prostu o „fałszerstwo".

Kryzys wystąpił także w tej dziedzinie produkcji, której znacze­nie w średniowieczu podkreślano w sposób niewątpliwie przesad­ny, lecz którą można uznać za sektor szczególnie znaczący, to zna­czy produkcję tkanin. Trudno byłoby tu wyszczególnić przyczyny kryzysu, gdyż złożyło się na niego wiele czynników. Dwie spośród nich wydają się zasadnicze. Po pierwsze kryzys w zaopatrzeniu w surowiec pierwotny: król podjął decyzję o obłożeniu wełny angiel­skiej wyższym cłem, w związku z czym jej cena wzrosła, rodzący się angielski przemysł włókienniczy zatrzymywał w kraju coraz większe jej ilości. Około roku 1300 wełna „zastępcza" pojawiła się na rynku, przede wszystkim we Włoszech: wełna z hiszpańskich merynosów. Z drugiej strony pojawienie się nowego produktu spo­wodowało jednak kryzys na rynkach zbytu, być może ze względu na pewną jej nadprodukcję, ale przede wszystkim dlatego, że boga­ci klienci, nabywający zasadniczą część zbytkownej produkcji, sami ponosili konsekwencje kryzysu ekonomicznego. Co prawda - lecz na tym etapie nowy element raczej pogłębił kryzys niż pomógł w jego przezwyciężaniu - pojawiły się nowe ośrodki włókiennicze w Brabancji, na zachodzie Francji, w Lombardii, które wytwarzały produkty niższej jakości, dla klienteli mniej zamożnej, a więc mniej wymagającej: sukna bardziej zgrzebne, płótna, barchany z coraz większą domieszką bawełny. „Nowe sukiennictwo" przygotowywa­ło się więc, by zająć miejsce „starego sukiennictwa". Chwilowo jed­nak jego rozwój przyśpieszył kryzys dawnych ośrodków, będących motorem życia ekonomicznego, a ich trudności miały reperkusje w innych dziedzinach.

Owa zmiana mapy ekonomicznej Zachodu dała się również za­obserwować w dziedzinie handlu. Sieć dróg uległa zmianie. Drogi lądowe łączące Włochy z Europą Północną, biegnące wzdłuż Ro­danu i Saony, przesunęły się na wschód i przez Niemcy sięgnęły rynków flamandzkich i hanzeatyckich. Przede wszystkim została jednak otwarta nowa i ważna droga morska. W 1277 r. genueńska galera dotarła do Flandrii, w 1278 r. inna dopłynęła do Anglii, a od 1298 r. nowa regularna linia zaczęła funkcjonować między Genuą, Flandrią i Anglią; w drugim dziesięcioleciu XIV w. Wenecja po­szła śladem swej rywalki. Tak więc zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie wielkie szlaki handlowe odsunęły się od Szampanii, której jarmarki były w XIII w. sercem handlu na Zachodzie. Ich schyłek przypadł na początek XIV w. i jeszcze silniej zaakcentował brak równowagi ekonomicznej w chrześcijańskim świecie.

Kryzys feudalizmu

W każdej dziedzinie dało się odczuć, że kryzys gospodarczy po­zostawał w ścisłym związku z kryzysem społecznym. Głód, spadek wartości monet, kryzys przemysłu włókienniczego nie w jednako­wym stopniu dotknęły wszystkie klasy społeczne. Biedni umierali z głodu, podczas gdy bogaci mieli w stodołach czy sakwach dość zapasów, by zaspokoić głód, zmiany wartości monet uderzyły przede wszystkim w osoby pobierające stałe wynagrodzenie, które wsku­tek zaburzeń ulegało zmniejszeniu, brak zbytu na rynku włókien­niczym bardziej niż w sukienników i kupców uderzył w robotni­ków dotkniętych bezrobociem, zablokowaniem lub zmniejszeniem wynagrodzenia. W sumie, nawet jeśli różnice były liczniejsze, zaś antagonizmy bardziej złożone, można powiedzieć, że kryzys pogłę­bił dystans i antagonizmy między zamożnymi a ubogimi.


Sytuacja tak się rzeczywiście przedstawiała w miastach i regio­nach silnie zurbanizowanych, przede wszystkim tam, gdzie włó­kiennictwo odgrywało ważną rolę. Fala strajków, zamieszek, bun­tów rzemieślników i robotników ogarnęła środowiska miejskie po roku 1260, a przede wszystkim w roku 1280, kiedy to gwałtowne niepokoje wystąpiły w Brugii, Douai, Tournai, Provins, Rouen, Caen, Orleanie, Beziers. W Douai kupiec-sukiennik Jehan Boine- broke należał do tych urzędników miejskich, którzy bezlitośnie stłumili strajk tkaczy. W 1288 r. zbuntowali się z kolei rzemieślni­cy z Tuluzy. W 1302 r. bunt wznieciła „partia ludowa" - niższe warstwy społeczne - głównie we Flandrii, Hainaut i Brabancji. W 1306 r., przy okazji zmiany monetarnej, bunt podnieśli robotnicy paryscy, a Filip IV Piękny zniósł na pewien czas wszystkie cechy. Przy takich okazjach wszędzie dawały się słyszeć okrzyki „Precz z bogaczami", które często miały rozbrzmiewać w XIV w.

Jednak miasta nie były jedynym teatrem starć klasowych. W 1251 r., gdy święty Ludwik przebywał w Ziemi Świętej, we Francji doszło do buntów chłopskich. Królowa matka regentka Blanka Kastylijska przez krótki czas zdawała się sprzyjać buntom parali­żującym możnowładców, których monarchia się obawiała. Bardzo szybko jednak regentka wsparła represje feudałów, którzy utopili bunt „pastuszków" w morzu krwi. W tym samym okresie wierszo­wany opis opowiedział o próżnym buncie normandzkich wieśnia­ków z Verson przeciwko ich feudałowi, opatowi klasztoru z Mont Saint-Michel.

Ruch społeczny, chłopski lub miejski, często przybierał zabar­wienie religijne, heretyckie czy paraheretyckie. Paryski wykładow­ca Wilhelm z Saint-Amour, wróg zakonów żebraczych i idei żebrac­twa, sprzecznego, jego zdaniem, z obowiązkiem pracy, z uczuciem niechęci opisywał w 1256 r. nagłe pojawienie się w całej Francji grup młodzieży obojga płci, które włóczyły się po całym kraju, oddając się żebractwu, i które najprawdopodobniej miały powiększyć szeregi begardów i beginek. Nie można jednak było oprzeć się prze­konaniu, że kryzys, który dotknął siłę roboczą, powiększył te grupy mistycznych wagabundów albo wręcz powołał je do istnienia.

Kryzys ekonomiczno-społeczny u schyłku XIII w. dotknął prze­de wszystkim arystokrację wojskową i wiejską szlachtę. Zahamo­wanie wzrostu cen produktów rolnych, obniżenie realnej wartości należności określonych w pieniądzu, który ulegał dewaluacji, trud­ności z utrzymaniem swojej rangi bez coraz większych wydatków spowodowały, że ta kategoria społeczna była może nie największą ofiarą kryzysu, który najbardziej dotknął ubogich, lecz ofiarą wy­jątkowo dostrzegalną i gotową do reakcji. Otóż, w związku z nie­korzystną ewolucją renty feudalnej, tradycyjne środki naprawcze feudałów okazały się niewystarczające łub nie od razu przynoszące efekt. Ustanowienie swoistej ruchomej skali należności było spra­wą delikatną, przekwalifikowanie się na hodowlę czy działalność rolną bardziej dochodową niż uprawa zbóż wymagało cierpliwości.

Kryzys miał się pogłębić w XIV w., gdyż zaistniał przede wszyst­kim jako kryzys feudalizmu, a feudałowie byli dość potężni, by ich gwałtowne reakcje na straty, jakie ponosili, głęboko dotknęły całe zachodnie społeczeństwo.

Tymczasem ofiary kryzysu szukały kozłów ofiarnych i marginal­ne grupy społeczne stały się obiektem ślepego gniewu nieszczęśli­wych ludzi, na przykład zagraniczni kupcy, zawsze podejrzewani o karygodne praktyki, jak lichwa czy wyzyskiwanie ludności ro­dzimej. We Francji Filip Piękny w okresie poważnych trudności finansowych zwyczajnie konfiskował dobra „Lombardów", wło­skich kupców. Inną kategorię niepopularnych bankierów stanowi­li templariusze, skupieni na Zachodzie, przechowujący w swych twierdzach powierzone im majątki i umiejętnie je pomnażający przy nadarzających się okazjach. Zostali oni oskarżeni o wszelkie możliwe zbrodnie, od sodomii poczynając, wszyscy zatrzymani we Francji, a następnie w innych królestwach, ich dobra - skonfisko­wane, a przywódcy spaleni na stosie. Posłuszny Klemens V na sobo­rze vienneńskim w 1311 r. usankcjonował unicestwienie zakonu.

Wreszcie pojawiła się kwestia Żydów i trędowatych. Antyjuda- izm religijny, tradycyjny w chrześcijaństwie, nabrał znamion an­tysemityzmu, W 1215 r. czwarty sobór laterański narzucił Żydom obelżywy znak wyróżniający, który musieli nosić, żółtą szmatkę. Po okresie wielkiego głodu w latach 1315-1318 i epidemiach, które potem nastąpiły, Żydzi zostali uznani za odpowiedzialnych za tę katastrofę. Król Filip V organizował łowy na trędowatych w całej Francji. Wielu z nich, po złożeniu zeznań pod wpływem tortur, spłonęło na stosie.

Królowie i możnowładcy usiłowali unormować sytuację za po­mocą broni politycznej i w ten sposób kryzys rozciągnął się na dzie­dzinę polityki.

Reakcja feudałów w Anglii i we Francji była jednoznaczna. W Anglii wyraziła się pogardą dla słabego Edwarda II (1307-1327), a we Francji - gwałtowną reakcją możnowładców w okresie rządów Filipa IV Pięknego i po jego śmierci. Na przykład szlachta z Ower- nii wymusiła na Filipie IV Pięknym kartę praw z 1306 r., a w la­tach 1314-1315 doszło do wielkiego buntu feudałów. Filip Piękny, wzmacniając władzę królewską, bardziej niż jego poprzednicy był związany z warstwą feudałów, na co wyraźnie wskazywała polity­ka, jaką przedsięwziął we Flandrii, popierając szlachtę, zwolenni­ków lilii królewskich, czyli Leliaerts, przeciwko rzemieślnikom i ludności miejskiej. W 1328 r. tron Francji, wraz z Filipem VI, ob­jęła wielka rodzina feudalna Walezjuszy.

Kryzys jednolitego chrześcijaństwa

W okresie kryzysu dwie jednolite potęgi średniowiecznego chrześcijaństwa zdawały się rozsypywać, a w każdym razie tracić swą doczesną supremację.

W Niemczech po Wielkim Bezkrólewiu cesarstwo, chociaż oży­ło, nawet odbudowane nigdy już nie miało przekroczyć granic ger­mańskich. Bezowocna wyprawa Henryka VII do Włoch (1310- -1313) stała się ostatnią próbą ustanowienia rzeczywistej domina­cji niemieckich cesarzy we Włoszech.

Zmierzch papiestwa zadziwia jeszcze bardziej. Bonifacy VIII, upokorzony w Anagni, wobec konkurencji Filipa Pięknego zdawał się tracić nadzieję na ziemską dominację Stolicy Apostolskiej w chrześcijańskim świecie. Po nich Ludwik Bawarski i Jan XXII (pa­pież w latach 1316-1334) gotowi byli podjąć na nowo spór między władzą kapłańską a cesarstwem. Jednak papież był już tylko awi- niońskim namiestnikiem apostolskim w ręku króla Francji oraz in­telektualistów wspierających sprawę cesarstwa, między innymi Wilhelma z Ockham czy Marsyliusza z Padwy, broniącego w De­fensor pacis (1324 r.) teorii państwa niezależnego. Skierowana była ona zarówno przeciwko cesarstwu, jak i władzy kapłańskiej, gdyż Marsyliusz utopii powszechnego społeczeństwa ludzkiego przeciw­stawił wielość państw niezależnych, która wydawała się realną ko­niecznością.

Kryzys mentalności i uczuciowości

Zniszczenia, jakich dokonał kryzys, można dostrzec także w dziedzinie intelektualnej, artystycznej i duchowej. Lata około 1300 r. były okresem podważania intelektualnej, estetycznej i reli­gijnej równowagi, którą wiek XIII zdołał osiągnąć.

W dziedzinie intelektualnej głównym winowajcą był arystote- lizm, i, w gruncie rzeczy, tomizm, jako najlepsza transpozycja ary- stotelizmu na myśl chrześcijańską. Święty Tomasz starannie roz­różnił wiarę i rozum, po to jednak, by je połączyć w konieczną re­lację, w której każda ze stron domagała się obecności drugiej. Ka­nonizacja świętego Tomasza, którą dominikanie uzyskali w 1323 r., nie przeszkodziła teologom w podważaniu jego rozważań i w dąże­niu do rozdziału wiary od rozumu przy równoczesnej afirmacji wiary kosztem rozumu.

Gordon Leff u progu XIV w. podał definicję myśli, przedstawia­jąc jej trzy główne tendencje: oderwanie od wiary, pogłębienie się przepaści między faktami możliwymi do udowodnienia a aktami wiary, pojawienie się nowych głównych tematów refleksji filozo­ficznej i teologicznej, jak łaska, wolna wola, nieskończoność, i, podskórnie, nasilająca się wiara w indeterminizm.

Czas syntez minął, a rozpoczął się czas krytycyzmu, sceptycy­zmu, eklektyzmu. Kryzys wyraził się tutaj w pluralizmie, wolunta­ryzmie, w arbitralności, zmieszanymi z poczuciem wyzwolenia i tyranią.

Dzięki Dunsowi Szkotowi, szkockiemu franciszkaninowi, dzie­lącemu swoją działalność między Oksford, Cambridge i Paryż (gdzie mieszkał w latach 1292-1297 i 1302-1303, a wykładał w la­tach 1304-1307), zmarłemu w Kolonii w 1308 r., który przez to, że oddawał się trudnym rozważaniom, zyskał miano „subtelnego dok­tora", intuicja psychologiczna stała się podstawą poznania; Duns Szkot, metafizyk nieskończoności, był również teologiem miłości, głoszącym prymat woli nad myślą. Filozofia nie umożliwiała wznie­sienia się ponad drugorzędne sprawy tego świata. Jedynie wiara i miłość mogły umożliwić osiągnięcie Boga, dla którego wszystko jest możliwe, z wyjątkiem „tego, co implikuje sprzeczność", gdyż Duns Szkot pozostawał związany z teologią racjonalną.

Wilhelm z Ockham (ok. 1290-1348), angielski franciszkanin, który wykładał w Oksfordzie, nie mógł dojść do porozumienia ze swoim zakonem ani z papiestwem i od 1328 r. żył w kręgu otacza­jącym Ludwika Bawarskiego, głównie w Pizie, a następnie w Mo­nachium. Bardziej kategorycznie niż Duns Szkot, którego zresztą ostro krytykował, rozdzielał naturę od bóstwa. Po pierwsze był empirystą, uznającym tylko to, co zostało dowiedzione doświad­czalnie. Po drugie był fideistą czystej wody, przyznającym Bogu „moc absolutną", co nie pozostało bez wpływu na przemiany po­lityczne, wykorzystane przez tyranów renesansu. Wilhelm z Ock- ham uznawał teologię za dziedzinę pozostającą poza zasięgiem rozu­mu. „Wszystko wyglądało tak, jakby po okresie wielkich syntez doktrynalnych wieków poprzednich rozum u Wilhelma z Ockham wszedł w stadium pewnego znużenia".

Według Tomasza Bradwardine'a (ok. 1290-1349), proctora uni­wersytetu w Oksfordzie i arcybiskupa Canterbury, płaszczyznę teo­logiczną osiągało się poprzez matematykę. W pojęciu Bradwardi- ne'a chodziło jednak przede wszystkim o to, by poprzez strukturę kosmologiczną wszechświata dotrzeć do Boga. Otóż doświadcze­nie ludzkie stanowiło źródło podstawowego poczucia: człowiek nie czuje się zdolny do samodzielnego spełnienia aktu wolności pozy­tywnej. Może istnieć tylko jako teren otwarty na dobroć i nieogra­niczoną moc Boga, nieskończenie wolnego - gdyż nieskończenie doskonałego. Boga można spotkać wszędzie we wszechświecie, nawet w próżni. Boga nic nie ogranicza, ani absurd, ani nicość. Jest wszechmocny bez żadnego ograniczenia. Aleksander Koyre dosko­nale wyraził „olśnienie", które ukoronowało myśl Rradwardine'a: „W wyniku dokonującego się w tym samym duchu spotkania teo­logicznego pojęcia bożej nieskończoności z geometrycznym poję­ciem nieskończoności przestrzennej została sformułowana para­doksalna koncepcja realności przestrzeni wyobrażonej, tej prze­strzeni pustej, prawdziwej nicości, w którą, trzy wieki później, miały zapaść się i zatracić sfery niebieskie, dźwigające równocześ­nie piękny kosmos Arystotelesa i średniowiecza. Tak więc przez trzy stulecia świat, który nie był już Kosmosem, jawił się człowie­kowi jak umieszczony w Nicości, w otoczeniu Nicości, a nawet jak­by w pewnym sensie przeniknięty Nicością".

To olśnienie, ten wstrząs, ta chęć zachwiania zbyt dobrze wywa­żoną równowagą, dążenie, by poprzez odgięcie się, wykrzywienie, osiągnąć nieskończoną wolność, przesądziły o istocie sztuki prze­łomu XIII i XIV w.

Przeobrażanie się gotyku w ten gotycki barok, jakim był gotyk płomienisty, lepiej niż gdziekolwiek indziej można zaobserwować w Anglii, w której w latach 1260-1340 królował decorated style. Styl ozdobny pojawił się w „prezbiterium Aniołów" w Lincoln (1256— -1320), a ośmioboczne skrzyżowanie transeptu z nawą główną w Ely (1322-1342), a także w katedrze w Wells, wzmocnionej w 1338 r. gigantycznymi łukami, opartymi o siebie grzbietami, może dopro­wadzić do niezmiernie interesujących spostrzeżeń. Sklepienia są jeszcze bardziej złożone w Yorku (nawa główna z 1291-1324 r.), w Exeter (1285-1367). Łuki „w ośli grzbiet" pojawiły się w kaplicy Matki Bożej w Ely i w lektorium w Lincoln, a wkrótce, w 1334 r., styl płomienisty „rozgorzał" na przegrodzie oddzielającej prezbi­terium w Beverley. W „kryzysie" rzeźby gotyckiej należy wyróżnić napór „werystów", szczególnie odczuwalny w dziełach niemiec­kich, jak Devot Christ z Perpignan (1307 r.) albo posąg w pozycji leżącej biskupa Wolfharta Rota w katedrze w Augsburgu (1302 r.), manieryzm, który zaakcentował się w figurach Matki Bożej z cię­żarem ciała coraz silniej przeniesionym na jedną nogę, upodoba­nie do szczegółu, które wyraziło się w odrodzeniu rzeźby w kości słoniowej.

Witraż przeżywał również okres wolności, fantazji, dekoncentra­cji światła wraz z wynalezieniem „srebrnawej żółci", która położy­ła kres surowości trzynastowiecznych błękitów i głębokich czer­wieni. Wykwintność nowych witraży wyraziła się w arcydziełach normandzkich z pierwszej połowy XIV w.: w wielkiej osiowej ka­plicy katedry w Rouen (1310-1320), w prezbiterium z Saint-Ouen w Rouen (1325-1340), w prezbiterium katedry w Evreux (1325- -1340).

Ten sam kryzys znalazł odbicie w muzyce, która wyrażała wów­czas „niepokój i niestabilność". Jedność tonacji, królująca w XIII w., uległa zachwianiu początkowo przez alterację „tonacji mieszanej", a później przez wynalezienie „punktu podziału", umożliwiającego mieszanie wszystkich tonacji, co w rzeczywistości oznacza niebra- nie jej w ogóle pod uwagę, A więc i w tej dziedzinie pojawia się nieskrępowana wolność.

Harmonia także padła ofiarą rosnących nadużyć alteracji, krzy­żyków i bemoli, które współczesnym tej muzyki kazały nazywać ją musica falsa, „fałszywą muzyką", lub musica ficta, „muzyką sztucz- ną -

Podobnie instrumentacja uległa zmianie, instrumenty zaczęły się indywidualizować w zależności od głosów. Obok truwerów, któ­rzy byli śpiewakami i dodatkowo instrumentalistami, pod koniec wieku pojawili się instrumentaliści wyspecjalizowani, „minstrele" (należący do „drobnych urzędników", ministeriales). Obecność ich można stwierdzić we Francji, w służbie finansowej za rządów Fili­pa Pięknego w 1288 r, W 1321 r. utworzyli cech w Paryżu.

Kryzys myśli i uczuciowości osiągnął swoje stadium szczytowe w kryzysie duchowym i religijnym. Nowy typ nabożności, który dał się zauważyć około roku 1300, przybierał różnorodne formy, od nabożności beginek poczynając, aż po bunt spirytuałów. Jej głębo­ko ukryte przejawy można było zauważyć u człowieka o wybitnej umysłowości i duchowości, „dialektyka" nowej nabożności, u mi­strza Eckharta. Urodzony około 1260 r. w Turyngii, w młodym wieku wstąpił do nowicjatu dominikanów w Erfurcie, stopnie uni­wersyteckie zdobył w Paryżu, gdzie wykładał w latach 1302-1303 i 1311-1313. Od 1314 r. poświęcił się przede wszystkim kaznodziej­stwu w Strasburgu, a następnie w Kolonii. Zmarł na krótko przed tym, zanim Jan XXII w 1329 r. potępił część jego doktryn, uznając je za heretyckie. Był teologiem wyznającym wiarę w mistyczny związek duszy z Bogiem. Jego zdaniem „dar Boży", natychmiast odpowiadający na spontaniczny poryw duszy, usuwał na dalszy plan ascezę indywidualną, pośrednictwo kościelne, a nawet sakra­menty: „Bóg jest Bogiem chwili teraźniejszej". W końcowym sta­dium kryzysu pojawiła się więc pewna anarchia.

Sytuacja w latach 1270-1330


Określenia, jakimi współcześni definiowali zjawiska i postacie kryzysu około 1300 r., zasługują na uwagę. Zwolennicy Wilhelma z Ockham to moderni, „nowożytni", muzyka z początku XIV w. to ars nova> „nowa sztuka", nabożność Eckharta to wprowadzenie do devotio moderna, „nabożności nowożytnej". Wszędzie tam, gdzie my zauważamy przede wszystkim schyłek i rozkład, ludzie epoki do­patrywali się odnowy, nowoczesności. Kryzys był przede wszyst­kim kryzysem okresu wzrastania, twórczym buntem, rodzeniem się nowości.

O ile jednak krajobraz zmienił się, o tyle struktury nie uległy zasadniczemu przeobrażeniu. Powstał nowy styl, nowy rytm, zary­sowały się nowe barwy, istota pozostała ta sama. Wstrząs nie jest rewolucją. Jednak rozwiązania prowizoryczne legły w gruzach: doczesna jedność chrześcijaństwa, harmonia mikrokosmosu indy­widualnego i społecznego, równowaga rozumu i wiary. Nawet jeśli człowiek Zachodu z początku XIV w. wydawał się bardziej wolny, to płacił za to wysoką cenę - rozdziału, rozdarcia, niepokoju.

Nowożytność rodziła się w bólach. Wiek XIV okazał się wiekiem klęsk. Jakże zresztą mogłoby być inaczej, skoro kryzys był w grun­cie rzeczy kryzysem feudalizmu. Możnowładcy wyczerpali drobne środki, które pozwoliłyby im sprostać sytuacji: ponowne dopaso­wanie praw feudalnych, pomoc książąt, przemiana ekonomiczna. Pozostawały już tylko środki radykalne, ultima ratio zagrożonych klas rządzących: wojna. Jednak, paradoksalnie, wszędzie tam, gdzie możnowładcom udało się przeprowadzić pokojową „refeudaliza- cję", w Europie Środkowej i Wschodniej, wady feudalnego społe­czeństwa miały przetrwać. Natomiast tam, gdzie władcy rozpętali krwawe konflikty, na zachodzie chrześcijańskiego świata, ze znisz­czeń wojennych narodził się świat naprawdę nowy, naprawdę no­wożytny. Odpowiedź feudałów na kryzys lat 1270-1330 miała do­prowadzić do zamknięcia epoki średniowiecza.

6

5

v

16

15

18

17

20

21

5

26

25

32

33

48

47

62

63

53

66

67

68

69

70

71

72

80

79

80

81

88

88

88

89

90

72

101

106

107

108

109

112

118

117

124

123

120

128

129

130

131

138

137



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Le Goff Jacques Długie średniowiecze
(ebook Ita Storia) Le Goff, Jacques Memoria
Jacques Le Goff Czas Kosciola I Czas Kupca
Jacques le Goff, Poetyka, egzamin staropolska-oświecenia
Jacques Le Goff, Czas Ko%c5%9bcio%c5%82a i czas kupca
Mentalność-Le Goff, Materiały
Le Goff Sakiewka i życie
Le Goff Kultura średniowiecznej Europy
Le Goff Srednevekove i?ngi Ocherk istoricheskoy antropologii 314351
Le Goff Tsivilizatsiya srednevekovogo Zapada 105614
14 le goff sredniowieczny symbolizm
Le Goff - Kultura średniowiecza (opracowanie), archeologia, Archeologia nowożytna
Le Goff Rozhdenie Evropyi 265799
13 le goff bog i diabe│
6. LE GOFF - ŻYCIE I UMIERANIE W ŚREDNIOWIECZU, antropologia ciała

więcej podobnych podstron