Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tajemnicze jest wydarzenie opowiedziane przez starożytnego pisarza. Przypomnę krótko: Hebrajczycy podążający do Ziemi Obiecanej zbuntowali się przeciw Mojżeszowi i przeciw Bogu. Droga trudna i straszna, jeść nie ma co, a brak wody jeszcze gorszy. Spadła na nich plaga jadowitych węży - rozumieli, że to nie zwykłe wydarzenie, a Boża kara za bunt. Zbyt wiele przeżyli ostatnio, by mieli wątpić w tę Bożą obecność - nawet w chwili buntu. Powiada kronikarz, że jeśli kto ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu. Tajemniczy wąż wykuty z miedzi, tajemnica wiary potrzebującej znaków. Tajemnicza rzeczywistość ponadludzkiej siły ratującej człowieka. Tamto wydarzenie - tajemnicze nawet w samym przebiegu zdarzeń - jest tylko symbolem, obrazem, zapowiedzią innej tajemniczej rzeczywistości. Inny drewniany słup w formie krzyża, na nim już nie miedziany, ale z ciała i krwi człowiek. Znamy tego człowieka z imienia - Jezus Nazarejski. Umiera w męczarniach - bo straszną była krzyżowa śmierć, wyjątkowo okrutną była karą. Dla gawiedzi stawała się widowiskiem - nawet ewangelista tak to nazwał (Łk. 23,48). Co można było zobaczyć? Cierpienie? Bezsens bólu i szamotaniny ludzkiego ciała? Co usłyszeć? Najczęściej przekleństwa nieszczęsnego skazańca. Nawet Jezus wypowiedział wtedy słowa ciężkie jak skała, ciemne jak burzowa chmura: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”. Czy to było pytanie? Skarga? Głos rozpaczy i zwątpienia? Nie ośmielamy się oceniać... Jedno wiemy na pewno - Jego krzyż nie był końcem. Przyszło zwycięstwo. Nie pomimo krzyżowej śmierci, a przez nią. Krzyż jest narzędziem - widocznie koniecznym, na pewno czcigodnym. Ale siła zwycięstwa nie z drewnianych belek, a z mocy Boga. Wiary tu trzeba.. Pięknie napisał apostoł Paweł o wywyższeniu Chrystusa Jezusa: Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył,... aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca. Starożytna pieśń o uniżeniu się Jezusa i o Jego chwale. O krzyżowej śmierci - i o zwycięstwie. Ale... Ale nawet wtedy, gdy pamiętamy o tym zwycięstwie, gdy mocno w nie wierzymy, gdy wliczamy je w rachunek naszego życia - krzyż nie przestaje boleć. I wtedy, gdy cierpienie dotyka nas osobiście, i wtedy, gdy uderza w kogoś z bliskich. Bywa i tak, że nawet gdy nie cierpimy, już sam widok krzyża powoduje w nas jakiś bolesny skurcz, czasem bunt, zawsze jakiś odruch niezrozumienia a nawet buntu. Fala sprzeciwu wobec krzyża odżywa co jakiś czas w różnych krajach. Także w krajach od stuleci chrześcijańskich. Można przypuszczać, że ludzie kształtowani od pokoleń przez wiarę pojmują wymowę krzyża, że zdają sobie sprawę, iż nie cierpienie czcimy umieszczając krzyże w różnych miejscach naszej życiowej przestrzeni, a niezniszczalność życia ogłaszamy. Klękamy nie przed cierpieniem, a przed zwycięskim Jezusem. Można by się spodziewać, a przecież jest inaczej - bunt na widok krzyża budzi się w niejednym z nas. Mimo naszej wiary. Czy można się więc dziwić, że niewierzący krzyż albo niszczą - ileż w naszej okolicy zniszczono krzyży przy drogach i wśród pól... Albo czynią z krzyża tylko ozdobę, która już nic nie znaczy. W niejednym domu takie ozdoby widziałem, choć wiary tam nie dostrzegłem. Na szyi niejednego człowieka - przypomnijcie sobie z różnych koncertów i estradowych imprez - zawieszony ogromny krzyż, mimo równie ogromnych wątpliwości co do wiary tego człowieka. Krzyż zawsze boli - dlatego albo zniszczyć, albo uśpić serca na widok krzyża. Niech przestanie boleć, zawadzać, dokuczać.
Krzyż zawsze boli. Chrześcijanina także. Bo i samego Jezusa bolał. Był przecież strasznym narzędziem okrutnej śmierci. Źle by było, gdybyśmy usiłowali o tym zapomnieć. Ale równie głupio byśmy się zachowywali, gdybyśmy nie docenili mocy płynącej z krzyża. Wielkim nauczycielem mądrości krzyża jest apostoł Paweł. Jego rodacy odbierali krzyżową śmierć jako szczególnie haniebną, bo okrutny obyczaj krzyżowania dotarł do nich wraz z rzymską okupacją. Paweł zdawał sobie sprawę, że „nauka krzyża jest głupstwem”. Ale nie dla niego i nie dla tych, którzy uwierzyli i zaufali. Dla nich jest „mocą Bożą” (1 Kor 1,18). Wiedział, że nauka krzyża jest zgorszeniem (Ga 5,11). Ale o sobie powiada: „Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Ga 6,11). W wielu innych miejscach jego listów znajdujemy zdania wyrażające jego wiarę w moc, w dostojeństwo krzyża Jezusowego. A krzyż Zbawiciela - pisze Paweł - jest jego krzyżem: „Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6,14).
Dlatego krzyż - choć boli - jest dla chrześcijan znakiem ufności. Niepojętej ufności. Niepojętej z dwóch powodów. Po pierwsze - dlatego, że nie jesteśmy w stanie nauki krzyża zrozumieć. A po drugie - dlatego, że z krzyża płynie tak wielka siła życia. Siła pozwalająca dokonywać rzeczy wielkich, pozwalająca przemieniać siebie i świat, pozwalająca stawić czoła wszelkim napotykanym trudnościom. Chrześcijanin to człowiek, który zaufał Jezusowi. Tym samym zaufał krzyżowi.
Łatwo powiedzieć. Trudniej wziąć swój własny krzyż. Bo tak mówił kiedyś Jezus: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24). Mówisz, że to trudne? Wierzę ci. Ale powiedz: Czy łatwiej ci będzie, gdy z krzyżem będziesz walczył? Albo przed nim uciekał? Przyszliśmy dziś uczcić krzyż i powiedzieć Ukrzyżowanemu: Jezu, ufam Tobie!