Przemilczana zbrodnia marokańska spod Monte Cassino
„Czerwone maki na Monte Cassino” to nie tylko przelana krew polskich żołnierzy. To także ukrywane i nigdy nie rozliczone zbrodnie kolonialnego francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, składającego się z marokańskich muzułmanów.
Jak w każdej armii kraju kolonialnego, w wojskach francuskich II Wojny Światowej walczyli sprowadzeni kolonii egzotyczni żołnierze. Ponieważ większość kolonii francuskich położona była w północnej Afryce i obejmowała Maroko, Algierię i Tunezję, nazywane przez Francuzów krajami Maghrebu, byli to muzułmańscy najemnicy, walczący dla pieniędzy i łupów. Ta jednostka, powołana w 1944 roku liczyła 112 tysięcy żołnierzy, a składała się w 60% z Marokańczyków, a w 40% z Francuzów urodzonych w Maghrebie
Jej pierwszy i najpoważniejszy test bojowy odbył się pod Cassino, górskim mieście, w którym wraz z wojskami polskimi, brytyjskimi, kanadyjskimi, indyjskimi i przedstawicielami wielu innych narodów Aliantów szturmowali bronioną przez Niemców górską twierdzę – klasztor Monte Cassino. Gourmierzy, jak ich nazywano, znani także jako „Francuscy Maurowie” byli brutalną i niezdyscyplinowaną jednostką górskiej piechoty. Natarcie uzbrojonych w długie noże i karabiny muzułmanów zagroziło niemieckim flankom w górach Aurunci i zmusiło Niemców do wycofania części wojsk w dolinę. To otworzyło możliwość skutecznego natarcia na klasztor przez Polski II Korpus Władysława Andersa i zwycięstwo aliantów.
Dowódca korpusu, generał Alphonse Juin powiedział im wtedy w przemówieniu przed bitwą:
„Za tymi górami, za wrogami których zabijecie dziś w nocy, są ziemie bogate w kobiety, wino, domy. Jeżeli uda wam się przejść przez te linie, nie zostawiając żadnego przeciwnika przy życiu, wasz generał wam obiecuje: te kobiety, te domy, to wino i wszystko co tam znajdziecie jest wasze i dla waszej przyjemności. Przez pięćdziesiąt godzin. Możecie mieć wszystko, robić wszystko, brać wszystko, zniszczyć wszystko, jeśli na to zasłużyliście. Wasz generał dotrzyma słowa, jeśli wy będziecie służyć aż do ostatniego zwycięstwa.”
A Marokańczycy po prostu skorzystali z tej niezwykle hojnej oferty. Po zwycięstwie pod Monte Cassino, rozbójnicy Alibaby – a raczej Alphonsa, przystąpili do dzieła gwałtu i zniszczenia.
18 maja 1944 roku, po zajęciu Monte Cassino, Marokańczycy rozpoczęli zbrodnie. Tysiące goumierów rozpoczęło masową grabież oraz gwałt, posuwając się w dół doliny wzdłuż szlaku kolejnych. Zgwałcili 60 tysięcy kobiet i dziewczynek w wieku od 11 do 86 lat. Trwało to wiele dni, a nie dwie doby. Mężczyźni, którzy się sprzeciwiali najeźdźcom zostali zamordowani i byli wbijani na pal jako ostrzeżenie. Marokańczycy zgwałcili nawet miejscowego proboszcza Alberto Terillę, który na skutek odniesionych obrażeń zmarł. Był to największy gwałt masowy w historii świata, po gwałtach Sowietów na Niemkach z okupowanych terenów III Rzeszy (do 1 miliona ofiar). Liczba gwałtów była nawet większa niż w niesławnym gwałcie japońskich żołnierzy w chińskim Nankinie.
Ta zbrodnia tkwi głęboko jak rana we włoskiej świadomości i do dziś zapewne żyją ofiary gwałtów oraz dzieci poczęte z gwałtu. Inaczej niż Polacy, Włosi bardzo źle wspominają Monte Cassino i nie uznają tego za wyzwolenie, ale za wielką hańbę i wieczną drzazgę tkwiącą we włoskiej narodowej duszy. O masowym gwałcie powstały we Włoszech książki, nigdy nie wydawane na Zachodzie, a także film – „Dwie kobiety” Opowiadał on o tych wydarzeniach końca II Wojny Światowej. W tym włoskim filmie, osnutym na zbrodni „Marocchinate”, w kulminacyjnej scenie marokańscy żołnierze dokonują zbiorowego gwałtu na matce i córce w kościele. Film w 1960 roku dostał Oscara za najlepszą rolę kobiecą, którą otrzymała wtedy 26-letnia Sophia Loren, a jej filmowa córka miała 12 lat. W 1989 roku włosi nakręcili nawet remake tego filmu. Zachodnia kultura 50 lat temu była zupełnie inna – dzisiaj poprawność polityczna nie pozwoliłaby pokazać nigdzie takiego filmu, zarówno ze względu na rasę oprawców, jak i na niezwykle brutalny akt gwałtu na dziewczynce.
„Francuscy Maurowie” gwałcili, plądrowali i mordowali dalej, podążając dalej przez Toskanię i Lombardię, aż do Niemiec. Raport niemieckiej policji z okupowanego przez francuzów Stuttgartu z 1945 roku mówi o 1198 zweryfikowanych przypadkach gwałtu. Wiek ofiar wynosił od 14 do 74 lat i większość ofiar „była atakowana w swoich domach przez Marokan w turbanach którzy wyważali drzwi, plądrując mieszkania”. Jak bardzo historia dziś się powtarza! Również generał Patton, mający zawsze ostre, wojskowe i niepoprawne politycznie poglądy, w swojej słynnej autobiografii „Wojna jak ją poznałem” pisze o Marokańczykach jako o gwałcicielach. Najbardziej zdemoralizowani żołnierze byli rozstrzeliwani (mówi się o zaledwie kilkudziesięciu egzekucjach), jednak zbrodnia pozostała bez żadnych konsekwencji. Zgwałcone kobiety we Włoszech dostały skromne renty od państwa – oczywiście nie francuskiego.
Nie powstał żaden trybunał który rozliczył zbrodniarzy. Nikt nie osądził generała Alphonse Juina, który jako bohater wojenny, w nagrodę otrzymał w latach 50. pozycję Marszałka Francji, a nawet wysokie stanowisko w NATO, powołanym po wojnie w celu obrony przed Związkiem Radzieckim. Nie otrzymał żadnej kary. Francja nigdy nie przeprosiła nikogo za działania swoich żołnierzy.
Te smutne wydarzenia historyczne miały jednak naprawdę miejsce, o czym nie powinniśmy zapominać. „Czerwone maki na Monte Cassino”, jak uczy się w szkołach, to nie tylko przelana krew polskich żołnierzy, ale także gwałty i mordy dokonane na ludności włoskiej przez alianckich żołnierzy z Maroka. Historia nigdy nie rozlicza zwycięzców – i nie rozliczyła. My, jako naród który wycierpiał wiele od okupanta ze Wschodu i z Zachodu, nie powinniśmy jednak nigdy zapominać o zbrodniarzach i nie kryć ich ponurego występku. A pamięć o tej historii i barbarzyństwie ludów Afryki powinna nam towarzyszyć w dzisiejszym kontekście masowej migracji muzułmanów do Europy.