Historia Żydów w Lublinie

Historia Żydów w Lublinie

[edytuj]

Z Wikipedii

Skocz do: nawigacji, szukaj

Historia Żydów w Lublinie – liczy około 700 lat i jest o rok dłuższa od uzyskania praw miejskich przez Lublin. Były w niej długie okresy religijnej tolerancji i pomyślnej koniunktury dla lubelskiej wspólnoty żydowskiej, ale również niemal całkowita eksterminacja (holokaust) podczas okupacji Polski przez nazistowskie Niemcy.

Lublin przez ten cały okres był symbolem żydowskiej ortodoksji, rozwoju kultury języka hebrajskiego i jidysz oraz rozwoju żydowskiej nauki, z tego powodu zaczęto go nazywać "żydowskim Oxfordem" czy "Jerozolimą Królestwa Polskiego".

Spis treści

[ukryj]

Średniowiecze [edytuj]

Pierwsze wzmianki o ludności żydowskiej zamieszkującej na stałe Lublin pochodzą z 1316 roku. Zamieszkiwała ona wyznaczony rewir na przedmieściach miasta, zwany Piaskami Żydowskimi.

Prawdopodobnie w 1336 lub 1396 roku powstała samodzielna gmina żydowska, skupiająca w tamtym czasie kilkudziesięciu Żydów. W tym samym czasie król Kazimierz III Wielki nadał przywilej pozwalający na osiedlanie się Żydom na stoku wzgórza zamkowego, zwanym Podzamczem. Wkrótce na jej terenie rozwinęła się odrębna dzielnica żydowska. W 1453 roku król Kazimierz IV Jagiellończyk nadał Żydom w Lublinie przywilej swobodnego handlu.

W 1475 roku w Lublinie schronił się zbiegły z Trydentu, oskarżony o mord rytualny na chrześcijańskim chłopcu, rabin Jakob.

XVI-XVII wiek [edytuj]

Na przełomie XVI i XVII wieku nastąpił największy rozwój lubelskiej gminy żydowskiej. W tym czasie gmina uzyskała szereg przywilejów królewskich, m.in. na budowę nowej murowanej synagogi oraz szpitala. W 1518 roku z inicjatywy Szaloma Szachny otworzono tu jesziwę, którą w 1567 roku zrównano z innymi wyższymi uczelniami. Jesziwa ta wkrótce stała się znana w całej żydowskiej Europie.

W 1523 roku lubelscy Żydzi uzyskali równe z mieszczanami prawa i przywileje w zamian za udział w budowie umocnień wokół miasta. W tym okresie zaczęły pojawiać się liczne jarmarki, na które zaczęli zjeżdżać z całej Polski liczni kupcy żydowscy, którzy w bardzo szybkim tempie zaczęli się bogacić, co stanowiło konkurencję dla kupców chrześcijańskich.

Ci ostatni zdołali uzyskać od króla Zygmunta Starego, przywilej De non tolerandis Iudaeis, znacznie ograniczający, wręcz zabraniający osobom wyznania mojżeszowego prowadzenia działalności gospodarczej oraz stałe osiedlanie się w obrębie murów miejskich. Około 1541 roku założono cmentarz, w późniejszym okresie zwany starym.

W 1547 roku z inicjatywy Chaima Szwarca założono pierwszą w Lublinie oraz jedną z pierwszych w Polsce, drukarnię hebrajską. Drugą drukarnię założono w 1578 roku przez Kalonimusa, syna Mordehaja Jaffe. Obydwie zdobyły wielką sławę w ówczesnej Polsce, jak i Europie Środkowej.

Jednym z największych dokonań gminy żydowskiej w tym czasie było wzniesienie w 1567 roku jesziwy oraz Wielkiej Synagogi, nazwanej w późniejszym okresie synagogą Maharszala, na cześć rabina i rektora Salomona Lurii. W 1581 roku powstał, działający do 1764 roku Sejm Czterech Ziem (hebr. Waad Arba Aracot).

W okresie XVI wieku w mieście działało wielu wybitnych talmudystów, m.in. Meir Aszkenazy, Mordehaj Jaffe czy Meir ben Gedalia. W 1568 roku mieszkało w Lublinie około 500 Żydów. W tym samym roku miasto żydowskie w Lublinie otrzymało przywilej De non tolerandis Christianis.

W 1587, wśród powszechnego entuzjazmu, rabin Saul Wahl został okrzyknięty przez szlachtę królem. Jego panowanie miało trwać tylko jedną noc, miał wtedy wydać wiele nowych praw i przywilejów poprawiających położenie Żydów w Polsce.

W 1602 roku w Lublinie żyło około 2000 Żydów. W 1616 roku wybudowano kolejną synagogę, nazwaną na cześć rabina lubelskiego Meira ben Gedalii, zwanego Maharamem.

Najtragiczniejszym momentem tamtego okresu w historii lubelskiej gminy żydowskiej jest najazd kozacko-moskiewski w 1655 roku. Wówczas wymordowano około 2000 Żydów oraz doszczętnie zniszczono miasto żydowskie i synagogę na Podzamczu. Ocaleni Żydzi zaczęli wynajmować lokale mieszkaniowe w dzielnicy chrześcijańskiej od bogatych mieszczan oraz duchowieństwa, którzy liczyli na duże zyski.

W XVII wiek duża grupa Żydów zaczęła się osiedlać również na Kalinowszczyźnie, która była podkahałem gminy lubelskiej. Wkrótce przy obecnej ulicy Towarowej wzniesiono synagogę.

XVIII i XIX wiek [edytuj]

Dzielnica żydowska i zamek na rysunku z 1810 roku.

W drugiej połowie XVIII wieku odrodziła się lubelska gmina żydowska i już w 1787 roku w mieście mieszkało 4231 osób wyznania mojżeszowego. Na początku XVII wieku Żydzi zaczęli się osiedlać na Piaskach, gdzie posiadali własną synagogę oraz w Wieniawie gdzie również była osobna synagoga.

Gmina Żydowska

Rok

Mieszkańcy

1568

500

1602

2000

1787

4231

1865

12 992

1931

38 937

1939

42 830

1945

4553

1990

10

2007

20

Na początku XIX wieku w Lublinie za sprawą Jakuba Izaaka Horowitza nastąpił znaczny rozwój chasydyzmu. W 1794 otworzył on własną synagogę. Była to pierwsza legalna chasydzka bożnica w centralnej Polsce. W 1829 roku przy ulicy Walecznych założono nowy cmentarz żydowski.

W 1854 roku ze względu na fatalny stan techniczny doszło do katastrofy budowlanej synagogi Maharszala, w której zawaliły się stropy. W 1866 roku, zakończono odbudowę synagogi; ze starej bożnicy zachowano jedynie pierwotny obrys murów zewnętrznych.

Wkrótce również powstała lokalna chasydzka dynastia cadyków, której założycielem był Lejb Jehuda Eiger, zwany Płaczącym Cadykiem. Założył on również własną synagogę, mieszczącą się w jego prywatnym dworze przy ulicy Szerokiej 40. W 1886 z inicjatywy bogatych Żydów powstał Szpital Żydowski, przy ulicy Lubartowskiej 81. W 1939 roku był on najnowocześniejszym szpitalem w ówczesnej Polsce. W końcu XIX wieku w mieście istniały 43 chedery.

W 1865 roku w mieście mieszkało już 12 992 osób wyznania mojżeszowego, czyli 59,2% ogółu wszystkich mieszkańców Lublina. W tym czasie pojawiła się żydowska inteligencja, dążąca do asymilacji kulturowej z ludnością polską.

W 1862 roku wydano dekret równouprawnienia ludności żydowskiej w Królestwie Polskim, poprzez co elita żydowska zaczęła osiedlać się w centrum miasta i na Krakowskim Przedmieściu.

1900-1939 [edytuj]

Koniec XIX i początek XX wieku to znaczny rozwój żydowskiej nauki, polityki i życia kulturalnego. W tym czasie różne grupy społeczne, zawodowe i chasydzkie zaczęły zakładać własne prywatne bożnice, przeważnie umiejscowione w kamienicach na piętrze, czy w oficynach. W 1917 do lubelskiej gminy żydowskiej została przyłączona gmina wieniawska.

W 1908 roku powstało żydowskie towarzystwo społeczno-kulturalne "Hazomir", a w 1910 roku towarzystwo dla upowszechniania języka i kultury żydowsko-hebrajskiej "Chowej Sfos Ewer". Działacze tej pierwszej w 1908 roku, przy ulicy Rybnej 8 otworzyli własną synagogę.

Po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu niepodległości przez państwo polskie, następuje największy w historii rozwój życia żydowskiego. Założono kilka szkół, liczne organizacje, teatry amatorskie, biblioteki, drukarnie czy kluby kulturalne. Zaczęto również zakładać liczne zakłady produkcyjne.

Rabin Majer Jehuda Szapira

W 1930 roku za sprawą Majera Szapiry nastąpiło uroczyste otwarcie gmachu Jeszywas Chachmej Lublin, największej i najbardziej prestiżowej szkoły rabinackiej na świecie. W jej gmachu mieściła się synagoga, biblioteka z bardzo bogatym księgozbiorem, który liczył sobie 22 tys. pozycji książek, głównie literatury rabinicznej i 10 tys. czasopism. W piwnicy mieściła się najbardziej koszerna z koszernych mykw na świecie. Obok niej funkcjonowało jeszcze szereg innych, również wpływowych szkół.

W 1921 roku przeprowadzono spis ludności. Do pochodzenia żydowskiego przyznało się w Lublinie około 56% jego mieszkańców. W późniejszych latach wraz z przyrostem naturalnym i emigracyjnym ich procent malał. W 1931 roku w Lublinie żyło 38 937 Żydów, którzy stanowili 34,6% ogółu mieszkańców.

W 1930 roku zmarł cadyk Izrael Eiger, którego następcą zostaje jego młodszy brat Salomon, który po śmierci Majera Szapiry został rektorem Jeszywas Chachmej Lublin.

W 1936 roku z inicjatywy Bundu, na rogu ulic Czwartek i Szkolnej rozpoczyna się budowa Żydowskiego Domu Ludowego, którego budowę przerwała II wojna światowa. W przededniu wojny w Lublinie mieszkało 42 830 osób wyznania mojżeszowego, stanowiących 31% ogółu wszystkich mieszkańców Lublina. Gmina żydowska posiadała trzy cmentarze, jedenaście synagog, szpital, dwie mykwy, kilkadziesiąt szkół w tym Talmud-Torę oraz Jawnę, bibliotekę Tabrut oraz wiele innych instytucji. Oprócz nich istniało jeszcze około 100 prywatnych bożnic. Wydawany był dziennik "Lubliner Togblat".

II wojna światowa [edytuj]

Żydzi z lubelskiego getta, 30 grudnia 1939 roku.

Podczas II wojny światowej, po wkroczeniu wojsk hitlerowskich do Lublina, rozpoczęły się masowe prześladowania ludności żydowskiej. W styczniu 1940 roku powołano Judenrat, na którego czele stanął Mark Alten. W marcu 1941 roku Niemcy utworzyli getto na terenie miasta żydowskiego na Podzamczu. Uwięzili w nim ponad 34 tysiące Żydów. W mieście jeszcze funkcjonowało 6 mniejszych obozów zagłady oraz na przedmieściach miasta w Majdanku, obóz masowej zagłady.

Ze względu na zakaz odbywania zbiorowych modłów w synagodze Maharszala znajdowała się schronisko dla ubogich, uchodźców, wysiedleńców oraz stołówką dla biednych. W Jeszywas Chachmej Lublin mieściła się siedziba żandarmerii wojskowej. Z bogatego księgozbioru jesziwy większość książek została publicznie spalona przez nazistów w 1940 roku. Cenniejsze pozycje przenieśli oni do biblioteki miejskiej im. H. Łopacińskiego i Muzeum Lubelskiego. Ich dalszy los jest mało znany.

Tragiczny los spotkał również budynek Szpitala Żydowskiego. Został ograbiony z cennej aparatury medycznej, a 27 marca 1942 roku hitlerowcy wymordowali wszystkich pacjentów i część personelu.

Burzenie dzielnicy żydowskiej w Lublinie przez hitlerowców w latach 1942-1943. Na pierwszym planie resztki bimy w sali modlitewnej przy ul. Jatecznej, w głębi synagoga Maharszala.

Na przełomie marca i kwietnia 1942 roku wywieziono około 30 tysięcy osób do obozu zagłady w Bełżcu, zaś 4 tysiące do Majdanu Tatarskiego. Kolejną wielką akcję przeprowadzono we wrześniu 1942 roku, kiedy to hitlerowcy rozstrzelali na miejscu około 2000 osób. Następną przeprowadzono w październiku tegoż roku; zgładzono ponad 1800 osób. Ostatnich lubelskich Żydów wywieziono do obozu zagłady na Majdanku w listopadzie 1942 roku. W tymże roku hitlerowcy wysadzili w powietrze synagogę Maharszala, po której pozostały jedynie ruiny oraz bima.

W latach 1942-1943 hitlerowcy przeprowadzili akcję wyburzania getta żydowskiego, wykorzystując do wykonania tego zadania więźniów z obozu koncentracyjnego na Majdanku. Tak zakończyła się istniejąca przez kilkaset lat historia lubelskiej społeczności żydowskiej. Naziści wyniszczyli ludność żydowską oraz jej dorobek kulturalny i materialny.

1944-1989 [edytuj]

Po wyzwoleniu Lublina przez wojska sowieckie w 1944 roku, powołano pierwszą powojenną organizację żydowską - Centralny Komitet Żydów Polskich, którego zadaniem była rejestracja oraz pomoc ocalonym z Holocaustu Żydom. Wkrótce powstał sierociniec dla dzieci ocalonych z obozu zagłady na Majdanku. W 1945 roku w Lublinie mieszkało 4553 osób narodowości żydowskiej. Do 1949 roku działała szkoła podstawowa Poalej Syjon.

Po wojnie monumentalny budynek dawnej Jeszywas Chachmej Lublin został przejęty przez Akademię Medyczną i służył do 2005 roku jako Collegium Maius. W Szpitalu Żydowskim urządzono klinikę ginekologiczno-położniczą, a nowy cmentarz żydowski został podzielony na dwa place o powierzchni 3,5 hektara każdy, ze względu na budowę drogi przez jego środek.

Resztki baszty zwanej żydowską

W 1954 roku na polecenie władz miejskich zostały wyburzone ruiny synagogi Maharszala. Jedyną wówczas czynną synagogą była bożnica Chewra Nosim. W 1984 roku ze względu na brak minjanu w bożnicy zawieszono odprawianie nabożeństw szabatowych oraz świątecznych. W 1987 roku przeszła remont i obecnie okazjonalnie odbywają się tutaj uroczystości religijne. W sali głównej urządzono Izbę Pamięci Żydów Lublina prezentującą sprzęty liturgiczne, zdjęcia, dokumenty, stare księgi, tablica pamięci Polaków, którzy nieśli pomoc Żydom w czasie okupacji niemieckiej oraz inne ciekawe eksponaty.

Znaczny spadek ludności żydowskiej w Lublinie nastąpił po wydarzeniach z marca 1968 roku. Rozwiązano kilka organizacji i stowarzyszeń. Wówczas w mieście pozostało kilkudziesięciu Żydów.

Pod koniec lat 80. nowy cmentarz żydowski objęła opieką Fundacja Sary i Manfreda Frenklów. W 1989 roku nastąpiło wpisanie obiektu do rejestru zabytków. Wybudowano również budynek z Izbą Pamięci oraz malutką bożniczką. W tym czasie większość zachowanych zabytków kultury żydowskiej zostało upamiętnionych specjalnymi tablicami pamiątkowymi.

Po 1989 [edytuj]

Od lat 90. XX wieku trwa powolne odradzanie się życia religijnego i kulturalnego lubelskich Żydów, których w mieście w 1990 roku mieszkało tylko 10.

Społeczność Żydowska spotykał się w trakcie świąt religijnych w Izbie Pamięci Żydów Lublina ul. Lubartowska 10 /dawna synagoga Chewra Nosim/. Prowadzono regularnie naukę języka hebrajskiego dla osób pochodzenia żydowskiego oraz Polaków. Prowadzono też stałą prezentacje zbiorów dotyczących historii gminy żydowskiej w Lublinie w pomieszczeniach Izby.

29 czerwca 2001 roku został otwarty Szlak Pamięci Żydów Lubelskich. Trasa długości dwa i pół kilometra przebiega przez 13 obiektów i miejsc związanych z historią żydowskiej społeczności w Lublinie. Szlak rozpoczyna się u podnóża Zamku Lubelskiego, gdzie znajdowała się dawna dzielnica żydowska a kończy przy Bramie Grodzkiej na Starym Mieście, gdzie kończyła się ta dzielnica.

Budynek Jeszywas Chachmej Lublin.

Największy rozwój nastąpił począwszy od 2003 roku, kiedy to Gmina Wyznaniowa Żydowska w Warszawie, odzyskała budynek Jeszywas Chachmej Lublin i rozpoczęła jego remont.

22 stycznia 2006 roku w jednym z mniejszych pomieszczeń na parterze jesziwy, zaraz po przeniesieniu do odzyskanego budynku biur filii lubelskiej Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie utworzono tymczasową salę modlitewną, która z założenia, służyła lokalnej społeczności do czasu uroczystego otwarcia odremontowanej synagogi właściwej.

11 lutego 2007 została tam ponownie otwarta synagoga, która służyć będzie lubelskiej społeczności żydowskiej oraz licznie odwiedzającym to miasto chasydom i grupom żydowskich turystów. W salach przylegających do synagogi można oglądać wystawę dokumentującą historię jesziwy oraz upamiętniającą postać jej założyciela, rabina Majera Szapiry. Według planów w podziemiach budynku ma powstać pierwsze w Europie Muzeum Chasydyzmu. Obecnie lubelska społeczność żydowska liczy ponad 20 osób i cały czas się zwiększa. Przewodniczącym lubelskiej gminy żydowskiej jest Roman Litman.

To co pozostało [edytuj]

Brama Grodzka

Wnętrze synagogi Chewra Nosim

Plac Zamkowy, to tutaj znajdowało się miasto żydowskie

Izba pamięci

Sławne osoby [edytuj]

oraz Zalkind Horowitz, Szlomo Baruch Nisenbaum, Nachum Blumental, Jakub Glatsztejn, Symcha Trachter, Bela Szapiro, Bela Dobrzyńska, Abraham Stern, Hirsz Doktorowicz i wiele innych.

Żydowski Lublin w kulturze [edytuj]

Isaac Bashevis Singer, noblista polsko-amerykański tworzący w języku Żydów europejskich jidysz, w swej twórczości powracał do przedwojennego Lublina, szczególny obraz miasta pojawił się w powieści Sztukmistrz z Lublina, najsłynniejszym dziele pisarza.

Bibliografia [edytuj]

Synagoga Chewra Nosim w Lublinie

[edytuj]

Z Wikipedii

Przejrzana [zobacz wersję roboczą]  

(+/-)

To jest najnowsza wersja przejrzana, zatwierdzona 25 lut 2009. W wersji roboczej jest 1 zmianę oczekującą na przejrzenie.

Status

przejrzana



Skocz do: nawigacji, szukaj


Synagoga Chewra Nosim w Lublinie

Data budowy

przed 1889

Data zniszczenia

II wojna światowa

Tradycja

ortodoksyjna

Budulec

murowana

Obecnie

izba pamięci, czynna synagoga

Galeria zdjęć w Wikimedia Commons

Wnętrze sali modlitewnej

Synagoga Chewra Nosim w Lublinie (z hebr. Bractwa Tragarzy Zwłok) – synagoga znajdująca się w Lublinie przy ulicy Lubartowskiej 10 (wejście przez bramę kamienicy nr 8). W latach 1945-2006 była główną synagogą lubelskich Żydów.

Spis treści

[ukryj]

Historia [edytuj]

Wnętrze sali modlitewnej

Ekspozycja na ścianie północnej sali głównej

Tablica pamiątkowa, upamiętniająca Polaków, którzy ratowali Żydów podczas II wojny światowej

Zbiór starych książek w sali głównej

Nie jest znana dokładna data budowy synagogi. Istniała już na pewno w 1889, gdy kamienicę wraz z ulokowaną na piętrze bożnicą od Szlemy i Frajdy Goldsoblów i Berka Cygielmana odkupili Fajwel Gnadhauz, Izrael Wizeltir oraz Froim Zauerman. Zasadniczo miejsce to należało do Bractwa Pogrzebowego "Chewra Nosim", które w świetle prawa rosyjskiego do 1906 było organizacją nielegalną.

W 1905 synagoga przeszła na mocy aktu notarialnego na własność Gminy Żydowskiej w Lublinie. Nie jest znany powód, dla którego zdecydowano się na przekazanie bożnicy, ale najprawdopodobniej wiązało się to z przejęciem przez gminę kontroli nad Bractwem Pogrzebowym[1]. W testamencie zaznaczono, że dom modlitwy:

nie może być nigdy zamieniony na inny cel, nawet dla religijnych czy dobroczynnych celów, a także w modlitwach i naukach nie może być wprowadzona żadna reforma, ale wszystko powinno być wypełnione zgodnie z tradycją ortodoksów[2].

Bożnicę w imieniu gminy żydowskiej przejmowali: Marek Arnsztajn, adwokat Bolesław Warman, dyrektor banku Jakub Kipman i Henoch Rechtszaft, którzy reprezentowali środowisko postępowych i zasymilowanych Żydów, a w Lublinie nigdy nie posiadali własnej synagogi. Być może właściciele modlitewni obawiali się, że asymilatorzy zechcą zamienić to miejsce w synagogę reformowaną[1]. W testamencie zaznaczono również, że komitet synagogalny ma być wybierany tylko spośród uczęszczających tutaj wiernych i gmina w ten wybór nie może ingerować. W 1914 przeprowadzono gruntowny remont synagogi.

W synagodze przed wojną miały miejsce wykłady talmudyczne, tzw. Sziur be Cibur, prowadzone wieczorami przez dwóch talmudystów: Mosze Ajzenberga i Dawida Muszkatblita.

Podczas II wojny światowej hitlerowcy doszczętnie zdewastowali wnętrze bożnicy, które przez pewien czas było użytkowane jako magazyn oraz warsztat. Budynek synagogi przetrwał tylko dlatego, że znalazł się po aryjskiej stronie miasta. Po zakończeniu wojny została gruntownie wyremontowana i ponownie dostosowana do potrzeb kultu religijnego. W 1984 ze względu na brak minjanu w bożnicy zawieszono odprawianie nabożeństw szabatowych oraz świątecznych.

W 1987, w 45. rocznicę likwidacji getta lubelskiego, synagoga przeszła remont i obecnie okazjonalnie odbywają się tutaj uroczystości religijne. Wnętrze zostało podzielone na trzy pomieszczenia, gdzie w większym, obejmującym główną salę modlitewną, z inicjatywy Symchy Wajsa urządzono Izbę Pamięci Żydów Lublina, w której prezentowane są sprzęty liturgiczne, zdjęcia, dokumenty, kilka zwojów Tory, stare księgi oraz inne ciekawe eksponaty. W tym samym roku w synagodze odbyła się jak dotąd ostatnia w Lublinie bar micwa Jakuba Muszkatblita, prawnuka talmudysty Dawida Muszkatblita.

27 maja 1995 nieznani sprawcy włamali się do synagogi rabując cenne eksponaty oraz sprzęt liturgiczny. Ocalał jedynie jad, odnaleziony następnego dnia po włamaniu na śmietniku. Złodzieje jednak nie zrabowali cennego księgozbioru. Do dnia dzisiejszego udało się odtworzyć tylko część bogatej kolekcji.

W 2006 synagoga utraciła swoją pozycję głównej synagogi lubelskiej gminy żydowskiej, ze względu na ponowne otwarcie tymczasowej synagogi, a następnie 11 lutego 2007 synagogi w Jeszywas Chachmej Lublin. Mimo tego pozostaje nadal czynną synagogą. Jest również siedzibą oddziału lubelskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce, oraz stanowi miejsce spotkań członków Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Kultury Żydowskiej.

Architektura [edytuj]

Murowany budynek synagogi w stylu klasycystycznym, wzniesiono na planie prostokąta. W przedniej części znajdują się dwie, zaś w tylnej trzy kondygnacje. Jej charakterystycznym elementem są cztery wielkie półokrągło zakończone okna, rozdzielone pilastrami, skierowane w stronę głównej ulicy. Cały budynek zwieńczony jest gzymsem koronującym i przykryty dachem dwuspadowym. Główna sala modlitewna, z płaskim drewnianym stropem znajduje się na piętrze. Na parterze znajdują się sklepy, które pierwotnie przeznaczone były na utrzymanie modlitewni. Wejście do synagogi znajduje w bramie kamienicy numer 8.

Wewnątrz, na ścianie wschodniej, między dwoma oknami znajduje się półokrągła wnęka po Aron ha-kodesz. Po jej lewej stronie stoi pulpit kantora, nakryty aksamitną płachtą z wyhaftowaną pośrodku gwiazdą Dawida. Na pulpicie stoi elektryczna menora. Na środku sali znajduje się bima, również nakryta aksamitną płachtą z wyhaftowaną na środku gwiazdą Dawida, na której wyeksponowano zabytkowy zwój Tory oraz drewniany jad.

Na ścianie północnej znajduje się galeria zdjęć przedstawiających życie Żydów w Lublinie w okresie międzywojennym oraz podczas II wojny światowej. Podczas nabożeństw, ściana ta zasłaniana jest specjalną kotarą, ze względu na to, że zdjęcia przedstawiają również sylwetki ludzkie, co jest zakazane przez judaizm. Na środku tej ściany znajduje się tablica pamiątkowa w języku polskim, hebrajskim i jidysz upamiętniająca Polaków, którzy pomagali Żydom podczas II wojny światowej:

Chwała Polakom, którzy nieśli pomoc Żydom w latach okupacji hitlerowskiej 1939-1945.

Przy ścianie południowej stoją stoły i ławy oraz w specjalnej szafie znajdują się liczne eksponaty związane z życiem religijnym Żydów, m.in. talit gadol, talit katan, stare modlitewniki, tefiliny, świeca hawdalowa i purimowa kołatka.

W bożnicy przez wiele lat po wojnie przechowywano oryginalny, bogato haftowany parochet prawdopodobnie pochodzący z synagogi w Jeszywas Chachmej Lublin. Po otwarciu małej synagogi w jesziwie, parochet został do niej przeniesiony.

Księgozbiór [edytuj]

W szafach przy ścianie zachodniej zgromadzono bardzo duży księgozbiór, w którym znajdują się książki zarówno w języku hebrajskim (literatura religijna), jak i w języku jidysz. Wiele tych ksiąg pierwotnie należało do bibliotek synagogalnych, domów modlitwy czy osób prywatnych. Część książek została wydana w okresie powojennym.

Do najcenniejszych należało sześć książek z biblioteki Jeszywas Chachmej Lublin, które zostały osobno wyeksponowane. W ich wnętrzach znajdują się wyblakłe, hebrajskojęzyczne pieczęcie biblioteczne z adresem jesziwy. W 2007 zostały z powrotem przeniesione do gmachu Jeszywas Chachmej Lublin. Były to m.in.:

Galeria [edytuj]

Widok na ścianę wschodnią

Zwój Tory oraz drewniany jad na bimie

Ekspozycja judaiców w sali głównej

Pulpit kantora z menorą i sidurami

Stare książki w sali głównej

Zobacz też [edytuj]

Zobacz galerię na Wikimedia Commons:
Synagoga Chewra Nosim w Lublinie

Przypisy

  1. 1,0 1,1 Artykuł "Znalezisko w Chewra Nosim" w Biuletynie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, nr 15, grudzień 2002-styczeń 2003

  2. Fragment testamentu zamieszczony w Biuletynie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, nr 15.

Bibliografia [edytuj]

Linki zewnętrzne [edytuj]

Historia Żydów lubelskich

Najstarsze wzmianki o Żydach osiadłych w Lublinie dotyczą 1330 r. O przywileju królewskim z 1336 r., zezwalającym Żydom na osiedlanie się na tzw. Podzamczu, wspominali w roku 1558 starsi gminy. W roku 1475 schronił się w Lublinie rabbi Jaakow, zbiegły z Trydentu, po oskarżeniu go o mord rytualny. Okres największej świetności żydowskiej gminy lubelskiej, podobnie jak całego miasta, to wiek XVI i 1. połowa XVII. Już w 1 połowie XVI w. gmina lubelska była trzecią w Koronie (po krakowskiej i lwowskiej) co do liczebności (około 350 rodzin żydowskich) i zajmowała czołową pozycję pod względem ekonomicznym i kulturalnym.

Mieszczanie lubelscy, obawiając się konkurencji ze strony kupców żydowskich, podobnie jak w innych miastach królewskich, uzyskali od króla przywilej de non tolerandis Iudaeis – zabraniający Żydom swobodnego zamieszkiwania w obrębie murów miejskich. Prawo posiadania domów mieli tam tylko nieliczni Żydzi będący w służbie króla. W związku z tym osiedle żydowskie powstało poza murami miejskimi na Podzamczu – przy północnym stoku wzgórza zamkowego. W ciągu XVI w. gmina uzyskała szereg przywilejów królewskich, m.in. na prowadzenie handlu, zakup nowych terenów i rozbudowę obiektów gminnych (jatki, szpital, murowana synagoga). Od 1518 r. działała tu uczelnia talmudyczna – jesziwa, założona przez Szaloma Szachnę, która zasłynęła w całej Europie. Przywilej królewski z 1567 r. zrównał w prawach lubelską jesziwę z innymi wyższymi uczelniami w Polsce i przyznawał prowadzącym ją mędrcom tytuł rektora. W 1547 r. wędrowny drukarz Chajjim Szwarc uzyskał pozwolenie na założenie (pierwszej w Lublinie) drukarni hebrajskiej. Ta oraz kolejne oficyny, działające do 1685 r., wydały ponad 240 tytułów i odegrały ważną rolę w rozwoju drukarstwa żydowskiego w Polsce. Od roku 1581 do 1764 funkcjonował w Rzeczpospolitej żydowski Sejm Czterech Ziem (Waad Arba Aracot). Głównymi miejscami zjazdów Sejmu były Lublin i Jarosław. Żydzi lubelscy piastowali tam szereg ważnych funkcji, w tym marszałków Sejmu.

Podczas najazdu wojsk kozacko-moskiewskich – w październiku 1655 r. – całe Podzamcze zostało niemal doszczętnie spalone, a około 2 tysiące Żydów zginęło. Po tej tragedii Żydzi zaczęli wynajmować liczne posesje w obrębie miasta chrześcijańskiego, zakładając tam składy towarów i sklepy, co wywołało protesty mieszczan. Protektorami Żydów była szlachta i duchowieństwo – czerpiący korzyści z dzierżawy. Miasto żydowskie na Podzamczu powoli odbudowywało się. W 1787 r. liczyło już ponad 3,5 tysiąca mieszkańców.
U schyłku XVIII w. Lublin stał się ośrodkiem chasydyzmu. Najpierw działał tu słynny cadyk Jaakow Jicchak Horowic Szternfeld a później, aż do okresu holokaustu, dynastia Eigerów.

Oprócz osiedla na Podzamczu Żydzi tworzyli również skupiska w innych jurydykach podmiejskich (tj. terenach wyłączonych spod prawa miejskiego): na Kalinowszczyźnie (od XVII w.), na Piaskach – rejon obecnego dworca kolejowego (od 1. połowy XVIII w.), a także w podlubelskiej Wieniawie (co najmniej od XVIII w.), która do 1916 r. była odrębnym miasteczkiem z osobną gminą żydowską. Osiedla te posiadały własne synagogi, a Wieniawa również cmentarz żydowski.

W okresie zaboru rosyjskiego Żydzi mogli mieszkać w Lublinie jedynie na wyznaczonym przez władze obszarze. Był to tzw. cyrkuł II, do którego, oprócz wymienionych wyżej przedmieść, należał też rejon ulicy Lubartowskiej – wytyczonej w 1. ćwierci XIX w., gdzie tworzyła się nowa dzielnica żydowska. Dopiero akt o równouprawnieniu ludności żydowskiej w Królestwie Polskim (tzw. reformy Wielopolskiego, 1862 r.) przyznał ludności żydowskiej swobodę zakupu nieruchomości miejskich. Korzystając z tego prawa, Żydzi wykupili wkrótce niemal wszystkie posesje w obrębie Starego Miasta. Część bogatszych, asymilujących się rodzin, zamieszkała przy reprezentacyjnych ulicach rejonu Krakowskiego Przedmieścia.

Przez cały wiek XIX Żydzi stanowili ponad połowę mieszkańców Lublina. Mieli znaczny udział w rozwijającym się przemyśle i oczywiście w handlu. W 2. połowie XIX w. zaczęły powstawać w Lublinie pierwsze szkoły żydowskie z nauczaniem w języku rosyjskim, polskim, hebrajskim. Odradzało się drukarstwo.

W 1917 r. do gminy lubelskiej przyłączona została gmina z Wieniawy. Spis ludności z 1921 r. wykazał w Lublinie 94412 mieszkańców, w tym 37337 Żydów (39,5%).

Po I wojnie światowej powstawały liczne żydowskie organizacje polityczne, nowoczesne szkoły (w tym dwa gimnazja), biblioteki publiczne, zespoły dramatyczne, kluby kulturalne, drużyny sportowe. Funkcjonowało kilkanaście drukarni publikujących żydowskie książki i czasopisma. Poza tradycyjnym handlem i rzemiosłem, przedsiębiorstwa żydowskie stanowiły w okresie międzywojennym około 1/3 większych zakładów produkcyjnych (garbarnie, cegielnie, młyny, gorzelnie, browary). Z różnych środowisk lubelskiego żydostwa wywodzili się ogólnie znani działacze społeczni, polityczni, naukowcy, twórcy kultury. Wspomnijmy tylko niektórych. Malwina Mejerson z domu Horowic (1839-1921) była jedną z pierwszych powieściopisarek piszących po polsku. Jej syn Emil (1859-1933) był znanym filozofem, jednak wcześnie opuścił Lublin i mieszkał w Paryżu. Córka Malwiny – Hanna Franciszka Arnsztajnowa (1865-1942) była bardzo popularną poetką piszącą po polsku, współzałożycielką lubelskiego oddziału Związku Literatów. Znanym lekarzem, praktykującym i publikującym w naukowych czasopismach medycznych, a ponadto działaczem społecznym i politycznym, był mąż Hanny Franciszki – Marek Arnsztajn (1855-1930). Arnsztajnowie mieszkali w zachowanej do dziś kamienicy przy ul. Złotej 2 (w pobliżu Rynku). Najbardziej znaną działaczką oświatową i polityczną (z robotniczej partii „Bund”) była Bela Szpiro I° voto Szyffer II° voto Nisenbaum (1888-1944). Byłą radną Rady Miejskiej Lublina przez okres wszystkich kadencji okresu międzywojennego. W tym okresie radni żydowscy stanowili blisko 30% Rady Miejskiej a ponadto zasiadali także w Magistracie (Zarządzie Miejskim).

Podczas II wojny światowej Niemcy zgładzili nie tylko społeczność żydowską Lublina, ale i związane z nią obiekty. Do 1943 r. zburzone zostały dzielnice żydowskie na Podzamczu, Kalinowszczyźnie, Piaskach i Wieniawie. Największym „cmentarzem” tych czasów był obóz koncentracyjny w dzielnicy Majdanek.

Opracował Andrzej Trzciński

Jeszcze wiejsko tu. Jeszcze wiejsko. Księżyc goni wśród chmur. Mgła rzednie. Wędrowcze, oto już kręte uliczki starego przedmieścia, Wieniawy. Dawniej, gdy winnice opinały te wzgórza, . Idąc dziś między cieniami ruder i zapadłych wnazywano je: Wieniawa ziemię domostw myślisz, wędrowcze, o tym tylko, że miasto kochane już cię ogarnia i tuli.”

Józef Czechowicz „Poemat o mieście Lublinie”


Gwar na Lubartowskiej i przylegających do niej uliczkach powoli milkł, ostatnie promienie sierpniowego słońca oświetlały dachy przyklejonych do siebie domów, Lublin kładł się powoli do snu.
Podczas jednego z tych ostatnich upalnych dni wakacji postanowiłam wybrać się na długi spacer po mieście, z początku jedynie po to by zwyczajnie rozprostować kości wędrując po osiedlu, jednak nawet się nie obejrzałam gdy nogi same zaniosły mnie na Stare Miasto.
Przechadzając się po Lublinie trudno nie zwrócić uwagi na pamiątki, jakie pozostały po zamieszkujących tu niegdyś Żydach.
Historia Żydów lubelskich sięga pierwszej połowy XIV wieku kiedy to król Kazimierz Wielki pozwolił osiedlać się na przedmieściu Lublina zwanym Piaski uchodźcom z Europy Zachodniej, gdzie trwały prześladowania na tle religijnym.
W Lublinie początkowo żyło im się spokojnie, jednak tylko do czasu kiedy to w 1598r Lubelski Trybunał Królewski po przeprowadzeniu procesu o zamordowanie chłopca katolickiego, skazał czterech Żydów na karę śmierci.
W XVIII wieku Miasto Żydowskie za bramą Grodzką tak opisywał Kajetan Koźmian, który chodził w tamtych czasach do szkół w Lublinie. „Złożone z kamienic spalonych i karczem drewnianych tonęło w błocie, w kałużach i śmieciach, które niechlujstwo tego ludu w ogromnych kupach jako starożytną spuściznę zachowywało i powiększało.” Przyczyną takiego stanu rzeczy było m. in. ubóstwo narodu żydowskiego i nakładanie na nich sporych ograniczeń przez włodarzy miasta Lublina jak na przykład zakaz korzystania z miejskich wodociągów.
Przez cały wiek XVI i XVII a także początki XVIII mieszkańców dzielnicy żydowskiej nękały pożary (w 1655 roku, dzielnica żydowska została podpalona przez Moskali, płonęła całe 6 dni, zginęło 2000 Żydów, cały ich dobytek został wywieziony przez grabieżców, był to pożar chyba najpoważniejszy w skutkach), zarazy i wysokie podatki. Chrześcijańscy kupcy nie mogli również przeboleć, że żydowscy handlarze osiągali większe zyski, prowadziło to do waśni między nimi. Szczególnie, że Lublin w tamtym okresie był znany z jarmarków, na które zjeżdżali się ludzie z całej Polski a nawet Europy.
Żydzi często woleli osiedlać się w podlubelskich wsiach i na przedmieściach gdzie prowadzić własne karczmy co było dla nich bardziej dochodowe niż mieszkanie w ciasnym Śródmieściu i życie z rzemiosła.
Utworzenie Księstwa Warszawskiego na początku XIX wieku dało polskim Żydom równouprawnienie. Wtedy rozpoczął się rozwój życia kulturalnego Żydów. Zakładano coraz więcej księgarń, powstawało wiele teatrów jako pierwszy- teatr w stylu klasycznym nazwany Teatrem Makowskiego.
XX wiek kontynuował rozpoczęte w XIX przemiany kulturalne, w 1908 powstało towarzystwo kulturalne „Hazomir”, którego celem było krzewienie literatury pięknej i pieśni żydowskiej, w dwa lata później towarzystwo dla upowszechniania języka i kultury żydowsko- hebrajskiej- „Chowej Sfos Ewer”. Otwierano kina, które chętnie były odwiedzane przez społeczność żydowską.
Po wybuchu I wojny światowej Żydzi czynie uczestniczyli z pomocy uchodźcom wojennym, powstał nawet Żydowski Komitet Ratunkowy działający przy Gminie Żydowskiej.
W 1916 r. Powstały dwie pierwsze w Lublinie szkoły średnie- gimnazja męskie i żeńskie, przekształcone potem w jedno koedukacyjne.
W czasie dwudziestolecia międzywojennego miały miejsce rozruchy antysemickie, przy ich tłumieniu duży udział mieli młodzi robotnicy lubelscy.
Na rok 1926 odnotowano już 44 szkoły żydowskie w województwie lubelskim.
.W Lublinie 17 żydowskich szkół prywatnych, w tym 9 chederów
24 czerwca 1930 roku odbyło się uroczyste otwarcie Jesziwat Chachmej Lublin, rektorem został znany talmudysta Majer Szapira.
W roku wybuchu II wojny światowej Lublin zamieszkiwało ponad 42 000 Żydów. 18 września Niemcy wkroczyli do Lublina, Żydzi byli zmuszeni nosić białą opaskę z gwiazdą, która miała być umieszczona na prawym ramieniu. Rozpoczęły się łapanki, Niemcy pozajmowali żydowskie mieszkania, zamykano wszystkie większe domy modlitwy.
W 1941 roku utworzono w Śródmieściu Lublina getto, a na przedmieściu obóz koncentracyjny „Majdanek” gdzie zginęło 235 000 osób z 52 krajów okupowanej przez Niemców Europy.
Rok później rozpoczęto wielką tak zwaną akcję wysiedleńczą ludności żydowskiej trwała ona od 17 do 31 marca, dziennie wywożono około 1400 osób, kierując ich do obozów zagłady. Następnie przystąpiono do wyburzania budynków dzielnicy getta.
W 1944 roku Lublin został wyzwolony, a Majdanek był pierwszym oswobodzonym obozem. W drugiej połowie tego roku powstała Komisja Historyczna w Lublinie, mająca na celu zbadanie historii Żydów w Polsce w okresie okupacji hitlerowskiej.
Majdanek pozostał tą smutną pamiątką po narodzie żydowskim zamieszkującym nasze miasto, jednak należy pamiętać, że to nie jedyne co może przypominać nam bytność tego narodu o niezwykle bogatej kulturze w Kozim Grodzie. Kultura ta opierała się głównie na religii toteż nie dziwi fakt, że w Lublinie znajdowało się wiele bożnic. O swego czasu największej i najbardziej znanej synagodze, powstałej w 1567 roku na placu bożniczym przy ulicy Jatecznej- Maharszalszul, dziś przypomina jedynie tablica umieszczona na zboczu wzgórza zamkowego. Z prawie stu synagogi bożnic Lublina zachowała się jedynie ta mieszcząca się przy ulicy Lubartowskiej 10, zbudowana w końcu XIX wieku. Do 1984 roku odbywały się tu modły, które obecnie pozostają zawieszone z powodu zbyt małej liczby Żydów w Lublinie. Mieści się tam teraz Izba Pamięci udostępniona zwiedzającym.
Po duszach, które odeszły do Szeolu, na ziemi pozostały jedynie szczątki, te jednak również należało uczcić, zapewniając im przynajmniej godziwy pogrzeb. W Lublinie mamy ślad po kilku kirkutach, ten znajdujący się dawniej w dzielnicy która z racji miejsca mojego zamieszkania jest mi najbliższa, czyli dawnej Wieniawie, został zastąpiony boiskiem. Przy ulicy Kalinowszczyzna znajduje się stary kirkut żydowski, nagrobki często dewastowane wciąż stanowią ciekawy i niezwykle cenny przykład sztuki żydowskiej, swoiste przenikanie się epok. Spoczywa tu wielu znanych ludzi jak choćby Jakub Icchak Hurwic, do którego wrócę w dalszej części mojej pracy. Do dziś można także zwiedzać należący do Gminy Żydowskiej nowy cmentarz żydowski na ulicy Walecznych, założony w 1829 roku z powodu braku miejsca na starym kirkucie. Spoczywa tu wiele znanych osobistości m. in. założyciel słynnej uczelni talmudycznej.
Swego czasu Lublin stanowił światowy ośrodek nauki rabinacko- talmudycznej, nazywany Jerozolimą Polski. Stało się to głównie za sprawą wybudowania w latach 1924- 1930 gmachu Jesziwat Chachmej Lublin przy ulicy Lubartowskiej 85. Pięciopiętrowy budynek posiadał nawet internat dla słuchaczy uczelni. Dziś w budynku dawnej Jesziwy mieści się Collegium Maius lubelskiej Akademii Medycznej. Jest w nim jednak specjalny pokój dla Żydów, którzy pragną w tym miejscu zmówić modlitwę. Założyciel- Jehuda Majer Szapira, nie doczekał niestety pierwszych egzaminów, które odbyły się w 1934 roku, gdyż zmarł w październiku 1933 roku, uczelnia ta była całym jego życiem. Spoczął na nowym cmentarzu, nad jego grobem postawiono symboliczny namiot, w 1958 roku jednak szczątki jego zostały przeniesione przez brata do Jerozolimy.
Rabin Majer Szapira był z pewnością jedną z tych wybitnych postaci, które w znaczący sposób wpłynęły na kulturę Lublina. Najbardziej jednak tajemniczą z nich jest Widzący z Lublina- Jakub Icchak Hurwic. Mieszkał on przy ulicy Szerokiej 28 na II piętrze, przybył do Lublina z Wieniawy, będącej wówczas oddzielnym miastem. Choze znany był z posiadania „szóstego zmysłu”, potrafił przepowiadać przyszłość i podobno posiadał „wgląd w ludzkie dusze”. W podwórzu jego domu znajdowała się drewniana bożnica, mogła ona pomieścić kilkuset modlących się Żydów. Widzący zmarł w 1815 roku wskutek wypadnięcia z okna swojego mieszkania, a że jego śmierć zbiegła się z datą zburzenia pierwszej i drugiej świątyni w Jerozolimie, Żydzi przekonani są o jego świętości.
Pół wieku po śmierci Chozego w domu pisarki- Malwiny i kupca- Bernarda Meyersonów przyszła na świat dziewczynka, która w przyszłości miała „śpiewać Lublinowi, na dwojgu wzgórz rozłożonemu”. Franciszka, bo tak ją nazwano, po ukończeniu Państwowego Gimnazjum Żeńskiego w Lublinie, na dalsze nauki wyjechała do Niemiec. Interesowały ją głównie nauki przyrodnicze, dużo też podróżowała. Po powrocie jako dwudziestolatka wyszła za mąż za lekarza Marka Arnsztajna. Wspierała go w tym co robił w kierunku szerzenia oświaty, prowadzili m. in. kursy dla analfabetów. Swój dom przy ul. Złotej 2 przekształcili w ośrodek ruchu niepodległościowego, miejsce spotkań młodzieży, podczas których czytano poezję, organizowano spektakle i prelekcje.
W 1885 roku zadebiutowała jako poetka na łamach Kuriera Codziennego. Na polu literackim poza poezją zajmowała się publicystyką, pisaniem dramatów i tłumaczeniami (języki niemiecki i angielski).
Była mocno związana ze środowiskiem młodej, lubelskiej awangardy szczególna więź łączyła ją z Józefem Czechowiczem, oboje kochali swoje miasto co miało swoje odzwierciedlenie w ich twórczości literackiej.
Arnsztajnowa była dumna ze swojego żydowskiego pochodzenia, nie kryła się z tym, stanowiło to cel napaści ze strony ówczesnej młodzieży, w jej obronie stanęli jednak poeci z którymi żyła w przyjaźni.
W swoim życiu została odznaczona Krzyżem Walecznych oraz Restituta Polonia. 1934r., cztery lata po śmierci męża przeprowadziła się do Warszawy. W latach 40tych wraz z córką Stefanią trafiły do getta warszawskiego. Istnieją trzy prawdopodobne wersje jej śmierci.
Pierwsza, mówi, że zaraziła się tyfusem, wg drugiej została w 1943r. Zagazowana i spalona w obozie Treblinka. I wreszcie trzecia ta najbardziej romantyczna mówiąca, że po śmierci córki ubrała się w czarną sukienkę, przypięła krzyż Odrodzenia Polski i zażyła truciznę. Ostatnie dziesięciolecie przed śmiercią było dla niej pasmem zgryzot po śmierci bliskich, najpierw mąż, następnie syn i jego żony, zięć, przyjaciel- Józef Czechowicz i w końcu córka.
W plebiscycie na najpopularniejszego lublinianina organizowanym w 2000 roku przez „Gazetę w Lublinie” i Radio Lublin na najpopularniejszego lublinianina Franciszka znalazła się w czołówce, co świadczy o tym, że ludzie doceniają to co zrobiła dla Lublina.
Osobą, która choć nie mieszkała w Lublinie, ale rozsławiła go w świecie, był Isaac Bashevis Singer, laureat Nagrody Nobla. Dokonał tego pisząc powieść pt. „Sztukmistrz z Lublina”, podejmującą problem tożsamości narodowej i religijnej. Głównym bohaterem jest Jasza Mazur, żydowski cyrkowiec i hipnotyzer, podróżujący po miasteczkach wschodniej Polski. Kiedy poznaje Emilię, Polkę, w imię miłości gotów jest zerwać ze swoim środowiskiem i religią przodków. Włamanie, którego dokonuje by zdobyć pieniądze na rozwód, doprowadza jednak do ich rozstania. Wraca do domu i zamurowany na własną prośbę w kamiennej chatce oddaje się studiowaniu świętych ksiąg. Pojednany z Bogiem, już jako pustelnik – Jakub Pokutnik – dokonuje rachunku sumienia .Tym samym dokonuje niejako powrotu do korzeni, od których początkowo chciał się odciąć. Na podstawie książki w 1979 roku powstał izraelsko niemiecki dramat filmowy.
Spacerując po Lublinie za każdym razem można odkryć coś nowego, czasem wystarczy tylko podnieść oczy do góry, na zwieńczenia kamieniczek, czy też zwrócić uwagę na tablice pamiątkowe, które zazwyczaj w pośpiechu się mija. Pod Zamkiem Lubelskim znajduje się plan dawnej dzielnicy żydowskiej, a przy placu Zamkowym 10 (dawnej ulicy Szerokiej 28) Tablica poświęcona Jakubowi Icchakowi Horowicowi („Widzącemu z Lublina”). Napawa to pewną nostalgią, tych miejsc już nie ma... Jednak czy aby na pewno? Ponoć wszystko istnieje tak długo jak długo ktoś o tym pamięta. Nie możemy więc zapomnieć!
Synkretyzm wielu kultur zawsze wzbogacał historię kraju, w którym występował. Działo się tak już od starożytności w hellenistycznym państwie Aleksandra Wielkiego czy Cesarstwie Rzymskim, Lublin więc powinien czuć się wyróżniony poprzez możliwość jaką dała mu historia. Spuściznę wielu narodów, nie tylko żydowskiego, któremu poświęciłam tą pracę, łatwo jest zmarnować. Niedofinansowanie, akty wandalizmu jak te dokonywane przez wandali uważających się za nazistów na lubelskim cmentarzu żydowskim, czy choćby zwykłe niedoinformowanie młodych ludzi, którzy są spadkobiercami dorobku przodków, może doprowadzić do zmarnowania potencjału kulturowego naszego miasta.
Podtrzymywanie tradycji ważne jest szczególnie dziś, gdy Polska stoi na progu zjednoczonej Europy.





Przy pisaniu pracy wykorzystałam:
- „Fakty i wydarzenia z życia lubelskich Żydów” Karolina Wajs- Szymcha Wajs; Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie- Skłodowskiej Lublin 1997
- „Lublin i okolice przewodnik” Marta Denys, Marek Wyszkowski; Wydawnictwo Idea Media Lublin 2000
- „Ilustrowany przewodnik po Lublinie” Polskie Towarzystwo Krajoznawcze Oddział Lubelski; Lublin 1931
- „Lubelska dzielnica zamknięta” Tadeusz Radzik; Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie- Skłodowskiej Lublin 1999
- Wiadomości zdobyte podczas prelekcji (15 XI 2002) odsłuchanej w Muzeum Literackim im. J.Czechowicza przy ul. Złotej 3
- Strona internetowa „hSynagoga w Lublinie, ul. Lubartowska 8

Synagoga została wybudowana w stylu klasycystycznym w 1889 roku, początkowo jako prywatny dom modlitwy, a następnie w 1905 została przekazana Żydowskiej Gminie Wyznaniowej. Od tego momentu pełniła funkcję bóżnicy bractwa pogrzebowego Chewra Nosim (Tragarzy Zwłok). Sławę zdobyły prowadzone tu przez Mosze Ajzenberga i Dawida Muszkatblita wykłady talmudyczne (Sziur be Cibur). Synagoga ocalała, chociaż zdewastowana, ponieważ znajdowała się poza terenem getta. Wyremontowana po wojnie była czynna do 1984 r., kiedy to z powodu braku wystarczającej liczby modlących się (minian) zawieszono nabożeństwa sobotnio-świąteczne. Po remoncie w 1987 r. częściowo nadal służy celom religijnym (odbywają się tu uroczystości okazjonalne – np. w 1987 r. bar micwa Jakuba Muszkatblita, prawnuka niegdysiejszego wykładowcy). Mieści również Izbę Pamięci Żydów Lublina prezentującą fotografie archiwalne, stare księgi hebrajskie i sprzęty rytualne.

Szlak Pamięci Żydów Lubelskich

Otwarty 29 czerwca 2001 roku obejmuje trasę długości 2,5 kilometra przebiega przez 13 obiektów i miejsc związanych z historią żydowskiej społeczności w Lublinie. Szlak rozpoczyna się u podnóża Zamku Lubelskiego a kończy przy Bramie Grodzkiej na Starym Mieście.

Miejsce po synagodze Maharszala

Na Podzamczu znajdują się obiekty pamiątkowe: tablica przedstawiająca plan byłego miasta żydowskiego: ulice Cyrulicza, Furmańska, Jateczna, Kowalska, Krawiecka, Mostowa, Nadstawna, Podzamcze, Ruska i Szeroka, dziś zajmowany przez podzamcze, stanowił serce żydowskiego Lublina (choć ubodzy zamieszkiwali także przedmieścia – Piaski, Kalinowszczyznę i Wieniawę). Druga tablica upamiętnia miejsce, w którym stała synagoga Maharszala przy dawnej ul. Jatecznej będącej centrum życia religijnego i administracyjnego. Tablica ta została ufundowana przez władze miejskie Lublina i Organizację Lublinian w Izraelu.

Kaukaski Bejt Midrasz, foto: A.Olej&K. Kobus


Wielka synagoga Maharszala została wybudowana w 1567 roku. Jej nazwa pochodzi od imienia wybitnego rabina lubelskiego Salomona Lurii, zwanego Maharszalem. Kompleks synagogalny obejmował synagogę Maharszala, mniejszą synagogę Maharama i maleńką bożnicę zwaną Szywe Kryjem. Jednocześnie mógł pomieścić 3 tys. osób. W w. XVI i XVII działała tam również słynna jesziwa, która jednak przestała funkcjonować po zniszczeniach, jakie poniosło Żydowskie Miasto w Lublinie na skutek napadu kozaków Chmielnickiego. W czasie II wojny Wielka Synagoga została zamknięta dla celów religijnych. W jej pomieszczeniach mieściła się Kuchnia Ludowa dla Ubogich Żydów, później schronisko dla uciekinierów i wysiedleńców, którzy znaleźli się w getcie lubelskim. W marcu 1942 roku Niemcy zamienili wielką synagogę w punkt zborczy dla Żydów, których deportowano do obozu zagłady w Bełżcu. Po likwidacji getta synagoga została wyburzona, a resztki jej ruin zostały rozebrane po wojnie.

Plac Zamkowy 10 (dawna ulicy Szeroka 28)

Na ścianie budynku, w którym mieścił się dwór cadyka w październiku 1997 wmurowano tablicę poświęconą słynnemu cadykowi Jakubowi Icchakowi Horowitzowi („Widzącemu z Lublina”).

Szpital żydowski w Lublinie, ul. Lubartowska

Zbudowany w 1886 roku z funduszy Gminy Żydowskiej oraz prywatnych darczyńców. Szpital ten przeznaczony był na przyjęcie 100 pacjentów, nie imponował więc rozmachem, jednak posiadał odpowiednie wyposażenie medyczne i nowoczesny sprzęt. W szpitalu tym funkcjonowała również niewielka bóżnica. W szpitalu tym praktykowali wybitni specjaliści: dr Jakub Cynberg (jeden z pierwszych zwolenników syjonizmu w mieście), dr Marek Arnsztajn (mąż poetki Franciszki Arnsztajnowej), dr Henryk Mandelbaum, którego córka prof. Krystyna Modrzewska opisała dzieje rodziny w kilku publikacjach, m.in. w „Trzy razy Lublin”. W okresie okupacji szpital pełnił nadal swe funkcje, mimo że hitlerowcy zrabowali wyposażenie placówki. Szpital został zlikwidowany przez Niemców w marcu 1942 roku, w czasie likwidacji getta „A”. Część chorych została zamordowana na miejscu, pozostałych, ok. 400 osób w tym personel, hitlerowcy wywieźli do lasu w okolicach wsi Dys i rozstrzelali. Po likwidacji getta, szpital został zamieniony w niemiecki szpital wojskowy. Po wojnie służył jako placówka medyczna, obecnie mieści się w nim klinika ginekologiczno-położnicza. W 1986 roku na ścianie budynku odsłonięto tablicę pamiątkową.

Budynek Żydowskiego Domu Kultury im. Icchaka Lejbusza Pereca, ul. Czwartek

Budowę obiektu rozpoczęto w latach trzydziestych, a oficjalne otwarcie planowano na 1 września 1939, miał on pomieścić szkołę, bibliotekę, salę teatralną i kinową. Inicjatorem powstania tej placówki był Komitet Lokalny socjalistycznej partii żydowskiej Bund, a fundusze pochodziły z datków miejscowych Żydów, jak i żydowskich lublinian, którzy wyemigrowali z Polski. Do oficjalnego otwarcia nigdy nie doszło. W czasie wojny w budynku mieścił się szpital epidemiczny getta, którego pacjenci i personel zostali rozstrzelani w marcu 1942 w lesie niedaleko wsi Dys. Dom Pereca stał się centrum życia żydowskiego po zakończeniu wojny. Początkowo pełnił funkcję schroniska, dla tych, którzy stracili swe mienie, z czasem zaczęła funkcjonować w nim szkoła podstawowa dla dzieci żydowskich prowadzona przez Poalej Syjon-Lewica. Kiedy w 1949 władze PRL likwidowały wszelkie przejawy niezależnego życia, szkołę zamknięto jak wszystkie szkoły prywatne czy wyznaniowe. Po 1949 budynek przekazany został Akademii Medycznej. Na ścianie budynku odsłonięto w 1987 roku tablicę pamiątkową.

Pomnik Ofiar Getta Lubelskiego, pl. Ofiar Getta

Odsłonięcie pomnika nastąpiło w 1962 roku z inicjatywy Izydora Sznajdmana, ostatniego prezesa lubelskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce. Autorem projektu był profesor B. Zagajewski. Pomnik ma kształt macewy na której znajduje się inskrypcja „W każdej garstce popiołu szukam swoich bliskich” (z „Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie” Icchaka Kacenelsona). U podstawy pomnika umieszczone są nazwy obozów zagłady i pracy, do których w okresie okupacji trafiali lubelscy Żydzi (Bełżec, Sobibór, Treblinka, Majdanek, Trawniki, Poniatowa, Budzyń i Zamość).

Ochronka, ul. Grodzka 11

Na ul. Grodzkiej Żydzi mogli się osiedlać od 1862. W budynku nr 11 ulokowano w 1867 Żydowski Dom Sierot tzw. „Ochronkę” założoną w 1857 z prywatnego funduszu niezamożnego szewca Berka Cwajga, który na cel przekazał oszczędności całego życia. Przy Ochronce działała również szkołą podstawowa dla dzieci żydowskich, w tym samym budynku mieściły się również biura Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, głównie Rady Gminy. Od 1939 nazwę Gmina Wyznaniowa zamieniono na Radę Żydowską. W czasie okupacji schronienie znajdowali tu również starcy. W czasie akcji likwidacyjnej getta „A” w marcu 1942 roku Niemcy wywieźli wszystkich na łąki na Tatarach i rozstrzelali. Na ścianie budynku wmurowana jest tablica pamiątkowa.

Brama Grodzka

Wzniesiona została podczas budowy fortyfikacji miejskich w czasach Kazimierza Wielkiego, a obecną postać uzyskała w 1787 r. Od XVI wieku była to granica pomiędzy Miastem Żydowskim a Miastem Chrześcijańskim, brama prowadząca do Jerozolimy Polski.

Brama Grodzka, foto: A.Olej&K. Kobus:


Współcześnie znajduje się w niej siedziba Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, zajmującego się pielęgnowaniem pamięci o żydowskiej obecności w Lublinie. Obok Bramy znajduje się jedyna oferująca żydowską kuchnię restauracja Lublina – Szeroka 28.

Ważne postacie lubelskich Żydów

W 1740 w Lublinie urodził się Załkind Hurwic, który zasłynął potem jako wybitny filozof francuski i członek Królewskiego Towarzystwa Wiedzy i Sztuki Paryża. Ponad sto lat później kierunek paryski wybrał także Emil Meyerson (1859–1933), twórca kierunku filozoficznego zwanego kazualizmem.
Lublinianinem był Samuel Arzt (1818–1900), który później zmienił wyznanie na kalwinizm, przeniósł się do Warszawy i został – jako Stanisław Arct – jednym z najsłynniejszych polskich księgarzy. Z żydowskiej społeczności Lublina wywodziła się rodzina słynnego kompozytora Henryka Wieniawskiego (1835–1880), który zyskał również sławę jednego z najwybitniejszych skrzypków II połowy XIX w. Jego ojciec, lekarz Tobiasz Pietruszka, przeszedł na katolicyzm i zmienił nazwisko na Tadeusz Wieniawski, pochodzące od nazwy miejscowości, w której mieszkali – Wieniawy, dziś dzielnicy Lublina.

ttp://um.lublin.pl/miasto/zobywatele.htm”

Wstęp

Gmina żydowska powstała w Lublinie prawdopodobnie, około połowy XIV w. Początkowo stosunkowo nieliczna i mała, z biegiem czasu rozrastała się terytorialnie oraz ilosciowo. Największy rozkwit lubelskiej gminy żydowskiej przypadł na XVI i połowę XVII wieku. Już wtedy była ona trzecią co do wielkości w całej Koronie, prestiżu dodawało jej, umiejscowienie właśnie w Lublinie obrad Sejmu Czterech Ziem (Waad Arba Aracot). Od połowy XVII wieku, okresu wojen z Chmielnickim, Moskwą, Szwecją, miasto żydowskie kilkakrotnie spustoszone przez najeźdźców poczęło podupadać. Kierunki rozwoju dzielnicy żydowskiej determinowane były posiadaniem przez miasto chrześcijańskie (w obrębie murów miejskich) przywileju "De non tolerandis Judaeis". Miasto żydowskie rozpostarło się więc na północ i północny wschód od miasta chrześcijańskiego, ściśle doń przylegając. Przez następne wieki dzielnica żydowska rozrastała się, w tych kierunkach (wzdłuż ulicy Lubartowskiej aż do rogatek, dzielnica Czwartek oraz Kalinowszczyzna). Jej centrum stanowiły: ulica Szeroka, biegnąca od ulicy Kowalskiej, przez dzisiejszy Plac Zebrań Ludowych, aż do ulicy Ruskiej; oraz tereny u stóp zamku, gęsto zabudowane i zaludnione (ulice: Jateczna, Krawiecka, Zamkowa). W połowie XIX wieku ludność żydowska stanowiła ponad połowę mieszkańców miasta (56% - 8,7 tys.). W roku 1862 Żydów zrównano w prawach z ludnością chrześcijańską. Od tego czasu wielu Żydów przekroczyło granice miasta żydowskiego osiedlając się na Starym Mieście, po obu stronach Lubartowskiej oraz na Krakowskim Przedmieściu. W roku 1939 Żydzi stanowili 31% mieszkańców Lublina (42,8 tys.). Ostateczną zagładę Żydów lubelskich przyniósł rok 1942, w tym roku Niemcy rozpoczęli burzenie dzielnicy żydowskiej. Dzisiejszy Lublin, w porównaniu z jego bogatą żydowską przeszłością, posiada po niej niewiele pamiątek i zabytków. U stóp zamku, w centrum dawnej dzielnicy żydowskiej po prawej stronie schodów wiodących na zamek znajduje się wmurowana tablica przedstawiająca jej plan. Po północno-zachodniej stronie wzgórza zamkowego znajduje się tablica upamiętniająca największą lubelską synagogę, XVI - wieczną "Maharszalszul", która do 1942 roku stała właśnie w tym miejscu. Między ulicami Sienną i Kalinowszczyzną znajduje się wzgórze zwane Grodzisko, hipotetyczny teren pierwotnego osadnictwa na terenie Lublina (X wieku). Tutaj właśnie znajduje się stary, pierwszy cmentarz żydowski w Lublinie, założony jeszcze przed XVI wiekiem. Cmentarz otoczony jest grubym XVII - wiecznym murem. Mimo iż zniszczony podczas II wojny przez Niemców, zaniedbany po wojnie cmentarz posiada unikatowe nagrobki wybitnych przedstawicieli życia żydowskiego. Tuż przy wejściu od ulicy Kalinowszczyzna znajduje się najstarszy, stojący w pierwotnym miejscu nagrobek żydowski w Polsce. Postawiony został w roku 1541 na grobie Jaakowa - Kopelmana ha - Lewi, XVI - wiecznego lubelskiego talmudysty. Nieopodal tego nagrobka, stoją dwie macewy z roku 1543. Idąc wyżej, spotykamy chyba najsłynniejszą i najcenniejszą zachowaną macewę, stojącą na grobie pioniera chasydyzmu w Lublinie, cadyna Jaakowa Icchaka Horowica zwanego "Widzącym z Lublina", zmarłego tragicznie w roku 1815. Data jego śmieci to 9 dzień miesiąca aw, najsmutniejszy dzień żydowskiego roku dzień zniszczenia dwóch świątyń jerozolimskich (568 p.n.e. i 70 n.e.). Dalej znajduje się nagrobek twórcy lubelskiej jesziwy, słynnej w całej ówczesnej Europy rabina Szaloma Szachny z 1558 r. Na stoku najwyższego miejsca na cmentarzu stoi pozklejana i niekompletna macewa rabiego Szlomo Lurii zwanego Macharszal z roku 1563. Jego imieniem nazwano główną lubelską synagogę. Od 1829 roku funkcjonował nowy cmentarz żydowski przy ulicy Walecznych, zdewastowany przez Niemców w czasie II wojny światowej. Część tego cmentarza funkcjonuje do dziś. Obecnie teren cmentarza został całkowicie uporządkowany, otoczony i odnowiony z funduszy Sary i Manfreda Frenklów.Prawie ukończone zostało wyposażenie i urządzenie znajdującej się u wejścia na cmentarz Izby Pamięci Żydów Lubelskich oraz ich symboliczne mauzoleum. W drugiej połowie XIX wieku życie żydowskie poczęło się koncentrować wzdłuż ulicy Lubartowskiej. Do dziś zabudowa tej ulicy pozostała prawie nie zmieniona od czasów z roku 1939. Większość istniejących dzisiaj kamienic tej ulicy zamieszkana była przez Żydów. Z ważniejszych instytucji mieszczących się przy tej ulicy zachowały się budynki mieszczące przed rokiem 1939: Szpital Żydowski oraz Uczelnię Mędrców Lublina. Szpital Żydowski znajdował się w budynku pod numerem 81, wzniesionym w 1886 roku. Obecnie mieści się tutaj klinika położnicza, zaś w elewacji bocznej można tablicę pamiątkową, informującą o historii budynku. Kilkadziesiąt metrów dalej pod numerem 85 stoi, nieco w głębi, gmach powstałej w 1930 roku Uczelni Mędrców Lublina (Jeszywat Chachmej Lublin). Była to wyższa uczelnia talmudyczna zbudowana ze składek Żydów z całego świata. Inicjatorem powstania i pierwszym rektorem był rabbi Meir Szapiro. Na ścianie frontowej budowli znajduje się pamiątkowa tablica. W budynku tym aktualnie, mieści się siedziba Akademii Medycznej. Pomiędzy ulicami: Lubartowską, Czwartek i Szkolną stoi wybudowany tuż przed wojną Dom Ludowy im. Pereca (Czwartek 4a). Po wojnie tutaj właśnie mieściło się centrum życia ocalałych Żydów. Funkcjonował tu dom noclegowy i kuchnia ludowa. Obecnie na ścianie gmachu od strony ul. Czwartek znajduje się tablica pamiątkowa. Idąc ulicą Lubartowską w kierunku centrum pod numerem 10 znajdujemy jedynie lubelską bożnicę funkcjonującą do dziś. W roku 1987 przy niej została zorganizowana bogato wyposażona Izba Pamięci Żydów Lublina. Pomiędzy ulicami Świętoduską a Lubartowską wzniesiony został w roku 1963 pomnik ofiar getta, poświęcony pamięci 40 tys. Żydów lubelskich zamordowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej. Kończąc przegląd żydowskich pozostałości i pamiątek w Lublinie wkraczamy w okres powojenny. Przy ulicy Noworybnej 8 na Starym Mieście znajduje się kamienica mieszcząca w latach 1944 - 1945 Centralny Komitet Żydów w Polsce, główną organizacją ocalałych z Holocaustu Żydów polskich. W okresie późniejszym w tej kamienicy mieściły się siedziby żydowskich partii politycznych oraz organizacji młodzieżowych i społecznych, zaś Wojewódzki Komitet Żydów w Polsce (po przeniesieniu siedziby CKŻwP do Warszawy) mieścił się w kamienicy przy ulicy Krakowskie Przedmieście 60 .



Lubelscy rabini

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Rabini mieli zawsze duże znaczenie dla społeczności żydowskich na terenach Kongresówki . Pełnili oni posługi religijne i stawali się przez to przewodnikami społeczności żydowskiej. Nie inaczej działo się w Lublinie, który był trzecim co do wielkości skupiskiem Żydów w Polsce. Dekret Namiestnika Królestwa Polskiego z 21 III 1821 znosił kahały jako instytucje religijną a na to miejsce powoływał dozory bożniczne . Rabini stali się dożywotnimi przewodniczącymi dozoru bożniczego i pełnili służbę religijno - urzędniczą w swoim Okręgu Bożniczym. Pierwszym rabinem po roku 1812 był JEHOSZUA HESZEL TARNOPOLER, który sprawował tę funkcje już wcześniej w Tarnopolu, skąd pochodził. Zrezygnował ze swojego stanowiska, gdy wszedł w konflikt z urzędnikami dozoru. Kolejnym został MESZULLAM ZALMAN ASZKENAZY, który prawdopodobnie był lubelskim podrabinem . Pochodził ze słynnej rodziny rabinów, a sam był kupcem w Kazimierzu Dolnym. Był aresztowany, by potem zostać zwolnionym za kaucją, lecz nie przeszkadzało mu to w objęciu funkcji, ponieważ cieszył się zaufaniem miejscowych władz oraz własnej gminy. Nie udzielał się politycznie w czasie powstania listopadowego, za to jego energia doprowadziła do rozbudowania rabinatu. Zmarł w 1843 i został pochowany na Nowym Cmentarzu przy ul.Unickiej. Jego następcą miał się okazać jego brat BERISZA ASZKENAZY który został zaproszony przez gminę. Był poddanym Cesarstwa Rosyjskiego, ponieważ pełnił on funkcję rabina w Słonimiu w guberni grodzieńskiej. Swoje stanowisko sprawował niezgodnie z przepisami . Nie posiadał odpowiedniego wykształcenia oraz nie został wybrany w wyborach , pomimo to jednak zdecydowano się dać mu tę funkcję. Władze zatwierdziły go, uznając jego osobę za autorytet i napominały Dozór Bożniczy do tego, aby właściwie wynagradzał swojego rabina. Aszkenazy okazał się lojalnym obywatelem, uzupełnił też swoje wykształcenie oraz uzyskał obywatelstwo Królestwa. Posadę sprawował tylko do roku 1853, kiedy to zmarł. Został pochowany na tym samym cmentarzu, co jego brat. Następnym rabinem został JOSZUA HESZEL ASZKENAZY, kuzyn zmarłego rabina. Wcześniej swoją funkcję sprawował w Grodnie, gdzie powstały jego dzieła religijne. Starał się reprezentować swoją społeczność przed władzami . Jednocześnie wprowadził jako podrabina cadyka chasydzkiego LEJBA EIGERA, co było ukłonem w stronę licznej w Lublinie społeczności chasydzkiej. Posiadał też swoich uczniów, których przygotowywał do pełnienia funkcji rabinackich. Ponieważ ludność żydowska rozrastała się ,dlatego też powołano w tym czasie Komitet Szkolny z przedstawicieli środowiska żydowskiego. Jego przewodniczącym został ASZKENAZY. Celem Komitetu było opracowanie zasad funkcjonowania szkoły oraz problem zatrudnienia nauczycieli. Otrzymał od władz order św. Anny - za przychylność i przywiązanie do rządu ". Zmarł w 1867 i został pochowany na Nowym Cmentarzu. Po śmierci ostatniego rabina nastąpiły trudności w wyborze nowego, ponieważ władze zaborcze wprowadziły jako represje popowstaniowe obowiązek znajomości rosyjskiego. Nakazano także zdawanie przed specjalnymi komisjami egzaminów z prawa państwowego, jak też żądano poświadczeń wiedzy rabinicznej. Sprawdzano też administracyjnie lojalność kandydata. Ostatecznie na to stanowisko wybrano SZNEURA ZALMANA FRADKIN LABERA z Połocka w guberni witebskiej. W swojej działalności dbał on głównie o sprawy religijne. Mimo to nie uchroniło go to od zatargu z władzami. Sprawa dotyczyła tego, iż uzurpował on sobie prawa nadzorcze nad innymi gminami w guberni, czego prawo państwowe zabraniało. Mimo tego niejednokrotnie zwracano się do niego o arbitraż w sprawach innych gmin. W 1892 zrezygnował ze swojego urzędu, motywując decyzję chęcią podreperowania zdrowia, jak też nie wypłacaniem przez Dozór Bożniczy jego pensji. Natomiast lubelscy Żydzi zarzucali mu fałszowanie dokumentów. W związku z tym przeprowadzono nawet odpowiednie dochodzenie. Po rezygnacji Laber wyjechał do Palestyny, gdzie w roku 1893 zmarł. Już w 1892 ogłoszono kolejne wybory rabina. Poprzedziły je epidemie cholery na Podzamczu oraz podział ludności żydowskiej na zwolenników MAJERA CHILA GALSZTYKA, popieranego przez chasydów i tradycjonalistów oraz HILELA LIBSZYCA wspieranego przez maskilów i misnagdów. Podczas wyborów wygrał ten pierwszy, ale po przeprowadzonym przez gubernatora śledztwie okazało się ,że kandydat nie zna innych języków jak hebrajski i jidysz oraz że był związanykontraktem z gminą w Ostrowcu. W końcu zatwierdzono HIELA LIBSZYCA. Był on człowiekiem wykształconym, skończył Gimnazjum Nikołajewskie w Lubawie i posiadał prawo nauczania niemieckiego, rosyjskiego oraz matematyki, a od 1876 był rabinem w Suwałkach. Oprócz działalności religijnej dążył on do stworzenia dynastii rabinicznej w Lublinie. Przejawiało się to między innymi tym ,że próbował przeforsować kandydaturę swojego syna na podrabina w lubelskiej gminie. Natomiast społeczność żydowska przeciwstawiła się temu zamierzeniu. Mimo to sporządził on testament, w którym naznaczył swojego syna na to stanowisko. Pismo zostałopoświadczone przez dwóch innych rabinów z Łodzi i Brześcia Litewskiego. Mimo tego nie powstała dynastia LISZCZYCÓW w Lublinie. Sam rabin zmarł w 1907 i został pochowany na Nowym Cmentarzu. Dopiero w 1909 doszło do wyboru nowego rabina. Pierwotnie zgłosiło się dwóch kandydatów : lubelski podrabin RAJFMAN oraz rabin z Wieniawy SZYJA BRODT. Nie doszło jednak do rozpatrzenia powyższych kandydatur. Wybrano natomiast sędziwego ELIASZA KLATZKINA, który urodził się w 1848 na Białorusi a wiedzę rabinacką zdobył w 1885 w Siedlcach. KLATZKIN był zwolennikiem syjonizmu. Dlatego też władze przeprowadziły szczegółowe dochodzenie co do jego osoby. W tym celu przetłumaczono jego kazania z Marianpola ,gdzie wcześniej był rabinem. Nawoływał w nich do wyjazdów do Palestyny oraz przeciwstawiał się antysemityzmowi i asymilacji. W owym czasie rodzina Libszyców nie zaprzestała prób osadzenia stanowiska rabina swoim przedstawicielem, to jest CHASKIEL LIBSZCZYCEM. Groził on KLATZKINOWI sądem rabinicznym o ile ten nie zrezygnuje z posady. Natomiast społeczność lubelska wybrała na Zjazd Przedstawicieli Gmin Żydowskich w Królestwie Polskim chasydzkiego cadyka ABRAHAMA EIGERA co było przykładem wielkiej siły tego ruchu w Lublinie, natomiast rabin KLATZKIN mimo prób nacisku na władze rosyjskie, aby wpisały go na listę uczestników, nie uczyniły tego. Zjazd miał na celu zreformowanie gmin żydowskich, ale jak się okazało, jego postanowienia umocniły tylko rolę rabinów w życiu tej społeczności. Podobny Zjazd został zorganizowany, gdy podczas pierwszej wojny światowej do Lublina wkroczyli Austriacy. Odbywał się pomiędzy 12 i 13 września 1916 roku i zgromadził on przeszło 55 przedstawicieli, a przewodniczył im KLATZKIN. Rozważano kwestie bieżących problemów, to jest ruiny i chaosu gospodarczego gmin, sprawy uchodźców , bezrobocia, tyfusu i innych chorób. Nakazano dbać rabinom nie tylko o koszerność pożywienia, ale również o jego higienę .Podobne nakazy narzucono w stosunku do mykw i bożnic. KLATZKIN sprawował swój urząd do 1925 roku ,kiedy to złożył go i wyjechał do Palestyny, gdzie zmarł w 1932. Tymczasem zmieniły się przepisy dotyczące funkcjonowania gmin żydowskich w niepodległej Polsce. Rozszerzono możliwość subsydiowania organizacji społeczno - oświatowych i dobroczynnych, które nie posiadały wsparcia ze strony państwa. Wymagano poświadczenia wiedzy od rabinów, znajomości języka urzędowego oraz obywatelstwa polskiego. Rabinów pozbawiono możliwości bycia sędziami w sprawach majątkowych i handlowych. Natomiast potrzymano zasadę wypłacania pensji rabiną przez gminę. W zamian musieli spełniać różne obowiązki: sprawować pieczę nad nauczycielami w szkołach religijnych, rzezakami, pracownikami gminy, domami modlitwy oraz musieli wygłaszać kazania w soboty i święta. Posiadali też prawo dawania ślubów i rozwodów. Zmieniono także prawo wyborcze, dzieląc gminy na duże i małe. Te pierwsze do 5000 gdzie wybory odbywały się bezpośrednio i powyżej tej liczby, gdzie o wyborze rabina decydowała Rada. W 1927 roku wybrano tylko podrabinów .Dopiero 15 kwietnia 1931 obrano wielce zasłużonego dla Żydów Rabi MEJER SZAPIRO. Jego osobowość i działalność przyniosła naszemu miastu wiele rozgłosu. Przede wszystkim stworzył JESZYWAS CHACHMEJ LUBLIN, wyższą uczelnie rabinacką. MEJER SZAPIRO urodził się w 1887 w Szucowie na Bukowinie. Założył stowarzyszenie religijne "Tyferes Hadas". W latach 1910 - 1920 był rabinem w Glinianach pod Lwowem. Założył tam swoją szkołę rabiniczną. Następnie był rabinem w Sanoku, skąd został posłem na Sejm RP z ramienia Agudas Isroel. . Brał udział w światowym kongresie ortodoksów "Kessia Godolah ", gdzie zaproponował "Daf Jomi " ( Karta Codzienna ), czyli studiowanie tego samego fragmentu Talmudu jednego dnia. W 1931 roku został wybrany na przewodniczącego Kolegium Rabinów przy Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Zmarł w 1933 roku, jego pogrzeb zgromadził tysiące ludzi. Prochy tego wielkiego człowieka znajdowały się przy cmentarzu na Unickiej do 1958 roku ,kiedy to zostały przeniesione do Izraela. Po grobie pozostał tylko ohel. Jego obowiązki przejął JOSEF MENDEL PRZYSUCHA i sprawował je do roku 1939. Na osobie MEJERA SZAPIRO kończy się historia lubelskich rabinów, ponieważ następne lata przyniosły czas zagłady dla całej społeczności żydowskiej Lublina, wraz z którą zginęli jej duchowi przywódcy.

Więcej można znaleźć w książce "Żydzi w Lublinie "pisanej pod redakcją prof. Tadeusz Radzika w rozdziale "Urzędowi Rabini lubelskiego Dozoru Bożniczego 1821 - 1939 ... " napisany przez Roberta Kuwałka, skąd zaczerpnięto powyższe informacje.

Rabini i cadycy

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Urzędowi rabini Lubelskiego Okręgu Bóżniczego w latach 1821-1914.

Jehoszua Heszel Tarnopoler - rabin lubelski w latach 1819-1829. Zrezygnował ze swojego stanowiska z powodu konfliktu z członkami Dozoru Bóżniczego.


Meszullam Zalman Aszkenazy - rabin lubelski w latach 1829-1843. Przed 1829 r. członek lubelskiego rabinatu i sędzia w sądzie rabinackim, bejt-dinie. Przed objęciem stanowiska rabina lubelskiego był kupcem w Kazimierzu Dolnym. Pochodził ze znanego rabinackiego rodu Aszkenazych i Orensztajnów, którzy w XVIII w. sprawowali funkcje rabinów w Amsterdamie i Lwowie. Zmarł w Lublinie w 1843 r. i pochowany został na Nowym Cmenatrzu żydowskim przy ul. Walecznych (ówcześnie przy ul. Franciszkańskiej). Jego nagrobek nie zachował się.


Dow Berisz Aszkenazy - rabin lubelski w latach 1843-1853. Bratanek rabina Meszullama Zalmana Aszkenazego. Przed objęciem funkcji w Lublinie był podrabinem i sędzią w bejt-dinie w Łucku na Wołyniu, gdzie jego ojciec i zarazem brat Meszullama Zalmana pełnił funkcję głównego rabina oraz rabinem w Słonimie na Białorusi. Zmarł w Lublinie w 1853 r. i pochowany został na Nowym Cmentarzy żydowskim. Jego nagrobek nie zachował się.


Joszua Heszel Aszkenazy - rabin lubelski w latach 1853-1867. Syn rabina Meszullama Zalmana Aszkenazego. Przed przybyciem do Lublina pełnił jakieś funkcje rabinackie w Dubnie na Wołyniu oraz był rabinem urzędowym w Grodnie na Białorusi. Wybitny talmudysta oraz jednocześnie przywódca duchowy, moralny i polityczny lubelskich Żydów. W okresie 1861-1862 poparł wzorem nadrabina warszawskiego Dow-Bra Majzelsa poparł manifestacje patriotyczne w Królestwie Polskim, jednakże w momencie wybuchu Powstania Styczniowego odżegnał się od jego wypadków, a nawet potępił je, wzywając swoich współwyznawców do pozostania lojanlymi w stosunku do władz rosyjskich. Za swoją lojalną postawę otrzymał carski medal. Zmarł w Lublinie w 1867 r. i został pochowany na Nowym Cmentarzu żydowskim. Została po nim pamięć wybitnego talmudysty i przywódcy żydowskiego - sztadlana. Był dziadkiem wybitnego historyka polsko-żydowskiego, Szymona Aszkenazego. Jego nagrobek nie zachował się.


Szneur Zalman Fradkin Lader - rabin lubelski w latach 1867-1892. Przed przybyciem do Lublina pełnił funkcję rabina duchownego w Połocku, w guberni witebskiej. Wybitny talmudysta i autorytet religijno-prawny na terenie całej guberni lubelskiej. Niejednokrotnie rozstrzygał spory religijne w różnych gminach żydowskich na terenie Lubelszczyzny, czym naraził się lubelskim Żydom i władzom rosyjskim. W 1892 r. zrezygnował ze swojej funkcji w Lublinie z powodu konfliktów z miejscowymi Żydami oraz władzami gubernialnymi. Wyemigrował do Palestyny, gdzie zmarł w 1893 r.


Hillel Arie Libszyc - rabin lubelski w latach 1892-1907. Pochodził z Połągi na Litwie, gdzie otrzymał gruntowne wykształcenie, również świeckie. Przed otrzymaniem "semichy", czyli uprawnień rabinackich, ukończył świeckie, rosyjskie Gimnazjum Nikołajewskie w Libawie, w Kurlandii (dzisiejsza Łotwa). świeckie wykształcenie dał również swoim synom, jednakże poszli oni w ślady swojego ojca: Chaskiel Libszyc piastował stanowisko rabina w Kaliszu, Eliazar Libszyc był rabinem w Zduńskiej Woli, a Jakub Libszyc w Koninie. Przed objęciem stanowiska w Lublinie był podrabinem w Suwałkach. W Lublinie dał się poznać jako wybitny talmudysta i autor komentarzy do "Hoszen-Hamiszpat". Dzieła jego noszą tytuł "Bet-Hilel". Cieszył się wybitnym uznaniem zarówno pomiędzy Żydami, jak i Chrześcijanami. Zmarł w Lublinie w 1907 r. Pochowany został na Nowym Cmentarzu żydowskim. Jego nagrobek nie zachował się.



Eliasz Klatzkin - rabin lubelski w latach 1909-1925. Przed przybyciem do Lublina był rabinem w Berezie Kartuzkiej na Polesiu i Mariampolu na Litwie. Zwolennik religijnego syjonizmu. Jeszcze w Mariampolu związał się z ruchem Mizrachi - religijnym syjonizmem. Rabin Klatzkin był jednym z pierwszych uczestników Kongresu Syjonistów w Rosji. Jego synem był Jakub Klatzkin, wydawca organu Organizacji Syjonistycznej, "Die Welt" w latach 1909-1911, jeden z najważniejszych ideologów syjonizmu w okresie międzywojennym. Pojawienie się rabina Klatzkina w Lublinie wywołało wielkie spory pomiędzy miejscowymi Żydami. Przeciwko Klaztkinowi wystąpili zasymilowani Żydzi lubelscy, którzy zarzucali mu zaangażowanie się w niedozwolony rosyjskim prawem syjonizm. Rabinem lubelskim został dzięki poparciu religijnych Żydów i wsparciu rosyjskiego gubernatora. W Lublinie rabin Eliasz Klatzkin dał się poznać jako wielki autorytet religijny i moralny. Wielu rabinów polskich zwracało się do niego z zapytaniami w kwestiach religijnych i moralnych. Rabin Klatzkin przewodził w okresie I wojny swiatowej także prowincjonalnym rabinom z terenu Lubelszczyzny. W 1925 r. zrezygnował ze swojej funkcji w Lublinie i wyemigrował do Palestyny, gdzie zmarł w 1932 r.

Cadycy lubelscy z rodu Eigerów w latach 1850-1914.

Jehuda Lejb Eiger (zwany Jehuda Lejb z Lublina) - pochądzący z rabinackiego rodu, przeciwnego chasydyzmowi. Był wnukiem Akivy Ben Mosze Eigera, poznańskiego rabina, zwanego Gaonem z Poznania oraz synem Salomona Eigera, rabina w Kaliszu i Poznaniu. Nauki pobierał w jesziwie cadyka z Góry Kalwarii, Izaaka Meira Altera, a następnie był uczniem Menachema Mendla Morgenszterna, cadyka z Kocka oraz Mordechaja Josefa Leinera z Izbicy (obydwaj byli uczniami Jakuba Icchaka Horowitza-Szternfelda - "Widzącego z Lublina"). Od 1854 r. przejął w Lublinie uczniów rebe Leinera z Izbicy, przewodząc im jako lubelski cadyk. Od 1851 r. był oficjalnym członkiem lubelskiego rabinatu, a w latach 1852-1853 sprawoał jednocześnie funkcję rabina w Poznaniu. Po śmierci Menachema Mendla Morgenszterna z Kocka stał się niekwestionowanym przywódcą lubelskich chasydów na Lubelszczyźnie. Zmarł w 1888 r. otoczony szacunkiem ogółu lubelskich Żydów. O jego wpływie na lubelskich Żydów z podziwem pisali również Polacy. Pochowany został na Nowym Cmentarzu żydowskim. Nad jego grobem wzniesiono ohel, którego fragmenty zachowały się do naszych czasów. Ostatnio ohel Jehudy Lejba Eigera został odbudowany, chociaż pomiędzy największymi cadykami jest on uznawany tylko za lokalnego rebe.


Abraham Eiger - cadyk lubelski w latach 1882-1914, najstarszy syn Jehudy Lejba Eigera. Był także cadykiem w Kraśniku, gdzie jego zwolennicy rywalizowali z chasydami z Góry Kalwarii. Do czasu wyboru na urzędowego rabina lubelskiego Eliasza Klatzkina, w latach 1907-1910, był przewodniczącym rabinatu lubelskiego. Zmarł w Lublinie w 1914 r. i tu został pochowany, obok ojca, na Nowym Cmentarzu żydowskim.

W 1999 r. zakończona została odbudowa ohelu cadyków lubelskich na Nowym Cmentarzu żydowskim przy ul. Walecznych. Ohel Eigerów niszczony był dwukrotnie. Pierwszy raz w okresie okupacji hitlerowskiej. Odbudowany został w 1957 r. staraniem Abrahama Nissenbojma. W latach 60. i 70. Ohel ten uległ dewastacji, ale stał jako jeden znielicznych obiektów cmentarnych na tym cmentarzu. Prawie całkowicie zniszczony został podczas rewaloryzacji cmentarza w latach 90. Zachował się jedynie fragment sciany, na której umieszczono tablicę pamiątkową. Nowy ohel został wybudowany w latach 1998-1999. Wewnątrz znajdują się symboliczne groby lubelskich cadyków z rodu Eigerów i przygotowywana jest tablica epitafijna. Wraz z pracami na Nowym Cmentarzu, własnego ohelu doczekał się "Widzący z Lublina". Na Starym Cmentarzu przy ul. Siennej, nad nagrobkiem Jakowa Icchaka Horowitza-Szternfelda stanął gustowny, metalowy ohel. Dzięki temu, że ohel jest w zasadzie artystyczną kratą widoczny jest nagrobek "Widzącego". Metalowym płotkiem otoczony został również najstarszy nagrobek na Starym Cmentarzu w Lublinie, należący do rabina Jakuba Kopelmana, zwanego Jakubem Polakiem. Nagrobek rabiego Jakuba pochodzi z 1541 r.

Robert Kuwałek

Przemiany społeczno-kulturalne w środowisku Żydów lubelskich w XIX i XX w /I/

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Żydowska Gmina Wyznaniowa w Lublinie od wieków słynęła ze swojej tradycji, zamożności i bogatego życia religijno-kulturalnego. Jej imię rozsławiły w wiekach XVI i XVII istnienie tutaj jesziwy, znanej nawet poza granicami Rzeczypospolitej i fakt obradowania w Lublinie Waad Arba Aracot - Sejmu Czterech Ziem, stanowiącego reprezentację żydostwa polskiego. Tu ściągali najwybitniejsi rabini i uczeni, a obok nich, ze względu na ożywiony ruch handlowy, osiedlali się tu zamożni kupcy i rzemieślnicy W ten sposób rosły bogactwo i sława Żydowskiego Miasta w Lublinie. Niestety, po wojnach XVII w., a zwłaszcza po tragicznym roku 1655, kiedy to żydowskie Podzamcze zostało całkowicie zniszczone przez wojska moskiewskie, lubelska gmina żydowska nie odzyskała już dawnej świetności co nie znaczy, że całkowicie utraciła na swoim znaczeniu. Nadal o kahalne stanowiska starali się najzamożniejsi Żydzi z Lublina, a godność rabina gminnego przypadała zwyczajowo dla przedstawicieli najwybitniejszych rodów rabinackich, nie tylko z terenu Korony. Nadal Lublin był centrum życia żydowskiego, jeżeli nie w skali ogólnokrajowej, to z pewnością na terenie Lubelszczyzny Prawdziwą rewolucją religijno-społeczną dla miejscowej społeczności żydowskiej było dotarcie do Lublina chasydyzmu, który na przełomie XVIII i XIX w., dzięki założeniu przez jednego z prekursorów tego ruchu religijno kulturowego w Królestwie Polskim, mowa tu oczywiście o cadyku Jakubie Icchaku Horowicu - "Widzącym z Lublina", własnego dworu, początkowo na Wieniawie, a potem w samym centrum Żydowskiego Miasta, przy ul. Szerokiej, do którego ściągali Żydzi z całego kraju. Poszła za nim również większość lubelskich Żydów. Nie uczynili oni tego tylko wyłącznie z pobudek religijnych, ale w ten sposób pragnęli wyzwolić się spod wszechwładnej dominacji urzędników kahalnych i oficjalnych rabinów - lamdenów. Nastąpił podział społeczności żydowskiej w Lublinie na chasydzką większość i ortodoksyjną mniejszość, popierającą nadal oficjalne kahały. Mało tego, owa mniejszość będzie miała aż do połowy XIX w. jawne poparcie władz Królestwa Polskiego, uważających, zgodnie jeszcze z duchem oświecenia, że każdy mistycyzm jest niebezpieczny, bo wymykający się spod kontroli, a chasydyzm postrzegających jako ruch ciemnych mas, mimo że w Lublinie chasydami było wielu zamożnych kupców. Nie pasowało warszawskim reformatorom to, że Żydzi wierzą w cudotwórcze właściwości swoich cadyków, a chasydzi są niepodatni na przemiany żydowskiego życia w Królestwie, narzucane im odgórnie, mocą dekretów Naczelnika Królestswa i rozporządzeń Rządowej Komisji Wyznań i Oświecenia Publicznego. Reformę tę rozpoczęto w 1821 r. od likwidacji staropolskich kahałów i wprowadzenia na ich miejsce dozorów bóżnicznych, posiadających ograniczone kompetencje religijno-dobroczynne. Chasydyzm był jednak w Lublinie już na tyle silny na początku XIX w., że musieli z nim liczyć się zarówno ortodoksyjni misnagdzi, jak i miejscowe władze. Było to jedyne w latach 20-tych i 30- tych XIX w. miasto w Królestwie Polskim, gdzie oficjalnie, od 1794 r. funkcjonowała gminna chasydzka bożnica, założona jeszcze przez cadyka Horowica. Znajdowała się w jego domu przy ul. Szerokiej. Na prowincji, a nawet w stołecznej Warszawie było to w tym czasie nie do pomyślenia. Tam chasydzi modlili się w nielegalnych domach modlitwy - sztiblech, mieszczących się w prywatnych domach. Nie brakowało ich oczywiście i w Lublinie. Stanowiły one nieodłączny element Podzamcza, Piasków (obecnie okolice dworca kolejowego i ul. 1-go Maja) oraz Kalinowszczyzny, gdzie mogli zamieszkiwać lubelscy Żydzi. Aż do 1862 r. obowiązywał w Lublinie dawny przywilej De non tolerandis Judaeis, a miasto podzielone było na dwa rewiry: I - . Chrześcijański, obejmujący Stare Miasto oraz nowe centrum - ulice Krakowskie Przedmieście, Namiestnikowską (Narutowicza) i przyległe, oraz II - Żydowski, czyli Podzamcze oraz rozbudowującą się ul. Lubartowską. Żydowskimi przedmieściami były Piaski, gdzie znajdowała się drewniana bóżnica, wymurowana ostatecznie w 1861 r., głównie dzięki prywatnemu funduszowi niejakiego Hempla oraz Kalinowszczyzna ze starą, pochodzącą z przełomu XVII i XVIII w murowaną bóżnicą na ul. Towarowej (dzisiaj na jej miejscu przebiega fragment trasy W- Z). Na przedmieściach mieszkali najubożsi Żydzi, niejednokrotnie nie będący w stanie opłacić nawet minimalnego podatku gminnego, ale pamiętający również o tym, że przedmieścia miały niegdyś status samodzielnych kahałów, bądź przykahałków. Jak wyglądało miasto Żydowskie w połowie XIX w. obrazuje raport Rządu Gubernialnego w Lublinie z 1860 r., a więc jeszcze przed zniesieniem zakazu osiedlania się Żydów na terenie całego miasta: "Miasto Żydowskie, najludniejsza część miasta, rażący widok nieporządku i nieczystości przedstawia, że na ulicach wiele śmieci, gnoju i błota znajduje się tak dalece, że przejść nie można, a szczególniej na niebrukowanych ulicach Podzamcze i Nadstawnej". Należy pamiętać, że Podzamcze nie było skanalizowane, właściciele domów nie wywozili poza dzielnicę śmieci i błota, a jedynie przerzucali je na publiczne place: "przez co poformowały się nasypowe góry równające się z domami, że dla braku kloak przy domach, ludność swe potrzeby naturalne z obrazą przyzwoitości odbywa na ulicach i placach". Takim ogólnym ściekiem była Czechówka, do której wrzucano śmieci, ale i z której czerpano też wodę. Nic też dziwnego, że raz po raz ludność żydowską na Podzamczu dziesiątkowały epidemie cholery W 1860 r. Lubelski gubernator donosił dodatkowo: "Miasto Żydowskie z trzech stron górami opasane, a tym sposobem na ścieki z gór wystawione oprócz przedmieścia Czwartku i Kalinowszcyzny ma 300 właścicieli domów i trzy ulice brukowanych, do takiej liczby ulic byłoby dosyć zaprowadzić dwudziestu stróży stałych." Tretuary z różnymi wiktuałami przez przekupniów zastawiane są tylko w ulicy Szerokiej, właśnie w tym punkcie, gdzie się cały handel koncentruje, gdzie codziennie kilka tysięcy krąży ludności, innego placu dotąd przekupnicy nie mają sobie wskazanego i dopiero z przyszłą wiosną, gdy ulica Ruska wybrukowaną będzie, cały ten uliczny handel na Ruską ulicę przenieść będzie można". Oczywiście, oprócz tego obrazu nędzy, nie brakowało w Lublinie zamożnych i eleganckich domów żydowskich. Właśnie ulica Szeroka stanowiła taką reprezentacyjną część Miasta Żydowskiego, gdzie mieszkali najzamożniejsi kupcy Tu też domy swoje mieli rabini. Ale życie religijne związane było z ulicą Jateczną, wybrukowaną dopiero w 1860 r., gdzie mieściła się najstarsza i największa synagoga lubelska - Synagoga Maharszala, zwana Wielką. W 1854 r. uległa ona zawaleniu się, więc wysiłkiem całej gminy odbudowano i przebudowano ją. Zatraciła wtedy cechy renesansowe. Tu też znajdował się gminny dom nauki - bethamidrasz de Kahal, według tradycji stojący na miejscu XVI-wiecznej jeszywy. Obok gminnych jatek, gdzie sprzedawano koszerne mięso, funkcjonowała na Jatecznej cechowa bóżnica Rzeźnicka. Mniejsze bóżnice znajdowały się także na Szerokiej - wspomniana chasydzka, bóżnica Hirsza Doktorowicza oraz bóżnica de Parnes. Na ulicy Podzamcze funkcjonowała synagoga legendarnego, jednodniowego króla Polski, Saula Wahla. Nie brakowało również domów modlitwy, pomieszczonych niejednokrotnie w jednoizbowych mieszkaniach. Zbierali się w nich chasydzi, zwolennicy różnych rebe, nadający ton życiu wszystkich Żydów lubelskich. W latach 50-tych XIX w. najsilniejszą grupą chasydzką byli zwolennicy miejscowego cadyka, założyciela dynastii, żyjącej w Lublinie aż do okresu II wojny światowej, Lejba Eigera. Ale oprócz chasydów lubelskich, w mieście byli również chasydzi kozieniccy, czyli zwolennicy cadyka z Kozienic, mający swój sztibl na ulicy Nadstawnej, chasydzi sosnowiccy, zwolennicy cadyka Altera z Góry Kalwarii, chasydzi z Turzyska na Wołyniu i Humania na Ukrainie, a także chasydzi z Bełza i Bełżyc. Każda z tych grup zbierała się na modlitwy we własnych domach modlitwy. Specyfiką lubelską były również domy modlitwy dla ubogich, którzy nie mieli odpowiedniego odzienia i obuwia, by w wielkie święta pokazywać się w Wielkiej Synagodze, gdzie modlili się najwięksi bogacze lubelscy Taki zimowy dom modlitwy dla ubogich funkcjonował chociażby na Piaskach w domu Aspisa. Większość tych modlitewni była nielegalna, wymykała się kontroli władz i Dozoru Bóżniczego, jak zresztą większość bujnego życia żydowskiego, pomimo usilnych starań władz gubernialnych i miejskich, by inwigilować całą społeczność. To nie rozporządzenia władzy wpływały na bieg życia żydowskiego w Lublinie, a tradycja, niejednokrotnie sprzeczna z zarządzeniami państwowymi. Przejawem tego było istnienie w Lublinie tradycyjnego bractwa pogrzebowego Chewra Kadisza, ściganego przez władze z bezwzględnością równą ściganiu polskich organizacji patriotycznych w okresie powstań narodowych. Do bractwa tego należeli nawet ludzie piastujący oficjalne stanowiska gminne, jak chociażby przewodniczący lubelskiego Dozoru Bożniczego Wolf Blumencwajg, zresztą jeden z fundatorów w 1826 r. Nowego Cmentarza żydowskiego przy ul. Unickiej, zwanej wtedy Garbowszczyzną. Z bractwem powiązany był wybitny lubelski rabin Zalman Aszkenazy. Aż do lat 80-tych XIX wieku Lublin, pomimo że był trzecią po Warszawie i Łodzi gminą Królestwa Polskiego, przypominał bardziej tradycyjne sztetl, niż duże miasto. Na Podzamczu i przedmieściach mieszkało w tym czasie ( 1859 r. ) 10 660 Żydów. Ludności chrześcijańskiej było wtedy w Lublinie 7962 osoby. Mimo tak wielkiej liczby ludności żydowskiej, przeważali nadal przedstawiciele tradycyjnych zawodów żydowskich - kupcy i kramarze, których było 235., krawcy - 50., kuśnierze i czapnicy - 26 (stanowili 100 procent przedstawicieli tej profesji, podobnie zresztą, jak blacharze i faktorzy). Żydzi przeważali również w takich zawodach, jak introligatorzy, piekarze, jubilerzy i złotnicy. Niewielu było fabrykantów, raptem - 4, ale i sam Lublin nie był wtedy jeszcze miastem przemysłowym, a w ogóle nie było nowoczesnej inteligencji żydowskiej, którą spotykało się w Warszawie, czy Łodzi. Jej przedstawiciele, jeżeli zaczynali robić w Lublinie karierę, dość szybko przechodzili na chrześcijaństwo i wynosili się z Żydowskiego Miasta, jak to było w przypadku rodziny lekarzy i księgarzy Arctów, czy lekarza Leona Reinera, honorowego obywatela Cesarstwa Rosyjskiego, mogącego mieszkać poza rewirem żydowskim. W takiej atmosferze nie było raczej możliwości, by Żydzi lubelscy łatwo ulegali asymilacji w kierunku kultury polskiej. Podział miast na dwa rewiry, niechętne nastawienie władz i mieszkańców chrześcijańskiego miasta do kwestii zamieszkania wśród nich Żydów, a przez to praktycznie całkowity brak kontaktów towarzyskich pomiędzy przedstawicielami obydwu wyznań, powodowały, że w Lublinie, w przeciwieństwie do Warszawy, nie powstała aż do końca XIX wieku silna grupa osób asymilujących się, a i ci pojawili się dopiero w latach 60-tych XIX w. Byli to przeważnie przedstawiciele najzamożniejszych rodów w Lublinie, jak np. Warmanowie (ci, aż do 1939 r. stanowili trzon asymilantów w Lublinie - adwokat Bolesław Warman w latach 30-tych XX w. był przewodniczącym miejscowej Gminy Wyznaniowej i reprezentował już wtedy typ Polaka wyznania mojżeszowego), Lichtenfeldowie, Korngoldowie, czy nieco później Mejersonowie. Do tej nielicznej grupy należeli też napływowi do Lublina, świecko wykształceni nauczyciele i praktykanci adwokaccy. Takim przykładem może być tutaj osoba Abrahama Sołonowicza, nauczyciela z Wilna, który był pierwszym kierownikiem zeświedczonej i spolonizowanej przed powstaniem styczniowym gminnej szkoły dla chłopców, tzw. Talmud-Tory. Jej reforma w 1862 r. spowodowała wielkie wzburzenie lubelskich chasydów, którzy rozpętali kampanię propagandową przeciwko wprowadzeniu do niej świeckich przedmiotów w tym i języka polskiego. Lubelscy zwolennicy asymilacji, chociaż popierani przez władze rosyjskie, nigdy nie zdobyli w Lublinie przewagi, chociaż starali się bardzo, a ich głównym argumentem w utrzymaniu władzy w instytucjach gminnych, zwłaszcza w latach 80-tych i 90-tych XIX w., było hasło reformy "ciemnych mas żydowskich, pozostających pod wpływem zabobonów". Owe ciemne masy żydowskie patrzyły natomiast na maskilów, nazywanych również "Niemcami" z pogardą i wrogością, jak na odszczepieńców od wiary i tradycji. Lublin uchodził aż do II wojny światowej za twierdzę chasydyzmu i ortodoksji. Życie żydowskie w mieście ożywiało się, gdy do pobożnych rebe i cadyków przybywali ich pobożni zwolennicy Ortodoksyjni pozostawali także gminni rabini. Jak już było wspomniane do Lublina zapraszano tradycyjnie rabinów ze znanych rodów rabinackich, stąd też przez całą I połowę XIX wieku funkcję tę piastowali w mieście rabini z rodu Aszkenazych, których protoplasta przybył do Polski z Holandii, gdzie był naczelnym rabinem Amsterdamu, a potem, już w Polsce, Lwowa. W Lublinie, w latach 1825-1867 rabinami byli: Meszullam Zalman Aszkenazy, jego bratanek Berisz, a następnie syn, początkowo rabin Grodna, Jehoszua Heszel, który został za lojalność w czasie powstania styczniowego nagrodzony przez cara Aleksandra II orderem św. Anny oraz honorowym obywatelstwem Cesarstwa. Mimo, że ostatni lubelski rabin z rodu Aszkenazych popierał wprowadzenie do szkoły żydowskiej nauczania języka polskiego i podstaw przedmiotów świeckich, to jednak daleko nie odbiegał w swojej mentalności od stereotypu pobożnego uczonego żydowskiego. W zasobie lubelskiego Archiwum Państwowego zachował się opis jego mieszkania, sporządzony przez lubelskiego notariusza na wniosek rodziny Aszkenazych w 1867 r. , zaraz po śmierci rabina. Warto zwrócić w nim uwagę na zawartość biblioteki Jehoszuy Heszela Aszkenazego - 158 tytułów samych dzieł religijnych. W bibliotece nie było ani jednej książki świeckiej. Lubelscy Żydzi nie decydowali się raczej na zapraszanie do swojej gminy rabinów, którzy jawnie sprzyjaliby reformowaniu tradycji i stylu życia. Następca Aszkenazego, Szneur Zalman. Lader nie angażował się w ogóle w życie społeczne lubelskich Żydów, za to był wybitnym talmudystą, rozsądzającym spory religijne Żydów z całej guberni lubelskiej. O wyroki w sprawach religijnych zwracały się do niego gminy żydowskie w Zamościu, Chełmie, Piaskach i na Wieniawie. Gdy w 1892 r. rabinem został wybrany w Lublinie wybitny talmudysta Hillel-Arie Libszyc, ale przy tym posiadający świeckie wykształcenie i takież wykształcenie dał swoim synom, również rabinom, Żydzi lubelscy nie zdecydowali się już w 1909 r., po jego śmierci, na wybór na jego stanowisko któregoś z jego synów, absolwentów świeckich gimnazjów rosyjskich, uznanych duchownych w Królestwie, ale wyraźnie sprzyjających reformom religijnym. Ortodoksyjna i chasydzka większość w Lublinie wybrała pobożnego, litewskiego rabina z Mariampola, Eliasza Klatzkina, zresztą również uznanego uczonego. Oczywiście nie obyło się bez skandalicznej wymiany korespondencji, a dokładniej mówiąc ekspedycji donosów na "ciemne masy żydowskie", jakie wysyłała do gubernatora grupa żydowskiej inteligencji i z drugiej strony oskarżeń o wyrzekanie się wiary i tradycji przez maskilów, które to oskarżenia padały od strony obozu ortodoksów i chasydów. Adresowane były również do gubernatora, stanowiącego ostateczną instancję w kwestii nominacji nowego rabina. Tradycyjny styl życia lubelskich Żydów, ich ortodoksyjna religijność, odciskały silne piętno na obrazie całej społeczności do końca XIX w. Lubelski korespondent warszawskiego tygodnika "Izraelita" stwierdzał, że w gubernialnym mieście Lublinie na porządku dziennym był w latach 70-tych XIX w. widok szamesa z drewnianym młotkiem, stukaniem którego budził prawowiernych Żydów na poranną modlitwę. Tylko odważne jednostki bywały w Teatrze Miejskim. Gdy w 1877 r., po pożarze Bychawy zorganizowano w Teatrze przedstawienie dobroczynne, zamożni misnagdzi lubelscy, chcąc wspomóc pogorzelców, w głównej liczbie bychawskich Żydów, wykupili najdroższe bilety, ale do teatru nie przyszli, ponieważ groziło to ostrą reakcją miejscowych chasydów, niejednokrotnie również ludzi bardzo zamożnych, upatrujących w teatrze siedlisko grzechu i rozpusty. Za to ciż sami, ortodoksyjni misnagdzi, bojący się chasydów, poza Lublinem bywali dość często w teatrach, np. w Warszawie lub zagranicą, gdy wyjeżdżali do wód. Oficjalnie do teatru w Lublinie chodzili tylko postępowcy, a tych było w 1877 r. bardzo niewielu. Jak wyliczał tenże korespondent "Izraelity", składało się na nich: "2 patronów Trybunału,1 urzędnik Izby Skarbowej,1 nauczyciel gimnazjum, 2 nauczycieli prywatnych, 1 literat, 2 kapelmajstrów wojskowych, 1 lekarz ogólny, 1 lekarz wojskowy, 7 felczerów, 2 akuszerki,1 księgarz". Niewielu chłopców żydowskich kształciło się również w lubelskich szkołach świeckich, nawet jeżeli były to szkoły prowadzone przez Żydów. Natomiast w Lublinie, oprócz gminnej szkoły Talmud-Tory, przy której udało się stworzyć nawet chór chłopięcy (do jego repertuaru należał także carski hymn Boże cazra chrani, wykonywany w czasie galowych nabożeństw, odprawianych w Wielkiej Synagodze z okazji świąt państwowych), funkcjonowało pod koniec XIX w. blisko 100 chederów, tradycyjnych szkółek żydowskich, w których w ogóle nie było mowy o nauczaniu języka polskiego, czy rosyjskiego, nie mówiąc już o innych przedmiotach świeckich. Szczególnie duża liczba chederów znajdowała się na ul. Nadstawnej. Chociaż władze rosyjskie w Lublinie usiłowały je kontrolować, zwłaszcza obowiązek nauczania państwowego języka rosyjskiego, to zazwyczaj mimo niehigienicznych warunków - ciasne izby, brak odpowiedniego wyposażenia - i dzięki łapówce mełameda , koncesję na prowadzenie chederu otrzymywało się zwykle po sprawdzeniu przez policjanta, czy w szkółce wisi portret oficjalnie panującego cara. Więcej szans na osiągnięcie świeckiego wykształcenia miały żydowskie dziewczęta. Stąd też w Lublinie było kilka pensji dla dziewcząt żydowskich, na czele z najbardziej znaną szkołą Lei Mandelkernowej; przeznaczonej dla uczennic z zamożnych domów. Nie brakowało młodych Żydówek i w gimnazjach państwowych. Ale mogły się one kształcić, bo i tak nie decydowały o swojej przyszłości. Dla chasydzkich córek, kończących świeckie szkoły, droga do dalszej nauki i kariery była zamknięta przez rodziców, którzy decydowali o ich małżeństwach, zazwyczaj z równie pobożnymi chasydami. Te, które się przed tym broniły, a były to do 1914 r. rzadkie jednostki, po prostu wykluczane były z rodziny Takim przykładem była chociażby Bela Szpiro, w okresie międzywojennym działaczka socjalistycznego Bundu w Lublinie. Gdy przed I wojną światową ukończyła gimnazjum, została wydana przez rodziców za mąż za chasyda z Opola Lubelskiego, Szyffera. Był to mariaż dwóch chasydzkich domów. Matka Beli spokrewniona była z rodem cadyków lubelskich Eigerów. Dziewczyna zbuntowała się i po kilku latach rozeszła się z mężem, a następnie zajęła się działalnością społeczną, ale ojciec zerwał z nią wszelkie stosunki. Kontakt utrzymywała tylko z matką. Sytuacje takie nierzadkie były również i przed 1939 r. Wykształcone kobiety żydowskie w Lublinie, w XIX w. nie były rzadkością, ale nie odgrywały w zasadzie prawie żadnej roli w życiu społecznym miejscowej gminy Wyjątkiem była Malwina Mejersonowa, żona kupca Bernarda Mejersona i zarazem matka Franciszki Arnsztajnowej. Mejersonowa była pisarką, jej powieść Z ówczesnej sfery publikował w odcinkach "Izraelita", ale rodzina Mejersonów była już zasymilowana i inne panowały w tym domu obyczaje. W innych rodzinach wykształcone kobiety starały się jednak zapewnić odpowiednią edukację swoim dzieciom, nawet w tajemnicy przed pobożnymi ojcami i mężami. Tak było chociażby w przypadku Henryka Ehrlicha, ogólnopolskiego przywódcy Bundu, pochodzącego z Lublina. W rodzinnym domu, ze względu na ojca ubierał się w tradycyjny strój żydowski, ale to właśnie matka i siostry wyprawiały go rankiem do gimnazjum, a w mundurek gimnazjalny ubierał się już na ulicy. Skandal wybuchł gdy o jego świeckiej edukacji dowiedział się ojciec. Zniszczył synowi książki i mundurek, ale udobruchany w końcu przez żonę, zgodził się na dokończenie przez syna nauki w gimnazjum, sam nieco zrezygnował z ortodoksji i w efekcie wysłał Henryka Ehrlicha na uniwersytet do Warszawy Ale to był już koniec XIX w. i zaczynały się gwałtowne przemiany w łonie społeczności żydowskiej w Lublinie. Po uruchomieniu w 1877 r. linii kolejowej z Warszawy przez Lublin do Kowla, w mieście zaczął się gwałtowny rozwój przemysłu, a z tym nastąpił napływ i wzrost liczby ludności w mieście. Do Lublina napływali nie tylko chłopi, ale również Żydzi z prowincjonalnych miasteczek, szukający tutaj większych możliwości zarobku. Przybywali także uchodźcy żydowscy, rugowani z głębi Cesarstwa Rosyjskiego. Wielu Litwaków zrobiło zresztą w Lublinie karierę i zbiło majątek, jak chociażby Mojżesz Szczarański, ortodoksyjny przemysłowiec, fabrykant świec i mydła, który po 1918 r. stał się jednym z najaktywniejszych przywódców ortodoksyjnej partii Agudas Isroel. Obok starych fortun wyrastały nowe, a Żydzi, którzy w 1862 r. mogli wreszcie opuścić ciasne zaułki Żydowskiego Miasta, zaistnieli bardzo mocno w centrum Lublina. Podzamcze, a raczej jego najstarsza część stopniowo stawała się dzielnicą najuboższych warstw ludności żydowskiej. W 1893 r. na 46 tysięcy ogółu mieszkańców miasta, Żydów było 21 tysięcy, a w dwadzieścia lat później, w 1913 r., gdy w Lublinie żyło blisko 77 tysięcy ludności, społeczność żydowska liczyła 38 tysięcy osób. Większość z nich byli to przeważnie drobni kupcy, rzemieślnicy, robotnicy pracujący w niewielkich zakładach. Nie brakowało również ludzi żyjących w nędzy, a obok nich nie brakowało także osób bardzo zamożnych, tworzących swoje bogactwo w ciągu jednego pokolenia, fundujących w centrum eleganckie kamienice, jak na przykład rodzina Zylberów, właścicieli gorzelni w Lublinie i Kowlu, browaru przy ul. Bychawskiej i cegielni na Helenowie. Przed I wojną światową Sender Zylber wybudował na ulicy Cichej kamienicę, przeznaczoną tylko dla własnej rodziny, gdzie jeden z balkonów adaptowany był od razu na tradycyjną kuczkę, z której korzystano podczas święta Szałasów. Wystarczyło jedynie odsunąć dach na balkonie. Budynek istnieje do dzisiaj, użytkowany obecnie przez Izbę Lekarską. Przybyły z guberni radomskiej Szmul Ajchenbaum stworzył w Lublinie drugą taką fortunę, po I wojnie światowej był już właścicielem Domu Przemysłowo-Handlowego przy ul. Królewskiej, gdzie też mieszkała jego rodzina i gdzie założył także prywatny dom modlitwy. Ajchenbaumowie i Zylberowie byli ludźmi bardzo pobożnymi, później przewodzili w Lublinie organizacjom ortodoksyjnym. To właśnie Szmul Ajchenbaum oddał w 1924 r. swoje place na Lubartowskiej pod budowę słynnej Jesziwas Chachmej Lublin. Ortodoksyjnych i chasydzkich bogaczy w Lublinie nigdy nie brakowało. W 1877 r. właściciel kamienicy przy ul. Kapucyńskiej, Lejzor Roszgold wybudował w jej podwórku dom modlitwy. Nowi ludzie robili kariery Przybyły z Międzyrzeca Podlaskiego Symcha Bromberg, dzięki własnym umiejętnościom stał się wkrótce jednym z najpoważniejszych dostawców chmielu do lubelskich browarów. Po 1918 r. wybrano go nawet na wiceprezesa Lubelskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Pochodził w ogóle z raczej niezamożnej rodziny kupieckiej . Chociaż równocześnie zwiększała się liczba zwolenników asymilacji, a nawet pod koniec lat 90-tych XIX w. pojawili się w Lublinie pierwsi zwolennicy syjonizmu, ostro zresztą zwalczani zarówno przez ortodoksów, jak i przez władze carskie, to jednak nigdy w Lublinie nie zdołali oni ufundować własnej postępowej synagogi. Mimo, że podejmowali próby adaptowania na ten cel nawet Teatru Starego na Jezuickiej, to opór władz i ortodoksyjnych współwyznawców był tak wielki, że do 1939 r. Lublin był jedynym większym miastem na ziemiach polskich, gdzie nie powstała reformowana bóżnica, ale i tak postępowcy oraz asymilatorzy odgrywali dużą rolę w instytucjach gminnych, które zdominowali po 1900 r., zresztą nie bez wydatnej pomocy gubernatora. Na początku XX w. lubelska Gimna Wyznaniowa posiadała nadal 11 synagog i bóżnic, ale oprócz tego mogła się poszczycić nowoczesnym Szpitalem Żydowskim na Lubartowskiej, wybudowanym w 1886 r., gdy dawny Szpital Starozakonnych przy ul. Siennej okazał się niedostatecznym dla tak licznej gminy Od 1862 r. Przy ulicy Grodzkiej funkcjonowała Ochronka dla sierot, założona dzięki ofiarności lubelskiego rzemieślnika Cwajga, który testamentalnie przekazał na jej utworzenie pewną sumę pieniędzy Gdy przez Królestwo Polskie przewaliły się wypadki rewolucji 1905 r., bierni nie pozostali wobec nich i lubelscy Żydzi. W bardzo szybkim tempie, na fali liberalizacji życia społecznego i politycznego zaczęły powstawać żydowskie organizacje społeczno-kulturalne na czele z bardzo aktywnym Towarzystwem "Hazomir", przy którym działał chór i zespół teatralny, kierowany przez wybitnego reżysera Jakuba Waksmana. Przy Towarzystwie organizowano również odczyty, poświęcone nie tylko życiu kulturalnemu, ale i bieżącym problemom ludności żydowskiej. Powstało także Żydowskie Towarzystwo Dobroczynne, ale zaraz również ujawniły się tradycyjne, zdominowane przez ortodoksów bractwa, pozostające dotychczas w głębokiej konspiracji. Takim bractwem było chociażby Bijkur Cholim, niosące pomoc biednym chorym. Posiadało ono nawet własną bóżnicę przy ul. Ruskiej. Prawdziwą rewolucją było jednak to, że w Lublinie powstały silne organizacje polityczne, czego nie było wcześniej prawie w ogóle. Represje carskie spowodowały jednak, że pozostały one w podziemiu. Jakby dla przeciwwagi całej religijnej tradycji, najsilniejszą z nich był socjalistyczny Bund, którego działacze organizowali swoje demonstracje nie tylko na ulicach, czy w Ogrodzie Saskim, ale prowadzili bardzo silną agitację w bóżnicach. Do Bundu, czy też do Organizacji Syjonistów - Terytorialistów zaczęło garnąć się bardzo wiele młodzieży, tak że z zamożnych rodzin. To była prawdziwa rewolucyjna przemiana mentalności, którą ze zgrozą obserwowali starsi, tradycyjni Żydzi. Na jedną rzecz nie godziły się władze carskie - na wprowadzenie do Talmud-Tory języka polskiego, mimo że żądali tego wyraźnie rodzice uczniów. Gubernator lubelski oraz kurator na podania składane przez lubelskich Żydów w tej sprawie odpowiedzieli kategorycznie: "Nie ma podstaw, by opolaczywać naszych Żydów!". Niechętnie też na polonizację Żydów patrzyło wielu polskich mieszkańców Lublina, mimo że takie osoby, jak dr Marek Arnsztajn dało podczas rewolucji dowody wielkiego oddania dla sprawy polskiej. W polski ruch zaangażował się także adwokat Bolesław Warman. Zwolennikiem włączania się Żydów w aktywniejsze życie społeczne całego miasta był wieloletni przewodniczący Dozoru Bóżnicznego, dyrektor lubelskiego Oddziału Łódzkiego Banku Handlowego, Jakub Kipman, któremu Żydzi lubelscy w dowód uznania ufundowali po śmierci w 1921 r. pomnik na Nowym Cmentarzu żydowskim.Okres poprzedzający bezpośrednio wybuch I wojny światowej to czas pierwszych zajść antyżydowskich w Lublinie, polegających wtedy głównie na kampanii propagandowej prowadzonej przez zwolenników idei Romana Dmowskiego, która przerodziła się w bojkot sklepów żydowskich. O kontaktach na polu towarzyskim pomiędzy Polakami i Żydami w Lublinie raczej nie było nigdy mowy, oczywiście z drobnymi wyjątkami, do których zaliczało się małżeństwo Marka i Franciszki Arnsztajnów, prowadzących przy Złotej dom otwarty dla wszystkich bez względu na wyznanie i narodowość. Kontakty urzędowe i handlowe wyraźnie psuły się. Taka sytuacja była do I wojny światowej i ugruntowywała jedynie podział na dwa odrębne światy w Lublinie. Okres I wojny światowej, a zwłaszcza czas okupacji austro - węgierskiej jeszcze bardziej uaktywnił politycznie i społeczniś ludność żydowską w Lublinie, ale jednocześnie trudne lata 1915-1918 spowodowały znaczne jej zubożenie. Do Lublina napłynęło tysiące uchodźców z terenów objętych walkami. Napływali Żydzi z podlubelskich miasteczek, niejednokrotnie całkowicie spalonych, jak Turobin, Rejowiec, Krasnystaw, czy Gorzków. Gmina wyznaniowa w Lublinie stanęła przed problemem utrzymania tych ludzi. Jako, że organizacje polskie niechętnie angażowały się w pomoc Żydom, ci powołali w mieście Żydowski Komitet Ratunkowy. Bardzo szybko okazało się, że spełnia on nie tylko rolę charytatywną i opiekuńczą, ale również kulturotwórczą. Na jego zaproszenie, z Warszawy zaczęli przybywać do Lublina najwybitniejsi artyści żydowscy, dający tu przedstawienia na cele dobroczynne. W 1917 r. w teatrze "Panteon", czyli w Teatrze Starym wystąpił zespół Estery Racheli Kamińskiej. Publiczności lubelskiej zaprezentowano znaną sztukę Gordina pt. "Mirele Efros". Na deskach teatru wystąpiły wtedy takie sławy, jak sama Estera Kamińska, jej córka Ida, Jonas Turkow i Heldenberg. W lubelskiej Wielkiej Synagodze koncerty muzyki religijnej i słynnych arii operowych, dla tych samych celów dobroczynnych, dał nadkantor synagogi warszawskiej, sława w skali nie tylko ogólnopolskiej, Gerszon Sirota. Oczywiście były to pewne działania demonstracyjne. Ciężkie czasy nie nastrajały do rozrywki. W Lublinie szalała epidemia cholery i tyfus. Wszystkie organizacje prowadziły dożywianie dla biednych - powstały kuchnie ludowe, w tym i kuchnia robotnicza, prowadzona przez działaczy Bundu. Bóżnice zamienione zostały na schroniska, zakładano doraźne warsztaty, by zatrudnić rzesze bezrobotnych. W okresie I wojny światowej lubelscy Żydzi dali także dowód na to, że nie jest im obojętna sprawa niepodległości Polski. Od 1916 r., w każdą rocznicę uchwalenia Konstytucji 3-go Maja odprawiano uroczyste nabożeństwo, podczas którego śpiewano historyczny hymn Żydów warszawskich, odśpiewany po raz pierwszy właśnie w dniu ogłoszenia Konstytucji. Asymilatorzy lubelscy założyli nawet żydowską drużynę harcerską im. Berka Joselewicza. Oprócz niej istniały również narodowe organizacje skautów żydowskich - szomrów, pozostające pod wpływami zwolenników coraz silniejszego syjonizmu. Po raz pierwszy również w historii żydowskiej społeczności w Lublinie zaczęła się ukazywać polskojęzyczna gazeta pt. "Myśl Żydowska", której zespół redakcyjny deklarował współpracę z Polakami, ale i zarazem obronę interesów żydowskich w mieście. Na jej łamach publikowali m.in. Bolesław Warman, nauczyciel historii i religii w nowopowstałym gimnazjum żydowskim małżeństwa Szperów, Leon-Lejb Szper, Ludwik Rechtszaft. Ów tygodnik ukazywał się w Lublinie w latach 1916-1918. Jego miejsce zajął w 1918 r. dziennik, drukowany w jidisz, "Lubliner Tugblat", założony przez warszawskiego dziennikarza Saula Stupnickiego. Wydawano go aż do 1939 r. W okresie I wojny światowej pojawiły się również w mieście polskie szkoły dla dzieci żydowskich, których gorącą orędowniczką była Franciszka Arnsztajnowa. Zajęcia z języka polskiego prowadzono również dla sierot wojennych, przebywających w ochronkach. Tu nawet udawało się organizować małe przedstawienia poetyckie, podczas których żydowskie dzieci deklamowały wiersze Konopnickiej i Mickiewicza. Wydawałoby się, że może jednak nastąpi jakieś porozumienie pomiędzy Polakami i Żydami. Niestety, już pierwsze wybory do Rady Miejskiej Lublina w 1916 r. udowodniły, że organizacje polskie nie są skłonne do dopuszczenia ludności żydowskiej do współdecydowania o losach miasta. Podczas kampanii wyborczej rozpętano bardzo ostrą agitację antyżydowską, ale i tak reprezentacja żydowska miała w nowej Radzie swoich 17 radnych na 60 w ogóle. Gdy wybuchała niepodległość Polski, społeczność żydowska w Lublinie wkraczała w nią doskonale zorganizowana. W mieście działało jedenaście żydowskich partii politycznych, od komunizującej Poalej-Syjon Lewicy, przez bardzo silny socjalistyczny Bund, posiadający własne związki zawodowe i organizacje kulturalno-oświatowe, socjalistyczną Poalej-Syjon Prawicę do prawicowych Organizacji Ogólnych Syjonistów i ortodoksyjnej Agudas Isroel. O ile w dawnej, XIX-wiecznej Gminie Wyznaniowej toczyły się walki pomiędzy zwolennikami różnego sposobu podejścia do kwestii religii i tradycji, tak obecnie o jej obliczu zaczęły decydować podziały polityczne. Kto miał większość w Gminie, ten decydował o subsydiach dla rozlicznych organizacji. Okazało się jednak, że nadal najsilniejsi w Lublinie byli ortodoksi i chasydzi zblokowani w Agudas Isroel. Po 1918 r. rozrosła się również wraz z rozwojem terytorialnym miasta Wyznaniowa Gmina Żydowska w Lublinie. W 1917 r. przyłączono do niej, funkcjonującą dotychczas Gminę na Wieniawie. Wieniawa, aż do I wojny światowej była samodzielnym miasteczkiem, mimo że bezpośrednio przylegały do niej Ogród Saski oraz ulice Wieniawska i Lubomelska. Od 1891 r. żydowscy działacze gminni w Lublinie zabiegali o przyłączenie wieniawskiej Gminy do lubelskiej, motywując to anachronizmem istnienia samodzielnej "parafii" żydowskiej, jak nazywano gminy w XIX w., która nie dość, że była otoczona ze wszystkich stron granicami Gminy w Lublinie, to nie potrafiła poza własnym Dozorem Bóżniczym, rabinem, cmentarzem (obecnie na jego miejscu znajduje się stadion "Lublinianki"), synagogą, zamkniętą zresztą w 1912 r. ze względu na fatalny stan techniczny, domem modlitwy i mykwą, utrzymać innych instytucji. Na Wieniawie Dozór nie prowadził najmniejszej nawet działalności dobroczynnej, po prostu nie było go na to stać. Ważna była jednak samodzielność. Rzeczywiście Wieniawa była typowym sztetl. Zamieszkiwała ją uboga, ortodoksyjna ludność żydowska. Poza murowanymi synagogą, datowaną jeszcze na XVIII w. i domem modlitwy, wybudowanym wielkim wysiłkiem finansowym całej miejscowej społeczności w 1909 r., jej zabudowę stanowiły drewniane domy, przeważnie ubogie i parterowe. Wieniawscy Żydzi, poza kilkoma rodzinami miejscowych bogaczy, oczywiście na skalę tego miasteczka, utrzymywali się z drobnego handlu i rzemiosła. Większość z nich zatrudniona była w Lublinie jako służba domowa lub tania siła robocza .Ludność na Wieniawie była tak uboga, że nie stać ją było nawet na opłacenie minimalnej składki bóżnicznej. Kantor w synagodze, chociaż według umów powinien był dostać 30 rubli rocznej pensji, nie dostawał jej prawie w ogóle, szkolnicy dostawali wypłatę z pieniędzy, które miały być przeznaczone na świece do synagogi. Rabin Lejzor Kerszenbaum zrzekł się nawet na pewien czas pensji i żył wyłącznie z dobrowolnych ofiar wiernych. Uboga ludność korzystała z dobroczynności gminnej w Lublinie, co bardzo nie odpowiadało działaczom lubelskiego Dozoru. Praktycznie, na Wieniawie władzę w Dozorze sprawowało kilka rodzin, zamożnych kupców lub właścicieli większych domów, przeważnie ortodoksów starego typu, do których należeli Ginsburgowie, Lanejlowie, Kuropatwowie i Rachmanowie. Bogatsi Żydzi lubelscy chętnie meldowali się na stałe na Wieniawie, chociaż tutaj wcale nie mieszkali, ponieważ płacili tu mniejsze podatki. Stąd też Gmina Wyznaniowa w Lublinie, aż do 1915 r. monitowała władze gubernialne o przyłączenie do niej Wieniawy, gdzie mieszkało wtedy ok. 3 tysiące Żydów, stanowiących blisko 75 procent ogółu mieszkańców tego miasteczka. Przyłączenie Wieniawy do Lublina, które nastąpiło w czasie I wojny światowej, wcale nie poprawiło bytu tamtejszych Żydów. Do 1939 r., chociaż wybudowano tu kilka murowanych kamieniczek, Wieniawa uchodziła za synonim żydowskiej nędzy, podobnie jak w Lublinie ulica Krawiecka i Plac Krawiecki na Podzamczu. Nic też dziwnego, że obok tradycyjnie silnej tu grupy ortodoksów i chasydów, przedmieście stało się także miejscem bujnego rozwoju organizacji lewicowych, grupujących młodzież żydowską, przeciwstawiającą się własnej nędzy i bierności rodziców. Działał tu między innymi Żydowski Klub Sportowy "Wieniawa", w rzeczywistości stanowiący przykrywkę dla politycznej działalności komunizującej młodzieży. Skończyło się to w efekcie rozwiązaniem Klubu przez polskie władze państwowe w latach 30-tych. Wieniawa posiadała jednak, aż do tragicznego wysiedlenia z niej w 1940 r. ludności żydowskiej, własną synagogę, cmentarz, gdzie chowano uboższą ludność (bogatsi wykupywali miejsca na (nowym Cmentarzu żydowskim w Lublinie, przy ul. Unickiej ) i rabina. Był nim do końca Lejzor Kerszenbaum. Istniało to niezależnie od lubelskiego bractwo pogrzebowe - Chewra Kadisza oraz własne organizacje samopomocowe o charakterze religijnym. Żydzi wieniawscy aż do II wojny światowej bardzo często podkreślali swoją odrębność. Być może wynikało to z ich niedowartościowania przez zamożniejszych Żydów lubelskich. Ludność żydowska w międzywojennym Lublinie, licząca w 1921 r. 37 337 osób, W 1931 r. 38 937, była bardzo zróżnicowana, zarówno pod względem społecznym, majątkowym jak i kulturowym. Pojawienie się rozlicznych organizacji politycznych, kulturalno-oświatowych, gospodarczych i religijnych, aktywizowało zarówno młodych, jak i starszych. Każda kampania wyborcza, czy to do Sejmu i Senatu, czy też do Rady Miejskiej, a przede wszystkim do Rady i Zarządu Gminy Wyznaniowej, unaoczniały niesamowite rozbicie polityczne Żydów lubelskich. Prym wiedli oczywiście nadal ortodoksi i chasydzi zblokowani w jednej partii - Agudas Isroel. Prowadzili własne szkoły - dla chłopców Jawne, dla dziewcząt Bejs Jakow. Oprócz liderów partyjnych, takich, jak przemysłowiec Szmul Ajchenbaum, Hersz Jojna Zylber i Mojżesz Szczarański, autorytetem swoim wspierali ich rabini i ostatni z lubelskich cadyków, Szlomo Eiger. Wielkim sukcesem lubelskich ortodoksów było rozpoczęcie budowy w mieście uczelni rabinackiej, Jesziwas Chachmej Lublin i sprowadzenie do Lublina w 1930 r. na stanowisko głównego rabina w mieście, Mejera Szapiry, przeciwko któremu zgodnie wystąpili miejscowi działacze syjonistyczni i socjalistyczni, stwierdzając, że rabin Szapiro "chce założyć lisią czapkę na głowy lubelskich Żydów". Podczas wyborów, w trakcie posiedzenia Rady Gminy Wyznaniowej doszło nawet do bójki pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami rabina. Interweniowała policja. Jednakże już po otwarciu lubelskiej jesziwy, gdy o Lublinie pisała prasa żydowska na całym świecie, ataki te nieco osłabły Coraz mocniej dawało się jednak w Lublinie zauważyć, że wraz z nowoczesnymi prądami społeczno-politycznymi, zmieniało się oblicze całej miejscowej społeczności żydowskiej. Liczna grupa inteligencji żydowskiej tradycję religijną zamieniała na ideologię narodową. Silne w Lublinie partie syjonistyczne, na czele z mieszczańską Organizacją Ogólnych Syjonistów, coraz głośniej artykułowały hasła o radykalnej reformie społeczeństwa żydowskiego, którego największy kalectwem była koncentracja w kilku tradycyjnych zawodach, przede wszystkim w handlu i rzemiośle. Stąd też nawoływano do emigracji do Palestyny, do zajęcia się bardziej produktywnymi zawodami, co wcale w międzywojennej Polsce nie było takie znowuż łatwe. Żydom trudno było znaleźć pracę w administracji państwowej i polskich przedsiębiorstwach. Związani tradycyjnie z miastami, nie przenosili się na prowincję, gdzie mogliby zająć się rolnictwem. Zachodził raczej odwrotny proces. Do Lublina napływali liczni Żydzi z prowincjonalnych miasteczek, gdzie żyło się jeszcze trudniej. Przyjazd do dużego miasta najczęściej nie poprawiał bytu. Tutejszy żydowski rynek pracy był mocno ograniczony, więc ludzie ci automatycznie poszerzali grupę ludzi żyjących na granicy nędzy lub w nędzy całkowitej. Wiele było takich rodzin, które praktycznie nie miały żadnego utrzymania. W Lublinie mówiono o nich "luftmenszn" - żyjący z powietrza, ale jednak żyjący Nic też dziwnego, że młodzież z najuboższych domów garnęła się albo do organizacji syjonistycznych, nawołujących do emigracji z Polski, albo zasili szeregi organizacji lewicowych, w tym i KPP Była to swoista pogoń za ideą, próba wyrwania się z nędzy i ciasnoty zaułków i ruder na Krawieckiej, Zamkowej i Podzamcza. Syjoniści proponowali wyjazd do Palestyny, a chętni do zakładania nowego społeczeństwa w ziemi praojców czekali na swoją kolejkę wyjazdu, starając się już na miejscu przemienić się w nowych obywateli. Przygotowania takie prowadzono w ramach kolonii chalucowych, gdzie żyjąc i pracując we współnocie, młodzież żydowska uczyła się jednocześnie hebrajskiego. Taka kolonia chalucowa istniała w Lublinie właśnie na najuboższej ulicy Podzamcza - Krawieckiej, gdzie w dawnej fabryce papierosów Nachmana Krasuckiego pracowali lubelscy chaluce. Warunki były fatalne, zarobki głodowe, więc rodziny żydowskie z miasta starały się donosić im chociaż jedzenie. Poświęcenie tych młodych ludzi było ogromne. Anglicy niechętnie wpuszczali Żydów z Europy do Palestyny, nad którą sprawowali mandat. Więc przychodziło często czekać po kilka lat. Już pod dojściu w Niemczech Hitlera do władzy, Brytyjczycy jeszcze drastyczniej ograniczyli możliwość wjazdu do Palestyny nie znaczy to, że młodzi lubelscy Żydzi nie emigrowali tam. Niektórzy dotarli w ostatniej chwili, już w 1939 r. Syjoniści lubelscy, którym przewodziła lokalna inteligencja: adwokaci, lekarze, nauczyciele, w każdym razie grupa już w tym okresie mocno znacząca w mieście, prowadzili również własne placówki oświatowe. Na ul. Niecałej znajdowała się szkoła powszechna Tarbut (Tarbut po hebrajsku to oświata i tak też nazywała się syjonistyczna organizacja kulturalno-oświatowa, prowadząca w całym kraju swoje szkoły), a obok niej Gimnazjum Humanistyczne. W obydwu tych szkołach duży nacisk kładziono na nauczanie języka hebrajskiegó, ale jako języka świeckiego

Przemiany społeczno-kulturalne w środowisku Żydów lubelskich w XIX i XX w /II/

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Bardzo silną opozycję do syjonizmu i ortodoksji przejawiała bodajże najsilniejsza lubelska organizacja świecka, socjalistyczny Bund, deklarujący przywiązanie do kultury proletariatu żydowskiego i języka jidisz. Jednocześnie bardzo silnie podkreślano wśród członków Bundu całkowitą obojętność, a nawet wrogość do religii. Zdarzały się nawet wypadki, że młodzi członkowie Bundu demonstrowali tę wrogość do religii poprzez wejście bez czapki do Synagogi Maharszala. Również i ta organizacja wytworzyła własne instytucje społeczne i oświatowe. Istniała bardzo aktywna Centrala Klasowych Związków Zawodowych, organizacje sportowe, młodzieżowe i kobiece. Bund prowadził własną szkołę powszechną, gdzie nauczano w jidisz, a przed samym wybuchem wojny, w Lublinie zaczęto z inicjatywy Bundu, a zwłaszcza jego wybitnej działaczki Beli Szpiro budowę żydowskiego Domu Kultury im. Icchoka Lejbusza Pereca, w którym miała pomieścić się szkoła, sale gimnastyczne i teatralna, duża biblioteka itp. Dom, powstający wysiłkiem wielu ludzi, nie tylko sympatyków i członków Bundu, miał być otwarty w dniu 1 września 1939 r. Nigdy nie doczekał się uroczystego otwarcia. Po II wojnie światowej, w latach 1944-1948 zamieszkali w nim ocaleni z Zagłady oraz żydowscy repatrianci ze Wschodu. Dzisiaj, w budynku tym mieści się Instytut Medycyny Wsi na Czwartku i jedynie tablica pamiątkowa przypomina o jego rzeczywistym przeznaczeniu. Lubelski Bund zdominował miejscowych Żydów w drugiej połowie lat trzydziestych, gdy nasiliła się w Polsce kampania antyżydowska, a Anglicy drastycznie ograniczyli możliwość emigracji do Palestyny. Głosząc hasła antysyjonistyczne i podkreślając jednocześnie, że Żydzi mają prawo do rozwijania własnej narodowości i kultury w Polsce, zwracano w szeregach Bundu uwagę na to, że naturalnym miejsce zamieszkania i rozwoju dla Żydów polskich jest właśnie Polska. W 1936 r. Bund był najsilniejszą po Agudas Isroel organizacją, zasiadającą w Radzie i Zarządzie Gminy Wyznaniowej w Lublinie. Owe bujne życie polityczne i społeczne bardzo silnie oddziałowywało na ogólny obraz społeczności żydowskiej w Lublinie. Przede wszystkim nie była to już ta tradycyjna, ortodoksyjna gmina, jaką pamiętali starsi mieszkańcy Lublina sprzed I wojny światowej: Coraz mniej szokujący był widok kobiet udzielających się politycznie i społecznie. Wystarczy tu wspomnieć o działaczce syjonistycznej Beli Dobrzyńskiej, sprawującej jednocześnie funkcję kuratora żydowskiej Ochronki na Grodzkiej, czy o socjalistycznej Beli Szpiro. Powstawała silna grupa aktywnej inteligencji żydowskiej wśród której nie brakowało także kobiet, na czele z najbardziej znaną, dr Belą Mandelsberg-Szyldkraut, studentką prof. Majera Bałabana i nauczycielką historii w Gimnazjum Humanistycznym. Mimo, że Lublin miał najniższy wskaźnik osób narodowości żydowskiej, deklarującej jednocześnie używanie na co dzień języka polskiego, to mimo wszystko, wiele osób, których młodość przypadła na okres międzywojenny, a obecnie żyją w Izraelu, czy też w ogóle poza Polską, stwierdza, że już wtedy, przed wojną, w ich domach, w Lublinie powszechnie używano języka polskiego. Wielu z nich stwierdza, że jidisz znali rodzice, ale oni sami nie używali tego języka, ba, bywały dość częste przypadki, że nie znali go w ogóle, a zaczynali się go uczyć dopiero w tragicznych latach wojny, już w getcie. Żyło też w Lublinie bardzo wielu Żydów, którzy nie znali w ogóle języka polskiego, ponieważ nie był im on potrzebny na co dzień. Ktoś, kto mieszkał na Podzamczu, wychowywał się wyłącznie w środowisku żydowskim, uczęszczał do żydowskiej szkoły, robił zakupy w żydowskich sklepach, mógł przez całe życie nie używać polskiego języka. Przecież takie ulice, jak Szeroka, Nadstawna, Zamkowa, Podzamcze, Krawiecka, duża część Lubartowskiej, były specyficznie żydowskimi ulicami, gdzie Polacy, jeżeli mieszkali, stanowili jednostki wtopione w żydowski żywioł i nie brakowało też przypadków, że to właśnie Polacy znali także bardzo dobrze język jidisz. Takich przypadków nie brakowało również w dzielnicach mieszanych, jak chociażby Kalinowszczyzna. Mimo wszystko, społeczność polska i żydowska w Lublinie poza oczywistymi wyjątkami nadal żyły obok siebie, a nie razem ze sobą. Były to dwa odrębne światy. Przejście z zamożnego Krakowskiego Przedmieścia na nędzną ulicę Krawiecką, chociaż niezbyt dalekie w odległości, stanowiło równocześnie wejście do innego świata. Wielu zamożnych Żydów lubelskich, a nawet tych żyjących na średnim poziomie, ale nie mieszkających na Podzamczu nie było nigdy na tych najbiedniejszych ulicach. Znam taki przypadek osoby, która nawet w getcie lubelskim nigdy nie zapuściła się na Krawiecką, bo po pierwsze nie znała jidisz, po drugie czuła się tam obco, nie miała nawet żadnych znajomych, ani interesów do załatwienia. Kontakty polsko-żydowskie możliwe były tylko w tych dzielnicach, gdzie Polacy i Żydzi żyli obok siebie i z reguły były to przede wszystkim kontakty ekonomiczno-urzędowe, przynajmniej wśród dorosłych. Z dziećmi i młodzieżą bywało już nieco inaczej, ale też nie były to przypadki powszechne. Gdy jeszcze do tego wszystkiego, w drugiej połowie lat trzydziestych doszła w Lublinie kampania antyżydowska, objawiająca się głównie bojkotem sklepów żydowskich, chociaż nie brakowało również i pobić Żydów w Ogrodzie Saskim, czy na ulicy (raz nawet powybijano okna w redakcji "Lubliner Tugblat" na ul. Królewskiej), ta przepaść pomiędzy społecznością żydowską, a polską jeszcze bardziej się pogłębiła. Co prawda, owa kampania antysemicka miała także różną częstotliwość w różnych miejscach w Lublinie. Najsilniej odczuwali ją Żydzi mieszkający w Śródmieściu, czy też na ulicy Lubartowskiej, ale nie objawiała się ona chociażby na Kalinowszczyźnie, zamieszkałej przez polskich i żydowskich robotników, zatrudnionych w jednych zakładach -żydowskich garbarniach. Tu nie brakowało także przejawów polsko-żydowskich sympatii. Nawet życie kulturalne Żydów lubelskich toczyło się obok życia kulturalnego Polaków, chociaż Żydzi bardzo chętnie przychodzili na polskie przedstawienia i filmy w teatrze i kinach. Polacy na żydowskich przedstawieniach raczej nie bywali. Często powodem była bariera językowa. Mimo, że Lublin nie posiadał własnego teatru żydowskiego, to jednak był miejscem, gdzie przybywały znane grupy teatralne na czele z teatrem Estery Racheli Kamińskiej. Bywała tu wileńska Habima oraz grupa teatralna uchodźców z Niemiec, Aleksandra Granacha. Dla społeczności żydowskiej w Lublinie występy żydowskich artystów ze stolicy, z Wilna, czy Białegostoku były zawsze bardzo wielkim wydarzeniem. Estera Rachela Kamińska cieszyła się tutaj tak wielkim powodzeniem, że jej młodzi wielbiciele potrafili sami zaprzęgnąć się do dorożki, wiozącej ją spod dworca kolejowego do hotelu "Europa". Przedstawienia teatralne i koncerty dawały również lubelskie grupy amatorskie, działające przy żydowskich szkołach i organizacjach. Ich występy odbywały się nie tylko w kinoteatrze "Panteon", powszechnie uważanym za żydowski teatr w Lublinie, ale udostępniano im również deski Teatru Miejskiego. Miejscowe zespoły teatralne dawały przedstawienia w oparciu o repertuar żydowskich klasyków; ale nie brakowało również zwykłych występów akademijnych, na przykład z okazji zakończenia roku szkolnego, kiedy uczniowie Gimnazjum Humanistycznego z ulicy Niecałej mogli zaprezentować się przed szerszą publicznością. Tak wspominał o tym Izrael Szalit, nauczyciel w tej szkole, a następnie jej dyrektor: "Od początku postawiliśmy sobie za zadanie pracę społeczną na terenie szkoły, aby w ten sposób dotrzeć do szerokich warstw społeczeństwa. Narzędziem były bale i imprezy organizowane na święta Chanuka i Tubi Szwat, które cieszyły się dużą frekwencją. Szkoła posiadała własny chór, który brał udział w programach, śpiewając nowe hebrajskie pieśni. Szczytem była uroczystość zakończenia roku szkolnego. Sukces tej imprezy oddziaływał bezpośrednio na ilość zarejestrowanych nowych uczniów. Pierwsi absolwenci świętowali w sali Teatru Miejskiego, którą wypożyczył do naszej dyspozycji prezydent miasta. Lokal był przepełniony "Artystami" byli wszyscy uczniowie, od pierwszego do ostatniego oddziału. Sztuki wystawiano w językach polskim i hebrajskim. Rozdano oczywiście również świadectwa i odznaki dla władających hebrajskim w Diasporze".(tłum. z hebrajskiego Sujka Erlichman-Bank). Inne szkoły żydowskie w Lublinie prowadziły także swoje życie kulturalne. Koło literacko-teatralne istniało przy gimnazjum Szperów, mieszczącym się przy ul. Zamojskiej. Organizowało ono wieczorki poetyckie i koncerty, a uczniowie sięgali po takich klasyków, jak Czechow, Słowacki, czy Szalom Asz, który zresztą bywał przed wojną w Lublinie. Uczniowie ze szkoły im. Borochowa, mieszczącej się na staromiejskim Rynku, występowali również na deskach teatralnych, dając spektakl pt. "Król i ptak". Nadal w Lublinie pracował miejscowy reżyser teatralny, Jakub Waksman, który do końca pozostał wierny rodzinnemu miastu. Zmarł w lubelskim getcie w 1942 r. Zresztą sami nauczyciele żydowscy w Lublinie reprezentowali wysoki poziom i bardzo aktywnie udzielali się nie tylko na polu pracy zawodowej, ale również bardzo często byli wybitnymi naukowcami, pisarzami, poetami, czy malarzami. Warto wspomnieć tu chociażby Leona-Lejba Szpera, nauczyciela historii żydowskiej w gimnazjum Szperów, ale zarazem również dziennikarza, badacza przeszłości żydowskiego Lublina i autora broszur z zakresu literatury żydowskiej. Taką osobą była również dr Bela Mandelsberg - Szyldkraut, zajmujaca się oprócz pracy oświatowej, dziejami Żydów w Lublinie. W Gimnazjum Humanistycznym nauczał Gamiel Doliński, będący zarazem poetą i malarzem. Znanym dziennikarzem, lubelskim był redaktor naczelny "Lubliner Tugblat", Saul Stupnicki. Obok niego, warto wymienić Jankiela Nissenbauma, męża Beli Szpiro, który także pracował w miejscowej prasie żydowskiej, którą reprezentowały dwie, stale ukazujące się do 1939 r. gazety: wspomniany dziennik "Lubliner Tugblat" i bundowski tygodnik "Lubliner Sztime". Nie brakowało również i innych czasopism, ale te zazwyczaj okazywały się być efemerydami, jak na przykład "Lubliner Unzer Expres", będący mutacją warszawskiego "Unzer Expresu". Liczna inteligencja żydowska w Lublinie, asymilująca się lub trwająca na pozycjach narodowych, ale nietradycyjna młodzież, nie zmieniały bynajmniej w zasadniczy sposób obrazu Lublina jako miasta określanego mianem "twierdzy chasydyzmu i ortodoksji". Wszak nie na darmo powstała tu uczelnia rabinacka i nadal funkcjonowały liczne chasydzkie domy modlitwy. Przy ul. Jatecznej swoje klausy posiadali chasydzi ze Skierniewic i chasydzi z Kazimierza, przy ul. Zamkowej mieścił się dom modlitwy zwolenników cadyka z Góry Kalwarii (drugi ich dom modlitwy działał przy ul. Nadstawnej), przy ul. Lubartowskiej znajdowało się aż sześć chasydzkich klausów: chasydów z Parczewa, chasydów z Radzynia, chasydów z Humania, chasydów z Białej Podlaskiej, chasydów z Kozienic i chasydów z Turyj ska (Turzyska na Wołyniu), przy Nadstawnej były trzy takie domy modlitwy: wspomniany, zwolenników cadyka z Góry Kalwarii, zwolenników cadyka z Bełza i zwolenników cadyka z Husiatyna. Najwięcej zwolenników miał oczywiście rodzimy cadyk lubelski. W 1939 r. był nim Szlomo Eiger, zarazem ostatni rektor lubelskiej jesziwy. Jego bożnica mieściła się przy ul. Szerokiej 40. W tym samym domu funkcjonował jeszcze jeden dom modlitwy, należący do cechu stolarzy Przy ul. Szerokiej swoje modlitewnie założyli także chasydzi z Bełżyc oraz chasydzi z Parysowa. Natomiast przy ul. Ruskiej, Hersz Lubelski ufundował dom modlitwy dla chasydów z lubelskiego Czwartku. Każda grupa religijna i zawodowa modliła się we własnych bożniczkach: przy Ruskiej zbierali się rzeźnicy i piekarze, malarze modlili się przy Szerokiej, roznosiciele wody i tragarze przy Nadstawnej. Swoje prywatne domy modlitwy zakładali także lubelscy bogacze. Pejsach Brykman, właściciel garbarni na Kalinowszczyźnie założył taką bożniczkę dla swoich robotników na terenie zakładu. Lekarz ze Szpitala Żydowskiego, dr Dawid Cynberg jeszcze pod koniec XIX w. założył we własnym domu przy ul. Kowalskiej 14 bóżnicę, przy której powstała pierwsza w Lublinie szkoła syjonistyczna. Natomiast na sąsiedniej ul. Rybnej, w domu Borucha Kolberga funkcjonowała bóżniczka religijnych syjonistów z organizacji Mizrachi. Lubelscy Żydzi, mimo wielu przemian, jakie dokonywały się w łonie tej społeczności, pozostawali jednak wierni swojej tradycji, a życie w jednej dzielnicy na Podzamczu i w zaułkach Starego Miasta nie sprzyjało masowej asymilacji, co dla wielu ludzi stało się potem tragedią w okresie II wojny światowej. Brak znajomości języka polskiego oraz obyczajów polskich powodował, że tylko nieliczni decydowali się na przeżycie w kryjówkach, wśród Polaków. Gdy w 1939 r. do Lublina wkroczyli Niemcy, w mieście znalazło się około 42 tysięcy Żydów. Napłynęli tutaj liczni uchodźcy z zachodniej Polski i bombardowanych miasteczek na Lubelszczyźnie. Bardzo wielu było tutaj mieszkańców Ryk i Kurowa, którzy dotarli do Lublina po prawie całkowitym zniszczeniu ich miejscowości. Od pierwszych dni okupacji hitlerowskiej ludność żydowska narażona była na niesamowite szykany ze strony okupanta. Już w 1939 r. wysiedlono Żydów z centralnych ulic miasta, pozbywając ich w ciągu kilku chwil całego mienia. Najbogatsi stawali się nędzarzami. Niejednokrotnie, zamożnym wysiedlonym z centrum miasta przychodziło przenieść się do ubogich krewnych na Podzamczu, do których przedtem nie przyznawali się. Wielu młodych ludzi oraz spora grupa działaczy społeczno-politycznych uciekła z Lublina pod okupację sowiecką. Niektórzy wracali, jak Bela Szpiro, rozczarowani "komunistycznym rajem". W Lublinie na porządku dziennym były łapanki do obozów pracy w rejonie Bełżca, bicie Żydów na ulicy i w domach, rozmaite szykany, których nie szczędzili im hitlerowcy. Oto, jak wspominała pierwsze dni okupacji hitlerowskiej w Lublinie Ida Gliksztajn: "Postępowanie Niemców pogarszało się z dnia na dzień. Zatrzymywano przechodzących Żydów i używano do najrozmaitszych robót: do noszenia zakupów, do czyszczenia aut, do ładowania ze zrabowanych sklepów towarów na wozy, do napychania sienników słomą. Tu i ówdzie słyszało się o pobiciu Żyda, o mniejszym lub większym rabunku. Pani H., córka bogatego właściciela domu, miała pięknie urządzone mieszkanie. Przyszli Niemcy, kazali jej po prostu wyjść i sami się wprowadzili [...] "[...] Dzień 3 listopada 1939 r. jest pamiętny dla pozostałych przy życiu mieszkańców Lublina. W tym dniu miała miejsce pierwsza, większa akcja wyrzucania z mieszkań. Tego dnia, o godzinie 8 rano, przed domem Kenigsberga zaroiło się od mundurów gestapowskich. Stali grupami rozmawiając wesoło i śmiejąc się. Odnosiło się wrażenie, że wybierają się na wycieczkę. Miła to była dla Żydów wycieczka! Esesmani rozproszyli się po całym Krakowski Przedmieściu i jego bocznicach. Szli od kamienicy do kamienicy i wyrzucali Żydów z mieszkań. Zależnie od charakteru i humoru prześladowcy, właściciel mieszkania otrzymywał do 10 do 30 minut czasu na zapakowanie swoich ruchomości. Co wpadło w oko z droższych rzeczy, to Niemiec zostawiał dla siebie. Panika zapanowała w mieście. Godzina była dosyć wczesna, niejeden był jeszcze w łóżku, kiedy otrzymał rozkaz opuszczenia w ciągu kilku chwil swego mieszkania. Z górnej, ładniejszej części miasta usunięto tego dnia wszystkich Żydów. Większość szukała locum w Dzielnicy Żydowskiej, to jest na ul. Lubartowskiej i jej przecznicach. Instynkt radził im poprzestać na najskromniejszym mieszkaniu, bo takie właśnie miało stanowić rękojmię spokoju. Około 500 rodzin utraciło tego dnia dach nad głową, wewnętrzne urządzenia mieszkaniowe, meble, pościel, garderobę, bieliznę i zapasy żywności. Mężczyźni, kobiety i dzieci, obładowane paczkami, biegali z jednej ulicy na drugą. Ręczne wózki, furmanki hamowały ruch uliczny. Papiery, fotografie rodzinne i legitymacje fruwały ze wszystkich okien i podrywane wiatrem przenosiły się z rynsztoka w rynsztok." W 1940 r. wysiedlono całkowicie Żydów z Wieniawy, a ich domy, łącznie z zabytkową synagogą i cmentarzem zniszczono. Wysiedleńcy znaleźli schronienie w obrabowanych już lokalach sklepowych i synagogach na Podzamczu. W tym samym roku do Lublina trafił transport wysiedlonych ze Szczecina niemieckich Żydów, przeważnie starszych osób, wypędzonych w zimową noc ze swoich mieszkań. Wielu z nich zamarzło po drodze, inni masowo umierali już w Lublinie. Sujka Erlichman-Bank, która wtedy pracowała w szpitalu Żydowskim, tak opisuje ich los: "W tym okresie przybył do Lublina pierwszy transport Żydów niemieckich ze Szczecina. Młodych wysłali do okolicznych miasteczek, a w Lublinie pozostali wysiedleńcy z domu starców. Starzy i chorzy musieli brnąć wraz z innymi przez zaśnieżone drogi. Dookoła szalała zawierucha. Pacjenci skierowani do naszego szpitala, oprócz innych dolegliwości, cierpieli na odmrożenie kończyn. To była rozpacz. Brak łóżek. Jednego dnia wykonano tutaj ponad 300 amputacji palców i kończyn. [...] "[...] Zostałam pielęgniarką odpowiedzialną za oddział, na którym przyjmowano chorych przesiedleńców z Niemiec. Warunki były okropne, leżący na podłodze czekali cierpliwie na łóżka, które zwalniała tylko śmierć. Na oddziale mieliśmy codziennie po 7-8 zgonów. Umierali cicho, bez jęku, nawet podczas posiłku. Było coś przerażającego w tym ciągłym kontakcie ze śmiercią". Niemcy utworzyli w Lublinie Judenrat, na czele którego stanął znany działacz społeczny, inż. Henryk Bekker, a jego zastępcami zostali adwokat Marek Alten i kupiec Salomon Kestenberg. Szybko instytucja ta stała się bezwolnym narzędziem w rękach hitlerowców. Urzędnicy Judenratu musieli uczestniczyć w zbiórkach, nakładanych na Żydów kontrybucji w pieniądzach, wełnie i futrach. Żydom odebrano również wszelkie metale. Codziennie, kilka tysięcy ludzi wyruszało z Podzamcza do przymusowej pracy .Największy obóz pracy istniał przy ul. Lipowej, tuż przy cmentarzu. Tu zatrudniono wielu rzemieślników, ale głównym przeznaczeniem tego obozu byli żydowscy jeńcy wojenni z 1939 r. Praca przymusowa na tzw. placówkach, mimo że bardzo nisko płatna, dawała jednak szansę dla wielu ludzi przeszmuglowania do domów żywności, którą kupowano od Polaków. W dniu 21 III 1941 r. Niemcy ogłosili w Lublinie utworzenie getta. Początkowo było ono nie ogrodzone i obejmowało prawą stronę ul. Lubartowskiej od Kowalskiej, aż po Unicką, ul. Unicką przez ul. Franciszkańską (obecna ul. Podzamcze), wokół Zamku aż do ulicy Podwale i Kowalskiej. Była to tzw. część A, przeznaczona w pierwszej kolejności na zagładę. Część B, gdzie mieszkali urzędnicy Judenratu i rzemieślnicy zatrudnieni w niemieckich firmach, utworzono na części ul. Kowalskiej, ul. Rybnej części Grodzkiej. Przed utworzeniem getta, Niemcy wysiedlili do małych miasteczek na całej Lubelszczyźnie ok.14 000 osób. W getcie zamieszkało blisko 32 tysiące pozostałych Żydów w mieście. Tu pomieszczono ochronkę dla sierot, których z każdym dniem przybywało, znajdował się tu też Szpital Ogólny, przy ul. Lubartowskiej i Epidemiczny przy Ruskiej. Mimo, że starano się ulżyć coraz większej liczbie ubogich, funkcjonowało kilka kuchni ludowych, gdzie rozdawano cienką zupkę, nędza pogłębiała się. Wraz z nią wybuchła epidemia tyfusu. Oddajmy głos ponownie Sujce Erlichman-Bank, która w ten sposób opisuje lubelskie getto: "Do Lublina przywieziono dużą ilość wysiedleńców z zachodniej Polski, przeważnie ludność ubogą i z niskich warstw społeczeństwa. Inteligencja, np., z Łodzi i okolicy uciekała do Warszawy wierząc, że stolica będzie miała lepszy los. Niemcy się nie odważą! .Łódzka inteligencja była w Warszawie bardzo czynna i zastąpiła brakujących działaczy warszawskich. Budynki w Lublinie były mniejsze, najczęściej oddzielone od sąsiedniego domu - tak, że wieczorami nie można było się zorganizować. Była także pozytywna strona Lublina. Nędza tutaj była "skromniejsza". Tu ludzie nie umierali na ulicy. Po prostu konali po cichu w domu, w skupiskach dla wysiedleńców, albo w szpitalach. Można powiedzieć "przyzwoicie". Również lubelscy nowobogaccy zachowywali się w miarę przyzwoicie". Ida Gliksztajn pozostawiła natomiast taki obraz lubelskiego getta: "Tyfus plamisty przybierał coraz ostrzejsze formy. Śmiertelność w tym okresie zwiększyła się. Żydzi żyli w strasznych warunkach: ciasnota mieszkaniowa, brak opału, trudności ze zdobyciem codziennego chleba, życie na tymczasem, bez nadziei na lepsze jutro. Wszystko to sprzyjało wzmaganiu się epidemii. Lublin nie miał zamkniętego getta, ale swoboda ruchów była z dnia na dzień coraz bardziej ograniczona. Nie wolno było używać Żydom żadnych środków komunikacyjnych. Nie wolno było wydalić się z miasta. Koło, które wokół nas zakreślono, stawało się coraz ciaśniejsze. Głód wypędzał ludzi z warszawskiego getta, obdarci, wynędzniali, z narażeniem życia przybywali nie wiadomo jakim cudem do Lublina, który cieszył się jeszcze sławą sytego miasta". Getto lubelskie, mimo że mniejsze niż warszawskie, miało jednak swoje instytucje kulturalne. Istniało tu nielegalne szkolnictwo, największą tego typu szkołę prowadził przy ul. Cyruliczej Nochman Korn, nauczyciel z dawnego Gimnazjum Humanistycznego. Na zajęcia przychodziło do niego ponad 20 uczniów. Istniał Komitet Pomocy Robotnikom w Obozach Pracy oraz Komitet Pomocy Wysiedleńcom. W kuchni ludowej zatrudnienie znaleźli ci działacze społeczni, którzy nie zbiegli z Lublina. Pracowała tam m.in. Bela Dobrzyńska. Bela Szpiro próbowała w podziemiu organizować dawnych działaczy Bundu. Została za to aresztowana przez Gestapo i zginęła w do dzisiaj niewyjaśnionych okolicznościach. Likwidacja Żydowskiej Dzielnicy Zamkniętej w Lublinie rozpoczęła się w nocy z 16 na 17 marca 1942 r. Niemcy ogłosili, że wysiedlani z Lublina Żydzi pojadą na Wschód, do pracy W rzeczywistości transporty kończyły swój bieg w obozie zagłady w Bełżcu. Lubelskie getto było pierwszym, które hitlerowcy zaczęli likwidować w Generalnym Gubernatorstwie. Złapanych w domach i na ulicach ludzi lokowano tymczasowo w Synagodze Maharszala, skąd po wstępnej selekcji odprowadzano ich na rampę kolejową za Rzeźnią Miejską. Codziennie, z Lublina do Bełżca wysyłano transport liczący 1400 osób. Ludzi zabijano również w domach, na ulicach i w synagodze, której ściany zachlapane były krwią. Tak opisuje te dni Ida Gliksztajn: "Kto miał krewnych lub przyjaciela wśród uprzywilejowanych posiadaczy stempelków i mieszkań w małym getcie (chodziło o osoby zatrudnione w niemieckich firmach - przyp. autora artykułu), ten łudził się jeszcze nadzieją. Przybywali tam z dziećmi, tobołami i w każdym mieszkaniu było po kilka rodzin. Piekło? Nie, piekło nie mogło tak wyglądać, jak życie w getcie. Ludzie oszaleli, podłość panoszyła się obok bohaterstwa, skrajny egoizm obok przykładów niezwykłego poświęcenia. Co noc odbywały się selekcje, wszyscy musieli z dokumentami przemaszerować przed stolikami ustawionymi na ulicy, przy których urzędowali Niemcy i Żydowska Służba Porządkowa. Co noc była inna niespodzianka. Rodziny rzemieślników, zatrudnionych w obozie przy ul. Lipowej 7, były pewne swej nietykalności i śmiało poszły do kontroli. Mimo to zabrano ich wszystkich, a nie przeczuwali przecież nic złego. Niemcowi nie należało ufać. Dlatego zdarzało się często, że ocalał ten, który nie miał żadnego Ausweisu, bo ten się krył, a właściciel kilkunastu świstków szedł na pewniaka i wpadał. I zatrudnieni już stracili wszelki punkt oparcia, bo zrozumiano, że Niemcy muszą mieć kontyngent, że im wszystko jedno kto pójdzie, że zatrudnionego zawsze może zastąpić drugi, który leży ukryty teraz w piwnicy. Żyd jest Żydem i w tym sedno rzeczy. Co noc musi pójść taka a taka liczba ludzi i nie ma pardonu. Więc znów stara śpiewka: "Najlepsza placówka to dobra kryjówka". I do kontroli nocnej szła już tylko garstka tych najpewniejszych". Zlikwidowano obydwa szpitale, mordując część chorych na miejscu, innych pod Dysem. Dzieci z Ochronki rozstrzelano na Tatarach, na łąkach, w okolicy dzisiejszej ulicy Odlewniczej - do dzisiaj nie ma tam nawet najskromniejszej tablicy pamiątkowej. Hitlerowcy zredukowali Judenrat i większą część jego urzędników, osób dotychczas nietykalnych, na czele z prezesem inż. Bekkerem deportowali ich do Bełżca w dniu 31 III 1942 r. Jak wielka nieświadomość panowała wtedy wśród pozostających w Lublinie urzędników, świadczy fakt, że deportowanym kolegom przyznali na drogę po 500 złotych. Przecież Niemcy powiedzieli, że jadą organizować w Bełżcu nowy Judenrat lubelski. W końcu na początku kwietnia 1942 r. Niemcy nakazali przenieść się pozostałym w Lublinie około 5000 Żydów do nowego getta. Zorganizowano je na Majdanie Tatarskim, w maleńkich domkach. Prawo do zamieszkania mieli tylko ci, którzy posiadali tzw. "J-Ausweis", nowy dokument wydany nielicznym. Mieszkań na Majdanie było dla około 2000 osób, przeniosło się tam nie tylko 5000 legalnych, ale dodatkowo jeszcze 2000 nielegalnych, nie posiadających żadnych dokumentów, więc skazanych na zagładę. Ludzie pozajmowali strychy, piwniczki, komórki, chlewiki, drewutnie, a mimo to jeszcze bardzo wiele osób nocowało pod gołym niebem. Na samym początku, bo już 20 kwietnia, Niemcy dokonali niespodziewanej selekcji na Majdanie. Wyłapywano wtedy nielegalnych mieszkańców getta. Rozstrzelano ich w Lesie Krępieckim. Liczba mieszkańców "wzorcowego getta", jak nazywali Niemcy Majdan Tatartski, została zredukowana o połowę. Oddajmy znów głos Idzie Gliksztajn: "Po kilku dniach rozeszła się wieść, że wszystkich zabranych 20 kwietnia zawieziono do lasu w Krępcu i tam zastrzelono. Miał to opowiedzieć jakiś chłop, do którego nocą zapukała zupełnie naga dziewczyna. Udało jej się uciec i opowiadała, że wszystkich ogołocono z plecaków i ubrań, a potem zabito kulami z karabinów ma szynowych. Słowa te zostały potwierdzone jeszcze przez innych świadków, którzy słyszeli serie karabinowe. Łatwo sobie wyobrazić, jak te wieści na nas podziałały. Przygnębienie stawało się naszym stanem chronicznym, nerwowy niepokój dręczył i odbierał sen. Kto mógł pracować w myśl życzeń niemieckich? Komu chciało się uprawiać ogródki i siać kwiaty? A jednak musiało się, bo Niemcy grozili odebraniem mieszkania, jeśli ogródek będzie leżał odłogiem. Po ulicach osiedla snuli się ludzie cierpiący i zrozpaczeni, co krok spotykało się ludzi starszych, z brodami do pasa, którzy głośno płacząc, opowiadali o swoich stratach przygodnie spotkanemu znajomemu. Męczył nas wieczny strach przed następnym wysiedleniem, bo wiedzieliśmy, że na tym nie koniec. Nie było mieszkań, a ludzi wciąż przybywało: z Warszawy, z miasteczek, ze wsi, z "aryjskiej części" Lublina. Fama niosła, że my jesteśmy bezpieczni, że Majdan jest azylem, ustanowionym przez Niemców". W tym czasie na Podzamczu, Niemcy rozpoczęli wyburzanie dawnej dzielnicy żydowskiej. Zlikwidowano ludność żydowską, więc zaczęto likwidować i materialne świadectwo po niej - historyczne Żydowskie Miasto w Lublinie. Zniszczono wszystkie zabytkowe synagogi, łącznie z synagogą Maharszala, chociaż jej resztki - zabytkową bimę rozebrano ostatecznie dopiero w połowie lat 60-tych. Zniknęły z powierzchni ziemi: Krawiecka, Zamkowa, Podzamcze, Jateczna, Szeroka, większa część Nadstawnej, Ruskiej i Furmańskiej. Niewiele do dzisiaj ocalało osobistych pamiątek po lubelskich Żydach z miejscowego getta. Kilka fotografii, kilka niedostarczonych lub nie wysłanych listów, kilka dokumentów osobistych - wszystko mieści się w jednej teczce, znajdującej się w lubelskim Archiwum Państwowym. Dewastacji uległy również lubelskie cmentarze żydowskie. Jak na ironię, ten najcenniejszy, Stary Cmentarz na Kalinowszczyźnie, chociaż zniszczony, miał więcej szczęścia. Najstarsze nagrobki zachowały się. Więcej zniszczeń dokonano na nim już po wojnie. Nowy Cmentarz przy ulicy Unickiej zniszczony został prawie całkowicie, a częścią jego nagrobków wybrukowano Rogatkę Lubartowską i drogę dojazdową do krematorium na Majdanku. O dewastacji lubelskiego Nowego Cmentarza żydowskiego opowiada Dina Herszenhorn, jedna z ocalałych z lubelskiego getta: "Mój brat, który zginął w czasie nalotu w 1939 r. miał nagrobek drugiej części cmentarza (po drugiej stronie ulicy Andersa - przyp. autora artykułu). Był to malowany pomnik. W czasie okupacji, dopóki mogłam chodziłam na jego grób, dlatego pamiętam, że ten cmentarz był wtedy większy niż obecnie. Starsza część cmentarza była bardziej elegancka. Tam znajdowały się marmurowe pomniki lekarzy i inżynierów, a na tej drugiej były wytyczone alejki, osobno chowano kobiety, a osobno mężczyzn, były jakieś skromne pomniki. Grób mojego brata znajdował się prawie na końcu cmentarza - tam teraz stoją jednorodzinne domy Gdy po wyzwoleniu przyszłam na cmentarz, nie mogłam już znaleźć grobu brata. Cmentarz był zniszczony Niemcy nie zniszczyli tylko ohelu Eigerów - cadyków. Ludzie mówili, że może bali się świętego cadyka". Los ludności żydowskiej Lublina dopełnił się ostatecznie 9 listopada 1942 r. Już wcześniej, 2 września dokonano częściowej likwidacji getta na Majdanie. Po tym wysiedleniu zostało tam nieco ponad 1000 osób. Kto mógł starał się uciekać i ukrywać na "aryjskiej stronie". Gehennę kryjówki przeżyli nieliczni. Inni nie mieli szans, bo mieli albo semicki wygląd, albo źle mówili po polsku, albo nie mieli polskich przyjaciół. O ich sytuacji pisała Ida Gliksztajn: "Spotkałam dr Płotkina i we wzroku jego wyczytałam tyle rozpaczy, że doznałam wstrząsu. Miał dwóch synów, cała rodzina miała wybitnie semicki wygląd i nie mógł znaleźć żadnej drogi ocalenia. Już po likwidacji dowiedziałam się, że na próżno kołatał do swoich byłych aryjskich znajomych i pacjentów o pomoc. Ludzie uciekali pojedyńczo i grupami. Mecenasowa Szlafowa wywiozła swoją córeczkę do małego miasteczka, do polskiej rodziny. Doktór Holcberg też oddał swą dwuletnią jedynaczkę do Polaków. Obie te dziewczynki żyją, ale cóż z tego? Są sierotami". Rankiem, 9 listopada 1942 r. Niemcy otoczyli getto na Majdanie i wypędzili jego mieszkańców do obozu na Majdanku, gdzie większość z nich zamordowali w obozie, by ostatecznie wymordować ich w wielkiej egzekucji 3 listopada 1943 r. Na terenie getta pozostało sporo osób w kryjówkach. Tych mordowano na miejscu tak, jak rozstrzelano na miejscu część urzędników Judenratu na czele z ostatnim prezesem, adwokatem Altenem. Tu zginęli również żydowscy policjanci, którym nakazano poszukiwać ukrywających się w schronach. Pacjentów szpitala oraz niemowlęta, które pozostawiły w tymże szpitaliku matki, licząc, że Niemcy nie wejdą tam, zastrzelono w łóżkach. Wiele osób zmarło w kryjówkach z głodu. Po wywiezieniu ludzi, a następnie rabunku ich mienia, getto podpalono. Jeszcze przez wiele miesięcy polowano na Żydów na ulicach Lublina. Wielu z nich popełniało samobójstwo w kryjówkach na terenie miasta, jak np. wspomniany dr Nison Płotkin, gdy wymówiono mu miejsce po "aryjskiej stronie". Społeczność żydowska w Lublinie przestała istnieć. Nieliczni, którzy ocaleli, po wojnie wyemigrowali z Polski, nie chcąc żyć na cmentarzysku. Wraz z ludźmi zginęło Żydowskie Miasto i jego pamiątki. Rozproszeni po całym świecie lubelscy Żydzi, zachowali je jedynie w pamięci. Pamięć o bogatej społeczności żydowskiej powoli zaczyna docierać również do Polaków, którym pozostaje tylko lektura dokumentów, wspomnień i kilka cudem ocalałych zabytków w Lublinie.

Robert Kuwałek

Szeroka 28

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Wokół nieistniejącego domu przy ul. Szerokiej 28 w Lublinie narosło od kilku lat wiele legend, domniemań i hipotez. W ramach przywracania pamięci o miejscach, których już w mieście nie ma, ta kamienica stała się wręcz "magiczna". Swego czasu wiele zamieszania spowodowała stara fotografia przedstawiająca Żyda w chałacie, stojącego przed wejściem do ubogiego sklepiku i którą z uporem podpisywano, że jest to właśnie Szeroka 28, chociaż na tymże zdjęciu wyraźnie widać, że na murze domu widnieje tabliczka z numerem 4. Dopiero ostatnio udało mi się zobaczyć toż samo zdjęcie z poprawionym napisem, że jest to Szeroka 4, chociaż też można się zastanowić czy jest to rzeczywiście ulica Szeroka, skoro nie widać całego budynku. Czym ten dom tak sobie zasłużył, że otoczony jest do dzisiaj atmosferą niepowtarzalności, chociaż na próżno go szukać w dzisiejszym Lublinie? Związany jest przede wszystkim z niebanalną postacią ojca chasydyzmu w Królestwie Polskim, Jakubem Icchakiem Horowitzem, zwanym "Widzącym z Lublina" lub po prostu "Lublinerem". Jego imię znane jest religijnym Żydom i tym, którzy historią Żydów w Lublinie interesują się. On to, będąc nauczycielem prawie wszystkich najwybitniejszych cadyków w Królestwie Polskim, dzięki któremu w świecie żydowskim znane są tak prowincjonalne miejscowości w Polsce, jak Kock, Izbica Lubelska, Warka czy Przysucha, stał się na przełomie XVIII i XIX w. właścicielem nieruchomości przy ul. Szerokiej 28. Tu funkcjonował jego chasydzki dwór, tu nauczał, tu pulsowało wtedy życie tradycyjnego, żydowskiego Lublina. Wreszcie w tym miejscu miały mieć miejsce jego rozliczne cuda i przepowiednie. Do dzisiaj nie wyjaśnione są okoliczności jego śmierci, która dokonała się również w tym domu. Według chasydzkiej legendy, trzech cadyków , po klęsce Napoleona w Rosji, którą zresztą miał przepowiedzieć reb Jakub Icchak Horowitz, przypuściło "szturm niebios", by przyśpieszyć nadejście Mesjasza. Niecierpliwych cadyków Bóg miał ukarać za ten szaleńczy czyn śmiercią. Dwaj pierwsi, Dawid z Lelowa i Izrael Icchak zwany Magidem Kozienickim zmarli w 1814 r. Lubliner, jako nieustępliwy, ukarany został śmiercią tragiczną i niezwykłą - złożony obłożną chorobą, miał zostać wyrzucony przez tajemne siły z I piętra domu przy ulicy Szerokiej 28 na ulicę, gdzie skonał. Pozostawił po sobie całe rzesze uczniów i pamięć, która rozsławiła chwałę jego i miasta na całym świecie. Tyle chasydzka legenda. Jego przeciwnicy, a takich nie brakowało wtedy w Lublinie, upierali się przy bardziej prozaicznej wersji wydarzeń. Już wcześniej oskarżano reb Jakuba Icchaka o chciwość i nadużywanie trunków, za pomocą których miał wprowadzać się w religijną ekstazę. Mawiano wręcz o nim, że jest czarownikiem i szarlatanem, bogacącym się na głupocie naiwnych zwolenników. W mało tajemniczy sposób jego przeciwnicy wytłumaczyli sobie również jego śmierć. Oto Lubliner miał po prostu i prozaicznie upić się i w pijackim transie sam wypadł przez okno na ulicę. Nie jesteśmy w stanie dojść dzisiaj do prawdziwych przyczyn śmierci Jakuba Horowitza. Natomiast możemy odtworzyć historię domu, w którym żył, nauczał i zmarł. Najstarsze informacje, które udało mi się zebrać na temat tej nieruchomości pochodzą z dnia 24 VIII 1815 r., a więc z okresu dzielącego śmierć lubelskiego cadyka od opisywanych w dokumentach wydarzeń zaledwie o dziewięć dni (Horowitz zmarł w dniu 15 VIII 1815 r.). Z zachowanych materiałów, zawartych w Księdze Hipotecznej domu przy ul. Szerokiej 28 wynika, że "Widzący z Lublina" spodziewał się swojej śmierci, skoro pozostawił po sobie testament, wokół którego rozgorzała potem kłótnia rodzinna pomięzy jego synami, a jej efektem była sprawa sądowa. Treści testamentu nie znamy. Informacja o nim pochodzi z 1823 r. Wiadomo jedynie, że spisany został sposobem u Izraelitów używanym, czyli w języku hebrajskim. Nie znamy tłumaczenia tego testamentu, ale takowe musiało istnieć, chociażby dla przedstawienia tego dokumentu przed polskim notariuszem. Reb Jakub Icchak Horowitz, czując oddech śmierci, swój dom (a raczej chyba jego część - o czym będzie za chwilę) zapisał swoim dwóm synom - Josefowi - rabinowi w Korcu na Wołyniu i Izraelowi, mieszkającemu w Lublinie przy ul. Szerokiej. W tym momencie należy wspomnieć o pewnej ważnej rzeczy, o której nikt dotychczas w Lublinie nie wiedział, ponieważ nie funkcjonowała ona w niezbyt obszernej literaturze przedmiotu. Otóż Jakub Ichchak używał oficjalnie dwóch nazwisk: Horowitz-Szternfeld! Dlaczego tak - nie jestem w stanie tego wyjaśnić, ale co interesujące, jego potomkowie w późniejszych czasach używali tylko drugiego członu nazwiska, dlatego tak trudno było ich uchwycić w dziejach miasta i skojarzyć z osobą znamienitego przodka. Można jedynie przypuszczać, że Horowitzów w Lublinie było wtedy kilka rodzin (wszak największy wróg cadyka, oficjalny lubelski rabin Ezriel też nosił to nazwisko, ale z racji jego konserwatyzmu nadano mu przydomek Eiserner Kopf - Żelazna Głowa) i dlatego dla rozróżnienia nadano im podwójne nazwiska. Piszę nadano, ponieważ nie uczynili tego dobrowolnie sami Żydzi. Nazwiska ich są wytworem polskich, rosyjskich i austriackich urzędników. Wracając do naszej kamienicy. Wiemy już, że zaraz po śmierci jej właściciela stała się ona przedmiotem sporu pomiędzy jego synami. Spór ten trwał aż do śmierci korczyńskiego rabina, Josefa Horowitza-Szternefelda, który osobnym testamentem, spisanym również po hebrajsku, swoją część zapisał żonie, Esterze Rajzli Szternfeldowej. Z 1823 r. znany jest również opis całej nieruchomości Szeroka 28. Składał się na nią jednopiętrowy, murowany dom od ulicy Szerokiej. Na parterze tego domu znajdowała się frontowa wielka izba, która dodatkowo posiadała wewnętrzne komory. Tu też była dolna sień. Od podwórza znajdowała się druga izba, której okna wychodziły na stojącą za domem bóżnicę. Na I piętrze znajdowała się również wielka izba z alkierzem i mniejszą izdebką. W izbie tej miała być sala modlitewna. Mniejsze izdebki znajdowały się także przy schodach. W podwórku znajdowała się bóżnica ufundowana przez Jakuba Icchaka Horowitza jeszcze w 1794 r. Nie wiemy, jak była duża. Z pewnością była murowana. Przylegała do niej mniejsza izdebka, nad którą znajdowała się kuczka, czyli szałas lub zaadaptowane pomieszczenie z rozsuwanym dachem, którego używano podczas święta Sukkot, kiedy to Żydzi wspominając swoją wędrówkę do Ziemi Obiecanej, spożywając kolację muszą mieć nad sobą rozgwieżdżone niebo. Co ważniejsze, wspomniana synagoda, była pierwszą, oficjalnie uznaną przez władze Królestwa Polskiego synagogą chasydzką. Nosiła też ona nazwę "Bethamidrasz de Chassidim", czyli Dom Nauki i Modlitwy Chasydów. Jako ciekawostkę warto podać, że w Warszawie pierwszą chasydzką bóżnicę zalegalizowano dopiero w połowie XIX w. Władze Królestwa Polskiego, a później administracja rosyjska za chasydami nie przepadały. Przeszkadzali im w odgórnym reformowaniu i kontrolowaniu Żydów. Zarówno kamienica przy Szerokiej 28, jak i bóżnica nie były wyłączną własnością potomków Lublinera. Z dokumentów z 1823 r. wynika, że Horowitzowie-Szternfeldowie mieli prawo jedynie do 3/8 całej nieruchomości. Drugie 3/8 należało do niejakiego Kopla Engelsberga, właścicielem pozostałych 2/8 był Mordko Rappaport, który w 1827 r. wspaniałomyślnie podarował swoją część bóżnicy modlącym się w niej chasydom. Kim byli ci ludzie? Tego dzisiaj nie wiadomo. Na jakiej podstawie stali się właścicielami nieruchomości? Też nie wiadomo. Być może byli gorliwymi uczniami Widzącego i opiekowali się nim, gdy zachorował. Dzięki temu być może znaleźli się w jego testamencie jako spadkobiercy do części nieruchomości. Może w ten sposób reb Jakub Icchak chciał uniknąć rodzinnych waśni o nadzór nad bóżnicą i domem, które przecież przynosiły zyski. Wiadomo, że Lubliner nie pozostawił po sobie następcy w Lublinie, chociaż jego syn był rabinem. Jego sława jednak była zbyt mała, by przejąć po ojcu lubelskich chasydów. Tymi zaopiekowali się bowiem cadycy z Izbicy i Kocka. Pozostały w Lublinie drugi syn cadyka, Izrael, nawet nie pretendował do roli przywódcy duchowego miejscowych Żydów. Był tylko kupcem. Żaden z synów Jakuba Icchaka Horowitza z pewnością po ojcu nie odziedziczył daru jasnowidzenia i dokonywania cudów. Już w 1827 r. współwłaścicielami nieruchomości przy Szerokiej 28 były wnuki Widzącego. Syn cadyka, Izrael, swoją część podzielił pomiędzy synów: Szmuela Szaję, któremu po prostu odsprzedał część domu za sumę 7000 złotych polskich i Kopla. Obydwaj byli kupcami w Lublinie W tym czasie Szmuel Szaja Szternfeld mieszkał przy sąsiedniej ulicy, mianowicie przy Nadstawnej. Podziałom podlegała również część należąca do Engelsberga, który na swojego spadkobiercę jeszcze za życia wyznaczył syna Szmula. Prawdopodobnie w tym czasie musiały istnieć jakieś ostre zatargi pomiędzy współwłaścicielami kamienicy, skoro ich nazwiska znamy z wyroku sądu polubownego, na mocy którego podzielono całość kamienicy i bóżnicy. W dalszych latach nieruchomość dalej ulegała podziałom. Już w 1853 r. Szmuel Szaja Horowitz-Szternfeld swoją część rozdzielił pomiędzy trzech synów: Dawida-Kopla, Kichmana i Zysię. Dwaj pierwsi byli drobnymi kupcami. Przy trzecim warto się na chwilę zatrzymać. Był on jedynym członkiem rodziny Horowitzów-Szternfeldów, który w Lublinie poszedł w ślady swojego znanego pradziadka Jakuba Icchaka. Wspominają o nim dokumenty zachowane w lubelskim Archiwum Państwowym. Zysia Horowitz-Szternfeld (używał tylko tego drugiego nazwiska) był bowiem rabinem duchownym w Lublinie. Przez pewien czas praktykował jako rabin prywatny, a następnie został włączony w skład oficjalnego rabinatu lubelskiego i powierzono mu opiekę religijną nad Żydami mieszkającymi na przedmieściu Piaski, czyli w okolicach dzisiejszego dworca kolejowego, Placu Bychawskiego i ul. 1 Maja. W połowie XIX w. było to ubogie drewniane przedmieście, zamieszkałe przez ubogich Żydów i Polaków. Stała tutaj drewniana bóżnica, którą przebudowano na murowaną dopiero w 1864 r. (na jej miejscu dzisiaj znajduje się kościół polsko-katolicki). To, że Zysi Horowitzowi-Szternfeldowi powierzono pod religijną opiekę ubogie przedmieście musi świadczyć, jak daleko potomkowie słynnego cadyka odeszli ze swoją wiedzą i umiejętnościami od reb Jakuba Icchaka. Pozycję rabinów w dawnej Polsce wyznaczał również ich przebieg kariery. Tylko słynni i uczeni rabini mogli liczyć na posadę w dużych i zamożnych gminach. Dla pozostałych pozostawały małe miasteczka i ubogie przedmieścia, na których Żydów nie było stać na zapłacenie nawet najniższych podatków. Mimo, że sam Zysia Horowitz-Szternfeld musiał mieszkać już na Piaskach, to jednak członkowie rodziny "Widzącego" jeszcze w II połowie XIX w. mieszkali w kamienicy przy Szerokiej 28. Mieszkał tam między innymi syn rabina z Piask, noszący te same imiona jak jego słynny przodek - Jakub Icek (Icchak). Do roli przywódcy lubelskich chasydów jednakże nie pretendował. W tym czasie przewodził im Judah Lejb Eiger, mieszkający kilkanaście domów dalej, przy Szerokiej 40. Członkowie z rodziny Eigerów staną się przywódcami miejscowych chasydów aż do czasu II wojny światowej i to do ich domu zjeżdżać się będą chasydzi z Lublina i okolic na szabasowe nabożeństwa i wierzecze. Wydaje się, że ród Horowitzów-Szternfeldów w II połowie XIX w. mocno już zubożał i coraz częściej jego przedstawiciele zaczęli wybywać z miasta w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Drugi z synów Zysie Szternfelda wyjechał z Lublina do Białej Podlaskiej jeszcze w 1852 r. Z Lublina wyjeżdżały też dzieci brata Zysi Szternfelda, Dawida-Kopla. Kamienica zaczęła przechodzić w większych partiach w ręce obcych ludzi. W 1860 r. córka Dawida-Kopla, Alta Mirla Szternfeld wyszła zamąż za Lejzora Blumenfelda, wdowca, z zawodu krawca rodem z Ciepielowa. Praprawnuczka "Widzącego" swoją część kamienicy wniosła wtedy w wianie swojemu mężowi. Prawdopodobnie część domu należąca do Alty Mirli i jej męża nie była zbyt duża i nie przynosiła zbyt wielkich zysków, skoro małżonkowie zdecydowali się w 1865 r. sprzedać ją Joskowi Dawidowi Becherowi z Biłgoraja. Dom przy Szerokiej 28 zaczął przechodzić w obce ręce. Swoją część zachował jeszcze przez pewien czas brat Alty Mirli, Kelman, który był "bakałarzem" w Lublinie, czyli po prostu zwykłym żydowskim nauczycielem - mełamedem uczącym w chederze. Niestety, nie wiemy gdzie mieściła się ta szkółka, albowiem "bakałarz" Kelman Szternfeld nie figuruje w żadnym z zachowanych z tego okresu wykazów nauczycieli i szkół żydowskich w Lublinie. Być może prowadził ją we własnym mieszkaniu, jak to bywało ówcześnie w zwyczaju i nie informował żadnej władzy o istnieniu swojej szkółki, by w ten sposób uniknąć płacenia stosownych opłat za zagodę na jej oficjalne funkcjonowanie. W 1869 r. w obce ręce sprzedali swoją część domu przy ul. Szerokiej 28 spadkobiercy po Koplu Engelsbergu. Kupującymi było małżeństwo Jojnisz i Chawa Helfmanowie. Engelsbregowie sprzedając swoją część domu, zachowali sobie jednak prawo do posiadania części słynnej bóżnicy. Szybko się jednak okazało, że pretensje do bóżnicy zaczęli sobie rościć również Helfmanowie, a obk nich niejaki Mordko Dawid Ungier, który przedstawiał się jako spadkobierca po Engelsbergu. Co interesujące, od lat 70. XIX w. nie znajdujemy prawie w ogóle informacji o tym, czy Horowitzowie-Szternfeldowie byli zainteresowani w tych wszystkich działach, podziałach i sporach. Konflikt pomiędzy Helfmanami a Ungierami trwał aż do czasu II wojny światowej. Jojnisz Helfman był właścicielem parteru kamienicy przy Szerokiej 28 i na tym parterze założył piekarnię. I piętro należało do spadkobierców Chuny Ungiera. W podwórku nadal istniała bóżnica, do której pretensje rościli sobie wszyscy. W okresie mięzywojennym w podwórku stała dodatkowo ruina jeszcze jednego, jakiegoś starszego domu, o którym nic nie znajdujemy w aktach hipotecznych. Można jedynie przypuszczać, że mogła to być jakaś przybudówka, wystawiona nawet na dziko, których wiele znajdowało się na maksymalnie zagęszczonym Podzamczu. W latach 30. okresu międzywojennego oprócz skłóconych Helfmanów i Ungierów, współwłaścicielami kamienicy byli dodatkowo Mordka Messinger i Beniamin Gał. Spokoju w tym domu raczej nie było. W 1936 r. Messinger złożył do władz miejskich donos na Gała, że ten zorganizował sobie na strychu komórkę z opałem, co miało grozić pożarem. Aż do 1939 r. trwały procesy Helfmanów z Ungierami. Jojnisz Helfman nie cieszył się w ogóle dobrą opinią wśród mieszkańców tego domu, ponieważ skarżyli się na niego wszyscy, a sprawa trafiła nawet do Starostwa Grodzkiego w Lublinie, gdzie lokatorzy Szerokiej 28 złożyli pismo takiej treści:

Udajemy się do Pana starosta jak do swego ojca. Jest nas dziesięciu gospodarz pod Szerokiej ulicy Nr 28. Skarżamy się na Helfmana, bo on niechce wykonacz co policija nakazuje. Bo dom na front się wala, a on jest spółnikiem tego domu. Tylna ulica też się wala i może być dzień lada wypadek bo to jest ściana cała zawalona i ta sień jest przechodnia. Ja już meldowałem do pana wydziału budowlałego i on nie przychodzi.

Zachowałem brzmienie i ortografię oryginału, ponieważ jest to też jakieś źródło świadczące o słabym stopniu asymilacji Żydów mieszkających na Podzamczu, którzy kontakt z językiem polskim mieli raczej rzadki, a w domach rozmawiali w języku jidysz, nie odczuwając konieczności gruntownej znajomości języka polskiego - było im to po prostu niepotrzebne na codzień. Inną cechą kulturową żydowskiego Podzamcza w Lublinie w okresie międzywojennym był fakt, że można było być współwłaścicielem kamienicy i nie móc się z tego utrzymać. Szeroka 28 tych właścicieli miała w 1939 r. pięciu. Byli nimi: Jojna Helfman, Mordko Ungier, Brandla Eulgespert, Mordko Messinger i Dawid Baum. Trudno było czerpać zyski z domu, który przypominał bardziej ruinę, niż kamienicę, gdzie każdy lokator czuł się współwłaścicielem, dom nie był skanalizowany, a wszystkie jedenaście mieszkań miały tylko po jednej izbie, gdzie żyły wielodzietne rodziny i gdzie w tej jednej izbie trzeba było pomieścić kuchnię, sypialnię, jadalnię itd. Warunki mieszkaniowe na Podzamczu były fatalne, a najuboższe rodziny zamieszkiwały niejednokrotnie nawet na strychach czy w komórkach, dobudowywanych do innych domów. Była to jedna z najbardziej zaniedbanych i zagęszczonych dzielnic w Lublinie i to jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, gdy hitlerowcy urządzili tu getto. Nie zapominajmy przy tym, że Szeroka była jeszcze stosunkowo najzamożniejszą ulicą w tej ubogiej dzielnicy. O wiele gorzej żyło się chociażby przy Krawieckiej czy Jatecznej. Jedynym miejscem przypominającym przy Szerokiej 28 o "Widzącym z Lublina" była stara bóżnica chasydzka, ale i ona nie miała już wtedy takiej rangi, jak chociażby bóżnica w domu Eigerów czy inne lubelskie synagogi. Oczywiście, lubelscy Żydzi potrafili określić bóżnicę przy Szerokiej 28, że była znanym miejscem. Tak oto wspomina o niej p. Aleksander Szrift, który sam mieszkał przy tej ulicy do 1939 r., a obecnie jest prezesem Komitetu Lubelskiego w Izraelu:

Znanym miejscem na Szerokiej była bóżnica w domu pod numerem 28. Mieściła się tu dawna bóżnica "Widzącego z Lublina". Na parterze tego domu znajdowała się piekarnia, która wypiekała ciastka dla cukierni. Piekarzem tam był Mordechaj. Na piętrach kamienicy mieszkali lokatorzy. Sama bóżnica usytuowana była za piekarnią, a wchodziło się do niej przez wejście prowadzące od uliczki przebiegającej od Szerokiej do Nadstawnej. Była to niewielka bóżnica, pozostająca pod administracją Gminy Żydowskiej i mówiło się o niej, że jest przeznaczona dla modlących się w biegu. Tu zawsze był minjan (10 mężczyzn niezbędnych do odprawienia nabożeństwa - przyp. R.K.) i każdy, kto szedł ulicą, a chciał się pomodlić, mógł tu zawsze wejść i wiedział, żę będzie tutaj dziesięciu Żydów gotowych do modlitwy. O tych minjanach mówi się, że są symbolem demokracji żydowskiej. Dziewięciu najmądrzejszych rabinów nie tworzy minjanu, podobnie jak dziewięciu największych żydowskich profesorów, a dziesięciu najprostszych, ledwie potrafiących czytać Żydów tworzy minjan.

Oczywiście powiązanie Szerokiej 28 z "Widzącym z Lublina" mialo znaczenie dla religijnych Żydów. Dla tych, którzy od religii odeszli, a takich w okresie międzywojennym w Lublinie też nie brakowało, dom ten był zwyczajną kamienicą. Oto inna lublinianka, Zahawa Lichtenberg, która również mieszkała przy Szerokiej w okresie międzywojennym tak wspomina opisywany przeze mnie dom: Chciałabym przede wszystkim wspomnieć Szeroką 28. Nie wiem, kiedy ten dom i numer był ważny i w którym wieku? Za moich czasów był to zwyczajny dom. A propos "Widzącego" - to tłumaczenie nie jest dobre, gdyż "widzący" to jest każdy, który nie jest ślepy. jeśli już, to może przewidujący albo prorok. Ale ja i tak nic nie wiem o nim. Nie wiem dlaczego On stał się taki sławny, że aż się zaczęli Nim przechwalać. Kler nigdy mnie nie interesował i nigdy nie wierzyłam w robiących cuda. Ja znałam inny Lublin. Podczas okupacji hitlerowskiej przy Szerokiej 28 mieszkało 75 lokatorów - sami Żydzi. średnio więc przypadało po siedem osób na każde mieszkanie. Byli to ludzie niezamożni. Spis dokonany w grudniu 1940 r. informuje, że wśród nich było pięciu robotników i sześciu rzemieślników. Wolnych zawodów raczej się tam nie spotykało. Nadal funkcjonowała piekarnia, którą Helfman wydzierżawił Josefowi Kajmanowi. Piekarnia ta działała jeszcze w 1941 r., gdy istnialo już getto w Lublinie, ale zamiast ciastek, wypiekała chyba chleb, który w tym czasie był bardziej potrzebny. Co działo się z bóżnicą? Oficjalnie, od 1940 r. wszystkie synagogi w Lublinie zostały zamknięte dla kultu religijnego. Natomiast w związku z napływem do Lublina wielu żydowskich uchodźców z innych miast, a także wysiedlonych z samego Lublina bóżnice zamieniono na noclegownie dla tych ludzi. Njaprawdopodobniej taki punkt dla wysiedlonych i uchodźców funkcjonował w dawnej chasydzkiej bóżnicy. Nabożeństwa odprawiano bowiem prywatnie, w domach. Nie wydaje się, żeby ktoś z mieszkańców domu przy Szerokiej 28 przetrwał okres Zagłady. Ubodzy, religijni ludzie, którzy nie znali języka polskiego byli praktycznie bez szans po aryjskiej stronie. Zazwyczaj też nie uciekali poza getto. Zginęli oni prawdopodobnie w marcu lub kwietniu 1942 r. w czasie likwidacji getta na Podzamczu, gdy większość lubelskich Żydów wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu. Sam dom wojny też nie przetrwał. Został zniszczony w 1943 r. w czasie wyburzania dawnej dzielnicy żydowskiej na Podzamczu. W 1964 r. kiedy porządkowano już w Polsce Ludowej sprawy własnościowe po Żydach, w Lublinie na własność Skarbu Państwa przeszło kilkadziesiąt placów, na których stały żydowskie domy i synagogi. Zgodnie z decyzją Powiatowej Rady Narodowej w Lublinie nieruchomość, która niegdyś należała do Irzaela Engelsberga, Cyrli Ungier oraz plac o powierzchni 225 metrów kwadratowych "po zburzonej bóżnicy" nabył przez zasiedzenie Skarb Państwa. Czy ktoś dzisiaj jest w stanie dokładnie określić, gdzie mieściła się bóżnica i słynny lubelski dom. Niektórzy wskazują na narożną kamienicę przy Placu Zamkowym i Al. Tysiąclecia, gdzie mieści się jeden z banków, a na frontonie umieszczona jest tablica pamiątkowa pioświęcona "Widzącego". Dla jeszcze mniej zorientowanych Szeroka mieści się na Grodzkiej, gdzie umiejscowiona została znana lubelska kawiarnia. W sumie chyba nie ważne, gdzie dokładnie mieściła się Szeroka 28. ważne, że nie zniknęła ona z lokalnej pamięci i jak niegdyś wzbudza wiele zainteresowania i hipotez. Może jednak czasami warto odmitologizować magiczne miejsca, by przywrócić im dawne życie.


Robert Kuwałek

Ulica Szeroka

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Ulica Szeroka - główna ulica Żydowskiego Miasta w Lublinie, wzmiankowana już pod koniec XV w. Fotografia przedstawia widok na Szeroką w kierunku Starego Miasta. W tle widoczna bardzo wyraźnie Wieża Trynitarska.

Gdybyśmy zechcieli dzisiaj zapytać przeciętnego mieszkańca Lublina, gdzie jest, gdzie była ulica Szeroka, prawdopodobnie nie uzyskalibyśmy żadnej odpowiedzi. Pewne grono bywalców staromiejskich kawiarni stwierdziłoby przy tym, że Szeroka znajduje się obecnie przy Grodzkiej, ponieważ są takie osoby, które widząc szyld z nazwą jednej ze znanych lubelskich kawiarni, przyjmują, że jest to właśnie ta ulica. Sam słyszałem, że wiele osób umawiało się nie w "Szerokiej", a właśnie przy Szerokiej. Dla ucha było to miłe, że ktoś wymienia tę nazwę w kontekście ulicy, ale założę się z każdym, że, gdyby tych samych ludzi zapytać, gdzie w rzeczywistości była ulica Szeroka, mieliby niejakie problemy z odpowiedzią.

Umówmy się od dzisiaj, że "Szeroka 28" to tylko nazwa znanej kawiarni, mieszczącej się przy ul. Grodzkiej, a teraz postarajmy się przejść na wyimaginowy spacer po nieistniejącej ulicy Szerokiej - tej bardziej rzeczywistej. Będzie to o tyle ważna czynność, że nawet przed 1939 r. dla wielu polskich mieszkańców Lublina, zwłaszcza tych, którzy mieszkali w eleganckim centrum miasta - przy Krakowskim Przedmieściu, Narutowicza i ich przecznicach lub też w innych dzielnicach, ulica Szeroka była miejscem często równie nieznanym, jak dla nas dzisiaj. Różnica była jedna, przed II wojną światową każdy lublinianin wiedział, że taka ulica istnieje i potrafił ją odpowiednio zlokalizować - Na Żydach. Tej bowiem nazwy w mieście używano już w I połowie XIX w., by określić całe Miasto Żydowskie:

Szeroka. Na Żydach, dobrze zabudowana.

Tak o tej ulicy napisał Seweryn Sierpiński w jednym z pierwszych przewodników po Lublinie, zatytułowanym "Obraz miasta Lublina" i wydanym w 1839 r.

Szeroka, zwana także ulicą Żydowską - a Jidn gas - nazwy tej używali jeszcze przed II wojną światową żydowscy mieszkańcy miasta, stanowiła jedną z centralnych ulic, nie tylko Podzamcza, ale w ogóle miasta od XVI w. - niestety, o tym dzisiaj zdają się nie pamiętać nawet lokalni historycy. To właśnie tędy przebiegał historyczny trakt, zaczynający się od Starego Miasta i biegnący na Ruś, do Włodzimierza Wołyńskiego oraz na Litwę, przez Podlasie, w kierunku Brześcia. Dlatego też od Szerokiej odbiegała ulica Ruska. Dopiero w XIX w. i to w zasadzie w drugiej połowie tego wieku większego znaczenia nabrała rozbudowująca się ulica Lubartowska, która w miarę modernizacji tej części miasta przejęła rolę głównej arterii wylotowej z Lublina na północ.

Do tego czasu oraz do momentu powstania targu na Podzamczu, co nastąpiło w latach 70. XIX w., Szeroka stanowiła centrum handlowe i administracyjne Żydowskiego Miasta, a jednocześnie była częścią handlowego city dla całego Lublina. Kwestia targu na Podzamczu też jest interesująca. Czy ktoś z dzisiejszych mieszkańców miasta wie, pamięta, że targ ten nosił do 1939 r. oficjalną nazwę Targ Żydowski. Targ Polski, na którym nie brakowało również i handlarzy żydowskich, ale bardziej elegancki, mieścił się za Ratuszem, tam gdzie dzisiaj stoi Pomnik Ofiar Getta i gdzie pustką straszy obiekt dawnej kawiarni "Pod Arkadami", w której pomieszczeniach znajdowały się przed wojną jatki z koszernym i niekoszernym mięsem. Znany nam dzisiaj targ na Podzamczu był przeważnie żydowski i jak można dowiedzieć się z relacji handlowano na nim gorszym towarem, przeznaczonym dla biedniejszych warstw ludności.

Tysiące przeszkód i nieprzyjemności czekają na miejskiego turystę przy przejściu przez Miasto Żydowskie.

Pomimo chodników asfaltowych, nawet podczas trwałej pogody trudno jest tu przejść, jak to mówią - suchą nogą - brak systematyczności, porządku, poszanowania cudzej własności i praw przyzwoitości - a nawyknienie do krańcowego niechlujstwa i samowoli, na każdym kroku uwydatnia się na mieszkańcach tej części miasta: na tretoarach zatamowane przejście: - znaczna liczba nosiwodów z kubłami uwija się bezustannie, małe dzieciaki obnażone leżą w poprzek chodników lub też obierają je sobie na miejsce zabawy. Handlarki stoją lub chodzą z różnemi sprzętami i naczyniami napełnionemi pieczywem lub suchemi produktami, inni stoją po kilka lub kilkanaście osób szwargoczą, kłócą się lub handlują: - przy studniach nieustannie bitwa i zbiegowisko: - ze sklepów na ulicę powystawiane stołki, ławki, worki i różne rupiecie: - tam znów na środku chodnika stoi waga z olbrzymiemi worami mąki otoczona tłumem zamączonych tragarzy, gdzie indziej sągi drzewa: - ze sklepików bezwzględnie na przechodzących, wylewają wprost na chodnik nieczystości lub wyrzucają śmiecie: - a żadną miarą nikt ci się z drogi nie usunie, każdy cię szturchnie i nawet zawala ubranie; słowem pragnąc przebrnąć przez Szeroką ulicę, czy to chodnikiem, czy środkiem zawalonym wozami i brykami, potrzeba wiele czasu i narażenia się na okułakowanie boków i zniszczenie porządnego ubrania.

Autor tego, niezbyt pochlebnego "reportażu" z ulicy Szerokiej dotarł także do wspomnianego powyżej ryneczku-skrzyżowania za Bramą Grodzką. Był to mały plac u zbiegu Podzamcza, Szerokiej, Kowalskiej i Cyruliczej:

(...)na którym w każde święto zbiera się wielka liczba wojskowych niższych stopni, handlarzy ulicznych i ludzi prywatnych - tak że nie tylko przejechać, ale przejść nie można. Tu dopełnia się sprzedaż i kupno przechodzonej bielizny, odzieży i butów.

S. Lubicz, Pogadanki miejscowe, "Kurier Lubelski" z 1874 r.

Tak wyglądało centrum Miasta Żydowskiego w II połowie XIX w. w świetle prasy lubelskiej.

Nic też dziwnego, że dla chrześcijańskiego mieszkańca Lublina była to egzotyczna, niezbyt interesująca i rzadko odwiedzana ulica. Czytając XIX-wieczną prasę lubelską, w której poza kilku zasymilowanymi przedstawicielami inteligencji żydowskiej, jak chociażby Henryk Neumanowicz, czy Jakub Goldszmidt, którzy mieszkali zresztą poza Miastem Żydowskim, nie znajdziemy zbyt wielu korespondencji z Szerokiej. Po prostu Polacy tam nie chodzili, bo nie znajdowali dla siebie nic interesującego, a z pewnością czuli się wśród chasydzkiego i ortodoksyjnego tłumu bardzo obco. Wszystko to miało miejsce zaledwie piętnaście minut drogi spacerem z Krakowskiego Przedmieścia, które już było postrzegane jako najelegantsza ulica miasta.

Miasto Żydowskie odkrywano dopiero przy nadzwyczajnych okazjach, jak chociażby ostatnia wielka epidemia cholery, która wybuchła w Lublinie w 1892 r. i największą liczbę ofiar pochłonęła właśnie na żydowskim Podzamczu.

Znaliśmy uwijających się w mieście handlarzy i faktorów - Żydów i Żydówki sprzedające po domach owoce, śledzie, naftę, zbyt dobrze znany jest nam obraz skupującego starą garderobę Żyda, lecz zamknięta w swej ciasnej, ziejącej trującemi oparami dzielnicy masa żydowska, stanowi dla wielu z nas to, co nazywamy terra incognita. Trzeba było dopiero epidemii, która zebrała obfite żniwo wśród nędzy, głodu i ubóstwa, by zrobić wyłom w tym chińskim murze, który zdawał się otaczać zydowską dzielnicę. Odgrodzona od nas wąskim pasem, znanym pod nazwą Bramy Żydowskiej (tj. Bramy Grodzkiej - przyp. R.K.), dzielnica ta ma tak odrębną fizyognomię, że zda się, jak gdyby morza ją od nas dzieliły.

Na pierwszy rzut oka widzimy zbitą masę dorosłych, starców i dzieci, zalegającą chodniki, ulice i zaułki. Nad szarem tłumem uwija się jednolita masa brudnych, obdartych istot, nieznających dotąd użytku mydła i szczotki. Wynędzniałe fizyognomie, rzadko ożywiające się pod wpływem odbieranych wrażeń, wylęknione, przygnębione, wreszcie rozmowy obracające się wokół jednej myśli - zdobywania środków marnej egzystencji - dopełniają niewesołego obrazu. Z ulicą nie rozstają się w ciągu dnia ani na chwilę. Zastępuje im ona restaurację, giełdę, aulę do przyjęć towarzyskich, gabinet dla pogawędki, szkołę, resursę, teatr...

Po tego typu opisach trudno było przypuszczać, że mieszkańcy Śródmieścia, zwłaszcza Polacy, nie mieli ochoty zapuszczać się na zdegradowane Podzamcze, chociaż na każdej żydowskiej ulicy mieszkało zazwyczaj kilka polskich rodzin, równie ubogich, jak ich żydowscy sąsiedzi. Były to rodziny stróżów w żydowskich domach, trochę ubogiej służby.

Ulica Szeroka była także ulicą mówiącą w II połowie XIX w. po żydowsku. Tu nie było potrzeby łamania sobie języka ani polskim, ani rosyjskim. Nawet szyldy na sklepach w wielu przypadkach posiadały jedynie żydowskie napisy, a jeżeli znalazł się bardziej ambitny kupiec i próbował obok żydowskiego szyldu umieścić jego polski odpowiednik, wtedy niejednokrotnie narażał się na kompromitację z powodu słabej znajomości języka polskiego. Nierzadko można było spotkać takie kwiatki, jak chociażby ten, przytaczane przez "Gazetę Lubelską" w 1904 r., której dziennikarz lub korespondent znalazł szyld, na którym brzmiała następująca informacja: "Sprzedasz węgiel kamiennych i Drewnianych i koks kowalskie". Był to całkiem inny świat od tego, który można było spotkać już na Starym Mieście, czy przy Krakowskim Przedmieściu. Był to świat, który rzadko kontaktował się z sąsiadami z eleganckich, chrześcijańskich dzielnic.

Ulica Szeroka, jako reprezentacyjna dla Miasta Żydowskiego, zawsze była szeroka i przy tym pełna ludzi. Tu znajdowało się także kilkanaście synagog i prywatnych domów modlitwy. Owa arteria gęsto zabudowana była dwu lub trzypiętrowymi kamienicami, których metryki sięgały niejednokrotnie XVII i XVIII w., chociaż już przed wojną trudno było dopatrzyć się w nich cech obiektów zabytkowych, a to na skutek wielokrotnych zmian architektonicznych, przebudówek, dobudówek, a przede wszystkim zapuszczenia i braku odpowiedniej opieki. Na Szerokiej mieszała się szara rzeczywistość ubogiej i zdewastowanej dzielnicy żydowskiej z jej legendarną świetnością z czasów staropolskich.

W lubelskich legendach krążyły informacje, że w kamienicy przy Szerokiej 19 zbierał się sejm żydowski - słynny Sejm Czterech Ziem (Waad Arba Aracot, zwany także Waad Gromnic, ponieważ jego obrady organizowano w okresie wielkich jarmarków lubelskich, odbywających się w katolickie święto Matki Boskiej Gromnicznej - tak to tradycja chrześcijańska mieszała się z życiem żydowskim). Po raz ostatni żydowski parlament zebrał się przy Szerokiej w 1682 r.

W XVI i XVII w. Szeroka dla lubelskich Żydów była tym samym, czym dla chrześcijan Rynek na Starym Mieście - najbardziej pryncypialnym miejscem, przy którym zamieszkiwali najbardziej szanowani członkowie miejscowego kahału. Tu swoje domy stawiali kupcy, uczeni, rabini, bankierzy i doktorzy. Wystarczy wspomnieć adres Szeroka 2, gdzie do okresu II wojny światowej funkcjonowała Synagoga Kotlarska (Kotler-szul), zwana także Synagogą Hirsza Doktorowicza, postaci niepospolitej. Hirsz Doktorowicz w I połowie XVII w. był nadwornym faktorem króla Władysława IV, otoczonym przez monarchę osobistą opieką i zaufaniem. W dowód wdzięczności dla zasług tego lubelskiego Żyda, Władysław IV nie tylko zezwolił mu w 1638 r. na wybudowanie własnej synagogi, ale także zakazał lubelskiej gminie mieszania się do jego działalności. Niestety, mimo opieki króla, Hirsz Doktorowicz nie miał szczęścia do chrześcijan lubelskich, którzy podczas jednego z tumultów, w 1641 r. zdemolowali mu doszczętnie dom. Bo Szeroka była też ulicą, która swoją zamożnością budziła zazdrość nieżydowskich mieszkańców miasta. Największy bodajże tumult miał na niej miejsce w 1646 r. i zorganizowany został przez studentów lubelskiego Kolegium Jezuickiego. Zginęło wówczas 8 Żydów, a 50 zostało rannych, nie licząc zdemolowanych sklepów i mieszkań. Żydzi stawili opór - w zachowanych dokumentach sądowych tej sprawy znajdują się także obdukcje poszkodowanych chrześcijan. Nie piszę tego, by wskazać, że być może źle żyło się przy ulicy Szerokiej - z pewnością tak nie było, chociaż bycie Starozakonnym w dawnej Rzeczypospolitej wiązało się z pewnym ryzykiem. Raczej między bajki należy włożyć słynne powiedzenia, że Polska była paradisus Judaeorum. Mimo sytuacji konfliktowych i oskarżeń, wśród których najczęstszym było mówienie o żydowskiej przewrotności lub o wiele gorszym, wskazujących na wyznawców wiary mojżeszowej jako wrogów chrześcijaństwa, ci sami Żydzi okazywali się być potrzebni, bo to oni napędzali gospodarkę krajową. Nie inaczej było w Lublinie, a być może miasto nasze było jednym z najwybitniejszych przykładów wielkiego ośrodka żydowskiego, już nie tylko na skalę Rzeczypospolitej, a cieszącego się sławą europejską - "żydowski Oxford", "Jerozolima Królestwa Polskiego" - ileż do dzisiaj zostało z tego w pamięci?

To właśnie przy Szerokiej funkcjonowały w okresie staropolskim słynne drukarnie hebrajskie, a przy sąsiedniej Jatecznej, gdzie nad Żydowskim Miastem wyrastał dach głównej synagogi Maharszalszul, promieniowała sława jesziwy, założonej w XVI w. przez Salomona Lurię, do której ciągnęli żydowscy studenci z całej Europy, by pobierać nauki od najwybitniejszych rabinów i uczonych w Piśmie.

Jeszcze przed wojną istniała jeszcze pamięć o owych drukarniach; być może w którejś z nich opublikowano na początku XVII w. słynną "Cene urene", pierwszy modlitewnik dla kobiet, najpopularniejszą księgę w języku jidysz, która do dzisiaj doczekała się około 250 wydań, również w językach hebrajskim i angielskim. Do dzisiaj historycy literatury żydowskiej spierają się, czy księga ta została po raz pierwszy wydana w Lublinie, czy też w Janowie Lubelskim, ale z pewnością kolejne wydania wychodziły z oficyn w samym Lublinie. Jej autorem był Jakub syn Izaaka Aszkenazy z Janowa Lubelskiego. Jego dzieło jest jednym z największych polskich wkładów do dziejów literatury żydowskiej na świecie. Po "Cene urene" tenże sam autor opublikował w jidysz komentarz do "Pięcioksięgu" dla mężczyzn - "Mejlic jojszer", bo żydowscy mężczyźni woleli czytać w jidysz i nawet będąc absolwentami jesziwy, mając na głowie troski związane z utrzymaniem rodziny, zapominali hebrajskiego.

Tak o pamięci tych drukarni pisał jeszcze w 1945 r. żydowski dziennikarz i literat, rodem z Kazimierza Dolnego, Samuel Leib Schneiderman:

Zapomniane i pokryte kurzem stoją pozostałości starodawnych drukarni, przed setkami lat za zezwoleniem polskich królów zakładanych.

Podobnie jak pędzenie gorzałki, było też drukowanie ksiąg żydowskich przedmiotem monopolu. Zdobyć go udawało się tylko bogaczom i tym, którzy zyskali szczególną łaskę wojewody czy starosty.

Pierwszy wyłączny monopol na drukowanie świętych ksiąg żydowskich w Polsce przyznano w 1559 roku drukarzom lubelskim, Chaimowi, synowi Izaaka i Annie, córce Józefa, jak głosi przywilej królewski, pisany po łacinie(...).

Po dziesięciu latach inny Żyd lubelski, Kałmen, syn Mordechaja, uzyskał podobne zezwolenie od króla Batorego. Potem tradycja udzielania monopoli w drukarstwie coraz bardziej zanikała i coraz częściej powstawały w Lublinie żydowskie drukarnie, słynące na cały świat.

Spod drewnianych, gutenbergowskich pras wychodziły najpiękniejsze modlitewniki, księgi rabiniczne i chasydzkie, wykonywane przez zecerów-artystów w skąpym świetle małych okienek lub kopcącej lampki oliwnej.

Wcześnie rozkwitła w Lublinie żydowska sztuka drukarska. Dziś pozostały po niej ledwo dostrzegalne ślady. Te same modlitewniki według starych lubelskich wzorów drukuje się dziś w Warszawie na automatycznych maszynach i sprzedaje na wagę - dziesiątki, setki kilo.

Ostatnie starodawne drukarnie lubelskie stoją zapomniane i pokryte kurzem. Na drewnianych półkach leżą jeszcze szerokie, najrozmaitszym szryftem przemyślnie złożone kolumny świętych ksiąg. Potomkowie małomiasteczkowych rabinów z okolic Lublina oddawali je do druku, zostawiając zadatek wraz z rękopisami. Zdarza się czasem, że wzbogacony wnuk któregoś z tych rabinów przybywa z Londynu czy Nowego Jorku i każe wykończyć książkę swego dziadka. Kilku zecerów staje wtedy nad niepomiernie wielkimi kasztami. Od świtu do późnej nocy składają suche komentarze, półokrągłymi wierszami, gęstym maczkiem spisane na dużych pożółkłych arkuszach.

Samuel Leib Schneiderman, Od Nalewek do wieży Eiffla, Nowy York 1945, przedruk za "Stary Lublin", w: "Midrasz. Pismo Żydowskie", Nr 7-8, lipiec-wrzesień 1999, s. 82-83.

Tekst ten dotyczy oczywiście okresu jeszcze międzywojennego, ale już czuć w nim nutkę legendarności, zaledwie ulotnego wspomnienia, które nie dotarło do świadomości dzisiejszych lublinian. Nie ma już bowiem ulicy Szerokiej z jej synagogami, drukarniami, piekarniami i sklepikami. Nie ma już ludzi, którzy mogliby stać się nośnikami legendy, tradycji i faktu.

Chciałbym, żebyśmy przeszli teraz ulicą Szeroką, pozbawioną świetnych tradycji i magiczności, chociaż dla wielu , jeszcze do dzisiaj sam adres Szeroka 28 ma magiczny zakres.

Czym była ta ulica w ciągu ostatnich stu lat, jeszcze przed jej zniszczeniem i wydarciem ze zbiorowej pamięci? Niewątpliwie nadal stanowiła centrum handlowe, z jej Psią Górką u zbiegu Szerokiej, Grodzkiej, Kowalskiej i Podzamcza, gdzie handlowano starzyzną, ze sklepami, może bardziej zamożnymi niż przy Krawieckiej i Podzamczu, ale już bez tego eleganckiego zacięcia bogatszej konkurencji przy Lubartowskiej. Ruchliwa, pełna wozów, przechodniów, sprzedawców, niosących swój lichy, groszowy towar w otwartych walizkach. Jednocześnie w piątkowe wieczory zamieniała się w ulicę świąteczną, bo tu zmierzali lubelscy chasydzi do bóżnicy Jakuba Izaaka Horowitza-Szternfelda - "Widzącego z Lublina". Jeszcze w I połowie XIX w. miejsce to promieniowało sławą wielkiego cadyka - wszak była to pierwsza oficjalnie funkcjonująca chasydzka synagoga w całym Królestwie Polskim, założona przez samego Choze jeszcze w 1794 r. W okresie międzywojennym zdegradowała się do roli zwykłej bóżniczki "dla modlących się w biegu". Tu zawsze był minian i zawsze można było znaleźć chętnych do dyskutowania nad zawiłościami świętych ksiąg.

Tłumy miejscowych i prowincjonalnych chasydów zalegały przed kamienicą Szeroka 40, gdzie mieścił się dom i bóżnica cadyków z lubelskiej dynastii Eigerów, założonej w połowie XIX w. przez Judę Lejba Eigera - "Płaczącego Rebe", wnuka Akiby Eigera, Gaona Poznańskiego i syna Salomona Eigera, rabina kaliskiego oraz członka Komitetu Starozakonnych w Warszawie. Ulica czerniała wtedy od kapot rzesz wiernych, którzy przybywali do swojego cadyka, by spędzić z nim święto.

Jego sława i wpływ na współwyznawców były tak wielkie, że docenili to nawet chrześcijanie. Gdy w 1888 r. zapadł na śmiertelną chorobę, o jego stanie zdrowia informowała nawet "Gazeta Lubelska", zazwyczaj niezbyt przychylna miejscowym Żydom. Gdy zmarł, ta sama gazeta wystawiła mu ciepły nekrolog: Zmarły był doskonałym znawcą nauk kabalistycznych, nad któremi pracował nieustannie, odznaczał się uczciwością i umiejętnością godzenia stron zwaśnionych, miał też dużo wielbicieli i pozostawił po sobie pamięć dobrą nie tylko wśród swoich współwyznawców, ale i chrześcijan, którzy go znali bliżej. Kilkunastotysięczny orszak odprowadził wczoraj do miejsca wiecznego spoczynku zmarłego rabina, a nie było takiego z pomiędzy Żydów tutejszych, któryby nie znajdował się na pogrzebie. Sklepy żydowskie podczas pogrzebu były zamknięte na znak żałoby.

"Gazeta Lubelska", R. 13, Nr 27 z dn. 25 I/ 4 II 1888 r.

Dom, synagogę i wyznawców przejęli po nim jego syn i wnuki. Ostatnim lubelskim rebe był Szloma Eiger, który pozycję dziadka i ojca zdobył przy Szerokiej za pomocą swoistego dworskiego zamachu stanu, odsuwając swojego brata, Ezriela Meira, od dziedziczenia stanowiska. Podzielił lubelskich chasydów - odtąd zwolennicy Eigerów modlili się w dwóch miejscach - przy Szerokiej 40, ci od reb Szlomy i przy Kowalskiej 4, w wielkim podwórku, istniejącym do dzisiaj, a wtedy nazywanym "Fejgele Abraham Lajzers Hojf", ci od Ezriela Meira. Na koniec Szloma Eiger został następcą rabina Meira Szapiro, przejmując po nim, już za jego błogosławieństwem, stanowisko rektora Jesziwas Chachmej Lublin.

Czyż nie odbiera się dzisiaj tych informacji, jak sygnałów z bardzo dalekiej przeszłości, a dodatkowo dla większości współczesnych czytelników, jako bardzo egzotycznych? Czy wszystkie te miejsca nie są aż za bardzo odległe, nieznane, może wręcz obce, których współczesna percepcja nie jest w stanie przyjąć, przetrawić i w końcu zaakceptować jako cząstki wspólnej tożsamości? Odpowiedź pozostawiam czytającym.

Szeroka biedniała z końcem swojego żywota. Już w połowie XIX w. opuścili ją najzamożniejsi lubelscy Żydzi, przenosząc się na Stare Miasto, Lubartowską czy wreszcie do nowego centrum - na Krakowskie Przedmieście. Tu zostali ci ubożsi, religijni, wielodzietne rodziny, utrzymujące się z drobnego handlu, rzemiosła lub nie wiadomo z czego (z powietrza?) żyjące wspomnieniem lepszych czasów. Nawet domy i chodniki wykoślawiły się. Bo Szeroka, obok Kowalskiej, mogła poszczycić się w latach 80. XIX w. brukiem, którego brakowało przy innych żydowskich ulicach i zaułkach, tonących w błocie. Ale nawet i tu bruk ten był mało elegancki. W każdym razie zbyt mało, by mógł przyciągać zamożniejszych mieszkańców miasta.

Szeroka degradowała się z każdym rokiem. Mimo, że do eleganckiego centrum szło się stąd zaledwie dziesięć-piętnaście minut, to droga ta mogła się wydawać przemarszem przez całe pokolenia. Przy Szerokiej żyło się przed wojną ciężko. Po wodę chodziło się do dwóch studni - jedna znajdowała się w pobliżu Bramy Grodzkiej, druga zaś bliżej Ruskiej. Ta druga przetrwała do dzisiaj, stojąc samotnie przy placu manewrowym Dworca PKS i świadcząc o nieistniejącej już ulicy. Nikt nawet, przechodząc obok niej współcześnie, nie zdaje sobie sprawy, że jest to jedyna pozostałość po niegdysiejszej głównej ulicy Żydowskiego Miasta. Wodę kupowało się na wiadra: jedno wiadro - 1 grosz. Jeszcze gorzej było z kanalizacją - jedna, brudna, ciągle zapchana ubikacja w podwórku musiała wystarczać dla wszystkich mieszkańców dużej kamienicy, a często nawet dwóch kamienic, jak w przypadku tych, których frontony wychodziły na Szeroką, a oficyny stanowiły fronton od Zamkowej. Nic też dziwnego, że trudno było tutaj zachować najbardziej elementarne zasady higieny. Na nowinki architektoniczne i sanitarne zazwyczaj brakowało pieniędzy, bo większości mieszkańców nie stać było na zapłacenie czynszu.

Zachowane w lubelskim Archiwum Państwowym akta pełne są dokumentów obrazujących codzienne bolączki mieszkańców Szerokiej, ich konflikty z właścicielami, miejskimi służbami sanitarnymi czy też architektonicznymi. Nic z magii, której chciałoby się dzisiaj poszukać. Ot, weźmy na przykład dom przy Szerokiej 24. Kamienica pochodziła z XIX w., a więc jak na metrykę tej ulicy, była stosunkowo młoda, ale jej stan przypominał czasy zamierzchłego średniowiecza. Gęsto zamieszkały dom - w 1940 r. żyło tutaj 45 osób (ilość niezbyt imponująca, jak na Szeroką, bywały tu bowiem domy, w których żyło ponad 100 lokatorów) - na dwuizbowe mieszkanie zaadaptowano nawet balkon, ale niestety, w 1934 r. pomieszczenia te zawaliły się. Dom pozbawiony był najbardziej elementarnych urządzeń sanitarnych. Ubikację zastępował dół kloaczny znajdujący się w podwórzu, osłonięty szopą. Chociaż w mieszkaniach znajdowały się zlewy na nieczystości, to i tak były one zawsze zapchane, więc mieszkańcy musieli wylewać wszystko na podwórko lub do rynsztoków, bezpośrednio na ulicy. Widok i zapach z pewnością nie zachęcał do zwiedzania tych miejsc. Tak było w większości domów przy tej ulicy. Jeszcze gorzej sytuacja przedstawiała się w bocznych ulicach.

Za luksusowe mogły uchodzić najstarsze domy, stojące bliżej Bramy Grodzkiej, gdzie co prawda przegniłe schody groziły zawaleniem się, ale funkcjonowały za to wodociągi i światło elektryczne. W każdej z tych kamienic gnieździły się także sklepy, zakłady rzemieślnicze i składziki - nie brakowało tutaj lokali sprzedających wszystko. W jednym domu można było zaopatrzyć się w przybory galanteryjne, szewskie, kupić żywność i węgiel na opał. Wszystko za grosze i w nienajlepszym gatunku.

Szeroka była całkowitym zaprzeczeniem polskiego mitu o zamożności wszystkich Żydów. Tu nawet kamienicznicy nie różnili się niczym od swoich niezamożnych lokatorów. Zazwyczaj jeden dom miał po kilku właścicieli. Rekordzistką pod tym względem była kamienica przy Szerokiej 34, która w 1936 r. posiadała aż 12 właścicieli: rodzina Goldbrantów - Zelman, Cudyk, Wolf, Aron i Frymeta, Dawid Furhang, Brucha Kerszenbaum, Lejzor Granetsztajn. Moszek Klar, Froim Fiszelman, Wolf Tiszlerman i Gmina Żydowska. W całym domu mieszkało w tym czasie128 lokatorów, w tym tylko trzech Polaków. Można było się szczycić tytułem własności, ale nic poza tym nie mieć. Zazwyczaj ratunkiem dla rodziny było otwarcie groszowego sklepu lub zakładu rzemieślniczego, by przynajmniej z niego mieć dochody, skoro poza problemami z lokatorów nic się nie miało.

Jest to ten mniej znany obraz ulicy Szerokiej, dla dzisiejszych lublinian równie egzotyczny, jak dawni mieszkańcy tej ulicy.

Jednocześnie Szeroka miała swój koloryt. Na ulicy tej toczyło się nie tylko życie handlowe lub codzienna wegetacja jej niezamożnych mieszkańców. W święta religijne, odświętnie ubrani Żydzi, wśród których nie brakowało też tych w tradycyjnych kapotach i sztrajmlach - kapeluszach obszywanych futrem, dostojnie kroczyli do swoich synagog i sztiblech - chasydzkich domów modlitwy. Tu swoje izdebki mieli chasydzi lubelscy, parysowscy i bełżyccy. Przy Szerokiej istniały też trzy gminne synagogi: wspomniana Hirsza Doktorowicza - "Kotler-szul", przy Szerokiej 3 niewielka bóżnica urzędników handlowych - "Mszorsimszul" i wreszcie w domu pod numerem 44 synagoga Parnas, założona jeszcze w XVIII w. przez Abrahama Heilperna, przedostatniego marszałka Sejmu Czterech Ziem.

Inny obraz można było oglądać w żydowskie święta narodowe. Wtedy to przez Szeroką maszerowały zwarte szeregi żydowskich skautów, niosąc sztandary swoich organizacji. Tu też odbywały się wiece polityczne rozlicznych partii. Rozpolitykowana młodzież żydowska dyskutowała o syjonizmie, socjalizmie, komunizmie i ideach narodowych. Każda ideologia była lepsza od szarego życia na lubelskim Podzamczu. Nawet ci, którzy pochodzili z najbardziej tradycyjnych rodzin, chłonni byli najświeższych ideologii ze świata.

Cała ta barwna mozaika ludzi, a potem stare domy przestały istnieć w ciągu zaledwie pięciu lat II wojny światowej. Szeroka od 1941 r. stała się centralną ulicą lubelskiego getta, jeszcze bardziej zagęszczoną z powodu napływu mas wysiedlonych lubelskich Żydów z innych części miasta. Sklepy i synagogi zamieniono na przytułki dla wysiedlonych z miasta i z innych części Polski. Ulicę Szeroką odkryli wtedy w zupełnie innym wymiarze ci żydowscy mieszkańcy miasta, którzy z racji swojej zamożności mieszkali przez całe lata w eleganckim centrum. Teraz, wyrzuceni ze swych komfortowych mieszkań, wrócili z przymusu i hitlerowskiego nakazu do środowiska, z którego wcześniej uciekali. Bieda przy Szerokiej stała się jeszcze bardziej wyrazista i nie kryła się już za murami kamienic. W marcu i kwietniu 1942 r. większość mieszkańców Szerokiej wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu. Pobliska synagoga Maharszala stała się punktem zbornym dla tysięcy deportowanych. Po zagładzie ludzi przystąpiono do zagłady ich domów. Trwała ona zdecydowanie dłużej, niż wyniszczenie mieszkańców Szerokiej.

Mało kto wie, że cyklicznie wyburzana od 1942 r. ulica Szeroka, fragmentami istniała jeszcze w 1950 r. Stało tu kilka domów, które zamieszkiwali już sami Polacy. Niektóre kamienice zawaliły się same, jak chociażby dom przy Szerokiej 1, który z powodu starości częściowo runął w dniu 15 lutego 1943 r.

Zagłady serca Żydowskiego Miasta hitlerowcy na początku dokonywali rękami części jego mieszkańców. Kolumny żydowskich więźniów z małego getta na Majdanie Tatarskim i z obozu koncentracyjnego na Majdanku przychodziły tutaj do 1943 r., by wyburzać dom po domu. Niszczono święte księgi, meble i zwykłe pamiątki po ludzkim życiu. Potem akcję tą prowadzono przy pomocy polskich robotników. Dzielnica, a wraz z nią jej główna ulica zamieniały się w jedno wielkie rumowisko. Miastu wycinano część jego najstarszej tkanki. Czy ktoś po niej zapłakał? - Chyba tylko te osoby, które usiłowały zamieszkać w tej dzielnicy, gdy zabrakło jej pierwotnych mieszkańców.

Niszczenia tej części miasta nie zaprzestano z końcem wojny. Jeszcze w 1950 r. w Lublinie można było znaleźć resztki ulicy Szerokiej. Chyba ostatnim adresem przy tej ulicy był dom pod numerem 5, pierwotnie przylegający do ulicy Zamkowej. Była to niewątpliwie zabytkowa kamienica, licząca ponad 200 lat w 1940 r. Przed wojną należała do "niepiśmiennego Chemii Kormana". Od 1943 r. zamieszkiwali ją sami Polacy, a przedtem prawie sami Żydzi - 57 osób i oprócz nich 4 chrześcijan. Mieściły się tu dwa sklepy i piekarnia. Ta ostatnia prowadzona już w getcie lubelskim przez Szlomę Gitelmana. Ostatni mieszkańcy Szerokiej - ci żydowscy z pewnością zostali zamordowani. Czy udałoby się dotrzeć do tych polskich? Do tych, którzy chociaż na moment usiłowali ożywić ten fragment ginącego miasta?

Nie ma już ulicy Szerokiej. Definitywnie skończyła się w 1954 r., gdy na jej miejscu powstał Plac Zebrań Ludowych, obecnie Plac Zamkowy. Można doszukiwać się jej w otaczającej plac architekturze, która podobno miała nawiązywać do kształtu istniejących tu niegdyś domów. Nie ma kamienic, ludzi i od wielu lat pamięci.

Wejdźmy więc na ten pusty plac i chociaż przez chwilę pobądźmy na nieistniejącej ulicy. Może chociaż w ten sposób uda się przywrócić jej cząstkę, chociażby ulotne wspomnienie okaleczonej historii miasta.

Robert Kuwałek

Szkolnictwo żydowskie w XIX - XX w. /I/

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

O żydowskim Lublinie zwykło się tradycyjnie mawiać, że był on "Jerozolimą Królestwa Polskiego". Z pewnością o pozycji religijnej miasta wśród ludności żydowskiej na terenie Kongresówki decydował fakt, że miejscowe środowisko żydowskie zaliczało się do jednego z najbardziej konserwatywnych na ziemiach polskich. Silne wpływy chasydyzmu, trwanie przy dawnych tradycjach i religijności powodowały, że do początków XX w. w Lublinie słabo rozwijały się tendencje asymilacyjne i sekularyzacyjne. Rzutowało to także na szkolnictwo żydowskie, które egzystowało i rozwijało się w ramach tradycyjnych form kształcenia, czyli w oparciu o sieć chederów, w które obfitowała szczególnie ulica Nadstawna. Jeszcze w latach 80. XIX w. zdarzało się, że w tradycyjnych chederach lubelskich nauczyciele - mełamedzi prowadzili nielegalne nauczanie języka polskiego i z tego powodu narażeni byli na prześladowania ze strony władz carskich. W dokumentach zachowanych z tego czasu można znaleźć sporo informacji na temat śledztw prowadzonych przez rosyjską policję przecikwo mełamedom, którzy odważyli się zorganizować nauczanie języka polskiego. W świetle oficjalnych przepisów mełamedzi, by uzyskać koncesję na prowadzenie chederu powinni byli zorganizować w swoich szkółkach lekcje języka rosyjskiego. Często okazywalo się to niemożliwe, ponieważ sam mełamed nie znał "języka państwowego", a wynajęcie specjalnego nauczyciela okazywało się dla niego zbyt kosztowne. Wobec takiej sytuacji większość lubelskich chederów działała nielegalnie, a inne utrzymywały się dzięki łapówkom płaconym przez właścicieli szkółek policjantom, którzy sprawdzali czy w chederze nauczany jest język rosyjski, a na ścianie w klasie wisi portret aktualnie panującego cara.

Chociaż w Lublinie w XIX w. nie istniała żadna jesziwa, to wykształcenie rabinackie można było zdobyć u oficjalnych rabinów lubelskich, którym władze rosyjskie zezwoliły jeszcze w połowie XIX w. na prowadzenie kursów dla kandydatów na stanowiska rabinów. Spowodowane to było przede wszystkim najpierw niepopularnością oficjalnej Szkoły Rabinów w Warszawie, która stała się kuźnią asymilującej się inteligencji żydowskiej, a następnie zamknięciem tej placówki po upadku Powstania Styczniowego. Poniżej prezentujemy wykaz szkół żydowskich w Lublinie z roku 1881 r. Wynika z niego, że żydowskie szkolnictwo świeckie nie cieszyło się w Lublinie wielkim powodzeniem, co też nie znaczy, że w ogóle nie rozwijało się. Pierwsza żydowska szkoła świecka powstaław Lublinie już w 1857 r. Przez całą II połowę XIX w. i na początku XX w. w Lublinie powstało kilkanaście świeckich szkół żydowskich, przeważnie dla dziewcząt. Istniała również próba założenia świeckiego gimnazjum, prowadzącego zajęcia w języku jidysz i rosyjskim. Miało to miejsce w 1911 r., a założycielem tej placówki był adw. Maksymilian Klinkowsztajn, związany początko z ruchem asymilacyjnym, a następnie zrażony antysemityzmem polskiego otoczenia, przyłączył się do zwolenników żydowskiego ruchu narodowego. Jego edukacyjna inicjatywa upadła nie tyle z powodu antyżydowskiego nastawienia władz czy też polskiego społeczeństwa, ile z powodu kampanii prasowej zorganizowanej przez środowisko zasymilowanych Żydów lubelskich, którzy Klinkowsztajna, rodowitego lublinianina, określili mianem Litwaka, działającego na szkodę ludności żydowskiej i uniemożliwiającego porozumienie polsko-żydowskie. Większość żydowskich szkół świeckich w Lublinie do okresu I wojny światowej okazało się być efemerydami, które ulegały samolikwidacji po kilku latach działalności, głównie z powodu braku zainteresowania nimi religijnych Żydów. środowisko asymilatorów, a także część zamożniejszych Żydów religijnych posyłało w tym czasie swoje dzieci do rządowych, rosyjskich gimnazjów. Oczywiście, częściej zdarzało się to w przypadku córek, których tradycja nie zobowiązywała do gruntownego, religijnego wykształcenia.

Stałe świeckie szkolnictwo żydowskie, zarówno podstawowe, jak i świeckie pojawiło się w Lublinie dopiero w okresie I wojny światowej i w okresie międzywojennym, gdzie obok siebie istniały placówki prowadzone przez środowiska wywodzące się z dawnego nurtu asymilatorów, na przykład szkoła powszechna dla dziewcząt żydowskich Łucji Mandelkernowej, a także szkoły założone w ramach Centralnej Żydowskiej Organizacji Szkolnej (CISZO), organizacji związanej z socjalistycznym Bundem. Istaniały także szkoły założone przez syjonistów propagujących język i kulturę hebrajską - Tarbut i Gimnazjum Humanistyczne. Szkoły te funkcjonowały początkowo przy ul. Staszica, a następnie zostały przeniesione na ul. Niecałą. Ich budynek istnieje do dzisiaj, ale zamieszkały jest przez prywatnych lokatorów. Według byłego ucznia, p. Mosze Handelsmana, który obecnie mieszka w Izraelu, a niedawno był w Lublinie i odwiedził to miejsce, klatka schodowa w tym budynku, chociaż mocno zaniedbana, nic się nie zmieniła od czasu funkcjonowania szkoły. Jeszcze w okresie I wojny światowej w Lublinie powstało słynne, prywatne Gimnazjum Szperów, które mieściło się przy ul. Zamojskiej, istniejące do lat 30. Nauczano tu zarówno języka polskiego, jak i jidysz. Na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej, już po zamknięciu Gimnazjum Szperów, powstało drugie prywatne gimnazjum żydowskie, należące do Karola Glasberga. Mieściło się ono przy ul. świętoduskiej. Swoje szkoły powszechne miały także środowiska religijne, na przykład w Rynku mieściła się szkoła dla dziewcząt "Bejs Jakow". Oprócz tego nadal rozwijała się cała sieć chederów, tradycyjnych szkółek religijnych. Nie należy zapominać także o założonej przez rabina Majera Szapirę w 1930 r. słynnej Uczelni Mędrców Lublina - "Jesziwas Chachmej Lublin", która wysoki poziom nauczania łączyła z tradycyjnymi formami kształcenia przyszłych rabinów.

Poniższe zestawienie przedstawia stan szkolnictwa żydowskiego na 1881 r., ( PDF‎ , PDF‎ )gdy w Lublinie istniały już pewne środowisko osób zasymilowanych lub asymilujących się. Jednakże większość lubelskich Żydów nadal trwała przy tradycji w jej ortodoksyjnym wydaniu.

Synagogi i prywatne domy modlitwy

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

O religijności lubelskich Żydów świadczyły przede wszystkim miejsca, w których się oni modlili. Dzisiaj pozostało tylko jedno takie miejsce - jest nim bóżnica "Chewra Nosim" przy ul. Lubartowskiej 8, ale nie ma ona charakteru religijnego. Dzisiaj w Lublinie bowiem nie ma minianu - 10 mężczyzn-Żydów, którzy zebraliby się na wspólne nabożeństwo. Stąd też w bóżnicy "Chewra Nosim" znajduje się jedynie Izba Pamięci Lubelskich Żydów oraz miejsce spotkań nielicznej społeczności żydowskiej w mieście.

Jeszcze przed 1939 r. na terenie całego miasta istniało 11 gminnych synagog oraz blisko 100 prywatnych domów modlitwy. Oczywiście, większość z nich egzystowała na terenie Podzamcza i przy ul. Lubartowskiej, ale nie brakowało ich także na polsko-żydowskich przedmieściach: Kalinowszczyźnie, Wieniawie i Piaskach. Z racji tego, że przedmieścia te jeszcze przed XIX w. stanowiły odrębne przykahałki lubelskiego kahału, stały tam zabytkowe synagogi. Na Kalinowszczyźnie murowana synagoga, pochodząca prawdopodobnie jeszcze z przełomu XVII/XVIII w., znajdowała się przy ul. Towarowej, mniej więcej w miejscu, gdzie dzisiaj przebiega trasa W-Z, pomiędzy młynem Krausego i garbarniami. W jej piwnicach składowano zniszczone księgi hebrajskie. Znajdowały się one tam jeszcze na początku okupacji hitlerowskiej. Budynek tej synagogi został spalony w 1944 r. w czasie walk o wyzwolenie Lublina.

Wieniawska synagoga istniała już w połowie XVIII w. Do końca XIX w. była jedynym murowanym budynkiem w tej osadzie, która w 1916 r. została włączona w skład Lublina. Nie była ona specjalnie bogata, albowiem i wieniawscy Żydzi uchodzili za jedną z najuboższych grup w mieście. Budynek synagogi na Wieniawie został rozebrany po 1940 r., gdy z przedmieścia tego wysiedlono Żydów, nakazując im przenieść się do dzielnicy żydowskiej na Podzamczu.

Bóżnica na przedmieściu Piaski istniała również już w XVIII w., ale do 1864 r. był to budynek drewniany. Dopiero w tym czasie, w ramach remontu większości lubelskich synagog, została ona dzięki pieniądzom z funduszu Hempla (kim był ten człowiek, nie jesteśmy w stanie na razie udzielić odpowiedzi) przebudowana na budynek murowany. Znajdowała się ona przy dzisiejszej ul. 1 Maja, przy wejściu na targ przy dworcu kolejowym. Do czasów budowy kościoła na Bronowicach synagoga ta była jedynym obiektem o charakterze sakralnym na tym przedmieściu. W okresie II wojny światowej, dokładnie w 1940 r., została zamknięta, a następnie przerobiono ją na zakład metalowy. Dzięki temu budynek ten przetrwał do lat 50. Następnie wybuchł tu pożar, po którym pozostały jedynie wypalone ściany. Obiekt rozebrano, a na jego miejscu stanął kościół parafii polsko-katolickiej. W latach 90. we wnętrzu kościoła wmurowano stosowną tablicę pamiątkową, informującą, że wcześniej w tym miejscu stała synagoga.

Oczywiście, najwięcej synagog znajdowało się w Żydowskim Mieście na Podzamczu. Przy ul. Jatecznej znajdowała się najstarsza i największa lubelska synagoga, zwana Synagogą Maharszala od imienia jednego z największych rabinów lubelskich i rektorów miejscowej jesziwy z okresu staropolskiego. Jako murowany budynek stanęła ona w 1567 r. Przedtem znajdowała się tu synagoga drewniana. Pod jednym dachem z synagogą Maharszala, która była obiektem piętrowym (na parterze znajdowały się sale męskie, na piętrze kobiece) funkcjonowały tu mniejsza Synagoga Maharama oraz maleńka bóżniczka Szywe Kryjem. Ta ostatnia wzmiankowana jest jeszcze w dokumentach z XIX w. i służyła ona do modlitw codziennych. Synagoga Maharszala przebudowywana była w XVII w., po 1655 r., gdy zniszczona została w wyniku najazdu kozacko-moskiewskiego. Następna generalna przebudowa nastąpiła w latach 1856-1864. W 1856 r. w synagodze tej nastąpiło zawalenie się stropów. Zabytkowe, renesansowo-barokowe wnętrze zostało prawie całkowicie zniszczone. Po przebudowie utraciła ona swój dawny charakter. Ze starej synagogi pozostały jedynie mury i prawdopodobnie Aron Ha-Kodesz. Cała społeczność żydowska Lublina składała się wtedy na odbudowę swojego głównego obiektu modlitewnego. Nie obyło się także bez sytuacji skandalicznych, gdy okazało się, że po remoncie nie można było odzyskać części wyposażenia Wielkiej Synagogi. Na czas remontu do prywatnych domów modlitwy wypożyczono bowiem książki, świeczniki i inne utensylia. Najczęściej znalazły się one w prywatnych domach modlitwy najbogatszych Żydów lubelskich. Po remoncie, gdy na nowo kompletowano wyposażenie synagogi, nie chcieli oni zwrócić tych przedmiotów. Nie obyło się bez interwencji władz miejskich i policyjnych.

W okresie II wojny światowej Synagoga Maharszala przestała służyć jako obiekt religijny. Hitlerowcy zakazali bowiem Żydom odprawiania publicznych modlitw. Obiekt ten, jako że mógł pomieścić jednocześnie kilka tysięcy ludzi, zamieniono na przytułek dla wysiedlonych i uchodźców. Podobnie postąpiono zresztą i z innymi synagogami na Podzamczu. Tu też mieściła się kuchnia wydająca posiłki najuboższym mieszkańcom getta. W momencie likwidacji getta lubelskiego, w marcu-kwietniu 1942 r. hitlerowcy zamienili Synagogę Maharszala na punkt zborny dla osób, z których formowano transporty do obozu zagłady w Bełżcu. We wnętrzu synagogi dochodziło również do mordowania wielu osób. Każdej nocy gromadzono tu około 1500 osób, które następnie pędzono przez Kalinowszczyznę na rampę za Rzeźnią Miejską, skąd odchodziły pociągi do Bełżca. Po likwidacji getta budynek synagogi, podobnie jak większość budynków na Podzamczu został rozebrany. Do początku lat 60. zachowała się jedynie bima, którą rozebrano dopiero w momencie, gdy zaczęto budować trasę W-Z. Obecnie na miejscu synagogi znajduje się stosowna tablica pamiątkowa. Przy ul. Jatecznej znajdował się także gminny dom nauki, Bethamidrasz de Kahal, którego budynek pochodził z XVIII w., chociaż niektórzy utrzymywali, że był on jeszcze starszy i właśnie w nim miała funkcjonować pierwsza jesziwa lubelska.

Z innych zabytkowych synagog lubelskich należy wymienić Synagogę Saula Wahla, zwaną także Synagogą Gońców, która od końca XVI w. znajdowała się przy ul. Podzamcze. Przy ul. Szerokiej znajdowały się Synagoga Hirsza Doktorowicza, nadwornego faktora króla Władysława IV. Obiekt ten nazywano także Synagogą Kotlarską i istniał on od XVII w. Przy tej samej ulicy, w XVIII w. powstała Synagoga Parnes, założona przez ostatniego marszałka żydowskiego Sejmu Czterech Ziem, Abrahama Heilperna. Wreszcie przy Szerokiej 28, w 1794 r. powstała pierwsza oficjalna w centralnej Polsce synagoga chasydzka, założona przez Jakuba Icchaka Horowitza-Szternfelda - "Widzącego z Lublina". W okresie międzywojennym była ona już tylko zwykłą synagogą, w której najczęściej można było spotkać najuboższych chasydów lubelskich. W XIX w. przy Szerokiej 40 swoją synagogę założył cadyk lubelski, Jehuda Leib Eiger.

Cechą charakterystyczną lubelskich synagog było to, że mieściły się one zazwyczaj na piętrach prywatnych domów lub kamienic należących do kahału. Na parterach znajdowały się sklepy, puszczane przez gminę w dzierżawę, a dochód znich służył na utrzymanie synagog znajdujących się nad nimi.

W okresie XIX-XX w. Lublinowi nie przybyły osobne budynki synagogalne. Natomiast dwie dawne prywatne bóżnice przeszły na własność Żydowskiej Gminy Wyznaniowej. W prywatnych kamienicach, przy dzisiejszej Lubartowskiej 8 i w nieistniejącym już domu przy ul. Ruskiej 19, właściciele prywatnych bóżnic przekazali je na rzecz gminy. W ten sposób Żydowskiej Gminie Wyznaniowej przybyły synagoga "Chewra Nosim" i bóżnica Towarzystwa Dobroczynnego "Bikur Cholim". Niewielka sala modlitewna mieściła się również w budynku Szpitala Żydowskiego przy ul. Lubartowskiej. Gdy w 1930 r. otwarta została Jesziwas Chachmej Lublin, powstała tam również synagoga, której pomieszczenie istnieje do dzisiaj. Znajdowała się ona w dzisiejszej auli, gdzie zachował się do czasów obecnych balkon dla kobiet.

Oprócz gminnych synagog i bóżnic w mieście istnialo zawsze wiele prywatnych domów modlitwy. Mieściły się one najczęściej w prywatnych mieszkaniach, gdzie jeden pokój przeznaczano na salkę modlitewną. W wielu z nich modliło się nawet po kilkadziesiąt osób. Rzadkością natomiast były osobne budynki, w których prywatni właściciele urządzali swoje modlitewnie. Zachowane źródła archiwalne i wspomnienia informują zaledwie o trzech takich obiektach w Lublinie. Były to zazwyczaj oficyny kamienic, mieszczące się w podwórkach. Najstarszy z nich mieścił się w samym centrum miasta, przy ul. Kapucyńskiej 5 i założony został w 1872 r. przez właścicela tej kamienicy Luzora Roszgolda. Przez wiele lat był to jedyny żydowski dom modlitwy w centrum miasta, gdzie na nabożeństwa przychodzili ci Żydzi, którzy w tym czasie mieszkali przy Krakowskim Przedmieściu i jego przecznicach. Potem powstał dom modlitwy, a raczej średniej wielkości bóżnica Nuty Włostowicera przy ul. Staszica 6 oraz mieszcząca się w prywatnym mieszkaniu Erlichmana modlitewnia przy Al. Racławickich. Osobnym budynkiem była również założona w 1882 r. przy ul. Kowalskiej 14 bóżnica dr Jakuba Cynberga. W oficynie tej, oprócz bóżnicy, do której przychodzili pierwsi lubelscy zwolennicy syjonizmu, grupujący się w kole "Chowewej Cjon - Miłośników Syjonu", znajdował się także syjonistyczny cheder, gdzie nauczano nowego języka hebrajskiego.

Najwięcej jednak było chasydzkich i ortodoksyjnych domów modlitwy. Każda grupa chasydzka posiadała swój własny sztibl - izbę modlitewną, gdzie w szabat i święta schodzono się na nabożeństwa, a że grup tych było w Lublinie kilkanaście, więc i domów modlitwy było wiele. W poniższej tabeli znajdują się wyszczególnione chasydzkie domy modlitwy. Cechą lubelską były również domy modlitwy i bóżnice cechów zawodowych lub grup zawodowych - tragarzy, stolarzy, kotlarzy czy pracowników handlowych. W XIX w. istniały również specjalne domy modlitwy dla ubogich, którzy z powodu braku odświętnych ubrań wstydzili się przychodzić do gminnych synagog. Jedna taka modlitewnia znajodwała się przy ul. Podzamcze, inna w domu Aspisa na przedmieściu Piaski.

Wiele z lubelskich prywatnych domów modlitwy istniało nielegalnie. W świetle obowiązujących w XIX w. przepisów, by otrzymać koncesję na otwarcie domu modlitwy należało wnosić roczną opłatę w wysokości 7,5 rubla na rzecz Gminy Wyznaniowej. Wielu z właścicieli nie dopełniało tego obowiązku. Mimo okazjonalnych kontroli żadne z domów modlitwy nie został jednak zamknięty. Wiele z nich funkcjonowało po kilkadziesiąt lat. Inne, gdy przychodził nakaz zamknięcia, przenosiły się w na sąsiednie ulice. Stąd też statystyki dotyczące funkcjonowania prywatnych domów modlitwy w Lublinie nigdy nie były dokładne. Wiadomo jest, że około 1898 r. w Lublinie istniało ich blisko 100 - legalnych i nielegalnych. Wiele z nich posiadało bogate wyposażenie, a modlący się w nich Żydzi potrafili zapisywać w testamentach znaczne sumy na ich utrzymanie czy zakup utensyliów. Sytuacja taka istniała w ortodoksyjnym Lublinie aż do 1939 r.

Nigdy natomiast nie udało się w Lublinie otworzyć synagogi lub domu modlitwy dla postępowców i asymilatorów. Początkowo zbierali się oni w budynku gminnej szkoły Talmud-Tory, ale w latach 80. XIX w. ten nielegalny dom modlitwy został zamknięty na skutek donosu rosyjskiego dyrektora szkoły. W modlitewni tej nabożeństwa uświetniane były nawet przez chór chłopców, uczniów z Talmud-Tory, prowadzony przez lubelskiego postępowca Majera Lichtenfelda. W latach 90. XIX postępowcy lubelscy chcieli otworzyć własną synagogę w budynku Teatru Starego przy ul. Jezuickiej. Mimo zgody właścicieli nieruchomości, Makowskich, synagogi nie udało się tam otworzyć, ponieważ nie zgodziły się na to władze rosyjskie, argumentując, że znajdowałaby się ona zbyt blisko dwóch kościołów katolickich - katedry i Dominikanów. Do kampanii przeciwko otwarciu przy Jezuickiej postępowej synagogi włączył się także "Przegląd Katolicki". W ten sposób upadła inicjatywa grupy żydowskiej inteligencji z Lublina. Prawdopodobnie spotykali się oni następnie w którymś z prywatnych domów modlitwy lub w Wielkiej Synagodze. Wielu z nich natomiast było do tego stopnia zasymilowanych, że prawie w ogóle nie uczęszczało do synagog i obojętnie lub nawet wrogo odnosiło się do spraw religijnych, co zresztą zarzucali im tradycyjni Żydzi lubelscy, którzy zasymilowanych Żydów musieli znosić we władzach gminnych. Tak więc synagogi i domy modlitwy w Lublinie stanowiły aż do II wojny światowej domenę społeczności religijnej.

Pewną zmianą był natomiast fakt, że w okresie międzywojennym niektóre partie żydowskie urządzały specjalne nabożeństwa w Wielkiej Synagodze ku czci świąt politycznych. Celowali w tym przede wszystkim syjoniści lubelscy, którzy w każdą rocznicę ogłoszenia Deklaracji Balfoura lub w rocznicę śmierci twórcy syjonizmu dr Teodora Herzla organizowali nabożeństwo w Wielkiej Synagodze, na które przybywały organizacje młodzieżowe ze sztandarami. Tradycja nabożeństw galowych w Synagodze Maharszala pochodziła jeszcze z XIX w., gdy z nakazu władz rosyjskich organizowano tu nabożeństwa z okazji świąt carskich lub prywatnych rodziny Romanowych. Nabożeństwa takie odprawiano także z okazji zwycięstw wojsk rosyjskich w czasie wojny krymskiej czy wojny o wyzwolenie Bułgarii. W czasie tych galówek rabini zobowiązani byli do wygłoszenia odpowiedniego kazania w duchu lojalizmu. Często zdarzało się również, że w zastępstwie rabina, który słabo władał językiem rosyjskim kazanie takie wygłaszał kierownik Talmud-Tory lub przewodniczący Zarządu Gminy. W nabożeństwie takim uczestniczył zazwyczaj przedstawiciel lokalnej władzy rosyjskiej, przede wszystkim policmajster. W tym samym czasie dla katolików galówki takie odprawiane były w kościele Bernardynów, a zaszczycał je swoją obecnością sam gubernator lubelski. Spis miejsc kultu w Lublinie ( PDF‎ )

Chasydyzm i chasydzi w Lublinie

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Początków chasydyzmu w Lublinie należy doszukiwać się w okresie, gdy do miasta przybył Jakub Icchak Horowitz-Szternfeld, zwany "Widzącym z Lublina" lub "Lublinerem". Nastąpiło to w II połowie XVIII w. Jednakże prawdopodobnie już wcześniej do miasta docierały wieści o tym nowym ruchu mistycznym, który do centralnej Polski przeszczepiony został z Ukrainy przez Galicję. Już w połowie XVIII w. pewne grupy chasydzkie działały na Lubelszczyźnie, a przed Lublinem znanymi ośrodkami tego ruchu były Żelechów i położony zaledwie 25 kilometrów od Lublina Lubartów. Z pewnością więc i w samym mieście mogli zamieszkiwać jacyś chasydzi, albowiem należałoby przyjąć, że "Widzący", chcąc się tutaj osiedlić, musiał wiedzieć, że znajdzie w Lublinie lub jego okolicach zwolenników, którzy popieraliby go nawet w momentach konfliktu z mitnagdim - przeciwnikami chasydów, rekrutującymi się spośród tradycyjnych Żydów. Do takich należał chociażby największy przeciwnik chasydyzmu, a Horowitza w Lublinie w szczególności, miejscowy rabin Azriel Horowitz, zwany "Żelazną Głową". Przydomek ten uzyskał właśnie z powodu swojego oporu wobec chasydyzmu, który dla miejscowych Żydów był wtedy niezwykłą nowiną. Ten mistyczny ruch, którego założycielem był Baal Szem Tow - Pan Dobrego Imienia, niósł ze sobą nadzieję przede wszystkim dla wszystkich uboższych i niewykształconych Żydów, że mogą być oni godni obcowania z Bogiem, nie posiadając przy tym wiedzy wyniesionej ze świętych ksiąg. Jednocześnie mogą chwalić Pana w każdym momencie i czynić to we własny sposób, nie patrząc na uszanowane wiekami tradycje synagogalnej liturgii, do której dopuszczano jedynie najbardziej zasłużonych, bogatych i wykształconych. Oczywiście, jednocześnie w życiu prywatnym bardzo ściśle przestrzegano wszystkich zasad judaizmu, a w późniejszym okresie właśnie grupa chasydów stała się tym czynnikiem, który stał na straży odwiecznych tradycji, których nie powinno zmieniać się nawet w najmniejszym stopniu, ponieważ groziło to odejściu od judaizmu. Ważną zmianą w liturgii chasydzkiej był również fakt, że Imię Pana chwalono radoście, śpiewając i tańcząc, a nie odprawiając jedynie traycyjne modły w synagodze. Wracając do samego "Widzącego". Do Lublina przybył już otoczony sławą ucznia Elimelecha z Leżajska, który odkrył w nim nie tylko dar cadykizmu, ale także dar jasnowidzenia. Stąd też jego przydomek - "Widzący" (w jidysz "Zeer fun Lublin", po hebrajsku "Choze mi Lublin"). Sam pochodził z rabinackiej rodziny. Urodził się w 1745 r. w Józefowie Biłgorajskim, gdzie jego ojciec przewodził miejscowej gminie, chociaż niketórzy biografowie wskazują na wieś Łukową koło Józefowa, co raczej wydaje się mało prawdopodobne, ponieważ nie istniała tam osobna gmina żydowska. Nauki pobierał na dworze Elimelecha z Leżajska, jednego z najsłynniejszych cadyków chasydzkich, dzięki któremu chasydyzm rozwinął się w XVIII w. w Galicji i w centralnej Polsce. Wystarczy wspomnieć, że jego uczniami byli późniejsi, najznamienitsi cadycy na ziemiach polskich. Stamtąd Jakub Icchak Horowitz dotarł do Lublina, ocierając się po drodze o Kazimierz Dolny. Początkowo osiedlił się nie w samym mieście, a w pobliskiej Wieniawie (dzisiaj jest to część samego Lublina, położona bardzo blisko centrum miasta). Kiedy to dokładnie nastąpiło, tego nie wiadomo. Natomiast z powodu, że pierwszy dwór "Widzącego" mieścił się właśnie w Wieniawie, miasteczko to przeżyło swoje tzw. "pięć minut w historii" - stało się po prostu centrum chasydyzmu na Lubelszczyźnie. Docierali tu nie tylko lubelscy zwolennicy "Chozego", co zresztą czynili mniej lub bardziej potajemnie z obawy przed reakcją oficjalnego rabina lubelskiego. Szybko na dwór "Lublinera" przybyli także uczniowie, rekrutujący się spośród rzesz żydowskich całej Polski, Galicji, a nawet Wołynia. Sława jego cudów, na których zresztą opierał swoją działalność dotarła praktycznie wszędzie. Przez pewien czas sam żydowski Lublin zamknięty był przed nim jako miejsce osiedlenia z powodu bardzo silnej opozycji rabina "Żelaznej Głowy" i tradycyjnych urzędników z miejscowego kahału. Jednakże, gdy okazało się, że Horowitz posiada zwolenników również w grupie miejscowych bogaczy i gdy jeden ze znanych kupców lubelskich zaproponował mu przeniesienie się w obręb Żydowskiego Miasta na Podzamczu, nawet kahalnicy musieli ulec. Jakub Icchak Horowitz przeniósł dwór w samo centrum dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Jego siedzibą stała się kamienica przy ul. Szerokiej 28, głównej ulicy żydowskiej w mieście. Na tyłach tego domu stanęła także chasydzka bóżnica, której otwarcie nastąpiło w 1794 r. Prawdopodobnie była to pierwsza oficjalnie działająca modlitewnia należąca do chasydów w centralnej Polsce. Już na początku XIX w. jej część pozostawała pod administracją miejscowej gminy żydowskiej. Bardzo szybko jego dom zapełnił się rzeszami miejscowych i przyjezdnych zwolenników. Chociaż nie brakowało wśród nich i takich, którzy po pewnym czasie odchodzili od niego zrażeni jego nauką "praktycznego cadykizmu". Idea ta opierała się na zasadzie, że cadyk może wszystko dzięki modlitwie i cudom, ale wykształcenia nie musi posiadać. Oczywiście, należy założyć, że "Lubliner" posiadał wykształcenie religijne, ale z pewnością bardziej polegał na swoim darze jasnowidzenia, który musiał być widomym znakiem łaski Boga dla jego zwolenników. Jego uczniów porywała także żarliwa modlitwa i ekstaza, dzięki której pozostawał z bezpośrednim kontakcie z Bogiem. Tłumy chasydów przybywały do Lublina szczególnie pod koniec tygodnia, gdy zaczynał się szabat. Spędzali oni to najważniejsze święto w judaiźmie wraz ze swoim cadykiem. świętowano je radośnie, tańcząc i śpiewając, jak nakazywała tradycja chasydzka. Niejednokrotnie też przy tym w stan ekstazy wprowadzając się za pomocą alkoholu, co znowóż ściągało na nich potępienie ze strony mitnagdim, którzy oskarżali chasydów nie tylko o to, że fascynują się tanimi sztuczkami, branymi za cuda, ale także, że poprzez swoje radosne i alkoholowe świętowanie demoralizują młodzież. Oskarżenia te powielane będą przez cały XIX w., a powtarzać je będą nie tylko mitnagdim, ale także, a może nawet przede wszystkim asymilujący się maskilim - zwolennicy Haskali, czyli żydowskiego Oświecenia. "Lubliner" był nie tylko cudotwórcą, ale także nauczycielem. Jego uczniami byli praktycznie wszyscy najbardziej znani założyciele wielkich dynastii chasydzkich na ziemiach polskich. Według chasydzkiej tradycji, reb Jakub Icchak posiadał dar odkrywania cadykizmu w swoich uczniach. Jego odkryciem byli między innymi cadycy-założyciele takich znanych dynastii, jak: Alterów z Góry Kalwarii, Rokeachów z Bełza czy Taubów z Kazimierza Dolnego. Przez pewien czas wśród uczniów "Lublinera" można było spotkać założyciela dynastii z Kocka, reb Menachema Mendla Morgenszterna i pierwszego cadyka z dynastii Izbica-Radzyń, reb Mordechaja Josefa Leinera. Ci dwaj ostatni odeszli od "Widzącego", ponieważ nie godzili się z jego "praktycznym cadykizmem". Największy rozgłos przyniosły "Lublinerowi" czasy napoleońskie. Według tradycji chasydzkiej, gdy wojska napoleońskie wkroczyły w 1806 r. na ziemie polskie, Napoleon Bonaparte wysłał do najważniejszych rabinów i cadyków listy z zapytaniem, czy Żydzi polscy poprą jego armię. Wtedy właśnie w Lublinie, przy Szerokiej 28 odbyło się spotkanie trzech najważniejszych przywódców chasydzkich - "Lublinera", świętego Juda z Przysuchy i Magid z Kozienic " Izrael Hapstein. Podczas tego zjazdu trzej cadycy, pod wpływem przepowiedni "Widzącego", który stwierdził, że Napoleon poniesie w niedługim czasie klęskę w Rosji, postanowili, że Żydzi powinni wstrzymać się od jakichkolwiek deklaracji w stosunku do Francuzów. Pomijając sam fakt przepowiedni, bardzo ważną rolę w tej postawie miał także wpływ ideologii Rewolucji Francuskiej, która co prawda niosła ze sobą hasła równouprawnienia dla wszystkich, ale także znosiła tym samym wszelkie odrębności, w tym także religijne i obyczajowe, a to już było wbrew tradycji żydowskiej. Ważniejszy był jednak wymiar metafizyczny tego problemu. "Widzący" stwierdził, że Napoleon jest uosobieniem Armiliusza - symbolu największego Zła w judaiźmie. Jego kampanię rosyjską scharakteryzował jako walkę Dobra ze Złem. Oczywiście, nie chodziło tu bynajmniej o fakt, że car Aleksander I miał być uosobieniem dobra. Ważniejszą kwestią było mianowicie to, że wraz z klęską Napoleona w Rosji rozpocznie się wiek mesjański, czyli wyzwolenie Żydów. By tego dokonać, należało wspólnie uprosić Niebo, by zesłało Mesjasza. Podjęli się tego właśnie owi trzej cadycy. Niestety, to Niebo chce decydować, kiedy przyjdzie Mesjasz i srogo ukarało śmiałków za takie przepowiednie i działania. W 1813 r. zmarli święty Jud i Magid z Kozienic. W następnym roku kara dosięgnęła "Widzącego". Złożony niemocą, pozostawał w swoim pokoju, w domu przy Szerokiej 28. Pewnego ranka jego ciało znaleziono, wyrzucone przez okno, na ulicy. Nikt z domowników nie słyszał żadnego hałasu. Wszyscy stwierdzali, że żadna ludzka siła nie mogła wyrzucić cadyka przez wąskie okna jego pokoju. Musiały to uczynić zatem duchy lub anioły zesłane przez Boga, który pragnął ukarać zuchwałego rebe. Do dzisiaj chasydzi opowiadają o tym wydarzeniu jako o realnym fakcie. Według oponentów "Lublinera" śmierć miała nastąpić w bardziej prosty sposób. Opowiadali oni, że musiał być tego wieczoru zamroczony alkoholem, od którego nie stronił i sam wypadł przez okno. Zmarł w 1815 roku - roku klęski Napoleona. Spoczął na lubelskim Starym Cmentarzu żydowskim, a jego grób do dzisiaj jest miejscem, do którego ściągają pielgrzymki chasydów z całego świata. Jakub Icchak Horowitz nie założył własnej dynastii. Żaden z jego synów nie posiadał ani daru jasnowidzenia, ani przewodzenia masom chasydzkim. Jeden z nich, Izrael, pełnił funkcję rabina w Tarczynie, ale nigdy nie zyskał takiej sławy jak ojciec. Inny był za to znanym kupcem lubelskim i rodzina Horowitzów-Szternfeldów zamieszkiwała w Lublinie aż do okresu II wojny światowej. Część tego rodu rozproszyła się po Polsce i poszczególni członkowie korzystali ze sławy imienia swojego pradziada - ważne to było chociażby w przypadku zawierania małżeństw. Niektórzy z nich byli rabinami, ale nie cadykami, chociaż chcieli za takich uchodzić. W połowie XIX w. na lubelskim przedmieściu Piaski funkcję rabina pełnił Zysie Szternfeld, który był prawnukiem "Widzącego". Natomiast w okresie międzywojennym, w nieodległym od Lublina Zamościu działał także rabin Horowitz-Szternfeld, który nawet pretendował do roli zamojskiego "Widzącego".

Następne generacje. Przez długi czas po śmierci "Widzącego" w Lublinie nie było innego przywódcy chasydzkiego, chociaż miasto uchodziło za centrum chasydyzmu i największe skupisko tego ruchu w tej części Polski. Dawni zwolennicy Jakuba Icchaka Horowitza rozdzielili się pomiędzy zwolenników jego uczniów. Największe wpływy w Mieście Żydowskim posiadali Kocker rebe, Menachem Mendel Morgensztern, rezydujący w pobliskim Kocku oraz Mordechaj Josef Leiner z Izbicy. Wtedy też zaczęły powstawać w Lublinie osobne chasydzkie domy modlitwy - sztiblech (izdebki), w których zbierali się na modlitwę zwolennicy róznych cadyków. W połowie XIX w. w mieście można było spotkać następujące grupy chasydzkie: lubelska, kocka, izbicka, turzyska (Turzysk na Wołyniu), kozienicka, kazimierska i grupa zwolenników cadyka z Góry Kalwarii. Każda modliła się w osobnej modlitewni, zorganizowanej najczęściej w prywatnym mieszkaniu któregoś ze zwolenników poszczególnych cadyków. Niejednokrotnie grupy te były ze sobą skłócone i nie do pomyślenia był fakt, żeby mogły modlić się razem. Jedynie lubelscy chasydzi pozostali przy bóżnicy założonej jeszcze przez "Widzącego" przy Szerokiej 28, ale i tam trwały kłótnie pomiędzy spadkobiercami tego budynku. Kolejny cadyk, który pojawił się w Lublinie, pochodził z zachodu Polski i jednocześnie mógł się poszczycić znamienitymi przodkami. W 1857 r., w domu przy Szerokiej 40 osiadł Jehuda Lejb Eiger, wnuk Akiby Eigera, Gaona z Poznania i syn Salomona, rabina w Kaliszu. Pochodził z rodziny przeciwników chasydyzmu, ale pod wpływem chasydzkiej atmosfery w Lublinie, do którego przeniósł się, ponieważ stąd pochodziła jego żona oraz studiów u Mordechaja Josefa w Izbicy, sam stał się zwolennikiem tego ruchu, a za namaszczeniem izbickiego cadyka przejął zwierzchnictwo nad chasydami lubelskimi. Po śmierci swojego nauczyciela stał się także przywódcą części chasydów izbickich. Nazywany był "Płaczącym Cadykiem", a to z powodu swojej ideologii umartwiania się i ascezy. Szybko zdobył sobie rzesze zwolenników nie tylko w mieście. Jego sława była nieco inna niż "Lublinera". Nie był już tylko "praktycznym cadykiem", czyniącym cuda. Znany z powodu uczoności, sam piszący traktaty religijne, zyskał sobie uznanie nie tylko wśród chasydów, ale także otaczali go szacunkiem również mitnagdim oraz grupa asymilującej się inteligencji, oficjalnie odcinającej się od "zabobonnych i ciemnych chasydów". Reb Jehuda Lejb miał znajomych nawet wśród chrześcijan. Jego pozycja była tak znaczna, że nie tylko był oficjalnym członkiem sądu rabinackiego w Lublinie, ale zaproszono go także do uczestnictwa w pracach żydowskiego Komitetu Szkolnego, którego zadaniem była reforma tradycyjnego szkolnictwa religijnego. Jehuda Lejb Eiger był założycielem lubelskiej dynastii chasydzkiej, która przewodziła miejscowym chasydom aż do wybuchu II wojny światowej. Po jego śmierci w 1888 r. zaszczyt cadyka lubelskiego przejął jego syn Abraham, wcześniej posiadający swój niewielki dwór w Kraśniku. O nim lubelscy Żydzi opowiadali, że był także wielkim mędrcem i ostanim wielkim cadykiem w Lublinie. Po jego śmierci, w 1914 r. dynastia zdegenerowała się. Doszło do konfliktu pomiędzy dwoma synami Abrahama - Azrielem-Meirem i Szlomo. Obydwaj chcieli przewodzić chasydom lubelskim. Szlomo jako młodszy dokonał swoistego zamachu stanu, zmuszając starszego brata do wyjazdu z Lublina. Osiadł w Pilawie, po drodze z Lublina do Warszawy. Za nim poszła część jego lubelskich zwolenników, którzy w Lublinie założyli odrębny sztibl. Mieścił się on przy ul. Kowalskiej i modliły się tutaj te osoby, które uważały się za bezpośrednich spadkobierców najczystszej linii chasydyzmu lubelskiego. Wśród nich był jeden z ostatnich potomków "Widzącego", Kopel Horowitz-Szternfeld. Szlomo Eiger pozostał w rodzinnym domu przy Szerokiej 40 i tu przybywały rzesze chasydów z miasta i prowincji: Cadyk Szlomo Eiger (jak wspomina Aleksander Szrift, lublinianin, żyjący dzisiaj w Izraelu) posiadał duże wpływy w Lublinie i na prowincji. W każdą sobotę przybywali do niego jego chasydzi. Większość tych osób była niezamożna. W szabat zostawiali swoje rodziny i przyjeżdżali do Eigera, by zasiąść przy jednym stole ze swoim rebe. Mówiono, że przychodzą łapać szirajim " pozostałości jedzenia, które pomiędzy swoich zwolenników dzielił rebe. Główne dania dzielono przede wszystkim pomiędzy najbogatszych, którzy mieli zaszczyt zasiadania najbliżej osoby cadyka. Oczywiście związane to było z pieniędzmi, które Eiger otrzymywał od nich, o czym będzie za chwilę. Natomiast chasydzka hołota, pospólstwo, siedziało dalej i właśnie szirajim zostawiano dla nich. Chasydzi w ogóle przypisywali pieniądzowi moc oczyszczającą. Głoszono wśród nich zasadę, że "pieniądze oczyszczają z różnych grzechów". Każda porada u rebego kosztowała, każde popełnione przewinienie można było odkupić odpowiednio wysokim datkiem, który szedł do kasy cadyka. (...) Nic więc dziwnego, że cadycy w Polsce byli bardzo bogaci. Jak mówi polskie przysłowie: "Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze lud się podli". (...) Dzieci Eigera chodziły bardzo elegancko i już całkiem po europejsku ubrane. (...) Na święta żydowskie, gdy przyjeżdżało do niego szczególnie dużo chasydów, zwłaszcza z prowincji, cała Szeroka robiła się czarna od chasydzkich kapot. Ale Eiger, mimo silnej pozycji, nie miał aż tak wielkiego wpływu na lubelskich Żydów. Naprzeciwko jego okien, po drugiej stronie Szerokiej, pewna Żydówka miała sklep i otwierała go, ku zgrozie rebego i jego chasydów w soboty. Nie pomagały żadne klątwy i moralne perswazje, bo kobieta ta nie znała nawet w ogólnym pojęciu słowa moralność. Obecnie w Jerozolimie ten numer nie przeszedłby i musiałaby zamknąć sklep w sobotę. (Wspomnienia Aleksandra Szrifta, w zbiorach autora) Fakt, że Szlomo Eiger został cadykiem lubelskim w atmosferze pewnego skandalu wcale nie przeszkadzał, że cieszył się on wielkim uznaniem, nie tylko wśród chasydów, ale także rabinów. To właśnie jego wyznaczył rabin Meir Szapiro, założyciel i pierwszy rektor Jesziwas Chachmej Lublin, na swojego następcę. Kandydatura ta wzbudziła jednak wiele kontrowersji wśród części studentów jesziwy. Mimo ich strajku, Szlomo Eiger był kolejnym rektorem uczelni rabinackiej. Poparły go na tym stanowisku polskie władze państwowe. W momencie wybuchu II wojny światowej wygasły konflikty pomiędzy braćmi. Obydwaj znaleźli się w getcie warszawskim i tu zmarli, jeszcze przed jego likwidacją. Na nich zakończyła swoje istnienie dynastia lubelska. Pozostałością po Eigerach w Lublinie jest ich rodzinny ohel, znajdujący się na Nowym Cmentarzu żydowskim przy ul. Walecznych. Spoczywają tu Jehuda Lejb oraz jego synowie Azriel i Abraham. Obecny budynek jest nowy. Stary budynek ohelu został zdewastowany dwukrotnie - raz w czasie II wojny światowej i odbudowano go w 1958 r. Po raz drugi dewastacja i zniszczenie nastąpiły w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Oprócz miejscowych linii chasydzkich, w okresie międzywojennym w Lublinie osiedli przedstawiciele innych wielkich dynastii. Po I wojnie światowej przy ul. Lubartowskiej 30 mieszkał reb Rabinowicz, syn cadyka z Białej Podlaskiej. Była to niewielka, ale ciesząca się uznaniem, zwłaszcza wśród zamożnych chasydów, dynastia. Jej sława nieco przygasła w czasie rewolucji 1905 r., gdy okazało się, że jeden z synów Bialer rebe był członkiem socjalistycznego, antyreligijnego Bundu. Przy tej samej ulicy, ale pod nr 38, gdzie od XIX w. znajdował się sztibl humańskich chasydów, po 1917 r., gdy granice z Rosją Radziecką zostały zamknięte, modlitewnia ta stała się ogólnopolskim centrum tej grupy chasydzkiej, nazywanej także di Tojte Chassidim ("Martwi Chasydzi"). Ich przywódca, słynne cadyk Nachman z Bracławia, działający jeszcze w XVIII w. w Humaniu, nie pozostawił po sobie następców. Stąd zbierali się oni bez przywódcy, chwaląc imię swojego założyciela. Polscy chasydzi z Humania przybywali na rocznicę śmierci sojego mistrza właśnie do Lublina. W Lublinie osiadł także reb Mosze Twerski, syn cadyka z Turzyska oraz Mosze Sznejerson, syn cadyka z Lubawicz. Ten ostatni nauczał w synagodze na Piaskach, gdzie wspólnie modlili się chasydzi i ich przeciwnicy. Wszyscy z nich wymienieni, w okresie II wojny światowej znaleźli się w lubelskim getcie. Część z nich ginęła w obozie zagłady w Bełżcu, inni w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Wiadomo jest, że Mosze Twerski został rozstrzelany wraz z rodziną w lesie krępieckim w kwietniu 1942 r. Rodzina Twerskich z Lublina nie dostała pozwolenia na zamieszkanie w getcie szczątkowym na Majdanie Tatarskim i podczas selekcji jego mieszkańców trafiła do obozu na Majdanku, a stąd tego samego dnia odwieziono ich do Krępca, na egzekucję, wraz z około 2000 innych Żydów lubelskich.

Robert Kuwałek

Uczelnia Mędrców

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Fotografia budynku jesziwy lubelskiej z okresu okupacji nazistowskiej. Tylko dlatego, że Niemcy zajęli budynek na posterunek żandarmerii przetrwał on wojnę. Niestety, w tym samym czasie Niemcy zniszczyli wyposażenie uczelni wraz z unikatową w skali światowej biblioteką (przetrwało jedynie kilka książek znajdujących się obecnie w synagodze przy ul. Lubartowskiej 8). Na fotografii widać oryginalne napisy hebrajskie na fasadzie budynku.

Na granicy dawnej dzielnicy żydowskiej w Lublinie, róg ulic Unickiej i Lubartowskiej (ta druga, w okresie międzywojennym nazywana była popularnie lubelskimi Nalewkami), znajduje się obszerny gmach, który młodszemu pokoleniu lublinian kojarzy się jedynie z Akademią Medyczną. Jednakże coraz częściej w Lublinie, nawet młodzi ludzie, nazywają ten budynek jego właściwą nazwą - jesziwa. W zasadzie każdy też jest w stanie wskazać to miejsce, zwłaszcza że dojazd do niego jest trudny. Jeżeli ktoś chciałby przejść się do jesziwy na piechotę, to powinien wysiąść na Głównym Dworcu PKS, który mieści się na miejscu, gdzie niegdyś znajdowało się prawie centrum Miasta Żydowskiego w Lublinie. Stamtąd wystarczy dojść około 200 metrów do ulicy Lubartowskiej i iść nią pod górę, lewą stroną w miarę narastających numerów domów. Ostatni, najbardziej imponujący budynek po tej stronie ulicy, to właśnie dawna uczelnia talmudyczna. Od dworca kolejowego można dojechać autobusami linii 1 i 34 do dworca PKS i stamtąd należy wręcz zorganizować spacer po dawnej dzielnicy żydowskiej. Wizyta na Lubartowskiej wprowadzi każdego w klimat Miasta Żydowskiego w Lublinie. Na jego granicy, przy samej rogatce lubartowskiej, w latach 1930-1939 funkcjonowała słynna w całym ówczesnym świecie żydowskim Jesziwas Chachmej Lublin - Uczelnia Mędrców Lublina, założona przez rabina Mejera Szapiro, jednego z najwybitniejszych uczonych religijnych w przedwojennej Polsce, a zarazem przywódcę politycznego Żydów religijnych, posła na Sejm z ramienia Agudat Israel.

Rabin Szapiro nie przypadkowo wybrał Lublin na siedzibę swojej uczelni. Miasto to miało już tradycje nauki talmudycznej. Tu właśnie w okresie XVI-XVII w. funkcjonowała jesziwa, założona jeszcze przez rabina Szaloma Szachnę, którego nagrobek znajduje się na lubelskim Starym Kirkucie. Pod koniec XIX w., przy ul. Ruskiej reb Baruch Kocker założył jeszcze inną, niewielką jesziwę, związaną z dynastią Morgenszternów z Kocka. Jesziwas Chachmej Lublin była więc niejako naturalną kontynuacją wcześniejszych instytucji.

To, że jesziwa ta powstała w Lublinie było przede wszystkim zasługą rabina Szapiro, który pomimo przeciwności, głównie o charakterze finansowym (chociaż w samym Lublinie nie brakowało również przeciwników politycznych aktywności religijno-naukowej samego rabina - rekrutowali się oni ze środowisk syjonistycznych i bundowskich), podróżując od 1924 r. po Polsce i praktycznie całym świecie, zarażał swoją ideą wiele środowisk żydowskich. W zasobie Archiwum Państwowego w Lublinie znajduje się nawet specjalny album, wykonany przez studentów jesziwy dla rabina Szapiro, w którym znajdują się wycinki prasowe z całego świata, ukazujące akcję promocji lubelskiej uczelni talmudycznej.

Plac pod budowę jesziwy ofiarował znany lubelski przemysłowiec i filantrop zarazem Szmul Ajchenbaum. W budowę tego gmachu zaangażowała się również znaczna część miejscowej społeczności żydowskiej. Według lokalnej tradycji, w każdym żydowskim mieszkaniu znajdowały się specjalne skarbonki, do których wrzucano drobne datki na budowę jesziwy.

W 1930 r. nastąpiło uroczyste otwarcie gmachu uczelni, a zarazem inauguracja roku akademickiego. Według sprawozdań urzędowych i relacji ówczesnej prasy miało się wówczas zgromadzić około 50.000 Żydów miejscowych i przyjezdnych. Wśród nich byli najwybitniejsi rabini i cadycy. Uroczystość tę zaszczyciła swoją obecnością również delegacja Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, na czele z ministrem.

Pierwszym rektorem jesziwy lubelskiej został naturalnie rabin Szapiro. Oprócz niego wykładowcami byli tutaj najwybitniejsi rabini polscy, a także osoby, które powszechnie uważano za biegłych w literaturze religijnej, jak na przykład wspomniany tu już Szmul Ajchenbaum, który w miesiącach letnich organizował dla studentów sesje wakacyjne w swoim majątku, w Siedliszczu koło Lublina, Szloma Halbersztadt, przewodniczący Rady Gminy Żydowskiej w Lublinie (pełnił również funkcje sekretarza jesziwy) czy Szlomo Eiger, ostatni cadyk lubelski i następca Szpiry na stanowisku rektora.

Jesziwa lubelska posiadała bardzo bogatą bibliotekę, w której zgromadzono kilkadziesiąt tysięcy tomów, w tym również "białe kruki", wydane w XVI i XVII w. Dla celów dydaktycznych skonstruowany został model Świątyni jerozolimskiej, o którym krążyła po Lublinie plotka, że wykonany został ze złota, co nie było prawdą, a o czym przekonali się naziści, którzy w 1939 r. zdewastowali wyposażenie uczelni. Nauka w jesziwie stała na bardzo wysokim poziomie. Już same egzaminy wstępne niejednokrotnie stanowiły bardzo trudną barierę - by zostać przyjętym do Jesziwas Chachmej Lublin należało znać kilkaset stron Talmudu na pamięć. Nauczano tu tylko treści religijnych. Rabin Szapiro nie przystał na sugestie płynące ze strony czynników państwowych i nie zgodził się na wprowadzenie tu nawet elementów nauczania świeckiego, mimo że w międzywojennej Polsce każdy z rabinów, ubiegający się o oficjalne stanowisko w gminie, musiał zdać egzamin z języka polskiego i znajomości prawa państwowego.

Oprócz wykładów w jesziwie, rabin Szapiro w każdy szabat organizował otwarte wykłady - kazania w synagogach lubelskich. Jako ciekawostkę warto podać fakt, że wśród studentów jesziwy lublinianie byli prawie niezauważalni. Społeczność studencką stanowili w większości młodzi Żydzi z całej Polski, a nawet zagranicy. Bardzo wiele osób pochodziło z małych miasteczek na Lubelszczyźnie, ale prawie w ogóle nie było mieszkańców Lublina, chociaż Żydzi lubelscy byli żywo zainteresowani uczelnią i wielu z nich miało osobiste kontakty z jesziwą. Wśród zamożnych, religijnych lublinian chlubą było wydawanie córek za studentów jesziwy.

Rabin Szapiro nie doczekał się ukończenia szkoły przez pierwszy rocznik absolwentów. Zmarł w 1933 r., po krótkiej chorobie, wyznaczając jednocześnie na swojego następcę na stanowisku rosh jeshiva cadyka lubelskiego Szlomo Eigera. Była to osoba dość kontrowersyjna w środowisku chasydów lubelskich. Kontrowersje wzbudziła również wśród studentów, których część nie uznała wyboru, dokonanego przez pierwszego rektora. W budynku jesziwy doszło nawet do wybuchu strajku, który zakończył się zwycięstwem Eigera. Interweniowała policja, część opozycjonistów relegowano z jesziwy. Pod "rządami" Eigera uczelnia straciła nieco na znaczeniu. Pojawiły się również problemy finansowe. Placówka funkcjonowała jednak do września 1939 r. Kres jej istnieniu przyniosła II wojna światowa.

Zaraz po wkroczeniu do Lublina wojsk niemieckich, w budynku usadowił się posterunek żandarmerii. Znajdował się on wtedy na granicy getta. Po likwidacji dzielnicy żydowskiej w Lublinie, w jesziwie okupanci urządzili szpital wojskowy, podobnie jak w sąsiednim budynku dawnego Szpitala Żydowskiego. Wyposażenie szkoły uległo dewastacji. Część wielkiego księgozbioru została publicznie spalona przez żołnierzy niemieckich na placu targowym. To, co ocalało, Niemcy przenieśli do Biblioteki Miejskiej, do której jeszcze w 1943 r. przychodził rabin - więzień Majdanka, opracowujący specjalny katalog. Zaraz po wyzwoleniu księgi te w tajemniczy sposób zniknęły z Lublina. Do dzisiaj trwają dyskusje, co mogło z nimi się stać? Niewielka ich część - zaledwie kilka znajduje się w bożnicy Chewra Nosim przy ul. Lubartowskiej 10. Reszta wyposażenia jesziwy została zniszczona.

Po wojnie budynek przejęty został przez Akademię Medyczną, która urządziła tu Collegium Maius. Aula, która przed wojną pełniła również funkcję synagogi dostępnej również dla mieszkańców Lublina (do dzisiaj zachował się balkon dla kobiet), zamieniono na salę wykładową. Akademii Medycznej należy przyznać sprawiedliwość, ponieważ jeszcze pod koniec lat 80. urządzony został tutaj niewielki pokój, przeznaczony na modlitwę i swoistą izbę pamięci. W ostatnim czasie jesziwa stała się znów własnością żydowską. Akademia Medyczna ma opuścić budynek w ciągu kilku najbliższych lat, sukcesywnie oddając go na potrzeby lubelskiej filii Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Warszawie. Pojawia się jedynie pytanie - co dalej? W jaki sposób zostanie wykorzystany tak ogromny gmach, przerastający możliwości utrzymania grupy kilkunastu osób, stanowiących dzisiaj maleńką społeczność żydowską w Lublinie?

Robert Kuwałek

Miejsca żydowskie

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Z dawnego Miasta Żydowskiego nie zachowały się prawie żadne materialne ślady, poza fragmentem ulic Kowalskiej, Cyruliczej i Furmańskiej. Z centralnych ulic Podzamcza pozostał jedynie fragment ulicy Nadstawnej, a po głównej ulicy Szerokiej, zwanej także Żydowską, do dzisiaj przetrwała jedynie studzienka wodociągowa, stojąca dzisiaj przy placu manewrowym Głównego Dworca PKS. Wyznaczała ona końcówkę ulicy Szerokiej i jej zbieg z ulicą Ruską. Druga taka studzienka znajdowała się na początku ulicy Szerokiej, bliżej zbiegu ulic Szerokiej, Kowalskiej i Cyruliczej.

Na dzisiejszym Placu Zamkowym oraz na innych terenach przyległych do Wzgórza Zamkowego rozciągało się centrum dzielnicy żydowskiej. Fakt ten upamiętnia monument z tablicą, stojący po prawej stronie schodów u podnóża Zamku. Tablica przedstawia plan dawnej dzielnicy żydowskiej, a dokładniej jej najstarszej części.

Środkiem Placu Zamkowego przebiegała główna ulica - Szeroka, nazywana także tradycyjnie Żydowską (a Jidn gas). Taką zresztą nazwę, jako oficjalną, nosiła ona w XVI w. Szeroka była najstarszą ulicą Żydowskiego Miasta - wytyczono ją najprawdopodobniej jeszcze na przełomie XV i XVI w., gdy w Lublinie zaczynała kształtować się zorganizowana gmina żydowska.

Do 1942 r. ulica Szeroka stanowiła główną arterię tej części miasta, a do początków XIX w. była naturalnym przedłużeniem historycznego szlaku handlowego prowadzącego przez Lublin na Ruś i Litwę. Nic też dziwnego, że aż do końca XIX w. Szeroka pełniła także funkcję centrum handlowego Żydowskiego Miasta. Tu, do lat siedemdziesiątych XIX w., dopóki nie zorganizowano, istniejącego do dzisiaj Placu Targowego, koncentrował się żydowski handel. Zresztą sam Plac Targowy, aż do 1939 r. nazywany był Targiem Żydowskim, dla odróżnienia go od Targu Polskiego, który mieścił się do czasów II wojny światowej pomiędzy ulicami Świętoduską i Nową (dzisiaj Lubartowską). Jednak, zarówno na jednym, jak i na drugim targowisku można było spotkać handlujących Żydów, z tym, że Targ Żydowski uważany był za uboższy.

Wracając jednak na ulicę Szeroką, należy przyjąć, że tu musiały odbywać się jarmarki, stanowiące część ogólnych jarmarków lubelskich, sławnych w całej Europie w XVI i XVII w.

Ulica Szeroka stanowiła także centrum administracyjne i polityczne lubelskich Żydów, a od II połowy XVIII w. stała się także najważniejszym miejscem dla miejscowych chasydów. Według miejscowej tradycji, przy ul. Szerokiej 19 miał się zbierać Waad Arba Aracot - Sejm Czterech Ziem, główna instytucja ponadparlamentarna, początkowo dla Żydów z terenu całej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a od 1623 r. dla Żydów z Korony. Owa bezprecedensowa w skali europejskiej instytucja powstała w 1580 r., początkowo jako zjazd przedstawicieli wszystkich gmin żydowskich mający na celu ustalanie wspólnych podatków, które miały być wpłacane do królewskiej kasy. Z czasem instytucja ta uzyskała o wiele więcej kompetencji. Oprócz spraw finansowych, Waad zajmował się także rozstrzyganiem sporów pomiędzy poszczególnymi gminami żydowskimi, nie tylko na terenie Rzeczypospolitej, ale także poza jej granicami, jak na przykład w II połowie XVII w., gdy interweniował w sprawie konfliktu pomiędzy gminą aszkenazyjską a sefardyjską w Amsterdamie. Dodatkowe kompetencje pozwalały także Sejmowi na rozstrzyganie w sprawach religijnych, politycznych, a nawet obyczajowych. Jedną z najsłynniejszych uchwał lubelskiego Waadu było ogłoszenie klątwy na fałszywego mesjasza Sabataja Cwi. Nastąpiło to w 1670 r. Wysłannicy Sejmu docierali nawet na dwór papieski w Rzymie, uzyskując papieskie bulle potępiające procesy o mord rytualny. Sejm Czterech Ziem zajmował się nawet sprawami wydawnictwa i sprzedaży hebrajskich ksiąg. Jedna z jego uchwał mówiła, że gminy na ziemiach polskich oraz żyjący w nich Żydzi powinni nabywać przede wszystkim księgi i modlitewniki drukowane w Polsce. W II połowie XVII w., a zwłaszcza od początków XVIII w., ze względu na wojny i zniszczenie samego Lublina, Waad Arba Aracot coraz częściej obradował w innych miastach - przede wszystkim w Jarosławiu, ale jego sesje zwoływano także na Lubelszczyźnie, na przykład w Łęcznej, Szczebrzeszynie czy Tyszowcach. Ostatnia sesja Sejmu, która miała miejsce w Lublinie, odbyła się w 1725 r.

Jak już było wspomniane, nie jest dokładnie znane miejsce obrad lubelskiego Waadu. Adres Szeroka 19 funkcjonował jedynie w tradycji ustnej. Można jedynie domniemywać, że równie dobrze Sejm Czterech Ziem odbywał swoje sesje w kompleksie synagogalnym przy ul. Jatecznej, gdzie było zdecydowanie więcej miejsca dla zjeżdżających z całej Korony, a wcześniej Rzeczypospolitej delegatów.

Ulica Szeroka była również miejscem, gdzie znajdowały się dawne synagogi lubelskie. W 1638 r. swoją bóżnicę wybudował tutaj Hirsz Doktorowicz, nadworny faktor króla Władysława IV. Mieściła się ona w domu oznaczonym w okresie międzywojennym nr 2 i na skutek wielu remontów zatraciła ona swój pierwotny charakter obiektu renesansowo-barokowego. Naprzeciwko niej, w kamienicy nr 3 mieściła się niewielka synagoga urzędników handlowych (Mszorsimszul). Wreszcie pod nr 28 funkcjonowała od 1794 r. słynna Bóżnica de Chassidim założona jeszcze przez Jakowa Icchaka Horowica - "Widzącego z Lublina". Mieściła się ona w podwórku, łączącym ulicę Szeroką z ulicą Nadstawną, ale w okresie międzywojennym nie stanowiła ona już centrum lubelskiego chasydyzmu. Tak wspomina ją dawny mieszkaniec ul. Szerokiej, Aleksander Szrift:

Znanym miejscem na Szerokiej był dom pod numerem 28. Mieściła się tu dawna bóżnica "Widzącego z Lublina". Na parterze tego domu znajdowała się piekarnia, która wypiekała ciastka dla cukierni. Piekarzem tam był Mordechaj. Na piętrach kamienicy mieszkali lokatorzy. Sama bóżnica usytuowana była za piekarnią, a wchodziło się do niej przez wejście prowadzące do uliczki przebiegającej od Szerokiej do Nadstawnej. Była to niewielka bóżnica, pozostająca pod administracją Gminy Żydowskiej i mówiło się o niej, że jest przeznaczona dla "modlących się w biegu". Tu zawsze był minian i każdy, kto szedł ulicą, a chciał się pomodlić, wiedział, że będzie tutaj dziesięciu Żydów gotowych do modlitwy.

(A. Szrift: Lublin, jaki pamiętam, w: Ścieżki pamięci. Żydowskie Miasto w Lublinie - losy, miejsca, historia, red. J.J. Bojarski, T. Kranz, R. Kuwałek, Lublin-Rishon LeZion 2001, s. 91.)

Dzisiaj, na nowym budynku znajdującym się na rogu Placu Zamkowego i Al. Tysiąclecia, gdzie mieści się bank, umieszczona została tablica pamiątkowa, na której w językach polskim, jidysz i hebrajskim poinformowano, że w tym miejscu znajdował się dom "Widzącego". Przed wojną kamienica ta nie wyróżniała się niczym szczególnym spośród innych, które tu stały. Nawet konflikty sądowe pomiędzy spadkobiercami właścicieli były równie burzliwe, jak w przypadku innych domów, które nie miały wokół się żadnej otoczki mistycyzmu.

Centrum chasydów lubelskich znajdowało się nieco dalej, przy Szerokiej 40, w której znajdowała się siedziba cadyków lubelskich z rodu Eigerów. Tu też mieli oni własną bóżnicę oraz sklepy, które przynosiły im znaczne zyski.

W cieniu ulicy Szerokiej pozostawały inne, jak chociażby równoległa do niej ul. Nadstawna, nazywana popularnie przez Żydów lubelskich a Gesl - "Uliczka". Tu koncentrowało się tradycyjne życie oświatowe miejscowych Żydów. W okresie międzywojennym funkcjonowało tu ponad 20 chederów. Najwięcej było ich w kamienicy przy Nadstawnej 20. Funkcjonujące tam religijne szkółki żydowskie, w których przeważnie chłopcy uczyli się podstaw religii mojżeszowej i języka hebrajskiego, ale w tej formie, której używało się jedynie do celów religijnych, mieściły się na kolejnych piętrach kamienicy, zgodnie z kolejnymi stopniami nauczania. Na parterze była szkółka dla najniższego poziomu, gdzie nauczano czytania i pisania i znajomości alfabetu hebrajskiego. Potem był cheder, w którym chłopcy uczyli się Pięcioksięgu Mojżeszowego - Chumesz ve Raszi, a trzecim stopniem nauki było poznanie Gemary i Talmudu. Po tym etapie, jeżeli rodziców było na to stać, a chłopak był zdolny, wysyłano go na studia do rabina lub jesziwy.

Warto sięgnąć po wspomnienia Mariana Milsztajna, byłego ucznia lubelskiego chederu, by przykonać się o atmosferze panującej w tego typu szkole:

Nauka to jest uczenie się Tory. A gdzie się uczą Tory? W chederze, albo w jesziwie, ale to już jest wyższy stan. Cheder i Talmud-Tora to jest to samo. Cheder mógł być u rebego w domu lub w Talmud-Torze. Tam też była szkoła powszechna w języku żydowskim. Język polski był, ale nie chcieli się uczyć. Pierwszy raz do chederu zaniosła mnie mama. (...)

(...) Rozpoczęła się lekcja, siedziało 20, 25 dzieci i mełamed, nauczyciel. Przyszedł, usiadł sobie na wysokim krześle: "Ptasięta, kureczki moje. To jest litera A. Powtórzcie". To jest litera A - alef". Głosiki nędzne, malutkie. "Głośniej mówić, kocięta!" Wszystkie nazwy zwierzątek. Tak nas określał. I tak mogliśmy siedzieć godzinę, dwie, trzy nad alef, aż to zostało wbite do głowy. Zbliżała się godzina pójścia do domu. Zmęczeni, aczkolwiek to już była jesień, to mokrzy jak koty ze zmęczenia, a główki opadły, tak jak zarżnięte kurki. Drugi dzień. "Owieczki kochane, to jest litera B - bet". I tak dwa miesiące harowaliśmy nad alef, bet, giml, nf, kuf, huf, ad, taf - 22 literki. To już była prawie zima, jak skończyliśmy. Już były śniegi. Zaczęły się od brahot - od błogosławieństw. (...)

(M. Milsztajn: Wspomnienia, w: Ścieżki Pamięci. Żydowskie Miasto w Lublinie - losy, miejsca, historia, red. J.J. Bojarski, T. Kranz, R. Kuwałek, Lublin-Rishon LeZion 2001, s. 66.)

Ulica Szeroka zaczynała się od Bramy Grodzkiej. Jej wylot, wraz z wylotami ulic Zamkowej, prowadzącej do Zamku, Kowalskiej, Cyruliczej i Grodzkiej tworzył niewielki plac, nazywany popularnie Psią Górką, na której ubogie przekupki żydowskie handlowały starzyzną i gorącym grochem oraz bubelach - pieczonymi babkami gryczanymi, sprzedawanymi na ciepło z masłem w środku.

Od ul. Szerokiej można było dostać się na ulice Podzamcze i Krawiecką, mieszczące się u południowego stoku wzgórza zamkowego. Wejście na te ulice prowadziło przez Bramę Zasraną (Porta Sordida lub w języku jidysz di Farkakte Brum). Ta część Miasta Żydowskiego w Lublinie uchodziła za najuboższą i najbardziej zaniedbaną. Tu mieszkała największa biedota żydowska, w wielu przypadkach utrzymująca się z niewiadomego źródła. Ludzi tych nazywano luftmenszn - "żyjący z powietrza". Obok kamieniczek stały tu drewniane domki, otoczone komórkami i przybudówkami, których przeznaczenie zmieniało się każdego roku. Na początku był to składzik lub obórka, następnie przebudowywano taką szopę na mieszkanie, by wreszcie zmienić ją w sklepik lub niewielki warsztat. Niewielkie domki, kompletnie zagnieżdżone, miały niejednokrotnie po kilku lub nawet kilkunastu właścicieli i chociaż uważano ich za właścicieli nieruchomości, to jednak byli oni tak samo biedni, jak lokatorzy zamieszkujący posesje należące do nich. W tej części dzielnicy żydowskiej wyróżniały się dwa budynki - synagoga Saula Wahla przy ul. Podzamcze, której spiczasty dach widoczny jest na wielu przedwojennych fotografiach. Była to bóżnica wybudowana na przełomie XVI i XVII w. i zgodnie z miejscową legendą łączono ją z osobą Saula Wahla - Jednodniowego Króla Polski, w rzeczywistości znanego w dawnej Rzeczypospolitej kupca i bankiera króla Stefana Batorego. W okresie międzywojennym obiekt ten nazywano także Synagogą Gońców lub kuśnierzy. Chociaż nie potwierdzone zostały związki samego Saula Wahla (w rzeczywistości Saula Kacenellenbogena) z Lublinem, to jednak aż do okresu II wojny światowej w Lublinie mieszkały zarówno rody Wahlów, jak i Kacenellenbogenów, uchodzące za jednych z bogatszych przedstawicieli miejscowej społeczności żydowskiej.

Natomiast przy ul. Krawieckiej 41 znajdowała się dawna fabryka cygar i papierosów, założona w XIX w. przez Zalmana Krasuckiego. Do okresu I wojny światowej był to jeden z największych, żydowskich zakładów przemysłowych w Lublinie, zdobywający wysokie nagrody i medale za swoje wyroby na rosyjskich i międzynarodowych wystawach przemysłowych. Gdy fabryka zbankrutowała na skutek I wojny światowej, jej budynki odkupiła lubelska Gmina Żydowska z nadzieją uruchomienia tu szkoły rzemieślniczej. Niestety, szybko okazało się, że w dawnej fabryce nie można było uruchomić szkoły. Z jednej strony Gmina nie posiadała na to odpowiednich funduszów, a z drugiej, w pustych budynkach zaczęli się osiedlać najubożsi Żydzi lubelscy, których nie było stać na zapłacenie czynszu za mieszkania w kamienicach. W większości przypadków ludzie ci nie posiadali żadnej pracy, a w rubryce zawód podawali informacje: bezrobotny, żebrak, utrzymuje się z pomocy opieki społecznej, chory, przebywa w więzieniu lub pracuje przy robotach publicznych... Oprócz tego, jak informuje zachowany "Spis lokatorów" tego domu, pochodzący z 1939 r., mieściły się tu: Ognisko Związku Kobiet Żydowskich, opiekujące się 70 dzieci, Towarzystwo Dobroczynne "Pas Leorchim" i organizacja "Kibuc", licząca 50 osób. Ta ostatnia była o tyle interesująca, że jej członkowie byli młodzi ludzie pochodzący z różnych miast, przygotowujący się tu do emigracji do Palestyny. W budynkach fabrycznych, w okresie międzywojennym mieściła się bowiem tzw. hachszara - kolonia chalucowa, w ramach której młodzi Żydzi mieli uczyć się pożytecznych w Palestynie zawodów. W rzeczywistości, w Lublinie przebywali oni w tragicznych warunkach i gdyby nie pomoc ich kolegów z lubelskich organizacji syjonistycznych, prawdopodobnie przymieraliby głodem. Dom przy Krawieckiej 41, chociaż miał być wyburzony jeszcze przed wybuchem wojny, to jednak dzięki uporowi jego mieszkańców przetrwał do 1941 r. Dopiero wtedy o jego wyburzeniu zadecydowały władze niemieckie, których nie interesował los mieszkańców, którzy stracili dach nad głową. Ogółem, w 1939 r. mieszkało tu ponad 300 osób, a w okresie okupacji liczba ta zwiększyła się znacznie o tych, którzy stracili mieszkania w centrum miasta lub na prowincji. Wojnę przeżyły z tej kamienicy tylko trzy osoby.

W prawą stronę od ul. Szerokiej odchodziła ulica Jateczna, gdzie znajdowała się Wielka Synagoga, zwana także Synagogą Maharszala (Maharszalszul). Wejście na tę ulicę znajdowało się w tym miejscu, gdzie dzisiaj stoi pomnik Lwa, upamiętniający związki Lublina ze Lwowem. Przed II wojną światową tędy szło się zarówno do Maharszalszul, jak również przez Jateczną przejeżdżały kondukty żałobne na cmentarz żydowski. Jateczna od XVI w. stanowiła centrum religijne i administracyjne lubelskiej Gminy Żydowskiej. Tu właśnie, gdzie powstał kompleks synagogalny, w XVI-XVII w. funkcjonowała także słynna jesziwa, założona jednocześnie z synagogą lubelską na mocy przywileju królewskiego w 1567 r. Jesziwa przestała funkcjonować po 1655 r., gdy Miasto Żydowskie zostało kompletnie zniszczone przez wojska kozacko-moskiewskie. Pozostała natomiast Wielka Synagoga, odbudowana po zniszczeniach XVII w. Pod jej dachem mieściły się w zasadzie trzy synagogi: Wielka - Maharszalszul, służąca do odprawiania nabożeństw w wielkie święta żydowskie, Mniejsza - Maharamszul, gdzie modlono się w soboty i maleńka bóżniczka, zwana w XIX-wiecznych dokumentach Szywe Kryjem. W dawnych czasach owa bóżniczka, mieszcząca się w przedsionku Wielkiej Synagogi, mogła pełnić funkcję gminnego aresztu, w którym osadzano tych Żydów, którzy ośmielili się wystąpić przeciwko prawom Gminy i judaizmu. Później pomieszczenie to zamieniono na maleńką bóżniczkę, służącą do codziennych modlitw. W dawnych czasach, do końca XVIII w., w kompleksie synagogalnym mogły mieścić się także pomieszczenia służące za biura kahału. Tu też, jeszcze w XIX w. odbywały się najważniejsze zebrania członków Gminy. Kompleks Wielkiej Synagogi był tak olbrzymi, że zgodnie z oficjalnymi polskimi dokumentami, pochodzącymi z okresu międzywojennego, mogło się tutaj modlić około 3000 osób jednocześnie. W okresie II wojny światowej Wielka Synagoga została zamknięta dla celów religijnych i początkowo w jej pomieszczeniach mieściła się Kuchnia Ludowa dla ubogich Żydów oraz schronisko dla żydowskich uciekinierów i wysiedleńców, którzy znaleźli się w getcie lubelskim. W marcu i kwietniu 1942 r., gdy naziści likwidowali getto, synagogę zamieniono na punkt zborny dla tych Żydów, których nocami pędzono na lubelski Umschlagplatz, mieszczący się na rampie kolejowej za Rzeźnią Miejską na Tatarach. Każdej nocy odprowadzano stąd około 1500 osób, których następnie deportowano do obozu zagłady w Bełżcu.

Kompleks synagogalny przy ul. Jatecznej Niemcy zaczęli rozbierać rękami więźniów żydowskich, przyprowadzanych tu z Majdanka, jeszcze jesienią 1942 r., po ostatecznej likwidacji getta lubelskiego. Jednakże jej ruiny stały tu jeszcze po wyzwoleniu miasta w 1944 r. Ostatecznie, jej resztki rozebrano długo po wojnie, w latach sześćdziesiątych, gdy w tym miejscu zaczęto wytyczać trasę W-Z. Dzisiaj na miejscu Wielkiej Synagogi stoi pamiątkowy obelisk, wystawiony w 1987 r. oraz nowa tablica pamiątkowa, postawiona w 2001 r., ufundowana przez władze miejskie Lublina oraz Organizację Lublinian w Izraelu. Na tablicy znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca widok Synagogi Maharszala.

Przy ul. Jatecznej, oprócz Wielkiej Synagogi znajdował się jeszcze Bethamidrasz de Kahal - gminny dom nauki i modlitwy. Zgodnie z tradycją lubelską, również i ten bethamidrasz, podobnie jak wszystkie synagogi lubelskie, oprócz Maharszalszul, mieścił się na piętrze domu, którego parter zajmowały mieszkania i sklepy. Budynek ten (Jateczna 6) pochodził prawdopodobnie z XVIII w. W okresie międzywojennym posiadał bogatą bibliotekę, aczkolwiek nieco przetrzebioną przez poszukiwaczy "białych kruków", w której znajdowały się wybitne dzieła religijne, pochodzące często z XVI i XVII w.

Natomiast za budynkiem Wielkiej Synagogi mieściła się od 1862 r. Talmud-Tora - gminna szkoła religijna dla ubogich chłopców żydowskich, w której prowadzono podobny typ nauczania, jak w chederach. Teoretycznie, w okresie międzywojennym powinno się w niej było uczyć także przedmiotów świeckich, w tym języka polskiego, ale jak już było wspomniane była to jedynie teoria. To właśnie o tej szkole wspomina powyżej Marian Milsztajn.

Przy Jatecznej znajdowała się także mykwa - łaźnia rytualna lubelskiej Gminy Żydowskiej.

Ulica Jateczna, podobnie jak Krawiecka, kończyły się na tyłach wzgórza zamkowego, tworząc kompleks zabudowań otaczających Plac Krawiecki - najuboższą część Miasta Żydowskiego w Lublinie. Pomiędzy Żydami lubelskimi tę część dzielnicy nazywano "Bogobojne". Nazwa ta nie pochodziła od pobożności mieszkańców tych uliczek, ale od warunków ich życia i biedy tam panującej. Według miejscowych przekazów wzięła się ona stąd, że gdy pewien lekarz odwiedził w tych ciasnych klitkach swojego pacjenta, na panujące tam biedę i brud miał zareagować słowami: Mój Boże, ludzie, jak wy tu żyjecie?!

Od Placu Krawieckiego dochodziło się już przez Sienną na przedmieście Kalinowszczyzna, nazywane przez Żydów Wolą i na Stary Cmentarz żydowski. Do cmentarza tego prowadziła także ulica Ruska, istniejąca do dzisiaj, chociaż w nieco zmienionym kształcie i przebiegu. Przed wojną do ulicy tej dochodziły Nadstawna (zachował się jedynie niewielki fragment) i Szeroka. Ruska była dawnym traktem handlowym, prowadzącym na Ruś. Stąd też pochodzi jej nazwa. Tu też od XVI w. stoi cerkiew prawosławna p.w. Przemienienia Pańskiego, jedyny nieżydowski obiekt na tej ulicy. Przed wojną Ruska była gęsto zabudowana i zamieszkana przez niezamożnych rzemieślników i handlarzy żydowskich, utrzymujących się przede wszystkim z handlu na pobliskim Targu Żydowskim. Ich obroty handlowe wzrastały również w niedziele, gdy na nabożeństwo do cerkwi udawali się prawosławni żołnierze garnizonu lubelskiego. Po nabożeństwie byli oni głównymi klientami tutejszych sklepików i piwiarni.

Przy Ruskiej, w końcu XIX w. istniała nawet przez pewien czas niewielka jesziwa chasydzka, założona i prowadzona przez reb Barucha Kockiera. W 1905 r. przy ulicy tej powstał również bethamidrasz Towarzystwa "Bikur Cholim" - Wspomagania Biednych Chorych, przy którym prowadzono także ambulatorium dla niezamożnych Żydów. Przy tej samej ulicy, pod nr 18, do 1936 r. funkcjonowała Żydowska Szkoła Ludowa im. B. Borochowa, założona i prowadzona przez lubelski Komitet Żydowskiej Partii Socjalistycznej Bund. Uczęszczały do niej dzieci z rodzin rzemieślniczych i robotniczych, a językiem wykładowym był tu jidysz, którego na co dzień używała większość mieszkańców żydowskiego Lublina. Szkoła została zamknięta przez polskie władze oświatowe, pod zarzutem, że nauczyciele sympatyzują z komunizmem, co akurat nie było prawdą, ponieważ działacze Bundu byli bardzo ostro zwalczani przez komunistów.

Ulica Ruska, podobnie jak większa część Miasta Żydowskiego, została wyburzona w latach 1942-1943. Zniszczenia tej części dzielnicy żydowskiej dopełniły radzieckie naloty i walki o wyzwolenie Lublina w lipcu 1944 r. Jeden z ostatnich, starych domów przy ul. Ruskiej został rozebrany w latach dziewięćdziesiątych. Do dzisiaj przetrwał zaledwie jej fragment, przylegający do ul. Lubartowskiej.

Niewielki fragment Miasta Żydowskiego, ale tej części, która powstawała w końcu XVIII i w ciągu XIX w. zachował się zaledwie w obrębie ulic Kowalskiej, Furmańskiej i Cyruliczej. Wchodząc na zapuszczone podwórka przy tych ulicach można sobie wyobrazić jedynie warunki, w jakich żyli lubelscy Żydzi na Podzamczu. Ta część dawnej dzielnicy żydowskiej ulega coraz większej degradacji i samotna wycieczka w obrębie tych podwórek i kamienic, zwłaszcza wieczorem, może okazać się raczej niebezpieczna dla przygodnego turysty. Jednakże warto tu zajrzeć, a zwłaszcza na wielkie podwórko, łączące ulicę Cyruliczą z Kowalską, które było bardzo znanym miejscem wśród Żydów lubelskich. Tu mieścił się bowiem drugi sztibl chasydów lubelskich, ale tej linii, która za swojego przywódcę uważała Meira Ezriela Eigera, brata lubelskiego cadyka, odsuniętego od sukcesji w Lublinie przez Szlomo Eigera i zmuszonego do opuszczenia miasta. Tu modlili się między innymi potomkowie "Widzącego z Lublina". Owo wielkie podwórko służyło także za miejsce organizacji wieców politycznych. Bund, Poalej-Syjon Prawica i Lewica, Organizacja Syjonistyczna, w okresie kampanii wyborczych do Rady Miejskiej, Sejmu i Senatu czy Gminy Wyznaniowej Żydowskiej organizowały tu wiece przedwyborcze, podczas których działacze tych partii zachęcali do popierania ich ideałów i kandydatów. Niejednokrotnie podczas takich wieców dochodziło do gorących dyskusji, a nawet bójek pomiędzy zwolennikami poszczególnych ruchów politycznych. Istniejący, chociaż kompletnie zaniedbany, dom przy Kowalskiej 4, zamykający wylot tego podwórka, ma również swoją tragiczną historię, związaną już z wypadkami, które miały miejsce już po wyzwoleniu Lublina spod okupacji niemieckiej. Jesienią 1944 r. żołnierze AK, wykonując wyrok na konfidencie Urzędu Bezpieczeństwa Herszu Blanku, przy okazji zastrzelili Leona-Lejba Feldhendlera, jednego z przywódców powstania w obozie zagłady w Sobiborze. Jego śmierć była raczej przypadkowa i wynikała z faktu, że Feldhendler zajmował z Blankiem jedno mieszkanie w tej kamienicy.

Ulica Kowalska, a raczej jej wylot na Lubartowską, w okresie okupacji hitlerowskiej stanowiła wejście do getta lubelskiego. Tu znajdowała się główna brama do getta i tu w marcu i kwietniu 1942 r., gdy likwidowano getto na Podzamczu, odbywały się selekcje jego mieszkańców. Niestety, nie zachował się przy Kowalskiej 14 dawny dom dr Jakuba Cynberga, w którym ten zasłużony lekarz, jeszcze przed I wojną światową założył własną, prywatną bóżnicę. Mieściła się w niej pierwsza w Lublinie świecka szkółka, w której nauczano nowoczesnego języka hebrajskiego. Był to tzw. "cheder Pinesa". Tu też spotykali się pierwsi zwolennicy syjonizmu w mieście.

Nad całym Miastem Żydowskim górował od zawsze Zamek lubelski. Do XVIII w. była to siedziba starostów lubelskich, urzędników królewskich, sprawujących władzę nad miejscowymi Żydami, zgodnie z prawami dawnej Rzeczypospolitej, które mówiły, że ludność żydowska i dochody podatkowe pochodzące od niej są wyłączną domeną władzy królewskiej w dawnej Polsce. Z tego powodu, że w miastach królewskich Żydom nie wolno było osiedlać się w dzielnicach chrześcijańskich i należących do jurysdykcji miejskiej, osiedlali się oni na terenach należących do monarchy. Stąd też wynikało osadnictwo Żydów lubelskich na Podzamczu, które było terenem należącym do króla, a nie do miasta.

Od początków XIX w., gdy władze rosyjskie przebudowały Zamek na więzienie, wśród jego więźniów nie brakowało także Żydów. Byli wśród nich zarówno kryminaliści, jak również polityczni. Ci ostatni pojawili się w II połowie XIX w., a zwłaszcza w okresie rewolucji 1905 r., gdy w Lublinie bardzo aktywnie działały żydowskie partie socjalistyczne na czele z Bundem. Wielu działaczy Bundu z terenu guberni lubelskiej i chełmskiej, którzy zaangażowali się w walkę rewolucyjną, poprzez Zamek, wysyłani byli na zesłanie w tajdze syberyjskiej. W okresie międzywojennym osadzano tu także komunistów żydowskich, łudzących się, że dzięki utopijnej ideologii będą mogli zmienić położenie swoich współbraci w Polsce.

Najbardziej tragicznego wymiary lubelski Zamek nabrał w okresie okupacji hitlerowskiej. Stał się bowiem więzieniem śledczym Gestapo. Obok setek polskich więźniów, których osadzano tu od 1939 r., znaleźli się także więźniowie żydowscy. Żydów osadzano chociażby za takie "przestępstwo", jak brak opaski z gwiazdą Dawida podczas wyjścia na ulicę, nielegalny handel. Nie brakowało również tych, których posądzano o najmniejszy kontakt z podziemiem polskim, jak chociażby Bela Szpiro, przedwojenna działaczka lubelskiego Bundu i radna miejska, którą zakatowano na Zamku w 1941 r. lub na początku 1942 r., oskarżając ją o nielegalne kontakty z polskim ruchem oporu. W momencie likwidacji getta lubelskiego Zamek zapełnił się tymi Żydami, którzy nielegalnie próbowali opuścić Lublin i zostali złapani na dworcu kolejowym lub w aryjskiej części miasta. Tych rozstrzelano w masowych egzekucjach na Górkach Czechowskich w marcu i kwietniu 1942 r. Do lipca 1944 r. w więzieniu na Zamku przebywała znaczna grupa Żydów lubelskich, ściągniętych tu z getta na Podzamczu, małego getta na Majdanie Tatarskim oraz z obozu pracy przy ul. Lipowej 7. Byli to tzw. specjaliści: krawcy, kuśnierze, szewcy, jubilerzy i dentyści, pracujący na specjalne zlecenie lubelskiego Gestapo. Przebywali tu także ci więźniowie pochodzenia żydowskiego, których aresztowano jako ukrywających się na fałszywych, aryjskich papierach. Do ostatnich dni okupacji wśród więźniów tych przeprowadzano selekcje, w wyniku których część z nich odesłano do obozu koncentracyjnego na Majdanku, bezpośrednio na egzekucję. W dniu pojawienia się Armii Radzieckiej na przedmieściach Lublina, 22 lipca 1944 r., na Zamku przebywało jeszcze 150-200 żydowskich więźniów, przeważnie znanych przed wojną rzemieślników i kupców lubelskich. Wszyscy oni zostali tego dnia rozstrzelani na osobisty rozkaz SS-Obersturmführera Hermana Worthoffa, który w Gestapo lubelskim odpowiedzialny był między innymi za sprawy żydowskie i kierował akcją likwidacji getta w Lublinie w 1942 r. Opis tej ostatniej egzekucji, w której zginęła ostatnia grupa Żydów lubelskich znany jest z zeznań świadków - polskich więźniów Zamku:

Z oddziału szpitalnego wyprowadzono dentystów, techników dentystycznych i ich rodziny, między innymi lekarza dentystę Zajdensznira i widziałem, jak ich przeprowadzili przez dziedziniec zamkowy do celi zajmowanych przez rzemieślników narodowości żydowskiej, a następnie słyszeliśmy strzały. Egzekucji dokonali gestapowcy, którzy przyjechali z miasta. Z osób zamordowanych, w przeważającej ilości były osoby narodowości żydowskiej. Egzekucję przeprowadzono w celi dla rzemieślników mieszczącej się na I piętrze i oznaczonej numerem 30-tym którymś (cela nr 31 - przyp.R.K.). (Fragment zeznania Stanisława Andrzeja Bonikowskiego, więźnia Zamku lubelskiego w latach 1941-1944, Akta Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Lublinie, sygn. Ds. 25/67, Śledztwo przeciwko funkcjonariuszowi Gestapo w Lublinie Hermanowi Worthoffowi i innym.).

W czasie tej egzekucji, oprócz specjalistów żydowskich, rozstrzelano także na podstawie specjalnej listy, część więźniów-Polaków. Chociaż egzekucja ta została upamiętniona, to jednak nie podkreśla się, że w pierwszej kolejności wymierzona ona była przede wszystkim w więźniów żydowskich. Zbiorowa mogiła ofiar tego mordu znajdowała się początkowo pod Zamkiem, na wysokości dawnej ulicy Podzamcze, a następnie szczątki zamordowanych przeniesione zostały na cmentarz rzymsko-katolicki przy ul. Lipowej, gdzie ufundowany został specjalny pomnik, na którym znajdują się także nazwiska zamordowanych wtedy Żydów.

Zamek pełnił funkcję więzienia do 1954 r. Wśród jego więźniów była też niewielka grupa Żydów, zwłaszcza tych, którzy po wyzwoleniu nie chcieli pogodzić się ze zmianą ustroju. W tym samym czasie wśród funkcjonariuszy UB nie brakowało także Żydów.

Od 1954 r. Zamek pełni funkcję Muzeum Okręgowego w Lublinie. Niestety, na stałej ekspozycji do dzisiaj nie ma wydzielonej części, poświęconej judaikom, które znajdują się w zbiorach muzealnych. W galerii malarstwa można jedynie obejrzeć obraz autorstwa Jana Matejki "Przyjęcie Żydów do Polski", który nawiasem mówiąc jest odzwierciedleniem antysemickich poglądów jednego z najwybitniejszych malarzy polskich XIX w. Postaci Żydów przedstawione są zgodnie ze stereotypami epoki - brudni, niechlujni, niezorganizowani. Jednakże w zbiorach muzealnych znajdują się prace artystów żydowskich, w tym związanych z Lublinem: Symchy Binema Trachtera, Henryka Lewnesztadta czy Yehudy Razgoura, który przed wojną był uczniem chederu przy ul. Nadstawnej 20. Oprócz nich Muzeum Lubelskie posiada także prace Romana Kramsztyka, Natana Szpigla i Jana Gotarda. Niestety, są one rzadko udostępniane szerszej publiczności.

Opuszczając teren dawnej dzielnicy żydowskiej udajemy się w kierunku Kalinowszczyzny, gdzie znajduje się najcenniejszy zabytek żydowski w Lublinie, a mianowicie Stary Cmentarz żydowski. O wartości tego zabytku w ten sposób pisał specjalista i największy znawca tego obiektu, dr Andrzej Trzciński:

Stary Cmentarz żydowski w Lublinie, mimo ogromnych zniszczeń dokonanych zwłaszcza podczas II wojny światowej, jest wciąż cennym świadectwem świetności lubelskiej gminy żydowskiej. Jest to obecnie (nie licząc pozostającego niemal w ruinie budynku starego szpitala żydowskiego przy ul. Siennej - obecnie odrestaurowanego przez prywatnego właściciela - przyp. R.K) jedyny obiekt gminy, jaki zachował się z kompleksu dawnego Miasta Żydowskiego.

1. Trzciński: Wartości historyczne, religijne i artystyczne Starego Cmentarza żydowskiego w Lublinie, w: Żydzi lubelscy. Materiały z sesji poświęconej Żydom lubelskim. Lublin, 14-16 grudzień 1994 r., Lublin 1996, s. 89.

Cmentarz ten istniał już pod koniec XV w. Niestety, nie wiadomo, kiedy dokładnie został założony, ponieważ nie ma źródeł dokumentujących początki lubelskiej Gminy Żydowskiej. W XIII i XIV w. na terenie, na którym w okresie późniejszym powstał kirkut, istniał gród warowny, stąd też pochodzi nazwa tego miejsca - Grodzisko.

Obecnie najstarszym nagrobkiem, który możemy zobaczyć na tym cmentarzu, jest macewa, stojąca na grobie Jaakowa Kopelmana ben Jehudy ha-lewi, który zmarł w 1541 r. Początek epitafium, które zostało umieszczone na jego nagrobku brzmi bardzo poetycko:

Żałość i tren wypowiem, z płaczem

I ze łzami zaśpiewam nad tym, który

Tu jest pochowany, gaonem naszym nauczycielem i mistrzem, panem r.

Kopelmanem, r. Jaakowem ha-lewi.

(A.Trzciński, J.P.Woronczak: Nagrobki z XVI wieku na starym cmentarzu żydowskim w Lublinie przy ulicy Siennej, w: Żydzi w Lublinie. Materiały do dziejów społeczności żydowskiej Lublina, t. II, red. T. Radzik, Lublin 1998, s. 47.)

Nagrobek ten jest najstarszym pomnikiem żydowskim w Polsce, stojącym na swoim miejscu. Stąd też możemy z powodzeniem stwierdzić, że nekropolia ta jest najstarszym zachowanym cmentarzem żydowskim w Polsce. Jednakże z zachowanej literatury wiadomym jest, że jeszcze pod koniec XIX w. dwóm żydowskim badaczom historycznym w Lublinie udało się odnaleźć fragment zniszczonej przez czas macewy, na której odczytali datę 1489/1490.

Dzisiaj Stary Cmentarz żydowski jest bardzo zaniedbany, chociaż to właśnie tutaj przybywa najwięcej zorganizowanych grup żydowskich i nie tylko. Miejsce to, po Muzeum na Majdanku, najczęściej kojarzone jest z historią Żydów w mieście. Przybywają tu nie tylko grupy chasydów, odwiedzających miejsca pochówku swoich cadyków i rabinów, ale także bardzo często grupy, które pragną zapoznać się z przeszłością miejscowej społeczności żydowskiej. Wydaje się, że miejsce to jest ważniejsze dla odwiedzających je turystów z całego świata niż dla samych lublinian, którzy bardzo często nigdy tutaj nie byli. Mimo, że cmentarz został włączony w oficjalny "Szlak Pamięci Żydów Lubelskich" nie widać poważniejszych prób zachowania tego zabytku, który przyciąga do Lublina gości z całego świata.

Pośród porozbijanych nagrobków zachowało się jednak kilka tych, które uchodzą za najcenniejsze lub najbardziej interesujące. O macewie Jaakowa Kopelmana już wspomnieliśmy. Znajduje się ona zaraz po wejściu na wzgórze cmentarne i ostatnio otoczona została metalowym ogrodzeniem. Nieco poniżej znajdują się również XVI-wieczne nagrobki Awrahama ben Uszaja, kantora kahału lubelskiego, który zmarł w 1543 r. i Chany, zmarłej w 1552 r.

Zaraz za nimi, na niewielkim wzniesieniu znajduje się nagrobek, który na tym cmentarzu jest jednym z najmłodszych, ale w tradycji żydowskiego Lublina uchodzący za najcenniejszy. Pod gęsto okratowanym ohelem, postawionym w ostatnich czasach, skutecznie uniemożliwiającym wykonanie fotografii, znajduje się macewa Jaaakowa Icchaka Horowica - "Widzącego z Lublina", zmarłego w 1815 r. Z postacią tą związanych jest wiele przypowieści i legend chasydzkich. Corocznie do "Ojca chasydyzmu w Królestwie Polskim" pielgrzymują tłumy chasydów z całego świata. Odwiedzają go także zwykli turyści, którzy zafascynowani są żydowską przeszłością Lublina. Nic też dziwnego, że wokół jego grobu znajduje się mnóstwo niewielkich karteczek z prośbami o powodzenie w życiu, interesach, o uzdrowienie członków rodziny i dobre zamążpójście córki. Są to tradycyjne kwitlech, które pobożni Żydzi zostawiają na grobach wybitnych rabinów i cadyków, wierząc, że po śmierci obcują oni z Bogiem i mogą wszystkie te sprawy z Nim załatwić.

Nieopodal jego grobu znajdują się także resztki macewy rabina Azriela Horowica, zwanego "Żelazną Głową", zmarłego w 1818 r. Był on oficjalnym rabinem lubelskim i wielkim przeciwnikiem "Widzącego" i w ogóle chasydyzmu. Los sprawił, że po śmierci spoczęli obok siebie. Dzisiaj fragment nagrobka "Żelaznej Głowy" stoi przed inną bardzo cenną macewą ze Starego Cmentarza. Prosty nagrobek, ze specjalnie poczernionymi literami, stoi na grobie wybitnego rabina lubelskiego i ostatniego generalnego rabina Małopolski, Szaloma Szachny, jednej z najwybitniejszych postaci życia żydowskiego w Lublinie. Jego wiedzę i sławę rabinacką uznawał nawet król Polski, Zygmunt II August, który w oficjalnych dokumentach nazywał go Doctor Judaeorum Lublinensis i ze względu na jego niezwykłą uczoność obniżył należny od niego podatek królewski. Szachna był sławny również poza granicami Rzeczypospolitej, ale sława ta wprowadziła go w taką pychę, że aż król musiał go napominać. O jego sławie i zasługach dla tradycji żydowskiej świadczy fakt, że i wokół jego nagrobka znajdują się kwitlech. Obecny nagrobek jest rekonstrukcją dawnej XVI-wiecznej macewy, która już pod koniec XIX w. znajdowała się w opłakanym stanie. Walkę o prace konserwatorskie na Starym Cmentarzu podjął już pod koniec XIX w. lokalny historyk żydowski Szlomo Baruch Nissenbaum, który w 1899 r. opublikował hebrajskojęzyczną pracę poświęconą temu miejscu. Prawdopodobnie obecny pomnik jest rekonstrukcją tego, pochodzącego z XIX w., dokonaną w pierwszych latach po II wojnie światowej przez ocalałych Żydów lubelskich.

Warto wspiąć się jeszcze wyżej na wzgórze cmentarne, gdzie między drzewami znajdziemy kolejną grupę nagrobków. Wiele z nich leży powalonych, nie tyle czasem, ile na skutek braku dozoru i działalności wandali. Wejście na tę część cmentarza otwierają fragmenty nagrobka Salomona Lurii, zwanego Maharszalem, pierwszego rektora jesziwy lubelskiej, którego imieniem została nazwana Wielka Synagoga w Lublinie. Jego nagrobek, nieumiejętnie odnowiony w latach osiemdziesiątych, został ponownie rozbity. Tu też możemy znaleźć wiele kwitlech.

Między drzewami możemy znaleźć jeszcze wiele nagrobków, które pochodzą z XVII i XVIII w. Między innymi macewę Ester Pilati - kobiety, córki rabina krakowskiego, która dzięki swojej wiedzy rabinicznej zyskała sobie taką sławę, że na jej pomniku umieszczono inskrypcje i płaskorzeźby typowe dla rabina - lwy i korony, symbole wiedzy przynależnej jedynie wykształconym mężczyznom.

W momencie, gdy Gmina Żydowska w Lublinie otworzyła Nowy Cmentarz, dawna nekropolia zaczęła popadać w zniszczenie. Do okresu II wojny światowej najwięcej zniszczeń dokonywał czas. W czasie okupacji niemieckiej Stary Cmentarz stał się miejscem masowych egzekucji Polaków i Żydów - więźniów Zamku lubelskiego. Pierwsza egzekucja została dokonana tu już 23 grudnia 1939 r. Na Starym Cmentarzu rozstrzelano wtedy przedstawicieli inteligencji polskiej z terenu województwa lubelskiego. Egzekucja ta została upamiętniona tablicą pamiątkową, umieszczoną na murze cmentarnym od strony ul. Kalinowszczyzna oraz, w ostatnim czasie pomnikiem, na którym, niestety, nie znalazła się informacja o ofiarach kolejnych mordów dokonywanych na tym terenie. Poniżej cmentarza, ulicą Kalinowszczyzna, w marcu i kwietniu 1942 r. prowadzono deportowanych Żydów lubelskich na rampę za Rzeźnią Miejską, skąd transporty odchodziły do obozu zagłady w Bełżcu. W lipcu 1944 r. teren cmentarza został zamieniony w pozycje artylerii niemieckiej. To stąd miały być odpierane ataki Armii Radzieckiej na Lublin. Na obrzeżach wzgórza do dzisiaj można znaleźć okopy pozostawione tu przez Wehrmacht. Właśnie w okresie okupacji nazistowskiej nastąpiło największe zniszczenie Starego Cmentarza. Najpierw na skutek egzekucji i celowej dewastacji, a potem w wyniku walk o Lublin w lipcu 1944 r. Miary zniszczenia dopełniło zapomnienie o tym miejscu w samym Lublinie i działalność wandali oraz brak odpowiedniego dozoru, głównie ze strony czynników miejskich. Jakże podobnie można wspomnieć za prof. Majerem Bałabanem, który Stary Cmentarz odwiedzał w 1918 r.:

Obok rektorów, rabinów, starszych kahalnych itd. Na cmentarzu tym spoczywają słynni lekarze, słudzy dworu królewskiego, wielcy kupcy i wszyscy ci, którzy odegrali jakąś rolę w życiu gminy i żydostwa. Teraz ziemia skrywa ich prochy, a czasy i wichury powykrzywiały lub nawet zupełnie powywracały nagrobki. Bluszcz i zielsko oplotły je do tego stopnia, że tylko z najwyższym trudem można się do nich dostać. Stopniowo wietrzeją i zacierają się bogate ornamenty na kamieniach: lwy i leopardy, lichtarze i korony, powalone drzewa, otwarte księgi i alegoryczne postacie (końcowe winiety rozdziałów), a w większości przypadków napisy są już nieczytelne. Wydawca lubelskich epitafiów, pan Nissenbaum, razem z miejscowym badaczem, panem Szperem, podjęli nawet w gminie starania o ratowanie tego cennego historycznego zabytku, ale spotkali się z całkowitem brakiem zrozumienia. W końcu musieli zrezygnować ze swych planów. A cmentarz tymczasem zmierza ku całkowitemu upadkowi. Cóż to za ogromna strata dla przyszłych pokoleń i historii sztuki! Jakiż brak szacunku i niewdzięczność wobec wielkich, którzy tam spoczywają!

(M. Bałaban: Żydowskie Miasto w Lublinie, Lublin 1991, s. 120.)

Ze Starego Cmentarza udajemy się na Nowy Cmentarz żydowski, który znajduje się przy ul. Walecznych. Założony został w 1829 r., gdy na Starym Cmentarzu nie było już miejsca na kolejne pochówki. Nowy Cmentarz powstał na gruntach ówcześnie nazywanych Garbowszczyzną i początkowo nie cieszył się powodzeniem wśród Żydów lubelskich. Dopiero epidemia cholery w latach 1830-1831 spowodowała, że zaczęto tam dokonywać pochówków. Z czasem stał się reprezentacyjną nekropolią lubelskiej Gminy Żydowskiej. Tu chowano najwybitniejszych przedstawicieli miejscowej społeczności żydowskiej. Na początku XX w. nad macewą cadyka lubelskiego Jehudy Lejba Eigera oraz nad grobami jego syna i wnuków stanął murowany ohel. W czasie I wojny światowej wytyczono tu także osobą kwaterę wojskową, na której spoczywali Żydzi - żołnierze armii rosyjskiej, austro-węgierskiej i niemieckiej. W 1933 r. na cmentarzu tym złożono również ciało rabina Meira Szapiro, założyciela i pierwszego rektora Jesziwas Chachmej Lublin. Nad jego grobem też wybudowano ohel, który przetrwał do naszych czasów, chociaż szczątki rabina zostały zabrane w 1954 r. do Izraela i spoczywają na jerozolimskim cmentarzu Ha-Menuchot.

W okresie okupacji niemieckiej, do listopada 1942 r. dokonywano tu jeszcze rytualnych pochówków. W osobnej kwaterze spoczęło kilkuset Żydów szczecińskich, deportowanych do Lublina w lutym 1940 r. Chowano tu także żydowskich jeńców armii polskiej, przetrzymywanych w obozie pracy przy ul. Lipowej. Tu wreszcie, w masowych mogiłach, ale z zachowaniem rytuału spoczęły ofiary akcji wysiedleńczej z lubelskiego getta na Podzamczu. Były to osoby, które zastrzelono na miejscu, we własnych mieszkaniach, kryjówkach lub na ulicy, bądź też niektóre, rozstrzelane w tym czasie na Zamku lubelskim. Niestety, z powodu późniejszego zniszczenia cmentarza, nie jesteśmy w stanie ustalić dzisiaj, gdzie te mogiły znajdowały się. Prawdopodobnie lokalizowane je po drugiej stronie ul. Andersa, gdzie znajduje się tzw. okupacyjna część cmentarza. Wygląd Nowego Cmentarza w okresie okupacji z pamięci odtworzyła Helena Ziemba, ocalała z getta lubelskiego. Na cmentarzu tym bowiem spoczął jej brat, który zginął podczas nalotu na Lublin we wrześniu 1939 r.:

Zmarłych i zabitych, znajdujących się w szpitalu, nie chowano wtedy na cmentarzach (wrzesień 1939 r. - przyp. R.K.). Za szpitalem wykopany był dół i tam, złożone byle jak ciała zasypywano ziemią. Brat miał roztrzaskaną głowę. Mama nie mogła go poznać. Poznała go dopiero po koszuli i strasznie krzyczała, a ja razem z nią. Pamiętam jak pocieszał ją jakiś Niemiec, mówiąc "Schade". Dopiero później przeniesiono ciało mojego brata na cmentarz żydowski na Unicką i pochowano go na tej drugiej części (za ul. Andersa - przyp. R.K.). Mój brat miał nawet nagrobek, malowany pomnik. W czasie okupacji, dopóki mogłam, chodziłam codziennie na jego grób, dlatego pamiętam, że ten cmentarz był wtedy większy niż obecnie. Starsza część cmentarz była bardziej elegancka. Tam znajdowały się marmurowe pomniki lekarzy i inżynierów, a na tej drugiej były wytyczone alejki; osobno chowano kobiety, osobno mężczyzn, były jakieś skromne pomniki. Grób mojego brata znajdował się prawie na końcu cmentarza - teraz w tym miejscu stoją jednorodzinne domy. Gdy już po wyzwoleniu poszłam na cmentarz, nie mogłam znaleźć grobu brata. Cmentarz był zniszczony. Niemcy nie zniszczyli tylko ohelu Eigerów - cadyków. Ludzie mówili, że może bali się świętego cadyka.

(H. Ziemba: W getcie i w kryjówce w Lublinie, w: Ścieżki pamięci. Żydowskie Miasto w Lublinie - losy, miejsca, historia, red. J.J. Bojarski, T. Kranz, R. Kuwałek, Lublin-Rishon Le-Zion 2001, s. 28.)

Po likwidacji getta na Majdanie Tatarskim w listopadzie 1942 r., naziści przystąpili do niszczenia również Nowego Cmentarza żydowskiego. Nagrobki przewracano, a następnie furmankami wywożono do obozu koncentracyjnego na Majdanku i obozu pracy Flugplatz przy ul. Wrońskiej, gdzie po rozbiciu ich na drobny gruz, więźniowie żydowscy i polscy brukowali nim drogi obozowe. Dewastację tą "przeżyły" tylko nieliczne nagrobki, które jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych można było znaleźć na terenie cmentarza. Zniszczenie trwało jeszcze wiele lat po wojnie, mimo, że niewielka społeczność żydowska, pozostała w Lublinie po wyzwoleniu, do dzisiaj wykorzystuje ten cmentarz do celów grzebalnych i do 1968 r. starała się o zachowanie tego, co zostało uchronione w czasie wojny. W 1958 r. odnowiony został ohel Eigerów, by popaść w ruinę na początku lat osiemdziesiątych. Sam teren cmentarza, poza częścią grzebalną, służył jako miejsce spacerów, zabaw i rekreacji dla okolicznych mieszkańców. Dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych, dzięki staraniom Fundacji Sary i Manfreda Frenklów przystąpiono do prac porządkowych na cmentarzu.

Porządkowanie Nowego Cmentarza, które zakończono w latach 1991 i 1993, związane było z historią ocalenia Sary Frenkel. Gdy Niemcy przystąpili do likwidacji getta na Podzamczu ona (nosiła wtedy nazwisko Bass) oraz jej siostra Lea ukrywały się właśnie na tym cmentarzu. Tu przeczekały likwidację dużego getta, a następnie udały się do Czemiernik, gdzie miejscowy proboszcz, ks. Poddębniak zaopatrzył je w fałszywe papiery aryjskie, dzięki którym mogły wyjechać jako Polki na roboty do Niemiec, gdzie przetrwały wojnę. Wiele lat po wojnie Sara, już zamężna z Manfredem Frenklem, który będąc niemieckim Żydem sam przeżył getto w Łodzi i pobyt w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, postanowili odnowić Nowy Cmentarz. Teren został uporządkowany. Na część grzebalną przeniesiono te kilka starych nagrobków, które ocalały w czasie wojny. Przy wejściu wybudowano mauzoleum, poświęcone rodzinom Bass i Frenkel, w którym jednocześnie pomieszczono niewielką synagogę. Jej wnętrze zajmuje także wystawa historyczna, prezentująca dzieje cmentarzy żydowskich w Lublinie. Obydwie części cmentarza otoczone zostały murem w kształcie specjalnie uszkodzonych macew, symbolizujących wojenne zniszczenie cmentarza. Od wewnętrznej strony tych macew znajdują się miejsca na tablice pamiątkowe dla tych osób, które chcą upamiętnić swoje rodziny, zamordowane w Lublinie w czasie Zagłady Żydów. Na drugiej części, tzw. okupacyjnej, po środku pustej przestrzeni znajduje się symboliczny pomnik - ohel, wewnątrz którego złożono urnę z prochami z byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku, gdzie zamordowano ostatnich Żydów lubelskich.

Warto zwrócić również uwagę na część grzebalną cmentarza, na której znajduje się kilka ważnych pomników upamiętniających losy społeczności żydowskiej w Lublinie. Zaraz naprzeciw furtki znajduje się pierwszy z nich. Na symbolicznym fragmencie zrekonstruowanego muru cmentarnego umieszczono dwie niewielkie tablice z napisami po polsku i hebrajsku. Informują one, że jest to zbiorowa mogiła 190 ofiar, zamordowanych w czasie likwidacji getta na Majdanie Tatarskim w dniu 9 listopada 1942 r. Ich szczątki zostały odnalezione podczas budowy nowego osiedla na terenie Majdanu w latach osiemdziesiątych i przeniesiono je na Nowy Cmentarz. Po prawej stronie od tego pomnika znajduje się kilka oryginalnych macew z tego cmentarza, które zgromadzono w tym miejscu podczas prac rekonstrukcyjnych.

Wchodząc na teren, gdzie znajdują się nowe groby, od razu widzimy duży pomnik w kształcie menory. Stoi on na miejscu masowego grobu dzieci z Ochronki żydowskiej, zamordowanych 29 marca 1942 r. Egzekucja miała miejsce na Tatarach, a szczątki dzieci i ich opiekunek przeniesiono na cmentarz w 1947 r. Z tego samego okresu pochodzi również, znajdujący się po prawej stronie pomnik, w kształcie stylizowanej macewy. Był to pierwszy pomnik upamiętniający lubelskie ofiary Holocaustu. Na nowej tablicy pamiątkowej znajduje się dodatkowa inskrypcja dotycząca Żydów - żołnierzy armii polskiej, zarówno tych, którzy jako jeńcy, po kampanii wrześniowej znaleźli się w obozie przy ul. Lipowej 7, jak również tych, którzy jako żołnierze Ludowego Wojska Polskiego polegli w latach 1944-1945 i pochowani zostali na tym cmentarzu. Na części grzebalnej znajduje się także pusty ohel po grobie rabina Szapiro. Jest to charakterystyczny, betonowy budynek, widoczny od razu po wejściu na cmentarz. W środku ohelu możemy znaleźć jeszcze jeden, przedwojenny nagrobek, pochodzący z tego cmentarza, a odnaleziony w czasie rekonstrukcji. Jest kamień nagrobny, który niegdyś stał na mogile dr Mojżesza Zajdmana, znanego lubelskiego okulisty, działacza społecznego i lidera Organizacji Syjonistycznej w Lublinie w okresie międzywojennym.

Wychodząc z części grzebalnej cmentarza możemy zauważyć także nagrobki oraz ich fragmenty, złożone przy ogrodzeniu cmentarnym. Są to macewy, które niegdyś stały na cmentarzu żydowskim na Wieniawie i w czasie okupacji, gdy Żydów z tego przedmieścia przesiedlono w 1940 r. do dzielnicy żydowskiej w Lublinie, ich domy zostały rozebrane, a na miejscu cmentarza Niemcy zaczęli budować stadion sportowy, tworząc tam żydowski obóz pracy, tzw. Sportplatz (dzisiaj jest to stadion klubu sportowego "Lublinianka"). Nagrobki z tego cmentarza zostały w czasie wojny wykorzystane do wybrukowania podwórek przy ul. Wieniawskiej i Lubomelskiej, gdzie znajdowała się niemiecka dzielnica policyjna. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych, podczas wymiany bruku, odnaleziono te macewy i przeniesiono je na Nowy Cmentarz. Nieco dalej od nich stoi jeden pomnik, wykonany z białego kamienia. Jest to jedyny zachowany kamień nagrobny pochodzący z kwatery wojskowej, urządzonej w czasie I wojny światowej na tym cmentarzu. Pomnik ten został odnaleziony w gospodarstwie, które w okresie okupacji znajdowało się na terenie obozu na Majdanku i przechowywany był przez wiele lat przez jednego z mieszkańców Lublina. Nagrobek ten stał oryginalnie na mogile żołnierza armii austro-węgierskiej, pochodzącego z Nadwórnej w Galicji.

Poza częścią grzebalną, przy samym murze cmentarnym, przylegającym do ul. Andersa, znajduje się ostatnio odbudowany ohel rodu cadyków lubelskich - Eigerów. By dostać się do niego należy wziąć klucz od strażnika, dyżurującego na cmentarzu.

Następnie, ul. Unicką, kierujemy się do pobliskiego gmachu dawnej Jesziwas Chachmej Lublin. Znajduje się on na rogu ulic Unickiej i Lubartowskiej.

Twórcą Uczelni Mędrców Lublina był rabin Meir Szapiro, jedna z najbardziej znanych postaci w środowisku ortodoksyjnych Żydów w międzywojennej Polsce, a także Europie. Rabin Szapiro był posłem na Sejm z ramienia partii tradycyjnych Żydów Agudat Israel. Jednocześnie wśród europejskich Żydów znany był jako reformator metod studiowania Tory, a także przeciwnik asymilacji. Rabin Szapiro nieprzypadkowo wybrał Lublin na miejsce lokalizacji nowej jesziwy. W tym przypadku zadecydowały dawne tradycje, sięgające jeszcze XVI-XVII w., gdy w Lublinie działała słynna w całej Europie uczelnia rabinacka, a także fakt, że żydowski Lublin słynął jako miasto o silnych wpływach ortodoksji i chasydyzmu. Nie bez powodu miasto nazywane było "Jerozolimą Królestwa Polskiego".

Gmach jesziwy lubelskiej zaczęto wznosić w 1924 r. Całe przedsięwzięcie opierało się na dobroczynności miejscowych Żydów oraz społeczności żydowskich w Polsce i na świecie. Plac pod budynek uczelni podarował przemysłowiec lubelski, a zarazem jeden z liderów Agudat Israel w mieście, Szmul Ajchenbaum. Drzewa do parku wokół budynku ofiarowane zostały przez żydowskich właścicieli ziemskich z okolic Lublina. W każdym religijnym domu żydowskim w mieście stały puszki, do których poszczególne rodziny wrzucały datki na budowę jesziwy. Sam rabin Szapiro podróżował po świecie, zbierając pieniądze na całe przedsięwzięcie. Do dzisiaj w lubelskim Archiwum Państwowym znajduje się album przygotowany przez studentów jesziwy dla rabina Szapiro, w którym umieszczono wycinki prasowe z gazet żydowskich z całego świata, prezentujące podróże rabina i jego działalność na rzecz budowy uczelni.

Uroczyste otwarcie Jesziwas Chachmej Lublin nastąpiło w 1930 r., w obecności najwybitniejszych rabinów Rzeczypospolitej, ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, miejscowych władz, a także około 50.000 Żydów miejscowych i przyjezdnych. Pierwszym rektorem jesziwy został właśnie rabin Szapiro, a oprócz niego uczelnią zarządzał specjalny komitet, w którego skład weszli najwybitniejsi przedstawiciele religijnych Żydów lubelskich (Szmul Ajchenbaum, przewodniczący Rady Gminy Wyznaniowej Szloma Halbersztadt czy cadyk lubelski Szmul Eiger), a także wybitni rabini i cadycy z terenu całej Polski. Jesziwa posiadała wspaniałą bibliotekę z wielotysięcznym księgozbiorem, a wśród książek trafiały się egzemplarze pochodzące z XVI i XVII w. Oprócz tego, w celach dydaktycznych umieszczono tu także model starożytnej świątyni jerozolimskiej. O tym, jak wyglądała nauka w jesziwie lubelskiej wspomina p. Aleksander Szrift:

W lubelskiej Jesziwas Chachmej Lublin kandydaci na studentów przy egzaminie wstępnym musieli znać na pamięć 200 stron Talmudu. Nauka odbywała się za pomocą wykładów, ale te musiały być następnie pogłębiane samodzielnie. Zalecane były samodzielne studia odbywane w parach studentów. Wynikało to z dwóch szkół Talmudu - Beth Hilel i Beth Shamay. Obydwie te szkoły zawsze prowadziły ze sobą walkę ideologiczną. Beth Hilel podawała roziwązania nieskomplikowane, natomiast Beth Shamay odwrotnie. Według Talmudu na padole ziemskim działamy zgodnie z Beth Hilel, a w niebie zgodnie z Beth Shamay.

Najbardziej uzdolnionym studentem w dziejach lubelskiej jesziwy był Josef Bojm, zwany także Izbicerem, ponieważ pochodził z Izbicy. Już w wieku 22 lat był autorem dwóch ksiąg religijnych i sam rabin Szapiro uważał, że Bojm jest najzdolniejszy. Wiecznie studiował i przy okazji był doskonałą partią dla córek religijnych bogaczy. Taki bogaty religijny Żyd przychodził do jesziwy i tam szukał dla swojej córki religijnego i przy tym uczonego kandydata na męża. To był zaszczyt dla ojca posiadać tak wykształconego zięcia. Bogaty teść, zgodnie ze zwyczajem i umową, ofiarowywał zięciowi "esn kes", czyli wliczone w posag utrzymanie. Zięć modlił się i studiował, a przez 10 lat - w zależności od zamożności mógł to być dłuższy, albo krótszy okres - teść utrzymywał go wraz z żoną i dziećmi. Pracowała zazwyczaj żona. Ale dla takiego bogacza było też wielkim zaszczytem pójść w sobotę do bóżnicy z takim zięciem, by móc się nim pochwalić. Bojm trafił na teścia, który należał do chasydów z Radzynia. Jedną z napisanych przez Bojma książek był traktat o Majmonidesie, zatytułowany "Beth Hamalchut", a trzeba było być nie lada uczonym, żeby pisać o tym żydowskim filozofie. 1. Szrift: Lublin, jaki pamiętam..., op. cit., s. 95-96.)

Wykłady w jesziwie lubelskiej prowadzone były w auli, która pełniła również rolę synagogi, do której przychodzili modlić się Żydzi mieszkający w tej części ul. Lubartowskiej. Sala ta przetrwała do naszych czasów i nadal znajduje się w niej balkon, przeznaczony dla kobiet.

Rabin Szapiro nie doczekał pierwszego rocznika absolwentów. Zmarł w 1933 r., a przed śmiercią na swojego następcę wyznaczył cadyka lubelskiego Szlomo Eigera. Pogrzeb rabina Szapiro zgromadził w Lublinie tysiące Żydów, którzy odprowadzali go na miejsce spoczynku. Przeciwko nowemu rektorowi wystąpiła grupa studentów, którzy nie byli zwolennikami tego rebego. W jesziwie wybuchł strajk, który został przerwany na skutek interwencji policji, wezwanej przez Eigera. Kilku studentów relegowano, a Eiger pełnił swoje obowiązki do 1939 r., czyli do momentu wybuchu wojny i zamknięcia uczelni.

Jesziwa została zamknięta zaraz na początku okupacji hitlerowskiej. Członków rady uczelni Niemcy brutalnie pobili i wyrzucili z gmachu, gdy próbowali uruchomić szkołę. Studenci rozproszyli się. Część z nich, przez Litwę dotarła dzięki wizom japońskim do Chin i Japonii, gdzie przeżyła wojnę. Inni znaleźli się w getcie lubelskim. Pewna grupa przebywała także w obozie pracy w Chełmie, gdzie inni Żydzi starali się otaczać ich opieką. Wyposażenie jesziwy zostało zrabowane lub zniszczone. Część księgozbioru bibliotecznego Niemcy spalili publicznie na placu targowym. Pozostałe książki przeniesiono do Biblioteki Miejskiej, gdzie doczekały wyzwolenia. Niestety, zaraz po wyzwoleniu większa część tego księgozbioru zniknęła w niewyjaśniony do dzisiaj sposób.

Sam gmach jesziwy przetrwał wojnę, ponieważ początkowo mieścił się tutaj posterunek żandarmerii, a następnie niemiecki szpital wojskowy. Obecnie budynek użytkowany jest przez lubelską Akademią Medyczną. Mieści się tutaj Colegium Maius. Na budynku znajduje się tablica pamiątkowa poświęcona jesziwie. Należy przy tym zauważyć, że Jesziwas Chachmej Lublin była przed wojną drugą uczelnią wyższą w mieście. Pierwszą był Katolicki Uniwersytet Lubelski, założony w 1918 r.

Następnym budynkiem, znajdującym się, zaraz za jesziwą, jest dawny Szpital Żydowski. Wybudowany został w 1886 r. z funduszów Gminy Żydowskiej w Lublinie oraz datków zamożnych Żydów lubelskich. Szpital ten wybudowano, gdy stary obiekt tego typu, który mieścił się przy ul. Siennej, przy murach Starego Cmentarza (budynek istnieje do dzisiaj) okazał się przestarzały, za mały i zlokalizowany w niezdrowej, wilgotnej okolicy.

Przed wybuchem II wojny światowej, chociaż lubelski Szpital Żydowski zaliczał się do kategorii prowincjonalnej i przeznaczony był na 100 łóżek, to jednak został odpowiednio i nowocześnie wyposażony w sprzęt medyczny. W samym szpitalu istniała również niewielka bóżnica, do której przychodzili modlić się mieszkańcy tej części ul. Lubartowskiej.

Praktykowali tu najwybitniejsi lekarze lubelscy, jak na przykład dr Jakub Cynberg, jeden z pierwszych zwolenników syjonizmu w mieście, dr Marek Arnsztajn, mąż Franciszki Arnsztajnowej, znanej poetki lubelskiej, który sam znany był w Lublinie jako aktywny społecznik i zwolennik asymilacji Żydów w kierunku kultury polskiej czy też ostatni ordynator przed wybuchem wojny, dr Henryk Mandelbaum, którego córka, prof. Krystyna Modrzewska, już po wymuszonej emigracji z Polski w 1970 r., opisała dzieje rodziny i własne w kilku publikacjach, w tym najważniejszej pt. "Trzy razy Lublin".

W okresie okupacji hitlerowskiej, aż do końca marca 1942 r., szpital pełnił nadal funkcje głównej placówki zdrowia dla ludności żydowskiej w mieście. Już na początku okupacji hitlerowcy zrabowali częściowo wyposażenie szpitala, jednakże zarówno lekarze, jak pielęgniarki starali się pomagać chorym i rannym na wszelkie sposoby. Szczególnie tragicznie w wojennych dziejach szpitala zapisał się luty 1940 r., kiedy do Lublina przywieziono transport deportowanych ze Szczecina Żydów niemieckich. Wielu z nich trafiło do szpitala z odmrożeniami. Wymierali tu dziesiątkami, a lekarze bezskutecznie starali się pomóc ludziom, którzy bez ciepłych okryć wiezieni byli do Lublina przez kilka mroźnych dni.

W dniu 27 marca 1942 r., podczas akcji likwidacyjnej getta na Podzamczu, hitlerowcy dokonali także likwidacji Szpitala Żydowskiego. W tym czasie w szpitalu, oprócz pacjentów, przebywało wiele osób, które próbowały się ukryć na terenie szpitala. Część chorych, została wymordowana na miejscu. Większość jednak, w liczbie około 400 osób - pacjenci, zdrowi i część personelu - zostali wywiezieni pod Lublin, w okolice wsi Dys i tam, w pobliskim lesie wszyscy zostali rozstrzelani.

Po likwidacji getta obiekt ten został zamieniony na niemiecki szpital wojskowy. Po wojnie obiekt ten pełnił funkcje szpitalne - mieści się tutaj szpital ginekologiczno-położniczy. W 1987 r., na budynku szpitala umieszczono tablicę pamiątkową, informującą o istnienu tu Szpitala Żydowskiego.

Od szpitala kierujemy się ulicą Lubartowską w kierunku centrum miasta. Ulica Lubartowska, wytyczona w XIX w., stanowiła naturalne przedłużenie Miasta Żydowskiego. Większość mieszkańców przy tej ulicy do 1939 r. stanowili Żydzi. Mieszkali tutaj zarówno bogaci, jak i biedni. Tu też funkcjonowało wiele prywatnych domów modlitwy z przeważającą liczbą modlitewni chasydzkich (piszemy o nich w rozdziale poświęconym chasydyzmowi). Lubartowska była także żydowskim centrum handlowym Lublina. Stąd też przed wojną nazywano ją także lubelskimi Nalewkami, od nazwy warszawskiej ulicy, która była centrum dzielnicy żydowskiej w Warszawie. Obok groszowych sklepików, funkcjonowały tu także eleganckie sklepy, zakłady przemysłowe, począwszy od warsztatów rzemieślniczych, a na większych fabrykach skończywszy, jak chociażby zakłady skórzane "Bengal", należące do żydowskiej spółki. Mieściły się one naprzeciwko fabryki wag Wilhelma Hessa, amerykańskiego Czecha, który w II połowie XIX w. osiadł w Lublinie. O przedwojennej atmosferze ul. Lubartowskiej możemy przeczytać wiele w opublikowanych w 1987 r. wspomnieniach byłej mieszkanki tej ulicy, Róży Fiszman-Sznajdman, zatytułowanych "Mój Lublin".

Idąc lewą stroną ul. Lubartowskiej, niedaleko od Szpitala Żydowskiego, warto skręcić w ul. Czwartek, wnoszącą się pod górę. Tu, po lewej stronie znajduje się dawny budynek Żydowskiego Domu Kultury im. Icchoka Lejbusza Pereca. Obiekt ten rozpoczęto budować w latach trzydziestych, a jego oficjalne otwarcie planowano na dzień 1 września 1939 r. Inicjatorem powstania tej placówki był Komitet Lokalny socjalistycznej partii żydowskiej Bund. Gdy w 1936 r. zamknięto istniejącą przy ul. Ruskiej żydowską szkołę powszechną im. B. Borochowa, działacze Bundu postanowili wybudować całe centrum kultury, w którym można byłoby pomieścić: szkołę, dużą bibliotekę, salę teatralną i kinową. Pieniądze na budowę Domu Pereca, jak popularnie nazywano ten obiekt w mieście, zbierano podobnie, jak w przypadku jesziwy, zarówno wśród Żydów miejscowych oraz wśród tych żydowskich lublinian, którzy jeszcze przed wojną wyemigrowali z Polski.

Do oficjalnego otwarcia Domu Pereca nigdy nie doszło, ponieważ uniemożliwił to wybuch wojny. W okresie okupacji budynek ten został adaptowany na szpital epidemiczny w getcie. Jego pacjenci, podobnie jak pacjenci Szpitala Żydowskiego, zostali rozstrzelani pod Dysem w marcu 1942 r.

Dom Pereca stał się centrum życia żydowskiego w Lublinie dopiero po wyzwoleniu miasta. Już w lipcu 1944 r. zaczęli tu napływać ci Żydzi, którzy wojnę przeżyli w kryjówkach. Wtedy to budynek ten pełnił funkcję schroniska dla tych osób, które straciły w czasie wojny całe swoje mienie. Ludzie mieszkali tu w prymitywnych warunkach. W latach 1944-1947 przewinęło się przez ten dom setki ocalałych w Polsce i w ZSRR Żydów. Do 1949 r. w Domu Pereca funkcjonowała także szkoła podstawowa dla dzieci żydowskich, prowadzona przez Poalej Syjon-Lewicę. Nauka odbywała się tutaj w językach polskim i jidysz, a dzieci uczone były zarówno przez nauczycieli Żydów, jak i Polaków. W 1949 r., gdy władze komunistyczne w Polsce likwidowały niezależne życie polityczne, zamknięto również tę szkołę, a jej uczniów przeniesiono do szkół polskich. Dzisiaj w Lublinie mieszka zaledwie dwoje byłych uczniów z tej szkoły. Inni wyemigrowali stąd w latach 1956 i 1968.

Po 1949 r. Dom Pereca został przekazany lubelskiej Akademii Medycznej. Dzisiaj mieści się w nim Regionalna Kasa Chorych. Na ścianie budynku znajduje się również stosowna tablica pamiątkowa.

Wracamy na ul. Lubartowską, wciąż podążając nią w kierunku centrum miasta. W okresie okupacji hitlerowskiej lewa strona tej ulicy, patrząc od ul. Unickiej, stanowiła granicę getta w Lublinie. Getto lubelskie, w przeciwieństwie do Warszawy, Łodzi czy Krakowa, nie miało charakteru zamkniętego. Dopiero na początku 1942 r., na miesiąc przed początkiem likwidacji Żydów w Lublinie, Niemcy zaczęli ogradzać getto drutem kolczastym, właśnie od strony ul. Lubartowskiej. Jednocześnie mieszkańcom tej części ulicy nakazano pozabijać deskami wszystkie wyjścia na ulicę. Aż do 16 marca 1942 r., czyli pierwszego dnia likwidacji getta istniała jednak możliwość wychodzenia z niego i utrzymywania kontaktu z tzw. aryjską częścią miasta. Wielu Żydów lubelskich w tym czasie mieszkało jeszcze poza gettem, głównie na miejscu swojej pracy. Nie można więc mówić, że Żydzi w Lublinie w czasie wojny byli całkowicie odizolowani od świata zewnętrznego. Główna brama do getta znajdowała się u wylotu ul. Kowalskiej na Lubartowską. Tu, w czasie likwidacji getta lubelskiego w marcu i kwietniu 1942 r. odbywały się selekcje przebywających w tej części miasta Żydów. Akcja likwidacyjna getta rozpoczęła się także od lewej części ul. Lubartowskiej. W nocy z 16 na 17 marca 1942 r. Lubartowska została oświetlona lampami, mimo obowiązującego zaciemnienia i w huku strzałów i wrzasków SS-manów zaczęto wypędzać z mieszkań przerażonych Żydów. Bez żadnej selekcji popędzono ich do Synagogi Maharszala, zabijając po drodze wiele osób. Przed synagogą dokonano selekcji, podczas której wybrano około 1500 osób, które następnie popędzono na lubelski Umschlagplatz, który znajdował się przy Rzeźni Miejskiej, przy obecnej ul. Turystycznej. Po drodze przez ulice Ruską i Kalinowszczyznę również zabijano wiele osób, które opóźniały marsz. W Rzeźni znajdowała się rampa, z której odprawiano transporty deportacyjne do obozu zagłady w Bełżcu. Z tego miejsca, na śmierć wysłano z Lublina około 28.000 miejscowych Żydów. Dzisiaj znajduje się tam skromna tablica pamiątkowa, ufundowana przez Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Warszawie.

My natomiast wracamy na ul. Lubartowską. Bliżej jej końca, przed skrzyżowaniem ulic Kowalskiej, Lubartowskiej i Świętoduskiej, w domu pod nr 8, po prawej stronie Lubartowskiej, znajduje się jedyna czynna w Lublinie niewielka synagoga. Założona została w 1889 r. jako prywatny dom modlitwy, a następnie w 1905 r. została przekazana Żydowskiej Gminie Wyznaniowej w Lublinie. Od tego czasu pełniła funkcję bóżnicy bractwa pogrzebowego "Chewra Nosim". Obiekt ten tylko dlatego przetrwał wojnę, ponieważ znajdował się poza terenem getta. Zdewastowana synagoga, podobnie jak Dom Pereca, po wyzwoleniu stała się również miejscem, gdzie zbierali się ocaleni. Jeszcze do początku lat osiemdziesiątych odprawiano tutaj nabożeństwa, gdy w mieście można było zebrać jeszcze minian, czyli dziesięciu dorosłych mężczyzn-Żydów, zdolnych do modlitwy. Potem obiekt ten stał się w zasadzie jedynie miejscem spotkań nielicznej garstki osób pochodzenia żydowskiego - obecnie w Lublinie, oficjalnie do pochodzenia żydowskiego przyznaje się 22 osoby. Spotkania tej grupy organizowane są przy ul. Lubartowskiej przy okazji wielkich świąt żydowskich - Pesach, Rosz Haszana (Nowy Rok), Chanuki i Purim i w zasadzie nie mają one charakteru wybitnie religijnego. Religijne spotkania odbywają się tutaj bardzo rzadko, głównie wtedy, gdy uda się zebrać minian. Na przykład pierwsze od wielu lat prawdziwe nabożeństwo szabatowe odbyło się tu dopiero w 1999 r., gdy z okazji masowej akcji upamiętnienia "Jedna Ziemia - Dwie Świątynie", do miasta przybyła grupa Żydów warszawskich na czele z rabinem Michaelem Schudrichem. W Lublinie nie istnieje nawet samodzielna gmina żydowska. Żydzi lubelscy dzisiaj zgrupowani są w lubelskiej filii Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. W synagodze spotykają się także członkowie lubelskiego oddziału Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce.

Synagoga pełni również funkcję Izby Pamięci Żydów lubelskich. Tu prezentowane są fotografie prezentujące żydowski Lublin przed wojną i w czasie okupacji. Zaaranżowana została także niewielka ekspozycja przedstawiająca tradycje związane z religijnym życiem żydowskim. Tu wreszcie znajduje się niewielka biblioteka, w której znajdują się książki w jidysz i po hebrajsku, w tym kilka uratowanych z Jesziwas Chachmej Lublin. Na północnej ścianie bóżnicy znajdują się dwie tablice pamiątkowe. Starsza poświęcona jest Polakom, którzy w czasie II wojny światowej ratowali Żydów. Natomiast w 2000 r. umieszczona została tu nowa tablica ku pamięci dr Symchy Wajsa, który od lat osiemdziesiątych podejmował starania, by upamiętnić wielowiekową obecność Żydów w Lublinie. Dr Wajs był między innymi pomysłodawcą zorganizowania w tej synagodze Izby Pamięci. Dla zwiedzających synagoga otwarta jest w niedziele, w godzinach 13-15 lub po uzgodnieniu z opiekunem tego miejsca p. Romanem Litmanem (nr telefonu 525-01-41).

Z ul. Lubartowskiej kierujemy się w stronę Ratusza i ul. Świętoduskiej. Nie dochodząc do Ratusza, wchodzimy na Plac Ofiar Getta, gdzie znajduje się Pomnik Ofiar Getta Lubelskiego, ufundowany i wystawiony w 1963 r., w dwudziestą rocznicę ostatecznej zagłady Żydów lubelskich. Monument, którego autorem był prof. B. Zagajewski, zaprojektowany został w formie sugestywnej macewy, na której znajduje się inskrypcja - fragment wiersza poety żydowskiego Icchaka Kacenelsona: W każdej garstce popiołu szukam swoich bliskich. U podstawy pomnika umieszczone zostały nazwy obozów zagłady i pracy, do których w okresie okupacji trafiali Żydzi lubelscy: Bełżec, Sobibór, Treblinka, Majdanek, Trawniki, Poniatowa, Budzyń i Zamość.

Samo miejsce upamiętnienia nie jest ściśle związane z gettem lubelskim. Przed wojną znajdował się tutaj tzw. Targ Polski, zlikwidowany w 1942 r. Następnie pusty plac hitlerowcy wykorzystali do wystawienia tablicy propagandowej, na której oznaczali swoje zwycięstwa na frontach. Jedynie w marcu 1941 r. zebrano tutaj grupę Żydów lubelskich, których w momencie tworzenia getta w Lublinie wysiedlono do małych miasteczek w dystrykcie lubelskim. Wysiedlono wtedy z Lublina około 14.000 żydowskich mieszkańców, pozostawiając w getcie nieco ponad 34.000 ludzi.

Lokalizacja samego pomnika jest raczej przypadkowa i wynikała ona z faktu, że w latach sześćdziesiątych władze komunistyczne nie chciały zgodzić się na lokalizację tego monumentu na Podzamczu, czyli w miejscu, gdzie znajdowało się centrum getta. Dopiero po długich i burzliwych dyskusjach, którym przewodził Izydor Sznajdman, ostatni prezes lubelskiego TSKŻ przed 1968 r. (po 1968 r. zamieszkały w Szwecji), z którego inicjatywy wystawiono ten pomnik, władze wyraziły zgodę na umiejscowienie go pomiędzy ulicami Nową i Świętoduską, gdy w tym czasie porządkowano ten teren.

W okresie przedwojennym ulica Świętoduska była w zasadzie graniczną ulicą pomiędzy zwartą dzielnicą żydowską a centrum miasta. W dzielnicy żydowskiej zamieszkiwali przeważnie tradycyjni i niezasymilowani Żydzi, stanowiący większość społeczności żydowskiej w mieście. Natomiast w centrum miasta, począwszy od Krakowskiego Przedmieścia i ul. Królewskiej, od 1862 r., gdy wprowadzono równouprawnienie Żydów, zaczęli osiedlać się zamożniejsi Żydzi oraz ci, którzy zapoczątkowali proces asymilacji. Byli to przeważnie lekarze, prawnicy i w ogóle przedstawiciele zamożnej inteligencji i kupiectwa. W okresie międzywojennym, w centrum miasta istniało nawet kilka instytucji żydowskich, jak chociażby przy ul. Królewskiej redakcja dziennika żydowskiego "Lubliner Tugblat", publikowanego w latach 1918-1939 w języku jidysz czy Gimnazjum Humanistyczne i szkoła Tarbut, funkcjonujące przy ul. Niecałej. W szkołach tych, prowadzonych przez Organizację Syjonistyczną, drugim językiem wykładowym obok polskiego był hebrajski. Poza dzielnicą żydowską, przy ul. Zamojskiej funkcjonowało do lat trzydziestych prywatne Gimnazjum Szperów, gdzie uczono także języka jidysz. W centrum miasta funkcjonowało także kilka prywatnych domów modlitwy, w tym dwa większe - założony w 1879 r. przez Lejzora Roszgolda przy ul. Kapucyńskiej i Nuty Włostowicera przy ul. Staszica, istniejący od końca XIX w. W tym ostatnim mogło się modlić kilkaset osób. Przy głównych ulicach miasta znajdowały się również bardziej eleganckie sklepy i firmy żydowskie.

Z ul. Lubartowskiej skręcamy na Stare Miasto i wchodzimy na ul. Noworybną. Tu na rogu Noworybnej i Rybnej znajduje się kamienica, w której od sierpnia 1944 r. do stycznia 1945 r. znajdowała się siedziba Centralnego Komitetu Żydów w Polsce oraz Wojewódzkiego Komitetu Żydów w Lublinie. Pierwsza instytucja działała w mieście do momentu wyzwolenia Warszawy, natomiast Wojewódzki Komitet funkcjonował do 1949 r.

Zaraz po wyzwoleniu miasta, do Lublina zaczęli napływać ocaleni z Zagłady. W sierpniu 1944 r. zarejestrowano około 400 ocalałych Żydów, którzy znaleźli się w Lublinie, a wojnę przeżyli w ukryciu. Wśród nich było zaledwie 30-40 osób pochodzących z samego Lublina. Do stycznia 1945 r. liczba ludności żydowskiej w mieście wzrosła do 3000. Były to już osoby, które powracały w większości z ZSRR. W Lublinie usiłowano reaktywować żydowskie życie: uruchomiono szkołę, zaczęto wydawać gazetę żydowską, zbierano relacje ocalałych i zajmowano się opieką nad nimi. Nie obywało się bez trudności, ponieważ nowe władze nie chciały oddać wielu obiektów należących przed wojną do organizacji żydowskich. Po wyzwoleniu Warszawy i zachodnich terenów Polski, wielu ocalałych przeniosło się właśnie tam. W Lublinie pozostało jednak jeszcze nieco ponad 1000 Żydów. Po pogromie kieleckim w 1946 r., a także ze względu na napięte stosunki polsko-żydowskie na samej Lubelszczyźnie (w 1945 r. doszło do lokalnego pogromu w Parczewie, podczas którego zginęło kilkunastu Żydów, a zabójstwa na osobach pochodzenia żydowskiego dokonywane były także w samym Lublinie), znaczna grupa ludności żydowskiej zdecydowała się na emigrację nie tylko z Lublina, ale w ogóle z Polski. Główna fala emigracji prowadziła wtedy do Izraela, jednakże wiele osób wyjechało także do innych krajów. Społeczność żydowska w mieście stopniała do kilkuset osób. Jeszcze w 1947 r. w Lublinie odbył się zjazd żydowskich lublinian, zorganizowany przez założone Ziomkostwo Lubelskie. W 1948 r. w Lublinie mieszkało już zaledwie 500 Żydów.

Aktywne życie żydowskie trwało w mieście jeszcze do 1968 r. Jednakże większość publikacji dotyczących przeszłości Żydów w Lublinie ukazywała się już poza granicami Polski. W 1952 r., w Paryżu opublikowana została w języku jidysz Księga Pamiątkowa Lublina - "Dos Buch fun Lublin". Względy cenzuralne nie pozwoliłyby na publikację jej w Polsce. Po wojnie powstało na świecie kilka ośrodków, które skupiały dawnych lublinian. W Paryżu, Tel-Avivie, Nowym Jorku i Los Angeles założono komitety lubelskie. Do dzisiaj najbardziej aktywny jest ten w Tel-Avivie, a ostatnio założono przy nim grupę tzw. Drugiej Generacji lublinian. Są to dzieci tych osób, które pochodziły z Lublina.

W samym Lublinie kolejna fala emigracji nastąpiła po 1956 r., po liberalizacji stosunków politycznych w Polsce. Do 1968 r. zamieszkiwało tutaj jeszcze około 200 osób pochodzenia żydowskiego. Oprócz synagogi przy Lubartowskiej 8, działał klub TSKŻ, mieszczący się dawniej przy Krakowskim Przedmieściu. Kampania antysemicka z marca 1968 r. doprowadziła w zasadzie do zamarcia życia żydowskiego w mieście. Większość pozostałych Żydów lubelskich wyjechało wtedy z Polski. Pozostały jedynie jednostki, które nie mogły lub nie chciały zdecydować na opuszczenie kraju. Renesans zainteresowania przeszłością Żydów lubelskich nastąpił dopiero w końcu lat osiemdziesiątych, gdy następowały powolne zmiany polityczne w Polsce. W 1989 r. powstało Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Izraelskiej oraz Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Kultury Żydowskiej. Od początku lat dziewięćdziesiątych tematykę żydowską podjął Ośrodek Brama Grodzka - Teatr NN, a w 1999 r. przy UMCS powstał w końcu Zakład Historii i Kultury Żydów. Inicjatywę przywracania pamięci o żydowskich mieszkańcach Lublina podjęli tym razem Polacy.

Z ul. Rybnej przechodzimy przez Bramę Rybną na Rynek Starego Miasta. Chociaż historycznie jest to chrześcijańska część miasta, to jednak jest ona związana także z obecnością Żydów w Lublinie. Po środku Rynku stoi gmach dawnego Trybunału Koronnego, głównego sądu szlacheckiego dla Małopolski i Rusi. Tu w okresie XVI-XVIII w. odbywały się także sądy w sprawach o rzekomy mord rytualny. Niejednokrotnie kończyły się one wyrokami skazującymi Żydów na śmierć, chociaż kwestia używania chrześcijańskiej krwi do macy była i jest całkowicie niezgodna z zasadami judaizmu.

Od XIX w. Rynek był mieszaną narodowościowo częścią Starego Miasta. Mieszkali tu zarówno Polacy, jak i Żydzi. Od 1901 do 1941 r., w kamienicy Rynek 8, zwanej także kamienicą Lubomelskich, mieściła się siedziba oficjalnego rabinatu lubelskiego i Zarządu Żydowskiej Gminy Wyznaniowej. Kamienicę tę w końcu XIX w. na rzecz Gminy Żydowskiej przekazali Brengurowie, zamożna rodzina żydowska. Zaraz za tą kamienicą znajduje się dom przy ul. Złotej 2, gdzie w okresie międzywojennym mieszkało malżeństwo dr Marek i Franciszka Arnsztajnowa, obydwoje zasymilowani Żydzi, o których już tutaj wspominaliśmy. Franciszka Arnsztajnowa prowadziła w swoim mieszkaniu salon literacki. Na kamienicy, w której mieszkała znajduje się stosowna tablica pamiątkowa.

Z Rynku wchodzimy na ul. Grodzką, która od 1862 r. aż po czasy II wojny światowej nabrała charakteru ulicy żydowskiej, przedłużenia Miasta Żydowskiego na Podzamczu. Żydzi mogli osiedlać się tu od 1862 r. i szybko ulica ta nabrała typowo żydowskiego charakteru. Przy Grodzkiej 11 ulokowano Żydowski Dom Sierot tzw. "Ochronkę", która założona została w 1857 r. z prywatnego funduszu Berka Cwajga, niezamożnego szewca żydowskiego, który oszczędności całego życia przekazał na założenie tej instytucji. Na Grodzką, do budynku dawnej Kanonii, przeniosła się ona w 1867 r. Przy "Ochronce" istniała także szkoła podstawowa dla dzieci żydowskich, a cała instytucja utrzymywała się głównie z ofiarności Żydów lubelskich. Z ulicy Szerokiej, do tego samego budynku przeniosły się także w tym okresie biura Żydowskiej Gminy Wyznaniowej, głównie Rady Gminy. Obydwie instytucje istniały tu do 1942 r., z tym że od 1939 r. nazwę Gmina Wyznaniowa zamieniono na Rada Żydowska - Judenrat.

W dniu 31 marca 1942 r., podczas trwania akcji likwidacyjnej getta na Podzamczu, blisko 400 dzieci z "Ochronki" zostało wyprowadzonych nad ranem w samych koszulach z budynku i SS załadowało je na ciężarówki. Razem z nimi poszły dobrowolnie wychowawczynie - młode dziewczęta, które teoretycznie mogły się uratować, ponieważ były zatrudnione przez Judenrat. Dzieci oraz nauczycielki zostały wywiezione na łąki, na przedmieściu Tatary i tam rozstrzelane.

Miejsce przed budynkiem Judenratu miało również swoją tragiczną historię. Na Placu Po Farze, w trakcie akcji likwidacyjnej odbywały się nocne selekcje mieszkańców tej części getta. Jak one wyglądały wspominali ocaleni z getta lubelskiego Rachmil Gartenkraut i inż. Henryk Goldwag:

Koło Gminy Żydowskiej na ulicy Grodzkiej ustawiono dwa wielkie reflektory i każdej nocy musieli wszyscy mieszkańcy dzielnicy żydowskiej przejść tamtędy. Kontrolowano ich czy mają pieczątki w dokumentach i segregowano ich; wielu naturalnie ukrywało się na strychach i piwnicach.

(Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Relacje i zeznania, sygn. 301/2784, Relacja Rachmila Gartenkrauta)

Ludzie zebrani (na Placu Po Farze - przyp. R.K.) musieli przykucnąć, żeby Sturm mógł wszystkich widzieć. Jeśli ktoś podniósł się, nie mogąc w tej pozycji dłużej pozostać, strzelał go na miejscu. (...) Na placu zaś kontrolował zaświadczenia pracy. Jeśli mu się wydawało, że zaświadczenie nie jest dobre, darł je, a właściciela wysyłał. Ludzi zabranych koncentrowano w synagodze, gdzie przebywali cały dzień (była to słynna Synagoga Maharszala), a w nocy wywożono na bocznicę kolejową obok młyna Krausego, skąd w zamkniętych wagonach wysyłano, nikt nie wiedział dokąd i nikt z nich nigdy już nie powrócił. (...) Łapanki takie odbywały się codziennie, nieraz dwa razy dziennie, rano i wieczorem, gdy ludzie wracali z pracy.

(Archiwum ŻIH, Relacje i zeznania, sygn. 301/1290, Relacja Henryka Goldwaga)

Po zakończeniu wojny, mimo że społeczność żydowska w Lublinie upominała się o zwrot budynku przy ul. Grodzkiej, w celu, by zorganizować tam kolejne schronisko dla ocalałych, władze nie zgodziły się na zwrot tej nieruchomości. Obecnie mieści się tutaj Młodzieżowy Dom Kultury, a na ścianie budynku umieszczono w 1987 r. tablicę upamiętniającą "Ochronkę" żydowską.

Warto zauważyć, że przy ul. Grodzkiej 15, dwie kamienice dalej w stronę Bramy Grodzkiej, pod koniec XIX w. powstał pierwszy, nielegalny jeszcze w tym czasie, lokal zwolenników syjonizmu w Lublinie. Mieścił się on na zapleczu księgarni, należącej do znanego żydowskiego publicysty i badacza dziejów żydowskich w mieście, Szlomo Barucha Nissenbauma, autora pierwszej pracy o Starym Cmentarzu żydowskim w Lublinie, opublikowanej w 1899 r. w Petersburgu.

W okresie okupacji hitlerowskiej ta część ulicy Grodzkiej należała do getta A, części uprzywilejowanej, przeznaczonej dla urzędników Judenratu oraz Żydów zatrudnionych jako specjaliści w firmach niemieckich. Aż do akcji likwidacji getta na Podzamczu, ta część dzielnicy żydowskiej nie była otoczona drutem kolczastym.

Nasz spacer po pozostałościach Miasta Żydowskiego w Lublinie kończymy w Bramie Grodzkiej, do 1939 r. zwanej również Bramą Żydowską. Od XVI w. była to naturalna granica pomiędzy Miastem Żydowskim, dolnym, a Miastem Chrześcijańskim, górnym. To właśnie tu zaczynał się dla wielu lublinian (mowa oczywiście o chrześcijanach) obcy świat, którego w zasadzie nigdy nie poznali. Nasze poszukiwania śladów żydowskiego Lublina możemy z powodzeniem rozpocząć również od tego miejsca.

Dzisiaj w Bramie Grodzkiej znajduje się siedziba Ośrodka Teatru NN - Brama Grodzka, który oprócz działań o charakterze teatralnym zajął się kwestią upamiętnienia obecności Żydów w Lublinie i przywrócenia ich do zbiorowej pamięci. Zwiedzającym udostępnia się wystawę multimedialną prezentującą Stare Miasto oraz dzielnicę żydowską w Lublinie przed 1939 r. Oprócz fotografii, które prowadzą nas ulicami do nieistniejącego już centrum Miasta Żydowskiego, jest tu także makieta, odwzorowująca wygląd przestrzenny tej części Lublina. Jest to doskonały moment, by zwiedzający mogli sobie uświadomić jak wielką część miasta utracił Lublin w wyniku II wojny światowej. Oglądając stare fotografie możemy także wysłuchać fragmentów wspomnień starszych lublinian na temat Polaków i Żydów do 1939 r., a nawet wyłapać zrekonstruowane odgłosy dawnego miasta. W Ośrodku znajduje się także pokaźne archiwum fotograficzne oraz zbiory relacji lublinian na temat stosunków polsko-żydowskich w Lublinie czy samego miasta przed wojną. Ośrodek podejmuje także działania edukacyjne mające na celu przypomnienie i przywrócenie pamięci o wielokulturowej przeszłości nie tylko samego miasta, ale także regionu.

Odwiedzenie Ośrodka przed zwiedzaniem samego miasta może dać pewne wyobrażenie o Lublinie polskim i żydowskim do 1939 r. Natomiast wizyta po zwiedzaniu zakątków żydowskich może być również dobrym podsumowaniem wiedzy na temat ludności żydowskiej w Lublinie.

Oczywiście, poza samym Starym Miastem i pozostałościami Miasta Żydowskiego w Lublinie, w mieście znajdują się także inne obiekty, związane z dziejami Żydów. Przede wszystkim są to miejsca, bardzo często nie upamiętnione, których historia spleciona jest z okresem Zagłady. Już w samym centrum miasta, przy ul. Spokojnej znajduje się obecny budynek Collegium Anatomicum, należący obecnie do Akademii Medycznej. Przed II wojną światową było to słynne Gimnazjum im. Stefana Batorego, skądinąd uważane przez Żydów za szkołę antysemicką, której uczniowie pozostawali pod silnym wpływem haseł antyżydowskich, propagowanych przez Stronnictwo Narodowe. W okresie okupacji hitlerowskiej budynek został zajęty od końca 1941 r. na Sztab Akcji "Reinhard", w którym rezydował Szef SS i Policji w dystrykcie lubelskim, SS-Gruppenführer Odilo Globocnik, który także kierował samą Akcją "Reinhard". Tu zapadały decyzje o budowie obozów zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince oraz o budowie obozu koncentracyjnego na Majdanku. Tu także decydowano o przygotowaniu likwidacji gett w Generalnym Gubernatorstwie, planując te akcje z detalami. Do dzisiaj nie ma na tym budynku żadnej tablicy pamiątkowej, która mówiłaby o przeznaczeniu tego miejsca w czasach Zagłady. Sam budynek znajdował się już w centrum okupacyjnej dzielnicy niemieckiej, gdzie większość domów zajęta została przez Niemców na potrzeby instytucji okupacyjnych.

Niedaleko od ul. Spokojnej, już przy ul. Leszczyńskiego znajdowało się przedwojenne żydowsko-polskie przedmieście Wieniawa, założone jako osobne miasteczko jeszcze na początku XVII w. Aż do okresu II wojny światowej większością mieszkańców byli tutaj Żydzi, przeważnie ubodzy handlarze i rzemieślnicy (ludność żydowska przed 1939 r. stanowiła tutaj około 70% ogółu). Jedynym obiektem o charakterze religijnym aż do 1939 r. była tutaj synagoga, istniejąca już w II połowie XVIII w. To właśnie z tego przedmieścia, w 1940 r., Niemcy wysiedlili Żydów do dzielnicy żydowskiej. Żydowskie domki zostały zburzone, łącznie z synagogą i cmentarzem żydowskim (resztki nagrobków z tego cmentarza znajdują się dzisiaj na Nowym Cmentarzu żydowskim przy ul. Walecznych - była o tym mowa powyżej), a na miejscu części cmentarza i Rynku Wieniawskiego w okresie wojny Niemcy zaczęli budować stadion sportowy dla SS. Obiekt ten, należący dzisiaj do Klubu Sportowego "Lublinianka", budowany był rękoma więźniów żydowskich, najpierw przyprowadzanych tu z getta, a następnie z obozu na Majdanku. Obóz ten nazywany był popularnie Sportplatz. W jego pobliżu znajdował się mniejszy obóz, przy ul. Ogródkowej, w dawnej fabryce kosmetycznej inż. Romana Keindla, lubelskiego Żyda. W obozie tym przetwarzano kosmetyki oraz lekarstwa odebrane Żydom deportowanym do obozów zagłady na Lubelszczyźnie. Obydwa obozy zostały zlikwidowane w dniu 3 listopada 1943 r., w ramach Akcji "Erntefest", a ich więźniów rozstrzelano na Majdanku.

Również w centrum miasta, przy ul. Lipowej 7, na placu przylegającym do cmentarza ewangelickiego, w latach 1940-1943 funkcjonował kolejny żydowski obóz pracy. Przetrzymywano tutaj około 2.500 jeńców armii polskiej - Żydów oraz grupę fachowców z getta lubelskiego, którzy pracowali w warsztatach obozowych, w ramach przedsiębiorstwa Deutsche Ausrüstungs Werke. Również więźniowie tego obozu zostali zamordowani na Majdanku w dniu 3 listopada 1943 r. Do lipca 1944 r. obóz ten stanowił filię obozu koncentracyjnego na Majdanku Jeszcze na początku lat 90-tych stały tutaj dwa dawne baraki poobozowe. To miejsce również do dzisiaj pozostaje nie upamiętnione, chociaż istnieją plany budowy tutaj potężnego centrum konferencyjno-handlowego, należącego do polsko-izraelskiej spółki.

Już poza samym centrum Lublina znajdują się jeszcze dwa miejsce, związane z Zagładą Żydów. Jedno mieści się na terenie nieczynnych dzisiaj Zakładów Mięsnych. W okresie marca-kwietnia 1942 r., za budynkiem przedwojennej Rzeźni Miejskiej znajdował się lubelski Umschlagplatz. Była tutaj rampa kolejowa, przed wojną służąca do celów przemysłowych. To właśnie stąd, w okresie likwidacji getta na Podzamczu, odprawiono około 28.000 Żydów lubelskich do obozu zagłady w Bełżcu. W 2000 r., staraniem Gminy Żydowskiej Wyznaniowej w Warszawie umieszczono tutaj skromną tablicę pamiątkową. Na teren rampy można dostać się poprzez główną bramę dawnych Zakładów Mięsnych. Zachował się tam fragment dawnych torów kolejowych wraz z rampą.

Po drodze do byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku, przy ul. Wrońskiej, będącej boczną ulicą od Drogi Męczenników Majdanka, znajdują się zabudowania dawnej fabryki lotniczej, należącej do spółki Plage-Laśkiewicz. Od 1940 r. funkcjonował tu żydowski obóz pracy. Gdy hitlerowcy rozpoczęli realizację Akcji "Reinhard", obóz ten nabrał szczególnego charakteru. Oprócz tego, że znajdowała się tu rampa kolejowa, na którą przybywały transporty z Żydami, kierowanymi następnie na Majdanek, to w pomieszczeniach dawnych zakładów lotniczych pomieszczono potężne sortownie, gdzie selekcjonowano rzeczy po zamordowanych ofiarach Bełżca, Sobiboru, Treblinki i Majdanka. Stąd odsyłano do Niemiec transporty z mieniem należącym do ofiar Akcji "Reinhard". Miejsce to, porównując je ze znanymi magazynami znajdującymi się w obozie w Oświęcimiu-Brzezince, można z powodzeniem nazwać lubelską "Kanadą". Obóz ten w niemieckiej nomenklaturze nazywany był Flugplatz. Tutaj też, na rampie, dokonywano wstępnych selekcji osób deportowanych do Lublina. Żydowscy więźniowie tego obzou zginęli także podczas "Dożynek" na Majdanku. Z Flugplatzem, w okresie od kwietnia do 9 listopada 1942 r. sąsiadowało getto szczątkowe na Majdanie Tatarskim, przez które przeszło około 9.000 ostatnich Żydów lubelskich. Obydwa te miejsca również dotąd nie doczekały się upamiętnienia.

Robert Kuwałek

Życie społeczno kulturalne Żydów 1918-1939 i okupacji

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

W okresie międzywojennym w Lublinie funkcjonowało 9 politycznych partii żydowskich. Były to kolejno: Agudas Israel, Fołkspartaj, Bund, Organizacja Ogólnych Syjonistów, Mizrachi, Organizacja Syjonistów - Rewizjonistów, Poalej Syjon Lewica, Poalej Syjon Prawica oraz Syjonistyczna Partia Pracy "Hitachdut". Duża ilość Żydów należało i sympatyzowało z Komunistyczną Partią Polski. Agudas Israel, prawicowa partia religijnych ortodoksów istniała w Lublinie od 1919r (w Polsce od 1916r) i w 1929r liczyła 480 członków. Przywódcą partii od, 1927r był twórca lubelskiej wyższej uczelni talmudycznej rabin Mejer Szapiro, funkcję prezesa pełnił Mojżesz Szczarański, zaś wiceprezesa Mojżesz Ajzenberg. Aguda za swoje główne zadanie, uważała ochronę praw religijnych Żydów, zaś w jej działalności dominowały przede wszystkim akcenty religijne. Koncentrowały się one zwłaszcza w dziedzinach oświaty (subsydiowanie i zakładanie chederów i innego typu szkół religijnych), dbałość o zaspokojenie wszystkich religijnych potrzeb ludności żydowskiej oraz w dziedzinie działalności opiekuńczo - filantropijnej. Ze względu na swój zachowawczy charakter i lojalność wobec rządu, Aguda była popierana przez administrację państwową. Żydowska Partia Ludowa (Fołkiści) zaczęła działalność w Lublinie w 1917r. Była to partia działająca z pozycji narodowych, stojąca jednakże na stanowisku antysyjonistycznym. Fołkiści dążyli przede wszystkim do poszerzenia żydowskiej autonomii społeczno - politycznej w Polsce. Liderami partii w Lublinie byli inż. Henryk Bekker i Saul Stupnicki ( od 1924r był członkiem Rady Centralnej Fołkspartaj), Izrael Kacenelbogen i Bencjan Frank. Partia w Lublinie, liczyła ok. 100 zarejestrowanych członków, oraz wielu zwolenników. Cieszyła się ona popularnością w jednej z dwu głównych żydowskich gazet w Lublinie "Lubliner Tugblat", miejscowym oddziale Rady Rzemieślników Żydowskich, oraz CISZO - Zjednoczeniu Szkół Żydowskich. Fołkiści stali na stanowisku opozycyjnym i krytycznym wobec, zarówno władz polskich, jak i innych (zwłaszcza syjonistycznych) partii żydowskich. Najliczniejszą żydowską partią w Lublinie, był działający w mieście od 1916r syjonistyczny Bund. W roku 1926 do partii należało ok. 600 członków, zaś liczbę bliskich partii sympatyków szacowano na ok. 1500 osób. Bund był aktywny, nie tylko wśród robotników, ale także środowisku inteligencji, nauczycieli, lekarzy itp. W skład Komitetu Miejscowego Bundu wchodzili m.in.: Lejba Lerer, Szloma Herszenhorn, Derek Krempel, Bela Szpiro, Szyja Arbes, Bajla Nisenbaum, Mojżesz Wajsman, Aron Nisenbaum, Jakub Nisenbaum i Hilel Dziubiński. Działalność Bundu koncentrowała się w lubelskich żydowskich związkach zawodowych, których sekretarzami byli prawie wyłącznie przedstawiciele partii. Z inicjatywy Bundu działały także: biblioteka imienia Pereca. Kursy dla młodzieży pracującej i pracujących dorosłych, tzw. "Kultur Lige" (instytucja zajmujące się szerzeniem kultury poprzez organizowanie wykładów) i bank rzemieślników. Partia posiadała w Lublinie własny organ prasowy "Lubliner Sztyme" oraz filialne organizacje: kobiecą: Stowarzyszenie Żydowskich Kobiet Pracujących (JAF), młodzieżowe "Cukunft" (zrzeszał ok. 500 członków, na jego czele stał Chaim Nisenbaum) oraz dziecięcą Skif. Od roku 1926 w Lublinie działał bundowski Uniwersytet Ludowy. Poalej Syjon, jeszcze jako jednolita partia działał w Lublinie od 1921r, zaś od 1924r po rozłamie, funkcjonował w mieście Poalej Syjon Lewica i Poalej Syjon Prawica. Poalej Syjon Lewica była partią łącząca idee syjonistyczne i marksistowskie. W 1932r partia liczyła 200 członków, oraz ok. 400 zwolenników. Młodzieżowa przybudówka "Jugend" w tym okresie liczyła ok. 80 członków. Poalej Syjon Lewica największe wpływy posiadała w Związku Zawodowych Drukarzy i Zecerów. Ponadto pod jej wpływami pozostawał Klub Sportowy "Sztern". Do najwybitniejszych działaczy partii w Lublinie należeli: nauczyciel Samuel Binder i właściciel sklepu Szloma Mitelman. Organizacją "Jugend" kierowali Szloma Sztokfisz i Dawid Feldman. Poalej Syjon Prawica reprezentowała idee syjonistyczne i socjalistyczne. W Lublinie liczyła ok. 100 członków, ale tuż po rozłamie roku 1924 sytuacje partii była krytyczna, a i w okresie późniejszym wpływ jej nie były zbyt duże. Pewne znaczenie prawe skrzydło Poalej Syjon posiadało wśród młodzieży syjonistycznej zjednoczonej w "Hechaluc" oraz wśród syjonistycznych harcerzy "Haszomer Hacair". Głównymi działaczami partii byli: nauczyciel Samuel Żytomirski, robotnik Majer Cukierman, i buchalter Menachem Mendel Orzeł. Syjonistyczna Partia Pracy "Hitachdut" była najsłabszą spośród omawianych partii, głównie z powodu stosunkowo młodego rodowodu i małych wpływów w ogóle w Polsce. Wśród robotniczych partii syjonistycznych Hitachdut reprezentował prawicę. W województwie większe wpływy partia posiadała jedynie w Siedlcach i Puławach. Organizacja Syjonistów - Ortodoksów "Mizrachi" działała w Lublinie od 1920r, i grupowała w swoich szeregach, religijnych, ortodoksyjnych Żydów dążących do budowy żydowskiego państwa w Palestynie. Mizrachi zatem reprezentowała program religijnego syjonizmu. W sprawach krajowych zbliżona zaś była programem do Agudy. Do roku 1925 - roku ograniczenia przez Wielką Brytanię limitów emigracyjnych, partia liczyła ok. 500 członków. Po tych wydarzeniach liczba członków partii drastycznie zmalała, w Lublinie wynosiła już tylko 150 członków. Na czele Komitetu Lokalnego stał Lejba Szper, wiceprezesem był Lejzor Mokotowski, zaś członkami: Majer Srebrnik, Dawid Rachtman. Radykalnie narodowe oblicze posiadała Organizacja Syjonistów - Rewizjonistów stanowiąca odłam Ogólnych Syjonistów. Swoją odrębność od rodzimej organizacji, Rewizjoniści w Lublinie zaznaczyli już w 1926r. Pełnie niezależną działalność zaczęli prowadzić dwa lata później. Mimo radykalnego, narodowo --syjonistycznego programu Rewizjoniści w stosunku do państwa polskiego deklarowali pełną lojalność. Na swoich zebraniach i manifestacjach używali polskich symboli narodowych, jednym z hymnów był "Marsz I Brygady", zaś na codzień propagowano używanie języka polskiego. W Lublinie istniał Komitet Lokalny partii, na którego czele stali: nauczyciel Mandel Szapiro, Samuel Dawid Rotberg i Eljasz Wajsbrodt. W 1928r Rewizjoniści w Lublinie zorganizowali młodzieżowe przybudówki: Związek Młodzieży Syjonistycznej "Massada" liczący ok. 30 członków i organizację harcerzy "Brith Trumpeldor" grupujących ok. 120 osób Lubelski oddział Organizacji Ogólnych Syjonistów, opanowany był przez radykalną frakcję partii - "Al. Hamiszmar". Do wybitniejszych działaczy zaliczali się: dr Mojżesz Zajdenman, Lazar Nisenbaum, adwokat Marek Alten, Bela Dobrzyńska, Dawid Dawidson, Maurycy Schlaf i Josef Wajselfisz. Organizacja liczyła ok. 500 członków, zaś jej bezpośrednie zaplecze młodzieżowe, kierowane przez Moteła Lewina "Haszomer Hacair" liczył 150 członków. Ogólni Syjoniści sprawowali opiekę nad szkołą Tarbutu, do której uczęszczało 120 uczniów, poważne wpływy posiadali też w Związku Kupców Żydowskich, Klubie Inteligencji Żydowskiej i Zrzeszeniu Akademików Żydów. Podległe organizacji były również oddziały wielkich żydowskich funduszów narodowych "Keren Hajesod" i "Keren Kajemeth Leisrael". Ludność żydowska była licznie reprezentowana w miejscowych organizacjach KPP, KZMP i MOPR. W okresie międzywojennym, wszystkie większe skupiska ludności żydowskiej w Polsce organizowane były w gminy wyznaniowe obejmujące ogół mieszkańców wyznania mojżeszowego. Zasady funkcjonowania żydowskich gmin wyznaniowych, zakres ich działalności, strukturę wewnętrzną, zasady powoływania władz, charakter prawny zostały uregulowane ustawą z 5 kwietnia 1928r. W świetle tego dokumentu (oraz rozporządzeń uzupełniających z października 1930r) gmina, w zasadzie nie była instytucją samorządu polityczno - narodowego, a pełniła jedynie funkcję o charakterze wyznaniowym, administracyjnym, oświatowym oraz dobroczynno - opiekuńczym. Do zadań gminy należało: organizowanie, administrowanie i finansowanie instytucji publicznych będących jej własnością. Gmina utrzymywała przede wszystkim instytucje stricto religijne: synagogi: główną Maharszala (Jateczna 5), Kotlarską (Szeroka 2), Saula Wahla (Podzamcze 12), Bet ha - Midrasz - "de Kahal" (Jateczna 6). "de Parnes" (Szeroka 44), "de Chasidim" (Nadstawna 23), "de Nosim" (Lubartowska 4) oraz dwie synagogi. Przy Siennej 10 i Bychawskiej 7; cmentarze (wraz z domami pogrzebowymi): stary przy ul. Siennej i nowy przy ul. Unickiej; łaźnie rytualne: przy Lubartowskiej 24, Jatecznej 22 i Bychawskiej. Gminy prowadziła także instytucje oświatowe: sieć szkół Talmud Tory, szkolę żeńską Bejs Jakow, szkołę Tarbut oraz obiekty o charakterze opiekuńczo - medycznym: szpital żydowski przy ul. Lubartowskiej, ośrodek otwartej opieki medycznej TOZ przy Górnej Panny Marii 4, ambulatorium: "Bikur Chojlim" dla ubogich Żydów oraz ochronkę dla sierot i starców przy ul. Grodzkiej 11. Ponadto własnością gminy były nieruchomości przy ulicach: Rynek 8, Szeroka 29, Krawiecka 41, Szeroka 44. środki finansowe którymi rozporządzała gmina, w głównej mierze były przychodami z pośrednich i bezpośrednich podatków oraz wpływami z nieruchomości. Głównymi ciałami kierującymi pracami gminy były: rada, zarząd wraz z kancelarią i rabinatem. Rada gminy była instytucją stanowiąca i kontrolującą, zarząd zaś wykonawczą. Do zadań rady gminy należało: uchwalanie budżetu, opracowanie ogólnych zasad gospodarki finansowej, zakładanie szkół religijnych oraz innych instytucji, oraz wybór rabinów. Władza państwowa ustalała liczbę radnych i członków zarządu. Wybieralny przez radę rabinat, składał się z czterech podrabinów oraz pełniącego swoją funkcję dożywotnio, głównego, urzędowego rabina gminy. Sprawował on nadzór nad instytucjami religijnymi, urzędnikami wyznaniowymi (np.: mohelami), udzielał ślubów i rozwodów, prowadził modlitwy w głównej synagodze z okazji świąt żydowskich i państwowych oraz mógł przewodniczyć sądowi rozjemczemu. Przy zarządzie funkcjonowała także kancelaria gminy, sporządzająca dokumenty metrykalne. Prawo wyborcze (wybór członków rady i zarządu) przysługiwało mężczyznom zamieszkałym co najmniej od roku na terenie gminy. Granica wieku wynosiła, w przypadku prawa biernego - 25 lat, czynnego lat 30. W latach 1926 - 1939 w Lublinie wybory do władz gminy odbył się dwukrotnie - pierwsze w 1931, drugie w 1936r. W 1931r w skład rabinatu wybrano: Majera Szapiro - jako głównego rabina oraz pięciu podrabinów: Józfa Przysuchę, Lejzora Ezrę Kirszenbauma, Abrama Józefa Szlingenbauma, Jakuba Wajuryba i Szymona Wizenberga. Po śmierci w 1933r rabina Szapiro jego obowiązki przejął, i pełnił aż do 1939r Józef Przysucha. W składzie zarówno Zarządu jak i rady dominowali ortodoksi z Agudas Israel. W 1931 władza państwowe odmówiły zatwierdzenia na stanowisku przewodniczącego rady ogólnego syjonisty Marka Altena. Dopiero w roku następnym rada wybrała po raz drugi, nowe kierownictwo w którego skład weszli: ortodoks Hersz Jojna Zylber - jako przewodniczący rady i Fołkista Nison Płotkin - jako jego zastępca. W roku 1936 na przewodniczącego zarządu gminy wybrano reprezentującego Agudę Szlomo Halbersztdata, a na jego zastępcę syjonistę - rewizjonistę Salomona Kestenberga. W wyborach władz rady, jej przewodniczącym został fołkista Henryk Bekker, a wiceprzewodniczącym jeden z liderów lubelskiego Bundu - Lejba Lerer. Ludność żydowska w Lublinie, aktywnie uczestniczyła także w wyborach samorządowych, wyłaniających Radę Miasta. W okresie międzywojennym wybory odbyły się pięć razy, w latach 1919, 1927, 1929, 1934 i 1939. Rada Miasta składała się z 46 - 48 radnych, wyłaniających spośród siebie władze miasta: prezydenta, dwóch wiceprezydentów oraz pięciu ławników. Prawa wyborcze przysługiwało każdemu, bez różnicy płci, kto ukończył 21 rok życia, posiadał obywatelstwo polskie i mieszkał na stałe na terenie miasta co najmniej od 6 miesięcy. Prawo wybieralności przysługiwało osobom, które ukończyły 25 lat oraz umiały pisać i czytać po polsku. W wyborach 1919r Żydzi uzyskali łącznie 14 mandatów (30,4%), z czego 5 mandatów zdobył Bund, narodowa lista żydowska - 4, Żydzi ortodoksi - 2, Poalej Syjon - 2, ugodowa inteligencja żydowska - 1. W roku 1927 listy Żydowskie zdobyły poparcie 34% wyborców, zaś radnymi zostało 16 Żydów, 8 z Bundu, 5 z Klubu Zjednoczonego Narodowego Bloku Żydowskiego (ortodoksi i syjoniści), 2 z Fołkistów, oraz 1 z Poalej Syjon Lewicy. Dwa lata później sytuacja się powtórzyła. Również 16 mandatów radnych przypadło przedstawicielom ugrupowań żydowskich. Bund reprezentowało 9 radnych, ortodoksów - 4, zaś syjonistów - 3. W roku 1934 listy ugrupowań żydowskich poparło zaledwie 16,7% wyborców, klęskę (podobnie jak PPS) poniósł Bund zdobywając zaledwie 4 mandaty. Fołkiści i ortodoksi zdobyli 3 mandaty, zaś syjoniści tylko jeden. Ostatnie przed wybuchem wojny wybory w 1939r przyniosły radnym żydowskim 10 mandatów (20,8%). Bund reprezentowało 8 radnych, zaś ortodoksów i syjonistów po jednym. Ogółem, w pięciu radach miejskich zasiadało razem 236 radnych, z czego 67 mandatów (28,4%) przypadało radnym żydowskim. Żydowskie ugrupowanie zasiadające w radzie, nigdy nie stanowił jednolitego bloku, podporządkowały się one ogólnej linii podziału na lewicę i prawicę. Tradycyjnie radni Bundu współpracowali w radzie z radnymi PPS, natomiast ortodoksi, początkowo z Klubem Narodowym (ND - cja), a następnie z BBWR tworząc prawicę rady. Z wyższych funkcji w radzie Żydzi obsadzali zazwyczaj stanowisko, jednego, wyjątkowo dwóch ławników. Funkcję tę pełnili m.in.: ortodoks Saul Finkielsztajn, syjonista Abram Moszek Kantor, fołkista - Izrael Kacenelenbogen oraz Bela Nisenbaum z Bundu. Przedstawiciel Bundu dr Szloma Herszenhorn pełnił ponadto funkcję wiceprzewodniczącego rady. Bela Nisenbaum była rekordzistka, jeżeli chodzi o liczbę elekcji do Rady Miasta. W okresie międzywojennym była wybrana do wszystkich pięciu składów rady. Czterokrotnie wybierano Szlomę Herszenhorna z Bundu, trzykrotnie: Hersza Mendelbauma (Bund), Izraela Kacenelenbogena (fołkista), Mojżesz Zajdenman (ogólny syjonista) i Hersza Jojnę Zylbera (ortodoks). Dwukrotnie wybierani byli m.in.: ortodoks Saul Finkielsztajn, ogólni syjoniści - Maurycy Schlaf i Abram Moszek Kantor, fołkista Henryk Bekker i bundowiec Berek Krempel. Wrzesień 1939r zdekompletował struktury lubelskiej żydowskiej gminy wyznaniowej. W styczniu 1940r, zgodnie z rozporządzeniem generalnego gubernatora Hansa Franka powstała, zaakceptowana przez Niemców nowa rada żydowska - Junderat. Do Prezydium 24 - osobowej rady, weszli: Henryk Bekker - przewodniczący, Marek Alten i Salomon Kestenberg - zastępcy przewodniczącego, oraz jako członkowie: Szloma Halbersztadt i Maurycy Schlaf. Rekonstrukcja, silnie zdekompletowanej rady nastąpiła dopiero pod koniec marca 1942r, a więc już w trakcie akcji likwidacyjnej lubelskiego getta na Podzamczu. Liczbę członków Judenratu ograniczono do 12. Dotychczasowi członkowie rady (wraz z przewodniczącym Bekkerem), którzy nie znaleźli się w nowym składzie rady zostali wraz z rodzinami deportowani do Bełżca. Ostatnim przewodniczącym lubelskiego Judenratu został Marek Alten, zaś do prezydium weszli: adw. Kerszman i Kupferminc. Ostatecznie likwidacja, szczątkowego getta na Majdanie Tatarskim w listopadzie 1942r położył kres wszelkim formom żydowskiego życia polityczno - społecznego.


Adam Kopciowski

Czy Lublin miał żydowske elity /I/

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Pytanie to może się wydać nieco dziwne, ale zmusza nas także do zastanowienia się czy w dziejach Lublina nie było ważnych postaci, które wiązałyby się zarówno z dziejami miejscowej społeczności żydowskiej, jak i samego miasta. Kwestia ta jest o tyle ważna, że Lublin tracąc w czasie II wojny światowej prawie całą ludność żydowską, a co za tym idzie także pamięć o niej, stracił również wiele osób " Żydów, zasłużonych dla miejscowej kultury. Prawie w ogóle nie wspominało się w rozlicznych publikacjach o tym, że wśród lublinian, którzy coś znaczyli dla miasta lub regionu było także wielu Żydów. Owszem, pamięta się o Franciszce Arnsztajnowej, Henryku Wieniawskim czy Michale Arccie, do których to postaci jeszcze powrócę. Bardziej zainteresowani dziejami społeczności żydowskiej w mieście potrafią jeszcze wymienić cadyka Jakuba Izaaka Horowitza " "Widzącego z Lublina" i twórcę Jesziwas Chachmej Lublin, rabina Mejera Szapiro i to jest w zasadzie koniec... Operuje się zbitkami w postaci nazw "żydowski Oxford", "Jerozolima Królestwa Polskiego", ale poza tym nie kryją się żadne postaci. Przez chwilę zastanówmy się, czym były żydowskie elity i kogo moglibyśmy zaliczyć do nich w Lublinie. Wiadomym jest fakt, że największy swój rozkwit i największe znaczenie żydowska gmina w Lublinie przeżywała w XVI i XVII w. Obecność Sejmu Czterech Ziem, słynnej jesziwy, mieszczącej się w kompleksie zabudowań Synagogi Maharszala, z pewnością ściągały do miasta wybitne jednostki żydowskie " zarówno kupców, jak i uczonych, ale także wielkich przywódców żydowskich. To oni nadawali miastu ton, przynajmniej jego części, rozciągającej się u podnóża Zamku. Musimy również pamiętać o tym, że kwitnąca wtedy kultura Żydów lubelskich, nie była tożsamą z kulturą chrześcijańskiego Lublina. W zasadzie aż do czasów II wojny światowej w mieście istniały obok siebie dwie kultury, dwa nurty życia religijnego i umysłowego, które stykały się ze sobą niezmiernie rzadko, chociaż w okresie międzywojennym to Żydzi częściej korzystali z polskich kin, teatrów, prasy, szkół i bibliotek, niż odwrotnie Polacy z instytucji żydowskich, które dla polskiej i chrześcijańskiej społeczności mogły w zasadzie nie istnieć. Oczywiście, barierą była tutaj nieznajomość języków jidysz i hebrajskiego wśród Polaków, w których w większości powstawały dzieła i wystawiano przedstawienia, ale najważniejszym powodem nieznajomości żydowskiego życia kulturalnego i intelektualnego był po prostu brak elementarnego nim zainteresowania wśród polskich czy w ogóle chrześcijańskich sąsiadów. Dla przeciętnego Polaka nawet najbardziej uczony w Piśmie rabin był symbolem zacofania, a kultura żydowska wydawała się czymś gorszym od polskiej, a przez to niewartym zainteresowania. Nic też dziwnego, że w świadomości polskich mieszkańców miasta nie istnieją prawie żadne postaci, które chwalebnie zapisały się w żydowskiej części dziejów Lublina. Pięćdziesięcioletni okres wymazywania pamięci o Żydach lubelskich po II wojnie światowej jeszcze tylko pogłębił tę nieznajomość. Może chociaż w tym krótkim tekście uda się przywrócić nieco pamięci o zasłużonych lublinianach " Żydach i w ten sposób uświadomić, jak bogate było życie społeczności, która obok chrześcijańskich sąsiadów współtworzyła klimat miasta. Wróćmy jednak do elit. Aż do XIX w., kiedy pojawiła się nowoczesna, liberalna inteligencja żydowska, w Lublinie istniały w zasadzie dwa rodzaje żydowskich elit " ludzie nauki: rabini, doktorzy, autorzy i wydawcy ksiąg oraz ludzie pieniądza " wielcy kupcy, bankierzy i artyści-rzemieślnicy. Oni to przewodzili lubelskiej społeczności żydowskiej przez całe wieki, a do XVIII w. odgrywali wybitną rolę jako przywódcy polskiego żydostwa. Nie możemy także zapominać, że do dzisiaj wśród wszystkich Żydów, a tych religijnych i konserwatywnych w szczególności, istnieje wielki kult wykształcenia. Można zdobyć wielki majątek, obracać milionami, ale bez wykształcenia pozostaje się nikim. Nic też dziwnego, że ci Żydzi, którzy potrafili zdobywać wielkie majątki, jeżeli nie mogli sami się wykształcić, to przynajmniej czynili wszystko, by odpowiednie wykształcenie dać swoim dzieciom. Ten pęd był o wiele silniejszy wśród Żydów niż wśród Polaków, gdzie o pozycji decydowało najczęściej urodzenie i pochodzenie. Jeżeli ktoś urodził się w rodzinie szlacheckiej lub arystokratycznej, to najczęściej tylko to pomagało mu w drodze do dalszej kariery " wykształcenie było mile widziane, ale niekoniecznie. Historia Rzeczypospolitej zna takie przypadki. Wśród Żydów sam pieniądz był ważny, ale nie najważniejszy. Ubogi Żyd, jeżeli tylko znał dogłębnie tradycję i był uczonym w Piśmie, mógł zostać rabinem i przywódcą gminy. Najbogatszy, ale nieuczony, nie miał szans, chyba że potrafił przekupić odpowiednio swoich współwyznawców, co zdarzało się w XIX w., ale spotykało się z bardzo ostrą krytyką i było powodem wielu skandali, zwłaszcza w prowincjonalnych miasteczkach na Lubelszczyźnie. Im większa była gmina i szczyciła się wielkimi tradycjami, tym więcej ściągało do niej wybitnych rabinów, talmudystów i uczonych. Tak było właśnie w przypadku Lublina. Jeszcze w XIX w., mimo że tak żydowski, jak i chrześcijański Lublin mógł jedynie cieszyć się dawną chwałą i mentalnie był miastem prowincjonalnym, to nadal jednak dawne tradycje wielkiego kahału żydowskiego ściągały tu najwybitniejszych rabinów, nie tylko z terenu Królestwa Polskiego. Żydowski Lublin był symbolem i niedoścignionym wzorem dla wielu prowincjonalnych gmin. By się o tym przekonać wystarczy sięgnąć po twórczość Isaaca Bashevisa Singera, zwłaszcza te opowiadania lub powieści, których akcja toczy się w małych miasteczkach na Lubelszczyźnie i gdzie lubelskich Żydów stawia się za wzór uczoności i powiewu wielkomiejskości, mimo że w rzeczywistości niejednokrotnie mentalność żydowskich lublinian niewiele różniła się od mentalności ich małomiasteczkowych współbraci. Wymownym symbolem wielkości intelektualnej i religijnej żydowskiego Lublina jest chociażby Stary Cmentarz na Kalinowszczyźnie " nekropolia, na której spoczywają najwybitniejsi rabini, doktorzy i przywódcy żydowscy. Ironią historii jest, że cmentarz ten jest bardziej znany w świecie, niż w samym Lublinie i dzisiejsi mieszkańcy miasta znają to miejsce bardzo słabo, a większość nawet tam nie była. Zresztą jego stan jest wymownym znakiem, jak niewiele to miejsce i ci ludzie, którzy mają tam swoje groby, znaczą w świadomości współczesnego Lublina i jego mieszkańców. Tam właśnie można znaleźć wielu przedstawicieli dawnych lubelskich elit. Wystarczy tu wspomnieć rabina Szaloma Szachnę, którego uczoność sięgała daleko poza granice Lublina. Jego wiedzę, znajomość żydowskiej tradycji i ksiąg doceniał nawet król Zygmunt I Stary, obniżając mu podatki i zezwalając mieszkać we wszystkich miastach Polski. Pochodził z wybitnego rodu, związanego od dawna z Lublinem. Jego ojciec, Josko, był dzierżawcą podatków królewskich i najbogatszym Żydem we wschodniej części Korony. Miał prawo do pobierania podatków we Lwowie, Busku, Hrubieszowie, Lublinie i Chełmie. Posiadał także majętności ziemskie na Rusi i jako jedyny lubelski Żyd cieszył się królewskim przywilejem, zezwalającym mu, wbrew prawu miejskiemu, na zamieszkiwanie w obrębie Miasta Chrześcijańskiego. Jednocześnie był zaufanym króla, pełniąc rolę jego osobistego bankiera. Dwóch jego synów " Pesach i Szalom Szachna zostało odpowiednio wychowanych przez matkę, już po śmierci Joska. Pierwszy poszedł drogą ojca i zajął się prowadzeniem interesów. On także cieszył się opieką królewską i jako ostatni lubelski Żyd nadal miał prawo do mieszkania w obrębie lubelskich murów miejskich. Szalom Szachna wybrał natomiast karierę uczonego i rabina. W dowód wielkiego autorytetu, jakim się cieszył, w połowie XVI w. został nie tylko rabinem lubelskim, ale także piastował funkcję rabina generalnego Małopolski. Sławą cieszył się zarówno wśród współwyznawców, jak i wśród chrześcijan, którzy nazywali go Doctor Judaeorum Lublinensium, a jego uczoność słynna była także poza granicami Polski. Do niego ściągali młodzi Żydzi z całej Europy, by pobierać u niego nauki. Podczas wielkich jarmarków lubelskich kupcy zwracali się do Szachny z wyjątkowo zawikłanymi problemami do rozstrzygnięcia. Nigdy przy tym sam Szachna nie zaciągał porady u innych rabinów, którzy przebywali w mieście i jego dumę musiał nieraz pohamowywać sam król, powołując w końcu specjalny sąd królewski do rozstrzygania sporów między Żydami na lubelskich jarmarkach. Szachny do udziału w tym sądzie nie dopuszczono, chcąc go zapewnie w ten sposób ukarać za wywyższanie się ponad innych rabinów. Uszczerbku jego sławie jednak decyzja ta również nie przyniosła. Nadal był wielkim uczonym i człowiekiem cieszącym się wielkim autorytetem w kraju. Zmarł w 1558 r. i pochowany został na Starym Cmentarzu żydowskim w Lublinie. Jego nagrobek, odnawiany dwukrotnie " raz pod koniec XIX w. i drugi raz po II wojnie światowej, do dzisiaj jest miejscem, do którego pielgrzymują pobożni Żydzi, "by u wielkiego rabbiego znaleźć siłę i pocieszenie". Na macewie Szachny możemy przeczytać te oto słowa, które są dobitnym świadectwem jego sławy i uznania: Kamień ten, który postawiłem jako stelę, będzie domem schronienia dla męża Boga świętego i strasznego, który krzewił Torę w Izraelu bardziej niż wszyscy, którzy byli przed nim w ostatnich pokoleniach. I przywrócił do dawnego stanu koronę i wykształcił wielu uczniów tak, że wszyscy mieszkańcy ziemi z ust jego żyją i wodę jego piją (Tłumaczenie A. Trzciński: A. Trzciński, J. P. Woronczak, Nagrobki z XVI wieku na starym cmentarzu żydowskim w Lublinie, w: Żydzi w Lublinie. Materiały do dziejów społeczności żydowskiej Lublina, red. T. Radzik, Lublin 1998) Tylko fragmenty z nagrobka innego wybitnego lubelskiego rabina, a zarazem pierwszego rektora lubelskiej jesziwy, założonej w 1567 r., możemy odnaleźć na Starym Cmentarzu żydowskim w Lublinie. Mowa tu o Salomonie Lurii, który do Lublina przybył ciesząc się już sławą wybitnego rabina w wołyńskim Ostrogu. Podczas jego wykładów sala w jesziwie zawsze była pełna. Jako wróg scholastyki i klasycznej filozofii, którą uważał za obcą duchowi żydowskiemu, bardziej skłaniał się ku kabale. On to podniósł lubelską jesziwę do poziomu światowego. Lublin od tej pory stał się wielką konkurencją dla jesziwy krakowskiej, uchodzącej za czołową w Rzeczypospolitej. Resztki nagrobka pozostały także po innym wybitnym rabinie lubelskim " Maharszalu. Jego imieniem nazwana została główna synagoga lubelska, mieszcząca się niegdyś przy ul. Jatecznej. Samuel Eliezer Halewy Ejdeles, bo tak nazywał się w rzeczywistości Maharszal, uchodził za jednego z największych polskich znawców Talmudu. Nie znajdziemy śladu po grobie jego poprzednika, rabina Maira ben Gedalii, zwanego także Mairem Lublin lub Maharamem. To na jego cześć nazwano mniejszą synagogę, mieszczącą się pod jednym dachem z główną synagogą lubelską. Oprócz rabinów, w XVI i XVII w., w Lublinie mieszkali również i inni uczeni, jak chociażby wybitnie medycy żydowscy-doktorzy: Ezechiel, Izaak Maj, na którego działce stanęła lubelska synagoga i jesziwa przy ul. Jatecznej, Mojżesz, którego syn Cwi Hirsz był nadwornym faktorem królów Zygmunta III Wazy i Władysława IV. To właśnie Cwi Hirsz, zwany także Hirszem Doktorowiczem otrzymał od Władysława IV przywilej na wybudowanie przy Szerokiej 2 własnej synagogi. Z Lublinem był związany i tu zmarł dr Mojżesz Montalto, którego ojciec będąc wygnańcem z arcykatolickiej Portugalii, pełnił funkcję nadwornego medyka panujących we Francji Medyceuszy. W ten sposób do Lublina ściągali także sefardyjscy Żydzi, z których niewątpliwie wywodził się Montalto. Jego syn, również doktor medycyny, Vital Feliks piastował natomiast urząd nadwornego lekarza i sługi dworu nieudolnego króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Lublin to także miasto ksiąg hebrajskich. Tu, od 1547 r. działało kilka znanych w całej Europie drukarni hebrajskich, drukujących święte księgi. Do dzisiaj dzieła wydane w oficynie Kalonymusa ben Mordechaja Jaffe, syna jednego z rektorów lubelskiej jesziwy uchodzą za przykład pięknej sztuki zdobniczej. Ta sława żydowskiego Lublina, jako wielkiego ośrodka intelektualnego upadła w połowie XVII w., gdy gmina żydowska została zniszczona przez najazd kozacko-moskiewski. Miasto Żydowskie zostało kompletnie zniszczone. Przestała funkcjonować słynna jesziwa, chociaż jeszcze do początków XVIII w. działały hebrajskie drukarnie. Sejm Czterech Ziem przeniósł swoje obrady do innych miast Korony. Jednakże Lublin był zbyt znanym skupiskiem żydowskim, by nie przestał być atrakcyjnym miejscem dla osadzania się wybitnych postaci, związanych z nauką i religią. Co prawda, zaczęły się zmieniać żydowskie elity. Ton Miastu Żydowskiemu nadawali albo wielcy kupcy, albo słynni rabini, których do Lublina przyciągała sława dawnego kahału. Jednym z ostatnich wielkich lubelskich Żydów, nawiązującym swoją działalnością do dawnych tradycji, był Abraham Heilpern, przedostatni marszałek Sejmu Czterech Ziem, pochodzący ze słynnego w całej Europie rabinackiego i kupieckiego rodu. Od XVIII w. coraz częściej zaczynają pojawiać się w Lublinie inne elity, co miało związek z rozwijającym się chasydyzmem. Od końca XVIII w. i na początku XIX w., dzięki obecności w mieście reb Jakuba Izaaka Horowitza-Szternfelda, zwanego "Widzącym z Lublina" lub po prostu "Lublinerem", miasto staje się głównym ośrodkiem chasydyzmu w centralnej Polsce. Tu zjeżdżali po nauki późniejsi najwybitniejsi cadycy " przywódcy rzesz chasydów na ziemiach polskich. Odtąd Lublin stał się hasłem wywoławczym, symbolem dla chasydzkich elit. Wszak tutaj, dzięki obecności "Widzącego" i jego działalności powstała pierwsza w centralnej Polsce oficjalna chasydzka synagoga " Bethamidrasz de Chassidim, mieszcząca się w podwórku kamienicy Szeroka 28, należącej do Horowitzów-Szternfeldów. W niedługim czasie przeszła ona pod zarząd lubelskiego kahału, co już świadczyło o randze tego mistycznego ruchu wśród miejscowych Żydów. W domu "Chozego" ważyły się także losy żydostwa polskiego, zwłaszcza w okresie wojen napoleońskich, gdy za jego radą Żydzi polscy odrzucili hasła emancypacji i pozostali przy tradycji, o czym do dzisiaj mówią chasydzkie legendy. Dzięki "Lublinerowi" chasydyzm w Królestwie Polskim urósł do rangi jednocześnie ruchu masowego, jak i jednocześnie elitarnego. Chasydyzm poparli najbogatsi Żydzi lubelscy, ci, którzy w tym czasie zaliczali się do miejscowej elity finansowej, społecznej i religijnej. Oczywiście, obok tego nadal rozwijał się nurt tradycyjny " mitnagdim, przeciwników chasydyzmu. Tu także spotykamy znamienitych miejscowych Żydów. Z pewnością nietuzinkową postacią był największy przeciwnik "Widzącego", oficjalny lubelski rabin, Azril Halewy Horowitz, zwany ze względu na swój opór w stosunku do chasydzkiego mistycyzmu "Eisernekopf " Żelazna Głowa". Mało kto w Lublinie nawet wie, że do jego potomków w mieście zaliczała się Franciszka Arnsztajnowa, która chlubiła się wręcz tym pokrewieństwem. Należu się tutaj mała dygresja. W XIX i XX w., nawet wśród Żydów o liberalnym podejściu do religii, pochodzenie z wybitnych rabinackich rodów uchodziło za powód do dumy. Tak, jak wśród Polaków pochodzenie ze sławnych rodów arystokratycznych i szlacheckich. Mimo, że dla lubelskich chasydów Azril Horowitz był tylko "Żelazną Głową", to dla tradycyjnych Żydów, nie podążających śladami chasydyzmu i "Widzącego", jego oponent był wybitnym rabinem i uczonym w Piśmie, a jego nagrobek otaczano równie głęboką czcią, jak stojącą w pobliżu macewę "Chozego". Do połowy XIX w. żydowskie elity w Lublinie to przede wszystkim pobożni, tradycyjni Żydzi, wybitni rabini i cadycy. Owszem, wielu też było znanych na ziemiach polskich kupców i finansistów, pochodzących z Lublina, ale ich pozycja nie była aż tak silna, jak uczonych. Niejednokrotnie, tradycyjne annały lubelskie wspominają o prostych mełamedach, wielce pobożnych mężach, którzy wiedzą swoją wyróżniali się w bethamidraszach i domach modlitwy, działających w Żydowskim Mieście na Podzamczu. Specjalnego splendoru miastu i miejscowej gminie żydowskiej nadawała obecność trzech wybitnych rabinów z rodu Aszkenazych: Meszullama Zalmana, Berisza i Jehoszuy Heszela. Każdy z nich był nie tylko wybitnym przewodnikiem miejscowej społeczności żydowskiej, ale także autorem wielu wybitnych dzieł o charakterze rabinackim. Członkowie tego rodu funkcję lubelskich nadrabinów sprawowali przez blisko pół wieku, w latach 1829-1867. Pochodzili z wybitnego rodu Aszkenazych i Orensteinów, wywodzącego się od Chachama Cwi Aszkenazego, XVII-wiecznego rabina w Peszcie, Amsterdamie i Lwowie. Orensteinowie piastowali także urzędy rabinackie we Lwowie, a więc w jednej z największych gmin żydowskich w Rzeczypospolitej. Na specjalną uwagę zasługuje ostatni z lubelskich Aszkenazych, a mianowicie Jehoszua Heszel. Do Lublina przybył w 1853 r. z Grodna, gdzie również był rabinem. Przyniósł ze sobą powiew innego powietrza. To nie był tylko wybitny talmudysta, chociaż w jego prywatnej bibliotece, w domu przy ul. Szerokiej, znajdowały się dzieła jedynie o charakterze religijnym. Przebywając na Litwie przez wiele lat nabrał tam cech sztadłona " jednoczesnego przywódcy religijnego i społeczno-politycznego Żydów. Takim sztadłonem był również w Lublinie, gdzie przewodził miejscowej społeczności w trudnych czasach powstania styczniowego. O ile w nabożeństwach patriotycznych w roku 1861 brał udział, a jego krzesło ustawiano w kruchcie lubelskiej katedry, o tyle samo powstanie całkowicie potępił, jako wystąpienie terrorystyczne i godzące w żydowską tradycję oficjalnej lojalności wobec legalnych władz, którymi według niego były właśnie władze rosyjskie. Poza tym wiedział, że powstanie Żydom nic nie daje, a za obietnicami Rządu Narodowego nie kryły się prawie żadne czyny. Obietnice emancypacji i równouprawnienia były już spóźnione i mogły trafiać raczej do asymilującej się, nowej elity żydowskiej. Żydzi w Królestwie równouprawnienie dostali jeszcze przed powstaniem, w 1862 r., z rąk murgrabiego Aleksandra Wielopolskiego, działającego właśnie w imieniu władz carskich. Jehousza Heszel Aszkenazy był prawdopodobnie jednym z najwybitniejszych lubelskich rabinów i swoim działaniem zasłużył sobie na szacunek zarówno wśród Żydów, jak i chrześcijan. On to przyczynił się do zreformowania w duchu ówcześnie nowoczesnej szkoły lubelskiej Talmud-Tory " szkoły dla żydowskich chłopców pochodzących z ubogich rodzin. Dzięki wpływowi rabina Aszkenazego zaczęto tam uczyć również języka polskiego. On też uznał jako jeden z pierwszych rabinów, że chasydzi są takimi samymi członkami społeczności żydowskiej, jak mitnagdim i dopuścił lubelskiego cadyka Judę Lejba Eigera do współdecydowania o losach społeczności. Wreszcie dzięki niemu we władzach miejscowej gminy zasiedli pierwsi przedstawiciele zupełnie nowych dla lubelskich Żydów elit " asymilujący się w kierunku kultury polskiej inteligenci. Bez wątpienia cieszył się wielkim uznaniem, zarówno wśród mas żydowskich, jak i także wśród chrześcijańskich mieszkańców Lublina. Był postacią o nieprzeciętnej wiedzy. Nie dość, że uchodził za jednego z najwybitniejszych talmudystów na ziemiach polskich, wybitnego działacza religijnego i społeczno-politycznego, uhonorowanego przez samego cara Aleksandra II orderem św. Anny i honorowym obywatelstwem Cesarstwa, to mógł się poszczycić znajomością kilku języków: hebrajskiego, chaldejskiego, syryjskiego, polskiego i rosyjskiego. W momencie jego śmierci w Lublinie nie było żadnego rabina tej klasy, jak Aszkenazy, który mógłby przejąć jego stanowisko, pomijając już fakt, że ówcześni duchowni żydowscy w mieście nie znali nawet języka polskiego. Sami chrześcijanie wystawili mu pełen pochwał nekrolog, opublikowany po jego śmierci w 1867 r. w "Kurierze Lubelskim": Jako dowód uznania zasług zmarłego widzieliśmy na pogrzebie tegoż zgromadzonych wielu dostojnych urzędników i do 12 000 współwyznawców, my zaś nad grobem jego możemy powtórzyć płynące z przekonania słowa jednego z niemieckich pisarzy "Kto w swojem życiu wiele czynił, ten żył dla wszystkich pokoleń". Cześć jego popiołom!" "Kurier Lubelski", R. II, nr 17, z dn. 31 I/ 12 II 1867 r. Jako ciekawostkę warto tu dodać, że prawnukiem lubelskiego rabina był jeden z najsłynniejszych historyków polskich, a zarazem dyplomata, Szymon Askenazy, sam uważający się za Polaka, zwolennik asymilacji Żydów polskich z kulturą kraju, w którym żyli, ale nie zapominający także o swoim żydowskim pochodzeniu. O samym Jehoszui Heszelu Aszkenazym lublinianie zapomnieli, dzisiaj nawet zgoła nic nie wiedzą. Nie ostał się nawet jego nagrobek, który do 1942 r. został zniszczony podczas likwidacji Nowego Cmentarza żydowskiego w Lublinie. W tym samym czasie w Lublinie żył i nauczał inny wybitny Żyd, całkowicie różny od rabina Aszkenzego, chociaż wywodzący się także ze znanej rabinackiej rodziny. Mowa tu o reb Judzie Lejbie Eigerze, założycielu lubelskiej dynastii cadyków. Ten wnuk słynnego Gaona Poznańskiego " Akiby Eigera i syn Salomona Eigera, rabina w Kaliszu i Poznaniu, członka wpływowego warszawskiego Komitetu Starozakonnych, a przy tym zaciętego przeciwnika chasydyzmu, gdy osiadł w Lublinie tu zetknął się z atmosferą wielkiego chasydzkiego ośrodka. Do chasydyzmu doszedł podczas nauki u reb Josefa Mordechaja Leinera z Izbicy, założyciela wielkiej dynastii chasydzkiej, zwanej Izbica-Radzyń i istniejącej do dzisiaj. Dwór reb Judy Lejba, mieszczący się przy Szerokiej 40 w Lublinie stal się wkrótce centrum chasydzkich pielgrzymek z terenu najpierw Lubelszczyzny, a potem Królestwa Polskiego. Zwano go "Płaczącym Cadykiem", ponieważ spędzał dużo czasu na modlitwie i umartwianiu się, połączonych z płaczem i ekstatycznymi okrzykami. Po śmierci reb Menachema Mendla Morgenszterna z Kocka w 1859 r. stał się niekwestionowanym przywódcą chasydów na Lubelszczyźnie. W przeciwieństwie do rabina Aszkenazego był całkowitym przeciwniekiem asymilacji i jakichkolwiek zmian w żydowskiej tradycji. Mimo, że oficjalnie wraz z Aszkenazym zajmował się reformą Talmud-Tory, to w rzeczywistości, jednocześnie działał przeciwko wprowadzeniu do tej szkoły języka polskiego, jak i przedmiotów świeckich. Pomimo tego oporu przeciwko europejskim nowinkom, wdzierającym się do tradycyjnego świata lubelskich Żydów, była to postać nietuzinkowa i wielki autorytet, który skupił wokół siebie elitę miejscowego chasydyzmu. To właśnie jego wpływowi należy w dużej mierze zawdzięczać fakt, że asymilacja i liberalizm żydowski przyjmowały się w Lublinie bardzo opornie. Był całkowitym zaprzeczeniem postaci rabina Aszkenazego " nigdy oficjalnie nie angażował się w życie polityczne. Jednakże jego ogromną wiedzę talmudyczną i wpływ na społeczność żydowską, nie tylko w mieście, doceniali nawet jego przeciwnicy, występujący przeciwko chasydzkiemu mistycyzmowi. Sam będąc autorem dzieł o tematyce religijnej, utrzymywał rozległe kontakty z innymi wybitnymi rabinami, nie tylko na ziemiach polskich. Jego traktaty religijne ukazały się drukiem dopiero po jego śmierci. Zmarł w 1888 r., a w jego pogrzebie wzięły udział tysiące Żydów. Jednocześnie tego dnia wszystkie sklepy żydowskie w mieście pozostawały zamknięte na znak żałoby. Jego następcą został syn, Abraham Eiger, o którym opowiadano później, że był ostatnim z wielkich Eigerów, którzy "przewodzili Lublinowi". Tym razem do niego ściągali chasydzi z całego miasta i prowincji. Ulica Szeroka w wielkie żydowskie święta, Rosz Haszana i Jom Kipur, ciemniała od ich czarnych kapot, gdy cierpliwie czekali na błogosławieństwo swojego rebe. Przed Rosz Haszana te same setki chasydów dokonywało symbolicznego oczyszczenia z grzechów, stojąc nad mętną Czechówką. Abraham Eiger był nie tylko przywódcą chasydów, ale także niekwestionowanym liderem większości Żydów na Lubelszczyźnie. Wielką czcią obdarzali go rabini z innych miast i jemu, a nie oficjalnemu lubelskiemu nadrabinowi, Eliaszowi Klatzkinowi, który mimo, że był uznanym talmudystą, ale przy tym litwakiem, powierzono reprezentowanie Żydów Lubelszczyzny na Zjeździe Gmin Żydowskich Królestwa Polskiego w 1910 r. Gdy zmarł w 1913 r., władzę nad lubelskimi chasydami przejęli skłóceni ze sobą jego dwaj synowie " Salomon i Azriel-Meir. Ich przewodnictwo nazywano już tylko "surogatem dawnej sławy Eigerów", chociaż obydwaj mieli rzesze swoich zwolenników, a Salomon doczekał się nawet nominacji na rektora Jesziwas Chachmej Lublin. Wyznaczony został przez samego założyciela tej uczelni, rabina Meira Szapiro. Jednakże jego nominacja wzbudziła wiele kontrowersji i protestów wśród studentów jesziwy. Skoro mówimy o wybitnych rabinach i cadykach lubelskich, warto wspomnieć także, że ich obecność w mieście powodowała, że i wśród miejscowych chasydów pojawiły się swoiste elity, a nawet miejsca związane z nimi. Do najbardziej znanych miejsc, gdzie modliła się chasydzka elita Lublina należał Bethamidrasz de Kohen, mieszczący się w kamienicy przy Placu Targowym. Tu modlili się, spotykali, ustalali wspólne plany, a także studiowali Torę najwybitniejsi chasydzi lubelscy, pochodzący z najbogatszych lub najznamienitszych rodów, mieszkających przy lepszych ulicach Żydowskiego Miasta " Lubartowskiej i Kowalskiej. Do takich zaliczały się rody Szpirów, Szyfferów, Königsbergów, Herszenhornów i innych " najzamożniejsze rodziny kupieckie w mieście, prawie arystokracja, szczycąca się nie tylko majątkiem, ale także uczonością i pochodzeniem z wybitnych, rabinackich rodów. Ci ludzie nie oddawali córek byle komu. Dbali o odpowiedni poziom wykształcenia swoich dzieci: synowie mieli najlepszych mełamedów " o świeckiej nauce nie mieli prawa nawet myśleć. Dla córek sprowadzano najlepszych guwernerów i nauczycieli, Polaków i Niemców. Posyłano je do świeckich gimnazjów, chociaż wiedza wyniesiona stamtąd teoretycznie nigdy nie powinna się im do niczego przydać. Miała tylko dodawać splendoru. W rzeczywistości było inaczej, bo wyedukowane i częściowo wyemancypowane panny z tych domów myślały już innymi ideałami. Jeżeli dalekie były od odejścia od tradycji, to potem dbały, by ich dzieci miały odpowiednie, "światowe" wykształcenie. Z takich to rodów wywodzili się w Lublinie najwybitniejsi działacze społeczni i polityczni. Wystarczy tu wspomnieć o dwóch już dzisiaj zapomnianych kobietach, które odpowiednio zapisały się w dziejach żydowskiego Lublina, a polski o nich w ogóle nie pamięta. Pierwszą z nich była Bela Szpiro-Nissenbaum, której ojciec był bogatym chasydem lubelskim, zwolennikiem rodu Eigerów. Jego siostra była nawet żoną reb Salomona Eigera. Córka, nie ukończywszy gimnazjum, ponieważ wydano ją za mąż za innego bogatego chasyda, zbuntowała się. Zerwała z mężem, czasowo z rodzicami i całkowicie z chasydzką tradycją. Włączyła się w nurt działalności socjalistycznej. Związana z Bundem, zajmowała się także działalnością oświatową wśród dzieci, zakładając w Lublinie szkoły powszechne z językiem jidysz jako wykładowym. Pomagała także niezamożnym żydowskim kobietom, stając się jakby jedną z pierwszych feministek żydowskich w Lublinie. Słynne były jej przemówienia w międzywojennej Radzie Miejskiej, podczas których występowała zażarcie przeciwko nędzy, jak i spychaniu Żydów do roli obywateli II kategorii. Nigdy jednak nikt nie mógł jej zarzucić, że była nazbyt radykalna. Po przeciwnej stronie barykady stanęła Bela Dobrzyńska, córka Kopela Königsberga, chasyda i hurtownika cukru. Ta związała się natomiast z ruchem syjonistycznym i była jedną z najważniejszych postaci w lubelskiej Organizacji Syjonistycznej, kierując jednocześnie kołem Międzynarodowej Kobiecej Organizacji Syjonistycznej w Lublinie. Podobnie jak Bela Szpiro, była również radną miejską i działaczką oświatową. Współdziałała przy tworzeniu Gimnazjum Humanistycznego i szkoły powszechnej Tarbut, w których uczono języka hebrajskiego istarano się zaszczepić młodym Żydom lubelskim idee powrotu do Erec Izrael. Wojny obydwie nie przeżyły. Jeszcze w getcie lubelskim zajmowały się działalnością społeczną, a Bela Szpiro związana była także z konspiracją żydowską i polską. Obydwie nadaremnie starały się pomóc najbiedniejszym, chociaż tych przybywało z każdym dniem. Bela Szpiro została aresztowana przez lubelskie Gestapo i zamordowano ją w którymś obozie koncentracyjnym, najprawdopodobniej w Ravensbrück. Bela Dobrzyńska, chociaż miała możliwość ukrywania się na aryjskich papierach, nie chciała opuścić swojego syna Arie, który miał zbyt semicki wygląd. Została zamordowana w obozie koncentracyjnym na Majdanku. O tych nietuzinkowych kobietach dzisiaj w Lublinie też mało kto wie. W ten sposób dotarliśmy do problemu innych elit żydowskich " nowoczesnej inteligencji żydowskiej. Pojawiła się ona w Lublinie dopiero w XIX w. wraz z ideą asymilacji w kierunku kultury polskiej. Od razu też należy zaznaczyć, że przez bardzo długi czas problem kształtowania się żydowskiej inteligencji w Lublinie czy też w ogóle na Lubelszczyźnie dotyczył w zasadzie tylko jednostek " pojedynczych osób lub rodzin. Ortodoksyjna społeczność Żydów lubelskich, z bardzo silnymi wpływami chasydyzmu uniemożliwiała w bardzo wielu przypadkach wyrwanie się z zamkniętego kręgu tradycji i kultury, swoistego getta. Kulturowej ucieczce z Żydowskiego Miasta nie sprzyjała także postawa samych chrześcijan. Do 1862 r., opierając się na dawnym przywileju De non tolerandis Judaeis, obowiązywało dodatkowe prawo, ustanawiające osobne rewiry żydowskie, wprowadzone już na początku XIX w. W wymiarze lubelskim oznaczało ono, że Żydom nie wolno było zamieszkiwać poza Miastem Żydowskim, Kalinowszczyzną i Piaskami. Oczywiście, istniały od tego pewne wyjątki. Żyd, który chciałby zamieszkać poza wyznaczonym rewirem musiał się wykazywać odpowiednio dużym majątkiem lub wyższym wykształceniem (ale nie żydowskim) albo też musiał posiadać tytuł tzw. "poczesnego obywatela" (dzisiaj nazwalibyśmy to obywatelstwem honorowym), przyznany przez cara. Nie robiono też przeszkód osobom, które z żydowskiego getta wyrywały się przez chrzest, ale dla samych Żydów ludzie ci przestawali być automatycznie współziomkami. Tak było chociażby z rodziną Wieniawskich w Lublinie. Jest to interesujący przykład i dowód na to, jak osoby pochodzenia żydowskiego stawały się elitą dla Polaków, a nigdy prawdopodobnie nie wywodziły się z elit żydowskich i za takie przez samych Żydów nie były uznawane. Jest paradoksem historii, ale także świadectwem pewnej mentalności polskich mieszkańców Lublina, że chlubią się rodziną Wieniawskich, zwłaszcza wybitnym skrzypkiem, Henrykiem, podkreślając ich żydowskie korzenie, a przy tym sami Wieniawscy poprzez chrzest zerwali całkowicie z żydowską przeszłością. Dla wielu chrześcijańskich lublinian rodzina ta była i jest do dzisiaj dowodem na wielokulturowość miasta. Jeżeli wielokulturowość ma się opierać na całkowitej asymilacji w kierunku kultury polskiej, łącznie z przyjęciem katolicyzmu lub wyznania ewangelickiego, to jest to chyba bardzo grube nieporozumienie. Dla dziejów i kultury żydowskiego Lublina rodzina Wieniawskich jest prawie nic nie znaczącą i o tym dzisiejsi lublinianie zapominają. Podobnie rzecz się ma z rodem Arctów, zasłużonych w Królestwie Polskim księgarzy. Ich biografowie i historycy podkreślają ich żydowskie pochodzenie, podczas, gdy sami Arctowie odcinali się od niego. Wystarczy przeczytać wspomnienia Andrzeja Arcta, gdzie nie znajdziemy w ogóle wzmianki o tym, że rodzina ta miała jakiekolwiek związki z żydostwem, a wręcz jest podkreślanie związków z najwybitniejszymi rodami ewangelickimi, a nawet szlacheckimi w Kongresówce. Zarówno Wieniawscy, jak i Arctowie, na długo przed 1862 r. mieli prawo do zamieszkiwania w Lublinie poza rewirem żydowskim, ale tylko dlatego, że całkowicie zerwali ze swoimi żydowskimi korzeniami poprzez chrzest. Jeszcze dziadkowie Andrzeja Arcta mogli uchodzić za przedstawiciele nowoczesnej inteligencji żydowskiej, ponieważ chrzest w obrządku ewangelickimi przyjęli dopiero pod koniec życia. Stryj Andrzeja Arcta, dr Franciszek Arct, prawie do końca życia używał podwójnego imienia: Franciszek-Froim i był ordynatorem Szpitala Starozakonnych w Lublinie, ale i on w ostatnich latach swojego życia przeszedł na ewangelicyzm, a tym samym całkowicie oderwał się od swoich żydowskich współbraci " przestał dla nich istnieć jako Żyd. Postać dr Franciszka-Froima Arcta była również bardzo interesująca, niestety dzisiaj prawie całkowicie zapomniana. Można o nim z powodzeniem powiedzieć, podobnie zresztą jak i o całej te rodzinie, że był to jeden z pierwszych przykładów asymilacji lubelskich Żydów. Po studiach medycznych w Wilnie i Dorpacie, Franciszek Arct powrócił do Lublina, jeszcze jako Żyd, ale już nie musiał zamieszkiwać w Mieście Żydowskim. Jego ojciec, Michał był już wtedy uznanym lekarzem w mieście i mieszkał na staromiejskim Rynku. Brat Franciszka, Stanisław-Samuel prowadził w Lublinie, przy Krakowskim Przedmieściu znaną księgarnię. Cała rodzina była całkowicie zasymilowana i najprawdopodobniej z Żydami lubelskimi nie miała już prawie żadnego kontaktu. Jedyny dr Franciszek Arct, będąc lekarzem piastował oficjalne stanowisko ordynatora Szpitala Starozakonnych i tu wykazywał się wielkim poświęceniem, za które zapłacił życiem. W I połowie XIX w. Królestwo Polskie nawiedzane było częstymi epidemiami cholery, która najwięcej ofiar zbierała w zagęszczonych ponad miarę dzielnicach żydowskich. Nie inaczej było również w Lublinie. Podczas jednej z takich epidemii, w 1853 r., dr Franciszek Arct zapadł na tę chorobę odwiedzając chorych w Mieście Żydowskim. Stała się ona przyczyną jego zgonu. Pomagał chorym do ostatniej chwili. Jeszcze na dzień przed śmiercią jego dorożkę widziano na Podzamczu, gdzie wizytował swoich podopiecznych w ich mieszkaniach. Na kilka miesięcy przed śmiercią doktora, cała rodzina przyjęła ewangelickie wyznanie. Asymilacja rodziny Arctów była tak głęboka, że w zasadzie konwersja religijna była tylko jej ostatecznym uzupełnieniem. Jak już wspomniałem, zarówno Arctowie, jak i Wieniawscy są dla dzisiejszych lublinian przykładem wybitnych mieszkańców miasta pochodzenia żydowskiego. Trudno raczej znaleźć Żydów, dla których te rodziny, nie mające już prawie żadnych kontaktów ze społecznością żydowską, mogłyby ją prezentować w żydowskiej części dziejów miasta. Jest to też pewien dowód na to, jak lublinianie słabo znali swoich sąsiadów, od których dzieliła ich granica kilku ulic i przecznic. W tym samym czasie, gdy Wieniawskim i Arctom zezwolono na zamieszkanie poza żydowskim rewirem, tego samego prawa odmówiono na przykład rodzinie Cohnów, którzy dysponowali krociowym majątkiem i uchodzili za jedną z najbogatszych familii w Królestwie Polskim. Posiadali także honorowe obywatelstwo Imperium Rosyjskiego, nadane im przez cara. Nawet w Warszawie mogli mieszkać poza żydowskim rewirem. Powodem, dla którego Cohnom odmówiono zrównania w prawach (przynajmniej osiedleńczych) w Lublinie był prosty fakt " nie zamierzali zmieniać wyznania. Prawa tego odmówiono w mieście również innym żydowskim rodzinom, które uchodziły tu za elity finansowe i deklarowały swoją chęć asymilacji. Błędem ich w oczach chrześcijan było jednak to, że nie chcieli przestać być Żydami. Taka była mentalność prowincjonalnego, chrześcijańskiego Lublina, który uważał się za coś lepszego od Lublina żydowskiego. Mimo presji tradycyjnych Żydów i braku zainteresowania ze strony większości chrześcijan, na żydowskim Podzamczu coraz częściej dawały jednak o sobie znać jednostki, które chciały wyrwać się z ciasnych okowów żydowskiej tradycji. Dały one zalążek nowoczesnej żydowskiej elicie. Były to rodziny zamożnych kupców i kamieniczników: Warmanów, Lichtenfeldów, Meyersohnów czy Marguliesów które jako pierwsze po 1862 r. opuściły Żydowskie Miasto i przeniosły się na staromiejskie ulice i Krakowskie Przedmieście. Ci ludzie niewiele mieli wspólnego z chasydzkimi elitami, chociaż piastując stanowiska w instytucjach Żydowskiej Gminy Wyznaniowej musieli niejednokrotnie liczyć się z ortodoksyjną większością. Jako pierwsi starali się dać swoim dzieciom świeckie wykształcenie. Co prawda, nie mogli posyłać ich do chrześcijańskich szkół, ale najmowali chrześcijańskich nauczycieli. Po 1862 r. to oni walnie przyczynili się do tego, że do gminnej, tradycyjnej szkoły dla ubogich chłopców żydowskich " Talmud-Tory, wprowadzono do nauczania język polski i przedmioty świeckie, co nie obyło się bez zażartej walki z chasydami. Ci ludzie także poparli polskie aspiracje wolnościowe biorąc czynny udział w powstaniu styczniowym, co też nie podobało się chasydzko-ortodoksyjnej większości. Posunęła się nawet ona do tego, że donosami do władz carskich sprowokowała Rosjan do przeprowadzenia drobiazgowego śledztwa w tej sprawie. Tylko wysokie łapówki i głośne deklaracje lojalności wobec cara uchroniły ten krąg od zsyłki na Sybir. Szczególną lojalnością musiał się wtedy wykazać chociażby Dawid Warman, piastujący funkcję przewodniczącego Zarządu Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Lublinie. Nie był to wielki krąg osób i zupełnie nowy typ elit żydowskich. Za takie bowiem postrzegali ich chrześcijanie. Gorzej natomiast było z ortodoksyjnymi współwyznawcami, którzy w najlepszym wypadku nazywali asymilujących się lubelskich kupców lekko pogardliwym mianem "żydowska arystokracja" lub apikorsim " "grzesznicy, odstępcy". Nic też dziwnego, że grupa ta trzymała się razem, nie mając też specjalnie ciepłych stosunków z Polakami. Ze strony polskiej zaczęty do asymilacji trwały bardzo krótko i gdy proces ten nie pociągał za sobą zmiany wiary, dla prowincjonalnych Polaków z Lublina, nawet najbardziej wykształcony i najlepiej mówiący po polsku Żyd, pozostawał po prostu Żydem, czyli kimś gorszym. Ci ludzie postawili właśnie na rozum, wykształcenie. Chcieli stać się "Polakami wyznania mojżeszowego", zachłystując się jednocześnie pozytywizmem. Przejęci ideami asymilacji, na drogę nowoczesnego postępu usiłowali wprowadzić swoich tradycyjnych współwyznawców nawet przymusowo, zarzucając im ciemnotę i zabobon. Nic też dziwnego, że chasydzi i tradycyjnie religijni Żydzi postrzegali ich jako obcych i odstępców od wiary przodków. Nawet w czasie nabożeństw w Wielkiej Synagodze narażeni byli na zaczepki ze strony dzieci pobożnych współwyznawców. Modlili się więc razem, wykorzystując do tego celu sale Talmud-Tory. Tak więc obok dziesiątków chasydzkich sztiblech w Lublinie powstał postępowy dom modlitwy, który jednak ze względu na słabość lubelskiego środowiska asymilatorów nigdy nie przekształcił się w postępową synagogę, chociaż istniały plany jej powołania w budynku Starego Teatru przy Jezuickiej. Fiasko tych planów spowodowane było tym razem niechętną postawą chrześcijan, którzy nie życzyli sobie mieć modlących się Żydów w pobliżu katedry. W II połowie XIX w. środowisko żydowskiej inteligencji powoli rozrastało się. Swoistą opiekę nad nimi sprawowali: wspomniany Dawid Warman, który swojego syna Bolesława-Bera wysłał na studia prawnicze do Warszawy, Majer Lichtenfeld, kupiec papierniczy oraz Bernard Meyersohn wraz z żoną Malwiną-Małką " obydwoje rodzice Franciszki Arnsztajnowej. Sam Meyersohn, pochodzący rodem z Tykocina, kupiec bławatny, piastował w tym czasie różne zaszczytne funkcje w Gminie Żydowskiej. Przez pewien czas prezesował jej, opiekował się Talmud-Torą, Ochronką " czyli żydowskim sierocińcem mieszczącym się przy ul. Grodzkiej, gdzie również nauczano dzieci języka polskiego i pożytecznych przedmiotów. Interesującą postacią była jego żona, Malwina-Małka z Horowitzów, której przodkiem był właśnie słynny rabin Horowit-"Żelazna Głowna". Malwina Meyersohnowa była pierwszą lubelską Żydówką, która pisała i wydawała swoje utwory po polsku. Jej pozytywistyczna powieść, zatytułowana "Z ciasnej sfery", drukowana była w odcinkach na łamach "Kuriera Lubelskiego" w latach 70. XIX w. Może nie była to twórczość najwyższych lotów i przyćmiewało ją w tym czasie pisarstwo Orzeszkowej, ale jak na prowincjonalny Lublin było to wielkie wydarzenie literackie. Oczywiście, wiodącym tematem pisarstwa Meyersohnowej była asymilacja i potrzeba oświaty wśród ortodoksyjnych mas żydowskich. Nic też dziwnego, że trafiła też na łamy warszawskiego "Izraelity", głównego organu asymilatorów w Królestwie Polskim. Meyersohnowie prowadzili także swoisty salon towarzyski, w którym spotykali się żydowscy inteligenci z ich chrześcijańskimi odpowiednikami. W takiej to właśnie atmosferze wychowała się właśnie Franciszka Arnsztajnowa oraz jej, mniej znany w Lublinie, chociaż stąd pochodzący, znany filozof francuski, Emil Meyersohn. Francuzi uważają go za swojego, chociaż on nigdy nie wyparł się swojego pochodzenia z Polski i nawet w Paryżu miał bardzo bogatą bibliotekę, zawierającą polskie książki. Niestety, czytając różne publikacje, poświęcone Arnsztajnowej, które ukazały się w Lublinie (nie jest ich wiele), uwagę zwraca fakt, że ich autorom jakoś umyka fakt, że poetka ta dość mocno tkwiła korzeniami w swoim żydowskim pochodzeniu i nigdy się go nie wypierała, chociaż już jej rodzice nie zaliczali się do typowych, ortodoksyjnych Żydów lubelskich, zachowując jednocześnie wiele elementów tradycji judaistycznej. Sam Bernard Meyersohn uczęszczał podczas żydowskich świąt do domu modlitwy przy ulicy Grodzkiej. Podobnie było z mężem Franciszki Arnsztajnowej, dr Markiem Arnsztajnem, pochodzącym z Kazimierza Dolnego. Człowiek ten, całkowicie zasymilowany " trudno bowiem wyobrazić sobie mariaż ortodoksyjnego Żyda z całkowicie postępową Żydówką, w Lublinie znany jest jako wybitny lekarz, działacz społeczny i niepodległościowy. Ale już całkowicie zapomina się o nim jako o ordynatorze Szpitala Żydowskiego i krótkotrwałym przewodniczącym Zarządu Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Lublinie. Na próżno szukać dzisiaj jego grobu w Lublinie, chociaż w jego pogrzebie brali tłumnie udział także chrześcijanie. Jako Żyd pochowany został na Nowym Cmentarzu żydowskim przy dzisiejszej ulicy Walecznych. Jego nagrobek został całkowicie zniszczony przez hitlerowców, gdy po likwidacji getta lubelskiego dewastowali oni też żydowskie nekropolie w mieście. Pamięć o dr Marku Arnsztajnie, którego sława porównywalna była ze sławą polskiego, wybitnego lekarza dr Mieczysława Biernackiego, jest dzisiaj w Lublinie bardzo słaba. Do grona postępowej elity intelektualnej żydowskiego Lublina należał także Abraham Sołonowicz, pierwszy nowoczesny nauczyciel i kierownik Talmud-Tory, w późniejszym okresie starający się przeciwdziałać nadmiernej rusyfikacji tej placówki. Obok niego w Lublinie mieszkało także dwóch żydowskich dziennikarzy, pisujących swe korespondencje do lokalnych gazet polskich i do żydowskiego "Izraelity" w Warszawie " Henryk Neumanowicz i Jakub Goldszmidt. Przed Markiem Ansztajnem, Szpitalowi Żydowskiemu, od 1886 r. już w nowym gmachu przy ul. Lubartowskiej, ordynatorował dr Beniamin Tec, zaliczający się do intelektualnej elity miasta. Pod koniec XIX w., dzięki również poparciu rosyjskiego gubernatora lubelskiego, w Lublinie istniało na tyle całkiem spore grono żydowskich liberałów, że ich obecnością i aktywnością przerazili się chasydzi i talmudyści. Byli to już prawie całkowicie zasymilowani inteligenci, kupcy i przedsiębiorcy, nie mający prawie żadnego kontaktu z żydowskimi masami z Podzamcza. Prawie niczym nie różnili się od Polaków " jedyną różnicą było wyznanie, do którego wielu z nich nie przywiązywało wagi, co też było solą w oku żydowskich tradycjonalistów, oskarżających ich wręcz o ateizm. Trzeba przyznać, że narodowo i konserwatywnie nastawionym Polakom z lubelskiej prowincji takie osoby też się nie podobały, zwłaszcza że skończyły się czasy pozytywizmu, a nastał okres fascynacji ideami narodowymi, odrzucającymi asymilację Żydów jako proces pozytywny. Przynajmniej w wielu kręgach, w Lublinie. To wtedy w mieście pojawiły się takie osoby, jak chociażby Jakub Kipman, wieloletni dyrektor lubelskiego oddziału Łódzkiego Banku Kupieckiego, a zarazem prezes Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Lublinie w latach 1904-1924. W okresie I wojny światowej kierował też Żydowskim Komitetem Ratunkowym, pomagającym Żydom poszkodowanym na skutek wypadków wojennych. Przez wiele lat przewodniczył także Żydowskiemu Towarzystwu Dobroczynności. Chociaż wśród ortodoksów wzbudzał wielkie kontrowersje, to po jego śmierci w 1924 r. wszystkie warstwy społeczności żydowskiej w Lublinie były zgodne, że należy mu się społecznie wystawiony pomnik na Nowym Cmentarzu żydowskim. Kipman, postać dzisiaj całkowicie zapomniana w Lublinie, był człowiekiem, który łączył świat żydowski z polskim. Działał zarówno w organizacjach przeznaczonych dla ludności wyznania mojżeszowego, jak również w polskich stowarzyszeniach. Kto dzisiaj pamięta, że był chociażby prezesem lubelskiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru. Trudno mu było zarzucić, że był nacjonalistą żydowskim, ale zawsze stał na stanowisku, że interes ludności żydowskiej jest dla niego bardzo ważny i w pierwszej kolejności stał na straży obrony praw Żydów, ale jednocześnie stwierdzał, że Żydzi i Polacy mogą żyć ze sobą w zgodzie. Dla wielu Polaków była to, niestety w tym czasie, herezja. Obok Kipmana, którego uważano jeszcze za asymilatora w starym stylu, pojawili się już inni, bardziej radykalni. Do takich należał syn Dawida Warmana, adwokat Bolesław Warman. Po śmierci Kipmana, to on przejął przewodnictwo na Gminą Żydowską, którą kierował do swojej śmierci w 1934 r. Niewątpliwie do wybitnych osób należał także okulista dr Mojżesz Zajdman, publikujący swoje artykuły na łamach "Kuriera Lubelskiego", wydawanego przez I wojną światową przez dr Biernackiego. Przed I wojną światową dr Zajdman całkowicie optował za asymilacją. Po jej zakończeniu, zrażony nie tyle do kultury i języka polskiego, ile do Polaków z powodu ich płaskiego antysemityzmu " osobiście został obrażony przez studenta KUL podczas jednej z publicznych dysput na temat narodowości żydowskiej " poświęcił się całkowicie żydowskiej idei narodowościowej " syjonizmowi. Lubelskiej Organizacji Syjonistycznej prezesował aż do swojej śmierci. Warto też wspomnieć o Henochu Rechtszafcie, założycielu i redaktorze "Myśli Żydowskiej", pierwszego i ostatniego czasopisma żydowskiego, ukazującego się w Lublinie w języku polskim. Takich przykładów można byłoby mnożyć wiele, chociaż jak stwierdzali sami żydowscy asymilatorzy ich krąg w Lublinie, w okresie I wojny światowej, czyli w okresie największego rozkwitu tej grupy, ograniczał się do zaledwie stu pięćdziesięciu rodzin. Jednakże w końcu była to elita, elita nie musi być grupą liczącą kilka tysięcy osób, zwłaszcza w prowincjonalnym Lublinie. Gorzej, że ci sami ludzie uważali siebie za jedynych przewodników lubelskich Żydów, mając pozostałą resztę swoich współwyznawców za coś gorszego, a nie było to prawdą. Taka była jednak mentalność tej grupy, a jej świadectwem niech będzie stwierdzenie, które opublikowano na łamach wspomnianej "Myśli Żydowskiej": (...) W naszych zaś stosunkach polsko-żydowskiej prowincji, poza garstką inteligencji, popierającej przedsięwzięcia kulturalne czynem i słowem, stoi liczna ciemna masa, pogrążona w toni egoistycznych i materialnych aspiracji, apatyczna i obojętnie usposobiona do wszelkich spraw, przekraczających światopogląd i sferę interesów materialnych... "Myśl Żydowska", 1917, nr 38. Tak postrzegali swoich tradycyjnych ziomków zasymilowani inteligenci i był to obraz bardzo mocno przesadzony, bo w tym czasie inne wyznaczniki uczoności i autorytetu były wśród religijnych Żydów, inne wśród tych osób, które oscylowały w kierunku żydowskiej idei narodowej, zarówno tej, która zakładała, że Żydzi powinni budować swoją tożsamość w oparciu o hasła odbudowy państwowości żydowskiej w Palestynie i kultury hebrajskiej, jeszcze inne, które świetlaną przyszłość widziały tradycyjnej kulturze jidysz, rozbijając się jednocześnie na nurt mieszczański i lewicowy. Społeczność żydowska w Lublinie na początku XX w. była to magma, która wciąż kipiała i nigdy nie była jednolita w swojej konsystencji. Dla religijnych Żydów, zwłaszcza dla środowisk chasydzkich, Lublin nadal był "Jerozolimą Królestwa Polskiego", chociaż coraz częściej rabinami zostawali tu ludzie o zdecydowanie szerszych horyzontach myślowych, niż przyzwyczajeni do tego byli tradycyjni mieszkańcy Podzamcza. Niedaleko od asymilującej się inteligencji odbiegał na przełomie XIX i XX w., przybyły do Lublina z Suwałk rabin Hillel Arie Lipszyc, pochodzący z litwackich Inflant. To już nie był zwykły religijny mędrzec. Chociaż pochodzący z rabinackiego rodu, posiadał świeckie wykształcenie " był absolwentem gimnazjum rosyjskiego w Mitawie i posiadał oficjalny tytuł nauczyciela szkół rządowych. Wiedzę rabiniczną posiadł u swojego ojca. Można by go nazwać człowiekiem wszechstronnym " pisał zarówno komentarze do Talmudu, jak również artykuły do hebrajskojęzycznej prasy, używając pseudonimu literackiego "Ha-Le`eh". Na język hebrajski tłumaczył także powieści historyczne. W Lublinie cieszył się wielkim uznaniem wśród świeckiej inteligencji żydowskiej, ale jego działalność publicystyczna nie wzbudzała entuzjazmu wśród religijnych Żydów lubelskich, przyzwyczajonych do tradycyjnego obrazu rabina, zatopionego w świętych księgach i rozsądzającego religijne spory. Gdy w 1907 r. rabin Lipszyc zmarł, ortodoksyjna większość, z pewnością przerażona jego pozareligijną działalnością odrzuciła kandydaturę jego syna, Eliezera (wszyscy synowie rabina Lipszyca piastowali podobne stanowiska w Królestwie Polskim i później w międzywojennej Polsce). Następca Lipszyca w Lublinie, chociaż zdecydowanie bardziej tradycyjny od swojego poprzednika, też wzbudzał kontrowersje wśród konserwatywnych lubelskich Żydów. Rabin Eliasz Klatzkin, żyjący i nauczający w Lublinie w latach 1910-1929, już w dzieciństwie uchodził za geniusza. Podobnie, jak Hillel Arie Lipszyc, był litwakiem " pochodził z litewskiej rodziny rabinackiej. W wieku dwunastu lat posiadł kompletną znajomość Talmudu. Nazywano go Shklover Illui " "Cudowne Dziecko ze Szkłowa". Gdy miał dwadzieścia trzy lata inni rabini mówili o nim, że nie ma sobie równych. Oprócz wiedzy rabinicznej posiadał gruntowną wiedzę z zakresu medycyny, farmakologii, chemii, historii, geografii, matematyki, a przy tym znał kilka języków. Dzisiaj powiedzielibyśmy " człowiek renesansu. Mimo, że chasydzkie elity w Lublinie odkryły, że rabin Klatzkin interesował się syjonizmem, to szybko przekonano się do niego jako wielkiego autorytetu w zakresie wiedzy rabinicznej. Po poradę zwracali się do niego Żydzi z terenu Polski i Litwy. W 1929 r. opuścił Lublin i wyjechał do Palestyny, gdzie zmarł w 1932 r. Pozostawił po sobie dzieła religijne zarówno po hebrajsku, jak i po rosyjsku, w tym także kazanie wygłoszone w czasach, gdy był rabinem w litewskim Mariampolu, zachwalające syjonizm jako panaceum na rozwijający się w Europie antysemityzm. To właśnie to kazanie wzbudziło takie kontrowersje w tradycyjnym Lublinie, gdzie ideą odbudowy państwa żydowskiego w Palestynie zafascynowana była w tym czasie zaledwie nieliczna grupa młodzieży żydowskiej, pochodzącej z inteligenckich rodzin. Mimo tych wczesnych kontrowersji wokół rabina Klatzkina do dzisiaj lubelscy Żydzi uważają tę postać za jedną z najwybitniejszych, związanych z Lublinem. Warto tu wspomnieć też o synu rabina Klatzkina " Jakubie Klatzkinie, który uważany jest za jednego z najwybitniejszych ideologów syjonizmu. W okresie międzywojennym był jednym ze współwydawców "Encyclopedia Judaica", publikowanej w Niemczech w latach 1924-1938. Wreszcie po Klatzkinie rabinem w Lublinie został Meir Szapiro, twórca i pierwszy rektor Jesziwas Chachmej Lublin. Chociaż najbliższy był ideałowi tradycyjnego rabina, cieszący się uznaniem chasydzkich cadyków, czego dowodem była zarówno ich obecność podczas uroczystego otwarcia jesziwy w Lublinie, w 1930 r., jak i w czasie jego pogrzebu w 1933 r., to potrafił działać nowocześnie i z wielkim rozmachem. Z ramienia ortodoksyjnej partii Agudat Israel zasiadał w polskim Sejmie. Jego autorytetu w Lublinie obawiali się wszyscy przywódcy liberalnych partii żydowskich, twierdząc, że pojawił się w mieście człowiek, który chce na nowo uczynić z miejscowych Żydów zwartą społeczność o ortodoksyjnym charakterze. Jego obecność i działalność w Lublinie powodowała, że miasto określane było mianem "twierdzy żydowskiej ortodoksji". Jego zasługą była nie tylko budowa nowoczesnej jesziwy, ale także integracja środowiska lubelskich konserwatystów żydowskich. Co prawda działacze ortodoksyjnej Agudat Israel zawsze posiadali większość we władzach Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Lublinie, ale przy obecności rabina Szapiro udało się także zmoblizować do działania wielu, przeciętnych Żydów religijnych w mieście, nie mówiąc już o wcześniejszych liderach tej części społeczności żydowskiej. By zebrać odpowiednie fundusze na budowę jesziwy i jej utrzymanie w okresie późniejszym, w wielu żydowskich domach wystawiono specjalne skarbonki, do których składano drobne datki na tą uczelnię. Plac pod budowę jesziwy podarował lubelski przemysłowiec Szmul Ajchenbaum, jeden z liderów lubelskiej Agudat Isroel. Inny z jej wybitnych działaczy, Szloma Halbersztadt, pełniąc funkcję zastępcy przewodniczącego Gminy Żydowskiej, był także sekretarzem jesziwy, aż do czasu jej likwidacji przez hitlerowców we wrześniu 1939 r. Następcą rabina Szapiro na stanowisku rosh-jeshiva, czyli rektora uczelni, wyznaczonym zresztą osobiście przez niego, został ostatni cadyk lubelski, reb Szloma Eiger. Z rabinem Szapiro współpracował jeszcze jeden człowiek, znany lubelskim Żydom, zaliczającym się nie tylko do elity politycznej i religijnej miasta, ale także finansowej. Był nim Hersz Jojna Zylber, bodajże najbogatszy lubelski Żyd, właściciel kilku kamienic w centrum miasta, w tym także okazałego pałacyku przy ul. Cichej, który był siedzibą rodową Zylberów (dzisiaj mieści się tam Izba Pielęgniarska, ale do dzisiaj też można znaleźć tam, umieszczony na stałe ruchomy dach balkonowy, który pełnił rolę tradycyjnej kuczki na święto Szałasów). Oprócz kamienic, Zylber był także znanym przemysłowcem lubelskim " na Kośminku znajdowała się należąca do niego fabryka koszernych wódek, przy ul. Kunickiego browar, nazwany od jego imienia "Jeleń" (Hersz w języku jidysz znaczy właśnie "jeleń"). Inną fabrykę pejsachówki Zylber posiadał w Kowlu na Wołyniu oraz był także właścicielem hurtowych składów alkoholi w Warszawie i willi w Otwocku. Jego majątek pracował nie tylko na rzecz rodziny Zylberów, ale także korzystali z niego lubelscy Żydzi. Każdego roku przekazywał znaczne sumy pieniędzy zarówno na cele religijne i dobroczynne, jak i wielkie fundusze syjonistyczne, wspierające osadnictwo żydowskie w Palestynie. Hersz Jojna Zylber cieszył się wielkim autorytetem zarówno wśród religijnych Żydów lubelskich, jak i wśród ludzi, którzy dość daleko odeszli od spraw religijnych. Nic też dziwnego, że z ramienia Agudat Isroel pełnił funkcję przewodniczącego Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Lublinie w latach 1932-1939. Był też członkiem Rady Miejskiej. Udzielał się także w żydowskich organizacjach. Zasiadał w zarządzie Keren Hajesod " Narodowym Funduszu Żydowskim, wspierającym emigrację Żydów do Palestyny oraz był współzałożycielem Komitetu Pomocy Uchodźcom-Żydom z Niemiec. Przynależność do tej ostatniej organizacji o mało nie skończyła się dla niego aresztowaniem przez hitlerowców na początku okupacji. Poszukiwany przez nazistów, opuścił Lublin w 1940 r. (tu jeszcze zdążył nieco podziałać w Komietcie Pomocy Wysiedlonym i Uchodźcom), przeniósł się do Otwocka. Tam zmarł na tyfus w 1942 r., gdy pomagał dr Januszowi Korczakowi zakładać sierociniec dla dzieci żydowskich. Opiekując się dziećmi, w tym chorymi, zaraził się od nich tyfusem i jego organizm nie wytrzymał tej choroby. Takich zamożnych, religijnych osób, działających w Lublinie w okresie międzywojennym na rzecz własnej społeczności, było wiele. Wystarczy to wspomnieć Mojżesza Szczarańskiego, założyciela Agudat Israel w Lublinie. O Szmulu Ajchenbaumie napomykałem już powyżej. Warto tu nadmienić, że swój znaczny majątek potrafił poświęcić także pomocy najuboższym w mieście, wśród których nie tylko był znany z tego, że wspierał finansowo różne organizacje filantropijne, ale także dlatego, że zapraszał najuboższych Żydów do swojego domu na święta i wesela swoich dzieci. Zaproszenia te ukazywały się w prasie żydowskiej. Były to osoby bardzo znane w kręgach lubelskich Żydów i uważano je za trzon religijnej elity w mieście. Było to bardzo znamienne, że większość zamożnych Żydów lubelskich, należąc do elit finansowych, angażowało się także w działalność polityczną i społeczną. Normą było chociażby, że zamożniejsi przedstawiciele lubelskiej społeczności żydowskiej zasiadali w rozlicznych radach, opiekujących się szkołami dla żydowskich dzieci, instytucjami kulturalnymi. Byli członkami organizacji gospodarczych, zakładając bezprocentowe kasy pożyczkowe czy banki czy wreszcie zajmując się pomocą charytatywną na różne sposoby, jak na przykład Symcha Bromberg, właściciel składów chmielu i kamienicy przy ul. 3 Maja. Mało kto wie w Lublinie, że właśnie od jego magazynów z chmielem, mieszczących się na tyłach kamienicy rodowej, wybudowanej w 1911 r. w końcu ul. 3 Maja, powstała nazwa ulicy Chmielnej. Symcha Bromberg przybył do Lublina z Międzyrzeca Podlaskiego w II połowie XIX w. Pochodził z ubogiej rodziny szczotkarzy międzyrzeckich (Międzyrzec jeszcze przed II wojną światową uchodził za krajowe centrum produkcji szczotek i zajmowali się tym głównie żydowscy rzemieślnicy). Dzięki własnej smykałce do interesów i uporowi, szybko zaczął w Lublinie zdobywać majątek i pozycję. Wżenił się tutaj w zamożną rodzinę Borensztajnów, dzięki czemu pomnożył własne dochody. Szybko też piął się po szczeblach lubelskiej drabiny społecznej. Już po I wojnie światowej był członkiem Zarządu Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Lublinie. W okresie międzywojennym został również wiceprezesem Lubelskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, a także zaangażował się w działalność Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem " obydwie organizacje posiadały zarówno polskich, jak i żydowskich członków. Oprócz tego starał się być także pomocnym młodym Żydom w Lublinie. Sam nie posiadając wyższego wykształcenia, zapewnił je własnym dzieciom, ale także fundował stypendia dla niezamożnych studentów żydowskich. Wojny nie przeżył " w 1939 r. uciekł do Lwowa, a w 1941 r., gdy i tam wkroczyli Niemcy, próbował przedostać się do Zamościa, gdzie w tamtejszym getcie przebywał jego syn wraz z żoną. Niestety, po drodze ze Lwowa, został aresztowany wraz z własną żoną i zamordowany w nieznanym miejscu. Zadziwiająca może być dzisiaj aktywność wielu lubelskich Żydów i jednocześnie należy stwierdzić, jak mało w dzisiejszym Lublinie jest o nich wiadomości i pamięci. Nikt na przykład nie chlubi się faktem, że z Lublina pochodził właśnie jeden z najwybitniejszych przywódców polskiego Bundu w okresie międzywojennym " Henryk Ehrlich, rozstrzelany w 1941 r. w Moskwie, razem z innym bundowskim liderem, Wiktorem Alterem. Wyrok wykonano na osobisty rozkaz Stalina. Bund był organizacją, która chociaż miała marksistowskie korzenie, to jednak sprzeciwiała się bolszewickim metodom. Biografia Ehrlicha mogłaby posłużyć za przykład, jak w Lublinie, gdzie dominowały chasydzkie i talmudyczne idee, pojawiały się nowoczesne kręgi inteligencji. Henryk Ehrlich, a w zasadzie Hersz-Wolf Ehrlich, pochodził z zamożnej, ale chasydzkiej rodziny, w której ojciec całkowicie był przeciwny świeckiemu wykształceniu syna. Ojciec Henryka, Mosze Ehrlich był zwolennikiem cadyka z Góry Kalwarii. Natomiast to matka starała się, by oprócz wiedzy religijnej, jej dzieci posiadały podstawy innego wykształcenia. W tajemnicy przed mężem, posłała syna do gimnazjum. Normalnie, chłopak chodził w chałacie " w gimnazjum wymagano mundurków szkolnych, więc po wyjściu z domu, młody Henryk Ehrlich musiał przebierać się w mundurek w jednej z bram. Fakt wychodzenia syna do świeckiej szkoły odkrył ojciec i w złości zniszczył mu gimnazjalny mundurek. Ehrlich za namową matki ze szkoły jednak nie zrezygnował. Potem dostał się na studia do Warszawy, gdzie związał się z działaczami bundowskimi. Uczestniczył w rewolucji 1905 r., która była także wielkim przełomem w żydowskim życiu społecznym, politycznym i kulturalnym na terenie Królestwa Polskiego. Pod wpływem syna, na początku XX w. nowymi ideałami zainteresował się jego ojciec, Mosze Ehrlich. Zerwał z konserwatyzmem religijnym i związał się z ruchem syjonistycznym (socjalizm był dla tego zamożnego kupca lubelskiego zbyt radykalny). Był współtwórcą lubelskiej organizacji Chibbat Cion (Miłośników Syjonu) i uchodził za jej głównego ideologa. Utrzymywał też bliskie kontakty z najwybitniejszymi działaczami syjonistycznymi na świecie, między innymi z Ahadem-Haamem, głównym ideologiem tego ruchu, nazywanym także twórcą syjonizmu duchowego. Rodzina Ehrlichów uchodziła za typowy przykład lubelskiej elity finansowej i społeczno-politycznej. Bardzo zamożni i bardzo aktywni. Z rodziną tą związani byli także i inni ludzie, którzy aktywnie włączali się w życie społeczne nie tylko lubelskich Żydów, ale także i całego miasta, jak chociażby Izaak Słobodkin, zięć Mosze Ehrlicha, mąż jego córki Gitel (to właśnie dzięki jej pomocy Henryk Ehrlich uczęszczał do lubelskiego gimnazjum). Sam Słobodkin pochodził również z religijnej rodziny, ale w przeciwieństwie do teścia, był przeciwnikiem chasydyzmu. Jego rodzina stanowiła typowy przykład Żydów litewskich " tzw. litwaków " przeciwnicy chasydyzmu, ale jako misnagdzi bardzo religijni. Izaak Słobodkin sam był absolwentem słynnej jesziwy w Wołożynie. Jako już zamożny człowiek przybył z Nowogródka do Lublina, gdzie stał się znanym przemysłowcem " był tutaj właścicielem garbarni i zarazem poślubił Gitel Ehrlich, siostrę Henryka. Mimo, że Żydzi z Królestwa Polskiego bardzo negatywnie postrzegali litwaków, to jednak Izaak Słobodkin cieszył się w Lublinie dużym uznaniem. Niezwiązany z żadnym ruchem politycznym, udzielał się na polu gospodarczym. Był założycielem Banku Spółdzielczego, członkiem Izby Przemysłowo-Handlowej i wreszcie radnym miejskim. Co ciekawe, jako jeden z nielicznych lubelskich Żydów, cieszył się także uznaniem ludności chrześcijańskiej, zwłaszcza wśród polskich kupców i przemysłowców, tradycyjnie postrzegających Żydów jako naturalną konkurencję. Wracając do samego Henryka Ehrlicha, jego biografia obfitowała w wiele interesujących momentów, które mogłyby być kanwą dla kilku biografii. Po relegowaniu go za działalność socjalistyczną na Uniwersytecie Warszawskim, musiał na trzy lata wyjechać przymusowo do Rosji. Trzy lata zesłania, na szczęście nie na Syberii, ale w Petersburgu, wykorzystał do zakończenia studiów prawniczych. Tam ożenił się z Zofią Dubnow, córką jednego z najsłynniejszych historyków żydowskich, Szymona Dubnowa. Od 1912 r. Henryk Ehrlich był jednym z najwybitniejszych liderów Bundu w carskiej Rosji. Później aktywnie włączył się w działania rewolucji lutowej w Rosji, gdzie działał w Piotrogrodzkiej Radzie Delegatów. Po bolszewickim przewrocie październikowym, na znak protestu wobec dyktatury Lenina, wystąpił z Rady. Jeszcze przez pewien czas usiłował działać w ramach rosyjskiego Bundu, ale fala bolszewickiego terroru, skierowana także przeciwko socjalistycznym opozycjonistom, zmusiła go do ucieczki do Polski. Powrócił wraz z żoną i dwoma synami do rodzinnego Lublina i zamieszkał w domu ojca. Jego sława działacza, który odżegnywał się od radykalizmu politycznego i potrafił godzić zwaśnione strony, zapewniła mu czołową pozycję w polskim Bundzie. W 1919 r., na zaproszenie Komitetu Centralnego Bundu, przeniósł się do Warszawy, gdzie zdobył mandat radnego miejskiego i jednocześnie był członkiem Rady stołecznej Żydowskiej Gminy Wyznaniowej. Zajmował się jednocześnie działalnością polityczną, publicystyką i adwokaturą " był jednym z wziętych obrońców w czasie procesów politycznych. W 1939 r., po agresji hitlerowskiej, wraz z Wiktorem Alterem i innymi działaczami bundowskimi zbiegł do Brześcia nad Bugiem. Tu w ręce NKWD wydał go jeden z żydowskich komunistów (w okresie międzywojennym Ehrlich zasłynął między innymi dzięki sądowym obronom żydowskich komunistów, chociaż w działalności politycznej był przeciwnikiem współpracy z nimi). Początkowo on i Alter zostali skazani na karę śmierci. Potem wyrok zamieniono im na 10 lat więzienia. Po agresji niemieckiej na ZSRR, na mocy amnestii dla obywateli polskich zostali zwolnieni i od razy zaangażowali się zarówno w działalność na rzecz niepodległości Polski, jak i próbowali reaktywować żydowskie życie polityczne. Weszli w skład między innymi Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego. Pewnego, grudniowego dnia 1941 r., zostali zaproszeni na jakiś kongres organizowany przez władze radzieckie i tam przepadli bez wieści. W poszukiwania Ehrlicha i Altera zaangażowały się żydowskie organizacje na całym świecie oraz rząd polski gen. Sikorskiego.

Czy Lublin miał żydowske elity /II/

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

W końcu, pod naciskiem wielu organizacji, strona radziecka w 1943 r. przyznała się, że obydwaj zostali aresztowani i rozstrzelani w moskiewskim więzieniu na Łubiance pod absurdalnym zarzutem szpiegostwa na rzecz hitlerowskich Niemiec. W rzeczywistości Stalin pozbył się dwóch ludzi, którzy występowali aktywnie przeciwko bolszewickiemu terrorowi. Być może te kilka faktów przywróci do pamięci sylwetkę Henryka Ehrlicha w Lublinie, gdzie prawdopodobnie mało kto wie, że taka postać w ogóle istniała. Charakterystycznym dla Lublina faktem było to, że bardzo wielu znanych działaczy żydowskich, zarówno socjalistycznych, jak i syjonistycznych, pochodziło z religijnych rodzin. Być może ich zaangażowanie się w nowoczesną działalność polityczną, często radykalną, było swoistą ucieczką z kulturowego i religijnego getta, jakim był chasydyzm i ortodoksyjny judaizm w Lublinie. Na początku XX w., wbrew woli religijnych rodziców i presji otoczenia, uciekali z chederów, jesziw czy z tradycyjnie kojarzonych małżeństw, by nie tylko zdobywać świecką wiedzę, ale także angażować się w nowoczesne ideologie. Przy tym wszystkim działalność polityczna nie była jedyną formą ich aktywności. Tu kolejnym przykładem takiej ucieczki z tradycji religijnej w socjalizm jest dr Szloma Herszenhorn, znany żydowski lekarz w Lublinie w okresie międzywojennym. Pochodził z religijnej rodziny znanych lubelskich drukarzy, specjalizujących się w publikacji ksiąg rabinicznych. Z socjalizmem zetknął się, studiując właśnie w jesziwie. Porzucił ją na rzecz świeckiego gimnazjum i uniwersytetu i już jako lekarz przyłączył się do lubelskiego Bundu. Z ramienia tej organizacji był zarówno radnym miejskim, jak i członkiem Rady Gminy Żydowskiej. Jako lekarz był jednym z najbardziej znanych członków Towarzystwa Ochrony Zdrowia i jednocześnie angażował się w życie kulturalne miasta. W 1939 r. uciekł wraz z rodziną na tereny okupowane przez Rosjan. Tam, jak wielu bundowców, został aresztowany i zesłany na Syberię, gdzie stracił żonę i jedynego syna. Po wojnie powrócił do Lublina i tu od 1944 r. usiłował reaktywować żydowskie życie społeczne. Potem udzielał się w Centralnym Komitecie Żydów w Warszawie. Rozczarowany do polskiej rzeczywistości powojennej i antysemityzmu, postanowił wyemigrować do Izraela. Spędził tu kilka lat w domu starców. Tam również nie mógł znaleźć sobie miejsca i wyemigrował do Australii, gdzie schorowany zmarł w 1953 r. Takich biografii lubelskich można byłoby przytaczać wiele. Na koniec warto wspomnieć jeszcze o dwóch postaciach, dzisiaj prawie całkowicie zapomnianych, a ogólnie znanych w żydowskim Lublinie przed II wojną światową i dla żydowskiej społeczności miasta wielce zasłużonych. Pierwszą z nich był Szlomo Baruch Nissenbaum, księgarz i historyk żydowskiego Lublina w jednej osobie. Już pod koniec XIX w. był właścicielem niewielkiej, ale znanej księgarni, położonej pomiędzy Ochronką a Bramą Żydowską, przy ul. Grodzkiej. Zaplecze tej księgarni było również miejscem spotkań pierwszych lubelskich syjonistów z Chibbat-Cion. Zresztą Nissenbaum był założycielem tej grupy, a jednocześnie pozostawał w korespondencyjnym kontakcie z najważniejszymi ideologami syjonizmu w Europie. Szlomo Baruch Nissenbaum wywodził się jeszcze z tradycyjnego, religijnego, żydowskiego Lublina. Zachowane jego fotografie przedstawiają go jako patriarchalnego, brodatego Żyda, w tradycyjnym stroju. Umysłowo jednak należał już do nowoczesnej inteligencji, zagłębiającej się w świeckich naukach, dysponującą głęboką wiedzą. Nissenbaum był typem starego maskila " wykształcenie uzyskał tradycyjne, a następnie sam kształcił się w zakresie nowoczesnych przedmiotów. Uczył się u mełameda " żydowskiego nauczyciela z chederu i sam początkowo był także takim nauczycielem, ale poszerzył swoją wiedzę o tak zwane "światowe przedmioty". Znał równocześnie żydowską literaturę religijną, jak kanon literatury świeckiej. Wszyscy, którzy się z nim stykali, podziwiali go za wielką erudycję i głęboką wiedzę. Jego największą pasją była historia żydowskiego Lublina, którą starał się popularyzować poprzez swoje badania. Efektem tych studiów i badań, prowadzonych w oparciu o dawne dokumenty żydowskie, które jeszcze wtedy można było znaleźć w Lublinie, jak i na podstawie informacji zawartych na nagrobkach wybitnych postaci żydowskich, spoczywających na Starym Cmentarzu żydowskim, w 1899 r. ukazało się jego najważniejsze dzieło, opublikowana po hebrajsku niewielka książeczka, zatytułowana Le-korot ha-Jehudim be-Lublin. Są to biografie najwybitniejszych Żydów lubelskich, a zarazem rzecz o dziejach żydowskiego Lublina, widziana przez pryzmat tych postaci. W 1913 r. w Petersburgu ukazała się kolejna praca Nissenbauma, tym razem po rosyjsku. Były to Jevrejskije nadgrobnyje pamiatniki goroda Lublina (XVI-XIX v.) (Żydowskie nagrobne zabytki miasta Lublina) " rzecz poświęcona zarówno dziejom Starego Cmentarza żydowskiego na Kalinowszczyźnie, jak i osobom, które na nim spoczywały. Jednocześnie Szlomo Baruch Nissenbaum był pierwszym lubelskim Żydem, który zwrócił uwagę na problem konserwacji tego zabytkowego cmentarza i dzięki jego staraniom miejscowa Gmina Żydowska na przełomie XIX i XX w. odnowiła kilka szczególnie cennych macew znajdujących się na Starym Kirkucie, w tym nagrobek rabina Szaloma Szachny. Walkę o Stary Cmentarz Nissenbaum prowadził do końca swojego bogatego życia. Raz po raz, już w okresie międzywojennym, na łamach lubelskiego żydowskiego dziennika "Lubliner Togblat" ukazywały się jego apele o ratowanie tego najcenniejszego żydowskiego zabytku w Lublinie. W gazecie tej, z którą związany był jako stały współpracownik, publikowano także jego artykuły o dziejach Lublina i jego żydowskich mieszkańców. Jako zwolennik syjonizmu udał się w latach dwudziestych do Palestyny, skąd jednak powrócił do rodzinnego Lublina. Efektem tej podróży był cykl palestyńskich reportarzy, opublikowanych również w "Lubliner Togblat". Szlomo Baruch Nissenbaum zmarł w Lublinie w 1927 r. i tu został pochowany na Nowym Cmentarzu żydowskim. Po jego nagrobku nie został nawet ślad. Jedynie w Bibliotece im. Hieronima Łopacińskiego znajduje się jego praca o wybitnych lubelskich Żydach. Jest to jej wznowienie z 1921 r. Niestety, nikt po nią nie sięga z prozaicznego powodu " mało kto pamięta o Nissenbaumie, a książeczka wydrukowana jest po hebrajsku. Dla dzisiejszych lublinian jest język egzotyczny. Może jednak przydałoby się przetłumaczyć tę książkę na język polski i przybliżyć ją polskim czytelnikom? Szlomo Baruch Nissenbaum był jednym z pierwszych żydowskich historyków w Lublinie. Po nim dziejami miejscowej społeczności żydowskiej zajmowali się inni: dr Leon-Lejb Szper, rabin i znawca religijnej historii Żydów, nauczyciel tegoż przedmiotu w przedwojennym, żydowskim Gimnazjum Szperów, dr Bela Mandelsberg-Szyldkraut, studentka prof. Majera Bałabana, zajmująca się historią Żydów w Lublinie w XVI-XVII w., również nauczycielka w gimnazjum żydowskim w Lublinie czy wreszcie prof. Nachman Blumenthal, którego szczyt kariery przypadł już na okres powojenny " pracował najpierw w Centralnej Komisji Historycznej Żydów w Polsce, zbierającej i publikującej relacje ocalałych z Zagłady, a następnie już w Izraelu, w Instytucie Pamięci Yad Vashem, zajmował się studiami nad Holocaustem w Polsce. Drugą postacią, wartą przypomnienia, był Jakub Waksman, znany przed wojną w lubelskim środowisku żydowskim jako dramaturg i reżyser amatorskiej grupy teatralnej, grającej w języku jidysz. Związany był z Towarzystwem "Hazomir", zajmującym się propagowaniem życia kulturalnego w języku jidysz. Do organizacji tej należeli jeszcze przed I wojną światową najbardziej aktywni Żydzi lubelscy, w tym Bela Szpiro, grywająca również w amatorskich przedstawieniach. Żydowscy aktorzy-amatorzy sięgali zarówno po własnych klasyków " Szolema Alejchema, Icchaka Lejba Pereca czy Szaloma Asza, jak również po sztuki pisane na miejscu, w Lublinie, właśnie przez Waksmana. Waksman reżyserował także własne przedstawienia, wystawiane w najpopularniejszych teatrach na terenie Lublina. Żydowskie spektakle grywano w międzywojennym Lublinie w salach kinoteatrów, ponieważ Teatr Żydowski nie miał w mieście własnej sceny. Nawet przyjezdne grupy warszawskie, wileńskie czy łódzkie, na czele ze żydowskimi sławami przedwojennego teatru w Polsce: Idą Kamińską, braćmi Turkow, Reginą Cukier czy Aleksandrem Granachem, musiały występować w salach kinoteatru "Panteon" lub "Corso". Zwłaszcza w tym pierwszym, w "Panteonie", przy Jezuickiej (Stary Teatr) najczęściej wystawiano żydowskie sztuki, cieszące się wielkim powodzeniem w Lublinie. Tu też grano Waksmana i on tu reżyserował. Prywatnie Waksman mieszkał przy ul. Złotej. Przy tej samej, gdzie swój salon prowadziła Franciszka Arnsztajnowa. Złota musiała mieć jakiś artystyczno-poetycki koloryt, skoro żyli na niej ludzie trudniący się literaturą. Przy Jezuickiej mieszkał też Sergiusz Riabinin, potomek rosyjskich emigrantów i poeta " ale to już inna historia. Nie wiem czy Arnsztajnowa utrzymywała jakiś kontakt z Waksmanem, mimo że obydwoje byli Żydami. Należeli jednak do dwóch różnych światów " ona czuła się Polką wyznania mojżeszowego i obracała się przeważnie w polskim środowisku, on całkowicie związany był z lubelskimi Żydami " pisał w jidysz dla publiczności, dla której język ten był środkiem codziennej komunikacji. Jakub Waksman całkowicie zatopiony był w kulturze własnego narodu. Tak to już było w ówczesnym Lublinie, że nawet żyjąc na jednej ulicy, można było być dla siebie całkiem obcym, mimo wspólnej przynależności do jednej grupy narodowej. Jeszcze głębiej ten podział przebiegał pomiędzy Polakami i Żydami, a zwłaszcza pomiędzy elitami. Obydwoje zginęli jako Żydzi " Arnsztajnowa w warszawskim getcie, Waksman w lubelskim, prawdopodobnie zastrzelony na ulicy podczas akcji likwidacyjnej. Obydwoje nie mają też grobów. O żydowskich elitach i słynnych postaciach, nawet tych tylko w wymiarze lokalnym można byłoby pisać jeszcze wiele. Te kilkanaście postaci z żydowskiego Lublina, związanych z miastem i tworzących jego historię na równi ze słynnymi Polakami, niech będzie tylko wstępem do przywracania pamięci o ludziach, którzy coś tutaj znaczyli, żyli i zasłużyli się. Dzisiaj prawie bezimienni, często nie mający nawet własnego miejsca na cmentarzach, nic nie znaczą dla obecnych mieszkańców miasta. Może jednak warto pamiętać, że Lublin miał wiele oblicz, elit i słynnych postaci i nie zawsze mówił i tworzył tylko po polsku

Robert Kuwałek

Życie kulturalne w dwudziestoleciu między wojennym

Z Strona o Żydach lubelskich

Skocz do: nawigacji, wyszukiwanie

Stare i bogate, sięgające okresu wieków XVI i XVII, kulturalne tradycje żydowskiego Lublina, stawiły miasto pośród najznakomitszych ośrodków kultury żydowskiej w Polsce. Lublin w tym okresie był miejscem obrad Waad Arba Aracot (Sejmu Czterech Ziem), stanowiącego organ reprezentujący polskie żydostwo. Tutaj także, funkcjonowała słynna, znana poza granicami Rzeczypospolitej jesziwa. Splendoru miastu dodawała działalność w nim wielu wybitnych rabinów i uczonych (Szloma Szahna, Salomon Luria) oraz ożywiona działalność drukarni żydowskich Okres lat 1918 -1939 przyniósł kulturze i oświacie lubelskich Żydów największe w dotychczasowej historii tego środowiska zróżnicowanie. Aktywność w tej dziedzinie przejawiały wszystkie środowiska i grupy żydowskie, gmina wyznaniowa, partie żydowskie, organizacje społeczne itp. Kultura żydowska tego okresu charakteryzowała się wielostronnością oraz szerokim spektrum przekonań, postaw i ideologii. Z pewnością, właśnie owa różnorodność stanowiła o jej bogactwie i kolorycie. Dziedzina, której rozwój i działalność, zarówno w formie organizacyjnej jak i charakterze światopoglądowym, zależna była od wielu środowisk, była żydowska oświata. Najstarszym typem szkoły elementarnej, były chedery przeznaczone dla dzieci w wieku 5 -12 lat. Miały one charakter szkół wyznaniowych i tradycyjnie cieszyły się poparciem religijno -ortodoksyjnej części społeczeństwa żydowskiego i reprezentujących je partii politycznych (zwłaszcza Agudy). W roku 1924 zalegalizowana w Lublinie 30 tego rodzaju placówek. W ogromnej większości były to zakłady małe jednoizbowe, z przeciętna liczbą uczniów od 15 do 25 osób i jednym nauczycielem. Prawie wszystkie były przeznaczone dla chłopców, jeden miał charakter koedukacyjny i jeden żeński ("Bejs Jakow"). W okresie dwudziestolecia międzywojennego w Lublinie funkcjonowały cztery żydowskie szkoły powszechne (wszystkie prywatne). Do szkół tych uczęszczały wyłącznie dzieci żydowskie, a personel nauczycielski składał się także jedynie z Żydów. Nauka odbywała się zgodnie z aktualnym programem nauczania szkoły polskiej zaś jedynymi różnicami (w stosunku do szkoły polskiej) była nauka religii oraz historii Żydów. Szkoły tego typu funkcjonowały w Lublinie: przy ul. Lubartowskiej 24 (Szkoła Żeńska nr 4 im. Adama Mickiewicza -kierowniczka Lea Mandelkern ), przy Lubartowskiej 18 (Szkoła Żeńska nr 5 Elizy Orzeszkowej -kierowniczka Sznajdla Statman) , przy Karmelickiej 3 ( Szkoła Żeńska nr 24 im Mateusza Buttymonowicza -"kierowniczka : Paulina Borawska) i przy Zamojskiej 29 ( Szkoła męska nr 28 im St. Jackowicza -kierownik Izrael Elwer). Instytucjami koordynującymi działalności żydowskich szkół oraz zrzeszającymi ich nauczycieli były: powstały w 1924r lubelski oddział Zjednoczenia Szkół Żydowskich oraz założony w 1927r Związek Zawodowy nauczycieli Żydowskich Szkół Powszechnych w Lublinie. Funkcje przewodniczącego drugiej organizacji pełnili kolejno: Natan Turkieltaub, Mojżesz Fisz i Izaak Brodwajn. Pierwsza ogólnokształcąca, średnia szkoła żydowska w Lublinie, założona została przez Szymona Szpera w 1916r. W zasadzie były to dwie szkoły, gimnazja żeńskie i męskie mieszczące się jednak w jednym gmachu przy ul. Zamojskiej 12 oraz posiadające jedna dyrekcję i tych samych nauczycieli. W roku 1919 po śmierci założyciela, kierownictwo szkoły przejęła wdowa po nim Róża Szperowa. Oba gimnazja połączono w jedną szkołę ostatecznie w roku 1924, tworząc klasy koedukacyjne. Nękane problemami materialnymi gimnazjum zostało zamknięte w 1933r. Część młodzieży dotychczas uczęszczającej do gimnazjum przejęta została przez nowo powstałe gimnazjum "Kultura" utworzone przez byłego pracownika gimnazjum Szperowej Chaima Glasberga. W roku 1919 Towarzystwo Zakładania Szkół Żydowskich w Lublinie otwarło dwa gimnazja o profilu humanistycznym: męskie (przy ul. Niecałej 3) oraz żeńskie (przy ul. Radziwiłłowskiej 5). Personel pedagogiczny w obu szkołach była taki sam. Obowiązki dyrektora pełnili kolejno: Abram Lipman, Szymon Herman, inż. Jakub Szapiro, dr Joachim Reinhold, Abram Zylberszyc Pasterniak. Rolę integrująca nauczycieli żydowskich gimnazjów Lublina spełniał Związek Zawodowych Nauczycieli średnic Szkół Żydowskich w Polsce. Oddział lubelski organizacji mieścił się przy ul. Nowej 21, w 1934r liczył 25 członków, zaś na jego czele stała Sara Uberallówna. Chlubą ortodoksyjnej części społeczeństwa żydowskiego była, otwarta w 1930r wyższa szkoła rabinacka Jeszywas Chachmej Lublin. Inicjatorem i pomysłodawcą założenia w Lublinie uczelni talmudycznej był rabin Majer Szapiro. On też został pierwszym rektorem uczelni. Po śmierci w 1933r, jego miejsce zajął rabin Szloma Ajger. Jeszybot był zakładem kierowanym kolektywnie. Jego najwęższą władzę stanowił Kolegium Rabinów, składające się z najwybitniejszych znawców nauki talmudycznej w kraju. Kolegium ze swojego składu wybierało rektora. Sprawami administracyjnymi uczelni zajmowała się Rada Administracyjna, której głównym zadaniem było opracowywanie budżetu. Pierwsze uroczyste wręczenie dyplomów uczelni 50 jej absolwentom odbyło się w lutym 1934 r. Uczelnia funkcjonowała do wybuchu wojny. Po wkroczeniu Niemców do Lublina jej gmach zajęty został przez wojsko i urządzono w nim szpital dla rannych żołnierzy niemieckich. Ciekawy los spotkał, niezwykle bogaty księgozbiór Jeszybotu. Jego część tuż po wybuchu wojny została spalona, część zdewastowano, zaś resztę tj. ok. 22 tys. tomów i ok. 10 tys. tomów czasopism zgromadzono w utworzonej przez władze niemieckie w 1940 r. tzw. Staatsbibliothek, centralnej bibliotece zlokalizowanej w gmachu biblioteki im. H. Łopacińskiego przy ul. Narutowicza. Po zakończeniu działań wojennych część zbioru przejął Komitet Żydowski w Lublinie. Następnie zbiór ten ( zaledwie ok. 180 tomów) znalazł się w posiadaniu lubelskiego oddziału Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej. Obecnie znajduje się w -Izbie Pamięci Żydów Lublina" Część zbioru Jeszybotu, z biblioteki im. H. Łopacińskiego przeszła także w posiadanie biblioteki KUL W międzywojennym Lublinie, silnie rozbudowana była żydowska oświata pozaszkolna. Organizacje kulturalno -oświatowa, przeznaczona dla młodzieży i dla dorosłych organizowane i prowadzone były w większości przez żydowskie partie polityczne. W roku 1926 w Lublinie zarejestrowano sześć tego typu organizacji. Były to : Towarzystwo "Tomchaj Nejflim", Towarzystwo "Zakoren Hames" , Stowarzyszenie Biblijne im. Szalom Alejchema, Towarzystwo Popierania Biednych Uczących się Dzieci Żydowskich, Towarzystwo Kursów Wieczorowych dla Robotników z siedzibą w Warszawie, oddział w Lublinie, Żydowskie Stowarzyszenie Kulturalno -Oświatowe "Tarbut" w Polsce, oddział w Lublinie. W roku 1928 powstało : Towarzystwo Kulturalno -Oświatowe "Jabsze", w 1930 Towarzystwo Kulturalno -Oświatowe "Freiheit" a w 1935 r. Stowarzyszenie "Kultur -Lige" Wśród inteligenckiej młodzieży żydowskiej, dużą popularnością cieszyło się Zrzeszenie Akademików Żydów skupiające głównie absolwentów żydowskich szkół średnich o poglądach lewicowych. Jego kolejnymi prezesami byli: Michał Bromberg i Józef Szpiro. W latach 20 "stych, aktywne w organizowaniu odczytów i prelekcji były: Klasowy Związek Zawodowy i Żydowski Uniwersytet Ludowy. Cykle wykładów, zwłaszcza o tematyce literackiej oraz popularno -naukowej (głównie medycyna) odbywały się w obszernym, mogącym pomieścić 800 osób lokalu przy ul. Lubartowskiej 24. Wśród prelegentów znajdowali się: wykładający o literaturze: prof. Ferkaut, dr M. Wojchert, prof. Rajcha, wykładający z zakresu psychologii i medycyny: dr Zajfen, dr Kornelsztajn, dr Mandelbaum, dr Herszenhorn, prof. Łozowski, dr Płotkin i inni. Popularnością cieszyły się także organizowane co pewien czas wystawy. Wystawy artystyczne i malarskie organizowało Żydowskie Towarzystwo Krzewienia Sztuk Pięknych. Pewną forma życia kulturalnego, były organizowane w salach Wałachmana i Kohla (obydwie na Starym Mieście) zabawy taneczne. Począwszy od 1916r (pierwsza wzmianka) funkcjonował w Lublinie zawodowy teatr żydowski "Panteon", mający swoją siedzibę na Starym Mieście, u zbiegu ulic Jezuickiej i Dominikańskiej. Właścicielem teatru przez okres całego dwudziestolecia międzywojennego był Polak Romuald Makowski. Teatr nie posiadał stałego zespołu aktorskiego, występujący w nim artyści byli aktorami kontraktowymi zatrudnionymi na określony okres czasu bądź określoną ilość przestawień. Umowy z aktorami zawierał impresario, którego funkcję pełnili: Pejsach Lejchter oraz Sumer Trachtenberg.. Teatr zatrudniał stałego reżysera, którym był Jakub Waksman. Repertuar teatru był zazwyczaj repertuarem lekkim, choć wystawiano także klasykę światową: Moliera, Ibsena, Dostojewskiego, Tołstoja oraz literaturę żydowską, zwłaszcza Szolem Alejchema. Na scenie teatru występowały znane trupy: wileńska trupa ("The Wilne Trupy"), trupa "Kamień", trupa "Bułow", trupa "Kompanijec". Pewna część społeczeństwa żydowskiego uczestniczyła także w ogólnomiejskim, czy też polskim życiu kulturalnym. Uczęszczano do popularnych kin lubelskich (właścicielami kilku z nich byli Żydzi), w bardziej ograniczonym stopniu do teatrów, na wystawy, odczyty itp. Część zasymilowanej inteligencji żydowskiej utrzymywała bliskie, także kulturalne stosunki z inteligencją polską.

Adam Kopciowski



Stary cmentarz przy ul. Siennej

Najstarsza żydowska nekropolia w Lublinie znajduje się na Kalinowszczyźnie, przy ul. Siennej, na wzgórzu zwanym Grodziskiem. Według badań archeologicznych obecne wzgórze cmentarne było miejscem, na którym do XIII w. znajdowała się wczesnośredniowieczna warownia, stąd też nazwa Grodzisko. Sam kirkut zaczął funkcjonować pod koniec XV w. lub w pierwszej połowie XVI w. i jest prawdopodobnie najstarszym, zachowanym w Polsce cmentarzem żydowskim. Kahał lubelski otrzymał przywilej na założenie w tym miejscu cmentarza w 1555 r. Lubelski starosta Stanisław Tęczyński, w przywileju gwarantowanym przez króla Zygmunta Augusta, oddał Żydom Grodzisko, nazwane w dokumencie "górą i wyspą", albowiem w tym czasie było one otoczone wylewającą wodą i rzeką. Pomimo oficjalnego przywileju, pierwszych pochówków dokonywano już wczeœniej. Najstarszy nagrobek, odkryty w końcu XIX w. i zachowany do dzisiaj, pochodzi z 1541 r. W połowie XVII w. cmentarz zajmował całe wzgórze; wtedy też został otoczony kamiennym murem. Cmentarz był wiele razy dewastowany, głównie w okresach wojny. W XIX w. wojska rosyjskie traktowały cmentarne wzgórze jako miejsce o znaczeniu strategicznym. Stacjonujący w dawnym klasztorze franciszkanów żołnierze dokonali wtedy wielu zniszczeń. Drewniane nagrobki wykorzystano między innymi na podpałkę. W czasie II wojny œwiatowej hitlerowcy na cmentarzu dokonywali egzekucji więźniów politycznych, przywożonych tutaj z pobliskiego Zamku, a następnie, w 1944 zajęli kirkut w dogodne pozycje dla artylerii. W czasie walk cmentarz został na skutek bombardowań i ostrzału artyleryjskiego poważnie zniszczony. Do dzisiaj bardzo wyraŸne są œlady po okopach, pozycjach strzeleckich i lejach. Wielu dewastacji dokonano także po II wojnie œwiatowej; akty wandalizmu zdarzają się do dzisiaj, mimo, że cmentarz został wpisany do rejestru zabytków. Ze względu na znaczenie religijne i wartoœć artystyczną zachowanych tutaj nagrobków, jest to jeden z najcenniejszych zabytków nie tylko w skali ogólnopolskiej i europejskiej. Zachowane macewy, niestety wiele w stanie szczątkowym, stanowią swoisty przegląd sztuki nagrobnej Żydów polskich od XVI w. aż do I poł. XIX w., kiedy to cmentarz został ostatecznie zamknięty dla celów grzebalnych. Podziwiać tutaj można rzeźby nagrobne, które są doskonałymi przykładami sztuki z okresów renesansu, manieryzmu, baroka i neoklasycyzmu. Są przykładami sztuki hebrajskiej kaligrafii oraz bogactwa żydowskiej symboliki nagrobnej. Przede wszystkim jednak cmentarz ma ogromne znaczenie religijne oraz historyczne. Zachowane na nim macewy, ufundowane zostały dla najwybitniejszych przedstawicieli żydowskiej społecznoœci lubelskiej, znanych również daleko poza granicami Lublina i Polski. Od strony ulicy Kalinowszczyzna znajduje się najstarsza częœć cmentarza. Tu też usytuowany jest najstarszy, widoczny nawet z ulicy nagrobek. Jest to macewa wybitnego talmudysty Jakuba Kopelmana ha-Levi, który zmarł w 1541 r. Zaraz za jego nagrobkiem znajdują się dwie macewy z nieco późniejszego okresu. Jedna z nich poœwięcona jest kantorowi Abrahamowi, synowi rabiego Uszaja, zmarłemu w 1543 r. Najstarsze na tym cmentarzu, stanowią przykład skromnej w formie, nieco jeszcze archaicznej sztuki cmentarnej Żydów aszkenazyjskich. Ich styl œwiadczy o silnych wpływach sztuki œredniowiecznej, podobne nagrobki stawiano na żydowskich cmentarzach od X do XVI w. Nieco dalej, na widocznym wzniesieniu, znajduje się dużo młodszy, okazały pomnik nagrobny, o cechach stylu neoklasycystycznego. Jest to jedna z najcenniejszych macew zachowanych na kirkucie, jednak jej wartoœć jest bardziej religijna i historyczna, niż artystyczna. W miejscu tym znajduje się grób Jakowa Icchaka ha-Leviego Szternfelda-Horowica, zwanego także "Widzącym z Lublina". Zmarły w 1815 r. był lubelskim cadykiem, uważanym za ojca chasydyzmu w Królestwie Polskim. Jego działalność i nauczanie spowodowały, że Lublin stał się w XIX w. jednym z najsilniejszych oœrodków chasydzkich na ziemiach polskich. O samym Horowicu krąży wiele opowieœci i legend, opisujących jego dar jasnowidzenia oraz nauczanie. "Widzący", zwany także "Lublinerem", był nauczycielem większoœci najbardziej znanych polskich cadyków. Do dzisiaj jego grób jest miejscem przyciągającym liczne pielgrzymki religijnych Żydów z całego œwiata. O jego wielkim autorytecie œwiadczą stojące tutaj zawsze œwiece oraz złożone na mogile kwitlech - karteczki z proœbami o wstawiennictwo u Boga. Za grobem "Widzącego" znajduje się grupa nagrobków, niestety w większości porozbijanych, mimo licznych prób rekonstrukcji. Za nagrobkami tymi, wœród których znajdują się prawdziwe perły sztuki nagrobnej, stoi pochodząca z XVI w., bardzo cenna dla lubelskiego cmentarza macewa. Jest to grób rabina Szaloma Szachny, zmarłego w 1558 r., znanego w całej Europie. Był założycielem i rektorem miejscowej jesziwy. Pełnił również funkcję rabina całej Małopolski; w oficjalnych dokumentach królewskich nazywano go Doctor Judeaorum Lubliniensis. Również na jego grobie znajduje się również zawsze wiele œwiec i kwitlech. Wspiąwszy się na jeszcze wyższe wzgórze, znajdziemy tam częœciowo uszkodzoną macewę kolejnego wybitnego lubelskiego rabina, zmarłego w 1573 r. Szlomo Lurii, zwanego Maharszalem. Sprawował on po Szalomie Szachnie funkcję rektora lubelskiej jesziwy, a jego uczniowie byli znanymi rabinami w całej ówczesnej Rzeczypospolite. Jego przydomkiem Maharszal nazwano Wielką Synagogę, która znajdowała się u podnóża Zamku. Nagrobek Szaloma Szachny Maharszala, mimo że mają formę XVI-wieczną, są XIX-wiecznymi rekonstrukcjami dawnych macew. Poœród drzew i gęstych krzewów w tej częœci cmentarza znajdują między innymi macewy dwóch marszałków żydowskiego Sejmu Czterech Ziem, rabina Abraham Abele ben Israel ben Mosze, który zmarł w II poł. XVIII w., oraz o wiele bardziej znanego rabina Abrahama Parnasa ben Chaima Heilperna, zmarłego w 1762 r. Nagrobek tego drugiego zachował się w stanie mocno uszkodzonym. By dostać się na Stary kirkut lubelski należy wczeœniej skontaktować się z panem Józefem Honigiem, tel. 747-86-76. Od popołudnia w piątki oraz w soboty cmentarz nie jest otwierany.

Nowy cmentarz żydowski przy ul. Walecznych

Położony jest równolegle do cmentarza rzymsko-katolickiego przy ul. Unickiej. Założony został w 1829, na gruntach zwanych Garbowszczyzną, zakupionych przez przedstawicieli gminy żydowskiej w Lublinie. Rozdzielony al. gen. Władysława Andersa, ciągnie się aż po Ponikwodę. Od strony ul. Walecznych znajduje się stara częœć cmentarza, wraz z częœcią obecnie przeznaczoną do celów grzebalnych. Za al. Andersa usytuowano tzw. częœć okupacyjną nekropolii, na której chowano w okresie II wojny œwiatowej Żydów z lubelskiego getta. Tu hitlerowcy dokonali kilku egzekucji na więźniach politycznych z Zamku oraz ukrywających się Żydach. W tej częœci cmentarza znajdują się także masowe groby Żydów, którzy zostali zamordowani w domach i na ulicach podczas likwidacji lubelskiego getta. Zarówno na starej, jak i na nowej częœci nie zachowały się prawie żadne dawne nagrobki. Zniszczony podczas II wojny œwiatowej, ulegał on również licznym dewastacjom po wojnie. Według przekazów byłych mieszkańców Lublina, znajdowały się na nim bardzo interesujące nagrobki z bogatą symboliką religijną. Była tu też osobna kwatera wojskowa, na której pochowano żydowscy żołnierze z okresu I wojny œwiatowej, z armii rosyjskiej i austro-węgierskiej, którzy polegli w okolicach Lublina i Kraœnika. Po œrodku cmentarza znajduje się czynna do dzisiaj częœć grzebalna. Po II wojnie usytuowano na niej trzy pomniki symbolizujące Holocaust. Najstarszy pochodzi z 1947 r. Na nowej tablicy umieszczono także wybrane nazwiska żołnierzy armii polskiej, którzy chowani tutaj byli w latach 1939-1942 (w tym jeńcy żydowscy z obozu przy ul. Lipowej) oraz w latach 1944-1945. Drugi pomnik wystawiono w formie stylizowanej menory w 1987 r. Poœwięcony jest żydowskim mieszkańcom Lublina, zamordowanym przez hitlerowców. Na cmentarzu znajduje się także pomnik wybudowany w kształcie dawnego muru cmentarnego. Znajduje się on nad mogiłą 190 ostatnich mieszkańców szczątkowego getta na Majdanie Tatarskim, zamordowanych podczas jego likwidacji. Ich szczątki zostały tu przeniesione ze zbiorowej mogiły na Majdanie, odkrytej podczas prac budowlanych. Obok pomnika znajduje się kilka odnalezionych, starych nagrobków. Po œrodku grzebalnej częœci cmentarza znajduje się pusty ohel po grobowcu zmarłego w 1933 r. rabina Majera Szapiro, założyciela i pierwszego rektora Jesziwas Chachmej Lublin. Jego szczątki zostały przeniesiono w 1958 r. do Jerozolimy. Ruiny innego ohelu mieściły groby dynastii lubelskich cadyków, pochodzących z rodziny Eigerów, przewodzących lubelskim chasydom aż do czasów II wojny œwiatowej. (Odsyłacz do B) W latach 80. i na początku 90. Fundacja Sary i Manfreda Frenklów uporządkowała Nowy cmentarz żydowski. Jego starą częœć ogrodzono stylizowanym w żydowskie nagrobki i menory murem. Od strony wewnętrznej na stylizowanych macewach umieszczono tablice pamiątkowe poœwięcone kilkunastu pochodzącym z Lublina i zamordowanym w czasie okupacji hitlerowskiej rodzinom żydowskim. Tablice fundowane były przez ich żyjących krewnych. Staraniem Fundacji wybudowano także mauzoleum poœwięcone wymordowanym Żydom lubelskim, w tym także członkom rodzin Bass i Frenkel. Na piętrze mauzoleum znajduje się sala modlitewna oraz stała wystawa poœwięcona historii lubelskich cmentarzy żydowskich. Uporządkowano także okupacyjną częœć cmentarza, na której po œrodku wybudowano pomnik poœwięcony osobom pochowanym na tej częœci kirkutu. Całoœć rekonstrukcji Nowego cmentarza żydowskiego zaprojektował lubelski architekt Stanisław Machnik. Cmentarz dostępny jest do zwiedzania łącznie z mauzoleum, w którym rezydują stali opiekunowie tego obiektu.



Nieistniejący cmentarz żydowski na Wieniawie.

Pomiędzy alejami 1000-lecia i ulicą Króla Stanisława Leszczyńskiego znajdował się do 1940 r. cmentarz żydowski dla przedmieścia Wieniawa. Częœciowo na jego terenie obecnie częœciowo znajduje się stadion sportowy oraz łąka. Dawny cmentarz na Wieniawie istniał już w II poł. XVIII w. i funkcjonował aż do 1940 r., kiedy to wysiedlono stamtąd ludnoœć żydowską, a dawne przedmieście zniszczono. Nagrobki z cmentarza zostały użyte przez hitlerowców do wzmocnienia fundamentów budynków, stawianych dla władz okupacyjnych przy ul. Spokojnej. Ostatnio, podczas prac remontowych, nagrobki te odkryto i umieszczono tymczasowo na Nowym cmentarzu przy ul. Walecznych



Pomnik i cmentarz żydowski w Głusku.

Chociaż jeszcze niedawno Głusk był osobną miejscowoœcią, położoną w bezpośrednim sąsiedztwie Lublina, to z powodu, że został włączony w granice administracyjne miasta, należy również wspomnieć o znajdującym się w nim cmentarzu żydowskim. Kirkut ten, położony we wschodniej częœci Głuska, œwiadczy o funkcjonującej w miasteczku do 1942 r. samodzielnej gminie żydowskiej. Do okresu wysiedlenia kilkuset głuskich Żydów, które nastąpiło w listopadzie 1942 r., oprócz cmentarza posiadali oni synagogę, która nie przetrwała do dzisiaj, chociaż jej ruiny znajdowały się w miasteczku jeszcze długo po wojnie. Sam cmentarz został zdewastowany jeszcze podczas hitlerowskiej okupacji, a nagrobki, które na nim znajdowały się, hitlerowcy użyli do wybrukowania ul. Brzozowej, gdzie podobno znajdują się do dzisiaj, zalane asfaltem. Z powodu braku nagrobków trudno dzisiaj ustalić od jakiego czasu cmentarz ten funkcjonował. Można założyć, że istniał już w II połowie XVIII w., ponieważ w tym okresie w Głusku funkcjonowała samodzielna gmina żydowska. Przed II wojną œwiatową jednym z najbardziej okazałych pomników na kirkucie był grobowiec - ohel rodziny Wajsbergów, właścicieli pobliskiego majątku w Kalinówce. W czasie okupacji teren cmentarza stał się miejscem egzekucji Żydów z Lublina i Głuska. Największa z nich miała miejsce w kwietniu 1942 r., kiedy to w pobliżu grobowca Wajsbergów rozstrzelano 28 osób, między innymi członków lubelskiej rodziny Zajfsztajnów. W 1995 r. na skraju cmentarza stanął pomnik w formie ohelu, autorstwa lubelskiego architekta Stanisława Machnika, upamiętniający tę oraz inne egzekucje, których dokonywano tu do końca 1942 r. Fundatorką pomnika jest Doba-Necha Zajfsztajn-Cukierman z Australii, której najbliżsi krewni zostali zamordowani na tym cmentarzu. Pozostały teren kirkutu zarośnięty jest gęstymi krzewami i wysokimi drzewami, a po grobach nie pozostały nawet œlady.

Robert Kuwałek






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
11 Z historii Żydów w Lublinie
11 Z historii Żydów w Lublinie
Historia Żydów od XX w pne do 1500r n e
07 Historia Żydów krakowskich
Michael Grant Historia Żydów cz6
19 Historia Żydów Kalendarium
Paul Johnson historia zydow
Historia Żydów krakowskich
Historia Żydów od XX w pne do 1500r n e
HISTORIA ŻYDÓW W POLSCE
Historia Żydów od XX w pne do 1500 r ne
Michael Grant Historia Zydow cz6
Historia Żydów w Leżajsku
Paul Johnson historia żydów
Mullins Nowa historia Żydów
Historia Żydów hrubieszowskich w latach 1939 45(2)

więcej podobnych podstron