Zbiór wspomnien o Sludze Bozej
*************************************8
Bernardino
Giuseppe Bucci
Luiza
Piccarreta
Zbiór
wspomnien o Sludze Bozej
Ciotce Rozarii, wiernej strazniczce zycia Slugi Bozej Luizy Piccarrety
Bernardino
Giuseppe Bucci
Kapucyn
Luiza Piccarreta
Zbiór
wspomnien o Sludze Bozej
(tlum. E. Joanna Kaczynska)
wlasnosc Autora
Slowo wstepne
Serdeczna troska o przechowanie pamieci naszego prostego ludu, który codzienna praca i pokornym przyjmowaniem zyciowych utrapien wzbudzil i wzbudza milosc u Boga i bliznich sklonila o. Bernardina Bucciego, naszego brata kapucyna, do spisania „rodzinnych wspomnien” o Luizie Piccarrecie, powszechnie zwanej przez ten lud „swiatobliwa Luiza".
Zainteresowanie jej osoba jest szczególnie silne, zarówno ze wzgledu na zblizenie do mistyki, jakie obserwujemy ostatnimi czasy (a przeciez Luize nalezy uwazac za mistyczke, gdyz poprzez kontemplacje i spokojne przyjmowanie cierpien fizycznych osiagnela wysoki stopien zazylosci z Jezusem), jak i dlatego, ze znalo ja i odwiedzalo kilku naszych braci (o. Fedele z Montescaglioso, o. Wilhelm z Barletty, o. Salvatore z Corato, o. Terencjusz z Campi Salentina, o. Daniel z Triggiano, o. Antoni ze Stigliano, o. Józef z Francavilla Fontana – zeby wymienic choc kilku), którzy jej przekazali podstawowe elementy duchowosci franciszkanskiej, przejmujac od niej milosc do Chrystusa i zarliwosc w wypelnianiu Bozej Woli.
Niechaj wiec ksiazka ta, w która tyle entuzjazmu i pracy wlozyl o. Bernardino, pomoze wszystkim czytelnikom dokladniej sie zapoznac z duchowoscia Luizy i przyczynic sie do jej beatyfikacji.
O.
Marian Bubbico
Prowincjal
Zakonu Kapucynów Mniejszych Apulii.
Wstep
Na usilne zachety czcigodnego – dzis juz emerytowanego – arcybiskupa Trani, Przewielebnego Józefa Carty, zabralem sie do spisania swiadectw o Luizie Piccarrecie, zebranych wsród czlonków mojej rodziny i innych osób, które osobiscie znaly Sluge Boza. Przy kilku wydarzeniach bylem tez osobiscie obecny.
W dziecinstwie mialem w staly i bezposredni kontakt ze Sluga Boza, bo ciotka moja, Rozaria Bucci, opiekowala sie Luiza w dzien i w nocy przez niemal piecdziesiat lat. Obydwie zarabialy na zycie robieniem koronek klockowych. Moja rodzina byla spokrewniona z rodzina Piccarretów. Siostry moje, Iza, Maria i Gemma bywaly czesto w domu Luizy, równiez po to, by uczyc sie koronkarstwa. Luiza najbardziej lubila Gemme, dla której sama wybrala imie, gdy mala sie urodzila. Siostra Luizy, Angelina, matkowala moim siostrom na chrzcie i bierzmowaniu. Bylismy ze soba w takiej zazylosci, ze w rodzinie wszyscy mówili do niej „ciociu Angelino".
Z Luiza stosunki byly bardzo bliskie. Pamietam, ze moja matka chodzila do niej czesto i toczyla z nia dlugie rozmowy. Nie wiadomo czego one dotyczyly. Mysle, ze Luiza przepowiedziala matce wczesna smierc. Wnosze to z tego, ze matka czesto mówila o smierci i dawala nam do zrozumienia, ze nie pozyje dlugo. Zmarla w wieku piecdziesieciu jeden lat, w trzy lata po Luizie. W chwili smierci miala na sobie koszule Slugi Bozej. Ja osobiscie dostawalem od Luizy obrazki swiete i wizerunki patronów. Pomimo bliskich i rodzinnych stosunków, przed Luiza nie odzywalem sie niemal wcale, tak wielkie wywierala na mnie wrazenie.
Zebralem i zanotowalem duzo materialu, ale nie wszystko moglem tu uporzadkowac tak, aby moglo wyjsc drukiem; zbyt wiele kosztowaloby to pracy i czasu, którym niestety nie dysponuje. Musialem dokonac wyboru i opublikowac tylko te materialy, które uwazalem za najbardziej interesujace. Nie chce przez to powiedziec, ze przypadki pominiete nie zasluguja na uwage. Przeciwnie – jestem przekonany, ze kazde wydarzenie dotyczace Piccarrety przyda sie, by lepiej osadzic jej postac w epoce, w której zyla.
Postanowilem jednak dalej pracowac nad porzadkowaniem i wyszukiwaniem wspomnien o Luizie, bo chcialbym opublikowac szersza biografie Slugi Bozej, dzielo, które rozpoczalem juz od pewnego czasu i które mam nadzieje wkrótce zakonczyc.
ojciec Bernardino Giuseppe Bucci
Rozdzial pierwszy
Rys biograficzny
Sluga Boza Luiza Piccarreta urodzila sie w Corato, w prowincji Bari, dnia 23 kwietnia 1865 i tam tez zmarla w opinii swietosci 4 marca 1947.
Miala szczescie urodzic sie w jednej z rodzin patriarchalnych, jakich wciaz jeszcze jest sporo w naszym apulijskim srodowisku, a które ukochawszy sobie wiejskie zycie zaludnily nasze osady. Jej rodzice, Vito Nicola i Róza z domu Tarantino mieli piec córek: Marie, Rachele, Filomene, Luize i Angele. Maria, Rachela i Filomena powychodzily za maz. Angela, która wszyscy nazywali Angelina, pozostala w staropanienstwie i mieszkala razem z siostra Luiza az do smierci.
Luiza przyszla na swiat w niedziele in albis i tego samego dnia zostala ochrzczona. W kilka godzin po narodzinach ojciec zawinal ja w koc i zaniósl do parafii, gdzie udzielono jej Chrztu Swietego.
Nicola Piccarreta byl rzadca folwarku rodziny Mastrorilli, polozonego w skalistym regionie Murge, w miejscowosci Torre Disperata, 27 kilometrów od Corato. Kto zna te okolice, umie docenic spokój i cisze, jaka panuje w cienistych dolinach polozonych wsród pelnych slonca, nagich, kamienistych wzgórz. W tym folwarku Luiza spedzila dlugie lata dziecinstwa i dojrzewania. Przed domem wciaz jeszcze stoi rozlozyste, prastare drzewo morwowe z wielka dziupla u dolu, gdzie dziewczynka chowala sie, by pomodlic sie w ukryciu przed wzrokiem ciekawskich. To tutaj, w tym samotnym, slonecznym miejscu rozpoczela sie dla Luizy owa boska przygoda, która miala ja wprowadzic na sciezki cierpienia i swietosci. Tutaj przecierpiala wielkie meki z winy nieczystego, który czasem dreczyl ja równiez fizycznie. Luiza bronila sie przed jego napasciami modlac sie usilnie, zwlaszcza do Najswietszej Maryi Panny, która pocieszala ja swa obecnoscia.
Opatrznosc Boza tak prowadzila swymi tajemniczymi sciezkami te mloda dziewczyne, ze nie znala ona zadnej innej radosci, prócz Boga i Jego Laski. I rzeczywscie, pewnego dnia Pan rzekl do niej: „Przepatrzylem swiat caly przygladajac sie kazdemu stworzeniu z osobna, szukajac najmniejszego ze wszystkich. Ciebie znalazlem wsród tak wielu, najmniejsza ze wszystkich. Upodobalem sobie twoja malosc i wybralem cie; powierzylem cie moim aniolom, zeby czuwali nad toba – nie po to, aby uczynic cie wielka, ale po to, by strzegli twej malosci – a teraz chce, aby spelnilo sie wielkie dzielo mojej Woli. Dlatego nie poczujesz sie wielka, a przeciwnie: Wola moja uczyni cie mniejsza, i dalej bedziesz malenka córka Bozej Woli" (por. Tom XII, 23 marca 1921).
W wieku dziewieciu lat Luiza przystapila do pierwszej Komunii swietej i otrzymala swiety Sakrament Bierzmowania. Od tej chwili nauczyla sie zatapiac w modlitwie przez cale godziny u stóp Najswieteszego Sakramentu. W wieku lat jedenastu zapragnela wstapic do kwitnacego wówczas stowarzyszenia Córek Maryi przy kosciele sw. Józefa. Po ukonczeniu lat osiemnastu zostala tercjarka dominikanska, przybierajac imie Siostry Magdaleny. Byla jedna z pierwszych czlonkin Trzeciego Zakonu, który popieral jej proboszcz. Czesc Luizy dla Matki Boskiej rozwinie w niej gleboka duchowosc maryjna, zapowiedz slów, jakie w przyszlosci napisze o Maryi.
Glos Jezusa naklanial Luize do oderwania sie od wszystkiego i od wszystkich. Miala okolo osiemnastu lat, gdy z balkonu swego domu przy ulicy Mazario Sauro ujrzala Go nagle, cierpiacego pod ciezarem Krzyza, jak podniósl ku niej wzrok i powiedzial: „Duszo, wspomóz mnie!” Odtad Luiza zaplonela nienasyconym pragnieniem cierpienia za Chrystusa i za zbawienie dusz. Wtedy to zaczely sie jej cierpienia fizyczne, które w polaczeniu z udreka duchowa i moralna wyniosly ja na szczyty heroizmu.
Rodzina wziela je za chorobe i zwrócila sie o pomoc do lekarzy. Lecz zaden pytany lekarz nie wiedzial, co czynic wobec przypadku klinicznego tak dziwnego i jedynego w swoim rodzaju. Luiza cierpiala na kadaweryczna sztywnosc ciala, choc przejawiala oznaki zycia, i nie bylo lekarstwa zdolnego usmierzyc jej niewymowne cierpienia. Gdy wyczerpano wszystkie srodki znane sztuce medycznej, zwrócono sie o pomoc do ksiezy. Wezwano do jej wezglowia, ojca Kosme Loiodice z zakonu augustynów, który przebywal wtedy u rodziny ze wzgledu na tzw. ustawe Siccardiego (1). Ku ogromnemu zdziwieniu obecnych wystarczyl znak krzyza nakreslony przez kaplana na jej biednym ciele, aby chora natychmiast powrócila do normalnego stanu. Po powrocie ojca Loiodice do zakonu wzywano kilku kaplanów swieckich, którzy kreslac znak krzyza przywracali Luize do przytomnosci. Byla ona przekonana, ze wszyscy ksieza sa swieci, lecz pewnego dnia Pan Jezus powiedzial jej: „Nie dlatego, ze wszyscy sa swieci – zebyz nimi byli! – ale tylko dlatego, ze kontynuuja moje kaplanstwo na swiecie, ty musisz byc zawsze posluszna ich autorytetowi i nigdy im sie nie sprzeciwiac bez wzgledu na to, czy sa dobrzy czy zli” (por. Tom I). Przez cale swoje zycie Luiza bedzie zawsze posluszna autorytetowi ksiezy. Bedzie to jeden z powodów jej najwiekszego cierpienia. Codzienna potrzeba interwencji kaplana, aby móc powrócic do zwyklych zajec, bedzie dla Luizy zródlem najglebszego upokorzenia. Poczatkowo najwiekszy brak zrozumienia i przykrosci spotykal ja wlasnie ze strony ksiezy, którzy uwazali ja za dziewczyne egzaltowana, szalona, za osobe, która chce zwrócic na siebie uwage otoczenia. Pewnego razu pozostawili ja w zesztywnieniu przez ponad dwadziescia dni. Luiza, po zaakceptowaniu swego stanu ofiary, znalazla sie w warunkach zycia bardzo szczególnych: codziennie rano odnajdywano ja sztywna, skurczona bez ruchu na lózku i nikt nie byl w stanie jej rozprostowac, podniesc reki, poruszyc glowa, badz nogami. Jak wiemy, potrzebny byl ksiadz, który by ja poblogoslawil i znakiem krzyza odjal te sztywnosc, aby mogla powrócic do swych codziennych zajec (robila koronki klockowe). Rzecz niezwykla: jej spowiednicy nie byli nigdy jej kierownikami duchowymi – to zadanie Pan Nasz pragnal zachowac dla siebie. Jezus przemawial do niej osobiscie. Udzielajac nauk, poprawiajac i karcac w razie potrzeby, stopniowo wprowadzil Luize na najwyzszy stopien doskonalosci. Przez dlugie lata Luiza byla madrze nauczana i przygotowywana na przyjecie daru Bozej Woli.
Ówczesny arcybiskup Józef Bianchi Dottula (22 grudnia 1848 – 22 wrzesnia 1892), uslyszawszy o wydarzeniach w Corato i po wysluchaniu opinii kilku ksiezy zechcial na wlasna odpowiedzialnosc zajac sie tym dziwnym przypadkiem i przemyslawszy gleboko cala sprawe wyznaczyl Luizie specjalnego spowiednika w osobie Wielebnego Michala De Benedictis, zacnego kaplana, któremu dziewczyna otworzyla swa dusze do glebi. Ksiadz, czlowiek ostrozny i swietego charakteru, narzucil granice cierpieniom Luizy i zakazal jej czynic cokolwiek bez swego przyzwolenia. To wlasnie ksiadz Michal nakazal Luizie zjedzenie przynajmniej jednego posilku dziennie, nawet jezeli zaraz potem miala zwrócic wszystko, co zjadla. Luiza miala zyc tylko Wola Boza. To wlasnie wtedy, gdy byla pod opieka ksiedza Michala, dostala pozwolenie na stale przebywanie w lózku jako ofiara pokuty. Byl rok 1888. Od tamtej pory Luiza pozostala przykuta do swego loza meki, w pozycji siedzacej, przez nastepne piecdziesiat dziewiec lat, az do smierci. Zauwazmy, ze do tej pory, pomimo, ze przyjela swój stan ofiary, czynila to jednak tylko czasami, gdyz posluszenstwo zakazywalo jej ciaglego pozostawania w lózku. Lecz od pierwszego dnia roku 1889 pozostanie w nim na zawsze.
W 1898 roku nowy arcybiskup Tomasz De Stefano (24 marca 1898 – 13 maja 1906) przyslal innego spowiednika, ksiedza Januarego Di Gennaro, który bedzie sprawowal ten urzad przez dwadziescia cztery lata. Ten spowiednik, przeczuwajac cuda, jakich Pan dokonywal w duszy Luizy, nakazal jej kategorycznie spisywac wszystko, co w niej czynila Laska Boska. Na nic byly wszelkie argumenty, jakimi Sluga Boza starala sie wymówic od tego zadania, nawet argument o bardzo znikomych umiejetnosciach pisarskich nie pomógl. Ks. January Di Gennaro pozostal zimny i niewzruszony, choc wiedzial, ze biedaczka ukonczyla tylko pierwsza klase szkoly podstawowej. Musiala sie poddac. W ten sposób, dnia 28 lutego 1898 rozpoczela pisanie dziennika, który mial objac az trzydziesci szesc grubych tomów! Ostatni rozdzial zakonczyla dnia 28 grudnia 1939, kiedy dostala polecenie nie pisania juz wiecej.
Po smierci spowiednika, 10 wrzesnia 1922 zastapil go kanonik Franciszek De Benedictis, który byl przy niej tylko cztery lata, gdyz i on zmarl 30 stycznia 1926. Arcybiskup Józef Leo (17 stycznia 1920 – 20 stycznia 1939) przyslal na spowiednika zwyczajnego Luizy mlodego ksiedza Benedykta Calviego, który pozostal przy niej az do jej smierci, dzielac z nia wszystkie cierpienia i nieporozumienia, jakie mialy spotkac Sluge Boza w ostatnich latach jej zycia.
W poczatkach wieku lud naszej ziemi mial szczescie poznac Blogoslawionego Hanibala Marie Di Francia, podrózujacego po Apulii w poszukiwaniu miejsca na meski i zenski dom dla zgromadzenia, które wlasnie zalozyl w Trani. Uslyszawszy o Luizie Piccarrecie udal sie do niej z wizyta i od tej pory te dwie wielkie dusze zwiazal na zawsze wspólny cel. Równiez inni wielcy kaplani odwiedzali Luize, jak na przyklad jezuita ojciec January Braccali, ojciec Eustachiusz Montemurro, zmarly w opinii swietosci, oraz przewielebny Ferdynand Cento, nuncjusz papieski i kardynal Kosciola Swietego. Blogoslawiony Hanibal zostal spowiednikiem nadzwyczajnym i redaktorem pism Luizy, które wladze koscielne w miare ich konczenia badaly i zatwierdzaly. Okolo roku 1926 blogoslawiony Hanibal nakazal Luizie spisanie w zeszycie wspomnien z dziecinstwa i mlodosci. Blogoslawiony Hanibal opublikowal wiele pism Luizy, m. in. slynna ksiazke Zegar Meki, która doczekala sie czterech wydan. Dnia 7 pazdziernika 1928, po wykonczeniu domu sióstr zgromadzenia Bozej Gorliwosci w Corato, zgodnie z osobistym zyczeniem bl. Hanibala przeniesiono Luize do klasztoru. Bl. Hanibal zmarl byl juz wtedy w opinii swietosci w Messynie.
W 1938 spadlo na Luize straszne nieszczescie. Rzymskie wladze koscielne potepily ja oficjalnie, a ksiazki jej umiescily na indeksie. Ale gdy opublikowano wyrok Swietego Uficjum, Luiza natychmiast poslusznie poddala sie wyrokowi wladz Kosciola.(2)
Przyjechal z Rzymu wyslannik, zadajac oddania wszystkich jej rekopisów, co tez Luiza uczynila bezzwlocznie i spokojnie. Wszystkie pisma powedrowaly do tajnych archiwów Swietego Uficjum.
W dniu 7 pazdziernika 1938, na polecenie przelozonych Luiza musiala opuscic klasztor i znalezc sobie nowe mieszkanie. Ostatnie dziewiec lat zycia spedzila w domu na ulicy Maddalena, w miejscu, które dobrze znaja starzy mieszkancy Corato, pamietajacy jak 8 marca 1947 roku wynoszono stamtad zwloki Luizy.
Zywot Luizy byl nadzwyczaj skromny; posiadala bardzo niewiele dóbr doczesnych. Mieszkala w wynajetym domu, razem z siostra Angelina, która otaczala ja serdeczna opieka, wraz z kilku innymi poboznymi kobietami. Pieniadze, którymi dysponowala, nie wystarczaly nawet na oplate czynszu. Robila wciaz koronki na klockach, zarabiajac tyle, zeby starczylo na utrzymanie siostry, bo sama przeciez nie potrzebowala ani ubran, ani butów. Pozywienie jej skladalo sie z mikroskopijnych posilków, przynoszonych jej przez pomocnice Rozarie Bucci. Luiza nie zadala niczego, nie prosila o nic, a przelkniete jedzenie natychmiast zwracala. Nie wygladala na osobe umierajaca, ale tez nie wygladala zdrowo. A jednak nigdy nie byla bezczynna, zuzywala sily w cierpieniu i pracy, zas zycie jej, w oczach osób, które ja znaly do glebi, bylo nieustajacym cudem.
Godna podziwu byla jej calkowita obojetnosc na wszelkie korzysci materialne, które nie pochodzilyby z jej codziennej pracy! Stanowczo odmawiala przyjmowania pieniedzy i prezentów, które usilowano jej robic z rozmaitych powodów. Nigdy nie przyjela wynagrodzenia za swoje ksiazki. Blogoslawionemu Hanibalowi, który chcial jej wreczyc sumy nalezne za prawa autorskie, odpowiedziala: „Ja nie mam zadnych praw, bo to co jest tam napisane nie jest moje” (por. „Wstep” do ksiazki Zegar Meki, Messyna, 1926). Odmawiala oburzona i zwracala pieniadze, które pobozni ludzie czasem dla niej przesylali.
Mieszkanie Luizy przypominalo klasztor, ciekawscy nie mieli tam wstepu. Odwiedzalo ja zawsze kilka kobiet, zyjacych tym samym duchem, oraz dziewczeta przychodzace na nauke haftu i robienia koronek na klockach. Z tego wlasnie kólka zrodzilo sie wiele powolan zakonnych. Lecz jej wychowawcze dzielo nie ograniczalo sie li tylko do dziewczat, takze wielu mlodych chlopców wstepowalo do róznych zakonów lub zostawalo kaplanami.
Dzien zaczynal sie dla niej okolo piatej rano, kiedy do domu przychodzil ksiadz, by ja poblogoslawic i odprawic Msze swieta, co na ogól czynil jej spowiednik, badz jakis oddelegowany w tym celu kaplan. Byl to przywilej przyznany jej przez papieza Leona XIII i potwierdzony przez sw. Piusa X w roku 1907. Po Mszy swietej Luiza pograzala sie w modlitwie dziekczynnej na jakies dwie godziny. Okolo ósmej zaczynala prace na klockach, która trwala do poludnia. Po skromnym obiedzie pozostawala w swym pokoju sama, w skupieniu. Po poludniu, po ponownej kilkugodzinnej pracy odmawiala Rózaniec. O ósmej wieczorem zaczynala pisac dziennik, po czym okolo pólnocy szla spac. Rano znajdowano ja nieruchomo skulona na lózku, sztywna, z glowa pochylona na prawo. Trzeba bylo interwencji kaplana, aby przywrócic ja z powrotem do normalnego stanu i posadzic na lózku.
Luiza zmarla majac osiemdziesiat jeden lat, dziesiec miesiecy i dziewiec dni, 4 marca 1947, po pietnastu dniach ostrego zapalenia pluc, jedynej choroby stwierdzonej w calym jej zyciu. Zmarla w chwili, gdy noc chylila sie ku koncowi, o tej samej godzinie, o której normalnie kaplanskie blogoslawienstwo uwalnialo ja z usztywnienia. Byl wtedy arcybiskupem J.E. ks. Franciszek Petronelli (25 maja 1939 – 16 czerwca 1947). Luiza umarla na lózku w pozycji siedzacej. Okazalo sie niemozliwe wyprostowac ja i polozyc, a jej cialo – i to jest nadzwyczajne – nie uleglo rigor mortis i zachowalo zwykla pozycje.
Gdy rozeszla sie wiesc o smierci Luizy, cala ludnosc okoliczna zaczela naplywac do jej domu i konieczna byla interwencja strózów porzadku publicznego, aby zapanowac nad tlumem, który w dzien i w nocy ciagnal nieprzerwanie, by zobaczyc kobiete, która byla tak droga wszystkim sercom. Wszedzie rozlegaly sie glosy: „Swiatobliwa Luiza nie zyje!”. By zadowolic wszystkich, którzy chcieli ja zobaczyc, wladze miejskie i sanitarne przyzwolily na wystawienie zwlok Luizy przez cztery dni. Na jej ciele nie pojawily sie slady rozkladu. Nie wygladala na zmarla – siedziala na swym lózku ubrana na bialo; wydawalo sie, jakby przed chwila zasnela, bo jak juz mówilem, zwloki nie ulegly rigor mortis. Rzeczywiscie bez zadnego wysilku mozna bylo obracac jej glowe, unosic rece, poruszac dlonmi i palcami; unoszac jej powieki widac bylo, ze oczy sa lsniace, nie zasnute mgla smierci. Wszyscy uwazali, ze zyje jeszcze, tylko spi gleboko. Specjalnie zwolane Konsylium lekarskie oswiadczylo po uwaznych ogledzinach, ze Luiza nie zyje i trzeba ja uznac za rzeczywiscie zmarla, a nie w letargu, jak wszyscy sobie wyobrazali.
Luiza powiedziala kiedys, ze urodzila sie „na odwrót”, a wiec sluszne bylo, zeby jej smierc takze wygladala „na odwrót” w stosunku do smierci innych ludzi. Zmarla tak, jak zyla, w pozycji siedzacej, i tak tez udala sie na cmentarz, w specjalnie skonstruowanej trumnie, oszklonej z przodu i po bokach, aby wszyscy mogli ja widziec, siedzaca jak królowa na swoim tronie, ubrana na bialo, z napisem Fiat na piersi. Ponad czterdziestu ksiezy, cala Kapitula i wszyscy miejscowi zakonnicy szli w kondukcie pogrzebowym; siostry zakonne niosly po kolei na barkach jej trumne, ogromny tlum ludzi otaczal ja zewszad. Ulice wypelnialo nieprzebrane morze ludzi, niektórzy powchodzili na balkony i dachy domów. Kondukt szedl bardzo powoli, z trudem torujac sobie droge. Uroczystosci pogrzebowe malej córki Bozej Woli odbyly sie w Kosciele Matce, gdzie Msze Swieta odprawila Kapitula w komplecie. Cale Corato odprowadzilo ja na cmentarz. Kazdy chcial wrócic do domu z jakas pamiatka, z kwiatkiem, którym dotknal trumny zmarlej. Kilka lat pózniej trumne ze zwlokami przeniesiono do kosciola farnego Santa Maria Greca.
W roku 1994, w swieto Chrystusa Króla w Kosciele farnym, w obecnosci licznie zgromadzonych wiernych i gosci z zagranicy, Jego Ekscelencja ks. Arcybiskup Carmelo Cassati uroczyscie otworzyl proces beatyfikacyjny Slugi Bozej Luizy Piccarrety.
Najwazniejsze daty
Dnia 23 kwietnia, w niedziele
in Albis w Corato (prowincja Bari) urodzila sie Luiza Piccarreta, córka Vita Nicoli i Rózy z d. Tarantino, którzy mieli piec córek: Marie, Rachele, Filomene, Luize i Angele.
W kilka godzin po jej narodzinach ojciec zawinal ja w koc i zaniósl do Kosciola farnego aby ja ochrzcic. Matka nie cierpiala przy porodzie, dziecko urodzilo sie bezbolesnie.
Przyjela Jezusa w Eucharystii w Niedziele
in Albis i tego samego dnia J.E. Ks. Arcybiskup Józef Bianchi Dottula z Trani udzielil jej sakramentu Bierzmowania.
W wieku lat 18 widzi z balkonu swego domu Jezusa uginajacego sie pod ciezarem krzyza, który mówi jej: „Duszo, wspomóz mnie”. Od tej chwili zyje w samotnosci, w ciaglym zjednoczeniu z niewymowna Meka swego Boskiego Oblubienca.
Zostaje Córka Maryi i Tercjarka Dominikanka przybierajac imie Si
ostry Magdaleny.
1885 - 1947 Dusza wybrana, anielska oblubienica Chrystusa, pokorna i pobozna, obdarzona przez Boga nadzwyczajnymi darami, ofiara niewinna, posredniczka Bozej Sprawiedliwosci, przez szescdziesiat dwa nieprzerwane lata przelezane w lózku jest Zwiastunka Królestwa Bozej Woli.
4 marca1947 Pelna zaslug, w wieczystej swiatlosci Bozej Woli konczy swe ziemskie dni tak, jak zyla, aby zatriumfowac wsród aniolów i swietych w nieskonczonym blasku Bozej Woli.
7 marca 1947 Jej smiertelne szczatki pozostaja wystawione przez cztery dni na widok publiczny, aby nieprzebrane tlumy wiernych przybyle do jej domu mogly ujrzec po raz ostatni Swiatobliwa Luize, tak droga ich sercu. Luiza odbywa swa ostatnia ziemska droge triumfalnie, sunac jak królowa posród dwóch szpalerów ludu. Caly kler diecezjalny i zakonny odprowadza jej trumne na cmentarz. Nabozenstwo odbywa sie w Kosciele Matce z udzialem calej Kapituly. Po poludniu Luiza zostaje pochowana w kaplicy rodowej Calvich.
3 lipca 1963 Jej szczatki zostaja ostatecznie zlozone w kosciele farnym Santa Maria Greca.
20 listopada 1994 W swieto Chrystusa Króla, ks. Arcybiskup Cassati otwiera uroczyscie proces beatyfikacyjny Slugi Bozej Luizy Piccarrety w obecnosci licznie przybylych miejscowych wiernych i gosci z zagranicy.
Na zdjeciu: Pierwszy obrazek Slugi Bozej Luizy Piccarrety, wydany w roku 1948, opatrzony imprimatur ks. abpa Fr. Reginalda Addaziego O.P.
Spowiednicy i kierownicy duchowi
1. ojciec Kosma Loiodice zakonnik i pierwszy spowiednik
2. Ks. Michal De Benedictis spowiednik mlodziutkiej Luizy, wyznaczony w 1884 r. na jej oficjalnego spowiednika przez ksiedza biskupa Józefa B. Dottule
3. Ks. January Di Gennaro proboszcz parafii sw. Józefa, spowiednik od r. 1898 do r. 1922; jako cwiczenie w posluszenstwie nakazal Sludze Bozej spisywanie codziennie kazdego objawienia Pana
4. O. Hanibal Maria Di Francia od r. 1919 do r. 1927 z polecenia biskupa byl jej spowiednikiem nadzwyczajnym; z ramienia Kosciola byl redaktorem pism Slugi Bozej; opublikowal kilka jej pism, m. in. Zegar Meki
5. Ks. Kard. Ferdynand Cento nuncjusz papieski i kardynal Swietego Kosciola Rzymskiego
6. Ks. Franciszek De Benedictis spowiednik od roku 1922 do 1926, nastepca ks. Januarego Di Gennaro
7. Ks. Felice Torelli proboszcz parafii Santa Maria Greca
8. Ks. Ciccio Bevilacqua Koadiutor Kosciola farnego, okazjonalny spowiednik
9. Ks. Lukasz Mazzilli Koadiutor, okazjonalny spowiednik
10. Ks. Benedykt Calvi od r.1926 do 1947 staly spowiednik z polecenia arcybiskupa Józefa Leo
Ks. Peppino Ferrara, odprawial czasem nabozenstwa w domu Luizy.
Ks. Vitantonio Patruno, odprawial czasem nabozenstwa w domu Luizy.
Ks. pralat Klemens Ferrara, odprawial czasem nabozenstwa w domu Luizy.
Ks. Cataldo Tota, rektor Seminarium w Bisceglie i proboszcz kosciola sw. Franciszka
Ks. Michal Samarelli, Wikariusz Generalny Bari.
Ks. Ernest Balducci, Wikariusz Generalny Salerno.
Ks. Ludwik D’Oria, kierownik duchowy Regionalnego Seminarium Duchownego w Molfetta i Wikariusz Generalny Trani.
Takze wielu innych kaplanów, zakonnych i diecezjalnych, których tu nie wymieniamy, od czasu do czasu z róznych powodów odwiedzalo dom Slugi Bozej.
Na zdjeciu: Ks. Benedykt Calvi, ostatni spowiednik Luizy Piccarrety
Biskupi (3)
Ks. Bp Bianchi Dottula Józef 1848-1892
Ks. Bp Marinangeli Dominik 1893-1898
Ks. Bp de Stefano Tomasz 1898-1906 [Luiza zaczyna pisac dzienniki].
Ks. Bp Vaccaro Juliusz 1906, administrator
Ks. Bp Carraro Franciszek P. 1906-1915
Ks. Bp Regime Jan 1915-1918
Ks. Bp Tosi Eugeniusz 1918-1920, administrator
Ks. Bp Leo Józef M. 1920-1939
Ks. Bp Petronelli Franciszek 1939-1947. Zmarl 16 czerwca 1947, trzy miesiace po swiatobliwej smierci Luizy Piccarrety.
Ks. Bp Addazzi Reginald G.M. 1947-1971. Nadal Luizie tytul Slugi Bozej i pozwolil na rozpowszechnianie obrazka z jej podobizna i z modlitwa.
Ks. Bp Carata Józef od 1971, emerytowany. Zaczal sprawe od kanonicznego zatwierdzenia w roku 1986, po dziesiecioletnich zabiegach, Towarzystwa Bozej Woli w Corato. Jednoczesnie na prosbe kardynala Palazziniego, prefekta Swietej Kongregacji do Spraw Swietych wydal polecenie zebrania swiadectw o Sludze Bozej.
Ks. Bp Cassati Carmelo, emerytowany. Otworzyl proces beatyfikacyjny Luizy Piccarrety w dniu swieta Chrystusa Króla, w roku 1994.
Ks. Bp Jan Baptysta Picchierri, aktualnie biskup Trani. Zajmuje sie w chwili obecnej sprawa beatyfikacji Slugi Bozej Luizy Piccarrety.
Lista pism Luizy Piccarrety
Daty dzienników, które pisala Luiza Piccarreta, spelniajac poslusznie zadanie otrzymane od spowiedników.
Takze w sprawie pism Luiza byla calkowicie zalezna od wladz Kosciola.
Dlatego z najwyzsza niechecia i powodowana jedynie posluszenstwem zaczela pisanie dnia 28 lutego 1899.
Tomy Daty
Tomy I i II od 28 lutego do 30 pazdziernika 1899
Tom III od 1 listopada 1899 do 4 wrzesnia 1900
Tom IV od 5 wrzesnia 1900 do 18 marca 1903
Tom V od 19 marca do 30 pazdziernika 1903
Tom VI od 1 listopada 1903 do 16 stycznia 1906
Tom VII od 30 stycznia 1906 do 30 maja 1907
Tom VIII od 23 czerwca 1907 do 30 stycznia 1909
Tom IX od 10 marca 1909 do 3 listopada 1910
Tom X od 9 listopada 1910 do 10 lutego 1912
Tom XI od 14 lutego 1912 do 24 lutego 1917
Tom XII od 16 marca 1917 do 26 kwietnia 1921
Tom XIII od 1 maja 1921 do 4 lutego 1922
Tom XIV od 4 lutego do 24 listopada 1922
Tom XV od 28 listopada 1922 do 14 lipca 1923
Tom XVI od 23 lipca 1923 do 6 czerwca 1924
Tom XVII od 10 czerwca 1924 do 4 sierpnia 1925
Tom XVIII od 9 sierpnia 1925 do 21 lutego 1926
Tom XIX od 23 lutego do 15 wrzesnia 1926
Tom XX od 17 wrzesnia 1926 do 21 lutego 1927
Tom XXI od 23 lutego do 26 maja 1927
Tom XXII od 1 czerwca do 14 wrzesnia 1927
Tom XXIII od 17 wrzesnia 1927 do 11 marca 1928
Tom XXIV od 19 marca do 3 pazdziernika 1928
Tom XXV od 7 pazdziernika 1928 do 4 kwietnia 1929
Tom XXVI od 7 kwietnia do 20 wrzesnia 1929
Tom XXVII od 23 wrzesnia 1929 do 17 lutego 1930
Tom XXVIII od 22 lutego 1930 do 8 lutego 1931
Tom XXIX od 13 lutego do 26 pazdziernika 1931
Tom XXX od 4 listopada 1931 do 14 lipca 1932
Tom XXXI od 24 lipca 1932 do 5 marca 1933
Tom XXXII od 12 marca do 10 listopada 1933
Tom XXXIII od 19 listopada 1933 do 24 listopada 1935
Tom XXXIV od 2 grudnia 1935 do 2 sierpnia 1937
Tom XXXV od 9 sierpnia 1937 do 10 kwietnia 1938
Tom XXXVI od 12 kwietnia do 28 grudnia 1938
Na zdjeciu: Sluga Boza pisze dzienniki wpatrzona w krucyfiks
Noty:
(1) Hrabia Giuseppe Siccardi (1802-57) w roku 1850 przedstawil projekt ustawy znoszacej przywileje kleru oraz wladze sadu koscielnego w panstwie sabaudzkim
(2) Oto tekst, który Sluga Boza przeslala swemu biskupowi przy tej okazji:
Fiat! In Voluntate Dei! Ja, nizej podpisana, dowiedziawszy sie o dekrecie w którym, w dniu 13 lipca 1938 Najwyzsza Kongregacja sw. Uficjum wpisuje na Indeks ksiazki przeze mnie napisane i opublikowane: 1 – Zegar Meki P.N.J.C. z traktatem Bozej Woli; 2 – W królestwie Bozej Woli; 3 – Królowa Niebios w królestwie Bozej Woli; dobrowolnie i z gotowoscia dopelniam obowiazku duszy chrzescijanskiej pokornego, bezwarunkowego, pelnego i absolutnego poddania sie wyrokom swietego Kosciola Rzymskiego, w zwiazku z czym bez zastrzezen ganie i potepiam wszystko, co Najwyzsza Kongregacja swietego Uficjum zganila i potepila w wyzej wymienionych moich opublikowanych pismach w tym samym rozumieniu, w którym postanowila o tym Kongregacja. Tez sama deklaracje sle pokornie mojemu najmilszemu Arcybiskupowi, J.E. D. Giuseppe M. Leo, blagajac go o ojcowska przysluge przeslania powyzszego do sw. Uficjum.
podpisuje sie, Luiza Piccarreta z Corato.
(3) Publikujemy liste biskupów diecezji w Trani za zycia Luizy Piccarrety oraz tych, którzy interesowali sie sprawa jej beatyfikacji.
Rozdzial Drugi
Królestwo Bozej Woli
„A teraz oddaje glos wam wszystkim, którzy bedziecie czytac te pisma… Prosze was i blagam, abyscie przyjeli z miloscia to, co Jezus pragnie nam dac, czyli Jego Wole.
Ale zeby dac wam Swoja Wole, waszej chce od was, bo inaczej Wola jego nie zapanuje. Gdybyscie wiedzieli… Z milosci mój Jezus chce wam udzielic najwiekszego daru nieba i ziemi, daru Swej Woli!
Och, ilez On lez gorzkich wylewa, gdy widzi jak z wlasnej woli rozpelzacie sie po calej wynedznialej ziemi! Nie umiecie utrzymac sie w dobrym zamiarze, a wiecie dlaczego? Dlatego, ze nie macie Jego Woli w sercu.
Och, jakze placze Jezus, jak wzdycha nad waszym losem! I szlochajac prosi, abyscie przyzwolili Jego Woli panowac w was. Chce odmienic wasz los, chce by chorzy ozdrowieli, by slabi nabrali sil, by biedni wzbogacili sie, by niestali nabrali stanowczosci, chce z was, niewolników, uczynic królów. Nie pragnie od was wielkiej pokuty, ani dlugich modlów, ani niczego innego – chce tylko, aby w was panowala Jego Wola, i abyscie przestali zyc wedlug waszej.
Ach, posluchajcie Go, a ja gotowam zycie oddac za kazdego z was, wycierpiec kazda udreke, abyscie tylko otworzyli wasze dusze i Wola mojego Jezusa mogla zapanowac i triumfowac nad ludzkimi pokoleniami!
Posluchajcie, blagam, mojego wezwania – chodzcie ze mna do Raju, gdzie mieliscie poczatek, bo tam Najwyzsza Istota stworzyla czlowieka, by go uczynic królem wszelkiego stworzenia, aby nad wszystkim panowal. Dane mu królestwo to wszechswiat caly, ale berlo, korona, wladza wziely sie z duszy jego, w której mieszkalo Boskie Fiat jak Król sprawujace rzady – Ono stanowilo o prawdziwej królewskiej godnosci czlowieka. Czlowiek ten mial królewskie szaty, jasniejsze od blasku slonca, jego czyny byly szlachetne, a piekno porywajace. Bóg milowal go wielce, zabawial sie z nim, nazywal go swym malym królem i synem. Bylo szczescie, lad i harmonia.
Lecz czlowiek ten, pierwszy nasz ojciec, zdradzil siebie samego i swoje królestwo, jednym aktem swej woli napoil gorycza Stwórce, który go ponad wszystko wyniósl i ukochal. Utracil wiec czlowiek swe królestwo, królestwo Bozej Woli, w którym wszystko bylo mu dane. Wrota Raju zamknely sie przed nim i Bóg odebral królestwo czlowiekowi. A tymczasem posluchajcie mojego sekretu.
Odbierajac czlowiekowi królestwo Bozej Woli Pan Bóg nie powiedzial, ze juz nigdy mu go nie odda – zatrzymal je Sobie w oczekiwaniu na przyszle pokolenia, aby je zadziwic swymi laskami, których oslepiajacy blask zacmiewa ludzka wole, przyczyne utraty tak swietego królestwa; zdumiewajac ich czarem cudownej madrosci Bozej Woli, chcial, by odczuli potrzebe i pragnienie wyzucia sie z wlasnej woli – zródla nieszczesliwosci – i zycia Wola Boza. Tak wiec Królestwo jest nasze – odwagi!
Najwyzsze Fiat czeka na nas, wola nas, wzywa bysmy je sobie wzieli. Któz wiec zdobedzie sie na to, by nie siegnac po nie, któz bedzie na tyle przewrotny, by nie wysluchac jego wolania, nie przyjac tak wielkiego szczescia?
Porzucmy mizerne lachmany naszej woli, zalobny strój naszej niewoli, w która nas odziala, a bedziemy nosic szaty królewskie, stroic sie w boskie ozdoby!
Dlatego do was wszystkich wolam, posluchajcie mnie! Wy znacie moja Malosc, wiecie, ze jestem najmniejszym ze stworzen… oto poszukam sobie schronienia w Bozej Woli wraz z Jezusem, a jednoczesnie zamieszkam, ja – malenka, w waszym lonie i jeczac i placzac bede stamtad pukala do waszych serc, proszac was, jak nedzna zebraczka, o wasze lachmany, o wasze stroje zalobne, o wasza nieszczesna wole, by dac ja Jezusowi, aby ja wszystka spalil i powierzywszy wam Swoja Wole przywrócil wam Swoje Królestwo, Swoje szczescie, czysty blask Swej królewskiej szaty. Och, pojmijcie, co znaczy Boza Wola! W niej sie zawiera niebo i ziemia; jezeli z nia obcujemy, wszystko jest nasze, wszystko ma z nas swój poczatek; ale gdy bez Niej zyjemy, kazda rzecz jest przeciw nam; a jesli cos posiadamy, to dlatego, ze jestesmy prawdziwymi rabusiami naszego Stwórcy i zyjemy z oszustwa i kradziezy.
Dlatego, jezeli chcecie Ja poznac, przeczytajcie te slowa; w nich znajdziecie balsam na rany okrutnie wam zadane przez ludzka wole, w nich swiezy powiew na wskros boski, nowe zycie niebianskie; poczujecie Niebo w duszy, otworza sie przed wami nowe horyzonty, zaswieca nowe slonca i czesto spotkacie pragnacego dac wam Swoja Wole Jezusa z zaplakanym obliczem. Jezus placze, bo chce was widziec w szczesciu, a widzac jak bardzoscie nieszczesliwi szlocha i wzdycha, modli sie o szczesliwosc dla Swych dzieci. Proszac, byscie podali Mu swoja wole, aby uwolnic sie od nieszczescia, obdarza was Swoja, na potwierdzenie daru Jej królestwa.
Dlatego do wszystkich wolam. Wolam razem z Jezusem, poprzez Jego lzy, poprzez Jego gorace westchnienia, poprzez Jego palace Serce, pragnace udzielic Swego Fiat. Z tego Fiat wyszlismy, z Niego mamy zycie – jest wiec konieczne i sluszne, abysmy do Niego powrócili, do tego cennego i nieskonczonego dziedzictwa.
W pierwszej kolejnosci apeluje do Najwyzszego Kaplana, Ojca Swietego, Przedstawiciela Kosciola Swietego, a wiec Przedstawiciela Królestwa Bozej Woli. Oto u Jego swietych stóp ta mala istota sklada to królestwo, azeby swiat z nim zapoznal, azeby ojcowskim, miarodajnym glosem wezwal wszystkie swe dzieci do zamieszkania w tym swietym królestwie. Niechaj Najwyzsze Fiat przepoi serce swego Przedstawiciela na ziemi i zapali w nim pierwsze Slonce Bozej Woli, a poczawszy swe zycie w Osobie najwyzszej Glowy Kosciola, niechaj rozszerzy swe nieskonczone promienie na caly swiat i wszystkich oswieci swym swiatlem, i zjednoczy w jedna owczarnie z jednym Pasterzem!
Drugi apel zwracam do wszystkich Kaplanów. Lezac krzyzem u stóp kazdego z nich, prosze ich i blagam, aby zechcieli zainteresowac sie i zapoznac z Wola Boza. I powiadam im: kazdy ruch, kazdy czyn najpierwej z Niej bierzcie, wiecej, schroncie sie w Fiat, Jemu sie zawierzcie, a poznacie jak slodkie i drogie jest zycie Wola Boza – wszelkie wasze dzielo z Niej czerpiac poczujecie w sobie Boska sile, uslyszycie niemilknacy glos, który bedzie wam mówil rzeczy wspaniale, nigdy przedtem nie slyszane, poczujecie w sobie swiatlosc, która oddali wszelkie zlo, poruszy narody i odda panowanie nad nimi w wasze rece.
Ilez waszych wysilków pozostalo bez skutku, bo nie ma w was zycia Bozej Woli! Rozdawaliscie narodom chleb przasny, bez zaczynu Fiat i dlatego byl im twardy i niestrawny gdy go jadly; a nie czujac w sobie zycia, nie usluchaly waszej nauki. Spozyjcie wiec ten chleb boskiego Fiat - tylko wtedy bedzie Ono zylo w was i we wszystkich innych jednym zyciem i jedna wola.
Trzeci mój apel kieruje do calego swiata, do wszystkich mych sióstr, braci i dzieci. Wiecie, dlaczego kazdego z was wzywam? Bo kazdemu chce udzielic zycia Bozej Woli! Jest Ona czyms wiecej niz powietrze, którym wszyscy oddychamy; jest jak slonce, które nas wszystkich obdarza swym swiatlem; jest jak bicie serca, które chce bic w kazdym; a ja, jak dziecko male chce i wzdycham, byscie wszyscy przyjeli zycie poprzez Fiat. Och, gdybyscie tylko wiedzieli, ile otrzymacie darów, zycie oddalibyscie, aby zapanowala w kazdym z was!
Ja, marna nicosc, chce wam powierzyc druga tajemnice, uslyszana od Jezusa; a czynie to, abyscie oddali mi wasza wole w zamian za Wole Boga, który was uszczesliwi na ciele i duszy.
Chcecie wiedziec, dlaczego ziemia nie wydaje plodów? Dlaczego na calym swiecie ziemia czesto rozstepuje sie i trzesie, i pochlania miasta i ludzi? Dlaczego wiatry i woda burza sie i niszcza wszystko? Skad tyle klesk, dobrze wam znanych?
Stad, ze wszelkie stworzenie posiada Boza Wole, która nad nim panuje i dzieki niej wszystkie sa mozne i wladne; sa od nas szlachetniejsze, bo w nas panuje wola ludzka – ona nas poniza, oslabia i obezwladnia. Jesli baczac na wlasny los odrzucimy ludzka wole i przyjmiemy zycie Bozej Woli, wtedy i my staniemy sie mozni i wladni; bedziemy bracmi i siostrami wszelkiego stworzenia, które nie tylko przestanie nas dreczyc, ale tez pozwoli nad soba zawladnac; bedziemy szczesliwi w zyciu doczesnym i w wiecznosci!
Czy jestescie radzi? Totez pospieszcie sie: posluchajcie mnie, pokornej nicosci, która was tak ukochala. Wtedy i ja bede rada, bo bede mogla powiedziec, ze wszyscy moi bracia i siostry to Króle i Królowe, bo mieszka w nich Boza Wola!
Odwagi, odpowiedzcie na wezwanie.
Tak, wzdycham, byscie mi odpowiedzieli jednoglosnie, co wiecej – nie sama was wzywam, nie sama blagam: wraz ze mna, glosem czulym i lagodnym wzywa was mój slodki Jezus, który tyle razy wrecz z placzem mówi nam: „przyjmijcie moja Wole, zyjcie nia; wnijdzcie do Jej królestwa".
Wiedzcie, ze pierwszym, który prosil Ojca Niebieskiego aby przyszlo Jego Królestwo i stala sie Wola Jego tak w niebie, jak i na ziemi, byl Pan Nasz w modlitwie Ojcze Nasz. Przekazujac nam Swa modlitwe wzywal nas i prosil, abysmy sie modlili: „Fiat Voluntas Tua sicut in coelo et in terra".
Dlatego tez, ilekroc odmawiacie Ojcze Nasz, Jezusa ogarnia tak wielkie pragnienie, by dac wam Swe Królestwo, swoje Fiat, ze spieszy powtarzac wraz z nami: „Ojcze, ja prosze Cie o to wraz z mymi dziecmi, spraw, by sie wnet stalo”. Tak wiec sam Jezus modli sie jako pierwszy, a potem i wy za nim modlicie sie odmawiajac Ojcze Nasz. Czyzbyscie mogli odmówic tak wielkiego daru?
Jeszcze jedno slowo.
Wiedzcie, ze ja, mala istota, widzac gorace pragnienie Jezusa, Jego szalone i pelne lez westchnienia, by dac wam swoje Królestwo, swoje Fiat, chce, wzdycham i zabiegam o to, by wszystkich was ujrzec w Królestwie Bozej Woli, uszczesliwionych usmiechem Jezusa. Ale jesli nie uda mi sie przekonac was modlitwa i lzami, to spróbuje uczynic to natretnym blaganiem, tak u Jezusa, jak i u was.
Wysluchajcie wiec tej marnej istoty, niech juz nie wzdycha, odpowiedzcie mi z serca: „juz dobrze, niech sie stanie…. wszyscy pragniemy królestwa Bozej Woli. Fiat". (1)
Nieznane modlitwy (2)
Zawierzam sie Twojej Woli
Zawierzam sie Twojej Woli, mój Jezu, by oddychac Twoim tchnieniem, by oddychac tchnieniem kazdego stworzenia i kazdy oddech zamieniac w czuly pocalunek.
Chce, by serce moje bilo Twoja Wola i za kazdym swoim uderzeniem powtarzalo „kocham Cie, kocham Cie”, a kazdy najmniejszy mój ruch wedlug Twojej Woli oddawal Ci usciski bliznich, abym zamknieta w Twoim uscisku, w Twoich ramionach chronila Cie przed obraza ludzka i umiala sprawic, zeby Cie wszyscy milowali i uwielbiali, blogoslawili i wypelniali Twa Swieta Wole.
Tys Przewodnikiem moim
O mój slodki Jezu, uchowaj mnie w ukryciu Swej Woli, bo nie chce widziec, ani slyszec, ani dotykac niczego oprócz Twej swietej Woli. Jej moca chce uswiecac bliznich. Panie Jezu, spraw, abym umiala moimi czynami napelnic Niebo i ziemie zyciem Bozym.
Królowo Matko, prowadz mnie, badz mi Nauczycielka i nie pozwól, bym nawet raz jeden odetchnela bez Bozej Woli.
Zabierz moja wole
Mój Jezu, daj mi Swa Wole a zabierz moja, zebym sie uswiecala Twoja swietoscia, zebym milowala Twoja miloscia, zeby moje serce bilo wespól z Twoim Sercem, zeby moje kroki byly Twoimi, moje odkupienie Twoim odkupieniem i zebym umiala swoimi slowami wzbudzic Jezusaa w sercach moich sluchaczy.
Królowo Matko, okryj mnie swym plaszczem, daj bezpieczne schronienie od wszelkiego zlego.
Na zdjeciu: Jedna z wielu modlitw, jakie Sluga Boza lubila zapisywac na odwrocie rozdawanych
obrazków.
Noty:
(1) Apel ten napisala Sluga Boza w roku 1924.
(2) Tytulów nie nadala Luiza Piccarreta. Na ogól sa zaczerpniete z tekstu modlitwy i oddaja jej mysl przewodnia. Znaleziono je wsród osobistych rzeczy Rozarii Bucci. Teraz naleza do mojego prywatnego archiwum materialów o Sludze Bozej.
Rozdzial Trzeci
Ozdrowienie chorej na padaczke
Ciotka Rozaria, urodzona 4 kwietnia 1898 jako ostatnia z licznego rodzenstwa, w opinii mojej babki byla jedyna „pechowa” córka w rodzinie, gdyz nie tylko cierpiala na ataki padaczki, ale w nastepstwie dosc blahego wypadku amputowano jej ostatnie czlony srodkowego, czwartego i malego palca prawej dloni.
Z nadzieja na uzdrowienie z padaczki babka zaprowadzila ja do Luizy, u której zbieralo sie grono dziewczat, uczacych sie robic koronki. Babka poprosila Luize o dolaczenie Rozarii do tej grupy, zeby dziewczynka zdobyla sobie jakis zawód. Ciotka miala wtedy zaledwie dziewiec lat, choc wygladala na znacznie starsza. Byl bardzo zimny i deszczowy dzien stycznia roku 1907. Luiza slynela juz w calym Corato i wszyscy nazywali ja swiatobliwa. Byla znana nie tylko ze swietego zycia, szanowano ja takze z uwagi na jej dzialalnosc spoleczna. Stworzyla bowiem w swym domu szkólke koronkarska, która wielu dziewczetom dawala szanse na awans spoleczny i odmiane zycia, ograniczonego do zajec domowych i prac w gospodarstwie rolnym. (1)
Oto, jak odbylo sie spotkanie…
Byla godzina mniej wiecej dziesiata, gdy moja babka udala sie z ciotka do domu Luizy, mieszczacego sie na ulicy Nazario Sauro, zwanej tez ulica Szpitalna. Drzwi otworzyla matka Luizy, starsza juz kobieta, która przywitala sie z babka, wypytujac ja o róznych czlonków rodziny. (2)
Po tej rozmowie matka Luizy zaprowadzila je obie do pokoiku córki, która siedzac w lózku dawala lekcje koronek dziewczetom.
Angelina, siostra Luizy, wyprowadzila z pokoju mlode koronkarki, przyniosla krzeslo babce i zaczela sie rozmowa.
Oto relacja mojej ciotki:
- Rozmawialy najpierw na rózne tematy, których dobrze nie pamietam, jak dwie przyjaciólki, które dawno sie nie widzialy. Wreszcie moja matka ucalowala Luize i wyszla. Odgadlam, ze rozmawialy równiez i o mnie i ze Luiza zgodzila sie na prosbe mojej matki. Gdy zostalam z nia sama, Luiza spojrzala mi gleboko w oczy z wielka zyczliwoscia, jakby mi chciala dodac otuchy. Nie podejrzewalam wcale ze zostane przy niej nieprzerwanie przez czterdziesci lat.
Kilka dni potem moja ciotka dostala nagle ataku padaczki, akurat podczas pierwszej lekcji koronkarstwa. Ciotka nigdy nie opowiadala mi tego zdarzenia, bo byla osoba raczej zamknieta w sobie i tak dyskretna w sprawach dotyczacych Luizy, ze rzadko opowiadala o niej w domu. Zdarzenie znam z opowiadania mojej matki, która dowiedziala sie szczególów od obecnej przy tym przyjaciólki.
Kiedy ciotka upadla na podloge z piana na ustach, inne dziewczeta przestraszyly sie bardzo i uciekly z pokoju, zas siostra Luizy, Angelina, ruszyla na ratunek Rozarii. Natomiast Luiza nie stracila panowania nad soba, zupelnie, jakby wypadek wcale jej nie dotyczyl, i dalej robila koronki. Jedna z dziewczynek, która pomimo przestrachu pozostala w pokoju, opowiada:
- Jak tylko zobaczyla Rozarie na ziemi, Luiza podniosla oczy ku niebu i rzekla: „Panie, jezeli umiesciles ja przy mnie, to przynajmniej niech bedzie zdrowa”. I dalej robila koronki.
Wsród ogólnego zamieszania nikt nie zwrócil specjalnie uwagi na te modlitwe Luizy.
Czy bylo tak naprawde, czy nie – od tamtej chwili ciotka Rozaria juz nigdy nie dostala ataku padaczki. Dozyla osiemdziesieciu lat i zmarla na zapasc cukrzycowa (taka postawiono diagnoze). Jej choroba trwala póltora dnia.
Na zdjeciu: Luiza Piccarreta czyta Pismo Swiete.
Dzwonek niezgody
Ciotka Rozaria byla wspólwlascicielka dóbr rodzinnych, ale praktycznie zrezygnowala na nasza korzysc z polowy dochodów, jakie one przynosily, dosc znacznych jak na owe czasy, gdyz rodzina nasza byla liczna – szesciu synów, wszyscy w szkolach. Przychodzila prawie codziennie do domu na obiad i czula sie pania sytuacji. Udzial ciotki w zajeciach domowych byl bardzo ceniony. Ciotka pomagala w kuchni, nakrywala do stolu i przed odejsciem pomagala sprzatnac po skonczonym posilku.
Wszyscysmy byli jej za to bardzo wdzieczni, gdyz matka byla nauczycielka a my wszyscy uczylismy sie w szkolach, wiec nie moglismy specjalnie pomagac w domu. Kiedy zdarzalo sie, ciotka nie przyszla, wszystko sie komplikowalo i dom ogarnial chaos. Pamietam, ze zwykle, gdy wracalismy ze szkoly, ciotka Rozaria byla juz w domu. Posylala nas zaraz umyc rece i przypominala, zebysmy sie przezegnali przed jedzeniem.
Czasem jednak ciotka zachowywala sie tak dziwnie, ze zaczynalismy szemrac, zwlaszcza moja matka. Jej zachowanie wydawalo nam sie wtedy bezczelne i wyzywajace, jakby chciala dac do zrozumienia, ze to ona jest tu pania.
Zalezalo to zapewne takze od jej silnego i zamknietego charakteru, który nie pozwalal na zwierzenia.
Jej obecnosc krepowala nas, nikt w domu nie smial uzywac slów innych niz poprawne, a ona nam nie ustepowala – zadne z nas nigdy nie dostalo od niej podarku czy pieniedzy. Robila sie milsza tylko wtedy, gdy mówilismy, ze chcemy pójsc do kosciola wyspowiadac sie, albo na nabozenstwo wieczorne, na które ona zawsze chodzila. Zazwyczaj chodzila do kosciola Santa Maria Greca. Zajmowala miejsce w kaplicy Najswietszego Sakramentu, gdzie klekala na uboczu. Gdy szukalismy jej w jakiejs sprawie rodzinnej, a nie bylo jej w domu u Luizy, znajdowalismy ja zawsze tam wlasnie, na zwyklym miejscu. Któregos dnia zapytalem ja:
- Nie bola cie kolana od kleczenia?
Ona usmiechnela sie, ale nie odpowiedziala na moje pytanie. Wyjasnila tylko:
- Tutaj kleczala zawsze Luiza, kiedy mogla jeszcze chodzic do kosciola. To tutaj rozmawiala z Jezusem.
Wszystkie te dziwne zachowania przeszkadzaly nam bardzo, totez w domu padaly czesto ciezkie slowa na jej temat. Przyczyny klótni w rodzinie, zwlaszcza miedzy ciotka a moja matka byly nastepujace:
Wielokrotnie, gdy siedzielismy przy obiedzie, ciotka nagle wstawala, pospiesznie wkladala plaszcz i wychodzila.
Albo wlasnie kiedy dyskutowano o sprawach waznych dla rodziny, przerywala dyskusje i znikala. Nie umielismy sobie wytlumaczyc takiego zachowania, bo tez nie mialo ono zadnego logicznego wyjasnienia. W zwiazku z tym ciotke uwazalismy za osobe obludna i nieszczera, a matka przypisywala zachowanie ciotki jej poczuciu wyzszosci. Tylko ojciec, który bardzo kochal siostre, interweniowal przywracajac spokój i usprawiedliwial ja zawsze, co bardzo gniewalo matke, obrazona, ze on nie szanuje jej zdania o ciotce.
My, dzieci, trzymalismy oczywiscie strone matki. Dla nas ciotka byla czarna owca w rodzinie i przedmiotem zgryzliwych uwag z naszej strony. Musiala interweniowac matka, przykrócajac nasze kpiny. Mimo wszystko matka wielce szanowala ciotke Rozarie i ostrzegala nas zawsze:
- Pamietajcie, ze to swieta dusza, oddana Bogu.
Przypuszczalnie najbardziej denerwujace bylo to, ze nastepnego dnia ciotka Rozaria pojawiala sie w domu jak gdyby nigdy nic, ale nigdy nie odpowiadala na pytania matki o przyczyne jej zachowania.
Juz jako kaplan, gdy ciotka byla stara i cala rodzina otaczala ja wielka czcia, zapytalem ja o to dziwne postepowanie. Odrzekla:
- Naprawde chcesz wiedziec? Takis ciekawy?
- Tak – odpowiedzialem. Wtedy zaczela opowiadac:
- Bardzo cierpialam z powodu tych nieporozumien, ale to byly straszliwe próby, na które wystawial mnie Pan Bóg, abym byla godna strazniczka Luizy. Ona poswiecala wiele godzin dziennie modlitwie. Zgadywalam kiedy chciala byc sama i nie czekajac, az mi sama powie, wstawalam od klocków, wyjmowalam jej z rak robote, kladlam na stole, prosilam wszystkich, zeby wyszli z pokoju, zaciagalam zaslone wokól lózka, zamykalam jej pokój i wszystkie pracowalysmy w ciszy w sasiednim pokoju. Mijalo wiele godzin i kiedy slyszalam dzwonek, tylko ja wchodzilam do Luizy, otwieralam zaslony lózka, wkladalam znowu klocki w jej dlonie tak, aby wszyscy wchodzac do pokoju zastali ja tak, jak zostawili, pograzona w pracy. Takze rano, kiedy jeszcze lezalam w lózku, tylko ja jedna slyszalam, ze dzwoni, czasem kolo trzeciej, czwartej. Jej siostra Angelina narzekala, ze budze ja swoim wstawaniem. Szlam do pokoju Luizy i znajdowalam ja jak martwa, bez znaku zycia, w bezruchu. Czesalam jej wlosy, poprawialam poduszki, które wiele razy znajdowalam na ziemi. Trzeba powiedziec, ze poduszki (trzy) byly ukladane pod plecy Luizy… ale Luiza nigdy sie na nich nie opierala, sluzyly tylko po to, by zapelnic puste miejsce miedzy Luiza a szczytem lózka. Po przygotowaniu Luizy przygotowywalam tez oltarz do Mszy swietej. Gdy przychodzil ksiadz, zeby odprawic nabozenstwo, wpuszczalam tylko jego. On zegnal jej cialo znakiem krzyza i przywracal ja do zycia. Gdy Luiza powracala do normalnego stanu, wchodzili wszyscy inni z nieodlacznym ministrantem wlacznie, by uczestniczyc w nabozenstwie. Luiza sluchala Mszy swietej jak w ekstazie, z ogromnym nabozenstwem, odpowiadajac bezblednie po lacinie. Po komunii, kiedy juz wszyscy odeszli, Luiza pograzala sie w dlugim i glebokim dziekczynieniu, które trwalo kilka godzin. Kolo dziewiatej rano dzwonila. Wtedy wchodzilysmy i zaczynala sie praca na klockach. Ja pracowalam obok Luizy i uzywalysmy tych samych wrzecion, nici i szpilek. Poprawialam jej prace, bo byly dosc nierówne dlatego, ze Luiza nie miala sily, by dobrze napinac nici z powodu bólu rak, na których miala stygmaty.
W tym miejscu przerwalem jej:
- Alez ja nigdy nie widzialem stygmatów na jej rekach!
Odpowiedziala:
- Pewnie, bo byly wewnetrzne i tylko ja i pare innych osób je widzielismy. Widzieli je mianowicie spowiednicy i siostry Cimadomo, i jak mi sie zdaje, takze jej siostrzenica Józefina. Bo jak bralo sie dlon Luizy i obserwowalo pod slonce, to wewnatrz widoczny byl otwór. Wiele razy, gdy wchodzilam do pokoju w nocy, byla cala zakrwawiona; stopy, dlonie i bok tak broczyly krwia, ze przesiakala nocna koszula i lózko. Czasem krew splywala az na podloge. Zakrwawione bylo nie tylko cialo, ale i twarz, i glowa – wygladala jak Jezus na krzyzu. Na poczatku bylam przerazona, przekonana, ze nie zyje, ze sie wykrwawila. Bieglam po reczniki, by ja obmyc, ale jak wracalam, byla zupelnie czysta, tylko przescieradla byly skrwawione. Wszystko znikalo. To zjawisko powtarzalo sie dwa, trzy razy do roku.
- Ale czy ty opowiadalas kiedykolwiek o tym zjawisku? – zapytalem.
- Nie – odpowiedziala ciotka – tylko ksiadz Benedykt Calvi wiedzial. On mi absolutnie zabronil mówic o tym i powiedzial, ze nie da mi rozgrzeszenia, jezeli sie przed kims wygadam. Ty jeden wiesz i mam nadzieje, ze Luiza nie ma o to do mnie zalu.
Potem zamilkla na chwile, po czym dodala:
- Prosze, bys nie rozpowiadal o tym zjawisku.
Mialem wrazenie, ze zalowala, iz powiedziala mi o tym. Bo tez opowiadala to po raz pierwszy.
Oto wiec jedno z wielu zjawisk zachodzacych w zyciu Luizy, do tej pory nieznane.
Ciotka po dluzszym milczeniu podjela znowu opowiadanie:
- Na ogól Luiza pracowala tylko dla kosciolów, robila koronkowe obrusy na oltarze, alby i komze dla kaplanów. Czasami na usilne prosby robila narzuty na lózka dla nowozenców. Miala szczególna slabosc do uswiecania rodzin i wiele mlodych par przychodzilo do niej po rade. Ilez dobra wyrzadzila i ile rodzin uratowala od zguby! Ja wychodzilam z domu, gdy Luiza pograzala sie w modlitwie, a kiedy wracalam po krótkiej niebytnosci, dzwonil dzwonek, wiec bylam spokojna. Jezeli musialam oddalic sie na kilka dni, zastepowala mnie siostrzenica Józefina. Ale zdarzalo sie, ze kiedy bylam daleko, w domu czy w kosciele, albo u którejs przyjaciólki, slyszalam dzwonek, przerywalam wszystko, nawet obiad, i bieglam do Luizy. Z tego powodu uwazano mnie za dziwaczke nie tylko w rodzinie, takze wsród obcych. Nie moglam dawac wyjasnien, takze dlatego, ze dzwiek dzwonka slyszalam tylko ja i gdybym powiedziala o tym ludziom, wzieliby mnie za wariatke i wizjonerke. Dlatego milczalam, a kiedy pytano mnie o przyczyny mojego postepowania, próbowalam zawsze przemilczec i zmienic temat rozmowy, udajac, ze nie slysze pytania. To wszystko sprawialo mi wielki ból. Wiele razy po powrocie biegiem do domu zastawalam Luize dalej pograzona w modlitwie.
Zapytalem:
- To kto dzwonil?.
- Tego nie wiem – odpowiedziala.
- A Luiza co mówila?
- Nic.
- A ty co robilas?
- Klekalam przy jej lózku i modlilam sie.
- Ale ty, czy nie zauwazalas niczego podczas modlitwy Luizy? Czy to prawda co mówia, ze czesto Luiza unosila sie w powietrzu?
- O tych sprawach nie moge mówic, Luiza zawsze mi tego zabraniala. Tylko spowiednik wiedzial wszystko i byl straznikiem nadzwyczajnych zjawisk z nia zwiazanych. Ze swej strony Luiza zawsze udawala, ze nic sie nie dzieje, ani nie pozwalala na chocby jedno slówko na ten temat. Wszystko musialo podlegac autorytetowi kaplana i tylko on mógl orzekac, czy te zjawiska moga byc ujawniane. Luiza nie robila niczego, ani niczego nie pisala bez pozwolenia spowiednika, byla tak ulegla wobec wladzy koscielnej, ze nic nie moglo byc podane do wiadomosci publicznej albo napisane czy rozpowszechnione bez zgody Kosciola. To stad mozna bedzie dowiedziec sie wszystkiego o Luizie; wszystko jest zapisane w jej pismach.
Próbowalem ja przekonac:
- Ale jej pisma nie moga powiedziec wszystkiego o jej zyciu, bo przeciez zycie Luizy bylo duzo bardziej zlozone.
- To prawda. – odpowiedziala – Moglabym powiedziec o wielu sprawach, o których nikt nie wie.
- No to czemu upierasz sie i nic nie mówisz?
- Gdyby Luiza chciala, zeby wiedziano, spisalaby wszystko, albo zlecilby jej to Kosciól. Jasne jest, ze pewne zjawiska, których ja i inne osoby bylismy swiadkami, nie sa potrzebne duszom do uswiecenia. Pan zezwolil, aby to wszystko, co rzeczywiscie sluzy Kosciolowi i duszom bylo znane, reszta jest niepotrzebna. Opowiadajac o tym zdaje mi sie, ze profanuje bliskosc, jaka istniala miedzy Luiza i Bogiem, ludzie by tego nie zrozumieli. Przeslanie pozostawione nam przez Luize wykracza poza nia sama. Ona chciala, zeby cala chwala i czesc nalezala tylko do Boga – jej osoba miala pozostac w ukryciu, dlatego kochala samotnosc, cisze i wielce jej przeszkadzalo, gdy widziala, ze ludzie oddaja czesc jej osobie, bo ona sama uwazala sie za ulomna biedaczke w nieustajacej potrzebie. Ja i najblizsze otoczenie Luizy wiedzielismy bardzo dobrze, ze ona nie potrzebuje niczego, a my mamy byc strózami jej tajemnicy. Ilez to razy znajdowalam Luize juz doprowadzona do porzadku, oltarz gotowy do Mszy Swietej, a swiece zapalone.
- Ale jak to moglo byc, skoro Luiza nigdy nie wstala z lózka przez mniej wiecej siedemdziesiat lat? Czy jestes pewna tego, co mówisz?
- Absolutnie pewna! Bo tylko ja wchodzilam do jej pokoju.
- Czy nigdy nie próbowalas odpowiedziec sobie na to pytanie?
- Myslalam sobie, ze pewnie Anieli jej usluguja, a zwlaszcza jej Aniol Stróz, któremu byla nadzwyczajnie oddana. Czesto w jej pokoju unosil sie piekny zapach, gdy wchodzilam.
- A czy inne osoby, gdy tam wchodzily, czuly ten zapach?
- Tak, wszyscy uczestnicy Mszy Swietej. Pamietam, ze raz ksiadz Cataldo De Benedictis, który przyszedl, by odprawic Msze Swieta pod nieobecnosc spowiednika, powiedzial mi: „Tylko nie perfumujcie pokoju, bo wychodze potem jak odurzony”. Zapewnilam go, ze nikt tam niczego nie perfumowal, ale mi nie uwierzyl.
- Czy to prawda, ze Luiza zwracala caly przyjmowany pokarm?
- Tak. Wszyscy dobrze znali to zjawisko, bo Luiza miala przeciez zyc tylko Boza Wola. Ale wielu nie wierzylo i myslalo, ze jednak cos tam musi przelykac.
- Widzialem to zjawisko wiele razy, gdy przychodzilem cie odwiedzac do domu Luizy.
- To czego jeszcze chcesz ode mnie? Duzo rzeczy sie jednak marnowalo, a w tamtych czasach, jak wiesz, bieda byla wielka wszedzie. Ja tez zwrócilam na to uwage Luizie, choc tyle, co ona jadla, starczyloby ledwie dla noworodka. A ona mi wtedy odpowiedziala: „Musimy byc posluszni”. Bo rzeczywiscie spowiednicy na temat tego zjawiska byli nieustepliwi, twardzi i niezlomni. Wydaje mi sie, ze bylo scisle polecenie Biskupa w tej sprawie. Raz spowiednik powiedzial mi stanowczo: Musi jesc codziennie i wszyscy musza wiedziec, ze je, w przeciwnym wypadku mogliby postawic warte przy drzwiach, jak u Teresy Newmah, a prasa narobilaby tylko zamieszania.
- Ale pila wode, lub inne plyny?
- Ja nigdy nie podalam jej wody do picia; pila tylko sok z gorzkich migdalów, który przynosily jej siostry Cimadomo. Czasem przygotowywala ten sok twoja siostra Iza, która dostawala migdaly od Ciotki Nuncji. (3)
- Ale czy gorzkie migdaly nie sa trujace? A na dluzsza mete nie szkodza organizmowi?
- Tego nie wiem, ale moge stwierdzic z czystym sumieniem, ze byl to jedyny plyn, który pila bez zwracania.
- A czy byl chociaz slodzony?.
- Nie – odpowiedziala mi ciotka – ale teraz dosyc juz, powiedzialam prawie wszystko co moglam powiedziec i co zreszta wszyscy wiedza od dawna.
- Ale ja chce wiedziec wiecej!.
- Nie! To tylko ciekawosc z twojej strony, a jezeli Luiza bedzie chciala, opowiem ci wiele innych spraw. Ale wtedy to ja cie zawolam.
Tak zakonczyla sie rozmowa z ciotka Rozaria (4). Byl 15 pazdziernika 1970 roku.
Na zdjeciu: Rozaria Bucci przezyla u boku Luizy Piccarrety czterdziesci lat.
Koronkarka doskonala
Ku wielkiem zdumieniu otoczenia, pomimo okaleczonych palców u reki ciotka Rozaria zostala swietna koronkarka. Poprawiala robote Luizy i uczyla wszystkie dziewczeta, które uczeszczaly na kurs koronkarstwa. Poza tym wkrótce stala sie osoba niezastapiona i po smierci rodziców Luizy przejela stery rzadów jako gospodyni jej domu. To ona przyjmowala zlecenia i zawierala umowy na wykonanie koronek. Nikomu jednak nie mówila, które z nich wykonala Luiza, gdyz Sluga Boza nie zyczyla sobie, aby jej prace wyrózniano czy specjalnie podziwiano. Po smierci Luizy prace koronkarskie trwaly dalej, gdyz ciotka podtrzymywala tradycje, doprowadzona do rozkwitu przez Luize Piccarrete. Fakt, ze ciotka byla tak doskonala koronkarka, byl uwazany za cudowny przez wszystkich, gdyz kalectwo nie powinno bylo pozwolic jej na prace tak delikatne i precyzyjne, jak koronki klockowe. Za wyroby, które warte byly miliony, gdyz wymagaly kilku lat pracy, brano sumy po prostu smieszne. My, bratankowie, narzekalismy przed ciotka i protestowalismy, ale ona odpowiadala: „Pieniadze sa malo wazne, wazne jest utrzymac sie przy zyciu”. Ciotka opowiadala, ze Luiza zabronila jej kategorycznie przyjmowania pieniadzy od kogokolwiek, z jakiegokolwiek powodu poza wynagrodzeniem za prace, a zwlaszcza datków pienieznych. Jesli zdarzylo sie, ze pieniadze wplywaly poczta, natychmiast byly odsylane z powrotem. Luiza twierdzila, ze jak dla siebie, posiada i tak za duzo, a przeciez sama niczego nie potrzebuje. Te drobne sumy pobierane za wyroby koronkarskie wystarczaly na utrzymanie ciotki Rozarii i siostry Luizy, Angeliny. Znamienna jest w tym wzgledzie odpowiedz, jaka Luiza dala blogoslawionemu Hanibalowi, kiedy chcial jej przekazac sumy nalezne z tytulu praw autorskich za wydane ksiazki:
- Nie mam zadnych praw – powiedziala odmawiajac przyjecia tych pieniedzy od bl. Hanibala – bo to, co jest w nich napisane, nie jest moje.
Tajemnicze wrzody
Okolo roku 1940 moja ciotka, kobieta krzepka i tryskajaca zdrowiem, dostala na ciele czegos w rodzaju bezbolesnych wyrzutów, które z czasem powiekszyly sie i zaczely wydzielac rope. Zwlaszcza dwa z nich byly szczególnie przykre, bo znajdowaly sie pod broda i wygladaly jak dwa wielkie, napuchle czyraki. Z wrzodów stale wyciekala ropa, kapiac wrecz do talerza ciotki podczas obiadu. Brzydzilem sie tego okropnie i usilowalem odejsc od stolu, ale matka, nie chcac dac poznac ciotce naszego wstretu przytrzymywala mnie za reke, albo szczypala pod stolem. Ciotka Rozaria, jako wspólwlascicielka dóbr rodzinnych przychodzila do nas czesto na posilki. Jej wrzody, rozsiane juz na calym ciele, zwlaszcza na piersiach i ramionach, opatrywala zyczliwie moja matka, która namawiala ciotke, zeby pojechala do Bari do lekarza. Lecz pewnego dnia ciotka przyszla na obiad zupelnie zdrowa. Wszyscy bylismy zaskoczeni, bo w miejscu ropiejacych wrzodów widnialy tylko drobniutkie, zabliznione slady. Nikt nie komentowal. Dopiero gdy ciotka odeszla, ojciec, wspominajac dawniejsze i bizsze zdarzenia podsumowal z mysla o Luizie: „Ched femn c fatt’ vdai caus nov” („ta kobieta zawsze umiala pokazac nam cos nowego”). Ojciec takze bardzo szanowal i powazal swiatobliwa Luize i na lozu smierci chcial, aby podano mu koszule, która nalezala kiedys do niej. Umarl, przyciskajac te koszule do piersi. Te sama koszule wlozyla moja matka w chwili swojego odejscia do nieba.
Ale jak to bylo z moja ciotka?
Oto co mi opowiedziala pewnego razu podczas moich odwiedzin, gdy bylem wikariuszem w klasztorze w Barletcie i przyjezdzalem do niej regularnie.
Na usilne prosby mojej matki ciotka pojechala do Bari zbadac sie u dermatologa. Diagnoze uslyszala straszliwa.
- Droga pani – rzekl jej lekarz – to sa wrzody rakotwórcze, które beda rozprzestrzeniac sie coraz bardziej, az pokryja cale cialo. Jest to rodzaj tradu, pani choroba jest bardzo rzadka.
Wyobrazcie sobie stan duszy ciotki, gdy uslyszala ten wyrok. Bladzila godzinami po ulicach Bari, az wreszcie wieczorem wrócila do domu, do Luizy. Tam dala upust swojemu zmartwieniu mówiac:
- Jestem zawsze przy tobie, a ty pozwalasz, zeby sie takie rzeczy dzialy? Ja nie mam dzieci, które moglyby mnie pielegnowac.
Luiza pozwolila jej sie wygadac, a potem powiedziala:
- Rozario, Rozario… u wszystkich lekarzy bylas, a nie poszlas do jedynego prawdziwego lekarza.
Ciotka, gdy to uslyszala, natychmiast zebrala wszystkie mascie, gazy i bandaze, i wyrzucila je przez balkon (to wszystko dzialo sie w domu przy ulicy Maddalena, gdzie wtedy mieszkaly). Potem oznajmila:
- Teraz powierzam sie Naszemu Panu i twoim modlitwom.
Przed udaniem sie na spoczynek Luiza przywolala ja do siebie, kazala jej ukleknac przy swoim lózku i obie modlily sie bardzo dlugo. Po czym ciotka poszla spac. Spala w wielkim malzenskim lozu razem z Angelina. W nocy ciotka poczula szczególna blogosc na calym ciele. Nastepnego ranka, wstajac z lózka ujrzala, ze wszystkie wrzody wyschly – pokrywaly je tylko cienkie strupki, które odpadly potem w ciagu dnia – byla zupelnie zdrowa. Rozeszly sie sluchy o cudzie, ale nikt nie smial mówic o tym otwarcie, choc wszyscy wiedzieli, ze maczala w tym palce Luiza. A to dlatego, ze Luiza nie chciala aby te zjawiska przypisywano jej osobie.
- Ja nie umiem czynic cudów, to Nasz Pan je czyni – twierdzila.
Z tej przyczyny zadne nadzwyczajne wydarzenie, które mialo miejsce za jej przyczyna, nie bylo nigdy rozglaszane. Jednak wiesci o nich rozchodzily sie wsród ludzi po cichu.
Blogoslawiony ojciec Pius, Luiza Piccarreta i Rozaria Bucci
Luiza Piccarreta i blogoslawionyojciec Pius z Pietrelciny znali sie od dawna, choc nigdy nie spotkali, bo Luiza nigdy nie opuszczala lózka, a ojciec Pius przebywal stale w swym klasztorze Ojców Kapucynów w San Giovanni Rotondo (5).
Nasuwa sie pytanie, jak sie poznali.
Trudno powiedziec, ale jedno jest pewne – znali sie i szanowali.
Moja ciotka opowiada, ze Luiza wyrazala sie z szacunkiem i podziwem o blogoslawionym Ojcu Piusie i mawiala o nim, ze jest to „prawdziwy czlowiek Bozy ”, który wiele jeszcze bedzie musial wycierpiec dla dobra dusz.
Okolo roku 1930 przybyl do domu Luizy pewien czlowiek, specjalnie przyslany przez Ojca Piusa. Byl to Fryderyk Abresch, który nawrócil sie dzieki mnichowi. Pan Abresch dlugo rozmawial z Luiza. Nie wiadomo, co sobie powiedzieli. Jedno jest pewne – pan Abresch zostal apostolem Bozej Woli i odwiedzal co jakis czas Luize, zawsze dlugo z nia rozmawiajac.
Gdy syn jego przyjal pierwsza komunie swieta z rak Ojca Piusa, przywieziono go tez od razu do Luizy, która, jak mówia, zapowiedziala mu, ze zostanie ksiedzem.
Ówczesny chlopczyk jest dzisiaj kaplanem, dziala w Rzymie w Kongregacji Biskupów i wszyscy go tam znaja jako ks. biskupa Piusa Abrescha.
Gdy Luize potepilo Swiete Uficjum, a pisma jej znalazly sie na indeksie, Ojciec Pius przeslal jej przez Fryderyka Abrescha takie poslanie: „Droga Luizo, swieci sluza dobru dusz, ale ich wlasne cierpienia nigdy sie nie koncza”. W tamtym okresie takze ojciec Pius przezywal bardzo trudne chwile.
Przysylal on wiele osób do Luizy Piccarrety i mówil mieszkancom Corato, którzy przyjezdzali do San Giovanni Rotondo:
- Po co tu przyjezdzacie, macie Luize, do niej idzcie.
Ojciec Pius poradzil kilku swoim wiernym (m.in. panu Fryderykowi Abreschowi) aby otworzyli w San Giovanni Rotondo osrodek duchowosci inspirowany przez Sluge Boza Luize Piccarrete.
Spadkobierczynia tej woli Ojca Piusa jest dzisiaj panna Adriana Pallotti (córka duchowa Ojca Piusa), która otworzyla Dom Bozej Woli w San Giovanni Rotondo, gdzie podtrzymuje plomien rozpalony przez O. Piusa za posrednictwem pana Abrescha. Panna Adriana Pallotti twierdzi, ze to O. Pius zachecil ja do rozpowszechniania duchowosci Luizy Piccarrety w San Giovanni Rotondo i do rozszerzania Bozej Woli na swiecie.
Ciotka Rozaria jezdzila od czasu do czasu do San Giovanni Rotondo, zwlaszcza po smierci Luizy. Ojciec Pius bardzo dobrze ja znal i gdy jeszcze zyla Luiza, widzac Rozarie mówil:
- Cóz, Rózyczko, jak sie miewa Luiza?
A ciotka odpowiadala:
- Dobrze sie miewa!
Po jej smierci ciotka zaczela tam czesciej jezdzic, by zasiegac porady i sluchac Ojca Piusa.
Ciotka byla jedyna osoba, która zatroszczyla sie o rozwiazanie kwestii Luizy Piccarrety i Swietego Uficjum, jezdzac do róznych dostojników koscielnych i stawiajac nawet czola Kongregacji Swietego Uficjum. Pewnego razu, nie wiadomo jak, udalo jej sie dostac do biura Kardynala Prefekta Ottavianiego, który wysluchal jej dobrotliwie, obiecujac, ze zainteresuje sie jej sprawa. I rzeczywiscie, kilka dni potem ciotke Rozarie wezwal przewielebny ks. Addazi, arcybiskup Trani, który powiedzial jej:
- Droga pani, nie wiem czy mam pania skarcic, czy podziwiac za odwage. Stawila pani czola buldogowi Kosciola, wielkiemu obroncy wiary, i wyszla z tej przygody calo, bez jednego zadrasniecia.
Sprawa skonczyla sie otrzymaniem pozwolenia na przeniesienie ciala Luizy z cmentarza do kosciola Santa Maria Greca.
Luiza powiedziala ciotce:
- Ty bedziesz moim swiadkiem.
A ojciec Pius pewnego razu powiedzial do niej nagle, w swoim benewentynskim dialekcie:
- Rosa’, va nanz, va nanz ca Luiza iè gran e u munn sarà chin di Luiza (naprzód, Rózyczko, naprzód, bo Luiza jest wielka i swiat bedzie jeszcze pelen Luizy).
Ciotka czesto opowiadala to zdarzenie, ale sprawy nie posuwaly sie do przodu – wszystko wskazywalo na to, ze Luiza pozostanie w zapomnieniu.
Po smierci czcigodnego Ojca Piusa ciotka powiedziala pewnego razu:
- Ojciec Pius zapowiedzial, ze Luiza bedzie znana na calym swiecie.
I powtórzyla zdanie powiedziane w dialekcie przez Ojca Piusa.
Odpowiedzialem, ze sprawa Luizy Piccarrety nielatwo znajdzie rozwiazanie. Bo rzeczywiscie nawet w Corato juz nie mówilo sie o niej, a zdanie Ojca Piusa moglo byc próba pocieszenia Rozarii. Ale ciotka odpowiedziala:
- Nie! ojciec Pius podczas spowiedzi powiedzial mi, ze Luiza nie jest zjawiskiem ziemskim – to dzielo Boga i On sam da ja poznac swiatu. Swiat zachwyci sie jeszcze jej wielkoscia; trzeba tylko poczekac, i to wcale nie tak dlugo. Nowe tysiaclecie ujrzy swiatlo Luizy.
W obliczu tego stwierdzenia zamilklem, a ciotka spytala mnie jeszcze:
- A ty, czy wierzysz w Luize?
Odpowiedzialem twierdzaco.
Wtedy powiedziala:
- Przyjdz do mnie za pare dni, musze ci powiedziec cos bardzo waznego.
Bylo to w latach siedemdziesiatych, Ojciec Pius od kilku lat wtedy juz nie zyl.
Tajemnica ciotki Rozarii
W roku 1975, a dokladnie 2 lutego – pamietam, ze dzien byl bardzo zimny – moja ciotka wezwala mnie do siebie. Byla juz bardzo leciwa i zaczela miec klopoty ze wzrokiem w zwiazku z cukrzyca. Moi siostrzency, Wincenty i Sara, przychodzili do niej do domu dotrzymywac jej towarzystwa.
Tego dnia zastalem ja, jak siedziala pod oknem, odmawiajac rózaniec.
Usiadlem obok i przywitawszy sie spytalem, co chciala mi powiedziec takiego waznego.
Spojrzala na mnie i rzekla:
- To, co teraz ci powiem, jest bardzo wazne. Zrób z tego dobry uzytek, a ja zachecam cie do medytacji nad cudami Pana, który zeslal nam Luize, istote bezcenna w oczach Boga i narzedzie Jego milosierdzia. Nie znajdziesz latwo drugiej duszy tak cennej i wielkiej. Luiza wykracza poza swoje ludzkie granice, mozesz kontemplowac ja w pelni tylko w swietle tajemnicy Boga. Maryja swoim Fiat zgodzila sie dac swiatu odkupienie, dlatego Pan Bóg wyniósl Ja do godnosci Matki Bozej. Maryja jest Matka Boga i zadne stworzenie nigdy Jej nie dorówna wielkoscia i moca, Ona jedna po Bogu jest uosobieniem cudownych dziel Pana dla swiata. Ale po Matce Bozej to wlasnie Luiza przynosi swiatu trzecie Fiat, Fiat Uswiecenia.
Wyrzekla to wszystko spokojnie, wyraznie wymawiajac slowa, przekonana o prawdzie swojego twierdzenia. Zdumialem sie bezmiernie tym, co powiedziala.
- Oto dlaczego Luiza pozostala na zawsze przykuta do lózka skladajac Bogu Najwyzszemu ofiare z siebie dzien po dniu, na przeblaganie Najswietszej Woli Bozej– ciagnela dalej – Bóg upodobal sobie jej osobe tak wylacznie, ze zabral ja sposród ludzi i powierzyl tylko swemu Kosciolowi, aby strzegl jej i ksztaltowal ja poprzez nieustajaca pokute i brak zrozumienia ze strony bliznich. Moja Luiza nie zaznala zadnego ludzkiego pocieszenia, tylko Boskie, nawet jej cialo bylo wciaz zawieszone miedzy niebem a ziemia, a jej zycie doczesne bylo nieustajacym zaprzeczeniem normalnego ludzkiego zycia. Takze fizycznie miala cala nalezec tylko do Boga.
Po czym zapewnila mnie:
- Pewnego razu Bóg powiedzial Luizie: „Kto cie widzial i poznal, bedzie zbawiony" (6).
- Jest to, drogi Peppino, nadzwyczajny dar Boga, który pozostal w ukryciu, bo Luiza nie chciala, aby sie o nim rozeszlo, gdyz wtedy jej osoba stalaby sie przedmiotem ciekawosci i holdów, a ona twierdzila, ze na to nie zasluguje. Tylko spowiednik powiedzial mi kiedys, ze moge o niej mówic i opowiadac, ale dyskretnie. Teraz tobie to opowiadam z nadzieja, ze zrobisz z mych slów dobry uzytek.
Zachwycil mnie sposób, w jaki opowiadala mi to ciotka Rozaria, gdyz doskonale ujela pojecia teologiczne, uzywajac chwilami wrecz poetyckiego jezyka.
Moje notatki z tej rozmowy niestety zaginely zupelnie przypadkowo, wiec tutaj podaje tylko tyle, ile pamietam.
Smierc ciotki, tak nagla, nie pozwolila mi juz wiecej poprosic ja o szersze wyjasnienie tego, co mi wtedy wyznala.
Ciotka Rozaria zmarla w roku 1978.
Na zdjeciu: Naznaczona stygmatami dlon Ojca Piusa z Pietrelciny tysiace razy podnosila sie, by blogoslawic wiernych na zakonczenie Mszy Swietej.
Na zdjeciu: Corato, ulica Magdaleny. W tym domu Sluga Boza Luiza Piccarreta mieszkala w ostatnich latach swego swiatobliwego zycia.
Noty:
(1) Oto strona zycia Piccarrety nigdy dotad nie brana pod uwage, ale godna glebszego przebadania: jaki wplyw wywarla Luiza na chlopskie srodowisko?
(2) Matka Luizy Piccarrety zmarla kilka miesiecy pózniej, 19 marca 1907 r., na sw. Józefa; ojciec zmarl zaledwie pietnascie dni po niej. Luiza czesto o nich wspomina w swych pismach.
(3) Ciotka Nuncja byla siostra mojej matki, jej maz byl rolnikiem.
(4) Ciotka Rozaria wiele razy robila wrazenie, ze rozmawiala z Luiza zanim dala odpowiedz na postawione jej pytanie. Opowiadal mi to takze mój siostrzeniec Vincenzo, a potwierdzil pewien Meksykanin, który uczestniczyl w Miedzynarodowym Kongresie o Luizie Piccarrecie w Costarice. Czlowiek ten odwiedzil Corato i przeprowadzil z moja ciotka dlugie rozmowy.
(5) Ludzie opowiadaja, ze gdy Luize potepiono, ks. pralat Klemens Ferrara z Corato orzekl z ambony, iz nikt juz nie moze chodzic do jej domu, bo w przeciwnym wypadku ulegnie skomunice. Zakaz objal tez wszystkich ksiezy, którzy z kolei oglosili to samo z ambon swoich kosciolów. Z wielkim zdumieniem wszystkich, a szczególnie sióstr Cimadomo, które jednak Luizy nie opuscily, pewnego dnia pojawil sie u niej jakis mnich i bawil wiele godzin rozmawiajac z Luiza. Nikt nie umial powiedziec, kim byl ten kapucyn. Niektórzy oswiadczyli, ze rozpoznali w nim Ojca Piusa, który odwiedzil Luize zeby ja pocieszyc. Nie ma na to zadnego potwierdzenia, a ciotka Rozaria nie chciala nigdy nic powiedziec na ten temat. Nie mozna tez juz wypytac Angeliny ani sióstr Cimadomo, dawno zmarlych.
(6) Mysle, ze Pan chcial przez to powiedziec, iz znajomosc z Luiza nie powinna ograniczyc sie do jej osoby, ale skupic sie na jej poslaniu.
Rozdzial Czwarty
Hanibal Maria Di Francia i Luiza Piccarreta
Ciotka Rozaria czesto i chetnie wspominala blogoslawionego Hanibala Marie Di Francia, zalozyciela Rogacjonistów i Sióstr Bozej Gorliwosci.
Mówila o nim jak o bliskim krewnym, nazywajac go „Ojciec Francia”. Mnie osobiscie bardzo interesowala ta postac i wiele razy pytalem Ojców Rogacjonistów, czy przypadkiem w ich archiwum nie ma jakichs materialów na temat Jego kontaktów z Luiza. Bylem tez w Instytucie sw. Antoniego w Corato, zalozonym na specjalne zyczenie blogoslawionego Hanibala w celu umieszczenia Luizy u tamtejszych sióstr.
Ciotka mówila, ze bl. Hanibal mial zamiar przeniesc Luize do Instytutu Sióstr powstalego w Trani, ale Luiza powiedziala mu, ze Pan zyczy sobie, aby pozostala w Corato. Zamysl bl. Hanibala doczekal sie realizacji dopiero w roku 1928, juz po jego swietej smierci.
Hanibal Di Francia byl spowiednikiem nadzwyczajnym Slugi Bozej Luizy Piccarrety i to on wydal drukiem jej pisma. Nalezal do tych kaplanów, którzy swoja swietoscia i praca na rzecz sierot i opuszczonej mlodziezy budowali Kosciól Panski. Dzielo tych ludzi bylo ogromnie pozyteczne dla Wloch i dla Kosciola w okresie, gdy triumfowal antyklerykalizm.
Wedlug relacji ciotki Rozarii, blogoslawiony Hanibal cieszyl sie wielkim szacunkiem sw. Piusa X, który udzielal mu zawsze prywatnych audiencji. Zdaje sie, ze Pius X z wielka uwaga odnosil sie do Luizy Piccarrety. To jemu blogoslawiony Hanibal przedstawial jej pisma do wgladu przed oddaniem ich do druku.
Ciotka twierdzila, ze po przeczytaniu kilku pism Luizy, a szczególnie slynnej ksiazki Zegar Meki, sw. Pius X powiedzial: „Drogi Ojcze, powinienes czytac te pisma na kleczkach, bo w nich przemawia Nasz Pan Jezus Chrystus”. Ojciec Swiety osobiscie zachecal blogoslawionego Hanibala, aby upowszechnil pisma Luizy (1).
Hanibal przyjezdzal regularnie do Luizy na ulicy Nazario Sauro, gdzie spedzal z nia na duchowych rozmowach dlugie godziny.
Czesto przyprowadzal ze soba jakiegos biskupa, wloskiego lub cudzoziemca. Ciotka zapamietala na przyklad wizyte pralata z Wegier. Celem wyjasnienia pewnych watpliwosci, blogoslawiony Hanibal przyprowadzal teologów, którzy po dlugiej rozmowie ze Sluga Boza zbierali sie w innym pokoju i dlugo dyskutowali o tym, co uslyszeli.
Ciotka zapamietala pewnego wegierskiego biskupa, który po rozmowie z Luiza wyszedl bardzo poruszony mówiac swa chwiejna wloszczyzna: „Módlcie sie za mój naród”, po tym, jak uslyszal od Luizy smutne przepowiednie na temat losów swej Ojczyzny. Ciotka Rozaria nie potrafila mi powiedziec dokladnie, kim byl ów biskup, ani skad przybywal, powiedziala tylko: „biskup madziarski”.
Zrozumialem, ze biskup byl Wegrem.
Odwiedziny o. Hanibala nie ograniczaly sie tylko do rozmowy z Luiza. Prowadzil katecheze dla wszystkich odwiedzajacych dom Luizy, zwlaszcza mlodych; jego nauki wydaly liczne owoce – wiele dziewczat wstapilo do klasztoru, wielu chlopców zostalo kaplanami, niektórzy z nich wstapili potem do zgromadzenia, kóre sam zalozyl.
Wiele osób przychodzilo tez do domu Luizy, by wyspowiadac sie przed o. Hanibalem. Potwierdzil mi to ks. kanonik Andrzej Bevilacqua, który jako mlody seminarzysta takze bywal u niej w domu, w tym samym celu. Blogoslawiony Hanibal byl takze spowiednikiem nadzwyczajnym czcigodnego i powszechnie lubianego arcybiskupa Leo z Trani.
W mojej poprzedniej ksiazce nie wspominalem o blogoslawionym Hanibalu Di Francia, gdyz poradzono mi, abym tego nie czynil, by nie zaszkodzic sprawie jego beatyfikacji, która sie wtedy toczyla.
Nalezaloby zbadac archiwa Kongregacji Rogacjonistów i Sióstr Bozej Gorliwosci, gdzie z pewnoscia zachowala sie obfita korespondencja miedzy Sluga Boza a blogoslawionym Hanibalem Di Francia. Ciotka mówila mi, ze duchowosc Luizy wycisnela pietno na regule Instytutu. Lektura starych regul i konstytucji Instytutów bylaby w tym wzgledzie bardzo interesujaca. Mam nadzieje, ze teraz, gdy ojca Hanibala Di Francia ogloszono blogoslawionym Kosciola, Rogacjonisci i Siostry Bozej Gorliwosci beda mogly nalezycie docenic postac Slugi Bozej Luizy Piccarrety, która tak bardzo przyczynila sie modlitwa, rada i pismami do rozwoju ich Zakonu.
Wiele pozostaje jeszcze do powiedzenia o wzajemnych stosunkach blogoslawionego Hanibala, Slugi Bozej Luizy Piccarrety i sw. Piusa X, dla którego Luiza zywila ogromna czesc. Juz wtedy uwazala go za swietego i otaczala czcia, czesto powtarzajac, ze „Pan w naszych czasach zeslal Kosciolowi dwóch wielkich papiezy – pierwszy z nich jest ukochanym synem Matki Boskiej (Pius IX), drugi jest wielkim obronca Wiary i Eucharystii".
Blogoslawiony Hanibal Di Francia musial pokonac ogromne przeszkody, by zrealizowac swój zamiar umieszczenia Luizy w zgromadzeniu swoich sióstr. Czesto powtarzal:
- Pobyt Luizy w domu mojego Instytutu bedzie blogoslawienstwem Bozym dla calego zgromadzenia.
Pomimo, ze w Trani istnialy juz dwa domy Zgromadzenia Bozej Gorliwosci, ze swietym uporem staral sie otworzyc dom zenski w Corato, w poblizu miejsca urodzin Luizy. Nie byla to latwa sprawa, swiatobliwy zalozyciel zmarl przed ukonczeniem domu.
Dwa lata po jego smierci Luiza przeniosla sie do Sióstr Bozej Gorliwosci, na ulicy Murge.
Wspomnienia Rozarii Bucci
Blogoslawiony Hanibal Maria Di Francia bywal u Slugi Bozej, z która toczyl dlugie rozmowy, pozoszajac godzinami w jej pokoju, gdzie czesto odprawial równiez nabozenstwa.
Oto, co pamietam z opowiadan mojej ciotki na ten temat.
- W roku 1910 przybyl do domu Luizy pewien ksiadz, proszac o rozmowe. Bylo to pierwsze z wielu kolejnych spotkan dwojga „swiatobliwych”. Tego pierwszego dnia drzwi otworzyla mu ciotka Rozaria, dziewczyna, która dobrze juz wtedy znala srodowisko Luizy, w którym przebywala od czterech lat, pomagajac jej siostrze, Angelinie, w zajeciach domowych. Poza tym, ciotka nauczyla sie swietnie robic koronki na klockach i nie tylko uczyla inne dziewczeta, ale na wyrazne zyczenie Luizy poprawiala jej prace, czesto niedoskonale, bo Sluga Boza nie mogla dobrze wiazac supelków z powodu bolesnych stygmatów ukrytych pod skóra dloni (2).
Ciotka Rozaria wielokrotnie slala dla blogoslawionego Hanibala lózko polowe w jednym z pokoi domu Luizy, gdy odwiedzajac rodzine Piccarretów zatrzymywal sie dluzej niz na jeden dzien.
Przyjezdzal na dluzej dlatego, ze Luiza czytala mu swoje pisma, wyjasniajac miejsca niejasne i niezrozumiale.
Moja ciotka wreczyla mu osobiscie rekopis slynnej ksiazki z medytacjami na temat Meki Panskiej. Blogoslawiony Hanibal oddal ksiazke do druku dajac jej tytul Zegar Meki, który poczatkowo nie spodobal sie Luizie. Ksiazka miala cztery wydania, kazde opatrzone obszernym wstepem przez blogoslawionego Hanibala.
Ciotka wspomina, ze pewnego razu bl. Hanibal zachecal dziewczeta i innych stalych bywalców domu Luizy do przeczytania ksiazki i zastanowienia sie nad jej trescia. Dajac im ksiazke w prezencie blogoslawionyHanibal powiedzial:
- Przed oddaniem do druku rekopisu bylem na audiencji u Piusa X, któremu wreczylem kopie. Po kilku dniach powrócilem do Ojca Swietego w sprawach zgromadzenia, które zakladalem. Wtedy Jego Swiatobliwosc powiedzial mi: „Oddaj zaraz do druku Zegar Meki Piccarrety. Czytajcie te ksiazke na kleczkach, bo przez nia Nasz Pan przemawia".
Nie rozporzadzajac innymi dokumentami, musimy zawierzyc swiadectwu Rozarii Bucci.
Blogoslawiony Hanibal i Kapucyni z Prowincji Zakonnej Apulii
Zdaje sie, ze to Ojcowie Franciszkanie, a scislej Kapucyni, zasugerowali bl. Hanibalowi, by powierzyl swe dziela opiece swietego Antoniego Padewskiego. Z pewnoscia bl. Hanibal i franciszkanscy kapucyni zywili do siebie wzajemny szacunek.
Bardzo czesto mialem okazje sluchac naszych co starszych ojców, jak wspominali bl. Hanibala Di Francia.
Ojciec Hanibal popularyzowal pisma Luizy, rozdajac je w prezencie naszym mnichom, którym zalecal goraco, by nie mówili nikomu, kto je napisal, gdyz swiatobliwa pisarka pragnela zachowac incognito.
Mnichem, który najwiecej o tym opowiadal byl o. Izajasz z Triggiano, kaplan z prawdziwego zdarzenia, prosty i cichy. Ojciec ten darzyl wielka czcia Luize Piccarrete i przechowywal pieczolowicie jej pisma i kilka przedmiotów nalezacych ongis do Slugi Bozej. Miedzy innymi mial obrazek z wlasnorecznie napisana przez Luize modlitwa.
Ojciec Izajasz mawial czesto, ze „Luiza jest wielka swieta i o. Hanibal jest takze wielkim swietym, gdyz zaznajomil nas z jej postacia. Swieci dobrze sie miedzy soba rozumieja. Sam Bóg ich jednoczy".
W roku 1917 O. Izajasz z Triggiano byl nowicjuszem w naszym klasztorze we Francavilla Fontana, gdzie zakonnicy czesto goscili ojca Hanibala Marie Di Francia, który pracowal wtedy nad realizacja swego dziela w pobliskiej miejscowosci Oria.
Oto wspomnienia o. Izajasza o wrazeniu, jakie wywarl na nim blogoslawiony Hanibal:
- Byl to prawdziwie Bozy kaplan i my, uczniowie, zywilismy do niego wielka sympatie. Wszyscy chodzilismy do niego do spowiedzi. Wyróznial sie wygladem, równiez jego gestykulacja i sposób mówienia, zawsze bardzo umiarkowany i dyskretny, zamiast nas oniesmielac wzbudzal chec do zwierzania mu sie, jak ojcu. Opowiadal nam zawsze o Bozej Woli i zachecal do znoszenia trudów i przeciwnosci. Tlumaczyl, ze jest pewna dusza calkowicie oddana Bogu, która cierpi i modli sie za wszystkich.
„Ta dusza – mówil o. Hanibal ojcu Izajaszowi – jest córka twojej ziemi, a to jest znak, ze Bóg blogoslawi Bari i jego mieszkancom”. Aby go pocieszyc, rozwiac watpliwosci i ukoic cierpienia podarowal mu ksiazke Zegar Meki, która osobiscie oddal do druku. Ojciec Izajasz, wtedy jeszcze brat Izajasz, nowicjusz u braci kapucynów, pytal go gdzie przebywa i kim jest owa swieta dusza, ale bl. Hanibal odpowiadal:
- Mysl o tym, zeby przygotowac sie godnie do kaplanstwa i wypelniac zawsze Wole Boza, a z czasem sam odkryjesz, kim jest ta dusza.
Po otrzymaniu swiecen kaplanskich ojciec Izajasz odwiedzal wielokrotnie Luize Piccarrete, przychodzac po rade, a nierzadko i po pocieszenie w swoim poslannictwie, gdy zatruwaly je zlosliwe jezyki.
W owych czasach Prowincja Zakonna Apulii przezywala pewne trudnosci, zwiazane z róznymi konfliktami, jakie powstawaly miedzy Prowincja Bari i Prowincja Lecce po ich polaczeniu w jedna prowincje zakonna. Kilku ojców zapoczatkowalo reforme, która nastepnie zablokowal sw. Pius X.
Wiekszosc zakonników podporzadkowala sie papiezowi, ale inni nie ulegli i w rezultacie zostali wydaleni z Zakonu i objeci ekskomunika. Znalazl sie wsród nich takze o. Gerard, przelozony i dyrektor alumnatu we Francavilla.
Ojciec ten w szczególny sposób pojmowal kierowanie alumnatem, w którym stosowal iscie drakonskie metody – pozostawial czesto na czczo swoich wychowanków, gdyz uwazal, ze powinni umartwiac sie i upodabniac do Ukrzyzowanego Jezusa. Co gorsza, nie pozwalal nawet na nauke. Nauka mial byc krzyz i pokuta. W zwiazku z tym w salach alumnów umiescil wielki krucyfiks i wlosiennice. Latwo zrozumiec stan ducha wychowanków, i nie tylko ducha – wielu z nich zachorowalo. Ojciec Hanibal Di Francia podczas wizytacji przywolal do porzadku ojca Gerarda, tlumaczac mu, ze nie wolno przeciez zmuszac do takiego rygoru mlodziezy w wieku dojrzewania. Po czym sam dal przyklad, jak nalezy prawidlowo postepowac, bo sprowadzil do klasztoru duze ilosci jedzenia zachecajac chlopców, aby przynajmniej raz sie najedli. ojciec Hanibal byl bardzo wrazliwy na kwestie zdrowotne mlodych studentów i czesto mawial im: „Nie taka jest Wola Boza".
Wydaje sie, ze ojciec Gerard nie pozostal calkiem gluchy na przemowy ojca Hanibala, który umial mówic z wielkim przekonaniem i miloscia, poruszajac nawet najtwardsze serca. Skutki jego perswazji daly sie odczuc od razu – zakupiono ksiazki pozyteczne dla formacji kaplanskiej mlodziezy, zas porcje chleba i zupy zwiekszyly sie.
Niedlugo potem ojciec Gerard wystapil z Zakonu i narazil sie na ekskomunike za swe dziwaczne poglady i bunt wobec Kosciola. Spelnily sie slowa czcigodnego Hanibala. Bo tez gdy zniecheceni uczniowie klekali, by sie u niego wyspowiadac, czesto im mówil:
- Zyjcie dalej w posluszenstwie Bozej Woli, bo juz wkrótce wszystko sie zmieni. Odwagi!
Wielu Ojców poznalo czcigodnego Hanibala, a za jego posrednictwem takze Luize. Jakze nie wspomniec tu o. Daniela z Triggiano, wspanialego kapucyna, który prawdziwie uosabial „Kwiatki” sw. Franciszka. Jego prostota, slowa i czyny zyja do dzis w pamieci calej naszej Prowincji Zakonnej.
O. Daniel wyrazal sie o Luizie Piccarrecie jako o istocie niebianskiej, a gdy bedac mlodym seminarzysta przychodzilem do niego do pokoju, by sie wyspowiadac, zawsze mówil:
- To ty jestes Bucci z Corato? Znasz Luize? Wiedz, ze to wielka swieta, wiec zawsze módl sie do niej, jesli chcesz zostac ksiedzem.
O. Daniel interesowal sie historia Triggiano i opublikowal tez kilka podreczników religijnych, czerpiac obficie z ksiazek Luizy Piccarrety. Sadzac z tonu jego opowiadan o Luizie, musial miec z nia bezposredni kontakt, jak zreszta takze z czcigodnym Hanibalem.
Slyszalem tez wiele o Luizie od innych ojców. Ojciec Jan De Bellis, czesto zapraszany do Corato dla swoich kazan, bywal podczas tych podrózy gosciem w domu Luizy. O. Jan, mój wspólbrat z klasztoru w Trinitapoli, gdy ja bylem tam przelozonym i proboszczem, wielokrotnie mówil mi o Luizie i o blogoslawionym Hanibalu Marii Di Francia, którego znal osobiscie. Mialem tez szczescie byc przy o. Janie w ostatnich chwilach jego zycia. O. Jan zmarl w wieku dziewiecdziesieciu dwóch lat. Umieral calkowicie pograzony w modlitwie, z rózancem w splecionych dloniach. Jego ostatnie slowa, to „Niech sie stanie Wola Boza”. Bylo to w roku 1982.
Równiez ojciec Terencjusz z Campi Salentina zywil ogromna czesc dla Slugi Bozej Luizy Piccarrety i ile razy spotykalismy sie, zawsze mówil mi o niej. To on poinformowal mnie, ze rozpoczal sie proces beatyfikacyjny ojca Hanibala, spowiednika Luizy. Gdy bylem mlodym nowicjuszem w klasztorze w Alessano, o. Terencjusz byl tam przelozonym. Raz opowiedzial mi takie zdarzenie:
- Przezywalem wlasnie okres zwatpienia, kiedy pewnego dnia udalem sie do Luizy, która wysluchala mnie zyczliwie, po czym wyjasnila mi wszelkie moje watpliwosci, poslugujac sie tak jasna i gleboka wiedza teologiczna, ze bylo to dla mnie prawdziwym objawieniem. Wszystkie moje watpliwosci, których nie rozwialy dlugie studia teologiczne, rozwiala Luiza. Jestem pewien, ze Luiza byla obdarzona darem wiedzy wlanej.
O. Wilhelm z Barletty, jeden z najwybitniejszych kaplanów Prowincji, wielokrotny prowincjal i rektor naszego seminarium teologicznego, pewnego dnia, podczas lekcji ascetyki, jal opowiadac o czcigodnym Hanibalu i jego dzielach. Dlugo opowiadal o ksiazkach Zegar Meki i Maryja w Królestwie Bozej Woli. O Luizie powiedzial:
- To wielka i cudowna dusza. Nie dorastamy jej nawet do piet.
Ojciec Wilhelm nie mówil mi, czy znal osobiscie Luize.
Niemal wszyscy nasi dawni ojcowie znali osobiscie, badz ze slyszenia, czcigodnego Hanibala i Luize Piccarrete. Trzeba tu wymienic jeszcze o. Zachariasza z Triggiano, wielokrotnego prowincjala, o. Fedele z Montescaglioso, o. Józefa z Francavilla Fontana, o. Tobiasza z Triggiano, o. Antoniego ze Stigliano, który pozostawil pisma o Sludze Bozym bracie Dionizym z Barletty, o. Archaniola z Barletty, takze prowincjala, o. Gabriela z Corato, o. Tymoteusza z Acquarica, wielkiego przyjaciela ostatniego spowiednika Luizy, ks. Benedykta Calviego, w którego parafii wiele razy glosil kazania (byl takze obecny przy przeniesieniu zwlok Luizy z cmentarza do kosciola i koncelebrowal w Kosciele farnym Msze Sw. na otwarcie procesu beatyfikacyjnego Slugi Bozej Luizy Piccarrety), oraz o. Salvatora z Corato, o którym opowiem w innym rozdziale. Wielu braci swieckich, przybywajacych na kweste do Corato, nie tracilo zadnej okazji, by zlozyc wizyte Luizie, jak na przyklad bracia Ignacy, Abel, Rozariusz, Vito i Kryspin, którzy czesto rozmawiali ze mna o Luizie, wyrazajac sie o niej entuzjastycznie, gdyz zywili dla niej wielka czesc.
Na zdjeciu: ojciec Terencjusz z Campi Salentina, wielki czciciel Luizy Piccarrety.
Sympatia Luizy do kapucynów. O. Salvatore z Corato i Luiza Piccarreta
Ojciec Salvatore z Corato, kapucyn, byl pod wielkim wrazeniem swiatobliwej Luizy. Poznalem go, gdy bylem uczniem Seminarium w Giovinazzo (czwarta i piata klasa gimnazjalna). O. Salvatore spedzal u nas wakacje. Podczas spacerów po dlugich alejach klasztornego ogrodu opowiadal mi zawsze o Luizie, i o tym, jak dojrzalo w nim powolanie zakonne.
O. Salvatore byl wspanialym kapucynem. Pochodzil z zamoznej rodziny, byl milym czlowiekiem o duzej zyczliwosci i subtelnosci ducha, jaka nieczesto spotykalem u innych braci. Jego powolanie zakonne i kaplanskie przeszlo trudna droge i napotkalo liczne przeszkody. Byl sierota. Jego wychowaniem zajela sie ciotka, która czesto zabierala go ze soba w odwiedziny do swiatobliwej Luizy, która odnosila sie do niego z sympatia i chetnie z nim rozmawiala.
Pewnego razu Luiza powiedziala mu:
- Bóg chce, bys zostal ksiedzem.
Ale chlopiec nie zwrócil na jej slowa szczególnej uwagi. Wyrósl na przystojnego, bogatego mlodzienca, w którym wszystkie dziewczeta chetnie widzialyby swego meza. Wstapil do marynarki i wiele podrózowal. Podczas dlugich rejsów, trwajacych czasem kilka miesiecy, mlody i zdolny marynarz chetnie przebywal na pokladzie chlonac nieskonczona przestrzen oceanu i gwiazdy. Powracaly mu wtedy na mysl slowa Luizy:
- Bóg chce, bys zostal ksiedzem.
Pewnego razu znalazl sie w smiertelnym niebezpieczenstwie i nie pozostawalo mu juz nic innego, jak wzywac pomocy Luizy:
- Luizo, jesli chcesz, zebym zostal ksiedzem, ratuj mnie!
Przypadek sprawil, ze wielu jego towarzyszy wtedy zginelo, ale on cudem sie uratowal, w niezwyklych okolicznosciach. Wkrótce potem porzucil marynarke, wrócil do Corato i poszedl do Luizy. Po dlugiej rozmowie Luiza poradzila mu, by wstapil do zakonu kapucynów, uprzedzajac go, ze napotka wielkie przeszkody. Pan Bóg chcial wystawic na próbe jego powolanie. I rzeczywiscie nie chciano go przyjac do Zakonu. Wychowawcy odpowiedzialni za formacje mlodziezy sprzeciwiali sie. Przeszkode wedlug nich stanowil jego wiek - bo naprawde byl duzo starszy od normalnie przyjmowanych uczniów - oraz jego marynarska przeszlosc, na pewno pelna zdroznosci. Poza tym podejrzewali, ze pochodzac z zamoznej rodziny nie wytrzyma przepisów reguly, która jest przeciez bardzo surowa. Na nic okazaly sie listy polecajace ksiedza pralata Klemensa Ferrary i ksiedza Andrzeja Bevilacqua, który tez osobiscie przywiózl go do nowicjatu w Montescaglioso.
Ani mistrz nowicjatu, ani przelozony nie przyjeli go do klasztoru i nawet nie wpuscili przez brame. Musial biedak czekac pod klasztorem trzy dni na odpowiedz ojca prowincjala, do którego, jak sie wydaje, odwolali sie przelozony i mistrz nowicjatu.
Sprawdzily sie w pelni slowa Luizy.
O. Salvatore po przyjeciu do Zakonu Kapucynów zrzekl sie wspanialomyslnie wszystkich dóbr rodzinnych i rozpoczal nauke, by przygotowac sie do stanu kaplanskiego. Po swieceniach kaplanskich udal sie do domu Luizy, by odprawic tam dziekczynna Msze swieta. Cala te opowiesc zakonczyl slowami:
- Luiza pozostala na zawsze w moim sercu i zyciu, czuje, ze jest blisko mnie, jakby chciala jeszcze ze mna rozmawiac.
I dodal:
- Jestem pewien, ze nie pozyje dlugo, bo Luiza chce mnie predko zabrac do Raju.
Powiedzial to usmiechajac sie w sposób trudny do opisania, niebianski.
Przelozeni zatrudnili go jako wychowawce i kierownika duchowego naszych chlopców w seminariach nizszych, gdzie byl wysoko ceniony i bardzo lubiany. Sprawowany urzad kaplanski wzbogacaly jego zalety duchowe i ludzkie. Nadwatlone od chwili wstapienia do Zakonu zdrowie bylo znakiem Woli Boga, który chcial, by o. Salvatore poprzez cierpienie dojrzal do Królestwa Bozego.
Gdy zapytalem go, czy wolno mi czytac pisma Luizy, potepione przez Swiete Uficjum, odrzekl, ze nie, i dodal:
- Luiza jest w Kosciele i cala do niego nalezy, a Kosciól czesto nam mówi, bysmy wyrzekali sie nawet rzeczy pieknych. Pamietaj, ze wszystko, co czyni Kosciól, jest wyrazem Bozej Woli, która mierzy czas swa wlasna miara. Byc moze swiat nie dorósl jeszcze, by otrzymac w darze i zrozumiec te wielka swieta. Wierze, ze juz wkrótce sam Pan wyniesie ja na oltarze.
O. Salvatore zmarl 3 wrzesnia 1956, w wieku czterdziestu jeden lat.
Na zdjeciu: ojciec Salvatore z Corato
Na zdjeciu: Wiekszosc braci kapucynów na tym zdjeciu grupowym znala osobiscie Luize Piccarrete i blogoslawionego Hanibala
Na zdjeciu: Blogoslawiony ojciec Hanibal, spowiednik nadzwyczajny i redaktor
koscielny pism Luizy Piccarrety.
Noty:
(1) Ksiazka Zegar Meki doczekala sie wielu wydan, pod redakcja samego bl. Hanibala, który opatrywal je dlugim wstepem.
(2) Uwazano za nieustajacy cud, ze Rozaria byla tak swietna koronkarka, gdyz brakowalo jej czterech palców w prawej dloni, co oczywiscie powinno jej bylo uniemozliwic te prace. Wszyscy zachwycali sie szybkoscia, z jaka wykonywala koronki i doskonaloscia bardzo wyszukanych wzorów.
Rozdzial Piaty
Przedziwny obiad
Zaczalem bywac w domu Luizy Piccarrety, dokad zabierala mnie ciotka Rozaria, w wieku lat pieciu.
Gdy troche podroslem, czesto przynosilem Luizie kosze swiezych owoców, które ojciec zbieral w naszym ogrodzie.
Ciotka przy róznych okazjach zatrzymywala mnie na obiedzie w domu Piccarretów. Luisa nie jadala z nami, pozostajac w lózku w swoim pokoju, gdzie spozywala te pare gramów jadla, które stanowily jej codzienny posilek.
Pewnego dnia, zaciekawiony, przygladalem sie daniom, które gotowano dla Luizy. Jeden talerz zawieral caly jej posilek. To byla niedziela, w naszej rodzinie jadalo sie wtedy orecchiette col ragu’ – recznie wyrabiane z maki i wody drobne kluseczki w miesnym sosie. Ujrzalem na talerzu przeznaczonym dla Luizy nie wiecej jak piec czy szesc kluseczek i malenki kawaleczek winogron. Na moje oczywiste zdumienie ciotka patrzyla z zadowolona i usmiechnieta twarza. Rzekla wreszcie:
- Zanies ten talerz Luizie.
Coraz bardziej zdumiony, zanioslem talerz Luizie, do lózka. Wlasnie skonczyla prace nad koronkami. Na jej kolanach umieszczono stoleczek nakryty serwetka. Wziela ode mnie talerz i postawila na stoleczku. Spojrzala na mnie przenikliwie swymi wielkimi oczami, nie mówiac ni slowa. Potem wziela kawalek winogron i wlozyla mi do ust. Wyszedlem, gdy Luiza zaczynala spozywac ten swój przedziwny posilek. Ledwo zdazylem usiasc do stolu, gdy uslyszelismy dzwonek. Moja Ciotka zerwala sie, wziela tace i udala sie do pokoju Luizy. Nie zdajac sobie sprawy z tego, co czynie, poszedlem za nia i w ten sposób bylem niechcacy swiadkiem zjawiska, które mnie zupelnie zaskoczylo. Luiza mianowicie zwrócila cala spozyta porcje w stanie nienaruszonym. Najdziwniejsze bylo to, ze uczynila to bez zadnego wysilku czy spazmów, jakie normalnie towarzysza wymiotom. Ciotka zabrala stoleczek z jej kolan, postawila w kacie pokoju, zaciagnela firanki lózka, zamknela okiennice i rzekla:
- Chodzmy, bo Luiza musi sie pomodlic.
Po powrocie do domu opowiedzialem wszystko matce, która nie okazala zadnego zdziwienia, bo juz dawno znala to zjawisko. Praktycznie rzecz biorac, Luiza nic nie jadla, ani nic nie pila – zyla tylko Wola Boza. Zjawisko to trwalo prawie siedemdziesiat lat, choc z przerwami. Posluszna spowiednikom, musiala jadac przynajmniej raz dziennie nawet, jesli zaraz potem wszystko zwracala.
Niedotrzymana obietnica
Pewnego dnia, a byla to niedziela, znajdowalem sie w domu u Luizy, gdy zawolala mnie do siebie i rzekla:
- Dzisiaj jest niedziela i w domu jest mieso na obiad. Zjedz swoja porcje, ale zostaw troche dla Dzieciatka Jezus.
Zapewnilem ja, ze tak wlasnie uczynie. Ale po wyjsciu od niej zapomnialem cale zdarzenie, wlacznie z obietnica pozostawienia odrobiny dla Dzieciatka Jezus.
Trzeba pamietac, ze w owych czasach mieso rzadko pojawialo sie na stole – bylo zbyt drogie, wiec jadalo sie je tylko w swieta i starannie wymierzalo porcje.
Zjadlem normalnie cala moja porcje, zupelnie zapomniawszy o porannej obietnicy. Ale Luiza nie zapomniala o niej wcale. Gdy powrócilem do niej po poludniu, widzac mnie powiedziala:
- Zapomniales o tym, co obiecales Dzieciatku Jezus.
Zmieszalem sie i nie wiedzialem, co odpowiedziec. Ciotka Rozaria wybawila mnie z klopotu mówiac:
- Maly jest, co on tam rozumie!
Pojalem jednak, ze ten oczywisty argument nie zadowolil Luizy.
Przepowiednia
Moja bardzo pobozna rodzina pragnela, aby choc jeden z synów zostal ksiedzem, bo ze strony ojca wielu bylo kaplanów w rodzinie, zas w rodzinie mojej matki jeden kuzyn byl wtedy generalnym wikariuszem diecezji Salernitanskiej, której przewodzil slynny biskup Balducci z Monterisi. Matka korespondowala z tym kuzynem, którego my nie znalismy osobiscie. Pamietam tylko, ze matka wyrazala sie o nim entuzjastycznie.
Oczy calej rodziny zwrócily sie w kierunku mego brata Augustyna, porzadnego, dobrze wychowanego chlopca, chetnego do nauki i powsciagliwego – jednym slowem, najbardziej nadajacego sie do stanu kaplanskiego. Ciotka Rozaria byla zachwycona, gdy mój brat oswiadczyl, ze chce wstapic do seminarium. Ocena, jaka otrzymal od naszego proboszcza, swiatobliwego ks. Catalda Toty sw. pamieci, byla bardzo pochlebna.
Rozpoczeto szycie wyprawki. Ciotka uszyla komze zdobna w koronki – wszystko bylo gotowe na wstapienie mego brata Augustyna do seminarium w Bisceglie. Zaszedl jednak fakt nieoczekiwany, który udaremnil przedsiewziecie, tak, ze brat mój nie wstapil jednak do seminarium. Przyczyna wszystkiego byl ks. Andrzej Bevilacqua, nauczyciel Augustyna ze szkoly powszechnej, który niespodziewanie poradzil, aby nie posylac chlopca do seminarium, tylko poczekac, zeby skonczyl najpierw piata klase gimnazjum. W ten sposób, tlumaczyl ks. Bevilacqua, Augustyn wstapilby od razu do seminarium w Molfetta, bez przechodzenia seminarium nizszego stopnia, którego poziom wedlug ksiedza byl zbyt niski, by odpowiednio uformowac przyszlego kaplana. Ciotka Rozaria byla bardzo niezadowolona z takiego obrotu sprawy i pewnego dnia poskarzyla sie Luizie:
- Tyle ponieslismy kosztów, a okazuje sie, ze Augustyn nie pójdzie do seminarium.
Musze wyjasnic, ze juz wczesniej Luiza nie wypowiadala sie wcale o tym zamiarze i w ogóle wydawala sie wobec niego obojetna. Pomimo, ze Augustyn bywal bardzo czesto w jej domu, pomimo, ze wiedziala o jego zamierzeniu, Luiza nie zachecila go nigdy ani jednym slowem, chociaz zupelnie inaczej zachowywala sie w stosunku do innych chlopców, którzy wykazywali podobne checi. Ale na te skargi ciotki odpowiedziala w mojej obecnosci:
- Rozario, Rozario… Chcialabys decydowac za Wole Boza! Bóg go nie chce.
A patrzac w moja strone, dodala:
- Nim sie zajmij! Bo nie tamtego pragnie Pan, tylko tego.
Wielkie bylo zdziwienie ciotki Rozarii, gdy uslyszala te slowa. Odrzekla:
- Akurat, wlasnie jego, najwiekszego urwisa w rodzinie!
Bo rzeczywiscie, rzadko siedzialem w domu. Bylem bardzo ruchliwym i zywym dzieckiem i lubilem bawic sie na ulicy z co biedniejszymi chlopakami. Moi koledzy systematycznie chodzili na wagary, biegali boso, a wokól nich unosil sie wiecznie zapach kur, owiec i królików, hodowanych w ich domach. Dlatego w szkole nie osiagalem zbyt dobrych wyników i bylem powodem rozpaczy mojej mieszczansko-inteligenckiej rodziny (matka byla nauczycielka, ojciec urzednikiem magistratu).
Nie zwrócilem szczególnej uwagi na slowa Luizy. Chodzilem dopiero do czwartej klasy szkoly podstawowej. Byl to okres wielkich problemów spolecznych, upadl faszyzm, Niemcy okupowali kraj, szkoly zamknieto i brakowalo zywnosci. Zapomnialem, co powiedziala Luiza. Po jej smierci, która miala miejsce 4 marca 1947, moja ciotka, która czesto rozmyslala o jej slowach, zaczela patrzec na mnie dziwnym wzrokiem, jakby chciala wypatrzyc cos w moim sercu. I oto wkrótce ja, Peppino, najniesforniejszy chlopak z calej ulicy Andria, ku niebotycznemu zdumieniu sasiadów wstepuje do seminarium. Nie do diecezjalnego, ale do Seraficum – Seminarium Kapucynów Mniejszych w Barletcie. Byl rok 1948. Juz caly rok minal wtedy od smierci Luizy Piccarrety. Wielu ludzi, znajac mój charakter, zakladalo sie, ze niedlugo wytrzymam w seminarium i ze na pewno tam tez narozrabiam. Niektórzy krytykowali nawet moja matke, bo zgodzila sie, nieszczesna, zebym wstapil do seminarium.
Czas zadal klam tym zlowrogim wrózbom i w miasteczku zaczeto dawac wiare slowom mojej ciotki Rozarii, która z duma opowiadala wszystkim, ze Luiza przepowiedziala moje kaplanstwo. Ciotka twierdzila kategorycznie:
- Peppino bedzie ksiedzem, zobaczycie. Taka jest Wola Boga, która oznajmil przez usta Luizy.
Burza na morzu
Minely lata. Matka i ojciec zmarli przedwczesnie, nasza liczna rodzina rozjechala sie po swiecie. Z trojga rodzenstwa, jedna siostra wyszla za maz i zamieszkala w Triescie, druga wyszla za maz i mieszkala w Bolonii, brat, tez zonaty, przeniósl sie do Szwajcarii. Dom opustoszal. Zamieszkala w nim za nasza zgoda jedynie ciotka Rozaria.
Ja studiowalem juz teologie w alumnacie w Santa Fara. Bylem juz po pierwszych swieceniach i diakonacie.
Latem caly alumnat przenosil sie do klasztoru w Giovinazzo. Budynek, polozony niemal nad samym morzem, byl idealnym miejscem na wakacje i miescil tez Seminarium wyzsze. Poszlismy kiedys na plaze. Byl sierpien. Morze bylo bardzo wzburzone. Pewien mlody seminarzysta nieostroznie zapragnal sie wykapac, ale fale pochlonely go od razu. Ja i jeszcze dwaj inni chlopcy, dobrzy plywacy, popedzilismy na pomoc wspólbratu, ale sztorm zniósl i nas na ostre skaly, fale wsysaly nas w glebine i rzucaly z powrotem na kamienie.
W owych chwilach, na pól ogluszony, myslalem juz o smierci i mówilem sobie:
- No, teraz juz nie zostane ksiedzem!
Wtedy zaczalem wzywac Luize:
- Swiatobliwa Luizo, wspomóz mnie! – i zaprzestalem walki z falami. Nagle poczulem, ze chwytaja mnie rece moich wspólbraci i wyciagaja z wody, zanim morze zdolalo pochlonac mnie do reszty. Wydobyto mnie z wody, pokaleczonego i pokrwawionego, ale zywego. Luiza mnie uratowala, razem z trzema innymi kolegami, moimi towarzyszami niedoli.
W nocy Luiza mi sie przysnila. Patrzyla na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, które tak dobrze pamietalem, ale nic mi nie powiedziala.
Czy byl to jakis sen ostrzegawczy, czy maligna? Faktem jest, ze przez kilka dni mialem potem wysoka goraczke, ale wkrótce wyzdrowialem.
Rok pózniej zostalem ksiedzem. Wyswiecil mnie arcybiskup Bari, ks. Henryk Nicodemo, w kosciele Ojców Kapucynów w Triggiano, dnia 14 marca 1964.
Rozdzial Szósty
Przepowiednia purpury
Osoba bardzo przywiazana do Luizy Piccarrety byl tez wielce czcigodny kardynal Cento sw. pamieci.
Kardynal Cento skladal od czasu do czasu wizyty Luizie, jeszcze jako mlody duchowny. Ciotka Rozaria opowiadala mi o nim czesto, a pomimo, ze w miedzyczasie zostal wyniesiony na zaszczytny urzad kardynalski, dalej nazywala go ksiedzem Cento, albo ojcem Cento.
Poczatkowo nawet nie rozumialem, ze mówi o kardynale Cento. Pewnego razu listonosz przyniósl list z pieczecia Watykanu i herbem kardynalskim na kopercie. Wtedy dopiero zrozumialem o jakim to ojcu Cento mówila moja ciotka. Zganilem ja, ze mówila o nim „ojciec”, skoro byl kardynalem, ale tak mi odpowiedziala:
- Bardzo dobrze znalam ojca Cento, traktowalam go jak wlasnego brata. Ile razy przyjezdzal do Corato, do domu Luizy, to ja wlasnie prowadzalam go w rózne miejsca, do ksiedza pralata z wizyta, do biskupa w Trani, oprowadzalam go tez po Corato, pokazujac piekne zakatki miasta. Byl czlowiekiem wesolym, lubil zartowac, a kiedy odprawial Msze swieta wygladal jak aniol. Znam ojca Cento od mlodosci, ilez razy jedlismy razem obiady w domu u Luizy, z Angelina. Zawsze dlugo rozmawial z Luiza. Kiedys mi powiedzial:
- Luiza zawsze mi mówi, ze pomaluja mnie na czerwono, ale ja – zartowal – bede sie staral unikac kardynalskiej szaty.
Raz zobaczylam ojca Cento z zasepiona twarza i to byl jedyny raz, kiedy nie zartowal i prawie sie nie odezwal. To bylo wtedy, gdy potepili Luize. Pomimo cenzury Swietego Uficjum, ojciec Cento dalej przyjezdzal do niej w odwiedziny i jak zapytalam go, dlaczego stala sie ta katastrofa, odpowiedzial mi sucho:
- Rozario, prosze cie, nie mów o tych sprawach, bo to my najwiecej tu cierpimy z tego powodu.
Po czym dlugo nic nie mówil, az wreszcie dodal:
- To sa straszliwe próby, które zsyla nam Pan.
Jak powszechnie wiadomo, ojciec Cento byl wielka osobistoscia w Kurii Rzymskiej.
Ciotka Rozaria utrzymala z nim kontakt listowny i zdaje sie, ze wykorzystala wszelki wplyw, jaki potrafila na niego wywierac, w sprawie przeniesienia ciala Luizy z cmentarza do kosciola Santa Maria Greca.
I tu musze wyznac mój wielki blad – nie zachowalem listów kardynala Cento do mojej ciotki. Po swiatobliwej smierci ciotki Rozarii moi siostrzency oczyscili dom z niepotrzebnych ich zdaniem rzeczy, a przy tej okazji wyrzucili tez i listy kardynala Cento.
To ogromna strata. Takie materialy zródlowe dodalyby wagi mojemu opowiadaniu o sprawach, które tutaj wyluszczam, a poza tym moglibysmy dowiedziec sie, co myslal kardynal Cento o Luizie Piccarrecie. Trzeba by poszukac w archiwach rodzinnych kardynala, byc moze daloby sie odzyskac cenne materialy.
Uzdrowienie Biskupa
Byl rok 1917. Nowy arcybiskup Trani, ks. Regime – byc moze pod wplywem duchownych, którzy nie tylko nie przywiazywali wagi do tego, co dzialo sie z Luiza Piccarreta, ale wrecz otwarcie wrogo sie odnosili do Slugi Bozej – powzial wobec niej bardzo surowe postanowienie. Zabronil mianowicie ksiezom wizyt w jej domu i odprawiania tam Mszy Swietej, co bylo przeciez przywilejem Luizy, przyznanym jej przez papieza Leona XIII i potwierdzonym w 1907 roku przez Piusa X.
Ten dekret mial byc odczytany publicznie we wszystkich kosciolach diecezji.
Oto, co sie wydarzylo (1).
W chwili, gdy ksiadz biskup Regime mial podpisac „slynny dekret”, zostal nagle dotkniety czesciowym paralizem. Gdy obecni przy tym ksieza pospieszyli z pomoca, dal im znac na migi, ze pragnie, aby go zawieziono do domu Luizy.
Ciotka Rozaria tak opowiedziala mi to szczególne zdarzenie:
- Okolo godziny jedenastej uslyszalysmy stukot kól powozu, który zatrzymal sie w chwile potem przed domem Luizy. Wyjrzalam przez balkon, kto to do nas przybywa, i zobaczylam dwóch ksiezy, którzy nie tyle prowadzili, ile niesli trzeciego. Luiza powiedziala: „otwórz drzwi, biskup do nas idzie”. I rzeczywiscie, pod drzwiami stal ks. biskup Regime, podtrzymywany przez dwóch ksiezy (przypuszczalnie wikariusza i kanclerza Kurii w Trani). Biskup usilowal cos powiedziec, ale nie mozna bylo zrozumiec jego slów. Od razu zaprowadzono go do pokoiku Luizy. To byla jego pierwsza wizyta w domu Slugi Bozej, która, gdy tylko go ujrzala, powiedziala:
- Ekscelencjo, prosze o blogoslawienstwo.
Biskup podniósl reke, jakby nic sie nie stalo i poblogoslawil ja. Byl zupelnie zdrowy!
Ks. biskup Regime pozostal u Luizy przez dwie godziny na rozmowie. O czym mówili – nie wiadomo. Potem, ku wielkiemu zdziwieniu obecnych, a zwlaszcza ksiezy, wyszedl od niej usmiechniety. Poblogoslawil obecnych i poszedl.
Próba utrzymania tej przygody w tajemnicy powiodla sie – opinia publiczna nie dowiedziala sie o niej. Od tej pory, do konca swojego pobytu w Trani, ks. biskup Regime odwiedzal regularnie Luize Piccarrete, z która prowadzil dlugie rozmowy na tematy duchowe. W ksiezach przygoda ta wywolala zbozna bojazn, a spowiednik Luizy, swiatobliwy ks. January Di Gennaro mógl spokojniej sprawowac swój urzad. Równiez Hanibal Maria Di Francia zaczal czesciej odwiedzac Sluge Boza.
Noty:
(1) Epizod opowiedziala mi ciotka Rozaria, a potwierdzil proboszcz, ks. Cataldo Tota, panna Mangione, a takze panna Lina Petrone z Trzeciego Zakonu Dominikanek.
W rozmowie z pewnymi wiernymi (zbyt gorliwymi) swiatobliwej Luizy Ks. Cataldo pewnego razu rzekl:
- Ze swietymi nie nalezy zbytnio zartowac, bo potem mozna za to drogo zaplacic. Swieci naleza do Boga, nie do ludzi. Wiec uwazajcie, zeby nie przytrafilo wam sie to, co zdarzylo sie ks. biskupowi Regime, gdy zanadto sie spieszyl ze slynnym podpisem.
Rozdzial Siódmy
Luiza i dzieci z Corato
Wsród starych kobiet w Corato chodzily sluchy, takze wtedy, gdy bylem dzieckiem, ze kiedy Luiza wynoszono z domu i przewozono w zamknietym powozie, w nocy, zeby nikt jej nie widzial, dzieci miejscowe biegly przed powozem i krzyczaly: „Swiatobliwa Luiza jedzie!”
Luiza wychodzila tylko noca zgodnie z poleceniem wladz koscielnych, które chcialy uniknac zgromadzen i scen fanatyzmu. Przynajmniej raz w roku, na ogól latem, Luize przewozono do innego domu, aby przeprowadzic w domu niezbedne porzadki – odswiezyc sciany bielac je wapnem, zmienic slome w siennikach albo uprac i odswiezyc welne w materacach.
Wiele moznych rodzin Corato ubiegalo sie wtedy o to, by goscic Luize, na przyklad rodziny Capano, Cimadomo, Padroni Griffi, Azzariti i inne, które przysylaly wlasny powóz, aby ja przewiezc. Podróz odbywala sie w tajemnicy, ale jakos tak wychodzilo, ze dzieci, jakby natchnione, zbieraly sie na ulicy i wykrzykiwaly wiadomosc o przejezdzie Luizy:
- Wychodzcie ludzie! Swiatobliwa Luiza jedzie!
I wszyscy wychodzili na próg domu ze swiatlem.
Odkrylem kiedys, ze takze mój ojciec uczestniczyl wielekroc w tych nocnych spotkaniach z okazji przejazdu Luizy, a z nim i inni chlopcy miasteczka. Juz jako duzy chlopak i probant w zakonie spytalem go:
- Czy ktos was uprzedzal, ze bedzie jechala?
A on odpowiedzial:
- Nie, cos nam po prostu mówilo w glebi duszy, ze bedzie przejezdzal powóz z Luiza.
Niedoszly zolnierz
Rozmaite przypadki losowe i zwiazane z nimi straty finansowe sprawily, ze nasza rodzina przestala byc zamozna i malo brakowalo, a znalazlaby sie w nedzy. Caly szereg nieszczesc (smierc dwóch sióstr mojej ciotki, czesciowy paraliz jej ojca, wyjazd na emigracje starszego brata, by szukac szczescia w Argentynie) zmusil rodzine do sprzedazy lub zastawienia wszystkich posiadlosci.
Do zarzadzania resztka majatku pozostal tylko mlodziutki brat Franciszek, który zajal sie piekarnia – jedynym zródlem dochodu, które moglo polepszyc losy rodziny.
W miedzyczasie wybuchla pierwsza wojna swiatowa i oto Franciszek zostal powolany do wojska.
Matka ciotki blagala ja, aby porozmawiala z Luiza, bo tylko ona mogla znalezc wyjscie z sytuacji. Ciotka Rozaria udawala, ze nie slyszy, az pewnego dnia matka, doprowadzona do ostatecznosci, powiedziala:
- Jesli dzisiaj nie porozmawiasz z Luiza, od jutra nie pójdziesz juz do niej wiecej, tylko zostaniesz w domu i tu bedziesz uslugiwac.
Ciotke Rozarie, która poszla zachmurzona do domu Slugi Bozej, wezwala do siebie Luiza i zapytala:
- No i czemu nic mi nie mówisz? Przeciez juz dawno wiem wszystko. Powiedz matce, ze Franciszek nie pójdzie do wojska.
I rzeczywiscie tak sie stalo…
W dniu, w którym mój ojciec mial stawic sie na pobór, szyja mu tak spuchla, choc nie czul zadnego bólu, ze lekarze wojskowi odeslali go do domu. W drodze powrotnej opuchlizna przeszla mu, jak reka odjal. To samo zjawisko powtarzalo sie przez trzy lata, az wreszcie uznano go za niezdolnego do sluzby wojskowej.
Potwierdzil mi to ojciec, mówiac w dialekcie:
- Ched femn ma fatt vdai caus nov (ta kobieta pokazala mi rzeczy nieslychane). I opowiedzial mi, zywo gestykulujac, jak to bylo.
Prowadzac piekarnie, ojciec zdolal poprawic materialne losy rodziny, przynajmniej w czesci.
Wskrzeszenie dziecka
Ten nieslychany fakt opowiedziala mi panna Benedetta Mangione, bardzo leciwa kobieta, rówiesniczka ciotki Rozarii, która uczeszczala ongis wraz z innymi dziewczetami na kursy koronkarskie Luizy.
Oto jej opowiesc:
- Rankiem pewnego dnia w roku chyba 1920 albo 1921 znajdowalam sie w domu Luizy. Wlasnie skonczyla sie Msza Swieta, odprawiona przez jej spowiednika ks. Januarego Di Gennaro, gdy do pokoiku Slugi Bozej wpadla mloda kobieta, ogromnie wzburzona. Polozyla jej na kolanach swe martwe dziecko, po czym z rozpaczliwym placzem padla na kolana przy lózku. Wszyscy skamienieli. Rozaria po chwili spróbowala podniesc z kolan kobiete. Ze sposobu, w jaki sie do niej zwracala, pojelam, ze to jakas jej krewna. Luiza nie zdenerwowala sie wcale, zaczela glaskac dziecko lezace na jej kolanach i zapytala matke:
- Serafino, co robisz? zabierz Ludwisia i daj mu mleka, przeciez jest glodny!
I podala jej dziecko. Ciotka Rozaria poprosila ja, by wyszla i wrócila do domu. Mloda matka posluchala natychmiast.
Panna Mangione, jak zreszta wszyscy obecni, odniosla wrazenie, ze dzieciakowi wrócilo zycie. Ale wiedzac, iz Luiza nie chciala, aby pewne sprawy byly publicznie znane, nie rozmawialy z nikim o tym zdarzeniu.
Rozaria zaciagnela od razu zaslony przy lózku i kazala wszyskim wyjsc, mówiac, ze Luiza musi podziekowac za Komunie swieta, która przed chwila przyjela.
Jej spowiednik takze nie wyrzekl ni slowa, ale wyszedl od razu, razem z matka dziecka.
Kilka dni pózniej ciotka Rozaria powiedziala do Angeliny:
- Niech oni lepiej przestana wlóczyc sie po teatrach – miala na mysli brata i bratowa – bo jeszcze oboje skoncza w wiezieniu.
A oto, jak doszlo do tego, ze dziecko jakoby zmarlo.
Panstwo Franciszek i Serafina Bucci byli mlodym malzenstwem, a ze oboje kochali teatr, czesto chodzili na przedstawienia. Urodzil im sie syn, któmu dali na imie Ludwik. Pewnego wieczoru w teatrze miejskim dawano opere Verdiego, bodajze Rigoletto. Pokusa byla zbyt silna. Mlodzi ulozyli dziecko w kolysce i poszli obejrzec spektakl. Po powrocie – a juz prawie switalo –dziecko bylo martwe. Najwidoczniej przekrecilo sie w kolysce na brzuszek i udusilo. Ojciec Franciszek uciekl w panice z Corato, zas zrozpaczona Serafina zawinela synka w kocyk i pobiegla z nim do Luizy. O tym zdarzeniu nigdy sie w rodzinie nie mówilo. Raz tylko moja matka, Serafina Bucci z domu Garofalo, opowiedziala o wskrzeszonym dziecku, ale – byc moze w poczuciu winy – nie powiedziala, o które dziecko chodzilo.
Ja osobiscie moge zaswiadczyc, ze moja matka byla szczególnie silnie przywiazana do najstarszego syna, ze zywila do Luizy zwanej Swieta ogromna czesc i bardzo czesto opowiadala nam o niej. Równiez mój brat Ludwik czul do Luizy taka sama, wielka czesc. Gdy po potepieniu Luizy w roku 1938 ciotka Rozaria przyszla do nas do domu i chciala spalic wszystkie drobiazgi do niej nalezace, Ludwik, który mial wtedy osiemnascie lat i wkrótce mial wyjechac do wojska, sprzeciwil sie temu kategorycznie. A gdy uslyszal, ze kto nie slucha Kosciola skonczy w piekle, odparl niewzruszenie:
- To ja pójde do Piekla, ale tych rzeczy sie nie pali.
Na wszelki wypadek zebral wszystkie drobiazgi Luizy do malego pudelka i zabral je ze soba.
Teraz znajduja sie one w posiadaniu mojej szwagierki Rity Tarantino i jej dzieci, które strzega ich jak oka w glowie.
Iza Bucci i Luiza Piccarreta
Bywaly w domu Piccarrety moje siostry Luiza, Maria, Gemma i bywali tez bracia Augustyn, Ludwik i ja – najmlodszy syn rodziny Bucci, Józef, zwany Peppino.
Wszyscysmy zlozyli pisemne swiadectwa na temat Luizy Piccarrety, ale ograniczylismy sie w nich do spraw podstawowych, powodowani pewna wstydliwoscia. Znam tak naprawde wiele innych, nie opisanych tam wydarzen, o których opowiadano w rodzinie.
Moja najstarsza siostra Luiza najczesciej bywala u Luizy, nie dlatego, ze uczyla sie koronkarstwa, tylko jako bratanica ciotki Rozarii. Przy róznych okazjach pomagala w zajeciach domowych Angelinie i ciotce, a z Luiza byla w bardzo zazylych stosunkach. Na przyklad w czasie ostatniej choroby Piccarrety, to ona wlasnie czuwala w nocy u jej wezglowia. Gdy lekarz zapewnil, ze Luiza nie zyje, to ona postanowila rozebrac ja, przebrac w inne ubranie i spróbowac polozyc na lózku.
Na zdjeciu: Malzonkowie Bucci – Franciszek i Serafina z d. Garofalo.
Oto, co opowiedziala po powrocie do domu:
- Gdy Luiza umarla, w domu zapanowala atmosfera powagi zmieszanej z lekiem. Nikt nie smial jej dotknac. Ciotke Rozarie i Angeline, obie we lzach, oddalono z pokoju zmarlej. Spróbowalam ulozyc cialo Luizy w pozycji lezacej, ale nie dalo sie zupelnie, bo albo podnosily sie nogi, albo otwieraly sie usta, jakby chciala powiedziec, zebysmy ja zostawily w spokoju. Wtedy zaproponowalam obecnym, wsród których byla jej siostrzenica Józefina, zebysmy ja jak najszybciej przebraly, zanim cialo zesztywnieje. Tak tez zrobilysmy. Przenioslysmy ja nastepnie do sasiedniego pokoju, gdzie bylo juz przygotowane cos w rodzaju katafalku, calego w bieli. Zdumiewajace bylo dla mnie to, ze cialo Luizy bylo lekkie jak piórko. Wtedy pojelam latwosc, z jaka ciotka Rozaria przenosila ja sama tyle razy na fotel, gdy zmieniala jej posciel. Na piersi Luizy polozono rodzaj szkaplerza z napisem Fiat, oraz krzyz tercjarek dominikanskich.
Koszule zdjeta z Luizy zlozyla starannie moja siostra i oddala ciotce, która kazala jej zaniesc ja do domu. Ta koszula jest obecnie w posiadaniu mojej siostry Gemmy.
Krzyz tercjarek dominikanskich, który Luiza miala na piersi na lozu smierci, ciotka Rozaria zdjela w dniu pogrzebu i odtad zawsze nosila. Teraz ja go mam i pilnie strzege.
Na zdjeciu: Krzyz Tercjarek Dominikanek nalezacy do Luizy Piccarrety, obecnie w posiadaniu O. Bernardina.
Gemma Bucci i Luiza Piccarreta
W dziecinstwie wszyscy bywalismy u Luizy, zwlaszcza moje siostry, które chodzily tam równiez po to, by uczyc sie koronkarstwa. Moja siostra Gemma byla mi najblizsza wiekiem i chetnie chodzila z ciotka Rozaria do Luizy, prawie codziennie. Gemma byla drobna i szczuplutka. I ciotka, i Luiza bardzo ja lubily. To Luiza wybrala dla niej imie Gemma. Dla mnie zasugerowala imie Józef, i kazala zmienic imie siostry z Józefiny na Gemme. Tak tez uczynili moi rodzice – dali mi imie ziemskiego ojca Jezusa, zas siostrzyczke, odkad miala dwa latka, zaczeto nazywac Gemma, choc okazalo sie niemozliwe zmienic oficjalnie jej imie. Wymagaloby to zbyt wielu formalnosci urzedowych.
Gemma z wielka poufaloscia wchodzila i wychodzila od Luizy. Luizie podobala sie jej smialosc, wiec powierzala jej zadanie zbierania z podlogi zrzuconych szpilek. Pewnego razu Gemma schowala sie pod lózko Luizy, chyba po to, zeby zrobic niespodzianke ciotce Rozarii i w ten sposób stala sie niechcacy swiadkiem mistycznego wydarzenia. Kolo lózka Luizy stala szafka nocna, a na niej pod szklem figurka Dzieciatka Jezus.
W pewnym momencie moja siostra poczula, ze dzieje sie coc niezwyklego. Zrobila sie wielka cisza, nie slychac bylo nawet glosów dziewczat pracujacych nad koronkami w sasiednim pokoju. Wtedy mala Gemma wychylila sie spod lózka i ujrzala, jak figurka Jezusa ozyla, a Luiza, wziawszy Dzieciatko w objecia, calowala je. Gemma nie pamieta ile czasu trwala nieruchomo patrzac na te scene, pamieta tylko, ze wszystko wrócilo jakos do normy, choc nie poczula nic dziwnego. Po prostu nagle ciotka weszla jak zwykle do pokoju, a Luiza jak zwykle pracowala na klockach. W dziecinstwie Gemma nie opowiedziala mi o tym nigdy, zachowujac tajemnice w swym sercu. Dopiero po tym, jak zlozyla swoje swiadectwo o Piccarrecie (teraz w aktach sprawy) podczas diecezjalnego procesu kanonizacyjnego, dowiedzialem sie o tym wydarzeniu. Wierze, ze opieka Luizy nad Gemma nigdy nie ustala. W tym zakresie bylem swiadkiem szczególnej laski.
Moja siostra niemal stracila zycie podczas drugiego porodu. Z winy lekarza i jego asystentów nastapilo pekniecie macicy, powodujac straszliwy krwotok. Lekarz wyszedl z sali operacyjnej i poinformowal rodzine tymi mrozacymi krew w zylach slowami:
- Uratowalismy dziecko, ale dla matki nie ma juz nadziei.
Gdy inni zaczeli plakac, mnie przyszla na mysl koszula Luizy. Popedzilem szybko do Corato, do domu ojca. Obudzilem ciotke Rozarie w srodku nocy, opowiedzialem jej co i jak, i poprosilem o koszule Luizy, która ona z placzem wyjela natychmiast z komody. Razem pojechalismy natychmiast z powrotem do szpitala w Bisceglie. Zlecilismy pielegniarce, zeby wlozyla te koszule pod poduszke Gemmy, co tez zrobila od razu. Ordynatora oddzialu juz nie bylo w szpitalu. Zaraz potem podszedl do nas asystent, który powiedzial:
- Jesli podpiszecie zgode, zoperuje ja od razu.
Podpisalismy pozwolenie, chociaz maz Gemmy powiedzial:
- Jesli jest nieprzytomna, operujcie, w przeciwnym wypadku nie chce, zeby sie jeszcze wiecej meczyla.
Nadszedl przyjaciel mego szwagra, pielegniarz szpitala psychiatrycznego w Bisceglie, który zobowiazal sie ofiarowac szesc litrów krwi do transfuzji. Operacja udala sie i Gemma przezyla. Ciotka Rozaria widziala w tym interwencje Luizy.
A oto, co opowiedziala o tym Gemma:
- Gdy lekarz mnie operowal, widzialam stojaca w nogach stolu Luize z dzieckiem na reku. Powiedziala: „To dziecko pójdzie do raju, ale ty bedziesz zyla dlugo”. Nie wiem jak, ale zdawalam sobie sprawe, ze mam pod glowa koszule Luizy.
Nastepnego dnia dziecko zachorowalo nagle na ostry bronchit. Ja ochrzcilem je, a w chwile po tym juz nie zylo. Cala rodzina jest przekonana, ze wydarzenie to bylo autentycznym cudem. Niestety, wtedy nie myslalo sie nawet o procesie kanonizacyjnym, wiec nikt nie zadbal o zebranie swiadectw od lekarza i pielegniarzy, którzy byli równiez przekonani, iz moja siostra uratowala sie tylko cudem, poniewaz przypadek jej byl wyjatkowy i niewytlumaczalny z klinicznego punktu widzenia.
Na zdjeciu: Ks. arcybiskup Józef Bianchi Dottula z Trani, który jako pierwszy
zainteresowal sie postacia Slugi Bozej Luizy Piccarrety.
Na zdjeciu: Fryderyk Abresch, franciszkanin. Z woli ojca Piusa z Pietrelciny byl
pierwszym apostolem Bozej Woli w San Giovanni Rotondo, oraz popularyzatorem pism Luizy Piccarrety.
Rozdzial Ósmy
Przypadek ozdrowienia
Pewna pani, nasza sasiadka, opowiadala wydarzenie, jakie mialo miejsce w roku 1935.
Jej szwagierka chora na raka glowy byla umierajaca. W domu byla tylko jej córka Nuncja, bo maz i dwaj synowie zostali powolani do wojska i walczyli w Etiopii. Rodzina ta posiadala duzy majatek ziemski.
Córka zwrócila sie do ciotki Rozarii z prosba o rozmowe z Luiza, z cicha nadzieja na ozdrowienie matki.
Ciotka, wzruszona blaganiem dziewczyny, obiecala jej pomóc i przedstawila sprawe Luizie, która wysluchala jej uwaznie, po czym rzekla:
- Niech tu nie przychodzi, bo ja nie umiem dokonywac cudów. Nawet, jezeli tu nie przyjdzie, i tak bede sie modlic za nia do Pana Jezusa. Tymczasem zanies jej ode mnie takie przeslanie: w kosciele Santa Maria Greca odbywa sie teraz czterdziestogodzinne uroczyste wystawienie Najswietszego Sakramentu. Niech tam idzie i pomodli sie do Pana Boga, Jego niech prosi o wszystkie laski, których potrzebuje, ale powiedz jej, zeby robila to z wielka wiara.
Dziewczyna byla bardzo rozczarowanaprzeslaniem Luizy. Wolalaby spotkac sie z nia osobiscie, zeby wytlumaczyc, o co chodzi. Ciotka Rozaria zauwazyla jej reakcje i powiedziala:
- Idz i zrób, jak ci poradzila Luiza!
Bo przeciez ciotka dobrze znala Luize i potrafila interpretowac jej slowa.
Dziewczyna poszla do kosciola, uklekla przed Najswietszym Sakramentem i wylala caly swój ból.
Po mniej wiecej dwóch godzinach wrócila do domu i zauwazyla, ze panuje w nim wielka cisza. Krewnej, która zostawila w domu, by czuwala przy matce, nie bylo. Wyszla gdzies pod jej nieobecnosc.
Nuncja weszla do pokoju matki i ujrzala przerazajaca scene– matka lezala w kaluzy krwi, cale lózko bylo zbroczone. Widzac to biedaczka wydala okrzyk zgrozy, pewna, ze matka nie zyje, ale wtedy stala sie rzecz nieslychana. Oto matka zbudzila sie, jakby z dlugiego letargu, ze zdziwieniem pytajac, czemu córka tak krzyczy. Guz w glowie pekl i wylal sie przez nos, zalewajac lózko. Matka byla zdrowa.
Kilka dni potem Nuncja udala sie z matka do Luizy, aby jej podziekowac, ale Luiza ich nie wpuscila. Kazala im tylko powiedziec, ze o zadnej lasce nic nie wie, ani nie ma z nia nic wspólnego.
- Za udzielona laske niech pójda dziekowac Panu Jezusowi! (1) – powiedziala.
Konski kaprys
W roku 1970, gdy bylem wikarym w parafii M.B. Niepokalanej w Barletcie, oraz Pomocnikiem lokalnym i regionalnym Mlodziezy Franciszkanskiej, po niedzielnej Mszy sw. dla mlodziezy, o godzinie dziesiatej rano, gdy odkladalem naczynia liturgiczne przyszla do zakrystii pani Livia D’Adduzzio. Uslyszawszy, jak mówilem o Luizie w homilii, przyszla mi powiedziec, ze pochodzi z Corato i ze w mlodosci poznala ja osobiscie.
Wysluchalem uwaznie jej opowiadania. Pani D’Adduzzio byla tercjarka franciszkanska i stala bywalczynia parafii. Jej maz, Savino D’Adduzzio, byl wielkim dobroczynca klasztoru; to on sfinansowal graffiti Ojca Ugolina z Belluno, które zdobia sanktuarium.
Rodzina byla bardzo zamozna, posiadala duzy majatek ziemski, ale malzonkowie Savino i Livia nie mieli dzieci.
Umówilem sie z pania Livia, ze nazajutrz przyjde do niej do domu, aby spisac jej wspomnienia o Sludze Bozej. Nastepnego dnia o dziewiatej rano poszedlem na ulice Mediolanska. Dom rodziny D’Adduzzio znajdowal sie w odleglosci okolo piecdziesieciu metrów od parafii.
Pani Livia okazala sie dobrze poinformowana o zyciu i zjawiskach dotyczacych Luizy. O niektórych w ogóle nie wiedzialem do tej pory. Powiedziala mi tez, ze znala dobrze Rozarie i siostre Luizy, Angeline, oraz ze byla na pogrzebie Slugi Bozej.
Wsród wielu zdarzen, które mi opowiedziala z wielkim entuzjazmem, zaciekawila mnie zywo przygoda z konmi, której nie znalem. Na moja prosbe, powtórzyla mi opowiadanie, a ja robilem notatki.
Oto jej swiadectwo:
- W roku 1915 bylam mala dziewczynka. Mialam dziesiec lat. Bylam z moja mama w kosciele Santa Maria Greca, gdzie odbywala sie uroczysta Adoracja Najswietszego Sakramentu. Podczas, gdy sluchalysmy refleksji eucharystycznej kaplana, uslyszalysmy jakies halasy dochodzace z zewnatrz, czyjes krzyki „wio, wio!”, i uderzenia bata.
Wszystkie dzieci, które znajdowaly sie w kosciele, zaciekawione wybiegly zobaczyc, co sie dzieje, a za nimi wyszedl tez ksiadz i wielu wiernych. Ujrzelismy pare koni kleczaca przed kosciolem, zaprzezona do zamknietego powozu.
Ksiadz zrozumial natychmiast co sie stalo i powiedzial:
- To swiatobliwa Luiza wielbi Jezusa Eucharystycznego!
Wszyscy ukleklismy w milczeniu, a po jakims czasie ksiadz otworzyl drzwiczki powozu, powiedzial cos Luizie, po czym konie od razu wstaly i powóz odjechal. My wrócilismy do kosciola i sluchalismy dalej homilii kaplana.
Po tym opowiadaniu zadalem kilka pytan pani Livii:
- Czy jest pani pewna, ze w tym powozie znajdowala sie Luiza, a nie ktos inny? Przeciez wiem, ze Luiza nigdy nie wychodzila z domu.
- To prawda – odpowiedziala pani Livia – wychodzila bardzo rzadko i tylko w nocy, a powodem byly zabiegi higieniczne, dokonywane w domu, jak na przyklad czyszczenie sienników i materacy z pasozytów, zwlaszcza z pluskiew i pchel, których przeciez nie brak na wsi.
- Skad pani wie, ze konie uklekly, zeby dac Luizie moznosc oddania czci Jezusowi Eucharystycznemu?
- Moge tylko odpowiedziec, ze wszyscy uwierzyli w cud, i ze zjawisko bylo potem szeroko komentowane w calym Corato. Pewnie, wielu nie uwierzylo, zwlaszcza wsród ksiezy, którzy twierdzili, ze to wydarzenie nie mialo nic wspólnego z Luiza, ze to tylko kaprysne konie zupelnie przypadkowo zatrzymaly sie przed kosciolem Santa Maria Greca, a w powozie wcale nie bylo Luizy.
Zapytalem jeszcze raz:
- Czy pani jest pewna, ze w powozie byla Luiza?
- Najzupelniej. Sama widzialam, ze to ona, kiedy ksiadz otworzyl drzwiczki i z nia rozmawial. Jesli dobrze pamietam, to byl to ks. January Di Gennaro.
- Ale to byl spowiednik Luizy, delegat Biskupa?
- Tego nie wiem. Moge tylko stwierdzic, ze byl to kaplan swiatobliwy i bardzo szanowany w calym Corato, oraz ze otrzymal jakas laske od Luizy.
Na tym zakonczyla sie nasza rozmowa (2).
Kólko z ulicy Panseri
W latach 1943-44 na ulicy Panseri byla niezle prosperujaca piekarnia, nalezaca do mojej rodziny.
Obok piekarni mieszkala ciotka Nuncja, siostra mojej matki, która po smierci swego pierwszego meza wyszla ponownie za maz za wdowca, który byl rolnikiem i którego my, dzieci, nazywalismy wujkiem Ciccilo.
Naprzeciwko domu ciotki mieszkala bardzo biedna liczna rodzina, której calym mieniem byla jedyna krowa. Rodzina utrzymywala sie ze sprzedazy mleka tej krowy, drobnych kradziezy i innych kombinacji podobnego rodzaju. Matka miala na imie Maria, ale wszyscy ja znali jako Marysie pastuszke.
Owa rodzina miala jednak pewna szczególna ceche – w jej domu zbierali sie mieszkancy z calej ulicy, a przy wielkim kominie siadal zapraszany na te spotkania stary slepiec, który przy dzwiekach mandoliny spiewal ballady o zdarzeniach zaszlych w miescie w dalszej lub blizszej przeszlosci. Wszyscy sluchali go oczarowani – jakaz szkoda, ze nie bylo wtedy magnetofonów, aby nagrac i zachowac jego piesni.
Spiewal na zamówienie gosci o zdarzeniach prawdziwych. Byl czyms w rodzaju domoroslego Homera. Tematem jego wspanialych opowiadan mogly byc wydarzenia religijne albo tragiczne, budujace albo bohaterskie – jak historia pewnej matki, która dala sie zabic, aby uratowac syna, sciganego przez garybaldczyków.
Mialem wtedy dziewiec, moze dziesiec lat, uwielbialem tam chodzic z ciotka Nuncja. Pamietam, ze siadalem na kolanach najstarszego syna Marysi, który mial na imie Pasquale.
Pewnego bardzo zimnego wieczoru slepiec zaspiewal nam piesn o czynach swiatobliwej Luizy. Opowiadal o niej jak o wielkiej heroicznej swietej, zyjacej w przestrzeni miedzy niebem a ziemia, wsród swietych i aniolów. Dwa zwlaszcza wydarzenia uderzyly mnie szczególnie– Jezus, który przemówil do niej, niosac swój Krzyz, oraz zajscie w Torre Disperata, kiedy to Dzieciatko Jezus bawilo sie wesolo, biegajac posród pól zyta i trzymajac za raczke la piccirella, czyli malutka Luize.
Kiedy powtórzylem w domu te opowiadania, matka zabronila mi zadawac sie z ta rodzina i skrzyczala nawet ciotke Nuncje.
Natomiast ciotka Rozaria, gdy uslyszala te historie o Luizie, zdenerwowala sie bardzo i prosila mego ojca, aby wplynal na starego spiewaka, zeby wykreslil ze swojego repertorium piesni o Luizie. Dla ciotki byly one profanacja.
Gdy doroslem, wiele myslalem o tym niewidomym starcu – gdybysmy wtedy mieli mozliwosc nagrania tych jego piosenek o Luizie, byc moze mielibysmy caly poemat o Sludze Bozej. Jedno jest pewne – Luiza tak silnie wplynela na srodowisko miasteczka, ze uwazano ja za bohaterke swietosci.
Uzdrowiony koń
W dlugie zimowe wieczory mieszkancy Corato mieli zwyczaj spotykania sie calymi rodzinami wokól piecyka koksowego w jakims przyjaznym domu i sluchania opowiadan starszego pokolenia. Bardzo bylo milo ich sluchac.
Oprócz wielu innych opowiadan ze starej i nowszej historii miasta, czesto opowiadano historie o Luizie.
Wlasnie na jednym z takich wieczornych spotkan uslyszalem historie o przygodzie z koniem. Opowiedzial ja zywo i z wielkim przejeciem czlek bardzo juz sedziwy, prawie stuletni, poslugujac sie naszym rodzimym dialektem, wtedy jeszcze nie skazonym przez inne nalecialosci.
Oto jego opowiesc:
- Gdy bylem dzieckiem, mieszkalismy na ulicy Murge, w poblizu domu Luizy zwanej swieta. Bylem juz troche starszy, kiedy w jej biednej rodzinie przydarzylo sie nieszczescie – pewnego poranka znalezli swego konia dogorywajacego w stajni. Zawolali weterynarza, który obejrzal konia i poradzil ojcu Luizy, aby go natychmiast sprzedal rzeznikowi, póki jeszcze moze cos na nim zarobic, bo biedne zwierze juz dlugo nie pozyje.
Wiadomosc ta wstrzasnela rodzina Piccarretów, bo kon byl im potrzebny do pracy, bez niego nie mogliby zarobic na zycie. Piccarretowie nie byli bogaci, utrzymywali sie wylacznie z pracy ojca rodziny. Kum Nicola, slyszac ten wyrok, zmartwil sie wiec bardzo i powiedzial:
- I co teraz zrobimy? Kto da jesc tym dzieciom?
Bo mieli piec córek. Cala rodzina i sasiedzi zebrali sie w stajni, oprócz Luizy, która miala wtedy cztery lata i bardzo tego konia kochala. Matka nie pozwolila jej przyjsc do stajni, zeby zaoszczedzic jej smutku.
Piccarretowie zajmowali wtedy czesc budynku, nalezacego do wlascicieli dworu, którzy zatrudniali ojca Luizy na swoim folwarku Torre Disperata. Ale Luiza tak nalegala, ze udalo sie jej w koncu zejsc do stajni.
Bylem przy tym osobiscie. Dziewczynka podeszla do konia i poglaskala go po lbie, szepczac jego imie i mówiac:
- Nie umieraj, bo ja cie kocham.
Po tych slowach Luizy kon sie podniósl. Weterynarz stwierdzil, ze goraczka mu przeszla i zwierze bylo znowu zdrowe „jak ryba”.
Mama Róza wziela dziewczynke na rece, powiedziala: „moja córeczka”, i wyszla z dzieckiem.
Wszyscy zdumielismy sie nieslychanie tym zajsciem i dlugo potem na ulicy Murge krazyly opowiesci o uzdrowionym koniu. Pewna staruszka rzekla wtedy:
- Na tym dziecku Bóg polozyl reke, zobaczycie, nie raz jeszcze zadziwi Corato, bo na tym sie nie skonczy.”
Tymi slowami stuletni dziadek zakonczyl opowiadanie.
Zareczyny zolnierza
Pewna bardzo leciwa kobieta która poznalem osobiscie, a która nazywa sie Maria Doria, opowiadala, ze jej matka, rówiesnica Luizy, latem jezdzila w okolice Torre Disperata, do folwarku, w poblizu którego mieszkala rodzina Piccarretów.
Owa pani doskonale wiedziala o zjawiskach zachodzacych wokól malej Luizy. Opowiadala jej o nich ze szczególami jej matka. Matka bowiem w dziecinstwie czesto przebywala w towarzystwie Luizy, gdyz bawila sie z jej siostrami, z którymi bardzo sie przyjaznila.
Wiele razy widzialy, jak bawi sie z nieznanym chlopakiem. Poczatkowo myslaly, ze przychodzil z domu polozonego w sasiedztwie. Ale tak sie skladalo, ze bawil sie i rozmawial tylko z Luiza, po czym w pewnej chwili odchodzil.
Siostry i przyjaciólki pytaly ja, kim byl ów chlopiec. Ale ona tylko sie usmiechala nie dajac odpowiedzi. Raz tylko, na zartobliwe pytanie, czy to moze jej narzeczony, odpowiedziala „tak”.
Z czasem zrozumialy, ze chodzilo tu o zjawisko nadprzyrodzone – naprawde bylo to Dzieciatko Jezus, przybierajace postac chlopca. To zjawisko powtarzalo sie za kazdym razem, gdy Luize atakowaly moce piekielne.
Jezus objawial sie jej, aby ja pocieszyc po dziwnych przygodach, jakie ja spotykaly. Raz znaleziono ja owinieta jak spirala wokól zelaznych pretów lózka i trzeba bylo wezwac slusarza, zeby ja uwolnil. Ku zdumieniu wszystkich wyszla z tej przygody bez szwanku.
Innym razem znaleziono ja pod sufitem pokoju, zawieszona na haku, na którym zwykle wieszano zapasy zywnosci.
Zwykle Luiza ratowala sie z tych sytuacji modlitwa zanoszona do Matki Boskiej. Na ogól chowala sie do duzej dziupli w drzewie morwowym, które stoi po dzis dzien, gdzie modlila sie do Najswietszej Maryi Panny. Kiedys rodzice ujrzeli wielki plomien buchajacy na pobliskim wzgórku, na którym Luiza lubila sie bawic, wiec pelni niepokoju pobiegli, aby ugasic pozar. Zupelnie niepotrzebnie – Luiza siedziala tam sobie spokojnie na skale, patrzac w niebo, a ognia nie bylo ni sladu.
Ilez to razy Luiza w samo poludnie dlugo spogladala prosto w slonce, a jednak nigdy jej wzrok na tym nie ucierpial. Ciotka Rozaria powiedziala mi, ze zachowala ten zwyczaj az do smierci. Rzeczywiscie, z dzienników Luizy wynika, ze slonce bylo jej ulubiona gwiazda. Widziala w nim zwiazek z Przenajswietsza Trójca.
Minelo wiele lat, Luiza slynela juz w calym Corato, toczyla sie wojna swiatowa. Brat pani Marii Dorii napisal z wojska, ze poznal na Sycylii dziewczyne, z kóra sie zareczyl.
Matka bardzo zle przyjela te wiadomosc, bo syn juz byl zareczony z bogata panna z Corato, prawdziwa ‘dobra partia’. Zareczyli mlodych rodzice, jak wtedy bylo w zwyczaju. Matka plakala zalac sie:
- Biedny mój syn, zaczarowala mi go… Mafia wdziera mi sie do domu!
Byly to czasy, kiedy na Sycylii grasowal bandyta Giuliani.
Wreszcie kazala swej starszej córce pójsc do Luizy, powiedziec, ze jej matka byla w dziecinstwie przyjaciólka Slugi Bozej i wysluchac bacznie tego, co powie jej Luiza.
Dziewczyna udala sie do domu Luizy na ulicy Maddalena. Przekazala pozdrowienia od matki, uprzejmie przyjete przez Luize, po czym rozmowa zeszla na czasy spedzone w majatku w Torre Disperata. Luiza podsumowala:
- Ilez tam bylo modlitw, a ile umartwien!
Dziekujac dziewczynie za wizyte, Luiza poprosila ja, by przekazala matce, ze powinna sie modlic, bardzo modlic, tak, jak czynily to podczas pobytu w Torre Disperata, i pamietac zawsze o wypelnianiu wszystkich praktyk religijnych, tak aby mogla sie spelnic Wola Boza.
Potem nagle spojrzala na nia i spytala:
- Czemu ty jestes taka smutna?
Wtedy dziewczyna opowiedziala jej o bracie i o zmartwieniu matki.
Na to Luiza odparla:
- Skad wie, ze tamta dziewczyna jest gorsza od tutejszej? Lepiej niech pomodli sie do Pana Jezusa, On pocieszy jej serce.
Dziewczyna wrócila do domu i przekazala odpowiedz Luizy. Uslyszawszy ja, matka wykrzyknela:
- Mój syn jest uratowany!
Rzeczywiscie, dowiedziala sie wkrótce, ze sycylijska dziewczyna pochodzi z dobrej i bardzo poboznej rodziny – bylo tam nawet dwóch wujów kaplanów.
Po slubie mlody czlowiek zalozyl na wyspie bardzo udana rodzine, czym uszczesliwil swa matke.
Noty:
(1) Zebralem wiele innych swiadectw o uzdrowieniach, ale nie chcialem ich podawac drukiem, bo brak jest dokumentów, które potwierdzalyby te fakty. Niektóre przypadki zdarzyly sie za zycia Luizy, inne po jej smierci. Mozna by opublikowac je w osobnym, ogólnym zbiorku wspomnien. Wiele przypadków, opowiedzianych pod przysiega i podpisanych, zebranych za przyzwoleniem ks. arcybiskupa Józefa Caraty, przechowuje sie w archiwum sprawy beatyfikacyjnej Slugi Bozej Luizy Piccarrety. Pomyslalem sobie, ze warto opublikowac ten wlasnie cud, bo wydaje mi sie najbardziej autentyczny i wystarczajaco odlegly w czasie, aby nie interpretowac go blednie. Trzeba tez powiedziec, ze to wydarzenie nie weszlo do legendy, gdyz potwierdzila je tylko moja ciotka, w skapych slowach i z dystansem.
(2) Ksiadz January Di Gennaro byl spowiednikiem, który zobowiazal Luize do spisywania swoich codziennych doswiadczen. Prowadzil zycie swiete i za osobe swieta byl tez uznawany przez mieszkanców Corato. Mial wielka wade wymowy, która w pewnym momencie zniknela – to Luiza wyprosila mu wyzdrowienie u Pana Boga, aby jej swiatobliwy spowiednik mógl godnie przepowiadac Slowo Boze.
Rozdzial Dziewiaty
Luiza postrachem mocy diabelskich
Czytajac autobiografie Luizy z latwoscia da sie zauwazyc, ze poczatkowo musiala straszliwie walczyc z mocami diabelskimi, które nie oszczedzily nawet jej ciala. W pewnym miejscu w jej pismach czytamy te slowa: „Dotknalem cie, nie uczynilem z ciebie niewiasty bez skazy, bo nie trzeba mi juz stawac sie cialem, ale odjalem ci sklonnosc do grzechu”. To mówi Pan Jezus. Osoba wierzaca latwo pojmie donioslosc tych twierdzen, które z teologicznego punktu widzenia granicza z nieprawdopodobienstwem. Ktos móglby sie zgorszyc i potepic je jako herezje. Nie chce sie tutaj wypowiadac na ten temat – trybunaly koscielne beda mogly doglebnie zbadac i osadzic te slowa. Jedno jest pewne – Luiza w pewnym momencie swego zycia osiaga pokój wewnetrzny, pogode ducha, która promieniuje na zewnatrz i robi ogromne wrazenie na ludziach, którzy maja szczescie ja znac i z nia rozmawiac. Wszystko moglo sie wokól niej dziac, ale nigdy jej nawet nie musnelo. Gdy w roku 1938 zostala potepiona przez Swiete Uficjum, wszyscy sie przerazili, wszyscy sie zdenerwowali – i kler, i wierni. Wydawalo sie, ze trzesienie ziemi zmiotlo z powierzchi ziemi wielki gmach. Ale Luiza byla spokojna i pogodna jak zawsze, jakby to, co sie stalo, jej nie dotyczylo. Pokornie poddala sie woli Kosciola, wreczyla poslannikowi Swietego Uficjum wszystkie rekopisy i dalej wiodla swe spokojne, ciche, pogodne zycie w modlitwie, robiac koronki.
Wydaje sie wiec, ze Luiza utwierdzila sie w lasce i stala sie postrachem demonów, które uciekaly przed nia co sil. Pewne wydarzenia zdaja sie potwierdzac ten fakt.
Opowiadano na przyklad, ze gdy przejezdzala Luiza – w zamknietym powozie, na czas przeprowadzania wielkich porzadków w jej domu – niektóre domy zaczynaly drzec, slychac bylo jakies krzyki, brzek lancuchów i odglosy ucieczki. Zdarzalo sie to zwlaszcza w pewnym budynku w remoncie, stojacym przy placu rynkowym w Corato. Wiesc niosla, ze dom ten byl miejscem strasznych wypadków, okrutnych morderstw, tortur, samobójstw, itp.
Opowiadala pewna pani, ze zamieszkala kiedys w Rotondelli, miejscowosci w prowincji Matery, gdzie dostala posade nauczycielki w tamtejszej szkole podstawowej. Czula sie jednak niespokojna w swym nowym mieszkaniu, gdyz wielokrotnie natykala sie tam na jakiegos czlowieka o okropnym wygladzie, który usilowal ja pochwycic, ona zas starala sie go odstraszyc trzymanym w reku rózancem. Na widok rózanca czlowiek uciekal. Przerazona ta sytuacja kobieta porzucila nowa prace i dom, i wrócila ze swymi dziecmi do Corato. Nikt nie wierzyl biedaczce i wszyscy brali ja za wariatke, zwlaszcza maz, który mial poglady masonskie. Nie wiedzac, co robic, pani ta poszla do Luizy, która wysluchala zyczliwie jej klopotów, pocieszyla i orzekla, ze juz nie musi sie bac, gdyz szatan nie ma nad nia zadnej wladzy. Moze spokojnie powrócic do pracy. Kobieta posluchala jej rady, ale postanowila zabrac ze soba fotografie Luizy. Oprawila ja w ramki i postawila na nocnym stoliku. Pewnego dnia, gdy razem z dziecmi odmawiala Rózaniec, ujrzala znowu tego samego czlowieka, który zblizywszy sie do lózka wzial do reki fotografie Luizy, spojrzal na nia, rzucil na ziemie i uciekl z krzykiem. Od tej chwili juz sie wiecej nie pojawil. W domu zrobilo sie spokojnie i pogodnie. Rzucona przez niego na ziemie fotografia nie uszkodzila sie, nawet szklo sie nie stluklo. Ta sama fotografia stoi teraz na szafce nocnej w domu synowej tej pani.
Innym podobnym wydarzeniem byla niedawna kradziez mebli. Gdy bylismy na miedzynarodowym kongresie w Kostaryce, otrzymalismy wiadomosc, ze w domu Luizy dokonano kradziezy. Zlodzieje wyniesli antyczne meble, nalezace niegdys do rodziców Slugi Bozej. Wiadomosc zasmucila nas bardzo. Po powrocie rozpuszczono wiesci, ze meble te moga byc niebezpieczne, gdyz diably na nich odprawialy harce kiedy mialy moc kuszenia Luizy, a tylko ona mogla je utrzymac w ryzach. Teraz diably moglyby sie rozpetac na calego, nieskrepowane moca swiatobliwej Luizy, z dala od jej domu. Bo tez nie wiadomo jak, ani dlaczego – mozliwe, ze diably naprawde sie rozhulaly – gdziekolwiek stawiano te meble, dzialy sie rzeczy przykre. To chyba jedyny przypadek, jak swiat swiatem, ale pewnej nocy zlodzieje zwrócili meble Luizy, pozostawiajac je pod drzwiami jej domu. Wszelkie komentarze sa tu zbyteczne.
Inna przygoda dotyczy mnie osobiscie. W ubieglym roku wzialem udzial w egzorcyzmie, jaki w kosciele San Severo wykonywal ojciec Cyprian, dziekan wloskich egzorcystów. W kosciele bylo pelno ludzi przekonanych, ze sa opetani przez diabla. Ja zabralem ze soba wizerunek Luizy, który pokazalem pewnej kobiecie, pytajac ja, czy zna te osobe. Kobieta spojrzala na nia i odparla przeczaco, ale nagle wytrzeszczyla oczy i z glebi jej piersi dal sie slyszec glos, który przemówil:
- Ja ja znam… ja ja znam… precz! Precz!
Wtedy kobieta kopnela mnie, chcac mnie oddalic i usilowala zedrzec ze mnie stule.
Zawsze nosze przy sobie podobizne lub relikwie Luizy.
Swiatobliwa smierc Luizy Piccarrety
Na wiadomosc o smierci Luizy dnia 4 marca 1947 zdawalo sie, ze wszyscy mieszkancy Corato wstrzymali dech w piersiach i zaprzestali jakiejkolwiek dzialalnosci, by oddac sie niezwyklemu i jedynemu w swoim rodzaju przezyciu. Oto ich Luiza, ich wlasna Swiatobliwa Luiza odeszla. Tlum jak wezbrana rzeka wlewal sie do domu Luizy w dzien i w nocy, by po raz ostatni spojrzec na nia i pozegnac, oddac czesc i okazac przywiazanie kobiecie, która przez tyle lat wszyscy szanowali i kochali.
Dzien jej pogrzebu zostal ogloszony przez wladze miejskie dniem zaloby. Przez cztery dni cialo Luizy pozostawalo wystawione na widok publiczny (za specjalnym pozwoleniem wladz sanitarnych), aby tysiace mieszkanców Corato i osób specjalnie przybylych z okolicy moglo jeszcze na nia popatrzec. Policja musiala interweniowac, by regulowac naplyw tlumu. Wszyscy mieli wrazenie, ze Luiza nie umarla, tylko spi. Rzeczywiscie, jej cialo, ulozone na lózku, wcale nie zesztywnialo. Mozna bylo uniesc jej rece, poruszac glowa na wszystkie strony, zginac palce bez trudu, podnosic i zginac ramiona. Unoszac jej powieki mozna bylo zaobserwowac, ze oczy jej wciaz blyszcza, ze nie przeslonilo ich bielmo smierci. Wszyscy – przybysze, ksieza, wladze koscielne i miejskie – chcieli zobaczyc ten cudowny i wyjatkowy przypadek. Wielu sceptycznych niedowiarków wychodzilo z pokoju w szoku, wzruszonych do lez i odnowionych wewnetrznie. Zdawalo sie, ze Luiza zyje, ze tylko cichy, spokojny sen ogarnal ja na chwile. Wszyscy byli przekonani, ze nie umarla, a niektórzy mówili:
- Wezwijcie biskupa, a zobaczycie, ze sie obudzi, gdy tylko biskup zrobi nad nia znak krzyza swietego – przeciez Luiza jest posluszna córa Kosciola.
Ta nadzieja byla wyrazem milosci, jaka mieszkancy Corato darzyli Sluge Boza. Ale specjalna komisja lekarska powolana przez wladze koscielne, miejskie i sanitarne, po uwaznych ogledzinach stwierdzila, ze nasza droga Luiza naprawde nie zyje. Dopóki zwloki byly wystawione na widok publiczny, na ciele nie pojawily sie slady zepsucia. Nie wydzielal sie zaden zapach rozkladu. Jak królowa siedziala Luiza na swym lózku. Nie dala sie na nim polozyc. Trzeba bylo skonstruowac specjalna trumne w ksztalcie litery „p”, oszklona z przodu i po bokach, aby wszyscy mogli ja jeszcze zobaczyc po raz ostatni. Swiatobliwa Luiza, która ponad siedemdziesiat lat przesiedziala na swoim lózku nigdy nie wychodzac z domu, sunela dostojnie pomiedzy rozstepujacym sie w szpaler tlumem, w oszklonej trumnie niesionej przez grupe sióstr zakonnych z rozmaitych zakonów, w otoczeniu licznych ksiezy i mnichów. Uroczystosci pogrzebowe odbyly sie w Kosciele farnym, koncelebrowane przez wszystkich czlonków Kapituly z udzialem wszystkich bractw religijnych Corato.
W ciagu tych czterech dni poprzedzajacych pogrzeb bylem wiele razy w domu pogrzebowym, dotykalem ciala i wzialem sobie na pamiatke kilka kwiatów, których wiazanki skladano bezustannie u stóp katafalku. Kwiaty te przechowuje od wielu juz lat pomiedzy stronami ksiazek mojej biblioteki. Wiele bukietów zaniesiono chorym, którzy po ich dotknieciu wyzdrowieli i mogli uczestniczyc w pogrzebie. Przy przejsciu konduktu pogrzebowego ludzie wynosili chorych z domu i sadzali na progu – opowiadano, ze wielu z nich otrzymalo specjalne laski. Luize pochowano w kaplicy rodu Calvich. Dnia 3 lipca 1963 jej doczesne szczatki powrócily do Corato i zostaly ostatecznie zlozone w kosciele farnym Santa Maria Greca.
Na zdjeciu: Luiza w objeciach siostry smierci, cicha i spokojna
Na zdjeciu: Luiza na lozu smierci. Obok jej siostra Angelina i wierna Rozaria z
siostrami Bozej Gorliwosci.
Na zdjeciu: Specjalnie skonstruowana trumna z oszklonym frontem i bokami.
Na zdjeciu: Kondukt pogrzebowy. Trumne niosa na ramionach wierni Slugi Bozej.
Na zdjeciu: Wszyscy mieszkancy Corato odprowadzaja na miejsce wiecznego odpoczynku Swiatobliwa Luize. Siostry Bozej Gorliwosci otaczaja wianuszkiem trumne.
Zabity i wskrzeszony
Konczac spisywanie tych wspomnien, nie moge przemilczec jeszcze jednego, bardzo glosnego swego czasu wydarzenia.
Wielokrotnie slyszalem o pewnym mlodym czlowieku, który zostal zabity, a którego przywrócila do zycia Luiza. Slyszalem, jak pewnego wieczoru opowiadal o nim ów stary slepiec z ulicy Panseri.
Pewnego razu znaleziono cialo mlodego czlowieka, lezace w kaluzy krwi. Powiadomiona o tym matka nie pospieszyla na miejsce, gdzie znaleziono cialo, lecz pobiegla z potarganymi wlosami do domu Luizy i rzuciwszy sie na kolana pod drzwiami krzyczala:
- Luizo, Luizo, zabili mi syna!
Swiatobliwa piccirella (kruszynka) – tak stary spiewak nazywal Luize, która byla bardzo niepozornego wzrostu – wzruszyla sie bardzo i powiedziala:
- Idz, zabierz do domu twego syna, bo Pan ci go zwraca.
Pobozni sasiedzi podniesli matke i zaprowadzili tam, gdzie lezal martwy jej syn. Matka rzucila sie na cialo nie baczac na pilnujacego policjanta, wziela go w objecia i zaczela okrywac go pocalunkami, jak Matka Boska Bolesna pod Krzyzem. Nagle mlodzieniec otworzyl oczy i rzekl:
- Mamo, jestem przeciez, nie placz.
Sluchajac tej opowiesci wszyscy zebrani plakali, zwlaszcza starsze kobiety, których synowie byli na wojnie.
Pare razy zdarzylo mi sie uslyszec te sama opowiesc w domu. Pamietam, ze ciotka Rozaria powiedziala raz ojcu:
- Tylko nie zaczynaj z tymi glupotami, lepiej jedz obiad.
Bo ojciec zaczal wlasnie opowiadac historie wskrzeszonego przez Swiatobliwa Luize mlodzienca.
W mojej parafii uslyszalem raz o tym samym cudzie, o którym opowiadala grupie kobiet panna Redda, przelozona trzeciego zakonu franciszkanskiego. Zorientowawszy sie, ze slucham, przerwala opowiesc zaslaniajac sobie reka usta i zalujac swej nieostroznosci, bo ks. proboszcz Cataldo Tota, który byl przy tym obecny, powiedzial:
- O pewnych sprawach nie nalezy mówic publicznie, dopóki zyja zainteresowane osoby.
Nie przywiazywalem wagi do tego zdarzenia, opowiadanego zawsze pólgebkiem, bo wydawalo mi sie niewiarygodne. Ciotka Rozaria nigdy nie chciala poruszac tego tematu, a na moje nalegania odpowiadala:
- Zostaw te glupoty!
Rozumialem, ze o tym, co sie stalo, zarówno Luiza, jak i Kosciól zabronili absolutnie wspominac.
Opowiesc starego niewidomego spiewcy wydawala mi sie zbyt fantastyczna, nadto skonstruowana. Bardziej byla podobna do tragedii greckiej, niz do faktu autentycznego. Do tej pory nigdy nie wspominalem o niej, zeby nie narazac na smiesznosc Slugi Bozej Luizy Piccarrety (a takze dlatego, ze uwazalem ja za podanie ludowe, wymysl ludzkiej fantazji).
Az przeczytalem list blogoslawionego Hanibala M. Di Francia, w którym jest mowa o cudownym wskrzeszeniu zabitego mlodzienca, wiec postanowilem, ze opowiem tutaj o tym zdarzeniu, o którym tak wiele kiedys slyszalem.
Blogoslawiony Hanibal potwierdza swym autorytetem osoby swietej, ze ów mlodzieniec zmartwychwstal dzieki modlitwom Luizy Piccarrety. List nosi date 5 maja 1927. Wkrótce potem, a mianowicie 1 czerwca 1927, blogoslawiony Hanibal zasnal w Panu w Messynie.
Na zdjeciu: List blogoslawionego Hanibala M. Di Francia, napisany do Luizy Piccarrety
na krótko przed jego swiatobliwa smiercia, który potwierdza zaszly cud.
RYS BIOGRAFICZNY AUTORA
Ojciec Bernardino Giuseppe Bucci, dziesiate dziecko Franciszka Bucci i Serafiny z domu Garofalo, urodzil sie w Corato dnia 15 czerwca 1935. Jego rodzice mieli dwanascioro dzieci. W roku 1940 ciotka Rozaria Bucci zaprowadzila go po raz pierwszy do domu Luizy Piccarrety, która w cztery lata pózniej przepowiedziala mu, ze zostanie ksiedzem.
W roku 1947 Józef uczestniczy w uroczystosciach pogrzebowych Slugi Bozej Luizy Piccarrety. W roku 1948 wstepuje do Seminarium „Seraficum” w miejscowosci Barletta w Apulii.
Matka, do której jest bardzo przywiazany, umiera w roku 1951, gdy o. Bernardino uczy sie w Seminarium „Serafico” we Francavilla Fontana.
W roku 1955 wstepuje do Nowicjatu Ojców Kapucynów w Alessano, w prowincji Lecce. Studiuje nastepnie filozofie w Alumnacie w Scorrano.
W roku 1959 umiera jego ojciec, a w 1960 o. Bernardino zostaje przeniesiony do Alumnatu teologicznego w S. Fara. Dnia 14 marca 1964 roku w kosciele Kapucynów w Triggiano przyjmuje z rak Jego Ekscelencji ks. Arcybiskupa Nicodemo z Bari swiecenia kaplanskie.
Wyslany do Kolegium Miedzynarodowego w Rzymie, na studia Teologii Misyjnej, po powrocie do Prowincji zostaje przeznaczony do Klasztoru w Scorrano, gdzie otrzymuje urzad kierownika duchowego w Seminarium „Seraficum”.
W roku 1968 wyjezdza do Portugalii, aby nauczyc sie jezyka portugalskiego, gdyz ma wyjechac na misje do Mozambiku.
Z przyczyn politycznych wyjazd do Mozambiku zostaje odlozony na czas nieokreslony. O. Bucci powraca do Prowincji, gdzie zostaje wikarym parafii Kapucynów w Barletcie, oraz obejmuje urzad Pomocnika Prowincjala Mlodziezy Franciszkanskiej.
Uczeszcza na studia licencjackie i doktoranckie Wydzialu Ekumenicznego San Nicola w Bari. Jednoczesnie, w roku 1972 robi habilitacje z nauk humanistycznych.
W roku 1976 otrzymuje promocje na przeora-proboszcza Klasztoru Kapucynów Mniejszych w Trinitapoli, w prowincji Foggia. Tutaj dostaje wiadomosc o smierci swej drogiej ciotki Rozarii (1978), która przez czterdziesci lat opiekowala sie Luiza Piccarreta.
W roku 1980, na polecenie J.E. ks. Arcybiskupa Józefa Caraty z Trani zbiera swiadectwa o Sludze Bozej Luizie Piccarrecie. Ks. Arcybiskup prosi go, by nie wspominal przy tym imienia bl. Hanibala Marii Di Francia, gdyz mogloby to zaszkodzic w toczacym sie wówczas procesie beatyfikacyjnym. O. Bernardino wydaje w 30 tysiacach egzemplarzy pierwsza, krótka biografie Slugi Bozej Luizy Piccarrety, pózniej przetlumaczona na rózne jezyki. W ten sposób przyczynia sie do szerszego poznania postaci Slugi Bozej.
W roku 1988 zostaje przelozonym i proboszczem Klasztoru w Triggiano, bedac jednoczesnie Sekretarzem Prowincji parafialnej.
W roku 1994 zostaje wybrany Definitorem Prowincji i wraca do Trinitapoli jako proboszcz. Tu mieszka tez dzisiaj, pelniac urzedy Definitora Prowincji, Sekretarza Prowincji Parafialnej i Radcy Krajowego Sekretariatu Parafialnego.
Jako wspólzalozyciel Stowarzyszenia Bozej Woli razem z siostra Assunta Marigliano, przez wiele lat pelni funkcje duchowego doradcy tego stowarzyszenia, erygowanego w Corato 4 marca 1987.
Obecnie jest czlonkiem Trybunalu procesu beatyfikacyjnego Slugi Bozej Luizy Piccarrety, który otworzyl w charakterze Promotora Wiary J.E. Ks. Biskup Carmelo Cassati (dzisiaj juz emerytowany), w swieto Chrystusa Króla roku 1994 w Kosciele Matce w Corato.
Modlitwy
o
beatyfikacje Slugi Bozej
LUIZY PICCARRETY
I
O Serce Przenajswietsze Jezusa, który Swa pokorna Sluge LUIZE wybral sobie na zwiastunke Królestwa Bozej Woli i aniola odkupienia za nieprzebrane winy, zasmucajace bez granic Jego Boskie Serce, przez Jej wstawiennictwo pokornie prosze o laske Twego Milosierdzia, aby LUIZA mogla zajasniec chwala swietych na ziemi, tak, jak juz wynagrodziles jej w Niebie. Amen.
Pater, Ave, Gloria.
II
O Boskie Serce Jezusa, który pokornej Sludze LUIZIE, ofierze Twej Milosci, dal sile, by znosila przez cale zycie cierpienia Jego bolesnej Meki dla zbawienia i uswiecenia dusz, spraw, aby dla wiekszej Twej chwaly jak najszybciej zajasniala nad jej glowa aureola Blogoslawionych. I racz mi udzielic przez jej wstawiennictwo laski, o która najpokorniej Cie prosze….
Pater, Ave, Gloria.
III
O Milosierne Serce Jezusa, który dla zbawienia i uswiecenia dusz raczyl zachowac na ziemi przez tak dlugie lata Swoja pokorna Sluge LUIZE, mala Córke Bozej Woli, wysluchaj mojej modlitwy – niechaj Twój Kosciól jak najszybciej wyniesie ja do chwaly Swietych. I racz mi tez udzielic za jej przyczyna laski, o która najpokorniej Cie prosze….
Pater, Ave, Gloria.
IMPRIMATUR
Za
zgoda Arcybiskupa Fr. Reginalda Addaziego O.P.
Trani, 27
listopada 1948
Modlitwa na obrazku (z relikwia), wydana wkrótce po smierci Luizy Piccarrety za pozwoleniem ks. abpa Fr. Reginalda Addaziego O.P.
SPIS
TRESCI
Slowo wstepne
Wstep
Rozdzial
pierwszy
Rys
biograficzny
Najwazniejsze
daty
Spowiednicy i kierownicy duchowi
Biskupi
Lista
pism Luizy Piccarrety
Rozdzial
Drugi
Królestwo
Bozej Woli
Nieznane
modlitwy
Rozdzial
Trzeci
Ozdrowienie
chorej na padaczke
Dzwonek niezgody
Koronkarka
doskonala
Tajemnicze wrzody
Blogoslawiony
ojciec Pius, Luiza Piccarreta i Rozaria Bucci
Tajemnica ciotki
Rozarii
Rozdzial
Czwarty
Hanibal
Maria Di Francia i Luiza Piccarreta
Wspomnienia Rozarii
Bucci
Blogoslawiony Hanibal i Kapucyni Prowincji Zakonnej
Apulii
Sympatia Luizy do kapucynów. O. Salvatore z Corato i
Luiza Piccarreta
Rozdzial
Piaty
Przedziwny
obiad
Niedotrzymana obietnica
Przepowiednia
Burza na
morzu
Rozdzial
Szósty
Przepowiednia
purpury
Uzdrowienie Biskupa
Rozdzial
Siódmy
Luiza
i dzieci z Corato
Niedoszly zolnierz
Wskrzeszenie
dziecka
Iza Bucci i Luiza Piccarreta
Gemma Bucci i Luiza
Piccarreta
Rozdzial
Ósmy
Przypadek
ozdrowienia
Konski kaprys
Kólko z ulicy Panseri
Uzdrowiony
kon
Zareczyny zolnierza
Rozdzial
Dziewiaty
Luiza
postrachem mocy diabelskich
Swiatobliwa smierc Luizy
Piccarrety
Zabity i wskrzeszony
Rys biograficzny autora
(retro di copertina)
Zainteresowanie osoba Luizy Piccarrety jest szczególnie silne, zarówno ze wzgledu na zblizenie do mistyki, jakie obserwujemy ostatnimi czasy (a przeciez Luize nalezy uwazac za mistyczke, gdyz poprzez kontemplacje i spokojne przyjmowanie cierpien fizycznych osiagnela wysoki stopien zazylosci z Jezusem), jak i dlatego, ze znalo ja i odwiedzalo kilku naszych braci (o. Fedele z Montescaglioso, o. Wilhelm z Barletty, o. Salvatore z Corato, o. Terencjusz z Campi Salentina, o. Daniel z Triggiano, o. Antoni ze Stigliano, o. Józef z Francavilla Fontana – zeby wymienic choc kilku), którzy jej przekazali podstawowe elementy duchowosci franciszkanskiej, przejmujac od niej milosc do Chrystusa i zarliwosc w wypelnianiu Bozej Woli. (Slowo wstepne O. Mariana Bubbico)
Ojciec Bernardino Giuseppe Bucci urodzil sie we Wloszech, w apulijskiej miejscowosci Corato, dnia 15 czerwca 1935.
W roku 1955 wstepuje do Nowicjatu Ojców Kapucynów w Alessano, w prowincji Lecce. Studiuje nastepnie filozofie w Alumnacie w Scorrano. Dnia 14 marca 1964 roku w kosciele Kapucynów w Triggiano przyjmuje z rak Jego Ekscelencji ks. Arcybiskupa Nicodemo z Bari swiecenia kaplanskie. Wyslany do Kolegium Miedzynarodowego w Rzymie, na studia Teologii Misyjnej, po powrocie do Prowincji zostaje przeznaczony do Klasztoru w Scorrano, gdzie otrzymuje urzad kierownika duchowego w Seminarium „Seraficum”. Uczeszcza na studia licencjackie i doktoranckie Wydzialu Ekumenicznego San Nicola w Bari. Jednoczesnie, w roku 1972 robi habilitacje z nauk humanistycznych.
Jako wspólzalozyciel Stowarzyszenia Bozej Woli razem z siostra Assunta Marigliano, przez wiele lat pelni funkcje duchowego doradcy tego stowarzyszenia, erygowanego w Corato 4 marca 1987.
Obecnie jest czlonkiem Trybunalu procesu beatyfikacyjnego Slugi Bozej Luizy Piccarrety, który otworzyl w charakterze Promotora Wiary J.E. Ks. Biskup Carmelo Cassati (dzisiaj juz emerytowany), w swieto Chrystusa Króla roku 1994 w Kosciele Matce w
Naszej Mamie w dniu Sw. Andrzeja w podziekowaniu za Jej synów- kaplanów.
NOWENNA BOZEGO NARODZENIA
Luisa Piccarreta, Mala Córeczka Woli Bozej
Ksiega Nieba, tom 1
Tlumaczenie z j. wloskiego z pomoca tekstu w j. angielskim, obydwa zamieszczone na internecie.
Nowenne Bozego Narodzenia zaczelam odprawiac w wieku okolo lat 17 w przygotowaniu do swieta Bozego Narodzenia, cwiczac sie w róznego rodzaju aktach cnót i umartwien. Szczególna uwage przykladalam do uhonorowania dziewieciu miesiecy jakie Jezus spedzil w matczynym lonie, i poswiecalam na medytacje dziewiec godzin kazdego dnia, zawsze pamietajac o tajemnicy Wcielenia.
Pierwsza eksplozja Milosci
I tak na przyklad, przez jedna godzine przenosilam sie w mojej wyobrazni do Raju i wyobrazalam sobie Trójce Przenajswietsza, Ojca, jak wysyla Syna na ziemie, Syna, jak z gotowoscia podporzadkowuje sie Woli Ojca, Ducha Swietego, jak wyraza aprobate. Mój umysl byl zmieszany chcac wyobrazic sobie tajemnice tak wielka, milosc tak silna, tak ogromna, tak jednakowa pomiedzy Nimi i w stosunku do ludzi. A potem niewdziecznosc ze strony ludzi, a zwlaszcza moja. Moglabym tak rozwazac nie tylko jedna godzine, ale caly dzien, gdyby glos wewnetrzny nie powiedzial do mnie, “Dosyc, idz i zobacz inne eksplozje Mojej Milosci, jeszcze wieksze.”
Druga eksplozja Milosci
Potem w myslach przenioslam sie do matczynego lona i pozostalam jak zamurowana na mysl o Bogu, tak poteznym w Niebie, teraz tak zredukowanym, pomniejszonym, ograniczonym, ze niezdolnym do poruszenia i nieomalze nawet do oddychania. Glos wewnetrzny powiedzial do mnie, “ Czy widzisz jak bardzo cie kochalem? Och prosze, zrób dla Mnie troche miejsca w twoim sercu. Usun wszystko co nie jest Moim, wtedy dasz Mi wiecej swobody dla poruszania sie i do oddychania.”
Moje serce rozplynelo sie, blagalam o przebaczenie, obiecujac byc calkowicie Jego, tonelam we lzach, ale musze przyznac ze wstydem, ze pózniej znowu wracalam do moich starych bledów. Och Jezu, jakis Ty dobry dla tego nedznego stworzenia!
Trzecia eksplozja Milosci
Gdy w myslach przechodzilam od drugiej do trzeciej medytacji, glos wewnetrzny powiedzial do mnie, “Córko
Moja, przylóz swoja glowe do lona Mojej Mamy i popatrz w glab na Moje malenkie Czlowieczenstwo. Moja
Milosc pochlaniala Mnie, oceany plomieni, nieskonczone morza Milosci Mojego Bóstwa zatapialy Mnie, trawily na popiól, wznoszac swoje plomienie tak daleko, ze z wysoka ogarnialy i dosiegaly wszedzie, wszystkie pokolenia, od pierwszego do ostatniego czlowieka. Moje malenkie Czlowieczenstwo bylo pochloniete posród tych plomieni. A czy ty wiesz, czego Moja odwieczna Milosc wymagala ode Mnie zebym Soba pochlonal? Ach, wszystkie dusze! I dopiero wtedy bylem calkowicie zadowolony gdy pochlonalem je wszystkie, gdy zostaly we Mnie poczete. Bylem Bogiem, musialem dzialac jak Bóg, musialem ogarnac wszystkich. Moja Milosc nie pozostawilaby Mnie w spokoju gdybym wylaczyl kogokolwiek. Och, Moja córko, spójrz uwaznie w glab lona Mojej Mamy, skieruj wnikliwie swoje oczy na Moje poczete Czlowieczenstwo, a znajdziesz swoja dusze poczeta we Mnie i plomienie Mojej Milosci które cie pochlaniaja. Och! Jakze Ja cie kochalem, i jak cie kocham!”
Czulam, ze rozplywam sie posród tak wielkiej Milosci, niezdolna od niej uciec, gdy uslyszalam glos przywolujacy mnie glosno, który mówil, ”Córko Moja, to jeszcze nie wszystko, przytul sie mocniej do Mnie i daj rece Mojej kochanej Mamie, aby mogla polozyc je na Swoim ciezarnym lonie. A ty spójrz ponownie na Moje malenkie Czlowieczenstwo i przypatrz sie czwartej eksplozji Mojej Milosci.”
Czwarta eksplozja Milosci
“Córko Moja, przerzuc swój wzrok z Milosci pochlaniajacej na Moja Milosc operujaca. Kazda poczeta dusza przyniosla Mi brzemie swoich grzechów, swoich slabosci i namietnosci, i Moja Milosc rozkazala Mi przejac to brzemie kazdej z nich. Poczela ona nie tylko dusze ale i cierpienia kazdej z nich, jak równiez satysfakcje jaka kazda z nich odda Mojemu Boskiemu Ojcu. Tak wiec Moja Meka zostala poczeta razem ze Mna. Popatrz uwaznie w glab lona Mojej Boskiej Mamy. Och! Jakze Moje malenkie Czlowieczenstwo bylo torturowane. Przypatrz sie dokladnie mojej malenkiej glówce otoczonej korona z cierni, które wciskajac sie mocno w cialo wywolywaly potoki lez plynacych z Moich oczu, a Ja nawet nie moglem sie poruszyc zeby je otrzec. Och! Prosze, pozwól sie ogarnac wspólczuciu dla Mnie, otrzyj lzy z Moich oczu, plynace z nieustannego placzu, ty która masz swobodne ramiona aby móc to zrobic. Te ciernie to korona tak wielu zlych mysli, jakie zwienczaja ludzkie umysly. Jak one Mnie kluja, o wiele silniej niz ciernie, które wyrosly z ziemi. Przypatrz sie, przypatrz sie znowu, jakiez to dlugie ukrzyzowanie, przez dziewiec miesiecy. Nie moglem poruszyc ani palcem, ani reka, ani stopa. Pozostawalem niezmiennie bez ruchu. Nie bylo miejsca zeby móc sie poruszyc, nawet odrobine. Jakiez dlugie i ciezkie ukrzyzowanie. Na dodatek tego, wszystkie zle czyny przyjmowaly ksztalt gwozdzi, nieustannie przebijajac Moje rece i stopy.”
I tak kontynuowal, mówiac o jednym cierpieniu po drugim, o wszystkich meczenstwach Swojego malenkiego Czlowieczenstwa, tak ze gdybym chciala o tym wszystkim powiedziec, to za dlugo by to trwalo. Rozplynelam sie cala we lzachi i uslyszalam w moim wnetrzu, ”Córko Moja, chcialbym cie objac, ale nie moge, tu nie ma miejsca, pozostaje bez ruchu, nie jestem w stanie tego zrobic. Chcialbym przyjsc do Ciebie, ale nie moge chodzic. A wiec teraz ty Mnie obejmij i przyjdz do Mnie, a potem, gdy wyjde z matczynego lona, to Ja przyjde do ciebie.” A gdy Go obejmowalam i w mojej wyobrazni mocno przyciskalam Go do serca, to glos wewnetrzny powiedzial do mnie, ”Dosyc na teraz Moja córko, pomysl o tym zeby przejsc do piatej eksplozji Mojej Milosci.”
Piata eksplozja Milosci
I glos wewnetrzny kontynuowal, ”Moja córko, nie odchodz ode Mnie, nie pozostawiaj Mnie samego, Moja Milosc potrzebuje twojego towarzystwa. To jest nastepna eksplozja Mojej Milosci, która nie chce pozostawac sama. A czy ty wiesz czyjej obecnosci ona potrzebuje? Obecnosci stworzenia. Spójrz, w lonie Mojej Mamy wszystkie stworzenia sa razem ze Mna, poczete razem ze Mna. Jestem z nimi sama Miloscia. Chce im powiedziec jak bardzo ich kocham, chce rozmawiac z nimi, zeby im opowiedziec o Moich radosciach i bólach, ze przyszedlem posród nich, zeby ich uczynic szczesliwymi i zeby sluzyc im rada, ze pozostane posród nich jako ich maly braciszek, oddajac kazdemu z nich Moje Dobra i Moje Królestwo za cene Mojego Zycia. Chce im dac Moje pocalunki i Moje usciski. Chce sie cieszyc razem z nimi, ale - Och! Jakze wiele cierpien Mi zadaja. Jedni ode Mnie uciekaja, inni udaja gluchych i zmuszaja Mnie do milczenia, jeszcze inni trwonia Moje Dobra i nie dbaja o Moje Królestwo, niewzruszenie oddajac Moje pocalunki i usciski bez zwracania na Mnie uwagi, przemieniajac Moja radosc w gorzki placz. Och! Jaki jestem samotny pozostajac posród tak wielu. Och! Jakze ciazy Mi samotnosc. Nie mam nikogo z kim móglbym zamienic chocby slowo, na kogo móglbym przelac Samego Siebie, nawet w Milosci. Jestem stale smutny i milczacy, poniewaz gdy mówie, to nikt Mnie nie slucha. Ach! Moja córko! Prosze cie, blagam, nie pozostawiaj Mnie samego w tak wielkim opuszczeniu. Odwzajemnij Mi sie dobrem i posluchaj gdy mówie do ciebie. Przychyl ucho do Moich nauk, jestem mistrzem nad mistrze. Jakze wielu rzeczy chcialbym cie nauczyc! Gdy bedziesz Mnie sluchala to przestane plakac i bede sie cieszyl razem z toba. Czy chcesz sie cieszyc razem ze Mna?”
I gdy zatopilam siebie w Nim, dajac Mu swoje towarzystwo w Jego samotnosci, wewnetrzny glos powiedzial, “Dosyc, dosyc, przejdz do rozwazania nastepnej eksplozji Mojej Milosci.”
Szósta eksplozja Milosci
“Córko Moja, przyjdz i pomódl sie do Mojej drogiej Mamy, zeby ci zrobila odrobine miejsca w Swoim matczynym lonie, wtedy bedziesz mogla sama zobaczyc pelen bolesci stan w jakim sie znajduje.” I w moich myslach zdawalo mi sie, ze Nasza Królowa Mama, zeby sprawic radosc Jezusowi, zrobila mi w nim troche miejsca. Ale ciemnosci byly takie, ze nie moglam Go zobaczyc, moglam tylko slyszec Jego oddech, gdy mówil w moim wnetrzu. “Córko Moja, spójrz na inna eksplozje Mojej Milosci. Ja jestem odwiecznym swiatlem. Slonce jest cieniem Mojego swiatla, a widzisz gdzie zaprowadzila Mnie Moja Milosc, w jakim ciemnym wiezieniu jestem? Nie ma tu promienia swiatla, jest tu dla Mnie wieczna noc, ale noc bez swiatal, bez spoczynku, nigdy nie zasypiam, cóz to za ból! Ciasnota tego miejsca nie pozwala na mozliwosc wykonania najmniejszego ruchu, gleboka ciemnosc, nawet Mój oddech, gdy oddycham przez oddech Mojej Mamy. Och! Jakze ciezko! Do tego dodaj ciemnosc grzechów stworzen. Kazdy grzech byl dla Mnie noca, a wszystkie polaczone razem tworzyly bezdenna odchlan ciemnosci. Cóz za ból! Och! Eksplozja Mojej Milosci przeniosla Mnie z nieograniczonosci swiatla i przestrzeni do przepasci w glebokich ciemnosciach, ciasnej az do stracenia mozliwosci oddychania, a wszystko to z milosci do stworzen.” Gdy to mówil, to szlochal, a szlochajac nieomalze sie dusil z braku miejsca.
I ja cala rozplywalam sie w placzu, dziekujac Mu, wspólczujac Mu, chcac dac Mu troche swiatla moja miloscia, jak Mi to powiedzial. Ale kto to wszystko moze opowiedziec?
A potem ten sam wewnetrzny glos powiedzial, “Dosyc na teraz, przejdz do siódmej eksplozji Mojej Milosci.”
Siódma eksplozja Milosci
Wewnetrzny glos kontynuowal, “Córko Moja, nie pozostawiaj Mnie samego w takim odosobnieniu i w takich ciemnosciach. Nie opuszczaj lona Mojej Matki, a bedziesz mogla zobaczyc siódma eksplozje Mojej Milosci. Posluchaj, w lonie Mojego Boskiego Ojca bylem bezgranicznie szczesliwy, nie bylo zadnego dobra którego bym nie posiadal, radosc, szczescie, wszystko bylo do Mojej dyspozycji. Aniolowie z uwielbieniem oddawali Mi czesc, gotowi na kazde Moje zyczenie. Ach, moge powiedziec, ze eksplozja Mojej Milosci spowodowala ze calkowicie zmienilem Swój los, zamknela Mnie w tym ciemnym wiezieniu, ogolocila ze wszystkich radosci, szczescia i dóbr, przyoblekajac Mnie we wszystkie nieszczescia stworzen, a wszystko po to, zeby dokonac zamiany, zeby dac im Mój los, Moje radosci i Moje odwieczne szczescie. Ale to byloby niczym, gdybym nie znalazl w nich niewdziecznosci w najwyzszym stopniu i upartej perfidii. Och! Jakze Moja wieczna Milosc byla zaskoczona stajac twarza w twarz z takim ogromem niewdziecznosci i jak plakala nad uporem i perfidia czlowieka. Niewdziecznosc byla najostrzejszym cierniem jaki przebil Moje Serce, od Mojego Poczecia az do ostatniego momentu Mojego Zycia. Spójrz na Moje malenkie Serce, jest zranione i plynie z niego Krew. Jaki ból, jakie tortury przezywam. Moja córko! Nie badz niewdzieczna dla Mnie. Niewdziecznosc jest najciezszym bólem dla Twojego Jezusa. Jest to zatrzasniecie drzwi tuz przed Moja twarza, pozostawiajac Mnie trzesacym sie z zimna. Ale Moja Milosc nie ustala z powodu takiego ogromu niedziecznosci i przeobrazila sie w Milosc upraszajaca, blagajaca, lkajaca i zebrzaca. To jest ósma eksplozja Mojej Milosci.
Ósma eksplozja Milosci
Córko Moja, nie pozostawiaj Mnie samego, zlóz swoja glowe na lonie Mojej drogiej Mamy a wtedy nawet z zewnatrz dotra do ciebie Moje lkania i Moje prosby. Widzac ze ani Moje lkania ani Moje prosby nie wywoluja wspólczucia stworzenia dla Mojej Milosci, przyjalem postawe najbiedniejszego sposród wszystkich zebraków i wyciagam Moja malenka raczke, proszac aby Mi przynajmniej jako jalmuzne dali swoje dusze, swoje uczucia i swoje serca. Moje Serce za kazda cene chcialo zdobyc serce czlowieka, a widzac, ze po siedmiu eksplozjach Mojej Milosci uparcie trwal przy swoim, udawal gluchego, i nie chcial Mi sie podporzadkowac, Moja Milosc chciala rzucic sie jeszcze dalej. Powinna sie zatrzymac, ale nie, chciala siegnac dalej poza swoje granice. Z lona Mojej Matki glos Mój dotarl do kazdego serca, wypowiedziany w najbardziej sugestywny sposób, najzarliwsza modlitwa, najbardzej sugestywnymi slowami. Czy wiesz co do nich mówilem, ”Dziecko Moje, daj Mi swoje serce. Ja dam Ci wszystko co tylko chcesz, pod warunkiem, ze dasz Mi w zamian swoje serce. To byl powód dla którego zstapilem z Nieba. Och prosze, nie odmawiaj Mi tego! Nie czyn zludnymi Moich oczekiwan!” A widzac go upartym nawet jeszcze bardziej, bo niektórzy odwrócili sie nawet do Mnie plecami, przeszedlem do lkania, zlozylem Moje malenkie raczki i glosem lamiacym sie od placzu dodalem, “Ojej, ojej, jestem malenkim zebrakiem, czy nie chcesz dac Mi swojego serca nawet jako jalmuzny?” Czy nie jest to ogromna eksplozja Mojej Milosci, ze Stwórca, aby zblizyc sie do stworzenia, przybiera postac malenkiej dzieciny, zeby nie wzbudzic w nim strachu, ze prosi stworzenie o serce, przynajmniej jako jalmuzne, a widzac ze nie chce Mu go dac, blaga, lka i placze?”
A potem uslyszalam jak mówi, “A ty, czy nie chcesz dac Mi swojego serca? A moze i ty chcesz zebym lkal, blagal i prosil o to, zebys Mi dala swoje serce? Czy odmówisz Mi jalmuzny o która cie prosze? I gdy to rzekl, slyszalam jak lkal, a ja, “Mój Jezu, nie placz, daje Ci moje serce i cala siebie.” Wtedy glos wewnetrzny kontynuowal, “Przejdz dalej do dziewiatej eksplozji Mojej Milosci.”
Dziewiata eksplozja Milosci
Moja córko, Mój stan jest jeszcze bardziej bolesny. Jesli Mnie kochasz, przypatrz Mi sie uwaznie i zobacz, czy czy nie moglabys ofiarowac Swojemu malenkiemu Jezusowi jakiejs ulgi; jedno slowo milosci, jeden uscisk, jeden pocalunek, przyniesie ulge Mojemu szlochaniu i Moim cierpieniom. Posluchaj Moja córko, wydobylem z Siebie osiem eksplozji Mojej Milosci, a czlowiek potraktowal je tak zle, lecz Moja Milosc nie dala za wygrana i chciala dodac dziewiata eksplozje do ósmej. A byly to niezglebione tesknoty, palace spojrzenia, plomienne pragnienia które chcialy wyjsc poza matczyne lono aby ogarnac czlowieka. To zredukowalo Moje malenkie Czlowieczenstwo jeszcze nieurodzone, doprowadzajac do takiej agonii, ze doszedlem prawie do chwili oddania z Siebie ostatniego oddechu. Ale gdy juz nieomalze po raz ostatni oddychalem, Moja Boskosc, która Mi byla nieodlaczna, dala Mi lyki zycia. I odzyskalem zycie, zeby kontynuoawc Moja agonie, i ponownie powrócic do punktu smierci. To byla dziewiata eksplozja Mojej Milosci, nieustanna agonia i smierc z Milosci dla stworzenia. Och! Cóz za dluga agonia przez dziewiec miesiecy! Och! Jakze milosc dusila Mnie i doprowadzala do smierci. Gdyby nie bylo we Mnie Boskosci, która za kazdym razem odnawiala we Mnie zycie gdy zblizalem sie do Mojego konca, to Milosc bylaby Mnie wyniszczyla zanim bym doszedl do momentu wyjscia na swiatlo dnia.” Potem dodal, “Spójrz na Mnie, posluchaj w jakiej jestem w agonii, jak Moje malenkie Serce uderza, lomocze i plonie. Popatrz, Ja umieram!"
I zapanowala gleboka cisza. I ja czulam jakbym umarla, krew zakrzepla mi w zylach i drzac powiedzialam do Niego, ”Milosci moja, Zycie moje, nie umieraj, nie pozostawiaj mnie samej. Ty chcesz milosci, a ja Cie bede kochala, juz wiecej Cie nie opuszcze, daj mi Twoje plomienie, zebym Cie mogla kochac jeszcze wiecej, i zostac calkowicie wyniszczona z milosci do Ciebie.”
* * * * *
Fragmenty z pism Luisy odnoszace sie do Nowenny Bozego Narodzenia
Fragment listu 13 Bl. Annibale Di Francia do Slugi Bozej Luisy Piccarrety (tekst w j. wl. i ang.)
Bl. Ks. Annibale Di Francia urodzil sie 5 lipca 1851, zmarl 1 czerwca 1927, zostal beatyfikowany 7 pazdziernika 1990
Mesyna, 14 luty 1927
Wielce powazana w Panu!
... Chce Ci równiez powiedziec, ze czytajac dziewiec eksplozji Milosci Bozego Narodzenia, na które wlasnie przygotowalismy zatwierdzenie, stajemy zdumieni wobec niezglebionej Milosci i niezglebionych cierpien Naszego blogoslawionego Pana Jezusa Chrystusa, z milosci dla nas i dla zbawienia dusz. Nigdy, w zadnej innej ksiazce na ten temat nie spotkalem sie z Objawieniem tak glebokim uczuciowo i tak przejmujacym.
Ksiega Nieba, tom 25 – 16 grudzien 1928 (tekst w j. ang)
Odprawialam medytacje, a poniewaz dzisiaj byl czas rozpoczecia Nowenny Dzieciatka Jezus, myslalam o dziewieciu eksplozjach Jego Poczecia, o których Jezus opowiedzial mi tak przejmujaco, i które zapisane sa w tomie 1. Odczuwalam gleboka niechec na mysl, ze mam przypomniec o tym spowiednikowi, poniewaz czytajac ten tekst, powiedzial mi, ze chcialby przeczytac go na glos w naszej kaplicy.
Teraz, gdy o tym myslalam, Moje malenkie Dzieciatko Jezus pojawilo sie na moich rekach, taki malusienki, i pieszczac mnie Swoimi raczkami, powiedzialo do mnie: “Jakze piekna jest Moja mala córeczka! Jakze piekna! Jak bardzo chce ci dziekowac za to ze Mnie sluchalas.” A ja, “Moja Milosci, co tez Ty mówisz? To jestem ja, która powinnam dziekowac Ci za to, ze ze mna rozmawiales, i ze dales mi, z tak wielka miloscia, jako mój wlasny nauczyciel, tak wiele lekcji których nie bylam godna.” A Jezus, “Ach, Moja córko! Do jak wielu chce mówic, a oni Mnie nie sluchaja, zmuszajac Mnie do milczenia, przez co dlawie sie wlasnymi plomieniami. Tak wiec dziekujmy sobie wzajemnie, ty dziekuj Mi, a Ja dziekuje tobie. A wlasciwie, to dlaczego chcesz oponowac przeciwko czytaniu dziewieciu eksplozji? Ach! Ty nawet nie wiesz ile zycia, ile milosci i ile lask one w sobie zawieraja. Musisz wiedziec, ze Moje slowo jest twórcze i opisujac ci dziewiec eksplozji Milosci Mojego Wcielenia, nie tylko wznowilem te Milosc jaka zawarlem podczas Wcielenia Samego Siebie, ale i stworzylem nowa Milosc, po to, aby przyciagnac stworzenia i je zdobyc, zeby chcialy Mi sie oddac. Tymi dziewiecioma eksplozjami Mojej Milosci, przedstawionymi z taka glebia milosci i prostoty, dalem wstep do wielu lekcji jakie ci dalem o Moim Bozym Fiat, w celu uformowania Jego Królestwa. A teraz, gdy je czytasz, Moja Milosc jest wznawiana i zwielokrotniana. Czyz nie chcesz, zeby Moja Milosc, bedac zwielokrotniana, rozplynela sie na zewnatrz i przyciagnela inne serca, tak wiec, jakby na wstepie, beda one mogly przysposobic sie do lekcji o Mojej Woli, czyniac Ja poznana i królujaca?”...
Potem spowiednik czytal w kaplicy pierwsza eksplozje Milosci Jezusa w tajemnicy Jego Wcielenia i Mój slodki Jezus, z mojego wnetrza, nadstawial uszy, zeby to uslyszec. I przyciagajac mnie do Siebie, powiedzial, “Moja córko, jakiz czuje sie szczesliwy gdy to slysze. Ale Moje szczescie wzrasta trzymajac cie w tym domu Mojej Woli, gdy oboje sluchamy: Ja, o tym o czym ci opowiedzialem, a ty o tym o czym uslyszalas ode Mnie. Moja Milosc nabrzmiewa, gotuje sie i wyplywa. Posluchaj, posluchaj, jakie to jest piekne! Slowo zawiera oddech, a bedac wypowiadane, niesie ono z soba oddech, który jak powietrze, idzie wokól z ust do ust i mówi o sile Mojego stworzonego slowa. I tak zapada w serce to, co zawarte jest w Moim slowie.
Posluchaj Moja córko: w Odkupieniu otaczalo Mnie grono Moich Apostolów, bylem posród nich, sama Milosc, po to, zeby ich nauczac. Nie szczedzilem niczego, aby uksztaltowac fundamenty Mojego Kosciola. Teraz, w tym domu, odczuwam radosci pierwszych dzieci Mojej Woli, i czuje jak powtarzane sa obrazy Mojej Milosci, widzac ciebie posród nich, sama milosc, chcaca przekazac lekcje o Moim Bozym Fiat, po to, aby uksztaltowac fundamenty Królestwa Mojej Woli. Gdybys ty wiedziala jaki czulem sie szczesliwy, widzac cie mówiaca o Mojej Bozej Woli! Jak niecierpliwie oczekiwalem momentu gdy zaczniesz mówic, zeby móc ci sie przysluchiwac i odczuwac szczescie jakie przynosi Mi Moja Boza Wola.”
Ksiega Nieba, tom 25 – 21 grudzien 1928 (tekst w j. ang.)
Kontynuowalam Nowenne Bozego Narodzenia, i slyszac powtarzanie dziewieciu eksplozji tajemnicy Poczecia, Mój ukochany Jezus przyciagnal mnie do Siebie i pokazal mi jakim bezkresnym morzem plomieni byla kazda z nich. Z tego morza wzbijaly sie gigantyczne fale, w których mozna bylo zobaczyc wszystkie dusze pochloniete przez te plomienie. Tak jak ryba plywa w wodach morza, i wody morza ksztaltuja zycie ryb, zapewniajac im kierownictwo, obrone, pozywienie, schronienie, i przyjemnosci, i to do tego stopnia, ze gdy dostana sie poza obreb morza, to moga powiedziec, “Nasze zycie sie skonczylo, poniewaz opuscilysmy nasze dziedzictwo – ojczyzne dana nam przez Naszego Stworzyciela”, w ten sam sposób niezglebione fale plomieni które urosly z tego morza ognia, pochlaniajac stworzenia, chcialy byc dla nich zyciem, kierownictwem, obrona, pozywieniem, schronieniem, i ojczyzna. Ale gdy wydostana sie one poza obreb tego morza milosci, to w mgnieniu oka wszystkie znajda smierc.
“Gdyby morze nie plakalo” – mówi Jezus – “Jak Ja mam nie plakac, widzac ze podczas gdy Moja Milosc pochlonela stworzenia, one, niewdzieczne, nie chca zyc w Moim morzu Milosci, i uwalniajac sie od Moich plomieni ida na wygnanie, z dala od Mojej ojczyzny, tracac kierownictwo, obrone, pozywienie, schronienie, a nawet zycie? One wyszly ze Mnie, zostaly przeze Mnie stworzone i byly pochloniete przez Moje plomienie Milosci jakie posiadalem wcielajac Samego Siebie z Milosci dla wszystkich stworzen.
Gdy slysze powtarzanie tych dziewieciu eksplozji, morze Mojej Milosci nabrzemiewa, gotuje sie, i tworzac bezkresne fale, huczy tak bardzo, jakby chcialo ogluszyc kazdego, zeby nie slyszal nic, tylko szloch Mojej Milosci, placz bolesci, Moje nieustanne lkania, mówiace, “Nie kaz Mi wiecej plakac, wymienmy sie pocalunkiem pokoju, kazdy kazdego bedzie kochal i wszyscy bedziemy szczesliwi – Stwórca i stworzenie.”
W podziekowaniu za Luise, w czwarta rocznice otwarcia procesu beatyfikacyjnego.
Nowenna
Niepokalanej
Luisa
Piccarreta, Mala Córeczka Woli Bozej
Wstep
Luisa napisala te nowenne jako przyklad tego jak dziekowac i wynagradzac Bogu za Najswietsza Dziewice (zob. 18 grudzien 1920, tom 12 Ksiegi Nieba), jak dziekowac i wynagradzac Naszej Bozej Matce (zob. 26 czerwiec 1926, tom 19) i jak zastosowac w praktyce nauki zawarte w rozdzialach o Niepokalanym Poczeciu (zob. 8 grudzien 1922, tom 15). Bardziej niz slowami, powinnismy odprawiac te modlitwe nasza wola, prawdziwie zespalajac sie z aktami czynionymi przez Luise. (J. L. Acuna)
„Dzien”, dla Boga, znaczy czas w którym ktos operuje i dziala... A gdy jest to Wola Boza która operuje i dziala, to wówczas ten „dzien” staje sie wiecznoscia, a akty lub czyny wykonane w tym „dniu” sa nieskonczone i niewyczerpalne dobra skladane sa do dyspozycji kazdego. Tych szesc „dni” Stworzenia jeszcze sie nie skonczyly, poniewaz Bóg kontynuuje Swoje dzialanie, w kazdym momencie, zabezpieczajac wszystkie rzeczy i utrwalajac je w bycie. „Dzien” stworzenia czlowieka, w którym Bóg mówi, „Uczynmy czlowieka na wyobrazenie nasze, wedlug podobienstwa naszego”, dajac mu Swój zyciodajny oddech, z cala pewnoscia sie nie skonczyl, poniewaz ten akt Boga jest wieczny, dzialanie tego aktu trwa, z tego aktu otrzymujemy zycie i zabezpieczenie, nawet teraz w tym momencie! A wiec „dzien” siódmy jest dniem wiecznym, w którym Bóg, daleki od zaprzestania dzialania, raduje sie i zachwyca Swoimi pracami, doznajac w nich spoczynku, poniewaz dopelniaja one przyczyny dla ktorych je uczynil. Oczekiwanym dniem siódmym jest Królestwo Jego Woli, panujace na ziemi tak jak to jest w Niebie – wieczny, nieskonczony sloneczny dzien, w którym czlowiek posiada Wole Boga jako swoje wlasne zycie, i czyni razem z Bogiem wszystko to co Bóg czyni, w idealnej Zgodzie i obopólnym Pokoju.
Ta nowenna dziewieciu „dni” Luisa nawoluje nas do wkroczenia w Wole Boza i czynnego uczestnictwa – naszymi aktami – w wiecznym Dniu Woli Bozej. Kazdy pojedynczy akt milosci, zadoscuczynienia, dziekczynienia, jaki czynimy w Woli Bozej wypelnia Niebo i ziemie i cala wiecznosc. Dlatego tez, kazdy „dzien" tej nowenny moze byc nieskonczonoscia milosci i chwaly jaka oddajemy Bogu, i dobra jakie czynimy dla kazdego, gdy przywolujemy Jego wlasna Wole dla ozywienia i uaktywnienia wszystkich naszych aktów. Ale wiecznosc nigdy sie nie konczy...! Tym samym, ta nowenna nigdy sie w nas nie moze zakonczyc! Istotnie, Luisa napisala ja dla nas, aby pomóc nam zdobyc i zastosowac przez „dziewiecdziesiat razy dziewiec dni”, nieskonczona mozliwosc czynienia przechadzek w Woli Bozej, wychwytywania wszystkich Jej aktów i powtarzania ich przez nas, czym umozliwiamy wzrastanie w nas Zycia Bozego, wzrastanie Podobienstwa do Naszego Stwórcy i Ojca, a tym samym wypelnianie przyczyny dla której zostalismy stworzeni!
O ilez jest to wieksze i wspanialsze niz zwyczajna modlitwa czy pobozna praktyka! Dziekujemy Ci Luiso! Prowadz nas w ten wieczny Dzien!
Dzien Pierwszy
Oddajmy chwale Maryji dziewiecioma aktami milosci. Uczynmy te akty w Woli Bozej, bedziemy mogli tym samym umiescic cudownie swiecace Slonce nad najczcigodniejsza glowa Naszej Królowej, wraz ze wszystkimi laskami, calym swiatlem i calym dobrem jakie zawiera Wola Boza.
W pierwszym akcie damy Maryji cala milosc Ojca.
W drugim, milosc Syna.
W trzecim, milosc Ducha Swietego.
W czwartym, cala milosc Jej Serca Matki.
W piatym, milosc Aniolów.
W szóstym, milosc Swietych.
W siódmym, milosc wszystkich zyjacych stworzen.
W ósmym, milosc wszystkich stworzen które beda zyly.
W dziewiatym, milosc wszystkich w Czysccu.
Modlitwa: O Trójco Przenajswietsza zeslij tchnienie Swojej milosci do mojego serca, aby moglo sie ono calkowicie rozpalic i utworzyc wraz z Twoja miloscia cudownie swiecace Slonce nad najczcigodniejsza glowa Naszej Królowej.
Dzien Drugi
Stwarzajac swiat Bóg zeslal tak nieskonczone potoki piekna, ze znak tego piekna odbil sie na wszystkim. Uczynil to glównie dla przygotowania odpowiedniego miejsca dla Czlowieczenstwa Jezusa, który mial przyjsc na ziemie, jak równiez dla Dziewicy, najczystszego, najswietszego i najpiekniejszego stworzenia po Jezusie.
Wkroczmy w Wole Boza, uczynmy cala te milosc nasza wlasna – milosc jaka Bóg przelal na Stworzenie: w Slonce, w ksiezyc, w gwiazdy, w kwiaty... i dajmy to wszystko Dziewicy, aby mogla otrzymac milosc nie od natury, ale milosc wszystkich Trzech Bozych Osób, milujacych Ja poprzez te nature.
Modlitwa: Mój Boze, przelej w moje serce cala milosc jaka zostala rozproszona w Stworzeniu, pójde wówczas do Dziewicy, i bede mogla dac Jej cala milosc i chwale jaka Ty tam umiesciles.
Dzien Trzeci
Gdy tylko zostala poczeta, Maryja ofiarowala Swoja pierwsza adoracje. Wszystkie Trzy Osoby Boze wspólgraly w poczeciu Maryji. Ojciec zalal Ja morzem Madrosci, Syn morzem Swietosci, Duch Swiety morzem Milosci. Z polaczenia tych trzech mórz wylonila sie Maryja, najbardziej idealna sposród wszystkich stworzen, i zaledwie poczeta, oddala Swój pierwszy akt adoracji.
Razem ze slodka Mama bedziemy przechadzali sie w Woli Bozej: zbierzemy poszczególne akty adoracji wszystkich roslin, zwierzat i ludzi, i w blysku kazdego spojrzenia, kazdej mysli, kazdego slowa, oraz kazdego promienia Slonca, w kazdym mrugnieciu gwiazd i w kazdym poszumie wody, oddajmy Ojcu niekonczacy sie i calkowity akt adoracji.
Modlitwa: Moja Mamusiu, w imie tego pierwszego aktu adoracji jaki zlozylas Bogu, spraw, aby mój rozum, moje serce, moje uczucia, moje pragnienia - cale moje jestestwo, moglo utworzyc soba, juz od teraz, jeden niekonczacy sie akt adoracji.
Dzien Czwarty
Po akcie adoracji, Dziewica - widzac sie wyposazona we wszystkie dary Trzech Bozych Osób, Które wspólgraly ze Soba w obdarowywaniu Jej laskami – zmieszana, upadla na twarz przed Najwyzszym Majestatem i w w akcie ofiary zlozyla cala Siebie. Nie zatrzymala nic dla Samej Siebie – nawet jednej mysli, jednego spojrzenia, jednego slowa, jednego uczucia, czy nawet jednego uderzenia serca. Nastepnie spojrzala na swiat i widzac ruine tak wielu dusz, ofiarowala Sama Siebie dla ich zbawienia.
I my – z cala pokora, zaczynajac od rana, przejdzmy sie w Woli Bozej razem z Nasza Mama, ofiarowujac wszystkie nasze mysli, nasze spojrzenia, nasze slowa itd. w duchu ofiary i dla zbawienia dusz.
Modlitwa: Moja Mamusiu, zblizam sie do Twoich stóp i rzucam sie w Twoje objecia, a Ty przelej w moje serce cala Swoja milosc, aby wzbudzic we mnie milosc dla zlozenia ofiary z rozumu, serca, woli, i z calego mojego jestestwa.
Dzien Piaty
Po akcie ofiary Dziewica skierowala Swój wzrok na swiat, i widzac nieskonczona ilosc zgubionych dusz, czyniacych wszelkie zlo, poczawszy od pierwszego ojca Adama az do ostatniego stworzenia - majac przed Soba wszystkie pokolenia, przeszle, terazniejsze i przyszle - uczynila Swój pierwszy akt zadoscuczynienia – akt calkowicie kompletny, poniewaz obejmowal wszystko, mysli, spojrzenia, slowa, kroki i uczucia wszystkich stworzen!
I my – razem z Nasza Mama, zawsze zjednoczeni z Wola Boza, bedziemy czynili nasze akty zadoscuczynienia za wszystkie stworzenia, za kazda mysl, za kazde spojrzenie, za kazde slowo, itd...
Modlitwa: Moja Mamusiu, wez moje serce w Swoje rece i trzymaj je bardzo mocno, abys mogla wzbudzic we mnie prawdziwe zrozumienie koniecznosci czynienia zadoscuczynien.
Dzien Szósty
Widzac taka nieprzebrana ilosc zadawanych przykrosci, Dziewica czula, ze Jej Serce rozrywane jest z bólu i od tej chwili rozpoczela Swoja nieustanna, nieprzerwana modlitwe dla pozytku wszystkich.
I my – zjednoczmy sie z Nasza Mama, i czynmy razem z Nia to co Ona czynila, aby ponownie zlaczyc Niebo i ziemie, po tym jak rozdzielil je grzech.
Modlitwa: Moja Mamusiu, przytul mnie do Swojego Serca i Jego uderzeniami wzbudz we mnie ducha prawdziwej modlitwy, abym mogla uprosic u Boga rzady Woli Bozej we wszystkich sercach.
Dzien Siódmy
Od pierwszej chwili Swojego poczecia, Dziewica, najwieksza ze wszystkich Swietych, czynila wszystko w Woli Bozej, nigdy nie pozwalajac Sobie na strate chocby jednej mysli, jednego spojrzenia, jednego slowa.
I my – przylaczmy dzisiaj nasze mysli do mysli Bozych, skierujmy tam nasze spojrzenia, nasze slowa, i nasze czyny, w ten sposób utworzymy jeszcze jeden promien Slonca który bedzie jasnial nad najczcigodniejsza glowa Naszej Królowej.
Modlitwa: Moja Mamusiu, jednocze sie z Toba, spraw, abym cale moje jestestwo zylo zawsze w Woli Bozej.
Dzien Ósmy
Aby wypelnic pusta przestrzen jaka powstala przed tronem Bozego Majestatu na skutek braku naszego podziekowania za to, ze dostalismy Matke tak wspaniala, zachowana przed grzechem pierworodnym, uczynimy dziewiec aktów dziekczynienia do Najwyzszej Woli w imieniu wszystkich stworzen, poczawszy od Adama az do ostatniego stworzenia które bedzie zylo na ziemi. A nastepnie uczynimy dziewiec aktów dziekczynienia do Dziewicy, za przyjecie nas jako Jej dzieci, jakkolwiek sa niewdzieczne i nie zdaja sobie sprawy z tak wielkiej laski.
Modlitwa: Moja Mamusiu, Ty która jestes pelna laski, spraw w moim sercu, abym dziekowala Bogu za zachowanie Cie od grzechu pierworodnego.
Dzien Dziewiaty
Zlozymy honor pierwszym lzom jakie Nasza Pani wylala przed Bogiem.
To wtedy Bóg, widzac Ja, jak malenka placze - Ona, która jest mala i wielka, mala i mocna, mala i wspaniala, od której wszystko zalezy – poruszony i wzruszony, pozwolil Swojemu Synowi zstapic na ziemie.
I my – dzisiaj, przejdziemy sie w Woli Bozej i dziewiec razy zbierzemy wszystkie ludzkie lzy jakie zostaly wylane, sa wylewane i beda wylane az do konca swiata, i przyniesiemy je na kolana Naszej Mamy, aby mogla zaniesc je przed Bozy Majestat i przemienic je wszystkie we lzy nawrócenia i milosci.
Modlitwa: Moja Mamusiu, niechaj Twoje lzy dotra do mojego serca, aby je zmiekczyc i gdy jest ono zle, aby moglo zostac nawrócone, a jesli jest dobre, niechaj zostanie uswiecone. A potem niechaj dotra one do serc kazdego ze stworzen, aby wszyscy mogli zostac nawróceni.
Dzien Swieta
Dzisiaj, przez dziewiec razy, zlozymy honor Maryji dziekujac Woli Bozej za danie Jej nam jako Naszej Królowej, Naszej Matki i Naszej Posredniczki. Nastepnie odmówimy dziewiec razy „Chwala Ojcu...” za dziewiec chórów Anielskich, modlac sie aby polaczyly sie z nami w oddaniu Maryji calkowitej, nieustajacej chwaly, jaka zawarta jest w Woli Bozej. I przylaczajac sie do wszystkich Aniolów i wszystkich Swietych w tej Woli Bozej, oddamy Maryji cala chwale jaka Jej sie slusznie nalezy.
Modlitwa: Moja Mamusiu, Królowo wszystkiego, panuj i roztocz Swoje posiadanie nad wszystkim, i spraw aby wszyscy potrafili dostrzec i docenic to, Kim jestes.