Czasami myślę, że gdybyśmy rozumieli cudze religie łatwiej byłoby zrozumieć inne kulturę i ludzi. Dlaczego bronimy się przed tym? Nie wiem. Może nie chcemy, może uważamy, że to próżny trud, może myślimy, że nasza europejska religia jest najlepsza? I fajnie, ale Europa nie jest kontynetem wyłącznie chrześcijańskim. Wystarczy rozejrzeć się, by dostrzec wpływy innych religii, z podkreśleniem judaizmu i islamu. Argument o chrześcijańskich korzeniach Europy jest więc argumentem niepełnym. Jeśli już - to akurat te korzenie judeochrześcijańskie były. I dlaczego przemilczamy korzenie antyczne czy celtycko-germańsko-słowiańskie? A i samo chrześcijaństwo też jest podzielone, o czym chętnie milczymy.
Pierwsi chrześcijanie czy też proto-chrześcijanie, byli przeważnie Żydami. Świętowali szabat i inne święta żydowskie, nie uznawali Jezusa za boga; wzorem Wielkiego Nauczyciela niczego nie zmieniali w swojej wierze i obyczajach.
Jak pisze Deschner (nie zaznaczam cytatu, bo tylko streszczam) - początki Trójcy św. sięgają soboru nicejskiego z 325 roku, gdzie ustalono, że Ojciec i Syn są sobie równi. Autorem współistotności (homouzji) jest poganin, cesarz Konstantyn, który niepodzielnie dyktował przebieg prac i rozstrzygnięć soboru, "wbrew jego woli nie działo się wówczas [na soborze] nic". Teoria współistotności Ojca i Syna nie była postulowana przez żadną stronę ówczesnego konfliktu teologicznego wśród biskupów, dlatego właśnie, że nie było to hasło żadnego stronnictwa Konstantyn podsunął takie rozwiązanie, jako mało klarowne i dające możliwość swobodnej interpretacji.
Następnie na soborze w Konstantynopolu w 381 roku katolicyzm wypracował trzeciego Boga - Ducha św., który miał pochodzić od Ojca. Duch Święty znany był wcześniej w Iranie.
Formułując naukę o Trójcy Świętej, Kościół uległ wpływowi religii pogańskich, w których okazywano cześć setkom boskich trójc. Jak pisał Arystoteles: "trójca to liczba całości, gdyż obejmuje początek, środek i koniec. W świętym obrządku nabożeństw posługujemy się właśnie tą liczbą, tak jakbyśmy z rąk natury otrzymali jej prawa". Ksenokrates (IV w. p.n.e.) twierdził, że ponad wszechświatem istnieje postać trójjedyna, i wszystkie wielkie religie hellenistyczne posiadały trójce. Głoszono naukę o trójpostaciowości Apisa i trójpostaciowości Serapisa, którą tworzyli Izyda, Serapis (=Ozyrys), Horus. Trójca występowała też w religii dionizyjskiej, gdzie stanowili ją Zagreus, Fanes i Dionizos. W Italii wciąż powracano do idei triady kapitolińskiej: Jowisza, Junony i Minerwy. Istniała również teologia Hermesa Trismegistosa, Hermesa trzykroć wielkiego, trójjedynego Boga świata, o którym twierdzono, że jest "jako jedyny całością i trzykroć jeden".
Tyle Deschner o początkach chrześcijaństwa, idei trójcy i wpływach pogańskich...
choć prawdą jest również to, że bez odniesień do judaizmu, chrześcijaństwo zawisło by w powietrzu, a Osoba Mesjasza, Króla, Arcykapłana i Baranka Paschalnego zarazem nie mogłaby być zrozumiała. Chrześcijanie posługują się Biblią, która jest całkowicie zanurzona w tradycji żydowskiej. Judaizm ostatecznie odrzucił chrześcijaństwo. Ale chrześcijanie twierdzą, że wystarczy im uznać boskość Jezusa i już przez sam ten fakt przekroczyć bramy chrześcijaństwa nic nie zmieniając w swoim życiu i zwyczajach, które są przecież oparte na wspólnej dla obu religii Biblii.
Dwie drogi. Jednocześnie bliskie i odległe.
Rosz ha- Szana
Rosz ha- Szana upamiętnia początek stworzenia świata. Modlitwa "zichronot" mówi - "dzień ten jest rozpoczęciem dzieła Twojego, wspomnieniem dnia pierwszego". Według mędrców żydowskich w momencie stworzenia zaczął płynąć czas.
Święto przypada w nowiu, a nów w czasach starożytnych uważano za początek miesiąca i uroczyście obchodzono. Specjalny urząd przy Świątyni Jerozolimskiej, Bet din, błogosławił i poświęcał księżyc, a kapłani składali ofiary. W Rosz ha-Szana odbywało się to szczególnie uroczyście. Kapłani dęli w szofary (rogi baranie), śpiewano hellelot (hymny dziękczynne), nie można było pościć się, umartwiać, wygłaszać mów pogrzebowych.
W czasach diaspory w święto Rosz ha-Szana szczególne znaczenie zyskała liturgia związana z dniem Sądu Bożego. W Talmudzie jest napisane, że Sądy Boże odbywają się cztery razy w roku: w Pesach (decydują się losy zbóż), w Szawuot (losy drzew), w Sukot (losy deszczu) i w Rosz ha-Szana (losy wszystkich żywych stworzeń). Żaden człowiek nie jest wolny od grzechu i jeśli grzeszy, czyni to z wolnego wyboru. Instynkt zła, jecer ha-ra, tkwi w każdym, ale nie oznacza przymusu, lecz tylko pokusę czynienia zła. Żydowskie normy religijne dzielą grzechy na na popełnione wobec Boga i wobec ludzi.
Od Rosz ha-Szana rozpoczynał się cykl dni pokutnych, Jamim Noraim, który kończył się w Jom Kipur.
W wigilię Rosz ha-Szana należało się wykąpać, ostrzyc i włożyć nowe ubranie lub choćby jedną nową rzecz. Kobiety zakładały jasne sukienki, dziewczynki wplatały białe wstążki. Biały kolor symbolizował odnowienie, oczyszczenie, bezgrzeszność. O zmroku, wraz z pierwszą gwiazdą, Żydzi udawali się do synagog, gdzie modlili się o zdrowie, pomyślność, ochronę przed niebezpieczeństwami.
Centralnym punktem liturgii było dęcie w szofar - róg barani. Szofar jest symbolem ofiary Abrahama. Słuchający wierzyli, że dźwięki te mają moc odpędzania zła. Ale nie tylko. Żydzi wierzyli także, że w czasie gdy brzmiały dźwięki szofaru, Bóg przesiadał się z tronu sprawiedliwości na tron miłosierdzia i w ten sposób kara zostawała zamieniona w łaskę. Głos szofaru był więc wołaniem o miłosierdzie, błaganiem o litość i wyrozumiałość.
I Żydzi wierzyli, że Bóg to wołanie słyszy...
Wychodząc z synagogi składano sobie życzenia: obyście byli zapisani na dobry rok i zatwierdzeni na dobry żywot.
Ze świętem Rosz ha-Szana związany był obyczaj taszlich - "wyrzucisz". Żydzi szli nad wodę (rzekę, staw, studnię, morze) i tam wytrząsali z kieszeni wszystkie okruchy. Symboliczny gest oczyszczenia się z grzechów. Gest nawiązujący do Księgi Malachiasza i Zoharu ("wszystko, co wpada do otchłani jest na zawsze stracone") mający podobne działanie jak kozioł ofiarny, który zabierał z sobą, na pustynię, ludzkie grzechy.
Po nabożeństwie wracano do domów na uroczystą kolację. Gospodyni zapalała świece, gospodarz odmawiał kidusz nad kielichem wina. Maczano chałkę w miodzie zamiast - jak zwykle - chleb w soli. Na stole były potrawy mające charakter symboliczny: głowa ryby lub głowa barana - bo słowo "rosz" znaczy - głowa.
Obok tego - jabłka, które maczano w miodzie (by nadchodzący rok był pomyślny, dobry i słodki), daktyle (bo ich hebrajska nazwa "tamar" oznacza: skończy się gorycz); nie jadano potraw gorzkich ani kwaśnych.
Był to dzień wesoły i pogodny, mimo, że po nim rozpoczynały się dni pokutne.
Bardzo, ale to bardzo, podobały mi się słowa Naczelnego Rabina Polski Michaela Schudricha: "Rosz Haszana zawsze daje nam szansę, by zacząć wszystko od nowa. Korzystanie z możliwości, które są nam w życiu dane, to największe wyzwanie. Ile razy pozwoliliśmy, by fascynujące i inspirujące okazje przeszły nam koło nosa?"
W tych słowach jest mnóstwo nadziei i inspiracji... żałujmy tego, czego nie zrobiliśmy, bo czynów cofnąć się nie da, niezależnie od tego jakie skutki przyniosły... ale zaniechanie działania jest niewykorzystaniem możliwości, zaprzepaszczeniem szansy jaką dało nam życie, a nowy dzień daje zawsze nowe nadzieje...
Zacznijmy od nowa... z nowymi nadziejami, fascynacjami i inspiracjami... nigdy nie jest za późno, nie pozwólmy tylko umknąć okazjom... nie chowajmy głowy w piasek, być może życie chce nas po niej pogłaskać..