Co to znaczy, że rodzina jest „gniazdem życia i jedności”? |
|
Kiedy mówimy rodzina, zawsze w podświadomości brzmi „rodzić”, tworzyć. Bardzo pięknie etiologię wyrazu podaje ks. prof. Styczeń[1]. Rodzina - od początku świata gniazdo lęgowe, ognisko miłości, forteca bezpieczeństwa, kolebka wiary i nadziei. W pamięci Polaków najbardziej wyraziście została rodzina z okresu zaborów, bo w niej przetrwała Polska, wiara, prawda, historia - choć Polski na mapie nie było, a nauczycielami byli rodzice, często niepiśmienni, lecz wrażliwi, mądrze kochający. Rodzicielstwo wpisane przez Stwórcę w naturę człowieka, to wielki dar, pełen siły, ofiarności, poświęcenia z którego wyrastają dzieci, członkowie rodziny, Kościoła, społeczności, Państwa - dlatego rodzina jest jedyna w swoim rodzaju, najważniejsza, kulturo- i państwo- twórcza. Rodzina, wydawać by się mogło, każda jednakowa, bo zawsze tak samo brzmi słowo: mama i tato, a jednak rodzina współczesna przeżywa wiele komplikacji i potrzebuje pomocy w wyprostowaniu swoich ścieżek. Dla dziecka ojciec i matka tworzą monolit, zawarty w jednym wyrazie rodzice, bo rodzicielstwo wywodzi się z jedności małżeńskiej, a małżeństwo jest fundamentem i zalążkiem rodziny. Pojawienie się dziecka w łonie matki, przekształca małżeństwo w rodzinę. Oboje małżonkowie - rodzice starają się przygotować właściwe dla niego miejsce w sercu i w domu, tworząc miejsce wzrastania i wszechstronnego rozwoju. W Gnieździe rodzinnym oczekuje się na przybycie młodych, wychowuje się je, aż do własnej młodości, by po latach umiały samodzielnie odejść wyposażone w wartości, normy, zasady, umiejętności, wiarę i miłość. Gniazdo, to nie tylko miejsce w którym rodzi się życie dziecka, tu rodzą się rodzice, a więc inny specyficzny rodzaj miłości - miłość rodzicielska, najczulsza, najcierpliwsza, najsilniejsza, nieustraszona, trwająca bez względu na okoliczności.
Przysięga małżeńska, niezależnie od uczuć wiąże i jednoczy dwoje ludzi w jedność małżeńską, jakże różnorodną jedność. Różnorodna, bo różni są mężczyzna i kobieta, taki był zamysł Boży bo stworzył człowieka mężczyznę i kobietę w taki sposób by byli jedno różni, lecz równi. To kobieta wyposażona została w taki sposób, by życie wzrastające w niej mogło bezpiecznie się rozwijać. Jej bijące serce, odbierane prze dziecko jest jako najpiękniejsza melodia, kołysanka jak również jako dzwon nadziei na radosne narodziny i bezpieczne życie. To nagrane dźwięki bicia serca matki umieszcza się na sali intensywnej terapii i przy nim dziecko szybciej i lepiej powraca do zdrowia. To serce matki potrafi „ogrzać” dom nawet gdy ogień nie płonie w kominku. Ona tworzy atmosferę domu, wycisza napięcia, zamienia burzę w delikatny zefirek, a gromy uśmierza uśmiechem. Jej ręce zawsze gotowe do pracy i przytulania dzieci. Ma wyjątkowe umiejętności łagodzenia dziecięcych problemów, czas dla każdego z członków rodziny choć doba ma tylko 24 godz., radę na każdą trudność. Mężczyzna, stworzony jako opiekun rodziny troszczy się i pracuje dla niej. Jest innym „oknem” na świat swoich dzieci. Inaczej reaguje, a może tylko mniej okazuje swoje wzruszenia, lecz zabiega o to by żona i dzieci mogły bezpiecznie żyć. On potrzebuje więcej czasu, by „pozbyć” się problemów zewnętrznych, zawodowych jak wraca do domu. Inaczej niż matka okazuje uczucia, na miłość ojca jak pisze E. Fromm trzeba sobie zasłużyć. Matka kocha miłością bezwarunkową, to oni razem tworzą ową różnorodną jedność , w której wzrastają dzieci. Dom - gniazdo, do którego chcą wracać, w którym czuje się dobrze, bo w nim wielkie miłujące serce matki, rozsądek ojca, tu czujemy się dobrze, zawsze Ktoś na nas czeka, każde dziecko jest radośnie witane i oczekiwane. Ludzie, którzy go zamieszkują: rodzice, dziadkowie i dzieci tworzą atmosferę niepowtarzalną, nie ma dwóch takich samych domów. Sposób spędzania czasu, pracy, modlitwy, stosunek do drugiego człowieka - to charakterystyczne dla konkretnego domu, dla konkretnej mojej rodziny, obyczajowość, codzienność, specyfika, tradycja. Kim są ci którzy tworzą dom? Którzy wiją „gniazdo”. Jakimi są ludźmi ? Co wnoszą do tego domu, czym będą go „wyposażać” czy obdarują przychodzące na świat dzieci w sensie niematerialnym, jak otworzą szeroko swój dom na Boga i na innych ludzi.
Dom - gniazdo rodzi i formuje życie, dom przez który przechodzą pokolenia, pomnażając swoją miłość, doświadczenie, kulturę przeszłych pokoleń i ich dorobek kulturowy. Wiele piskląt ludzkich „wypadło” z gniazd, jedne żyją w zaświatach - wszak dusza ludzka jest nieśmiertelna, nie dane im było jednak zobaczyć ziemi swoich przodków, spocząć w ramionach ukochanych rodziców. Nie mieli odwagi - siły, życzliwych bliźnich, którzy ukazali by sens właśnie tego macierzyństwa i piękno tej najczulszej matczynej miłości. Nie znalazł się nikt, kto by przeprowadził oczekująca matkę bezpiecznie przez wąską kładkę lęku, niepewności, braku wiary czy sił, a tak wiele ludzi wokół, zabrakło człowieka. Inne, wyrzucone z gniazd szybko po urodzeniu, w oczekiwaniu na miłość rodzicielską zalęgają w domach dziecka czekając aż ktoś pokocha i zabierze do swojego gniazda. Najbardziej biedne, oszalałe z bólu matki, których pamięć nie pozwala zapomnieć, a serce płacze - milczą, a przecież Miłosierny Chrystus czeka by dać ukojenie i przebaczenie. A ojcowie? - Nie czują na sobie piętna dramatu dziecka i swojej żony - matki, została zupełnie sama. Bóg powiedział: „z rąk twoich upomnę się niemowlęcia mego” - co wtedy? - Panie, moje ręce puste, nie wiem gdzie moje dzieci. Tak chętnie doradza się matce zaskoczonej kolejnym macierzyństwem, tyle słów .... Nie wypowiadać niepotrzebnych, niewłaściwych słów, otoczyć modlitwą, nieść otuchę, pomoc i wsparcie. Bóg przez sakrament małżeństwa uczynił nas jednością: „co Bóg złączył ....”, a więc nierozerwalna, nierozłączna jedność, której symbol na palcu nosimy. Jedność - jeden cel obojga: wydać na świat, urodzić razem, zjednoczeni, inaczej nie mogą dać życia niż w jedności. W pamięci zostają słowa przysięgi małżeńskiej ... aż do śmierci, ale zaraz potem kapłan pyta: czy przyjmiesz i wychowasz ... to zobowiązanie do przyjęcia i urodzenia każdego dziecka, którym Bóg małżonków obdarzy. Zawsze nowożeńcy odpowiadają „tak” przy ołtarzu, a w życiu? Ta odpowiedź jest przyjęciem odpowiedzialności za działanie w małżeństwie, w miłości. To początek najściślejszej i najbardziej widocznej współpracy człowieka ze Stwórcą, małżonków ze Stwórcą, to obecność Stwórcy przy małżonkach, choć zostawia im wolną wolę - jeśli chcesz podejmij działanie - ogromne zaufanie do człowieka i nieprawdopodobny zaszczyt: być partnerem Boga w dziele tworzenia. Nie ma człowieka bez duszy, nie ma aktu poczęcia bez Boga, nawet wtedy gdy człowiek postępuje niegodziwie, Bóg nie zdradza, zawsze jest przy dziele człowieka, przy dziele stworzenia. W przymierzu człowieka z Bogiem powstaje nowe życie - dziecko - człowiek, kontynuator pokoleń, bo dziecko jest zwornikiem między światem przemijającym, a światem powstającym. Ono przenosi wartości poprzedniego pokolenia, i wyciąga rękę i myśl do przyszłości. Wartość dziecka dla rodziców Człowiek pojawiający się na świecie w postaci niemowlęcia potrzebuje rodziców, bo to oni zaspakajają jego potrzeby biologiczne i psychiczne, pomagają wzrastać. I choć często mówi się o poświęceniu rodziców, to przecież i oni od dziecka otrzymują wiele. Dziecko uczy miłości, czułości, pomaga nam w rozwoju uczuć wyższych, mobilizuje do działania, pozytywnego, (dla dzieci wiele robimy). Dzięki dzieciom poznajemy człowieczeństwo, rozwój, słabości, różnorodność działań, inne postrzeganie świata, uczymy się wrażliwości, ofiarności, a więc bogacimy się. Dziecko zaspakaja naszą potrzebę władzy, daje nam władzę rodzicielską, co zobowiązuje do mądrego jej używania, a nie nadużywania. Dobrze wychowane dziecko ma najcenniejszy kapitał jako człowiek może osiągnąć. Największe konto bankowe nie może dać tego co daje nasze dziecko. Dziecko - podmiot naszego działania, ile daje radości, jak wiele można się od niego nauczyć? A dziecko niesprawne? Przecież nie jest innym człowiekiem, ma taką samą wartość, a nauczyć może znacznie więcej, uczy nas także pokory wobec życia. Znam bardzo niesprawne dziecko; nie ma nóg, krótki tułów, krótkie ręce, normalne dłonie i głowa. Poświęcenie i mądra miłość matki spowodowały, że nie jest odizolowany od świata, lecz ukończył studia wyższe, aktualnie pisze pracę doktorską i choć ma duże trudności, bo sam nie może przemieszczać się, to nauczył się idealnie korzystać z poczty elektronicznej, kontaktuje się przez internet z całym światem, udziela lekcji, zna języki, zarabia na swoje życie. Imponuje innym i mobilizuje do działania, minimalizuje cudze małe „nieszczęścia”. Patrząc na niego zadałam sobie pytanie: gdzie jest człowiek w człowieku? Nie masz nóg jesteś człowiekiem, amputują ci ręce - człowiek, przeszczepia nerki, wymienia krew w czasie transfuzji, wymienią serce - dalej ten sam człowiek. Gdzie zatem jest człowiek w człowieku? To dusza i mózg. Wychowanie do wieczności Rodzina jest miejscem w którym nie tylko wzrastają dzieci, rozwija się i dojrzewa miłość małżeńska i rodzicielska, także w gnieździe rodzinnym członkowie rodziny przygotowują się do wieczności, do zbawienia. Wspólne uczestnictwo w sakramentach świętych, praktyki religijne, tradycja, obyczajowość, szeroko pojęte wychowanie tworzą jedność, która prowadzi do wspólnego zbawienia. Cóż by to była za jedność, cóż za miłość, gdyby żona chciała zbawić się bez męża, matka bez dzieci, mąż bez żony, dziecko bez ojca - ta jedność małżeńska, rodzinna polega na tym, że wszyscy, zjednoczeni modlitwą wzajemnie troszczą się o wspólne zbawienie. Pozwolę sobie przytoczyć fragment wypowiedzi młodego człowieka, który w bardzo dojrzały sposób troszczy się o zbawienie swoich rodziców. Jest to autentyczny tekst, cytuję z maszynopisu: „Wychowałem się w rodzinie, która przez wielu ludzi była uważana za wzór. Przez wiele lat, zarówno ja, jak i moje dwie siostry żyliśmy w takim samym przekonaniu, że rodzice kochają się, szanują i że są wraz z nami naprawdę szczęśliwi. Ojciec mój, to człowiek wychowany na wsi w tradycjach religijnych. Pochodzi z rodziny wielodzietnej, która ciężką pracą zdobywała pieniądze na podstawowe potrzeby. W wieku 16 lat opuścił dom i musiał samodzielnie zarabiać na swoje utrzymanie. To człowiek spokojny, zrównoważony, z poczuciem humoru i wielką łatwością nawiązywania kontaktów z ludźmi. Jednocześnie nie potrafi wziąć na siebie odpowiedzialności za rodzinę. Za wszelką cenę chce być w porządku w stosunku do wszystkich, a tym samym trudne sytuacje, czy sprawy pozostawia mamie. Mama pochodzi z rodziny w której sprawy religii były spychane na drugi plan. Walka o przetrwanie - to wydaje mi się odpowiednie stwierdzenie, dla określenia jej rodziny. To kobieta stanowcza, mówi prawdę prosto w oczy, dlatego jest osobą niezbyt lubianą. Nerwowa, lubi gdy wszystko układa się po jej myśli, jednocześnie nigdy nic dla siebie nie chciała. Zawsze brała i bierze odpowiedzialność za to co dzieje się w rodzinie. Moja rodzina to także siostry: Beata - 29 lat i Marzena l6 lat. Jestem z nimi bardzo zżyty i z cała pewnością zaliczam je do grona najbliższych i najlepszych przyjaciół. Moje dzieciństwo to cudowne lata i choć tato wiele pracował, często po 12 godzin dziennie, to jednak w niedzielę wyjeżdżaliśmy na wieś, a w lecie na wczasy. Pamiętam, jak koledzy dziwili się, że ja będąc w VIII klasie jeżdżę z rodzicami, a nie z kolegami pod namiot. Oni nie rozumieli, czym były dla mnie te wspaniale chwile spędzone całą rodziną wspólnie. Rodzice nie musieli pracować, mogliśmy z nimi być przez cały czas. Dla mnie byli to także najwięksi przyjaciele. W domu panowała atmosfera, która również mi odpowiadała. Wspólne niedzielne obiady, nigdy między rodzicami nie było kłótni i wspaniała tradycja świąt Bożego Narodzenia. „Wszczepianie” tradycji i wartości - to specjalność taty. To z nim klękaliśmy do wieczornej modlitwy, chodziliśmy do Kościoła on podkreślał znaczenie Boga w naszym życiu. Wystarczyła jedna noc, aby obraz naszej rodziny, a raczej rodziców rozsypał się w gruzy. W tę noc wybuchła sprzeczka między rodzicami, byliśmy jej świadkami, dowiedzieliśmy się jak naprawdę wyglądało życie naszych rodziców..... Tak naprawdę, to powinniśmy mieć jeszcze kilkoro rodzeństwa, tylko oni wspólnie postanowili, że mama usunie ciąże. Tato był tak mało odpowiedzialny, że pozwolił raz czy dwa, aby mama sama doprowadziła do poronienia np. skacząc ze schodów. Wszystko to mama opowiadała przez łzy, których nie była w stanie zatrzymać. Dowiedzieliśmy się, że po którymś zabiegu mama poszła do spowiedzi i ksiądz odesłał ją bez rozgrzeszenia. Oprócz tego tak ją zwymyślał, że w rezultacie całkowicie odwróciła się od Kościoła. Gdy mama opowiadała to wszystko, tato siedział obok, teraz nie miał nic do powiedzenia..... Razem z siostrą słuchaliśmy tego wszystkiego w milczeniu, a tylko pytania bez żadnej odpowiedzi przewijały się po głowie: kim naprawdę i jacy są nasi rodzice? Ile rodzeństwa powinniśmy mieć? Co musiała przeżyć nasza mama w tych strasznych chwilach? Te pytania często pojawiały się w moich myślach ilekroć przypomnę sobie tamtą koszmarną noc. Wiedziałem, że mój tato jest religijny, chodzi do Kościoła, modli się każdego wieczora. Zrozumiałem jednak, że modlić się to nie to samo co żyć modlitwą. Od tamtej nocy upłynęło kilka lat. W bliżej nie określonym momencie mama zaczęła nadużywać alkoholu. My wszyscy pracujemy, jesteśmy zajęci, ona jest w domu. Od dłuższego czasu obmyślam plan sprowadzenia mamy na drogę do Boga. Ciężko się z nią rozmawia, szczególnie gdy dotykam tematu „kościół” albo „ksiądz”. Wiem, że Bóg jest miłosierny, a ona może przystąpić do sakramentu pokuty, jeśli tylko będzie żałować za popełnione czyny. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego jakie konsekwencje czekają moją mamę w przyszłości, jeśli nie powróci do Boga. Czuję się odpowiedzialny za moją mamę i stoi przede mną ogromnie trudne i ważne zadanie. Czas ucieka, a jej życie jest w niebezpieczeństwie, doczesne i wieczne”. Ta jedność, to poczucie jedności rodzi poczucie odpowiedzialności za współmałżonka, za dzieci, i dzieci za rodziców. To nie dzieje się jednego dnia, za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, to nasza wola i praca nad sobą, nasza modlitwa. Jedność modlitewna „Gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w imię moje......”, a więc przy pacierzu przy różańcu, w czasie Mszy św. Modlitwa wspólna jednoczy nas ze sobą i z Bogiem. On jest wśród nas, w sposób szczególny jesteśmy razem. Któż przeciw nam, skoro jest z nami Stwórca, skoro Bóg jest naszą siłą, nic nie jest ponad ludzkie siły, jeżeli Jemu zawierzam swój ciężar, to mniej mnie ugniata. Skoro jestem dzieckiem Bożym, to przecież Bóg Ojciec nie skrzywdzi swojego dziecka. Bliskość ojca zaspakaja w dzieciństwie naszą potrzebę uznania, przynależności, akceptacji, bezpieczeństwa. Czyżby Ojciec Niebieski był gorszym Ojcem? On daje siłę, przynosi spokój i pokój, daje siłę trwania i wytrwania. To nie znaczy, że będzie lekko, ale znaczy, że udźwigniemy, pojednani, zjednoczeni, pogodzeni, uspokojeni.... bądź wola Twoja. Jedność małżeńska Składa się jakby z dwóch części: jedność męża i żony i jedność rodzinna w relacji rodzice - dzieci, tworząc całość doskonałą. Życie jest jedyną, niepowtarzalną szansą i drogą. To co przeżywamy, czujemy, kochamy, cierpimy, wzrastamy, podziwiamy, czym się zachwycamy, możliwe jest dzięki temu, że żyjemy. Kochamy Cię życie, Dzięki za życie! Za szansę na miłość, cierpienie, zbawienie. Raz powołany człowiek do życia nie może wrócić do niebytu. Jeżeli zaistniał, to nawet gdyby życie mu odebrano, żyć będzie, bo duszy zabić nie można, jest nieśmiertelna. Dziecko stoi przy matce, choć wydaje się, że go nie ma, dlatego nie można o nim zapomnieć, jest wciąż obecne w jej świadomości. Życie nasze, nasza szansa bycia, stawania się, przeżywania, podziwu dla piękna i wielkości Boga, lęgnie się w gnieździe rodzinnym. W nim nabiera się siły, odporności, mądrości, uczy obowiązku, czerpie miłość. Miłości nie można nauczyć się teoretycznie jak twierdzenia Pitagorasa, wykuć na pamięć jak wiersz Mickiewicza, lecz w kontakcie najintymniejszym, najbliższym z drugim człowiekiem, wstając w nocy, pielęgnując, drżąc o rozwój, wspólnie pracując, wspólnie modląc się, wzajemnie wspomagając... „jedni drugich brzemiona noście”. Niosąc drugiego człowieka uczę się go kochać. Wychowanie to długi proces, stare przysłowie mówi: „Jeżeli masz rok czasu posiej zboże, jak masz 10 lat czasu posadź sad, gdy los dał ci 20 lub więcej lat zabierz się za wychowanie człowieka”. Być wychowawcą, ogrodnikiem, który pielęgnuje tzn. wysłuchuje drugiego człowieka, szczególnie małego, młodego człowieka, i chce mu pomóc. Cierpliwość, życzliwość, takt, poszanowanie drugiego człowieka - to cechy bardzo potrzebne dla każdego wychowawcy. Unikanie frazesów, banałów, wielomówstwa, a wychodzenie ze słowem do sytuacji, własny przykład, to bardzo potrzebne w wychowaniu. Rodzina to gniazdo życia, miłości i pokoju, nawet w czasie wojen, wbrew rozsądkowi i nadziei matki rodziły dzieci, to one dawały nadzieję na przetrwanie, na przeżycie, na doczekanie wolności, gdy Polski nie było. Dzieci są przyszłością każdego narodu „Naród, który zabija swoje dzieci, jest narodem bez przyszłości” – mówił Ojciec Święty w Kaliszu. Naród, który rodzi i wychowuje, uczy miłości i odpowiedzialności, szacunku dla człowieka i dla pracy, miłości Boga i bliźniego - nie musi martwić się o przyszłość. Czego uczymy nasze dzieci, jak je wychowujemy... W uszach wciąż brzmią słowa: „Z rąk twoich upomnę się niemowlęcia mego”. Czyje zatem jest moje dziecko? Jest dzieckiem Bożym i moim, które rodzice dostają na wychowanie, a więc polecam je Tobie Boże i oddaję, ale pilnuję jak coś najcenniejszego, kocham jak moje i zrobię wszystko by dobrze je wychować. Wychowanie Proces długi, nastawiony na zamierzony efekt, proces który ma doprowadzić do wszechstronnego rozwoju osobowości, dojrzałości, ukształtowania dorosłego człowieka, dobrego, szlachetnego, mądrego człowieka. Wychowanie szeroko pojęte, to wychowanie religijne, moralne, intelektualne, społeczne, także seksualne, ale jako element wychowania in genere. Zamiast wychowania seksualnego, o którym tak głośno ostatnio dokonuje się demoralizacja. Publiczna dyskusja, artykuły, przetargi, wulgarne określenia, czy najintymniejsze wyciągane publicznie, zagubienie poczucia intymności, wstydu, oddala od miłości i szacunku dla życia. Przerażające gdy dziecko uczestniczące mimo woli w dyskusji dorosłych bez pohamowania języka później pyta: „Mamusiu, czy mnie też chciałaś zabić?” To co mogą dorośli mówić do siebie i między sobą, nie zawsze jest odpowiednie i właściwe dla uszu dziecka. Kultura bycia, kultura słowa, takt ma niesłychaną wartość w wychowywaniu młodego pokolenia. Jakże często usta pełne frazesów, a serca wciąż puste miłości i odpowiedzialności za małego bliźniego wciąż brak. Dorośli winni wiedzieć, że nie należy mówić niepotrzebnych słów. Dzieci potrzebują miłości i bliskości rodziców, bo oni budują świat piękna i wartości i to nie przez pokazywanie patologii, poplątanych ścieżek życia, ludzkiego zacietrzewienia w dochodzeniu do swoich racji. To rodzice najbardziej powinni przestrzegać słów Chrystusa: „pozwólcie dzieciom przejść do mnie...”, "Jeśli nie staniecie się jako dzieci ...” To od dzieci mamy uczyć się żyć, choć dzieci mamy obowiązek wychowywać. Wychowanie do obowiązku Stare mądre przysłowie mówi: „jeśli dzieciom i prosiętom dasz wszystko, to masz dobre prosięta, ale złe dzieci”. Nie sposób wychować człowieka spełniając jego zachcianki, osłaniając, izolując, podając. Dziecko które wyrasta na dorosłego człowieka winno znać przyjemność i obowiązek. Pomoc w domu, obowiązki na miarę wieku i możliwości, zauważyć, że obok żyją ludzie starsi, chorzy, potrzebujący pomocy. Na przeciwległym biegunie praw dziecka muszą stanąć obowiązki, dopiero taki układ daje równowagę wychowawczą. „Rodzina zbudowana na miłości i przeniknięta miłością jest środowiskiem, gdzie każdy człowiek ma przeżyć, poznać i przyswoić sobie tę miłość, bez której nie mógłby istnieć, a jego życie pozbawione byłoby sensu”, naucza Jan Paweł II. |