381 Guccione Leslie Davis Jej były mąż

Guccione Leslie Davis

Jej były mąż





ROZDZIAŁ PIERWSZY

Do pokoju wszedł mężczyzna. Jego pojawienie się przerwało prezentację. Wszystko odbyło się jak w kiczowatym filmie. Amanda Mendenhall poczuła raptowne bicie serca, ucięła kwestię w pół słowa i przestała myśleć o czymkolwiek. Spotkali się wzrokiem. Ludzie siedzący przy stole konferencyjnym mogli obserwować całą scenę.

Zdążyła powiedzieć tylko, że firma Mendenhall i Lipton ma ogromne doświadczenie w sprawach związanych z reklamą i promocją nowych przedsięwzięć. Teraz zamarła w bezruchu z uniesioną ręką. Czterej mężczyźni odpowiedzialni za sprawy finansowe korporacji Oakhursta, która zamierzała podjąć się odrestaurowania historycznego młyna nad rzeką Brandywine, odwrócili głowy ku drzwiom, gdy w progu pojawił się piąty.

Wybaczcie, panowie. Nie udało się uniknąć spóźnienia – wyjaśnił nowo przybyły. – Proszę... – Nie dokończył zdania, spojrzawszy na przemawiającą kobietę.

Siadaj, Dawidzie – odezwał się Matthew Oakhurst. – To Amanda Mendenhall z firmy Mendenhall i Lipton. Panno Mendenhall, oto Dawid Smith, architekt odpowiedzialny za renowację młyna.

Miło mi, panie Smith. – Amanda wyciągnęła rękę na powitanie, siłą woli opanowując jej drżenie.

Mężczyzna zauważył zaskoczenie malujące się na jej twarzy. – Proszę kontynuować, panno Mendenhall. Mam nadzieję, iż Matt uprzedził panią, że się spóźnię.

Kobieta skinęła głową. Matthew Oakhurst rzeczywiście mówił o spóźnieniu architekta, nie wspomniał jednak jego nazwiska. Dawid Smith, przystojny, ciemnowłosy mężczyzna miał lekko zaczerwienioną twarz. Trudno powiedzieć, czy swoją cerę zawdzięczał pracy na świeżym powietrzu, czy też rumieńce wywołał szok, którego doznał na widok Amandy.

Tymczasem Amandzie udało się zapanować nad sobą i podczas gdy architekt zajmował miejsce przy stole, podjęła przerwany wątek. – Panowie, firma Mendenhall i Lipton dokładnie odpowiada waszym wymaganiom. By nadać rozgłos znaczeniu historycznego miejsca, którym chcecie się zająć, uruchomimy wszystkie media od prasy po radio i telewizję. Rozpoczniemy kampanię, która zapewni przedsięwzięciu przychylność opinii publicznej. Dysponujemy możliwościami, które pozwalają wszechstronnie zająć się projektem i odpowiednio nagłośnić go we wszystkich stadiach realizacji. Zasięg naszej kampanii nie ograniczy się do Brandywine Valley, lecz obejmie cały obszar środkowo-atlantycki... – Przerwała, by, demonstrując profesjonalną pewność siebie, uśmiechnąć się i nawiązać wzrokowy kontakt z każdym z mężczyzn.

Leo Brachman, jeden z potencjalnych kontrahentów, uniósł brwi i wymienił spojrzenie z bratem, Irą. Matthew Oakhurst, właściciel Firmy Projektowej, skinął głową. John Wilkins z Rady Konserwacji Zabytków uśmiechnął się uprzejmie. śaden nie miał poniżej pięćdziesiątki. Jedynie Dawid liczył sobie trzydzieści jeden lat i był o cztery miesiące starszy od Amandy. Amanda spostrzegła, że architekt wyciąga z kieszeni marynarki okulary, których używał do czytania. Pamiętała druciane oprawki. Te jednak były rogowe. Zaraz klepnie się po kieszonce, pomyślała. Gdy to zrobił, zaczerwieniła się gwałtownie. Zatrzymała wzrok na Johnie Wilkinsie, by nie przesuwać go dalej.

Stary młyn i jego otoczenie są dla mnie osobiście bardzo ważne –ciągnęła panna Mendenhall. – W dzieciństwie spędzałam wiele czasu w tych ruinach. Wraz z przyjaciółmi bawiliśmy się na występie skalnym nad rzeką Brandywine. W czasie wakacji urządzaliśmy tam pikniki. Cały teren ma dla mnie szczególne znaczenie.

Dawidowi drgnęły wargi.

Doskonale znam historię młyna i jego położenie – kontynuowała. –

Wiem, że można wykorzystać to miejsce tak, jak panowie planujecie. Moja agencja chciałaby otrzymać możliwość wykazania wszystkich zalet waszego projektu. Zaręczam, że was nie zawiedziemy.

Skończyła i znowu się uśmiechnęła. Ira oraz Leo odwzajemnili uśmiech. John skinął na Matthew. Dawid Smith przeglądał próbki prac Amandy, więc nie widział wymiany uprzejmości.

Chciałbym się przekonać, co pani agencja jest w stanie zrobić – rzekł Matthew. – Jestem pewien, że Dawid również – dorzucił. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na młodego architekta. Amanda ciągle stała u szczytu stołu, czekając na reakcję zagadniętego. Dawid zdjął okulary, położył je na otwartej broszurze, którą przed chwilą przeglądał.

Oczywiście, sprawdźmy, co panna Mendenhall może dla nas zrobić. – Uznaję to za dowód zaufania, panie Smith. Nie będzie pan żałował –odpowiedziała Amanda.

Czy ma pani kopie projektu? – Nie.

Będą z pewnością potrzebne, więc je dostarczę. A jeszcze lepiej, gdyby pani wpadła do naszego biura i obejrzała makietę. Można by ją sfotografować i umieścić na okładce broszury reklamowej. Zresztą, pani zna się na tym lepiej. – Dziękuję – odparła Amanda. – Czy możemy ustalić datę ostatecznej prezentacji zamierzeń reklamowych mojej agencji? – zapytała i otworzyła kalendarz.

Za trzy tygodnie? Teren zostanie przygotowany do końca października. Im szybciej podejmiemy decyzję na temat agencji, tym lepiej, ale musimy mieć trochę czasu, by rozważyć wszystkie oferty. Czyż nie mam racji? – zapytał Dawid z uśmiechem.

Nie bardziej niż zwykle, pomyślała Amanda.

Ustalono, że prezentacja odbędzie się pod koniec miesiąca. Amanda podziękowała zgromadzonym, iż zechcieli wziąć pod uwagę jej agencję, i jako pierwszemu uścisnęła rękę Dawidowi. Zanim dotarła z pożegnaniem do Leo Brachmana, nie czuła już na palcach dotknięcia architekta. Wyszła z bólem głowy. Marzyła, by jak najprędzej dostać się do agencji, wypić herbatę i zażyć aspirynę. W zaciszu własnego biura zamierzała uładzić się ze wszystkim, co właśnie się wydarzyło.

Dawid Smith schował okulary do kieszeni marynarki, rzucił jedno czy dwa zdania na zakończenie dyskusji i wyszedł. Panował nad sobą, lecz czuł podwyższony poziom adrenaliny, gdy w tłumie przechodniów szukał wzrokiem Amandy. Zauważył ją przy przejściu dla pieszych. Wrzesień w Wilmington był ciepły i wietrzny. Lekki powiew igrał włosami dziewczyny o odcień jaśniejszymi niż jego własne. Miała znakomitą fryzurę i ubranie w najlepszym guście. Jak dawniej, przemknęło mu przez głowę. Jak długo o niej nie myślałem? Do chwili, w której dzisiaj jej widok zaparł mi dech w piersiach, powiedział do siebie. Przyspieszył kroku, by mu nie zniknęła.

Amando!

Nie zatrzymała się.

Amando, na litość boską! Podbiegł do niej i stanął obok.

Jesteś mi winna jakieś wyjaśnienie. Co robisz w Wilmington? Mimo że należał do wysokich mężczyzn, obcasy Amandy sprawiły, iż mogli sobie patrzeć prosto w twarz. Gdy wcisnął ręce do kieszeni, zza paska wyłonił się pager. Architekt był bez krawata. Wiatr bawił się jego kasztanowymi włosami.

Dawidzie, proszę...

O co prosisz? – Spojrzał na nią tak przenikliwie, że spuściła wzrok i ruszyła w kierunku ulicy Królewskiej prowadzącej nad rzekę. Postanowił jej towarzyszyć.

Kobieta, której nie widziałem przez sześć lat, nagle pojawia się jako zainteresowana prowadzeniem kampanii reklamowej na rzecz mojego projektu i ja mam pozwolić jej odejść bez słowa? Kiedy wyjechałaś z Waszyngtonu? Sądziłem, że poświęcisz cały swój talent temu miastu. – Przyjechałam z Seattle. – Amanda przyspieszyła kroku. Dawid spojrzał na zegarek.

Dochodzi trzecia. Może się czegoś napijemy i wszystko mi opowiesz? –zaproponował.

Dawidzie, proszę.

Dawidzie, proszę... Dawidzie, proszę – przedrzeźniał ją z uśmiechem. –

Mogłabyś powiedzieć coś innego po sześciu latach. – Nie mam zamiaru – odparła Amanda, zatrzymując się. – Najmniej lubiłam w tobie właśnie to perwersyjne poczucie humoru. Kiedy opuściłeś Nowy Jork, sądziłam, że osiądziesz w Filadelfii.

Tak zrobiłem.

Lepiej było zaprosić mnie na kawę i opowiedzieć o sobie przed prezentacją u Oakhursta. Wcale nie uważam za zabawne tego, że wpuściłeś mnie tam, bez telefonicznej choćby informacji, iż kampania ma dotyczyć twojego projektu. Czy masz pojęcie, co dla mnie znaczy poprowadzenie jej dla Oakhursta? Oczywiście, nie. – Sama odpowiedziała sobie na pytanie. – Założę się, iż śmiałeś się nad deską kreślarską, wymyślając całą aferę. Wiesz równie dobrze jak ja, co się zdarzyło między nami w tym młynie. Przez cały czas się bałam, że możesz zrobić jakąś niemądrą uwagę na ten temat. Nie byłam w stanie się skoncentrować.

Dawid nie pamiętał jej w stanie takiego wzburzenia. Zdobył się na uśmiech.

Po tylu latach zachowałaś pamięć tamtego miejsca?

Chcesz mi dokuczyć? Dobrze wiesz, o czym myślę. – Ale nie możesz tego wypowiedzieć. – Dawid roześmiał się, a w oczach błysnęło mu wyzwanie. – Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Ja być może zachowałem to samo poczucie humoru, a ty, moje Olśnienie, zdolność pochopnego wyciągania wniosków. Czas goi rany. Sześć lat to bardzo dużo. – Przestań mnie nazywać swoim Olśnieniem – mruknęła Amanda. – Przecież to świetnie do ciebie pasuje. Ciągle masz te same olśniewające oczy. Robiłaś nimi furorę w biurze.

Wcale nie i to dzięki tobie.

Twoje podejrzenie, że wszystko celowo obmyśliłem, jest po prostu śmieszne.

Dlaczego? Moja obecność w tym mieście jest bardziej usprawiedliwiona niż twoja. Wilmington to ostatnie miejsce na ziemi, w którym spodziewałam się ciebie spotkać.

Wszystko się zmienia. – Rozległ się sygnał pagera i Dawid zorientował się, że ma za mało czasu na rozmowę. – Muszę zadzwonić. Chodź ze mną –rzekł.

Dawidzie, proszę.

Znowu zaczynasz. – Mężczyzna spojrzał w stronę kawiarni. – Muszę zadzwonić do biura. Jeśli nie chcesz rozmawiać o przeszłości, powinniśmy w każdym razie pogadać o teraźniejszości – rzucił i spostrzegł, że Amanda się skrzywiła. – Ach, pewnie boli cię głowa i jak zwykle zwalczasz to aspiryną i herbatą. Możemy dostać jedno i drugie w tej kawiarni. – Nie, dziękuję.

Ulżyj sobie. Zawsze to robiłaś. – Dawid przyklęknął na jedno kolano i chwycił za teczkę Amandy.

Wstawaj! – syknęła, gdy ją pociągnął.

Po prostu chciałem zobaczyć, czy zachowałaś monogram. A. M. S.

Niczego nie zmieniłaś.

Nie podnosząc się z kolan, obserwował emocje rysujące się na twarzy Amandy, gdy kurczowo przyciskała teczkę do piersi. – Miałam co innego do roboty – mruknęła.

Dawid wstał i patrzył, jak Amanda oddala się w kierunku Stowman Place.

Pozwolił jej odejść, choć czuł przyspieszone bicie serca.

ROZDZIAŁ DRUGI

W chwilę później Amanda doszła do nowoczesnego budynku przy Stowman Place, w którym mieściła się siedziba agencji reklamowej Mendenhall i Lipton. Przed wejściem do wnętrza rzuciła okiem w kierunku parku, przez który płynęła rzeka Brandywine.

Głupia rzeka – mruknęła. – Głupia rzeka i głupi projekt. Do swojego biura wkroczyła, mamrocząc coś pod nosem. W recepcji sięgnęła do teczki i wyłożyła jej zawartość przed sekretarką, Karen Winters. – Wciągnij to do kartoteki – powiedziała.

Pod Brachman, Oakhurst, Brandywine czy pod straconą szansę?

A czy wyglądam na zniechęconą? – spytała panna Mendenhall.

Nie podskakujesz z radości.

A powinnam. Wzięli pod uwagę naszą agencję i pod koniec miesiąca mam zaprezentować pełną ofertę usług.

Karen aż gwizdnęła z przejęcia.

Nie łącz mnie teraz z nikim. Mam sporo do przemyślenia – powiedziała Amanda, przeglądając jednocześnie zapiski z informacjami. – Kiedy dzwonili z Toys Galore?

Pół godziny temu.

Panna Mendenhall spojrzała na zamknięte drzwi po prawej stronie korytarza.

Marko jest u siebie? Karen skinęła głową.

Nie ustaje w pracy nad swoimi arcydziełami, odkąd wyszłaś. Tak mi kazał powiedzieć. Zażyj aspirynę, a ja zaraz zaparzę herbatę. Zadzwonił telefon, więc sekretarka podniosła słuchawkę.

Mendenhall i Lipton. Czym mogę służyć?

Amanda połknęła proszek i zapukała do drzwi dyrektora artystycznego agencji. W pokoju unosił się zapach tuszu kreślarskiego i kleju. – Powinieneś tu przewietrzyć, bo się przykleisz do sufitu i trzeba cię będzie zeskrobywać.

Mężczyzna uniósł głowę znad deski. W kieszonce jego kolorowej hawajskiej koszuli tkwiły dwa flamastry i linijka. Z tylnej kieszeni znoszonych dżinsów wystawała chustka.

Jeśli nie będzie tu tego zapachu, jak cię przekonam, że pracowałem? – Ustaną telefony od klientów domagających się przyspieszenia realizacji zamówień. Toys Galore...

Ach, to głupstwo.

Nie lekceważ klienta. Z takich głupstw bierze się twoja pensja – rzekła Amanda, przysiadając na jedynym wolnym od papierów stołku. Wszędzie było tu pełno projektów okładek i broszur reklamowych. Leżał nawet kalendarz ze skąpo ubranymi dziewczynami, który Karen nazwała seksistowskim.

Marko, dwudziestoośmioletni rysownik współpracujący z Amandą w agencji, odszedł od deski kreślarskiej.

Prawie gotowe, szefowo. Tylko spójrz na te lalki i rowery.

Amanda uważnie przyjrzała się rysunkowi i od razu wychwyciła błąd. – Jak mogę ci dać podwyżkę, skoro nie widzisz różnicy między zwykłym rowerem i tym z przerzutkami?

Marko zrobił skruszoną minę.

Klient mógłby to zauważyć. Czy mam przejrzeć inne? – spytała. – Druga para oczu zawsze się przyda – rzekł Marko. – Jestem przemęczony.

Zanosi się na coś jeszcze bardziej męczącego – powiedziała Amanda.

Marko spojrzał na nią uważnie i roześmiał się.

Do licha, podbiłaś ich! Wiedziałem, że ci się uda! Niech żyje projekt młyna nad Brandywine.

Spokojnie. Zyskałam tylko szansę prezentacji naszych możliwości i złożenia oferty usług. Nie ma żadnych gwarancji, że okażemy się najlepsi. – Gdybym żył gwarancjami, wziąłbym jakąś związkową robotę jak ojciec. – Wystarczy tego pustego gadania. Kończ swoje dzieło, a Karen podrzuci je klientowi po drodze do domu.

Mówiąc serio, akcja promocyjna odbudowy młyna to wielka szansa. – Pewnie. Musimy w nią włożyć całą duszę – zgodziła się Amanda i opuściła pokój.

O piątej dwadzieścia Karen wyszła, by dostarczyć pracę wykonaną dla Toys Galore. Amanda siedziała przy swoim biurku, gdy w jej gabinecie pojawił się Marko. Bez pytania podszedł do szefowej i zaczął jej masować kark oraz barki. Rozglądał się przy tym po pokoju.

Za bardzo tu wszystko uporządkowane. Trzeba ci trochę luzu. Jak tym mięśniom – zauważył.

Już kiedyś o tym rozmawialiśmy. Odpowiada mi taki wystrój wnętrza.

Marko roześmiał się.

Cóż ten pokój mówi o tobie? Dyplom uniwersytetu Pensylwania.

Oprawione w ramki wyróżnienie zdobyte na polowaniu, skórzany fotel... Wszystko tu jest gustowne, konserwatywne, nudne. A gdybyś tak powiesiła kalendarz z rozebranymi facetami, jakieś erotyczne plakaty... Amanda wybuchnęła śmiechem i pokręciła głową, delektując się ruchami palców masażysty.

Przestali się o mnie martwić i daj sobie spokój z insynuacjami na temat mego prywatnego życia.

Albo jego braku.

Marko!

Masz do mnie jakąś prośbę?

Owszem. Mógłbyś jutro po drodze do pracy wpaść do Biura Projektowego Oakhursta i wziąć plany młyna.

Mnie, nie ogolonego, ekscentrycznego, genialnego twórcę reklam powinnaś trzymać ukrytego w agencji.

Mam nadzieję, że się ogolisz i ze wszystkimi ładnie przywitasz. – Nie powinienem zapleść włosów w warkoczyki i włożyć kolczyka do ucha?

Amanda ceniła poczucie humoru współpracownika. Poklepała go po dłoni, gdy nie ustawał w masażu jej napiętych mięśni szyi. Kiedy Dawid Smith wszedł do agencji reklamowej Mendenhall i Lipton, za biurkiem recepcjonistki nie było nikogo. Słysząc głosy dobiegające z jednego z pokojów, podążył za nimi i wszedł do środka w chwili, gdy Amanda kładła palce na dłoni Marka.

Nie przeszkadzam? – zapytał.

Ależ skąd – odpowiedział mężczyzna stojący za fotelem, gdy Amanda strząsnęła jego ręce z barków i wyprostowała się gwałtownie. – Dawid!

Przybysz wyciągnął dłoń na powitanie.

Dawid Smith. Jestem architektem z Biura Projektowego Oakhursta odpowiedzialnym za odbudowę młyna – przedstawił się. – Amanda potrzebowała planów całego przedsięwzięcia, więc pomyślałem, że je podrzucę, bo wiem, że agencji spieszno do pracy. Czy pan nazywa się Lipton? Mężczyzna stojący obok Amandy zaśmiał się wesoło. – Ten Lipton od spółki: Mendenhall i...? Nie. Jestem Marko D’Abruzzi, dyrektor artystyczny agencji.

Czy istnieje jakiś Lipton? – zapytał Dawid.

Oczywiście – odparł Marko.

Amanda obrzuciła wzrokiem obu mężczyzn.

Dziękuję, Dawidzie. Jestem pewna, że wcale nie było ci po drodze.

Bardzo chciałem zobaczyć, jak pracujesz. Po tych wszystkich latach...

Dziękuję za plany. Może innym razem, kiedy nie będziemy tak zajęci...

Amanda wstała zza biurka.

Dawid Smith, znajome nazwisko. – Marko uniósł brwi w zamyśleniu.

Bardzo popularne – przyznał architekt.

Z pół tuzina osób o tym nazwisku figuruje w każdej książce telefonicznej – dorzuciła Amanda.

Architekt? Trochę po trzydziestce, może jeszcze z Pittsburgha?

Marko właśnie wychodzi – przerwała Amanda. – Do zobaczenia rano. – Próbuje się mnie pozbyć. – Rysownik nie dal się zbić z tropu i skierował wzrok na monogram, który widniał na leżącej na biurku teczce szefowej. – Smith, absolwent uniwersytetu Pensylwania i Princeton? – Nic nie zostało pominięte – przyznał Dawid, spoglądając na Amandę.

Dziewczyna wyglądała, jakby chciała kogoś zamordować wzrokiem. – Przestań, Marko. Dziękuję za plany, Dawidzie. Niepotrzebnie się fatygowałeś. Dyrektor artystyczny naszej agencji odebrałby je jutro rano. Dawid zajrzał jej w oczy.

Czy mam uważać, że moim projektem będzie się zajmował raczej pan Lipton niż ty?

Nie.

Lipton jest mężczyzną czy kobietą?

Mężczyzną. W każdym razie można tak powiedzieć o biedaku – rzekł Marko.

Czy mam ci przypomnieć, że Dawid Smith, nieważne za kogo go uważasz, reprezentuje Biuro Projektowe Oakhursta? – skarciła rysownika Amanda.

Lipton to był twój pomysł, nie mój. Mam nadzieję, że ten architekt odznacza się poczuciem humoru.

Niektórzy sądzą, że owszem – odezwał się Dawid. Rozbawił go przebieg tej rozmowy i fakt, że Amanda tak bardzo starała się zachować zimną krew.

No dobrze – powiedziała Amanda, zaczerpnąwszy oddechu. – Lipton to mój wykastrowany kot.

Dawid roześmiał się głośno. – Zawsze byłaś dowcipna. Świetna nazwa.

Dowodzi kreacyjnego geniuszu naszej firmy – wtrącił Marko. – Myślę o imieniu kota – rzekł architekt. – Bez wątpienia ma coś wspólnego z twoim upodobaniem do herbat – zwrócił się do Amandy. – Co za pamięć – szepnął Marko.

Amanda wzięła żakiet, teczkę i plany młyna, dając znak, że jest gotowa do wyjścia.

Panowie, to był męczący dzień – oznajmiła.

Najwyraźniej chce już zamykać biuro – zauważył Marko, przechodząc do recepcji. – Chociaż z nią nigdy nic nie wiadomo. Jest bardzo chytra. Może zejść na dół, a potem tu jeszcze wrócić.

Sumienna jak zawsze – dorzucił Dawid.

Prawdziwa pracoholiczka. Każe mi tu ślęczeć po czternaście godzin na dobę – przyznał Marko, wziął swoje rzeczy z pokoju i dołączył do Amandy oraz architekta.

Dawniej też taka była, pamiętam – rzekł Dawid. – Czy przypadkiem nie zastanę cię tu o siódmej, Olśnienie? – spytał, zwracając się do Amandy. –

Musimy wyjaśnić parę spraw.

Oczywiście, że nie – odrzekła.

Olśnienie? – powtórzył Marko.

Przejęzyczyłem się – mruknął Dawid. Wyszli na ulicę. – Wracam do mego kota, biorę gorącą kąpiel, a potem jestem umówiona na kolację – oznajmiła Amanda, zamykając agencję. Dawidowi przyszła na myśl pewna kąpiel przy świecach. Coś wówczas świętowali. Może urodziny. Dokładnie nie pamiętał. – Amando, musimy porozmawiać. To ważne. Możemy to zrobić w towarzystwie Marka, jeśli wolisz – powiedział.

Proszę bardzo, niech będzie ze mną – zgodził się rysownik. – Poznam nowe oblicze panny Mendenhall.

Nie istnieje nic, co musiałabym z tobą omawiać – odparła Amanda. –

Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Wybaczcie, ale już jestem spóźniona. Nie udało się jej odejść w demonstracyjny sposób, bo wszyscy troje stali na małym parkingu ulokowanym na tyłach agencji, więc razem podeszli do samochodów.

Miło mi było pana poznać, Smith – powiedział Marko, otwierając swoje auto.

Dawid pomachał mu na pożegnanie i zwrócił się do Amandy wsiadającej do sportowego wozu.

Pasuje do ciebie. Wyobrażałem sobie ciebie w czymś takim. – Zarobiłam na ten samochód, a ciebie nie powinno interesować, czym jeżdżę. Przepraszam, ale ktoś na mnie czeka.

Dawid położył rękę na drzwiach auta.

Słuchaj, wystarczająco dużo przykrości już sobie sprawiliśmy. Nie mogę pozwolić ci odjechać z przeświadczeniem, że spreparowałem całą tę niedorzeczną historię, ukartowałem wszystko, by cię zaskoczyć dzisiaj podczas prezentacji. Wiele zapomniałem przez sześć lat, lecz pamiętam, ile dla ciebie znaczy praca.

Ale musiałeś wiedzieć. Przecież nazwisko...

Stara, bogata rodzina Mendenhallów wypełnia książkę telefoniczną w Delaware. Amanda, którą znałem, chciała od tego uciec. Najlepszym dowodem był wyjazd do Seattle. Ja przez trzy lata pracowałem na własną rękę, potem, zeszłej jesieni, zacząłem współpracę z filią biura Oakhursta w Filadelfii. Do dzisiaj niezbyt często zaglądałem do Wilmington. Nie interesowałem się szczególnie sprawą tego młyna. Kiedy Matt wspomniał, iż dziś po południu pojawi się ktoś z Mendenhall i Lipton, sądziłem, że to będzie któryś z twoich kuzynów. Miałem nawet zamiar zapytać go o ciebie. Przecież słyszałem, że byłaś na Wschodnim Wybrzeżu.

Skończył i obserwował, jak zmienia się wyraz twarzy Amandy.

Naprawdę? – spytała. – Słowo honoru.

A więc przepraszam.

To wszystko? Po tylu złośliwych posądzeniach? Amanda usiłowała się nie uśmiechnąć.

Czemu wszystko wydaje ci się zabawne? – spytała. – Twoje obłudne, święte oburzenie zawsze było zabawne. Irytujesz się wspaniale i wtedy jesteś piękna. Czyżbyś się zmieniła? Amanda wsiadła do auta. Dawid spoglądał na nią z góry, wychwytując w oczach dziewczyny cień wahania.

Nie, nie zmieniłam się – odparła z westchnieniem. – Nadal jestem tą irytującą, obłudnie oburzającą się osobą, którą pamiętasz. – Nie to miałem na myśli.

No cóż, nic więcej nie mogę zrobić.

Mogłabyś przyznać, że wszystko, co się dziś zdarzyło, to przypadek, a ty się pomyliłaś.

W porządku, pomyliłam się, ale w tych okolicznościach trudno mnie za to winić.

Nie było w tym niczyjej winy. Powiedz, czy dawno się tu przeniosłaś?

Mniej więcej rok temu.

Rozumiem, że nie masz zamiaru wracać do Seattle.

Nie.

Tam też zostawiłaś jakieś __________złamane serca? A z własnym już sobie poradziłaś?

Widzisz, jaki jesteś! Nie można ci na nic pozwolić. – Bo zaraz przebieram miarę? To coś więcej niż ciekawość. Wydaje mi się, że ewentualne przyjęcie twojej oferty przez Oakhursta miałoby dla ciebie wielkie znaczenie. Promocja takiego przedsięwzięcia jak restaurowanie historycznego młyna, pamiątki z czasów walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych i założenie tam centrum edukacyjnego to prawdziwa gratka dla twojej agencji reklamowej.

Można tak to ująć. Prawda jest taka, że Biuro Projektowe Oakhursta jest najlepsze w swojej dziedzinie. Jeśli nawiążę z nim stałą współpracę, to opanujemy tę część kraju.

Nie jestem pewien, czy byłoby to możliwe. A co będzie, jeśli nie zaakceptują twojej oferty?

Nie ma żadnego „jeśli”. Wygram ten przetarg i wykonam dobrą robotę. Długo pracowałam, by założyć własną agencję, mam świetną opinię zawodową, na co składa się również praca Marka. Znakomity z niego dyrektor artystyczny. – To, co naprawdę chcesz powiedzieć, brzmi, że Mendenhallowie władali tą ziemią od czasu wikingów i że to twój wyścig, nie mój. – To ty powiedziałeś.

Masz jakąś urazę?

Może trochę.

Jestem zdumiony, że po tylu latach żywisz do mnie jeszcze jakieś uczucia. Nawet jeśli to animozja.

Niewłaściwe słowo. Nie pomniejszaj własnej wartości. Nienawidzę takich okoliczności jak te.

Ze względów pryncypialnych?

Pryncypialnych i etycznych. Podczas pracy nad tym projektem chcę się z tobą jak najmniej spotykać.

A potem?

Amanda obrzuciła Dawida zdziwionym wzrokiem. – Po zakończeniu kampanii reklamowej dla Oakhursta każde z nas pójdzie swoją drogą – rzekła i włączyła silnik.

Trzymam cię za słowo, Olśnienie.

Amanda milczała, lecz się zaczerwieniła, a Dawid przycisnął rękę do własnej piersi, jakby chciał powstrzymać nieoczekiwane uczucie gorąca. Najwyraźniej za długo tłumił w sercu żal i gniew.

Będziemy się czasem widywać i omawiać sprawy zawodowe, ale potraktuj to niezobowiązująco. Musimy spisać się lepiej jako partnerzy w pracy niż kiedyś jako mąż i żona – rzucił.

ROZDZIAŁ TRZECI

Nawet przy porannym ruchu z domu Amandy na Stowman Place było nie więcej niż dziesięć minut jazdy. Mieszkała nad rzeką w jednej z najstarszych dzielnic miasta. Zwykle po drodze do agencji słuchała przez radio lokalnych wiadomości i reklam. Tym razem nic poza faktem, że nadszedł właśnie początek września, nie wydawało się jej normalne. Z trudem próbowała jakoś uładzić się z tym, co zaszło poprzedniego dnia. O ósmej trzydzieści powitał ją w pracy zapach kawy i dźwięki muzyki dobiegające z pokoju Marka. W jej własnym gabinecie wszystko było tak, jak zostawiła to wczoraj, oprócz leżącego na biurku kartonu z wykaligrafowanym napisem:. Olśnienie & D’Abruzzi. Wzięła go do ręki.

D’Abruzzi! – zawołała. Marko stanął w drzwiach.

Wiedziałeś, że mi się nie spodoba. Nienawidzę tego – zawołała.

Której części? Olśnienia czy D’Abruzziego?

Rozumiem, że żartujesz, ale to niewłaściwy dzień na żarty. – śarty? Nie ja wymyśliłem fikcyjnego partnera interesów, który odziedziczył nazwisko po kocie, a ten z kolei został nazwany jak gatunek herbaty.

To była impulsywna decyzja. Potrzebowałam czegoś, by odróżnić nas od kancelarii prawniczej Mendenhallów i biura maklerskiego o tej nazwie. – Trudno stale powoływać się na powiązania rodzinne. To właśnie powiedziałem Dawidowi dzisiaj rano.

Amanda opuściła rękę, w której trzymała karton, i zrobiła krok w kierunku rysownika ubranego dziś w granatowe spodnie, koszulę w paseczki i krawat.

Ogoliłeś się – zauważyła. Marko skinął głową.

Ludzie Oakhursta nie wyglądają na typy z kolczykami w uszach. Dziś rano jadłem śniadanie z jednym z nich. Rozmawialiśmy głównie o sprawach zawodowych. Twój były mąż ma poczucie humoru, choć, jak się okazało, nie pamiętał, że ty również się nim odznaczasz. Ten pomysł z kotem rozbawił go do łez.

Amanda chwyciła współpracownika za krawat i przyciągnęła bliżej. – Jadłeś śniadanie z Dawidem w biurze Oakhursta? Oboje zignorowali dzwonek, który rozległ się w holu recepcji i ucichł po trzecim sygnale. Marko odsunął Amandę i poprawił krawat.

Uważaj, to jedwab, szefowo. Nie płacisz mi tyle, bym zaraz kupił drugi. – Za dwie sekundy możesz zostać bezrobotnym. Marko poklepał ją po ramieniu.

Przecież nie chcesz mieć do czynienia z Dawidem. Ktoś musi załatwiać z nim nasze interesy. Zaraz jadę w okolice młyna, by się rozejrzeć po otoczeniu. W tej sprawie było poranne spotkanie.

Przepraszam, Marko, jest telefon do ciebie. Amanda drgnęła gwałtownie na dźwięk głosu Dawida Smitha, który właśnie stanął w drzwiach zadowolony z siebie i rozbawiony widokiem.

Wybacz, że podniosłem słuchawkę, lecz nikogo nie było w recepcji –rzekł architekt, a potem zwrócił się do Amandy. – Mówiłem Markowi, że wpadnę po niego za kwadrans dziewiąta. Nie ma sensu brać dwóch aut. – Ja pojadę! – zawołała Amanda, zastanawiając się gorączkowo, o czym mężczyźni mogli rozmawiać przy śniadaniu.

Marko, odbierz telefon i wracaj do pracy. Musimy dotrzymywać terminów – rzuciła.

Dawid objął ją wzrokiem.

Krótka spódniczka, jedwabna bluzka. Nie jesteś ubrana, by wspinać się po skałkach.

Dam sobie radę. Pantofle są na płaskich obcasach. – Ale ze skórzanymi podeszwami. Nie najlepsze na występy skalne i błoto. A ja nie mogę się ociągać, mam napięty terminarz. – Ja również.

Kiedy wychodzili, pojawiła się Karen.

O mój Boże – mruknęła, szeroko otwierając oczy. – Przedstaw się. Oczywiście mam na myśli kategorie zawodowe – rzekła Amanda do Dawida i poszła do pokoju Marka po aparat fotograficzny. – Ani słowa Karen, żadnych żartów i docinków. Ona nic nie wie o Dawidzie i ma tak zostać. – Panna Mendenhall pogroziła palcem współpracownikowi.

Na swojej teczce nosisz monogram: Amanda Mendenhall Smith. Karen nigdy cię o to nie pytała?

Na świecie są miliony Smithów.

A ten jeden przypadkiem natknął się na ciebie. – Marko położył rękę na sercu. – No dobrze, dobrze. Nie moja sprawa.

Ale czy mogę ufać, że wy dwoje naprawdę jedziecie do młyna? – Wiesz, ile mam próśb o pracę od różnych rysowników? – zapytała Amanda, opierając się dłońmi o deskę kreślarską. – O mnie nie musisz się martwić... – odrzekł Marko. Amanda wróciła do recepcji. Dawid siedział na biurku sekretarki zatopiony w rozmowie z Karen na temat wilmingtońskiego krajobrazu.

Jedziemy? – zapytała.

Personel twojej agencji zdaje się mnie akceptować – zauważył Dawid, gdy wsiadali do samochodu. – Jest jeszcze kot. Pozostaje dowiedzieć się, co Lipton o mnie sądzi.

Zawsze umiałeś czarować otoczenie. Nie życzę sobie, byś zadawał się z moimi pracownikami.

Za wcześnie na taki nastrój – rzekł architekt.

Nie chcę wracać do słownych utarczek. Odnoszę wrażenie, iż uważasz nasz były związek za sprawę otwartą. Tymczasem tak nie jest. Karen Winters nie ma o tobie pojęcia. Tylko Marko orientuje się w naszej przeszłości. Przed chwilą prosiłam go, by zatrzymał tę wiedzę dla siebie. – Możesz mu zaufać? Tak samo jak każdemu mężczyźnie, nieprawdaż? – Marko jest może trochę dziki, ale niezwykle utalentowany. Tak, ufam mu. W rzeczywistości to poważny człowiek. Stanowi twórczy rdzeń agencji. – On to samo powiedział o tobie.

Naprawdę? Dobrze nam się współpracuje.

Czy jest w tobie zakochany?

Nie – odparła Amanda.

Odniosłem wrażenie, iż kiedyś był.

Słuchaj, cała ta dziwaczna sytuacja jest dla mnie wyjątkowo dokuczliwa. Przez noc próbowałam znaleźć w tym jakiś sens, nie pozwolić. – Chodzi o ciebie i Marka?

O mnie i o ciebie. Nie życzę sobie, by to, co kiedyś zaszło między nami, miało wpływ na moją pracę.

Byliśmy kochankami. Pobraliśmy się. Po sześciu latach ciągle cedzisz słowa na ten temat?

Właśnie, wszystko to przyprawia mnie o mdłości. Jesteś zbyt przystojny. Karen już zaczyna z tobą flirtować.

Mój wygląd stanowi problem? Przez cały czas myślałem, że przeszkadza ci moja pozycja u Oakhursta.

Nie przeszkadza.

Wybacz. Zachowanie twojej recepcjonistki mi schlebia. – To moja pracownica, podobnie jak Marko. Wy obaj jesteście do siebie podobni. Macie to samo perwersyjne poczucie humoru. – I gust w sprawach kobiet.

Przestań! Chcę, byś obiecał, że nie będziesz się spoufalał, opowiadał naszej historii i nie będziesz spotykał się z Karen ani z Markiem. Architekt rzucił okiem na pannę Mendenhall. Amanda nie miała czasu ani ochoty zastanawiać się nad tym, co każe jej bezustannie dawać do zrozumienia temu człowiekowi, że świetnie sobie radzi i jest bez niego szczęśliwa. – Mówisz poważnie? – zapytał.

Jak najbardziej. Czy Matthew Oakhurst się orientuje?

W czym?

Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

Powiedz to.

Amanda zdawała sobie sprawę, iż jeśli okaże wahanie, Dawid zacznie jej dokuczać.

Czy Oakhurst wie, że byliśmy małżeństwem? – spytała. – Obawiasz się mojej odpowiedzi? Boisz się, że powiem, iż wczoraj po twoim wyjściu zebrałem tych wszystkich facetów i wtajemniczyłem ich w naszą przeszłość? Sądzisz, że zakomunikowałem im, iż ta niegłupia kobieta, która właśnie zakończyła prezentację swojej firmy, spędziła ze mną pięć lat w różnych mieszkaniach, żywiąc się orzeszkami i galaretką? – Rozumiem, że żartujesz.

Zawsze byłaś dobra w księgowości. Daj mi jakiś kredyt zaufania.

A mogę?

Nie przyszło ci na myśl, że ja również nie jestem zainteresowany podawaniem do publicznej wiadomości naszej historii? Dziewczyna zaczerwieniła się, ale nie przeprosiła. Dawid zjechał z głównej drogi i skręcił w kierunku Montchanin.

Dla mnie to nie żarty – zaczął Dawid. – Ciężko pracowałem na swoją pozycję. Pokonałem wiele przeszkód. Podobnie jak ty odseparowałem życie prywatne od zawodowego. Nie przypadkiem ci o tym wspominam. – A więc się rozumiemy. W ten projekt są zaangażowane pieniądze z budżetu federalnego i z różnych fundacji. Jeśli ktoś choć przez chwilę pomyśli, że coś nas łączy, wszystko zostanie błędnie zinterpretowane. – Nie możemy do tego dopuścić, – Oczywiście. Wystarczająco dużo trudu włożyłam, przekonując Brachmana i twojego szefa, by w ogóle mnie wysłuchali. Oni chcą do tej kampanii reklamowej kogoś, kto urodził się w czasach Eisenhowera i będzie cytował wyniki rozgrywek futbolowych. To denerwujące, iż nie traktują mnie poważnie, bo nie jestem mężczyzną z dwudziestoletnim doświadczeniem. Naprawdę nie trzeba mi więcej obciążeń, by umniejszać szansę własnej agencji w walce o ten kontrakt. Proszę cię jedynie, byś nikomu nie mówił o naszym małżeństwie. Nie wspominaj o głupim błędzie, który popełniliśmy wiele lat temu. – Rozumiem, że od współpracy z Oakhurstem zależy zawodowa reputacja twoja i D’Abruzziego.

Mam nadzieję, że Marko ci to powiedział dzisiaj rano. Dotarli na pogranicze Pensylwanii i Delaware. Wzdłuż drogi ciągnęły się wypielęgnowane trawniki wspaniałych rezydencji właścicieli imperiów finansowych i chemicznych. Dawid skinął głową w kierunku jednej ze skrzynek pocztowych na kamiennym postumencie przy szosie.

To skrzynka twojej ciotki, Dory – zauważył. – Pamiętam, że świętowaliśmy u niej Dzień Dziękczynienia.

Wielkanoc – poprawiła Amanda. – Wiesz, jak dostać się do młyna?

W odpowiedzi Dawid zjechał na drogę wijącą się wśród pastwisk. – Czy zawsze, nawet jeśli jesteśmy sami, musisz zmieniać temat, kiedy zaczynam mówić o naszej wspólnej przeszłości? – zapytał. – W ogóle nie ma sensu o tym mówić, bo coś ci się jeszcze wymknie w nieodpowiednim momencie.

A mogę spytać, czy nadal mieszkasz za miastem razem z rodziną? – Mam własne mieszkanie niedaleko agencji. Do River’s Edge wpadam na weekendy, by pojeździć konno.

A reszta Mendenhallów?

Nic się nie zmieniło. Mój brat i jego żona wybudowali sobie dom na terenie naszej posiadłości. Siostra mieszka w Bostonie. Rodzice już nie pracują. Teraz spędzają wiele czasu na podróżowaniu. Na razie są w Maine. Amanda pomyślała o sytuacji rodzinnej Dawida. O jego bracie, który był ich drużbą na weselu, o rodzicach w Pittsburghu. Jej były mąż wspominał coś o Filadelfii, lecz Amanda powściągnęła ciekawość i nie zadała żadnych pytań. Wody rzeki Brandywine, które w 1704 roku obracały kołem młyńskim, toczyły się teraz spienionym nurtem po skalistym dnie. Historyczne znaczenie tego miejsca wiązało się z faktem, że tutejszy spichlerz dostarczał żywności oddziałom Jerzego Waszyngtona i dawał im osłonę podczas bitwy nad rzeką Brandywine, nim pomaszerowały dalej na północ. – Trzy lata temu ta ziemia została przekazana Towarzystwu Historycznemu – rzekł Dawid.

Wiem.

Teraz cały teren był poznaczony plastikowymi chorągiewkami i rozjeżdżony przez samochody ekipy budowlanej. Dawid zatrzymał auto i wyłączył silnik. Słychać było tylko szum rzeki.

Amanda i jej były mąż siedzieli przez jakiś czas w dżipie. Gdy dziewczyna poruszyła się na miejscu obok kierowcy, Dawidowi bez powodu zabiło serce i zwilgotniały dłonie. Odwrócił się ku niej i zdziwił się tym, co zobaczył.

Zaczerwieniłaś się – zauważył.

Wcale tego nie chciałam..

Musisz przyznać, że wspomnienia bywają słodkie. Skoro nie pozwoliłaś przyjechać tu swojemu rysownikowi, moglibyśmy na nowo rozpalić w sobie płomienie.

Dawidzie... – westchnęła Amanda i pokręciła głową. – Przestań mówić takie rzeczy. Nie możesz wszystkiego tak lekko traktować. – Zaczerwieniłaś się równie mocno jak wówczas, gdy przywiozłaś mnie tutaj po raz pierwszy – rzekł Dawid, sądząc, że Amanda natychmiast wysiądzie z samochodu, lecz nic takiego nie nastąpiło.

Tylko żyłka w zagłębieniu jej szyi pulsowała coraz intensywniej, póki nie odwrócił wzroku. Czyżby oddech dziewczyny stał się płytszy? Dawid przeżywał wewnętrzne katusze.

Daj spokój z tym pierwszym razem.

Boli cię głowa?

Nie.

Marko nie wie, co wydarzyło się między nami w tym miejscu?

Oczywiście, że nie – powiedziała Amanda z pewnym trudem. – Mam nadzieję, iż nieźle się ubawiłaś, gdy dowiedziałaś się, o jaki młyn chodzi. Ja, w każdym razie, tak. Przez całe lata nie myślałem o tym miejscu. Nagle Matt Oakhurst zaczął omawiać projekt rekonstrukcji jakiegoś porzuconego młyna. Nie byłem pewien, czy chodzi o ten sam, póki nie przyjechałem tu zeszłej jesieni. To był mój pierwszy powrót w te strony od nie wiem jak dawna, być może od tych ostatnich, strasznych świąt Bożego Narodzenia, które spędziliśmy razem. Nie pamiętam. I nie mam pewności, czy chcę pamiętać. Wierzysz mi teraz, że nie miałem pojęcia o twoim ewentualnym udziale w całym przedsięwzięciu?

Tak. Nie chcę do tego wracać. Pod koniec trwania naszego związku wszystko układało się okropnie.

Ale nie na początku. Cóż to były za czasy! To prawda, co mówią, że nigdy nie zapomina się pierwszego razu.

Amanda zamknęła oczy. Dawida wypełniły trudne do nazwania uczucia, a wśród nich również pożądanie, pragnienie dotknięcia Amandy. Po chwili uświadomił sobie, że nie może tego zrobić. Poza uściskiem dłoni na przywitanie, nie mieli ze sobą żadnego fizycznego kontaktu. Uznał, że powinien wysiąść z auta. Pomyślał też, iż pewnie pomógłby mu skok do rzeki. – Jesteś zmieszana – szepnął, śmiejąc się cicho. – Ja też, choć staram się tego nie okazywać.

Amanda otworzyła oczy.

Proszę, przestań drążyć ten temat.

Nie drążę. Spójrz na skałę. Nie możesz udawać, że nic się tu nie stało. Straciliśmy cnotę w szałasie między tą skałą i starym młynem. Po raz pierwszy kochaliśmy się właśnie tutaj. To nie było takie straszne. – Dawid odwrócił się do Amandy.

Jego błękitne oczy spoglądały ciepło, a głos miał łagodne brzmienie.

Taki był początek okropnej pomyłki. Nie pasowaliśmy do siebie.

Czemu, u licha, wzięliśmy ślub?

Tę decyzję podjęliśmy także tutaj. Dlaczego? Ponieważ i twoi, i moi rodzice byli temu przeciwni – przypomniał Dawid. – Kto słucha rodziców? – zauważyła z uśmiechem Amanda. Patrzyli sobie w oczy, póki nie poczuli się nieswojo. Dawid prześliznął się wzrokiem po ustach, podbródku i szyi swojej byłej żony. Obserwował, jak przyspieszony oddech unosi jej bluzkę.

I dlatego, że dotykając cię, czułem się jak w niebie – szepnął.

Dawidzie...

Architekt pochylił głowę i pocałował Amandę. Dotknięcie jej ust sprawiło, że pamięć wypełniła się obrazami przeszłości. Pocałunek okazał się krótki i szybko został przerwany. Amanda zaczerpnęła powietrza. Dawid westchnął, przymknął oczy, oparł się o siedzenie dżipa. Słyszał, jak dziewczyna sięga po aparat fotograficzny i opuszcza samochód. Wysiadł za nią, doścignął ją wśród ruin starego młyna nad brzegiem rzeki. Wyglądała na zawstydzoną tym, co zaszło.

To było głupie i nie może się powtórzyć.

Uznaj, że nic nie zaszło.

Chwileczkę, to ty zacząłeś.

Zacząłem? Może miałem jakieś wspomnienia, lecz ty czekałaś, by cię pocałować. Myślę, że było ci przyjemnie.

Czekałam? – spytała Amanda z oburzeniem i niedowierzaniem w głosie. – Trudno się było spodziewać po tobie właściwego zachowania. Być przez ciebie całowaną to ostatnia rzecz, jakiej mogłabym sobie życzyć tutaj czy w jakimkolwiek innym miejscu – rzekła i ruszyła przed siebie brzegiem rzeki. – Wyraz twojej twarzy wskazywał, iż pocałunek to jedyna właściwa rzecz, którą powinienem był zrobić.

Co takiego? Chyba miałeś halucynacje.

Naprawdę? Przecież tak manewrowałaś, by Marko został w mieście i byś mogła znaleźć się tu ze mną sam na sam.

Ty egocentryczny marzycielu! Przestań się ze mną drażnić! Nigdy nie umiałeś odróżnić fantazji od realiów. Przyjechałam tu zamiast Marka, bo potrzebujemy paru zdjęć młyna, a on ma zbyt wiele pracy. – Olśnienie moje, może i nie dlatego znalazłaś się tutaj, by pobyć tylko ze mną, lecz przyznaj, iż zastąpiłaś swego współpracownika, bo mi nie ufasz. Nigdy nie ufałaś. Sądziłaś, że będę się przed nim wywnętrzał, choć przez sześć lat nie poświęciłem ci ani jednej myśli. Już czas, byś zaczęła darzyć mnie zaufaniem.

Nie widzę powodu.

Nieważne. Tak czy inaczej będziesz musiała. Sądziłaś, że wśród śmiechu i żartów opowiem Markowi, co zdarzyło się tu między nami przed sześciu laty w czerwcu?

To było w maju – mruknęła Amanda. – Bardzo dawno temu.

Masz rację.

Nie udawaj, że ci przykro. Przed chwilą mnie obraziłeś. – To przestań okazywać mi wrogość. Mamy trochę wspólnych wspomnień. Pocałowaliśmy się. Było miło. Nie trzeba wyolbrzymiać całej sprawy. Bierz się do robienia zdjęć. Mam niewiele czasu.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Amanda wzięła się do pracy. Minęło niewiele czasu, a zużyła całą rolkę filmu na profesjonalne zdjęcia. Trochę żałowała, że ma na sobie krótką, wąską spódniczkę i pantofelki na skórzanych podeszwach, lecz jakoś dała sobie radę w ruinach starego młyna.

Dawid przywiózł kopie planów restauracji obiektu i teraz mógł roztoczyć przed nią wizję przyszłości.

Nie naruszając tego, co się zachowało, mamy zamiar dobudować jednopiętrowy aneks od strony północnej. Zainstaluje się w nim klimatyzację i przeznaczy na archiwum, w którym zostaną złożone historyczne dokumenty, a nawet stroje z epoki. Na pierwszym piętrze będzie diorama i miejsca dla widzów – rzekł.

Z pewnością można liczyć na wycieczki szkolne oraz turystów –zgodziła się Amanda, która znała wszystkie szczegóły z wcześniejszych rozmów z konserwatorami zabytków, lecz błysk oczu Dawida i entuzjazm, z jakim snuł swoją opowieść, skłonił ją, by nie przyznawać się do tego. Przypominał jej teraz tego samego chłopca, którego poznała w czasach college’u.

Podejrzanie lśni ci wzrok – zauważył Dawid. – Nie nudzę cię? – Nie. Po prostu... – Amanda próbowała zebrać myśli. – Zapomniałam już, jak wygląda twój entuzjazm – wyjaśniła.

Wspomnienia?

Staram się nie wspominać.

Każde z nas miało swoje marzenia.

To miłe, że udało ci się zrealizować projekt, o którym zawsze mówiłeś.

Tyle się o nim nasłuchałam.

Tylko że dawniej mówiłem o tym ciągle jak o czymś, co być może nastąpi w przyszłości.

Teraz właśnie przyszłość nadeszła. Twoi rodzice muszą być z ciebie dumni. Pamiętam, że kiedyś bardzo ich martwiłeś. – Zawsze pragnęli poczucia bezpieczeństwa. Cenili pewną, stabilną pracę zapewniającą określoną emeryturę. Takie twórcze zajęcie jak moje, w którym wiele się ryzykuje, zawsze budziło ich obawy. Według nich mogłem więcej stracić, niż zyskać.

Nigdy nie należałeś do przegrywających.

Rodzice uznali, że przegrałem, wiążąc się z tobą. Twoi myśleli podobnie. Cóż to za mąż, który potrzebuje pomocy żony, by opłacić studia i czynsz. Trudno zapomnieć nasz wspólny rok w West Side. Amanda zaczerwieniła się.

Może tak właśnie miało być – powiedziała.

Co za intuicja po tylu latach?

Nie ma sensu zagłębiać się w to wszystko. Skończone. Rozwód okazał się zbawiennym rozwiązaniem dla nas obojga. Unieszczęśliwialiśmy się nawzajem. To, że byłeś ze mną nieszczęśliwy, źle wpływało na twoją pracę. – Na moją pracę źle wpływał przymus wykonywania zleceń innych architektów. Wyszłaś za mnie, by udowodnić rodzicom, że się mylili, a rozwiodłaś się, by dowieść, iż mieli rację.

Nie mogłeś przezwyciężyć w sobie charakterystycznych dla robotniczego środowiska twojej rodziny przekonań o roli kobiety. Czułeś się urażony każdym dolarem, który zarobiłam, choćby miał to być jedyny dolar, jakim dysponowaliśmy, gdy studiowałeś.

Mierziło mnie, że musiałem przyjmować od ciebie pomoc, lecz sytuacja pogorszyła się dopiero wtedy, gdy włączyli się twoi rodzice. Od nich nie mogłem przyjąć ani centa, bo ich zachowanie świadczyło o tym, iż starają się pomóc córce, która cierpi biedę z mojej winy.

Sama tę biedę wybrałam. Nie byłeś niczemu winien. W końcu. – Nieźle zarabiałaś w reklamie i mogłaś nas utrzymywać na całkiem niezłym poziomie. Nie musieliśmy żywić się orzeszkami jak na początku –dokończył Dawid. – Wszystko pamiętam.

Amanda nerwowo spojrzała na zegarek. Było tyle rzeczy do rozpamiętywania.

Ta rozmowa prowadzi donikąd – rzekła. – Dokończ mi swoją opowieść o rekonstrukcji młyna. Potem muszę wracać do agencji. W oczach Dawida nie było już lśnienia, gdy podjął przerwany wątek. Kiedy utraciły blask? Gdy żona odkryła w sobie żyłkę do pracy w reklamie? A może wtedy, kiedy długie godziny spędzane w bibliotece i nad deską kreślarską przestały się pokrywać z czasem, który zabierały Amandzie kolacje z klientami? On był ciągłe jeszcze studentem, gdy ona zaznawała już smaku prawdziwego życia.

Studenckie lata w Princeton osłabiły ich uczucie, a rok po studiach spędzony na Manhattanie dopełnił dzieła zniszczenia. Dawid dostał się wówczas do wielkiej firmy architektonicznej i zaczął żmudną wspinaczkę, która miała zakończyć się otrzymaniem dyplomu Amerykańskiego Instytutu Architektury. Dawid skończył opowieść, podniósł wzrok znad planów i ogarnął nim Amandę.

Może to miałoby jakieś znaczenie, gdybym wówczas wiedział, że jednak dopnę swego i będę mógł realizować marzenia. – Ale wtedy była tylko beznadziejna, wyrobnicza praca nad cudzymi projektami centrów handlowych i szkół. Świetnie pamiętam. – Okropne czasy.

Może tak nie wyglądało, lecz dla mnie to również był trudny okres. Tyle wysiłku kosztowało mnie podtrzymywanie cię na duchu, przekonywanie, że to się opłaci. Ty jednak nie miałeś wyrozumiałości dla moich problemów. – Trudno je było uznać za problemy. Ja robiłem to, co musiałem, ty zajmowałaś się tym, co lubiłaś. Spędzałaś czas wśród projektantów, błyskotliwych ludzi reklamy i zasobnych klientów. Zarabiałaś pięć razy więcej niż ja i wszystko wydawałaś.

Zawartość szafy była równie ważna jak ogrzewanie i elektryczność.

Dawid zdjął okulary i uśmiechnął się sardonicznie. – Nawet wspomnienia są męczące. Popatrz. Byliśmy dwojgiem dzieci z problemami na tle pieniędzy, przemęczenia i nieumiejętności porozumienia się między sobą. W końcu odwróciliśmy się do siebie plecami. – To było jedyne rozwiązanie.

Nigdy nie zastanawiałaś się nad innym?

Staram się nie myśleć o niczym, co pozostawiam za sobą. Jeśli nie masz nic przeciw temu, chciałabym skończyć zdjęcia.

Amanda odwróciła się gwałtownie i ruszyła na skraj ruin młyna.

Spojrzała na rzekę, liście kołyszące się nad skałami i poczuła ucisk w gardle. Nieudany związek z Dawidem był jedyną porażką w jej życiu. Niemożność uszczęśliwienia męża wprawiała ją w przerażenie, póki nie została zrównoważona sukcesami w pracy. To one sprawiły, że ich związek trwał jeszcze przez jakiś czas, potem zaś rozpadł się przy wtórze rodzinnych komentarzy „a nie mówiliśmy”.

Amando?

Dziewczyna zamrugała oczami, gdy Dawid wyłonił się zza rogu budynku.

Cieszę się, że robisz to, co sprawia ci radość – mruknęła. – Dziękuję – odrzekł, czekając cierpliwie, aż Amanda zużyje drugą rolkę filmu.

Potem podał jej rękę, a ona, nie zastanawiając się, przyjęła wsparcie i lekko zeskoczyła z murku na ziemię. Widziała, że nim Dawid uwolnił jej dłoń, spojrzał na pozbawiony obrączki palec.

Nie powinieneś był mnie całować. Skinął głową. – To miejsce budzi tyle wspomnień – rzekł. – Nie da się zaprzeczyć, że byliśmy do szaleństwa zakochani. W każdym razie wtedy. – Lub sądziliśmy, że tak jest.

Początkowo uczucie wydawało się prawdziwe.

Zawsze tak bywa na początku.

Każde z nas ma własne życie do przeżycia. Nie rozumieliśmy, że łączył nas tylko pociąg fizyczny, choć nasi krewni próbowali nam to wytłumaczyć. Ty w końcu to zrozumiałaś, choć wtedy było już za późno – zauważył Dawid. –

Moje środowisko wydawało się zbyt prymitywne twoim rodzicom. Nie należałem do twojej sfery. Panna z rodziny Mendenhallów nie powinna wychodzić za mąż za jakiegoś tam Smitha.

Moja przynależność do wyższych sfer nie odpowiadała twoim krewnym. Sądzili, iż cię skorumpuję, zrobię z ciebie snoba i że się od nich odwrócisz.

Byli w błędzie – spokojnie odrzekł Dawid.

Moi też – przyznała Amanda zmieszana łagodnym tonem swojego byłego męża.

Nie patrzyli na siebie, lecz w nurt rzeki.

Nasze problemy nie wiązały się z pochodzeniem. Przyczyn trzeba by szukać głębiej.

Zdumiewające, jak dwoje ludzi potrafi się ranić. – Dawid rzucił kamyk w wodę. – Cieszę się, że przynajmniej odnosisz sukcesy w pracy. – Przecież nie znosiłeś mojej pracy.

Nienawidziłem godzin, które spędzałem bez ciebie. Gdy myślę o naszym małżeństwie, co zdarza się rzadko, zwykle nie widzę nas razem. – Starałam się pomóc ci w ukończeniu studiów. Nie osiągnęłabym tego, siedząc całe dnie w domu.

Nie chodziło o dnie.

Noce, o których wspominasz, stanowiły efekt sposobu spędzania dni. Unieszczęśliwialiśmy się, bo byliśmy zbyt młodzi. Teraz każde musi żyć własnym życiem.

Amanda odwróciła się i podążyła do samochodu. Wracali krętą, wiejską drogą. Atmosfera w dżipie była naelektryzowana od nie wypowiedzianych słów. Dawid zmuszał się do koncentrowania uwagi na trasie i słuchania radia. Był zły na siebie za poddawanie się nostalgicznym nastrojom i nieco zawstydzony własnym pragnieniem doszukania się jakichś porażek w życiu byłej żony.

Gdy zaparkował auto przed agencją, Amanda podziękowała mu za podwiezienie.

Nie wchodź, to nie ma sensu – rzuciła na pożegnanie. – Nie miałem zamiaru – odparł, patrząc jej w oczy. – Czy sześć lat zbudowało między nami tak wielki dystans? – zapytał. – Aż nadto się dzisiaj zbliżyliśmy.

Zaciekawiasz mnie. Zawsze byłaś tajemnicza. Odpowiedz na jedno pytanie.

Ale tylko jedno.

Miałaś kogoś w Seattle?

Im rzadziej będziemy wracać do przeszłości, tym lepiej dla nas obojga.

Nie czas na intymne rozmowy.

Zaczekam – powiedział z uśmiechem.

Nie musisz. Taka ciekawość oznacza tylko stratę czasu. – To zdrowa ciekawość. Sama też jesteś ciekawa, jak teraz żyję, i prędzej czy później mnie o to zapytasz. A nuż mam kochającą żonę i urocze dzieciaki –rzekł i poczuł drgnienie serca na widok zaskoczenia na twarzy Amandy. – Masz?

Interesuje cię to?

Nieważne. Nie obchodzi mnie, co zrobiłeś ze swoim życiem.

Powiedz, z kim spędziłaś wczorajszy wieczór. Jestem ciekaw.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Biorąc pod uwagę sposób, w jaki żyjemy, trudno mi sobie ciebie wyobrazić w czysto towarzyskiej sytuacji. Już cię widzę w czarnej, koktajlowej sukience omawiającą interesy nad pasztetem.

Zaprosiłam na kolację prezesa stowarzyszenia dealerów samochodowych. Dyskutowaliśmy o półrocznej kampanii reklamowej w radiu i telewizji. Złożyłam mu swoją ofertę – odrzekła Amanda. – Mam nadzieję, że nieprzyzwoitą – rzucił Dawid, zdając sobie sprawę, że manipuluje emocjami Amandy, która wyglądała na zdenerwowaną, lecz równocześnie lekko rozbawioną jego uwagami. – W ciągu sześciu lat musiałaś poczynić postępy, moje ty Olśnienie.

Nie drażnij się ze mną. Nie mam zamiaru reagować. – A więc do zobaczenia. śyczę ci wszystkiego dobrego na złotej ścieżce kariery.

Czyżby twoja ścieżka nie należała do złotych?

Zadajesz mi pytanie?

Nie. Nie interesuje mnie, co robiłeś przez ostatnie lata. Do widzenia. – Nie mogę odjechać, póki nie wysiądziesz z samochodu, i radzę, byś się pospieszyła, bo mogę cię znów pocałować.

Co zrobiłam, by na to zasłużyć?

To proste. Wyszłaś za mnie, doprowadziłaś do szaleństwa, rozwiodłaś się i robisz karierę beze mnie. To wystarczy.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Godzinę później Amanda odłożyła ołówek i spojrzała na Marka, który wszedł do gabinetu.

Powiedziałam Karen, by nikogo tu nie wpuszczała – rzekła. – Odejdź.

Widzisz, że pracuję. Ty też powinieneś.

Marko miał wysoko podwinięte rękawy i rozpiętą pod szyją koszulę. – Spójrz na mnie, jestem rozebrany do pracy, choć wolałbym do czegoś innego.

Amanda nie zareagowała.

Moje seksistowskie odzywki zwykle wywoływały cięte repliki. Mam rozumieć, że to się zmieniło, gdy pracujemy dla Oakhursta? – Czemu mężczyźni snują od razu jakieś przypuszczenia? – Masz na myśli mężczyzn-architektów? A co z przypuszczeniami byłych mężów?

Na razie chodzi mi o rysowników. Marko pokiwał głową. – Po pierwsze uważam, iż między tobą i Dawidem jest wiele goryczy i uraz. Ani ty, ani on nie potraficie przejść nad pewnymi rzeczami do porządku dziennego.

Lepiej zajmij się swoją robotą, zamiast rozważaniami na temat mnie i Dawida.

Jesteś w gorszym stanie, niż myślałem. Zrobiłem swoje. Oto dowód –powiedział Marko, kładąc Amandzie na biurku szkło powiększające oraz świeżo wywołany film ze zdjęciami, które wykonała rano przy młynie. – Przepraszam i dziękuję – odrzekła, biorąc lupę do ręki. Przestudiowała uważnie zdjęcia, robiąc notatki na marginesach tych, które zamierzała wykorzystać. Gdy skończyła, uniosła wzrok. – Jeszcze tu jesteś? – spytała.

Mamy coś do zrobienia. Trzeba pogadać o układzie tych zdjęć, skoro i tak ci przerwałem.

W porządku. Użyjesz do broszury fotografii młyna ukazujących go ze wszystkich możliwych stron?

Oczywiście.

Marko wziął lupę i jeszcze raz przestudiował ujęcia.

Widzę przynajmniej jedną klatkę z twoim architektem. – To nie jest żaden mój architekt. Nawet w czasie trwania małżeństwa nie był moim architektem.

No to mamy klucz do rozwiązania zagadki. Wiem teraz, czemu ten związek się rozpadł – zauważył Marko.

Twoja przyszłość w tej agencji wisi na włosku. Wracaj do deski kreślarskiej.

Jako Włoch muszę zadać ci jedno pytanie. Nie zbliżyliście się do siebie dziś rano? Sądziłem, że możesz dokonać czegoś więcej niż tylko załatwić nowy interes, na przykład powrócić do jakichś nie zakończonych spraw. – To przypuszczenie nie zasługuje na komentarz, ale dla twojej wiadomości wyjaśnię, iż między mną a Dawidem wszystko zostało skończone i to w sądzie. Efekty porannego spotkania widzisz na tej rolce filmu. A teraz wyjdź – rozkazała, otwierając drzwi.

Marko nie zareagował. Usiadł na krześle.

Słuchaj, czy warto się tak męczyć? – spytał. – Projekt kampanii reklamowej dla Oakhursta nie jest przecież sprawą życia i śmierci. Mamy wiele zamówień, a z naszą reputacją w branży będziemy ich mieć jeszcze więcej. Odnosimy sukcesy, co tydzień płacisz mi niezłą pensję. Rzuć to, dziecino, i zajmij się czymś, w co nie będzie zamieszany twój były mąż. Amanda wstała zza biurka.

Przestań patrzeć na mnie jak na zbitego szczeniaka. Wcale mi nie przeszkadza jego zaangażowanie się w ten projekt. – Kłamiesz w żywe oczy człowiekowi, z którym spędzasz czternaście godzin na dobę. Jestem twoim najlepszym przyjacielem i znam cię lepiej niż ty sama – westchnął Marko i spojrzał ze współczuciem na dziewczynę. – Pokaż mi choć jednego artystę, kobietę czy mężczyznę, który potrafiłby odseparować życie zawodowe od uczuciowego, nie mówiąc o miłości. – Trudno to nazwać miłością!

A nienawiścią?

Oczywiście, że nie. Jesteśmy dorosłymi, cywilizowanymi ludźmi. Po prostu fakt, iż Dawid objawił się nagle w moim życiu, trochę mnie poruszył, to wszystko. Chciałabym wierzyć, że oboje potraktujemy rzecz neutralnie, bez emocji.

W twoim życiu nie ma dziedzin wolnych od emocji. Jesteś człowiekiem reklamy, kreatywnym twórcą, kobietą pełną energii i uczuć. Amanda przeszła przez pokój.

Słuchaj, chcę przygotować tę kampanię najlepiej, jak potrafię. Zamierzam dopracować ją w szczegółach. To nie jest najszczęśliwszy zbieg okoliczności, że od czasu do czasu będę musiała stykać się z Dawidem i że to właśnie jego projekt, lecz nie zamierzam się tym przejmować. A jeśli ty cenisz własne życie, nie będziesz za każdym razem wymieniał przy mnie nazwiska tego człowieka.

Potrzebujesz mojej pomocy.

Pod koniec dnia chcę dostać wstępną wersję okładki broszury. W tym potrzebuję twojej pomocy, Marko. Comprendo? Marko podniósł się i zasalutował.

Jak te kobiety umieją zmieniać temat. Wszystko pojąłem. Możesz na mnie liczyć – powiedział.

Do gabinetu weszła Karen.

Próbowałam go zatrzymać, ale on nigdy nie słucha – zaczęła wyjaśniać na widok rysownika w pokoju szefowej. – Marko, jest telefon do ciebie – rzekła. – Dzwonią z biura Oakhursta. Amando, zastanawiałam się właśnie, czy nie musisz niczego dostarczyć do tej pracowni architektonicznej? – zapytała. –

Mogłabym odwieźć plany Dawidowi Smithowi.

Marko objął sekretarkę i wyprowadził z gabinetu szefowej. – Chodź, pogadamy o możliwym konflikcie interesów. Poza tym sądzę, że on ma wspaniałą żonę i dwójkę dzieci – powiedział. Na te słowa Amandzie drgnęło serce. Marko zamknął drzwi, nie oglądając się za siebie.

O dziewiątej wieczorem Dawid zaparkował swój sportowy wóz w nieznajomej części miasta. W blasku ulicznych lamp rozejrzał się po okolicy. Z ulgą spostrzegł, że w budynku, którego szukał, pali się jeszcze światło. Zapukał i odczekał chwilę. Ktoś uchylił zasłonę na szklanej tafli drzwi. Mężczyzna dostrzegł zarys sylwetki gospodyni.

Co tu robisz o tej porze? – zapytała Amanda.

Mogę wejść?

Oczywiście, że nie.

Zapukał jeszcze raz, czując, jak podnosi mu się poziom adrenaliny. Przez całe popołudnie próbował sobie wmawiać, że wszystko jest w porządku i nie czuje żadnego podniecenia. Teraz też powtarzał w myślach, iż pod ten dom sprowadziły go wyłącznie sprawy zawodowe. Drzwi uchyliły się. – To naprawdę zbyt późna pora na wizyty – zauważyła Amanda. Spod wycięcia płaszcza, który na siebie narzuciła, wystawał rąbek pąsowej satyny.

Dawid pomachał trzymaną w ręku kopertą.

Zauważyłem, że jeszcze pali się u ciebie światło, więc zapukałem.

Przysięgam, iż chodzi o polecenie szefa.

Oakhursta?

Nie mam innego szefa – odrzekł mężczyzna, czując, że przestaje panować nad własnym ciałem.

Odczuwał do Amandy tak silny pociąg jak podczas pierwszych tygodni studiów, gdy zwrócił uwagę na tę dziewczynę.

Mów szybko, o co chodzi. – Amanda otworzyła drzwi, lecz nie uczyniła żadnego zapraszającego gestu.

To zmroziło Dawida, lecz spróbował się roześmiać. Amanda stała przed nim bosa w zimowym płaszczu.

Wiem, że zrobiło się już nieco chłodniej, lecz to okrycie jest chyba za ciepłe na dzisiejszą noc? Zapomniałaś o futrzanych butach. – Przestań – rzekła i jedną ręką wzięła kopertę, a drugą przytrzymała płaszcz na piersiach. – Wcześnie kładę się do łóżka. Dawid zaczerwienił się i spojrzał na schody.

W czymś przeszkodziłem? – spytał.

Już sama twoja obecność w tym mieście stanowi przeszkodę. Wracaj do domu. Jeśli zawartość tej koperty wyda mi się niejasna, zadzwonię jutro. – Właśnie dlatego tu jestem. Jutro wyjeżdżam do Filadelfii i przez dwa dni mnie nie będzie.

Na wszystko masz odpowiedź.

Wybacz, lecz skoro wspomniałaś, że możesz jutro dzwonić, musiałem ci powiedzieć, iż mnie nie zastaniesz.

Więc wchodź, do licha.

Dawid uśmiechnął się, jakby spotkało go miłe powitanie, i ruszył za gospodynią domu do salonu.

Jeśli jesteś z kimś, zajmę ci tylko minutę – zauważył. – Dawidzie Smith, bez względu na okoliczności pozostaniesz tu tylko przez minutę.

Jesteś z kimś?

Nie twój interes. – Amanda przeszła przez pokój. – Nie – dodała spokojnie.

Dawid nie spodziewał się, że aż tak podnieci go to spotkanie i że tyle wspomnień będzie pojawiać się mu w pamięci przy każdym rzucie oka na Amandę. Nie oczekiwał również bólu, który mu to sprawiło. – O co chodzi? – spytała.

Dawid rozejrzał się po wnętrzu, rozpoznając z pół tuzina przedmiotów.

Do pokoju wśliznął się kot i otarł o nogi swojej pani. Dawid przyklęknął.

Ty musisz być Lipton, tajemniczy szef agencji reklamowej. Gdy próbował wziąć zwierzątko na ręce, przestraszony kociak zamiauczał, wyrwał się z objęć i zniknął w zakamarkach domu. – Mógłbyś polubić mnie jak swoją wspólniczkę w interesach – zawołał za nim architekt.

Dawidzie...

Mężczyzna podszedł do niskiego stolika i wziął do ręki świecznik z mosiądzu.

Nasz ślubny prezent – zauważył.

Podzieliliśmy majątek. Nie czas, by robić spis inwentarza. Streszczaj się, bo mam wiele pracy i jest mi gorąco w tym płaszczu. – To się go pozbądź. Mówię to bez żadnych nieczystych intencji. Amanda rozsunęła klapy okrycia, lecz go nie zdjęła. Odruchowo sięgnęła dłonią ku włosom.

Okropnie wyglądam. Nie oczekiwałam już wizyt.

Nigdy źle nie wyglądasz – odparł Dawid, czując szczególną ulgę.

Dziękuję – mruknęła Amanda po chwili milczenia.

Proszę bardzo. O ile pamiętam, nigdy nie byłaś skora do podziękowań.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, dorzucił: – To koszula, prawda?

Tak. – Amanda udała, że sprawdza wzrokiem swój strój. Koszula, pomyślał. A więc ciągle nosiła peniuar i koszulę, które kupił jej za ostatnie centy w pierwszą rocznicę ślubu. Poczuł gwałtowny przypływ pożądania, lecz opanował się i zmusił do sięgnięcia po kopertę. – Matthew i ja spotkaliśmy się dziś na kolacji z Wilkinsem i Radą Konserwacji Zabytków – rzekł, wkładając okulary. – Tu jest opis muzeum, całego programu przedsięwzięcia, obsługi i tym podobnych rzeczy. Również informacje na temat bitwy nad Brandywine i roli oddziałów Waszyngtona. Obiecałem im, że się upewnię, czy posiadasz te materiały. – Mam nadzieję, iż nie wyznałeś, że zrobisz to w moim domu w środku nocy.

Nie jest tak późno.

Naprawdę?

Dawid wbił ręce w kieszenie.

Powiedziałem, że podjadę i sprawdzę, czy jeszcze nie śpisz. Gdyby zamiast mnie stał tu Oakhurst, nie miałabyś nic przeciw temu. – Ale nie jesteś nim, tylko moim byłym mężem.

Chyba po raz pierwszy użyłaś tego zwrotu.

Wybacz, lecz to właściwe określenie.

Dawid nie zareagował. Zdawał sobie sprawę, iż Amanda czuje się równie niezręcznie jak on.

Zadziwiające sąsiedztwo – rzekł w końcu. – Wielonarodowe, wielorasowe, robotnicze. Poczyniłaś postępy. Zmieniłaś się przez sześć lat. – Mam wspaniałych sąsiadów. Okolica jest bezpieczna i czuję się tu szczęśliwa. Sądzę, że ty również się trochę zmieniłeś, choć nie widzę jeszcze dowodów.

Już tak ciężko nie pracuję. Opłacił się cały wcześniejszy trud, który podjąłem dzięki tobie.

Jak to się dzieje, że najpierw sprawiasz mi przykrości, dokuczasz, drażnisz się, a gdy już mam ochotę skręcić ci kark, mówisz na mój temat coś miłego?

Muszę zachować równowagę – powiedział.

Stali obok kanapy. Zdając sobie sprawę, że Amanda nigdy mu tego nie zaproponuje, Dawid zdjął okulary i usiadł bez zaproszenia. Pociągnął dziewczynę za rękę, by zajęła miejsce obok niego. – Podejrzewam, że pod całą goryczą i obawami skrywasz niewygasłe emocje – rzekł.

Nie.

A ja je skrywam.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Czemu nie masz tyle przyzwoitości, by zachować swoją szczerość dla siebie? Nie czas, by analizować słabe strony naszego związku. – Albo wspólne przyjemności. – Dawid uśmiechnął się do Amandy. – Jeśli wyczuwasz gorycz w moim zachowaniu, nie moja wina. Sam czynisz wszystko podwójnie trudnym. Do tej pory szło mi świetnie. – Nigdy nie cofałaś się przed wyzwaniem.

I nie robię tego, tyle że twoje pojawienie się dodatkowo komplikuje sprawę.

Niepotrzebnie się obawiasz.

Nie boję się ciebie, lecz tego, że nasza przeszłość wystawi na ryzyko moją przyszłość.

Dawid wziął świecznik i zaczął go obracać w rękach, czując z drżeniem serca, jak wraca wspomnienie o nocach pełnych namiętności, które spędzali przy świetle świecy, starając się utwierdzić w ten sposób fundamenty małżeństwa.

Amanda odebrała mu świecznik i odstawiła na miejsce. – Nikt z zaangażowanych w całe przedsięwzięcie z młynem nie ma o niej pojęcia ani o nią nie dba – rzekł mężczyzna, by uspokoić Amandę. – Czy powiedziałaś komukolwiek z rodziny, że razem prowadzimy tę sprawę? – Nie.

To mogłoby spowodować plotki.

Moi rodzice są w Maine, a brat i siostra żyją własnym życiem.

Dawid rozparł się wygodnie na kanapie.

Co słychać u Lisy?

Wyszła za mąż i jest szczęśliwa. Dawidzie, czas wracać do domu.

Dawid pochylił się i oparł łokcie na kolanach.

Jak długo tu jestem, mogę brać na siebie winę za cały niepokój, jaki odczuwasz. Choć daję słowo, że podobnie jak ty, nie zamierzam do niczego wracać.

Nie szukam winnych – odparła spokojnie Amanda. – Gdy zakończymy współpracę, ja też chcę pójść własną drogą – przyznał Dawid. – Nie przyszło ci do głowy, że jeśli uładzimy sprawy między sobą, oboje będziemy szczęśliwsi?

Po to wzięliśmy rozwód.

Też tak sądziłem, lecz to było zbyt proste. Rozwód pozwolił nam się rozstać, lecz niczego nie rozwiązał.

Nie ma niczego do rozwiązywania. Dzięki rozwodowi mogliśmy odciąć się od przeszłości i zacząć życie na nowo. – Amanda przymknęła oczy. Wyglądała na wyczerpaną.

Ale nic nie zostało wyjaśnione.

Nie mnóż powodów do stresu.

Mnie to również nie sprawia przyjemności. Wiem, że igram z ogniem. Sądziłem, iż, podobnie jak ty, pragnę o wszystkim zapomnieć, lecz smutna prawda jest taka, że ile razy cię widzę lub dotykam czegoś takiego jak ten świecznik, wracają obrazy z przeszłości.

Jesteśmy oboje sobą zatruci.

Szukam równowagi jak ty, Olśnienie moje. Nie wiedziałem, jak bardzo może się skrzywdzić para ludzi.

Teraz oboje wiemy.

Nieważne, co o tym myślisz. Chciałbym wierzyć, że możemy zostać przyjaciółmi. To ryzykowne, lecz może dowieść, iż krzywdy, jakie sobie wyrządziliśmy, nie trwają wiecznie.

Zapewne na krótko by się nam udało o wszystkim zapomnieć, potem jednak znowu byś żałował, że masz ze mną do czynienia. Marko powiedział mi, że odpycham przyjaciół. Nie robię tego celowo, po prostu tak się układa. Dawid siedział na skraju kanapy i wpatrywał się w ciepłe, piękne oczy Amandy, które działały jak magnes.

Lubię go na swój sposób – ciągnęła dziewczyna. – Jesteśmy partnerami w interesach, rozumiemy się w sprawach zawodowych. To świetny dyrektor artystyczny agencji. A ja, choć bywam okropna w prywatnych stosunkach, sprawdzam się jako partnerka w pracy. Nie wiem, czy ma to dla ciebie jakieś znaczenie, lecz nigdy cię o nic nie obwiniałam. Zawsze twierdziłam, że oboje zawiniliśmy.

Lecz chyba nie tak bardzo, by miało cię to powstrzymywać od znalezienia sobie kogoś innego.

Wystarczająco dużo komplikacji dostarcza mi praca.

Kariera zawsze była dla ciebie najważniejsza.

Uwielbiam to, co robię, i jestem w tym dobra. Jako agencja potrzebujemy oferty Oakhursta. Sporo zarobimy, a to wpłynie na większą kreatywność zespołu. Chcę, by moja agencja naprawdę zaistniała w mieście. – Już to zrobiła.

Dziękuję.

Oboje wstali z kanapy. Dawid ciężko westchnął, widząc, jak Amanda osłania się szczelnie płaszczem. Pragnął ją pocałować i całą siłą woli walczył z pożądaniem.

Długo stali w milczeniu.

Lepiej już idź – powiedziała w końcu Amanda.

Dobrze. – Dawid jeszcze raz rozejrzał się po pokoju.

Podoba mi się twój dom – przyznał.

Miła niespodzianka? – spytała, otwierając frontowe drzwi.

Nie, po prostu sprawy, o których zapomniałem.

Dobranoc – szepnęła Amanda.

Dawid spojrzał na własne ręce. Ileż razy wsuwał je pod płaszcz tej dziewczyny i odnajdywał ją spragnioną pieszczot? To było tak dawno. Twarze obojga świadczyły wyraźnie, iż wrócili myślami do przeszłości. – Dobranoc – powtórzył Dawid i wyszedł bez pocałunku.

Czekają na ciebie żona i dzieci?

Dawid odwrócił się i uważnie spojrzał na byłą żonę.

Ja też jestem lepszy w sprawach zawodowych niż osobistych.

Przestań ze mną flirtować.

Bardzo bym chciał – odparł, wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu. – Sama mnie prowokujesz.

Choć Amanda nikomu by się do tego nie przyznała, wieczorna wizyta Dawida złagodziła w niej jakiś podświadomy niepokój. Poprawił się jej nastrój, a serce zaczęło bić wolniej. Schowała płaszcz do szafy i z rozjaśnionym umysłem wróciła do pokoju, by skończyć pracę.

Zaakceptowała fakt, iż wzbudza w byłym mężu zainteresowanie i złożyła to na karb szoku, jaki przeżyli oboje w związku z nieoczekiwanym spotkaniem. Była przekonana, że ta fascynacja ustanie tak, jak poprzednim razem. Po raz pierwszy od wielu godzin myśl o Dawidzie nie przeszkadzała jej w koncentracji. Przez sześć lat walczyła z duchami przeszłości i starała się zapomnieć o klęsce, jaką poniosła, rozpaczliwie starając się uszczęśliwić jedynego człowieka, na którym jej zależało. Wątpiła, by udało się im zostać przyjaciółmi, lecz uznała, iż być może przestaną żywić do siebie wrogość. Przez dwa dni nieobecności Dawida wiodło się jej całkiem dobrze. Miała pewność, że jej były mąż nie pojawi się nagle w agencji, a to znakomicie wpływało na kreatywność w pracy. Oboje z Markiem tworzyli świetny duet i dali z siebie wszystko, przygotowując program kampanii dla Oakhursta. Dawid nie pokazał się ani nie zadzwonił do końca tygodnia. O czwartej po południu w piątek Marko rozsiadł się na krześle w gabinecie Amandy.

Od paru dni mnie stąd nie wyrzucałaś – zauważył.

Ciężko pracowałeś.

Zauważyłaś, a to podnosi człowieka na duchu. Wszystko wraca do normy, gdy pewien architekt znika nam z pola widzenia. – Co masz na myśli?

Odruchy obronne, irytację, rozchwianie emocjonalne.

Przestań natychmiast!

Dobrze. Nie sądzę, by ten facet chciał cię skrzywdzić. Gdyby to zrobił, miałby ze mną do czynienia.

Czy mam ci dziękować za zbyteczną rycerskość? – Jeśli chcesz... – Marko uśmiechnął się, a panna Mendenhall odwzajemniła uśmiech.

Co sądzisz o sobotniej randce w ramach podziękowań? – To zbyt łatwe. Znam twoje podstępy. Czy ta randka ma coś wspólnego z salą balową w hotelu DuPont?

Możliwe, a naprawdę chodzi o pieniądze na fundusz stypendialny.

Nie możesz ciągnąć mnie na tę krawatową imprezę Rady Reklamy. – To nie żadna impreza, lecz doroczny bal dobroczynny na rzecz stypendystów. Przyjdą wszyscy ludzie interesu. Dobrze wiesz. Nasza obecność wiele znaczy dla przyszłości agencji, a poza tym będzie zabawnie. – śadne spotkanie pod krawatem nie może być zabawne.

Nie byłeś w zeszłym roku, więc skąd wiesz?

Miałem katar.

O ile pamiętam, katar miał długie blond włosy.

To była domatorka. Nie mieliśmy ochoty wychodzić. – W porządku. W przyszłą sobotę będzie mniej zabawnie niż z blondynką, lecz bardziej niż z katarem. Przekonasz się. – Czy będę musiał tańczyć?

Tylko trochę.

Marko udawał zamyślonego.

Rozumiem, że włożysz na siebie coś specjalnego?

Nic, co dawałoby powód do podniecenia.

I to ma być randka?

Mogę na ciebie liczyć? – upewniała się Amanda ze śmiechem.

Wszystko dla dobra Mendenhall i Lipton.

Dobrze, trzymam cię za słowo. Teraz pomyśl o zbliżającym się weekendzie.

Jeśli poradzę ci to samo, postarasz się odpocząć?

Tak. Od tygodni nie byłam na farmie. Może tam pojadę.

Tylko ty i konie – zakpił Marko.

Może być przyjemniej niż z ludźmi.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Około piątej Marko i Karen opuścili agencję. Pół godziny później zrobiła to również Amanda. Włożyła do teczki wstępną wersję opracowania przygotowanego przez rysownika oraz kopie planów młyna. Miała ze sobą również własne notatki zrobione w związku z kampanią reklamową dla Oakhursta.

Wszystko to położyła w samochodzie na miejscu przeznaczonym dla pasażera. Wpadła jeszcze do mieszkania, by zabrać ubranie, które mogło jej się przydać w czasie weekendu. Około szóstej oboje z Liptonem jechali na północ w kierunku Kennett Pike. Droga prowadząca do rodzinnej farmy wiła się wśród wzgórz Pensylwanii.

Zapadał zmierzch, gdy Amanda zwolniła nieco. Wzdłuż trasy widać było znaki ustawione przez geometrów. Dawid od paru dni nie pojawiał się w jej agencji, więc spokojnie popatrzyła na ruiny mijanego młyna. Nie czuła niepokoju ani żalu, nie wspominając o sensacjach fizycznych, które przypominałyby pożądanie, choć Amanda wolała ich tak nie nazywać. Posiadłość, do której zmierzała, rozciągająca się nad brzegiem Brandywine, na pograniczu Pensylwanii i Delaware, od czterech pokoleń należała do Mendenhallów. Zabudowania farmy wzniesiono z masywnych, polnych kamieni jeszcze w 1870 roku. By tam dotrzeć, należało czterdzieści pięć minut jechać autem prywatną drogą. Mendenhallowie przenieśli się tu z Wilmington, by hodować konie, cieszyć się samotnością i wspaniałym powietrzem. Sto dwadzieścia lat później Amanda i jej krewni wciąż utrzymywali posiadłość w kwitnącym stanie.

Nie myśląc więcej o Dawidzie, Amanda wysiadła z auta przed rodzinnym domem. Czuła, że po pięciodniowym tygodniu wytężonej pracy zasługuje na solidny wypoczynek, z gorącą kąpielą i domowym jedzeniem. Nic nie powinno go zakłócać.

We wnętrzu rezydencji unosił się przyjemny zapach jesiennych kwiatów ustawionych w holu i w jadalni na stole, przy którym mogło zasiąść dziesięć osób. W kuchni Amanda wypuściła z objęć Liptona i uściskała Hannah Jimerson, zarządzającą domem. Poprosiła o kolację po kąpieli. Wzięła swoje rzeczy na górę i rozpakowała się we frontowej sypialni. To był pokój, w którym dorastała i w którym Dawid całował ją do utraty przytomności, gdy przychodził do River’s Edge jako gość. W tym pokoju ze swoim młodym mężem spędzała wakacje podczas studiów. Tu również zatrzymywała się, gdy w wieku dwudziestu pięciu lat została sama.

Dziś była w świetnym nastroju. Myślami krążyła wokół przygotowywanej kampanii reklamowej. Odbyła relaksującą kąpiel, potem zeszła na dół do przytulnego pokoju bibliotecznego na końcu korytarza. W swoim satynowym szlafroczku, z kieliszkiem sherry w ręku zasiadła nad notatkami. O ósmej wieczorem Hannah przyniosła lekką kolację, zachwycona, że ma dla kogo gotować, i wkrótce odeszła do swego mieszkania. Zajmowała je wraz z mężem, który pracował w stajniach i obrabiał ziemię na farmie. Panna Mendenhall posiliła się i miała już wrócić do pracy, gdy nagle rozległ się męski głos.

Hannah?

Scott? – zawołała dziewczyna. – To ja, Amanda, jestem w bibliotece.

Ty? Nie żartujesz?

Amanda zbyt późno zorientowała się, że jej brat z kimś jeszcze rozmawia. Nie znalazłszy niczego, co mogłaby zarzucić na ramiona, zaczęła kierować się ku schodom, gdy głos brata dobiegł ją od strony drzwi. – Czemu się tak czerwienisz?

Amanda stanęła, przyciskając do piersi notatki i rumieniąc się coraz bardziej, aż twarz jej przybrała kolor zbliżony do szkarłatu okrywającego ją peniuaru. Scott, w stroju do konnej jazdy, wchodził do wnętrza w skarpetkach, trzymając w ręku wysokie buty. Za nim, równie czerwony jak panna Mendenhall, szedł Dawid Smith z butami w rękach. – Witaj, Amando.

Witaj – odparła.

Scott obrzucił oboje wyczekującym wzrokiem.

Lepiej natychmiast powiedz, co tu robisz – zwróciła się Amanda do byłego męża, gdy tylko odzyskała zimną krew.

Rozejrzała się przy tym dokoła, próbując znaleźć coś do okrycia ramion. – Pozwól – rzekł Dawid, odstawił buty, podszedł do szafy w holu, wydobył z niej męską, wełnianą, myśliwską marynarkę i podał ją Amandzie. – Daj spokój – mruknęła.

Poczujesz się w tym lepiej – oświadczył Dawid i uśmiechnął się, gdy wsunęła ręce w rękawy.

Nie miałem pojęcia... – zaczął Scott, spoglądając na siostrę i byłego szwagra. – Odnoszę wrażenie, że widzieliście się już od czasu tego dramatu w sądzie przed sześciu laty.

Nie mówił ci? – spytała Amanda.

Nie chciałaś, by ktokolwiek się dowiedział – wtrącił Dawid. – Gdy pół godziny temu wspomniałem o agencji Amandy, zdziwiłeś się, że opuściła Seattle.

Udawałem – odparł Dawid, wzruszając ramionami. – Wybacz, Amando, i pozwól wyjaśnić swemu bratu. Prawda jest taka, Scott, że twoja siostra i jej kot są zaangażowani w sprawę restauracji młyna, której projekt przygotowałem dla Rady Konserwacji Zabytków. Udawałem, iż nie wiem, że Amanda wróciła, ponieważ ona okropnie się boi, by ktoś z tej rady czy biura projektowego nie dowiedział się o naszym byłym małżeństwie.

Nepotyzm – zauważył Scott.

Widzisz, mój brat się ze mną zgadza – rzuciła Amanda.

Niezupełnie. Nie wiedziałem, że w ogóle ze sobą rozmawiacie.

Amanda robi, co może, by tego unikać – powiedział Dawid.

Scott, starszy od siostry o trzy lata, poklepał ją po ramieniu. – W porządku. Wracaj do swojej pracy. Nawet nie zauważysz tu jego obecności – rzekł.

W tym domu? Oszalałeś? Dawidzie, co robisz? Architekt przysiadł na oparciu kanapy.

To zwykły zbieg okoliczności. Odkąd pracuję również w Filadelfii, pomyślałem, że dobrze byłoby mieć gdzie się zatrzymać w połowie drogi. Wynalazłem posiadłość Lydonów, Sycamore Hill, i jeszcze nim wkroczyłaś znów w moje życie, umówiłem się z agentem, by ją obejrzeć. – Nie mam nic wspólnego z twoim życiem.

Wynajął dawną wozownię – dodał Scott. – Byłem właśnie na korcie z Jace’em Lydonem, gdy Dawid pojawił się wraz z agentem od nieruchomości. Świat jest mały.

I coraz bardziej się kurczy – zauważyła Amanda.

Przestań się naburmuszać.

Rozumiem, że Scott przyciągnął cię tutaj, jak tylko podpisałeś umowę wynajmu.

Nie, to było wczoraj. Twój brat zaprosił mnie na przejażdżkę dziś po południu.

Pojeździć konno i przenocować?

Obawiam się, że tak – przyznał Scott. – Jeździliśmy przed zmierzchem, potem poszliśmy do mnie, pokazałem mu dom, przedstawiłem dzieciom. Czas płynął szybko, więc wróciliśmy tutaj, by ustalić parę spraw z Hannah. – Wiele tu wspomnień – wtrącił Dawid.

Daj spokój ze wspomnieniami. Jeśli rzeczywiście zostajesz, ja wracam do miasta. Możesz zająć dowolny pokój – rzekła Amanda i uniosła trzymane w ręku papiery, gdy były mąż cofnął się, by ją przepuścić. Scott położył rękę na ramieniu architekta, lecz, ku zdziwieniu Amandy, żaden z mężczyzn nie zrobił nic, by ją zatrzymać, gdy wchodziła na górę do swego pokoju.

Poczekaj tutaj – rzekł Dawid, spojrzawszy na Scotta i w skarpetach wbiegł po schodach.

Amanda zaczęła się już ubierać. Męska marynarka leżała na łóżku, a dziewczyna trzymała w ręku dżinsy. Przez dłuższą chwilę Dawid przyglądał się jej sylwetce w świetle nocnej lampy.

Myślisz, że jestem dziecinna – powiedziała.

Nie akceptujesz mego zachowania. Czuję to. Zawsze wyczuwałem.

Wyraźnie narastało między nimi napięcie.

Na pewno nie chcesz, bym próbował zgadywać, co czujesz, prawda?

Nieważne. Nie wiem, co czujesz. Czasem myślę, iż nigdy nie wiedziałem.

Czy to, czego ja chcę, w ogóle ma jakieś znaczenie?

Tak.

Nocna wizyta u mnie w mieście to jedno, ale to! Dobrze wiesz, jak ważne jest, byśmy trzymali się od siebie z daleka. Ze wszystkiego stroisz żarty. – Przeciwnie. Traktuję rzeczy serio. Nie miałem pojęcia, iż tu będziesz.

Nawet jeśli nie, to mieszka tu moja rodzina.

Muszę wrócić w te okolice na dziewiątą rano. Scott sądził po prostu, iż zaoszczędzi mi jazdy do Filadelfii i z powrotem. Obaj nie wiedzieliśmy o twoim przyjeździe. Jeśli ktokolwiek ma wyjechać, powinienem to zrobić ja. – Masz rację – rzekła Amanda.

Zanim opuszczę River’s Edge, odpowiedz na jedno proste pytanie. Co cię tak niepokoi? Czy poza tym, że ten piętnastopokojowy dom może nie pomieścić nas obojga i że wystawiam na ryzyko twoje interesy, jest jeszcze coś? – Nie.

To dobrze, bo myślałem, iż jesteś skrępowana, że po raz drugi w tym tygodniu widzę cię w peniuarze, który dałem ci w pierwszą rocznicę ślubu. – Rzadko go noszę...

W jedną z niezapomnianych nocy naszego krótkiego, słodko-gorzkiego związku – ciągnął.

Dawidzie! – Amanda rzuciła dżinsami w byłego męża i ruszyła w jego kierunku.

Ciało Dawida natychmiast zareagowało w sobie właściwy sposób. – Och, Olśnienie moje – szepnął. – Pamięć jest torturą, lecz ból bywa słodki.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gdy tak stali rozdzieleni łóżkiem, Amanda poczuła, jak ogarnia ją pożądanie. Po chwili Dawid bez słowa rzucił spodnie dziewczyny na łóżko i opuścił pokój. Przez otwarte okno słyszała, że opuszcza dom. Z dołu dobiegł ją jeszcze głos Scotta.

Ciągle ma ci coś za złe?

Nie poznałbym jej, gdyby zachowywała się inaczej – odparł Dawid i obaj mężczyźni zniknęli w mroku nocy.

W sobotę o siódmej rano Amanda wyglądała zupełnie inaczej niż w piątek wieczorem. Ubrana w dżinsy i wełniany sweter szybko zjadła śniadanie złożone z zupy mlecznej, kawy i tostów, zostawiła Liptona w kuchni i poszła do stajni.

Całą siłą woli zmusiła się do koncentracji na urokach poranka. Uznała, że pomoże jej jakiś wysiłek fizyczny. To zwykle działało. Przywitała się z Hankiem Jimersonem, który właśnie wyprowadzał konie na pastwisko, i weszła do stajni. Tu zajęła się zmianą podściółki i wyrzucaniem zleżałego siana. W pewnej chwili zauważyła, że ktoś idzie ścieżką. Przerwała pracę, nie mając odwagi nazwać po imieniu przyjemności, którą odczuła na widok nadchodzącego człowieka. Rozpoznawała ten sposób poruszania się i przechylenie głowy.

Mężczyzna przeszedł przez podwórze i zbliżył się do przyczepy traktora, na którą składała siano. Miał na sobie dżinsy w lepszym stanie niż jej własne i czystą, flanelową koszulę. Obie ręce wsunął do kieszeni starej tweedowej marynarki, którą Amanda natychmiast poznała. Dobrze wyglądał w tym stroju, a to sprawiło, że jej serce zaczęło bić szybciej. Pomyślała, że również bez ubrania prezentował się świetnie.

Odetchnęła głęboko. Skąd się jej brały takie myśli? Patrzyła na jego włosy, błękitne oczy, wąskie biodra i przeklinała w duchu wrażenie, jakie to na niej robiło.

Pomyślałem, że cię tu znajdę. Dobrze spałaś? – spytał Dawid, zbliżywszy się do Amandy.

Nieszczególnie.

Wczorajszy wieczór ze Scottem i końmi dostarczył mi przyjemnych wrażeń.

Sądziłam, że wróciłeś do domu.

Nie, zostałem z twoim bratem – rzekł i uniósł rękę.

Zaczekaj, nim zaczniesz tyradę, wiedz, że znam twoją filozofię. Uważasz mnie za intruza na swoim terytorium. Nie życzysz sobie, bym utrzymywał jakiekolwiek kontakty ze Scottem czy pracownikami twojej agencji. – Wyjaśniłam ci powody. Teraz wynająłeś dom w sąsiedztwie, wiedząc, że Lydonowie są naszymi dobrymi przyjaciółmi.

Zapomniałaś, że byłem honorowym gościem na przyjęciu wydanym przez nich na naszą cześć po romantycznej ucieczce, która zapoczątkowała nasz związek?

Chyba tak.

Dawid wyraźnie nie miał zamiaru odejść.

Piękny ranek na przejażdżkę. Niedługo opadną liście – rzekł.

Tak. Mam zamiar pojeździć.

Amando... – Dawid spojrzał jej w oczy, lecz żadne z nich nie uśmiechnęło się. – Przyszedłem, by cię przeprosić za wczorajszy wieczór. Widząc cię po raz drugi w peniuarze... – Uśmiech pojawił się w kącikach jego ust.

Nie mogłeś przejść nad tym do porządku?

Nie. Pewnych rzeczy się nie zapomina.

Ale to tylko wspomnienia, fragmenty wspomnień.

Przyznasz chyba, że w naszym związku nie wszystko było złe. – Oczywiście, a teraz wybacz, muszę skończyć czyszczenie stajni –powiedziała, biorąc widły.

Zawsze potrafisz znaleźć coś, by się za tym schować. Amanda spróbowała powściągnąć emocje.

Naturalnie, że przeżywaliśmy dobre chwile – przyznała spokojnie. –

Popełniliśmy błąd, pobierając się. Nasze drogi szybko się rozeszły.

Nienawidziłeś mojej pracy.

Raczej nie rozumiałem.

Teraz to nie ma znaczenia.

Przeciwnie. Jest jak gęsta pajęczyna, której mogłem nie zauważać, gdy byłaś tysiące kilometrów stąd, ale nie teraz. Nie można ciągle zostawiać niedomówień.

Nie psuj tego, co do tej pory osiągnęliśmy. Naszych sukcesów zawodowych.

Nie będę. Daj mi tylko czas, bym sobie przypomniał, czemu cię już nie kocham.

To była dobra chwila na odejście, lecz Dawid nie potrafił zmusić się do odwrotu. Widział zdziwienie malujące się w oczach byłej żony i czuł znajome ciepło w piersiach, którego nie potrafiła wywołać żadna inna kobieta. Amanda ciągle stanowiła dlań wyzwanie i tajemnicę.

Dawid zaczął kierować się instynktem. Jego była żona wyglądała na spłoszoną i być może to, co zamierzał zrobić, doprowadzi do katastrofy, lecz nie pozostawało nic innego, jak spróbować.

Jestem samolubna i niezależna – rzekła, biorąc się do pracy.

To w tobie kochałem.

Chcesz oberwać widłami?

Gdzie podział się jej gniew? Stała przed nim pachnąca ziołami, których aromat przebijał się przez zapach stajni i siana. Nawet po sześciu latach używała tych samych kosmetyków.

A co ty we mnie kochałaś? – spytał Dawid, wyjmując z włosów Amandy źdźbło siana. – Musiało przecież coś być – dodał, powtarzając w duchu: „pamiętaj, bądź ostrożny”.

Twój talent, marzenia – odrzekła z westchnieniem. – Uwielbiałam twoje projekty. Mówiłam ci to już wtedy przy młynie. Czy naprawdę byłam taka samolubna? – spytała, nie patrząc Dawidowi w oczy. – To twoje określenie, nie moje. Raczej niezależna.

Nie musisz nazywać tego, co kochaliśmy. To było jak miażdżąca siła. – Która oboje nas przygniotła razem z marzeniami. Mimo to przeżyliśmy wiele dobrego. Ty w satynowym peniuarze... Myślę, że w chłodne noce czasem myślisz o mnie śpiącym w piżamie.

Nigdy jej nie nosiłeś.

Mam cię! – Dawid roześmiał się.

Wydawało mi się, iż mówiłeś, że dojrzałeś.

To gra dla dorosłych. Być może nie jestem wystarczająco poważny jak na twój gust, lecz Amanda Mendenhall Smith potrzebuje nieco luzu. Przestań traktować swoją pracę, życie, nasz były związek tak śmiertelnie poważnie. Amanda odwróciła się i nabrała siana na widły, a Dawid podszedł bliżej. – Jeśli rzeczywiście masz dziś coś załatwiać w Wilmington, to odsuń się, bo przesiąkniesz wonią stajni – powiedziała.

Zaraz wyjeżdżam – rzekł Dawid, cofając się o krok. – Po prostu nie chciałem pozostawiać żadnych uraz między nami. Zapewniam cię, że następnym razem będę umiał dostrzec różnicę między prawdziwą miłością a miażdżącą siłą fizycznego pociągu.

Nie mam ochoty na kolejne dyskusje z byłym mężem o odmianach miłości.

Tylko spokojnie, powiedział sobie w duchu Dawid. W niej już coś się zmienia.

Nie chciałem cię dotknąć, Amando.

Proszę... To już zapomniane – odparła drżącym głosem.

Nie dotknąłeś mnie.

Owszem, lecz jesteś zbyt dumna, by to przyznać – powiedział Dawid, ujął jej twarz w dłonie i delektował się ciepłem kobiecej skóry pod palcami. Czuł, jak ogarnia go namiętność.

Wybacz. Podobnie jak ty, chcę się uwolnić od tego wszystkiego – rzekł, opuszczając dłonie, nim Amanda zdążyła się odwrócić. – Nie ma niczego do przebaczania. Jesteś wolny. Tylko odejdź stąd. Dawid zapanował nad sobą z wysiłkiem. Wbił ręce do kieszeni i skinął głową.

Dobra rada. Odchodzę. Przyszedłem życzyć ci powodzenia w kampanii.

Naprawdę życzę ci wszystkiego najlepszego.

Odszedł tak szybko, że to zaskoczyło Amandę. Rzuciła okiem na oddalającego się mężczyznę i wróciła do pracy. Przycisnęła rękę do serca, próbując się uspokoić i odzyskać równowagę. Zawsze, ilekroć Dawid Smith stawał na jej drodze, traciła zimną krew i zdrowy rozsądek. Pamiętała tylko emocje, gwałtowne, burzliwe uczucia, ekstazę i rozpacz, błogość i frustrację. A nie pragnęła niczego więcej niż to, czego przez chwilę zaznała – zadowolenia.

Posłała jeszcze jedno ukradkowe spojrzenie za Dawidem. Dawno temu zabrała mu wszystko, czym go obdarowała. Teraz, gdy dotknął jej policzka, zadrżała. Potarła twarz i wzięła się do pracy.

Cały ranek spędziła na koniu. Przez wiele godzin nie natknęła się na żadnego człowieka i nie odczuwała takiej potrzeby. Myślała o swoim szczęśliwym dzieciństwie i karierze zawodowej. Gdy wróciła, czuła się jak odrodzona, w pełni gotowa do pracy nad kampanią reklamową dla Oakhursta. Gdy rozczesywała włosy, wypadło z nich źdźbło siana. Znowu zadrżała, a jej serce zabiło mocniej.

Nie masz prawa mi tego robić – szepnęła do siebie.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

W poniedziałek rano Amanda nie widziała powodu, by opowiadać Markowi o tym, co wydarzyło się w piątkowy wieczór. Dawid również nie znalazł pretekstu, aby pojawić się w jej agencji. Mimo to Amanda nie potrafiła się skoncentrować i ciągle na coś czekała. Jak dotąd, każde spotkanie z Dawidem odbywało się w nieprzewidzianych okolicznościach, teraz każdy męski głos na korytarzu, każde głośniejsze trzaśnięcie drzwiami wywoływały szybsze bicie serca dziewczyny.

Przez cały tydzień wykonywała codzienne obowiązki i zajmowała się przygotowaniem projektu kampanii reklamowej dla Oakhursta. Zarówno ona, jak Marko nie wychodzili z pracy przed ósmą, a i Karen często zostawała dłużej, by wieczorem przynieść im pizzę czy jakieś chińskie jedzenie. Podczas piątkowego lunchu Marko podsumował rezultat pracy nad broszurą przeznaczoną dla przyszłego muzeum.

Jak zwykle wspaniała – rzekł.

Owszem – zgodziła się Amanda, odsuwając kanapkę z tuńczykiem. –

Jesteśmy świetni jako zespół.

Marko podniósł się, by otworzyć wodę mineralną. – Słyszałaś, że Biuro Projektowe Oakhursta jest zaangażowane w budowę hotelu i centrum handlowego w Rehobeth?

Na plaży?

Tak.

Skąd wiesz? – spytała Amanda.

Chodzą takie słuchy.

Zapewne nie dowiedziałeś się o tym od Oakhursta, a sama cię prosiłam, byś nie utrzymywał kontaktów z Dawidem, póki nie zakończymy prac nad ofertą reklamy młyna.

Czyż miałem choć chwilę czasu, by spotykać się z kimkolwiek spoza naszej agencji? Czy podejmowałbym jakiekolwiek działania, które mogłyby zaszkodzić firmie, która mi płaci?

Co chcesz przez to powiedzieć?

Tylko tyle, że spotkałem Dawida w zeszłą sobotę. Wspomniał, iż był w Rehobeth w interesach. Zapowiada się spore przedsięwzięcie. – W zeszłą sobotę? Pewnie wpadliście na siebie w jakiejś knajpce. – Nie, w operze. Moja dziewczyna, Carla, dostała bilety na koncert orkiestry symfonicznej. W czasie przerwy natknęliśmy się na Dawida i rozmawialiśmy chwilę. To ważne dla nas wiadomości. – Tak, interesujące. Zapiszę sobie, by mieć je na uwadze, gdy zakończymy obecną kampanię. – Amanda bardzo się starała nie okazać nadmiernego zainteresowania.

Marko rozparł się na krześle i obdarzył ją uśmiechem. – Czyżbyś miała zamiar znowu z nim współpracować? Amanda udała zupełny spokój i skończyła swoją kanapkę.

W tym przypadku nie będzie konfliktu interesów. Być może całą sprawę powierzę tobie. Co było w repertuarze koncertu? – Haydn, Mozart i Vivaldi.

Wspaniale.

Czy masz zamiar dociekać, z kim był na koncercie?

Nie.

To była randka. Mógł być na randce.

Jego sprawa.

Mała, pewna siebie, rudowłosa Patsy jakaś tam. – Dzięki za informacje – Amanda wpatrywała się w szkice. – Takie nigdy nie były w jego typie – mruknęła do siebie.

Rozumiem.

Nie wyobrażaj sobie za wiele. Dawid może spotykać się, z kim mu się żywnie podoba – rzekła Amanda i spojrzała przyjacielowi w oczy. – A oto odpowiedź na pytanie, które masz na końcu języka i nie chcesz go zadać. Tak. Wyglądali na pozostających w bliskim związku. Amanda wskazała drzwi i Marko wyszedł. Mała, rudowłosa, czemu nie? Niech im będzie dobrze, pomyślała. Dawid zawsze był monogamistą. Może oświadczał się zbyt szybko, lecz pozostawał wierny i przynajmniej w tym zakresie nie mięli problemów.

Podczas trwania ich małżeństwa Amanda często całe dnie spędzała w pracy z mężczyznami, a Dawid spotykał na uczelni wiele studentek. Ktoś mógłby przypuszczać, że to stanowiło powód do rozwodu. W jakimś sensie byłoby lepiej, gdyby wrócił do miasta z żoną i dziećmi.

To wygasiłoby wszystkie emocje.

Amanda skończyła lunch i poszła do pokoju Marka. Rysownik odłożył gazetę.

Czekałem na ciebie.

Dlaczego?

Wiedziałem, że zapragniesz się dowiedzieć, czemu zwlekałem cały tydzień, by ci powiedzieć o tym spotkaniu z Dawidem w operze. – Nie. Chcę ustalić, kiedy będzie zrobiony projekt dla Cork World.

Wzięłaś go wczoraj w porze lunchu.

W porządku, umierasz z chęci wyjaśnienia mi przyczyn zwłoki, więc mów.

Milczałem, ponieważ nie zamierzałem niepokoić cię już w poniedziałek rano. Wolę pracować w spokoju. Pod koniec tygodnia wyraźnie doszłaś do równowagi, więc mogłem zaryzykować.

Mam dość twojej domorosłej psychologii.

To zwykła obserwacja. Więcej udaje nam się zdziałać, gdy jesteś szczęśliwa, a spotkania z Dawidem nie poprawiają ci nastroju. – To niesprawiedliwe, co mówisz. Dobrze wiesz, czemu byłam taka spięta. Chodzi tylko o to, by Oakhurst przyjął naszą ofertę. – Podejrzewam, iż to sobie wmawiasz.

Akurat. Widziałam się z Dawidem w piątek wieczorem, a jak sam twierdzisz, w poniedziałek wszystko było ze mną w porządku. Jesteś przewrażliwiony.

Nie żartujesz? Umówiliście się na piątkowy wieczór?

Oczywiście, że nie.

Ty nie powiedziałaś mi o spotkaniu w piątek, a ja p tym sobotnim. Warto było poczekać. Oboje mieliśmy sporo pracy. O piątej dowiesz się reszty –obiecał i zaczął smarować klejem kartkę papieru. – Jakiej reszty? – Amanda udała obojętność, sięgając po którąś z książek na biurku.

Nie będzie ci się podobała. Poczekam do końca dnia pracy.

Amanda chwyciła go za rękę.

Uważaj, bo wylejesz klej – zawołał, przesuwając buteleczkę poza zasięg szefowej.

O jaką resztę chodzi? – powtórzyła.

Dawid i rudowłosa wybierają się na jutrzejszy bal.

Poważnie?

Wiem parę rzeczy o kobietach – rzekł z uśmiechem Marko. – Pierwsza zasada: do ostatniej chwili nie mów kobiecie, że może spotkać byłego męża w roli adoratora innej. Wydaje się, iż ruda pracuje w dziale „public relations” filadelfijskiej rozgłośni radiowej, która nadaje również dla Wilmington. To ona zaprosiła Dawida. Carla dowiedziała się o tym w czasie rozmowy podczas przerwy koncertu. – Marko odłożył pędzelek i zakręcił buteleczkę z klejem. –

Nie mogłabyś znaleźć sobie jakiegoś prezesa banku do asysty? – spytał.

Dlaczego?

śeby zrobić na złość Dawidowi i rudowłosej. Wiesz, jak to działa. – To mnie nie interesuje. Nie mam zwyczaju z nikim współzawodniczyć, chyba że na polu zawodowym.

Po prostu chcę się upewnić, czy będziesz zadowolona z siebie. – Tak długo, jak długo będę po drugiej stronie sali balowej. Idziemy razem i zapewniam, że wspaniale spędzimy czas, nawet jeśli będziesz musiał tańczyć.

Lubię odważne kobiety.

W sobotni wieczór Dawid schował kluczyki od samochodu i podał ramię Patsy Hornbach. Wszedł do hotelu DuPont, wymyślając sobie w duchu za przyjęcie zaproszenia dziewczyny na doroczny bal ludzi reklamy. Zaakceptował je tylko z jednego powodu, z tego samego, który trzymał go w napięciu już w stajniach posiadłości Mendenhallów.

Goście napływali tłumnie. Na parkiecie krążyło już kilkanaście par, a pozostali skupili się wokół baru. Dawid zlustrował wzrokiem całą przestrzeń i wszedł do Złotej Sali Balowej. Patsy dawała powitalne znaki wielu znajomym. – Jest tu z pół tuzina osób, z którymi chciałabym cię poznać – szepnęła.

Nie przejmuj się mną.

Nie będę. – Dziewczyna poklepała go po ramieniu i uśmiechnęła się. –

Nic tak nie dodaje uroku mężczyźnie jak strój wieczorowy. Ty musiałeś się w nim urodzić.

Ale ze mnie oszust, przemknęło przez myśl Dawidowi. Piękna kobieta u jego boku uważa go za człowieka o dobrych manierach, od urodzenia obeznanego z formami życia towarzyskiego. Ma prawo wyobrażać sobie Bóg wie co na jego temat. On sam rzadko opowiadał o swoim pochodzeniu i aspiracjach. Tylko jedna osoba wiedziała o nim wszystko. To ona kazała mu włożyć smoking i dała pierwszą lekcję ogłady.

Dawid obejrzał się. Na schodach stała właśnie ona, wsparta na ramieniu D’Abruzziego. Zatrzymał się i wpił wzrokiem we wchodzącą parę. Kobieta, którą widział ostatnio zmieniającą podściółkę w stajni, prezentowała się olśniewająco w obcisłej kreacji. Podkreślała ona jej zgrabne kształty, a pantofelki na wysokich obcasach sprawiały, iż jej nogi wydawały się nieskończenie długie i smukłe. Suknia miała wąziutkie ramiączka. Szyję kobiety zdobił sznur pereł. Całość lśniła wszystkimi odcieniami brzoskwini. Dawidowi mocniej zabiło serce.

Panna Mendenhall odwróciła się i przywitała z kimś znajomym. Dawid obserwował, jak się uśmiechała, wymieniając uściski dłoni. Po chwili razem z Markiem wmieszała się w tłum gości. Podchodzili do niej różni ludzie, by zamienić kilka powitalnych słów. Amanda promieniowała urodą i gracją. Była w swoim żywiole i bardziej niż kiedykolwiek poza zasięgiem Dawida Smitha. Pamięć ożywiła w jego myślach niepokojące obrazy, w których ból mieszał się z pożądaniem.

Widzisz kogoś znajomego? – spytała Patsy.

Tak, ludzi z agencji Mendenhall i Lipton. Być może będą współpracować z nami przy restauracji młyna.

Oczywiście. Marko był w operze. Świetnie, że spotkałeś kogoś, kogo znałeś wcześniej.

Przez chwilę Dawid żałował, iż nie znajduje się wśród nieznajomych. Opuścił stajnię w River’s Edge z przeświadczeniem, że umie zachować wewnętrzną równowagę. Wiedział, iż potrafi zaskakiwać Amandę, sprawiać, że zaczynała się bronić. Od pierwszego spotkania zauważył jej gniew i zaniepokojenie. Tak długo jak próbowała odgrodzić się od niego, mógł trzymać swoje uczucia na wodzy.

Ciągle dysponował elementem zaskoczenia, który dawał mu przewagę. Przecież podczas spotkania z Markiem nie wspomniał o planach na dzisiejszy wieczór. Może więc działać szybko, nim Amanda i dyrektor artystyczny jej agencji zauważą jego obecność.

Odwrócił się do Patsy i poprowadził ją ku schodom.

Powinienem się przywitać – rzekł.

Marko zauważył ich pierwszy i wyciągnął dłoń do Patsy.

Popatrz, kto idzie – powiedział.

Amanda odwróciła się i najpierw uśmiechnęła się do towarzyszki swojego byłego męża, potem zaś zwróciła wzrok ku niemu. Coś zabłysło w jej aksamitnych oczach i zaraz zgasło.

Dawid Smith – zaczęła. – A pani musi być Patsy Hornbach. Marko wspomniał mi, że będziecie tutaj. O ile wiem, pracuje pani dla radia. Dawid przez pięć minut przysłuchiwał się błahej wymianie zdań między Patsy i Amandą. Była żona ani razu nie zaszczyciła go spojrzeniem.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Na obrzeżach sali balowej ustawiono stoliki z nakryciami dla ośmiu osób. Wszystkie odbijały się w lustrzanych ścianach wnętrza. Podczas gdy ekipa agencji Mendenhall i Lipton, w której skład wchodziła również Karen z narzeczonym, poszukiwała swojego miejsca, Amanda skończyła rozmowę z Patsy i Dawidem, starając się nie okazywać, co naprawdę odczuwa. Potem zjedzono lekki posiłek, podczas którego toczyła się niezobowiązująca konwersacja, wreszcie Marko odwrócił się do swojej szefowej i dotknął klap smokinga.

Nigdy nie mogę ułożyć ich płasko. Za to Dawid Smith idealnie z tym sobie radzi.

Nie miał w tej dziedzinie więcej doświadczenia niż ty – zauważyła Amanda.

Daj spokój, przecież twój były nie jest dzieckiem ulicy z północnego Bostonu.

Ty jesteś synem kamieniarza z Bostonu, a on elektryka z Pittsburgha –rzekła Amanda, starając się nie patrzeć w stronę stolika Dawida. – W Pittsburghu też żyją z zarobków wywalczonych przez związki zawodowe – powiedział Marko.

Tak – roześmiała się Amanda.

Popełniłaś większy błąd, niż myślałem – szepnął mężczyzna. –

Rozpieszczonej, bogatej dziewczynie zachciało się chłopca z robotniczej rodziny. To miało dać ci lepsze perspektywy życiowe. – Nie zaprosiłam cię tu, by dyskutować o życiowych perspektywach.

Ktoś powinien to zrobić.

Nie teraz. Dziś zajmujemy się sprawami zawodowymi.

Zatańczmy – rzekł Marko, wstając z miejsca.

Dobrze.

Gdy znaleźli się wśród tańczących, rysownik przytulił twarz do policzka szefowej.

Teraz pogadamy o reklamie – szepnął.

O co ci chodzi? – spytała, odsuwając się od niego.

To moja sprawa.

Nie rozumiem.

Sympatyzujemy ze sobą. Jesteś świetna jako szefowa agencji, a ze mnie niezły dyrektor artystyczny. Chciałbym, byśmy zostali wspólnikami. Zainwestuję w agencję Mendenhall i Lipton i będziemy mogli szerzej rozwinąć skrzydła. Ale muszę mieć pewność, że nie spakujesz manatek i nie przeniesiesz się nagle do Chicago lub Des Moines.

Czemu sądzisz, iż miałabym opuścić Wilmington? – Jestem Włochem i mam trzy siostry. Wiem, kiedy kobieta nie chce przyznać się przed sobą do własnych uczuć. Za pierwszym razem oddzieliłaś się od męża powierzchnią całych Stanów. Możesz zechcieć zrobić to po raz drugi. Odniesiesz sukces w dowolnym miejscu. Zawodowo ci to nie zaszkodzi, a problemów emocjonalnych i tak nie rozwiąże.

Nie masz pojęcia, o czym mówisz.

Orkiestra ucichła i Amanda spojrzała w wypełnione współczuciem oczy przyjaciela.

Naprawdę? Jesteś bardziej zagubiona niż dziecko w sklepie z cukierkami. Nie ukryjesz się ze swoimi uczuciami ani w domu, ani na farmie, ani w Seattle. Możesz rozwiązać ten problem tylko tutaj. – Nie ma niczego do rozwiązywania – odrzekła Amanda. – Owszem, jest. Należy wyjaśnić, czy jesteś nadal zakochana w Dawidzie, czy nie.

Nie potrzebuję takich rad od ciebie. Czemu nie przyjmiesz do wiadomości, że cały problem wiąże się wyłącznie ze sprawami zawodowymi? – Bo to nieprawda. Jeśliby tak było, czemu nie zrezygnować z tej kampanii i nie zająć się czymś mniej frustrującym. Nie potrzebujemy tej akcji z młynem.

Ja potrzebuję.

Nie w ten sposób, o którym myślisz. Jeszcze miesiąc temu byłaby to kwestia zawodowa. Teraz potrzebujesz jej, żeby udowodnić byłemu mężowi, iż jesteś dobra. On już o tym wie, my oboje również. Cokolwiek to dla was znaczy, zakończ tę sprawę szybko, rozumiesz?

Już jest zakończona. On kocha wspaniałą kobietę, a ja życzę im jak najlepiej, Dawid powiedziałby to samo o mnie.

Amanda zatrzymała się w tańcu, bo ktoś nagle dotknął jej ramienia. Smoking nieźle leży na D’Abruzzim, lecz sposób, w jaki nosi go Dawid Smith, nie ma sobie równych, pomyślała.

Architekt trzymał dłoń na ramieniu byłej żony wystarczająco długo, by zadrżała. Jego własne ciało też go zdradziło, gdy Amanda przez chwilę zatrzymała wzrok na perłowej spince do krawata. – Dawidzie... – szepnęła i zaczerwieniła się gwałtownie. – Marko, przyszedłem namówić Olśnienie, by zatańczyła ze mną – rzekł Dawid.

Jest twoja – odparł z uśmiechem D’Abruzzi.

Nie sądzę – wtrąciła Amanda, rumieniąc się jeszcze bardziej.

Przez pamięć dawnych czasów. Tylko jeden taniec.

To niepożądana pamięć.

Nie zrobi ci krzywdy.

Ja myślę – mruknął Marko, oddalając się.

Dawid objął Amandę i od razu poczuł podwyższony poziom adrenaliny. Postanowił utrzymywać dystans, jak długo to będzie możliwe, choć boleśnie pragnął zbliżenia z tą kobietą. Czyż mógł spodziewać się, że jeszcze kiedykolwiek będzie ją trzymał w ramionach? W takt wolnej muzyki wmieszali się w krąg tancerzy. Dawid nie musiał nic mówić. I tak osiągnął wiele. – No więc... – zaczęła Amanda.

Coś mówiłaś? – zapytał, wyczuwając dłonią ciepło jej ciała.

Zrobię wszystko, tylko błagam, nie nazywaj mnie Olśnieniem.

Widać wymknęło mi się nieświadomie, bo nawet tego nie zauważyłem. Trudno się pozbyć starych nawyków. Poza momentem, w którym braliśmy ślub, nigdy nie używałem twego imienia w oficjalnym brzmieniu. – Nadużywasz mojej cierpliwości. Nie powinniśmy ze sobą tańczyć. Dawid gotów był zgodzić się z tą opinią, choć z zupełnie innych powodów.

Wypadłoby niezręcznie, gdybyśmy nie zatańczyli. Patsy chce, bym nawiązywał tu kontakty z ludźmi – rzekł, wystawiając na próbę ciekawość Amandy.

Od dawna się spotykacie? – spytała po chwili.

Od pewnego czasu – odparł, tłumiąc poczucie winy. – Czy to cię niepokoi?

Oczywiście, że nie. Nie zajmuję się twoim życiem towarzyskim.

Chyba że sama jesteś jego częścią.

Ale nie jestem.

Z wyjątkiem dzisiejszego wieczoru.

Dawid uśmiechnął się, widząc, jak Amanda się najeżyła.

To sprawy zawodowe.

Ale rozwój wypadków tego wieczoru wcale nie wskazywał na ich zawodowy charakter. Dawid coraz mocniej przyciskał dłoń do pleców dziewczyny, prowadząc ją w tańcu. Amanda wygięła się, kilkakrotnie dotykając piersiami jego smokinga.

Nie powinniśmy tańczyć w ten sposób – powiedziała.

Masz rację.

Więc dlaczego...? – Po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. – Dawidzie, nie – szepnęła.

O co ci chodzi?

O nic – odparła zmieszana. – Opowiedz mi o Patsy. Dawid zerknął w lewo.

Ma wokół siebie wielu ludzi z telewizji i omawia z nimi sprawy zawodowe. Wykombinowała sobie, że powinienem z tobą zatańczyć, by ona mogła w tym czasie nawiązać kilka profesjonalnych kontaktów. – To był jej pomysł? – Amanda znowu się zarumieniła.

Oczywiście.

Nawet jeśli jesteś z kimś związany, nie powinieneś pojawiać się w moim domu, nie mówiąc już o innych sprawach. Czy wspomniałeś Patsy o naszym małżeństwie?

Wie, że kiedyś z kimś byłem żonaty, lecz nie ma pojęcia, iż moją żoną byłaś ty. – Dawid uśmiechnął się. – To dawne czasy. Ten pocałunek przy młynie został podyktowany nagłym impulsem, niczym więcej, przeprosiłem cię też za to, co powiedziałem w sypialni na farmie. Wiesz, dlaczego tam byłem. – śeby spotkać się ze Scottem?

Cóż innego mogłoby wchodzić w grę?

W oczach Amandy znów pojawiło się zmieszanie, a Dawid nie zamierzał rozwiewać jej wątpliwości. Dotykali się w tańcu biodrami i piersiami, prowadząc niebezpieczną grę z pamięcią, która przywodziła na myśl erotyczne obrazy z przeszłości. Dawid czuł, że Amanda oddycha z coraz większym trudem. Już miał się przyznać do własnych odczuć, których Amanda musiała przecież się domyślać. Rozumiał jej wątpliwości, lecz pragnął, by wreszcie przestała się bronić i spojrzała prawdzie w oczy. Niemożliwe, by nie wyczuwała jego pragnień.

Amanda jeszcze raz musnęła piersiami smoking partnera i zatrzymała się zmieszana.

Chciałabym wrócić do stolika, jeśli nie masz nic przeciw temu.

W tym momencie w polu widzenia pojawili się Marko i Patsy. – Spójrz, kogo znalazłem – zawołał wesoło rysownik, gdy Patsy uśmiechnęła się do Amandy.

Moja redakcja będzie robiła filmową dokumentację restauracji młyna. Jeśli Mendenhall i Lipton otrzyma kontrakt na promocję całego przedsięwzięcia, z przyjemnością skonsultuję z wami swoje pomysły. Wiem z doświadczenia, iż jeśli w coś jest zaangażowana taka agencja, to wszystko załatwiane jest bardzo szybko i łatwiej uzyskać potrzebne informacje.

Staramy się o to – odparła Amanda, nie patrząc na Dawida.

Świetnie – ucieszyła się Patsy i obie pary rozstały się. Dawid spojrzał tylko, jak Marko obejmuje w tańcu Amandę. Od dawna życie towarzyskie nie dostarczało mu tylu emocji. W duchu przeklinał własną niemożność zapanowania nad uczuciami.

Obudził się we wrześniową niedzielę, mając przed sobą pusty dzień. Wziął prysznic, by uporządkować myśli wypełnione fragmentami rozmów z wczorajszego wieczoru, i napił się kawy. Kiedy opróżniał drugą filiżankę, wyglądając przez okno na trawnik, spostrzegł, że do domu zbliża się Jace Lydon z poranną gazetą w ręku.

Widziałeś kronikę towarzyską? – spytała.

Nawet nie kupiłem jeszcze gazety – odparł architekt.

Mama przejrzała ją i uznała, że być może zainteresują cię zdjęcia. Dawid sięgnął po okulary i rzucił okiem na kolumnę wypełnioną fotografiami z wczorajszego balu. W morzu nieznajomych twarzy natychmiast wychwycił dwie znane i aż zaklął z wrażenia.

Na jednym z biało-czarnych ujęć Amanda wpatrywała się weń jak zagubiona owieczka, a on się do niej uśmiechał. Obejmowali się w tańcu jak ludzie sobie bliscy. Pod zdjęciem widniał podpis: „Amanda Mendenhall, szefowa agencji Mendenhall i Lipton, dyskutuje podczas walca z byłym mężem, filadelfijskim architektem Dawidem Smithem o planach restauracji młyna, przygotowanych przezeń dla Biura Projektowego Oakhursta”.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

To był fokstrot – jęknęła Amanda dwadzieścia minut później w swoim domu w Wilmington i jeszcze raz wpatrzyła się w gazetę. – Dlaczego z całego wieczora musieli wybrać akurat ten kwadrans? Czemu on mnie w ogóle poprosił do tańca?

Przeszła przez pokój i zatrzymała się przy kominku. Policzki jej płonęły, a zimne ręce trzęsły się ze zdenerwowania. Do oczu napływały łzy, więc z furią wytarła je rękawem. Niewiele brakowało, a by się rozpłakała. Musiała dowiedzieć się czegoś więcej o źródłach swego nieszczęścia, choćby miało ją to kosztować wiele godzin detektywistycznej pracy. Dawid wspominał, że mieszka w Filadelfii, lecz nie znała jego adresu. A może przeniósł się już na wieś albo jest u Patsy? Amanda sięgnęła po książkę telefoniczną. Nazwisko D. Smith lub Dawid Smith zajmowało pół kolumny. Spróbowała dowiedzieć się czegoś od Marka, potem od brata, ale nikt nie podnosił słuchawki. Przeszła do kuchni i oparła się o blat. Nienawidziła myśli o tym, co zamierzała zrobić, lecz rezygnacja z tego pomysłu oznaczałaby trwanie w napięciu.

Bez wątpienia Dawid spędził romantyczny ranek u rudowłosej Patsy i oboje nieźle się ubawili, oglądając zdjęcia w gazecie. Amanda przerzuciła kilka stron w książce telefonicznej i znalazła trzy nazwiska Hornbach, lecz tylko jedną P. Hornbach, mieszkającą przy Delancy Place w Filadelfii. Podniosła słuchawkę i drżącą ręką wykręciła numer. Telefon odebrała kobieta. – Patsy?

Tak.

Amanda z trudem zdołała się przedstawić.

Przepraszam, że dzwonię, lecz muszę skontaktować się z Dawidem w sprawach zawodowych. Myślałam, że może go tu zastanę – rzekła. – U mnie?

Albo przynajmniej dostanę numer, pod którym mogłabym go znaleźć –ciągnęła Amanda.

Do tej pory mieszkał przy Spruce Street, lecz teraz przeniósł się na wieś i wynajął dom od Lydonów w Sycamore Hill. Mają mu podłączyć telefon jutro po południu. – W głosie Patsy zabrzmiało krótkie wahanie. – O ile wiem, jest właśnie tam. Nie widzieliśmy się od wczorajszego wieczora. – Dziękuję.

A więc nie miał telefonu i pewnie nie przeglądał gazety, a nawet jeśli, to się nie przejął opublikowaniem ich zdjęcia, pomyślała Amanda. Próbując się opanować, włożyła szorty, luźną bluzeczkę i wzięła się do sprzątania kuchni. Czyszcząc blat, wyobrażała sobie miny braci Brachmanów i pozostałych członków Rady Konserwacji Zabytków, gdy się dowiedzą o jej związku z Dawidem. Czy Matthew Oakhurst będzie domagał się wyjaśnień? Wszyscy oni uważali agencję Mendenhall i Lipton za mało znaczącą na rynku reklamy. Czemu nie powiedziała o swoim małżeństwie od razu, jak tylko Smith pojawił się podczas jej wystąpienia na naradzie sponsorów? Nie było innego wyjścia, jak usiąść z każdym z nich osobno i wyjaśnić wszystko, jak przystało na kobietę interesu. Musi zyskać pewność, że zostanie dobrze zrozumiana.

Najbliższy parking był kilkaset metrów od domu, w którym mieszkała Amanda. Dawid przemierzył ten odcinek, mrucząc coś pod nosem. Miał na sobie stare dżinsy i bawełnianą koszulę, a na jego twarzy malował się niepokój. Co takiego tkwiło w tej kobiecie, że marnował dla niej niedzielne popołudnie i narażał się na jej gniew?

Zapukał. Drzwi otworzyła Amanda w przybrudzonych szortach i poplamionej bluzce.

Dawid!

Widziałem gazetę. Wyjechałem w sobotę na wieś, a tam nie mam telefonu.

Mogłeś pójść do Lydonów – rzekła, próbując zamknąć drzwi.

Daj mi szansę. Jechałem kawał drogi, by to wyjaśnić.

A nie, żeby przeprosić?

Nie zauważyłem, byś wznosiła okrzyki protestu, gdy poprosiłem cię do tańca.

A powinnam.

Ale nie krzyczałaś. Przestań patrzeć na mnie tak, jakbym ci wrzucił lód za kołnierz.

Zawsze pojawiasz się w nieodpowiednim momencie. Nie powinieneś był przyjeżdżać – rzekła, pocierając ręką o szorty. – Słuchaj, jest wystarczająco dużo spraw, w których możesz podejmować decyzje, pozwól więc, że o tym, co ja mam robić, będę decydował sam. Sądziłem, że może zechcesz się przejść i omówić całą sprawę. Jest ładna pogoda, a założę się, że nie wychodziłaś, odkąd wpadła ci w ręce ta głupia gazeta.

Nie mam ochoty na spacery. Sprzątam kuchnię – powiedziała Amanda, dotykając palcami skroni.

Świetny sposób na zmniejszenie napięcia. Rozumiem, że sprzątanie pomaga na ból głowy. – Dawid zrobił krok do przodu i delikatnie popchnął Amandę w głąb mieszkania. – Jeśli nie chcesz wychodzić, postoimy w salonie albo usiądziemy na kanapie. To może się przydać, skoro tak nas osłabił cios wymierzony przez prasę.

Jak możesz żartować?

Szkoda została już wyrządzona. Próbuję nie poddawać się złemu nastrojowi – odrzekł spokojnie.

Dobrze ci mówić. Jesteśmy uwiecznieni w kronice towarzyskiej i to jako małżeństwo.

Byłe małżeństwo.

To nie jest temat do żartów. Właśnie tego się obawiałam. To wszystko psuje. W żadnym razie nie powinnam była z tobą tańczyć. Na zdjęciu wyglądamy na szczęśliwą parę.

A raj został zabroniony – roześmiał się Dawid.

Wiesz, co mam na myśli. Zdjęcie przedstawia fałszywy obraz rzeczywistości. Łatwo zgadnąć, co pomyślą Brachmanowie, a Wilkinsowi wcale nie zależy, bym dostała ten kontrakt. Wystarczy, że obejrzą to głupie zdjęcie, na którym wyglądamy jak w podróży poślubnej. Nie przypominam sobie, bym się do ciebie tak uśmiechała. Gdzie, u licha, był ten fotograf? – Gdybym to ja wiedział. Ale musisz przyznać, że udała mu się cała historia.

Tania sensacyjka. W czasach naszego małżeństwa nigdy tu nie mieszkaliśmy, przyjeżdżaliśmy tylko na wakacje. Wyjechałam z Nowego Jorku do Seattle i nigdy nie miałam żadnych związków z ludźmi reklamy w Wilmington.

Na zdjęciu wyglądamy, jakbyśmy byli ze sobą szczęśliwi.

Dawid spojrzał na Amandę.

Przykro mi, że tak się tym martwisz, lecz już mówiłem, iż twoje obawy są bezpodstawne. To część naszej przeszłości, nic więcej. – Naprawdę w to wierzysz? Potrzebuję twojej opinii. – Amanda przycisnęła rękę do czoła. – Znasz ludzi zaangażowanych w to przedsięwzięcie. Wiesz, co mogą myśleć. Czy potraktują to jako kolizję interesów? Czy to może wystawiać na ryzyko projekt finansowany ze źródeł federalnych i rządowych? – Nie wiem – odparł spokojnie Dawid. – Sądzę, że ludzie zainteresowani tą sprawą będą oczekiwali wyjaśnień. To wszystko. Być może popełniłem błąd, przyjeżdżając tutaj. Może powinnaś zostać sama ze swoim poczuciem krzywdy – dodał, odwrócił się i ruszył ku drzwiom.

Dawidzie?

Słucham.

Potrzebuję twojej pomocy w rozwiązaniu tego problemu. Nie mam nikogo innego.

Marko nie pospieszy ci na ratunek?

To dotyczy ciebie i mnie. Dawid podszedł do Amandy. – Więc damy sobie z tym radę – powiedział. Amanda przymknęła oczy i westchnęła.

Rozumiem, że jutro rano będę musiała spotkać się z każdym z tych ludzi i wyjaśnić to, czego nie powiedziałam od razu. Chciałabym, żebyś mi towarzyszył. Poza tym dobrze by było, byś wycofał się z rady oceniającej oferty wszystkich agencji reklamowych. Jeśli jej pozostali członkowie nie wiedzą o twoim związku z Patsy, trzeba im o tym powiedzieć. Fakt, że kochasz inną kobietę, może tylko pomóc.

Patsy? Nie mieszaj jej do tego.

Ale...

Dawid wyciągnął rękę.

Nie będę członkiem rady. Co do tego masz rację, ale nie zamierzam wystawiać swego prywatnego życia na widok publiczny bardziej, niż muszę. – Czy nie widzisz, jak wiele może znaczyć fakt, że kochasz inną osobę? – Inna kobieta nie stanowi żadnego kryterium – odparł Dawid. – Nie chcę zamieniać naszych spraw w mydlaną operę.

A więc tak to postrzegasz – powiedziała drżącym głosem Amanda i odwróciła się. – Ja nie pragnę nikogo wykorzystywać. Potrzebuję tylko twojej pomocy.

Dawid znowu wyciągnął dłoń.

Naprawdę potrzebuję cię jutro – szepnęła, a łzy zawisły jej na rzęsach. –

Idź już, proszę – dodała, zakrywając oczy rękami. Dawid nie wyszedł. Przez chwilę myślał o bezbronności Amandy, o tej części jej osobowości, której dotychczas nie znal. Potem otoczył dziewczynę ramionami, przytulił i zamarł w bezruchu. Jej bliskość omal nie pozbawiła go równowagi. Amanda uniosła głowę i zarzuciła mu ręce na szyję. Dawid instynktownie przycisnął ją mocniej.

Pozwól sobie na słabość – szepnął. – Zrób to choć raz w życiu.

Przepraszam – załkała.

Dawid całą siłą woli zmusił się do opanowania pragnień. – Wszystko w porządku. Nie mam zamiaru nic mówić. Nie będę ci dokuczał ani robił wykładów.

Amanda poczuła ulgę. Spokojnie wypłakiwała mu się na piersi. Gdy nieco się uspokoiła, Dawid delikatnie pocałował ją w czoło. Spojrzała mu w oczy, wtedy dotknął ustami jej warg. Były ciepłe i łatwo się rozchylały. Amanda odpowiedziała na pocałunek. Lecz nie minęła sekunda, a uniosła głowę. – Tak nie może być – rzekła.

Dawida ogarnął żal, ale rozluźnił uścisk i pogładził ją po policzku, odgarniając kosmyki włosów z mokrego policzka. – Nigdy przy mnie nie płakałaś – mruknął. – Ale jak całowałaś, Olśnienie moje... Jesteś pewna, że te łzy miały związek wyłącznie ze sprawami zawodowymi?

Amanda odwróciła wzrok.

Oczywiście. Proszę, wybacz mi tę chwilę słabości i zapomnij o tym zdarzeniu. Łzy i pocałunek były zupełnie nie na miejscu. Dawid ujął jej twarz w dłonie i zmusił, by znowu spojrzała mu w oczy. – Powiedzmy, że nieco przesadziliśmy. Byłaś rozstrojona, odkąd zaskoczyłem cię swoim zachowaniem dwa tygodnie temu. Jednak miejmy nadzieję, że wszystko razem zrobiło ci dobrze.

To stres związany z kampanią dla Oakhursta. Nie mogę sobie pozwolić na żadne dodatkowe problemy. I tak uważają mnie za najsłabszą kandydatkę. Dawid ciągle dotykał jej twarzy.

Naprawdę chodzi tylko o kampanię?

Tak. I czuję się upokorzona tym, że straciłam zimną krew.

Dawid przycisnął głowę Amandy do swego ramienia. – Nie pamiętam, byś kiedykolwiek powiedziała, iż mnie potrzebujesz. Aż do dzisiaj – rzekł cicho.

Amanda objęła Dawida tak, że poczuł jej ciało przez koszulę. Nabrała oddechu, a potem odsunęła się od niego. Tym razem jej nie zatrzymał. – Potrzebuję twojej pomocy – powtórzyła.

Musi cię to wiele kosztować. Zawsze tak było.

Nie błagam cię i będę pewnie żałować do końca życia tej całej sytuacji. – Niezły materiał na szantaż. Pozwoliłaś swemu byłemu mężowi zobaczyć, że nie jesteś niezwyciężona. Co będzie, jeśli to się rozniesie? – Nie czas na żarty.

Jeśli masz ochotę jeszcze popłakać, to znów cię przytulę.

Dawid zbliżył się do Amandy, lecz ona go odepchnęła.

Jesteś niemożliwy. Chcę, byś już sobie poszedł. – Nie, wcale tego nie chcesz, jeszcze nie teraz. Jak widzisz, sprowadziłem na ciebie pewne kłopoty i teraz pomogę ci się ich pozbyć. Powinnaś się zrelaksować. Czy mogę zaparzyć herbatę, byś wzięła aspirynę? – Sama się sobą zajmę. Naprawdę uważam, że powinieneś pójść.

Dawid założył kosmyk włosów za ucho Amandy.

Nie pytałem, czy dasz sobie radę sama, tylko czy pozwolisz mi zająć się tobą?

Nie, dziękuję. Wiesz, czego od ciebie oczekuję. Jutro będę w twoim biurze o ósmej rano i zapewniam cię, że zobaczysz mnie w dobrej kondycji. – Już teraz udajesz, iż czujesz się świetnie.

Nie udaję. Nie powinieneś być tutaj. Zobaczymy się w biurze –powiedziała i podeszła do drzwi.

Już będąc na schodach, Dawid zatrzymał się i spojrzał na swoją byłą żonę.

Co myślisz o spacerze? Jeszcze nie jest za późno.

Dziękuję, ale nie skorzystam.

Amando, popatrz mi w oczy. Czy kiedykolwiek w tamtych szalonych czasach potrzebowałaś mnie?

Amanda milczała przez chwilę.

To było dawno temu. Co dobrego mogło z tego wyjść, gdybym cię potrzebowała? Nigdy nie miałeś czasu. Z trudnością znajdowałeś chwilę na własne potrzeby.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kwadrans po siódmej w poniedziałek rano do Amandy zadzwonił Marko.

Włóż kilka kromek chleba do tostera. Wpadnę na śniadanie.

Nie dziś rano. Muszę być w biurze u Dawida.

Przeglądałem wczorajszą gazetę, dlatego dzwonię. Przyjadę do ciebie, bo wszystko już załatwione. – Marko odłożył słuchawkę, zanim zdążyła odpowiedzieć i po dwudziestu minutach zjawił się w jej domu. Amanda otworzyła drzwi, nim zapukał.

Dzień dobry – rzekł. – Tosty gotowe?

Mów – ponagliła, wprowadzając gościa do środka. – Co za dzień, musi być ze trzydzieści stopni. Zapowiada się piękna pogoda. Widzę, że jesteś ubrana jak kobieta sukcesu. Amanda roześmiała się drwiąco. Rysownik miał na sobie popielate spodnie, włoskie mokasyny i luźną koszulę, gdy ona włożyła lniany kostiumik i przerzuciła przez ramię jedwabny szal.

To istotne, jeśli chce się wyglądać poważnie.

Wszyscy wiemy, że jesteś poważną osobą. Mogę nazywać cię Olśnienie? Naprawdę lubię ten przydomek.

Nie.

Czyżby nie był wystarczająco poważny?

Zacznij lepiej wyjaśniać, z czym przyszedłeś. Muszę być rano w biurze Oakhursta.

Posmaruję tost masłem i już zaczynam. O pół do siódmej zadzwonił do mnie Dawid. Okropna godzina, prawda? Chciał, byś wiedziała, że wczoraj skontaktował się ze wszystkimi osobami, których osądu się obawiałaś, i spotkał się z nimi osobiście.

Och, Marko – powiedziała cicho Amanda. Rysownik uśmiechnął się. – Prosił, bym cię zapewnił, iż to, co powinno być wyjaśnione, zostało wyjaśnione. Nie ma potrzeby, byś powtarzała wszystko od początku. – Czyżby sądził, że się do tego nie nadaję? Nie powinien był robić wszystkiego na własną rękę. Nienawidzę takiego podejścia: rozmówimy się jak mężczyzna z mężczyzną.

Załatwił to tak, by jak najlepiej posłużyło wam obojgu.

Powinien mi powiedzieć, co zamierza zrobić.

Słuchaj, przyjmij to jak dar losu, a darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Prosiłaś go o pomoc, więc ci pomógł – rzekł Marko. – Ale czemu tobie powiedział o wszystkim, a nie mnie? Marko zastanawiał się chwilę.

To, co mi przekazał, i to, co naprawdę myśli, to mogą być dwie różne sprawy. W każdym razie usłyszałem, że uporządkował zrobiony przez siebie bałagan i że ty tego chciałaś. Dodał, iż nie potrzebujesz dodatkowych stresów w tym tygodniu, bo i tak będziesz się denerwować prezentacją oferty swojej agencji dla Oakhursta. Poza tym to oszczędzi wam kolejnego spotkania. – Co miał na myśli?

Gdybyś przestała choć przez dziesięć minut myśleć wyłącznie o sobie, odgadłabyś, że on być może również nie potrzebuje dodatkowego stresu. –

Marko przełknął ostatni kęs tosta.

Związanego z moją osobą?

Tak. Zresztą cokolwiek miał na myśli, nie zmienia to faktu, że w obecnej sytuacji będziemy mogli spokojnie skończyć prace nad prezentacją. Chcesz mi opowiedzieć, co zdarzyło się wczoraj?

Nie. To znaczy nic się nie zdarzyło. Po prostu przyjechał Dawid i omawialiśmy ten problem.

Zawodowy czy sprawę waszych związków uczuciowych?

Nie bądź śmieszny. Przecież on jest zakochany w Patsy.

To też jest problem.

A ty jesteś równie niemożliwy jak mój były mąż. – Komplikujesz mu życie, szefowo. Weź pod uwagę, że w piątek wszystko się skończy. Przestań się martwić i lepiej opowiedz mi jeszcze raz, jak chcesz rozbudować naszą agencję? Masz trochę kawy? Marko i Amanda razem przyjechali do siedziby agencji. Karen wstała na powitanie zza biurka recepcjonistki.

Wydawałoby się, że człowiek zna swoją szefową – rzekła.

Znasz mnie całkiem nieźle – uśmiechnęła się Amanda. – Ale dopiero w gazecie przeczytałam, kim jest, a raczej kim był Dawid Smith.

Kim?

Dobrze wiesz. Czemu nie powiedziałaś, że byłaś jego żoną?

To dawna historia. Byliśmy bardzo młodzi i popełniliśmy błąd.

Myślisz, że jego związek z tą rudą to coś poważnego? – zapytała Karen.

Marko wziął ją za rękę i zaprowadził do swego pokoju. – Pogadajmy o sprawach zawodowych. Musisz mi przepisać na czysto cztery strony – rzekł.

Ale ja muszę porozmawiać o Dawidzie. Amanda go nie chce, więc o co chodzi?

Marko zamknął drzwi, by szefowa nie usłyszała jego odpowiedzi. Amanda zaś weszła do swego gabinetu i usiadła za biurkiem. Jakie to proste stwierdzić, że go nie chcę, pomyślała. Karen ma dwadzieścia dwa lata. W tym wieku uważałam, że Dawid jest wszystkim, czego pragnę i potrzebuję. Nigdy przedtem ani potem Amanda nie poniosła takiej klęski jak z Dawidem Smithem. Nawet teraz nie potrafiła właściwie go zrozumieć, opacznie odczytywała sens wszystkiego, co robił przez ostatnie dwa tygodnie. Marko miał rację. Nigdy nie brała pod uwagę tego, że jej były mąż również mógł źle się czuć w tej sytuacji. Zapewne traktował ich minione uczucie jako sprawę należącą wyłącznie do przeszłości. W końcu kochał już kogoś innego. Gdyby się rozpłakała, pewnie by jej ulżyło, lecz postanowiła uznać zarówno łzy, jak i rycerskie zachowanie Dawida za rozdział zamknięty. Wzięła się do pracy.

We wtorek i środę padało, a w czwartek zaświeciło słońce. W skrzynkach na kwiaty zaczęły pojawiać się chryzantemy. Gdy deszcze ustały, temperatura wyraźnie spadła, a to oznaczało nadejście jesieni. W czwartek Amanda jadła lunch z Karen. Między obiema kobietami ani razu nie padło imię Dawida. Wszystko przebiegało jak w dawnych dobrych czasach. W czwartkowe popołudnie oferta reklamowa dla Oakhursta była gotowa. Amanda przeglądała kosztorys i notatki omawiające przebieg całej kampanii. Przygotowała też kserokopie dokumentacji dla każdego z członków rady, której posiedzenie miało się odbyć w piątek. Gdy wreszcie nadszedł ten ważny dzień, Amanda była w świetnej formie. W pantoflach na wysokich obcasach, w dobrze skrojonym kostiumie podkreślającym jej zgrabne kształty mogła zachęcać do kupna dosłownie wszystkiego, od samochodów po pastę do zębów, lecz w męskim świecie reklamy nie dawało jej to żadnych przywilejów.

Spotkanie w Radzie Konserwacji Zabytków miało się odbyć o dziesiątej.

O dziewiątej trzydzieści Marko pomógł szefowej spakować wszystkie materiały.

śycz mi szczęścia – poprosiła z uśmiechem.

Wszystko będzie dobrze – zapewnił ją rysownik. – W końcu duża część materiałów to moje dzieło – zażartował.

Choć Dawid usunął się ze składu rady, Matthew Oakhurst nalegał, by był obecny na każdej prezentacji. W piątek pojawił się więc również.

Członkowie rady spotkali się w sali konferencyjnej. Przybyli:

sześćdziesięcioletni sponsorzy Ira i Leo Brachmanowie, czterdziesto-paroletni, chłodny intelektualista, John Wilkins, aktywny w działaniach na rzecz ochrony środowiska, oraz Matthew Oakhurst, niewysoki, utalentowany szef biura projektowego, w którym pracował Dawid.

Amanda pojawiła się, gdy wszyscy byli już obecni. Jej wejście ożywiło zebranych. W momencie powitania wszyscy obserwowali architekta i pannę Mendenhall. Oboje spokojnie uścisnęli sobie ręce. – Dawid powiedział mi, że wyjaśnił panom okoliczności naszego krótkiego związku i sprawę fotografii w prasie – rzekła Amanda. – Zapewnił, iż rozumiecie, że nie wiedziałam o jego zaangażowaniu w sprawę restauracji młyna, ponieważ nie kontaktowaliśmy się w ciągu ostatnich sześciu lat. Dawid nałożył okulary i odchrząknął, a John Wilkins zachęcił wszystkich, by zajęli się właściwym tematem spotkania.

Jesteśmy ciekawi pani oferty – zaczął. – Wobec zaistniałych okoliczności Dawid nie będzie wypowiadał opinii na temat tej ani innych prezentacji. Jest dużo do wygrania lub stracenia, więc nie należy zwiększać ryzyka.

Tak, jesteśmy bardzo ciekawi – potwierdził Matthew Oakhurst. Dawid zauważył wyraz ulgi na twarzy Amandy. Uśmiechnęła się i zaczęła referować projekt niskim głosem, który zawsze go zniewalał. W ciągu godziny wyjaśniła wszystkie szczegóły swojej oferty. Członkowie rady z uwagą zagłębili się w dostarczone materiały. Wydawało się, iż odnieśli pozytywne wrażenie. Dawid dodał, iż prezentacja panny Mendenhall była pierwsza. John Wilkins poinformował, że decyzji rady należy spodziewać się w połowie tygodnia.

Godzinę później Dawid zadzwonił do agencji Amandy, lecz odpowiedziała mu tylko automatyczna sekretarka.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Posiadłość River’s Edge wydawała się Amandzie rajem po stresach całego tygodnia. W piątkowe popołudnie dom był cichy i pusty. Hannah zostawiła w kuchni świeże słodkie bułeczki i czyste ręczniki w łazience. Hank sadził nowe rośliny wokół ganku. Amanda rzuciła na łóżko podróżną torbę i otworzyła okno.

Dzień był wyjątkowo ciepły, typowy dla pory babiego lata. Amandę ogarnął świetny nastrój. Po raz pierwszy od tygodni czuła się zrelaksowana. Miała wrażenie, że świat należy do niej.

Zamiast staniczka nałożyła wypłowiałą górę od starego bikini, a na to luźny, bardzo wydekoltowany podkoszulek. Wciągnęła szorty i sportowe buty. Wzięła ze sobą Liptona na podwórko.

Kot usiadł nad brzegiem basenu po wschodniej stronie domu porośniętej starymi rododendronami. Tę część domu przebudował ojciec Amandy, zamieniając pomieszczenia gospodarcze na mieszkalne. Wszystko ozdabiał taras i kamienne patio. Całość zachowała rekreacyjny charakter. W części przeznaczonej na przebieralnię leżały jeszcze pływackie gogle i inne elementy sportowego ekwipunku ciotek i wujków Amandy. Znalazła swoją rakietę tenisową oraz worek z piłkami i wyszła na kort.

Popołudniowe słońce grzało jej ramiona, gdy rozpoczęła ćwiczenia. Z każdym uderzeniem piłki czuła się coraz lepiej. Grając, próbowała podsumować prezentację oferty dla Oakhursta, lecz myśl o Dawidzie i wspomnienie sobotniego załamania oraz własnych łez nie pozwalały na koncentrację, wprowadzały element niepokoju w sielską atmosferę popołudnia. Nie powinnam była znaleźć się w jego ramionach, pomyślała.

Amanda?

Dźwięk męskiego głosu sprawił, że zatrzymała się i odwróciła. – Scott? – zawołała, nie mając nikogo w zasięgu wzroku. W odpowiedzi zza żywopłotu wyłonił się Dawid.

A to niespodzianka – rzekła, otarła pot z czoła i schyliła się po piłkę, czując na sobie spojrzenie swojego byłego męża. – Pomyślałem, że powinienem ci pogratulować. Bezskutecznie próbowałem skontaktować się z tobą w mieście, a tę posiadłość mijam po drodze do domu. Wiesz, iż mieszkam teraz za wzgórzem. – Tak. Jest dopiero czwarta, urwałeś się z pracy?

Dawid miał na sobie eleganckie spodnie, ale był bez krawata i w koszuli z podwiniętymi rękawami. Na butach widać było ślady błota. – Musiałem jeszcze coś sprawdzić na budowie młyna. Po tym całym stresie, który przeżyłaś, chciałem ci powiedzieć, że świetnie sobie poradziłaś dziś rano.

Dziękuję. – Amanda spróbowała zebrać myśli. – Słuchaj – zaczęła. –

Przepraszam za moje zachowanie w niedzielę. Zwykle nie... ale wtedy wszystko mi się zawaliło. To było niemądre. Nie powinniśmy... Nie powinieneś był przychodzić do mnie do domu.

Czy kiedyś przestaniesz ustalać, co powinienem, a czego nie? – W tej sytuacji to chyba jest usprawiedliwione. Nie sądziłam, że będziesz rozmawiał z tymi ludźmi beze mnie. Nie musiałeś postępować tak, jakbym była zupełnie bezradna.

Nikt nie uważa cię za osobę bezradną, a ja znam ludzi z rady o wiele lepiej niż ty. Zrobiłem, co uważałem za najlepsze. Czy tak trudno ci po prostu podziękować?

Dziękuję.

To słowo nigdy nie przychodziło ci łatwo przez gardło. – Czego oczekiwałeś? Przecież gdybyś ze mną nie zatańczył, w ogóle nie byłoby problemu.

Albo gdybym nie zaprojektował młyna lub gdybyś ty nie wyjechała z Seattle. – Dawid wzruszył ramionami. – Prawdę mówiąc, gdybym dostał stypendium do Cornell, a nie do Pensylwanii, nigdy byśmy się nie spotkali i nie pobrali.

Przestań osłaniać się sarkazmem.

Amando, kochanie, nie ja jeden się osłaniam. Ty też nie możesz zaakceptować żadnych uczuć, nawet tych, które poprawiają ci nastrój. – Ale potrafię przyznać się do błędu. Nie powinieneś był pojawiać się obok mnie w sobotni wieczór.

Już o tym rozmawialiśmy. Nie zmuszałem cię do tańca. Po prostu wszystko samo się tak ułożyło.

Przez ostatnie sześć lat jakoś układało mi się całkiem nieźle. – Teraz nagle coś się zepsuło. Gorzej, czujesz się fatalnie, bo musisz być mi wdzięczna, że pomogłem ci na własną rękę i według własnego pomysłu. – Nie potrzebowałam aż tak daleko idącej pomocy.

W niedzielę właśnie tego potrzebowałaś.

Już za to cię przeprosiłam.

To nie było konieczne. Niezależnie od tego, jak bardzo nienawidzisz tej myśli, potrzebowałaś mnie, a ja stanąłem na wysokości zadania. – A ja tego nigdy nie potrafiłam. To miałeś zamiar powiedzieć? – Co chciałabyś usłyszeć? Czy w każdej rozmowie musimy wracać do przeszłości i mówić o tym, co zrobiliśmy lub nie? Co w tym dobrego? – Nic – przyznała Amanda.

Z miejsca, w którym stała, widziała dżipa Dawida zaparkowanego na podwórku obok stajni. Ten mężczyzna budził w niej niepokój. Poczucie winy ogarniające ją na myśl o tym, że w niedzielę znalazła się w ramionach byłego męża, ciągłe wzrastało. Cofnęła się parę kroków, by zwiększyć dystans dzielący ją od Dawida.

Co powiedziałeś ludziom z rady? – spytała, gdy oboje weszli na podwórze.

Tylko to, co powinni wiedzieć.

Mam nadzieję, iż podkreśliłeś, że wszystko między nami skończone.

Wspomniałeś im o Patsy?

Gdy dotarli do samochodu, Dawid zatrzymał się i spojrzał ku stajniom. – Podjęliśmy z Patsy pewne decyzje – rzekł. – Ona zna mnie lepiej niż ja sam siebie. Pierwsza wypowiedziała to, co było oczywiste. Amandzie mocniej zabiło serce. Przygotowała się wewnętrznie na wiadomość o zaręczynach.

Postanowiliśmy się rozstać. Nie żywimy do siebie gwałtownych uczuć, więc problem rozwiąże się bezboleśnie.

Nie rozumiem – zdumiała się Amanda.

Olśnienie moje, sądzę, że doskonale rozumiesz. Pochylił się i pocałował ją łagodnie, a gdy jęknęła, poczuł napływ żądzy równie silny jak w czasach, gdy byli małżeństwem. Nie rozchylił warg Amandy, lecz wyprostował się równie nagle, jak skłonił ku jej twarzy. Gdy odzyskał panowanie nad sobą, uśmiechnął się tylko na widok jej zakłopotania.

To ciągłe we mnie tkwi – rzekł.

Myślę, iż powinieneś jechać – wymamrotała.

Powiedz, że tego chciałaś – nalegał.

Chciałam – przyznała cicho, odwróciła się i odeszła w kierunku kortu. Czy naprawdę wiedziała, czego pragnie? Zamierzała oddalić się czy oczekiwała, że jej były mąż ruszy za nią i pochwyci w objęcia? Dawid nie pozwoli się już więcej odrzucać, nie zechce uprawiać gier. Dawid obserwował, jak odchodziła. Nie ruszył się z miejsca. Gdy zupełnie się uspokoił, wsiadł do auta i odjechał.

Dwadzieścia minut później wrócił pieszo z Sycamore Hall na kort tenisowy Mendenhallów. Gdy zbliżył się do River’s Edge, usłyszał rytmiczne uderzenia piłki o ścianę, a wyobraźnia podsunęła mu natychmiast obraz Amandy. Czuł, jak oczekiwanie napina mu mięśnie. Ucieszył się, gdy na jego widok Amanda przepuściła piłkę. Tym razem niósł butelkę szampana i dwa wysokie kieliszki.

Grasz równie dobrze jak zawsze? – zapytał.

Tak, do chwili gdy pojawiasz się na horyzoncie, by mnie przestraszyć.

Myślałam, że pojechałeś do domu.

Powrót do domu niczego nie załatwia. Opowiedz mi o swojej grze.

Co takiego?

O tenisie. Powinniśmy zacząć rozmawiać. Do tej pory nie mieliśmy okazji.

Dawidzie, nie wprawiaj mnie w zakłopotanie – westchnęła Amanda.

Oboje jesteśmy nieco zmieszani.

Co za perwersja – mruknęła, lecz uśmiechnęła się lekko.

W tenisa gram całkiem nieźle. Muszę regularnie ćwiczyć.

Przerwałem ćwiczenia – zauważył Dawid.

Tak – przyznała.

Słuchaj, to ważne, co powiedziałem dzisiaj na temat twojej pracy. Nigdy nie widziałem cię w akcji. Gdy byliśmy małżeństwem, nie starczało na to czasu.

Nigdy nie miałeś czasu.

Dawid odkorkował butelkę i napełnił kieliszki.

To dla ciebie. Za te wszystkie okazje, przy których nie składałem ci gratulacji.

Nie wiem, co powiedzieć.

Oczywiście, że wiesz.

Dziękuję.

Proszę bardzo.

Wypili szampana. Oboje nadal czuli się zmieszani. – Czy naprawdę nigdy nie mieliśmy czasu dla siebie? Gdy na ciebie patrzę, nie wszystko wydaje się takie jasne – zauważył Dawid. – Jaki sens, by to roztrząsać? Zamknięta sprawa.

Nie powtórzysz tego, patrząc mi w oczy. Być może rozumiesz równie mało jak ja ze wszystkiego, co się dzieje, lecz z pewnością coś czujesz. Czyżbyś była tak zaabsorbowana własnym cierpieniem, że nie zauważasz mojego? Twoje zmieszanie przyprawia mnie o tortury.

Chyba widzisz, jak bardzo staram się tego unikać. Proszę, trzymaj się ode mnie z dala.

Nie mogę. W ciągu jednego popołudnia przewróciłaś mi życie do góry nogami. Byłem samolubny, arogancki, agresywny, bo musiałem zwalczać w sobie pragnienia, które obudziłaś, a które rozdzierały mnie na części. – Świetnie sobie radzisz. Robisz karierę, masz przyjaciół, kobietę, którą kochasz, uporządkowane życie.

Moje życie pogrąża się w chaosie przez kobietę, którą kochałem. Nie ma w nim miejsca na żadną inną, póki nie przekonam się, co nas jeszcze łączy. – Myślę, że będzie lepiej, jeśli się rozstaniemy – szepnęła Amanda i z kieliszkiem w ręku zaczęła iść przez trawnik, a Dawid podążył za nią. – Przez sześć lat byłaś dla mnie jak martwa – rzekł. – Nie widywałem cię i nie zaprzątałaś moich myśli. Wszystko jakoś się układało, aż nagle wróciłaś. – To wszystko chemia, hormony. W końcu nauczyliśmy się chyba czegoś na błędach.

Słuchaj, jestem zupełnie innym człowiekiem niż sześć lat temu – rzekł Dawid. – Ty też się zmieniłaś. Nawet gdy starasz się na mnie nie patrzeć, widzę, jak reagujesz. Ściany walą się wokół ciebie, a ty próbujesz podeprzeć je rękami. Dawid nie ośmielił się dotknąć Amandy. Gdy nie odpowiedziała, nie nalegał. Szli obok siebie w milczeniu. W szkle kieliszka Amandy odbijało się słońce, rzucając tęczowe refleksy na piersi Dawida. Dziewczyna patrzyła w ziemię.

Boję się spojrzeć na ciebie – przyznała.

W niedzielę, gdy płakałaś, mogłem stać tak całe popołudnie i przytulać cię. Wtedy zrozumiałem, że nie dam sobie rady, póki nie zbadam wszystkiego, co kryje nasza przeszłość.

Doszli na podwórko i zatrzymali się.

Dziś rano byłem z ciebie dumny. Przeprowadziłaś prezentację tak profesjonalnie.

Mam wprawę. To moja praca. Jestem w niej dobra. – Zawsze to wiedziałem. Powinienem był powiedzieć ci o tym... przedtem.

Szkoda, że tego nie zrobiłeś.

Nie mogłem. Im lepsza byłaś w pracy, tym mniej potrzebowałaś naszego związku.

Niezależność ma swoje zalety – zauważyła Amanda.

Do diabła z niezależnością.

Spojrzeli na siebie. Szampan rozgrzał Dawida i uspokoił nerwy Amandy. – Nie chcę się czuć w ten sposób – rzekła, nie umiejąc odpowiedzieć sobie na żadne z nurtujących pytań.

Nikt by nie chciał, Olśnienie. Tylko my się tak męczymy. – Jesteś utalentowany. Cieszę się, że robisz to, co zawsze chciałeś. Nowy Jork omal cię tego nie pozbawił.

Nigdy nie należałem do cierpliwych. Biuro projektowe Oakhursta daje szerokie pole do popisu. Tego właśnie potrzebowałem. – Zawrzyjmy rozejm. Wilmington to wystarczająco duże miasto dla nas obojga.

Ucichli, zatrzymując się obok stajni. Konie były jeszcze na pastwisku.

Wnętrze pachniało świeżym sianem.

Myślisz, że jeśli wejdziemy do środka... – zaczął Dawid. – Pamiętam tamten świąteczny dzień. Myślę, że to było w boksie na prawo. – Tak – odszepnęła Amanda.

Nic cię wtedy nie powstrzymało – rzekł Dawid, wyjął kieliszek z ręki Amandy i położył dłonie na jej skroniach.

Może, jeśli cofniemy się pamięcią, zrozumiemy, czemu nam się nie udało. Teraz nie potrafię tego wyjaśnić. Patrzyłem na ciebie dziś rano i pamiętałem tylko ten szlafrok, sposób, w jaki się w nim poruszałaś i przytulałaś do mnie w niedzielę. Było mi z tym dobrze. Teraz czuję się jeszcze lepiej. Co się między nami zepsuło, Olśnienie?

Przesunął palcami po włosach Amandy, odchylił jej głowę i pocałował najpierw we włosy, potem w usta. Pocałunek był namiętny, gorący, głęboki. – Nikt nie ma takich ust jak ty – rzekł Dawid.

Wszystko było tak cudownie znajome. Dotyk męskiej twarzy i warg oraz zapach siana przywróciły Amandzie pamięć lipcowego dnia sprzed lat. Uśmiechnęła się wtedy do męża, gdy zaczął zdejmować ubranie z nich obojga.

Chwilę później krzyczała z rozkoszy, odkrywając na nowo urok jego pieszczot. – Wszystko pamiętam – szepnął Dawid do ucha Amandy. – Przez ostatnie tygodnie nic innego nie robiłem, tylko wspominałem. Amanda odsunęła się na chwilę i spojrzała mu w oczy. Był taki przystojny i namiętny. Przez tych kilka lat oboje nabrali nieco dystansu do uczuć, ale czy ona kiedykolwiek naprawdę znała swego męża? Wyprostowała się i ruszyła na podwórze, a Dawid podążył za nią. Gdy doszli do domu, znowu ją pocałował.

Chcę zacząć wszystko jeszcze raz. Tym razem bardziej świadomie. Przyniosłem z sobą coś więcej niż butelkę szampana – rzekł. – Przydźwigałem sześć lat, o którym trzeba porozmawiać, zadać sobie wiele pytań. Wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął mały pakiecik. – Mam nawet zabezpieczenie. Kochaj się ze mną. Pozwól się kochać. W ten sposób zawsze dochodziliśmy do porozumienia. Leż ze mną, rozmawiaj, opowiedz o wszystkim, o czym zechcesz. Potrzebuję tylu odpowiedzi. – Nie wiem...

Jednak Amanda doskonale wiedziała. Każdym centymetrem ciała pragnęła zbliżenia.

Jeśli będziemy się kochać, unieważnimy wszystko, co powiedziałeś Brachmanowi. Zamienimy to w kłamstwo...

Dawid pocałunkiem przerwał potok słów Amandy i przesunął dłońmi po jej piersiach.

Już zaprezentowałaś im ofertę swojej agencji.

Lecz jeśli wygram przetarg, będę z tobą pracować. – Więc wybierz, teraz, od razu – zawołał, całując szyję Amandy i pieszcząc jej uda. – Powstrzymaj mnie.

Wtedy będziesz miał dowód, że praca jest dla mnie ważniejsza niż kochanie się z tobą? – Amanda przylgnęła do niego i odchyliła ciało do tyłu. –

Nie możemy zatracić się w tym wszystkim.

Dawid obrzucił ją wzrokiem pociemniałym od namiętności i zanurzył dłonie w jej włosach.

Potem nadamy temu sens.

Zareagowała jak prawdziwa kobieta, prężąc ciało pod dotykiem męskich dłoni. Westchnęła z rozkoszy. Zarumieniła się i zaczęła oddychać coraz szybciej i szybciej.

Nie możemy. Nie będę... Dla twojego dobra...

Amando!

Opanuj się. Nie zamierzam dowodzić, że najważniejsza dla mnie jest praca, lecz kochać się z tobą to znaczy cię skompromitować. Ja czekam tylko na aprobatę swojej oferty przez Oakhursta, lecz ty jesteś gwiazdą w jego biurze projektowym. Masz przed sobą karierę, którą zaprzepaścisz, jeśli którykolwiek z tych ludzi pomyśli, że nie jesteś uczciwy i jednak utrzymujesz ze mną bliskie stosunki. Jeśli ktoś uzna, że mnie uwiodłeś...

Dawid pieścił jej szyję.

Oboje jesteśmy w tym dobrzy. Wejdźmy do domu, nim obudzisz we mnie zdrowy rozsądek.

Niemal mnie przekonałeś.

Więc kiedy to zrobisz?

śadne z nas tego nie wie.

Znowu ją pocałował.

Musimy zmienić pozycję, by się dowiedzieć.

Dawidzie... – Amanda odsunęła się nieco. – Nie mogę pozwolić, byś ryzykował swoją reputację dla czegoś tak trywialnego jak burza hormonów. – Zaufaj mi. Nie widzę w tym nic trywialnego. Dotknęła dłońmi jego policzków.

Jesteś bardzo przekonujący – rzekła.

Jednak chyba nie dość.

Wystarczająco, byśmy mogli sobie wybaczyć. Trzeba myśleć o przyszłości, o twojej reputacji u Oakhursta. Chcę, byś odszedł, nim popełnimy kolejny błąd.

Dawid przykrył ręką palce swojej byłej żony.

Niech to diabli! Wiem, że masz rację.

Więc proszę, wróć do domu.

To za blisko. Potrzebny mi większy dystans – odrzekł Dawid, całując Amandę w usta. – Przysięgam ci, jeszcze nadejdzie dla nas właściwy czas.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

W niedzielę Amanda poszła do stajni. Siodłając ulubionego ogiera, zaklęła pod nosem. Co zamierzałam osiągnąć, gdybym się z nim kochała, spytała się w duchu. Czyżbym chciała sobie udowodnić, że niczego już do niego nie czuję? Wsiadła na konia i ruszyła przed siebie. Zanosiło się na zmianę pogody, wzmógł się wiatr i chmury zakłębiły się na niebie. Dziewczyna zmusiła konia do galopu.

Gdy zjechała ze wzgórza na pastwisko i minęła las, przez chmury przedostał się promień słońca. Pomyślała o dzieciństwie, o domu, rodzinie, o wszystkim, co stanowiło solidny fundament jej życia. Na tym tle wczorajsze popołudnie wydało się jej szalonym snem. Inną kobietę rozpaliłyby dotknięcia Dawida, ale nie ją. Roześmiała się cicho do siebie, porzucając bezowocne rozmyślania.

Jazda konna podziałała na nią odświeżająco. W niedzielę odbyła jeszcze jedną przejażdżkę. Tym razem myślała o piątkowej prezentacji u Oakhursta. Uznała, że wypadła dobrze, jak prawdziwa profesjonalistka. Kiedy dostanę ten kontrakt, były mąż zobaczy, jaka jestem kompetentna, pomyślała. Pracując razem nad projektem restauracji młyna, będziemy jeszcze baczniej obserwowani przez otoczenie. Należy więc trzymać hormony na wodzy. Jadąc przez pastwisko, najpierw rozglądała się, czy nie zobaczy gdzieś Dawida. Skalistą ścieżką dzielącą River’s Edge od Sycamore Hill ruszyła wzdłuż posiadłości Lydonów i spostrzegła Jace’a Lydona, grającego w tenisa. Mężczyzna, który mu partnerował w grze, nie okazał się Dawidem. Przed powrotem do Wilmington Amanda odwiedziła seniorkę rodziny Lydonów, Maggie. Starsza pani nalegała, by dziewczyna została na herbatę. Jace dołączył do obu kobiet i przysłuchiwał się rodzinnym ploteczkom opowiadanym przez matkę. Maggie bardzo lubiła rozmawiać o koniach, które Lydonowie hodowali w Montanie.

Jace wspomniał o siostrze, która opuściła dom w Sycamore Hill, by przenieść się na ranczo. Napomknął o kowboju, który skradł jej serce. Potem rozmawiali o tenisie, Maggie pytała o rodziców Amandy, a przy drugiej filiżance herbaty zauważyła, iż to niezwykły zbieg okoliczności, że Dawid Smith wynajął dom jej córki.

Tak – mruknęła Amanda.

Jestem członkinią tutejszego Towarzystwa Historycznego – ciągnęła starsza pani – więc nie miałam nic przeciwko temu, by osiedlił się u nas architekt, który będzie zajmował się restauracją młyna. Potem okazało się, że to twój Dawid.

Już nie mój, pani Lydon.

Oczywiście, ale jest czarujący jak dawniej. Pamiętasz to noworoczne przyjęcie, które wydałam na waszą cześć? Twoja matka była taka zmartwiona, że z nim uciekłaś. Potem jednak oboje rodzice polubili Dawida. – To dawne czasy.

Tak – westchnęła Maggie. – Moja własna córka znalazła sobie kowboja. Wyobrażasz sobie? Dory Lydon i zarządca rancza! Nawet dorosłe dzieci potrafią spłatać figla rodzicom.

Można to i tak nazwać, pomyślała Amanda.

Mam nadzieję, że oboje nie czujecie już do siebie żalu – rzekła starsza pani. – Jace mówił, iż nieźle się między wami układa. To dobrze, moje dziecko. Nigdy nie uważałam Dawida za zwyczajnego dzierżawcę domu. – Nie żywimy do siebie urazy. Każde z nas żyje własnym życiem –przyznała Amanda.

Maggie Lydon pokiwała palcem.

Nie powinniście się wzajemnie ranić. Oboje jesteście tacy pełni życia, robicie wspaniałe kariery.

I ja, i Dawid podążamy własnymi drogami – powiedziała Amanda.

To dobrze. Staraj się, by nie dożyć mego wieku z sercem pełnym żalu. Ja i mój mąż mieliśmy swoje wzloty i upadki, lecz nie zostawiliśmy za sobą żadnych nie rozwiązanych problemów. Przeżyliśmy wspaniałe życie, a kiedy przyjdzie czas, moje prochy spoczną obok niego. śycie byłoby bez wartości, gdybyś nie wkładała w nie całego serca – zakończyła Maggie. Wracając od Lydonów, Amanda przez dłuższą chwilę wpatrywała się w dom wynajmowany przez Dawida, potem skręciła w przeciwną stronę do River’s Edge.

Zjadła szybką kolację z Jimersonami, zabrała Liptona i pojechała do Wilmington. Padał deszcz, a ona myślała o propozycji Dawida i o tym, że nie widziała go od piątku. Nagłe zniknięcia nie były w jego stylu. Już raczej w jej własnym. Gdy wracała z samotnych spacerów, Dawid czekał zawsze cichy i spokojny. Najczęściej tkwił nad deską kreślarską, zatopiony w pracy. Traktował swoje zajęcia jak panaceum na ich wspólne problemy. Nie pomogło. Może byłoby lepiej, gdyby częściej ze sobą rozmawiali.

Spóźniony refleks – mruknęła do siebie już w domu, sięgając po jedzenie do lodówki.

Obejrzała film z Katharine Hepburn i pomyślała, że żałuje momentu, w którym pozwoliła Dawidowi Smithowi ponownie wkroczyć w jej życie. Nowy tydzień rozpoczął się słoneczną pogodą. Amanda próbowała skoncentrować się na kolejnych zadaniach, lecz podświadomie ciągle czekała na wiadomość z biura Oakhursta. Jej współpracownicy wydawali się nienaturalnie weseli. Karen ustawiła świeże kwiaty na biurkach w agencji. Marko słuchał muzyki klasycznej i w przypływie dobrego humoru przetańczył z szefową kilka kroków walca.

To pewnie opary kleju – wyjaśnił, gdy protestowała przeciw tej formie aktywności.

Raczej twój nieuleczalny optymizm. Proszę, daj mi spokój – rzekła. – Ty też powinnaś mieć w sobie więcej optymizmu. Co ci przyjdzie z ciągłego ogryzania paznokci i migren?

Słuchaj, chodzi o interesy. Ktoś tu musi być poważny – powiedziała Amanda.

Ja bardzo serio traktuję swoją pracę – zapewnił ją rysownik. – To, co powiedziałem, odnosiło się do żądzy, którą odczuwasz wobec byłego męża. – Nic podobnego!

No dobrze, wybacz.

Widzę, że nie jestem sobą – przyznała Amanda. – Może to napięcie spowodowane oczekiwaniem na decyzję Oakhursta. – Zdarzało się nam czekać na ważniejsze rozstrzygnięcia. – Marko uśmiechnął się niewinnie. – Jeśli przyjmą naszą ofertę, co wtedy? Co zamierzasz zrobić ze swoim architektem? – Nic.

Miała rację, jeśli chodziło o niemożność pozbycia się myśli o Dawidzie, o chwilach w jego ramionach, o gwałtownych zmianach nastroju, gdy się pojawiał, i wszystkim, co wiązało się z jego stanowczym postanowieniem, by znów zaistnieć w jej życiu.

Jednak nie przyznała się przyjacielowi do swoich uczuć. Wróciła do gabinetu i zamknęła drzwi.

Następnego dnia pracowała nad kolejnymi zleceniami, stukając palcem w biurko i powtarzając w duchu: „jestem w tym dobra”, jakby ktokolwiek zgłaszał co do tego wątpliwości.

Zaprosiła jednego z klientów na lunch i przy sałatce ubiła niezły interes.

W czasie jedzenia nadal myślała o Radzie Konserwacji Zabytków. W środę myśl o rozstrzygnięciu przetargu na obsługę reklamową przedsięwzięcia Oakhursta towarzyszyła jej przez cały dzień. Wyobrażała sobie, jak członkowie rady zbierają się, by podjąć decyzję. Dawid Smith na pewno ma własną opinię, niezależnie od tego, że nie będzie jej wyrażał. Nieważne, iż nie podzieli się nią z komitetem. Po sześciu latach rozłąki z mężem Amanda ciągle czuła się przezeń oceniana.

Telefon zadzwonił o czwartej po południu. Karen weszła do gabinetu Amandy, by zawiadomić, że dzwoni John Wilkins. Pokazała szefowej zaciśnięte kciuki i zamknęła za sobą drzwi.

John – zaczęła Amanda – miałam nadzieję, że zadzwonisz przed końcem dnia.

A więc nie zawiodłem – odrzekł mężczyzna. – Nie będę trzymał cię w niepewności. Przyjęliśmy ofertę Samuelsa. Ceny, jakie zaproponowałaś, były konkurencyjne, lecz jego prezentacja wydała się nieco bliższa naszym oczekiwaniom. W twojej też było kilka wspaniałych pomysłów. Wierzę, że twoja agencja jeszcze wiele osiągnie na rynku reklamy. Amanda wypowiedziała parę zdawkowych formułek i podziękowała uprzejmie za wiadomość. Przepełniało ją rozczarowanie. Wszystko skończone. Po takim wysiłku i napięciu kilkuminutowa wymiana zdań położyła kres jej marzeniom. Amanda czuła, że pali ją w gardle.

Spojrzała na telefon. Agencja Samuelsa była bastionem męskiej pewności siebie, wielką, dobrze prosperującą firmą, która oferowała klientom poczucie bezpieczeństwa, choć jej samej wydawała się nudna i pozbawiona twórczego ducha.

Amanda czuła się wyczerpana. Usiadła za biurkiem, próbując zebrać myśli. Pragnęła znaleźć się teraz gdziekolwiek, byle nie tutaj. Zgarnęła teczkę i sweter. Otworzyła drzwi. Marko siedział na krawędzi biurka Karen i oboje wpatrywali się z nadzieją w szefową.

Przykro mi, ale przegraliśmy na rzecz Samuelsa – rzekła. – Wychodzisz? – spytał rysownik i zaklął pod nosem. Amanda skinęła głową.

Zamknijcie o piątej. Zobaczymy się rano. Marko odprowadził ją aż na ulicę.

Może zaprosiłbym cię na kolację i do kina?

Nie, ale dziękuję za propozycję.

A może zrobiłbym tortellini...

Jedzenie nic nie pomoże. Muszę pobyć sama.

W porządku. Zrobiliśmy wszystko, co się dało. Nie pomrzemy z głodu bez tego kontraktu.

Nie chodzi o głód.

Czy jesteś wreszcie gotowa przyznać, o co naprawdę chodzi?

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Dawid siedział przy kreślarskim stole przepełniony poczuciem winy, któremu towarzyszył jednak pewien rodzaj ulgi. Agencja Samuelsa przygotowała znakomity projekt kampanii reklamowej na rzecz odbudowy młyna i sprawiedliwie wygrała przetarg. Architekt uderzał ołówkiem w blat stołu, próbując się skoncentrować.

Niesamowite – mruknął, sięgając po słuchawkę telefonu. Pół godziny później, po uzyskaniu informacji od Marka, pukał do kuchennych drzwi posiadłości River’s Edge. Gdy nikt nie odpowiedział, Dawid pozwolił sobie wejść do środka. Niewiele brakowało, a nadepnąłby kota, śpiącego przy progu.

Lipton, jesteś dobrym znakiem. Twoja pani musi być gdzieś w pobliżu –powiedział do siebie.

Na stole, obok koszyka z bułeczkami spostrzegł kartkę z wiadomością. „Amando, dziękuję, że zajęłaś się końmi. Scott z rodziną wróci w piątek wieczorem. My będziemy w domu w niedzielę. Hannah”. Dawid wyszedł na pastwisko, minął je i skierował się ku nadrzecznej łące. Spostrzegł Amandę dużo wcześniej niż ona jego. Jechała konno, wspaniale trzymając się w siodle. Miała na sobie bawełniany sweterek i dżinsy. Spod jeździeckiej czapeczki wymykały się jej włosy. Na ten widok Dawid poczuł znajomy ból w całym ciele. Było to odczucie, które towarzyszyło mu, ilekroć samotnie kładł się do łóżka.

W powietrzu pachniało jesienią, wilgotną ziemią i opadającymi liśćmi. Amanda zatrzymała się nad brzegiem rzeki i zapatrzyła w wodę. Gdy Dawid zbliżał się do niej, próbując uspokoić bicie serca, koń wyczuł obcego i parsknął, a ona obróciła się w siodle.

Dawid wsunął ręce do kieszeni i przyspieszył kroku. Miał na sobie tweedową, sportową marynarkę, a z kieszeni flanelowej koszuli wystawały mu okulary i pióro.

Wiedziałem, że znajdę cię tutaj – rzekł na powitanie.

A szukałeś?

Marko powiedział, że wyjechałaś z miasta. W kuchni znalazłem kartkę.

Zostajesz tu na noc?

Zajmuję się końmi.

A co z uczuciami?

Jeśli zamierzasz powtórzyć piątkową propozycję, to wiedz, że mnie ona nie interesuje.

Mnie również. Spotkali się spojrzeniami.

Zsiądź z konia.

Wracaj do siebie. Ja mam zamiar przeprawić się przez rzekę.

Dawid chwycił lejce.

Zsiądź albo ja wskoczę na siodło. Amanda zeskoczyła z konia.

Tracisz czas. Nie mam chęci na rozmowę – rzekła. – To ja ci coś powiem. Któreś z nas musi wreszcie stwierdzić, że przegrałaś przetarg u Oakhursta. Przykro mi, ale to prawda. Amanda żachnęła się.

Miałam niewielką szansę, odkąd odkryli prawdę o nas. Nawet gdyby przysięgali, że nie brali tego pod uwagę, ta wiedza z pewnością miała jakiś wpływ na ich decyzję.

Komitet długo zastanawiał się, zanim ją podjął. Czemu mnie obwiniasz? Przegrałaś w uczciwej konkurencji, Olśnienie moje. Ludzie Samuelsa okazali się lepsi.

Tak, dokładnie odpowiadali waszym potrzebom. Panowie w średnim wieku.

Są bardzo zdolni. Mają duże doświadczenie i świetnie przygotowali prezentację.

A ja nie? Dawid roześmiał się.

Kto by pomyślał, że będę kiedyś oceniał twoje profesjonalne przygotowanie? To, co zrobiłaś, również było znakomite. Wszyscy biorący udział w przetargu okazali się dobrzy. Wybrano projekt najbliższy oczekiwaniom rady. Nie myśl, iż nie stanowiłaś dla innych konkurencji. – Dobrze wiem, jak należy startować w takich przetargach. – Oczywiście. Pamiętam twoje pierwsze kroki w Princeton. Przecież wzięłaś szturmem Seattle, gdy ja po czternaście godzin na dobę siedziałem nad deską kreślarską. Tygodniami uważałem cię za Midasa reklamy, który wszystko przemienia w złoto.

Dzisiaj jakoś się pogubiłam. Dawid ujął Amandę za ramiona. – Czemu po tylu latach tak cholernie zależy ci na tym, by mi udowodnić, że nie możesz przegrać?

Nie wiesz? Moja praca to jedyny obszar, na którym dotąd nie poniosłam klęski. Ciebie unieszczęśliwiałam coraz bardziej z każdym miesiącem naszego związku. Nigdy nie byłam tą, której chciałeś. Za to przynajmniej w agencji robiłam coś pożytecznego i czułam się doceniana. – Czy kiedykolwiek wiedziałaś, czego pragnę? Czy poświęciłaś trochę czasu, by się dowiedzieć, czego mi trzeba?

Próbowałam, lecz nie chciałeś ani mnie, ani moich pieniędzy.

Czułaś się dotknięta przymusem zarabiania.

Nie tak bardzo jak ty przymusem brania ode mnie pieniędzy.

Dawid pogładził Amandę po policzku.

Czego ty chcesz? – zapytał. – Czemu nie mogliśmy osiągnąć tego razem? Dlaczego tak istotne było dla ciebie zaczynanie wszystkiego beze mnie? – Przecież mnie nie chciałeś – rzekła, odwróciła się i spróbowała włożyć nogę w strzemię, lecz Dawid temu przeszkodził.

Nie ma sensu uciekać. Zostań i skończ, co zaczęłaś. W piątek byliśmy już tak blisko siebie, iż prawie zapomniałem, że nas coś dzieli. – Zawsze miałeś własne życie. Kończyłeś studia. Twoje koleżanki wiedziały o tobie więcej niż ja. Nigdy nie było cię w domu. – Dom był pusty. Nie miałem do kogo wracać.

Bo siedziałam w pracy, by zarabiać na to wszystko. – A może chciałaś udowodnić, że już mnie nie potrzebujesz, i tylko wmawiałaś sobie, iż to ja nie potrzebuję ciebie?

Dawid czuł, jak wypełniają go stare żale, o których tyle razy próbował zapomnieć.

Znalazłam sobie coś, co przywracało poczucie wartości. Zdobywałam pieniądze dla ciebie, dla nas.

Ale już nie było żadnego „my”.

Bo ty tego nie chciałeś. Nie chciałeś mnie.

Zawsze, zawsze cię chciałem, lecz nie potrafiłem się do tego przyznać. – Dawid usiłował mówić spokojnie. – Wszystko, co przynosiłaś do domu, uświadamiało mi, że się nie sprawdzam jako partner. Czułem się nieszczęśliwy. Jak mogliśmy zadowolić jedno drugie, skoro nie zadowalaliśmy samych siebie? Amanda czuła, że płonie. Dawid mówił prawdę, a jego słowa sprawiały, iż ożywała pamięć dawnych czasów.

Niczego tak nie pragnęłam, jak tego, by cię uszczęśliwić. Nic widzisz, jakie to niebezpieczne? Skoro tego nie potrafiłam, nic pozostało nic innego, jak starać się zadowolić samą siebie.

Praca zastąpiła ci wszystko inne. Czy ja cię odepchnąłem? Czy nasze wspólne życie było takie złe?

Okazaliśmy się w wielu sprawach zbyt naiwni.

Przecież bywaliśmy również szczęśliwi – powiedział Dawid, rozluźniając uścisk dłoni na ramionach Amandy.

Przez bawełnę sweterka dziewczyna czuła ciepło jego rąk, jakby dotykał nagiej skóry.

Piątek przypomniał nam to szczęście, Olśnienie moje – rzekł Dawid i sięgnął ku piersi Amandy.

Położyła palce na jego dłoni.

Popełnilibyśmy błąd. Wiedziałeś o tym, inaczej byś nie odszedł. Dawid przyciągnął ją do siebie tak blisko, iż miał jej twarz tuż obok swojej.

Znowu wracasz do przeszłości, choć jej już nie ma. Przegrałaś przetarg.

Nic, prócz pamięci o złych stronach naszego związku, nie stoi nam na drodze.

Nie ma problemu z osobistą nieuczciwością.

Wcale się tym nie przejmuję.

Może powinnaś. A może już za późno. Gdy przyszedłem tu w piątek, odniosłem wrażenie, że chciałaś mi coś udowodnić. Amanda odsunęła się ó krok.

Potrzebowałaś mnie wtedy, w niedzielę, gdy zobaczyłaś nasze zdjęcie w gazecie – ciągnął. – Mój Boże, nie wyobrażasz sobie, co czułem, gdy usłyszałem, jak wypowiadasz słowa prośby. Potrzebowałaś mnie i nienawidziłaś jednocześnie. Rozumiesz? W piątek chciałem ci dowieść, iż potrafię skłonić cię do miłości, że możesz mnie znowu potrzebować. – Tego nie powiedziałeś.

Nieważne. Słuchając cię, byłem skoncentrowany wyłącznie na własnych odczuciach, bo spostrzegłem, że podczas ostatniego weekendu myślałaś o mnie.

Trudno było myśleć o czymkolwiek innym.

Dawid, wiedziony nagłym impulsem, ujął w dłonie twarz Amandy i pocałował. Ciepło jego rąk przeniknęło jej policzki. Zadrżała. Miłość. Od dawna nie myślała o tym uczuciu. Dawid przylgnął do niej całym ciałem i nie ustawał w pocałunkach. Coraz mocniej przyciskał ją do siebie. – Dawidzie!

Odsunął się nieco i spojrzał jej w oczy.

Nic nie stoi już na przeszkodzie, Olśnienie.

Oprócz rzeczywistości – rzekła i wskoczyła na siodło. – Teraz też o tobie myślę – dodała. – Zostaw mnie w spokoju. Tak będzie lepiej dla nas obojga.

Kiedy to się stanie, a stanie się na pewno, zobaczysz, że nasza miłość będzie taka jak kiedyś, zanim zaczęliśmy bardziej serio traktować samych siebie niż nasz związek.

Amanda spojrzała w oczy swojego byłego męża.

Dobrze wiesz, iż jeśli jesteś szczery wobec siebie, nie potrafisz być dobry dla innych, bo czujesz się niespokojny i z siebie niezadowolony. Dawid dotknął końskiej grzywy.

Właśnie taką cię widzę: niespokojną i niezadowoloną z siebie. Podejrzewam, że przyjechałaś tutaj, bo przegrałaś przetarg u Oakhursta i wydaje ci się, iż poniosłaś klęskę również w moich oczach. Ta myśl tak ci dokuczała, aż wypędziła z jedynego miejsca, w którym czułaś się bezpiecznie, to znaczy z twojej agencji.

Amanda poczerwieniała i spięła konia ostrogą. Zwierzę ruszyło galopem, pozostawiając Dawida nad brzegiem rzeki. Amanda nawet się nie obejrzała. Jeszcze zanim dotarła do lasu, poczuła się zażenowana własną ucieczką.

Zupełnie tak samo uciekała dawniej z mieszkania, gdy była jeszcze mężatką. Jednak żadna z ucieczek nie rozwiązywała problemu, nie pomagała jej pozbyć się uczucia klęski.

Amanda zwolniła galop i spokojnie jechała ku stajni. Po drodze uświadomiła sobie, iż każda taka ucieczka kończyła się spotkaniem z byłym mężem, który w przedziwny sposób podążał jej śladami. Oczekiwanie sprawiło, że serce biło jej szybciej, gdy zbliżała się do końskiego boksu, w którym kiedyś przeżyła wspaniałe chwile z Dawidem. Pamięć podsuwała żywe obrazy tamtej miłości. Tym razem jednak w stajni nie było nikogo. Amanda puściła konia na pastwisko, potem nakarmiła i napoiła wszystkie zwierzęta. Przez cały czas towarzyszyło jej uczucie rozczarowania, bo w pobliżu nie było Dawida.

Gdy zaczęła zdejmować strój do konnej jazdy, rozległ się znajomy głos, żartobliwy i namiętny zarazem.

Nie przestawaj.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

To jedyny sposób, dzięki któremu zawsze się porozumiewaliśmy –powiedział Dawid.

Gdy Amanda odwróciła głowę, serce zabiło mu tak głośno, że niczego więcej nie słyszał.

Nigdzie nie czułem się lepiej niż tutaj w tamten gorący, lipcowy dzień –dorzucił. – Oboje doskonale wiedzieliśmy, czego chcemy. Nic dobrego nie przyjdzie z prób wymazania tego z pamięci.

Amanda w milczeniu sięgnęła do paska spodni i zaczęła go rozpinać, stojąc w takiej pozycji, że jej były mąż nie mógł nic widzieć. Bardzo wolno ściągnęła sweter. Wtedy Dawid rozerwał guziki koszuli. Amanda rzuciła na podłogę stanik.

Dawid zapragnął wziąć ją natychmiast w ramiona. Podszedł, dotykając nagą piersią obnażonych pleców dziewczyny. Objął ją od tyłu, kładąc dłonie na piersiach. Westchnął głęboko, gdy poczuł aksamit kobiecego ciała. Amanda zamruczała jak kotka, gdy całował jej szyję, ramiona, płatki uszu. – Potrzebowałaś tego – szepnął, odwrócił Amandę do siebie i uśmiechnął się na widok błogości malującej się w jej oczach.

Przede wszystkim ja tego potrzebowałem – przyznał. – Przesunął palcem po wargach byłej żony.

Od łat nie widziałem takiego wyrazu kobiecej twarzy – rzekł. – Słuchaj, wiemy, co robimy, jesteśmy dorośli, więc chyba nie będziemy tego żałować – powiedziała Amanda.

Kiedyś żałowałem, być może później znowu będę żałował, ale już dawno przestałem racjonalizować to, co odczuwam. W tej chwili nie był w stanie myśleć rozsądnie i wcale tego nie pragnął. – Jesteś do tego stworzony – szepnęła Amanda, pieszcząc delikatnie skórę Dawida.

Pieszczoty Amandy doprowadzały go do szaleństwa. Słońce niemal skryło się już za drzewami, lecz Dawid nie czuł chłodu. Przesunął się wraz z Amandą do jednego z wolnych boksów stajni. Widział, że w podnieceniu oddychała coraz krócej i gwałtowniej.

Nie czekali ani minuty. Dawid przytrzymał dłonią głowę Amandy i zatonął w pocałunku. Drugą ręką przycisnął dziewczynę do siebie, pragnąc poczuć każdy centymetr jej ciała.

Jimersonów nie ma – szepnęła. – Nikogo nie ma. Skinął głową. – Dotknij mnie – poprosił, całując jej powieki i skronie. – Patrz na mnie, Olśnienie – błagał, a gdy spojrzała mu w oczy, zaczął całować jej piersi. – Jesteś rozpalony – powiedziała.

Dawid płonął od pocałunków, którymi Amanda pokrywała jego ramiona, pierś i usta. Tracił oddech, gdy łagodnymi dotknięciami pieściła całe ciało. Rzucił ją na siano, do granic wytrzymałości podniecony jej pieszczotami. – Gdy tylko ujrzałem cię w peniuarze, przypomniałem sobie, jaki smak ma twoja skóra, jak poruszają ci się piersi, gdy kochasz, i pomyślałem, że tak będzie i teraz.

I teraz – powtórzyła, skoncentrowana jedynie na ruchu męskich dłoni przesuwających się po skórze.

Krzyknęła z rozkoszy i przycisnęła Dawida do siebie. On zaś poczuł, że zadrżała. Wyraźnie czuł bicie jej serca tuż przy swoim. Wreszcie znaleźli wspólny rytm i oddali się rozkoszy. Dawid przeżywał niewypowiedziane szczęście, gdy w porywie namiętności Amanda krzyczała jego imię. Kiedy wniknął w jej ciało, nie myślał o niczym innym, jak tylko o tym, że są razem. Amanda wtuliła się w jego ramię.

Olśnienie moje – szepnął. – Jak mogliśmy to zagubić? – To za mało, by utrzymać związek. Wtedy nie wystarczyło i teraz też –rzekła, przeciągając palcami po jego dłoni. – Co robimy dalej? – spytała. – Najpierw się ubierzemy. śałujesz? – spytał.

Mój żal dotyczy związanego z tobą poczucia klęski.

Ależ niczego nie przegrałaś.

Lepiej układałaby ci się praca, gdybyś miał mniej stresów w domu. To przed tobą rysowała się wspaniała przyszłość, nie przede mną. Zamierzaliśmy oboje na nią pracować.

Zaangażowałaś się w sprawy reklamy i świetnie ci szło.

Ale nienawidziłeś mojego zajęcia.

Nienawidziłem, bo czułem się od ciebie zależny, lecz to nie znaczy, że mnie straciłaś. Po prostu okazałem się znacznie bardziej samolubny, niż powinienem. – Dawid pocałował pierś Amandy. – Trzeba by zacząć od nowa. Może coś dobrego wyszłoby z faktu, że twoje bieżące sprawy zawodowe ułożyły się nie najlepiej.

Te sprawy najmniej nas w tej chwili interesują – rzekła Amanda. –

Zostań – dodała, przesuwając dłonią po włosach Dawida.

Dawid usiadł i zaczął się ubierać.

Co sądzisz o kolacji poza domem?

Hannah zostawiła zbyt dużo jedzenia. Zjedzmy na miejscu. – Obawiasz się, że ktoś cię ze mną zobaczy? Amanda włożyła sweterek, nie zawracając sobie głowy stanikiem, i sięgnęła po dżinsy. – Prawdę powiedziawszy, już to, co teraz zrobiliśmy, jest wystarczająco kłopotliwe. Nawet jeśli założyć, że nie współpracujemy z sobą zawodowo, postąpiliśmy nierozsądnie.

A co takiego zrobiliśmy, Olśnienie moje? Kochaliśmy się po prostu –powiedział Dawid, ująwszy ją za ramię. – Masz na to inny pomysł? – Nasuwają się same pytania bez odpowiedzi – rzekła. Poszli razem do domu. W kuchni Amanda wzięła na ręce kota i uśmiechnęła się zagadkowo. – Z czego się śmiejesz? – spytał Dawid.

Ilekroć cię widziałam, zawsze prezentowałeś się jak dyrektor banku. Teraz koszula wychodzi ci ze spodni, masz potargane włosy, a skarpetki wepchnąłeś do kieszeni. Zabawny kontrast.

Dawid wydobył z kieszeni stanik Amandy.

Skarpetki mam na nogach – wyjaśnił. – Świetnie wyglądasz bez tego szczegółu stroju, wolna i bardzo pociągająca.

Amanda zabrała mu stanik i podała kota.

Nakarm go – powiedziała – A czym masz zamiar nas poczęstować? –zainteresował się Dawid, gdy Lipton zasiadł nad swoją porcją. – Sam coś wybierz, ja wezmę prysznic. Zajrzyj do lodówki. Myślę, że przez te lata podszkoliłeś się kulinarnie.

Sądząc z twoich reakcji w stajni, nie wszystkie rodzaje mojej aktywności wymagają udoskonalenia.

Amanda rzuciła w niego ścierką i zniknęła w łazience. Gdy namydliła się już, prychnęła ze zdziwienia, dostrzegłszy przez szklane drzwi kabiny prysznicowej zarys męskiej sylwetki.

W tym domu jest pięć łazienek – zawołała. – Proponuję, byś znalazł sobie wolną. Dość obrażania moralności.

Po skroniach spływał jej szampon, gdy próbowała przytrzymać drzwi kabiny.

Trochę za późno. Fałszywa moralność nigdy nie była w moim stylu. –

Dawid uchylił drzwi. – Były otwarte, więc uznałem to za zaproszenie –wyjaśnił.

Gdy Scott miał dziesięć lat, przewrócił się pod prysznicem i tata musiał zdejmować drzwi z zawiasów, żeby się tam dostać. Od tego czasu nikt z nas nie zamyka się w łazience. Dobrze o tym wiedziałeś, mój były mężu. – Nie możesz oczekiwać, że wszystko będę pamiętać – rzekł Dawid, rozbierając się po raz drugi tego popołudnia.

Selektywna pamięć przysporzy ci kłopotów.

Pewne rzeczy warto pamiętać, a o innych zapomnieć. – Jak, według ciebie, powinnam się zachować, gdy się tu wśliznąłeś? –spytała, robiąc mu miejsce.

Dostarczyłaś mi tylu niesamowitych wrażeń przez ostatnie dwa tygodnie, że to ja powinienem krzyczeć na twój widok. – A ja tyle razy oglądałam horrory, iż już nic mnie nie przestraszy.

Dawid przesunął dłonią po plecach Amandy, aż poczuła bolesną rozkosz. Tylko on umiał wzbudzić w niej takie odczucie. Wyjął mydło z rąk Amandy i teraz nim zaczął przesuwać po jej ciele.

Tego oczekiwałam – mruknęła.

Więc się nie rozczarujesz.

Namydlił jej piersi, potem oddał mydło, ujął Amandę za rękę i skierował ku swemu ciału.

Już wiesz, na czym to polega?

Ciekawie się zaczyna.

Jest jeszcze wcześnie, wiele może się zdarzyć.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Wykąpani i ubrani zeszli do kuchni, by zjeść wczesną kolację, na którą Dawid podał kurczaka z groszkiem. Amanda w ciągu ośmiu minut przygotowała ziemniaki w kuchence mikrofalowej.

Myślę, że powinniśmy jakoś zapanować nad biegiem zdarzeń – rzekła, stając przy zlewie.

Sama w to nie wierzysz.

Może powinnam powiedzieć, że ja zamierzam to zrobić.

Sądzę, iż chcesz, by rzecz się rozwijała.

Nie masz zielonego pojęcia o moich pragnieniach i potrzebach.

Uśmiechnął się, zmywając talerz.

Zrobimy trochę porządku po kolacji – zauważył.

Przestań zmywać.

Muszę czymś zająć ręce. Daj swój talerz i powiedz, czego takiego potrzebujesz, o czym ja nie wiem.

Słuchaj, to, że przeżyliśmy pewne oszołomienie w stajni...

I pod prysznicem – dorzucił.

I pod prysznicem – powtórzyła – wcale nie znaczy, iż łączy nas coś innego niż w poprzednim związku.

W małżeństwie – poprawił.

Skompromitowaliśmy to słowo.

Denerwujesz się jak kiedyś – stwierdził Dawid, wycierając talerz.

Przestań!

Zmywać czy analizować sytuację?

Jedno i drugie.

Jeśli mnie pamięć nie myli, zwykłaś w takich przypadkach rzucać czymś lub wychodzić z domu. Sugeruję to drugie. Tu jest bezpieczniej niż na Manhattanie, więc nie będę się tak niepokoił o to, dokąd poszłaś. Zastaniesz mnie, gdy wrócisz.

Nigdy się tym nie przejmowałeś. Dawid westchnął po chwili milczenia.

Po prostu o tym nie wiedziałaś.

Nie mam zamiaru niczym rzucać ani nigdzie wychodzić. Proszę, byś raczej ty sobie poszedł. Rozkojarzyło mnie dzisiejsze popołudnie. Nie powinniśmy byli robić tego, co zrobiliśmy. To impulsywne i głupie. – Jesteś najwspanialsza, gdy działasz impulsywnie.

Naprawdę chcę zostać sama.

Byłaś sama przez sześć lat. – Dawid skończył zmywanie i wytarł ręce. –

Nie ma czego żałować. Stało się. Było świetnie, choć przez ostatnie łata każde z nas miało własne życie, przyjaciół i cele do osiągnięcia. – Najlepiej posłużył nam rozwód. Spójrz, do czego doszliśmy oddzielnie. Dawid chwycił Amandę w ramiona i przycisnął do siebie tak mocno, że na moment straciła oddech.

Więc czemu było nam teraz tak dobrze?

Bo potraktowaliśmy to jak wyzwanie i chcieliśmy czemuś zaprzeczyć. Zresztą kto wie? Nie jesteśmy już tymi dziećmi, które kochały się w ruinach starego młyna. Przestań wracać do przeszłości. Wiesz, jak to się skończyło. Przegraliśmy, taka jest prawda. – Amanda wysunęła się z objęć Dawida. – Nie powinieneś był przychodzić tu w zeszłym tygodniu z szampanem ani odwiedzać mnie dzisiaj. Przez nas zniszczyłeś swój związek z Patsy. – Jeszcze nie ma żadnych „nas”. Teraz, gdy zniknął argument o konflikcie interesów zawodowych, wyciągasz sprawę Patsy. Amanda spróbowała się odwrócić, lecz Dawid chwycił ją za ramię. – Nikt nie zajął twojego miejsca. – Dawid zbliżył twarz do ucha Amandy, jakby nie byli sami. – Znam twoje ciało jak swoje własne. Być może dziś po południu zaspokoiłem twoją ciekawość, lecz sam nie czuję się jeszcze usatysfakcjonowany.

Jeśli zostaniesz, rozczarujesz się.

Tobą? – Dawid ustawił Amandę w odległości wyciągniętej ręki. –

Teraz, gdy tyle osiągnęłaś? Pozwól, bym sam się o tym przekonał. Daj nam szansę.

Czemu nie przyjmiesz do wiadomości, że już nic dla siebie nie znaczymy?

Nie wierzę w to, podobnie jak ty.

Wiem tylko, że odkąd wkroczyłeś w moje życie, nie mam chwili spokoju.

To jest nas dwoje. – Dawid pocałował Amandę w czubek nosa.

Siedzieli w salonie przy kawie i rozmawiali na niezobowiązujące tematy. Amanda opowiadała o stanie zdrowia Maggie Lydon, o dzieciństwie spędzonym z Jace’em i Dory, o tym, że obie rodziny kochały konie. Na stoliku stały ciasteczka.

Dawid sięgnął po jedno z nich.

Wiedziałaś, że Maggie jest członkinią Towarzystwa Historycznego?

Myślę, że twoi rodzice również do niego należą.

Wszyscy należymy do tego Towarzystwa.

Świat jest mały.

śycie zatacza tu niewielkie kręgi. Często odwiedzasz Maggie? – spytała Amanda.

Kiedy tylko mogę. W swoim czasie wydała przecież dla nas przyjęcie –uśmiechnął się Dawid.

Byłeś na nim okropnie zdenerwowany.

Bo jako chłopak z robotniczej rodziny znalazłem się nagle wśród ludzi z najlepszego towarzystwa.

Od tamtej chwili przebyłeś długą drogę.

Ty również. Często jeździsz do Waszyngtonu? – zapytał.

Czasami.

Kogo tam zostawiłaś?

Nikogo. Wiesz, że jesteś impertynencki?

Wiem tylko, iż nie otrzymam odpowiedzi, dopóki nie zadam pytania. – Czemu te cholerne odpowiedzi są dla ciebie tak ważne? – spytała Amanda, wpatrując się w swoją filiżankę.

Bo dotyczą ciebie, Olśnienie. Uciekłaś z Nowego Jorku zaraz po rozwodzie, by zacząć wszystko od nowa. Muszą być jakieś przyczyny, dla których opuściłaś również Seattle.

Wcale nie uciekałam. Hargrave i Morton przenieśli mnie do swego biura na Wschodnim Wybrzeżu. W Seattle mogłam się sprawdzić. Nie szukaj trupa w mojej szafie. Ciężko pracowałam, więc zostałam nagrodzona. –

Wróciłaś ze względów zawodowych?

Tak trudno to zrozumieć? Bardziej mnie interesowało prowadzenie własnej firmy, więc powrót do Wilmington wydawał się logiczny. – A sprawy finansowe?

Ojciec udzielił mi pożyczki.

Początkowo nie chciałaś wziąć od niego nawet dziesięciu centów.

Dorosłam – odrzekła spokojnie.

Każdy buntownik musi się ustatkować.

Oczywiście. Ty tego nie zrobiłeś?

Amanda spojrzała uważnie na byłego męża. Od kiedy tak wydoroślał, pomyślała. Słucha z taką uwagą, nadal jest piekielnie przystojny i zagadkowy. – Ja też – westchnął Dawid.

Amanda wstała z kanapy i podeszła do okna. Usiadła w głębokim fotelu i spojrzała w zapadającą ciemność. Gdy podszedł do niej Dawid, zarumieniła się. Sylwetka mężczyzny odbijała się w szybie. Widać było, jak bardzo zmężniał przez ostatnie sześć lat. Miał szerokie barki i płaski brzuch. Amanda pomyślała, że wspaniale wyglądał nagi, i poczuła napięcie.

Dotknął jej zarumienionego policzka.

Wróciłaś tu sama. Nie spotykałaś się z nikim poza kolegami z pracy. Nikt nie odniósł sukcesu tam, gdzie ja przegrałem. Nie wiem czemu, ale poprawia mi to nastrój – stwierdził.

Odwróciła się od okna jeszcze bardziej zaczerwieniona.

Jedno złamane serce wystarczy – rzekła.

Były dwa. Sześć lat to szmat czasu, by się zakochać.

Nie wyjechałam po to, żeby się zakochiwać.

Nie. Chciałaś przede wszystkim zapomnieć.

Nie wierzysz w to, co mówisz – powiedziała Amanda, wstając z fotela.

A w co mam wierzyć?

W to, że odłożyłam na bok wszystkie sercowe sprawy. Pracowałam ciężko dzień i noc. Dopóki Hargrave nie powierzył mi odpowiedzialniejszego stanowiska, mogłam tylko marzyć, by reprezentować jego agencję w Nowym Jorku. Uwierz, że wiele się nauczyłam i wróciłam tu ze zdobytym doświadczeniem.

Mendenhallowie muszą być szczęśliwi, mając cię tu z powrotem.

Tak, rodzina jest ważna.

Wróciłaś ze względów finansowych?

Dlaczego zawsze musimy mówić o pieniądzach?

Bo nigdy ich nie mieliśmy.

Gdybym wzięła pieniądze od rodziny, oznaczałoby to rezygnację z niezależności. Dowiodłabym, że moi krewni mieli rację. Wiele się nauczyłam, wspierając ciebie w czasach naszego związku.

Boże, jakże tego nienawidziłem. Amanda uśmiechnęła się smutno.

Przynajmniej wiem, że nie ożeniłeś się ze mną dla pieniędzy.

Olśnienie...

Zapomnij o tym. Praca okazała się najlepszym, co mnie spotkało. Wiele się dowiedziałam o reklamie, jeszcze więcej o sobie, a może i o swojej rodzinie. – Na pewno mieli rację?

Słusznie się niepokoili, twoi rodzice zresztą również. – To prawda. Martwili się tym, w jaki sposób walczysz ze stresem. Miałaś zwyczaj przerywać mi w pół słowa i wychodzić dokądkolwiek, byle tylko nie wysłuchać mego zdania.

Nie chciałam być świadkiem twojej złości i dezaprobaty. Twego odrzucenia – szepnęła.

Amanda wyciągnęła rękę, jakby chciała zatrzymać Dawida, a gdy przycisnął jej dłoń do piersi, poczuła, że ogarnia ją fala ciepła. – Chodziło o twoje odrzucenie – zareplikował. Amanda spojrzała pytającym wzrokiem, lecz szybko zmieniła temat. – Mój ojciec ucieszy się, gdy usłyszy, że ci się powiodło. Powinieneś się z nim skontaktować. Zawsze interesował się twoją karierą. – Rozluźnione więzy nie mogą się wzmocnić dzięki kontaktom z byłym teściem.

Masz rację. Wybacz – przytaknęła. Dawid objął ją ramieniem.

Nadszedł czas wybaczania – powiedział.

Słowa Dawida podziałały na Amandę jak balsam. Zapragnęła, by został. Podniosła wzrok, a on ją pocałował. Pocałunek był równie gwałtowny, jak nieoczekiwany. Oboje rozchylili usta. Amanda poczuła się dziwnie bezpieczna.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

W ciągu ostatnich sześciu lat Dawid nauczył się żyć chwilą. Gdy zauważył, że jego serce zaczyna bić szybciej, a Amanda może za chwilę zmienić zdanie, postanowił korzystać z okazji. Amanda z niewiadomych względów na razie zachowywała się tak, jak tego pragnął. Nie łudził się za bardzo, że to coś więcej niż hormonalna reakcja organizmu, lecz uznał, iż nie należy całkiem tracić nadziei.

Czyż nie mówiliśmy przed chwilą, że nie trzeba powtarzać błędów? –spytała.

To był tylko pocałunek.

Sam sobie nie wierzysz.

Ależ wierzę. Najpierw czułem wątpliwości, lecz teraz widzę, iż miałaś rację. Mamy to, o co chodziło, dowód, iż potrafimy żyć w jednym mieście i mimo to prowadzić niezależne życie.

Amandzie zrobiło się dziwnie przykro. Dawid, widząc wyraz jej twarzy, pocałował ją lekko i uśmiechnął się.

Bez problemu zdołamy wyeliminować to pożądanie z naszego życia.

śartujesz ze mnie.

Przeciwnie. Zgadzam się z tobą. – Znowu ją pocałował. – Potrzebujemy właśnie takiego podejścia jak twoje. Możemy potraktować nasz stosunek jako coś przelotnego, co było źródłem chwilowej przyjemności.

Początkowo Dawid sam nie zamierzał przekraczać tak ustalonych granic, lecz już przy spotkaniu w stajni poczuł do Amandy coś innego, choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać.

Jego była żona niczego nie dała po sobie poznać, naprawdę jednak czuła się zagubiona. W chwili gdy najmniej się tego spodziewał, ujęła w ręce jego twarz i pocałowała. Dawid stał przez chwilę nieruchomo, zaszokowany rozkosznym ciepłem emanującym z jej dłoni i piersi. Poczuł natychmiastową reakcję własnego ciała.

Zostań – szepnęła.

Zacznijmy od początku. Daj nam jeszcze jedną szansę. – Przecież właściwie wszystko ci już dałam – rzekła z uśmiechem. – Czyż nie tego pragnąłeś przez ostatnie tygodnie? Chodźmy na górę. Dawid wsunął dłoń pod bluzkę i stanik Amandy. Zaczął pieścić jej piersi, doprowadzając ją do drżenia. Zgasił lampę i pokój pogrążył się w półmroku, rozpraszanym jedynie światłem z holu.

Rozpiął bluzkę i rozkoszował się widokiem ciała Amandy, któremu ostatnie lata dodały tylko urody. Pocałował to miejsce na jej szyi, w którym wyczuwał bicie pulsu.

Tym razem w gestach obojga nie było pośpiechu. Kiedy Amanda zdejmowała z siebie ubranie, pieścił każdy centymetr jej ciała. Nie weszli na górę. Spragnieni siebie nawzajem, opadli na sofę w salonie. Odnajdywali znajome miejsca swoich ciał. Dawid jęknął z rozkoszy, gdy Amanda zaczęła odwzajemniać pieszczoty. śadna inna kobieta nie byłaby w stanie dać mu tyle szczęścia. Rozkosz doprowadzała go do szaleństwa i mieszała się z bolesną świadomością, iż nigdy nie oddawali się sobie bez reszty. Leżeli na sofie i drzemali, zmęczeni wybuchem namiętności. Gdy Amanda poruszyła się, Dawid ogarnął wzrokiem kuszący kształt trójkąta między jej udami. Kiedyś to miejsce należało do niego. Podniósł się i sięgnął po koszulę, pragnąc zagłuszyć ból.

Powinniśmy pójść do łóżka – mruknęła Amanda.

Nie zamierzam zostać – odrzekł, ubierając się.

Sądziłam, iż tego chciałeś.

Nie po raz pierwszy się pomyliłem.

Amanda odczuła zażenowanie. Widząc determinację byłego męża, sama również wyciągnęła rękę po ubranie.

Dobrze się czujesz? – spytała.

Oczywiście.

Ja też dostałam to, czego chciałam.

Cieszę się, że nie czujesz się rozczarowana.

Dawid?

Pocałował ją w rozwichrzone włosy, ociągając się z odejściem.

Ciekawość bywa niebezpieczna. Wolę odejść, nim mnie dopadnie.

Tak po prostu?

Powiedzmy, że to była noc, podczas której zaczęła się między nami jakaś gra.

Jesteś zły.

Czy kiedyś zrozumiesz, że to nie złość?

Dawid zaczął zapinać bluzkę Amandy, prześlizgując się palcami po nagiej skórze dziewczyny.

Właściwie dostałeś dokładnie to, po co przyszedłeś.

Wcale nie.

Nie wiem, co powiedzieć – mruknęła Amanda po chwili ciszy. – Jak zwykle tyle samo przemilczałaś, ile powiedziałaś, i tyle samo dałaś, ile zachowałaś gdzieś w zanadrzu. Nie ma sensu roztrząsać tego na nowo jutro przy śniadaniu.

A ty niczego nie skrywasz? – spytała. – Czyż nie wpadłeś tu właśnie po to, by doznać erotycznych przyjemności?

Wierz lub nie, lecz przychodząc do ciebie, wcale nie miałem tego na myśli.

Uważasz mnie za głupią.

A jeśli to ja jestem głupcem? Jeśli zwodzimy się nawzajem? Kochanie się z tobą daje mi poczucie prawdziwej bliskości. Problem w tym, moja droga była żono, że to chwilowe i może się nie powtórzyć. Nie chcę trzymać cię w ramionach i marzyć o tym, czym mogłabyś się dla mnie znowu stać. Nie chcę dotykać cię, a następnego dnia zastanawiać się, co było źle, skoro okazałaś się nie tak otwarta, jak bym tego pragnął.

Dałam ci wszystko, co mogłam.

Dawid popatrzył na Amandę w bolesnym milczeniu. – Przykro mi. Kiedyś złamałaś mi serce, gdy ja dałem ci wszystko, co mogłem.

Wyraz zdumienia odbił się na twarzy Amandy, gdy szła za Dawidem przez pokój pogrążony w półmroku. Kiedy doszli do korytarza, mężczyzna odwrócił się.

Tym razem nie mam zamiaru tego powtarzać.

A ty nie złamałeś mi serca?

Nigdy nic o tym nie mówiłaś – Dawid pocałował Amandę w czoło. –

Pójdę już. Zdaje się, że wskoczyłem do zbyt głębokiej wody. Spij dobrze – rzekł i zmusił się do wyjścia.

W połowie tygodnia zdolności twórcze Amandy były na wyczerpaniu. Brakowało jej cierpliwości i popadła w ponury nastrój. Próbując skoncentrować się na bieżącej pracy, wezwała do siebie Marka.

Wejdź – rzekła, gdy rozległo się pukanie do gabinetu. W drzwiach stanął Dawid Smith wysmagany wiatrem znad rzeki. – Spodziewałam się Marka.

Poprosiłem, by zaczekał – rzekł Dawid, zamknął za sobą drzwi, podszedł do biurka Amandy i oparł ręce na blacie. – Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować – powiedział. – To źle wpływa na moją pracę.

Amanda zaczerwieniła się gwałtownie.

Z rumieńców wnioskuję, iż jesteś zadowolona z mojego widoku.

Powiedziałam, że czekam na Marka.

Olśnienie, gdyby w twoim życiu był inny mężczyzna, lepiej bym cię rozumiał. Ale go nie ma i być nie może. Wiele mi z siebie pokazałaś w ciągu ostatnich tygodni, gdy stawałaś do przetargu i potem, gdy nawiązaliśmy bliższe stosunki, ale to nie miało nic wspólnego z miłością. To uczucie zdaje się być poza granicami twoich możliwości.

Serce Amandy zaczęło uderzać w przyspieszonym tempie.

Dawidzie, jest środek roboczego dnia, a ty poruszasz takie tematy. – Wolałbym, żeby był środek nocy, lecz nie ma wyboru. Źle mnie zrozumiałaś. Wiem, że mnie nie kochasz, ale trudno pogodzić się z takim traktowaniem. Jako dziewiętnastolatka uprawiałaś miłość na dystans wyciągniętych ramion. Tak kochaliśmy się podczas pierwszych lat małżeństwa. – Już o tym mówiliśmy. Czemu wpadłeś tu dzisiaj tak nagle? – Gdy zawodzą inne sposoby, pozostaje element zaskoczenia. Jestem tu dlatego, że twój gabinet to znacznie lepsze miejsce niż jakieś zaciszne wnętrze. Tam natychmiast chciałbym chwycić cię znowu w ramiona.

Nigdy nie powinniśmy byli...

Dlaczego? Pozwalałaś mi się obejmować, bo to łatwiejsze niż rozmowa. To, że ciągle wracasz myślą do przeszłości, sprawia, iż nie stajesz twarzą w twarz z przyszłością.

Dawid mówił cicho, lecz jego słowa sprawiały, że Amanda rumieniła się coraz bardziej.

Proszę, wyjdź – rzekła wreszcie.

Najpierw mnie wysłuchaj.

Nie mamy sobie nic do powiedzenia.

Ależ przeciwnie. Czuję się winny, że to przeze mnie stałaś się właśnie taka. Teraz jestem tego pewien. Widzę to, gdy na mnie patrzysz i gdy się odwracasz. Przez cały tydzień nie mogłem myśleć o niczym innym, tylko o naszej rozmowie, o tym, że ciągle jesteś niespokojna i smutna. Amanda próbowała się odwrócić, lecz Dawid na to nie pozwolił.

Słuchaj, to nie jest konieczne – rzekła.

Wspaniała z ciebie kobieta, godna pożądania, zdolna wiele ofiarować, kochać kogoś, wykonywać pełnowartościową pracę – ciągnął. – Nie pozwól, by nasz błąd zrujnował ci życie. Spróbuj pokochać znowu. To warte ryzyka. – Cóż za niezwykłe rzeczy mówisz – mruknęła ze zdziwieniem.

Uczyń kogoś szczęśliwym.

Po co to robisz?

Wokół jest wiele kobiet, choćby takich jak Patsy, które zasługują na więcej, niż mogę im dać. Chcę się od ciebie uwolnić. Ty również tego potrzebujesz. Dawno powinniśmy to sobie powiedzieć. Amanda skinęła głową.

Lepiej późno niż wcale. Ja również przepraszam cię za wszystko –rzekła.

Dawid Smith opuścił gabinet Amandy Mendenhall równie szybko i nagle, jak się w nim pojawił.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Mijały dni i tygodnie. Nadszedł październik. Wkrótce mieli wrócić z podróży rodzice Amandy, którzy odwiedzali jej siostrę. Od trzech tygodni Amanda nie widziała Dawida. Przez cały czas robiła dokładnie to, co jej radził: zajmowała się swoim życiem. Odbywała spotkania w interesach, a nawet przyjęła kilka zaproszeń na kolacje. – Jak się miewasz? – spytał Marko, zaglądając do pokoju szefowej w poniedziałek rano.

Świetnie – odrzekła.

Musiałaś mieć miłą rozmowę ze swoim architektem, gdy tu wpadł jakiś czas temu – zagadnął rysownik.

On nie jest moim architektem.

Skoro nie ma już między wami konfliktu interesów, myślałem, że nastąpiło zawieszenie broni i kto wie, co może z tego wyniknąć. – Nikt nie podejmuje gry z byłym mężem – odrzekła. – Twoje oczy nie kłamią – powiedział Marko. – Jest w nich jakiś głód, nie zagojone rany i nienazwane tęsknoty.

Wystarczy na melodramat. Głód dotyczy lunchu, a ty chyba zwariowałeś.

Nie, tylko jestem Włochem. Sporo wiem o namiętności, tęsknocie, niewypowiedzianych żalach. Rozejm wisi w powietrzu. Nie zaprzepaść szansy, nie odrzucaj miłości, gdy puka do drzwi – zakończył Marko i wrócił do swego pokoju. Zapewne miłość z kimś innym byłaby świetnym rozwiązaniem, pomyślała Amanda, zastanawiając się, czemu przez tyle lat nie podjęła żadnych działań w tym kierunku. Wychodziła na kolacje, czasem do kina, ale nic poza tym. Nikt nie zajął miejsca Dawida.

W niedzielę zjadła lunch z Maggie Lydon. Przy deserze pojawił się Jace i powiedział, że właśnie skończyli piłować drewniane bale z Dawidem, a potem spytał, czy Amandzie nie przeszkadza, że wynajął dom jej byłemu mężowi. Natychmiast rozwiała wątpliwości sąsiada, lecz od razu spostrzegła zaciekawione spojrzenie jego matki.

Niech pani nie czyni żadnych spekulacji – rzekła z uśmiechem. – Byłabym zachwycona, znajdując jakiś powód po temu – odpowiedziała starsza pani.

Trzy dni później, w miesiąc po ostatniej wizycie Dawida Smitha w agencji reklamowej, Amanda siedziała z Markiem w miejscowej restauracji i nagle zarumieniła się gwałtownie.

Już zgaduję, co się stało – rzekł rysownik, machając Dawidowi na powitanie.

Przestań – syknęła Amanda.

Przy moim stole zawsze znajdzie się miejsce dla zdolnego architekta.

Przybysz przywitał się i spojrzał na Amandę.

Dostałaś wiadomość od brata? – zapytał. – Dzwonił do domu.

Nie. Przyszłam tu od razu po pracy.

Zdrowie Maggie Lydon bardzo się pogorszyło.

Znowu atak serca?

I to z komplikacjami.

Amanda próbowała wstać, lecz Dawid ją zatrzymał. – Skończ kolację. W tej chwili nic nie możesz zrobić. Maggie jest na oddziale intensywnej terapii. Został z nią Jace. Wcześniej zadzwonił do Dory, która jest już w drodze.

Jedzie z Montany? Och, Dawidzie, to musi być coś poważnego.

Architekt skinął głową.

Jeśli chcesz mieć jutro wolny dzień, to cię zastąpię – zaofiarował się Marko.

Umówiłam się z klientem na lunch.

Zawsze trzymam w pogotowiu służbowy krawat – oświadczył rysownik.

Dam ci znać – odparła Amanda, wdzięczna przyjacielowi za pogodę ducha. – Teraz chciałabym zobaczyć się z Jace’em i sprawdzić, w czym mogę pomóc. Gdzieś tu muszą być kluczyki od mego auta – rzekła, sięgając po torebkę.

Marko szepnął coś Dawidowi, a ten ujął Amandę za ramię.

Odwiozę cię do Sycamore Hill. Jace musi być już w domu.

Jeśli nie, jadę do szpitala.

Zawiozę cię.

Dziękuję – powiedziała ze łzami w oczach.

Dochodziła pierwsza w nocy, gdy Dawid dojechał do River’s Edge. Trzy filiżanki szpitalnej kawy sprawiły, że miał napięte nerwy, lecz był na tyle przytomny, iż mógł bezpiecznie przywieźć Amandę pod restaurację, gdzie zostawiła samochód. Potem pozwolił jej prowadzić auto samodzielnie, nie dalej jednak niż na farmę. Pilotował ją przez całą drogę do domu. Gdy zaparkował samochód na terenie posiadłości Mendenhallów, położył głowę na kierownicy dżipa. Cztery tygodnie bez Amandy były dlań piekłem równym temu, które przeżył we wrześniu, gdy się z nią spotykał. Uznał, że raz na zawsze należy zostawić ją w spokoju.

W zeszłą niedzielę, po spiłowaniu drewna z Jace’em, gdy upewnił się, że Amanda zakończyła już wizytę u Lydonów, poszedł tam z czekiem, by zapłacić za wynajem domu.

Nie przyłączyłeś się do nas – zauważyła wówczas Maggie.

To byłoby niewłaściwe.

Bywa, że poprawność wiedzie donikąd.

Prawdę mówiąc, chciałbym rozwiązać umowę najmu. W tych okolicznościach...

To poważna sprawa. Myślę, iż uświadomiłeś sobie, że ciągle kochasz Amandę. Pozwól, że coś ci powiem. Dręcząc się, marnujesz dni i noce. Traci na tym twoja praca, gdy tymczasem do ciebie i Amandy należy cała przyszłość. – Oddzielnie – mruknął Dawid.

To już zależy od was. Gdybym uważała, że dystans wam posłuży, wysłałabym cię gdzieś na tydzień. Lepiej jednak spotkaj się z nią dla wspólnego dobra.

Rady Maggie tylko wzmogły ból. Dawid zdawał sobie sprawę, że może mieć Amandę na odległość ręki na meczach tenisa z Jace’em czy przy spotkaniach z Markiem. Tę Amandę, która właśnie próbowała sobie poradzić z otwarciem drzwi domu w River’s Edge.

Dawid wysiadł z dżipa i podążył za Amandą. Wewnątrz paliła się tylko mała lampka w holu.

Czy będziesz mogła spać? – zapytał.

Tak, zostanę w pokoju na górze, a rano pojadę do agencji. Jace skontaktuje się ze mną, jeśli zajdą jakieś zmiany w stanie zdrowia Maggie. Pojadę do niej po pracy. Samolot Dory zdąży już chyba wylądować. – To dobrze, że im pomagasz – rzekł Dawid, a widząc łzy wiszące na rzęsach Amandy, zapragnął ją przytulić.

Należało się spodziewać, iż Maggie będzie miała kłopoty ze zdrowiem.

Trudno uwierzyć, lecz jej generacja powoli odchodzi – powiedziała Amanda.

Dawid pogładził jej włosy.

Takie jest życie – szepnęła.

Nie zawsze dokładnie takie, jak sobie życzymy – zauważył Dawid. –

Prześpij się trochę – dodał na pożegnanie.

Dziękuję za towarzystwo.

Było mi po drodze.

W oczach Amandy pojawiło się coś na kształt rozczarowania, lecz Dawid był zbyt zmęczony, by to rozważać. Gdy Amanda weszła na górę, wrócił do samochodu. Pomyślał, że jego była żona czuje się tu między swoimi. Jest z rodziną, zaprzyjaźnionymi sąsiadami, gdy on zawsze będzie traktowany jak outsider, chłopak z Pittsburgha, który na krótko zagościł w życiu panny Mendenhall.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Dwa dni później Amanda poprosiła Marka, by zastąpił ją w pracy. Tego popołudnia zmarła Maggie Lydon.

Wieczorem dom Lydonów wypełnili członkowie rodziny i przyjaciele. Przyjechała również siostra Amandy oraz jej rodzice. Dory Lydon przyleciała z Montany z Alekiem McDowellem, byłym zarządcą rancza Lydonów, o którym wszyscy mówili „kowboj Dory”. Amanda podziwiała, jak Alec wspierał Dory w trudnych chwilach, i zazdrościła im wzajemnej bliskości. Co chwila rozlegał się dzwonek telefonu, znajomi składali kondolencje rodzinie zmarłej. Amanda pomogła Dory przygotować pokoje dla starszych członków rodziny. – Wszyscy zostaniemy w domu na wzgórzu – rzekła Dory. – W ten sposób nie będziemy zakłócać spokoju najemcy mojej dawnej siedziby. Zabawne, że tak określam twego byłego męża – rzekła do Amandy. Amanda wyszła z domu i rzuciła okiem w stronę nieodległych zabudowań. Spostrzegła Dawida wysiadającego z auta. Starała się nie myśleć o tym, co poczuła na ten widok. Dawid pomachał jej ręką. – Dobrze się czujesz? – spytał, gdy podszedł bliżej. Amanda skinęła głową.

Rodzice wrócili?

Tak, przywieźli z sobą Lisę.

W odpowiednim czasie odnowię z nimi stosunki – powiedział Dawid. –

Mamy zamiar zrobić konną przejażdżkę z Jace’em, Alekiem i Scottem. Może zajrzę do nich w drodze powrotnej. Czy wiedzą, że tu jestem? – Słyszeli o tym.

Od ciebie?

Tak – rzekła Amanda z lekkim uśmiechem.

Czy powinienem coś wyczytać z twojej twarzy? Ostatnio rzadko się uśmiechałaś.

Wspomniałam rodzinie, że byłeś mi bardzo pomocny. Należą ci się podziękowania.

Od nich?

Ode mnie.

Kiedyś byłem częścią tego wszystkiego – zauważył Dawid, rozglądając się po otoczeniu.

Trudno ci do tego wrócić.

Trudniej żyć oczekiwaniami.

Podobał mi się sposób, w jaki się zachowałeś – rzekła Amanda i ją samą zdziwiły własne słowa.

Wyglądasz na tak zaskoczoną, jakbyś powiedziała coś mimo woli –roześmiał się Dawid.

Sprawiasz, że za dużo myślę o przeszłości.

A mnie przeszłość już nie interesuje.

Przyszłość będzie wyglądała tu teraz inaczej – rzekła Amanda, spoglądając na wzgórze.

Maggie uświadomiła ci, że życie przemija – zauważył Dawid i dotknął Amandy, bo nie mógł się od tego powstrzymać.

Przez chwilę wydawało się, iż ona żywi podobne pragnienia. Wzięła rękę Dawida w obie dłonie, lecz potem ją puściła.

Momenty takie jak ten nastrajają filozoficznie – powiedziała. –

Zgadzam się z tobą, że przeszłość została za nami.

Dawid zmusił się do koncentracji na temacie rozmowy.

A co z jutrem? Zostajesz na pogrzebie?

Tak. Dory i Alec zabiorą prochy matki do Montany. Tam, na ranczu, odbędzie się druga ceremonia.

Czy mógłbym im w czymś pomóc?

Bardzo się starają nie zakłócać twojej prywatności. – Maggie Lydon zaznaczyła swoją obecność również w moim życiu. Była wspaniałą kobietą. Ostatnio, gdy z nią rozmawiałem, radziła, bym zrezygnował z tak zwanego odpowiedniego zachowania.

Dobrze ją znałeś?

Ty nas łączyłaś. Maggie uważała, że zbyt gorączkowo starałem się wymazać cię ze swego życia.

Amanda odwróciła się, lecz Dawid ogarnął ją ramieniem. Ten gest wywołał łzy w oczach dziewczyny.

Olśnienie...?

W porządku. Po prostu jestem zmęczona. Nie pomoże rozpamiętywanie rad, których udzielała Maggie.

Tobie również je dawała? – zapytał, wyczuwając ramieniem drżenie Amandy.

Nikt nie uniknął jej rad.

Uważała, że należy maksymalnie korzystać z życia.

Wiem.

Naprawdę? – spytał Dawid, zastanawiając się w duchu, jak długo jeszcze będzie czekał na tę kobietę.

Tak sądziłam – odrzekła. – Muszę wracać. Rodzina czeka.

Nie będę cię zatrzymywał.

Ceremonia pogrzebowa była piękna w swej prostocie. Wiejski kościół wypełniła rodzina i przyjaciele zmarłej. Dawid Smith wszedł do głównej nawy. Zgromadzeni obrócili głowy i można było sobie wyobrazić, jak szepczą: „Czy to były mąż Amandy Mendenhall? Czyż nie wygląda jak chłopak z Pittsburgha, który parę lat temu namówił Amandę, by z nim uciekła?” Dawid czuł pokusę, by się odwrócić i potwierdzić ich przypuszczenia. Usiadł za Lydonami. Jace skinął mu głową. Po przeciwnej stronie siedzieli Mendenhallowie. Dawid czuł na sobie ich spojrzenia.

Organista zagrał ulubioną pieśń Maggie. Dawid wspomniał, jak osiem lat temu stali w kościele z Amandą podczas chrztu jej siostrzenicy. Pastor mówił wtedy o narodzinach. Teraz modlił się za duszę zmarłej. Rzucił okiem na byłą żonę, która siedziała między siostrą i ojcem, trzymając chusteczkę przy oczach. Potem odwrócił wzrok i zatrzymał go na jednym z witraży. „Poznasz prawdę, a ona uczyni cię wolnym” – przeczytał.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

W następną sobotę Amanda pojechała konno w okolice Sycamore Hill. Jace wyjechał z Dory i Alekiem do Montany, posiadłość Lydonów wyglądała na opustoszałą. Amanda rzuciła okiem na konie na pastwisku, a potem na dym snujący się z komina domu, który wynajmował Dawid. Serce zabiło jej szybciej na ten widok.

Nie widziała byłego męża od czasu przyjęcia po pogrzebie Maggie.

Rozmawiał z Alekiem, gdy przyjaciele składali rodzinie zmarłej kondolencje. Zamienił też kilka słów z byłymi teściami i szwagierką, która uznała, że świetnie wygląda. Wieczorem Dory wspomniała, że wyjechał w interesach. Był środek tygodnia i Amanda również musiała wracać do pracy. Teraz, widząc dym, skierowała konia w stronę siedziby architekta. Nie miała pojęcia, co powie, jeśli zastanie go w domu i co właściwie każe jej go szukać. Spociła się z emocji.

Gdy skręciła na ścieżkę wiodącą do domu, zauważyła Dawida, który wnosił do mieszkania porąbane polana. Podjechała bliżej. Dawid ukazał się w otwartych drzwiach i otarł pot z czoła. Odetchnął ciężko, gdy spojrzał na dziewczynę w siodle.

Piękny dzień na przejażdżkę – powiedział.

Nie wiedziałam, że tu jesteś. Nie wspomniałeś o swoich planach.

Nie przypuszczałem, iż cię to zainteresuje.

To był długi, męczący tydzień. W wielu sprawach mi pomogłeś, doceniłam to, więc twoje zamierzenia nie były mi obojętne. – Może wejdziesz do domu – zaproponował.

Ton głosu Dawida zastanowił Amandę i sprawił, że przez chwilę nie odpowiedziała, bo wydało się jej, że oboje wracają do czasów pierwszego spotkania.

Dawidzie?

Przygotowałem kawę i bardzo potrzebuję trochę odmiany po tygodniu ciężkiej pracy – rzekł, wchodząc do środka, a Amanda z biciem serca podążyła za nim.

Na kominku płonął ogień, wypełniając dom aromatycznym zapachem smolnego drewna. Architekt wynurzył się z kuchni z dwoma kubkami parującej kawy. Wzrok, jakim obrzucił Amandę, napełnił ją niepokojem. Wzięła od niego kubek i spojrzała na akwarelę wiszącą nad kanapą. – Jaki ładny obraz. Czy to nie ślubny prezent do Jace’a?

Ten sam. Nie podobał ci się.

Naprawdę? Byłam zbyt młoda, by go docenić.

Na kominku trzeszczały rozżarzone polana. Iskry ognia zdawały się elektryzować powietrze w pokoju.

Było mi przykro, że czułeś się samotny na pogrzebie Maggie. Sądziłam, że usiądziesz z Lydonami.

Siedzenie na uboczu wywołało wiele wspomnień – odrzekł. – Chrzciny tamtej wiosny i nasz pierwszy wieczór wigilijny –przypomniała Amanda.

Gdybyśmy postępowali jak należy, pewnie moglibyśmy brać w tym kościele ślub.

Mhm – mruknęła. – Czy tak będzie przez całe życie? – śe będziemy pamiętać? Oprócz wspomnień nic innego nie mamy. Nie sądzę, by to było dobre, ale jest jak jest. Pragnęłaś pustych dni i nocy. – Wolałam nie przeżywać ciągle od nowa niemądrych sprzeczek.

A robiłaś to? – zapytał, odstawiając kubek.

Bezustannie. I śmiertelnie się boję, by to się nie powtórzyło.

Słuszna obawa.

Masz jeszcze jakieś spostrzeżenia? – spytała, czując, że wzrasta jej poziom adrenaliny.

A boisz się jeszcze czegoś? Dawid wydawał się lekko rozbawiony.

Tak – odparła z bijącym gwałtownie sercem.

Cóż to takiego?

Nie ułatwiasz sytuacji – szepnęła.

Oczywiście. Przecież żyjemy jak na bezludnej wyspie. Tam wszystko wydaje się trudne. To nie jest życie, Amando, przynajmniej dla mnie. Dawid czuł, jak zaczyna wypełniać go nadzieja, mimo że w głosie swojej byłej żony słyszał stale nuty zwątpienia. Wiedział, że najprościej byłoby wziąć ją w ramiona i udowodnić, że są tu tylko we dwoje, lecz zdusił w sobie to pragnienie.

Muszę wszystko przemyśleć – rzekła Amanda.

Co takiego?

Dobrze wiesz, co.

Powiedz to.

Wrażenie, iż być może coś jeszcze jest między nami.

Coś?

Tak.

Nazwij to.

Nie, dopóki się w tym nie rozeznam.

Dawid odwrócił się do okna i uśmiechnął sam do siebie. – Kiedy to może nastąpić? – zapytał. – Nie chciałbym przeżywać jeszcze raz wszystkich problemów okresu dojrzewania.

Jak możesz żartować z takich spraw? Możliwe, iż jeszcze cię kocham –powiedziała Amanda.

To jest to coś między nami?

Może. – Amanda milczała przez chwilę. – Co będzie, jeśli znowu przegram?

Nie ma powodu tak myśleć.

Związek...

Obojgu nam zrobi dobrze.

Nie powinniśmy byli zostawać znowu kochankami.

Nie powinniśmy byli się rozchodzić.

Miłość wiąże. Bezpieczniej trzymać się z dala od ciebie.

Dawid dotknął policzka Amandy.

Nigdy nie dbaliśmy o bezpieczeństwo.

Tak. Ale sam wiesz, jak bardzo starałam się ciebie unikać.

Dawid uśmiechnął się, podszedł do Amandy i otoczył ją ramionami.

Rozchyliła usta, zaskoczona tym gestem, wtedy pocałował ją gorąco i namiętnie.

Gdy chwytała oddech, pogładził jej włosy.

Śmierć Maggie to wielka strata, lecz przywróciła mi ciebie – rzekł. – W noc jej śmierci nie miałaś siły udawać. Po raz pierwszy byłaś zmuszona oprzeć się na mnie. Widziałem cię prawdziwą. Świadomie lub nie, przyjęłaś ode mnie całe wsparcie. Masz rację, że wyjechałem bez słowa. Pragnąłem dać ci czas na odzyskanie równowagi. Prawdę mówiąc, miałem dość sytuacji, w których mnie bezustannie odpychałaś, i nie chciałem się znowu na to narazić. – Już nie odpychałam.

Po raz pierwszy zauważyłem to wtedy w niedzielę, gdy przeżywałaś opublikowanie naszego zdjęcia w gazecie. Niczego nie udawałaś, po prostu byłaś bezbronna. To niezwykłe uczucie, widzieć w potrzebie kobietę o twojej sile.

Pragnę, byś był blisko mnie.

Dlaczego?

Bo nie potrafię i nie chcę cię już odpychać – szepnęła. – Wspaniale, Olśnienie moje. Chodź do mnie – powiedział, otwierając ramiona.

Wiem, że pozwolisz mi się dotykać, że przeżyjemy cudowne chwile –szepnął, przesuwając dłonią po szyi dziewczyny. – Możesz to nazywać przypadkiem albo niezwykłym zrządzeniem losu, lecz wróciliśmy do siebie i przysięgam cię kochać na dobre i złe.

Złe już za nami – odrzekła Amanda.

Dawid pieszczotliwym ruchem przesunął palcami po jej ciele. – Tyle razy, siedząc nad deską kreślarską, myślałem o miękkości twojej skóry i zupełnie nie mogłem pracować – wyznał. – Jestem szczęśliwy, że dajemy sobie drugą szansę.

Więzi zostały zerwane – powiedziała Amanda, a Dawid tylko mocniej ją przytulił.

Więc je znów nawiążemy. Pozwól mi odczuwać dumę ze wszystkiego, co robisz. Bądź dumna ze mnie. Mów mi o tym, bo tego potrzebuję. Będziemy kochankami i przyjaciółmi.

Większość mężczyzn...

Kochanie, ja nie należę do większości. Jestem tym jedynym, który obiecał wielbić cię przez całe życie.

Kocham cię – szepnęła Amanda, rozpinając żakiet. – Wiem, Olśnienie. Przeżywałem piekło, widząc, jak próbowałaś się tego zapierać.

Amanda chciała pocałować Dawida, lecz ten zatrzymał ją na odległość ramienia.

Mów do mnie, najdroższa, i słuchaj własnych słów. – To niełatwe – przyznała Amanda. – Kocham cię i potrzebuję. Dzięki tobie pragnę zrozumieć to, czego do tej pory w sobie nie rozumiałam. Nie chcę cię ranić i sama nie mogłabym już znieść nowych ran. Czuję, że nic nie może być gorsze niż życie w oddaleniu od ciebie.

Miniony okres był dla mnie straszny – rzekł Dawid.

Uwierz, że pragnę to zmienić. Zacząć od nowa. Kochaj mnie, Dawidzie. – Wyjdź za mnie. Niech Marko się ucieszy. Udowodnij, że Maggie miała rację, próbując nas znów połączyć. Nie będziesz niczego żałowała – powiedział, tuląc ją do siebie.

Opadli na dywan przed kominkiem, oddając się rozkoszy.

Nigdy nie było tak wspaniale jak teraz – westchnął Dawid. Dużo później, gdy brali razem prysznic, Amanda dotknęła jego piersi i powiedziała:

Na jednym z witraży kościelnych jest napis, który przeczytałam podczas mszy za duszę Maggie. Myślę, że on odnosi się do nas. – Trzeba poznać prawdę – mruknął Dawid.

Kocham cię.

Ta prawda da ci wolność.__


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
390 Guccione Leslie Davis Podwójne zycie Lindsey
090 Guccione Leslie Davis Czarujący uwodziciel
Guccione Leslie Davis Czarujący uwodziciel
161 Guccione Leslie Davis Derek
D161 Guccione Leslie Davis Derek
90 Guccione Leslie Davis Czarujący uwodziciel
D090 Guccione Leslie Davis Czarujący uwodziciel
390 Guccione Leslie Davis Podwójne życie Lindsey
161 Guccione Leslie Davis Derek
090 Guccione Leslie Davis Czarujący uwodziciel
090 Guccione Leslie Davis Czarujący uwodziciel
Guccione Leslie Davis Derek
Były mąż nie wyraża zgody na wyjazd dziecka za granicę
niezlomni com Tajemnice Gazety Wyborczej zdradza jej były dziennikarz naoczny świadek jej powstania
MacAllister Heather Harlequin Romans 537 Mój były mąż
Były mąż nie wyraża zgody na wyjazd dziecka za granicę
dziennikarka TVP Kato­wice Brygida Frosztęga Kmiecik, jej mąż reporter Faktów TVN Dariusz Kmie­cik o
ŚMIERĆ I JEJ OZNAKI
dokumentacja medyczna i prawny obowiązek jej prowadzenia

więcej podobnych podstron