List do zakochanych
ale
my naprawdę się kochamy...
czyli o złudzeniach miłości
JACEK KRZYSZTOFOWICZ OP
Miłość jest długą
wędrówką, na ogół lekko pod górę, tymczasem przedwczesny seks
tworzy złudzenie, że już tę drogę błyskawicznie, przebyliśmy.
Miłości nie rozpoznaje się po intensywności pragnienia bycia ze
sobą, ale po umiejętności rozwiązywania problemów, przebaczania,
trwania przy drugim człowieku mimo wszystko...
małżeństwa
powinny
być zawierane
z miłości
Nie ma chyba człowieka
(zwłaszcza młodego), który nie podpisałby się pod tym
stwierdzeniem. Nie zawsze było ono jednak tak oczywiste, jak to się
obecnie może wydawać. Jego gorliwymi obrońcami są niemal
wyłącznie ludzie ukształtowani w kręgu cywilizacji
chrześcijańskiej czy też europejskiej, i to dopiero w ostatnich
dziesięcioleciach. W dziejach ludzkości natomiast małżeństwo
było traktowane przede wszystkim jako instytucja społeczna. Sposób
jego zawierania i trwania regulowały precyzyjne normy, określające
rolę rodziców, wysokość posagu, wzajemne prawa i obowiązki,
sposób wychowania dzieci. O miłości w zasadzie się nie mówiło.
A jeśli już, to raczej jako konsekwencji małżeństwa, a nie jego
źródle. Warto pamiętać, że jeszcze pokolenie naszych dziadków i
rodziców tak właśnie traktowało związek mężczyzny i kobiety.
Teraz jest inaczej. Nikt z młodych nie zgodzi się na
małżeństwo zaaranżowane przez rodziców, nikt też nie chce
zawierać go w wyniku kalkulacji czy z lęku przed samotnym życiem.
Wszyscy chcą miłości. I bardzo dobrze. Do miłości jesteśmy
przecież przez Boga stworzeni i powołani. Formą jej dawania i
doświadczania jest małżeństwo, czyli przyjęcie daru drugiej
osoby i wzajemne ofiarowanie jej siebie na całe życie.
mniej
miłości,
więcej seksu
Jest natomiast pewien
problem: wszyscy miłości bardzo pragną, wszyscy jej szukają i za
nią tęsknią, nie bardzo wyobrażając sobie bez niej życie, ale
czy w dzisiejszych małżeństwach jest tej miłości więcej niż
było pięćdziesiąt, sto czy pięćset lat temu? Czy dziś na pewno
jest więcej szczęśliwych, kochających się małżeństw niż
wówczas, gdy ludzie pobierali się, mając niewielki lub żaden
wpływ na wybór współmałżonka? Prawdę powiedziawszy, nie jestem
pewien. Nie wiem, czy jest więcej miłości, natomiast jestem
pewien, że jest więcej seksu. Dlaczego tak się dzieje? Z dwóch
powodów. Pierwszy jest związany z naszą, niestety, grzeszną
naturą, źródłem drugiego jest otaczający nas świat, i to co on
„głosi”.
A więc najpierw natura. Nikogo nie trzeba
przekonywać, że płeć przeciwna „przyciąga”. Dzieje się tak
dlatego, bo Pan Bóg stworzył nas do miłości, a jej istotą jest
pragnienie bycia jak najbliżej przedmiotu naszych uczuć. Kiedy więc
przychodzi zakochanie, towarzyszy mu nagłe odkrycie, że to właśnie
ta, a nie żadna inna, jest najpiękniejsza, najwspanialsza i bez
niej nie mogę żyć. Kiedy uczucie to zostaje odwzajemnione, wówczas
rodzi się pragnienie bycia razem, jak najczęściej i jak najdłużej,
a najlepiej bez przerwy.
Jednakże wszystko, co się z
nami dzieje, jest dynamiczne. Oznacza to, że dziś nie jestem taki
sam jak wczoraj, a już jutro nie będę identyczny jak dziś.
Człowiek nie jest w stanie zatrzymać się w miejscu,
jakby „zamrozić” swego przeżywania rzeczywistości. Wszystko,
co robimy, co przeżywamy, jest „coraz bardziej”. W relacjach
damsko-męskich oznacza to, że pragnienie bliskości jest zawsze
coraz intensywniejsze, a odbywa się według schematu: poznanie się
i zakochanie – dużo spotykania się, bycia razem – coraz większa
potrzeba bliskości – pierwsze gesty bliskości fizycznej. To
przeżywanie związku w przestrzeni fizycznej, pieszczoty, pocałunki,
przychodzi czasem bardzo szybko.
Tak więc, gdy mężczyzna
i kobieta wchodzą we wzajemną emocjonalną relację bliskości,
prędzej czy później stają wobec pragnienia przeżywania swojego
związku w sferze seksualnej. Z doświadczenia spowiedzi i rozmów z
młodymi ludźmi wiem, że im są młodsi i bardziej niedojrzali, tym
szybciej dochodzi do zbliżeń fizycznych. Niedojrzałość w miłości
ma to do siebie, że pragnieniom nie towarzyszą pytania o to, co
jest dobre i co rzeczywiście buduje miłość. Istotny jest też
fakt, że w tych związkach nie stawia się na serio pytania o
małżeństwo.
nie umiemy czekać
Tyle nasza
ludzka natura, zawsze i wszędzie taka sama. Oprócz niej określa
nas jednak także konkretna kultura, w której żyjemy, wytwór
danego czasu i miejsca. Jedną z najistotniejszych cech współczesnej
kultury jest konsumpcjonizm. Zdefiniowałbym go w sposób
następujący: „Jeśli masz jakieś pragnienie, to je zrealizuj;
więcej: zrealizuj je natychmiast!”.
Kiedy byłem
dzieckiem, bardzo często słyszałem od moich rodziców o
oszczędzaniu, toteż nie wydawałem zarobionych czy otrzymanych
pieniędzy, gromadziłem je, aby w przyszłości kupić sobie coś
„cennego” (zbierałem na rower). To było bardzo cenne
doświadczenie. Ale współczesny człowiek nie musi oszczędzać.
Może przecież otrzymać towar natychmiast, i to prawie „za
darmo”, w promocji, ze zniżką, na raty, w leasing... Oduczamy się
czekania na realizację swoich pragnień. Dziś nie trzeba już
czekać, można „brać od razu”.
To nastawienie nie
dotyczy tylko dóbr materialnych, stało się także postawą serca.
Dążenie do szybkiej konsumpcji ogarnia nasze największe i
najgłębsze pragnienia. Jeżeli poprzez bliskość seksualną
natychmiast możemy uczynić przeżywanie naszego związku, naszej
miłości intensywniejszym, to na co czekać? Zróbmy to teraz,
będziemy szczęśliwsi!
deficyt
miłości
Jaki
jest skutek takiej postawy? Seksu w nas i wokół nas jest coraz
więcej, natomiast cierpimy na deficyt miłości. Dlaczego? Bo
chociaż człowiek jest przez Boga powołany i uzdolniony do
budowania miłości, to zarazem jest grzesznikiem. Dlatego też nasze
oczy bywają ślepe, uszy głuche, umysły głupie a serca
skamieniałe. Wszystko to jak najbardziej dotyczy miłości. Jest ona
bowiem powolną wędrówką, w której trzeba przestrzegać reguł
właściwych każdemu etapowi wzrastania. Zranienie naszej natury
przez grzech wyraża się w sferze kochania przez przekonanie, że
nie ma reguł, są tylko uczucia i pragnienia.
Ale reguły
obowiązują wszędzie, a ich ignorowanie nieuchronnie prowadzi do
jakiejś awarii. Prawda ta dotyczy każdego urządzenia, nawet
najprostszego. Jeśli będziesz uparcie próbował zainstalować
żarówkę, kręcąc nią w lewo i ignorując prawostronny gwint, to
ci się to nie uda, choćbyś próbował do końca życia. Jedyne, co
osiągniesz, to uszkodzenie oprawki. A człowiek jest o wiele
bardziej skomplikowany niż żarówka i bardzo łatwo go „popsuć”.
delikatna
struktura
Sfera płciowości
jest w człowieku najważniejsza. Każdy z nas jest „najpierw”
mężczyzną albo kobietą, dopiero „potem” może być kimś
jeszcze. Seksualność ogarnia nas całych i bezpośrednio odpowiada
za dwie ważne części naszego człowieczeństwa: okazywanie sobie
miłości i przekazywanie życia. Jest ważną a zarazem
skomplikowaną i delikatną strukturą, dlatego też najbardziej
„zainfekowaną” przez zło i grzech. Nigdzie nie szukamy siebie
tak mocno, jak właśnie w sferze seksualnej. Wszystko tu (naprawdę
wszystko) miało być nastawione „na ty”, a tak wiele (każdy
chyba tego doświadczył i potwierdzi) jest „na ja”.
Dodatkowa
trudność polega na tym, że kiedy zakochani mają identyczne
pragnienia i szukają ich zaspokojenia w sobie nawzajem, to na
pierwszy rzut oka nie widać w tym przejawów egoizmu. Trudno
przecież mówić o wzajemnym wykorzystywaniu się, gdy obie strony
nie tylko w pełni się na to godzą, ale wręcz całym sercem tego
pragną i do tego dążą! Rzeczywiście, trudno tu mówić o czyjejś
krzywdzie, tylko że wtedy miłość nie wzrasta. Egoizmplus egoizm
nie równa się miłość. Bo miłość nigdy nie karmi się
szukaniem siebie, a jej pokarmem jest wyłącznie dawanie siebie.
Bliskość seksualna pozwala błyskawicznie osiągnąć
efekt intensywnego przeżywania związku, ale owa intensywność
przypomina ogień ze słomy: potężny i gorący, ale krótkotrwały
i pozostawiający po sobie jedynie popiół... Jeżeli celem związku
między mężczyzną i kobietą jest przeżywanie maksimum doznań,
to faktycznie, nie ma lepszego sposobu niż współżycie. Być może
żadne inne ludzkie doświadczenie nie jest w stanie dać tyle, ile
daje seks.
dojrzały owoc
smakuje bardziej
Jeżeli
jednak chodzi o budowanie trwałego związku, „w dobrej i złej
doli, aż do końca życia”, to trzeba uczyć się czekać, nie
popadać w ułudę szybkiego budowania miłości, ale krok po kroku
wędrować, poznając, kim naprawdę jesteśmy i co naprawdę nas
łączy. Aż do momentu, gdy dwoje staje się jednym w sakramencie
małżeństwa. Lepiej skosztować naprawdę dojrzałego owocu niż
zerwać go przed czasem i wyrzucić po kilku kęsach. W miłości nie
ma dróg na skróty. Zresztą wszystko, co przychodzi łatwo, szybko
i za darmo jest powierzchowne, a na dłuższą metę okazuje się
pozbawione wartości. Za rzeczy cenne trzeba płacić. Czym? Powolnym
i żmudnym uczeniem się prawdy o samym sobie i osobie, którą
kocham. Prawdy, która opowiada o naszym pięknie, ale też o
słabości i grzechu. Ciągłym rozpoznawaniem momentów, w których
zwycięża w nas egoizm. Decyzją na zmaganie z tym, co w nas jest
złe, co uszkadza naszą miłość. Ale to wszystko wymaga czasu i
cierpliwości. Miłość jest długą wędrówką, na ogół lekko
pod górę, tymczasem przedwczesny seks tworzy złudzenie, że już
tę drogę, błyskawicznie, przebyliśmy. Miłości nie rozpoznaje
się jednak po intensywności pragnienia bycia ze sobą, ale po
umiejętności rozwiązywania problemów, przebaczania, trwania przy
drugim człowieku mimo wszystko...
Nie twierdzę
bynajmniej, że niezachowanie czystości przedmałżeńskiej musi
skończyć się rozpadem związku czy też małżeństwem byle jakim,
a zachowanie jej gwarantuje szczęście i miłość do grobowej
deski. To nie jest takie proste. Człowiek jest zbyt skomplikowanym
stworzeniem, aby spełnienie jednego tylko warunku mogło rozwiązać
wszystkie jego problemy. Uważam jednak, a sąd ten nieustannie
potwierdza moja duszpasterska praktyka, że warto miłość budować
w czystości – ona jest naprawdę potężnym sprzymierzeńcem
miłości.
o trwałości
nie decydują uczucia
Kiedy o regułach miłości mówię młodym zakochanym
ludziom, czy to przy okazji spowiedzi, czy kursów dla zakochanych,
bardzo często widzę w ich oczach sceptycyzm lub sprzeciw. Sprowadza
się on mniej więcej do takiego stwierdzenia: „To, co ojciec mówi,
jest w zasadzie słuszne, ale nas to nie dotyczy, bo my naprawdę się
kochamy. Łącząca nas bliskość seksualna wcale nie jest
egoistyczna, to wyraz naszej miłości”. Jeśli przeczytałeś
powyższy tekst i teraz chodzi Ci po głowie taka refleksja, to
pamiętaj, że w zasadzie nie ma zakochanych par, które by o swoim
związku myślały inaczej... Niestety, o trwałości związku nie
decyduje temperatura uczuć i intensywność pragnienia bycia razem,
ale ofiarność. Kochać to znaczy umierać dla miłości w tym
wszystkim, co jest w nas związane z egocentryzmem, szukaniem własnej
wygody i korzyści. Seks przedmałżeński, to ostatnia rzecz, która
uczy umierania dla miłości.
JACEK KRZYSZTOFOWICZ OP