H2O Wystarczy kropla Tom 13 Wrak

H2O Wystarczy kropla! Tom 13. Wrak na podstawie odcinka „Wrak"


Rozdział 1 Budzik dzwonił od dłuższego czasu, ale chyba nikt nie miał zamiaru go wyłączyć. Jego właściciel odwrócił się na drugi bok, a głowę nakrył poduszką. Nie cierpiał rano wstawać, i teraz też przeciągał ten moment jak najdłużej. W końcu jednak nie miał wyjścia. Należało wyłączyć denerwujące urządzenie, bo jeszcze jego wycie ściągnie do pokoju ojca, a tego Zane wolał uniknąć. Wyciągnął rękę i na oślep zaczął szukać winowajcy, który tak bezlitośnie wyrwał go ze snu. Wreszcie chłopak wymacał nieznośny przedmiot i wcisnął przycisk. Zapadła błoga cisza, którą się teraz napawał. Myślał nawet, czy nie uciąć sobie jeszcze krótkiej drzemki. Ale przecież w porcie czeka na niego nowe ukochane maleństwo. Zamierzał je dzisiaj wypróbować „To będzie dzika jazda" - pomyślał, uśmiechając się pod nosem. Co najmniej sto piętnaście kilometrów na godzinę! Oczami wyobraźni już widział siebie na nowiusieńkim skuterze, którym mknie, przeskakując fale. Uwielbiał obłędną szybkość i ten nagły przypływ adrenaliny, kiedy wiatr smagał go po twarzy. Rozmarzony Zane przeciągnął się, po czym powoli podniósł się z łóżka. Rozprostował kości, wykonując kilka gwałtownych machnięć rękami i powlókł się do łazienki. W głowie układał sobie plan dnia. Najpierw skuter, później szkoła, a po południu znowu skuter. Trzeba nacieszyć się nową zabawką, dopóki się... nie znudzi. Następnym razem namówi ojca na motorówkę. Koniec sennych marzeń. Najwyższy czas rozpocząć dzień. Zane zarzucił ręcznik na ramię i powoli ruszył w kierunku łazienki. Spojrzał w lusterko. Tak. Potrzebował natychmiastowego przebudzenia. A nic tak nie stawia na nogi, jak zimny prysznic. Powoli, jakby ze strachem, chwycił kurek. Zane zadrżał, kiedy poczuł na sobie zimny strumień wody. Stał pod nim dłuższą chwilę. W końcu wyszedł spod prysznica i niedbale przejechał ręcznikiem po ciele. Jeszcze tylko T-shirt, spodnie, i już był gotowy. Zbiegł po schodach i wpadł jak burza do kuchni. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek jedzenia, bo kto będzie tracił czas na porządne śniadanie, kiedy w porcie czeka piękny, nowiu-sieńki skuter? Chwycił kawałek zimnej pizzy i dopił resztkę wczorajszego soku. Wolał ewakuować się z domu, zanim ojciec wstanie i będzie czegoś od niego chciał. Szedł energicznym krokiem w stronę przystani. O tej porze ulica była jeszcze pusta, a to zapowiadało spokój również i w porcie. „Pewnie w pobliżu będą się kręcić tyfko właściciele łodzi rybackich - myślał. - I nikt nie będzie miał do mnie pretensji, że narobię hałasu i zmącę wodę". Na pomoście, jeszcze odrobinę nieprzytomnym wzrokiem, szukał miejsca, przy którym wczoraj zacumował skuter. Znalazł! Jego cacko spokojnie kołysało się na wodzie. Zane podszedł bliżej i nagle... uśmiech zniknął mu z twarzy. Przez całą długość jego nowiutkiej zabawki biegły czarne rysy! Ale nie to było najgorsze... Z prawej strony zauważył paskudne wgniecenie. „Kto mi to zrobił?!" - Zane rozejrzał się dookoła. Nie musiał zbyt długo szukać winowajcy. Tuż obok kołysała się nienaturalnie przekrzywiona łódź. Właściwie to nie była łódź, tylko stary rozwalający się wrak, i do tego bez cumy. Obszedł go z dwóch stron. Na lewej burcie tuż przy świeżej rysie zadrapania przeczytał napis „Lorelei". Tylko ta szalona kobieta - pani Chatham - mogła tak nazwać swoją łódź. Niech on ją dorwie! Jak na zawołanie, na pokład weszła starsza pani w niebieskiej tunice i uśmiechnęła się serdecznie do chłopaka. To jeszcze bardziej rozsierdziło Zane'a. Miał ochotę rozszarpać winowajczynię na strzępy. - Nie daruję ci tego! - wrzeszczał, podbiegając do łodzi. - Twoja przetarta cuma zerwała się i ta stara krypa zniszczyła mój nowiutki skuter! Przerażona niespodziewanym atakiem, pani Chatham oparła się plecami o ściankę kabiny, a Lorelei niebezpiecznie zaskrzypiała. - Przepraszam, nie wiedziałam - wyjąkała i spojrzała na rozwścieczonego chłopaka. Nie była przygotowana na taką reakcję. Słowa kobiety jeszcze bardziej zirytowały Zane'a. Miał ochotę wziąć młot i rozwalić tę starą łajbę. - To teraz coś z tym zrób - syknął. Był tak wściekły, że nie zauważył, iż zwraca się do nieznajomej starszej kobiety na ty. Zresztą wcale go to w tej chwili nie obchodziło. Pragnął jedynie zmiażdżyć ją, zniszczyć i zmieść z powierzchni ziemi. Nagle na ramieniu poczuł czyjąś dłoń. W amoku zrzucił ją jednym mocnym szarpnięciem. Po chwili jednak odwrócił głowę i zobaczył Emmę marszczącą groźnie czoło. Nie podobało jej się zachowanie kolegi, tym bardziej że przeciwniczka była zupełnie bezbronna. - Zane, spokojnie - wycedziła wolno, chociaż i nią targały emocje. Jak mógł się tak zachować wobec starszej od siebie osoby? - Pozwól tej pani wyjaśnić, co się stało. Głowę chłopaka zalała kolejna fala nienawiści. Jakim prawem Emma wtrąca się w nie swoje sprawy, skoro nie wie, o co tak naprawdę chodzi? - Łódź tej baby walnęła w mój skuter. -Zane nie przebierał w słowach, zupełnie zapominając o dobrym wychowaniu. - Porysowała go, patrz jak teraz wygląda! - mówiąc to, wskazał na skuter. Emma podążyła spojrzeniem za ruchem jego ręki. Zobaczyła biało-niebieskie cudo z obrzydliwymi czarnymi rysami. Skrzywiła się delikatnie. Faktycznie uszkodzenie wyglądało całkiem poważnie. „Niedobrze - pomyślała - znając Zane'a, kobieta nie wywinie się tak łatwo". - Już przeprosiłam - szepnęła nieznajoma. Patrzyła z nadzieją na dziewczynę. - Już przeprosiła - powtórzyła za nią Emma i rzuciła okiem na kolegę. Zane cały chodził. Nie miał ochoty dłużej dyskutować, tym bardziej że kobieta najwyraźniej znalazła sojuszniczkę. - A kto pokryje szkody, co? - rzucił ironicznie i kiwnął głową w stronę kobiety. -Pewnie nawet nie ma polisy. Ta łódź to kupa złomu. - Zapłaci mi pani za to! Emma nie mogła dłużej znieść bezczelnego zachowania kolegi. Naprawdę wyprowadził ją z równowagi. To, że został zniszczony jego nowiutki, jeszcze nieużywany skuter, wcale go nie usprawiedliwia. - Zane, przestań już! - rozzłościła się. - Serio? - Chłopak zdążył się już nakręcić. - Zobaczmy, co o tym sądzi bosman! Wściekły na cały świat obrócił się na pięcie i pobiegł wzdłuż jachtów w stronę zabudowań, wprost do bosmanatu portu. Już on pokaże tej babie, że nie wolno zadzierać z Zane'em Bennettem.


Rozdział 2 Emma patrzyła za oddalającym się kolegą i kiwała z niedowierzaniem głową. Ktoś kiedyś powinien dać mu nauczkę. I to porządną. Taką, która utrze mu nosa raz na zawsze. Dziewczyna zerknęła na kobietę stojącą na łodzi. Nieznajoma trzymała rękę na sercu i uśmiechała się do Emmy dobrotliwie, tak jakby znała ją od dawna. - Spokojnie. Będzie dobrze - Emma próbowała odwzajemnić ten uśmiech. To chyba o niej wspominała niedawno Cleo. Czyżby to ta kobieta już dwa razy ostrzegała syrenki przed zgubnym wpływem pełni księżyca? Tylko skąd o tym wiedziała i jakim cudem odkryła ich tajemnicę... - Dziękuję, Emmo. Wejdź na pokład. Dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę. „Skąd... ona zna moje imię, od Cleo? Nie, to przecież niemożliwe". Przez chwilę z otwartą buzią gapiła się zdziwiona na kobietę. W końcu wzięła się na odwagę i wydusiła z siebie: - Dziękuję. To pani... - Weszła ostrożnie na pokład rozklekotanej łodzi. Łódź skrzypiała przy każdym jej kroku. Słysząc to dziewczyna modliła się w duchu, żeby łajba nie poszła na dno. W sumie nie czuła strachu przed zanurzeniem w morskiej toni, ale nie chciała wyjaśniać starszej pani, dlaczego po zetknięciu z wodą na jej ciele pojawiają się łuski, a nogi zamieniają się w złoty syreni ogon. - Oczywiście. - Nieznajoma wyrwała ją z zamyślenia. Emma znowu zrobiła głupią minę. Kobieta jednak niezmiennie się do niej uśmiechała -dobrotliwie i przyjacielsko. Gestem dłoni zaprosiła gościa do kabiny. Dziewczyna chwilę się wahała, ale w końcu ostrożnie weszła do środka. Rozejrzała się. Pomieszczenie było małe i wypełnione drobiazgami. „Nie rozumiem, dlaczego czuję się tu jak u siebie" - pomyślała. Wystrój w niczym nie przypominał bowiem wymuskanego domu jej rodziców. Na ścianach wisiały kolorowe chusty i korale. W wazonie stały świeże kwiaty. Od razu było widać, że mieszka tu kobieta. Emma teraz już ośmielona podeszła do kanapy i zapadła się w jej miękkich poduchach. „Ktoś, kto tak uroczo potrafił urządzić tę starą łódź, nie może być zły" - szeptała w duchu. Nieznajoma z uśmiechem na twarzy zbliżyła się do Emmy i podała jej szklankę z chłodną lemoniadą, a następnie usiadła obok dziewczyny. - Cleo o pani wspominała - Emma chciała być grzeczna i przerwać milczenie. Pani Chatham zaśmiała się głośno. - Miło mi to słyszeć - odpowiedziała. - Nie mówiła, że pani tu mieszka. - Emma rozejrzała się po pomieszczeniu. Chociaż jej się tu podobało, to jednak nie mogła sobie wyobrazić życia w takich warunkach. - Bo nie ma o tym pojęcia - zachichotała pani Chatham i nachyliła się do dziewczyny. -To mój sekret - dodała. Na dźwięk słowa „sekret" Emma zesztywniała. Od razu pomyślała o syrenkach. Miała wrażenie, że kobieta o wszystkim wie, albo przynajmniej się domyśla. Ale ta dotknęła ręki dziewczyny i szepnęła uspokajająco: - Och, przepraszam, uraziłam cię. Kiepska ze mnie gospodyni. Ale od dwudziestu trzech lat nikt mnie nie odwiedził na pokładzie Lorelei. Emma zdobyła się tylko na blady uśmiech.


Rozdział 3 Na przystani przed biurem bosmana trwała głośna dyskusja. A raczej monolog. To Zane skarżył się na panią Chatham, raz po raz wykrzykując pod jej adresem jakieś groźby. Pan Hendrix, marynarz z dużym doświadczeniem, próbował uspokoić chłopaka, ale z młodym Bennettem było równie trudno dojść do porozumienia, jak z jego ojcem. Nie było innego wyjścia. Musiał iść na miejsce „przestępstwa" i ocenić straty. Wprawdzie Zane nie był pierwszą osobą, która miała pretensje do pani Chatham, ale bosmanowi żal było kobiety, i do tej pory dyskretnie tuszował wszystkie jej przewinienia. Miał nadzieję, że również i tym razem uda mu się jakoś załagodzić sytuację. Niespiesznie zamknął drzwi i poszedł za chłopakiem. Zane jednak nie zamierzał się uspokoić, wciąż powtarzał, że pani Chatham zapłaci mu za wszystko. Hendrix w milczeniu tylko przytakiwał. Kiedy podeszli do łodzi, Zane już przymierzał się do skoku przez burtę na pokład, by samemu wymierzyć sprawiedliwość. Na szczęście bosman wykazał się nie lada refleksem i w ostatniej chwili go powstrzymał. W końcu przecież stał tu na straży prawa! Kiedy chłopak nieco ochłonął, Hendrix chrząknął i niskim głosem zawołał: - Pani Chatham! Za chwilę w drzwiach kabiny stanęła kobieta. Na widok bosmana jej twarz rozpromienił ciepły uśmiech. Szybko wyszła na pokład, a tuż za nią, niczym cień wyłoniła się Emma. - Ach, pan Hendrix - powiedziała pani Chatham. - Może poczęstuję pana kawą? Hendrix trochę się zmieszał. Niestety, spodziewał się tak ciepłego przyjęcia, i wiedział, że przez to będzie mu trudniej zrobić swoje. - Przyszedłem tutaj - odchrząknął i przełknął ślinę - z powodu kolejnej skargi na panią. Zapadło niezręczne milczenie. Zane przestępował z nogi na nogę, ostatkiem sił powstrzymując kolejny wybuch złości. - W tych czasach każdy się na coś skarży -odparła spokojnie pani Chatham. Miała nadzieję, że dojdą do porozumienia z bosmanem. Było nie było, Lorelei cumowała tu od dwudziestu kilku lat. - Niestety, zbyt często dotyczy to pani -wyrzucił z siebie bosman. Naprawdę chciał to mieć już za sobą. Kobieta spojrzała uważnie na mężczyznę. Jego słowa zbiły ją z tropu, ale się szybko opanowała. - Wezmę to za komplement. Pan mnie lubi. To urocze - zachichotała nerwowo. Na te słowa Zane, który do tej pory jedynie gniewnie prychał, nie wytrzymał. Miał już dość! Nie zamierzał dłużej tu sterczeć i przysłuchiwać się tej kurtuazyjnej wymianie zdań. - To co, wywali ją pan wreszcie, czy nie!? - warknął na bosmana. Pani Chatham zamarła. Ten chłopak napawał ją prawdziwym przerażeniem. Zaczęło nawet pobolewać ją serce. Przycisnęła dłoń do klatki piersiowej i ciężko westchnęła. Sytuacja stawała się coraz bardziej nieprzyjemna. - Zostaw to mnie - syknął bosman. Zane zaczynał działać mu na nerwy. – Pani Chatham, już to przerabialiśmy. Ostatnim razem, kiedy tu przyszedłem, obiecała pani spłacić długi sprzed pięciu lat. - Nie przypominam sobie. - Kobieta wzruszyła ramionami. Niedobrze, że bosman wspomniał o długu przy Emmie. Spojrzała na dziewczynę. Ale w jej oczach zamiast potępienia, dostrzegła współczucie. - Chodziło o pokrycie szkód, jakie wyrządziła pani swoją łodzią i mandaty za naruszenie przepisów. - Hendrix nie odpuszczał, zdziwiony trochę zaprzeczeniami kobiety. Czyżby do jej problemów dołączyły jeszcze kłopoty z pamięcią? - Nie sądziłam, że te pana papiery mogą być dla mnie ważne - odparła pani Chatham. Coś zaczęło uciskać ją w piersiach. Z trudem łapała oddech, w tym momencie nie mogła pozwolić sobie na słabość. Nie przed nimi wszystkimi. - Wylecisz stąd - odgrażał się Zane, nie panując nad sobą. Zrobił nawet kilka kroków w stronę łodzi. Na szczęście bosman skutecznie go powstrzymał. Zane tylko syknął: - Już po tobie. - Pozwól, że sam to załatwię - powiedział stanowczo mężczyzna, jakby zachowanie chłopaka zupełnie nie zrobiło na nim wrażenia. W rzeczywistości był nie mniej zdenerwowany od niego. - Byle szybko - warknął Zane. W tym momencie do akcji postanowiła wkroczyć Emma. Wyminęła panią Chatham i zeszła na pomost. Z podniesioną głową stanęła przed bosmanem. Przez dłuższą chwilę w milczeniu patrzyła mu w oczy. „Może jeszcze da się coś zrobić, by zapobiec tragedii" - pomyślała. Następnie ściszonym głosem, tak żeby nie usłyszała jej kobieta, zapytała bosmana: - Czemu pan to robi? - Byłem bardzo cierpliwy - odparł. Przecież wytrwale tuszował poprzednie wypadki. -Ale dzisiaj miarka się przebrała. - Nie może pan jej wyrzucić - zaprotestowała Emma. Czuła, że odebranie Lorelei pani Chatham może zakończyć się tragedią. W tym momencie Emma usłyszała za plecami głuchy łoskot. Dziewczyna odwróciła głowę i z przerażeniem stwierdziła, że to pani Chatham upadła na deski. Leżała teraz nieprzytomna na pokładzie. Emma natychmiast podbiegła do kobiety i zaczęła sprawdzać puls. Pani Chatham bardzo ciężko oddychała, ale żyła. Dziewczyna w panice zerknęła na bosmana, ale ten już dzwonił po pogotowie. Tylko Zane stał z opuszczonymi rękami i ze strachem w oczach gapił się na całą scenę. „Patrz, do czego doprowadziłeś tę biedną kobietę" - z wściekłością pomyślała Emma, masując dłoń biedaczki. Bardzo się bała, czy pomoc zdąży na czas. Wkrótce na pomoście pojawili się pielęgniarze. Szybko zbadali panią Chatham i położyli ją na noszach, a później przykryli kocem. Nie było na co czekać. To wyglądało na zawał serca. Emma nie odstępowała chorej ani na krok. Postanowiła, że pojedzie z nią do szpitala. Troskliwie otuliła ją kocem i ponownie chwyciła ją za rękę. - Wszystko będzie dobrze - szeptała podążając za noszami, które pchali pielęgniarze. Biegli po drewnianych deskach, a rozpięte fartuchy powiewały na wietrze. Wkrótce już byli w karetce. Odsunęli Emmę, żeby zbadać nieprzytomną kobietę. Kobieta ocknęła się na chwilę i spojrzała na Emmę. Z trudem poruszała ustami, próbując coś powiedzieć. - Chcą zabrać mój skarb - jęknęła. - Będzie dobrze. - Emma pogładziła rękę chorej. - Nie pozwól, by zabrali mój skarb. - Pani Chatham nie dawała za wygraną. Zane stał bezradnie przed wejściem na pomost. Czuł się trochę winny, z drugiej strony bardzo zainteresowała go wzmianka o skarbie. Starał się jednak zachować kamienną twarz. Nie bardzo chciało mu się wierzyć, żeby ktoś, kto mieszka w takich warunkach, mógł ukryć coś cennego. Ale w sumie zdarzały się dziwniejsze rzeczy. Przy najbliższej nadarzającej się okazji będzie musiał przeszukać łajbę, centymetr po centymetrze. Może w ten sposób odzyska przynajmniej część straconych pieniędzy. - Nie chciałem przecież, żeby od razu dostała zawału - Zane nieudolnie próbował się tłumaczyć. Emma tylko machnęła lekceważąco ręką. Nie miała ochoty na pogawędkę z Zanem, a już na pewno nie na jego wyjaśnienia. - Sam jej to powiedz - parsknęła i wyminęła chłopaka, nie patrząc mu w oczy.


Rozdział 4 Wieczorem Emma wpadła do Cleo, żeby podzielić się z nią dzisiejszymi wydarzeniami. W tej chwili była już spokojna, bo pani Chatham trafiła w dobre ręce. Pewnie za kilka dni wyjdzie ze szpitala i wtedy trzeba będzie coś postanowić. Emma klapnęła na podłogę i westchnęła. Pozostałe syrenki i Lewis czekali w skupieniu na jej pierwsze słowa. Wiedzieli, że przyjaciółka spotkała się z dziwną nieznajomą, która do tej pory objawiała się jedynie Cleo i przestrzegała ją przed kolejnymi pełniami, po czym w tajemniczych okolicznościach znikała. Cała trójka czekała na szczegółowy opis porannych wypadków. Emma zaczęła więc opowiadać i nie pominęła niczego. Wspomniała o zachowaniu Zane'a i o tym, co mówił bosman. Pozwoliła sobie nawet na uszczypliwą uwagę, że gdyby tylko mogła, sama by uszkodziła skuter chłopaka. Na te słowa Rikki zachichotała. Przypomniała sobie, jak Zane stracił przez nią motorówkę. Widać, ma chłopak pecha... Emma spoważniała, kiedy doszła do momentu omdlenia pani Chatham. - Lekarz powiedział, że to poważne -martwiła się dziewczyna. Jeszcze teraz miała przed oczami bladą twarz kobiety leżącej na szpitalnym łóżku. - I że to mogło się jej przydarzyć w każdej chwili, bo przestała brać lekarstwa. - Biedna - westchnęła ciężko Cleo. Chociaż tak naprawdę ta kobieta przyprawiała ją o gęsią skórkę za każdym razem, kiedy się pojawiała. - Nazywa się Chatham - dodała Emma. Lewis nagle zdał sobie sprawę, że wie, o kogo chodzi. Wiele razy widział jej łódź zacumowaną między drogimi jachtami. Stara krypa, bo inaczej nie potrafił jej określić, wyglądała jak brzydkie kaczątko kulące się wśród pięknych łabędzi. - To nie ta, która mieszka na łodzi? -upewniał się tylko. - Tak. To ona - przytaknęła Emma i wbiła wzrok w chłopaka. - Skąd ją znasz? - Nie, nie znam - zaprzeczył szybko Lewis. - Tylko o niej słyszałem. Mieszka na starym wraku. Nie ma przyjaciół, rodziny, jest sama... Zabrzmiało to bardzo smutno, więc cała czwórka zamilkła. Każde z osobna myślało o sytuacji kobiety. To wszystko wyglądało naprawdę beznadziejnie. Każdy na jej miejscu pewnie skończyłby w szpitalu. Pierwsza milczenie przerwała Cleo. - Zachowuje się, jakby wiedziała wszystko o pełni księżyca, naszych mocach i ogonach -stwierdziła. Dziewczyny spojrzały na siebie. Tak, coś w tym musiało być. Skąd pani Chatham o nich wiedziała i czy przypadkiem ich nie zdradzi? - Mówią, że to wiedźma - wtrącił Lewis. - A gdyby mówili, że jest jednorożcem, też byś uwierzył? - prychnęła zniecierpliwiona Rikki. Chyba nigdy się nie przyzwyczai do jego przemądrzałych uwag. - W syrenki to ja też nie wierzyłem -odparował Lewis.


Rozdział 5 Lisa skończyła przygotowywać dip na dzisiejsze spotkanie u sąsiadki. Ledwie przelała go do miseczki i wsypała nachos na talerzyk, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Podniosła zdziwiony wzrok. - „Kto to może być?" - pomyślała. Wytarła ręce w papierowy ręcznik i poszła otworzyć drzwi. Na progu zobaczyła roześmianą Rikki. Odwzajemniła uśmiech i wpuściła dziewczynę do środka. Lisa naprawdę lubiła koleżanki córki. Rikki od razu skierowała się do kuchni. Usiadła na krześle, zanurzyła palec w sosie i oblizała go ze smakiem. Nawet nie pomyślała, że wypadałoby najpierw zapytać panią domu, czy można spróbować tego przysmaku. Mało tego! Po chwili znowu włożyła palec do dipu. Bardzo jej smakował. Lisa patrzyła na nią z zainteresowaniem i milczała. Dopiero po chwili Rikki zreflektowała się, że chyba powinna coś powiedzieć, a nie tylko zajadać ten pyszny sos. - Gdzie Emma? - zapytała, po czym znowu zanurzyła palec w ostro-słodkim dipie. - W sumie nie wiem. - Lisa wzruszyła ramionami, patrząc jak dziewczyna bezceremonialnie pochłania jej przystawkę, którą przecież miała zabrać do sąsiadki. - Mówiła, że wychodzi na chwilę. - Aha - przytaknęła Rikki i znowu zanurzyła palec w sosie. Był rewelacyjny! Zastanawiała się czy nie poprosić mamy Emmy o przepis. Z drugiej strony kompletnie nie przejawiała talentów kulinarnych. Na pewno więc dip w jej wykonaniu nigdy nie dorównałby temu, który przyrządza mama przyjaciółki. Przełknęła zatem kolejną porcję. - Jesteśmy umówione, ale nie ma sprawy, umiem się sobą zająć. Lisa nerwowo przestąpiła z nogi na nogę i spojrzała na zegarek. Dochodziła piąta. Właściwie to powinna już iść. Sąsiadka na pewno się niecierpliwi. Nagle usłyszały dźwięk przekręcanego klucza i jakieś głosy w holu. - To chyba Emma - stwierdziła Lisa i spojrzała z rozpaczą na znikający dip. - Nareszcie. Gdzie ty byłaś? - Rikki wybiegła na spotkanie przyjaciółki i stanęła jak wryta, bo w drzwiach oprócz Emmy zobaczyła starszą kobietę. To musiała być... Zapadło niezręczne milczenie, które dopiero po chwili przerwała Emma. - Nie gap się tak - zarządziła i wprowadziła nieznajomą do środka. - Poznajcie panią Chatham, a to jest... Kobieta wyciągnęła rękę, tak jakby znała Rikki od lat. - Ty musisz być Rikki... - Yyy, tak... - odparła i się uśmiechnęła. -A więc to jest ta słynna pani Chatham, o której tyle słyszała. Emma wprowadziła gościa do salonu, nie czekając, aż przyjaciółka ochłonie. Ta stała zszokowana w przedpokoju i próbowała pozbierać myśli po nieoczekiwanym spotkaniu. - Mamo! - zawołała Emma. - Mamy gośda. Pani Chatham właśnie wyszła ze szpitala. Dojdzie do siebie, jeśli odpocznie i będzie brać lekarstwa. Sądzę, że u nas będzie jej najlepiej, prawda? Lisa z niedowierzaniem patrzyła to na córkę, to na kobietę. Jak Emma mogła przyprowadzić kogoś obcego do domu i nie zapytać o zgodę? Chociaż nieznajoma wydawała się sympatyczna i wyglądała na kogoś, kto naprawdę potrzebuje pomocy, to jednak tym razem córka zdecydowanie przesadziła! Oj, czeka je dzisiaj rozmowa, i to bardzo poważna... - Oczywiście, kochanie. - W głosie mamy Emmy zabrzmiało wahanie. Myślała o tym, co powie mężowi, kiedy ten zawinie wieczorem do domu. - Yyy... witam, jestem Lisa - powiedziała i wyciągnęła rękę do pani Chatham. - Mogłaś nas chociaż zapytać - Lisa szeptem strofowała córkę, tak żeby przypadkiem ich rozmowy nie usłyszał gość. - Nie chcę być ciężarem. - Pani Chatham od razu wyczuła niezręczną sytuację. Nie miała pojęcia, że jej młoda przyjaciółka o niczym nie powiedziała rodzicom. - Ale Emma nalegała. Jest bardzo uparta. -Tak, wiem coś o tym. - Lisa wbiła wzrok w córkę. - Mogę cię prosić na słówko? - Jasne - odparła dziewczyna, posyłając szeroki uśmiech pani Chatham. Lisa chwyciła Emmę za ramię i pociągnęła do kuchni. Uścisk był mocny i nie pozostawiał złudzeń - zapowiadał nieprzyjemną rozmowę. Ale dziewczyna była na nią przygotowana. Myślała o tym kilka ostatnich dni. Wiedziała, że musi przygarnąć panią Chatham na jakiś czas, aż dojdzie do siebie po szpitalu. Naprawdę nie mogła postąpić inaczej - przecież kobieta nie miała nikogo bliskiego. - Mogłaś zapytać - strofowała szeptem Lisa, tak żeby przypadkiem nie usłyszał jej gość. - Nie zgodziłabyś się - odpowiedziała spokojnie Emma. - Mamo, jej trzeba pomóc, jest bezdomna. - Tak, ale jest wiele organizacji, które mogłyby jej pomóc, więc nie jest sama - próbowała przekonać córkę. - Ale ona jest sama - tłumaczyła Emma. Wiedziała, że mama w końcu ją zrozumie. -A do tego nie ma domu. Lisa tylko pokiwała głową z troską. Co miała odpowiedzieć na takie argumenty Emmy. Nie było innego wyjścia, jak po prostu wyrazić zgodę i przetrwać tych kilka nadchodzących dni z nową przyjaciółką córki pod jednym dachem. Musiała jeszcze pomyśleć, jak całą sprawę przedstawić mężowi. - Więc? - Emma nie ustępowała. - Dobrze - westchnęła Lisa. Nagle do salonu wpadła zdyszana Cleo i ona też stanęła w miejscu jak wryta. Serce zaczęło jej mocniej bić. Tuż przed nią stała kobieta, która ostatnio pojawiała się dosyć często i zawsze w dziwnych okolicznościach. - Przepraszam za spóźnienie - zdołała tylko wydukać. - Witaj Cleo. - Pani Chatham posłała jej ciepły uśmiech. - Dzień dobry - odpowiedziała dziewczyna i spojrzała zakłopotana na Rikki. Ta tylko wzruszyła ramionami. Na szczęście do salonu weszła mama Emmy, pogodzona z nową sytuacją. Już wszystko dokładnie sobie ułożyła w głowie. Wiedziała, gdzie ulokuje gościa i co powie mężowi. - Pani Chatham, proszę za mną, pokażę pani pokój. - Och, to takie miłe. - Kobieta odwróciła wzrok od Cleo, której się cały czas przyglądała i uśmiechnęła się do mamy Emmy, po czym dodała: - Czy pani farbuje włosy? Zaskoczona pytaniem Lisa zerknęła na córkę i wyprowadziła gościa z salonu. Zapadło niezręczne milczenie. Dziewczyny tylko na siebie patrzyły. Dopiero po chwili Rikki nie wytrzymała i przerwała ciszę: - Co ty robisz? - Nie czepiaj się - Emma przewróciła oczami. - Bosman chce usunąć jej łódź z przystani i to na dobre. - Więc ją tu ściągnęłaś? - Rikki nie mogła uwierzyć, że przyjaciółka mogła postąpić tak lekkomyślnie. Gdzie się podziała ta zrównoważona Emma, która zawsze dzieliła włos na czworo? - Wprowadziła się do nas tylko na kilka dni - odparła Emma. - Chcę pogadać z bosmanem i jakoś go przekonać, żeby pozwolił jej wrócić na Lorelei. - Emmo, ta kobieta wie o nas. - Cleo była przerażona nie na żarty. - A jeśli się wygada przed rodzicami? To jest bardzo, bardzo niebezpieczne. - Nie ma strachu - uspokajała ją Emma. -Jest mądra i według mnie, dyskretna. - Według ciebie? - Cleo nie potrafiła ukryć w swoim głosie ironii. - Myślę, że nie musimy się jej obawiać Czy kiedykolwiek wspomniała ci, że jesteś syreną? - No, może nie tak wprost. Ale to, co mówiła o pełni księżyca, było prawdą, mam rację?


Rozdział 6 Elliot siedział na poręczy kanapy i słuchał z wypiekami na twarzy opowieści nowego gościa. Dołączyła do nich również Lisa. Musiała odwołać spotkanie z sąsiadką, ale nie żałowała, bo pani Chatham bardzo barwnie mówiła. A rzeczywiście miała o czym opowiadać. - Razem z mężem kupiłam tę łódź wiele, wiele lat temu - snuła swoje wspomnienia i uśmiechała się tajemniczo. Zawsze to robiła, kiedy mówiła o dawnych, szczęśliwych czasach. - Niestety, zmarł piętnaście lat temu... - To pani musi mieć ze sto lat - wypalił nagle chłopiec. - Elliot! - Lisa skarciła syna i uśmiechnęła się zakłopotana. Pani Chatham zachichotała. - Niezupełnie. Nie mogłam się rozstać z Lorelei. Tyle na niej przeżyliśmy - tłumaczyła. - O! Jest i Emma! Ona to się zna na wodzie! Emma, która właśnie weszła do salonu z Rikki i Cleo, oniemiała. Właśnie ziściły się obawy przyjaciółek. Wyglądało na to, że jednak muszą uważać na panią Chatham, a może nie była świadoma tego, że ich wspólna tajemnica jeszcze nie ujrzała światła dziennego. - Yyy... - zająknęła się Emma - nie sądzę. Już przestałam pływać wyczynowo. - Wiem o tym - kobieta potwierdziła obawy dziewczyn. - Już nie wyczynowo - uśmiechnęła się porozumiewawczo, jakby i ona była jedną z nich. - Wiecie, Lorelei dobrze mi służyła. Gdyby spróbować, silnik na pewno by zapalił. - A co, jeśli nie? - zauważył trzeźwo Elliot. - Trzeba sprawić, by woda cię słuchała -nie dała się zbić z tropu pani Chatham. -Prawda Cleo? Cleo zamarła. Za każdym razem, kiedy kobieta na nią spoglądała albo kierowała do niej swe słowa, dziewczyna czuła, jak po plecach przechodzą jej dreszcze. Miała nadzieję, że pani Chatham zaraz zniknie, jak to robiła już wiele razy. - Co? - Cleo zerknęła na Rikki w panice. „Boże - myślała. - Niech coś się stanie, bo za chwilę ta kobieta wszystko wygada. Może ześlij jakiś mały kataklizm. Malutki". I właśnie w tym momencie zadzwonił telefon. Lisa podniosła się z kanapy. - Halo? Tak? - zapytała. Przez dłuższą chwilę przytakiwała. Przyjaciółki odetchnęły. Tym razem im się upiekło. Mogły się przygotować na następne starcie. - Gracie... - pani Chatham wykorzystała moment nieuwagi dziewczyn i dotknęła medalionu, który błyszczał na szyi Cleo. Od razu wróciły odległe wspomnienia. „Który to był rok? - myślała. - Chyba tysiąc dziewięćset czterdziesty dziewiąty". Ta data głęboko wryła się w jej pamięć. To wtedy poznała przyjaciółki Gracie i Julię. Zaprzyjaźniły się od razu podczas pierwszego spotkania na plaży. Późniejsze wypadki potoczyły się bardzo szybko. Przez przypadek znalazły się na Mako, gdzie pod wpływem magii przemieniły się w syreny. W ten sposób zaczęła się ich wielka przygoda i wspólna podróż przez życie. Wielka szkoda, że to wszystko już odeszło w przeszłość. Tak bardzo za nimi tęskniła. Wspomnienia ciągle wracały. Ile razy śniła, że wraz z przyjaciółkami bawi się w morskich głębinach. Jednak piękny sen zawsze kończył się w ten sam sposób: kiedy zmęczone wodnymi igraszkami przyjaciółki wychodziły na plażę, błękitne niebo zasnu-wała czarna burzowa chmura. - Tak, już proszę. - Mama Emmy podeszła ze słuchawką i kolejny raz wybawiła dziewczyny z opresji. - To do pani. Dzwoni bosman. - Już nawet tu do niej dzwonią - złośliwie zauważyła Rikki. - Halo? Słucham??? - Pani Chatham pobladła. - Ale... nie może pan... O nie! Nie może pan! Emma natychmiast zareagowała. Chwyciła kobietę za rękę i mocno ją ścisnęła. - Co się stało? - zapytała. - Oni... Oni zabierają mi moją łódź. Bosman powiedział, że nie wolno na niej pływać. Nie spełnia ich śmiesznych wymagań. Zabiorą mi wszystko, co mam...


Rozdział 7 Emma nie dała za wygraną. Uparła się i teraz dziewczyny resztką sił taszczyły do portu wiaderka i pędzle. Zdecydowały bowiem, że pomalują łódź pani Chatham. A raczej tak zadecydowała Emma, bo Rikki i Cleo wcale nie miały ochoty na ten bohaterski czyn. Nie przepadały za nowo poznaną kobietą. Można było nawet powiedzieć, że czuły przed nią pewien strach. Rikki okazywała to całą sobą. Szła noga za nogą ze znudzoną miną i co chwilę dogadywała Emmie. Pomysł przyjaciółki zupełnie nie przypadł jej do gustu. W ogóle nie rozumiała jej zaangażowania. - Rikki! To jest jej dom. Musimy jej pomóc - Emma próbowała ją przekonać, ale na próżno. Dobrze, że przynajmniej tu przyszła. - Chyba sobie kpisz - skrzywiła się Cleo, kiedy dziewczyny stanęły na molo. Naprzeciwko stara krypa smętnie kołysała się na wodzie owinięta żółto-czarnymi taśmami. Naprawdę była w opłakanym stanie. Na twarzy Rikki pojawił się grymas zadowolenia. Zaczęła myśleć o jakichś innych rozwiązaniach. Przecież nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia! Ale jak na ironię nic mądrego nie przychodziło jej do głowy. Przecież nie kupią nowej łodzi ani nie wynajmą żadnego mieszkanka. - Puszka farby zdziała cuda. - Emma była nieprzejednana. Postanowiła, że i tak ją przemaluje. Nieważne, czy z nimi, czy też sama. - Koniec marudzenia i do roboty! - Farba jej nie pomoże - jęknęła Rikki. Przecież gołym okiem można było stwierdzić, że łajba pani Chatham nadawała się już tylko na złom. - Rikki! Marudzisz jak zwykle! - zniecierpliwiła się Emma. Jeżeli dłużej będą dyskutować, zastanie ich tu noc. Naprawdę nie miały na to czasu. „Wiem, że łódź pani Chatham wymaga natychmiastowego remontu, pewnie poważniejszego, ale jeżeli uda się ją przynajmniej odświeżyć, może bosman pozwoli na niej z powrotem zamieszkać" -myślała Emma. Była pełna zapału i dobrych chęci. Naprawdę zależało jej na nowej przyjaciółce. Coś ją do niej ciągnęło - dziwne zachowanie kobiety, sposób mówienia i ta tajemnica, którą roztaczała dookoła siebie. Emma była ciekawa, czy koleżanki też to dostrzegły, ale teraz nie mogła z nimi na ten temat porozmawiać. Z zamyślenia wyrwały ją ostre słowa Rikki. Ta nigdy nie przebierała w słowach. - Dziewczyno, ocknij się! To bez sensu! Emma przewróciła oczami. Rikki czasem była taka nieznośna! To cud, że zazwyczaj udawało im się dogadać. I jakby tego było mało, nagle nie wiadomo skąd pojawił się bosman. Zamaszystym ruchem poprawił czapkę na głowie i powiedział: - Rikki ma rację, Emmo. Farba niczego tu nie zmieni. - Stanął naprzeciwko dziewczyn i oparł ręce na biodrach. - Tylko tracicie swój czas. Tę krypę rdza przeżarła na wylot. To kupa złomu, nic więcej. Rikki zrobiła zadowoloną minę. Uwielbiała mieć rację. Jednak cała sytuacja z panią Chatham wcale jej nie bawiła. Kobieta miała poważne kłopoty. Zostać bezdomną to nie przelewki. Musiały jej pomóc, ale w zupełnie inny sposób. Nagle Rikki poczuła na plecach czyjąś rękę. Za chwilę usłyszała znajomy głos, który w tej chwili wcale nie brzmiał tak miło jak zwykle. - To pańska opinia, nie moja! - krzyknęła z wściekłością pani Chatham. Gwałtownym ruchem odsunęła dziewczyny na bok i przeszła z dumnie uniesioną głową obok Hendriksa. - Czas odpływać, wybaczcie. - I już miała skoczyć na pokład, ale mężczyzna był szybszy. Zagrodził jej drogę, stając pewnie na rozstawionych szeroko nogach. - Nie może pani - zakomunikował, wyraźnie artykułując każde słowo. - Tę łódź skonfiskowała Policja Wodna, bo zagraża bezpieczeństwu. - To mój dom. - Kobieta próbowała przesunąć bosmana, ale ten ani drgnął, zupełnie jakby wrósł w pomost. Hendrix nie zamierzał ustąpić i pani Chatham w końcu przyjęła to do wiadomości. W ostatnim zrywie rozpaczy próbowała jeszcze odwołać się do jego sumienia. - Ja tu przecież mieszkam... Mężczyzna tylko pokręcił głową. Stał na straży prawa. Gdyby nie Zane, może dałoby radę znowu zatuszować całą sprawę. Niestety, teraz było już za późno. Zresztą pani Chatham dla własnego dobra powinna jak najszybciej opuścić tę kupę złomu. - Oni robią to, co muszą - włączyła się Emma, objęła kobietę i powoli zaczęła ją odciągać od Lorelei. - Chcą pomóc... - Ale ja muszę zabrać swoje rzeczy -zaprotestowała słabo, posłusznie idąc obok Emmy. - Nie pozwól im zabrać mojego skarbu -dodała, kiedy opuszczały pomost. Rikki i Cleo spoglądając na siebie, ruszyły za nimi. Całe szczęście, że nie doszło do awantury. Przez moment burza wisiała przecież w powietrzu. Dziewczyny poruszone całą sceną milczały. Dopiero teraz zrozumiały, co znaczyła dla pani Chatham ta łódź. Była wszystkim, co miała. I ktoś teraz chciał ją odebrać. -Proszę się uspokoić. Wrócimy do mnie do domu i porozmawiamy. - Emma gładziła kobietę po plecach. Czuła, że jej zdenerwowanie zamienia się w smutek. - Chcę tylko wziąć z pokładu to, co moje - powtarzała nieszczęśniczka, ale już jakby pogodzona z losem. - Wszyscy chcą zabrać mój skarb. Dziewczyny spojrzały na siebie zaskoczone. Niestety nie tylko one. Słowa pani Chatham dotarły również do Zane'a i Nate'a, którzy nieoczekiwanie pojawili się na pomoście, żeby obejrzeć odmalowany skuter. - Jaki skarb? - spytał scenicznym szeptem Nate i szturchnął łokciem kumpla. - Nie wiem - odparł Zane. Ale już drugi raz o nim usłyszał. Będzie musiał pod osłoną nocy przeszukać wrak i znaleźć to, o czym mówiła ta kobiecina.


Rozdział 8 Dziewczyny całe popołudnie próbowały uspokoić panią Chatham. Zagadywały ją na wszelkie tematy. Emma była dumna z przyjaciółek, że stanęły na wysokości zadania. Z każdą upływającą godziną Cleo i Rikki coraz bardziej lubiły kobietę. Pani Chatham naprawdę je urzekła opowieściami o swoim życiu i przygodach. Na szczęście nie poruszała zakazanego tematu, jakby wiedziała, że jej nowe przyjaciółki sobie tego nie życzą. Z każdą chwilą na twarzy pani Chatham coraz częściej gościł uśmiech. Wśród tych miłych ludzi poczuła się jak u siebie w domu. Wieczorem pomogła nawet przygotować pyszną kolację. A kiedy do domu wrócił ojciec Emmy, wszyscy wspólnie zasiedli do stołu. Neil cały wieczór a to żartował, a to chwalił panią Chatham i dziewczyny, że ładnie wyglądają. Nawet Rikki, która nie przepadała za takimi rodzinnymi kolacyjkami, dobrze się bawiła. Momentami ukradkiem zerkała na uśmiechniętą kobietę. Od jakiegoś czasu dręczyło ją bowiem pytanie: czy ona również kiedyś była syreną, a jeżeli tak, to co się stało, że jest teraz samotna i normalna. - To było pyszne - westchnął ojciec Emmy i poklepał się po brzuchu. Rikki wyrwana z zamyślenia zachichotała. W sumie lubiła tu przebywać. Dom Emmy, jej rodzice i brat byli dla niej kwintesencją prawdziwej kochającej się rodziny. Rodziny, której ona nigdy nie miała. - Dziś to nie ja zbieram laury - odpowiedziała z kuchni Lisa, która już zaczęła wkładać brudne naczynia do zmywarki. - Zupa z małży to przepis pani Chatham. - Była fantastyczna! - Neil zwrócił się do gościa. Może na początku, kiedy Lisa poinformowała go o nowym współlokatorze, nie był specjalnie zadowolony, ale teraz, gdy lepiej poznał panią Chatham, rozpierała go duma, że córka ma tak wielkie serce. - Dziękuję - powiedziała pani Chatham I wytarła usta chusteczką. - Pozbieram naczynia. - Nie, nie trzeba - zaprotestowała Lisa, krzątając się po kuchni. Chciała porozmawiać z Emmą na drażliwy temat, czyli jak długo będą udzielać gościny kobiecie. Wolała nie robić tego przy świadkach. -Cleo, mogłabyś zaprowadzić naszego gościa do salonu? - uśmiechnęła się do dziewczyny, która ochoczo poderwała się z krzesła. -I proszę pamiętać o lekach - rzuciła w kierunku pani Chatham. Starsza pani kiwnęła głową i ruszyła za syrenką do salonu. Rikki nieco się ociągała, ale czując, że w kuchni szykuje się poważna rodzinna narada, niechętnie podążyła za nimi. W jadalni została tylko Emma i rodzice, bo Elliot, korzystając z zamieszania wymknął się do swojego pokoju, żeby pograć na komputerze. - Kochanie, bardzo się cieszę, że ona jest z nami - zagadnęła córkę Lisa - ale trzeba coś z nią zrobić. - Wiem, mamo - zgodziła się Emma. W jej głowie kiełkował już pewien plan. Przeprowadzka pani Chatham do ich domu dała jej kilka dni na dopracowanie szczegółów i prze myślenie argumentów, które przedstawi bosmanowi. Na pewno wszystko się ułoży! - Okazałaś jej serce, ale ona potrzebuje domu - próbował przekonać Emmę ojciec. -Własnego domu. - Tylko na parę dni. - Dziewczyna złożyła ręce i spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem. - A co potem? - Neil machnął ręką. Ale już było po rozmowie, bo ojciec Emmy nie umiał się oprzeć córce, kiedy patrzyła na niego w taki sposób. Emma zadowolona z siebie dołączyła do dziewczyn, które były pogrążone w cichej rozmowie z panią Chatham. Rodzice poszli na górę i pewnie próbowali przewidzieć, co ich kochana córeczka jeszcze wymyśli. Musieli jednak przyznać - tę rundę wygrała Emma! Tymczasem ich pociecha zasiadła na kanapie i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie. - Przyjaźń to najważniejsza rzecz. - Pani Chatham spojrzała czule na dziewczyny. Polubiła je od pierwszej chwili. Przeżywały to samo, co kiedyś ona i jej koleżanki. Kobieta czuła tę więź. Wiedziała, jakie mają moce i jak trudno im utrzymać wszystko w tajemnicy. Mimo to z ogromną chęcią zamieniłaby się z nimi. - To brzemię, które dźwigacie, musicie dźwigać razem - dodała z tajemniczym uśmiechem na twarzy. - Jakie brzemię? - natychmiast zareagowała Cleo. O czym mówiła ta kobieta? Kiedy jednak zobaczyła pełen politowania wzrok Rikki, natychmiast się wycofała. - Ach, no tak... Pani Chatham wybuchnęła szczerym śmiechem. Skąd ona to zna? Kobieta miała wrażenie, że cofnęła się w czasie. Czuła, jakby przed nią siedziały jej przyjaciółki sprzed wielu, wielu lat. Te same odzywki, reakcje, słowa... Nawet sprzeczki wyglądały tak samo. - Gdy jesteś inna, dobrze mieć przyjaciółki, które cię zrozumieją - oznajmiła. - Ja też je miałam - westchnęła i pogrążyła się we wspomnieniach. - Czy one ubierały się tak samo jak pani? -przerwała jej Rikki, kiedy dostrzegła rozmarzone spojrzenie kobiety. Za wszelką cenę chciała zapobiec jej łzom. - To było dawno temu, byłyśmy młodsze. - Pani Chatham machnęła ręką. - Nie zawsze byłam stara... A może byłam? Zapadło niezręczne milczenie. Dziewczyny spojrzały po sobie. Było widać, że szukają tematu zastępczego, który odciągnąłby myśli kobiety od wspomnień. - Co to za brzemię, które dźwigamy? -Jako pierwsza odezwała się Emma. - Pewnego dnia musiałam jednak z tego zrezygnować - pani Chatham ciągnęła dalej, jakby nie usłyszała pytania Emmy. Z jej twarzy zniknęła beztroska, a oczy przesłonił smutek. - Pani to umie? - zainteresowała się Cleo, ale było już po wszystkim. Czar wieczoru, wspólnej tajemnicy, gdzieś prysnął. - Już późno. - Kobieta podniosła się i wygładziła spódnicę. - Chyba najwyższa pora, by pójść do łóżek. - Ale zaczęło być ciekawie! - zaprotestowała gwałtownie Rikki. Pani Chatham tylko pokiwała głową w milczeniu i ruszyła powoli w kierunku drzwi. - Ma pani rację. Już późno. - Emma zamierzała odprowadzić gościa do pokoju. - Dobranoc - pani Chatham odwróciła się jeszcze do dziewczyn i posłała im smutny, trochę nieobecny uśmiech. - Dobranoc - odpowiedziała Cleo, ale kobiety już nie było w pokoju. Pani Chatham, kiedy wspinała się po schodach, w głowie miała już gotowy plan. Poczeka tylko, aż dom pogrąży się we śnie, a wtedy ona... Nikomu nie odda Lorelei! Zbyt wiele dla niej znaczyła. Dziewczyny siedziały zdumione w salonie. Nie spodziewały się, że pani Chatham tak szybko skończy rozmowę. Coś musiało się stać. Miały tylko nadzieję, że jej nie uraziły. Tak nagle poderwała się z fotela, jakby coś ją dotknęło albo o czymś sobie przypomniała. Kiedy wyszła, w pokoju zapanowała przytłaczająca cisza. Emma, Rikki i Cleo jakoś straciły ochotę na dalsze pogaduszki. Kobieta wydawała się bardzo tajemnicza i trudno było z niej wyciągnąć jakąkolwiek informację. Przyjaciółki nadal wiedziały tyle samo, co przed rozmową, czyli nic. Nie miały pojęcia, co panią Chatham łączyło z syrenami czy kiedyś przeżywała to samo co one. Musiała coś wiedzieć, coś, co mogło się im przydać W każdym razie miały kilka dni, żeby nakłonić panią Chatham do zwierzeń.


Rozdział 9 Pani Chatham zamknęła za sobą drzwi i szybkim krokiem poszła w stronę przystani. Była pewna, że nikt jej nie powstrzyma, bo o tej porze wszyscy spali. Noc okazała się całkiem ciepła, a księżyc i gwiazdy sprawiały, że było całkiem jasno. Kobieta nie oglądała się za siebie. Już podjęła decyzję i zamierzała doprowadzić rzecz do końca. Kiedy weszła na pomost, usłyszała jedynie skrzypienie desek i plusk wody. Nic, co mogłoby wyprowadzić ją z równowagi. Wokół nie było żywej duszy, więc nie musiała się bać. Nareszcie na miejscu. Przed nią kołysała się Lorelei. Jej widok sprawił, że znowu rozbolało ją serce. Lorelei, z którą przeżyła tyle lat, była w opłakanym stanie. A do tego te żółto-czarne taśmy rozwieszone na burtach jej ukochanej łodzi. - Tęskniłaś za mną? - szepnęła pani Chatham i weszła na pokład. Ze złością zerwała wszystkie taśmy, stanęła za sterem i szepnęła: -Lorelei, nie zawiedź mnie. Przekręciła kluczyk, ale silnik milczał... Spróbowała jeszcze raz. Łódź jęknęła i wydała z siebie cichy pomruk. -Dwadzieścia lat na to czekałam - ucieszyła się kobieta. - Wspaniale... Krztusząc się i stękając, Lorelei powoli ruszyła, ale pani Chatham na to nie zważała. Najważniejsze, że płynęły i już wkrótce znajdą się daleko poza zasięgiem władzy. Nagle usłyszała zgrzyt - jakby łódź o coś zahaczyła. Pani Chatham wyjrzała przez okno. Na wodzie unosił się skuter, ten sam, który już wcześniej ucierpiał w kontakcie z Lorelei. - Ojej, no to się wkurzy - zachichotała kobieta i wzruszyła ramionami. Jak cudownie tak płynąć w głęboką noc. Wokoło roztacza się ciemny ocean, nad nią niebo z milionem gwiazd i cel, który wkrótce osiągnie... Wyspa Mako. To tam płynęła. Chciała jeszcze raz w życiu poczuć pod stopami jej złocisty piasek, odetchnąć tamtym powietrzem i magią. Emma obudziła się bardzo wcześnie. Coś przeczuwała. Wstała z łóżka i pobiegła do pani Chatham. Ale jej pokój był pusty, tak jakby nikt tu nie nocował - wszystko sprzątnięte, łóżko zasłane, zniknęły też rzeczy kobiety. Zaniepokojona wróciła do siebie i szybko naciągnęła niebieskie dresy i koszulkę, związała włosy w kitkę, wsunęła stopy w adidasy... Nawet nie spojrzała w lustro przed wyjściem. Nie było na to czasu. Szybko zbiegła do kuchni. Miała nadzieję, że znajdzie tam jakąś wiadomość, ale przy stole siedział tylko Elliot i zajadał płatki śniadaniowe. - Elliot, widziałeś panią Chatham? - zapytała rozgorączkowana. - Zniknęła i jej rzeczy też. Elliot zaprzeczył i włożył ko piastą łyżkę jedzenia do ust, a następnie sięgnął po komiks i tyle było rozmowy. Emma wzruszyła ramionami. Nie było sensu ciągnąć go za język. Czasami żałowała, że nie ma siostry tak jak Cleo. Przynajmniej od czasu do czasu mogłyby sobie pogadać. Znowu westchnęła. Nie było czasu, musiała się spieszyć. Instynkt podpowiadał jej, dokąd mogła pójść pani Chatham. Byle tylko nie było za późno... Wybiegła z domu i nie oglądając się za siebie, obrała kurs na przystań. Pędziła całą drogę... Zatrzymała się dopiero przed bramką na pomost, żeby zaczerpnąć powietrza. Od kiedy przestała trenować, jej kondycja była w opłakanym stanie. Dobrze, że przynajmniej jako syrena nie miała sobie równych! Emma wytężyła wzrok, szukając przy pomoście Lorelei. Niedobrze, spóźniła się. Łodzi już nie było. Zatem pani Chatham musiała wyjść z domu nad ranem. Dziewczyna weszła na pomost, żeby się upewnić, czy wzrok jej nie myli. Kiedy podeszła do kei, przy której jeszcze wczoraj była przycumowana łódź pani Chatham, zobaczyła Zane'a. Gapił się na coś, a na jego twarzy malowała się złość. Emma stanęła tuż obok niego. Dopiero po chwili dostrzegła przyczynę dziwnego zachowania kolegi. Tuż przy drewnianych palach, pod powierzchnią wody, majaczyła sylwetka jego skutera. - Co jest? - wykrztusił z siebie Zane. Jego głos drżał z wściekłości. - To na pewno ta stara baba! To jej wina! Emma wzdrygnęła się słysząc te ostre słowa. - Zane, nie masz dowodu - próbowała bronić kobiety. Chłopak o mało co nie zabił jej wzrokiem. Był wściekły! - A właśnie że mam! - krzyknął. - Dobra! Tak chce się bawić? Nie wie, z kim zadarła! - Zane! - zawołała Emma. Ale on już biegł po pomoście do swojej łodzi. Stanął żeby się przyjrzeć skuterowi, który teraz do niczego się już nie nadawał, i wskoczył do motorówki. Odpalił silnik i dodał gazu. Łódź ruszyła z kopyta. Zane rzucał przekleństwami. Miał przed sobą jeden cel, dopaść kobietę i odebrać to, co jego.


Rozdział 10 Emma patrzyła za oddalającą się motorówką. Nie wiedziała, co ma robić. Przemknęło jej nawet przez myśl, żeby wskoczyć do wody i płynąć za Zane'em. Nie mogła jednak ryzykować, że chłopak odkryje jej tajemnicę. Co zatem począć? Jak znaleźć Lorelei... Nagle uderzyła się w czoło. Że też wcześniej na to nie wpadła! Obróciła się na pięcie i co sił w nogach pobiegła do Juice Net Cafe. Miała nadzieję, że znajdzie tam Lewisa, a tym samym zdobędzie motorówkę, którą popłyną na poszukiwanie Lorelei. Jak burza wpadła do wnętrza kafejki. Stanęła na środku sali i zaczęła się rozglądać. Dzisiaj przyszło tu mnóstwo ludzi, więc trudno było wypatrzyć chłopaka. Emma chciała już zrezygnować, gdy nagle dostrzegła jasną czuprynę przyjaciela. Podbiegła do niego i z całej siły szarpnęła za ramię. - Lewis - ciągnęła go za rękaw koszulki -pomóż mi! Chodź! - Chłopak podskoczył jak oparzony. Próbował uwolnić się z uścisku. Bez skutku. Emma nie zamierzała ustąpić. Pociągnęła Lewisa za sobą, nie dając mu nawet dopić soku. W ostatniej chwili zdążył tylko chwycić telefon ze stolika. Chłopak wiedział, że wydarzyło się coś strasznego, bo takie zachowanie kompletnie nie było w stylu spokojnej i zrównoważonej Emmy. Udało mu się tylko wyrzucić z siebie lakoniczne: -Co? - Potrzebuję ciebie i twojej łodzi - odparła zdyszana Emma. Lewis kiwnął głową na zgodę. Chociaż nie rozumiał, skąd taki pośpiech i dlaczego Emma nie wskoczyła do wody, jeżeli było to aż tak poważne. Kiedy nareszcie dobiegli na pomost, Emma bezceremonialnie wepchnęła kolegę do motorówki. Gdyby nie błyskawiczna reakcja, pewnie by się zdrowo poobijał. Dziewczyna nawet nie zwróciła na to uwagi! - Nie możesz płynąć sama? - zagadnął rozcierając bolące ramię. Może to kolejna tajemnica związana z mocami syren. „Od kiedy jest taka silna?" - zastanawiał się. - Nie chcę, by ktoś mnie zobaczył. -Gestem ręki wskazała na silnik. Lewis zrozumiał bez słów, że ma go natychmiast odpalić. -Szybciej! - Emma jeszcze go popędzała. Motorówka zaskoczyła. Chłopak skręcił kierownicą i sprawnie wypłynęli z portu. Mknęli prosto na Mako, bo Emma czuła, że to tam zmierza pani Chatham. Lewis posłusznie skierował łódź w stronę tajemniczej wyspy. Pani Chatham przejechała ręką po kierownicy Lorelei. Wprawdzie łódź ledwo co się poruszała, ale jednak płynęła do przodu, a silnik, chociaż potwornie się krztusił, ciągle pracował. - Świetnie - uśmiechnęła się kobieta. -Dobrze nam razem. Nagle do jej uszu dobiegł warkot silnika innej łodzi. Ktoś na zewnątrz zataczał kółka wokół Lorelei. To był Zane. - Nie zwiejesz mi tym razem! Zapłacisz za wszystko i zwrócisz pieniądze za zniszczony skuter! - Chłopak przekrzykiwał warkot silnika i podpływał coraz bliżej. - Nie ujdzie ci to na sucho!

Pani Chatham przeraziła się nie na żarty. Była przecież zupełnie sama, a chłopak wyglądał na wściekłego. - Trzymaj się ode mnie z daleka! - zawołała i docisnęła manetkę z gazem. Lorelei się zakrztusiła i... zgasła. Kobieta próbowała ponownie ją zapalić, raz po raz przekręcając kluczyk, ale to było na nic. Łódź bezwładnie kołysała się na wodzie. Wkrótce w kabinie pojawił się Zane. Wszystko, czego w tej chwili pragnął, to porządnie przestraszyć kobietę. Na jego widok pani Chatham aż podskoczyła. W ostatnim geście rozpaczy próbowała jeszcze uruchomić łódź, raz za razem przekręcając kluczyk w stacyjce, ale bez skutku. - Zapomnij! - krzyknął Zane. - Nie próbuj nawet! Ta kupa złomu na pewno już się ciebie nie posłucha. - I zrobił dwa kroki w stronę kobiety. - Nie podchodź do mnie! - Mówiąc to, pani Chatham zakryła twarz rękami. Chłopak wyglądał naprawdę niebezpiecznie. - Spoko. Chcę rekompensaty - rzucił gniewnie Zane. - Rozwaliłaś mi skuter, to oddaj kasę. Rozejrzał się ciekawie po pomieszczeniu, ale nie dostrzegł niczego, co przypominałoby jakikolwiek skarb. „Gdzie ona go ukryła? -myślał - i czy w ogóle go ma?". - Niczego nie mam - broniła się słabo pani Chatham, próbując zachować bezpieczną odległość od chłopaka. - Nie kłam - rzucił szybko i spojrzał jej w oczy. - Wiem, że gdzieś tu schowałaś skarb. Pani Chatham zaniemówiła. Znowu poczuła niebezpieczne ukłucie w sercu. Tak bardzo się przestraszyła. Widziała, że Zane łatwo nie odpuści. Uwziął się na nią od samego początku, kiedy tylko Lorelei zacumowała w porcie. - Nie zabieraj go - jęknęła i przycisnęła mocniej dłoń do piersi. Ból był nie do wytrzymania. Palił, rwał... Zrobiło się jej słabo, czuła, że za chwilę zemdleje. - Nie? - Zane zachichotał złośliwie i syknął: - Tylko patrz! To, co się wydarzyło chwilę później, było dla chłopaka zupełnym zaskoczeniem. Nagle pani Chatham zaczęła się słaniać na nogach i powoli osuwać na podłogę. Zane złapał ją w ostatniej chwili, ale było już za późno. Kobieta straciła przytomność, jej bezwładne ciało spoczęło mu na rękach. Chłopak ostatkiem sił przeciągnął ją na łóżko. Zaskoczony zbadał jej puls. Przecież nie chciał jej zrobić krzywdy! To miała być drobna nauczka za stratę skutera. Teraz będzie miał kobietę na sumieniu. Rozejrzał się za telefonem czy radiostacją, żeby wezwać pomoc, ale niczego nie wypatrzył. W panice zaczął przeszukiwać kieszenie. Kobieta była nieprzytomna, nawet nie wiedział, czy jeszcze oddycha.


Rozdział 11 Łódź z Lewisem i Emmą szybko pruła fale. Na horyzoncie majaczyła już charakterystyczna sylwetka wyspy Mako. Po plecach dziewczyny przeszedł dreszcz - jak zawsze, kiedy płynęła w pobliżu tego miejsca. Tak na nią działała magia tej wyspy. Wiedziała, że Lewis był na nią odporny. W końcu to nie on zamieniał się w syrenkę, tylko ona, Cleo i Rikki. Emma czuła, że dziewczyny mogą się na nią wkurzyć, że nie zawiadomiła ich o kłopotach. Ale przecież nie było na to czasu. Nagle Lewis podskoczył na miejscu. - To Lorelei - wskazał na łódź, która dryfowała po wodzie. - Miałaś rację, że znajdziemy ją niedaleko wyspy. Emma spojrzała we wskazanym przez Lewisa kierunku. Coś było nie tak. Dlaczego łódź miała wyłączony silnik i dlaczego nie dostrzegała żadnego ruchu na pokładzie? Wszędzie panował złowieszczy spokój. Nagle Emma zadrżała. Udało jej się tylko wydusić kilka słów: - Zane już tam jest... Przyjaciele podpłynęli do statku. Lewis przywiązał łódkę do motorówki Zane'a. Powoli weszli na Lorelei. Wyglądała na opuszczoną. Dopiero teraz Emma zobaczyła, w jakim strasznym była stanie. Łuszcząca się farba, rdza, spróchniałe deski... Bosman miał rację, że ją zarekwirował. „Ale gdzie jest teraz pani Chatham? - pomyślała. - Żeby tylko nic się jej nie stało".

W końcu dziewczyna zajrzała do środka. To, co zobaczyła, przeraziło ją. Na łóżku leżała nieprzytomna, blada kobieta, a obok niej klęczał równie blady Zane. Emma jęknęła. Tuż za nią wkroczył Lewis. Przestawił koleżankę i wbiegł do kajuty. Nachylił się nad kobietą, zaczął badać jej puls i sprawdzać, czy oddycha. - To nie moja wina - drżącym głosem tłumaczył Zane. - Nic nie zrobiłem... - Oddycha - odparł z ulgą Lewis i spojrzał karcąco na kumpla. Emma dopiero teraz zaczęła logicznie myśleć. Widok nieprzytomnej pani Chatham na krótko wytrącił ją bowiem z równowagi. - Zane! - krzyknęła, żeby obudzić go z odrętwienia. - Na dole powinny być leki. Idź poszukać! Jak na komendę, chłopak zerwał się na równe nogi i zbiegł na dół. Miał potworne wyrzuty sumienia. „Co mnie podkusiło, żeby gonić tę kobietę? - powtarzał sobie - Teraz przeze mnie leży bez życia na górze. Jeżeli coś jej się stanie... jeżeli umrze... Nigdy sobie tego nie wybaczę!". Nieobecnym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu. Bez rezultatu. Gdyby nie Emma, która zniecierpliwiona zajrzała na dół, stałby tak dalej. - Znalazłeś coś? - krzyknęła. Chłopak zaczął sprawdzać zawartość wszystkich szuflad i szafek, ale jakoś mu nie szło. Na dole panował niesłychany bałagan. Widocznie kobieta zrobiła sobie tu składzik używanych rzeczy. - Ruchy, Zane! Trzeba ją przenieść do łodzi Lewisa i zawieźć do szpitala! - Wiem - warknął, ale wcale nie było tak łatwo cokolwiek tu znaleźć. A przecież naprawdę się starał. W końcu od tego zależało życie tej kobiety. - Zane! Jeśli ona teraz umrze, to przez ciebie! - Chłopakiem wstrząsnęła kolejna fala przerażenia. Czy Emma musiała być taka okrutna? Przecież doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nagle na półce zobaczył fiolkę, to musiało być to, czego szukał! Chwycił ją i podał dziewczynie. Ta uśmiechnęła się z ulgą. - Dzięki! - I nie czekając na odpowiedź, pobiegła na górę. Tam razem z Lewisem zabrali się za przeniesienie pani Chatham na łódkę. Nie było to łatwe, bo bezwładne ciało kobiety było bardzo ciężkie. Wreszcie położyli chorą na dnie motorówki. Emma spojrzała na Lorelei i na gapiącego się na nich z pokładu Zane'a. - Chodź, odpływamy. Wskakuj! Chłopak przez dłuższą chwilę milczał. W końcu jednak odrzekł: - Nic jej nie będzie, zostaję. - Był już spokojny. Pomoc przyszła na czas i teraz mógł się skupić na czymś innym. Na poszukiwaniu skarbu. Miał przynajmniej godzinę, zanim Emma z Lewisem zaczną coś podejrzewać. Spojrzał na Lorelei. Tak, godzina w zupełności mu wystarczy... - Zane, jeśli cokolwiek z jej rzeczy zniknie - ostrzegła go Emma. Doskonale zdawała sobie sprawę, do czego może być zdolny ten chłopak. - Dogonię was - rzucił Zane, zniecierpliwiony i zniknął w kabinie. Emma westchnęła, ale nie było czasu na sprzeczki. Nie mogła go dłużej pilnować, bo teraz najważniejsze było zdrowie pani Chatham. - Nie czas na kłótnie. Płyniemy - ponaglił Lewis. Dziewczyna tylko skinęła głową. Na ten sygnał Lewis włączył silnik, który melodyjnie zawarczał, i popłynęli. Całą drogę Emma była niespokojna, nie ufała Zane'owi. Na pewno coś knuł. Tylko co? Co mu chodziło po głowie? Zerknęła z troską na kobietę, która nadal była nieprzytomna i taka blada. Emma miała nadzieję, że uda im się bez przeszkód dopłynąć do portu i wezwać pogotowie. Może jeszcze nie było za późno. Karciła się w myślach, że nie upilnowała nowej przyjaciółki, że pozwoliła jej wymknąć się z domu. Gdyby nie to, na pewno do niczego złego by nie doszło. Następnym razem będzie ostrożniejsza i nie spuści pani Chatham z oczu. Dobrze znała Zane'a. Był pamiętliwy i zawistny. Choć ich rodzice byli ze sobą zaprzyjaźnieni i w dzieciństwie Emma była częstym gościem u Bennettów, to nigdy nie mogła znaleźć z Zane'em wspólnego języka. Odkąd pamięta, zawsze się kłócili. Chłopak po prostu działał jej na nerwy. Dlatego teraz jak mogła, tak go unikała i wspólne kontakty ograniczyła do minimum. Ich rodzice nie byli w stanie tego zrozumieć, ale w końcu przyjęli do wiadomości, że ich dzieci nigdy się nie dogadają.


Rozdział 12 Zane przez chwilę śledził wzrokiem znikającą w oddali łódź. Kiedy nareszcie stracił ją z oczu, zatarł ręce. Teraz nikt nie będzie mu przeszkadzał. Znajdzie skarb, choćby miał przewrócić tę łajbę do góry dnem. Rozejrzał się. „Od czego powinienem zacząć - pomyślał - może tutaj?". Zaczął otwierać szafki i przerzucać rzeczy. Nie zamierzał ich później z powrotem układać. Liczył się tylko ten tajemniczy skarb. Był ciekawy, cóż cennego mogła schować pani Chatham. Nie wyglądała na kogoś bogatego, a sądząc po stanie tej krypy, pewnie żyło się jej bardzo ciężko. Zdążył już wszędzie zajrzeć, ale na nic nie trafił. Był trochę zły, że traci czas, ale chciał się odegrać na kobiecie. Kiedy ponownie ogarnął wzrokiem całą kajutę, panował w niej koszmarny bałagan. Zane tylko wzruszył ramionami i zszedł na dół, pod pokład. Może tutaj będzie miał więcej szczęścia. Otworzył pierwsze z brzegu drzwiczki i zajrzał do środka. Ale znalazł jedynie ogromny kask, który kiedyś nosili nurkowie. Wzdrygnął się. „Jak dobrze, że teraz pod wodą nie trzeba już nosić takich rzeczy - myślał. - Ta kobieta musi być wiekowa, jeżeli trzyma takie coś". Zatrzasnął drzwiczki szafki i otworzył następne. Jęknął na widok sterty papierów i jakichś drobiazgów. Wziął kilka z nich do ręki, żeby się im przyjrzeć. Tak jak przeczuwał - nie przedstawiały żadnej wartości. - I znowu pudło - warknął pod nosem. -Chyba jednak będę musiał zrezygnować z poszukiwań. Tutaj niczego wartościowego nie znajdę. „Ta cała Chatham pewnie miała jakieś przywidzenia" - wściekał się sam na siebie. Zamierzał już zamknąć kolejną szafkę, gdy nagle pod stertą kartek zobaczył czerwone pudełko. Sięgnął po nie i obrócił w palcach, a następnie otworzył. W środku zobaczył srebrny medalion. Ostrożnie chwycił go za łańcuszek i uniósł na wysokość oczu. - I to jest ten skarb? - syknął pod nosem i zniechęcony pokręcił głową. Czas się zbierać. To bez sensu. Jak przedszkolak dał się nabrać tej kobiecie. Niczego tu nie ukryła. Była biedna jak mysz kościelna. Zane ze złością cisnął medalion o podłogę i ruszył do schodów. Nagle łódź niebezpiecznie się zakołysała. Chłopak z trudem złapał równowagę. Za chwilę znowu coś syknęło i strzeliło, jakby ktoś potarł zapałką o draskę. Zane nerwowo rozejrzał się dookoła. Czuł, że powinien jak najszybciej wspiąć się do kokpitu, wyjść na pokład i wskoczyć do swojej łodzi. Już wszedł na pierwszy stopień gdy... krypą wstrząsnął potężny wybuch, który rzucił Zane'em o ścianę. Chłopak bezwładnie osunął się na podłogę. Stracił przytomność. Wtedy doszło do kolejnego wybuchu. Tego stara łódź nie wytrzymała. Potężne eksplozje nadwyrężyły i tak przerdzewiały kadłub. Woda powoli wypełniała wnętrze. Z każdą chwilą robiło się jej coraz więcej. Kiedy dotarła do Zane'a, chłopak otworzył oczy. Zrozumiał, że jego życie zawisło na włosku. W panice poderwał się do ucieczki i... usiadł sycząc z bólu. Przy upadku nabił sobie niezłego guza. Ale nie miał czasu na użalanie się. Sytuacja wyglądała naprawdę niebezpiecznie. Chłopak wszedł po schodach do kabiny sternika, byle wyżej. Łajba jednak ciągle nabierała wody. Zane rzucił się do drzwi, ale nie mógł ich otworzyć. Łódź wyraźnie nie chciała go wypuścić, jakby w akcie zemsty za swoją panią. Podbiegł do okna i szarpnął. Woda już sięgała Zane'owi do kostek, moczyła nogawki spodni. Chłopak ruszył do następnego okna. Zaczął się z nim mocować, ale niczego nie zdziałał. Łajba powoli nabierała zanurzenia. Mętna woda sięgała mu już do pasa. Pływały w niej ubrania i przedmioty, które nie były przymocowane, a w tym bałaganie, który zrobił Zane, było ich tu całkiem sporo. Chłopaka ogarnęła panika. Był w potrzasku. Nie miał żadnej możliwości ucieczki. Łódź tymczasem nabrała niebezpiecznego przechyłu. To sprawiło, że woda zaczęła się wlewać jeszcze szybciej. Zane nie sięgał już nogami do podłogi. Resztką sił próbował otworzyć okno. Niestety, bez rezultatu. Chłopak z coraz większym trudem łapał powietrze. Każdy oddech był na wagę złota. Zane wiedział, że jeśli niczego nie wymyśli, to mogą być jego ostatnie chwile... Woda sięgała już pod sufit. Zane zdążył wziąć ostatni oddech, zanim oceaniczna toń pochłonęła łajbę. Rozejrzał się i podpłynął do okna. Szarpał i szarpał, ale nie mógł przesunąć szyby. Płuca zaczęły go palić, przed oczami pojawiły się ciemne plamy. Ból w piersiach był nie do wytrzymania... Chłopak spróbował jeszcze złapać powietrze, ale tylko opił się wody. Zaczął tracić przytomność. Powoli pochłaniała go ciemność, a ciało bezwładnie unosiło się na wodzie. Lorelei dostojnie, niczym dama, opadła na dno. To był jej koniec. Najlepszy, jaki mógł spotkać zasłużoną łódź. A na pewno lepszy niż gdyby skończyła na złomowisku. Szkoda było tylko chłopaka, którego razem z nią wciągnęły głębiny.


Rozdział 13 Kiedy przyjaciele z nieprzytomną panią Chatham odbijali od Lorelei, Emmą szarpały wątpliwości. Dlaczego Zane postanowił zostać? Co knuł? Dziewczyna spojrzała na bladą twarz przyjaciółki, która z trudem, ale na szczęście oddychała. Emma chwyciła ją za rękę i zaczęła rozcierać. Miała nadzieję, że w ten sposób przekaże jej trochę swojej energii. W kilka chwil kobieta postarzała się o kilka lat. Ciemne cienie pod oczami, usta zaciśnięte w wąską kreskę, zapadłe policzki... Pani Chatham wyglądała naprawdę bardzo źle. Lewis wbił wzrok w horyzont. Niecierpliwił się. Chciał jak najszybciej zobaczyć ląd, bo to oznaczało ratunek dla pani Chatham. Ale brzegu wciąż nie było widać. Niestety, jego łódka nie należała do szybkich, miała zaledwie pięciokonny silnik. Nadawała się raczej na spokojną wyprawę na ryby, niż na wyścig z czasem. Lewis szarpał manetką gazu, jakby to miało sprawić, że przyspieszą, ale nadal płynęli tym samym tempem. Chłopak westchnął zniecierpliwiony i spojrzał na Emmę. Tak bardzo troszczyła się o chorą. Dziewczyna uniosła głowę. Chciała coś powiedzieć, ale powietrzem wstrząsnął potężny wybuch. Obejrzała się. Nad Lorelei zawisły kłęby czarnego dymu. Łódź zaczęła niebezpiecznie przechylać się na lewą burtę. Emma wstrzymała oddech. Nie wierzyła własnym oczom! Znowu usłyszeli huk. Również Lewis z niedowierzaniem spoglądał na płonący statek. - O, nie! - pierwsza krzyknęła Emma. Nigdzie nie widziała Zane'a. - Gdzie jest Zane? - zawtórował jej równie zdenerwowany Lewis. - Nie wiem. - Emma wstała, żeby lepiej widzieć. Woda stopniowo pochłaniała Lorelei. Nad powierzchnię wody wystawała już tylko kabina. Przynajmniej ogień został zdławiony. - Muszę tam wrócić - zdecydowała. -Nie ma czasu do stracenia. Przecież łódź za chwilę pójdzie na dno! - Nie możesz - zaprotestował Lewis. -Jeszcze się zdradzisz! W tym momencie pani Chatham otworzyła oczy. Patrzyła nieprzytomnie na dziewczynę i chłopaka. Nie mogła dojść, jakim cudem się tu znalazła, przecież płynęła na Mako. Jednak dobiegające z oddali huki,

mówiły jej, że coś niedobrego działo się z jej łodzią. - Nie ma innego wyjścia - szepnęła, ledwo poruszając ustami. - Prawda, Emmo? Dziewczyna przytaknęła. - Zabierz natychmiast panią Chatham do szpitala - rzuciła do Lewisa i skoczyła do wody. Poczuła mrowienie w całym ciele i po chwili miała już długi złocisty ogon. Odbiła się od wody i zaczęła szybko płynąć w kierunku łodzi. - Płyń z nią - poprosiła słabym głosem pani Chatham - trzeba pomóc Emmie. Sama nie uratuje Zane'a. - Nie - odparł Lewis. - Najpierw znajdziemy lekarza. I docisnął gaz, chociaż silnik wył jak oszalały. Emma płynęła, ile sił. Raz za razem wynurzała się z wody, żeby ocenić sytuację. Nie było dobrze. Już prawie całą Lorelei pochłonęła woda. Na powierzchni było widać jedynie dach, ale i on wkrótce zniknął w oceanie. Syrena przyspieszyła. Wyciągnęła przed siebie ręce i mknęła do opadającej na dno Lorelei. W końcu ją zobaczyła. Jedno silniejsze machnięcie ogonem i Emma podpłynęła do statku. Zajrzała do środka, ale nigdzie nie mogła dojrzeć Zane'a. Gdzie on jest? Spróbowała zajrzeć z drugiej strony. Wreszcie go ujrzała, jak bezwładnie kołysał się w wodzie. „O, Boże - przestraszyła się syrena. -Wygląda tak, jakby utonął. To niemożliwe, że się spóźniłam" - po czym szarpnęła mocno drzwi. Te jednak nie ustąpiły. Ponowiła próbę. Nadal nic. Musiała coś zrobić, i to natychmiast. Popatrzyła przez szybę na chłopaka. Nie ruszał się. Nie miała innego wyjścia, trzeba było jak najszybciej staranować przeszkodę. Emma z całej siły uderzyła ogonem w drzwi. Siła uderzenia odkształciła metal, ale drzwi nie ustąpiły. Wzięła potężniejszy zamach. Tym razem pojawiła się szpara. Dziewczyna wsunęła w nią palce i pociągnęła. Udało się. Mogła wpłynąć do środka. W tym momencie Zane resztką sił otworzył oczy. W otaczającej go błękitnej toni dostrzegł coś dziwnego, jakby olbrzymi rybi ogon, który mignął tuż przed nim. Ale mogło mu się też wydawać. Wkrótce znowu pochłonęły go ciemności. Syrena zbliżyła się do chłopaka i chwyciła go wpół. Nagle na podłodze coś błysnęło. Emma spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła medalion. Pochyliła się i sięgnęła po niego. To pewnie był skarb pani Chatham, o którym tyle razy wspominała. Zawiesiła go sobie na szyi. Bardzo ją korciło, żeby uchylić wieczko i zobaczyć, jaką kryje w sobie fotografię. Ale zrobi to, jak już dopłynie bezpiecznie na brzeg. Teraz musi przecież uratować Zane'a. Wyciągnęła go z wraku i wypłynęła na powierzchnię. Tam z wielkim trudem wciągnęła na motorówkę, którą siła wybuchu odepchnęła na bok. Byli uratowani. Emma zrobiła jeszcze chłopakowi sztuczne oddychanie. Zane zaczął się krztusić, pluć wodą i ponownie zemdlał. Było to Emmie na rękę, ponieważ nie chciała, żeby oglądał ją w takim stanie. Pchnęła łódź w stronę najbliższego lądu, czyli na Mako. Zane był bezpieczny. Jej myśli wróciły do pani Chatham. Miała nadzieję, że Lewis odtransportował kobietę do portu, a później wezwał pogotowie. Niepokoiła się o nią. Ona może nie wytrzymać więcej takich stresujących sytuacji. Trzeba było jak najszybciej znaleźć jakieś rozwiązanie. Tym bardziej że Lorelei zatonęła i pani Chatham nie miała gdzie mieszkać. A rodzice na pewno nie zgodzą się, żeby z nimi została. Zresztą sama pani Chatham nie byłaby pewnie zachwycona takim pomysłem.


Rozdział 14 Emma ciągnęła łódź prosto do małej zatoczki. Od czasu do czasu zaglądała, czy Zane już do siebie doszedł, ale chłopak leżał nieprzytomny na dnie łajby. Przemoknięty do suchej nitki i blady, ale oddychał. Dziewczyna nie mogła przestać myśleć, jakim cudem przeżył tak długo pod wodą. Spojrzała na medalion owinięty wokół nadgarstka. Czyżby to była jego sprawka? Uśmiechnęła się do siebie. Moc syren była ogromna. Machnęła mocniej ogonem, żeby przyspieszyć. Łódka posłusznie poddała się syrenie. Gdyby ktoś ich teraz obserwował z lądu, pewnie byłby nieźle zaskoczony, widząc motorówkę bez sternika, płynącą szybkim tempem. A jakby wyciągnął lornetkę, to pewnie dojrzałby blondwłosą syrenę, która wprawiała łódkę w ruch. Z pewnością był to niecodzienny widok. Na szczęście, w promieniu kilkunastu kilometrów nie było żywego ducha. Syrena wprowadziła bezpiecznie motorówkę do spokojnej zatoki, omijając ogromne fale, które uderzały o rafę. Rozejrzała się. Uwielbiała to miejsce nietknięte ludzką nogą. Wyspa Mako od lat cieszyła się złą sławą. Jedni mówili, że na niej straszy, inni opowiadali o rekinach, które pływały w pobliżu tego miejsca. Ale tylko cztery osoby, może pięć, licząc panią Chatham, wiedziały, jakie tajemnice skrywa w sobie ten opuszczony ląd. Jego magia zmieniła Cleo, Rikki i Emmę w syreny. Od tamtej pory, kiedy na ich skórze spoczęła kropla wody, natychmiast wyrastał im rybi ogon. Raz w miesiącu podczas pełni musiały uważać na księżyc. Jego blask sprawiał, że traciły nad sobą kontrolę. Emma aż za dobrze znała to uczucie, bo sama pod wpływem pełni o mało nie zepsuła przyjęcia ojca, a później całowała się z Byronem. Kiedy indziej Cleo podczas pełni wabiła pięknym głosem wszystkich chłopców z okolicy. Emma zachichotała na to wspomnienie. Ale szybko się opanowała, by nie obudzić Zane'a... Wypchnęła łódź na brzeg i usiadła na piasku. Czekała, aż promienie słońca osuszą jej skórę. Przyjemnie było poczuć spokój wyspy. Odkąd była syreną, bardzo kochała to miejsce. Zamknęła oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozgrzewającym jej ciało. Kiedy je otworzyła, zamiast ogona miała nogi. Znowu była zwykłą dziewczyną. Wstała i podeszła do łódki. Z wielkim trudem wyciągnęła Zane'a na piasek. Wyglądało na to, że za chwilę odzyska przytomność. Emma zostawiła go samego i poszła na spacer wzdłuż brzegu. Rzeczywiście. Zaledwie po kilku minutach Zane otworzył oczy, ale zaraz zasłonił je ręką. Nie mógł znieść jasnego słonecznego światła. Do tego ten straszny ból głowy. Skrzywił się. Znowu próbował otworzyć oczy. Tym razem poszło o wiele lepiej. Podniósł głowę. Był na lądzie. Ale jakim cudem się tu znalazł, przecież utonął? Pamiętał to bardzo dobrze - najpierw stracił oddech, później paliły go płuca i ta ciemność przed oczami i bezgraniczna pustka... Nagle jak spod ziemi wyrosła Emma. - Już dobrze - rzekła nachylona do chłopaka i poklepała go po plecach. - Zemdlałeś i wyłowiłam cię z wody. Zane jeszcze nie do końca oprzytomniał. Spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem. Skąd ona się tu wzięła?" To było niemożliwe. Przecież wsiadła do łodzi razem z Lewisem i z panią Chatham. - Ale ja utonąłem - tłumaczył mętnie Zane. - Nie mogłem uciec. Emma przewróciła oczami. To brzmiało naprawdę głupio. Gdyby nie była świadkiem wszystkich ostatnich wydarzeń, pewnie stwierdziłaby, że chłopak zwariował pod wpływem przeżyć. No, ale przecież nie mogła przyznać, że naprawdę utonął. - Jakoś ci się udało - próbowała go uspokoić. - Miałeś szczęście. Zane nie wyglądał na przekonanego. Znowu pomyślał o łodzi i o tym, jak tonął. Dokładnie pamiętał, jak to wyglądało. Nie mógł opuścić kajuty, chociaż próbował. Przerdzewiałe okna nie chciały się otworzyć, a wody przybywało. Na to wspomnienie jeszcze teraz przeszły go dreszcze. Później było tylko gorzej. Woda wlewała się wszystkimi szczelinami. Było jej coraz więcej. Najpierw sięgała Zane'owi do pasa, a już po chwili pochłonęła go. Tracił oddech... I nagle przypomniał sobie o czymś. Zobaczył... Nie, to było niemożliwe... Zobaczył złoty ogon. Pokiwał głową z niedowierzaniem, to było po prostu niemożliwe. - Tam coś było. - Spojrzał na Emmę z wyczekiwaniem. - Coś. Widziałaś? - Nie - Emma zaprzeczyła. - Tak, coś widziałem - mówił do siebie. -I muszę wiedzieć, co to było. Emma nie dała nic po sobie poznać, że ją zdenerwował. Odwróciła się na pięcie i poszła w stronę motorówki. Bez słowa, bardzo ostrożnie zepchnęła ją do wody, byle tylko nie zmoczyła jej żadna kropelka wody. Wskoczyła do niej i usiadła. Spojrzała na Zane'a i kiwnęła na niego. Chłopak bardzo powoli wstał, bo bolało go całe ciało. Ledwie powłócząc nogami podszedł do łodzi, wskoczył na pokład i odpalił silnik. Ruszyli. Milczeli przez całą powrotną drogę, pochłonięci własnymi myślami. Emma pragnęła jak najszybciej być w domu i dowiedzieć się, czy z panią Chatham jest wszystko w porządku. W ręku ściskała medalion, raz po raz zerkając na niego. Radość wypełniała jej serce, bo ostatecznie skarb został odzyskany. Na pewno miał duże znaczenie dla jej nowej przyjaciółki. Kiedy dobili do portu, dziewczyna nawet się nie obejrzała na kolegę. Szybko wysiadła i pobiegła pomostem w stronę domu. Zadrżała tylko, gdy mijała puste miejsce po Lorelei. Całą drogę myślała, jak ma powiedzieć pani Chatham, że jej ukochana łódź spoczęła na dnie. Taka wiadomość może sprawić, że kobieta znowu straci przytomność albo, co gorsza, dostanie kolejnego zawału. Nie mogła do tego dopuścić. Gdyby tu były Cleo z Rikki, na pewno coś by wymyśliły...


Rozdział 15 Pani Chatham piła herbatę, którą przygotowała jej Lisa. Siedziała sama w salonie i myślała, co powinna teraz zrobić. Na szczęście, tym razem nie musiała jechać do szpitala. Kiedy przyjechał lekarz, żeby ją zbadać, kobieta czuła się już na tyle dobrze, że jedynym zaleceniem, jakie dostała, był odpoczynek. Lewis na początku protestował i upierał się, że powinni zabrać chorą do szpitala, ale w końcu uległ namowom pani Chatham i odwiózł ją do Emmy. Wiedział, że nigdzie nie znajdzie lepszej opieki niż pod czujnym okiem syrenki. Pani Chatham sięgnęła po filiżankę i napiła się herbaty. Dobrze, że znalazła przyjaciół, ale nie mogła przecież zostać u nich na zawsze. Do tego straciła Lorelei, wiedziała o tym. Czuła to przez skórę, że nigdy więcej jej nie zobaczy. Musiała się z tym pogodzić. Tylko co miała teraz począć? „Ciekawe, co z Emmą - zastanawiała się. -Mam nadzieję, że uratowała Zane'a i obydwoje są bezpieczni. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, że przeze mnie ktoś ucierpiał". Spojrzała w okno i... O wilku mowa. Dziewczyna właśnie biegła w stronę domu. Pani Chatham westchnęła z ulgą. Za chwilę otworzyły się drzwi i zdyszana dziewczyna wpadła do domu jak burza. Uspokoiła się dopiero, kiedy zobaczyła starszą panią siedzącą na kanapie z filiżanką w ręce. Podbiegła do niej i mocno ją wyściskała. Pani Chatham zaśmiała się, zaskoczona reakcją nowej przyjaciółki. Nigdy nie pomyślałaby, że komuś może tak bardzo na niej zależeć. Zresztą ona też nie wyobrażała już sobie życia bez tych trzech miłych syren. Syren, które przypominały jej młodość. - Mam coś dla pani - szepnęła Emma i wyciągnęła rękę. Na dłoni trzymała owalny medalion z długim srebrnym łańcuszkiem. - Mój skarb! - Pani Chatham sięgnęła drżącą ręką po przedmiot. - Znalazłaś go. W jej głosie było słychać wzruszenie. Przycisnęła medalion do piersi, później ostrożnie go otworzyła. W środku było zdjęcie trzech młodych uśmiechniętych dziewczyn. - Nie było łatwo - odparła Emma. - Na dnie jest dość ciemno. - Dopiero wtedy się zorientowała, że nie powinna była tego mówić, przecież pani Chatham o niczym nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że jej łódź z całym dobytkiem poszła na dno oceanu. Kobieta w tej chwili oprócz tego magicznego wisiorka i paru osobistych rzeczy niczego nie miała.Pani Chatham spojrzała na Emmę ze łzami w oczach i kiwnęła głową. W ten sposób dała jej do zrozumienia, iż wie, że nigdy więcej nie zobaczy już swojego statku. - Tylko szkoda Lorelei - żałowała Emma. Kobieta otworzyła medalion, który oddała jej Emma i dłuższą chwilę wpatrywała się w zdjęcie. W końcu jej twarz się rozluźniła. - To było w czterdziestym ósmym -powiedziała i pogłaskała zdjęcie. - Ja jestem z lewej. Emma kiwnęła głową. - Tak myślałam - uśmiechnęła się Emma -spojrzała na czarno-białe zdjęcie. Nietrudno było się tego domyślić, bo tylko jedna dziewczyna na zdjęciu miała jasne włosy. - I Julia, i Gracie... - Pokazywała po kolei pani Chatham. - Gdzie są teraz? Zapadło milczenie, twarz kobiety znowu posmutniała. Widać było, że jej myśli powędrowały gdzieś daleko. Ale jej kolejne słowa przepełniał spokój: - Odeszły - westchnęła. - Dziękuję. To dla mnie najważniejsza rzecz na świecie - powiedziała i zamknęła medalion. Do salonu weszła rozpromieniona Lisa ze słuchawką w ręku i stanęła naprzeciwko rozmawiających. - Właśnie dzwonią do mnie... - zawiesiła głos, bo nagle pomyślała, czy przypadkiem nie urazi to pani Chatham. - Z domu emeryta. Mogą mieć dla pani miejsce. - Patrzyła na kobietę w oczekiwaniu na odpowiedź. - Daliście mi tyle dobrego - uśmiechnęła się tamta. - Będę zachwycona. Lisa westchnęła z ulgą i powiedziała do telefonu: - Zgodziła się. - Będę za tym tęsknić – Pani Chatham przykryła dłonią rękę Emmy - Na pewno.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
H2O Wystarczy kropla Tom 6 Zakochany Elliot
H2O Wystarczy kropla Tom 12 Efekt syreny
H2O Wystarczy kropla Tom 5 Konkurs
H2O Wystarczy kropla Tom 4 Pechowa Impreza
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku Tom 13 Klasztor w Dolinie Łez
Prawa sukcesu tom 13 i tom 14
Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła Tom 13 Tajemnica Gór Czarnych
Sandemo Margit Saga o czarnoksiężniku tom 13

więcej podobnych podstron