Historia prawdziwa
Harry Potter and the 4,149-Page Breakup
Autor: VAC (Julia the Younger)
Link do oryginału: http://365-fanfics.livejournal.com/707.html
Tłumaczenie: Patsy
Korekta: shimatta
Zgoda na tłumaczenie: jest
Uwagi: SLASH (HP/SS, wspomniane HP/TMR oraz TMR/DM);
w tłumaczeniu zostały wykorzystane fragmenty książek o Harrym Potterze w przekładzie Andrzeja Polkowskiego (zaznaczone kursywą)
- Wynoś się i nie pokazuj mi się więcej na oczy!
Harry zatrzasnął drzwi i wszedł z powrotem do salonu. Dlaczego jego faceci zawsze okazują się na końcu psychopatami? Nie może związać się z kimś normalnym? Jego ostatni partner, który był członkiem Komitetu Eksperymentalnych Badań nad Zaklęciami, skończył biorąc dodatkowy komplet pościeli z szafki i zanosząc go ze sobą do Ministerstwa Magii. Harry nie widział go później przez pięć tygodni.
Zawsze powtarzał Harry’emu, że jeśli chce zostać kiedyś Ministrem Magii, musi najpierw ciężko pracować. Tylko tak ktoś mógłby go polecić. Później dostałby awans na szefa departamentu, zastępcę Ministra, a w końcu zostać samym Ministrem Magii.
- A co potem? – pytał wtedy Harry, udając, że go to śmieszy.
- Myślę, że potem przejmę władzę nad światem!
Harry wziął z kuchni kubek parującej herbaty i osunął się na kanapę w salonie. Cztery lata był z tym dupkiem i po co? Oczywiście mieli także swoje szczęśliwe chwile, jak każda para. Siedzieli razem w pierwszym rzędzie podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu. Niedzielnymi popołudniami spacerowali po Ulicy Pokątnej. Mieli też obowiązkowo album pełen fotografii, które udowadniały, że te cztery lata nie były kompletną strata czasu. Ale on nigdy tak naprawdę nie doceniał Harry’ego. Był tylko cholernie egoistycznym megalomanem, żyjącym w swoim własnym świecie.
Harry spojrzał na mugolski laptop, leżący na biurku. Tylko on był przez ostatnie tygodnie jego źródłem pocieszenia, pozwalającym mu zapomnieć o swoim zaniedbującym go partnerze (byłym partnerze, przypomniał sobie). Usiadł na krześle i włączył komputer, myśląc o wspaniałym sposobie na odegranie się na tym dupku, który niecałe piętnaście minut temu wyszedł z jego mieszkania. Chciał przejąć władzę nad światem? Harry upewni się, że dostanie na to szansę.
Otworzył nowy dokument i zaczął pisać: Państwo Dursleyowie spod numeru czwartego przy Privet Drive mogli z dumą twierdzić, że są całkowicie normalni, chwała Bogu.
***
- Nie, nie kasuj! Napisz o tych wielkich, ropiejących pryszczach na jego nosie!
- To zbyt miłe. W ogóle nie dawajmy mu nosa.
Jego najlepszy przyjaciel, Ron Weasley, zjawił się, kiedy tylko usłyszał nowe wieści. Podejrzewał, że Harry może być trochę rozbity po rozstaniu, ale nie oczekiwał, że zastanie go piszącego na klawiaturze, jakby nic się nie stało. Kiedy Harry wyjaśnił mu swoją nową formę terapii, Ron z przyjemnością zgodził się mu pomóc.
- Ujrzał twarz, która wyglądała jak tyłek szympansa...
- Ron, burzysz całe napięcie. Tam, gdzie powinien być tył głowy Quirella, ujrzał twarz – najstraszniejszą twarz, jaką widział w życiu.
- Dobre, chłopie. Niedopowiedzenia sprawiają lepsze wrażenie. – Nalali sobie po kieliszku wódki i wypili jednym łykiem. Już kilka godzin temu zdecydowali, że herbata im się nie przyda. Byli już na trzysta drugiej stronie i doszli do momentu, na który czekali od bardzo dawna. Skończyli opisywać świat przedstawiony, używając kilku niezapomnianych postaci z dzieciństwa i właśnie doprowadzili byłego chłopaka Harry’ego do punktu kulminacyjnego powieści.
- A teraz zapyta, czy chcę się do niego przyłączyć. Lepiej uratuj własne życie i przyłącz się do mnie. Tylko po to, żebyś mógł uprawiać nudny, traumatyczny seks raz w miesiącu. Niekiedy zasnę w środku gry wstępnej, a ty będziesz musiał dokończyć to sam w łazience, znowu.
Ron nalał im po kolejnym kieliszku, żeby uczcić to, co napisali. – Teraz masz szansę, Harry. W końcu możesz się go pozbyć.
Harry spojrzał na przyjaciela, jakby na głowie wyrósł mu kaktus.
- Pozbyć się? Żartujesz? Już dawno się tak dobrze nie bawiłem. Zostawiam go sobie na kolejne części.
***
Do końca tygodnia większość jego przyjaciół przeczytała Harry’ego Pottera i Kamień Filozoficzny. Według małej grupy czytelników, jego terapia po rozstaniu okazała się sukcesem. Wszyscy zastanawiali się nad następnym krokiem Czarnego Pana, Voldemorta. Mimo tego, że niektórzy twierdzili, że Potter jest trochę egocentryczny, robiąc z siebie uwielbianego Wybrańca, wszyscy z niecierpliwością czekali na kolejną część. Najbardziej bawiły ich opisy byłych nauczycieli.
- Tylko McGonagall mogła tak powiedzieć! – wykrzyknęła Hermiona, czytając Rozdział Siódmy: Tiara Przydziału. – Tęsknię za Hogwartem. Wszystko wydawało się takie proste, kiedy największym zmartwieniem było to, do którego domu trafimy. Przecież takie błahostki...
- Chwilunia, Hermiono – przerwał jej Ron. – To nie były błahostki. Wyobraź sobie, że trafiasz do Slytherinu. Wtedy...
- Nosiłabym zielony szalik zamiast czerwonego, Ron. To byłaby jedyna różnica.
Jednak ulubioną częścią niepublikowanej jeszcze mikropowieści (oprócz zmieszania z błotem byłego partnera Harry’ego) były opisy ich niezapomnianego profesora ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
- Delikatna moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... On naprawdę to powiedział? – spytała z zaniepokojeniem Hermiona. – Trochę sugestywne, nie uważasz?
- Mało mnie to obchodzi – wymamrotał Harry. – Na pewno nie usidlił moich zmysłów.
- Strasznie dużo o nim piszesz – skomentowała, przeglądając Rozdział Ósmy: Mistrz eliksirów. – To znaczy, spójrz na te wszystkie strony, które są mu poświęcone. Twój bohater spędza mnóstwo czasu, myśląc o nim.
- Taa – dodał Ron, wyrywając książkę swojej dziewczynie. – Twój bohater spędza mnóstwo czasu, myśląc, że jest tłusty, blady... Masz jeszcze jakieś miłe epitety w zapasie, Harry?
- Największy dupek wszech czasów?
- Na której to jest stronie? – spytał Ron, przewracając z podnieceniem kartki książki.
- Tego tam nie ma. Ale nie martw się, chyba mam pomysł na ciąg dalszy.
***
Harry wrócił z Dziurawego Kotła uśmiechając się, jakby Święta przyszły o wiele wcześniej. Rita Skeeter, jedna z bezczelnych dziennikarek Proroka Codziennego, dowiedziała się o jego interesującej książce i zapewniła, że ma kontakty w mugolskim świecie, dzięki którym mógłby ją opublikować (anonimowo, oczywiście). Z chęcią sprzedał swoje prawa do Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego i obiecał, że skontaktuje się z nią, jak już napisze drugą część. Teraz nie mógł się doczekać, kiedy radosne wieści dojdą do tego dupka w Ministerstwie Magii, jeśli oczywiście wygrzebie się z papierkowej roboty.
Na stoliku w salonie czekał na niego list. Od razu rozpoznał pismo i szybko rozerwał kopertę.
Drogi Harry,
Chciałbym Cię przeprosić za sposób, w jaki skończył się nasz związek. Wiem, że rozumiesz, że muszę się teraz skupić na mojej karierze. Ale wiedz, że zawsze będę Cię ciepło wspominał i chcę, żebyśmy pozostali przyjaciółmi. Nadal trzymam nasze wspólne zdjęcia w ramkach na ścianie. Na szczęście zatrzymaliśmy nasze wspomnienia w czymś trwalszym niż atrament.
Harry z trudem powstrzymywał się przed podarciem listu i rzuceniem Incendio na skrawki pergaminu. Zdecydował się jednak czytać dalej.
Przy okazji, słyszałem, że napisałeś powieść. Nie wiedziałem, że jesteś zainteresowany literaturą! Jeśli będziesz miał okazję, to prześlij mi kopię. Nie mogę się doczekać, żeby przeczytać to, nad czym pracowałeś przez te kilka tygodni.
Na zawsze Twój,
Tom
W tej chwili Harry mógłby go zamordować. Ale zdecydował, że może zrobić coś znacznie lepszego. Włączył laptop i zaczął spisywać swoje pomysły. Jak on śmiał napisać do niego list? Odszedł od niego. Wolał pieprzoną papierkową robotę od swojego czułego i kochającego partnera! Harry jeszcze raz przejrzał list. – Na szczęście zatrzymaliśmy nasze wspomnienia w czymś trwalszym niż atrament, co? – wymamrotał. – No to zobaczymy, ty egoistyczny dupku.
***
- Nie ma mowy, na pewno nie zmienię jego imienia! Chcę, żeby każdy na tym świecie wiedział, że mój były jest cholernym, władczym chamem, którego powinno się unikać. Po tym, jak dalsza część trafi na półki, nigdy już się z nikim nie prześpi.
- Ciekawe, czy przeczytał pierwszy tom – powiedział Ron, patrząc na stos książek w papierowych okładkach. Harry Potter i Kamień Filozoficzny (oczywiście napisany przez JK Rowling) okazał się być bestsellerem i czytelnicy już zastanawiali się nad dalszym rozwojem akcji. – Nie mogę uwierzyć, że nazwali to książką dla dzieci – skomentował Ron. – Może to dlatego, że wyciąłeś fragment o grze wstępnej...
Harry pisał gorączkowo na klawiaturze, starając się zapisać wszystkie swoje myśli w rekordowym czasie na ekranie komputera.
- O czym teraz piszesz? – spytał Ron.
- Właśnie znalazłem sekretny dziennik mojego byłego.
Cisza przedłużała się, po czym Ron wybuchnął śmiechem i spadł z krzesła na podłogę. – Sekretny... o, cholera... sekretny dziennik... proszę, powiedz mi, że taki ma... byłby bezcenny!
- Nie sądzę, ale teraz wszyscy będą wiedzieć, że jego każda wielce przemyślana i przewidywalna intryga robi z niego tylko rozhisteryzowanego nastolatka.
Kiedy Ron spojrzał z powrotem na ekran laptopa, Harry pisał coś o kruczoczarnych włosach Toma.
***
Harry przygryzł dolną wargę i znów skasował kawałek tekstu. Od trzech godzin dopracowywał Rozdział Jedenasty: Klub pojedynków. Nie ważne, ile razy to robił, nigdy nie był wystarczająco zadowolony z dialogów Snape’a. Nie było w nich tej samej pewności siebie, arogancji, gorzkiej pogardy i ciętego języka, który pamiętał ze szkoły.
Harry zastanowił się przez chwilę czy “cięty język” może być wzięty jako komplement. Szybko poprawił się w myślach: i ciętego dowcipu, który pamiętał ze szkoły. W jego głowie brzmiało to stanowczo lepiej.
Nie wiedział dlaczego w ogóle spędzał tyle czasu, martwiąc się tym. W końcu powieść była o Tomie Riddle’u. Przecież zaczął pisać tą cholerną rzecz tylko po to, żeby publicznie zmieszać z błotem swojego byłego. Oczywiście w produktywnym tego słowa znaczeniu.
W salonie rozległ się brzdęk, oznajmujący przybycie Rona przez Sieć Fiuu. – Na czym teraz jesteś? – spytał, otrzepując się z sadzy. – Już skończyłeś?
- Tak, kilka godzin temu.
Przewinął w dół plik, dochodząc do Rozdziału Siedemnastego: Dziedzic Slytherina.
- Więc w końcu dostałem się do Komnaty Tajemnic i twoja siostra leży na podłodze prawie martwa.
- Nadal nie wiem, po co musiałeś ją w to wszystko mieszać – wymamrotał Ron. – Ona nadal twierdzi, że kiedyś się z nią ożenisz.
Harry zignorował go. – Leży na podłodze prawie martwa, a obok niej stoi... Tom Riddle. – Ron spojrzał ponad jego ramieniem na ekran komputera.
- Hej, ale nie ma tu niczego o zakażonych ranach, zdeformowanym ciele i cuchnącym oddechu. Widzę tu tylko wysokiego, ciemnowłosego i przystojnego faceta. Chyba nie myślisz, żeby do niego wrócić, prawda?
- Oczywiście, że nie! – wykrzyknął Harry, trochę za głośno. Ostatnio czuł się trochę samotny. Kilka dni temu wyciągnął album i zaczął nawet myśleć, że te ostatnie cztery lata nie były takie złe.
Ron nie wyglądał na przekonanego. – Co się dzieje dalej?
- W końcu dowiadujemy się, że Tom Riddle jest tak naprawdę Lordem Voldemortem. Potem wzywa swojego bazyliszka...
- Tego wielkiego węża? – Ron wyglądał na coraz mniej przekonanego, jeśli było to w ogóle możliwe.
- Tak, każe mu mnie zaatakować. Potem bazyliszek ślepnie, a ja biorę miecz Gryffindora i zatapiam go w jego paszczy. Biorę jeden z kłów bazyliszka i wbijam go w sekretny dziennik, niszcząc wspomnienie Riddle’a. Tylko w tej części, oczywiście.
Ron nie odzywał się przez chwilę. Harry zaczynał myśleć, że zakończenie drugiej powieści nie było takie dobre, jak sądził. – Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem – zaczął Ron. – Wchodzisz do Komnaty Tajemnic, szukając wielkiego węża. Zatapiasz swój ogromny miecz w jego rozwartej, mlaszczącej paszczy. Potem bierzesz długi, gruby kieł i wbijasz go w sekretny dziennik Toma. Tak napisałeś?
- Tak, coś w tym rodzaju.
- Harry, myślę, że naprawdę potrzebujesz faceta.
***
Harry Potter i Komnata Tajemnic został przyjęty jeszcze lepiej niż jego poprzednia powieść. Harry podsłuchał nawet na Ulicy Pokątnej, jak kilku czarodziejów rozmawia o jego serii. Jeden z nich narzekał, że książki naruszają Zasady Tajności i ich prawdziwy autor (który po prostu nie może być Harrym Potterem, młodym łamaczem zaklęć, żyjącym w Otterton) powinien natychmiast stanąć przed Ministerstwem Magii. Harry miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał stawiać się przed żadną komisją, do której prawdopodobnie należałby jego były. Jednak drugi czarodziej myślał, że cała seria była niczym więcej niż dobrą komedią. Tak jak większość przyjaciół Harry’ego, podobały im się wątki z profesorami Hogwartu.
- Taa, ten Severus Snape to dopiero był wrednym typkiem. – Jeden z czarodziejów zachichotał. – Ten chłopak Potterów świetnie o nim pisze.
Kiedy Harry wrócił do domu po długim dniu w biurze, znalazł w salonie kolejną kopertę.
Harry,
To nie było śmieszne.
Z poważaniem,
Pisanie Harry’ego Pottera i Więźnia Azkabanu nie przyszło mu już z taką łatwością. Jego ojciec chrzestny, Syriusz Black, niedawno zmarł i Harry zaczął pisać mnóstwo rzeczy o nim (w przyszłych częściach chciał zawrzeć traumatyczną scenę jego śmierci, która doprowadzi do łez wszystkich czytelników tak samo, jak doprowadziła jego). Już nie otrzymał żadnego listu od Toma i musiał przyznać, że jego wszechogarniająca nienawiść do byłego partnera zaczęła się wypalać. Tom już nie był taki ważny. Dotychczas Harry Potter i Więzień Azkabanu okazał się być jego najlepszą powieścią, a nie zawierał wiele na temat Lorda Voldemorta. Może powinien już sobie odpuścić to całe oczernianie w następnej części.
W trzeciej książce Harry zawarł też obszerniejszy opis Severusa Snape’a. Nie dlatego, że chciał go wywyższyć. Po prostu dodał do jego postaci kilka wersów.
We wtorkowy poranek Harry wpadł do biura myśląc, że ten dzień nie będzie się różnił od innych. Jednak od razu spostrzegł Proroka Codziennego, leżącego na jego biurku. Zastanowił się, czy ktoś nie zostawił przypadkiem swojego numeru. Wszyscy wiedzieli, że Harry nie czytał gazet (raz nawet nazwał artykuł na swój temat stekiem bzdur i teorią spiskową). Podniósł gazetę, patrząc na pierwszą stronę i od razu zrozumiał, dlaczego znalazła się ona na jego biurku.
Przedstawiciel Ministerstwa, Tom Riddle, zaręczył się z multimilionerem, Draco Malfoyem – Czy połączyła ich seria książek o Harrym Potterze? (więcej na stronie 2)
Przez całe trzy minuty Harry patrzył tylko na artykuł. Współpracownicy mijali jego biurko (jeden nawet położył na nim stos papierów i poprosił o dokończenie cotygodniowego raportu), ale on nie ruszył się z miejsca, nie mogąc oderwać wzroku od obrzydliwie słodkiego zdjęcia szczęśliwej pary, wypełniającego pierwszą stronę. W końcu udało mu się zebrać myśli i w przeciągu sekundy można było go usłyszeć w całym budynku:
- NIE MA MOWY!
Harry od razu wybrał się przez kominek do Nory, domu rodzinnego Weasleyów, i szybko znalazł swojego najlepszego przyjaciela, przygotowującego sobie śniadanie w kuchni.
- NIE MA KU...
- Rozumiem, że już widziałeś pierwszą stronę Proroka – domyślił się Ron, przyzywając do siebie kilka tostów.
- Jak on mógł? – oburzył się Harry, siadając na kuchennym krześle. – Jak on mógł się z kimś spotykać, jakbym nic dla niego nie znaczył?
- Szczerze, chłopie, minęło już kilka lat. Najwyższy czas, żebyście zaczęli się z kimś spotykać...
- On się zaręczył, Ron. Jest różnica między chodzeniem z kimś na randki a zaręczynami. I to jeszcze z Draco Pieprzonym Malfoyem.
- Wiem, ja też tego nie rozumiem. On jest taki...
- Obrzydliwy? Bezczelny? Chamski?
- Miałem na myśli snoba, ale to też może być.
- Co ja mam teraz zrobić, Ron? Myślałem, że już się otrząsnąłem po tym wszystkim, że udało mi się o nim zapomnieć...
- Cóż. – Ron uśmiechnął się, opierając się o szafkę i zlizując marmoladę z palców. – Myślę, że możemy zrobić to, co zawsze.
Harry spojrzał na niego przez chwilę z zaskoczeniem, a potem na jego twarzy pojawił się psotny uśmiech. – Myślę, że już najwyższy czas, żeby powrócił nasz ulubiony bohater.
***
- Cieszę się, że już nie rozpisujesz się o jego urodzie. – Ron zachichotał, przeglądając Rozdział Trzydziesty Trzeci: Śmierciożercy.
- Chyba sobie żartujesz – prychnął Harry. – Spójrz na ten rozdział. Voldemort odwrócił wzrok od Harry’ego i zaczął badać własne, odzyskane ciało. Jego dłonie przywodziły na myśl wielkie, blade pająki; długie, białe palce błądziły po piersi, ramionach, twarzy. Hej, czytelnicy, Tom Riddle lubi związywać młodych chłopców, torturować ich ostrymi narzędziami i masturbować się na ich oczach. Może powinienem gdzieś tutaj umieścić jego adres, żeby mógł dostawać listy od swoich fanów. – Harry przewinął tekst do początku i napisał coś o domu w Little Hangleton. Potem zaczął przeglądać tekst, czytając bardziej soczyste kawałki swojemu przyjacielowi.
Ron patrzył, jak Harry przewija... i przewija... i przewija... – Harry, ile stron napisałeś?
- 759.
- Co? – Ron patrzył na niego z przerażeniem. – 759 stron? Harry, jesteś pewien, że Tom jest tego wart?
- To jeszcze nic. Będą ich tysiące.
***
Harry Potter już oficjalnie stał się hitem. Dochodziło już do tego, że czarodzieje i mugole podchodzili do Harry’ego na ulicy i komentowali jego zauważalne podobieństwo do głównego bohatera powieści. Blizna, która była pamiątką po wypadku samochodowym, w którym zginęli jego rodzice, stała się ikoną kultury. Miał nawet swój własny znak handlowy - Harry Potter™. Nikt nie przypuszczałby, że Harry Potter, niepozorny młody mężczyzna, mieszkający na ulicy Mertona, mógłby zostać fenomenem popkultury.
Ktoś mógłby powiedzieć, że powinien być teraz szczęśliwy. Po raz pierwszy w życiu miał pokaźną sumę galeonów, mnóstwo perspektyw i wiele propozycji na niezobowiązującą noc.
Jednak czuł się samotny. Zerwał z pracą łamacza zaklęć, kiedy jego piąta powieść, Harry Potter i Zakon Feniksa zaczęła całkowicie absorbować jego czas. Po raz pierwszy także zaczął się zastanawiać, do czego zmierza ta historia. Dotychczas nigdy nie myślał nad zakończeniem, ponieważ jego książki nie miały zostać opublikowane. To miała być jego prywatna tyrada, jego wściekłość przeciw komputerowi albo wściekłość przelana na komputer. Teraz jednak był szanowanym autorem, mającym miliony fanów i musiał sprostać wyzwaniu.
Zamknął się więc w swoim pokoju i próbował wymyślić przekonująca fabułę. Jednak po raz pierwszy od rozstania poczuł, że nie ma weny.
- Nigdy nie byłem aż tak zniechęcony, Ron! Czuję się, jakby każdy pomysł, który wymyślę, miałby się zaraz posypać. Albo okazać się całkowitą klapą. Kilka dni temu przeczytałem kawałek książki mojej wydawczyni i przez pół godziny nie mogła przestać się śmiać.
- O czym był ten kawałek?
- W czasie starożytnego rytuału Voldemort zapłodnił Harry’ego i zaczął go więzić. Potem uratował go Zakon Feniksa, dokonując magicznej aborcji, żeby zniszczyć zło, które miało się narodzić.
Ron patrzył na niego przez kilka sekund. – Taa, to... nie był dobry pomysł, chłopie.
Nie usłyszał, jak Harry wymamrotał – Nie wiedziałem, że jest aż taki zły.
Harry napisał kilka zdań, a potem je skasował. Znów napisał kilka i znów je skasował. Wreszcie zaczął bębnić palcami w klawisze. – Mam już dosyć tej książki! Już przyzwyczaiłem się do tego, że mój związek się skończył! Teraz nie potrzebuję żadnej terapii! Mogę sobie poradzić z każdym człowiekiem na świecie!
Ron chwycił delikatnie ręce Harry’ego i odsunął je od klawiatury.
- Już dobrze. Przestać wciskać Caps Lock i uspokój się.
***
Severus Snape, mistrz eliksirów w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, nie czekał z utęsknieniem na początek nowego roku szkolnego. Nie mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek czekał na nauczanie bandy bałwanów o właściwościach trzminorka i jadu widłowęża. Ale nigdy nie mógł doczekać się swojej pierwszej przemowy w każdej pierwszej klasie. Spędził lata, wymyślając doskonałe wprowadzenie do nauki o eliksirach, wyszukane kombinacje fraz, mające wywoływać zarówno inspirację, jak i wzbudzać lęk.
Szczerze mówiąc, miał też skłonność do dramatyzowania.
Snape zaczął lekcję od odczytania listy obecności (im prędzej nauczy się wszystkich nazwisk, tym szybciej będzie mógł odejmować punkty) i przeszedł do wygłoszenia swojej słynnej przemowy. – Jesteście tutaj, żeby nauczyć się subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów – rozpoczął i zorientował się, że kilku uczniów chichotało i szeptało do kolegów. Mówił dalej – Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka... – Snape był zaskoczony tym, że ponad połowa klasy recytuje przemowę razem z nim. Znali już słowa i mówili je, jakby sami je napisali. Przeszedł do kolejnego wersu – aby oczarować umysł i usidlić zmysły... – zatrzymał się i pozwolił uczniom dokończyć za siebie.
- Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać.
Snape nagle zbladł. Znali już całą przemowę, nawet do fragmentu o bandzie bałwanów. Jak teraz miał zyskać ich szacunek? Jeśli umieli wyrecytować jego wszystkie słowa to znaczy, że umieją też każdy inny wykład? I jakim cudem jego kopie dostały się w ich brudne łapska? Podszedł szybko do dzieci, które recytowały najgłośniej.
- Ty! Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
- Wywar żywej śmierci, panie profesorze.
Zaskoczony, podszedł do kolejnego ucznia. – A ty, gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, żebyś znalazł bezoar?
- W żołądku kozy, profesorze.
Podszedł w całkowitym szoku do kolejnego dzieciaka, który wyglądał na najgłupszego. – Ty! – wykrzyknął zdesperowany. – Jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym?
- Jest to ta sama roślina, nazywana również akonitem, panie profesorze – odpowiedziało dziecko. Najwyraźniej nie było takie głupie, na jakie wyglądało.
Snape nie wiedział, co powiedzieć. Znali już cały materiał z pierwszej klasy. Czego ma ich teraz uczyć? Może powinien od razu przejść do jutrzejszej lekcji, tej z następnego tygodnia, czy może tych z drugiego roku? Podszedł szybko do swojego biurka i zaczął przez kilka sekund przeglądać notatki. Potem zatrzasnął książkę ze zniechęceniem i spojrzał na klasę, wykrzykując tylko jedno zdanie:
- Wytłumaczcie mi to!
***
Harry znów przesiadywał do późna przed komputerem, pisząc kolejny bezsensowny rozdział, kiedy usłyszał ciche stukanie. Otworzył okno salonu i wziął list od brązowej sowy. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, był nieznajomy charakter pisma na kopercie.
- Pewnie jest zbyt zajęty swoim nowym narzeczonym – wymamrotał do siebie Harry, otwierając list.
Szanowny panie Potter,
Pragnę przypomnieć Panu, że przedstawianie szanowanego profesora, jako oddanego praktykanta czarnej magii jest niczym innym, jak oszczerstwem. Żądam, aby natychmiast zaprzestał Pan publikowania Pańskich bezwstydnych kłamstw na mój temat. W innym wypadku będę zmuszony poprosić Ministerstwo Magii o szybką interwencję w tej sprawie.
SS
P.S. I przestań plagiatować moje przemowy w swojej amatorskiej powieści. Mimo tego, że jestem zadowolony, że udało Ci się zapamiętać tą małą część Twojej edukacji, moi uczniowie nie powinni umieć recytować moich wykładów razem ze mną.
Harry nie musiał nawet zastanawiać się, kim był “SS”. Poczuł gotującą się w nim nienawiść, którą wyniósł ze szkoły. – Amatorskiej? – spytał, zgniatając list w kulkę i odrzucając go do kąta. – Amatorskiej? Jeszcze zobaczymy, Smarkerusie.
Od tej nocy, Harry Potter już na zawsze miał wenę.
Po tym, jak Harry Potter i Zakon Feniksa stał się międzynarodowym bestsellerem, Harry został poproszony o wygłoszenie wykładu w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart na temat miejsca literatury w czarodziejskim świecie. Nie mógł uwierzyć, że został wyznaczony do roli nauczyciela akademickiego i miał mówić o książkach, które jego zdaniem nie miały żadnej literackiej wartości. Jednak przyjął zaproszenie, ponieważ pisanie powieści zachęciło go do odwiedzenia miejsc ze swojego dzieciństwa. Stwierdził, że może być to inspiracją dla jego szóstej książki, której nie zdążył jeszcze nazwać.
Nie miała także fabuły. Nie był jeszcze pewien, jakich bohaterów chce użyć. Wiedział jednak, że Snape ma zamordować najbardziej sympatycznego bohatera, a potem w akcie tchórzostwa uciec z miejsca zbrodni. W zasadzie tą scenę już napisał.
Kiedy przybył do Hogwartu, został od razu przywitany przez profesor McGonagall, która pogratulowała mu jego osiągnięć. Przyznała, że przeczytała tylko pierwsza książkę, ale bardzo podobały jej się opisy jej samej oraz innych nauczycieli Hogwartu. Wspomniała także, że dyrektor był szczególnie zadowolony z tego, że użył jego słynnych słów z uczty powitalnej: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw!
Harry zastanawiał się, czy nadal będzie taki zadowolony, kiedy dowie się, że jeden z jego kolegów zrzucił go z Wieży Astronomicznej.
Odłożył walizki i postanowił udać się do Wielkiej Sali na obiad. Nie mógł uwierzyć, że minęło prawie dziesięć lat, odkąd ukończył Hogwart. Wydawało mu się, jakby dopiero wczoraj siedział przy stole Gryffindoru i przekradał się korytarzami w środku nocy, przysparzając sobie mnóstwo kłopotów. Uśmiechnął się do siebie. To były czasy.
Dumbledore od razu zaprosił go do stołu prezydialnego. – Witaj z powrotem w Hogwarcie, mój drogi chłopcze. – Uśmiechnął się, a jego oczy migotały radośnie. – Muszę przyznać, że jestem oddanym fanem twoich powieści. Chociaż przepraszam, że w piątej części nie ostrzegłem cię, co do twojego ojca chrzestnego. Powinienem był wiedzieć, że będą próbować zwabić cię do Departamentu Tajemnic. Moje kondolencje.
Harry podziękował mu, zastanawiając się tak, jak na pierwszym roku, czy dyrektor jest kompletnie stuknięty czy po prostu ekscentryczny. Podszedł do jedynego wolnego krzesła przy stole, które stało akurat po prawej stronie Severusa Snape’a.
- Dzień dobry, Potter. Bardzo podobała mi się pańska ostatnia literacka tandeta, najbardziej ta część, w której zgrywa pan przekonanego o swojej słuszności dzieciaka, który wtrąca się w nie swoje sprawy.
- Och, zamknij się, Snape – wymamrotał Harry, nabijając zieloną fasolkę na widelec. Wiedział, że Snape nie przestanie gadać, dopóki nie skończy jeść, więc zdecydował dokończyć obiad najszybciej, jak mógł i wyjść stąd.
- Byłem także zdumiony poprawnym opisem twojego ojca chrzestnego. To raczej bohater tragiczny, prawda? Nie wspominając już o tym, jak idealnie opisałeś swój kompletny brak zdolności do nauczenia się nowych rzeczy. Twoja całkowita niekompetencja w dziedzinie oklumencji od razu przypomniała mi o bezowocnej pracy, którą wykonywałeś codziennie na moich lekcjach. Nie mógłbym być chyba bardziej zadowolonym czytelnikiem, kiedy twój skundlony ojciec chrzestny dołączył do grona umarłych...
Harry właśnie wstawał od stołu, wrzucając kilka ciasteczek do aktówki, kiedy Severus dodał – Jeszcze jedno, Potter! Moja bielizna jest czarna, a nie poszarzała. Jeśli mi nie wierzysz, z przyjemnością ci to udowodnię.
Harry powstrzymywał się od biegu, kiedy opuszczał Wielką Salę.
***
W ciągu kilku kolejnych tygodni Harry zaczął myśleć nad swoją kolejną powieścią. Prorok Codzienny dodał nową kolumnę, nazywaną Wiadomościami z Pottera, w której spekulował nad nowymi plotkami i teoriami. Harry zauważył, że Snape czytał tą część gazety każdego poranka, udając, że spogląda na nekrologi na stronie obok. Niekiedy pojawiały się także informacje o Tomie Riddle’u. Na razie odpoczywał od swojego narzeczonego, otrzymywał listy z pogróżkami i został zwolniony ze swojej pozycji w Ministerstwie Magii.
- Zbyt duże ryzyko – skomentował sprawę Minister. – Jednak z chęcią przyjmiemy go z powrotem, kiedy ta sprawa z Potterem się zakończy.
Po tym, jak artykuł został opublikowany, Harry otrzymał wyjątkowo wybuchowego wyjca. Cała Wielka Sala usłyszała, jak Tom Riddle zaoferował mu swoje pomysły, aby seria stała się jeszcze lepsza. Harry szybko odpisał:
Tom,
Nie myśl sobie, że możesz to zrobić za pomocą różdżki. Ale wezmę to pod uwagę.
Dzięki za pomysły!
Pozdrawiam,
Harry
Nawet Snape wyglądał na rozbawionego.
***
Podczas któregoś śniadania, Harry stwierdził, że Severus Snape będzie główną postacią jego szóstej powieści. To miałoby sens. W końcu to mistrz eliksirów miał zrzucić dyrektora z Wieży Astronomicznej w finale książki. Jednak zorientował się, że nie wie wystarczająco dużo o swoim byłym profesorze, żeby rozwinąć wątek jego postaci, zamiast pisać o nim po kilka wersów. Zdecydował, że będzie musiał się wszystkiego dowiedzieć.
- Proszę pana, zastanawiałem się, czy nie mógłbym towarzyszyć panu przez kilka kolejnych dni.
- Wytłumacz mi, Potter, dlaczego miałbym przebywać w twojej obecności więcej, niż to konieczne? – spytał Snape, pisząc czerwonym atramentem na eseju jednego z uczniów.
- Ponieważ muszę dowiedzieć się kilku rzeczy o panu do mojej nowej powieści. Będzie pan tytułowym bohaterem.
- Severus Snape i Upierdliwy Były Uczeń?
- Emm, nie. Harry Potter i Książę Półkrwi. Pan będzie Księciem Półkrwi.
- Naprawdę? A myślałem, że Harrym Potterem. – Snape uśmiechnął się drwiąco, rozwijając kolejną rolkę pergaminu i odbierając trzy punkty za złe napisanie słowa kompatybilny. Nagle wstał z krzesła i wyszedł z pomieszczenia. Harry stał przez chwilę, zastanawiając się, czy ma sobie pójść. Snape odezwał się jednak z sąsiedniego pokoju – Czy towarzyszenie mi nie składa się przypadkiem z chodzenia za mną?
Harry szybko dołączył do niego w pokoju obok.
***
Spędził kolejne kilka tygodni na obserwowaniu codziennego życia Snape’a. Był zdziwiony tym, że jego były profesor robi też coś poza klasą. Zawsze wydawało mu się, że kiedy kończy się lekcja, Snape znika po prostu w tajemniczej chmurze dymu. Severus spędzał swój wolny czas na czytaniu wielkich dzieł światowej literatury (seria o Harrym Potterze nie zdobiła jednak jego biblioteczki) oraz na pisaniu artykułów do czasopism o eliksirach.
Większość tego czasu Harry spędzał na siedzeniu cicho w kącie pomieszczenia, przeglądaniu gazet o Quidditchu i robieniu notatek na serwetkach, podczas gdy Snape czytał albo pisał. Jednak po kilku tygodniach zaczynał doceniać towarzystwo swojego byłego nauczyciela. Rzadko ze sobą rozmawiali, ale miło było posiedzieć tak z kimś.
W połowie drugiego tygodnia Harry zaczął przyłapywać się na tym, że przygląda się Snape’owi. Nie były to tylko sporadyczne spojrzenia, żeby sprawdzić, czy mężczyzna nie chce przypadkiem wyciągnąć różdżki i rzucić na niego Avady Kedavry. Te spojrzenia były długie i pełne zainteresowania. Harry zastanawiał się, czy nie został otruty, albo czy Snape w końcu nie usidlił jego zmysłów.
Harry zdecydował, że w Harrym Potterze i Księciu Półkrwi napisze o podręczniku do eliksirów. Nie takim, który go prześladował (w odróżnieniu do dziennika Toma), ale takim, który podobnie mu się podobał.
Upewnił się również, że napisze o Tomie, rozszczepiającym swoją duszę i umieszczającym jej kawałki w przedmiotach, zwanych horkruksami. Tylko tak mógł nazwać go męską dziwką w książce dla dzieci.
***
- CO TY SOBIE MYŚLAŁEŚ?
Właśnie te słowa powitały Harry’ego, kiedy wrócił ze spotkania z przyjaciółmi. Snape stał na środku salonu, wyglądając na wściekłego. W ręce trzymał pierwszy szkic Harry’ego Pottera i Księcia Półkrwi. Podarł strony i cisnął nimi o ziemię. Harry zastanawiał się, czy wie, że ma kopię książki na twardym dysku w swojej sypialni.
- Więc nie tylko spędzam czas, nurzając się w czarnej magii. Według ciebie także chętnie pomagam młodocianym mordercom, jestem odpowiedzialny za śmierć twoich rodziców i zabijam mojego pracodawcę! Czego chcesz dowieść, Potter? Że mogą mnie przez ciebie zwolnić?
- Weź przestań, Snape. – Harry westchnął ciężko, upuszczając w kącie aktówkę i ściągając płaszcz. – To tylko książka dla dzieci. Poza tym, zostaniesz zrehabilitowany w kolejnej części.
- Dziękuję ci bardzo – odparł sarkastycznie Snape. – To na pewno przekona rodziców, kiedy przeczytają, że ich dzieci naucza profesor, który zajmuje się amatorsko zabijaniem.
- Nie sądzę, żebyś wyszedł aż tak źle. Chodzi mi o to, że na końcu okazujesz się być Księciem Półkrwi.
- Więc rodzice będą wiedzieć, że jestem w stanie wynaleźć zaklęcia, które powodują trudne do wyleczenia rany.
- Jeśli przeczytałbyś całą książkę – odciął się Harry – wiedziałbyś, że mój bohater szanuje i podziwia twojego bohatera. Przez całą książkę myślę, że Książę Półkrwi jest inteligentny, intrygujący i atrakcyjny...
- Atrakcyjny? – Snape podniósł brew, ale Harry go zignorował.
- I mimo tego że nie wiem, że jesteś Księciem Półkrwi i nie wiem, czy ci zaufać, czuję, że mogę to zrobić. Tutaj najbardziej liczy się instynkt, który jest silniejszy od...
- Atrakcyjny?
- Och, zamknij się, Snape.
- Jeśli sobie dobrze przypominam, to nie mnie nazywałeś przystojnym przez większość powieści.
- Pisałem tak wtedy, kiedy wymagała tego fabuła – wymamrotał Harry, szurając butem po dywanie.
- Nawet mam gdzieś tu cytat. – Snape pochylił się i zaczął przeglądać stos kartek na podłodze. – Tutaj, strona 646. Potter należy do Czarnego Pana. Myślałem, że już zerwaliście ze sobą.
- Bo zerwaliśmy – odpowiedział mało przekonująco Harry. – Ja po prostu... no wiesz, trzymam się fabuły.
- Skończ już z tym, Potter. W drugim tomie gapicie się na siebie przez całe sześć stron.
- Co?
Snape podszedł szybko do stosu na podłodze i zrzucił na nią kilka opasłych tomów.
Głęboko pod książkami o eliksirach leżała cała kolekcja przygód Harry’ego Pottera. Jeszcze bardziej zadziwiającym było to, że każda z książek wyglądała na przeczytaną po kilka razy. Harry zauważył, że niektóre rogi kartek były zagięte, a kiedy przyjrzał się uważnie, zobaczył nawet notatki na marginesach. Snape przerzucił strony i zaczął czytać – Strona 321: Riddle pokiwał głową, nie spuszczając oczu z twarzy Harry’ego. Strona 322: Spojrzał w górę. Riddle wciąż go obserwował. Góra kolejnej strony: Harry wytrzeszczył na niego oczy. Dalej u dołu: Przez cały czas Riddle nie spuszczał oczu z twarzy Harry’ego. Był w nich jakiś dziwny głód. – Snape kontynuował, przewracając kartki i komentując każdą znalezioną aluzję. – A tutaj mamy jeszcze więcej tęsknych spojrzeń z Komnaty Tajemnic... jest tu także błysk w oczach... i spójrz na to! Głód w jego oczach stał się jeszcze bardziej przerażający! – Snape zatrzasnął książkę. – A potem zatapiasz swój ogromny miecz w...
- Rozwartej, mlaszczącej paszczy bazyliszka. – Harry westchnął. – Wiem, wiem.
Stali przez chwilę w ciszy, a potem Harry przeszedł przez pokój i przycisnął swoje usta do ust Severusa. Pocałunek był głęboki i namiętny, czyli taki, jaki powinien być każdy pierwszy pocałunek. Jednak kiedy oderwali się od siebie, Snape spytał:
- Jeszcze o nim nie zapomniałeś, prawda?
- Raczej nie – przyznał Harry. – Ale to jest pierwszy krok.
***
Krótko po tym, jak Harry Potter i Książę Półkrwi został opublikowany, Harry Potter poznał radość z czytania fanfiction.
Szybko stwierdził, że rzeczywistość była o wiele przyjemniejsza. Jednak był niezwykle wdzięczny niektórym autorom za kilka interesujących pomysłów.
***
- Najwyższy czas. – Severus westchnął, leżąc na łóżku i czytając najnowszy numer Kwartalnika o Eliksirach. Harry siedział jeszcze przy biurku i pisał na klawiaturze. Spędził tak cały dzień, dopracowując ostatni rozdział swojej siódmej powieści.
- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec – wymamrotał, dochodząc do sceny, której unikał od samego początku. – No wiesz, każdy myślał, że powinienem zabić go już na końcu pierwszej części.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś? – spytał Snape, jednak wyglądał, jakby znał odpowiedź na swoje pytanie.
Harry wzruszył ramionami. – Myślałem, że pisanie tych wszystkich okropności o moim byłym po prostu sprawia mi przyjemność. Ale później doszedłem do wniosku, że robiłem to wszystko, ponieważ nie chciałem przyznać, że nasz związek się skończył.
- A teraz?
Harry zawahał się przez chwilę. – Cóż, czas na to, żeby z tym skończyć, prawda?
Położył dłonie na klawiaturze i napisał dalszą część. – A Harry, z nieomylnym instynktem szukającego, chwycił ją wolną ręką w tej samej chwili, gdy Voldemort runął do tyłu z rozkrzyżowanymi ramionami, a jego wąskie źrenice podbiegły do górnej krawędzi szkarłatnych oczu. Tom Riddle padł na posadzkę z pustymi rękami, a jego ciało skurczyło się i zwiotczało, z podobnej do głowy węża twarzy znikł wszelki wyraz, zagościła w niej pustka. Voldemort był martwy, zabiło go jego własne odbite zaklęcie, a Harry stał z dwoma różdżkami w dłoniach, patrząc na skorupę swojego śmiertelnego wroga. – Od tego nie było już odwrotu. Czteroletni związek, który był dla niego wszystkim, skończył się w jednej, szybkiej minucie w zagraconej sypialni.
Napisał swoją powieść. Teraz mógł rozpocząć swoją kolejną wielką przygodę.
Wsunął się do łóżka, wyglądając na całkowicie zadowolonego.
- Już po wszystkim? – spytał Snape.
Harry pokiwał głową, pochylając się i całując go. Pocałunek był głęboki i namiętny, czyli taki, jaki powinien być każdy dwudziesty ósmy pocałunek. Jednak kiedy oderwali się od siebie, Snape odparł:
- Dzięki Merlinowi, już myślałem, że nigdy nie przestaniesz o nim gadać. Dwunastolatek, nazywający go przystojnym? Czy to się nie zalicza do pedofilii? A potem minęło kilka lat i był dla ciebie jeszcze przystojniejszy. Ty po prostu nie mogłeś tego...
- Wiesz, zawsze mogę dopisać scenę twojej śmierci. – Harry zapalił światło i podszedł do laptopa. Po kilku minutach wrócił do łóżka, wyglądając na zadowolonego z siebie. Zgasił światło i położył się na plecach, chcąc zasnąć.
Severus nie mógł powstrzymać się przed pytaniem – Więc w jaki sposób się mnie pozbyłeś?
- Zabił cię niewiarygodnie wielki wąż.
Severus prychnął i objął Harry’ego, przyciągając go do siebie. – Chodź tutaj. Już ja ci dam niewiarygodnie wielkiego węża, ty bezczelny dzieciaku.
Koniec