ALEKSANDER ŚWIĘTOCHOWSKI – KARL KUNG
Gatunek: nowela
Miejsce akcji: Myslowitz (Śląsk), Warszawa
Czas akcji: 1877 rok
Bohaterowie:
Karl Krug (Krug to w niemieckim dzbanek) – właściwie Karol Kruk, urodził się w Mysłowicach śląskich (te już wtedy zostały przez Niemców przechrzczone na Myslowitz). Nie pamiętał prawie mowy swojego ojca, ożenił się z Niemką. ). Był murarzem, ale imał się różnych, a raczej jakichkolwiek, zajęć, żeby tylko zarobić pieniądze dla żony i ich licznych dzieci. Jako że zimą murarz nie miał zajęcia, siadał do krosien. Wypruwał sobie żyły, żeby rodzina nie zaznała głodu, ale żona i tak robiła mu awantury, że jest niezaradny. Jego przyjaciel to Franz Klotz.
Franz Klotz- (dawniej Franciszek Kłos) – portiera stacji mysłowickiej. Informował Karla, gdzie szukają murarza, ale raczej nie wyłącznie z dobrego serca, tylko żeby „opiekować się” żoną Kruga, kiedy ten wyjeżdżał.
Max Glueckwurm - tanio kupił plac przy ulicy Chmielnej, sprowadził ze Śląska kilkunastu murarzy do budowy domów
Rafał Czapla – polak, murarz, przyczynił się do śmierci Karla Kruga
Plan wydarzeń:
Krukowi rodzi się piąte dziecko.
Pracuje tylko przy podmurowywaniu mostka przy stacji.
Kłos rozprawia Krukowi o polityce, którą jest niezwykle zainteresowany – idzie o Bismarcka i zwrot „nie pójdziemy do Canossy”, którego użył, mając na myśli papieża Piusa IX. Krug oczywiście nic nie rozumie i nie chce.
Kruk martwi się o prace, dopytuje Kłosa o jakaś posadę.
Kłos informuje Kruka, że z Warszawy przyjechał Żyd, który poszukuje kilkudziesięciu murarzy. Robota miała trwać dwa miesiące.
Krug żegna się z dziećmi i wyjeżdża.
W Warszawie byli potrzebni murarze, ponieważ inwestorzy namiętnie rzucili się do budowy nowych domów i do pracy zabrakło krajowych rąk.
Max Glueckwurm, tanio kupił plac przy ulicy Chmielnej, a następnie sprowadził ze Śląska kilkunastu murarzy.
Kruk przyjechał do Warszawy w towarzystwie piętnastu innych robotników, którzy jako rodowici Niemcy wybrali go na swojego przewodnika, licząc że będzie potrafił porozumiewać się z ludźmi po polsku
Szybko okazało się, że jego znajomość polskiego jest znikoma – już na początku źle domówił się z dorożkarzami, którzy zawieźli robotników na Tamkę, i musiał zapłacić więcej.
W nocy miał piękny sen – śniło mu się, że jego dzieci szanują spodnie, uczą się abecadła i „Vater unser” („Ojcze nasz”). We śnie ukazał mu się anioł, który obwieścił, że zarobi w Warszawie bardzo dużo pieniędzy, a jego żona pocznie i urodzi syna, któremu Krug da na imię Franz.
O 7 rano Kruk na czele swojego oddziału rozpoczął pracę.
Przy budowie pracują trzej miejscowi murarze, którzy nie najlepiej taktowali ekipę Kruka.
O ósmej zadzwoniono na śniadanie.
Krug, porozumiawszy się z towarzyszami, podszedł do polskich murarzy i zapytał po polsku: „Jest piwo niedaleko dostać?”. Polscy murarze celowo wskazali mu elegancki sklep z winem.
W międzyczasie polscy murarze narzekają między sobą na przybyszy: „Co rok więcej się ich zlatuje, a jeżeli im nie poparzymy skóry, niedługo nas wyduszą. Niech pilnują swoich śmieci. Czy my do nich leziemy? (…) Żeby chociaż czepiali się tego, czego człowiek się nie imie. Żeby u nas sobie łapali psy, ściągali ze zdechłych koni skóry i nosili po wsiach towary, ale im się zachciewa rzemiosła: mularstwa! (…) Jest na szczury trutka (…) jak się zdarzy, nabij co wlezie; nie odda, bo się naszych boi, i do sądu nie pójdzie, bo głupi, rozmówić się nie umie (…)” (przodował w tej rozmowie Rafał Czapla).
Niemcy wrócili ze sklepu z winem wzburzeni, zaatakowali słownie Kruga, krzyczeli na niego i wyzywali, że w ogóle nie umie mówić po polsku. Poza tym Niemcy nie wiedzieli, że trzeba było zdjąć w sklepie czapkę i jednemu z nich kelner kapelusz zrzucił.
Podobna sytuacja wyniknęła z obiadem – Czapla wysłał Ślązaków do drogiej restauracji.
Po miesiącu Krug, ciągle będąc delegatem swoich towarzyszy, poprawił znacznie znajomość polskiego i poznał miasto, co chroniło go od ich gniewu.
Czapla był niezmordowany w trapieniu Niemców za pośrednictwem Kruga, ale Krug był ogłuszony pracą i miał zbyt dobre serce, żeby dostrzec w postępowaniu Czapli prześladowanie.
Czapla pożyczył od Kruka cztery ruble, które przepił i mimo upomnień Kruga, nie chciał ich oddać, udając że nie pamięta o żadnej pożyczce
Kruk stwierdza, że jedynie przez walkę odzyska pożyczone pieniądze.
Tymczasem jeden z miejscowych robotników poinformował Czaplę, że majster płaci Niemcom po dwa ruble, a polskim robotnikom jedynie dziesięć złotych.
Czapla jest zły: „Nie byłbym uczciwym człowiekiem, gdybym mu cztery ruble oddał. Dopłaci jeszcze”.
Kruk po raz kolejny upomina się o pieniądze.
Kruk dostaje kułakiem w twarz, krwawiąc wrócił do swoich towarzyszy, którzy od razu domyślili się, o co chodzi.
Towarzysze Kruka rzucili się na Czaplę.
Zjawia się majster.
Jeden z Niemców opowiada mu o zajściu.
Majster zapowiada, że za pobicie sąd ukarze Czaplę, a on sam strąci mu pożyczone pieniądze na rzecz Kruga.
Czapla obiecuje sobie „strącić” Niemca.
Krug był wesoły z obrotu sytuacji – miał odzyskać pieniądze.
Krug odebrał list z Myslowitz, w którym Franz pisze o polityce oraz informuje, że w domu wszystko w porządku. Winszuje również Krugowi, którego żona znowu jest w ciąży. Pisze, że Krug dostanie na zimę duży obstalunek płótna. Krug ucieszył się niezmiernie.
Krug idąc do pracy, pomyślał, że dobrze byłoby zamieszkać w Warszawie – tak łatwo o robotę. Myśl ta uskrzydliła go.
Krug krzyknął do przyjaciela Czapli: „Ja między wami będę na zawsze usiąść”.
Czapa się roześmiał i odszedł.
Krug opowiedział o swoim planie Ślązakom. Krug mówił, że jeśli jemu będzie dobrze, oni też się powinni przenieść.
Kiedy w czasie popołudniowego odpoczynku Krug zszedł z rusztowania, Czapla wyciągnął jedną z desek podpierającą je. Na uczczenie wesołego dnia Krug pozwolił sobie na całą butelkę piwa. Ledwo jednak zeskoczył z powrotem na rusztowanie, deski przeważyły się i zwaliły go na dół.
Wszyscy się zbiegli. Jedynie Czapla pozostał na górze.
Krug jęczał ciężko, trzymając rękę na połamanym boku.
Przyjechała dorożka, żeby zabrać chorego do szpitala.
Krug zawołał na swojego towarzysza Wilhelma, żeby ten wziął zarobione przez Kruga pieniądze i oddał jego żonie, i żeby powiedział jej, żeby przesiedliła tu synów, kiedy dorosną. Bo można tu zarobić.
Krug zmarł w drodze do szpitala.
Na następny dzień o wypadku donosiła prasa, a jednocześnie w pewnej gazetce użalano się, że Niemcy coraz bardziej wypierają Polaków z pola pracy.
Opowiadanie kończy zdanie: „Biedny Krugu – pomyślałem sobie – ja ci to, żeś chciał u nas pracować i moim bratem być – przebaczam”.
Aleksander Świętochowski – Karl Kung