Jan Galarowicz Kochać Naprawdę Wybrane fragmety książki

Jan Galarowicz Kochać Naprawdę


Wybrane fragmenty książki:

-Wstęp

-Popęd seksualny: istota i interpretacje

-Istota popędu seksualnego

-Interpretacje popędu seksualnego

-Pożądanie erotyczne

-Fenomenologia pożądania

-Istota pożądania erotycznego

-Pochwała przyjemności — krytyka hedonizmu

-Charakterystyka hedonizmu

-Krytyka antropologii hedonicznej

-Krytyka etyki hedonistycznej

-Pochwała zwyczajnych przyjemności

Moim Studentom !


Czujemy, że gdyby nawet rozwiązano

wszelkie «możliwe» zagadnienia naukowe,

to nasze problemy życiowe

nie zostałyby jeszcze nawet tknięte”.

Ludwig Wittgenstein


Są w języku ludzkim takie słowa,

od rozumienia których zależy często całe życie człowieka.

Jeśli słowa te człowiek źle rozumie,

jego życie idzie błędnymi ścieżkami.

[...] Słowem takim jest «miłość»”.

Józef Tischner


Najistotniejszą formą ludzkiej wolności jest miłość”.

Romano Guardini


Wstęp

Obecnie dominuje modne przekonanie, że skoro na pytania filozoficzne, a więc pytania istotne, ważne, nie ma ostatecznych odpowiedzi, najmądrzejszą rzeczą jest zachowanie milczenia w sprawach, których one dotyczą. Filozofowie zatem milczą, natomiast różnej maści współcześni szamani karmią nas pseudomądrościami. Nie godzę się na sytuację, aby byle jakie odpowiedzi na doniosłe pytania zawładnęły całkowicie świadomością człowieka współczesnego. „Nigdy [...] nie wydawało mi się godne ludzkiego umysłu — pisze wybitny myśliciel francuski, Jean Guitton — zachowywanie milczenia w zagadnieniach zasadniczych”.

A czyż miłość nie należy do tych najważniejszych spraw człowieka? Jako ojciec i nauczyciel akademicki wiem, że rzetelna refleksja nad miłością jest potrzebna szczególnie młodzieży, w tym studentom. Tym bardziej, że idealistycznie nastawieni młodzi ludzie są poddawani potężnej propagandzie banalizującej miłość i seks oraz wmawiającej im, że są to sprawy łatwe i przyjemne, nie wymagające osobowej dojrzałości, odpowiedzialności, troski itp.

W książce omawiam przede wszystkim miłość między kobietą i mężczyzną. A ponieważ miłość ta bywa często mylona z seksem — popędem seksualnym, pożądaniem i fascynacją erotyczną oraz z aktywnością seksualną — lub z zakochaniem się, konfrontuję ją z tymi dwoma fenomenami. Analizę miłości erotycznej przeprowadzam na szerszym tle, poprzedzając ją opisem wszelakiej miłości1.

Mimo że na półkach księgarskich można znaleźć wiele publikacji poświęconych miłości, są to zwykle poradniki albo też prace ujmujące to zjawisko dość powierzchownie. Istnieje jednak kilka głębokich, chociaż dość trudnych studiów filozoficznych analizujących miłość, w tym przede wszystkim Istota i formy sympatii Maksa Schelera, Miłość i odpowiedzialność Karola Wojtyły oraz Zrozumieć miłość Antoniego Siemianowskiego. Zgadzam się ze słowami Manfreda Lütza: „Im pewne sprawy są ważniejsze dla wszystkich ludzi, tym bardziej trzeba umieć wyrażać je w sposób prosty i zrozumiały”. Niestety, na rynku wydawniczym brakuje książek, których autorzy myśleliby jak mędrcy a pisali jak zwyczajni ludzie, czyli prosto, jasno, komunikatywnie — wydaje się, że jedyną tego rodzaju publikacją jest O sztuce miłości Ericha Fromma. Chciałbym, aby moja praca o miłości łączyła głębię z prostotą.

Pisząc Byłbym niczym, oparłem się jako fenomenolog przede wszystkim na doświadczeniu miłości i erotyki oraz elementarnej intuicji owych fenomenów. Dane tego doświadczenia staram się konfrontować z rozważaniami myślicieli, którym tak wiele zawdzięczam: Maksa Schelera, Dietricha von Hildebranda, Karola Wojtyły i Ericha Fromma, oraz mądrością polskich psychologów, seksuologów i wychowawców — Elżbiety Sujak, Zbigniewa Lwa-Starowicza i o. Karola Meissnera. Dlatego w tekście znajduje się tak wiele cytatów.

Książka stanowi opracowanie wykładów, jakie od kilku lat wygłaszam dla studentów różnych wydziałów AGH, w szczególności zaś dla nowo powstałego Wydziału Humanistycznego. Uznałem, że to, co przekazuję studentom własnej uczelni, może również zainteresować osoby kształcące się w innych placówkach dydaktycznych.

Przebieg moich wykładów-rozważań jest następujący. We Wprowadzeniu omawiam pierwszą i drugą rewolucję seksualną, metodę analizy miłości i erotyki oraz szkicuję antropologiczne podstawy refleksji o miłości. Pierwsza część książki zawiera analizy popędu seksualnego i pożądania erotycznego; referuję w niej również w sposób krytyczny hedonizm. Druga część pracy jest opisem zakochania się na tle emocjonalnej sfery człowieka. Serce książki stanowi część trzecia i czwarta. W trzeciej części referuję istotę wszelkiej miłości, sposoby jej pielęgnowania oraz jej owoce, aby na tym tle przedstawić w części czwartej miłość między kobietą i mężczyzną, poprzedzając jej omówienie opisem kobiecości i męskości oraz uzupełniając jej analizę o rozważania na temat domu jako przestrzeni duchowej. Aby dać czytelnikom szansę pogłębienia omawianej problematyki, do każdego rozdziału książki jest dołączona rubryka Warto przeczytać.

Pamiętając o tym, że prawda odsłania się na wielu drogach, w trakcie dialogu, traktuję swoją książkę jako głos w nieustającej rozmowie o miłości. Wiem również, że cokolwiek powiedzielibyśmy o miłości, musimy pamiętać o słowach wybitnego dwudziestowiecznego myśliciela, Hansa Ursa von Balthasara: „Prawdziwa miłość jest zawsze niepojęta... ”.

Treść i forma Byłbym niczym wiele zawdzięcza moim studentom — słuchaczom wykładów pt. „Filozofia i psychologia miłości”. Pani dr Maria Bielawka, moja koleżanka z Wydziału Humanistycznego AGH, udoskonaliła książkę pod względem merytorycznym i językowym. Współautorem tytułu i podtytułu publikacji jest mój syn, mgr Leszek Galarowicz. Z kolei moja córka, mgr Edyta R. Galarowicz, okazała się niezawodna w ostatecznym przygotowaniu Byłbym niczym dla wydawcy. Wszystkim tym osobom składam serdeczne podziękowanie.

Kraków, 10 marca 2010 
Autor



1 Podstawowymi pojęciami w mojej książce są: seks, zakochanie się i miłość. Często również używam słowa: „erotyczny”, np. „życie erotyczne”, „pożądanie erotyczne” czy „miłość erotyczna”. Słowo „erotyczny” pochodzi od gr. eros. Samego terminu eros nie stosuję, ponieważ nadawano mu dotychczas różne znaczenia, np. o ile u Platona ma ono sens głęboki, duchowy, o tyle u Freuda jest utożsamiane zasadniczo z seksem. Pisząc o „pożądaniu erotycznym” czy o „życiu erotycznym”, mam na myśli coś więcej niż czysto biologiczną, zwierzęcą aktywność seksualną, nie nadaję jednak tym wyrażeniom aż tak wzniosłego znaczenia, jak czynił to Platon.



IV. Popęd seksualny: istota i interpretacje

Ponieważ miłość jest czymś więcej niż seks — popęd seksualny, fascynacja erotyczna i pożądanie — należy najpierw przyjrzeć się tym zjawiskom i je opisać.

Istota popędu seksualnego

Często utożsamia się ze sobą popędy i instynkty. Zarówno zwierzęta, jak i ludzie — słyszę i czytam — kierują się w swoim zachowaniu popędami, czyli instynktami: instynktem głodu, pragnieniem napoju, potrzebą rozmnażania się itp. Nie jest to ścisłe. Nie wchodząc w szczegółowe rozważania na ten temat, należy zauważyć, że instynkty posiadają zwierzęta, natomiast my, ludzie, jesteśmy wyposażeni w popędy. Na czym polega różnica między tymi dwiema mocami? O ile instynkt kieruje zachowaniem zwierząt w stu procentach, determinuje je całkowicie, popęd jest mocą i mechanizmem, który wprawdzie skłania człowieka do określonego postępowania, nie określa go jednak w stu procentach.

Zwierzę musi zachowywać się zgodnie z instynktem. Na przykład: gdy jest zagrożone, musi uciekać lub atakować to, co mu zagraża; gdy po zimie następuje wiosna, ptaki muszą wrócić z ciepłych krajów, budować gniazda, rozmnażać się, karmić pisklęta itp. Natomiast człowiek — jak mówi Max Scheler — może popędowi powiedzieć: nie! Na przykład: gdy jestem potwornie głodny, nie muszę zaspokoić głodu natychmiast, a mając ochotę ze spotkaną na ulicy atrakcyjną kobietą na seks, nie rzucam się przecież na nią.

Nie interesuje nas tutaj aktywność seksualna zwierząt, lecz ludzi. Będę zatem analizował popęd seksualny. Zarówno popęd seksualny, jak i popęd samozachowawczy to określone moce biologiczne, które są skierowane na pewne wartości, które, jeżeli tak można powiedzieć, stoją na straży określonych wartości.

Popęd samozachowawczy jest dążeniem do zachowania istnienia jednostkowego. „U korzenia popędu samozachowawczego — pisze Wojtyła — kryje się bowiem pewna zasadnicza treść i zasadnicza wartość. Tą treścią i wartością jest samo istnienie. Popęd samozachowawczy jest to jakby przymus istnienia, podmiotowa konieczność istnienia, wpisana w całą dynamiczną strukturę człowieka”. W tym sensie popęd samozachowawczy jest egocentryczny — skierowany na ego („ja”).

A czym jest popęd seksualny? Mimo, że pożądanie erotyczne (i fascynacja erotyczna) jest mocno związane z popędem seksualnym, fenomeny te nie są tożsame. Mówiąc w wielkim skrócie: pożądanie erotyczne (i erotyczna fascynacja) to określone przeżycie, dzieje się zatem w polu świadomości. Na przykład: zdaję sobie sprawę, czy w danej chwili pożądam jakąś kobietę czy nie. Natomiast popęd seksualny jest pewną biologiczną energią, która istnieje w człowieku cały czas, a tylko od czasu do czasu  uświadamiamy ją sobie. W czasie trwania wykładu o miłości wszyscy przecież mamy popęd seksualny, a mało kto jest tego świadom.

Istotę popędu seksualnego można określić następująco: jest to biologiczne dążenie do zjednoczenia z drugą osobą płci przeciwnej (!) w celu powołania do istnienia potomka. Wojtyła pisze: „Celem właściwym popędu [...] jest coś ponad-osobistego, jest istnienie gatunku Homo sapiens, stałe przedłużanie jego istnienia”.

Czy popęd seksualny, a także jego realizacja, aktualizacja, jest egocentryczny czy alterocentryczny? Gdy pytam o to studentów, najczęściej odpowiadają, że popęd ten ma charakter egocentryczny. Tymczasem u fachowców czytamy coś innego. Na przykład francuski biolog, Paul Chauchard, pisze: „Najważniejszy w całej dziedzinie seksualnej jest fakt, że angażuje ona dwoje ludzi, że jest zjawiskiem społecznym”. A polski wybitny psychiatra i wielki humanista, Antoni Kępiński, stwierdza: „W przeciwieństwie do innych biologicznych potrzeb, których zaspokojenie jest indywidualne, istotą popędu seksualnego jest jego społeczny charakter”.

Alter po łac. znaczy „drugi”. Popęd seksualny jest z istoty w podwójnym sensie alterocentryczny — skierowany na drugiego, ponieważ dąży do powołania do istnienia innego człowieka i, aby to urzeczywistnić, musi znaleźć osobę płci przeciwnej i się z nią zespolić. A jednak mówiąc, że popęd seksualny jest egocentryczny, moi studenci w jakimś sensie też mają rację. Myślą oni bowiem o fakcie, że działający i uświadomiony popęd seksualny, aktywność z niego wynikająca, wiąże się z bardzo silnym doznaniem, które jest przecież przeżyciem należącym do ego. Najbardziej trafna odpowiedź na pytanie, czy popęd seksualny jest egocentryczny czy alterocentryczny brzmi: popęd seksualny jest ze swej istoty alterocentryczny, ale jest w nim obecny rys egocentryzmu.

Taka jest podstawowa prawda o popędzie seksualnym. Jednak różni ludzie odmiennie ustosunkowują się do tej mocy, na różne aspekty owego popędu zwracają uwagę, eksponują je, uznają za najważniejsze. To znaczy: ten sam popęd seksualny, i aktywność z niego wynikająca, jest interpretowany na wiele sposobów. Interpretacje te wyrażają się zarówno w przekonaniach, jak i w praktyce.



Interpretacje popędu seksualnego

Współczesne podejście do popędu seksualnego i erotyki jest w jakimś stopniu reakcją na jego rygorystyczną interpretację. Czy pogląd, że starsze pokolenia Polaków — naszych mam i babć — myślą w ten sposób o seksie, jest trafny? We współżyciu seksualnym — twierdzą zwolennicy tego stanowiska — chodzi w gruncie rzeczy o jedno — o spłodzenie potomka. Kobieta jest po to, aby rodzić dzieci, jest „narzędziem” do rodzenia dzieci. Kobietę traktuje się tu w instrumentalny sposób, używa się jej. A na towarzyszącą życiu seksualnemu przyjemność, rozkosz patrzy się podejrzliwie: skoro już jest, to trudno; byłoby jednak lepiej, gdyby jej nie było! Przyjemność erotyczna jest złem koniecznym. Widać jasno, na czym polega rygoryzm tego podejścia do seksu i erotyki.

Obecnie dominuje jednak radykalnie inne potraktowanie popędu seksualnego i życia erotycznego — jest to interpretacja libidystyczna (od łac. słowa libido — żądza, w ujęciu Zygmunta Freuda libido to wewnętrzne źródło i motor życia psychicznego — jest nim popęd seksualny) lub hedonistyczna (od łac. słowa hedoné = przyjemność, rozkosz). Do takiego myślenia o seksie, przeżywania go i traktowania go w ten sposób przyczynił się w największym stopniu Freud. Omawiana interpretacja wiąże się ściśle z konsumpcyjnym modelem życia i etyką hedonistyczną. Jedynym celem i sensem popędu seksualnego i życia erotycznego jest — zdaniem wyznawców tego poglądu — dostarczanie człowiekowi przyjemności. A ponieważ dzieci utrudniają przeżywanie erotycznej rozkoszy — trzeba im poświęcać tyle czasu! — są one czymś drugorzędnym, a może nawet niepotrzebnym. Dlaczego mieszkańcy Europy uciekają od rodzicielstwa? A czy ten lęk przed wydawaniem na świat potomka, zauważalny również wśród polskiej młodzieży, nie ma nic wspólnego z taką interpretacją seksu?

Interpretacją pokrewną libidystycznemu podejściu do seksu jest interpretacja „terapeutyczna” czy relaksacyjna. Życie seksualne — uważają niektórzy ludzie — jest najprostszym sposobem rozładowywania napięć i stresów oraz znakomitą formą relaksowania się. Kondycję fizyczną i psychiczną można sobie poprawić bieganiem, jazdą na rolkach czy pływaniem, a można to uczynić również poprzez uprawianie seksu. Aktywność seksualna jest w istocie rodzajem sportu. Również i przy tym nastawieniu nie jest ważne potomstwo, a traktowanie życia erotycznego jako języka miłości uważane jest za niepotrzebne poetyzowanie.

Kępiński pisze: „... w kontaktach erotycznych poza wyładowaniem seksualnym szuka się potwierdzenia własnej osoby, które w ostatecznym wymiarze możliwe jest tylko w tak bliskim złączeniu dwojga ludzi”. Jak nazwać ten sposób traktowania seksu, w którym jest on uznawany za najodpowiedniejsze „miejsce” sprawdzianu własnej wartości? Proponuję określić to podejście do seksu jako interpretację aksjologiczno-egologiczną. Jej sednem jest przecież doświadczanie swojej wartości, wartości ego.

Jeśli nawet duża część dzisiejszej młodzieży utożsamia seks z przyjemnością i relaksem, a także uważa go — zdarza się to chyba częściej mężczyznom — za sprawdzian swojej wartości, w sercach bardzo wielu osób, zwłaszcza dziewczyn i kobiet, żyje tęsknota za tym, aby tak naprawdę erotyka była językiem miłości między dwiema osobami. Po łac. inter znaczy „między”, apersona — „osoba”. Dlatego interpretację tę nazywamy interpersonalną. Zwolennicy tego nastawienia nie mają wątpliwości, że najważniejszą sprawą jest więź między osobami, miłość, bliskość. Seks jest sposobem wyrażania tego kontaktu psychicznego. Przyjemność, a mówić precyzyjniej — radość, jest tutaj przeżyciem towarzyszącym erotycznemu obcowaniu ze sobą dwóch osób, wyrażającym miłość między nimi, a nie celem współżycia. A jeśli staje się celem, rodzą się — twierdzi wybitny psychiatra, Victor E. Frankl — nerwice seksualne. Pisze: „Istota nerwic seksualnych bowiem polega na tym, że człowiek z chwilą, gdy tylko próbuje założyć rozkosz seksualną jako cel, zawodzi w kontaktach seksualnych, nie osiągając zamierzonej rozkoszy. Rozkosz ta bowiem jest dana w normalnych warunkach człowiekowi jako nagroda przy zaspokajaniu popędu płciowego, zjawiając się jako automatyczne jego następstwo”.

O ile wszystkie omówione podejścia do popędu seksualnego i życia erotycznego popełniają błąd pars pro toto, brania części za całość, koncentrując uwagę na jednym aspekcie sensu aktywności seksualnej, interpretacja  i n t e g r a l n a  stara się dopuścić do głosu i zachować pełny sens popędu seksualnego i życia seksualnego. Przede wszystkim popęd ten nie jest traktowany podejrzliwie, lecz jest uznawany za pozytywną moc, dobrą energię istniejącą w człowieku. Afirmowana jest prawda o istocie popędu seksualnego: że jest on dążeniem do powołania do istnienia nowej istoty ludzkiej. A ponieważ popęd seksualny jest popędem człowieka, a nie zwierzęcia, jego realizacja, aktywność w nim zakorzeniona, powinna mieć charakter osobowy, a nie zwierzęcy. To znaczy: aktywność seksualna jest traktowana jako element relacji międzyosobowych, w szczególności miłości. Współżycie seksualne — pieszczoty, zbliżenie — nie jest, jak w świecie zwierząt, czystą kopulacją, lecz czymś więcej — wyrazem więzi, miłości, bliskości. Realizacji popędu seksualnego towarzyszy przyjemność seksualna. Przyjemność ta jest głębsza, piękniejsza i staje się rozkoszą, gdy aktywność seksualna jest traktowana jako język miłości. Obcowanie erotyczne jest źródłem, jednym z wielu, przeżywania siebie jako wartości, doświadczeniem siebie jako ja aksjologicznego. Skutkiem aktualizacji popędu seksualnego jest również odprężenie fizyczne i psychiczne, dobry sen, zwiększona odporność organizmu itd. W tym sensie życie seksualne ma charakter terapeutyczny.

Podobna do ujęcia integralnego jest religijna interpretacja popędu seksualnego i życia erotycznego. Interpretację tę utożsamia się niekiedy z rygoryzmem. Mimo że w wielu religiach, m.in. w chrześcijaństwie, były i są obecne skłonności do takiego traktowania seksu, nie to jest istotą religijnego podejścia do tej sfery życia człowieka. Mówiąc o interpretacji religijnej, nie mam przy tym na myśli konkretnego wyznania, np. katolicyzmu, lecz określone metafizyczno-religijne spojrzenie na erotykę. Istotę owej interpretacji można zawrzeć w dwóch tezach. Po pierwsze — zawiera ona w sobie interpretację integralną. Po drugie — dołącza do niej nowy element: dostrzega się mianowicie metafizyczno-religijny czy sakralny wymiar popędu seksualnego i życia erotycznego. Zwolennicy tego poglądu uważają, że ponieważ popęd seksualny ma moc powoływania do istnienia nowej osoby, a zaistnienie nowego człowieka jest w istocie i ostatecznie dziełem Stwórcy, popęd seksualny tak naprawdę współuczestniczy w dziele samego Boga — w czymś tajemniczym i sakralnym. Karol Wojtyła pisze: kobieta i mężczyzna „wchodzą niejako w kosmiczny nurt przekazywania istnienia. [...] Mężczyzna i kobieta przez prokreację, przez to, że uczestniczą w dziele stawania się nowego człowieka, na swój sposób uczestniczą równocześnie w dziele stwarzania. Mogą więc patrzeć na siebie wówczas jakby na rozumnych współtwórców nowego człowieka. Ów nowy człowiek jest osobą. Rodzice biorą udział w genezie osoby”9. Samo przeżycie seksualne ma w sobie coś metafizycznego, sakralnego. O. Ksawery Knotz mówi: „Seksualność ma charakter głębokiego przeżycia, spotkania z Absolutem, Bogiem. To metafizyczne otwarcie na siły nadprzyrodzone. Dla ludzi, którzy nie są katolikami, seks może być przeżyciem szeroko pojętej religijności, dla katolika może być szansą spotkania z Bogiem osobowym, z Chrystusem, który wciela się w ludzkie życie”.

I na zakończenie wspomnijmy o jeszcze jednym podejściu —                                   o  p a t o l o g i c z n y m  traktowaniu tej dziedziny przeżyć i aktywności człowieka. Niekiedy popęd seksualny i życie erotyczne, np. współżycie, nie jest taktowne ani jako sposób płodzenia dzieci, ani jako język miłości, ani nawet jako źródło przyjemności i relaksu, ale jako metoda zarabiania pieniędzy (prostytucja), forma zemsty za doznaną krzywdę, sposób wyrażania się czyjegoś sadyzmu lub masochizmu itp.

Warto tę omówioną typologię interpretacji popędu seksualnego i życia erotycznego skonfrontować z przedstawionymi przez wybitnego polskiego seksuologa Zbigniewa Lwa-Starowicza rodzajami kultur seksualnych. Przypomnijmy, że analizuje on kolejno: kultury appolińskie, liberalne i „seks w kulturach ubóstwa”, kultury orgiastyczne i „kulturę kochanków” oraz kultury mistyczne, represyjne, purytańskie i neurotyczne.

V. Pożądanie erotyczne

Rozróżniliśmy już: popęd seksualny jako biologiczną siłę w człowieku, tylko czasami uświadamianą, i pożądanie erotyczne jako swoiste przeżycie. Obecnie opiszę to właśnie przeżycie. Zanim jednak to zrobię, należy zauważyć, że o pożądaniu mówimy w dwóch znaczeniach: szerszym i węższym. W znaczeniu szerszym, biblijnym czy heglowskim pożądanie to nie tylko pożądanie erotyczne, lecz wszelkie pożądanie. Natomiast w węższym sensie pożądanie utożsamia się z pożądaniem erotycznym.

Mój opis pożądania jest zatem dwuczęściowy. Najpierw szkicuję małą fenomenologię wszelakiego pożądania. A dopiero na tym tle analizuję tę jego odmianę, która wiąże się z miłością między kobietą i mężczyzną, tzn. pożądanie erotyczne.

Fenomenologia pożądania

Uczyńmy punktem wyjścia rozważań przykłady pożądania. Pożądamy pieniędzy, ciuchów, sprzętu elektronicznego, urody, sukcesu, kobiety, mężczyzny itp. Co to znaczy, że pożądamy te przedmioty, wartości czy osoby? Czym różni się to przeżycie od innych ważnych dla naszego życia przeżyć?

Pożądanie to elementarne, pierwotne przeżycie, nieredukowalne do innych stanów świadomości. Jest całkiem inne niż np. nuda i zmęczenie, ból i radość. Podobne do pragnienia i tęsknoty, nie jest jednak z nimi tożsame. Czy przeżycie to ma charakter intencjonalny czy nieintencjonalny? Czy należy do przeżyć dośrodkowych czy odśrodkowych?

Wszelkie nasze przeżycia mają charakter intencjonalny albo nieintencjonalny. Oto przykłady przeżyć intencjonalnych: patrzenie na tablicę, wyobrażanie sobie Rynku w Krakowie, nienawiść wobec kogoś. Wymieńmy również kilka przeżyć nieintencjonalnych: nastrój znudzenia na wykładzie, zmęczenie po tygodniu pracy, stan depresji lub euforii. Pierwszy rodzaj przeżyć łączy to, że są one skierowane na coś, na jakiś obiekt, są weń wycelowane. I to skierowanie (po łac. intentio) nazywamy intencjonalnością. Przeżycia znudzenia, zmęczenia itp. są pozbawione tego wycelowania w przedmiot, są więc nieintencjonalne. Jeszcze jeden przykład: można się cieszyć z czegoś, np. ze zdanego egzaminu, lub po prostu być w radosnym nastroju. Pierwsze przeżycie jest przeżyciem intencjonalnym, drugie — nieintencjonalnym.

Fenomenolog, Dietrich von Hildebrand, zauważył, że również przeżycia intencjonalne mają dwojaki charakter: jedne są dośrodkowe, inne odśrodkowe. Co to znaczy? Dośrodkowe są te przeżycia, w których dokonuje się odbiór jakiejś informacji, która płynie od obiektu do podmiotu. Na przykład: gdy patrzę z dziewiątego piętra bloku na Miasteczko Studenckie, docierają do mnie informacje dotyczące ilości bloków, ich wielkości itp. Natomiast przeżycia odśrodkowe to ta odmiana przeżyć intencjonalnych, w których ustosunkowuję się do tego, co poznałem. A moje odniesienie do tego może mieć różny charakter: poznawczy, emocjonalny i wolicjonalny. Na przykład: spotkałem się z chamstwem i moją reakcją na nie jest oburzenie. Oburzenie jest przeżyciem, w którym ustosunkowuję się, odnoszę się do przedmiotu, wydarzenia, wartości. Mogę jednak również pójść o krok dalej, zwracając komuś uwagę na jego niewłaściwe zachowanie.

Pożądanie jest przeżyciem intencjonalnym — pożądam kogoś lub czegoś. Czy jest to przeżycie dośrodkowe czy odśrodkowe? Jest to przeżycie odśrodkowe, stanowi ono bowiem sposób mojego ustosunkowania się do przedmiotu. Najpierw jakiś przedmiot zobaczyłem i odczułem jego wartość; i dopiero wówczas pojawiło się we mnie pożądanie. Pożądanie — podobnie jak tęsknota, pragnienie i chcenie — jest przeżyciem o charakterze dążeniowym, mocno nasyconym emocjami.

Co stanowi obiekt pożądania? Powiedzieliśmy: przedmioty, rzeczy. Doprecyzujmy: przedmiotem pożądania jest to, co jest ważne, doniosłe, znaczące, a więc jakieś wartości, jakieś dobra. Oczywiście, chodzi o wartości pozytywne. Pożądamy rzeczy, ponieważ są dla nas cenne. A cenne są i dobra materialne, i zdrowie, i uroda, i wartości duchowe.

Co to znaczy, że pożądam jakiegoś dobra? To znaczy, że jest ono wobec mnie transcendentne (łac. transcendere = przekraczać, wykraczać), że wykracza poza pole tego, co jest moje, że nie należy do mnie. Na przykład: samochód, którego bardzo pożądam, znajduje się na giełdzie, a nie na terenie mojej posiadłości. Gdybym go nabył, pożądanie by zniknęło.

Pożądanie polega na tym, że nie godzę się z faktem, iż jakieś dobro (np. samochód) nie jest moje, i pragnę, aby weszło w przestrzeń mojego bytu. Można powiedzieć nieco uczenie, że pożądanie to pragnienie zimmanentyzowania (po łac. in maneo = pozostaję wewnątrz) przedmiotu transcendentnego, to znaczy: przywłaszczenia go sobie, uczynienia go własnym, wprowadzenia go w przestrzeń „mojości”. I dlatego w pożądaniu jest obecny rys egocentryzmu.

Pożądanie nie jest tożsame z zazdrością. Prawdą jest jednak, że zazdrość potęguje pożądanie. Ładna sukienka na wystawie często budzi pożądanie. Jej pożądanie wzmaga się, gdy pragnąca jej kobieta spotka swoją koleżankę z pracy ubraną w taką sukienkę. Pożądanie staje się również silniejsze w sytuacji, gdy trudno jest zdobyć upragnione dobro. Moje pożądanie wielu książek, np. O sztuce miłości Ericha Fromma, dawniej — w czasach komunizmu, gdy trudno je było kupić — jest nieporównywalne z ich pożądaniem obecnie, gdy z ich dostępnością nie ma żadnego problemu.

Pożądanie ma swoją dynamikę: rodzi się, rozwija, osiąga punkt kulminacyjny i — zaspokojone — wycisza się. Istnieje jednak coś, co można nazwać „goryczą spełnienia” — osiągając przedmiot pożądania, początkowo doświadcza człowiek spełnia, wkrótce jednak rodzi się myśl: „I co z tego!”. Pamiętam tę gorycz po zrobieniu pierwszego magisterium. Najpierw była, oczywiście, wielka radość. A po paru dniach pojawiło się bolesne pytanie: „No i co z tego, że jesteś magistrem?” Zaspokojenie pożądania poprzez zdobycie upragnionego dobra chwilowo je wycisza. Ale, niestety, tylko chwilowo. Po jakimś czasie rodzą się w człowieku nowe pożądania. Człowiek jawi się zatem jako istota pożądająca — żyjąca głodem wartości i karmiąca się dobrami.

Pożądanie odsłania jakąś ważną prawdę o nas, ludziach. Skoro jesteśmy istotami pożądającymi, goniącymi za pożądanymi dobrami, to ten głód wartości świadczy o tym, że istnieje w nas jakiś fundamentalny brak aksjologiczny, że jesteśmy niedoskonali. A może w ogóle jesteśmy jakąś aksjologiczną pustką, takim metafizycznym „workiem aksjologicznym”? Wydaje się nam, że po napełnieniu tego „worka” — dyplomami, samochodami, domami, atrakcyjnymi zajęciami, czarującymi towarzyszami życia i ukochanymi dziećmi — staniemy się istotami szczęśliwymi. Tymczasem przyglądając się ludziom napełniającym owe „worki”, zauważamy pewną prawidłowość: im „worek” jest bardziej zapełniony, tym większa staje się jego pusta część. Mówiąc inaczej, „worek” napełniony rozciąga się coraz bardziej. Jeśli na przykład ktoś wygrał na loterii 10 tys. złotych, brakuje mu do szczęścia 40 tys. i gdyby jednak wygrał milion, byłby w swoim przekonaniu szczęśliwy dopiero wówczas, gdyby wygrał cztery miliony.

Jednak wnikliwa analiza pożądania prowadzi do odkrycia głębokiej prawdy antropologicznej: istniejący w nas głód wartości i dóbr dowodzi, że nie jesteśmy aksjologiczną pustką czy czystym faktem, lecz jakimś dobrem. Czy ktoś, kto sam nie jest swoistą wartością, ja aksjologicznym (Józef Tischner1), lecz pustką aksjologiczną, mógłby dążyć do innych wartości? Jednak to dobro, jakim jesteśmy, nie jest dobrem pełnym, absolutnym. Człowiek nie jest bytem samowystarczalnym, samotną wyspą, lecz istotą otwartą na wartości wykraczające poza niego samego i wrażliwą na nie.

Czy pożądanie jest przeżyciem neutralnym pod względem aksjologicznym, pozytywnym czy negatywnym? Dość często uważa się, że przeżycie to jest faktem negatywnym; pożądanie to sprawa podejrzana. Z kolei inne osoby twierdzą, że wartość pożądania zależy od wartości pożądanego obiektu: jeżeli obiekt ten jest czymś dobrym, i samo pożądanie go jest pozytywne; jeśli natomiast chodzi w nim o jakieś zło, np. o zamordowanie człowieka, już samo pragnienie tego stanu rzeczy jest negatywne. Otóż prawda o aksjologii pożądania jest inna. W pożądaniu zawsze chodzi ostatecznie o jakieś dobro. Nawet w chęci dokonania morderstwa jest zawarte jakieś dobro: zlikwidowanie jakiegoś człowieka jest z punktu widzenia osoby, która tego pożąda, dobrem, jej dobrem. Pamiętajmy, że analizujemy samo przeżycie i chcemy uchwycić jego pierwotny sens. Ponieważ pożądanie zawsze kieruje się na jakieś dobro, dobro z punktu widzenia osoby pożądającej, jest ze swej istoty dobre. Dobre jest samo pożądanie, ale nie musi być dobrem obiektywny stan rzeczy, który wiąże się z jego zaspokojeniem. Nie jest przecież dobrem pozbawienie kogoś życia.

Twierdząc, że pożądanie jest dobre w sensie aksjologicznym, należy dopowiedzieć kilka rzeczy. Bez wątpienia: w pożądaniu, podobnie jak w tęsknocie, nadziei, jest obecna radość oczekiwania. Z drugiej jednak strony — ponieważ pożądanie daje wyraz jakiemuś brakowi, jest w nim obecny element negatywny — ból braku i niespełnienia. Istnieje też w pożądaniu, co zauważają, obserwując mieszkańców Zachodu, przedstawiciele innych cywilizacji, np. hindusi, jakieś zaślepienie czy ogłupienie. Niekiedy nawet pożądanie może przekształcić się w obsesję.

A czy pożądanie jest — jak niektórzy sądzą — aktem etycznym? Jako akt spontaniczny, odruchowa reakcja na dobro, przeżycie pozawolicjonalne, pożądanie jest fenomenem aksjologicznym — aksjologicznie pozytywnym — ale pozaetycznym. Nie można go zatem oceniać z punktu widzenia moralnego. To, że bardzo bym chciał, jako mieszkaniec bloku, mieć domek, nie jest ani moją zasługą, ani moją winą, lecz jest faktem opatrzonym znakiem dodatnim. O ile zatem pożądanie jest poza dobrem i złem moralnym, o tyle pokrewne mu zjawisko, tzn. chciwość, jest już negatywną postawą moralną.

Natomiast charakter etyczny — w sensie pozytywnym lub negatywnym — ma moje ustosunkowanie się do pożądania. Jeśli na przykład podpisuję się pod żądzą zniszczenia kogoś, kto mnie skrzywdził, i sankcjonuję to pragnienie, solidaryzując się z nim, czynię zło moralne; dystansując się wobec tego pożądania, odcinając się od niego — mimo, że nie jest to ani proste, ani łatwe — jestem sprawcą dobra. Pożądanie ze swej istoty ma moc robienia z nas niewolników upragnionych rzeczy lub samego przeżycia pożądania. To jednak od nas samych zależy, czy pozwolimy mu się zniewolić, czy nie.

Na czym polega etycznie pozytywne, mądre ustosunkowanie się do pożądania? Na taką mądrość składają się trzy elementy. Po pierwsze — dobrą rzeczą jest uznanie faktu, że pożądanie różnych wartości i dóbr jest czymś naturalnym. Po drugie — mądre jest uświadomienie sobie, że nie jesteśmy tylko istotami pożądającymi, a nasze życie nie sprowadza się wyłącznie do pożądania; mądre jest zdanie sobie sprawy, że człowieczeństwo i ludzka aktywność jest o wiele bogatsza: przecież również poszukujemy prawdy, tworzymy dzieła, kontemplujemy piękno przyrody i sztuki, słuchamy głosu sumienia, podejmujemy decyzje, kochamy itp. Nie należy zatem absolutyzować pożądania, robić z niego bożka i wielbić go. Mimo że pożądanie to jeden z ważnych bożków naszych — czy tylko naszych? — czasów, możemy go przecie zdetronizować. Świadomi tego stanu rzeczy, możemy starać się wkomponować pożądanie w całość naszego życia, zintegrować je ze strukturą całej osoby i jej innymi mocami tak, aby było ono tylko jednym z elementów naszego życia.



Istota pożądania erotycznego

Pożądanie erotyczne jest jednym z rodzajów pożądania. Dokonana wyżej charakterystyka wszelkiego pożądania odnosi się również i do tego przeżycia. Pożądanie erotyczne posiada jednak swoją specyfikę. Pożądanie atrakcyjnej kobiety i pożądanie pięknego samochodu to przecież odrębne fenomeny.

Niekiedy stawiamy znak równości między pożądaniem seksualnym a pożądaniem drugiej osoby. A jednak nie jest to to samo. Kobieta może przecież pożądać mężczyzny nie tylko ze względu na jego walory erotyczne, ale również ze względu na pieniądze, stanowisko, popularność itd.

Wspomniałem również w poprzednim rozdziale o różnicy między pożądaniem a popędem erotycznym, seksualnym: o ile popęd seksualny jest pewną, istniejącą cały czas, biologiczną energią, uświadamianą tylko od czasu do czasu, o tyle pożądanie erotyczne jest określonym przeżyciem, rozgrywa się więc w polu świadomości.

Wprawdzie te dwa fenomeny stanowią odrębne zjawiska, to jednak zachodzi między nimi mocna więź. Pożądanie erotyczne jest w jakimś stopniu uwarunkowane przez ciało, przez popęd seksualny. Można nawet powiedzieć, że popęd seksualny jest napędem pożądania erotycznego. Popęd seksualny dąży bowiem do przejawienia się w pożądaniu, jest gotowością do jego zaistnienia. Potencja ta się aktualizuje w chwili, gdy przed człowiekiem pojawia się atrakcyjny obiekt erotyczny. Podobająca mi się pod względem seksualnym kobieta budzi mój popęd seksualny z uśpienia, co wyraża się w swoistym przeżyciu — w pożądaniu erotycznym.

Zależne od popędu seksualnego, pożądanie erotyczne nie jest jednak przez niego zdeterminowane całkowicie. Siła więzi między tymi dwoma faktami zmienia się w trakcie życia. W wieku dorastania i w okresie młodości związek ten, zwłaszcza u chłopców i młodzieńców, jest bardzo silny — mocny popęd seksualny wywołuje silne pożądanie. W miarę upływu lat związek ten się rozluźnia: wprawdzie popęd seksualny słabnie — proces ten przebiega nieco inaczej u kobiet niż u mężczyzn — natomiast fascynacja erotyczna i pożądanie seksualne może utrzymywać się na względnie stałym poziomie. Podobnie jak dynamika popędu seksualnego nie jest taka sama u kobiet i u mężczyzn, również dynamika pożądania erotycznego jest u nich nieco odmienna.

Co jest przedmiotem pożądania erotycznego? Na jakie wartości jest skierowane to przeżycie? Mówiąc najprościej, pożądanie seksualne jest wycelowane w sferę wartości erotycznych — w atrakcyjną sylwetkę, zgrabne nogi, piękne włosy, seksowne pośladki itp. Podkreślmy to bardzo mocno: w pożądaniu seksualnym jesteśmy skoncentrowani na samych walorach erotycznych, one są na pierwszym planie i są najważniejsze; sama zaś osoba, która je posiada, która jest nimi obdarzona, jest zepchnięta na drugi plan, jest mało ważna. Pożądamy osoby ze względu na wartości erotyczne, a nie ze względu na nią samą. Jeżeli wartości te przestają być dla nas ważne, fascynujące, sama osoba staje się nam obojętna. Widać zatem jak na dłoni, na czym polega niebezpieczeństwo związku między osobami, który oparty jest tylko na erotycznej fascynacji.

Jeżeli moje odniesienie do kobiety jest zredukowane do pożądania, nie jest ważne, czy pożądam Magdy czy Romy, natomiast istotne jest, aby kobiety te były obdarzone określonymi, odpowiadającymi mi, wartościami seksualnymi. W tym sensie, popęd seksualny i pożądanie erotyczne jest ze swej istoty niewierne konkretnej osobie, mimo że jest wierne określonemu zespołowi wartości seksualnych, ponieważ jest do nich przywiązane.

Biorąc pod uwagę fakt, że nawet wówczas, gdy bardzo kochamy określoną osobę i jesteśmy jej wierni, nie tracimy przecież popędu seksualnego, nigdy nie ma gwarancji, że pożądanie erotyczne nie pociągnie nas w stronę innej osoby niż ta przez nas kochana. Dlatego w życiu kochających się i pragnących wzajemnej wierności osób jest zawsze obecny — oczywiście w różnym stopniu — jakiś element napięcia i dramatyzmu. Krótko mówiąc: wierność miłości nie neutralizuje niewierności popędu seksualnego, ale może go sobie podporządkować. I na tym, na postawie czuwania, polega sztuka mądrego życia w sferze miłości i erotyki.

Mimo że pożądanie seksualne koncentruje uwagę człowieka przede wszystkim na erotycznych walorach drugiej osoby, to jednak nie odnosi się przecież do jakichś abstrakcyjnych wartości, oderwanych od konkretnej osoby, lecz do wartości i bodźców związanych z  realną i konkretną osobą. Fakt ten wyjaśnia, dlaczego na podłożu popędu seksualnego, erotycznej fascynacji i pożądania erotycznego może się zrodzić miłość. Karol Wojtyła pisze: „Naturalny kierunek popędu seksualnego wskazuje na człowieka drugiej płci, a nie na samą tylko «drugą płeć». Ale właśnie przez to, że popęd zwraca się do człowieka, wyrasta w jego obrębie i poniekąd nawet na jego podłożu możliwość miłości”.

W pożądaniu erotycznym chodzi nie tyle o przywłaszczenie sobie czy posiadanie wartości seksualnych, ile raczej o „karmienie się” nimi, delektowanie się nimi, smakowanie i używanie ich oraz rozkoszowanie się nimi. Aby to jednak było możliwe, trzeba zdobyć właściciela tych wartości i przywłaszczyć go sobie.

Pożądanie erotyczne odsłania i wyraża bardzo ważną prawdę o człowieku: że kobieta i mężczyzna nie są kompletni i samowystarczalni, i dlatego poszukują dopełnienia — co tak pięknie wysławia Platon w micie o „połówkach” dlatego czy Biblia w opowieści o stworzeniu Ewy — osoby płci przeciwnej. Benedykt XVI pisze: „... człowiek jest w jakiś sposób niekompletny, [...] ze swej natury dąży do znalezienia w drugim dopełnienia swej całości, [...] tylko w zjednoczeniu mężczyzny i kobiety człowiek może stać się «kompletny» ...”.

Pożądanie erotyczne wyróżnia się również spośród wszystkich tego rodzaju przeżyć specyficznym zabarwieniem emocjonalnym czy też otoczką uczuciową. Na erotyczną atrakcyjność drugiej osoby reagujemy całkiem inaczej niż na pożądany komputer, samochód, dom itp.

Charakteryzując pożądanie erotyczne, nie należy również przeoczyć odmienności pól wartości seksualnych u kobiet i u mężczyzn. Na nieco inne wartości i bodźce uwrażliwione są kobiety niż mężczyźni. My, mężczyźni, zwracamy uwagę przede wszystkim na walory dostępne nam poprzez wzrok — naszą fascynację wzbudza kobieca figura, seksowny strój, zgrabne nogi, atrakcyjne piersi itd. Natomiast dla kobiet bardzo ważny jest dotyk i słuch, dlatego tak duże znaczenie przywiązują np. do czułego kontaktu cielesnego, pieszczot, „męskiego” głosu.

Odnotowując tę prawidłowość, dopowiedzmy jednak, że u każdego z nas pole wartości erotycznych i bodźców seksualnych jest niepowtarzalne. Głęboki znawca człowieka i wybitny psychiatra, Antoni Kępiński, pisze: „W sposób zgoła zawiły i trudny do prześledzenia tworzy się u każdego człowieka jego własna sfera bodźców seksualnych, tzn. takich, które najsilniej działają podniecająco”.

Wspomniałem już o tym, że na podłożu popędu seksualnego może się zrodzić miłość między kobietą i mężczyzną. „Popęd seksualny u człowieka — pisze Karol Wojtyła — ma naturalne tendencje przechodzenia w miłość właśnie dlatego, że oba przedmioty różniące się swymi płciowymi właściwościami psycho-fizjologicznymi są ludźmi. Zjawisko miłości jest znamienne dla świata ludzi, w świecie zwierzęcym działa tylko instynkt płciowy”.

Powyższa teza nie jest równoznaczna z twierdzeniem, że zaspokojenie pożądania erotycznego i uprawianie seksu jest najlepszym początkiem zakochania się i  miłości. Oczywiście, akt seksualny może czasem przerodzić się w zakochanie się, a nawet w miłość między kobietą i mężczyzną. Nie jest to jednak najmądrzejszy sposób inicjowania tych zjawisk. Kiedy bowiem obcowanie między kobietą i mężczyzną zaczyna się od seksu, zachodzi niebezpieczeństwo, że międzyosobowe relacje pozostaną na poziomie seksu. Lepiej jest rozpoczynać erotyczne współżycie w przestrzeni miłości.

Popęd seksualny i pożądanie erotyczne może być zaspokajane na wiele sposobów. Adekwatne, pełne zaspokojenie pożądania erotycznego dokonuje się w pełnym akcie heteroseksualnym. Drugą metodą tego zaspokojenia jest niepełny akt heteroseksualny — różne formy pieszczot między osobami płci przeciwnej. Trzecią formą aktywności seksualnej jest akt autoerotyczny (samozaspokojenie się). Autoerotyzm powinien jednak w procesie dojrzewania człowieka ulec zastąpieniu przez aktywność heteroseksualną. Czy wszystkie pozostałe sposoby zaspokajania erotycznego należą — jak twierdzi Kępiński — do patologii? A może należy rozróżnić nieprawidłowe formy realizacji zaspokajania seksualnego i pożądania erotycznego, np. homoseksualny, i metody patologiczne, m.in. zoofilię, kazirodztwo i pedofilię? Trzeba jednak przyznać, że granica między homoseksualizmem a np. pedofilią nie jest ostra.

Popęd seksualny może być również tłumiony. Tego sposobu praktycznego odniesienia się do seksu nie należy jednak utożsamiać z sublimacją popędu seksualnego. Sublimacja bowiem polega na uszlachetnianiu popędu, tzn. na przekształcaniu jego energii na motywację pozytywnej aktywności, odmiennej od zachowania seksualnego, m.in. uprawiania sportu, prowadzenia działalności charytatywnej, całkowitego poświęcenia się pasji itd. Dlatego też do istoty celibatu nie należy tłumienie popędu seksualnego, lecz jego sublimacja.



VI. Pochwała przyjemności 
— krytyka hedonizmu

Dlaczego obecnie mamy skłonność do sprowadzania istoty i sensu relacji między kobietą i mężczyzną do erotyki, a w seksie upatrujemy jedynie źródło rozkoszy? Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, ponieważ żyjemy w czasach hedonizacji człowieka i hedonizacji życia. Z dominującym obecnie traktowaniem seksu jako sposobu osiągania przyjemności wiąże się ściśle antropologia hedonistyczna i etyka hedoniczna.

Charakterystyka hedonizmu

Przypomnijmy jeszcze raz, że hedoné po gr. znaczy: „przyjemność”, „rozkosz”. Należy rozróżnić trzy rozumienia hedonizmu: potoczne, antropologiczne i etyczne.

W codziennym życiu, potocznie, przez hedonizm rozumiemy sposób życia polegający na jego używaniu. Trafnie oddaje to powiedzenie: „Używaj świata, póki służą lata”.

Mówiąc o hedonizmie na gruncie wiedzy o człowieku — w psychologii i w antropologii filozoficznej — mamy na myśli określoną koncepcję człowieka; człowiek jest tego rodzaju istotą, której najgłębszym pragnieniem i dążeniem jest dążenie do przyjemności. Jest to hedonizm antropologiczny (psychologiczny) lub antropologia (psychologia) hedonistyczna. Ten sposób myślenia o człowieku wprowadził do naszej kultury i cywilizacji — o czym już wspomniałem — Zygmunt Freud1. Jego teoria psychologiczna wywarła ogromny wpływ na nasze pojmowanie człowieka; w pewnym sensie wszyscy myślimy po freudowsku.

O ile antropologia filozoficzna i psychologia orzeka, jaki jest człowiek — przede wszystkim dążący do przyjemności — o tyle etyka pyta, w jaki sposób powinien on żyć, na jakiej zasadzie oprzeć swoje życie: na własnym „widzimisię”? na idei samorealizacji? na odpowiedzialności? Etyka hedonistyczna czy etyczny hedonizm głosi: miarą dobrego życia jest przyjemność; żyć dobrze, to znaczy: żyć zgodnie z zasadą przyjemności. Jak powiedział jeden z myślicieli: „przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego”.

Nas interesuje przede wszystkim etyka hedoniczna. Niekiedy traktuje się zamiennie hedonizm i epikureizm. Jest to jednak uproszczenie. Etyka hedonistyczna ma bowiem dwie odmiany: skrajną i umiarkowaną. Twórcą hedonizmu skrajnego, wulgarnego, jest Arystyp z Syreny; z kolei najwybitniejszym przedstawicielem hedonizmu umiarkowanego, subtelnego, jest Epikur. Czym różnią się te dwie formy hedonizmu?

W przekonaniu Epikura i jego zwolenników z przyjemnością mamy do czynienia już wówczas, kiedy nie doświadczamy cierpienia. Przykładem człowieka szczęśliwego jest wychodzący od dentysty pacjent — jego wielką przyjemnością jest to, że nic go już nie boli. Natomiast Arystyp uważa, że przyjemność to coś więcej niż brak bólu — to określone pozytywne doznanie, związane na przykład ze spożyciem lodów, piciem piwa, uprawianiem seksu itd.

Wyznawcy hedonizmu wulgarnego ograniczają przyjemność do doznań cielesnych, zmysłowych; natomiast epikurejczycy rozszerzają zakres przyjemności, włączając do nich również przyjemności o charakterze duchowym — obecnie związane np. z oglądaniem ambitnych filmów, słuchaniem muzyki klasycznej.

O ile zwolennicy hedonizmu skrajnego twierdzą, że przyjemność jest przeżyciem chwilowym, krótkotrwałym, o tyle epikurejczycy przez przyjemność rozumieją raczej długotrwały stan duszy — coś w rodzaju zadowolenia. Przykładem przyjemności chwilowej jest przeżycie orgazmu, długotrwałej — poczucie satysfakcji, że wykonuje się ten, a nie inny zawód.

Krytyka antropologii hedonicznej

W moim głębokim przekonaniu oparcie życia na zasadzie przyjemności i kierowanie się w relacjach międzyosobowych i w erotyce przede wszystkim dążeniem do uzyskania maksimum przyjemności prowadzi do niszczenia życia innym ludziom i nie gwarantuje udanego i szczęśliwego własnego życia. Dlaczego? Etyka hedonistyczna jest ugruntowana w hedonicznej antropologii, dlatego też moja krytyka będzie przebiegać dwuetapowo. Najpierw rozważę hedonistyczną koncepcję człowieka, a dopiero później przejdę do polemiki z etyką hedoniczną. Jednak pełny sens krytyki tego sposobu życia wyłoni się dopiero z całości analiz przeprowadzonych w książce.

Zwolennicy antropologii hedonistycznej popełniają błąd pars pro toto — biorą część za całość. Inaczej mówiąc, ich błąd to redukcjonizm. Przybiera on kilka wiążących się ze sobą form.

Jest to — po pierwsze — r e d u k c j o n i z m   d ą ż e ń. Hedoniści twierdzą, że głównym, najważniejszym czy wręcz jedynym dążeniem człowieka jest dążenie do przyjemności. Czy jednak tak jest faktycznie? Dlaczego np. w sytuacji zagrożenia życia rezygnujemy z bardzo wielu przyjemności? Czyżby wola życia była mocniejsza od pragnienia przyjemności?

Uczeń i zarazem krytyk Freuda, Alfred Adler, uważa, że najgłębszym pragnieniem człowieka jest bycie kimś znaczącym. Człowiek jest w stanie wyrzec się bardzo wielu przyjemności i poddać się licznym niedogodnościom życia, a nawet przyjąć na siebie cierpienie, byle tylko być kimś i coś znaczyć.

Z kolei inny krytyk Freuda i twórca psychoanalizy humanistycznej, Erich Fromm, za najbardziej doskwierający człowiekowi problem uznaje doświadczenie samotności. Pisze: „Freud szukając podstawowej siły, jaka pobudza ludzkie namiętności i pragnienia, sądził, że znalazł ją w libido. Ale chociaż popęd płciowy i wszelkie jego pochodne są bardzo potężne, to jednak nie są bynajmniej najpotężniejszą siłą w człowieku i ich frustracja nie jest jedyną przyczyną zaburzeń umysłowych. Najpotężniejsze siły motywujące zachowanie się człowieka wywodzą się z warunków jego egzystencji, z ludzkiego losu”. A także: „... najgłębszą potrzebą człowieka jest przezwyciężenie swego odosobnienia, opuszczenie więzienia samotności”.

A twórca logoterapii, Victor E. Frankl, polemizując m.in. z Freudem, dowodzi, że najważniejszą potrzebą człowieka jest potrzeba sensu: „... na pewno jest mniej ważne, czy życie jakiegoś człowieka jest pełne przyjemności czy cierpienia, [...] chodzi raczej o to, czy życie ma sens...”.

Popełniany przez wyznawców antropologii hedonistycznej błąd pars pro toto polega — po drugie — na sprowadzaniu bogactwa i różnorodności ludzkich przeżyć emocjonalnych do dwóch: przyjemności i przykrości. Jest to redukcjonizm emocjonalny. Prosiłem kiedyś studentów o wymienienie przeżyć o charakterze emocjonalnym; wymieniono ich ponad setkę.

Z błędem tym wiąże się również — uczucia są bowiem ściśle powiązane z wartościami — redukcjonizm aksjologiczny (agatologiczny). Sympatycy antropologii hedonistycznej głoszą, że wszystkie wartości, z którymi człowiek obcuje i których jest nosicielem, są w gruncie rzeczy wartościami hedonistycznymi. Jednak między innymi fenomenologowie — Max Scheler, Nicolai Hartmann, Dietrich von Hildebrand i Roman Ingarden — odkryli, że świat wartości charakteryzuje się ogromnym bogactwem i różnorodnością, a w jego obrębie można wyróżnić określone rodzaje wartości — m.in. hedoniczne (przyjemność — przykrość), witalne (zdrowie — choroba), utylitarne (sprawność — złe funkcjonowanie), prawne (sprawiedliwość — niesprawiedliwość), estetyczne (piękno — brzydota), intelektualne (poznanie prawdy — iluzja), etyczne (dobro — zło) i religijne (świętość — diabelskość). Jak widać, to, co hedoniczne, stanowi tylko jeden z rodzajów tego, co jest ważne.

U podstaw etyki hedonicznej tkwi nie tylko błędna interpretacja niektórych sfer należących do człowieka — jego dążeń i jego emocjonalności — i błędna aksjologia; hedonizm jest oparty na błędnym rozumieniu istoty całego człowieka. Zakłada on bowiem, że jesteśmy przede wszystkim podmiotami przeżywającymi, a wszelkie nasze emocje można sprowadzić — jak już mówiliśmy — do dwóch: przyjemności i przykrości. Jest to redukcjonizm antropologiczny. Tak naprawdę człowiek jest jednak istotą bardziej złożoną, wielowymiarową. Sfera świadomościowo-przeżyciowa stanowi wprawdzie bardzo ważny, ale tylko jeden wymiar osoby ludzkiej. Człowiek jest również bytem cielesnym, równocześnie wyposażonym w sumienie — „organ wymogu dobra” (Romano Guardini), wolnym, zdolnym do miłości itd.

Leżący u podstaw hedonizmu redukcjonizm antropologiczny nie sprowadza się jednak wyłącznie do tego aspektu. Hedoniści są również wyznawcami idei człowieka jako rzeczywistości monadycznej i egoistycznej. Ich zdaniem człowiek jest monadą — bytem jednostkowym, zamkniętym na inne byty; jest samotną wyspą — żyje tylko dla siebie, karmiąc się przyjemnościami i oddalając od siebie za wszelką cenę przykrości. Wiele faktów przemawia jednak za tym, że nie jesteśmy samotnymi wyspami (Nikt nie jest samotną wyspą to tytuł książki Thomasa Mertona), lecz istotami dialogicznymi, komunijnymi — nie tylko żyjącymi z innymi, ale także: dla innych i odpowiedzialnymi za innych (o tym pisałem w rozdziale III). A jeśli tak, to jestem ważny nie tylko ja sam i moje szczęście (przyjemność), ale również inni ludzie, moja ojczyzna, kultura, przede wszystkim jednak — gdy jestem człowiekiem wierzącym — Bóg. Bóg, drugi człowiek, kultura i ojczyzna, ale także mój piesek — Collya, czegoś się przecież ode mnie domagają.

Krytyka etyki hedonistycznej

Z przeprowadzonych analiz wynika, że moja powinność nie jest redukowalna do powinności, która wiąże się z moim głodem przyjemności. Mówiąc inaczej, to, jak powinienem żyć i co powinienem robić, nie wynika tylko z mojego dążenia do przyjemności. Przed chwilą pytaliśmy: Kim jest człowiek? Jaki jest człowiek? Teraz stawiamy inne pytania: Na czym polega dobre życie? Jak żyć, aby życia nie zmarnować? Co powinienem czynić? Jaką miarę należy mierzyć to, jak żyję i co robię? Czy moja troska i moja aktywność powinna być wyznaczona tylko przez jedną wartość i jeden motyw — przyjemność?

Zanim przejdę do krytyki etyki hedonistycznej, chcę złożyć jednoznaczną i zdecydowaną deklarację: nie jestem rygorystą — nie uważam przyjemności za rzecz złą, a nawet podejrzaną; przyjemność jest czymś pozytywnym, dobrym.

Można zatem niekiedy kierować się w życiu zasadą przyjemności. Kiedy jest to dopuszczalne? Powiedziałbym w ten sposób: mogę w życiu kierować się tą zasadą pod warunkiem, że zdobywanie i doznawanie przyjemności nie szkodzi mi samemu — nie przeszkadza mojemu rozwojowi, nie przekreśla mojej godności i nie utrudnia realizacji mojego powołania; nie szkodzi też innym osobom — nie narusza ich godności itd.; nie szkodzi wspólnotom — nie przeszkadza w ich rozwoju itd.; nie niszczy przyrody i nie zadaje cierpienia zwierzętom oraz nie dewastuje dóbr kultury i cywilizacji. Jeśli na przykład jestem zdrowy, nie muszę sobie odmawiać wielu przyjemności. Gdy jednak mam poważne dolegliwości, z niektórych przyjemności powinienem zrezygnować. Nawet będąc zdrowym, nie powinienem używać narkotyków, ponieważ prędzej czy później to mnie zdegeneruje.

Jeśli dążenie do przyjemności i jej doznawanie nie jest — w pewnych okolicznościach — złe, dlaczego zasada przyjemności nie powinna być głównym drogowskazem mojego życia? Pytając inaczej: dlaczego etyka hedonistyczna nie jest najlepszym pomysłem na życie?

Podstawowe pytanie etyki brzmi: co powinienem czynić? Wsłuchując się w doświadczenie, słyszę: powinieneś troszczyć się o swoje zdrowie, swój rozwój — fizyczny, intelektualny i moralny; powinieneś troszczyć się o swoje dzieci i swoich studentów; powinieneś — jako człowiek wierzący — wielbić Stwórcę i wypełniać Jego oczekiwania wobec siebie. Czy wśród tych powinności istnieje również powinność dążenia do szczęścia i przyjemności? Nie wiem, czy to jest powinność, ale na pewno istnieje we mnie pragnienie szczęścia i głód przyjemności. Niekiedy pragnienie to i moc powinności wykluczają się. Co wówczas wybrać? Który „głos” jest ważniejszy i bardziej decydujący? Na którym należy oprzeć życie? Hedoniści nie mają wątpliwości: najważniejszy jest głód przyjemności. Jeśli zatem zdarzy się tak, że na drodze kobiety posiadającej męża i dzieci pojawi się mężczyzna, który jak jest przekonana — dostarczy jej więcej przyjemności niż mąż, nie ma żadnego powodu, aby nie ułożyła sobie na nowo życia. Jednak moje odczytanie pierwotnego „głosu” jest inne: nie przekreślając, a nawet nie bagatelizując pragnienia szczęścia i przyjemności, uważam za najważniejszy „głos” wezwanie, które mi mówi: „Realizuj swoje powołanie!”. Wiem, że czasami wypełnienie tej powinności wiąże się z rezygnacją z jakiejś sytuacji, która obiecuje mi wielkie szczęście.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy odczytuje swoje doświadczenie — ów pierwotny „głos” — w ten sposób. Cóż można powiedzieć tym, którzy interpretują „głos” inaczej — uznając, że jest nim głód szczęścia-przyjemności? Dlaczego zasada przyjemności nie może być podstawową normą moralną, czyli normą moralności? Można by odpowiedzieć najkrócej w ten sposób: ponieważ nie zabezpiecza ona mojego prawdziwego dobra i szczęścia, prawdziwego dobra i szczęścia innych osób, prawdziwego dobra wspólnot itp. Z faktu, że istnieje w człowieku wielka tęsknota za szczęściem, nie wynika jeszcze, że osiąga się je, dając pierwszeństwo zasadzie przyjemności, goniąc namiętnie za szczęściem. Może problem szczęścia należy rozstrzygnąć inaczej.

Rodzą się zatem pytania: Co zabezpiecza prawdziwe dobra? Na jakim fundamencie należy oprzeć życie? Na posłuszeństwie autorytetowi? Na wypełnianiu kodeksu? Na powinności? Na sumieniu? Na wartościach? Na wrażliwości na bliźniego i odpowiedzialności za niego? Jak żyć, aby zagościło w sercu prawdziwe szczęście? Poszukiwać go namiętnie, czy raczej „wyluzować się”, robiąc inne sensowne rzeczy? Moim zdaniem, mądre, udane i uszczęśliwiające życie należy oprzeć na etyce powołania i odpowiedzialności.

Pochwała zwyczajnych przyjemności

Dobre, sensowne i szczęśliwe życie ma dwa poziomy.

Na pytanie, na czym polega dobre życie, odpowiadam: najpierw i przede wszystkim na adekwatnym ustosunkowaniu się do swojego powołania. Uważam, że każdy z nas ma na tym świecie do przebycia jedną jedyną drogę i do zrealizowania niepowtarzalnego, tylko jemu przeznaczonego, powołania czy — mówiąc inaczej — indywidualnego pola odpowiedzialności. Realizując w sposób wolny, godny i szlachetny powołanie, nasze życie staje się życiem dobrym, sensownym, udanym i szczęśliwym, chociaż niekoniecznie łatwym.

W życiu godnym człowieka chodzi nie tylko o właściwe wypełnianie powinności — w szczególności wobec siebie i innych osób, ale także o coś więcej — o nasycanie swojego życia sensem, pięknem itd. Niebezpieczeństwo życia ograniczonego do realizacji swojego powołania polega na tym, że prędzej czy później możemy się stać kimś w rodzaju katorżników czy galerników. A przecież chodzi o to, aby nasze życie charakteryzowało się urodą, aby to było życie bogate i radosne. Oczywiście, że ten drugi wymiar życia można również potraktować jako element swojego powołania — byłaby to jednak ta jego część, która jest pozbawiona ciężaru odpowiedzialności, w której dominuje swoboda i beztroska.

Tym, co decyduje o urodzie życia, co nadaje mu smak i barwę, są różne wartości, w tym przyjemności. Krytykując hedonizm jako model życia, który nakierowany jest przede wszystkim na przyjemności, zarazem pochwalam zwyczajne przyjemności. Wymienię przykładowo kilka z nich. Jedną z najprostszych przyjemności, niedocenianą w młodości, a cenioną w późniejszych okresach życia, jest spacerowanie. Ale przecież spacerując wokół krakowskich Błoń, widzę bardzo wiele młodych osób biegających czy jeżdżących na rolkach. Bardziej ambitną formą aktywności jest turystyka. A ile radości daje podróżowanie. Wielu z nas zostało przez szkołę dość skutecznie zniechęconych do czytania. Tymczasem czytanie to jedna z najpiękniejszych i najprzyjemniejszych czynności człowieka. Ponieważ człowiek jest istotą rozmawiającą, homo eloquens, jego życie staje się milsze, gdy sobie pogawędzi z sąsiadami, a nawet zamieni parę zdań w windzie z mieszkańcami swojego bloku. Swoistą radość daje ludziom uprawianie ogródka, działki itp. A któż z nas nie lubi słuchać muzyki?

Spuentujmy rozważania tego rozdziału. Nie jestem rygorystą odrzucającym czy deprecjonującym przyjemności. Wiem, że w każdym z nas istnieje, niekiedy zamaskowana, zraniona czy zdeformowana wielka tęsknota za szczęściem i głód rozkoszy. Nie mam wątpliwości, że szczęście nie jest tożsame z przyjemnością. Max Scheler zauważył, że żyjemy w czasach, w których ludzie doznają tak wiele przyjemności i zarazem są tak bardzo nieszczęśliwi, smutni. Jestem przekonany, że dobre, sensowne i radosne życie nie jest efektem sumy przyjemności. Być konsumentem przyjemności i człowiekiem radości to dwie różne sytuacje. Mimo że takie udane życie współtworzy wiele przyjemności, jego fundamentem powinna być etyka powołania i odpowiedzialności. A papierkiem lakmusowym dobrego, sensownego i pięknego życia jest radość. Scheler pisze: „Radość stanowi źródło i konieczne zjawisko towarzyszące, a nie cel każdego dobrego i szlachetnego bytu i życia”.










Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jan Galarowicz Kochać Naprawdę Wybrane fragmety książki(1)
Fragment książki Wybrana [Dom Nocy 03] P C Cast, Kristin Cast
O JAN TAULER USTAWY DUCHOWE (ROZPRAWA O GRZECHU I POKUCIE ZA NIEGO) WYBRANE ROZDZIAŁY Z KSIĄŻKI
PRL, Fragment książki od chemii
Wybrane fragmenty USTAWY z dnia grudnia 00 r
modemy-fragment ksiazki, at hayes, Rozkazy Hayes'a i programowanie modemu
a hejmej fragment ksiazki id 49 Nieznany (2)
fragment ksiazki historia
rozwojowa slajdy, Fragmenty książki B.Janiszewskiej, Fragmenty książki B
Osho Nirwana (wybrane fragmenty)
PRL, Fragment książki Szybciej niż myśl
wybranie fragmentów z “Antychrysta, Interesujące, PSYCHOLOGIA, PSYCHOLOGIA (materiały)
Milicja Obywatelska W Bobrówku (Fragment Książki Hallo tu 07)
Powszechna historia prawa Wybrane fragmenty tekstów źródłowych
II DOJRZAŁOŚĆ SZKOLNA Fragmenty książki B Janiszewskiej
Feliks Koneczny Fragment książki Cywilizacja żydowska
Fragmenty książki Kobieta Jej zadanie według natury i łaski Edyta Stein św Teresa Benedykta od Kr
Fragmenty książki

więcej podobnych podstron