Na wolności nie zaobserwowano zwierząt, które przez połowę życia byłyby szare, odrapane i poranione. Cykl starzenia się i śmierci u nich jest raczej krótki. Może to wskazywać, że dzikie zwierzęta w przeciwieństwie do ludzi, przechodzą pełny cykl ich rozwoju („program rozwojowy w tym ciele się skończył”), więc ich śmierć jest stosunkowo łatwa.
Większość ssaków żyje 7 okresów wzrostu (wiek zakończenia rozwoju organizmu x 7). Ciało ludzkie jest również zaprojektowane do takiej długości życia (równej 7 okresów wzrostu), to jest 150-170 lat. Emeryci nie chcą umierać, ponieważ uważają, że śmierć jest jeszcze przedwczesna, a program rozwoju w tym ciele jeszcze się nie skończył.
Dlaczego zatem śmierć następuje w wieku 70-80 lat?
Główna przyczyna przedwczesnej śmierci to termo obrobione (martwe) pożywienie, które nie zawiera enzymów – katalizatorów (przyspieszaczy) reakcji chemicznych – ponieważ są one na bazie białka, to zaczynają ginąć już przy podgrzaniu powyżej 42 stopni Celsjusza. Użycie takiego pożywienia wywołuje rozchodzenie się zapasów enzymów pozostawionych człowiekowi od dzieciństwa. Wraz z wiekiem zapasy te u ludzi ulegają wyczerpaniu, a w wieku 50-60 lat wątroba zaczyna zawodzić i przepuszczać brud do krwi (cholesterol i inne osady w naczyniach krwionośnych). Ten brud zatykając lumeny naczyń zmniejsza przepływ krwi do komórek mózgu. Jak wtedy reaguje mózg? Nakazuje sercu aby nadrobiło ciśnieniem w celu podania takiej samej ilości krwi przez zwężone prześwity naczyń krwionośnych. Czy zauważyliście, że wszyscy emeryci mają nadciśnienie? Jeżeli jakaś osoba nadal spożywa martwe jedzenie, to prześwity naczyń zwężają się do takiego stopnia, że serce otrzymuje polecenie od mózgu nadrobienia ciśnienia, którego ścianki naczyń mózgowych ledwo się trzymają. Ten wyścig nacisku kończy się zazwyczaj smutno – jedno z naczyń mózgu nie wytrzymuje ciśnienia i pęka – następuje pierwszy udar mózgu (krwotoczny). Albo kawałek brudu w naczyniu odrywa się i w trakcie ruchu zalepia drobniejsze naczynia – część mózgu żywiona przez to naczynie nie otrzymuje krwi i ginie – również dostaje udaru mózgu (niedokrwienie). W obu przypadkach człowiek zostaje inwalidą. Jeżeli nadal spożywa martwe pożywienie, otrzymuje drugi udar, a następnie trzeci, który zwykle kończy się na cmentarzu.
Jeżeli człowiek za pomocą medykamentów pozbywa się ciśnienia (a tak robią prawie wszyscy emeryci), to może dożyć (z pominięciem udaru mózgu) do etapu „starczej demencji” – to kiedy przestaje myśleć – naczynia w mózgu są zatkane brudem tak, że nie starcza krwi na pełnowartościowe odżywianie mózgu a podniesione ciśnienie krwi „pomyślnie” gasi się preparatami medycznymi, dlatego mózg zaczyna wyłączać rozumne działanie aby chociażby minimalnie wesprzeć pracę tych części mózgu, które są odpowiedzialne za kontrolę oddechu i pracę serca. Tu śmierć następuje wtedy, kiedy wskutek stałego dostarczania zanieczyszczeń z martwego pożywienia mózg już nie może zapewnić tych funkcji – następuje zatrzymanie akcji serca lub oddechu. W tym przypadku najbliżsi krewni z ulgą odbiorą śmierć swojego chorego, ponieważ prowadzi on już „wegetatywny” tryb życia i nie może samodzielnie egzystować.
Nowotwory i inne choroby (cukrzyca, problemy z wątrobą, kamienie w nerkach i pęcherzyku żółciowym itp.) również rozwijają się przy braku enzymów w organizmie. Jak już wspomniałem, enzymy w żywności umierają w temperaturze powyżej 42 ° C, jak również przy niskim pH we krwi (pH poniżej 7,35 – choroba, a pH krwi 6,8 – śmierć). Poniżej poziomu pH 7,35 enzymy tracą swoje właściwości katalityczne (dla porównania: pH 7,0 – woda destylowana). Jesteśmy istotami alkalicznymi (pH krwi dziecka podczas karmienia piersią wynosi 8,5, a pH moczu wynosi 8,0 – wysoki poziom zdrowia).
Szybkiej alkalizacji (podniesienie pH krwi powyżej 7,35) można dokonać sodą w wannie – paczkę sody oczyszczonej i rozcieńczonej dodajemy do wanny z ciepłą wodą i leżymy w niej przez 1-2 godziny. Soda przez skórę zostanie wchłonięta do organizmu.
Żywe pożywienie alkalizuje, a martwe – zakwasza organizm.
Rak – najprostsza choroba – jest lżejszy niż przeziębienie – wystarczy dać organizmowi 100% żywego pokarmu i bardzo szybko „rozerwie na części” guz. Raka mózgu leczy się w ten sposób przez miesiąc (po tym czasie niema śladu po nowotworze). Guz jest pasożytniczym grzybem, który poprzez rosnące owocujące ciało mechanicznie uciska naczynia i nerwy, a także rozrywa tkanki od wewnątrz, co jest bardzo bolesne, wielu pacjentów z rakiem biorąc narkotyki uśmierzające bul umiera z banalnego przedawkowania. Kiedy guz uciska żywe naczynia lub nerwy – osoba umiera. Przerzuty to wzrost grzybni w osłabionych tkankach organizmu. Chemioterapia (wprowadzenie trucizn) i radioaktywne naświetlanie już i tak osłabionego organizmu to prosta droga na cmentarz.
Enzymy są w dojrzałych i suszonych owocach jeżeli zostały wysuszone bez sztucznego ogrzewania, to jest naturalnie.
Spójrzmy więc na każdy produkt spożywczy, oceńmy czy i jak był obrobiony, a następnie wyciągnijmy wnioski czy żyje, czy nie. Najprostszym sposobem oceny suszonych owoców z nasionami (kostkami) jest kiełkowanie nasion (kosteczek) – wysadzamy nasiona w doniczce – jeśli kiełkują, produkt nie jest suszony w piekarniku a naturalnymi środkami, dlatego jest żywy.
Przy stosowaniu suszonych owoców należy dodatkowo pić wodę, ponieważ suszonki są zbyt stężonym pożywieniem dla organizmu i na skórze mogą pojawić się zaczerwienienia typu świerzb. Wszystko przechodzi, jeżeli w przypadku suszonych owoców wypijemy wystarczającą ilość wody.
Należy pić ciepłą wodę 15 minut przed jedzeniem aby nie rozcieńczać kwasów żołądkowych, w przeciwnym razie można nabawić się rozwolnienia, tak jak umycie w 100% suszonych owoców nie zadziała. Ciepła woda szybko przeleci z pustego żołądka do jelita, a zimna pozostanie tam, dopóki nie ogrzeje się do temperatury 36,7 stopni. Należy to wziąć pod uwagę.
Z punktu widzenia długotrwałego przechowywania świeżo wyciśniętych (żywych) soków, duże zainteresowanie wzbudzają syropy uzyskane przez suszenie żywego soku w temperaturze nie wyższej niż 40 ° C. Odparowujemy go do konsystencji miodu o zawartości wody poniżej 18%. Takie syropy podobnie jak miód mogą być przechowywane długi czas w temperaturze pokojowej.
Organizm człowieka żywi tylko miąższ dojrzałych owoców: owoce, dynia i suszone owoce. Ogórki i kabaczki – niedojrzałe owoce nie nadają się do spożycia – pełne są niedojrzałych nasion, nafaszerowanych kwasem fitynowym, który wysysa minerały z organizmu. Oddzielna sprawa to rośliny takie jak pomidory, fizalis ( mechunka peruwiańska) itd. są owocami o niskiej energii, dodatkowo są z rodziny psiankowatych warunkowo trujących roślin. Potrzebują oddzielnej „analizy”. Ktoś próbował maksymalnie wypełnić naszą dietę trującymi roślinami (ziemniaki, pomidory, papryka słodka i ostra, bakłażany), nieprawdaż?
Próba zjedzenia nasion, orzechy i ziarna (dzieci roślin) albo roślin okopowych (same rośliny) prowadzi co najmniej do demineralizacja organizmu, ponieważ są one nafaszerowane kwasem fitynowym – 1-3 % masy (1 molekuła kwasu fitynowego wyciąga z jelit i prowadzi do stanu nieprzyswajania do 6 atomów minerałów – P, Mg, Ca, Zn, Fe, Co, Cu itd.). Niedobór powoduje, że organizm do zrekompensowania utraty minerałów musi dostarczać je z zębów (próchnica) oraz zmniejsza zużycie minerałów we włosach (na początku ciało wyłącza produkcję barwnika – siwe włosy, a następnie zatrzymuje wzrost włosów – łysienie). Ból zęba w przypadku braku zapalenia, zgodnie z moimi obserwacjami, jest spowodowany „demontażem” zębów, które samo ciało wykonuje w celu pokrycia deficytu minerałów, próchnica jest tylko konsekwencją „demontażu”. Po zjedzeniu sera ból zęba szybko mija – ciało przełącza się na inne źródło minerałów – ser zawiera ich wiele. Kiedy zęby i włosy się wyczerpią, organizm zaczyna wyciągać minerały z kości (osteoporoza itp. wśród emerytów). Oto zapłata za jedzenie czegoś, co rośliny nie oferują ludziom.
Ludzie na emeryturze na próżno próbują uzupełnić wapń za pomocą przetworzonego termicznie i chemicznie mleka i twarogu – nie ma tam enzymów, a wapń bez nich nie jest wchłaniany. Co więcej, gotowane mleko i twarożek z niego zakwasza organizm, a do alkalizowania krwi organizm ponownie wykorzystuje wapń z kości. W rezultacie takie mleko i twaróg zwiększają osteoporozę. Wapń jest wchłaniany tylko ze świeżego mleka (nieprzegotowanego), które zawiera enzymy, ale gdzie takie można znaleźć w mieście?
Człowiek traci również minerały wskutek picia herbata i kawy, zawierających 1-2% garbników w suchej masie herbaty lub kawy. Taniny w medycynie stosowane są przy zatruciach miedzią i cynkiem, ponieważ te pierwiastki są najlepsze do przechwytywania. Trwała demineralizacja ciała prowadzi do jego osłabienia i pojawienia się siwych włosów. Mleko, dodawane do herbaty i kawy tylko częściowo zmniejsza szkody, blokując taniny.
Demineralizację organizmu wywołaną roślinami zbożowymi i okopowymi, można pokonać za pomocą „czarnej soli” (popiół z drewna + sól kuchenna, 60/40).
Czarna sól (czwartkowa sól) – biały popiół drzewny (z pieca na wsi, resztę węgla oczyścić durszlakiem) + sól kuchenna (gruba). Zmieszać w stosunku 60/40 i zmielić w młynku do kawy, smakuje jak wędzona kiełbasa. Czy nie dlatego ciągnie człowieka do mięsa, aby uzyskać stamtąd brakujące substancje mineralne?
Internet jest pełen materiałów o czarnej (czwartkowej) soli, sprzedawano ją przed rewolucją. W tamtych przepisach palono czarny chleb na popiół, osobiście próbowałem popiół z chleba i z drewna – w zasadzie nie było różnicy. Efekt leczniczy uzyskuje się uzupełniając organizm minerałami zawartymi w popiele.
Ale czarna sól jest tylko wymuszonym środkiem zmniejszającym szkody od zbóż i roślin okopowych nieprzeznaczonych do spożycia (niejadalnych). Lepiej nie szkodzić organizmowi od samego początku.
Udało mi się cofnąć siwiznę po tym jak zastosowałem w pożywieniu rośliny okopowe – surowa marchew – jadłem ją w dużych ilościach wieczorem jako sałatkę (marchew + czosnek + olej roślinny) razem z dodanymi wieczorem 100 g daktylów.
Przybliżona
dieta (wraz z odmianami):
1. Śniadanie – 100 g
daktyli/rodzynek + woda (lub po parę jabłek i bananów).
2.
Obiad: – to samo.
3. Kolacja – trochę przegotowanej
żywności + dużo sałatki z marchwi.
Wynik: Siwe włosy zaczęły się aktywnie rozprzestrzeniać.
Po
uświadomieniu sobie, co powodują rośliny okopowe (pochłaniacze
minerałów w jelitach), przeszedłem na taką dietę:
Śniadanie
– 100 g daktyli/rodzynek + woda (lub kilka jabłek i
bananów).
Obiad: – to samo.
Kolacja – odrobinę
żywności po obróbce termicznej + sałatka z dojrzałych owoców
(pomidory, dynia) + 100 g daktyli/rodzynek.
Rezultat: Siwizna zaczęła zanikać, po 10 miesiącach fryzjer ostrzygł resztki szarych włos. Znikło również zaczynające się zewnętrzne „marszczenie skóry szyi”, zaczyna się podobno od 49 roku życia. Skóra szyi odzyskała swoją elastyczność.
Gotowane jedzenia na kolację to trening organizmu do możliwych kataklizmów, kiedy owoce i suszonki mogą stać się niedostępne. Chociaż ten pokarm wcale nie karmi ciała – żołądek jest pełny, jest fałszywe poczucie sytości, a energia ciała nie wzrasta (siły nie są dodawane). Stosowanie dojrzałych lub suszonych owoców natychmiast powoduje wzrost energii.
Przy przejściu na posiłek z owocami i suszonymi owocami gwałtownie spada ilość zjadanego pożywienia – organizmowi w dawnych ilościach nie jest to potrzebne.
Przez kilka miesięcy takiego odżywiania o raku całkowicie zapomnimy ale powstanie inne i niełatwe pytanie: Co robić dalej, jeżeli horyzont życia rozszerzy się do minimum 150 lat?