Dlaczego nie chcą się żenić?
Już na samą myśl o małżeństwie reagują jak diabeł na widok święconej wody. Zagadnięci na ten temat mają przerażenie w oczach. Zastrzegają się, że żadna siła nie jest w stanie zaciągnąć ich do ołtarza.
Nawet ci, którzy zupełnie poważnie traktują swoje związki, z decyzją o ślubie zwlekają jak najdłużej się da. "Przecież to tylko papierek", "Potem wszystko zacznie się psuć", "A kto by się tam teraz żenił?!" - takie argumenty słyszą czekające mniej lub bardziej cierpliwie partnerki.
Dlaczego mężczyżni nie chcą się żenić? Dlaczego małżeństwo budzi w nich tyle negatywnych emocji? Czy szukają nierealnego ideału? A może chodzi po prostu o to, aby w każdej chwili móc się wycofać bez dodatkowych problemów?
Po co sobie komplikować życie
To jedno z najczęściej powtarzanych wyjaśnień z ust "opornych" mężczyzn. Małżeństwo to dla nich przede wszystkim nowe obowiązki i konieczność rezygnacji z dotychczasowych przyzwyczajeń i upodobań. To także odpowiedzialność, której oni nie chcą - jeszcze albo wcale - na siebie brać. Wreszcie trzeba byłoby zacząć liczyć się ze zdaniem drugiej osoby. Dla wielu mężczyzn sam fakt zawarcia związku małżeńskiego jest tylko i wyłącznie związany z końcem kawalerskiej wolności. Taki mężczyzna po jakimś czasie może zacząć "wyjeżdżać w delegacje". I małżeństwo dojedzie do ostatniej stacji pod nazwą "Rozwód".
Same problemy
Uzgadnianie terminów, kupowanie garniturów, kwiatów. Udawane zachwyty nad ślubną suknią. I jeszcze oglądanie rodziny bliższej i dalszej (zwłaszcza tej, której oglądać nie chcemy) podczas ceremonii ślubnej i weselnego przyjęcia... I jeszcze obrączka na palcu... Koleżanki z biura oglądają się już za nimi rzadziej... A po kredyt do banku trzeba iść z żoną. Słowem, same problemy. I to w czasach, gdy przebojem telewizyjnym jest opowieść o sympatycznej parze żyjącej zdecydowanie bez małżeńskiego węzła...
Jeszcze nie teraz
Nie wierzmy facetom, którzy decyzję o ślubie odkładają z dnia na dzień ("poczekajmy", "po co się tak spieszyć"). Im coraz trudniej będzie zdecydować się na sakramentalne "tak". Najpierw obiecują to zrobić po studiach, potem "jak znajdą dobrą pracę", wreszcie - "jak się dorobią". Wymówki można mnożyć w nieskończoność.
Ta straszna żona
W papilotach na głowie, poplamionej podomce, zadeptanych pantoflach - taki karykaturalny obraz przyszłej żony jawi się facetom. W ich przekonaniu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ich piękne partnerki po ślubie przestaną o siebie dbać i ani w głowie będzie im chęć przypodobania się mężowi. I jeszcze to gderanie przy każdej okazji. Lepiej nie ryzykować i nie poddawać swojej partnerki takiemu testowi?
Uciekająca zwierzyna
Mężczyżni często czują się jak na polowaniu. Tyle, że tym razem, to nie oni gonią zwierzynę, lecz uciekają przed polującymi kobietami, a właściwie tym typem kobiet, które za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi sposobami usiłują wyjść za mąż. Sądzą, że "zaobrączkowanie" stawia je wyżej w kobiecej hierarchii. Pan mąż może być byle jaki - najważniejsze, że jest, że można się z nim pokazać koleżankom i wzbudzić zazdrość wśród tych niezamężnych.
Nie ta, to następna
W czasach, gdy kobiety same wychodzą z inicjatywą do mężczyzn i coraz częściej zaczynają traktować seks niezobowiązująco, zaś wspólne mieszkanie przed ślubem staje się chlebem powszednim, małżeństwo może wydawać się zbędną formalnością. Skoro mężczyżni i tak dostają to, o co musieliby zabiegać u swojej narzeczonej a potem żony, to po co mają "pakować się" w przysięgi na całe życie. Jeśli nawet jedna odmówi, to znajdzie się następna gotowa na związek bez zobowiązań.
Jestem taki niezdecydowany
Ciężkie jest życie kobiety, która związała się z niezdecydowanym facetem. Niezdecydowanie dotyczy oczywiście głównie sprawy małżeństwa. Pół biedy jeszcze, gdy mężczyzna ma odwagę przyznać się, że nie jest w stanie podjąć takiej życiowej decyzji. Gorzej jeśli latami zwodzi partnerkę coraz bardziej odległymi datami ślubu. Wydaje się, że jedyne wyjście w takiej sytuacji, to "przyprzeć go do muru" albo dać sobie z nim święty spokój. Trochę ryzykujemy, bo mężczyźni nie znoszą przymusu. I żeby było jasne - metodę "na dziecko" zdecydowanie odradzamy.