Wiersze Jana Lechonia

Apokryf


Twych ust przeciągła słodycz, smak nie do nazwania,

Twych oczu głąb bezdenna, smutek przeraźliwy,

I głos twój monotonny, głęboki a tkliwy,

To wszystko mnie ku tobie, zwątpiałego skłania.


I kiedy twoje usta ustami otwieram,

Czuję jakbym mej duszy znów otwierał blizny,

I piję z nich te słodkie, duszące trucizny,

Z których moc mam do życia, od których umieram.


Lecz czego chcę najwięcej, umykasz mi zdradnie

I kiedy jestem z tobą o szarym wieczorz,

Całuję twoje oczy i widzę w nich morze.

Serce twe jak perła. Leży w morzu na dnie.


Chorału Bacha słyszę dźwięki...


Chorału Bacha słyszę dźwięki,

Na niebo ciągną szare mgły,

I wszystko mi już leci z ręki:

Miłość i rozkosz, prawda, sny.


I w którąkolwiek pójdę stronę,

Wszędzie jesienny chrzęści chrust.

A jeszcze nic nie załatwione

I nie odjęte nic od ust.


Patrz! Dzikiej róży krzak serdeczny

W wichurze zeschły traci liść.

Ach! I Sąd jeszcze Ostateczny,

Na który trzeba będzie iść.


Co noc gdy już nas nuda...


Co noc gdy już nas nuda bezbrzeżna ogarnia

Gdy czczość jałową w myśli, w sercu pustkę mamy

Wypluwa nas na miasto knajpa lub kawiarnia

I błądzimy bez celu po zamknięciu bramy


A potem: łomotanie czasem półgodzinne

Nim wreszcie stróż zaspany obudzić się raczy

I myśl: zabłądzić w końcu pod drzwi jakieś inne

Co prowadza do "Lepiej" lub choćby "Inaczej".


Gniew


Ty masz różne miłości, ja tylko - otchłanie,

W które mnie coraz głębiej twa nieczułość strąca.

A jednak tyś jest światłość, tym mrokom świecąca.

Gdy cię kochać przestanę - co się ze mną stanie?


Złe myśli w moim sercu jak zgłodniała lwica,

Jak pod wzrokiem pogromcy cichną pod twym wzrokiem.

O! wstępuj w moje serce kochaniem głębokiem,

W dzień jak słońce palące, w noc - jak blask księżyca


Mówisz, że gniew mam w oczach. Bo po nocy błądzę

I darmo wzrok mój światła w ciemnościach wygląda.

Bo tyś jest razem piekło, gdzie rodzą się żądze,

I niebo, gdzie miłość niczego nie żąda...


Łakomstwo


Na zło się i na siebie darmo człowiek godzi.

Wciąż w nim męka istnienia jako morze wzbiera

I patrzy w tajemnicze oczy Lucyfera,

Jak w gwiazdy, które świecą zabłąkanej łodzi.


Na takie jeszcze miłość nie stać słodkie dreszcze.

Jeszcze dziwnych się pieszczot długo uczyć musi,

Nim głód ten nienazwany w naszych sercach zdusi,

Abyśmy, mając wszystko, nie pragnęli jeszcze.


O! boskie, o tragiczne łakomstwo Adama!

O! grzechu pierworodny, mądry i głęboki!

Czyż jest jaśniejsze słońce niż te wieczne mroki,

Gdzie nie ma ukojenia, tylko żądza sama?


Marmur i Róża


Vides ut alta stet...

O Tobie myślę dzisiaj w ten czas bezrozumny

Wrzasków tłuszczy bezbożnej i pochlebców szumu,

Coś uszedł miedzy mirty i białe kolumny

Od nadętych pyszałków i tępego tłumu.

I tylko co najlepszych wokół siebie zwołał,

I licząc złote strofy, i sącząc płyn złoty,

Wśroód tylu burz i pokus wolnym zostać zdołał

I nie zrzekł się rozkoszy nie zdradzając cnoty.

Więc chociaż wielkim klęskom muszę dotrwać wiernie

I choć mi nie przystoi rozstać się z żałobą,

W ten jeden letni wieczór chciałbym przy falernie

Na Soracte pod śniegiem - patrzeć razem z Tobą.


Na niebo wypływają białych...


Na niebo wypływają białych chmurek żagle

Od twojej płynie strony niebieska fregata

Nie do mnie, nie do ciebie. I poczułem nagle,

Że już nigdy nie będzie, jak zeszłego lata.


Noc przyjdzie księżycowa i w twoim ogrodzie

Na srebrnej trawie cienie ułoży ogromnie.

A później będzie koła rysować na wodzie

Gdy będziesz szła ogrodem nie ze mną, nie do mnie


Nieczystość


Jedno długie spojrzenie, ach! ileż potrafi

Rzucone w moją stronę prawie nieostrożnie.

Ach! jakąż jest rozkoszą oglądać bezbożnie

To wszystko, czego nie ma na fotografii.


Wszystkie dnia mego sprawy są tylko marzenia,

Które noc rozprasza, sen z myśli wypłoszy;

Bo cóż da rozkosz wargom, gdy pragną rozkoszy.

Cóż może olśnić oczy, gdy pragną olśnienia.


Noc z tobą - to jest jedno, co jak haszysz działa,

Tylko jedno, w co można wierzyć bezprzytomnie.

I nie wiem, czy jest miłość oprócz twego ciała,

I wiem, że mnie nie kochasz, że zapomnisz o mnie.


***[O! jak strasznie się wloką te długie godziny,]


O! jak strasznie się wloką te długie godziny,

O! jak dzień pełen trwogi. O! jak noc milcząca.

Do dania mam tak wiele - połowę mej winy,

A dłoń mi ją kochana ze wzgardą odtrąca.


Lecz wierzę, że jak wszystko i miłość się znuży,

Jak dzieciństwo mgłą wspomnień zasnuje błękitną,

Gdzieś w kącie utkwi serca, jak kolec od róży,

Bolesne przypomnienie, że kwiaty gdzieś kwitną.


Proust


W półmroku sennej lampy jakieś dziwne cienie,

Zapach lekarstw duszący, twarz blada jak chusta.

To nic. To tylko zwykłe ostatnie zdarzenie,

I trudno, by dziwiło Marcelego Prousta.


Jak słońce, gasnąc w pysznych promieni efekcie,

Zachodzić się nie wzbrania i świecić nie żąda,

Tak on powoli opis poprawia w korekcie

Tej śmierci, którą widzi i wie, jak wygląda.


To nic. I może jutro siądą po wieczerzy

I książkę tę czytając ciszą nocnych godzin

Poczują nagle ciepło jak szczęście narodzin.

Albo wierzy się w życie, albo w śmierć się wierzy.


Pytasz,co w moim życiu...


Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,

Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.

Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.

Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.


Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,

To one pędzą wicher międzyplanetarny,

Ten wicher, co dął w ziemię, aą ludzkość wydała,

Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.


Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,

By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia -

I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.

Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.


Rozchyl tylko zasłonę...


Rozchyl tylko raz zasłonę

Z niewidzialnej bieli,

A zobaczysz taką stronę,

Od której wzrok dzieli.

Ręką, z ciała uwolnioną,

Tkniesz umarłej drżące łono,

Ciężką bramę pchniesz zamknioną

Mamertyńskiej celi.


W twojej tylko, twojej mocy,

Byś zobaczył siebie,

Byś doczekał Wielkanocy

Na twym własnym niebie,

Ujrzał świętych, twarz przy twarzy,

Którzy zstąpią z swych witraży

I roztrącą ci grabarzy

Na twoim pogrzebie.


Spotkanie


Przez otwarte ktoś okno grał cicho na flecie,

I wiatr lekki woń przyniósł duszącą, upojną -

Jak w mistycznym w nią szedłem wplątany bukiecie,

Pod nieba wyiskrzoną kopułą dostojną.


"Będziecie wysłuchani tęskniący, więc proście!"

Jak przez Boga zaklęty przymknąłem powieki -

I tylkom jakiś dziwny posłyszał szum rzeki,

A później, później Danta ujrzałem na moście.


"Tyżeś to, ty mój mistrzu! Dlaczego tak blady

I czemu taki dziwny niepokój cię żarzy?

Przychodzę cię ubłagać o sekret twej twarzy.

Nic nie wiem. Zabłądziłem. I proszę twej rady".


On to rzekł, czy rzekł księżyc, czy woda to rzekła,

Padłem, głowę ukrywszy rękami obiema:

"Nie ma nieba i ziemi, otchłani, ni piekła,

Jest tylko Beatrycze. I właśnie jej nie ma".


Sprzeczka


Już zimny dzień jesienny zaczyna omdlewać

I w myślach szukam kształtu twej drogiej postaci,

I ból, co mną nurtuje, wszechwładną moc traci.

Pójdziemy do ogrodu. Nie warto się gniewać.


Patrz, księżyc nad jezioro zza chmury wypływa,

W milczeniu stoi ogród jak mlekiem oblany,

I tylko czasem, z trzaskiem pękają kasztany.

Wsłuchujemy się w tę ziemię; jest chyba szczęśliwa.


W akacje płynie fala zimnego przewiewu -

Ach, niechaj nas przepływa, ach, niechaj w nas wieje

I niechaj nas oczyszcza, jak z liści aleje -

Nas, ślepych na swą miłość, pobladłych od gniewu.


Zazdrość


Jest mi dzisiaj źle bardzo, jest mi bardzo smutno,

Myśli mam zwiędłe, chore, jak kwiaty na grobie,

Za oknami wisi niebo niby szare płótno.

Nie mogę dziś cię kochać i myśleć o tobie.


Między nami jest przepaść, przepaść niezgłębiona,

I choćbyśmy wykochać po brzeg duszę chcieli,

To wszystko, co nas łączy, jest miłość szalona,

A wszystko, co jest prawdą, na wieki nas dzieli.


Wiem teraz: to jest jasne jak słońce na niebie,

I musi skonać serce pod ciężką żałobą,

Bo nigdy cię nie wezmę na wieczność dla siebie.

Ty nigdy mną nie będziesz, a ja nigdy tobą.

















Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
w świecie wierszy Jana Brzechwy 2
9 POEZJA JANA LECHONIA
Samochody koło Środy parafraza wiersza Jana Brzechwy
wiersze Jana Brzechwy
inscenizacja wiersza Jana Brzechwy Grzyby
W świecie wierszy Jana Brzechwy
WIERSZ NA 14 WRZEŚNIA 2009 JAN LECHON REKRUTACJA
WIERSZ NA 2 WRZEŚNIA 2009 JAN LECHON DO MADONNY NOWOJORSKIEJ
Na podstawie „Pamiętników” Jana Chryzostoma Paska i wierszy Wacława Potockiego scharakteryzuj zjawis
Wiersze ks Jana Twardowskiego
Wiersze ks Jana Twardowskiego
Jan Lechoń wiersze opracowania
Lechoń Jan Wiersze
Wiersze Ojca Jana Bańkowskiego OFM cap
WIERSZ NA 5 WRZEŚNIA 2009 JAN LECHON PLATO
wiersze tuwima
Osip Mandelsztam Wiersze

więcej podobnych podstron