Rozdział 6.
-Brooke, rusz swój łaskawy tyłek do mojego gabinetu.- krzyknął Peter do swojej pracownicy.
-Tak, szefie.- powiedziała dziewczyna. Wytarła szybko swoje dłonie o fartuszek.-Zamienisz mnie na chwile?- spytała swojej koleżanki, Casey.
-Jasne.- Casey właśnie podawała kawę klientowi.- Proszę.- uśmiechneła się do niego po czym zwróciła się do Brooke.-Wiesz, co może od ciebie chcieć?
-Nie mam pojęcia.
Casey rzuciła jej współczujące spojrzenie.
-Powodzenia.
Brooke ruszyła nie pewnym krokiem w stronę gabinetu Peter'a. Kątem oka zauważyła, że wszyscy mężczyźni spojrzeli w jej kierunku.
Brooke była piękna. Ale nie odnosiła się z tym jak inne dziewczyny. Po prostu była skromna i nieśmiała. Była drobną brunetką o dużych, orzechowych oczach. Co on ode mnie chce?.- pytała sama siebie w duchu. Miała nadzieje, że nie wywali jej z pracy. Musiała jakoś opłacić czesne. Zaczeła się denerwować. A co jak mnie wywali?
Zapukała cicho do drzwi. Usłyszała głośne "wejść". Powoli uchyliła drzwi i weszła do środka.
-Chciałeś mnie widzieć.- bardziej stwierdziła niż zapytała.
Siedział wygodnie wyciągnięty na fotelu przy biurku. Miał około trzydziestu lat, gęste, czarne włosy i zielono-szare oczy.
-O co chodzi?- spytała lekko przestraszonym głosem.
-Ostatnio nie najlepiej szło ci w pracy...
-Wiem. Strasznie cię przepraszam. Po prostu mam teraz dużo nauki i nie nadążam z tym wszystkim.
Peter wstał z fotela. Podszedł do niej i zaczął bawić sie kosmykiem jej włosów.
-Co masz na myśli?- serce Brooke biło jak szalone.
-Jak ty na mnie działasz.- wymruczał jej do ucha. Złapał ją mocno za rękę i przyciągnął do siebie.
-Przestań, to boli.- powiedziała stanowczo, aczkolwiek dało się wyczuć w jej głosie nutkę niepokoju i strachu.
Peter nie zwracał uwagi na prostesty dziewczyny. Jedną ręką nadal trzymał ją za nadgarstek, natomiast drugą włożył jej pod bluzkę, próbując ją z niej zdjąć.
-Peter, puść mnie.- dziewczyna była bliska łez.- Błagam...
Oczywiście nie posłuchał i popchnął ją na biurko. Przygniótł ją własnym ciałem i zaczął całować po obojczku.
Brooke zaczęła się szarpać. Po chwili wyrwała się Peterowi i uciekła z jego gabinetu. Zrzuciła z siebie fartuszek, wzięła swoje rzeczy i biegiem wybiegła z kawiarni.
Łzy spływały po jej policzkach. Nie mogła uwierzyć w to co się stało przed chwilą. Jak Peter mógł to zrobić?
Szła ciemną, pustą uliczką. Nagle usłyszała kroki. Odwróciła sie, lecz nie zauważyła nikogo. Pomyślała, że to Peter wybiegł za nią, ale nie. Poczuła jak powietrze stało się cięższe. Zimny wiatr wiał jej prosto w twarz.
Przyśpieszyła nieco. Tylko jedna przecznica dzieliła ją od jej ciepłego mieszkania.
Nagle poczuła zimny oddech na swoim karku. Szybko się odwróciła, ale nie zdołała zareagować, gdy ktoś wbił w nią kły. Jedne co było słychać to jej przerażający krzyk.
***
-Ostatnio zaczął się kleić do Brooke, ale chyba nie był wobec niej agresywny.- Casey pociągneła głośno nosem.
Olivia podała jej chusteczkę.
-I uważasz, że to nie mógł być on?- spytała ostrożnie Kate.
-Napewno nie. Może Peter był na nią napalony, ale nie chciał jej zrobić krzywdy.
-Wiesz gdzie on teraz jest?- Olivia jakoś nie mogła uwierzyć w niewinność Petera.
-Pewnie w domu...
-Mogłabyć podać nam jego adres?
-Jasne. Nie ma sprawy.- odeszła kawałek i zaczeła grzbać w swojej torebce.
-Ciekawe, czy chłopacy coś znaleźli przy ciele.- mruknęła Olivia do Kate.
-Taa... Zaraz zadzwonie do Sama.- Bo przecież do Dean'a się nie odzywam...
Po chwili podeszła do nich Casey.
-Proszę.- wręczyła Olivii karteczkę z adresem Petera.
-Dzięki.
Dziewczyny wyszły na świeże powietrze. Olivia spojrzała na adres.
-Trzeba będzie do niego pojechać.- powiedziała.
-Tak. Jasne.- Kate zdawała sie dziś nieobecna. Cały czas myślała o Deanie. I Lissie.
Zadzwonił telefon Kate. Spojrzała na wyświetlacz. Sam...
Olivia dokładnie przyglądała się swojej siostrze. Cały czas była jakaś zamyślona. Zamknięta w sobie. Podczas jej rozmowy z Samem i jej mimika twarzy pokazywała przerażenie. Kate rozłączyła się z Samem.
-Odkryli coś? Co to jest?
Kate spojrzała na siostrę.
-Wampir...