WSTĘP
„Duszpasterstwo" staje się dzisiaj coraz bardziej domeną psychologii. Psycholodzy mówią nam, co dla ludzkiej duszy, dla psychiki jest dobre, a co jej szkodzi. Wydaje się, że teolodzy stracili ufność we własne doświadczenie duszpasterskie i próbują -czasem bezkrytycznie - przyjmować metody psychologiczne w życiu duchowym. Z pewnością duszpasterstwo nie może dziś już pomijać zasad psychologii. Jednak zamiast oczekiwać wszelkiego zbawienia od psychologii i sprowadzać teologię do psychologii, „zbawiennej" dla dzisiejszego człowieka, należy uświadomić sobie psychologiczny wymiar praktyki religijnej. Teologia, która tylko próbuje nadążyć za różnymi szkołami psychologicznymi, na pewno nie będzie przez psychologów traktowana poważnie. Psycholodzy oczekują dziś od teologów, że odsłonią i uczynią owocnymi dla współczesnego człowieka bogate doświadczenia zebrane przez ludzi modlących się wszystkich czasów.
Praktyka modlitewna, którą spotykamy u mnichów 111—VI wieku, jest prawdziwą
7
kopalnią psychologicznego doświadczenia. Dla starożytnych mnichów drogi religii i psychologii jeszcze się nie rozchodziły. Dla nich droga czysto religijna była jednocześnie drogą psychologiczną. Droga religijna zawierała wszelkie psychologiczne poznanie i metody, do których prawa rości sobie usamodzielniająca się dziś nauka. Dla dawnych mnichów modlitwa była źródłem poznania siebie i lekarstwem na wszelkie rany, które dziś usiłujemy uleczyć za pomocą technik psychologicznych. Modlitwa ma jednocześnie funkcje terapeutyczne i analityczne. Człowiek modląc się odkrywa wszystkie swoje wadliwe postawy, choroby i doznaje uzdrowienia. Modlący się jest nie tylko pobożny, ale przez modlitwę dojrzewa, zdrowieje, mądrzeje, staje się człowiekiem, o którym powiedzielibyśmy, że odnalazł siebie, że odnalazł swą tożsamość, że się zrealizował.
Samorealizacja, którą próbujemy dziś osiągnąć przez liczne praktyki psychologiczne i medytacyjne, była dla mnichów wynikiem konsekwentnie przebytej drogi modlitwy. Jednak celem tej drogi nie była samorealizacja. Mnisi chcieli nie tyle zrealizować siebie, ile chcieli szukać Boga. W ideale samorealizacji, do którego się dzisiaj dąży, stawia się człowieka w samym centrum. Wszystko kręci się wokół niego.
Nawet Bóg służy jego samorealizacji. Praktyki medytacyjne i religijne mają na celu rozwinięcie ludzkich zdolności. Człowiek poznał, że dziedzina religijności również należy do całości jego istoty. Należy ją więc rozwijać. Bóg jest tylko środkiem prowadzącym do celu. Nie jest interesujący jako Bóg, ale jako pomoc w samorealizacji. Mnisi nie chcieli się realizować, lecz szukali Boga. Próbowali usunąć z siebie wszystko, co Go przesiania. Doświadczyli przy tym tego, że nie można odnaleźć Boga, jeśli się żyje „obok siebie", jeśli się samego siebie nie pozna. Do poznania Boga dochodzi się tylko przez poznanie siebie. Zauważył to już pierwszy znaczący pisarz-mnich, Ewa-griusz z Pontu (t 399):
Jeśli chcesz poznać Boga, poznaj najpierw
samego siebie .
Wiele lat przed nim Klemens z Aleksandrii (t 211) stwierdził, że człowiek może wzrastać od poznania siebie do poznania Boga:
Najważniejszą z rzeczy do nauczenia, jak się zdaje, jest poznanie samego siebie, gdyż jeśli ktoś pozna siebie, pozna Boga .
1 Patrologio gratca. wyd. J.P. Mignę. Paris 1857-66 (= PC). 40, 1267.
1 Klemens Aleksandryjski, Pedagog. 111,1.1.
9
Podobnie pisze abba Nil (t ok. 430) w liście do młodego mnicha:
Przede wszystkim poznaj siebie. Gdyż nic nie jesi trudniejsze niż poznanie samego siebie, nic nie wymaga więcej trudu, nic nie wymaga więcej pracy. Jednak gdy poznasz siebie, wtedy będziesz też mógł poznać Boga1.
Poznanie siebie, o którym mówią mnisi, ma dwa różne aspekty. Po pierwsze, człowiek poznaje siebie w wielkości Boga, która się w nim odbija. Człowiek jest obrazem Boga. To zrozumienie ludzkiego poznania siebie znajdujemy przede wszystkim u Ory-genesa i Ambrożego, a potem pod ich wpływem również u średniowiecznych mnichów-pisarzy, u Bernarda z Clairvaux (t 1153) i Wilhelma od Św. Teodoryka (t 1148):
Poznaj siebie, gdyż jesteś Moim obrazem i tak poznasz Mnie. którego obrazem jesteś. Znajdziesz Mnie u siebie*.
Jednocześnie jednak człowiek ma według Bernarda poznać, że jest zniekształconym obrazem Boga:
3 PC 79. 536 C.
Patrologia latina. wyd. J.P. MlGNH. Paris 1878-90 (- PL), 180, 494: por. J.M. DŚCHANET, La connaissancc dc soi dapres GuiUaume de Saint-Thierry. Suppiement a la Vie Spirituelle, Ib.m.w.J 1938.
Poznaj siebie jako obraz Boga i zarumień się odkrywszy, że przysłoniłeś go obcym obrazem. Wspomnij na swoje szlachectwo i wstydź się takiego upadku. Nie zapoznawaj twej piękności, abyś jeszcze bardziej nie zadrżał z powodu twej brzydoty5.
Wśród mnichów 111—VI w. większy nacisk kładziono na aspekt ludzkiej nędzy, na który natrafia się w poznaniu siebie. Poznanie siebie jest drogą pokory. Na niej człowiek doświadcza siebie jako grzesznika, który się bardzo od Boga oddalił:
Pewien brat zwrócił się do abba Sisoesa. mówiąc: „Widzę, że pamięć o Bogu trwa we mnie stale". Odpowiedział mu Starzec: „Nie to jest wielkie, że myśl twoja trwa przy Bogu; ale wielką rzeczą jest widzieć, że się jest niższym od wszelkiego stworzenia. Bo to właśnie, oraz fizyczna asceza, wprowadza na ścieżkę pokory"6.
Także ojciec mnichów, Antoni (t 356). uważa, że trzeba się uznać przed Bogiem za grzesznika:
Abba Antoni powiedział do abba Pojmena: że „takie oto jest wielkie dzieło człowieka:
5 PL 183, 571D: por. S. Gilson, Die Mystik des hi. Bernhard von Oairvaux. Wittlich 1936, 111.
Sisoes Wielki 13, (w:| Aptjftegmaty Ojców Pustym. Tom 1. Gerontikon Ksicga Starców, tf. M. Borkowska. Kraków 1994 (= 1 Apo),816.
11
1
winę swoją na siebie zawsze brać przed Bogiem, a pokusy spodziewać się aż do ostatniego oddechu" .
Oba aspekty należą do ludzkiego poznania siebie: człowiek jest obrazem Boga. Ma poznać swoją godność, swoją piękność, dobro, które Bóg w niego włoży!, swoją zdolność do tego, aby się stać mieszkaniem Boga. A jednocześnie ma odsłonić w sobie wszystko, co ten obraz przesłania i zniekształca, ma odkryć w sobie całą ciemność, zło, przewrotność i wypaczenia, to, co w nim demoniczne. Wtedy Bóg go uzdrowi, przywróci pierwotny obraz, pozwoli mu być takim, jakim był w Jego zamyśle. Nie jest to nic innego, jak samorealizacja człowieka. Człowiek realizuje się jako obraz Boga, albo lepiej powiedziawszy: Bóg realizuje w człowieku swój obraz. Droga do tego prowadzi według starożytnych mnichów przez modlitwę.
1 Apo 4. Antoni Wielki 4.
12
1. MODLITWA JAKO ZRODŁO POZNANIA SIEBIE
A) MODLITWA ZMUSZA DO POZNANIA SIEBIE
Mnisi chcą w modlitwie rozmawiać z Bogiem i ku Niemu zwrócić swe serce. Jednak ciągle na nowo doświadczają, że Bóg zmusza modlącego się do tego, by zastanowił się nad sobą samym i by się najpierw zajął własnym sercem. Św. Augustyn pisze, jak Bóg wciąż zwraca jego uwagę na niego samego:
Ty zaś. Panie, jego słowami odwracałeś mój wzrok, abym wreszcie spojrzał na samego siebie. Bo ja samego siebie umieściłem gdzieś za swoimi plecami, aby siebie nie dostrzegać. I oto mi stawiałeś przed oczyma mnie samego, abym zobaczył, jaki jestem wstrętny, pokręcony, brudny, okryty wrzodami, ociekający ropą. Patrzyłem i ogarniało mnie przerażenie, a nie było dokąd uciec od tego widoku *.
Św. AUGUSTYN. Wyznania, Warszawa 1982, 141-142.
13
Nie możemy uciec przed sobą samym w modlitwie. Bóg nie pozwala nadużywać siebie jako drogi ucieczki. Pokazuje nam to, gdy w czasie modlitwy sprawia, że odkrywamy nasze myśli i uczucia, i tak obnaża nasz stan wewnętrzny.
Powiedział abba Nil: „Cokolwiek z zemsty uczynisz bratu, który cię skrzywdził, to wszystko stanie się dla ciebie przeszkodą w czasie modlitwy"9.
A pewien Ojciec pustyni uważa, że wszelka modlitwa, która nie konfrontuje nas ze sobą samym i naszą rzeczywistością, jest bezcelowa.
Jeśli człowiek nie przypomina sobie na modlitwie swoich czynów, trud jego modlitwy jest daremny .
To, że modlitwa zmusza mnie do poznania siebie, jest więc sprawą doświadczenia. Mnisi podają tego powody: gdy tylko człowiek zaczyna się modlić, zazdrosne demony usiłują mu w tym przeszkodzić, wywołując złe myśli, namiętności i emocje. Mnich nie powinien się temu dziwić, lecz uważać to za normalne, a nawet, jak sądzi Ewagriusz, oczekiwać tego:
9 1 Apo546. Nil I.
10 B. MILLER. Weisung der Valer. Freiburg 1965 (= Wei-sung), 1125.
14
Demon bardzo zazdrości człowiekowi, który się modli, i używa wszelkich sposobów, by nie osiągnął zamierzonego celu. Nie przestaje więc za pomocą pamięci wzbudzać myśli o różnych sprawach, a za pomocą ciała wzniecać wszystkie namiętności, tak aby przeszkodzić - na ile to możliwe - w jego wspaniałym biegu i wędrówce ku Bogu .
Gdy myśli i namiętności przeszkadzają nam w modlitwie, nie pozostaje nam nic innego, jak zaprzestać modlitwy i zająć się pojawiającymi się myślami. Wilhelm od św. Teodoryka opisuje całkiem przystępnie, jak w momencie, gdy zaczyna się modlić, napływa mu do głowy potok różnych myśli. Nie powstrzymuje ich wtedy i nie tłumi, by móc się modlić w skupieniu, lecz całkiem świadomie zwraca się ku nim. Usiłuje zbadać ich korzenie, wierząc, że tylko wtedy pozbędzie się przeszkody.
Zostawiam więc dar mój przed ołtarzem i pełen niecierpliwości zagłębiam się w siebie. Oburzam się na siebie samego, zapalam lampę Słowa Bożego i z zawziętym i zgorzkniałym duchem wstępuję zdecydowanie w ciemny budynek mojej świadomości, aby w końcu wyjaśnić, skąd pochodzi ten mrok,
Ewacriusz z Pontu, 0 modlitwie. 47, |w:| Pisma ascetyczne. t. I. tł- K. Bielawski, m. Grzelak. E. Kędziorek, L NiESCiOROMI. A. ZiERNicn. Kraków 1998. 249-277.
15
ta okropna ciemność, która mnie oddziela od światła mego serca.
Już leci mi do oczu rój komarów i prawie mu się udaje wypędzić mnie z mieszkania mojej własnej świadomości. Ale jestem zdecydowany wejść, gdyż w końcu mnie przysługuje prawo gospodarza domu. Wtedy rzuca się na mnie potok myśli, zupełnie nie zdyscyplinowanych. kolorowych i bardzo zawi-ktanych. i niemożliwe jest dU serca ludzkiego wytłumaczyć i rozjaśnić je, dla tego serca, z którego przecież pochodzą.
Trwam jednak uparcie i siadam na krześle, jakbym chciał przeprowadzić nad nimi sąd. Rozkazuję im ustawić się przede mną, abym mógł widzieć twarz i znaczenie każdej z nich, abym każdej przydzieli! odpowiednie miejsce w mym domu .
Gdy już rozjaśni mgłę swoich myśli, zwraca się w stronę źródła nastrojów i emocji, aby wprowadzić porządek w swoje życie uczuciowe. Wie, że poza myślami kryją się uczucia, i dopiero gdy emocje takie jak zazdrość. gniew, nienawiść i złość zostaną uzdrowione miłością, myśli uspokoją się i on sam może się w końcu zwrócić ku Bogu:
Tak została wypłoszona cała ciemność i mogę patrzeć zdrowszymi i jaśniejszymi oczyma na Ciebie. Światło Prawdy. Wszystko in-
" Wilhelm od Św. Teodoryka. Meditatitae Orationes 9, PL180. 232D-233 A.
16
ne jest wykluczone i mogę otoczyć się Tobą, Prawdo, i ukryć się w cieniu Twego Oblicza. Mogę mówić do Ciebie bardziej otwarcie i z ufnością. Mogę odkryć przed Tobą wszystkie przepaści mojej świadomości'.
Mnich musi się więc na modlitwie zajmować refleksją nad sobą, obserwować pojawiające się myśli i nastroje i pytać o ich przyczynę. Poznanie siebie nie jest jednak celem samym w sobie, lecz służy lepszej modlitwie. Przez poznanie siebie wszystko, co sprzeciwia się modlitwie i usiłuje jej przeszkodzić, ma zostać usunięte. Mnich nie może po prostu strząsnąć lub zdławić myśli i nastrojów, które go wiążą i powstrzymują od modlitwy, może się ich tylko pozbyć, jeśli się ku nim zwróci i pozna ich przyczynę. Gdy mnisi wciąż nawołują do konsekwentnej obserwacji samego siebie i do poznania siebie, mają na uwadze umożliwienie prawdziwej modlitwy. Według św. Antoniego właściwe dla mnicha jest to, że sam siebie zna:
Dobre jest dla nas to, że wycofujemy się do naszej celi i w ciągu naszego życia wiele się
13
Tamże, 233 C
17
ta okropna ciemność, która mnie oddziela od światła mego serca.
Już leci mi do oczu rój komarów i prawie mu się udaje wypędzić mnie z mieszkania mojej własnej świadomości. Ale jestem zdecydowany wejść, gdyż w końcu mnie przysługuje prawo gospodarza domu. Wtedy rzuca się na mnie potok myśli, zupełnie nie zdyscyplinowanych. kolorowych i bardzo zawi-kłanych. i niemożliwe jest dla serca ludzkiego wytłumaczyć i rozjaśnić je. dla tego serca. z którego przecież pochodzą.
Trwam jednak uparcie i siadam na krześle. jakbym chciał przeprowadzić nad nimi sąd. Rozkazuję im ustawić się przede mną. abym mógł widzieć twarz i znaczenie każdej z nich. abym każdej przydzielił odpowiednie miejsce w mym domu .
Gdy już rozjaśni mgłę swoich myśli, zwraca się w stronę źródła nastrojów i emocji, aby wprowadzić porządek w swoje życie uczuciowe. Wie, że poza myślami kryją się uczucia, i dopiero gdy emocje takie jak zazdrość, gniew, nienawiść i złość zostaną uzdrowione miłością, myśli uspokoją się i on sam może się w końcu zwrócić ku Bogu:
Tak została wypłoszona cała ciemność i mogę patrzeć zdrowszymi i jaśniejszymi oczyma na Ciebie. Światło Prawdy. Wszystko in-
11 Wll.HF.lM OD Św. TEODORYKA. Mediłativae Orationes 9. PL180.232D-233 A.
16
ne jest wykluczone i mogę otoczyć się Tobą. Prawdo, i ukryć się w cieniu Twego Oblicza. Mogę mówić do Ciebie bardziej otwarcie i z ufnością. Mogę odkryć przed Tobil wszystkie przepaści mojej świadomościl3.
Mnich musi się więc na modlitwie zajmować refleksją nad sobą, obserwować pojawiające się myśli i nastroje i pytać o ich przyczynę. Poznanie siebie nie jest jednak celem samym w sobie, lecz służy lepszej modlitwie. Przez poznanie siebie wszystko, co sprzeciwia się modlitwie i usiłuje jej przeszkodzić, ma zostać usunięte. Mnich nie może po prostu strząsnąć lub zdławić myśli i nastrojów, które go wiążą i powstrzymują od modlitwy, może się ich tylko pozbyć, jeśli się ku nim zwróci i pozna ich przyczynę. Gdy mnisi wciąż nawołują do konsekwentnej obserwacji samego siebie i do poznania siebie, mają na uwadze umożliwienie prawdziwej modlitwy. Według św. Antoniego właściwe dla mnicha jest to, że sam siebie zna:
Dobre jest dla nas to. że wycofujemy się do naszej celi i w ciągu naszego życia wiele się
13 Tamże, 233 C.
nad sobą zastanawiamy, aż w końcu wiemy. jacy jesteśmy".
A o św. Benedykcie Grzegorz pisze:
Zawsze pilnie badał swoje postępowanie i nie pozwalał oku swego ducha błądzić na ze-
___15
wnątrz .
Filokalia (zbiór pism o modlitwie Jezusowej) wyraźnie określają cel obserwacji samego siebie:
Im więcej będziesz zważał na swój umysł. tym gorliwiej będziesz modlił się do Jezusa .
Poznanie siebie jest warunkiem prawdziwej modlitwy:
Jest więc nieodzowne dla życia modlitewnego znać każdą pokusę i własne poruszenia duszy, a także troskliwie czuwać nad wszystkimi wpływami z zewnątrz1 .
Modlitwa zmusza nas do poznania siebie, gdyż nie możemy się modlić w skupieniu, jeśli nie znamy naszych najskrytszych
Les sentences des Peres du dłsert, troisieme recueil, wyd. L KEGnauit. Solesmes 1976 )= III). 147; Am 35. 13.
tb Święty Grzegorz Wielki. Dialogi księga druga, Kraków 1997 (= Dialogi //). 3.7.
}hFilokalia teksty o modlitwie serca, t\. ks.J. Naumowicz. Kiaków 1998. 178.
Das immerwahrende Herzensgebet. Russiches Original-texte. Weilheim 1976 (= Herzensgebet). 120.
myśli i dążeń. Brak wewnętrznej czujności sprawi, że będziemy na modlitwie wciąż nękani przez rozproszenie. Odwrotnie jednak, rozproszenia, które wciąż pojawiają się na modlitwie, są pomocą na drodze poznania siebie. I. Hausherr, jeden z najlepszych znawców starożytnego monasty-cyzmu, uważa, że rozproszenie w czasie modlitwy ma taką samą funkcję w poznaniu siebie, jak sny:
Rozproszenia są bardzo wartościowe ze względu na wskazówki, które dają. Są one pewnego rodzaju snem na jawie o tym, co nas absorbuje ".
Tak jak sny dają nam poznać, co się dzieje w głębi naszej duszy, w głębi naszej podświadomości, tak samo rozproszenie, które również ma swoje źródło w podświadomości. Pokazują one skłonności naszego serca- Jeśli zauważymy, że wciąż myślimy o tym samym, o pewnych osobach. wydarzeniach, albo że ciągle plączą nam się w głowie te same problemy lub plany. wtedy możemy wyciągnąć z tego bardzo wartościowe wnioski o nas samych. I gdy tylko poznamy siebie lepiej w ten sposób, rozproszenie ustanie i będziemy zdolni w skupieniu modlić się do Boga.
I. Hausherr. Leben aus dem Gebet, wyd. M. Olphe-Gauiard. Salzburg 1969. 202.
18
19
B) MODLITWA JAKO POMOC W POZNANIU SIEBIE
Poznanie siebie nie jest tylko warunkiem modlitwy, lecz i na odwrót - modlitwa jest człowiekowi pomocą w poznaniu siebie.
Nie ma nic, co by bardziej badało serce niż modlitwa. Gdy się modlimy, wstępujemy w świętą obecność Boga, która nas prześwietla do głębi. Wszystko staje się oczywiste .
Modlitwa stawia mnie przed Bogiem. Boża światłość świeci spoza fasady mych czynów i myśli. Daje mi odkryć prawdziwe motywy mojego postępowania i przyczyny moich myśli i nastrojów. Według Fitokalii prawdziwe poznanie siebie umożliwia jedynie Duch Święty:
Tylko Duch Święty daje prawdziwe poznanie siebie, bez Niego nawet najmądrzejszy nie może się w pełni poznać ani dostrzec stanu swojej duszy .
Są rzeczy, których nie odkryłbym w sobie bez modlitwy. Gdyż właśnie przez konfrontację z Bogiem uświadamiam sobie, co we mnie jest wypaczone. Modlitwa odsła-
,■)
W. Magio. Gebet und Erwetkung, Pfaffikon 1972.16. Hcnensgebct, 102.
20
nia to, czego sama obserwacja siebie nigdy by nie uwidoczniła.
Modlitwę Jezusową cechuje to. że wywabia gnieżdżące się w sercu ukryte namiętności, odkrywa niewolę, w której trzyma nas kusiciel .
Zdolność modlitwy do prowadzenia nas do głębszego poznania siebie polega na tym, że konfrontuje nas z Osobą, z Bogiem. Modlitwa nie jest monologiem, nie jest przeglądaniem się w lustrze, lecz jest rozmową, spotkaniem z niezależną ode mnie Osobą. To umożliwia mi spojrzenie na siebie z zewnątrz, z punktu, z którego mogę się poznać dużo bardziej obiektywnie i wyczerpująco niż w czystej samoobserwacji, krążąc wokół siebie i nie mogąc się od siebie uwolnić. Człowiek, który patrzy tylko na siebie, jest ślepy na wiele aspektów swojej istoty: gdy w modlitwie patrzę na Boga, a nie na siebie, mogę poprzez Boga spojrzeć na siebie i poznać się daleko lepiej wjego świetle.
Z punktu widzenia psychologii CG. Jung tak wyjaśnia pozytywną funkcję modlitwy w poznaniu siebie:
Modlitwa wprowadza człowieka w dwoistość wobec ,ja" i znajdującego się po
Tamże, 117.
21
drugiej stronie „Ty". Ta dwoistość pozwala człowiekowi wyrwać się ze swojego małego ,ja", by spojrzeć na siebie z innego punktu ". Człowiek, który zazwyczaj żyje „za bardzo" w swojej świadomości, może przez modlitwę udzielić głosu swojej nieświadomości. Jung nazywa modlitwę col-loguium cum suo angelo bono („rozmową ze swoim dobrym aniołem") i pojmuje ją jako rozmowę z własną nieświadomością, która może przez to rozwinąć swoje pomocne siły i rozpocząć duchowy proces przemiany i uzdrowienia". Modlitwa pomaga człowiekowi przebić się od swego małego ,ja", uwięzionego w świadomości, do Jaźni (Selbst), właściwego jądra osoby, które łączy ze sobą świadomość i nieświadomość, Boga i człowieka. Jest to według Junga konieczne dla procesu stawania się sobą, dla procesu indywidualizacji.
Dla mnichów poznanie siebie oznacza jednak więcej niż uświadomienie sobie nieświadomości, także więcej niż poznanie własnego cienia. Poznanie siebie jest dla nich przede wszystkim uznaniem własnego grzechu. W świetle Boga uznaję się za grzesz-
a
Por. CC. JUNG. Brie/e I, Oken 1972, 418.
O
Por. CC. Jung. Cnammelle Wetke, I. 9. 1. Olien 1976, 50.
22
.
nika, odkrywam, co we mnie sprzeciwia się Bogu, co się na Niego zamyka- Filokalia rozróżniają poznanie siebie, które daje modlitwa, od naturalnego poznania siebie. W naturalnym poznaniu siebie dostrzegam co prawda moje granice i niedociągnięcia. gdyż człowiek ze swej natury umie odróżniać dobro od zła. Jednak w świetle upadłej natury może on poznać tylko grube, namacalne błędy. Przez wewnętrzną pracę modlitwy spojrzenie na własną rzeczywistość wyostrza się.
Duchowe poznanie siebie, które powstaje przed obliczem Boga. ukazuje ci to. co ukry-W w niespodziewanym dotąd wymiarze... Otwiera oczy i pozwala jasno spojrzeć na strukturę duszy, Ojcowie ukazują tu wiele mówiący obraz: sumienie człowieka, który żyje zewnętrznie, jest podobne do mętnej wody, na której dnie roi się robactwo, węże i krokodyle złości. Nic nie przeczuwający nie zauważa tego. gdyż mętna woda przesłania mu widok. Żyje więc beztrosko, uważa, że sam jest dobry i osądza innych. Sumienie oświeconego jest natomiast podobne do czystej wody: w słonecznym świetle Bożej łaski widać każdy pyłek kurzu i każdy taki pyłek mocno boli. gdyż oddziela od Boga. Prawdziwe poznanie siebie to jasne widzenie własnych błędów i słabości w takiej mierze, że ono wszystko przenika. Bolesne po-
23
znanie siebie, które przejmuje żalem, towarzyszy każdej prawdziwej modlitwie".
Poznanie własnego grzechu jest tylko wtedy prawdziwe, gdy człowiek przez to cierpi. Stąd Filokalia mówią wciąż o bolesnym poznaniu siebie, któremu musi towarzyszyć głęboki, serdeczny żal. „Prawdziwe, wstrząsające poznanie siebie"", tak mówią Filokalia, wzbudza głęboką, wewnętrzną pokorę, która jest potrzebna do prawdziwej modlitwy. Tylko pokora oczyszcza serce i chroni modlącego się przed dumą i samowolą. Modlitwa nie jest środkiem, którego człowiek we własnym interesie lub z ciekawości może używać dla poznania siebie. Chodzi w niej raczej o właściwą postawę człowieka przed Bogiem, o pokorę, do której prowadzi go bezwzględne i nieograniczone poznanie siebie.
C) MODLITWA JAKO METODA POZNANIA SIEBIE
Mnisi rozwinęli formy i metody modlitwy i medytacji, które wspomagają proces poznania siebie. Modlitwa stała się więc doskonałym sposobem poznania siebie.
Badanie myśli, którego Ojcowie monasty-cyzmu stale wymagają, nie dokonuje się przed modlitwą lub po niej, ale w czasie modlitwy i poprzez nią. W ten sposób sztuka rozumnej modlitwy polega na tym, by:
Skupić rozum w czujnej trzeźwości na sercu. czuwać nad wszelkimi pokusami, widzieć. jak i kiedy, i skąd, i w jakiej mierze się zbli-
,'i,
zają
Obserwacja samego siebie jest więc już modlitwą. W niej człowiek, zastanawiając się nad sobą i pozwalając Bogu pytać o swoje myśli, modli się. W ten sposób rozumie to też Ewagriusz, gdy radzi pewnemu mnichowi, że:
Ma obserwować myśli, postrzegać ich trwanie, ich ustępowanie, ich zagmatwanie i wzajemne powiązanie, ich czas i jakie demony je powodują. Potem: jaki demon idzie za jakim, a jaki jakiemu nie towarzyszy. A od Chrystusa niech pragnie poznania przyczyn i powodów77.
W rozmowie z Chrystusem, a więc w modlitwie, mnich powinien poznać przyczyny i tlo swoich myśli. Ta rozmowa z Bogiem o sobie samym nie jest tylko przygotowa-
.i
Herremgebet, 99n. Tamże. 101,
li
r
Tamie, 50. PC 40. 1230.
24
25
niem, lecz już modlitwą. Tematem tej rozmowy pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest tu sam człowiek. Ma on rozmawiać z Bogiem o sobie samym, ma rozpościerać przed Nim swoje życie, aby od Niego otrzymać objaśnienie. Gdy człowiek staje się tematem modlitwy, nie oznacza to oczywiście, że Bóg zostaje zdegradowany do roli środka w ludzkiej samorealizacji. Celem modlitwy pozostaje raczej spotkanie człowieka z Bogiem. Ale żeby człowiek jako ten, kim jest. mógł się spotkać z Bogiem. nie może nic przed sobą udawać, lecz musi obnażyć przed Bogiem swoje myśli i uczucia. Dopiero gdy w rozmowie o sobie pozna. kim właściwie jest i w jakim stanie się znajduje, dopiero wtedy może mieć miejsce prawdziwe spotkanie, w którym człowiek nie chowa się za pobożną maską, lecz przypuści Boga do siebie, przypuści blisko, zdjąwszy pobożne okrycie. Także Kasjan yeden z bardziej znaczących mnichów -pisarzy Zachodu, t ok. 435) zna formy modlitwy, których tematem jest sam człowiek. Mówi więc o tym, że mnich powinien sobie w czasie codziennej medytacji wyobrażać zniewagi i sprawdzać swoje reakcje na nie. Powinien medytować nad sobą samym i swoimi reakcjami w pewnych sytuacjach. Przy tym nie powinien nic udawać, lecz uczciwie obserwować, jakie uczucia po-
26
wstają w jego sercu, gdy sobie stawia przed oczyma obrazę, krzywdę, niesprawiedliwość. Powinien zająć stanowisko obserwatora, który bez oceniania rejestruje to. co się dzieje w sercu. Nie może kierować się jednak obiektywnym zainteresowaniem, ciekawością poznania poruszeń własnej duszy, lecz pragnieniem dojścia do takiego usposobienia, jakiego chce od niego Bóg: dla mnichów oznacza to postawę pokory i łagodności. Przez medytację nad obelgami i skrzywdzeniem mnich ma się ćwiczyć w cierpliwości i łagodności. Ma sobie tak długo wyobrażać takie sytuacje, aż będzie mógł nie tylko w czasie medytacji, ale i gdy rzeczywiście do nich dojdzie, reagować spokojnie i cierpliwie. Poznanie siebie służy uzdrowieniu i jest już pierwszym krokiem do niego. Gdyż im częściej człowiek uznaje swoje błędy i boleśnie za nie żałuje, tym szybciej jest z nich uzdrowiony. Kasjan poleca:
... powinniśmy takie pokusy nawet umyślnie w sobie wywoływać, abyśmy mocując się z nimi w ciągłych myślnych zapasach, rychlej uzyskali uleczenie28.
Metoda, którą Kasjan tu poleca, ma uderzające podobieństwo do twórczej wy-
Jan Kasjan. Rozmów dwadzkściacztery. t. 2. li. ks. L. Wrzoi. Poznań 1929. XIX,16.2.
27
\
obraźni, rozwiniętej przez CG. Junga. Chodzi w niej o to, by sobie uprzytomnić nieuświadomione treści w ten sposób, że przedłuża się świadomie marzenie senne albo pogrąża w przeżywany w danej chwili nastrój, aby wyraźniej doświadczyć tego afektu, który uruchomił te nieświadome treści B. Chodzi tu o to, by przeciwstawić się destruktywnie działającym afektom i pragnieniom oraz przez wyobraźnię uwolnić się od nich. Także dla Junga wyobraźnia ma charakter „religijny", czyli sumiennie, z pełnym szacunkiem uwzględnienia numinosum"''. Według Kasjana, gdy mnich sobie coś wyobraża, powinien to robić zawsze przed Bogiem, pod Jego sprawdzającym i sądzącym wzrokiem. Daje się on wtedy Bogu przekonać o własnej wypaczonej postawie, o swych wadach, o swym grzechu i uprasza u Niego siłę do pokonania ich. Wie bowiem, że nie może się sam uzdrowić, że żadna technika medytacji lub modlitwy nie zdziała uzdrowienia, lecz jedynie laska Boża. której się z pokorą poddaje.
" Por. CG. Jung. Gesammelle Werke, 8. ZUrich 1967, 90n;9. l.Olten 1976.207.
M.-L Franz, Aklive Imaginalion in der Psychologie von C.G. Jung: Meditation in Religion und Psychotherapie, wyd. W. Brm:R, Stuttgart 1958. 144.
28
Poznanie siebie dokonuje się nie tylko w spojrzeniu na siebie, ale w decydującym stopniu również w spojrzeniu na bliźniego. Stąd modlitwa za bliźniego jest owocną metodą poznania siebie. Gdy modlimy się za drugiego, prześwietlamy nasze odniesienie do niego. W modlitwie za innych rezygnujemy z wszelkich prób usprawiedliwienia ich, próbujemy widzieć drugiego człowieka w świetle Boga. W tym świetle ujawnia się nasz stosunek do niego. W jednym z apoftegmatów Ojców modlitwa za brata, który mnie obraził, jest sposobem rozpoznania własnej choroby". Gdy tylko przestanę widzieć w innym jedynie błędy, stanę się zdolny do poznania siebie i własnej winy. Św. Benedykt poleca pomodlić się z przychodzącym gościem, zanim przekaże mu się pozdrowienie. Jako uzasadnienie podaje: „ze względu na złudzenia pochodzące od diabła" ". które rozpoznaje się jawnie dopiero w modlitwie. Modlitwa pozwala mi poznać wszystkie uprzedzenia i powód moich antypatii ora?, daje mi w ten sposób otwarte spojrzenie na wartość drugiego człowieka.
31 Les sentences.... III, 98. XVI 17.
31 ŚWICTY BfNRDYlCT Z Nursji. Reguła, Kraków 1997 (= RB). 53.5.
Przez modlitwę za siebie nawzajem odkryjemy, że w głębi duszy jesteśmy związani z wszystkimi ludźmi, że także cala ciemność i zlo innych jest w nas samych. W modlitwie za innych przechodzi nam ochota zrzucania całej winy na nich - przeciwnie, poznajemy coraz bardziej, że sami jesteśmy winni temu, iż nasz bliźni zachowuje się tak, że każdy go odrzuca i potępia. Dostojewski każe Starcowi Zosimie nieustannie głosić, to co rozumieją mnisi, że każdy człowiek przede wszystkim i we wszystkim jest winien:
Jeden tylko jest ratunek: bierz siebie i uczyń się odpowiedzialny za wszystek grzech człowieczy. Przyjacielu, przecież tak jest zaprawdę. albowiem ledwo uczynisz się szczerze odpowiedzialnym za wszystkich i wszystko, natychmiast zobaczysz, że tak jest zaiste, i że i ty właśnie jesteś za wszystkich i za wszystko winien".
Kto próbuje widzieć drugiego człowieka w świetle Boga, jako tego, którego Bóg kocha, ten przestaje przenosić na niego własne błędy i słabości. Modlitwa za bliźniego jest skutecznym sposobem burzenia takiego przerzucania oraz poznania własnego wnętrza. Jednocześnie modlitwa prowadzi
F. Dostojewski. Brada Karamazow. Warszawa 1928. 407.
30
do lepszego poznania drugiego człowieka, do poznania, które nie potępia, ale rozumie i umie współczuć.
Dalszą metodą modlitwy, prowadzącą do poznania siebie, jest dziękczynienie. Św. Benedykt w swej Regule wciąż je doradza. Dlatego rezygnuje z wyjaśniania mnichom trudnych sytuacji i nawołuje ich do dziękowania za niesprawiedliwość i bezwzględność. Dziękując poznają, czego Bóg przez to chce i w jakim stopniu są gotowi poddać się Jego woli. W 40. rozdziale „O mierze napoju" mówi, że gdy nie ma wina, mnisi powinni dziękować Bogu, zamiast pytać, dlaczego tak jest. Furtian powinien do każdego gościa powiedzieć „Bogu niech będą dzięki" {Deo gratias), żarów-no gdy czuje do niego sympatię, gdy przychodzi w porę, jak i wtedy gdy czuje antypatię, gdy zjawia się on w niewłaściwym czasie". Tylko wówczas jest otwarty na spotkanie z drugim bez uprzedzeń.
W dziękczynieniu próbuję przyjąć wszystko tak, jak Bóg daje. Gdy dziękuję Bogu za wydarzenia z mojego życia, zarówno za te piękne, jak i te bolesne, wtedy przyjmuję siebie wraz z moją przeszłością. A tylko to, co przyjąłem, mogę naprawdę
M rb 663-
31
poznać. Wtedy ukaże mi się, co Bóg ze mną zamierza, jaki jest ów obraz, który ma we mnie przyjąć kształt. To samo dotyczy wielu wydarzeń i wypadków. Ich prawdziwy sens dostrzegam dopiero wtedy, gdy wyrzekam się dochodzenia samodzielnie ich sensu, a zamiast tego dziękuję Bogu, że mnie nimi doświadczył. W dziękczynieniu rezygnuję z własnych prób rozwiązania i zawierzam Bogu, ufając, że wszystko dobrze zamierzył. Ta ufność prowadzi do poznania, do poznania nie własną siłą czy inteligencją, ale dzięki lasce. Dziękować za nieszczęście, które grozi mi załamaniem. dziękować za bliźniego, który mnie niszczy, wydaje się absurdem. Lecz gdy tylko zacznę Bogu za to dziękować, poczuję, gdzie się Mu sprzeciwiam, gdzie chcę Go zamknąć w swojej wyobraźni. W dziękczynieniu opuszczam namalowane przeze mnie obrazy Boga, który mi wtedy odsłania prawdę, często bolesną, o mnie samym.
2. MODLITWA 1 SKRUCHA SERCA
Poznanie siebie, które umożliwia nam modlitwa, nie może zatrzymać się na płaszczyźnie racjonalnej, musi stać się egzystencjalne. Hlokalia mówią o najboleśniejszym poznaniu siebie, o poznaniu, które dotyka serca, które przesuwa się z głowy do serca i tam wywołuje ból. Przez to otrzymuje ono jeszcze inną wartość:
Dopóki rozum przebywa! w głowie, twoje rozważanie zbaczało na rzeczy ogólne. Serce natomiast porusza to, co szczególne, co obchodzi ciebie samego. Bez jakichkolwiek uników i usprawiedliwiania zwraca się do ciebie wszystko od najbardziej skutecznej strony, tej. która dotyka cię najgłębiej. Przeżywasz więc bezpośrednio twoje błędy i słabości, tak jak światło i ciemność rzeczy .
Dawni ojcowie mówią tu o skrusze serca {compunctio cordis), o smutku (penthos) i o łzach36. Ten temat, tak ważny dla dro-
a
Henensgebet. 199.
32
Por. I. Hausherr. Penlhos. La doctrine de la componc-tion dans IVrient chretien, Roma 1944; M. Lot-Borochne. U mystere du .don des larmes" dans l'Orient chretien, Supplemeni a la Vie Spirituelle. 1936.
33
gi duchowej mnichów, wydaje się dzisiaj na pierwszy rzut oka niezrozumiały. Jednak warto się nim zainteresować, gdyż tylko tak możemy dobrze zrozumieć poznanie siebie, o które chodzi w modlitwie.
Poznanie siebie nie jest dla mnichów psychologiczną wiedzą samą w sobie, przede wszystkim nie jest ciekawym odkrywaniem związków psychologicznych, o których później można by mądrze i interesująco mówić. Mnich nie traktuje siebie jako obiektu, który chce zbadać, lecz w poznaniu siebie chodzi mu o Boga, którego chce doświadczyć, z którym chce się spotkać. Poznanie siebie jest zawsze poznaniem siebie przed Bogiem, a to oznacza poznanie własnej grzeszności przed świętym Bogiem. Poznanie własnego grzechu nie następuje po poznaniu Boga lub przed nim, lecz kiedy poznaję mój grzech - poznaję Boga, a kiedy spotykam na modlitwie Boga - natrafiam na mój grzech. Poznania siebie na modlitwie nie da się ująć obiektywnie, ono dokonuje się w spotkaniu, dlatego dotyka mojego serca. Przed Bogiem, przed Osobą, która mnie kocha, która patrzy na mnie z życzliwością, z bólem, uświadamiam sobie mój grzech.
Reakcją na poznanie własnego grzechu jest skrucha, głęboki żal, płacz. Mnisi wciąż
34
zachęcają do tego, by płakać nad swym grzechem, i to płakać nawet wtedy, gdy się już doświadczyło przebaczenia. W smutku i płaczu nie chodzi o pojedyncze grzechy i błędy, lecz o mnie jako grzesznika, jako człowieka, w którym mieszka grzech. Łzy wynikają ze smutku z powodu oddzielenia od Boga, ze smutku spowodowanego utratą szczęścia. Smutek jest jednocześnie tęsknotą za szczęściem, za integracją, za harmonią duszy i ciała, za pokojem, za zdolnością niepodzielnego kochania. Smutek nie ma nic wspólnego z przygnębieniem (lype), które mnisi zaliczali do ośmiu wad, nic z brakiem ochoty i nastrojem depresyjnym, z pesymizmem i rezygnacją. Przygnębienie wysusza serce, odbiera mu prężność i czyni je pustym. Smutek natomiast uzewnętrznia się we Izach, w nieustającym płaczu z powodu własnych grzechów. Smętek paraliżuje albo niszczy, smutek użyźnia i ożywia. Dla Ewagriusza twarda dusza, która nie chce wylewać łez, jest właśnie znakiem acedii, gnuśności". Poleca on: „nade wszystko módl się o dar lez, abyś przez skruchę zniszczył właściwą twej duszy zatwardziałość*
i«n
37 Por. Evacrius Pontkus. Antirrhetikos, Berlin 1917. acedia 10. m
F.wacriusz Z Pontu, 0 modlitwie. 5.
35
Mnisi rozróżniają różne rodzaje lez. Są to Izy dziecinne, które człowiek wylewa, gdy nie dostaje tego, co chce; są Izy obrazy, lęku, Izy złości, gniewu, bezsilności, i są łzy, którymi człowiek się lituje sam nad sobą. Wszystkie te łzy nie mogą uzdrowić, przeciwnie, utwierdzają nas w złej postawie, wzmacniają w nas gniew, obrazę, litość nad sobą. Kasjan przeciwstawia tym Izom „z lęku tego życia i nędzy i trudu", które nas uciskają, inne formy płaczu: płacz wywołany, „gdy ciernie grzechu kolą serca nasze" , plącz, który pochodzi z „rozważania dóbr wiecznych i tęsknoty za przyszłą wspaniałością", płacz ze strachu przed piekłem i płacz z powodu zatwardziałości i ślepoty innych. Gdy mnisi chwalą łzy, mają na myśli przede wszystkim Izy z powodu własnych grzechów, Izy, których jednak nie można odróżnić od łez z tęsknoty za Bożym zbawieniem.
Dla św. Izaaka z Niniwy {V w.) Izy oznaczają, że człowiek zbliżył się do prawdy:
W tym samym czasie, kiedy laska zaczęła otwierać twoje oczy tak, że poznajesz prawdziwą postać rzeczy, twe oczy zaczynają wylewać łzy, aż obmyją twe policzki, a na-
Jan Kasjan. Rozmów dwadzieiaoczlery. t. /, tl. ks. L WRZOt, PoznarS 1928. IX,29.1.
pór zmysłów uciszy się, gdy zostanie w tobie zamknięty w pokoju .
A I. Hausherr mówi o funkcji lez w poznaniu:
Ptacz jest naszym sposobem zbliżenia się do prawdy, która jest boskim atrybutem. Płakać, znaczy poznać prawdę o nas samych. nawet gdy nie jest ona przyjemna .
Plącz jest więc znakiem spotkania z prawdą, spotkania ze sobą samym, bez ukrywania się przed sobą. W płaczu tkwi swoista siła poznania: „i zapłaczemy... i wszystko zrozumiemy! Wtedy zrozumiemy wszystko!..."", tak Dostojewski oddaje doświadczenie, że we łzach odsłania się nam prawda o rzeczach.
W płaczu człowiek napotyka siebie samego. Wszystko staje się dla niego nagle jasne: jego nędza, nieczyste motywy i zamiary, złośliwości, próby ucieczki, głęboko zakorzeniony egoizm. Z mozołem wzniesiona budowla jego cnoty nagle w płaczu się wali. Może przejrzeć swoje ukryte zamiary, którymi ciągle siebie mami. Płaczącemu brakuje słów, by wytłumaczyć siebie
40 Ausgewahlte Abhandlungen des Bischofs Isaak von Ni-nivt. ubers. v. G. Bickfii, Kempten 1874. 342.
41 Hausherr. Leben.... 116.
F. DOSTOJEWSKI. Zbrodnia i kara. Warszawa 1956,26.
37
i swój stan, stów, za którymi mógłby się znowu ukryć. W płaczu człowiek spotyka siebie bez osłon, bez dystansu wobec siebie samego, nie przeżywa już siebie przez jakiekolwiek pośrednictwo, które sam trzyma w ręce. Nawet myśli, których mógłby się jeszcze trzymać, umykają mu. Płacz jest spotkaniem bez pośrednictwa, bez ogniwa łączącego. W płaczu człowiek wypuszcza z ręki panowanie nad sobą, zwalnia siebie Z więzów, oddaje się łzom, które go ogarniają. Płacz staje się dla niego jedyną możliwą odpowiedzią na doświadczenie, na które sam już nie umie odpowiedzieć. Ciało przejmuje za niego odpowiedź, wylewając łzy. Rozum, duch oniemiał4.
Skoro tylko wszystkie próby usprawiedliwienia zostaną w płaczu rozbite, maski opadną, może powstać nowy człowiek, którego Bóg stwarza w swej łasce, szczęśliwy człowiek, do którego tęsknimy. Łzy są dla św. Efrema Syryjczyka (t 373) warunkiem powstania nowego człowieka:
*'
' Por. H. PiESSNFR. Lachen und Weinen. Eine Umersu-chung nach den Crenzen menschlkhen Verhaltens. Bern 1950,8%, 185n.
38
Przez łzy i dobroć Bożą dusza, która umarła. zostaje wskrzeszona*4.
Andre Louf OCSO tak opisuje tego nowego człowieka, który przekroczył próg skruchy i wylewa łzy żalu z powodu swych grzechów, zmieniające się skrycie w łzy radości z nowego życia:
Odtąd jest już zupełnie uspokojony, po tym. gdy jedynie przez łaskę został zburzony i od podstaw odbudowany. Nie rozpoznaje już siebie. Dotknął otchłani grzechu i w tym samym momencie otarł się o bezdenną otchłań miłosierdzia. Nauczył się padać przed Bogiem, zdejmować maskę i odkładać broń. W końcu znajduje się przed Nim bezbronny, nie dysponuje niczym. czym mógłby się obronić przed Jego miłością. Jest nagi i odsłonięty. Jego cnoty. jego własne plany zostania świętym zostały mu wyjęte z ręki.
Z trudem trzyma jeszcze swoją nędzę, aby ją rozpostrzeć przed miłosierdziem. Bóg stał się dla niego prawdziwie Bogiem, tylko Bóg, Zbawca od grzechu. W końcu godzi się ze swoim grzechem, aby się chlubić swoimi słabościami. Już mu nie zależy na własnej doskonałości, jest ona przed oczyma Boga jak skrwawiona szmata (Iz 64,5). Swoje cnoty posiada tylko w Nim: są one ranami, ale
S.P.N. Fpbraem Syri Opera Omnia, 2. Roma 1740. 347. cyt. według HAUSHERK. Penthos.... 38.
39
przez miłosierdzie Boże ranami opatrzonymi i uzdrowionymi. Tylko Bogu. który w nim działa i nieustannie dokonuje swych cudów. może oddawać cześć45. Mnich plącze nie tylko z powodu swych grzechów, ale jednocześnie z powodu doznanego przebaczenia. Nie może odróżnić. czy bardziej płacze nad sobą i swą nędzą, czy nad miłością Boga, która go ogarnia i podnosi z jego nikczemności. Gdy w płaczu staje naprzeciwko własnego grzechu, doświadcza też, czym jest laska, co oznacza miłość Boża: miłość do tego, co niepozorne, przyjęcie tego, co jest nie do przyjęcia. We łzach mnich przypuszcza do siebie nie tylko swój grzech, ale i miłość Bożą. Serce reaguje na Bożą miłość Izami. Ta miłość przewierca i rani serce, i sprawia, że wytryskają z niego Izy. Plączący nie zamyka się na Bożą miłość, lecz przez nią zraniony, staje się zdolny jej doświadczyć. Mnisi wciąż śpiewają hymny pochwalne o łzach, które są jednocześnie Izami smutku i radości. Mówią o charopoioun penthos -o smutku przynoszącym radość. Łzy przepędzają przygnębienie i strach i powodują
45 A. Loiif OCSO. Reut und Gotteseifahrung. Manu-skripi der Vort>ereitiingskommission des Abtekotigresses 1972, 3. 22.
głęboką wewnętrzną radość. Jan Klimak (t 600) mówi o Izach:
Łzy odbierają strach, a gdzie nie ma strachu. tam świeci niezmącone światło radości, z tej nieprzemijającej radości zaś wykwita kwiat świętej miłości Boga .
Święty Piotr Damian (t 1072) pisze nie kończący się hymn pochwalny „De laude lacrymarum" ". Łzy obmywają z grzechów, wymazują ślady, które one zostawiły w sercu, oczyszczają serce. Są dla duszy kąpielą, która ją nie tylko oczyszcza, ale pokrzepia i napełnia radością. Łzy użyźniają duszę, ożywiają ją. Powodują głęboki wewnętrzny pokój. Znikają namiętności i zagmatwane myśli. Łzy chronią przed rozproszeniem i skupiają ducha w czystej modlitwie do Boga. Łzy kruszą dumę i wypędzają myśli, których człowiek chciałby się z dumą trzymać. Pozostawiają serce miłującemu Bogu i wypełniają je radością.
O duchowa rozkoszy lez. słodsza niż miód i patoka, i wszelki nektar!*8
W takim zachwycie św. Piotr Damian sławi Izy przynoszące radość.
* J. CUMACUS. Dit Uiter zum Paradiese. Regensburg 1874.139.
47 PL 145. 307-314.
"PL 147. 309.
40
41
Ewagriusz widzi we Izach warunek dobrej modlitwy i spotkania z rzeczywistym Bogiem. Bez tez nie ma spotkania z prawdziwym Bogiem, lecz ciągle jeszcze z wytworami własnej fantazji. Dla Ewagriusza Izy są warunkiem łączności z Bogiem:
Jeśli wydaje ci się, że nie potrzebujesz na modlitwie wylewać łez za swoje grzechy, to zastanów się. jak daleko odszedłeś od Boga, chociaż powinieneś trwać w Nim przez cały czas, a zaraz tym gorętszymi zalejesz się łzami ,
Kto dopuszcza Boga do siebie, pozwala Mu się pokonać, ten wybucha płaczem. Ewagriusz widzi w tym nawet przekonywający związek:
An Deiim timeas. e lacrymis agnoscito! Po
50
Izach poznasz, czy boisz się Boga!
Jeśli nie możesz płakać, mówi Ewagriusz w tym dobitnym zdaniu, nie wyobrażaj sobie, że czegoś dowiedziałeś się o Bogu. Łzy są znakiem bliskości Boga. wyrazem doświadczenia Go, cielesnym wyrazem doznania bliskości miłującego Boga. Dla kartuza Guigo (t 1137) łzy są znakiem przybycia Boga, świadkami i posłami pociechy i radości:
■
mi
Ewagriusz z Pontu, 0 modlitwie. 78. PG 40. 1270.
W tych łzach poznaję, o duszo, twego Oblubieńca i obejmuję Go. Są to cudowne dary i pocieszenie, które twój Oblubieniec ci dał5I.
Łzy są więc reakcją człowieka na bliskość Boga, reakcją, którą Bóg sam wywołuje, aby pozwolić nam poznać siebie. Filozof H. Plessner, jeden z niewielu, którzy w naszych czasach zajmowali się fenomenem płaczu, tłumaczy łzy jako „wzruszenie w ogóle, któremu człowiek oddaje się bez zastrzeżeń, tak że już nie jest wstanie odpowiadać z dystansu"". Znaczący dla płaczu jest brak dystansu do tego, co wzrusza i przejmuje. Wzruszenie .jest spotkaniem ze sprawą bez ogniw pośrednich. Nasze nastawienie na stosunki i względy znajduje też bezwzględny koniec" . W płaczu Bóg sam mnie spotyka, bez pośrednictwa słów i obrazów, Bóg sam przypiera mnie do muru. To burzy wszystkie sposoby zachowania, w których ja jestem panem samego siebie i które mogę wprowadzać wedle życzenia. Tu jedyną odpowiedzią jest kapitulacja, porzucenie
GuiGO Drugi. Ust o życiu kontemplacyjnym [Scala Claustralium), |w:| Najstarsze pisma kartuzów, tl. R. Witkowski. E. Skibiński, a. Świderkówna. Benedyktyni tynieccy. Kraków 1997.253-276.
52
:,(
PlESSNER, dz. cyt., 184. Tamże, 192.
42
43
. ..«o Którymi da się panować. W płaczu już nic nie chcę osiągnąć, daję się dotknąć, objąć. Łzy jednak nie są jedynym warunkiem tego, czy bez zastrzeżeń zagłębiam się w Bogu, czy też szukam wzruszenia, chcę rozkoszować się moim uczuciem. Wtedy spotkałbym znów tylko samego siebie. Płacz nie byłby prawdziwy, nie wywołany przez spotkanie z Bogiem, lecz wywołany przeze mnie dla wewnętrznego ubogacenia. Prawdziwy płacz jest łaską, ogarniającą człowieka, gdy Bóg sam zaszczyca go spotkaniem ze sobą.
Łzy mają dla mnichów także jeszcze inne działanie. Jednoczą ze sobą ciało i duszę. Smutek wypływa właśnie z rozdwojenia ciała i duszy, które wciąż ukazuje się w grzechu. W wyniku grzechu następuje rozdżwięk między duchem i ciałem, rozumem i uczuciami. Św. Maksym Wyznawca (t 662) mówi, że łzy przywracają równowagę między wyższymi a niższymi zmysłami, między intelektem a uczuciem, jednoczą człowieka ze sobą samym*. A Ryszard od św. Wiktora (t 1173) sądzi, że walka o łzy ukazuje pragnienia realizacji harmonii między człowiekiem zewnętrz-
■,.
Pot. HMISHKU. Penlhos, 188.
nym i wewnętrznym". Łzy pozwalają uczu ciom wyjść na zewnątrz. Włączają ciało w modlitwę. Człowiek reaguje na miłość Bożą już nie tylko myślami, ale i całym ciałem.
Jeśli łzy mają tak pozytywne działanie, to czy istnieją sposoby wywoływania ich. czy też są one czystym darem, na który można tylko czekać z pokorą? Kasjan odrzuca próby wyciskania łez - byłyby to łzy bezowocne, wymuszone, chorobliwie wywołane^6. Sw. Nil radzi temu, kto nie może płakać, by obudził w sobie pragnienie łez i dziękował za brata, który płakać może. Wtedy będzie miał udział w darze brata". Sw. Nil uważa widocznie, że pewne metody pomagające wzbudzić łzy są usprawiedliwione. Diakonowi Agapitosowi na pytanie „Co należy czynić, gdy nie można płakać oczyma ciała?" podaje następujący sposób: ma sobie wyobrazić, jakby się płakało we śnie. Wtedy można płakać i na jawieu. W jednym z apoftegmatów podane są dalsze rady:
Por. P. ANDES. Larmes: Dictionnaire de Spiritualite. Paris 1976. IX. 197; por. PL 1%. 98 B.
Por. Kasjan. dz. cyt.. I. 1,9.30.
Por. PC 79. 512. Poi. tamże. 512n.
45
Starzec powiedział: „Płacz lo pewna postawa. I ten, kto za tym darem tęskni, musi poświęcić wiele czasu na przyzwyczajenie ducha do ciągtej medytacji swych grzechów i kary, do myślenia o grobie i - jednym słowem - musi oczekiwać go każdym włóknem swego myślenia. Niech medytuje nad tym, jak spędzali czas jego ojcowie i jacy teraz są". Brat powiedział: „A mnich, czy ma myśleć o swoich rodzicach, ojcze?" Starzec odpowiedział: .Jeśli wiesz, że ta myśl pobudzi twą duszę do płaczu, to rób to. a gdy pojawią się łzy. skieruj je w inną stronę, w którą chcesz, czy to na twe grzechy, czy na inną dobrą myśl. Znam pewnego brata: gdy jego serce było twarde, uderza! się sam kilka razy i płakał z bólu. Wtedy myślał o swych grzechach"59.
Poleca się więc tu wywoływanie łez naturalnymi środkami, przez wyobrażenia, przy których się z natury płacze. Należy wtedy odwrócić łzy od wyobrażeń je wywołujących i wylewać je nad własnymi grzechami. Niektórych ludzi doprowadza do lez smutny film, żałowanie samego siebie albo sentymentalne wzruszenie. To nie jest płacz, którego owocne działanie chwalą mnisi. Ale można skierować ten płacz na własny grzech i na Boga, i wtedy jest to płacz uwalniający, płacz w którym można
m
Les sentences drs Peres du desert. nouveau recueil. wyd. L RECNAULT. Sol«m« 1977 (- Ul. 99n. N 548.
46
opuście samego siebie, w którym łzy obmywają całą zatwardziałość i przybliżają człowieka do Boga.
Gdy spytamy o właściwe znaczenie tych obco brzmiących myśli dawnych mnichów o płaczu, pojawiają się pewne poprawki do naszej modlitwy. Jesteśmy tak wychowani, że staramy się powstrzymywać łzy; w ogóle powstrzymujemy nasze uczucia. To dotyczy nie tylko relacji między ludźmi, ale też religijności, w której ze strachu przed sentymentalnością albo jedynie uczuciową pobożnością cofamy się chętnie na racjonalną płaszczyznę doświadczania Boga. Serdeczna skrucha, płacz nad własnym grzechem jest wyrazem tego, że dopuszczam do siebie uczucia, że wpuszczam do serca uznanie mego grzechu. W głowie mogę wciąż izolować się od Boga i chować się za moje myśli o Nim. W płaczu wszystkie próby obrony się zatamują, maski spadają, staję przed Bogiem taki, jakim jestem, stawiam siebie wobec własnej nagości.
Gdy uwalniam w płaczu moje uczucia, staję się zdolny do lepszego zrozumienia Boga i ludzi: „Prawdziwe zrozumienie uda się tylko temu, kto jest w stanie odczuwać. Kto nic nie czuje, nie rozumie ani innych,
47
,6°. Należy jednak odróżniać
tóre pojawiają się w płaczu, od
nocji, które według Kasjana są
tego. że tkwią w nas jeszcze ko-
^stępku. Plessner widzi różnicę
prawdziwymi i nieprawdziwymi
ni w tym, że prawdziwe są wywo-
przez obcą mi rzecz czy osobę,
irzez spotkanie z kimś innym, z „Ty",
m. „W nieautentycznym uczuciu
wego bycia zagadniętym w określo-
*rawie. Człowieka przepełnia wów-
jdedynie rozrzewnienie61. W nieau-
;znym uczuciu, w emocjach, które
'garniają, krążymy tylko wokół siebie,
jszujemy się sobą albo dajemy się
niknąć przygnębieniu, rozdrażnieniu,
ci. W emocjach zgłasza się zawsze
sne ,ja". które nie jest uporządkowane,
re przypisuje sobie zbyt wielką wagę.
.ocje rozstrajają człowieka wewnętrznie.
icz, który dopuszcza uczucia, prowadzi
nie natomiast do wewnętrznego wyci-
;enia i pokoju. Św. Jan Kilmak mówi, że
:y obdarzają nas
H. RsCHlf-ORL, Fuhlen was Leben ist. Die Bedeutung der Gtfuhlsfunkłion. Stuttgart 1977, 18.
PLESSNfcR. dz. cyt.. 172. 48
doskonałym, błogim spoKujo...... ,
si się ponad wszelkie hałaśliwe zakłócenia6''. W płaczu uspokajają się wszystkie niespokojne i oszałamiające myśli. Płacząc nie jestem w głowie, gdzie nigdy nie znalazłbym spokoju, lecz w sercu, które we łzach znajdzie swój pokój wewnętrzny, gdyż może wyrazić to, co je wypełnia. W ten sposób staje się zrozumiałe doświadczenie, że po płaczu człowiek czuje bardziej intensywną ciszę niź po sposobach medytacji. które świadomie zmierzają do milczenia. Cisza po płaczu jest ciszą żywą, wypełnioną miłością.
Wyrażanie uczuć w płaczu ma działanie oczyszczające i odnawiające. Gdy człowiek już nie może w wystarczającym stopniu wyrazić swych uczuć, zaczyna chorować. ponieważ uczucia, które są tłumione, wca-le nie umierają. Wyrażają się wtedy w za-burzeniach nerwicowych i we wszelkiego rodzaju uzależnieniach. W płaczu wraz z uczuciami może wyjść na zewnątrz także nieświadomość. Mnisi mówią, że płacz wiąże człowieka zewnętrznego z wewnętrznym, żyjącego świadomością, z jego nieświadomością. Płacz jest językiem, w którym może się wyrazić nieświadomość. Sło-
"cuMACUs.dz. cyt., 133.
49
wa często zawodzą, gdy chodzi o wyrażenie treści nieświadomych. W płaczu to, co nieświadome, staje się świadome i może rozwinąć swoje leczące działanie. Rozpraszające myśli pochodzą najczęściej z nieświadomości i nie są do opanowania, gdy człowiek tłumi swoją nieświadomość. Dla psychologii jest również zrozumiałe, dlaczego płacz prowadzi nas w wewnętrzną ciszę głębiej i skuteczniej niż techniki relaksacyjne.
W płaczu człowiek daje do siebie dostęp bólowi i cierpieniu. Dziś próbuje się na wszelkie sposoby uniknąć apatii, zniechęcenia i cierpienia. Odcina się od tego, uznaje to za zagrożenie wewnętrznej równowagi. Prowadzi to jednak „niechybnie do spłycenia uczuć i zubożenia życia" . Człowiek, który nie potrafi cierpieć, nie będzie też umiał się cieszyć: „Gdzie nie ma cierpienia, tam nie ma też wielkiego szczęścia. Nuda i pustka są skutkami. Szukanie namiastek następnym krokiem"M. Kto ustępuje z drogi bólowi, ten nie będzie umiał kochać. Bowiem kochać może tylko ten, kto się da zranić. W płaczu człowiek otwiera się na ból, nie aby się nim rozko-
61 Fischle-Carl, dz. cyt.. 25. Tamże, 15.
50
szować, lecz aby dać mu się dotknąć, by go przyjąć i przetworzyć. Psychologia mówi o pracy smutku i żałuje, że ludzie coraz rzadziej potrafią się smucić". W smutku ból zostaje przetworzony, zintegrowany, rozbrojony i tak uleczony.
Każde leczenie terapeutyczne zna stadium płaczu. Analiza nie pomaga pacjentowi, gdy mu jedynie poda powody jego nerwicy. Pacjent może użyć czystej wiedzy jako obrony przed koniecznością stanięcia twarzą w twarz z właściwym problemem. Sam wgląd, jaki mam, nic mi nie pomoże. Dopiero gdy mnie przejmie, może mnie uzdrowić. Zmiana ludzkiego postępowania nie jest możliwa bez udziału emocji. Dopiero gdy stłumiony ból dotrze do serca, człowiek może zrezygnować z bólów zastępczych, które wynajduje, by się chronić przed bólem właściwym. Jung mówi: „Nerwica zawsze zastępuje prawdziwe cierpienie"66. Gdy człowiek schodzi z drogi cierpieniom, które go doświadczają, ucieka w chorobę. Uzdrowienie może się zacząć dopiero wtedy, gdy dopuści do siebie stłumiony ból, odrzucone cierpienie. To
Por. A. i M. MrTSGiERUCH, Die Unfahigekeit zu trauern, Monachium 1968.
66 CC. Jung. Gnammclte..., 11,82.
że zbliżają się do niego różne dzikie zwierzęta i gady: kiedy już nie ma sil do walki z nimi. wdrapuje się na drzewo i tak ratuje życie. Podobnie więc i ja: siedzę w celi i widzę atakujące mnie złe myśli, a kiedy nie mam już siły do walki, uciekam się do Boga przez modlitwę, a On mnie ratuje od wro-góW".
Podobnie Kasjan pojmuje modlitwę jako ochronę przed złymi myślami, które nacierają na człowieka i ciągną go do złego. Kasjan tłumaczy tę obronną funkcję modlitwy tym, że duch ludzki z konieczności musi się zajmować myślami. Chodzi więc o to, by napełniać ducha dobrymi myślami. Przez myśl o Bogu, przez medytację, czytanie i modlitwę człowiek może się bronić przed złymi myślami i uzdrowić swego ducha. Kiedy myśli o rzeczach Bożych, złe myśli nie mają w nim już miejsca. Lecz nie jest to tylko sprawa miejsca. Myśli oddziałują na ducha i zmieniają go w to, co mu oferują. Przez myślenie o Bogu mnich powoli poznaje smak Boga. Przemienia się tak, jak myśli. Pod tym warunkiem modlitwa jest dla Kasjana skutecznym środkiem wewnętrznej przemiany i uzdrowienia człowieka:
*7 1 Apo 327.Jan Karwi (Kolobos) 12. 54
W wielkiej części od nas to zależy, czy poprawiamy treść myśli naszych i czy w sercach naszych powstają myśli święte i wzniosłe. czy też ziemskie i cielesne. Dlatego to polecamy pilne czytanie i nieustanne rozmyślanie Pisma, by pamięci naszej dostarczyć przedmiotów duchownych .
Przychodzimy więc do zdrowia przez Boże myśli, którym się oddajemy w modlitwie. Przy tej metodzie nie trzeba nawet analizować naszych myśli, uczuć, nastrojów. Są one raczej uzdrawiane przez to, że są zastępowane dobrymi. W słowach Pisma Świętego, o których myślimy modląc się, sam Duch Boży jest w nas - święty i jednocześnie uzdrawiający Duch Boga.
W apoftegmatach polecane nam są inne metody traktowania myśli. Myśli według Ojców Pustyni ostudzają pokusy, czyli wszystko to, co grozi nam wewnętrzną chorobą. Prawidłowe podejście do nich jest więc środkiem, który pozwala na wyleczenie ran i chorób. Pierwszą metodą jest energiczne odwrócenie się od tych myśli. Jeden ze Starców tak mówi:
u Kasjan. dz. cyt.. 1.1.1.17.
55
Jeśli nie powiesz im (myślom) energicznie „Idźcie sobie", one nie pójdą. Gdyż dopóki mają spokój, dopóly nie odejdą69.
Drugą metodą jest nie zważać zupełnie na myśli, lecz uciec się do modlitwy, patrzeć na Boga. Makary daje mnichowi radę:
A kiedy przyjdzie ci zla myśl, nigdy nie patrz w dół, lecz zawsze do góry, a Bóg natychmiast cię wspomoże .
Inny radzi przenieść się w obecność Bożą i przed Bogiem czynić, co się tylko da przeciwko złym myślom '. Boża obecność chroni przed pokusami i uzdrawia tego. kto został przez nie zraniony. Boża obecność jest jak namiot tlenowy, w którym chory może swobodnie oddychać. Nasz duch, otulony w Bożą obecność, zdrowieje.
Trzecia metoda, jaką polecają mądrzy Ojcowie, polega na tym, aby przy naporze dręczących myśli wstać i modlić się. Ruch fizyczny przegania myśli i prowadzi mnicha do skutecznej modlitwy. Często ruch jest dalej rozwijany. Mnich ma okrążyć swą celę albo uczynić znak krzyża:
lrswnr«tc«...,1l.69;N453.
Apoftegmaty Ojców Pustyni, t 2, Kolekcjo systematyczna. II. ks. M. KOZERA, Kraków 1995 (= 2 Apo). XV1I1.9 (456).
" Pot. Les sentences.... Ul. 68. II 15.
Zdarza się. gdy tak siedzisz, że nacierają na ciebie myśli i demony. Podnieś się wtedy. wyjdź na zewnątrz, zmów modlitwę, przejdź jedną rundę, a oddalą się od ciebie7'.
Mnisi wiedzą, że nie wszystko w nas musi zostać odkryte, aby mogło zostać uzdrowione. Ufają uzdrawiającej mocy modlitwy. Przez samą modlitwę może również zostać uzdrowiony ktoś, kogo przerasta analiza myśli. Nie muszę koniecznie znać choroby, z której chcę być uzdrowiony. Gdy żyję „zdrowo", codziennie przyjmuję lekarstwo, jakim jest modlitwa, wtedy nawet nie znane mi choroby są uzdrawiane. Gdyż modlitwa łączy nas z Bogiem, prawdziwym Lekarzem, który zna moje rany lepiej niż ja sam. Powierzenie się Jemu w modlitwie jest więc najlepszym środkiem terapeutycznym polecanym nam przez mnichów.
Mnisi rozumieją modlitwę jako lekarstwo. Istnieją jednak różne rodzaje lekarstw. Niektóre wyszukują przyczyny choroby, obnażają je, czynią wyraźniejszymi. zanim je zwalczą. Inne lekarstwa są jak maści, którymi smaruje się ranę, nie znając jej dokładnie, albo jak środki wzmacniające, które uaktywniają odporność człowieka na wszystkie, nie analizowane pojedynczo,
"feSttMaKVS~.il, 129; N 529/62.
56
r>7
zarazki. Podobnie modlitwa jest dla mnichów czasem bardziej środkiem analizy i odkrywania. Przez obserwację i poznanie siebie odkrywają oni przyczyny złych postaw. Innym razem modlitwa jest bardziej maścią albo środkiem wzmacniającym, który może być zastosowany przeciwko wszystkim chorobom, nawet gdy ich szczegółowo nie znamy. Stała modlitwa uodparnia człowieka na grzech i winę. Złe postawy, które sobie przyswoił, są stopniowo usuwane. Proces uzdrawiania jest często niezauważalny, przez długi czas się go nie rozpoznaje. Z zewnątrz nie widać zmiany, jednak dokonuje się ona wewnątrz. Rolnik orze pole i nic się nie zmienia. Jednak zaorane pole przynosi owoc. Tak również w nieświadomości oranej modlitwą rośnie, dla wielu niezauważalny, owoc przemiany.
Formy analityczne i terapeutyczne modlitwy nie stanowią dla mnichów przeciwieństw. Polecane są obie metody, stosownie do sytuacji i zdolności danego człowieka. Czasem stosuje się jedną po drugiej. Najpierw zakrywającą, a gdy ta nie pomaga, gdy niepokój i wewnętrzna przewrotność nie ustępują, wtedy - odkrywającą, analizującą. Mnisi znają jednak również formy modlitwy, które łączą w sobie analizę i terapię. To samo odkrywa i leczy. Dobrym przykładem takiej modlitwy jest An-
58
tirrhetikos Ewagnusza. Nie pomija się w niej złych myśli, wewnętrznych złych postaw, ale zastępuje się je myślami o Bogu. Modlący uświadamia sobie myśli, które według Ewagriusza są podsuwane przez demony, i stosuje tzw. myśli przeciwne. I tak mnich, gdy czuje, że jest skąpy, powinien sobie swoje skąpstwo uświadomić i przeciwstawić mu słowo z Pisma Świętego, które może skąpstwo pokonać. Ewagriusz analizuje najpierw myśl:
Przeciwko myśli, która nie dopuszcza tego. byśmy potrzebującemu bratu coś dali, albo pożyczyli pieniędzy temu, który nas prosi [por. + Pwt 15,1 In]. Otwórz szczodrze rękę swemu bratu uciśnionemu lub ubogiemu w twej ziemi .
Uświadamiając sobie pokusę i stosując przeciwko niej Słowo Boże, mnich ją pokonuje. Słowo Boże zwycięża myśl, którą podsuwa demon. Uwalnia człowieka od nałogu, który go chce więzić, leczy go z namiętnego nastroju, z niepokoju, który wywołuje w nim zle myśli. Modlitwa staje się walką z chorobą. Modlący chwyta się Boga, który przez swoje słowo, wciąż powtarzane i medytowane, leczy chorobę.
EVACRIUS Pondcus, Antirrłietikos, philargyria 9
Apojlegmaty Ojców znają podobne formy modlitwy, reakcji na kuszące zle myśli. Antoni radzi pewnemu bratu, aby spokojnie wpuścił do siebie te myśli. Tylko niech nie ucieka, zamykając swe ciało w celi. Gdy myśli go wtedy napastują, niech przeciwstawia im słowa Pisma Świętego. Tak może je pokonać:
Pewien brat, nękany myślami o wyjściu z celi, powiedział o tym abba Antoniemu. Starzec odpowiedział mu: „Idź, usiądź w swej celi. Wydaj swoje ciało murom twej celi jako zastaw i nie wychodź. Pozwól twym myślom iść, dokąd chcą, ale nie pozwól twemu ciału wyjść z celi. Będzie ono cierpieć, nie będzie mogło pracować. W końcu będzie głodne i przyjdzie czas posiłku, który przypomni ci o jedzeniu. Gdy głód powie ci: «Zjedz trochę chleba dla siebie*, powiedz mu trzeźwo: •Nie samym tylko chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych" (Pwt 8,3), a ono ci powie: «Wypij trochę wina, tak jak św. Tymoteusz*, odpowiedz mu: *Nie pijemy wina. Jonadab bowiem, syn Rekaba, nasz praojciec. nakazał nam: «Nie będziecie pili wina na wieki ani wy. ani wasi synowie* ()r 35,6). Gdy sen chce cię zmóc, nie przyjmuj go. gdyż w Ewangelii jest napisane: ■Czuwajcie i módlcie się* 1M1 26,4). Napisane jest też: * Najdzielniejsi stali się łupem i śpią snem swoim* (Ps 75.6). Żyw swoją duszę słowem Bożym, czuwaniem, modlitwą i przede wszystkim ciągłym roz-
myślaniem nad Imieniem naszego Pana Jezusa Chrystusa. ! tak znajdziesz drogę pokonania złych myśli" .
Jest też metoda, która polega na tym, że najpierw należy się zająć myślą i ją uporządkować. W przypadku, gdyby wciąż powracała, nie należy na nią zważać:
Ojciec Pojmen powiedział: Jeśli przyjdzie ci myśl dotycząca koniecznych potrzeb ciała, i zadbasz o nie, i znowu przyjdzie ci ta myśl po raz drugi, i znowu zadbasz - to kiedy przyjdzie po raz trzeci, już na nią nie zwracaj uwagi: jest próżna"75.
Dopuszczenie do siebie myśli może pójść tak daleko, że się ją przedstawia w swego rodzaju grze z podziałem na role. Przez to można odnaleźć wewnętrzny spokój:
Słyszałem, jak pewien starzec opowiadał, że kiedy jego myśli mówiły mu, że ma kogoś odwiedzić, wstawał, wychodził i okrążał swą celę. Potem wracał, pocieszał się gościem, którym sobie wyobrażał, że sam jest. Przez to znalazł spokój .
Inni ojcowie kpią ze swych myśli. Zachowują się tak, jakby je mieli spełnić. W ten sposób pokusy stają się mniej groźne:
'* Les sentences, III. I41n. " 1 Apo 614. Pojmen 40. 76 Us itntences, 11.49: N 394.
61
Opowiadano o abba Teodorze i o abba Lucjuszu z Enalon, że przez pięćdziesiąt lat oszukiwali samych siebie mówiąc: „Kiedy minie ta zima. odejdziemy stąd". Kiedy robiło się lato mówili: „Opuścimy to miejsce, gdy przeminie lato". Czynili to przez cały swój pobyt na pustyni, ci godni pamięci ojcowie .
Komuś innemu ta metoda jednak nie pomoże. Musi on wtedy sięgnąć po inny środek, musi przedstawić swą myśl w dość humorystycznej scenie:
Pewnemu bratu natrętnie narzucała się myśl: „Powinieneś iść odwiedzić tego a tego starca". On jednak odkładał to z dnia na dzień, mówiąc: „Pójdę jutro". I tak walczył z tą myślą przez trzy lata. Wreszcie powiedział do niej: „Załóżmy, że idziesz do starca; wchodzisz i mówisz mu: «Czy jesteś zdrów, ojcze? Od dawna pragnę widzieć twoją świątobliwości-". Następnie wziął miednicę, umył się, i grając rotę starca odpowiedział sobie: „Cieszę się, że przyszedłeś, bracie; wybacz mi, bo z mojego powodu bardzo się zmęczyłeś. Niech Bóg ci ten trud nagrodzi!" Potem przygotował posiłek, zjadł dobrze i wypił. i natychmiast skończyła się walka .
77
2ApoVH,7.
74
Abba powiedz mi słowo.... Wybór apoftegmatów. tl. s. M. Borkowska OSB, Kraków 1997 (= Abba). 33 (N 443).
62
Przytoczone tu metody zdają się mieć niewiele wspólnego z modlitwą. Można raczej przypuszczać, że to techniki psychologiczne: psychodramat, gra z podziałem na role lub coś podobnego. Jednak dla mnichów było jasne, że nie mogą sami siebie uzdrowić, że żadną techniką nie uzyskają zwycięstwa nad pokusami. Odegranie dręczącej myśli jest dla nich tylko niekonwencjonalną formą dialogu z Bogiem. Jeśli rozmowa z Bogiem nic nie pomaga, bo za bardzo tkwi w głowie, jeśli analiza przyczyn i tła myśli nie przynosi efektów, wtedy otwiera się dla niektórych możliwość przedstawienia myśli przed Bogiem. Zamiast słowami modli się wówczas gestami, grając przed Bogiem, aby w grze uchwycić odpowiedź, która nie sprowadza się jedynie do słowa, ale wyraża się także uciszeniem, pokojem i wolnością od pokusy.
Modlitwa nie jest środkiem terapeutycznym, którym mnich może rozporządzać jak jakąś techniką. Modlitwa uzdrawia, ponieważ łączy nas z Bogiem. Bóg jest właściwym Lekarzem, który może uleczyć każdą ranę. W modlitwie powierzamy się Jemu, aby od Niego, jako od Lekarza, który sam został zraniony na krzyżu, uzyskać uzdrowienie. W modlitwie doświadczamy badającej i jednocześnie uzdrawiającej obecności. Może nas ona uzdrawiać, ponieważ
63
stawia nas w Bożej obecności i napełnia nas Duchem Bożym. Wiele sentencji Ojców opisuje tę uzdrawiającą rolę modlitwy:
Nieustanna modlitwa w krótkim czasie poprawia ducha79.
Modlilwa jest środkiem chroniącym przed smętkiem i brakiem odwagi80.
Modlitwa jest lekarstwem na smutek i zniechęcenie .
Modlitwa wyrasta z łagodności i wolności od gniewu ".
Modlitwa jest owocem radości i wdzięczności".
Uzdrawiające i łagodzące działanie modlitwy sławią przede wszystkim teksty wschodniego monastycyzmu. Pielgrzym rosyjski ufa uzdrawiającej sile modlitwy. Analiza myśli i walka z nałogami prowadzona o własnych siłach wiedzie tylko do rozpaczy. Przerasta to człowieka. Dlatego Bóg podarował nam modlitwę jako lekarstwo:
n
■B
Weisung 1128. 1 Apo 548. Nil 3.
>:
Ewacriusz z Pontu. 0 modlitwie. 16. Tamże. 14.
■•>
Tamże, 15.
Uwierz, mój miły, że jeśli będziesz odmawiał tę modlitwę, nie bacząc na to. co ci się w myślach mami. to wkrótce poczujesz radość. minie twój strach i udręka, a ty w końcu całkiem się uspokoisz, staniesz się człowiekiem pobożnym i cały twój pociąg do grzechu ustąpi54.
Gdy tylko człowiek trwa przy modlitwie i nieustannie usiłuje się modlić, wszystko w nim zostaje uleczone, niezależnie od jego własnej siły do walki z namiętnościami. Modlitwa zastępuje według rosyjskiego pielgrzyma całe dzieło ascezy. Daje on proste rady:
1. Módl się i myśl. co tylko chcesz, a modlitwa oczyści twe myśli. Modlitwa przyniesie oświecenie twego umysłu, wyciszy cię, odpędzi wszystkie myśli niestosowne.
2. Módl się i czyń. co chcesz, a czyny twoje będą podobać się Bogu. dla ciebie zaś będą pożyteczne i zbawienne.
3. Módl się, a za wiele się nie trudź, by własnymi siłami pokonać namiętności. Modlitwa zniszczy je w tobie.
4. Módl się i niczego się nie obawiaj, nie bój się nieszczęść, nie lękaj się napaści - modlitwa ochroni cię. powstrzyma je.
B4
Szczere opowieści pielgrzyma przedstawione jego Ojcu duchownemu. Poznań 1993. 128-129.
64
65
5. Módl się, choć jakkolwiek, ale zawsze, i niczym się nie martw, niech duch twój będzie radosny i pełen pokoju: modlitwa rozwiąże wszystko i pouczy cię85.
Dla duchownych pisarzy jest sprawą oczywistą, że modlitwa nie zwalnia nas z wysiłku, by pomóc w uzdrowieniu. Modlitwa i asceza nie są przeciwieństwami. Obie tworzą całość. Bez modlitwy asceza jest wiarą w siebie i we własne siły. Bez ascezy jednak modlitwa pozostaje pustym, niezobowiązującym gadaniem. Filokalia mówią:
Nie zapomnij nigdy, że modlitwa sama w sobie nie jest doskonała, lecz tylko razem ze wszystkimi cnotami, które są niejako organami duszy i tworzą nasz wewnętrzny organizm. Dopiero gdy są do pewnego stopnia rozwinięte, możemy żyć w duchu. Gdy je nabywasz. udoskonala się twoja modlitwa. Bez nich modlitwa nie daje owoców .
Modlitwa
tylko wtedy jest skuteczna, gdy modlący się czuwa nad swym wnętrzem i jest gotów walczyć ze swymi namiętnościami .
W innym wypadku, mówią duchowni pisarze, można stracić rozum. Dążenie do
mistyki bez pójścia trudną drogą ascezy nie jest według nich możliwe bez szkód dla zdrowia psychicznego. Gdyby zważano na to stwierdzenie mnichów, można by uniknąć wielu szkód psychicznych, które stały się udziałem ludzi uprawiających różne formy medytacji obiecujących szczęście lub oświecenie, a nie zwracających uwagi na konieczność poznania siebie i ciężkiej pracy nad sobą.
n
y.
V.'
Tamże. 155-156. Hcrzensgebet 111. Tamże, 159.
66
ZAKOŃCZENIE
Celem modlitwy nie jest poznanie siebie, lecz sam Bóg, którego chcę spotkać, doświadczyć, w którego obecności chcę żyć. Poznanie siebie jest tylko warunkiem dobrej modlitwy. Ten warunek nie spełnia się w czasie jakiejś psychologicznej pracy przygotowawczej, lecz przez samą modlitwę. Usiłując dobrze się modlić, mnich spotyka samego siebie, poznaje się coraz lepiej i staje się zdolny do intensywniejszej i czystszej modlitwy. Modląc się, uczy się modlić. Nie sięga więc najpierw po metody psychologiczne, aby podporządkować swoje religijne działanie miarom psychologii. Mnisi ufają raczej oczyszczającej i uzdrawiającej sile modlitwy. Szczera modlitwa, w której człowiek nie chce rozkoszować się sobą, lecz chce spotkać Boga, odkrywa bezwzględnie wszystkie złe postawy. Spełnia funkcję metod psychoanalitycznych, nie opuszczając płaszczyzny religijnej.
Dzisiaj nie możemy postępować tak, jakby nie było psychologii. Nie ma też sensu polemizować z nią. Bez wątpienia bowiem dużo zdziałała i dokonała wielkich
69
odkryć o człowieku, rozwinęła wiele metod, które mogą mu pomóc i go uleczyć. Jednak na tle uwypuklonej dziś przez psychologię troski o duszę człowieka należałoby na nowo zaufać drodze religijnej. Mnisi i wielu ludzi, którzy przez stulecia postępowali według ich wskazówek, zebrali bogate doświadczenia o człowieku. Doświadczenia te nie muszą się bać konfrontacji z dzisiejszą psychologią. Dobrze by nam dziś zrobiło zastanowienie się nad tymi doświadczeniami, zanurzenie się w nie poprzez praktykę modlitewną, aby móc poczuć ich uzdrawiające działanie.
Modląc się, nieustannie się modląc, mnisi doświadczyli, kim są, jakie postawy, skłonności i nastroje czynią ich wewnętrznie chorymi i oddzielają od Boga. W modlitwie odczuli jednocześnie, że są obrazem Boga i że trzeba, by ten obraz był niezmącony i nie zafałszowany. Lecz ciągle przeżywają to, że nie mogą o własnej mocy przywrócić w sobie obrazu Boga, lecz tylko Bóg może ich uzdrowić. W obcowaniu z Bogiem, w rozmowie z Nim i w doświadczeniu Jego obecności, która nas ogarnia, możemy doświadczyć Bożego uzdrowienia. Stopniowo otchłanie naszego wnętrza stają się przez modlitwę zamieszkane. Ciemność i demony nie są tak groźne; to, co słabe i kruche, zostaje uzdrowione; kapryśne nastroje
70
i emocje ustępują miejsca spokojowi i cichej radości. Nie my mamy się realizować, lecz Bóg sam nas realizuje, przywracając w nas swój obraz. Kto powierza się w modlitwie Bogu i Jego uzdrawiającej obecności, ten odnajduje siebie, jedna się ze sobą, identyfikuje się ze sobą, staje się zdrowy i szczęśliwy.