Modlitwa o zaakceptowanie siebie
Póki byłem dzieckiem, Panie, tego nie wiedziałem.
Nie przypuszczałem, ze można być znużonym samym sobą.
I stwierdzić, ze się przegrało.
Dobrze poznałem pokusy. Rożne. Ale ta jest, jak mi się wydaje, najsilniejsza:
Rzucić to wszystko... Rzucić?...
Więc marze: o zdrowiu bez porównania lepszym
niż mi przypadło w udziale; o ciele silnym i pięknym; o umyślę bardziej błyskotliwym; wykształceniu znacznie pełniejszym
Bo inni...
Ich sytuacja życiowa jest lepsza, możliwości szersze.
Maja szanse, które mnie by się tak bardzo przydały, ułatwienia, których mi życie odmówiło...
A może... Najwyższy już czas, by zacząć żyć? Na sny może już trochę za późno?
Wiem. To, co niemożliwe, istnieć nie będzie nigdy.
Zrozumieć to, mój Boże to już jest światło. Zjawiło ,się tam, gdzie go nie oczekiwałem. Więc marzenia skończone.
Pozostaje życie, które trzeba, warto pokochać.
Moje życie: zdrowa bieda, licha kariera - normalny, przeciętny ludzki byt.
To wszystko, Panie chciałbym zaakceptować.
A przede wszystkim , musze zaakceptować siebie samego.
I znaleźć szczęście i wewnętrzną cisze: w działaniu, w życiu .
Tak jak potrafię. Pomóż mi w tym Panie.