HANS-DIETRICH KAHLKE
WYKOPALISKA Z CZTERECH KONTYNENTÓW
Hans-Dietrich Kahlke, dyrektor Instytutu Paleontologii Czwartorzędu w. Weimarze (NRD) prowadzi czytelnika po wykopaliskach rozsiärrj'ch niemal na wszystkich kontynentach naszego globu. Opiera się na dawniejszych badaniach, uwzględniając jednak przede wszystkim najnowsze.
Czytelnik polski już niejednokrotnie miał możność zapoznać się z interesującymi książkami ilustrującymi osiągnięcia antropologów, archeologów czy paleontologów. Pewnym novurn jest omówienie w jednej książce najnowszych wyników z tych trzech zazębiających się i uzupełniających wzajemnie dziedzin. Tak szeroko potraktowany temat wymagał wprowadzenia do tekstu szeregu terminów naukowych. Słowniczek na końcu książki mą ułatwić czytelnikowi nie obeznanemu z tymi zagadnieniami przyswojenie treści poszczególnych rozdziałów.
Autor, będący z wykształcenia zarówno paleontologiem, jak i archeologiem, żywo i barwnie popularyzuje trudne dla laika wywody ogólne, wplatając elementy przygody i pasji poszukiwawczej, przytaczając nawet dyskusje badaczy.
Opisy odkryć nie są tylko suchymi relacjami. Omawiając poszczególne znaleziska autor przekazuje równocześnie swoją wiedzę, swoje doświadczenie i osobiste zaangażowanie. Wykorzystuje przy tym umiejętnie własny udział, najczęściej w charakterze kierownika i organizatora większości opisywanych przezeń prac wykopaliskowych. W przypadkach, kiedy nie brał osobiście udziału w wyprawie, zapoznał się rzetelnie z całą jej złożoną problematyką, a „trofea” w postaci cennych, a często bezcennych szczątków zwierzęcych i roślinnych poznawał bezpośrednio, oglądając je w zbiorach. Autorowi znane są dziś wszystkie znaczniejsze muzea i zbiory archeologiczne i paleontologiczne świata, a także miejsca, gdzie niegdyś prowadzono prace wykopaliskowe. Te okoliczności sprawiają, że książka przemawia do nas swoją autentycznością.
Autor poświęca wiele uwagi osiągnięciom innych krajów w ostatnich latach w zakresie paleontologii czwartorzędu, traktu-
jąc przy tym prace polskich badaczy dość powierzchownie. Dlatego też rozdział Polskie badania archeologiczne i paleontologiczne uzupełniający książkę, a dotyczący jedynie niektórych odcinków prac badawczych z wspomnianych dziedzin nauki, ma zapobiec powstaniu fałszywego mniemania, jakoby Polacy nie brali udziału w rozwiązywaniu tych niezmiernie interesujących problemów naukowych i nie przyczyniali się do rozwoju tych dyscyplin nauki.
HENRYK KUBIAK
Trudno wprost ogarnąć ogromny postęp wiedzy, jaki dokonał się w ciągu ostatnich lat w zakresie badań pradziejów Ziemi i ludzkości. W dżunglii Wietnamu i na Borneo badacze prehistorii znaleźli plejstoceńskie szczątki ludzkie, nad Dniestrem radzieccy uczeni odkryli cały ośrodek paleolitycznego osadnictwa, na dalekiej północy, w wiecznej marzłoci Alaski amerykańscy badacze znaleźli rozwiązanie zagadnienia najwcześniejszego zasiedlania Nowego Świata. Na rozległych obszarach lessowych Szansi chińscy naukowcy wykopali przodków człowieka pekińskiego, w Afryce Wschodniej odkryto najstarsze kultury pięściaków i szczątki praczłowieka, w utworach krasowych w Kuangsi znaleziono największe z dotychczas znanych kopalnych małp człekokształtnych; w Mongolii Wewnętrznej i nad Kuku-nor dokonano odkrycia przodków plejstoceńskiego nosorożca włochatego. W Meksyku znów wykapano „słonie preriowe” stanowiące boczną gałąź w linii rozwojowej mamuta, w Sierra Nevada w Kalifornii dziś jeszcze rosną „prehistoryczne” drzewa liczące 5000 lat, a w Europie w pobliżu Budapesztu węgierscy naukowcy odkryli archaiczną kulturę otoczakową. Można by jeszcze długo wyliczać wiele podobnych osiągnięć naukowych. W ciągu ostatnich lat, zarówno w terenie, jak i w laboratoriach wypracowano również szereg nowych metod badawczych, względnie udoskonalono „stare metody”.
Dwadzieścia pięć bogato ilustrowanych rozdziałów książki, dotyczących nowoczesnych badań, przedstawiono jako przegląd osiągnięć w dziedzinie szeroko pojętej prehistorii. Mają one pogłębić zainteresowania i wzbudzić zrozumienie dla popierania tego rodzaju poszukiwań. Nierzadko właśnie laicy byli pierwszymi, którzy zwrócili uwagę na znalezione szczątki, co w efekcie stało się punktem wyjścia dla rozwiązania wielkich problemów naukowych. Zasługi położyli zarówno uprawiający ryż chłop z Leng-Chai-Shan czy czarny kowboj z Nowego Meksyku, jak i dentysta z Karyntii czy syberyjski myśliwy znad Ałdanu, czy wreszcie europejski urzędnik. Poza tym autor chciał pokazać
młodemu czytelnikowi, jak wyglądają prace badawcze w dziewiczym lesie i w dżungli, na obszarach wiecznej marzłoci i na gorących stepach. Chciał także zwrócić uwagę na długą, trwającą nieraz dziesiątki lat drogę, jaką musi przebyć naukowiec, zanim zostanie odkrywcą.
HANS-DIETRICH KAHLKE
Na południe od szosy Nordhausen—Halle, w okolicy Sanger- hausen, niedaleko miejscowości Voigtstedt-Edersleben zalegają potężne warstwy gliny. Przed czterema laty odkryto tu bogate znalezisko „prehistorycznych” kości. Do ich odkrycia doszło przypadkowo. Jedna z wielkich wydobywających glinę koparek odsłoniła bogate znalezisko szczątków kostnych. Przybywszy na miejsce zaczęliśmy szukać dalszych szkieletów. Od chwili rozpoczęcia prac poszukiwawczych minęło już szereg miesięcy.
Bezlitośnie przypieka sierpniowe słońce. W głębi wykopów nie czuje się najmniejszego powiewu wiatru. Pracujemy w południowej części starego dołu w kopalni glinki ceramicznej cegielni Voigtstedt. Nasze prace przebiegają sprawnie; codziennie znajdujemy coś nowego. Spychacze usuwają warstwy zalegające nad głównym poziomem znaleziska. Szczątki kostne znajdują się na głębokości około 20 m. Na dnie wykopu siedzą w długich rzędach zaangażowane do prac wykopaliskowych robotnice oraz uczniowie szkół średnich z Sangerhausen. Każdy dzień pracy jest podobny do poprzedniego; i tak mijają tygodnie i miesiące. Poszczególne fragmenty kostne zaznacza się na szczegółowych planach sytuacyjnych, przy czym każda kość otrzymuje swój numer. Doszliśmy już do liczb czterocyfrowych.
Od kilku dni w wykopie wyłaniają się większe fragmenty szkieletu. Fotografujemy je i rysujemy na planie. Preparatorzy powoli odsłaniają coraz większe fragmenty kości i czaszki. W niektórych miejscach ostrożnie podkopują odsłonięty szkielet. W pobliżu wykopów roztapia się w wielkich kadziach parafinę. Obok leżą worki z gipsem, gumowe kubki i wiadra, szerokie pasy folii metalowej, skrzynie i pudła pełne osobliwych narzędzi. Dla
zabezpieczenia odsłoniętych szczątków przed deszczem i słońcem rozpięto nad wykopami dachy brezentowe, przypominające namioty. Praoujący pod nimi ludzie wyglądają jak średniowieczni alchemicy w swoich laboratoriach.
Odsłoniętą czaszkę pokrywa się parafiną. W tym celu ustawia się wokół niej, w odległości około 2 cm od kości, folię metalową umacnianą długimi szpilami. Po nadaniu folii kształtu czaszki ochładza się kości, by płynna parafina zastygała natychmiast po nalaniu jej na powierzchnię kości. Do takiej formy 1 folii metalowej otaczającej czaszkę wlewa się parafinę. Po jej zastygnięciu ponownie ustawia się folię w niewielkiej odległości od płaszcza parafinowego. Dla dalszego wzmocnienia szczątków kostnych okłada się je jeszcze odpowiednio przyciętymi siatkami drucianymi. Następnie oblewa się szczątki drugą powłoką, tym razem gipsową. Po oznakowaniu liczbami i innymi danymi poszczególnych bloków gipsowych przygotowuje się je do transportu.
550 000 do 600 000 lat temu przez okolicę Voigtstedt-Edersle- ben płynęła rzeka. Jej wody gromadziły w szerokiej dolinie potężne warstwy iłu, piasku i żwiru, w których zalegają pozostałości plejstoceńskiej fauny. W głównej warstwie znaleziska odkryliśmy szczątki wymarłych słoni o bardzo zróżnicowanych zębach trzonowych, co pozwala nam wejrzeć w najwcześniejsze fazy rozwoju mamuta.
Najstarsze „prawdziwe słonie” znamy ze złóż żwiru rzeki Vaal (Afryka Południowa) i. z północnych Indii. Ich naukowa nazwa brzmi Archidiskodon planifrons (Falconer et Gautley). Przypominają one jeszcze w znacznym stopniu formy pierwotnych trą- bowców trzeciorzędu. Ich zęby policzkowe odznaczały się niewielką liczbą płytek zębowych, a» korony stosunkowo małą wysokością. Były to zwierzęta tropikalnych i subtropikalnych lasów oraz terenów otwartych. W najstarszej fazie plejstocenu (w willa- fransie) słomę te odbywały dalekie wędrówki na terenach Afryki i południowo-wschodniej Azji, występując na tych obszarach jeszcze razem z mastodontami. Jak wynika z najnowszych badań paleontologii czwartorzędu, słonie te nigdy nie występowały w Europie Środkowej, gatunek ten bowiem przekształcił się w słonia południowego (Archidiskodon meridionalis), typowego przedstawiciela willafransu środkowego | górnego. Późne jego
formy występowały w Europie i Azji aż do początku zlodowacenia Mindel.
Podczas gdy południowi przedstawiciele Archidiskodon me- ridionalis wykazują w budowie zębów trzonowych jeszcze wiele cech pierwotnych, populacje północne znalazły się pod wpływami chłodniejszego klimatu oraz odmiennych warunków otoczenia i musiały się do nich odpowiednio dostosować. Bardzo powoli, poprzez dziesiątki, tysięcy pokoleń, z prymitywnych zębów trzonowych wykształciły się zęby o wysokich koronach i zwiększonej liczbie płytek zębowych. Procesowi temu uległy również populacje południowe. Pod koniec interglacjału Cromer Arćhidisko- don meridionalis był już stosunkowo dobrze przystosowany do zmienionych warunków środowiskowych, dzięki czemu począwszy od najwcześniejszych faz zlodowacenia Mindel mógł żyć na mniej lub bardziej otwartych terenach stepowych i obszarach typu parkowego. Przystosowanie to polegało z jednej strony na przekształceniu się „uzębienia zgniatającego” (mastodonty) w „uzębienie mielące” (słonie stepowe), z drugiej zaś strony na wykształceniu skóry pokrytej sierścią.
Bardzo rzadko znajduje się szczątki całego stada słoni. I właśnie tu, w Voigtstedt, staliśmy przed szczątkami całej populacji późnej formy Archidiskodon meridionalis. Wśród kości słoni odkryliśmy także szczątki innych ssaków, ale materiał kostny słoni był w tym znalezisku bezsprzecznie najcenniejszy. Uzyskaliśmy nowe dane o stopniu rozwoju i kierunku ewolucji Archidiskodon meridionalis na obszarze Europy Środkowej na krótko przed początkiem największego zlodowacenia plejstocenu (Mindel). Północne populacje Archidiskodon meridionalis, zamieszkujące obszar od Hiszpanii po Azję Zachodnią, znalazły się na początku zlodowacenia Mindel pod bardzo silnymi wpływami depresji klimatycznych „wielkiego zlodowacenia”. Spowodowało to z kolei dalsze przekształcenie się słoni „typu stepowego” w „typ zimnego stepu”. Wczesne formy słoni „zimnego stepu”, żyjące na początku i we wczesnych okresach zlodowacenia Mindel, noszą naukową nazwę Mammuthus trogontherii (Pohlig) i są bezpośrednimi przodkami „prawdziwego mamuta". Wielkie stada tych słoni zamieszkiwały obszar Europy i zachodniej Azji, rozszerzając stale terytorium zasiedlenia. Z biegiem czasu Mammuthus trogontherii
zaczął również na południu zastępować pierwotniejszego Archi- diskodon mcridionalis.
Próba odtworzenia dróg ewolucji opierająca się na materiałach kopalnych jest bardzo pasjonująca i wysoce interesująca. Najłatwiej prześledzić procesy rozwoju na charakterystycznie wykształconych zębach trzonowych, najczęściej zresztą znajdowanych. Zakres zmienności w obrębie takiej rozwijającej się populacji Mam- muthus trogontherii z północnych terenów Europy Środkowej jest bardzo duży.
W populacji składającej się z wielu stad występują z jednej strony osobniki albo nawet całe stada o wyraźnych cechach pierwotnych, zbliżających je do późnego typu Archidiskodon meridio- ncilis, z drugiej zaś strony spotykamy zwierzęta charakteryzujące się właściwościami bardziej progresywnymi, wskazującymi przyszły kierunek ewolucji. Pomiędzy tymi dwoma skrajnymi wariantami leży olbrzymia większość „form typowych”, która charakteryzuje gatunek w danym odcinku czasu. Pod względem budowy wyróżnić możemy słonie z zębami pierwotnymi o stosunkowo niewielkiej liczbie płytek zębowych i grubej warstwie szkliwa oraz zęby form młodych, ze stosunkowo dużą liczbą odpowiednio węższych płytek o cienkiej pokrywie szkliwa. W dalszej ewolucji wczesnych form słoni „zimnego stepu” zaznacza się coraz dalej sięgające zróżnicowanie na korzyść form progresywnych. Grupy słoni, u których rozwinęła się najlepiej zdolność rozcierania zębami twardych traw stepu, zajmowały stopniowo coraz większe obszary, dotąd przez słonie nie zamieszkałe.
Szczątki populacji słoni ewoluującej w populację mamuta znamy ze żwirów w Siissenborn koło Weimaru. Na setkach zębów stamtąd, względnie na ich fragmentach, możemy prześledzić drogę ewolucji. Równolegle z rozwojem uzębienia musiał przebiegać proces przystosowania się tych wczesnych form słoni „zimnego stepu” do klimatu, który wskutek postępującego zlodowacenia na tych terenach stopniowo się oziębiał. Dzięki znalezionym w wiecznej marzłoci Syberii i Alaski ciałom mamutów wiemy, iż zwierzęta te były pokryte gęstym futrem złożonym z włosów wełnistych i ościstych. Fakt ten pozwala przypuszczać, że i wczesne formy słoni „zimnych stepów” miały podobną sierść.
W trakcie wydobywania żwiru koło Siissenborn odsłonięto dwa
potężne zęby trzonowe i dwa ciosy. Jeszcze nie zostały wydobyte ze ściany. Obok nich znajduje się też żuchwa dużych rozmiarów. Jeden z tych wielkich ciosów swoją jasną barwą kontrastuje wyraźnie z tłem szarożółtych żwirów. Niestety, częściowo uszkodziła go koparka. Do sterczących w ścianie na wysokości około 8 m szczątków można dotrzeć jedynie przy pomocy drabin. Wydobycie ich i zabezpieczenie będzie wymagało kilku dni pracy.
Przy usuwaniu żwiru znad potężnej żuchwy odsłonięto części zgniecionej czaszki. Do niej powinny należeć uprzednio wydobyte obydwa górne zęby trzonowe. W celu zabezpieczenia odsłoniętych fragmentów szczątków kostnych przed stale spadającym z góry żwirem pokrywa się je natychmiast ochronną warstwą parafiny i gipsu. Dopiero po takim zabezpieczeniu można je całkowicie odsłonić i wydobyć. Wprawdzie twarde zęby i trzon żuchwy zachowały się dość dobrze w żwirze i piasku dzięki swej naturalnej odporności przeciwko niszczącej sile wody, jednakże setki tysięcy lat naruszyły już spoistość tkanki.
Dlatego też wydobycie ciosu bezpośrednio z warstwy żwiru bez zakonserwowania go na miejscu jest praktycznie niemożliwe. Wykopuje się powoli odcinek po odcinku. Równocześnie masywna żuchwa zostaje całkowicie odsłonięta i pokryta warstwami parafiny i gipsu. W osłonę gipsową ciosów wtapia się dodatkowo dla ich wzmocnienia odpowiednio wygięte pręty żelazne. „Kukły” gipsowe kładzie się na piasku, na samochodzie czy wozie i tak transportuje się je do instytutu.
Inne słynne znalezisko słoni stepowych leży na południo-za- chodzie Związku Radzieckiego, w pobliżu Tyraspola nad Dniestrem (Mołdawska SRR). W tej populacji słoni w porównaniu z materiałem z Siissenborn występuje znacznie więcej form pierwotnych. Znalezisko w Tyraspolu może być z jednej strony chronologicznie starsze, z drugiej natomiast geologicznie „współczesne” znalezisku z Siissenborn. Byłaby to więc populacja na innym stopniu rozwoju, ze względu na swoje bardziej południowe występowanie.
Również na terenach północnej Azji i wschodniej Syberii, w okolicy rzeki Ałdan, odkryto szczątki słoni stepowych wczesnego typu o wyraźnych cechach nawiązujących do Archidiskodon meridionalis. Znaleziska te są ogniwem łączącym formy Eurazji
z formami kontynentu amerykańskiego. Szereg wypraw radzieckich w te tereny Zakończyło się niespodziewanymi wynikami.
• Przez pomost lądowy, który wplejstocenie łączył Azję Wschodnią i Alaskę (Pomost Beringa), przeszły" do Nowego Świata obok innych zwierząt także wczesne tyipy słoni stepowych. Szybko rozprzestrzeniły się one w kierunku południowym. Powstały nowe formy. Jedno z najstarszych znalezisk amerykańskich słoni stepowych („słonie preriowe”) znajduje się w pobliżu San Francisco.
Na południo-wschód od San Francisco, w połowie drogi pomiędzy Oakland i San José, na wschód od zatoki San Francisco usytuowane są znaleziska Irvington. Warstwy kościonośne wcinają się tu głęboko w dolinę u stóp Mission Peak i innych gór należących do Mount Hamilton Range. Na północy złoża plejstoceńskie przykryte są warstwami aluwialnymi.
Stąd pochodzą szczątki potomków owych wczesnych typów słoni stepowych, które niegdyś przekroczywszy Pomost Beringa
i przekształciwszy się w „słonie preriowe” rozprzestrzeniły śill szybko na obszarze Ameryki Północnej. Już H. F. Osborn (19421 był zdania, że euroazjatyckie słonie typu Archidiskodon meridiM nalis w jakimś zaawansowanym stadium rozwoju imigrowały do Ameryki Północnej.
Dalsze wędrówki tych słoni doprowadziły je na południe, d$| Ameryki Środkowej i w końcu aż na północne tereny Ameryki Południowej.
Wróómy jednak na północne tereny Eurazji. Tutaj w dalszyjffl ciągu żyły słanie stepowe (późna forma) Mammuthus trogontheriiy pozostając pod wpływem zlodowacenia Mindel. Przyczyniło się to niewątpliwie do coraz bardziej jednostronnego przystosowywS nia się słoni do życia w chłodnym klimacie. Zęby policzkowe staa wały się coraz bardziej hypsodontyczne (o wysokich koronach), a liczba płytek zębowych rtadal się powiększała. Równolegle ze zmianami, które dzisiaj można stwierdzić na materiale kopalnyiOT musiał postępować proces tworzenia się gęstej sierści. Ona bowiem umożliwiała powstającemu mamutowi życie w tym klimacie. W warstwach zlodowacenia Riss spotykamy pierwszą po< pulację mamuta — populację potomną omawianej linii rozwojowej, już w pełni przystosowaną do życia w zimnym stepie. W czasie zlodowacenia Riss stada mamutów również przekrój czyły Pomost Beringa i zasiedliły obszary dalekiej północy Ame-r ryki: Alaskę, Kanadę i najbardziej na północ wysunięte tereflffi Stanów Zjednoczonych.
Kiedy i gdzie rzeczywiście wymarły ostatnie mamuty — md pytanie, do którego stale powracamy. Odpowiedź na nie możemy zaczerpnąć z dwóch źródeł, pomijając przy tym oczywiście cął*. kowicie doniesienia oparte wyłącznie na fantazji. Jednym z takich źródeł są stare pisemne przekazy i relacje z podróży. Korzystając z nich należy jednak zachowywać znaczną ostrożność, często bowiem wątpliwa jest wartość naukowa podawanych faktów. Drugim źródłem są same szczątki mamutów.
Jak trudna jest interpretacja tego rodzaju źródeł historycy nych, niech zilustruje przytoczony niżej przykład. Według ukraińskiego paleontologa I. G. Pidopliczki arabski pisarz X wieku Ibn Fadlan donosi ze swojej podróży nad Wołgę, iż car Bułgarów nadwołżańskich opowiadał mu p jakimś olbrzymie, który nie był
pochodzenia ludzkiego. Ibn Fadlan informuje dalej, że pojechał z carem konno do pobliskiego lasu, gdzie car pokazał mu czaszkę wspomnianego olbrzyma. Miała ona być wielkości „największego kotła” i także „podobna do kubła”. Car powiedział mu jeszcze, jakoby olbrzym mieszkał dawniej w jego kraju i tam też umarł.
Relacja o tym „olbrzymie” znad Wołgi wskazuje, iż szczątki szkieletów kopalnych ssaków zwracały na siebie uwagę , już bardzo wcześnie. Interesujące przy tym jest podkreślenie przez cara nieludzkiego pochodzenia „olbrzyma” i fakt niewidzenia nigdy zwierzęcia, którego szczątki pokazywał swemu gościowi. Prawdopodobnie więc w tym przypadku chodziło o szczątki szkieletu mamuta wraz z czaszką.
I. G. Pidopliczko opierając się na powyższych danych chciałby przyjąć, że mamut ten poniósł śmierć „stosunkowo niedawno”, co przemawiałoby za istnieniem mamutów nad Wołgą może jeszcze w czasach historycznych. Sam fakt znalezienia czaszki w lesie „na powierzchni ziemi” nie jest tu oczywiście wystarczającym dowodem. W przypadku mamuta(?) znad Wołgi równie dobrze mogło chodzić o szczątki kopalne odsłonięte przez strumyk, rzekę lub pod wpływem innych czynników erozyjnych. Takie relacje jak wyżej przytoczona opowieść nie wyjaśniają postawionego na początku pytania.
■ Drugim sposobem zmierzającym do określenia czasu wymarcia mamutów jest badanie ich szczątków, a zwłaszcza ciał. Takie znaleziska znamy np. z zachodniej Ukrainy, z kopalń wosku ziemnego w Staruni na południe od Lwowa i z wiecznej marzłoci Syberii i Alaski. Norweski naukowiec profesor A. Heintz podczas swej podróży na Ukrainę w 1959 zaproponował znanemu badaczowi plejstoceńskich słoni ZSRR profesorowi W. E. Garuttowi (z Instytutu Zoologicznego Akademii Nauk ZSRR w Leningradzie) datowanie radiowęglem (14C) kilku próbek z ciał mamutów pochodzących z wiecznej marzłoci Syberii. Były to znaleziska z rzek Sanga-Jurjach, Mochowaja oraz z Bieriezowki. Po uzyskaniu zgody dyrektorów instytutów Akademii Nauk w Moskwie i Leningradzie, gdzie są przechowywane szczątki odpowiadające warunkom badań, przystąpiono do datowania próbek. Badania wykonał dr R. Nydal w Trondheim w latach 1960—62.
Datowanie I (próbka T-170)
Skóra i zawierające tłuszcz tkanki podskórne samicy mamuta z rzeki Sanga-Jurjach w Jakucji.
Szczątki odkryto i wydobyto w 1908. Nikt zapewne wówczas nie przypuszczał, że niewielkie części ciała tego mamuta posłużą kiedyś do oznaczenia bezwzględnego wieku znaleziska, ówczesny gubernator Jakucji w telegramie do Akademii Nauk donosił, iż według opowiadania jakiegoś Tunguza odsłonięto w pobliżu Swiatoj Nos, nad brzegiem rzeki Sanga-Jurjach głowę i przednią nogę mamuta. W roku 1908 wyruszyła z Petersburga wyprawa, której zadaniem było wydobycie mamuta. Do właściwych prac wykopaliskowych można było przystąpić dopiero po usunięciu zalegających nad szczątkami ogromnych mas śniegu. Mamuta, który pierwotnie leżał w zamarzniętej ziemi wysokiego brzegu rzeki, wiosną wypłukała woda; runął do koryta rzecznego, gdzie ponownie został zakryty piaskiem i mułem. W wyniku prac wykopaliskowych wydobyto czaszkę bez ciosów, żuchwę, trąbę, duży kawał skóry z prawej strony czaszki wraz z otworem oka, kawałki skóry z grzbietu i prawego boku tułowia, prawe kończyny przednią i tylną wraz z mięśniami, skórą i sierścią
oraz inne fragmenty szkieletu i części miękkich. Szczątki te są przechowywane w Instytucie Zoologicznym w Leningradzie.
Metody przygotowania próbek przeznaczonych do datowania są stosunkowo proste. Kawałki oczyszczone mechanicznie zostają sproszkowane i w celu usunięcia ewentualnych zanieczyszczeń potraktowane rozcieńczonym kwasem solnym (5%). Dla zneutralizowania śladów humusowych niektóre próbki traktuje się ługiem sodowym. Przy oznaczeniach kontrolnych konieczne jest jednak stosowanie bardziej specjalistycznych zabiegów.
Wiek bezwzględny wszystkich próbek liczony jest od momentu, w którym u danego osobnika został przerwany proces przyjmowania węgla radioaktywnego 14C (śmierć zwierzęcia). Ze względu na później powstałe zanieczyszczenia, utrudniające określenie wieku bezwzględnego, oznaczenie powtarza się kilkakrotnie. Ostateczną wartość liczbową stanowi potem wartość średnia tych kolejnych oznaczeń, względnie — jeśli wynik kilku prób był jednakowy — ten wynik.
W pierwszej próbie datowania tego materiału uzyskano wynik 29 500 ± 3000 lat, w drugiej 32 650 ± 2500 lat, a w trzeciej 31 500 ± ± 2000 lat. Badania podskórnej tkanki tłuszczowej doprowadziły do wyniku 44 000 ± 3500 lat. Ponieważ ostatnia próbka wydawała się być najmniej zanieczyszczana, ustalono wiek znaleziska na przeszło 39 000 lat.
Datowanie II (próbka T-299)
Wysuszona krew i zawierające tłuszcz tkanki samca mamuta z Bierięzowki.
Próbka ta pochodzi ze słynnego mamuta znalezionego w 1900 nad rzeką Bieriezowką, prawym dopływem Kołymy, około 15 km na południowy wschód od miasta Sredniekołymsk. Ze względu na obszerną literaturę naukową i popularnonaukową o tym stanowisku można zrezygnować | z powtórzenia szczegółów dotyczących historii odkrycia.
Przy pierwszym oznaczaniu materiału uzyskano wiek 31 750 ± ± 2500 lat, w drugim uzyskano 44 000 ± 3500 lat. W wyniku ostatniego oznaczenia oceniono wiek znaleziska na 39 000 lat.
Datowanie III (p r ó b k a T-169)
Skóra, zawierająca tłuszcz tkanka podskórna i ścięgna mamuta z rzeki Mochowaja.
Resztki ciała tego mamuta odkryto w 1908 w dolinie rzeki Mo- chowaja, w pobliżu wsi Gałczicha, w Tajmyrskim okręgu narodowym. Niestety, wiadomość o znalezisku dotarła do Akademii Nauk dopiero po kilku latach. Prace wykopaliskowe przeprowadzono dopiero w 1913. Znaleziono wówczas już tylko resztki niegdyś prawdopodobnie dość dobrze zachowanego szkieletu mamuta. Zdołano ponadto zebrać nie mające większego znaczenia fragmenty części miękkich i owłosienia. W ciągu pięciu lat, które minęły od chwili odkrycia zwierzęcia do momentu jego wydobycia, linia brzegowa rzeki znacznie się zmieniła. Obrywające się brzegi oraz woda bardzo zniszczyły ciało mamuta. Na kościach zachowało się stosunkowo mało części miękkich; jedynie kończyny przetrwały w całości. Przypuszcza się, że zwierzę po śmierci powoli grzęzło w bagnie.
Pierwsze datowanie znalezisk wskazywało na ponad 33 000 lat, drugie na 35 800 ± 2700 lat. Ostatecznie ustalono, że wiek znaleziska z rzeki Mochowaja wynosi ponad 32 500 lat.
Jesienią 1948 dotarła do Instytutu Zoologicznego Akademii Nauk wiadomość o odkryciu mamuta w północno-wschodniej części półwyspu Tajmyr. Znalezisko było usytuowane w dolinie małej, dotychczas nie nazwanej rzeczki, której po zakończeniu prac wykopaliskowych nadano nazwę Mamontowaja (Mamutowa). Do prac wykopaliskowych przystąpiono w czerwcu 1949, po usunięciu zalegających mas śniegu. Ponieważ szkielet nie leżał w układzie anatomicznym, przypuszczano, że znajduje się na wtórnym złożu, mógł bowiem obsunąć się z wyższych warstw wysokiego brzegu. Odnalezione części miękkie tworzyły małe bezkształtne kawałki o białawej barwie. Z łatwością można było je ugniatać jak kit okienny. Wydobyte szczątki mamuta przewieziono samolotem do Leningradu.
Pierwsze datowanie przeprowadzone przez Instytut Geochemiczny Akademii Nauk ZSRR (1954) wskazywało na wiek 12 000 lat. Datowanie kontrolne, wykonane w norweskim Laboratoriet for Radiologisk Datering, Fysisk Institutt w Trondheim, dało wynik 11 450±250 lat. Zdaniem dr R. Nydala uzyskania dla tej próbki wartości stosunkowo niskiej w porównaniu z wynikami innych datowań nie można było tłumaczyć jej zanieczyszczeniem. Radiu
aktywność węgla w materiale przekraczała bowiem 10- i 20-krot- nie inne próbki.
Niestety, liczba przeprowadzonych datowań jest jeszcze ciągle zbyt mała. Na podstawie tych nielicznych danych jeszcze nie można wypowiadać się definitywnie o czasie wymarcia mamuta. Wiek zbadanych dotąd ciał mamutów syberyjskich waha się w granicach od 44 000 ± 3500 do 11 450 ± 250 lat. Według wszelkiego prawdopodobieństwa brak jednak wśród tych kilku zaledwie osobników przedstawicieli najpóźniejszych populacji. Datowania większej liczby znalezisk niewątpliwie zbliżą naukowców do rozwiązania problemu wymarcia „ostatnich mamutów”. Najprawdopodobniej jednak nigdy nie będziemy w stanie określić tego momentu dokładnie.
Na podstawie danych geologicznych i paleontologicznych oraz opierając się na matematycznym prawdopodobieństwie możemy dzisiaj przyjąć, że ostatnie populacje mamutów w centralnej i wschodniej Syberii wymarły kilka tysięcy lat temu.
Centrum występowania mamuta znajdowało się niewątpliwie na Syberii. Dlatego też późnoplejstoceńskie i wczesnoholoceń- skie mamuty z Alaski należy traktować jedynie jako „populacje skrajne”. Jest rzeczą mało prawdopodobną, by właśnie one przetrwały dłużej niż mamuty syberyjskie.
Rozdział drugi
Zrozumiałe poruszenie wywołała niecodzienna wiadomość w prasie o znalezieniu w Berlinie czaszki „kopalnego” hipopotama. Rychło się jednak okazało, że czaszka stanowiąca być może kiedyś cenne trofeum jakiegoś byłego oficera kolonialnego dostała się tylko przez przypadek do plejstoceńskich osadów. Rzecz na pozór błaha, nie warta wzmianki, nie jest jednak całkowicie pozbawiona sensu, bo 500 000 lat temu żyły w Europie rzeczywiście hipopotamy; wprawdzie nie w Szprewie, ale w Renie i Menie.
Skomplikowane były drogi prowadzące do tego odkrycia. Słynne zbiory paleontologiczne z piasków rzecznych w Mosbach przechowywane były przed ostatnią wojną w Muzeum Przyrodniczym w Moguncji, które w czasie wojny uległo prawie całkowitemu zniszczeniu. Praktycznie więc zbiory z Mosbach przestały istnieć.
Założona przed kilkoma laty nowa kolekcja rozrastała się szybko. Licznie znajdowane szczątki wzbogacały ją systematycznie. Znów znalazły się wśród okazów rzadkie w Europie pozostałości po kopalnych hipopotamach (Hippopotamus znaczy po grecku koń rzeczny). Były to zęby i fragmenty szkieletów. Dopiero w ostatnich latach doczekały się one w szeregu prac naukowych podsumowującego opracowania.
Mosbach — miejsce znalezienia tych szczątków — od dawna zostało włączone do gminy i z tego powodu trud odszukania go na dzisiejszych mapach byłby daremny. Sama nazwa jednak trwale zapisana została w literaturze naukowej. Dziś rozumiemy pod nazwą Mosbacher Sande (piaski z Mosbach) rozległe tereny sedymentów rzecznych u ujścia Menu do Renu. Zalicza się je zasadniczo do wczesnych utworów środkowego plejstocenu. Osady te rozciągnięte na dużej powierzchni osiągają przeciętnie
14—15 m miąższości, a koło Kriftel aż 25 m. Badania składu piasków i szczątków kopalnych zwierząt pozwoliły odróżnić w profilu trzy poziomy: górny, środkowy i dolny. Górne warstwy składają'się z piasków bez domieszki żwirów, środkowe (piaski z Mosbach w ścisłym znaczeniu) zawierają głównie poprzeczni# ułożone, bogate w wapień jasnoszare piaski przeplatane trzema lub czterema żyłami żwirów. W dolnym poziomie osadów, o miąższości 1,5—5 m, przeważa materiał gruboziarnisty przemieszany z dużymi blokami piaskowca pstrego i wapienia muszlowegp. Spod tych warstw wydobywany jest dla celów przemysłowych; wapień hydrobiowy.
Mimo że w stropie osadów z Mosbach występuje fauna o charakterze glacjalnym (zlodowacenie Mindel II), utwory te odpowiadają późnej fazie poprzedniego interstadiału i najwcześniejszym fazom tegoż zlodowacenia. Osady z Mauer koło Heidelbergu, gdzie również występują szczątki hipopotamów, odnoszą się prawdopodobnie do szczytowej fazy interstadiału przypadającego na środkowy okres zlodowacenia Mindel. Hipopotamy z Mosbach pochodzą z warstw poziomu dolnego i środkowego. Obecność tego rodzaju zwierząt w tych okolicach została więc stwierdzona. Wyjaśnienia wymaga jednak pytanie, skąd one przybyły. Nadal trwają jeszcze spory, czy kopalne hipopotamy Europy Zachodniej należą do tego samego gatunku, który dziś zamieszkuje Afrykę, czy może tworzyły odrębny gatunek. Hipopotamy stanowią stosunkowo mało zróżnicowaną grupę zwierząt. Poza nieraz nawet znacznymi różnicami w rozmiarach osobników należących do różnych populacji nie istnieją prawie żadne inne cechy, na których można by oprzeć podział tej grupy. Pewne różnice w budowie szkieletu można zaobserwować w żuchwie. Fakt ten jest związany z występującą u hipopotamów tendencją do redukcji siekaczy (heksaprotodontyzm przechodzi w tetraprotodontyzm *), Z tego też względu wszystkie zachowane szczątki żuchw należało poddać dokładnej analizie. Badania nie wykazały zasadniczych TÓżnic w budowie zębów pomiędzy zachodnioeuropejskim kopalnym gatunkiem Hippopotamus antiąuus Desmarest a współczesnym afrykańskim Hippopotamus amphibius Linnaeus. Stwier
dzono natomiast małe różnice w budowie korzeni zębów, przy czym wyższy stopień rozwoju wykazywały zęby hipopotama afrykańskiego, u którego także korony zębów są nieco wyższe (hyp- sodontyzm). Hipopotamy kopalne zarówno znad Renu i Menu, jak i Anglii, Francji oraz Hiszpanii były pod tym względem bardziej konserwatywne od współczesnych. W Hiszpanii przetrwały hipopotamy kopalne prawdopodobnie nieco dłużej niż w innych krajach Europy Zachodniej. Niektóre szczątki z Anglii wykazują jeszcze pewne podobieństwo do prymitywnego uzębienia heksa- protodontów. Najnowsze wyniki tych wnikliwych badań nie potwierdzają jednak dawnego poglądu, jakoby na terenie Europy Zachodniej we wczesnych fazach środkowego plejstocenu występowały dwa odrębne gatunki hipopotamów kopalnych.
Dziś występowanie hipopotamów jest ograniczone wyłącznie do Afryki. W pliocenie (koniec trzeciorzędu) i w plejstocenie (epoka lodowa czwartorzędu) zamieszkiwały one również południową Eurazję. Jak stwierdzono przed kilkoma laty, zasięg ich obejmował także Chiny Południowe, podnóże Himalajów (góry Siwalik), a w Azji Południowo-wschodniej Jawę.
Hipopotamy (rodzina Hippopotamidae) pochodzą najprawdopodobniej z Afryki. Wskazują na to najstarsze dotąd znane szczątki kopalnych hipopotamów z pliocenu Hiszpanii i Włoch. Z Afryki wtargnęły na północne obszary basenu Morza Śródziemnego i dalej do Europy Zachodniej. Drogę tych wędrówek wyznaczyły systemy rzeczne Europy Zachodniej. Hipopotamy z Mosbach opuściwszy basen Morza Śródziemnego dotarły do doliny Renu i Menu prawdopodobnie wzdłuż Rodanu i Saony. Inne, osiągnąwszy ujście Renu, przedostały się stamtąd do Anglii. Szlaki wędrówek pozostałych hipopotamów przebiegały wzdłuż wybrzeża.
Hipopotamy wymarły w Europie Środkowej prawdopodobnie już w środkowym plejstocenie, w Południowej natomiast przetrwały jeszcze do końca epoki lodowej. Na wyspach Morza Śródziemnego populacje ich skarlały, tworząc obok innych byłych mieszkańców tych wysp, karłowatych słoni, jedne z najciekawszych form zwierzęcych czwartorzędu. Karłowaty hipopotam z Madagaskaru prawdopodobnie był spokrewniony z populacjami wschodnioafrykańskimi. Natomiast dzisiejszy karłowaty hipopotam z Afryki Zachodniej należy do odrębnego rodzaju (Ckoe-
ropsis) i nic pozostaje w żadnym stosunku pokrewieństwa do karłowatych form wysp Morza Śródziemnego i Madagaskaru. Różni się on zresztą od nich zasadniczo znacznie silniejszym związaniem ze środowiskiem wodnym. Niemniej obecność tej prymitywnej formy w centrum Afryki Zachodniej przemawia za poglądem, że hipopotamy wywodzą się jednak z Afryki.
Rozdział trzeci
NOWE ZNALEZISKO PLEJSTOCENSKIEJ FAUNY
KOŁO TOLEDO
Autobus linii międzykontynentalnej prowadzącej na południe przejeżdża przez stare centrum Madrytu z parkami i muzeami, mija Palacio de Comunicaciones, potem znów parki, dalej Paseo <łel Prado ze słynną na cały świat galerią obrazów, jakiś pomnik na wysokim marmurowym cokole, barwne dzielnice sklepowe i wreszcie szare, uprzemysłowione peryferie. Do celu naszej podróży pozostało jeszcze około 100 km drogi przez tereny otwarte.
Wkrótce za Illescas zarysowują się na tle wieczornego nieba, wysoko nad metamorficznymi skałami sylwetki wież i dachów Toledo. Wśród wąskich uliczek starego miasta spotkać można niejeden zabytek pamiętający czasy Rzymian i Maurów. Jest marzec. Fala turystów z całego świata, zalewająca rokrocznie Toledo, jeszcze nie przybyła. Mimo to w oczy uderza zewsząd jaskrawe światło neonów rozjaśniające sklepy z pamiątkami. Światła załamują się i odbijają w wystawach sklepowych na pucharach, hełmach, a zwłaszcza na bogato złotem i srebrem zdobionych mieczach. W sklepach dominuje ręcznie kuta broń, tarcze i zbroje, co jeszcze bardziej podkreśla średniowieczny charakter miasta.
Jeszcze tego samego dnia spotykam profesora Aguado, by porozmawiać z nim o wyjątkowo rzadkim znalezisku paleontologicznym odkrytym na starych terasach Tagu (rzeka Tajo). Szczątki zalegały w żwirach Pinedo, Campo de Tiro i Buenavista na wschód i na zachód od Toledo. Znajdują się one na terasach Tagu, około 40 m powyżej dzisiejszego poziomu doliny rzeki. Składają się z warstw gruboziarnistych osadów rzecznych przemieszanych pasmami marglu i drobnoziarnistych piasków. Pasma te
występują miejscami tylko w postaci niewielkich soczewek, często jednak przecinają żwiry wstęgowo.
Przed kilkoma laty wydobyto ze żwirów ciągnących się po obu brzegach Tagu szczątki kopalnych hipopotamów (Hippopotamus antiquus Desmarest), słoni leśnych [Palaeoloxodon antiquus (Falconer)], turów (Bos primigenius ssp.),. dzikich koni (Equus sp.), jeleni szlachetnych (Cervus elaphus Linnaeus) i prócz tego znikome pozostałości po słoniach stepowych [Mammuthus trogontherii (Pohlig)] oraz dawnych jeleniach olbrzymich zaliczanych do rodzaju Praedama (DOlichodoryceros). Zdołano przy tym stwierdzić, że w niektórych warstwach tych osadów 40-metrowej miąższości występowały wyłącznie szczątki słoni leśnych, hipopotamów, turów, koni i jeleni, brakowało zaś kości słoni stepowych. Natomiast w innych żwirowniach obok szczątków hipopotamów odkryto kości i zęby słoni stepowych i jeleni olbrzymich, wśród których znalazły się rzadko spotykane kompletne szkielety, jakich nie ma w innych zbiorach Europy.
Znaleziska z Toledo stawiają przed badaczami szereg problemów: po pierwsze — czy wszystkie warstwy 40-metrowej terasy utworzone zostały w jednym okresie sedymentacyjnym Tagu, czy
też powstały w różnych okresach, względnie czy wszystkie wymienione formy zwierzęce żyły równocześnie na terenie centralnej Hiszpanii łub podobnie jak w środkowej Europie występowanie jednych form wykluczało jednoczesne istnienie innych. Po drugie — czy powstanie wszystkich warstw omawianej terasy należy odnieść do jednego zlodowacenia w sensie zlodowaceń środkowej Europy, jak Mindel, Riss, furą czy mamy tu do czynienia również z warstwami utworzonymi w jakimś ciepłym okresie pomiędzy zlodowaceniami (w interglacjałe)? I wreszcie trzecie zagadnienie nasuwające się w obliczu tych zagadkowych znalezisk z jakiej fazy. plejstocenu pochodzi 40-metrowa terasa Tagu? Znalezione zęby trzonowe słoni leśnych (Palaeoloxodon antiąuuś) o stosunkowo wysokich, koronach wydają się wskazywać na późną fażę środkowego plejstocenu, natomiast szczątki słoni stepowych (Mammuthus trogonthern) i jeleni olbrzymich (Praedama) przemawiają za wczesną fazą plejstocenu środkowego. Warstwy europejskich teras ze zlodowacenia Mindel (wczesna faza plejstocenu środkowego) zalegają na ogół wyżej niż 40 m nad poziomem dzisiejszych dolin rzecznych, oczywiście w przypadkach,. gdy po zakończonej sedymentacji nie było ruchów tektonicznych. W celu znalezienia odpowiedzi na powyższe pytania należy najpierw wszystkie te sprzeczne ze sobą dane sprowadzić do wspólnego mianownika.
Poznane dotąd szczątki jeleni olbrzymich (Praedama) pochodzą z. wczesnej fazy plejstocenu środkowego (interglacjał Cromer i zlodowacenie Mindel) z terenów wschodniej Anglii oraz środkowej i wschodniej. Europy. Znalezisko znad Tagu jest więc pierwszym tego typu znaleziskiem w Europie Zachodniej. Wydobyto tam nie tylko szczątki poroża, ale fragmenty czaszek i żuchw, których dotąd w ogóle nie znano. Potwierdzają one przynależność tych „wielkich jeleni” do wspólnego pnia rozwojowego plejstoceńskich jeleni olbrzymich. Dotychczasowa przynależność systematyczna oparta była bowiem wyłącznie na budowie poroży.
Nasze spotkanie w Toledo, wzajemna wymiana doświadczeń i poglądów przeciągnęły się do późna w nocy. Kiedy kończyliśmy naszą dyskusję, dniało, a postawione pytania w dalszym ciągu pozostawały bez odpowiedzi.
Plejstoceńskie żwiry znaleziska odkładały się w głębokich dolinach erozyjnych przecinających warstwy stropowe miocenu,. Położenie doliny Tagu w środkowym plejstocenie było około 40 m wyższe od jej dzisiejszego poziomu. W tym czasie musiały więc zachodzić tam procesy intensywnego wietrzenia przy równoczesnej stosunkowo niskiej wilgotności. Z kolei nagromadzone masy zwietrzelin nie były objęte działaniem wód rzecznych, nie zostaw ły przez nie przetransportowane, w wyniku czego wypełniły doliny rzek. Prawdopodobnie miało to miejsce w czasie jednego z wielkich zlodowaceń plejstocenu, kiedy wielkie obszary Europy Północnej pokryte były masami lądolodu. W czasie późniejszego interglacjału — okresu wyższych temperatur i obfitszych opadów — rzeka rozmyła złoża i przemieściła je. Tylko tu i ówdzie przetrwały znikome części dawnej pokrywy żwirowej jgs& owej 40-metrowej terasy.
Biorąc pod uwagę znalezione szczątki zwierzęce ustalono na początku przy wszystkich za i przeciw jedną fazę sedymentacji,, przypadającą na zlodowacenie Mindel. Przyjmując, że Hiszpania już w trzeciorzędzie i z pewnością też w czwartorzędzie stanowiła teren oddzielony od reszty Europy przez Pireneje, na 'którym pierwotniejsze elementy faunistyczne mogły dłużej przetrwać niż w pozostałych częściach Europy, wydaje się jednak po wielu rozważaniach i przemyśleniach niemożliwością, by takie formy jak Ma/mmuthus trogontherii i Praedama sp. mogły tam przeżyć aż do zlodowacenia Riss. Występowanie słonia stepowego na Półwyspie Pirenejskim przemawia w każdym razie za powstaniem żwirów w czasie któregoś ze zlodowaceń. Mimo izolacji półwyspu od reszty Europy oraz istniejących w czasie zlodowaceń połączeń lądowych z Afryką, fauna tych znalezisk ma charakter euroazjatycki. Fakt ten przemawia za odkładaniem się żwirów z Toledo w dość zimnym czasie, kiedy kontynentalne gatunki zwierząt częściowo zastąpiły gatunki południowe. Nic też dziwnego, że w żwirach znaleziono również szczątki hipopotamów, zwierzęta te występowały bowiem jeszcze przed maksimum zlodowacenia Mindel w dorzeczu rzek Renu i Menu.
Mamy tu więc do czynienia z fauną czwartorzędu, która zgodnie z położeniem geograficznym znaleziska stanowi plejstoceń- ską faunę mieszaną, złożoną z elementów lodowcowych konty
nentalnych i międzylodowcowych afrykańsko-azjatyckich. Współcześni tym zwierzętom byli szelscy myśliwi, ludzie zamieszkujący zachodnią Europę w okresie wielkiego zlodowacenia Mindel. Świadczą o tym znalezione pięściaki, wskazujące na wczesny stopień rozwoju, i W dalszym ciągu musimy czekać odpowiedzi na pytanie, czy nieznaczną wysokość starych teras Tagu należy przypisywać wpływom tektonicznym, czy raczej należy się liczyć z innymi warunkami erozji na wyżynie hiszpańskiej. Pytanie to stanowi jędrno z zagadnień przyszłych planów badań tego terenu.
Rozdział czwarty
DROGA ROZWOJOWA NOSOROŻCA WŁOCHATEGO
Na terenie Mongolii Wewnętrznej (prowincja Hppej), na południowy zachód od Kałganu znajdują się wielkie złoża kotlinki Nihowan. Wielkimi zakolami wije się tu rzeka Sangkan-ho, wcH nająć się w mało scementowane warstwy lessu. Wzdłuż jej brzegów rozciągają się niedostępne dla człowieka błotniste dolinyJ otoczone wzgórzami o stromych stokach.
W osadach doliny . Sangkan-ho odkryto szczątki nosorożc®
o wielkim znaczeniu dla stratygrafii plejstocenu Europy. Szczątek ki te wyznacżają bowiem początek drogi ewolucji, jaką musiał przebyć stepowy nosorożec (Coelodonta nihowanensis Kah.), by stać się nosorożcem włochatym Coelodonta antiguitatis (Blumen- bach).
B Nosorożec stepowy z Nihowan był w porównaniu z nosorożcem włochatym niewielki. Dla przykładu jego szereg zębowy był równy mniej więcej 2/3 długości szeregu zębowego nosorożca włochatego. Ogólny wygląd nosorożca stepowego z Nihowan możemy odtworzyć tylko pośrednio. Opierając się na wiadomościach o jemu współczesnej faunie, która zamieszkiwała rozległe obszary stepowe Azji Centralnej około 600 000 lat temu, można przypuszczać, że zwierzęta te, a zatem i nosorożec stepowy, musiały być odporne na znaczne dobowe wahania temperatury. Nie mógł on Jednak być przystosowany do warunków „arktycznych”, tzn. do życia w okresach zlodowaceń.
Osady z Nihowan powstały w czasie, któremu w Europie odpowiada stadium przed zlodowaceniem Mindel. Na podstawie dotąd zebranych szczątków kostnych nosorożca stepowego nie jesteśmy dziś jeszcze w stanie określić ostatecznych granic obszaru jego występowania w okresie poprzedzającym wielkie zlodowacenie
Mindel. W czasie kiedy zachodziła sedymentacja w kotlinie Ni- howan, ten wczesny przedstawiciel rodzaju Coelodonta stale powiększał zasięg swojego występowania w Azji Centralnej. W wyniku tej ekspansji prawdopodobnie niektóre populacje dotarły daleko na północ. W konsekwencji musiały one zacząć przystosowywać się do życia w zimniejszym klimacie. Na dalsze późniejsze wędrówki tych zwierząt na północny zachód i północny wschód wywierało już wpływ zlodowacenie Mindel. I tak doszło do przekształcenia się nosorożca stepowego z Nihowan w nosorożca włochatego.
Pierwsi przedstawiciele nosorożca włochatego — tego już typowego „arktycznego”, względnie lodowcowego gatunku, wywodzącego się wyłącznie z form wschodnioazjatyckich, docierają do Europy Środkowej w czasie zaawansowanego stadium zlodowacenia Mindel. Czas powstawania nowego gatunku trwał więc w tym przypadku od około 100 000 do 140 000 lat, tzn. przekształcenie dokonało się w ciągu życia 400 000 do 500 000 pokoleń.
Szczątki nosorożca z Nihowan są bardzo nikłe. Z tego też względu szczególnego znaczenia nabierają szczątki nosorożca stepowego (chronologicznie równoległe ze znaleziskami w Nihowan) z okolicy jeziora Kuku-nor (Cinghaj). Na ich podstawie można w przybliżeniu określić granice rozsiedlenia tego nosorożca w Azji Centralnej przed 600 000 lat. O pośrednich etapach drogi rozwojowej, jaką przebył ten gatunek, zanim dotarł do Europy, wiemy jeszcze niewiele. Brak bowiem w dalszym ciągu znalezisk ze szczątkami starych (w sensie geologicznym) przedstawicieli rodzaju Coelodonta z terenów Azji Centralnej i Zachodniej. Najstarsze europejskie szczątki Coelodonta pochodzą z drugiej połowy zlodowacenia Mindel. Są to kości zwierząt, które żyły w Europie 440 000—460 000 lat temu. Między innymi zostały one znalezione w piaskach z Mosbach koło Wiesbaden (w warstwach górnych) oraz w utworach żwirowych w Bad Frankenhausen w Turyngii.
W drugiej połowie zlodowacenia Mindel lądolód pokrywał już znaczne obszary Europy Środkowej. Na wolnych od lodu terenach żyli najstarsi znani nam dotychczas przedstawiciele europejskiego nosorożca włochatego. Obok nich występowały reny, słonie stepowe i woły piżmowe. Ówczesny krajobraz przypominał
warunki panujące dzisiaj w północnej Syberii czy na Alasce. Kiedy po „wielkim zlodowaceniu” Mindel na początku „wielkiego interglacjału” Mindel-Riss lądolód wycofywał się na północ, postępowały za nim również i nosorożce włochate, wraz z całą im współczesną lodowcową fauną. Obszary opuszczone przez zwierzęta lodowcowe zaczęły z kolei zajmować zwierzęta interglacjału przybywające z południa, wględnie południowego wschodu i po- liniowego zachodu. Tego rodzaju przemieszczenia faun, uwarunkowanego zmianami klimatycznymi, nie należy jednak traktować jako zjawiska równocześnie dotyczącego całej fauny w jednym odcinku czasu. Wędrówki nie obejmowały zwartych zespołów zwierzęcych, lecz przesunięcia dotyczyły poszczególnych gatunków w różnym czasie i na różnych obszarach. Przemieszczania te były zależne od możliwości biologicznych i lokalnych warunków geograficznych. Skład świata zwierzęcego ulegał więc stopniowym zmianom, w wyniku czego powstały fauny mieszane,
w których liczebna przewaga poszczególnych gatunków też się zmieniała.
Tereny odpowiadające nosorożcom włochatym kurczyły się znacznie w okresach cieplejszych (interglacjały). Zwierzęta te były bowiem już przystosowane do życia tylko w zimnym klimacie. Nosorożce włochate wycofawszy się dalej na północ przetrwały tam interglacjał Mindel-Riss, stając się przy tym jeszcze bardziej „arktycznym” typem.
Zjawiska te wskazują na ogromne biologiczne możliwości ssaków plejstocenu. Niemal wszystkie grupy trzeciorzędowych ciepłolubnych wielkich ssaków zareagowały na pogorszenie się warunków klimatycznych i wpływy zlodowaceń przekształceniem się w wyspecjalizowane „formy lodowcowe”. Oczywiście proces ten dokonywał się powoli przez miliony pokoleń przy współdziałaniu biologicznych zmian skokowych (mutacji) i zmian zewnętrznych środowiska. W ten sposób powstał w obrębie Elephantoi- dea (podrząd trąbowców) „zimnolubny” mamut, którego dalecy przodkowie (mastodonty) zamieszkiwali tropikalne i subtropikalne lasy. Tak doszło do ukształtowania arktycznego typu nosorożców wywodzących się ze stepu i subtropikalnego buszu, tak też doszło w końcu do wyodrębnienia się człowieka z dużych naczelnych, których środowisko życiowe stanowiły również tropikalne i subtropikalne strefy leśne.
Z chwilą nadejścia następnego zlodowacenia (Riss) euroazjatyckie nosorożce zaczęły się ponownie rozprzestrzeniać w kierunku południowym, na rozległych obszarach dzisiejszej strefy umiarkowanej. W przeciwieństwie do słoni (mamutów), nosorożce nigdy nie dotarły do Ameryki Północnej. Proces rozprzestrzeniania się nosorożca włochatego w kierunku południowym powtórzył się zresztą również w czasie ostatniego zlodowacenia.
Znając występowanie poszczególnych gatunków nosorożców plejstocenu Europy możemy dziś określić, czy złoża, w jakich znalazłby się choć jeden ząb nosorożca, powstały w okresie zlodowacenia, czy w czasie międzylodowcowym.
Wraz z wielokrotnym powiększaniem się terytorium występowania nosorożców rodzaju Coelodonta oraz zwiększaniem liczebności tego zwierzęcia wzrosła również szybkość kształtowania się wybitnie arktycznego typu, jakim był nosorożec staruński, któ
rego ciało przetrwało do naszych czasów w warstwach wosku ziemnego w Staruni na Podkarpaciu *. Wypchany okaz tego wy« marłego ssaka przechowywany w Muzeum Przyrodniczym ¡Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie stanowi jeden z najcenniejszych okazów tego typu w skali światowej. Czarna sylwetka nosorożca zarysowuje się wyraźnie na tle jasnej ściany. Na pierwszy rzut oka odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z przedstawicielem fauny tropikalnej. Skóra bowiem jest pozbawiona włosów, którd z niej wypadły. Nie zachowały się również rogi i kopyta.
Nosorożce plejstocenu Europy poznano dość dawno dzięki stosunkowo dobrze zachowanym szczątkom, natomiast na Dalekim Wschodzie odkryto je dopierof w ostatnich latach. Rodzący się nowy gatunek lodowcowego nosorożca wywodzący się 1 Azji Centralnej powiększał ustawicznie swoje terytorium w kierunku pół- nocno-wschodnim, zajmując coraz to większe przestrzenie północno-wschodniej Syberii i Chin.
W południowo-wschodnich Chinach, w okolicach Harbinu, wykopano w 1956 i w latach następnych całe szkielety nosorożca włochatego z późnej fazy plejstocenu. Są one przechowywane w muzeum prowincji Hejlungęiang w Harbinie, Podobnie jak w Europie znaleziono obok tych szkieletów szczątki innych form plejstoceóskich ssaków, zwłaszcza mamuta. Fauna znad rzeki Sungari z okresu ostatniego zlodowacenia jest zupełnie podobna do ówczesnego świata zwierzęcego Syberii i Europy.
^ jRaleoarktyczne fauny młodszego plejstocenu rozprzestrzeniały się w czasie ostatniego zlodowacenia od „dalekiego zachodu”, tj. północnej Hiszpanii i Anglii, po „daleki wschód” aż do Japonii.
Rozdział piqły
JELENIE OLBRZYMIE Z AZJI WSCHODNIEJ
Jeżeli ktoś już kiedyś słyszał o jeleniu olbrzymim, to wyobraża go sobie z pewnością na tle rozległych bagien późnego plejstocenu Irlandii. Dotychczas wydobyto tam już kilkaset mniej lub bardziej kompletnych szkieletów tego ssaka. Dziś można spotkać taki szkielet w niemal każdym większym zbiorze osteologicznym Europy. Mało kto zdawał sobie natomiast sprawę z tego, że jelenie olbrzymie żyły również w Azji Wschodniej. Nowe znaleziska świadczą o występowaniu przedstawicieli tego rodzaju (Me- galoceros Brookes 1828, a nie Megaceros Owen 1844) w plejstocenie aż po Chiny Środkowe i Japonię.
Już w 1925 O. Zdanski opisał niezwykle grube żuchwy jeleni z Chin. Nie zaliczył ich jednak do rodzaju Megaloceros. W trzy lata później (1928) Boule i Teilhard de Chardin określili jelenie z Ordos (nazwa pochodzi od pustynnych równin Mongolii Wewnętrznej) jako jelenie olbrzymie. Nawet wąskie grono specjalistów długo nie znało bogactwa form jeleni olbrzymich wschodniej Azji. Dowiedziano się o tym dopiero w 1932, kiedy to profesor Young Chung-Chien opisał parzystokopytne (Artiodactyla) ze słynnego znaleziska z Czoukoutien koło Pekinu. Na podstawie szczątków jeleni olbrzymich plejstocenu środkowego utworzył on nowy gatunek Megaloceros pachyosteus (Young), zaś jeleni z Ordos z młodszego- plejstocenu — Megaloceros ordosianus (Young). W kilka lat później Teilhard de Chardin (1936) i Chow Minchen (1965) opisali podobne formy również z Chin.
W roku 1939 opisano również szereg gatunków Jelenia olbrzymiego z Japonii. Dziś jeszcze nie sposób ogarnąć całego bogactwa form azjatyckich, w związku z czym występują trudności w zakresie przynależności systematycznej poszczególnych gatunków.
W. O. Dietrich zaliczył w końcu wszystkie formy wschodnioazj&l tyckich jeleni olbrzymich do jednego rodzaju (podrodzaju) Sino- megaceros (chińskie jelenie olbrzymie).
Przez długi czas zajmowałem się problemem pochodzenia jeleni olbrzymich Europy, które muszą pozostawać w jakiejś relacji z podobnymi zwierzętami z Azji Wschodniej. Dla zbadania tych związków udałem się do Pekinu, gdzie zastałem szafy pełne szczątków jeleni olbrzymich. W tym czasie Pekiński Instytufj Akademii Nauk nie został jeszcze przeniesiony do nowej dzielni^ cy uniwersyteckiej, położonej daleko za miastem. Znajdował się jeszcze w obrębie starego miasta, pośród rozległej dzielnicyd mieszkaniowej, niedaleko pałacu cesarskiego. Codziennie rano po opuszczeniu hotelu „Pekin” przejeżdżałem przez śródmieście^, przez malownicze centrum handlowe, poprzez wąziutkie j
zewsząd zamknięte murami, mijałem małe przecznice i podwórza, by dotrzeć do mego miejsca pracy.
Spędziliśmy wówczas wiele tygodni nad dokładnym opraco* waniem wszystkich dostępnych materiałów jeleni olbrzymich* Setki fragmentów kostnych pokrywało długie stoły, a każdy okaz dostarczał nam wiele danych.. Po zakończeniu prac w Pekinie pojechaliśmy również do TiencinU oraz później do Nankinu w Ze* : lu zbadania tamtejszych znalezisk.
Poroża europejskich jeleni olbrzymich wykazują dużą zmienność, ale wschodnioazj atyckie formy przeszły pod tym względem wszelkie oczekiwania. Wszystko wydawało się tu w porównaniu z danymi z Europy wyolbrzymione: proporcjonalnie za duża gałąź podstawowa poroży i ogromne, niemal okrągłe w przekroju poprzecznym trzony żuchw. Jedno wydawało się być pewne — południowa granica rozprzestrzenienia jeleni olbrzymich wschodniej Azji przebiegała przez Chiny Środkowe. Jeleni tych nie można jednak było zaliczyć do żadnej fauny lodowcowej, tzn.. do żadnego ze światów zwierzęcych, które tu żyły w czasie zlodowacenia północnej Eurazji. Fauna typu Czoukoutien towarzysząca tym osobliwym jeleniom przemawiała raczej za cieplejszym okresem w sensie interglacjału lub co najmniej początków okresu międzylodowcowego.
Najprawdopodobniej były to formy „syberyjskie”, które znalazły się w zasięgu wpływów takiego ocieplenia.
Również i z Europy znamy jelenie olbrzymie, które żyły w tym samym czasie (środkowy plejstocen, interglacjał Mindel-Riss). Mimo że nie osiągnęły one jeszcze rozmiarów późniejszych irlandzkich form z rodzaju Megaloceros, należy je jednak już do tego rodzaju zaliczyć. Także i one żyły w cieplejszym okresie, mianowicie w czasie wielkiego interglacjału. Szczątki ich, składa
jące się z nadzwyczaj dobrze zachowanych czaszek i poroży, zna* leziono w Steinheim nad rzeką Murr (Wirtembergia). Te jelenie! olbrzymie o szeroko rozstawionych porożach nie należały do zwierząt leśnych ani nie żyły w buszu, tym samym nie są też ty*j powe dla interstadiałów Europy. Wydaje się, że gdzieś na połud-f niowych terenach Azji Centralnej i w rejonie śródziemnomorskimi ukształtowały się w ciągu plejstocenu formy, które w inter-, glacjałach zasiedlały bardziej zalesione obszary Europy Srod-»j kowej; charakteryzowało je poroże o dość zwartej budowie. Zna-' leziska wschodnioazjatyckie reprezentują również ten typ, mimof to jednak nie można zaliczać ich do form europejskich. Obie; grupy, odległe od siebie o tysiące kilometrów, pochodzą prawdo*! podobnie od jakiegoś południowego /euroazjatyckiego przodka,; który w środkowym plejstocenie rozprzestrzenił się na kontynen-8 cie Eurazji.
Większość chińskich materiałów jeleni olbrzymich ze środkowe** go plejstocenu pochodzi ze słynnego znaleziska w Ćzoukoutien, gdzie w ostatnich latach ponownie podjęto prace wykopaliskowej Stąd wywodzą się również szeroko znane szczątki ludzkie z r.®-| dzaju Sinanfhropus, stanowiące dotąd najpełniejszą dokumentację wśród grup praczłowieka starszego paleolitu^ Ćzoukoutien jest dzisiaj naukowym rezerwatem, pewnego rodzaju parkiem narodowym. W bezpośrednim sąsiedztwie wykopaliska znajdują się Instytut Badawczy i Muzeum Ćzoukoutien.
Również i tu udostępniono nam w czasie wizyty całe bogactwo materiału. Spokojnie można dokładnie zbadać i pomierzyć najosobliwsze i najniezwyklejsze, równocześnie i najlepiej zachowane poroża jelenia olbrzymiego z terenu wschodniej Azji. Jedynie ktoś obyty z zasadą budowy poroża i znający rozmaite jego formy jest w stanie uchwycić niezwykłość poroża pochodzącego ze znaleziska 13 na terenie Ćzoukoutien. U nasady poroża sterczały niegdyś w kształcie dwóch ogromnych tarcz odnogi oczne. Proces powiększenia i spłaszczenia obu odnóg ocznych doprowadził do tego, że wskutek „braku miejsca” końce tych wyrostków się skrzyżowały albo nasunęły na siebie. Pozostałe części poroża z wyjątkiem wyrostka najbardziej zewnętrznego wykazują redukcję. Wyrostek ten w obrębie głównych gałęzi „łopatowatego” poroża też jest spłaszczony.
Poznawszy bogactwo form wschodnioazjatyckich poroży ze środkowego plejstocenu łatwo stwierdzić, że u wszystkich gatunków mniej lub bardziej wyraźne są te same tendencje rozwojowe, dzięki czemu różnice pomiędzy jeleniami olbrzymimi wschodniej
Azji a Azji Zachodniej i Europy są ostre i bardzo wyraźne. Większość szczątków kostnych jeleni olbrzymich z Czoukoutien znaleziono w warstwach kulturowych sinantropa. Stanowią one bezsprzecznie trofea myśliwskie tych ludzi. Być może, wpędzano jelenie w głębokie parowy i wąwozy górskie, skąd w rozpędzie spadały w przepaść. Przewaga szczątków jeleni olbrzymich w sto
sunku do kości innych zwierząt w tych warstwach kulturowych wskazuje, że ludzie pierwotni z Czoukoutien byli wyspecjalizowanymi łowcami jeleni olbrzymich. Ten stosunkowo niedawno spostrzeżony zdumiewający fakt nabiera szczególnego znaczenia zważywszy, iż najwcześniejsi wyspecjalizowani łowcy jeleni z Europy i Azji Zachodniej znani są z warstw kulturowych o co najmniej 300 000 lat młodszych. Są to kultury łowców reniferów z młodszego paleolitu, charakteryzujące się wysokim stopniem rozwoju techniki obróbki kamienia i dalekosiężnej broni. W Czoukoutien mamy do czynienia i kulturą starszego paleolitu. Przypuszczalnie musiały tu istnieć dziś jeszcze w pełni nie znane szczególnie korzystne warunki dla specjalizacji w polowaniu na jelenie. Przemawiają za tym także badania materiału z najniższych warstw odsłoniętych przed 1961, w których szczątki jeleni olbrzymich ustępują miejsca pozostałościom po jeleniach z gatunku Pseudaxis greyi Zdansky. Również i te szczątki należy traktować jako zdobycz myśliwych tamtych czasów.
Znalezisk szczątków jeleni olbrzymich, w szczególności ich poroży, przybyło też w ciągu ostatnich lat na terenie Japonii. Do dziś poznano tam dziesięć takich znalezisk. Szczątki wskazują na mniejsze lub większe pokrewieństwo w stosunku do form z kon- tynentalnych obszarów wschodniej Azji, skąd przez pomosty lądowe dotarły na wyspy japońskie.
Rozdział s zósty
W muzeum przyrodniczym w Osace tłumy. Zaledwie kilkg godzin minęło od chwili otwarcia wystawy „Wykopaliska w Japonii”. W centrum udanej ekspozycji znajduje się udostępniony publiczności po raz pierwszy kopalny krokodyl, wykopany w 1965 na terenie zabudowań uniwersyteckich w Osaka — Shibahara, Tayonaka City. Wśród błysku lamp fotoreporterów dr M. Chiji, dyrektor muzeum, objaśnia znaczenie i okoliczności odkrycia tego wyjątkowego znaleziska, a profesor Kamei, jeden z uczestników prac wykopaliskowych, tłumaczy mi na język angielski ważniejsze fragmenty prelekcji. Nieco później, siedząc przy herbacie w gabinecie dyrektora, gawędzimy o nowym znalezisku, o samych pracach wykopaliskowych oraz o przypuszczalnym pokrewieństwie tego kopalnego krokodyla z krokodylami żyjącymi dzisiaj w południowo-wschodniej Azji.
Kopalny krokodyl z Osaki należy do grupy gawiali sundajskich (rodzaj Tomistoma S. Müller, 1846). Dzisiaj grupa ta zamieszkuje południową część Indochin (Półwysep Malajski) i Archipelag Sun- dajski (Sumatra, Borneo). Gawiale sundajskie mimo pewnych cech charakterystycznych dla gawiali właściwych (rodzina Ga- vialidae) zaliczane są do krokodyli właściwych (rodzina Croco- dylidae). Obszar występowania gawiali właściwych obejmuje dorzecza Indusu, Gangesu, Mahanadi i Brahmaputry w Indiach oraz Indochiny (rzeka Koladan w Górach Arakańskich i ujście Maingtha w Birmie Górnej).
U wą>ółczesnych gawiali sundajskich reprezentowanych przez gatunek Tomistoma schlegelii S. Müller po obu stronach szczęki górnej występuje po 20—21 zębów. Wydłużone spojenie żuchwy sięga wysokości czternastego albo piętnastego zęba w żuchwie,
-—
a tarczki karkowe nie są oddzielone od tarczek grzbietowych. Zwierzęta te osiągają długość 5 m. Czaszka o klinowatym kształcie jest wybitnie wydłużona, mimo to jednak nie przypomina pokrojem czaszki gawiali właściwych (gawiala gangesowego Gavialis gangeticus Gmelin), charakteryzującej się daleko ku przodowi wysuniętym pyskiem. Gawiale gangesowe dochodzą do 6,7 m długości.
Przed odkryciem w Osace nie znano żadnych szczątków kopalnych krokodyli z plejstocenu Japonii. Znalezisko plejstoceńskie- go krokodyla na obszarze Azji Wschodniej wysunięte najdalej
na północ znamy z wczesnoplejstoceńskich warstw wyspy Tai- wan. Profesor S. Tokunaga, który badał szczątki czaszki taiwań- skiego krokodyla, zaliczył go w 1936 również do gawiali sundaj- skich. Tym większe zdziwienie wywołało odkrycie krokodyla w centrum Honsiu, z dala od Taiwanu, w warstwach tego samego wieku geologicznego.
Był maj 1964 roku. Na terenie uniwersytetu w Osace trwały prace nad wykopami budowlanymi. Dwaj młodzi ludzie: K. Oha- ra i I. Hitomi, zamiłowani przyrodnicy, natknęli się na dziwne szczątki kostne, których mimo najlepszych chęci nie zdołali oznaczyć. Wydawało się, że nikt nie jest w stanie udzielić im odpowiedzi na pytanie, do jakiego zwierzęcia należały te kości. Ponieważ z warstw tych znano już wcześniej szczątki słoni, określono i tym razem znalezione kości jako kości słonia kopalnego. Zafascynowani znaleziskiem młodzi ludzie opowiadali szeroko o swoim odkryciu. Wiadomość ta dotarła w końcu również do profesora N. Kobatake z Instytutu Geologicznego uniwersytetu w Osace. Kiedy w szczątkach rozpoznano kości kopalnego krokodyla, profesor Kobatake zorganizował wspólnie z innymi zainteresowanymi naukowcami, przy wydatnym poparciu różnych instytucji naukowych, prace wykopaliskowe na większą skalę. Wkrótce po ich podjęciu okazało się, że w pobliżu miejsca odkrycia pierwszych szczątków owego krokodyla znajdowało się więcej jego kości; wszystko wskazywało na szanse wydobycia mniej lub bardziej kompletnego szkieletu. Teren prac wykopaliskowych trzeba było raz po raz poszerzać. Wreszcie we wrześniu 1964 prace zostały uwieńczone sukcesem: w czasie odsłaniania szkieletu pod kierunkiem profesorów Kobatake i Nakaseko z uniwersytetu w Osace oraz profesora Kamei z Instytutu Geologii i Mineralogii uniwersytetu w Kioto natrafiono na fragmenty miednicy i żeber. Równocześnie zdołano pobrać próbki do analizy pyłkowej i oznaczenia okrzemek. Wykonano też specjalne kartowanie geologiczne wykopu i jego najbliższego otoczenia.
W miarę postępowania prac w ciągu następnych dni wynikła znów konieczność poszerzenia wykopu. W ten sposób odsłonięto teraz większe nagromadzenie kości. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że szczątki kości i drewna były wymieszane; jednakże przy dokładniejszej obserwacji można było stwierdzić ich regu-
lamy układ w linii północ-południe. Znaleziono nawet kamienie z żołądka krokodyla. Później robotnicy pracujący w wykopie natrafili na przemieszczone przez wodę drzewo, m. in. na dobrze zachowane pnie sosen, zaś pomagający przy pracach wykopaliskowych ogrodnik natrafił wraz ze swoimi uczniami na jakiś
długi, brązowy przedmiot. Odsłaniając go ostrożnie sądził, że ma przed sobą pień sosny. Ale jakież było jego zdziwienie, gdy w domniemanym kawałku drewna zauważył ostre zęby. Natychmiast zbiegli się wszyscy, którzy brali udział w pracach. Naukowcy zajęci właśnie mierzeniem wydobytych kości przerwali na chwilę tę czynność. Skupiwszy się nad tajemniczym przedmiotem z zę
bami zaczęli sami kopać i... wykopali czaszkę ze szczęką oraz żuchwę krokodyla. Radość była wielka!
W ciągu następnych dni wykopano dalsze kręgi, kości kończyn i pojedyncze zęby. Niewątpliwie wszystkie te szczątki należały do jednego osobnika. W celu upewnienia się, że wydobyto wszystkie zachowane szczątki krokodyla aż do ostatniego kręgu, należało kontynuować prace wykopaliskowe. W tej samej warstwie znalazły się też kopalne drzewa, liście, orzechy, nasiona, owady i muszle. Mimo skrupulatnych poszukiwań okazało się później, że jednak brakowało niektórych części szkieletu — pojedynczych kości lewych kończyn oraz kręgów, zwłaszcza długiego ogona. Szkielet bowiem nie leżał w anatomicznym porządku, tzn. nie znaleziono go w takim układzie, gdzie kręgosłup stanowiłby zwarty szereg kręgów, a na jego końcu znajdowałaby się czaszka. Zanim ciało martwego krokodyla legło ostatecznie w grząskim dnie jeziora, zostało rozerwane przez ruchy wody oraz zmiany w ukształtowaniu miękkiego dna i rozwleczone na stosunkowo dużej przestrzeni. W ten sposób układ szczątków szkieletu uległ całkowitemu zburzeniu. Wszystkie pojedyncze znalezione kości musiano więc kolejno oznaczać i powtórnie szukać ich miejsca w szkielecie.
Miejsce znalezienia krokodyla znajduje się na wzgórzu o nazwie Machikane-jama, wznoszącym się dziś 77,3 m n.p.m.
Na wschód od Machikane-jama leży wzgórze Senri-jama. Tam właśnie warstwy formacji Osaka — tak w Japonii nazwano te plejstoceńskie osady — wykazują charakterystyczne ukształtowanie (stanowisko typowe). Osady formacji Osaka spotyka się w prowincjach Osaka, Kioto i Nara. Składają się one z ułożonych na przemian warstw gliny i żwiru, przy czym najczęściej układ ich jest stały. Pomiędzy nimi występuje kilka warstw tufu wulkanicznego, stanowiących korzystny czynnik w stratygrafii tego terenu. Prócz tego wyróżnia się pomiędzy wymienionymi bogatymi osadami jeszcze 13 -warstw osadów morskich (Ma O — Ma 12), zajmujących rozległą przestrzeń na tym obszarze i wskazujących na kolejne transgresje czy regresje morskie. W roku 1963 uzyskano w pobliżu Tamakamoto-machi w Osaka City pełny profil tej serii o miąższości 907 m, dający obraz procesu powstawania osadów plejstoceńskich na omawianym obszarze.
Obok fragmentów szkieletów dużych zwierząt — stegodontów, słoni i krokodyli — występuje w tych warstwach cała masa bardzo drobnych pozostałości, budzących szczególne zainteresowanie. Pod mikroskopem widzi się ich tysiące. Są to ziarna kopalnego pyłku kwiatowego drzew i krzewów rosnących w owym czasie na tych terenach. Skład procentowy pobranych do analizy pyłkowej próbek rzuca także pewne światło na warunki klimatyczne, jakie panowały w czasie sedymentacji osadów w Osace. W występowaniu poszczególnych zespołów pyłkowych można rozpoznać określony rytm, świadczący o następowaniu faz chłodnych
i zimnych po stosunkowo ciepłych okresach. Klimat cieplejszy charakteryzują zespoły pyłkowe wiecznie zielonego lub okresowo zielonego lasu mieszanego z przewagą dębów, podczas gdy w klimacie chłodnym przeważały lasy szpilkowe i bukowe.
Dalszym interesującym wnioskiem było stwierdzenie transgresji morskich w okresach cieplejszych. Morze zalewało wówczas znaczną część obszarów płytkiego wybrzeża. Przyczyny tego zjawiska nie można dopatrywać się w jakichś procesach o charakterze lokalnym, np. w ruchach tektonicznych. Polegało ono raczej na ogólnoświatowym okresowo zmieniającym się wznoszeniu i opadaniu' poziomu morza.
W tej samej formacji Osaka odkryto też szczątki drugiego krokodyla. Pierwszy znajdował się w osadach słodkowodnych (Fresh- water-bed 7-8), a drugi w spągu warstwy charakteryzującej transgresję morską Ma 1. Krokodyl kopalny z terenu uniwersytetu w Osace znalazł więc śmierć zgodnie z tym, co powiedziano wyżej, w bagnie względnie jeziorze, które rozmiarami przekraczało z pewnością największe dzisiejsze jezioro Japonii — Biwa. To dolnoplejstoceńskie jezioro od północy i wschodu otaczały góry pochodzenia wulkanicznego i wczesnopaleozoiczne skały osadowe. Krokodyl leżał przy północnym brzegu jeziora, tam, gdzie ruch wody był nieznaczny. Świadczy o tym nierównomierne rozmieszczenie popiołu wulkanicznego (popiół Kasuri) w osadach jeziornych.
Muszle pochodzące z niektórych warstw podobne są do tych, które się dzisiaj spotyka w jeziorze Biwa i w rzece Jodo. Występują one szczególnie licznie w płytkich strefach przybrzeżnych. W warstwie, z której wydobyto krokodyla, znaleziono jednak
okrzemki słodkowodne zmieszane z morskimi. Gatunki morskie z tej warstwy żyją dziś jeszcze u wybrzeży Japonii; słodkowodne natomiast występują już tylko na Malajach, Borneo
i w Nowej Gwinei.
Analiza pyłkowa wykazała, że w czasie, kiedy żyły omawiane krokodyle, szczególnie liczne były takie drzewa, jak sosna (Pinus), cedr japoński (Cryptomeria), buk (Fagus) oraz olcha (Alnus). Ówczesny świat roślinny nie różnił się więc zasadniczo od dzisiejszej flory tych okolic, a tym samym i klimat odpowiadałby w przybliżeniu dzisiejszemu.
Z opracowania przez profesora T. Kamei materiałów kostnych krokodyla wynika, że mamy w tym przypadku do czynienia z najbardziej północnym dotąd znanym przedstawicielem właściwych krokodyli południowo-wschodniej Azji z rodzaju Tomistoma (gawiale sundajskie). Czaszka tego okazu jest wydłużona
i wąska, a kości nosowe znacznie cofnięte; każda połowa szczęki zawiera 21 zębów. Wszystkie te dane pokrywają się w pełni z właściwościami dzisiejszego gawiala sundajskiego Tomistoma schlegelii S. Müller. Materiał kostny obok wymienionych cech wykazuje jednak szereg odmiennych właściwości osteologicznych. Dlatego też postanowiono dla krokodyla ze wzgórza Machika- ne-jama utworzyć nowy gatunek i nadać mu nazwę miejsca, w którym go znaleziono; nazwano go więc Tomistoma machika- nense Kamei et Matsumoto. Z kręgosłupa krokodyla zachowało się wraz z atlasem 29 kręgów 1 łącznej długości 285 cm. Gdyby dodać do tego jeszcze brakujące kręgi ogonowe, długość plejsto- ceńskiego krokodyla z Machikane-jama od czaszki po koniec < ogona musiałaby sięgać około 8 m.
Rozdział siódmy
ZNALEZISKA MAŁP CZŁEKOKSZTAŁTNYCH W AUSTRII
W roku 1956 eksploatowano pokłady węgla kamiennego na wschodnich terenach St. Stefan w Karyntii. Niemałe zdziwienie ogarnęło dentystę H. Waidbachera, kiedy w przywiezionym mu węglu zauważył osobliwe zęby. O swoim odkryciu nie omieszkał opowiedzieć znajomym i w rezultacie wieść dotarła do naukowców. Pani dr M. Mottl rozpoznała szczątki małpy człekokształtnej z trzeciorzędu. W ten oto sposób Muzeum Krajowe w Karyntii wzbogaciło się o unikalne znalezisko kopalne. Jego wartość i znaczenie wybiegały daleko poza granice Austrii. Zalicza się je do najważniejszych trzeciorzędowych szczątków małp człekokształtnych z Europy, a nawet do najcenniejszych odkryć paleontologicznych w ogóle.
Szczątki kopalne małp człekokształtnych są wielką rzadkością na całym świecie *. Rozmaicie usiłowano tłumaczyć zadziwiający brak tego rodzaju znalezisk. Poszukiwano wyjaśnienia w niewielkiej stosunkowo liczebności małp człekokształtnych w stosunku do innych wielkich ssaków, jak np. kopytnych. Wystarczy sobie przypomnieć rozległe przestrzenie zajmowane przez dzisiaj żyjące populacje szympansów czy goryli. Inny przykład stanowią orangutany występujące dziś wyłącznie na Borneo i Sumatrze. Pomijając to, że zajmują one tylko niektóre części wspomnianych wysp, to i tak tereny, które zamieszkują, są stosunkowo rozległe. Liczbę współcześnie żyjących orangutanów ocenia się na około 2800 osobników, a teren ich występowania przekracza wielkością obszar Hiszpanii i Portugalii. Rzadkości kopalnych
małp człekokształtnych nie można jednak tłumaczyć jedynie tego rodzaju rozważaniami, odległość czasowa bowiem zniekształca liczby. Zapewne i inne względy grają tu rolę. Małpy człekokształtne trzeciorzędu były prawdopodobnie jak ich dzisiejsi krewni przeważnie mieszkańcami lasów, chociaż poznane dotąd szczątki kostne nie przemawiają za tak jednostronnym przystosowaniem do środowiska, jakie wykazują współcześni mieszkańcy dżungli. Wychodząc z powyższego założenia musimy także stwierdzić, że warunki dla fosylizacji w tym biotopie są nader niekorzystne. Martwe ciało podlegało na wilgotnym i ciepłym gruncie dżungli procesom rozkładu, a szkielet też szybko ulegał zniszczeniu. Poza tym szkielet małp jest mniej odporny na zniszczenie aniżeli np. kościec zwierząt kopytnych czy innych wielkich ssa- kóto. Tak więc musi zaistnieć szereg korzystnych warunków, by szczątki małp człekokształtnych mogły się zachować w stanie kopalnym. I wreszcie tylko od szczęśliwego zbiegu okoliczności zależy, czy znajdą się dobrze zachowane szczątki kopalne i wpadną w ręce naukowca.
W przypadku znaleziska szczątków małp człekokształtnych z St. Stefan mamy do czynienia z fragmentem prawej połowy żuchwy starszego osobnika, z zachowanym siekaczem, dwoma zębami przedtrzonowymi i jednym trzonowym. Lewa połowa żuchwy uległa niestety zniszczeniu. Niemniej znalazły się w tej samej bryle węgla luźne zęby z lewej połowy żuchwy: kieł, zęby przedtrzonowe i dwa trzonowe. Z tylnego zęba trzonowego pozostał jedynie fragment. Stan zachowania lekko brunatnych zębów był dość dobry, natomiast kość prawego trzonu żuchwy była w znacznym stopniu zniszczona i wymagała po wypreparowaniu natychmiastowego zatopienia w parafinie. Szczątki nie wykazywały śladów transportu wodnego i nie były obtoczone. Tak więc można przyjąć, że znaleziono je w pierwotnym złożu.
Zachowane zęby wykazują ślady żucia, wskutek którego odsłoniły się niewielkie powierzchnie zębiny. Znaleziony oddzielnie kieł z lewej połowy żuchwy jest stosunkowo krótki; robi wrażenie silnie spłaszczonego bocznie. Stopień jego zużycia odpowiada zasadniczo stanowi zębów tkwiących w prawej połowie żuchwy, która według wszelkiego prawdopodobieństwa jest żuchwą osobnika żeńskiego. Pozostałe zęby wykazują dużo słab
L
szy"stopień starcia. Chociaż warunki znaleziska przemawiają za tym, iż wszystkie zęby tkwiące w jednej bryle węgla pochodzą od jednego osobnika, to różny stopień zużycia luźnych zębów lewej połowy żuchwy wydaje się wskazywać na inną interpretację. Czyżby w tej jednej bryle węglowej zachowały się szczątki dwóch osobników różnego wieku? Znaczyłoby to, że mniej zużyte zęby należały do osobnika nieco młodszego. Dla wyjaśnienia tego pytania poddano szczątki dokładniejszym badaniom, w wyniku których okazało się, że wśród luźno leżących zębów policzkowych pierwszy z lewego szeregu zębowego wykazywał zmiany chorobowe spowodowane próchnicą. Osobliwe wrażenie wywo
łuje w nas odkrycie tego rodzaju zmian chorobowych w zębach osobnika sprzed 10 min lat. Fakt ten tłumaczy niejednakowy stopień zużycia zębów po obu stronach żuchwy, najprawdopodobniej bowiem ów osobnik już w młodym wieku miał chory ząb, co spowodowało obciążenie procesem żucia przede wszystkim jednej połowy żuchwy.
Tego rodzaju wyjaśnienie osobliwych cech znalezionych zębów wydaje się trafne. Różnica w stopniu starcia poszczególnych zębów ograniczyłaby się przeto do natury czysto mechanicznej. Zatem „młodsze” zęby lewej połowy żuchwy byłyby skutkiem słabszego, względnie nieregularnego procesu żucia po tej stronie żuchwy (M. Mottl, 1957). Znakomity znawca naczelnych, profesor A. Remane, po zbadaniu tych cennych szczątków także wyraził opinię, że wszystkie zęby znalezione we wspomnianej bryle węgla należą do jednego osobnika.
W dalszym etapie badań nad szczątkami należało odpowiedzieć na pytanie, do jakiej grupy dotąd znanych kopalnych małp człekokształtnych należą nowe szczątki z St. Stefan oraz jakiemu ze współczesnych rodzajów małp człekokształtnych są najbliższe.
O ile pierwsze pytanie wydawało się nie sprawiać większych kłopotów, o tyle drugie spowodowało poruszenie problemu wykraczającego daleko poza wąski zakres tego znaleziska. Nie zdołano zresztą do dziś odpowiedzieć na nie w zadowalający sposób.
Porównując nowe szczątki ze szczątkami małp człekokształtnych tego samego wieku z terenów Europy, stwierdzono wybitne podobieństwo do kopalnych okazów małp człekokształtnych Francji, opisanych po raz pierwszy w 1856 przez M. E. Larteta pod nazwą 'Dryopithecus fontani. W tym przypadku chodzi
o fragmenty żuchw z Saint-Gaudens. Wprawdzie są one nieco masywniejsze od żuchwy z St. Stefan, ale być może mamy tu do czynienia tylko z różnicą wielkości, stanowiącą cechę płciową. Za taką interpretacją przemawiają również niepomiernie silniej rozwinięte kły w żuchwie z Francji, co mogłoby wskazywać na osobnika męskiego. Obok wymienionych różnic istnieją jednakże jeszcze pewne drobne niezgodności w wykształceniu niektórych elementów zębów. Dlatego też opisano nieco bardziej wyspecjalizowaną formę z Austrii jako nowy podgatunek Dryopithecus fontani carinthiacus Mottl.
£S
Drugim zagadnieniem jest wiek znaleziska. Wszystkie szczątki I St. Stefan występują w profilu obejmującym różne fazy sedymentacji — od pokładów węgla po warstwę fosforytów. O stratygrafii znaleziska mówi szereg szczegółowych opracowań geologicznych dotyczących sedymentacji węgli trzeciorzędowych Ka- ryntii; na ich podstawie możemy ocenić wiek szczątków.
Według nowych wyników badań szczątki Dryopithecus z St. Stefan pochodzą z warstw górnomioceńskich (młodszy trzeciorzęd). W tym czasie istniało wielkie morze śródlądowe obejmujące Kotlinę Wiedeńską i jezioro Aral. Na pogórzu alpejskim wskutek sedymentacji organizmów słodkowodnych powstawały pokłady węgla. Wskazują one na bogaty świat roślinny w środowisku, w jakim żyła małpa człekokształtna z St. Stefan. Podobne warunki panowały w górnym miocenie we Francji, skąd znamy dwa znaleziska kopalnych małp człekokształtnych z grupy Dryopithecus fontani. Jedno z nich odkryto w marglu słodkowodnym z Saint-Gaudens, na północ od Pirenejów. O znalezionych tam szczątkach żuchwy wspomniano wyżej; pochodzą one ze środkowego miocenu i są tylko niewiele młodsze od słynnych afrykańskich szczątków kopalnych małp człekokształtnych, określanych nazwą Proconsul. Drugie znalezisko to środkowomioceń- skie (tortońskie) zęby z la Grive St. Alban.
Z trzeciorzędu Europy znamy jeszcze kilka innych grup małp człekokształtnych, reprezentowanych jednak przez niezmiernie ubogie szczątki. Szczątki form Dryopithecus w szerokim tego słowa znaczeniu znamy także z terenów Azji Środkowej i Wschodniej. Biorąc pod uwagę wszystkie pozostałości ze wszystkich znalezisk można stwierdzić, że środkowo- i późnotrzeciorzędowe formy Dryopithecus z Europy wykazują stopień rozwoju przypominający dzisiejsze afrykańskie szympansy. Mimo to nie udało się dotąd ustalić żadnych ścisłych powiązań rozwojowych i pokrewieństwa z szympansami. Podobnie formy z Siwaliku w północnych Indiach nie mieszczą się w linii rozwojowej orangutanów, mimo że pod pewnymi względami są do nich zbliżone.
Małpy człekokształtne znikły z terenu Europy w pliocenie (późny trzeciorzęd), natomiast prymitywniejsze małpy, jak np. makaki, przetrwały w Europie jeszcze do plejstocenu.
Rozdział ósmy
ORANGUTANY W POŁUDNIOWYCH CHINACH
Mały IŁ-14 wystartował rano z Wuhan. Przelatywał teraz nad Jangcy na wysokości zaledwie 2000 m, biorąc kurs na Nanning. Pod nami rozciągały się Chiny. Leżące blisko siebie wsie wyglądały jak małe punkciki. Zbliżywszy się do gór Nan-szan samolot począł w luźnej powłoce chmur nabierać wysokości. Od czasu do czasu migały za okrągłymi oknami kabiny strzępy chmur. Samolot lekko kołysał. Przelecieliśmy ponad górami i po kilku godzinach znaleźliśmy się nad krasowymi obszarami prowincji Kuangsi. Jakież wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju wrażenie! Pilot ponownie zmniejszył wysokość lotu i dzięki temu mogliśmy podziwiać wszystkie szczegóły krajobrazu. Pod nami sterczały setki i tysiące olbrzymich zielonkawoniebieskich „głów cukru”. Był to las pokrytych skąpą roślinnością stożków i słupów krasowych. Samolot zniżył się jeszcze bardziej. Utwory krasowe
o najdziwniejszych fantastycznych kształtach mieszały się ze stożkami i słupami tworzącymi niemal regularne figury geometryczne. Na wszystkich widniały ślady erozji. Niezwykły wygląd wyżyny krasowej urozmaicały jeszcze dodatkowo położone w pobliżu wsi jasnozielone powierzchnie pól ryżowych. Pośrodku tego osobliwego krajobrazu wiła się ciemna wstęga rzeki. Kto wie, jakie skarby dla nauki kryją w sobie jeszcze te skały? Na ile pytań mogłyby udzielić odpowiedzi?
Znalazłem się tu dzięki zaproszeniu Instytutu Akademii Nauk w Pekinie. Zostałem członkiem wyprawy, której celem było przebadanie plejstoceńskiej drogi rozwojowej wschodnioazjaty- ckiego orangutana (Pongo Lacepede 1799). Po wyzwoleniu Chin szereg ekspedycji wyruszało z Pekinu na południe kraju w celu podjęcia niegdyś rozpoczętych prac wykopaliskowych w jaski
niach prowincji Kuangsi, Kuantung i Jiinnan. Nadzieje uzyskania nowych danych z zakresu ewolucji rodzaju Pongo były jak najbardziej uzasadnione.
Plejstoceńskie szczątki małp człekokształtnych stanowią wielką rzadkość zarówno na terenie Afryki, Azji południowo-wschodniej, jak i Indii. Dziś na przykład nie znamy jeszcze w ogóle dróg ewolucji, jakie przeszły w plejstocenie afrykańskie małpy człekokształtne — szympans (Pan Oken 1816) i goryl (Gorilla Geof- froy 1852), nie posiadamy bowiem żadnych plejstoceńskich szczątków tych zwierząt. Łatwiej natomiast prześledzić plejstb- ceńską drogę rozwoju wschodnioazjatyckiego orangutana, ponieważ dysponujemy stosunkowo licznymi szczątkami kopalnych orangutanów z terenu południowo-wschodniej Azji, pochodzącymi z chronologicznie różnych warstw.
W chińskiej literaturze naukowej bieżącego stulecia znajduje się praca zatytułowana O niektórych kopalnych ssakach z Jiin- nan, wydana w roku 1932. Zawiera ona pierwsze ilustracje zębów kopalnego orangutana z południowo-wschodniej Azji, odkrytego w jaskini Hoszantung koło Fumihsien w prowincji Jiin- nan. Pierwotnie zostały one opisane jako zęby kopalnej pandy (Ailuropoda). Jest to o tyle usprawiedliwione, że w uzębieniu obu rodzajów można dopatrzyć się pewnych podobieństw. Poza tym były to czasy, kiedy badania nad plejstoceńską fauną południowych Chin dopiero się zaczynały. W kilka lat później pomyłkę sprostowano.
Na zęby plejstoceńskich orangutanów natrafił przypadkiem w chińskich aptekach pracujący w tym czasie w południowo- -wschodniej Azji profesor v. Koenigswald. Nie znano wówczas jeszcze pochodzenia tych szczątków. Wiedziano tylko, że zostały wydobyte z materiału wypełniającego jaskinie i szczeliny gdzieś we wnętrzu kraju. I wtedy przypomniano sobie o szczątkach odkrytych w jaskini Hoszantung. Porównano je z zębami znalezionymi przez profesora v. Koenigswalda i wyprowadzono logiczny wniosek, że w plejstocenie musiały w prowincji Jiinnan żyć orangutany.
Wreszcie nasz samolot wylądował w Nanning. Lotnisko łączy i miastem nowoczesna autostrada. Późne popołudnie zastało nas na pierwszej włóczędze po mieście. Tu, w Nanning, znajdują się
wielkie składy leków, odwiedzane przez wiele pekińskich ekspedycji naukowych ze względu na zgromadzone w nich bogactwo szczątków zwierząt kopalnych. Nie leżało to jednak w zamiarach naszej wyprawy, której celem było rozpoczęcie poszukiwań w Linczou, w północnej części prowincji Kuangsi. •
Po kilku dniach przybyliśmy do Linczou. Tam czekał na nas statek parowy przystosowany do żeglugi rzecznej. Im dalej płynęliśmy w górę rzeki, tym bliżej brzegów występowały fantastycznie ukształtowane stożki krasowe. Na wieczornym niebie rysowały się wyraźnie ich ciemne sylwetki. Tu i ówdzie schodziliśmy z pokładu parowca odwiedzając małe wiejskie apteki. W końcu dotarliśmy do celu. Były to nowe stanowiska zgłoszone przez tutejszych mieszkańców.
Plejstoceńskie szczątki orangutanów z południowych Chin są najbardziej na północ wysuniętymi znaleziskami tego rodzaju. Poza Chinami odkryto kopalne szczątki tych zwierząt także w Wietnamie, Laosie, na Borneo i na Jawie. Z terenu południowo-wschodniej Azji znamy dziś łącznie osiemnaście znalezisk. Siedem z nich leży w południowych Chinach, cztery w Wietnamie, trzy w Laosie, jedno na Borneo i trzy na Jawie. Późniejsze, postglacjalne, tzw. „prehistoryczne” lub subfosylne szczątki przedstawicieli rodzaju Pongo znamy z Sumatry, Borneo i północnego Wietnamu. Siedząc drogę rozwoju rodzaju Pongo (w chronologii wstecz) spotykamy następujące formy: subfosylne („prehistoryczne”) populacje z Sumatry i Wietnamu, późnoplej- stoceńskie populacje z Jawy, Laosu, Wietnamu i południowych Chin, środkowoplejstoceńskie populacje z Jawy i Wietnamu oraz populacje | Jawy i południowych Chin z wczesnej fazy plejstocenu środkowego. Na tym kończy się jednak seria kopalnych szczątków orangutanów. Wcześniejszych form nie znamy. Istnieje szereg hipotez dotyczących ewolucji rodzaju Pongo. Łączy się ją zazwyczaj z różnymi rodzajami małp człekokształtnych z osadów w Siwaliku (Indie). Szczątki przedstawicieli tych rodzajów są jednak nieliczne i dlatego ich stanowisko systematyczne jest niepewne. W świetle dotychczasowych danych jedynie rodzaj Palaeosimia Pilgrim 1915 może być wzięty pod uwagę jako forma wyjściowa orangutanów. Niestety, samo istnienie rodzaju Palaeosimia, opisanego na podstawie jednego znaleziska w strefie
Chinji w Siwaliku, jest też problematyczne. Poznane dotąd na podstawie rozmieszczenia szczątków kopalnych zasiedlenie geograficzno rodzaju Pongo stanowi prawdopodobnie tylko część terytorium, jakie zamieszkiwały orangutany w plejstocenie. Wydaje się, że w plejstocenie również zachodnie tereny południowo-wschodniej Azji zamieszkiwały populacje orangutanów. Wskazują na to fauny tego okresu z Birmy i Indii. Północna granica występowania orangutanów we wczesnej i w późniejszej fazie plejstocenu środkowego najprawdopodobniej nie pokrywała się z granicą późnoplejstoceńską. Prawdopodobnie znane nam dziś plejstoceńskie rozsiedlenie orangutanów można traktować jedynie jako południowo-wschodnią część dużo większego terytorium, na jakim przebiegał rozwój tych zwierząt w mio-plioce- nie. Być może ów obszar obejmował duże połacie całego południowoazjatyckiego kontynentu, sięgając na północy po Siwalik.
Powolne wycofywanie się dużych małp plio-plejstocenu (Hy- lobatinae Gilł 1872, Dryopithecinae Gregory et Hellmann 1939 oraz Ponginae Allen 1925) do ostoi należy traktować jako proces, który rozpoczął się pod koniec trzeciorzędu w południowo- -wschodniej Azji, Europie i Afryce, a dziś dobiega końca. Pogląd ten potwierdza równocześnie regresję także innych zwierząt wymagających podobnych warunków życiowych. Wycofywanie się orangutanów ze wschodniej Azji traktujemy jako wycinek zjawiska ogólnoświatowego, powiązanego z zapoczątkowaną w końcu trzeciorzędu wielką depresją klimatyczną, której szczyt przypadł na plejstocen. W pojedynczych przypadkach lokalnie mogły istnieć warunki umożliwiające dłuższe przetrwanie na pewnych obszarach (Borneo, Sumatra).
Pierwsi odkrywcy plejstoceńskich szczątków orangutanów we wschodniej Azji wskazywali przy ich opisie na różnice w stosunku do współczesnych przedstawicieli tego rodzaju. Nie zdecydowali się jednak na utworzenie nowego kopalnego gatunku ze względu na skąpy materiał kopalny — pojedyncze zęby. Dopiero później D. A. Hooijer na podstawie szczątków kopalnego orangutana z jaskini Hoszantung, datowanych na podstawie fauny towarzyszącej na górny plejstocen, opisał nowy podgatunek — Pongo pygmaeus weidenreichi Hooijer 1948. Jednakże ze względu
na niewielkie różnice w uzębieniu orangutanów kopalnych w porównaniu z dzisiejszymi do chwili obecnej trwa dyskusja, czy utworzenie nowego podgatunku jest uzasadnione. Dla rozwiązania tego problemu należało szukać dalszych szczątków orangutanów. Taki też cel postawiono przed uczestnikami Wietnamsko- -Niemieckiej Ekspedycji Paleontologicznej 1963/64.
Część uczestników naszej wyprawy z grupy południowej wyruszyła dwoma jeepami z Hanoi. W czasie pełnej wrażeń drogi wzdłuż brzegów Zatoki Tonkińskiej panowała cudowna pogoda, ale 50 km na północ od siedemnastego równoleżnika zaskoczyła nas nieco przedwczesna pora deszczowa. Musieliśmy czekać. Przez gęste strugi ulewnego deszczu z trudem rozpoznawaliśmy banany rosnące po przeciwnej stronie naszego schroniska.
Jeszcze kilkakrotnie przesuwaliśmy termin odjazdu. Wreszcie nadeszła chwila wyruszenia w głąb kraju. Pora deszczowa dawała się wszędzie we znaki. Wkrótce musieliśmy zjechać z przyzwoitej drogi. Samochody grzęzły w rozmokłej ziemi. Mnożyły się nieprzewidziane postoje. Znajdowaliśmy się w dżungli, gdzieś na północ od siedemnastego równoleżnika. Jeepem mieliśmy dotrzeć do odkrytej przez tubylców jaskini, w której zamierzaliśmy przeprowadzić poszukiwania szczątków. Tu już drogi nie było. Nasza trasa prowadziła prosto przez dżunglę. Pod wieczór samochód ześliznął się nagle z dróżki nie szerszej od szerokości pojazdu i zatrzymał w błotnistym gąszczu bambusowym. W żaden sposób nie byliśmy w stanie go wyciągnąć. Noc zapadała szybko. Ze względu na ataki lotnictwa amerykańskiego nie mogliśmy rozpalić ogniska ani nawet włączyć reflektorów wozu. Przy bezskutecznych usiłowaniach wyciągnięcia samochodu z gąszczu bambusowego grzęźliśmy po kolana w mule i wodzie. W dodatku wzmagał się deszcz. Własna dłoń trzymana przed oczyma była niewidoczna. Wtedy dwóch z naszych wietnamskich towarzyszy podróży postanowiło ruszyć w drogę i odszukać najbliższą wieś. I nagle nie wiadomo skąd zjawili się żołnierze i mieszkańcy wsi. Przy pomocy grubych desek, lin i tyk bambusowych ustawiono wkrótce nasz samochód ponownie na dróżce. Tak jak tu spotykaliśmy się i potem z życzliwością oraz pomocą W ietnamczyków.
Po kilku dniach dotarliśmy wreszcie do jaskini Hang-Quit
w pobliżu wsi Min-Hoa. Pracę rozpoczęliśmy natychmiast. Droga prowadziła przez pola należące do mieszkańców wsi. Na groblach szerokości jednej stopy, pomiędzy zalanymi wodą polami ryżowymi | trudem utrzymywaliśmy równowagę. Podążaliśmy w kierunku pobliskich gór. Z nami szło kilku mężczyzn z wioski. Jaskinia Hang-Quit znajdowała się w jednym ze stożków krasowych naprzeciw wsi. Dostęp do niej był łatwy. Niebawem znaleźliśmy wąską ścieżkę prowadzącą do jaskini; biegła przez porośnięte bujną roślinnością rumowisko skalne, otaczające pierścieniem górę. Bezpośredniego dostępu do jaskini broniła gęsta roślinność, zarastająca otwór wejściowy. Kilka silnych cięć nożem siecznym i droga była wolna. Znaleźliśmy się w obszernej, niemal kulistej komorze jaskini. Od niej prowadziło w głąb góry szereg małych chodników. Włączyliśmy lampy. Po mokrym, wapiennym dnie jaskini ześlizgiwaliśmy się w dół. Podobnie jak w jaskiniach w Kuangsi, tak i tu zastaliśmy jedynie resztki pierwotnego namuliska. Cały ten materiał poza tymi znikomymi pozostałościami został w pewnym okresie erozyjnym wymyty. Ale już pierwszy rzut oka utwierdził nas w przekonaniu, że resztki osadów zachowane przy ścianach jaskini zawierały jeszcze szczątki kopalne.
Prace eksploracyjne w tych twardych osadach przypominających trawertyn okazały się trudniejsze, niż początkowo przypuszczaliśmy. Twarde jak szkło okruchy skalne odbite dłutem od ściany opadały z brzękiem na dno jaskini. Tu i tam ukazywały się pierwsze szczątki — zęby wymarłego tapira olbrzymiego Tapirus (Megatapirus) augustus Matthew et Granger, fragmenty uzębienia plejstoceńskiego nosorożca Rhinoceros sinensis Owen, zęby tygrysów, lampartów, jeleni i ku naszej największej radości w końcu również kilka zębów plejstoceńskiego orangutana Pongo pygmaeus weidenreichi Hooijer.
Na zewnątrz, przed jaskinią, przy dziennym świetle jeden | wietnamskich kolegów wypreparowywał okazy ze skały na tyle, by można je było oznaczyć. Co chwilę dostarczaliśmy mu | ciemnych korytarzy jaskini nowych materiałów. Po kilku dniach intensywnych prac nasze zadanie zostało spełnione. Wydobycie wszystkich szczątków z tej jaskini zajmie w przyszłości szereg miesięcy.
W ten sposób odkryliśmy znalezisko szczątków plejstoceńskich orangutanów wysunięte najdalej na południe na obszarze południowo-wschodniej Azji. Stanowi ono ogniwo łączące znaleziska kontynentalne ze stanowiskami z Wielkich Wysp Sun- | dajskich.
Rozdział dziewigty
LENG-CHAI-SHAN - „GÓRA OLBRZYMÓW”
Leng-Chai-Shan leży przed nami jak olbrzymia kłoda, wznosząc się stromo na płaskowyżu. U jej stóp piętrzą się ogromne hałdy rumowiska skalnego. Właśnie tu żyły 500 000 lat temu największe małpy człekokształtne — rodzaj Gigantopithecus.
Dopiero późnym popołudniem odwiedzamy Chin-Shiu-Huai, owego wieśniaka mieszkającego u stóp Leng-Chai-Shan, który położył wielkie zasługi dla nauki. Niechętnie udziela odpowiedzi na pytania. Prawdopodobnie jestem pierwszym Europejczykiem, który przekroczył próg jego domu. Trudne i uciążliwe jest porozumienie się z nim nawet poprzez dwóch tłumaczy. Na zewnątrz powoli zapada zmrok. Przez uchylone drzwi widzę już tylko sylwetkę „Góry Olbrzymów”.
„Jak wszędzie w Chinach Południowych — mówi Chin — tak i u nas osady jaskiniowe są bardzo cenionym nawozem naszych pól. Tam wysoko — Chin wskazuje przez uchylone drzwi — znajdują się jaskinie jeszcze nie wyeksploatowane. Prowadzi do nich uciążliwa droga; ściany skalne są strome. W minionym roku po zakończonych zbiorach ryżu byłem na górze i przeciskałem się przez ciasne wejścia do jaskiń. W ich wnętrzu znajdowało się dużo ziemi jaskiniowej (osadów), ale i kości smoków tam znalazłem — zabrałem je ze sobą”.
Tymczasem ściemniło się niemal zupełnie. Chin przyniósł lampę i powoli ciągnął dalej opowieść przypominając sobie szczegóły. „Moja żona nie chciała się zgodzić, by kości smoków znalazły się pod naszym dachem. Jedna z kości wyglądem przypominała kość ludzką. Wyniosłem je więc z naszego domu”. Od profesora Pei Wen-Chunga Chin dopiero dowiedział się, jaką wartość przedstawiają odkryte przez niego szczątki.
Odkrycie pierwszych szczątków gigantopiteka było dość osobliwe. Około roku 1935 znany holenderski paleontolog i paleoan- tropolog profesor v. Koenigswald po sukcesach w poszukiwaniach szczątków praczłowieka we wschodnich Indiach skierował swe zainteresowania na południowo-wschodnią część azjatyckiego kontynentu. Wykorzystał przy tym zręcznie prastary chiński zwyczaj używania kości i zębów „smoczych” jako środka leczniczego. Szczątkom kopalnych ssaków, określonym jako kości i zęby smocze, przypisuje się i dzisiaj, tak samo jak 2000 lat temu, właściwości lecznicze. Można je i dzisiaj nabyć w każdej chińskiej aptece pomiędzy Nanningiem a Harbinem. Sprzedaje się je jako środki lecznicze w każdym skupisku Chińczyków, czy to we wschodnich Indiach, czy na Filipinach, czy też w San Francisco lub w Nowym Jorku. Instytucje naukowe i władze państwowe Chińskiej Republiki Ludowej przeciwstawiają się tym wierzeniom raczej perswazją i uświadamianiem niż zakazami. Całe tony zebranych w kraju szczątków kopalnych gromadzi się w składach centralnych sklepów spółdzielczych wielkich miast, a stamtąd dopiero się je rozsyła. Mimo to wydano zakaz wykopywania przez osoby niepowołane kości „smoczych” w jaskiniach południowych Chin. Profesor v. Koenigswald odwiedził w ramach swoich poszukiwań szczątków praczłowieka również chińskie apteki w Manili i Hongkongu i natknął się tam na zęby kopalnych orangutanów, które według wszelkiego prawdopodobieństwa pochodziły z południowych Chin. Wśród interesujących go szczątków znalazł w jednej z aptek Hongkongu pojedynczy ząb trzonowy małpy człekokształtnej różniący -się od innych zębów potężnymi rozmiarami. Opracowany naukowo osobliwy ząb nie mieścił się w żadnym z dotąd znanych rodzajów małp człekokształtnych. Dlatego też profesor v. Koenigswald zdecydował się utworzyć na jego podstawie nowy rodzaj i gatunek — Giganto- pithecus blacki v. Koenigswald. Nieco później zdołał w innych aptekach zdobyć jeszcze dalsze pojedyncze zęby tego olbrzyma. Było ich jednak ciągle niewiele. Na około 1500 zębów kopalnych orangutanów zaledwie cztery należały do południowochińskiej małpy Gigantopithecus blacki. Najprawdopodobniej pochodziły one z osadów jaskiń i szczelin w prowincjach Kuangsi i Kuang- tung. Pewniejszych danych o znaleziskach gigantopiteka wów
czas jeszcze nie znano. Gigantopithecus nabrał wielkiego znaczenia dla wiedzy o ewolucji człowieka, kiedy profesor Weidenreich rozpoznał na jego zębach cechy przypominające zęby ludzkie i włączył go do rodziny człowiek owa tych. Opierając się na tych szczątkach i niektórych znaleziskach z Jawy profesor wysunął hipotezę o olbrzymim wzroście przodków człowieka. Jednak już wkrótce po postawieniu tej hipotezy zaczęto wątpić w jej prawdopodobieństwo.
Dopiero wyprawy Pekińskiego Instytutu Paleontologii Kręgowców i Paleoantropologii do prowincji Kuangsi i Kuangtung (1955—60) pod kierownictwem odkrywcy czaszki z Czoukoutien rzuciły nieco światła na tajemnicę tych wielkich małp człekokształtnych. Ekspedycje miały wyjaśnić trzy pytania: 1) gdzie żył Gigantopithecus, 2) kiedy żył, 3) czy był jeszcze małpą człekokształtną, czy już małpoludem? Całymi miesiącami odwiedzali chińscy naukowcy i członkowie ekspedycji apteki, penetrowali jaskinie znajdujące się na obszarze obu prowincji, aż wreszcie na przełomie lat 1955 i 1956 znaleźli w jednej z jaskiń w rejonie Tahsin (Kuangsi) trzy zęby gigantopiteka. Do nich zdołano dołączyć dalsze zęby tego rodzaju z aptek w Nanning i Kweilin. Dziś Pekiński Instytut Akademii Nauk dysponuje ponad tysiącem zębów.
Chin odkrył pierwszą częściowo zachowaną żuchwę gigantopiteka, gdy ekspedycje przebywały w Kuangsi. Natychmiast skierowano uczestników pekińskiej wyprawy do nowego znaleziska w celu odszukania brakujących części żuchwy, o ile oczywiście się zachowały. W trakcie prac wykopaliskowych wydobyto jeszcze dwa zęby gigantopiteka oraz znaczną liczbę zębów innych kopalnych zwierząt.
W ten sposób znaleziono odpowiedź na pytanie dotyczące miejsca występowania tych małp człekokształtnych. Żyły one na krańcach południowych Chin, przy czym północna granica występowania pokrywała się mniej więcej z zasięgiem współczesnego im plejstoceńskiego orangutana. Ponadto Gigantopithecus występował prawdopodobnie także w Indochinach i dotarł aż na wyspy Archipelagu Sundajskiego poprzez istniejące w tych czasach połączenia z lądem stałym.
Szczątki gigantopiteka, poznane dotychczas, pochodzą z osadów
jaskiń i szczelin skalnych. Nie jest to jednak dowód na to, że ta wielka małpa człekokształtna zamieszkiwała jaskinie. Z tych samych jaskiń wydobyto bowiem również szczątki orangutanów, a znane nam dzisiaj z Archipelagu Sundajskiego ich środowisko życiowe nie przemawia za takim przypuszczeniem. Prawdopodobnie mamy tu do czynienia z materiałem naniesionym przez wody do całego systemu jaskiń i szczelin. Zespół faunistyczny z mastodontem, tapirem i orangutanem wskazuje na bardzo wilgotny klimat, porównywany z dzisiejszym klimatem środkowego Wietnamu. Prawdopodobnie i zadrzewienie było obfitsze we wczesnej fazie środkowego plejstocenu. Wydaje się, że ostatnie populacje gigantopiteka południowych Chin wymarły albo opuściły ten teren w czasie lub pod koniec środkowego plejstocenu, wówczas gdy obszary południowo-wschodniej Azji już się stopniowo osuszały. Daleko trudniej odpowiedzieć na pytanie dotyczące wieku geologicznego gigantopiteka, wiąże się ono bowiem ściśle ze znajomością świata zwierzęcego plejstocenu Azji południowo-wschodniej oraz z zaszeregowaniem rodzaju do fauny Azji tego okresu. Świat zwierzęcy plejstocenu stanowi podstawę dla określenia wieku względnego.
Ze względu na skład rozróżniamy dwie wielkie grupy faunistyczne środkowego i późnego plejstocenu. Granicę naturalną dzielącą oba kompleksy stanowią góry Tsinling. Fauny występujące na północ od tych gór określa się mianem sino-syberyj- skich, fauny południowe natomiast terminem sino-malajskich... Północny zespół faunistyczny charakteryzują rodzaje euroazjatyckie, południowy natomiast formy malajskie. Na granicy występowania obu grup mamy do czynienia z faunami mieszanymi. Dzięki znajomości tego zagadnienia można dokonać stratygraficznego porównania południowych faun kopalnych z śro'dkowo- i południowochińskimi, a także ze światem zwierzęcym pozostałych obszarów Eurazji.
Sino-malajskie formy środkowego plejstocenu obejmują południowe prowincje Chin, częściowo Birmę i wyspy Archipelagu Sundajskiego. W wyniku wędrówek poprzez istniejące wówczas połączenia lądowe fauna tych wysp nabierała we wczesnych fazach środkowego plejstocenu coraz więcej cech kontynentalnych zespołów zwierzęcych typu Stegodon-Ailuropoda. Działo się
to w czasie regresji morskich równoczesnych chronologicznie zlodowaceniom północnych obszarów Eurazji, lądolód bowiem powodował związanie wielkich mas wody.
W środkowym plejstocenie południowych Chin wyróżniamy dwa bezpośrednio po sobie występujące zespoły zwierzęce. Najstarsze znaleziska gigantopiteka (Leng-Chai-Shan) należą do zespołu Pongo-Mastodon. Sądząc na podstawie dotychczas znalezionych szczątków wczesne formy gigantopiteka charakteryzuje znaczna zmienność w wielkości zębów. Nie wykazują one jeszcze skrajnie wysokich wartości w wielkości zębów, jakie cechują uzębienie form późniejszych, środkowoplejstoceńskich. Wiek najmłodszych dotąd poznanych szczątków tego rodzaju pochodzących z jaskiń okręgu Tahsin ocenia się na około 400 000 lat. Zalicza się je do zespołu Stegodon-Megatapirus. Te późne formy gigantopiteka wykazują w granicach zmienności swego uzębienia owe skrajne wartości (ogromne rozmiary), jakie obserwujemy w pierwszych szczątkach tego rodzaju, znalezionych i opisanych przez v. Koenigswalda. Jego zęby przewyższają nawet wielkością największe zęby goryla górskiego (Gorilla beringei). Co najmniej więc na krańcach południowych Chin istniały w środkowej fazie plejstocenu środkowego dogodne warunki życiowe dla tych zwierząt. Porównawcze zestawienie stratygrafii uwidacznia, że populacje gigantopiteka były współczesne praczłowiekowi Dalekiego Wschodu. Już z tego chociażby względu nie można wyprowadzać wschodnioazjatyckiego praczłowieka („Meganthropus”, „Pithecanthropus”, „Sinanthropus”) z populacji gigantopiteka. Były one już zbyt silnie zróżnicowane, a ponadto stosunkowo krótki czas nie był wystarczający dla przebycia takiej drogi rozwoju. Wnikliwe badania morfologiczne, przeprowadzone przez profesora Woo Ju-Kanga, potwierdziły także, że Gigantopithecus nie był jeszcze praczłowiekiem, a jego droga ewolucji leżała poza linią rozwojową człowieka i jedynie niektóre cechy morfologiczne rozwijały się równolegle. We wszystkich tych badaniach opieramy się na stosunkowo obszernym materiale, mogąc przy tym ocenić, jakie właściwości zębów mieszczą się w granicach zmienności indywidualnej i odbiegają od typu, a które z cech są cechami rodzajowymi. Okazało się, że Gigantopithecus wykazuje na kłach i przednich zębach przed trzonowych swoistą mieszaninę
cech małp człekokształtnych i ludzkich. Wysokość korony zębów tej formy odpowiada kierunkowi rozwojowemu, jaki spotykamy u człowiekowatych, przewyższając zresztą pod tym względem stopień rozwoju dzisiejszego człowieka.
Ustanowiono więc dla gigantopiteka odrębny rodzaj z jednym tylko dotąd znanym gatunkiem Gigantopithecus blacki v. Koenigs- | wald i włączono go do rodziny Pongidae (małpy człekokształtne).
Tym samym wracamy do podziału systematycznego, jaki niegdyś n‘ został wprowadzony przez odkrywcę i autora pierwszych opisów.
Rozdział dziesiqty
Zdajemy sobie dzisiaj sprawę z tego, że rozwiązanie wielkich problemów dotyczących przeszłości, czy choćby jakiś istotny postęp w zakresie naszej wiedzy o najstarszej historii człowieka są osiągalne jedynie przy ścisłej korelacji badań prehistorii i pokrewnych dyscyplin nauk przyrodniczych. Nie do pomyślenia byłoby uchwycenie najwcześniejszych faz rozwoju człowieka bez znajomości geochronologii, bez biologiczno-ekologicznego naświetlenia dokonanych przemian, bez wiedzy o warunkach, jakie panowały na Ziemi w owym krytycznym momencie ewolucji Ho- minidae (rodziny praczłowieka i człowieka), kiedy to zakończyła się „przedludzka” faza tego rozwoju, a rozpoczęła się faza „peł- noludzka”.
W dalszym ciągu dyskusyjne jest zagadnienie, gdzie z geochro- nologicznego punktu widzenia leży początek rozwoju Hominidae, tzn. kiedy pojawiła się gałąź na drzewie rodowym naczelnych, która jako jedyna doszła do granicy „zwierzę—człowiek” i w końcu ją przekroczyła. Wielkie bogactwo form w obrębie rodziny Hominidae w plejstocenie dolnym oraz we wczesnej fazie plejstocenu środkowego (środkowy okres epoki lodowej), jak również znaczne jak na owe czasy rozsiedlenie geograficzne oraz wysoką specjalizację biologiczną można, przy dzisiejszym stanie wiedzy wytłumaczyć jedynie tym, że rozwój przebiegał w długich odcinkach czasu.
Rzecz jasna poruszamy się tu w gąszczu hipotez. Dla ułatwienia ich przeglądu posegregujemy je w trzy grupy. Według pierwszej należy przesunąć czas odgałęzienia się „ludzkiej” linii rozwojowej, tzn. początek własnego rozwoju niezależnej grupy zwierzęcej, która w końcu doprowadziła do człowieka, przed mo
mentem rozdziału Catarrhina (małp wąskonosych) na Cercopi- thecoidea i Hominoidea (małpy zwierzokształtne i człekokształtne). Zwolennicy takiej hipotezy przesuwają ów początek niezależnego rozwoju „pnia ludzkiego” do oligocenu (trzeciorzęd). Reprezentują oni pogląd, że filogenetyczny rozwój człowieka trwał około 30 min lat.
Przedstawiciele drugiej grupy hipotez uważają, że form wyjściowych Hominidae należy szukać być może w mioceńskiej (trzeciorzędowej) grupie Pongidae (rodzina małp człekokształtnych), która jeszcze nie osiągnęła stopnia specjalizacji, jaką obserwujemy na granicy plio- i plejstocenu. Ta mioceńska forma nie charakteryzowała się zapewne jeszcze długimi ramionami i stosunkowo krótkimi nogami, jakimi dysponują dzisiejsi mieszkańcy lasów tropikalnych poruszający się ruchem zwisowo-wa- hadłowym (brachiacja) i nie mogła być do nich zaliczana. Formą wyjściową w ewolucji człowieka byłaby więc małpa człekokształtna, w proporcjach kończyn podobna do dzisiejszych małp zwierzokształtnych, u których kończyny przednie i tylne są równej długości. Te mioceńskie małpy człekokszałtne były zapewne również w stanie poruszać się na drzewach brachiacją, dzięki czemu ich ciało przybierało pozycję pionową. Nie wykazywały one jednak jeszcze ogólnej późniejszej specjalizacji Pongidae.
Należy podkreślić, że szczątków takich mioceńskich form Pongidae nie odkryto jeszcze albo też nie rozpoznano ich jeszcze wśród dotąd znanych. Formy nie wyspecjalizowanych małp człekokształtnych, które mogłyby reprezentować ten typ, poznano z miocenu Afryki Wschodniej. Są to wczesne formy małp człekokształtnych linii Proconsul z basenu Wiktoria-Nyanza.
Można więc przyjąć, że rozdzielenie się nadrodziny Hominoidea na dwie rodziny: Hominidae („przedludzki praczłowiek”, praczłowiek i człowiek) i Pongidae (małpy człekokształtne) nastąpiło w połowie miocenu, tj. około 15 min—18 min lat temu. Nie znaczy to jednak, że przed 15 min czy 18 min lat powstał pierwszy człowiek. W tym czasie istniała grupa naczelnych, której nie można już uważać za formy wyjściowe późniejszych małp człekokształtnych i ludzi, lecz tylko za przodków późniejszych przedstawicieli rodziny Hominidae (Australopithecinae, praczłowieka i człowieka oraz prawdopodobnie szeregu dziś jeszcze nie
znanych rodzajów i podrodzin Hominidae). Często uważa się gru- pę Oreopithecus za przedstawiciela takiego typu wyjściowego.
Trzecia wreszcie hipoteza, znana pod nazwą „hipotezy bra- chiatorów” wychodzi z założenia, że Hominidae oddzieliły się stosunkowo późno od pnia wspólnego dla Hominidae i Pongidae. Według skrajnych poglądów miało to rozwidlenie nastąpić dopiero w górnym pliocenie.
Podczas gdy nasza wiedza o początkach „przedludzkiej” ewolucji Hominidae jeszcze jest niewystarczająca, to co do końca tej fazy rozwojowej możemy przedstawić już bardziej konkretne wyniki badań. Najistotniejszym wydarzeniem w „przedczłowie- czym” rozwoju, jeszcze przed osiągnięciem granicy „zwierzę- -człowiek”, było spionizowanie postawy. Najważniejsze różnice anatomiczne rodziny Hominidae (z „przedczłowieczą” fazą rozwojową włącznie) w stosunku do Pongidae leżą według Breitin- gera w budowie miednicy. Uwidacznia się w nich kierunek rozwoju przeciwstawny małpom człekokształtnym, a doprowadzający Hominidae do korzystniejszej, spionizowanej postawy ciała i poruszania się na ziemi wyłącznie na tylnych kończynach. W oparciu o dzisiejszy stan wiedzy możemy przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że te przedczłowiecze istoty powstały w środowisku charakteryzującym się cechami terenów otwartych przypominających step, lecz porośniętych drzewami. Przed osiągnięciem spionizowanej postawy ciała formy te musiały ulegać ewolucji poprzez setki tysięcy pokoleń.
Najogólniej rzecz biorąc, poszczególne grupy systematyczne naczelnych przystosowane są bardziej lub mniej do życia nadrzewnego. Dlatego też zmysł wzroku dominuje u nich nad węchem, który jest słabiej rozwinięty niż u zwierząt otwartych terenów stepowych.
W pliocenie i plejstocenie miały miejsce depresje klimatyczne
o dalekim światowym zasięgu. Znaczne zaburzenia klimatyczne obejmowały wszystkie kontynenty. Przyjmijmy więc, że na terenie bardziej lub mniej zwartego obszaru leśnego wskutek zmian klimatycznych las począł zanikać na rzecz roślinności o charakterze stepowym. W tej sytuacji stały z biologicznego punktu widzenia przed „wielkimi małpami” zamieszkującymi te obszary dwie możliwości:
1. Liczebność „wielkich małp” przystosowanych do życia w lesie malała. Rodzaj czy gatunek powoli wymierał, wyczerpały się bowiem możliwości adaptacyjne. Istnieją dowody w postaci szczątków kopalnych, że rzeczywiście w tym czasie licznie wymierały wysoko wyspecjalizowane wielkie naczelne.
2. Wielkie naczelne zamieszkujące dotąd lasy były w stanie dostosować się do powstających nowych warunków środowiskowych. Początkowo zapewne mogły się jeszcze przenosić z jednego kompleksu leśnego do innego w celu zdobycia potrzebnego pożywienia. Jednakże z czasem poszczególne obszary leśne rozdzielił step — środowisko całkowicie im obce. W tym środowisku istniała szansa dla populacji wielkich naczelnych, które umiałyby przystosować się do nowych warunków. Prawdopodobnie przebiegał wówczas wysoce skomplikowany proces przemian, w wyniku którego powstały formy zdolne do takiej adaptacji. Jego potwierdzenie znajdujemy w szczątkach kopalnych z tego okresu.
Ręka hominidów jest dziedzictwem praludzkiej przeszłości,
świadczącym o zamieszkiwaniu przez nie leśnych środowisk. Z chwilą spionizowania postawy w późnej fazie praludzkiej ewolucji hominidów ręce uwolniły się od funkcji związanych 7. ruchem ciała. W tym okresie rozwoju można już mówić o umiejętności posługiwania się prostymi, nie obrobionymi przedmiotami jako narzędziami, np. gałęźmi czy kamieniami. Na podstawie znajomości tych złożonych powiązań i mając na uwadze wynik ewolucji w czwartorzędzie — człowieka, możemy przyłączyć się do opinii profesora Heberera (1958), że dalsze używanie najprymitywniejszych narzędzi zastępowało coraz bardziej funkcję obronną uzębienia. Wiedząc, że naczelne na ogół prowadzą stadny Iryb życia, można przypuszczać, iż na omawianym etapie ewolucji także istniały już pewne więzy społeczne, jak np. właśnie związki stadne. Z nimi z kolei wiążą się możliwości wzajemnego porozumienia, które doskonaliło się wraz z różnicowaniem budowy mózgu u praludzkich hominidów.
Kontynuując przyjęty tok myślowy należy przyjąć, że tereny leśne na peryferiach regionów wyjściowych coraz bardziej się kurczyły. W tym samym czasie musiały też te wielkie naczelne coraz bardziej dostosowywać się do życia w stepie, gdyż to była ich jedyna szansa przeżycia. Między innymi musiała też rozwinąć się adaptacja do odżywiania się pokarmem mięsnym, a więc także zbiorowe polowania (podobnie jak u drapieżców) — jedyny zresztą sposób zdobywania pokarmu na tym etapie rozwoju praczłowieka. Pojawienie się takiego grupowego polowania na linii rozwojowej praczłowieka stanowiło zapewne decydujący moment w dojściu tych form do „pola przejściowego zwierzę—-człowiek”.
W etap ten wkroczyli przodkowie „praczłowieka” już w spio- nizowanej postawie, z umiejętnością posługiwania się najprymitywniejszymi narzędziami, zespoleni więzami socjalnymi w stadach, ze zdolnością porozumiewania się (są to oczywiście wszystko rozważania teoretyczne). W dalszym jednak ciągu nie możemy scharakteryzowanym w ten sposób formom naczelnych przyznać określenia „człowiek”, pozostają one bowiem jeszcze stale tylko populacjami wielkich naczelnych, tzn. „zwierzętami” (Heberer, 1958).
Na progu przekształcenia się form zwierzęcych w ludzkie natrafiamy z kolei na następujące pytanie: jak możemy stwierdzić
(zakładając, że dysponujemy odpowiednim materiałem kopalnym), czy w konkretnym przypadku mamy do czynienia z praludzką populacją wielkich naczelnych, tzn. ze stadem zwierząt, czy też ze szczątkami populacji ludzkiej, czyli grupy praludzi we właściwym tego słowa znaczeniu. Z takiego pytania wynika bezpośrednio następne: kto jest ludzkim przedstawicielem Hominidae; jaką formę określamy mianem człowiek?
Odpowiedzi na te pytania wymagają włączenia się do dyskusji prehistoryków. Sama paleontologia nie jest w stanie dać tu jednoznacznej odpowiedzi z tego chociażby względu, że opiera się w swoich badaniach na kryteriach morfologicznych, a do rozstrzygnięcia tych pytań bardziej potrzebne są kryteria funkcjonalności kończyn.
W nowoczesnej prehistorii odpowiedź na pytanie „co to jest człowiek” już została zdefiniowana. Ludzki przedstawiciel Ho- minidae to istota wytwarzająca narzędzia, a nie tylko używająca ich (Oakley, 1951). Wobec tego można go scharakteryzować jako istotę, która nie tylko jest wynalazcą i zarazem wytwórcą narzędzi, ale która równocześnie dzięki umiejętności porozumiewania się potrafi przekazywać technikę pracy (Kraft, 1948). Korzystając w pełni z dzisiejszego stanu wiedzy nie sposób pominąć faktu, że już ponad 90 lat temu Fryderyk Engels jako pierwszy zwrócił uwagę na pracę (łącznie z wytwarzaniem narzędzi) jako na decydujący czynnik w procesie uczłowieczenia.
Wróćmy teraz do szczątków kopalnych i poszukajmy wśród nich form, które potwierdzałyby istnienie owego teoretycznego progu przejściowego. W tych poszukiwaniach natrafimy na bardzo ciekawe formy kopalne i na jeszcze bardziej interesująco rysujące się problemy.
W pobliżu Johannesburga w południowej Afryce znajdują się klasyczne znaleziska grupy kopalnych naczelnych, określanych naukową nazwą jako Australopithecinae (podrodzina małp południowych). Słynne znalezisko Sterkfontein leży w dolinie rzeki Blaauw-Bank, która jest dopływem Rzeki Krokodyla. Odcinek rzeki, nad którym leży stanowisko, okresowo wysycha. Na północny wschód od Sterkfontein leży Kromdraai, na południowy zachód Swartkrans — gdzie również jest znalezisko przedstawicieli australopiteków.
Woda wypłukała tu w dolomitach w ciągu setek tysięcy lat szczeliny, chodniki, jaskinie, w znacznej mierze wtórnie wypełnione stalagmitami i stalaktytami. W plejstocenie część tych chodników i jaskiń uległa wskutek wietrzenia i denudacji otwarciu. W ten sposób doszło do odkładania się plejstoceńskich osadów jaskiniowych, zawierających szczątki ówczesnego świata zwierzęcego. Wskutek postępującej erozji komory jaskiń nadal były odsłaniane. Stropy i ściany z prekambryjskiego dolomitu częściowo się zapadały i razem z osadami jaskiniowymi wskutek
80
działania utworów naciekowych ulegały scementowaniu w twarde brekcje. Denudacja przebiegała nadal. Kopce wapienne ulegały dalszemu wietrzeniu. Wskutek tego pierwotna skała (pre- kambryjski dolomit) nie występuje wszędzie: w niektórych miejscach jej brak, a osady jaskiniowe (brekcje) występują tuż pod powierzchnią.
Stąd, ze Sterkfontein, rozciąga się piękny widok na górzysty krajobraz Transwalu, na dolinę rzeki Blaauw-Bank, a w dali przyciągają wzrok niebieskie góry Megalis w pobliżu Pretorii. Niegdyś, w czasach kiedy ten teren zamieszkiwali przedstawiciele Australopithecinae, tj. 400 000 — 500 000 lat temu, wzgórza były może wyższe, ich zbocza bardziej strome, a tu i ówdzie bieliły się skały wapienne. Mimo to krajobraz stepu i buszu pozostał od plejstocenu prawie niezmieniony. Ktoś, kto zwiedza dziś te znaleziska, ma więc możność oglądania krajobrazu, w jakim żyły owe „południowe małpy". W Sterkfontein znaleziono dotąd szczątki ponad dwudziestu przedstawicieli australopiteków. Wśród nich znajduje się czaszka najbardziej kompletna ze wszystkich dotąd znanych czaszek tej formy (zwanej Plesianthropus). Ponad
warstwami współczesnymi zalega brekcja, w której wyróżnia się trzy poziomy:
1. Brekcja górna brązowa — nie zawiera szczątków Australo- pithecinae.
2. Brekcja środkowa czerwonawa — wydobyto z niej tylko nieliczne szczątki Australopithecinae oraz prymitywne narzędzia kamienne.
3. Brekcja dolna żółtopopielata — w jej warstwach stropowych znaleziono szczątki około 20 osobników; brak natomiast zupełnie artefaktów (narzędzi kamiennych).
Najstarsze artefakty z tej okolicy pochodzą więc z brekcji środkowej, ale ich dokładne sklasyfikowanie budzi jednak wiele zastrzeżeń. Jedni widzą w nich narzędzia przypominające w typie rozwiniętą kulturę oldowańską *. Inni — jak np. profesor R. J. Mason — zaliczają je do wczesnopaleolitycznych, najprymitywniejszych narzędzi typu szelsko-aszelskiego. Ten pogląd i my podzielamy. Wspomniano wyżej, że w brekcji dolnej żadnych artefaktów nie znaleziono. Gdyby przedstawiciele Australopithecinae tego stanowiska wytwarzali narzędzia, to nie powinno ich brakować wśród szczątków szkieletów około 20 osobników, tym bardziej że w wyższej warstwie (brekcja środkowa), kryjącej tylko niewiele szczątków kostnych, znalazły się stosunkowo „rozwinięte” artefakty w porównaniu z typem narzędzi z Oldo- way. Tymczasem z różnych południowoafrykańskich znalezisk australopiteków poznano stosunkowo liczne narzędzia kościane (kultura osteodontokeratyczna), wokół których toczą się jeszcze spory co do ich charakteru jako wytworów.
W świetle tych danych wydaje się bardzo wątpliwe, by Australopithecinae z Sterkfontein posiadali zdolność wytwarzania narzędzi. W dodatku południowoafrykański paleontolog profesor J. T. Robinson słusznie wskazał na fakt odkrycia w odległości zaledwie 1,5 km od Sterkfontein „jaskini” w Swartkrans, w której obok szczątków przedstawicieli Australopithecinae typu ,,P” |Paranthropus) zalegały kości bardziej rozwiniętej formy Homi- nidae. Osady tego znaleziska odpowiadają chronologicznie okresowi sedymentacji brekcji środkowej z Sterkfontein. Być może,
że szczątki z Swartkrans należą już do grupy Homo erect«3, czyli prawdziwego człowieka (Euhomininae, Heberer), a więc do form, do jakich zalicza się także pitekantropa z Jawy oraz sinan- tropa z Cźoukoutien. Na podstawie szczątków ze Swartkrans opisano rodzaj i gatunek Telanthropus capensis Broom et Robinson 1953. R. J. Mason i J. T. Robinson przypuszczają, że ów „praczłowiek” — Telanthropus capensis — był wytwórcą narzędzi wczesnego typu szelskiego. Postawiono przy tym hipotezę, że ta bardziej rozwinięta forma Hominidae, telantrop, wkraczając na teren doliny rzeki Blaauw-Bank wyparła stamtąd przedstawicieli australopiteków i wytępiła ich. Tak więc można przyjąć, że zarówno tu — w Transwalu — jak i w wąwozie Oldoway (co wykazały nowsze badania) populacje Homo na stopniu rozwoju Telanthropus względnie Homo habilis posiadały zdolność wytwarzania narzędzi kamiennych.
Jeżeli spróbujemy przyjrzeć się z kolei podrodzinie Australo- pithecinae z punktu widzenia jej rozwoju psychicznego — oczywiście opierając się na dotąd znanych szczątkach szkieletowych — to otrzymamy mozaikę złożoną zarówno z elementów konserwatywnych, jak i progresywnych. 1 tak na przykład czaszka wykazuje w swoich proporcjach, a przede wszystkim w prog- natyzmie (wykształcenie pyska) oraz w małych rozmiarach móz- goczaszki, zadziwiające podobieństwo do wielkich małp człekokształtnych. Pojemność czaszki wynosi w grupie „A” (Australopithecus) przeciętnie 480 cm I. Przedstawiciele Australopithecinae zbliżają się pod względem tych cech morfologicznych bardziej do Pongidae. Z drugiej jednak strony otwór potyliczny leży niżej pod czaszką, a przyczepy mięśni karkowych przypominają ludzkie. Cechy te są ściśle związane ze spionizowaną postawą wielkich naczelnych. Porównując miednicę Australopithecinae z miednicą ludzką dochodzimy do wniosku, że kształtem są do siebie zbliżone. Zachowane kości kończyn również wykazują sporo cech ludzkich. Wyniki tych badań porównawczych dowodzą, iż przedstawiciele obu grup australopiteków byli mieszkańcami stepów i terenów skalistych i charakteryzowali się spionizowaną postawą ciała.
Uzębienie tych „południowych małp” również wykazuje- cechy i ludzkie, i małpie. Gdyby znaleziono pojedyncze zęby trzonowe,
to przypisano by je prawdopodobnie jakiejś małpie człekokształtnej, podczas gdy zęby przedtrzonowe i kły przypominają w znacznej mierze zęby ludzkie. W tym względzie jednak grupa „P" Australopithecinae (Paranthropus) odbiega w osobliwy sposób od grupy ,,A” (Australopithecus). W grupie „P” wszystkie części związane z funkcją żucia są wybitnie wzmocnione i powiększone, podczas gdy pozostałe części uzębienia wydają się być zredukowane. Podobne cechy spotykamy też na czaszce, gdzie prawe i lewe mięśnie żujące wysokich gałęzi żuchwy zespalają się na wspólnym dla nich grzebieniu kostnym. Wskutek tego powstała większa powierzchnia przyczepu dla tych mięśni. Mimo że podobne stosunki znane są również z czaszek małp człekokształtnych, to jednak odmiennie się one kształtują, niż to ma miejsce u przedstawicieli grupy ,,P”, u których grzebień kostny zanika jeszcze przed tylną częścią czaszki. Takie wykształcenie czaszki, typowe dla przedstawicieli Australopithecinae grupy „P”, stanowi zjawisko wyjątkowe, które rozwojowo nie da się wyprowadzić z Pongidae.
Zastanawiając się nad środowiskiem życiowym, w jakim mogły żyć australopiteki, dochodzimy do wniosku, że zamieszkiwały one przede wszystkim obszary suchego stepu. Świadczy o tym zresztą współczesna im fauna.
Fauna kopalna z tych stanowisk wskazuje również na wiek względny tych wczesnych szczątków Hominidae. Biorąc pod uwagę i fakty, i teorie, i oddzielając jedne od drugich uzyskujemy obraz odzwierciedlający obecny stan badań („obraz obecnego stanu badań” według Heberera). Najstarsze dotąd poznane narzędzia kamienne pochodzą z warstw dolnoplejstoceńskich Afryki Wschodniej. W owym czasie żyli na tych terenach przedstawiciele Australopithecinae i innych form Hominidae, którzy mogli być twórcami kultury tej najwcześniejszej fazy paleolitu (oldowań- skiej). Choć szczątki tych form są nieliczne, to można już jednak na ich podstawie stwierdzić, że należą do bardziej progresywnego typu w obrębie Hominidae. Szczątki Australopithecinae z Afryki Południowej są młodsze (późna faza plejstocenu dolnego i wczesna faza plejstocenu środkowego). Znaczy to, że mamy do czynienia z populacjami wycofującymi się.
Dziś stwierdzamy, że wśród australopiteków były zarówno
formy posługujące się narzędziami (w sensie przedmiotu bez uprzedniego celowego przygotowania go), jak i formy świadczące
o przejściu do wytwarzania pierwszych narzędzi (najwcześniejsze narzędzia kamienne i kościane). Możemy przy tym traktować Australopithecinae jako pewien typ wzorcowy, należący do jakiejś wcześniejszej formy, przez którą przeszli „prawdziwi ludzie” (Euhomininae, Heberer). Przypomina to w pewnym stopniu czasy odkryć geograficznych, kiedy zetknęliśmy się u australijskich populacji reliktowych ze stopniem rozwojowym równym kulturze paleolitu.
Rozdział jedenasty
Kilimandżaro — najwyższy szczyt Afryki (5895 m n.p.m.), pokryty wiecznym śniegiem, często ukryty w chmurach, zwany przez Afrykanów „Górą Złego Ducha”, wznosi się na granicy Kenii i Tanzanii, we wschodniej części Czarnego Lądu. Przewyższając znacznie inne trzy- czy czterotysięczniki spogląda na wyżynę olbrzymich kraterów i dalej na zachód, na Serengeti — ów niemal legendarny już raj dla zwierząt. Tu, na wysokości około 1000 m, znajduje się najbogatszy chyba dziewiczy obszar naszej planety obejmujący równo 25 000 km2. W parku narodowym Serengeti spotkać można prawie wszystkie gatunki fauny afrykańskiej. Nie tylko zwierzętom jednak zawdzięcza ten teren swoją sławę. W ostatnich dziesiątkach lat zaczęto mówić o wąwozie Oldoway w Serengeti. Znajduje się on pomiędzy dwoma jeziorami: na północ od jeziora Eyasi i na wschód od jeziora El’Garyja. Dalej w kierunku wschodnim wznosi się wysuszony obszar o wulkanicznych stokach z potężnym Ngorongoro, największym wulkanicznym łańcuchem górskim świata. Nisko położony teren, w porze deszczowej często nie do przebycia, oddziela wąwóz Oldoway od owego groźnego obszaru wulkanicznego.
W plejstocenie znajdowało się tu olbrzymie jezioro, powstałe wskutek znacznego obniżenia się terenu. Jezioro El’Garyja, zamykające z jednej strony wąwóz Oldoway, jest prawdopodobnie pozostałością po tym ogromnym, istniejącym przez setki tysięcy lat zbiorniku wodnym. Wiemy dziś, że plejstocen Afryki charakteryzowały okresy chłodniejsze, o obfitych opadach, na przemian z okresami cieplejszymi, o skąpych opadach. Dlatego też poziom wody ulegał znacznym wahaniom, a obszary wokół jeziora czasowo wysychały. Z biegiem czasu te rozległe tereny zaczęły po
rastać roślinnością, a wraz z roślinnością pojawiły się i zwierzęta, i praczłowiek, dla których bliskość wody stwarzała korzystne warunki życiowe. Dochodziło do tego, że wielkie tereny przybrzeżne plejstoceńskiego jeziora Oldoway przez tysiące lat pozostawały suche. W tym czasie tworzyły się tam warstwy kulturowe (living floors), zawierające szczątki praczłowieka i resztki jego łupów. Kiedy wody jeziora ponownie zalewały te obszary, tworzyły się nowe osady, pokrywające uprzednio utworzone warstwy kulturowe. Procesy te powtarzały się wielokrotnie.
W ten sposób odkładały się stopniowo warstwa po warstwie, przy czym zróżnicowanie chronologiczne warstw górnych i dol
nych sięga setek tysięcy lat. Zachodzące tu procesy zakończyły się dopiero wówczas, gdy teren ponownie się podniósł. Wskutek tego znikła także olbrzymia powierzchnia wodna, pozostawiając po sobie jedynie dzisiejsze małe, szczątkowe jezioro. Wskutek procesów wietrzenia powstawały wąwozy i doliny, które wcinały się głęboko w warstwy osadów. To, co przed setkami tysięcy lat stworzyła sedymentacja czy zalała woda, teraz się odsłaniało. Tak też powstał tu, na skraju Serengeti, wąwóz Oldoway wraz z dolinami bocznymi. Sięgające wysokości 100 m strome ściany dają nam w przekroju obraz historii rozwoju świata zwierzęcego i człowieka z jego kulturą jak w żadnym innym miejscu na Ziemi.
W osadach wąwozu Oldoway wyróżnia się pięć poziomów zalegających powyżej warstwy lawy bazaltowej. Uważny obser
wator może już z daleka je rozpoznać. Najbardziej rzuca się w oczy wyraźnie widoczna w ścianie warstwa trzecia. Jej osady odpowiadają prawdopodobnie wielkiemu interglacjałowl Mindel- -Riss z obszarów europejskich.
Na te wąwozy natknął się w roku 1911 w czasie wyprawy w poprzek Serengeti zoolog Kattwinkel, znajdując w nich szczątki ssaków. Zachęcony tymi znaleziskami geolog H. Reck z Berlina zorganizował specjalną ekspedycję do wąwozu Oldoway. Wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Reck odkrył obok wielkiej ilości plejstoceńskich ssaków także szkielet człowieka, który jak sądził odkrywca, miał być współczesny znalezionym szczątkom ssaków. Te ostatnie należało jednak zaliczyć do starszego odcinka plejstocenu. Przez szereg lat nie zdołano rozwiązać problemów związanych z tym afrykańskim znaleziskiem.
Dopiero po pierwszej wojnie światowej profesor L. S. B. Lea- key, dzisiejszy kurator Muzeum Przyrodniczego w Nairobi, jeden z najznaczniejszych badaczy Afryki, natknął się w północnej części Afryki Wschodniej w jaskiniach w pobliżu miejscowości Ełmenteita ponownie na szczątki praczłowieka. W tych samych warstwach znaleziono ślady późnopaleolitycznej kultury wiórowej oraz szczątki ssaków z młodszego plejstocenu. Pewne cechy tych szczątków wskazywały na podobieństwo ze szkieletem z Oldoway znalezionym przez profesora Recka.
Problem rozwiązała dopiero wspólna ekspedycja Leakeya i Recka w roku 1931. Znaleziony przez Recka szkielet pochodził istotnie z późniejszych czasów niż szczątki ssaków. Leakey zaczął kontynuować rozpoczęte prace wykopaliskowe. On to po latach żmudnych badań przekazał nauce jedno z najwcześniejszych znalezisk szczątków praczłowieka. Najbardziej wartościowe szczątki odkryto w rozwidleniu, jakie tworzy wąwóz Oldoway z wąwozem bocznym. Tu w spągu osadów, około 2,7 m powyżej lawy bazaltowej, znaleziono ząb trzonowy przedstawiciela Hominidae w najszerszym tego pojęcia znaczeniu (od Australopithecinae po człowieka współczesnego). Jak dotąd jest to najstarszy znany fragment praczłowieka z grupy australopiteków. Tuż obok znaleziono także prymitywne narzędzie kamienne zaliczane do kultury otoczaków z Oldoway; i ono również uważane jest za najstarsze. W innym miejscu tego samego obszaru wydobyto dalsze szczątki.
Były to kości ciemieniowe, fragmenty żuchw i innych części szkieletu. Niektóre spośród tych fragmentów miały później uzyskać wielkie znaczenie. Również i te warstwy dostarczyły artefaktów należących do oldowańskiej kultury otoczaków. Do najwartościowszych wyników prac wykopaliskowych należy wydobycie z pierwszej warstwy czaszki bez żuchwy. Mimo silnych zniekształceń, jakim uległa wskutek ciśnienia mas ziemi, można ją było później zrekonstruować. Na podstawie tego odkrycia Leakey utworzył nowy rodzaj i gatunek Zinjanthropus boisei Lea- key (Zinj jest starą afrykańską nazwą Afryki Wschodniej). Choć nowy rodzaj, a być może nawet i nowy gatunek prawdopodobnie nie znajdą uznania wśród naukowców, szczególne znaczenie tego znaleziska polega na zdobyciu stosunkowo dobrze zachowanej czaszki przedstawiciela Paranthropus w miejscu położonym daleko na północ od stanowiska typowego okazu tego rodzaju w Afryce Południowej. Niezależnie od tego i narzędzia z tej samej warstwy kultury Oldoway wzbudzają wielkie zainteresowanie.
Już wstępne prace nad złożeniem czaszki wykazały dużą zbieżność z czaszkami znalezionymi w Swartkrans koło Johannesburga w Afryce Południowej. Charakterystyczny dla czaszek grupy „P” Australopithecinae jest silny, mniej lub bardziej rozwinięty grzebień kostny, stanowiący przyczep dla mięśni żujących. Różni się on jednak zasadniczo kształtem od grzebienia małp człekokształtnych. Również i zęby w czaszce z Oldoway wskazują na jej przynależność do przedstawiciela tej grupy. W warstwie pierwszej znalazły się ponadto obok innych części szkieletowych wspomniane wyżej kości ciemieniowe, których przynależność do grupy Paranthropus nie została potwierdzona. Ich pozycja systematyczna jest zresztą w dalszym ciągu niesprecyzowana. Anatom z Johannesburga, P. V. Tobias, usiłował na podstawie złożonych fragmentów kości ciemieniowych określić pojemność czaszki, uzyskując wartość 680 cm3. Dla przedstawicieli Australopithecinae najwyższe wartości sięgają około 600 cm3. Profesor Tobias znalazł więc w uzyskanej wartości pojemności czaszki, w powiązaniu z innymi progresywnymi cechami w budowie zębów, potwierdzenie poglądu Leakey a, że mamy tu do czynienia z typem Homini- dae przewyższającym w rozwoju Australophithecinae.
W roku 1963 wydobyto z warstw 1 i 2, poniżej poziomu zawie
rającego najstarsze narzędzia szelskie, dalsze interesujące szczątki tej problematycznej formy Hominidae. Spowodowały one, że zagadnienie to ponownie znalazło się w centrum międzynarodowej dyskusji. Nowe szczątki obejmowały resztki szkieletów około pięciu osobników. Wśród nich znalazła się tylko jedna częściowo zachowana czaszka o bardzo małych rozmiarach i o niewielkiej pojemności. Jej kształt mógłby jeszcze mieścić się w zakresie zmienności grupy „A” Australopithecus. Niestety, druga czaszka, wypłukana przez deszcze, była bardzo zniszczona i trzeba ją było dopiero składać z wielu fragmentów. Okaz ten jest interesujący ze względu na wyraźnie rozpoznawalne zwężenie w sklepieniu tuż za oczodołami.
Po badaniach zakrojonych na szeroką skalę Leakey, Tobias i Napier uznali przynależność tych ostatnich szczątków oraz wcześniejszych, z 1961 roku, do rodzaju Homo (człowiek i praczłowiek w ścisłym pojęciu, bez Australopithecinae). Podkreślili przy tym, że w warstwach 1 i 2 występują obok siebie: przedstawiciel Australopithecinae z grupy „P” i przedstawiciel rodzaju Homo. Nową formę nazwano Homo habilis Leakey, Tobias et Napier. Przy oznaczaniu natrafili jednak na trudności z zaliczeniem szczątków do istniejącej definicji rodzaju Homo. Według niej rodzaj charakteryzowała pojemność czaszki, której dolne wartości wahały się w granicach 700 do 800 cm3. Z tego też względu zaproponowali badacze w swoim opracowaniu określenie nowych cech dla rodzaju Homo. Miały one także objąć nowo opisane szczątki.
Od tego momentu pojawiły się jednak głosy przeciwne. I tak np. znany paleoantropolog z Getyngi, profesor Heberer, a także inni naukowcy zaliczyli szczątki z wąwozu Oldoway jeszcze do grupy „A” Australopithecinae pod nazwą Australopithecus habilis (Leakey, Tobias et Napier). Z chwilą opublikowania wyników badań przypomniano sobie i o innych wcześniej odkrytych grupach Hominidae z Afryki i obszaru Morza Śródziemnego. Ponowne zbadanie ich i porównanie z nowymi szczątkami stało się palącą koniecznością.
Nowe odkrycia w warstwach 1 i 2 w Oldoway dawały jeszcze inną możliwość. W chwili gdy w warstwie 1 odkryto czaszkę Paranthropus (Zinjanthropus) boisei, nie znano jeszcze nowych
i Homo habilis lub sam tylko Homo habilis.
Do tych wyników dochodzi jeszcze jedno odkrycie — nieregularny krąg ułożony z kilku warstw kamieni. Ponieważ w miejscu ich znalezienia kamienie tego typu "hie występują, przyjmuje się, że zostały one skądś przyniesione. Znalezisko zalegało w warstwie 1, skąd znane są też szczątki Homo habilis. Odległość obu szczątków Homo habilis. Dlatego też przypisano temu przedstawicielowi Hominidae znalezione w tej samej warstwie artefakty kultury otoczaków z Oldoway. Pogląd ten zmienia nowa grupa Homo habilis, podobnie jak w przypadku Telanthropus capensis w Afryce Południowej. Wobec tego zachodzi możliwość, że towarzyszące narzędzia kamienne mógł wykonać Zinjanthropus stanowisk sięga zaledwie około 1 km. Krąg kamienny wydaje się wskazywać, że Homo habilis już był w stanie budować koliste chaty czy osłony przeciw wiatrom. Gdybyśmy rzeczywiście mieli tu do czynienia z zarysem „chaty”, byłaby to najstarsza budowla na świecie, jaką dotychczas poznano.
Prace wykopaliskowe Leakeya w wąwozie Oldoway, ciągnące się dziesiątki lat, dostarczyły również bogatych danych z zakresu historii rozwoju kultur pięściaków z narzędzi otoczakowych. Podczas gdy w warstwie 1 występowały wyłącznie zróżnicowane w typie narzędzia z otoczaków (w wyższych partiach bardziej skomplikowane od znalezionych niżej), w warstwie 2 zachowały się pięściaki wczesnego typu, zaliczane do wschodnioafrykańskiej kultury szelskiej. Z warstw 3 i 4 wydobyto najwyżej stojące pod względem stopnia rozwoju pięściaki szelskie i aszelskie.
W wyniku badań nad znaleziskami z wąwozu Oldoway uzyskano również odpowiedź na pytanie, kto był twórcą (przedstawicielem) wschodnioafrykańskich kultur pięściaków. W roku 1960 udało się Leakeyowi wykopać z warstwy 2 (skąd znane były szelskie pięściaki) fragmenty czaszki jakiegoś praczłowieka. Po złożeniu poszczególnych fragmentów uzyskano czaszkę zachowaną częściowo, którą zdecydowano się zaliczyć do grupy Arćhanthro- pinae (Heberer) poznanej dzięki szczątkom sinantropa z Chin i pitekantropa z Jawy. Większość paleoantropologów zalicza dziś wszystkie te grupy do rodzaju Homo. Znalezisko wschodnioafry- kańskie wykazuje jednak także cechy tylko jemu właściwe. Potężne wały nadoczodołowe, szczególnie wyraźne, gdy czaszkę
im *< 4|ÿ/
ogląda się z góry, są wyjątkowo silnie wykształcone. Można je porównać jedynie ze szczątkami z Gongwangling w prowincji Szensi w Chinach. Czaszka jest bardzo płaska, zwłaszcza w tylnym odcinku, a otwór uszny jest stosunkowo daleko przesunięty w tył. G. Kurth dzieli Archanthropinae (nie tylko w oparciu
0 formę z warstwy 2) na grupę wschodnią (Indonezja, Chiny)
1 grupę zachodnią (Afryka). Pojemność czaszki z warstwy 2 leży w granicach zmienności człowieka pekińskiego z grupy wschodniej.
Wreszcie przychodzi nam z pomocą jeszcze trzeci przypadek korzystny dla wyjaśnienia znalezisk w Oldoway. W bezpośrednim sąsiedztwie osadów leżą wielkie wschodnioafrykańskie wulkany, których popioły i lawy, jak już wspomniano, uległy sedymentacji w jeziorze Oldoway. W ostatnich latach naukowcy opracowali nową metodę absolutnego datowania skał wulkanicznych (datowanie potasowo-argonowe, zwane krótko metodą P/A).
Wydaje się, że ta metoda wymaga wprawdzie jeszcze pewnych uzupełnień, ale zapowiada spełnienie ważkiej roli w przyszłości w określaniu chronologii. Problem bezwzględnego wieku tych warstw był bardzo sporny, bowiem różne instytuty, którym powierzono wykonanie owego zadania, dostarczyły bardzo rozbieżne wartości. Wynik datowania fundamentalnych warstw lawy bazaltowej, wykonanego przez Genthmera i Lippolda w Instytucie Fizyki Jądrowej im. Maxa Plancka w Heidelbergu, opiewał na 1 300 000 lat. Znacznie wyższą wartość uzyskali Everden i Curtis z Berkeley (USA). Dla warstwy 1 sięgała ona 1 750 000 lat. Warstwa 1 leży powyżej podstawowej warstwy lawy. Jedna z tych wartości musiała być więc błędna, warstwa lawy musi bowiem być starsza od osadu, który ją pokrywa. Dla czarnej warstwy bazaltu uzyskano w Stanach Zjednoczonych wartość 4 000 000 lat, potem jednak ten wynik odwołano. Według nowych datowań przeprowadzonych w Heidelbergu ocenia się wiek lawy na
1 800 000 lat.
Dla szczątków przedstawiciela Hominidae z warstwy 2 uzyskano najpierw wartość 360 000 lat. Te dane odpowiadają dość dobrze dzisiejszym poglądom co do wieku Archanthropinae (grupa Anthropus). W wyniku ostatnich badań określa się jednak wiek tej warstwy na 490 000 lat.
Znaleziskom w wąwozie Oldoway towarzyszą najkorzystniejsze warunki, jakie można sobie wyobrazić. Mamy tu do czynienia z zespołem różnych czynników: potężnymi warstwami osadów
o charakterze ciągłym, obejmującymi odcinek setek tysięcy lat, z osadami jeziora, którego powierzchnia podlegała wielkim wahaniom, z warstwami osadów zawierających bardzo bogate szczątki plejstoceńskich ssaków i praczłowieka wraz z jego dobrami kulturowymi, i wreszcie z sedymentacją skał pochodzenia wulkanicznego, dzięki którym możliwe jest przeprowadzenie datowania bezwzględnego.
Profesor Heberer trafnie określił pochodzenie dotychczas znanych szczątków z Oldoway. Jego zdaniem pochodzą one z wielkiego rowu, który sama natura wydrążyła w tych osadach. Spenetrowanie tego rowu należy traktować jedynie jako początek prac badawczych w wąwozie Oldoway. Jak doniosłe wartości naukowe można by tu jeszcze uzyskać, gdyby zastosować choć część tych środków, które nie służą postępowi nauki i ludzkości, a jej zniszczeniu!
Rozdział dwunasty
DOLINA PIĘŚCIAKÓW W AFRYCE WSCHODNIEJ
W plejstocenie Afryka nie była pokryta masami lądolodu tak jak wielkie obszary Eurazji "i Ameryki Północnej. Tu zachodziły rytmiczne zmiany w postaci glacjałów i interglacjałów, tam, w Afryce, pory deszczowe następowały po długich okresach suszy. Jedynie najwyższe szczyty Afryki Wschodniej i góry Atlas w Afryce Północnej pokryły się lodowcami, tak jak to po części
i dziś jeszcze ma miejsce. I właśnie tam, na kontynencie afrykańskim znajdują się liczne znaleziska dostarczające nam danych
0 początkach historii ludzkości.*
Badacze epoki kamienia odnieśli w ostatnich latach w Afryce wiele sukcesów. Obok L. S. B. Leakeya, najbardziej znanego
1 zasłużonego badacza prehistorii Afryki, należy wymienić przede wszystkim profesora F. Clarka Howella. Zbadał on wraz ze swoimi współpracownikami szereg stanowisk paleolitycznych Afryki Wschodniej. Jednym z nich była Isimila, „dolina pięścia- ków”. Stanowisko to leży poza obrębem Wschodnioafrykańskich Rowów. Znajduje się ono na wyżynie Iringa, w południowej Tanzanii. W roku 195-1 odkrył je ponownie D. A. Maclennan w czasie swojej podróży samochodem z Nairobi do Johannesbur- ga. Już bowiem wcześniej, w 1927, geolodzy prowadzący badania naukowe na wyżynie Iringa znaleźli w trakcie przeprowadzania swoich prac pierwsze paleolityczne przedmioty. Dopiero jednak
w 1951 prof. C. van Riet Lowe opublikował wyniki tych badań.
We wrześniu 1954 wyruszyła do doliny Isimili wyprawa re- I konesansowa pod kierownictwem profesora Howella. Wyniki pierwszych prac polowych były tak zachęcające, że zdecydowano się na natychmiastowe rozpoczęcie w tym miejscu zakrojonych na szeroką skalę badań wykopaliskowych. Stanowisko leżało w południowej części wyżyny. Od Iringi było oddalone o około 20 km. Obszar ten z prekambryjskim krystalicznym podłożem pokryty jest szeregiem warstw osadów czwartorzędowych o zróż- ] nicowanej miąższości. Do nich zalicza się też osady z Isimili.
R. Pickering nazwał je warstwami Isimila. Określał tym mianem owe szarozielone osady plejstoceńskie poprzerywane wstęgami piasków, a występujące na północnym skrzydle doliny Isimili. Przyjmował, że te osady o 15-metrowej miąższości są utworami jeziornymi powstałymi w czasie pluwialu Kanjeran, tj. wielkiej pory deszczowej odpowiadającej mniej więcej zlodowaceniu Riss w Europie. W datowaniu oparł się jedynie na nielicznych zabytkach archeologicznych, ponieważ wówczas jeszcze nie dysponował żadnymi kopalnymi szczątkami organicznymi pochodzącymi z tych warstw.
W czasie prac wykopaliskowych na przełomie lat 1957/58 oznaczono dla rozróżnienia poszczególne warstwy piasków, począwszy od jasnych, a skończywszy na szarozielonych, cyframi od
1 do 5. Numeracja obejmowała także szarozielone margle tworzące spąg. Wyniki obserwacji tego plejstoceńskiego obszaru sedymentacji przemawiają za tym, że warstwy Isimila powstały w płytkim wylocie doliny wskutek periodycznych powodzi, natomiast nigdy ich sedymentacja nie przebiegała w prawdziwym jeziorze. W czasie obfitych opadów deszczu okoliczne góry były pokryte wilgotnymi lasami. Później, kiedy klimat uległ stopniowemu osuszeniu, miejsce wilgotnych lasów zajęła flora suchego buszu. Ze stoków pozbawionych roślinności woda zaczęła spłukiwać glebę. W płytkim naturalnym systemie odwadniającym masy ziemi tworzyły tamy. Ten proces sedymentacji trwał prawdopodobnie tylko przez kilka tysięcy lat, ale w tym właśnie czasie, około 200 000 lat temu, grupy paleolitycznych myśliwych zakładały tu nad wodą swoje obozowiska.
Szczątki kulturowe tych paleolitycznych łowców występują
przede wszystkim w piaszczystych warstwach osadów, spośród których zwłaszcza trzy górne uległy wskutek erozji wielokrotnemu odsłonięciu. Te właśnie warstwy jako pierwsze poddano badaniom. Warstwy górne (stropowe) zawierały liczne ślady obozowisk i dostarczyły bogatego wyboru narządzi paleolitycznych. Odsłonięte powierzchnie na terenie wykopalisk były dosłownie obsiane narzędziami kamiennymi, półfabrykatami i odłupkami. Brak szczątków organicznych (poza jednym zębem hipopotama) w tych obozowiskach tłumaczono tym, że w górnych warstwach warunki nie sprzyjały zachowaniu się kości i zębów.
Dopiero w czwartej warstwie piaszczystej odkryto kości ówczesnych zwierząt. W szkielecie hipopotama brakowało czaszki (z wyjątkiem fragmentów żuchwy) oraz kości kończyn. Mogło Się wydawać, że zwierzę to zostało upolowane przez łowców aszel- skich i tu na miejscu podzielone. Poza hipopotamem znaleziono pozostałości po wymarłych antylopach, nosorożcach, dzikich koniach (prawdopodobnie i po koniu oldowańskim) oraz plejstoceń- skich słoniach leśnych i dzikach. W dolnych warstwach natomiast, w przeciwieństwie do warstw stropowych, liczba znajdowanych narzędzi paleolitycznych wyraźnie malała.
W czasie prac wykopaliskowych nie zawsze można było dokładnie wyznaczyć granice poszczególnych obozowisk, gdyż narzędzia leżały nie tylko w ich obrębie, ale i między nimi. Mimo to w każdym z poszczególnych przypadków zdołano określić centrum obozowiska, w którym zazwyczaj znajdowano większą ilość artefaktów. W ten sposób udało się ustalić inwentarz poszczególnych obozowisk. W trzech górnych warstwach piaszczystych wykopano dziewięć całych obozowisk, w warstwie czwartej natomiast zdołano odsłonić jedynie częściowo jedno stanowisko tego typu.
Wyniki uzyskane w tych badaniach umożliwiły przeprowadzenie porównań zespołów narzędzi z różnych obozowisk podobnych stratygraficznie, przy czym usiłowano ustalić, czy poszczególne grupy łowców wytwarzały podobne, czy też bardzo różne typy narzędzi. Mając na uwadze inne dotychczas znane znaleziska można było porównać jedynie typy narzędzi z obozowisk paleolitycznych pochodzących z chronologicznie różnych warstw. Dzisiaj zdajemy sobie sprawę z tego, że niektóre dawne poglądy na-
; Luting
Najczęściej znajdowanym narzędziem jest niewątpliwie pięś- ciak. Mimo to nie wiemy prawie nic o pierwotnym sposobie użycia tego paleolitycznego narzędzia. Dysponujemy już setkami tysięcy pięściaków z Afryki i Europy Zachodniej. Dotychczasowe próby określenia jego funkcji wskazują wszechstronne użycie: można było używać go do cięcia, do skórowania zwierząt łownych, do wykopywania korzeni i bulw, do tłuczenia oraz do wielu innych czynności. Na pewnego rodzaju specjalizację wskazują cienkie i ostre krawędzie pięściaków aszelskich, które prawdopodobnie mogły być używane tylko do cięcia stosunkowo miękkich materiałów (np. mięsa). Niestety, nie znamy dowodów dla poparcia tego czy innego poglądu.
Inne znaleziska afrykańskie dostarczyły badaczom prehistorii Isimili nowych problemów. Znaleziono bowiem pięściaki nie leżące płasko na ziemi, lecz tkwiące sztorcem w podłożu. Czyżby łowcy aszelscy po użyciu narzędzi wciskali je w ziemię? Może tu tkwi klucz do rozwiązania zagadki o pierwotnym przeznaczeniu tego paleolitycznego narzędzia. Podobne obserwacje w neolitycznych stanowiskach doprowadziły już raz do wyjaśnienia problemu użytkowania gładzonych narzędzi krzemiennych, tzw. motyk płaskich. W tamtym przypadku okazało się, że były one niegdyś oprawione na trzonie. I one, podobnie jak pięściaki w Isimili, tkwiły sztorcem w ziemi. Niestety, tylko na takich i podobnych obserwacjach może opierać się prehistoryk, by na ich podstawie wnioskować o zwyczajach praczłowieka. W swoich badaniach dysponuje on niekiedy bardzo skąpymi danymi o tych odległych czasach.
Wszystkie artefakty wykopane w Isimili należą do afrykańskiego aszelu, i to do młodszej fazy tego paleolitycznego „przemysłu”. Obejmuje on pięściaki, rozłupce, noże, zgrzebła, diskoidy, noże sieczne i szereg innych drobniejszych narzędzi. Wymienione tu duże narzędzia o ostrych krawędziach wykonywane były zwykle z mylonitu, czasem z kwarcu czy kwarcytu, mniejsze natomiast najczęściej z kwarcu.
W celu uzyskania wartości liczbowych dla zamierzonych porównań trzeba było wszystkie typy narzędzi z każdego obozo-
wiska dokładnie oznaczyć i policzyć. W ten sposób uzyskano możliwość zestawienia inwentarza obozowisk w tabelach porównawczych. W wyniku tego stwierdzono, że w poszczególnych paleolitycznych obozowiskach w Isimili występują trzy różne typy zespołów narzędzi. Typ pierwszy, reprezentowany w sześciu stanowiskach, odpowiada temu, co dotąd określano jako typowy zespół aszelski. W tych sześciu stanowiskach znaleziono głównie duże narzędzia o ostrych krawędziach: pięściaki, rozłupce i noże. Natomiast liczby narzędzi małych w tych stanowiskach były wyraźnie ograniczone. W dwóch stanowiskach Isimili odkryto drugi typ zespołu narzędzi. Tam stosunek liczbowy narzędzi był odwrotny niż w sześciu uprzednio wspomnianych stanowiskach. Przeważały narzędzia mniejsze; ze znanych narzędzi dużych znaleziono tylko kilka. Te dwa typy zespołów narzędzi poznano również w innych stanowiskach afrykańskich. Typ trzeci odkryto w Isimili tylko w jednym miejscu w warstwie 3. Skład liczbowy narzędzi w tym zespole jest inny, nowy, dotychczas nie znany. Zawiera on połowę narzędzi dużych i połowę małych. Obydwa pierwsze paleolityczne zespoły narzędzi znano już wcześniej z wielu stanowisk afrykańskich. Występowały w różnych warstwach na jednym obszarze. Najczęściej traktowano je jako różne stopnie rozwoju techniki paleolitycznej. Niektórzy naukowcy usiłowali je nawet przypisywać różnym formom człowieka plejstocenu. Wyniki prac wykopaliskowych w Isimili świadczą o wątpliwej słuszności takiej interpretacji, ponieważ teren ten mógł tylko przez stosunkowo krótki czas być zasiedlony przez grupy paleolitycznych myśliwych. Różnice w składzie liczbowym narzędzi wydają się wskazywać na różnorodność prac wykonywanych przez ich użytkowników. Może mamy tu do czynienia również z „obcymi” grupami ludzi, gdyż w wykonawstwie narzędzi dostrzec można pewne charakterystyczne cechy, rzec można indywidualne. Również w surowcu, z jakiego wykonane są narzędziu, widać pewne różnice pomiędzy poszczególnymi obozowiskami, znajdującymi się nawet w tym samym poziomie. W niektórych stanowiskach znajdowano stosunkowo dużo surowca, w innych mniej (chodzi tu o mylonit, kwarc, kwarcyt itp.). Rozmaitość surowców wskazuje na to, że pochodzą one z różnych terenów.
Obok powyższych danych, uzyskanych w badaniach nad tymi
paleolitycznymi obozowiskami, przeprowadzono jeszcze jedną interesującą obserwację: tam gdzie przeważały małe narzędzia kamienne, występowała też duża liczba odłupków. Świadczy to
o tym, że małe narzędzia były wykonywane na miejscu, natomiast na stanowiskach obfitujących w narzędzia duże (pięściaki) brakowało odłupków. Znajdowało się je zresztą zawsze w miejscu wykonywania narzędzia. Można przypuszczać, że większość dużych narzędzi wykonano gdzie indziej, być może w miejscu występowania surowca, a do obozowisk przynoszono je już w postaci wyrobów gotowych.
Nie rozwiązaną dotąd zagadkę stanowi jednak fakt, że w rozległych obozowiskach praczłowieka z Isimili nie znaleziono dotąd żadnych śladów ognia (brak szczątków węgli drzewnych), jak to ma miejsce w innych znaleziskach aszelskich Afryki Wschodniej z tego samego czasu (np. wodospad Kalambo przy jeziorze Tanganika).
Rozdział trzynasty
STARSZY OD CZŁOWIEKA PEKIŃSKIEGO
W badaniach nad najwcześniejszym odcinkiem historii ludzkości do najważniejszych terenów poszukiwań należą w dalszym ciągu obszary wschodniej i południowo-wschodniej Azji. Dzięki stosunkowo dużej liczbie plejstoceńskich szczątków ludzkich znanych z tych terenów (Jawa, Czoukoutien koło Pekinu itd.) możemy dzisiaj określić pochodzenie i kierunki wędrówek ludzkich w środkowym plejstocenie.
Z początkiem roku 1964 Instytut Paleontologii Kręgowców i Paleoantropologii Chińskiej Akademii Nauk w Pekinie opublikował notatkę o ważnym znalezisku kopalnych szczątków człowieka z okręgu Lantian. Odkrycie znaleziska poprzedziły wieloletnie poszukiwania w tym terenie. Z opublikowanego tymczasowego doniesienia profesora Woo Ju-Kanga wynikało, że mamy do czynienia z żuchwą typu Sinanthropus — Homo erectus peki- nensis (Black), którą znaleziono obok innych szczątków kopalnych w czerwonawym marglu pro.wincji Szensi. W przeciwieństwie do wszystkich dotąd znanych szczątków człowieka pekińskiego w żuchwie z Lantian brak po obu jej stronach ostatniego zęba trzonowego („zęba mądrości”). Nawet zdjęcie rentgenowskie nie wykazuje śladu zawiązku tych zębów w trzonie żuchwy. Żadne ze znanych dotąd szczątków praczłowieka (Archanthropinae), jak i znaleziska znacznie młodsze — człowieka typu neandertal- skiego (Paleoanthropinae), nie wykazują uwstecznienia zęba mądrości.
Zjawisko to występuje dopiero u Homo sapiens. U współczesnego człowieka brak zęba mądrości waha się w granicach 0,2— 25%. Brak zęba mądrości w żuchwie człowieka z Lantian, z Chin Środkowych, który żył około 500 000 lat temu, wskazuje na to,
że proces uwsteczniania tego zęba u człowieka prawdopodobnie zaczął się jednak już w Archanthropinae (stopień rozwoju An- thropus). Do wymienionej cechy dochodzi jeszcze szereg dalszych właściwości, które różnią żuchwę z Lantian od typowej żuchwy człowieka pekińskiego.
Na podstawie tych nowych szczątków pekiński paleontolog Woo Ju-Kang opisał nowy gatunek praczłowieka, którego nazwał Sinanthropus lantianensis (czyli chiński człowiek z Lantian). Ze względu na duży zakres zmienności wśród żuchw człowieka pekińskiego z Czoukoutien wydawało się początkowo, iż utworzenie nowego gatunku praczłowieka jest nieuzasadnione. W każdym razie wysunięto szereg wątpliwości w tej sprawie, tym bardziej że nie znano wieku znaleziska. Określenie go było bardzo problematyczne ze względu na znalezione przy żuchwie nietypowe formy, które uniemożliwiały datowanie. Późniejsze prace wykopaliskowe w miejscu znalezienia żuchwy dostarczyły nowych szczątków kopalnych. Wskazywały one wyraźnie, iż środkowo- chiński człowiek z Lantian jest jednak znacznie starszy od chińskiego człowieka z Czoukoutien koło Pekinu, a więc należy do jednej ze starszych i prymitywniejszych „warstw ludzi chińskich”.
Miejsce znalezienia nowej żuchwy leży w górach nie'daleko wsi Chenchiaou, w prowincji Szensi, w Chinach Środkowych. Żuchwę znaleziono w roku 1963 w spągu 30-metrowej warstwy czerwonawego marglu, powyżej warstwy żwiru. W tym samym poziomie wykopano obok niej szczątki ssaków; dokładne określenie wieku znaleziska było niemożliwe. Znaleziono tam zęby i kości tygrysów — Panthera tigris (Linnaeus), cyjona — Cuon sp., wymarłych wschodnioazjatyckich słoni leśnych — Palaeoloxodon sp., dzików oraz jeleni. W roku 1964 w trakcie dalszych prac wykopaliskowych odkryto w „warstwie żuchwy praczłowieka” szczątki kopalnych gryzoni, na podstawie których można było określić względny wiek znaleziska.
Omawiana tu żuchwa pod każdym względem bardzo wzbogaca naszą wiedzę o wschodnioazjatyckim człowieku środkowego plejstocenu i jego tendencjach rozwojowych. Wydzielenie „chińskiego człowieka z Lantian” w odrębny gatunek okazało się w pełni uzasadnione po odkryciu drugiego fragmentu szkieletu tej formy.
Drugiego odkrycia dokonała inna grupa badawcza Pekińskiego Instytutu Nauk w rok później. W odległości około 20 km od miejsca znalezienia żuchwy z Lantian wykopano w warstwach tego samego wieku dalsze szczątki praczłowieka stojącego na tym samym stopniu rozwoju. Znalezisko znajduje się również w prowincji Szensi, nosi nazwę Gongwangling i leży w pobliżu miejscowości Si-an. Wynikiem szeroko zakrojonych prac wykopaliskowych było odkrycie jednego zęba praczłowieka. Znaleziono go właśnie w pobliżu wsi Gongwangling. Podobnie zresztą zaczęło się w Czoukoutien, najsłynniejszym ze wszystkich wschodnio- azjatyckich stanowisk praczłowieka. Ta zbieżność była znakomitym bodźcem dla naukowców. Skały, które zawierały szczątki, zaczęto ciąć w bloki i przewożono do Pekinu. Tam poddawano je starannemu preparowaniu. Największą niespodzianką dla naukowców było odkrycie w jednym z bloków fragmentów czaszki oraz dwóch zębów praczłowieka. Okazało się, że uprzednio znaleziony w terenie ząb należał do tego samego osobnika.
Czaszka z Gongwangling w porównaniu z czaszkami z Czoukoutien charakteryzuje się jeszcze bardziej płaskim czołem i wybitnie rozwiniętymi wałami nadoczodołowymi. Pod względem morfologicznym zbliża się do grupy praczłowieka znanego nam z dolnych warstw środkowego plejstocenu z Poetjangan na Jawie, określanego naukową nazwą Homo erectus robustus (Wei- denreich). Nadzwyczaj grube sklepienie czaszki z Gongwangling przecinają wzdłuż i wszerz rowki — ślady erozji. W .dodatku wykazuje ono deformację powstałą wskutek ciśnienia warstw ziemi. Dzięki zachowaniu się obok kaloty i prawej kości czołowej niektórych części trzewioczaszki, możliwa jest rekonstrukcja całej czaszki. Po jej wykonaniu uzyskano rozmiary czaszki. Długość sięga około 189 mm, a szerokość około 149 mm. Czaszka okazała się niższa od wszystkich znanych czaszek pekińskiego człowieka z Czoukoutien i być może także od czaszek pitekantro- pa z osadów Trinil i Djetis z Jawy. Pojemność czaszki obliczona przez profesora Woo na podstawie rekonstrukcji wynosi około 778 cm3. Dane te przemawiają za tym, że czaszka z Gongwangling reprezentuje typ praczłowieka z środkowych Chin jeszcze prymitywniejszego niż pekiński człowiek z Czoukoutien i praczłowiek z Trinil na Jawie (Pithecanthropus).
Szczątkom praczłowieka z Lantian zawdzięczamy naszą dzisiejszą wiedzę o najwcześniejszych formach wschodnioazjatyckich Archanthropinae.
Nie mniej interesująca i wartościowa jest fauna wykopana obok szczątków praczłowieka z Gongwangling. Obejmuje ona formy chronologicznie starsze od świata zwierzęcego znanego znaleziska w Czoukoutien koło Pekinu. Jest tu np. wymarły dziki koń, Equus sanmeniensis Teilhard de Chardin et Piveteau, przedstawiciel Chalicotheridae, Nestoritherium cf. sinense (Owen), jak również prymitywne dzikie bydło Leptobos sp. Do tych przedstawicieli dochodzą jeszcze elementy faunistyczne południowego sino-malajskiego zespołu faunistycznego plejstocenu (Stegodon- -Ailuropoda) obejmującego: kopalny gatunek jeżozwierza, Hys- trix subcristata Swinhoe, wymarły gatunek pandy, Ailuropoda melanoleuca cf. foveális Matthew et Granger, kopalny gatunek tapira Tapirus sinensis Owen i wymarłego ssaka podobnego do słonia, Stegodon cf. orientalis. Owen.
Na podstawie szczątków wymarłych gatunków zwierząt, wykopanych w tej samej warstwie co czaszka z Gongwangling, naukowcy chińscy doszli do wniosku, że fauna tamtejsza składa się w 30% z południowych form zwierzęcych, należących do sine- -malajskiego zespołu faunistycznego występującego na południe od gór Tsinling. Góry te są granicą występowania dwóch faun. Prawdopodobnie fauna z Gongwangling odzwierciedla jakiś obszar kontaktów tych dwóch zespołów faunistycznych, z drugiej natomiast strony występowanie południowych form zwierzęcych może wskazywać na przemieszczenie zespołów faunistycznych na dużych obszarach w tym rejonie, tak jak to miało miejsce w plejstocenie w innych częściach świata jako skutek zlodowaceń
i okresów międzylodowcowych, tym bardziej że kontynent azjatycki determinuje klięiat Chin.
Badania tej fauny doprowadzają do jeszcze innych wniosków natury ekologicznej. Wynika z nich, że człowiek z Lantian żył w środowisku gęsto zalesionym, ciepłym, mniej więcej podobnym do tego, jakie dziś spotykamy w południowych Chinach i Wietnamie. Ten wniosek z kolei odpowiada naszym dotychczasowym wyobrażeniom o możliwościach rozprzestrzeniania się najwcześniejszych grup ludzkich na tym obszarze. Prymitywne grupy
ludzi z Lantian, które żyły około 500 000 lat temu, mogły przenieść się tylko tak daleko na północ, jak daleko istniało tam środowisko subtropikalne, nie były bowiem w stanie żyć w środowisku chłodniejszym.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę najstarsze dotychczas znane szczątki praczłowieka ze wschodniej i południowo-wschodniej Azji, to nowe znaleziska z Chenchiaou i Gongwangling wskazują na to, że północna populacja człowieka typu Czoukoutien stanowiła stosunkowo wysoko rozwiniętą grupę wschodnioazjatyckich Ar- chanthropinae, która na początku cieplejszego okresu Czoukoutien (odpowiadającego mniej więcej wczesnej fazie interglacjału Min- del-Riss w Europie) była w stanie wysunąć się najdalej na północ. Najprawdopodobniej ludność typu praczłowieka z Czoukoutien żyła w środkowym plejstocenie. Za tym przemawiają również zabytki kultury starszego paleolitu z tych okolic, która obok narzędzi otoczakowatych zawiera już także narzędzia odłupkowe.
Dzisiejsza wiedza pozwala nam stwierdzić, iż grupy praczłowieka zamieszkujące ten obszar we wczesnej i nieco późniejszej fazie plejstocenu środkowego wywodzą się z południowo-wschodniej Azji. W owych czasach jednak kontynent obejmował również dzisiejszy Archipelag Sundajski. Wskutek tego możliwe było zasiedlenie dzisiejszych wysp przez grupy pierwotnego praczłowieka. Grupy praczłowieka stojące na wyższym stopniu rozwoju (np. człowiek z Czoukoutien) mogły przenosić się dalej na północ niż grupy prymitywniejsze i geologicznie starsze (np. człowiek
1 Gongwangling). Pierwsi byli już w stanie dostosować się do zmienionych warunków klimatycznych. Równocześnie formy prymitywne, jak np. środkowoplejstoceński Pithecanthropus z Jawy, pozostawały na obszarach południowych do środkowego plejstocenu, co także odzwierciedla się w faunie tych terenów. Tak więc dzisiaj coraz bardziej rozpowszechnia się, pogląd, iż wszystkie chińskie formy ludzkie na różnych stopniach kultury mają jedno wspólne centrum rozwojowe i że nawet chronologicznie najmłodsze szczątki z Mapa (Chiny Południowe) i z Ngandong (Jawa) należy zaliczyć do kręgu form Pithecanthro-pus z Azji wschodniej
i południowo-wschodniej.
Czaszkę z Mapa znaleziono w roku 1958 w jaskini, w skałach wapiennych w okręgu Ciuciang, w otoczeniu wielkiej liczby „koś—
ci smoków” w trakcie wydobywania osadów jaskiniowych. Natychmiast po tym odkryciu przygotowano wyprawą w celu zbadania nowego znaleziska i zabezpieczenia szczątków.
Kiedy ekspedycja dotarła do miejsca przeznaczenia, jej uczestnicy niebawem doszli do „Góry Lwów” wznoszącej się wśród innych stożków krasowych na wysokość około 60—70 m. Jej wnętrze kryło na różnych wysokościach rozmaite jaskinie i chodniki. Poniżej wysokości 25 m można było z grubsza rozróżnić trzy piętra jaskiń połączonych ze sobą szeregiem chodników i lejów. Ogromne było zdumienie i wielka radość uczestników wyprawy, kiedy spośród znalezionych przez wieśniaków kopalnych zębów
i kości wydobyli fragment ludzkiej czaszki z plejstocenu. Badacze mieli wprawdzie nadzieję, że wcześniej czy później odkryją
i w Chinach Południowych, podobnie jak w Czoukoutien, szczątki sinantropa, lecz mimo to nowe znalezisko wprawiło ich w zdumienie.
Z szeregu jaskiń i chodników mieszkańcy okolicznych wsi wydobyli już wcześniej, jeszcze przed przybyciem ekspedycji, osady jaskiniowe i rozsypali je jako nawóz na swoich polach. Niemniej w głębi góry natrafiono we wszystkich jaskiniach i chodnikach na jeszcze nie tknięte sedymenty. Zawierały one szczątki kopalnych zwierząt: chińskiej plejstoceńskiej hieny jaskiniowej, niedźwiedzia, plejstoceńskich tygrysów i przodka dzisiejszej pandy. Obok szczątków ssaków drapieżnych znalazły się także zęby plejstoceńskich tapirów, kopalnego chińskiego nosorożca, dzików i jeleni, wielkie ilości zębów jeżozwierza, szczątki plejstoceńskiego wschodnioazjatyckiego słonia leśnego oraz pozostałości po stego- dontach, wymarłych zwierzętach podobnych do słoni. Wszystkie te różnorodne szczątki kopalne w połączeniu z danymi geologicznymi wskazują, że znalezisko pochodzi z późnej fazy plejstocenu środkowego.
Najważniejszym ze znalezionych szczątków było jednak sklepienie czaszki ludzkiej. Leżała ona w szczelinie na drugim piętrze jaskiń w odległości 37 m od wejścia do jaskini. Z czaszki zachowały się: kości czołowe i ciemieniowe, fragmenty kości nosowych i okolica prawego oka, mająca szczególne znaczenie dla oznaczenia czaszki. Opracowaniem jej zajął się profesor Woo Ju-Kang.
Ćkaśzka ż Mapa w porównaniu z czaszkami człowieka pekińskiego z Czoukoutien oraz stosunkowo młodymi czaszkami znad rzeki Solo na Jawie jest znacznie od nich wyższa. Wały nadoczo- dołowe są silnie wykształcone, ale zasadniczo różne od odpowiednich elementów czaszek z Czoukoutien. Nowa czaszka bardzo przypomina klasyczną czaszkę z Neandertalu koło Dusseldorfu.
Zbyt śmiałe byłoby wiązanie czaszki z Mapa w jakiś sposób z zachodnioeuropejską populacją neandertalczyków. Przeciwko takiej interpretacji przemawia zbyt wielka odległość pomiędzy obu znaleziskami. Nie mówi się też, że np. człowiek znad Solo na Jawie jest neandertalczykiem Dalekiego Wschodu. W dodatku czaszka z Mapa jest prawdopodobnie znacznie starsza od typowych neandertalczyków Europy Zachodniej. W porównaniach można więc chwilowo uwzględnić tylko poprzednio poznane szczątki praczłowieka z Chin.
Stosunkowo dobrze zachowane kości okolicy prawego oka na czaszce z Mapa wskazują na zaokrąglone łuki nadoczodołowe. U człowieka pekińskiego i u przedstawiciela z Ngandong (populacja młodszego plejstocenu znad rzeki Solo na Jawie) łuki nadoczodołowe są bardziej lub mniej prostokątne. Nie świadczy to rzecz jasna o tym, że w przypadku z Mapa mamy do czynienia z przedstawicielem neandertalczyków, lecz że na obszarze wschodniej Azji wśród kontynentalnych grup ludnościowych wystąpiły w późnej fazie plejstocenu środkowego typy, które wykazywały pewne zróżnicowanie w kierunku bardziej progresywnego kształtu czaszki, kształtu, który później w coraz większym stopniu będzie. charakteryzował czaszkę Hominidae. Z drugiej strony, czaszka z Mapa wykazuje właściwości zbliżające ją do już znanych czaszek kopalnych wschodniej Azji. Cechą tą jest kształt kostnych części nosa.
Każde nowe znalezisko Hominidae z terenów południowych Chin przynosi nowe niespodzianki i zagadnienia. Im starsze są szczątki, tym większe stwarzają problemy. Należy oczywiście spróbować zaszeregować czaszkę z Mapa i włączyć ją do ogólnej ewolucji Hominidae obszaru wschodniej i południowo-wschodniej Azji, mimo że dotąd nie znamy znalezisk chronologicznie równoległych. Omawiana czaszka pochodzi prawdopodobnie z okresu pomiędzy człowiekiem pekińskim (Czoukoutien) a populacją
z Ngandong i należy do .progresywniejszych ludów wywodzących się ze starszego typu Pithecanthropus-Sinanthropus. Przedstawicieli człowieka pekińskiego i jawajskiego z wczesnej fazy środkowego plejstocenu zaliczamy dzisiaj do rodzaju człowiek (Homo) jako Homo erectus pekinensis (Black) i Homo erectus erectus (Dubois). Może byłoby słusznie, by czaszkę z Mapa chwilowo potraktować jako wystarczająco zróżnicowany podgatunek i zaliczyć do gatunku Homo erectus.
Jakimi drogami rozwijała się dalej grupa, której przedstawicielem jest człowiek z Mapa, dotychczas nie wiemy. W żadnym przypadku nie należy on jeszcze do Homo sapiens Linnaeus. znanego w stanie kopalnym również z Chin. Interesujący jest natomiast fakt, że od późnej fazy plejstocenu środkowego aż do plejstocenu młodszego prawdopodobnie było mniej połączeń pomiędzy lądem stałym a dzisiejszym Archipelagiem Sundajskim — zupełnie odwrotnie niż to miało miejsce we wczesnej fazie plejstocenu środkowego. Mimo że jawajska ludność młodszego plejstocenu (człowiek z Ngandong) była o dziesiątki tysięcy lat młodsza od człowieka z Mapa, w znacznym stopniu wykazuje ona jeszcze zespół prymitywnych cech ludzi z wczesnych znalezisk na Jawie.
Rozdział czternasty
W żadnym atlasie nie zaznaczono małej miejscowości Vćrtes- szollos położonej w odległości około 50 km na zachód od Budapesztu. Lato 1962 roku uczyniło ją błyskawicznie sławną, przynajmniej wśród prehistoryków. W warstwie kulturowej pochodzącej z tego samego okresu co znana na całym świecie żuchwa ludzka z Mauer koło Heildelbergu dokonano sensacyjnego odkrycia. Wiek znaleziska sięga 450 000 lat; badacze stanęli więc tutaj w obliczu najstarszych ognisk Europy.
Tam gdzie dziś 'Strumyk Atalśr wije się przez góry Vertes, setki tysięcy lat temu płynęła rzeka — dopływ Dunaju. W roku 1962 przybyli tu geografowie dla ponownego zbadania zagadnienia powstawania teras w obrębie zakola Dunaju. W czasie prac dr M. Pćcsi natknął się w przełomie trawertynu czwartej terasy rzeczki Ataler na kopalne kości oraz krzemienne i kwarcytowe odłupki. Natychmiast zwrócił się do dwóch znanych badaczy czwartorzędu dra Kretzoi i dra Vertesa z prośbą o dokładniejsze zbadanie tego stanowiska paleolitycznego, leżącego pod grubą warstwą trawertynu.
Złoża trawertynów w Vertesszollos należą do grupy podobnych utworów geologicznych występujących wzdłuż prawego brzegu Dunaju pomiędzy miejscowością Tata a Budapesztem; w kilku miejscach eksploatuje się je. Z inicjatywy węgierskiego Muzeum Narodowego rozpoczęto w Vśrtesszóllos w sierpniu 1963 prace wykopaliskowe. Celem ich było dokładne ustalenie wieku znaleziska oraz rozpoznanie paleolitycznych szczątków kulturowych.
W profilu stanowiska wyróżniono pod okrywającą warstwą humusową (1) nieregularną warstwę szarego porowatego trawertynu (II) o miąższości 2—3 m. Poniżej zalegała zwarta warstwa
lessu (III), w której znajdowała się warstewka czerwonawego, mało scementowanego namuliska wapiennego, zawierająca kopalne kości i kilka paleolitycznych narzędzi krzemiennych.
Z próbek skały pobranych ze spągu warstwy lessu zdołano również wypłukać fragmenty kopalnych kości. Pomiędzy lessem a leżącą poniżej warstwą kulturową znów występuje nieregularnie wykształcona warstwa twardego trawertynu o grubości 50—70 cm. Jej charakter wykazuje w górnej części zaburzenia świadczące o przerwaniu sedymentacji przez denudację. Siady kultury paleolitycznej występują w cienkiej warstwie o grubości około 5 cm, maksymalnie zaś 30—50 cm, leżącej w namulisku wapiennym zamkniętym w twardym trawertynie. Dotychczas wiedziano o geologicznym wieku tych warstw, że były starsze od ostatniego zlodowacenia.
Już pierwsze prace wykopaliskowe dostarczyły około 700 narzędzi i około 2000 odłupków określanych jako produkt odpadu przy produkcji narzędzi kamiennych należących do kultury otoczaków. Najciekawsza jednak była znaleziona już w trakcie wstępnych prac pewna liczba silnie opalonych, najczęściej nie- oznaczalnych fragmentów kości ssaków. Wskazywały one jedno
znacznie, żl istniały tu ogniska. Ogień podsycano przede wszystkim tłustymi kośćmi. Niestety, pytanie dotyczące wieku ognisk pozostawało chwilowo beż odpowiedzi.
Konieczne było staranne oznaczenie wszystkich szczątków zwierzęcych z tych warstw, co pozwoliłoby na porównanie ich ze szczątkami z innych podobnych znalezisk o znanym już wieku względnym. Prymitywny typ narzędzi wskazywał na znaczny wiek. Sensacyjność znaleziska potwierdziły jednak dopiero badania szczątków zwierzęcych. Okazało się, że z głiniasto-marglistej warstwy kulturowej wydobyto materiał kostny zwierząt zaliczanych do wczesnej fazy środkowego plejstocenu Europy Środkowej i południowo-wschodniej. Wiek kości ocenia się na około 500 000 lat. Oznaczono szereg drobnych ssaków, a także wielkie ssaki, takie jak nosorożec stepowy Dicerorhinus etruscus (Falc.), prymitywny wilk niewielkich rozmiarów oraz prymitywne dzikie bydło, które wydaje się wskazywać na jeszcze wyższy wiek stanowiska. Dowodem potwierdzającym tymczasowe oznaczenia mogłyby być dalsze znaleziska tego bydła. Niektóre kości wielkich ssaków uznano za szczątki zwierząt łowionych przez praczłowieka z Vśrtessz611os. Badania faunistyczne dostarczyły również danych odnośnie klimatu, jaki panował na tym terenie w czasie powstawania osadów.
Dobrym wskaźnikiem klimatycznym jest fauna drobnych ssaków. Szczątki zwierzęce rozmaitych warstw wykazywały znaczne różnice w charakterze poszczególnych osadów. W różnych poziomach lessu występowały szczątki drobnych ssaków wskazujących na niewątpliwie chłodniejszy klimat. Byli to przedstawiciele grup norników i ryjówek Clethrionomys rutilus, Microtus gregalis i Sorex. W warstwach kulturowych jednakże nie było śladów tej fauny lodowcowej, pojawiły się natomiast takie zwierzęta, jak np. myszy Apodemus i Mus oraz chomik Cricetus, przemawiające raczej za klimatem cieplejszym. Dowodzi to, że w czasie sedymentacji warstwy kulturowej panował klimat umiarkowanie ciepły, którego charakter w czasie odkładania się warstw lessu zmienił się na chłodniejszy, względnie subarktyczny. Przy określaniu wieku warstwy kulturowej prawie wcale nie można uwzględnić prymitywnych narzędzi typu otoczaków, ponieważ ciągle jeszcze zbyt mało wiemy o tego rodzaju wyrobach z terenów europej
skich. Dlatego i w tym przypadku trzeba było uciec się do pomocy szczątków zwierzęcych. Wyniki ich datowania zostały zresztą potwierdzone przez uzyskane wartości geologiczne.
Zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy omawiane tu warstwy kulturowe należą do zlodowacenia Mindel, a mianowicie przypadają na interstadiał pomiędzy pierwszą a drugą fazą tego zlodowacenia. Znaczy to, że narzędzia z grupy otoczaków zostały wykonane przez praczłowieka, który żył tu w tym samym czasie co praczłowiek z Mauer koło Heidelbergu. Obie formy należą prawdopodobnie również do tej samej grupy systematycznej Archanthropinae. Prymitywne narzędzia krzemienne z nowego znaleziska w Vértesszôllôs zalicza się do zespołu prymitywnych narzędzi otoczakowych, noży siecznych znanych dotychczas z Afryki, Azji wschodniej i południowo-wschodniej, z Europy Zachodniej i od niedawna także z Europy Środkowej. Dla stanowiska w Vértesszôllôs charakterystyczne są typy narzędzi stosunkowo małych, dość „grubo ciosanych”. Surowiec do ich wyrobu stanowiły otoczaki z kwarcu, kwarcytu, krzemienia, radiolarytu, a niekiedy nawet z wapienia. Ten zespół narzędzi zawiera wprawdzie mało form standardowych, ale wyraźnie widać charakterystyczną technikę obróbki.
Vertes opracował kod typologiczny dla tych prymitywnych przemysłów polegający na zestawieniu pięciu liczb (siedmiu cyfr). Ten interesujący klucz może w pewnej mierze ukierunkować przyszłe metody badawcze. Możliwe jest również zastosowanie go w statystycznych obliczeniach za pomocą elektronicznych maszyn matematycznych. Tam, gdzie dysponujemy ogromną ilością materiału, jak np. w Afryce, możliwość zastosowania maszyn cyfrowych nabiera szczególnego znaczenia. Metoda Vértesa polega na scharakteryzowaniu pojedynczych okazów z maksymalną dokładnością. Równocześnie jednak przy pomocy tego systemu można dojść do charakterystyki ogólnej, a nawet jeszcze bardziej ją rozwijać, np. przy pojawieniu się nowych typów narzędzi. Pierwsza liczba w kodzie oznacza surowiec, druga podstawowy kształt paleolitycznego narzędzia, trzecia sposób obróbki, czwarta — dwucyfrowa S określa grupę, do której zalicza się typ narzędzia. Dwucyfrowa liczba piąta wskazuje na drobniejsze, subtelniejsze cechy morfologicznego charakteru narzędzia w obrę
bie typu. Teoretyczna ocena tak „skudyfikowanego” materiału paleolitycznego jest stosunkowo prosta. Jednakże dla porównania zespołów narzędzi wyrabianych z materiałów pochodzących z bardzo odległych względem siebie rejonów geograficznych konieczne jest międzynarodowe porozumienie w celu ujednolicenia kodu. Jest to tym bardziej istotne, że w odniesieniu do wczesnych kultur jest niezwykle potrzebny jakiś zapis użyteczny dla całego świata. Z tego punktu widzenia omawiany kod typologiczny wymaga już pewnych uzupełnień, gdyż np. surowiec służący do wyrobu narzędzia determinują lokalne warunki geograficzne i geologiczne, a więc ta pozycja w zapisie wydaje się mieć podrzędne znaczenie.
Rozdział piętnasty
SZCZĄTKI PRACZŁOWIEKA Z JASKINI TYGRYSIEJ
W porze deszczowej nad doliną Rzeki Czerwonej, jej rozległymi terenami zalewowymi, nad dżunglą nie do przebycia i nad Górami Zielonymi niepodzielnie panują mgły. Tysiącem korzeni i lian czepia się dżungla skał wapiennych, których wnętrze kryje tajemnicze jaskinie. Z zielonego liściastego dachu nieprzerwanym rytmem spadają krople wody. Woda spływa na bujne epifity, na storczyki, na jaskrawe kwiaty dzikich bananów, gałęzie, pnącza, korzenie i leżące pnie. Tam, gdzie zaciera się granica pomiędzy dżunglą a dziewiczym lasem, gdzie skały wapienne Gór Zielonych wznoszą się pionowo w górę, tam znajduje się Hang-Hum — Jaskinia Tygrysia, a w niej nasza ekipa. Pracujemy tu już od wielu miesięcy.
W tym tak niezwykle interesującym dla paleontologii czwartorzędu i paleoantropologii terenie nie prowadzono dotychczas niemal żadnych nowoczesnych prac wykopaliskowych. Tu, w Wietnamie, poznano ■ właściwie tylko dwa znaleziska ssaków plejstoceńskich: z jaskini w pobliżu Lang-Son i Thung-Lang. Dwa dalsze znaleziska odkryto w sąsiednim Laosie: Tam-Hang i Tam P’a-Loi.
W trakcie prac pomiarowych i kartograficznych wietnamskie ekipy miernicze znalazły w sercu dżungli rozległy system jaskiń i szczelin zawierających bogaty materiał paleontologiczny. Instytutowi Archeologicznemu Państwowego Komitetu Nauki Demokratycznej Republiki Wietnamu polecono przeprowadzić prace wykopaliskowe. W ramach umowy z Niemiecką Akademią Nauk w Berlinie wysłano do tego nowego wietnamskiego znaleziska również naukowców z Instytutu Paleontologii Czwartorzędu w Weimarze.
kl
1
Jaskinia Tygrysia jest olbrzymim schroniskiem podskalnym, ciągnącym się wzdłuż łańcucha górskiego. Jej ściany skalne ukryte są pod lianami i innymi pnączami. Wysłane tu wcześniej drużyny Wietnamczyków przez wiele tygodni wycinały dżunglę i dziewiczy las. Z jaskini małe chodniki i szczeliny rozrastające się w jej wnętrzu prowadzą w głąb góry, do komór potężnych rozmiarów, o wysokości 20 lub 30 m. Droga do nich jest bardzo uciążliwa. Nieraz trzeba przeciskać się przez zwężające się chodniki i szczeliny, a często nawet czołgać się i pomocą rąk i nóg. Jaskinia Tygrysia, dziś otwarta od strony rzeki, była niegdyś dużym chodnikiem biegnącym w poprzek góry. Nieustanne niszczące działanie wody wewnątrz chodnika i częściowo także napór wód rzeki z zewnątrz przyczyniły się do częściowego zniszczenia jego ścian. Woda wymyła też z jaskini bogate w szczątki kopalne osady, które przedtem zalegały w niej nietknięte. Zapewne wskutek tych naturalnych zniszczeń nauka poniosła wielkie straty. To, co dziś znajdujemy w jaskini, to tylko resztki osadów pierwotnych. W tych skromnych resztkach występują szczątki kopalne nie będące niestety nawet setną częścią tego, co prawdopodobnie dawniej tam się znajdowało. Mimo to zdołano jeszcze wydobyć tysiące okazów, najczęściej zębów zwierząt wymarłych.
Według geologów Jaskinia Tygrysia kształtowała się następująco: w rozległym systemie jaskiń, a zwłaszcza w niżej położonym chodniku poprzecznym o długości 70—80 m, powstały w jakimś okresie sedymentacyjnym osady. Składały się one z naniesionych przez wodę wielkich mas ziemi zmieszanych z produktami wietrzenia ścian wapieni metamorficznych (przekształconych skał osadowych) i resztek ówczesnego świata zwierzęcego. Niektóre z powstałych osadów uległy później stwardnieniu wskutek zachodzących procesów naciekowych. W chodnikach i jaskiniach utworzyły się stalagmity (sterczące na dnie jaskini utwory naciekowe) i stalaktyty (utwory naciekowe zwisające ze stropu). W owym czasie Jaskinia Tygrysia była już stosunkowo łatwo dostępna i praczłowiek polujący tu nad rzeką i tropiący zwierzęta dżungli prawdopodobnie chętnie szukał w niej schronienia.
Po okresie sedymentacji nastąpił okres denudacji. Osady jaskiniowe uległy wymyciu (erozja). Temu procesowi towarzy
szyły poważne Zmiany klimatyczne. Woda wymywała z jaskiń wszystko, co w nich się nagromadziło w ciągu tysięcy lat stosunkowo suchych okresów. Niszczącej sile wody uległy nie tylko osady jaskiniowe, ale ściany komór i chodników. Wskutek coraz większego podmywania ścian jaskinie zapadały się. Przypuszczal
nie i w okresie trwania tych procesów praczłowiek odwiedzał jaskinie, oczywiście tylko w tych porach roku, kiedy nie były one zalane wodą.
Coraz głębiej sięgająca erozja doprowadzała do zapadania się znacznych części jaskini. Równocześnie z zewnątrz uderzały
0 ściany skalne Gór Zielonych wody rzeki. Oba żywioły doprowadziły do zniszczenia Jaskini Tygrysiej. Ściany zewnętrzne zawaliły się, strop uległ załamaniu, a bloki skalne ważące setki ton leżą przed nią do dzisiejszego dnia. W ten sposób z „poprzecznego chodnika” skalnego Gór Zielonych powstała Jaskinia Tygrysia — Hang-Hum. Jest to nawis skalny (pozostałość po stropie Jaskini), spod którego do wnętrza góry prowadzą chodniki
1 szczeliny łączące go z jaskiniami głębiej położonymi. Później, już w najmłodszych geologicznie czasach (holocen), nastąpiła po okresie denudacji nowa faza sedymentacji. Poprzedziły ją niewątpliwie znów zmiany klimatyczne i zmiany w gospodarce wodnej tego obszaru. Okolica osuszała się coraz bardziej. Stan wody na rzece w porach deszczowych nie sięgał już do Hang-Hum. Jaskinia Tygrysia była teraz otwarta od strony rzeki. We wnętrzu systemu jaskiń procesy erozyjne również ustawały. W końcu doszło znów do sedymentacji, tym razem już pod nawisem skalnym. W jaskini Hang-Hum wyróżniamy więc dwie fazy sedymentacji: starszą — z młodszego plejstocenu i młodszą — holo- ceńską, trwającą do dnia dzisiejszego.
Fauna kopalna z osadów starszych należy do sino-malajskiego kompleksu faunistycznego. W czasie odpowiadającym europejskiemu interglacjałowi Riss-Würm, w Wietnamie Północnym nad Rzeką Czerwoną żyły jeszcze podobne do słoni dziś już wymarłe stegodonty, tapiry olbrzymie i orangutany. Gatunki te wskazują, że ówczesny klimat musiał być nieco korzystniejszy niż dzisiejszy. Świadczą również o tym, iż pierwotne formy zwierzęce zdołały się dłużej utrzymać na tych daleko na południe wysuniętych terenach niż na bardziej północnych obszarach kontynentu.
Żył w Wietnamie Północnym także praczłowiek. Stał on już na wyższym stopniu rozwoju niż dużo starszy wschodnioazja- tycki człowiek pekiński. W trakcie prac wykopaliskowych Wietnamsko-Niemieckiej Ekspedycji Paleontologicznej znaleziono wreszcie po wielomiesięcznych poszukiwaniach wśród tysięcy
i
zębów zwierzęcych również zęby praczłowieka. Było to pierwsze tego typu znalezisko w strefie lasów i dżungli Wietnamu Północnego. Niestety, nie znaleziono dotąd w Jaskini Tygrysiej żadnych narzędzi kamiennych, którymi ów praczłowiek mógłby się posługiwać, a powinny tu być. Najprawdopodobniej zostały one jednak wraz z większą częścią osadów wymyte przez rzekę.
Interesujący jest fakt, że zęby praczłowieka z Jaskini Tygrysiej nie są duże; nie należą do typu zębów „makrodontycznych Austromelanezjan” znanych z szeregu innych, prawdopodobnie dużo młodszych osadów jaskiniowych obszaru południowo-wschodniej Azji oraz z grobów kultury Hoa-Binh. Zębami nadzwyczaj dużych rozmiarów charakteryzują się natomiast pierwotni mieszkańcy Australii i Melanezji. Z tego też względu dopatrywano się rozmaitych związków pomiędzy znaleziskami archeologicznymi w Azji Południowo-wschodniej a „wędrówkami Austromelanezjan”. Niestety, dotychczas znane znaleziska archeologiczne nie są jeszcze wystarczające, by móc ustosunkować się do tego problemu. W każdym razie wymowa ich jest wieloznaczna. W młodszych znaleziskach tego regionu występują również zęby małego typu.
Ponieważ w jaskini Hang-Hum brak większej części osadów, nie posiadamy żadnych pewnych danych o kulturze, do jakiej należałoby zaliczyć praczłowieka, mieszkańca jaskini. Stwierdzono tylko, że szczątki wiążą się ze znaleziskami Hominidae z młodszego plejstocenu Chin, Wietnamu Środkowego i Laosu.
Jeszcze większe sukcesy odnieśli uczestnicy Wietnamsko-Nie- mieckiej Ekspedycji Paleontologicznej w zakresie badań fauny plejstocenu tego obszaru. Wkrótce po rozpoczęciu prac wykopaliskowych w jaskini Hang-Hum i po pierwszych powodzeniach rozszerzono zakres prac badawczych na cały obszar Demokratycznej Republiki Wietnamu. Były momenty, kiedy kierownictwo wyprawy dysponowało około setką robotników. Poszczególne grupy były rozsi&ne pomiędzy Lang-Son na północnym wschodzie a byłą twierdzą w dżungli Dien-Bien-Phu na zachodzie, oraz pomiędzy Y&n-Bai na północy a Dong-Hoi na południu. Tak rozplanowane prace doprowadziły do odkrycia szeregu nowych stanowisk. Jedna z grup dotarła do jaskini Tan-Wan w północno-
-wschodnim Wietnamie, odkrywając w niej jeszcze duże ilości pierwotnych osadów jaskiniowych.
Rok wcześniej przeprowadzano na obszarze Lang-Son rekonesans uwieńczony znalezieniem pierwszych szczątków kopalnych. I tym razem najpierw trzymaliśmy się poprzednio poznanego szlaku, później jednak zboczyliśmy z Lang-Son na północny zachód, w kierunku licznych jaskiń, położonych w poprzecinanych rozpadlinami górach wapiennych. Przy pomocy lornetek polo- wych obserwowaliśmy góry w nadziei dostrzeżenia wejść do jaskiń, które bujna roślinność skrzętnie przed naszymi oczyma ukrywała. Przez lornetki zauważyliśmy wiele szczegółów niewidocznych gołym okiem. W stromych ścianach rozpoznawaliśmy żółte osady jaskiniowe. Po drugiej stronie ciągnęły się w skałach również chodniki, które można było odróżnić po żółtej barwie osadów. Chodniki sięgały prawdopodobnie aż do podnóża góry. Wyszliśmy z samochodów i przygotowaliśmy się do odbycia dalszej drogi pieszo. Po rozdzieleniu między sobą niezbędnego ekwipunku ruszyliśmy. W najbliższej wiosce przyłączyło się do nas jeszcze kilku młodych mężczyzn znających teren, w charakterze przewodników i pomocników.
Czasem trud nasz zostawał uwieńczony sukcesem, innym razem znów był bezowocny. Dzień po dniu przedzieraliśmy się przez dżunglę, potem przez góry i znów przez dżunglę. By przebrnąć przez gąszcz bambusów, musieliśmy w nim wycinać ścieżki. Przy wspinaczce w górach wykorzystywaliśmy liany, opasujące skały jak grube liny. Dostarczały nam one doskonałego oparcia. Pięliśmy się coraz bardziej stromo w górę. Spróchniałe pnie i gałęzie leżące tu i ówdzie na skałach lub zwisające pomiędzy lianami z hukiem spadały w przepaść. Uczestnicy wyprawy wspinali się po skałach, lianach, gałęziach i korzeniach w kierunku jaskini, która znajdowała się gdzieś w górze, w mroku zwisających szerokolistnych pnączy. Gałęzie i korzenie smagały nasze twarze, z liści lała się na nas nagromadzona na nich woda deszczowa.
Wnętrze jaskini witało stęchlizną i wilgocią. W snopach świateł silnych latarek kieszonkowych widzieliśmy wielkie nietoperze, zwisające ze spękanego stropu jaskini. W szczelinach siedziały dziwne pająki. Ich wystające oczy błyszczały w świetle latarek jak małe brylanty. Stalaktyty i stalagmity o baśniowych
kształtach zdawały się poruszać w skaczącym świetle latarek. Jaskinia była długą, wymytą w metamorficznym wapieniu szczeliną z wieloma chodnikami poprzecznymi. Znaleźliśmy w niej resztki po osadach nie zawierających szczątków kopalnych.
Następne dni jednak wynagrodziły nam dotychczasowe trudy i niepowodzenia. W najstarszych warstwach innej jaskini, wyżej już wspomnianej jaskini Tan-Wan, udało się nam znaleźć bardzo stary ząb praczłowieka, przypominający szczątki z Gong- wangling w Chinach. Ponieważ w tej jaskini przed nami nikt nie kopał, mogliśmy na podstawie danych geologicznych przede wszystkim określić wiek tego cennego znaleziska. Stwierdziliśmy, że mamy do czynienia z górną fazą plejstocenu środkowego, a więc odkryliśmy najstarsze z dotychczas znanych stanowisko szczątków ludzkich w Wietnamie. W grudniu 1964 zakończyliśmy pierwsze rekonesansowe prace wykopaliskowe w jaskini Tan- -Wan (na terenie Lang-Son). Dziś dzielą nas od Gór Zielonych nad Rzeką Czerwoną tysiące kilometrów.
Mózg kopalny z Ganovców, około 1/2 wielkości naturalnej (wg Ylfika)
Rozdział szesnasty
ŁOWCY SŁONI KOPALNYCH Z PALEOLITU HISZPANII
W samym' środku rozleglej, wysuszonej środkowohiszpańskiej wyżyny Mesety, wznoszącej się około 1000 m n.p.m., trwają prace wykopaliskowe. Odkryto obozowiska łowców paleolitycznych sprzed około 300 000 lat.
Historia badań archeologicznych w Torralbie i Ambronie — najznaczniejszych zachodnioeuropejskich stanowiskach łowców paleolitycznych — sięga roku 1888, kiedy to pewne belgijskie towarzystwo kolei żelaznej budowało linię kolejową przez Tor- ralbę. W trakcie tych prac oraz przy zakładaniu sieci wodociągowej natrafiono na liczne szczątki kostne, którymi się wówczas nikt nie interesował. Dopiero w 20 lat później markiz de Cer- ralbo podjął tam prace wykopaliskowe zakończone w roku 1911. Już wtedy wykopano znaczną ilość szczątków kopalnych zwierząt, sporo wyrobów kamiennych, obrobione kości, jak również kawałki drewna, na których także znaczne były ślady obróbki. Większość zebranego wtedy materiału można dziś jeszcze oglądać w dziale archeologii Muzeum Narodowego w Madrycie. Oglądając go. łatwo zauważyć, że kawałki drewna, mimo iż nie były specjalnie konserwowane, zadziwiająco dobrze się zachowały. Być może mamy tu do czynienia z resztkami drewnianych oszczepów wczesnopaleolitycznych aszelskich myśliwych.
Niestety, Cerralbo nie zdążył już opublikować większej pracy
o tym stanowisku. Przed jego śmiercią ukazały się tylko dwa krótkie doniesienia. Na szczęście nie zapomniano o znalezisku. Wielu znacznych naukowców owych czasów odwiedzało Torralbę, a nazwę znaleziska umieszczono w niejednym podręczniku archeologii. Minęło znów szereg lat. Profesor F. Clark Howell w tym czasie zakończył prace wykopaliskowe w Isimili Cpatrz rozdział:
„Dolina pięściaków w Afryce Wschodniej”) i odkrył nowe stanowisko w dolinie Omo w południowej Etiopii.
Poszukując podobnych, starych stanowisk w Europie Zachodniej natknął się na nazwę Torralba. Zdawał sobie sprawę z tego, że podjęcie w Hiszpanii zakrojonych na szeroką skalę prac wykopaliskowych przy pomocy najnowszych metod mogłoby przybliżyć rozwiązanie wielu problemów z zakresu badań prehistorii. Czyżby zachodnioeuropejskie kultury pięściaków wywodziły się z Afryki? Jakie grupy ludnościowe mogły być ich przedstawicielami? Jakiego wieku są najstarsze kultury pięściaków Afryki i Europy Zachodniej?
Kiedy w roku 1966 profesor Howell przybył do Torralby, odnalazł bez większego trudu miejsce wykopalisk markiza de Cerralbo. Przypadkowo zdobył jeszcze kilka fotografii z jego prac wykopaliskowych, na których dokładnie można było rozpoznać granice ówczesnych wykopów. Wkrótce uzyskał zezwolenie władz hiszpańskich na przeprowadzenie dalszych badań w Torralbie i Ambronie. I tak rozpoczęły się we wrześniu i październiku 1:966 wspólne amerykańsko-hiszpańskie prace archeologiczne, które w krótkim czasie doprowadziły do bardzo znacznych wyników. Jednocześnie inny zespół ludzi pracował przez tydzień na małym wzgórzu leżącym w tej samej dolinie na południe od wsi Am- brona, a oddalonym od Torralby o około 3 km. Markiz de Cerralbo i tu na północnym stoku wzgórza już kopał.
Dolny trias jest najstarszą formacją geologiczną na tym obszarze. Są to głównie czerwone piaskowce i zlepieńce kwarcytowe, ciągnące się wzdłuż działu wodnego rzek Duero i Jalón. Tego typu otoczaki kwarcytowe występują też w plejstoceńskich żwirach na stokach wzgórz. One też, transportowane przez wodę, znalazły się w dolinach rzek Ambrona i Mansegal. Był to w zasadzie główny surowiec, z którego paleolityczni aszelscy myśliwi z Torralby i Amorony sporządzali swoje pięściaki i narzędzia sieczne. Nad poziomem piaskowca pstrego leży wapień muszlowy i kajper, a wyżej osady plejstoceńskie. W Torralbie i Ambronie najstarsze osady plejstoceńskie (czerwone koluwium) składają się z mało zaokrąglonych otoczaków o ostrych krawędziach oraz ze słabo scalonych zlepieńców występujących wśród czerwonawych lub żółtych glin. Są to więc wspomniane warstwy żwirów pocho
dzące ze stoków wzgórz. Masy materiału erozyjnego spływały w główne doliny szerokimi ławami otoczaków lub tworzyły półki żwirowe. Wskazują one na wilgotniejszy i chłodniejszy klimat tamtych czasów. Warstwy materiału tego typu zalegają w Tor- ralbie również bezpośrednio pod poziomem kościonośnym. Po tej pierwszej (dolnej) fazie czerwonego koluwium występuje poziom szarego koluwium, tj. druga faza sedymentacji plejstoceńskiej. Te warstwy z kolei składają się z gruboziarnistych piasków, margli i częściowo z zaokrąglonych otoczaków rzecznych. Proces sedymentacji przebiegał tu jednak wolniej, a barwa osadów wydaje się wskazywać na zmianę szaty roślinnej. Być może obszar ten był wówczas trawiastym stepem, gdzieniegdzie porośniętym drzewami. Nie znamy jednak dotąd składu tego zespołu roślinnego. Ilość opadów zmalała w tym czasie w porównaniu z poprzednim okresem. Mimo to musiały one jeszcze przewyższać dzisiejsze opady w rejonie wyżyny Mesety, gdyż Ambrona posiadała wówczas jeszcze zdolność transportowania otoczaków większych rozmiarów. Klimat był nieco cieplejszy niż w okresie sedymentacji czerwonego koluwium. Po dwóch pierwszych fazach plejstoceńskiej sedymentacji nastąpił na tym obszarze krótkotrwały okres erozji. Po nim nastąpiła trzecia faza sedymentacji, w której powstały szare margle. One znów wskazują na klimat cieplejszy. Wydaje się, że ówczesne warunki klimatyczne mało się
od dzisiejszym różniły, jedynie szata roślinna prawdopodobnie była bogatsza. Jeszcze dziś w okolicy Torralby spotyka się w dolinach źródła, które zalewają dna dolin tworząc małe bagna, jeziorka i stawy. Dopiero nad warstwami szarego koluwium znajdują się prehistoryczne szczątki. Musimy przyjąć, że w omawianym czasie obszar ten zamieszkiwały zasadniczo grupy aszelskich myśliwych. Jednakże rozproszone występowanie szczątków — od środkowego poziomu szarego koluwium po dolną trzecią część szarych margli — wydaje się wskazywać na długotrwałe, choć sporadyczne użytkowanie tego obozowiska. Czas ten obejmował być może około 10 000 lat.
Opisany zespół osadów (czerwone koluwium po szare margle) został później zastąpiony fazą stosunkowo suchą, pod względem geomorfologicznym jednak mało wyraźną. Po niej utworzyła się warstwa brązowych glin datowanych przez K. W. Butzera na interglacjał Mindel-Riss. Wreszcie następują utwory nie wszędzie jednakowo wyraźne, ale zaliczane do młodszych faz plejstocenu.
Wobec powyższego według K. W. Butzera czas osadzania się warstw od czerwonego koluwium po szare margle przypada na zlodowacenie Mindel, a intensywne tworzenie się gleby (brązowa glina) na następujący po nim interglacjał.
Fauna występująca w warstwach późnej fazy zlodowacenia Mindel nie jest jednak fauną lodowcową w sensie środkowoeuropejskiego zlodowacenia Mindel II. W Hiszpaniijfcze względu na jej położenie geograficzne, panowały inne warunki klimatyczne niż w Europie Środkowej. W tym czasie żyły tam m. in.: gatunek małp pochodzenia afrykańskiego (duży przedstawiciel Cercopithe- cidae), małe wilki (Canis lupus cf. mosbachensis Soergel), małe lwy (Panthera leo ssp.), słonie leśne (Palaeoloxodon antiąuus Fal- coner), dzikie konie (Equus sp.), nosorożce (Dicerorhinus hemi- toechus Falconer), jelenie szlachetne (Cervus elaphus Linnaeus), duże daniele (Dama cf. clactoniana Falconer) i wielkie tury (Bos primigenius ssp.).
Jest jeszcze drugi powód, dla którego hiszpańskiej fauny plej- stoceńskiej z Torralby i Ambrony nie można traktować jako typowej dla zlodowacenia Mindel w ścisłym tego słowa znaczeniu. Na obszarze Hiszpanii występował w tym okresie inny zespół zwierzęcy. Omawianą faunę należy uważać za „przejściową” od
późnej fazy zlodowacenia Mindel po początek następującego po nim interglacjału Mindel-Riss.
Zadaniem przeprowadzonych w roku 1961 w Torralbie krótkotrwałych archeologicznych prac wykopaliskowych było właściwie tylko stwierdzenie zasięgu wykopów markiza de Cerralbo oraz pierwotnych granic obozowiska paleolitycznych myśliwych. Okazało się wtedy, że jedynie wschodnia część stanowiska została przez de Cerralbo mniej lub bardziej dokładnie przekopana. Dlatego też należało rozpocząć przekopywanie części środkowej i zachodniej obozowiska.
Wkrótce robotnicy natrafili na duże ilości szczątków szkieletów słoni leśnych i innych zwierząt kopalnych. W tym właśnie miejscu zwierzęta zostały zabite, a zdobycz rozdzielona pomiędzy aszelskich myśliwych. Potężne kości słoni leśnych krzyżowały się z ich ciosami, żuchwami, żebrami i wielkimi zębami trzonowymi. W krótkim czasie odsłonięto szczątki kilku osobników tych olbrzymich przedstawicieli plejstocenu, które rozmiarami przewyższały dzisiejszych przedstawicieli trąbowców. Wśród szczątków nie było czaszek. Wytrawny paleontolog rozpoznaje na podstawie nawet drobnych fragmentów kości, czy w badanym ma
teriale znajdują się również szczątki czaszek słoni. Tu znalezicno stosunkowo niewiele ułamków pochodzących z czaszek. Można więc przyjąć, że łowcy paleolityczni rozbijali czaszki w celu wydobycia z nich mózgu. Podobny los spotkał prawdopodobnie też część kości długich, z których w ten sposób wydobyto szpik kostny. Obok kości słoni występowały tu również szczątki dużych, wymarłych danieli, jeleni i turów. Wśród materiału kostnego leżały prymitywne wyroby kamienne aszelskich myśliwych, którymi rozdrabniali swoją zdobycz. Były to pięściaki, rozłupce, zgrzebła oraz inne narzędzia sieczne i tnące, wykonane z tłuczonych kamieni i kości. Jedno z amerykańskich czasopism nazwało to miejsce trafnie „rzeźnią paleolitycznych aszelskich myśliwych”.
Surowcem, z którego wykonywano wyroby kamienne, był głównie kwarcyt lub wapień. Kwarcyt występował wśród otoczaków, a pochodził pierwotnie ze zlepieńców piaskowca pstrego znajdującego się w odległości zaledwie kilku kilometrów na północ od Minho. Znaleziono też wyroby z krzemienia i jaspisu. Uwagę zwraca fakt, że na stanowisku występuje tylko niewiele „rdzeni”. Prawdopodobnie część wyrobów kamiennych wykonano w miejscach występowania surowca, a do obozowiska przynoszono już wyroby gotowe i „półfabrykaty”.
Znalezione tu wyroby kamienne wykazują wielkie bogactwo kształtów i typologicznie zalicza się je do wczesnej fazy kultury aszelskiej lub do wczesnego okresu jej fazy środkowej. W porównaniu z narzędziami ze stanowisk typowych: St. Acheul we Francji i Swanscombe w hrabstwie Kent (Anglia) hiszpańskie wykazują nieco niższy stopień rozwoju. Paleolityczne typy wyrobów z Torralby i Ambrony można ponadto porównać z narzędziami z Torre (w pobliżu Rzymu), z wyrobami faz IV i V kultury aszelskiej z Maroka oraz z typami narzędzi 5 i 6 z warstwy III wąwozu Oldoway w Afryce Wschodniej.
Do narzędzi z łupanego kamienia dochodzą jeszcze prymitywne wyroby kościane, których dokładnym zbadaniem zajął się profesor E. Aąuirre. Wyniki jego badań zostały potwięrdzone przez doświadczenia przeprowadzone na kościach dzisiejszych słoni. Narzędzia kościane wykazują w wielu miejscach ślady użytkowania, zwłaszcza na zaostrzonych końcach. W nowych wykopach zna-
feziono również kilka kawałków drewna. W starych zbiorach markiza de Cerralbo znajduje się 19 dalszych fragmentów drewna. a wśród nich kilka większych, będących prawdopodobnie szczątkami oszczepów.
Powróćmy jednak jeszcze raz do trofeów myśliwskich tych paleolitycznych łowców. Z prac wykopaliskowych prowadzonych przez markiza pochodzą szczątki około 20—25 osobników słoni, a w 1961 wykopano w Ambronie jeszcze dalszych 12 szkieletów słoni leśnych i w Torralbie resztki około 6 słoni. Późniejsze prace wykopaliskowe uzupełniły te zbiory. Dziś oblicza się, że upolowano tu około 40—50 słoni leśnych. Wśród nich znajduje się znaczna liczba osobników młodych. Jest to zjawisko spotykane również w innych stanowiskach paleolitycznych Europy (np. Tau- bach koło Weimaru).
Łupem myśliwych padły nie tylko wielkie, mogące się bronić słonie leśne, ale i tury, dzikie konie, daniele i jelenie. Dziwi mała ilość szczątków nosorożców. W innych podobnych stanowiskach paleolitycznych Europy, jak np. w Ehringsdorf koło Weimaru, szczątki słoni i nosorożców zajmują pod względem ilościowym pierwsze miejsce.
Dokonując próby rekonstrukcji ówczesnego środowiska i metod łowieckich aszelskich myśliwych, musimy sobie wyobrazić wyżynę Mesety jako obszar stepowy porośnięty gdzieniegdzie drzewami i buszem. Dominowały sosna i dąb. Tu i ówdzie występowały bagna, stawy lub małe jeziora. Prawdopodobnie aszelscy łowcy wpędzali do nich upatrzoną zwierzynę i tam ją zabijali. W takich przez samą przyrodę predysponowanych miejscach łowów, jakimi były niewątpliwie Torralba i Ambrona, ludzie ówcześni łowili zwierzęta, ale nie przebywali długo. Często zmieniali tereny łowieckie przenosząc się z miejsca na miejsce. Z pewnością istnieje więcej podobnych obozowisk aszelskich myśliwych; do dziś pozostały one jednak nie odkryte. Rozmieszczenie szczątków w profilu geologicznym w Torralbie wskazuje na to, że obozowisko było nawiedzane przez człowieka paleolitu w ciągu około 10 000 lat. Być może wpędzano małe stada słoni lub innych zwierząt przy pomocy celowych pożarów stepu i buszu do bagien i jezior i tam je zabijano. W osadach Torralby pojawiały się często węgle drzewne, które oczywiście mogą pochodzić
z ognisk łowców. Na pewno stosowano rozmaite metody łowieckie w zależności od rodzaju zwierzyny i terenów łowów.
Na drugim stanowisku, w pobliżu wsi Ambrona, naukowcy utworzyli bezpośrednio nad odsłoniętymi szczątkami rodzaj małego muzeum. Zwiedzający wchodzi do nowoczesnego pawilonu dopodobnie przebywały w okresie lata w dolinie, a tylko zimą i z góry spogląda na część wykopu. U jego stóp leżą in situ (tak, jak je znaleziono) szczątki szkieletów kilku słoni leśnych. Łatwo rozpoznać potężne kości kończyn, żuchwy, długie ciosy, a pomiędzy materiałem kostnym paleolityczne wyroby — pięściaki. W gruncie rzeczy brak tu już tylko szczątków szkieletów ludzkich, by znalezisko pod względem naukowym było pełne. Może już jutro dokona się tego odkrycia.
Rozdział siedemnasty
NOWE SZCZĄTKI NEANDERTALCZYKA Z BLISKIEGO WSCHODU
Góry Zagros, przecięte na terenie północnego Iraku jednym z głównych dopływów Tygrysu — Wielkim Zabem, sięgają wysokości blisko 2000 m n.p.m. Przybysza odwiedzającego okolice Szanidaru uderza widok stromych ścian skał wapiennych, nagich zboczy, głębokich wąwozów, rzadkich lasów u stóp gór. Roślinność w niewielkich dolinkach sięga zaledwie wysokości kolan.
Jaskinia Szanidar znajduje się około 400 km na północ od Bagdadu, w pobliżu wioski Szanidar, od której zresztą otrzymała nazwę. Stanowi ona olbrzymią wymytą przez wodę komorę w skale wapiennej. Zanim dr Ralph S. Solecki z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku rozpoczął w niej w 1951 prace wykopaliskowe, była ona podzielona na małe zagrody dla bydła. W okresie zimy zamieszkiwało ją kilka rodzin Kurdów.
Na północnym krańcu wsi Szanidar łatwo znaleźć często używaną ścieżkę prowadzącą w górę w kierunku znaleziska. Owalny otwór jaskini o szerokości około 25 m, a wysokości około 8 m znajduje się na wysokości 765 m n.p.m. Wysokość wnętrza jaskini sięga około 13 m, jej głębokość około 40 m, a szerokość 53 m. Ze względu na bliskość wody można było sobie nakreślić znacznie większy program prac wykopaliskowych niż w czterdziestu podobnych jaskiniach położonych w północnym Iraku.
Tempo prac było dość szybkie. Hamowały je jedynie warstwy stalagmitów, często spotykane w jaskiniach krasowych, oraz szereg warstw bloków skalnych niegdyś oderwanych od stropu jaskini. Różne mogą być przyczyny zawalania się stropu jaskini, jedną z nich — częste trzęsienia ziemi. W jaskini Szanidar można
wyróżnić pięć stref „zawaliskowych”. Przypuszcza się, że kilku spośród odkrytych tu neandertalczyków poniosło śmierć właśnie pod oberwanymi ze stropu blokami skalnymi.
W chwili kiedy prowadzono prace wykopaliskowe w środkowej części jaskini, naukowcy zastanawiali się nad 14-metrowym profilem w ścianie, podzielonym przez nich na 4 poziomy od A do D i wykazującym przerwy w procesie sedymentacyjnym.
Najwyższy poziom A, o miąższości 0,6—2,4 m, składał się
M
z warstw popiołu, śladów ognisk i szczątków organicznych datowanych na czasy od najmłodszej przeszłości po neolit.
Poziom B. o miąższości 0,6—1,5 m, podzielono po wnikliwych badaniach dodatkowo na warstwy BI i B2. Uwzględniono przy tym różnice ich wieku, zabarwienia oraz występujące w nich typy narzędzi.
W BI znaleziono obok kamiennych wyrobów łupanych żarna i rozcieracze. Jest więc rzeczą prawdopodobną, że ówcześni mieszkańcy jaskini Szanidar znali już zboże. Nie znaleziono natomiast w tej części osadów żadnych fragmentów ceramiki. Pewne miejsca, o nieco innym zabarwieniu, sięgające w głąb niższych warstw można by uważać za jamy zasobowe. W tej samej warstwie odkryto również małe cmentarzysko otoczone częściowo kręgiem kamiennym. Obejmowało ono 26 osobników, w większości dzieci i młodzież. Niektóre znalezione w grobach przedmioty wskazują na szeroki zasięg kulturowy i „handlowy” owych ludzi. W jednym z grobów np. znaleziono przycięty i wygładzony fragment dużego żebra z osadzonym w nim przy pomocy bitumu (wosku ziemnego) ostrzem krzemiennym. Najbliższe w okolicy miejsce występowania złóż bitumicznych znajduje się w odległości około 160 km na południe od jaskini, koło Kirkuku. Ówcześni mieszkańcy jaskini posiadali także obsydian — przypominający szkło materiał wulkaniczny. Najprawdopodobniej sprowadzali go z okolicy jeziora Wan (Turcja), położonego około 200 km na północ od jaskini. Cmentarzysko to oraz dwa pojedyncze pochówki znalezione w czasie wcześniejszych prac w warstwie BI są jedynymi dotąd znanymi szczątkami tego typu sprzed młodszego paleolitu, odkrytymi na wschód od Palestyny. Datuje się je na około 10 600 lat.
W badanej warstwie nie znaleziono dotychczas żadnych fragmentów ceramiki, będącej charakterystycznym wyposażeniem grobów w kulturze neolitu. Dlatego też określa się w literaturze fachowej warstwę BI jako poziom protoneolityczny. Wiekowo Szanidar BI odpowiada mniej więcej odległemu o około 4 km od jaskini stanowisku Zawi Chemi Szanidar. Stamtąd pochodzą narzędzia kamienne należące do tego samego poziomu kulturowego.
W warstwie B2 występowały również zagłębienia określane
jako jamy zasobowe, natomiast nie znaleziono w niej ani żaren, ani podobnych narzędzi. Zawierała przede wszystkim bardzo drobne wióry krzemienne i ostrza — tzw. mikrolity. Pochodzą one z mezolitu, a wiek ich określa się na około 12 000 lat:
r.• •;•:• ;r_* :
Owe niepolityczne i protoneolityczne grupy ludnościowe prawdopodobnie przebywały w okresie lata w dolinie, a tylko zimą chroniły się do jaskiń. Odpowiadałoby to zwyczajom, jakie dziś jeszcze częściowo spotyka się na tych terenach u Kurdów.
Poziom C. o miąższości wahającej się w granicach 3—4 ią roznił się wyraźnie od warstw poprzednio opisanych. Niestety, w warstwach pośrednich były wymieszane rozmaite typy narzędzi. Górne warstwy tego poziomu datowane metodą l4C mają około 26 700 lat, warstwy dolne natomiast — 33 100 lat. Przerwa sedymentacyjna pomiędzy poziomami B i C, wynosząca czasowo około 15 000 lat, odzwierciedla prawdopodobnie okres chłodniejszy, podczas ktprego jaskinia leżąca na wysokości 765 m n.p.m. mogła już nie być zamieszkana. Za tym przemawia zresztą również zasadnicza różnica w typie narzędzi paleolitycznych poziomów B i C.
Wyroby z poziomu C zalicza się do kultury baradostiańskiej, odpowiadającej kulturze oryniackiej w Europie. Mimo iż dotąd nie natrafiono na szczątki szkieletów przedstawicieli tej kultury, już znalezione narzędzia same świadczą o tym, że mieszkańców jaskini należy zaliczyć do typu Homo sapiens.
Poziom D, o miąższości około 8,5 m, jest najstarszym zespołem warstw jaskini Szanidar. Różnica w czasie pomiędzy poziomami C i D sięga około 10 000 lat. Tym samym narzędzia znalezione w tej warstwie należą do kultury starszej niż artefakty z poziomu C, tzn. do kultury mustierskiej typu wschodniego.
Spośród wszystkich szczątków znalezionych w jaskini Szanidar największą wartość stanowi siedem szkieletów neandertalczyków: sześciu osobników dorosłych (I—VI) i jednego dziecka. Wszystkie leżały w warstwie D. Badania wykazały, że osobnicy I i V oraz IV i VI mogli żyć w tym samym czasie. Datowanie warstwy zawierającej szczątki neandertalczyków I i V metodą 14C dało- wiek około 46 000 lat.
Wyniki analizy pyłkowej wskazują, iż neandertalczycy pochodzący z górnej części poziomu D musieli żyć w ciepłej fazie klimatycznej, która odpowiadała prawdopodobnie interstadiałowi Wurm I/II Europy Środkowej. Natomiast osobnicy pochodzący z dolnych części poziomu D żyli w okresie chłodniejszym, podobnym do środkowoeuropejskiego zlodowacenia Wurm I.
Tak więc neandertalczyków z Szanidaru można porównywać z neandertalczykami późnego typu z Europy Środkowej.
Rekonstrukcja czaszek tych wschodnich neandertalczyków, przedstawiona przez T. D. Stewarda w 1964 na międzynarodo
wym kongresie antropologów w Moskwie, wykazuje znaczne od- chylenia od klasycznych czaszek neandertalczyka zachodnioeuropejskiego zwłaszcza w części twarzowej i w sklepieniu.
Wyniki uzyskane w Szanidarze znalazły potwierdzenie w pracach innej wyprawy, skierowanej tym razem na teren Izraela.
Profesor H. Watanabe badając w 1961 w Azji Zachodniej w ramach Zachodnioazjatyckiej Wyprawy Naukowej Uniwersytetu w Tokio jaskinie i ich osady, natknął się w czasie prac terenowych na jaskinię Amud na terenie Wadi Amud. Już w czasie wstępnych prac wykopaliskowych odkryto w osadach jaskini < szczątki ze starszego paleolitu. Wyniki badań przeprowadzonych wiosną następnego roku przez naukowców wskazywały na możliwość znalezienia jeszcze dalszych bogatych szczątków. Dla przeprowadzenia zaplanowanych na szeroką skalę prac wykopaliskowych na tym stanowisku ściągnięto tu w końcu wszystkich uczestników ekspedycji.
Okolica Jeziora Tyberiadzkiego (Izrael) jest wysuszona i lekko pofalowana. Z jednostajnego, mało urozmaiconego krajobrazu wyłaniają się tu i ówdzie jak wyspy skały wapienne. W dolinach i na rumowiskach skalnych sterczą sięgające wysokości kolan szarożółte krzewy rozmaitych kserofitów. Jaskinia Amud znajduje się na terenie Wadi el’Amud, w odległości około 10 km na północny zachód od miasta Tyberiada, opodal (oddalonej tylko
o 500 m) słynnej jaskini Zuttiyeh. Tu, na wysokości 35 m nad dnem Wadi, tylko okresowo zalanym wodą, w eoceńskich skałach wapiennych znajduje się wejście do jaskini, prowadzącej około 15 m w głąb góry.
Jaskinia Amud, to komora o rozmiarach 10X15 m. Już wkrótce po rozpoczęciu prac wykopaliskowych stwierdzono, że osady jaskini, w których występują szczątki kopalne, należy pod względem stratygraficznym podzielić na dwa poziomy. Górny, młodszy poziom A wykazuje wielokrotne zaburzenia, natomiast dolny, starszy poziom B był w większej części nietknięty. W poziomie A wyróżniono dodatkowo trzy warstwy z uwagi na występujące w osadach różnice. Warstwa górna At składa się zasadniczo z brązowej piaszczystej gliny, przemieszanej w wielu miejscach zwalonymi z góry blokami skały wapiennej. Jej miąższość sięga
1 m. Warstwa środkowa A2 jest szarobrązowa i bardziej drobnoziarnista. Jej miąższość waha się w granicach 20—50 cm. Warstwa dolna A3 nie wszędzie jest wyraźnie wykształcona. We wszystkich tych trzech warstwach poziomu A jaskini Amud znaleziono resztki ceramiki i inne szczątki prehistoryczne.
Niżej zalega poziom B. Są to warstwy osadów jaskiniowych składających się z szarobrązowego, drobnego, zawierającego wapień materiału. Nie ma w nich fragmentów ceramiki. W obrębie tego poziomu znajdują się dwie brekcje stalagmitów oraz bliżej spągu pasmo ciemnoszarego, piaszczystego, drobnoziarnistego materiału. Pomiędzy poziomami A i B znajduje się hiatus, wskazujący długi okres, kiedy w jaskini nie zachodziły procesy sedymentacji. Mogło się też zdarzyć, że w tym czasie wprawdzie tworzyły się osady, ale zostały później wypłukane przez wodę. W takim przypadku jak tu, gdzie poziom A leży bezpośrednio na poziomie B, mówi się o dyskordancji. Miąższość poziomu B sięga 1—1,5 m. Jego osady są wynikiem mechanicznego wietrzenia
stropu i ścian jaskini zbudowanych z eoceńskiej skały wapiennej.
Znalezione w poziome A (górnym) resztki ceramiki wskazują na stosunkowo młody wiek. Poziom B natomiast zawierał kości wymarłych zwierząt, wyroby kamienne paleolitu oraz wykopany w trakcie dalszych prac szkielet praczłowieka podobnego do neandertalczyka.
W czasie kopania nowego profilu w samym środku wejścia do jaskini natrafionp w szarobrązowej glinie, na głębokości około 110 cm od górnej powierzchni osadów jaskiniowych, na czaszkę. Z boku była ona silnie zgnieciona. Przy dalszym starannym odsłanianiu cennego znaleziska okazało się, że natrafiono nie tylko na czaszkę, ale i na leżący na lewym boku cały szkielet ze skurczonymi kończynami. Wskutek silnego podkurczu kończyn dolnych kości stopy leżały pod miednicą. Wyciągnięte ramiona spoczywały przed tułowiem. Mimo znacznego wieku geologicznego szkielet był stosunkowo dobrze zachowany. Do tak dobrego zachowania przyczyniła się niewątpliwie w znacznym stopniu twarda warstwa stalagmitowa, pod którą leżał szkielet.
Spośród populacji neandertalczyków w najszerszym tego słowa
znaczeniu pochodzą najstarsze nam znane pochówki „ludzkie”, tzn. groby ze szkieletami skurczonymi. Musimy się liczyć z tym, że w procesie ewolucji człowieka pojawiły się od tego momentu wyobrażenia „nadnaturalne”, innymi słowy „religijne”. Porównując niektóre z tych paleolitycznych pochówków z grobami szkieletów skurczonych neolitu oraz brązu dość łatwo zauważyć pewną zbieżność w ich charakterze, a szereg danych wydaje się wskazywać, że są to pochówki „spoczywające”, w skrajnych przypadkach pochówki „skrępowane”. Dzięki temu podobieństwu jesteśmy dzisiaj w stanie prześledzić na przestrzeni ponad 50 000 lat wyobrażenia ludów o „lęku przed umarłymi”, o ich wierze w reinkarnację po śmierci — wyobrażenia, które jeszcze w późnym średniowieczu były szeroko rozpowszechnione, a nawet jeszcze dzisiaj są spotykane w wierzeniach ludowych.
Po zakończeniu prac terenowych naukowcy, uczestnicy japońskiej wyprawy do Azji Zachodniej zrekonstruowali czaszkę z jaskini Amud na podstawie zachowanych fragmentów. Wszystkie jej cechy: dobrze wykształcone przyczepy mięśni, stopień zrośnięcia szwów oraz stan zużycia zębów wskazują jednoznacznie, że jest to czaszka młodego, ale już dorosłego mężczyzny. U człowieka z Amud szczególnie uderzające były silnie wykształcone wały nadoczodołowe i wyjątkowo płaska część czołowa — a więc cechy charakterystyczne dla „klasycznego” neandertalczyka z Europy Zachodniej. To podobieństwo podnosi jeszcze bardziej masywna żuchwa ze słabo zaznaczoną bródką. Z drugiej strony czaszka ta wykazuje też cechy różniące ją od czaszek zachodnioeuropejskich neandertalczyków. Są one widoczne zwłaszcza w jej stosunkowo wysokim sklepieniu, w części twarzowej oraz w wykształceniu łuków zębowych.
Profesor H. Suzuki opracowując czaszkę antropologicznie doszedł do wniosku, że wykazuje ona mieszaninę cech neandertalczyka i człowieka typu Homo sapiens. Uzyskany wynik potwierdzają i inne, zebrane na tym obszarze szczątki praczłowieka typu neandertalczyka, który poprzez szeroką strefę kontaktów ze wschodnim wczesnym Homo sapiens mógł przejąć szereg cech tego ostatniego.
Poziom B w jaskini Amud, tzn. osady, w których znaleziono omawiany przez nas szkielet praczłowieka, dostarczyły również
wielką ilość paleolitycznych narzędzi krzemiennych. W stosunku do wykopanych narzędzi krzemiennych wyroby kościane były bardzo rzadkie. Wyroby krzemienne człowieka z Amud wykazują także mieszaninę cech. Są wśród nich bowiem egzemplarze przypominające zarówno typ narzędzi środkowego paleolitu, jak i typ wyrobów paleolitu górnego. Mamy tu więc proste, nie obrabiane odłupki, których ostre brzegi mogły być używane do cięcia, ale są też geometryczne ostrza ze śladami dwustronnej obróbki. Zebrano również wykonane jakąś szczególną techniką zgrzebła i rylce, narzędzia wiórowate i bardzo małe ostrza. Ten zespół wyrobów został opracowany przez profesora H. Watanabe z Uniwersytetu w Tokio. Jego wnioski potwierdzają wyniki badań antropologicznych nad szkieletem, mianowicie że wszystkie te materiały stanowią element przejściowy pomiędzy paleolitem środkowym a paleolitem górnym.
Prace wykopaliskowe w jaskini Amud dostarczyły ponadto tysięcy szczątków kostnych, których zbyt drobne rozmiary niestety najczęściej uniemożliwiały dokładne ich oznaczenie. W trakcie prac tylko od czasu do czasu natrafiano na większe fragmenty kości zwierzęcych. Stąd wniosek, że wszystkie tu zgromadzone kości pochodziły ze zwierząt upolowanych przez człowieka zamieszkałego w Amud. Już w czasie pierwszych miesięcy prac wykopaliskowych (1961) zebrano w różnych warstwach ponad 10 000 fragmentów kości ssaków, spośród których zaledwie około 250 udało się dokładnie oznaczyć. Okazało się przy tym, że w obydwu poziomach wśród szczątków zwierząt łownych przeważały zdecydowanie fragmenty szkieletów dżejrana (Gazella cf. subgutturosa Giildenstaedt) oraz daniela mezopotamskiego (Dania mesopota- micus Brooke). Szczątki zwierzęce wskazywały również na podobne warunki klimatyczne w jednym i drugim okresie sedymentacyjnym. Wśród szczątków fauny szczególnie interesujące są resztki małpy (Macaca sp.), znalezione w poziomie A, tzn. w osadach wykazujących pewne związki z neolitem.
Na podstawie materiałów kostnych, w większości nieoznaczal- nych, dość trudno określić wiek geologiczny tych osadów. Nie można też wiązać ich chronologicznie z osadami innych jaskiń tego obszaru, takich jak Zuttiyeh, Emireh, Góry Karmel czy Kasdr Akii. Możemy jedynie powiedzieć, że poziom B w Jaskini
W obliczu tych nowych wyników badań z Bliskiego Wschodu odżywa znów spór wokół problemu neandertalczyka — czy stanowi on w linii rozwojowej człowieka ogniwo łączące praczłowieka z Homo sapiens, czy może wymarł on już znacznie wcześniej?
Wielokrotnie cytowany pogląd, jakoby „klasyczny neandertalczyk” stanowił boczną gałąź drzewa rodowego człowieka o wybitnej jednokierunkowej specjalizacji, która wymarła nie pozostawiając potomstwa i tym samym nie przyczyniła się do wytworzenia człowieka typu sapiens, wywodzi się od francuskiego paleontologa M. Boule’a. Jest jednak faktem, że istniały wczesne i późne, względnie mało i skrajnie zróżnicowane typy neandertalczyków. Ponieważ najwcześniej odkryte zostały szczątki późnego względnie skrajnego typu neandertalczyka, które właśnie uznano za typowe, pogląd ten jest zrozumiały w świetle ówczesnego stanu wiedzy.
Według dzisiejszych zapatrywań neandertalczyk w najszerszym tego słowa znaczeniu stanowi w ewolucji człowieka przejście od „stadium pitekantropa”, Homo erectus erectus (Dubois), do Homo sapiens Linnaeus. Późny (klasyczny) neandertalczyk europejski jest przedstawicielem kultury mustierskiej. Żył na początku ostatniego wielkiego zlodowacenia i w wyniku rozwoju przekształcił się w typ skrajny. W Europie jednak na początku następnego interstadiału został powoli zastąpiony przez Homo sapiens. Równocześnie kulturę mustierską zastąpiła kultura oryniacka. Odcinek czasu pomiędzy kulturami mustierską a oryniacką był za krótki, by typ neandertalczyka mógł przekształcić się na terenie Europy Środkowej i Zachodniej w człowieka typu sapiens.
Z tego wynika, zresztą zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy, że proces przekształcenia się neandertalczyka w Homo sapiens Linnaeus, przy równoczesnym rozwoju techniki kultury oryniackiej, miał miejsce gdzieś poza obszarem Europy Zachodniej i Środkowej, a człowiek już jako Homo sapiens przybył do Europy dopiero później. Może właśnie szczątki z Bliskiego Wschodu wskazują kierunek jego wędrówki?
Rozdział osiemnasty
MÓZG KOPALNY Z GANOVCÓW
Jeden z najcenniejszych czechosłowackich szczątków kopalnych — naturalny odlew mózgu neandertalczyka — przez ponad 20 lat leżał w zbiorach Muzeum Narodowego w Pradze, nie zwracając niczyjej uwagi na swoją nadzwyczajną wartość naukową. W połowie lat dwudziestych odkryto go w kamieniołomach wraz z szeregiem szczątków zwierząt kopalnych i odcisków liści. Cały ten materiał został przekazany do muzeum przez J. Petrboka i F. Nemejca.
Udajmy się jednak do miejsca, w którym znaleziono te szczątki. W tym celu opuszczamy Pragę i kierujemy się do Popradu, miasta przemysłowego u podnóża Wysokich Tatr. Na północy i północnym zachodzie wznosi się majestatycznie najwyższy łańcuch górski Karpat. Odnosi się wrażenie, jak gdyby wyrastał pionowo z wyżyny. Granitowe olbrzymy sięgające wysokości 2600 m n.p.m. są bardzo kapryśne — nagle kryją się w chmurach, to znów zupełnie niespodziewanie się pojawiają. I to ich nagłe pojawienie się zadziwia i przykuwa. Tatry, niemi świadkowie ludzkiej doli i niedoli, trwają niezmiennie dziś tak samo jak wiele setek tysięcy lat temu, kiedy praczłowiek trapił słonia leśnego. Może to stwierdzenie brzmi nieco dziwnie, ale klucz do rozwiązania tej fantastycznej wizji dostarczył właśnie ów zrazu niezauważony odlew mózgu. Odkryto go w pobliżu małej wsi Ganovce, położonej zaledwie o 3 km na południowy wschód od Popradu.
Kiedyś znajdował się w tym miejscu stożek trawertynowy (zwany Hradok) o wysokości około 20 m i podstawie zajmującej powierzchnię 1—2 ha.
W połowie ubiegłego stulecia wybierano trawertyn dla celów
przemysłowych. Ze stożka pozostała w końcu tylko smukła kolumna. Na jej szczycie zachował się jeszcze krater źródła termicznego, dzięki któremu trawertyn przez długie okresy tu się osadzał. Tak się szczęśliwie złożyło, że w nietkniętej eksploatacją pozostałości po stożku zachowała się większość szczątków kopalnych, wśród nich i odlew ludzkiego mózgu.
I mów szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił znalezione szczątki dokładnie usytuować w warstwach geologicznych. W czasie badań nad ..ponownie odkrytym” kamiennym mózgiem odszukano kierownika robót eksploatacyjnych prowadzonych tu niemal ćwierć wieku temu. Przypomniał on sobie dokładnie miejsce znalezienia mózgu. Mimo że górne warstwy stożka zachowały się tylko w kilku zaledwie miejscach, udało się odtworzyć profil geologiczny Hradka i w nim zlokalizować poszczególne szczątki.
Jeżeli przyjrzymy się warstwom po kolei, z góry na dół, począwszy od najmłodszej a skończywszy na najstarszej z zamierzchłej przeszłości, to opierając się na dotychczas uzyskanych danych otrzymamy obrazy odpowiednich okresów geologicznych, klimatu, szaty roślinnej i świata zwierzęcego.
Górna, najbardziej powierzchniowa warstwa czarnoziemu zawierała szczątki kulturowe z okresu brązu i neolitu. W następnej warstwie, czerwonawobrązowej gliny, szczątków kopalnych nie znaleziono. Chronologicznie zalicza się obie warstwy do holoce- nu *. Ich wiek określa się na około 20 000 lat. W dalszej warstwie lessu wyróżnia się dwie strefy. Z górnej (stropowej), o żółtawo- brązowej barwie, wydobyto szczątki szkieletu nosorożca włochatego wraz z paleolitycznymi narzędziami oraz fragmentami kości, prawdopodobnie opalonymi w ognisku obozowym. Tę warstwę uważa się za młodszą spośród ostatnich dwóch faz tworzenia się lessu i zalicza się do młodszego stadiału zlodowacenia Wurm. Żółtawa warstwa spągowa pochodzi z przedostatniego chłodniejszego stadium tego zlodowacenia. Charakteryzuje ją bogata fauna mięczaków, typowa dla chłodniejszego klimatu. Znalezione w tym samym poziomie szczątki reniferów potwierdzają nasz wniosek. Dzięki temu, że szczątki zwierzęce umożliwiają określenie względnego wieku tych warstw, naukowcy mogą również wysnuwać wnioski odnośnie do czasu powstania następnej warstwy, tj. trawertynu. Musi ona być starsza od drugiego stadiału wurmskiego. Ale i w trawertynie zachowały się kopalne elementy, rzucające światło na klimat i wiek.
W trawertynie wyróżniamy cztery poziomy; trzy górne wska- ¡fc^ują jednoznacznie na interglacjał. Żółtoszary aż do brązowo-
* Według powszechnie przyjętego podziału czwartorzędu chodzi tu raczej lEjcę holocenu i plejstocenu (przyp. tłum..).
szarego poziom trawertynu o charakterze brekcji zawierał szczątki bogatej fauny zwierząt kręgowych, m. in. słonia leśnego, dzikiego konia, dzika, nosorożca, bobra i żółwia błotnego. Obok kości kręgowców znaleziono również szczątki różnych ślimaków. W tej warstwie odkryto także najcenniejszy okaz całego znale
ziska — odlew mózgu neandertalczyka. Zanim skierujemy naszą uwagę na ten okaz, uzupełnijmy przegląd poszczególnych warstw.
Następny poziom warstwy trawertynu ma wygląd białych płytek, które charakteryzują się przede wszystkim odciskami liści drzew ciepłolubnych. Wskazują więc na znaczne ocieplenie się klimatu, nawet na pewnego rodzaju optimum klimatyczne inter- glacjału pomiędzy zlodowaceniami Riss i Wiirm. Świat roślinny tego obszaru przed 100 000 lat reprezentowały m. in.: leszczyna, dąb, klon górski, jesion, buk, lipa, wierzba, a także świerk.
W przedostatnim poziomie szarego płytkowego trawertynu
znalazło się stosunkowo niewiele szczątków ssaków i mięczaków; więcej natomiast było odcisków szpilek i szyszek sosny oraz liści brzozy. Klimat prawdopodobnie był nieco chłodniejszy niż w poprzednim okresie sedymentacyjnym. W dolnym podstawowym poziomie szarego zbitego trawertynu nie występowały żadne szczątki kopalne.
Powróćmy jednak do kopalnego „mózgu” neandertalczyka. W jaki sposób mógł on powstać? Czechosłowaccy naukowcy odpowiedzieli na to pytanie następująco: czaszka musiała kiedyś w jakiś sposób dostać się w zasięg działalności źródła termicznego, tzn. tam, gdzie przebiegały procesy sedymentacyjne. Wówczas prawdopodobnie puszka mózgowa zaczęła się stopniowo wypełniać miękkim mułem trawertynowym. Z biegiem czasu muł stwardniał. Wypełniał on niemal całkowicie mózgoczaszkę, tworząc rodzaj kamiennego mózgu. W czasie prac nad wydobywaniem trawertynu czaszka, o ile wtedy w ogóle jeszcze istniała, została prawdopodobnie zniszczona. W ten sposób wydobyto jedynie odlew wnętrza puszki mózgowej, do którego przylegały tylko drobne fragmenty różnych kości.
Zachowane fragmenty — kości czołowej, ciemieniowej, potylicznej i podstawy czaszki oraz lewej kości skroniowej — pochodzą głównie z lewej połowy czaszki. Sam odlew jest z przodu znacznie zniszczony; wykazuje głębokie ubytki w obrębie czoła (niektóre z nich sięgają nawet w okolicę ciemieniową). Z prawej strony brak niemal wszystkich kości czaszki, z wyjątkiem drobnych fragmentów we wgłębieniach odlewu. Niestety, i w tej części nie można dokładnie prześledzić wszystkich szczegółów powierzchni mózgu, ponieważ puszka mózgowa nie była całkowicie wypełniona mułem.
Ogólnie biorąc, części podstawowa i potyliczna odlewu są lepiej zachowane i dokładniej oddają szczegóły wnętrza mózgoczaszki. Niestety, muł nie przylegał również do kości sklepienia czaszki, wskutek czego brak i górnych części „kamiennego mózgu”. Przytoczone obserwacje pozwalają domyślić się pierwotnego położenia czaszki w mule trawertynowym. W chwili gdy czaszka znalazła się w zasięgu procesu sedymentacji, nie było już żuchwy. Część tylna wraz z otworem potylicznym leżała najniżej, natomiast część przednia czołowa najwyżej.
Odlew mózgu z Ganovców charakteryzuje wybitna płaskość i stosunkowo nieznaczna wysokość części czołowej. Wrażenie to potęgują brakujące części odlewu. Zarówno te dwie cechy, jak i struktura zewnętrzna „mózgu” świadczą, zgodnie z poglądem czeskiego paleoantropologa E. Vlćka, o jego przynależności do kręgu form neandertalczyka.
Rozdział dziewiętnasty
MOŁODOWA - CENTRUM PALEOLITYCZNEGO OSADNICTWA
Z lesistego obszaru środkowych Karpat, i zachodniego krańca Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej wypływa Dniestr. Jego górny bieg wcina się głęboko w masyw górski, który od plejstocenu podlega stałemu procesowi wznoszenia się. Dopiero na Pogórzu Karpackim, które od neogenu wykazuje tendencje do obniżania, dolina Dniestru się poszerza. Dalej, na Podolu, terenie znów stale się wznoszącym, dolina rzeki po raz wtóry się zwęża, tworząc miejscami głęboki jar. U progu wielkiej niziny nad Morzem Czarnym, gdzie w plejstocenie zachodziło obniżanie się głębszych warstw geologicznych, płynie Dniestr znów w szerokiej, otwartej dolinie. Tutaj niektóre z najmłodszych teras plejstoceńskich znajdują się dziś już nawet poniżej dna doliny.
W naszych rozważaniach szczególne znaczenie mają odsłonięte wysokie brzegi Dniestru w jego środkowym biegu. W tym przypominającym kanion odcinku rzeki głęboko sięgająca erozja spowodowała odsłonięcie starych warstw geologicznych. Ważną dla nas rolę spełniają zalegające pod nimi utwory górnej kredy z bułami krzemiennymi oraz miejsca obróbki krzemieni w dolinie rzeki. Stąd bowiem grupy paleolitycznych myśliwych czerpały surowiec do wyrobu swoich narzędzi krzemiennych. Ponadto w tym podobnym do kanionu odcinku rzeki znajdują się nawisy skalne i trudno dostępne jaskinie, które mogły paleolitycznemu człowiekowi, przynajmniej w zimniejszych porach roku, zapewnić schronienie.
Wiele spośród tych jaskiń, a także miejsca pod nawisami skalnymi, odwiedzał człowiek paleolitu. Wskazują na to jednoznacznie odkryte w najbliższym sąsiedztwie narzędzia i odłupki krze
mienne. Rozległe obszary nad środkowym Dniestrem niejako zapraszały archeologów do podjęcia prac badawczych.
Wyżyny nad środkowym Dniestrem należą pod względem paleolitycznego osadnictwa do najbogatszych na całym obszarze Związku Radzieckiego. Dotychczas odkryto na tym terenie już ponad 350 siedzib ludzkich z paleolitu. W wielu z tych stanowisk przeprowadzono już prace badawcze.
Prócz ustaleń chronologicznych podzielono te paleolityczne stanowiska na dwie grupy, z tym że obie grupy obejmują ślady obozowisk w terenie otwartym*.
Do pierwszej grupy zaliczono stanowiska odkryte na powierzchni lub też na stokach starych górnych teras rzecznych (terasy VI i VII). Tak dokładne oznaczenie teras Dniestru jest możliwe tylko dzięki temu, iż teren ten jest już dokładnie zbadany tak pod względem geologicznym, jak i paleontologicznym. Znaleziska zaliczane do pierwszej grupy to w większości miejsca, w których znaleziono rozsypane narzędzia krzemienne i odłupki. Nie mamy tu do czynienia z wyraźnymi warstwami kulturowymi; mogły one ulec rozmyciu przez wodę.
Drugą grupę paleolitycznych stanowisk w dolinie środkowego Dniestru tworzą zabytki archeologiczne występujące w lessopo- dobnej glinie powyżej młodszych teras rzecznych. W tych osadach odkryto najbardziej interesujące znaleziska omawianego obszaru. Warstwy kulturowe, najczęściej dobrze wykształcone, występowały w niektórych miejscach w kilku nałożonych na siebie poziomach. Może to dziwne, że w tutejszych jaskiniach nie odkryto żadnych śladów warstw kulturowych.
Mówiąc o dużym zasiedleniu w paleolicie, należy podkreślić, że nie zawsze było ono jednakowe. Zmieniały się zasięgi i gęstość zaludnienia. I tak na przykład ze starszego paleolitu znamy dziś tylko nieliczne stanowiska z górnych terenów Dniestru. Odkryto je w rejónie Kamieńca Podolskiego, w pobliżu wsi Luka Wru- blewickaja. W tych znaleziskach zachowały się ,,z grubsza ciosane”, mało obtoczone narzędzia krzemienne opisane przez profesora I. Boriskowskiego jako pięściaki typu szelskiego. Znaleziska leżą nad wielkim zakolem Dniestru, na jego lewym brzegu.
Niedaleko stąd przebiega zachodnia granica Toltrów (Miodobo- rów) — łańcucha niewielkich sarmackich wzgórz wapiennych, które Dniestr tutaj przecina.
Liczniej reprezentowane są natomiast wyroby mustierskie ze środkowego paleolitu. Ale i w tym przypadku mamy najczęściej do czynienia z artefaktami znalezionymi na powierzchni. Tylko trzy spośród tych znalezisk są pozostałościami po obozowiskach założonych w terenie otwartym. Najstarsze znaleziska kultury mustierskiej leżą w południowej części środkowego Dniestru na jego lewym brzegu. Bardziej interesujące są jednak dwa późno- mustierskie stanowiska znajdujące się w pobliżu wsi Mołodowa. Pierwsze z nich — Mołodowa I — odkryto w 1927; drugie natomiast — Mołodowa V — w 1948. Od roku 1951 przeprowadza się tam intensywne prace wykopaliskowe pod kierunkiem archeologa A. P. Czemicha, odkrywcy stanowiska Mołodowa V.
Koło Mołodowej Dniestr wcina się w stare dolnoplejstoceńskie (willafrans) terasy do głębokości 180 m. W tym jarze zachowały się pozostałości po pięciu młodszych terasach. Stanowiska Mołodowa I i V leżą bezpośrednio nad drugą terasą. Dzieli je od siebie odległość zaledwie 1 km.
Dla określenia wieku stanowisk istotne znaczenie ma sprecy-
■M >
I k |p|| %■ ■ IM T 1
zowanie wieku drugiej terasy. Stwierdzono, że równa się on wiekowi terasy Karangat nad Morzem Czarnym (z ciepłolubną fauną) oraz terasy Tyrreńskiej nad Morzem Śródziemnym. Tym terasom odpowiadają na kontynencie euroazjatyckim osady z ostatniego interglacjału Riss-Würm, zwanego również inter- glacjalem eemskim lub mikulinowskim.
Druga terasa Dniestru, zbudowana zasadniczo z piasków i żwirów, tworzy w okolicy Mołodowej wąski pas na prawym brzegu rzeki, bezpośrednio poniżej stromego stoku szóstej terasy. Pokrywają ją luźne osady przypominające less i właśnie one kryją w sobie warstwy kulturowe Mołodowa I i V. Mołodowa I leży 34—38 m powyżej dzisiejszej doliny, Mołodowa V natomiast znajduje się na wysokości 50 m na szerokiej, płaskiej powierzchni sedymentacyjnej, na krańcach której położona jest wieś Mołodowa. Odkryta tu cała seria bogatych warstw kulturowych, obejmująca kultury od mustierskiej po wczesny mezolit, nadają Mołodowej rangę centrum paleolitycznego osadnictwa nad środkowym Dniestrem. Jest to równocześnie jedno z najwartościowszych znalezisk europejskiej części Związku Radzieckiego.
Najbardziej interesują nas najnowsze wyniki prac wykopaliskowych, zwłaszcza w Mołodowej V. W profilu tego stanowiska wyróżniono szesnaście warstw. Spąg tworzą piaszczyste gliny, przechodzące stopniowo do warstw stropowych. Nie zawierają one ani szczątków organicznych, ani zabytków archeologicznych. Nad tą warstwą występuje żołtoszary zgliniony less przecięty ciemnymi smugami pochodzenia organicznego.
Ta druga warstwa obejmuje trzy bogate poziomy kulturowe. Na głębokości 10,25—10,35 m pod powierzchnią odkryto dwie niewielkie owalne płaszczyzny — ślady ognisk. Wokół nich, na stosunkowo niedużej powierzchni, wystąpiło nagromadzenie wyrobów krzemiennych, kości długich, czaszek, siekaczy i zębów trzonowych mamutów oraz innych szczątków kostnych. A. P. Czernich określił ten poziom kulturowy (XII) jako pozostałość po naziemnych chatach mieszkalnych, podobnych do tej, jaką już wcześniej poznano ze stanowiska mustierskiego Mołodowa I. Znalezisko drugie (XIIa), leżące 9,85—10,05 m pod powierzchnią, sugeruje, że stanowi ono peryferyjne resztki podobnej budowli. Inwentarz krzemienny w znacznej części obejmuje
typy narządzi wskazujące na późną fazę kultury mustier- skiej.
Na głębokości 9,50—9,65 m leży XI poziom kulturowy. Jest on bezsprzecznie najbogatszy, zwłaszcza w odcinku centralnym. Na powierzchni o wymiarach około 7X9 m wystąpiła warstwa kulturowa o miąższości około 20 cm. Znaleziono w niej liczne wyroby krzemienne, pozostałości po kilku ogniskach, węgle drzewne oraz ogromną ilość rozbitych kości zwierzęcych, a także duże otoczaki, którymi prawdopodobnie obkładano ogniska.
Także i w tej warstwie wystąpiło miejsce otoczone z trzech stron regularnie ułożonymi czaszkami, siekaczami, miednicami, łopatkami i kośćmi kończyn mamutów. Zinterpretowano je podobnie jak poprzednie — jako pozostałość po chacie.
Po dokładnym wymierzeniu stanowiska przystąpiono do szlamowania osadów. W ten sposób uzyskano ogromną ilość odłupków krzemiennych i najdrobniejszych odłamków, przemawiających za tym, że wyroby krzemienne były wykonywane w obozowisku. Szczątki z tego poziomu datowane radiowęglem (14C) wskazują na wiek 40 300 lat.
Powyżej serii utworów, począwszy od niebieskoszarych glin i warstewkami piasku o charakterze soliflukcyjnym, poprzez warstewki gliny żółtej, ciemnej, szarego zglinionego lessu i znów gliny ciemnej — leży warstwa dziewiąta, utworzona z ciemnej gliny. Występują w niej na różnych głębokościach również dwa poziomy kulturowe (X i IX). Odsłonięto tu ślady kilku ognisk oraz wyroby krzemienne przypominające ostrza liściowate obrobione dwustronnie, nawiązujące więc do kultury solutrejskiej. Te artefakty zalicza się do drugiej fazy naddniestrzańskiego paleolitu górnego.
W warstwie dziesiątej, utworzonej z szarożółtego zglinionego lessu, wystąpił tylko jeden poziom kulturowy (VIII). Odsłonięto w nim 18 ognisk. Wydobyte zabytki archeologiczne zalicza się do trzeciej fazy naddniestrzańskiego paleolitu górnego.
Najbogatszy z całego znaleziska poziom kulturowy (VII) odkryto w warstwie jedenastej. Są to żółtobrązowe utwory z niewielką ilością materiału humusowego. Z tego poziomu wydobyto ponad 40 000 wyrobów krzemiennych rozsypanych wokół dawnych ognisk. W dwóch datowaniach radiowęglem (HC) uzyskano
niemal identyczne wyniki: 23 700 ± 320 lat i 23 000 ± 800 lat. Na powyższej zasadzie można więc paralelizować ten poziom kulturowy ze stanowiskami Pawlow i Dolni Vestonice w Czechosłowacji, należącymi do przemysłu wschodniograweckiego, tzn. do środkowoeuropejskiej kultury wiórowej.
Ponad tymi dwiema warstwami kulturowymi zalega szarożółta zwapniona glina o charakterze soliflukcyjnym, bez zabytków kulturowych. Następny poziom kulturowy (VI) pojawił się w sza- robrązowej glinie warstwy trzynastej. Tu również stwierdzono ślady osadnictwa paleolitycznego na owalnej powierzchni o wy
miarach około 4X7 m. Poza tą powierzchnią znaleziono dodatkowo kilka ognisk. Inwentarz krzemienny tego poziomu zalicza się do czwartej fazy naddniestrzańskiego paleolitu górnego.
Dwa dalsze poziomy kulturowe znajdowały się na różnej głębokości w żółtobrązowym, zwapniałym, zglinionym lessie warstwy czternastej. W poziomie kulturowym V odkryto 13 dawnych ognisk; w poziomie IV — 17 oraz około 5000 narzędzi krzemiennych, jak również sztylety z rogów. Także z III poziomu kulturowego wydobyto wielkie ilości artefaktów krzemiennych, liczne wyroby z ciosów mamuta, z kości i rogów. Szczególnie interesujące są doły po palach, wskazujące, że w tym miejscu istniała niegdyś chata.
Narzędzia krzemienne poziomu kulturowego V odnoszą się do piątej fazy naddniestrzańskiego paleolitu górnego; natomiast poziomy IV i III odpowiadają fazie szóstej. Na podstawie datowań (metodą 14C) poziomów kulturowych V i III uzyskano tymczasowe wartości około 16 000 lat i 13 370 ± 540 lat. Znaczy to, że poziom kulturowy odpowiada słynnym zachodnioeuropejskim znaleziskom w Lascaux i Meiendorf.
Warstwa piętnasta, złożona z żółtawej zwapniałej gliny, obejmuje poziom kulturowy z ogniskami i typowymi nagromadzeniami kości. W jednym miejscu odkryto 275 poroży renów, których kiedyś użyto do budowy chaty. Wykopane z tego poziomu 4700 narzędzi przypisano szóstej fazie naddniestrzańskiego paleolitu górnego. W datowaniach (14C) uzyskano dla tego poziomu wartości 11 900 ± 230 lat i 11 800 ± 200 lat. Ze środkowoeuropej skich stanowisk można z nimi paralelizować Andernach nad Renem i Ölknitz w Turyngii.
Jeszcze dwa poziomy kulturowe odkryto w końcu w warstwie szesnastej, zaledwie 50—70 cm pod powierzchnią ziemi. I tu także stwierdzono ślady ognisk i zarysy chat. W poziomie kulturowym
I znaleziono 600 wyrobów krzemiennych, a w warstwie kulturowej I około 4000 wraz z wyrobami z kości i rogu. Ten zespół narzędzi przypisuje się fazie siódmej naddniestrzańskiego paleolitu górnego, co odpowiada wczesnemu mezolitowi.
Datowanie metodą UC poziomu kulturowego la dało wynik 10 590 ± 230 lat.
Gdybyśmy podsumowując problem chronologii poziomów kul-
turowych poszczególnych warstw Mołodowej V spróbowali spojrzeć na całość, otrzymalibyśmy następujący obraz:
W paleolicie środkowym i młodszym okolice Mołodowej zamieszkiwały na przestrzeni ponad 10 000 lat ludy myśliwskie. Poszczególne zespoły wyrobów krzemiennych umożliwiają ustalenie chronologii naddniestrzańskiego paleolitu, przy czym profil stanowiska Mołodowa stanowi dla tego terenu profil przewodni.
Prócz tego stanowisko Mołodowa mówi również o ówczesnej faunie, o składzie zwierzyny łownej oraz rzutuje na ówczesne metody polowań. Wynika z tego, że na tych bardziej lub mniej otwartych obszarach rozległych stepów pod koniec kultury mu- stierskiej polowano przede wszystkim na kontynentalne słonie młodszego plejstocenu, czyli mamuty. W poziomach kulturowych X—VII obok mamuta występują coraz częściej szczątki dzikiego konia, bizona i rena. Pod koniec paleolitu młodszego ren wypiera ze spisu zwierząt łownych wszystkie inne formy, o czym świadczy jego zdecydowana przewaga w materiale kostnym poszczególnych warstw kulturowych.
Już w dolnej warstwie Mołodowej V występują ślady naziemnych budowli mieszkalnych. Szczątki podobnych chat wystąpiły również w młodszych warstwach kulturowych. Do konstrukcji tych okrągłych budowli używano m.in. poroży renów prawdopodobnie jako rusztowania, pokrywanego następnie skórami zwierzęcymi.
Tendencje rozwojowe wyrobów kamiennych obserwowane w warstwach kulturowych Mołodowej V wskazują wyraźnie na związki pomiędzy zespołami narzędzi z tych terenów a perigla- cjalnymi wyrobami z Europy Środkowej. Fakt ten dowodzi, że już wtedy musiał istnieć ścisły kontakt pomiędzy ludami znad Dniestru i mieszkańcami Europy Środkowej.
Rozdział dwudziesty
PALEOLITYCZNE MALOWIDŁA ŚCIENNE W JASKINIACH URALU
Monotonny warkot silników IŁ-18 nastraja do rozmyślań. Pod nami rozległe tereny na wschód od Wisły. Za dwie godziny będziemy w Moskwie. Za oknami samolotu przesuwają się strzępy chmur. Tymczasem myśli moje błądzą po miejscach wielkich odkryć archeologicznych minionego stulecia. Spośród nich na czoło wybijają się malowidła ścienne w jaskiniach Hiszpanii, Francji. W związku z ich odkryciem znów nasuwa się pytanie: czy praczłowiek zamieszkiwał jaskinie. Przy próbach rozwiązania tego zagadnienia opierano się na odkrytych w jaskiniach licznych szczątkach ludzkich i śladach kulturowych oraz owych późnoplejstoceńskich malowidłach ściennych Altamiry
i Lascaux. Badacze zajmowali się tym problemem od dawna. Doszli przy tym do wniosku, że jedynie praczłowiek z grupy Pa- laeoanthropinae i „lodowcowy” Homo sapiens zamieszkiwali m.in. również jaskinie. Do tej pory nie odkryto (poza dwoma wyjątkami) środkowoplejstoceńskich jaskiń mieszkalnych ze szczątkami wczesnych przedstawicieli Hominidae i ewentualnie śladami ich kultur. Przypatrzmy się nieco bliżej wspomnianym wyjątkom. Jednym z nich są jaskinie Czoukoutien koło Pekinu. Odkryte w nich warstwy kulturowe świadczą o osadnictwie przedstawicieli Archanthropinae (Sinanthropus).
Tak zwane osady sinantropa, złożone z serii zlepieńców, brek- cji, warstw trawertynoidalnych, margli i popiołu zalegają w głębokich wąwozach dawnego systemu odwadniającego Gór Zachodnich. Wąwozy były całkowicie wypełnione osadami do chwili, kiedy zaczęto eksploatować wapień dla celów przemysłowych. „Wielka Jaskinia” Czoukoutien powstała właściwie dopiero w wyniku prowadzonych naukowych prac wykopaliskowych. Rozpo
częto je poniżej brekcji nie zawierającej szczątków kopalnych. Ściany jaskini tworzą pierwotne, paleozoiczne wapienie, a strop brekcje, młodsze od spągowych warstw sinantropa. W jednym miejscu dawnego wąwozu znaleziono duże, z wyższych partii strącone bloki skalne. Przypuszczano, że mogą to być resztki dawnego stropu jaskini. Takiemu przypuszczeniu przeczy jednak charakter wydłużonego wąwozu mającego szereg analogii w systemie odwadniającym Gór Zachodnich.
Osady sinantropa w Czoukoutien nie przemawiają więc za tym, że praczłowiek typu Archanihropinae zamieszkiwał jaskinie. W tym przypadku mamy bowiem co najmniej tyle samo argumentów przeczących, jakoby w tym miejscu istniała kiedyś jaskinia, co danych przemawiających za takim poglądem. Sprawa drugiego „wyjątku”, dotyczącego szczątków Australopithecinae z Afryki Południowej, nie przedstawia się wcale lepiej. Wyniki prac wykopaliskowych i tu nie są jednoznaczne.
Na obszarze Europy po Azję Centralną nie ma prawie żadnych środkowoplejstoceńskich osadów jaskiniowych, ponieważ w setkach jaskiń przebadanych na tym terenie nie istnieją osady starsze od zlodowacenia Riss. Znamy tylko bardzo nieliczne przypadki, że odkryto osady starsze. To stwierdzenie jest jedną z najbardziej zdumiewających obserwacji z zakresu prac badawczych speleologów (ludzi badających jaskinie). Najprawdopodobniej przyczyny braku takich osadów należy szukać w procesach erozji, które zachodziły na całym obszarze umiarkowanego i subtropikalnego klimatu i spowodowały wymycie osadów jaskiniowych. Jest rzeczą zrozumiałą, że w badaniach jaskiń czwartorzędu zajmowano się w pierwszym rzędzie tym, co było, tzn. istniejącymi osadami jaskiniowymi (okresami sedymentacji), a nie tym, czego nie było, mianowicie utworami wymytymi (okresami erozji). Dziś coraz częściej dochodzi się do wniosku,.że dla rozwiązania szeregu problemów związanych ze stratygrafią jaskiń istotne znaczenie mają właśnie okresy erozji. Może ich rolę bardziej uwypukli przykład skał wapiennych Azji południowo-wschodniej, objętych stosunkowo niedawno intensywną erozją.
Jeżeli na tym terenie wejdziemy do jakiejś jaskini, to najczęściej staniemy na warstwach osadów nadal rosnących wskutek trwającej tu jeszcze sedymentacji. Jaskinia musiała powstać
przed^ozpbcięćieiK^edymóitaćji. Zwykle tworzyła ją wzmozona działalność wód prżez wymycie skały. Zanim jednak sedymentacja mogła się rozpocząć, gospodarka wodna musiała ponownie
ulec zmianom. Osady jaskiniowe odzwierciedlają przebieg zmian klimatycznych na jakimś obszarze, zwłaszcza jeśli poszczególne warstwy zawierają szczątki kopalne.
Na ścianach jaskiń wapiennych spotykamy często resztki starszych osadów jaskiniowych. Zjawisko to zawdzięczamy stosunkowo łatwemu rozpuszczaniu się skały wapiennej oraz jej właściwości tworzenia martwicowych warstewek pomiędzy warstwami osadów. Resztki starszych osadów jaskiniowych wzmocnione, względnie przykryte przez takie wkładki trawertynowe uchroniły się przed erozją. Pozostałości starych warstw na ścianach jaskiń wskazują wysokość, do jakiej sięgała kiedyś sedymentacja. Czasem zdarzało się też, że procesy sedymentacyjne i erozyjne następowały często po sobie, wskutek czego zachowały się w jaskini jedynie scementowane resztki po niegdyś potężnych warstwach. W takich przypadkach niestety wszystko, co mogłoby być dla nas informacją o ludziach — ewentualnych mieszkańcach jaskini, o życiu zwierząt i roślin tego okresu, uległo wskutek erozji zniszczeniu.
Podobne, może nawet jeszcze intensywniejsze procesy mogły zachodzić w jaskiniach stref umiarkowanej i subtropikalnej w czasie wielkiego interglacjału Mindel-Riss. Wskutek tego niemal wszystkie środkowoplejstoceńskie osady jaskiniowe musiały ulec zniszczeniu, a ewentualnie jeszcze zachowane utwory zniszczyły procesy erozyjne następnego interglacjału.
W południowych Chinach odkryto jaskinie krasowe zawierające nietknięte lub tylko nieznacznie naruszone osady środkowoplejstoceńskie. Przed niszczącymi procesami erozyjnymi uchronił je suchy klimat oraz lekkie wznoszenie się gór krasowych. Niestety, i tu nie natrafiono na szczątki praczłowieka, mogące świadczyć o wykorzystaniu jaskiń do celów mieszkalnych.
Nie mamy więc dowodów na to, by „praczłowiek” był człowiekiem jaskiniowym. Szereg przykładów świadczy nawet przeciwko takiemu stawianiu zagadnienia. W basenie Tuluzy znajdują się stanowiska aszelskie ze starszego paleolitu. Są to stanowiska otwarte. Otacza je wieniec stanowisk jaskiniowych i schronisk podskalnych z górnopaleolitycznymi resztkami kulturowymi. Podobna sytuacja panuje w rejonie Jabrudu w Syrii, gdzie często spotyka si? paleolityczne aszelskie stanowiska otwarte. Śladów
paleolitycznego osadnictwa w tamtejszych jaskiniach prawdopodobnie całkowicie brak, są zaś warstwy kulturowe z neolitu.
Na podstawie powyższych danych można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że grupy wczesnych typów praczłowieka .4rrh<mfhroptnne, Pithecanthropus najszerzej pojęty) nie używały
w ogóle jaskiń jako stałych mieszkań, względnie czyniły to bardzo rzadko. Dopiero później wystąpił praczłowiek w historii rozwoju kultury jako „człowiek jaskiniowy”. Zapewne warunki klimatyczne okresu lodowcowego zmusiły go do chronienia się w jaskiniach.
Należy jednak odróżnić jaskinie mieszkalne od jaSkiń odwie
dzanych w celach kultowych. Takie zróżnicowanie jest szczególnie istotne w paleolicie młodszym i w okresie tuż po nim, kiedy człowiek stał już na wyższym stopniu rozwoju psychicznego. Jaskinie prowadzące często głęboko do ciemnego wnętrza ziemi uważano za siedzibę mocy podziemnych. Odwiedzano je jako tajemnicze miejsca dla odprawiania magii łowieckiej i składania ofiar. I na tym zamyka się krąg dociekań, bowiem właśnie na tym stopniu rozwoju kultury ludzkiej pojawiają się znane na całym świecie malowidła ścienne z jaskiń Hiszpanii i południowej Francji.
Któż mógł przypuszczać, że w 80 lat później na dalekim Uralu zostaną odkryte równej wartości dzieła sztuki człowieka plejstocenu? Ich wiek nie budzi zastrzeżeń chociażby ze względu na to, co w nich przedstawiono. Już w poprzedzającym ćwierćwieczu znaleziono na terenie Związku Radzieckiego ryciny naskalne. (Myślę o formach geometrycznych wygrawerowanych na ścianach jaskiń Mgwimewi i Agca w Gruzji, o rysunkach geometrycznych oraz realistycznie przedstawionych i stylizowanych zwierzętach na stropach jaskiń Kamiennej Mogiły w pobliżu Morza Azowskiego, o malowanych scenach myśliwskich w schroniskach podskalnych i w jaskiniach Zaraut-Sai w Uzbekistanie i o rzeźbionych zwierzętach na skalistych brzegach Leny w pobliżu wsi Szyszkino). Niektórzy badacze uważali, że wszystkie te „dzieła” pochodzą z paleolitu. Przeciwko takim poglądom znajdowano coraz to nowe argumenty. Wśród przedstawionych zwierząt nie było wizerunków mamuta i nosorożca włochatego — typowych ssaków plejstocenu, przedstawianych m. in. także w jaskiniach Europy Zachodniej. Rysunek „mamuta” z Kamiennej Mogiły został w końcu przez autorytety naukowe uznany za wizerunek byka.
Wśród nowo odkrytych malowideł ściennych w jaskiniach południowego Uralu znaleziono za to w jednej z nich rzeczywiście rysunki przedstawiające mamuta i nosorożca włochatego. Ich odkrycie ma wyjątkowo doniosłe znaczenie. Dotychczas bowiem najstarsze dzieła sztuki, jakimi są jaskiniowe malowidła ścienne, znane były wyłącznie z Hiśzpanii i Francji. Rozpowszechniło się wobec tego mniemanie, jakoby człowiek paleolitu tych terenów odegrał najważniejszą, a nawet jedyną rolę w rozwoju najwcześ
niejszej sztuki. I znów. tak jak to już nieraz bywało, archeologia musi odrzucić zbyt pochopnie względnie przedwcześnie wypowiedziane sądy i potraktować zagadnienie znacznie szerzej.
Nowo odkryte jaskiniowe malowidła ścienne z plejstocenu znajdują się w największej ze znanych jaskiń południowego Uralu nazywanej Szulgan-Tasz lub Kapowaja. Wprawdzie jaskinię tę wymienia P. O. Riczkow po raz pierwszy już w 1760, ale jej malowidła ścienne odkryto dopiero w 1959. Odkrywcą był A. W. Riumin, zoolog pracujący w Baszkirskim Parku Narodowym. Malowidła ścienne stały się w latach 1960—1964 przedmiotem wnikliwych badań członków wyprawy naukowej Akademii Nauk ZSRR pod kierunkiem profesora Badera. Jaskinia Kapowaja leży w górzystej bezludnej okolicy na terenie rejonu biełorieckiego w Baszkirskiej ASRR. Wejście do jaskini znajduje się w głębokim wąwozie w odległości około 150 m od rzeki Biełej. Od strony rzeki jest ono niewidoczne. Z jaskini wypływa Szul- gan — dopływ Biełej. Jaskinia Kapowaja powstała najprawdopodobniej w warstwach wapieni i dolomitów góry Szulgan-Tasz już w trzeciorzędzie. Wody rzeki Szulgan wymyły w ciągu setek tysięcy lat ogromne podziemne komory. Ponieważ koryto rzeki uległo pogłębieniu, komory jaskini układają się dziś piętrowo jedne nad drugimi. Ich łączna długość sięga około 1,5 km. Dokładny plan jaskini opracowują naukowcy — uczestnicy Speleologicznej Ekspedycji Naukowej Uniwersytetu Baszkirskiego.
Dolne piętro komór zaczyna się przy wejściu do jaskini, znajdującym się dziś 7,5 m powyżej poziomu Biełej. Komory pierwszego piętra wznoszą się stopniowo do wysokości 26 m nad poziomem rzeki, przy czym sięgają około 300 m w głąb góry. Miejscami chodniki rozszerzają się tworząc wielkie komory i hale. Dno jaskini zalegają osady piaszczysto-gliniaste. W niektórych miejscach chodniki są zawalone blokami skalnymi, co znacznie utrudnia dostęp do dalszych partii jaskini. Wyżej znajdują się chodniki i komory górnego piętra.
Odnośnie do wieku dolnego piętra zdania geologów radzieckich są jeszcze podzielone. G. W. Wachruszew uważa, że piętro to jest dość młode, tzn. uległo osuszeniu około 12 000 lat temu. W. L'. Ja- chimowicz natomiast twierdzi, iż jest ono znacznie starsze. Co do wieku górnego piętra, leżącego dziś około 50 m nad poziomem
Biełej, nie ma wątpliwości. Osady w tej części jaskini są znacznie bardziej scementowane i bardziej wysuszone, a ściany komór
i chodników są dużo gładsze od ścian dolnego piętra.
Zaraz na początku wyprawy, na przełomie lat 1960/61, w jednej z komór górnego piętra odkryto obok znalezionego przez
A. W. Riumina rysunku dzikiego konia siedem dalszych malowideł. Wszystkie były wykonane czerwonym naturalnym barwnikiem. Na przeciwległej ścianie tej komory znajduje się druga grupa malowideł paleolitycznych. Wreszcie trzeci zespół czerwonych obrazów odkryto w jednej i komór dolnego piętra. Wśród tych ostatnich wyróżniono już lekko stylizowane wizerunki zwierząt. Wszystkie malowidła znajdują się we wnętrzu góry w odległości około 300 m od wejścia do jaskini. Najtrudniej dotrzeć do malowideł górnego piętra. Nie jest to odosobnione zjawisko. Mamy z tym do czynienia nie tylko w jaskini Kapowaja, ale i w Europie Zachodniej. Te tajemnicze obrazy umieszczano prawdopodobnie celowo w trudno dostępnych miejscach, do których nierzadko prowadziła droga ogromnie niebezpieczna.
I tak na przykład do wspaniałych paleolitycznych malowideł górnego piętra jaskini Kapowaja prowadzi wspinaczka po stromych, miejscami pionowych ścianach skalnych 30-metrowej wysokości. Kierownik wyprawy, profesor Bader wspomniał, że zdaniem okolicznych mieszkańców istnieje jeszcze drugie wejście do jaskini prowadzące bezpośrednio na górne piętro. Niestety, nikt nie umiał tego wejścia wskazać. I w tym względzie Kapowaja przypomina niektóre jaskinie hiszpańskie. Aby dotrzeć do wyższych pięter tych jaskiń, speleolodzy byli zmuszeni użyć lin i drabin. Jedynie ten, kto sam kiedyś brał udział w systematycznych badaniach jaskiń, kto sam poznał ciemne, strome i śliskie wilgotne ściany i pionowe szczeliny, w których ręce i stopy na próżno szukają jakiegoś występu i nie znajdują oparcia, zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie trudy czekają tam speleologów, zna niebezpieczeństwa pochłaniające ciągle nowe ofiary. W jaskini Kapowaja zginął w czasie wyprawy młody radziecki speleolog Walery Nazonow. Dotychczas odkryto w tej jaskini ponad 30 czerwonych malowideł ściennych. Wszystkie wizerunki zwierząt górnego piętra sfotografowano, a artyści malarze skopiowali je w skali 1:2 (zmniejszyli o połowę). W dolnym piętrze jaskini prac jeszcze nie zakończono. Panujące tu niekorzystne warunki spowodowały częściowe zniszczenie malowideł. Niektóre uległy wskutek dużej wilgotności rozmazaniu. Inne pokryły się utworami naciekowymi, których usunięcie wymaga bardzo czasochłonnych prac konserwatorskich.
Obserwując ścianę pokrytą tymi plejstoceńskimi malowidłami stwierdza się, że poszczególne obrazy nie są ze sobą związane, tzn. nie zostały wkomponowane w ścianę czy strop. Różnice są również widoczne w skali wielkości poszczególnych obrazów. Każdy z nich stanowi samodzielne dzieło sztuki.
Kopia pierwszej grupy tych paleolitycznych malowideł daje wyobrażenie całości pokrytej nimi ściany. Przy tym spostrzega się, że lewa figura, przedstawiająca chyba dzikiego konia, jest większa od namalowanego obok po prawej mamuta. Dokładnie można rozpoznać szczegóły budowy tego lodowcowego słonia: jego wysoką, odcinającą się od tułowia głowę, garb grzbietowy *, opadającą ku tyłowi linię grzbietu, a nawet owłosiony ogon. W środkowej części ściany uderza szczególnie duży, jaskrawo- czerwony wizerunek zwierzęcia — wielkiego ssaka o krótkich kończynach, krótkim tułowiu i wielkim rogu. Profesor Bader uważa, że przedstawione tu zwierzę to nosorożec włochaty. Podobne sylwetki zwierzęce znamy również z jaskiń Francji. Znany moskiewski paleontolog profesor Gromow jest jednak zdania, że chodzi tu raczej o rysunek Elasmotherium — olbrzymiego ssaka z nosorożcowatych, w plejstocenie szeroko rozprzestrzenionego na obszarze Azji. Dzisiejszy stan wiedzy nie pozwala przypuszczać, jakoby jego zasięg mógł dochodzić do Europy Zachodniej. Gdyby inne malowidła ścienne potwierdziły taką interpretację rysunku, do której i my ze względu na dane anatomiczne chcielibyśmy się przyłączyć, to lista rysunków zwierząt plejstocenu powiększyłaby się o jedną z najosobliwszych form. Poniżej rysunku domniemanego Elasmotherium znajduje się na ścianie jeszcze jedna, ale już stylizowana figura, której dotąd nie rozpoznano.
Nieco z boku tej centralnej grupy zwierząt znajdują się dwa dalsze rysunki: dzikiego konia i mamuta. Oddziela je od poprzednich wyraźnie zaznaczone pionowe zagłębienie w skale. Na pierwszym z wymienionych rysunków mamuta (z centralnej części ściany) wyraźnie widoczny jest lewy cios, którego brak na drugim z rysunków. Dalej na lewo od centralnej grupy rysunków znajdują się jeszcze dwie sylwetki mamutów. Porównując malowidła ścienne Europy Zachodniej z malowidłami z jaskini
Kapowaja pod względem techniki, motywów i wielkości (która w jaskini Kapowaja waha się w granicach 42—112 cm), nietrudno zauważyć znaczną zbieżność, a nawet w ogóle brak zasadniczych różnic.
Z uzyskanych obserwacji wynika, że paleolityczni „artyści i czarownicy” malowali te obrazy najczęściej stojąc na dnie jaskini. Pogląd ten potwierdzają zresztą i wyniki badań geologicznych. Jednakże malowidła umiejscowione wysoko na ścianach i stropach jaskiń nie mogły powstać bez użycia specjalnych środków pomocniczych, być może urządzeń przypominających rusztowania. Prawdopodobnie artyści malarze nie wykonywali grupy rysunków zwierząt jednocześnie, ale malowali poszczególne zwierzęta oddzielnie, z dużymi przerwami w czasie.
Analiza chemiczna pobranych z obydwu pięter jaskini Kapowaja próbek farby, przeprowadzona w laboratorium chemicznym Państwowego Centralnego Instytutu Konserwacji Zabytków, wykazała, że praczłowiek używał do malowania lubryki zmieszanej z substancjami pochodzenia zwierzęcego. W miarę upływu czasu farba związała się bardzo silnie ze skałą. Nawet przy usuwaniu napisów ze ścian jaskini, pozostawionych tam przez turystów, farba paleolitycznych malowideł pozostawała nietknięta na skale. Na szczęście turyści nie dostrzegli w mroku jaskini cennych obrazów zwierząt. Jedynie w miejscach, gdzie warstwa czerwonej farby była szczególnie gruba, wilgotny tampon waty zabarwiał się na różowo.
Na rysunkach obydwu grup górnego piętra przedstawione są niemal wyłącznie zwierzęta z profilu i w biegu. We wszystkich przypadkach z jednym tylko wyjątkiem biegną one na lewo, i to zarówno dzikie konie pierwszej grupy, jak domniemane Elasmotherium i mamuty. Wszystkie zwierzęta obrysowane są grubymi konturami, niektóre natomiast przedstawione są rysunkiem płaszczyznowym.
Najlepiej zachował się wizerunek mamuta po lewej stronie. Wyraźnie można na nim rozpoznać nasadę trąby, cios, silnie ku tyłowi opadającą linię grzbietu, owłosiony ogon i częściowo również kończyny. Jak już wspomniano, wśród wszystkich namalowanych zwierząt tylko jedno skierowane jest w kierunku przeciwnym, tzn. na prawo. Jest nim widniejący po prawej stronie
mamut. I tu bez trudu można rozpoznać wysoką głowę, długą trąbę i obydwa ciosy.
Druga grupa rysunków górnego piętra obejmuje także rysunki zwierząt, z których najbardziej zewnętrzny nie jest rozpoznawalny. Przypomina on częściowo sylwetki żubrów, jakie widuje się w jaskiniach południowej Francji, ale równie dobrze można by go uznać za podobiznę nosorożca. W trzech pozostałych rysunkach tej grupy łatwo rozpoznać mamuty. Dwa środkowe osobniki, idące jeden za drugim przedstawiają być może samicę z młodym. Dalej na prawo znajduje się jeszcze jeden rysunek mamuta, który należy do najcenniejszych malowideł jaskini Ka- powaja. I w tym przypadku także wyraźne są nogi tego spokojnie kroczącego zwierzęcia.
Wszystkie te paleolityczne malowidła zwierzęce górnego piętra jaskini są rysunkami realistycznymi; stylizacja zdarza się wyjątkowo i widać ją jedynie na rysunku nazwanym Elasmothe- rium. Pod względem techniki wykonania te monochromatyczne malowidła ścienne z jaskini Kapowaja przypominają jednobarwne czarne ryciny magdaleńskie w jaskiniach Niaux i Font de Gaume we Francji.
Malowidła ścienne w jaskini Kapowaja są bezsprzecznie dziełami człowieka paleolitu. Szereg obrazów pokrywają grube warstwy wapiennych utworów naciekowych, a poszczególne rysunki są poprzecinane szczelinami i rysami wypełnionymi kalcytem. Zresztą wiek tych dzieł sztuki determinują również i przedstawione na nich zwierzęta plejstocenu. Malowidła mogły więc powstać jedynie w paleolicie. Trudno jednak powstrzymać się od pytania, ile mają lat. W tej chwili możemy te nowo odkryte malowidła z południowego Uralu paralelizować jedynie z zachodnioeuropejskimi. Dokładnie będzie je można datować dopiero po przeprowadzeniu dodatkowych, zakrojonych na szeroką skalę prac wykopaliskowych w innych jaskiniach południowego Uralu, zawierających również zabytki kulturowe oraz szczątki organiczne, bez których określenie bezwzględnego wieku jest niemożliwe. Oczywiście porównanie tego rodzaju zabytków odległych od siebie o blisko 4000 km jest przedsięwzięciem dość problematycznym, ale z braku innych możliwości musimy się do tego uciec. W porównaniu bierzemy pod uwagę wczesnomagdaleńskie mało-
widia ścienne w stylu monochromatycznym z jaskiń południowej Francji.
Rysunki z jaskini Kapowaja możemy więc tymczasowo zaliczyć do kultury magdaleńskiej lub do okresu nieco wcześniejszego. W drodze porównań profesor Bader doszedł do wniosku, że malowidła południowouralskie powstały w III i IV fazie stylowej (wg A. Leroi-Gourhana), tzn. w czasie pomiędzy końcowym stadium kultury solutreńskiej a środkowym magdalenem, w górnym paleolicie. W liczbach byłoby to więc 15 000—12 000 lat temu.
Paleolityczne malowidła ścienne z południowego Uralu posiadają jednak pewne cechy, którymi różnią się od malowideł pół- nocnohiszpańskich i południowofrancuskich. Są to szczegóły techniczne, takie jak np. brak techniki grawiurowej, szeroko rozpowszechnionej na terenie Pirenejów. Zasadniczą różnicę stenowi wybór przedstawionych na rycinach zwierząt. W jaskini Kapowaja przeważa np. motyw mamuta, który w jaskiniach Europy Zachodniej jest bardzo rzadki. Ta obserwacja wskazuje zresztą i na to, że mamut odgrywał w życiu paleolitycznego myśliwego Europy Wschodniej i Azji dużo większą rolę aniżeli dla ówczesnego mieszkańca Europy Zachodniej. Potwierdzenie takiego rozumowania znajdujemy również w odkrytych w Europiej Wschodniej i Azji licznych paleolitycznych stanowiskach łowców mamutów*. W obozowiskach tych znaleziono ogromną ilość szczątków kostnych złowionych mamutów. Mamucich kości używano także do budowy prymitywnych chat mieszkalnych.
Spróbujmy cofnąć się do czasów, kiedy pod rękoma plejstoceń- skich artystów powstawały omawiane obrazy. Są to czasy wielkich polowań, okres dalekich wędrówek zwierząt. Tajemniczymi drogami, dostępnymi albo znanymi tylko niektórym członkom rodu i „czarownikowi” osiedla docierają wybrańcy do wejścia do jaskini, znajdującego się z dala od obozowiska i ukrytego w jednym z bocznych wąwozów przecinających koryto rzeki. Wejście do jaskini to próg do „podziemi”, to przekroczenie kręgu wielkiej tajemnicy. Łowcy zapalają przyniesione ze sobą pochodnie i wkraczają do świętych pomieszczeń. Przewodzi im „szaman”. W skąpym świetle pochodni, przez słabo oświetlone chodniki idą po
chyleni, prawie po omacku szukając dalszej drogi, przeciskają się przez wąskie szczeliny; stopy ślizgają się na wilgotnych, przez wodę wygładzonych płytach skalnych. Mijają stalagmity o przedziwnych kształtach, idą dalej i dalej, im bardziej w głąb góry, tym bardziej oddalają się od świata zewnętrznego. Wreszcie zatrzymują się w jednej z wielkich komór. Tu w migocącym świetle pochodni mała grupka łowców rozsiada się. Długo czekają na powrót czarownika. To oczekiwanie, ta cisza wkoło i mrok, przyniesione maski zwierząt, święta broń i przedmioty kultu — wszystko to determinuje ich myśli i wolę. Potem przechodzą do jasno oświetlonej „sali”, której ściany ozdobione są obrazami. W migocącym świetle płomieni wielkich ognisk wydaje się, że namalowane zwierzęta poruszają się. Powstał nowy rysunek mamuta. Świeżą, jaskrawoczerwoną barwą narzuca pomieszczeniu swoje panowanie. I teraz zaczyna się magia łowów; łowcy tańczą, „czarownik” zaklina zwierzynę, tu nakłada pęta zdobyczy, która stanie się ich udziałem w najbliższych dniach i tygodniach na szlaku wielkich łowów. Upiorne postacie w maskach zwierzęcych przemykają w półmroku. Wszystkie ich myśli skupiają się teraz wokół zwierzyny, wybiegają daleko na szlaki wędrówek żubrów, retiów, mamutów...
Po odkryciu na południowym Uralu tych jedynych w swoim rodzaju pomników sztuki paleolitycznej — w powiązaniu z bezsprzecznie pradawnymi gómopaleolitycznymi albo mezolityczny- mi dziełami sztuki znad Morza Azowskiego i z Kaukazu, Azji Środkowej i Syberii — można mieć nadzieję na znalezienie nowych ośrodków rozwoju malarstwa paleolitycznego w tej części Eurazji.
Rysunki dolnego piętra jaskini Kapowaja różnią się od górnych stylem i treścią. Znajdują się one na niskich skośnych stropach jednego z bocznych odgałęzień wielkiej komory, leżącej około 25 m powyżej dzisiejszego poziomu Biełej. Wszędzie na stropie i ścianach przyległej sali występują czerwone plamy — dalsze ślady podobnych rysunków. Częściowo sięgają one w głąb osadów jaskiniowych, z których trzeba je wykopać. Jak wykazała analiza chemiczna, wszystkie malowidła piętra dolnego wykonano tą samą czerwoną farbą (lubryką), jaką malowano na piętrze górnym. Część tych młodszych rysunków pokrywa również warstwa wa-
plennych utworów naciekowych. Obrazy, które nie uległy pokryciu tymi utworami, zachowały stosunkowo jasną, jaskrawo- czerwoną barwę. Natomiast ryciny pokryte cieńszą lub grubszą warstewkę wapiennych utworów naciekowych mają odcień ciemnoczerwony aż po ciemnobrązowoczerwony.
Jest jednak jeszcze jedna różnica pomiędzy malowidłami górnego i dolnego piętra jaskini Kapowaja. Wszystkie rysunki piętra dolnego zalicza się do stylu geometrycznego. Spotyka się figury czworoboczne, przypominające prostokąt lub trapez. Są rysunki, które chciałoby się określić jako motyw przewodni, a obok nich znów skośne, równoległe linie. Trudno rozszyfrować znaczenie tych rysunków, wykonanych podobnie jak naturalistyczne malowidła górnego piętra tą samą czerwoną farbą. Możliwe, że czworoboki i trójkąty mają przedstawiać chaty czy inne naziemne budowle. Profesor Bader jest zdania, że na jednym z rysunków
0 rozmiarach 27X30 cm można rozpoznać coś w rodzaju wejścia. Pierwotnie sądzono, że geometryczne rysunki występujące na
tym obszarze powstały w neolicie albo w jeszcze późniejszych czasach. Dla sprawdzenia tego poglądu zebrano wszystkie dotychczas znane, lepiej lub gorzej datowane rysunki tego rodzaju
1 porównano je z rysunkami z jaskini Kapowaja. OkAało się, że nie można tych ostatnich paralelizować ze wspomnianymi dziełami późniejszymi. Tymczasem rozpoznano wśród paleolitycznych malowideł ściennych jaskiń francuskich podobne figury geometryczne. Określano je także jako rysunki chat. Znaczną zbieżność z rysunkami z jaskini Kapowaja wykazują grupy stylizowanych obrazów w wyżej wspomnianej jaskini Font de Gaume.
Większość zachodnioeuropejskich badaczy uważa te znaki geometryczne za mezolityczne, a więc pochodzące ze środkowej epoki kamienia. Natomiast francuski archeolog A. Leroi-Gourhan wyraził w wielu swoich ostatnio publikowanych pracach oraz w wykładzie wygłoszonym na V Międzynarodowym Kongresie Prehistoryków w Hamburgu (1958) pogląd, że odbydwa style (malarstwa naturalistycznego i geometryczny) występowały równocześnie obok siebie. Starał się to uzasadnić pewnymi prawidłowościami w układzie grup znaków. W myśl tej teorii geometryczne znaki dolnego piętra jaskini Kapowaja pochodzą także z paleolitu górnego. Argumentem przemawiającym za powyższą
interpretacją może być zgodność wyników analiz chemicznych próbek farb z obydwu pięter jaskini Kapowaja, a także obecność schematycznych rysunków na piętrze górnym. Również i geologiczny wiek dolnego piętra jaskini w ujęciu radzieckiego geologa W. L. Jachimowicza nie przeczy w zasadzie tej teorii. Szereg argumentów pozytywnych uzupełnia fakt znalezienia znaków geometrycznych obok malowideł naturalistycznych także w jaskiniach południowo-zachodniej Europy. W jaskini Cougnac we Francji na przykład realistyczne obrazy zwierząt znajdują się na głównych ścianach komory, a znaki geometryczne występują w mniejszych chodnikach i odgałęzieniach. Chodniki te można uważać za specjalną czy wydzieloną część miejsca kultu, podobnie jak dolne piętro jaskini Kapowaja.
Mimo tych wszystkich nadzwyczajnych odkryć, których znaczenia jeszcze w tej chwili nie jesteśmy w stanie ocenić, należy wspomnieć, że to dopiero początek systematycznych badań radzieckich archeologów na tym terenie. Jesteśmy przekonani, iż wyniki dalszych badań omawianego obszaru w znacznym stopniu wzbogacą naszą wiedzę o duchowym rozwoju człowieka.
Rozdział dwudziesty pierwszy
GROBY ZE SZKIELETAMI SKURCZONYMI NA BORNEO
„To było dawno, bardzo dawno temu, w czasach, kiedy człowiek posiadał jeszcze zdolność stawania się niewidocznym. Wówczas niedaleko stąd stało kilka długich domów. Było ich może cztery albo i pięć. W jednym z nich mieszkał wódz Terayeng wraz ze swoim licznym dworem, który ledwo się mieścił pod jednym dachem. Dlatego też postanowiono powiększyć stan posiadania.
Zaczęło się od złożenia ofiary. Nie zabito jednak świni ani ptaka, jak to dziś jest w zwyczaju. Zabito dziecko, chłopca, wnuka starej Piery. Ciało zakopano pod pierwszym słupem, jaki stawiano. Stara poszukiwała chłopca przez wiele godzin, aż doszła do miejsca, w którym pierwszy słup wpuszczono w ziemię. Nie zatarte ślady krwi upewniły ją w przekonaniu, że jej wnuka już nie ma wśród żyjących. Rzuciła na ludzi przekleństwo.
Pięć dni trwała żałoba PieTy. Dzień i noc waliła w gong. Piątego dnia niebo pokryło się chmurami. Zaczęło się gwałtownie ściemniać i zerwała się potężna wichura. Potem nastąpiło oberwanie chmury. Jednak zamiast kropli deszczu spadały z nieba kamienie i skały. Wszystkie domy i wszyscy ludzie przemienili się w kamienie. Tylko Piera i jej kuzyn Muled Rali, który był najpotężniejszym czarownikiem wśród mężczyzn, uszli z życiem. W ten sposób powstały skały i jaskinie Niah”.
Tę starą legendę opowiedział nam któregoś wieczora w czasie prac wykopaliskowych w 1958 Bin Husajn, muzułmanin pochodzenia punańskiego. Zanim jednak rozpoczął opowieść, wdrapał się na występ skalny z naczyniem, wypełnionym świeżą wodą zaczerpniętą z jaskiniowego źródła i tam w swoim starym plemiennym języku wielkim głosem począł wzywać półbogów. Przed
tem, uroczyście zaklinając duchy, z rytualnym nabożeństwem dwukrotnie wypłukał wodą usta i umył twarz. Czyż nie żyły dotąd jeszcze w jaskiniach potężne duchy skamieniałych i czyż dla Bin Husaina nie istniała możliwość, że już jutro w czasie prac wykopaliskowych spotka się z duchem Terayenga? Było więc bezpieczniej udobruchać niewidocznych i nastroić ich życzliwie.
Światem, w którym Husain żył, był Sarawak, północna część wyspy Borneo, Wybrzeże Sarawaku leży nad Morzem Południo- wochińskim. Przeciwległy stały ląd jest oddalony o około 1000 km. Większa część wyspy Borneo należy do Indonezji, natomiast Sarawak wchodzi w obręb Malajzji. W odległości 16 km od morza, ale jeszcze w obrębie przybrzeżnej równiny, w sercu dżungli otaczającej pierścieniem Niah — stację rządową, nad rzeką o tej samej nazwie wznosi się Gunong-Subis, mioceńska (trzeciorzędowa) góra wapienna. Znajduje się w niej znaczna ilość mniejszych i większych jaskiń. Jedna z nich jest olbrzymia. Nazywa się ją „Wielką Jaskinią Niah”. Leży przy zachodnim wejściu do całego systemu jaskiń i ma 250 m szerokości i 60 m wysokości. Daleko w głąb góry prowadzi labirynt, który częściowo składa się z jasnych i chłodnych grot. Żyją w nich miliony nietoperzy i je- rzyków. Oddawane tu od tysięcy lat odchody tworzą warstwy guana. W chodnikach i komorach jaskiń oraz na wysokich ścianach skalnych jerzyki budują małe gniazda, które mieszkańcy okolicznych wsi zbierają i przez Singapur i Hongkong wysyłają do Chin. Tam zużytkowuje się je do przygotowania znanej chińskiej zupy z gniazd ptasich.
Dzisiaj okolicę Niah zamieszkują różne grupy plemion Daja- ków: Iban (Dajakowie morscy), Punan (osiadli koczownicy leśni), Melanau oraz Malajowie. Zajmują się głównie rolnictwem, zwłaszcza uprawą ryżu. Pola uprawne wykorzystują, tylko raz; po zbiorach je porzucają. Nowe tereny uprawne zdobywają wypalając i karczując dżunglę. Życie i praca ludzi zamieszikujących te tereny 2000 lait temu prawdopodobnie niewiele się różniły od zwyczajów dzisiejszych mieszkańców.
Kiedy T. Harrisson z Sarawackiego Muzeum w Kuching po wieloletnich przygotowaniach rozpoczynał w 1954 prace badawcze na tym terenie, zastał jaskinie Niah jeszcze nie tknięte przez geologów i archeologów. Pisał on wtedy: „Jeżeli na Borneo żył
kiedyś praczłowiek, to gdzie mógłby znaleźć lepsze warunki bytowania niż tutaj nad rzeką Niah?M Przystępując do prac badawczych trzeba było na początku dokonać dokładnych pomiarów całego terenu i skartować go. Było to niełatwe zadanie zważywszy, że dżunglę i dziewicze lasy okolicy Niah przecina zagmatwana sieć licznych małych rzeczek i strumyków. Pojawiają się one to tu, to tam, by nagle zniknąć pomiędzy skałami lub w jakiejś jaskini. Konieczne więc było najpierw ustalenie, która rzeka jest którą. Nic dziwnego, że ten tak bardzo skomplikowany teren tubylcy uważają za krainę duchów. W ich wyobrażeniach w miejscach pojawiania się lub znikania rzek świat nadziemny jednoczy się ze światem podziemnym.
Już w pierwszych próbnych wykopach z lat 1954—1957 uzyskano bardzo bogaty materiał w postaci wyrobów kamiennych
i fragmentów ceramiki z okresu brązu. Koniec brązu na tych terenach przypadł około 1000 roku n.e. Z tego samego czasu pochodzą też groby znalezione w Wielkiej Jaskini Niah na głębokości 2,5 m pod zbitą ciemnoczerwoną warstwą guana. Również i w sąsiednich jaskiniach dokonano wielu cennych odkryć. W jednej z nich, zwanej Jaskinią Obrazów (Lobang Kain Hitam), odkryto wielkie czerwone malowidła ścienne, związane z kultem łodzi zmarłych. Były to tańczące postacie z dzidą i tarczą oraz symbole i zwierzęta, wszystko z okresu brązu. Na dnie jaskini leżały łodzie-trumny, których dzioby i rufy zdobiły głowy zwierzęce. Nieco wyżej, w stromej ścianie skalnej znajduje się Jaskinia Kości (Lobang Tulang). Jej dno pokryte było kośćmi ludzkimi i resztkami ceramiki. Znalezione tu przedmioty pochodziły głównie z kontynentu azjatyckiego. Pod względem czasowym zaliczono je do chińskich dynastii Tang i Sung (VII do XIV wieku n.e.). Trzecia z nowo odkrytych jaskiń to Jaskinia Mordu (Lobang Gan Kira), stanowiąca przedsionek do wielkiego, bardzo rozgałęzionego labiryntu i również połączona z jaskinią Niah. Prowadzenie prac badawczych w tych trzech jaskiniach wymagało od naukowców wielkiego wysiłku. Codziennie musieli pieszo pokonywać wiele kilometrów po bezdrożach dżungli i przedzierać się przez chodniki i szczeliny skomplikowanego systemu jaskiń.
Szczególnie starannie badano Jaskinię Obrazów. Przed odsłonięciem zabytków podzielono dno jaskini na równe kwadratowe pola. Ze względu na bardzo dużą liczbę (40 000) zabytków było to konieczne. Każdy zabytek wrysowywano na dokładnym planie i zaznaczywszy w ten sposób miejsce położenia wydobywano go. Kopie malowideł ściennych naturalnej wielkości wykonał młody chiński artysta, przygotowujący ich wystawę w Muzeum Sara- wackim. Znalezione przedmioty dostarczyły wielu nowych danych odnośnie do historycznego rozwoju okolicy Niah. Wykopywano coraz więcej wspaniałej chińskiej ceramiki i porcelany. Wskazują one na dość ścisłe związki pomiędzy Chinami a Borneo w czasach dynastii Tang i Sung. Jaskinia Obrazów była kiedyś centralnym miejscem wielkich uroczystości pogrzebowych i ceremonii związanych z kultem łodzi zmarłych, miejscem przejścia zmarłego ze świata nadziemnego do świata podziemnego. Niezależnie od tego jaskinia była też równocześnie cmentarzyskiem. Obok szczątków
chińskiej ceramiki znaleziono też naczynia i inne szczątki — ślady miejscowych kultur, których początków należy szukać w neolicie. Zbiory zabytków kulturowych uzupełniają liczne szklane paciorki chińskie i ozdoby tubylców z muszelek i kości z bogatą ornamentyką.
Znaczenie związków kulturowych pomiędzy północną częścią Borneo a kontynentem azjatyckim podkreślają w szczególny sposób znalezione w jaskiniach narzędzia służące do zdrapywania ze skal jadalnych gniazd ptasich. Prawdopodobnie już wówczas okolica Niah stanowiła centrum dostawcze gniazd ptasich dla Chin. Tym samym tereny te zetknęły się bezpośrednio z kulturą chińską. W piśmiennictwie chińskim znajdują się wzmianki o imporcie jadalnych gniazd ptasich już około roku tysięcznego. W tym czasie pewną rolę w kontaktach handlowych z Chinami mogły odgrywać również rogi dzioborożców. Był czas, kiedy ceniono je wyżej od jadeitu. Jeden taki róg znaleziono w jaskini. W ścisłych kontaktach z kontynentem znajdujemy wytłumaczenie kulturalnego rozwoju północnego Borneo. Już przed tysiącem lat, a być może jeszcze dawniej, znano na Borneo narzędzia metalowe i inne przedmioty pochodzenia kontynentalnego, podczas gdy np. na Nowej Gwinei, wyspie położonej o około 2000 km na wschód od Borneo, dziś jeszcze spotykamy kulturę z epoki kamienia. Dzięki szybkiemu rozwojowi techniki obróbki żelaza na kontynencie, na Borneo okres brązu w pewnej mierze przeskoczono. Na podstawie prac wykopaliskowych stwierdzono, że okres brązu na Borneo nie odegrał wielkiej roli w rozwoju kultury.
Wielka Jaskinia Niah zawierała ponadto bogate zabytki z neolitu. Okres ten zakończył się tu około 200 r. n.e. W tym czasie używano jaskini również jako cmentarzyska, zwłaszcza jej tylnej części, gdzie odsłonięto ponad 100 grobów. Część z nich była bogato wyposażona. Niektóre ze zwłok leżały w drewnianych trumnach lub wydłubanych pniach, inne były tylko zawinięte w maty, których resztki też się jeszcze zachowały. Znaleziono także pochówki dzieci w wielkich popielnicach. W jednej z grot w pobliżu Wielkiej Jaskini odkryto w 1961 dalszych 50 grobów neolitycznych z pochówkami pierwotnymi i wtórnymi. Pochówki pierwotne odsłonięto w warstwach czerwonej ziemi. Były to mniej lub bardziej kompletne szkielety. Nad nimi zalegały
w postaci nagromadzenia kości pochówki wtórne. Znajdowały się one częściowo w popielnicach. Przy pochówkach obu typów znaleziono ceramikę, narzędzia kamienne, muszle „porcelanowe” oraz ozdoby z kości i muszelek. Wszystkie szczątki pochodziły również z neolitu.
Poza wymienionymi grobami w Wielkiej Jaskini Niah znaleziono jeszcze inne pochówki w postaci szkieletów o „zniekształconym układzie” oraz grobów ze szkieletami skurczonymi, wykazujących cechy melanoidalne. Należałoby więc sądzić, że są szkieletami Melanezyjczyków. Pierwotnych mieszkańców Australii, jak i dzisiejszych Melanezjan charakteryzują obok innych cech nadzwyczaj duże zęby. Dzisiejsi Melanezyjczycy zamieszkują Nową Gwineę i wyspy położone na północ i wschód od Australii. Do tego pierwotnego typu ludzi należeli być może ci, których szkielety znaleziono w jaskini Niah.
T. Harrisson uważał te groby za mezolityczne. Przy uwzględnieniu dzisiejszego stanu wiedzy o Azji południowo-wschodniej pogląd ten budzi wątpliwości. Mezolit omawianego terenu jest jeszcze mało znany, a kulturę hoabińską Indochin, często traktowaną jako mezolit Azji południowo-wschodniej, należy uważać raczej za kulturę neolitu.
Później znaleziono na głębokości 1—1,5 m i jeszcze głębiej pierwsze narzędzia kamienne, najczęściej tylko odłupki z paleolitu. Zalegające w tej warstwie węgielki drzewne przesłano do Holandii do Uniwersytetu w Groningen profesorowi HI. de Vrie- sowi w celu przeprowadzenia datowań metodą 14C. Wiek dwóch pierwszych próbek, z których jedna (a) odpowiada dolnej, a druga (b) górnej granicy „obozowiska odłupków” z paleolitu, określono na: (a) = 19 570 ± 190 lat i (b) — 32 630 ± 700 lat. Wobec tego osady znajdujące się pomiędzy warstwami, z których pobrano próbki, mają wiek 20 000—30 000 lat.
Po tych odkryciach prace wykopaliskowe w jaskini Niah prowadzono dalej. Celem ich było dokładne przebadanie warstw paleolitu położonych najniżej. Przedsionek jaskini przecięto głębokim rowem, który przeprowadzono dalej w głąb góry, przez ciemne chodniki i szczeliny. Nawet najgłębszy wykop w centralnej części jaskini zdołano jeszcze poszerzyć. W trakcie tych prac napotkano znów szereg przeszkód, które utrudniły prace lub
też spowodowały zwolnienie tempa. Wszystkie kości zalegające w odsłoniętych warstwach były tak zmacerowane, że rozpadały się przy najlżejszym dotknięciu. Poza materiałem kostnym w warstwie tej odkryto również prymitywne narzędzia kamienne oraz wielkie odlupki. W datowaniu metodą 14C uzyskano dla niej najwyższą dotychczas w jaskini Niah stwierdzoną wartość, mianowicie 39 600 ± 1000 lat.
Właśnie tu, na głębokości 2,5 m, odkryto dość dobrze zachowaną czaszkę ludzką bez żuchwy. W celu dokładnego zbadania przekazano ją do Muzeum Brytyjskiego w Londynie profesorowi T. Oakleyowi. Stwierdzono, że jest to czaszka 15-letniego chłopca. Mimo charakterystycznych nadzwyczaj wielkich zębów odpowiada ona w typie czaszce Homo sapiens. Czaszka leżała przysłonięta strąconym z góry blokiem skalnym, który ją uchronił przed zgnieceniem. Wydobycie jej spod tego bloku kosztowało wiele wysiłku.
W roku 1958 T. Harrisson, kurator Sarawackiego Muzeum i kierownik prac wykopaliskowych w Wielkiej Jaskini Niah, przedstawił na posiedzeniu Brytyjskiego Towarzystwa Postępu Naukowego (British Association for Advancement of Science) w Glasgow najstarsze narzędzia kamienne wydobyte z omawianej warstwy kulturowej. Należą one do azjatyckiej kultury noży siecznych i noszą angielską nazwę chopping-tools. Dr T. T. Paterson, prowadzący w Indiach przez długie lata badania archeologiczne i uchodzący za pioniera badań nad indyjską soaniańską kulturą z paleolitu po zbadaniu oryginalnych narzędzi z jaskini Niah był zdania, że należy je zaliczyć do kultury środkowosoaniańskiej (kultury noży siecznych) paleolitu południowo-wschodniej Azji. Pogląd ten podzielał również dr T. Oakley.
Rozdział dwudziesty drugi PIERWSI „AMERYKANIE" PRZYBYLI Z SYBERII
Pewnego słonecznego popołudnia roku 1927 pewien kowboj, Murzyn jechał konno w pobliżu miasta Folsom w stanie Nowy Meksyk. Droga prowadziła brzegiem głębokiego wąwozu. Nagle jeździec zauważył w przeciwległej ścianie wąwozu około 6—7 m poniżej powierzchni ziemi białe kości. Zastanawiając się, w jaki sposób te kości mogły znaleźć się w ziemi na tej głębokości, dojechał do nich okrężną drogą. Przyglądając się im z bliska zauważył, że przekraczały wielkością wszystkie kości, jakie dotychczas widział. Niektóre z nich były połamane, inne całe i dobrze zachowane. Obok znalazł również fragmenty krzemieni o ostrych jak nóż krawędziach. Przygodny odkrywca zastanawiał się, co to wszystko może znaczyć.
Dotąd przyjmowano, że Ameryka Północna i Południowa stosunkowo późno zostały zasiedlone przez człowieka. Przypuszczano, iż nie przybył on tu wcześniej niż około 1000 r. p.n.e. Jednakże teraz w Nowym Meksyku znaleziono dowód, jakoby człowiek przebywał tu już 10 000—15 000 lat temu. Znalezione szczątki były łupem myśliwskim „Praindian”. Były to szczątki kostne gatunku bawołu wymarłego w Ameryce Północnej przed 10 000 lat.
Na miejsce znaleziska, któremu nadano nazwę pobliskiego miasta Folsom, przybyli archeolodzy i geolodzy. Prace wykopaliskowe wykazały, że tu, gdzie dzisiaj leżały szczątki kostne, znajdował się kiedyś brzeg małego jeziora. W trakcie prac wykopaliskowych wydobyto obok szczątków wymarłego bawoła ostrza krzemienne
długości 5—8 cm. Mogły to być groty strzał. Właśnie one stały się pod nazwą Folsom-points (ostrze typu Folsom) najbardziej znanym typem zabytków archeologicznych prehistorii Ameryki. Teraz dopiero rozpoczęły się poszukiwania „pierwszych Amerykanów”. Badaczom przyświecało motto: „Prastare szczątki kulturowe znalezione na Zachodzie, starsze od piramid egipskich!” Pracom poszukiwawczym towarzyszyła typowo amerykańska wrzawa, wywołana przez gazety i wielkie ilustrowane magazyny. Od Nowego Meksyku po Alaskę poszukiwano teraz grotów do strzał używanych przez Praindian. Instytuty archeologiczne Stanów Zjednoczonych zostały dosłownie zasypane listami, których autorzy donosili, że czyta1 i w gazecie o odkryciu znaleziska Folsom, oglądali zdjęcia ostrza typu Folsom i że właśnie na swojej fermie znaleźli takie przedmioty. Najczęściej owe zgłoszenia były zwykłą pomyłką, choć tu i ówdzie farmerzy rzeczywiście znajdowali prawdziwe ostrza. W ciągu następnych kilku lat odkrywano coraz więcej stanowisk kultury folsomskiej. Przyczynił się do tego niewątpliwie także rozgłos, jaki wokół tej sprawy rozpętała prasa.
Ledwie odkryto kulturę folsomską, a już zastanawiano się nad pochodzeniem człowieka z Folsom i drogami, jakimi mógł on dotrzeć do Ameryki Północnej. Klucz do rozwiązania zagadki znaleziono dopiero w kilka lat później przypadkowo w pewnym sklepie osobliwości i pamiątek na Alasce. Na jednej z zakurzonych półek, pomiędzy stosami ostrzy kamiennych Eskimosów, rozmaitymi koszami i wieloma innymi przedmiotami leżało najprawdziwsze ostrze typu Folsom. Za jego autentycznością nieomylnie przemawiał kształt i sposób obróbki. Są to tak charakterystyczne cechy, że spośród setek innych narzędzi krzemiennych wybierze się takie ostrze zawsze nieomylnie. Na szczęście właściciel sklepu jeszcze sobie przypomniał, od kogo te przedmioty nabył. Przyniósł je swego czasu Eagle Johnson z Seldovii, który przed laty znalazł je na północnym wybrzeżu Zatoki Cooka.
W okresach, które określamy jako zlodowacenia w ścisłym tego słowa znaczeniu, szelf kontynentalny rozciągający się pomiędzy Morzem Beringa i Morzem Czukockim tworzył wielokrotnie połączenia lądowe pomiędzy wschodnią Syberią a Alaską, ogromne masy wód morskich były bowiem związane przez lądolód. Według
nowszych badań i obliczeń D. M. Hopkinsa (1959) w okresach zlodowaceń istniał pomiędzy Syberią a Alaską pomost lądowy dochodzący w niektórych miejscach do szerokości 1600 km. Odkrywcę folsomskiego ostrza ze sklepu osobliwości na Alasce dręczyły różne pytania: może człowiek folsomski śladem wędrówek wielkich ssaków skorzystał z pomostu lądowego i przeszedł na Alaskę? Na te i podobne problemy nieco światła mogły rzucić jedynie badania przeprowadzone w miejscu pierwotnego znalezienia ostrza.
W roku 1941 wyruszyła na północ ekspedycja, której zadaniem było zbadanie sprawy ostrzy folsomskich. Dr Frank C. Hibben, antropolog z uniwersytetu w Nowym Meksyku tak pisał o wyprawie: „Pogoń za złotem na Alasce była trudna, ale poszukiwania śladów pochodzenia ostrza folsomskiego jeszcze trudniejsze. W drodze na północ, wzdłuż wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej,
w każdym porcie pokazywaliśmy ostrze folsomskie i pytaliśmy każdego napotkanego człowieka, ale żaden nie przypominał sobie, by widział kiedykolwiek coś, co byłoby podobne do tego przedmiotu. Wszyscy byli zgodni w jednym: jeżeli szukacie starych kości, to musicie udać się do Fairbanks; tam jest ich dość. Tu na górze nigdy jeszcze nie znaleźliśmy grotów strzał indiańskich — informował nas stary poszukiwacz złota, jeżeli jednak interesują was również stare kości, to zapraszam do mojej kopalni nad Jukonem, gdzie ich pełno. I nie rozczarowaliśmy się”.
Wokół Fairbanks, podobnie jak i na innych obszarach Alaski, występują potężne gliniasto-mułowe osady zmieszane ze szczątkami bogatej wymarłej fauny, z kopalnymi drzewami i liśćmi, z warstwami utworów torfiastych i potężnymi nieregularnymi soczewkami martwego lodu i ... ze złotem.
W ciągu lata na Alasce lód topnieje do głębokości około 60—80 cm, a poniżej zalega najczęściej do nieznanej głębokości wieczna marzłoć. Poszukiwacze złota odmrażają przy pomocy „odrzutowców parowych” i miotaczy wody te potężne warstwy, a następnie wypłukują złoto. Woda wyrzucana pod wielkim ciśnieniem z dyszy przypominającej węża przeciwpożarowego nadmiernych rozmiarów uderza w ciemną ścianę osadów zawierających złoto. Powoli ściana zostaje rozmrożona, by po pewnym czasie rozpaść się na bloki lub osunąć się niemal w całości. W masie zwalonego materiału, wśród kamieni i bloków skalnych o estrych krawędziach, świadczących o krótkim transporcie wodnym, pomiędzy kopalnymi drzewami i liśćmi, w mule i wodzie leżą kopalne kości. Czasem znajduje się wśród nich jeszcze fragmenty z resztkami mięśni lub skóry. Zachowały się one w wiecznej marzłoci podobnie jak na Syberii przez ponad 10 000 lat. Tam, gdzie kiedyś żyło tyle zwierząt, powinni się znaleźć także pierwsi imigranci Nowego Świata.
Długie tygodnie trwały bezowocne prace poszukiwawcze naukowców i południa, aż wreszcie nadeszła' chwila tak bardzo przez nich oczekiwana — znaleziono ostrze folsomskie po ponad czterotygodniowych poszukiwaniach. Odkryto je na głębokości 25 m poniżej powierzchni ziemi, w wiecznej marzłoci, w niewielkiej odległości od kopalnych kości. Oddajmy znów głos Frankowi C. Hibbenowi: „Zależało nam na znalezieniu większej liczby dowo
dów przemawiających za obecnością folsomskich myśliwych na Alasce, lecz gdzie mieliśmy na bezkresnych obszarach Alaski rozpocząć poszukiwania? W zanadrzu mieliśmy jeszcze znalezisko Eagle Johnsona, które nas zresztą tu przywiodło. W Seldovii, małym miasteczku na półwyspie Kenai, dowiedzieliśmy się, że Eagle Johnson umarł. Zabrakło więc jedynego człowieka, który mógłby nam wskazać drogę do owego miejsca, gdzie folsomscy myśliwi być może po raz pierwszy postawili stopę na amerykańskiej ziemi”.
Rybak, który wieść o śmierci Johnsona przekazał uczestnikom wyprawy, pamiętał jeszcze, że Eagle Johnson znalazł kiedyś pewną ilość ostrzy krzemiennych i kości kopalnych w zatoce Chinit- na. Dowiedzieli się więc niewiele, ale zawsze był to jakiś punkt zaczepienia. Chinitna jest bardzo wydłużoną zatoką. Przed ekspedycją rozciągało się wiele kilometrów niegościnnej ziemi. Gdzie należy zacząć szukać? Okazało się, że z zatoki na ląd można dostać się tylko w jednym miejscu i wyjść z łodzi na niski brzeg. Do tego miejsca dopłynęli też badacze. Ledwo przycumowali łódź, a już dostrzegli pierwsze odłupki i okruchy krzemienne. Bez trudu odnaleziono miejsca odkryte przez Eagle Johnsona. Wiatr, słońce, śnieg, burze, fale morskie przyczyniły się do odsłonięcia warstw zawierających szczątki folsomskich myśliwych. Na brzegu leżały dalsze narzędzia kamienne, zmrożone drewno i kości — ślady łupów myśliwskich. Byliśmy na miejscu.
Uczestnicy wyprawy zbierając wymyte okazy z entuzjazmem zaczęli badać ślady bytności człowieka w tym miejscu. Tu ludzie folsomscy przez wiele lat obozowali; do tego miejsca znosili upolowaną zwierzynę. Fragmenty węgli drzewnych świadczyły o rozpalanych ogniskach, odłupki krzemienne o wyrabianiu grotów do strzał — znajdowanych zresztą w gotowej formie wśród szczątków kostnych mamutów i innych zwierząt. Po takich pobieżnych wstępnych oględzinach znaleziska badacze opuścili zatokę Chinitna z zamiarem rychłego powrotu.
Niestety, w nocy zerwał się sztorm, który trwał przez następne trzy dni. Przepłynięcie zatoki i dotarcie do stanowiska było więc niemożliwe. Dopiero czwartego dnia, po pokonaniu wielkich trudności, dotarli ponownie do brzegu. Okazało się, że w czasie ich nieobecności wielki niedźwiedź polarny wygrzebał w miejscach
poprzedniego pobytu obszerne doły odsłaniając przez to dalsze szczątki.
Po tygodniu intensywnych prac w zatoce Chinitna badacze zrozumieli, dlaczego człowiek folsomski opuścił to miejsce, mimo że okolica obfitowała w zwierzynę łowną. Dzień w dzień szalały nad zatoką sztormy łamiące wszystko, co wystawało ponad powierzchnię ziemi, a wzburzone fale zalewały niski brzeg. Kiedy badacze opuszczali niegościnną ziemię wystawioną na działanie wiatru i fal morskich, wiedzieli, że jeszcze przed chwilą przebywali na jednym z miejsc, w którym człowiek po raz pierwszy stanął na ziemi Nowego Świata.
W czterdzieści lat później, po odkryciu pierwszego ostrza typu Folsom, spotkali się w Boulder (Kolorado — 400 km na północ od Folsom) autorytety naukowe świata w zakresie badań czwartorzędu. W centrum ich zainteresowania znalazły się problemy dotyczące pierwszych ludzi przybyłych na kontynent amerykański oraz rozwoju kultury epoki kamienia na tym terenie, co znalazło wyraz w rzeczowej dyskusji archeologicznej. Okazało się przy tym, że nauka zrobiła w ciągu tych czterdziestu lat ogromny krok naprzód. Dziś wiemy już nie tylko, skąd przybyli pierwsi „odkrywcy” Nowego Świata, lecz znamy także kulturę epoki kamienia Praindian. Wiemy, jak kształtowało się ich rozmieszczenie zarówno pod względem stratygraficznym, jak i geograficznym. Dysponujemy już także pierwszymi znaleziskami szkieletów tych ludzi.
Spośród dotychczas odkrytych znalezisk tego paleoindiańskiego kompleksu kulturowego najcenniejsze i największe jest stanowisko Lindenmeier (Lindenmeier Sit-e). Leży ono w odległości 50 km na północ od fortu Collins (na północ od Denver w stanie Kolorado). Tu przez siedem lat z ramienia Smithsonian Institution prowadził badania Frank H. H. Roberts. W czasie prac badawczych zidentyfikował on rozległy obóz myśliwski Praindian. Ponad 6000 okazów narzędzi kamiennych wczesnej północnoamerykańskiej kultury łowieckiej dostarczyło danych o życiu i poziomie techniki ówczesnych ludzi.
Nieco wcześniej poznano inne stanowisko tego zespołu kulturowego. Odkryto je w czasie prac wykopaliskowych (obecnie jeszcze kontynuowanych) w zachodniej części stanu Nowy Mek
syk pomiędzy miastami Clovis i Portales. Kultura Clovis, jeszcze starsza od kultury Folsom, jest również kulturą łowiecką. Badania geologiczne wykazały, że kultura Clovis zalegała niżej niż kultura Folsom, a pomiędzy nimi znaleziono warstwę bez szczątków. Obserwacje geologiczne zostały potwierdzone także przez wyniki badań paleontologicznych, które też wskazują na starszy wiek kultury Clovis. Charakteryzują ją szczątki słoni preriowych,
Ostrze typu Clovis, około 1/2 wielkości naturalnej (wg Bryana)
wielbłądów i dzikich koni, tj. zwierząt, których brak w warstwach kultury folsomskiej. Nam — Europejczykom — może się wydawać dziwne, że Praindianie polowali na Wielkich Równinach na słonie preriowe, a na południowym wschodzie na mastodonty...
Zamieszkiwali oni już 10 000—15 000 lat temu wielki obszar
o owalnym kształcie — od zachodnich stoków Gór Skalistych po skalistą granicą meksykańską na południu, a na północy po Saskatchewan i Albertę w Kanadzie. Z tego terenu Praindianie przenosili się i w inne okolice zawsze kierując się śladami wędrówek wielkich ssaków.
Niestety, długo nie znano szczątków szkieletów człowieka fol- somskiego. Niemal z pewnością można było przyjąć, że musiał należeć do jakiegoś typu Homo sapiens, ale zagadką było, do jakiego. Na przełomie lat 1953/54 znaleziono w pobliżu miasta Midland w Teksasie jak dotąd jedyne szczątki szkieletowe człowieka folsomskiego. Wśród wyrobów reprezentujących kulturę folsomską oraz kości wymarłych antylop, bizonów i koni odkryto fragmenty czaszki kobiecej.
W pierwszych dziesiątkach lat badań archeologicznych w Ameryce Północnej wiek znaleziska określano, jak zresztą wszędzie w tych czasach, jedynie na podstawie danych geologicznych i paleontologicznych. Wiek kultury folsomskiej oceniono wówczas na około 10 000—15 000 lat. Dziś, dzięki możliwościom datowania nowoczesną metodą ,4C (wiek bezwzględny) uzyskuje się dokładniejsze dane. Tym razem wyniki uzyskane tą metodą dla wielu próbek z licznych stanowisk tej kultury w zadziwiający sposób
w pełni potwierdziły poprzednią ocenę wieku. Próba datowania szczątków szkieletu słonia preriowego Mammuthus columbi (Fal- coner) znalezionego wraz z ostrzami typu Clovis w pobliżu Dent w Kolorado dała wynik 11 200 lat. W datowaniach zabytków typu Clovis z Naco i Lehner w Arizonie uzyskano wartości w granicach 11 000 i 12 000 lat, a stanowisko Lindenmeier w Kolorado datowano na około 10 700 lat.
Kultura Paleoindian na Wielkich Równinach trwała około 4001) lat. Podzielono ją na trzy zasadnicze grupy kulturowe. Pierwsza z nich to kultura Llano (Clovis), charakteryzująca się dużymi, stosunkowo surowymi pod względem obróbki ostrzami kamiennymi. Towarzyszyła jej fauna obejmująca jeszcze słonie prerio- we. Przyjmuje się, że przedstawiciele tej kultury żyli około 10 000—9000 lat p.n.e. Niektórzy paleontolodzy amerykańscy przypuszczają jednakże, iż w ciągu najbliższych lat na Wielkich Równinach odkryte zostaną jeszcze starsze stanowiska tego kompleksu kulturowego. Do drugiej grupy zalicza się kulturę Lin- denmeier (kulturę Folsom) reprezentowaną przez drobniejsze ostrza i faunę z wymarłymi bawołami (9000—8000 lat p.n.e.). Trzecią jest kultura Piano (8000—6000 p.n.e.).
Wielu archeologów sądzi, że pierwsi ludzie przeszli do Ameryki około 26 000—28 000 lat temu przez Pomost Beringa, a więc jeszcze przed największym zlodowaceniem Wisconsin, oddzielającym Alaskę od południowo-wschodnich terenów Ameryki Północnej. Północne tereny Ameryki Północnej Praindianie zasiedlili dopiero po cofnięciu się lodowca.
Prawdopodobnie jednak kultura Eskimosów z północnych wybrzeży Ameryki nie łączy się z kulturą Praindian. Według dzisiejszych poglądów początków kultury Eskimosów należy szukać w kulturze wschodniograweckiej (późnopaleolitycznej, wchodzącej w skład najszerzej pojętych kultur oryniackich). Kultura wschodniograwecka przeniknęła w czasie pomiędzy 20 000 a 10 000 lat p.n.e. z terenów centralnej Syberii do Azji północno-wschodniej, a jej przedstawiciele przeszli do Ameryki Północnej w kilku partiach prawdopodobnie również przez Pomost Beringa. Jedna z ostatnich infiltracji tej kultury wiąże się bezpośrednio z początkami kultury Eskimosów. Za stosunkowo późnym przybyciem Praeskimosów do Ameryki Północnej przemawia również i to, że
narzeczo Eskimosów jest jedyną formą językową Ameryki spotykaną poza jej terenami również i w Azji Północnej.
Badania archeologiczne w Fairbanks przyczyniły się więc do poznania kultury „amerykańskich potomków” ludzi grawe- ckich — przybyszy z Azji Wschodniej — kultury, z jakiej wywodzi się bezpośrednio kultura dzisiejszych Eskimosów. W ten sposób znaleziono klucz do rozwiązania problemu pochodzenia i powstania tej ostatniej.
Rozdział dwudziesty trzeci
KULT ZMARŁYCH SPRZED 6000 LAT
Był rok 1949. W jednym z zakładów Sondershausen (okręg Erfurt, NRD) oddano do użytku nową halę produkcyjną. W jednym z wykopów pod nowe hale produkcyjne robotnicy natknęli się nagle na szczątki szkieletów. W charakterze eksperta wezwano mieszkającego w Sondershausen A. Spangenberga, wielce dla miasteczka zasłużonego opiekuna zabytków prehistorycznych i historycznych. W wykopie rozpoznał on szczątki kostne i fragmenty starych naczyń glinianych. Nie opuszczała go myśl, że mogą to być szczątki z epoki kamienia. „Jeśli spychacz tu odsłonił i niestety częściowo zniszczył cmentarzysko człowieka z epoki kamienia, powinno tu być więcej takich grobów” — myślał Spangenberg. O odkryciu i swoich domniemaniach zawiadomił natychmiast Muzeum Prehistoryczne w Weimarze.
Dotychczas naukowcy znali z terenów Europy Środkowej jedynie pojedyncze groby i niekompletne cmentarzyska z najwcześniejszego okresu neolitu. Zaliczano je do największych rzadkości. Zarejestrowano natomiast już setki wykopanych osiedli ze szczątkami neolitycznej kultury ceramiki wstęgowej.
Zasadniczym elementem budowlanym takich osiedli jest wydłużona prostokątna „chata”, świadcząca o stosunkowo wysoko zorganizowanym życiu społecznym jej mieszkańców. W tych wsiach sprzed około 6000 lat nie dopatrzono się jednak dotychczas domów szczególnie uprzywilejowanych w sensie wielkości lub położenia. Mimo że odsłonięto dokładne zarysy takich wsi
i poznano układ domostw, nie wiedziano dotąd nic o podziale społeczności ludzkiej tam mieszkającej. Odpowiedzi mogłyby udzielić jedynie cmentarzyska tych najwcześniejszych rolników Europy Środkowej, ale cmentarzysk takich dotąd nie znano.
Wezwani do Sondershausen fachowcy orzekli, że resztki naczyń oraz znalezione topory kamienne są zabytkami kultury ceramiki wstęgowej. Odkryto więc groby jej przedstawicieli. Czy ziemia kryje dalsze groby? Pytanie tylko krótko pozostawało bez odpowiedzi. Przy poszerzaniu wykopu odkryto w zwapniałym lessie dobrze zachowaną czaszkę i za chwilę cały szkielet, już z kolei drugiego pochówku. W trakcie dalszych prac budowlanych odsłonięto jeszcze trzy groby.
Wkrótce nie było wątpliwości, że tu — w samym centrum zakładu przemysłowego — znajduje się całe cmentarzysko. Teraz dopiero rozpoczęły się nieprawdopodobne trudności. Za wszelką cenę należało uratować ten cenny skarb prehistoryczny.
W ciągu następnych lat udało się szczęśliwie kontynuować prace wykopaliskowe. Czekała nas jednak jeszcze jedna niespodzianka — część cmentarzyska leżała bezpośrednio pod halą maszyn. Już w czasie pierwszych prac wykopaliskowych w latach 1949—1952 stwierdziliśmy, że w miejscu, gdzie dziś wznosi się niepodpiwniczona hala maszyn nr I, w ostatnich latach drugiej wojny światowej wykopano rowy przeciwlotnicze, przez co dwa groby cmentarzyska uległy zniszczeniu. Układ odsłoniętych 28 grobów ze szkieletami skurczonymi utwierdził nas w przekonaniu, że pod halą maszyn nr I należy oczekiwać dalszych grobów. W celu całkowitego odsłonięcia tego dotąd jedynego na terenie Europy Środkowej cmentarzyska należało opróżnić halę, przebić się przez betonową podłogę i wkopać się na głębokość ponad
2 m. Nadszedł rok 1955.
Autorytatywne instytucje Turyngii zajmujące się badaniami prehistorii wystąpiły z wnioskiem przebadania całej powierzchni hali maszyn. Sprawa tego bardzo kosztownego przedsięwzięcia miała się rozstrzygnąć w najbliższym czasie. Mimo największych trudności technicznych uzyskano w końcu zgodę dyrekcji zakładów na przebicie betonowej podłogi hali maszyn nr I.
Dzięki poparciu władz zdołaliśmy przeprowadzić prace wykopaliskowe w Sondershausen w pożądanym zakresie. Ministerstwo Budownictwa w Berlinie przydzieliło materiały budowlane potrzebne do odbudowy zniszczonych hal produkcyjnych. I wreszcie po tylu perypetiach mogliśmy latem 1955 przystąpić do prac wykopaliskowych.
Halę produkcyjną zastaliśmy wypróżnioną do połowy. W drugiej jej części robotnicy jeszcze obsługiwali tokarki, przesuwali bryły stali. W ciągu następnych dni i tygodni obraz się zmienił. W rozległej hali dudniły teraz głucho młoty pneumatyczne. Nasze wykopy stawały się coraz głębsze. Wkrótce halę pokryła sieć rowów i „pomostów”. „Pomosty” — wąskie przejścia pomiędzy wykopami — miały później stanowić szkielet dla nowej betonowej podłogi. W niektórych miejscach, gdzie groby zachodziły, względnie w całości leżały pod „pomostami” musieliśmy przecinać i te wąskie pozostałości po betonowej podłodze. Ale w końcu i tak pozostawiliśmy dość betonowych połączeń w stanie nienaruszonym. „Pomosty” musiały być bardzo wąskie, by żaden grób pod nimi nie uszedł naszej uwadze.
Kiedy kopiący robotnicy dotarli wreszcie do głębokości około 150—170 cm, sami przystąpiliśmy do pogłębiania wykopów. Teraz oczywiście tempo prac znacznie zmalało. W każdej chwili można było łopatą uszkodzić czaszkę, naczynie czy inne szczątki. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu nabytemu w czasie prac terenowych badacze wiedzą, jak i gdzie w danej chwili posłużyć się łopatą czy też innym narzędziem przeznaczonym do prac wykopaliskowych.
Wreszcie łopata natrafiła na coś twardego. Teraz należało użyć mniejszych narzędzi. Ostrożnie usuwaliśmy ziemię. W odsłonięciu wielkości dłoni ukazało się naczynie. W chwilę później ukazała się górna część naczynia, a na niej głęboko wcięte wstęgowa te wzory. Wiedzieliśmy, że w pobliżu naczynia powinien być też szkielet. Z wielką ostrożnością kontynuowaliśmy naszą pracę. Coraz bardziej zagłębialiśmy się w warstwę lessu. I znów coś twardego — szpachelka ześliznęła się po czaszce, która leżała dokładnie pod wielkim naczyniem. Obok były jeszcze szczątki drugiego naczynia, które niestety zostało zgniecione przez masy ziemi. Powoli zdejmowaliśmy poziome warstwy gleby. Po niedługim czasie stwierdziliśmy, że w tym samym grobie znajduje się jeszcze drugi szkielet, również w pozycji skurczonej. Potem znajdowaliśmy dalsze pojedyncze groby. W sumie były to 44 szkielety w bogato wyposażonych grobach. Cmentarzysko w Son- dershausen wskazywało, iż już przed 6000 lat ludzie mieli zwyczaj chowania zmarłych na jakimś przeznaczonym do tego celu
polu. Jak wynika z dotychczasowych obserwacji, zmarłych chowano w nieregularnych grupach, przy czym całe pole było niewątpliwie cmentarzyskiem całej społeczności wiejskiej, poszczególne grupy natomiast oznaczają prawdopodobnie krąg zmarłych spokrewnionych ze sobą (pochówki rodzinne).
Groby nie leżały na jednakowej głębokości. Nie stwierdzono dotąd, czy na grobach stawiano, czy kładziono kamienie. Niemniej jednak pewne cechy pochówków wydają się przemawiać za tym, że groby były w jakiś sposób znakowane. Większość szkieletów leżała w pozycji skurczonej. Można by się tu dopatrywać „ułożenia do snu”. Zmarłego kładło się na boku z podkurczonymi nogami i rękami ułożonymi przed twarzą łub co najmniej w jej pobliżu. Tę charakterystyczną pozycję szkieletów w grobach neolitycznych usiłowano rozmaicie wyjaśnić. Jak dotąd nie znamy jednak jeszcze przekonującego wytłumaczenia. W każdym razie takie ułożenie ciała zmarłych wiąże się też niewątpliwie z obrzędami pogrzebowymi, z wiarą w reinkarnację. Przyglądając się pojedynczym grobom i _ cmentarzyskom środkowoeuropejskiej kultury ceramiki wstęgowej łatwo zauważyć, że pochówki cechuje dbałość o zaopatrzenie zmarłego, co można wytłumaczyć jedynie wiarą w pośmiertną reinkarnację. Te wierzenia determinowały sposób chowania zmarłego w pozycji przypominającej sen, wkładania pokarmów i napojów do grobu czy stawiania ich na grobie, skłaniały do dawania im narzędzi, przy- borów, odzieży i ozdób.
We wczesnoneolitycznych grobach z Sondershausen szczególnie interesujące są bogate ozdoby wykonane z grubych muszli rodzaju Spondylus. Muszle były zapewne sprowadzane znad Morza Śródziemnego, gdzie te mięczaki żyły. Tak więc wyposażenie grobów z Sondershausen rzuca również światło na powiązania handlowe i kulturalne tych ludzi. Ozdoby z muszli występowały wyłącznie (z jednym tylko wyjątkiem) w grobach kobiecych. Bogato wyposażony grób zawierał perły z muszli (rodzaj Spondylus), przewiercone kawałki rogów jelenich lub ich imitację z kości, jak również jedną dużą muszlę z wycięciem w kształcie litery „V”. Obok fragmentów ceramiki i ozdób znaleziono w grobach topory kamienne, noże krzemienne i inne przybory. Gładzone ostrza toporów kamiennych nie zawsze leżały na płaskim boku,
7-
toporów poprzecznych jednoznacznie świadczy o tym, że były one kiedyś osadzane na trzonach.
Przy dwóch grobach zauważono poza jamą grobową (inne zabarwienie ziemi) ślady po podwójnych słupach. Podobnie jak w innych przypadkach i tu mamy do czynienia z resztkami wzno-
szonych nad grobami „chat” zmarłych. Chaty zmarłych z kultury ceramiki wstęgowej wczesnego neolitu są najstarszymi dotychczas poznanymi urządzeniami tego typu i z tego względu zasługują na szczególną uwagę.
Innym charakterystycznym rysem tych grobów są rozrzucone skorupy naczyń, znajdowane często w samych grobach lub także w warstwach ziemi nad nimi. To osobliwe sypanie skorup musiało być również związane z obrzędem chowania zmarłych.
Od dawna znano z grobów z ceramiką wstęgową lubrykę i inne barwniki czerwone. Nierzadko znajdowano też palety i płytki do rozcierania i nakładania farb częściowo jeszcze noszące ślady intensywnych barw. Prawdopodobnie zmarłym nie tylko wkładano do grobu lubrykę i inne barwniki naturalne do malowania skóry, ale malowano również ciało zmarłego przed złożeniem go w grobie. Często głowa leżała na płytkach kamiennych do rozcierania farb. Interesujący jest też fakt znalezienia w grobach z Sondershausen obok stosowanej już w paleolicie lubryki także farby czarnej. Materiał ten był dotychczas znany jedynie ze starożytnego Egiptu z kultur podobnego wieku.
Dość rzadkim zjawiskiem są ślady objawów strachu przed zmarłyni. Takich śladów można się dopatrywać w pochówkach kultury ceramiki wstęgowej. Prawdopodobnie wierzono, że zmarły może wyrządzać szkodę żyjącym, że może wyjść z grobu i „chodzić”. W celu uniemożliwienia szczególnie niebezpiecznym zmarłym wyjścia z grobu i chodzenia krępowano ich albo też ćwiartowano. Niezwykle interesujących obserwacji w zakresie tych obrzędów dokonano w jednym z grobów cmentarzyska w Sondershausen. Zmarłej z tego grobu wyrwano prawdopodobnie w czasie chowania nogi, które następnie pogrzebano w wyższych partiach jamy grobowej. Jedna noga owej kobiety leżała około 20 cm powyżej tułowia, odwrócona w stosunku do niego, lecz w porządku anatomicznym. Pochówek ten wskazuje jednoznacznie, że zmarłego traktowano tak samo jak żyjącego człowieka. Kończyn po oddzieleniu ich od ciała nie niszczono, lecz grzebano w wyższych warstwach jamy grobowej. Został w ten sposób niszczony organizm jako całość i zmarły nie był już zdolny do poruszania się, nie mógł więc już szkodzić innym.
Wszystkie te elementy neolitycznego kultu zmarłych spotyka-
my w nieco zmienionej formie także na cmentarzach średniowiecznych, a nawet jeszcze młodszych. Przede wszystkim zaś pielęgnują go po dzień dzisiejszy ludy pierwotne zamieszkujące naszą planetę. W rok po zakończeniu prac wykopaliskowych w Sondershausen ogłoszono znalezienie innych prehistorycznych grobów z Bruchstedt (powiat Langensalza). Wiadomość telefoniczną uzupełniono stwierdzeniem, że niestety dość późno rozpoznano
groby, gdyż prace ziemne wykonywane są w szybkim tempie przy użyciu maszyn. Byliśmy mile rozczarowani, gdy stwierdziliśmy, że i w Bruchstedt mamy do czynienia z rzadkim cmentarzyskiem tej samej kultury neolitycznej, do jakiej zalicza się cmentarzysko | Sondershausen.
Odkryte cmentarzysko tzw. kultury ceramiki wstęgowej leży na zachód od Bruchstedt, powyżej poziomu wód powodziowych rzeki Fernbach. Ze względu na porę roku (późna jesień) można było już tylko przeprowadzić najważniejsze prace ratownicze w obrębie jednego z budowanych silosów. W wykopie przygotowanym pod budowę silosu kukurydzianego zdołaliśmy zabezpieczyć osiem niestety uszkodzonych szkieletów, jak również naczynia i wyroby kamienne stanowiące wyposażenie grobów.
Następnego dnia rozpoczęliśmy prace wykopaliskowe w bezpośrednim sąsiedztwie stanowiska, odkrywając sześć dalszych grobów. Ze względu na konieczność zakończenia najpilniejszych prac związanych z budową silosu nie mogliśmy kopać w centrum stanowiska. Potem nastanie mrozów przerwało prace całkowicie. Przed nami w obrębie silosu leżał jeszcze jeden — ostatni do przebadania w tym roku grób. Niestety, w obawie przed uszkodzeniem szkieletu nie mogliśmy kopać w zmarzniętej ziemi. Co robić? Może przykryć grób i oznaczyć miejsce? Ale czy odwilż wiosenna oraz koła i gąsienice traktorów nie zniszczą go? Wtedy wpadł nam do głowy zbawienny pomysł: słoma i benzyna. Wkrótce nad znaleziskiem płonął ogień. Zmarznięta ziemia została rozmrożona i zanim zima nadeszła, wydobyto wszystkie szczątki z ©■obu.
W ciągu następnych lat zdołaliśmy i to cmentarzysko rozkopać. Było ono założone na bardzo podobnych zasadach jak cmentarzysko w Sondershausen. W trakcie dalszych prac okazało się, że osiedle kultury ceramiki wstęgowej z Bruchstedt na pewien czas zostało opuszczone przez jego mieszkańców. W tym czasie i cmentarzysko uległo zapomnieniu. Później osiedlili się w tym samym miejscu rolnicy młodszej fazy kultury ceramiki wstęgowej. I tak doszło do tego, że dziś ślady cmentarzyska krzyżują się ze śladami osiedla. Długo jeszcze trwały wnikliwe badania naukowe nad tymi dwoma bardzo interesującymi cmentarzyskami.
Rozdział dwudziesty czwarty
PLEJSTOCEŃSKIE ŁOSIE STEPOWE W KRAJU SCYTÓW?
Szczątki łosi stepowych Alces latifrons (Johnson) dotychczas znano jedynie z terenów Europy. Przypuszczano, że granica rozsiedlenia tych zwierząt przebiegała po europejskiej stronie Uralu. Najstarsze szczątki łosi stepowych pochodzą z Francji (Sśneze) i Anglii. Dziś zalicza się je do podrodzaju Libralces, uważając je za bezpośrednich przodków Alces latifrons z wczesnego okresu plejstocenu środkowego. Poroże typowych form Alces latifrons charakteryzowały duże łopaty, tymczasem poroża łosi z Francji wykazują długie gałęzie i stosunkowo małe łopaty. W dodatku gałęzie poroży francuskich są silnie wygięte. Tak silnego wygięcia nie stwierdzono natomiast na geologicznie młodszych porożach.
Najbardziej kompletne szczątki szkieletowe typowego łosia stepowego znaleziono w piaskach z Mosbach (doliny rzek Renu i Menu, górne warstwy utworów). Przypominają one jeszcze w znacznym stopniu prymitywne formy z willafransu Francji. U form geologicznie młodszych obserwuje się tendencję do powolnego skracania gałęzi poroży, ale mimo to łopaty w dalszym ciągu wykazują prymitywną budowę. Nie ma jeszcze podziału jak u dzisiejszych łosi na łopaty przednie i tylne. Niezależnie od tego zróżnicowania granica zmienności poroża łosi typu latifrons jest bardzo szeroka. Wydaje się, że co najmniej niektóre populacje chronologicznie młodsze zbliżają się pod względem ukształtowania poroża do form dzisiaj żyjących. Ogólnie biorąc „trzon” łopaty ulega skróceniu, a sama łopata zróżnicowaniu. Ponadto na drodze dalszego rozwoju pierwotna, niemal płaska łopata wygina się w tył i ku górze, uzyskując tym samym wygląd nieco zbliżony do łopat dzisiejszych łosi.
Okazy typowe Alces latifrons (Johnson) pochodzą z utworów plejstoceńskich zwanych „Cromer Forest Beds”, występujących na wschodnim wybrzeżu Anglii. Szczątki zwierzęce z tych znalezisk mają charakter fauny interglacjalnej. „Cromer Forest Beds” zalicza się do najsłynniejszych znalezisk fauny plejstocenu Anglii. Pierwsze znalezione tam szczątki łosi stepowych opisał paleontolog angielski Johnson już w 1874. Dzięki niezwykle interesującym szczątkom kostnym szereg niewielkich miejscowości weszło na stale do literatury naukowej. Są to m. in.: Norfolk, Cromer, East i West Runton, Overstrand, Trimingham, Mun- desley i Bacton. Tu, na wschodnim wybrzeżu Anglii, przebiega północno-zachodnia granica występowania szczątków Alces latifrons.
Nowe znaleziska, odkryte przez radziecką wyprawę w Azji Wschodniej., przesuwają tę granicę jeszcze dalej na północ.
Na rozległych terenach Syberii Wschodniej, w dorzeczach rzek Jeniseju, Leny i Ałdanu, naukowcy radzieccy odkryli nowe interesujące szczątki łosi stepowych. Niedawno będąc w Moskwie miałem możność zapoznać się z tymi materiałami. W Muzeum Paleontologicznym Akademii Nauk ZSRR spotkałem się z profesorem Flerowem i doktorem Trofimowem. Materiały, które mi pokazali, były rzeczywiście szczątkami poroży łosi stepowych — Alces latifrons (Johnson). Któż by przypuszczał, że kiedyś na terenach wschodniej Azji odkryte zostaną takie formy? Większość szczątków była niezbyt dobrze zachowana; brakowało w wielu przypadkach łopat poroża. Mimo to jednak było możliwe dokładne określenie przynależności gatunkowej szczątków.
Odkryte w tych samych znaleziskach razem z łosiami szczątki innych wymarłych ssaków umożliwiały określenie wieku tej fauny. Obok fragmentów poroża Alces latifrons (Johnson), tj. łosia olbrzymiego zwanego też stepowym, znalazły się szczątki „dzikiego konia sanmeńskiego” (Equus sanmeniensis Teilhard de Chardin et Piveteau) oraz słoni kopalnych. Wiek tych szczątków określa się na około 500 000 lat. Znalezione fragmenty szkieletu łosi skłaniały do zastanowienia się nad rozsiedleniem tych zwierząt we wczesnej fazie plejstocenu środkowego. Jak już wspomniano, około 1870 odkryto na terenie wschodniej Anglii pierwsze szczątki łosi stepowych. Szczątki syberyjskie odkryto niemal
100 lat później. Niestety, wypełniające ten okres intensywne badania o charakterze międzynarodowym nie rozwiązały całego problemu. Dotąd na przykład nie wiadomo, gdzie należy szukać centrum rozwojowego tych ssaków. Z pewnością dalsze poszukiwania pozwolą odpowiedzieć i na to pytanie.
Znalezisku angielskiemu nadano nazwę Cromer od miasta, w pobliżu którego się znajduje. Leży ono nad samym brzegiem morza. Utwory geologiczne znaleziska „Cromer Forest Beds” są osadami brakicznymi i aluwialnymi jakiejś wielkiej rzeki. Zalegają w zagłębieniach Weyboume Crag, czasem bezpośrednio na „Basis Stone Bed” — twardej warstwie wymyfych buł krzemiennych i innych skał. Powszechnie używana nazwa utworów nie jest zupełnie ścisła i może wprowadzać w błąd, gdyż większość znalezionych w tym miejscu kopalnych drzew nigdy tu nie rosła. Zostały one przeniesione przez rzekę. W czasie powstawania „Cromer Forest Beds” Anglię pokrywały olbrzymie lasy iglaste, przechodzące na południu w liściaste.
Około 500 000 lat temu w otwartych dolinach rzecznych tego obszaru żyły obok słoni leśnych i nosorożców łosie stepowe — najwięksi przedstawiciele jeleniowatych wszystkich czasów. Rozpiętością poroża znacznie przewyższały nawet najsilniejsze okazy jeleni olbrzymich. W osadach rzecznych szczątki przetrwały setki
tysięcy lat, aż w końcu fale morskie wymyły je z klifowego wybrzeża.
W podobnych warunkach żyły prawdopodobnie także odkryte przez naukowców radzieckich syberyjskie łosie stepowe. Wydaje się, że niziny Ałdanu, Leny i Jeniseju stanowiły dla tych ssaków idealne środowisko. Ich potężne, szerokie poroża uniemożliwiały przebywanie w- lasach, musiały one więc wybierać tereny otwarte lub obszary porośnięte niskopienną roślinnością.
Szczątki podobnych łosi znaleziono również na obszarach Azji Północnej. Przemawiają one za tym, że łosie typu Alces latijrons przetrwały na tych terenach dłużej niż pokrewne im formy Europy Środkowej. Niemniej jednak żadne i nich nie przetrwały środkowego plejstocenu.
W kulturze Scytów przypadającej na wieki VI i V p.n.e. (okres persko-joński) spotykamy stylizowane w złocie i brązie wizerunki łosi. Mimo stylizacji nie ma wątpliwości, że wszystkie te obrazy przedstawiają łosie, gdyż cechy anatomiczne właściwe temu gatunkowi są bardzo wyraźnie wypracowane. Znaczy to, iż twórcom tych dzieł anatomia łosi nie mogła być obca. Nieomylnie rozpoznaje się ciężką głowę zwierzęcia z silnie wykształconą wargą górną, mniej wyraźne natomiast są łopaty. Zaznaczono je tylko w zarysie przy pomocy wolut. Z zespołu znalezisk w Maj- kopie (Nizina Kubańska ZSRR) pochodzą złote okucia, których brzeżny pas szerokości około 25 mm pokrywają liczne sylwetki zwierzęce. Na złotej blasze znajdują się płaskorzeźby leżących łosi. Ich odwrócone w tył głowy wykazują wszystkie charakterystyczne dla tego gatunku cechy anatomiczne. Szczególnie rzucają się w oczy silnie wykształcone kopyta.
Naszą uwagę kierujemy jednak przede wszystkim na poroże. Widoczna jest tylko jedna gałąź, podobnie zresztą jak na innych wizerunkach jeleniowatych, wykonanych w stylu scytyjskim. Łopatę zaznaczono dwiema wolutami. Szczególnie silnie podkreślono wydłużoną gałąź nad czołem zwierzęcia. Taka długa, „naga” gałąź poroża została jeszcze bardziej uwydatniona na innej wykonanej w brązie płaskorzeźbie scytyjskiej. W tym przypadku nie uwzględniono prawie w ogóle łopaty poroża. Wszystkie jednak pozostałe typowe dla łosi cechy są dokładnie wypracowane.
Według A. Bachofen-Echta sylwetki zwierząt w scytyjskim
zdobnictwie metali odnoszą się do plejstoceńskiego łosia stepowego. Autor, uzasadniając swój pogląd, zwraca szczególną uwagę na długą gałąź i wyciąga stąd wniosek, że scytyjski artysta zamierzał przedstawić nie łosia dzisiejszego, lecz właśnie plejstoceńskiego łosia stepowego Alces planifrons (Johnson). Jeśli tak, to łoś ten powinien był jeszcze żyć na nizinach na północ od Morza Czarnego w czasach, kiedy „w Atenach Platon nauczał, a na wybrzeżu Scytii w Olbii i Pantikapeum Grecy handel uprawiali”.
Ponieważ jednak „ostatnie” syberyjskie łosie stepowe (Alces latifrons) wymarły przed setkami tysięcy lat, należy przy ocenie wszelkich archeologicznych stylizowanych wizerunków łosi zachowywać największą ostrożność. Wprawdzie najnowsze wyniki badań paleontologów radzieckich wskazują na występowanie w środkowym plejstocenie Syberii form przypominających łosie stepowe, ale nie ma żadnych dowodów, by przetrwały one ten okres na terenie Azji.
Rozdział dwudziesty piqty NAJSTARSZE DRZEWA ŚWIATA
Na błękitnym niebie nad Sierra Nevada, nad wysuszonymi stokami Góry Czarnej (Black Mountain) nie widać ani jednej chmurki. Droga przez przełęcz Westgard (Westgard Pass Road), przecinająca wąskimi serpentynami głębokie kaniony, prowadzi do starego centrum górniczego na płaskowyżu Cedar-Flat (ce- dar — cedr).
Tę nazwę nadali wyżynie pierwsi na Zachodzie osadnicy, którzy często cedrem nazywali jałowiec zachodni (Juniperus occi- dentaliś). Stąd biegnie na północ droga zwana White Mountains Road. Prowadzi ona prosto do terenu „Ancient Bristlecone Pi- nes”, czyli „prastarych sosen ościstych” {Pinus aristata Engel- mann) w Górach Białych.
W Górach Białych wyróżnia się cztery główne piętra roślinne. Do wysokości 2200 m n.p.m. wysuszone stoki gór pokryte są karłowatymi zaroślami (desert scrub), sięgającymi zaledwie wysokości kolan. Wyżej znajduje się strefa lasów sosnowo-jałowco- wych (Pinus monophylla — Juniperus occidentalis). Od około 3000 do blisko 4000 m n.p.m., tzn. do granicy lasu, sięgają „subalpej- skie” lasy z sosną ościstą i giętką (Pinus aristata — Pinus flexi- lis), a najwyżej leży bezdrzewna strefa „alpejska”.
Lasy „subalpejskie” nie tworzą tu zwartej szaty roślinnej. Rzadko zalesione stoki występują na przemian z pasami bez- drzewnymi. W miejscach „uprzywilejowanych”, chronionych przed wiatrem, zwłaszcza na piaskowcu i granicie, rośnie sosna giętka. Sosna oścista natomiast występuje przede wszystkim na dolomicie.
Na wysokości około 3000 m n.p.m. widzi się jeszcze obok sosny ościstej sosnę giętką, składające się wspólnie na specyficzny cha-
rakter krajobrazu. Liczebność sosny ościstej zwiększa się w miarę zbliżania się do Schulman Grove (grove — lasek, gaj). Na wysokości około 3500 m n.p.m., na smaganych wiatrem stokach Gór Białych, stoją najstarsze na świecie drzewa. Odkryto je zaledwie kilka lat temu. Nie są to ani gigantyczne drzewa mamutowe (Sequoia gigantea) z Sierra Nevada, ani majestatyczne sekwoje wiecznie zielone (Sequoia sempervirens) z wilgotnych lasów gór-
skich na Mchodnim wybrzeżu Ameryki, uchodzące dotąd za najstarsze drzewa świata. Sosny ościste, to sękaci weterani o osobliwych kształtach, rosnący na granicy lasów, na wymiecionych wiatrem stokach gór, na nędznej glebie, częściowo na nagich skałach, w strefie najniższych opadów i stałej erozji eolicznej.
Sosny ościste spotyka się także i w innych rejonach wysuszonych gór Zachodu, gdzie czasem występują w towarzystwie sosen giętkich. Ale tylko tu, w Górach Białych, osiągają tak skrajnie wysoki wiek, mimo że w porównaniu z innymi stanowiskami warunki życiowe mają najtrudniejsze.
Znaczna liczba sosen ościstych, spośród których większość nie przekracza 8—10 m wysokości, przetrwała tu ponad 4000 lat. Stojąc przed nimi istotnie trudno sobie wyobrazić, że niektóre pamiętają czasy, gdy w Egipcie wznoszono piramidy, kiedy zaś Rzymianie tworzyli imperium, miały za sobą już kilkaset lat życia.
W „subalpejskich” suchych terenach sosny ościste rosną bardzo wolno. W ciągu setek lat grubość pnia powiększa się czasem zaledwie o kilka centymetrów.
Przyglądając się rosnącym w wysokich górach Sierra Nevada sosnom ościstym byłoby trudno nie zauważyć śladów ich nieustającej walki z siłami przyrody. W miejscach bardziej odsłoniętych ich zgięte pnie rosną niemal leżąc na ziemi. Wiatr, niepogoda, lód i uderzenia piorunów nadały tym drzewom przedziwne kształty. Odnosi się wrażenie, że jest to jakiś las duchów. Wiele sosen przypomina drzewo wyrzucone przez fale na brzeg morza, ale nie martwe, lecz nadal żywe. Niektóre z drzew częściowo już obumarły. Martwe, rzeźbione piaskiem i gradem bladożółte kikuty wznoszą się ku błękitnemu niebu. Sosny ościste osiągają sędziwy wiek częściowo dzięki zdolności kontynuowania procesów życiowych nawet w przypadku, gdy znaczna część drzewa już jest martwa. W ciągu setek lat burze lodowe pocięły niektóre drzewa do tego stopnia, że dziś ich pnie przypominają deski, wciśnięte między skały.
Odkrywca tych wiekowych sosen, dr Edmund Schulman zastanawiał się, czy nasiona tych starych, zwietrzałych, częściowo obumarłych drzew posiadają jeszcze zdolność kiełkowania. Należało przeprowadzić doświadczenie. Obok jednej z prastarych
sosen ościstych rosło smukłe, wysokie drzewo w wieku przekraczającym „zaledwie” sto lat. Prawdopodobnie był to potomek starej sosny. Z obydwu drzew pobrano szyszki z nasionami, które wszystkie w laboratorium profesora Wenta wykiełkowały.
Dopiero około roku 1940 pracownicy służby leśnej Sierra Nevada zwrócili uwagę na fakt, że wiele sosen ościstych Gór Białych musi być bardzo starych. Na początku określili wiek jednego pnia, który sięgał 940 lat. Ten zdumiewający wynik wzbudził żywe zainteresowanie wielu botaników. Od roku 1953 areał sosny ościstej w Górach Białych jest rezerwatem przyrody. W trzy lata później dr Edmund Schulman z uniwersytetu w Arizonie podjął szeroko zakrojone badania naukowe nad tą rośliną. Wyniki były rewelacyjne. Okazało się, że wśród sosen ościstych znajdują się najstarsze dotychczas poznane drzewa świata, a naj- sędziwsza spośród nich — „Matuzalem” — liczy ponad 4600 lat.
Wiek drzew określono na podstawie wyników uzyskanych z liczenia pierścieni przyrostów rocznych pnia — owych różnicujących się w ciągu jednego sezonu wegetacyjnego struktur tkankowych. Uzyskane wyniki potwierdzone zostały przez datowania radiowęglem (14C). Siedząc cykle przyrostów rocznych szeregu pni zdołano też stwierdzić okresy zwiększonej wilgotności i okresy suszy na omawianym terenie. Na podstawie tych danych można wnioskować o zmianach i tendencjach kształtowania się klimatu, odtworzyć paleoklimatyczną historię danego terenu na przestrzeni 4000—5000 lat. Istotne znaczenie ma również fakt występowania znacznej liczby martwych pni powyżej dzisiejszej granicy lasu. Świadczy to także o zmianach klimatycznych w ciągu ostatnich kilku tysiącleci, w czasie których granica lasu uległa przesunięciu w dół o około 150 m. Z drugiej zaś strony, rosnące dziś wśród martwych pni młode drzewa świadczą o procesie odwrotnym, -tzn. o tendencji przesuwania się granicy lasu w górę. Pracownicy naukowi wielu uniwersytetów Stanów Zjednoczonych przeprowadzają na tym pod względem botanicznym niezwykle interesującym terenie obszerne badania z genetyki, fizjologii roślin, ekologii i dendrochronologii.
Centrum prac badawczych leży pomiędzy Schulman Grove a Patriarch Grove. Od chwili ogłoszenia Gór Białych rezerwatem przyrody nie wolno na tym terenie zbierać żadnych roślin,
ani żywych, ani martwych, zabrania się łamania gałęzi, przemieszczania kamieni. Jedynie instytucjom naukowym udziela się zezwoleń na zbieranie materiałów do badań.
Od ..lasku Schulmana” prowadzi ścieżka długości około 1 km do Pme Alpha — pierwszej odkrytej sosny ościstej liczącej ponad 4000 lat. Aby nie uszkodzić jej pnia, pobrano przy pomocy specjalnego świdra cienkie rdzenie w celu przeliczenia pierścieni przyrostów rocznych. Ta archaiczna sosna pokryta jest dziś korą grubości 25 cm. Oznacza to, że żywe tkanki pozostają już tylko w mniej niż 10% pnia. Drzewo to w dalszym ciągu tworzy szyszki ze zdolnymi do kiełkowania nasionami. Po bokach ścieżki do Pine Alpha znajdują się liczne zwietrzałe sosny ościste, jak i spróchniałe pnie, którym wiatr i lód nadały fantastyczne kształty. Inną ścieżką z Schulman Grove można dotrzeć do sosny „Matuzalem”.
Z badań doktora Schulmana nad sosnami ościstymi wynika, że na świecie istnieją dziś dwie kategorie bardzo starych drzew. Do jednej zaliczamy „olbrzymy” spośród drzew iglastych, czyli sekwoje rosnące w korzystnych warunkach w wilgotnych lasach na zachodnim wybrzeżu Ameryki, do drugiej kategorii natomiast należą „karły” wśród drzew iglastych, które w bardzo niekorzystnych warunkach sięgają wysoko do granicy lasu w Górach Białych. Biorąc pod uwagę żywe drzewa stwierdzono, że „karły” przeżyły „olbrzymy”. Trudno przypuszczać, że znajdą się jeszcze starsze sosny ościste od tych, które dotąd poznano. Wydaje się, że obliczono wiek najstarszych z nich.
W odległości około 19 km od Schulman Grove znajduje się „Patriarch Area” — drugie centrum rezerwatu. Prowadząca do niego ścieżka biegnie przez dzikie, malownicze tereny Gór Białych, a w dali wznoszą się pokryte śniegiem i lodowcami szczyty Sierra Nevada. Gdzieś głęboko w dole ciągnie się poprzez góry i doliny ciemne pasmo rzadkich lasów sosnowo-jałowcowych. Na wysokości około 4000 m nie ma już drzew. Na przeciwległym stoku, na dolomicie rosną jedynie sosny ościste, a wśród nich wznosi się „Patriarcha” — największa spośród dotąd poznanych sosen ościs- tych.
POLSKIE BADANIA ARCHEOLOGICZNE I PALEONTOLOGICZNE
Nosorożec włochaty ze Starani
„W połowie października 1907 r. rozeszła się wieść po dziennikach krajowych o wydobyciu w Staruni w jednym ze szybów kopalni wosku ziemnego .... w głębokości 12,5 m mamuta {Elephas primigenius Blmb.) zachowanego ze skórą i innemi miękkiemi częściami ciała. Zrazu wydobyto szczątki tego zwierza, w mniemaniu, iż trafiono na padlinę wołu z ogromnymi rogami, odrzucono na hałdę, nie przywiązując do tego znaleziska żadnego ważniejszego znaczenia. Szkielet już w samym szybie przy nieoględ- nem wydobywaniu pogruchotano, przyczem najwięcej ucierpiała czaszka, a z poszarpanych kawałów skóry co lepsze części poroz- bierali robotnicy na swój użytek.
.... Wszystko, cokolwiek dotąd ze szczątków mamuta znalazło się w szybie, na polecenie Komisyi [Komisji Fizjograficznej Akademii Umiejętności w Krakowie — przyp. autora] poparte zarządzeniem c.k. Starostwa Bohorodczańskiego, złożono w osobnym budynku i oddano pod straż, wyznaczoną z posterunku żandarmeryi w So- łotwinie do czuwania ścisłego nad tem całem wykopaliskiem.
... Dalsze poszukiwania w tym samym szybie, jako też na hałdzie z każdym dniem dostarczały coraz obfitszego materyału ...
... Dnia 6 listopada wczesnym rankiem dał znać dozorca kopalni
B. Roz., iż w 17,6 m, prawie o 5 m poniżej poziomu, w którym wykryto mamuta, znalazło się drugie jakieś wielkie zwierzę, również wraz ze skórą zachowane.... Po kilkugodzinnem odkopywaniu wydobyto około południa rzeczywiście cielsko innego zwierza, składające się z łba okrytego skórą wraz z całem uchem lewem, całej nogi przedniej lewej i potężnego płatu skóry (dł. na 2,5 m) przedniej części lewego botku ciała. Gdy to zwierzę wyciągnięto
na wierzch szybu, rozpoznano w niem natychmiast nosorożca dy- luwialnego (Rhinocéros antiquitatis Blmb.), który podobnie jak nieco później po nim mamut w tem samem bagnie ropnem zatonął”. — Tak relacjonował w 1914 dr Łomnicki okoliczności znalezienia szczątków plejstoceńskich wielkich ssaków w pobliżu małej wsi Starunia, która swój światowy rozgłos zawdzięcza właśnie owemu niecodziennemu znalezisku.
Wydawać by się mogło, że to odkrycie z pierwszych lat naszego stulecia dziś, w epoce lotów człowieka na Księżyc, jest mocno przedawnione. Tymczasem rzecz jest w dalszym ciągu aktualna. Zainteresowanie szczątkami, a zwłaszcza znalezionym 22 lata później w tym samym miejscu całym doskonale zachowanym ciałem nosorożca włochatego sprzed dziesiątków tysięcy lat, jak dotąd jedynym na świecie, nie słabnie, a wręcz przeciwnie, stale wzrasta. W ostatnich latach dzięki zastosowaniu nowszych metod badawczych uzyskujemy wiele danych, o jakich pół wieku temu naukowcy mogli jedynie marzyć. I dlatego dziś badacze wielu krajów zwracają się ponownie ku szczątkom zwierząt sprzed setek tysięcy lat, spodziewając się uzyskać wiele nowych danych o nich samych, ich życiu i środowisku. Nic więc dziwnego, że przygotowuje się m. in. obszerną monografię nosorożców włochatych ze Staruni i bada się zachowane tkanki pod mikroskopem elektronowym dla poznania ich ultrastruktury. Datowanie szczątków, wykonane w Waszyngtonie, w Smithsonian Radiation Biology Laboratory, wskazuje wiek 23 255 ± 775 lat.
Wieś Starunia, znajdująca się dziś poza granicami Polski, położona jest w Karpatach Wschodnich na południe od Lwowa (odległość od najbliższego skraju zlodowacenia krakowskiego wynosiła około 120 km na wschód od Przemyśla, a od lokalnych plejstoceńskich lodowców karpackich około 40—60 km).
Karpaty wypiętrzone w miocenie uległy już w pliocenie częściowej erozji. Wkraczający od północy lodowiec, nie dosięgnąw- szy tych obszarów, nie spowodował żadnych zmian, a zatem ukształtowanie tego terenu w plejstocenie niewiele różniło się od dzisiejszego. Koło Staruni wydobywano od dawna ropę i wosk ziemny — ozokeryt. Stąd też okolica nosi nazwę Ropiszcze. Teren stanowi synklinę szerokości 2—4 km wypełnioną częściowo solo- nośnymi iłami mioceńskimi, której dnem płynie potok Łukawiec
Wielki, wpadający do Bystrzycy Sołotwińskiej, będącej prawym dopływem Dniestru.
Znalezione w 1907 szczątki mamuta i nosorożca włochatego, przechowywane do dziś w Muzeum Przyrodniczym we Lwowie (dawne Muzeum im. Dzieduszyckich) spotkały się z życzliwym zainteresowaniem Akademii Umiejętności w Krakowie. Jeszcze w tym samym roku Akademia Umiejętności zdając sobie sprawę | doniosłości znalezisk w Staruni zdobyła fundusze na dalsze poszukiwania. W tym celu powołała Komitet Badań Staruńskich, w skład którego weszli m. in. członkowie Akademii — profesorowie: H. Hoyer, S. Kreutz, J. Nowak, J. Stach i Wł. Szafer. Zrazu celem dalszych prac poszukiwawczych miało być znalezienie reszty nosorożca z 1907 i ewentualne odkrycie innych jeszcze śladów życia minionych epok. Pod koniec czerwca 1929 przystąpiono pod kierunkiem E. Panowa, kustosza Muzeum Fizjograficznego Polskiej Akademii Umiejętności, do oczyszczenia starego szybu „Mamut” (nazwanego tak w 1907) oraz do wykopania w odległości 15 m nowego szybu. Oba te szyby zamierzano na głębokości 18 m połączyć poziomym chodnikiem. Gdy w czasie kopania natrafiono na kawałki kości i innych tkanek zwierzęcych, wykopano 3 krótkie chodniki poziome. W dwóch pierwszych nie znaleziono nic szczególnego. Dopiero trzeci chodnik, założony na głębokości 12,5 m, odsłonił sensację światową — w siwych iłach plejstoceńskich dostrzeżono ciemne, prawie czarne cielsko. W wielkim napięciu i pośpiechu, ale z zachowaniem największej ostrożności przystąpiono do jego całkowitego odsłonięcia. Rozpoznano w nim bez trudu zachowanego ze skórą i mięśniami nosorożca włochatego. Leżał na grzbiecie; potężna głowa, słupo- wate nogi i niewielki ogon sterczały ku górze. W nieznacznej wysokości ponad jego nogami wystawały ze ściany chodnika resztki szkieletu innego nosorożca. Lewy bok zwierzęcia przylegał do stromej ściany zbudowanej z utworów mioceńskich. Odsłonięty niemal cały prawy bok nosorożca nie wykazywał żadnych uszkodzeń. Napięcie rosło — czy i lewy bok jest nieuszkodzony? Po całkowitym odkopaniu zwłok zauważono jednak uszkodzenia skóry po lewej stronie głowy i szyi oraz otwór znacznych rozmiarów w przedniej części brzucha, przez który prawdopodobnie wypłynęły wnętrzności jamy brzusznej wkrótce po śmierci zwie
rzęcia. W odległości około 1,5 m od zwłok znaleziono później skąpe resztki jelit. Okazało się również, że lewe odnóża przednie i tylne są odłamane. Brakowało także obu rogów nosowych oraz kopyt Skóra pozbawiona była całkowicie włosów, które tkwiły w ile przylegającym do zwłok zwierzęcia. Po dokonaniu pomiarów ciała nosorożca i tymczasowym zabezpieczeniu go w ścianie chodnika przystąpiono do prac nad wydobyciem okazu na powierzchnię. I tu pojawiła się nagle nowa trudność. Rozmiary ciała tego wielkiego ssaka plejstoceńskiego przekraczały wielkość istniejącego szybu. Wydobycie nosorożca w całości tą drogą okazało się więc niemożliwe. Nie pozostawało nic innego jak wykopanie nowego dużego szybu. Pracę tę wykonano, by wreszcie po dwóch miesiącach od chwili znalezienia okazu wydobyć go na powierzchnię i przewieźć do Muzeum Fizjograficznego Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie.
Iły plejstoceńskie przylegające bezpośrednio do ciała nosorożca starannie przepłukano. Uzyskano w ten sposób wiele szczątków roślin, które otaczały nosorożca za życia i którymi się żywił. Pozwalają one nam odtworzyć zarówno krajobraz jak i klimat ówczesny. Według profesora Wł. Szafera jest to flora lądowa
0 charakterze tundry z obfitością traw i mchów, z licznymi krzewinkami, z panującą wśród nich brzozą karłowatą (Betula nana)
1 drobnolistnymi wierzbami. Flora ta jest mieszaniną elementów arktycznych i alpejskich czy też karpackich. Wymagania życiowe tych roślin (gatunków dziś jeszcze żyjących) wskazują na panowanie w tym czasie w Staruni klimatu zimnego, zbliżonego do klimatu dzisiejszej tundry arktycznej na północy Eurazji.
Obszar dotychczasowych poszukiwań w Staruni obejmuje zaledwie kilkanaście metrów kwadratowych. Na tej tak niewielkiej przestrzeni znaleziono szczątki aż trzech nosorożców. Nasuwa się więc pytanie, dlaczego właśnie tu nagromadziło się ich tyle. Nosorożec włochaty nie był rzadkim przedstawicielem fauny plejstocenu. Świadczą o tym liczne szczątki znajdowane na obszarze jego występowania, w całej północnej Palearktyce. Nie był jednak tak pospolity jak np. mamut. Wydaje się więc, że w okolicy Staruni musiały niegdyś istnieć szczególnie korzystne warunki życia dla nosorożców. Prawdopodobnie właśnie tu, w zacisznych kotlinkach u podnóża Karpat tundra była porośnięta bujniejszą roślin-
nością i dostarczała obfitego pożywienia. Niewątpliwie było tu także pod dostatkiem wody, w tym również znaczna ilość wody słonej, bardzo przez ssaki pożądanej. Z jednej strony wspomniane kotliny o wysokich stromych brzegach stanowiły dla zwierząt ochronę przed zimnymi wichrami północy, z drugiej natomiast były niewątpliwie także niebezpiecznymi pułapkami dla zwierząt, gdy po nagłych ulewach napełniały się gwałtownie masami wód, sięgającymi często kilkumetrowej wysokości. Wówczas zwierzęta, które nie zdążyły w porę opuścić kotliny musiały zginąć, a ich ciała unosił prąd wody. Podobnie ginęły tu zwierzęta zimą, kiedy ogromne masy śniegu, naniesione przez gwałtowne wichry w czasie potężnych zamieci śnieżnych, wręcz zasypywały zwierzęta albo też tworzyły zaspy dla nich nie do przebycia. Trudno dziś rozstrzygnąć, w jaki sposób zginęły nosorożce staruńskie. Stan szczątków, zwłaszcza niektóre uszkodzenia zwłok najlepiej zachowanego okazu wskazują na to, iż ciało zwierzęcia, zanim zostało zakonserwowane, ulegało przez pewien krótki czas procesowi rozkładu. Inne dane świadczą o tym, jakoby nosorożec nie poniósł śmierci w miejscu, gdzie został znaleziony, lecz został tam przyniesiony przez wodę. Na podstawie wszystkich tych danych można przyjąć, że nosorożec utonął w czasie powodzi; następnie woda wyrzuciła jego ciało na wyżej położony brzeg, gdzie ulegało przez krótki czas rozkładowi (wtedy prawdopodobnie wypadły ze skóry włosy, odpadły kopyta i rogi), później znów woda zabrała zwłoki i złożyła je w miejscu znalezienia. Miejscem tym był wówczas prawdopodobnie stromy brzeg potoku czy rzeki. Prawy bok zwierzęcia był przyparty do brzegu, lewy natomiast wystawiony na dalsze działanie prądu wody. Może wtedy właśnie wyrwany został otwór w przedniej części jamy brzusznej, przez który najpierw woda wypłukała wnętrzności, a później dostawał się do jamy ciała muł, wypełniając ją niemal całkowicie. Niesiony przez wodę muł pokrywał stopniowo także cały zwrócony ku prądowi wody lewy bok zwierzęcia.
Okolice Staruni obfitowały niewątpliwie w plejstocenie, podobnie jak dziś, w solanki, a ziemię przenikała ropa, co prawdopodobnie sprzyjało tak doskonałemu zakonserwowaniu zwłok zamulonego nosorożca.
Dzięki tym niezwykłym okolicznościom możemy dziś podziwiać
■m
w Muzeum Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie odlew gipsowy zwłok nosorożca w pozycji, w jakiej został przed laty znaleziony, wypchaną skórę, zmontowany szkielet oraz ścięgna, mięśnie, język, włosy. Na tle jasnej ściany rysuje się wyraźnie ciemna sylwetka nosorożca stojącego z pochyloną głową, uzbrojoną w dwa potężne rogi. Skóra przepojona solą, parami ropy naftowej i woskiem ziemnym jest prawie czarna i pozbawiona włosów. Nosorożec włochaty ze Staruni upodobnił się więc pod tym względem po dziesiątkach tysięcy lat do dzisiaj żyjących nosorożców, których skóra jest na ogół nieowłosiona. Jednak w plejstocenie długie gęste futro było warunkiem zachowania życia.
Zachowany w muzeum w Krakowie unikalny okaz nosorożca jest wyjątkowo cennym dokumentem naukowym, rzucającym światło na obraz naszej fauny przed dziesiątkami tysięcy lat.
Człowiek paleolitu a mamut
Mamut (Mammuthus primigenius) należał bez wątpienia do najpospolitszych zwierząt plejstocenu. Jego szczątki znajduje się bardzo często przypadkowo przy różnego rodzaju pracach ziemnych. Są to jednak zwykle jedynie pojedyncze kości, ich fragmenty lub zęby. Takich znalezisk na obszarze Polski znamy dziś już kilkaset. Nieczęsto odkrywa się bardziej lub mniej kompletne szkielety mamuta; jeszcze rzadsze są znaleziska świadczące o bezpośrednim zetknięciu się .mamuta z człowiekiem paleolitu. Takich miejsc jest zaledwie kilka na świecie. W ciągu ostatnich lat na listę państw szczycących się tego rodzaju słynnymi znaleziskami mogła wpisać się także Polska.
W 1950 ukazał się artykuł docenta J. Kulczyckiego z Muzeum Ziemi PAN w Warszawie opisujący znalezienie w Pieninach w okolicy zamku niedzickiego koło Czorsztyna niekompletnego szkieletu mamuta. Na szczątki natrafiono podczas robót ziemnych na głębokości 2,5—3,0 m. Zupełnie stare zęby trzonowe przemawiały za bardzo podeszłym wiekiem mamuta, który najprawdopodobniej zginął w tym miejscu, na co z kolei wskazywał układ kości, tylko w niewielkim stopniu rozwleczonych przez wodę.
Podobnego odkrycia dokonali w roku 1967 mieszkańcy wsi Rzochów pod Mielcem. Szczątki kostne spoczywały w samym korycie rzeki Wisłoki. Dzięki niezwykle niskiemu stanowi wody wyłoniła się na powierzchnię gliniasta łacha, z której wystawały ciemnobrunatne wielkie kości. Naukowcy przybyli z Warszawy, z Zakładu Paleozoologii PAN, rozpoznali w znalezionych szczątkach kości mamuta. Bez zwłoki przystąpiono do ich wydobycia pod kierunkiem inż. M. Kuczyńskiego. Zachowała się żuchwa z zębami trzonowymi, żebra, kilkanaście kręgów, obie łopatki, kość krzyżowa, fragmenty miednicy i części kończyn.
Raz po raz dowiadujemy się z prasy o znalezieniu w piaskowniach górniczych na Śląsku szczątków mamutów. Jak dotąd były to jednak w najlepszym razie bardzo niekompletne szkielety, i to w dodatku pochodzące z tzw. wtórnego złoża, tzn. nie z miejsca, w którym zwierzę poniosło śmierć, a więc pozbawione wartości stratygraficznej!
Znacznie rzadsze z obszaru Polski są szczątki przodka mamuta
— słania stepowego (Mammuthus trogontherii) i jemu współczesnego słonia leśnego (Palaeoloxodon antiąuus). Ale i one u nas występują. I tak np. wiosną 1962 podczas kopania dołu przy ul. Leszno w Warszawie natrafiono na kości słonia leśnego. Zalegały na głębokości 3,5—4,5 m. Niestety, szkielet był w tym przypadku zdekompletowany. Zdołano jednak wydobyć górne zęby trzonowe | częścią podniebienia, cios długości około 2,5 m, wiele kręgów, liczne żebra, łopatkę i kilka innych kości. To cenne znalezisko opracowali prof. K. Krysiak i doc. T. Roskosz z Zakładu Anatomii Zwierząt SGGW w Warszawie oraz dr G. Jakubowski z Muzeum Ziemi PAN.
W żadnym z tych skądinąd cennych znalezisk nie było śladów człowieka paleolitu. Nie wskazywały one na to, że znalezione zwierzęta mogły być łupem paleolitycznych myśliwych, a przecież jest rzeczą powszechnie znaną, że człowiek paleolitu polował na słonie kopalne, wykazując nawet dość daleko posuniętą specjalizację w wyborze gatunków zwierząt łownych. Świadczą o tym choćby Torralba i Ambrona w Hiszpanii — owa „rzeźnia paleolitycznych aszelskich myśliwych” — czy magdaleńscy myśliwi we Francji, wyspecjalizowani w łowieniu reniferów. Innym typem znalezisk są miejsca, w których znajdujemy ślady zabicia jedne-
i
go słonia kopalnego. Znamy zaledwie kilka takich stanowisk; Lehringen (NRF), Domebo (USA), Murray Springs (Arizona, USA), Meksyk oraz Irkuck (ZSRR). Wobec tak nielicznych znalezisk tego typu na świecie dwa polskie są szczególnie cenne.
W roku 1959 w czasie prac ziemnych przy pogłębianiu stawu rybnego w Skaratkach (powiat Łowicz) dokonano przypadkowo odkrycia kości mamuta. W czasie przeprowadzonych tam prac wykopaliskowych pod kierunkiem prof. W. Chmielewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego wydobyto z torfowiska szczątki mamuta. Dr H. Kubiak z Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej PAN w Krakowie stwierdził, że należały one do jednego osobnika. Poza całymi, dobrze zachowanymi sześcioma kręgami, obydwoma rzepkami i fragmentami żeber znaleziono (dotąd bardzo nieliczne) szkielety obu przednich kończyn od członów palców po kości nadgarstka. Odkryte kości tkwiły w torfie w porządku anatomicznym wskazując, że mamut w tym miejscu poniósł śmierć. Czy była to śmierć naturalna? Na podstawie rozmiarów kości stwierdzono, iż był to osobnik duży, przekraczający o co najmniej 0,5 m przeciętny wzrost mamutów, wynoszący 3 m. Z powodu braku zębów nie można było określić wieku osobnika, nie wiedzieliśmy więc, czy był bardzo stary i czy wyłącznie dlatego zginął. Zagadkę rozwiązały znalezione w bezpośrednim sąsiedztwie kości zabytki archeologiczne: odłupek kwarcytowy, fragment kości ze śladami nacięć i kilka węgielków drzewnych. Nie ulegało wątpliwości, że tu działał człowiek paleolitu. Wszystko wskazywało na to, iż zwierzę stało się łupem paleolitycznych myśliwych. Mamut ugrzązł w podmokłym gruncie, został zabity, a wtedy zabrano całe ciało z wyjątkiem dolnych części kończyn przednich, a być może i tylnych (nie zdołano ich odnaleźć ze względu na zbyt wysoki poziom wód gruntowych). Przetrwały one w torfie, jak wykazało datowanie radiowęglem 14C, ponad 37 000 lat. Wynik ten potwierdzały rezultaty uzyskane z badań pobranych materiałów, w tym także analiza pyłkowa. Wszystkie dane wskazują na ostatnie zlodowacenie, na interstadial Göttweig.
W ponury, przenikliwie zimny dzień listopada 1967 jechałem
| Krakowa do Nowej Huty. Spieszyłem na telefoniczne wezwanie
dra St. Buratyńskiego, wielce zasłużonego dla prehistorii Nowej Huty kierownika nowohuckiego oddziału Muzeum Archeologicznego w Krakowie. Wiadomość była krótka i lakoniczna: „przyjeżdżajcie, na terenie Kombinatu jest mamut”. Sprawa była jasna
— należało natychmiast zabezpieczyć szczątki. Do kończącej się budowy walcowni slabing doprowadzano ostatnie przewody. Potrzebne jeszcze było wykopanie dodatkowego płytkiego rowu.
I nagle natrafiono na coś twardego. To nie był kamień, lecz fragment dużej kości. Termin oddania walcowni był bliski, prac budowlanych nie wolno było przedłużyć, a tu nagle niemal pięć przed dwunastą w drogę wchodzą archeolodzy i paleontolodzy. Za wszelką cenę i jak najszybciej należało więc wydobyć i zabezpieczyć wszystkie szczątki kostne i zabytki archeologiczne, poszerzyć znacznie wykop i jak najstaranniej przeszukać obszar co najmniej kilkudziesięciu metrów kwadratowych, na których mógł być rozwleczony szkielet mamuta. Prace utrudniała niekorzystna jesienna pogoda. Mimo to po kilku zaledwie dniach upewniono się, że w lessie nie pozostawiono żadnych szczątków kostnych ani zabytków paleolitycznych. Dodatkowo przeprowadzono wiercenia kontrolne do głębokości około 20 m i pobrano próbki materiałów w celu dokonania ustaleń stratygraficznych. W wyniku badań przeprowadzonych przez doc. J. K. Kozłowskiego (zabytki archeologiczne), dra H. Kubiaka (szczątki paleontologiczne) i mgra A. Welca (obserwacje stratygraficzne) w odkrytym stanowisku można było zaobserwować wyraźne ślady działalności człowieka paleolitu współczesnego mamutowi. Nie zdołano wyjaśnić sposobu zabicia zwierzęcia, określono natomiast, jakie części szkieletu
i inne użyteczne części ciała mamuta, jak skóra czy mięso, zostały zabrane przez paleolitycznych myśliwych. Nie można wykluczyć, że niektóre części mamuta zostały rozwleczone przez drapieżne zwierzęta już po odejściu człowieka. Stanowisko to należy do nielicznych na świecie znalezisk będących miejscem zabicia słonia kopalnego. Szczątki mamuta zalegały in situ (nie były przemieszczone) w typowym lessie ze środkowej części ostatniego zlodowacenia (Wiirm), prawdopodobnie z interstadiału Paudorf. W trakcie preparowania szczątków kostnych mamuta — jednego ciosu, 4 zębów trzonowych, fragmentów czaszki, 4 kręgów, kości krzyżowej i kompletnej miednicy — znaleziono szczątki leminga
(Dicrostoiiy.r torguatus Pallas), wyraźnego wskaźnika chłodnego klimatu i typowego przedstawiciela tundry. Zabytki archeologiczne reprezentowane są w tym znalezisku przez 9 wiórów i ich fragmentów odbitych z dwu rdzeni: jednego z surowca jurajskiego, drugiego z krzemienia narzutowego. Okazy te nie pozwalają na ustalenie przynależności przemysłowej, wskazują jedynie na pierwszą połowę górnego paleolitu.
I znów zadzwonił telefon w Zakładzie Zoologii Systematycznej PAN w Krakowie: red. Cz. Morawetz z „Echa Krakowa” zawiadamiał, iż w pobliżu Kopca Kościuszki odkryto jakieś kości i zęby, być może mamuta. Ulica Spadzista, przy której dokonano odkrycia, prowadząca do Kopca, | była w przebudowie. Sprowadzono spychacz, który przy okazji miał także częściowo wyrównać wysokie pobocze ulicy, będące pozostałością austriackich fortyfikacji ziemnych. Nagle, po zepchnięciu około 2-metrowej warstwy ziemi, pod łopatą spychacza zaczęło coś zgrzytać. Być może obsługa spychacza, przyzwyczajona do podobnych zgrzytów nie byłaby zwróciła uwagi na te odgłosy, gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności — zepchnięto już dość ziemi, teren wyrównano dostatecznie, rola spychacza była spełniona. Przybywszy na wskazane przez red. Morawetza miejsce, w zmiażdżonych ułamkach kości
i zębów rozpoznaliśmy szczątki mamuta oraz pojedyncze zabytki paleolityczne. Koniec roku (1967) nie pozwalał na podjęcie systematycznych prac wykopaliskowych. Z różnych względów należało je odłożyć na lato roku przyszłego. Znalezisku nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Poza odkrywcą i nami — wtajemniczonymi — niewiele osób spośród mieszkańców okolicznych domów o nim wiedziało. Poza tym leżało znacznie powyżej poziomu ulicy i było osłonięte krzewami. W dodatku nikt wówczas jeszcze nie wiedział, co w sobie kryło. Pojedyncze kości mamuta pod Kopcem Kościuszki w Krakowie nie były zresztą rewelacją, gdyż tego rodzaju szczątki znaleziono w tej okolicy już w 1823 roku.
Tymczasem nadeszło lato 1968. Wokół znaleziska ożywienie. Kilkunastu młodych ludzi — studentów archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego — zaczęło powoli i ostrożnie oczyszczać powierzchnię wyznaczoną przez kierownika praktyki doc. J. K. Kozłowskiego. Niebawem ukazały się pierwsze dobrze zachowane kości, a wśród nich okazałe zabytki paleolityczne. Przez cały mie
siąc przekopywano metr po metrze, przeszukiwano warstwę po warstwie. Wydobyto dziesiątki cennych wyrobów krzemiennych
i setki fragmentów i całych kości mamutów. Stało się jasne, że znalezisko jest niezwykłe, że kości mamutów w tym miejscu zostały nagromadzone przez człowieka paleolitu. Sezon wykopaliskowy 1969 przyniósł dalsze rewelacje. Odsłonięto dalsze metry kwadratowe. Z warstwy lessu wyłaniały się wielkie ilości kości, a wśród nich tkwiły piękne narzędzia kamienne. Archeolodzy pod kierunkiem doc. J. K. Kozłowskiego i przy współpracy mgr E. Sachse-Kozłowskiej oraz paleontolodzy — dr H. Kubiak i mgr G. Zakrzewska — wydzierali ziemi nowe tajemnice, porządkowali i interpretowali uzyskane wyniki. Z dotychczasowych danych wynikało, że opracowywane stanowisko posiada wyjątkowo wielką wartość. Było to bowiem obozowisko łowców mamutów sprzed 22 tysięcy lat, pierwsze w Polsce i w Europie Środkowej, a jedno z kilku dotychczas znanych. Materiał kostny reprezentujący w ponad 90% kości mamutów (poza mamutami odkryto pojedyncze szczątki nosorożca, niedźwiedzia, konia, renifera i lisa polarnego) w niektórych miejscach wykopu wykazywał wyraźne nasilenie występowania. Duże kości mamutów, a zwłaszcza żuchwy, wskazywały na obecność dwóch charakterystycznych struktur w postaci kręgów o blisko 2,5-metrowej średnicy. Oba kręgi, złożone z ponad 20 żuchw każdy, były od siebie oddalone zaledwie
o 1 m. Poza żuchwami wyznaczającymi podstawowy zarys kręgów na ich obwodzie stwierdzono występowanie kości płaskich — miednic i łopatek, długich kości kończyn, żeber oraz luźnych zębów trzonowych i ciosów mamucich. Wśród kości zalegały wyroby kamienne. Cały zespół materiału kostnego wskazywał wyraźnie na celowy układ. Przemawiały za tym skupiska żeber wyglądające, jakby niegdyś były ze sobą powiązane, niektóre kości długie kończyn, tkwiące pionowo w kilku warstwach, a więc jak gdyby wkopane, ciosy ułożone parami naprzeciw siebie czy wreszcie wybór tylko pewnych części szkieletów. Destrukcja spowodowana spływaniem soliflukcyjnym jest w całym wykopie stosunkowo niewielka.
Rozmieszczenie materiałów osteologicznych na tle zabytków krzemiennych pozwala przypuszczać, że wyróżnione obiekty były naziemnymi konstrukcjami mieszkalnymi, podobnymi do budowli
odkrytych na terenie Ukrainy i Białorusi w Meziriczu, Mezyni, Dobraniczewce i Kostionkach. Założenia konstrukcyjne wszystkich tych budowii były podobne. Do wszystkich użyto niemal wyłącznie kości mamutów; jedyne różnice występują w wykorzystanych elementach szkieletów. Na Ukrainie fundamenty „chat” stanowiły w znacznej mierze całe czaszki, których w naszym przypadku brakowało. U nas fundamenty były złożone głównie z żuchw, długich kości kończyn, zwłaszcza udowych i ramieniowych, łopatek i miednic, a wyższe partie ścian składały się z żeber i ciosów. Wysokość budowli sięgała około 160 cm. Tak skonstruowane rusztowanie okrywano następnie najprawdopodobniej skórami i z kolei obciążano również kośćmi i głazami wapiennymi.
Położenie obozowiska było dla jego mieszkańców bardzo korzystne. Leżało ono nad urwiskiem skalnym, górującym nad doliną Rudawy od strony południowej, a jednocześnie powiązanym z północnym stokiem Góry Bronisławy. Brzeg urwiska skalnego wznosi się dziś na wysokość około 253 m n.p.m., tj. około 47 m nad dnem doliny zalewowej Rudawy. Cypel skalny, obecnie z powodu prac wykopaliskowych obnażony z pokrywy lessowej, jest częścią masywu wapieni skalistych górnooksfordzkich, które tworzą trzon Góry Bronisławy. Konfiguracja terenu, a przede wszystkim ustalone wierceniami ukształtowanie powierzchni wapieni skalistych wskazuje, że opisywany cypel skalny pierwotnie był rodzajem ostańca oddzielonego od masywu Góry Bronisławy wyraźnym obniżeniem. Powierzchnia szczytowej partii ostańca, na jakiej założono obozowisko paleolityczne, była stosunkowo niewielka, o średnicy maksymalnej około 40—60 m. Stosunkowo niewielka część tego obszaru zachowała się w stanie nienaruszonym, ponieważ dalej od urwiska wybudowano w czasach austriackich fort ziemny.
Obozowisko górując nad doliną Rudawy było doskonałym punktem obserwacyjnym na porośniętą roślinnością stepotundry równinę. Ponadto ów ostaniec skalny był prawdopodobnie trudno dostępny, a więc i bezpieczny. Z drugiej natomiast strony, te na pozór kruche i słabe budowle obozowiska były wystawione na silne działanie wiatru — musiały więc być solidnie zbudowane. Wspomniany brak lasów w tym czasie na naszych terenach, a tym samym brak drewna, zmusił paleolitycznych myśliwych do sięg
nięcia po inny materiał budowlany — kości wielkich ssaków. Wyspecjalizowali się w łowieniu mamutów. Może właśnie taka specjalizacja była dla nich najkorzystniejsza, zabicie bowiem jednego mamuta dostarczało im od razu kilka tysięcy kilogramów mięsa, skóry, kości.
Jak długo pierwotni mieszkańcy ulicy Spadzistej w Krakowie sprzed 22 tysięcy lat tu przebywali, tego jeszcze nie wiemy. Bez wątpienia samo zbudowanie obozowiska musiało im zabrać sporo czasu, skoro do budowy każdej z „chat” użyto ponad 20 mamutów. Czy opłacalny byłby taki wysiłek dla krótkiego pobytu w tym miejscu?
Nie wiemy również, w jaki sposób polowali na mamuty. Jest faktem, że upolowane mamuty były zwierzętami młodymi. Może właśnie takie łatwiej było odpędzić od stada, wpędzić na podmokły grząski grunt, gdzie pod wpływem dużego ciężaru się zapadały, czy skierować w wąską szczelinę skalną, gdzie je zabijano. Znamy narzędzia, jakimi ci ludzie się posługiwali. Inwentarz kamienny zebrany w trakcie prac wykopaliskowych liczy około 1000 okazów wykonanych głównie z miejscowego krzemienia jurajskiego oraz w małym procencie także z krzemieni pochodzących prawdopodobnie z północnej części Wyżyny Krakowsko- -Częstochowskiej. Kilka okazów wykonanych jest z radiolarytu barwy czerwonawej, występującego na pograniczu morawsko- słowackim. W materiale są rdzenie, obłupnie, wióry i narzędzia. Liczny stosunkowo materiał odłupkowy wskazuje na ślady miejscowej obróbki krzemienia — wszystkich stadiów przygotowania i eksploatacji rdzenia. Narzędzia w liczbie 164 mają w inwentarzu kamiennym stosunkowo wysoki udział, bo w blisko 16% wskazujący na stanowisko o charakterze podomowym. Najliczniejszą grupę narzędzi stanowią ostrza tylcowe i jednozadziorce. Drugą pod względem ilościowym grupę stanowią rylce. W dalszej kolejności występują wiórowce, półtylczaki i wiórki, drapacze, prze- kłuwacze i inne. Wyroby z kości są bardzo rzadkie w omawianym stanowisku. Na szczególną uwagę zasługuje żebro mamuta rozszczepione na końcu, w którym umieszczono jednozadziorzec krzemienny w ten sposób, że jego dłuższa krawędź wystawała z oprawy równolegle do brzegu żebra. Ogładzone na krawędziach fragmenty kości długich użytkowane były zapewne w charakterze
gładzików. Kilka główek kości udowych i ramieniowych obciętych i wydrążonych mogło służyć jako lampy.
Inwentarz kamienny znaleziony w stanowisku paleolitycznym w Krakowie przy ul. Spadzistej należy do przemysłów górnopa- leolitycznych. Dane stratygraficzne i zespół fauny wskazują, że opisane obiekty mieszkalne z kości mamutów należy datować na schyłek interstadiału lub na okres bezpośrednio poprzedzający sedymentacje ostatniego lessu zlodowacenia Wurm. Stanowisko to wzbogaciło znajomość nielicznych dotąd zespołów datowanych na ten okres. Ponadto zawiera po raz pierwszy w Polsce bogaty zestaw jednozadziorców i szczątki pierwszej w Polsce gómopaleo- litycznej budowli mieszkalnej z kości mamutów. Jest to równocześnie pierwsza budowla tego typu w środkowej Europie, gdyż dotychczas znajdowano budowle typu półziemiankowego, skonstruowane przy użyciu kamieni i drzewa.
Być może kontynuacja prac wykopaliskowych i szczegółowe badania stanowiska doprowadzą do rozwiązania szeregu problemów owianych dotąd mrokiem tajemnicy.
Kopalna fauna jaskiń
„Nachylam się nad ścianą. Ostro ograniczony krąg światła latarki wydobywa z gęstej, namacalnej prawie ciemności nieregularne załomy skały pokryte warstwą nacieku. Naciek jest brudny, osmolony dymem niezliczonych pochodni i świec ludzi od kilkudziesięciu lat zwiedzających Jaskinię Wierzchowską Górną pod Krakowem. Lekkie, ostrożne uderzenie młotka. Skorupa nacieku pęka i odpada. Pod nią ściana wapienna wypolerowana jest jak szlifowany marmur. Na jej powierzchni widać poziome smugi złożone z drobnych grudek gliny jaskiniowej.
Gaszę latarkę. Zapominam, że jaskinia jest zdeptana i brudna, że co niedziela przeciągają tędy karawany turystów. Tylko ciemność nie podlega działaniu czasu, jest taka sama, jaka była tu przed kilkudziesięcioma tysiącami lat. Wydaje mi się, że w tej ciemności słychać ciężkie, lecz ostrożne kroki. Wzdłuż ściany powoli kroczy ogromny zwierz: jest tak wielki, że największy niedźwiedź tatrzański byłby wobec niego niedorostkiem. Idzie w ciem-
nbści, ale przewodnikiem jest mu ściana jaskim. Ociera się o nią mocno, jego zabrudzone gliną kudły trą o nierówną powierzchnię skały. Wielki niedźwiedź nudzi się: jest zima, na zewnątrz szaleją burze śnieżne, tylko w jaskini jest ciepło i zacisznie. Urozmaica sobie czas spacerami we wnętrzu groty. Wie, że jeśli pójdzie w głąb wzdłuż ściany, a potem odwróci się i będzie szedł opierając się o nią drugim bokiem, to niezawodnie dojdzie do- wyjścia, do światła.
Znów zapalam latarkę. Teraz ja zaczynam wędrówkę wzdłuż ściany. Na całej jej długości, stale 0,6—1,2 m nad dnem, ciągnie się pas wyszlifowanej skały. Szlif ten wchodzi w zagłębienia: widać wciskała! się do nich gruba i miękka warstwa sierści. Najsilniejszy jest jednak na wystających krawędziach, a najlepiej zachował się pod skorupą nacieku, skorupą nieraz grubą, na której utworzenie potrzeba było tysięcy lat. Nie ma takiego szlifu w głębokich dziurach skalnych, nie ma go też nigdy wyżej ani niżej poza określonym pasem. Ten szlif — to ślad niedźwiedzia jaskiniowego, gatunku, którego ostatnie okazy zniknęły z powierzchni Ziemi przed 20 000 lat, pod koniec epoki lodowej”. Tak zaczyna profesor K. Kowalski, wybitny zoolog i badacz życia w jaskiniach, kierownik Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej PAN w Krakowie, artykuł „Na tropach niedźwiedzia jaskiniowego”.
W jaskiniach istnieją szczególnie korzystne warunki dla gromadzenia się szczątków zwierzęcych: chronią się w nich ptaki i ssaki drapieżne przynoszące tu swój łup, chronił się również człowiek przynoszący części zwierząt łownych. Dodatkowym czynnikiem sprzyjającym fosylizacji, a tym samym dobremu zachowaniu się nawet drobnych kości zwierzęcych jest obfitość węglanu wapnia w osadach jaskiniowych.
Od dawna zbierano w osadach jaskiń szczątki dużych zwierząt. Zwracały one na siebie uwagę imponującymi rozmiarami. Wiele gatunków ssaków drapieżnych chętnie szuka schronienia w jaskiniach, zwłaszcza w chłodniejszych porach roku. Należał do nich również niedźwiedź jaskiniowy Ursus spelaeus Rosenmiiller, którego kości spotyka się w wielu jaskiniach Europy w ogromnych ilościach i który w wielu z nich tworzy niemal 100% całego materiału kopalnego. Poza kośćmi śladami obecności niedźwiedzia
w jaskiniach są szlify na ścianach, spowodowane ocieraniem się
0 nie przechodzących niedźwiedzi przez długi okres, w Polsce po yiz pierwszy stwierdzone w wyżej cytowanej Jaskini Wierzchowskiej Górnej. Rzadziej spotykane są ślady pazurów na ścianach
1 odciski stóp w glinie. Wiemy, że niedźwiedź jaskiniowy był zwierzęciem wyłącznie roślinożernym, nie spotykamy więc w zamieszkanych przez niego jaskiniach żadnych szczątków zwierząt, które moglibyśmy interpretować jako resztki jego zdobyczy. Inny jest skład fauny w jaskiniach, które zamieszkane były przez hienę jaskiniową Crocuta spelaea (Goldfuss). W jaskiniach takich poza kośćmi hien spotykamy często ich koprolity (skamieniałe odchody) oraz liczne szczątki zdobyczy, które wykazują charakterystyczne ślady gryzienia przez hieny. Ponieważ hieny gryzą poszczególne kości w jednakowy, charakterystyczny sposób, można stwierdzić obecność hien na podstawie kopalnych resztek ich zdobyczy nawet w tych jaskiniach, gdzie kości samych hien się nie zachowały. Obok dużych drapieżników, jak niedźwiedź, hiena i lew jaskiniowy, chroniły się w jaskiniach i drobniejsze — lis, borsuk czy łasica. Ich kości, jak również kości ich zdobyczy także wchodzą w skład resztek fauny zachowanych w osadach jaskiń Jury Krakowsko-Wieluńskiej, Sudetów i Gór Świętokrzyskich.
Odmienny był sposób gromadzenia się szczątków drobnych zwierząt w osadach jaskiń. Z reguły resztki ich j pochodzą ze zrzutek sów, które niejednokrotnie szukały sobie i szukają dziś jeszcze schronienia w jaskiniach, w pobliżu ich otworów. Zwracają one kości, sierść i pióra połkniętych zwierząt w postaci tzw. zrzutek. Kości nieco większych zwierząt są w tych zrzutkach w charakterystyczny sposób połupane, czaszki drobnych ssaków i owadożemych mają zwykle zniszczone puszki mózgowe, podczas gdy szczęki i żuchwy zachowane są w całości. Przez staranne zbadanie materiału kopalnego można ustalić, czy zebrany materiał pochodzi ze zrzutek sów, nawet jeśli szczątki ich samych się nie zachowały, np. w Jaskini Nietoperzowej, Mamutowej, Koziarni. Dość często w osadach jaskiń spotyka się szczątki drobnych ssaków masowo na ograniczonej przestrzeni, prawdopodobnie pod miejscem na ścianie lub stropie, które było szczególnie wygodną kryjówką dla sowy. Są to zrzutki sowy śnieżnej.
W jej pokarmie przeważają wówczas lemingi, a obok nich gryzonie stepowe, jak susły i chomiki. Sowy polują w promieniu kilku kilometrów od swej kryjówki, przy czym spożywają zarówno drobne ssaki, jak ptaki, gady, płazy i ryby.
Skład szczątków fauny zachowanych w osadach jaskiń odbiega z pewnością w dużym stopniu od składu fauny, która w danym okresie żyła w sąsiedztwie jaskini. Istniejące w związku z tym zastrzeżenia nie zmniejszają jednak wartości fauny dla datowania warstw osadów jaskiniowych. Znikanie i pojawianie się poszczególnych gatunków, zmiana charakteru fauny z leśnej na stepową lub z umiarkowanej na arktyczną są faktami niezależnymi od tych zastrzeżeń i pozwalają na wyciąganie niezwykle cennych wniosków stratygraficznych i paleoklimatycznych.
W datowaniu osadów jaskiniowych posługujemy się szeregiem danych geologicznych, paleobotanicznych, archeologicznych i datowaniem absolutnym przy pomocy radiowęgla 14C. Materiały archeologiczne i paleobotaniczne występują w jaskiniach jednak tylko sporadycznie, a datowanie geologiczne jest tu utrudnione i zawodne. Dlatego też szczątki zwierzęce są w wielu przypadkach jedynym, a zwykle najważniejszym źródłem wiedzy o wieku warstw, o warunkach wegetacyjnych i klimatycznych w czasie ich tworzenia się, a niekiedy także dodatkowo o kulturze i obyczajach łowieckich pierwotnych mieszkańców jaskiń, jak np. w niedawno odkrytej Jaskini Raj koło Kielc.
Oprócz szczątków drapieżników i drobnych kręgowców pochodzących ze zrzutek sów, znajdujemy w jaskiniach niekiedy także kości innych ssaków, przede wszystkim kopytnych. Najczęściej przedstawiają one resztki zdobyczy człowieka paleolitycznego, który podczas wypraw łowieckich chronił się w jaskini. W naszych jaskiniach najczęstszymi gatunkami łownymi w epoce lodowej były: dzik, koń, żubr pierwotny, tur, renifer, mamut i nosorożec włochaty. Kości ich są zwykle połupane przez ludzi wydobywających szpik. U schyłku plejstocenu w osadach spotykamy również kości antylopy suhaka, która przybyła, gdy zapanował tu step, z Azji i Europy Wschodniej, gdzie do dziś zamieszkuje, i rozprzestrzeniła się aż po Atlantyk.
Osady naszych jaskiń zawierają również ważne dla nauki ślady pobytu człowieka. Najstarsze i naukowo najcenniejsze śla-
dy człowieka w naszych jaskiniach pochodzą z paleolitu. Są to prrede wszystkim zachowane w warstwach osadów ślady ognisk. Obok nich występują połupane kości zwierzęce, a także narzędzia kamienne i odiupki powstałe przy ich sporządzaniu. Jaskinia Ciemna dostarczyła najstarszych śladów obecności człowieka w Polsce w ogóle. Bogate znaleziska paleolityczne znamy także z Jaskini Nietoperzowej, Mamutowej, Wylotnej, Koziarni i Ma- szyckiej w okolicy Ojcowa. W Jaskini Mamutowej obok narzędzi krzemienn/ch natrafiono na wiele wyrobów z zębów mamuta, a w Jaskini Maszyckiej znalazły się ozdobne przedmioty kościane z młodszego paleolitu, będące najdawniejszymi zabytkami sztuki w Polsce. Znaczenie późniejszych, np. neolitycznych znalezisk jaskiniowych na naszych terenach jest mniejsze.
Na terytorium Polski znajduje się blisko tysiąc zarejestrowanych jaskiń rozrzuconych na obszarze Tatr, Jury Krakowsko-Wieluńskiej, Sudetów, Beskidów, Gór Świętokrzyskich i w rejonie Buska. Obszar południowej Polski jest pod względem speleologicznym już dość dobrze poznany. Niemniej jednak od czasu do czasu odkrywane są, najczęściej przypadkowo, nowe jaskinie.
I tak np. w październiku 1966 w czasie prac eksploatacyjnych prowadzonych w kamieniołomie w Kletnie koło Stronia Śląskiego odkryto wejście do nie znanej dotąd jaskini. Pomiary długości korytarzy i komór wykazały, że nowo odkryta jaskinia jest aktualnie największa na terenie Dolnego Śląska (około 300 m długości). Już w pierwszej wyprawie zorganizowanej do jaskini w Kletnie stwierdzono w namuliskach i wśród gruzu skalnego nagromadzenie dużej ilości szczątków kostnych. Mgr T. Wisz- niowska z Katedry Paleozoologii Instytutu Zoologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego zidentyfikowała w badanym materiale niedźwiedzia i lwa jaskiniowego, wilka, lisa, kunę, dzika, sarnę, gryzonie oraz nietoperze. Przypuszczalnie nie jest to jeszcze pełna lista zespołu faunistycznego jaskini w Kletnie, nazwanej Jaskinią Niedźwiedzią. Z pewnością listę tę wzbogaci kontynuowana systematyczna i szczegółowa eksploracja namuliska.
Pod koniec 1960 dwaj gospodarze ze wsi Dąbrzączka koło Chęcin wydobywając dla własnych potrzeb wapienie ze zbocza wzgórza Molik natrafili na prowadzącą w dół szczelinę, ale nie pró
bowali przedostać się nią w głąb. Dopiero w zimie 1963/64 czterej kilkunastoletni chłopcy z Sitkówki wcisnęli się do szczeliny i zeszli do jaskini. Zwiedzali ją potem kilkakrotnie. Nie zdając sobie zupełnie sprawy ze znaczenia odkrytej jaskini i z wartości jej utworów, obłamali oni wiele stalaktytów i kolumn naciekowych, szczególnie w niskich przejściach, gdzie zagradzały one drogę w głąb jaskini. Za właściwych, w pełni świadomych odkrywców jaskini można uznać uczniów Technikum Geologicznego z Krakowa: B. Bałuka, Z. Bochajewskiego, W. Łuckiego i W. Pucka. Odbywając kurs kartograficzny w Chęcinach we wrześniu 1964 odszukali oni całkowicie zawalony blokami skalnymi otwór wejściowy i zwiedzili większość korytarzy jaskini. Urzeczeni pięknem szaty naciekowej, nadali jej nazwę Raj.
0 odkryciu nie znanej i nie opisanej do tej pory w literaturze jaskini chłopcy zawiadomili kierowniczkę kursu, mgr M. Bocza- rową, z którą ponownie zwiedzili to miejsce. Chłopcy od początku zdawali sobie sprawę z konieczności ochrony jaskini i zabezpieczenia jej przed ludźmi, którzy mogliby ją zdewastować. Po każdorazowym opuszczeniu jej starannie zawalali blokami wapienia i maskowali otwór wejściowy. W październiku 1964 doc. R. Gradziński z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie odbył wspólną wycieczkę do jaskini z jej odkrywcami. Wykonano wtedy pierwszy plan i opis, stwierdzając przy tym, że pod względem bogactwa i różnorodności utworów naciekowych Raj przewyższa wszystkie inne polskie jaskinie. Należało więc zabezpie- czyć ją przed masowym zwiedzaniem i nieuniknioną dewastacją. Należało więc zamknąć jak najszybciej otwór wejściowy kratą, a jednocześnie spowodować formalne uznanie jaskini za obiekt chroniony. Trzeba było także zapobiec wszelkim notatkom w prasie na temat odkrycia Raju. Otwór wejściowy do jaskini został zamknięty kratą w lipcu 1965 dzięki staraniom kieleckich geologów — mgra inż. Z. Rubinowskiego i mgra T. Wróblewskiego. Niestety, zanim doszło do zamknięcia otworu wejściowego, ukazał się w prasie kieleckiej sensacyjny artykuł o okryciu jaskini, podający dokładnie miejsce jej położenia. W rezultacie w ciągu kilku dni jaskinię zwiedziły masy ludzi wyłamując przy tym
1 wynosząc wiele nacieków. Na szczęście jednak procent szkód nie jest zbyt wysoki. Niewątpliwie jednak gdyby nie szybkie
założenie kraty, jaskinia w przeciągu krótkiego czasu zostałaby pozbawiona większości nacieków.
Długość obecnie znanych korytarzy jaskini Raj wynosi około 240 m. Od otworu wejściowego dość ciasne przejście prowadzi do opadającego w dół korytarza, który rozszerza się w obszerną Komorę Wstępną o blisko 20 m długości, 3—5 m szerokości i 1,5—
4 m wysokości. Ze środkowej jej części niski korytarz doprowadza po kilku metrach do obszernej Sali Wysokiej, której strop wznosi się blisko 8 m nad poziom dna. Sala ta za małym przewężeniem przechodzi w również obszerną, choć niższą Salę Stalaktytową. Z niej krótki korytarz prowadzi do Sali Kolumnowej. Inny ciąg korytarzy prowadzi z Komory Wstępnej do obszernej Komory Złomisk, której dno wypełnione jest dużymi blokami oderwanymi od stropu.
W trakcie prac zmierzających do udostępnienia turystycznego jaskini wykryto pierwsze zabytki archeologiczne oraz obfite szczątki fauny plejstoceńskiej. Konsekwencją tych odkryć było rozpoczęcie tutaj systematycznej eksploracji archeologicznej i paleontologicznej. Opracowaniem materiałów paleolitycznych zajął się prof. K. Kowalski, natomiast materiały archeologiczne przejął doc. J. K. Kozłowski.
Właściwe badania jaskini rozpoczęto od wykonania przekopu w otworze głównym. Bezpośrednio pod warstwą próchnicy wystąpił poziom warstwowanych piasków zawierających jedynie kości drobnych ssaków, głównie gryzoni, które znajdowano przepłukując na sitach piasek pochodzący z tych warstw. Kości te przedostawały się do jaskini przeważnie jako zrzutki sów zamieszkujących w otworze groty. Skład gatunkowy tej fauny wskazuje na panowanie jeszcze klimatu chłodnego i wilgotnego, charakteryzującego okres schyłkowego plejstocenu. Niżej występująca warstwa lessowa tworzyła się znów w warunkach klimatu suchego, arktycznego, czego dowodzi fauna drobnych ssaków licznie reprezentowana w całej miąższości warstwy. W samym spągu tej warstwy pojawiają się dodatkowo znaleziska kości dużych ssaków plejstoceńskich, przede wszystkim renifera, konia i mamuta. Niżej zalegają gliny piaszczyste, wskazujące wraz ze zwietrzałym gruzem na nieco cieplejszy i bardziej suchy okres. W tym czasie osiedla się człowiek w jaskini, pozostawiając po
sobie wyroby krzemienne i kamienne oraz liczne ślady swej działalności łowieckiej w postaci dużych ilości kości fauny plejs- toceńskiej. W zewnętrznej partii jaskini, przy samym otworze, koncentrują się liczne poroża reniferów. Poroża te, zrzucone przez renifery, były w większości prawdopodobnie zbierane w tundrze. Zrazu nie zdawano sobie sprawy z wartości ich odkrycia. Niebawem jednak stwierdzono, że mamy tu do czynienia ze swego rodzaju zasiekami, broniącymi dostępu do jaskini. Jedyną analogiczną konstrukcję znamy dziś z jaskini Roc en Paille we Francji* opisanej przez prof. J. Bouchuda. Omówioną warstwę gliniasto- -piaszczystą podściela jeszcze cienka warstewka lessu, a pod nią jeszcze jedna warstwa gliniasto-piaszczysta. Jej charakter przemawia za tym, że dolinka przed jaskinią była wówczas tylko okresowo nawadniana, a w jaskini zamieszkał po raz pierwszy człowiek. Pozostały po nim bogate znaleziska archeologiczne oraz szczątki fauny — wynik jego polowań. Wystąpiły tu też rozproszone węgle drzewne, pozostałość ognisk, jakie wzniecali paleolityczni mieszkańcy groty, używając głównie gałęzi sosny i modrzewia.
Najniższą część osadów jaskini tworzą gliny, obfite w szczątki humusowe, 1 bardzo licznymi otoczakami wapiennymi w spągu. Warstwa ta tworzyła się w warunkach ciepłego i wilgotnego klimatu o dość bogatej wegetacji. Jednocześnie znaleziska paleontologiczne, m. in. szczątki bobra, świadczą o warunkach klimatycznych zbliżonych do dzisiejszych. Tę najniższą część osadów jaskini Raj możemy odnosić do końca ostatniego interglacjału,. a więc do czasów przypadających na 80 000—70 000 lat temu. Stwierdzenie to z kolei pozwala na datowanie wyżej zalegających warstw; i tak najwyższą warstwę lessu można datować na późną część ostatniego zlodowacenia, tj. na okres 20 000—17 000- lat p.n.e.
Z chronologii osadów wynika wniosek, że znaleziska archeologiczne w tej grocie odpowiadają okresowi paleolitu środkowego i ewentualnie wczesnej fazie górnego paleolitu, co ma szczególne znaczenie, gdyż Raj jest najdalej na północ wysuniętym stanowiskiem jaskiniowym w tej części Europy. Poza tym, że świadczy to o wyraźnym przesuwaniu się osadnictwa środkowo- paleolitycznego poza obszar wyżyn, ma również swą wymowę
paleogeograficzną wskazującą na dogodne warunki osadnicze na tych terenach we wczesnej fazie ostatniego zlodowacenia.
Jaskinia Raj zajmuje również wyjątkowe miejsce wśród stanowisk jaskiniowych Europy ze względu na specyficzne oblicze kulturowe znalezisk archeologicznych. W jaskini Raj mamy po raz pierwszy do czynienia z przemysłem mustierskim o narzędziach drobnych rozmiarów, wykonywanych na surowych okruchach krzemienia bez udziału form lewaluaskich, typologicznie nawiązujących do stanowisk środkowodunajskich. Szczególnie interesujące jest dwukrotne stwierdzenie pobytu człowieka paleolitycznego w jaskini Raj, pobytu oddzielonego paroma tysiącami lat. Na podkreślenie zasługuje obecność poza zgrzebłami, nacina- kami czy tylczakami jednego liściowatego grotu oszczepu, jako nowej udoskonalonej broni łowieckiej. Niezwykłą wartość posiada wreszcie oryginalna zapora z poroży reniferów zagradzająca nieproszonym gościom dostęp do jaskini.
Szczegółowe badania materiałów wydobytych z tej pod wieloma względami niesłychanie cennej jaskini są w toku, a ich wy- :niki rzucą jeszcze światło na mroki przeszłości.
Badania nad drobnymi kręgowcami i ich znaczenie
Od kilku dni pracujemy intensywnie nad wydobyciem jak największej ilości czerwonej gliny wypełniającej niewielkie zagłębienie we wzgórzu, z którego wydobywa się wapień dla celów przemysłowych. Kilku robotników ładuje glinę na specjalnie ■skonstruowane nosiłki, którymi przenosi się ją do pobliskiego strumyka. Tu na sitach przepłukujemy glinę. Prąd wody rozdrabnia grudki. Na dnie sit pozostają po pewnym czasie drobne szczątki kostne i zęby. To jest nasze „złoto” —■ bo przecież te • czynności przypominają bardzo pracę poszukiwaczy złota z Dzikiego Zachodu. Cenną zawartość sit rozsypujemy na rozłożonych na brzegu potoku brezentowych płachtach w celu wysuszenia. .Następnie pakujemy materiał do pudeł i transportujemy do pracowni. Tam czekają na nas już worki z brekcją kostną z innego stanowiska, w którym szczątki kostne scalone materiałem wiążą
cym stanowią twardą skałę. Mamy więc bryły, których nawet najsilniejszy prąd wody w krótkim czasie nie rozbije. Wymagają one preparowania chemicznego. W tym celu zanurzamy je w kwasie octowym. Po kilku dniach w kadziach z kwasem octowym nie ma już brył brekcji kostnej — na dnie pozostał ilasty osad. Po przepłukaniu go w wodzie bieżącej na dnie sit pozostają znów drobne kosteczki i maleńkie ząbki. Jednak zanim trafią one pod lupę badacza-specjalisty, miną jeszcze długie godziny ślęczenia pracowników pomocniczych, którzy przy pomocy delikatnej pęsetki posegregują szczątki oddzielając kości szkieletu od zębów, resztki płazów i gadów od szkieletów ssaków, zęby zająco- kształtnych od zębów nietoperzy itd.
Do niedawna znajomość kręgowców kopalnych Polski z okresu pliocenu i wczesnego plejstocenu ograniczała się do znalezisk kości dużych ssaków, najczęściej o niepewnej pozycji stratygraficznej. Dopiero odkrycie szeregu znalezisk brekcji kostnej w latach pięćdziesiątych zmieniło ten stan rzeczy. W latach powojennych rozpoczęto również opracowanie paleontologiczne odkrytej i opisanej przez profesora J. Samsonowicza (1934) plioceń- skiej brekcji kostnej z miejscowości Węże koło Działoszyna nad Wartą. Prof. K. Kowalski znalazł dwie fauny: na terenie Jury Krakowsko-Wieluńskiej w Podlesicach i na terenie Gór Świętokrzyskich, na Kadzielni w Kielcach. Mgr Z. Mossoczy w czasie swych badań geologicznych stwierdził występowanie kręgowców kopalnych w Rębielicach Królewskich i w Kamyku na północ od Częstochowy. Dr A. Sulimski wykrył w sąsiedztwie znanego dawniej stanowiska w Wężach nowe miejsce występowania kości zwierzęcych, nazwane przez niego Węże 2. Wreszcie doc. R. Więckowski natrafił w ostatnich latach w Zalesiakach koło Działoszyna na jeszcze jedną bardzo interesującą faunę, dotychczas nie opracowaną.
Ogromną większość materiałów z tych stanowisk opracowali naukowcy z Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej PAN w Krakowie, szczególnie prof. K. Kowalski (ssaki) i prof. M. Młynarski (płazy i gady).
Na temat większości tych faun lub poszczególnych ich elementów opublikowano już liczne prace, dotyczące ich wieku, składu gatunkowego, warunków ekologicznych, jakie panowały w okre-
saeh gfOffiaduenia się szczątków zwierzęcych, oraz przyczyn ich nagromadzenia.
Najstarsza z wymienionych jest fauna z Podlesie, datowana na pliocen, prawdopodobnie środkowy. Tu szczątki zwierząt gromadziły się w głębi jaskini. Wśród zachowanych kości jest ponad 99% resztek nietoperzy; kości innych zwierząt tworzą tu tylko niewielką domieszkę. Szczątki kostne musiały się gromadzić pod zimową kolonią nietoperzy, w znacznej odległości od otworu jaskini. Kości innych drobnych zwierząt przyniesione zostały zapewne przez wodę z powierzchni lub z części jaskini bliższych otworu. Wskazuje na to znaczna przewaga zębów ssaków — poza nietoperzami — nad innymi szczątkami: zęby jako najtwardsze najlepiej znoszą transport wodny. Szczególnie liczne są siekacze gryzoni jako bardziej odporne od innych zębów. Nieliczne resztki łasicowatych mogą pochodzić od osobników, które zapuściły się w głąb jaskini, być może w celu polowania na nietoperze. Wśród szczątków są też małe węże, jaszczurki i padalce. Całość fauny z Podlesie wskazuje na klimat śródziemnomorski o wyraźnym zróżnicowaniu na porę ciepłą i chłodną. W najbliższej okolicy Podlesie spotykały się prawdopodobnie dwa typy wegetacji: las i tereny otwarte. O obecności lasu mówią polatuchy i wiewiórki, być może także obfitość popielicowatych. Równocześnie obecność ślepca, szczekuszki i chomików wskazuje na istnienie terenów otwartych, stepowych, które też zapewne przeważały.
Odmienny jest skład fauny i sposób jej gromadzenia się w stanowisku Wężel, położonym na wzgórzu Zelce, w pobliżu wsi Węże nad Wartą na północny zachód od Częstochowy. Fauna ta pochodzi z górnego pliocenu. Spotykamy więc wymieszane kości drobnych i dużych ssaków oraz innych kręgowców lądowych. Zarówno kształt jaskini, jak i stan zachowania szczątków wskazują wyraźnie, że mamy tu do czynienia z fauną, której przedstawiciele wpadli do pionowej jaskini działającej jak pułapka. Ścisłe analogie do warunków gromadzenia się szczątków w Wężach znaleźć można w wielu dzisiejszych jaskiniach europejskich. Na dnie takich pionowych jaskiń tworzy się zwykle pod otworem stożek nasypowy. Spadające do wnętrza zwierzęta giną, a ich szczątki w miarę rozkładu obsuwają się i rozpraszają. Niekiedy tylko w osłoniętych miejscach pozostają szkielety lub ich frag-
men ty zachowane w całości. Także i tu kości zwierząt dużych i małych są zmieszane bez żadnej widocznej selekcji. Należy przypuszczać, że pewien udział w gromadzeniu się szczątków w Wężachl miały także sowy, które szukały schronienia na ścianach jaskini lub na skałach nad jej otworem. Nieliczne kości nietoperzy i ptaków oraz część kości gryzoni i owadożemych zdają się pochodzić właśnie ze zrzutek sów. Fauna z Wężów daje sporo materiałów do oceny klimatu i typu wegetacji. Takie fakty, jak czerwona barwa osadu i skład fauny gadów — obecność żółwi wodnych, beznogiej jaszczurki żółtopuzika itp. — świadczą o tym, że klimat był dość ciepły, typu śródziemnomorskiego. Obfitość owadożernych wśród ssaków i skład fauny nietoperzy także świadczą o ciepłym klimacie. Teren wokół znaleziska — to step | zaroślami i lasami wzdłuż rzek. O przewadze stepu świadczy dominowanie norników, będących zasadniczo gryzoniami terenów otwartych; przemawia za tym także występowanie ślepca. Polatuchy, wiewiórki, myszy, jelenie, jenoty i niedźwiedzie żyły w zaroślach i lasach.
Fauna stanowiska Węże2 jest jeszcze słabo poznana. Wydaje się jednak, że jest ona bardzo zbliżona do fauny znanego już dawniej stanowiska Wężel.
Szczątki kostne w Rębielicach Królewskich, Kadzielni i Kamyku znalezione zostały w wypełnionych gliną zagłębieniach krasowych/Gómoplioceńska fauna z Rębielic jest nieco młodsza od fauny z Wężów. Kadzielnia zawiera faunę staroplejstoceńską typu willafransu i pochodzi prawdopodobnie z interglacjaJu te- geleńskiego (tiglian). Najmłodsza jest fauna z Kamyka, która nagromadziła się prawdopodobnie w czasie zlodowacenia Giinz. Zmiany w topografii, które zaszły od czasu nagromadzenia się kości, utrudniają odtworzenie panujących w tym czasie warunków. Dlatego też nie wiemy, czy są to osady jaskiń, czy otwartych zagłębień. Fauny te zawierają resztki drobnych i średniej wielkości ssaków. We wszystkich ilościowo przeważają zającowa- te. Dość liczne są też szczątki gadów i płazów. Kości zajęcy są zawsze silnie połupane, dużo jest resztek osobników młodych.. Szczątków nietoperzy spotyka się mało; są to z reguły resztki czaszek. W Rębielicach jest sporo kości ptaków. Dane te wskazują, że we wszystkich trzech faunach mamy do czynienia z na
gromadzeniem resztek pokarmowych dużych sów, być może puchacza.
Fauna z Rębielic reprezentuje podobny charakter klimatyczny co Węże, chociaż większe rozmiary zajęcy, a mniejsze orzesznic sugerują pewne ochłodzenie. Bogactwo fauny z Rębielic w gatunki nadwodne, jak płazy, żółwie i ze ssaków owadożernych desmany, ma zapewne przyczyny lokalne. Obecność ślepców i przewaga norników świadczą o terenach otwartych, a jelenie i niektóre gryzonie, jak polatuchy, o obecności lasów.
Fauna Kadzielni reprezentuje już wczesne stadium ciepłe plejstocenu. W okresie gromadzenia się fauny w Kadzielni klimat był dość ciepły, może nawet cieplejszy od dzisiejszego. Świadczy
o tym obecność nietoperzy zbliżonych do podkowca dużego, żół- topuzika oraz czerwona barwa osadu. Wegetacja była w znacznej mierze leśna, choć występowanie m.in. susła i norników świadczy o istnieniu także terenów otwartych.
Najmłodsza z omawianych faun znaleziona w Kamyku zdaje się wskazywać na klimat znacznie chłodniejszy niż w Kadzielni: osad nie ma czerwonego zabarwienia, fauna gadów jest uboga. Silny wzrost rozmiarów przedstawicieli gatunku zająca Hypola- gus brachygnathus również wskazuje na znaczne ochłodzenia w stosunku do warunków, które panowały w okresie osadzania się szczątków w Kadzielni. We florze dominują elementy stepowe i terenów otwartych z ewentualną obecnością drzew i krzewów.
Badania nad wymienionymi faunami pozwoliły nie tylko poznać ich skład gatunkowy, zwłaszcza drobnych ssaków naziemnych, takich jak owadożeme, gryzonie i zającokształtne, ale także wiek szczątków, warunki ich nagromadzenia się, ich znaczenie paleoekologiczne i wiele danych odnośnie do klimatu i wegetacji.
Wyniki badań tych faun były juk wielokrotnie cytowane przez szereg badaczy europejskich i pozaeuropejskich. Stanowią one duży dorobek w światowej paleontologii i zyskały już powszechne uznanie jako „klasyczne” stanowiska faun pliocenu i plejstocenu Europy.
Polsko-mongolskie wyprawy paleontologiczne na pustynię Gobi
Projekt zorganizowania polsko-mongolskiej wyprawy paleontologicznej na pustynię Gobi powstał w Zakładzie Paleozoologii PAN w Warszawie, kiedy właśnie w Polsce odbywała się konferencja przedstawicieli akademii nauk krajów socjalistycznych. Z Mongolii przybył na konferencję prezes Mongolskiej Akademii Nauk prof. B. Szyrendyb. Inicjatorem projektu wspólnych pol- sko-mongolskich wypraw paleontologicznych był nestor polskich paleontologów prof. R. Kozłowski. We wrześniu 1962 w Ułan Bator podpisano umowę przewidującą zorganizowanie trzech kolejnych wypraw na pustynię Gobi — w latach 1963, 1964 i 1965. Organizacją wypraw ze strony polskiej zajął się Zakład Paleozoologii PAN w Warszawie, kierowany przez prof. Z. Kielan- -Jaworowską.
Przystępując do prac związanych z organizacją ekspedycji należało wziąć pod uwagę wiele spraw. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli pracować na bezludnych obszarach pustyni Gobi, na terenach odległych o dziesiątki, a niekiedy setki kilometrów od najbliższych osiedli ludzkich, na kamienistej czy piaszczystej przestrzeni bardzo ubogiej w wodę, gdzie należy spodziewać się burz piaskowych; pod bezchmurnym niebem w wielkim upale. Z tych też względów należało przygotować wyprawy tak, by były zupełnie samowystarczalne. Cały sprzęt potrzebny do prac wykopaliskowych, materiały do pakowania szkieletów, sprzęt obozowy, zapasy żywności, samochody i benzynę trzeba było zabrać ze sobą z kraju, by zupełnie uniezależnić się od warunków miejscowych. Ze względu na brak doświadczenia w prowadzeniu prac wykopaliskowych na obszarach pustynnych zdecydowano, że pierwsza wyprawa będzie miała charakter rekonesansu. Zadaniem jej uczestników miało być objechanie punktów, gdzie występują dobrze odsłonięte osady z okresu kredowego i trzeciorzędowego, wytyczenie miejsc przyszłych prac wykopaliskowych. Należało także zorientować się, jak trzeba przygotować sprzęt, jaką zabrać żywność dla przyszłych wypraw, aby mogły one jak najefektywniej prowadzić swoje prace. W wyprawie wzięło udział 5 osób z Polski i 6 z Mongolskiej Republiki
Ludowej. Kierownikiem był doc. J. Kulczycki z Muzeum Ziemi PAN w Warszawie. Uczestnikami mongolskimi tej i następnych dwóch wypraw kierował paleontolog N. Dowczin.
Nasze wyprawy nie były pierwszymi ekspedycjami paleontologicznymi na pustynię Gobi. Impulsem dla zorganizowania przez Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku w latach 1922—1930 serii pierwszych wypraw paleontologicznych na te tereny była hipoteza wysunięta w roku 1900 przez znanego amerykańskiego paleontologa prof. H. F. Osborna, że ośrodkiem rozwoju ssaków łożyskowych przed trzeciorzędem były nie zbadane pod względem paleontologicznym tereny Azji Środkowej. Paleontolodzy amerykańscy znaleźli wówczas początek potwierdzenia hipotezy prof. Osborna odkrywając w pobliżu miejscowości Bajn Dzak na północnym skraju pustyni Gobi 11 czaszek ssaków łożyskowych z II poł. okresu kredowego. Sensację wzbudziły znalezione wówczas także szczątki dinozaurów, a zwłaszcza ich jaja.
Po kilkunastoletniej przerwie drugą serię wypraw zorganizował w latach 1946, 1948 i 1949 Instytut Paleontologiczny Akademii Nauk ZSRR w Moskwie. Największym osiągnięciem wypraw radzieckich było odkrycie pod względem paleontologicznym kotliny Nemegt w południowej części Gobi. Występują tam piaskowce z końca okresu kredowego, w których natrafiono na całe cmentarzysko szkieletów wielkich dinozaurów.
Dane uzyskane z wypraw amerykańskich i radzieckich były więc w pewnej mierze punktem wyjściowym dla wypraw polskich. Wyprawa 1964 roku z udziałem 11 osób ze strony polskiej pod kierownictwem prof. K. Kowalskiego i 5 osobami ze strony mongolskiej przebywała na pustyni Gobi przez 4 miesiące. Prace wykopaliskowe były prowadzone głównie w kotlinie Nemegt w południowej części Gobi. Kilku uczestników ekspedycji udawszy się na krótką wyprawę rekonesansową na obszary Gobi Zaałtajskiej odkryło 5 nowych stanowisk fauny ssaków ze środkowego trzeciorzędu (oligocenu).
W wyprawie 1965, największej z wszystkich dotychczasowych, kierowanej przez prof. Z. Kielan-Jaworowską, uczestniczyło 15 Polaków, a ze strony mongolskiej 8 osób. Uczestnicy ekspedycji pracowali łącznie przez 4 miesiące w kotlinie Nemegt, w Bajn Dzak w Ałtan Teli w Mongolii Zachodniej.
Na tym jednak polskie wyprawy na pustynię Gobi się nie zakończyły. Następna, czwarta z kolei pod tym samym kierownictwem i w podobnym składzie co wyprawa z 1965, miała miejsce w roku 1970. Piąta ekspedycja kontynuowała badania w roku 1971.
Przyczyną tak wielkiego znaczenia pustyni Gobi dla paleontologii jest fakt, że obszar ten od kredy był lądem, i to położonym w głębi kontynentu, gdzie osady gromadziły się w bezodpływowych jeziorach i korytach rzek i nie były niszczone przez transgresje morskie i wypiętrzanie łańcuchów górskich podlegających intensywnej erozji, jak to miało miejsce na powierzchni innych lądów. Osady przekształcone z biegiem czasu w iły, piaski i zlepieńce zachowały się nietknięte przez ostatnie 80 min lat. Dzisiejsza Gobi jest bardzo uboga w wody płynące i dlatego dalsza erozja przebiega tu dość powoli, a odsłonięte warstwy wskutek braku roślinności są stosunkowo łatwo dostępne dla badań.
Przebieg wszystkich kolejnych wypraw Polaków na Gobi był podobny. Zwykle już w marcu wyjeżdżał koleją z Warszawy do Ułan Bator potrzebny dla ekspedycji sprzęt i żywność, by w maju w stolicy Mongolskiej Republiki Ludowej mogli go przejąć przybywający tam samolotami uczestnicy ekspedycji. W roku
1965 wyruszyliśmy do Mongolii w dwóch grupach, przybywając do Ułan Bator w dniach 19 i 26 maja. Po 12-godzinnym locie ? Moskwy do Ułan Bator potężny IŁ-18 ląduje na lotnisku mongolskiej stolicy. Przesuwamy wskazówki zegarków o 5 godzin naprzód. Dopiero później przekonamy się, że przestawienia wymaga też cały nasz organizm, bo jakże tu np. rano o godzinie
5 wstawać, gdy w Polsce jest północ. Z lotniska jedziemy samochodem do odległego o kilkanaście kilometrów 200-tysięcznego miasta, otoczonego zewsząd górami sięgającymi wysokości 2500 m n.p.m. O tej porze roku stoki pokryte są jeszcze częściowo śniegiem. Po rozlokowaniu się w hotelu zabieramy się do pracy. Po kilku dniach intensywnych przygotowań i bardzo przemyślanym załadowaniu samochodów pod doświadczonym okiem kierownika technicznego wyprawy inż. M. Kuczyńskiego jesteśmy gotowi do wyruszenia na Gobi. W dniu 1 czerwca opuszczamy Ułan Bator kierując się na południe do Dałam Dzadgad, stolicy południowo- gobijskiego ajmaku (odpowiednik naszego województwa), na którego terenie mieliśmy prowadzić prace wykopaliskowe. Tuż za stolicą kończą się lasy, przeważnie modrzewiowe i brzozowe. a zaczyna się step, który roi się dosłownie od drobnych i średnich gryzoni biegających we wszystkich kierunkach po ścieżkach łączących ich nory. Dziesiątki z nich giną pod kołami samochodów, są jednak natychmiast zbierane przez liczne ptaki drapieżne krążące nad stepem. Z ssaków drapieżnych spotyka się jedynie od czasu do czasu samotnego lisa. Spośród roślin wzrok przykuwają fiołkowe kwiaty kosaćców i kępy karagany o złocistych gałązkach i kwiatach koloru złotego. Wcześnie przywykliśmy do typowego dla mongolskiego stepu obrazu pasących się bez nadzoru licznych tabunów niskich, krępych koni, stad czerwonego bydła, owiec, kudłatych kóz i dwugarbnych wielbłądów. Na przestrzeni dziesiątków, a czasem setek kilometrów nie spotyka się tu człowieka. Dopiero ta konfrontacja pomaga nam w zrozumieniu faktu, że jesteśmy w kraju o powierzchni pięciokrotnie większej od Polski (1,5 min km2), a zamieszkałym przez około 1 min ludzi. Nasze samochody posuwają się po wyjeżdżonym w stepie trakcie przypominającym nieco nasze polskie drogi. Jedynym drogowskazem jest tu słońce, a w nocy gwiazdy. Po całym dniu jazdy zatrzymujemy się, by przygotować posiłek
i spędzić pierwszą noc w sercu rozległego stepu pod cudownym niebem Azji iskrzącym się milionami gwiazd, wśród których przesuwają się doskonale tu widoczne sztuczne satelity Ziemi. W następnym dniu naszej podróży zauważyliśmy, że im dalej na południe, tym rzadsze stają się gryzonie. Ich miejsce stopniowo zajmują jaszczurki. Dojeżdżamy wreszcie do Dałan Dzad- gad. Po założeniu bazy i pozostawieniu w niej części ekwipunku oraz załatwieniu wielu spraw ruszamy w dalszą drogę podzieliwszy się na dwie grupy. Jedna udaje się do położonej około 400 km na południowy-zachód od Dałan Dzadgad Kotliny Ne- megetańskiej, głównego terenu naszych prac wykopaliskowych. Druga, pięcioosobowa grupa pojechała do odległego o około 100 km Bajn Dzak, gdzie przez 5 tygodni zbierała głównie szczątki ssaków kredowych. Po tych ssakach wielkości myszy zachowały się przeważnie czaszki ukryte w niewielkich bryłach czerwonego piaskowca, zalegających rozległą równinę u stóp „Płonących Skał”, nazwanych tak ze względu na ich ukształtowanie, przypominające nieco płomienie, i ich czerwoną barwę. Codziennie w warunkach dokuczliwego upału należało przejść, a raczej przeczołgać się na kolanach przez wyznaczone pole oglądając dokładnie każdą bryłkę piaskowca, a młotkiem rozbijając większe, by nie przeoczyć żadnej z bezcennych czaszek. Plonem tych tygodni mozolnej pracy było znalezienie zaledwie kilkunastu czaszek ssaków. Ponadto zebrano w tym rejonie fragmenty szkieletów dinozaurów z rodzaju Protoceratops, jaja dinozaurów i liczne pojedyncze kości różnych gadów. Grupa z Bajn Dzak dołączyła 8 lipca do głównego obozu wyprawy, który znajdował się w Kotlinie Nemegetańskiej u stóp pasma górskiego Ałtan Ula (2286 m n.p.m.). Rozległa dolina ciągnie się 175 km w kierunku z zachodu na wschód i ma szerokość 40—70 km. W kilku jej punktach: Nemegt, Cagan Chuszu i Altan Uła, odsłaniają się w malowniczych wąwozach serie piaskowców z końca okresu kredowego sprzed około 80 min lat. W Naran Bulak i Ułan Bułak występują osady najstarszego trzeciorzędu — paleocenu ze szczątkami różnych grup ssaków łożyskowych, które na początku trzeciorzędu, gdy z powierzchni Ziemi zniknęły dinozaury, weszły w fazę wielkiego rozkwitu i zaczęły się bardzo intensywnie różnicować.
Warunki pracy w niektórych punktach Kotliny Nemegetań-
skiej, zwłaszcza w najbardziej na zachód wysuniętym paśmie górskim Altan Uła, były bardzo ciężkie. Najbliższa studnia znajdowała się w odległości około 40 km od naszego obozu, przy czym dojazd do niej prowadził przez pasmo wydm piaszczystych trudnych do przebycia. Raz na trzy dni jeden z naszych samochodów musiał przebyć bardzo uciążliwą drogę do studni przywożąc w beczkach zapas wody, której zużywaliśmy dość dużo, m. in. do rozrabiania gipsu, zabezpieczaliśmy nim bowiem słabiej zachowane fragmenty szkieletów. Co kilkanaście dni samochody odwoziły do Ułan Bator cenny ładunek — zapakowane w skrzyniach wykopane przez nas szkielety dinozaurów. Wracając przywoziły tak bardzo nam potrzebne skrzynie, gips i inne materiały, zapasy żywności i bardzo przez wszystkich oczekiwane listy z „dalekiej” Polski. Podczas pobytu na pustyni dokuczały nam silne wiatry przechodzące często w burze piaskowe, po przejściu których nasz obóz wyglądał jak pobojowisko. Z drugiej zaś strony, dzięki tym stale wiejącym wiatrom mogliśmy stosunkowo łatwo znieść upały gobijskie, dochodzące często do 40°C w cieniu.
W ciągu dni wypełnionych ciężką fizyczną pracą w rozgrzanych słońcem sairach (okresowo suche koryta i doliny rzek) niewiele pozostawało czasu na obserwacje flory i fauny, które mimo trudnych warunków klimatycznych są tu bogate i różnorodne. Na Gobi spotyka się prócz przestrzeni wyłącznie piaszczystych czy kamienistych także obszary silniej zasolone, porosłe trawami różnych gatunków i krzewami tamaryszku. W niektórych częściach pustyni dominuje saksauł Haloxylon ammodendron (C.A.M.) Bge., krzew stanowiący dla nas doskonały materiał opałowy. Z większych ssaków poza wielbłądami spotyka się bardzo szybkie i zwinne gazele-dżejrany, czasem pojedynczego kułana, przypominającego wyglądem zewnętrznym osła, a w górach stale jeszcze liczne barany górskie (Ouis ommon L.) i koziorożce (Ca- pra sibirica Pall.). Widywaliśmy też zające (Lepus tolai Pall.). Nasz śmietnik obozowy składający się głównie z puszek blaszanych po konserwach odwiedzały często po zachodzie słońca jeże |Erinaceus auritus Gm.). Spotykaliśmy też wprawdzie niewielkiego, ale bardzo jadowitego węża Agkistrodon halys Pall. W naszych namiotach, a nawet w brezentowych workach z rzeczami
osobistymi gościły nierzadko skorpiony i wielkie włochate pajęczaki — solfugi.
Pod koniec lipca główny obóz wyprawy został przeniesiony 1 Ałtan Uła do Nemegtu, gdzie kontynuowano prace w podobnych warunkach. Nieco wcześniej wyruszyła z głównego obozu grupa | Polaków i 4 Mongołów do Zachodniej Mongolii. Mieliśmy przed sobą trasę około 3000 km. Prace poszukiwawcze i wykopaliskowe prowadziliśmy najpierw w odsłonięciach oligo- cenu i miocenu w dolinie Beger Nur, a później głównie w utworach plioceńskich w Ałtan Teli. Zebraliśmy szczątki mioceńskich nosorożców, mastodontów i mniejszych ssaków podobnych do dzisiejszych bobrów oraz plioceńskich trójpalczastych koni — hiparionów, gazel, gryzoni, żółwi i przede wszystkim nosorożców.
W Kotlinie Wielkich Jezior, w Mongolii Zachodniej, przybysza | pustyni Gobi uderza przede wszystkim znacznie bujniejsza roślinność oraz roje ptactwa wodnego nad słonymi i słodkowodnymi jeziorami. Na płaskich obszarach stepowych spotykaliśmy dropie, żurawie, w niektórych okolicach liczne stada pustynni- ków — ptaków przypominających nasze kuropatwy. Ciekawy widok przedstawiały stada długowłosych jaków hodowanych w Mongolii Zachodniej zamiast bydła. W czasie biwaku nad rzeką Bajdrag-goł zobaczyliśmy skoczka — małego gryzonia
0 bardzo wydłużonych tylnych kończynach, dużych uszach
1 długim, cienkim ogonie zakończonym pędzelkiem z białych i czarnych włosów.
Obie grupy wyprawy powróciły do Ułan Bator 23 sierpnia, a w pierwszych dniach września uczestnicy ekspedycji zaczęli opuszczać stolicę Mongolskiej Republiki Ludowej, udając się do odległego o około 7000 km domu.
Wśród szkieletów dinozaurów wydobytych przez nasze ekspedycje najliczniej reprezentowane są dinozaury drapieżne z rodziny Tyrannosauridae, zaliczane do rodzaju Tarbosaurns. Były to największe drapieżniki wszystkich czasów poruszające się na tylnych kończynach w postawie półwyprostowanej. Przednie kończyny były tak krótkie, że zwierzę nie mogło nimi dosięgnąć pyska, a potężna paszcza uzbrojona w serię ostrych sztyletowatych zębów. Największe osobniki tarbozaurów dochodziły do 14 m długości i 6 m wysokości, a czaszka ich miała 1,30 m długości.
Podczas ekspedycji 1964, 1965 i 1970 wydobyto 6 szkieletów większych i mniejszych tarbozaurów, kolekcję szkieletów stosunkowo niewielkich dinozaurów — ornitomimusów (tj. gadów, które wyglądem zewnętrznym przypominały ptaki biegające, takie jak strusie), kilka szkieletów dużych dinozaurów roślinożernych z rodzaju Saurolophus. W 1965 natrafiono na pas barkowy i kończyny przednie długości 2,5 m, zakończone pazurami 35-centymetrowej długości. Okazowi temu dr H. Osmólska i dr E. Roniewicz nadały nazwę Deinocheirus merificus oraz utworzyły dla niego nową rodzinę Deinocheiridae. Innym sensacyjnym znaleziskiem w 1965 był prawie kompletny szkielet ogromnego, bo około 20-metrowej długości dinozaura roślinożernego z grupy zauropodów — jednego i największych zwierząt lądowych wszystkich czasów. Szkielet ten przysporzył nam sporo kłopotów przy transporcie, gdyż ważył około 12 t. Prócz szkieletów wielkich rozmiarów uczestnicy ekspedycji wydobyli kilka szkieletów mniejszych dinozaurów z grupy dinozaurów pancernych oraz tzw. protoceratopsy, liczne jaja dinozaurów różnych gatunków, pancerze żółwi, czaszki jaszczurek i krokodyli. Najciekawszym znaleziskiem w 1970 dotyczącym dinozaurów było odkrycie czaszki nowego gatunku i nowego rodzaju niewielkiego dinozaura roślinożernego z grupy tzw. pachycefalozaurów.
Osiągnięciem naukowym największej miary w roku 1970 było jednak odkrycie nie znanych w osadach kredowych kotliny Ne- megt szkieletów ssaków. Znaleziono je w warstwach uważanych poprzednio za pozbawione skamieniałości, co ma również znaczenie dla geologów, gdyż pozwoli na ustalenie wieku tych warstw, dotąd pod tym względem nie określonych. Zdołano zebrać pozostałości 20 ssaków.
Największą wartość naukową wśród materiałów zebranych przez ekspedycje mają ssaki z okresu kredowego. W słynnym znalezisku Bajn Dzak na północnym krańcu Gobi w ciągu 4 lat poszukiwań zebrano około 50 okazów bardzo rzadkich ssaków kredowych. Są wśród nich ssaki łożyskowe, jak i przedstawiciele multituberkulatów. Polska posiada dziś największy na świecie zbiór tych bezcennych dla nauki szczątków, rzucających nowe światło na historię rozwoju ssaków. W serii zatytułowanej Results of the Póliśh-Mongolian Palaeontological Expeditions,
którą rozpoczął wydawać Zakład Paleozoologii PAN, prof. Z. Kielan-Jaworowska opublikowała już pierwsze prace nad tą kolekcją. We wspomnianym wydawnictwie opublikowano też badania dotyczące znacznej części innych materiałów zebranych w czasie ekspedycji, m. in. wydobytych w 1965 z osadów pliocenu w Ałtan Teli w Mongolii Zachodniej szczątków nosorożców, hiparionów, gazel, gryzoni i żółwi.
Cały wydobyty materiał paleontologiczny był starannie pakowany na miejscu w terenie, zamykany w wielkich skrzyniach i przewożony najpierw samochodami do Ułan Bator, gdzie dokonywano podziału na część przypadającą Polskiej Akademii Nauk i część dla Mongolskiej Akademii Nauk. Część polską wysyłano następnie pociągiem do Warszawy, gdzie docierała zwykle po 5—6 tygodniach. Po przybyciu materiał poddawano preparowaniu, a następnie przydzielano go specjalistom do opracowania naukowego. Opracowanie wszystkich materiałów potrwa jeszcze kilka, a może kilkanaście lat. Niezależnie od tego udostępniono już część materiałów społeczeństwu w otwartej w czerwcu 1968 w salach Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie wystawie „Dinozaury z pustyni Gobi”.
HENRYK KUBIAK