Kahlke Hans Dietrich WYKOPALISKA Z CZTERECH KONTYNENTÓW PALEONTOLOGIA

HANS-DIETRICH KAHLKE

WYKOPALISKA Z CZTERECH KONTYNENTÓW


Hans-Dietrich Kahlke, dyrektor Instytutu Paleontologii Czwar­torzędu w. Weimarze (NRD) prowadzi czytelnika po wykopalis­kach rozsiärrj'ch niemal na wszystkich kontynentach naszego glo­bu. Opiera się na dawniejszych badaniach, uwzględniając jednak przede wszystkim najnowsze.

Czytelnik polski już niejednokrotnie miał możność zapoznać się z interesującymi książkami ilustrującymi osiągnięcia antropolo­gów, archeologów czy paleontologów. Pewnym novurn jest omó­wienie w jednej książce najnowszych wyników z tych trzech zazębiających się i uzupełniających wzajemnie dziedzin. Tak sze­roko potraktowany temat wymagał wprowadzenia do tekstu sze­regu terminów naukowych. Słowniczek na końcu książki mą ułatwić czytelnikowi nie obeznanemu z tymi zagadnieniami przy­swojenie treści poszczególnych rozdziałów.

Autor, będący z wykształcenia zarówno paleontologiem, jak i archeologiem, żywo i barwnie popularyzuje trudne dla laika wywody ogólne, wplatając elementy przygody i pasji poszuki­wawczej, przytaczając nawet dyskusje badaczy.

Opisy odkryć nie są tylko suchymi relacjami. Omawiając po­szczególne znaleziska autor przekazuje równocześnie swoją wie­dzę, swoje doświadczenie i osobiste zaangażowanie. Wykorzystu­je przy tym umiejętnie własny udział, najczęściej w charak­terze kierownika i organizatora większości opisywanych przezeń prac wykopaliskowych. W przypadkach, kiedy nie brał osobiście udziału w wyprawie, zapoznał się rzetelnie z całą jej złożoną pro­blematyką, a „trofea” w postaci cennych, a często bezcennych szczątków zwierzęcych i roślinnych poznawał bezpośrednio, oglą­dając je w zbiorach. Autorowi znane są dziś wszystkie znaczniej­sze muzea i zbiory archeologiczne i paleontologiczne świata, a tak­że miejsca, gdzie niegdyś prowadzono prace wykopaliskowe. Te okoliczności sprawiają, że książka przemawia do nas swoją au­tentycznością.

Autor poświęca wiele uwagi osiągnięciom innych krajów w ostatnich latach w zakresie paleontologii czwartorzędu, traktu-

jąc przy tym prace polskich badaczy dość powierzchownie. Dla­tego też rozdział Polskie badania archeologiczne i paleontologicz­ne uzupełniający książkę, a dotyczący jedynie niektórych odcin­ków prac badawczych z wspomnianych dziedzin nauki, ma zapo­biec powstaniu fałszywego mniemania, jakoby Polacy nie brali udziału w rozwiązywaniu tych niezmiernie interesujących pro­blemów naukowych i nie przyczyniali się do rozwoju tych dyscy­plin nauki.

HENRYK KUBIAK

Trudno wprost ogarnąć ogromny postęp wiedzy, jaki dokonał się w ciągu ostatnich lat w zakresie badań pradziejów Ziemi i ludzkości. W dżunglii Wietnamu i na Borneo badacze prehistorii znaleźli plejstoceńskie szczątki ludzkie, nad Dniestrem radziec­cy uczeni odkryli cały ośrodek paleolitycznego osadnictwa, na dalekiej północy, w wiecznej marzłoci Alaski amerykańscy ba­dacze znaleźli rozwiązanie zagadnienia najwcześniejszego zasie­dlania Nowego Świata. Na rozległych obszarach lessowych Szansi chińscy naukowcy wykopali przodków człowieka pekińskiego, w Afryce Wschodniej odkryto najstarsze kultury pięściaków i szczątki praczłowieka, w utworach krasowych w Kuangsi zna­leziono największe z dotychczas znanych kopalnych małp człeko­kształtnych; w Mongolii Wewnętrznej i nad Kuku-nor dokonano odkrycia przodków plejstoceńskiego nosorożca włochatego. W Meksyku znów wykapano „słonie preriowe” stanowiące bocz­ną gałąź w linii rozwojowej mamuta, w Sierra Nevada w Kali­fornii dziś jeszcze rosną „prehistoryczne” drzewa liczące 5000 lat, a w Europie w pobliżu Budapesztu węgierscy naukowcy odkryli archaiczną kulturę otoczakową. Można by jeszcze długo wyliczać wiele podobnych osiągnięć naukowych. W ciągu ostatnich lat, zarówno w terenie, jak i w laboratoriach wypracowano również szereg nowych metod badawczych, względnie udoskonalono „sta­re metody”.

Dwadzieścia pięć bogato ilustrowanych rozdziałów książki, do­tyczących nowoczesnych badań, przedstawiono jako przegląd osiągnięć w dziedzinie szeroko pojętej prehistorii. Mają one po­głębić zainteresowania i wzbudzić zrozumienie dla popierania tego rodzaju poszukiwań. Nierzadko właśnie laicy byli pierwszy­mi, którzy zwrócili uwagę na znalezione szczątki, co w efekcie stało się punktem wyjścia dla rozwiązania wielkich problemów naukowych. Zasługi położyli zarówno uprawiający ryż chłop z Leng-Chai-Shan czy czarny kowboj z Nowego Meksyku, jak i dentysta z Karyntii czy syberyjski myśliwy znad Ałdanu, czy wreszcie europejski urzędnik. Poza tym autor chciał pokazać

młodemu czytelnikowi, jak wyglądają prace badawcze w dziewi­czym lesie i w dżungli, na obszarach wiecznej marzłoci i na go­rących stepach. Chciał także zwrócić uwagę na długą, trwającą nieraz dziesiątki lat drogę, jaką musi przebyć naukowiec, zanim zostanie odkrywcą.

HANS-DIETRICH KAHLKE

PIERWSZE I OSTATNIE MAMUTY

Na południe od szosy Nordhausen—Halle, w okolicy Sanger- hausen, niedaleko miejscowości Voigtstedt-Edersleben zalegają potężne warstwy gliny. Przed czterema laty odkryto tu bogate znalezisko „prehistorycznych” kości. Do ich odkrycia doszło przy­padkowo. Jedna z wielkich wydobywających glinę koparek od­słoniła bogate znalezisko szczątków kostnych. Przybywszy na miejsce zaczęliśmy szukać dalszych szkieletów. Od chwili rozpo­częcia prac poszukiwawczych minęło już szereg miesięcy.

Bezlitośnie przypieka sierpniowe słońce. W głębi wykopów nie czuje się najmniejszego powiewu wiatru. Pracujemy w południo­wej części starego dołu w kopalni glinki ceramicznej cegielni Voigtstedt. Nasze prace przebiegają sprawnie; codziennie znajdu­jemy coś nowego. Spychacze usuwają warstwy zalegające nad głównym poziomem znaleziska. Szczątki kostne znajdują się na głębokości około 20 m. Na dnie wykopu siedzą w długich rzędach zaangażowane do prac wykopaliskowych robotnice oraz uczniowie szkół średnich z Sangerhausen. Każdy dzień pracy jest podobny do poprzedniego; i tak mijają tygodnie i miesiące. Poszczególne fragmenty kostne zaznacza się na szczegółowych planach sytua­cyjnych, przy czym każda kość otrzymuje swój numer. Doszliś­my już do liczb czterocyfrowych.

Od kilku dni w wykopie wyłaniają się większe fragmenty szkieletu. Fotografujemy je i rysujemy na planie. Preparatorzy powoli odsłaniają coraz większe fragmenty kości i czaszki. W niektórych miejscach ostrożnie podkopują odsłonięty szkielet. W pobliżu wykopów roztapia się w wielkich kadziach parafinę. Obok leżą worki z gipsem, gumowe kubki i wiadra, szerokie pasy folii metalowej, skrzynie i pudła pełne osobliwych narzędzi. Dla

zabezpieczenia odsłoniętych szczątków przed deszczem i słońcem rozpięto nad wykopami dachy brezentowe, przypominające na­mioty. Praoujący pod nimi ludzie wyglądają jak średniowieczni alchemicy w swoich laboratoriach.

Odsłoniętą czaszkę pokrywa się parafiną. W tym celu ustawia się wokół niej, w odległości około 2 cm od kości, folię metalową umacnianą długimi szpilami. Po nadaniu folii kształtu czaszki ochładza się kości, by płynna parafina zastygała natychmiast po nalaniu jej na powierzchnię kości. Do takiej formy 1 folii meta­lowej otaczającej czaszkę wlewa się parafinę. Po jej zastygnię­ciu ponownie ustawia się folię w niewielkiej odległości od płasz­cza parafinowego. Dla dalszego wzmocnienia szczątków kostnych okłada się je jeszcze odpowiednio przyciętymi siatkami drucia­nymi. Następnie oblewa się szczątki drugą powłoką, tym razem gipsową. Po oznakowaniu liczbami i innymi danymi poszczegól­nych bloków gipsowych przygotowuje się je do transportu.

550 000 do 600 000 lat temu przez okolicę Voigtstedt-Edersle- ben płynęła rzeka. Jej wody gromadziły w szerokiej dolinie po­tężne warstwy iłu, piasku i żwiru, w których zalegają pozosta­łości plejstoceńskiej fauny. W głównej warstwie znaleziska od­kryliśmy szczątki wymarłych słoni o bardzo zróżnicowanych zę­bach trzonowych, co pozwala nam wejrzeć w najwcześniejsze fazy rozwoju mamuta.

Najstarsze „prawdziwe słonie” znamy ze złóż żwiru rzeki Vaal (Afryka Południowa) i. z północnych Indii. Ich naukowa nazwa brzmi Archidiskodon planifrons (Falconer et Gautley). Przypo­minają one jeszcze w znacznym stopniu formy pierwotnych trą- bowców trzeciorzędu. Ich zęby policzkowe odznaczały się nie­wielką liczbą płytek zębowych, a» korony stosunkowo małą wyso­kością. Były to zwierzęta tropikalnych i subtropikalnych lasów oraz terenów otwartych. W najstarszej fazie plejstocenu (w willa- fransie) słomę te odbywały dalekie wędrówki na terenach Afry­ki i południowo-wschodniej Azji, występując na tych obszarach jeszcze razem z mastodontami. Jak wynika z najnowszych badań paleontologii czwartorzędu, słonie te nigdy nie występowały w Europie Środkowej, gatunek ten bowiem przekształcił się w słonia południowego (Archidiskodon meridionalis), typowego przedstawiciela willafransu środkowego | górnego. Późne jego

formy występowały w Europie i Azji aż do początku zlodowa­cenia Mindel.

Podczas gdy południowi przedstawiciele Archidiskodon me- ridionalis wykazują w budowie zębów trzonowych jeszcze wiele cech pierwotnych, populacje północne znalazły się pod wpływa­mi chłodniejszego klimatu oraz odmiennych warunków otoczenia i musiały się do nich odpowiednio dostosować. Bardzo powoli, poprzez dziesiątki, tysięcy pokoleń, z prymitywnych zębów trzo­nowych wykształciły się zęby o wysokich koronach i zwiększo­nej liczbie płytek zębowych. Procesowi temu uległy również po­pulacje południowe. Pod koniec interglacjału Cromer Arćhidisko- don meridionalis był już stosunkowo dobrze przystosowany do zmienionych warunków środowiskowych, dzięki czemu począw­szy od najwcześniejszych faz zlodowacenia Mindel mógł żyć na mniej lub bardziej otwartych terenach stepowych i obszarach typu parkowego. Przystosowanie to polegało z jednej strony na przekształceniu się „uzębienia zgniatającego” (mastodonty) w „uzębienie mielące” (słonie stepowe), z drugiej zaś strony na wykształceniu skóry pokrytej sierścią.

Bardzo rzadko znajduje się szczątki całego stada słoni. I właś­nie tu, w Voigtstedt, staliśmy przed szczątkami całej populacji późnej formy Archidiskodon meridionalis. Wśród kości słoni od­kryliśmy także szczątki innych ssaków, ale materiał kostny słoni był w tym znalezisku bezsprzecznie najcenniejszy. Uzyskaliśmy nowe dane o stopniu rozwoju i kierunku ewolucji Archidiskodon meridionalis na obszarze Europy Środkowej na krótko przed po­czątkiem największego zlodowacenia plejstocenu (Mindel). Pół­nocne populacje Archidiskodon meridionalis, zamieszkujące ob­szar od Hiszpanii po Azję Zachodnią, znalazły się na początku zlodowacenia Mindel pod bardzo silnymi wpływami depresji kli­matycznych „wielkiego zlodowacenia”. Spowodowało to z kolei dalsze przekształcenie się słoni „typu stepowego” w „typ zimne­go stepu”. Wczesne formy słoni „zimnego stepu”, żyjące na po­czątku i we wczesnych okresach zlodowacenia Mindel, noszą na­ukową nazwę Mammuthus trogontherii (Pohlig) i są bezpośred­nimi przodkami „prawdziwego mamuta". Wielkie stada tych słoni zamieszkiwały obszar Europy i zachodniej Azji, rozszerzając stale terytorium zasiedlenia. Z biegiem czasu Mammuthus trogontherii

zaczął również na południu zastępować pierwotniejszego Archi- diskodon mcridionalis.

Próba odtworzenia dróg ewolucji opierająca się na materiałach kopalnych jest bardzo pasjonująca i wysoce interesująca. Najłat­wiej prześledzić procesy rozwoju na charakterystycznie wykształ­conych zębach trzonowych, najczęściej zresztą znajdowanych. Za­kres zmienności w obrębie takiej rozwijającej się populacji Mam- muthus trogontherii z północnych terenów Europy Środkowej jest bardzo duży.

W populacji składającej się z wielu stad występują z jednej strony osobniki albo nawet całe stada o wyraźnych cechach pier­wotnych, zbliżających je do późnego typu Archidiskodon meridio- ncilis, z drugiej zaś strony spotykamy zwierzęta charakteryzujące się właściwościami bardziej progresywnymi, wskazującymi przy­szły kierunek ewolucji. Pomiędzy tymi dwoma skrajnymi wa­riantami leży olbrzymia większość „form typowych”, która cha­rakteryzuje gatunek w danym odcinku czasu. Pod względem budowy wyróżnić możemy słonie z zębami pierwotnymi o stosun­kowo niewielkiej liczbie płytek zębowych i grubej warstwie szkli­wa oraz zęby form młodych, ze stosunkowo dużą liczbą odpo­wiednio węższych płytek o cienkiej pokrywie szkliwa. W dalszej ewolucji wczesnych form słoni „zimnego stepu” zaznacza się coraz dalej sięgające zróżnicowanie na korzyść form progresyw­nych. Grupy słoni, u których rozwinęła się najlepiej zdolność roz­cierania zębami twardych traw stepu, zajmowały stopniowo coraz większe obszary, dotąd przez słonie nie zamieszkałe.

Szczątki populacji słoni ewoluującej w populację mamuta zna­my ze żwirów w Siissenborn koło Weimaru. Na setkach zębów stamtąd, względnie na ich fragmentach, możemy prześledzić drogę ewolucji. Równolegle z rozwojem uzębienia musiał prze­biegać proces przystosowania się tych wczesnych form słoni „zimnego stepu” do klimatu, który wskutek postępującego zlodo­wacenia na tych terenach stopniowo się oziębiał. Dzięki znalezio­nym w wiecznej marzłoci Syberii i Alaski ciałom mamutów wie­my, iż zwierzęta te były pokryte gęstym futrem złożonym z wło­sów wełnistych i ościstych. Fakt ten pozwala przypuszczać, że i wczesne formy słoni „zimnych stepów” miały podobną sierść.

W trakcie wydobywania żwiru koło Siissenborn odsłonięto dwa

potężne zęby trzonowe i dwa ciosy. Jeszcze nie zostały wydoby­te ze ściany. Obok nich znajduje się też żuchwa dużych rozmia­rów. Jeden z tych wielkich ciosów swoją jasną barwą kontrastu­je wyraźnie z tłem szarożółtych żwirów. Niestety, częściowo uszkodziła go koparka. Do sterczących w ścianie na wysokości około 8 m szczątków można dotrzeć jedynie przy pomocy drabin. Wydobycie ich i zabezpieczenie będzie wymagało kilku dni pracy.

Przy usuwaniu żwiru znad potężnej żuchwy odsłonięto części zgniecionej czaszki. Do niej powinny należeć uprzednio wydoby­te obydwa górne zęby trzonowe. W celu zabezpieczenia odsłonię­tych fragmentów szczątków kostnych przed stale spadającym z góry żwirem pokrywa się je natychmiast ochronną warstwą parafiny i gipsu. Dopiero po takim zabezpieczeniu można je cał­kowicie odsłonić i wydobyć. Wprawdzie twarde zęby i trzon żuchwy zachowały się dość dobrze w żwirze i piasku dzięki swej naturalnej odporności przeciwko niszczącej sile wody, jednakże setki tysięcy lat naruszyły już spoistość tkanki.

Dlatego też wydobycie ciosu bezpośrednio z warstwy żwiru bez zakonserwowania go na miejscu jest praktycznie niemożliwe. Wykopuje się powoli odcinek po odcinku. Równocześnie masywna żuchwa zostaje całkowicie odsłonięta i pokryta warstwami pa­rafiny i gipsu. W osłonę gipsową ciosów wtapia się dodatkowo dla ich wzmocnienia odpowiednio wygięte pręty żelazne. „Kukły” gipsowe kładzie się na piasku, na samochodzie czy wozie i tak transportuje się je do instytutu.

Inne słynne znalezisko słoni stepowych leży na południo-za- chodzie Związku Radzieckiego, w pobliżu Tyraspola nad Dniest­rem (Mołdawska SRR). W tej populacji słoni w porównaniu z materiałem z Siissenborn występuje znacznie więcej form pier­wotnych. Znalezisko w Tyraspolu może być z jednej strony chro­nologicznie starsze, z drugiej natomiast geologicznie „współczes­ne” znalezisku z Siissenborn. Byłaby to więc populacja na innym stopniu rozwoju, ze względu na swoje bardziej południowe wy­stępowanie.

Również na terenach północnej Azji i wschodniej Syberii, w okolicy rzeki Ałdan, odkryto szczątki słoni stepowych wczes­nego typu o wyraźnych cechach nawiązujących do Archidiskodon meridionalis. Znaleziska te są ogniwem łączącym formy Eurazji

z formami kontynentu amerykańskiego. Szereg wypraw ra­dzieckich w te tereny Zakończyło się niespodziewanymi wyni­kami.

Przez pomost lądowy, który wplejstocenie łączył Azję Wschod­nią i Alaskę (Pomost Beringa), przeszły" do Nowego Świata obok innych zwierząt także wczesne tyipy słoni stepowych. Szybko roz­przestrzeniły się one w kierunku południowym. Powstały nowe formy. Jedno z najstarszych znalezisk amerykańskich słoni ste­powych („słonie preriowe”) znajduje się w pobliżu San Fran­cisco.

Na południo-wschód od San Francisco, w połowie drogi pomię­dzy Oakland i San José, na wschód od zatoki San Francisco usy­tuowane są znaleziska Irvington. Warstwy kościonośne wcinają się tu głęboko w dolinę u stóp Mission Peak i innych gór należą­cych do Mount Hamilton Range. Na północy złoża plejstoceńskie przykryte są warstwami aluwialnymi.

Stąd pochodzą szczątki potomków owych wczesnych typów słoni stepowych, które niegdyś przekroczywszy Pomost Beringa

i przekształciwszy się w „słonie preriowe” rozprzestrzeniły śill szybko na obszarze Ameryki Północnej. Już H. F. Osborn (19421 był zdania, że euroazjatyckie słonie typu Archidiskodon meridiM nalis w jakimś zaawansowanym stadium rozwoju imigrowały do Ameryki Północnej.

Dalsze wędrówki tych słoni doprowadziły je na południe, d$| Ameryki Środkowej i w końcu aż na północne tereny Ameryki Południowej.

Wróómy jednak na północne tereny Eurazji. Tutaj w dalszyjffl ciągu żyły słanie stepowe (późna forma) Mammuthus trogontheriiy pozostając pod wpływem zlodowacenia Mindel. Przyczyniło się to niewątpliwie do coraz bardziej jednostronnego przystosowywS nia się słoni do życia w chłodnym klimacie. Zęby policzkowe staa wały się coraz bardziej hypsodontyczne (o wysokich koronach), a liczba płytek zębowych rtadal się powiększała. Równolegle ze zmianami, które dzisiaj można stwierdzić na materiale kopalnyiOT musiał postępować proces tworzenia się gęstej sierści. Ona bo­wiem umożliwiała powstającemu mamutowi życie w tym kli­macie. W warstwach zlodowacenia Riss spotykamy pierwszą po< pulację mamuta — populację potomną omawianej linii rozwojo­wej, już w pełni przystosowaną do życia w zimnym stepie. W czasie zlodowacenia Riss stada mamutów również przekrój czyły Pomost Beringa i zasiedliły obszary dalekiej północy Ame-r ryki: Alaskę, Kanadę i najbardziej na północ wysunięte tereflffi Stanów Zjednoczonych.

Kiedy i gdzie rzeczywiście wymarły ostatnie mamuty — md pytanie, do którego stale powracamy. Odpowiedź na nie możemy zaczerpnąć z dwóch źródeł, pomijając przy tym oczywiście cął*. kowicie doniesienia oparte wyłącznie na fantazji. Jednym z ta­kich źródeł są stare pisemne przekazy i relacje z podróży. Ko­rzystając z nich należy jednak zachowywać znaczną ostrożność, często bowiem wątpliwa jest wartość naukowa podawanych fak­tów. Drugim źródłem są same szczątki mamutów.

Jak trudna jest interpretacja tego rodzaju źródeł historycy nych, niech zilustruje przytoczony niżej przykład. Według ukra­ińskiego paleontologa I. G. Pidopliczki arabski pisarz X wieku Ibn Fadlan donosi ze swojej podróży nad Wołgę, iż car Bułgarów nadwołżańskich opowiadał mu p jakimś olbrzymie, który nie był

pochodzenia ludzkiego. Ibn Fadlan informuje dalej, że pojechał z carem konno do pobliskiego lasu, gdzie car pokazał mu czasz­kę wspomnianego olbrzyma. Miała ona być wielkości „najwięk­szego kotła” i także „podobna do kubła”. Car powiedział mu jeszcze, jakoby olbrzym mieszkał dawniej w jego kraju i tam też umarł.

Relacja o tym „olbrzymie” znad Wołgi wskazuje, iż szczątki szkieletów kopalnych ssaków zwracały na siebie uwagę , już bar­dzo wcześnie. Interesujące przy tym jest podkreślenie przez cara nieludzkiego pochodzenia „olbrzyma” i fakt niewidzenia nigdy zwierzęcia, którego szczątki pokazywał swemu gościowi. Prawdo­podobnie więc w tym przypadku chodziło o szczątki szkieletu mamuta wraz z czaszką.

I. G. Pidopliczko opierając się na powyższych danych chciałby przyjąć, że mamut ten poniósł śmierć „stosunkowo niedawno”, co przemawiałoby za istnieniem mamutów nad Wołgą może jeszcze w czasach historycznych. Sam fakt znalezienia czaszki w lesie „na powierzchni ziemi” nie jest tu oczywiście wystarcza­jącym dowodem. W przypadku mamuta(?) znad Wołgi równie dobrze mogło chodzić o szczątki kopalne odsłonięte przez stru­myk, rzekę lub pod wpływem innych czynników erozyjnych. Ta­kie relacje jak wyżej przytoczona opowieść nie wyjaśniają po­stawionego na początku pytania.

Drugim sposobem zmierzającym do określenia czasu wymar­cia mamutów jest badanie ich szczątków, a zwłaszcza ciał. Takie znaleziska znamy np. z zachodniej Ukrainy, z kopalń wosku ziemnego w Staruni na południe od Lwowa i z wiecznej marzłoci Syberii i Alaski. Norweski naukowiec profesor A. Heintz podczas swej podróży na Ukrainę w 1959 zaproponował znanemu bada­czowi plejstoceńskich słoni ZSRR profesorowi W. E. Garuttowi (z Instytutu Zoologicznego Akademii Nauk ZSRR w Leningra­dzie) datowanie radiowęglem (14C) kilku próbek z ciał mamutów pochodzących z wiecznej marzłoci Syberii. Były to znaleziska z rzek Sanga-Jurjach, Mochowaja oraz z Bieriezowki. Po uzyska­niu zgody dyrektorów instytutów Akademii Nauk w Moskwie i Leningradzie, gdzie są przechowywane szczątki odpowiadające warunkom badań, przystąpiono do datowania próbek. Badania wykonał dr R. Nydal w Trondheim w latach 1960—62.

Datowanie I (próbka T-170)

Skóra i zawierające tłuszcz tkanki podskórne samicy mamuta z rzeki Sanga-Jurjach w Jakucji.

Szczątki odkryto i wydobyto w 1908. Nikt zapewne wówczas nie przypuszczał, że niewielkie części ciała tego mamuta posłu­żą kiedyś do oznaczenia bezwzględnego wieku znaleziska, ów­czesny gubernator Jakucji w telegramie do Akademii Nauk do­nosił, iż według opowiadania jakiegoś Tunguza odsłonięto w po­bliżu Swiatoj Nos, nad brzegiem rzeki Sanga-Jurjach głowę i przednią nogę mamuta. W roku 1908 wyruszyła z Petersburga wyprawa, której zadaniem było wydobycie mamuta. Do właści­wych prac wykopaliskowych można było przystąpić dopiero po usunięciu zalegających nad szczątkami ogromnych mas śniegu. Mamuta, który pierwotnie leżał w zamarzniętej ziemi wysokie­go brzegu rzeki, wiosną wypłukała woda; runął do koryta rzecz­nego, gdzie ponownie został zakryty piaskiem i mułem. W wyniku prac wykopaliskowych wydobyto czaszkę bez ciosów, żuch­wę, trąbę, duży kawał skóry z prawej strony czaszki wraz z otwo­rem oka, kawałki skóry z grzbietu i prawego boku tułowia, pra­we kończyny przednią i tylną wraz z mięśniami, skórą i sierścią

oraz inne fragmenty szkieletu i części miękkich. Szczątki te są przechowywane w Instytucie Zoologicznym w Leningradzie.

Metody przygotowania próbek przeznaczonych do datowania są stosunkowo proste. Kawałki oczyszczone mechanicznie zostają sproszkowane i w celu usunięcia ewentualnych zanieczyszczeń potraktowane rozcieńczonym kwasem solnym (5%). Dla zneutra­lizowania śladów humusowych niektóre próbki traktuje się ługiem sodowym. Przy oznaczeniach kontrolnych konieczne jest jednak stosowanie bardziej specjalistycznych zabiegów.

Wiek bezwzględny wszystkich próbek liczony jest od momentu, w którym u danego osobnika został przerwany proces przyjmo­wania węgla radioaktywnego 14C (śmierć zwierzęcia). Ze wzglę­du na później powstałe zanieczyszczenia, utrudniające określe­nie wieku bezwzględnego, oznaczenie powtarza się kilkakrotnie. Ostateczną wartość liczbową stanowi potem wartość średnia tych kolejnych oznaczeń, względnie — jeśli wynik kilku prób był jednakowy — ten wynik.

W pierwszej próbie datowania tego materiału uzyskano wynik 29 500 ± 3000 lat, w drugiej 32 650 ± 2500 lat, a w trzeciej 31 500 ± ± 2000 lat. Badania podskórnej tkanki tłuszczowej doprowadziły do wyniku 44 000 ± 3500 lat. Ponieważ ostatnia próbka wydawa­ła się być najmniej zanieczyszczana, ustalono wiek znaleziska na przeszło 39 000 lat.

Datowanie II (próbka T-299)

Wysuszona krew i zawierające tłuszcz tkanki samca mamuta z Bierięzowki.

Próbka ta pochodzi ze słynnego mamuta znalezionego w 1900 nad rzeką Bieriezowką, prawym dopływem Kołymy, około 15 km na południowy wschód od miasta Sredniekołymsk. Ze względu na obszerną literaturę naukową i popularnonaukową o tym sta­nowisku można zrezygnować | z powtórzenia szczegółów dotyczą­cych historii odkrycia.

Przy pierwszym oznaczaniu materiału uzyskano wiek 31 750 ± ± 2500 lat, w drugim uzyskano 44 000 ± 3500 lat. W wyniku ostat­niego oznaczenia oceniono wiek znaleziska na 39 000 lat.

Datowanie III (p r ó b k a T-169)

Skóra, zawierająca tłuszcz tkanka podskórna i ścięgna mamuta z rzeki Mochowaja.

Resztki ciała tego mamuta odkryto w 1908 w dolinie rzeki Mo- chowaja, w pobliżu wsi Gałczicha, w Tajmyrskim okręgu naro­dowym. Niestety, wiadomość o znalezisku dotarła do Akademii Nauk dopiero po kilku latach. Prace wykopaliskowe przeprowa­dzono dopiero w 1913. Znaleziono wówczas już tylko resztki nie­gdyś prawdopodobnie dość dobrze zachowanego szkieletu mamu­ta. Zdołano ponadto zebrać nie mające większego znaczenia frag­menty części miękkich i owłosienia. W ciągu pięciu lat, które minęły od chwili odkrycia zwierzęcia do momentu jego wydoby­cia, linia brzegowa rzeki znacznie się zmieniła. Obrywające się brzegi oraz woda bardzo zniszczyły ciało mamuta. Na kościach zachowało się stosunkowo mało części miękkich; jedynie kończy­ny przetrwały w całości. Przypuszcza się, że zwierzę po śmierci powoli grzęzło w bagnie.

Pierwsze datowanie znalezisk wskazywało na ponad 33 000 lat, drugie na 35 800 ± 2700 lat. Ostatecznie ustalono, że wiek znale­ziska z rzeki Mochowaja wynosi ponad 32 500 lat.

Jesienią 1948 dotarła do Instytutu Zoologicznego Akademii Nauk wiadomość o odkryciu mamuta w północno-wschodniej części półwyspu Tajmyr. Znalezisko było usytuowane w dolinie małej, dotychczas nie nazwanej rzeczki, której po zakończeniu prac wykopaliskowych nadano nazwę Mamontowaja (Mamutowa). Do prac wykopaliskowych przystąpiono w czerwcu 1949, po usu­nięciu zalegających mas śniegu. Ponieważ szkielet nie leżał w układzie anatomicznym, przypuszczano, że znajduje się na wtórnym złożu, mógł bowiem obsunąć się z wyższych warstw wysokiego brzegu. Odnalezione części miękkie tworzyły małe bez­kształtne kawałki o białawej barwie. Z łatwością można było je ugniatać jak kit okienny. Wydobyte szczątki mamuta przewiezio­no samolotem do Leningradu.

Pierwsze datowanie przeprowadzone przez Instytut Geoche­miczny Akademii Nauk ZSRR (1954) wskazywało na wiek 12 000 lat. Datowanie kontrolne, wykonane w norweskim Laboratoriet for Radiologisk Datering, Fysisk Institutt w Trondheim, dało wy­nik 11 450±250 lat. Zdaniem dr R. Nydala uzyskania dla tej prób­ki wartości stosunkowo niskiej w porównaniu z wynikami innych datowań nie można było tłumaczyć jej zanieczyszczeniem. Radiu

aktywność węgla w materiale przekraczała bowiem 10- i 20-krot- nie inne próbki.

Niestety, liczba przeprowadzonych datowań jest jeszcze ciągle zbyt mała. Na podstawie tych nielicznych danych jeszcze nie można wypowiadać się definitywnie o czasie wymarcia mamuta. Wiek zbadanych dotąd ciał mamutów syberyjskich waha się w granicach od 44 000 ± 3500 do 11 450 ± 250 lat. Według wszel­kiego prawdopodobieństwa brak jednak wśród tych kilku za­ledwie osobników przedstawicieli najpóźniejszych populacji. Da­towania większej liczby znalezisk niewątpliwie zbliżą naukow­ców do rozwiązania problemu wymarcia „ostatnich mamutów”. Najprawdopodobniej jednak nigdy nie będziemy w stanie okreś­lić tego momentu dokładnie.

Na podstawie danych geologicznych i paleontologicznych oraz opierając się na matematycznym prawdopodobieństwie możemy dzisiaj przyjąć, że ostatnie populacje mamutów w centralnej i wschodniej Syberii wymarły kilka tysięcy lat temu.

Centrum występowania mamuta znajdowało się niewątpliwie na Syberii. Dlatego też późnoplejstoceńskie i wczesnoholoceń- skie mamuty z Alaski należy traktować jedynie jako „populacje skrajne”. Jest rzeczą mało prawdopodobną, by właśnie one prze­trwały dłużej niż mamuty syberyjskie.

Rozdział drugi

HIPOPOTAMY W RENIE

Zrozumiałe poruszenie wywołała niecodzienna wiadomość w prasie o znalezieniu w Berlinie czaszki „kopalnego” hipopota­ma. Rychło się jednak okazało, że czaszka stanowiąca być może kiedyś cenne trofeum jakiegoś byłego oficera kolonialnego dosta­ła się tylko przez przypadek do plejstoceńskich osadów. Rzecz na pozór błaha, nie warta wzmianki, nie jest jednak całkowicie po­zbawiona sensu, bo 500 000 lat temu żyły w Europie rzeczywiście hipopotamy; wprawdzie nie w Szprewie, ale w Renie i Menie.

Skomplikowane były drogi prowadzące do tego odkrycia. Słyn­ne zbiory paleontologiczne z piasków rzecznych w Mosbach prze­chowywane były przed ostatnią wojną w Muzeum Przyrodniczym w Moguncji, które w czasie wojny uległo prawie całkowitemu zniszczeniu. Praktycznie więc zbiory z Mosbach przestały istnieć.

Założona przed kilkoma laty nowa kolekcja rozrastała się szyb­ko. Licznie znajdowane szczątki wzbogacały ją systematycznie. Znów znalazły się wśród okazów rzadkie w Europie pozostałości po kopalnych hipopotamach (Hippopotamus znaczy po grecku koń rzeczny). Były to zęby i fragmenty szkieletów. Dopiero w ostatnich latach doczekały się one w szeregu prac naukowych podsumowującego opracowania.

Mosbach — miejsce znalezienia tych szczątków — od dawna zostało włączone do gminy i z tego powodu trud odszukania go na dzisiejszych mapach byłby daremny. Sama nazwa jednak trwale zapisana została w literaturze naukowej. Dziś rozumiemy pod nazwą Mosbacher Sande (piaski z Mosbach) rozległe tereny sedymentów rzecznych u ujścia Menu do Renu. Zalicza się je zasadniczo do wczesnych utworów środkowego plejstocenu. Osa­dy te rozciągnięte na dużej powierzchni osiągają przeciętnie

14—15 m miąższości, a koło Kriftel aż 25 m. Badania składu piasków i szczątków kopalnych zwierząt pozwoliły odróżnić w profilu trzy poziomy: górny, środkowy i dolny. Górne warstwy składają'się z piasków bez domieszki żwirów, środkowe (piaski z Mosbach w ścisłym znaczeniu) zawierają głównie poprzeczni# ułożone, bogate w wapień jasnoszare piaski przeplatane trzema lub czterema żyłami żwirów. W dolnym poziomie osadów, o miąż­szości 1,5—5 m, przeważa materiał gruboziarnisty przemieszany z dużymi blokami piaskowca pstrego i wapienia muszlowegp. Spod tych warstw wydobywany jest dla celów przemysłowych; wapień hydrobiowy.

Mimo że w stropie osadów z Mosbach występuje fauna o cha­rakterze glacjalnym (zlodowacenie Mindel II), utwory te odpo­wiadają późnej fazie poprzedniego interstadiału i najwcześniej­szym fazom tegoż zlodowacenia. Osady z Mauer koło Heidelber­gu, gdzie również występują szczątki hipopotamów, odnoszą się prawdopodobnie do szczytowej fazy interstadiału przypadające­go na środkowy okres zlodowacenia Mindel. Hipopotamy z Mos­bach pochodzą z warstw poziomu dolnego i środkowego. Obec­ność tego rodzaju zwierząt w tych okolicach została więc stwier­dzona. Wyjaśnienia wymaga jednak pytanie, skąd one przybyły. Nadal trwają jeszcze spory, czy kopalne hipopotamy Europy Za­chodniej należą do tego samego gatunku, który dziś zamieszkuje Afrykę, czy może tworzyły odrębny gatunek. Hipopotamy stano­wią stosunkowo mało zróżnicowaną grupę zwierząt. Poza nieraz nawet znacznymi różnicami w rozmiarach osobników należących do różnych populacji nie istnieją prawie żadne inne cechy, na których można by oprzeć podział tej grupy. Pewne różnice w bu­dowie szkieletu można zaobserwować w żuchwie. Fakt ten jest związany z występującą u hipopotamów tendencją do redukcji siekaczy (heksaprotodontyzm przechodzi w tetraprotodontyzm *), Z tego też względu wszystkie zachowane szczątki żuchw nale­żało poddać dokładnej analizie. Badania nie wykazały zasadni­czych TÓżnic w budowie zębów pomiędzy zachodnioeuropejskim kopalnym gatunkiem Hippopotamus antiąuus Desmarest a współ­czesnym afrykańskim Hippopotamus amphibius Linnaeus. Stwier­

dzono natomiast małe różnice w budowie korzeni zębów, przy czym wyższy stopień rozwoju wykazywały zęby hipopotama afry­kańskiego, u którego także korony zębów są nieco wyższe (hyp- sodontyzm). Hipopotamy kopalne zarówno znad Renu i Menu, jak i Anglii, Francji oraz Hiszpanii były pod tym względem bar­dziej konserwatywne od współczesnych. W Hiszpanii przetrwały hipopotamy kopalne prawdopodobnie nieco dłużej niż w innych krajach Europy Zachodniej. Niektóre szczątki z Anglii wykazują jeszcze pewne podobieństwo do prymitywnego uzębienia heksa- protodontów. Najnowsze wyniki tych wnikliwych badań nie po­twierdzają jednak dawnego poglądu, jakoby na terenie Europy Zachodniej we wczesnych fazach środkowego plejstocenu wystę­powały dwa odrębne gatunki hipopotamów kopalnych.

Dziś występowanie hipopotamów jest ograniczone wyłącznie do Afryki. W pliocenie (koniec trzeciorzędu) i w plejstocenie (epoka lodowa czwartorzędu) zamieszkiwały one również po­łudniową Eurazję. Jak stwierdzono przed kilkoma laty, zasięg ich obejmował także Chiny Południowe, podnóże Himalajów (góry Siwalik), a w Azji Południowo-wschodniej Jawę.

Hipopotamy (rodzina Hippopotamidae) pochodzą najprawdopo­dobniej z Afryki. Wskazują na to najstarsze dotąd znane szcząt­ki kopalnych hipopotamów z pliocenu Hiszpanii i Włoch. Z Afry­ki wtargnęły na północne obszary basenu Morza Śródziemnego i dalej do Europy Zachodniej. Drogę tych wędrówek wyznaczyły systemy rzeczne Europy Zachodniej. Hipopotamy z Mosbach opuściwszy basen Morza Śródziemnego dotarły do doliny Renu i Menu prawdopodobnie wzdłuż Rodanu i Saony. Inne, osiągnąw­szy ujście Renu, przedostały się stamtąd do Anglii. Szlaki wędró­wek pozostałych hipopotamów przebiegały wzdłuż wybrzeża.

Hipopotamy wymarły w Europie Środkowej prawdopodobnie już w środkowym plejstocenie, w Południowej natomiast prze­trwały jeszcze do końca epoki lodowej. Na wyspach Morza Śród­ziemnego populacje ich skarlały, tworząc obok innych byłych mieszkańców tych wysp, karłowatych słoni, jedne z najciekaw­szych form zwierzęcych czwartorzędu. Karłowaty hipopotam z Madagaskaru prawdopodobnie był spokrewniony z populacjami wschodnioafrykańskimi. Natomiast dzisiejszy karłowaty hipopo­tam z Afryki Zachodniej należy do odrębnego rodzaju (Ckoe-

ropsis) i nic pozostaje w żadnym stosunku pokrewieństwa do karłowatych form wysp Morza Śródziemnego i Madagaskaru. Różni się on zresztą od nich zasadniczo znacznie silniejszym związaniem ze środowiskiem wodnym. Niemniej obecność tej prymitywnej formy w centrum Afryki Zachodniej przemawia za poglądem, że hipopotamy wywodzą się jednak z Afryki.

Rozdział trzeci

NOWE ZNALEZISKO PLEJSTOCENSKIEJ FAUNY

KOŁO TOLEDO

Autobus linii międzykontynentalnej prowadzącej na południe przejeżdża przez stare centrum Madrytu z parkami i muzeami, mija Palacio de Comunicaciones, potem znów parki, dalej Paseo <łel Prado ze słynną na cały świat galerią obrazów, jakiś pom­nik na wysokim marmurowym cokole, barwne dzielnice sklepo­we i wreszcie szare, uprzemysłowione peryferie. Do celu naszej podróży pozostało jeszcze około 100 km drogi przez tereny otwarte.

Wkrótce za Illescas zarysowują się na tle wieczornego nieba, wysoko nad metamorficznymi skałami sylwetki wież i dachów Toledo. Wśród wąskich uliczek starego miasta spotkać można nie­jeden zabytek pamiętający czasy Rzymian i Maurów. Jest ma­rzec. Fala turystów z całego świata, zalewająca rokrocznie Tole­do, jeszcze nie przybyła. Mimo to w oczy uderza zewsząd jas­krawe światło neonów rozjaśniające sklepy z pamiątkami. Świa­tła załamują się i odbijają w wystawach sklepowych na pucha­rach, hełmach, a zwłaszcza na bogato złotem i srebrem zdobio­nych mieczach. W sklepach dominuje ręcznie kuta broń, tarcze i zbroje, co jeszcze bardziej podkreśla średniowieczny charakter miasta.

Jeszcze tego samego dnia spotykam profesora Aguado, by po­rozmawiać z nim o wyjątkowo rzadkim znalezisku paleontolo­gicznym odkrytym na starych terasach Tagu (rzeka Tajo). Szcząt­ki zalegały w żwirach Pinedo, Campo de Tiro i Buenavista na wschód i na zachód od Toledo. Znajdują się one na terasach Ta­gu, około 40 m powyżej dzisiejszego poziomu doliny rzeki. Skła­dają się z warstw gruboziarnistych osadów rzecznych przemie­szanych pasmami marglu i drobnoziarnistych piasków. Pasma te

występują miejscami tylko w postaci niewielkich soczewek, czę­sto jednak przecinają żwiry wstęgowo.

Przed kilkoma laty wydobyto ze żwirów ciągnących się po obu brzegach Tagu szczątki kopalnych hipopotamów (Hippopotamus antiquus Desmarest), słoni leśnych [Palaeoloxodon antiquus (Fal­coner)], turów (Bos primigenius ssp.),. dzikich koni (Equus sp.), jeleni szlachetnych (Cervus elaphus Linnaeus) i prócz tego zniko­me pozostałości po słoniach stepowych [Mammuthus trogontherii (Pohlig)] oraz dawnych jeleniach olbrzymich zaliczanych do ro­dzaju Praedama (DOlichodoryceros). Zdołano przy tym stwierdzić, że w niektórych warstwach tych osadów 40-metrowej miąższoś­ci występowały wyłącznie szczątki słoni leśnych, hipopotamów, turów, koni i jeleni, brakowało zaś kości słoni stepowych. Nato­miast w innych żwirowniach obok szczątków hipopotamów odkry­to kości i zęby słoni stepowych i jeleni olbrzymich, wśród któ­rych znalazły się rzadko spotykane kompletne szkielety, jakich nie ma w innych zbiorach Europy.

Znaleziska z Toledo stawiają przed badaczami szereg proble­mów: po pierwsze — czy wszystkie warstwy 40-metrowej terasy utworzone zostały w jednym okresie sedymentacyjnym Tagu, czy

też powstały w różnych okresach, względnie czy wszystkie wy­mienione formy zwierzęce żyły równocześnie na terenie central­nej Hiszpanii łub podobnie jak w środkowej Europie występowa­nie jednych form wykluczało jednoczesne istnienie innych. Po drugie — czy powstanie wszystkich warstw omawianej terasy należy odnieść do jednego zlodowacenia w sensie zlodowaceń środkowej Europy, jak Mindel, Riss, furą czy mamy tu do czy­nienia również z warstwami utworzonymi w jakimś ciepłym okre­sie pomiędzy zlodowaceniami (w interglacjałe)? I wreszcie trze­cie zagadnienie nasuwające się w obliczu tych zagadkowych zna­lezisk z jakiej fazy. plejstocenu pochodzi 40-metrowa terasa Tagu? Znalezione zęby trzonowe słoni leśnych (Palaeoloxodon antiąuuś) o stosunkowo wysokich, koronach wydają się wskazy­wać na późną fażę środkowego plejstocenu, natomiast szczątki słoni stepowych (Mammuthus trogonthern) i jeleni olbrzymich (Praedama) przemawiają za wczesną fazą plejstocenu środkowego. Warstwy europejskich teras ze zlodowacenia Mindel (wczesna faza plejstocenu środkowego) zalegają na ogół wyżej niż 40 m nad poziomem dzisiejszych dolin rzecznych, oczywiście w przy­padkach,. gdy po zakończonej sedymentacji nie było ruchów tek­tonicznych. W celu znalezienia odpowiedzi na powyższe pytania należy najpierw wszystkie te sprzeczne ze sobą dane sprowadzić do wspólnego mianownika.

Poznane dotąd szczątki jeleni olbrzymich (Praedama) pochodzą z. wczesnej fazy plejstocenu środkowego (interglacjał Cromer i zlodowacenie Mindel) z terenów wschodniej Anglii oraz środ­kowej i wschodniej. Europy. Znalezisko znad Tagu jest więc pierwszym tego typu znaleziskiem w Europie Zachodniej. Wydo­byto tam nie tylko szczątki poroża, ale fragmenty czaszek i żuchw, których dotąd w ogóle nie znano. Potwierdzają one przynależność tych „wielkich jeleni” do wspólnego pnia rozwojo­wego plejstoceńskich jeleni olbrzymich. Dotychczasowa przyna­leżność systematyczna oparta była bowiem wyłącznie na budo­wie poroży.

Nasze spotkanie w Toledo, wzajemna wymiana doświadczeń i poglądów przeciągnęły się do późna w nocy. Kiedy kończyliśmy naszą dyskusję, dniało, a postawione pytania w dalszym ciągu pozostawały bez odpowiedzi.

Plejstoceńskie żwiry znaleziska odkładały się w głębokich do­linach erozyjnych przecinających warstwy stropowe miocenu,. Położenie doliny Tagu w środkowym plejstocenie było około 40 m wyższe od jej dzisiejszego poziomu. W tym czasie musiały więc zachodzić tam procesy intensywnego wietrzenia przy równoczes­nej stosunkowo niskiej wilgotności. Z kolei nagromadzone masy zwietrzelin nie były objęte działaniem wód rzecznych, nie zostaw ły przez nie przetransportowane, w wyniku czego wypełniły do­liny rzek. Prawdopodobnie miało to miejsce w czasie jednego z wielkich zlodowaceń plejstocenu, kiedy wielkie obszary Europy Północnej pokryte były masami lądolodu. W czasie późniejszego interglacjału — okresu wyższych temperatur i obfitszych opa­dów — rzeka rozmyła złoża i przemieściła je. Tylko tu i ówdzie przetrwały znikome części dawnej pokrywy żwirowej jgs& owej 40-metrowej terasy.

Biorąc pod uwagę znalezione szczątki zwierzęce ustalono na początku przy wszystkich za i przeciw jedną fazę sedymentacji,, przypadającą na zlodowacenie Mindel. Przyjmując, że Hiszpania już w trzeciorzędzie i z pewnością też w czwartorzędzie stano­wiła teren oddzielony od reszty Europy przez Pireneje, na 'któ­rym pierwotniejsze elementy faunistyczne mogły dłużej prze­trwać niż w pozostałych częściach Europy, wydaje się jednak po wielu rozważaniach i przemyśleniach niemożliwością, by takie formy jak Ma/mmuthus trogontherii i Praedama sp. mogły tam przeżyć aż do zlodowacenia Riss. Występowanie słonia stepowe­go na Półwyspie Pirenejskim przemawia w każdym razie za po­wstaniem żwirów w czasie któregoś ze zlodowaceń. Mimo izolacji półwyspu od reszty Europy oraz istniejących w czasie zlodowa­ceń połączeń lądowych z Afryką, fauna tych znalezisk ma cha­rakter euroazjatycki. Fakt ten przemawia za odkładaniem się żwirów z Toledo w dość zimnym czasie, kiedy kontynentalne gatunki zwierząt częściowo zastąpiły gatunki południowe. Nic też dziwnego, że w żwirach znaleziono również szczątki hipopotamów, zwierzęta te występowały bowiem jeszcze przed maksimum zlo­dowacenia Mindel w dorzeczu rzek Renu i Menu.

Mamy tu więc do czynienia z fauną czwartorzędu, która zgod­nie z położeniem geograficznym znaleziska stanowi plejstoceń- ską faunę mieszaną, złożoną z elementów lodowcowych konty­

nentalnych i międzylodowcowych afrykańsko-azjatyckich. Współ­cześni tym zwierzętom byli szelscy myśliwi, ludzie zamieszkują­cy zachodnią Europę w okresie wielkiego zlodowacenia Mindel. Świadczą o tym znalezione pięściaki, wskazujące na wczesny sto­pień rozwoju, i W dalszym ciągu musimy czekać odpowiedzi na pytanie, czy nieznaczną wysokość starych teras Tagu należy przypisywać wpływom tektonicznym, czy raczej należy się liczyć z innymi wa­runkami erozji na wyżynie hiszpańskiej. Pytanie to stanowi jęd­rno z zagadnień przyszłych planów badań tego terenu.

Rozdział czwarty

DROGA ROZWOJOWA NOSOROŻCA WŁOCHATEGO

Na terenie Mongolii Wewnętrznej (prowincja Hppej), na po­łudniowy zachód od Kałganu znajdują się wielkie złoża kotlinki Nihowan. Wielkimi zakolami wije się tu rzeka Sangkan-ho, wcH nająć się w mało scementowane warstwy lessu. Wzdłuż jej brze­gów rozciągają się niedostępne dla człowieka błotniste dolinyJ otoczone wzgórzami o stromych stokach.

W osadach doliny . Sangkan-ho odkryto szczątki nosorożc®

o wielkim znaczeniu dla stratygrafii plejstocenu Europy. Szczątek ki te wyznacżają bowiem początek drogi ewolucji, jaką musiał przebyć stepowy nosorożec (Coelodonta nihowanensis Kah.), by stać się nosorożcem włochatym Coelodonta antiguitatis (Blumen- bach).

B Nosorożec stepowy z Nihowan był w porównaniu z nosorożcem włochatym niewielki. Dla przykładu jego szereg zębowy był rów­ny mniej więcej 2/3 długości szeregu zębowego nosorożca włocha­tego. Ogólny wygląd nosorożca stepowego z Nihowan możemy odtworzyć tylko pośrednio. Opierając się na wiadomościach o je­mu współczesnej faunie, która zamieszkiwała rozległe obszary stepowe Azji Centralnej około 600 000 lat temu, można przypusz­czać, że zwierzęta te, a zatem i nosorożec stepowy, musiały być odporne na znaczne dobowe wahania temperatury. Nie mógł on Jednak być przystosowany do warunków „arktycznych”, tzn. do życia w okresach zlodowaceń.

Osady z Nihowan powstały w czasie, któremu w Europie odpo­wiada stadium przed zlodowaceniem Mindel. Na podstawie dotąd zebranych szczątków kostnych nosorożca stepowego nie jesteśmy dziś jeszcze w stanie określić ostatecznych granic obszaru jego występowania w okresie poprzedzającym wielkie zlodowacenie

Mindel. W czasie kiedy zachodziła sedymentacja w kotlinie Ni- howan, ten wczesny przedstawiciel rodzaju Coelodonta stale po­większał zasięg swojego występowania w Azji Centralnej. W wy­niku tej ekspansji prawdopodobnie niektóre populacje dotarły daleko na północ. W konsekwencji musiały one zacząć przysto­sowywać się do życia w zimniejszym klimacie. Na dalsze póź­niejsze wędrówki tych zwierząt na północny zachód i północny wschód wywierało już wpływ zlodowacenie Mindel. I tak doszło do przekształcenia się nosorożca stepowego z Nihowan w nosoroż­ca włochatego.

Pierwsi przedstawiciele nosorożca włochatego — tego już ty­powego „arktycznego”, względnie lodowcowego gatunku, wywo­dzącego się wyłącznie z form wschodnioazjatyckich, docierają do Europy Środkowej w czasie zaawansowanego stadium zlodowa­cenia Mindel. Czas powstawania nowego gatunku trwał więc w tym przypadku od około 100 000 do 140 000 lat, tzn. przekształ­cenie dokonało się w ciągu życia 400 000 do 500 000 pokoleń.

Szczątki nosorożca z Nihowan są bardzo nikłe. Z tego też względu szczególnego znaczenia nabierają szczątki nosorożca ste­powego (chronologicznie równoległe ze znaleziskami w Nihowan) z okolicy jeziora Kuku-nor (Cinghaj). Na ich podstawie można w przybliżeniu określić granice rozsiedlenia tego nosorożca w Azji Centralnej przed 600 000 lat. O pośrednich etapach dro­gi rozwojowej, jaką przebył ten gatunek, zanim dotarł do Euro­py, wiemy jeszcze niewiele. Brak bowiem w dalszym ciągu zna­lezisk ze szczątkami starych (w sensie geologicznym) przedstawi­cieli rodzaju Coelodonta z terenów Azji Centralnej i Zachodniej. Najstarsze europejskie szczątki Coelodonta pochodzą z drugiej połowy zlodowacenia Mindel. Są to kości zwierząt, które żyły w Europie 440 000—460 000 lat temu. Między innymi zostały one znalezione w piaskach z Mosbach koło Wiesbaden (w warstwach górnych) oraz w utworach żwirowych w Bad Frankenhausen w Turyngii.

W drugiej połowie zlodowacenia Mindel lądolód pokrywał już znaczne obszary Europy Środkowej. Na wolnych od lodu tere­nach żyli najstarsi znani nam dotychczas przedstawiciele euro­pejskiego nosorożca włochatego. Obok nich występowały reny, słonie stepowe i woły piżmowe. Ówczesny krajobraz przypominał

i 1

warunki panujące dzisiaj w północnej Syberii czy na Alasce. Kie­dy po „wielkim zlodowaceniu” Mindel na początku „wielkiego interglacjału” Mindel-Riss lądolód wycofywał się na północ, po­stępowały za nim również i nosorożce włochate, wraz z całą im współczesną lodowcową fauną. Obszary opuszczone przez zwie­rzęta lodowcowe zaczęły z kolei zajmować zwierzęta interglacjału przybywające z południa, wględnie południowego wschodu i po- liniowego zachodu. Tego rodzaju przemieszczenia faun, uwarun­kowanego zmianami klimatycznymi, nie należy jednak traktować jako zjawiska równocześnie dotyczącego całej fauny w jednym odcinku czasu. Wędrówki nie obejmowały zwartych zespołów zwierzęcych, lecz przesunięcia dotyczyły poszczególnych gatun­ków w różnym czasie i na różnych obszarach. Przemieszczania te były zależne od możliwości biologicznych i lokalnych warun­ków geograficznych. Skład świata zwierzęcego ulegał więc stop­niowym zmianom, w wyniku czego powstały fauny mieszane,

w których liczebna przewaga poszczególnych gatunków też się zmieniała.

Tereny odpowiadające nosorożcom włochatym kurczyły się znacznie w okresach cieplejszych (interglacjały). Zwierzęta te były bowiem już przystosowane do życia tylko w zimnym klima­cie. Nosorożce włochate wycofawszy się dalej na północ prze­trwały tam interglacjał Mindel-Riss, stając się przy tym jeszcze bardziej „arktycznym” typem.

Zjawiska te wskazują na ogromne biologiczne możliwości ssa­ków plejstocenu. Niemal wszystkie grupy trzeciorzędowych cie­płolubnych wielkich ssaków zareagowały na pogorszenie się wa­runków klimatycznych i wpływy zlodowaceń przekształceniem się w wyspecjalizowane „formy lodowcowe”. Oczywiście proces ten dokonywał się powoli przez miliony pokoleń przy współdzia­łaniu biologicznych zmian skokowych (mutacji) i zmian zewnętrz­nych środowiska. W ten sposób powstał w obrębie Elephantoi- dea (podrząd trąbowców) „zimnolubny” mamut, którego dalecy przodkowie (mastodonty) zamieszkiwali tropikalne i subtropi­kalne lasy. Tak doszło do ukształtowania arktycznego typu noso­rożców wywodzących się ze stepu i subtropikalnego buszu, tak też doszło w końcu do wyodrębnienia się człowieka z dużych naczelnych, których środowisko życiowe stanowiły również tropi­kalne i subtropikalne strefy leśne.

Z chwilą nadejścia następnego zlodowacenia (Riss) euroazja­tyckie nosorożce zaczęły się ponownie rozprzestrzeniać w kie­runku południowym, na rozległych obszarach dzisiejszej strefy umiarkowanej. W przeciwieństwie do słoni (mamutów), nosorożce nigdy nie dotarły do Ameryki Północnej. Proces rozprzestrzenia­nia się nosorożca włochatego w kierunku południowym powtó­rzył się zresztą również w czasie ostatniego zlodowacenia.

Znając występowanie poszczególnych gatunków nosorożców plejstocenu Europy możemy dziś określić, czy złoża, w jakich znalazłby się choć jeden ząb nosorożca, powstały w okresie zlo­dowacenia, czy w czasie międzylodowcowym.

Wraz z wielokrotnym powiększaniem się terytorium występo­wania nosorożców rodzaju Coelodonta oraz zwiększaniem liczeb­ności tego zwierzęcia wzrosła również szybkość kształtowania się wybitnie arktycznego typu, jakim był nosorożec staruński, któ­

rego ciało przetrwało do naszych czasów w warstwach wosku ziemnego w Staruni na Podkarpaciu *. Wypchany okaz tego wy« marłego ssaka przechowywany w Muzeum Przyrodniczym ¡Za­kładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej Polskiej Aka­demii Nauk w Krakowie stanowi jeden z najcenniejszych okazów tego typu w skali światowej. Czarna sylwetka nosorożca zaryso­wuje się wyraźnie na tle jasnej ściany. Na pierwszy rzut oka odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z przedstawicielem fauny tropikalnej. Skóra bowiem jest pozbawiona włosów, którd z niej wypadły. Nie zachowały się również rogi i kopyta.

Nosorożce plejstocenu Europy poznano dość dawno dzięki sto­sunkowo dobrze zachowanym szczątkom, natomiast na Dalekim Wschodzie odkryto je dopierof w ostatnich latach. Rodzący się nowy gatunek lodowcowego nosorożca wywodzący się 1 Azji Cen­tralnej powiększał ustawicznie swoje terytorium w kierunku pół- nocno-wschodnim, zajmując coraz to większe przestrzenie północ­no-wschodniej Syberii i Chin.

W południowo-wschodnich Chinach, w okolicach Harbinu, wy­kopano w 1956 i w latach następnych całe szkielety nosorożca włochatego z późnej fazy plejstocenu. Są one przechowywane w muzeum prowincji Hejlungęiang w Harbinie, Podobnie jak w Europie znaleziono obok tych szkieletów szczątki innych form plejstoceóskich ssaków, zwłaszcza mamuta. Fauna znad rzeki Sungari z okresu ostatniego zlodowacenia jest zupełnie podobna do ówczesnego świata zwierzęcego Syberii i Europy.

^ jRaleoarktyczne fauny młodszego plejstocenu rozprzestrzeniały się w czasie ostatniego zlodowacenia od „dalekiego zachodu”, tj. północnej Hiszpanii i Anglii, po „daleki wschód” aż do Japonii.

Rozdział piqły

JELENIE OLBRZYMIE Z AZJI WSCHODNIEJ

Jeżeli ktoś już kiedyś słyszał o jeleniu olbrzymim, to wyobraża go sobie z pewnością na tle rozległych bagien późnego plejstoce­nu Irlandii. Dotychczas wydobyto tam już kilkaset mniej lub bardziej kompletnych szkieletów tego ssaka. Dziś można spotkać taki szkielet w niemal każdym większym zbiorze osteologicznym Europy. Mało kto zdawał sobie natomiast sprawę z tego, że je­lenie olbrzymie żyły również w Azji Wschodniej. Nowe znale­ziska świadczą o występowaniu przedstawicieli tego rodzaju (Me- galoceros Brookes 1828, a nie Megaceros Owen 1844) w plejstoce­nie aż po Chiny Środkowe i Japonię.

Już w 1925 O. Zdanski opisał niezwykle grube żuchwy jeleni z Chin. Nie zaliczył ich jednak do rodzaju Megaloceros. W trzy lata później (1928) Boule i Teilhard de Chardin określili jelenie z Ordos (nazwa pochodzi od pustynnych równin Mongolii We­wnętrznej) jako jelenie olbrzymie. Nawet wąskie grono specja­listów długo nie znało bogactwa form jeleni olbrzymich wschod­niej Azji. Dowiedziano się o tym dopiero w 1932, kiedy to profe­sor Young Chung-Chien opisał parzystokopytne (Artiodactyla) ze słynnego znaleziska z Czoukoutien koło Pekinu. Na podstawie szczątków jeleni olbrzymich plejstocenu środkowego utworzył on nowy gatunek Megaloceros pachyosteus (Young), zaś jeleni z Ordos z młodszego- plejstocenu — Megaloceros ordosianus (Young). W kilka lat później Teilhard de Chardin (1936) i Chow Minchen (1965) opisali podobne formy również z Chin.

W roku 1939 opisano również szereg gatunków Jelenia olbrzy­miego z Japonii. Dziś jeszcze nie sposób ogarnąć całego bogactwa form azjatyckich, w związku z czym występują trudności w za­kresie przynależności systematycznej poszczególnych gatunków.

W. O. Dietrich zaliczył w końcu wszystkie formy wschodnioazj&l tyckich jeleni olbrzymich do jednego rodzaju (podrodzaju) Sino- megaceros (chińskie jelenie olbrzymie).

Przez długi czas zajmowałem się problemem pochodzenia je­leni olbrzymich Europy, które muszą pozostawać w jakiejś re­lacji z podobnymi zwierzętami z Azji Wschodniej. Dla zbadania tych związków udałem się do Pekinu, gdzie zastałem szafy peł­ne szczątków jeleni olbrzymich. W tym czasie Pekiński Instytufj Akademii Nauk nie został jeszcze przeniesiony do nowej dzielni^ cy uniwersyteckiej, położonej daleko za miastem. Znajdował się jeszcze w obrębie starego miasta, pośród rozległej dzielnicyd mieszkaniowej, niedaleko pałacu cesarskiego. Codziennie rano po opuszczeniu hotelu „Pekin” przejeżdżałem przez śródmieście^, przez malownicze centrum handlowe, poprzez wąziutkie j

zewsząd zamknięte murami, mijałem małe przecznice i podwó­rza, by dotrzeć do mego miejsca pracy.

Spędziliśmy wówczas wiele tygodni nad dokładnym opraco* waniem wszystkich dostępnych materiałów jeleni olbrzymich* Setki fragmentów kostnych pokrywało długie stoły, a każdy okaz dostarczał nam wiele danych.. Po zakończeniu prac w Pekinie pojechaliśmy również do TiencinU oraz później do Nankinu w Ze* : lu zbadania tamtejszych znalezisk.

Poroża europejskich jeleni olbrzymich wykazują dużą zmien­ność, ale wschodnioazj atyckie formy przeszły pod tym względem wszelkie oczekiwania. Wszystko wydawało się tu w porównaniu z danymi z Europy wyolbrzymione: proporcjonalnie za duża gałąź podstawowa poroży i ogromne, niemal okrągłe w przekroju poprzecznym trzony żuchw. Jedno wydawało się być pewne — południowa granica rozprzestrzenienia jeleni olbrzymich wschod­niej Azji przebiegała przez Chiny Środkowe. Jeleni tych nie moż­na jednak było zaliczyć do żadnej fauny lodowcowej, tzn.. do żadnego ze światów zwierzęcych, które tu żyły w czasie zlodo­wacenia północnej Eurazji. Fauna typu Czoukoutien towarzyszą­ca tym osobliwym jeleniom przemawiała raczej za cieplejszym okresem w sensie interglacjału lub co najmniej początków okresu międzylodowcowego.

Najprawdopodobniej były to formy „syberyjskie”, które zna­lazły się w zasięgu wpływów takiego ocieplenia.

Również i z Europy znamy jelenie olbrzymie, które żyły w tym samym czasie (środkowy plejstocen, interglacjał Mindel-Riss). Mimo że nie osiągnęły one jeszcze rozmiarów późniejszych ir­landzkich form z rodzaju Megaloceros, należy je jednak już do tego rodzaju zaliczyć. Także i one żyły w cieplejszym okresie, mianowicie w czasie wielkiego interglacjału. Szczątki ich, składa­

jące się z nadzwyczaj dobrze zachowanych czaszek i poroży, zna* leziono w Steinheim nad rzeką Murr (Wirtembergia). Te jelenie! olbrzymie o szeroko rozstawionych porożach nie należały do zwierząt leśnych ani nie żyły w buszu, tym samym nie są też ty*j powe dla interstadiałów Europy. Wydaje się, że gdzieś na połud-f niowych terenach Azji Centralnej i w rejonie śródziemnomorskimi ukształtowały się w ciągu plejstocenu formy, które w inter-, glacjałach zasiedlały bardziej zalesione obszary Europy Srod-»j kowej; charakteryzowało je poroże o dość zwartej budowie. Zna-' leziska wschodnioazjatyckie reprezentują również ten typ, mimof to jednak nie można zaliczać ich do form europejskich. Obie; grupy, odległe od siebie o tysiące kilometrów, pochodzą prawdo*! podobnie od jakiegoś południowego /euroazjatyckiego przodka,; który w środkowym plejstocenie rozprzestrzenił się na kontynen-8 cie Eurazji.

Większość chińskich materiałów jeleni olbrzymich ze środkowe** go plejstocenu pochodzi ze słynnego znaleziska w Ćzoukoutien, gdzie w ostatnich latach ponownie podjęto prace wykopaliskowej Stąd wywodzą się również szeroko znane szczątki ludzkie z r.®-| dzaju Sinanfhropus, stanowiące dotąd najpełniejszą dokumentację wśród grup praczłowieka starszego paleolitu^ Ćzoukoutien jest dzisiaj naukowym rezerwatem, pewnego rodzaju parkiem naro­dowym. W bezpośrednim sąsiedztwie wykopaliska znajdują się Instytut Badawczy i Muzeum Ćzoukoutien.

Również i tu udostępniono nam w czasie wizyty całe bogactwo materiału. Spokojnie można dokładnie zbadać i pomierzyć naj­osobliwsze i najniezwyklejsze, równocześnie i najlepiej zachowane poroża jelenia olbrzymiego z terenu wschodniej Azji. Jedynie ktoś obyty z zasadą budowy poroża i znający rozmaite jego for­my jest w stanie uchwycić niezwykłość poroża pochodzącego ze znaleziska 13 na terenie Ćzoukoutien. U nasady poroża sterczały niegdyś w kształcie dwóch ogromnych tarcz odnogi oczne. Proces powiększenia i spłaszczenia obu odnóg ocznych doprowadził do tego, że wskutek „braku miejsca” końce tych wyrostków się skrzyżowały albo nasunęły na siebie. Pozostałe części poroża z wyjątkiem wyrostka najbardziej zewnętrznego wykazują re­dukcję. Wyrostek ten w obrębie głównych gałęzi „łopatowatego” poroża też jest spłaszczony.

Poznawszy bogactwo form wschodnioazjatyckich poroży ze środkowego plejstocenu łatwo stwierdzić, że u wszystkich gatun­ków mniej lub bardziej wyraźne są te same tendencje rozwojowe, dzięki czemu różnice pomiędzy jeleniami olbrzymimi wschodniej

Azji a Azji Zachodniej i Europy są ostre i bardzo wyraźne. Większość szczątków kostnych jeleni olbrzymich z Czoukoutien znaleziono w warstwach kulturowych sinantropa. Stanowią one bezsprzecznie trofea myśliwskie tych ludzi. Być może, wpędzano jelenie w głębokie parowy i wąwozy górskie, skąd w rozpędzie spadały w przepaść. Przewaga szczątków jeleni olbrzymich w sto­

sunku do kości innych zwierząt w tych warstwach kulturowych wskazuje, że ludzie pierwotni z Czoukoutien byli wyspecjalizo­wanymi łowcami jeleni olbrzymich. Ten stosunkowo niedawno spostrzeżony zdumiewający fakt nabiera szczególnego znaczenia zważywszy, iż najwcześniejsi wyspecjalizowani łowcy jeleni z Europy i Azji Zachodniej znani są z warstw kulturowych o co najmniej 300 000 lat młodszych. Są to kultury łowców reniferów z młodszego paleolitu, charakteryzujące się wysokim stopniem rozwoju techniki obróbki kamienia i dalekosiężnej broni. W Czou­koutien mamy do czynienia i kulturą starszego paleolitu. Przy­puszczalnie musiały tu istnieć dziś jeszcze w pełni nie znane szczególnie korzystne warunki dla specjalizacji w polowaniu na jelenie. Przemawiają za tym także badania materiału z najniż­szych warstw odsłoniętych przed 1961, w których szczątki jeleni olbrzymich ustępują miejsca pozostałościom po jeleniach z ga­tunku Pseudaxis greyi Zdansky. Również i te szczątki należy traktować jako zdobycz myśliwych tamtych czasów.

Znalezisk szczątków jeleni olbrzymich, w szczególności ich po­roży, przybyło też w ciągu ostatnich lat na terenie Japonii. Do dziś poznano tam dziesięć takich znalezisk. Szczątki wskazują na mniejsze lub większe pokrewieństwo w stosunku do form z kon- tynentalnych obszarów wschodniej Azji, skąd przez pomosty lą­dowe dotarły na wyspy japońskie.

Rozdział s zósty

KROKODYLE KOPALNE W JAPONII

W muzeum przyrodniczym w Osace tłumy. Zaledwie kilkg go­dzin minęło od chwili otwarcia wystawy „Wykopaliska w Ja­ponii”. W centrum udanej ekspozycji znajduje się udostępniony publiczności po raz pierwszy kopalny krokodyl, wykopany w 1965 na terenie zabudowań uniwersyteckich w Osaka — Shibahara, Tayonaka City. Wśród błysku lamp fotoreporterów dr M. Chiji, dyrektor muzeum, objaśnia znaczenie i okoliczności odkrycia tego wyjątkowego znaleziska, a profesor Kamei, jeden z uczestników prac wykopaliskowych, tłumaczy mi na język angielski ważniej­sze fragmenty prelekcji. Nieco później, siedząc przy herbacie w gabinecie dyrektora, gawędzimy o nowym znalezisku, o samych pracach wykopaliskowych oraz o przypuszczalnym pokrewień­stwie tego kopalnego krokodyla z krokodylami żyjącymi dzisiaj w południowo-wschodniej Azji.

Kopalny krokodyl z Osaki należy do grupy gawiali sundajskich (rodzaj Tomistoma S. Müller, 1846). Dzisiaj grupa ta zamieszkuje południową część Indochin (Półwysep Malajski) i Archipelag Sun- dajski (Sumatra, Borneo). Gawiale sundajskie mimo pewnych cech charakterystycznych dla gawiali właściwych (rodzina Ga- vialidae) zaliczane są do krokodyli właściwych (rodzina Croco- dylidae). Obszar występowania gawiali właściwych obejmuje do­rzecza Indusu, Gangesu, Mahanadi i Brahmaputry w Indiach oraz Indochiny (rzeka Koladan w Górach Arakańskich i ujście Maingtha w Birmie Górnej).

U wą>ółczesnych gawiali sundajskich reprezentowanych przez gatunek Tomistoma schlegelii S. Müller po obu stronach szczęki górnej występuje po 20—21 zębów. Wydłużone spojenie żuchwy sięga wysokości czternastego albo piętnastego zęba w żuchwie,

-—

a tarczki karkowe nie są oddzielone od tarczek grzbieto­wych. Zwierzęta te osiągają długość 5 m. Czaszka o klinowatym kształcie jest wybitnie wydłużona, mimo to jednak nie przypo­mina pokrojem czaszki gawiali właściwych (gawiala gangesowego Gavialis gangeticus Gmelin), charakteryzującej się daleko ku przodowi wysuniętym pyskiem. Gawiale gangesowe dochodzą do 6,7 m długości.

Przed odkryciem w Osace nie znano żadnych szczątków kopal­nych krokodyli z plejstocenu Japonii. Znalezisko plejstoceńskie- go krokodyla na obszarze Azji Wschodniej wysunięte najdalej

na północ znamy z wczesnoplejstoceńskich warstw wyspy Tai- wan. Profesor S. Tokunaga, który badał szczątki czaszki taiwań- skiego krokodyla, zaliczył go w 1936 również do gawiali sundaj- skich. Tym większe zdziwienie wywołało odkrycie krokodyla w centrum Honsiu, z dala od Taiwanu, w warstwach tego samego wieku geologicznego.

Był maj 1964 roku. Na terenie uniwersytetu w Osace trwały prace nad wykopami budowlanymi. Dwaj młodzi ludzie: K. Oha- ra i I. Hitomi, zamiłowani przyrodnicy, natknęli się na dziwne szczątki kostne, których mimo najlepszych chęci nie zdołali ozna­czyć. Wydawało się, że nikt nie jest w stanie udzielić im odpo­wiedzi na pytanie, do jakiego zwierzęcia należały te kości. Ponie­waż z warstw tych znano już wcześniej szczątki słoni, określono i tym razem znalezione kości jako kości słonia kopalnego. Za­fascynowani znaleziskiem młodzi ludzie opowiadali szeroko o swo­im odkryciu. Wiadomość ta dotarła w końcu również do profeso­ra N. Kobatake z Instytutu Geologicznego uniwersytetu w Osace. Kiedy w szczątkach rozpoznano kości kopalnego krokodyla, pro­fesor Kobatake zorganizował wspólnie z innymi zainteresowanymi naukowcami, przy wydatnym poparciu różnych instytucji nauko­wych, prace wykopaliskowe na większą skalę. Wkrótce po ich podjęciu okazało się, że w pobliżu miejsca odkrycia pierwszych szczątków owego krokodyla znajdowało się więcej jego kości; wszystko wskazywało na szanse wydobycia mniej lub bardziej kompletnego szkieletu. Teren prac wykopaliskowych trzeba było raz po raz poszerzać. Wreszcie we wrześniu 1964 prace zostały uwieńczone sukcesem: w czasie odsłaniania szkieletu pod kie­runkiem profesorów Kobatake i Nakaseko z uniwersytetu w Osa­ce oraz profesora Kamei z Instytutu Geologii i Mineralogii uni­wersytetu w Kioto natrafiono na fragmenty miednicy i żeber. Równocześnie zdołano pobrać próbki do analizy pyłkowej i ozna­czenia okrzemek. Wykonano też specjalne kartowanie geologiczne wykopu i jego najbliższego otoczenia.

W miarę postępowania prac w ciągu następnych dni wynikła znów konieczność poszerzenia wykopu. W ten sposób odsłonięto teraz większe nagromadzenie kości. Na pierwszy rzut oka wyda­wało się, że szczątki kości i drewna były wymieszane; jednakże przy dokładniejszej obserwacji można było stwierdzić ich regu-

lamy układ w linii północ-południe. Znaleziono nawet kamie­nie z żołądka krokodyla. Później robotnicy pracujący w wykopie natrafili na przemieszczone przez wodę drzewo, m. in. na dobrze zachowane pnie sosen, zaś pomagający przy pracach wykopalis­kowych ogrodnik natrafił wraz ze swoimi uczniami na jakiś

I

długi, brązowy przedmiot. Odsłaniając go ostrożnie sądził, że ma przed sobą pień sosny. Ale jakież było jego zdziwienie, gdy w do­mniemanym kawałku drewna zauważył ostre zęby. Natychmiast zbiegli się wszyscy, którzy brali udział w pracach. Naukowcy zajęci właśnie mierzeniem wydobytych kości przerwali na chwilę tę czynność. Skupiwszy się nad tajemniczym przedmiotem z zę­

bami zaczęli sami kopać i... wykopali czaszkę ze szczęką oraz żuchwę krokodyla. Radość była wielka!

W ciągu następnych dni wykopano dalsze kręgi, kości kończyn i pojedyncze zęby. Niewątpliwie wszystkie te szczątki należały do jednego osobnika. W celu upewnienia się, że wydobyto wszyst­kie zachowane szczątki krokodyla aż do ostatniego kręgu, należa­ło kontynuować prace wykopaliskowe. W tej samej warstwie znalazły się też kopalne drzewa, liście, orzechy, nasiona, owady i muszle. Mimo skrupulatnych poszukiwań okazało się później, że jednak brakowało niektórych części szkieletu — pojedynczych kości lewych kończyn oraz kręgów, zwłaszcza długiego ogona. Szkielet bowiem nie leżał w anatomicznym porządku, tzn. nie znaleziono go w takim układzie, gdzie kręgosłup stanowiłby zwarty szereg kręgów, a na jego końcu znajdowałaby się czasz­ka. Zanim ciało martwego krokodyla legło ostatecznie w grzą­skim dnie jeziora, zostało rozerwane przez ruchy wody oraz zmia­ny w ukształtowaniu miękkiego dna i rozwleczone na stosunko­wo dużej przestrzeni. W ten sposób układ szczątków szkieletu uległ całkowitemu zburzeniu. Wszystkie pojedyncze znalezione kości musiano więc kolejno oznaczać i powtórnie szukać ich miejsca w szkielecie.

Miejsce znalezienia krokodyla znajduje się na wzgórzu o naz­wie Machikane-jama, wznoszącym się dziś 77,3 m n.p.m.

Na wschód od Machikane-jama leży wzgórze Senri-jama. Tam właśnie warstwy formacji Osaka — tak w Japonii nazwano te plejstoceńskie osady — wykazują charakterystyczne ukształto­wanie (stanowisko typowe). Osady formacji Osaka spotyka się w prowincjach Osaka, Kioto i Nara. Składają się one z ułożonych na przemian warstw gliny i żwiru, przy czym najczęściej układ ich jest stały. Pomiędzy nimi występuje kilka warstw tufu wul­kanicznego, stanowiących korzystny czynnik w stratygrafii tego terenu. Prócz tego wyróżnia się pomiędzy wymienionymi boga­tymi osadami jeszcze 13 -warstw osadów morskich (Ma O — Ma 12), zajmujących rozległą przestrzeń na tym obszarze i wskazują­cych na kolejne transgresje czy regresje morskie. W roku 1963 uzyskano w pobliżu Tamakamoto-machi w Osaka City pełny profil tej serii o miąższości 907 m, dający obraz procesu powsta­wania osadów plejstoceńskich na omawianym obszarze.

Obok fragmentów szkieletów dużych zwierząt — stegodontów, słoni i krokodyli — występuje w tych warstwach cała masa bar­dzo drobnych pozostałości, budzących szczególne zainteresowanie. Pod mikroskopem widzi się ich tysiące. Są to ziarna kopalnego pyłku kwiatowego drzew i krzewów rosnących w owym czasie na tych terenach. Skład procentowy pobranych do analizy pył­kowej próbek rzuca także pewne światło na warunki klimatycz­ne, jakie panowały w czasie sedymentacji osadów w Osace. W występowaniu poszczególnych zespołów pyłkowych można roz­poznać określony rytm, świadczący o następowaniu faz chłodnych

i zimnych po stosunkowo ciepłych okresach. Klimat cieplejszy charakteryzują zespoły pyłkowe wiecznie zielonego lub okresowo zielonego lasu mieszanego z przewagą dębów, podczas gdy w kli­macie chłodnym przeważały lasy szpilkowe i bukowe.

Dalszym interesującym wnioskiem było stwierdzenie transgresji morskich w okresach cieplejszych. Morze zalewało wówczas znaczną część obszarów płytkiego wybrzeża. Przyczyny tego zja­wiska nie można dopatrywać się w jakichś procesach o charak­terze lokalnym, np. w ruchach tektonicznych. Polegało ono ra­czej na ogólnoświatowym okresowo zmieniającym się wznosze­niu i opadaniu' poziomu morza.

W tej samej formacji Osaka odkryto też szczątki drugiego kro­kodyla. Pierwszy znajdował się w osadach słodkowodnych (Fresh- water-bed 7-8), a drugi w spągu warstwy charakteryzującej trans­gresję morską Ma 1. Krokodyl kopalny z terenu uniwersytetu w Osace znalazł więc śmierć zgodnie z tym, co powiedziano wy­żej, w bagnie względnie jeziorze, które rozmiarami przekraczało z pewnością największe dzisiejsze jezioro Japonii — Biwa. To dolnoplejstoceńskie jezioro od północy i wschodu otaczały góry pochodzenia wulkanicznego i wczesnopaleozoiczne skały osadowe. Krokodyl leżał przy północnym brzegu jeziora, tam, gdzie ruch wody był nieznaczny. Świadczy o tym nierównomierne rozmie­szczenie popiołu wulkanicznego (popiół Kasuri) w osadach jezior­nych.

Muszle pochodzące z niektórych warstw podobne są do tych, które się dzisiaj spotyka w jeziorze Biwa i w rzece Jodo. Wystę­pują one szczególnie licznie w płytkich strefach przybrzeżnych. W warstwie, z której wydobyto krokodyla, znaleziono jednak

okrzemki słodkowodne zmieszane z morskimi. Gatunki morskie z tej warstwy żyją dziś jeszcze u wybrzeży Japonii; słodko­wodne natomiast występują już tylko na Malajach, Borneo

i w Nowej Gwinei.

Analiza pyłkowa wykazała, że w czasie, kiedy żyły omawiane krokodyle, szczególnie liczne były takie drzewa, jak sosna (Pinus), cedr japoński (Cryptomeria), buk (Fagus) oraz olcha (Alnus). Ówczesny świat roślinny nie różnił się więc zasadniczo od dzi­siejszej flory tych okolic, a tym samym i klimat odpowiadałby w przybliżeniu dzisiejszemu.

Z opracowania przez profesora T. Kamei materiałów kostnych krokodyla wynika, że mamy w tym przypadku do czynienia z najbardziej północnym dotąd znanym przedstawicielem właści­wych krokodyli południowo-wschodniej Azji z rodzaju Tomisto­ma (gawiale sundajskie). Czaszka tego okazu jest wydłużona

i wąska, a kości nosowe znacznie cofnięte; każda połowa szczęki zawiera 21 zębów. Wszystkie te dane pokrywają się w pełni z właściwościami dzisiejszego gawiala sundajskiego Tomistoma schlegelii S. Müller. Materiał kostny obok wymienionych cech wykazuje jednak szereg odmiennych właściwości osteologicznych. Dlatego też postanowiono dla krokodyla ze wzgórza Machika- ne-jama utworzyć nowy gatunek i nadać mu nazwę miejsca, w którym go znaleziono; nazwano go więc Tomistoma machika- nense Kamei et Matsumoto. Z kręgosłupa krokodyla zachowało się wraz z atlasem 29 kręgów 1 łącznej długości 285 cm. Gdyby dodać do tego jeszcze brakujące kręgi ogonowe, długość plejsto- ceńskiego krokodyla z Machikane-jama od czaszki po koniec < ogona musiałaby sięgać około 8 m.

Rozdział siódmy

ZNALEZISKA MAŁP CZŁEKOKSZTAŁTNYCH W AUSTRII

W roku 1956 eksploatowano pokłady węgla kamiennego na wschodnich terenach St. Stefan w Karyntii. Niemałe zdziwienie ogarnęło dentystę H. Waidbachera, kiedy w przywiezionym mu węglu zauważył osobliwe zęby. O swoim odkryciu nie omieszkał opowiedzieć znajomym i w rezultacie wieść dotarła do naukow­ców. Pani dr M. Mottl rozpoznała szczątki małpy człekokształtnej z trzeciorzędu. W ten oto sposób Muzeum Krajowe w Karyntii wzbogaciło się o unikalne znalezisko kopalne. Jego wartość i zna­czenie wybiegały daleko poza granice Austrii. Zalicza się je do najważniejszych trzeciorzędowych szczątków małp człekokształt­nych z Europy, a nawet do najcenniejszych odkryć paleontolo­gicznych w ogóle.

Szczątki kopalne małp człekokształtnych są wielką rzadkością na całym świecie *. Rozmaicie usiłowano tłumaczyć zadziwiający brak tego rodzaju znalezisk. Poszukiwano wyjaśnienia w nie­wielkiej stosunkowo liczebności małp człekokształtnych w sto­sunku do innych wielkich ssaków, jak np. kopytnych. Wystarczy sobie przypomnieć rozległe przestrzenie zajmowane przez dzisiaj żyjące populacje szympansów czy goryli. Inny przykład stanowią orangutany występujące dziś wyłącznie na Borneo i Sumatrze. Pomijając to, że zajmują one tylko niektóre części wspomnia­nych wysp, to i tak tereny, które zamieszkują, są stosunkowo rozległe. Liczbę współcześnie żyjących orangutanów ocenia się na około 2800 osobników, a teren ich występowania przekracza wielkością obszar Hiszpanii i Portugalii. Rzadkości kopalnych

małp człekokształtnych nie można jednak tłumaczyć jedynie tego rodzaju rozważaniami, odległość czasowa bowiem zniekształca liczby. Zapewne i inne względy grają tu rolę. Małpy człeko­kształtne trzeciorzędu były prawdopodobnie jak ich dzisiejsi krewni przeważnie mieszkańcami lasów, chociaż poznane dotąd szczątki kostne nie przemawiają za tak jednostronnym przysto­sowaniem do środowiska, jakie wykazują współcześni mieszkańcy dżungli. Wychodząc z powyższego założenia musimy także stwier­dzić, że warunki dla fosylizacji w tym biotopie są nader nieko­rzystne. Martwe ciało podlegało na wilgotnym i ciepłym gruncie dżungli procesom rozkładu, a szkielet też szybko ulegał zniszcze­niu. Poza tym szkielet małp jest mniej odporny na zniszczenie aniżeli np. kościec zwierząt kopytnych czy innych wielkich ssa- kóto. Tak więc musi zaistnieć szereg korzystnych warunków, by szczątki małp człekokształtnych mogły się zachować w stanie kopalnym. I wreszcie tylko od szczęśliwego zbiegu okoliczności zależy, czy znajdą się dobrze zachowane szczątki kopalne i wpad­ną w ręce naukowca.

W przypadku znaleziska szczątków małp człekokształtnych z St. Stefan mamy do czynienia z fragmentem prawej połowy żuchwy starszego osobnika, z zachowanym siekaczem, dwoma zębami przedtrzonowymi i jednym trzonowym. Lewa połowa żuchwy uległa niestety zniszczeniu. Niemniej znalazły się w tej samej bryle węgla luźne zęby z lewej połowy żuchwy: kieł, zęby przedtrzonowe i dwa trzonowe. Z tylnego zęba trzonowego po­został jedynie fragment. Stan zachowania lekko brunatnych zę­bów był dość dobry, natomiast kość prawego trzonu żuchwy była w znacznym stopniu zniszczona i wymagała po wypreparo­waniu natychmiastowego zatopienia w parafinie. Szczątki nie wykazywały śladów transportu wodnego i nie były obtoczone. Tak więc można przyjąć, że znaleziono je w pierwotnym złożu.

Zachowane zęby wykazują ślady żucia, wskutek którego od­słoniły się niewielkie powierzchnie zębiny. Znaleziony oddzielnie kieł z lewej połowy żuchwy jest stosunkowo krótki; robi wra­żenie silnie spłaszczonego bocznie. Stopień jego zużycia odpo­wiada zasadniczo stanowi zębów tkwiących w prawej połowie żuchwy, która według wszelkiego prawdopodobieństwa jest żuchwą osobnika żeńskiego. Pozostałe zęby wykazują dużo słab­

L

szy"stopień starcia. Chociaż warunki znaleziska przemawiają za tym, iż wszystkie zęby tkwiące w jednej bryle węgla pochodzą od jednego osobnika, to różny stopień zużycia luźnych zębów lewej połowy żuchwy wydaje się wskazywać na inną interpre­tację. Czyżby w tej jednej bryle węglowej zachowały się szczątki dwóch osobników różnego wieku? Znaczyłoby to, że mniej zużyte zęby należały do osobnika nieco młodszego. Dla wyjaśnienia tego pytania poddano szczątki dokładniejszym badaniom, w wy­niku których okazało się, że wśród luźno leżących zębów policz­kowych pierwszy z lewego szeregu zębowego wykazywał zmiany chorobowe spowodowane próchnicą. Osobliwe wrażenie wywo­

łuje w nas odkrycie tego rodzaju zmian chorobowych w zębach osobnika sprzed 10 min lat. Fakt ten tłumaczy niejednakowy stopień zużycia zębów po obu stronach żuchwy, najprawdopo­dobniej bowiem ów osobnik już w młodym wieku miał chory ząb, co spowodowało obciążenie procesem żucia przede wszyst­kim jednej połowy żuchwy.

Tego rodzaju wyjaśnienie osobliwych cech znalezionych zę­bów wydaje się trafne. Różnica w stopniu starcia poszczególnych zębów ograniczyłaby się przeto do natury czysto mechanicznej. Zatem „młodsze” zęby lewej połowy żuchwy byłyby skutkiem słabszego, względnie nieregularnego procesu żucia po tej stronie żuchwy (M. Mottl, 1957). Znakomity znawca naczelnych, profe­sor A. Remane, po zbadaniu tych cennych szczątków także wy­raził opinię, że wszystkie zęby znalezione we wspomnianej bryle węgla należą do jednego osobnika.

W dalszym etapie badań nad szczątkami należało odpowiedzieć na pytanie, do jakiej grupy dotąd znanych kopalnych małp człe­kokształtnych należą nowe szczątki z St. Stefan oraz jakiemu ze współczesnych rodzajów małp człekokształtnych są najbliższe.

O ile pierwsze pytanie wydawało się nie sprawiać większych kłopotów, o tyle drugie spowodowało poruszenie problemu wy­kraczającego daleko poza wąski zakres tego znaleziska. Nie zdo­łano zresztą do dziś odpowiedzieć na nie w zadowalający sposób.

Porównując nowe szczątki ze szczątkami małp człekokształ­tnych tego samego wieku z terenów Europy, stwierdzono wy­bitne podobieństwo do kopalnych okazów małp człekokształtnych Francji, opisanych po raz pierwszy w 1856 przez M. E. Larteta pod nazwą 'Dryopithecus fontani. W tym przypadku chodzi

o fragmenty żuchw z Saint-Gaudens. Wprawdzie są one nieco masywniejsze od żuchwy z St. Stefan, ale być może mamy tu do czynienia tylko z różnicą wielkości, stanowiącą cechę płciową. Za taką interpretacją przemawiają również niepomiernie silniej rozwinięte kły w żuchwie z Francji, co mogłoby wskazywać na osobnika męskiego. Obok wymienionych różnic istnieją jednakże jeszcze pewne drobne niezgodności w wykształceniu niektórych elementów zębów. Dlatego też opisano nieco bardziej wyspecja­lizowaną formę z Austrii jako nowy podgatunek Dryopithecus fontani carinthiacus Mottl.

£S

Drugim zagadnieniem jest wiek znaleziska. Wszystkie szczątki I St. Stefan występują w profilu obejmującym różne fazy sedy­mentacji — od pokładów węgla po warstwę fosforytów. O stra­tygrafii znaleziska mówi szereg szczegółowych opracowań geolo­gicznych dotyczących sedymentacji węgli trzeciorzędowych Ka- ryntii; na ich podstawie możemy ocenić wiek szczątków.

Według nowych wyników badań szczątki Dryopithecus z St. Stefan pochodzą z warstw górnomioceńskich (młodszy trzecio­rzęd). W tym czasie istniało wielkie morze śródlądowe obejmu­jące Kotlinę Wiedeńską i jezioro Aral. Na pogórzu alpejskim wskutek sedymentacji organizmów słodkowodnych powstawały pokłady węgla. Wskazują one na bogaty świat roślinny w śro­dowisku, w jakim żyła małpa człekokształtna z St. Stefan. Po­dobne warunki panowały w górnym miocenie we Francji, skąd znamy dwa znaleziska kopalnych małp człekokształtnych z grupy Dryopithecus fontani. Jedno z nich odkryto w marglu słodko­wodnym z Saint-Gaudens, na północ od Pirenejów. O znalezio­nych tam szczątkach żuchwy wspomniano wyżej; pochodzą one ze środkowego miocenu i są tylko niewiele młodsze od słynnych afrykańskich szczątków kopalnych małp człekokształtnych, okre­ślanych nazwą Proconsul. Drugie znalezisko to środkowomioceń- skie (tortońskie) zęby z la Grive St. Alban.

Z trzeciorzędu Europy znamy jeszcze kilka innych grup małp człekokształtnych, reprezentowanych jednak przez niezmiernie ubogie szczątki. Szczątki form Dryopithecus w szerokim tego słowa znaczeniu znamy także z terenów Azji Środkowej i Wscho­dniej. Biorąc pod uwagę wszystkie pozostałości ze wszystkich znalezisk można stwierdzić, że środkowo- i późnotrzeciorzędowe formy Dryopithecus z Europy wykazują stopień rozwoju przy­pominający dzisiejsze afrykańskie szympansy. Mimo to nie udało się dotąd ustalić żadnych ścisłych powiązań rozwojowych i po­krewieństwa z szympansami. Podobnie formy z Siwaliku w pół­nocnych Indiach nie mieszczą się w linii rozwojowej oranguta­nów, mimo że pod pewnymi względami są do nich zbliżone.

Małpy człekokształtne znikły z terenu Europy w pliocenie (późny trzeciorzęd), natomiast prymitywniejsze małpy, jak np. makaki, przetrwały w Europie jeszcze do plejstocenu.

Rozdział ósmy

ORANGUTANY W POŁUDNIOWYCH CHINACH

Mały IŁ-14 wystartował rano z Wuhan. Przelatywał teraz nad Jangcy na wysokości zaledwie 2000 m, biorąc kurs na Nanning. Pod nami rozciągały się Chiny. Leżące blisko siebie wsie wyglą­dały jak małe punkciki. Zbliżywszy się do gór Nan-szan samo­lot począł w luźnej powłoce chmur nabierać wysokości. Od czasu do czasu migały za okrągłymi oknami kabiny strzępy chmur. Samolot lekko kołysał. Przelecieliśmy ponad górami i po kilku godzinach znaleźliśmy się nad krasowymi obszarami prowincji Kuangsi. Jakież wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju wrażenie! Pilot ponownie zmniejszył wysokość lotu i dzięki temu mogliśmy podziwiać wszystkie szczegóły krajobrazu. Pod nami sterczały setki i tysiące olbrzymich zielonkawoniebieskich „głów cukru”. Był to las pokrytych skąpą roślinnością stożków i słupów kra­sowych. Samolot zniżył się jeszcze bardziej. Utwory krasowe

o najdziwniejszych fantastycznych kształtach mieszały się ze stożkami i słupami tworzącymi niemal regularne figury geome­tryczne. Na wszystkich widniały ślady erozji. Niezwykły wygląd wyżyny krasowej urozmaicały jeszcze dodatkowo położone w po­bliżu wsi jasnozielone powierzchnie pól ryżowych. Pośrodku tego osobliwego krajobrazu wiła się ciemna wstęga rzeki. Kto wie, jakie skarby dla nauki kryją w sobie jeszcze te skały? Na ile pytań mogłyby udzielić odpowiedzi?

Znalazłem się tu dzięki zaproszeniu Instytutu Akademii Nauk w Pekinie. Zostałem członkiem wyprawy, której celem było przebadanie plejstoceńskiej drogi rozwojowej wschodnioazjaty- ckiego orangutana (Pongo Lacepede 1799). Po wyzwoleniu Chin szereg ekspedycji wyruszało z Pekinu na południe kraju w celu podjęcia niegdyś rozpoczętych prac wykopaliskowych w jaski­

niach prowincji Kuangsi, Kuantung i Jiinnan. Nadzieje uzyska­nia nowych danych z zakresu ewolucji rodzaju Pongo były jak najbardziej uzasadnione.

Plejstoceńskie szczątki małp człekokształtnych stanowią wielką rzadkość zarówno na terenie Afryki, Azji południowo-wschodniej, jak i Indii. Dziś na przykład nie znamy jeszcze w ogóle dróg ewolucji, jakie przeszły w plejstocenie afrykańskie małpy człe­kokształtne — szympans (Pan Oken 1816) i goryl (Gorilla Geof- froy 1852), nie posiadamy bowiem żadnych plejstoceńskich szczątków tych zwierząt. Łatwiej natomiast prześledzić plejstb- ceńską drogę rozwoju wschodnioazjatyckiego orangutana, ponie­waż dysponujemy stosunkowo licznymi szczątkami kopalnych orangutanów z terenu południowo-wschodniej Azji, pochodzący­mi z chronologicznie różnych warstw.

W chińskiej literaturze naukowej bieżącego stulecia znajduje się praca zatytułowana O niektórych kopalnych ssakach z Jiin- nan, wydana w roku 1932. Zawiera ona pierwsze ilustracje zę­bów kopalnego orangutana z południowo-wschodniej Azji, od­krytego w jaskini Hoszantung koło Fumihsien w prowincji Jiin- nan. Pierwotnie zostały one opisane jako zęby kopalnej pandy (Ailuropoda). Jest to o tyle usprawiedliwione, że w uzębieniu obu rodzajów można dopatrzyć się pewnych podobieństw. Poza tym były to czasy, kiedy badania nad plejstoceńską fauną po­łudniowych Chin dopiero się zaczynały. W kilka lat później pomyłkę sprostowano.

Na zęby plejstoceńskich orangutanów natrafił przypadkiem w chińskich aptekach pracujący w tym czasie w południowo- -wschodniej Azji profesor v. Koenigswald. Nie znano wówczas jeszcze pochodzenia tych szczątków. Wiedziano tylko, że zostały wydobyte z materiału wypełniającego jaskinie i szczeliny gdzieś we wnętrzu kraju. I wtedy przypomniano sobie o szczątkach od­krytych w jaskini Hoszantung. Porównano je z zębami znalezio­nymi przez profesora v. Koenigswalda i wyprowadzono logiczny wniosek, że w plejstocenie musiały w prowincji Jiinnan żyć orangutany.

Wreszcie nasz samolot wylądował w Nanning. Lotnisko łączy i miastem nowoczesna autostrada. Późne popołudnie zastało nas na pierwszej włóczędze po mieście. Tu, w Nanning, znajdują się

wielkie składy leków, odwiedzane przez wiele pekińskich ekspe­dycji naukowych ze względu na zgromadzone w nich bogactwo szczątków zwierząt kopalnych. Nie leżało to jednak w zamiarach naszej wyprawy, której celem było rozpoczęcie poszukiwań w Linczou, w północnej części prowincji Kuangsi. •

Po kilku dniach przybyliśmy do Linczou. Tam czekał na nas statek parowy przystosowany do żeglugi rzecznej. Im dalej pły­nęliśmy w górę rzeki, tym bliżej brzegów występowały fanta­stycznie ukształtowane stożki krasowe. Na wieczornym niebie rysowały się wyraźnie ich ciemne sylwetki. Tu i ówdzie scho­dziliśmy z pokładu parowca odwiedzając małe wiejskie apteki. W końcu dotarliśmy do celu. Były to nowe stanowiska zgłoszone przez tutejszych mieszkańców.

Plejstoceńskie szczątki orangutanów z południowych Chin są najbardziej na północ wysuniętymi znaleziskami tego rodzaju. Poza Chinami odkryto kopalne szczątki tych zwierząt także w Wietnamie, Laosie, na Borneo i na Jawie. Z terenu południo­wo-wschodniej Azji znamy dziś łącznie osiemnaście znalezisk. Siedem z nich leży w południowych Chinach, cztery w Wietna­mie, trzy w Laosie, jedno na Borneo i trzy na Jawie. Później­sze, postglacjalne, tzw. „prehistoryczne” lub subfosylne szczątki przedstawicieli rodzaju Pongo znamy z Sumatry, Borneo i pół­nocnego Wietnamu. Siedząc drogę rozwoju rodzaju Pongo (w chronologii wstecz) spotykamy następujące formy: subfosylne („prehistoryczne”) populacje z Sumatry i Wietnamu, późnoplej- stoceńskie populacje z Jawy, Laosu, Wietnamu i południowych Chin, środkowoplejstoceńskie populacje z Jawy i Wietnamu oraz populacje | Jawy i południowych Chin z wczesnej fazy plejsto­cenu środkowego. Na tym kończy się jednak seria kopalnych szczątków orangutanów. Wcześniejszych form nie znamy. Istnieje szereg hipotez dotyczących ewolucji rodzaju Pongo. Łączy się ją zazwyczaj z różnymi rodzajami małp człekokształtnych z osa­dów w Siwaliku (Indie). Szczątki przedstawicieli tych rodzajów są jednak nieliczne i dlatego ich stanowisko systematyczne jest niepewne. W świetle dotychczasowych danych jedynie rodzaj Palaeosimia Pilgrim 1915 może być wzięty pod uwagę jako forma wyjściowa orangutanów. Niestety, samo istnienie rodzaju Pa­laeosimia, opisanego na podstawie jednego znaleziska w strefie

Chinji w Siwaliku, jest też problematyczne. Poznane dotąd na podstawie rozmieszczenia szczątków kopalnych zasiedlenie geo­graficzno rodzaju Pongo stanowi prawdopodobnie tylko część te­rytorium, jakie zamieszkiwały orangutany w plejstocenie. Wy­daje się, że w plejstocenie również zachodnie tereny południo­wo-wschodniej Azji zamieszkiwały populacje orangutanów. Wskazują na to fauny tego okresu z Birmy i Indii. Północna granica występowania orangutanów we wczesnej i w późniejszej fazie plejstocenu środkowego najprawdopodobniej nie pokrywała się z granicą późnoplejstoceńską. Prawdopodobnie znane nam dziś plejstoceńskie rozsiedlenie orangutanów można traktować jedynie jako południowo-wschodnią część dużo większego tery­torium, na jakim przebiegał rozwój tych zwierząt w mio-plioce- nie. Być może ów obszar obejmował duże połacie całego południowoazjatyckiego kontynentu, sięgając na północy po Siwalik.

Powolne wycofywanie się dużych małp plio-plejstocenu (Hy- lobatinae Gilł 1872, Dryopithecinae Gregory et Hellmann 1939 oraz Ponginae Allen 1925) do ostoi należy traktować jako proces, który rozpoczął się pod koniec trzeciorzędu w południowo- -wschodniej Azji, Europie i Afryce, a dziś dobiega końca. Pogląd ten potwierdza równocześnie regresję także innych zwierząt wymagających podobnych warunków życiowych. Wycofywanie się orangutanów ze wschodniej Azji traktujemy jako wycinek zjawiska ogólnoświatowego, powiązanego z zapoczątkowaną w końcu trzeciorzędu wielką depresją klimatyczną, której szczyt przypadł na plejstocen. W pojedynczych przypadkach lokalnie mogły istnieć warunki umożliwiające dłuższe przetrwanie na pewnych obszarach (Borneo, Sumatra).

Pierwsi odkrywcy plejstoceńskich szczątków orangutanów we wschodniej Azji wskazywali przy ich opisie na różnice w sto­sunku do współczesnych przedstawicieli tego rodzaju. Nie zdecy­dowali się jednak na utworzenie nowego kopalnego gatunku ze względu na skąpy materiał kopalny — pojedyncze zęby. Dopiero później D. A. Hooijer na podstawie szczątków kopalnego oran­gutana z jaskini Hoszantung, datowanych na podstawie fauny towarzyszącej na górny plejstocen, opisał nowy podgatunek — Pongo pygmaeus weidenreichi Hooijer 1948. Jednakże ze względu

na niewielkie różnice w uzębieniu orangutanów kopalnych w po­równaniu z dzisiejszymi do chwili obecnej trwa dyskusja, czy utworzenie nowego podgatunku jest uzasadnione. Dla rozwiąza­nia tego problemu należało szukać dalszych szczątków orangu­tanów. Taki też cel postawiono przed uczestnikami Wietnamsko- -Niemieckiej Ekspedycji Paleontologicznej 1963/64.

Część uczestników naszej wyprawy z grupy południowej wy­ruszyła dwoma jeepami z Hanoi. W czasie pełnej wrażeń drogi wzdłuż brzegów Zatoki Tonkińskiej panowała cudowna pogoda, ale 50 km na północ od siedemnastego równoleżnika zaskoczyła nas nieco przedwczesna pora deszczowa. Musieliśmy czekać. Przez gęste strugi ulewnego deszczu z trudem rozpoznawaliśmy banany rosnące po przeciwnej stronie naszego schroniska.

Jeszcze kilkakrotnie przesuwaliśmy termin odjazdu. Wreszcie nadeszła chwila wyruszenia w głąb kraju. Pora deszczowa da­wała się wszędzie we znaki. Wkrótce musieliśmy zjechać z przy­zwoitej drogi. Samochody grzęzły w rozmokłej ziemi. Mnożyły się nieprzewidziane postoje. Znajdowaliśmy się w dżungli, gdzieś na północ od siedemnastego równoleżnika. Jeepem mieliśmy do­trzeć do odkrytej przez tubylców jaskini, w której zamierzaliśmy przeprowadzić poszukiwania szczątków. Tu już drogi nie było. Nasza trasa prowadziła prosto przez dżunglę. Pod wieczór samo­chód ześliznął się nagle z dróżki nie szerszej od szerokości po­jazdu i zatrzymał w błotnistym gąszczu bambusowym. W ża­den sposób nie byliśmy w stanie go wyciągnąć. Noc zapadała szybko. Ze względu na ataki lotnictwa amerykańskiego nie mo­gliśmy rozpalić ogniska ani nawet włączyć reflektorów wozu. Przy bezskutecznych usiłowaniach wyciągnięcia samochodu z gąszczu bambusowego grzęźliśmy po kolana w mule i wodzie. W dodatku wzmagał się deszcz. Własna dłoń trzymana przed oczyma była niewidoczna. Wtedy dwóch z naszych wietnamskich towarzyszy podróży postanowiło ruszyć w drogę i odszukać naj­bliższą wieś. I nagle nie wiadomo skąd zjawili się żołnierze i mieszkańcy wsi. Przy pomocy grubych desek, lin i tyk bam­busowych ustawiono wkrótce nasz samochód ponownie na dróżce. Tak jak tu spotykaliśmy się i potem z życzliwością oraz pomocą W ietnamczyków.

Po kilku dniach dotarliśmy wreszcie do jaskini Hang-Quit

w pobliżu wsi Min-Hoa. Pracę rozpoczęliśmy natychmiast. Droga prowadziła przez pola należące do mieszkańców wsi. Na groblach szerokości jednej stopy, pomiędzy zalanymi wodą polami ryżo­wymi | trudem utrzymywaliśmy równowagę. Podążaliśmy w kierunku pobliskich gór. Z nami szło kilku mężczyzn z wioski. Jaskinia Hang-Quit znajdowała się w jednym ze stożków kra­sowych naprzeciw wsi. Dostęp do niej był łatwy. Niebawem znaleźliśmy wąską ścieżkę prowadzącą do jaskini; biegła przez porośnięte bujną roślinnością rumowisko skalne, otaczające pierścieniem górę. Bezpośredniego dostępu do jaskini broniła gęsta roślinność, zarastająca otwór wejściowy. Kilka silnych cięć nożem siecznym i droga była wolna. Znaleźliśmy się w obszer­nej, niemal kulistej komorze jaskini. Od niej prowadziło w głąb góry szereg małych chodników. Włączyliśmy lampy. Po mokrym, wapiennym dnie jaskini ześlizgiwaliśmy się w dół. Podobnie jak w jaskiniach w Kuangsi, tak i tu zastaliśmy jedynie resztki pierwotnego namuliska. Cały ten materiał poza tymi znikomymi pozostałościami został w pewnym okresie erozyjnym wymyty. Ale już pierwszy rzut oka utwierdził nas w przekonaniu, że resztki osadów zachowane przy ścianach jaskini zawierały je­szcze szczątki kopalne.

Prace eksploracyjne w tych twardych osadach przypominają­cych trawertyn okazały się trudniejsze, niż początkowo przypu­szczaliśmy. Twarde jak szkło okruchy skalne odbite dłutem od ściany opadały z brzękiem na dno jaskini. Tu i tam ukazywały się pierwsze szczątki — zęby wymarłego tapira olbrzymiego Tapirus (Megatapirus) augustus Matthew et Granger, fragmenty uzębienia plejstoceńskiego nosorożca Rhinoceros sinensis Owen, zęby tygrysów, lampartów, jeleni i ku naszej największej radości w końcu również kilka zębów plejstoceńskiego orangutana Pongo pygmaeus weidenreichi Hooijer.

Na zewnątrz, przed jaskinią, przy dziennym świetle jeden | wietnamskich kolegów wypreparowywał okazy ze skały na tyle, by można je było oznaczyć. Co chwilę dostarczaliśmy mu | ciemnych korytarzy jaskini nowych materiałów. Po kilku dniach intensywnych prac nasze zadanie zostało spełnione. Wy­dobycie wszystkich szczątków z tej jaskini zajmie w przyszłości szereg miesięcy.

W ten sposób odkryliśmy znalezisko szczątków plejstoceńskich orangutanów wysunięte najdalej na południe na obszarze połu­dniowo-wschodniej Azji. Stanowi ono ogniwo łączące znale­ziska kontynentalne ze stanowiskami z Wielkich Wysp Sun- | dajskich.

Rozdział dziewigty

LENG-CHAI-SHAN - „GÓRA OLBRZYMÓW”

Leng-Chai-Shan leży przed nami jak olbrzymia kłoda, wzno­sząc się stromo na płaskowyżu. U jej stóp piętrzą się ogromne hałdy rumowiska skalnego. Właśnie tu żyły 500 000 lat temu największe małpy człekokształtne — rodzaj Gigantopithecus.

Dopiero późnym popołudniem odwiedzamy Chin-Shiu-Huai, owego wieśniaka mieszkającego u stóp Leng-Chai-Shan, który położył wielkie zasługi dla nauki. Niechętnie udziela odpowiedzi na pytania. Prawdopodobnie jestem pierwszym Europejczykiem, który przekroczył próg jego domu. Trudne i uciążliwe jest po­rozumienie się z nim nawet poprzez dwóch tłumaczy. Na ze­wnątrz powoli zapada zmrok. Przez uchylone drzwi widzę już tylko sylwetkę „Góry Olbrzymów”.

Jak wszędzie w Chinach Południowych — mówi Chin — tak i u nas osady jaskiniowe są bardzo cenionym nawozem naszych pól. Tam wysoko — Chin wskazuje przez uchylone drzwi — znajdują się jaskinie jeszcze nie wyeksploatowane. Prowadzi do nich uciążliwa droga; ściany skalne są strome. W minionym roku po zakończonych zbiorach ryżu byłem na górze i przeciskałem się przez ciasne wejścia do jaskiń. W ich wnętrzu znajdowało się dużo ziemi jaskiniowej (osadów), ale i kości smoków tam znalazłem — zabrałem je ze sobą”.

Tymczasem ściemniło się niemal zupełnie. Chin przyniósł lam­pę i powoli ciągnął dalej opowieść przypominając sobie szcze­góły. „Moja żona nie chciała się zgodzić, by kości smoków zna­lazły się pod naszym dachem. Jedna z kości wyglądem przypo­minała kość ludzką. Wyniosłem je więc z naszego domu”. Od profesora Pei Wen-Chunga Chin dopiero dowiedział się, jaką wartość przedstawiają odkryte przez niego szczątki.

Odkrycie pierwszych szczątków gigantopiteka było dość oso­bliwe. Około roku 1935 znany holenderski paleontolog i paleoan- tropolog profesor v. Koenigswald po sukcesach w poszukiwaniach szczątków praczłowieka we wschodnich Indiach skierował swe zainteresowania na południowo-wschodnią część azjatyckiego kontynentu. Wykorzystał przy tym zręcznie prastary chiński zwyczaj używania kości i zębów „smoczych” jako środka leczni­czego. Szczątkom kopalnych ssaków, określonym jako kości i zęby smocze, przypisuje się i dzisiaj, tak samo jak 2000 lat temu, właściwości lecznicze. Można je i dzisiaj nabyć w każdej chiń­skiej aptece pomiędzy Nanningiem a Harbinem. Sprzedaje się je jako środki lecznicze w każdym skupisku Chińczyków, czy to we wschodnich Indiach, czy na Filipinach, czy też w San Fran­cisco lub w Nowym Jorku. Instytucje naukowe i władze pań­stwowe Chińskiej Republiki Ludowej przeciwstawiają się tym wierzeniom raczej perswazją i uświadamianiem niż zakazami. Całe tony zebranych w kraju szczątków kopalnych gromadzi się w składach centralnych sklepów spółdzielczych wielkich miast, a stamtąd dopiero się je rozsyła. Mimo to wydano zakaz wyko­pywania przez osoby niepowołane kości „smoczych” w jaskiniach południowych Chin. Profesor v. Koenigswald odwiedził w ramach swoich poszukiwań szczątków praczłowieka również chińskie apteki w Manili i Hongkongu i natknął się tam na zęby kopal­nych orangutanów, które według wszelkiego prawdopodobień­stwa pochodziły z południowych Chin. Wśród interesujących go szczątków znalazł w jednej z aptek Hongkongu pojedynczy ząb trzonowy małpy człekokształtnej różniący -się od innych zębów potężnymi rozmiarami. Opracowany naukowo osobliwy ząb nie mieścił się w żadnym z dotąd znanych rodzajów małp człeko­kształtnych. Dlatego też profesor v. Koenigswald zdecydował się utworzyć na jego podstawie nowy rodzaj i gatunek — Giganto- pithecus blacki v. Koenigswald. Nieco później zdołał w innych aptekach zdobyć jeszcze dalsze pojedyncze zęby tego olbrzyma. Było ich jednak ciągle niewiele. Na około 1500 zębów kopalnych orangutanów zaledwie cztery należały do południowochińskiej małpy Gigantopithecus blacki. Najprawdopodobniej pochodziły one z osadów jaskiń i szczelin w prowincjach Kuangsi i Kuang- tung. Pewniejszych danych o znaleziskach gigantopiteka wów­

czas jeszcze nie znano. Gigantopithecus nabrał wielkiego znacze­nia dla wiedzy o ewolucji człowieka, kiedy profesor Weidenreich rozpoznał na jego zębach cechy przypominające zęby ludzkie i włączył go do rodziny człowiek owa tych. Opierając się na tych szczątkach i niektórych znaleziskach z Jawy profesor wysunął hipotezę o olbrzymim wzroście przodków człowieka. Jednak już wkrótce po postawieniu tej hipotezy zaczęto wątpić w jej praw­dopodobieństwo.

Dopiero wyprawy Pekińskiego Instytutu Paleontologii Krę­gowców i Paleoantropologii do prowincji Kuangsi i Kuangtung (1955—60) pod kierownictwem odkrywcy czaszki z Czoukoutien rzuciły nieco światła na tajemnicę tych wielkich małp człeko­kształtnych. Ekspedycje miały wyjaśnić trzy pytania: 1) gdzie żył Gigantopithecus, 2) kiedy żył, 3) czy był jeszcze małpą człe­kokształtną, czy już małpoludem? Całymi miesiącami odwiedzali chińscy naukowcy i członkowie ekspedycji apteki, penetrowali jaskinie znajdujące się na obszarze obu prowincji, aż wreszcie na przełomie lat 1955 i 1956 znaleźli w jednej z jaskiń w rejonie Tahsin (Kuangsi) trzy zęby gigantopiteka. Do nich zdołano do­łączyć dalsze zęby tego rodzaju z aptek w Nanning i Kweilin. Dziś Pekiński Instytut Akademii Nauk dysponuje ponad tysią­cem zębów.

Chin odkrył pierwszą częściowo zachowaną żuchwę giganto­piteka, gdy ekspedycje przebywały w Kuangsi. Natychmiast skierowano uczestników pekińskiej wyprawy do nowego znale­ziska w celu odszukania brakujących części żuchwy, o ile oczy­wiście się zachowały. W trakcie prac wykopaliskowych wydo­byto jeszcze dwa zęby gigantopiteka oraz znaczną liczbę zębów innych kopalnych zwierząt.

W ten sposób znaleziono odpowiedź na pytanie dotyczące miejsca występowania tych małp człekokształtnych. Żyły one na krańcach południowych Chin, przy czym północna granica wy­stępowania pokrywała się mniej więcej z zasięgiem współczesne­go im plejstoceńskiego orangutana. Ponadto Gigantopithecus występował prawdopodobnie także w Indochinach i dotarł aż na wyspy Archipelagu Sundajskiego poprzez istniejące w tych cza­sach połączenia z lądem stałym.

Szczątki gigantopiteka, poznane dotychczas, pochodzą z osadów

jaskiń i szczelin skalnych. Nie jest to jednak dowód na to, że ta wielka małpa człekokształtna zamieszkiwała jaskinie. Z tych samych jaskiń wydobyto bowiem również szczątki orangutanów, a znane nam dzisiaj z Archipelagu Sundajskiego ich środowisko życiowe nie przemawia za takim przypuszczeniem. Prawdopo­dobnie mamy tu do czynienia z materiałem naniesionym przez wody do całego systemu jaskiń i szczelin. Zespół faunistyczny z mastodontem, tapirem i orangutanem wskazuje na bardzo wil­gotny klimat, porównywany z dzisiejszym klimatem środkowego Wietnamu. Prawdopodobnie i zadrzewienie było obfitsze we wczesnej fazie środkowego plejstocenu. Wydaje się, że ostatnie populacje gigantopiteka południowych Chin wymarły albo opu­ściły ten teren w czasie lub pod koniec środkowego plejstocenu, wówczas gdy obszary południowo-wschodniej Azji już się stop­niowo osuszały. Daleko trudniej odpowiedzieć na pytanie doty­czące wieku geologicznego gigantopiteka, wiąże się ono bowiem ściśle ze znajomością świata zwierzęcego plejstocenu Azji po­łudniowo-wschodniej oraz z zaszeregowaniem rodzaju do fauny Azji tego okresu. Świat zwierzęcy plejstocenu stanowi podstawę dla określenia wieku względnego.

Ze względu na skład rozróżniamy dwie wielkie grupy fauni­styczne środkowego i późnego plejstocenu. Granicę naturalną dzielącą oba kompleksy stanowią góry Tsinling. Fauny wystę­pujące na północ od tych gór określa się mianem sino-syberyj- skich, fauny południowe natomiast terminem sino-malajskich... Północny zespół faunistyczny charakteryzują rodzaje euroazja­tyckie, południowy natomiast formy malajskie. Na granicy wy­stępowania obu grup mamy do czynienia z faunami mieszanymi. Dzięki znajomości tego zagadnienia można dokonać stratygrafi­cznego porównania południowych faun kopalnych z śro'dkowo- i południowochińskimi, a także ze światem zwierzęcym pozosta­łych obszarów Eurazji.

Sino-malajskie formy środkowego plejstocenu obejmują po­łudniowe prowincje Chin, częściowo Birmę i wyspy Archipelagu Sundajskiego. W wyniku wędrówek poprzez istniejące wówczas połączenia lądowe fauna tych wysp nabierała we wczesnych fazach środkowego plejstocenu coraz więcej cech kontynental­nych zespołów zwierzęcych typu Stegodon-Ailuropoda. Działo się

to w czasie regresji morskich równoczesnych chronologicznie zlodowaceniom północnych obszarów Eurazji, lądolód bowiem powodował związanie wielkich mas wody.

W środkowym plejstocenie południowych Chin wyróżniamy dwa bezpośrednio po sobie występujące zespoły zwierzęce. Naj­starsze znaleziska gigantopiteka (Leng-Chai-Shan) należą do ze­społu Pongo-Mastodon. Sądząc na podstawie dotychczas znale­zionych szczątków wczesne formy gigantopiteka charakteryzuje znaczna zmienność w wielkości zębów. Nie wykazują one jeszcze skrajnie wysokich wartości w wielkości zębów, jakie cechują uzębienie form późniejszych, środkowoplejstoceńskich. Wiek naj­młodszych dotąd poznanych szczątków tego rodzaju pochodzą­cych z jaskiń okręgu Tahsin ocenia się na około 400 000 lat. Za­licza się je do zespołu Stegodon-Megatapirus. Te późne formy gigantopiteka wykazują w granicach zmienności swego uzębienia owe skrajne wartości (ogromne rozmiary), jakie obserwujemy w pierwszych szczątkach tego rodzaju, znalezionych i opisanych przez v. Koenigswalda. Jego zęby przewyższają nawet wielko­ścią największe zęby goryla górskiego (Gorilla beringei). Co naj­mniej więc na krańcach południowych Chin istniały w środkowej fazie plejstocenu środkowego dogodne warunki życiowe dla tych zwierząt. Porównawcze zestawienie stratygrafii uwidacznia, że populacje gigantopiteka były współczesne praczłowiekowi Dale­kiego Wschodu. Już z tego chociażby względu nie można wypro­wadzać wschodnioazjatyckiego praczłowieka („Meganthropus”, „Pithecanthropus”, „Sinanthropus”) z populacji gigantopiteka. Były one już zbyt silnie zróżnicowane, a ponadto stosunkowo krótki czas nie był wystarczający dla przebycia takiej drogi roz­woju. Wnikliwe badania morfologiczne, przeprowadzone przez profesora Woo Ju-Kanga, potwierdziły także, że Gigantopithecus nie był jeszcze praczłowiekiem, a jego droga ewolucji leżała poza linią rozwojową człowieka i jedynie niektóre cechy morfologicz­ne rozwijały się równolegle. We wszystkich tych badaniach opie­ramy się na stosunkowo obszernym materiale, mogąc przy tym ocenić, jakie właściwości zębów mieszczą się w granicach zmien­ności indywidualnej i odbiegają od typu, a które z cech są cecha­mi rodzajowymi. Okazało się, że Gigantopithecus wykazuje na kłach i przednich zębach przed trzonowych swoistą mieszaninę

cech małp człekokształtnych i ludzkich. Wysokość korony zębów tej formy odpowiada kierunkowi rozwojowemu, jaki spotykamy u człowiekowatych, przewyższając zresztą pod tym względem stopień rozwoju dzisiejszego człowieka.

Ustanowiono więc dla gigantopiteka odrębny rodzaj z jednym tylko dotąd znanym gatunkiem Gigantopithecus blacki v. Koenigs- | wald i włączono go do rodziny Pongidae (małpy człekokształtne).

Tym samym wracamy do podziału systematycznego, jaki niegdyś n‘ został wprowadzony przez odkrywcę i autora pierwszych opisów.

Rozdział dziesiqty

MAŁPY CZY LUDZIE?

Zdajemy sobie dzisiaj sprawę z tego, że rozwiązanie wielkich problemów dotyczących przeszłości, czy choćby jakiś istotny po­stęp w zakresie naszej wiedzy o najstarszej historii człowieka są osiągalne jedynie przy ścisłej korelacji badań prehistorii i po­krewnych dyscyplin nauk przyrodniczych. Nie do pomyślenia byłoby uchwycenie najwcześniejszych faz rozwoju człowieka bez znajomości geochronologii, bez biologiczno-ekologicznego naświe­tlenia dokonanych przemian, bez wiedzy o warunkach, jakie pa­nowały na Ziemi w owym krytycznym momencie ewolucji Ho- minidae (rodziny praczłowieka i człowieka), kiedy to zakończyła się „przedludzka” faza tego rozwoju, a rozpoczęła się faza „peł- noludzka”.

W dalszym ciągu dyskusyjne jest zagadnienie, gdzie z geochro- nologicznego punktu widzenia leży początek rozwoju Hominidae, tzn. kiedy pojawiła się gałąź na drzewie rodowym naczelnych, która jako jedyna doszła do granicy „zwierzę—człowiek” i w końcu ją przekroczyła. Wielkie bogactwo form w obrębie rodziny Hominidae w plejstocenie dolnym oraz we wczesnej fa­zie plejstocenu środkowego (środkowy okres epoki lodowej), jak również znaczne jak na owe czasy rozsiedlenie geograficzne oraz wysoką specjalizację biologiczną można, przy dzisiejszym stanie wiedzy wytłumaczyć jedynie tym, że rozwój przebiegał w dłu­gich odcinkach czasu.

Rzecz jasna poruszamy się tu w gąszczu hipotez. Dla ułatwie­nia ich przeglądu posegregujemy je w trzy grupy. Według pier­wszej należy przesunąć czas odgałęzienia się „ludzkiej” linii roz­wojowej, tzn. początek własnego rozwoju niezależnej grupy zwierzęcej, która w końcu doprowadziła do człowieka, przed mo­

mentem rozdziału Catarrhina (małp wąskonosych) na Cercopi- thecoidea i Hominoidea (małpy zwierzokształtne i człekokształt­ne). Zwolennicy takiej hipotezy przesuwają ów początek nieza­leżnego rozwoju „pnia ludzkiego” do oligocenu (trzeciorzęd). Reprezentują oni pogląd, że filogenetyczny rozwój człowieka trwał około 30 min lat.

Przedstawiciele drugiej grupy hipotez uważają, że form wyj­ściowych Hominidae należy szukać być może w mioceńskiej (trzeciorzędowej) grupie Pongidae (rodzina małp człekokształt­nych), która jeszcze nie osiągnęła stopnia specjalizacji, jaką obserwujemy na granicy plio- i plejstocenu. Ta mioceńska for­ma nie charakteryzowała się zapewne jeszcze długimi ramionami i stosunkowo krótkimi nogami, jakimi dysponują dzisiejsi mie­szkańcy lasów tropikalnych poruszający się ruchem zwisowo-wa- hadłowym (brachiacja) i nie mogła być do nich zaliczana. Formą wyjściową w ewolucji człowieka byłaby więc małpa człeko­kształtna, w proporcjach kończyn podobna do dzisiejszych małp zwierzokształtnych, u których kończyny przednie i tylne są rów­nej długości. Te mioceńskie małpy człekokszałtne były zapewne również w stanie poruszać się na drzewach brachiacją, dzięki czemu ich ciało przybierało pozycję pionową. Nie wykazywały one jednak jeszcze ogólnej późniejszej specjalizacji Pongidae.

Należy podkreślić, że szczątków takich mioceńskich form Pon­gidae nie odkryto jeszcze albo też nie rozpoznano ich jeszcze wśród dotąd znanych. Formy nie wyspecjalizowanych małp człe­kokształtnych, które mogłyby reprezentować ten typ, poznano z miocenu Afryki Wschodniej. Są to wczesne formy małp człe­kokształtnych linii Proconsul z basenu Wiktoria-Nyanza.

Można więc przyjąć, że rozdzielenie się nadrodziny Hominoidea na dwie rodziny: Hominidae („przedludzki praczłowiek”, praczło­wiek i człowiek) i Pongidae (małpy człekokształtne) nastąpiło w połowie miocenu, tj. około 15 min—18 min lat temu. Nie znaczy to jednak, że przed 15 min czy 18 min lat powstał pier­wszy człowiek. W tym czasie istniała grupa naczelnych, której nie można już uważać za formy wyjściowe późniejszych małp człekokształtnych i ludzi, lecz tylko za przodków późniejszych przedstawicieli rodziny Hominidae (Australopithecinae, praczło­wieka i człowieka oraz prawdopodobnie szeregu dziś jeszcze nie

znanych rodzajów i podrodzin Hominidae). Często uważa się gru- pę Oreopithecus za przedstawiciela takiego typu wyjściowego.

Trzecia wreszcie hipoteza, znana pod nazwą „hipotezy bra- chiatorów” wychodzi z założenia, że Hominidae oddzieliły się stosunkowo późno od pnia wspólnego dla Hominidae i Pongidae. Według skrajnych poglądów miało to rozwidlenie nastąpić dopie­ro w górnym pliocenie.

Podczas gdy nasza wiedza o początkach „przedludzkiej” ewo­lucji Hominidae jeszcze jest niewystarczająca, to co do końca tej fazy rozwojowej możemy przedstawić już bardziej konkretne wyniki badań. Najistotniejszym wydarzeniem w „przedczłowie- czym” rozwoju, jeszcze przed osiągnięciem granicy „zwierzę- -człowiek”, było spionizowanie postawy. Najważniejsze różnice anatomiczne rodziny Hominidae (z „przedczłowieczą” fazą roz­wojową włącznie) w stosunku do Pongidae leżą według Breitin- gera w budowie miednicy. Uwidacznia się w nich kierunek roz­woju przeciwstawny małpom człekokształtnym, a doprowadza­jący Hominidae do korzystniejszej, spionizowanej postawy ciała i poruszania się na ziemi wyłącznie na tylnych kończynach. W oparciu o dzisiejszy stan wiedzy możemy przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że te przedczłowiecze istoty powstały w środowisku charakteryzującym się cechami terenów otwartych przypominających step, lecz porośniętych drzewami. Przed osiąg­nięciem spionizowanej postawy ciała formy te musiały ulegać ewolucji poprzez setki tysięcy pokoleń.

Najogólniej rzecz biorąc, poszczególne grupy systematyczne naczelnych przystosowane są bardziej lub mniej do życia na­drzewnego. Dlatego też zmysł wzroku dominuje u nich nad wę­chem, który jest słabiej rozwinięty niż u zwierząt otwartych terenów stepowych.

W pliocenie i plejstocenie miały miejsce depresje klimatyczne

o dalekim światowym zasięgu. Znaczne zaburzenia klimatyczne obejmowały wszystkie kontynenty. Przyjmijmy więc, że na tere­nie bardziej lub mniej zwartego obszaru leśnego wskutek zmian klimatycznych las począł zanikać na rzecz roślinności o charak­terze stepowym. W tej sytuacji stały z biologicznego punktu wi­dzenia przed „wielkimi małpami” zamieszkującymi te obszary dwie możliwości:

1. Liczebność „wielkich małp” przystosowanych do życia w lesie malała. Rodzaj czy gatunek powoli wymierał, wyczerpały się bowiem możliwości adaptacyjne. Istnieją dowody w postaci szczątków kopalnych, że rzeczywiście w tym czasie licznie wy­mierały wysoko wyspecjalizowane wielkie naczelne.

2. Wielkie naczelne zamieszkujące dotąd lasy były w stanie dostosować się do powstających nowych warunków środowisko­wych. Początkowo zapewne mogły się jeszcze przenosić z jednego kompleksu leśnego do innego w celu zdobycia potrzebnego po­żywienia. Jednakże z czasem poszczególne obszary leśne roz­dzielił step — środowisko całkowicie im obce. W tym środowisku istniała szansa dla populacji wielkich naczelnych, które umiałyby przystosować się do nowych warunków. Prawdopodobnie prze­biegał wówczas wysoce skomplikowany proces przemian, w wy­niku którego powstały formy zdolne do takiej adaptacji. Jego potwierdzenie znajdujemy w szczątkach kopalnych z tego okresu.

Ręka hominidów jest dziedzictwem praludzkiej przeszłości,

świadczącym o zamieszkiwaniu przez nie leśnych środowisk. Z chwilą spionizowania postawy w późnej fazie praludzkiej ewolucji hominidów ręce uwolniły się od funkcji związanych 7. ruchem ciała. W tym okresie rozwoju można już mówić o umie­jętności posługiwania się prostymi, nie obrobionymi przedmiota­mi jako narzędziami, np. gałęźmi czy kamieniami. Na podstawie znajomości tych złożonych powiązań i mając na uwadze wynik ewolucji w czwartorzędzie — człowieka, możemy przyłączyć się do opinii profesora Heberera (1958), że dalsze używanie najpry­mitywniejszych narzędzi zastępowało coraz bardziej funkcję obronną uzębienia. Wiedząc, że naczelne na ogół prowadzą stadny Iryb życia, można przypuszczać, iż na omawianym etapie ewo­lucji także istniały już pewne więzy społeczne, jak np. właśnie związki stadne. Z nimi z kolei wiążą się możliwości wzajemnego porozumienia, które doskonaliło się wraz z różnicowaniem budo­wy mózgu u praludzkich hominidów.

Kontynuując przyjęty tok myślowy należy przyjąć, że tereny leśne na peryferiach regionów wyjściowych coraz bardziej się kurczyły. W tym samym czasie musiały też te wielkie naczelne coraz bardziej dostosowywać się do życia w stepie, gdyż to była ich jedyna szansa przeżycia. Między innymi musiała też rozwinąć się adaptacja do odżywiania się pokarmem mięsnym, a więc także zbiorowe polowania (podobnie jak u drapieżców) — jedyny zresztą sposób zdobywania pokarmu na tym etapie rozwoju pra­człowieka. Pojawienie się takiego grupowego polowania na linii rozwojowej praczłowieka stanowiło zapewne decydujący moment w dojściu tych form do „pola przejściowego zwierzę—-człowiek”.

W etap ten wkroczyli przodkowie „praczłowieka” już w spio- nizowanej postawie, z umiejętnością posługiwania się najprymi­tywniejszymi narzędziami, zespoleni więzami socjalnymi w sta­dach, ze zdolnością porozumiewania się (są to oczywiście wszy­stko rozważania teoretyczne). W dalszym jednak ciągu nie mo­żemy scharakteryzowanym w ten sposób formom naczelnych przyznać określenia „człowiek”, pozostają one bowiem jeszcze stale tylko populacjami wielkich naczelnych, tzn. „zwierzętami” (Heberer, 1958).

Na progu przekształcenia się form zwierzęcych w ludzkie na­trafiamy z kolei na następujące pytanie: jak możemy stwierdzić

(zakładając, że dysponujemy odpowiednim materiałem kopalnym), czy w konkretnym przypadku mamy do czynienia z praludzką populacją wielkich naczelnych, tzn. ze stadem zwierząt, czy też ze szczątkami populacji ludzkiej, czyli grupy praludzi we właści­wym tego słowa znaczeniu. Z takiego pytania wynika bezpośre­dnio następne: kto jest ludzkim przedstawicielem Hominidae; jaką formę określamy mianem człowiek?

Odpowiedzi na te pytania wymagają włączenia się do dyskusji prehistoryków. Sama paleontologia nie jest w stanie dać tu jed­noznacznej odpowiedzi z tego chociażby względu, że opiera się w swoich badaniach na kryteriach morfologicznych, a do roz­strzygnięcia tych pytań bardziej potrzebne są kryteria funkcjo­nalności kończyn.

W nowoczesnej prehistorii odpowiedź na pytanie „co to jest człowiek” już została zdefiniowana. Ludzki przedstawiciel Ho- minidae to istota wytwarzająca narzędzia, a nie tylko używająca ich (Oakley, 1951). Wobec tego można go scharakteryzować jako istotę, która nie tylko jest wynalazcą i zarazem wytwórcą na­rzędzi, ale która równocześnie dzięki umiejętności porozumie­wania się potrafi przekazywać technikę pracy (Kraft, 1948). Ko­rzystając w pełni z dzisiejszego stanu wiedzy nie sposób pominąć faktu, że już ponad 90 lat temu Fryderyk Engels jako pierwszy zwrócił uwagę na pracę (łącznie z wytwarzaniem narzędzi) jako na decydujący czynnik w procesie uczłowieczenia.

Wróćmy teraz do szczątków kopalnych i poszukajmy wśród nich form, które potwierdzałyby istnienie owego teoretycznego progu przejściowego. W tych poszukiwaniach natrafimy na bar­dzo ciekawe formy kopalne i na jeszcze bardziej interesująco rysujące się problemy.

W pobliżu Johannesburga w południowej Afryce znajdują się klasyczne znaleziska grupy kopalnych naczelnych, określanych naukową nazwą jako Australopithecinae (podrodzina małp po­łudniowych). Słynne znalezisko Sterkfontein leży w dolinie rzeki Blaauw-Bank, która jest dopływem Rzeki Krokodyla. Odcinek rzeki, nad którym leży stanowisko, okresowo wysycha. Na pół­nocny wschód od Sterkfontein leży Kromdraai, na południowy zachód Swartkrans — gdzie również jest znalezisko przedstawi­cieli australopiteków.

Woda wypłukała tu w dolomitach w ciągu setek tysięcy lat szczeliny, chodniki, jaskinie, w znacznej mierze wtórnie wypeł­nione stalagmitami i stalaktytami. W plejstocenie część tych chodników i jaskiń uległa wskutek wietrzenia i denudacji otwar­ciu. W ten sposób doszło do odkładania się plejstoceńskich osa­dów jaskiniowych, zawierających szczątki ówczesnego świata zwierzęcego. Wskutek postępującej erozji komory jaskiń nadal były odsłaniane. Stropy i ściany z prekambryjskiego dolomitu częściowo się zapadały i razem z osadami jaskiniowymi wskutek

80

działania utworów naciekowych ulegały scementowaniu w twar­de brekcje. Denudacja przebiegała nadal. Kopce wapienne ule­gały dalszemu wietrzeniu. Wskutek tego pierwotna skała (pre- kambryjski dolomit) nie występuje wszędzie: w niektórych miejscach jej brak, a osady jaskiniowe (brekcje) występują tuż pod powierzchnią.

Stąd, ze Sterkfontein, rozciąga się piękny widok na górzysty krajobraz Transwalu, na dolinę rzeki Blaauw-Bank, a w dali przyciągają wzrok niebieskie góry Megalis w pobliżu Pretorii. Niegdyś, w czasach kiedy ten teren zamieszkiwali przedstawiciele Australopithecinae, tj. 400 000 — 500 000 lat temu, wzgórza były może wyższe, ich zbocza bardziej strome, a tu i ówdzie bieliły się skały wapienne. Mimo to krajobraz stepu i buszu pozostał od plejstocenu prawie niezmieniony. Ktoś, kto zwiedza dziś te znaleziska, ma więc możność oglądania krajobrazu, w jakim żyły owe „południowe małpy". W Sterkfontein znaleziono dotąd szczątki ponad dwudziestu przedstawicieli australopiteków. Wśród nich znajduje się czaszka najbardziej kompletna ze wszystkich dotąd znanych czaszek tej formy (zwanej Plesianthropus). Ponad

warstwami współczesnymi zalega brekcja, w której wyróżnia się trzy poziomy:

1. Brekcja górna brązowa — nie zawiera szczątków Australo- pithecinae.

2. Brekcja środkowa czerwonawa — wydobyto z niej tylko nie­liczne szczątki Australopithecinae oraz prymitywne narzędzia kamienne.

3. Brekcja dolna żółtopopielata — w jej warstwach stropowych znaleziono szczątki około 20 osobników; brak natomiast zu­pełnie artefaktów (narzędzi kamiennych).

Najstarsze artefakty z tej okolicy pochodzą więc z brekcji środkowej, ale ich dokładne sklasyfikowanie budzi jednak wiele zastrzeżeń. Jedni widzą w nich narzędzia przypominające w typie rozwiniętą kulturę oldowańską *. Inni — jak np. profe­sor R. J. Mason — zaliczają je do wczesnopaleolitycznych, naj­prymitywniejszych narzędzi typu szelsko-aszelskiego. Ten pogląd i my podzielamy. Wspomniano wyżej, że w brekcji dolnej żad­nych artefaktów nie znaleziono. Gdyby przedstawiciele Austra­lopithecinae tego stanowiska wytwarzali narzędzia, to nie powin­no ich brakować wśród szczątków szkieletów około 20 osobników, tym bardziej że w wyższej warstwie (brekcja środkowa), kry­jącej tylko niewiele szczątków kostnych, znalazły się stosunkowo „rozwinięte” artefakty w porównaniu z typem narzędzi z Oldo- way. Tymczasem z różnych południowoafrykańskich znalezisk australopiteków poznano stosunkowo liczne narzędzia kościane (kultura osteodontokeratyczna), wokół których toczą się jeszcze spory co do ich charakteru jako wytworów.

W świetle tych danych wydaje się bardzo wątpliwe, by Au­stralopithecinae z Sterkfontein posiadali zdolność wytwarzania narzędzi. W dodatku południowoafrykański paleontolog profesor J. T. Robinson słusznie wskazał na fakt odkrycia w odległości zaledwie 1,5 km od Sterkfontein „jaskini” w Swartkrans, w któ­rej obok szczątków przedstawicieli Australopithecinae typu ,,P” |Paranthropus) zalegały kości bardziej rozwiniętej formy Homi- nidae. Osady tego znaleziska odpowiadają chronologicznie okre­sowi sedymentacji brekcji środkowej z Sterkfontein. Być może,

że szczątki z Swartkrans należą już do grupy Homo erect«3, czyli prawdziwego człowieka (Euhomininae, Heberer), a więc do form, do jakich zalicza się także pitekantropa z Jawy oraz sinan- tropa z Cźoukoutien. Na podstawie szczątków ze Swartkrans opisano rodzaj i gatunek Telanthropus capensis Broom et Robin­son 1953. R. J. Mason i J. T. Robinson przypuszczają, że ów „praczłowiek” — Telanthropus capensis — był wytwórcą narzę­dzi wczesnego typu szelskiego. Postawiono przy tym hipotezę, że ta bardziej rozwinięta forma Hominidae, telantrop, wkraczając na teren doliny rzeki Blaauw-Bank wyparła stamtąd przedsta­wicieli australopiteków i wytępiła ich. Tak więc można przyjąć, że zarówno tu — w Transwalu — jak i w wąwozie Oldoway (co wykazały nowsze badania) populacje Homo na stopniu rozwoju Telanthropus względnie Homo habilis posiadały zdolność wytwa­rzania narzędzi kamiennych.

Jeżeli spróbujemy przyjrzeć się z kolei podrodzinie Australo- pithecinae z punktu widzenia jej rozwoju psychicznego — oczy­wiście opierając się na dotąd znanych szczątkach szkieleto­wych — to otrzymamy mozaikę złożoną zarówno z elementów konserwatywnych, jak i progresywnych. 1 tak na przykład czasz­ka wykazuje w swoich proporcjach, a przede wszystkim w prog- natyzmie (wykształcenie pyska) oraz w małych rozmiarach móz- goczaszki, zadziwiające podobieństwo do wielkich małp człeko­kształtnych. Pojemność czaszki wynosi w grupie „A” (Australo­pithecus) przeciętnie 480 cm I. Przedstawiciele Australopithecinae zbliżają się pod względem tych cech morfologicznych bardziej do Pongidae. Z drugiej jednak strony otwór potyliczny leży niżej pod czaszką, a przyczepy mięśni karkowych przypominają ludzkie. Cechy te są ściśle związane ze spionizowaną postawą wielkich naczelnych. Porównując miednicę Australopithecinae z miednicą ludzką dochodzimy do wniosku, że kształtem są do siebie zbliżone. Zachowane kości kończyn również wykazują sporo cech ludzkich. Wyniki tych badań porównawczych dowo­dzą, iż przedstawiciele obu grup australopiteków byli mieszkań­cami stepów i terenów skalistych i charakteryzowali się spioni­zowaną postawą ciała.

Uzębienie tych „południowych małp” również wykazuje- cechy i ludzkie, i małpie. Gdyby znaleziono pojedyncze zęby trzonowe,

to przypisano by je prawdopodobnie jakiejś małpie człeko­kształtnej, podczas gdy zęby przedtrzonowe i kły przypominają w znacznej mierze zęby ludzkie. W tym względzie jednak grupa „P" Australopithecinae (Paranthropus) odbiega w osobliwy sposób od grupy ,,A” (Australopithecus). W grupie „P” wszystkie części związane z funkcją żucia są wybitnie wzmocnione i powiększone, podczas gdy pozostałe części uzębienia wydają się być zreduko­wane. Podobne cechy spotykamy też na czaszce, gdzie prawe i lewe mięśnie żujące wysokich gałęzi żuchwy zespalają się na wspólnym dla nich grzebieniu kostnym. Wskutek tego powstała większa powierzchnia przyczepu dla tych mięśni. Mimo że po­dobne stosunki znane są również z czaszek małp człekokształt­nych, to jednak odmiennie się one kształtują, niż to ma miejsce u przedstawicieli grupy ,,P”, u których grzebień kostny zanika jeszcze przed tylną częścią czaszki. Takie wykształcenie czaszki, typowe dla przedstawicieli Australopithecinae grupy „P”, sta­nowi zjawisko wyjątkowe, które rozwojowo nie da się wypro­wadzić z Pongidae.

Zastanawiając się nad środowiskiem życiowym, w jakim mogły żyć australopiteki, dochodzimy do wniosku, że zamieszkiwały one przede wszystkim obszary suchego stepu. Świadczy o tym zresztą współczesna im fauna.

Fauna kopalna z tych stanowisk wskazuje również na wiek względny tych wczesnych szczątków Hominidae. Biorąc pod uwagę i fakty, i teorie, i oddzielając jedne od drugich uzyskujemy obraz odzwierciedlający obecny stan badań („obraz obecnego sta­nu badań” według Heberera). Najstarsze dotąd poznane narzędzia kamienne pochodzą z warstw dolnoplejstoceńskich Afryki Wscho­dniej. W owym czasie żyli na tych terenach przedstawiciele Australopithecinae i innych form Hominidae, którzy mogli być twórcami kultury tej najwcześniejszej fazy paleolitu (oldowań- skiej). Choć szczątki tych form są nieliczne, to można już jednak na ich podstawie stwierdzić, że należą do bardziej progresyw­nego typu w obrębie Hominidae. Szczątki Australopithecinae z Afryki Południowej są młodsze (późna faza plejstocenu dolnego i wczesna faza plejstocenu środkowego). Znaczy to, że mamy do czynienia z populacjami wycofującymi się.

Dziś stwierdzamy, że wśród australopiteków były zarówno

formy posługujące się narzędziami (w sensie przedmiotu bez uprzedniego celowego przygotowania go), jak i formy świadczące

o przejściu do wytwarzania pierwszych narzędzi (najwcześniejsze narzędzia kamienne i kościane). Możemy przy tym traktować Australopithecinae jako pewien typ wzorcowy, należący do ja­kiejś wcześniejszej formy, przez którą przeszli „prawdziwi ludzie” (Euhomininae, Heberer). Przypomina to w pewnym stopniu czasy odkryć geograficznych, kiedy zetknęliśmy się u australijskich populacji reliktowych ze stopniem rozwojowym równym kulturze paleolitu.

Rozdział jedenasty

OLDOWAY - WĄWÓZ PRACZŁOWIEKA

Kilimandżaro — najwyższy szczyt Afryki (5895 m n.p.m.), po­kryty wiecznym śniegiem, często ukryty w chmurach, zwany przez Afrykanów „Górą Złego Ducha”, wznosi się na granicy Kenii i Tanzanii, we wschodniej części Czarnego Lądu. Prze­wyższając znacznie inne trzy- czy czterotysięczniki spogląda na wyżynę olbrzymich kraterów i dalej na zachód, na Serengeti — ów niemal legendarny już raj dla zwierząt. Tu, na wysokości około 1000 m, znajduje się najbogatszy chyba dziewiczy obszar naszej planety obejmujący równo 25 000 km2. W parku naro­dowym Serengeti spotkać można prawie wszystkie gatunki fauny afrykańskiej. Nie tylko zwierzętom jednak zawdzięcza ten teren swoją sławę. W ostatnich dziesiątkach lat zaczęto mówić o wą­wozie Oldoway w Serengeti. Znajduje się on pomiędzy dwoma jeziorami: na północ od jeziora Eyasi i na wschód od jeziora El’Garyja. Dalej w kierunku wschodnim wznosi się wysuszony obszar o wulkanicznych stokach z potężnym Ngorongoro, naj­większym wulkanicznym łańcuchem górskim świata. Nisko poło­żony teren, w porze deszczowej często nie do przebycia, oddziela wąwóz Oldoway od owego groźnego obszaru wulkanicznego.

W plejstocenie znajdowało się tu olbrzymie jezioro, powstałe wskutek znacznego obniżenia się terenu. Jezioro El’Garyja, za­mykające z jednej strony wąwóz Oldoway, jest prawdopodobnie pozostałością po tym ogromnym, istniejącym przez setki tysięcy lat zbiorniku wodnym. Wiemy dziś, że plejstocen Afryki charak­teryzowały okresy chłodniejsze, o obfitych opadach, na przemian z okresami cieplejszymi, o skąpych opadach. Dlatego też poziom wody ulegał znacznym wahaniom, a obszary wokół jeziora cza­sowo wysychały. Z biegiem czasu te rozległe tereny zaczęły po­

rastać roślinnością, a wraz z roślinnością pojawiły się i zwierzęta, i praczłowiek, dla których bliskość wody stwarzała korzystne warunki życiowe. Dochodziło do tego, że wielkie tereny przy­brzeżne plejstoceńskiego jeziora Oldoway przez tysiące lat pozo­stawały suche. W tym czasie tworzyły się tam warstwy kultu­rowe (living floors), zawierające szczątki praczłowieka i resztki jego łupów. Kiedy wody jeziora ponownie zalewały te obszary, tworzyły się nowe osady, pokrywające uprzednio utworzone warstwy kulturowe. Procesy te powtarzały się wielokrotnie.

W ten sposób odkładały się stopniowo warstwa po warstwie, przy czym zróżnicowanie chronologiczne warstw górnych i dol­

nych sięga setek tysięcy lat. Zachodzące tu procesy zakończyły się dopiero wówczas, gdy teren ponownie się podniósł. Wskutek tego znikła także olbrzymia powierzchnia wodna, pozostawiając po sobie jedynie dzisiejsze małe, szczątkowe jezioro. Wskutek procesów wietrzenia powstawały wąwozy i doliny, które wcinały się głęboko w warstwy osadów. To, co przed setkami tysięcy lat stworzyła sedymentacja czy zalała woda, teraz się odsłaniało. Tak też powstał tu, na skraju Serengeti, wąwóz Oldoway wraz z dolinami bocznymi. Sięgające wysokości 100 m strome ściany dają nam w przekroju obraz historii rozwoju świata zwierzęcego i człowieka z jego kulturą jak w żadnym innym miejscu na Ziemi.

W osadach wąwozu Oldoway wyróżnia się pięć poziomów za­legających powyżej warstwy lawy bazaltowej. Uważny obser­

wator może już z daleka je rozpoznać. Najbardziej rzuca się w oczy wyraźnie widoczna w ścianie warstwa trzecia. Jej osady odpowiadają prawdopodobnie wielkiemu interglacjałowl Mindel- -Riss z obszarów europejskich.

Na te wąwozy natknął się w roku 1911 w czasie wyprawy w poprzek Serengeti zoolog Kattwinkel, znajdując w nich szczątki ssaków. Zachęcony tymi znaleziskami geolog H. Reck z Berlina zorganizował specjalną ekspedycję do wąwozu Oldoway. Wypra­wa zakończyła się pełnym sukcesem. Reck odkrył obok wielkiej ilości plejstoceńskich ssaków także szkielet człowieka, który jak sądził odkrywca, miał być współczesny znalezionym szczątkom ssaków. Te ostatnie należało jednak zaliczyć do starszego odcinka plejstocenu. Przez szereg lat nie zdołano rozwiązać problemów związanych z tym afrykańskim znaleziskiem.

Dopiero po pierwszej wojnie światowej profesor L. S. B. Lea- key, dzisiejszy kurator Muzeum Przyrodniczego w Nairobi, jeden z najznaczniejszych badaczy Afryki, natknął się w północnej części Afryki Wschodniej w jaskiniach w pobliżu miejscowości Ełmenteita ponownie na szczątki praczłowieka. W tych samych warstwach znaleziono ślady późnopaleolitycznej kultury wióro­wej oraz szczątki ssaków z młodszego plejstocenu. Pewne cechy tych szczątków wskazywały na podobieństwo ze szkieletem z Oldoway znalezionym przez profesora Recka.

Problem rozwiązała dopiero wspólna ekspedycja Leakeya i Recka w roku 1931. Znaleziony przez Recka szkielet pochodził istotnie z późniejszych czasów niż szczątki ssaków. Leakey zaczął kontynuować rozpoczęte prace wykopaliskowe. On to po latach żmudnych badań przekazał nauce jedno z najwcześniejszych zna­lezisk szczątków praczłowieka. Najbardziej wartościowe szczątki odkryto w rozwidleniu, jakie tworzy wąwóz Oldoway z wąwozem bocznym. Tu w spągu osadów, około 2,7 m powyżej lawy bazal­towej, znaleziono ząb trzonowy przedstawiciela Hominidae w naj­szerszym tego pojęcia znaczeniu (od Australopithecinae po czło­wieka współczesnego). Jak dotąd jest to najstarszy znany frag­ment praczłowieka z grupy australopiteków. Tuż obok znaleziono także prymitywne narzędzie kamienne zaliczane do kultury otoczaków z Oldoway; i ono również uważane jest za najstarsze. W innym miejscu tego samego obszaru wydobyto dalsze szczątki.

Były to kości ciemieniowe, fragmenty żuchw i innych części szkieletu. Niektóre spośród tych fragmentów miały później uzy­skać wielkie znaczenie. Również i te warstwy dostarczyły arte­faktów należących do oldowańskiej kultury otoczaków. Do naj­wartościowszych wyników prac wykopaliskowych należy wydo­bycie z pierwszej warstwy czaszki bez żuchwy. Mimo silnych zniekształceń, jakim uległa wskutek ciśnienia mas ziemi, moż­na ją było później zrekonstruować. Na podstawie tego odkrycia Leakey utworzył nowy rodzaj i gatunek Zinjanthropus boisei Lea- key (Zinj jest starą afrykańską nazwą Afryki Wschodniej). Choć nowy rodzaj, a być może nawet i nowy gatunek prawdopodobnie nie znajdą uznania wśród naukowców, szczególne znaczenie tego znaleziska polega na zdobyciu stosunkowo dobrze zachowanej czaszki przedstawiciela Paranthropus w miejscu położonym dale­ko na północ od stanowiska typowego okazu tego rodzaju w Afry­ce Południowej. Niezależnie od tego i narzędzia z tej samej warstwy kultury Oldoway wzbudzają wielkie zainteresowanie.

Już wstępne prace nad złożeniem czaszki wykazały dużą zbież­ność z czaszkami znalezionymi w Swartkrans koło Johannesburga w Afryce Południowej. Charakterystyczny dla czaszek grupy „P” Australopithecinae jest silny, mniej lub bardziej rozwinięty grze­bień kostny, stanowiący przyczep dla mięśni żujących. Różni się on jednak zasadniczo kształtem od grzebienia małp człekokształt­nych. Również i zęby w czaszce z Oldoway wskazują na jej przy­należność do przedstawiciela tej grupy. W warstwie pierwszej znalazły się ponadto obok innych części szkieletowych wspomnia­ne wyżej kości ciemieniowe, których przynależność do grupy Paranthropus nie została potwierdzona. Ich pozycja systematycz­na jest zresztą w dalszym ciągu niesprecyzowana. Anatom z Jo­hannesburga, P. V. Tobias, usiłował na podstawie złożonych fra­gmentów kości ciemieniowych określić pojemność czaszki, uzys­kując wartość 680 cm3. Dla przedstawicieli Australopithecinae najwyższe wartości sięgają około 600 cm3. Profesor Tobias znalazł więc w uzyskanej wartości pojemności czaszki, w powiązaniu z innymi progresywnymi cechami w budowie zębów, potwierdze­nie poglądu Leakey a, że mamy tu do czynienia z typem Homini- dae przewyższającym w rozwoju Australophithecinae.

W roku 1963 wydobyto z warstw 1 i 2, poniżej poziomu zawie­

rającego najstarsze narzędzia szelskie, dalsze interesujące szczątki tej problematycznej formy Hominidae. Spowodowały one, że za­gadnienie to ponownie znalazło się w centrum międzynarodowej dyskusji. Nowe szczątki obejmowały resztki szkieletów około pięciu osobników. Wśród nich znalazła się tylko jedna częściowo zachowana czaszka o bardzo małych rozmiarach i o niewielkiej pojemności. Jej kształt mógłby jeszcze mieścić się w zakresie zmienności grupy „A” Australopithecus. Niestety, druga czaszka, wypłukana przez deszcze, była bardzo zniszczona i trzeba ją było dopiero składać z wielu fragmentów. Okaz ten jest interesujący ze względu na wyraźnie rozpoznawalne zwężenie w sklepieniu tuż za oczodołami.

Po badaniach zakrojonych na szeroką skalę Leakey, Tobias i Napier uznali przynależność tych ostatnich szczątków oraz wcześniejszych, z 1961 roku, do rodzaju Homo (człowiek i pra­człowiek w ścisłym pojęciu, bez Australopithecinae). Podkreślili przy tym, że w warstwach 1 i 2 występują obok siebie: przedsta­wiciel Australopithecinae z grupy „P” i przedstawiciel rodzaju Homo. Nową formę nazwano Homo habilis Leakey, Tobias et Napier. Przy oznaczaniu natrafili jednak na trudności z zalicze­niem szczątków do istniejącej definicji rodzaju Homo. Według niej rodzaj charakteryzowała pojemność czaszki, której dolne wartości wahały się w granicach 700 do 800 cm3. Z tego też względu zaproponowali badacze w swoim opracowaniu określenie nowych cech dla rodzaju Homo. Miały one także objąć nowo opi­sane szczątki.

Od tego momentu pojawiły się jednak głosy przeciwne. I tak np. znany paleoantropolog z Getyngi, profesor Heberer, a także inni naukowcy zaliczyli szczątki z wąwozu Oldoway jeszcze do grupy „A” Australopithecinae pod nazwą Australopithecus ha­bilis (Leakey, Tobias et Napier). Z chwilą opublikowania wyni­ków badań przypomniano sobie i o innych wcześniej odkrytych grupach Hominidae z Afryki i obszaru Morza Śródziemnego. Po­nowne zbadanie ich i porównanie z nowymi szczątkami stało się palącą koniecznością.

Nowe odkrycia w warstwach 1 i 2 w Oldoway dawały jeszcze inną możliwość. W chwili gdy w warstwie 1 odkryto czaszkę Paranthropus (Zinjanthropus) boisei, nie znano jeszcze nowych

i Homo habilis lub sam tylko Homo habilis.

Do tych wyników dochodzi jeszcze jedno odkrycie — nieregu­larny krąg ułożony z kilku warstw kamieni. Ponieważ w miejscu ich znalezienia kamienie tego typu "hie występują, przyjmuje się, że zostały one skądś przyniesione. Znalezisko zalegało w warst­wie 1, skąd znane są też szczątki Homo habilis. Odległość obu szczątków Homo habilis. Dlatego też przypisano temu przedsta­wicielowi Hominidae znalezione w tej samej warstwie artefakty kultury otoczaków z Oldoway. Pogląd ten zmienia nowa grupa Homo habilis, podobnie jak w przypadku Telanthropus capensis w Afryce Południowej. Wobec tego zachodzi możliwość, że to­warzyszące narzędzia kamienne mógł wykonać Zinjanthropus stanowisk sięga zaledwie około 1 km. Krąg kamienny wydaje się wskazywać, że Homo habilis już był w stanie budować koliste chaty czy osłony przeciw wiatrom. Gdybyśmy rzeczywiście mieli tu do czynienia z zarysem „chaty”, byłaby to najstarsza budowla na świecie, jaką dotychczas poznano.

Prace wykopaliskowe Leakeya w wąwozie Oldoway, ciągnące się dziesiątki lat, dostarczyły również bogatych danych z zakre­su historii rozwoju kultur pięściaków z narzędzi otoczakowych. Podczas gdy w warstwie 1 występowały wyłącznie zróżnicowane w typie narzędzia z otoczaków (w wyższych partiach bardziej skomplikowane od znalezionych niżej), w warstwie 2 zachowały się pięściaki wczesnego typu, zaliczane do wschodnioafrykańskiej kultury szelskiej. Z warstw 3 i 4 wydobyto najwyżej stojące pod względem stopnia rozwoju pięściaki szelskie i aszelskie.

W wyniku badań nad znaleziskami z wąwozu Oldoway uzyska­no również odpowiedź na pytanie, kto był twórcą (przedstawi­cielem) wschodnioafrykańskich kultur pięściaków. W roku 1960 udało się Leakeyowi wykopać z warstwy 2 (skąd znane były szelskie pięściaki) fragmenty czaszki jakiegoś praczłowieka. Po złożeniu poszczególnych fragmentów uzyskano czaszkę zachowaną częściowo, którą zdecydowano się zaliczyć do grupy Arćhanthro- pinae (Heberer) poznanej dzięki szczątkom sinantropa z Chin i pitekantropa z Jawy. Większość paleoantropologów zalicza dziś wszystkie te grupy do rodzaju Homo. Znalezisko wschodnioafry- kańskie wykazuje jednak także cechy tylko jemu właściwe. Po­tężne wały nadoczodołowe, szczególnie wyraźne, gdy czaszkę

im *< 4|ÿ/

ogląda się z góry, są wyjątkowo silnie wykształcone. Można je porównać jedynie ze szczątkami z Gongwangling w prowincji Szensi w Chinach. Czaszka jest bardzo płaska, zwłaszcza w tyl­nym odcinku, a otwór uszny jest stosunkowo daleko przesunięty w tył. G. Kurth dzieli Archanthropinae (nie tylko w oparciu

0 formę z warstwy 2) na grupę wschodnią (Indonezja, Chiny)

1 grupę zachodnią (Afryka). Pojemność czaszki z warstwy 2 leży w granicach zmienności człowieka pekińskiego z grupy wschod­niej.

Wreszcie przychodzi nam z pomocą jeszcze trzeci przypadek korzystny dla wyjaśnienia znalezisk w Oldoway. W bezpośred­nim sąsiedztwie osadów leżą wielkie wschodnioafrykańskie wul­kany, których popioły i lawy, jak już wspomniano, uległy se­dymentacji w jeziorze Oldoway. W ostatnich latach naukowcy opracowali nową metodę absolutnego datowania skał wulkanicz­nych (datowanie potasowo-argonowe, zwane krótko metodą P/A).

Wydaje się, że ta metoda wymaga wprawdzie jeszcze pew­nych uzupełnień, ale zapowiada spełnienie ważkiej roli w przy­szłości w określaniu chronologii. Problem bezwzględnego wieku tych warstw był bardzo sporny, bowiem różne instytuty, którym powierzono wykonanie owego zadania, dostarczyły bardzo roz­bieżne wartości. Wynik datowania fundamentalnych warstw la­wy bazaltowej, wykonanego przez Genthmera i Lippolda w Insty­tucie Fizyki Jądrowej im. Maxa Plancka w Heidelbergu, opiewał na 1 300 000 lat. Znacznie wyższą wartość uzyskali Everden i Curtis z Berkeley (USA). Dla warstwy 1 sięgała ona 1 750 000 lat. Warstwa 1 leży powyżej podstawowej warstwy lawy. Jedna z tych wartości musiała być więc błędna, warstwa lawy musi bo­wiem być starsza od osadu, który ją pokrywa. Dla czarnej warst­wy bazaltu uzyskano w Stanach Zjednoczonych wartość 4 000 000 lat, potem jednak ten wynik odwołano. Według nowych datowań przeprowadzonych w Heidelbergu ocenia się wiek lawy na

1 800 000 lat.

Dla szczątków przedstawiciela Hominidae z warstwy 2 uzyska­no najpierw wartość 360 000 lat. Te dane odpowiadają dość dobrze dzisiejszym poglądom co do wieku Archanthropinae (gru­pa Anthropus). W wyniku ostatnich badań określa się jednak wiek tej warstwy na 490 000 lat.

Znaleziskom w wąwozie Oldoway towarzyszą najkorzystniejsze warunki, jakie można sobie wyobrazić. Mamy tu do czynienia z zespołem różnych czynników: potężnymi warstwami osadów

o charakterze ciągłym, obejmującymi odcinek setek tysięcy lat, z osadami jeziora, którego powierzchnia podlegała wielkim wa­haniom, z warstwami osadów zawierających bardzo bogate szcząt­ki plejstoceńskich ssaków i praczłowieka wraz z jego dobrami kulturowymi, i wreszcie z sedymentacją skał pochodzenia wul­kanicznego, dzięki którym możliwe jest przeprowadzenie dato­wania bezwzględnego.

Profesor Heberer trafnie określił pochodzenie dotychczas zna­nych szczątków z Oldoway. Jego zdaniem pochodzą one z wiel­kiego rowu, który sama natura wydrążyła w tych osadach. Spe­netrowanie tego rowu należy traktować jedynie jako początek prac badawczych w wąwozie Oldoway. Jak doniosłe wartości na­ukowe można by tu jeszcze uzyskać, gdyby zastosować choć część tych środków, które nie służą postępowi nauki i ludzkości, a jej zniszczeniu!

Rozdział dwunasty

DOLINA PIĘŚCIAKÓW W AFRYCE WSCHODNIEJ

W plejstocenie Afryka nie była pokryta masami lądolodu tak jak wielkie obszary Eurazji "i Ameryki Północnej. Tu zachodziły rytmiczne zmiany w postaci glacjałów i interglacjałów, tam, w Afryce, pory deszczowe następowały po długich okresach su­szy. Jedynie najwyższe szczyty Afryki Wschodniej i góry Atlas w Afryce Północnej pokryły się lodowcami, tak jak to po części

i dziś jeszcze ma miejsce. I właśnie tam, na kontynencie afry­kańskim znajdują się liczne znaleziska dostarczające nam danych

0 początkach historii ludzkości.*

Badacze epoki kamienia odnieśli w ostatnich latach w Afryce wiele sukcesów. Obok L. S. B. Leakeya, najbardziej znanego

1 zasłużonego badacza prehistorii Afryki, należy wymienić prze­de wszystkim profesora F. Clarka Howella. Zbadał on wraz ze swoimi współpracownikami szereg stanowisk paleolitycznych Afryki Wschodniej. Jednym z nich była Isimila, „dolina pięścia- ków”. Stanowisko to leży poza obrębem Wschodnioafrykańskich Rowów. Znajduje się ono na wyżynie Iringa, w południowej Tanzanii. W roku 195-1 odkrył je ponownie D. A. Maclennan w czasie swojej podróży samochodem z Nairobi do Johannesbur- ga. Już bowiem wcześniej, w 1927, geolodzy prowadzący badania naukowe na wyżynie Iringa znaleźli w trakcie przeprowadzania swoich prac pierwsze paleolityczne przedmioty. Dopiero jednak

w 1951 prof. C. van Riet Lowe opublikował wyniki tych badań.

We wrześniu 1954 wyruszyła do doliny Isimili wyprawa re- I konesansowa pod kierownictwem profesora Howella. Wyniki pierwszych prac polowych były tak zachęcające, że zdecydowa­no się na natychmiastowe rozpoczęcie w tym miejscu zakrojonych na szeroką skalę badań wykopaliskowych. Stanowisko leżało w południowej części wyżyny. Od Iringi było oddalone o około 20 km. Obszar ten z prekambryjskim krystalicznym podłożem pokryty jest szeregiem warstw osadów czwartorzędowych o zróż- ] nicowanej miąższości. Do nich zalicza się też osady z Isimili.

R. Pickering nazwał je warstwami Isimila. Określał tym mianem owe szarozielone osady plejstoceńskie poprzerywane wstęgami piasków, a występujące na północnym skrzydle doliny Isimili. Przyjmował, że te osady o 15-metrowej miąższości są utworami jeziornymi powstałymi w czasie pluwialu Kanjeran, tj. wielkiej pory deszczowej odpowiadającej mniej więcej zlodowaceniu Riss w Europie. W datowaniu oparł się jedynie na nielicznych zabyt­kach archeologicznych, ponieważ wówczas jeszcze nie dysponował żadnymi kopalnymi szczątkami organicznymi pochodzącymi z tych warstw.

W czasie prac wykopaliskowych na przełomie lat 1957/58 oznaczono dla rozróżnienia poszczególne warstwy piasków, po­cząwszy od jasnych, a skończywszy na szarozielonych, cyframi od

1 do 5. Numeracja obejmowała także szarozielone margle tworzą­ce spąg. Wyniki obserwacji tego plejstoceńskiego obszaru sedy­mentacji przemawiają za tym, że warstwy Isimila powstały w płytkim wylocie doliny wskutek periodycznych powodzi, nato­miast nigdy ich sedymentacja nie przebiegała w prawdziwym jeziorze. W czasie obfitych opadów deszczu okoliczne góry były pokryte wilgotnymi lasami. Później, kiedy klimat uległ stopnio­wemu osuszeniu, miejsce wilgotnych lasów zajęła flora suchego buszu. Ze stoków pozbawionych roślinności woda zaczęła spłu­kiwać glebę. W płytkim naturalnym systemie odwadniającym masy ziemi tworzyły tamy. Ten proces sedymentacji trwał praw­dopodobnie tylko przez kilka tysięcy lat, ale w tym właśnie cza­sie, około 200 000 lat temu, grupy paleolitycznych myśliwych zakładały tu nad wodą swoje obozowiska.

Szczątki kulturowe tych paleolitycznych łowców występują

przede wszystkim w piaszczystych warstwach osadów, spośród których zwłaszcza trzy górne uległy wskutek erozji wielokrotne­mu odsłonięciu. Te właśnie warstwy jako pierwsze poddano ba­daniom. Warstwy górne (stropowe) zawierały liczne ślady obozo­wisk i dostarczyły bogatego wyboru narządzi paleolitycznych. Odsłonięte powierzchnie na terenie wykopalisk były dosłownie obsiane narzędziami kamiennymi, półfabrykatami i odłupkami. Brak szczątków organicznych (poza jednym zębem hipopotama) w tych obozowiskach tłumaczono tym, że w górnych warstwach warunki nie sprzyjały zachowaniu się kości i zębów.

Dopiero w czwartej warstwie piaszczystej odkryto kości ów­czesnych zwierząt. W szkielecie hipopotama brakowało czaszki (z wyjątkiem fragmentów żuchwy) oraz kości kończyn. Mogło Się wydawać, że zwierzę to zostało upolowane przez łowców aszel- skich i tu na miejscu podzielone. Poza hipopotamem znaleziono pozostałości po wymarłych antylopach, nosorożcach, dzikich ko­niach (prawdopodobnie i po koniu oldowańskim) oraz plejstoceń- skich słoniach leśnych i dzikach. W dolnych warstwach nato­miast, w przeciwieństwie do warstw stropowych, liczba znajdo­wanych narzędzi paleolitycznych wyraźnie malała.

W czasie prac wykopaliskowych nie zawsze można było do­kładnie wyznaczyć granice poszczególnych obozowisk, gdyż narzę­dzia leżały nie tylko w ich obrębie, ale i między nimi. Mimo to w każdym z poszczególnych przypadków zdołano określić cen­trum obozowiska, w którym zazwyczaj znajdowano większą ilość artefaktów. W ten sposób udało się ustalić inwentarz poszczegól­nych obozowisk. W trzech górnych warstwach piaszczystych wy­kopano dziewięć całych obozowisk, w warstwie czwartej nato­miast zdołano odsłonić jedynie częściowo jedno stanowisko tego typu.

Wyniki uzyskane w tych badaniach umożliwiły przeprowadze­nie porównań zespołów narzędzi z różnych obozowisk podobnych stratygraficznie, przy czym usiłowano ustalić, czy poszczególne grupy łowców wytwarzały podobne, czy też bardzo różne typy narzędzi. Mając na uwadze inne dotychczas znane znaleziska można było porównać jedynie typy narzędzi z obozowisk paleo­litycznych pochodzących z chronologicznie różnych warstw. Dzi­siaj zdajemy sobie sprawę z tego, że niektóre dawne poglądy na-

; Luting

vr m*’# v-

Najczęściej znajdowanym narzędziem jest niewątpliwie pięś- ciak. Mimo to nie wiemy prawie nic o pierwotnym sposobie uży­cia tego paleolitycznego narzędzia. Dysponujemy już setkami ty­sięcy pięściaków z Afryki i Europy Zachodniej. Dotychczasowe próby określenia jego funkcji wskazują wszechstronne użycie: można było używać go do cięcia, do skórowania zwierząt łow­nych, do wykopywania korzeni i bulw, do tłuczenia oraz do wielu innych czynności. Na pewnego rodzaju specjalizację wskazują cienkie i ostre krawędzie pięściaków aszelskich, które prawdopo­dobnie mogły być używane tylko do cięcia stosunkowo miękkich materiałów (np. mięsa). Niestety, nie znamy dowodów dla popar­cia tego czy innego poglądu.

Inne znaleziska afrykańskie dostarczyły badaczom prehistorii Isimili nowych problemów. Znaleziono bowiem pięściaki nie le­żące płasko na ziemi, lecz tkwiące sztorcem w podłożu. Czyżby łowcy aszelscy po użyciu narzędzi wciskali je w ziemię? Może tu tkwi klucz do rozwiązania zagadki o pierwotnym przeznaczeniu tego paleolitycznego narzędzia. Podobne obserwacje w neolitycz­nych stanowiskach doprowadziły już raz do wyjaśnienia proble­mu użytkowania gładzonych narzędzi krzemiennych, tzw. motyk płaskich. W tamtym przypadku okazało się, że były one niegdyś oprawione na trzonie. I one, podobnie jak pięściaki w Isimili, tkwiły sztorcem w ziemi. Niestety, tylko na takich i podobnych obserwacjach może opierać się prehistoryk, by na ich podstawie wnioskować o zwyczajach praczłowieka. W swoich badaniach dysponuje on niekiedy bardzo skąpymi danymi o tych odległych czasach.

Wszystkie artefakty wykopane w Isimili należą do afrykań­skiego aszelu, i to do młodszej fazy tego paleolitycznego „prze­mysłu”. Obejmuje on pięściaki, rozłupce, noże, zgrzebła, diskoidy, noże sieczne i szereg innych drobniejszych narzędzi. Wymienione tu duże narzędzia o ostrych krawędziach wykonywane były zwy­kle z mylonitu, czasem z kwarcu czy kwarcytu, mniejsze nato­miast najczęściej z kwarcu.

W celu uzyskania wartości liczbowych dla zamierzonych porównań trzeba było wszystkie typy narzędzi z każdego obozo-

wiska dokładnie oznaczyć i policzyć. W ten sposób uzyskano moż­liwość zestawienia inwentarza obozowisk w tabelach porównaw­czych. W wyniku tego stwierdzono, że w poszczególnych paleo­litycznych obozowiskach w Isimili występują trzy różne typy zespołów narzędzi. Typ pierwszy, reprezentowany w sześciu sta­nowiskach, odpowiada temu, co dotąd określano jako typowy zespół aszelski. W tych sześciu stanowiskach znaleziono głównie duże narzędzia o ostrych krawędziach: pięściaki, rozłupce i noże. Natomiast liczby narzędzi małych w tych stanowiskach były wyraźnie ograniczone. W dwóch stanowiskach Isimili odkryto drugi typ zespołu narzędzi. Tam stosunek liczbowy narzędzi był odwrotny niż w sześciu uprzednio wspomnianych stanowiskach. Przeważały narzędzia mniejsze; ze znanych narzędzi dużych zna­leziono tylko kilka. Te dwa typy zespołów narzędzi poznano rów­nież w innych stanowiskach afrykańskich. Typ trzeci odkryto w Isimili tylko w jednym miejscu w warstwie 3. Skład liczbowy narzędzi w tym zespole jest inny, nowy, dotychczas nie znany. Zawiera on połowę narzędzi dużych i połowę małych. Obydwa pierwsze paleolityczne zespoły narzędzi znano już wcześniej z wielu stanowisk afrykańskich. Występowały w różnych war­stwach na jednym obszarze. Najczęściej traktowano je jako róż­ne stopnie rozwoju techniki paleolitycznej. Niektórzy naukowcy usiłowali je nawet przypisywać różnym formom człowieka plej­stocenu. Wyniki prac wykopaliskowych w Isimili świadczą o wąt­pliwej słuszności takiej interpretacji, ponieważ teren ten mógł tylko przez stosunkowo krótki czas być zasiedlony przez grupy paleolitycznych myśliwych. Różnice w składzie liczbowym narzę­dzi wydają się wskazywać na różnorodność prac wykonywanych przez ich użytkowników. Może mamy tu do czynienia również z „obcymi” grupami ludzi, gdyż w wykonawstwie narzędzi do­strzec można pewne charakterystyczne cechy, rzec można indy­widualne. Również w surowcu, z jakiego wykonane są narzędziu, widać pewne różnice pomiędzy poszczególnymi obozowiskami, znajdującymi się nawet w tym samym poziomie. W niektórych stanowiskach znajdowano stosunkowo dużo surowca, w innych mniej (chodzi tu o mylonit, kwarc, kwarcyt itp.). Rozmaitość su­rowców wskazuje na to, że pochodzą one z różnych terenów.

Obok powyższych danych, uzyskanych w badaniach nad tymi

paleolitycznymi obozowiskami, przeprowadzono jeszcze jedną in­teresującą obserwację: tam gdzie przeważały małe narzędzia ka­mienne, występowała też duża liczba odłupków. Świadczy to

o tym, że małe narzędzia były wykonywane na miejscu, nato­miast na stanowiskach obfitujących w narzędzia duże (pięściaki) brakowało odłupków. Znajdowało się je zresztą zawsze w miejscu wykonywania narzędzia. Można przypuszczać, że większość du­żych narzędzi wykonano gdzie indziej, być może w miejscu wy­stępowania surowca, a do obozowisk przynoszono je już w po­staci wyrobów gotowych.

Nie rozwiązaną dotąd zagadkę stanowi jednak fakt, że w roz­ległych obozowiskach praczłowieka z Isimili nie znaleziono dotąd żadnych śladów ognia (brak szczątków węgli drzewnych), jak to ma miejsce w innych znaleziskach aszelskich Afryki Wschod­niej z tego samego czasu (np. wodospad Kalambo przy jeziorze Tanganika).

Rozdział trzynasty

STARSZY OD CZŁOWIEKA PEKIŃSKIEGO

W badaniach nad najwcześniejszym odcinkiem historii ludz­kości do najważniejszych terenów poszukiwań należą w dalszym ciągu obszary wschodniej i południowo-wschodniej Azji. Dzięki stosunkowo dużej liczbie plejstoceńskich szczątków ludzkich zna­nych z tych terenów (Jawa, Czoukoutien koło Pekinu itd.) mo­żemy dzisiaj określić pochodzenie i kierunki wędrówek ludzkich w środkowym plejstocenie.

Z początkiem roku 1964 Instytut Paleontologii Kręgowców i Paleoantropologii Chińskiej Akademii Nauk w Pekinie opubli­kował notatkę o ważnym znalezisku kopalnych szczątków czło­wieka z okręgu Lantian. Odkrycie znaleziska poprzedziły wielo­letnie poszukiwania w tym terenie. Z opublikowanego tymcza­sowego doniesienia profesora Woo Ju-Kanga wynikało, że mamy do czynienia z żuchwą typu Sinanthropus — Homo erectus peki- nensis (Black), którą znaleziono obok innych szczątków kopal­nych w czerwonawym marglu pro.wincji Szensi. W przeciwień­stwie do wszystkich dotąd znanych szczątków człowieka pekiń­skiego w żuchwie z Lantian brak po obu jej stronach ostatniego zęba trzonowego („zęba mądrości”). Nawet zdjęcie rentgenowskie nie wykazuje śladu zawiązku tych zębów w trzonie żuchwy. Żad­ne ze znanych dotąd szczątków praczłowieka (Archanthropinae), jak i znaleziska znacznie młodsze — człowieka typu neandertal- skiego (Paleoanthropinae), nie wykazują uwstecznienia zęba mąd­rości.

Zjawisko to występuje dopiero u Homo sapiens. U współczes­nego człowieka brak zęba mądrości waha się w granicach 0,2— 25%. Brak zęba mądrości w żuchwie człowieka z Lantian, z Chin Środkowych, który żył około 500 000 lat temu, wskazuje na to,

że proces uwsteczniania tego zęba u człowieka prawdopodobnie zaczął się jednak już w Archanthropinae (stopień rozwoju An- thropus). Do wymienionej cechy dochodzi jeszcze szereg dalszych właściwości, które różnią żuchwę z Lantian od typowej żuchwy człowieka pekińskiego.

Na podstawie tych nowych szczątków pekiński paleontolog Woo Ju-Kang opisał nowy gatunek praczłowieka, którego nazwał Sinanthropus lantianensis (czyli chiński człowiek z Lantian). Ze względu na duży zakres zmienności wśród żuchw człowieka pekińskiego z Czoukoutien wydawało się początkowo, iż utworze­nie nowego gatunku praczłowieka jest nieuzasadnione. W każdym razie wysunięto szereg wątpliwości w tej sprawie, tym bardziej że nie znano wieku znaleziska. Określenie go było bardzo pro­blematyczne ze względu na znalezione przy żuchwie nietypowe formy, które uniemożliwiały datowanie. Późniejsze prace wyko­paliskowe w miejscu znalezienia żuchwy dostarczyły nowych szczątków kopalnych. Wskazywały one wyraźnie, iż środkowo- chiński człowiek z Lantian jest jednak znacznie starszy od chiń­skiego człowieka z Czoukoutien koło Pekinu, a więc należy do jednej ze starszych i prymitywniejszych „warstw ludzi chiń­skich”.

Miejsce znalezienia nowej żuchwy leży w górach nie'daleko wsi Chenchiaou, w prowincji Szensi, w Chinach Środkowych. Żuchwę znaleziono w roku 1963 w spągu 30-metrowej warstwy czerwo­nawego marglu, powyżej warstwy żwiru. W tym samym pozio­mie wykopano obok niej szczątki ssaków; dokładne określenie wieku znaleziska było niemożliwe. Znaleziono tam zęby i kości tygrysów — Panthera tigris (Linnaeus), cyjona — Cuon sp., wy­marłych wschodnioazjatyckich słoni leśnych — Palaeoloxodon sp., dzików oraz jeleni. W roku 1964 w trakcie dalszych prac wykopa­liskowych odkryto w „warstwie żuchwy praczłowieka” szczątki kopalnych gryzoni, na podstawie których można było określić względny wiek znaleziska.

Omawiana tu żuchwa pod każdym względem bardzo wzbogaca naszą wiedzę o wschodnioazjatyckim człowieku środkowego plej­stocenu i jego tendencjach rozwojowych. Wydzielenie „chińskiego człowieka z Lantian” w odrębny gatunek okazało się w pełni uzasadnione po odkryciu drugiego fragmentu szkieletu tej formy.

Drugiego odkrycia dokonała inna grupa badawcza Pekińskiego Instytutu Nauk w rok później. W odległości około 20 km od miejsca znalezienia żuchwy z Lantian wykopano w warstwach tego samego wieku dalsze szczątki praczłowieka stojącego na tym samym stopniu rozwoju. Znalezisko znajduje się również w pro­wincji Szensi, nosi nazwę Gongwangling i leży w pobliżu miej­scowości Si-an. Wynikiem szeroko zakrojonych prac wykopalis­kowych było odkrycie jednego zęba praczłowieka. Znaleziono go właśnie w pobliżu wsi Gongwangling. Podobnie zresztą zaczęło się w Czoukoutien, najsłynniejszym ze wszystkich wschodnio- azjatyckich stanowisk praczłowieka. Ta zbieżność była znakomi­tym bodźcem dla naukowców. Skały, które zawierały szczątki, zaczęto ciąć w bloki i przewożono do Pekinu. Tam poddawano je starannemu preparowaniu. Największą niespodzianką dla naukow­ców było odkrycie w jednym z bloków fragmentów czaszki oraz dwóch zębów praczłowieka. Okazało się, że uprzednio znalezio­ny w terenie ząb należał do tego samego osobnika.

Czaszka z Gongwangling w porównaniu z czaszkami z Czou­koutien charakteryzuje się jeszcze bardziej płaskim czołem i wy­bitnie rozwiniętymi wałami nadoczodołowymi. Pod względem morfologicznym zbliża się do grupy praczłowieka znanego nam z dolnych warstw środkowego plejstocenu z Poetjangan na Ja­wie, określanego naukową nazwą Homo erectus robustus (Wei- denreich). Nadzwyczaj grube sklepienie czaszki z Gongwangling przecinają wzdłuż i wszerz rowki — ślady erozji. W .dodatku wy­kazuje ono deformację powstałą wskutek ciśnienia warstw zie­mi. Dzięki zachowaniu się obok kaloty i prawej kości czołowej niektórych części trzewioczaszki, możliwa jest rekonstrukcja ca­łej czaszki. Po jej wykonaniu uzyskano rozmiary czaszki. Dłu­gość sięga około 189 mm, a szerokość około 149 mm. Czaszka okazała się niższa od wszystkich znanych czaszek pekińskiego czło­wieka z Czoukoutien i być może także od czaszek pitekantro- pa z osadów Trinil i Djetis z Jawy. Pojemność czaszki obliczo­na przez profesora Woo na podstawie rekonstrukcji wynosi około 778 cm3. Dane te przemawiają za tym, że czaszka z Gongwang­ling reprezentuje typ praczłowieka z środkowych Chin jeszcze prymitywniejszego niż pekiński człowiek z Czoukoutien i pra­człowiek z Trinil na Jawie (Pithecanthropus).

Szczątkom praczłowieka z Lantian zawdzięczamy naszą dzisiej­szą wiedzę o najwcześniejszych formach wschodnioazjatyckich Archanthropinae.

Nie mniej interesująca i wartościowa jest fauna wykopana obok szczątków praczłowieka z Gongwangling. Obejmuje ona formy chronologicznie starsze od świata zwierzęcego znanego znaleziska w Czoukoutien koło Pekinu. Jest tu np. wymarły dziki koń, Equus sanmeniensis Teilhard de Chardin et Piveteau, przedsta­wiciel Chalicotheridae, Nestoritherium cf. sinense (Owen), jak również prymitywne dzikie bydło Leptobos sp. Do tych przed­stawicieli dochodzą jeszcze elementy faunistyczne południowego sino-malajskiego zespołu faunistycznego plejstocenu (Stegodon- -Ailuropoda) obejmującego: kopalny gatunek jeżozwierza, Hys- trix subcristata Swinhoe, wymarły gatunek pandy, Ailuropoda melanoleuca cf. foveális Matthew et Granger, kopalny gatunek tapira Tapirus sinensis Owen i wymarłego ssaka podobnego do słonia, Stegodon cf. orientalis. Owen.

Na podstawie szczątków wymarłych gatunków zwierząt, wyko­panych w tej samej warstwie co czaszka z Gongwangling, na­ukowcy chińscy doszli do wniosku, że fauna tamtejsza składa się w 30% z południowych form zwierzęcych, należących do sine- -malajskiego zespołu faunistycznego występującego na południe od gór Tsinling. Góry te są granicą występowania dwóch faun. Prawdopodobnie fauna z Gongwangling odzwierciedla jakiś ob­szar kontaktów tych dwóch zespołów faunistycznych, z drugiej natomiast strony występowanie południowych form zwierzęcych może wskazywać na przemieszczenie zespołów faunistycznych na dużych obszarach w tym rejonie, tak jak to miało miejsce w plejstocenie w innych częściach świata jako skutek zlodowaceń

i okresów międzylodowcowych, tym bardziej że kontynent azja­tycki determinuje klięiat Chin.

Badania tej fauny doprowadzają do jeszcze innych wniosków natury ekologicznej. Wynika z nich, że człowiek z Lantian żył w środowisku gęsto zalesionym, ciepłym, mniej więcej podobnym do tego, jakie dziś spotykamy w południowych Chinach i Wietna­mie. Ten wniosek z kolei odpowiada naszym dotychczasowym wyobrażeniom o możliwościach rozprzestrzeniania się najwcześ­niejszych grup ludzkich na tym obszarze. Prymitywne grupy

ludzi z Lantian, które żyły około 500 000 lat temu, mogły prze­nieść się tylko tak daleko na północ, jak daleko istniało tam śro­dowisko subtropikalne, nie były bowiem w stanie żyć w środo­wisku chłodniejszym.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę najstarsze dotychczas znane szcząt­ki praczłowieka ze wschodniej i południowo-wschodniej Azji, to nowe znaleziska z Chenchiaou i Gongwangling wskazują na to, że północna populacja człowieka typu Czoukoutien stanowiła stosunkowo wysoko rozwiniętą grupę wschodnioazjatyckich Ar- chanthropinae, która na początku cieplejszego okresu Czoukoutien (odpowiadającego mniej więcej wczesnej fazie interglacjału Min- del-Riss w Europie) była w stanie wysunąć się najdalej na pół­noc. Najprawdopodobniej ludność typu praczłowieka z Czoukou­tien żyła w środkowym plejstocenie. Za tym przemawiają rów­nież zabytki kultury starszego paleolitu z tych okolic, która obok narzędzi otoczakowatych zawiera już także narzędzia odłupkowe.

Dzisiejsza wiedza pozwala nam stwierdzić, iż grupy praczło­wieka zamieszkujące ten obszar we wczesnej i nieco późniejszej fazie plejstocenu środkowego wywodzą się z południowo-wschod­niej Azji. W owych czasach jednak kontynent obejmował również dzisiejszy Archipelag Sundajski. Wskutek tego możliwe było za­siedlenie dzisiejszych wysp przez grupy pierwotnego praczłowie­ka. Grupy praczłowieka stojące na wyższym stopniu rozwoju (np. człowiek z Czoukoutien) mogły przenosić się dalej na północ niż grupy prymitywniejsze i geologicznie starsze (np. człowiek

1 Gongwangling). Pierwsi byli już w stanie dostosować się do zmienionych warunków klimatycznych. Równocześnie formy pry­mitywne, jak np. środkowoplejstoceński Pithecanthropus z Jawy, pozostawały na obszarach południowych do środkowego plejsto­cenu, co także odzwierciedla się w faunie tych terenów. Tak więc dzisiaj coraz bardziej rozpowszechnia się, pogląd, iż wszystkie chińskie formy ludzkie na różnych stopniach kultury mają jedno wspólne centrum rozwojowe i że nawet chronologicznie najmłod­sze szczątki z Mapa (Chiny Południowe) i z Ngandong (Jawa) na­leży zaliczyć do kręgu form Pithecanthro-pus z Azji wschodniej

i południowo-wschodniej.

Czaszkę z Mapa znaleziono w roku 1958 w jaskini, w skałach wapiennych w okręgu Ciuciang, w otoczeniu wielkiej liczby „koś—

ci smoków” w trakcie wydobywania osadów jaskiniowych. Na­tychmiast po tym odkryciu przygotowano wyprawą w celu zba­dania nowego znaleziska i zabezpieczenia szczątków.

Kiedy ekspedycja dotarła do miejsca przeznaczenia, jej uczest­nicy niebawem doszli do „Góry Lwów” wznoszącej się wśród in­nych stożków krasowych na wysokość około 60—70 m. Jej wnę­trze kryło na różnych wysokościach rozmaite jaskinie i chodniki. Poniżej wysokości 25 m można było z grubsza rozróżnić trzy piętra jaskiń połączonych ze sobą szeregiem chodników i lejów. Ogromne było zdumienie i wielka radość uczestników wyprawy, kiedy spośród znalezionych przez wieśniaków kopalnych zębów

i kości wydobyli fragment ludzkiej czaszki z plejstocenu. Ba­dacze mieli wprawdzie nadzieję, że wcześniej czy później odkryją

i w Chinach Południowych, podobnie jak w Czoukoutien, szczątki sinantropa, lecz mimo to nowe znalezisko wprawiło ich w zdu­mienie.

Z szeregu jaskiń i chodników mieszkańcy okolicznych wsi wy­dobyli już wcześniej, jeszcze przed przybyciem ekspedycji, osady jaskiniowe i rozsypali je jako nawóz na swoich polach. Niemniej w głębi góry natrafiono we wszystkich jaskiniach i chodnikach na jeszcze nie tknięte sedymenty. Zawierały one szczątki kopal­nych zwierząt: chińskiej plejstoceńskiej hieny jaskiniowej, nie­dźwiedzia, plejstoceńskich tygrysów i przodka dzisiejszej pandy. Obok szczątków ssaków drapieżnych znalazły się także zęby plej­stoceńskich tapirów, kopalnego chińskiego nosorożca, dzików i je­leni, wielkie ilości zębów jeżozwierza, szczątki plejstoceńskiego wschodnioazjatyckiego słonia leśnego oraz pozostałości po stego- dontach, wymarłych zwierzętach podobnych do słoni. Wszyst­kie te różnorodne szczątki kopalne w połączeniu z danymi geolo­gicznymi wskazują, że znalezisko pochodzi z późnej fazy plejsto­cenu środkowego.

Najważniejszym ze znalezionych szczątków było jednak skle­pienie czaszki ludzkiej. Leżała ona w szczelinie na drugim pięt­rze jaskiń w odległości 37 m od wejścia do jaskini. Z czaszki za­chowały się: kości czołowe i ciemieniowe, fragmenty kości no­sowych i okolica prawego oka, mająca szczególne znaczenie dla oznaczenia czaszki. Opracowaniem jej zajął się profesor Woo Ju-Kang.

Ćkaśzka ż Mapa w porównaniu z czaszkami człowieka pekiń­skiego z Czoukoutien oraz stosunkowo młodymi czaszkami znad rzeki Solo na Jawie jest znacznie od nich wyższa. Wały nadoczo- dołowe są silnie wykształcone, ale zasadniczo różne od odpowie­dnich elementów czaszek z Czoukoutien. Nowa czaszka bardzo przypomina klasyczną czaszkę z Neandertalu koło Dusseldorfu.

Zbyt śmiałe byłoby wiązanie czaszki z Mapa w jakiś sposób z zachodnioeuropejską populacją neandertalczyków. Przeciwko takiej interpretacji przemawia zbyt wielka odległość pomiędzy obu znaleziskami. Nie mówi się też, że np. człowiek znad Solo na Jawie jest neandertalczykiem Dalekiego Wschodu. W dodatku czaszka z Mapa jest prawdopodobnie znacznie starsza od typo­wych neandertalczyków Europy Zachodniej. W porównaniach można więc chwilowo uwzględnić tylko poprzednio poznane szczątki praczłowieka z Chin.

Stosunkowo dobrze zachowane kości okolicy prawego oka na czaszce z Mapa wskazują na zaokrąglone łuki nadoczodołowe. U człowieka pekińskiego i u przedstawiciela z Ngandong (popu­lacja młodszego plejstocenu znad rzeki Solo na Jawie) łuki nado­czodołowe są bardziej lub mniej prostokątne. Nie świadczy to rzecz jasna o tym, że w przypadku z Mapa mamy do czynienia z przedstawicielem neandertalczyków, lecz że na obszarze wschod­niej Azji wśród kontynentalnych grup ludnościowych wystąpiły w późnej fazie plejstocenu środkowego typy, które wykazywały pewne zróżnicowanie w kierunku bardziej progresywnego kształ­tu czaszki, kształtu, który później w coraz większym stopniu będzie. charakteryzował czaszkę Hominidae. Z drugiej strony, czaszka z Mapa wykazuje właściwości zbliżające ją do już zna­nych czaszek kopalnych wschodniej Azji. Cechą tą jest kształt kostnych części nosa.

Każde nowe znalezisko Hominidae z terenów południowych Chin przynosi nowe niespodzianki i zagadnienia. Im starsze są szczątki, tym większe stwarzają problemy. Należy oczywiście spróbować zaszeregować czaszkę z Mapa i włączyć ją do ogólnej ewolucji Hominidae obszaru wschodniej i południowo-wschodniej Azji, mimo że dotąd nie znamy znalezisk chronologicznie równo­ległych. Omawiana czaszka pochodzi prawdopodobnie z okresu pomiędzy człowiekiem pekińskim (Czoukoutien) a populacją

z Ngandong i należy do .progresywniejszych ludów wywodzących się ze starszego typu Pithecanthropus-Sinanthropus. Przedsta­wicieli człowieka pekińskiego i jawajskiego z wczesnej fazy środ­kowego plejstocenu zaliczamy dzisiaj do rodzaju człowiek (Homo) jako Homo erectus pekinensis (Black) i Homo erectus erectus (Dubois). Może byłoby słusznie, by czaszkę z Mapa chwilowo po­traktować jako wystarczająco zróżnicowany podgatunek i zaliczyć do gatunku Homo erectus.

Jakimi drogami rozwijała się dalej grupa, której przedstawi­cielem jest człowiek z Mapa, dotychczas nie wiemy. W żadnym przypadku nie należy on jeszcze do Homo sapiens Linnaeus. znanego w stanie kopalnym również z Chin. Interesujący jest natomiast fakt, że od późnej fazy plejstocenu środkowego aż do plejstocenu młodszego prawdopodobnie było mniej połączeń po­między lądem stałym a dzisiejszym Archipelagiem Sundajskim — zupełnie odwrotnie niż to miało miejsce we wczesnej fazie plej­stocenu środkowego. Mimo że jawajska ludność młodszego plej­stocenu (człowiek z Ngandong) była o dziesiątki tysięcy lat młod­sza od człowieka z Mapa, w znacznym stopniu wykazuje ona jeszcze zespół prymitywnych cech ludzi z wczesnych znalezisk na Jawie.

Rozdział czternasty

NAJSTARSZE OGNISKA EUROPY

W żadnym atlasie nie zaznaczono małej miejscowości Vćrtes- szollos położonej w odległości około 50 km na zachód od Buda­pesztu. Lato 1962 roku uczyniło ją błyskawicznie sławną, przy­najmniej wśród prehistoryków. W warstwie kulturowej pocho­dzącej z tego samego okresu co znana na całym świecie żuchwa ludzka z Mauer koło Heildelbergu dokonano sensacyjnego odkry­cia. Wiek znaleziska sięga 450 000 lat; badacze stanęli więc tutaj w obliczu najstarszych ognisk Europy.

Tam gdzie dziś 'Strumyk Atalśr wije się przez góry Vertes, setki tysięcy lat temu płynęła rzeka — dopływ Dunaju. W roku 1962 przybyli tu geografowie dla ponownego zbadania zagadnie­nia powstawania teras w obrębie zakola Dunaju. W czasie prac dr M. Pćcsi natknął się w przełomie trawertynu czwartej terasy rzeczki Ataler na kopalne kości oraz krzemienne i kwarcytowe odłupki. Natychmiast zwrócił się do dwóch znanych badaczy czwartorzędu dra Kretzoi i dra Vertesa z prośbą o dokładniejsze zbadanie tego stanowiska paleolitycznego, leżącego pod grubą warstwą trawertynu.

Złoża trawertynów w Vertesszollos należą do grupy podobnych utworów geologicznych występujących wzdłuż prawego brzegu Dunaju pomiędzy miejscowością Tata a Budapesztem; w kilku miejscach eksploatuje się je. Z inicjatywy węgierskiego Muzeum Narodowego rozpoczęto w Vśrtesszóllos w sierpniu 1963 prace wykopaliskowe. Celem ich było dokładne ustalenie wieku znale­ziska oraz rozpoznanie paleolitycznych szczątków kulturowych.

W profilu stanowiska wyróżniono pod okrywającą warstwą humusową (1) nieregularną warstwę szarego porowatego trawer­tynu (II) o miąższości 2—3 m. Poniżej zalegała zwarta warstwa

lessu (III), w której znajdowała się warstewka czerwonawego, mało scementowanego namuliska wapiennego, zawierająca ko­palne kości i kilka paleolitycznych narzędzi krzemiennych.

Z próbek skały pobranych ze spągu warstwy lessu zdołano również wypłukać fragmenty kopalnych kości. Pomiędzy lessem a leżącą poniżej warstwą kulturową znów występuje nieregu­larnie wykształcona warstwa twardego trawertynu o grubości 50—70 cm. Jej charakter wykazuje w górnej części zaburzenia świadczące o przerwaniu sedymentacji przez denudację. Siady kultury paleolitycznej występują w cienkiej warstwie o grubości około 5 cm, maksymalnie zaś 30—50 cm, leżącej w namulisku wapiennym zamkniętym w twardym trawertynie. Dotychczas wiedziano o geologicznym wieku tych warstw, że były starsze od ostatniego zlodowacenia.

Już pierwsze prace wykopaliskowe dostarczyły około 700 na­rzędzi i około 2000 odłupków określanych jako produkt odpadu przy produkcji narzędzi kamiennych należących do kultury oto­czaków. Najciekawsza jednak była znaleziona już w trakcie wstępnych prac pewna liczba silnie opalonych, najczęściej nie- oznaczalnych fragmentów kości ssaków. Wskazywały one jedno­

znacznie, żl istniały tu ogniska. Ogień podsycano przede wszyst­kim tłustymi kośćmi. Niestety, pytanie dotyczące wieku ognisk pozostawało chwilowo beż odpowiedzi.

Konieczne było staranne oznaczenie wszystkich szczątków zwierzęcych z tych warstw, co pozwoliłoby na porównanie ich ze szczątkami z innych podobnych znalezisk o znanym już wieku względnym. Prymitywny typ narzędzi wskazywał na znaczny wiek. Sensacyjność znaleziska potwierdziły jednak dopiero bada­nia szczątków zwierzęcych. Okazało się, że z głiniasto-marglistej warstwy kulturowej wydobyto materiał kostny zwierząt zalicza­nych do wczesnej fazy środkowego plejstocenu Europy Środko­wej i południowo-wschodniej. Wiek kości ocenia się na około 500 000 lat. Oznaczono szereg drobnych ssaków, a także wielkie ssaki, takie jak nosorożec stepowy Dicerorhinus etruscus (Falc.), prymitywny wilk niewielkich rozmiarów oraz prymitywne dzikie bydło, które wydaje się wskazywać na jeszcze wyższy wiek sta­nowiska. Dowodem potwierdzającym tymczasowe oznaczenia mo­głyby być dalsze znaleziska tego bydła. Niektóre kości wielkich ssaków uznano za szczątki zwierząt łowionych przez praczłowie­ka z Vśrtessz611os. Badania faunistyczne dostarczyły również danych odnośnie klimatu, jaki panował na tym terenie w czasie powstawania osadów.

Dobrym wskaźnikiem klimatycznym jest fauna drobnych ssa­ków. Szczątki zwierzęce rozmaitych warstw wykazywały znaczne różnice w charakterze poszczególnych osadów. W różnych pozio­mach lessu występowały szczątki drobnych ssaków wskazujących na niewątpliwie chłodniejszy klimat. Byli to przedstawiciele grup norników i ryjówek Clethrionomys rutilus, Microtus gregalis i Sorex. W warstwach kulturowych jednakże nie było śladów tej fauny lodowcowej, pojawiły się natomiast takie zwierzęta, jak np. myszy Apodemus i Mus oraz chomik Cricetus, przemawiające raczej za klimatem cieplejszym. Dowodzi to, że w czasie sedy­mentacji warstwy kulturowej panował klimat umiarkowanie cie­pły, którego charakter w czasie odkładania się warstw lessu zmie­nił się na chłodniejszy, względnie subarktyczny. Przy określaniu wieku warstwy kulturowej prawie wcale nie można uwzględnić prymitywnych narzędzi typu otoczaków, ponieważ ciągle jeszcze zbyt mało wiemy o tego rodzaju wyrobach z terenów europej­

skich. Dlatego i w tym przypadku trzeba było uciec się do po­mocy szczątków zwierzęcych. Wyniki ich datowania zostały zresztą potwierdzone przez uzyskane wartości geologiczne.

Zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy omawiane tu warstwy kulturowe należą do zlodowacenia Mindel, a mianowicie przy­padają na interstadiał pomiędzy pierwszą a drugą fazą tego zlo­dowacenia. Znaczy to, że narzędzia z grupy otoczaków zostały wykonane przez praczłowieka, który żył tu w tym samym czasie co praczłowiek z Mauer koło Heidelbergu. Obie formy należą prawdopodobnie również do tej samej grupy systematycznej Archanthropinae. Prymitywne narzędzia krzemienne z nowego znaleziska w Vértesszôllôs zalicza się do zespołu prymitywnych narzędzi otoczakowych, noży siecznych znanych dotychczas z Afryki, Azji wschodniej i południowo-wschodniej, z Europy Zachodniej i od niedawna także z Europy Środkowej. Dla stano­wiska w Vértesszôllôs charakterystyczne są typy narzędzi sto­sunkowo małych, dość „grubo ciosanych”. Surowiec do ich wyro­bu stanowiły otoczaki z kwarcu, kwarcytu, krzemienia, radiola­rytu, a niekiedy nawet z wapienia. Ten zespół narzędzi zawiera wprawdzie mało form standardowych, ale wyraźnie widać cha­rakterystyczną technikę obróbki.

Vertes opracował kod typologiczny dla tych prymitywnych przemysłów polegający na zestawieniu pięciu liczb (siedmiu cyfr). Ten interesujący klucz może w pewnej mierze ukierunkować przyszłe metody badawcze. Możliwe jest również zastosowanie go w statystycznych obliczeniach za pomocą elektronicznych ma­szyn matematycznych. Tam, gdzie dysponujemy ogromną ilością materiału, jak np. w Afryce, możliwość zastosowania maszyn cyfrowych nabiera szczególnego znaczenia. Metoda Vértesa po­lega na scharakteryzowaniu pojedynczych okazów z maksymalną dokładnością. Równocześnie jednak przy pomocy tego systemu można dojść do charakterystyki ogólnej, a nawet jeszcze bardziej ją rozwijać, np. przy pojawieniu się nowych typów narzędzi. Pierwsza liczba w kodzie oznacza surowiec, druga podstawowy kształt paleolitycznego narzędzia, trzecia sposób obróbki, czwar­ta — dwucyfrowa S określa grupę, do której zalicza się typ narzędzia. Dwucyfrowa liczba piąta wskazuje na drobniejsze, subtelniejsze cechy morfologicznego charakteru narzędzia w obrę­

bie typu. Teoretyczna ocena tak „skudyfikowanego” materiału paleolitycznego jest stosunkowo prosta. Jednakże dla porównania zespołów narzędzi wyrabianych z materiałów pochodzących z bardzo odległych względem siebie rejonów geograficznych ko­nieczne jest międzynarodowe porozumienie w celu ujednolicenia kodu. Jest to tym bardziej istotne, że w odniesieniu do wczesnych kultur jest niezwykle potrzebny jakiś zapis użyteczny dla ca­łego świata. Z tego punktu widzenia omawiany kod typologiczny wymaga już pewnych uzupełnień, gdyż np. surowiec służący do wyrobu narzędzia determinują lokalne warunki geograficzne i geologiczne, a więc ta pozycja w zapisie wydaje się mieć pod­rzędne znaczenie.

Rozdział piętnasty

SZCZĄTKI PRACZŁOWIEKA Z JASKINI TYGRYSIEJ

W porze deszczowej nad doliną Rzeki Czerwonej, jej rozległy­mi terenami zalewowymi, nad dżunglą nie do przebycia i nad Górami Zielonymi niepodzielnie panują mgły. Tysiącem korzeni i lian czepia się dżungla skał wapiennych, których wnętrze kryje tajemnicze jaskinie. Z zielonego liściastego dachu nieprzerwanym rytmem spadają krople wody. Woda spływa na bujne epifity, na storczyki, na jaskrawe kwiaty dzikich bananów, gałęzie, pnącza, korzenie i leżące pnie. Tam, gdzie zaciera się granica pomiędzy dżunglą a dziewiczym lasem, gdzie skały wapienne Gór Zielonych wznoszą się pionowo w górę, tam znajduje się Hang-Hum — Jaskinia Tygrysia, a w niej nasza ekipa. Pracujemy tu już od wielu miesięcy.

W tym tak niezwykle interesującym dla paleontologii czwar­torzędu i paleoantropologii terenie nie prowadzono dotychczas niemal żadnych nowoczesnych prac wykopaliskowych. Tu, w Wietnamie, poznano ■ właściwie tylko dwa znaleziska ssaków plejstoceńskich: z jaskini w pobliżu Lang-Son i Thung-Lang. Dwa dalsze znaleziska odkryto w sąsiednim Laosie: Tam-Hang i Tam P’a-Loi.

W trakcie prac pomiarowych i kartograficznych wietnamskie ekipy miernicze znalazły w sercu dżungli rozległy system jaskiń i szczelin zawierających bogaty materiał paleontologiczny. Insty­tutowi Archeologicznemu Państwowego Komitetu Nauki Demo­kratycznej Republiki Wietnamu polecono przeprowadzić prace wykopaliskowe. W ramach umowy z Niemiecką Akademią Nauk w Berlinie wysłano do tego nowego wietnamskiego znaleziska również naukowców z Instytutu Paleontologii Czwartorzędu w Weimarze.

kl

1

Jaskinia Tygrysia jest olbrzymim schroniskiem podskalnym, ciągnącym się wzdłuż łańcucha górskiego. Jej ściany skalne ukryte są pod lianami i innymi pnączami. Wysłane tu wcześniej drużyny Wietnamczyków przez wiele tygodni wycinały dżunglę i dziewiczy las. Z jaskini małe chodniki i szczeliny rozrastające się w jej wnętrzu prowadzą w głąb góry, do komór potężnych rozmiarów, o wysokości 20 lub 30 m. Droga do nich jest bardzo uciążliwa. Nieraz trzeba przeciskać się przez zwężające się chod­niki i szczeliny, a często nawet czołgać się i pomocą rąk i nóg. Jaskinia Tygrysia, dziś otwarta od strony rzeki, była niegdyś dużym chodnikiem biegnącym w poprzek góry. Nieustanne ni­szczące działanie wody wewnątrz chodnika i częściowo także napór wód rzeki z zewnątrz przyczyniły się do częściowego zni­szczenia jego ścian. Woda wymyła też z jaskini bogate w szczątki kopalne osady, które przedtem zalegały w niej nietknięte. Za­pewne wskutek tych naturalnych zniszczeń nauka poniosła wiel­kie straty. To, co dziś znajdujemy w jaskini, to tylko resztki osadów pierwotnych. W tych skromnych resztkach występują szczątki kopalne nie będące niestety nawet setną częścią tego, co prawdopodobnie dawniej tam się znajdowało. Mimo to zdołano jeszcze wydobyć tysiące okazów, najczęściej zębów zwierząt wymarłych.

Według geologów Jaskinia Tygrysia kształtowała się następu­jąco: w rozległym systemie jaskiń, a zwłaszcza w niżej położo­nym chodniku poprzecznym o długości 70—80 m, powstały w ja­kimś okresie sedymentacyjnym osady. Składały się one z nanie­sionych przez wodę wielkich mas ziemi zmieszanych z produkta­mi wietrzenia ścian wapieni metamorficznych (przekształconych skał osadowych) i resztek ówczesnego świata zwierzęcego. Nie­które z powstałych osadów uległy później stwardnieniu wskutek zachodzących procesów naciekowych. W chodnikach i jaskiniach utworzyły się stalagmity (sterczące na dnie jaskini utwory na­ciekowe) i stalaktyty (utwory naciekowe zwisające ze stropu). W owym czasie Jaskinia Tygrysia była już stosunkowo łatwo dostępna i praczłowiek polujący tu nad rzeką i tropiący zwie­rzęta dżungli prawdopodobnie chętnie szukał w niej schronienia.

Po okresie sedymentacji nastąpił okres denudacji. Osady jaskiniowe uległy wymyciu (erozja). Temu procesowi towarzy­

szyły poważne Zmiany klimatyczne. Woda wymywała z jaskiń wszystko, co w nich się nagromadziło w ciągu tysięcy lat sto­sunkowo suchych okresów. Niszczącej sile wody uległy nie tylko osady jaskiniowe, ale ściany komór i chodników. Wskutek coraz większego podmywania ścian jaskinie zapadały się. Przypuszczal­

nie i w okresie trwania tych procesów praczłowiek odwiedzał jaskinie, oczywiście tylko w tych porach roku, kiedy nie były one zalane wodą.

Coraz głębiej sięgająca erozja doprowadzała do zapadania się znacznych części jaskini. Równocześnie z zewnątrz uderzały

0 ściany skalne Gór Zielonych wody rzeki. Oba żywioły dopro­wadziły do zniszczenia Jaskini Tygrysiej. Ściany zewnętrzne za­waliły się, strop uległ załamaniu, a bloki skalne ważące setki ton leżą przed nią do dzisiejszego dnia. W ten sposób z „poprze­cznego chodnika” skalnego Gór Zielonych powstała Jaskinia Ty­grysia — Hang-Hum. Jest to nawis skalny (pozostałość po stro­pie Jaskini), spod którego do wnętrza góry prowadzą chodniki

1 szczeliny łączące go z jaskiniami głębiej położonymi. Później, już w najmłodszych geologicznie czasach (holocen), nastąpiła po okresie denudacji nowa faza sedymentacji. Poprzedziły ją nie­wątpliwie znów zmiany klimatyczne i zmiany w gospodarce wod­nej tego obszaru. Okolica osuszała się coraz bardziej. Stan wody na rzece w porach deszczowych nie sięgał już do Hang-Hum. Jaskinia Tygrysia była teraz otwarta od strony rzeki. We wnętrzu systemu jaskiń procesy erozyjne również ustawały. W końcu doszło znów do sedymentacji, tym razem już pod nawisem skal­nym. W jaskini Hang-Hum wyróżniamy więc dwie fazy sedy­mentacji: starszą — z młodszego plejstocenu i młodszą — holo- ceńską, trwającą do dnia dzisiejszego.

Fauna kopalna z osadów starszych należy do sino-malajskiego kompleksu faunistycznego. W czasie odpowiadającym europej­skiemu interglacjałowi Riss-Würm, w Wietnamie Północnym nad Rzeką Czerwoną żyły jeszcze podobne do słoni dziś już wymarłe stegodonty, tapiry olbrzymie i orangutany. Gatunki te wskazują, że ówczesny klimat musiał być nieco korzystniejszy niż dzisiejszy. Świadczą również o tym, iż pierwotne formy zwierzęce zdołały się dłużej utrzymać na tych daleko na południe wysuniętych terenach niż na bardziej północnych obszarach kontynentu.

Żył w Wietnamie Północnym także praczłowiek. Stał on już na wyższym stopniu rozwoju niż dużo starszy wschodnioazja- tycki człowiek pekiński. W trakcie prac wykopaliskowych Wietnamsko-Niemieckiej Ekspedycji Paleontologicznej znaleziono wreszcie po wielomiesięcznych poszukiwaniach wśród tysięcy

i

zębów zwierzęcych również zęby praczłowieka. Było to pier­wsze tego typu znalezisko w strefie lasów i dżungli Wietnamu Północnego. Niestety, nie znaleziono dotąd w Jaskini Tygrysiej żadnych narzędzi kamiennych, którymi ów praczłowiek mógłby się posługiwać, a powinny tu być. Najprawdopodobniej zostały one jednak wraz z większą częścią osadów wymyte przez rzekę.

Interesujący jest fakt, że zęby praczłowieka z Jaskini Tygry­siej nie są duże; nie należą do typu zębów „makrodontycznych Austromelanezjan” znanych z szeregu innych, prawdopodobnie dużo młodszych osadów jaskiniowych obszaru południowo-wscho­dniej Azji oraz z grobów kultury Hoa-Binh. Zębami nadzwyczaj dużych rozmiarów charakteryzują się natomiast pierwotni mie­szkańcy Australii i Melanezji. Z tego też względu dopatrywano się rozmaitych związków pomiędzy znaleziskami archeologiczny­mi w Azji Południowo-wschodniej a „wędrówkami Austromela­nezjan”. Niestety, dotychczas znane znaleziska archeologiczne nie są jeszcze wystarczające, by móc ustosunkować się do tego pro­blemu. W każdym razie wymowa ich jest wieloznaczna. W młod­szych znaleziskach tego regionu występują również zęby małego typu.

Ponieważ w jaskini Hang-Hum brak większej części osadów, nie posiadamy żadnych pewnych danych o kulturze, do jakiej należałoby zaliczyć praczłowieka, mieszkańca jaskini. Stwierdzo­no tylko, że szczątki wiążą się ze znaleziskami Hominidae z młod­szego plejstocenu Chin, Wietnamu Środkowego i Laosu.

Jeszcze większe sukcesy odnieśli uczestnicy Wietnamsko-Nie- mieckiej Ekspedycji Paleontologicznej w zakresie badań fauny plejstocenu tego obszaru. Wkrótce po rozpoczęciu prac wykopa­liskowych w jaskini Hang-Hum i po pierwszych powodzeniach rozszerzono zakres prac badawczych na cały obszar Demokraty­cznej Republiki Wietnamu. Były momenty, kiedy kierownictwo wyprawy dysponowało około setką robotników. Poszczególne grupy były rozsi&ne pomiędzy Lang-Son na północnym wscho­dzie a byłą twierdzą w dżungli Dien-Bien-Phu na zachodzie, oraz pomiędzy Y&n-Bai na północy a Dong-Hoi na południu. Tak roz­planowane prace doprowadziły do odkrycia szeregu nowych sta­nowisk. Jedna z grup dotarła do jaskini Tan-Wan w północno-

-wschodnim Wietnamie, odkrywając w niej jeszcze duże ilości pierwotnych osadów jaskiniowych.

Rok wcześniej przeprowadzano na obszarze Lang-Son rekone­sans uwieńczony znalezieniem pierwszych szczątków kopalnych. I tym razem najpierw trzymaliśmy się poprzednio poznanego szlaku, później jednak zboczyliśmy z Lang-Son na północny za­chód, w kierunku licznych jaskiń, położonych w poprzecinanych rozpadlinami górach wapiennych. Przy pomocy lornetek polo- wych obserwowaliśmy góry w nadziei dostrzeżenia wejść do jaskiń, które bujna roślinność skrzętnie przed naszymi oczyma ukrywała. Przez lornetki zauważyliśmy wiele szczegółów niewi­docznych gołym okiem. W stromych ścianach rozpoznawaliśmy żółte osady jaskiniowe. Po drugiej stronie ciągnęły się w skałach również chodniki, które można było odróżnić po żółtej barwie osadów. Chodniki sięgały prawdopodobnie aż do podnóża góry. Wyszliśmy z samochodów i przygotowaliśmy się do odbycia dal­szej drogi pieszo. Po rozdzieleniu między sobą niezbędnego ekwi­punku ruszyliśmy. W najbliższej wiosce przyłączyło się do nas jeszcze kilku młodych mężczyzn znających teren, w charakterze przewodników i pomocników.

Czasem trud nasz zostawał uwieńczony sukcesem, innym ra­zem znów był bezowocny. Dzień po dniu przedzieraliśmy się przez dżunglę, potem przez góry i znów przez dżunglę. By prze­brnąć przez gąszcz bambusów, musieliśmy w nim wycinać ścieżki. Przy wspinaczce w górach wykorzystywaliśmy liany, opasujące skały jak grube liny. Dostarczały nam one doskonałego oparcia. Pięliśmy się coraz bardziej stromo w górę. Spróchniałe pnie i ga­łęzie leżące tu i ówdzie na skałach lub zwisające pomiędzy lia­nami z hukiem spadały w przepaść. Uczestnicy wyprawy wspinali się po skałach, lianach, gałęziach i korzeniach w kierunku jaski­ni, która znajdowała się gdzieś w górze, w mroku zwisających szerokolistnych pnączy. Gałęzie i korzenie smagały nasze twarze, z liści lała się na nas nagromadzona na nich woda deszczowa.

Wnętrze jaskini witało stęchlizną i wilgocią. W snopach świa­teł silnych latarek kieszonkowych widzieliśmy wielkie nietope­rze, zwisające ze spękanego stropu jaskini. W szczelinach sie­działy dziwne pająki. Ich wystające oczy błyszczały w świetle latarek jak małe brylanty. Stalaktyty i stalagmity o baśniowych

kształtach zdawały się poruszać w skaczącym świetle latarek. Jaskinia była długą, wymytą w metamorficznym wapieniu szczeliną z wieloma chodnikami poprzecznymi. Znaleźliśmy w niej resztki po osadach nie zawierających szczątków kopal­nych.

Następne dni jednak wynagrodziły nam dotychczasowe trudy i niepowodzenia. W najstarszych warstwach innej jaskini, wy­żej już wspomnianej jaskini Tan-Wan, udało się nam znaleźć bardzo stary ząb praczłowieka, przypominający szczątki z Gong- wangling w Chinach. Ponieważ w tej jaskini przed nami nikt nie kopał, mogliśmy na podstawie danych geologicznych przede wszystkim określić wiek tego cennego znaleziska. Stwierdziliśmy, że mamy do czynienia z górną fazą plejstocenu środkowego, a więc odkryliśmy najstarsze z dotychczas znanych stanowisko szczątków ludzkich w Wietnamie. W grudniu 1964 zakończyliśmy pierwsze rekonesansowe prace wykopaliskowe w jaskini Tan- -Wan (na terenie Lang-Son). Dziś dzielą nas od Gór Zielonych nad Rzeką Czerwoną tysiące kilometrów.

Mózg kopalny z Ganovców, około 1/2 wielkości naturalnej (wg Ylfika)

Rozdział szesnasty

ŁOWCY SŁONI KOPALNYCH Z PALEOLITU HISZPANII

W samym' środku rozleglej, wysuszonej środkowohiszpańskiej wyżyny Mesety, wznoszącej się około 1000 m n.p.m., trwają prace wykopaliskowe. Odkryto obozowiska łowców paleolitycznych sprzed około 300 000 lat.

Historia badań archeologicznych w Torralbie i Ambronie — najznaczniejszych zachodnioeuropejskich stanowiskach łowców paleolitycznych — sięga roku 1888, kiedy to pewne belgijskie towarzystwo kolei żelaznej budowało linię kolejową przez Tor- ralbę. W trakcie tych prac oraz przy zakładaniu sieci wodocią­gowej natrafiono na liczne szczątki kostne, którymi się wówczas nikt nie interesował. Dopiero w 20 lat później markiz de Cer- ralbo podjął tam prace wykopaliskowe zakończone w roku 1911. Już wtedy wykopano znaczną ilość szczątków kopalnych zwierząt, sporo wyrobów kamiennych, obrobione kości, jak również ka­wałki drewna, na których także znaczne były ślady obróbki. Większość zebranego wtedy materiału można dziś jeszcze oglądać w dziale archeologii Muzeum Narodowego w Madrycie. Oglą­dając go. łatwo zauważyć, że kawałki drewna, mimo iż nie były specjalnie konserwowane, zadziwiająco dobrze się zachowały. Być może mamy tu do czynienia z resztkami drewnianych oszcze­pów wczesnopaleolitycznych aszelskich myśliwych.

Niestety, Cerralbo nie zdążył już opublikować większej pracy

o tym stanowisku. Przed jego śmiercią ukazały się tylko dwa krótkie doniesienia. Na szczęście nie zapomniano o znalezisku. Wielu znacznych naukowców owych czasów odwiedzało Torralbę, a nazwę znaleziska umieszczono w niejednym podręczniku arche­ologii. Minęło znów szereg lat. Profesor F. Clark Howell w tym czasie zakończył prace wykopaliskowe w Isimili Cpatrz rozdział:

Dolina pięściaków w Afryce Wschodniej”) i odkrył nowe sta­nowisko w dolinie Omo w południowej Etiopii.

Poszukując podobnych, starych stanowisk w Europie Zachod­niej natknął się na nazwę Torralba. Zdawał sobie sprawę z tego, że podjęcie w Hiszpanii zakrojonych na szeroką skalę prac wy­kopaliskowych przy pomocy najnowszych metod mogłoby przy­bliżyć rozwiązanie wielu problemów z zakresu badań prehistorii. Czyżby zachodnioeuropejskie kultury pięściaków wywodziły się z Afryki? Jakie grupy ludnościowe mogły być ich przedstawicie­lami? Jakiego wieku są najstarsze kultury pięściaków Afryki i Europy Zachodniej?

Kiedy w roku 1966 profesor Howell przybył do Torralby, odna­lazł bez większego trudu miejsce wykopalisk markiza de Cerralbo. Przypadkowo zdobył jeszcze kilka fotografii z jego prac wyko­paliskowych, na których dokładnie można było rozpoznać gra­nice ówczesnych wykopów. Wkrótce uzyskał zezwolenie władz hiszpańskich na przeprowadzenie dalszych badań w Torralbie i Ambronie. I tak rozpoczęły się we wrześniu i październiku 1:966 wspólne amerykańsko-hiszpańskie prace archeologiczne, które w krótkim czasie doprowadziły do bardzo znacznych wyników. Jednocześnie inny zespół ludzi pracował przez tydzień na małym wzgórzu leżącym w tej samej dolinie na południe od wsi Am- brona, a oddalonym od Torralby o około 3 km. Markiz de Cer­ralbo i tu na północnym stoku wzgórza już kopał.

Dolny trias jest najstarszą formacją geologiczną na tym obsza­rze. Są to głównie czerwone piaskowce i zlepieńce kwarcytowe, ciągnące się wzdłuż działu wodnego rzek Duero i Jalón. Tego typu otoczaki kwarcytowe występują też w plejstoceńskich żwi­rach na stokach wzgórz. One też, transportowane przez wodę, znalazły się w dolinach rzek Ambrona i Mansegal. Był to w za­sadzie główny surowiec, z którego paleolityczni aszelscy myśliwi z Torralby i Amorony sporządzali swoje pięściaki i narzędzia sieczne. Nad poziomem piaskowca pstrego leży wapień muszlowy i kajper, a wyżej osady plejstoceńskie. W Torralbie i Ambronie najstarsze osady plejstoceńskie (czerwone koluwium) składają się z mało zaokrąglonych otoczaków o ostrych krawędziach oraz ze słabo scalonych zlepieńców występujących wśród czerwonawych lub żółtych glin. Są to więc wspomniane warstwy żwirów pocho­

dzące ze stoków wzgórz. Masy materiału erozyjnego spływały w główne doliny szerokimi ławami otoczaków lub tworzyły półki żwirowe. Wskazują one na wilgotniejszy i chłodniejszy klimat tamtych czasów. Warstwy materiału tego typu zalegają w Tor- ralbie również bezpośrednio pod poziomem kościonośnym. Po tej pierwszej (dolnej) fazie czerwonego koluwium występuje poziom szarego koluwium, tj. druga faza sedymentacji plejstoceńskiej. Te warstwy z kolei składają się z gruboziarnistych piasków, margli i częściowo z zaokrąglonych otoczaków rzecznych. Proces sedymentacji przebiegał tu jednak wolniej, a barwa osadów wy­daje się wskazywać na zmianę szaty roślinnej. Być może obszar ten był wówczas trawiastym stepem, gdzieniegdzie porośniętym drzewami. Nie znamy jednak dotąd składu tego zespołu roślin­nego. Ilość opadów zmalała w tym czasie w porównaniu z po­przednim okresem. Mimo to musiały one jeszcze przewyższać dzisiejsze opady w rejonie wyżyny Mesety, gdyż Ambrona po­siadała wówczas jeszcze zdolność transportowania otoczaków większych rozmiarów. Klimat był nieco cieplejszy niż w okresie sedymentacji czerwonego koluwium. Po dwóch pierwszych fazach plejstoceńskiej sedymentacji nastąpił na tym obszarze krótko­trwały okres erozji. Po nim nastąpiła trzecia faza sedymentacji, w której powstały szare margle. One znów wskazują na klimat cieplejszy. Wydaje się, że ówczesne warunki klimatyczne mało się

od dzisiejszym różniły, jedynie szata roślinna prawdopodobnie była bogatsza. Jeszcze dziś w okolicy Torralby spotyka się w do­linach źródła, które zalewają dna dolin tworząc małe bagna, je­ziorka i stawy. Dopiero nad warstwami szarego koluwium znaj­dują się prehistoryczne szczątki. Musimy przyjąć, że w omawia­nym czasie obszar ten zamieszkiwały zasadniczo grupy aszelskich myśliwych. Jednakże rozproszone występowanie szczątków — od środkowego poziomu szarego koluwium po dolną trzecią część szarych margli — wydaje się wskazywać na długotrwałe, choć sporadyczne użytkowanie tego obozowiska. Czas ten obejmował być może około 10 000 lat.

Opisany zespół osadów (czerwone koluwium po szare margle) został później zastąpiony fazą stosunkowo suchą, pod względem geomorfologicznym jednak mało wyraźną. Po niej utworzyła się warstwa brązowych glin datowanych przez K. W. Butzera na interglacjał Mindel-Riss. Wreszcie następują utwory nie wszędzie jednakowo wyraźne, ale zaliczane do młodszych faz plejstocenu.

Wobec powyższego według K. W. Butzera czas osadzania się warstw od czerwonego koluwium po szare margle przypada na zlodowacenie Mindel, a intensywne tworzenie się gleby (brązowa glina) na następujący po nim interglacjał.

Fauna występująca w warstwach późnej fazy zlodowacenia Mindel nie jest jednak fauną lodowcową w sensie środkowoeuro­pejskiego zlodowacenia Mindel II. W Hiszpaniijfcze względu na jej położenie geograficzne, panowały inne warunki klimatyczne niż w Europie Środkowej. W tym czasie żyły tam m. in.: gatunek małp pochodzenia afrykańskiego (duży przedstawiciel Cercopithe- cidae), małe wilki (Canis lupus cf. mosbachensis Soergel), małe lwy (Panthera leo ssp.), słonie leśne (Palaeoloxodon antiąuus Fal- coner), dzikie konie (Equus sp.), nosorożce (Dicerorhinus hemi- toechus Falconer), jelenie szlachetne (Cervus elaphus Linnaeus), duże daniele (Dama cf. clactoniana Falconer) i wielkie tury (Bos primigenius ssp.).

Jest jeszcze drugi powód, dla którego hiszpańskiej fauny plej- stoceńskiej z Torralby i Ambrony nie można traktować jako typowej dla zlodowacenia Mindel w ścisłym tego słowa znacze­niu. Na obszarze Hiszpanii występował w tym okresie inny zespół zwierzęcy. Omawianą faunę należy uważać za „przejściową” od

późnej fazy zlodowacenia Mindel po początek następującego po nim interglacjału Mindel-Riss.

Zadaniem przeprowadzonych w roku 1961 w Torralbie krótko­trwałych archeologicznych prac wykopaliskowych było właściwie tylko stwierdzenie zasięgu wykopów markiza de Cerralbo oraz pierwotnych granic obozowiska paleolitycznych myśliwych. Oka­zało się wtedy, że jedynie wschodnia część stanowiska została przez de Cerralbo mniej lub bardziej dokładnie przekopana. Dla­tego też należało rozpocząć przekopywanie części środkowej i zachodniej obozowiska.

Wkrótce robotnicy natrafili na duże ilości szczątków szkieletów słoni leśnych i innych zwierząt kopalnych. W tym właśnie miej­scu zwierzęta zostały zabite, a zdobycz rozdzielona pomiędzy aszelskich myśliwych. Potężne kości słoni leśnych krzyżowały się z ich ciosami, żuchwami, żebrami i wielkimi zębami trzonowymi. W krótkim czasie odsłonięto szczątki kilku osobników tych olbrzymich przedstawicieli plejstocenu, które rozmiarami prze­wyższały dzisiejszych przedstawicieli trąbowców. Wśród szcząt­ków nie było czaszek. Wytrawny paleontolog rozpoznaje na pod­stawie nawet drobnych fragmentów kości, czy w badanym ma­

teriale znajdują się również szczątki czaszek słoni. Tu znalezicno stosunkowo niewiele ułamków pochodzących z czaszek. Można więc przyjąć, że łowcy paleolityczni rozbijali czaszki w celu wydobycia z nich mózgu. Podobny los spotkał prawdopodobnie też część kości długich, z których w ten sposób wydobyto szpik kostny. Obok kości słoni występowały tu również szczątki dużych, wymarłych danieli, jeleni i turów. Wśród materiału kostnego leżały prymitywne wyroby kamienne aszelskich myśliwych, któ­rymi rozdrabniali swoją zdobycz. Były to pięściaki, rozłupce, zgrzebła oraz inne narzędzia sieczne i tnące, wykonane z tłuczo­nych kamieni i kości. Jedno z amerykańskich czasopism nazwało to miejsce trafnie „rzeźnią paleolitycznych aszelskich myśliwych”.

Surowcem, z którego wykonywano wyroby kamienne, był głównie kwarcyt lub wapień. Kwarcyt występował wśród otocza­ków, a pochodził pierwotnie ze zlepieńców piaskowca pstrego znajdującego się w odległości zaledwie kilku kilometrów na pół­noc od Minho. Znaleziono też wyroby z krzemienia i jaspisu. Uwagę zwraca fakt, że na stanowisku występuje tylko niewiele „rdzeni”. Prawdopodobnie część wyrobów kamiennych wykona­no w miejscach występowania surowca, a do obozowiska przy­noszono już wyroby gotowe i „półfabrykaty”.

Znalezione tu wyroby kamienne wykazują wielkie bogactwo kształtów i typologicznie zalicza się je do wczesnej fazy kultury aszelskiej lub do wczesnego okresu jej fazy środkowej. W porów­naniu z narzędziami ze stanowisk typowych: St. Acheul we Francji i Swanscombe w hrabstwie Kent (Anglia) hiszpańskie wykazują nieco niższy stopień rozwoju. Paleolityczne typy wy­robów z Torralby i Ambrony można ponadto porównać z narzę­dziami z Torre (w pobliżu Rzymu), z wyrobami faz IV i V kultury aszelskiej z Maroka oraz z typami narzędzi 5 i 6 z warstwy III wąwozu Oldoway w Afryce Wschodniej.

Do narzędzi z łupanego kamienia dochodzą jeszcze prymitywne wyroby kościane, których dokładnym zbadaniem zajął się profesor E. Aąuirre. Wyniki jego badań zostały potwięrdzone przez do­świadczenia przeprowadzone na kościach dzisiejszych słoni. Na­rzędzia kościane wykazują w wielu miejscach ślady użytkowania, zwłaszcza na zaostrzonych końcach. W nowych wykopach zna-

feziono również kilka kawałków drewna. W starych zbiorach markiza de Cerralbo znajduje się 19 dalszych fragmentów drew­na. a wśród nich kilka większych, będących prawdopodobnie szczątkami oszczepów.

Powróćmy jednak jeszcze raz do trofeów myśliwskich tych paleolitycznych łowców. Z prac wykopaliskowych prowadzonych przez markiza pochodzą szczątki około 20—25 osobników słoni, a w 1961 wykopano w Ambronie jeszcze dalszych 12 szkieletów słoni leśnych i w Torralbie resztki około 6 słoni. Późniejsze prace wykopaliskowe uzupełniły te zbiory. Dziś oblicza się, że upolo­wano tu około 40—50 słoni leśnych. Wśród nich znajduje się znaczna liczba osobników młodych. Jest to zjawisko spotykane również w innych stanowiskach paleolitycznych Europy (np. Tau- bach koło Weimaru).

Łupem myśliwych padły nie tylko wielkie, mogące się bronić słonie leśne, ale i tury, dzikie konie, daniele i jelenie. Dziwi mała ilość szczątków nosorożców. W innych podobnych stanowiskach paleolitycznych Europy, jak np. w Ehringsdorf koło Weimaru, szczątki słoni i nosorożców zajmują pod względem ilościowym pierwsze miejsce.

Dokonując próby rekonstrukcji ówczesnego środowiska i metod łowieckich aszelskich myśliwych, musimy sobie wyobrazić wy­żynę Mesety jako obszar stepowy porośnięty gdzieniegdzie drze­wami i buszem. Dominowały sosna i dąb. Tu i ówdzie występo­wały bagna, stawy lub małe jeziora. Prawdopodobnie aszelscy łowcy wpędzali do nich upatrzoną zwierzynę i tam ją zabijali. W takich przez samą przyrodę predysponowanych miejscach łowów, jakimi były niewątpliwie Torralba i Ambrona, ludzie ówcześni łowili zwierzęta, ale nie przebywali długo. Często zmie­niali tereny łowieckie przenosząc się z miejsca na miejsce. Z pewnością istnieje więcej podobnych obozowisk aszelskich my­śliwych; do dziś pozostały one jednak nie odkryte. Rozmieszcze­nie szczątków w profilu geologicznym w Torralbie wskazuje na to, że obozowisko było nawiedzane przez człowieka paleolitu w ciągu około 10 000 lat. Być może wpędzano małe stada słoni lub innych zwierząt przy pomocy celowych pożarów stepu i buszu do bagien i jezior i tam je zabijano. W osadach Torralby poja­wiały się często węgle drzewne, które oczywiście mogą pochodzić

z ognisk łowców. Na pewno stosowano rozmaite metody łowieckie w zależności od rodzaju zwierzyny i terenów łowów.

Na drugim stanowisku, w pobliżu wsi Ambrona, naukowcy utworzyli bezpośrednio nad odsłoniętymi szczątkami rodzaj ma­łego muzeum. Zwiedzający wchodzi do nowoczesnego pawilonu dopodobnie przebywały w okresie lata w dolinie, a tylko zimą i z góry spogląda na część wykopu. U jego stóp leżą in situ (tak, jak je znaleziono) szczątki szkieletów kilku słoni leśnych. Łatwo rozpoznać potężne kości kończyn, żuchwy, długie ciosy, a pomię­dzy materiałem kostnym paleolityczne wyroby — pięściaki. W gruncie rzeczy brak tu już tylko szczątków szkieletów ludz­kich, by znalezisko pod względem naukowym było pełne. Może już jutro dokona się tego odkrycia.

Rozdział siedemnasty

NOWE SZCZĄTKI NEANDERTALCZYKA Z BLISKIEGO WSCHODU

Góry Zagros, przecięte na terenie północnego Iraku jednym z głównych dopływów Tygrysu — Wielkim Zabem, sięgają wy­sokości blisko 2000 m n.p.m. Przybysza odwiedzającego okolice Szanidaru uderza widok stromych ścian skał wapiennych, nagich zboczy, głębokich wąwozów, rzadkich lasów u stóp gór. Ro­ślinność w niewielkich dolinkach sięga zaledwie wysokości kolan.

Jaskinia Szanidar znajduje się około 400 km na północ od Bagdadu, w pobliżu wioski Szanidar, od której zresztą otrzymała nazwę. Stanowi ona olbrzymią wymytą przez wodę komorę w skale wapiennej. Zanim dr Ralph S. Solecki z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku rozpoczął w niej w 1951 prace wyko­paliskowe, była ona podzielona na małe zagrody dla bydła. W okresie zimy zamieszkiwało ją kilka rodzin Kurdów.

Na północnym krańcu wsi Szanidar łatwo znaleźć często uży­waną ścieżkę prowadzącą w górę w kierunku znaleziska. Owalny otwór jaskini o szerokości około 25 m, a wysokości około 8 m znajduje się na wysokości 765 m n.p.m. Wysokość wnętrza jaskini sięga około 13 m, jej głębokość około 40 m, a szerokość 53 m. Ze względu na bliskość wody można było sobie nakreślić znacz­nie większy program prac wykopaliskowych niż w czterdziestu podobnych jaskiniach położonych w północnym Iraku.

Tempo prac było dość szybkie. Hamowały je jedynie warstwy stalagmitów, często spotykane w jaskiniach krasowych, oraz sze­reg warstw bloków skalnych niegdyś oderwanych od stropu jaskini. Różne mogą być przyczyny zawalania się stropu jaskini, jedną z nich — częste trzęsienia ziemi. W jaskini Szanidar można

wyróżnić pięć stref „zawaliskowych”. Przypuszcza się, że kilku spośród odkrytych tu neandertalczyków poniosło śmierć właśnie pod oberwanymi ze stropu blokami skalnymi.

W chwili kiedy prowadzono prace wykopaliskowe w środkowej części jaskini, naukowcy zastanawiali się nad 14-metrowym pro­filem w ścianie, podzielonym przez nich na 4 poziomy od A do D i wykazującym przerwy w procesie sedymentacyjnym.

Najwyższy poziom A, o miąższości 0,6—2,4 m, składał się

139

M

z warstw popiołu, śladów ognisk i szczątków organicznych dato­wanych na czasy od najmłodszej przeszłości po neolit.

Poziom B. o miąższości 0,6—1,5 m, podzielono po wnikliwych badaniach dodatkowo na warstwy BI i B2. Uwzględniono przy tym różnice ich wieku, zabarwienia oraz występujące w nich typy narzędzi.

W BI znaleziono obok kamiennych wyrobów łupanych żarna i rozcieracze. Jest więc rzeczą prawdopodobną, że ówcześni mie­szkańcy jaskini Szanidar znali już zboże. Nie znaleziono nato­miast w tej części osadów żadnych fragmentów ceramiki. Pewne miejsca, o nieco innym zabarwieniu, sięgające w głąb niższych warstw można by uważać za jamy zasobowe. W tej samej war­stwie odkryto również małe cmentarzysko otoczone częściowo kręgiem kamiennym. Obejmowało ono 26 osobników, w większo­ści dzieci i młodzież. Niektóre znalezione w grobach przedmioty wskazują na szeroki zasięg kulturowy i „handlowy” owych ludzi. W jednym z grobów np. znaleziono przycięty i wygładzony frag­ment dużego żebra z osadzonym w nim przy pomocy bitumu (wosku ziemnego) ostrzem krzemiennym. Najbliższe w okolicy miejsce występowania złóż bitumicznych znajduje się w odle­głości około 160 km na południe od jaskini, koło Kirkuku. Ów­cześni mieszkańcy jaskini posiadali także obsydian — przypomi­nający szkło materiał wulkaniczny. Najprawdopodobniej sprowa­dzali go z okolicy jeziora Wan (Turcja), położonego około 200 km na północ od jaskini. Cmentarzysko to oraz dwa pojedyncze po­chówki znalezione w czasie wcześniejszych prac w warstwie BI są jedynymi dotąd znanymi szczątkami tego typu sprzed młod­szego paleolitu, odkrytymi na wschód od Palestyny. Datuje się je na około 10 600 lat.

W badanej warstwie nie znaleziono dotychczas żadnych frag­mentów ceramiki, będącej charakterystycznym wyposażeniem grobów w kulturze neolitu. Dlatego też określa się w literaturze fachowej warstwę BI jako poziom protoneolityczny. Wiekowo Szanidar BI odpowiada mniej więcej odległemu o około 4 km od jaskini stanowisku Zawi Chemi Szanidar. Stamtąd pochodzą narzędzia kamienne należące do tego samego poziomu kulturo­wego.

W warstwie B2 występowały również zagłębienia określane

jako jamy zasobowe, natomiast nie znaleziono w niej ani żaren, ani podobnych narzędzi. Zawierała przede wszystkim bardzo drobne wióry krzemienne i ostrza — tzw. mikrolity. Pochodzą one z mezolitu, a wiek ich określa się na około 12 000 lat:

r.• •;•:• ;r_* :

Owe niepolityczne i protoneolityczne grupy ludnościowe praw­dopodobnie przebywały w okresie lata w dolinie, a tylko zimą chroniły się do jaskiń. Odpowiadałoby to zwyczajom, jakie dziś jeszcze częściowo spotyka się na tych terenach u Kurdów.

Poziom C. o miąższości wahającej się w granicach 3—4 roznił się wyraźnie od warstw poprzednio opisanych. Niestety, w warstwach pośrednich były wymieszane rozmaite typy narzę­dzi. Górne warstwy tego poziomu datowane metodą l4C mają około 26 700 lat, warstwy dolne natomiast — 33 100 lat. Przerwa sedymentacyjna pomiędzy poziomami B i C, wynosząca czasowo około 15 000 lat, odzwierciedla prawdopodobnie okres chłodniej­szy, podczas ktprego jaskinia leżąca na wysokości 765 m n.p.m. mogła już nie być zamieszkana. Za tym przemawia zresztą rów­nież zasadnicza różnica w typie narzędzi paleolitycznych pozio­mów B i C.

Wyroby z poziomu C zalicza się do kultury baradostiańskiej, odpowiadającej kulturze oryniackiej w Europie. Mimo iż dotąd nie natrafiono na szczątki szkieletów przedstawicieli tej kultury, już znalezione narzędzia same świadczą o tym, że mieszkańców jaskini należy zaliczyć do typu Homo sapiens.

Poziom D, o miąższości około 8,5 m, jest najstarszym zespołem warstw jaskini Szanidar. Różnica w czasie pomiędzy poziomami C i D sięga około 10 000 lat. Tym samym narzędzia znalezione w tej warstwie należą do kultury starszej niż artefakty z pozio­mu C, tzn. do kultury mustierskiej typu wschodniego.

Spośród wszystkich szczątków znalezionych w jaskini Szanidar największą wartość stanowi siedem szkieletów neandertalczyków: sześciu osobników dorosłych (I—VI) i jednego dziecka. Wszystkie leżały w warstwie D. Badania wykazały, że osobnicy I i V oraz IV i VI mogli żyć w tym samym czasie. Datowanie warstwy za­wierającej szczątki neandertalczyków I i V metodą 14C dało- wiek około 46 000 lat.

Wyniki analizy pyłkowej wskazują, iż neandertalczycy pocho­dzący z górnej części poziomu D musieli żyć w ciepłej fazie klimatycznej, która odpowiadała prawdopodobnie interstadiałowi Wurm I/II Europy Środkowej. Natomiast osobnicy pochodzący z dolnych części poziomu D żyli w okresie chłodniejszym, po­dobnym do środkowoeuropejskiego zlodowacenia Wurm I.

Tak więc neandertalczyków z Szanidaru można porównywać z neandertalczykami późnego typu z Europy Środkowej.

Rekonstrukcja czaszek tych wschodnich neandertalczyków, przedstawiona przez T. D. Stewarda w 1964 na międzynarodo­

wym kongresie antropologów w Moskwie, wykazuje znaczne od- chylenia od klasycznych czaszek neandertalczyka zachodnioeuro­pejskiego zwłaszcza w części twarzowej i w sklepieniu.

Wyniki uzyskane w Szanidarze znalazły potwierdzenie w pra­cach innej wyprawy, skierowanej tym razem na teren Izra­ela.

Profesor H. Watanabe badając w 1961 w Azji Zachodniej w ra­mach Zachodnioazjatyckiej Wyprawy Naukowej Uniwersytetu w Tokio jaskinie i ich osady, natknął się w czasie prac tereno­wych na jaskinię Amud na terenie Wadi Amud. Już w czasie wstępnych prac wykopaliskowych odkryto w osadach jaskini < szczątki ze starszego paleolitu. Wyniki badań przeprowadzonych wiosną następnego roku przez naukowców wskazywały na moż­liwość znalezienia jeszcze dalszych bogatych szczątków. Dla prze­prowadzenia zaplanowanych na szeroką skalę prac wykopalisko­wych na tym stanowisku ściągnięto tu w końcu wszystkich uczestników ekspedycji.

Okolica Jeziora Tyberiadzkiego (Izrael) jest wysuszona i lekko pofalowana. Z jednostajnego, mało urozmaiconego krajobrazu wyłaniają się tu i ówdzie jak wyspy skały wapienne. W dolinach i na rumowiskach skalnych sterczą sięgające wysokości kolan szarożółte krzewy rozmaitych kserofitów. Jaskinia Amud znaj­duje się na terenie Wadi el’Amud, w odległości około 10 km na północny zachód od miasta Tyberiada, opodal (oddalonej tylko

o 500 m) słynnej jaskini Zuttiyeh. Tu, na wysokości 35 m nad dnem Wadi, tylko okresowo zalanym wodą, w eoceńskich ska­łach wapiennych znajduje się wejście do jaskini, prowadzącej około 15 m w głąb góry.

Jaskinia Amud, to komora o rozmiarach 10X15 m. Już wkrót­ce po rozpoczęciu prac wykopaliskowych stwierdzono, że osady jaskini, w których występują szczątki kopalne, należy pod wzglę­dem stratygraficznym podzielić na dwa poziomy. Górny, młodszy poziom A wykazuje wielokrotne zaburzenia, natomiast dolny, starszy poziom B był w większej części nietknięty. W poziomie A wyróżniono dodatkowo trzy warstwy z uwagi na występujące w osadach różnice. Warstwa górna At składa się zasadniczo z brązowej piaszczystej gliny, przemieszanej w wielu miejscach zwalonymi z góry blokami skały wapiennej. Jej miąższość sięga

1 m. Warstwa środkowa A2 jest szarobrązowa i bardziej drobno­ziarnista. Jej miąższość waha się w granicach 20—50 cm. War­stwa dolna A3 nie wszędzie jest wyraźnie wykształcona. We wszystkich tych trzech warstwach poziomu A jaskini Amud zna­leziono resztki ceramiki i inne szczątki prehistoryczne.

Niżej zalega poziom B. Są to warstwy osadów jaskiniowych składających się z szarobrązowego, drobnego, zawierającego wa­pień materiału. Nie ma w nich fragmentów ceramiki. W obrębie tego poziomu znajdują się dwie brekcje stalagmitów oraz bliżej spągu pasmo ciemnoszarego, piaszczystego, drobnoziarnistego materiału. Pomiędzy poziomami A i B znajduje się hiatus, wska­zujący długi okres, kiedy w jaskini nie zachodziły procesy se­dymentacji. Mogło się też zdarzyć, że w tym czasie wprawdzie tworzyły się osady, ale zostały później wypłukane przez wodę. W takim przypadku jak tu, gdzie poziom A leży bezpośrednio na poziomie B, mówi się o dyskordancji. Miąższość poziomu B się­ga 1—1,5 m. Jego osady są wynikiem mechanicznego wietrzenia

stropu i ścian jaskini zbudowanych z eoceńskiej skały wapiennej.

Znalezione w poziome A (górnym) resztki ceramiki wskazują na stosunkowo młody wiek. Poziom B natomiast zawierał kości wymarłych zwierząt, wyroby kamienne paleolitu oraz wykopany w trakcie dalszych prac szkielet praczłowieka podobnego do nean­dertalczyka.

W czasie kopania nowego profilu w samym środku wejścia do jaskini natrafionp w szarobrązowej glinie, na głębokości około 110 cm od górnej powierzchni osadów jaskiniowych, na czaszkę. Z boku była ona silnie zgnieciona. Przy dalszym starannym od­słanianiu cennego znaleziska okazało się, że natrafiono nie tylko na czaszkę, ale i na leżący na lewym boku cały szkielet ze skur­czonymi kończynami. Wskutek silnego podkurczu kończyn dol­nych kości stopy leżały pod miednicą. Wyciągnięte ramiona spo­czywały przed tułowiem. Mimo znacznego wieku geologicznego szkielet był stosunkowo dobrze zachowany. Do tak dobrego za­chowania przyczyniła się niewątpliwie w znacznym stopniu twar­da warstwa stalagmitowa, pod którą leżał szkielet.

Spośród populacji neandertalczyków w najszerszym tego słowa

znaczeniu pochodzą najstarsze nam znane pochówki „ludzkie”, tzn. groby ze szkieletami skurczonymi. Musimy się liczyć z tym, że w procesie ewolucji człowieka pojawiły się od tego momentu wyobrażenia „nadnaturalne”, innymi słowy „religijne”. Porównu­jąc niektóre z tych paleolitycznych pochówków z grobami szkie­letów skurczonych neolitu oraz brązu dość łatwo zauważyć pewną zbieżność w ich charakterze, a szereg danych wydaje się wskazy­wać, że są to pochówki „spoczywające”, w skrajnych przypad­kach pochówki „skrępowane”. Dzięki temu podobieństwu jesteś­my dzisiaj w stanie prześledzić na przestrzeni ponad 50 000 lat wyobrażenia ludów o „lęku przed umarłymi”, o ich wierze w re­inkarnację po śmierci — wyobrażenia, które jeszcze w późnym średniowieczu były szeroko rozpowszechnione, a nawet jeszcze dzisiaj są spotykane w wierzeniach ludowych.

Po zakończeniu prac terenowych naukowcy, uczestnicy japoń­skiej wyprawy do Azji Zachodniej zrekonstruowali czaszkę z jas­kini Amud na podstawie zachowanych fragmentów. Wszystkie jej cechy: dobrze wykształcone przyczepy mięśni, stopień zrośnięcia szwów oraz stan zużycia zębów wskazują jednoznacznie, że jest to czaszka młodego, ale już dorosłego mężczyzny. U człowieka z Amud szczególnie uderzające były silnie wykształcone wały nadoczodołowe i wyjątkowo płaska część czołowa — a więc ce­chy charakterystyczne dla „klasycznego” neandertalczyka z Eu­ropy Zachodniej. To podobieństwo podnosi jeszcze bardziej ma­sywna żuchwa ze słabo zaznaczoną bródką. Z drugiej strony czaszka ta wykazuje też cechy różniące ją od czaszek zachod­nioeuropejskich neandertalczyków. Są one widoczne zwłaszcza w jej stosunkowo wysokim sklepieniu, w części twarzowej oraz w wykształceniu łuków zębowych.

Profesor H. Suzuki opracowując czaszkę antropologicznie do­szedł do wniosku, że wykazuje ona mieszaninę cech neandertal­czyka i człowieka typu Homo sapiens. Uzyskany wynik potwier­dzają i inne, zebrane na tym obszarze szczątki praczłowieka typu neandertalczyka, który poprzez szeroką strefę kontaktów ze wschodnim wczesnym Homo sapiens mógł przejąć szereg cech tego ostatniego.

Poziom B w jaskini Amud, tzn. osady, w których znaleziono omawiany przez nas szkielet praczłowieka, dostarczyły również

wielką ilość paleolitycznych narzędzi krzemiennych. W stosunku do wykopanych narzędzi krzemiennych wyroby kościane były bardzo rzadkie. Wyroby krzemienne człowieka z Amud wykazują także mieszaninę cech. Są wśród nich bowiem egzemplarze przy­pominające zarówno typ narzędzi środkowego paleolitu, jak i typ wyrobów paleolitu górnego. Mamy tu więc proste, nie obrabiane odłupki, których ostre brzegi mogły być używane do cięcia, ale są też geometryczne ostrza ze śladami dwustronnej obróbki. Ze­brano również wykonane jakąś szczególną techniką zgrzebła i rylce, narzędzia wiórowate i bardzo małe ostrza. Ten zespół wyrobów został opracowany przez profesora H. Watanabe z Uni­wersytetu w Tokio. Jego wnioski potwierdzają wyniki badań antropologicznych nad szkieletem, mianowicie że wszystkie te materiały stanowią element przejściowy pomiędzy paleolitem środkowym a paleolitem górnym.

Prace wykopaliskowe w jaskini Amud dostarczyły ponadto ty­sięcy szczątków kostnych, których zbyt drobne rozmiary niestety najczęściej uniemożliwiały dokładne ich oznaczenie. W trakcie prac tylko od czasu do czasu natrafiano na większe fragmenty kości zwierzęcych. Stąd wniosek, że wszystkie tu zgromadzone kości pochodziły ze zwierząt upolowanych przez człowieka za­mieszkałego w Amud. Już w czasie pierwszych miesięcy prac wy­kopaliskowych (1961) zebrano w różnych warstwach ponad 10 000 fragmentów kości ssaków, spośród których zaledwie około 250 udało się dokładnie oznaczyć. Okazało się przy tym, że w obydwu poziomach wśród szczątków zwierząt łownych przeważały zdecy­dowanie fragmenty szkieletów dżejrana (Gazella cf. subgutturosa Giildenstaedt) oraz daniela mezopotamskiego (Dania mesopota- micus Brooke). Szczątki zwierzęce wskazywały również na po­dobne warunki klimatyczne w jednym i drugim okresie sedymen­tacyjnym. Wśród szczątków fauny szczególnie interesujące są resztki małpy (Macaca sp.), znalezione w poziomie A, tzn. w osa­dach wykazujących pewne związki z neolitem.

Na podstawie materiałów kostnych, w większości nieoznaczal- nych, dość trudno określić wiek geologiczny tych osadów. Nie można też wiązać ich chronologicznie z osadami innych jaskiń tego obszaru, takich jak Zuttiyeh, Emireh, Góry Karmel czy Kasdr Akii. Możemy jedynie powiedzieć, że poziom B w Jaskini

W obliczu tych nowych wyników badań z Bliskiego Wschodu odżywa znów spór wokół problemu neandertalczyka — czy sta­nowi on w linii rozwojowej człowieka ogniwo łączące praczło­wieka z Homo sapiens, czy może wymarł on już znacznie wcze­śniej?

Wielokrotnie cytowany pogląd, jakoby „klasyczny neandertal­czyk” stanowił boczną gałąź drzewa rodowego człowieka o wy­bitnej jednokierunkowej specjalizacji, która wymarła nie pozo­stawiając potomstwa i tym samym nie przyczyniła się do wytwo­rzenia człowieka typu sapiens, wywodzi się od francuskiego paleontologa M. Boule’a. Jest jednak faktem, że istniały wczesne i późne, względnie mało i skrajnie zróżnicowane typy neander­talczyków. Ponieważ najwcześniej odkryte zostały szczątki póź­nego względnie skrajnego typu neandertalczyka, które właśnie uznano za typowe, pogląd ten jest zrozumiały w świetle ówcze­snego stanu wiedzy.

Według dzisiejszych zapatrywań neandertalczyk w najszerszym tego słowa znaczeniu stanowi w ewolucji człowieka przejście od „stadium pitekantropa”, Homo erectus erectus (Dubois), do Homo sapiens Linnaeus. Późny (klasyczny) neandertalczyk europejski jest przedstawicielem kultury mustierskiej. Żył na początku ostatniego wielkiego zlodowacenia i w wyniku rozwoju prze­kształcił się w typ skrajny. W Europie jednak na początku na­stępnego interstadiału został powoli zastąpiony przez Homo sapiens. Równocześnie kulturę mustierską zastąpiła kultura ory­niacka. Odcinek czasu pomiędzy kulturami mustierską a ory­niacką był za krótki, by typ neandertalczyka mógł przekształcić się na terenie Europy Środkowej i Zachodniej w człowieka typu sapiens.

Z tego wynika, zresztą zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy, że proces przekształcenia się neandertalczyka w Homo sapiens Linnaeus, przy równoczesnym rozwoju techniki kultury orynia­ckiej, miał miejsce gdzieś poza obszarem Europy Zachodniej i Środkowej, a człowiek już jako Homo sapiens przybył do Eu­ropy dopiero później. Może właśnie szczątki z Bliskiego Wschodu wskazują kierunek jego wędrówki?

Rozdział osiemnasty

MÓZG KOPALNY Z GANOVCÓW

Jeden z najcenniejszych czechosłowackich szczątków kopal­nych — naturalny odlew mózgu neandertalczyka — przez ponad 20 lat leżał w zbiorach Muzeum Narodowego w Pradze, nie zwracając niczyjej uwagi na swoją nadzwyczajną wartość na­ukową. W połowie lat dwudziestych odkryto go w kamienioło­mach wraz z szeregiem szczątków zwierząt kopalnych i odcisków liści. Cały ten materiał został przekazany do muzeum przez J. Petrboka i F. Nemejca.

Udajmy się jednak do miejsca, w którym znaleziono te szcząt­ki. W tym celu opuszczamy Pragę i kierujemy się do Popradu, miasta przemysłowego u podnóża Wysokich Tatr. Na północy i północnym zachodzie wznosi się majestatycznie najwyższy łań­cuch górski Karpat. Odnosi się wrażenie, jak gdyby wyrastał pionowo z wyżyny. Granitowe olbrzymy sięgające wysokości 2600 m n.p.m. są bardzo kapryśne — nagle kryją się w chmu­rach, to znów zupełnie niespodziewanie się pojawiają. I to ich nagłe pojawienie się zadziwia i przykuwa. Tatry, niemi świadko­wie ludzkiej doli i niedoli, trwają niezmiennie dziś tak samo jak wiele setek tysięcy lat temu, kiedy praczłowiek trapił słonia leśnego. Może to stwierdzenie brzmi nieco dziwnie, ale klucz do rozwiązania tej fantastycznej wizji dostarczył właśnie ów zrazu niezauważony odlew mózgu. Odkryto go w pobliżu małej wsi Ganovce, położonej zaledwie o 3 km na południowy wschód od Popradu.

Kiedyś znajdował się w tym miejscu stożek trawertynowy (zwany Hradok) o wysokości około 20 m i podstawie zajmującej powierzchnię 1—2 ha.

W połowie ubiegłego stulecia wybierano trawertyn dla celów

przemysłowych. Ze stożka pozostała w końcu tylko smukła ko­lumna. Na jej szczycie zachował się jeszcze krater źródła termi­cznego, dzięki któremu trawertyn przez długie okresy tu się osadzał. Tak się szczęśliwie złożyło, że w nietkniętej eksploatacją pozostałości po stożku zachowała się większość szczątków kopal­nych, wśród nich i odlew ludzkiego mózgu.

I mów szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił znalezione szcząt­ki dokładnie usytuować w warstwach geologicznych. W czasie badań nad ..ponownie odkrytym” kamiennym mózgiem odszukano kierownika robót eksploatacyjnych prowadzonych tu niemal ćwierć wieku temu. Przypomniał on sobie dokładnie miejsce zna­lezienia mózgu. Mimo że górne warstwy stożka zachowały się tylko w kilku zaledwie miejscach, udało się odtworzyć profil geologiczny Hradka i w nim zlokalizować poszczególne szczątki.

Jeżeli przyjrzymy się warstwom po kolei, z góry na dół, po­cząwszy od najmłodszej a skończywszy na najstarszej z zamierz­chłej przeszłości, to opierając się na dotychczas uzyskanych da­nych otrzymamy obrazy odpowiednich okresów geologicznych, klimatu, szaty roślinnej i świata zwierzęcego.

Górna, najbardziej powierzchniowa warstwa czarnoziemu za­wierała szczątki kulturowe z okresu brązu i neolitu. W następnej warstwie, czerwonawobrązowej gliny, szczątków kopalnych nie znaleziono. Chronologicznie zalicza się obie warstwy do holoce- nu *. Ich wiek określa się na około 20 000 lat. W dalszej warstwie lessu wyróżnia się dwie strefy. Z górnej (stropowej), o żółtawo- brązowej barwie, wydobyto szczątki szkieletu nosorożca włocha­tego wraz z paleolitycznymi narzędziami oraz fragmentami kości, prawdopodobnie opalonymi w ognisku obozowym. Tę war­stwę uważa się za młodszą spośród ostatnich dwóch faz tworzenia się lessu i zalicza się do młodszego stadiału zlodowacenia Wurm. Żółtawa warstwa spągowa pochodzi z przedostatniego chłodniej­szego stadium tego zlodowacenia. Charakteryzuje ją bogata fauna mięczaków, typowa dla chłodniejszego klimatu. Znalezione w tym samym poziomie szczątki reniferów potwierdzają nasz wniosek. Dzięki temu, że szczątki zwierzęce umożliwiają określenie względ­nego wieku tych warstw, naukowcy mogą również wysnuwać wnioski odnośnie do czasu powstania następnej warstwy, tj. tra­wertynu. Musi ona być starsza od drugiego stadiału wurmskiego. Ale i w trawertynie zachowały się kopalne elementy, rzucające światło na klimat i wiek.

W trawertynie wyróżniamy cztery poziomy; trzy górne wska- ¡fc^ują jednoznacznie na interglacjał. Żółtoszary aż do brązowo-

* Według powszechnie przyjętego podziału czwartorzędu chodzi tu raczej lEjcę holocenu i plejstocenu (przyp. tłum..).

szarego poziom trawertynu o charakterze brekcji zawierał szcząt­ki bogatej fauny zwierząt kręgowych, m. in. słonia leśnego, dzi­kiego konia, dzika, nosorożca, bobra i żółwia błotnego. Obok kości kręgowców znaleziono również szczątki różnych ślimaków. W tej warstwie odkryto także najcenniejszy okaz całego znale­

ziska — odlew mózgu neandertalczyka. Zanim skierujemy naszą uwagę na ten okaz, uzupełnijmy przegląd poszczególnych warstw.

Następny poziom warstwy trawertynu ma wygląd białych pły­tek, które charakteryzują się przede wszystkim odciskami liści drzew ciepłolubnych. Wskazują więc na znaczne ocieplenie się klimatu, nawet na pewnego rodzaju optimum klimatyczne inter- glacjału pomiędzy zlodowaceniami Riss i Wiirm. Świat roślinny tego obszaru przed 100 000 lat reprezentowały m. in.: leszczyna, dąb, klon górski, jesion, buk, lipa, wierzba, a także świerk.

W przedostatnim poziomie szarego płytkowego trawertynu

znalazło się stosunkowo niewiele szczątków ssaków i mięczaków; więcej natomiast było odcisków szpilek i szyszek sosny oraz liści brzozy. Klimat prawdopodobnie był nieco chłodniejszy niż w po­przednim okresie sedymentacyjnym. W dolnym podstawowym poziomie szarego zbitego trawertynu nie występowały żadne szczątki kopalne.

Powróćmy jednak do kopalnego „mózgu” neandertalczyka. W jaki sposób mógł on powstać? Czechosłowaccy naukowcy od­powiedzieli na to pytanie następująco: czaszka musiała kiedyś w jakiś sposób dostać się w zasięg działalności źródła termicz­nego, tzn. tam, gdzie przebiegały procesy sedymentacyjne. Wów­czas prawdopodobnie puszka mózgowa zaczęła się stopniowo wy­pełniać miękkim mułem trawertynowym. Z biegiem czasu muł stwardniał. Wypełniał on niemal całkowicie mózgoczaszkę, two­rząc rodzaj kamiennego mózgu. W czasie prac nad wydobywa­niem trawertynu czaszka, o ile wtedy w ogóle jeszcze istniała, została prawdopodobnie zniszczona. W ten sposób wydobyto je­dynie odlew wnętrza puszki mózgowej, do którego przylegały tylko drobne fragmenty różnych kości.

Zachowane fragmenty — kości czołowej, ciemieniowej, poty­licznej i podstawy czaszki oraz lewej kości skroniowej — po­chodzą głównie z lewej połowy czaszki. Sam odlew jest z przodu znacznie zniszczony; wykazuje głębokie ubytki w obrębie czoła (niektóre z nich sięgają nawet w okolicę ciemieniową). Z prawej strony brak niemal wszystkich kości czaszki, z wyjątkiem drob­nych fragmentów we wgłębieniach odlewu. Niestety, i w tej części nie można dokładnie prześledzić wszystkich szczegółów powierzchni mózgu, ponieważ puszka mózgowa nie była całko­wicie wypełniona mułem.

Ogólnie biorąc, części podstawowa i potyliczna odlewu są lepiej zachowane i dokładniej oddają szczegóły wnętrza mózgoczaszki. Niestety, muł nie przylegał również do kości sklepienia czaszki, wskutek czego brak i górnych części „kamiennego mózgu”. Przy­toczone obserwacje pozwalają domyślić się pierwotnego położenia czaszki w mule trawertynowym. W chwili gdy czaszka znalazła się w zasięgu procesu sedymentacji, nie było już żuchwy. Część tylna wraz z otworem potylicznym leżała najniżej, natomiast część przednia czołowa najwyżej.

Odlew mózgu z Ganovców charakteryzuje wybitna płaskość i stosunkowo nieznaczna wysokość części czołowej. Wrażenie to potęgują brakujące części odlewu. Zarówno te dwie cechy, jak i struktura zewnętrzna „mózgu” świadczą, zgodnie z poglądem czeskiego paleoantropologa E. Vlćka, o jego przynależności do kręgu form neandertalczyka.

Rozdział dziewiętnasty

MOŁODOWA - CENTRUM PALEOLITYCZNEGO OSADNICTWA

Z lesistego obszaru środkowych Karpat, i zachodniego krańca Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej wypływa Dniestr. Jego górny bieg wcina się głęboko w masyw górski, który od plejstocenu podlega stałemu procesowi wznoszenia się. Dopiero na Pogórzu Karpackim, które od neogenu wykazuje tendencje do obniżania, dolina Dniestru się poszerza. Dalej, na Podolu, terenie znów stale się wznoszącym, dolina rzeki po raz wtóry się zwęża, tworząc miejscami głęboki jar. U progu wiel­kiej niziny nad Morzem Czarnym, gdzie w plejstocenie zachodzi­ło obniżanie się głębszych warstw geologicznych, płynie Dniestr znów w szerokiej, otwartej dolinie. Tutaj niektóre z najmłodszych teras plejstoceńskich znajdują się dziś już nawet poniżej dna doliny.

W naszych rozważaniach szczególne znaczenie mają odsłonięte wysokie brzegi Dniestru w jego środkowym biegu. W tym przy­pominającym kanion odcinku rzeki głęboko sięgająca erozja spo­wodowała odsłonięcie starych warstw geologicznych. Ważną dla nas rolę spełniają zalegające pod nimi utwory górnej kredy z bułami krzemiennymi oraz miejsca obróbki krzemieni w dolinie rzeki. Stąd bowiem grupy paleolitycznych myśliwych czerpały surowiec do wyrobu swoich narzędzi krzemiennych. Ponadto w tym podobnym do kanionu odcinku rzeki znajdują się nawisy skalne i trudno dostępne jaskinie, które mogły paleolitycznemu człowiekowi, przynajmniej w zimniejszych porach roku, zapew­nić schronienie.

Wiele spośród tych jaskiń, a także miejsca pod nawisami skal­nymi, odwiedzał człowiek paleolitu. Wskazują na to jednoznacz­nie odkryte w najbliższym sąsiedztwie narzędzia i odłupki krze­

mienne. Rozległe obszary nad środkowym Dniestrem niejako zapraszały archeologów do podjęcia prac badawczych.

Wyżyny nad środkowym Dniestrem należą pod względem pa­leolitycznego osadnictwa do najbogatszych na całym obszarze Związku Radzieckiego. Dotychczas odkryto na tym terenie już ponad 350 siedzib ludzkich z paleolitu. W wielu z tych stanowisk przeprowadzono już prace badawcze.

Prócz ustaleń chronologicznych podzielono te paleolityczne sta­nowiska na dwie grupy, z tym że obie grupy obejmują ślady obozowisk w terenie otwartym*.

Do pierwszej grupy zaliczono stanowiska odkryte na powierz­chni lub też na stokach starych górnych teras rzecznych (te­rasy VI i VII). Tak dokładne oznaczenie teras Dniestru jest możliwe tylko dzięki temu, iż teren ten jest już dokładnie zba­dany tak pod względem geologicznym, jak i paleontologicznym. Znaleziska zaliczane do pierwszej grupy to w większości miejsca, w których znaleziono rozsypane narzędzia krzemienne i odłupki. Nie mamy tu do czynienia z wyraźnymi warstwami kulturowymi; mogły one ulec rozmyciu przez wodę.

Drugą grupę paleolitycznych stanowisk w dolinie środkowego Dniestru tworzą zabytki archeologiczne występujące w lessopo- dobnej glinie powyżej młodszych teras rzecznych. W tych osadach odkryto najbardziej interesujące znaleziska omawianego obszaru. Warstwy kulturowe, najczęściej dobrze wykształcone, występo­wały w niektórych miejscach w kilku nałożonych na siebie po­ziomach. Może to dziwne, że w tutejszych jaskiniach nie odkryto żadnych śladów warstw kulturowych.

Mówiąc o dużym zasiedleniu w paleolicie, należy podkreślić, że nie zawsze było ono jednakowe. Zmieniały się zasięgi i gęstość zaludnienia. I tak na przykład ze starszego paleolitu znamy dziś tylko nieliczne stanowiska z górnych terenów Dniestru. Odkryto je w rejónie Kamieńca Podolskiego, w pobliżu wsi Luka Wru- blewickaja. W tych znaleziskach zachowały się ,,z grubsza cio­sane”, mało obtoczone narzędzia krzemienne opisane przez pro­fesora I. Boriskowskiego jako pięściaki typu szelskiego. Znale­ziska leżą nad wielkim zakolem Dniestru, na jego lewym brzegu.

Niedaleko stąd przebiega zachodnia granica Toltrów (Miodobo- rów) — łańcucha niewielkich sarmackich wzgórz wapiennych, które Dniestr tutaj przecina.

Liczniej reprezentowane są natomiast wyroby mustierskie ze środkowego paleolitu. Ale i w tym przypadku mamy najczęściej do czynienia z artefaktami znalezionymi na powierzchni. Tylko trzy spośród tych znalezisk są pozostałościami po obozowiskach założonych w terenie otwartym. Najstarsze znaleziska kultury mustierskiej leżą w południowej części środkowego Dniestru na jego lewym brzegu. Bardziej interesujące są jednak dwa późno- mustierskie stanowiska znajdujące się w pobliżu wsi Mołodowa. Pierwsze z nich — Mołodowa I — odkryto w 1927; drugie nato­miast — Mołodowa V — w 1948. Od roku 1951 przeprowadza się tam intensywne prace wykopaliskowe pod kierunkiem archeologa A. P. Czemicha, odkrywcy stanowiska Mołodowa V.

Koło Mołodowej Dniestr wcina się w stare dolnoplejstoceńskie (willafrans) terasy do głębokości 180 m. W tym jarze zachowały się pozostałości po pięciu młodszych terasach. Stanowiska Moło­dowa I i V leżą bezpośrednio nad drugą terasą. Dzieli je od siebie odległość zaledwie 1 km.

Dla określenia wieku stanowisk istotne znaczenie ma sprecy-

M >

I k |p|| %■ ■ IM T 1

zowanie wieku drugiej terasy. Stwierdzono, że równa się on wiekowi terasy Karangat nad Morzem Czarnym (z ciepłolubną fauną) oraz terasy Tyrreńskiej nad Morzem Śródziemnym. Tym terasom odpowiadają na kontynencie euroazjatyckim osady z ostatniego interglacjału Riss-Würm, zwanego również inter- glacjalem eemskim lub mikulinowskim.

Druga terasa Dniestru, zbudowana zasadniczo z piasków i żwi­rów, tworzy w okolicy Mołodowej wąski pas na prawym brzegu rzeki, bezpośrednio poniżej stromego stoku szóstej terasy. Po­krywają ją luźne osady przypominające less i właśnie one kryją w sobie warstwy kulturowe Mołodowa I i V. Mołodowa I leży 34—38 m powyżej dzisiejszej doliny, Mołodowa V natomiast znajduje się na wysokości 50 m na szerokiej, płaskiej powierzchni sedymentacyjnej, na krańcach której położona jest wieś Moło­dowa. Odkryta tu cała seria bogatych warstw kulturowych, obej­mująca kultury od mustierskiej po wczesny mezolit, nadają Mo­łodowej rangę centrum paleolitycznego osadnictwa nad środko­wym Dniestrem. Jest to równocześnie jedno z najwartościowszych znalezisk europejskiej części Związku Radzieckiego.

Najbardziej interesują nas najnowsze wyniki prac wykopali­skowych, zwłaszcza w Mołodowej V. W profilu tego stanowiska wyróżniono szesnaście warstw. Spąg tworzą piaszczyste gliny, przechodzące stopniowo do warstw stropowych. Nie zawierają one ani szczątków organicznych, ani zabytków archeologicznych. Nad tą warstwą występuje żołtoszary zgliniony less przecięty ciemnymi smugami pochodzenia organicznego.

Ta druga warstwa obejmuje trzy bogate poziomy kulturowe. Na głębokości 10,25—10,35 m pod powierzchnią odkryto dwie niewielkie owalne płaszczyzny — ślady ognisk. Wokół nich, na stosunkowo niedużej powierzchni, wystąpiło nagromadzenie wy­robów krzemiennych, kości długich, czaszek, siekaczy i zę­bów trzonowych mamutów oraz innych szczątków kostnych. A. P. Czernich określił ten poziom kulturowy (XII) jako pozosta­łość po naziemnych chatach mieszkalnych, podobnych do tej, jaką już wcześniej poznano ze stanowiska mustierskiego Moło­dowa I. Znalezisko drugie (XIIa), leżące 9,85—10,05 m pod po­wierzchnią, sugeruje, że stanowi ono peryferyjne resztki podob­nej budowli. Inwentarz krzemienny w znacznej części obejmuje

typy narządzi wskazujące na późną fazę kultury mustier- skiej.

Na głębokości 9,50—9,65 m leży XI poziom kulturowy. Jest on bezsprzecznie najbogatszy, zwłaszcza w odcinku centralnym. Na powierzchni o wymiarach około 7X9 m wystąpiła warstwa kulturowa o miąższości około 20 cm. Znaleziono w niej liczne wyroby krzemienne, pozostałości po kilku ogniskach, węgle drzewne oraz ogromną ilość rozbitych kości zwierzęcych, a także duże otoczaki, którymi prawdopodobnie obkładano ogniska.

Także i w tej warstwie wystąpiło miejsce otoczone z trzech stron regularnie ułożonymi czaszkami, siekaczami, miednicami, łopatkami i kośćmi kończyn mamutów. Zinterpretowano je po­dobnie jak poprzednie — jako pozostałość po chacie.

Po dokładnym wymierzeniu stanowiska przystąpiono do szla­mowania osadów. W ten sposób uzyskano ogromną ilość odłupków krzemiennych i najdrobniejszych odłamków, przemawiających za tym, że wyroby krzemienne były wykonywane w obozowisku. Szczątki z tego poziomu datowane radiowęglem (14C) wskazują na wiek 40 300 lat.

Powyżej serii utworów, począwszy od niebieskoszarych glin i warstewkami piasku o charakterze soliflukcyjnym, poprzez warstewki gliny żółtej, ciemnej, szarego zglinionego lessu i znów gliny ciemnej — leży warstwa dziewiąta, utworzona z ciemnej gliny. Występują w niej na różnych głębokościach również dwa poziomy kulturowe (X i IX). Odsłonięto tu ślady kilku ognisk oraz wyroby krzemienne przypominające ostrza liściowate obro­bione dwustronnie, nawiązujące więc do kultury solutrejskiej. Te artefakty zalicza się do drugiej fazy naddniestrzańskiego pa­leolitu górnego.

W warstwie dziesiątej, utworzonej z szarożółtego zglinionego lessu, wystąpił tylko jeden poziom kulturowy (VIII). Odsłonięto w nim 18 ognisk. Wydobyte zabytki archeologiczne zalicza się do trzeciej fazy naddniestrzańskiego paleolitu górnego.

Najbogatszy z całego znaleziska poziom kulturowy (VII) od­kryto w warstwie jedenastej. Są to żółtobrązowe utwory z nie­wielką ilością materiału humusowego. Z tego poziomu wydobyto ponad 40 000 wyrobów krzemiennych rozsypanych wokół daw­nych ognisk. W dwóch datowaniach radiowęglem (HC) uzyskano

niemal identyczne wyniki: 23 700 ± 320 lat i 23 000 ± 800 lat. Na powyższej zasadzie można więc paralelizować ten poziom kulturowy ze stanowiskami Pawlow i Dolni Vestonice w Cze­chosłowacji, należącymi do przemysłu wschodniograweckiego, tzn. do środkowoeuropejskiej kultury wiórowej.

Ponad tymi dwiema warstwami kulturowymi zalega szarożółta zwapniona glina o charakterze soliflukcyjnym, bez zabytków kulturowych. Następny poziom kulturowy (VI) pojawił się w sza- robrązowej glinie warstwy trzynastej. Tu również stwierdzono ślady osadnictwa paleolitycznego na owalnej powierzchni o wy­

miarach około 4X7 m. Poza tą powierzchnią znaleziono dodatko­wo kilka ognisk. Inwentarz krzemienny tego poziomu zalicza się do czwartej fazy naddniestrzańskiego paleolitu górnego.

Dwa dalsze poziomy kulturowe znajdowały się na różnej głę­bokości w żółtobrązowym, zwapniałym, zglinionym lessie war­stwy czternastej. W poziomie kulturowym V odkryto 13 dawnych ognisk; w poziomie IV — 17 oraz około 5000 narzędzi krzemien­nych, jak również sztylety z rogów. Także z III poziomu kultu­rowego wydobyto wielkie ilości artefaktów krzemiennych, liczne wyroby z ciosów mamuta, z kości i rogów. Szczególnie interesu­jące są doły po palach, wskazujące, że w tym miejscu istniała niegdyś chata.

Narzędzia krzemienne poziomu kulturowego V odnoszą się do piątej fazy naddniestrzańskiego paleolitu górnego; natomiast po­ziomy IV i III odpowiadają fazie szóstej. Na podstawie datowań (metodą 14C) poziomów kulturowych V i III uzyskano tymczasowe wartości około 16 000 lat i 13 370 ± 540 lat. Znaczy to, że poziom kulturowy odpowiada słynnym zachodnioeuropejskim znaleziskom w Lascaux i Meiendorf.

Warstwa piętnasta, złożona z żółtawej zwapniałej gliny, obej­muje poziom kulturowy z ogniskami i typowymi nagromadzenia­mi kości. W jednym miejscu odkryto 275 poroży renów, których kiedyś użyto do budowy chaty. Wykopane z tego poziomu 4700 narzędzi przypisano szóstej fazie naddniestrzańskiego paleolitu górnego. W datowaniach (14C) uzyskano dla tego poziomu war­tości 11 900 ± 230 lat i 11 800 ± 200 lat. Ze środkowoeuropej ­skich stanowisk można z nimi paralelizować Andernach nad Re­nem i Ölknitz w Turyngii.

Jeszcze dwa poziomy kulturowe odkryto w końcu w warstwie szesnastej, zaledwie 50—70 cm pod powierzchnią ziemi. I tu także stwierdzono ślady ognisk i zarysy chat. W poziomie kulturowym

I znaleziono 600 wyrobów krzemiennych, a w warstwie kulturo­wej I około 4000 wraz z wyrobami z kości i rogu. Ten zespół narzędzi przypisuje się fazie siódmej naddniestrzańskiego pa­leolitu górnego, co odpowiada wczesnemu mezolitowi.

Datowanie metodą UC poziomu kulturowego la dało wynik 10 590 ± 230 lat.

Gdybyśmy podsumowując problem chronologii poziomów kul-

turowych poszczególnych warstw Mołodowej V spróbowali spoj­rzeć na całość, otrzymalibyśmy następujący obraz:

W paleolicie środkowym i młodszym okolice Mołodowej za­mieszkiwały na przestrzeni ponad 10 000 lat ludy myśliwskie. Poszczególne zespoły wyrobów krzemiennych umożliwiają usta­lenie chronologii naddniestrzańskiego paleolitu, przy czym profil stanowiska Mołodowa stanowi dla tego terenu profil przewodni.

Prócz tego stanowisko Mołodowa mówi również o ówczesnej faunie, o składzie zwierzyny łownej oraz rzutuje na ówczesne metody polowań. Wynika z tego, że na tych bardziej lub mniej otwartych obszarach rozległych stepów pod koniec kultury mu- stierskiej polowano przede wszystkim na kontynentalne słonie młodszego plejstocenu, czyli mamuty. W poziomach kulturowych X—VII obok mamuta występują coraz częściej szczątki dzikiego konia, bizona i rena. Pod koniec paleolitu młodszego ren wypiera ze spisu zwierząt łownych wszystkie inne formy, o czym świadczy jego zdecydowana przewaga w materiale kostnym poszczególnych warstw kulturowych.

Już w dolnej warstwie Mołodowej V występują ślady naziem­nych budowli mieszkalnych. Szczątki podobnych chat wystąpiły również w młodszych warstwach kulturowych. Do konstrukcji tych okrągłych budowli używano m.in. poroży renów prawdo­podobnie jako rusztowania, pokrywanego następnie skórami zwie­rzęcymi.

Tendencje rozwojowe wyrobów kamiennych obserwowane w warstwach kulturowych Mołodowej V wskazują wyraźnie na związki pomiędzy zespołami narzędzi z tych terenów a perigla- cjalnymi wyrobami z Europy Środkowej. Fakt ten dowodzi, że już wtedy musiał istnieć ścisły kontakt pomiędzy ludami znad Dniestru i mieszkańcami Europy Środkowej.

Rozdział dwudziesty

PALEOLITYCZNE MALOWIDŁA ŚCIENNE W JASKINIACH URALU

Monotonny warkot silników IŁ-18 nastraja do rozmyślań. Pod nami rozległe tereny na wschód od Wisły. Za dwie godziny bę­dziemy w Moskwie. Za oknami samolotu przesuwają się strzępy chmur. Tymczasem myśli moje błądzą po miejscach wielkich odkryć archeologicznych minionego stulecia. Spośród nich na czoło wybijają się malowidła ścienne w jaskiniach Hiszpanii, Francji. W związku z ich odkryciem znów nasuwa się pytanie: czy praczłowiek zamieszkiwał jaskinie. Przy próbach roz­wiązania tego zagadnienia opierano się na odkrytych w jaski­niach licznych szczątkach ludzkich i śladach kulturowych oraz owych późnoplejstoceńskich malowidłach ściennych Altamiry

i Lascaux. Badacze zajmowali się tym problemem od dawna. Do­szli przy tym do wniosku, że jedynie praczłowiek z grupy Pa- laeoanthropinae i „lodowcowy” Homo sapiens zamieszkiwali m.in. również jaskinie. Do tej pory nie odkryto (poza dwoma wyjątka­mi) środkowoplejstoceńskich jaskiń mieszkalnych ze szczątkami wczesnych przedstawicieli Hominidae i ewentualnie śladami ich kultur. Przypatrzmy się nieco bliżej wspomnianym wyjątkom. Jednym z nich są jaskinie Czoukoutien koło Pekinu. Odkryte w nich warstwy kulturowe świadczą o osadnictwie przedstawi­cieli Archanthropinae (Sinanthropus).

Tak zwane osady sinantropa, złożone z serii zlepieńców, brek- cji, warstw trawertynoidalnych, margli i popiołu zalegają w głębokich wąwozach dawnego systemu odwadniającego Gór Za­chodnich. Wąwozy były całkowicie wypełnione osadami do chwili, kiedy zaczęto eksploatować wapień dla celów przemysłowych. „Wielka Jaskinia” Czoukoutien powstała właściwie dopiero w wy­niku prowadzonych naukowych prac wykopaliskowych. Rozpo­

częto je poniżej brekcji nie zawierającej szczątków kopalnych. Ściany jaskini tworzą pierwotne, paleozoiczne wapienie, a strop brekcje, młodsze od spągowych warstw sinantropa. W jednym miejscu dawnego wąwozu znaleziono duże, z wyższych partii strącone bloki skalne. Przypuszczano, że mogą to być resztki daw­nego stropu jaskini. Takiemu przypuszczeniu przeczy jednak cha­rakter wydłużonego wąwozu mającego szereg analogii w syste­mie odwadniającym Gór Zachodnich.

Osady sinantropa w Czoukoutien nie przemawiają więc za tym, że praczłowiek typu Archanihropinae zamieszkiwał jaskinie. W tym przypadku mamy bowiem co najmniej tyle samo argu­mentów przeczących, jakoby w tym miejscu istniała kiedyś jaski­nia, co danych przemawiających za takim poglądem. Sprawa dru­giego „wyjątku”, dotyczącego szczątków Australopithecinae z Afryki Południowej, nie przedstawia się wcale lepiej. Wyniki prac wykopaliskowych i tu nie są jednoznaczne.

Na obszarze Europy po Azję Centralną nie ma prawie żadnych środkowoplejstoceńskich osadów jaskiniowych, ponieważ w set­kach jaskiń przebadanych na tym terenie nie istnieją osady star­sze od zlodowacenia Riss. Znamy tylko bardzo nieliczne przypad­ki, że odkryto osady starsze. To stwierdzenie jest jedną z najbar­dziej zdumiewających obserwacji z zakresu prac badawczych speleologów (ludzi badających jaskinie). Najprawdopodobniej przy­czyny braku takich osadów należy szukać w procesach erozji, które zachodziły na całym obszarze umiarkowanego i subtropi­kalnego klimatu i spowodowały wymycie osadów jaskiniowych. Jest rzeczą zrozumiałą, że w badaniach jaskiń czwartorzędu zaj­mowano się w pierwszym rzędzie tym, co było, tzn. istniejącymi osadami jaskiniowymi (okresami sedymentacji), a nie tym, czego nie było, mianowicie utworami wymytymi (okresami erozji). Dziś coraz częściej dochodzi się do wniosku,.że dla rozwiązania sze­regu problemów związanych ze stratygrafią jaskiń istotne zna­czenie mają właśnie okresy erozji. Może ich rolę bardziej uwy­pukli przykład skał wapiennych Azji południowo-wschodniej, ob­jętych stosunkowo niedawno intensywną erozją.

Jeżeli na tym terenie wejdziemy do jakiejś jaskini, to najczęś­ciej staniemy na warstwach osadów nadal rosnących wskutek trwającej tu jeszcze sedymentacji. Jaskinia musiała powstać

przed^ozpbcięćieiK^edymóitaćji. Zwykle tworzyła ją wzmozona działalność wód prżez wymycie skały. Zanim jednak sedymen­tacja mogła się rozpocząć, gospodarka wodna musiała ponownie

ulec zmianom. Osady jaskiniowe odzwierciedlają przebieg zmian klimatycznych na jakimś obszarze, zwłaszcza jeśli poszczególne warstwy zawierają szczątki kopalne.

Na ścianach jaskiń wapiennych spotykamy często resztki star­szych osadów jaskiniowych. Zjawisko to zawdzięczamy stosun­kowo łatwemu rozpuszczaniu się skały wapiennej oraz jej właści­wości tworzenia martwicowych warstewek pomiędzy warstwami osadów. Resztki starszych osadów jaskiniowych wzmocnione, względnie przykryte przez takie wkładki trawertynowe uchroni­ły się przed erozją. Pozostałości starych warstw na ścianach jas­kiń wskazują wysokość, do jakiej sięgała kiedyś sedymentacja. Czasem zdarzało się też, że procesy sedymentacyjne i erozyjne następowały często po sobie, wskutek czego zachowały się w jas­kini jedynie scementowane resztki po niegdyś potężnych warst­wach. W takich przypadkach niestety wszystko, co mogłoby być dla nas informacją o ludziach — ewentualnych mieszkańcach jas­kini, o życiu zwierząt i roślin tego okresu, uległo wskutek erozji zniszczeniu.

Podobne, może nawet jeszcze intensywniejsze procesy mogły zachodzić w jaskiniach stref umiarkowanej i subtropikalnej w czasie wielkiego interglacjału Mindel-Riss. Wskutek tego nie­mal wszystkie środkowoplejstoceńskie osady jaskiniowe musiały ulec zniszczeniu, a ewentualnie jeszcze zachowane utwory znisz­czyły procesy erozyjne następnego interglacjału.

W południowych Chinach odkryto jaskinie krasowe zawierające nietknięte lub tylko nieznacznie naruszone osady środkowoplej­stoceńskie. Przed niszczącymi procesami erozyjnymi uchronił je suchy klimat oraz lekkie wznoszenie się gór krasowych. Nieste­ty, i tu nie natrafiono na szczątki praczłowieka, mogące świad­czyć o wykorzystaniu jaskiń do celów mieszkalnych.

Nie mamy więc dowodów na to, by „praczłowiek” był człowie­kiem jaskiniowym. Szereg przykładów świadczy nawet przeciwko takiemu stawianiu zagadnienia. W basenie Tuluzy znajdują się stanowiska aszelskie ze starszego paleolitu. Są to stanowiska otwarte. Otacza je wieniec stanowisk jaskiniowych i schronisk podskalnych z górnopaleolitycznymi resztkami kulturowymi. Po­dobna sytuacja panuje w rejonie Jabrudu w Syrii, gdzie często spotyka si? paleolityczne aszelskie stanowiska otwarte. Śladów

paleolitycznego osadnictwa w tamtejszych jaskiniach prawdopo­dobnie całkowicie brak, są zaś warstwy kulturowe z neolitu.

Na podstawie powyższych danych można z dużym prawdopo­dobieństwem przyjąć, że grupy wczesnych typów praczłowieka .4rrh<mfhroptnne, Pithecanthropus najszerzej pojęty) nie używały

w ogóle jaskiń jako stałych mieszkań, względnie czyniły to bar­dzo rzadko. Dopiero później wystąpił praczłowiek w historii roz­woju kultury jako „człowiek jaskiniowy”. Zapewne warunki kli­matyczne okresu lodowcowego zmusiły go do chronienia się w jaskiniach.

Należy jednak odróżnić jaskinie mieszkalne od jaSkiń odwie­

dzanych w celach kultowych. Takie zróżnicowanie jest szczegól­nie istotne w paleolicie młodszym i w okresie tuż po nim, kiedy człowiek stał już na wyższym stopniu rozwoju psychicznego. Jaskinie prowadzące często głęboko do ciemnego wnętrza ziemi uważano za siedzibę mocy podziemnych. Odwiedzano je jako tajemnicze miejsca dla odprawiania magii łowieckiej i składania ofiar. I na tym zamyka się krąg dociekań, bowiem właśnie na tym stopniu rozwoju kultury ludzkiej pojawiają się znane na całym świecie malowidła ścienne z jaskiń Hiszpanii i południowej Francji.

Któż mógł przypuszczać, że w 80 lat później na dalekim Uralu zostaną odkryte równej wartości dzieła sztuki człowieka plejsto­cenu? Ich wiek nie budzi zastrzeżeń chociażby ze względu na to, co w nich przedstawiono. Już w poprzedzającym ćwierćwieczu znaleziono na terenie Związku Radzieckiego ryciny naskalne. (Myślę o formach geometrycznych wygrawerowanych na ścia­nach jaskiń Mgwimewi i Agca w Gruzji, o rysunkach geometry­cznych oraz realistycznie przedstawionych i stylizowanych zwie­rzętach na stropach jaskiń Kamiennej Mogiły w pobliżu Morza Azowskiego, o malowanych scenach myśliwskich w schroniskach podskalnych i w jaskiniach Zaraut-Sai w Uzbekistanie i o rzeź­bionych zwierzętach na skalistych brzegach Leny w pobliżu wsi Szyszkino). Niektórzy badacze uważali, że wszystkie te „dzieła” pochodzą z paleolitu. Przeciwko takim poglądom znajdowano coraz to nowe argumenty. Wśród przedstawionych zwierząt nie było wizerunków mamuta i nosorożca włochatego — typo­wych ssaków plejstocenu, przedstawianych m. in. także w jaski­niach Europy Zachodniej. Rysunek „mamuta” z Kamiennej Mo­giły został w końcu przez autorytety naukowe uznany za wize­runek byka.

Wśród nowo odkrytych malowideł ściennych w jaskiniach po­łudniowego Uralu znaleziono za to w jednej z nich rzeczywiście rysunki przedstawiające mamuta i nosorożca włochatego. Ich odkrycie ma wyjątkowo doniosłe znaczenie. Dotychczas bowiem najstarsze dzieła sztuki, jakimi są jaskiniowe malowidła ścienne, znane były wyłącznie z Hiśzpanii i Francji. Rozpowszechniło się wobec tego mniemanie, jakoby człowiek paleolitu tych terenów odegrał najważniejszą, a nawet jedyną rolę w rozwoju najwcześ­

niejszej sztuki. I znów. tak jak to już nieraz bywało, archeologia musi odrzucić zbyt pochopnie względnie przedwcześnie wypo­wiedziane sądy i potraktować zagadnienie znacznie szerzej.

Nowo odkryte jaskiniowe malowidła ścienne z plejstocenu znaj­dują się w największej ze znanych jaskiń południowego Uralu nazywanej Szulgan-Tasz lub Kapowaja. Wprawdzie jaskinię tę wymienia P. O. Riczkow po raz pierwszy już w 1760, ale jej malowidła ścienne odkryto dopiero w 1959. Odkrywcą był A. W. Riumin, zoolog pracujący w Baszkirskim Parku Narodo­wym. Malowidła ścienne stały się w latach 1960—1964 przed­miotem wnikliwych badań członków wyprawy naukowej Akade­mii Nauk ZSRR pod kierunkiem profesora Badera. Jaskinia Ka­powaja leży w górzystej bezludnej okolicy na terenie rejonu biełorieckiego w Baszkirskiej ASRR. Wejście do jaskini znajduje się w głębokim wąwozie w odległości około 150 m od rzeki Biełej. Od strony rzeki jest ono niewidoczne. Z jaskini wypływa Szul- gan — dopływ Biełej. Jaskinia Kapowaja powstała najprawdo­podobniej w warstwach wapieni i dolomitów góry Szulgan-Tasz już w trzeciorzędzie. Wody rzeki Szulgan wymyły w ciągu setek tysięcy lat ogromne podziemne komory. Ponieważ koryto rzeki uległo pogłębieniu, komory jaskini układają się dziś piętrowo jedne nad drugimi. Ich łączna długość sięga około 1,5 km. Do­kładny plan jaskini opracowują naukowcy — uczestnicy Spe­leologicznej Ekspedycji Naukowej Uniwersytetu Baszkirskiego.

Dolne piętro komór zaczyna się przy wejściu do jaskini, znaj­dującym się dziś 7,5 m powyżej poziomu Biełej. Komory pier­wszego piętra wznoszą się stopniowo do wysokości 26 m nad poziomem rzeki, przy czym sięgają około 300 m w głąb góry. Miejscami chodniki rozszerzają się tworząc wielkie komory i hale. Dno jaskini zalegają osady piaszczysto-gliniaste. W niektórych miejscach chodniki są zawalone blokami skalnymi, co znacznie utrudnia dostęp do dalszych partii jaskini. Wyżej znajdują się chodniki i komory górnego piętra.

Odnośnie do wieku dolnego piętra zdania geologów radzieckich są jeszcze podzielone. G. W. Wachruszew uważa, że piętro to jest dość młode, tzn. uległo osuszeniu około 12 000 lat temu. W. L'. Ja- chimowicz natomiast twierdzi, iż jest ono znacznie starsze. Co do wieku górnego piętra, leżącego dziś około 50 m nad poziomem

Biełej, nie ma wątpliwości. Osady w tej części jaskini są znacznie bardziej scementowane i bardziej wysuszone, a ściany komór

i chodników są dużo gładsze od ścian dolnego piętra.

Zaraz na początku wyprawy, na przełomie lat 1960/61, w jed­nej z komór górnego piętra odkryto obok znalezionego przez

A. W. Riumina rysunku dzikiego konia siedem dalszych malowi­deł. Wszystkie były wykonane czerwonym naturalnym barwni­kiem. Na przeciwległej ścianie tej komory znajduje się druga grupa malowideł paleolitycznych. Wreszcie trzeci zespół czerwo­nych obrazów odkryto w jednej i komór dolnego piętra. Wśród tych ostatnich wyróżniono już lekko stylizowane wizerunki zwierząt. Wszystkie malowidła znajdują się we wnętrzu góry w odległości około 300 m od wejścia do jaskini. Najtrudniej do­trzeć do malowideł górnego piętra. Nie jest to odosobnione zja­wisko. Mamy z tym do czynienia nie tylko w jaskini Kapowaja, ale i w Europie Zachodniej. Te tajemnicze obrazy umieszczano prawdopodobnie celowo w trudno dostępnych miejscach, do któ­rych nierzadko prowadziła droga ogromnie niebezpieczna.

I tak na przykład do wspaniałych paleolitycznych malowideł górnego piętra jaskini Kapowaja prowadzi wspinaczka po stro­mych, miejscami pionowych ścianach skalnych 30-metrowej wy­sokości. Kierownik wyprawy, profesor Bader wspomniał, że zda­niem okolicznych mieszkańców istnieje jeszcze drugie wejście do jaskini prowadzące bezpośrednio na górne piętro. Niestety, nikt nie umiał tego wejścia wskazać. I w tym względzie Kapo­waja przypomina niektóre jaskinie hiszpańskie. Aby dotrzeć do wyższych pięter tych jaskiń, speleolodzy byli zmuszeni użyć lin i drabin. Jedynie ten, kto sam kiedyś brał udział w systematycz­nych badaniach jaskiń, kto sam poznał ciemne, strome i śliskie wilgotne ściany i pionowe szczeliny, w których ręce i stopy na próżno szukają jakiegoś występu i nie znajdują oparcia, zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie trudy czekają tam speleologów, zna niebezpieczeństwa pochłaniające ciągle nowe ofiary. W jaskini Kapowaja zginął w czasie wyprawy młody radziecki speleolog Walery Nazonow. Dotychczas odkryto w tej jaskini ponad 30 czerwonych malowideł ściennych. Wszystkie wizerunki zwierząt górnego piętra sfotografowano, a artyści malarze skopiowali je w skali 1:2 (zmniejszyli o połowę). W dolnym piętrze jaskini prac jeszcze nie zakończono. Panujące tu niekorzystne warunki spo­wodowały częściowe zniszczenie malowideł. Niektóre uległy wskutek dużej wilgotności rozmazaniu. Inne pokryły się utwo­rami naciekowymi, których usunięcie wymaga bardzo czasochłon­nych prac konserwatorskich.

Obserwując ścianę pokrytą tymi plejstoceńskimi malowidłami stwierdza się, że poszczególne obrazy nie są ze sobą związane, tzn. nie zostały wkomponowane w ścianę czy strop. Różnice są również widoczne w skali wielkości poszczególnych obrazów. Każdy z nich stanowi samodzielne dzieło sztuki.

Kopia pierwszej grupy tych paleolitycznych malowideł daje wyobrażenie całości pokrytej nimi ściany. Przy tym spostrzega się, że lewa figura, przedstawiająca chyba dzikiego konia, jest większa od namalowanego obok po prawej mamuta. Dokładnie można rozpoznać szczegóły budowy tego lodowcowego słonia: jego wysoką, odcinającą się od tułowia głowę, garb grzbietowy *, opadającą ku tyłowi linię grzbietu, a nawet owłosiony ogon. W środkowej części ściany uderza szczególnie duży, jaskrawo- czerwony wizerunek zwierzęcia — wielkiego ssaka o krótkich kończynach, krótkim tułowiu i wielkim rogu. Profesor Bader uważa, że przedstawione tu zwierzę to nosorożec włochaty. Po­dobne sylwetki zwierzęce znamy również z jaskiń Francji. Znany moskiewski paleontolog profesor Gromow jest jednak zdania, że chodzi tu raczej o rysunek Elasmotherium — olbrzymiego ssaka z nosorożcowatych, w plejstocenie szeroko rozprzestrzenionego na obszarze Azji. Dzisiejszy stan wiedzy nie pozwala przypuszczać, jakoby jego zasięg mógł dochodzić do Europy Zachodniej. Gdyby inne malowidła ścienne potwierdziły taką interpretację rysunku, do której i my ze względu na dane anatomiczne chcielibyśmy się przyłączyć, to lista rysunków zwierząt plejstocenu powiększy­łaby się o jedną z najosobliwszych form. Poniżej rysunku do­mniemanego Elasmotherium znajduje się na ścianie jeszcze jedna, ale już stylizowana figura, której dotąd nie rozpoznano.

Nieco z boku tej centralnej grupy zwierząt znajdują się dwa dalsze rysunki: dzikiego konia i mamuta. Oddziela je od po­przednich wyraźnie zaznaczone pionowe zagłębienie w skale. Na pierwszym z wymienionych rysunków mamuta (z centralnej części ściany) wyraźnie widoczny jest lewy cios, którego brak na drugim z rysunków. Dalej na lewo od centralnej grupy ry­sunków znajdują się jeszcze dwie sylwetki mamutów. Porównu­jąc malowidła ścienne Europy Zachodniej z malowidłami z jaskini

Kapowaja pod względem techniki, motywów i wielkości (która w jaskini Kapowaja waha się w granicach 42—112 cm), nietrudno zauważyć znaczną zbieżność, a nawet w ogóle brak zasadniczych różnic.

Z uzyskanych obserwacji wynika, że paleolityczni „artyści i czarownicy” malowali te obrazy najczęściej stojąc na dnie jaski­ni. Pogląd ten potwierdzają zresztą i wyniki badań geologicznych. Jednakże malowidła umiejscowione wysoko na ścianach i stropach jaskiń nie mogły powstać bez użycia specjalnych środków po­mocniczych, być może urządzeń przypominających rusztowania. Prawdopodobnie artyści malarze nie wykonywali grupy rysunków zwierząt jednocześnie, ale malowali poszczególne zwierzęta od­dzielnie, z dużymi przerwami w czasie.

Analiza chemiczna pobranych z obydwu pięter jaskini Kapo­waja próbek farby, przeprowadzona w laboratorium chemicz­nym Państwowego Centralnego Instytutu Konserwacji Zabytków, wykazała, że praczłowiek używał do malowania lubryki zmie­szanej z substancjami pochodzenia zwierzęcego. W miarę upływu czasu farba związała się bardzo silnie ze skałą. Nawet przy usu­waniu napisów ze ścian jaskini, pozostawionych tam przez tury­stów, farba paleolitycznych malowideł pozostawała nietknięta na skale. Na szczęście turyści nie dostrzegli w mroku jaskini cen­nych obrazów zwierząt. Jedynie w miejscach, gdzie warstwa czerwonej farby była szczególnie gruba, wilgotny tampon waty zabarwiał się na różowo.

Na rysunkach obydwu grup górnego piętra przedstawione są niemal wyłącznie zwierzęta z profilu i w biegu. We wszystkich przypadkach z jednym tylko wyjątkiem biegną one na lewo, i to zarówno dzikie konie pierwszej grupy, jak domniemane Elasmotherium i mamuty. Wszystkie zwierzęta obrysowane są grubymi konturami, niektóre natomiast przedstawione są rysun­kiem płaszczyznowym.

Najlepiej zachował się wizerunek mamuta po lewej stronie. Wyraźnie można na nim rozpoznać nasadę trąby, cios, silnie ku tyłowi opadającą linię grzbietu, owłosiony ogon i częściowo rów­nież kończyny. Jak już wspomniano, wśród wszystkich namalo­wanych zwierząt tylko jedno skierowane jest w kierunku prze­ciwnym, tzn. na prawo. Jest nim widniejący po prawej stronie

mamut. I tu bez trudu można rozpoznać wysoką głowę, długą trąbę i obydwa ciosy.

Druga grupa rysunków górnego piętra obejmuje także rysunki zwierząt, z których najbardziej zewnętrzny nie jest rozpozna­walny. Przypomina on częściowo sylwetki żubrów, jakie widuje się w jaskiniach południowej Francji, ale równie dobrze można by go uznać za podobiznę nosorożca. W trzech pozostałych ry­sunkach tej grupy łatwo rozpoznać mamuty. Dwa środkowe osobniki, idące jeden za drugim przedstawiają być może samicę z młodym. Dalej na prawo znajduje się jeszcze jeden rysunek mamuta, który należy do najcenniejszych malowideł jaskini Ka- powaja. I w tym przypadku także wyraźne są nogi tego spokoj­nie kroczącego zwierzęcia.

Wszystkie te paleolityczne malowidła zwierzęce górnego piętra jaskini są rysunkami realistycznymi; stylizacja zdarza się wy­jątkowo i widać ją jedynie na rysunku nazwanym Elasmothe- rium. Pod względem techniki wykonania te monochromatyczne malowidła ścienne z jaskini Kapowaja przypominają jednobarwne czarne ryciny magdaleńskie w jaskiniach Niaux i Font de Gaume we Francji.

Malowidła ścienne w jaskini Kapowaja są bezsprzecznie dzie­łami człowieka paleolitu. Szereg obrazów pokrywają grube war­stwy wapiennych utworów naciekowych, a poszczególne rysunki są poprzecinane szczelinami i rysami wypełnionymi kalcytem. Zresztą wiek tych dzieł sztuki determinują również i przedsta­wione na nich zwierzęta plejstocenu. Malowidła mogły więc powstać jedynie w paleolicie. Trudno jednak powstrzymać się od pytania, ile mają lat. W tej chwili możemy te nowo odkryte ma­lowidła z południowego Uralu paralelizować jedynie z zachodnio­europejskimi. Dokładnie będzie je można datować dopiero po przeprowadzeniu dodatkowych, zakrojonych na szeroką skalę prac wykopaliskowych w innych jaskiniach południowego Uralu, za­wierających również zabytki kulturowe oraz szczątki organiczne, bez których określenie bezwzględnego wieku jest niemożliwe. Oczywiście porównanie tego rodzaju zabytków odległych od siebie o blisko 4000 km jest przedsięwzięciem dość problematy­cznym, ale z braku innych możliwości musimy się do tego uciec. W porównaniu bierzemy pod uwagę wczesnomagdaleńskie mało-

widia ścienne w stylu monochromatycznym z jaskiń południowej Francji.

Rysunki z jaskini Kapowaja możemy więc tymczasowo zaliczyć do kultury magdaleńskiej lub do okresu nieco wcześniejszego. W drodze porównań profesor Bader doszedł do wniosku, że ma­lowidła południowouralskie powstały w III i IV fazie stylowej (wg A. Leroi-Gourhana), tzn. w czasie pomiędzy końcowym sta­dium kultury solutreńskiej a środkowym magdalenem, w górnym paleolicie. W liczbach byłoby to więc 15 000—12 000 lat temu.

Paleolityczne malowidła ścienne z południowego Uralu posia­dają jednak pewne cechy, którymi różnią się od malowideł pół- nocnohiszpańskich i południowofrancuskich. Są to szczegóły techniczne, takie jak np. brak techniki grawiurowej, szeroko roz­powszechnionej na terenie Pirenejów. Zasadniczą różnicę stenowi wybór przedstawionych na rycinach zwierząt. W jaskini Kapo­waja przeważa np. motyw mamuta, który w jaskiniach Europy Zachodniej jest bardzo rzadki. Ta obserwacja wskazuje zresztą i na to, że mamut odgrywał w życiu paleolitycznego myśliwego Europy Wschodniej i Azji dużo większą rolę aniżeli dla ówcze­snego mieszkańca Europy Zachodniej. Potwierdzenie takiego ro­zumowania znajdujemy również w odkrytych w Europiej Wscho­dniej i Azji licznych paleolitycznych stanowiskach łowców ma­mutów*. W obozowiskach tych znaleziono ogromną ilość szcząt­ków kostnych złowionych mamutów. Mamucich kości używano także do budowy prymitywnych chat mieszkalnych.

Spróbujmy cofnąć się do czasów, kiedy pod rękoma plejstoceń- skich artystów powstawały omawiane obrazy. Są to czasy wiel­kich polowań, okres dalekich wędrówek zwierząt. Tajemniczymi drogami, dostępnymi albo znanymi tylko niektórym członkom rodu i „czarownikowi” osiedla docierają wybrańcy do wejścia do jaskini, znajdującego się z dala od obozowiska i ukrytego w jed­nym z bocznych wąwozów przecinających koryto rzeki. Wejście do jaskini to próg do „podziemi”, to przekroczenie kręgu wielkiej tajemnicy. Łowcy zapalają przyniesione ze sobą pochodnie i wkra­czają do świętych pomieszczeń. Przewodzi im „szaman”. W ską­pym świetle pochodni, przez słabo oświetlone chodniki idą po­

chyleni, prawie po omacku szukając dalszej drogi, przeciskają się przez wąskie szczeliny; stopy ślizgają się na wilgotnych, przez wodę wygładzonych płytach skalnych. Mijają stalagmity o prze­dziwnych kształtach, idą dalej i dalej, im bardziej w głąb góry, tym bardziej oddalają się od świata zewnętrznego. Wreszcie za­trzymują się w jednej z wielkich komór. Tu w migocącym świetle pochodni mała grupka łowców rozsiada się. Długo czekają na powrót czarownika. To oczekiwanie, ta cisza wkoło i mrok, przy­niesione maski zwierząt, święta broń i przedmioty kultu — wszystko to determinuje ich myśli i wolę. Potem przechodzą do jasno oświetlonej „sali”, której ściany ozdobione są obrazami. W migocącym świetle płomieni wielkich ognisk wydaje się, że namalowane zwierzęta poruszają się. Powstał nowy rysunek ma­muta. Świeżą, jaskrawoczerwoną barwą narzuca pomieszczeniu swoje panowanie. I teraz zaczyna się magia łowów; łowcy tań­czą, „czarownik” zaklina zwierzynę, tu nakłada pęta zdobyczy, która stanie się ich udziałem w najbliższych dniach i tygodniach na szlaku wielkich łowów. Upiorne postacie w maskach zwierzę­cych przemykają w półmroku. Wszystkie ich myśli skupiają się teraz wokół zwierzyny, wybiegają daleko na szlaki wędrówek żubrów, retiów, mamutów...

Po odkryciu na południowym Uralu tych jedynych w swoim rodzaju pomników sztuki paleolitycznej — w powiązaniu z bez­sprzecznie pradawnymi gómopaleolitycznymi albo mezolityczny- mi dziełami sztuki znad Morza Azowskiego i z Kaukazu, Azji Środkowej i Syberii — można mieć nadzieję na znalezienie no­wych ośrodków rozwoju malarstwa paleolitycznego w tej części Eurazji.

Rysunki dolnego piętra jaskini Kapowaja różnią się od górnych stylem i treścią. Znajdują się one na niskich skośnych stropach jednego z bocznych odgałęzień wielkiej komory, leżącej około 25 m powyżej dzisiejszego poziomu Biełej. Wszędzie na stropie i ścianach przyległej sali występują czerwone plamy — dalsze ślady podobnych rysunków. Częściowo sięgają one w głąb osadów jaskiniowych, z których trzeba je wykopać. Jak wykazała analiza chemiczna, wszystkie malowidła piętra dolnego wykonano tą samą czerwoną farbą (lubryką), jaką malowano na piętrze górnym. Część tych młodszych rysunków pokrywa również warstwa wa-

plennych utworów naciekowych. Obrazy, które nie uległy po­kryciu tymi utworami, zachowały stosunkowo jasną, jaskrawo- czerwoną barwę. Natomiast ryciny pokryte cieńszą lub grubszą warstewkę wapiennych utworów naciekowych mają odcień ciem­noczerwony aż po ciemnobrązowoczerwony.

Jest jednak jeszcze jedna różnica pomiędzy malowidłami gór­nego i dolnego piętra jaskini Kapowaja. Wszystkie rysunki piętra dolnego zalicza się do stylu geometrycznego. Spotyka się figury czworoboczne, przypominające prostokąt lub trapez. Są rysunki, które chciałoby się określić jako motyw przewodni, a obok nich znów skośne, równoległe linie. Trudno rozszyfrować znaczenie tych rysunków, wykonanych podobnie jak naturalistyczne malo­widła górnego piętra tą samą czerwoną farbą. Możliwe, że czwo­roboki i trójkąty mają przedstawiać chaty czy inne naziemne budowle. Profesor Bader jest zdania, że na jednym z rysunków

0 rozmiarach 27X30 cm można rozpoznać coś w rodzaju wejścia. Pierwotnie sądzono, że geometryczne rysunki występujące na

tym obszarze powstały w neolicie albo w jeszcze późniejszych czasach. Dla sprawdzenia tego poglądu zebrano wszystkie dotych­czas znane, lepiej lub gorzej datowane rysunki tego rodzaju

1 porównano je z rysunkami z jaskini Kapowaja. OkAało się, że nie można tych ostatnich paralelizować ze wspomnianymi dzieła­mi późniejszymi. Tymczasem rozpoznano wśród paleolitycznych malowideł ściennych jaskiń francuskich podobne figury geome­tryczne. Określano je także jako rysunki chat. Znaczną zbieżność z rysunkami z jaskini Kapowaja wykazują grupy stylizowanych obrazów w wyżej wspomnianej jaskini Font de Gaume.

Większość zachodnioeuropejskich badaczy uważa te znaki geometryczne za mezolityczne, a więc pochodzące ze środkowej epoki kamienia. Natomiast francuski archeolog A. Leroi-Gourhan wyraził w wielu swoich ostatnio publikowanych pracach oraz w wykładzie wygłoszonym na V Międzynarodowym Kongresie Prehistoryków w Hamburgu (1958) pogląd, że odbydwa style (malarstwa naturalistycznego i geometryczny) występowały rów­nocześnie obok siebie. Starał się to uzasadnić pewnymi prawidło­wościami w układzie grup znaków. W myśl tej teorii geometrycz­ne znaki dolnego piętra jaskini Kapowaja pochodzą także z pa­leolitu górnego. Argumentem przemawiającym za powyższą

interpretacją może być zgodność wyników analiz chemicznych próbek farb z obydwu pięter jaskini Kapowaja, a także obecność schematycznych rysunków na piętrze górnym. Również i geolo­giczny wiek dolnego piętra jaskini w ujęciu radzieckiego geologa W. L. Jachimowicza nie przeczy w zasadzie tej teorii. Szereg argumentów pozytywnych uzupełnia fakt znalezienia znaków geometrycznych obok malowideł naturalistycznych także w jaski­niach południowo-zachodniej Europy. W jaskini Cougnac we Francji na przykład realistyczne obrazy zwierząt znajdują się na głównych ścianach komory, a znaki geometryczne występują w mniejszych chodnikach i odgałęzieniach. Chodniki te można uważać za specjalną czy wydzieloną część miejsca kultu, podob­nie jak dolne piętro jaskini Kapowaja.

Mimo tych wszystkich nadzwyczajnych odkryć, których zna­czenia jeszcze w tej chwili nie jesteśmy w stanie ocenić, należy wspomnieć, że to dopiero początek systematycznych badań ra­dzieckich archeologów na tym terenie. Jesteśmy przekonani, iż wyniki dalszych badań omawianego obszaru w znacznym stopniu wzbogacą naszą wiedzę o duchowym rozwoju człowieka.

Rozdział dwudziesty pierwszy

GROBY ZE SZKIELETAMI SKURCZONYMI NA BORNEO

To było dawno, bardzo dawno temu, w czasach, kiedy czło­wiek posiadał jeszcze zdolność stawania się niewidocznym. Wów­czas niedaleko stąd stało kilka długich domów. Było ich może cztery albo i pięć. W jednym z nich mieszkał wódz Terayeng wraz ze swoim licznym dworem, który ledwo się mieścił pod jednym dachem. Dlatego też postanowiono powiększyć stan po­siadania.

Zaczęło się od złożenia ofiary. Nie zabito jednak świni ani ptaka, jak to dziś jest w zwyczaju. Zabito dziecko, chłopca, wnuka starej Piery. Ciało zakopano pod pierwszym słupem, jaki stawiano. Stara poszukiwała chłopca przez wiele godzin, aż doszła do miejsca, w którym pierwszy słup wpuszczono w ziemię. Nie zatarte ślady krwi upewniły ją w przekonaniu, że jej wnuka już nie ma wśród żyjących. Rzuciła na ludzi przekleństwo.

Pięć dni trwała żałoba PieTy. Dzień i noc waliła w gong. Pią­tego dnia niebo pokryło się chmurami. Zaczęło się gwałtownie ściemniać i zerwała się potężna wichura. Potem nastąpiło ober­wanie chmury. Jednak zamiast kropli deszczu spadały z nieba kamienie i skały. Wszystkie domy i wszyscy ludzie przemienili się w kamienie. Tylko Piera i jej kuzyn Muled Rali, który był najpotężniejszym czarownikiem wśród mężczyzn, uszli z życiem. W ten sposób powstały skały i jaskinie Niah”.

Tę starą legendę opowiedział nam któregoś wieczora w czasie prac wykopaliskowych w 1958 Bin Husajn, muzułmanin pocho­dzenia punańskiego. Zanim jednak rozpoczął opowieść, wdrapał się na występ skalny z naczyniem, wypełnionym świeżą wodą zaczerpniętą z jaskiniowego źródła i tam w swoim starym ple­miennym języku wielkim głosem począł wzywać półbogów. Przed­

tem, uroczyście zaklinając duchy, z rytualnym nabożeństwem dwukrotnie wypłukał wodą usta i umył twarz. Czyż nie żyły dotąd jeszcze w jaskiniach potężne duchy skamieniałych i czyż dla Bin Husaina nie istniała możliwość, że już jutro w czasie prac wykopaliskowych spotka się z duchem Terayenga? Było więc bezpieczniej udobruchać niewidocznych i nastroić ich życzliwie.

Światem, w którym Husain żył, był Sarawak, północna część wyspy Borneo, Wybrzeże Sarawaku leży nad Morzem Południo- wochińskim. Przeciwległy stały ląd jest oddalony o około 1000 km. Większa część wyspy Borneo należy do Indonezji, natomiast Sa­rawak wchodzi w obręb Malajzji. W odległości 16 km od morza, ale jeszcze w obrębie przybrzeżnej równiny, w sercu dżungli otaczającej pierścieniem Niah — stację rządową, nad rzeką o tej samej nazwie wznosi się Gunong-Subis, mioceńska (trzeciorzędo­wa) góra wapienna. Znajduje się w niej znaczna ilość mniejszych i większych jaskiń. Jedna z nich jest olbrzymia. Nazywa się ją „Wielką Jaskinią Niah”. Leży przy zachodnim wejściu do całego systemu jaskiń i ma 250 m szerokości i 60 m wysokości. Daleko w głąb góry prowadzi labirynt, który częściowo składa się z jasnych i chłodnych grot. Żyją w nich miliony nietoperzy i je- rzyków. Oddawane tu od tysięcy lat odchody tworzą warstwy guana. W chodnikach i komorach jaskiń oraz na wysokich ścia­nach skalnych jerzyki budują małe gniazda, które mieszkańcy okolicznych wsi zbierają i przez Singapur i Hongkong wysyłają do Chin. Tam zużytkowuje się je do przygotowania znanej chiń­skiej zupy z gniazd ptasich.

Dzisiaj okolicę Niah zamieszkują różne grupy plemion Daja- ków: Iban (Dajakowie morscy), Punan (osiadli koczownicy leśni), Melanau oraz Malajowie. Zajmują się głównie rolnictwem, zwła­szcza uprawą ryżu. Pola uprawne wykorzystują, tylko raz; po zbiorach je porzucają. Nowe tereny uprawne zdobywają wypa­lając i karczując dżunglę. Życie i praca ludzi zamieszikujących te tereny 2000 lait temu prawdopodobnie niewiele się różniły od zwyczajów dzisiejszych mieszkańców.

Kiedy T. Harrisson z Sarawackiego Muzeum w Kuching po wieloletnich przygotowaniach rozpoczynał w 1954 prace badawcze na tym terenie, zastał jaskinie Niah jeszcze nie tknięte przez geologów i archeologów. Pisał on wtedy: „Jeżeli na Borneo żył

kiedyś praczłowiek, to gdzie mógłby znaleźć lepsze warunki by­towania niż tutaj nad rzeką Niah?M Przystępując do prac badaw­czych trzeba było na początku dokonać dokładnych pomiarów całego terenu i skartować go. Było to niełatwe zadanie zważyw­szy, że dżunglę i dziewicze lasy okolicy Niah przecina zagmatwa­na sieć licznych małych rzeczek i strumyków. Pojawiają się one to tu, to tam, by nagle zniknąć pomiędzy skałami lub w jakiejś jaskini. Konieczne więc było najpierw ustalenie, która rzeka jest którą. Nic dziwnego, że ten tak bardzo skomplikowany teren tubylcy uważają za krainę duchów. W ich wyobrażeniach w miej­scach pojawiania się lub znikania rzek świat nadziemny jednoczy się ze światem podziemnym.

Już w pierwszych próbnych wykopach z lat 1954—1957 uzy­skano bardzo bogaty materiał w postaci wyrobów kamiennych

i fragmentów ceramiki z okresu brązu. Koniec brązu na tych terenach przypadł około 1000 roku n.e. Z tego samego czasu po­chodzą też groby znalezione w Wielkiej Jaskini Niah na głębo­kości 2,5 m pod zbitą ciemnoczerwoną warstwą guana. Również i w sąsiednich jaskiniach dokonano wielu cennych odkryć. W je­dnej z nich, zwanej Jaskinią Obrazów (Lobang Kain Hitam), odkryto wielkie czerwone malowidła ścienne, związane z kultem łodzi zmarłych. Były to tańczące postacie z dzidą i tarczą oraz symbole i zwierzęta, wszystko z okresu brązu. Na dnie jaskini leżały łodzie-trumny, których dzioby i rufy zdobiły głowy zwie­rzęce. Nieco wyżej, w stromej ścianie skalnej znajduje się Jaski­nia Kości (Lobang Tulang). Jej dno pokryte było kośćmi ludz­kimi i resztkami ceramiki. Znalezione tu przedmioty pochodziły głównie z kontynentu azjatyckiego. Pod względem czasowym zaliczono je do chińskich dynastii Tang i Sung (VII do XIV wieku n.e.). Trzecia z nowo odkrytych jaskiń to Jaskinia Mordu (Lobang Gan Kira), stanowiąca przedsionek do wielkiego, bardzo rozgałęzionego labiryntu i również połączona z jaskinią Niah. Prowadzenie prac badawczych w tych trzech jaskiniach wyma­gało od naukowców wielkiego wysiłku. Codziennie musieli pieszo pokonywać wiele kilometrów po bezdrożach dżungli i przedzierać się przez chodniki i szczeliny skomplikowanego systemu jaskiń.

Szczególnie starannie badano Jaskinię Obrazów. Przed odsło­nięciem zabytków podzielono dno jaskini na równe kwadratowe pola. Ze względu na bardzo dużą liczbę (40 000) zabytków było to konieczne. Każdy zabytek wrysowywano na dokładnym planie i zaznaczywszy w ten sposób miejsce położenia wydobywano go. Kopie malowideł ściennych naturalnej wielkości wykonał młody chiński artysta, przygotowujący ich wystawę w Muzeum Sara- wackim. Znalezione przedmioty dostarczyły wielu nowych danych odnośnie do historycznego rozwoju okolicy Niah. Wykopywano co­raz więcej wspaniałej chińskiej ceramiki i porcelany. Wskazują one na dość ścisłe związki pomiędzy Chinami a Borneo w czasach dynastii Tang i Sung. Jaskinia Obrazów była kiedyś centralnym miejscem wielkich uroczystości pogrzebowych i ceremonii zwią­zanych z kultem łodzi zmarłych, miejscem przejścia zmarłego ze świata nadziemnego do świata podziemnego. Niezależnie od tego jaskinia była też równocześnie cmentarzyskiem. Obok szczątków

chińskiej ceramiki znaleziono też naczynia i inne szczątki — ślady miejscowych kultur, których początków należy szukać w neolicie. Zbiory zabytków kulturowych uzupełniają liczne szklane paciorki chińskie i ozdoby tubylców z muszelek i kości z bogatą orna­mentyką.

Znaczenie związków kulturowych pomiędzy północną częścią Borneo a kontynentem azjatyckim podkreślają w szczególny spo­sób znalezione w jaskiniach narzędzia służące do zdrapywania ze skal jadalnych gniazd ptasich. Prawdopodobnie już wówczas okolica Niah stanowiła centrum dostawcze gniazd ptasich dla Chin. Tym samym tereny te zetknęły się bezpośrednio z kulturą chińską. W piśmiennictwie chińskim znajdują się wzmianki o im­porcie jadalnych gniazd ptasich już około roku tysięcznego. W tym czasie pewną rolę w kontaktach handlowych z Chinami mogły odgrywać również rogi dzioborożców. Był czas, kiedy ceniono je wyżej od jadeitu. Jeden taki róg znaleziono w jaski­ni. W ścisłych kontaktach z kontynentem znajdujemy wytłuma­czenie kulturalnego rozwoju północnego Borneo. Już przed tysią­cem lat, a być może jeszcze dawniej, znano na Borneo narzędzia metalowe i inne przedmioty pochodzenia kontynentalnego, pod­czas gdy np. na Nowej Gwinei, wyspie położonej o około 2000 km na wschód od Borneo, dziś jeszcze spotykamy kulturę z epoki kamienia. Dzięki szybkiemu rozwojowi techniki obróbki żelaza na kontynencie, na Borneo okres brązu w pewnej mierze przesko­czono. Na podstawie prac wykopaliskowych stwierdzono, że okres brązu na Borneo nie odegrał wielkiej roli w rozwoju kultury.

Wielka Jaskinia Niah zawierała ponadto bogate zabytki z neoli­tu. Okres ten zakończył się tu około 200 r. n.e. W tym czasie używano jaskini również jako cmentarzyska, zwłaszcza jej tylnej części, gdzie odsłonięto ponad 100 grobów. Część z nich była bogato wyposażona. Niektóre ze zwłok leżały w drewnianych trumnach lub wydłubanych pniach, inne były tylko zawinięte w maty, których resztki też się jeszcze zachowały. Znaleziono także pochówki dzieci w wielkich popielnicach. W jednej z grot w pobliżu Wielkiej Jaskini odkryto w 1961 dalszych 50 grobów neolitycznych z pochówkami pierwotnymi i wtórnymi. Pochówki pierwotne odsłonięto w warstwach czerwonej ziemi. Były to mniej lub bardziej kompletne szkielety. Nad nimi zalegały

w postaci nagromadzenia kości pochówki wtórne. Znajdowały się one częściowo w popielnicach. Przy pochówkach obu typów zna­leziono ceramikę, narzędzia kamienne, muszle „porcelanowe” oraz ozdoby z kości i muszelek. Wszystkie szczątki pochodziły również z neolitu.

Poza wymienionymi grobami w Wielkiej Jaskini Niah znale­ziono jeszcze inne pochówki w postaci szkieletów o „zniekształco­nym układzie” oraz grobów ze szkieletami skurczonymi, wyka­zujących cechy melanoidalne. Należałoby więc sądzić, że są szkie­letami Melanezyjczyków. Pierwotnych mieszkańców Australii, jak i dzisiejszych Melanezjan charakteryzują obok innych cech nadzwyczaj duże zęby. Dzisiejsi Melanezyjczycy zamieszkują No­wą Gwineę i wyspy położone na północ i wschód od Australii. Do tego pierwotnego typu ludzi należeli być może ci, których szkielety znaleziono w jaskini Niah.

T. Harrisson uważał te groby za mezolityczne. Przy uwzględ­nieniu dzisiejszego stanu wiedzy o Azji południowo-wschodniej pogląd ten budzi wątpliwości. Mezolit omawianego terenu jest jeszcze mało znany, a kulturę hoabińską Indochin, często trak­towaną jako mezolit Azji południowo-wschodniej, należy uważać raczej za kulturę neolitu.

Później znaleziono na głębokości 1—1,5 m i jeszcze głębiej pierwsze narzędzia kamienne, najczęściej tylko odłupki z paleoli­tu. Zalegające w tej warstwie węgielki drzewne przesłano do Holandii do Uniwersytetu w Groningen profesorowi HI. de Vrie- sowi w celu przeprowadzenia datowań metodą 14C. Wiek dwóch pierwszych próbek, z których jedna (a) odpowiada dolnej, a druga (b) górnej granicy „obozowiska odłupków” z paleolitu, określono na: (a) = 19 570 ± 190 lat i (b) — 32 630 ± 700 lat. Wobec tego osady znajdujące się pomiędzy warstwami, z których pobrano próbki, mają wiek 20 000—30 000 lat.

Po tych odkryciach prace wykopaliskowe w jaskini Niah pro­wadzono dalej. Celem ich było dokładne przebadanie warstw paleolitu położonych najniżej. Przedsionek jaskini przecięto głę­bokim rowem, który przeprowadzono dalej w głąb góry, przez ciemne chodniki i szczeliny. Nawet najgłębszy wykop w central­nej części jaskini zdołano jeszcze poszerzyć. W trakcie tych prac napotkano znów szereg przeszkód, które utrudniły prace lub

też spowodowały zwolnienie tempa. Wszystkie kości zale­gające w odsłoniętych warstwach były tak zmacerowane, że rozpadały się przy najlżejszym dotknięciu. Poza materiałem kostnym w warstwie tej odkryto również prymitywne narzędzia kamienne oraz wielkie odlupki. W datowaniu metodą 14C uzyska­no dla niej najwyższą dotychczas w jaskini Niah stwierdzoną wartość, mianowicie 39 600 ± 1000 lat.

Właśnie tu, na głębokości 2,5 m, odkryto dość dobrze zacho­waną czaszkę ludzką bez żuchwy. W celu dokładnego zbadania przekazano ją do Muzeum Brytyjskiego w Londynie profesorowi T. Oakleyowi. Stwierdzono, że jest to czaszka 15-letniego chłop­ca. Mimo charakterystycznych nadzwyczaj wielkich zębów odpo­wiada ona w typie czaszce Homo sapiens. Czaszka leżała przysło­nięta strąconym z góry blokiem skalnym, który ją uchronił przed zgnieceniem. Wydobycie jej spod tego bloku kosztowało wiele wysiłku.

W roku 1958 T. Harrisson, kurator Sarawackiego Muzeum i kie­rownik prac wykopaliskowych w Wielkiej Jaskini Niah, przed­stawił na posiedzeniu Brytyjskiego Towarzystwa Postępu Nauko­wego (British Association for Advancement of Science) w Glas­gow najstarsze narzędzia kamienne wydobyte z omawianej war­stwy kulturowej. Należą one do azjatyckiej kultury noży siecz­nych i noszą angielską nazwę chopping-tools. Dr T. T. Paterson, prowadzący w Indiach przez długie lata badania archeologiczne i uchodzący za pioniera badań nad indyjską soaniańską kulturą z paleolitu po zbadaniu oryginalnych narzędzi z jaskini Niah był zdania, że należy je zaliczyć do kultury środkowosoaniańskiej (kultury noży siecznych) paleolitu południowo-wschodniej Azji. Pogląd ten podzielał również dr T. Oakley.

Rozdział dwudziesty drugi PIERWSI „AMERYKANIE" PRZYBYLI Z SYBERII

Pewnego słonecznego popołudnia roku 1927 pewien kowboj, Murzyn jechał konno w pobliżu miasta Folsom w stanie Nowy Meksyk. Droga prowadziła brzegiem głębokiego wąwozu. Nagle jeździec zauważył w przeciwległej ścianie wąwozu około 6—7 m poniżej powierzchni ziemi białe kości. Zastanawiając się, w jaki sposób te kości mogły znaleźć się w ziemi na tej głębokości, do­jechał do nich okrężną drogą. Przyglądając się im z bliska zauwa­żył, że przekraczały wielkością wszystkie kości, jakie dotychczas widział. Niektóre z nich były połamane, inne całe i dobrze zacho­wane. Obok znalazł również fragmenty krzemieni o ostrych jak nóż krawędziach. Przygodny odkrywca zastanawiał się, co to wszystko może znaczyć.

Dotąd przyjmowano, że Ameryka Północna i Południowa sto­sunkowo późno zostały zasiedlone przez człowieka. Przypuszcza­no, iż nie przybył on tu wcześniej niż około 1000 r. p.n.e. Jednak­że teraz w Nowym Meksyku znaleziono dowód, jakoby człowiek przebywał tu już 10 000—15 000 lat temu. Znalezione szczątki by­ły łupem myśliwskim „Praindian”. Były to szczątki kostne ga­tunku bawołu wymarłego w Ameryce Północnej przed 10 000 lat.

Na miejsce znaleziska, któremu nadano nazwę pobliskiego mias­ta Folsom, przybyli archeolodzy i geolodzy. Prace wykopaliskowe wykazały, że tu, gdzie dzisiaj leżały szczątki kostne, znajdował się kiedyś brzeg małego jeziora. W trakcie prac wykopaliskowych wydobyto obok szczątków wymarłego bawoła ostrza krzemienne

długości 5—8 cm. Mogły to być groty strzał. Właśnie one stały się pod nazwą Folsom-points (ostrze typu Folsom) najbardziej znanym typem zabytków archeologicznych prehistorii Ameryki. Teraz dopiero rozpoczęły się poszukiwania „pierwszych Ameryka­nów”. Badaczom przyświecało motto: „Prastare szczątki kulturo­we znalezione na Zachodzie, starsze od piramid egipskich!” Pra­com poszukiwawczym towarzyszyła typowo amerykańska wrza­wa, wywołana przez gazety i wielkie ilustrowane magazyny. Od Nowego Meksyku po Alaskę poszukiwano teraz grotów do strzał używanych przez Praindian. Instytuty archeologiczne Stanów Zjednoczonych zostały dosłownie zasypane listami, których auto­rzy donosili, że czyta1 i w gazecie o odkryciu znaleziska Folsom, oglądali zdjęcia ostrza typu Folsom i że właśnie na swojej fer­mie znaleźli takie przedmioty. Najczęściej owe zgłoszenia były zwykłą pomyłką, choć tu i ówdzie farmerzy rzeczywiście znajdo­wali prawdziwe ostrza. W ciągu następnych kilku lat odkrywano coraz więcej stanowisk kultury folsomskiej. Przyczynił się do te­go niewątpliwie także rozgłos, jaki wokół tej sprawy rozpętała prasa.

Ledwie odkryto kulturę folsomską, a już zastanawiano się nad pochodzeniem człowieka z Folsom i drogami, jakimi mógł on do­trzeć do Ameryki Północnej. Klucz do rozwiązania zagadki znale­ziono dopiero w kilka lat później przypadkowo w pewnym skle­pie osobliwości i pamiątek na Alasce. Na jednej z zakurzonych półek, pomiędzy stosami ostrzy kamiennych Eskimosów, roz­maitymi koszami i wieloma innymi przedmiotami leżało najpraw­dziwsze ostrze typu Folsom. Za jego autentycznością nieomylnie przemawiał kształt i sposób obróbki. Są to tak charakterystyczne cechy, że spośród setek innych narzędzi krzemiennych wybierze się takie ostrze zawsze nieomylnie. Na szczęście właściciel sklepu jeszcze sobie przypomniał, od kogo te przedmioty nabył. Przyniósł je swego czasu Eagle Johnson z Seldovii, który przed laty znalazł je na północnym wybrzeżu Zatoki Cooka.

W okresach, które określamy jako zlodowacenia w ścisłym tego słowa znaczeniu, szelf kontynentalny rozciągający się pomiędzy Morzem Beringa i Morzem Czukockim tworzył wielokrotnie po­łączenia lądowe pomiędzy wschodnią Syberią a Alaską, ogromne masy wód morskich były bowiem związane przez lądolód. Według

nowszych badań i obliczeń D. M. Hopkinsa (1959) w okresach zlo­dowaceń istniał pomiędzy Syberią a Alaską pomost lądowy do­chodzący w niektórych miejscach do szerokości 1600 km. Od­krywcę folsomskiego ostrza ze sklepu osobliwości na Alasce drę­czyły różne pytania: może człowiek folsomski śladem wędrówek wielkich ssaków skorzystał z pomostu lądowego i przeszedł na Alaskę? Na te i podobne problemy nieco światła mogły rzucić jedynie badania przeprowadzone w miejscu pierwotnego znale­zienia ostrza.

W roku 1941 wyruszyła na północ ekspedycja, której zadaniem było zbadanie sprawy ostrzy folsomskich. Dr Frank C. Hibben, antropolog z uniwersytetu w Nowym Meksyku tak pisał o wy­prawie: „Pogoń za złotem na Alasce była trudna, ale poszukiwa­nia śladów pochodzenia ostrza folsomskiego jeszcze trudniejsze. W drodze na północ, wzdłuż wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej,

w każdym porcie pokazywaliśmy ostrze folsomskie i pytaliśmy każdego napotkanego człowieka, ale żaden nie przypominał so­bie, by widział kiedykolwiek coś, co byłoby podobne do tego przedmiotu. Wszyscy byli zgodni w jednym: jeżeli szukacie sta­rych kości, to musicie udać się do Fairbanks; tam jest ich dość. Tu na górze nigdy jeszcze nie znaleźliśmy grotów strzał indiań­skich — informował nas stary poszukiwacz złota, jeżeli jednak interesują was również stare kości, to zapraszam do mojej kopal­ni nad Jukonem, gdzie ich pełno. I nie rozczarowaliśmy się”.

Wokół Fairbanks, podobnie jak i na innych obszarach Alaski, występują potężne gliniasto-mułowe osady zmieszane ze szcząt­kami bogatej wymarłej fauny, z kopalnymi drzewami i liśćmi, z warstwami utworów torfiastych i potężnymi nieregularnymi so­czewkami martwego lodu i ... ze złotem.

W ciągu lata na Alasce lód topnieje do głębokości około 60—80 cm, a poniżej zalega najczęściej do nieznanej głębokości wieczna marzłoć. Poszukiwacze złota odmrażają przy pomocy „odrzutow­ców parowych” i miotaczy wody te potężne warstwy, a następnie wypłukują złoto. Woda wyrzucana pod wielkim ciśnieniem z dy­szy przypominającej węża przeciwpożarowego nadmiernych roz­miarów uderza w ciemną ścianę osadów zawierających złoto. Po­woli ściana zostaje rozmrożona, by po pewnym czasie rozpaść się na bloki lub osunąć się niemal w całości. W masie zwalonego ma­teriału, wśród kamieni i bloków skalnych o estrych krawędziach, świadczących o krótkim transporcie wodnym, pomiędzy kopalny­mi drzewami i liśćmi, w mule i wodzie leżą kopalne kości. Cza­sem znajduje się wśród nich jeszcze fragmenty z resztkami mięś­ni lub skóry. Zachowały się one w wiecznej marzłoci podobnie jak na Syberii przez ponad 10 000 lat. Tam, gdzie kiedyś żyło tyle zwierząt, powinni się znaleźć także pierwsi imigranci Nowego Świata.

Długie tygodnie trwały bezowocne prace poszukiwawcze nau­kowców i południa, aż wreszcie nadeszła' chwila tak bardzo przez nich oczekiwana — znaleziono ostrze folsomskie po ponad cztero­tygodniowych poszukiwaniach. Odkryto je na głębokości 25 m poniżej powierzchni ziemi, w wiecznej marzłoci, w niewielkiej odległości od kopalnych kości. Oddajmy znów głos Frankowi C. Hibbenowi: „Zależało nam na znalezieniu większej liczby dowo­

dów przemawiających za obecnością folsomskich myśliwych na Alasce, lecz gdzie mieliśmy na bezkresnych obszarach Alaski roz­począć poszukiwania? W zanadrzu mieliśmy jeszcze znalezisko Eagle Johnsona, które nas zresztą tu przywiodło. W Seldovii, ma­łym miasteczku na półwyspie Kenai, dowiedzieliśmy się, że Eagle Johnson umarł. Zabrakło więc jedynego człowieka, który mógł­by nam wskazać drogę do owego miejsca, gdzie folsomscy myś­liwi być może po raz pierwszy postawili stopę na amerykańskiej ziemi”.

Rybak, który wieść o śmierci Johnsona przekazał uczestnikom wyprawy, pamiętał jeszcze, że Eagle Johnson znalazł kiedyś pew­ną ilość ostrzy krzemiennych i kości kopalnych w zatoce Chinit- na. Dowiedzieli się więc niewiele, ale zawsze był to jakiś punkt zaczepienia. Chinitna jest bardzo wydłużoną zatoką. Przed eks­pedycją rozciągało się wiele kilometrów niegościnnej ziemi. Gdzie należy zacząć szukać? Okazało się, że z zatoki na ląd można do­stać się tylko w jednym miejscu i wyjść z łodzi na niski brzeg. Do tego miejsca dopłynęli też badacze. Ledwo przycumowali łódź, a już dostrzegli pierwsze odłupki i okruchy krzemienne. Bez tru­du odnaleziono miejsca odkryte przez Eagle Johnsona. Wiatr, słońce, śnieg, burze, fale morskie przyczyniły się do odsłonięcia warstw zawierających szczątki folsomskich myśliwych. Na brze­gu leżały dalsze narzędzia kamienne, zmrożone drewno i kości — ślady łupów myśliwskich. Byliśmy na miejscu.

Uczestnicy wyprawy zbierając wymyte okazy z entuzjazmem zaczęli badać ślady bytności człowieka w tym miejscu. Tu ludzie folsomscy przez wiele lat obozowali; do tego miejsca znosili upo­lowaną zwierzynę. Fragmenty węgli drzewnych świadczyły o roz­palanych ogniskach, odłupki krzemienne o wyrabianiu grotów do strzał — znajdowanych zresztą w gotowej formie wśród szczątków kostnych mamutów i innych zwierząt. Po takich po­bieżnych wstępnych oględzinach znaleziska badacze opuścili zato­kę Chinitna z zamiarem rychłego powrotu.

Niestety, w nocy zerwał się sztorm, który trwał przez następ­ne trzy dni. Przepłynięcie zatoki i dotarcie do stanowiska było więc niemożliwe. Dopiero czwartego dnia, po pokonaniu wielkich trudności, dotarli ponownie do brzegu. Okazało się, że w czasie ich nieobecności wielki niedźwiedź polarny wygrzebał w miejscach

poprzedniego pobytu obszerne doły odsłaniając przez to dalsze szczątki.

Po tygodniu intensywnych prac w zatoce Chinitna badacze zro­zumieli, dlaczego człowiek folsomski opuścił to miejsce, mimo że okolica obfitowała w zwierzynę łowną. Dzień w dzień szalały nad zatoką sztormy łamiące wszystko, co wystawało ponad powierzch­nię ziemi, a wzburzone fale zalewały niski brzeg. Kiedy badacze opuszczali niegościnną ziemię wystawioną na działanie wiatru i fal morskich, wiedzieli, że jeszcze przed chwilą przebywali na jednym z miejsc, w którym człowiek po raz pierwszy stanął na ziemi Nowego Świata.

W czterdzieści lat później, po odkryciu pierwszego ostrza typu Folsom, spotkali się w Boulder (Kolorado — 400 km na północ od Folsom) autorytety naukowe świata w zakresie badań czwarto­rzędu. W centrum ich zainteresowania znalazły się problemy do­tyczące pierwszych ludzi przybyłych na kontynent amerykański oraz rozwoju kultury epoki kamienia na tym terenie, co znalazło wyraz w rzeczowej dyskusji archeologicznej. Okazało się przy tym, że nauka zrobiła w ciągu tych czterdziestu lat ogromny krok naprzód. Dziś wiemy już nie tylko, skąd przybyli pierwsi „odkrywcy” Nowego Świata, lecz znamy także kulturę epoki ka­mienia Praindian. Wiemy, jak kształtowało się ich rozmieszczenie zarówno pod względem stratygraficznym, jak i geograficznym. Dysponujemy już także pierwszymi znaleziskami szkieletów tych ludzi.

Spośród dotychczas odkrytych znalezisk tego paleoindiańskiego kompleksu kulturowego najcenniejsze i największe jest stanowi­sko Lindenmeier (Lindenmeier Sit-e). Leży ono w odległości 50 km na północ od fortu Collins (na północ od Denver w stanie Kolo­rado). Tu przez siedem lat z ramienia Smithsonian Institution prowadził badania Frank H. H. Roberts. W czasie prac badaw­czych zidentyfikował on rozległy obóz myśliwski Praindian. Po­nad 6000 okazów narzędzi kamiennych wczesnej północnoamery­kańskiej kultury łowieckiej dostarczyło danych o życiu i pozio­mie techniki ówczesnych ludzi.

Nieco wcześniej poznano inne stanowisko tego zespołu kultu­rowego. Odkryto je w czasie prac wykopaliskowych (obecnie jeszcze kontynuowanych) w zachodniej części stanu Nowy Mek­

syk pomiędzy miastami Clovis i Portales. Kultura Clovis, jeszcze starsza od kultury Folsom, jest również kulturą łowiecką. Bada­nia geologiczne wykazały, że kultura Clovis zalegała niżej niż kultura Folsom, a pomiędzy nimi znaleziono warstwę bez szcząt­ków. Obserwacje geologiczne zostały potwierdzone także przez wyniki badań paleontologicznych, które też wskazują na starszy wiek kultury Clovis. Charakteryzują ją szczątki słoni preriowych,

Ostrze typu Clovis, około 1/2 wielkości naturalnej (wg Bryana)

wielbłądów i dzikich koni, tj. zwierząt, których brak w warstwach kultury folsomskiej. Nam — Europejczykom — może się wyda­wać dziwne, że Praindianie polowali na Wielkich Równinach na słonie preriowe, a na południowym wschodzie na mastodonty...

Zamieszkiwali oni już 10 000—15 000 lat temu wielki obszar

o owalnym kształcie — od zachodnich stoków Gór Skalistych po skalistą granicą meksykańską na południu, a na północy po Saskatchewan i Albertę w Kanadzie. Z tego terenu Praindianie przenosili się i w inne okolice zawsze kierując się śladami wę­drówek wielkich ssaków.

Niestety, długo nie znano szczątków szkieletów człowieka fol- somskiego. Niemal z pewnością można było przyjąć, że musiał należeć do jakiegoś typu Homo sapiens, ale zagadką było, do ja­kiego. Na przełomie lat 1953/54 znaleziono w pobliżu miasta Midland w Teksasie jak dotąd jedyne szczątki szkieletowe czło­wieka folsomskiego. Wśród wyrobów reprezentujących kulturę folsomską oraz kości wymarłych antylop, bizonów i koni odkryto fragmenty czaszki kobiecej.

W pierwszych dziesiątkach lat badań archeologicznych w Ame­ryce Północnej wiek znaleziska określano, jak zresztą wszędzie w tych czasach, jedynie na podstawie danych geologicznych i pa­leontologicznych. Wiek kultury folsomskiej oceniono wówczas na około 10 000—15 000 lat. Dziś, dzięki możliwościom datowania nowoczesną metodą ,4C (wiek bezwzględny) uzyskuje się dokład­niejsze dane. Tym razem wyniki uzyskane tą metodą dla wielu próbek z licznych stanowisk tej kultury w zadziwiający sposób

w pełni potwierdziły poprzednią ocenę wieku. Próba datowania szczątków szkieletu słonia preriowego Mammuthus columbi (Fal- coner) znalezionego wraz z ostrzami typu Clovis w pobliżu Dent w Kolorado dała wynik 11 200 lat. W datowaniach zabytków typu Clovis z Naco i Lehner w Arizonie uzyskano wartości w granicach 11 000 i 12 000 lat, a stanowisko Lindenmeier w Ko­lorado datowano na około 10 700 lat.

Kultura Paleoindian na Wielkich Równinach trwała około 4001) lat. Podzielono ją na trzy zasadnicze grupy kulturowe. Pierwsza z nich to kultura Llano (Clovis), charakteryzująca się dużymi, stosunkowo surowymi pod względem obróbki ostrzami kamien­nymi. Towarzyszyła jej fauna obejmująca jeszcze słonie prerio- we. Przyjmuje się, że przedstawiciele tej kultury żyli około 10 000—9000 lat p.n.e. Niektórzy paleontolodzy amerykańscy przypuszczają jednakże, iż w ciągu najbliższych lat na Wielkich Równinach odkryte zostaną jeszcze starsze stanowiska tego kom­pleksu kulturowego. Do drugiej grupy zalicza się kulturę Lin- denmeier (kulturę Folsom) reprezentowaną przez drobniejsze ostrza i faunę z wymarłymi bawołami (9000—8000 lat p.n.e.). Trzecią jest kultura Piano (8000—6000 p.n.e.).

Wielu archeologów sądzi, że pierwsi ludzie przeszli do Ame­ryki około 26 000—28 000 lat temu przez Pomost Beringa, a więc jeszcze przed największym zlodowaceniem Wisconsin, oddziela­jącym Alaskę od południowo-wschodnich terenów Ameryki Pół­nocnej. Północne tereny Ameryki Północnej Praindianie zasie­dlili dopiero po cofnięciu się lodowca.

Prawdopodobnie jednak kultura Eskimosów z północnych wy­brzeży Ameryki nie łączy się z kulturą Praindian. Według dzi­siejszych poglądów początków kultury Eskimosów należy szukać w kulturze wschodniograweckiej (późnopaleolitycznej, wchodzą­cej w skład najszerzej pojętych kultur oryniackich). Kultura wschodniograwecka przeniknęła w czasie pomiędzy 20 000 a 10 000 lat p.n.e. z terenów centralnej Syberii do Azji północno-wschod­niej, a jej przedstawiciele przeszli do Ameryki Północnej w kilku partiach prawdopodobnie również przez Pomost Beringa. Jedna z ostatnich infiltracji tej kultury wiąże się bezpośrednio z po­czątkami kultury Eskimosów. Za stosunkowo późnym przybyciem Praeskimosów do Ameryki Północnej przemawia również i to, że

narzeczo Eskimosów jest jedyną formą językową Ameryki spoty­kaną poza jej terenami również i w Azji Północnej.

Badania archeologiczne w Fairbanks przyczyniły się więc do poznania kultury „amerykańskich potomków” ludzi grawe- ckich — przybyszy z Azji Wschodniej — kultury, z jakiej wy­wodzi się bezpośrednio kultura dzisiejszych Eskimosów. W ten sposób znaleziono klucz do rozwiązania problemu pochodzenia i powstania tej ostatniej.

Rozdział dwudziesty trzeci

KULT ZMARŁYCH SPRZED 6000 LAT

Był rok 1949. W jednym z zakładów Sondershausen (okręg Erfurt, NRD) oddano do użytku nową halę produkcyjną. W jed­nym z wykopów pod nowe hale produkcyjne robotnicy natknęli się nagle na szczątki szkieletów. W charakterze eksperta wezwa­no mieszkającego w Sondershausen A. Spangenberga, wielce dla miasteczka zasłużonego opiekuna zabytków prehistorycznych i historycznych. W wykopie rozpoznał on szczątki kostne i frag­menty starych naczyń glinianych. Nie opuszczała go myśl, że mogą to być szczątki z epoki kamienia. „Jeśli spychacz tu odsło­nił i niestety częściowo zniszczył cmentarzysko człowieka z epoki kamienia, powinno tu być więcej takich grobów” — myślał Spangenberg. O odkryciu i swoich domniemaniach zawiadomił natychmiast Muzeum Prehistoryczne w Weimarze.

Dotychczas naukowcy znali z terenów Europy Środkowej je­dynie pojedyncze groby i niekompletne cmentarzyska z najwcze­śniejszego okresu neolitu. Zaliczano je do największych rzadko­ści. Zarejestrowano natomiast już setki wykopanych osiedli ze szczątkami neolitycznej kultury ceramiki wstęgowej.

Zasadniczym elementem budowlanym takich osiedli jest wy­dłużona prostokątna „chata”, świadcząca o stosunkowo wysoko zorganizowanym życiu społecznym jej mieszkańców. W tych wsiach sprzed około 6000 lat nie dopatrzono się jednak dotych­czas domów szczególnie uprzywilejowanych w sensie wielkości lub położenia. Mimo że odsłonięto dokładne zarysy takich wsi

i poznano układ domostw, nie wiedziano dotąd nic o podziale społeczności ludzkiej tam mieszkającej. Odpowiedzi mogłyby udzielić jedynie cmentarzyska tych najwcześniejszych rolników Europy Środkowej, ale cmentarzysk takich dotąd nie znano.

Wezwani do Sondershausen fachowcy orzekli, że resztki naczyń oraz znalezione topory kamienne są zabytkami kultury ceramiki wstęgowej. Odkryto więc groby jej przedstawicieli. Czy ziemia kryje dalsze groby? Pytanie tylko krótko pozostawało bez odpo­wiedzi. Przy poszerzaniu wykopu odkryto w zwapniałym lessie dobrze zachowaną czaszkę i za chwilę cały szkielet, już z kolei drugiego pochówku. W trakcie dalszych prac budowlanych odsło­nięto jeszcze trzy groby.

Wkrótce nie było wątpliwości, że tu — w samym centrum zakładu przemysłowego — znajduje się całe cmentarzysko. Teraz dopiero rozpoczęły się nieprawdopodobne trudności. Za wszelką cenę należało uratować ten cenny skarb prehistoryczny.

W ciągu następnych lat udało się szczęśliwie kontynuować prace wykopaliskowe. Czekała nas jednak jeszcze jedna niespo­dzianka — część cmentarzyska leżała bezpośrednio pod halą ma­szyn. Już w czasie pierwszych prac wykopaliskowych w latach 1949—1952 stwierdziliśmy, że w miejscu, gdzie dziś wznosi się niepodpiwniczona hala maszyn nr I, w ostatnich latach drugiej wojny światowej wykopano rowy przeciwlotnicze, przez co dwa groby cmentarzyska uległy zniszczeniu. Układ odsłoniętych 28 grobów ze szkieletami skurczonymi utwierdził nas w przekona­niu, że pod halą maszyn nr I należy oczekiwać dalszych grobów. W celu całkowitego odsłonięcia tego dotąd jedynego na terenie Europy Środkowej cmentarzyska należało opróżnić halę, przebić się przez betonową podłogę i wkopać się na głębokość ponad

2 m. Nadszedł rok 1955.

Autorytatywne instytucje Turyngii zajmujące się badaniami prehistorii wystąpiły z wnioskiem przebadania całej powierzchni hali maszyn. Sprawa tego bardzo kosztownego przedsięwzięcia miała się rozstrzygnąć w najbliższym czasie. Mimo największych trudności technicznych uzyskano w końcu zgodę dyrekcji zakła­dów na przebicie betonowej podłogi hali maszyn nr I.

Dzięki poparciu władz zdołaliśmy przeprowadzić prace wyko­paliskowe w Sondershausen w pożądanym zakresie. Ministerstwo Budownictwa w Berlinie przydzieliło materiały budowlane po­trzebne do odbudowy zniszczonych hal produkcyjnych. I wreszcie po tylu perypetiach mogliśmy latem 1955 przystąpić do prac wykopaliskowych.

Halę produkcyjną zastaliśmy wypróżnioną do połowy. W dru­giej jej części robotnicy jeszcze obsługiwali tokarki, przesuwali bryły stali. W ciągu następnych dni i tygodni obraz się zmienił. W rozległej hali dudniły teraz głucho młoty pneumatyczne. Nasze wykopy stawały się coraz głębsze. Wkrótce halę pokryła sieć rowów i „pomostów”. „Pomosty” — wąskie przejścia pomiędzy wykopami — miały później stanowić szkielet dla nowej betono­wej podłogi. W niektórych miejscach, gdzie groby zachodziły, względnie w całości leżały pod „pomostami” musieliśmy przeci­nać i te wąskie pozostałości po betonowej podłodze. Ale w końcu i tak pozostawiliśmy dość betonowych połączeń w stanie niena­ruszonym. „Pomosty” musiały być bardzo wąskie, by żaden grób pod nimi nie uszedł naszej uwadze.

Kiedy kopiący robotnicy dotarli wreszcie do głębokości około 150—170 cm, sami przystąpiliśmy do pogłębiania wykopów. Te­raz oczywiście tempo prac znacznie zmalało. W każdej chwili można było łopatą uszkodzić czaszkę, naczynie czy inne szczątki. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu nabytemu w czasie prac tere­nowych badacze wiedzą, jak i gdzie w danej chwili posłużyć się łopatą czy też innym narzędziem przeznaczonym do prac wyko­paliskowych.

Wreszcie łopata natrafiła na coś twardego. Teraz należało użyć mniejszych narzędzi. Ostrożnie usuwaliśmy ziemię. W odsłonięciu wielkości dłoni ukazało się naczynie. W chwilę później ukazała się górna część naczynia, a na niej głęboko wcięte wstęgowa te wzory. Wiedzieliśmy, że w pobliżu naczynia powinien być też szkielet. Z wielką ostrożnością kontynuowaliśmy naszą pracę. Coraz bardziej zagłębialiśmy się w warstwę lessu. I znów coś twardego — szpachelka ześliznęła się po czaszce, która leżała dokładnie pod wielkim naczyniem. Obok były jeszcze szczątki drugiego naczynia, które niestety zostało zgniecione przez masy ziemi. Powoli zdejmowaliśmy poziome warstwy gleby. Po nie­długim czasie stwierdziliśmy, że w tym samym grobie znajduje się jeszcze drugi szkielet, również w pozycji skurczonej. Potem znajdowaliśmy dalsze pojedyncze groby. W sumie były to 44 szkielety w bogato wyposażonych grobach. Cmentarzysko w Son- dershausen wskazywało, iż już przed 6000 lat ludzie mieli zwy­czaj chowania zmarłych na jakimś przeznaczonym do tego celu

polu. Jak wynika z dotychczasowych obserwacji, zmarłych cho­wano w nieregularnych grupach, przy czym całe pole było nie­wątpliwie cmentarzyskiem całej społeczności wiejskiej, poszcze­gólne grupy natomiast oznaczają prawdopodobnie krąg zmarłych spokrewnionych ze sobą (pochówki rodzinne).

Groby nie leżały na jednakowej głębokości. Nie stwierdzono dotąd, czy na grobach stawiano, czy kładziono kamienie. Nie­mniej jednak pewne cechy pochówków wydają się przemawiać za tym, że groby były w jakiś sposób znakowane. Większość szkieletów leżała w pozycji skurczonej. Można by się tu dopatry­wać „ułożenia do snu”. Zmarłego kładło się na boku z podkur­czonymi nogami i rękami ułożonymi przed twarzą łub co naj­mniej w jej pobliżu. Tę charakterystyczną pozycję szkieletów w grobach neolitycznych usiłowano rozmaicie wyjaśnić. Jak dotąd nie znamy jednak jeszcze przekonującego wytłumaczenia. W każ­dym razie takie ułożenie ciała zmarłych wiąże się też niewątpli­wie z obrzędami pogrzebowymi, z wiarą w reinkarnację. Przy­glądając się pojedynczym grobom i _ cmentarzyskom środkowo­europejskiej kultury ceramiki wstęgowej łatwo zauważyć, że pochówki cechuje dbałość o zaopatrzenie zmarłego, co można wy­tłumaczyć jedynie wiarą w pośmiertną reinkarnację. Te wierze­nia determinowały sposób chowania zmarłego w pozycji przypo­minającej sen, wkładania pokarmów i napojów do grobu czy stawiania ich na grobie, skłaniały do dawania im narzędzi, przy- borów, odzieży i ozdób.

We wczesnoneolitycznych grobach z Sondershausen szczególnie interesujące są bogate ozdoby wykonane z grubych muszli rodza­ju Spondylus. Muszle były zapewne sprowadzane znad Morza Śródziemnego, gdzie te mięczaki żyły. Tak więc wyposażenie gro­bów z Sondershausen rzuca również światło na powiązania han­dlowe i kulturalne tych ludzi. Ozdoby z muszli występowały wy­łącznie (z jednym tylko wyjątkiem) w grobach kobiecych. Bogato wyposażony grób zawierał perły z muszli (rodzaj Spondylus), przewiercone kawałki rogów jelenich lub ich imitację z kości, jak również jedną dużą muszlę z wycięciem w kształcie litery „V”. Obok fragmentów ceramiki i ozdób znaleziono w grobach topory kamienne, noże krzemienne i inne przybory. Gładzone ostrza toporów kamiennych nie zawsze leżały na płaskim boku,

7-

toporów poprzecznych jednoznacznie świadczy o tym, że były one kiedyś osadzane na trzonach.

Przy dwóch grobach zauważono poza jamą grobową (inne za­barwienie ziemi) ślady po podwójnych słupach. Podobnie jak w innych przypadkach i tu mamy do czynienia z resztkami wzno-

szonych nad grobami „chat” zmarłych. Chaty zmarłych z kultury ceramiki wstęgowej wczesnego neolitu są najstarszymi dotych­czas poznanymi urządzeniami tego typu i z tego względu zasłu­gują na szczególną uwagę.

Innym charakterystycznym rysem tych grobów są rozrzucone skorupy naczyń, znajdowane często w samych grobach lub także w warstwach ziemi nad nimi. To osobliwe sypanie skorup mu­siało być również związane z obrzędem chowania zmarłych.

Od dawna znano z grobów z ceramiką wstęgową lubrykę i inne barwniki czerwone. Nierzadko znajdowano też palety i płytki do rozcierania i nakładania farb częściowo jeszcze no­szące ślady intensywnych barw. Prawdopodobnie zmarłym nie tylko wkładano do grobu lubrykę i inne barwniki naturalne do malowania skóry, ale malowano również ciało zmarłego przed złożeniem go w grobie. Często głowa leżała na płytkach kamien­nych do rozcierania farb. Interesujący jest też fakt znalezienia w grobach z Sondershausen obok stosowanej już w paleolicie lubryki także farby czarnej. Materiał ten był dotychczas znany jedynie ze starożytnego Egiptu z kultur podobnego wieku.

Dość rzadkim zjawiskiem są ślady objawów strachu przed zmarłyni. Takich śladów można się dopatrywać w pochówkach kultury ceramiki wstęgowej. Prawdopodobnie wierzono, że zmar­ły może wyrządzać szkodę żyjącym, że może wyjść z grobu i „chodzić”. W celu uniemożliwienia szczególnie niebezpiecznym zmarłym wyjścia z grobu i chodzenia krępowano ich albo też ćwiartowano. Niezwykle interesujących obserwacji w zakresie tych obrzędów dokonano w jednym z grobów cmentarzyska w Sondershausen. Zmarłej z tego grobu wyrwano prawdopo­dobnie w czasie chowania nogi, które następnie pogrzebano w wyższych partiach jamy grobowej. Jedna noga owej kobiety leżała około 20 cm powyżej tułowia, odwrócona w stosunku do niego, lecz w porządku anatomicznym. Pochówek ten wskazuje jednoznacznie, że zmarłego traktowano tak samo jak żyjącego człowieka. Kończyn po oddzieleniu ich od ciała nie niszczono, lecz grzebano w wyższych warstwach jamy grobowej. Został w ten sposób niszczony organizm jako całość i zmarły nie był już zdol­ny do poruszania się, nie mógł więc już szkodzić innym.

Wszystkie te elementy neolitycznego kultu zmarłych spotyka-

ftaoó

my w nieco zmienionej formie także na cmentarzach średniowie­cznych, a nawet jeszcze młodszych. Przede wszystkim zaś pie­lęgnują go po dzień dzisiejszy ludy pierwotne zamieszkujące na­szą planetę. W rok po zakończeniu prac wykopaliskowych w Son­dershausen ogłoszono znalezienie innych prehistorycznych gro­bów z Bruchstedt (powiat Langensalza). Wiadomość telefoniczną uzupełniono stwierdzeniem, że niestety dość późno rozpoznano

groby, gdyż prace ziemne wykonywane są w szybkim tempie przy użyciu maszyn. Byliśmy mile rozczarowani, gdy stwierdziliśmy, że i w Bruchstedt mamy do czynienia z rzadkim cmentarzyskiem tej samej kultury neolitycznej, do jakiej zalicza się cmentarzysko | Sondershausen.

Odkryte cmentarzysko tzw. kultury ceramiki wstęgowej leży na zachód od Bruchstedt, powyżej poziomu wód powodziowych rzeki Fernbach. Ze względu na porę roku (późna jesień) można było już tylko przeprowadzić najważniejsze prace ratownicze w obrębie jednego z budowanych silosów. W wykopie przygoto­wanym pod budowę silosu kukurydzianego zdołaliśmy zabezpie­czyć osiem niestety uszkodzonych szkieletów, jak również naczy­nia i wyroby kamienne stanowiące wyposażenie grobów.

Następnego dnia rozpoczęliśmy prace wykopaliskowe w bez­pośrednim sąsiedztwie stanowiska, odkrywając sześć dalszych grobów. Ze względu na konieczność zakończenia najpilniejszych prac związanych z budową silosu nie mogliśmy kopać w centrum stanowiska. Potem nastanie mrozów przerwało prace całkowicie. Przed nami w obrębie silosu leżał jeszcze jeden — ostatni do przebadania w tym roku grób. Niestety, w obawie przed uszko­dzeniem szkieletu nie mogliśmy kopać w zmarzniętej ziemi. Co robić? Może przykryć grób i oznaczyć miejsce? Ale czy odwilż wiosenna oraz koła i gąsienice traktorów nie zniszczą go? Wtedy wpadł nam do głowy zbawienny pomysł: słoma i benzyna. Wkrótce nad znaleziskiem płonął ogień. Zmarznięta ziemia została rozmrożona i zanim zima nadeszła, wydobyto wszystkie szczątki z ©■obu.

W ciągu następnych lat zdołaliśmy i to cmentarzysko rozko­pać. Było ono założone na bardzo podobnych zasadach jak cmen­tarzysko w Sondershausen. W trakcie dalszych prac okazało się, że osiedle kultury ceramiki wstęgowej z Bruchstedt na pewien czas zostało opuszczone przez jego mieszkańców. W tym czasie i cmentarzysko uległo zapomnieniu. Później osiedlili się w tym samym miejscu rolnicy młodszej fazy kultury ceramiki wstęgo­wej. I tak doszło do tego, że dziś ślady cmentarzyska krzyżują się ze śladami osiedla. Długo jeszcze trwały wnikliwe badania naukowe nad tymi dwoma bardzo interesującymi cmentarzy­skami.

Rozdział dwudziesty czwarty

PLEJSTOCEŃSKIE ŁOSIE STEPOWE W KRAJU SCYTÓW?

Szczątki łosi stepowych Alces latifrons (Johnson) dotychczas znano jedynie z terenów Europy. Przypuszczano, że granica roz­siedlenia tych zwierząt przebiegała po europejskiej stronie Uralu. Najstarsze szczątki łosi stepowych pochodzą z Francji (Sśneze) i Anglii. Dziś zalicza się je do podrodzaju Libralces, uważając je za bezpośrednich przodków Alces latifrons z wczesnego okresu plejstocenu środkowego. Poroże typowych form Alces latifrons charakteryzowały duże łopaty, tymczasem poroża łosi z Francji wykazują długie gałęzie i stosunkowo małe łopaty. W dodatku gałęzie poroży francuskich są silnie wygięte. Tak silnego wygię­cia nie stwierdzono natomiast na geologicznie młodszych poro­żach.

Najbardziej kompletne szczątki szkieletowe typowego łosia stepowego znaleziono w piaskach z Mosbach (doliny rzek Renu i Menu, górne warstwy utworów). Przypominają one jeszcze w znacznym stopniu prymitywne formy z willafransu Francji. U form geologicznie młodszych obserwuje się tendencję do po­wolnego skracania gałęzi poroży, ale mimo to łopaty w dalszym ciągu wykazują prymitywną budowę. Nie ma jeszcze podziału jak u dzisiejszych łosi na łopaty przednie i tylne. Niezależnie od tego zróżnicowania granica zmienności poroża łosi typu latifrons jest bardzo szeroka. Wydaje się, że co najmniej niektóre popu­lacje chronologicznie młodsze zbliżają się pod względem ukształ­towania poroża do form dzisiaj żyjących. Ogólnie biorąc „trzon” łopaty ulega skróceniu, a sama łopata zróżnicowaniu. Ponadto na drodze dalszego rozwoju pierwotna, niemal płaska łopata wygina się w tył i ku górze, uzyskując tym samym wygląd nieco zbli­żony do łopat dzisiejszych łosi.

Okazy typowe Alces latifrons (Johnson) pochodzą z utworów plejstoceńskich zwanych „Cromer Forest Beds”, występujących na wschodnim wybrzeżu Anglii. Szczątki zwierzęce z tych znale­zisk mają charakter fauny interglacjalnej. „Cromer Forest Beds” zalicza się do najsłynniejszych znalezisk fauny plejstocenu An­glii. Pierwsze znalezione tam szczątki łosi stepowych opisał pa­leontolog angielski Johnson już w 1874. Dzięki niezwykle inte­resującym szczątkom kostnym szereg niewielkich miejscowości weszło na stale do literatury naukowej. Są to m. in.: Norfolk, Cromer, East i West Runton, Overstrand, Trimingham, Mun- desley i Bacton. Tu, na wschodnim wybrzeżu Anglii, przebiega północno-zachodnia granica występowania szczątków Alces lati­frons.

Nowe znaleziska, odkryte przez radziecką wyprawę w Azji Wschodniej., przesuwają tę granicę jeszcze dalej na północ.

Na rozległych terenach Syberii Wschodniej, w dorzeczach rzek Jeniseju, Leny i Ałdanu, naukowcy radzieccy odkryli nowe inte­resujące szczątki łosi stepowych. Niedawno będąc w Moskwie miałem możność zapoznać się z tymi materiałami. W Muzeum Paleontologicznym Akademii Nauk ZSRR spotkałem się z profe­sorem Flerowem i doktorem Trofimowem. Materiały, które mi pokazali, były rzeczywiście szczątkami poroży łosi stepowych — Alces latifrons (Johnson). Któż by przypuszczał, że kiedyś na terenach wschodniej Azji odkryte zostaną takie formy? Większość szczątków była niezbyt dobrze zachowana; brakowało w wielu przypadkach łopat poroża. Mimo to jednak było możliwe do­kładne określenie przynależności gatunkowej szczątków.

Odkryte w tych samych znaleziskach razem z łosiami szczątki innych wymarłych ssaków umożliwiały określenie wieku tej fauny. Obok fragmentów poroża Alces latifrons (Johnson), tj. ło­sia olbrzymiego zwanego też stepowym, znalazły się szczątki „dzikiego konia sanmeńskiego” (Equus sanmeniensis Teilhard de Chardin et Piveteau) oraz słoni kopalnych. Wiek tych szczątków określa się na około 500 000 lat. Znalezione fragmenty szkieletu łosi skłaniały do zastanowienia się nad rozsiedleniem tych zwie­rząt we wczesnej fazie plejstocenu środkowego. Jak już wspom­niano, około 1870 odkryto na terenie wschodniej Anglii pierwsze szczątki łosi stepowych. Szczątki syberyjskie odkryto niemal

100 lat później. Niestety, wypełniające ten okres intensywne badania o charakterze międzynarodowym nie rozwiązały całego problemu. Dotąd na przykład nie wiadomo, gdzie należy szukać centrum rozwojowego tych ssaków. Z pewnością dalsze poszuki­wania pozwolą odpowiedzieć i na to pytanie.

Znalezisku angielskiemu nadano nazwę Cromer od miasta, w pobliżu którego się znajduje. Leży ono nad samym brzegiem morza. Utwory geologiczne znaleziska „Cromer Forest Beds” są osadami brakicznymi i aluwialnymi jakiejś wielkiej rzeki. Zale­gają w zagłębieniach Weyboume Crag, czasem bezpośrednio na „Basis Stone Bed” — twardej warstwie wymyfych buł krzemien­nych i innych skał. Powszechnie używana nazwa utworów nie jest zupełnie ścisła i może wprowadzać w błąd, gdyż większość znalezionych w tym miejscu kopalnych drzew nigdy tu nie rosła. Zostały one przeniesione przez rzekę. W czasie powstawania „Cromer Forest Beds” Anglię pokrywały olbrzymie lasy iglaste, przechodzące na południu w liściaste.

Około 500 000 lat temu w otwartych dolinach rzecznych tego obszaru żyły obok słoni leśnych i nosorożców łosie stepowe — najwięksi przedstawiciele jeleniowatych wszystkich czasów. Roz­piętością poroża znacznie przewyższały nawet najsilniejsze okazy jeleni olbrzymich. W osadach rzecznych szczątki przetrwały setki

tysięcy lat, aż w końcu fale morskie wymyły je z klifowego wybrzeża.

W podobnych warunkach żyły prawdopodobnie także odkryte przez naukowców radzieckich syberyjskie łosie stepowe. Wydaje się, że niziny Ałdanu, Leny i Jeniseju stanowiły dla tych ssaków idealne środowisko. Ich potężne, szerokie poroża uniemożliwiały przebywanie w- lasach, musiały one więc wybierać tereny otwarte lub obszary porośnięte niskopienną roślinnością.

Szczątki podobnych łosi znaleziono również na obszarach Azji Północnej. Przemawiają one za tym, że łosie typu Alces latijrons przetrwały na tych terenach dłużej niż pokrewne im formy Eu­ropy Środkowej. Niemniej jednak żadne i nich nie przetrwały środkowego plejstocenu.

W kulturze Scytów przypadającej na wieki VI i V p.n.e. (okres persko-joński) spotykamy stylizowane w złocie i brązie wize­runki łosi. Mimo stylizacji nie ma wątpliwości, że wszystkie te obrazy przedstawiają łosie, gdyż cechy anatomiczne właściwe temu gatunkowi są bardzo wyraźnie wypracowane. Znaczy to, iż twórcom tych dzieł anatomia łosi nie mogła być obca. Nieomylnie rozpoznaje się ciężką głowę zwierzęcia z silnie wykształconą wargą górną, mniej wyraźne natomiast są łopaty. Zaznaczono je tylko w zarysie przy pomocy wolut. Z zespołu znalezisk w Maj- kopie (Nizina Kubańska ZSRR) pochodzą złote okucia, których brzeżny pas szerokości około 25 mm pokrywają liczne sylwetki zwierzęce. Na złotej blasze znajdują się płaskorzeźby leżących łosi. Ich odwrócone w tył głowy wykazują wszystkie charaktery­styczne dla tego gatunku cechy anatomiczne. Szczególnie rzucają się w oczy silnie wykształcone kopyta.

Naszą uwagę kierujemy jednak przede wszystkim na poroże. Widoczna jest tylko jedna gałąź, podobnie zresztą jak na innych wizerunkach jeleniowatych, wykonanych w stylu scytyjskim. Ło­patę zaznaczono dwiema wolutami. Szczególnie silnie podkreślono wydłużoną gałąź nad czołem zwierzęcia. Taka długa, „naga” ga­łąź poroża została jeszcze bardziej uwydatniona na innej wyko­nanej w brązie płaskorzeźbie scytyjskiej. W tym przypadku nie uwzględniono prawie w ogóle łopaty poroża. Wszystkie jednak pozostałe typowe dla łosi cechy są dokładnie wypracowane.

Według A. Bachofen-Echta sylwetki zwierząt w scytyjskim

zdobnictwie metali odnoszą się do plejstoceńskiego łosia stepo­wego. Autor, uzasadniając swój pogląd, zwraca szczególną uwagę na długą gałąź i wyciąga stąd wniosek, że scytyjski artysta za­mierzał przedstawić nie łosia dzisiejszego, lecz właśnie plejsto­ceńskiego łosia stepowego Alces planifrons (Johnson). Jeśli tak, to łoś ten powinien był jeszcze żyć na nizinach na północ od Morza Czarnego w czasach, kiedy „w Atenach Platon nauczał, a na wybrzeżu Scytii w Olbii i Pantikapeum Grecy handel upra­wiali”.

Ponieważ jednak „ostatnie” syberyjskie łosie stepowe (Alces latifrons) wymarły przed setkami tysięcy lat, należy przy ocenie wszelkich archeologicznych stylizowanych wizerunków łosi za­chowywać największą ostrożność. Wprawdzie najnowsze wyniki badań paleontologów radzieckich wskazują na występowanie w środkowym plejstocenie Syberii form przypominających łosie stepowe, ale nie ma żadnych dowodów, by przetrwały one ten okres na terenie Azji.

Rozdział dwudziesty piqty NAJSTARSZE DRZEWA ŚWIATA

Na błękitnym niebie nad Sierra Nevada, nad wysuszonymi sto­kami Góry Czarnej (Black Mountain) nie widać ani jednej chmurki. Droga przez przełęcz Westgard (Westgard Pass Road), przecinająca wąskimi serpentynami głębokie kaniony, prowadzi do starego centrum górniczego na płaskowyżu Cedar-Flat (ce- dar — cedr).

Tę nazwę nadali wyżynie pierwsi na Zachodzie osadnicy, któ­rzy często cedrem nazywali jałowiec zachodni (Juniperus occi- dentaliś). Stąd biegnie na północ droga zwana White Mountains Road. Prowadzi ona prosto do terenu „Ancient Bristlecone Pi- nes”, czyli „prastarych sosen ościstych” {Pinus aristata Engel- mann) w Górach Białych.

W Górach Białych wyróżnia się cztery główne piętra roślinne. Do wysokości 2200 m n.p.m. wysuszone stoki gór pokryte są karłowatymi zaroślami (desert scrub), sięgającymi zaledwie wy­sokości kolan. Wyżej znajduje się strefa lasów sosnowo-jałowco- wych (Pinus monophylla — Juniperus occidentalis). Od około 3000 do blisko 4000 m n.p.m., tzn. do granicy lasu, sięgają „subalpej- skie” lasy z sosną ościstą i giętką (Pinus aristata — Pinus flexi- lis), a najwyżej leży bezdrzewna strefa „alpejska”.

Lasy „subalpejskie” nie tworzą tu zwartej szaty roślinnej. Rzadko zalesione stoki występują na przemian z pasami bez- drzewnymi. W miejscach „uprzywilejowanych”, chronionych przed wiatrem, zwłaszcza na piaskowcu i granicie, rośnie sosna giętka. Sosna oścista natomiast występuje przede wszystkim na dolomicie.

Na wysokości około 3000 m n.p.m. widzi się jeszcze obok sosny ościstej sosnę giętką, składające się wspólnie na specyficzny cha-

214

rakter krajobrazu. Liczebność sosny ościstej zwiększa się w miarę zbliżania się do Schulman Grove (grove — lasek, gaj). Na wyso­kości około 3500 m n.p.m., na smaganych wiatrem stokach Gór Białych, stoją najstarsze na świecie drzewa. Odkryto je zaledwie kilka lat temu. Nie są to ani gigantyczne drzewa mamutowe (Sequoia gigantea) z Sierra Nevada, ani majestatyczne sekwoje wiecznie zielone (Sequoia sempervirens) z wilgotnych lasów gór-

skich na Mchodnim wybrzeżu Ameryki, uchodzące dotąd za naj­starsze drzewa świata. Sosny ościste, to sękaci weterani o oso­bliwych kształtach, rosnący na granicy lasów, na wymiecionych wiatrem stokach gór, na nędznej glebie, częściowo na nagich skałach, w strefie najniższych opadów i stałej erozji eolicznej.

Sosny ościste spotyka się także i w innych rejonach wysuszo­nych gór Zachodu, gdzie czasem występują w towarzystwie sosen giętkich. Ale tylko tu, w Górach Białych, osiągają tak skrajnie wysoki wiek, mimo że w porównaniu z innymi stanowiskami warunki życiowe mają najtrudniejsze.

Znaczna liczba sosen ościstych, spośród których większość nie przekracza 8—10 m wysokości, przetrwała tu ponad 4000 lat. Stojąc przed nimi istotnie trudno sobie wyobrazić, że niektóre pamiętają czasy, gdy w Egipcie wznoszono piramidy, kiedy zaś Rzymianie tworzyli imperium, miały za sobą już kilkaset lat życia.

W „subalpejskich” suchych terenach sosny ościste rosną bar­dzo wolno. W ciągu setek lat grubość pnia powiększa się czasem zaledwie o kilka centymetrów.

Przyglądając się rosnącym w wysokich górach Sierra Nevada sosnom ościstym byłoby trudno nie zauważyć śladów ich nieusta­jącej walki z siłami przyrody. W miejscach bardziej odsłoniętych ich zgięte pnie rosną niemal leżąc na ziemi. Wiatr, niepogoda, lód i uderzenia piorunów nadały tym drzewom przedziwne kształty. Odnosi się wrażenie, że jest to jakiś las duchów. Wiele sosen przypomina drzewo wyrzucone przez fale na brzeg morza, ale nie martwe, lecz nadal żywe. Niektóre z drzew częściowo już obumarły. Martwe, rzeźbione piaskiem i gradem bladożółte kikuty wznoszą się ku błękitnemu niebu. Sosny ościste osiągają sędziwy wiek częściowo dzięki zdolności kontynuowania procesów życiowych nawet w przypadku, gdy znaczna część drzewa już jest martwa. W ciągu setek lat burze lodowe pocięły niektóre drzewa do tego stopnia, że dziś ich pnie przypominają deski, wciśnięte między skały.

Odkrywca tych wiekowych sosen, dr Edmund Schulman zasta­nawiał się, czy nasiona tych starych, zwietrzałych, częściowo obumarłych drzew posiadają jeszcze zdolność kiełkowania. Na­leżało przeprowadzić doświadczenie. Obok jednej z prastarych

sosen ościstych rosło smukłe, wysokie drzewo w wieku przekra­czającym „zaledwie” sto lat. Prawdopodobnie był to potomek sta­rej sosny. Z obydwu drzew pobrano szyszki z nasionami, które wszystkie w laboratorium profesora Wenta wykiełkowały.

Dopiero około roku 1940 pracownicy służby leśnej Sierra Ne­vada zwrócili uwagę na fakt, że wiele sosen ościstych Gór Bia­łych musi być bardzo starych. Na początku określili wiek jednego pnia, który sięgał 940 lat. Ten zdumiewający wynik wzbudził żywe zainteresowanie wielu botaników. Od roku 1953 areał sosny ościstej w Górach Białych jest rezerwatem przyrody. W trzy lata później dr Edmund Schulman z uniwersytetu w Ari­zonie podjął szeroko zakrojone badania naukowe nad tą rośliną. Wyniki były rewelacyjne. Okazało się, że wśród sosen ościstych znajdują się najstarsze dotychczas poznane drzewa świata, a naj- sędziwsza spośród nich — „Matuzalem” — liczy ponad 4600 lat.

Wiek drzew określono na podstawie wyników uzyskanych z liczenia pierścieni przyrostów rocznych pnia — owych różni­cujących się w ciągu jednego sezonu wegetacyjnego struktur tkankowych. Uzyskane wyniki potwierdzone zostały przez dato­wania radiowęglem (14C). Siedząc cykle przyrostów rocznych sze­regu pni zdołano też stwierdzić okresy zwiększonej wilgotności i okresy suszy na omawianym terenie. Na podstawie tych danych można wnioskować o zmianach i tendencjach kształtowania się klimatu, odtworzyć paleoklimatyczną historię danego terenu na przestrzeni 4000—5000 lat. Istotne znaczenie ma również fakt występowania znacznej liczby martwych pni powyżej dzisiejszej granicy lasu. Świadczy to także o zmianach klimatycznych w cią­gu ostatnich kilku tysiącleci, w czasie których granica lasu ule­gła przesunięciu w dół o około 150 m. Z drugiej zaś strony, ros­nące dziś wśród martwych pni młode drzewa świadczą o proce­sie odwrotnym, -tzn. o tendencji przesuwania się granicy lasu w górę. Pracownicy naukowi wielu uniwersytetów Stanów Zjed­noczonych przeprowadzają na tym pod względem botanicznym niezwykle interesującym terenie obszerne badania z genetyki, fi­zjologii roślin, ekologii i dendrochronologii.

Centrum prac badawczych leży pomiędzy Schulman Grove a Patriarch Grove. Od chwili ogłoszenia Gór Białych rezerwa­tem przyrody nie wolno na tym terenie zbierać żadnych roślin,

ani żywych, ani martwych, zabrania się łamania gałęzi, prze­mieszczania kamieni. Jedynie instytucjom naukowym udziela się zezwoleń na zbieranie materiałów do badań.

Od ..lasku Schulmana” prowadzi ścieżka długości około 1 km do Pme Alpha — pierwszej odkrytej sosny ościstej liczącej ponad 4000 lat. Aby nie uszkodzić jej pnia, pobrano przy pomocy specjal­nego świdra cienkie rdzenie w celu przeliczenia pierścieni przyros­tów rocznych. Ta archaiczna sosna pokryta jest dziś korą grubości 25 cm. Oznacza to, że żywe tkanki pozostają już tylko w mniej niż 10% pnia. Drzewo to w dalszym ciągu tworzy szyszki ze zdolnymi do kiełkowania nasionami. Po bokach ścieżki do Pine Alpha znaj­dują się liczne zwietrzałe sosny ościste, jak i spróchniałe pnie, którym wiatr i lód nadały fantastyczne kształty. Inną ścieżką z Schulman Grove można dotrzeć do sosny „Matuzalem”.

Z badań doktora Schulmana nad sosnami ościstymi wynika, że na świecie istnieją dziś dwie kategorie bardzo starych drzew. Do jednej zaliczamy „olbrzymy” spośród drzew iglastych, czyli sekwo­je rosnące w korzystnych warunkach w wilgotnych lasach na za­chodnim wybrzeżu Ameryki, do drugiej kategorii natomiast nale­żą „karły” wśród drzew iglastych, które w bardzo niekorzystnych warunkach sięgają wysoko do granicy lasu w Górach Białych. Bio­rąc pod uwagę żywe drzewa stwierdzono, że „karły” przeżyły „ol­brzymy”. Trudno przypuszczać, że znajdą się jeszcze starsze sosny ościste od tych, które dotąd poznano. Wydaje się, że obliczono wiek najstarszych z nich.

W odległości około 19 km od Schulman Grove znajduje się „Patriarch Area” — drugie centrum rezerwatu. Prowadząca do niego ścieżka biegnie przez dzikie, malownicze tereny Gór Białych, a w dali wznoszą się pokryte śniegiem i lodowcami szczyty Sier­ra Nevada. Gdzieś głęboko w dole ciągnie się poprzez góry i doliny ciemne pasmo rzadkich lasów sosnowo-jałowcowych. Na wysokości około 4000 m nie ma już drzew. Na przeciwległym stoku, na dolo­micie rosną jedynie sosny ościste, a wśród nich wznosi się „Patriarcha” — największa spośród dotąd poznanych sosen ościs- tych.

POLSKIE BADANIA ARCHEOLOGICZNE I PALEONTOLOGICZNE

Nosorożec włochaty ze Starani

W połowie października 1907 r. rozeszła się wieść po dzienni­kach krajowych o wydobyciu w Staruni w jednym ze szybów ko­palni wosku ziemnego .... w głębokości 12,5 m mamuta {Elephas primigenius Blmb.) zachowanego ze skórą i innemi miękkiemi częściami ciała. Zrazu wydobyto szczątki tego zwierza, w mnie­maniu, iż trafiono na padlinę wołu z ogromnymi rogami, odrzu­cono na hałdę, nie przywiązując do tego znaleziska żadnego waż­niejszego znaczenia. Szkielet już w samym szybie przy nieoględ- nem wydobywaniu pogruchotano, przyczem najwięcej ucierpiała czaszka, a z poszarpanych kawałów skóry co lepsze części poroz- bierali robotnicy na swój użytek.

.... Wszystko, cokolwiek dotąd ze szczątków mamuta znalazło się w szybie, na polecenie Komisyi [Komisji Fizjograficznej Akademii Umiejętności w Krakowie — przyp. autora] poparte zarządzeniem c.k. Starostwa Bohorodczańskiego, złożono w osobnym budynku i oddano pod straż, wyznaczoną z posterunku żandarmeryi w So- łotwinie do czuwania ścisłego nad tem całem wykopaliskiem.

... Dalsze poszukiwania w tym samym szybie, jako też na hałdzie z każdym dniem dostarczały coraz obfitszego materyału ...

... Dnia 6 listopada wczesnym rankiem dał znać dozorca kopalni

B. Roz., iż w 17,6 m, prawie o 5 m poniżej poziomu, w którym wykryto mamuta, znalazło się drugie jakieś wielkie zwierzę, rów­nież wraz ze skórą zachowane.... Po kilkugodzinnem odkopywa­niu wydobyto około południa rzeczywiście cielsko innego zwierza, składające się z łba okrytego skórą wraz z całem uchem lewem, całej nogi przedniej lewej i potężnego płatu skóry (dł. na 2,5 m) przedniej części lewego botku ciała. Gdy to zwierzę wyciągnięto

na wierzch szybu, rozpoznano w niem natychmiast nosorożca dy- luwialnego (Rhinocéros antiquitatis Blmb.), który podobnie jak nieco później po nim mamut w tem samem bagnie ropnem zato­nął”. — Tak relacjonował w 1914 dr Łomnicki okoliczności zna­lezienia szczątków plejstoceńskich wielkich ssaków w pobliżu małej wsi Starunia, która swój światowy rozgłos zawdzięcza właśnie owemu niecodziennemu znalezisku.

Wydawać by się mogło, że to odkrycie z pierwszych lat na­szego stulecia dziś, w epoce lotów człowieka na Księżyc, jest mocno przedawnione. Tymczasem rzecz jest w dalszym ciągu aktualna. Zainteresowanie szczątkami, a zwłaszcza znalezionym 22 lata później w tym samym miejscu całym doskonale zachowa­nym ciałem nosorożca włochatego sprzed dziesiątków tysięcy lat, jak dotąd jedynym na świecie, nie słabnie, a wręcz przeciwnie, stale wzrasta. W ostatnich latach dzięki zastosowaniu nowszych metod badawczych uzyskujemy wiele danych, o jakich pół wieku temu naukowcy mogli jedynie marzyć. I dlatego dziś badacze wielu krajów zwracają się ponownie ku szczątkom zwierząt sprzed setek tysięcy lat, spodziewając się uzyskać wiele nowych danych o nich samych, ich życiu i środowisku. Nic więc dziwne­go, że przygotowuje się m. in. obszerną monografię nosorożców włochatych ze Staruni i bada się zachowane tkanki pod mi­kroskopem elektronowym dla poznania ich ultrastruktury. Dato­wanie szczątków, wykonane w Waszyngtonie, w Smithsonian Ra­diation Biology Laboratory, wskazuje wiek 23 255 ± 775 lat.

Wieś Starunia, znajdująca się dziś poza granicami Polski, po­łożona jest w Karpatach Wschodnich na południe od Lwowa (odległość od najbliższego skraju zlodowacenia krakowskiego wynosiła około 120 km na wschód od Przemyśla, a od lokalnych plejstoceńskich lodowców karpackich około 40—60 km).

Karpaty wypiętrzone w miocenie uległy już w pliocenie czę­ściowej erozji. Wkraczający od północy lodowiec, nie dosięgnąw- szy tych obszarów, nie spowodował żadnych zmian, a zatem ukształtowanie tego terenu w plejstocenie niewiele różniło się od dzisiejszego. Koło Staruni wydobywano od dawna ropę i wosk ziemny — ozokeryt. Stąd też okolica nosi nazwę Ropiszcze. Teren stanowi synklinę szerokości 2—4 km wypełnioną częściowo solo- nośnymi iłami mioceńskimi, której dnem płynie potok Łukawiec

Wielki, wpadający do Bystrzycy Sołotwińskiej, będącej prawym dopływem Dniestru.

Znalezione w 1907 szczątki mamuta i nosorożca włochatego, przechowywane do dziś w Muzeum Przyrodniczym we Lwowie (dawne Muzeum im. Dzieduszyckich) spotkały się z życzliwym zainteresowaniem Akademii Umiejętności w Krakowie. Jeszcze w tym samym roku Akademia Umiejętności zdając sobie sprawę | doniosłości znalezisk w Staruni zdobyła fundusze na dalsze po­szukiwania. W tym celu powołała Komitet Badań Staruńskich, w skład którego weszli m. in. członkowie Akademii — profeso­rowie: H. Hoyer, S. Kreutz, J. Nowak, J. Stach i Wł. Szafer. Zrazu celem dalszych prac poszukiwawczych miało być znalezie­nie reszty nosorożca z 1907 i ewentualne odkrycie innych jeszcze śladów życia minionych epok. Pod koniec czerwca 1929 przystą­piono pod kierunkiem E. Panowa, kustosza Muzeum Fizjografi­cznego Polskiej Akademii Umiejętności, do oczyszczenia starego szybu „Mamut” (nazwanego tak w 1907) oraz do wykopania w odległości 15 m nowego szybu. Oba te szyby zamierzano na głębokości 18 m połączyć poziomym chodnikiem. Gdy w czasie kopania natrafiono na kawałki kości i innych tkanek zwierzęcych, wykopano 3 krótkie chodniki poziome. W dwóch pierwszych nie znaleziono nic szczególnego. Dopiero trzeci chodnik, założony na głębokości 12,5 m, odsłonił sensację światową — w siwych iłach plejstoceńskich dostrzeżono ciemne, prawie czarne cielsko. W wielkim napięciu i pośpiechu, ale z zachowaniem największej ostrożności przystąpiono do jego całkowitego odsłonięcia. Roz­poznano w nim bez trudu zachowanego ze skórą i mięśniami no­sorożca włochatego. Leżał na grzbiecie; potężna głowa, słupo- wate nogi i niewielki ogon sterczały ku górze. W nieznacznej wysokości ponad jego nogami wystawały ze ściany chodnika resztki szkieletu innego nosorożca. Lewy bok zwierzęcia przyle­gał do stromej ściany zbudowanej z utworów mioceńskich. Od­słonięty niemal cały prawy bok nosorożca nie wykazywał żadnych uszkodzeń. Napięcie rosło — czy i lewy bok jest nieuszkodzony? Po całkowitym odkopaniu zwłok zauważono jednak uszkodzenia skóry po lewej stronie głowy i szyi oraz otwór znacznych rozmia­rów w przedniej części brzucha, przez który prawdopodobnie wy­płynęły wnętrzności jamy brzusznej wkrótce po śmierci zwie­

rzęcia. W odległości około 1,5 m od zwłok znaleziono później ską­pe resztki jelit. Okazało się również, że lewe odnóża przednie i tylne są odłamane. Brakowało także obu rogów nosowych oraz kopyt Skóra pozbawiona była całkowicie włosów, które tkwiły w ile przylegającym do zwłok zwierzęcia. Po dokonaniu pomia­rów ciała nosorożca i tymczasowym zabezpieczeniu go w ścianie chodnika przystąpiono do prac nad wydobyciem okazu na po­wierzchnię. I tu pojawiła się nagle nowa trudność. Rozmiary cia­ła tego wielkiego ssaka plejstoceńskiego przekraczały wielkość istniejącego szybu. Wydobycie nosorożca w całości tą drogą oka­zało się więc niemożliwe. Nie pozostawało nic innego jak wyko­panie nowego dużego szybu. Pracę tę wykonano, by wreszcie po dwóch miesiącach od chwili znalezienia okazu wydobyć go na powierzchnię i przewieźć do Muzeum Fizjograficznego Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie.

Iły plejstoceńskie przylegające bezpośrednio do ciała nosoroż­ca starannie przepłukano. Uzyskano w ten sposób wiele szcząt­ków roślin, które otaczały nosorożca za życia i którymi się żywił. Pozwalają one nam odtworzyć zarówno krajobraz jak i klimat ówczesny. Według profesora Wł. Szafera jest to flora lądowa

0 charakterze tundry z obfitością traw i mchów, z licznymi krze­winkami, z panującą wśród nich brzozą karłowatą (Betula nana)

1 drobnolistnymi wierzbami. Flora ta jest mieszaniną elementów arktycznych i alpejskich czy też karpackich. Wymagania ży­ciowe tych roślin (gatunków dziś jeszcze żyjących) wskazują na panowanie w tym czasie w Staruni klimatu zimnego, zbliżonego do klimatu dzisiejszej tundry arktycznej na północy Eurazji.

Obszar dotychczasowych poszukiwań w Staruni obejmuje za­ledwie kilkanaście metrów kwadratowych. Na tej tak niewielkiej przestrzeni znaleziono szczątki aż trzech nosorożców. Nasuwa się więc pytanie, dlaczego właśnie tu nagromadziło się ich tyle. No­sorożec włochaty nie był rzadkim przedstawicielem fauny plejsto­cenu. Świadczą o tym liczne szczątki znajdowane na obszarze je­go występowania, w całej północnej Palearktyce. Nie był jednak tak pospolity jak np. mamut. Wydaje się więc, że w okolicy Sta­runi musiały niegdyś istnieć szczególnie korzystne warunki życia dla nosorożców. Prawdopodobnie właśnie tu, w zacisznych kotlin­kach u podnóża Karpat tundra była porośnięta bujniejszą roślin-

nością i dostarczała obfitego pożywienia. Niewątpliwie było tu także pod dostatkiem wody, w tym również znaczna ilość wody słonej, bardzo przez ssaki pożądanej. Z jednej strony wspomniane kotliny o wysokich stromych brzegach stanowiły dla zwierząt ochronę przed zimnymi wichrami północy, z drugiej natomiast były niewątpliwie także niebezpiecznymi pułapkami dla zwierząt, gdy po nagłych ulewach napełniały się gwałtownie masami wód, sięgającymi często kilkumetrowej wysokości. Wówczas zwierzęta, które nie zdążyły w porę opuścić kotliny musiały zginąć, a ich ciała unosił prąd wody. Podobnie ginęły tu zwierzęta zimą, kiedy ogromne masy śniegu, naniesione przez gwałtowne wichry w cza­sie potężnych zamieci śnieżnych, wręcz zasypywały zwierzęta albo też tworzyły zaspy dla nich nie do przebycia. Trudno dziś rozstrzygnąć, w jaki sposób zginęły nosorożce staruńskie. Stan szczątków, zwłaszcza niektóre uszkodzenia zwłok najlepiej zacho­wanego okazu wskazują na to, iż ciało zwierzęcia, zanim zostało zakonserwowane, ulegało przez pewien krótki czas procesowi roz­kładu. Inne dane świadczą o tym, jakoby nosorożec nie poniósł śmierci w miejscu, gdzie został znaleziony, lecz został tam przy­niesiony przez wodę. Na podstawie wszystkich tych danych moż­na przyjąć, że nosorożec utonął w czasie powodzi; następnie woda wyrzuciła jego ciało na wyżej położony brzeg, gdzie ulegało przez krótki czas rozkładowi (wtedy prawdopodobnie wypadły ze skóry włosy, odpadły kopyta i rogi), później znów woda zabrała zwłoki i złożyła je w miejscu znalezienia. Miejscem tym był wówczas prawdopodobnie stromy brzeg potoku czy rzeki. Prawy bok zwie­rzęcia był przyparty do brzegu, lewy natomiast wystawiony na dalsze działanie prądu wody. Może wtedy właśnie wyrwany zo­stał otwór w przedniej części jamy brzusznej, przez który naj­pierw woda wypłukała wnętrzności, a później dostawał się do ja­my ciała muł, wypełniając ją niemal całkowicie. Niesiony przez wodę muł pokrywał stopniowo także cały zwrócony ku prądowi wody lewy bok zwierzęcia.

Okolice Staruni obfitowały niewątpliwie w plejstocenie, podob­nie jak dziś, w solanki, a ziemię przenikała ropa, co prawdopo­dobnie sprzyjało tak doskonałemu zakonserwowaniu zwłok zamu­lonego nosorożca.

Dzięki tym niezwykłym okolicznościom możemy dziś podziwiać

m

w Muzeum Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie odlew gipsowy zwłok noso­rożca w pozycji, w jakiej został przed laty znaleziony, wypchaną skórę, zmontowany szkielet oraz ścięgna, mięśnie, język, włosy. Na tle jasnej ściany rysuje się wyraźnie ciemna sylwetka noso­rożca stojącego z pochyloną głową, uzbrojoną w dwa potężne ro­gi. Skóra przepojona solą, parami ropy naftowej i woskiem ziem­nym jest prawie czarna i pozbawiona włosów. Nosorożec włocha­ty ze Staruni upodobnił się więc pod tym względem po dziesiąt­kach tysięcy lat do dzisiaj żyjących nosorożców, których skóra jest na ogół nieowłosiona. Jednak w plejstocenie długie gęste futro było warunkiem zachowania życia.

Zachowany w muzeum w Krakowie unikalny okaz nosorożca jest wyjątkowo cennym dokumentem naukowym, rzucającym światło na obraz naszej fauny przed dziesiątkami tysięcy lat.

Człowiek paleolitu a mamut

Mamut (Mammuthus primigenius) należał bez wątpienia do naj­pospolitszych zwierząt plejstocenu. Jego szczątki znajduje się bardzo często przypadkowo przy różnego rodzaju pracach ziem­nych. Są to jednak zwykle jedynie pojedyncze kości, ich fragmen­ty lub zęby. Takich znalezisk na obszarze Polski znamy dziś już kilkaset. Nieczęsto odkrywa się bardziej lub mniej kompletne szkielety mamuta; jeszcze rzadsze są znaleziska świadczące o bez­pośrednim zetknięciu się .mamuta z człowiekiem paleolitu. Takich miejsc jest zaledwie kilka na świecie. W ciągu ostatnich lat na lis­tę państw szczycących się tego rodzaju słynnymi znaleziskami mogła wpisać się także Polska.

W 1950 ukazał się artykuł docenta J. Kulczyckiego z Muzeum Ziemi PAN w Warszawie opisujący znalezienie w Pieninach w okolicy zamku niedzickiego koło Czorsztyna niekompletnego szkie­letu mamuta. Na szczątki natrafiono podczas robót ziemnych na głębokości 2,5—3,0 m. Zupełnie stare zęby trzonowe przemawiały za bardzo podeszłym wiekiem mamuta, który najprawdopodob­niej zginął w tym miejscu, na co z kolei wskazywał układ kości, tylko w niewielkim stopniu rozwleczonych przez wodę.

Podobnego odkrycia dokonali w roku 1967 mieszkańcy wsi Rzochów pod Mielcem. Szczątki kostne spoczywały w samym ko­rycie rzeki Wisłoki. Dzięki niezwykle niskiemu stanowi wody wy­łoniła się na powierzchnię gliniasta łacha, z której wystawały ciemnobrunatne wielkie kości. Naukowcy przybyli z Warszawy, z Zakładu Paleozoologii PAN, rozpoznali w znalezionych szcząt­kach kości mamuta. Bez zwłoki przystąpiono do ich wydobycia pod kierunkiem inż. M. Kuczyńskiego. Zachowała się żuchwa z zę­bami trzonowymi, żebra, kilkanaście kręgów, obie łopatki, kość krzyżowa, fragmenty miednicy i części kończyn.

Raz po raz dowiadujemy się z prasy o znalezieniu w piaskow­niach górniczych na Śląsku szczątków mamutów. Jak dotąd były to jednak w najlepszym razie bardzo niekompletne szkielety, i to w dodatku pochodzące z tzw. wtórnego złoża, tzn. nie z miejsca, w którym zwierzę poniosło śmierć, a więc pozbawione wartości stratygraficznej!

Znacznie rzadsze z obszaru Polski są szczątki przodka mamuta

słania stepowego (Mammuthus trogontherii) i jemu współczes­nego słonia leśnego (Palaeoloxodon antiąuus). Ale i one u nas wy­stępują. I tak np. wiosną 1962 podczas kopania dołu przy ul. Lesz­no w Warszawie natrafiono na kości słonia leśnego. Zalegały na głębokości 3,5—4,5 m. Niestety, szkielet był w tym przypadku zdekompletowany. Zdołano jednak wydobyć górne zęby trzonowe | częścią podniebienia, cios długości około 2,5 m, wiele kręgów, liczne żebra, łopatkę i kilka innych kości. To cenne znalezisko opracowali prof. K. Krysiak i doc. T. Roskosz z Zakładu Anatomii Zwierząt SGGW w Warszawie oraz dr G. Jakubowski z Muzeum Ziemi PAN.

W żadnym z tych skądinąd cennych znalezisk nie było śladów człowieka paleolitu. Nie wskazywały one na to, że znalezione zwierzęta mogły być łupem paleolitycznych myśliwych, a prze­cież jest rzeczą powszechnie znaną, że człowiek paleolitu polował na słonie kopalne, wykazując nawet dość daleko posuniętą spec­jalizację w wyborze gatunków zwierząt łownych. Świadczą o tym choćby Torralba i Ambrona w Hiszpanii — owa „rzeźnia paleoli­tycznych aszelskich myśliwych” — czy magdaleńscy myśliwi we Francji, wyspecjalizowani w łowieniu reniferów. Innym typem znalezisk są miejsca, w których znajdujemy ślady zabicia jedne-

i

go słonia kopalnego. Znamy zaledwie kilka takich stanowisk; Lehringen (NRF), Domebo (USA), Murray Springs (Arizona, USA), Meksyk oraz Irkuck (ZSRR). Wobec tak nielicznych znale­zisk tego typu na świecie dwa polskie są szczególnie cenne.

W roku 1959 w czasie prac ziemnych przy pogłębianiu stawu rybnego w Skaratkach (powiat Łowicz) dokonano przypadkowo odkrycia kości mamuta. W czasie przeprowadzonych tam prac wykopaliskowych pod kierunkiem prof. W. Chmielewskiego z Uni­wersytetu Warszawskiego wydobyto z torfowiska szczątki mamu­ta. Dr H. Kubiak z Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświad­czalnej PAN w Krakowie stwierdził, że należały one do jednego osobnika. Poza całymi, dobrze zachowanymi sześcioma kręgami, obydwoma rzepkami i fragmentami żeber znaleziono (dotąd bardzo nieliczne) szkielety obu przednich kończyn od członów palców po kości nadgarstka. Odkryte kości tkwiły w torfie w porządku anatomicznym wskazując, że mamut w tym miejscu poniósł śmierć. Czy była to śmierć naturalna? Na podstawie rozmiarów kości stwierdzono, iż był to osobnik duży, przekraczający o co najmniej 0,5 m przeciętny wzrost mamutów, wynoszący 3 m. Z powodu braku zębów nie można było określić wieku osobnika, nie wiedzieliśmy więc, czy był bardzo stary i czy wyłącznie dla­tego zginął. Zagadkę rozwiązały znalezione w bezpośrednim są­siedztwie kości zabytki archeologiczne: odłupek kwarcytowy, fra­gment kości ze śladami nacięć i kilka węgielków drzewnych. Nie ulegało wątpliwości, że tu działał człowiek paleolitu. Wszystko wskazywało na to, iż zwierzę stało się łupem paleolitycznych myśliwych. Mamut ugrzązł w podmokłym gruncie, został zabity, a wtedy zabrano całe ciało z wyjątkiem dolnych części kończyn przednich, a być może i tylnych (nie zdołano ich odnaleźć ze względu na zbyt wysoki poziom wód gruntowych). Przetrwały one w torfie, jak wykazało datowanie radiowęglem 14C, ponad 37 000 lat. Wynik ten potwierdzały rezultaty uzyskane z badań pobranych materiałów, w tym także analiza pyłkowa. Wszystkie dane wskazują na ostatnie zlodowacenie, na interstadial Göttweig.

W ponury, przenikliwie zimny dzień listopada 1967 jechałem

| Krakowa do Nowej Huty. Spieszyłem na telefoniczne wezwanie

dra St. Buratyńskiego, wielce zasłużonego dla prehistorii Nowej Huty kierownika nowohuckiego oddziału Muzeum Archeologicz­nego w Krakowie. Wiadomość była krótka i lakoniczna: „przyjeż­dżajcie, na terenie Kombinatu jest mamut”. Sprawa była jasna

należało natychmiast zabezpieczyć szczątki. Do kończącej się budowy walcowni slabing doprowadzano ostatnie przewody. Po­trzebne jeszcze było wykopanie dodatkowego płytkiego rowu.

I nagle natrafiono na coś twardego. To nie był kamień, lecz fragment dużej kości. Termin oddania walcowni był bliski, prac budowlanych nie wolno było przedłużyć, a tu nagle niemal pięć przed dwunastą w drogę wchodzą archeolodzy i paleontolodzy. Za wszelką cenę i jak najszybciej należało więc wydobyć i zabez­pieczyć wszystkie szczątki kostne i zabytki archeologiczne, posze­rzyć znacznie wykop i jak najstaranniej przeszukać obszar co naj­mniej kilkudziesięciu metrów kwadratowych, na których mógł być rozwleczony szkielet mamuta. Prace utrudniała niekorzystna jesienna pogoda. Mimo to po kilku zaledwie dniach upewniono się, że w lessie nie pozostawiono żadnych szczątków kostnych ani zabytków paleolitycznych. Dodatkowo przeprowadzono wierce­nia kontrolne do głębokości około 20 m i pobrano próbki materia­łów w celu dokonania ustaleń stratygraficznych. W wyniku badań przeprowadzonych przez doc. J. K. Kozłowskiego (zabytki ar­cheologiczne), dra H. Kubiaka (szczątki paleontologiczne) i mgra A. Welca (obserwacje stratygraficzne) w odkrytym stanowisku można było zaobserwować wyraźne ślady działalności człowieka paleolitu współczesnego mamutowi. Nie zdołano wyjaśnić sposobu zabicia zwierzęcia, określono natomiast, jakie części szkieletu

i inne użyteczne części ciała mamuta, jak skóra czy mięso, zosta­ły zabrane przez paleolitycznych myśliwych. Nie można wyklu­czyć, że niektóre części mamuta zostały rozwleczone przez dra­pieżne zwierzęta już po odejściu człowieka. Stanowisko to należy do nielicznych na świecie znalezisk będących miejscem zabicia słonia kopalnego. Szczątki mamuta zalegały in situ (nie były prze­mieszczone) w typowym lessie ze środkowej części ostatniego zlo­dowacenia (Wiirm), prawdopodobnie z interstadiału Paudorf. W trakcie preparowania szczątków kostnych mamuta — jednego ciosu, 4 zębów trzonowych, fragmentów czaszki, 4 kręgów, kości krzyżowej i kompletnej miednicy — znaleziono szczątki leminga

(Dicrostoiiy.r torguatus Pallas), wyraźnego wskaźnika chłodnego klimatu i typowego przedstawiciela tundry. Zabytki archeologicz­ne reprezentowane są w tym znalezisku przez 9 wiórów i ich fragmentów odbitych z dwu rdzeni: jednego z surowca jurajskie­go, drugiego z krzemienia narzutowego. Okazy te nie pozwalają na ustalenie przynależności przemysłowej, wskazują jedynie na pierwszą połowę górnego paleolitu.

I znów zadzwonił telefon w Zakładzie Zoologii Systematycznej PAN w Krakowie: red. Cz. Morawetz z „Echa Krakowa” zawia­damiał, iż w pobliżu Kopca Kościuszki odkryto jakieś kości i zęby, być może mamuta. Ulica Spadzista, przy której dokonano odkry­cia, prowadząca do Kopca, | była w przebudowie. Sprowadzono spychacz, który przy okazji miał także częściowo wyrównać wy­sokie pobocze ulicy, będące pozostałością austriackich fortyfikacji ziemnych. Nagle, po zepchnięciu około 2-metrowej warstwy zie­mi, pod łopatą spychacza zaczęło coś zgrzytać. Być może obsługa spychacza, przyzwyczajona do podobnych zgrzytów nie byłaby zwróciła uwagi na te odgłosy, gdyby nie szczęśliwy zbieg okolicz­ności — zepchnięto już dość ziemi, teren wyrównano dostatecz­nie, rola spychacza była spełniona. Przybywszy na wskazane przez red. Morawetza miejsce, w zmiażdżonych ułamkach kości

i zębów rozpoznaliśmy szczątki mamuta oraz pojedyncze zabytki paleolityczne. Koniec roku (1967) nie pozwalał na podjęcie syste­matycznych prac wykopaliskowych. Z różnych względów należało je odłożyć na lato roku przyszłego. Znalezisku nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Poza odkrywcą i nami — wtajemniczonymi — niewiele osób spośród mieszkańców okolicznych domów o nim wiedziało. Poza tym leżało znacznie powyżej poziomu ulicy i by­ło osłonięte krzewami. W dodatku nikt wówczas jeszcze nie wie­dział, co w sobie kryło. Pojedyncze kości mamuta pod Kopcem Kościuszki w Krakowie nie były zresztą rewelacją, gdyż tego ro­dzaju szczątki znaleziono w tej okolicy już w 1823 roku.

Tymczasem nadeszło lato 1968. Wokół znaleziska ożywienie. Kilkunastu młodych ludzi — studentów archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego — zaczęło powoli i ostrożnie oczyszczać po­wierzchnię wyznaczoną przez kierownika praktyki doc. J. K. Ko­złowskiego. Niebawem ukazały się pierwsze dobrze zachowane kości, a wśród nich okazałe zabytki paleolityczne. Przez cały mie­

siąc przekopywano metr po metrze, przeszukiwano warstwę po warstwie. Wydobyto dziesiątki cennych wyrobów krzemiennych

i setki fragmentów i całych kości mamutów. Stało się jasne, że znalezisko jest niezwykłe, że kości mamutów w tym miejscu zo­stały nagromadzone przez człowieka paleolitu. Sezon wykopalis­kowy 1969 przyniósł dalsze rewelacje. Odsłonięto dalsze metry kwadratowe. Z warstwy lessu wyłaniały się wielkie ilości kości, a wśród nich tkwiły piękne narzędzia kamienne. Archeolodzy pod kierunkiem doc. J. K. Kozłowskiego i przy współpracy mgr E. Sachse-Kozłowskiej oraz paleontolodzy — dr H. Kubiak i mgr G. Zakrzewska — wydzierali ziemi nowe tajemnice, porządko­wali i interpretowali uzyskane wyniki. Z dotychczasowych danych wynikało, że opracowywane stanowisko posiada wyjątkowo wiel­ką wartość. Było to bowiem obozowisko łowców mamutów sprzed 22 tysięcy lat, pierwsze w Polsce i w Europie Środkowej, a jed­no z kilku dotychczas znanych. Materiał kostny reprezentujący w ponad 90% kości mamutów (poza mamutami odkryto pojedyn­cze szczątki nosorożca, niedźwiedzia, konia, renifera i lisa polarne­go) w niektórych miejscach wykopu wykazywał wyraźne nasile­nie występowania. Duże kości mamutów, a zwłaszcza żuchwy, wskazywały na obecność dwóch charakterystycznych struktur w postaci kręgów o blisko 2,5-metrowej średnicy. Oba kręgi, zło­żone z ponad 20 żuchw każdy, były od siebie oddalone zaledwie

o 1 m. Poza żuchwami wyznaczającymi podstawowy zarys kręgów na ich obwodzie stwierdzono występowanie kości płaskich — miednic i łopatek, długich kości kończyn, żeber oraz luźnych zę­bów trzonowych i ciosów mamucich. Wśród kości zalegały wy­roby kamienne. Cały zespół materiału kostnego wskazywał wy­raźnie na celowy układ. Przemawiały za tym skupiska żeber wy­glądające, jakby niegdyś były ze sobą powiązane, niektóre kości długie kończyn, tkwiące pionowo w kilku warstwach, a więc jak gdyby wkopane, ciosy ułożone parami naprzeciw siebie czy wreszcie wybór tylko pewnych części szkieletów. Destrukcja spo­wodowana spływaniem soliflukcyjnym jest w całym wykopie stosunkowo niewielka.

Rozmieszczenie materiałów osteologicznych na tle zabytków krzemiennych pozwala przypuszczać, że wyróżnione obiekty były naziemnymi konstrukcjami mieszkalnymi, podobnymi do budowli

odkrytych na terenie Ukrainy i Białorusi w Meziriczu, Mezyni, Dobraniczewce i Kostionkach. Założenia konstrukcyjne wszyst­kich tych budowii były podobne. Do wszystkich użyto niemal wy­łącznie kości mamutów; jedyne różnice występują w wykorzysta­nych elementach szkieletów. Na Ukrainie fundamenty „chat” stanowiły w znacznej mierze całe czaszki, których w naszym przypadku brakowało. U nas fundamenty były złożone głównie z żuchw, długich kości kończyn, zwłaszcza udowych i ramienio­wych, łopatek i miednic, a wyższe partie ścian składały się z że­ber i ciosów. Wysokość budowli sięgała około 160 cm. Tak skon­struowane rusztowanie okrywano następnie najprawdopodobniej skórami i z kolei obciążano również kośćmi i głazami wapiennymi.

Położenie obozowiska było dla jego mieszkańców bardzo ko­rzystne. Leżało ono nad urwiskiem skalnym, górującym nad do­liną Rudawy od strony południowej, a jednocześnie powiązanym z północnym stokiem Góry Bronisławy. Brzeg urwiska skalnego wznosi się dziś na wysokość około 253 m n.p.m., tj. około 47 m nad dnem doliny zalewowej Rudawy. Cypel skalny, obecnie z po­wodu prac wykopaliskowych obnażony z pokrywy lessowej, jest częścią masywu wapieni skalistych górnooksfordzkich, które two­rzą trzon Góry Bronisławy. Konfiguracja terenu, a przede wszyst­kim ustalone wierceniami ukształtowanie powierzchni wapieni skalistych wskazuje, że opisywany cypel skalny pierwotnie był rodzajem ostańca oddzielonego od masywu Góry Bronisławy wy­raźnym obniżeniem. Powierzchnia szczytowej partii ostańca, na jakiej założono obozowisko paleolityczne, była stosunkowo nie­wielka, o średnicy maksymalnej około 40—60 m. Stosunkowo nie­wielka część tego obszaru zachowała się w stanie nienaruszonym, ponieważ dalej od urwiska wybudowano w czasach austriackich fort ziemny.

Obozowisko górując nad doliną Rudawy było doskonałym pun­ktem obserwacyjnym na porośniętą roślinnością stepotundry równinę. Ponadto ów ostaniec skalny był prawdopodobnie trud­no dostępny, a więc i bezpieczny. Z drugiej natomiast strony, te na pozór kruche i słabe budowle obozowiska były wystawione na silne działanie wiatru — musiały więc być solidnie zbudowane. Wspomniany brak lasów w tym czasie na naszych terenach, a tym samym brak drewna, zmusił paleolitycznych myśliwych do sięg­

nięcia po inny materiał budowlany — kości wielkich ssaków. Wy­specjalizowali się w łowieniu mamutów. Może właśnie taka spec­jalizacja była dla nich najkorzystniejsza, zabicie bowiem jednego mamuta dostarczało im od razu kilka tysięcy kilogramów mięsa, skóry, kości.

Jak długo pierwotni mieszkańcy ulicy Spadzistej w Krakowie sprzed 22 tysięcy lat tu przebywali, tego jeszcze nie wiemy. Bez wątpienia samo zbudowanie obozowiska musiało im zabrać sporo czasu, skoro do budowy każdej z „chat” użyto ponad 20 mamu­tów. Czy opłacalny byłby taki wysiłek dla krótkiego pobytu w tym miejscu?

Nie wiemy również, w jaki sposób polowali na mamuty. Jest faktem, że upolowane mamuty były zwierzętami młodymi. Może właśnie takie łatwiej było odpędzić od stada, wpędzić na pod­mokły grząski grunt, gdzie pod wpływem dużego ciężaru się za­padały, czy skierować w wąską szczelinę skalną, gdzie je zabija­no. Znamy narzędzia, jakimi ci ludzie się posługiwali. Inwentarz kamienny zebrany w trakcie prac wykopaliskowych liczy około 1000 okazów wykonanych głównie z miejscowego krzemienia ju­rajskiego oraz w małym procencie także z krzemieni pochodzą­cych prawdopodobnie z północnej części Wyżyny Krakowsko- -Częstochowskiej. Kilka okazów wykonanych jest z radiolarytu barwy czerwonawej, występującego na pograniczu morawsko- słowackim. W materiale są rdzenie, obłupnie, wióry i narzędzia. Liczny stosunkowo materiał odłupkowy wskazuje na ślady miejs­cowej obróbki krzemienia — wszystkich stadiów przygotowania i eksploatacji rdzenia. Narzędzia w liczbie 164 mają w inwenta­rzu kamiennym stosunkowo wysoki udział, bo w blisko 16% wska­zujący na stanowisko o charakterze podomowym. Najliczniejszą grupę narzędzi stanowią ostrza tylcowe i jednozadziorce. Drugą pod względem ilościowym grupę stanowią rylce. W dalszej kolej­ności występują wiórowce, półtylczaki i wiórki, drapacze, prze- kłuwacze i inne. Wyroby z kości są bardzo rzadkie w omawianym stanowisku. Na szczególną uwagę zasługuje żebro mamuta roz­szczepione na końcu, w którym umieszczono jednozadziorzec krze­mienny w ten sposób, że jego dłuższa krawędź wystawała z opra­wy równolegle do brzegu żebra. Ogładzone na krawędziach frag­menty kości długich użytkowane były zapewne w charakterze

gładzików. Kilka główek kości udowych i ramieniowych obciętych i wydrążonych mogło służyć jako lampy.

Inwentarz kamienny znaleziony w stanowisku paleolitycznym w Krakowie przy ul. Spadzistej należy do przemysłów górnopa- leolitycznych. Dane stratygraficzne i zespół fauny wskazują, że opisane obiekty mieszkalne z kości mamutów należy datować na schyłek interstadiału lub na okres bezpośrednio poprzedzający se­dymentacje ostatniego lessu zlodowacenia Wurm. Stanowisko to wzbogaciło znajomość nielicznych dotąd zespołów datowanych na ten okres. Ponadto zawiera po raz pierwszy w Polsce bogaty ze­staw jednozadziorców i szczątki pierwszej w Polsce gómopaleo- litycznej budowli mieszkalnej z kości mamutów. Jest to równo­cześnie pierwsza budowla tego typu w środkowej Europie, gdyż dotychczas znajdowano budowle typu półziemiankowego, skon­struowane przy użyciu kamieni i drzewa.

Być może kontynuacja prac wykopaliskowych i szczegółowe ba­dania stanowiska doprowadzą do rozwiązania szeregu problemów owianych dotąd mrokiem tajemnicy.

Kopalna fauna jaskiń

Nachylam się nad ścianą. Ostro ograniczony krąg światła la­tarki wydobywa z gęstej, namacalnej prawie ciemności nieregu­larne załomy skały pokryte warstwą nacieku. Naciek jest brudny, osmolony dymem niezliczonych pochodni i świec ludzi od kilku­dziesięciu lat zwiedzających Jaskinię Wierzchowską Górną pod Krakowem. Lekkie, ostrożne uderzenie młotka. Skorupa nacieku pęka i odpada. Pod nią ściana wapienna wypolerowana jest jak szlifowany marmur. Na jej powierzchni widać poziome smugi złożone z drobnych grudek gliny jaskiniowej.

Gaszę latarkę. Zapominam, że jaskinia jest zdeptana i brudna, że co niedziela przeciągają tędy karawany turystów. Tylko ciem­ność nie podlega działaniu czasu, jest taka sama, jaka była tu przed kilkudziesięcioma tysiącami lat. Wydaje mi się, że w tej ciemności słychać ciężkie, lecz ostrożne kroki. Wzdłuż ściany po­woli kroczy ogromny zwierz: jest tak wielki, że największy niedź­wiedź tatrzański byłby wobec niego niedorostkiem. Idzie w ciem-

nbści, ale przewodnikiem jest mu ściana jaskim. Ociera się o nią mocno, jego zabrudzone gliną kudły trą o nierówną powierzch­nię skały. Wielki niedźwiedź nudzi się: jest zima, na zewnątrz szaleją burze śnieżne, tylko w jaskini jest ciepło i zacisznie. Uroz­maica sobie czas spacerami we wnętrzu groty. Wie, że jeśli pój­dzie w głąb wzdłuż ściany, a potem odwróci się i będzie szedł opierając się o nią drugim bokiem, to niezawodnie dojdzie do- wyjścia, do światła.

Znów zapalam latarkę. Teraz ja zaczynam wędrówkę wzdłuż ściany. Na całej jej długości, stale 0,6—1,2 m nad dnem, ciągnie się pas wyszlifowanej skały. Szlif ten wchodzi w zagłębienia: wi­dać wciskała! się do nich gruba i miękka warstwa sierści. Najsil­niejszy jest jednak na wystających krawędziach, a najlepiej za­chował się pod skorupą nacieku, skorupą nieraz grubą, na której utworzenie potrzeba było tysięcy lat. Nie ma takiego szlifu w głę­bokich dziurach skalnych, nie ma go też nigdy wyżej ani niżej poza określonym pasem. Ten szlif — to ślad niedźwiedzia jaski­niowego, gatunku, którego ostatnie okazy zniknęły z powierzchni Ziemi przed 20 000 lat, pod koniec epoki lodowej”. Tak zaczyna profesor K. Kowalski, wybitny zoolog i badacz życia w jaskiniach, kierownik Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej PAN w Krakowie, artykuł „Na tropach niedźwiedzia jaskinio­wego”.

W jaskiniach istnieją szczególnie korzystne warunki dla gro­madzenia się szczątków zwierzęcych: chronią się w nich ptaki i ssaki drapieżne przynoszące tu swój łup, chronił się również człowiek przynoszący części zwierząt łownych. Dodatkowym czynnikiem sprzyjającym fosylizacji, a tym samym dobremu za­chowaniu się nawet drobnych kości zwierzęcych jest obfitość wę­glanu wapnia w osadach jaskiniowych.

Od dawna zbierano w osadach jaskiń szczątki dużych zwierząt. Zwracały one na siebie uwagę imponującymi rozmiarami. Wiele gatunków ssaków drapieżnych chętnie szuka schronienia w jaski­niach, zwłaszcza w chłodniejszych porach roku. Należał do nich również niedźwiedź jaskiniowy Ursus spelaeus Rosenmiiller, któ­rego kości spotyka się w wielu jaskiniach Europy w ogromnych ilościach i który w wielu z nich tworzy niemal 100% całego ma­teriału kopalnego. Poza kośćmi śladami obecności niedźwiedzia

w jaskiniach są szlify na ścianach, spowodowane ocieraniem się

0 nie przechodzących niedźwiedzi przez długi okres, w Polsce po yiz pierwszy stwierdzone w wyżej cytowanej Jaskini Wierzchow­skiej Górnej. Rzadziej spotykane są ślady pazurów na ścianach

1 odciski stóp w glinie. Wiemy, że niedźwiedź jaskiniowy był zwierzęciem wyłącznie roślinożernym, nie spotykamy więc w za­mieszkanych przez niego jaskiniach żadnych szczątków zwierząt, które moglibyśmy interpretować jako resztki jego zdobyczy. Inny jest skład fauny w jaskiniach, które zamieszkane były przez hienę jaskiniową Crocuta spelaea (Goldfuss). W jaskiniach takich poza kośćmi hien spotykamy często ich koprolity (skamieniałe odcho­dy) oraz liczne szczątki zdobyczy, które wykazują charakte­rystyczne ślady gryzienia przez hieny. Ponieważ hieny gryzą po­szczególne kości w jednakowy, charakterystyczny sposób, można stwierdzić obecność hien na podstawie kopalnych resztek ich zdobyczy nawet w tych jaskiniach, gdzie kości samych hien się nie zachowały. Obok dużych drapieżników, jak niedźwiedź, hie­na i lew jaskiniowy, chroniły się w jaskiniach i drobniejsze — lis, borsuk czy łasica. Ich kości, jak również kości ich zdobyczy także wchodzą w skład resztek fauny zachowanych w osadach jaskiń Jury Krakowsko-Wieluńskiej, Sudetów i Gór Świętokrzys­kich.

Odmienny był sposób gromadzenia się szczątków drobnych zwierząt w osadach jaskiń. Z reguły resztki ich j pochodzą ze zrzutek sów, które niejednokrotnie szukały sobie i szukają dziś jeszcze schronienia w jaskiniach, w pobliżu ich otworów. Zwra­cają one kości, sierść i pióra połkniętych zwierząt w postaci tzw. zrzutek. Kości nieco większych zwierząt są w tych zrzutkach w charakterystyczny sposób połupane, czaszki drobnych ssaków i owadożemych mają zwykle zniszczone puszki mózgowe, pod­czas gdy szczęki i żuchwy zachowane są w całości. Przez staran­ne zbadanie materiału kopalnego można ustalić, czy zebrany ma­teriał pochodzi ze zrzutek sów, nawet jeśli szczątki ich samych się nie zachowały, np. w Jaskini Nietoperzowej, Mamutowej, Koziarni. Dość często w osadach jaskiń spotyka się szczątki drob­nych ssaków masowo na ograniczonej przestrzeni, prawdopo­dobnie pod miejscem na ścianie lub stropie, które było szczegól­nie wygodną kryjówką dla sowy. Są to zrzutki sowy śnieżnej.

W jej pokarmie przeważają wówczas lemingi, a obok nich gryzo­nie stepowe, jak susły i chomiki. Sowy polują w promieniu kil­ku kilometrów od swej kryjówki, przy czym spożywają zarówno drobne ssaki, jak ptaki, gady, płazy i ryby.

Skład szczątków fauny zachowanych w osadach jaskiń odbie­ga z pewnością w dużym stopniu od składu fauny, która w da­nym okresie żyła w sąsiedztwie jaskini. Istniejące w związku z tym zastrzeżenia nie zmniejszają jednak wartości fauny dla datowania warstw osadów jaskiniowych. Znikanie i pojawianie się poszczególnych gatunków, zmiana charakteru fauny z leśnej na stepową lub z umiarkowanej na arktyczną są faktami nieza­leżnymi od tych zastrzeżeń i pozwalają na wyciąganie niezwykle cennych wniosków stratygraficznych i paleoklimatycznych.

W datowaniu osadów jaskiniowych posługujemy się szeregiem danych geologicznych, paleobotanicznych, archeologicznych i da­towaniem absolutnym przy pomocy radiowęgla 14C. Materiały archeologiczne i paleobotaniczne występują w jaskiniach jednak tylko sporadycznie, a datowanie geologiczne jest tu utrudnione i zawodne. Dlatego też szczątki zwierzęce są w wielu przypad­kach jedynym, a zwykle najważniejszym źródłem wiedzy o wie­ku warstw, o warunkach wegetacyjnych i klimatycznych w cza­sie ich tworzenia się, a niekiedy także dodatkowo o kulturze i obyczajach łowieckich pierwotnych mieszkańców jaskiń, jak np. w niedawno odkrytej Jaskini Raj koło Kielc.

Oprócz szczątków drapieżników i drobnych kręgowców pocho­dzących ze zrzutek sów, znajdujemy w jaskiniach niekiedy tak­że kości innych ssaków, przede wszystkim kopytnych. Najczęś­ciej przedstawiają one resztki zdobyczy człowieka paleolityczne­go, który podczas wypraw łowieckich chronił się w jaskini. W na­szych jaskiniach najczęstszymi gatunkami łownymi w epoce lo­dowej były: dzik, koń, żubr pierwotny, tur, renifer, mamut i nosorożec włochaty. Kości ich są zwykle połupane przez ludzi wydobywających szpik. U schyłku plejstocenu w osadach spoty­kamy również kości antylopy suhaka, która przybyła, gdy zapa­nował tu step, z Azji i Europy Wschodniej, gdzie do dziś za­mieszkuje, i rozprzestrzeniła się aż po Atlantyk.

Osady naszych jaskiń zawierają również ważne dla nauki ślady pobytu człowieka. Najstarsze i naukowo najcenniejsze śla-

dy człowieka w naszych jaskiniach pochodzą z paleolitu. Są to prrede wszystkim zachowane w warstwach osadów ślady ognisk. Obok nich występują połupane kości zwierzęce, a także narzędzia kamienne i odiupki powstałe przy ich sporządzaniu. Jaskinia Ciemna dostarczyła najstarszych śladów obecności człowieka w Polsce w ogóle. Bogate znaleziska paleolityczne znamy także z Jaskini Nietoperzowej, Mamutowej, Wylotnej, Koziarni i Ma- szyckiej w okolicy Ojcowa. W Jaskini Mamutowej obok narzędzi krzemienn/ch natrafiono na wiele wyrobów z zębów mamuta, a w Jaskini Maszyckiej znalazły się ozdobne przedmioty kościa­ne z młodszego paleolitu, będące najdawniejszymi zabytkami sztuki w Polsce. Znaczenie późniejszych, np. neolitycznych zna­lezisk jaskiniowych na naszych terenach jest mniejsze.

Na terytorium Polski znajduje się blisko tysiąc zarejestrowa­nych jaskiń rozrzuconych na obszarze Tatr, Jury Krakowsko-Wie­luńskiej, Sudetów, Beskidów, Gór Świętokrzyskich i w rejonie Buska. Obszar południowej Polski jest pod względem speleolo­gicznym już dość dobrze poznany. Niemniej jednak od czasu do czasu odkrywane są, najczęściej przypadkowo, nowe jaski­nie.

I tak np. w październiku 1966 w czasie prac eksploatacyjnych prowadzonych w kamieniołomie w Kletnie koło Stronia Śląskie­go odkryto wejście do nie znanej dotąd jaskini. Pomiary długości korytarzy i komór wykazały, że nowo odkryta jaskinia jest aktu­alnie największa na terenie Dolnego Śląska (około 300 m dłu­gości). Już w pierwszej wyprawie zorganizowanej do jaskini w Kletnie stwierdzono w namuliskach i wśród gruzu skalnego nagromadzenie dużej ilości szczątków kostnych. Mgr T. Wisz- niowska z Katedry Paleozoologii Instytutu Zoologicznego Uniwer­sytetu Wrocławskiego zidentyfikowała w badanym materiale nie­dźwiedzia i lwa jaskiniowego, wilka, lisa, kunę, dzika, sarnę, gryzonie oraz nietoperze. Przypuszczalnie nie jest to jeszcze peł­na lista zespołu faunistycznego jaskini w Kletnie, nazwanej Jas­kinią Niedźwiedzią. Z pewnością listę tę wzbogaci kontynuowana systematyczna i szczegółowa eksploracja namuliska.

Pod koniec 1960 dwaj gospodarze ze wsi Dąbrzączka koło Chę­cin wydobywając dla własnych potrzeb wapienie ze zbocza wzgó­rza Molik natrafili na prowadzącą w dół szczelinę, ale nie pró­

bowali przedostać się nią w głąb. Dopiero w zimie 1963/64 czte­rej kilkunastoletni chłopcy z Sitkówki wcisnęli się do szczeliny i zeszli do jaskini. Zwiedzali ją potem kilkakrotnie. Nie zdając sobie zupełnie sprawy ze znaczenia odkrytej jaskini i z wartości jej utworów, obłamali oni wiele stalaktytów i kolumn nacieko­wych, szczególnie w niskich przejściach, gdzie zagradzały one drogę w głąb jaskini. Za właściwych, w pełni świadomych od­krywców jaskini można uznać uczniów Technikum Geologiczne­go z Krakowa: B. Bałuka, Z. Bochajewskiego, W. Łuckiego i W. Pucka. Odbywając kurs kartograficzny w Chęcinach we wrześniu 1964 odszukali oni całkowicie zawalony blokami skal­nymi otwór wejściowy i zwiedzili większość korytarzy jaskini. Urzeczeni pięknem szaty naciekowej, nadali jej nazwę Raj.

0 odkryciu nie znanej i nie opisanej do tej pory w literaturze jaskini chłopcy zawiadomili kierowniczkę kursu, mgr M. Bocza- rową, z którą ponownie zwiedzili to miejsce. Chłopcy od początku zdawali sobie sprawę z konieczności ochrony jaskini i zabezpie­czenia jej przed ludźmi, którzy mogliby ją zdewastować. Po każ­dorazowym opuszczeniu jej starannie zawalali blokami wapie­nia i maskowali otwór wejściowy. W październiku 1964 doc. R. Gradziński z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie odbył wspólną wycieczkę do jaskini z jej odkrywcami. Wykonano wte­dy pierwszy plan i opis, stwierdzając przy tym, że pod wzglę­dem bogactwa i różnorodności utworów naciekowych Raj prze­wyższa wszystkie inne polskie jaskinie. Należało więc zabezpie- czyć ją przed masowym zwiedzaniem i nieuniknioną dewastacją. Należało więc zamknąć jak najszybciej otwór wejściowy kratą, a jednocześnie spowodować formalne uznanie jaskini za obiekt chroniony. Trzeba było także zapobiec wszelkim notatkom w pra­sie na temat odkrycia Raju. Otwór wejściowy do jaskini został zamknięty kratą w lipcu 1965 dzięki staraniom kieleckich geolo­gów — mgra inż. Z. Rubinowskiego i mgra T. Wróblewskiego. Niestety, zanim doszło do zamknięcia otworu wejściowego, uka­zał się w prasie kieleckiej sensacyjny artykuł o okryciu jaskini, podający dokładnie miejsce jej położenia. W rezultacie w ciągu kilku dni jaskinię zwiedziły masy ludzi wyłamując przy tym

1 wynosząc wiele nacieków. Na szczęście jednak procent szkód nie jest zbyt wysoki. Niewątpliwie jednak gdyby nie szybkie

założenie kraty, jaskinia w przeciągu krótkiego czasu zostałaby pozbawiona większości nacieków.

Długość obecnie znanych korytarzy jaskini Raj wynosi około 240 m. Od otworu wejściowego dość ciasne przejście prowadzi do opadającego w dół korytarza, który rozszerza się w obszerną Ko­morę Wstępną o blisko 20 m długości, 3—5 m szerokości i 1,5—

4 m wysokości. Ze środkowej jej części niski korytarz doprowa­dza po kilku metrach do obszernej Sali Wysokiej, której strop wznosi się blisko 8 m nad poziom dna. Sala ta za małym przewę­żeniem przechodzi w również obszerną, choć niższą Salę Stalak­tytową. Z niej krótki korytarz prowadzi do Sali Kolumnowej. Inny ciąg korytarzy prowadzi z Komory Wstępnej do obszernej Komory Złomisk, której dno wypełnione jest dużymi blokami oderwanymi od stropu.

W trakcie prac zmierzających do udostępnienia turystycznego jaskini wykryto pierwsze zabytki archeologiczne oraz obfite szczątki fauny plejstoceńskiej. Konsekwencją tych odkryć było rozpoczęcie tutaj systematycznej eksploracji archeologicznej i pa­leontologicznej. Opracowaniem materiałów paleolitycznych zajął się prof. K. Kowalski, natomiast materiały archeologiczne prze­jął doc. J. K. Kozłowski.

Właściwe badania jaskini rozpoczęto od wykonania przekopu w otworze głównym. Bezpośrednio pod warstwą próchnicy wy­stąpił poziom warstwowanych piasków zawierających jedynie kości drobnych ssaków, głównie gryzoni, które znajdowano prze­płukując na sitach piasek pochodzący z tych warstw. Kości te przedostawały się do jaskini przeważnie jako zrzutki sów za­mieszkujących w otworze groty. Skład gatunkowy tej fauny wskazuje na panowanie jeszcze klimatu chłodnego i wilgotnego, charakteryzującego okres schyłkowego plejstocenu. Niżej wystę­pująca warstwa lessowa tworzyła się znów w warunkach klima­tu suchego, arktycznego, czego dowodzi fauna drobnych ssaków licznie reprezentowana w całej miąższości warstwy. W samym spągu tej warstwy pojawiają się dodatkowo znaleziska kości du­żych ssaków plejstoceńskich, przede wszystkim renifera, konia i mamuta. Niżej zalegają gliny piaszczyste, wskazujące wraz ze zwietrzałym gruzem na nieco cieplejszy i bardziej suchy okres. W tym czasie osiedla się człowiek w jaskini, pozostawiając po

sobie wyroby krzemienne i kamienne oraz liczne ślady swej działalności łowieckiej w postaci dużych ilości kości fauny plejs- toceńskiej. W zewnętrznej partii jaskini, przy samym otworze, koncentrują się liczne poroża reniferów. Poroża te, zrzucone przez renifery, były w większości prawdopodobnie zbierane w tundrze. Zrazu nie zdawano sobie sprawy z wartości ich odkrycia. Nieba­wem jednak stwierdzono, że mamy tu do czynienia ze swego ro­dzaju zasiekami, broniącymi dostępu do jaskini. Jedyną analo­giczną konstrukcję znamy dziś z jaskini Roc en Paille we Francji* opisanej przez prof. J. Bouchuda. Omówioną warstwę gliniasto- -piaszczystą podściela jeszcze cienka warstewka lessu, a pod nią jeszcze jedna warstwa gliniasto-piaszczysta. Jej charakter prze­mawia za tym, że dolinka przed jaskinią była wówczas tylko okresowo nawadniana, a w jaskini zamieszkał po raz pierwszy człowiek. Pozostały po nim bogate znaleziska archeologiczne oraz szczątki fauny — wynik jego polowań. Wystąpiły tu też rozpro­szone węgle drzewne, pozostałość ognisk, jakie wzniecali paleo­lityczni mieszkańcy groty, używając głównie gałęzi sosny i mo­drzewia.

Najniższą część osadów jaskini tworzą gliny, obfite w szcząt­ki humusowe, 1 bardzo licznymi otoczakami wapiennymi w spą­gu. Warstwa ta tworzyła się w warunkach ciepłego i wilgotnego klimatu o dość bogatej wegetacji. Jednocześnie znaleziska paleon­tologiczne, m. in. szczątki bobra, świadczą o warunkach klima­tycznych zbliżonych do dzisiejszych. Tę najniższą część osadów jaskini Raj możemy odnosić do końca ostatniego interglacjału,. a więc do czasów przypadających na 80 000—70 000 lat temu. Stwierdzenie to z kolei pozwala na datowanie wyżej zalegają­cych warstw; i tak najwyższą warstwę lessu można datować na późną część ostatniego zlodowacenia, tj. na okres 20 000—17 000- lat p.n.e.

Z chronologii osadów wynika wniosek, że znaleziska archeolo­giczne w tej grocie odpowiadają okresowi paleolitu środkowego i ewentualnie wczesnej fazie górnego paleolitu, co ma szczegól­ne znaczenie, gdyż Raj jest najdalej na północ wysuniętym sta­nowiskiem jaskiniowym w tej części Europy. Poza tym, że świadczy to o wyraźnym przesuwaniu się osadnictwa środkowo- paleolitycznego poza obszar wyżyn, ma również swą wymowę

paleogeograficzną wskazującą na dogodne warunki osadnicze na tych terenach we wczesnej fazie ostatniego zlodowace­nia.

Jaskinia Raj zajmuje również wyjątkowe miejsce wśród stano­wisk jaskiniowych Europy ze względu na specyficzne oblicze kulturowe znalezisk archeologicznych. W jaskini Raj mamy po raz pierwszy do czynienia z przemysłem mustierskim o narzę­dziach drobnych rozmiarów, wykonywanych na surowych okru­chach krzemienia bez udziału form lewaluaskich, typologicznie nawiązujących do stanowisk środkowodunajskich. Szczególnie interesujące jest dwukrotne stwierdzenie pobytu człowieka paleo­litycznego w jaskini Raj, pobytu oddzielonego paroma tysiącami lat. Na podkreślenie zasługuje obecność poza zgrzebłami, nacina- kami czy tylczakami jednego liściowatego grotu oszczepu, jako nowej udoskonalonej broni łowieckiej. Niezwykłą wartość posiada wreszcie oryginalna zapora z poroży reniferów zagradzająca nie­proszonym gościom dostęp do jaskini.

Szczegółowe badania materiałów wydobytych z tej pod wielo­ma względami niesłychanie cennej jaskini są w toku, a ich wy- :niki rzucą jeszcze światło na mroki przeszłości.

Badania nad drobnymi kręgowcami i ich znaczenie

Od kilku dni pracujemy intensywnie nad wydobyciem jak naj­większej ilości czerwonej gliny wypełniającej niewielkie zagłę­bienie we wzgórzu, z którego wydobywa się wapień dla celów przemysłowych. Kilku robotników ładuje glinę na specjalnie ■skonstruowane nosiłki, którymi przenosi się ją do pobliskiego strumyka. Tu na sitach przepłukujemy glinę. Prąd wody rozdrab­nia grudki. Na dnie sit pozostają po pewnym czasie drobne szczątki kostne i zęby. To jest nasze „złoto” —■ bo przecież te • czynności przypominają bardzo pracę poszukiwaczy złota z Dzi­kiego Zachodu. Cenną zawartość sit rozsypujemy na rozłożonych na brzegu potoku brezentowych płachtach w celu wysuszenia. .Następnie pakujemy materiał do pudeł i transportujemy do pra­cowni. Tam czekają na nas już worki z brekcją kostną z innego stanowiska, w którym szczątki kostne scalone materiałem wiążą­

cym stanowią twardą skałę. Mamy więc bryły, których nawet najsilniejszy prąd wody w krótkim czasie nie rozbije. Wymagają one preparowania chemicznego. W tym celu zanurzamy je w kwa­sie octowym. Po kilku dniach w kadziach z kwasem octowym nie ma już brył brekcji kostnej — na dnie pozostał ilasty osad. Po przepłukaniu go w wodzie bieżącej na dnie sit pozostają znów drobne kosteczki i maleńkie ząbki. Jednak zanim trafią one pod lupę badacza-specjalisty, miną jeszcze długie godziny ślęczenia pracowników pomocniczych, którzy przy pomocy delikatnej pęsetki posegregują szczątki oddzielając kości szkieletu od zę­bów, resztki płazów i gadów od szkieletów ssaków, zęby zająco- kształtnych od zębów nietoperzy itd.

Do niedawna znajomość kręgowców kopalnych Polski z okresu pliocenu i wczesnego plejstocenu ograniczała się do znalezisk kości dużych ssaków, najczęściej o niepewnej pozycji stratygra­ficznej. Dopiero odkrycie szeregu znalezisk brekcji kostnej w la­tach pięćdziesiątych zmieniło ten stan rzeczy. W latach powo­jennych rozpoczęto również opracowanie paleontologiczne od­krytej i opisanej przez profesora J. Samsonowicza (1934) plioceń- skiej brekcji kostnej z miejscowości Węże koło Działoszyna nad Wartą. Prof. K. Kowalski znalazł dwie fauny: na terenie Jury Krakowsko-Wieluńskiej w Podlesicach i na terenie Gór Święto­krzyskich, na Kadzielni w Kielcach. Mgr Z. Mossoczy w czasie swych badań geologicznych stwierdził występowanie kręgowców kopalnych w Rębielicach Królewskich i w Kamyku na północ od Częstochowy. Dr A. Sulimski wykrył w sąsiedztwie znanego dawniej stanowiska w Wężach nowe miejsce występowania koś­ci zwierzęcych, nazwane przez niego Węże 2. Wreszcie doc. R. Więckowski natrafił w ostatnich latach w Zalesiakach koło Działoszyna na jeszcze jedną bardzo interesującą faunę, dotych­czas nie opracowaną.

Ogromną większość materiałów z tych stanowisk opracowali naukowcy z Zakładu Zoologii Systematycznej i Doświadczalnej PAN w Krakowie, szczególnie prof. K. Kowalski (ssaki) i prof. M. Młynarski (płazy i gady).

Na temat większości tych faun lub poszczególnych ich elemen­tów opublikowano już liczne prace, dotyczące ich wieku, składu gatunkowego, warunków ekologicznych, jakie panowały w okre-

saeh gfOffiaduenia się szczątków zwierzęcych, oraz przyczyn ich nagromadzenia.

Najstarsza z wymienionych jest fauna z Podlesie, datowana na pliocen, prawdopodobnie środkowy. Tu szczątki zwierząt groma­dziły się w głębi jaskini. Wśród zachowanych kości jest ponad 99% resztek nietoperzy; kości innych zwierząt tworzą tu tylko niewielką domieszkę. Szczątki kostne musiały się gromadzić pod zimową kolonią nietoperzy, w znacznej odległości od otworu jas­kini. Kości innych drobnych zwierząt przyniesione zostały zapew­ne przez wodę z powierzchni lub z części jaskini bliższych otwo­ru. Wskazuje na to znaczna przewaga zębów ssaków — poza nietoperzami — nad innymi szczątkami: zęby jako najtwardsze najlepiej znoszą transport wodny. Szczególnie liczne są siekacze gryzoni jako bardziej odporne od innych zębów. Nieliczne reszt­ki łasicowatych mogą pochodzić od osobników, które zapuściły się w głąb jaskini, być może w celu polowania na nietoperze. Wśród szczątków są też małe węże, jaszczurki i padalce. Całość fauny z Podlesie wskazuje na klimat śródziemnomorski o wyraź­nym zróżnicowaniu na porę ciepłą i chłodną. W najbliższej oko­licy Podlesie spotykały się prawdopodobnie dwa typy wegetacji: las i tereny otwarte. O obecności lasu mówią polatuchy i wie­wiórki, być może także obfitość popielicowatych. Równocześnie obecność ślepca, szczekuszki i chomików wskazuje na istnienie terenów otwartych, stepowych, które też zapewne przeważały.

Odmienny jest skład fauny i sposób jej gromadzenia się w sta­nowisku Wężel, położonym na wzgórzu Zelce, w pobliżu wsi Węże nad Wartą na północny zachód od Częstochowy. Fauna ta pochodzi z górnego pliocenu. Spotykamy więc wymieszane kości drobnych i dużych ssaków oraz innych kręgowców lądowych. Za­równo kształt jaskini, jak i stan zachowania szczątków wskazują wyraźnie, że mamy tu do czynienia z fauną, której przedstawi­ciele wpadli do pionowej jaskini działającej jak pułapka. Ścisłe analogie do warunków gromadzenia się szczątków w Wężach znaleźć można w wielu dzisiejszych jaskiniach europejskich. Na dnie takich pionowych jaskiń tworzy się zwykle pod otworem stożek nasypowy. Spadające do wnętrza zwierzęta giną, a ich szczątki w miarę rozkładu obsuwają się i rozpraszają. Niekiedy tylko w osłoniętych miejscach pozostają szkielety lub ich frag-

men ty zachowane w całości. Także i tu kości zwierząt dużych i małych są zmieszane bez żadnej widocznej selekcji. Należy przypuszczać, że pewien udział w gromadzeniu się szczątków w Wężachl miały także sowy, które szukały schronienia na ścianach jaskini lub na skałach nad jej otworem. Nieliczne koś­ci nietoperzy i ptaków oraz część kości gryzoni i owadożemych zdają się pochodzić właśnie ze zrzutek sów. Fauna z Wężów daje sporo materiałów do oceny klimatu i typu wegetacji. Takie fakty, jak czerwona barwa osadu i skład fauny gadów — obec­ność żółwi wodnych, beznogiej jaszczurki żółtopuzika itp. — świadczą o tym, że klimat był dość ciepły, typu śródziemnomor­skiego. Obfitość owadożernych wśród ssaków i skład fauny nie­toperzy także świadczą o ciepłym klimacie. Teren wokół znale­ziska — to step | zaroślami i lasami wzdłuż rzek. O przewadze stepu świadczy dominowanie norników, będących zasadniczo gry­zoniami terenów otwartych; przemawia za tym także występo­wanie ślepca. Polatuchy, wiewiórki, myszy, jelenie, jenoty i nie­dźwiedzie żyły w zaroślach i lasach.

Fauna stanowiska Węże2 jest jeszcze słabo poznana. Wydaje się jednak, że jest ona bardzo zbliżona do fauny znanego już dawniej stanowiska Wężel.

Szczątki kostne w Rębielicach Królewskich, Kadzielni i Ka­myku znalezione zostały w wypełnionych gliną zagłębieniach krasowych/Gómoplioceńska fauna z Rębielic jest nieco młodsza od fauny z Wężów. Kadzielnia zawiera faunę staroplejstoceńską typu willafransu i pochodzi prawdopodobnie z interglacjaJu te- geleńskiego (tiglian). Najmłodsza jest fauna z Kamyka, która nagromadziła się prawdopodobnie w czasie zlodowacenia Giinz. Zmiany w topografii, które zaszły od czasu nagromadzenia się kości, utrudniają odtworzenie panujących w tym czasie warun­ków. Dlatego też nie wiemy, czy są to osady jaskiń, czy otwar­tych zagłębień. Fauny te zawierają resztki drobnych i średniej wielkości ssaków. We wszystkich ilościowo przeważają zającowa- te. Dość liczne są też szczątki gadów i płazów. Kości zajęcy są zawsze silnie połupane, dużo jest resztek osobników młodych.. Szczątków nietoperzy spotyka się mało; są to z reguły resztki czaszek. W Rębielicach jest sporo kości ptaków. Dane te wska­zują, że we wszystkich trzech faunach mamy do czynienia z na­

gromadzeniem resztek pokarmowych dużych sów, być może pu­chacza.

Fauna z Rębielic reprezentuje podobny charakter klimatyczny co Węże, chociaż większe rozmiary zajęcy, a mniejsze orzesznic sugerują pewne ochłodzenie. Bogactwo fauny z Rębielic w ga­tunki nadwodne, jak płazy, żółwie i ze ssaków owadożernych desmany, ma zapewne przyczyny lokalne. Obecność ślepców i przewaga norników świadczą o terenach otwartych, a jelenie i niektóre gryzonie, jak polatuchy, o obecności lasów.

Fauna Kadzielni reprezentuje już wczesne stadium ciepłe plejs­tocenu. W okresie gromadzenia się fauny w Kadzielni klimat był dość ciepły, może nawet cieplejszy od dzisiejszego. Świadczy

o tym obecność nietoperzy zbliżonych do podkowca dużego, żół- topuzika oraz czerwona barwa osadu. Wegetacja była w znacznej mierze leśna, choć występowanie m.in. susła i norników świad­czy o istnieniu także terenów otwartych.

Najmłodsza z omawianych faun znaleziona w Kamyku zdaje się wskazywać na klimat znacznie chłodniejszy niż w Kadzielni: osad nie ma czerwonego zabarwienia, fauna gadów jest uboga. Silny wzrost rozmiarów przedstawicieli gatunku zająca Hypola- gus brachygnathus również wskazuje na znaczne ochłodzenia w stosunku do warunków, które panowały w okresie osadzania się szczątków w Kadzielni. We florze dominują elementy stepo­we i terenów otwartych z ewentualną obecnością drzew i krze­wów.

Badania nad wymienionymi faunami pozwoliły nie tylko po­znać ich skład gatunkowy, zwłaszcza drobnych ssaków naziem­nych, takich jak owadożeme, gryzonie i zającokształtne, ale także wiek szczątków, warunki ich nagromadzenia się, ich znaczenie paleoekologiczne i wiele danych odnośnie do klimatu i wege­tacji.

Wyniki badań tych faun były juk wielokrotnie cytowane przez szereg badaczy europejskich i pozaeuropejskich. Stanowią one duży dorobek w światowej paleontologii i zyskały już powszech­ne uznanie jako „klasyczne” stanowiska faun pliocenu i plejsto­cenu Europy.

Polsko-mongolskie wyprawy paleontologiczne na pustynię Gobi

Projekt zorganizowania polsko-mongolskiej wyprawy paleonto­logicznej na pustynię Gobi powstał w Zakładzie Paleozoologii PAN w Warszawie, kiedy właśnie w Polsce odbywała się kon­ferencja przedstawicieli akademii nauk krajów socjalistycznych. Z Mongolii przybył na konferencję prezes Mongolskiej Akademii Nauk prof. B. Szyrendyb. Inicjatorem projektu wspólnych pol- sko-mongolskich wypraw paleontologicznych był nestor polskich paleontologów prof. R. Kozłowski. We wrześniu 1962 w Ułan Bator podpisano umowę przewidującą zorganizowanie trzech ko­lejnych wypraw na pustynię Gobi — w latach 1963, 1964 i 1965. Organizacją wypraw ze strony polskiej zajął się Zakład Paleo­zoologii PAN w Warszawie, kierowany przez prof. Z. Kielan- -Jaworowską.

Przystępując do prac związanych z organizacją ekspedycji na­leżało wziąć pod uwagę wiele spraw. Wiedzieliśmy, że będzie­my musieli pracować na bezludnych obszarach pustyni Gobi, na terenach odległych o dziesiątki, a niekiedy setki kilometrów od najbliższych osiedli ludzkich, na kamienistej czy piaszczystej przestrzeni bardzo ubogiej w wodę, gdzie należy spodziewać się burz piaskowych; pod bezchmurnym niebem w wielkim upale. Z tych też względów należało przygotować wyprawy tak, by były zupełnie samowystarczalne. Cały sprzęt potrzebny do prac wykopaliskowych, materiały do pakowania szkieletów, sprzęt obozowy, zapasy żywności, samochody i benzynę trzeba było za­brać ze sobą z kraju, by zupełnie uniezależnić się od warunków miejscowych. Ze względu na brak doświadczenia w prowadze­niu prac wykopaliskowych na obszarach pustynnych zdecydowa­no, że pierwsza wyprawa będzie miała charakter rekonesansu. Zadaniem jej uczestników miało być objechanie punktów, gdzie występują dobrze odsłonięte osady z okresu kredowego i trzeciorzędowego, wytyczenie miejsc przyszłych prac wyko­paliskowych. Należało także zorientować się, jak trzeba przygoto­wać sprzęt, jaką zabrać żywność dla przyszłych wypraw, aby mogły one jak najefektywniej prowadzić swoje prace. W wy­prawie wzięło udział 5 osób z Polski i 6 z Mongolskiej Republiki

Ludowej. Kierownikiem był doc. J. Kulczycki z Muzeum Zie­mi PAN w Warszawie. Uczestnikami mongolskimi tej i następ­nych dwóch wypraw kierował paleontolog N. Dowczin.

Nasze wyprawy nie były pierwszymi ekspedycjami paleonto­logicznymi na pustynię Gobi. Impulsem dla zorganizowania przez Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku w latach 1922—1930 serii pierwszych wypraw paleontologicznych na te tereny była hipoteza wysunięta w roku 1900 przez znanego amerykańskiego paleontologa prof. H. F. Osborna, że ośrodkiem rozwoju ssaków łożyskowych przed trzeciorzędem były nie zba­dane pod względem paleontologicznym tereny Azji Środkowej. Paleontolodzy amerykańscy znaleźli wówczas początek potwier­dzenia hipotezy prof. Osborna odkrywając w pobliżu miejscowości Bajn Dzak na północnym skraju pustyni Gobi 11 czaszek ssaków łożyskowych z II poł. okresu kredowego. Sensację wzbudziły zna­lezione wówczas także szczątki dinozaurów, a zwłaszcza ich jaja.

Po kilkunastoletniej przerwie drugą serię wypraw zorganizo­wał w latach 1946, 1948 i 1949 Instytut Paleontologiczny Akade­mii Nauk ZSRR w Moskwie. Największym osiągnięciem wypraw radzieckich było odkrycie pod względem paleontologicznym ko­tliny Nemegt w południowej części Gobi. Występują tam pia­skowce z końca okresu kredowego, w których natrafiono na całe cmentarzysko szkieletów wielkich dinozaurów.

Dane uzyskane z wypraw amerykańskich i radzieckich były więc w pewnej mierze punktem wyjściowym dla wypraw pol­skich. Wyprawa 1964 roku z udziałem 11 osób ze strony polskiej pod kierownictwem prof. K. Kowalskiego i 5 osobami ze strony mongolskiej przebywała na pustyni Gobi przez 4 miesiące. Prace wykopaliskowe były prowadzone głównie w kotlinie Nemegt w południowej części Gobi. Kilku uczestników ekspedycji udaw­szy się na krótką wyprawę rekonesansową na obszary Gobi Zaałtajskiej odkryło 5 nowych stanowisk fauny ssaków ze środ­kowego trzeciorzędu (oligocenu).

W wyprawie 1965, największej z wszystkich dotychczasowych, kierowanej przez prof. Z. Kielan-Jaworowską, uczestniczyło 15 Polaków, a ze strony mongolskiej 8 osób. Uczestnicy ekspedycji pracowali łącznie przez 4 miesiące w kotlinie Nemegt, w Bajn Dzak w Ałtan Teli w Mongolii Zachodniej.

Na tym jednak polskie wyprawy na pustynię Gobi się nie za­kończyły. Następna, czwarta z kolei pod tym samym kierowni­ctwem i w podobnym składzie co wyprawa z 1965, miała miejsce w roku 1970. Piąta ekspedycja kontynuowała badania w roku 1971.

Przyczyną tak wielkiego znaczenia pustyni Gobi dla paleon­tologii jest fakt, że obszar ten od kredy był lądem, i to położo­nym w głębi kontynentu, gdzie osady gromadziły się w bezod­pływowych jeziorach i korytach rzek i nie były niszczone przez transgresje morskie i wypiętrzanie łańcuchów górskich podlega­jących intensywnej erozji, jak to miało miejsce na powierzchni innych lądów. Osady przekształcone z biegiem czasu w iły, piaski i zlepieńce zachowały się nietknięte przez ostatnie 80 min lat. Dzisiejsza Gobi jest bardzo uboga w wody płynące i dlatego dalsza erozja przebiega tu dość powoli, a odsłonięte warstwy wskutek braku roślinności są stosunkowo łatwo dostępne dla badań.

Przebieg wszystkich kolejnych wypraw Polaków na Gobi był podobny. Zwykle już w marcu wyjeżdżał koleją z Warszawy do Ułan Bator potrzebny dla ekspedycji sprzęt i żywność, by w ma­ju w stolicy Mongolskiej Republiki Ludowej mogli go przejąć przybywający tam samolotami uczestnicy ekspedycji. W roku

1965 wyruszyliśmy do Mongolii w dwóch grupach, przybywając do Ułan Bator w dniach 19 i 26 maja. Po 12-godzinnym locie ? Moskwy do Ułan Bator potężny IŁ-18 ląduje na lotnisku mon­golskiej stolicy. Przesuwamy wskazówki zegarków o 5 godzin naprzód. Dopiero później przekonamy się, że przestawienia wy­maga też cały nasz organizm, bo jakże tu np. rano o godzinie

5 wstawać, gdy w Polsce jest północ. Z lotniska jedziemy samo­chodem do odległego o kilkanaście kilometrów 200-tysięcznego miasta, otoczonego zewsząd górami sięgającymi wysokości 2500 m n.p.m. O tej porze roku stoki pokryte są jeszcze częściowo śnie­giem. Po rozlokowaniu się w hotelu zabieramy się do pracy. Po kilku dniach intensywnych przygotowań i bardzo przemyślanym załadowaniu samochodów pod doświadczonym okiem kierownika technicznego wyprawy inż. M. Kuczyńskiego jesteśmy gotowi do wyruszenia na Gobi. W dniu 1 czerwca opuszczamy Ułan Bator kierując się na południe do Dałam Dzadgad, stolicy południowo- gobijskiego ajmaku (odpowiednik naszego województwa), na którego terenie mieliśmy prowadzić prace wykopaliskowe. Tuż za stolicą kończą się lasy, przeważnie modrzewiowe i brzozowe. a zaczyna się step, który roi się dosłownie od drobnych i śred­nich gryzoni biegających we wszystkich kierunkach po ścieżkach łączących ich nory. Dziesiątki z nich giną pod kołami samocho­dów, są jednak natychmiast zbierane przez liczne ptaki drapieżne krążące nad stepem. Z ssaków drapieżnych spotyka się jedynie od czasu do czasu samotnego lisa. Spośród roślin wzrok przy­kuwają fiołkowe kwiaty kosaćców i kępy karagany o złocistych gałązkach i kwiatach koloru złotego. Wcześnie przywykliśmy do typowego dla mongolskiego stepu obrazu pasących się bez nadzoru licznych tabunów niskich, krępych koni, stad czerwonego bydła, owiec, kudłatych kóz i dwugarbnych wielbłądów. Na prze­strzeni dziesiątków, a czasem setek kilometrów nie spotyka się tu człowieka. Dopiero ta konfrontacja pomaga nam w zrozumie­niu faktu, że jesteśmy w kraju o powierzchni pięciokrotnie większej od Polski (1,5 min km2), a zamieszkałym przez około 1 min ludzi. Nasze samochody posuwają się po wyjeżdżonym w stepie trakcie przypominającym nieco nasze polskie drogi. Je­dynym drogowskazem jest tu słońce, a w nocy gwiazdy. Po całym dniu jazdy zatrzymujemy się, by przygotować posiłek

i spędzić pierwszą noc w sercu rozległego stepu pod cudownym niebem Azji iskrzącym się milionami gwiazd, wśród których przesuwają się doskonale tu widoczne sztuczne satelity Ziemi. W następnym dniu naszej podróży zauważyliśmy, że im dalej na południe, tym rzadsze stają się gryzonie. Ich miejsce stop­niowo zajmują jaszczurki. Dojeżdżamy wreszcie do Dałan Dzad- gad. Po założeniu bazy i pozostawieniu w niej części ekwipunku oraz załatwieniu wielu spraw ruszamy w dalszą drogę podzie­liwszy się na dwie grupy. Jedna udaje się do położonej około 400 km na południowy-zachód od Dałan Dzadgad Kotliny Ne- megetańskiej, głównego terenu naszych prac wykopaliskowych. Druga, pięcioosobowa grupa pojechała do odległego o około 100 km Bajn Dzak, gdzie przez 5 tygodni zbierała głównie szczątki ssaków kredowych. Po tych ssakach wielkości myszy zachowały się przeważnie czaszki ukryte w niewielkich bryłach czerwonego piaskowca, zalegających rozległą równinę u stóp „Płonących Skał”, nazwanych tak ze względu na ich ukształto­wanie, przypominające nieco płomienie, i ich czerwoną barwę. Codziennie w warunkach dokuczliwego upału należało przejść, a raczej przeczołgać się na kolanach przez wyznaczone pole oglą­dając dokładnie każdą bryłkę piaskowca, a młotkiem rozbijając większe, by nie przeoczyć żadnej z bezcennych czaszek. Plonem tych tygodni mozolnej pracy było znalezienie zaledwie kilkunastu czaszek ssaków. Ponadto zebrano w tym rejonie fragmenty szkie­letów dinozaurów z rodzaju Protoceratops, jaja dinozaurów i liczne pojedyncze kości różnych gadów. Grupa z Bajn Dzak dołączyła 8 lipca do głównego obozu wyprawy, który znajdował się w Ko­tlinie Nemegetańskiej u stóp pasma górskiego Ałtan Ula (2286 m n.p.m.). Rozległa dolina ciągnie się 175 km w kierunku z zachodu na wschód i ma szerokość 40—70 km. W kilku jej punktach: Nemegt, Cagan Chuszu i Altan Uła, odsłaniają się w malowni­czych wąwozach serie piaskowców z końca okresu kredowego sprzed około 80 min lat. W Naran Bulak i Ułan Bułak występują osady najstarszego trzeciorzędu — paleocenu ze szczątkami róż­nych grup ssaków łożyskowych, które na początku trzeciorzędu, gdy z powierzchni Ziemi zniknęły dinozaury, weszły w fazę wielkiego rozkwitu i zaczęły się bardzo intensywnie różnicować.

Warunki pracy w niektórych punktach Kotliny Nemegetań-

skiej, zwłaszcza w najbardziej na zachód wysuniętym paśmie górskim Altan Uła, były bardzo ciężkie. Najbliższa studnia znaj­dowała się w odległości około 40 km od naszego obozu, przy czym dojazd do niej prowadził przez pasmo wydm piaszczystych trudnych do przebycia. Raz na trzy dni jeden z naszych samo­chodów musiał przebyć bardzo uciążliwą drogę do studni przy­wożąc w beczkach zapas wody, której zużywaliśmy dość dużo, m. in. do rozrabiania gipsu, zabezpieczaliśmy nim bowiem słabiej zachowane fragmenty szkieletów. Co kilkanaście dni samochody odwoziły do Ułan Bator cenny ładunek — zapakowane w skrzy­niach wykopane przez nas szkielety dinozaurów. Wracając przy­woziły tak bardzo nam potrzebne skrzynie, gips i inne materiały, zapasy żywności i bardzo przez wszystkich oczekiwane listy z „dalekiej” Polski. Podczas pobytu na pustyni dokuczały nam silne wiatry przechodzące często w burze piaskowe, po przejściu których nasz obóz wyglądał jak pobojowisko. Z drugiej zaś strony, dzięki tym stale wiejącym wiatrom mogliśmy stosunkowo łatwo znieść upały gobijskie, dochodzące często do 40°C w cie­niu.

W ciągu dni wypełnionych ciężką fizyczną pracą w rozgrza­nych słońcem sairach (okresowo suche koryta i doliny rzek) nie­wiele pozostawało czasu na obserwacje flory i fauny, które mimo trudnych warunków klimatycznych są tu bogate i różnorodne. Na Gobi spotyka się prócz przestrzeni wyłącznie piaszczystych czy kamienistych także obszary silniej zasolone, porosłe trawami różnych gatunków i krzewami tamaryszku. W niektórych czę­ściach pustyni dominuje saksauł Haloxylon ammodendron (C.A.M.) Bge., krzew stanowiący dla nas doskonały materiał opa­łowy. Z większych ssaków poza wielbłądami spotyka się bardzo szybkie i zwinne gazele-dżejrany, czasem pojedynczego kułana, przypominającego wyglądem zewnętrznym osła, a w górach stale jeszcze liczne barany górskie (Ouis ommon L.) i koziorożce (Ca- pra sibirica Pall.). Widywaliśmy też zające (Lepus tolai Pall.). Nasz śmietnik obozowy składający się głównie z puszek blasza­nych po konserwach odwiedzały często po zachodzie słońca jeże |Erinaceus auritus Gm.). Spotykaliśmy też wprawdzie niewiel­kiego, ale bardzo jadowitego węża Agkistrodon halys Pall. W na­szych namiotach, a nawet w brezentowych workach z rzeczami

osobistymi gościły nierzadko skorpiony i wielkie włochate paję­czaki — solfugi.

Pod koniec lipca główny obóz wyprawy został przeniesiony 1 Ałtan Uła do Nemegtu, gdzie kontynuowano prace w podob­nych warunkach. Nieco wcześniej wyruszyła z głównego obozu grupa | Polaków i 4 Mongołów do Zachodniej Mongolii. Mie­liśmy przed sobą trasę około 3000 km. Prace poszukiwawcze i wykopaliskowe prowadziliśmy najpierw w odsłonięciach oligo- cenu i miocenu w dolinie Beger Nur, a później głównie w utwo­rach plioceńskich w Ałtan Teli. Zebraliśmy szczątki mioceńskich nosorożców, mastodontów i mniejszych ssaków podobnych do dzisiejszych bobrów oraz plioceńskich trójpalczastych koni — hiparionów, gazel, gryzoni, żółwi i przede wszystkim nosorożców.

W Kotlinie Wielkich Jezior, w Mongolii Zachodniej, przybysza | pustyni Gobi uderza przede wszystkim znacznie bujniejsza roślinność oraz roje ptactwa wodnego nad słonymi i słodkowod­nymi jeziorami. Na płaskich obszarach stepowych spotykaliśmy dropie, żurawie, w niektórych okolicach liczne stada pustynni- ków — ptaków przypominających nasze kuropatwy. Ciekawy widok przedstawiały stada długowłosych jaków hodowanych w Mongolii Zachodniej zamiast bydła. W czasie biwaku nad rzeką Bajdrag-goł zobaczyliśmy skoczka — małego gryzonia

0 bardzo wydłużonych tylnych kończynach, dużych uszach

1 długim, cienkim ogonie zakończonym pędzelkiem z białych i czarnych włosów.

Obie grupy wyprawy powróciły do Ułan Bator 23 sierpnia, a w pierwszych dniach września uczestnicy ekspedycji zaczęli opuszczać stolicę Mongolskiej Republiki Ludowej, udając się do odległego o około 7000 km domu.

Wśród szkieletów dinozaurów wydobytych przez nasze ekspe­dycje najliczniej reprezentowane są dinozaury drapieżne z ro­dziny Tyrannosauridae, zaliczane do rodzaju Tarbosaurns. Były to największe drapieżniki wszystkich czasów poruszające się na tylnych kończynach w postawie półwyprostowanej. Przednie kończyny były tak krótkie, że zwierzę nie mogło nimi dosięgnąć pyska, a potężna paszcza uzbrojona w serię ostrych sztyletowa­tych zębów. Największe osobniki tarbozaurów dochodziły do 14 m długości i 6 m wysokości, a czaszka ich miała 1,30 m długości.

Podczas ekspedycji 1964, 1965 i 1970 wydobyto 6 szkieletów większych i mniejszych tarbozaurów, kolekcję szkieletów sto­sunkowo niewielkich dinozaurów — ornitomimusów (tj. gadów, które wyglądem zewnętrznym przypominały ptaki biegające, takie jak strusie), kilka szkieletów dużych dinozaurów roślino­żernych z rodzaju Saurolophus. W 1965 natrafiono na pas bar­kowy i kończyny przednie długości 2,5 m, zakończone pazurami 35-centymetrowej długości. Okazowi temu dr H. Osmólska i dr E. Roniewicz nadały nazwę Deinocheirus merificus oraz utwo­rzyły dla niego nową rodzinę Deinocheiridae. Innym sensacyjnym znaleziskiem w 1965 był prawie kompletny szkielet ogromnego, bo około 20-metrowej długości dinozaura roślinożernego z grupy zauropodów — jednego i największych zwierząt lądowych wszy­stkich czasów. Szkielet ten przysporzył nam sporo kłopotów przy transporcie, gdyż ważył około 12 t. Prócz szkieletów wielkich rozmiarów uczestnicy ekspedycji wydobyli kilka szkieletów mniejszych dinozaurów z grupy dinozaurów pancernych oraz tzw. protoceratopsy, liczne jaja dinozaurów różnych gatunków, pancerze żółwi, czaszki jaszczurek i krokodyli. Najciekawszym znaleziskiem w 1970 dotyczącym dinozaurów było odkrycie czaszki nowego gatunku i nowego rodzaju niewielkiego dinozaura roślinożernego z grupy tzw. pachycefalozaurów.

Osiągnięciem naukowym największej miary w roku 1970 było jednak odkrycie nie znanych w osadach kredowych kotliny Ne- megt szkieletów ssaków. Znaleziono je w warstwach uważanych poprzednio za pozbawione skamieniałości, co ma również znacze­nie dla geologów, gdyż pozwoli na ustalenie wieku tych warstw, dotąd pod tym względem nie określonych. Zdołano zebrać pozo­stałości 20 ssaków.

Największą wartość naukową wśród materiałów zebranych przez ekspedycje mają ssaki z okresu kredowego. W słynnym znalezisku Bajn Dzak na północnym krańcu Gobi w ciągu 4 lat poszukiwań zebrano około 50 okazów bardzo rzadkich ssaków kredowych. Są wśród nich ssaki łożyskowe, jak i przedstawiciele multituberkulatów. Polska posiada dziś największy na świecie zbiór tych bezcennych dla nauki szczątków, rzucających nowe światło na historię rozwoju ssaków. W serii zatytułowanej Results of the Póliśh-Mongolian Palaeontological Expeditions,

którą rozpoczął wydawać Zakład Paleozoologii PAN, prof. Z. Kielan-Jaworowska opublikowała już pierwsze prace nad tą kolekcją. We wspomnianym wydawnictwie opublikowano też badania dotyczące znacznej części innych materiałów zebranych w czasie ekspedycji, m. in. wydobytych w 1965 z osadów pliocenu w Ałtan Teli w Mongolii Zachodniej szczątków nosorożców, hiparionów, gazel, gryzoni i żółwi.

Cały wydobyty materiał paleontologiczny był starannie pako­wany na miejscu w terenie, zamykany w wielkich skrzyniach i przewożony najpierw samochodami do Ułan Bator, gdzie doko­nywano podziału na część przypadającą Polskiej Akademii Nauk i część dla Mongolskiej Akademii Nauk. Część polską wysyłano następnie pociągiem do Warszawy, gdzie docierała zwykle po 5—6 tygodniach. Po przybyciu materiał poddawano preparowa­niu, a następnie przydzielano go specjalistom do opracowania naukowego. Opracowanie wszystkich materiałów potrwa jeszcze kilka, a może kilkanaście lat. Niezależnie od tego udostępniono już część materiałów społeczeństwu w otwartej w czerwcu 1968 w salach Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie wystawie „Di­nozaury z pustyni Gobi”.

HENRYK KUBIAK


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kontynenty, Geografia - Paleontologia
Kontynenty 3, Geografia - Paleontologia
Kontynenty 2, Geografia - Paleontologia
Kontynenty, Geografia - Paleontologia
Gdy marzenia stają się rzeczywistością Etnografia wykopalisk archeologicznych
P w5 5.11, Studia (Geologia,GZMIW UAM), I rok, Paleontologia ze Stratygrafią, 1. PALEONTOLOGIA WYKŁA
POWIERNICZE WYSPY PACYFIKU, ŚWIAT - KRAJE I KONTYNENTY
NAURU-WYSPA, ŚWIAT - KRAJE I KONTYNENTY
KONTYNUACJA ZABIEGÓW word, różne
PITCAIRN-WYSPA, ŚWIAT - KRAJE I KONTYNENTY
TEORIE POWSTANIA KONTYNENTÓW, Geografia - HMiK WNGiG, Semestr I, Podstawy geografii - Geografia fizy
Memling Hans sąd ostateczny
Psychoanaliza Freuda i jej kontynuacje
Psychoanaliza Junga i jej kontynuacje
Ahlfen Hans von Walka o Śląsk 1944 1945

więcej podobnych podstron