ANTONI GĄSIOROWSKI (Poznań), Na otwarcie Sesji ................... 13
GERARD LABUDA (Poznań), Polska piastowska X wieku w systemie państw
i narodów europejskich wczesnego średniowiecza .................... 17 ^
(tłumaczył z niemieckiego Eligiusz Janus) ......................... 29
ROSTISLAY NOVY (Praga), Czechy, Polska i Europa Środkowa w X wieku
(tłumaczyła z czeskiego Dorota Leśniewska) ........................ 37
za panowania Mieszka I ...................................... 51 ^
ZOFIA KURNATOWSKA (Poznań), Poznań w czasach Mieszka I ........... 73
JACEK BANASZKIEWICZ (Warszawa), Mieszko I i władcy jego epoki ....... 91 J
Według najstarszej polskiej kroniki, spisanej w początkach XII wieku piórem
anonima zwanego Gallem, Siemomysł, prawnuk Piasta, „spłodził wielkiego i sławnego
Mieszka, który pierwszy nosił to imię, a przez siedem lat od urodzenia był ślepy”.
Wzrok odzyskał dopiero w czasie postrzyżyn. Ten niezwykły cud oznaczać miał, jak
przepowiadali starcy, iż żyjąca niczym w ślepocie Polska zostanie przez Mieszka
„oświeconą i wywyższoną ponad sąsiednie narody”. W istocie też, Mieszko wyrzekł
się błędów pogaństwa i przyjął chrzest, przechodząc na łono matki-Kościoła.
Źródła podały, co zresztą zrozumiałe, bardzo niewiele konkretnych informacji o
Mieszku - pierwszym historycznym władcy polskim, z którego panowaniem wiążą się
najstarsze daty znane z historii naszego kraju, w tym i pierwsze daty dzienne. Jedną
z nich jest data śmierci Mieszka - 25 maja 992 roku, przytoczona przez dwa roczniki
niemieckie, mianowicie przez Roczniki hildesheimskie i Roczniki nekrologiczne fuldajskie, oraz przez niemieckiego kronikarza Thietmara, biskupa Merseburga. Dzięki
niemu wiemy również, iż Mieszko umarł w sędziwym już wieku, co pozwala przypuszczać, że żył około siedemdziesięciu lat1. Wiadomo ponadto, że miał najprawdopodobniej jedną siostrę i dwóch braci, z których jeden, o nieznanym imieniu, zginął w bitwie z Wichmanem około 963-965 roku, natomiast drugi, imieniem Czcibor,
zadał klęskę wojskom margrabiego Hodona pod Cedynią w 972 roku.
Pierwszą żoną Mieszka była Dobrawa, córka księcia czeskiego Bolesława Srogie-
go. Jej przybycie do Polski w 965 roku stanowi treść najstarszej zapiski dotyczącej
1 Podobnie przypuszczali między innymi Oswald Balzer, Stanisław Zakrzewski i Roman Gró-
decki. Ostatnio Kazimierz Jasiński w pracy o Rodowodzie pierwszych Piastów (Warszawa-Wroctaw
1992, s. 59 n.) przyjął, iż Mieszko urodził się między 922 a 942 rokiem, ale najprawdopodobniej
około 935 r. Po pierwsze bowiem ludzie średniowiecza byli krótkowieczni, po drugie użyty w tym
kontekście przez Thietmara termin senex oznaczać mógt osobę licząc? zaledwie pięćdziesiąt lat,
wreszcie po trzecie Piastowie tylko wyjątkowo osiągali wiek siedemdziesięciu lat.
Nie ulega wątpliwości, że bezpieczniej jest wyznaczyć tak szerokie ramy urodzin Mieszka I,
lecz podkreślić trzeba, iż Thietmar pisat o trzęsącym się starcu (dux iam senex et febricitans), co
jednak wskazywać by mogło na wiek bliższy siedemdziesięciu niż pięćdziesięciu lat. Długość
dorosłego życia (nie mówię tu o średniej długości, któr? obniżała śmiertelność dzieci i kobiet w
wieku porodowym) nie wydłużyła się zaś w sposób szczególny od dwóch tysiącleci, ponieważ już
w Biblii mówiło się „obyś dożył siedemdziesięciu lat”.
8
historii Polski w polskich rocznikach. Po śmierci Dobrawy, Mieszko poślubił około
978-980 roku Ode, córkę margrabiego Marchii Północnej Teodoryka, którą porwał z
klasztoru w Kalbe. Z pierwszej żony doczekał się syna Bolesława, nazwanego później
Chrobrym albo Wielkim, oraz córki Świętosławy Sygrydy, wydanej za króla szwedz-
kiego Eryka Zwycięskiego, a po jego śmierci za władcę Danii Swena Widłobrodego.
Niemka Oda dała Mieszkowi trzech synów: Mieszka, Świętopełka i Lamberta.
Obejmując około 960 roku tron polski, Mieszko dysponował najprawdopodobniej
Wielkopolską, Kujawami, Mazowszem, Łęczyckiem i chyba Pomorzem Gdańskim.
Jeszcze w latach sześćdziesiątych zdobył, przynajmniej częściowo, Pomorze Zachod-
nie, zaś najpóźniej w 990 roku Śląsk i Małopolskę. Jego państwo obejmowało wów-
czas co najmniej 225 tyś. km2 powierzchni, zamieszkiwanej przez około 900 tyś.
mieszkańców.
Źródła wymieniają Mieszka (wraz z nim zaś i Polskę) po raz pierwszy około
963-965 roku, kiedy poniósł dwie klęski w walce z Lutykami dowodzonymi przez
niemieckiego banitę Wichmana i sprzymierzył się z Czechami, skąd przyjął chrzest,
co pozwoliło mu na ułożenie stosunków z cesarstwem. Dzięki posiłkom czeskim
Mieszko, nazwany „przyjacielem cesarskim” (amicus imperatoris)2, pobił w 967 roku
Wichmana, zdobywając Pomorze Nadodrzańskie. Najpewniej już w jego obronie sto-
czył w 972 roku bitwę pod Cedynią, występując tam jako książę wiemy cesarzowi i
płacący mu trybut „aż po rzekę Wartę”. Później stosunki Mieszka z cesarstwem
zaogniły się do tego stopnia, że w 979 roku doszło najprawdopodobniej do wyprawy
Ottona II na Polskę. Dwa lata później Mieszko utracił na rzecz Rusi Grody Czer-
wieńskie. W 986 roku złożył hołd Ottonowi III, którego wspomagał w walkach ze
Słowianami połabskimi. W zamian Niemcy pomogli mu w wojnie z Czechami, zakoń-
czonej w 990 roku. Na krótko przed śmiercią Mieszko ofiarował swoje państwo,
słynnym i zagadkowym dokumentem zwanym Dagome iudex, pod opiekę papiestwa.
Splot różnych przyczyn spowodował, że w najstarszej historiografii polskiej, od
Galia Anonima poczynając, za właściwego budowniczego państwa polskiego uznano
Mieszkowego syna Bolesława Chrobrego, którego sława, związana ze zjazdem gnieź-
nieńskim roku 1000, podbojem Pragi, pokojem budziszyńskim i koronacją w 1025
roku, zdecydowanie przyćmiła zasługi ojca.
Rację ma zapewne Lech A. Tyszkiewicz (Słowianie w historiografii wczesnego średniowiecza:
od połowy VI do połowy VII wieku, Wrocław 1991, s. 140 nn.), że w wypadku tej „przyjaźni” nie
chodziło o zażyłość o charakterze osobistym, lecz o starą formuł? oznaczając? zależność publiczno-
prawna.
9
Pierwszą zapowiedzią rewizji tego stanowiska była dopiero monografia Stanis-
ława Zakrzewskiego z 1921 roku pt. Mieszko I jako budowniczy państwa polskiego,
stanowiąca w pewnym sensie wstęp do jeszcze obszerniejszej książki o Bolesławie
Chrobrym Wielkim z 1925 roku. Zakrzewski podkreślał, iż Bolesław Chrobry był
godnym synem, spadkobiercą i kontynuatorem „wielkiego ojca” - wielkiego polityka,
wielkiego wojownika i zdobywcy oraz umiejętnego administratora.
Z konkretnym postulatem „rewizji tradycyjnego ujęcia osób Mieszka I i Chrob-
rego” wystąpił w artykule Dwie tradycje na łamach czasopisma Slavia Occidentalis
z 1931 roku Zygmunt Wojciechowski. Starał się on unaocznić „siłę geniuszu politycz-
nego Mieszka” i zażądał oddania przez historiografię sprawiedliwości obu władcom,
z których pierwszy położył silne zręby państwowości polskiej, a drugi kontynuował
dzieło ojca, chociaż w szerszym, bo zachodniosłowiańskim wymiarze. W monografii
Mieszko l i powstanie państwa polskiego z 1935 roku Wojciechowski poszedł jeszcze
dalej, pisząc iż dzieło Mieszka I „w rozumieniu geograficzno-politycznem, cywili-
zacyjnem i czysto politycznem jest tak ogromne, że nie wolno zawahać się w nazwa-
niu go głównym twórcą państwa, a w rzędzie polskich postaci historycznych przyznać
mu, być może, pierwsze miejsce”3.
Intencje Zakrzewskiego i Wojciechowskiego poparł ostrożnie już w okresie
międzywojennym Roman Gródecki, przestrzegając atoli przed popadaniem w kolej-
ną przesadę, gdyż nie wiadomo, ile dokonali poprzednicy Mieszka. Był to w każdym
razie, zdaniem Gródeckiego, „umysł bystry, rozumiejący trafnie dobro państwa i
zdolny wynaleźć najstosowniejsze drogi do jego zabezpieczenia”4.
W kierunku uwypuklenia dziejowych zasług Mieszka I poszedł zwłaszcza powo-
jenny wysiłek historiografii polskiej. Widać to świetnie już we wczesnych pracach
Gerarda Labudy, który bardzo surowo ocenił politykę Chrobrego, przyznając rolę
budowniczego Polski „niemal w całości Mieszkowi I”. Jego zasługą było stworzenie
podstaw terytorialnych państwa, jak i decyzja o przyjęciu chrześcijaństwa, co wpro-
wadziło Polskę w krąg cywilizacji rzymsko-chrześcijańskiej. On też wypracować miał
najstarsze zasady polskiej polityki zagranicznej: sojusz z Czechami przy utrzymującej
się przyjaźni z cesarstwem (którego wpływ równoważony miał być szczególnymi sto-
sunkami z papiestwem) i kompromisie raczej niż wojnie z Niemcami. Bolesławowi
Praca ukazała się wpierw w Zapiskach Towarzystwa Naukowego w Toruniu 10, 1935, nr 4,
zaś rok później jako samodzielna nadbitka, Toruń 1936. Cytowane miejsce pochodzi ze str. 63
[147].
R. Gródecki, w: R. Gródecki i St. Zachorowski, Dzieje Polski średniowiecznej, Kraków 1926,
t. I,s. 56.
10
Chrobremu szczęście sprzyjało jedynie dopóty, póki położenie polityczne pozwalało
mu iść śladami ojca5.
Współczesny stan badań historycznych i archeologicznych zdaje się wskazywać,
że zapoczątkowana przez Zakrzewskiego i Wojciechowskiego reinterpretacja począt-
ków Polski i zwłaszcza roli, jaką w nich odegrał Mieszko I, była postulatem najzu-
pełniej trafionym. Zdaniem Jerzego Strzelczyka, ostatniego monografisty Mieszka I,
„Chrobremu nikt i nic nie jest w stanie ująć wielkości, ale jeżeli zgodzimy się, że
pierwszą i najważniejszą miarą wielkości męża stanu jest skuteczność jego działania
i trwałość dokonań, wówczas porównanie ojca z synem wypadnie korzystniej na rzecz
pierwszego z nich”6.
Trzeba sobie naturalnie zdawać sprawę, iż powojenne zintensyfikowanie badań
nad dziejami Polski wczesnopiastowskiej, związane w znacznej mierze z przesunię-
ciem się terytorium państwa polskiego ku zachodowi, na linię Odry i Nysy Łużyckiej,
na tzw. Ziemie Odzyskane, niosło z sobą niebezpieczeństwo przecenienia tego okresu
historycznego w dziejach Polski, kiedy rozciągała się ona, podobnie jak tysiąc lat
później, między Odrą a Bugiem oraz między Karpatami i Bałtykiem. Rozpatrywano
bowiem dzieje terytorium państwa polskiego w taki sposób, jakby ono zmierzało do
swoich najstarszych, „naturalnych” granic, które przywróciły mu konferencje w Jałcie
i Poczdamie. Zadecydować o tym miały „prawidłowości historyczne”, czyli inaczej
wiara w historyczne przeznaczenie, w spełnienie się dziejów. Tymczasem granice
Polski w X wieku pozostawały jeszcze sprawą najzupełniej otwartą. Mogły one roz-
ciągnąć się niemal we wszystkich kierunkach, a zwłaszcza ku południowi i ku
zachodowi, gdzie mieszkały plemiona posługujące się niemal identycznym językiem.
Pojęcie terytorium etnicznie polskiego, zjednoczonego jakoby pod berłem Mieszka I,
ukształtowało się później niż samo państwo polskie, było w znacznej mierze jego
produktem.
Historiografia powojenna, zwłaszcza, ale bynajmniej nie tylko, popularyzatorska,
zanadto też uwypuklała w najwcześniejszym etapie dziejów Polski problem walk
polsko-niemieckich, zapominając iż Mieszkc I niemal przez cały czas pozostawał
5 G. Labuda, Studia nad początkami państwa polskiego, Poznań 1946, głównie s. 324. Praca
ta została wznowiona i poszerzona o dodatkowy tom w latach 1987-88. Równie ostro oceniał
politykę Chrobrego, choć naturalnie wychodząc z innych pozycji, największy z polskich wieszczy.
Por. J. M. Piskorski, „Krzyżackiego gadu nie ugoszczę nikt!”, czyli Adam Mickiewicz o Zakonie
Krzyżackim i Niemcach, w: Balticum. Studia z dziejów polityki, gospodarki i kultury XU-XVII
wieku, ofiarowane Marianowi Biskupowi, Toruń 1992, s. 266.
11
wiernym sojusznikiem i trybutariuszem kolejnych cesarzy, którym udzielał wsparcia
w walkach z plemionami Słowian połabskich, korzystając w zamian z ich pomocy w
zmaganiach z Czechami o Śląsk7.
Należy wyrazić nadzieję, iż książka ta, mimo jej okolicznościowego charakteru,
pozwoli nieco poszerzyć, usystematyzować, a i zobiektywizować naszą wiedzę o Pol-
sce, jej stosunkach z sąsiadami w końcu X wieku, wreszcie o samym Mieszku I. Z za-
łożenia popularnonaukowy (w dobrym znaczeniu tych słów) charakter książki ułatwić
zaś powinien dotarcie z aktualnym stanem wiedzy na wszystkie te tematy tak do nau-
czyciela, studenta, jak i do bardziej ambitnego ucznia.
Tysiąclecie śmierci Mieszka I, przypadające 25 maja 1992 roku, dało asumpt do
zorganizowania kilku sesji naukowych, wystaw muzealnych, imprez regionalnych i
wreszcie, co w wypadku władcy, który ochrzcił Polskę nie powinno dziwić, uroczys-
tości o charakterze kościelnym8. Krótko przed tą datą ukazała się również wspom-
niana monografia Mieszka I pióra Jerzego Strzelczyka. Niniejsza książka jest plonem
konferencji zorganizowanej 25 maja 1992 roku w Pałacu Działyńskich przez Poz-
nańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, korzystające z pomocy finansowej Urzędu
Wojewódzkiego. Do wygłoszenia referatów na Sesji, której zadaniem było przedsta-
wienie w przystępny sposób najnowszych wyników badań nad Polską Mieszka I,
zaproszono najwybitniejszych znawców problematyki z Polski oraz z Czech i Niemiec.
Nie dotarł niestety do Poznania zaproszony badacz czeski. Na szczęście jego temat
zgodził się szybko, by nie rzec ekspresowo, opracować inny wybitny historyk czeski
Rostislay Novy z Uniwersytetu im. Karola w Pradze. Serdecznie pragnę Mu za to
podziękować. Nie mniej wdzięczny jestem pozostałym Referentom tak za Ich wykłady,
jak i za szybkie przygotowanie ostatecznych wersji maszynopisowych. Słowa podzię-
kowania należą się także poznańskiemu Oddziałowi Polskiej Akademii Nauk za
niezwłoczne przyjęcie tej rozprawki do druku.
Zagadnienie walk polsko-niemieckich znalazło szczególne odbicie w polskiej powieści
historycznej, zwłaszcza doby powojennej, jak u Antoniego Gotubiewa czy u Karola Bunscha.
Państwo gnieźnieńskie według H. Łowmiańskiego, a - granica państwa, b - granica
wewnętrzna.
Witam na sesji poświeconej Polsce czasów Mieszka I w tysięczną rocznicę
śmierci Mieszka.
Organizujemy ją dzisiaj, 25 maja. Jest to pierwsza data dzienna znana w dzie-
jach Polski, a i to niezbyt pewna: w kronice Thietmara dopisana na przełomie XI i XII
wieku, a więc ponad wiek po śmierci księcia. Stopień pewności tej daty jest w jakimś
sensie symboliczny dla stanu naszej wiedzy o Mieszku i jego czasach: bardzo wąską
siatkę wiadomości pewnych wzmacniać musimy nićmi hipotez i domniemań.
Ale oczywiście nie data dzienna jest tu ważna. Rocznica śmierci Mieszka,
pierwszego w pełni historycznego władcy Polski, władcy, o którego dziełach i doko-
naniach wiemy - mimo wszystko - dość wiele i coraz więcej, jest okazją do zasta-
nowienia się nad początkami polskiego państwa. Państwa, którego w mniej odległej
przeszłości nie zawsze nam dostawało, z którym też w ostatnim półwieczu nie zawsze
i nie wszyscy mogliśmy się identyfikować, a które teraz, w niepodległej Polsce,
powinno zajmować właściwe miejsce w naszym życiu i naszych działaniach.
Państwo polskie powstawało tu, w Wielkopolsce - w Gnieźnie, Poznaniu, i za-
pewne w innych, nie w pełni jeszcze rozpoznanych ośrodkach: wokół Ostrowa
Lednickiego, Giecza, Kruszwicy... Nie jest więc przypadkiem, że tegoroczne obchody
odbywają się w Wielkopolsce. Nie jest przypadkiem, że niniejsza sesja zorganizowana
została w Poznaniu, niewątpliwie jednym z centralnych grodów pierwszej piastowskiej
monarchii, najpewniej w pierwszej stolicy biskupiej tego państwa, w miejscu, które
tradycja łączy z pochówkiem Mieszka I, upamiętnionym przez naszych przodków oka-
załą i symboliczną nekropolą w katedralnej Złotej Kaplicy. Nie jest wreszcie przy-
padkiem, że organizatorem dzisiejszej sesji jest Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół
Nauk, organizacja obchodząca w tym roku 135 lat istnienia (cóż to za skromny w
porównaniu z Mieszkowym jubileusz), a skupiająca w swych szeregach uczonych i mi-
łośników nauki, organizacja, która na pierwszym swoim godle umieściła podobiznę
14
Rauchowskiego pomnika Mieszka i Chrobrego z poznańskiej Złotej Kaplicy, zaopatru-
jąc ją w charakterystyczny napis: Mieczysław i Bolesław - oni początkiem. Repro-
dukcję tego godła i modyfikację tego napisu (wedle wybitego przed 10 laty medalu
projektu Stanisławy Wątróbskiej) zamieściliśmy na zaproszeniu na obecną sesję.
Witam na naszej sesji Jego Eminencję Księdza Józefa Kardynała Glempa,
Prymasa Polski, Jego Ekscelencję Księdza Jerzego Strobę, Arcybiskupa Poznańskiego,
Wojewodę Poznańskiego, Pana Włodzimierza Łęckiego, Panią Przewodniczącą Rady
Miejskiej Poznania, Jadwigę Rotnicką. Witam wszystkich kolegów historyków i ar-
cheologów, młodzież akademicką i szkolną z Poznania, w tym delegację liceum imie-
nia Dąbrówki w Poznaniu.
- Pana profesora Gerarda Labudę, który początki państwa polskiego bada od
ponad 55 lat; parafrazując słowa saskiego Widukinda, który pisał, że Mieszko to
amicus imperatoris, przyjaciel cesarza, można by rzec, iż profesor Labuda to intimus
amicus Mesconis, najbliższy przyjaciel Mieszka. O Mieszku I i jego czasach wie on
chyba więcej, niż wiedział to sam Mieszko.
- Witam Pana profesora Klausa Zemacka, znakomitego znawcę dziejów
Niemiec i Polski, i tej Polski szczerego przyjaciela, profesora Wolnego Uniwersytetu
w Berlinie i honorowego doktora poznańskiego uniwersytetu.
- Przykro mi, że nie mogę powitać Pana profesora Vratislava Yanfcka z Pragi.
Nagłe przeszkody uniemożliwiły mu przyjazd śladami jego znamienitej rodaczki
Dobrawy, która - jak zapisał rocznik tzw. dawny - w 965 roku venit ad Misconem,
przybyła do Mieszka.
- Niestety nagła choroba nie pozwoliła przybyć do Poznania Panu profesorowi
Stanisławowi Trawkowskiemu z Instytutu Historii PAN w Warszawie - jego referat
zostanie odczytany in absentia.
- Witam Panią profesor Zofię Kumatowską z Instytutu Archeologii i Etnologii
PAN w Poznaniu, jedynego archeologa wśród referentów, reprezentantkę tej szczęś-
liwej dziedziny nauki historycznej, która może stale pomnażać zasób źródeł pomaga-
jących odtwarzać naszą przeszłość i która czyni to znakomicie.
- Witam wreszcie Pana docenta Jacka Banaszkiewicza z Instytutu Historii
PAN w Warszawie, który podejmie trudną próbę usytuowania postaci Mieszka na tle
innych, współczesnych mu władców europejskich.
Pytano mnie przed sesją, co nowego może wnieść sesja do obrazu tamtych,
tysiąc lat wcześniejszych dni. Czy nie wszystko jest już jasne, ostatecznie ustalone,
oczywiste, czy odkryliśmy jakieś nowe źródła zmieniające dawniej ustalone fakty i
dawniej uformowane poglądy?
15
Odpowiedzieć trzeba tak: Każde pokolenie pisze na nowo historię, zadając tym
samym źródłom wciąż nowe pytania, pytania wynikające tak z rosnącego doświadcze-
nia badawczego minionych pokoleń, jak i z zapotrzebowań teraźniejszości. Takie nowe
pytania stawiamy i dziś, badając między innymi dzieje jednoczenia plemion lechickich
wokół wielkopolskiego centrum, dzieje organizacji państwa, wreszcie - to bardzo
ważne -jego stosunków z ościennymi państwami, przede wszystkim z Niemcami. W
tym ostatnim wypadku staramy się odrzucać spojrzenie na te stosunki, wynikające z
bolesnych doświadczeń XVIII, XIX i pierwszej połowy XX stulecia. Jesteśmy szczęś-
liwi, mogąc te pytania zadawać także rosnącym w liczbę źródłom archeologicznym
- nikt już dziś nie mógłby próbować konstruować obrazu polskiego wieku X bez
uwzględnienia osiągnięć archeologii.
Ufam, że wiele z tych pytań znajdzie swe odbicie w referatach i podczas dys-
kusji na dzisiejszej sesji.
W imieniu zarządu Towarzystwa pragnę podziękować wszystkim, których pra-
ca przyczyniła się do organizacji tej sesji, przede wszystkim jej głównemu animato-
rowi, Panu docentowi Janowi M. Piskorskiemu z Instytutu Historii Polskiej Akademii
Ostrogi żelazne z grobu woja piastowskiego (X/XI wiek) znalezione w Niepruszewie,
w okolicach Nowego Tomyśla. Według W. Hensla i Z. Kumatowskiej.
Polska piastowska X wieku
w systemie państw i narodów europejskich
wczesnego średniowiecza
Na dzieje Polski X wieku możemy patrzeć zarówno w ujęciu diachronicznym i
genetycznym, jak i też synchronicznym, porównawczym. W pierwszym przypadku
interesuje nas zagadnienie, jak się Polska piastowska w X wieku kształtowała jako
państwo, a nieco później również jako naród, w drugim zaś, jakie miejsce zajęła jako
państwo i jako naród wśród innych współczesnych państw i narodów europejskich.
Tak się szczęśliwie składa, że dwaj następni referenci będą omawiali to samo zagad-
nienie z perspektywy dziejów czeskich i niemieckich; dla pełni obrazu zabraknie nam
jeszcze spojrzenie z perspektywy dziejów Rusi. We wszystkich trzech referatach
szukamy więc tła powszechnodziejowego dla procesów państwo- i narodotwórczych
we wschodniej Europie Środkowej.
To tło powszechnodziejowe ma jednak również swoje podłoże historyczne. Gdy
na dzieje Europy spojrzymy właśnie z perspektywy długiego trwania, w granicach
tysiąclecia, to łatwo stwierdzimy, że w 500 roku naszej ery nie ma już systemu
politycznego Imperium Romanum, a jeszcze nie wytworzyły się kontury nowej struk-
tury politycznej Europy, natomiast 1000 lat później taki system państw narodowych
istniał już w całej ówczesnej Europie. Jego geneza przypada na okres pierwszego
półtysiąclecia między 500 i 1000 rokiem.
Próba sprowadzenia wielości jednostek dziejowych do wspólnego mianownika
należy do zabiegów historiograficznych z zakresu syntezy dziejów. Pojęciem „system
państw” na oznaczenie wszystkich ważniejszych państw europejskich w czasach nowo-
żytnych pierwszy posłużył się Arnold H. Heeren w 1809 roku, a następnie razem z
Fryderykiem Ukertem zapoczątkował w 1829 roku serię „dziejów państw europejs-
kich”. W tym samym czasie Leopold Ranke wystąpił z własną propozycją syntezy
dziejów powszechnych Europy, uwypuklając w nim „krąg romańsko-germański”
(1824). Jest rzeczą znamienną, że wszyscy ci historycy datowali pierwszy zarys
systemu państw europejskich dopiero od 1492 lub 1494 roku. Wychodzili oni z zało-
żenia, że okres wcześniejszy mieści się całkowicie w ramach już to współdziałania już
to przeciwdziałania dwu uniwersalizmów: Imperium i Sacerdotium, tj. Cesarstwa i Pa-
piestwa, natomiast państwa narodowe, ich zdaniem zaczynały się dopiero tworzyć,
jakby w cieniu tej rywalizacji. Tymczasem ich geneza jest o wiele starsza i wiąże się
ściśle z rozpadem antycznego Imperium Romanum. Najogólniej poglądy na ten temat
można pomieścić w dwu przedziałach. Jedni, zwłaszcza dotyczy to zwolenników pry-
matu „kręgu romańsko-germańskiego”, utrzymują, że zalążek takiego systemu zaczął
się tworzyć na gruzach imperium karolińskiego i wiązał się najogólniej z wytwo-
rzeniem się trzech państw etnicznych (jeszcze nie narodowych): zachodnio-frankijs-
kiego czyli francuskiego, wschodnio-frankijskiego, czyli niemieckiego, oraz longo-
bardzkiego, czyli italskiego. Na tym trzonie miała się oprzeć cała późniejsza struktura
polityczna i narodowa Europy. W tym ujęciu proces upaństwowienia Europy posuwał
się najpierw z zachodu na wschód, a następnie od początków ery nowożytnej skie-
rował się na zachód i południe, dając początek tak zwanej cywilizacji atlantyckiej,
inaczej mówiąc kolonialnej. W świetle tej koncepcji historiograficznej - trzeba od razu
dodać wyznawanej tylko przez niewielu historyków i archeologów - cała zasługa
upolitycznienie i ukulturalnienia Słowian była zasługą Germanów.
O wiele więcej uznania w historiografii powszechnodziejowej zyskał pogląd, iż
wszystkie państwa i narody europejskie wyrosły już to bezpośrednio na podłożu
kultury i cywilizacji Imperium Romanum, już to pośrednio na podłożu „sukcesji
rzymskiej”. W Europie średniowiecznej dominującym był kierunek rozwoju z nad
Morza Śródziemnego ku Bałtykowi i Morzu Północnemu; dopiero w czasach nowożyt-
nych rozpoczęła się wielokierunkowa ekspansja cywilizacji europejskiej, przy czym
kierunek wschodni choć był znaczący, nie był bynajmniej najważniejszy. Wyrastająca
z wspólnego korzenia sukcesja rzymska doznała na przełomie antyku i średniowiecza
podziału zrazu na dwa odrębne pnie: rzymsko-łaciński z ośrodkiem w Italii, bizantyńs-
ko-hellenistyczny z ośrodkiem w Grecji i Macedonii, a następnie na samym progu
średniowiecza, dołączył do nich pień trzeci arabski obcy etnicznie i kulturowo z
ośrodkiem w Hiszpanii. Ten ostatni nie odegrał większej roli w dziejach Europy i w
ramach „reconquisty” został już w XIII wieku w dużej mierze zlikwidowany. Od cza-
sów najazdów tureckich, a także wypraw krzyżowych chylił się ku upadkowi trzon
kultury bizantyjskiej, na progu czasów nowożytnych został on całkowicie w swoim
mateczniku (1453) zawojowany i zniszczony przez państwo Turków osmańskich.
Na tak zarysowanym podłożu już powstawał w formie zalążkowej na przełomie
antyku i średniowiecza system państw europejskich. Zaczął się on tworzyć jakby we
współdziałaniu trzech wspólnot, mianowicie: a) wspólnoty politycznej w bezpośrednim
nawiązaniu do instytucji państwowych dawnego imperium, b) wspólnoty etnicznej,
przekształcającej się dość wcześnie w wspólnoty narodowe, oraz wreszcie c) wspól-
noty kulturowej w obrębie której najważniejszą była wspólnota religijna.
W zależności od dynamiki rozwoju tych wspólnot wytworzyły się już w okresie
500-1000 roku n. e. trzy strefy państwo-, narodowo- i kulturotwórcze:
cywilizacyjny antycznego imperium; należały do niej: Bizancjum, Italia, Hiszpania,
południowa Francja,
„limesów” cesarstwa rzymskiego; należały do niej całe Bałkany, Bawaria, Frankonia
(wschodnia), Saksonia, Fryzja; w pewnym stopniu również Brytania i Irlandia,
wreszcie
limesów rzymskich; należały do niej plemiona wschodnio- i zachodniosłowiańskie,
ludy tureckie i alańskie, to jest Awarowie, Bułgarzy, Madziarowie, Jassowie i Chor-
waci i wszystkie plemiona germańskie które po wędrówkach ludów pozostały w
swoim mateczniku (Dania, Skandynawia, tudzież plemiona bałtyckie i fińskie).
Szczególnie negatywnie do już istniejących państw, zarówno w starożytności, jak
i w średniowieczu, a także wszelkich poczynań państwotwórczych w średniowieczu
były nastawione imperia: najpierw rzymskie, starożytne i średniowieczne, dalej
bizantyjskie, oraz wreszcie kalifaty arabskie i sułtanaty tureckie. Jeżeli z takich czy
innych względów nie potrafiły ich zniszczyć, to usiłowały je przynajmniej zniewolić
lub sobie podporządkować (klientela rzymska, wasalstwo średniowieczne); taka poli-
tyka należała immanentnie do samej istoty cesarstwa.
Nie jest dziełem przypadku, że narodowe państwa śródziemnomorskie, jak Grec»-
ja, państwa bałkańskie, państwo włoskie, doszły do niepodległości i samoistnienia
dopiero w XIX wieku. Jakie zaś samobójcze skutki opóźnienie takich procesów państ-
wowych spowodowało na Bałkanach, a także na peryferiach byłego Związku Radziec-
kiego, pokazuje współczesna scena polityczna tych krajów. Hiszpania przez całe śred-
niowiecze zmagała się z obcym najazdem i dopiero na samym jego schyłku dokonała
integracji politycznej Półwyspu Iberyjskiego niezupełnie dokończonego (Portugalia).
Największe ciosy rozpadającemu się cesarstwu rzymskiemu zadali Germanie, któ-
rych plemiona w ślad za Hunami przeniknęły najpierw do jego strefy peryferyjnej, a
następnie do samego środka strefy śródziemnomorskiej, a nawet w V-VII wieku zdoła-
ły wyłonić kilka królestw na terenie Italii, południowej Francji, w Hiszpanii i w
północnej Afryce (Ostrogoci, Wizygoci, Gepidzi, Longobardowie, Burgundzi, Swewo-
wie, Wandale), ale wszystkie one - z wyjątkiem najpóźniej powstałego państwa Lon-
gobardów w północnej Italii - uległy rozbiciu w toku wielkiej kontrofensywy
bizantyjskiej w VI stuleciu; reszty ich zniszczenia dokonali Arabowie, zajmując na
wiele stuleci prawie cały Półwysep Iberyjski w VII i VIII stuleciu.
Po opuszczeniu strefy peryferyjnej przez pierwsza falę plemion germańskich i
huńskich została ona zasiedlona przez napierające od wschodu i północy ludy
ałtajskotureckie (Awarowie, Bułgarzy, Madziarzy), alańskie i słowiańskie. Próbowały
one również tworzyć wyższe formy ponadplemiennej organizacji politycznej pod
wodzą swoich książąt (archontów), ale mimo przejściowych sukcesów nie potrafiły się
wydobyć spod kurateli Bizancjum. Dopiero w IX i X wieku zaczęły tam powstawać
pierwsze państwa plemienne na poziomie monarchii (Bułgarzy, Węgrzy, Chorwaci,
Słoweńcy); jak feniks z popiołów zapomnienia wydobyli się na powierzchnię Rumuni.
W bardziej sprzyjających warunkach kładli zręby pod swoją państwowość Fran-
kowie, mający zrazu swój matecznik w dolnej Nadrenii, a następnie w miarę przesu-
wania się innych plemion germańskich w głąb Imperium, zajmowali środkową Nadre-
nię i północną połać Galii aż po Loarę. Wytworzyli oni kolejno po sobie następujące
dwie wielkie monarchie: merowińską (VI-VII w.) i karolińską (VIII-IX w.). W gronie
historyków nie ma potrzeby dokładniej zajmować się dziejami obu tych monarchii.
Dla naszych potrzeb wystarczy uwydatnić renowację Cesarstwa Rzymskiego zachod-
niego w roku 800 przez Karola Wielkiego, króla Franków i Longobardów, czyli Italii.
Zasługą królów z dynastii Merowingów było przesunięcie granic państwowych aż po
rzekę Salę. Karol Wielki, idąc ich śladem, ujarzmił Sasów i przesunął na wschodzie
granice swego imperium aż po rzekę Łabę i narzucił zwierzchnictwo ludom zachod-
nio-słowiańskim aż po rzekę Odrę i Bałtyk z jednej, i po rzekę Drawę i Adriatyk z
drugiej strony. Z spadku ideowego i politycznego Cesarstwa karolińskiego wyłoniła
druga renowacja Cesarstwa Rzymskiego saskich Ottonów w 962 roku.
Na przykładzie Cesarstwa karolińskiego można po raz pierwszy zaobserwować
zderzenie się trzech wspólnot w jednym i tym samym organizmie politycznym. Insty-
tucje państwowe same nie zdołały zapewnić jego spoistości. Monarchia została rozsa-
dzona od wewnątrz pod rządami jednej i tej samej dynastii według kryterium
etnicznego. Na jej miejsce powstała poliarchia złożona z trzech członów: a) zachodnio-
frankijskiego na podłożu romańsko-celtyckim, czyli Francja, b) wschodnio-frankijska’
na podłożu teutońskim, czyli Niemcy, oraz c) italska na podłożu łacińsko-longo-
bardzkim, czyli królestwo Italii, złożone z heterogenicznych składników politycznych
(Lombardia, Państwo Kościelne, księstwa południowoitalskie, z czasem normańska
Sycylia). Czynnik etniczny zadziałał więc dezintegracyjnie.
Natomiast czynnikiem coraz silniej oddziaływającym na spuściznę po Cesarstwie
karolińskim okazała się rzymska wspólnota kulturowa, której składnikiem podsta-
wowym stała się religia i reprezentujący ją Kościół rzymskokatolicki z papieżem, jako
głową tego Kościoła. Ta symbioza trwała aż do schyłku XI stulecia, aż do sporu o
inwestyturę. Wspólnota ta miała jednak dwa oblicza: jedno integrujące przez współ-
działanie Kościoła z instytucjami monarchicznego państwa, z drugiej zaś dezinte-
grująca przez przeciwstawienie uniwersalizmu papieskiego uniwersalizmowi cesarstwa.
Kościół rzymski przypieczętował też ostatecznie schizme Kościoła bizantyjskiego i
rozbił ostatecznie dawną wspólnotę polityczną między hellenistycznym cesarstwem
bizantyńskim a wznowionym łacińsko-germańskim cesarstwem zachodnim. Kościół
rzymski, zwalczając również aspiracje cesarstwa do sprawowania dominium mundi nad
całym chrześcijańskim Zachodem, wspierał dążenia do suwerenności państw narodo-
wych, które zaczęły się pojawiać nie tylko w strefie peryferyjnej, lecz także w strefie
barbarzyńskiej już za czasów Cesarstwa karolińskiego.
Na pierwszy rzut oka widoczne jest opóźnienie procesów państwowotwórczych
między jedną i drugą strefą o bezmała dwa, trzy, a nawet cztery wieki zjawisko to
zwykło się nazywać w historiografii polskiej „młodszością cywilizacyjną”. W daw-
niejszej historiografii zachodniej przypisywano to opóźnienie niewydolności Słowian
- improductivit6 slave. Trzeba szukać przyczyn natury obiektywnej. Nietrudno je
wskazać.
W strefie pierwszej, śródziemnomorskiej, doszło albo do prostej kontynuacji życia
państwowego (Bizancjum), albo też przybywające z północy plemiona germańskie
weszły w gotowe już struktury drogą asymilacji lub podporządkowania (cała hemisfera
cesarstwa zachodniego). W strefie drugiej, którą nazwaliśmy peryferyjną, sukcesja
rzymska albo pozostawiła struktury i instytucje gotowe do zagospodarowania lub
przyswojenia (monarchia frankijska) albo zmuszała najeźdźców do narzucenia włas-
nych instytucji administracyjnych podbitej ludności (Bułgarzy, Awarowie, Madziarzy).
Do czynników sprzyjających dalszej kontynuacji i ewolucji należało: l) oddziedzicze-
nie gotowych struktur ekonomicznych (jak np. wielka własność ziemska, rzemiosło
i handel wymienny, targi, przetarte szlaki komunikacyjne) oraz 2) gotowy zarys
administracji terytorialnej i fiskalnej, dalej 3) obsługującą tę administrację warstwę
urzędniczą i intelektualną, wreszcie 4) działającą już obok państwowej organizację
kościelną.
W strefie trzeciej, barbarzyńskiej, wszystkich tych składników życia gospodar-
czego i ustrojowego nie było. Warto tu przypomnieć słowa Pokopa z Cezarei o Sło-
wianach z VI wieku n. e. że „nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna
żyją w ludowładztwie” i że wszystkie swoje sprawy publiczne rozstrzygają „na ogól-
nych zgromadzeniach (Historia wojen gockich, VII, 14, 22). Tymczasem 500 lat
później sytuacja jest całkiem odmienna. Większość plemion słowiańskich żyje już
wówczas w ustroju książęcym i monarchicznym.
Taką ewolucję przeszły wszystkie ludy zamieszkujące tę strefę. Wytworzyły się
w niej trzy wielkie systemy ustrojów państwowych o różnym stopniu zaawansowania
struktury administracyjnej: a) skandynawski (Norwegia, Szwecja i Dania), b) zachod-
nioslowiański (Słowiańszczyzna połabska, Polska, Czechy i Morawy), oraz c) wschod-
niosłowiański (Ruś kijowska i nowogrodzka).
Patrząc na ten układ z punktu widzenia ciągłości osadniczej i ustrojowej, zau-
ważymy, że z najbardziej korzystnej sytuacji startowały ludy skandynawskie. Z jednej
strony znajdowała się tam prawdziwa wylęgarnia narodów (yagina gentium), z której
co jakiś czas całe rzesze ludzi wypuszczały się na wędrówkę do cudzych krajów, z
drugiej zaś ci, co w niej pozostali, nadal wykazywali się ciągłością twórczej pracy,
rodzimej kultury materialnej i artystycznej (ceramika, metalurgia, architektura
kamienna, nawigacja itp.), a także wysokim poziomem kultury duchowej, (własny
rodowód kultu i religii, o czym świadczy poemat Eddy).
Nie omawiając dokładniej genezy państw skandynawskich, stwierdzimy tylko
że zaczątki ponadplemiennych organizacji zaczęły się kształtować w Danii, Norwegii
i Szwecji w okresie największego nasilenia ruchu wikingów w IX i X wieku i że
tamtejsze monarchie typu królewskiego można datować na drugą połowę X i początek
XI wieku. Na ten sam okres przypada też formowanie się państwa ruskiego. W tej
sprawie, jak wiadomo, wytworzyły się dwa przeciwstawne sobie stanowiska, o różnych
co prawda gradacjach hipotetyczności. Jedni przypisują zasługę powstania tego
państwa skandynawskim Rusom-Waregom, drudzy starają się zredukować udział ich
do minimum i wyprowadzić genezę państwa z miejscowych słowiańskich czynników
państwowotwórczych. Dawniej głównym źródłem dla wysuwania odnośnych hipotez
był znany przekaz XI-wiecznej Powieści lat doczesnych, iż to Czudowie, Słowienie,
Krywicze i Wesowie przyzwali Rusów, aby „przyszli ...rządzić i władać” nimi, a więc
cały spór ograniczał się do komentowania tych słów. Teraz tak wzbogaciła się ilość
źródeł archeologicznych, językowych, a także świadectw źródeł pisemnych, świad-
czących o pobycie drużyn rusko-wareskich (kupców i wikingów-wojowników) na
Rusi, że dalsze podważanie wiarygodności latopisów w tej sprawie nie może liczyć
na uznanie. Kwestią pozostanie jedynie czas i zakres tego udziału. Trudno przypuścić,
aby Waregowie podczas swoich wypraw na Ruś i dalej do Konstantynopola zachowali
się inaczej, niż wikingowie, atakujący i okupujący znaczne tereny w Anglii, Irlandii,
w północnej Francji (Normandia), a zwłaszcza na Sycylii. Łączyli trzy czynności w
jednej osobie, jako kupcy, wojownicy i łupieżcy. Na ziemiach zajętych zakładali
zarówno faktorie handlowe, jak i też obozy służące do obrony i do napaści. Jest więc
rzeczą wysoce prawdopodobną, że jarlowie warescy potrafili narzucić swoją władzę
plemionom słowiańskim w dorzeczu Dniepru i wytworzyć dwa ośrodki władzy teryto-
rialnej i administracyjnej w Nowogrodzie i w Kijowie. Jednakże jak szybko opanowali
te ośrodki, tak szybko ulegli wraz z swoimi męskimi drużynami slawizacji, a następnie
23
chrystianizacji. Powstało państwo -jedno z najpotężniejszych i najobszerniejszych w
Slowiańszczyźnie. Już w drugiej połowie X wieku wywierało ono znaczący wpływ na
swoich najbliższych sąsiadów: Polan, Czechów i Węgrów, a także na Bałkanach.
W bezpośrednim otoczeniu Polski najszybciej na drogę organizacji państwowej
weszły Morawy, a wnet po nich również Czechy. Na Morawach widoczne jest na-
wiązanie do tradycji państwa Samona; było to jednak nawiązanie kulturowe, a nie
instytucjonalne, tym bardziej dynastyczne. Wiele się ostatnio mówi o wpływie państwa
morawskiego za czasów księcia Świętopełka na Polskę południową, zarówno politycz-
nym, mającym się wyrażać uzależnieniem księcia Wiślan od Świętopełka, jak i też
kulturalnym poprzez wciągnięcie ziemi Wiślan w obręb metropolitalnej organizacji
kościoła morawskiego za czasów arcybiskupa Metodego. Nie będę w kontekście na-
szych rekonstrukcji historycznych obszerniej uzasadniał mojego sceptycyzmu w odnie-
sieniu do tej hipotezy. Nie znajduje ona potwierdzenia w materiale archeologicznym.
Decydujące jednak znaczenie mają dwa fakty, mianowicie, po pierwsze, zniszczenie
organizacji metropolii Metodego jeszcze za czasów, a dobitniej się wyrażając, przez
samego księcia Świętopełka, a po drugie, rozpad samego państwa morawskiego na
skutek najazdów węgierskich w pierwszej dekadzie X wieku. Nie było zatem możli-
wości kontynuowania tak dobrze dzieła Świętopełka, jak i też Metodego.
Dziedzictwo polityczne i kulturowe Moraw natychmiast po ich upadku przejęły
Czechy, które rozwijając swoją państwowość razem z sąsiadem, zrazu pozostawały
pod dominacją morawską. Książęta czescy broniąc się skutecznie przed najazdami
węgierskimi, mniej skutecznie stawiali opór inwazji niemieckiej. W połowie X wieku
doprowadziło to do trybutamego uzależnienia Czech od Niemiec. W tym samym cza-
sie Czesi rozwinęli swoją ekspansję w kierunku północnym i wschodnim. W bliżej
nieokreślonym czasie zajęli Śląsk, a w połowie X wieku ziemie Wiślan i Lędzian aż
po Bug i Styr. Pełny kształt ówczesnego państwa czeskiego odnajdujemy w znanym
dyplomie cesarza Henryka IV z 1086 roku, potwierdzającym granice ufundowanych
w latach 973-975 diecezji morawskiej z siedzibą w Ołomuńcu i czeskiej z siedzibą w
Pradze. W rezultacie tych akcji Śląsk znalazł się w granicach biskupstwa praskiego,
a ziemie Wiślan i Lędzian w granicach diecezji ołomunieckiej. W drugiej połowie X,-
stulecia Czechy były najpotężniejszym państwem zachodniosłowiańskim.
W o wiele gorszej sytuacji znajdowały się plemiona Słowian połabskich, to jest
Serbo-Łużyczanie, Wieleci i Obodryci, siedzący w trójkącie: Bałtyk-Odra-Nisa-Łaba
i Sala, którzy już od czasów Karola Wielkiego zostali uzależnieni i zmuszeni do
płacenia trybutu na rzecz państwa frankijskiego; zależność ta po chwilowej przerwie
na przełomie IX/X wieku została wznowiona przez państwo niemieckie; plemiona
obodryckie i wieleckie, a także serbsko-łużyckie zostały zmuszone w latach 934-940
24
do uiszczania trybutów „aż po rzekę Odr?”. W 948 roku założono biskupstwa w Star-
gardzie (Oldenburg), Brennie (Brandenburg) i Hobolinie (Havelberg), które podjęły
się chrystianizacji wspomnianych już ludów. W 955 roku Obodryci i Wieleci podnieśli
powszechny bunt przeciw panowaniu niemieckiemu, ale został on silą stłumiony.
Dopiero w 983 roku udało się plemionom wieleckim odzyskać na krótko swobodę i
zlikwidować biskupstwa w Brennie i Hobolinie. Plemiona obodryckie, zagrożone stale
przez Sasów i Duńczyków, przeszły na wyższy etap organizacji państwowej, oddając
władzę w ręce książąt, natomiast Wieleci pozostali przy swoim archaicznym ustroju
wiecowym. Jedni i drudzy, niezdolni do wspólnego działania, w XI wieku ponownie
dostali się pod dominację niemiecką.
Na tak zarysowanym układzie terytorialno-politycznym Europy Środkowej można
ukazać tworzenie się państwa piastowskiego, w drugiej połowie X stulecia. Na jego
kształt geograficznopolityczny złożyły się cztery plemiona „rdzeniowe”, to jest
Polanie, Stężanie, Wiślanie i Mazowszanie z Kujawianami, tudzież dwa plemiona
„okrainne”, to jest Lędzianie (od nich wywodzi się nazwa Lachów na Rusi na ozna-
czenie Polaków) między górnym Bugiem i Sanem, jako ziemia przejściowa między
Rusią i Wiślanami oraz Pomorzanie (Kaszubi) między dolną Odrą i dolną Wisłą nad
Bałtykiem, jako wschodnia odrośl plemion wieleckich, mających swe główne siedziby
na zachód od dolnej Odry. Przejściowo, stosunkowo krótko, w postaci aneksów w
obręb państwa piastowskiego wchodziły Morawy (1003-1029) oraz Milsko i Łużyce
(1002-1031). Natomiast Lędzianie znaleźli się pod panowaniem Piastów tylko w latach
1019-1031. a potem aż do roku 1340 podlegali książętom ruskim, ulegając w tym
czasie całkowitej rutenizacji. Podobnie działo się na Pomorzu, którego zmienne losy
trzeba zawsze rozpatrywać w kontekście politycznym stosunków polsko-niemieckich.
Na tak zarysowanym terytorium ponadplemienna organizacja państwowa zaczęła
się tworzyć już w drugiej połowie IX wieku: a) u Wiślan i Lędzian nad górnym
Trzon państwa polańskiego ze stolicą w Gnieźnie koło 960 roku, gdy Mieszko
I przypuszczalnie przejmował władzę po ojcu, składał się z Polski właściwej, tj.
późniejszej Wielkiej czyli Starej Polski, z Kujaw i Mazowsza; w nieznanych oko-
licznościach i czasie zostało doń włączone Pomorze nadwiślańskie. Próba zawładnięcia
Ziemią Lubuską i Pomorzem Zachodnim, gdzie główną rolę w owym czasie odgrywali
S,Wolinianie, wywołała całą serię starć, w których Mieszko zrazu poniósł klęskę w
starciu z Redarami, plemieniem wieleckim sąsiadującym z Woliniami. Zawarcie
f~sojuszu z Czechami koło 965 roku spowodowało z kolei serię dalszych dobrze zna-
1 nych wydarzeń, jak poślubienie księżniczki czeskiej Dobrawy. siostry lub córki
panującego wówczas w Czechach księcia Bolesława (929-972), przyjęcie chrztu (966),
25
zawarcie z cesarzem Ottonem I sojuszu, skierowanego przeciw Wieletom, połączonego
z opłatą trybutu prawdopodobnie z Ziemi Lubuskiej (usque in Yurta fluviwn), zwy-
cięstwo nad Wolinianami (967), założenie biskupstwa misyjnego (968), zajęcie
Pomorza, interwencję margrabiego saskiego Hodona przeciw Mieszkowi, zakończo-
ną jego klęską pod Cedynią (972), wreszcie wspólne wystąpienie Mieszka I i
Bolesława czeskiego w latach 973-974 po stronie bawarskiego pretendenta do tronu
Henryka, przeciw Ottonowi II, wyprawę cesarza Ottona na Polskę w r. 979 zakończo-
ną zawarciem pokoju, umocnionego ponadto zaślubieniem przez Mieszka I margra- |
bianki saskiej Ody w 980 roku. ł
Wzmagające się zagrożenie ze strony Wieletów od momentu ich zwycięskiego
powstania przeciw uciskowi ze strony margrabiów saskich w 983 roku skłoniło
Mieszka do silniejszego związania się z Niemcami. Jeszcze w latach 983-984 razem
z księciem czeskim Bolesławem II (972-999) ponownie opowiedzieli się po stronie
Henryka bawarskiego przeciw Ottonowi III. Gdy Henryk nie zyskał uznania wśród
swoich, to Bolesław został wiemy pretendentowi. Natomiast Mieszko przeszedł zde-
cydowanie na stronę Sasów wspierających Ottona i razem z nimi zwalczał Wieletów
(985, 986); co więcej, gdy opór Bolesława wywołał konflikt zbrojny z Niemcami
(987), Mieszko wykorzystał pomyślną koniunkturę i zajął ziemię Wiślan z Krakowem V
i Sandomierzem, zrywając w ten sposób sojusz z Czechami.
Decyzja ta miała zapewne swoje własne uwarunkowania. W 981 roku książę
kijowski Włodzimierz wyruszył na Lędzian i „zajął grody ich: Przemyśl. Czerwień i
inne grody”. Mogła w Polsce powstać obawa, że Włodzimierz, posuwając się nadal
na zachód, może równie szybko obsadzić ziemie Wiślan. W każdym razie Bolesław
czeski po uśmierzeniu konfliktu z Niemcami zażądał zwrotu Krakowa, Mieszko nie
ustąpił. Zaraz potem wyposażył pierwotnego syna Bolesława ziemią krakowską i san-
domierską. W 990 roku doszło do wybuchu regularnej wojny polsko-czeskiej, z której y
Wystarczy rzut oka na mapę, aby stwierdzić, iż w wyniku tych wydarzeń w okre-
sie 987(?)-990 dotychczasowe terytorium państwowe Polski piastowskiej wzrosło
dwójnasób. Rozciągało się ono odtąd między Bałtykiem a Karpatami oraz między
Odrą i Nisą a Bugiem. Polska Mieszkowa za jednym jakby zamachem stała się l
najpotężniejszym państwem słowiańskim we wschodniej Europie Środkowej. Co
więcej, ponieważ Polska południowa znajdowała się w granicach diecezji praskiej i
ołomunieckiej, a zatem w granicach metropolii mogunckiej, paląca stała się sprawa
ponownego urządzenia (ordinatio) stosunków diecezjalnych na całym terytorium
Polski. Polańskie biskupstwo misyjne nie mogło automatycznie objąć nowych nabyt-
ków. Stało się to dopiero na synodzie gnieźnieńskim w 1000 roku. Utworzone
26
wówczas arcy biskupstwo gnieźnieńskie objęło swoimi granicami zarówno Polskę
północną i Polskę południową. Wydzielone ad personom dotychczasowego biskupa
s/ misyjnego Ungera biskupstwo poznańskie, oddane przez niego jurysdykcji arcybiskupa
magdeburskiego, wróciło po jego śmierci (1012) do metropolii gnieźnieńskiej.
Dwa świadectwa niejako zamykają proces zamknięcia budowy terytorialnej.naj-
starszego państwa piastowskiego: a) regest dokumentu księcia Mieszka I z 991-992
roku znany pod nazwą Dagome iudex, którym książę Mieszko. jego żona Oda i ich
synowie Mieszko i Lambert oddawali „państwo Schinesghe, Schignesghe” pod opiekę
Stolicy Apostolskiej, oraz 2) opis kronikarski biskupa merseburskiego Thietmara o
^ałożeniu arcybiskupstwa gnieźnieńskiego w 1000 roku (ks. IV rozdz. 45).
Głównym czynnikiem sprawczym wszystkich tych przemian były siły polityczne,
reprezentowane przez różne warstwy społeczne i instytucje ustrojowo-administracyjne.
Prócz nich stosunkowo intensywnie działały też siły wytwarzane przez wspólnoty
etniczne i kulturowe. Wystarczy tu znowu podkreślić, że imperia i ich ideologie
uniwersalne były tak samo negatywnie ustosunkowane do wszelkich poczynań integra-
cyjnych wspólnot etnicznych, jak do tworzących się poza ich zasięgiem wspólnot
państwowych. Toteż dopiero wytworzenie się samodzielnych państw wywarło
przyspieszający wpływ na przekształcenie wspólnot etnicznych we wspólnoty
narodowe. Niech mi tu będzie wolno zamiast własnego wywodu, odwołać się do
celnych sformułowań Benedykta Zientary, który tej sprawie poświęcił osobne dzieło.
„Narody średniowieczne powstały przede wszystkim dzięki ramom starzonym przez
państwa. Istnienie państwa formowało grupę ludzi, których interesy były związane z
jego istnieniem; dwór, hierarchię urzędniczą i kościelną, wojsko. Uświęcenie przez
Kościół władzy, jako pochodzącej od Boga, było podstawową gwarancją lojalności
wobec państwa tych warstw społecznych, które nie czuły się związane z nim uczu-
ciowo. Lojalność ta wzrastała, kiedy państwo okazywało się trwałe, potrafiło
zabezpieczyć pokój wewnętrzny i sukcesy wobec sąsiadów” (s. 343). Z powyższych
konstatacji wynika wyraźnie, że wspólnoty etniczne były pierwsze w stosunku do
formowanych przez nie wspólnot typu państwowego, ale te wspólnoty państwowe z
kolei były pierwsze w stosunku do tworzących się na tej połączonej bazie wspólnot
narodowych, wykazujących się już istnieniem własnej przynależności narodowej i
własnej świadomości kulturowej.
Przejdźmy teraz do wysunięcia kilku wniosków, które wynikają z powyższego
omówienia procesów państwo- i narodotwórczych:
l. Większość istniejących obecnie państw i narodów europejskich tkwi swoimi
korzeniami w wczesnośredniowiecznej epoce dziejów; dotyczy to również Polski,
której państwowość dojrzała w ciągu X wieku, a jej znamieniem było wytworzenie
27
monarchii, czyli władzy jednego księcia nad plemionami, które do tej pory miały
swoich książąt i przywódców. W tym czasie zaczęły się też tworzyć zaczątki ponad-
plemiennej świadomości narodowej, którą w odróżnieniu od nazwy plemienia Polan
możemy nazwać polską świadomością narodową.
ogólnoeuropejskiej, to zauważymy, że tworzenie się jednolitej wspólnoty narodowej
było opóźnione w stosunku do tworzącej się również wspólnoty politycznej, czyli
państwowej, przeciętnie od dwu do trzech wieków. W Polsce świadomość politycznej
jedności przypada na czasy Mieszka I i Bolesława Chrobrego, natomiast świadomość
narodowa powstawała w XI i XII wieku. Nie zdołała ona zapobiec rozbiciu monarchii
w połowie XII wieku (państwo dzieliła dynastia między sobą na podstawie zakorze-
nionego już w ustroju plemiennym prawa rodowego), ale w dużym stopniu osłabiła
te dążenia w okresie istnienia Polski dzielnicowej, a następnie przyczyniła się do
odrodzenia i pełnego jej rozwoju w okresie odrodzenia Królestwa Polskiego za czasów
Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego w pierwszej połowie XIV stulecia.
maitych procesów scalających, jak wytworzenie się zróżnicowania społecznego
(klasowego) i stanowego, wytworzenie się wspólnych dla całego państwa instytucji
administracyjnych, jak skarbowość, sądownictwo, wojsko, zarząd terytorialny grodowy
itp. Doniosłym czynnikiem scalającym społeczeństwo była wprowadzenie kultu chrześ-
cijańskiego, który zastąpił dotychczasowe lokalne i regionalne kulty pogańskie o
zasięgu plemiennym. Wytworzenie się jednej warstwy panującej (wielmoże i wojowie)
w wyniku zróżnicowania społecznego połączyło grupy ludzi zainteresowanych w
utrzymaniu jedności państwa. Ta sama warstwa, umocniwszy swe stanowiska, zaczęła
z kolei dążyć do ograniczenia władzy swoich książąt w okresie dzielnicowym celem
uzyskania większego wpływu na zarząd państwa i zyskania większego udziału w po-
dziale dochodu narodowego.
jący się konflikt między dwoma uniwersalnymi władzami: Cesarstwem i Papiestwem
w drugiej połowie XI wieku (słynny spór o inwestyturę biskupów przez władze świec-
kie). Stroną atakującą, dążącą do ograniczenia władzy świeckiej, w tym zaś przede
wszystkim cesarzy rzymskich, będących równocześnie królami Niemiec, Włoch i Bur-
gundii, byli papieże. W mniejszym stopniu spór ten zaznaczył się w zasięgu oddzia-
ływań Cesarstwa Bizantyjskiego, gdzie kościół prawosławny był zawsze bardziej
uległy wobec władzy świeckiej. Z konfliktu tego korzystały wszystkie państwa
europejskie, wyzwalając się spod dominacji cesarzów rzymskich. Wśród tych państw
znajdowała się również Polska, która w XI wieku dwukrotnie zdołała skutecznie
przekształcić monarchię typu książęcego, uchodzącą za władztwo drugiego rzędu, w
monarchię królewską (1025, 1076), ale wskutek zatargów wewnętrznych nie potrafiła
utrwalić instytucji królewstwa w swoim ustroju politycznym. Monarchia typu kró-
lewskiegozapewniała „niepodzielność państwa” w tym znaczeniu, iż wszyscy książęta,
nawet z jednej i tej samej dynastii, musieli uznawać zwierzchnictwo króla. Tę zasadę
udało się w Polsce zapoczątkować dopiero za dwu ostatnich Piastów, to jest Władys-
ława Łokietka i Kazimierza Wielkiego, a utrwalić ostatecznie w Polsce jagiellońskiej.
Już w X wieku Polska piastowska zajmowała trwałe miejsce w systemie two
rzącego się wówczas w całej Europie systemu państw narodowych.
Pielgrzymka cesarza Ottona III do grobu świętego Wojciecha w Gnieźnie w roku
1000 przyczyniła się do światowego rozgłosu cesarskiej i papieskiej polityki renovatio
imperii. Polityka obydwóch państw prowadzona od czasu zjazdu gnieźnieńskiego
ożywiła, jak podaje źródło z końca XI wieku, stojące blisko tamtych wydarzeń,
nadzieje wielu współczesnych na połączenie polskich Słowian z Rzeszą Niemiecką
(regnum Sclavorum regno Theutonicorum confoederari). Polska i Niemcy, partnerzy
tego poruszającego światem wydarzenia na przełomie I i II tysiąclecia, pojawili się na
arenie dziejowej w przeciągu X wieku, w bardzo odmiennych warunkach historycz-
nych: niemieckie regnum było „państwem sukcesyjnym” wielkiego Królestwa Fran-
kijskiego i rozwinęło się w długim, zapoczątkowanym w drugiej połowie IX wieku,
procesie z dawnej Francia orientalis, wschodniej części państwa Karolingów; przy
czym ów proces znalazł stosunkowo szerokie odbicie w ówczesnych źródłach.
Zupełnie inaczej było w przypadku państwa polskiego (regnum Sclavorum), które
powstało poza zasięgiem dawnego świata kultury starożytnej, na odległych ziemiach
na wschód od Odry, prawdopodobnie w wyniku szybkiego połączenia się plemion
około końca IX wieku. Podstawę wzrostu władzy książęcej w kształtującym się
państwie polskim stanowił prawdopodobnie - jak w wypadku Skandynawii i Rusi -
handel dalekosiężny. Jego początki w regionie gnieźnieńsko-poznańskim przypusz-
czalnie sięgają dopiero końca IX wieku; przy czym były one związane z rozwojem
Wolina. Wtedy dopiero, jak się zdaje, rozpoczęła się ekspansja plemienia Polan. W
tym czasie zakres aktywności karolińskiej polityki wschodniej ulegał ustawicznym
zmianom. Źródła informują przede wszystkim o procesach zachodzących na południo-
wym wschodzie, na granicach Bawarii, gdzie wraz z wtargnięciem Madziarów i rozpa-
dem państwa wielkomorawskiego na przełomie IX i X wieku miały miejsce wydarze-
nia rzeczywiście poruszające świat.
Stopniowy rozpad wschodniego królestwa Franków (Francia orientalis) przejawił
się we wzroście aktywności księstw plemiennych. W tym okresie, za panowania dy-
nastii saskiej, zrodziło się regnum Teutonicorum, czyli Germania w nowym znaczeniu;
w znaczeniu innym niż w tradycji antycznej, która była jeszcze miarodajna dla
30
Einharda i dla całego IX wieku. Z tego powodu Walter Schlesinger właśnie tu
umieścił początki historii Niemiec. Dla nowego regnum istotne było odnowienie idei
królestwa typu wielkofrankońskiego. Dlatego też nowa polityka wschodnia Henry-
ka I miała na celu nie tylko zabezpieczenie flanki państwa niemieckiego przed Węgra-
mi, lecz wiązała się również z wprowadzeniem nowej koncepcji polityki wobec Sło-
wian na północnym wschodzie, już jako polityki marchii granicznych po wschodniej
stronie Łaby. Oznacza to, że polityczne zabezpieczenie północnowschodnich ziem
słowiańskich, przynajmniej środkowego dorzecza Łaby i Odry, na wzór organizacji
marchii na południowym wschodzie dawnego państwa frankijskiego, stało się o tyle
pilniejsze, o ile bardziej widoczne były procesy koncentracji władzy w następstwie
rozpadu państwa wielkomorawskiego. Koncentracja ta dotyczyła nie tylko Węgier, lecz
także Czech i -jeśli posłużymy się świadectwem, jakim są imiona władców - również
Polski. Horyzont polityki wschodniej Rzeszy poszerzył się zatem w X stuleciu zauwa-
żalnie.
W świetle nowych badań należy stwierdzić, że polityka wschodnia nowopowsta-
łego państwa niemieckiego skierowała się nie przypadkiem na stary ośrodek polityczny
po drugiej stronie Łaby - na Brennę, którą król Henryk zdobył zimą 928/929 roku z
zamiarem objęcia militarną kontrolą sąsiednich plemion słowiańskich aż po Odre. Na
szczególną uwagę zasługuje tutaj polityka niemiecka wobec hawelskiej dynastii
książęcej w Brennie. Z jednej strony król Henryk zabrał ze sobą do Rzeszy członków
rodziny książęcej jako zakładników. Z drugiej jednak nawiązał rodzinne, quasi-
-dynastyczne stosunki, pozwalając następcy tronu Ottonowi, który miał wtedy
siedemnaście lat, związać się z jedną z córek księcia na Brennie. Związek ten - może
nawet małżeństwo - nie trwał długo, ale politycznie miał duże znaczenie, ponieważ
z niego zrodził się późniejszy arcybiskup Moguncji, Wilhelm. Dzięki małżeństwu z
córką księcia na Brennie przyszły król poznać miał zapewne język wschodnich sąsia-
dów. Prawdopodobnie Henryk miał przed oczyma dawny model koegzystencji karo-
lińskiej marchii wschodniej na południowym wschodzie, to znaczy współistnienie
władzy prefekta frankijskiego z władzą rodzimych dynastii. Wyznaczył bowiem
wkrótce królewskiego legata, komesa Zygfryda, swojego szwagra, na prefekta sło-
wiańskich ziem granicznych. Jednak ten nowy porządek został niebawem obalony na
skutek politycznych zamętów, w jakich pogrążyło się regnum niemieckie wraz z
objęciem władzy przez Ottona I w roku 936, jak również w wyniku wypraw węgier-
skich oraz powstań pojedynczych plemion słowiańskich między Łabą a Odrą. W roku
940 nawet Brenna ponownie odpadła od Rzeszy.
Polityka, za pomocą której król Otton I usiłował opanować trudną sytuację na
granicy wschodniej, była równoznaczna ze zmianą dotychczasowego modelu: Otton
31
przekształcił najpierw urząd legata w urząd margrabiego (marchionat), co mogło leżeć
również w intencji Henryka I. Urząd ten dzierżył po śmierci Zygfryda w 937 roku
jego brat Geron. Postępowanie Gerona po przejęciu urzędu margrabiego wyraźnie
wskazuje na to, że wcześniejszy model współżycia z licznymi ośrodkami władzy ple-
miennej w dawnym księstwie hawelsko-wieleckim uznano w Niemczech za nie nada-
jący się już do zastosowania. Natomiast u Obodrzyców na północy, w tak zwanej
marchii BiUunga, uważano ów model w dalszym ciągu za odpowiedni. Według Widu-
kinda z Korbei Geron kazał w roku 939 zamordować trzydziestu słowiańskich
principes’z obszaru swej marchii. Jako satelita ottoński osadzony został żyjący od 928
roku na dworze niemieckim syn książęcy Tęgomir. Jak dalej pisze Widukind poddały
się „wszystkie plemiona barbarzyńskie... aż po Odrę”. Znaczy to, iż po wymordowaniu
autochtonicznej warstwy możnych obszar władzy hawelskiego satelity Niemiec został
rozszerzony aż po Odre. Teren ten pokrywał się z marchią Gerona. Nowy system
polityki wobec Słowian był prawdopodobnie skutkiem dążeń do poszerzenia królew-
skiej własności ziemskiej (Konigsland), aby w ten sposób wzmocnić niemiecką władzę
królewską. Ten kolejny krok w niemieckiej polityce wschodniej w marchii Gerona
uwidocznił się również poprzez zmiany jakościowe rzeczonej polityki: w roku 948
zostały założone in marchia Geronis biskupstwa w Brennie i Hobolinie, jako ośrodki
misyjne dla ziem słowiańskich. Rygorystyczne postępowanie margrabiego Gerona,
który od 939 roku przygotowywał się do podjęcia tego kroku, nie pozostało - według
wszelkiego prawdopodobieństwa - bez reakcji na wschodniej granicy jego marchii, to
jest nad środkową Odrą. Stosunkowo dawno został w nauce dostrzeżony fakt, że doku-
ment fundacyjny biskupstwa w Brennie podaje wprawdzie Odre jako wschodnią grani-
cę diecezji, ale przy wyliczeniu dziesięciu provintias, które winny przynależeć do tego
biskupstwa, wykazuje lukę w odniesieniu do terenów na wschód od ziemi Sprewian
wokół Kopanicy. W tę lukę dadzą się - na podstawie dokładnej krytyki źródeł - dopa-
sować dwa pozostałe terytoria słowiańskie: Ziemia Lubuska na zachód od Odry i ob-
szar Selpoli w ziemi Beeskow. Są to te terytoria, z którymi w 963 roku, a więc
piętnaście lat po założeniu biskupstwa w Brennie, związane były pierwsze bezpośred-
nie \ ‘iadomości o Polsce.
Można zatem założyć, że państwo polskie wokół Gniezna i Poznania rozciągało
swoją władzę na zachód od środkowej Odry, równocześnie z tworzeniem się marchii
pod władzą Gerona, względnie po roku 950 margrabiego Dytryka. Thietmar z Merse-
burga, którego doniesienia odnośnie do roku 963 wskazują na taką wcześniejszą eks-
pansję, mówi w każdym razie o poddaństwie (subiecti) polskiego księcia Miseco w
związku z ziemiami Selpoli i Luzici. Lecz sądzić można, że inicjatywę do ekspansji
Polski dał tutaj jeszcze ojciec Mieszka - Siemomysł. Dla oceny nowej siły politycznej
32
na wschodnich kresach Niemiec są jednak ważniejsze konkluzje ustrojowo-historyczne.
Od 963 roku księstwo Mieszka przedstawiano bowiem w źródłach jako gotowe i doj-
rzałe państwo; przy czym wczesna Polska przypominała w swojej strukturze bardziej
skandynawskie i wschodniosłowiańskie organizacje państwowe niż te z kręgu wpły-
wów frankijskich.
Na początku lat sześćdziesiątych X wieku polityka państwa polskiego orientowała
się, zarówno w swoich celach ekspansywnych (w pierwszym rzędzie chodziło tu o
‘zdobycie ujścia Odry z Wolinem), jak również w swoich stosunkach z zagranicą, na
„f ..•
‘kierunki, które miały się okazać stabilne przez długi czas. Polskim władcom bra-
kowało jedynie połączenia swojego rodu z Kościołem katolickim, czego inne dynastie
panujące w Europie środkowowschodniej dokonały już wcześniej, jak chociażby Prze-
myślidzi w Pradze czy niektórzy książęta połabscy. Ale i to było około 960 roku
jedynie kwestią czasu. Bowiem w tym okresie można już mówić o potrzebie włączenia
się tak potężnych władców, jak Mieszko, w ramy przewodnich idei epoki. Pod tym
względem Niemcy rozwinęły bardzo aktywną politykę. Król Otton I podporządkował
sobie opozycję książąt dzielnicowych, zbliżył Czechy do Rzeszy oraz w 955 roku
zażegnał na długo zagrożenie ze strony Węgrów. Tego samego roku Otton stłumił w
krwawej bitwie nad Rzeknicą powstanie Obodrzytów i Redarów, którzy próbowali się
wyzwolić spod coraz surowszych rządów niemieckich i usiłowali przenieść powstanie
na teren marchii Gerona, względnie Dytryka. Tym samym Otto torował sobie drogę
do stworzenia szerszej bazy kościelnej i misyjno-politycznej dla penetracji ziem
Słowian na granicy wschodniej. W tym celu założył metropolie misyjne na ziemiach
słowiańskich oraz odnowił godność cesarza rzymskiego, wykorzystując przy tym
tradycje karolińskiej polityki imperialnej. Jak wiadomo, fundacja magdeburska
przeciągała się ze względu na opór episkopatu Rzeszy. Ale już koronacja Ottona
Wielkiego na cesarza w roku 962 wniosła nową jakość do stosunków politycznych na
wschodnich rubieżach Rzeszy i tym samym wpłynęła na kontakty między Rzeszą a
państwem polskim. Władca gnieźnieński, który od 967 roku - prawdopodobnie z po-
wodu swoich dążeń ekspansywnych w dorzeczu dolnej Odry - popadł w konflikt
zbrojny z Wieletami, ustępując im militamie, szukał sprzymierzeńców w Czechach i
w cesarzu, któremu ślubował wierność, a także obiecał trybut usque in Vurta fluvium
(aż po rzekę Wartę), to znaczy za zachodnie tereny ekspansji, leżące już poza zie-
mią Polan. To wydarzenie miało duże znaczenie dla obydwu stron. Bowiem wraz z
układem z roku 967 imperium uznało zmiany, jakie zaszły po 948 roku w układzie sit
politycznych na ziemiach słowiańskich: niemieckie królestwo oraz polski książę
Mieszko „w równej mierze” objęli panowanie nad związkami słowiańskimi między
Łabą a Odrą. Od czasu koronacji cesarskiej imperium roztoczyło nad całym tym
33
obszarem swoją władzę zwierzchnią. W tym kontekście późniejsza wzmianka o Miesz-
ku jako marchio w fuldajskim nekrologu wydaje się o wiele bardziej wyrazem powa-
żania dla tego, w swoim czasie sławnego prawdopodobnie na obszarach pogranicza,
księcia polskiego, niżeli formalnym tytułem.
Kiedy bowiem ten jeszcze pogański fidelis i amicus imperatoris, jak ówcześni
określali Mieszka, został w 966 roku, po poślubieniu czeskiej księżniczki Dobrawy,
chrześcijaninem, dokonała się całkowita zmiana jakościowa w stosunkach politycznych
pomiędzy „Niemcami” i „Polską”: konkurencja o ekspansję na teren Słowian między
Łabą a Odrą, która charakteryzowała lata 948-964, przerodziła się w kooperację w
ramach odnowionego Imperium Romanum. W gruncie rzeczy były to już oznaki tego,
co w punkcie kulminacyjnym polityki reiwvatio imperii na przełomie I i II tysiąclecia
miało formalnie wyjść na jaw: równorzędność polskiego regnum przy boku niemiec-
kiego. Przy czym ta nowa polityka kooperacji, w znaczeniu chrześcijańskiej idei
imperialnej, zapewniała wystarczająco dużo miejsca także dla zabezpieczenia polskich
interesów. Uwidacznia się to zarówno w przyjęciu chrześcijaństwa z Czech, jak i w
fakcie, że w 968 roku można było założyć pierwsze polskie biskupstwo w Poznaniu.
Fakty stworzone w latach sześćdziesiątych w ramach współpracy polsko-niemiec-
kiej przetrwały długi czas. Należy to podkreślić, nawet jeśli wydarzenia związane ze
zmianą panującego w Rzeszy po śmierci Ottona Wielkiego, na pierwszy rzut oka zda-
ją się temu przeczyć. W przejściowym związaniu się Mieszka z Henrykiem Kłótni-
kiem, głową opozycji przeciwko ottońskiej polityce następstwa tronu, odbija się przede
wszystkim tradycyjna labilność niemieckiej władzy królewskiej. Stąd też sojusznicy
Rzeszy orientowali się każdorazowo na kandydata z największymi szansami na tron.
Jak dobrze zazębiały się interesy polityczne obu stron, miała pokazać w wyrazisty
sposób przyszłość: Polska zdobyła długotrwałe wsparcie polityczne Rzeszy przy pró-
bach realizacji swoich ekspansywnych zamiarów. Plany te obejmowały przede wszyst-
kim ziemie opanowane przez Czechy, to jest Śląsk i Kraków. Rzesza natomiast zdo-
była spolegliwego partnera do chrześcijańskiej penetracji pogańskosłowiańskiego
świata. Jak bardzo Rzesza potrzebowała tego partnera, okazało się wówczas, kiedy pod
naciskiem z Zachodu i Wschodu w wielu regionach rósł słowiański opór przeciwko
władzy chrześcijańskiej, co w 983 roku, podczas wielkiego powstania Słowian, dopro-
wadziło do całkowitego jej załamania. Tym samym nie powiodła się próba stworzenia
królewskiej własności ziemskiej pomiędzy Łabą a Odrą.
Nie znaczy to wcale, że zakończyła się współpraca polsko-niemiecka w ottońskim
Imperium Christianum. Jeżeli przyglądać się wspólnym wysiłkom w walce z pogańs-
kim powstaniem w marchiach połabskich, to widać, iż niemiecko-polska kooperacja
osiągnęła w latach dziewięćdziesiątych X wieku szczyt swego oddziaływania.
34
Naznaczony przez chorobę i starość polski książę Mieszko I mógł przy końcu
życia, około 990 roku, zapisać na swym koncie jeszcze jeden znaczący sukces w
zakresie stabilizacji monarchii polskiej. Po tym, jak w ciągu swego życia zagarnął
^Pomorze, Śląsk i Ziemie Krakowską, udało mu się, dzięki tradycyjnie dobrym stosun-
kom z mocarstwami uniwersalnymi, zdobyć papiestwojako obrońcę i gwaranta (patro-
nus et adiutor) znacznie powiększonego obszaru państwa. Polski książę oddał w tym
celu swój kraj jako darowiznę kościelną świętemu Piotrowi. Mieszko zamierzał równo-
cześnie - w zgodzie z koncepcją misyjną Wojciecha z Pragi, a także papieża - stwo-
rzyć dla swego państwa podwaliny pod własną, niezależną od wszelkich roszczeń
Magdeburga organizację kościelną. Starania imperium i papieża o nowy porządek
kościelno-organizacyjny dla powiększonego terytorium państwa polskiego wypełniły
lata dziewięćdziesiąte X wieku.
Przy ugodzie pomiędzy Polską a Czechami, imperium musiało uwzględniać także
swoje własne interesy. Jednakże starania w tym kierunku nie przyniosły żadnego
rezultatu i pierwszy plan, dotyczący założenia biskupstwa w Miśni z niektórymi
częściami Śląska i Czech, za panowania następcy Mieszka, Bolesława, w 995 roku nie
powiódł się. Jednak polityka renovatio imperii, którą forsował młody cesarz Otto III
po męczeńskiej śmierci Wojciecha z Pragi, stanowiła doskonały grunt dla polskich
celów politycznych. Polityka wschodnia powinna polegać nie jak dotychczas na koś-
cielno-politycznym powiększaniu Germanii, lecz - według bizantyjskiego wzoru - na
(ścisłym powiązaniu obcych dynastii z imperium. W Gnieźnie, podczas odwiedzin cesa-
rza na grobie męczennika Wojciecha, doszło do najlepszego rozwiązania jakie można
by sobie wyobrazić: ziemie polskiego księcia Bolesława Chrobrego zostały wraz z
założeniem arcybiskupstwa w Gnieźnie zespolone w jednej organizacji metropolitalnej.
Źródła dowodzą, że Polska tamtego okresu już od dawna pojmowała siebie jako
Polonia, podczas gdy za granicą jeszcze jakiś czas używano nazwy Sclavinia. Władca
Polski nie był dłużej uważany przez cesarza za trybutariusza (tributarius), lecz za pana
(dominus), za współpracownika cesarstwa (cooperator imperii). Równorzędność Polski
jako „współprzyporządkowanego niemieckiemu regnum członka w odnowionym impe-
rium romanum Christianum” była tym samym całkowita. Droga rozpoczęta w 963 ro-
ku dobiegła swego końca. Po odwiedzinach Ottona III na grobie Wojciecha w Gnieź-
nie, Bolesław Chrobry udał się niebawem z pielgrzymką do grobu Karola Wielkiego
w Akwizgranie.
Widzimy zatem: polskie - jak najbardziej narodowe - sukcesy stabilizacji
państwa pokrywały się z potrzebami budowy imperialno-chrześcijańskiego porządku
świata. Nie stały one zatem w opozycji do głównych sił sprawczych imperialnej
monarchii Niemców. Przeciwnie: stosunki pomiędzy elitami politycznymi obydwóch
POLSKA A NIEMCY i CESARSTWO w X WIEKU 35
królestw (regna) i tym samym - tak możemy powiedzieć w świetle obecnie toczonej
dyskusji mediewistycznej o narodach -, między reprezentantami najwcześniejszych
uczuć narodowych w Europie Środkowej były bardzo bliskie także i po upadku poli-
tyki renovatio imperii w 1002 roku.
I nie zbłądzimy, dochodząc do następującego wniosku: rekonstruowana przez
współczesną naukę kooperacja w początkowym okresie stosunków niemiecko-polskich,
w której chodziło o uczestniczenie w idei imperialnej {Reichsidee), która zapewniała
miejsce zarówno dla jedności, to znaczy narodu, jak i dla całości, to jest chrześci-
jaństwa, przyczyniła się istotnie do wzajemnego konstytuowania wczesnych struktur
narodowych w Polsce i Niemczech.
po strome polskiej:
wyd. 2, t. 1-2.
Początki państwa polskiego. Księga tysiąclecia, red. K. Tymieniecki, Poznań 1962, L I-IL
po stronie niemieckiej zaś:
Chr. Liibke, Regesten żur Geschichte der Slawen an Elbę und Oder (vom Jahr 900 on), Berlin
1985-1987, cz. I-ffl.
W. H. Fritze, Der slawische Aufstand von 983. Eine Sclucksalswende in der Geschichte
Mitteleuropas, w: Festschrift der Landesgeschichtiichen Yereinigung fiir die Mark Brandenburg zu
ihrem hundertjahrigen Bestehen 1884-1984, red. E. Henning i W. Vogel, Berlin 1984, s. 9-55.
Ch. Wamke, Ursachen und Yoraussetzungen der Schenkung Polens an den Hl. Petrus, w: Europa
Slavica - Europa Orientalis. Festschrift fur Herbert Ludat, red. K. D. Grothusen i K. Zemack, Berlin
1980, s. 127-177.
von Gnesen” und dasfriifie polnische und ungarlsche Konigtum, Stuttgart 1989. Do tej pracy zob.
też G. Labuda, Zjazd Gnieźnieński roku 1000 w oświetleniu ikonograficznym. Kwartalnik
Pochówek szkieletowy wojownika piastowskiego (X/XI wiek) wyposażonego
w miecz żelazny i nóż, odkryty w Brześciu Kujawskim w okolicach Włocławka.
ROSTISLAY Nov?
. Od VI wieku Europa Środkowa stała się strefą kontaktu dwóch różnych ludów.
Jej środkowozachodnią potowe zajmowały plemiona germańskie, stopniowo, w wielu
wypadkach siła, włączane do państwa frankijskiego, zaś środkowowschodnią część,
czyli szeroki pas od Bałtyku po Półwysep Bałkański zasiedliły ludy słowiańskie, przy-
bywające z północnego wschodu. Już w okresie migracji, a szczególnie po zajęciu
stałych siedzib, słowiańska wspólnota rodowa zmieniała się w naturalny sposób w
szereg sąsiedzkich związków terytorialnych, które determinowane były nie tylko
poprzez warunki geograficzne zamieszkiwanych terenów, ale także poprzez stosunki
z bliższymi i dalszymi sąsiadami. W drugiej połowie VI wieku awarska ekspansja na
niziny Panonii stworzyła słowiańskim mieszkańcom północnego dorzecza Dunaju
przesłanki do zorganizowania oporu, który w pierwszej połowie VII wieku został
zinstytucjonalizowany w postaci tzw. państwa Samona. Była to organizacja krótko-
trwała, której istnienie wynikało z konieczności obrony przed Awarami, jak również
przed Frankami, którzy poczuli się zagrożeni zwłaszcza po wstąpieniu Serbów połabs-
kich do związku Samona. Wskutek rozpadu państwa Awarów w końcu VIII wieku,
włączenia księstwa bawarskiego (788 r.) i podporządkowania saskiego związku ple-
miennego (785 r.), państwo Franków przybliżyło się do Słowian nad Łabą i Dunajem
na najbardziej dostępnych odcinkach. Wzajemne kontakty nierównomiernie rozwinię-
tych organizmów - z jednej strony relatywnie zwartego państwa Franków, z drugiej
szeregu słowiańskich wspólnot terytorialnych - od początku nie miały charakteru
pokojowego. Agresywność lenników państwa karolińskiego na obrzeżach kraju powo-
dowała stan stałego napięcia, często przeradzający się w zbrojne konflikty, na które
Słowianie nie reagowali jednakowo. Na obszarze Połabia i na terenach nad Bałtykiem,
podzielonych między szereg związków plemienno-terytorialnych, jak Obodrzyce,
Wieleci, Serbowie i Łużyczanie, obrona przybierała postać okazjonalnych związków
obronnych bliskich sobie pod względem etnicznym terytoriów. W dorzeczu Dunaju,
bardziej zwartym ze względu na asymilację ludności napływowej, od pierwszego trzy-
dziestolecia IX wieku kształtował się wczesnośredniowieczny organizm państwowy
Mojmira i jego następców, nazwany później Wielkimi Morawami. Porośnięte gęstą
38
dziewiczą puszczą góry, które otaczały Kotlinę Czeską, aż po początek IX wieku
ochraniały tamtejsze osadnictwo przed napaścią ze strony bawarskiej tzw. Marchii
Czeskiej (788 r.). Także później naturalne ukształtowanie terenu przynajmniej
utrudniało agresje od zachodu. Natomiast obszar Chorwacji we wschodnich Czechach
połączony był z Morawami otwartą Bramą Litom yślską, która w drugiej połowie IX
wieku otworzyła Kotlinę Czeską nie tylko na kulturalne, lecz także na polityczne
wpływy rozrastających się Wielkich Moraw księcia Świętopełka. Właśnie dzięki tym
kontaktom udało się Przemyślidom ze środkowych Czech uzyskać po 872 r. przewagę
nad osłabionymi księstwami Luczan w dorzeczu Ohry, a z czasem je sobie podpo-
rządkować, kładąc w ten sposób fundamenty pod wczesne państwo czeskie.
Wczesnośredniowieczne państwa słowiańskie jako polityczną formę organizacji
społecznej charakteryzowało przede wszystkim istnienie aparatu władzy, reprezento-
wanego przez księcia i jego drużynę oraz zależność trybutama przyłączonych ziem.
Tworzenie nowej organizacji terytorialnej było jednak procesem długotrwałym, który
w pełni przejawił się dopiero w ciągu X wieku w powstaniu tzw. grodowej organizacji
administracyjnej na ziemiach czeskich i polskich. Kolejnym, ważnym zjawiskiem
przemian społecznych było przyjęcie chrześcijaństwa, które integrowało systemy idei
i wartości etycznych oraz było w stanie regulować kontakty międzyludzkie wielkiej
liczby wspólnot lokalnych w sposób centralistyczny i jednocześnie hierarchiczny.
Wszystkich wyżej wymienionych cech charakterystycznych dla państwa wczesnośre-
dniowiecznego nie dostrzegamy jednak w IX i X wieku ani u Słowian połabskich, ani
nadbałtyckich. Życie społeczne pozostawało tam na przedpaństwowym. w istocie tery-
torialno-plemiennym etapie rozwoju, z naczelnikiem wybieranym przez wiec, z pow-
szechnym obowiązkiem służby wojskowej, z przedchrześcijańskimi lokalnymi kultami
i w tradycyjnym środowisku pojedynczych ośrodków osadniczych.
Zakładając zatem, że Wielkie Morawy należały do kategorii państw wczesno-
średniowiecznych, koniecznie trzeba, z historycznie poświadczonych informacji o ich
nagłym upadku w początku X wieku w wyniku najazdów węgierskich, wyciągnąć
wniosek poniekąd bardziej ogólnej natury. A to najprawdopodobniej taki, że państwa
wczesnośredniowieczne ze swoją nierównomiernie zorganizowaną strukturą społecz-
ną były tworami bardzo kruchymi. Ich szybki upadek mogło spowodować na przykład
wygaśnięcie dynastii i zanik drużyny książęcej. Z takiego punktu widzenia wspólnoty
plemienno-terytorialne na ziemiach nadbałtyckich były w tym czasie organizmami
społecznymi bardziej elastycznymi i przez to bardziej wytrzymałymi. Kształtujące się
wczesnośredniowieczne państwo mogło więc przetrwać w przybliżeniu pierwsze pięć-
dziesiąt lat swojego istnienia (tj. dwie pierwsze generacje) tylko przy minimalnym
zagrożeniu zewnętrznym.
Tę ochronną rolę w przypadku tworzącego się w końcu IX wieku państwa Prze-
myślidów spełniało przede wszystkim jego korzystne położenie geograficzne; zaś w
wypadku kształtującego się w pierwszej połowie X wieku państwa Piastów funkcję
strefy buforowej przejęły ziemie plemion żyjących między Odrą a Łabą. W tym
kontekście należy również wspomnieć, że od połowy lat siedemdziesiątych IX wieku
naturalny punkt ciężkości państwa wschodniofrankijskiego przesuwał się nad Dunaj
do Bawarii, a wewnątrz kraju stopniowo pogłębiały się procesy dezintegracyjne
poszczególnych księstw, spowodowane hegemonialnymi, a przez to też przeciwstaw-
nymi ambicjami politycznymi najszlachetniejszych dzielnicowych rodów, które wywo-
dziły swoje prawa pierwszeństwa do władzy z pokrewieństwa, w różnych zresztą stop-
niach, z wymarłą w roku 911 dynastią karolińską. Te antagonizmy doprowadziły w
pierwszej ćwierci X wieku prawie do zupełnego rozpadu państwa frankijskiego. Idea
jedności urzeczywistniała się jednak w rywalizacji o uzyskanie hegemonii, zwłaszcza
między najbardziej zwanymi członami dawnego związku państwowego - ludolfiń-
ską Saksonią na północy i Bawarią Luitpoldingów na południu. Oba konkurujące ze
so- ba rody, aby móc rozwinąć polityczną aktywność w całej Rzeszy, musiały szukać
poparcia przede wszystkim we własnych księstwach. Ich przedstawiciele byli zmuszeni
z jednej strony oprzeć się na miejscowych, równych im urodzeniem rodach, z którymi
łączyli się najczęściej więzami rodzinnymi, z drugiej strony musieli tworzyć sobie
mocarstwowe zaplecze, zależne jedynie od nich i podlegające im na ogólnych zasa-
dach prawa lennego, z czym spotykamy się zwłaszcza na pogranicznych ziemiach sło-
wiańskich. Trwały napór na te obszary zaznaczył się najpierw nad Dunajem, na terenie
już istniejącej bawarskiej Marchii Wschodniej. Kotlina Czeska oraz ziemie słowiańskie
między Łabą i Odrą od ostatniej ćwierci IX do początku X wieku znajdowały się poza
sferą bezpośredniego zainteresowania Rzeszy, a właściwie przylegającego do nich
państwa Sasów, w którym stopniowo umacniali swoją niezależną pozycję Ludolfingo-
wie (Harz, Turyngia, ziemie dorzecza Sali). W pierwszej i drugiej dekadzie X wieku
na Połabiu i nad Dunajem rozpoczęła się wprawdzie oddzielna, ale ogólnie słabo
zauważalna ekspansja książąt saskich i bawarskich. Była ona słabo zauważalna
zwłaszcza dlatego, że niszczące ataki Węgrów od 900 roku zmuszały do obrony nie
tylko Bawarów, ale od 906 r. nie ustrzegło się ich nawet oddalone księstwo saskie,
dokąd szybkie oddziały węgierskie przenikały przeważnie przez ziemie czeskie.
Wydaje się, że nie działo się to bez zgody książąt z dynastii Przemyślidów. W ten
sposób Kotlina Czeska nabrała strategicznego znaczenia tak dla bawarskiego księcia
Amulfa, jak dla saskiego króla Henryka I - i to niezależnie od siebie, chociaż w roku
921 doszło do formalnej zgody między obydwoma rywalami.
W tym czasie państwo Przemyślidów, choć nie obejmowało jeszcze całej Kotliny
Czeskiej, przypuszczalnie było do tego stopnia skonsolidowane, że - bez względu na
poważne konflikty wewnątrzdynastyczne po śmierci Wratysława I w 921 r. - mogło
znaleźć wystarczające pole manewru w ramach skrywanego antagonizmu sasko-ba-
warskiego. Jeżeli w tym kontekście możemy się tylko domyślać celu wojennej wypra-
wy księcia bawarskiego Amulfa do Czech w 922 r., to późniejsza niewątpliwie
samodzielna (tak ją jednoznacznie określają ówczesne źródła) ekspedycja króla
Henryka I w kierunku Pragi w pierwszej połowie 929 r„ wskazuje na próbę zmuszenia
siłą księcia Wacława, następcy Wratysława, aby przeszedł na stronę Sasów i najpraw-
dopodobniej ograniczył ewentualne przemarsze oddziałów węgierskich na tereny le-
żące w saskiej strefie zainteresowania. Relacja Widukinda o tej wyprawie (I, 35) daje
kolejne możliwości interpretacji, zwłaszcza w powiązaniu z późniejszymi, lokalnymi
źródłami. Jeżeli według saskiego kronikarza Henryk I wyruszył w 929 r. ku Pradze,
podporządkował sobie jej księcia i zobowiązał go do płacenia trybutu z całych Czech
(Bohemias tributarias faciens), to powyższe stwierdzenia świadczyłyby o pewnej
nowej, przywódczej roli Przemyślidów prawie w całej Kotlinie Czeskiej już przed
rokiem 929. Więcej światła na charakter ich pozycji rzuca końcowa opowieść Legendy
o św. Ludmile i Sw. Wacławie mnicha Kristiana, dotycząca pojedynku św. Wacława
z nienazwanym księciem z wschodnioczeskiej Kourimi. Poddał się on Wacławowi bez
walki i książę Przemyślidów „ofiarował mu po tym pocałunek pokoju i umocnił dro-
gą pokojową swoje zwierzchnictwo nad nim i jego krajem, udzieliwszy mu mocy, aby
zarządzał tym krajem aż do końca życia”. Wydarzenie, o którym mówi autor legendy,
uzupełniającej opowiadanie Widukinda, da się datować na okres przed 929 r. Ponadto
poświadcza ona kolejną fazę i metody ekspansji Przemyślidów. Konsekwencją zdarzeń
stał się fakt, że pobity książę kourimski podzielał prosaską orientację Wacława. Jednak
wywoływała ona opór wewnątrz samej dynastii, stawiając przeciw księciu jego włas-
nego brata. Konflikty osiągnęły apogeum 28 września 935 r., kiedy Wacław zginął z
ręki mordercy , nasłanego przez jego brata - Bolesława. Wydarzenia, które nastąpiły
wkrótce po tym, świadczą, że chodziło tu o czyn motywowany politycznie. Opowiada
o nich pod 936 r. nasz główny sprawozdawca, saski kronikarz Widukind, pisząc:
„Bolesław zabił brata swego, człowieka, jak powiadają, chrześcijańskiego i oddanego
czci bożej. Obawiając się sąsiadującego z nim królewięcia (subregulus), dlatego, że
ów słuchał poleceń z Saksonii, wydal mu wojnę. Ten posłał do Saksonii z prośbą o
pomoc. Wysłano więc do niego Asika z legionem Merseburczyków i silnym pocztem
Hassingów i dodano mu zastęp Turyngów.” Wojska przysłane z pomocą kroczyły od-
dzielnie, co wykorzystał Bolesław I (935-972), który symulowaną ucieczką powiększył
odległość między poszczególnymi oddziałami, dając zarazem hrabiemu Asikowi po-
czucie bezpieczeństwa i budząc w nim przedwczesny smak zwycięstwa. Następnie
Bolesław napadł na niedostatecznie strzeżony obóz wroga, rozbił oddziały saskie,
wcześniej odparłszy atak Turyngów i wnet skierował się ku grodowi „sąsiedniego
królewięcia”. W czasie pierwszego ataku zdobył go i spustoszył. Widukind zaś tylko
zwięźle wspomina, że wrogość między Bolesławem I i Ottonem I trwała jeszcze przez
kolejnych czternaście lat. Nie wiadomo, w jaki sposób przejawiał się ten stan wojny,
podobnie jak brak jakichkolwiek świadectw ewentualnych kontaktów Bolesława I z
bawarskim księciem Eberhardem (937-938), czy Bertoldem (938-947). Jeżeli można
zakładać, że istniały, to tylko w pośredni sposób, w związku z podporządkowaniem
Czech, pod względem kościelno-administracyjnym, diecezji ratyzbońskiej.
Po śmierci Henryka I (2 VII 936 r.) następcą został, z pieczołowitym zachowa-
niem całej procedury, jego syn, Otto I (936-973), już wcześniej desygnowany na to
stanowisko. Wraz z objęciem przez niego władzy dość wyraźnie zmieniła się strategia
politycznego działania oraz taktyczne środki jego realizacji. Poprzedni okres bawarsko-
saskiej rywalizacji zakończył się zbrojną interwencją Ottona i związaną z nią
neutralizacją Bertolda, brata Amulfa. Już ten krok wskazywał na polityczną koncepcję
Ottona, aby mianowicie utworzyć z federacji na wpół niezależnych księstw państwa
wschodniofrankijskiego jednolite państwo niemieckie. Kwestią eksperymentu stało się
wytworzenie stabilnych więzi w tym państwie. Doświadczenia lat czterdziestych i
początku lat pięćdziesiątych pokazały, że nie mogą być nimi bliskie związki pokre-
wieństwa między książętami a królem, bowiem urok władzy zbyt łatwo rwał związki
krwi. Efektywniejszy okazał się, ale dopiero w połowie lat pięćdziesiątych, sojusz z
hierarchią kościelną, przy pomocy której można było stworzyć stabilne oparcie dla
władzy centralnej w postaci ogólnopaństwowej administracji i w ogóle poprzez uak-
tywnienie tej grupy, utrzymywanej i odnawianej spośród ludzi z bliskiego królowi
ośrodka, mianowicie z kapeli dworskiej. Warunkiem realizacji tych zjednoczeniowych
zamiarów było jednak przede wszystkim umocnienie pozycji Ludolfingów w rodzinnej
Saksonii, a to kosztem słowiańskich terenów osadniczych między Łabą i Odrą. Pierw-
szy krok uczynił Otto I już w roku 936, kiedy na dolnym Połabiu utworzył tzw. Duń-
ską (Północną) Marchię pod władzą margrabiego Hermana Billunga, a nad środko-
wą Łabą Marchię Wschodnią z margrabią Geronem na czele. Marchie stanowiły zrazu
terytoria obronne pod władzą samodzielnych margrabiów, dopiero w dalszej perspek-
tywie miały one przejść do działań zaczepnych. Ekspansywna funkcja marchii saskich
w pełni się ujawniła po połowie lat pięćdziesiątych, kiedy zasadniczo zmieniła się
dotąd realizowana metodami tradycyjnymi polityka, będąca kombinacją ataku
zbrojnego i żądania od ujarzmionych plemion słowiańskich trybutu, w nową politykę,
stawiającą sobie za cel ich bezpośrednią aneksję i włączenie do systemu marchii
saskich. Z tych powodów pierwotna Marchia Wschodnia została podzielona na trzy
mniejsze, ale bardziej aktywne jednostki (Północną, Wschodnią i Miśnieńską Marchię).
Trzecim ważnym zadaniem na drodze do szybszego ujednolicenia państwa nie-
mieckiego, była stabilizacja nie tylko zachodniej granicy z Państwem Zachodnio-
frankijskim, ale przede wszystkim granicy w dolinie Dunaju, narażonej na stałe ataki
Węgrów. W rozwiązaniu tego problemu Ottonowi I przeszkadzały jeszcze cały czas
wrogie stosunki z Przemyślidami w Kotlinie Czeskiej. Wyprawa Ottona w lipcu roku
950 przeciwko bliżej niezlokalizowanemu grodowi, oznaczanemu w ówczesnych źród-
łach jako „Nowy Gród” (urbs Nova), jego oblężenie, a następnie kapitulacja załogi
pod dowództwem następcy tronu czeskiego, przyszłego Bolesława II, spowodowało
nie tylko zaniechanie czternastoletniej wrogości i podporządkowanie państwa Prze-
myślidów księciu bawarskiemu, którym był już wówczas młodszy brat Ottona - Hen-
ryk I, ale także tworzyły podstawę bawarsko-czeskiej koalicji przeciwko Węgrom. W
dalszej perspektywie została ona wzmocniona po bitwie nad rzeką Lech 10 sierpnia
955 r., kiedy to Otton I sam nie podążył za wycofującymi się oddziałami węgierskimi,
lecz inicjatywę w wojnie pozostawił Bolesławowi I. W ten sposób dał czeskiemu
księciu możliwość przeniknięcia na Morawy lewym brzegiem górnej Łaby i stoczenia
tu kolejnej zwycięskiej bitwy z Węgrami. Jej rezultatem było późniejsze rozszerzenie
wpływów Przemyślidów na Morawy rozumiane w ich ówczesnych granicach, tj. wraz
z Małopolską, Śląskiem i zachodnią Słowacją. W owych czasach Otto I widział w,
Bolesławie czeskim zapewne cennego sojusznika, któremu sprawiedliwie należała się
nagroda, tym bardziej, iż nic ona króla niemieckiego nie kosztowała. Wyciągając
wnioski z własnych doświadczeń, nie pozostawił jednak przypadkowi możliwości
dalszego wzrostu potęgi państwa Przemyślidów. Formę zabezpieczenia stanowiła dla
Ottona najprawdopodobniej pólnocno-wschodnia część Kotliny Czeskiej. Bowiem
około czternaście lat po zniszczeniu Kourimia zaczął się krystalizować nowy ośrodek
władzy we wschodnich Czechach, którego centrum leżało na prawym brzegu Łaby,
w Libicach Sławnikowiców. Nic nie stoi na przeszkodzie stwierdzeniu, że wzrost
politycznego znaczenia Sławnikowiców w pewien sposób wiązał się z wyprawą Ottona
w lecie roku 950. O pierwszym znanym przedstawicielu rodu - Sławniku, którego
bardzo późne źródło wymienia, zgodnie z logiką, jako jednego z krewnych pobitego
w roku 936 księcia kourimskiego - wiadomo na pewno, iż był spokrewniony (w bliżej
nieokreślony sposób) z dynastią saską. W tym kontekście nie trzeba rozwodzić się nad
okolicznościami tego faktu, bowiem mówi on sam za siebie. Zresztą prosaską orien-
tację Sławnikowiców można udowodnić również inaczej. Nie tylko poprzez wskazanie
na architekturę kościoła w grodzie libickim, ale przede wszystkim dzięki faktowi, że
jeden z synów Sławnika, Wojciech, został wysłany na naukę do słynnej szkoły w
Magdeburgu, rezydencji Ottona I. Wszystkie te wymienione przesłanki skłaniają do
pewnej hipotetycznej interpretacji, iż wzrost znaczenia państwa Sławnikowiców po
połowie X wieku mógł mieć związek z zamiarem Sasów, by Sławnikowicy stanowili
przeciwwagę dla Przemyślidów na terenie Czech.
Spośród wschodnich sąsiadów państwa niemieckiego w pierwszej połowie X wie-
ku w zasadzie jedynym spójnym organizmem pod względem politycznym, organiza-
cyjnym i kulturalnym, z którym należało się liczyć, było tworzące się, dotąd
wprawdzie tylko powierzchownie schrystianizowane, państwo Przemyślidów. Dlatego
też w ramach bawarsko-saskiej rywalizacji stało się ono ważnym przedmiotem sporu.
W trakcie czternastoletniego oporu przeciwko Sasom potrafiło nie tylko zachować
swoją integralność, ale nawet za panowania Bolesława I utrwalić ją i wewnętrznie
wzmocnić. Po 950 r. zareagował on w sposób elastyczny na zmianę programu budowy
państwa niemieckiego pod władzą Ottona I. Udzieliwszy zbrojnego poparcia nie-
mieckim oddziałom w bitwie z Węgrami nad rzeką Lech w 955 r., Bolesław I mógł
teoretycznie, poprzez rozszerzenie swoich wpływów na tereny położone na wschód od
własnych granic, stworzyć podstawy pozycji państwa Przemyślidów, jako jedynej -
na razie - znaczącej słowiańskiej organizacji politycznej w Europie Środkowej.
Jednakże zabrakło mu czasu na rzeczywiste zrealizowanie tych ambicji, bowiem
wkrótce w drugiej połowie X wieku zaczął się gruntownie zmieniać ogólny układ sił
w Europie Środkowej.
Jeżeli zadamy mniej lub bardziej retoryczne pytanie o okoliczności i świadectwa
tych zmian, które po części wynikały z dotychczasowego rozwoju, a po części były
skutkiem zupełnie nowych procesów europejskich, należałoby przede wszystkim
wymienić najważniejsze z nich. Po pierwsze były to - choć brzmi to paradoksalnie -
pozytywne rezultaty bitwy nad rzeką Lech, które spowodowały przyspieszenie procesu
przekształcania się związków plemiennych węgierskich koczowników w jednolitą
wczesnopaństwową strukturę węgierskiego księstwa Gejzy I (ok. 970-999) i królestwa
Stefana I. Drugim ważnym zjawiskiem była faktyczna rezygnacja Ottona I z programu
konsekwentnej budowy Niemiec jako wczesnośredniowiecznego państwa narodowego.
Patrząc z dłuższej perspektywy, cesarska koronacja 2 lutego 962 r. w Rzymie,
poprzedzona dokonaną w 951 r. koronacją w Lombardii, zapewne do tego stopnia
skierowała uwagę saskich monarchów na dwa odmiennie ukształtowane i samodzielnie
się rozwijające terytoria o różnych tradycjach, że wkrótce sparaliżowało to jakąkolwiek
systematyczną działalność władców saskich w obu częściach Rzeszy. Do ich połą-
czenia mogło dojść jedynie w sferze symboliki i na podstawie wysublimowanej idei
cesarstwa, odnawiającej za pośrednictwem imperium Karola Wielkiego tradycje
antycznego Cesarstwa Rzymskiego, a to bądź na najwyższym ówczesnym poziomie
intelektualnym (Otto III), bądź - a to z reguły krótkotrwale - poprzez użycie siły.
Skutkiem wyboru drogi imperialnej było więc osłabienie centralnej władzy królewskiej
w księstwach niemieckich i ich postępująca dezintegracja. Wkrótce nie mógł jej
powstrzymać nawet potężny aparat administracyjny Kościoła Rzeszy, na którym
opierał się Otto I i jego następcy. Trzecim fenomenem zmiany układu sił w Europie
Środkowej było prawie błyskawiczne powstanie państwa pierwszych Piastów między
Odra i Wisłą. Jeżeli możemy dziś uznać za udowodnioną nową datację słynnej relacji
Ibrahima ibn Jakuba o Słowianach na lata 961-962, to w takim razie informacje o
Mieszku - „mocnym władcy Północy” oraz szczegóły o sile i wewnętrznej organizacji
jego drużyny, które podaje relacja, byłyby w ogóle najstarszym przekazem o istnieniu
już ukształtowanego rdzenia piastowskiego państwa. Biorąc pod uwagę analogie z
Wielkimi Morawami i Czechami, jak też odwołując się do danych Geografa Ba-
warskiego z pierwszej ćwierci IX wieku, należy założyć stopniowy rozwój od
mniejszych wspólnot terytorialnych, przez większe przedpaństwowe organizmy -
księstwa w IX i pierwszej połowie X wieku, aż po jednoczące je wczesnośrednio-
wieczne państwo, obejmujące Wielkopolskę, Kujawy, Mazowsze i Pomorze Gdańskie.
W tym kontekście można postawić wielce prawdopodobną hipotezę, że jedną z przy-
czyn tak szybkiej integracji wspólnot środkowopolskich w jeden organizm państwowy
w pierwszej połowie X wieku stanowił rosnący napór saskich feudałów w kierunku
wschodnim na obszarze całej połabsko-odrzańskiej strefy buforowej, który wywołał
na sąsiednich oraz na bardziej oddalonych terenach stan ciągłego zagrożenia. Jego
rezultatem była więc reakcja, często połączona z użyciem siły, ze strony na ogół
najbardziej rozwiniętego i najlepiej zorganizowanego ośrodka (księstwa terytorial-
nego). Wnosiła ona do budowy grodowego systemu administracyjno-obronnego i do
formowania się drużyny książęcej coraz wyraźniejsze cechy o charakterze państwo-
wym. Źródła pisane odzwierciedlają już tylko kulminacyjną fazę polskiego procesu
państwowotwórczego, która łączy się z imieniem pierwszego historycznego władcy,
księcia Mieszka I (ok. 960 - 25 V 992).
Nieliczne zachowane przekazy zupełnie jasno oddają siłę osobowości Mieszka
jako władcy. Przedstawiają go jako zdolnego wojownika i zręcznego polityka, a więc
rzeczywistego twórcę państwa. W pierwszym, uchwytnym historycznie, etapie wielko-
polskiego procesu jednoczenia w latach 962-967 strategicznym celem było wytwo-
rzenie przedpola od strony zachodniej, nad środkową i dolną Odrą (Ziemia Lubuska,
Pomorze Zachodnie). Wprowadzanie tego zamiaru w życie doprowadziło jednak do
konfliktu z Wolinianami i Wieletami, którym pospieszył z pomocą długoletni prze-
ciwnik Ottona I, saski hrabia Wichman. Próbując stawić czoła długim i ze zmiennym
szczęściem prowadzonym walkom, wszedł Mieszko I w 965 r. w koalicję obronną ze
swoim południowym sąsiadem, księciem czeskim Bolesławem I. Doszło do tego w
sposób charakterystyczny dla owych czasów, a mianowicie przez nawiązanie stosun-
ków rodzinnych. Mieszko I poprosił o rękę córki Bolesława, Dobrawy, która bez-
zwłocznie wyruszyła do Polski. Ślub miał jednak i dalsze pozytywne konsekwencje
dla państwa polskiego, bowiem stwarzał on przesłanki do przyjęcia chrześcijaństwa
(966 r.) i wkrótce po tym do zbudowania podstaw polskiej organizacji kościelnej
poprzez ustanowienie biskupstwa misyjnego w Poznaniu (968 r.). Ponadto Mieszkowi
już w 967 r. udało się, z czeską pomocą zbrojną, zwycięsko zakończyć walki z Woli-
nianami i rozciągnąć swoje panowanie aż do ujścia Odry.
Włączenie ziem nad środkową Odrą w granice państwa Mieszka oznaczało jednak
także bezpośredni kontakt Polski ze strefą interesów Rzeszy, a właściwie Sasów, a
więc konieczność ułożenia sobie wzajemnych stosunków. Do tego doszło jeszcze w
roku 967, drogą zapewne pokojową, bowiem przy wspomnianej dacie saski kronikarz
Widukind nazywa polskiego księcia „przyjacielem cesarza”. Późniejsze źródło
(Thietmar z Merseburga) jednak jeszcze dodaje, że z tym zbliżeniem wiązała się
konieczność płacenia Rzeszy przez Mieszka trybutu „aż po rzekę Wartę”, czyli przy-
puszczalnie tylko z niedawno przyłączonej Ziemi Lubuskiej. Pokojowy charakter
stosunków Polski z Rzeszą nie utrzymał się długo w związku z radykalną zmianą tzw.
cesarskiej polityki wschodniej, znajdującej teraz oparcie w nowo powstałym arcy-
biskupstwie magdeburskim i polegającej na pogłębianiu organizacyjnej struktury
dawnej saskiej Marchii Wschodniej (965 r.), poprzez udzielanie szerokich kompetencji
poszczególnym margrabiom. Już w 972 r. doszło do kolizji interesów Mieszka i mar-
grabiego Hodona (965-993). Punktem kulminacyjnym jego agresji była bitwa pod
Cedynią, stoczona zapewne bez wiedzy Ottona I. Stracił w niej życie brat Mieszka,
Czcibor. Jakkolwiek już na początku kwietnia 973 r. doszło do ponownego zawarcia
pokoju między Ottonem I i Mieszkiem I w obecności czeskiego księcia Bolesława II,
to jednak nie zlikwidowano w ten sposób przyczyn następnych konfliktów. I to nawet
pomimo faktu, iż cesarz Otton I uczynił pewne starania, aby nowy biskup Ratyzbony,
Wolfgang, zgodził się na oddzielenie Czech od diecezji ratyzbońskiej, aby w ten
sposób mogło się spełnić, popierane przez papieża, życzenie czeskiego księcia,-
dotyczące erygowania samodzielnej diecezji praskiej.
Na odwrót, po śmierci Ottona (7 V 973 r.) zaostrzyły się stosunki między Rze-
szą i czesko-polską koalicją, do czego przysłużył się wówczas swoimi ambicjami poli-
tycznymi książę bawarski Henryk, stryjeczny brat Ottona II. Aby osiągnąć pierw-
szeństwo w Rzeszy, Henryk II Bawarski szukał sprzymierzeńców poza granicami -
w Czechach Bolesława i w Polsce Mieszka. Zrozumiałe, że obaj sojusznicy mieli
szereg powodów, aby obawiać się zjednoczonej Rzeszy i najprawdopodobniej dlatego
też przyjęli w 973-974 r. propozycje Henryka, chociaż już wkrótce okazało się, że
biorą udział w konflikcie wewnątrz saskiej dynastii, który w najmniejszym stopniu nie
przypominał sasko-bawarskiego antagonizmu z pierwszego trzydziestolecia X wieku
Niewielki zasięg powstania spowodował jego szybki upadek, który został wkrótce uko-
ronowany czasowym internowaniem Henryka w Ingelheim. Otton II mógł więc po-
myśleć o odwecie, którego celem już w 975 r. stały się Czechy. Wyprawa wojenna
nie zakończyła się sukcesem i nie doszło wówczas do rozstrzygającej bitwy. Ta miała
miejsce dopiero rok później, po kolejnej próbie wywołania powstania przez Henryka,
zakończonej oblężeniem Ratyzbony i ucieczką bawarskiego księcia do Czech. Otto II
ścigał go w lecie 976 r. także tam. Jakkolwiek odparto wówczas atak wojsk Rzeszy
w zachodnich Czechach, to powtórzył się on raz jeszcze w roku 977. Bolesław II wnet
po nim podjął usilne starania, aby zawrzeć pokój z Ottonem II (978 r.).
Nie można chyba wytłumaczyć zmiany stanowiska Bolesława II w końcu lat sie-
demdziesiątych X wieku bez uwzględnienia dalszego rozwoju wydarzeń w Polsce
piastowskiej. Mianowicie w 977 r. zmarła żona Mieszka, Dobrawa z Przemyślidów,
która uosabiała mocne dotąd więzy wzajemnego przymierza i której brak zapewne
odczuwalnie osłabił stosunki czesko-polskie. A to tym bardziej, że owdowiały książę
znalazł już w 980 r. jej następczynię w osobie córki Dytryka, margrabiego saskiej
Marchii Północnej, Ody, która z kolei poprzez swoje związki rodzinne mogła do
pewnego stopnia pozytywnie wpływać na układ sił w dorzeczu Odry. Tak więc drogi
dawnych zachodniosłowiańskich partnerów politycznych zaczęły się rozchodzić.
Wyraźnie tego dowodziło poparcie, jakiego udzielił w 984 r. Bolesław II ponownie
zbuntowanemu przeciwko władzy królewskiej, tym razem Ottona III, Henrykowi II
Bawarskiemu, do którego Mieszko I już się nie przyłączył. Wzajemne oddalanie się
od siebie Czech i Polski trzeba traktować jako wielowarstwowy proces, którego
poszczególnych elementów nie można w pełni uchwycić. Możliwe jest jednak wymie-
nienie podstawowych jego składników i odczytanie ich wzajemnych związków.
W drugiej połowie X wieku państwo piastowskie znajdowało się, jak już stwier-
dzono, w kulminacyjnej fazie wczesnośredniowiecznych procesów państwowotwór-
czych. Charakteryzowała ją przede wszystkim ekspansja- dynamiczny składnik proce-
sów państwowotwórczych. Naturalna granica zachodnia wymagała raczej ochrony,
zwłaszcza po 983 r., kiedy wybuchło wielkie powstanie ludów słowiańskich nad dol-
ną Łabą, To może także do pewnego stopnia tłumaczyć powody kontaktów Mieszka
z Sasami w latach 985-986 podczas walk z Obodrzycami i Lucicami. Związek
Wielecki utrzymywał jednak tradycyjnie przyjacielskie kontakty z czeskimi Prze-
myślidami. Już samo to krzyżowanie się sympatii i antypatii musiało wywoływać
pewne napięcie. Jeśli w tej sytuacji Mieszko, kierując się niewątpliwie troską o
geopolityczną integrację państwa w jego przyrodzonych granicach, zwrócił swoją
uwagę - co w pełni zrozumiałe - na południe i południowy wschód, powstało i tam
kolejne potencjalne źródło konfliktów. Jakkolwiek w przypadku Śląska i Małopolski
chodziło jedynie o podbite części państwa czeskiego, które były z nim związane w
sposób - rzec można - nieorganiczny, to w praktyce starły się tu roszczenia tery-
torialne Bolesława II z interesami Mieszka I. Mimo że w tym okresie państwo
Przemyślidów rozciągało się od Miśni (984 r.) po Bug i Styr daleko na wschodzie, nie
tworzyło jednolitego pod względem politycznym organizmu nawet w swoim natural-
nym geopolitycznym centrum, tj. w Kotlinie Czeskiej. Sławnikowice, którzy wyraźniej
wkroczyli na polityczną scenę po połowie X wieku, w pewnych okolicznościach mogli
się wydawać piastowskiej Polsce użytecznym partnerem, a to dzięki położeniu ich
włości w północno-wschodniej części Kotliny Czeskiej. Dotyczy to zwłaszcza okresu
po śmierci Sławnika w 981 r., kiedy na czele księstwa stanął jego ambitny syn, książę
Sobiesław. Nie jest wykluczone, że Bolesław II zdawał sobie sprawę z możliwości
powstania takiej konstelacji i dlatego spróbował wzmocnić istniejące dotąd więzi
pokrewieństwa z panami na Libicach poprzez pozyskanie sobie, Wojciecha, brata
Sobiesława, który od 19 lutego 982 r. był praskim biskupem. Był to niewątpliwie
przezorny gest o ogromnym znaczeniu politycznym. Szybko jednak jego znaczenie
osłabiła śmierć matki pięciu braci, książąt na Libicach - Strzeźysławy (987 r.), o
której się w zasadzie słusznie uważa, iż pochodziła z rodu Przemyślidów. W tej
sytuacji eskalacja antagonizmu między Sławnikowicami i Przemyślidami była jedynie
kwestią czasu. Pierwszą ofiarą konfliktu stał się drugi biskup praski, Wojciech
Sławnikowic. Trudności, z jakimi się borykał podczas pasterskiej działalności w swojej
diecezji, były niewątpliwie spowodowane bardziej okolicznościami politycznymi niż
jedynie oporem przeciwko jego zbyt rygorystycznym poglądom religijnym, które
akcentują zwłaszcza legendy. Pierwsze odejście Wojciecha z Pragi do Rzymu (988-
992), jego serdeczne przyjęcie przez cesarzową-regentkę Teofano w końcu 989 r. oraz
późniejsze wstąpienie do klasztoru św. Aleksego i Bonifacego na Awentynie, mogło
zostać odebrane w kręgu czeskich Przemyślidów także jako demonstracja, a nie tylko
jako przejaw osobistej rezygnacji. Z drugiej strony wezwanie przez Bolesława II
biskupa Miśni Folkolda, aby wypełniał w Pradze niezbędne czynności pasterskie
podczas nieobecności właściwego biskupa, również miało charakter konfrontacyjny.
Napiętą atmosferę w Pradze zaogniła jeszcze nagle, wiosną 990 r., wiadomość
o wyprawie Mieszka na Śląsk i jego aneksji przez polskiego księcia. Oznaczało to
otwarte wypowiedzenie wojny. Obaj dawni partnerzy, a obecnie przeciwnicy, poszuki-
wali sojuszników. Bolesław II natychmiast odnowił tradycyjne kontakty z Lucicami,
pragnąc napaść na Polskę od zachodu. Mieszko I zapewne oczekiwał ataku z tej strony
i dlatego zwrócił się o pomoc do Magdeburga, gdzie akurat przebywała cesarzowa
Teofano. Otrzymał ją. O przebiegu operacji informuje nas saski kronikarz Thietmar
z Merseburga. Z jego relacji wynika, że chodziło raczej o polityczne manewry i kon-
flikt dyplomatyczny, bowiem do starcia w ogóle nie doszło. Faktycznym zwycięzcą
został Mieszko I, który nie wahał się wykorzystać wnet swojego sukcesu w polityce
zagranicznej, przekazując prawie in articulo mortis (zm. 25 maja 992 r.) cale swoje
państwo pod opiekę Stolicy Apostolskiej, w dokumencie tradycyjnie zwanym Dagome
iudex. Był to suwerenny akt polityczny i wspaniałe posunięcie dyplomatyczne. Tym
bardziej zaskakuje nas fakt, że Bolesław II nie próbował bronić swych praw ani dro-
gą dyplomatyczną ani siłą.
Starając się odtworzyć przebieg pozornej bezczynności Bolesława II kroczymy,
z powodu braku większej liczby źródeł, po bardzo cienkim lodzie hipotetycznych
sądów, opartych jedynie na kilku podstawowych faktach. Jest dość prawdopodobne,
że na pewne spowolnienie aktywności Przemyślidów miały przede wszystkim wpływ
obawy przed rosnącą silą Sławnikowiców, którzy od 990 r. stali się bezpośrednimi
sąsiadami powiększonego państwa polskiego Mieszka I, jakkolwiek bezpośrednio nie
da się tego udowodnić. Nie było też zapewne bez znaczenia, że w 991 r. Bolesław II
wyprawił poselstwo do Rzymu z zadaniem przekonania Wojciecha, aby wrócił do
swojej diecezji. Rok później po przedłożeniu glejtów i za zgodą papieża biskup
rzeczywiście powrócił do Pragi (992 r.), przyprowadziwszy ze sobą grupę mnichów
do przyobiecanego klasztoru, który ufundowany został w Brzewnowie, w pobliżu pras-
kiego grodu, już w pierwszych miesiącach 993 r. Na tym jednak wyczerpały się całko-
wicie pokojowe intencje Bolesława i ponownie zaczął rosnąć wzajemny antagonizm
Przemyślidów i Slawnikowiców. Jego przejawem stało się drugie, tym razem defini-
tywne, odejście Wojciecha do Rzymu (koniec roku 994), Kiedy zaś w końcu lata 995
r. Otton III przygotował zbrojną wyprawę przeciwko Obodrytom, wziął w niej udziat
specjalny oddział Sobiesława Sławnikowica, chociaż uczestniczył w niej także polski
kontygent pod wodzą następcy Mieszka, jego syna z pierwszego małżeństwa - Boles-
ława Chrobrego oraz oddział czeski, dowodzony przez syna Bolesława II, o tym
samym imieniu. Z Legendy o św. Wojciechu Brunona z Kwerfurtu dowiadujemy się
mimochodem nie tylko o kontaktach Sobiesława z Bolesławem Chrobrym, ale również
o skargach Sobiesława wobec Ottona III na agresję Przemyślidów. I właśnie te skargi
sygnalizowały, że bardzo szybko może dojść do otwartego konfliktu. 27 i 28 września
995 r., a więc w czasie, gdy Sobiesław Sławnikowic uczestniczył jeszcze w ekspedycji
przeciwko Obodrytom, doszło do ataku na główną siedzibę Sławnikowiców w Libi-
cach. Zdobyto Libice i wymordowano prawie wszystkich obecnych członków dynastii.
Nie jest istotne, czy Bolesław II był wówczas chory i inicjatywę podjęli - jak uspra-
wiedliwiająco relacjonuje czeski kronikarz Kosmas - liderzy spośród możnych czes-
kich. Faktem historycznym jest natomiast, że w roku 995 doszło do zjednoczenia
czeskiego państwa w jego naturalnych granicach geograficznych pod władzą jednej
dynastii Przemyślidów. To samo można stwierdzić vice versa i o Polsce piastowskiej,
której podstawy geopolityczne zbudował Mieszko I, a jego dzieło dokończył Bolesław
Chrobry aneksją Krakowa w roku 999.
W dziejach Czech i Polski X wiek był nie tylko okresem współpracy, ale również
czasem wzajemnych konfliktów. Wspólnym mianownikiem obu tych przeciwstawnych
tendencji dla jednej i dla drugiej strony było budowanie państwa jako wyższej i sta-
bilniejszej formy organizacji społecznej. Lecz należy jednocześnie podkreślić, że miało
to miejsce w bardzo sprzyjających warunkach, mianowicie w toku stopniowej transfor-
macji początkowo agresywnego państwa niemieckiego z pierwszej połowy X wieku
w luźną formę odnowionego cesarstwa rzymskiego, które pod względem politycznym
uznawało bez różnic powstające na wschodzie państwa słowiańskie (Polska, Czechy)
za „jednolite” królestwo Słowian (,Sclavanie). Taki stan rzeczy stał się jednak źródłem
kolejnych konfliktów w następnym stuleciu, bowiem wzajemna czesko-polska rywali-
zacja zmieniała ustawicznie w owym czasie swój punkt ciężkości. Do pewnego wyjaś-
nienia sytuacji doszło w XII wieku, w czasach Fryderyka Barbarossy, kiedy ponownie
dla obu stron zmieniły się w istotnym stopniu uwarunkowania polityczne w Europie Środkowej.
l. Chrzest księcia Mieszka I w 966 roku zapoczątkował szybki proces chrystia-
nizacji tworzącego się społeczeństwa polskiego. Jej długotrwałe konsekwencje,
ujawniające się z upływem dziesięcioleci i stuleci, trudno przecenić. Wyznaczają one
istotne cechy naszego społeczeństwa i jego kultury, określając jego przynależność do
cywilizacji chrześcijańsko-europejskiej.
Dla grona rządzącego w państwie gnieźnieńskim w latach sześćdziesiątych X
wieku tysiącletnie perspektywy nie wchodziły w rachubę przy podejmowaniu decyzji
politycznych i religijnych, nie mieściły się zresztą w jego wyobrażeniach o świecie i
ludziach oraz ich historii. Klasyczne zaś pytanie o powód chrztu księcia i społe-
czeństwa rozpatrywać trzeba we współczesnym mu układzie odniesienia. Jednakże
tylko nieliczne sprawy polskie tamtego czasu są nam nieco lepiej znane. Inne pozos-
tają w pomroce słabego oświetlenia jakże nielicznymi źródłami pisanymi i niejasną
wymową masy źródeł archeologicznych. Konsekwencją tego są liczne polemiki
między zwolennikami różnych hipotez p początkach chrześcijaństwa w Polsce. Zamiast
pomnażać ich liczbę pożyteczniejsze chyba będzie przedstawienie najważniejszych
kontrowersji naukowych w tym zakresie oraz próby ich rozwiązania, które uzyskały
powszechniejsze uznanie badaczy początków Polski i Kościoła w Polsce, bądź mają,
jak mi się wydaje, znaczne szansę, by to uznanie zyskać.
Najstarsze przekazy kronikarskie dotyczące chrztu Mieszka I spisane zostały dość
późno. Biskup merseburski Thietmar uczynił to w bez mała pół wieku później, zaś
polski kronikarz, tzw. Gali Anonim jeszcze o stulecie później. Ich opowieści wywo-
dzą się z polskiej tradycji kościelno-dworskiej, sformułowanej najpóźniej w po-
czątkach panowania Bolesława Chrobrego. Według tej tradycji jego matka, chrześci-
jańska żona Mieszka, jeszcze poganina, miała go nakłonić do ochrzczenia się. Tradycja
ta musiała być w czasach Thietmara dobrze ugruntowana i powszechnie w Polsce i w
Niemczech uważana za wiarygodną, jeśli ów kronikarz uznał za konieczne jej przy-
pomnienie, choć w tym momencie kipiał ze złości na Bolesława Chrobrego. Mimo to
zgodnie z tradycją zanotował, że urodził się on dopiero wówczas, gdy jego ojciec był
chrześcijaninem, gdy małżeństwo Dobrawy i Mieszka zyskało sankcję kościelną, gdy
„pobrali się oni w Chrystusie”, jak opisał to merseburski biskup.
W tej sytuacji nie wydaje się, by można byto uznać przekazy rozpatrywane za
konwencje literacka, która nakazywała, by chrześcijańska żona doprowadziła swego
męża poganina do przyjęcia chrztu, jak zrobili to Jan Dąbrowski, Jerzy Dowiat,
Henryk Łowmiański. Nie można „wyeliminować” opowieści o roli Dobrawy w chrzcie
Mieszka z zakresu rozważań, uznając ją za „wątek anegdotyczny o charakterze
wędrownym”. Taki bowiem wyrok nie został uzasadniony analizą literacką opisów roli
np. Etelberty, Chrodehildy, które miały doprowadzić do chrztu swych mężów, i dzia-
łań Dobrawy. Natomiast już pobieżne spojrzenie na wchodzące tu w grę przekazy
ukazuje, że mamy do czynienia z identycznością sytuacji, lecz z odmiennymi
sposobami jej przedstawienia. Słusznie co prawda wywodził Henryk Łowmiański, że.
„uzależnienie przełomu ideologicznego od zapału misyjnego jednej kobiety nie jest
prawdopodobne”, ale przecież ani Gerard Labuda, ani Józef Widajewicz, którzy
zwracali uwagę na rolę Dobrawy w doprowadzeniu do chrztu Mieszka, nie redukowali
uwarunkowań tego aktu do jej działań. Podobnie, jak wcześniej znacznie Roman
Gródecki, uważali oni, że istotne powody były inne.
2. Poza polem rozważań wolno pozostawić od razu tezę Stanisława Zakrzew-
skiego, odnowioną przez Henryka Łowmiańskiego, jakoby w 963 roku margrabia saski
Gero podawszy władzy cesarskiej Ottona I Łużyczan oraz Mieszka I, uzyskał od niego
przyrzeczenie, że przyjmie on chrzest, dzięki czemu uzyskać miał on dogodne warunki
zależności od Niemiec. Domysł o umowie Gerona z Mieszkiem w sprawie chrztu jest
pozbawiony jakichkolwiek przesłanek źródłowych. Natomiast informacja mersebur-
skiego biskupa Thietmara, że Gero pokonał Łużyczan i Mieszka, jest wynikiem
pośpiesznego i błędnego streszczenia przekazu saskiego mnicha Widukinda, że w tym
samym czasie Gero pobił Łużyczan, zaś Redarowie (dokładniej: Słowianie, u których
uprzednio schronił się banita saski Wichman i do których ponownie się udał) pokonali
dwukrotnie Mieszka, przy czym Widukind wysunął Wichmana na plan przedni jako
osobę kierującą tymi wyprawami plemienia wieleckiego na Mieszka. Thietmar zaś
złączył obie akcje, przypisując obie Geronowi, jak ukazał to przekonywająco
Kazimierz Tymieniecki, a rozszerzając jego argumentację - Gerard Labuda.
Dorzućmy, że Thietmar pisząc o roli Dobrawy w podjęciu decyzji przez Mieszka
o chrzcie swoim i tworzącej się Polski, o działaniach w tym kierunku biskupa Jordana,
ukazał wyraźnie, że tak tradycja polska, jak - co tym razem znacznie ważniejsze -
tradycja saska, przedstawiały chrzest Mieszka jako akt zdecydowany przez niego
samodzielnie i dobrowolnie. Nie można wbrew tej wyraźnej wymowie źródeł utrzy-
mywać, że było inaczej.
Od czasów Adama Naruszewicza, ojca nowoczesnej polskiej historiografii, do-
myślano się, że Mieszko przyjmował chrzest, chcąc zabezpieczyć się przed agresją
niemiecką i przed podporządkowaniem Kościoła w Polsce Kościołowi niemieckiemu.
Takiemu celowi służyć miało przyjęcie chrztu przez Czechy. Już jednak Władysław
Abraham zauważył, że „Ł Czech mogło być przyniesione do nas chrześcijaństwo tylko
przez Niemców; bo i w Czechach samych nie było ono jeszcze należycie ugruntowane,
a tego, aby istniało tam wtedy duchowieństwo czeskie do samoistnych misji zdolne,
trudno przypuścić”. Czechy mianowicie nie miały wówczas własnego biskupstwa,
należały do diecezji ratyzbońskiej.
Wydaje się, że Polanie nadwarciańscy zetknęli się bezpośrednio z ekspansją sas-
ką na ziemiach połabskich na początku lat czterdziestych X wieku. Sasi narzucili
wówczas obowiązek trybutamy plemionom wieleckim za wyjątkiem Lubuszan, którzy
najprawdopodobniej w tym samym czasie weszli w obręb wpływów polańskich i nie-
wątpliwie szybko zostali włączeni w skład gnieźnieńskiego jądra tworzącej się Polski.
W każdym razie Lubuszanie nie zostali objęci granicami biskupstwa brandenburskiego
utworzonego w 948 roku, nie uznawali zwierzchnictwa margrabiego Dytryka, którego
władzy poddane zostały opłacające trybut plemiona wieleckie i który z ramienia króla
niemieckiego był opiekunem biskupstwa brandenburskiego. Sytuacja zaodrzańskich
obszarów lubuskich, podległych Mieszkowi, pogorszyła się w 963 roku, gdy Gero
pokonał Łużyczan i poddał ich zwierzchnictwu niemieckiemu. Trudno sobie wyobra-
zić, jak zauważył Aleksander Gieysztor. ówczesne położenie tworzącej się Polski „bez
groźby interwencji dyplomatycznej i zbrojnej państwa niemieckiego, która musiała
ciążyć i na sprawie chrztu i na sprawie małżeństwa z Dobrawą”.
Spór toczy się o to, czy Mieszko już zawierając w 965 roku sojusz z Czechami.
i umacniając go małżeństwem z Dobrawą, zamierzał poprzez nie szukać drogi do
świata chrześcijańskiego, która by nie wiodła poprzez Sasów, czy też dopiero
„poślubiwszy Dobrawę z pewnością szybko zdał sobie sprawę, że jako poganin nie
będzie równorzędnym partnerem dla księcia czeskiego, a tym bardziej dla niemiec-
kiego króla”, jak sądził G. Labuda. Dodać można by, że także czeskiemu władacy,
ks. Bolesławowi Srogiemu, zależeć musiało na chrzcie Mieszka. Dawny bowiem przy-
wódca antyniemieckiego obozu w Czechach po klęsce, jaką zadał mu Otto I, starał się
uchodzić za wiernego trybutariusza i lennika niemieckiego. Tymczasem panów saskich
niepokoić mógł jego sojusz z poganinem z Gniezna, tym bardziej, że w tych właśnie
latach Sasi narzucili obowiązek trybutamy Dziadoszanom, co najmniej z zachodniej
części ich terytorium, chociaż książę praski uważał, że Dziadoszanie podlegają jego
zwierzchnictwu.
O ile potęga saska stanowiła potencjalne zagrożenie dla ekspansywnej polityki
zachodniej ks. Mieszka, to wyprawy wieleckie, zwłaszcza Redarów, na ziemie, które
zapewne niedawno uznały nad sobą władzę monarchy gnieźnieńskiego, stanowiły dla54
niego aktualne niebezpieczeństwo, nie tylko militarne. W związku bowiem wieleckim,
któremu w tym czasie przewodzili Redarowie, nie wykształciła się władza monarchicz-
na, odżyła zaś i umocniła tradycyjna rola władcza wiecu plemiennego i międzyple-
miennego. Pozycję wiecu ogólnozwiązkowego wspierał solenny kult Swarożyca, któ-
rego wyniesiono ponad zgrupowane wokół niego bóstwa plemienne i lokalne w sakral-
nym centrum Redarów w Redgoszczy. Przyznanie opiekuńczej funkcji ponadplemien-
nej Swarożycowi, zajmującemu jedno z naczelnych miejsc w mitologii ogólno-
słowiańskiej, stwarzało możliwość przyciągania do związku wieleckiego plemion i
organizacji wczesnopaństwowych spoza jego kręgu, m. in. Polan, u których Swarożyc
nie tylko występował w sferze wysokiej mitologii, lecz lokalnie czczony był chyba
publicznie jako miejscowe bóstwo opiekuńcze.
Wojna z Redarami mogła więc „stanowić dla Mieszka groźbę obalenia ustroju
(monarchicznego), a co najmniej ograniczenia wpływów politycznych dynastii pias-
towskiej do ziem ściśle polańskich”, jak zasadnie uznał to Gerard Labuda. Jego
zdaniem Mieszko musiał zadbać o to, by społeczeństwo odciągnąć „spod działania
obcych ośrodków politycznych i kultowych, [do czego] wspaniale nadawała się religia
chrześcijańska, religia oficjalnie panująca w najpotężniejszych w owym czasie
państwach europejskich”. Chrzest więc Mieszka podyktowany był, jeśli idzie o jego
zewnętrznopolityczne uwarunkowania, względem zarówno na aktualne niebezpie-
czeństwo wieleckie, jak i na potencjalna groźbę ze strony znacznie potężniejszego
i przeciwnika saskiego.
Wskazywanie na zewnętrzno-polityczne uwarunkowania chrztu polskiego księcia
jest zabiegiem poznawczym niewątpliwie słusznym; jest jednak zarazem - jak
zauważył Marian Friedberg - przeniesieniem zjawiska złożonego natury religijnej,
kulturalnej i politycznej na podłoże czysto polityczne, a zarazem jest jego pomniejsze-
niem, bo fakt doniosły dla całego ówczesnego świata chrześcijańskiego sprowadza do
stosunków politycznych” między krajami sąsiednimi.
3. Zogniskowanie uwagi badawczej na zewnętrznopolitycznych przyczynach.
które mogły skłonić ks. Mieszka I do przyjęcia chrztu, wynikało, jak się wydaje, z
dwóch przyczyn. Po pierwsze nieliczne źródła pozwalają poznać przede wszystkim
zewnętrzno-polityczną sytuację tworzącej się Polski w początkach drugiej połowy X
wieku. Po drugie pozytywistyczne tendencje szkoły krytycznej ograniczały zainte-
resowania historyków Kościoła przez wiele dziesięcioleci do dziejów jego organizacji,
pozostawiając obszar przeżyć i postaw religijnych na uboczu.
Gdy wreszcie postawiono pytanie o podłoże religijne przyjmowania chrztu przez
władców słowiańskich w VII-X wieku, to pierwsza odpowiedź zwracała uwagę na
brak źródeł: „Nie umiemy nic powiedzieć o potrzebach religijno-moralnych tych
pogan, gdyż - w przeciwieństwie do świata śródziemnomorskiego - stan ich
umysłowy z okresu przed chrztem nie stał się przedmiotem niczyjego opisu”, jak
stwierdził Zygmunt Sułowski. W tej sytuacji miejsce poszukiwań analitycznych łatwo
zajęły dość schematyczne domysły. Wynikały one głównie z traktowania skutków
chrystianizacji oraz adaptacji wzorów kulturowych cywilizacji postantyczno-
chrześcijańskiej jako spełnienia oczekiwań, które miały być powodem przyjęcia chrztu.
Pominąć można śmiało większość domysłów o przyczynach wewnętrznopoli-
tycznych chrztu Polski głoszonych w latach pięćdziesiątych i na początku lat
sześćdziesiątych, np. że szło o wprowadzenie Kościoła do Polski, gdyż był on
instytucją zaangażowaną w rozkwit gospodarczo-społecznego ustroju feudalnego,
którego rozwój leżeć miał w interesie polańskiej góry społecznej z Mieszkiem na
czele. Teza ta wynikała z oczywistego nadużycia terminologicznego: użycia tego
samego terminu: feudalizm na określenie zgoła odmiennych struktur społeczno-gospo-
darczych zachodnioeuropejskich, bizantyjskich i słowiańskich. Lekceważąco przy tym
pomijano wysiłek poznawczy Marcelego Handeismana i Kazimierza Tymienieckiego,
którzy w okresie międzywojennym ukazali, że feudalizacja stosunków społeczno-
gospodarczych w Polsce wystąpiła dopiero w XIII-XIV wieku, nie doprowadzając
jednak do wytworzenia się feudalizmu jako ustroju państwowego.
Odrzucić trzeba tezę przedstawioną przez Jerzego Dowiata, podtrzymaną przez
Zygmunta Sułowskiego, że chrześcijaństwo przynosiło bardziej racjonalny świato-
pogląd niż ten, który społeczeństwom słowiańskim tworzącym organizacje państwowe
przynosiło ówczesne miejscowe pogaństwo, że grupy pionierskie w polityce i
gospodarce z książętami jako ich naturalnymi przywódcami chciały, przyjmując
chrześcijaństwo, wyzwolić się z krępujących więzów pogańskiej religii i magii. W
rzeczywistości bowiem chrześcijaństwo wieków średnich cechowało zamiłowanie do
cudowności, trwałość praktyk magicznych, także w środowiskach przywódczych,
przywiązanie do rytualizmu religijnego. (Jako przykład tych postaw warto może tu
przypomnieć informację z początku XIII wieku, że jakiś oddział polskich wojów
poprzedzała czarownica z sitem w ręku, co miało im zapewnić zwycięstwo).
Pogaństwo słowiańskie, zwłaszcza zaś jego odmiany, które występować mogły
na ziemiach dorzeczy Wisły i Odry, są przedmiotem ostrych polemik i bardzo różnych
hipotez. Nie wchodząc w nie, zwrócić wypada uwagę na dwa zjawiska: na stosunek
do religii w środowiskach drużynniczych i na stosunek do obcych, zwycięskich
bogów. Wielkie drużyny pozostające na utrzymaniu książęcym rekrutowały się
niewątpliwie z wychodźców ze wspólnot rodzinnych, opornych i plemiennych; nie
brakowało w nich ludzi przybywających pojedynczo lub grupowo z dalekich stron.
Domyślać się chyba wolno, że właśnie to środowisko w tworzącej się Polsce
odczuwać mogło najsilniej potrzebę integrujących je wierzeń i obrzędów sakralnych.
Jeśli jednak miałyby one przeciwstawiać się jednocześnie sacrum wieleckiemu, czego
konieczność uprawdopodobnił G. Labuda, to nie mogłyby one zostać zaczerpnięte z
kręgu religii zachodniosłowiańskich. Pozostawało więc szukać sakralnej sankcji
integrującej w kręgu chrześcijańskim.
W systemie wierzeń pogańskich, także wśród Słowian, obcy bogowie byli tak sa-
mo realni, prawdziwi i mocni, jak właśni. Zachodni Słowianie skłonni byli wprowa-
dzać także Boga chrześcijan do zespołu swych bóstw opiekuńczych, o ile uznali, że
może On być im pomocny. Wymowna jest tu informacja pierwszego Żywotu św. Otto-
na bamberskiego, apostoła Pomorza Zachodniego. Mianowicie szczecinianie przy-
jąwszy chrzest pozostawali przez cztery lata bez opieki duszpasterskiej. Kapłani
pogańscy wykorzystując klęski elementarne, które spadły w tym czasie na Szczecin,
podburzyli jego ludność przeciw nowej religii i jej urządzeniom. Gdy jednak jeden z
kapłanów chciał zniszczyć ołtarz w kościółku św. Wojciecha, uległ atakowi słabości.
Uznawszy to za przejaw siły Boga chrześcijan, nakłonił szczecinian do złączenia
kultów. ,J odtąd -jak zapisał mnich z Priiflingen - składano na jednym ołtarzu ofiary
Bogu, na drugim zaś demonom; jedną i drugą służbę pełniono z równą gorliwością,
tyle że bardziej zakorzenione przyzwyczajenie do bałwochwalstwa czyniły lud bardziej
skłonnym do posłuszeństwa względem bożków”.
Szczecinianie postąpili tak, choć znali świat chrześcijański, utrzymywali bowiem
ożywione kontakty handlowe morzem z Danią, lądem z Polską. Biskup Otto pouczył
ich przed udzieleniem chrztu, że jedynym i prawdziwym Bogiem jest Bóg chrześci-
jański, zaś bóstwa pogańskie i ich odznaki są bezsilnymi bałwanami, co udowodnił
niszcząc świątynie pogańskie i znajdujące się w nich posągi, posrebrzane zaś głowy
naczelnego bóstwa Trzygława zabrał ze sobą, by przesłać je papieżowi jako świa-
dectwo swego sukcesu. Ani jednak te czyny, ani pouczenia misjonarza, ani tym
bardziej powierzchowna znajomość chrześcijaństwa, wynikająca z kontaktów handlo-
wych, nie wystarczały, by zakorzenione przyzwyczajenia do politeizmu porzucić po
chrzcie.
Wątpliwa tedy jest powtarzana często teza, że stosunkowo łatwy przebieg chrys-
tianizacji Polski był wynikiem uprzedniej znajomości chrześcijaństwa, które na kilka
już dziesięcioleci przed chrztem ks. Mieszka głosić mieli u nadwarciańskich Polan
samodzielnie do nich przybywający misjonarze. Alfons Parczewski domyślał się swego
czasu, że byli to-mnisi iroszkoccy. Nowsze badania ukazały jednak, że domniemany
ich zapał misjonarski, o którym tak chętnie pisano w XIX wieku, był w rzeczywistości
dość ograniczony, a występował w VII i VIII wieku. Natomiast w następnym stuleciu
z Zielonej Wyspy przybywali na kontynent przede wszystkim uczeni, których przy-
57
ciągał rozkwit odrodzenia karolińskiego. Mało prawdopodobne jest też pojawienie się
w pierwszej połowie X wieku na ziemiach polańskich misjonarzy z kraju Wiślan.
Domysł taki związany jest z uporczywie odżywającą hipotezą o daleko posuniętej
chrystianizacji państwa wiślańskiego w końcu IX wieku. Przypuszczenie to wynika z
intensywnej interpretacji zapisu Żywotu św. Metodego o jego darze proroczym, który
miał się przejawić m. in. w zapowiedzi chrztu księcia z ziemi Wiślan w niewoli, na
cudzej ziemi. Wynikało z tego oczywiście, że ów książę poniósł klęskę w starciu z
Morawianami. Hipotezą dopuszczalną jest sugestia, że w konsekwencji zwycięstwa
morawskiego, arcybiskup Metody wysłał grupę misyjną do Wiślan. Nie osiągnęła ona
jednak ani większych, ani trwalszych sukcesów, jak ukazywali to m. in. Tadeusz Lehr
-Spławiński, Henryk Łowmiański, Gerard Labuda. Brak jest bowiem śladów źródło-
wych działalności tej hipotetycznej misji. Do fantazji zaś należą tezy o istnieniu
biskupstwa krakowskiego w końcu IX czy na przełomie IX i X wieku. Rozstrzygają-
ce znaczenie ma fakt, że do drugiej połowy X wieku w dorzeczu górnej i średniej
Wisły stosowano wyłącznie ciałopalny obrządek pogrzebowy, surowo zakazany przez
4. Pozyskanie dla chrześcijaństwa niektórych rodzin przywódczych kraju pogańs-
kiego przez indywidualnie działających misjonarzy „nie wystarczało do wprowadzenia
i utrzymania nowej religii, jeśli nie nastąpił akt oficjalny ze strony organizacji
wyższego rzędu, państwa o odpowiedniej sile i zasięgu terytorialnym”, jak stwierdził
Aleksander Gieysztor, rozpatrując wejście Polski w rzeczpospolitą chrześcijańską na
tle procesów chrystianizacyjnych Europy środkowej i wschodniej.
Wynikało to ze społecznego charakteru ówczesnego pogaństwa słowiańskiego.
„Prawo zwyczajowe wraz z religią jako jego elementem regulowało życie plemienia
i musiało znajdować się pod ochroną organu tegoż społeczeństwa czyli wiecu - a jeśli
życie narzucało innowacje, on jedynie był mocen wprowadzić zmiany jako wyraziciel
woli grupowej” -jak wyjaśniał znakomity znawca przekształceń ustroju plemiennego
we wczesnopaństwowy, Henryk Łowmiański. Wraz z umacnianiem się wyodrębnione-
go aparatu drużynniczego wczesnopaństwowej władzy monarchicznej i rozbudową
terytorium monarchii, rolę wiecu wielkoplemiennego czy międzyplemiennego przejmo-
wali pospołu, lecz nie równorzędnie, władca i warstwa rządząca obejmująca
dowódców drużyn, grodów, tę część dawnej arystokracji plemiennej, która związała
się ze zwycięskim monarchą. W tej sytuacji „o zmianie religii nie decydowała wola
samego władcy rozporządzającego środkami przymusu i jego rozkaz przystąpienia ludu
do chrztu. Konieczne było jeszcze poparcie ze strony góry społecznej i przynajmniej
brak silniejszego oporu ze strony szerszych mas ludności”.
- --^ •• &JJYJ
Kościół zaś od początków średniowiecza w Europie łacińskiej dążył do pozyski-
wania dła chrześcijaństwa całych wspólnot etniczno-politycznych. Wiązało się to z
nowym spojrzeniem eklezjologicznym na chrześcijaństwo, co było wynikiem uwrażli-
wienia wielkich ludzi Kościoła na znaki czasu wędrówek ludów. Tak np. znakomity
erudyta. Ojciec Kościoła, Izydor z Sewilli (zm. 636) dostrzegł, że lud Boży, który
tworzy Kościół na tym świecie, jest złączeniem - kongregacją jednocząca wspólnoty
etniczne (Huius populi congregatio ex gentibus ipsa est ecciesia). Owe wspólnoty
etniczne są w ujęciu Izydora członami mistycznego Ciała (.Corpus) Jezusa Chrystusa,
które jest Kościołem. Władcy zaś po to są postawieni przez Boga nad swymi ludami,
by poddawać je prawom wyznaczającym właściwe postępowanie, aby zabezpieczać
ludy przed złem i poprawiać je.
Poprzez doświadczenia wędrówek ludów i nowe pojmowanie widocznego Kościo-
ła w doczesnym świecie poczęto inaczej odczytywać nakaz Chrystusowy zawarty w
Ewangelii według św. Mateusza: Docete omnes gentes, nadając temu pouczeniu treść
do dzisiaj żywą: „Nauczajcie wszystkie narody”. Tymczasem użyte w Wulgacie
określenie: „omnes gentes” oznaczało pierwotnie „pogan w całości” bądź „wszystkich
pogan”, odpowiadając hebrajskiemu „goijm”. Nie szło wiec o „wszystkie ludy”, lecz
o „wszystkich ludzi”, co wyraźnie ukazuje sformułowanie wspomnianego nakazu w
Ewangelii według św. Marka: „Głoście Ewangelie wszelkiemu stworzeniu”. Jednakże
papież Grzegorz Wielki (590-604) interpretując ten werset, chciałby bardzo, aby
Wynikające stad zasady praktycznego postępowania sformułował Grzegorz Wielki
organizując misje, którą wysłał do Anglosów. Michał Wyszyński, Marian Rechowicz.
Bolesław Kumor zestawiając pouczenia Grzegorza z odpowiedziami papieża Mikołaja
I (858-867) na zapytania Bułgarów w sprawie chrystianizacji ich kraju, ukazali
trwałość papieskiej teorii i praktyki misyjnej. Aktualność jej w X-XI wieku ukazuje
dobrze sięgniecie do Decretum biskupa wonnackiego Burcharda (zm. 1025), który na
użytek duszpasterski zestawił opinie Ojców Kościoła, wielkich papieży, uchwały
synodów, korzystając też z poprzednich zbiorów prawniczych.
f~~ Sukces misji zapewnić miało pozyskanie dla wiary monarchy, jego otoczenia i
j ich ochrzczenie. W miarę rozszerzania się kręgów ochrzczonych i wznoszenia
kościołów należało w myśl tych zasad możliwie najszybciej erygować biskupstwa, po
utworzeniu ich sieci wybrać metropolitę, który swe uprawnienia jurysdykcyjne wraz
z paliuszem otrzymywać miał od papieża. Utworzenie samodzielnej prowincji
kościelnej dla społeczeństwa wchodzącego w obręb chrześcijaństwa zapewnić miało
tej społeczności zachowanie jej tożsamości etniczno-politycznej. Zgodnie z teoria „
eklezjologiczną nawrócony lud, zachowując swój charakter etniczny, wzbogacał
59
różnorodną kongregację, jaką był jeden jedyny lud Boży. W praktyce organizacyjnej
obrzeża świata chrześcijańskiego wprowadzane były w bezpośrednią zależność od
Stolicy Apostolskiej, przydając ciężaru jej prymatowi. Zależność ta zawiązywała się
na samym początku przez udzielenie licencji misyjnej wyznaczonemu przez papieża
kierownikowi misji. Uzyskiwał on nadzwyczajne prawo samodzielnego początkowo
wyświęcania biskupów dla erygowanych biskupstw i zwierzchności nad nowymi
biskupami do czasu wyboru metropolity.
Współzawodnika do roli przywódcy chrześcijaństwa zachodniego znalazło pa-
piestwo w końcu VIII wieku w monarchii karolińskiej, do której wzrostu samo się
przyczyniło ze względów czysto politycznych. Karol Wielki zgodnie z koncepcja
Alkuina uznał, że chrześcijański Zachód stanowi ,4mperium chrześcijańskie”, w
którym władza powinna należeć do monarchy Franków jako opiekuna papieża. Impe-
rialna ideologia przypisała też frankijskiemu władcy zadanie poszerzania granic
„Kościoła Chrystusowego na zewnątrz przy pomocy oręża, zwyciężając najazdy pogan
i wyniszczając niewiernych; wewnątrz natomiast państwa - pisał Karol Wielki do
papieża Leona III na kilka lat przed swą koronacją cesarską - (władca ma) utwierdzać
wierzących w prawdziwej wierze”. Podbój więc lub uzależnianie pogańskich sąsiadów
miały być wstępem do ich chrystianizacji; opór zaś wobec imperialnej ekspansji
uprawniać miał do fizycznego zniszczenia pogańskiego przeciwnika.
O ile cezaropapizm w stylu bizantyjskim stanowił na Zachodzie krótki epizod,
ograniczający się do rządów Karola Wielkiego, to ideologia „imperium chrześcijańs-
kiego” przetrwała rozpad i upadek monarchii karolińskiej, by odżyć we wschodniej
jej części pod berłem saskich Ottonów w drugiej połowie X wieku. Nie bez wpływu
swego brata, arcybiskupa kolońskiego Brunona, począł Otto I w połowie stulecia
doceniać znaczenie reformy Kościoła dla umocnienia władzy monarszej; uznał
wówczas, że ścisły związek między monarchią i Kościołem stanowi nieodzowny waru-
nek dobrego funkcjonowania obydwóch instytucji globalnych, dla których nadrzęd-
nym, eschatologicznym celem powinno być „zbawienie ludu chrześcijańskiego” (salus
populi christiani). Praktycznymi konsekwencjami były: rygorystyczne włączenie
biskupów i opatów klasztorów królewskich do służby na rzecz państwa, powierzanie
biskupstw ludziom sprawdzonym w kancelarii lub kapelli monarszej, tworzenie „sys-
temu Kościoła monarszego”. Konsekwencją były też zabiegi o utworzenie arcybiskups-
twa magdeburskiego, podejmowane systematycznie od 955 roku.
5. W tej sytuacji oficjalny akt wejścia powstającej Polski w świat chrześcijański
musiał mieć wyjątkowo ceremonialną oprawę, by ukazać tak wewnątrz kraju, jak i na
zewnątrz niego, zwłaszcza wobec dworu Ottona I i możnowładztwa saskiego, zarówno
silę militarną i ekonomiczną polskiego księcia, jak i pełną jedność i zgodność z nim
60
góry społecznej jego państwa. W tradycji magdeburskiej trwać musiała pamięć o
wspaniałości tej ceremonii, jeśli Thietmar poprzez nagromadzenie podniosłych, choć
wciąż powtarzanych i ogólnikowych, zwrotów pragnął wywołać wrażenie patetyczne,
pozbawione jednak realiów, których najwyraźniej nie znał poza jednym, że szafarzem
sakramentu chrztu był,,pierwszy, ich - czyli Polaków - biskup” Jordan.
Jednakże informacje rocznikarskie, wywodzące się z najstarszego, zaginionego
rocznika polskiego, prowadzonego w X wieku współcześnie z opisywanymi wydarze-
niami, ukazują, że Jordan został ordynowany pierwszym biskupem w Polsce dopiero
w 968 roku. Termin ordiiwtio oznaczać mógł w tym kontekście zarówno konsekrację
Jordana i skierowanie go do Polski, by stworzył Kościół polski, jak i tylko tę drugą
decyzję, o ile Jordan był już uprzednio wyświęcony na biskupa, lecz nie był
„ordynowany” na żadną diecezję. Trzeba jednak od razu wyjaśnić, że Jordan nie mógł
w 966 roku stać na czele misji papieskiej, gdyż -jak wyjaśnili to Henryk Łowmiański
i Jerzy Dowiat - zabrakłoby czasu na jej pozyskanie. Dobrawa bowiem według
tradycji miała złamać nakazy dotyczące wielkiego postu, a więc najwcześniej prośbę
o misję papieską skierować mógł Mieszko do Rzymu przez Czechy wiosną 965 roku.
Ówczesna sediswakancja na tronie Św. Piotra trwała jednak do pierwszego paździer-
nika, gdy wstąpił nań Jan XIII. Trudno sądzić, by podjął on bez porozumienia się z
cesarzem przebywającym w Niemczech decyzję w sprawie misji dla kraju graniczą-
cego z nowotworzoną prowincją kościelną magdeburską, o której powstanie Otto
zabiegał od dziesięciu lat ze stalą troską. Tymczasem już w połowie grudnia
zbuntowani panowie rzymscy uwięzili papieża, który przebywał długo w więzieniu,
nim udało mu się uciec na południe, by tam znaleźć pomoc, z którą powrócił dopiero
w listopadzie 966 roku do Rzymu.
Jordan mógł być w 966 roku biskupem, np. pomocniczym biskupem dieciezjał-
nego biskupa ratyzbońskiego; przybyłby nad Wańę na zaproszenie Bolesława
czeskiego i Mieszka polskiego, by uświetnić ceremonię chrztu, co ważne było dla
polskiego otoczenia władcy, lecz zarazem dopełnić chrzest przez bierzmowanie księcia
i jego dostojników, co mogło mieć istotne znaczenie w ocenie episkopatu
niemieckiego. Mógł też być Jordan biskupem przysłanym przez cesarza. Większość
badaczy polskich broni się przed takim domysłem, pamiętając o polityce misyjnej
„imperium chrześcijańskiego”, dążącego do uzależnienia terenów przez siebie
chrystianizowanych. Henryk Łowmiański zauważył jednak trafnie, że „rola Kościoła
w poszczególnych krajach była uzależniona od ich potencjału politycznego: w krajach
ujarzmionych przez Niemców Kościół stawał się narzędziem polityki niemieckiej; w
krajach, które zachowały samodzielność państwową, kler pozostawał pod kontrolą
władzy miejscowej, ta zaś tym skuteczniej neutralizowała niebezpieczeństwo, jakie
61
wynikało z obcego pochodzenia kleru i jego podległości obcej hierarchii, im pełniej-
szą zdołała zapewnić swemu krajowi autonomię organizacyjno-kościelną, a więc w
postaci odrębnego biskupstwa, zwłaszcza zaś metropolii, która więź z Kościołem
niemieckim całkowicie eliminowała”. Dodać jednak tu od razu trzeba, że pozyskanie
misji chrystianizacyjnej zależnej tylko od Stolicy Apostolskiej znacznie ułatwiłoby
stworzenie własnej, polskiej prowincji kościelnej.
Liczyć się trzeba jednak i z tym, że Thietmar opisując chrzest Mieszka przydał
Jordanowi sakrę biskupią, którą w rzeczywistości otrzymał on nieco później. Taki brak
precyzji często występuje tak u średniowiecznych kronikarzy, jak u dzisiejszych
pamiętnikarzy, publicystów, historyków. Jordan mógł być w 966 roku zwykłym du-
chownym. O ważności bowiem chrztu decydowała poprawność wygłoszonej formuły
baptysmalnej, a nie przynależność stanowa czy charakter osoby udzielającej tego
sakramentu. Stąd wynikł domysł Zygmunta Sułowskiego, że „szafarzem sakramentu
chrztu musiał być najdostojniejszy kapłan miejscowy, to jest główny kapelan
Dobrawy”. Rozważał tę możliwość także Henryk Łowmiański, pisząc że „w zasadzie
Mieszko mógł otrzymać chrzest z rąk księży przybyłych do Polski wraz z Dobrawa”,
odrzucił zaś tę hipotezę, uważając że polski władca wolał, by obrzędowi chrztu
przewodniczył biskup, co zapewniało odpowiednią oprawę aktu publicznego o olbrzy-
miej doniosłości.
Domysły te o tyle trzeba zakwestionować, że zaciążył nad nimi obraz Dobrawy
przybywającej na dwór swego przyszłego małżonka z orszakiem kapłanów, jak opisał
to pierwszy polski kronikarz Gali Anonim, dodając przy tym, że Mieszko już podczas
umowy o ślubie przyrzekł przejście na chrześcijaństwo. Kronikarz przydał tu cnót
Dobrawie i kazał jej postępować zgodnie z wszystkimi wymaganiami Kościoła. W rze-
czywistości na dworze pogańskiego władcy nie zachowywała Dobrawa nawet postów,
tym bardziej więc nie mógł przy niej działać zespół duchownych. Modyfikując tedy
myśl Henryka Łowmiańskiego i Zygmunta Sułowskiego, można by sądzić raczej, że
na prośbę Mieszka, popartą przez jego teścia ks. czeskiego Bolesława I Srogiego,
przybył w jego orszaku do Polski na poprowadzenie uroczystości baptysmalnych
archiprezbiter jednego z głównych grodów jego państwa wraz z kilkoma lub, co
najwyżej, kilkunastoma duchownymi.
Archiprezbiter, zarządzający kościołem mającym uprawnienia baptysmalne, był
w pełni umocowany do udzielenia ceremonialnego chrztu poganinowi; działając zaś
w kraju pogańskim nie objętym żadną misją i nie należącym do żadnej diecezji, nie
naruszał niczyich praw; nie powstawały też żadne przesłanki dla ewentualnych pre-
tensji do zwierzchności kościelnej ze strony biskupa ratyzbońskiego, gdyż nie miał on
prawa dać licencji misyjnej. Zwolnienie zaś archiprezbitera czy zwykłego kapłana
Jordana (o ile Thietmar nie popełnił pomyłki, łącząc przyszłego biskupa polskiego z
chrztem Mieszka) z jego funkcji i stanowiska nie przedstawiało żadnych trudności.
Mógł on od razu po chrzcie Mieszka podjąć prace przygotowujące powołanie biskupa
dla Polski.
Chrzest Mieszka, jego otoczenia i najwierniejszej części jego drużyny odbył się
raczej w Gnieźnie, w którym można zasadnie upatrywać sakralny środek małoplemien-
nego obszaru polańskiego, który w sposób naturalny przkształcił się w centrum
wielkoplemienne, a następnie - organizacji wczesnopaństwowej. Część badaczy sądzi.
że chrzest odbył się w Poznaniu. Powstanie takiej koncepcji na przełomie lat
czterdziestych i pięćdziesiątych naszego stulecia uwarunkowane było znacznym
zaawansowaniem archeologicznego rozpoznania wczesnopiastowskiego Poznania, gdzie
prace wykopaliskowe w sposób systematyczny prowadzone były przed drugą wojną
światową. Sądzono więc, że Poznań górował znacznie wielkością swych założeń gro-
dowych nad Gnieznem. Miałoby to świadczyć „o stołeczności Poznania za pierwszych
historycznych naszych Piastów”, jak sądził Józef Nowacki, głęboko też przekonany,
że z tego powodu Poznań stał się w 968 roku stolicą pierwszego polskiego biskup-
stwa. Późniejsze badania wykopaliskowe nie potwierdziły jednak hipotezy o większej
roli Poznania niż Gniezna w połowie X wieku.
Wraz z Gerardem Labudą, a wbrew nieuzasadnionym domysłom Henryka Łow-
miańskiego, trzeba uznać, że „przyjacielem cesarza” Mieszko zostać mógł dopiero
wówczas, gdy został chrześcijaninem. W sierpniu 966 roku Otto wyruszył z Wormacji
na czele silnej armii do Włoch. Decyzja o tej wyprawie zapadła niewątpliwie rychło
po dotarciu na dwór cesarski wiadomości o uwięzieniu papieża Jana XIII. Domyślać
się wolno, że wiedziano o tym na dworze praskim, a w konsekwencji także w Gnieź-
nie, już na przełomie stycznia i lutego 966 roku. Zmuszało to do jak najrychlejszego
przeprowadzenia chrztu, by w kwietniu mógł Mieszko zjawić się u cesarza i dopro-
wadzić do zawarcia sojuszu przyjaźni. Na kwiecień mianowicie zapowiedziany był
przyjazd Ottona I do Ostfalii, do Ouedlinburga, gdzie odbyć się miały oblóczyny jego
córki Matyldy.
6. Jeśli Jordan przybywając na dwór Mieszka w końcu 965 lub na samym
początku 966 roku byłby biskupem i kierownikiem misji chrystianizacyjnej, skie-
rowanej przez papieża lub cesarza, to od razu po chrzcie Mieszka powinien przystąpić
do objazdu kraju, głoszenia ewangelii, chrzczenia ludności, głoszenia im nauk
moralnych, przede wszystkiem pouczania jej o przykazaniach boskich i kościelnych.
Równie ważnym zadaniem było wznoszenie świątyń i baptysteriów. O przeprowadze-
nie prac budowlanych dbać musiał książę, lecz kierować nimi musieli sprowadzeni z
zagranicy specjaliści. Jeśliby Jordan przybywał do tworzącej się Polski jako biskup -
POCZĄTKI KOŚCIOŁA W POLSCE ZA PANOWANIA MIESZKA I 63
kierownik misji, to niewątpliwie przywiózłby ze sobą nieco relikwii, które złożyłby
w mensach ołtarzowych, konsekrując ołtarze i wznoszone świątynie. Gdyby jednak
Jordan był tylko kapłanem, to wznoszone świątynie czekać musiałyby na przybycie
biskupa, by mógł je konsekrować. W każdym razie po chrzcie Mieszka podjęto w jego
państwie najprawdopodobniej dość aktywnie działalność chrystianizacyjną na miarę
możliwości wynikających ze święceń duchownego kierującego nią.
Sprawa organizacji Kościoła w państwie Mieszkowym była niewątpliwie poru-
szana w czasie zawierania paktu przyjaźni między Mieszkiem i Ottonem. Nie została
jednak wówczas rozstrzygnięta. Toteż polski władca wykorzystał pretekst, który
umożliwił mu wysłanie poselstwa do Rzymu w ślad za cesarzem, który wyruszył za
Alpy w sierpniu 966 roku. Mianowicie we wrześniu następnego roku drużyny
Mieszkowe wspomagane przez posiłki czeskie rozbiły najazd Wolinian sprzymierzo-
nych z Wieletami, a wspomaganych przez banitę Wichmana. Padł on w tym boju;
umierając miał prosić, by miecz jego przesłał Mieszko swemu „cesarskiemu
przyjacielowi”, aby ten bądź cieszył się z upadku wroga, bądź opłakiwał śmierć
krewniaka. Wiemy, że w styczniu 968 roku cesarz otrzymał miecz swego krewnego;
tę broń dostarczyć mu musiało oczywiście polskie poselstwo, jak zwrócił na to uwagę
Józef Widajewicz. W skład tego poselstwa wchodził niewątpliwie Jordan, choćby ze
względów językowych. O ile bowiem wśród nobilów Mieszkowych znaleźliby się
może tacy, którzy lepiej lub gorzej posługiwali się narzeczem saskim lub bawarskim,
to trudno sądzić, by któryś z nich znał łacinę lub narzecze italskie. Toteż przewodni-
kiem po Włoszech musiał być duchowny znający dobrze łacinę, a także co najmniej
zorientowany w prawie i zwyczajach kościelnych, o ile nie dobry znawca tych
dziedzin. On miał bowiem zaświadczyć o postępach chrystianizacji kraju nad Wartą
i w podległych mu dzierżawach, a przede wszystkim uzyskać u papieża utworzenie
polskiej organizacji kościelnej z biskupem na czele, na co u cesarza musiał pozyskać
zgodę pod względem politycznym. Starania te, jak wiadomo, zostały uwieńczone
sukcesem. Sporną kwestią pozostaje status prawny biskupa Jordana ordynowanego w
968 roku.
7. Aby odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule sumiennego przeglądu badań
i ich oceny dokonanej przez Mariana Banaszaka: Charakter prawny biskupów Jordana
i Ungera, trzeba przede wszystkim sprawdzić wiarygodność rozpatrywanych
przekazów źródłowych. Od czasów rozprawy Paula Kehra, znakomitego znawcy
dyplomatyki papieskiej wcześniejszego i pełnego średniowiecza, nie ulega wątpliwości,
że Thietmar pisząc o podporządkowaniu biskupa Jordana magdeburskiemu metropo-
licie Adalbertowi w 968 roku rozminął się całkowicie z prawdą. Marian Banaszak
przypomniał, że w nauce niemieckiej zwracano na to uwagę już uprzednio, od schyłku
XVIII wieku, że szczegółowo wyjaśnił to Kart Uhlirz, dobry znawca dziejów
niemieckich za panowania dynastii saskiej. Mimo to wciąż znajdują się obrońcy tezy
o zawisłości biskupów Jordana i Ungera od metropolity magdeburskiego. W swych
wywodach unikają jednak krytyki dokumentów magdeburskich, z których wynika
niedwuznacznie,, że państwo polskie nie byto nigdy objęte ani projektowanymi, ani
ostatecznie ustalonymi granicami magdeburskiej prowincji kościelnej.
Jedynie Helmut Beumann i Walter Schlesinger podjęli wspólnie sumienny trud
rozpatrzenia przywilejów papieskich dla arcybiskupów magdeburskich, zwłaszcza
konceptu dokumentu opisującego powstanie arcybiskupstwa; koncept ten spisany w
Magdeburgu nigdy nie zyskał potwierdzenia papieskiego, o ile w ogóle został w
Rzymie przedstawiony. Początkowo badacze niemieccy przekonani byli, że ten projekt
papieskiego dokumentu sporządzono między 983 i 995, raczej blisko terminu
późniejszego. Jeśliby tak było, to dużo racji miałby Józef Nowacki, że „żyło wówczas
wielu, którzy osobiście znali zmarłego w 984 roku biskupa Jordana”, a więc nazwanie
go biskupem poznańskim musiało odpowiadać prawdzie. Trzeba by wówczas przecież
także uznać, że prawdziwa była informacja o podległości Jordana arcybiskupom
magdeburskim, czemu Nowacki stanowczo i słusznie się sprzeciwia. W rzeczywistości
koncept został spisany później, co ostatnio przyznał Helmut Beumann. W tym pro-
jekcie dokumentu zaznaczono mianowicie, że już przy fundacji metropolii nad Łabą
stanowisko arcybiskupa tamtejszego w królestwie zostało zrównane z pozycją
metropolitów trewirskiego, mogunckiego i kolońskiego. Takiej jednak pretensji nie
mogli arcybiskupi magdeburscy zgłaszać za życia arcybiskupa mogunckiego Willigisa
(zm. 1011), jak ostatnio to dostrzeżono. Gerard Labuda zwrócił zaś uwagę, że tzw.
narracja o powstaniu arcybiskupstwa magdeburskiego powstała najprawdopodobniej
ok. 1030 roku. Na te też lata kryzysu państwa polskiego i organizacji Kościoła w
Polsce położyć wypada spisanie zgodnego z narracją konceptu bulli papieskiej o
początkach i prawach arcybiskupów magdeburskich, w tym bowiem czasie ówczesny
arcybiskup Hunfried liczyć mógł na zrealizowanie tych roszczeń. Początki ich sięga-
ją jednak lat wcześniejszych, jeśli Thietmar w zapisce o śmierci biskupa Ungera
zaznaczył, że był on sufraganem metropolity magdeburskiego.
Pretensje magdeburskie sformułowane zapewne podczas pierwszych wojen
Henryka II z Bolesławem Chrobrym nie mogą więc stanowić podstawy do określenia
pozycji prawnej Jordana w 968 roku. Jedno z nich tylko wynika, że nie podlegał on
metropolitom magdeburskim. Podstawę rozważań stanowić mogą jedynie zapisy
rocznikarskie. Rygory postępowania metodycznego wymagają, by rozpocząć od
zestawienia tekstów, jak uczynił to Gerard Labuda:
POCZĄTKI KOŚCIOŁA W POLSCE ZA PANOWANIA MIESZKA I 65
W roku Pańskim 968
Jordan pierwszy biskup
poznański został ordyno-
wany
poznańskiej
Także w roku Pańskim 968
Jordan pierwszy biskup w
Polsce został ordynowany i
zmarł w 984 roku
W 968 roku Polska
poczęła mieć biskupa
Dodać do tego warto zapisy o ustanowieniu biskupstwa praskiego:
Rocznik czeski Rocznik Troski
974 Kościół praski począł
mieć biskupa imieniem
Thietmar
974 Kościół praski począł mieć po raz
pierwszy biskupa imieniem Thietmar
dzięki staraniom Dobrawki
Kompilator czeski nie miał najmniejszego powodu, by przekształcać notę o Jorda-
nie, którą wypisywał z wcześniejszego rocznika; natomiast chętnie mógłby ją skrócić,
gdyż dotyczyła spraw zewnętrznych. Nie budzi więc żadnej wątpliwości poprawność
stwierdzenia Labudy, że pierwotny zapis dotyczył ustanowienia biskupa w Polsce.
Dopiero na przełomie XIII i XIV wieku kompilator Rocznika poznańskiego (starszego)
uznał za konieczne zamienić „biskupa w Polsce” bądź biskupa polskiego na biskupa
poznańskiego.
Nie był to biskup misyjny (episcopus gentium), który nie miał stałej siedziby, a
który niekiedy działał w różnych krajach, jak ukazuje to dobrze przykład św. Brunona
z Kwerfurtu. „Biskup w Polsce” - „biskup Polaków” miał określony teren działalności
i miał oczywiście swą główną siedzibę, podobnie jak prawie przed czteroma wiekami
św. Augustyn „biskup Anglów”, czy jak później „biskup Bułgarów”, który nie zdążył
co prawda ustalić swej siedziby, gdyż musiał ustąpić z kraju, który ostatecznie przy-
jął chrześcijaństwo z patriarchatu konstantopolitańskiego. Siedzibę „biskupa w Polsce”
określa wyraźnie regest dokumentu nadawczego Mieszka, jego żony Ody i synów
Mieszka i Lamberta, którym ofiarowywali oni Stolicy Apostolskiej unam civitatem in
integro, que vocatur Schinesghe, czyli Gniezno. Otóż termin cmtas w nadaniu na
rzecz papieża oznaczać może nie tylko „okręg”, „państwo”, lecz także siedzibę
biskupa i zarazem jego okręg diecezjalny. Kraj, państwo lepiej określałby termin
regio, regnum. Wybór jakże wieloznacznego terminu cmtas zmusza do uznania, że
właśnie w Gnieźnie mieściła się główna siedziba Jordana, a później Ungera.
Byli ci biskupi zależni bezpośrednio od papieża, jak zawsze biskupi wyznaczeni
dla organizacji Kościoła w kraju pogańskim, którzy mieli doprowadzić do utworzenia
66___________
samodzielnej prowincji kościelnej. Spór o „biskupstwo egzymowane” okazał się w
świetle dawnych wywodów Wyszyńskiego, Rechowicza, czy nowszych prac, przede
wszystkiem Anzelma Weissa, polemiką pozorną. Wynikła ona z dwuznaczności
określenia „biskupstwo egzymowane”. które służyło na oznaczenie zarówno
biskupstwa, które uprzednio podlegało jakiemuś metropolicie lub zostało założone na
terenie należącym już do jakiejś prowincji kościelnej, jak i „biskupstwa misyjnego”,
którego zadaniem było przekształcenie się w samodzielną prowincje, a do tego czasu
było biskupstwem bezpośrednio zależnym od Stolicy Apostolskiej.
Nie można jednak pominąć milczeniem wezwania św. Piotra katedry poznańskiej.
O ile nie jest ono wynikiem późniejszych zmian, co w stosunku do katedry jest chyba
mało prawdopodobne, to zdaje się ono wskazywać na szczególne zaznaczenie związku
bezpośredniego tego kościoła z św. Piotrem - niebiańskim dzierżycielem katedry
rzymskiej i władzy w całym Kościele, jak głosiła doktryna prymatu papieskiego. Być
może jest to wskazówka, że biskup polski miał w latach 968-999 dwie główne
siedziby: nominalną w Gnieźnie ze względu na jego tradycyjne znaczenie, faktycznie
bardziej użytkowaną w Poznaniu.
7. Kościół w swych postanowieniach synodalnych, wypowiedziach swych naj-
większych postaci głosił zawsze, że przyjęcie chrztu jest sprawą dobrowolnego
uznania. Jednakże nie tylko koncepcja rozszerzania ,4mperium chrześcijańskiego”, lecz
także papieska idea „rzeczypospolitej chrześcijańskiej” zawierała możliwość
pośrednich nacisków. Najłagodniejszym z nich był przykład księcia i możnych.
Henryk Łowmiański wydobył z kijowskiej Powieści dorocznej stwierdzenia, ukazujące
znaczenie tego przykładu dla niższych warstw społecznych, przyjmujących chrzest
śladem swych przywódców. Domyślać się wolno, że Jordanowi i jego kapłanom
podczas objazdu grodów i czół opornych, w których głosili ewangelię i chrzcili
ludność, towarzyszył oddział drużynników monarszych, co było także czynnikiem
pośredniego oddziaływania.
Zniszczenie publicznych miejsc i urządzeń pogańskiego kultu było obowiązkiem
chrześcijańskiej władzy, jak wyjaśniał to już św. Augustyn. Zniszczenie bałwanów
zrobionych ręką ludzką lub miejsc uznawanych za święte przez pogan było zarazem
w odczuciu chrześcijan tamtych czasów wyrwaniem kraju i jego ludności spod władzy
demonów. W tym zakresie tak biskup, jak kapłani mogli wspomagać polskiego wład-
cę. Kilka dziesięcioleci później biskup kołobrzeski Reinbem „niszczył i palił świątynie
z posągami bożków i oczyścił morze zamieszkałe przez złe duchy wrzuciwszy w nie
cztery głazy pomazane świętym olejem i skraplając je wodą święconą. Na chwałę
Boga wszechmogącego zaszczepił on na bezpłodnym drzewie latorośl winną, to jest
krzew świętego słowa wśród nieokrzesanego ludu”. Ta często cytowana charakte-
67
rystyka działalności Reinbema, skreślona piórem Thietmara, ukazuje dobrze kolejność
poczynań misyjnych; dopiero po oczyszczeniu kraju przychodził czas słowa Bożego.
Wydaje się, że Mieszko pozyskał misyjne biskupstwo dla Polski także dzięki uprzed-
niemu zdruzgotaniu publicznego kultu pogańskiego.
Wraz z Aleksandrem Gieysztorem uznać trzeba, że nauka wiary sprowadzona
była do czystej formalności. Co prawda cytuje się często opis działalności misyjnej
na Pomorzu Zachodnim biskupa bamberskiego Ottona, działającego za zgodą papieża
na prośbę ks. Bolesława Krzywoustego. Korzysta się jednak z najpóźniej powstałego,
trzeciego Żywota. Według tego przekazu nauczanie prawd wiary trwać miało w Pyrzy-
cach tydzień, następnie trzy dni trwały czuwania przed chrztem, a po chrzcie biskup
przez 20 dni zaznajamiał nowych wiernych z chrześcijańskimi nakazami moralności
oraz z przepisami kościelnymi. Wszystko więc odbywać się miało tak, jak głosiły
postanowienia synodalne i to zgodnie z największymi ich wymaganiami. Zgoła inny
obraz ukazuje jednak najwcześniej powstały Żywot, spisany krótko po śmierci
świętego. Czytamy w nim, że biskup „wkroczył do Pyrzyc; wygłosiwszy zaś kazanie,
ochrzcił około pięciuset osób obojga płci. Podał im przepisy zachowania wiary i z
pomocą Pańską przybył następnie do innego miasta, zwanego Kamień. A głosząc w
nim przez całe trzy miesiące kazania nawrócił ku Panu trzy tysiące osiemdziesiąt pięć
osób płci obojga”. Z Żywotu następnego dowiadujemy się jednak, że Kamień stanowił
siedzibę księcia, że biskup zajmował się tam wznoszeniem drewnianego kościoła,
który niewątpliwie - jak wolno się domyślać - konsekrował. Wraz z upływem czasu
święty zyskiwał w oczach potomnych coraz bardziej cech wzorca idealnego biskupa.
Ponieważ pierwsze Żywoty nie odpowiadały tej potrzebie, powstawały następne. Tak
było i tym razem. Toteż najbardziej bliski prawdy wydaje się przekaz najwcześniej-
szego Żywotu, według którego misja Ottona w Pyrzycach trwać mogła w sumie kilka
lub kilkanaście dni (w drugim Żywocie czytamy, że Otto przebywał w Pyrzycach
czternaście dni).
Znacznie więcej wysiłku katechetycznego wkładano w nauczanie neofitów obo-
wiązków wobec Kościoła, właściwego obchodzenia niedziel i świąt kościelnych,
zachowywania postów, wszelkich przykazań boskich i kościelnych. Obowiązkiem
władzy świeckiej było przymuszanie opornych przy pomocy kar cielesnych do obser-
wowania przykazań. Thietmar z pewnym uznaniem pisał, że w państwie Chrobrego
„prawo Boże świeżo w tym kraju wprowadzone większej nabiera mocy przez taki
przymus”. Nie inaczej zapewne było za panowania jego ojca.
Udział obowiązkowy w niedzielnej i świątecznej mszy świętej mógł być reali-
zowany jedynie wówczas, jeśli stworzona została odpowiednio gęsta sieć kościołów
przy grodach książęcych. W pierwszym rzucie wzniesiono je niewątpliwie w gnieź-
nieńsko-poznańskim jądrze państwa Mieszkowego oraz w zachodnich i południowych
jego pertynencjach, tam gdzie nowoutworzone biskupstwo polskie stykało się z
magdeburską prowincją kościelną i z dzierżawami czeskimi (wiślańskimi i śląskimi),
które włączone zostały do utworzonych w 972 i 973 roku biskupstw praskiego i
morawskiego (ołomunieckiego), podporządkowanych metropolii mogunckiej (ze
względu na walki wewnętrzne w królestwie niemieckim po śmierci Ottona I, w któ-
rych Bolesław czeski opowiedział się początkowo przeciw Ottonowi II, do konsekracji
pierwszego biskupa praskiego doszło dopiero w 976 roku). Liczbę tych pierwszych
kościołów polskich szacować można na dwie - trzy dziesiątki. W każdym z nich
trzeba było obsadzić kapłana i dwóch duchownych o niższych święceniach. Nieco
liczniejsze grupy duchownych związane były z kościołami w Poznaniu i Gnieźnie.
Żaden ośrodek, żadna diecezja nie rozporządzała tak liczną rezerwą gorliwych
w służbie Bożej duchownych, którzy by chętnie udali się do kraju „barbarzyńskiego”,
którego proces chrystianizacji dopiero się rozpoczął. Zabiegać zaś trzeba było przy
tym o duchownych, którzy znali język słowiański lub którzy chcieliby nauczyć się
języka polskiego. Z tego względu wydaje się niesłuszne szukanie jednego ośrodka, z
którego miałoby przyjść do Polski chrześcijaństwo. Jordan i jego przyjaciele
werbowali duchownych do Polski wszędzie, dokąd mogli bezpośrednio lub pośrednio
trafić. Najbardziej starano się pozyskać niewątpliwie duchownych z Ratyzbony,
Salzburga, Wtirzburga, z diecezji, w których działali duchowni znający język
słowiański. W interesie tak księcia, jak biskupa, leżało wzmocnienie przybyszów
miejscowymi neofitami, kształconymi u boku biskupa. Występowały tu jednak dwie
istotne bariery: opór przeciw oderwaniu dziecka od wspólnoty rodzinnej, by umieścić
je w monasterium kanonicznym przy biskupie, lecz także trudności przezwyciężenia
emocentrycznego uprzedzenia duchownych przybyłych z krajów germańskich czy
romańskich wobec obcych kulturowo i językowo Słowian, których często uważano za
niżej stojących pod względem rozwoju kultury duchowej, niedojrzałych do pełnego
przyjęcia wiary Chrystusowej, a tym bardziej do pełnienia obowiązków powołania
kapłańskiego. Sytuacja ulegać poczęła zmianie zapewne pod koniec panowania
Mieszka I. Wola księcia, poznanie wzoru postępowania możnowładztwa niemieckiego,
dla którego kariera duchowna młodszych synów była czynnikiem umacniającym
potęgę rodziny, a w nienajmniejszej mierze zapał neoficki młodego pokolenia leżały
u podstaw zapewne jeszcze sporadycznego pojawiania się polskich przybyszów do
stanu duchownego, o których przypadkowe pierwsze wiadomości źródłowe pocho-
dzą z początku XI wieku.
Często pisywano o znacznym udziale mnichów w pierwszych dziesięcioleciach
działania Kościoła w Polsce. Wyraźnie trzeba stwierdzić, że hipoteza o mniszych czy
69
v-
mieszanych kanonicko-mniszych zespołach duchowieństwa przy katedrze jest pozba-
wiona podstaw źródłowych. Wzmianka nekrologiczna o biskupie Ungerze jako paste-
rzu monasterium poznańskiego ukazuje jedynie, jak zwrócił na to uwagę Józef
Nowacki, że przykatedralne zgromadzenie kanonickie w Poznaniu obserwowało ściśle
regułę akwizgrańską wspólnego życia kanoników lub nawet obostrzoną jej formę.
Przejawem zewnętrznym był m. in. wspólny dom, mieszczący dormitorium i refektarz,
kuchnie itd., zwany: „monasterium”. Mnisi, jeśli przybywali do Polski, powinni być
zwolnieni przez opata ze ślubu stałego przebywania w klasztorze; musieli mieć
święcenia, jeśli mieli wziąć bezpośredni udział w chrystianizacji kraju, w pracy
duszpasterskiej. Nie można jednak odrzucić możliwości ufundowania przez ks. Miesz-
ka pierwszych klasztorów, do których konwenty przybyły z Zachodu.
W ciągu kilkunastu lat tworząca się Polska doby Mieszkowej stała się - według
Ówczesnych ocen - krajem chrześcijańskim. Nie wątpił w to, pisząc o nim Thietmar.
Mimo to nie doszło za panowania Mieszkowego do erygowania dalszych biskupstw
i arcybiskupstwa. Jeśli zaś przyjąć, że następca Jordana Unger był jednocześnie
opatem w Memleben, albo -jak przypuszczał m. in. Henryk Łowmiański - że między
śmiercią Jordana i objęciem biskupstwa przez Ungera istniała kilkuletnia sediswakan-
cja, to uznać można by, że rozbudowa organizacji kościelnej w Polsce była powstrzy-
mywana przez grono rządzące w Niemczech. Doszły do tego komplikacje związane
z podbojem kraju Lędzian i Wiślan, a następnie krain śląskich, które Mieszko odebrał
księciu czeskiemu. Krakowsko-sandomierskie terytorium podlegało kościelnie
biskupstwu morawskiemu. Śląsk - biskupstwu praskiemu, lecz do zachodnich części
Śląska zgłaszał pretensje biskup Miśni, zyskując w 995 roku ich uznanie ze strony
Ottona III. Dopiero pozyskanie przez Bolesława Chrobrego ciała św. Wojciecha,
stanowiąc sakralny fundament dla polskiej prowincji kościelnej, stało się decydującym
argumentem, przezwyciężającym wszelkie opory przeciwko jej utworzeniu.
8. Nadanie „państwa” gnieźnieńskiego Stolicy Apostolskiej przez ks. Mieszka”
niedługo przed swą śmiercią ukazuje wyraźnie, jak ściśle złączył się Kościół w ciągu
ćwierćwiecza z monarchią w tworzącej się Polsce. Aby do tego doszło musiała istnieć
z obu stron - duchowieństwa przybyłego z zewnątrz i miejscowych kręgów władzy
- chęć współpracy. Duchowni, rekrutujący się niewątpliwie z środowisk reformator-
skich, upatrując w chrześcijaństwie „rzeczpospolitą nacji”, popierali dążenia do zajęcia
przez Polskę własnego, samodzielnego miejsca w owej rzeczypospolitej. Nie wiemy
natomiast, jakie walory miało chrześcijaństwo, nie tylko jako świat wyższej
cywilizacji, lecz przede wszystkim jako wiara, dla grona rządzącego w powstającej
Polsce. W źródłach o stulecie i jeszcze nieco późniejszych występują na plan pierwszy
walory eschatologicznej wizji chrześcijańskiej, losu indywidualnego i zbiorowego oraz
70
wielkość potęgi Chrystusa, jako wladcy świata. Zapewne od początku te elementy
mogły odgrywać istotną rolę w powolnym przechodzeniu od pogaństwa do chrześci-
jaństwa. Z tego domysłu nie wynika, że Mieszko i jego otoczenie takich elementów
w chrześcijaństwie szukali; na pewno je mogli znaleźć.
Nadzór i stosowanie kar cielesnych usunęły przejawy pogaństwa z życia publicz-
nego i z widoku publicznego. Trwać miało ono jeszcze długo we wspólnotach
rodowo-rodzinnych i sąsiedzkich, w rówieśniczych grupach drużynniczych. Przy braku
stałego przekazu kapłańsko-wróżbiarskiego, żywotność zachowywała przede wszystkim
sfera wyobrażeń demonologicznych. „Na demonologię godzi się patrzeć nie tak, jakby
była to dziedzina niedorozwiniętego poglądu religijnego, lecz tak, jak przystoi strefie/-
kom plementamej, do której mogły schodzić fragmenty dziedzictwa mitologii wyższej”,
jak wyjaśniał to Aleksander Gieysztor. Najbardziej odpornymi na przemiany były
tradycje praktyk magicznych, łatwo jednak wchłaniające nowe elementy. Nowa fala
ewangelizacji w XIII-XIV wieku umożliwiła głębszą społecznie i treściowo penetracje
wierzeń chrześcijańskich. „Niemniej, jak pisał A. Gieysztor, folklor słowiański - obok
wytworzenia postaci synkretycznych - zachowywał bardzo długo, prawie do dziś dnia,
podstawowe zręby tradycyjnego poglądu na świat i jego projekcję sakralną”. Jest to
daleką konsekwencją wczesnośredniowiecznej postawy misyjnej: zaufania w możli-
wość chrystianizacji kultury religijnej ludów nawracanych, co zalecali wielcy papieże
tamtych czasów, zwłaszcza Grzegorz Wielki, Mikołaj I.
Przy przedstawianiu początków Polski, także Kościoła w Polsce, bronić się trzeba
przed dwoma niebezpieczeństwami; z jednej strony grozi prymitywizacja ówczesnych
stosunków, z drugiej - ich monumentalizacja. Warto więc na zakończenie przypom-
nieć anegdotę zapisaną u Thietmara o postawie religijnej władcy węgierskiego Gejzy.
„Kiedy przyjął [on] chrzest, srożyt się wielce wobec opornych poddanych, by
utwierdzić nową wiarę, a Bożą płonąc miłością, zmazał winę dawnych zbrodni. Kiedy
jednak składał ofiary nie tylko Bogu wszechmogącemu, lecz także różnym fałszywym
bożkom pogańskim i kiedy przyganil mu to jego biskup, oświadczył mu, że jest dość
bogatym i potężnym, by móc sobie na to pozwolić”. Ta opowieść ukazuje dobrze
trudność zrozumienia monoteistycznej zasady chrześcijańskiej wiary przez ludzi
należących do kultur, które nie przekroczyły progu piśmienności. Przestrzega to przed
monumentalizacja początków chrześcijaństwa w Polsce. Były one dziełem nie tylko
państwa polskiego, lecz także czeskiego w krainach śląskich, wiślańskich i lędziańs-
kich. Przypomina o tym dobrze wezwanie św. Wacława katedry wawelskiej. Przedsta-
wienie jednak chrystianizacji południa późniejszej Polski wymagałoby wejścia w te
procesy w Czechach i na Morawach, na co już tu nie było miejsca. Zauważyć jedynie
wypada, że hipoteza o przynależności Krakowskiego do biskupstwa morawskiego jest
POCZĄTKI KOŚCIOŁA W POLSCE ZA PANOWANIA MIESZKA I 71
lepiej uprawdopodobniona niż domysł o zwierzchności biskupa praskiego nad Krako-
wem. Nie wydaje się też prawdopodobne, by biskupstwo krakowskie powstało znacz-
nie przed organizacją polskiej prowincji kościelnej, jak wywodził to Karol Buczek.
Rozpatrzenia natomiast wymaga szczególna rola Krakowa, na którą wskazuje wezwa-
nie św. Wacława. Czyżby w latach osiemdziesiątych na Wawelu osiadł biskup
pomocniczy, którego zadaniem było misyjne zorganizowanie pod względem kościel-
nym ziem nad Wisłą? Czyżby w Krakowie urzędowali episcopi regionom, których
imiona zachowały się w wykazie biskupów krakowskich z końca XIII wieku? Czyżby
to byli Prochor i Prokulf, których imiona poprzedzają w tym wykazie imię Poppona,
który był istotnie biskupem krakowskim w 1000 roku? Na te i na wiele innych pytań
dotyczących początków Kościoła w Polsce brak odpowiedzi.
Trzy, dość odmienne spojrzenia na pogaństwo słowiańskie, także polskie, zarysowali ostatnio
A. Gieysztor, Mitologia Słowian, Warszawa 1982; Henryk Łowmiański, Religia Słowian i jej upadek
(w. VI - XII), Warszawa 1979 (znacznie ponad 1/3 tej książki poświęcona jest problemom
chrystianizacji Słowian); S. Urbańczyk, Dawni Słowianie. Wiara i kult, Wrocław i in., 1991. Nadal
znaczną wartość zachowało pierwsze poważne opracowanie przez W. Abrahama, Organizacji
Kościoła w Polsce do połowy XII wieku (1880), wyd. 3, wyd. T. Silnicki, Poznań 1962 (z
przedrukami trzech innych prac Abrahama dot. tejże tematyki i jej omówieniem przez wydawcę).
Krytyczny przegląd stanu badań i zestawienie podstawowych prac dają M. Friedberg, Kultura polska
a niemiecka, t. 2, Poznań 1946; J. Dowiat, Chrzest Polski, wyd. 6. Warszawa 1969; Historia
Kościoła w Polsce, t. I, cz. I, pod red. B. Kumora, Z. Obertyńskiego, Poznań 1974; Z. Sulowski,
Początki Kościoła polskiego (w:) Kościół w Polsce, 1.1: Średniowiecze, pod red. J. Kłoczowskiego,
Kraków 1966. Nie można pominąć monumentalnego dzieta H. Łowmiańskiego, Początki Polski, t.
IV i V, Warszawa 1970, 1973; oraz nieocenionych poszukiwań G. Labudy, Studia nad początkami
państwa polskiego, Poznań 1946; przedruk wraz z przedrukiem rozprawy pt. Magdeburg i Poznań
(1938) uzupełniony komentarzem, Poznań 1987; tegoż. Studia nad początkami państwa polskiego,
L II, Poznań 1988 (zebranie uzupełnionych studiów na powyższy temat ogłoszonych głównie w
latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych). Pięknym, naukowym uczczeniem tysiąclecia
pierwszych wzmianek o tworzącym się państwie polskim był zbiór studiów pt. Początki państwa
polskiego, 2 tomy, pod red. H. Łowmiańskiego, K. Tymienieckiego, Poznań 1962 (początków
chrześcijaństwa w Polsce dotyczą tu zwłaszcza prace A. Gieysztora, T. Silnickiego, A. Yetulaniego).
Problematykę tę podjęto też na IX Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich w 1963 roku: T.
Grudziński, Pogaństwo i chrześcijaństwo w świadomości społecznej Polski wczesna feudalne j (w:)
Historia kultury średniowiecznej w Polsce, t. I, Warszawa 1963; A. Gieysztor, Podstawy społeczne
i treści ideowe kultury wcześniejszego Średniowiecza polskiego (w:) tamże, t. n. Warszawa 1964
(por. też A. Gieysztor, Ideowe wartości kultury polskiej X-XI wieku. Przyjęcie chrześcijaństwa,
„Kwart. HisL” 67, 1960). O zasadach działań misyjnych zob. M. Rechowicz, Chrzest Polski a katoli
cha teologia misyjna we wczesnym średniowieczu, „Ruch Biblijny i Liturgiczny” 19, 1966; M.
Wyszyński, Chrzest Polski w świetle wytycznych misyjnych dla Słowian, „Prawo Kanoniczne” 9,
1966; B. Kumor, Praktyka misyjna Kościoła w X wieku, „Nasza Przeszłość”, 69, 1988 (tu też całość
materiatów konferencji zorganizowanej przez Komisję Teologiczną PTPN w 1984 roku nL
„Początków kultury chrześcijańskiej w Polsce w X wieku” - teksty A. Gieysztora, G. Labudy, A.
Weissa, B. Kiirbis, K. Żurowskiej, J. Józefowicz, Z. Pianowskiego oraz głosy dyskusyjne). O
początkach organizacji kościelnej w Polsce J. Nowacki, Dzieje archidiecezji poznańskiej, t I,
Kościół katedralny w Poznaniu, Poznań 1959; S. Hain, Powstanie biskupstwa poznańskiego, oraz
M. Banaszak, Charakter prawny biskupów Jordana i Ungera, „Nasza Przeszłość”, 30, 1969; A.
Weiss, Biskupstwa bezpośrednio zależne od Stolicy Apostolskiej w średniowiecznej Europie, Lublin
1992.
Dzieje Poznania obrosły bogatą literaturą. Wiele napisano na temat początków
grodu poznańskiego i jego dalszych losów, na temat przekształceń przestrzennych
aglomeracji poznańskiej i jej socjotopografii, na temat miejsca Poznania w bliższym
i dalszym regionie. Okazją do rozmaitych studiów i artykułów stały się m. in. kolejne
rocznice poczynając od 700-lecia lokacji miasta, poprzez tysiąclecie państwa pols-
kiego, tysiąclecie biskupstwa poznańskiego, aż do rocznicy śmierci pierwszego biskupa
Jordana. Jednakże problematyka daleka jest od wyczerpania i wiele zagadnień budzi
wciąż dyskusje i kontrowersje.
Intensywne prace badawcze, przede wszystkim archeologiczne, poświęcone dzie-
jom grodu poznańskiego prowadzono głównie w latach pięćdziesiątych i sześćdzie-
siątych. Zniszczenia wojenne umożliwiły prace wykopaliskowe we wnętrzu katedry
poznańskiej, a w nawiązaniu do badań przedwojennych podjęto prace w różnych
punktach Ostrowa Tumskiego (ryć. l). W latach późniejszych możemy odnotować
jedynie prace ratunkowe o niezbyt wielkiej skali. Główne informacje uzyskane w tych
badaniach zostały już dawno poddane analizie i udostępnione. W latach nam bliższych
prowadzone były jednak szerokie prace inwentaryzujące systematycznie pozostałości
osadnictwa pradziejowego i średniowiecznego na obszarze miasta Poznania i całej
Wielkopolski, a także weryfikacja grodzisk wczesnośredniowiecznych, dzięki czemu
zyskaliśmy lepszy obraz przemian zasiedlenia Wielkopolski, w tym i regionu Pozna-
nia, w interesującym nas okresie.
Zarówno dawniejsze, jak i wspomniane najnowsze prace pozwalają na ponowne
rozpatrzenie paru grup zagadnień związanych z początkowym etapem dziejów Pozna-
nia. Zajmiemy się zatem następującymi kwestiami:
1) miejscem grodu poznańskiego w systemie grodowym Wielkopolski w czasach
wczesnopiastowskich;
2) problematyką zaplecza osadniczego Poznania i związaną z tym kwestią genezy
oraz roli grodu poznańskiego w organizacji zasiedlenia i infrastruktury regionu;
3) w końcu sprawą najbardziej dyskutowaną - rolą Poznania w czasach pierw-
szych Piastów.
75
Ad l) Ostatnie dziesięciolecia posunęły naprzód naszą wiedzę na temat poszczegól-
nych ośrodków grodowych Wielkopolski. Ostatnie zaś badania pozwalają żywić
nadzieję, że przynajmniej w najważniejszych przypadkach uzyskamy dokładność da-
towania początków grodów i ich kolejnych faz budowy czy rozbudowy nawet w gra-
nicach lat kalendarzowych. Taką nadzieję dają wyniki analiz dendrochronologicznych
drewna z wałów lub innych konstrukcji, związanych z funkcjonowaniem grodów
(mostów, grobli), z niektórych obiektów wielkopolskich wykonanych przez doktora
Krąpca z Krakowa. Możemy zatem już dziś dość pewnie wskazać, które grody istniały
w interesujących nas czasach, a niekiedy wręcz wskazać, kto mógł być ich budow-
niczym. Pozwala to na odtworzenie systemu grodowego Wielkopolski tego okresu i
usprawiedliwia próbę poszukiwania jakiejś ogólniejszej idei w rozmieszczeniu oś-
rodków obronnych na tym terytorium, tym bardziej, że jak już wiemy, nie mamy do
czynienia z kontynuacją centrów grodowych okresu plemiennego, lecz z nowa jakoś-
cią przestrzenną, pociągającą za sobą w dalszym rozwoju dalekosiężne skutki, między
innymi w rozmieszczeniu osadnictwa, sieci dróg lądowych itp., skutki czytelne do dziś
dnia.
W okresie bowiem przed powstaniem państwa polskiego w wiekach VII-IX i w
początkach wieku X istniało w Wielkopolsce wiele grodów (ryć. 2). Niektóre z nich
nie były stale zamieszkiwane, pełniły zatem funkcje schronieniowe w czasie nie-
bezpieczeństwa, inne były głównie miejscami zgromadzeń czy sprawowania kultów
pogańskich. Większość jednak ówczesnych ośrodków obronnych to były niewielkie,
silnie ufortyfikowane grody, w których nie mogła już chronić się cała okoliczna
ludność, lecz w razie napadu broniła się w nich załoga wojskowa - drużyna otacza-
jąca naczelnika wspólnoty lokalnej lub plemiennej. Takie grody występują najliczniej
w zachodniej i południowo-zachodniej Wielkopolsce. W innych partiach Wielkopolski,
zwłaszcza w jej centrum, grodów z czasów plemiennych jest stosunkowo niewiele, a
część z nich nie powstała przed wiekiem IX.
Powstanie państwa polskiego zmienia radykalnie obraz rozmieszczenia grodów
w Wielkopolsce. Większość dawnych ośrodków obronnych zanika, a tylko nieliczne
z nich, znajdujące się w szczególnie ważnych punktach na szlakach wodnych i lądo-
wych, są nadal użytkowane po gruntownej jednak przebudowie. Sieć zatem nowych,
wczesnopiastowskich grodów (ryć. 4) nie nawiązuje do dawnej plemiennej. Wolno
nam zatem poszukiwać jakiejś ogólniejszej idei w rozmieszczeniu nowo powstających
ośrodków obronnych. Już dawniej próbowałam wykazać, że obserwowane w czasach
wczesnopiastowskich szczególne nagromadzenie grodów, w tym kilku grodów dużej
rangi w samym centrum państwa Mieszka, ma swoje analogie w innych państwach
(Bułgaria naddunajska. Wielkie Morawy, Czechy) i znamionuje wczesny etap formo-
76
wania się państw, kiedy istnieje silne jądro i jeszcze dość luźno z nim powiązane
przyłączane kolejno do państwa ziemie. Ale takie wyjaśnienie nie wyczerpuje całości
zagadnienia. Warto bowiem zastanowić się nad kwestią wzajemnych powiązań wew-
nętrznych i zewnętrznych grodów ziemi gnieźnieńskiej.
Ryć. 2. Grodziska wielkopolskie z okresu sprzed powstania państwa polskiego, l - grodziska dato-
wane ogólnie na starsze fazy okresu wczesnośredniowiecznego; 2 - grody pobudowane w Vn-VIII
wieku; 3 - grody powstałe w DC-X wieku.
Fakt, że Poznań, w przeciwieństwie do Gniezna, związany był od początku z
wielką arterią wodną - Wartą - został oczywiście dawno zauważony i w tym m. in.
upatrywano przyczyny jego konkurencyjności w stosunku do Gniezna. Analizując jed-
nak rozmieszczenie innych grodów wczesnopiastowskich, wzniesionych w centrum
tworzącego się państwa, stwierdzamy, iż wszystkie one są powiązane z systemem
wodnym Warty poprzez prawobrzeżne dopływy połączone niekiedy w jeden system
wodny z rynnami jeziornymi. Wymownymi przykładami są: gród na wyspie Jeziora
Lednickiego powiązany z Poznaniem rzeką Główną, dalej gród w Bninie powiązany
POZNAŃ w CZASACH MIESZKA I 77
z Wartą rzeką Kamionką, Giecz - leżący nad uchodzącą do Warty Moskawą, Grzy-
bowo nad rzeką Strugą. Grody z północy Ziemi Gnieźnieńskiej były powiązane z
Wartą poprzez Wełnę czy Małą Wełnę (Łekno, Kiecko), leżące zaś na wschodzie czy
północnym wschodzie wiązały się z dorzeczem Noteci (Żnin, Biskupin, Jankowo,
Mogilno, Kołuda Wielka). Szczególna pozycja Kruszwicy umożliwiała wodne połą-
czenia zarówno z Wartą, jak i z Notecią oraz, co jest niezmiernie istotne - najprawdo-
podobniej poprzez Bachorze - z Wisłą. O wykorzystywaniu wodnych dróg komuni-
kacyjnych świadczy choćby znalezienie w fosie grodu w Lądzie łodzi klepkowej.
System wodny zapewniał także naturalną komunikację z Pomorzem Zachodnim (o
czym szczególnie wiele pisano), z obszarem Polski środkowej, wiązał Wielkopolskę
z Wisłą, z Pomorzem Gdańskim, a poprzez system wodny Wisły z ziemiami ruskimi.
Można wysunąć tezę, że dopiero ustalenie sieci osadniczej wraz z punktami węzło-
wymi, którymi w tych czasach były niewątpliwie grody, wzniesione w okresie
wczesnopiastowskim, umożliwiło stopniowe wytworzenie się bardziej stabilnej sieci
dróg lądowych, jednakże w całym okresie wczesnego średniowiecza, a zwłaszcza w
czasach wczesnopiastowskich, połączenia wodne były najdogodniejszymi szlakami
komunikacyjnymi. Wystarczy wspomnieć, iż nakład energetyczny w transporcie
wodnym był, jak wynika z badań, kilkakrotnie niższy niż w kołowym transporcie
lądowym. Ponieważ zaś w grodach wielkopolskich i ich najbliższym zapleczu
rozmieszczone były główne siły wojskowe tworzącego się państwa, łatwa z nimi łącz-
ność i szybka komunikacja były wówczas niezmiernie istotne. W największych zaś
grodach wielkopolskich gromadzono także główne bogactwa państwa pochodzące z
łupów i danin, w nich też obserwujemy ożywioną działalność inwestycyjną, wyma-
gającą transportu nieraz dużych ilości różnorodnych surowców. W tym aspekcie
położenie Poznania górowało nad Gnieznem, połączonym jedynie z Wełną.
Jednakże to Gniezno znajdowało się w centrum tej części Wielkopolski, stano-
wiąc jej naturalny ośrodek, znakomicie zabezpieczony opisanym systemem grodów
warownych.
Szereg grodów zakładano w ważnych strategicznie i komunikacyjnie punktach
przepraw przez główne przeszkody terenowe, jakimi na obszarach Niżu były rzeki,
płynące w szerokich i nieraz podmokłych dolinach. Takie było też położenie samego
Poznania. Gród pobudowano na wyspie otoczonej odnogami Warty, miał on zatem
bezpośrednie powiązanie ze szlakiem wodnym Warty i dopływów prawo- i lewobrzeż-
nych uchodzących do Warty w bliskiej odległości (Główna, Cybina, Bogdanka,
Wierzbak). Jednocześnie w niezbyt szerokiej dolinie rzeki, wśród jej ramion i wpada-
jących do niej dopływów tworzyły się łachy piaszczyste i wyspy ułatwiające
przeprawę. Dojście do tego odcinka Warty było ułatwione łagodnie opadającymi
78
terasami i dolinami rzek uchodzących do Warty. Zarówno na południe, jak i na północ
od Poznania, warunki przeprawy były daleko gorsze. Zbliżone też było położenie np.
Śremu (który ongiś Zygmunt Wojciechowski uznał za podobny Santokowi „klucz kró-
lestwa polskiego” na szlaku ku Śląskowi), Lądu nad Wartą, następnie Nakła, Ujścia
i Santoka, zapewne też Wielenia i Drżenia nad Notecią, Międzyrzecza nad Obrą. Te
miejsca, umocnione grodami, wyznaczały też naturalne punkty na formujących się i
stopniowo ustalających szlakach lądowych.
Analogię do systemu grodowego Ziemi Gnieźnieńskiej stanowi ośrodek państwa
Przemyślidów z grodami otaczającymi od wszystkich stron centralnie położone grody
w Pradze i Levym Hradcu, powiązanymi systemem rzecznym Łaby, Wełtawy i ich do-
pływów. I w tym przypadku grody blokowały główne przejścia w kierunku centrum
domeny Przemyślidów.
Ryć. 3. Osadnictwo okolic Poznania w starszych fazach okresu wczesnośredniowiecznego (VI-pocz.
X wieku). Matę pełne kółka oznaczają pozostałości osad; większe petne kotka - grodziska; puste
kółka - pozostałości osad o niepewnej chronologii; inne znaki - nieokreślone pozostałości
osadnictwa.
79
Ad 2) W ostatnich latach uzyskano nowe materiały do kwestii zaplecza osadniczego
grodu poznańskiego. Dokładniejsze rozpoznanie osadnictwa w regionie Poznania
umożliwiły badania w ramach Archeologicznego Zdjęcia Polski, dzięki którym mamy
już dziś stosunkowo dobrą orientację w rozmieszczeniu osadnictwa w okresie poprze-
dzającym powstanie państwa i możemy ocenić zmiany zaistniałe w procesie jego
formowania, r
Ryć. 4. Grody funkcjonujące w czasach pierwszych Piastów, l - grody datowane ogólnie na czas
panowania pierwszych Piastów; 2 - grody przypuszczalnie z czasów panowania pierwszych Piastów;
3 - grodki lokalne; 4 - grody o większym znaczeniu strategicznym; 5 - grody stołeczne; 6 - istnie-
jące lub odkryte resztki przedromariskiej architektury sakralnej; 7 - domniemane zabytki przed-
romańskiej architektury sakralnej; 8 - istniejący lub odkryty zespół sakralno-pałacowy; 9 - domnie-
many zespól sakralno-pałacowy; 10 - stolica arcybiskupia lub biskupia.
W czasach plemiennych w rejonie Poznania nie obserwuje się szczególnego za-
gęszczenia osadnictwa (ryć. 3). Prezentowane na mapie uchwycone pozostałości
80
osiedli nie są przytem sobie współczesne, niektóre z nich pochodzą bowiem z po-
czątków doby plemiennej, inne raczej z jej schyłku. Notujemy pozostałości osiedli
wzdłuż Warty, w rejonie Ostrowa Tumskiego, również na samej wyspie Tumskiej
(pozostałość osiedla z przełomu IX i X lub z pierwszej połowy X wieku), a także nad
dopływami Warty, zazwyczaj jednak w pewnej odległości od tej rzeki. Na przykład,
skupisko osad nad Jeziorem Kierskim odległe jest o około 13 km na zachód od Warty,
podobnie skupisko w okolicach Dąbrówki, jedynie niewielkie skupisko w rejonie
Umułtowa usytuowane jest zaledwie 2,5 km od Warty. Podobnie nad prawobrzeżnymi
dopływami ślady osadnictwa występują w odległości 7-8 km od Warty.
Dwa grody, które możemy odnieść do czasów plemiennych (grodziska w Glinnie
i Pawłowicach) leżą około 10 i 13 km na północ i północny zachód od Ostrowa Tums-
kiego. Gród w Pawłowicach należy, jak się wydaje, wiązać raczej z dorzeczem dolnej
Warty (o biegu równoleżnikowym), gdzie obserwujemy dalsze grody o tej chronologii.
Grody plemienne stwierdzono także wzdłuż Mogilnicy (odległej od Warty około 30-35
km na wschód) nie mają one jednak związku przestrzennego z rejonem Poznania. Naj-
bliższe grodzisko z tego czasu po wschodniej stronie Warty (Trzek) leży w odległości
około 15 km na południowy wschód od Ostrowa Tumskiego. Na wyspie Tumskiej, jak
wspomniano, stwierdzono jedynie ślady nieobronnej osady ze schyłku epoki ple-
miennej.
Druga połowa X i początek XI wieku przynoszą widoczne zmiany w rozmiesz-
czeniu zasiedlenia w najbliższym zapleczu Poznania (ryć. 5). Powstaje gród na
Ostrowie Tumskim, a w jego najbliższej okolicy, po stronie wschodniej parę osiedli
(z których część jest kontynuacją osad z poprzedniej fazy). Ogólnie na analizowanym
terenie sieć osad zagęszcza się prawie dwukrotnie. Powstają one zarówno nad Wartą
zwłaszcza na południe od grodu, jak i nad jej dopływami lewobrzeżnymi (Bogdanka,
Potok Junikowski, Wirynka) i prawobrzeżnymi (Główna, Cybina, Kopia), a także nad
ich drobniejszymi dopływami i jeziorami. Grupy osiedli wyraźnie wiążą się z sys-
temem wodnym, którego osią jest Warta, jednocześnie jednak możemy zauważyć ich
korelację z poświadczonymi później szlakami lądowymi. Osiedla nad Główną łączą
się niewątpliwie z formującym się szlakiem w kierunku Gniezna i dalej przez Krusz-
wicę w kierunku Pomorza Gdańskiego i północnego Mazowsza; osady nad Kopią -
z odcinkiem szlaku z Poznania ku ważnej przeprawie przez Wartę pod Śremem i dalej
w kierunku Głogowa i Wrocławia. Podobnie na lewym brzegu Warty - osiedla nad
Bogdanką (okolice późniejszej wsi Niestachów) łączą się z najważniejszym w tym
czasie szlakiem z Poznania ku zachodowi przez Bytyń (w okolicy którego funkcjo-
nował przypuszczalnie gród wczesnopiastowski, bowiem obecność tam załogi wojsko-
wej poświadcza cmentarzysko z grobem wyposażonym w ostrogi) - Pszczew - Mię-
r
v-
81
dzyrzecz, skąd szlak mógł prowadzić w kierunku południowym przez Krosno na Łu-
życe, zachodnim na Lubusz, bądź północnym przez Santok na Pomorze Zachodnie.
Dalsze skupisko osiedli nad Bogdanką i nad Jeziorem Kierskim można połączyć ze
szlakiem ku północnemu zachodowi, ku przeprawie przez Wartę, może pod Obrzyo-
kiem. W końcu osiedla nad Potokiem Junikowskim i Wirynka wiążą się zapewne z
drugim ważnym szlakiem komunikacyjnym ku zachodowi przez Niepruszewo (gdzie
znów mamy potwierdzoną znaleziskami obecność wczesnopiastowskich sił zbrojnych)
i dalej ku przeprawie przez Jeziora Obrzańskie pod Zbąszyniem i przez Krosno na
•
Ryć. 5. Osadnictwo okolic Poznania w czasach pierwszych Piastów. Pełne duże kółko oznacza gród
na Ostrowie Tumskim; matę pełne kółka - pozostałości osad z tego czasu; puste kółka - pozosta-
łości osad przypuszczalnie z tego czasu; trójkąty - miejsca cmentarzysk szkieletowych; inne znaki
— nieokreślone pozostałości osadnictwa.
Łączność wymienionych szlaków komunikacyjnych z Poznaniem nie może ulegać
wątpliwości, zatem prawdopodobna jest inicjująca rola panującego w intensyfikacji i
82
rozmieszczeniu osadnictwa, tak wyraźnie czytelna w innych regionach Ziemi Gnieź-
nieńskiej, np. w okolicach Ostrowa Lednickiego, gdzie pobudowanie grodu przez
Mieszka I i mostów łączących wyspę ze szlakami lądowymi spowodowało potrojenie
liczby osiedli wokół brzegów Jeziora Lednickiego.
Następne wieki wczesnego średniowiecza przynoszą już skokowy wzrost zasie-
dlenia okolic Poznania, co stanowi już bezpośrednie podłoże średniowiecznej sieci
osadniczej. Można np. stwierdzić, iż w najbliższej okolicy wszystkich bez mała wsi
wspomnianych w zapisach źródeł pisanych z XIII wieku znaleziono skupiska stano-
wisk archeologicznych z materiałem pochodzącym z przełomu XI i XII wieku. Podob-
nie wokół dość licznych w okolicach Poznania miejscowości o nazwach nawiązu-
jących do organizacji gospodarczej państwa wczesnopiastowskiego, określanej mianem
organizacji służebnej (Gadki, Kobylniki, Komomiki, Łagiewniki, Psarskie, Rudnicze,
Szewce, Szczytniki, Świątniczki, Winiary). Początki owej intensywnej kolonizacji
okolic Poznania uchwytne są, jak wynika z wstępnej analizy materiałów osadniczych,
już w fazie wczesnopiastowskiej.
Ad 3) Przechodzimy teraz do ostatniej grupy zagadnień - wiążących się z rolą grodu
poznańskiego w czasach pierwszych Piastów. Jest to sprawa wybitnie kontrowersyjna
i w literaturze wypowiedziano na ten temat wiele rozbieżnych opinii. Niektórzy bada-
cze, zwłaszcza po odkryciach w toku badań archeologicznych resztek potężnych umoc-
nień i pozostałości przedromańskiej architektury kamiennej skłonni byli uznać, iż wła-
śnie Poznań był stolicą Mieszka I (m. in. K. Tymieniecki, J. Widajewicz, Z. Wojcie-
chowski, Z. Sułowski, W. Hensel, J. Żak, a z pewnymi zastrzeżeniami również Z. Ka-
czmarczyk). Inni badacze stojąc na stanowisku, iż od początku państwa polskiego
stolicą było Gniezno, negowali możliwość takiej roli Poznania (G. Labuda, K. Buczek,
H. Łowmiański). Wskazywano też, iż pojęcie stolicy dla czasów, które, nas tutaj
interesują, jest anachronizmem. Mogły bowiem wówczas istnieć różne ośrodki peł-
niące rolę rezydencji panującego (por. powyżej). Znane są też przykłady pełnienia
funkcji głównego ośrodka państwa kolejno przez różne grody. Ostatnio pojawił się
głos wnoszący, jak się wydaje, nowe elementy do dyskusji. Myślę tu o opublikowa-
nym w 1991 r. w „Kwartalniku Historycznym” (R. 98) artykule Zbigniewa Dalewskie-
go pt. Miedzy Gnieznem a Poznaniem. Autor, analizując relacje między władzą a
miejscem w przestrzeni, wykazał na podstawie bogatego materiału porównawczego,
iż w obrębie wczesnych państw, a zwłaszcza ich obszarów krystalizacyjnych, niektóre
miejsca były wyposażone w zespół szczególnych wartości dla danej grupy społecznej,
stąd też dostęp do tych miejsc warunkował możliwość sprawowania władzy zwierzch-
niej. Miejsc takich mogło być parę, mógł to być także jeden główny punkt w przes-
83
trzeni. Zdaniem tego autora, wartości wiązane z Gnieznem mogły mieć genezę przed-
piastowską, polańską, a Piastowie oparli swoją władzę na opanowaniu Gniezna.
Nadrzędne znaczenie ośrodka gnieźnieńskiego zostało potwierdzone takimi faktami,
jak Zjazd gnieźnieński, grób św. Wojciecha, założenie metropolii gnieźnieńskiej.
Jednakże, zdaniem cytowanego autora, Poznań pełnił w państwie pierwszych Piastów
rolę porównywalną z Gnieznem. Stawia on tezę, że w zamysłach pierwszych Piastów
Poznań miał stać się punktem, wokół którego winny się były skupić wartości ideo-
logiczne związane z dynastią. Tyle Zbigniew Dalewski.
Gdy teraz skonfrontujemy powyższe wywody z danymi na temat Poznania wczes-
nopiastowskiego, znajdziemy wiele elementów zdających się je popierać. Po pierwsze
chronologia - początki grodu poznańskiego. W dotychczasowej literaturze początki
grodu poznańskiego cofano nieraz do IX wieku. Jednakże szczegółowa analiza mate-
riałów archeologicznych nie pozwala na takie stwierdzenie. W końcu IX - początkach
X wieku funkcjonowała na Ostrowie Tumskim, jak wskazywaliśmy powyżej, osada
nieobronna. Pierwszy gród według ostatnich ustaleń został pobudowany około połowy
X wieku. Nie możemy na razie sprecyzować tej chronologii. Jednakże daty dendro-
chronologiczne (oparte zatem na obliczeniach przyrostów rocznych pni drzewnych
użytych do wznoszenia konstrukcji obronnych) dotyczące innych grodów wielko-
polskich, np. Lądu - 940 - pozwalają postawić tezę, że około połowy lub trochę przed
połową X wieku możemy się liczyć z poważnymi inwestycjami grodowymi w Wielko-
polsce i Poznań wpisuje się dobrze w tego typu przedsięwzięcie. Ponadto, jak
wskazano powyżej, system grodów Wielkopolski, aczkolwiek otaczający Gniezno ze
wszystkich stron i zapewniający mu bezpieczeństwo, miał powiązania jakby od Gniez-
na niezależne - z systemem wodnym Warty, a zatem przede wszystkim z Poznaniem.
Najstarszy gród poznański był nieco mniejszy od rekonstruowanego i przy-
taczanego w licznych publikacjach dwuczłonowego grodu w północnej partii Ostrowa
Tumskiego. Leżał również w tej części Ostrowa, lecz miał nieco inny plan, aczkolwiek
był zapewne od początku dwuczłonowy. Otaczający go wał również nie był tym zna-
nym potężnym wałem z ławą kamienną. Był to wał drewniano-ziemny (ryć. 6), zbudo-
wany w konstrukcji rusztowej polegającej na układaniu stosów drewna o kierunku
poprzecznym do biegu wału na legarach układanych zgodnie z linią umocnień.
Szkielet drewniany był wypełniany ziemią. Szerokość wału sięgała 10 m. Dla utrzy-
mania odpowiedniej statyki konstrukcji lico zewnętrzne, zwłaszcza w dolnych partiach
było umocnione tzw. konstrukcją hakową, polegającą na tym, iż niektóre poprzeczne
elementy konstrukcyjne miały pozostawione odpowiednio przycięte boczne gałęzie,
co tworzyło rodzaj haków, przytrzymujących elementy konstrukcji układane wzdłuż
biegu wału. Cała konstrukcja wału była wzmocniona odsadzką o szerokości około
POZNAŃ W CZASACH MIESZKA I 85
\^ 4-5m (ryć. 6). Pierwsza przebudowa grodu, być może częściowa, miała miejsce w
latach sześćdziesiątych X wieku. Zlikwidowano wówczas część wschodniego odcinka
wału poszerzając gród od tej strony. Generalna zaś przebudowa grodu poznańskiego,
w wyniku której uzyskał on formę najpotężniejszej wielkopolskiej twierdzy drewniano-
kamiennej (ryć. 7) (szerokość wału sięgała 20 m, a wysokość szacuje się na około
lOm; stabilizująca odsadzka miała formę potężnej ławy o szerokości 4-5 m zbudowa-
nej ze skrzyń drewnianych umocnionych hakami, a wypełnionych kamieniami) przy-
pada na schyłek X lub przełom X i XI wieku, zatem na okres ponownych, szeroko-
zakrojonych inwestycji grodowych w Wielkopolsce i w innych ziemiach przyłączo-
nych do państwa piastowskiego.
Niewiele wiemy o zabudowie wnętrza grodu poznańskiego, a zwłaszcza wydzie-
lonej części „książęcej”. Przypuszcza się, iż znajdowały się tam budowle kamienne
zapewne podobne do lednickich i gieckich (palatium i kaplica grodowa, być może
według późniejszej tradycji pod wezwaniem Najświętszej Panny Marii). W drugim
członie grodu natomiast pobudowano kamienną katedrę biskupią (ryć. 7). Była to dość
znacznych rozmiarów (o powierzchni około 1000 m2) trójnawowa bazylika, zbudo-
wana z okrzesków kamiennych, z kwadratowym chórem zamkniętym absydą, flanko-
wanym dwoma prostokątnymi aneksami oraz z potężnym masywem zachodnim,
zwieńczonym wieżą. Długość całej budowli wynosiła 49 m, szerokość nawy głównej
w świetle - 8,5 m, naw bocznych - 4,5 m. Posadzkę stanowiła wylewka wapienna na
fundamencie okrzeskowym. Z wystroju wnętrza nic się nie zachowało, jedynie poje-
dyncze kamyki mozaikowe znajdowane w różnych punktach Ostrowa Tumskiego poz-
walają przypuszczać, iż we wnętrzu katedry mogła się znajdować jakaś mozaikowa
dekoracja.
Dochodzimy tutaj do sprawy kontrowersyjnej - siedziby pierwszego biskupa
polskiego. Jak wiemy, dość powszechnie przyjmowana (m. in. przez takich badaczy
jak: W. Abraham, J. Nowacki, T. Silnicki, Z. Wojciechowski, Z. Kaczmarczyk,
H. Ziółkowska, B. Kurbis) lokalizacja jego siedziby w Poznaniu została zakwestiono-
wana przez Gerarda Labudę, który równocześnie podważył zasadność datowania
odkrytych w badaniach archeologicznych reszt katedry na schyłek X wieku, a zatem
również możliwość identyfikacji najstarszego pochówka w katedrze z pierwotnym
miejscem spoczynku Mieszka I. Otóż możemy stwierdzić, iż dane archeologiczne
(zawartość ruchoma warstw zalegających bezpośrednio pod katedrą) przemawiają dość
jednoznacznie za umieszczeniem jej budowy raczej w drugiej połowie X wieku niż w
początkach XI wieku. Wyniki analizy architektonicznej przytoczyła w swej obszernej
monografii śp. Krystyna Józefowiczówna i zebrała je raz jeszcze w przygotowanym
krotko przed śmiercią artykule. Zatem dopóki nie zostaną przedstawione nowe argu-
Ryć. 7. Rekonstrukcja dwuczłonowego grodu piastowskiego na Ostrowie Tumskim w Poznaniu z
końca X wieku, A - miejsce domniemanego zespołu sakralno-pałacowego; B - katedra prz.ed-
romańska. Według W. Hensla i J. Żaka.
^
Ryć. 8. Rekonstrukcja rzutu poziomego katedr przcdromańskiej (l i 2) i romańskiej (3) z pozostałoś-
ciami i rekonstrukcją grobowców usytuowanych pośrodku nawy głównej katedry przedromańskiej,
będących najprawdopodobniej miejscami wiecznego spoczynku Mieszka I i Bolesława Chrobrego.
Pozostałe groby związane są z katedrą romańską. Kropką oznaczono groby wyposażone w naczynia
liturgiczne i insygnia biskupie. Według K. Józefowiczówny z uzupełnieniami autorki.
88
menty z zakresu archeologii i historii architektury wskazujące na konieczność
przesunięcia chronologii pierwszej katedry poznańskiej na czas po roku 1000,
obstajemy przy dotychczas ustalonej datacji tego zabytku wraz ze wszystkimi dalszymi
implikacjami.
Pozwolę też sobie wrócić jeszcze pokrótce do sprawy atrybucji i chronologii
wspomnianego najstarszego pochówka w katedrze poznańskiej (ryć. 8). Wiąże się on
niewątpliwie z pierwszą fazą użytkowania katedry, komora grobowa przecięła bowiem
najstarszą, pierwszą posadzkę wapienną katedry i warstwy pod nią zalegające. Jest on
zatem tylko nieco późniejszy od momentu zakończenia budowy pierwszej katedry.
Usytuowano go na osi nawy głównej katedry, prawie po jej środku. Grobowiec
zbudowany z martwicy wapiennej i okrzesków kamiennych, wystawał około 0,4 m
ponad posadzkę, stanowił zatem również naziemny element wyposażenia katedry.
Miejsce, na którym znajduje się grobowiec, zarezerwowane było we wczesnym
średniowieczu wyłącznie dla fundatorów. Liczne przykłady z tego czasu, m. in. z
Czech, czy z Niemiec ottońskich, pozwalają jednoznacznie rzecz ustalić. Zatem w
czasie, o którym mowa, w grę wchodziłyby jedynie osoby dwu pierwszych naszych
władców, których tradycja wiąże z Poznaniem - Mieszka I i Bolesława Chrobrego.
Odkrycie zaś pozostałości drugiego, nieco późniejszego, jak wynika z analizy straty-
graficznej, grobowca, usytuowanego również na osi katedry, z przesunięciem ku
wschodowi, przykrytego płytą wapienną, który możemy uznać za miejsce pierwotne
spoczynku drugiego naszego władcy - Bolesława Chrobrego, pozwala z dużą dozą
prawdopodobieństwa widzieć w pierwszym grobowcu - pierwotne mauzoleum
Wszystkie te elementy, uchwytne w dotychczasowych badaniach: budowa potęż-
nego grodu znakomicie osadzonego w sieci powiązań topograficznych z innymi waż-
nymi ośrodkami grodowymi, w późniejszych latach przebudowanego w jeszcze potęż-
niejszy ośrodek militarny, utworzenie tu początkowo najważniejszego ośrodka
kościelnego i wiążąca się z tym budowa pierwszej kamiennej monumentalnej katedry,
usytuowanie w niej nekropolii pierwszych Piastów (według tradycji pochowano w
katadrze poznańskie) również Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela) można uznać za
wynik celowych, wielokierunkowych działań zmierzających do wyposażenia Poznania
w najrozmaitsze cechy zarówno materialne, jak i ideologiczne, dzięki którym mógłby
„zająć ważne miejsce,w ramach decydującej o trwałości piastowskiego władztwa
konstrukcji ideowo-politycznej” - że znów wrócimy do ujęcia Z. Dalewskiego. Że usi-
łowania te nie zostały uwieńczone pełnym powodzeniem przyczyniły się do tego
-rozmaite okoliczności, a zwłaszcza dość szybko zakończony głębokim kryzysem
‘pierwszy etap formowania się państwa pierwszych Piastów. Zgodzić się jednak należy
z Z. Dalewskim, że w tym właśnie etapie zarówno Gniezno, jak i Poznań, pełniły
ważne uzupełniające się role, stanowiąc „dla Piastów punkty, w których najpełniej
przestrzennie manifestowała się ich władza”.
Z wielu względów, wcale nie jedynie dlatego, że dysponujemy niezwykle szczupłym i wyrywkowym zasobem wzmianek o Mieszku i jego państwie oraz władcach mu współczesnych, trudno było by scharakteryzować te najwybitniejsze nawet osobistości jako ludzi i mężów stanu, wśród nich wyróżniając założyciela królestwa polskiego. Zadanie takie wydaje się często niewykonalne wobec postaci dobrze i od dawna znanych nam na co dzień. Jak przekładać na język faktów nasze, a co dopiero czyjeś,mniemania o ludzkich postępkach, jak ważyć najlepsze zamiary, które- gdy dochodzi
do ich urzeczywistnienia - wpadają w nie do rozwikłania, zewnętrzną i skomplikowaną sieć zależności i uwarunkowań. Komplikując sytuację do końca, powiedziałbym nawet, iż jak zawodne musi być charakteryzowanie drugich, skoro najczęściej sami nie umiemy dobrze racjonalizować swych posunięć czy zachowań.
Jeśli zdecydowałem się wypowiedzieć tych kilka oczywistych skądinąd zdań, to
przede wszystkim dlatego, żeby uwolnić się w tej próbie od poczucia przemożnej
słabości, która z powodu wspomnianego ubóstwa przekazów musiałaby całkowicie
zdominować i zdezorganizować wszelkie moje poszukiwania.
Na Mieszka I chciałbym więc spojrzeć jako na postać-władcę, który za życia i
w trakcie swej działalności postawiony został przed paroma wielkimi wyzwaniami i
zadaniami, takimi - trzeba dodać, jakie były udziałem także innych władców doby
Rzeszy Ottonów. W tych nielicznych, pośrednio i bezpośrednio dotykających go prze-
kazach, spróbujemy natomiast dostrzec nie ułomne, niekompletne świadectwa dawnych
zdarzeń, lecz odwrotnie - zaryzykujemy potraktowanie ich jako samodzielnych i kom-
petentnych przyczynków do naświetlenia głównych problemów, z jakimi Mieszko był
za swego życia konfrontowany.
Przesłanką w sposób najistotniejszy określającą naszą perspektywę postrzegania
Mieszka I - władcy i człowieka, jest następująca konstatacja. W czterdziestych latach
X wieku u wrót państwa polańskiego.jego strefy wpływów, stanęła wielka i odmienna’;
cywilizacja i machina polityczno-ideologiczna, która bezdyskusyjnie źródło wszystkich!
wartości politycznych i ideowych rezerwowała dla swoich funkcjonariuszy i przedsta-J
wicieli. Ościenne i dalej od niej położone organizmy polityczne, chcąc nie chcąc i w
miarę szybko musiały ustosunkować się do nowej siły na wszystkich płaszczyznach
życia jednostkowego i społecznego, jeśli w ogóle w jakiejś formie chciały zachować
swą tożsamość.
Wstępnym warunkiem wszelkiego dialogu było uczestnictwo w wierze, wyznawa-
nej przez wielkiego przeciwnika. Z tego powodu też kraje nawet nie zagrożone
bezpośrednio siłą oddziaływania cesarstwa Ludolfingów i o podobnym kulturowo,
społecznie i etnicznie obliczu decydowały się na zmianę religii i akces do wielkiej
wspólnoty na respektowanych przez nią spoleczno-politycznych i ideologicznych
zasadach. Kto trwał przy swoim wykluczany był ze wspólnoty - był po prostu nikim,
za nic miano jego pozycje społeczną, dobra i honory - wszystko to stawało się raczej
łupem do wzięcia niż wyznacznikiem potęgi i gwarancją pozycji właściciela.
W przekazach pochodzących z wcześniejszego średniowiecza często obserwujemy
sytuacje, gdy święty czy misjonarz - zwiastun nowej wiary - spotykając się z
miejscowym monarchą stawia mu propozycję przyjęcia prawdziwej religii i - jak się
niebawem okazuje - dynasta życzliwy posłaniu przybysza zachowuje władzę, odrzuca-
jący natomiast propozycję - traci ją zwykle na korzyść tego z członków rodziny panu-
jącej, który od razu uwierzył w słowo boże. Przyjście boga potwierdza na nowych za-
sadach pozostającego przy władzy króla lub daje powód do wyniesienia kogoś, kto
uwierzył, na jego miejsce. Mówią o tym wprost zwłaszcza głośno i dobitnie święci
irlandzcy.
Metaforycznie rzecz biorąc - ale ta przenośnia jest dobrym kluczem do ówczes-
nej rzeczywistości - Mieszko uzewnętrzniając swą osobę i swe państwo na terenie
cesarstwa, na jego dworach podobny był Borzywojowi czeskiemu, który jako poganin
znalazł się u morawskiego władcy Świętopełka. Gdy doszło do uczty - pisze autor
żywota św. Wacława - Krystian - wszyscy zasiedli razem za stołem. Poganinowi
wszakże nakryto oddzielnie na podłodze w pobliżu ucztujących. Św. Metody - jak
podaje Krystian - współczując krzywdzie księcia - zwrócił się do Borzywoja ze sło-
wami czy przesłaniem, którego sens daje się krótko ująć następująco.
Jak możesz ty - tak wspaniały mąż - nie wstydzić się z tego powodu, że pozba-
wiają cię miejsca książęcego, które ci się należy, i traktują na równi z pastuchami
świń!? Chrzest daje przepustkę do wspólnoty równych sobie ucztujących panów, daje
również Borzywojowi - o czym nie zapomniał wspomnieć Metody - wsparcie na
wszystkich trzech głównych polach ludzkiej - monarszej także - działalności. Będziesz
panem swoich panów, zwyciężysz wrogów, a ród twój popłynie przez wieki jak wielka
rzeka.
Również księżna Olga, przyjmując wiarę, otwierała sobie drogę do ekskluzywnej
wspólnoty cesarskiego stołu. Zasiadła za nim w czasie swej wizyty w Konstantynopolu
9 września 957 roku, obdarzona wybitnym tytułem Zoste patrikia (Pani uwieńczonej)
rezerwującym dla jego posiadaczki prawo ucztowania u boku cesarza lub cesarzowej.
I później, na początku XII wieku, działo się podobnie. Otto z Bambergu zapraszał do
93
swego stołu tylko panów - chrześcijan, takież polecenia szły w lud chrystianizo-
wanych przez niego Pomorzan. Uczta stwarzała i potwierdzała zupełnie podstawowe
więzi i solidarności społeczne - na wizerunku monety przedstawiają się za stołem
władcy Polski: gospodarz Bolesław Kędzierzawy, Mieszko III i Kazimierz, by zawia-
domić wszystkich o zgodnej wspólnocie książąt-władców.
Mieszko musiał więc zająć miejsce przy nowym, nie znanym sobie jeszcze stole.
Musiał też zadbać, żeby było ono dobre i trwałe. Przyglądając się nielicznym wzmian-
kom o naszym bohaterze, trzeba rzec, że pod każdym względem ze wspomnianego
zadania wywiązał się szybko i z sukcesem. Dla zilustrowania tego twierdzenia
posłużmy się przekazem Thietmara dotyczącym zjazdu kwedlinburskiego, który kroni-
karz kładzie na rok 985. Niniejsze wydarzenie polityczne ma bogatą literaturę,
kwestionowano między innymi udział naszego władcy w owym wielkanocnym spotka-
niu na wysokim szczeblu. Jakkolwiek by nie było, zobaczmy, jaki obraz zdarzenia
chce nam przekazać biskup merseburski, pan należący do świetnego rodu saskiego
współtworzącego w istotny sposób dzieje państwa Ludolfingów.
Ta Wielkanoc kończy okres frondy po śmierci Ottona II, czteroletni władca
utrzymuje swą pozycję i gromadzi wokół siebie w trakcie świątecznej uroczystości
niedawnych przeciwników, w tym konkurenta do korony, Henryka Kłótnika. Świętu-
jąca na królewskim dworze elita państwa zaświadcza o powrocie ładu i hierarchicznej
stabilizacji w kraju - wymownie i całkiem konkretnie zaś przekonują o tym funkcje
wypełniane przez najmożniejszych w czasie tego najuroczystszego zgromadzenia.
Gospodarzem jest oczywiście władca, główny jego antagonista, Henryk, jest
wszakże drugą po nim osobą, panem ucztującej wspólnoty - powierzono mu bowiem
urząd stolnika. Książę szwabski Konrad pełni podczas kwedlinburskiego zjazdu
godność podkomorzego, książę karyncki usługuje władcy i wyróżniony jest w świą-
tecznej - ucztującej i radzącej społeczności jako cześnik, książę saski, syn Hermana
W tym kadrze najmożniejszych wielmożów państwa, uwikłanych w służby przy
królewskim stole i dworze symbolizujące - jak serce - sprawne działanie całego
organizmu państwowego, Thietmar widzi czy chce widzieć jeszcze dwie postacie. Do
Kwedlinburga przybyli także Bolesław czeski i Mieszko ze swoimi, słyszymy. W tych
także dniach - czytamy dalej w kronice - Mieszko poddał się królowi, a wśród
podarków, które mu złożył, ofiarował (Ottonowi) wielbłąda i wziął (później) z nim
udział w dwóch wojennych wyprawach.
Bez Mieszka tedy stół królestwa raziłby pustym miejscem, zwłaszcza, że ów jako
poplecznik Henryka Kłótnika powinien znaleźć się w koncercie najważniejszych
osobistości otwierający nowy rozdział polityczny w dziejach kraju.
Dary cesarza, kontrdary Mieszka z wyrafinowanie królewskim prezentem z wiel-
błąda, zarezerwowany udział wśród wąskiego grona starych znajomych i starych
graczy politycznych, wzmocniony parantelami przez Ode z wybitnymi rodami saskimi,
zapewne też z Billungami, to dowody wejścia Mieszka jako władcy Polan w nowy,
narzucony mu przez rozwój wypadków układ. Nie jest jakimś pogańskim - obcym
króliczkiem, jego władzę i jego państwo trzeba traktować w ramach obowiązującej,
cesarskiej rzeczywistości politycznej, co nie znaczy, że cokolwiek dobrego musi zaraz
stąd wymknąć dla Mieszka i jego domeny.
Rozumiał rzecz i bolał nad nią Thietmar. Gdy wywnętrzał się nad niegodzi-
wością Bolesława Chrobrego wobec swoich, wypowiedział przy okazji następujące
znamienne zdanie: „Wszystko to, że ojciec jego (czyli Mieszko) i on sam (czyli
Bolesław) zostali do nas przyłączeni na skutek zawieranych związków małżeńskich
i poprzez wielką zażyłość, przyniosło (nam) więcej szkody jak dobra, a i w przyszłości
korzyści nie przyniesie”. Udało im się wślizgnąć do nas - zdaje się mówić Thietmar
- co przynosi nam tylko straty - wygodniejszy byłby z punktu widzenia interesów
tego wielmoży - jak sądzimy - status Mieszka podobny do tego, jakim zadawalali się
książęta słowiańscy między Łabą i Odrą, kontestujący z zapamiętaniem i polityczne
i ideowe wpływy państwa Ludolfingów.
Nie chcieli oni znaleźć się „po drugiej stronie” jako możni panowie i partnerzy
do targów politycznych, upodobnieni wiarą, zwierzchnością, obyczajem i wyglądem
do swych silniejszych kolegów saskich. Potem ani akceptacja wiary przeciwnika, ani
deklarowana chęć znalezienia sobie miejsca w ramach saskiej społeczności nie wystar-
czały, by panowie słowiańscy mogli stać się słowiańskimi panami feudalnymi, a cho-
ciaż saską szlachtą słowiańskiego pochodzenia. Odpowiedź księcia Przybysława, jakiej
udzielił on biskupowi Geroldowi w styczniu 1156 roku na wiecu w Lubece, gdy ów
wypomniał księciu jego trwanie przy rodzimych bogach, streszcza celnie istotę
cywilizacyjnego konfliktu i unaocznia nieodwołalność tragicznego finału tej kon-
frontacji dla zachodnich sąsiadów Polan. Przybysław odparł więc Geroldowi tak: .Jeśli
księciu panu i tobie podoba się, abyśmy byli tej samej racji kulturowej, to niech dane
nam będą prawa Sasów majątkowe i w ściąganiu danin, a chętnie staniemy się chrześ-
cijanami, będziemy budowali kościoły i oddawali dziesięcinę.” (Si domino dud et tibi
placet, ut nobis cum comite eadem sit culturae ratio, dentur nobis iura Saxonwn in
prediis et reditibus et Ubenter erimus christiani, edificabimus ecciesias et dabimus
decimas nostras).
Żeby uzyskiwać sukcesy na dłuższą metę w ciągłej konfrontacji z państwem
Ludolfingów, Mieszko wiedział, iż musi być „eiusdem culturae ratio”- tej samej racji
kulturowej, co przeciwnicy. Władca Polan nie znajdowł się w tak wygodnej sytuacji,
95
jak współczesny mu Włodzimierz, który bez pośpiechu mógł ważyć zalety różnych
religii, wybierając najdogodniejszą dla siebie jako władcy i pomocną do zaprowa-
dzenia nowego porządku w państwie.
Kilka lat przed przyjęciem chrześcijaństwa pan Kijowa eksperymentował z boga-
mi rodzimymi. Sadowiąc się pewnie w stołecznym grodzie, za swym dworem kamien-
nym na wzgórzu kazał postawić posągi Peruna, Chorsa, Dadźboga, Strzyboga oraz
Simargla i Mokoszy. Podobnie, do powołania ośrodka kultowo-pańStwowego doszło
w drugim najważniejszym punkcie państwa, w Nowogrodzie, gdzie figurę boga gro-
mowładnego stawiał nad rzeką Wołchow namiestnik księcia Dobrynia.
Wzrastająca presja cywilizacji i Wschodu i Zachodu na Ruś, a także chęć sko-
rzystania z nowych rozwiązań ideowo-społecznych zachęcała Włodzimierza do sięg-
nięcia po obce wzory, ale ich przyjęcie - w odróżnieniu od terenów do tej pory nas
interesujących - odbywało się z uwzględnieniem własnych racji kulturowych. Nie
można tu wejść w bliższe wyjaśnienia, ułatwimy więc sobie sprawę krótką i odpo-
wiednią historią. Pochwały religii Bułgarów - mahometan Włodzimierz słuchał z apro-
batą. Zwłaszcza te jej fragmenty dotyczące nagrody niebieskiej w postaci obcowania
z najpiękniejszą wybranką przypadły mu do gustu, bo jak zauważył kronikarz, książę
nie stronił od kobiet i chętnie korzystał z ich wdzięków. Jednak tę wiarę dys-
kwalifikowały w jego oczach następujące zalecenia: powinność obrzezania, zakaz picia
napojów alkoholowych i jedzenia świniny. Rzekł więc przesądzając sprawę: ,J{usi
jest’ veselje pit’je, ne mozem’ bes togo byti”. Równie suwerennie, licząc się z włas-
ną tradycją, odpowiada wysłannikom papieża - odejdźcie precz, już nasi ojcowie nie
przyjęli tej wiary.
Mieszko musiał respektować ofertę strony przeciwnej, jego decyzja o przyjęciu
tej samej racji kulturowej, którą obserwował - jeśli nie wróg, to zawsze konkurent,
wymagała od niego samego, polańskie państwo zostawiamy na boku, wielkiej prze-
budowy świata wartości i często pewnie bolesnego osądu wszystkiego tego, co było
w nim rodzime, przez pryzmat nowych norm. Dotkliwość wyboru polegała również
na tym, że - w odróżnieniu od Włodzimierza i np. norweskiego Hakona Dobrego
przyjmujących chrześcijaństwo - tożsamość kulturowa księcia Polan została poddana
nieporównanie znacznie większej presji z zewnątrz. Wobec bliskiego sąsiedztwa i siły
oddziaływania cesarstwa, wszelka rodzimość nie mogła być teraz niczym więcej jak
nagannym odstępstwem od normy niemieckiej. Podkreślmy - nagannym i stąd łatwym
do politycznego zdyskontowania przez przeciwnika. Bolesław nie może zachowywać
się bardziej pańsko niż wielmoże sascy, Mieszko nie mógł zapomnieć, by przypadkiem
w kożuchu będąc, nie narazić na szwank godności swojej i grafa, z którym zamierzał
rozmawiać; zjazdy wspólne z Sasami, wyprawy wojskowe, wszystkie okazje i wza-
jemne kontakty stawiały od razu kwestię kulturowej wiarygodności partnera po-
łańskiego - bez zdobycia jej i ciągłego jej potwierdzania - działać się nie dawało.
Pochwałę wielkości Mieszka II - a między nami mówiąc - zaświadczenie księż-
niczki Matyldy o przystawalności króla polskiego do standardów cesarsko-chrześci-
janskich - zestawmy z opinią Rychezy o swym królestwie, taką jak ją zapisuje
kronikarz z Brauweiler - by zdać sobie sprawę ze swoistego rozdarcia, na próbę
którego wystawiał się Mieszko. Rycheza opuściła kraj, bo dumę jej raziły barba-
rzyńskie i nieznośne obyczaje (ritus) Słowian.
Mieszko tedy zaprzeczył, w imię swego i swej wspólnoty sukcesu, własnej kultu-
rowej osobowości, sięgając po nowe wcielenie krojone na miarę rywali i przeciw-
ników. W tym momencie dotykamy myśli, która raz po raz uwidacznia się w rozmai-
tych eposach, stwarzając głównemu bohaterowi iście Hamletowski dylemat - zwycię-
żysz wroga wtedy, jeśli się do niego upodobnisz, ale wówczas - będąc wprawdzie
zwycięzcą - nie będziesz już sobą. Wyzwania takiej wycieczki w nieznane, po no-
wą osobowość, nie mógłby podjąć władca - wspaniały i dzielny na pewno - ale taki,
jak Światosław i jemu podobni.
Światosławjest typem władcy - wojownika, rzec można też, iż uosabia władztwo
rodzaju „wodanicznego”, lub stosując termin Waltera Schlesingera - HeerkOnigtum
(królewskość przywódcy wojskowego). Na czele watahy wiernych i zahartowanych
w boju wojowników przemierza nieustannie wielkie odległości, walcząc to z Bułga-
rami, to z Grekami, to z Chazarami czy innymi koczownikami. Porusza się jak
lampart, pisze kronikarz - wybiera swe ofiary i uderza. Książę i jego ludzie, podobnie
jak członkowie Mannerbundu i grup iuvenes, pozostają poza obszarem cywilizacji,
właśnie na sposób lamparci wiodąc swój urozmaicony i męski żywot. Nie żywią się
nawet gotowanym - nie ciągną za sobą żadnych taborów z kodami, zadowalając się
podsmażonymi na węglach cienkimi paskami koniny lub dziczyzny. Zachowanie się
księcia i jego wygląd pozostawały w zgodzie ze sposobem życia, które prowadził.
Mamy opis postaci wielkiego i wspaniałego Światosława, pióra greckiego kroni-
karza Lwa Diakona, jeśli uczyniony nie na podstawie bezpośredniego zetknięcia się
z tym księciem przy okazji jego spotkania w 971 roku nad brzegiem Dunaju, koło
Dorostolon, z cesarzem Janem Tzimiskesem, to sporządzony przy wykorzystaniu
jakichś danych, uzyskanych w wyniku bliższego kontaktu z ruskim księciem.
Greków, przyzwyczajonych do wielkiej dworskiej etykiety i hierarchiczności,
uderza od razu widok Światosława siedzącego razem z innymi w łódce i wiosłującego
spolegliwie, a ponadto niczym się od reszty nie wyróżniającego. Odzienie księcia było
również takie same jak jego towarzyszy, tyle że czystsze, zauważa kronikarz. Z ucha
Światosława zwisał złoty kolczyk z karbunkułem, głowę miał wygoloną, ale długie
97
kosy - warkocz - zwisał z niej - ja dodałbym tutaj - jak u naszego Kosiska-Choś-
ciszka, praojca Piastów - o którym to puklu włosów Lew Diakon stwierdza wyraźnie,
iż jest oznaką szlachetności rodu. Ten wspaniały arystokrata, tak w sposób naturalny
świadomy swej wartości osobistej i kulturowo-politycznej, siedząc w łódce na ławce
dla wiosłujących zamienił parę zdań z cesarzem o warunkach pokoju i odjechał. Oto
scena spotkania dokładnie zrelacjonowana za dziejopisem.
Nie chcemy już teraz przypominać Mieszka uwikłanego w cały skomplikowany
feudalno-dworski układ wartości i zachowań, obowiązujący przedstawicieli elity
cesarstwa, bowiem jeszcze przez chwilę pozostanie w polu naszego widzenia wielki
Światosław, wspaniały okaz -jeśli tak można powiedzieć - księcia słowiańskiego, jaki
i wśród nieodległych przodków Mieszka znaleźć musiał swe wcielenie. Niezależność
i ta pełna polityczno-kulturowa samoświadomość księcia objawia się również w sto-
sunku do innej - chrześcijańskiej ratio culturae. Olga, chrześcijanka, matka
Światosława, namawiała syna do przyjęcia nowej wiary. Ów - co charakterystyczne,
spokojnie i bez ideologicznego zacietrzewienia przyjmował te propozycje, odpo-
wiadając księżnej, że jak by to wyglądało, gdyby on sam stał się chrześcijaninem, a
drużyna - pozostając przy swojej wierze - naśmiewałaby się z niego.
Kwestia śmieszności - ośmieszenia - wyszydzenia neofity była głównym proble-
mem ruskiej elity przy odstępstwie od starej religii, toteż liberalnie Światosław
obchodził się z amatorami nowego boga- nie zabraniał przyjmować chrztu, naigrywa-
jąc się tylko ze świeżych chrześcijan. Ten wyważony, w każdym razie nie żywiołowo
kontestujący, jak u Połabian, stosunek pogan do chrześcijaństwa zauważa również
Walter Lammers - gdy idzie o elitę - u Sasów (misja Lebuina) i u Szwedów (misja
Ansgara). Również Mieszko, a i jego ludzie, przyglądali się najpewniej nowej wierze
z wyważonym dystansem, jednak - jak już wyżej podnosiliśmy - ich wybór nie był
wynikiem dość swobodnej i osobistej gry między własnym i atrakcyjnym obcym.
Wszystko zresztą różni polańskiego władcę od ruskiego księcia. Choć i on -jak
Światosław - często spędzał czas w siodle, prowadząc zastępy do walki, choć spotykał
się i rokował z cesarzami, choć też rozszerzał terytorialny zakres swego państwa i
ściągał od podbitych trybuty, to przecież Mieszko jako książę reprezentował - sądzimy
- całkiem inną formację polityczno-kulturalną.
Różnił się też Mieszko od swego szwagra i wydaje się rówieśnika, Bolesława II
czeskiego i to w taki sposób - przypuszczamy - jak przedstawiciel rodziny o ugrun-
towanej tradycji cywilizacyjnej różni się od człowieka, który rozpoczyna dopiero
karierę rodu w świecie uniwersalnej kultury.
Rodzeństwo Bolesława obracało się na Zachodzie; pomostem do niego była
Bawaria, od dawna silnie oddziaływająca na praski dwór. Jego stryj, Wacław, nie-
98
zadługo święty i opiekun kraju, reprezentował - tym bardziej doskonale w licznych
o nim przekazach - typ władcy ukształtowany wedle - rzec można - najbardziej
postępowych i nowoczesnych wówczas założeń. Jako chłopak otrzymał solidny trening
szkolny. Coraz bujniej rozwijająca się w X i następnym stuleciu tradycja przynosi o
tym władcy i świętym nawet wiadomość, że niejaki Ucenus (= uczony) był nauczy-
cielem Wacława. Mówi się też o tym, iż młody i zdolny do nauki książę kształcony
był w pisaniu i czytaniu oraz in legę divina - pierwsza słowiańska o nim legenda
natomiast wyniki nauki Wratysławowego syna zbiera w tak imponującym podsumowa-
niu: począł rozumieć łacińskie księgi, jak dobry biskup albo ksiądz; gdy po nie sięgał
- czy też po greckie lub słowiańskie - czytał prawidłowo bez pomyłki.
Książę intelektualista, prawie ksiądz, miał, oczywiście, świetne kontakty z klerem,
na którego widoczny współudział w rządach elita dworska patrzyła tak niechętnie, iż
ów, skądinąd prawdopodobny, konflikt między możnymi i przedstawicielami nowej
władzy przekazy hagiograficzne przychylne tym ostatnim ukazują w iście apokalip-
tycznych rozmiarach. Wacław musiał nocą i potajemnie szukać kontaktu ze swymi
doradcami - księżmi, pilnowano bowiem, aby nie mógł się z nimi porozumiewać, a
złapanych na próbie dotarcia do księcia tracono. Także siła Wacława jako pana
czeskiego władztwa nie polegała przede wszystkim na militarnej potędze. Była ona bez
wątpienia koniecznym narzędziem urzeczywistniania czeskich interesów, ale - jak
przekonuje konflikt Pragi z księciem z grodu Kourim - ani nie wystarczającym, ani
nie pierwszorzędnym. O wojennym sukcesie Wacława decyduje Bóg, nawet przy ma-
łym wojskowym wysiłku Czechów, poraża przeciwnika znakiem krzyża.
Obracamy się w kręgu idealizujących rzeczywistość przekazów; zniekształcają
one ją często aż do granic wytrzymałości materiału - ale przecież zawsze precyzyjnie
notują pożądane i wysoko w epoce oceniane zasady postępowania i intencje. Wacław
cieszył się szeroko sławą władcy uosabiającego najwartościowsze cechy - Widukind
bez entuzjazmu przyznaje - to vir christianus, mówi się, że gdy idzie o sprawy kultu
- najbardziej religijny (dei cultura religiosissimus).
Tego co opowiadano ponadto o czeskim władcy, choć sam Widukind notuje, że
były to rzeczy nadzwyczajne i zdumiewające, nie chce on jednak przyjąć do wiado-
mości i pomija milczeniem. Niezręcznie co najmniej byłoby stwierdzać mnichowi z
Korbei. iż ów nienamaszczony Henryk I, władca Sasów, wyprawia się i zmusza do
uległości księcia i męża tak drogiego opatrzności i siłom wyższym, iż poprzez niego
dziać się mogą cuda czy też owe wspomniane przez kronikarza mirabilia.
W kulturowym zapleczu, jeśli tak powiedzieć można, osobisto-rodzinnym
Bolesława II Przemyślidy, szwagra Mieszka, zgromadziło się już tyle wartości i
atutów, że nasz „książę w kożuchu” i - co symptomatyczne - zgodnie wespół ze
MlESZKO I WŁADCY JEGO EPOKI 99
swymi braćmi kładący podwaliny pod władztwo Piastów nowego rodzaju - mógłby
tylko marzyć o podobnym dziedzictwie dla własnych potomków. Jeśli rzeczywiście
miał takie marzenia, to - sądzimy - ziściły się one w osobie Mieszkowego wnuka i
imiennika (Mieszka II), który - podobnie jak Wacław Przemyślidom - otworzył
dostęp dynastii do królewskości znaczonej nie mieczem i polityczną zręcznością, ale
mitrajskimi wzorcami: nieprzeciętnym wykształceniem, religijną cnotą i innymi
normami cywilizacyjnymi.
Jeszcze raz zestawmy Mieszka z czeskim szwagrem i jego rodziną mierząc moż-
liwości uzewnętrzniania się rodu poprzez kontakt z władzotwórczym - jak by nie
patrzeć - sacrum. Pradziada Bolesława II czeskiego, Borzywoja, chrzcił wielki i
święty Metody, prababka Mieszkowego szwagra, Ludmiła, cieszyła się już opinią
świętej, krzewicielki wiary i męczenniczki, jego przodkowie wznosili świątynie, jego
siostra Mlada była opatką klasztoru św. Jerzego na hradzie, brat Strachkwas jako
mnich przebywał u św. Emmerama w Ratyzbonie, wreszcie on sam zaś z małżonką
Hemmą doświadczali łaski św. Udairyka, który uratował od śmierci ich dziecko.
Mieszko był jedynie świeżo ochrzczonym władcą, a cud z jego ramieniem, dokonu-
jący się za sprawą wyżej wymienionego świętego, tylko wyraźną zaliczką na poczet
dobrych kontaktów między Piastami i nowym dla nich sacrum.
Chociaż nasz bohater nie otrzymał tak starannego wychowania i wykształcenia
jak Wacław, to przecież wygląd zewnętrzny i sposób bycia księcia jako władcy pod-
dany został istotnym korektom, odsuwając daleko sylwetkę Mieszka od wzoru księcia
słowiańskiego, jaki w pewnej mierze, trudnej zresztą do bliższego określenia,
reprezentuje Światosław. Olbrzymie - wprost nie do przecenienia - znaczenie wyglądu
i ubioru w owych czasach, wymuszało na naszym władcy odpowiednie zmiany i w ten
sposób - poprzez szaty, poprzez fryzurę i ułożenie - dochodziło do potwierdzenia jego
aspiracji i nowej tożsamości cywilizacyjnej. Wrażliwość przedstawicieli nie tylko
zresztą tej epoki na całą -jeśli tak można powiedzieć - zewnętrzność człowieka miała
o wiele bardziej zasadnicze niż w społecznościach nowoczesnych motywacje. Wynika-
ła stąd, iż gest, ubiór, fryzura, były ważnymi składnikami wspólnotowego porządku,
gwarantami, opatrzonymi nierzadko sankcją sakralną czy mityczno-historyczną, włas-
nej grupowej tożsamości, niepodległości i dumy. U Świętowita stojącego w arkońskiej
świątyni -jak zauważa Saxo Gramatyk - „wąs był tak ogolony, a głowa tak postrzy-
żona, że umyślnie wyraził artysta fryzurę u Rugian zwyczajną”. Gdy Widukind pisze
o owianych legendą walkach Franków z Turyngami i przedstawia scenę, w której
świetny król tego pierwszego wspaniałego i cywilizowanego ludu odwiedza obóz
sprzymierzeńców w wojnie, Sasów przybyłych tu z odległych siedzib w poszukiwaniu
nowej ojczyzny, to kronikarz czuje się zmuszony napisać najpierw co następuje: „...
dziwili się Frankowie niezwykłemu ubiorowi (przybyszów) ich uzbrojeniu i spadają-
cym na ramiona puklom ich włosów”.
Kiedyś wiec, na początku swej plemiennej kariery Sasi byli tak egzotyczni - tak
silnie odbiegali od norm miejscowej wspólnoty cywilizacyjnej, że w dalszym ciągu
opowieści o saskim osiedleniu się Widukind - napomyka - byli wówczas tacy, którzy
w tak dzikich sąsiadach widzieli śmiertalne zagrożenie dla siebie, dla Franków.
Pokazać siebie i swoich, aby nie powstawały podobne obawy czy oskarżenia,
było z pewnością zadaniem, nad którym pracował Mieszko. Jego syn zjazdem gnieź-
nieńskim dzieło daleko posunął, składając przed wymagającą publicznością wymowny
dowód partnerstwa słowiańskiej części cesarstwa wobec zachodniej.
Zmieniony -jak przypuszczamy - w swoim zewnętrznym wyrazie, Mieszko kon-
sekwentnie też podążył - by nadal działać skutecznie - w ślady swych czeskich
powinowatych - książąt z rodu Przemyślidów, od dawna poruszających się w układzie
skomplikowanej równowagi między własnym interesem państwowym, dążeniami pa-
nów niemieckich, bezpośrednich sąsiadów i polityką dworu cesarskiego. Nie mógłby
zresztą bezkarnie uderzać, jak Światosław, na wybranego przeciwnika, odskakiwać i
przerzucać się na inny front walki. Kampanię wojenną poprzedzać musiała polityczna
kalkulacja i to tak zimna i wyrachowana, jak to miało miejsce w 990 roku, gdy
Bolesław II czeski zbrojnie próbował odebrać polańskiemu księciu zagadkowe
„regnum sibi ablatwn”.
Zapewniwszy sobie poparcie cesarzowej Teofano i saskie posiłki wojskowe,
Mieszko spokojnie przypatrywał się czesko-saskim próbom sił, a wyłączywszy się
jakby z konfliktu szantażował tylko Bolesława przyszłą zemstą pamiętliwych Sasów,
gdyby ten zechciał przyjąć walkę czy wykorzystać fakt wzięcia do niewoli części
saskiego rycerstwa. Cały czas spychając przeciwnika do konfrontacji nie ze sobą, lecz
z cesarstwem - wiązał ruchy wroga. .Jeżeli król - Thietmar notuje słowa księcia -
chce ratować swych ludzi lub śmierć ich pomścić, niechaj to czyni! Jeżeli jednak to
nie nastąpi, to on Mieszko, nie myśli ponosić z tego powodu jakiejkolwiek straty”.
Walczyło ze sobą dwóch wielkich panów zależnych od władztwa Ludolfingów,
ale potrafiących i mogących także ze swej strony nieźle manipulować mechanizmami
politycznymi cesarstwa. Szesnaście lat wcześniej ci sami książęta spotkali się w 974
roku może w Ratyzbonie wraz z Henrykiem Kłótnikiem, księciem bawarskim, i bis-
kupem Fryzyngi, Abrahamem, próbując zmienić porządek polityczny w państwie Lu-
dolfingów. Sojusz bawarsko-czeski wzmocniony pomocą ze strony Mieszka tworzył
nie tylko skuteczną przeciwwagę dla saskiej potęgi, ale pozwalał słowiańskim jego
kontrahentom na margines swobody dla własnych planów.
7
101
Zmienne, zresztą, konfiguracje polityczne obchodzą nas tu mniej, chcielibyśmy
raczej ponownie unaocznić fakt dobrego osadzenia naszego bohatera w elicie władzy
swego czasu, jego - powiedzmy nawet - zadomowienia w księstwie bawarskim. Za
pośrednictwem czeskim Mieszko stanął tu tak pewną stopą, był też jako sojusznik -
z powodu wyżej wyłuszczonego - mile widziany.
Ponownie obecność Mieszka na tym terenie i znowu - powiedzielibyśmy - w to-
warzystwie Bolesława II czeskiego, dostrzegamy dzięki spisowi cudów dokonywanych
przez biskupa Augsburga, zmarłego w 973 roku Udairyka. Jeden z cudownych uczyn-
ków tego męża wiąże się z uzdrowieniem Bolesławowego syna. Inny dotyczy Miesz-
ka, określonego jako dux Wandalorum, Misico nomine. Żywot Udairyka pisał w roku
983 dawny współpracownik biskupa, Gerhard; dołączony do utworu zestaw cudów
świętego powstał przed 993 rokiem, kiedy to Liutolf, biskup Augsburga, uzyskał już
na podstawie tych materiałów pozwolenie papieża na kult swego poprzednika w całym
królestwie niemieckim.
Jeszcze tedy za życia Mieszka wzmocniona została pisemnym obiegiem wieść o
nadzwyczjnej interwencji Udairyka na rzecz polańskiego księcia: gdy ów raniony w
ramię zatrutą strzałą stracił już nadzieję na wyjście z choroby z życiem, złożył
przyrzeczenie - cum magna fide et constantia - że jak najprędzej będzie mógł, nie
omieszka wysłać do św. Udairyka srebrne ramię z rcką. Zaraz po uczynieniu tego
ślubowania niebezpieczeństwo śmierci ustąpiło i władca udał się do domu, gdzie też
rozkazał sporządzić złotnikom obiecane wotum.
Duchowy i materialny kontrakt śmiertelnie ranionego Mieszka ze św. Udairykiem
- tak jak przedstawia go hagiograf - był czytelny i zrozumiały nie tylko na
płaszczyźnie wiary chrześcijańskiej i nie jedynie dla chrześcijanina. Zasada „składam
ofiarę siłom wyższym, by otrzymać od nich to, o co proszę” przenika każdą refleksję
człowieka o jego kontaktach z Bogiem czy bogami, toteż nawet najbardziej sceptyczni
wobec nowej wiary towarzysze Mieszka musieli docenić znaczenie cudownego aktu,
który rozegrał się między ich przywódcą a przedstawicielem boskim czy jakkolwiek
inaczej nazwać by chcieli drugą stronę zaangażowaną w wydarzenie. Oto przecież ich
książę traci, wydawałoby się, ramię - całą rękę; stoi w obliczu śmierci. Zwraca się
więc z prośbą o ratunek do św. Udairyka i ten poręcza za Mieszka, tzn. - tłumacząc
metaforykę cudu na konkrety - za chore brachium księcia daje mu, na razie warun-
kowo, własną zdrową rękę, książę zaś finalizuje transakcję przez wyrównanie długu
wobec świętego i ofiarowanie dobroczyńcy za jego dar swego, zrobionego ze srebra,
ramienia z ręką. Wraz z wykonaniem obiecanego świętemu wotum dokonuje się tedy
ów cudowny kontrakt, w który zechciał wejść z polańskim księciem święty mąż
102
Cud z ramieniem Mieszka powinien zostać doceniony na paru ważnych płasz-
czyznach ówczesnego życia politycznego i kulturalno-społecznego. Oto - po pierwsze
- przedstawiciel dynastycznego rodu świeżo nawrócony, odrzucający swych dawnych
bogów, którzy do niedawna jemu dawali siłę, a krajowi wszelkie powodzenie, dowod-
nie pokazuje, że zmiana wyższych opiekunów nie pociąga za sobą utraty książęcego
szczęścia i zawieszenia boskiej opieki nad jego osobą. Stirps regla odnawia w ten
sposób swe sakralne odniesienia w warunkach nowej religii - powoli przesuwając też
- zgodnie z prawidłowością opisywaną przez Ericha Hoffmanna na przykładach mo-
narchii anglosaskich i skandynawskich - swe akumulatory wartości sakralnych z rąk
zacnych, ustawionych w długie szeregi protoplastów w ręce świętych władców
współrodowców czy świętych patronów kraju. Cudowny kontrakt między Mieszkiem
władcą i biskupem Udairykiem, wyniesionym na ołtarze, jest znakomitą podstawą
lokującą dynastię na wyróżnionym, specjalnym wobec sacrum miejscu.
Ma też swe zaplecze polityczne. Zakładać można, że uchwycony przez hagiografa
przypadek, tak szczęśliwie się dla księcia polańskiego kończący, miał miejsce u
schyłku siedemdziesiątych lat X wieku. Jest rzeczą prawie pewną, o czym wyżej już
nadmienialiśmy, iż bawarskie kontakty torowali Mieszkowi Przemyślidzi, w inte-
resującym nas okresie rola taka przypadała Bolesławowi II Dobremu. To wreszcie cud
o uzdrowieniu jego syna poprzedza opowieść o interwencji świętego na rzecz naszego
władcy, on i jego małżonka, księżna Hemma, mieli aż nadto okazji, aby szybko do-
wiedzieć się i przekonać o wzrastającej famie cudownych dokonań niedawno zmarłego
biskupa Udairyka.
Gdy na praskim dworze tracono nadzieję na wyzdrowienie dziecka - był nim
najpewniej Jaromir lub Oidrzich, matka wiedziała już o augsburskim cudotwórcy i do
niego, do nowej postaci w gronie świętych w krytycznej sytuacji zdecydowała się
odwołać. Rodzący się po 973 roku kult Udairyka pozostawał do początku następnego
tysiąclecia siłą politycznie kontrolowaną przez niechętne Sasom środowisko bawarskie
z tamtejszym księciem na czele, któremu dzielnie w jego antyottońskich poczynaniach
sekundował Bolesław czeski.
W 976 roku Henryk II bawarski naciskany przez Ottona II chroni się w kraju
Przemyślidy, u swego sojusznika i sąsiada. Zagorzałym stronnikiem władcy bawar-
skiego jest też Henryk, następcą Udairyka na biskupim tronie Augsburga, skazany w
Magdeburgu w 978 roku wraz z głową antysaskiego buntu na wygnanie. Gdy przy-
pomnimy ponownie spotkanie w 974 roku wielkiej czwórki „probawarskiej” (Henryk
Kłótnik, Bolesław czeski, Mieszko, Abraham, biskup Fryzyngi), to bardziej jasnym
stanie się, iż ranny w walce z przeciwnikiem sojusznik zwraca się - via praskie
pośrednictwo - do właściwego świętego - sprzymierzeńca.
103
Jeśli tak rzecz widzieć, to lata po 985 roku nie wchodziłyby w rachubę jako
okres uzdrowienia Mieszka od zranienia zatrutą strzałą (rozejście się bawarskich
sojuszników, wybory nowych - przez Odę - kultów). Zresztą czasowy moment tego
wypadku obniża gdzieś do około 980 roku przekaz o uzdrowieniu któregoś z synów
Bolesława czeskiego - chyba Jaromira, bo Oidrzych (Udairyk), którego chętniej
widziałoby się na miejscu dziecka uzdrowionego, biorącego imię po uzdrowicielu,
musiałby wedle przekazu być chłopcem już chodzącym, a więc uprzednio ochrzczo-
nym i wyposażonym w imię. Datę urodzin tego pierwszego wypada kłaść na lata tuż
przed 980 rokiem (imię tego drugiego, nowe w imiennictwie Przemyślidów, byłoby
wyrazem dziękczynienia pary książęcej św. Udairykowi za uratowanie jednego z po-
tomków), co odpowiada też potrzebie naliczenia kilku lat na rozwój kultu augs-
burskiego biskupa, a w konsekwencji dookreśla przedział czasowy cudu z Mieszko-
wym ramieniem.
Może książę Polan otrzymał postrzał w walkach z Sasami, w wojnie 979 roku,
kiedy to najpewniej w imieniu bawarskiej koalicji stawiał opór niemieckiemu władcy?
Tak czy inaczej polityczny kontekst cudu zdaje się nie ulegać wątpliwości. W kilka-
naście lat po chrzcie, książę doznaje tak spektakularnego wsparcia ze strony bawar-
skiego świętego, od tego świątobliwego męża, któremu św. Afra w czasie widzenia
pokazała dwa miecze, jeden z rękojeścią, drugi bez i w ten sposób dała wyraźnie do
zrozumienia, że ów sine capulo symbolizuje Henryka I, pozbawionego namaszczenia.
Święty Maurycy magdeburski troszczy się o saskich Ludolfingów, Udairyk, kreo-
wany też na duchowego ojca zwycięstwa Ottona I nad Węgrami w 955 roku, poręcza
za władcę Polan i sprzymierzeńca bawarskiego. W odróżnieniu jednak od Czech, gdzie
cześć wobec Udairyka zaowocowała nowym imieniem dynastycznym Przemyślidów
(Oidrzych) i gdzie ów święty dobrze się zadomowił, jak przekonuje o tym choćby fakt
pozostawania tej postaci w pamięci historycznej Kosmasa, kult biskupa augsburskiego
nie miał szans na zakorzenienie się w Polsce. W znanym przedstawieniu sakramen-
tarza, który Henryk II podarował założonemu przez siebie biskupstwu w Bamberdze,
prawą rękę z włócznią -już nie księcia Bawarii - sojusznika, lecz króla spadkobiercy
saskich Ludolfingów, zrywającego z propolańską polityką ostatniego Ottona, podtrzy-
muje św. Udairyk, podczas gdy Chrystus wkłada koronę na głowę władcy.
Wotum srebrnej ręki z ramieniem, jakie Mieszko posłał świętemu - sądzimy -
nie było przypadkowe w tym sensie, iż zadecydował o nim i jego kształcie wyłącznie
i po prostu wypadek postrzelenia księcia. Hagiograf nie stwierdza wprawdzie wyraź-
nie, że to prawicę księcia dotknął cud i uleczył. Jednak już dane, które wynikają z
interesującego nas przekazu, stwarzają wystarczającą podbudowę do wysunięcia
przypuszczenia, że tak żywa w owych czasach symbolika ręki, w tym przypadku reki
pańskiej, ręki karzącej i wynagradzającej - ucieleśniającej w sposób oczywisty nie
tylko dla wąskich grup społecznych władzę i zwierzchność (przypomnijmy choćby
znane też Słowianom oznaki władzy - krótkie sceptra i laski zwieńczone dłonią) przy-
dawała cudownemu zdarzeniu znacznie bogatsze treści ideowe niżby ze „zwykłego”
miraculwn wynikać mogły.
Wysunięta wyżej interpretacja cudu z ramieniem Mieszka, w myśl której byłoby
to zdarzenie swoistym poręczeniem św. Udairyka za Mieszka, za jego władzę i dome-
nę, przywrócone mu teraz przez siły nowego sacrum, nie kłóci się z innymi tego
rodzaju symbolicznymi aktami przeprowadzanymi w epoce. Parokrotnie przywoływany
Widukind, gdy rozpisuje się nad sukcesami Henryka I i pokazuje jaką przewagę
uzyskał ten władca nad zachodnim sąsiadem, kreśli taką oto scenę. Zagrożony atakiem
Henryka, Karol Prostak francuski wysyła posła nad Ren i tam ów daje władcy nie-
mieckiemu „rękę wspaniałego męczennika Dionizego” (manum preciosi martiris Dio-
nisii) dorzucając słowa komentarza: „zatrzymajcie rękojmię sojuszu wiecznego i
oddania” (habeto pignus foederis perpetui et amoris vicarii).
Ręka świętego patrona kraju staje się zastawem - podstawą i gwarancją - nie-
równego zresztą, ale przymierza, przyjaźni obu stron, i tak też przychodzi interpre-
tować wymianę darów między cesarzem a synem Mieszka w Gnieźnie w 1000 roku.
Otton, zdaniem Gala, włożył swój diadem na głowę gospodarza, in amicicie
foedus - dla przyjacielskiego sojuszu. Przekazał mu także gwóźdź z krzyża pańskiego
wraz z włócznią św. Maurycego. Za to Bolesław gościowi odwzajemnił się ramieniem
świętego Wojciecha (sancti Adalberti brachium redonavit). Polski władca tedy ucieka
się do pomocy patrona kraju i ten dosłownie poręcza za zawarty układ i jednocześnie
za wierność Mieszkowego syna wobec cesarza.
Wspomnijmy już tylko na koniec, by nie mnożyć tu przykładów, że ręka odcięta
przez pogańskiego Pendę swemu przeciwnikowi władcy - neoficie Oswaldowi (641
rok) stała się dla jego brata Oswiu poręczeniem i swego rodzaju palladium w walce
chrześcijańskiego dynasty o zjednoczenie Northumbrii i wyzwolenie kraju od wpły-
wów niewiernego króla Mercii.
Mieszko bardzo sprawnie wykorzystywał silę nowego sacrum dla potrzeb dynastii
i jej państwa. Uznał się za trybutariusza św. Piotra, ofiarowując księciu apostołów swe
władztwo. Zapewne w budowanym przez krzepnące państwo Polan nowym ośrodku
rezydencjonalnym - w grodzie poznańskim, stanęła za życia Mieszka świątynia dedy-
kowana pierwszemu biskupowi Rzymu i w sposób istotny związana z pracą misyjną,
Przekazanie przez Mieszka władztwa gnieźnieńskiego św. Piotrowi nie było
czynem nadzwyczajnym ani w dobie wcześniejszej, ani zwłaszcza późniejszej, gdy
źródła liczniej poświadczają czynienie podobnych darowizn. Patrząc nań poprzez
105
pryzmat nowszych badań i idąc za wyrażającymi taki pogląd historykami, należałoby
nawet stwierdzić, że posunięcie Mieszka było zjawiskiem typowym dla całej strefy
obrzeży łacińsko-chrześcijańskiej Europy i wypełniających ją „młodych” tworów
państwowych (od Anglii przez kraje pirenejskie do „pogranicza” z Bizancjum).
Trudno, jak świadczą o tym studia J. Frieda, stosunkowo znaczną liczbę
wcześniejszych donacji (do schyłku XI wieku) zamykać w jednej uogólniającej
formule - poszczególne akty różnią się od siebie istotą - przedmiotem i stąd skutkami
powziętego oddania się św. Piotrowi. Wszakże jeszcze trudniej - wydaje się nam -
wyłączyć Mieszkową darowiznę z kontekstu takich poczynań i zaprzepaszczać w kry-
tycznych dystynkcjach główne przesłanie oddawania własnej osoby, dzieci, rodziny,
władztwa czy ludu (różne konfiguracje wymienionych składników są zresztą możliwe,
jak różny charakter kurateli) pod opiekę św. Piotra.
W bulli z czerwca 880 roku skierowanej do morawskiego Świętopełka Jan VIII
obiecuje czy przypomina temu księciu, który oddał się św. Piotrowi wraz z wiernymi
sobie panami i ludem ziemi (cum nobilibus viris fidelibus...et cum omni populo
terrae}, że z taką pomocą na tym świecie przezwycięży wszelkie niepowodzenia, na
tamtym zaś będzie triumfował razem z Chrystusem. Pomoc doraźna, jeszcze na
ziemskim padole, przybierała w zależności od kraju, czasu i układów politycznych
konkretną postać - na przykładzie państw Półwyspu Iberyjskiego wskazywano, że
ochrona kraju przez św. Piotra przeciwdziałała tendencjom odśrodkowym, powsta-
jącym tym łatwiej we władztwach prowadzących stałą wojnę z niewiernymi; chroniła
też niestabilne jednostki polityczne przed apetytami sąsiadów i włączała je jakoś lepiej
w system globalny władzy. W stosunku do sąsiadów pogan - jak świadczy o tym
wzmianka Thietmara, w której gromi on niewiernego Swena Widłobrodego za ataki
na Anglów - trybutariuszy św. Piotra - obediencja złożona księciu apostołów stwa-
rzała protegowanemu władcy znaczne możliwości politycznego i militarnego działania.
Oddanie się pod opiekę św. Piotrowi wyraża zdecydowaną wolę władcy przebu-
dowania ideologicznych fundamentów wspólnoty, którą rządził. Ówczesne społecz-
ności jak najpoważniej liczyły się z opieką zapewnianą grupie przez siły wyższe, przez
bogów, a chodziło tu - choć, oczywiście, wymieniane wyżej oraz inne cele polityczne
pozostawały w polu widzenia - o najbardziej prozaiczne i codzienne sprawy. Posłuż-
my się wypowiedzią Prusów, którzy przestraszeni wtargnięciem w osobie misjonarza
Wojciecha obcych sił sakralnych na ich teren, strzeżony dobrze przez własnych
bogów, przewidują rozliczne katastrofy wynikające z naruszenia przymierza między
nimi - ludem a swymi opiekunami: „Przez te rzeczy, które proponujesz - wykrzyku-
ją - ziemia nasza nie da plonów, drzewa nie wydadzą owoców, nie narodzą się młode
zwierzęta, a stare zdechną”.
Tekst przekazujący św. Piotrowi państwo gnieźnieńskie zachował się w formie
streszczenia, toteż dopytywać się tylko można, jak brzmiały dokładniej warunki
ustanawiające kontrakt między władcą Polan a księciem apostołów. Czy tak jak w 968
roku komes Oliban Cabreta, pan katalońskiego Besalu, chciał Mieszko u schyłku życia
zyskać opiekę papieża nad swym władztwem i rodziną dla dobra niepełnoletnich jesz-
cze dzieci z drugiego małżeństwa? Czy bardziej zależało mu na tym, tak jak władcy
aragońskiemu Sancho II Ramirezowi, aby „uzewnętrznić” swój kraj poprzez akt
donacji, usytuować go bezpośrednio, czyli jak najkorzystniej, w stosunku do głównego
źródła władzy?
Cokolwiek by nie mówić o różnicach dzielących te wspomniane wyżej i inne te-
go rodzaju akty z epoki, także w X wieku idea szukania dla swego władztwa i swych
bliskich dobrego - uprzywilejowanego miejsca w ramach rzeczywistości współczesnej,
chronionego jakby od politycznej prozy życia tejże, właśnie poprzez wejście w jakiś
bliższy kontakt z księciem apostołów, była żywa.
Margrabia Gero, podobny komesowi Olibanowi Cabrecie i jak tamten dożywa-
jący swych lat i zmęczony ciągłym przelewaniem krwi i zadawaniem gwałtu, a do
tego przybity utratą syna - jedynaka, podąża do Rzymu kilka lat wcześniej przed
swym katalońskim kolegą i przed ołtarzem św. Piotra składa swe „a/wa victricia”. Jest
to akt ofiarowania siebie, dorobku życia i majątku księciu apostołów (i papieżowi)
przez Thietmara przedstawiany następującymi słowami: „...ten wysłużony w boju
starzec złożył swą broń zwycięską przed ołtarzem pierwszego z apostołów ....
otrzymawszy od władcy apostolskiego ramię św. Cyriaka, oddał się w służbę Bogu z
całym majątkiem”. Majątek bez syna - spatkobiercy nie uległ podziałowi między
krewnych. Gero funduje klasztor, Gemrode, na czele którego staje Hathui, żona
Mieszko z pewnością dobrze wiedział o wszystkich tych przed chwilą opowie-
dzianych wypadkach. Z konieczności przypatrywać się musiał temu wielkiemu panu
z uwaga, a i nie bez gotowości do podejmowania pewnych rozwiązań, które zauważał
u potężnego sąsiada. K. Żurowska podnosi, iż świątynia poznańska, zwłaszcza w
swym „reprezentacyjnym” masywie zachodnim, nosi wyraźne wpływy klasztoru z
Mieszko, trybutariusz św. Piotra, jest władcą domeny gnieźnieńskiej, jest ona jego
własnością, choć teraz z ręki jakby księcia apostołów, ale również jest posiadłością
Ody - bardzo wyraźnie i celowo - sądzimy - wyeksponowanej w akcie darowizny (w
tzw. dokumencie Dagome iudex) i dzieci tej pary - Mieszka i Lamberta. Inaczej mó-
wiąc, państwo Polan to własność dynastycznej rodziny, a rzecz odwracając - nie ma
prawa do niej nikt inny - żaden książę miejscowy spoza rodu i węższej rodziny (?).
107
Ponadto, kwestia równie ważna - obecnie dziwnie brzmiąca - polańskie czy
gnieźnieńskie państwo przedstawia się in corpore, uzewnętrznia swą terytorialną
osobowość, która nie wytworzyła się bynajmniej w wyniku naturalnych i spontanicz-
nych procesów. Obok Mieszka stoi Oda, jej niejasny, ale szacowny tytuł ,^enatrix”
przydaje powagi żonie księcia, dowartościowuje jej pozycję wobec męża. Przedsta-
wicielka znakomitej rodziny margrabiowskiej, panów z Haldensleben.jako współwład-
czyni polańskiego państwa zhołdowanego św. Piotrowi, to informacja, że w systemie
politycznym słowiańskiego bloku, z terenu cesarstwa patrząc, rodzi się czy narodziło
się władztwo o dużym stopniu samodzielności, ale przez solidarności krwi i kultury
spolegliwe wobec dużych innych organizmów politycznych Rzeszy.
Synowie Mieszka i Ody, niebezpiecznie wyniesieni ponad głowy pozostałych
członków grupy rodzinnej, może tak samo rzecz miała się -jak przypuszcza A. Poppe
- w przypadku Borysa i Gleba, potomków Włodzimierza i porfirogentki Anny, nie
oparli się atakowi przyrodniego brata. Powaga stirpis regiae wszakże, jej prawa
wyłączne do państwa, nie mówiąc o uprzywilejowanym stanowisku wobec możnych,
stawały się coraz bardziej niekwestiowanymi wartościami państwowej ideologii.
Mieszko jako władca, który przy pomocy nowej religii i nowych możliwości
cywilizacyjnych buduje w kraju silną pozycję swoją i swego rodu, stapiając znaczną
liczbę mniej czy bardziej ze sobą związanych wspólnot w organizm państwowy,
znajdował swych odpowiedników wśród współczesnych panów zwierzchnich. Drogą
taką podążał duński Harald Sinozęby i Włodzimierz Wielki, próbowali jej obodrytcy
Nakonidzi - szło nią zresztą wielu władców i w czasach późniejszych. Mieszko jednak
wszedł na nią w tak właściwie wybranym momencie i poruszał się po niej niezwykle
skutecznie. Ani panu Brenny (Brandenburga), Tęgomirowi, (w latach po roku 940) nie
udało się swego rodzaju wallenrodowym posunięciem ustabilizować pod zwierzchnict-
wem rodzimej dynastii stodorańsko-wieleckiego władztwa w strefie wpływów ce-
sarstwa i sprawić, by miejscowe elity - chcąc nie chcąc - zaprzyjaźniły się z
„niemieckim bogiem”. Ani Gotszalkowi (około połowy XI wieku), panu wagryjskiego
Stargardu (Oldenburga), wreszcie gorliwemu chrześcijaninowi, nie powiodło się
podporządkowanie kraju „obcemu” porządkowi ideologiczno-politycznemu.
Polański homo novus elity państwa Ludolfmgów wtargnął rzeczywiście przebojem
do grupy wielkich panów cesarstwa, utrzymał do końca życia zdobytą pozycję, a co
uderzające, uzyskał w niemiecko-kulturowym kręgu politycznym wyraźne uznanie -
o co w istocie nie było wcale łatwo. Thietmar patriota sasko-cesarski, co najmniej
protekcjonalny wobec kulturowo obcych Słowian, nazywa go księciem znakomitym
(dux inclitus) i chce - jak sam stwierdza - w specjalnym wykładzie uzupełnić dzieje
tego władcy. Thietmarowi podoba się w Mieszku i to - w odróżnieniu od znienawi-
dzonego syna i następcy księcia Bolesława - że zna on dobrze swoje miejsce w poli-
tyczno-dworskiej hierarchii i nie przekracza nigdy granic, których - zdaniem
wspomnianego kronikarza i arystokraty - przestępować nie powinien.
Mieszko był przyjacielem cesarza i zapewne tytuł ten przyjął w sytuacji zbliżonej
do tej, w jakiej proponowano go księciu obodrzyckiemu Stojgniewowi. Stojgniewowi
margrabia Gero, pogromca również Mieszka, proponował stojąc naprzeciw tego księcia
z wojskiem, że „o ile odda się cesarzowi, to będzie przyjęty jako przyjaciel, nie jako
wróg spodziewany”.
Nasz bohater respektował warunki silnego przeciwnika i swą obediencją starał
się uniemożliwiać jego ataki, cały czas pracując na wzmocnienie pozycji własnej. Była
ona już ugruntowana w 967 roku na tyle, że umierający na polu walki Wichmann
młodszy, wielki pan, takiż opozycjonista Ottona oraz jego wojewody Hermana Bil-
lunga, cesarski consanguineus, nie widzi nikogo na tyle godnego, by oddać mu swój
miecz i poddać się. Tylko przed Mieszkiem gotów jest kapitulować i powierzyć mu
swój miecz wraz z przedśmiertnym przesłaniem, aby zwycięski władca Polan jedno
i drugie przekazał potem panu większemu od nich obu: cesarzowi.
Szeroką perspektywę faktów politycznych i społeczno-politycznych dla czasów panowania
Mieszka I przynoszą prace Henryka Łowmiańskiego (Początki Polski, L IV, V, Warszawa 1970,
1973) i Gerarda Labudy (Studia nad początkami państwa polskiego, L I, n, Poznań 1987, 1988).
Świeżo w okolicznościowej biografii twórcy polskiego państwa Jerzy Strzelczyk (Mieszka pierwszy,
Poznań 1992) podjął próbę całościowego spojrzenia na osobę i czasy tego władcy.
Niezwykle pomocny wykład faktów biograficzno-genealogicznych dotyczących pierwszych
Piastów przynosi książka Kazimierza Jasińskiego (Rodowód pierwszych Piastów, Warszawa 1992).
Rozprawy Brygidy Kiirbis (np. O życiu religijnym w Polsce X-XII w., w: Pogranicza i konteksty
literatury polskiego średniowiecza, Wrocław 1989, s. 7-55) przybliżają nam duchowo-kulturalną
formację epoki wprowadzania chrześcijaństwa do Polski. Praca Romana Michałowskiego natomiast
(Princeps fundator. Studium z dziejów kultury politycznej w Polsce X-XIII w.. Warszawa 1989 -
trudno dostępna ze względu na znikomy nakład!) przedstawia idee i ideologię władzy zwierzchniej
w państwie wczesnopiastowskim.
Wzrastanie i krzepnięcie Mieszkowego władztwa od strony archeologii ukazują badania Zofii
Kumatowskiej (np. Próba odtworzenia organizacji zarządu terytorialnego państwa pierwszych
Piastów w Wielkopolsce, w: Obronność polskiej granicy zachodniej w dobie pierwszych Piastów,
Wrocław 1984, s. 81-91), od strony architektury dokonania Klementyny Żurowskiej (np. Studia nad
architektura wczesnopiastowska, Warszawa 1983). „Numizmatyczny wymiar” wczesnych dziejów
Polski znajdziemy w licznych pracach Ryszarda Kiersnowskiego (np. Pieniądz kruszcowy w Polsce
wczesnośredniowiecznej. Warszawa 1960) i Stanisława Suchodolskiego (np. Moneta polska w XIX!
w.. Wiadomości Numizmatyczne, 11, 1967, s. 65-194).
109
W epokę X wieku, w świat władztwa Ludolfmgów interesująco wprowadza rozprawa Karla
Leysera (Rule and Conflict in Early Medieval Society. Ottonian Saxony, London 1979, wyd.
niemieckie Herrschaft und Konflikt. Konig und Adel im ottonischen Sachsen, Góttingen 1984).
Kwestię donacji Mieszka I dla św. Piotra na szerszym tle podobnych darowizn pozwalają
umieścić prace Charlotte Warnke (Ursachen und Yoraussetzungen der Schenkung Polens an den
Heiligen Petrus, w: Europa Slavica-Europa Orientalis. Festschrift fur Herbert Ludat zum 70.
Geburtstag, Berlin 1980, s. 127-177) i Johannesa Frieda (Der papstliche Schutz fur Laienfursten.
Die politischen Geschichte des papstlichen Schutzprivilegs fur Laien, 11-13 Jh., Heidelberg 1980).
Wspomnieć warto też o zbiorze szkiców Herberta Ludata (Ań Elbę und Oder urn das Jahr
1000, Koln 1971) i omówieniu tejże pozycji pióra Oskara Kossmanna (Deutschland und Polen urn
das Jahr 1000, Zeitschrift fur Ostforschung, 21, 1972, s. 401-166).
Żur Tausendjahrfeier des Todes des Begriinders des polnischen Staates
und der Kirche
(25. 5. 992 - 25. 5. 1992)
JAN M. PISKORSKI, Yorwort ...................................
ANTONI GĄSIOROWSKI, Żur ErOfmung der Konferenz .................
GERARD LABUDA, Das piastische Polen des 10. Jahrhunderts im System
der europaischen Staaten und V61ker des Hochmittelalters ..............
KLAUS ZERNACK, Polen, Deutschland und das Kaisertum im 10. Jahrhundert .
ROSTISLAY NoW, Bohmen, Polen und Mitteleuropa im 10. Jahrhundert ....
żur Zeit Mieszkos I. .........................................
JACEK BANASZKIEWICZ, Mieszko I. und andere Heirscher seiner Zeit ......
Uniwwytotu Wwz—uktoQO_