Zakazany archeolog
Michael Cremo jest osobowością niezwykłą w światku historycznym. Jego książki „Zakazana archeologia” i „Human devolution”, wywracają do góry nogami wszystko to, co mówi na ten temat naszej przeszłości współczesna nauka. Okrzyknięto go heretykiem i jest on personą non grata na wydziałach archeologicznych wielu uniwersytetów na świecie.
Takie złowrogie zachowanie współczesnych historyków wobec Michaela Cremo właściwie nie dziwi, bo w przeciwnym przypadku, trzeba by większość akademickiego dorobku historycznego po prostu wyrzucić do śmietnika. Na to się jednak nie zanosi, bo uniwersytety na zbudowanie swoich teorii poświęciły wieki i wydały fortunę. Czas, pieniądze, reputacja, wpływy – to coś, z czego niełatwo się rezygnuje w imię rewolucyjnej teorii mówiącej o tym, że człowiek już 100 mln lat temu stworzył zaawansowaną technologicznie cywilizację, by następnie poprzez tzw. dewolucję (odwrotność ewolucji), cofnąć się do epoki kamienia łupanego, zaczynając wszystko od początku.
Zwolennicy obecnej, teorii o powstaniu człowieka, posiadają kompletny monopol na tą wiedzę i kontrolują większość systemu edukacyjnego na świecie, często korzystając ze wsparcia oficjalnych czynników państwowych. Uznaje się obecnie, że najlepszym sposobem na wyjaśnienie początków ludzkości jest teoria oparta na pomysłach Darwina i żadna inna możliwość nie jest brana pod uwagę. Z tego powodu, to co mówi Michael Cremo – jest przez współczesną naukę nie do zaakceptowania.
Dla Cremo przygoda z odkrywaniem historii rozpoczęła się już we wczesnym dzieciństwie. Wychowywał się w rodzinie wojskowej, co oznaczało dla niego m. in. nieustanne przeprowadzki. Te częste podróże w sposób naturalny otworzyły go na nowe pomysły i inne spojrzenie na świat. Jego ojciec pracował w wywiadzie, tak więc młody Cremo rósł ze świadomością, że są rzeczy na świecie, o których większość ludzi nie ma zielonego pojęcia i że istnieje wiedza dostępna jedynie dla wybranych. Gdy stał się pełnoletni wyjechał do Indii aby studiować sanskryt i starożytną indyjską filozofię. Z lektury wynikało, że ludzkość istniała na Ziemi już miliony lat wcześniej. Tak więc jeśli jest to prawda, to wciąż muszą istnieć fizyczne dowody na taką obecność i Michael Cremo postanowił je odnaleźć.
Niemalże wszystkie publikacje naukowe na temat początków ludzkiej cywilizacji starają się potwierdzić, że człowiek rozpoczął swoją egzystencję co najwyżej 100 tys. lat temu. Sztuka symboliczna (np. malowidła w jaskiniach) pojawiła się ok. 50 tys. lat temu a pierwsza zorganizowana kultura jakieś 10 tys. lat temu. Dlatego Cremo w poszukiwaniu dowodów na to, że ludzkość jest znacznie starsza niż się wszystkim wydaje sięgnął do samych źródeł tych publikacji, gdzie wielu archeologów znajduje kości i przedmioty, które powstały miliony lat temu lecz z tego właśnie powodu nie można ich było umieścić w oficjalnym raporcie, bo były w sprzeczności z oficjalną nauką.
Najstarszymi przedmiotami z jakim Michael Cremo miał do czynienia, były metaliczne kule znalezione przez górników w południowej Afryce w miejscowości Ottosdal w Zachodnim Transwalu. Kule zrobione są z hematytu, który jest naturalną formą żelaza. Hematyty często są traktowane jako kamienie półszlachetne, To co w kulach niemalże natychmiast zwraca uwagę, to nacięcia, które dokładnie zaznaczą ich obwód. Niektóre z kul mają trzy takie nacięcia, inne dwa lub tylko jedno. Nie można w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć jak natura sama z siebie bez udziału człowieka mogła tego dokonać. Ale gdyby rzeczywiście miałby to zrobić człowiek, to trzeba byłoby się zgodzić, że istnieje on już na ziemi ponad 2 miliardy lat (!), bo na tyle oceniono wiek warstw osadowych, w których znaleziono hematytowe kule. Kule zbadało wielu niezależnych ekspertów w dziedzinie metalurgii i żaden z nich nie potrafił opowiedzieć w jaki sposób one powstały. Dzięki temu, że kule były wkomponowane w skałę wiadomo jest, że nie wpadły do kopalni przypadkowo – powiedzmy jakieś 3 tys. lat temu. Najprawdopodobniej porzucono je na powierzchni ziemi i przez miliony lat pokrywała je warstwa kurzu i gleby na której wyrosły rośliny. Trzęsienia ziemi i inne kataklizmy sprawiły, że znaleziono je na głębokości prawie 3 km pod obecną powierzchnią ziemi.
Nikt nie wie do czego mogłyby służyć takie kule. Jedni uważają, że kule służyły jako broń i były pociskami. Podobne nacięcia żłobiono w kulach armatnich w czasach napoleońskich po to, aby nadać pociskowi lepszą rotację.. Inni z kolei sądzą, że jest to forma składowania śmieci radioaktywnych. Miliard lat temu hematyty były silnie radioaktywne. Michael Cremo uważa, że kule mogły być używane do… gry.
Niezwykle trudno jest znaleźć dowody na to, że ludzka cywilizacja mogła kwitnąć miliony lat temu, po czym zresetować się poprzez dewolucję by zacząć wszystko od nowa.
Jeśli stal, beton i szkło, z których zbudowane są współczesne drapacze chmur – charakterystyczny znak naszej cywilizacji – zostaną porzucone na 50 mln. lat, to zostanie po nich cieniutka warstwa osadowa (taka, jaką można oglądać na ścianach Kanionu Kolorado), w której nikt nie rozpozna Nowego Jorku czy Dubaju. Stal wtopiona w cement zacznie się w końcu utleniać. Nawet jeśli pomalować ją farbą antykorozyjną, proces ten opóźni się o jakieś 200-300 lat. Liczba niewielka, gdy ma się przed sobą kilkadziesiąt milionów lat do przetrwania. Tak więc stal rdzewiejąc rozszerza się i rozbija cement. Już 10 tysięcy lat później niewiele zostanie śladów po molochu urbanistycznym takim jak Nowy Jork.
Zapisujemy historie od zaledwie kilku tysięcy lat. Na przestrzeni setek tysięcy lat ziemia nawiedzana jest przez trzęsienia ziemi, powodzie, bombardowana meteorytów, które dobrze zacierają ślady istnienia nawet najlepiej rozwiniętej kultury. Załóżmy że 100 mln. lat temu ktoś siedział przed nowoczesnym laptopem, w którym opisywał swoje spostrzeżenia na temat pierwotnej kamiennej siekiery, leżącej na tym samym co laptop stoliku. Po upływie tak długiego czasu po laptopie nie będzie ani śladu a siekiera nadal będzie wyglądała jak nowa…
Tak więc nie można wykluczyć możliwości, że 100 mln. lat temu istniała na Ziemi zaawansowana technologicznie cywilizacja, która została zniszczona przez jakiś kataklizm (jak Atlantyda), a ci co przetrwali ulegli stopniowej dewolucji wracając do epoki nazywanej dziś pierwotną, aby sięgając wreszcie cywilizacyjnego dna – odbić się od niego, zacząć kolejny cykl i rozpocząć rozwój od nowa.
Autor:
Chris Miekina
Źródło:
Nowa
Atlantyda