Bell Dana Marie - Halle Puma 03 - Cat Of A Different Color
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Boże, nienawidzę zimy. Przeprowadziłbym się na Florydę gdyby nie te huragany....
Adrian zapukał do drzwi pokoju hotelowego i westchnął, przewracając oczami, na widok
pary, która wydobyła się z jego ust. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać
na
dziewczynę (Cheryl? Shelly? Nie, Sheri!). Zadrżał i rozpaczliwie zachciało mu się wrócić do
swojego własnego ciepłego domu, do trzeszczącego ognia w kominku i dobrej książki.
Został wyznaczony przez Maxa do przywiezienia nowego członka Dumy. Sheri miała być
dzisiaj wieczorem oficjalnie przydzielona do jej szeregów, mimo że została już zaakceptowana
przez Alfy i Bety. Tylko Max mógł nakazać Adrianowi by stał na zewnątrz w zimnie tak jak
teraz, ale w porządku - planował już swoją własną zemstę. Uśmiechnął się na myśl o tych
wszystkich sposobach, dzięki którym mógł pobudzić przedślubny obłęd Emmy.
Partnerka Alfy całkowicie zwariowała - zbombardowała gabinet samoprzylepnymi
karteczkami i listami „do zrobienia”. Albo zapomniała o tym, że dzielił biurko z Maxem, albo
uwielbiała dręczyć go zdjęciami ślubnego tortu. To wystarczyło by umocnić
w kawalerze
cukierkowe zgorszenie.
Adrian nie chciał mieć partnerki. Uśmiechnął się sam do siebie. Jego obaj najlepsi kumple
stali się pantoflarzami, a to wszystko w ciągu tygodni. Emma powiedziała „skacz!” a duża, silna
Alfa nie tylko spytała się jak wysoko, ale też w którym kierunku. A jeżeli chodzi o Simona, to
wystarczyło by Becky zbyt głęboko westchnęła aon już panikował. To całe obserwowanie, jak
dwóch najsilniejszych członków Dumy spinało się
pod Brygadą Cycków, zdeterminowało go do
pozostania singlem o zdrowych zmysłach.
- Chwileczkę - zawołał ze środka miękki głos. Brzmiał on nieśmiało i słodko, na co Puma
Adriana uniosła dziwnie swoją głowę. Poczuł jak jego penis stwardniał nieznacznie na dźwięk jej
aksamitnego głosu.
-Co jest, do cholery?-wymamrotał, marszcząc brwi ku zamkniętym drzwiom. Wzruszając
ramionami, próbował zlekceważyć reakcję swojego ciała.
- Kto tam jest?
Ten miękki głos wysłał promień
czystego pożądania prosto do jego żył. Ściągnął ramiona i
spróbował zlekceważyć
niski, warczący odgłos swojej Pumy. -Adrian Giordano. Jestem
przyjacielem Maxa, powiedział bym cię
podrzucił dzisiaj wieczorem. – był zbyt zajęty by
zapytać, dlaczego, do cholery, nie mogła sama się podrzucić.
Usłyszał jak przekręca zamki i napiął się. Jego Puma wydobyła z siebie niski warkot jakiego
nigdy wcześniej nie słyszał, musiał zatem zacisnąć
wargi, by nie przeszedł on przez jego usta.
Jego oczy błysnęły, kolory zachodzącego słońca zmieniły się
z czerwonego na złoty, gdy stracił
widmo czerwień/zieleń. Zamknął oczy, zmuszając je tym samym do przywrócenia normalnego
odcienia, gdy tylko drzwi się otworzyły.
- Cześć, doktorze Giordano. Jestem Sheri Montgomery.
Otworzył oczy by ujrzeć
stojącą
przed nim KrólewnęŚnieżkę. Miała najjaśniejsze,
najbardziej miękko wyglądające włosy jakie kiedykolwiek widział. Prawie białe loczki opadały na
jej ramiona. Blade, krystalicznie błękitne oczy, otoczone równie bladymi rzęsami, tak błyszczały
na twarzy, że doprowadziłyby do płaczu niejednego anioła. Była mała i delikatna, czubkiem
głowy zaledwie sięgała mu ramion. Jej piersi były doskonałe w stosunku do jej drobnej budowy.
Nabrał niewytłumaczalnego pragnienia, by przerzucić
ją
sobie przez ramię
i zabrać
ją
do swojej
pieczary, gdzie nikt by jej nie widział. Nikt by jej nie pożądał.
Moja.
Oczy Adriana rozszerzyły się, gdy jego Puma warknęła mu w piersi. - Bzdura.
Przechyliła swoją
głowę
na bok. Zabrała dłoń, której nawet nie zauważył, że miała ją
wyciągniętą na powitanie. - Przepraszam? Czy wszystko w porządku?
-Um, tak, wszystko ok. -modlił się
do Boga by nie zauważyła jego erekcji prężącej się
o
materiał jego spodni.
- Chciałbyś wejść na chwilkę? Założę tylko płaszcz.
Adrian przełknął ślinę, gdy uśmiechnęła się niepewnie, słodko.
Mogę
wejść
na rok? Albo dwa? A może po prostu wejdę? Dawał z siebie wszystko by zatłuc
na śmierć
ten głosik żądzy, ale on nie chciał umrzeć. Chciał rzucić
ją
na ten brzydki, zielony
dywan i rżnąć
ją,aż
oboje nie wychodziliby przez tydzień. Może przez miesiąc. Spróbujemy przez
lata, zamruczała jego Puma. - Pewnie, dzięki.
Nie przyszło mu nawet do głowy, że będzie myślał o niej jak o swojej.
Otworzyła szeroko drzwi, odsuwając się i zapraszając go z kolejnym nieśmiałym uśmiechem.
Szybko przestąpił przez próg, wdzięczny kiedy zatrzasnęła za nim drzwi. Rozglądał się
po jej
hotelowym pokoju, patrzył na walizki, na cokolwiek byle nie patrzeć
na nią, bo przez moment
chciał rozebrać
ją
do naga i zanurzyć
się
w niej. Kiedy odwróciła się
by chwycić
swój płaszcz,
prawie zajęczał na widok jej doskonałej pupy w kształcie serca.
Szybko wsunęła ręce w rękawy. Płaszcz wirował dookoła niej, wyłącznie biały kolor
podkreślał jej blady powab. Wtedy ruszyła w stronę
łóżka. Zmysłowe myśli goniły przez jego
głowę, gdy schyliła się, by podnieść
coś
z ziemi, naprawdę
uwydatniając swój tyłek. Nie widział
co podnosiła ponieważ:a). Było po drugiej stronie łóżka, b). Obiekt jego nagłej i całkowitej żądzy
właśnie pochylał się
przy łóżku i c). Ten tyłek. Nawet przykryty płaszczem powodował, że mu
stwardniał. Próbował nie wyobrażać
sobie jej nagiej, ale tak naprawdę
nie starał się
zbyt mocno.
Znowu prawie jęknął, a paskudny, zielony dywan zamienił się
w żółtawy brąz, dając mu do
zrozumienia, że jego oczy znowu się zmieniły.
-Tu jesteś
-zanuciła swoim miękkim głosem. W odpowiedzi jego penis szarpnął; przez
jedną, głupią
myśl, że mówiła do niego. Był zaskoczony, gdy zobaczył do czego mówiła, chociaż
nie powinien poprzez wszystkie te wizualne wskazówki. Przeszła dookoła łóżka, trzymając na
smyczy psa-przewodnika. Przygryzła nerwowo wargę. -Nic się
nie stanie jak wezmę
Jerry’ego,
prawda? Wiem jak niektórzy ludzie reagują na psy w swoich samochodach.
-Jasne, nie ma sprawy -powiedział, gapiąc się
na kobietę
stojącą
naprzeciwko niego.OCA,
prawdopodobnie typ pierwszy.1Białe blond włosy, blado-niebieskie oczy, prawie przeźroczysta
skóra… dlaczego wcześniej nie połączył tych faktów? Większość
ludzi z albinizmem pierwszego
typu byli prawie niewidomi i wymagali pomocy; jako optometrysta2 powinien uchwycić
te znaki,
ale był tak zajęty w ignorowaniu swojego penisa (i jej tyłka), że przegapił to, co oczywiste.
-Masz swoje okulary przeciwsłoneczne?-społeczeństwo albinosów było wrażliwe na
światło, ale niektórzy wybierali kapelusze z szerokim rondem zamiast okularów
przeciwsłonecznych, które osłabiały i tak już ograniczone pole widzenia.
Znowu się uśmiechnęła, tym pogodnym i ciepłym uśmiechem ze szczyptą ulgi.
-Tak, leżą
na kredensie. -przeszła do kredensu, zakładając parę
czarnych okularów. -Już.
Gotowa.
Gdy przeszła obok niego zaciągnął się, tak cicho jak to było możliwe. Boże, tak ładnie
pachnie; tak rześko i czysto, jak świeży śnieg, z posypką.. kokosów? Krem przeciwsłoneczny, no
tak. Słońce nadal znajdowało się
na niebie, więc potrzebowała dodatkowej ochrony dla swojej
bladej skóry. Odchrząknął i uregulował swój oddech; jeżeli jego penis stałby się
trochę
twardszy,
byłby w stanie wbijać nim gwoździe.
Wyszedł z nią
z pokoju hotelowego i czekał aż
zamknie drzwi. Jedną
ręką
mocno trzymała
się
Jerrego, gdy ją
prowadził, druga była wolna. Bez zastanowienia wsunąłją
sobie pod łokieć,
prowadząc ją do swojego samochodu.
- Więc pracujesz z Maxem?
1 OCA – bielactwo oczne i oczno-skórne, które dzieli się na 3 typy: typ 1(mleczno-biała skóra, białe włosy i
niebieskie oczy), typ 2(powszechne u afro amerykanów; żółte włosy, lekko brązowa skóra, szaro-brązowe oczy),
typ 3(podobny do typu 2, powszechny u Japończyków). Bielactwo oczne (Mutacja genu na chromosomie X,
zmiana koloru oka, pozostałe elementy ciała są normalnego koloru lub troszkę jaśniejsze).
2 Specjalista z dziedziny korekcji wad wzroku.
Zignorował nagłą falę zazdrości, spowodowaną słyszalną sympatią w jej głosie.
- Tak, Max wrócił do miasteczka i współpracuje ze mną od jakiś trzech miesięcy.
Uśmiechnęła się, znowu przechylając głowę na jedną stronę.
- Simon i Becky kilka dni temu zabrali mnie na kolację. Lubię ją. Pasuje do niego.
Adrian zadrżał. -Tak, wiem.
Sheri uśmiechnęła się do niego. - Dlaczego drżysz?
- Becky jest… no więc... Simon powiedział kiedyś, że myślał o niej jak o osobie „głośnej,
drażliwej i upartej”.
- Wydaje się, że trzyma go twardą ręką.
Adrian zignorował nić humoru zawartą w jej głosie i postanowił skupić się na jej słowach.
- Tak, trzyma.
Jej brwi uniosły się z zaskoczenia, gdy sięgał do swojego czarnego Mustanga. - Masz z tym
jakiś problem?
Otworzył tylne drzwi by Jerry mógł wskoczyć na tylne siedzenie.
- Tu bardziej chodzi o kawalerskie podejście. - pomógł jej wsiąść, zamknął drzwi i ruszył w
stronę miejsca dla kierowcy. Wlazł do środka i odpalił samochód. - Becky i Emma sąświetnymi
kobietami, a Simon i Max kochają je, ale całe to :„podskocz, bo ja tak mówię”nie podoba mi się.
- Więc wnioskuję, że nie szukasz partnerki?
Niee. Właśnie ją znalazłem. Jeszcze raz ujawnił się
ten malutki, drażniący głosik.
- Nie za bardzo.- wykręcił się.
- Dobrze - odpowiedziała pewnie. -To tak jak ja.
Jego Puma zaryczała w proteście. Adrian dał z siebie wszystko by to zignorować, ale to nie
było takie proste. Świat zmienił swoje kolory w ten subtelny sposób, który dał mu do
zrozumienia, że jego oczy się przemieniły. Zmusił je do powrotu w brąz, gdy wyjechał na drogę i
zmierzał do Maxaa i Emmy. - Pogłoski mówią, że Becky i Emma zaproponowały Ci pracę?
Kiwnęła głową. - Na pół etatu, ale na razie wezmę to, co dostanę, zanim znajdę sobie
miszkanie i otworzę własny interes.
- A czym się zajmujesz? – zapytał, gdy skręcał do domu Maxa.
- Jestem technicznym komunikatorem. Piszę dokumentację, specjalizuję się
w tworzeniu
oprogramowania do rozpoznawania głosu dla niewidomych.
Uśmiechnął się powoli. -Naprawdę?
- Nie udawaj zaskoczonego. Technologia stworzyła tyle łatwiejszych rzeczy dla osób
niepełnosprawnych.
- Nie powiedziałem, że nie. Po prostu myślę, że jest to ekstra.- urwał, zastanawiając się czy
obraziłaby się, gdyby zapytał. - Jak źle widzisz?
Znowu przechyliła na bok swoją głowę; wiedział wystarczająco dużo o jej stanie by sądzić,
że daje z siebie wszystko by wykorzystać swoje ograniczone pole widzenia. -Dwadzieścia na
dwieście.
By zobaczyć to, co inna osoba może z odległości dwustu stóp, ona musiałaby stanąć w
odległości dwudziestu stóp. Była to w sumie definicja prawie niewidomego. To by wyjaśniało
dlaczego nie jeździ samochodem. W większości stanów przyznawano ograniczone pozwolenie
tylko wtedy, jeśli zasięg wzroku osoby wynosiłby dwadzieścia do osiemdziesięciu ze
skorygowaniem.
Próbował z całych sił zignorować jej spojrzenie, gdy parkował na ulicy. Podjazd Maxa był
zapełniony; oni byli przedostatnimi przybyłymi. Wysiadł z wozu, okrążając go, pomagając jej
wysiąść zanim otworzył drzwi Jerry’emu. Gapił się
na psa, który gapił się na niego. - Tak przy
okazji, chciałem cię o coś
zapytać. - złapał ją za rękę i zacząłiść.
- O co?
-Sheri i Jerry?
- Zamknij się.- uśmiechnęła się szeroko, całkowicie zrelaksowana, idąc przy jego boku. Ten
mały gest zaufania ogrzał go aż do jego palców u stóp, pomimo chłodu listopadowego powietrza.Głupek.
ROZDZIAŁ DRUGI
Dzięki Bogu, za jej ciemne okulary. Powiedziałaby, że u większości Pum oczy błyskają
złotem, gdy się
denerwują
(lub pobudzają
-jej wewnętrzny kotek zamruczał). Jej błyszczą
czerwienią. Ci biedni ludzie, gdyby to zauważyli, mogliby pomyśleć, że była czymś
w rodzaju
demona. Zapłonęły czerwienią, gdy wyczuła zapach Adriana za drzwiami jej hotelowego pokoju.
Kiedy usłyszała po raz pierwszy jego głos, jej pazury prawie się
wysunęły. Zdołała zmusić
swoją
Pumę
do posłuszeństwa, ale za każdym razem, gdy apetyczny doktor Giordano przemówił, mogła
wyczuć mruczenie jej wewnętrznego kotka, jakby go głaskał.
Och, pogłaszcz mnie, doktorze Adrianie!
Warknięcie jej Pumy nie pomogło. Deklaracja o tym, że nie będzie szukać
partnera brzmiała
niedorzecznie nawet dla niej.
Chociaż
technicznie rzecz biorąc, to była prawda. Wyglądało na to, że odnalazła swojego
partnera czy tego chciała czy nie.
Musiała wymyślić
sposób by uchronić
go przed Rudym -jakoś
wątpiła w to, żebędzie to
proste.
Drzwi wejściowe do domu Maxa uchyliły się. - Cześć Sheri!
Spięła się, gdy zachwycona partnerka Simona uścisnęła ją
jak starego, dobrego przyjaciela.
-Cześć
Becky.-mogła ujrzeć
ultra skręcone włosy i bladość
twarzy Betki. Rysy Becky były
wyraźne, ponieważ
stała tak blisko, jasny nefryt zielonych oczu Becky zamigotał radośnie.-Gdzie
jest Emma? - Sheri pragnęła poznać Curanę. Rozmawiała z nią przez telefon, a Becky obsypywała
szefową
pochwałami, ale to nie zmieniało faktu, że musiała stanąć
z Curaną
twarzą
w twarz i
zdobyć jej aprobatę, zanim pozostali członkowie Dumy ją zaakceptują.
-Tam -odpowiedział jej chrapliwy, żeński głos. Becky się
odsunęła i Sheri znowu się
spięła.
Mała kobietka szła w jej stronę
i musiała pochylić
głowę
by ją
dobrze widzieć. Ujrzała długie,
ciemne włosy i także ciemne oczy na złocistej skórze twarzy, ale o ile nie podeszła bliżej, jej rysy
były nadal zamazane. – Max... - wycedziła ochrypłym głosem.
- Tak? - przeciągnął znajomy głos Maxa.
- Jesteś pewien, że z nią nie spałeś?
-Emmo...-Max zaśmiał się, ruszając w stronę
małej kobiety. Jego znajomy zapach uniósł się
nad nią.
-Blondynka, cudowna.. wyjaśnij mi jak to możliwe, że z nią
nie spałeś? Do diabła, sama
bym się z nią przespała!
- Emmo!
- Nie chcieliśmy - odpowiedziała Sheri, nieco wystraszona jej powitaniem.
Poczuła jak uwaga Emmy ponownie skupia się
na niej. Cholera, jest silną
Curaną.
- Och?
-Bycie ściganą
przez wściekłego chłopaka, który chciał zmusić
mnie do godów,
spowodowało, żemężczyźni nie znajdują
się
wysoko na mojej liście priorytetów. Albo kobiety.uśmiechnęła
się
z ulgą
kiedy Curana zachichotała. Poczuła jak ramię
Adriana zesztywniało pod
jej ręką. - A poza tym, Max umawiał się...
- Emmo, może pozwolisz im wejść? Jest zimno. - przerwał jej Max.
Mogła prawie poczuć
rozbawienie Emmy kiedy ta się
cofnęła. -Pewnie, Sheri, wejdź.-
Curana pochyliła się
i szepnęła jej do ucha -Przypomnij mi, że musimy później pogadać, dobrze?
-Emma, daj spokój. -Max ponownie się
zaśmiał. -Naprawdę
chcesz wiedzieć
z kim spałem
w college’u?
-Nie za bardzo. -Sheri mogła usłyszeć
złośliwe rozbawienie w głosie Emmy. -Po prostu
lubię
jak się wykręcasz.
To był dźwięk delikatnego całusa. -Sprawię, żebędziesz się
później skręcać
-Max
wymruczał miękko do ucha Emmy. Oczywiście myślał, że nikt tego nie mógł usłyszeć, ale jej
słuch był bardziej wrażliwy od zwykłej Pumy.
Poczuła jak jej policzki zaczerwieniły się
od gorąca w jego głosie. Delikatne „O rany!”
Emmy wyrażało podobne emocje do tych, które czuła, gdy Adrian przesunąłrękę
po jej talii i
przyciągnął ją bliżej do siebie. Ułożył zaborczo dłoń na jej biodrze, gdy wchodzili do pokoju.
-O co chodziło z tym wściekłym chłopakiem? -spytał Adrian. Słyszalne było napięcie w
jego głosie. Spięty lub nie, kochała go słuchać.Brzmienie jego głosu było ciepłe i intensywne jak
stopiona czekolada, płynąca seksownie po jej skórze, powodującgęsią
skórkę
na jej rękach. Za
okularami jej oczy błysnęły czerwienią. Tylko nie to.
Stopiona czekolada dokładnie pasowała do zdolnego doktora. Intensywnie czekoladowe,
brązowe oczy, ciemnobrązowe włosy i opalona skóra, opinająca gładkie mięśnie, sprawiały, że
facet był smakowitym kąskiem, który koniecznie chciała spróbować, zwłaszcza od kiedy była
oddanym czekoladoholikiem.
Jaka szkoda, że nic z tego nie wyjdzie -Rudy jednym spojrzeniem zjadłby doktorka na lunch.
Dosłownie.
Max westchnął. -To długa historia, stary,i poruszymy ją
przy wszystkich. Dawajcie do
środka, zdejmijcie płaszcze i usiądźcie. Cześć Jerry.
Dała polecenie Jerry’emu, dzięki któremu wiedział, że ma wolne, więc kiedy Max pochylił
się
i pogłaskał go, to tak bardzo merdał ogonem, że prawie wyrwał jej z ręki uprząż. Zaśmiała się,
zadowolona z tego, że jej pies i Alfa lubią się nawzajem. - Lubi cię.
-To dobrze, bo będzie mnie często widywał. -wziął od niej jej płaszcz i wręczył go Emmie.
Adrian przypadkowo skierował ją
w stronę
dużej, skórzanej, bordowej kanapy. Widziała
przesuwające się
osoby, ale nie mogła rozpoznać
ich twarzy. Zapachy, z drugiej strony…
Była tam grupka osób, na szczęście żadne z nich nie użyło perfum lub wody kolońskiej.
Mieli zbyt wrażliwy węch. Żaden z tych zapachów nie był znajomy oprócz zapachu Maxa, Bet i
Adriana. Dzieci piszczały i śmiały się
na górze. Słyszała dźwięki gry wideo i doszła do wniosku,
że właśnie tam są dzieci.
Ponętny zapach pociągającego doktorka Pyszniutkiego unosił się blisko niej.
- Wściekły chłopak? - Adrian szepnął jej do ucha, gdy usiadł obok niej.
Westchnęła. - Chcę opowiedzieć
to tylko raz, dobrze?
Cisza.
-Proszę? -nie wiedziała dlaczego go błagała, ale ciężar jego spojrzenia zaczynał być
uciążliwy. I uciążliwie gorący, coś czego nie potrzebowała w pokoju pełnego drapieżników.
Mogła tylko zauważyć, że skinął i usłyszeć
jego „dobrze.” Pochylił się, szepcząc jej do ucha.
- Ale porozmawiamy o tym później.
Poczucie jego oddechu na szyi wywołało dreszcze w dół jej kręgosłupa, nawet jeśli jego
władczy ton ją rozjuszył.
Zmarszczyła brwi i zaczynała coś mówić, ale przerwał jej Max.
-W porządku, ludziska, słuchać. Poznamy dzisiaj nowego członka Dumy. To ktoś, kogo
znamy razem z Simonem z czasów college’u. Ktoś, kogo zmieniłem, kiedy był w potrzebie.
Nazywa się
Sheridan Montgomery. Jest dobrym człowiekiem, który przeżył ciężkie chwile.
Przybyła do nas, potrzebując pomocy, więc proszę o wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia.
Sheri słuchała Maxa, czuła jak moc Alfy w jego głosie rozchodzi się
po pokoju. Wszystkie
rozmowy natychmiast ucichły, gdy wstała i przeszła naprzód. Wyczuła obecność
Maxa i jego
partnerki, stojących obok kominka, z Simonem i Becky po jego prawej stronie. Odwróciła się
niechętnie by stanąć twarzą do pozostałych. Moment prawdy. Pomogą mi czy nie?
-Cześć
-zaczęła, zaciskając palce na smyczy Jerry’ego. Zareagował w pełni gotowy do
służby, usiadłszy obok niej w czujnej postawie. -Jestem Sheri.
Adrian rozsiadł się
tak swobodnie, jak to było możliwe i próbował rozluźnić
swoje napięte
mięśnie. Życie jego partnerki było zagrożone, a sposób w jaki Max i Simon się
zachowywali
dawał do zrozumienia, że to się
szybko nie zmieni. Jego Puma praktycznie drgała -jeśli miałby
teraz ogon, to chłostałby nim szybko powietrze. Do diabła, nawet jako człowiek zapragnął wstać i
ruszyć
w jej stronę, ale zmusił się
do pozostania na miejscu i wysłuchania tego, co Sheri miała do
powiedzenia.
-Dawniej, w college’u umawiałam się
z chłopakiem, który nazywał się
Rudy Parker. Byłam
na trzecim roku na oprogramowaniu komputerowym, on był absolwentem. Inżynierem mechaniki.
Chciał pracować
przy robotach. -uśmiechnęła się
smutno, ciągnąc dalej. -Był jak spełnienie
wszystkich marzeń.
Adrian prawie warknął. Myśl, że zależało jej na kimś
innym, sprawiła, że prawie wysunął
swoje zęby -a przecież
znał tę
kobietę
zaledwie godzinę. Każdy zaborczy instynkt zaczął się
rozciagać, jak kot budzący się
o świcie, cała jego uwaga skupiła się
na smukłej blondynce stojącej
przed nim.
-Na ostatnim roku zaczęły dziać
się
dziwne rzeczy, które mnie zmartwiły. Kazał mi zakładać
spódniczkę, ponieważ
uwielbiał mnie w spódniczkach i wściekał się, gdy miałam na sobie jeansy.
Kupował mi do picia gorącą
czekoladę
i obrażał się
za to, że nie okazywałam właściwie swojej
wdzięczności. Problemy zaczęły się nasilać zanim ukończyłam studia.
Miała silny głos, ale jej ręce się
trzęsły. Chciał wstać
i objąć
ją
ramionami by wiedziała, że
jest z nim bezpieczna. Ten cały Parker ją
skrzywdził? Gdyby podniósł na nią
rękę, byłby martwy.
Adrian dorwałby go i własnoręcznie wypatroszył.
Poczuł na sobie czyjś
wzrok i odwrócił się. To był Simon. Facet patrzył na niego tak, jakby
dokładnie wiedział o czym myśli. Jego partnerka została zaatakowana i poważnie zraniona przez
członka Dumy, zanim została przemieniona. Becky pochyliła się
ku Simonowi i głaskała
uspokajająco jego ramię, ale jej oczy były wlepione w Sheri.
Adrian skupił swoją uwagę z powrotem na swojej Królewnie Śnieżce.
-Rudy wiedział, że nie widzę
zbyt dobrze. Jestem prawie niewidoma. Używałam laski kiedy
wychodziłam z terenu college’u i z domu. Znałam dobrze swoją
drogę, więc to nie było trudne, a
laska przydawała się
najbardziej przy przechodzeniu przez ulicę. Zabrał mi laskę
wmawiając, że
ukradły ją
jakieś
dzieciaki i wtedy zaoferował mi pomoc. Zaczął opuszczać
swoje zajęcia by
zaprowadzać
mnie na moje, co wtedy było bardzo słodkie. Jednak, gdy nie wchodziłam do
budynku lub jeśli sprawdził, że mnie tam nie było, wariował.
-Wtedy poznałam Maxa. -nie uśmiechała się
już
smutno, lecz psotnie. -Umawiał się
z
dziewczyną, która stawała się
zbyt upierdliwa i próbował zakończyć
ten związek, nie krzywdząc
jej przy tym. I, nie, nie było innej kobiety -po prostu czuł presję
i chciał odejść. Mieliśmy
podobne problemy. Powiedział wtedy, że chce się spotkać z Rudym a ja się zgodziłam.
Adrian wyczuł jej napięcie. Każdy, za wyjątkiem bawiących się
na górze dzieci, siedział
cicho.
-Nie muszę
mówić, że Rudy nie był zbyt szczęśliwy ze spotkania z Maxem. Tamtej nocy
poszliśmy na randkę
i on zaciągnął mnie w głąb lasu. Niczego nie podejrzewałam, ponieważ
już
tam chodziliśmy. To było jego ulubione miejsce, gdzie mogliśmy porozmawiać
o swoich
marzeniach, planach na życie, takiego typu rzeczy.
Westchnęła, przechylając głowę
na bok. Adrian miał wrażenie, że patrzy się
na niego.
Uchwycił blask czerwieni w jej oczach, zanim uniosła głowę, chowając swoje oczy za okularami.
-Tamtej nocy mnie zaatakował. Przedtem nie wierzyłam w wilkołaki lub w zmiennokształtne
Pumy.
-Wilkołaki? -zapytała Belinda. Stała blisko Becky, co było u niej nawykiem od czasu ataku
na Betkę. Oczy Becky się
zwęziły, Emma wyglądała na zamyśloną. Obaj liderzy Dumy wyglądali
na obojętnych i nie okazując żadnych emocji, stawiając Adriana na baczności. Jeszcze raz zwrócił
swoją uwagę na Sheri.
-Tak, wilkołaki. Rudy przemienił się
na moich oczach i zaatakował mnie. Przycisnął mnie
do ziemi i chciał mnie dosiąść. Moje skaleczenia były… poważne. -wzięła głęboki oddech,
oczywiście przybita wspomnieniami i Adrian nie mógł już
dłużej wytrzymać;wstał i podszedł do
niej, stając obok, łapiącją
za rękę, którą
nie trzymała Jerry’ego. Wydawało się, że zrelaksowała
się, czując jego dotyk -jej głos uspokoił się
i stał się
mocniejszy, a jego Puma zamruczała w
wyrazie satysfakcji. -Zdecydowałam, że ucieknę
od niego, ale naprawdę
poważnie krwawiłam.
Czasami myślę, że chciał bym uciekła by móc napawać
się
pogonią, ale myślę, że nie spodziewał
się
po mnie, że ucieknę
na drogę. -uśmiechnęła się
nieznacznie. -Wreszcie mój Anioł Stróż
się
ocknął, kiedy zostałam prawie potrącona przez Simona, wracąccego z imprezy.-Simon kiwnął
ponuro głową, potwierdzając jej historię. - Błagałam go by zawiózł mnie do szpitala. Zamiast tego
zabrał mnie do Maxa. Nie pamiętam zbyt wiele z tego, co się
potem wydarzyło ale kiedy się
obudziłam byłam całkowicie wyleczona, pomijając znak po ugryzieniu. -podciągnęła brzeg
białego swetra, by ukazać
bliznę. Adrian kątem oka zauważył jak Becky potarła podobny znak.
Simon przytulił do siebie swoją
partnerkę
i spojrzał na nią
z zaciekłą
opiekuńczością
co, chociaż
raz, Adrian całkowicie rozumiał, bo on również chciał w ten sam sposób spojrzeć na Sheri.
Sheri puściła brzeg swetra i ponownie złapała Adriana za rękę. Nie był pewny czy była
świadoma tego co zrobiła. -Max ugryzł mnie i tym samym przemienił. W przeciwnym razie bym
umarła. Kiedy Rudy próbował znowu mnie skrzywdzić, byłam w stanie się
obronić. Zmusiłam
się do ucieczki przed nim i jego sforą.
Max zabrał głos, zanim Adrian zdążył zadać
pytanie typu : dlaczego nie jesteś
wilkiem? -W
tym momencie byłem pewien tego, że Parker zachował się
jak łajdak. Skontaktowałem się
z
lokalną
sforą
ale oni nie wiedzieli nic na jego temat albo grupki jego przyjaciół. Obiecali, że
zajmą
się
nim. Kiedy Parker próbował odpłacić
mi, zmieniając Sheri, razem z Simonem byliśmy
gotowi by z nimi walczyć. Cały czas ściga Sheri. Została zmuszona do tego by ukrywać
się
i nie
miećżadnego wsparcia, nawet ze strony członków Dumy, ze strachu, żebParker mógłby
wykorzystać
ich przeciwko niej. Poprosiła by mogła dołączyć
do naszej Dumy, co oznacza, że nie
będzie już
dłużej sama. -Max ogarnął pokój srogim spojrzeniem. -Poradzimy sobie teraz z tym
niebezpieczeństwem.
Alfa uśmiechnął się, kiedy członkowie jego Dumy mruknęli w aprobacie. Adrian poczuł jak
ręka Sheri zadrżała w jego.
-Teraz, do tych z kociętami, miejcie na uwadze, że Parker jest chorym człowiekiem, który
zrobi wszystko by dostać
Sheri. Chrońcie je, musicie wiedzieć
gdzie przebywają
przez cały czas.
Roześlę
do każdego e-maila ze zdjęciem Parkera, po to byście wiedzieli co robić
jak go
zobaczycie. Macie się skontaktować wtedy ze mną lub z Simonem...
-...lub ze mną. -wtrącił się
Adrian, ściskając uspokajająco dłoń
Sheri. Przestał natychmiast,
gdy zauważył grymas na jej twarzy, ale nie puścił jej, rozluźniając jednak uścisk.
-Lub z Adrianem. -Max kiwnął głową. - W żadnym wypadku nie pozwólcie na zbliżenie się
Parkera do waszych kociąt. Towarzyszą
mu trzy inne wilki. Możliwe, że potrafią
się
zmieniać.
Skontaktuję
się
ze sforą
z Pocono i zobaczę
czy nam pomogą. Z tego, co ostatnio słyszałem to
lider sfory martwi się tylko o własny tyłek, więc możemy liczyć tylko na siebie.
-Pomogę. -powiedziała Belinda. -Są
miejsca, do których będzie musiała chodzić
bez
partnera. Będę
tam z nią
chodzić.
-Nie jest Curaną, więc powinna być bezpieczna... -wymamrotała jedna z kobiet.
-Że co? -Adrian zadrżał, słysząc srogi ton głosu Emmy, gdy Curana Dumy zareagowała na
wypowiedź
kobiety. Otoczyła ją
cienka mgła, poważna oznaka jej wkurzenia. -Wątpisz w moje
słowo, że Belinda Campbell nie miała nic wspólnego z atakiem na Rebeccę Yaeger?
Oho, zaczyna się. Jeżeli kobieta była wystarczająco mądra, to szybko powinna się
wycofać
i
natychmiast przeprosić. Adrian obserwował jak kilka kobiet wzdrygnęło się
i odsunęło od
sprawczyni tego zamieszania.
- Nie, Curano. - kobieta pochyliła ulegle głowę.
-Dobrze. -Emma spojrzała na pozostałych członków Dumy. -Oczekuję, że ten nonsens się
zakończy. Belinda udowodniła zarówno Rebecce jak i mi, że nie miała nic wspólnego z atakiem
Livii na Rebeccę. Obarczanie jej odpowiedzialnością
za czyny Livii jest niewłaściwe i oczekuję
od was poprawy. Zrozumiano?
Adrian patrzył jak Max stanął obok swojej partnerki, ukazując chłodne ostrzeżenie w swoich
oczach każdemu, kto się
jej sprzeciwi. Sprzeciwianie się
Emmie, oznaczało sprzeciwianie się
Maxowi -do czego żaden mężczyzna w tym pomieszczeniu nie był zdolny, i dobrze o tym
wiedział. Dyskusja zakończyła się, kiedy Bety zajęły miejsca tuż
obok Alf z podobnym rażącym
spojrzeniem.
Wymamrotane szepty akceptacji ogarnęły cały pokój, co zrelaksowało Alfy.
-Sheri od jutra będzie pracować
na pół etatu we Wallflowers -dodała Emma cieplejszym
tonem.
-Może się
wprowadzić
do mieszkania Becky, znajduje się
przecież
nad sklepem -powiedział
Simon, jeszcze raz obejmując ręką swoją partnerkę.
Becky spojrzał na niego. – „Może”? Aco z osobą, która tam obecnie mieszka?
-Pomyślałem, że mogłaby wprowadzić
się
do mnie. Nie masz nic przeciwko, prawda? -
Simon uśmiechnął się
do swojej partnerki, Adrian zaś
musiał ukryć
uśmiech. Reszta osób nawet
się tym nie kłopotała. Kilkoro zachichotało, gdy Becky chrząknęła w odpowiedzi.
- Lubię moje mieszkanie.
- Tak będzie Sheri łatwiej, a Ty zrobiłabyś dobry uczynek dla nowej przyjaciółki.
Becky westchnęła. - To było poniżej pasa Simon.
- A poza tym, w nocy będzie mi zimno w nogi.
- Ach, cóż, przecież nie możemy pozwolić by zmarzły ci nogi, prawda Garfieldzie?
- Uznam to za zgodę. - Simon posłał jej szeroki uśmiech, gdy w pokoju rozległy sięśmiechy.
Ten moment, pełen śmiechu, pozwolił rozładować
napięcie. Ludzie usiedli wygodnie,oddając
się
dyskusjom na temat pomocy Sheri i poznając najnowszego członka Dumy. Adrian nie
odstępował jej na krok, zaskoczony tym, że Belinda również. Wyglądało na to, że przypadły sobie
do gustu. Rozsiadł się
i patrzył jak śmiały się
z czegoś
razem, następnie zaplanowały wyjście na
lunch następnego dnia, po pracy Sheri. Poczuł jak i w nim rozładowuje się
napięcie -jego
partnerka będzie bezpieczna z Belindą. A jutro od Maxa dowie się
całej historii.
ROZDZIAŁ TRZECI
-No dalej, pytaj. -Sheri próbowała się
nie uśmiechnąć, gdy Belinda odłożyła swoją
kanapkę
i odchyliła się na łokciach, patrząc zarówno z ciekawością jak i z poczuciem winy.
- Jak to jest być albinoską? - Belinda spytała cicho.
Sheri westchnęła, odkładając swoją
kanapkę. Nie czuła się
obrażona. Przyzwyczaiła się
poprawiać ludzi, ale ciągle przeszkadzało jej to, że pytali. - Naprawdę nienawidzę tego słowa.
-Dlaczego?
Czekała aż
ktoś
zada jej to pytanie po wczorajszym spotkaniu Dumy, ale Belinda była
pierwszą
osobą, która się
odważyła. Obydwie kobiety siedziały w barze „Kelly”, jedząc
hamburgery i frytki -oczywiście olewając swoje diety. To było jedno z najmilszych popołudni
jakie miała od dłuższego czasu. Fajnie było znowu mieć
przyjaciela. Miała nadzieję, że tego nie
zniszczą.
-Jestem osobą
z albinizmem. Mówiąc, że jestem albinoską
to tak jak twierdząc, że cierpię
na
zaraźliwą chorobę, jakbym była trędowata. To stan z jakim żyję, a nie to kim jestem.
- Ale nie jest to gorsze od nazywania mnie blondynką.
-Wątpię. -zaśmiała się. -Pomyśl o stereotypie „albinosa”. Jesteśmy zawsze złymi, tymi,
którzy robią
paskudne rzeczy kilku biednym niewiniątkom, którzy nie wiedzą, że albinosi to
diabły wcielone. A poza tym nikt się na ciebie nie gapi, bo jesteś blondynką.
Nastąpiła chwila ciszy. -W porządku -odpowiedziała w końcu Belinda. -Powiedz mi jakiś
dowcip o blondynce.
Sheri zatrzymała się
z hamburgerem w ustach, pochyliła głowę, próbując wychwycić
ekspresję
drugiej kobiety.
-Może to? Ruda wchodzi do gabinetu lekarza i mówi : „Doktorze, gdziekolwiek się
nie
dotknę, to mnie boli.” Doktor kazał jej dotknąć
się
w każdym miejscu, upewniając się, że za
każdym razem krzyknęła. Spytał czy jest naturalną blondynką... przerwij mi, jeśli znasz puentę?
Zaczerwieniła się,słyszała to już wcześniej, i śmiała się tak głośno jak jej przyjaciele.
- Doktor powiedział : „Tak myślałem, masz złamany palec.”
Usłyszała jak Belinda bierze łyk wody. -Pewnego wieczoru blondynka grała w Trivial
Pursuit ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy nadeszła jej kolej, wyrzuciła kości i stanęła na Nauce i
Naturze. Jej pytanie brzmiało : „Jeśli jesteś
w próżni i ktoś
cię
woła to czy go usłyszysz?”
Blondynka zastanawiała się przez chwilę i odpowiedziała: „A jest on włączony czy wyłączony?1”
Sheri przygryzła wargę by się nie śmiać, ale miała wrażenie, że Belinda to zauważyła.
-„Albo moje ulubione. Dlaczego blondynka uśmiecha się, gdy strzelają
pioruny? Bo myśli, że
robią
jej zdjęcie.”
Sheri nie dała rady dłużej powstrzymywać
swojego rozbawienia i ulżyło jej, gdy Belinda
również zachichotała.
-Mam licencjat z Zarządzania i Finansów, ale ludzie przez całe moje życie uważają
mnie za
idiotkę bo wyglądam jak lalunia.
Sheri mogła tylko wzruszyć ramionami. - Czasami tak postępuje z tobążycie, a czasami sama
jesteś
sobie winna. Więc, znam trochę
kawałów o blondynkach, śmieję
się
z nich i staram się,
żeby opinie innych ludzi nie wpływały na mnie. To nie zawsze działa, ale staram się.
- Wow. Przykro mi.
-W porządku. Mówię
tylko, żeby nie pozwolić
na to, by stereotypy cię
przytłoczyły. Jeśli tak
robisz, to skupiasz całą
swoją
energię
na czymś, co tak naprawdę
na dłuższą
metę
nie ma
zanczenia. Jeśli obrażałabym się
za każdy usłyszany dowcip o blondynce, to bym musiała się
złościć przez cały czas.
Belinda pochyliła się w stronę Sheri, by ta mogła zobaczyć jej szeroki uśmiech, i szepnęła:
1 Vacuum to zarówno próżnia jak i odkurzacz.
-Albo stałabym się rudzielcem, czczącym Ms. Clairol2.
Jadły chwilę w ciszy.
- Masz swoją własną firmę?”
-Nie -odpowiedziała Belinda z westchnieniem. -Pracowałam u Noego jako kelnerka,
planowałam zgłosić
aplikację
na stanowisko kierownika, ale... nie wypaliło. Jestem pewna, że
mogę
sobie pozwolić
na otwarcie własnego interesu, ale chciałam ująć
doświadczenie na
stanowisku kierownika w papierach przy staraniu się
o pożyczkę. Nie sądzę
bym się
bez tego
kwalifikowała.
Sheri usłyszała ból w głosie kobiety. - Przykro mi.
- W porządku. Rynek i tak zasysa teraz te biznesy, które i ja chcę
otworzyć.
- Jaki biznes?
- Razem z Livią… żartowałyśmy sobie, że stworzymy coś swojego. Ja chciałam otworzyć bar
lub restaurację, i nazwać
je „Blondynką” lub czymś
w tym stylu, ona chciała Spa. -Belinda
wzruszyła ramionami. - Dlatego uwielbiałam pracować u Noego. Kocham branżę restauracyjną.
- Co się stało z twoją pracą?
- Zostałam zwolniona.
- Dlaczego?
-Bo ludzie uważali, że współdziałałam z Livią. Zaatakowała Becky, dość
ciężko ją
raniąc,
podczas tegorocznej maskarady. Livia groziła Becky, by nakłonić
Emmę
do oddania jej
pierścienia Curany.
-Co? -Sheri nie mogła wierzyć
własnym uszom. -Ktoś
próbował wykorzystać
Becky by
dostać się do Emmy?
-Tak. Nie wiedziałam o tym, dopóki nie zobaczyłam jak Simon niósł Becky by ją
uzdrowić
i
przemienić.
- I połączyć się z nią.
-I połączyć
się
z nią. -Usłyszała inny rodzaj bólu w głosie Belindy i zastanowiała się
czy ta
kobieta czuje coś
do Simona. Jeśli tak, to byłaby taka szkoda, Simon był przecież
oddany swojej
partnerce.
- Ale pierścień...
- Nie zrobi z ciebie Curany, prawda? Ale jeżeli Emma oddałaby go...
- ...byłaby uznana za słabą - Sheri dokończyła zamyślona.
- Dokładnie. Stałaby się pokarmem dla kota.
Sheri zaśmiała się. Zaczynało jej się tu podobać.
Adrian czekał na zewnątrz baru i obserwował dwie rozmawiające i śmiejące się
kobiety. Coś
w jego sercu się uspokoiło, gdy ujrzał ją po raz pierwszy tak zrelaksowaną, odkąd ją poznał.
-Może jeśli będziesz się
gapił wystarczająco długo to ciuchy same z niej spadną.-powiedział
Simon, podchodząc i patrząc na kobiety.
Adrian przewrócił oczami. - Jest moją partnerką.
Simon uśmiechnął się
szeroko. -I to ty będziesz osobą, która użyje wobec niej swojego
niezwykłego, rozpruwającego szmatki, spojrzenia mocy?
- Dupek.
Simon klepnął go po plecach i Adrian uśmiechnął się.
- Wydaje się, że się zadomawia. - powiedział Simon, opierając się o ceglanąścianę baru.
- No.
- Becky ufa Belindzie.
-A ty nie? -Adrian zatrzymał swoje spojrzenie na kobietach, ale jego uwaga była całkowicie
skupiona na Simonie.
- W pewnym sensie tak.
- Ufasz Becky i Emmie?
2 Producent farb do włosów. Ponoć najlepszy ;p i oczywiście nie dostępny w Polsce.
Simon westchnął. -Tak, niech to szlag. -To brzmiało tak, jakby już
odbył taką
rozmowę,
równie przegraną. Becky prawdopodobnie dała mu wykład. Zdecydował się
uspokoić
Simona.
Były sprawy na temat Belindy o których wiedział i mogłyby zaszokować Simona.
Adrian kiwnął głową. - Byłeś kiedykolwiek u Kelly kiedy i Belle tam była?
Simon spojrzał na Adriana, podniosząc jedną brew. - Belle?
Adrian kiwnął głową. -Tak tam nazywają Belindę, Belle.
- Nie, nie byłem tam, kiedy Belle była. A dlaczego pytasz?
- Mogłaby cię zaskoczyć.
Simon parsknął. -Umawiałem się
z nią, z przerwami, przez cztery lata. Nic, co by zrobiła nie
mogłoby mnie zaskoczyć, chyba że wyhodowałaby drugą komórkę
mózgu.
- Naprawdę? Wejdźmy.
Adrian otworzył drzwi i wepchnął do środka Simona. Simon, zaskakująco, pozwolił na to.
- Hej, Belle!
Brwi Simona uniosły się
do linii włosów, gdy Frank Kelly zawołał Belindę
po imieniu.
Adrian uśmiechnął się szeroko i czekał. Już wiedział co nastąpi.
-Tak, Frank?
- Co zrobisz gdy blondynka ciśnie w ciebie granatem?
-Złapię, wyciągnę zawleczkę i odrzucę.
W całym barze wybuchły śmiechy. -Hej, Belle! -zawołał jeden ze stałych klientów. -Czy
zaciął cię kiedyś jakimś kawałem?
- Nie. - Belle odpowiedziała dumnie.
- Pewnego dnia cię zaskoczę, Belle! - zaśmiał się Frank.
- Tak samo jak mojego małego pieseczka?
Więcej śmiechów. Adrian widział szok na twarzy Simona, gdy pchnął go z powrotem przez
drzwi. - Widzisz?
-Za każdym razem, gdy tylko ją
widziałem, była ze swoimi elitarnymi przyjaciółmi.powiedział
Simon. - Nie zachowywała się tak przy nich.
- Oczywiście, że nie, mogliby wykopać jej tyłek z ich klubu - odpowiedział Adrian.
Stanął znowu przy ścianie i obserwował bar, patrząc jak Sheri z Belle jedzą. -A poza tym,
każdy wie dlaczego umawiałeś się z Belindą
i to nie była dla niej rozmowa.
Simon wzdrygnął się. - Nie zachowywała się tak również przy mnie.
Adrian kiwnął głową. - Dała ci to, co myślała, że chciałeś.
- Puszczalską blondynkę - powiedział Simon w zamyśleniu.
-Nie chcę
byś
poczuł się
jeszcze gorzej, ale ona nigdy nie umawiała się
z nikim innym poza
tobą.
Simon znowu się wzdrygnął. -Jezu, dzięki.
Adrian wzruszył ramionami. - Nie wiem czy uważała cię za swojego partnera, czy nie, ale jak
już go znajdzie, to będzie wiedziała. Do tego czasu myślę, że Sheri jest bezpieczna z Belle.
- No dobra - Simon zgodził się z westchnieniem. - Zaufam jej.
***
-Gadaj.-Adrian spojrzał groźnie na swojego przyjaciela i wspólnika, krzyżując ramiona i
blokując mu wyjście z gabinetu. Właśnie zamknęli kliknikę
a z pomieszczenia było tylko jedno
wyjście.
-Przepraszam? -niebieskie oczy Maxa zalśniły na chwilę
złotem, wyczuwając wyzwanie
Adriana.
Adrian westchnął. -Max, ona jest moją
partnerką. Jak ty byś
się
czuł, gdyby Emma była w
niebezpieczeństwie? -odpowiedziało mu niskie warczenie. -Więc powiedz mi. Czego mam się
spodziewać?
Max westchnął i przeciągnął dłonią
po włosach. -Rudy Parker jest chorym skurwielem.
Próbował zgwałcić
ją
jako wilk. Kiedy to się
mu nie udało, ugryzł ją. Gdyby mu nie uciekła
byłaby teraz w Sforze zamiast w Dumie.
-Takiego typu rzeczy dzieją
się
bardzo szybko, tak myślę. Jak ona zdołała mu przed tym
uciec?
Max wzruszył ramionami. -Nie mam pojęcia. Pamiętam tylko rozerwany kawałek jej
ramienia.
Adrianowi wymknęło się
warczenie. - Oderwał jej kawałek ramienia?
Max kiwnął głową. -To dlatego ma tam blizny. Nawet magiczny napój Pumy nie mógłby
tego uzdrowić.
Adrian parsknął śmiechem, jego oczy wróciły do normalnego, brązowego odcienia.
- Magiczny napój Pumy?
- To stwierdzenie Becky, nie moje.
-Się
wie. -Adrian zaczął kroczyć. -No dobra, próbował ją
zgwałcić, zdołała mu uciec zanim
ją przemienił, a od tamtej pory ją goni. Ogólnie podsumowując, to tyle?
Max kiwnął powoli głową.
-Czego mi nie mówisz?
-Uciekła nietknięta3, zdążyła zanim sprawy nabrały nieciekawego obrotu. Ona wie jak bardzo
jest teraz niebezpieczny, a jeśli on dowie się, że jesteście partnerami to zrobi wszystko by cię
dorwać.
- Poradzę sobie z nim.
Max potrząsł głową. -Nie będzie sam. Użyje swojej sfory, a Pumy przeciwko watasze
wilków...
-Pumy przegrają. -Adrian zatrzymał się
i patrzył beznamiętnie na ścianę, jego myśli pędziły.
- Musimy zatem trzymać Dumę blisko nas.
-Sheri nie będzie sama. Simon został wyznaczony by pilnować
jej, gdy gdzieś
wyjdzie.
Belinda, Becky i Emma będą przy niej kiedykolwiek będzie to możliwe.
- A ja będę z nią w nocy.
- Jeśli ją do tego przekonasz.
-Wątpisz we mnie? -Adrian uśmiechnął się
do Maxa, pewny swoich uwodzicielskich
zdolności.
-Będzie próbowała cię
odepchnąć
dla twojego bezpieczeństwa. Jeśli mam być
szczery,
zdziwiłem się, kiedy w końcu się
z nami skontaktowała i poprosiła o dołączenie do Dumy.
Zaproszenie było aktualne odkąd ją ugryzłem.
-Co oznacza, że sprawy prawdopodobnie układają
się
jeszcze gorzej niż
nam mówi wymamrotał
Adrian, jego opiekuńczy instynkt zapłonął żywo. Ogarniało go pragnienie by pójść
do niej, podnieść
ją
za ten jej boski tyłek i zanieść
ją
do domu, do jego pieczary, gdzie byłaby
bezpieczna.
- Tak.
- Nie masz nic przeciwko temu, że Emma jej pilnuje?
Uśmiech Maxa był dziki, a jego oczy zabłysły złotem. -Jeśli ten dupek dotknie mojej
partnerki, psiakrew, niewłaściwie przy niej odetchnie to nakarmię go jego własnymi jajami.
Adrian kiwnął głową, napinając mięśnie, gdy moc Maxa przetoczyła się
przez pokój.
Potrzeba bezpieczeństwa stała się
jeszcze silniejsza, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego Alfy.
-Jeśli Emma nie zrobi tego pierwsza?
Max uśmiechnął się
rozluźniając, a Adrian odprężył się
razem z nim. -Raz połamała
facetowi nos.
-Wiem.
- Wiesz?
- Taaa, całe miasto wiedziało.
Max zamrugał. - Więc dlaczego ja nie wiedziałem?
Adrian wzruszył ramionami. – A dlaczego miałbyś
wiedzieć? Nie było cię w mieście kiedy to
się wydarzyło, a nikt nie podejrzewał, że zamienia się w twoją
partnerkę.
3 W seksualnym tego słowa znaczeniu;p
Max wypuścił powietrze. -Pokłóciłem się
ztą
kobietą
by się
dowiedzieć
tej całej historii…
W porządku. Nieważne. – warknął, widzącuśmiech Adriana. – Przekonamy się
czy zdołasz
wyciągnąć od Sheri resztę tej historii.
-Nie ma problemu. -Adrian odwrócił się
by wyjść
z gabinetu i zauważył jedno ze zdjęć
sukni ślubnej, które Emma przypięła do tablicy ogłoszeń. Zatrzymał się z szerokim uśmiechem.
- Tak w ogóle, to możesz przekazać
Emmie wiadomość ode mnie?
- Pewnie, co takiego?
Ciekawość
w głosie Maxa sprawiła, że prawie się
roześmiał. -Możesz jej powiedzieć, że
brakuje tutaj zdjęć
ze strojem kąpielowym? Jeśli planujecie swoją
podróż
poślubną
na Karaibach
to musi wybrać jakieś bikini.
- Próbujesz mnie wkurzyć?
- Możesz przynieść jej zdjęcia w bikini? Byłoby super.
-Wynocha! Dupek.
Adrian opuścił gabinet, śmiejąc się. Nadszedł czas by zapewnić sobie partnerkę.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Sheri bardzo ostrożnie wyjęła Sun-catcher1 z zapakowanego przez Simona pudła. Duży artysta
stał nad nią, obserwując jak jastrząb jej każdy ruch. Upewniła się, że jest wystarczająco ostrożna z
najdelikatniejszą
częścią.
Pracowała we Wallflowers od dwóch dni i jeszcze ani razu nie została sama choć
na chwilę.
Jeżeli Becky i Emma nie były obecne, to jakiś
inny członek Dumy „tylko zaglądał by zrobić
jakieś
zakupy”. Jakby kobieta taka jak Marie Howard mogła robić
zakupy w jednym sklepie przez trzy
godziny. Dzięki Ci Boże, za Belindę. W końcu nie udawała dlaczego tak naprawdę
tam przebywa i
dwie kobiety szybko stały się
przyjaciółkami. Może, jeśli Rudy odszedłby z jej życia, mogłaby
pomóc Belindzie w realizowaniu jej marzeń.
-Proszę, nie rozbij tego.
-Uważam – odpowiedziała, zaczynając się
powoli wkurzać.
-Bez urazy, ale zajmuje ci to całą
wieczność.
-Chciałbyś
sam to zrobić?
-Nieee, wygląda na to, że dajesz radę.-zaczął poruszać
się
niespokojnie wokół delikatnych
mebli, jak zamknięty w klatce… no cóż, górski lew. -Becky w tym tygodniu oficjalnie się
do mnie
przeprowadza.
-Wiem. Pomagam jej się
pakować. -włożyła delikatnie Sun-catchera do białego pudełka z
nadrukowaną
złotymi literami nazwą
sklepu i jego logiem. -Powiedziała, żebędę
mogła się
wprowadzić
pod koniec tygodnia. -co nastąpi szybko, biorąc pod uwagę
fakt, że był wtorek.
-Więc zapoznała cię
już
ze wszystkim?
-Taaa, znam układ i wszystko inne.
-Świetnie. Nie dlatego, żebędziesz tam mieszkać
długo, jeśli Adrian będzie miał coś
do
powiedzenia w tej kwestii.
-Simon?
-Taa?
-Opowiedz mi o Adrianie.-mogła ugryźć
się
wjęzyk, zanim te słowa wyślizgnęły się
z jej ust,
ale ciekawość
zżerała ją
jak oszalała.
-Jest w tym samym wieku co ja, więc o rok młodszy od Maxa. Uczęszczał do lokalnej szkoły,
jego rodzice nadal tu mieszkają
isą
szczęśliwą
parą
od jakiś
trzydziestu lat. On się
takim urodził, nie
został stworzony. Ma siostrę
i brata, oboje młodszych od siebie, oboje są
nadal w collegu poza
miastem. Ma swój własny dom i samochód, współpracuje z Maxem i nigdy nie złamał prawa.
-Kobiety?
-Żadnej na poważnie.
-Tak zepsuty jak ty?
Simon warknął. -Nie byłem tym zepsutym.
-Nie, no oczywiście, że nie. Sypialnia każdej miała obrotowe drzwi.
-Pocałuj mnie w tyłek. –odgryzł się.
Sheri uśmiechnęła się. -Więc jest podrywaczem?
-Nie za bardzo. Nie umawiał się
na poważnie, ale... Sheri? Powiedział mi, że jesteś
jego
partnerką, co oznacza, że w ogóle się
nie umawia.
-Myli się. -skłamała.
1 http://www.womansday.com/var/ezflow_site/storage/images/wd2/content/crafts/sun-catcher/7787-3-engUS/
Sun-Catcher_full_article_vertical.jpg
-Więc kiedy się
do ciebie zbliży, to potraktujesz go dobrze, ok? Jest jednym z moich najlepszych
przyjaciół.
-Walnę
go w głowę
pałką
od baseballa, jeśli spróbuje -odpowiedziała spokojnie.
-Jest dobrym facetem i zadba o ciebie.
-Potrafię
sama o siebie zadbać, dzięki bardzo.
-Jego mama cię
pokocha.
-Nigdy mnie nie pozna.
-Jest w Dumie, już
to zrobiła i daj wreszcie, do cholery, spokój.
-Nie wiem o czym mówisz -pociągnęła nosem, kończąc zawiązywać
ładną, złotą
kokardkę
na
pudle.
Odsunęła dłonie od kokardki. Spojrzała w górę, w ciemne oczy Simona.
-Jesteście partnerami. Zaufaj mi, nie możesz temu zaprzeczyć. Walczyłem o uwagę
Becky przez
sześć
miesięcy… psiakrew, jeśli mam być
szczery, to było to trochę
dłużej i była to czysta agonia.
-Więc?
-Więc jeśli z tym walczysz, to zaczną
się
sny. Gorące, spocone sny. Takie, przez które jesteś
obolała. I to się
pogarsza. Nie czujesz żadnego pociągu do nikogo innego, bo jeśli twoje ciało nie
będzie mogło mieć
autentyku, to przyjmie sny. Nie możesz odrzucić
swojego partnera.
Ściągnęła swoje ciemne okulary i próbowała nie mrużyć
oczu w świetle. Pozwoliła im zamienić
się
w czerwone. -Rudy go zabije. Jeśli go odrzucę, to go ochronię...
Gówno prawda.
Wzdrygnęła się; nie zwróciła uwagi na dźwięk dzwoneczeka, ogłaszający otwarcie się
drzwi.
Założyła z powrotem na nos swoje okulary. -Witam, doktorze Giordano.
-Zadzwoń
do Becky – powiedział Adrian do Simona.
-Po co?-zapytał Simon.
W odpowiedzi, Adrian przeskoczył przez szklany blat i przerzucił sobie Sheri przez ramię
w
strażackim stylu. Zignorował jej pełen protestu pisk, złapał za smycz Jerry’ego. Jerry, zdrajca,
natychmiast się
podporządkował, gdy Adrian wyszedł z nimi spokojnie z budynku.
-Na razie, Simon!
Simon wybuchnął śmiechem. -Na razie, ludziska.
-Postaw mnie -warknęła Sheri.
-Nie.
-Natychmiast mnie postaw, jełopie!
Oburzył się, jednocześnie uśmiechając. – Nie jesteś
pierwszą
osobą, która tak do mnie mówi.
Uspokoiła się, bezsensowna zazdrość
spowodowała, że widziała na czerwono. – Kto?
-Simon i Max.
Rozluźniła się. -Och.
-Ugryziesz mnie, to cię
skarcę. Tak dla twojej wiadomości.
Jego radosny ton głosu naprawdę
zaczynał grać
jej na nerwach. On, i jej pozycja do góry
nogami, zaczynały powodować
u niej ból głowy. – Ty i która armia, kolego?
-Myślisz, że sam sobie z tobą
nie poradzę, księżniczko?
Chrząknęła, gdy posadził ją
w swoim samochodzie, dając jej głośnego całusa w czubek głowy.
Czuła się
jak trzylatka. – Wiesz, jest kilka naprawdę
dobrych leków dla osób w twoim stanie.
Rozważałeś
może zażycie kilku?
-Nawet się
nie waż
wyjść
z samochodu.
-Nawet o tym nie myślałam. Masz mojego psa.-wymamrotała i skrzyżowała ramiona na piersi
gdy zamknął drzwi ze śmiechem. Przynajmniej nie spadły jej okulary. Oczywiście, doktor Jełop nie
kwapił się, by zabrać
jej kurtkę, także siedziała tam z zamarzającym tyłkiem w swojej czarnej bluzce
i spodniach. Palant.
Uśmiechnął się
szeroko, otworzył drzwi od strony kierowcy i posadził Jerry’ego na tylnym
siedzeniu. Zdrajca usiadł radośnie, machając swoim ogonem, gdy Adrian go głaskał. Potem usiadł za
kierownicą
i odpalił samochód.
-Gdzie jedziemy?
Mogła usłyszećśmiech w jego głosie. – Do mnie.
-Nie.
-„Nie” co?
-Nie, nie jadę
do ciebie.
-Oj, przepraszam.
-I dobrze. Zabierz mnie z powrotem.
-Nie.
-No to za co przepraszasz?
-Za to, że cię
rozczaruję. Jedziesz do mnie.
-Doktorze Giordano... -zaczęła mówić.
Przysłonił jej usta ręką. – Mam na imię
Adrian.
-Mph rr hmpf.
-Co? -zabrał swoją
dłoń
z jej ust.
-Dziękuję.
-Yy, nie ma za co.
-A teraz zabierz mnie z powrotem do sklepu -ponownie skrzyżowała ręce na piersi, spojrzała
wściekle na niego, desperacko starając się
nie drżeć
z zimna. Zauważył to jednak i włączył
ogrzewanie.
-Nie.
-Natychmiast.
-Nie.
-Ja nie żartuję!
-Nie.
Warknęła. Cholernie mocno warknęła na niego. – Adrian.
-Przepraszam, partnerko, nic z tego, przestań
prosić
– skręcił na podjazd. Gdy tylko, z
niewielkiej odległości, otworzył drzwi od garażu, wyszła z samochodu, gotowa do powrotu do
Wallflowers. Zdążyła zrobić
jedynie około dziesięciu kroków, zanim ją
złapał i przerzucił sobie przez
ramię.
Gdy warknęła na niego, poklepał ją
uspokajająco po tyłku.
-Oj nie, nie waż
się. Mam twojego psa, pamiętasz? – rozbawienie w jego głosie sprawiło, że jej
warknięcie pogłębiło się. Poczuła jak jej oczy zmieniają
się
w rozdrażnieniu w czerwone.
-Dzień
dobry, doktorze Giordano.
-Dzień
dobry, pani Anderson – poczuła jak zdjąłrękę
z jej tyłka, by komuś
pomachać.
-Czy to nie nowy członek Dumy? – starsza pani spytała ciekawskim tonem.
-Owszem, i jest też
moją
partnerką. – Adrian odpowiedział szeptem z grzesznym humorem.
Sheri znowu warknęła.
-Ooo, to dobrze! Witaj w sąsiedztwie, młoda damo!
-Zostałam porwana – odpowiedziała spokojnie, przecież
jedno z nich musiało być
zdrowe
psychicznie.
-To miło, kochana. Miłego dnia.
Poczuła na swoim brzuchu,jak on trzęsie się
ze śmiechu i uderzyła go w pośladek tak mocno,
jak tylko dała radę. Podwójny palant.
-Ała. -Klaps, jaki poczuła na swoim tyłku, zapiekł jak diabli. – Przestań.
-Postaw mnie!
-Pozwól mi tylko wypuścić
psa… proszę
bardzo. – powiedział, gdy Jerry wyskoczył z auta i
ustawił się
przy jego boku. Zamknął nogą
drzwi samochodu i zaniósł ją
do garażu.
Patrzyła wściekle na swojego psa i rozważała przerobienie go na karmę
dla kota. – Chcę
wrócić.
-Przykro mi, skarbie. Nic z tego. Witaj w domu. – wymruczał, zamykając drzwi od garażu.
-Zostawiłeś
na zewnątrz swoje auto. – zauważyła, trochę
szczękajączębami z zimna.
-Ale moja partnerka jest w środku. – przesunął dłonią
po jej pupie. – Hmm, stringi? Uwielbiam
stringi. – westchnął, zadowolony.
-Świnia – wymamrotała, wbrew sobie, rozbawiona.
-Masz z tym jakiś
problem? Kwik, kwik!
Zdusiła, urażona, śmiech, gdy niósł ją
do domu. Nie postawił jej, dopóki nie weszli do salonu.
Ujrzała ciemno-brązową, drewnianą
podłogę, ściany w kolorze spalonej sjeny i beżowe meble z
poduszkami koloru czekolady i palonej sjeny. Stolik był wyrzeźbiony z ciemnego drewna, ale nie
mogła ujrzeć
wyraźnie rzeźb. Wyglądało to tak bujnie, że zapragnęła przebiegnąć
po tym palcami, i
zbadać
to bardziej dokładnie. Byłaby w stanie to zobaczyć, gdyby tylko była bliżej, ale nie chciała by
myślał, że cokolwiek w jego domu ją
interesowało. Jego meble były nowoczesne i wygodne.
Przekonała się
o tym, gdy bezceremonialnie rzucił ją
na kanapę. Tkanina pod koniuszkami jej palców
była tak miękka jak jedwab, co oznaczało, że była prawdopodobnie z mikrofibry. Prawie zamruczała,
przebiegającręką, potem znów, zanim przypomniała sobie, że przecież
jest wkurzona. Zdecydowała
się
na kontratak.
-Nie jesteś
moim partnerem.
-Owszem, jestem. Woda czy sok?
Otworzyła usta, by odpowiedzieć
„sok”, jednak potrząsnęła głową
ze wstrętem. – Wychodzę,
teraz.
-Zrób jeden krok przez te drzwi wejściowe, a nie usiądziesz przez tydzień. – zawołał tym
samym radosnym tonem, którego użył, pytającją
o sok-Zadzwonię
po policję
i oskarżę
cię
o
porwanie mnie!
-Proszę
bardzo. Szeryf jest jednym z nas i wnukiem pani Anderson.
-Ugh!
-Tak, kochanie.-podał jej sok z szerokim uśmiechem, zdusiła pragnienie by rzucić
tą
szklanką
w
jego zadowoloną
twarz.
Spróbowała czegoś
innego. – Nie chcesz mieć
partnerki. Powiedziałeś
mi to.
-Prawda, tak ci powiedziałem.
-Ja też
nie chcę.-warknęła.
-Taka szkoda, tak mi przykro. Utknęłaś
ze mną.
Obnażyła swoje zęby, gdy usiadł obok niej, kołysząc w dużej dłoni puszkę
z wodą
sodową.
– Nie, jeśli najpierw cię
zabiję.
Wyciągnąłrękę
i wyjął jej z dłoni szklankę
z sokiem. –Wiesz...– powiedział, stawiając puszkę
z
wodą
sodową
obok jej szklanki. –...jeszcze cię
nie oznaczyłem.
Podskoczyła, gdy pochylił się
ku niej. – Nawet o tym nie myśl!
Westchnął, rozpierając się
z powrotem na poduszkach. – Jesteś
moją
partnerką. Ja jestem twoim
partnerem. Ugryzę
cię, ty prawdopodobnie ugryziesz mnie...
-Ale nie tam, gdzie ty chcesz.
Spiorunował ją
wzrokiem, tracącw końcu część
swojego niedawnego rozbawienia. – Czy to
dlatego, że powiedziałem, że nie chcę
partnerki?
Przewróciła oczami. – Palant.
-Bo jeśli powiesz, że to dlatego, bo uchroni mnie to przed Parkerem, to naprawdę
skopię
ci
tyłek.
Pogroziła mu palcem. – Aż
nad to drażniłeś
dotykiem mój tyłek, ej! – rzucił się
w jej kierunku i
chwycił ją, chwytając obiema rękami za jej pośladki i przyciągającją
bliżej do siebie. Naparł swoimi
ustami na jej, pozwalając by poczuła erekcję
pod jego luźnymi spodniami. – O mój... – wydyszała.
Zdjął jej okulary, jego ciemne oczy zapłonęły złotem, gdy uchwycił jasną
czerwień
jej
spojrzenia. – Jesteś
tak kurewsko piękna, wiesz o tym?
-Nie jestem – wymamrotała.
Uśmiechnął się
powoli i zmysłowo. Patrzył na nią
jakby była miską
pełną
kremu, którą
chciałby
wylizać. – Och tak, jesteś.... – jedną
ręką
przytrzymywał ją
przed sobą
na kanapie, drugą
odkładając
jej okulary, by po chwili, unieść
ją
i zacząć
pieścić
jej włosy. – Wiesz o czym pomyślałem, gdy
ujrzałem cię
po raz pierwszy?
-O gównie?
Zaśmiał się
z oburzeniem. – Nie. Pomyślałem, że wyglądasz jak Królewna Śnieżka.
-Królewna Śnieżka. Jak oryginalnie. – wyszydziła, próbując nie pozwolić
sobie na rozproszenie
się
przez jego bliskość
( i jego erekcję). Udałoby się
jej, gdyby tak bardzo nie drżał jej głos.
-Chciałem rzucić
cię
na podłogę
i pieprzyć, dopóki oboje byśmy nie zemdleli.
Jej kolana zadrżały.
-Potem chciałem cię
oznaczyć
i zabrać
gdzieś
daleko, by nikt cię
już
nigdy nie zobaczył, nie
zapragnął. Wiesz dlaczego?
-Feromony? – odpowiedziała słabo. Jej sutki stwardniały pod biustonoszem, jej oddech stał się
płytki.
Zaczął znowu pieścić
jej tyłek. – Bo jesteś
moja.
Zmarszczyła brwi. Gdyby nie jego przeklęty zapach, to skopałaby mu za to jaja. – Do nikogo nie
należę.
-Wszystko w porządku. Bo ja jestem twój. – szepnął, zanim zagarnął jej usta w pocałunku, przez
który prawie zsunęła się
na podłogę. To nie było żadne delikatne nakłanianie, ani pierwszo-randkowy
pocałunek. To był wojownik, żądający praw do swojej kobiety, najeżdżający gwałtownie na jej usta,
bez litości, zmuszając jej wargi i zęby do rozchylenia się
dla niego -z cała tą
finezją
wściekłości,
hormonalnego samca. A ona to kochała. Zacisnął dłoń
na jej pośladku, w rozkosznym bólu, a drugą
zacisnął na jej włosach i przyciągał ku sobie, dopóki jej usta nie znalazły się
dokładnie tam, gdzie
chciał.
Splądrował ją, przypisującją
sobie, nawet bez ugryzienia -a ona rozkoszowała się
w tym. W
przeszłości kochankowie traktowali ją
jakby była ze szkła, z delikatną
troską, jak gdyby obawiali się,
żeją
rozbiją. Lekceważyli jej siłę. Adrian nie tylko to uznał, rozkoszował się
tym. Praktycznie wbiła
się
w jego ciało, chowając obie dłonie w jego ciemnych, krótkich włosach i umieszczając jego usta
tam, gdzie pragnęła. Pomógł jej, tuląc obiema dłońmi jej tyłek, przyciągającją
mocniej do siebie.
Oplotła nogami jego talię
ijęknęła, gdy kontynuowali ustny atak na siebie.
Kiedy się
uniósł i ją
ugryzł, oznaczącją, doszła tak silnie, że ujrzała gwiazdy. Nie przejmował
się
nawet tym, by odchylić
kawałek jej bluzki. Ugryzł ją
poprzez materiał, brutalność
tego czynu
zwiększyła jej podniecenie, co wydawało jej się
niemożliwe.
-Do łóżka, teraz. – wymruczał.
-Mhmm.
Zaśmiał się
ochryple,słysząc jej słabą
i wydyszaną
odpowiedź, niosącją
po schodach. Wszystko
było zamazane -paloną
sjena z ciemnym drewnem -gdy ruszył z maksymalną
prędkością, prawie
roztrzaskując ich o ścianę
gdy skręcił do sypialni. -Nago. Nago będzie dobrze.
-Um. – odpowiedziała, gryząc zawzięcie jego szyję.
Zamarł na środku pokoju i zadrżał. Odchylił głowę
w tył by dać
jej lepszy dostęp, co łapczywie
przyjęła, oznaczając go w taki sam sposób w jaki on, oznaczył ją.
Dźwięk rozrywanego materiału był dla niej pierwszym sygnałem, że być
może przesadziła i
ugryzła go zbyt mocno. Jego pazury rozdarły jej spodnie, ich chłodny dotyk wysłał dreszcze ku
dołowi jej kręgosłupa, gdy poczuła jak zaczepiły się
o jej majteczki i zdarły je.
Kiedy pazurami rozdarł swoje własne spodnie, jęknęła -dobry, przyzwoity doktor urósł pod
swoimi bokserkami. Ledwie zdążyła poczuć
jak je kopnął, gdy wszedł w nią
na stojąco. To była
najbardziej cudowna rzecz, jaką
w życiu poczuła. Napełnił ją
prawie do granicy bólu.
-O ja pierdolę.-wymamrotał.
-Proszę, śmiało – wydyszała.
Złote oczy zabłyszczały. – Nie rozśmieszaj mnie, księżniczko.
Powoli poruszyła biodrami, co sprawiło, że zamknął oczy w rozkosznym jęku. – Rozpraszacz ze
mnie.
Podszedł do łóżka, z każdym krokiem zagłębiając się
w niej coraz bardziej. Delikatnie położył ją
na krawędzi łóżka, jego penis ani razu nie opuścił jej ciała. – Gotowa na mnie?
Zagapiła się
na niego. –Niee. Myślałam, że się
położymy i rozważymy pomalowanie sufitu.
Głupku.
Cofnął się
i naparł na nią
mocno, powodując, że musiała złapać
oddech. – Coś
mówiłaś?
-Jeśli odpowiem, to znowu tak zrobisz? – spytała z szeroko otwartymi oczami.
Użył pazurów by rozedrzeć
jej bluzkę
i stanik, rozsuwając strzępy i ukazując jej piersi swojemu
głodnemu spojrzeniu. – Chcę
widzieć
jak się
ruszają. – szepnął. Jego kły wysunęły się, jego oczy
błysnęły złotem a jego dłonie zdobiły pazury, które delikatnie ugniatały jej miękkie ciało. Lekki ból
sprawił tylko, że jeszcze mocniej odczuła jego obecność. Chwycił za jej biodra i zaczął pieprzyć,
mocno, szybko i wściekle 2, napierając na jej ciało -jego spojrzenie było przykute do jej piersi.
-C’mere – wydyszała, przyciągając go za ramiona. Potrzebowała wyraźnie widzieć
jego twarz,
gdy oboje sięgną
szczytu.
Pozwolił jej by przyciągnęła go do siebie. Wiedziała, że teraz to jego Puma była silniejsza niż
jej
własna. Obie były zbyt blisko wydostania się
na zewnątrz, gdy ich ludzie się
kochali -jego siła dała o
sobie znać, gdy zgiął jej blade ciało. Wiedza, że mogłaby rzucić
na kolana tak silnego mężczyznę
podnieciła ją
jeszcze bardziej. Przestał, gdy oparli się
czołami, patrząc bezpośrednio w jej czerwone
oczy, gdy wbił się
w nią
z całą
siłą. Wiedziała, żebędzie potłuczona, obolała od jego brutalnego
postępowania, ale, do diabła, nigdy jeszcze nie czuła się
tak dobrze.
Dłońmi przesuwał się
po jej ramionach, aż
nie sięgnął ku jej nadgarstkom, podciągającje z
niewielką
siłą
aż
nie znalazły się
ponad jej głową. Była nim przykryta -od czubka głowy aż
po palce
u stóp. Jego oczy pozostały otwarte, przykute do jej, pełne zaborczej pasji -zajęczała, ponownie
dochodząc.
-Moja – warknął, rozlewając się
w niej, jeszcze raz wbijajączęby w swój znak. Widok i zapach
jego satysfakcji, zmieszał się
z przyjemnością
wywłaną
przez jego ukąszenie -sprawiając, że
szczytowała kolejny raz. Jej dłonie zacisnęły się
na jego włosach, gdy orgazm odebrał jej dech.
Wyginając ciało w łuk, otworzyła usta w cichym krzyku.
2 Wiedziałam, że ma coś z Vin Diesel’a :D
ROZDZIAŁ PIĄTY
A niech to, pomyślał Adrian, patrząc się na kobietęśpiącą na brzuchu obok niego. Gdyby
wiedział, że tak wyglądałby seks z partnerką to już cholernie dawno zacząłby jej szukać. Jeszcze
nigdy w swoim życiu nie doszedł tak intensywnie. Tak kurewsko. Intensywnie. A teraz było tyle
rzeczy, które chciał zrobić z jej ponętnym, kremowym ciałem. Na przykład, jeszcze nie ssał tych
brzoskwiniowych sutków, albo nie drasnął zębami jej brzucha. Nie wylizał jej kremowego ciała,
co zamierzał uczynić zaraz po jej przebudzeniu. Chciał zostawić znak na jednym z tych
doskonałych pośladków lub może na wewnętrznej części uda zanim posmakuje jej aż nie zacznie
krzyczeć jego imię. Nawet nie było cholernej mowy by odmówiła ich partnerstwa.
Jeśli opuściłaby go w jakiś niefortunny sposób by go ochronić, umarłby lub zwariował.
Nie. Wytropiłby ją i przyniósł z powrotem do swojej pieczary, tam gdzie było jej miejsce. Wtedy
związałby ją i rżnął aż nie mogłaby się ruszać.
Ta myśl, apelowała do niego nawet jeśli nie próbowałaby do zostawić.
Pozostawił siniaki na tych ładnych pośladkach i zadrapania od pazurów na jej biodrach.
Oparł się pragnieniu by poprawić pocałunkiem te znaki, wiedząc przy okazji, że oddychała tak
jakby była wyczerpana. Ten ścigający ją gnojek zapłaci za to, że tak bardzo ją
straszy aż nie może
spać. Zapłaci podwójnie za skrzywdzenie jej, za zostawienie znaku na tej doskonałej skórze.
Oparł się pragnieniu by warknąć wyzwanie do świata na myśl o Parkerze naruszającym
jego piękne wspomnienie. Zastanawiał się czy ten gnój był jeszcze w mieście i jak zaaraguje na
wieść, że Sheri ma partnera.
Pomyślał o swoim Mustangu na podjeździe i zdecydował, że lepiej będzie jak nim wjedzie
do garażu. Wstał ostrożnie, nie chcąc przeszkadzać Sheri. Jego księżniczka potrzebowała snu.
Miał wobec niej plany jak tylko się obudzi. Idąc do szafy wyjął zniszczoną parę jeansów i ubrał
je, potem założył swoje najstarsze tenisówki i najcieplejszą flanelową koszulę. Podniósł swoje
rozerwane spodnie i zaniósł je na dół do pokoju gościnnego wyjmując swoje kluczyki najciszej
jak tylko mógł, potem otworzył kredens i wyjął stary rewolwer swojego ojca. Sprawdził ostrożnie
ją dzień wcześniej strzelając do tarczy by się upewnić czy działa poprawnie. Działała. Włożył ją
za sobą do spodni zakrywając koszulą. Wszedł do garażu i otworzył bramę.
Kurwa. Wygląda na to, że Parker tu był, pomyślał gapiąc się na cztery przebite opony.
Wyjął broń i zamknął bramę, skanując oczami obszar, by zobaczyć czy gnojek nadal tam był.
Kiedy nic się nie wydarzyło opuścił broń i wrócił do środka by zadzwonić do Gabriela
Andersona, Maxa i Simona.
Spojrzał w górę, gdy właśnie skończył rozmowę z Simonem, by ujrzeć Sheri zawiniętą w
jedną z jego koszul, stojącą na szczycie schodów, jej piękne błękitne oczy były pełne żalu.
A to go wkurzyło.
- Nawet o tym, kurwa, nie myśl.-Zawarczał, wchodząc po dwa schodki na raz.
- Adrian…
- Nie. – Wziął ją w ramiona, jej głowa spoczęła w kołyszących ją ramionach. W
porównaniu z nim była taka mała i delikatna, że czuł się jak jaskiniowiec. Pragnienie, by chronić
swoją partnerkę, było tak silne, że aż zadrżał. – Nigdzie nie idziesz.
- Nie mam żadnych ubrań
– powiedziała, uśmiechając się delikatnie. – Muszę iść po
jakieś.
Odsunął się
i spojrzał na nią. – Myślę, że wyglądasz przepięknie.
Przewróciła oczami. – Co się stało z twoim wozem?
- Ktoś postanowił naostrzyć
sobie pazury na oponach.
Jej szczęka się zacisnęła, oczy zabłysnęły czerwienią a plecy zesztywniały w gniewie.
Poczuł jak wbija w jego plecy swoje pazury.
- To jest kurewsko podniecające.
Zmarszczyła brwi. – Co takiego?
- Patrząc jaką jesteś wojowniczką. To sprawia, że chcę
cię ubrać w skórę i wygiąć cię nad
pniem drzewa.
Podniosła jedną
brew, żal uleciała z jej oczu gdy spojrzała na niego gniewnie. – Świnia.
- Czy już o tym nie rozmawialiśmy? Oink oink kochanie.
Jej wargi zadrżały.
- Idź na górę. Mam długi szlafrok, który możesz ubrać. Wisi na drzwiach w łazience.
Będziesz musiała zejść na dół i porozmawiać z Gabem oraz z pozostałymi, ale później będziemy
mogli pójść spać.
- A co z twoim autem?
- Max i Simon pomogą mi rano zmienić
opony. Belle może pójść z tobą do pracy.
- Powtarzam: w jakich ciuchach?
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. – Dobra uwaga. Pozwól, że odzwonię do Maxa. Emma
może przywieść kilka twoich ubrań z pokoju hotelowego.
- Jeśli Rudy wie, że tu jestem to może to być niebezpieczne dla Emmy.
- Kolejna dobra uwaga. – Podniósł komórkę i wybrał numer do Maxa. – Hej Max? Zabierz
ze sobą Emmę. Sheri potrzebuje kilku swoich ubrań z hotelu.
-Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. – Odpowiedział Max – Jeżeli był właśnie u
Ciebie to prawdopodobnie wie gdzie się zatrzymała. Tam jest niebezpiecznie.
- Taa, wspomniała o tym. Zamierzałem się
ciebie spytać czy pojedziesz z nią. Jeśli
Parker może zaatakować
was dwoje to jesteśmy w większych kłopotach niż
myślałem. –
Spróbował zignorować dokuczliwą
myśl, że tak samo i on powinien tam być. Jego miejsce było u
boku jego partnerki, chroniącją, nie jego Alfa. To była robota Gabe’a.
- Mogę pojechać po jej rzeczy. Myślę, że wiem co zabrać. Koszulkę, spodnie, bieliznę,
tak?
- I kosmetyki – powiedziała Sheri, wiedząc, że Max ją słyszał.
- Kosmetyki?
- I psią karmę
dla Jerrego i jego miski – dodała.
- Coś jeszcze potrzebuje?
- Możliwe, dlatego powiedziałem żebyś wziął Emmę. – Położył dłoń na głośniku,
wiedząc, że i tak Max go usłyszy. – W tym związku Emma jest tą sprytniejszą.
- Dupek – zagderał Max.
Adrian usłyszał w tle Emmę. – Podaj mi telefon, lewku. Cześć Adrian. Wszystko tam w
porządku?
- Nie wliczając mojego Mustanga, nikomu nic nie jest.
- Oj. Porysował karoserię?
- Gdyby to zrobił, to tylko pogorszyłby swoją sytuację.
Emma prychnęła. – Jesteśmy już w drodze. Znajdę to co potrzebuje Sheri i przywiozę
dobra?
- Dobra. Na razie.
- Pa
Odłożył telefon i przyciągnął ją w swoje ramiona, masując łagodząco ręką
jej plecy. –
Widzisz? Wszystko załatwione. – Dał jej szybkiego buziaka w usta zanim się odsunął. – Idź
założyć ten szlafrok skarbie. Gabe powinien tu być lada chwila i nie ma potrzeby by zobaczył Cię
wyglądającą tak seksownie.
Zauważył jak obawa powraca w jej oczach zanim odwróciła się
i ruszyła do sypialni.
Ooo tak. Parker tego pożałuje.
- Więc jesteście z Adrianem parą?- Zapytała Belinda gdy następnego ranka szły do
Wallflowers.
Sheri próbowała by jej uśmiech nie wyglądał na zadowolonego. Opuszczając go,
przeciwstawiając się partnerstwu, nie wydawało się
już dłużej być dobrą opcją. Postawił sprawę
jasno, po tym co zaszło w poprzedzającą noc, że jeśli go zostawi to ją znajdzie, mamrocząc coś o
kajdankach i kolumienkach gdy niósł ją do łóżka. – Ugryzł mnie przez moją bluzkę.
Belinda pogwizdała. – Plotka mówi, że wyniósł cię ze sklepu, wsadził do swojego auta i
ruszył ku zachodzie słońca.
- Właśnie. Dupek.
Belinda się zaśmiała. – Co?
- Na zewnątrz jest zimno, a on zabrał mnie bez mojego płaszcza i torebki.
- Nie wziął twojej torebki?- Pokręciła głową w niewierze. – Faceci to idioci.
- Ty to powiedziałaś.
- Więc czyj płaszcz masz na sobie? – Śmianie się, wiedząc jaki wyraz twarzy ma Belinda
mówiło, że już zna odpowiedź.
Sheri pogłaskała ciemną, skórzaną kurtkę, którą założył na nią Adrian zanim pocałował ją
na pożegnanie. Zadowolony uśmiech, z którym tak walczyła, pojawił się na jej twarzy. – Jego.
- To jego ulubiona.
- Wiem. Groził mi surową, cielesną
karą jeżeli nie będę na nią uważać.
Belinda wsunęła jej rękę pod swój łokieć gdy zbliżyły się do skrzyżowania. Gdy tylko
kobiety zaczęły przechodzić przez ulicę
czarny samochód wyjechał z piskiem opon z zakrętu i
pruł w ich stronę z niesamowitą prędkością. Belinda zasapała, pchając Sheri z powrotem na
chodnik gdy tylko Jerry zaczął się
cofać, wyczuwając zbliżający się samochód. Straciła
równowagę i upadła, trzaskając głową o chodnik gdy samochód uderzył Belindę, wyrzucającją na
dobre dziesięć stóp.
Okulary Sheri spadły jej z nosa, rażące światło słoneczne ją oślepiło. Jerry piszczał i lizał
jej dłoń gdy samochód, ciemny sedan, popędził ulicą, ledwo mijając inny samochód zanim skręcił
za róg i zniknął z oczu.
- Belle? – wybełkotała. Zaskoczyło ją to jak trudno było jej mówić.
Żadnej odpowiedzi. Lub jeśli jakaś była to i tak nie mogła jej usłyszeć. Ból w czaszce
narastał gdy próbowała podnieść głowę, by znaleźć drugą kobietę, a świat stał się nagle czarny.
Adrian patrzał na swoją partnerkę i poczuł głębię wściekłości jak nigdy dotąd. Dosłownie
drżał przez to. Nie miał wątpliwości co do tego kto był odpowiedzialny za stan jego partnerki.
Rudy Parker był martwy.
-Belindzie nic nie będzie. Musieli zoperować
jej złamane biodro, ma też złamaną rękę
i
jest w szoku. Lekarz powiedział, że miała szczęście, mogło być o wiele gorzej. Ale będzie z nią
wszystko w porządku.- Powiedział cicho Simon gdy wchodził do pokoju.
Zabrzmiał zarówno zszokowany jak i wściekły. – Gabe przeprowadzi wywiad z
naocznymi świadkami, i wróci by porozmawiać z Sheri jak tylko się ocknie.
- Zabiję go – Śmiertelna lekkość jego głosu dziwnie rozbrzmiała w zaciemnionym pokoju.
Simon patrzył na niego osobliwie ale kiwnął głową. – Razem ze mną i Maxem.
Oznaczało to, że jeśli z jakiegoś powodu Adrian nie będzie mógł go wykończyć, to ci
dwaj się nim zajmą. Doskonale wiedział, że nie będzie takiej potrzeby.
Adrian czuł jak jego Puma warczała i rozchodziła się pod jego skórą. Nie mógł oderwać
oczu od swojej partnerki. – Chcę dla niej dwudziesto-cztero godzinnej ochrony zanim nie zabiorę
jej do domu. – Rozkaz w jego głosie był niewątpliwy.
Simon zmarszczył brwi. – To już załatwione, ale mógłbyś zechcieć spuścić trochę z tonu.
Adrian spojrzał na swojego Betę i wiedział, że jego oczy były złote z wściekłości. Czuł
jak parł na niewidzialną barierę, gdy obaj z Simonem patrzyli na siebie nawzajem.
Nigdy nie przekroczył granic, nigdy nie próbował się przekonać, która z ich Pum jest
silniejsza. Był absolutnie zadowolony ze statusu quo. Nigdy nie czuł potrzeby by przewodzić,
jedynie chronić. Ale jeśli jedynym sposobem na zapewnienie ochrony swojej partnerce było
przeciwstawienie się Simonowi, prawdopodobnie tracąc przy tym swojego najlepszego partnera…
to był gotowy walczyć.
- Uspokoić się. Obydwaj. – głos Maxa był napełniony kompletną władzą. Adrian i Simon
odwrócili się by zobaczyć
stojącego w drzwiach Alfę, światło dochodzące z korytarza przesączało
się przez tę dziwną
mgłę, która owinęła go kiedy musiał narzucić swoją wolę.
Adrian czuł się dziwnie oderwany gdy mgła go dotknęła. Simon wzdrygnął się i cofnął.
- Przepraszam, stary. Wiem, że się o nią
martwisz. Chryste, wszyscy się martwimy.
Adrian kiwnął głową, jego oczy były wlepione w Maxa. Dziwny uśmiech na twarzy
blondyna zaczął grać mu na nerwach. – Ochrona?
- Tak zdecydowałeś. Co sugerujesz?
Ton w głosie Maxa był mdły, mgła ciągle go otaczała. To był wyraźny rozkaz.
Adrian zmarszczył brwi, zaskoczony, ale mimo to odpowiedział. – Ochrona 24/7 dopóki
nie wyjdzie ze szpitala. Dwie Pumy przy wejściu, dwie na korytarzu. Trzeba ją przesunąć na sam
koniec pokoju i w końcu jedna Puma przez cały czas musi pilnować klatki schodowej. Tylko
mężczyźni, nie będziemy ryzykować kobiet. Nikt nie wejdzie do pokoju bez twojej zgody,
Simona bądź mojej. Jedna z kobiet zostanie tu z nią
dopóki się nie obudzi, w nagłym wypadku.
Ta, której ufamy.
- Sugeruję zrobić to samo dla pani Campbell – powiedział Gabriel Anderson za plecami
Alfy.(Aha! Chyba mamy kolejną część ;p) – Jeśli Parker zdecyduje, że jej ingerencja kosztowała
go chybienie pani Montgomery to pewnie będzie chciał się odwzajemnić.
Adriana ścisnęło. – Nie ma teraz nikogo w Dumie, komu mogę zaufać w sprawie Belle.
- Zajmę się tym.
Zdeterminowany ton głosu Gabriela przypominał mu jego własny; zastanowił się krótko,
czy ten facet zdawał sobie z tego sprawę.
Max kiwnął głową. – Dobrze. Zajmij się
tym. Wyznacz tego, komu ufasz, obydwaj
wyznaczcie. Współpracujcie ze sobą. Zanim opuszczą szpital, chcę się dowiedzieć o planach ich
ochrony po powrocie do domu. Simon, razem z Becky jedźcie to Poconos i porozmawiajcie z
nowym Alfą Sfory. Ma na imię Rysio Lowell. Zgodził się nam pomóc przy Parkerze. Dojazd
zajmie wam około dwóch godzin, wykluczając zmiany pogodowe. Emma zabezpieczy sklep;
Marie zgodziła się na zastępstwo dopóki Sheri i Belinda nie staną na nogi.
- Wchodzę w to. – Simon poklepał Adriana po ramieniu, wtedy zrobił to samo Maxowi
mijając go. Odszedł nie oglądając się za siebie.
- Może moglibyśmy zorganizować małe polowanko, znaleźć tego sukinsyna i zakończyć
to wszystko. -Niskie warczenie Gabe’a było echem jakie Adrian czuł wewnątrz siebie.
- Znasz jego zapach?
- Wyczułem powiew, ale nie wystarczający by robił za ślady. Mam częściowy poszlak i
opis pojazdu.
- Zatem czekamy.
Gabe pokiwał głową, akceptując bez namysłu wypowiedź Adriana.
Max nadal się
osobliwie uśmiechał gdy słuchał rozmowy pomiędzy Adrianem a Gabem. –
Twoja partnerka zaczyna się budzić.
Adrian się
odwrócił, skupił swoją całą uwagę na Sheri. Pochylił się nisko nad niążeby go
dokładnie widziała. – Cześć księżniczko.
Otworzyła mętne błękitne oczy i spojrzała na niego – Przepraszam.
- Za co? Za to, że prawie zginęłaś? – Zmusił się by ton jego głosu był delikatny podczas
gdy czuł się inaczej.
- Za zadrapania na twojej kurtce.
Powolny szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. – Dobrze. Za to masz później klapsa.
- Belle?
Jej smutny szept doprowadzał go do szału. To, że czuła niepokój było dla niego nie do
zniesienia. – Nic jej nie będzie. Nie martw się o nią.
-Żyje?
- Tak, skarbie, żyje. Ma złamane biodro i ramię, doznała też szoku, ale żyje.
- Uratowała mnie.
- Wiem kochanie, wiem. – I tym samym zapewniła sobie jego dozgonną lojalność.
Nie mógł oprzeć się dotykając jej przez jeszcze chwilę, głaskając delikatnie jej platynowe
blond włosy z twarzy, tak czule jak tylko było możliwe. – Śpij, kochanie. Jestem tu. Zapewnię, że
będziesz bezpieczna.
Kiedy trąciła nosem jego rękę z taką ufnością
i natychmiast zapadła w sen, dwie rzeczy
się wydarzyły. Jego serce pękło na pół, uzdrawiając się razem z nią od rdzenia.
A także postanowił zabić
Parkera zanim ponownie zaatakuje. Ten facet nie tylko zranił
jego partnerkę, zranił jego Dumę. Patrząc w ciemno- niebieskie oczy szeryfa, Adrian nareszcie
zrozumiał co skłoniło jego ojca do pozostania gliną. Ta sama dzika potrzeba chronienia paliła się
także w oczach Gabriela.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Max wprowadził w życie każdą
formę
ochrony, którą
zasugerował. Zaskakująco, Adrian
odnalazł się
i razem z Gabem stworzyli dobry zespół, prześcigali się
pomysłami dopóki nie postawili
na taki, który obydwaj zaakceptowali. Gabe zdołał zdobyć
pozwolenie szpitala na umieszczenie
strażników, na zmiany w pokoju, na wszystko, co chcieli.
I przez to Max ich obserwował, w ciszy, ten dziwny uśmiech na jego twarzy gościł bardziej niż
zwykle.
-Powiesz mi, do kurwy nędzy, z czego się
tak śmiejesz? – Następnego ranka Adrian w końcu nie
wytrzymał. To stało się
tuż
po otwarciu. Max przybył do pracy z tym cholernym uśmiechem na
swojej twarzy, który nie chciał zejść. To doprowadzało Adriana do szału.
Pierwszy raz Adrian poczuł siłę
Maxa w całej okazałości. Złotowłosy facet wyprostował się
do
swojego pełnego wzrostu, jego moc wyskakiwała z niego, napełniając zmysły Adriana dopóki nie
powinien upaść
na ziemię, czołgając się. Dlaczego go nie zaskoczył. Powinien znaleźć
się
na
podłodze całując tani dywan. Zamiast tego ciągle stał, patrząc na Maxa, z każdym ostrzegawczym
zmysłem w nieznanej groźbie. Nawet nie zorientował się, że walczył dopóki Max nie złagodniał,
nagle siła wycofała się
do niego, która sprawiła, że Adrian się
potknął, jakby opierał się
o ścianę,
która właśnie nagle zniknęła.
-Rozumiesz co się
z Tobą
stało?
Głos Maxa był delikatny.
-Nie – powiedział Adrian, przerażony. Czy prawie rzuciłem wyzwanie Alfie?
Max uśmiechnął się
szeroko. – przestań
do cholery.
Prawie rzuciłem wyzwanie Alfie, a on się
z tego śmieje? Obnażył gardło w geście uległości,
wbrew swojemu wcześniejszemu występkowi, który wydawał się
doskonale naturalny.
-Nie obnażaj przede mną
swojego gardła.
Rozkaz w głosie Maxa, bliski gniewu, zaskoczył go. Pękała mu głowa. – Dlaczego nie? Prawie
cię
wyzwałem, do kurwy nędzy.
Max zaśmiał się. – Dupek.
Jakoś, słysząc jak jego kumpel tak do niego mówi sprawiło, że poczuł się
dobrze. – W porządku,
lwiątku, dlaczego nie powiesz co się
ze mną
dzieje?
-Tylko Emma może tak do mnie mówić-zagderał Max, klapiąc na fotel. Wyciągnął przed siebie
swoje długie nogi, krzyżując je i kładąc swoje dłonie na brzuchu. Obrazował spokój ale nie zrobiło to
z Adriana głupka. Te niebiańsko błękitne oczy były zbyt ostre, by wydawały się
naprawdę
zrelaksowane.
-Dobrze. O wielki i wspaniały Władco, udziel mi swej mądrości. I pośpiesz się
z tym, mam za
godzinę
pacjenta.
Max przewrócił oczami. – pamiętasz jaką
pozycję
w Dumie miał Twój ojciec?
Adrian kiwnął głową; to nie był sekret. – Taa, był Marshalem.
-A jakie jest zadanie Marshala?
Adrian zmarszczył brwi. Max był wkurwiający. – Marshal czuwa nad bezpieczeństwem Alf i
Dumy. – wyrecytował jak papuga. – Dostanę
teraz ciastko?
-A kiedy ostatnim razem Duma była w niebezpieczeństwie? Max podniósł jedną
brew i gapił się
na niego wymagająco.
Adrian wypuścił powietrze. – Mój ojciec zabił wyrzutka, który skrzywdził członka Dumy.
Konkretnie kobietę. – dodał z małym warknięciem.
-Yhy. A kiedy to było? Dwadzieścia pięć
lat temu?
-Taa, no i?
-Więc twój tata nie jest już
Marshalem.
Adrian wzruszył ramionami. – Wiem. Zgodziłem się
by został nim Gabriel. Dlatego wrócił na
ten obszar. – Adrian przełknął ślinę
otwierając szeroko oczy. – Mówisz, że jestem zastępcą
Gabe’a?
Max przewrócił oczami. – Nie idioto. To Gabe jest tym drugim. Ty jesteś
Marshalem.
Adrian mrugnął. – nie ma kurwa mowy.
-Jest kurwa mowa.
-Jestem okulistą. Nie gliną.
Max uśmiechnął się
szeroko. – No i? Mówisz, że nie mogę
skopać
tyłka jednemu z najlepszych?
Oczy Adriana poszerzyły się. – Nie! Jasna cholera, nie. Czy wyglądam na głupka?
-Nie zamierzam na to odpowiadać.
-Dupek.
Max uśmiechnął się
szeroko. – A co z Simonem? Uważasz go za mięczaka?
-Nie – Adrian przyznał w zamyśleniu.
-W takim razie w porządku. Nie zauważyłeś
jak Gabe cię
słuchał, podążał za twoimi
instrukcjami, wprowadzał tylko te, które aprobowałeś?
Adrian ponownie mrugnął, przestraszony. Inny mężczyzna tak robił, prawda?
-Dlatego, bo instynktownie wiedział kim ty jesteś, a kim jest on. Było mu z tym dobrze.
Jasna cholera, może Max miał rację. Wypuścił powietrze gdy wszystkie te dziwne uczucia jakie
ostatnio odczuwał nabrały sensu. Wszyscy mężczyźni czuli potrzebę
chronienia swoich partnerek, to
zostało jakby wyhodowane w nich. Mężczyzna, który nie był gotowy oddaćżycia w obronie swojej
partnerki i kociaków nie zasługiwali na nie. Ale jego reakcja na ból Belle była prawie tak silna jak
reakcja na Sheri. Jego potrzeba, by zapewnić
bezpieczeństwo swojego Alfy i Dumy, pożerała go
przez ostatnie dwa dni, odkąd opony w jego samochodzie zostały pocięte. Adrian był zarówno
przerażony jak i zafascynowany. – Marshal?
Max westchnął. – Wiesz jak podąża hierarchia, Adrianie. Dlaczego jesteś
zaskoczony byciem
pierwszym na liście? Jesteś
prawie tak cholernie potężny jak ja i równie potężny jak Simon. A, do
diabła, wszyscy razem jesteśmy przyjaciółmi od lat. Musiałem się
tylko upewnić, że zaakceptujesz to
zanim zostanie to potwierdzone.
Alfa, Beta, Marshal, Omega; Tak jest ustawiona hierarchia. Alfa był władcą
Dumy, Marshal był
jego łapą, a Omega sercem. To były pozycje, z jakimi się
rodziło, a nie do których zostało się
stworzonym. Alfa mógł ci powiedzieć
jak ogólnie prosperuje Alfa, ale nie był w stanie zauważyć
wszystkich szczegółów, więc Marshal realizował fizyczne aspekty dla Alfy podczas gdy Omega
realizował te emocjonalne. Bez tej trójki Duma słabłaby i w końcu umarła.
Patrzał Maxowi w oczy i zauważył w nich zrozumienie. Max dźwigał podobny ciężar, ale jego,
jako Alfa, był nawet większy. W jego spojrzeniu nie było żadnego współczucia. Jak i on, Adrian był
tym kim był.
Kiwnął głową
na jego akceptację.
Poczuł jak powłoka Marshala osadziła się
na jego ramionach z zaskakującym spokojem gdy
Władza Maxa subtelnie go otoczyła. Czuł odprężenie, jakby zatracona część
jego nagle się
odnalazła.
Jego Puma zamruczała w zgodzie. Posiadał władzę
niezbędną
to zapewnienia bezpieczeństwa nie
tylko swojej partnerce ale i Alfie oraz całej Dumie. Chociaż
wiedział, że nadal nie było kompletu; nie
mieli Omegi, ale ,chyba że nie zauważył, Max już
wiedział kto nim będzie i po prostu czeka na
właściwy moment by go włączyć.
-Mogę
cię
o coś
zapytać?
Max wzruszył ramionami. – Pewnie.
Max podniósł jedną
brew i czekał.
I wtedy go to trafiło. – Nie była jeszcze wtedy w Dumie. – A skoro Liwia nie zagrażała
członkowi Dumy, jego „zmysł pająka” nie działał.
-I skoro tylko rzuciła Emmie wyzwanie nie atakując jej, to również
cię
nie przywołało.
-Ale przecież
Emma była w niebezpieczeństwie, prawda?
Max wzruszył ramionami. – Nie za bardzo. To było prowokacja o dominację. Uwierz mi, jeśli
Liwia chciałaby dorwać
Emmę
bez rzucania jej wyzwania, to zostałbyś
aktywowany.
-No dobra, teraz robisz ze mnie Wonder Twin1 -Adrian zadrżał.
Max zaśmiał się
oburzająco i wychylił się
na przód. – Taa, mogę
wyobrazić
sobie ciebie we
fioletowych rajtuzach. Chcesz wiedzieć
jak to działa czy nie?
-Przypuszczam, żebędę
lepszy. Nie chciałbym być
jakąś
ciotą
traktowaną
jak ściera.
Max wyszczerzył zęby. – Ok., wyluzuj. Pomyśl o Dumie jak o ogóle. Kto odczuwa teraz ból i
czy jest on naturalny czy przez coś
wymierzony?
Zmarszczył brwi. Jak do diabła miałby o tym wiedzieć?
Tylko, że wiedział. Becky bolał ząb; musiałaby dać
znać
Simonowi. Sarah Parker skaleczyła się
w palec, prawdopodobnie próbując gotować. Z kuchennymi nożami była trochę
niezdarna, a takżez
obojętnie czym w swoich dłoniach.(ciekawe z czym :P) Marie Howard miała potłuczone kolano od
upadku. Emma również
miała skaleczony palec.. i była…
Odwrócił się
do Maxa, przerażony. – Emma!!
Max wstał i wybiegł przez drzwi zanim jeszcze skończył. Adrian był tuż
za nim. Wallflowers
było tylko 5 bloków dalej ale obaj biegli przez całą
drogę.
Max stanął przed drzwiami. – Skurwiel.
Adrian warknął nisko gardłowo na widok tego co zostało po szybie w sklepie. Emma trzymała
kawałek szkła, które było jej widokowym oknem, Trochę
złotego napisu było nadal widoczne, krew
spływała z jej ręki, którą
sobie rozcięła.
Jej oczy błyszczały od łez gdy patrzyła na to wszystko. – Max?
Max ruszył przez wejście i przytulił swoją
partnerkę
zanim jeszcze kapnęła pierwsza kropla
krwi.
Złote oczy, które zatrzymały się
na Adrianie kipiały dzikością. – Znajdź
go.
Nie wypowiedziane zostały słowa, zabij go.
Sheri obudziła się
z najgorszym bólem głowy jaki kiedykolwiek czuła w swoim życiu. Jej głowa
pulsowała w rytm jej bicia serca, a nudności tańczyły tango w jej brzuchu. Czuła jakby coś
próbowało wydobyć
się
z jej głowy za pomocą
jackhammera.2 – Zabij mnie – szepnęła jęcząc.
Nawet ten lekki dźwięk sprawił, że jej skóra ścierpła.
-Hej księżniczko. Boli cię
głowa?
Otworzyła oczy. Adrian był pochylony prawie nosem w nos tak by mogła go wyraźnie zobaczyć.
Jego głębokie brązowe oczy były pełne troski.
-Ałć
– pisnęła.
Pocałował ją
w czoło, wyciągając się
nad nią
by włączyć
przycisk zawiadamiania. – Dam ci
jakąś
pigułkę
na ten ból dobrze?
Mogłaby kiwnąć
mu głową
ale przez to mogłaby jej odpaść. Więc zdecydowała, że tego nie
zrobi. Zamknęła oczy przez nieznaczny blask dochodzący przez okno. Adrian musiał zasunąć
rolety.
Błogosławiony facet.
-No dobrze, skarbie, pielęgniarka już
idzie.
Usłyszała piskliwe buty pielęgniarki stąpające po nadmiernie wywoskowanym korytarzu zanim
jeszcze on usłyszał, ale nie mogła nic powiedzieć. Mówienie za bardzo ją
bolało. Nawet chrząknięcie
było dla niej trudne w tej chwili.
Jeśli tylko mógłby ją
zabić
to przestałoby boleć. Byłaby mu wdzięczna na wieki.
1 http://1.bp.blogspot.com/_NOZ3Wv13Lxg/Sux63KW2UbI/AAAAAAAAFiQ/n4JuNlHCv_8/s400/wonder_twins1.jpg
2 Opatentowana amerykańska strzelba automatyczna.
Zamknęła oczy gdy zaczął głaskać
jej włosy, ostrożnie przy dużym guzie na boku jej głowy.
Usłyszała jka pielęgniarka wchodzi po cichu oraz Adriana wyjaśniającego co było nie tak. Kilka
minut później pielęgniarka wstrzyknęła coś
do jej kroplówki.
-Za chwilkę
poczujesz się
lepiej, skarbie.
Nie mogła nawet kiwnąć
głową. Słyszała jak woda spływała w łazience, a chwilę
później
chłodna ścierka okryła jej czoło i oczy. Zajęczała gdy zimno osłabiło ból.
-Chcę
byś
się
niczym nie martwiła księżniczko. Mam wszystko pod kontrolą. Zrelaksuj się
i
zaśnij.
-Jerry?
-Weterynarz się
nim zajął. Nic mu nie jest, tylko troszkę
poturbowany. Zatrzymali go na noc na
obserwacji. Teraz jest u mnie.
Jej usta drgnęły do góry. To nie był uśmiech, za bardzo ją
bolało, za to była oznaka jednego.
-Belinda się
przebudziła i rozmawia. Jest obolała i potrzebuje terapii psychicznej, ale będzie z
nią
ok. – jego ręka zawędrowała z powrotem do jej włosów, delikatnie je głaszcząc. – Gabe
dowiaduje się
kto ją
potrącił i umieściliśmy dla was ochronę. Ktoś
będzie z wami przez cały czas.
Poruszyła się, marszcząc brwi. Gdy tylko otworzyła usta, jego palec wylądował na jej wargach.
-Nie. To jest mi potrzebne kochanie. Nie wiń
mnie za to. Nie mogę
być
z tobą
przez cały czas
ale muszę
wiedzieć, że jesteś
bezpieczna albo stracę
swoje pierdolone zmysły.
W odpowiedzi pocałowała jego palec.
-Dziękuję
– Jego usta delikatnie dotknęły jej, w zaledwie czułej pieszczocie, która nie
wstrząsnęła jej głową. – Belle ma zapewniony ten sam stopień
ochrony, tak na wszelki wypadek.
Przegryzła swoją
wargę
i starała się
nie popłakać. Wiedziała, że to nie była jej wina ale nie
mogła nic zrobićże czuła się
inaczej. Środek jaki dostała od pielęgniarki zaczął działać, czyniącją
senną. Poczuła jak znowu zapada w sen gdy jeszcze raz musnął ustami jej usta.
-Śpij księżniczko. Będę
nad tobą
czuwał.
Nie była pewna ale zanim odpadła myślała że usłyszała jak szepnął. – Kocham cię.
Było dobrze ponieważ
i ona go kochała.
-Dzień
dobry, śpiochu!
Sheri rozważała czy nie zostawić
zamkniętych oczu przez jeszcze chwilkę. Może przez cztery
bądź
pięć
godzin. Dopóki pani Anderson sobie nie pójdzie.
-Wiem, że się
obudziłaś, panno McFaker3! Otwórz te oczy! Na zewnątrz jest przepięknie!
Oh, święty Boże, proszę
nie pozwól by odsłoniła rolety. Sheri otworzyła oczy i zamknęła z
piskiem gdy kilof lodu w postaci światła słonecznego dźgnął jej gałki oczne. – Proszę
zasłonić
rolety!
-Słodziutka, potrzebujesz więcej słońca. Jesteś
trochę
zbyt blada.
Sheri szła po omacku, próbując znaleźć
swoje okulary przeciwsłoneczne. – Możesz podać
mi
moje okulary przeciwsłoneczne, proszę, jeśli nie zasłonisz rolet?
-Te starocie? Są
zbyt ciemne. Powinnaś
nosić
niebieskie. Widziałabyś
przez nie więcej.
To zmieniłoby kilofy lodu w pałasze.4 Nie, dziękuję. -Mam albinizm, Pani Anderson. Światło
słoneczne jest dla mnie niebezpieczne. – wytłumaczyła tak cierpliwie jak tylko potrafiła.
-Oh? OH! – Sheri usłyszała grzechoczące zasuwanie rolet. Gdy tylko światło osłabło, westchnęła
w uldze. Ostrożnie otworzyła oczy.
Pokój znowu był komfortowo przyćmiony. Pani Andreson stała przy jej łóżku trzymając jej
okulary. – Przepraszam, kochaniutka. Nie zdałam sobie z tego sprawy.
3 Faker-fałszerka, nie chce mi się kombinować nazwiska ;p
4
http://www.militaria.pl/upload/wysiwyg/gfx/produkty/noze/ColdSteel/Palasz/Palasz_Horseman_Basket_Hilt_88HB
H.jpg
Sheri gapiła się
na nią, całkowicie oniemiała.
-Tak wiem. Nie jestem najbardziej spostrzegawczą
osobą
na świecie. Jesteś
głodna?
-Ah… tak?
Pani Anderson uśmiechnęła się
do niej, ciemno niebieskie oczy zaiskrzyły. – Dobrze. W takim
razie tylko przyniosę
ci twoje danie. – ruszyła do drzwi otwierając je. – Młoda dama się
obudziła i
jesteśmy głodne. – Zamknęła drzwi i przywędrowała z powrotem do łóżka. – Proszę. Twoje jedzenie
powinno niedługo być.
Sheri się
starała zdusić
chichot i zawiodła. – Transport na zamówienie huh?
Pani Anderson kiwnęła decydująco głową. – Oczywiście. Płaci się
za bycie babcią
szeryfa i
partnerką
Marshala, no wiesz. – opadła na krzesło obok szpitalnego łóżka, uśmiechając się. – Więc,
co chcesz wiedzieć?
Sheri myślała o tym przez chwilę. – Sekret nieśmiertelności?
Jedna biało-czarna brew uniosła się
do góry. – Kiedy uczysz się
czegoś
to upewnij się, że
podzielisz się
tym z resztą
klasy.
-Co z Belle?
Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Musieli unieruchomić
jej biodro.
Sheri wzdrygnęła się
– Nie będzie w stanie się
zmienić
dopóki tego nie uzdrowią.
-Co trochę
potrwa, niestety. A Ty nie czuj się
winna. Belle powiedziała, że chce cię
zobaczyć
jak tylko dojdziesz do siebie. Martwi się
o ciebie.
-Dobrze. Jak tylko dostanę
pozwolenie na wyjście toją
odwiedzę.
-Nie bez ochroniarzy.
Sheri uśmiechnęła się. – Oczywiście, że nie.
-Zobaczmy, co jeszcze. – Pani Anderson stukała palcem o podbródek. – Oh! Ktoś
zniszczył
Wallflowers.
-Że Co?
-Yup. Ktoś
rzucił cegłą
w okno. Nie wiem dlaczego nie wyrządzili więcej szkód, ale Emma
pojechała i znalazła roztrzaskane szkło. Na szczęście ktokolwiek to zrobił uciekł, także nikt nie
oberwał.
Sheri wiedziała dlaczego nie wyrządzono więcej szkód. To było następne. Jeśli Emma i Becky
nadal będą
ją
chronić, to sytuacja tylko się
pogorszy.
Starsza pani wypaplała jej wszystkie plotki Dumy. Większość
ludzi, o których wspominała, nie
były znane Sheri i poczuła jak jej umysł zaczyna odpływać
w sen.
-Lunch! – ogłosił męski głos od drzwi.
-Najwyższy czas – pani Anderson wstała i zabrała jedzenie, dwie duże torby pełne
hamburgerów, frytek i shake’ów. – Wiem, że to nie jest za bardzo zdrowe jedzenie na ziemi, ale
szczerze, moja droga, nigdy nie mogłam się
oprzeć
Big Mac’owi. – podzieliła się
zuśmiechem
winowajcy gdy wręczyła Sheri jej danie.
Wgryzając się
we własnego hamburgera, Sheri mogła tylko kiwnąć
w zgodzie. Pyszne.
Przepraszam za autorkę, że nie wtrąciła żadnych gorących scenek. ;p
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Siniak na jej biodrze był wielkości pieprzonej głowy. Widok tego na nowo wzbudził w nim
wściekłość
gdy delikatnie pomagał jej w wannie. Kupił kilka dużych świec w szklanych
dzbanuszkach, umieścił je zapalone na kontuarach i na brzegach wanny by miała delikatne
oświetlenie dla swoich wrażliwych oczu. Uśmiechnęła się
kiedy to zobaczyła i już
zaplanowała sobie
extra wycieczkę
do sklepu.
-Boże, tak mi dobrze – zajęczała zanurzając swoje kremowe ciało do gorącej, spienionej wody.
Była w domu od jakieś
godziny, a on nie mógł przestać
jej dotykać. Dwa dni w szpitalu -dwa
dni bólu dla Parkera. Każdy siniak, każdy ślad wyrył mu się
w pamięci, wizualne przypomnienie
zapłaty jaką
chciał zażądać. – Chcesz żebym umył Ci plecy, księżniczko?
Uśmiechnęła się
do niego, miękko i słodko, tymi niebieskimi tęsknymi oczyma. – Może później.
Na razie chcę
tylko wymoczyć
te bóle.
Uklęknął i, ostrożnie nie narażającją
na szwank, delikatnie przyciągnął jej usta do jego. Po raz
pierwszy od czasu ataku był w stanie tak naprawdę
ją
pocałować
i w pełni to wykorzystał. Rozchylił
jej wargi, smakując jej usta jakby były wytworną
czekoladą, powoli i z dojmującą
troską. Kochał
sposób w jaki ją
smakował, słodka jak miód, cierpka jak jabłko. Mógłby tam zostać
i całować
ją
przez długi czas.
Kiedy niechętnie odsunął się
zasapała a jej oczy się
zeszkliły. Oblizała wargi i przełknęła. –
Wiesz, czuję
się
teraz znacznie lepiej.
-Tak?
-Mhmm – objęła jego szyję
swoimi mokrymi rękoma próbując przyciągnąć
go do swoich ust.
-Więc, w takim razie, jeśli będziesz grzeczną
dziewczynką
to może pokąpieli zaniosę
cię
do
łóżka – wymruczał.
Jej oczy zabłysły czerwienią
gdy jego palce uszczypały spieniony sutek. – a co jeśli będę
niegrzeczna?
Warknął, złoto zalśniło w jego oczach. – To będę
musiał cię
ukarać
– wstał nagle, wykrzywiając
usta na jej zaskoczone sapnięcie. – A teraz bądź
grzeczna i weź
swoją
kąpiel.
-Świnia-nadęła wargi.
Śmiał się
przez całą
drogę
do schodów, jego serce się
rozpromieniło tak jak wtedy gdy słyszał jej
zadowolone westchnięcia.
Jak tylko jej mięśnie się
rozluźnią
i ocieplą
od relaksującej kąpieli miał zamiar widzieć
swoją
księżniczkę
bezpiecznie okrytą
w jego łóżku. Wtedy będzie lizał każdą
część
jej ciała. Wtuli się
w nią
i w końcu doczeka swojego snu za dnia.
Usłyszał jak dzwoni telefon i zdecydował się
go odebrać
w swoim biurze. – Halo?
Cisza.
-Halo?
Nic.
Znowu zadźwięczał ten jego głupi zmysł zagrożenia. – Czego do cholery chcesz Parker?
-Myślę, że znasz odpowiedź
Giordano.
Adrian oparł się
jednym biodrem o biurko, każdy zmysł w czujności. Słyszał jak Sheri pluskała
się
w wannie. Na zewnątrz domu panowała cisza. Słyszał przez telefon oddech Parkera i dźwięki
ruchu w tle. – Ona jest moją
partnerką, Parker.
Parker się
zaśmiał. – Na pewno.
-Nosi mój znak
-Nosi mój znak – warknął Parker1
-Sorry, Muttley2 ale musisz się
odpierdolić. Jest tylko moja.
Mógł prawie poczuć
uśmiech drugiego faceta. – Sheridan jest najsłodszą
kocicą
jaką
w życiu
pieprzyłem.-Puma Adriana warknęła zaborczo a jego oczy zabłysły w złocie. – A ona uwielbia robić
to od tyłu. Stawiam, że nadal jestem jedynym facetem, który ją
tak wziął. Wrzeszczy tak głośno i tak
mocno zaciska się
na twoim kutasie, że masz wrażenie jakby miała go rozgnieść.
Adrian warknął cicho, jego myśli goniły. Może był jakiś
sposób by Parker się
skupił na nim
zamiast na Sheri. Uśmiechnął się
chłodno. – Wiem – mruknął. Usłyszał jak oddech Parkera
przyspiesza. – Uwielbiam gdy te jej cudowne usta owijają
mojego kutasa. Wiedziałeś, że byłem w
niej kiedy mnie znaczyła? – Adrian zaśmiał się
gładko na warknięcie Parkera. – To prawda, Parker.
Noszę
jej znak.
-Zakurwię
cię3 – wysapał Parker.
-Jest na górze, naga, mokra i czeka na mnie Parker. Jak tylko odłożę
telefon pójdę
na górę
i
zerżnę
ją
dopóki każde z nas nie padnie.
-Jesteś
trupem! – krzyknął Parker.
-Potem będę
spał z nią
wtuloną
w moich ramionach. Moich ramionach, Parker. – ryk Parkera nie
był już
nawet ludzki. Miał nadzieję, że facet potrafił kontrolować
swoją
przemianę, w przeciwnym
razie coś
okropnie strasznego mogło się
zdarzyć
bardzo szybko. – A wiesz co zamierzam zrobić
jutro
wieczorem?
-Co?
Srogi głos na końcu linii zaalarmował Adriana by z tym skończyć. – Te same cholerne rzeczy,
które mam zamiar zrobić
dzisiaj. Zerżnąć
moją
kobietę.
-Wiem gdzie mieszkasz.
Jeśli Parker myślał, że to go przestraszy, no to miał coś
jeszcze. – No to dawaj. I tak na koniec
mój kutas wyląduje w jej cipce.
Rozłączył się
i wziął głęboki oddech. Nie kontrolował się, grając z Parkerem w tą
gierkę;
mówiąc o swojej księżniczce jakby była jego pustą
eks było dla niego niewyobrażalnie trudne. Nawet
nie chciał by inny facet myślał o jej imieniu, a co dopiero o sprośnościach z jej udziałem.
-Jesteś
pewien, że to było mądre posunięcie?
Odwrócił się, nie był zaskoczony obecnością
Gabe’a. Facet zaproponował, że spędzi kilka nocy
razem z nimi. Jednak miał być
na zewnątrz w zamaskowanym samochodzie, tak myślał, a nie w
środku domu gdzie mogła go zobaczyć
Sheri.
-Chcężeby skupił się
na mnie. Nie na Sheri czy na Dumie.
Gabe kiwnął głową. – Taa. Przez to jak mówiłeś
mu jak bardzo lubisz pieprzyć
tę
kobietę
pewnie
wciągnął się
obsesyjnie. – Przesunął się
niewygodnie. – Do diabła nawet mnie to wciągnęło. –
wymamrotał, uśmiechając się
chytrze.
Adrian przewrócił oczami – Masz lepszy pomysł?
Gabe wzruszył ramionami. – Nawet jeśli, to jest już
za późno. Będzie dobrze, jak pojawi się
nad
rankiem.
-Kiedy będzie Richard?
-Już
jest. Zatrzymał się
u pana Friedelinde.
Rezydencja Friedelindów była prawdopodobnie najbardziej komfortowym miejscem dla
odwiedzającego Alfy sfory i jego towarzyszów. – Zadzwoń
do nich i powiedz im co się
stało.
Zadzwonię
do Maxa.
Grabe skinął głową
i wyciągnął swoją
komórkę
kierując się
do wyjścia.
1 Bosh jak dzieci…;p
2 Pies z bajki „Dastardly i Muttley” nie podałam linka bo są dziwnie mega długie.
3 Proszę Lady :P
Adrian pokręcił głową, nadal jakoś
niepewny jak mógł być
podjarany Marshalem i Gabem jako
zastępcą. Władza tego kolesia promieniowała z każdej cząstki jego ciała. Jego luźno stawiane kroki i
odprężona postawa oszukałyby nie jednego. W jednej chwili te ciemno niebieskie oczy mogły stać
się
oziębłe jak arktyczny wiatr. Ta wielka postura, prawie tak wielka ja Simona, poruszała się
z gracją
i
zwinnością
jaką
mógł naśladować
jedynie profesjonalny atleta.
Ale kiedy oglądnął się
na niego, z zapytaniem w oczach, coś
w Adrianie nagle zareagowało. –
Co jest?
-Richard w to wchodzi.
Adrian westchnął i złapał się
za nos. Miał w planach spotkanie z Benem, Marshalem Sfory, nad
ranem by przy kawie pogadać
o strategii. Najwyraźniej szlag trafił jego plan – Kurwa.
-Taa. Powiedziałem mu, że oddzwonię.
-Ilu ma ze sobą?
-Czterech. Marshala, zastępcę
i dwóch pozostałych.
Adrian gapił się
pustym wzrokiem na obraz na ścianie. Plany wirowały w jego umyśle. –
Furgonetka?
Gabe kiwnąłiuśmiechnął się. – Zaparkuję
ich na rogu.
-Niech Simon się
tym zajmie. Chcężebyś
tu był.
-Robi się.
Pokręcił głową
i złapał za telefon. Streścił wszystko Maxowi, szybko wdrążając go w to co się
działo. Max zgodził się
na współpracę
Simona z Richardem, dopóki nie mieli jeszcze Omegi za to
odpowiedzialnej.
Potem poszedł na górę
do swojej mokrej, chętnej księżniczki.
Sheri właśnie wychodziła z wanny gdy usłyszała jak wchodził na górę. Słyszała całą
jego
rozmowę
z Rudym i właśnie chciała zabić
Adriana własnoręcznie. Owinęła się
ciaśniej szlafrokiem i
czekała, stukając niecierpliwie jedną
stopą.
Nie była głupia. Wiedziała dlaczego powiedział to co powiedział. Nie musiała słyszeć
jak
tłumaczył się
Gabe’owi. Jednak fakt, że robił z siebie cel sprawił, żeaż
wyskoczyła z wanny. Chciała
na niego wrzasnąć,wściekać
się
i wyć
dopóki nie zrezygnuje z tego idiotycznego planu. Ale było już
na to za późno. Rudy mógłby go teraz obserwować, a jeśli Adrian zginie przez nią
to nie przeżyje
tego. Myśl o Rudym zatapiającym swoje kły w Adrianie, ciągnącym jego zakrwawione ciało,
spowodowało, że widziała na czerwono. Zabije Rudy’ego własnoręcznie zanim skrzywdzi jej
partnera.
Mężczyzna wszedł do łazienki, rzucając spojrzenie na nią
stojącą
i zmarszczył brwi. – Dlaczego
się
nie kąpiesz?
-Wyszłam bo myślałam, że nie starczy miejsca dla mnie i dla ciebie głąbie.
-Hę?
Wyglądał na całkowicie zdezorientowanego – Słyszałam twoją
rozmowę
z Rudym, Adrian.
Westchnął zmęczony. – Księżniczko…
-Nie księżniczkuj mi tu, Adrianie Giordano! Jak mogłeś
wplątać
się
w takie niebezpieczeństwo?
Przewrócił oczami i wziąłją
za rękę, delikatnie wyprowadzającją
do pokoju. – Poradzę
sobie z
Parkerem.
-No jasne. A poradzisz sobie z nim i jego pięcioma kumplami?
Przyprowadził ją
do sypialni i zdarł z niej szlafrok zanim zdążyła mrugnąć. –Włóżku z Tobą.–
Delikatnie ją
podniósł i ułożył na łóżku, ostrożnie by nie zrobić
jej krzywdy. Poza tym warknął kiedy
zasapała. – Stawię
czoło Parkerowi. Jego kumple staną
przez Maxem, Simonem, Gabem i Richardem
Lowellem, plus przed wilkami, które przyprowadził ze sobą
Richard.
-Więc dlaczego nie zostawisz Rudy’ego sforze?
Obserwowała jak rozbierał się
po cichu.-Ponieważ
– powiedział, w końcu wspinając się
na
prześcieradło – on jest mój.
-Adrian.
Zakrył jej usta palcem. – Nie próbuj mi tego wyperswadować.Będę
go osobiście rozrywać
za to
co Ci zrobił. Oddam mu za każdy siniak na twojej skórze, za każdy znak po ugryzieniu jaki po sobie
zostawił. A kiedy skończę
to sprawię, żebędzie krzyczał w agonii.
Spokojny ton jego głosu, rzeczowy sposób w jaki oświadczył co planuje zrobić
Rudy’emu,
sprawił, że stał się
jeszcze bardziej przerażający. – Nie tego chciałam – westchnęła.
Otarł delikatnie jej policzek swoim w pocieszającym geście. – Wiem. Miałaś
nadzieję, że
zobaczy cię
tutaj, bezpieczną
wśród ludzi i zostawi cię
w spokoju. – Patrzał głęboko w jej oczy, jego
nos dotykał jej tak by mogła rozczytać
każdy niuans jego ekspresji. – Ale tak się
nie stanie. Będzie
cię
tropił. Dzień
i noc. Wie gdzie mieszkasz, jak wygląda twój pies, kim są
twoi przyjaciele-a jesteś
tu zaledwie od tygodnia. Znając twój układ, nie zawaha się
użyć
go przeciwko tobie lub przeciwko
twoim przyjaciołom. Zwabi cię
tam gdzie będzie mógł cię
dorwać. A jeśli tak zrobi, to i tak będzie
trupem. Jeśli Max i Simon nie dorwą
go pierwsi i nie przekażą
go w ręce Richarda, który, tak przy
okazji, chce go zabić. Ja go zabiję.
-Zatrzymanie go nie jest twoim obowiązkiem.
-Owszem, jest. – Wsunął ostrożnie pod nią
rękę
– Kilka dni temu Max potwierdził, że jestem
Marshalem.
Zmarszczyła brwi. – Marshalem?
-Ciągle zapominam, że nie byłaś
wcześniej członkiem Dumy. Marshal jest tym, kto dba o
bezpieczeństwo Dumy. Gabe jest moim zastępcą, tak jak Simon jest zastępcą
Max’a.
-Myślałam, że pani Anderson została skojarzona z Marshalem?
-Dlaczego tak sądzisz?
-Kiedy wysłała strażników do McDonald’s… o-oł – szepnęła gdy ukazał się
jego wściekły
wyraz twarzy.
-Wysłała strażników do McDonald’s? – warknął przez zaciśnięte zęby.
-Byłyśmy głodne – Spiorunował ją
wzrokiem – A poza tym, nie wydaje mi się
by obaj poszli.
-Oh, w takim razie w porządku.
Zmarszczyła brwi na jego sarkastyczny ton – Daj im spokój Adrian. To nie tak, że zajmujesz się
żołnierzami albo glinami. Zajmujesz się
ludźmi, których poproszono o pilnowanie kogoś, prawie
całkowicie obcego człowieka, przed zagrożeniem z jakim nigdy wcześniej nie mieli do czynienia.
-No i?
-No i daj im spokój bo ja naprawdę
lubię
McDonald’s.
Podniósł się
i patrzył na nią
gniewnie, trzymając obie ręce przed sobą
jakby miał coś
trzymać.–
Hmm, niech pomyślę. Twoje życie, Big Mac. Twoje życie, Big Mac. – machał w powietrzu obiema
rękoma4 – Hej, bez porównania prawda?
Przegryzła wargę
by się
nie śmiać. – To był naprawdę
dobry Bic Mac.
Warknął i postanowiła szybko zmienić
temat. Wyglądał jakby był gotowy wyjść
z łóżka, ubrać
się
i zapolować
na jej „strażników” by potraktować
ich swoimi ostrymi kłami.
-No więc wyjaśnij mi na nowo dlaczego twoim obowiązkiem jest dorwanie Rudy’ego?
Westchnął. – To robota Marshala, zlikwidować
zagrożenie Dumy.
-A Rudy jest zagrożeniem dla Dumy.
-Tak. W momencie kiedy ruszył za tobą
i Bellą
stał się
zagrożeniem dla Dumy.
Wiedziała, że decyzja o dołączeniu do Dumy będzie miała swoje konsekwencje. Cena jaką
zapłaciła Belle, według niej, była zbyt wysoka. Zamknęła oczy ponieważ
wina groziła jej
uduszeniem.
4 Tzn robił tzw niewidoczną „wagę” ;p
-Hej.
Otworzyła oczy i zauważyła jego gniew.
-Lepiej się
za tonie wiń.
-A cojeśli będę? – szepnęła.
Pokręcił głową. – Nie jesteś
odpowiedzialna za akcję
z Parkerem.
-Jeśli Belle nie poświęciłaby się
by mnie chronić
to nie byłaby teraz ranna.-Ulga rozświetliła
jego oczy na ton jej głosu, a ona wiedziała, że zrozumiał to, że nie była zmartwiona.
Była wkurwiona.
-Belle nic nie będzie. Masz moje słowo.
Sheri pokręciła głową. – jak może być
z nią
lepiej? Pani Anderson powiedziała mi, że
unieruchomili jej biodro! Jeśli tak zrobili to nie będzie w stanie się
zmienić, wiesz o tym.
Westchnął. – ta kobieta ma za długi język-wymamrotał.
-Opowiedz mi o tym.
Wykrzywił usta, reszta złości uleciała daleko. – Próbujemy temu zaradzić.
-A co ze sklepem Emmy?
Jego oczy powiększyły się
w szoku zanim ciemne rzęsy je zamknęły, chowając wyraz jego
twarzy. – Co ze sklepem Emmy?
-Wiem o oknie, doktorze oczywisty.
Zaśmiał się. – To coś
nowego.
Przewróciła oczami – no wbijaj mi dzieciaku, mam takich z milion.
-Przygotuję
się
– wymruczał, delikatnie kołysząc jej ciało swoim. Wyciągnąłrękę
i delikatnie
uszczypnął jeden z jej bladych sutków.
-Oh..
-Wiem tylko w co jeszcze chciałbym się
wbić.
Pomyślała by trzepnąć
go w głowę
ale za bardzo bolało ją
ruszanie się. – Po pierwsze, jestem
zbyt obolała by robić
to co masz na myśli. Po drugie, nie odwrócisz seksem mojej uwagi.
-Nie? – nadął wargi, oczy migotały w psocie.
-Nie.
-Jesteś
pewna? – zapytał gdy jego gorący język otarł się
o jej twardy sutek.
-Pewnie – wydyszała nie będąc już
do końca pewną
na co przytaknęła.
-Wyjdziesz za mnie? – szepnął tuż
przed tym jak pocałował ją
z niewyobrażalną
gruntownością.
-Pewnie.. czekaj, co?
-Za późno– uśmiechnął się
triumfalnie.
-Czekaj, czy nie walczyliśmy jakąś
minutę
temu?
-Nie
-Ale…
-Hej, żadnych odwrotów!
-Adrian! – zaśmiała się, kochając widok jego oczu iskrzących się
do niej.
Pokręcił głową. -Nie taki krzyk chciałem dzisiaj usłyszeć
kochanie. Domyślam się, żebędę
musiał się
bardziej postarać. – westchnął radośnie.
-Głupek – zaśmiała się
bez tchu gdy jego usta znowu wylądowały na jej piersi.
Delikatnie gładził ustami jej sutek, zaledwie ssąc go między swoimi wargami. – Hej, badania
wskazują, że orgazmy bardzo dobrze uśmierzają
ból. To ma związek z tymi cudownymi endorfinami
rozlewającymi się
przez całe twoje ciało. Trzymaj się
kochanie.
-Nie… pewnie.. mogę. – wysapała zdesperowana by zbliżyć
się
do niego. Ból w jej ciele wydał
się
ustępować
kiedy dotknąłją
tak, co możliwe, że miało coś
wspólnego z tymi endorfinami.
Albo może to był tylko jego dotyk. Wszystko wydawało się
lepsze gdy ją
dotykał.
-Jeśli nie wytrzymasz tego to będę
musiał wymyśleć
inny sposób by cię
uśpić
– szepnął,
uśmiechając się
tym jego niegodziwym, szerokim uśmiechem. Pocałował ją
w czubek nosa kiedy
pisnęła i zamarła – Dobra dziewczynka.
Skubał szlak po jej szyi do swojego znaku, nie ugryzł. Chciała by to zrobił, oh, tak desperacko,
ale ją
tylko uciszył i ruszył.
Motyle-pocałunki tworzyły swój szlak w dół jej ciała, zatrzymując się
przy każdej piersi, by
czule złożyć
im hołd. Usta, zęby i język grały na jej ciele gdy dawał z siebie wszystko by zapomniała
o bólu. Swoje ciało trzymał od niej na dystans, unosząc się
nad nią
gdy ruszył w dół, prawie jakby
obawiał się
jej dotknąć. Wlókł się
po siniaku na jej biodrze, zaledwie oddychając gdy warknął. Te
prawie-pocałunki bardziej złagodziły ból w jej sercu niż
ból w biodrze. Zamknęła oczy i zadrżała
gdy ruszył do jej nogi. Pocałował pełen szacunku jej obie stopy gdy skierował się
do drugiej nogi.
Rozsunął je, całując miękko wnętrze jej uda. Czekała, aż
ją
tam uszczypnie, chciała czuć
jego zęby
ale znowu odmówił. Zamiast tego, zaczął długie, powolne, mokre liźnięcia jej cipki co uleczyło ją
w
ciągu sekund. Szlag trafił jej opory, by nie podążyć
za tym gorącym językiem gdy systematycznie
nad nią
pracował, z cipki do łechtaczki, nie zatrzymując się, przyspieszając lub spowalniając.
Zaczynało brakować
jej tchu, jej biodra pofalowały pomimo jej starań
by utrzymać
je na miejscu.
– Tak dobrze – szepnęła tuż
przed tym ja orgazm potoczył się
przez nią, gorący i rozkoszny jak
cukierek.
Otworzyła oczy gdy osunął się
na nią. Czuła każdy cal jego twardości napierającej nią
gdy się
powstrzymywał. – Kocham cię
– szepnął tuz przed tym jak wziął jej usta z dominacją
co wprawiło ją
w uczucie słabości i dreszczy.
Pieprzył ją
powoli, ostrożnie by nie szarpnąć. Widziała obietnicę
w jego oczach. Jak tylko ból
minie da jej wszystko to czego oboje chcieli, dobry, ostry seks, który pozbawi ich tchu, pełen potu i
bardzo, bardzo zadowalający.
Dzisiejszego wieczora, dał im to czego oboje potrzebowali.
Wyciągnęła ręce i owinęła nimi jego szyję, prawie chowając grymas jaki wywołał ten ruch. – też
cię
kocham.
Otworzył szeroko oczy i, jak gdyby te słowa były powodem, doszedł z jękiem.
Leżał tam gdy spała w jego ramionach i próbował zasnąć, ale przez każdy malutki hałas w domu
automatycznie otwierał oczy. Przez skrzypnięcie huśtawki na ganku prawie wyskoczył z łóżka.
Wiedział, że Gabriel ich strzegł, jednak jakaś
jego cząstka nie mogła się
po prostu zrelaksować. Nie
po jego rozmowie z Parkerem. Nie było cholernej mowy by dzisiaj zasnął i wiedział o tym. Byłby
szczęśliwy, gdyby się
trochę
zdrzemnął.
Sheri sapnęła we śnie i owinęła się
ciaśniej wokół niego. Wzdychając, ułożyła się
z powrotem, z
jedną
ręką
na jego brzuchu i jedną
nogą
narzuconą
na jego obie nogi.
Jeśli wkrótce nie schwytają
Rudy’ego to stanie się
potężnie zmęczonym koteczkiem. Pocałował
swoją
księżniczkę
w czoło i poddał się
w czuwaniu nad jej snem.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Richard Lowell był ogromny i oszałamiający. Mężczyzna z łatwością
sięgajął dwóch metrów.
Szerokie, potężne ramiona dopełniały masywnie umięśnione ręce skrzyżowane na jego piersi. Bladoniebieskie
oczy na twarzy po przejściach patrzały chłodno na Adriana. Wzdłuż
lewego policzka
przebiegała blizna, której wściekła czerwień
sygnalizowała Adrianowi o swojej świeżości,
prawdopodobnie miała około kilku tygodni. Odkąd był nowym Alfą
Sfory, otrzymywał „kursy walki”
od pozostałych podczas wyzwań
o dominację. Długie jasno-czerwone włosy były ciasno splecione w
warkocz, który sięgał mu do pasa. Był ubrany w czarne jeansy i ciemno-niebieski sweter, który
naciągnął się
od jego umięśnionej klaty. – Co masz na myśli mówiąc, że jedziesz by przywieźć
inną
kobietę?
Belinda miała być
wypisana ze szpitala. Była tam o dzień
dłużej od Sheri. Odmówiła pójścia do
psychiatryka, wybierając zamiast tego terapię
psychiczną
ambulatoryjnie.
– Obie kobiety są
w niebezpieczeństwie, Belle również
bo uratowała Sheri od pędzącego
samochodu. Myślę, że najlepiej będzie mieć
je pod jednym dachem, zwłaszcza dopóki Belle nie
będzie mogła sama się
obronić. Gabriel będzie pilnował Sheri podczas gdy ja przywiozę
Belle.
-Nie wydaje mi siężeby to było mądre.
Adrian gapił się
na wielkiego Alfę
Sfory. – Jesteś
tu. Chcesz mi powiedzieć, że Parker jest w
stanie pokonać
ciebie, twojego Marshala, jego zastępcę, mojego zastępcę
i dwóch pozostałych
wilków by dostać
się
do mojej partnerki?
-Wyślę
jednego z moich wilków by przywiózł kobietę.
Adrian przewrócił oczami. – Jasne, spoko. Belle spojrzałaby na twojego kolesia i krzyczała w
niebogłosy. Bez urazy ale ona nie wie, że jesteście od Adama, a teraz ma powody by być
bardziej
ostrożną
jeżeli chodzi o wilki.
-Ale tobie ufa, odkąd jesteś
w Dumie. – Richard nadal patrzał na niego chłodno. – Zatem jeden z
moich ludzi pojedzie z tobą, albo wyślij swojego zastępcę.
Gabe zarumienił się. – Ze mną
też
nie będzie chciała pójść.
Richard spojrzał krótko na szeryfa zanim znowu powrócił chłodnym wzrokiem do Adriana.
– Masz na myśli to, że kobieta nie może ufać
członkowi Dumy?
Zacisnął czubek swojego nosa; ból głowy, z jakim się
rano obudził stawał się
coraz gorszy.
– Spójrz, między Belle a resztą
Dumy były jakieś
problemy, które nadal rozbrzmiewają
i nie są
jej winą. Ufa zaledwie kilku ludziom. Mam tylko nadzieję, że jestem jednym z nich. – Spojrzał
naokoło pokoju na pięciu wilków i trzy Pumy. – Sheri nie opuści tego domu i jest jedną
z osób,
którym ufa Belle. Emma i Becky robią
porządek z wandalizmem w ich sklepie. Max i Simon pójdą
ze
mną
po Belle i , nie, nie wyślę
ich samych; również
im grozi niebezpieczeństwo. Gabe będzie
pilnował mojej partnerki. Pytam czy zostaniesz tu i mu pomożesz. Jeśli nie to poczynię
inne starania.
Moc płynąca od Richarda była inna niż
moc, którą
Max emanował z taką
łatwością. Ten facet
był niewiarygodnie silny, ale ta różnica pomiędzy niezależnym, moc silnej woli Alfy Dumy i
dominujący młot, którym Alfa Sfory władał tak jakby próbował walnąć
Adriana do kompletnie innej
uległości. Richard miał gdzieś
to, czego chciał Adrian. Swoją
siłą
woli wymagał od niego
posłuszeństwa. Pewnie zawsze to dostawał.
Ale nie dzisiaj.
Adrian wiedział, ze miał rację. Postępował według swoich instynktów jak Marshal Dumy, a nie
jak Puma, którego partnerka jest w niebezpieczeństwie. Myśl o wysłaniu Maxa i Simona samych do
szpitala wzbudziła u niego panikę. Gapił się
na Alfę, nie ruszając się
o cal, podczas gdy Gabe chwycił
się
za głowę
i zajęczał. Sheri zwinęła się
w kulkę, piszcząc od siły płynącej przez pokój.
-Odpuść
sobie Rick, on się
nie ruszy. – powiedział z uśmiechem Marshal Sfory gdy jego
zastępca również
chwycił się
za głowę
ijęknął. Pozostałe wilki zupełnie skuliły się
na podłodze od
pokazu nastroju ich Alfy.
Władza, którą
władał Richard nagle ucięła. – Uparty z ciebie mężczyzna. – powiedział miękko
Richard.
-Jestem Marshalem swojej Dumy, a każdy mój instynkt podpowiada mi jak niebezpiecznie jest
wysłać
Max’a po Belle beze mnie.
Richard gapił się
na niego przez dłuższy czas po czym kiwnął głową. Odwrócił się
do swojego
Marshala. – Zabezpiecz teren, Ben. Daj znać
kiedy przyjadą
Alfa i Beta Dumy.
Mężczyzna kiwnął głową
i skinął na pozostałych wilków. Opuścili dom by przypuszczalnie
„zabezpieczyć
teren” dla satysfakcji swojego Alfy.
-Dziękuję.
Drugi mężczyzna w końcu się
uśmiechnął– Żaden problem.
Adrian pokręcił głową
i usiadł obok Sheri. Przyciągnąłją
blisko, nie zdziwiony gdy schowała
twarz w jego ramieniu. – Gdy tylko pozostali tu dotrą
ja wyjdę. Belle będzie tutaj spać, z nami,
dopóki nie rozprawię
się
z Parkerem. W porządku?
Kiwnęła głową.
-Boli cię
głowa księżniczko?
Pokręciła głową.
Richard uklęknął przed nimi, lodowato -niebieskimi oczami spojrzał miękko na drżącą
kobietę.
– Obiecuję, że Parker nie kiwnie na ciebie palcem dopóki jesteś
pod moją
opieką.
Sheri spojrzała na ogromnego mężczyznę. Ugryzła się
w wargę, z niepewnością
w oczach gapiła
się
na niego. – Mogę
na ciebie spojrzeć?
Puma Adriana zawarczała. „Spojrzeć” na Richarda oznacza być
z nim nos w nos, czyli coś
z
czym nie czuł się
komfortowo.
Richard spojrzał na Adriana, potem znów na Sheri. – Rozumiem twoje zdenerwowanie,
rozważając, że to wilki cię
zaatakowały. Jeśli przez to poczujesz się
lepiej, to oczywiście, um –
zmarszczył brwi, trochę
zmieszany – spójrz na mnie.
Adrian rozsiadł się
i zmusił siebie samego, by pozwolić
swojej partnerce zbliżyć
się
do
wielkiego, złego wilka.
Sheri gapiła się
na dużego rudego faceta i spróbowała zapamiętać, że był tu by pomóc. Fakt, że
pachniał jak wilk nie za bardzo pomógł. Jego chłód i potęga jedynie jeszcze bardziej ją
przestraszyły.
Ale kiedy klęknął przed nią
i spróbował ją
uspokoić, wiedziała, że zrozumiał. On tylko wydawał
się
zimny. Każdy jej instynkt podpowiadał jej, że ten facet szybciej ugryzłby się
w łapę
niż
skrzywdziłby kobietę. Nie miała pojęcia skąd to wiedziała, po prostu wiedziała.
Może to było przez jego zapach albo przez sposób w jaki natychmiast uchwycił jej problem i
próbował go naprawić. Przez to jak otworzył się
przed nią, pozwolił jej zębom i pazurom zbliżyć
się
niebezpiecznie do swoich bezbronnych oczu i szyi, nigdy by nie zrobił czegoś
podobnego gdy
poczułby wewnątrz jakiekolwiek zagrożenie. Dodało jej to otuchy.
Wychyliła się
tak blisko, że nosem prawie go dotknęła. Poczuła napięcie Adriana i wiedziała, że
nie doceniłby tego gdyby doszło do kontaktu między nią
a innym mężczyzną.
Blado-niebieskie oczy patrzały na nią
od zniszczonej przez bitwy twarzy. Pod warstwą
lodu
ukrywał naturę
człowieka bardziej współczującego i opiekuńczego niż
kiedykolwiek widziała,
zmieszany z determinacją, by chronić
tych, których miał pod opieką. Łatwo było to ujrzeć. Zbyt
często widziała to w oczach Adriana by się
mylić.
Ale w tym mężczyźnie było to wyjątkowe. Podczas gdy specjalne zdolności Adriana
powiadamiały go o niebezpieczeństwie tylko wtedy gdy ono następuje, to ten facet był zawsze
„uświadomiony”, zawsze zorientowany co się
dzieje z ludźmi, których traktował jako swoich. Jeśli
groźba Parkera nie podsycałaby jej partnerowi mocy to jęczałby tak samo jak Gabe.
-Teraz widzę
dlaczego jest twoją
partnerką
– powiedział, patrząc jej w oczy. Co w nich
zobaczył, tego nie wiedziała, ale wydawało się
go to uspokajać
tak samo jak to, co zobaczyła w jego
oczach – Zauważa głębię, bardziej niż
ktokolwiek inny kogo spotkałem.
-Ale Rudy jednak mnie nabrał.
Znowu stał się
zimny, chowając się
za lodowatym spojrzeniem – Tylko dlatego, że widzisz
głębię
nie oznacza, że widzisz to co myślisz.
Wstał, górując nad nimi i patrzał na ich złączone dłonie. – Będzie z nami bezpieczna. Jedź
po
tamtą
kobietę.
Odwrócił się
i poszedł do kuchni bez oglądania się
za siebie.
Sheri stukała nerwowo palcem o swoją
nogę. Oglądała telewizję, próbując nie myśleć
zanim
pozostali nie wrócą. Całkowity bezruch Richarda nie pomagał, nie było zbytnio relaksująco. To był
bezruch drapieżnika czekającego by zaatakować
z odległości swoją
zdobycz. Stał z dala od okien i
drzwi, upewniając się, że zrobiła to samo i trzymał się
między nią
a drzwiami i oknami parę
razy jak
się
przenosiła. Sprawdził każde pomieszczenie zanim do niego weszła. Zarządził swojemu
Marshalowi i pozostałym odbycie warty. Marshal zgodził się
czując, że ochrona ich obojga było jego
robotą. W skrócie, zagrał doskonałego ochroniarza. Gabe był na zewnątrz z pozostałymi wilkami,
tylko on był zaznajomiony z leśnym terenem za domem Adriana.
Jej komórka zadzwoniła. Rozbawiony chichot doszedł zza jej ramienia gdy usłyszał melodyjkę.
– Skąd to wytrzasnęłaś?
-Ze strony Looney Tunes – odpowiedziała wyjmując telefon ze swojej torebki.
Zachichotał jeszcze bardziej gdy Sylwester kocim głosem powiedział raz jeszcze – Masz rację,
cwaniaczku. Widziałeś
koteczka!
-Halo?
-Cześć
Sheridan.
Poczuła jak jej krew zamarza gdy miękki, warczący głos Rudy’ego wypełnił jej uszy. Spojrzała
na Richarda, mając nadzieję, że jest w stanie zauważyć
wyraz jej twarzy, ale stał do niej tyłem.
– Cześć
Rudy.
-Słyszałem, że byłaś
zajętą, bardzo zajętą
dziewczynką, Sheridan.
Oblizała usta gdy Richard ruszył do jednego z kuchennych okien. – Tak, jestem.
-Chciałbym się
spotkać
i przedyskutować
to co wykombinowałaś. Może podczas lunchu.
-Sorry ale według mojego grafiku jestem zajęta do 2060 roku. Może innym razem.
-Naprawdę? Bo wiesz, Giordano byłby zachwycony gdybyś
do nas dołączyła.
Zamarła. – Adriana z tobą
nie ma.
-Nie? Rozmawiałaś
z nim odkąd pojechał do szpitala?
Richard odwrócił się
i gapił na nią
ale był zbyt daleko by mogła ujrzeć
wyraz jego twarzy. – Nie,
nie rozmawiałam.
-Powiem ci coś, Sheridan. Jestem hojnym facetem. Zadzwonisz do niego by wiedzieć
jak się
miewa. Zadzwonię
niedługo. Sprawdź
tylko czy dasz radę
się
z nim połączyć.
Połączenie zostało przerwane.
Z drżącymi rękoma i głosem wybrała numer do Adriana. Żądnej odpowiedzi. Próbowała
zadzwonić
do Max’a, a potem do Simona.
Bez skutku.
Jej serce łomotało ze strachu, zaczęła wybierać
numer do Emmy. Kiedy telefon ponownie
zadzwonił podskoczyła. – Słucham?
-No więc, Sheridan? Dodzwoniłaś
się
do kogoś?
-Nie – wyszeptała, przerażona nie dowierzając.
-To dziwne bo mógłbym przysiądź, że słyszałem jego telefon.
Napawający się
triumf w jego głosie wysyłał cząstki terroru po jej kręgosłupie.
-Czego chcesz?
-Hmm. No więc, moi ludzie zaczynają
być
głodni. Jesteś
pewna, że nie chcesz dołączyć
do nas
na lunch?
Pisnęła. Wiadome było, że wataha wilków na wolności żywiła się
samotnymi pumami.
-Powiem ci coś, skarbie. Zaplanowałem to sobie więc możesz opuścić
tego Neandertalczyka,
któremu wydaje się, że cię
ochroni. Opuścisz dom, pójdziesz ze mną, a może nie nakarmię
swoich
kumpli twoim Giordano. Umowa stoi?
Zanim zdołała odpowiedzieć
Rudy się
rozłączył.
-Nawet o tym nie myśl.
Spojrzała na wielkiego Alfę
Sfory. Groźba ulatywała od niego falami. – Nie mam wyboru.
-Więc nie oszukuj się
sądząc, że wydostaniesz się
stąd beze mnie. Dźwięk wystrzału zakłócił
wszystko co chciała powiedzieć. Krzyk agonii wił się
od kolejnego strzału.
-Cholera! Czekaj tu! – powiedział Richard. – To jest pewnie to o czym mówił. Rusz się
do
frontowych drzwi, będę
tuż
za tobą.
Zauważyła, że wyjął coś
zza pleców i zdała sobie sprawę, że była to broń. Naprawdę
miała
nadzieję, że była to broń.
Ruszyła naokoło kanapy by chwycić
za smycz Jerrego ale ręka Richarda ją
zatrzymała. – Zostaw
go. Będzie tu bezpieczniejszy. – skinęła mu na zgodę
i ruszyła do frontowych drzwi otwierając je
powoli.
Trzeci strzał zabrzmiał zanim je otworzyła, wstrząsając nią. Usłyszała jęk Richarda tuż
przed
tym jak upadł, pociągającją
za sobą.
-Wstawaj, Sheridan. Idziemy.
Rudy chwycił ją
za ramię
i zaciągnął do samochodu. – Bądź
wdzięczna, że mam mało czasu –
powiedział gdy pchnąłją
do samochodu. – w przeciwnym razie upewniłbym się, że ten wielki
skurwiel zdechł. – Wsiadł za nią, wciskając się
blisko niej. – Jedź
– warknął do kierowcy.
-Puszczaj mnie – powiedziała Sheri, starając się
odepchnąć
go od siebie. Kolejny strzał
wystrzelił i tym razem Rudy przeklął.
-Nigdy w życiu. Znowu jesteś
moja i za nic w cholerę
nie pozwolę
ci uciec.
Kiedy zaczął rozpruwać
jej ubrania zaczęła walczyć. Złośliwe klepnięcie ogłuszyło ją
na tyle, by
mógł rozerwać
jej sweter. Przez krótką
chwilę
pomyślała o przemianie ale nadal była za bardzo
ubrana. Plącząc się
w jeansach jeszcze bardziej naraziłaby swoje życie.
Więc walczyła z nim zębami i pazurami gdy warknął nad nią, modląc się
by Adrian przybędzie
zanim Rudy skończy to co zaczął.
Max zatrzymał się
przy domu Adriana i warknął. – problemy.
-No nie pierdol, Sherlocku, jaką
masz wskazówkę? -Odwarknął Simon, wyskakując z Durango.
– Co tu się
do cholery stało?
Gabe wyszedł na ganek z pistoletem w ręku. – Dwa strzały z tyłu, jeden od frontu. Richard padł
lecz żyje. Jeden trup, jeden ranny, obaj nasi.
-Sheri? – warknął Adrian.
Gabe pokręcił głową
– Nie jestem pewien co się
stało ale jak tylko strzały wystrzeliły wybiegła z
domu. Jeden z ludzi Rick’a widział ją
ale nie był wystarczająco blisko by się
do niej dostać. Rick
próbował ją
zatrzymać
ale padł. Mamy numery rejestracyjne, a wilk podążał za samochodem tak
długo jak mógł zanim nie musiał zawrócić.
-Gdzie ty do diabła byłeś?
-Próbowałem dorwać
snajpera.
-i?
-Uciekł gdy usłyszałem strzały od frontu. Strzelałem do samochodu jak tylko ruszyli ale nie
trafiłem w oponę.
-KURWA!! – Krzyknął Adrian. Obiema rękoma trzymał się
za głowę. – Co ona do cholery
sobie myślała? – Warknięcie pełne bólu wydobyło się
od Alfy Sfory siedzącego na ganku. – Rudy
powiedział jej, że cię
dopadł. Nie mogła się
z tobą
skontaktować
więc mu uwierzyła. Masz włączony
telefon? – Ścierka przyciśnięta do jego ramienia przesiąkła krwią.
-Będzie w cholernie wielkich tarapatach gdy ją
znajdę
– warknął Adrian sprawdzając swój
telefon – Tak, włączony.
-Wasze też? – Richard wskazał brodą
na Maxa i Simona.
-Taa.
-Po tym co wydarzyło się
we Wallflowers? Włączony do cholery.
-Sprawdź
w samochodzie czy nie ma tam żadnej zagłuszającej stacji RF-powiedział Gabe do
jednego z wilków. Facet kiwnął głową
i poszedł sprawdzić.
-Do diabła co to jest za zagłuszająca stacja RF ? – spytał Simon.
-Urządzenie zakłócające fale radiowe. Nielegalne ale dla inżyniera mechaniki łatwe do
zbudowania. – odpowiedział Gabe.
Wilk wrócił z małym żółtym urządzeniem wielkości karty. – Dlatego nikt nie mógł cię
złapać.
-No dobra, Adrian, myśl! Gdzie ona jest? – rozkazał Max.
-Skąd kurwa mam wiedzieć?
Max spiorunował go wzrokiem gdy Simon poszedł pomóc Belindzie wysiąść
z Durango. – Jesteś
Marshalem. Ona należy do Dumy. Gdzie ona jest?
Skoncentrował się
na swojej partnerce, jego oczy zamieniły się
w złote gdy poczuł gdzie Rudy ją
dotykał. – Zakurwię
go.
-Dobrze. Gdzie są?
-W samochodzie, jadą. On… – Adrian warknął, utrzymując z trudnością
wrzask swojej Pumy. –
Myślę, że chce ją
zgwałcić
a ona się
broni. – Zgubiła gdzieś
swoje okulary i ból spowodowany
światłem był nie do zniesienia. Czuł jakby jego oczy były dźgane nożem.
-Możesz cokolwiek poczuć?
Adrian znalazł się
na przednim siedzeniu Durango. Wielki, rudy wilk wskoczył na tylne miejsce,
krew z ran na jego ramieniu poplamiła całą
skórzaną
tapicerkę
Max’a. Kolejny wilk, ten mniejszy i
jasno-rudy (Marshal Ben wyszeptała jego Puma) dołączył do większego, zranionego. Węszył ale
zapach krwi i wilka prawie go ogarnął.
-Musisz posłużyć
się
jej zmysłami, nie swoimi. Co ona czuje?
-Dlaczego ty tego nie spróbujesz? Warknął Adrian.
-Zrobiłbym to gdybym tylko mógł, ale nie mogę. Nie jestem Marshalem.
Wziął głęboki wdech i jeszcze raz spróbował ją
namierzyć. Czuła zapach Parkera, kierowcy i
swojej własnej krwi gdy Parker pazurami rozpruł wszystko do jej miękkiego ciała…
A także zapach „Susquehanna River”.
-Cholera. Jest jakieś
piętnaście minut dalej, gdzieś
bliżej „Susquehanny”.
Max wystartował z piskiem opon. – Myślisz, że kierują
się
na Harrisburg?
-Nie jestem pewien. Jeśli zjedzie na I76 to skieruje się
na Ohio albo dalej na wchód do Philly.
-Musimy go złapać
zanim wjedzie na autostradę.
Zadzwonił mu telefon. – Gabe.
-Już
jadę
alternatywną
trasą. Zastanów się
nad eskortą
policji.
-Dzięki koleś.
-Żaden problem. Czuję
kurwa co on jej robi. Sukinsyn.
-Dorwiemy go zanim wjedzie na autostradę.
Gabe wciągnął powietrze. – Nigdy ich nie dopadniemy jeśli wywiozą
ją
ze stanu.
-Nie pierdol.1
1 W sarkastycznym tego słowa znaczeniu ;p
-Kieruje się
na wchód i może zjechać
na I95.
-Wiem.
-Dzwonię
po posiłki. Zaufaj mi, nie pojedzie za daleko.
Adrian gapił się
na telefon w swoich dłoniach i zastanawiał się
co kombinuje jego Zastępca.
-Do jasnej cholery! Trzymaj się
kurwa drogi Steve!
-Próbuję
Rudy, ale tam jest jakaś
blokująca kolumna pierdolonych Yahoo z ciężarówkami!
Rudy podniósł z rykiem głowę
z nad jej biustu. Właśnie zdjął jej jeansy, zostawiającją
zupełnie
nagą.– Jedź
naokoło.
-Myślisz, że co ja do cholery robię?
Sheri pisnęła gdy rozbrzmiały strzały.
-Co do kurwy?
-Strzelają
do nas!
Rudy usiadł i wyciągnął swój pistolet. Zerknął nad zagłówkiem siedzenia i patrzał w przednią
szybę, a zapach Pumy się
rozprzestrzeniał. Tymi ‘yahoos’ byli jej kumple z Dumy.
Sheri ledwo widziała także nie podnosiła się. Rozpoznała dźwięk strzelającego karabinu i zrobiła
tylko to co przyszło jej do głowy. Opadła na podłogę
samochodu i ukryła głowę
wrękach.
Kule roztrzaskały przednią
szybę, obsypując Sheri odłamkami. Rudy znowu przeklął i strzelał
gdy Steve desperacko próbował ominąć
blokadę.
-Kurwa!
-Co jest? – Warknął Rudy na swojego kierowcę.
-Przedziurawili opony.
Czuła jak samochód ślizgał się
gdy kierowca próbował nim wymanewrować.– Adrian! –
krzyknęła tak głośno jak tylko mogła, całkowicie pewna, że był za to odpowiedzialny i modląc się
by
ją
usłyszał w tej strzelaninie.
Bo jeśli nie wydostanie jej stąd, to jej Puma owszem. A wtedy naprawdę
nastanie piekło.
Dźwięk krzyku jego partnerki przełamał coś
w Adrianie. – Tam – warknął rozpruwając już
swoje
ubranie. Wiedział, że ludzie, którzy zrobili blokadę
byli Pumami; Gabe zadzwonił do niego jak tylko
ich ustawił. Dawali z siebie wszystko by utrzymać
Rudego dopóki nie przyjedzie i nie zabije go.
Przekształcił się
na przednim siedzeniu, nie zważając na to, że pazurami rozrywał skórzany fotel
Max’a. Max wyciągnąłrękę
by otworzyć
mu drzwi a on wyskoczył, biegnąc prosto w stronę
samochodu Rudego, gdzie trzymał jego partnerkę.
Śnieżno-biała Puma wyskoczyła z tylnego okna z niewymagającym wysiłku wdziękiem, co
tylko go pobudziło. Jej lśniące czerwone oczy spojrzały na niego ze strachem, miłością, ulgą
i
nadzieją. Była prawie bezpieczna.
Usłyszeli strzały.
Zachwiała się
i upadła.
A jego serce, tracąc najważniejsze, przestało bić.
Spojrzał ze swojej leżącej partnerki na mężczyznę
w samochodzie, wilka owianego jej
zapachem, z dymiącą
jeszcze bronią
wręku i zdał sobie sprawę, że ma coś
jeszcze do załatwienia
zanim dołączy do swojej Sheri. Ale wielki czerwony wilk pojawił się
tuż
obok niego, skoczył do
samochodu i jednym pociągnięciem rozerwał gnojowi gardło.
Adrian podczołgał się
do swojej partnerki i schował twarz w jej ranie. Ku jego uldze zamruczała
a jego serce znowu zaczęło bić.
Żyła.
Skulił się
dookoła niej i pozwolił wilkom zając się
pozostałymi. Miał ważniejsze rzeczy do
zrobienia.
EPILOG
-Twoje serce stanęło.
-Myślałem, że moja partnerka nie żyje. To oczywiste, że stanęło.
-A co się
stało z tymi wspaniałymi zdolnościami Marshala? Można by pomyśleć, że powiedzieli
ci, że jestem jedynie oszołomiona.
Adrian przyciągnąłją
bliżej siebie. – Taa, więc, nie myślałem tak w tym momencie.
Przez godziny nie był w stanie pozwolić
jej odejść. Siedzieli na ganku, skuleni na jego huśtawce,
ciesząc się
nocnym powietrzem. Prawie czuł ten chłód. Trzymał w ramionach swoją
już
bezpieczną
królewnęśnieżkę, utrzymując swoje ciepło. Nie zaszkodziły też
cztery koce, którymi się
owinęli.
Wspomniała coś
o kupieniu chiminei na ganek. Musiała mu wytłumaczyć
co to było. Kiedy
powiedziała, że jest to przenośny kominek w meksykańskim stylu, jego Puma zamruczała zgadzając
się
z tym pomysłem.
Pomimo wszystkiego, jego księżniczka lubiła wychodzić
wieczorem na zewnątrz a on musiał
utrzymać
jej ciepło. Nie mógł doczekać
się
lata kiedy pokaże mu jak fajna jest „kąpiel w swietle
księżyca”.
Trąciła nosem jego szyję, darując mu mały pocałunek. – Nic mi nie jest. Gdy tylko zmieniłam się
ponownie w człowieka krwawienie ustało. Pozostała tylko rana na ciele. Chociaż, przyznaję, że
piekło jak jasna cholera.
Przyciągnąłją
jeszcze bliżej warcząc nisko.
-Nie mogę. Oddychać.
Poluzował uścisk z obrażonym śmiechem. – Nie wydaje mi siężebędę
w stanie spuścić
cię
z
wzroku przez jakiś
czas, kochanie. -Psiakrew, gdyby mógł to zaopatrzyłby się
w nosidło i nosił ją
wszędzie.
-Co się
stało z pozostałymi z watahy Rudy’ego?
Adrian warknął – nie żyją. – I bardzo dobrze. Adrian omal nie stał się
zdziczały do czasu, aż
nie
przywieźli Sheri do domu. Jeśli którykolwiek z tych palantów by przeżył, zjadłby go. Dosłownie.
-Nie powinnaś
chodzić. – powiedział głęboki, chłodny głos. Odwrócili się
i zauważyli, że okno
za nimi było lekko otwarte, prawdopodobnie by wywietrzyć
zapach krwi. Spojrzeli na siebie,
całkowicie pewni na kogo Richard tak warczał.
-No sorry uczęszczałeś
może na jakieś
nauki medyczne? Nie? To się
zamknij. – Belinda
wysapała, obolała i wkurwiona jednocześnie.
-Cierpisz.
Belinda zadyszała kpiąco. – Ja? Naprawdę? Nigdy bym się
nie domyśliła.
-Dlatego nie powinnaś
chodzić.
-Mój lekarz powiedział, że mam się
ruszać
tak często jak to tylko możliwe, bo przyspieszy to
proces leczenia.
-Śmiercionośna zadyszka, powodująca zawał serca przyśpieszy proces leczenia? W takim
wypadku wyleczysz się
błyskawicznie.
-Słuchaj, Dick2, teraz pewnie tłoczyliby we mnie litry morfiny ale jeśli chcę
się
zmieniać
to
muszę
pozbyć
się
tego usztywniacza. Jeśli chcę
się
go pozbyć
to muszę
wyzdrowieć. Aby
wyzdrowieć
muszę
to wychodzić. Więc siat. Zostań. Dobry piesek. Arf.
2 Dick to również zdrobnienie od imienia Richard. ;p
Adrian i Sheri patrzeli z szeroko otwartymi oczami. Belle była zgryźliwa dla wielkiego Alfy
Sfory?
-Musi ją
okropnie boleć. – wyszeptała Sheri.
-Siadaj zanim się
przewrócisz! – ryknął Richard.
-Połóż
na mnie choć
jedną
łapę
a odgryzę
ci ją! Zrozumiano Dick?!
-Przestań
mnie tak nazywać!
-To przestań
się
tak zachowywać! Nienawidzę
tak na ciebie mówić, Dick, ale nie jesteś
moim
szefem!
-Ooo tak? – nastąpiła chwila ciszy a potem Richard zawył. – Ała! Ugryzłaś
mnie!
Adrian zaczął sięśmiać, trząsł cicho ramionami. Sheri zakryła buzię
ręką, jej oczy wypełniło
przerażające rozbawienie.
-Odwal się
Fido. Tylko nie mów, że cię
nie uprzedzałam.
Kiedy wielki Alfa warknął, Adrian znalazł się
w domu zanim jeszcze zdążył mrugnąć. -Odsuń
się, Richard.
Alfa Sfory rzucił mu wściekłe spojrzenie. – Nie grożę
jej! W każdym razie nie za bardzo. –
wymamrotał piorunując spojrzeniem blondynkę
okrążającą
pokój Adriana. Używała obrotowego
chodzika, który polecił jej szpital. Ból trawił piękne linie jej bujnych ust a jej zielone oczy świeciły
na wielkiego rudzielca. Była ubrana w najnędzniejszy niebieski szlafrok jaki kiedykolwiek widział, a
na nogach miała niebieskie kapcie – króliczki.
Ben, Marshal Sfory, stał obok swojego Alfy, ukrywając buzię
w dłoni i próbując opanować
swój
śmiech.
-Czy to nie czas, byś
podreptał sobie z powrotem do swojej nory, Dick?
Uśmiech Richarda był zmysłowo chłodny – Nie bez swojej partnerki.
Belle zmarszczyła brwi. – Chyba ktoś
został nieszczęśliwie z Tobą
skojarzony. Biedna suka.
Przekaż
jej moje kondolencje.
Uśmiech spełzł z jego twarzy. Sheri stanęła przy Adrianie, wargi jej drżały.
-Belle? – powiedziała. Brzmiało to tak jakby dławiła się
ze śmiechu.
-Czego? – warknęła Belle, jej oczy zabłysły złotem gdy jej Puma się
wynurzyła.
-Wydaje mi się, że ma na myśli ciebie.
Oczy Belle poszerzyły się
gdy duży Alfa Sfory kiwnął głową.
-Popatrz na to z drugiej strony Belle. – Adrian udławił się
gdy próbował się
nie zaśmiać.
Belinda wyglądała jakby połknęła żywą
rybę. – To powinno rozwiązać
twoje problemy z Dumą.
-Później opowiesz mi o wszystkim. Nieprawdaż
– Alfa skrzyżował swoje umięśnione ręce na
klacie i spojrzał gniewnie na Belle.
To nie była prośba, a rozkaz, przez który Belle zesztywniała. Adrian zdecydował, że najwyższy
czas opuścić
linię
ognia. Kręcąc głową, chwycił Sheri za dłoń
i pociągnąłją
schodami do ich sypialni.
-Gdzie idziemy? – wyszeptała gdy na dole ponownie wybuchła kłótnia.
-No ej, do łóżka. – odszepnął.
-Myślisz, że bezpiecznie jest ich zostawić
samych?
-Nie martw się
skarbie – powiedział zamykając drzwi. – Jestem pewien, że Belle da sobie radę.
Zacząłją
rozbierać. – A poza tym, mam ważniejsze zmartwienia na głowie.
-Jakie? – starała się
nie uśmiechnąć
ale jej oczy zrobiły się
czerwone.
-Pieszcząc mojego koteczka.
-Świnia. – westchnęła.
Wycałował jej policzki – Kocham cię
– szepnął całkowicie poważnie. Prawie ją
dzisiaj stracił,
mimo, że dobrze to ukrywał, nadal był wstrząśnięty.
Z lekkim westchnięciem otoczyła ramionami jego szyję
i przytuliła się. Schowała twarz w jego
szyi a Adrian zamknął swoje oczy, napawając się
jej zapachem i miękkością
tak blisko siebie.
Zaczął głaskać
jej plecy, próbującją
uspokoić, wiedząc, że i ona była wstrząśnięta.
Gdy tylko jego dłoń
sięgnęła jej tyłka otworzył szeroko oczy. Zaniepokojony śmiech rozgrzmiał
od niego gdy bardzo miękko zaczęła sapać
w jego szyję.
-Ooo skarbie – powiedział gdy kołysał ją
chichoczącą
w swoich ramionach -Jesteś
w
tarapatach.
-Oh jejku – odpowiedziała gdy padł na nią
i zaczął trącać
nosem jej szyję
– Bo byłam bardzo
niedobrym koteczkiem.
Gdy tylko uspokoił się
nad nią, jego penis pulsował między nimi nawet przez ich jeansy,
westchnęła. Wygięła się
w górę
do niego, mruknęła – Bardzo złym koteczkiem.
Patrzał na nią
szerokimi, złotymi oczyma gdy podrapała go pazurami po bokach. Kiedy wryły
się
w jego tyłek ponownie ją
ugryzł przez jej koszulkę
podczas gdy wyciągnął pazury i rozpruł jej
jeansy. Szybko rozpiął swoje spodnie i jego penis był już
w domu, oboje zajęczeli od uczucia gorącej
stali w wilgotnym aksamicie. Przytrzymał ją
swoimi zębami i pieprzył ją, napierał na nią
na tyle
mocno, by wstrząsnąć
dębowym zagłówkiem. Uderzał on rytmicznie o ścianę, dając wszystkim do
zrozumienia co właśnie robili, ale nie mogła wykrzesać
z siebie energii by się
o to zamartwiać.
Warczał w jej ramię, jego zęby nadal były głęboko w niej zanurzone. Kombinacja bólu i
przyjemności była zbyt duża i doszła krzycząc pod nim. Zesztywniał nad nią, orgazm przedzierał się
przez jego jęk gdy wypełnił ją
sobą.
-Vegas ci pasuje? Mam ochotę
odwiedzić
kaplicę
Elvisa. – wysapał parę
minut później.
Rzuciła gniewne spojrzenie na jego czarną
głowę
spoczywającą
na jej piersi. – Nie zamierzam
braćślubu przed jakimś
grubym kolesiem w cekinach. Idiota.
Westchnął i przytulił się
bardziej, szczęśliwy szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. – Boże,
uwielbiam gdy tak brzydko mówisz. – otworzył oczy i patrzył z satysfakcją
jak znowu zaczęła
chichotać. Nawet trwająca na dole kłótnia Richarda i Belle nie mogłaby zepsuć
mu nastroju. Z
wyeliminowanym zagrożeniem Dumy i ze szczęśliwą
partnerką
w swoich ramionach, Adrian mógł
wreszcie pozwolić
sobie na sen.
KONIEC