Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat of a diferent color

background image

Dana Marie Bell

Cat of a diferent color

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Boże, nienawidzę zimy. Przeprowadziłbym się na Florydę gdyby nie te huragany....
Adrian zapukał do drzwi pokoju hotelowego i westchnął, przewracając oczami, na widok
pary, która wydobyła się z jego ust. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać na
dziewczynę (Cheryl? Shelly? Nie, Sheri!). Zadrżał i rozpaczliwie zachciało mu się wrócić do
swojego własnego ciepłego domu, do trzeszczącego ognia w kominku i dobrej książki.
Został wyznaczony przez Maxa do przywiezienia nowego członka Dumy. Sheri miała być
dzisiaj wieczorem oficjalnie przydzielona do jej szeregów, mimo że została już zaakceptowana
przez Alfy i Bety. Tylko Max mógł nakazać Adrianowi by stał na zewnątrz w zimnie tak jak
teraz, ale w porządku - planował już swoją własną zemstę. Uśmiechnął się na myśl o tych
wszystkich sposobach, dzięki którym mógł pobudzić przedślubny obłęd Emmy.
Partnerka Alfy całkowicie zwariowała - zbombardowała gabinet samoprzylepnymi
karteczkami i listami „do zrobienia”. Albo zapomniała o tym, że dzielił biurko z Maxem, albo
uwielbiała dręczyć go zdjęciami ślubnego tortu. To wystarczyło by umocnić w kawalerze
cukierkowe zgorszenie.
Adrian nie chciał mieć partnerki. Uśmiechnął się sam do siebie. Jego obaj najlepsi kumple
stali się pantoflarzami, a to wszystko w ciągu tygodni. Emma powiedziała „skacz!” a duża, silna
Alfa nie tylko spytała się jak wysoko, ale też w którym kierunku. A jeżeli chodzi o Simona, to
wystarczyło by Becky zbyt głęboko westchnęła a on już panikował. To całe obserwowanie, jak
dwóch najsilniejszych członków Dumy spinało się pod Brygadą Cycków, zdeterminowało go do
pozostania singlem o zdrowych zmysłach.
- Chwileczkę - zawołał ze środka miękki głos. Brzmiał on nieśmiało i słodko, na co Puma
Adriana uniosła dziwnie swoją głowę. Poczuł jak jego penis stwardniał nieznacznie na dźwięk jej
aksamitnego głosu.
- Co jest, do cholery?- wymamrotał, marszcząc brwi ku zamkniętym drzwiom. Wzruszając
ramionami, próbował zlekceważyć reakcję swojego ciała.
- Kto tam jest?
Ten miękki głos wysłał promień czystego pożądania prosto do jego żył. Ściągnął ramiona i
spróbował zlekceważyć niski, warczący odgłos swojej Pumy. - Adrian Giordano. Jestem
przyjacielem Maxa, powiedział bym cię podrzucił dzisiaj wieczorem. – był zbyt zajęty by
zapytać, dlaczego, do cholery, nie mogła sama się podrzucić.
Usłyszał jak przekręca zamki i napiął się. Jego Puma wydobyła z siebie niski warkot jakiego
nigdy wcześniej nie słyszał, musiał zatem zacisnąć wargi, by nie przeszedł on przez jego usta.
Jego oczy błysnęły, kolory zachodzącego słońca zmieniły się z czerwonego na złoty, gdy stracił
widmo czerwień/zieleń. Zamknął oczy, zmuszając je tym samym do przywrócenia normalnego
odcienia, gdy tylko drzwi się otworzyły.
- Cześć, doktorze Giordano. Jestem Sheri Montgomery.
Otworzył oczy by ujrzeć stojącą przed nim Królewnę Śnieżkę. Miała najjaśniejsze,
najbardziej miękko wyglądające włosy jakie kiedykolwiek widział. Prawie białe loczki opadały na
jej ramiona. Blade, krystalicznie błękitne oczy, otoczone równie bladymi rzęsami, tak błyszczały
na twarzy, że doprowadziłyby do płaczu niejednego anioła. Była mała i delikatna, czubkiem
głowy zaledwie sięgała mu ramion. Jej piersi były doskonałe w stosunku do jej drobnej budowy.
Nabrał niewytłumaczalnego pragnienia, by przerzucić ją sobie przez ramię i zabrać ją do swojej
pieczary, gdzie nikt by jej nie widział. Nikt by jej nie pożądał.
Moja.
Oczy Adriana rozszerzyły się, gdy jego Puma warknęła mu w piersi. - Bzdura.
Przechyliła swoją głowę na bok. Zabrała dłoń, której nawet nie zauważył, że miała ją
wyciągniętą na powitanie. - Przepraszam? Czy wszystko w porządku?
- Um, tak, wszystko ok. - modlił się do Boga by nie zauważyła jego erekcji prężącej się o
materiał jego spodni.
- Chciałbyś wejść na chwilkę? Założę tylko płaszcz.
Adrian przełknął ślinę, gdy uśmiechnęła się niepewnie, słodko.

background image

Mogę wejść na rok? Albo dwa? A może po prostu wejdę? Dawał z siebie wszystko by zatłuc
na śmierć ten głosik żądzy, ale on nie chciał umrzeć. Chciał rzucić ją na ten brzydki, zielony
dywan i rżnąć ją, aż oboje nie wychodziliby przez tydzień. Może przez miesiąc. Spróbujemy przez
lata,
zamruczała jego Puma. - Pewnie, dzięki.
Nie przyszło mu nawet do głowy, że będzie myślał o niej jak o swojej.
Otworzyła szeroko drzwi, odsuwając się i zapraszając go z kolejnym nieśmiałym uśmiechem.
Szybko przestąpił przez próg, wdzięczny kiedy zatrzasnęła za nim drzwi. Rozglądał się po jej
hotelowym pokoju, patrzył na walizki, na cokolwiek byle nie patrzeć na nią, bo przez moment
chciał rozebrać ją do naga i zanurzyć się w niej. Kiedy odwróciła się by chwycić swój płaszcz,
prawie zajęczał na widok jej doskonałej pupy w kształcie serca.
Szybko wsunęła ręce w rękawy. Płaszcz wirował dookoła niej, wyłącznie biały kolor
podkreślał jej blady powab. Wtedy ruszyła w stronę łóżka. Zmysłowe myśli goniły przez jego
głowę, gdy schyliła się, by podnieść coś z ziemi, naprawdę uwydatniając swój tyłek. Nie widział
co podnosiła ponieważ:a). Było po drugiej stronie łóżka, b). Obiekt jego nagłej i całkowitej żądzy
właśnie pochylał się przy łóżku i c). Ten tyłek. Nawet przykryty płaszczem powodował, że mu
stwardniał. Próbował nie wyobrażać sobie jej nagiej, ale tak naprawdę nie starał się zbyt mocno.
Znowu prawie jęknął, a paskudny, zielony dywan zamienił się w żółtawy brąz, dając mu do
zrozumienia, że jego oczy znowu się zmieniły.
- Tu jesteś - zanuciła swoim miękkim głosem. W odpowiedzi jego penis szarpnął; przez
jedną, głupią myśl, że mówiła do niego. Był zaskoczony, gdy zobaczył do czego mówiła, chociaż
nie powinien poprzez wszystkie te wizualne wskazówki. Przeszła dookoła łóżka, trzymając na
smyczy psa-przewodnika. Przygryzła nerwowo wargę. - Nic się nie stanie jak wezmę Jerry’ego,
prawda? Wiem jak niektórzy ludzie reagują na psy w swoich samochodach.
- Jasne, nie ma sprawy - powiedział, gapiąc się na kobietę stojącą naprzeciwko niego.OCA,
prawdopodobnie typ pierwszy.1
Białe blond włosy, blado- niebieskie oczy, prawie przeźroczysta
skóra… dlaczego wcześniej nie połączył tych faktów? Większość ludzi z albinizmem pierwszego
typu byli prawie niewidomi i wymagali pomocy; jako optometrysta2 powinien uchwycić te znaki,
ale był tak zajęty w ignorowaniu swojego penisa (i jej tyłka), że przegapił to, co oczywiste.
- Masz swoje okulary przeciwsłoneczne?- społeczeństwo albinosów było wrażliwe na
światło, ale niektórzy wybierali kapelusze z szerokim rondem zamiast okularów
przeciwsłonecznych, które osłabiały i tak już ograniczone pole widzenia.
Znowu się uśmiechnęła, tym pogodnym i ciepłym uśmiechem ze szczyptą ulgi.
-Tak, leżą na kredensie. - przeszła do kredensu, zakładając parę czarnych okularów. - Już.
Gotowa.
Gdy przeszła obok niego zaciągnął się, tak cicho jak to było możliwe. Boże, tak ładnie
pachnie; tak rześko i czysto, jak świeży śnieg, z posypką.. kokosów? Krem przeciwsłoneczny, no
tak.
Słońce nadal znajdowało się na niebie, więc potrzebowała dodatkowej ochrony dla swojej
bladej skóry. Odchrząknął i uregulował swój oddech; jeżeli jego penis stałby się trochę twardszy,
byłby w stanie wbijać nim gwoździe.
Wyszedł z nią z pokoju hotelowego i czekał aż zamknie drzwi. Jedną ręką mocno trzymała
się Jerrego, gdy ją prowadził, druga była wolna. Bez zastanowienia wsunął ją sobie pod łokieć,
prowadząc ją do swojego samochodu.
- Więc pracujesz z Maxem?
Zignorował nagłą falę zazdrości, spowodowaną słyszalną sympatią w jej głosie.
- Tak, Max wrócił do miasteczka i współpracuje ze mną od jakiś trzech miesięcy.
Uśmiechnęła się, znowu przechylając głowę na jedną stronę.
- Simon i Becky kilka dni temu zabrali mnie na kolację. Lubię ją. Pasuje do niego.
Adrian zadrżał. - Tak, wiem.
Sheri uśmiechnęła się do niego. - Dlaczego drżysz?
- Becky jest… no więc... Simon powiedział kiedyś, że myślał o niej jak o osobie „głośnej,
drażliwej i upartej”.
- Wydaje się, że trzyma go twardą ręką.

background image

Adrian zignorował nić humoru zawartą w jej głosie i postanowił skupić się na jej słowach.
- Tak, trzyma.
Jej brwi uniosły się z zaskoczenia, gdy sięgał do swojego czarnego Mustanga. - Masz z tym
jakiś problem?
Otworzył tylne drzwi by Jerry mógł wskoczyć na tylne siedzenie.
- Tu bardziej chodzi o kawalerskie podejście. - pomógł jej wsiąść, zamknął drzwi i ruszył w
stronę miejsca dla kierowcy. Wlazł do środka i odpalił samochód. - Becky i Emma są świetnymi
kobietami, a Simon i Max kochają je, ale całe to :„podskocz, bo ja tak mówię”nie podoba mi się.
- Więc wnioskuję, że nie szukasz partnerki?
Niee. Właśnie ją znalazłem. Jeszcze raz ujawnił się ten malutki, drażniący głosik.
- Nie za bardzo.- wykręcił się.
- Dobrze - odpowiedziała pewnie. - To tak jak ja.
Jego Puma zaryczała w proteście. Adrian dał z siebie wszystko by to zignorować, ale to nie
było takie proste. Świat zmienił swoje kolory w ten subtelny sposób, który dał mu do
zrozumienia, że jego oczy się przemieniły. Zmusił je do powrotu w brąz, gdy wyjechał na drogę i
zmierzał do Maxaa i Emmy. - Pogłoski mówią, że Becky i Emma zaproponowały Ci pracę?
Kiwnęła głową. - Na pół etatu, ale na razie wezmę to, co dostanę, zanim znajdę sobie
miszkanie i otworzę własny interes.
- A czym się zajmujesz? – zapytał, gdy skręcał do domu Maxa.
- Jestem technicznym komunikatorem. Piszę dokumentację, specjalizuję się w tworzeniu
oprogramowania do rozpoznawania głosu dla niewidomych.
Uśmiechnął się powoli. - Naprawdę?
- Nie udawaj zaskoczonego. Technologia stworzyła tyle łatwiejszych rzeczy dla osób
niepełnosprawnych.
- Nie powiedziałem, że nie. Po prostu myślę, że jest to ekstra.- urwał, zastanawiając się czy
obraziłaby się, gdyby zapytał. - Jak źle widzisz?
Znowu przechyliła na bok swoją głowę; wiedział wystarczająco dużo o jej stanie by sądzić,
że daje z siebie wszystko by wykorzystać swoje ograniczone pole widzenia. - Dwadzieścia na
dwieście.
By zobaczyć to, co inna osoba może z odległości dwustu stóp, ona musiałaby stanąć w
odległości dwudziestu stóp. Była to w sumie definicja prawie niewidomego. To by wyjaśniało
dlaczego nie jeździ samochodem. W większości stanów przyznawano ograniczone pozwolenie
tylko wtedy, jeśli zasięg wzroku osoby wynosiłby dwadzieścia do osiemdziesięciu ze
skorygowaniem.
Próbował z całych sił zignorować jej spojrzenie, gdy parkował na ulicy. Podjazd Maxa był
zapełniony; oni byli przedostatnimi przybyłymi. Wysiadł z wozu, okrążając go, pomagając jej
wysiąść zanim otworzył drzwi Jerry’emu. Gapił się na psa, który gapił się na niego. - Tak przy
okazji, chciałem cię o coś zapytać. - złapał ją za rękę i zaczął iść.
- O co?
-Sheri i Jerry?
- Zamknij się.- uśmiechnęła się szeroko, całkowicie zrelaksowana, idąc przy jego boku. Ten
mały gest zaufania ogrzał go aż do jego palców u stóp, pomimo chłodu listopadowego powietrza.-
Głupek.

ROZDZIAŁ DRUGI
Dzięki Bogu, za jej ciemne okulary. Powiedziałaby, że u większości Pum oczy błyskają
złotem, gdy się denerwują (lub pobudzają - jej wewnętrzny kotek zamruczał). Jej błyszczą
czerwienią. Ci biedni ludzie, gdyby to zauważyli, mogliby pomyśleć, że była czymś w rodzaju
demona. Zapłonęły czerwienią, gdy wyczuła zapach Adriana za drzwiami jej hotelowego pokoju.
Kiedy usłyszała po raz pierwszy jego głos, jej pazury prawie się wysunęły. Zdołała zmusić swoją
Pumę do posłuszeństwa, ale za każdym razem, gdy apetyczny doktor Giordano przemówił, mogła
wyczuć mruczenie jej wewnętrznego kotka, jakby go głaskał.

background image

Och, pogłaszcz mnie, doktorze Adrianie!
Warknięcie jej Pumy nie pomogło. Deklaracja o tym, że nie będzie szukać partnera brzmiała
niedorzecznie nawet dla niej.
Chociaż technicznie rzecz biorąc, to była prawda. Wyglądało na to, że odnalazła swojego
partnera czy tego chciała czy nie.
Musiała wymyślić sposób by uchronić go przed Rudym - jakoś wątpiła w to, że będzie to
proste.
Drzwi wejściowe do domu Maxa uchyliły się. - Cześć Sheri!
Spięła się, gdy zachwycona partnerka Simona uścisnęła ją jak starego, dobrego przyjaciela.
- Cześć Becky.- mogła ujrzeć ultra skręcone włosy i bladość twarzy Betki. Rysy Becky były
wyraźne, ponieważ stała tak blisko, jasny nefryt zielonych oczu Becky zamigotał radośnie.- Gdzie
jest Emma? - Sheri pragnęła poznać Curanę. Rozmawiała z nią przez telefon, a Becky obsypywała
szefową pochwałami, ale to nie zmieniało faktu, że musiała stanąć z Curaną twarzą w twarz i
zdobyć jej aprobatę, zanim pozostali członkowie Dumy ją zaakceptują.
- Tam - odpowiedział jej chrapliwy, żeński głos. Becky się odsunęła i Sheri znowu się spięła.
Mała kobietka szła w jej stronę i musiała pochylić głowę by ją dobrze widzieć. Ujrzała długie,
ciemne włosy i także ciemne oczy na złocistej skórze twarzy, ale o ile nie podeszła bliżej, jej rysy
były nadal zamazane. – Max... - wycedziła ochrypłym głosem.
- Tak? - przeciągnął znajomy głos Maxa.
- Jesteś pewien, że z nią nie spałeś?
- Emmo...- Max zaśmiał się, ruszając w stronę małej kobiety. Jego znajomy zapach uniósł się
nad nią.
- Blondynka, cudowna.. wyjaśnij mi jak to możliwe, że z nią nie spałeś? Do diabła, sama
bym się z nią przespała!
- Emmo!
- Nie chcieliśmy - odpowiedziała Sheri, nieco wystraszona jej powitaniem.
Poczuła jak uwaga Emmy ponownie skupia się na niej. Cholera, jest silną Curaną.
- Och?
-Bycie ściganą przez wściekłego chłopaka, który chciał zmusić mnie do godów,
spowodowało, że mężczyźni nie znajdują się wysoko na mojej liście priorytetów. Albo kobiety.-
uśmiechnęła się z ulgą kiedy Curana zachichotała. Poczuła jak ramię Adriana zesztywniało pod
jej ręką. - A poza tym, Max umawiał się...
- Emmo, może pozwolisz im wejść? Jest zimno. - przerwał jej Max.
Mogła prawie poczuć rozbawienie Emmy kiedy ta się cofnęła. - Pewnie, Sheri, wejdź.-
Curana pochyliła się i szepnęła jej do ucha -Przypomnij mi, że musimy później pogadać, dobrze?
- Emma, daj spokój. - Max ponownie się zaśmiał. -Naprawdę chcesz wiedzieć z kim spałem
w college’u?
- Nie za bardzo. - Sheri mogła usłyszeć złośliwe rozbawienie w głosie Emmy. - Po prostu
lubię jak się wykręcasz.
To był dźwięk delikatnego całusa. - Sprawię, że będziesz się później skręcać - Max
wymruczał miękko do ucha Emmy. Oczywiście myślał, że nikt tego nie mógł usłyszeć, ale jej
słuch był bardziej wrażliwy od zwykłej Pumy.
Poczuła jak jej policzki zaczerwieniły się od gorąca w jego głosie. Delikatne „O rany!”
Emmy wyrażało podobne emocje do tych, które czuła, gdy Adrian przesunął rękę po jej talii i
przyciągnął ją bliżej do siebie. Ułożył zaborczo dłoń na jej biodrze, gdy wchodzili do pokoju.
- O co chodziło z tym wściekłym chłopakiem? - spytał Adrian. Słyszalne było napięcie w
jego głosie. Spięty lub nie, kochała go słuchać.Brzmienie jego głosu było ciepłe i intensywne jak
stopiona czekolada, płynąca seksownie po jej skórze, powodując gęsią skórkę na jej rękach. Za
okularami jej oczy błysnęły czerwienią. Tylko nie to.
Stopiona czekolada dokładnie pasowała do zdolnego doktora. Intensywnie czekoladowe,
brązowe oczy, ciemnobrązowe włosy i opalona skóra, opinająca gładkie mięśnie, sprawiały, że
facet był smakowitym kąskiem, który koniecznie chciała spróbować, zwłaszcza od kiedy była

background image

oddanym czekoladoholikiem.
Jaka szkoda, że nic z tego nie wyjdzie - Rudy jednym spojrzeniem zjadłby doktorka na lunch.
Dosłownie.
Max westchnął. - To długa historia, stary,i poruszymy ją przy wszystkich. Dawajcie do
środka, zdejmijcie płaszcze i usiądźcie. Cześć Jerry.
Dała polecenie Jerry’emu, dzięki któremu wiedział, że ma wolne, więc kiedy Max pochylił
się i pogłaskał go, to tak bardzo merdał ogonem, że prawie wyrwał jej z ręki uprząż. Zaśmiała się,
zadowolona z tego, że jej pies i Alfa lubią się nawzajem. - Lubi cię.
- To dobrze, bo będzie mnie często widywał. - wziął od niej jej płaszcz i wręczył go Emmie.
Adrian przypadkowo skierował ją w stronę dużej, skórzanej, bordowej kanapy. Widziała
przesuwające się osoby, ale nie mogła rozpoznać ich twarzy. Zapachy, z drugiej strony…
Była tam grupka osób, na szczęście żadne z nich nie użyło perfum lub wody kolońskiej.
Mieli zbyt wrażliwy węch. Żaden z tych zapachów nie był znajomy oprócz zapachu Maxa, Bet i
Adriana. Dzieci piszczały i śmiały się na górze. Słyszała dźwięki gry wideo i doszła do wniosku,
że właśnie tam są dzieci.
Ponętny zapach pociągającego doktorka Pyszniutkiego unosił się blisko niej.
- Wściekły chłopak? - Adrian szepnął jej do ucha, gdy usiadł obok niej.
Westchnęła. - Chcę opowiedzieć to tylko raz, dobrze?
Cisza.
- Proszę? - nie wiedziała dlaczego go błagała, ale ciężar jego spojrzenia zaczynał być
uciążliwy. I uciążliwie gorący, coś czego nie potrzebowała w pokoju pełnego drapieżników.
Mogła tylko zauważyć, że skinął i usłyszeć jego „dobrze.” Pochylił się, szepcząc jej do ucha.
- Ale porozmawiamy o tym później.
Poczucie jego oddechu na szyi wywołało dreszcze w dół jej kręgosłupa, nawet jeśli jego
władczy ton ją rozjuszył.
Zmarszczyła brwi i zaczynała coś mówić, ale przerwał jej Max.
-W porządku, ludziska, słuchać. Poznamy dzisiaj nowego członka Dumy. To ktoś, kogo
znamy razem z Simonem z czasów college’u. Ktoś, kogo zmieniłem, kiedy był w potrzebie.
Nazywa się Sheridan Montgomery. Jest dobrym człowiekiem, który przeżył ciężkie chwile.
Przybyła do nas, potrzebując pomocy, więc proszę o wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia.
Sheri słuchała Maxa, czuła jak moc Alfy w jego głosie rozchodzi się po pokoju. Wszystkie
rozmowy natychmiast ucichły, gdy wstała i przeszła naprzód. Wyczuła obecność Maxa i jego
partnerki, stojących obok kominka, z Simonem i Becky po jego prawej stronie. Odwróciła się
niechętnie by stanąć twarzą do pozostałych. Moment prawdy. Pomogą mi czy nie?
- Cześć - zaczęła, zaciskając palce na smyczy Jerry’ego. Zareagował w pełni gotowy do
służby, usiadłszy obok niej w czujnej postawie. - Jestem Sheri.
Adrian rozsiadł się tak swobodnie, jak to było możliwe i próbował rozluźnić swoje napięte
mięśnie. Życie jego partnerki było zagrożone, a sposób w jaki Max i Simon się zachowywali
dawał do zrozumienia, że to się szybko nie zmieni. Jego Puma praktycznie drgała - jeśli miałby
teraz ogon, to chłostałby nim szybko powietrze. Do diabła, nawet jako człowiek zapragnął wstać i
ruszyć w jej stronę, ale zmusił się do pozostania na miejscu i wysłuchania tego, co Sheri miała do
powiedzenia.
- Dawniej, w college’u umawiałam się z chłopakiem, który nazywał się Rudy Parker. Byłam
na trzecim roku na oprogramowaniu komputerowym, on był absolwentem. Inżynierem mechaniki.
Chciał pracować przy robotach. - uśmiechnęła się smutno, ciągnąc dalej. - Był jak spełnienie
wszystkich marzeń.
Adrian prawie warknął. Myśl, że zależało jej na kimś innym, sprawiła, że prawie wysunął
swoje zęby - a przecież znał tę kobietę zaledwie godzinę. Każdy zaborczy instynkt zaczął się
rozciagać, jak kot budzący się o świcie, cała jego uwaga skupiła się na smukłej blondynce stojącej
przed nim.
- Na ostatnim roku zaczęły dziać się dziwne rzeczy, które mnie zmartwiły. Kazał mi zakładać
spódniczkę, ponieważ uwielbiał mnie w spódniczkach i wściekał się, gdy miałam na sobie jeansy.

background image

Kupował mi do picia gorącą czekoladę i obrażał się za to, że nie okazywałam właściwie swojej
wdzięczności. Problemy zaczęły się nasilać zanim ukończyłam studia.
Miała silny głos, ale jej ręce się trzęsły. Chciał wstać i objąć ją ramionami by wiedziała, że
jest z nim bezpieczna. Ten cały Parker ją skrzywdził? Gdyby podniósł na nią rękę, byłby martwy.
Adrian dorwałby go i własnoręcznie wypatroszył.
Poczuł na sobie czyjś wzrok i odwrócił się. To był Simon. Facet patrzył na niego tak, jakby
dokładnie wiedział o czym myśli. Jego partnerka została zaatakowana i poważnie zraniona przez
członka Dumy, zanim została przemieniona. Becky pochyliła się ku Simonowi i głaskała
uspokajająco jego ramię, ale jej oczy były wlepione w Sheri.
Adrian skupił swoją uwagę z powrotem na swojej Królewnie Śnieżce.
- Rudy wiedział, że nie widzę zbyt dobrze. Jestem prawie niewidoma. Używałam laski kiedy
wychodziłam z terenu college’u i z domu. Znałam dobrze swoją drogę, więc to nie było trudne, a
laska przydawała się najbardziej przy przechodzeniu przez ulicę. Zabrał mi laskę wmawiając, że
ukradły ją jakieś dzieciaki i wtedy zaoferował mi pomoc. Zaczął opuszczać swoje zajęcia by
zaprowadzać mnie na moje, co wtedy było bardzo słodkie. Jednak, gdy nie wchodziłam do
budynku lub jeśli sprawdził, że mnie tam nie było, wariował.
- Wtedy poznałam Maxa. - nie uśmiechała się już smutno, lecz psotnie. - Umawiał się z
dziewczyną, która stawała się zbyt upierdliwa i próbował zakończyć ten związek, nie krzywdząc
jej przy tym. I, nie, nie było innej kobiety - po prostu czuł presję i chciał odejść. Mieliśmy
podobne problemy. Powiedział wtedy, że chce się spotkać z Rudym a ja się zgodziłam.
Adrian wyczuł jej napięcie. Każdy, za wyjątkiem bawiących się na górze dzieci, siedział
cicho.
- Nie muszę mówić, że Rudy nie był zbyt szczęśliwy ze spotkania z Maxem. Tamtej nocy
poszliśmy na randkę i on zaciągnął mnie w głąb lasu. Niczego nie podejrzewałam, ponieważ już
tam chodziliśmy. To było jego ulubione miejsce, gdzie mogliśmy porozmawiać o swoich
marzeniach, planach na życie, takiego typu rzeczy.
Westchnęła, przechylając głowę na bok. Adrian miał wrażenie, że patrzy się na niego.
Uchwycił blask czerwieni w jej oczach, zanim uniosła głowę, chowając swoje oczy za okularami.
- Tamtej nocy mnie zaatakował. Przedtem nie wierzyłam w wilkołaki lub w zmiennokształtne
Pumy.
- Wilkołaki? - zapytała Belinda. Stała blisko Becky, co było u niej nawykiem od czasu ataku
na Betkę. Oczy Becky się zwęziły, Emma wyglądała na zamyśloną. Obaj liderzy Dumy wyglądali
na obojętnych i nie okazując żadnych emocji, stawiając Adriana na baczności. Jeszcze raz zwrócił
swoją uwagę na Sheri.
- Tak, wilkołaki. Rudy przemienił się na moich oczach i zaatakował mnie. Przycisnął mnie
do ziemi i chciał mnie dosiąść. Moje skaleczenia były… poważne. - wzięła głęboki oddech,
oczywiście przybita wspomnieniami i Adrian nie mógł już dłużej wytrzymać;wstał i podszedł do
niej, stając obok, łapiąc ją za rękę, którą nie trzymała Jerry’ego. Wydawało się, że zrelaksowała
się, czując jego dotyk - jej głos uspokoił się i stał się mocniejszy, a jego Puma zamruczała w
wyrazie satysfakcji. - Zdecydowałam, że ucieknę od niego, ale naprawdę poważnie krwawiłam.
Czasami myślę, że chciał bym uciekła by móc napawać się pogonią, ale myślę, że nie spodziewał
się po mnie, że ucieknę na drogę. - uśmiechnęła się nieznacznie. - Wreszcie mój Anioł Stróż się
ocknął, kiedy zostałam prawie potrącona przez Simona, wracąccego z imprezy.- Simon kiwnął
ponuro głową, potwierdzając jej historię. - Błagałam go by zawiózł mnie do szpitala. Zamiast tego
zabrał mnie do Maxa. Nie pamiętam zbyt wiele z tego, co się potem wydarzyło ale kiedy się
obudziłam byłam całkowicie wyleczona, pomijając znak po ugryzieniu. - podciągnęła brzeg
białego swetra, by ukazać bliznę. Adrian kątem oka zauważył jak Becky potarła podobny znak.
Simon przytulił do siebie swoją partnerkę i spojrzał na nią z zaciekłą opiekuńczością co, chociaż
raz, Adrian całkowicie rozumiał, bo on również chciał w ten sam sposób spojrzeć na Sheri.
Sheri puściła brzeg swetra i ponownie złapała Adriana za rękę. Nie był pewny czy była
świadoma tego co zrobiła. - Max ugryzł mnie i tym samym przemienił. W przeciwnym razie bym
umarła. Kiedy Rudy próbował znowu mnie skrzywdzić, byłam w stanie się obronić. Zmusiłam

background image

się do ucieczki przed nim i jego sforą.
Max zabrał głos, zanim Adrian zdążył zadać pytanie typu : dlaczego nie jesteś wilkiem? - W
tym momencie byłem pewien tego, że Parker zachował się jak łajdak. Skontaktowałem się z
lokalną sforą ale oni nie wiedzieli nic na jego temat albo grupki jego przyjaciół. Obiecali, że
zajmą się nim. Kiedy Parker próbował odpłacić mi, zmieniając Sheri, razem z Simonem byliśmy
gotowi by z nimi walczyć. Cały czas ściga Sheri. Została zmuszona do tego by ukrywać się i nie
mieć żadnego wsparcia, nawet ze strony członków Dumy, ze strachu, żebParker mógłby
wykorzystać ich przeciwko niej. Poprosiła by mogła dołączyć do naszej Dumy, co oznacza, że nie
będzie już dłużej sama. - Max ogarnął pokój srogim spojrzeniem. - Poradzimy sobie teraz z tym
niebezpieczeństwem.
Alfa uśmiechnął się, kiedy członkowie jego Dumy mruknęli w aprobacie. Adrian poczuł jak
ręka Sheri zadrżała w jego.
- Teraz, do tych z kociętami, miejcie na uwadze, że Parker jest chorym człowiekiem, który
zrobi wszystko by dostać Sheri. Chrońcie je, musicie wiedzieć gdzie przebywają przez cały czas.
Roześlę do każdego e-maila ze zdjęciem Parkera, po to byście wiedzieli co robić jak go
zobaczycie. Macie się skontaktować wtedy ze mną lub z Simonem...
- ...lub ze mną. - wtrącił się Adrian, ściskając uspokajająco dłoń Sheri. Przestał natychmiast,
gdy zauważył grymas na jej twarzy, ale nie puścił jej, rozluźniając jednak uścisk.
- Lub z Adrianem. - Max kiwnął głową. - W żadnym wypadku nie pozwólcie na zbliżenie się
Parkera do waszych kociąt. Towarzyszą mu trzy inne wilki. Możliwe, że potrafią się zmieniać.
Skontaktuję się ze sforą z Pocono i zobaczę czy nam pomogą. Z tego, co ostatnio słyszałem to
lider sfory martwi się tylko o własny tyłek, więc możemy liczyć tylko na siebie.
- Pomogę. -powiedziała Belinda. - Są miejsca, do których będzie musiała chodzić bez
partnera. Będę tam z nią chodzić.
-Nie jest Curaną, więc powinna być bezpieczna... - wymamrotała jedna z kobiet.
- Że co? - Adrian zadrżał, słysząc srogi ton głosu Emmy, gdy Curana Dumy zareagowała na
wypowiedź kobiety. Otoczyła ją cienka mgła, poważna oznaka jej wkurzenia. - Wątpisz w moje
słowo, że Belinda Campbell nie miała nic wspólnego z atakiem na Rebeccę Yaeger?
Oho, zaczyna się. Jeżeli kobieta była wystarczająco mądra, to szybko powinna się wycofać i
natychmiast przeprosić. Adrian obserwował jak kilka kobiet wzdrygnęło się i odsunęło od
sprawczyni tego zamieszania.
- Nie, Curano. - kobieta pochyliła ulegle głowę.
- Dobrze. - Emma spojrzała na pozostałych członków Dumy. - Oczekuję, że ten nonsens się
zakończy. Belinda udowodniła zarówno Rebecce jak i mi, że nie miała nic wspólnego z atakiem
Livii na Rebeccę. Obarczanie jej odpowiedzialnością za czyny Livii jest niewłaściwe i oczekuję
od was poprawy. Zrozumiano?
Adrian patrzył jak Max stanął obok swojej partnerki, ukazując chłodne ostrzeżenie w swoich
oczach każdemu, kto się jej sprzeciwi. Sprzeciwianie się Emmie, oznaczało sprzeciwianie się
Maxowi - do czego żaden mężczyzna w tym pomieszczeniu nie był zdolny, i dobrze o tym
wiedział. Dyskusja zakończyła się, kiedy Bety zajęły miejsca tuż obok Alf z podobnym rażącym
spojrzeniem.
Wymamrotane szepty akceptacji ogarnęły cały pokój, co zrelaksowało Alfy.
- Sheri od jutra będzie pracować na pół etatu we Wallflowers - dodała Emma cieplejszym
tonem.
- Może się wprowadzić do mieszkania Becky, znajduje się przecież nad sklepem - powiedział
Simon, jeszcze raz obejmując ręką swoją partnerkę.
Becky spojrzał na niego. – „Może”? A co z osobą, która tam obecnie mieszka?
- Pomyślałem, że mogłaby wprowadzić się do mnie. Nie masz nic przeciwko, prawda? -
Simon uśmiechnął się do swojej partnerki, Adrian zaś musiał ukryć uśmiech. Reszta osób nawet
się tym nie kłopotała. Kilkoro zachichotało, gdy Becky chrząknęła w odpowiedzi.
- Lubię moje mieszkanie.
- Tak będzie Sheri łatwiej, a Ty zrobiłabyś dobry uczynek dla nowej przyjaciółki.

background image

Becky westchnęła. - To było poniżej pasa Simon.
- A poza tym, w nocy będzie mi zimno w nogi.
- Ach, cóż, przecież nie możemy pozwolić by zmarzły ci nogi, prawda Garfieldzie?
- Uznam to za zgodę. - Simon posłał jej szeroki uśmiech, gdy w pokoju rozległy się śmiechy.
Ten moment, pełen śmiechu, pozwolił rozładować napięcie. Ludzie usiedli wygodnie,oddając
się dyskusjom na temat pomocy Sheri i poznając najnowszego członka Dumy. Adrian nie
odstępował jej na krok, zaskoczony tym, że Belinda również. Wyglądało na to, że przypadły sobie
do gustu. Rozsiadł się i patrzył jak śmiały się z czegoś razem, następnie zaplanowały wyjście na
lunch następnego dnia, po pracy Sheri. Poczuł jak i w nim rozładowuje się napięcie - jego
partnerka będzie bezpieczna z Belindą. A jutro od Maxa dowie się całej historii.

ROZDZIAŁ TRZECI
- No dalej, pytaj. - Sheri próbowała się nie uśmiechnąć, gdy Belinda odłożyła swoją kanapkę
i odchyliła się na łokciach, patrząc zarówno z ciekawością jak i z poczuciem winy.
- Jak to jest być albinoską? - Belinda spytała cicho.
Sheri westchnęła, odkładając swoją kanapkę. Nie czuła się obrażona. Przyzwyczaiła się
poprawiać ludzi, ale ciągle przeszkadzało jej to, że pytali. - Naprawdę nienawidzę tego słowa.
-Dlaczego?
Czekała aż ktoś zada jej to pytanie po wczorajszym spotkaniu Dumy, ale Belinda była
pierwszą osobą, która się odważyła. Obydwie kobiety siedziały w barze „Kelly”, jedząc
hamburgery i frytki - oczywiście olewając swoje diety. To było jedno z najmilszych popołudni
jakie miała od dłuższego czasu. Fajnie było znowu mieć przyjaciela. Miała nadzieję, że tego nie
zniszczą.
- Jestem osobą z albinizmem. Mówiąc, że jestem albinoską to tak jak twierdząc, że cierpię na
zaraźliwą chorobę, jakbym była trędowata. To stan z jakim żyję, a nie to kim jestem.
- Ale nie jest to gorsze od nazywania mnie blondynką.
- Wątpię. - zaśmiała się. - Pomyśl o stereotypie „albinosa”. Jesteśmy zawsze złymi, tymi,
którzy robią paskudne rzeczy kilku biednym niewiniątkom, którzy nie wiedzą, że albinosi to
diabły wcielone. A poza tym nikt się na ciebie nie gapi, bo jesteś blondynką.
Nastąpiła chwila ciszy. - W porządku - odpowiedziała w końcu Belinda. - Powiedz mi jakiś
dowcip o blondynce.
Sheri zatrzymała się z hamburgerem w ustach, pochyliła głowę, próbując wychwycić
ekspresję drugiej kobiety.
- Może to? Ruda wchodzi do gabinetu lekarza i mówi : „Doktorze, gdziekolwiek się nie
dotknę, to mnie boli.” Doktor kazał jej dotknąć się w każdym miejscu, upewniając się, że za
każdym razem krzyknęła. Spytał czy jest naturalną blondynką... przerwij mi, jeśli znasz puentę?
Zaczerwieniła się,słyszała to już wcześniej, i śmiała się tak głośno jak jej przyjaciele.
- Doktor powiedział : „Tak myślałem, masz złamany palec.”
Usłyszała jak Belinda bierze łyk wody. - Pewnego wieczoru blondynka grała w Trivial
Pursuit ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy nadeszła jej kolej, wyrzuciła kości i stanęła na Nauce i
Naturze. Jej pytanie brzmiało : „Jeśli jesteś w próżni i ktoś cię woła to czy go usłyszysz?”
Blondynka zastanawiała się przez chwilę i odpowiedziała: „A jest on włączony czy wyłączony?”
Sheri przygryzła wargę by się nie śmiać, ale miała wrażenie, że Belinda to zauważyła.
- „Albo moje ulubione. Dlaczego blondynka uśmiecha się, gdy strzelają pioruny? Bo myśli, że
robią jej zdjęcie.”
Sheri nie dała rady dłużej powstrzymywać swojego rozbawienia i ulżyło jej, gdy Belinda
również zachichotała.
- Mam licencjat z Zarządzania i Finansów, ale ludzie przez całe moje życie uważają mnie za
idiotkę bo wyglądam jak lalunia.
Sheri mogła tylko wzruszyć ramionami. - Czasami tak postępuje z tobą życie, a czasami sama
jesteś sobie winna. Więc, znam trochę kawałów o blondynkach, śmieję się z nich i staram się,
żeby opinie innych ludzi nie wpływały na mnie. To nie zawsze działa, ale staram się.

background image

- Wow. Przykro mi.
- W porządku. Mówię tylko, żeby nie pozwolić na to, by stereotypy cię przytłoczyły. Jeśli tak
robisz, to skupiasz całą swoją energię na czymś, co tak naprawdę na dłuższą metę nie ma
zanczenia. Jeśli obrażałabym się za każdy usłyszany dowcip o blondynce, to bym musiała się
złościć przez cały czas.
Belinda pochyliła się w stronę Sheri, by ta mogła zobaczyć jej szeroki uśmiech, i szepnęła:
-Albo stałabym się rudzielcem, czczącym Ms. Clairol.
Jadły chwilę w ciszy.
- Masz swoją własną firmę?”
- Nie - odpowiedziała Belinda z westchnieniem. - Pracowałam u Noego jako kelnerka,
planowałam zgłosić aplikację na stanowisko kierownika, ale... nie wypaliło. Jestem pewna, że
mogę sobie pozwolić na otwarcie własnego interesu, ale chciałam ująć doświadczenie na
stanowisku kierownika w papierach przy staraniu się o pożyczkę. Nie sądzę bym się bez tego
kwalifikowała.
Sheri usłyszała ból w głosie kobiety. - Przykro mi.
- W porządku. Rynek i tak zasysa teraz te biznesy, które i ja chcę otworzyć.
- Jaki biznes?
- Razem z Livią… żartowałyśmy sobie, że stworzymy coś swojego. Ja chciałam otworzyć bar
lub restaurację, i nazwać je „Blondynką” lub czymś w tym stylu, ona chciała Spa. - Belinda
wzruszyła ramionami. - Dlatego uwielbiałam pracować u Noego. Kocham branżę restauracyjną.
- Co się stało z twoją pracą?
- Zostałam zwolniona.
- Dlaczego?
- Bo ludzie uważali, że współdziałałam z Livią. Zaatakowała Becky, dość ciężko ją raniąc,
podczas tegorocznej maskarady. Livia groziła Becky, by nakłonić Emmę do oddania jej
pierścienia Curany.
- Co? - Sheri nie mogła wierzyć własnym uszom. - Ktoś próbował wykorzystać Becky by
dostać się do Emmy?
- Tak. Nie wiedziałam o tym, dopóki nie zobaczyłam jak Simon niósł Becky by ją uzdrowić i
przemienić.
- I połączyć się z nią.
- I połączyć się z nią. - Usłyszała inny rodzaj bólu w głosie Belindy i zastanowiała się czy ta
kobieta czuje coś do Simona. Jeśli tak, to byłaby taka szkoda, Simon był przecież oddany swojej
partnerce.
- Ale pierścień...
- Nie zrobi z ciebie Curany, prawda? Ale jeżeli Emma oddałaby go...
- ...byłaby uznana za słabą - Sheri dokończyła zamyślona.
- Dokładnie. Stałaby się pokarmem dla kota.
Sheri zaśmiała się. Zaczynało jej się tu podobać.
Adrian czekał na zewnątrz baru i obserwował dwie rozmawiające i śmiejące się kobiety. Coś
w jego sercu się uspokoiło, gdy ujrzał ją po raz pierwszy tak zrelaksowaną, odkąd ją poznał.
- Może jeśli będziesz się gapił wystarczająco długo to ciuchy same z niej spadną.- powiedział
Simon, podchodząc i patrząc na kobiety.
Adrian przewrócił oczami. - Jest moją partnerką.
Simon uśmiechnął się szeroko. - I to ty będziesz osobą, która użyje wobec niej swojego
niezwykłego, rozpruwającego szmatki, spojrzenia mocy?
- Dupek.
Simon klepnął go po plecach i Adrian uśmiechnął się.
- Wydaje się, że się zadomawia. - powiedział Simon, opierając się o ceglaną ścianę baru.
- No.
- Becky ufa Belindzie.
- A ty nie? - Adrian zatrzymał swoje spojrzenie na kobietach, ale jego uwaga była całkowicie

background image

skupiona na Simonie.
- W pewnym sensie tak.
- Ufasz Becky i Emmie?
Simon westchnął. - Tak, niech to szlag. - To brzmiało tak, jakby już odbył taką rozmowę,
równie przegraną. Becky prawdopodobnie dała mu wykład. Zdecydował się uspokoić Simona.
Były sprawy na temat Belindy o których wiedział i mogłyby zaszokować Simona.
Adrian kiwnął głową. - Byłeś kiedykolwiek u Kelly kiedy i Belle tam była?
Simon spojrzał na Adriana, podniosząc jedną brew. - Belle?
Adrian kiwnął głową. - Tak tam nazywają Belindę, Belle.
- Nie, nie byłem tam, kiedy Belle była. A dlaczego pytasz?
- Mogłaby cię zaskoczyć.
Simon parsknął. - Umawiałem się z nią, z przerwami, przez cztery lata. Nic, co by zrobiła nie
mogłoby mnie zaskoczyć, chyba że wyhodowałaby drugą komórkę mózgu.
- Naprawdę? Wejdźmy.
Adrian otworzył drzwi i wepchnął do środka Simona. Simon, zaskakująco, pozwolił na to.
- Hej, Belle!
Brwi Simona uniosły się do linii włosów, gdy Frank Kelly zawołał Belindę po imieniu.
Adrian uśmiechnął się szeroko i czekał. Już wiedział co nastąpi.
-Tak, Frank?
- Co zrobisz gdy blondynka ciśnie w ciebie granatem?
- Złapię, wyciągnę zawleczkę i odrzucę.
W całym barze wybuchły śmiechy. - Hej, Belle! - zawołał jeden ze stałych klientów. - Czy
zaciął cię kiedyś jakimś kawałem?
- Nie. - Belle odpowiedziała dumnie.
- Pewnego dnia cię zaskoczę, Belle! - zaśmiał się Frank.
- Tak samo jak mojego małego pieseczka?
Więcej śmiechów. Adrian widział szok na twarzy Simona, gdy pchnął go z powrotem przez
drzwi. - Widzisz?
- Za każdym razem, gdy tylko ją widziałem, była ze swoimi elitarnymi przyjaciółmi.-
powiedział Simon. - Nie zachowywała się tak przy nich.
- Oczywiście, że nie, mogliby wykopać jej tyłek z ich klubu - odpowiedział Adrian.
Stanął znowu przy ścianie i obserwował bar, patrząc jak Sheri z Belle jedzą. - A poza tym,
każdy wie dlaczego umawiałeś się z Belindą i to nie była dla niej rozmowa.
Simon wzdrygnął się. - Nie zachowywała się tak również przy mnie.
Adrian kiwnął głową. - Dała ci to, co myślała, że chciałeś.
- Puszczalską blondynkę - powiedział Simon w zamyśleniu.
- Nie chcę byś poczuł się jeszcze gorzej, ale ona nigdy nie umawiała się z nikim innym poza
tobą.
Simon znowu się wzdrygnął. - Jezu, dzięki.
Adrian wzruszył ramionami. - Nie wiem czy uważała cię za swojego partnera, czy nie, ale jak
już go znajdzie, to będzie wiedziała. Do tego czasu myślę, że Sheri jest bezpieczna z Belle.
- No dobra - Simon zgodził się z westchnieniem. - Zaufam jej.
***
- Gadaj.- Adrian spojrzał groźnie na swojego przyjaciela i wspólnika, krzyżując ramiona i
blokując mu wyjście z gabinetu. Właśnie zamknęli kliknikę a z pomieszczenia było tylko jedno
wyjście.
- Przepraszam? - niebieskie oczy Maxa zalśniły na chwilę złotem, wyczuwając wyzwanie
Adriana.
Adrian westchnął. - Max, ona jest moją partnerką. Jak ty byś się czuł, gdyby Emma była w
niebezpieczeństwie? - odpowiedziało mu niskie warczenie. - Więc powiedz mi. Czego mam się
spodziewać?
Max westchnął i przeciągnął dłonią po włosach. - Rudy Parker jest chorym skurwielem.

background image

Próbował zgwałcić ją jako wilk. Kiedy to się mu nie udało, ugryzł ją. Gdyby mu nie uciekła
byłaby teraz w Sforze zamiast w Dumie.
- Takiego typu rzeczy dzieją się bardzo szybko, tak myślę. Jak ona zdołała mu przed tym
uciec?
Max wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Pamiętam tylko rozerwany kawałek jej
ramienia.
Adrianowi wymknęło się warczenie. - Oderwał jej kawałek ramienia?
Max kiwnął głową. - To dlatego ma tam blizny. Nawet magiczny napój Pumy nie mógłby
tego uzdrowić.
Adrian parsknął śmiechem, jego oczy wróciły do normalnego, brązowego odcienia.
- Magiczny napój Pumy?
- To stwierdzenie Becky, nie moje.
- Się wie. - Adrian zaczął kroczyć. - No dobra, próbował ją zgwałcić, zdołała mu uciec zanim
ją przemienił, a od tamtej pory ją goni. Ogólnie podsumowując, to tyle?
Max kiwnął powoli głową.
-Czego mi nie mówisz?
-Uciekła nietknięta , zdążyła zanim sprawy nabrały nieciekawego obrotu. Ona wie jak bardzo
jest teraz niebezpieczny, a jeśli on dowie się, że jesteście partnerami to zrobi wszystko by cię
dorwać.
- Poradzę sobie z nim.
Max potrząsł głową. - Nie będzie sam. Użyje swojej sfory, a Pumy przeciwko watasze
wilków...
- Pumy przegrają. - Adrian zatrzymał się i patrzył beznamiętnie na ścianę, jego myśli pędziły.
- Musimy zatem trzymać Dumę blisko nas.
- Sheri nie będzie sama. Simon został wyznaczony by pilnować jej, gdy gdzieś wyjdzie.
Belinda, Becky i Emma będą przy niej kiedykolwiek będzie to możliwe.
- A ja będę z nią w nocy.
- Jeśli ją do tego przekonasz.
- Wątpisz we mnie? - Adrian uśmiechnął się do Maxa, pewny swoich uwodzicielskich
zdolności.
- Będzie próbowała cię odepchnąć dla twojego bezpieczeństwa. Jeśli mam być szczery,
zdziwiłem się, kiedy w końcu się z nami skontaktowała i poprosiła o dołączenie do Dumy.
Zaproszenie było aktualne odkąd ją ugryzłem.
- Co oznacza, że sprawy prawdopodobnie układają się jeszcze gorzej niż nam mówi -
wymamrotał Adrian, jego opiekuńczy instynkt zapłonął żywo. Ogarniało go pragnienie by pójść
do niej, podnieść ją za ten jej boski tyłek i zanieść ją do domu, do jego pieczary, gdzie byłaby
bezpieczna.
- Tak.
- Nie masz nic przeciwko temu, że Emma jej pilnuje?
Uśmiech Maxa był dziki, a jego oczy zabłysły złotem. - Jeśli ten dupek dotknie mojej
partnerki, psiakrew, niewłaściwie przy niej odetchnie to nakarmię go jego własnymi jajami.
Adrian kiwnął głową, napinając mięśnie, gdy moc Maxa przetoczyła się przez pokój.
Potrzeba bezpieczeństwa stała się jeszcze silniejsza, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego Alfy.
-Jeśli Emma nie zrobi tego pierwsza?
Max uśmiechnął się rozluźniając, a Adrian odprężył się razem z nim. - Raz połamała
facetowi nos.
-Wiem.
- Wiesz?
- Taaa, całe miasto wiedziało.
Max zamrugał. - Więc dlaczego ja nie wiedziałem?
Adrian wzruszył ramionami. – A dlaczego miałbyś wiedzieć? Nie było cię w mieście kiedy to
się wydarzyło, a nikt nie podejrzewał, że zamienia się w twoją partnerkę.

background image

Max wypuścił powietrze. - Pokłóciłem się z tą kobietą by się dowiedzieć tej całej historii…
W porządku. Nieważne. – warknął, widząc uśmiech Adriana. – Przekonamy się czy zdołasz
wyciągnąć od Sheri resztę tej historii.
- Nie ma problemu. - Adrian odwrócił się by wyjść z gabinetu i zauważył jedno ze zdjęć
sukni ślubnej, które Emma przypięła do tablicy ogłoszeń. Zatrzymał się z szerokim uśmiechem.
- Tak w ogóle, to możesz przekazać Emmie wiadomość ode mnie?
- Pewnie, co takiego?
Ciekawość w głosie Maxa sprawiła, że prawie się roześmiał. - Możesz jej powiedzieć, że
brakuje tutaj zdjęć ze strojem kąpielowym? Jeśli planujecie swoją podróż poślubną na Karaibach
to musi wybrać jakieś bikini.
- Próbujesz mnie wkurzyć?
- Możesz przynieść jej zdjęcia w bikini? Byłoby super.
-Wynocha! Dupek.
Adrian opuścił gabinet, śmiejąc się. Nadszedł czas by zapewnić sobie partnerkę.

ROZDZIAŁ CZWARTY
Sheri bardzo ostrożnie wyjęła Sun-catcher z zapakowanego przez Simona pudła. Duży artysta
stał nad nią, obserwując jak jastrząb jej każdy ruch. Upewniła się, że jest wystarczająco ostrożna z
najdelikatniejszą częścią.
Pracowała we Wallflowers od dwóch dni i jeszcze ani razu nie została sama choć na chwilę.
Jeżeli Becky i Emma nie były obecne, to jakiś inny członek Dumy „tylko zaglądał by zrobić jakieś
zakupy”. Jakby kobieta taka jak Marie Howard mogła robić zakupy w jednym sklepie przez trzy
godziny. Dzięki Ci Boże, za Belindę. W końcu nie udawała dlaczego tak naprawdę tam przebywa i
dwie kobiety szybko stały się przyjaciółkami. Może, jeśli Rudy odszedłby z jej życia, mogłaby
pomóc Belindzie w realizowaniu jej marzeń.
- Proszę, nie rozbij tego.
- Uważam – odpowiedziała, zaczynając się powoli wkurzać.
- Bez urazy, ale zajmuje ci to całą wieczność.
- Chciałbyś sam to zrobić?
- Nieee, wygląda na to, że dajesz radę.- zaczął poruszać się niespokojnie wokół delikatnych
mebli, jak zamknięty w klatce… no cóż, górski lew. - Becky w tym tygodniu oficjalnie się do mnie
przeprowadza.
-Wiem. Pomagam jej się pakować. - włożyła delikatnie Sun-catchera do białego pudełka z
nadrukowaną złotymi literami nazwą sklepu i jego logiem. - Powiedziała, że będę mogła się
wprowadzić pod koniec tygodnia. - co nastąpi szybko, biorąc pod uwagę fakt, że był wtorek.
- Więc zapoznała cię już ze wszystkim?
-Taaa, znam układ i wszystko inne.
- Świetnie. Nie dlatego, że będziesz tam mieszkać długo, jeśli Adrian będzie miał coś do
powiedzenia w tej kwestii.
-Simon?
-Taa?
-Opowiedz mi o Adrianie.- mogła ugryźć się w język, zanim te słowa wyślizgnęły się z jej ust,
ale ciekawość zżerała ją jak oszalała.
- Jest w tym samym wieku co ja, więc o rok młodszy od Maxa. Uczęszczał do lokalnej szkoły,
jego rodzice nadal tu mieszkają i są szczęśliwą parą od jakiś trzydziestu lat. On się takim urodził,
nie został stworzony. Ma siostrę i brata, oboje młodszych od siebie, oboje są nadal w collegu poza
miastem. Ma swój własny dom i samochód, współpracuje z Maxem i nigdy nie złamał prawa.
-Kobiety?
-Żadnej na poważnie.
-Tak zepsuty jak ty?
Simon warknął. - Nie byłem tym zepsutym.
-Nie, no oczywiście, że nie. Sypialnia każdej miała obrotowe drzwi.

background image

-Pocałuj mnie w tyłek. –odgryzł się.
Sheri uśmiechnęła się. - Więc jest podrywaczem?
-Nie za bardzo. Nie umawiał się na poważnie, ale... Sheri? Powiedział mi, że jesteś jego
partnerką, co oznacza, że w ogóle się nie umawia.
-Myli się. - skłamała.
-Więc kiedy się do ciebie zbliży, to potraktujesz go dobrze, ok? Jest jednym z moich najlepszych
przyjaciół.
-Walnę go w głowę pałką od baseballa, jeśli spróbuje - odpowiedziała spokojnie.
-Jest dobrym facetem i zadba o ciebie.
-Potrafię sama o siebie zadbać, dzięki bardzo.
-Jego mama cię pokocha.
-Nigdy mnie nie pozna.
-Jest w Dumie, już to zrobiła i daj wreszcie, do cholery, spokój.
-Nie wiem o czym mówisz - pociągnęła nosem, kończąc zawiązywać ładną, złotą kokardkę na
pudle.
Odsunęła dłonie od kokardki. Spojrzała w górę, w ciemne oczy Simona.
-Jesteście partnerami. Zaufaj mi, nie możesz temu zaprzeczyć. Walczyłem o uwagę Becky przez
sześć miesięcy… psiakrew, jeśli mam być szczery, to było to trochę dłużej i była to czysta agonia.
-Więc?
-Więc jeśli z tym walczysz, to zaczną się sny. Gorące, spocone sny. Takie, przez które jesteś
obolała. I to się pogarsza. Nie czujesz żadnego pociągu do nikogo innego, bo jeśli twoje ciało nie
będzie mogło mieć autentyku, to przyjmie sny. Nie możesz odrzucić swojego partnera.
Ściągnęła swoje ciemne okulary i próbowała nie mrużyć oczu w świetle. Pozwoliła im zamienić
się w czerwone. -Rudy go zabije. Jeśli go odrzucę, to go ochronię...
Gówno prawda.
Wzdrygnęła się; nie zwróciła uwagi na dźwięk dzwoneczeka, ogłaszający otwarcie się drzwi.
Założyła z powrotem na nos swoje okulary. - Witam, doktorze Giordano.
-Zadzwoń do Becky – powiedział Adrian do Simona.
-Po co?- zapytał Simon.
W odpowiedzi, Adrian przeskoczył przez szklany blat i przerzucił sobie Sheri przez ramię w
strażackim stylu. Zignorował jej pełen protestu pisk, złapał za smycz Jerry’ego. Jerry, zdrajca,
natychmiast się podporządkował, gdy Adrian wyszedł z nimi spokojnie z budynku.
-Na razie, Simon!
Simon wybuchnął śmiechem. -Na razie, ludziska.
-Postaw mnie - warknęła Sheri.
- Nie.
- Natychmiast mnie postaw, jełopie!
Oburzył się, jednocześnie uśmiechając. – Nie jesteś pierwszą osobą, która tak do mnie mówi.
Uspokoiła się, bezsensowna zazdrość spowodowała, że widziała na czerwono. – Kto?
- Simon i Max.
Rozluźniła się. - Och.
- Ugryziesz mnie, to cię skarcę. Tak dla twojej wiadomości.
Jego radosny ton głosu naprawdę zaczynał grać jej na nerwach. On, i jej pozycja do góry
nogami, zaczynały powodować u niej ból głowy. – Ty i która armia, kolego?
- Myślisz, że sam sobie z tobą nie poradzę, księżniczko?
Chrząknęła, gdy posadził ją w swoim samochodzie, dając jej głośnego całusa w czubek głowy.
Czuła się jak trzylatka. – Wiesz, jest kilka naprawdę dobrych leków dla osób w twoim stanie.
Rozważałeś może zażycie kilku?
- Nawet się nie waż wyjść z samochodu.
- Nawet o tym nie myślałam. Masz mojego psa.- wymamrotała i skrzyżowała ramiona na piersi
gdy zamknął drzwi ze śmiechem. Przynajmniej nie spadły jej okulary. Oczywiście, doktor Jełop nie
kwapił się, by zabrać jej kurtkę, także siedziała tam z zamarzającym tyłkiem w swojej czarnej

background image

bluzce i spodniach. Palant.
Uśmiechnął się szeroko, otworzył drzwi od strony kierowcy i posadził Jerry’ego na tylnym
siedzeniu. Zdrajca usiadł radośnie, machając swoim ogonem, gdy Adrian go głaskał. Potem usiadł
za kierownicą i odpalił samochód.
- Gdzie jedziemy?
Mogła usłyszeć śmiech w jego głosie. – Do mnie.
- Nie.
- „Nie” co?
- Nie, nie jadę do ciebie.
- Oj, przepraszam.
- I dobrze. Zabierz mnie z powrotem.
- Nie.
- No to za co przepraszasz?
- Za to, że cię rozczaruję. Jedziesz do mnie.
- Doktorze Giordano... -zaczęła mówić.
Przysłonił jej usta ręką. – Mam na imię Adrian.
- Mph rr hmpf.
- Co? - zabrał swoją dłoń z jej ust.
- Dziękuję.
- Yy, nie ma za co.
- A teraz zabierz mnie z powrotem do sklepu - ponownie skrzyżowała ręce na piersi, spojrzała
wściekle na niego, desperacko starając się nie drżeć z zimna. Zauważył to jednak i włączył
ogrzewanie.
- Nie.
- Natychmiast.
- Nie.
- Ja nie żartuję!
- Nie.
Warknęła. Cholernie mocno warknęła na niego. – Adrian.
- Przepraszam, partnerko, nic z tego, przestań prosić – skręcił na podjazd. Gdy tylko, z
niewielkiej odległości, otworzył drzwi od garażu, wyszła z samochodu, gotowa do powrotu do
Wallflowers. Zdążyła zrobić jedynie około dziesięciu kroków, zanim ją złapał i przerzucił sobie
przez ramię.
Gdy warknęła na niego, poklepał ją uspokajająco po tyłku.
- Oj nie, nie waż się. Mam twojego psa, pamiętasz? – rozbawienie w jego głosie sprawiło, że jej
warknięcie pogłębiło się. Poczuła jak jej oczy zmieniają się w rozdrażnieniu w czerwone.
- Dzień dobry, doktorze Giordano.
- Dzień dobry, pani Anderson – poczuła jak zdjął rękę z jej tyłka, by komuś pomachać.
- Czy to nie nowy członek Dumy? – starsza pani spytała ciekawskim tonem.
- Owszem, i jest też moją partnerką. – Adrian odpowiedział szeptem z grzesznym humorem.
Sheri znowu warknęła.
- Ooo, to dobrze! Witaj w sąsiedztwie, młoda damo!
- Zostałam porwana – odpowiedziała spokojnie, przecież jedno z nich musiało być zdrowe
psychicznie.
- To miło, kochana. Miłego dnia.
Poczuła na swoim brzuchu,jak on trzęsie się ze śmiechu i uderzyła go w pośladek tak mocno,
jak tylko dała radę. Podwójny palant.
- Ała. - Klaps, jaki poczuła na swoim tyłku, zapiekł jak diabli. – Przestań.
- Postaw mnie!
- Pozwól mi tylko wypuścić psa… proszę bardzo. – powiedział, gdy Jerry wyskoczył z auta i
ustawił się przy jego boku. Zamknął nogą drzwi samochodu i zaniósł ją do garażu.
Patrzyła wściekle na swojego psa i rozważała przerobienie go na karmę dla kota. – Chcę wrócić.

background image

- Przykro mi, skarbie. Nic z tego. Witaj w domu. – wymruczał, zamykając drzwi od garażu.
- Zostawiłeś na zewnątrz swoje auto. – zauważyła, trochę szczękając zębami z zimna.
- Ale moja partnerka jest w środku. – przesunął dłonią po jej pupie. – Hmm, stringi? Uwielbiam
stringi. – westchnął, zadowolony.
- Świnia – wymamrotała, wbrew sobie, rozbawiona.
- Masz z tym jakiś problem? Kwik, kwik!
Zdusiła, urażona, śmiech, gdy niósł ją do domu. Nie postawił jej, dopóki nie weszli do salonu.
Ujrzała ciemno-brązową, drewnianą podłogę, ściany w kolorze spalonej sjeny i beżowe meble z
poduszkami koloru czekolady i palonej sjeny. Stolik był wyrzeźbiony z ciemnego drewna, ale nie
mogła ujrzeć wyraźnie rzeźb. Wyglądało to tak bujnie, że zapragnęła przebiegnąć po tym palcami, i
zbadać to bardziej dokładnie. Byłaby w stanie to zobaczyć, gdyby tylko była bliżej, ale nie chciała
by myślał, że cokolwiek w jego domu ją interesowało. Jego meble były nowoczesne i wygodne.
Przekonała się o tym, gdy bezceremonialnie rzucił ją na kanapę. Tkanina pod koniuszkami jej
palców była tak miękka jak jedwab, co oznaczało, że była prawdopodobnie z mikrofibry. Prawie
zamruczała, przebiegając ręką, potem znów, zanim przypomniała sobie, że przecież jest wkurzona.
Zdecydowała się na kontratak.
- Nie jesteś moim partnerem.
- Owszem, jestem. Woda czy sok?
Otworzyła usta, by odpowiedzieć „sok, jednak potrząsnęła głową ze wstrętem. – Wychodzę,
teraz.
- Zrób jeden krok przez te drzwi wejściowe, a nie usiądziesz przez tydzień. – zawołał tym
samym radosnym tonem, którego użył, pytając ją o sok- Zadzwonię po policję i oskarżę cię o
porwanie mnie!
- Proszę bardzo. Szeryf jest jednym z nas i wnukiem pani Anderson.
- Ugh!
- Tak, kochanie.- podał jej sok z szerokim uśmiechem, zdusiła pragnienie by rzucić tą szklanką w
jego zadowoloną twarz.
Spróbowała czegoś innego. – Nie chcesz mieć partnerki. Powiedziałeś mi to.
- Prawda, tak ci powiedziałem.
- Ja też nie chcę.- warknęła.
- Taka szkoda, tak mi przykro. Utknęłaś ze mną.
Obnażyła swoje zęby, gdy usiadł obok niej, kołysząc w dużej dłoni puszkę z wodą sodową.
– Nie, jeśli najpierw cię zabiję.
Wyciągnął rękę i wyjął jej z dłoni szklankę z sokiem. –Wiesz...– powiedział, stawiając puszkę z
wodą sodową obok jej szklanki. –...jeszcze cię nie oznaczyłem.
Podskoczyła, gdy pochylił się ku niej. – Nawet o tym nie myśl!
Westchnął, rozpierając się z powrotem na poduszkach. – Jesteś moją partnerką. Ja jestem twoim
partnerem. Ugryzę cię, ty prawdopodobnie ugryziesz mnie...
- Ale nie tam, gdzie ty chcesz.
Spiorunował ją wzrokiem, tracąc w końcu część swojego niedawnego rozbawienia. – Czy to
dlatego, że powiedziałem, że nie chcę partnerki?
Przewróciła oczami. – Palant.
- Bo jeśli powiesz, że to dlatego, bo uchroni mnie to przed Parkerem, to naprawdę skopię ci
tyłek.
Pogroziła mu palcem. – Aż nad to drażniłeś dotykiem mój tyłek, ej! – rzucił się w jej kierunku i
chwycił ją, chwytając obiema rękami za jej pośladki i przyciągając ją bliżej do siebie. Naparł
swoimi ustami na jej, pozwalając by poczuła erekcję pod jego luźnymi spodniami. – O mój... –
wydyszała.
Zdjął jej okulary, jego ciemne oczy zapłonęły złotem, gdy uchwycił jasną czerwień jej
spojrzenia. – Jesteś tak kurewsko piękna, wiesz o tym?
- Nie jestem – wymamrotała.
Uśmiechnął się powoli i zmysłowo. Patrzył na nią jakby była miską pełną kremu, którą chciałby

background image

wylizać. – Och tak, jesteś.... – jedną ręką przytrzymywał ją przed sobą na kanapie, drugą odkładając
jej okulary, by po chwili, unieść ją i zacząć pieścić jej włosy. – Wiesz o czym pomyślałem, gdy
ujrzałem cię po raz pierwszy?
- O gównie?
Zaśmiał się z oburzeniem. – Nie. Pomyślałem, że wyglądasz jak Królewna Śnieżka.
- Królewna Śnieżka. Jak oryginalnie. – wyszydziła, próbując nie pozwolić sobie na rozproszenie
się przez jego bliskość ( i jego erekcję). Udałoby się jej, gdyby tak bardzo nie drżał jej głos.
- Chciałem rzucić cię na podłogę i pieprzyć, dopóki oboje byśmy nie zemdleli.
Jej kolana zadrżały.
- Potem chciałem cię oznaczyć i zabrać gdzieś daleko, by nikt cię już nigdy nie zobaczył, nie
zapragnął. Wiesz dlaczego?
- Feromony? – odpowiedziała słabo. Jej sutki stwardniały pod biustonoszem, jej oddech stał się
płytki.
Zaczął znowu pieścić jej tyłek. – Bo jesteś moja.
Zmarszczyła brwi. Gdyby nie jego przeklęty zapach, to skopałaby mu za to jaja. – Do nikogo nie
należę.
- Wszystko w porządku. Bo ja jestem twój. – szepnął, zanim zagarnął jej usta w pocałunku, przez
który prawie zsunęła się na podłogę. To nie było żadne delikatne nakłanianie, ani pierwszo-
randkowy pocałunek. To był wojownik, żądający praw do swojej kobiety, najeżdżający gwałtownie
na jej usta, bez litości, zmuszając jej wargi i zęby do rozchylenia się dla niego - z cała tą finezją
wściekłości, hormonalnego samca. A ona to kochała. Zacisnął dłoń na jej pośladku, w rozkosznym
bólu, a drugą zacisnął na jej włosach i przyciągał ku sobie, dopóki jej usta nie znalazły się
dokładnie tam, gdzie chciał.
Splądrował ją, przypisując ją sobie, nawet bez ugryzienia - a ona rozkoszowała się w tym. W
przeszłości kochankowie traktowali ją jakby była ze szkła, z delikatną troską, jak gdyby obawiali
się, że ją rozbiją. Lekceważyli jej siłę. Adrian nie tylko to uznał, rozkoszował się tym. Praktycznie
wbiła się w jego ciało, chowając obie dłonie w jego ciemnych, krótkich włosach i umieszczając
jego usta tam, gdzie pragnęła. Pomógł jej, tuląc obiema dłońmi jej tyłek, przyciągając ją mocniej do
siebie.
Oplotła nogami jego talię i jęknęła, gdy kontynuowali ustny atak na siebie.
Kiedy się uniósł i ją ugryzł, oznacząc ją, doszła tak silnie, że ujrzała gwiazdy. Nie przejmował
się nawet tym, by odchylić kawałek jej bluzki. Ugryzł ją poprzez materiał, brutalność tego czynu
zwiększyła jej podniecenie, co wydawało jej się niemożliwe.
- Do łóżka, teraz. – wymruczał.
- Mhmm.
Zaśmiał się ochryple,słysząc jej słabą i wydyszaną odpowiedź, niosąc ją po schodach. Wszystko
było zamazane - paloną sjena z ciemnym drewnem - gdy ruszył z maksymalną prędkością, prawie
roztrzaskując ich o ścianę gdy skręcił do sypialni. - Nago. Nago będzie dobrze.
- Um. – odpowiedziała, gryząc zawzięcie jego szyję.
Zamarł na środku pokoju i zadrżał. Odchylił głowę w tył by dać jej lepszy dostęp, co łapczywie
przyjęła, oznaczając go w taki sam sposób w jaki on, oznaczył ją.
Dźwięk rozrywanego materiału był dla niej pierwszym sygnałem, że być może przesadziła i
ugryzła go zbyt mocno. Jego pazury rozdarły jej spodnie, ich chłodny dotyk wysłał dreszcze ku
dołowi jej kręgosłupa, gdy poczuła jak zaczepiły się o jej majteczki i zdarły je.
Kiedy pazurami rozdarł swoje własne spodnie, jęknęła - dobry, przyzwoity doktor urósł pod
swoimi bokserkami. Ledwie zdążyła poczuć jak je kopnął, gdy wszedł w nią na stojąco. To była
najbardziej cudowna rzecz, jaką w życiu poczuła. Napełnił ją prawie do granicy bólu.
- O ja pierdolę.- wymamrotał.
- Proszę, śmiało – wydyszała.
Złote oczy zabłyszczały. – Nie rozśmieszaj mnie, księżniczko.
Powoli poruszyła biodrami, co sprawiło, że zamknął oczy w rozkosznym jęku. – Rozpraszacz ze
mnie.

background image

Podszedł do łóżka, z każdym krokiem zagłębiając się w niej coraz bardziej. Delikatnie położył ją
na krawędzi łóżka, jego penis ani razu nie opuścił jej ciała. – Gotowa na mnie?
Zagapiła się na niego. –Niee. Myślałam, że się położymy i rozważymy pomalowanie sufitu.
Głupku.
Cofnął się i naparł na nią mocno, powodując, że musiała złapać oddech. – Coś mówiłaś?
- Jeśli odpowiem, to znowu tak zrobisz? – spytała z szeroko otwartymi oczami.
Użył pazurów by rozedrzeć jej bluzkę i stanik, rozsuwając strzępy i ukazując jej piersi swojemu
głodnemu spojrzeniu. – Chcę widzieć jak się ruszają. – szepnął. Jego kły wysunęły się, jego oczy
błysnęły złotem a jego dłonie zdobiły pazury, które delikatnie ugniatały jej miękkie ciało. Lekki ból
sprawił tylko, że jeszcze mocniej odczuła jego obecność. Chwycił za jej biodra i zaczął pieprzyć,
mocno, szybko i wściekle , napierając na jej ciało - jego spojrzenie było przykute do jej piersi.
- C’mere – wydyszała, przyciągając go za ramiona. Potrzebowała wyraźnie widzieć jego twarz,
gdy oboje sięgną szczytu.
Pozwolił jej by przyciągnęła go do siebie. Wiedziała, że teraz to jego Puma była silniejsza niż jej
własna. Obie były zbyt blisko wydostania się na zewnątrz, gdy ich ludzie się kochali - jego siła dała
o sobie znać, gdy zgiął jej blade ciało. Wiedza, że mogłaby rzucić na kolana tak silnego mężczyznę
podnieciła ją jeszcze bardziej. Przestał, gdy oparli się czołami, patrząc bezpośrednio w jej czerwone
oczy, gdy wbił się w nią z całą siłą. Wiedziała, że będzie potłuczona, obolała od jego brutalnego
postępowania, ale, do diabła, nigdy jeszcze nie czuła się tak dobrze.
Dłońmi przesuwał się po jej ramionach, aż nie sięgnął ku jej nadgarstkom, podciągając je z
niewielką siłą aż nie znalazły się ponad jej głową. Była nim przykryta - od czubka głowy aż po
palce u stóp. Jego oczy pozostały otwarte, przykute do jej, pełne zaborczej pasji - zajęczała,
ponownie dochodząc.
- Moja – warknął, rozlewając się w niej, jeszcze raz wbijając zęby w swój znak. Widok i zapach
jego satysfakcji, zmieszał się z przyjemnością wywłaną przez jego ukąszenie - sprawiając, że
szczytowała kolejny raz. Jej dłonie zacisnęły się na jego włosach, gdy orgazm odebrał jej dech.
Wyginając ciało w łuk, otworzyła usta w cichym krzyku.

ROZDZIAŁ PIĄTY
A niech to, pomyślał Adrian, patrząc się na kobietę śpiącą na brzuchu obok niego. Gdyby
wiedział, że tak wyglądałby seks z partnerką to już cholernie dawno zacząłby jej szukać. Jeszcze
nigdy w swoim życiu nie doszedł tak intensywnie. Tak kurewsko. Intensywnie. A teraz było tyle
rzeczy, które chciał zrobić z jej ponętnym, kremowym ciałem. Na przykład, jeszcze nie ssał tych
brzoskwiniowych sutków, albo nie drasnął zębami jej brzucha. Nie wylizał jej kremowego ciała,
co zamierzał uczynić zaraz po jej przebudzeniu. Chciał zostawić znak na jednym z tych
doskonałych pośladków lub może na wewnętrznej części uda zanim posmakuje jej aż nie zacznie
krzyczeć jego imię. Nawet nie było cholernej mowy by odmówiła ich partnerstwa.
Jeśli opuściłaby go w jakiś niefortunny sposób by go ochronić, umarłby lub zwariował.
Nie. Wytropiłby ją i przyniósł z powrotem do swojej pieczary, tam gdzie było jej miejsce. Wtedy
związałby ją i rżnął aż nie mogłaby się ruszać.
Ta myśl, apelowała do niego nawet jeśli nie próbowałaby do zostawić.
Pozostawił siniaki na tych ładnych pośladkach i zadrapania od pazurów na jej biodrach.
Oparł się pragnieniu by poprawić pocałunkiem te znaki, wiedząc przy okazji, że oddychała tak
jakby była wyczerpana. Ten ścigający ją gnojek zapłaci za to, że tak bardzo ją straszy aż nie może
spać. Zapłaci podwójnie za skrzywdzenie jej, za zostawienie znaku na tej doskonałej skórze.
Oparł się pragnieniu by warknąć wyzwanie do świata na myśl o Parkerze naruszającym
jego piękne wspomnienie. Zastanawiał się czy ten gnój był jeszcze w mieście i jak zaaraguje na
wieść, że Sheri ma partnera.
Pomyślał o swoim Mustangu na podjeździe i zdecydował, że lepiej będzie jak nim wjedzie
do garażu. Wstał ostrożnie, nie chcąc przeszkadzać Sheri. Jego księżniczka potrzebowała snu.
Miał wobec niej plany jak tylko się obudzi. Idąc do szafy wyjął zniszczoną parę jeansów i ubrał
je, potem założył swoje najstarsze tenisówki i najcieplejszą flanelową koszulę. Podniósł swoje

background image

rozerwane spodnie i zaniósł je na dół do pokoju gościnnego wyjmując swoje kluczyki najciszej
jak tylko mógł, potem otworzył kredens i wyjął stary rewolwer swojego ojca. Sprawdził ostrożnie
ją dzień wcześniej strzelając do tarczy by się upewnić czy działa poprawnie. Działała. Włożył ją
za sobą do spodni zakrywając koszulą. Wszedł do garażu i otworzył bramę.
Kurwa. Wygląda na to, że Parker tu był, pomyślał gapiąc się na cztery przebite opony.
Wyjął broń i zamknął bramę, skanując oczami obszar, by zobaczyć czy gnojek nadal tam był.
Kiedy nic się nie wydarzyło opuścił broń i wrócił do środka by zadzwonić do Gabriela
Andersona, Maxa i Simona.
Spojrzał w górę, gdy właśnie skończył rozmowę z Simonem, by ujrzeć Sheri zawiniętą w
jedną z jego koszul, stojącą na szczycie schodów, jej piękne błękitne oczy były pełne żalu.
A to go wkurzyło.
- Nawet o tym, kurwa, nie myśl.- Zawarczał, wchodząc po dwa schodki na raz.
- Adrian…
- Nie. – Wziął ją w ramiona, jej głowa spoczęła w kołyszących ją ramionach. W
porównaniu z nim była taka mała i delikatna, że czuł się jak jaskiniowiec. Pragnienie, by chronić
swoją partnerkę, było tak silne, że aż zadrżał. – Nigdzie nie idziesz.
- Nie mam żadnych ubrań – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. – Muszę iść po
jakieś.
Odsunął się i spojrzał na nią. – Myślę, że wyglądasz przepięknie.
Przewróciła oczami. – Co się stało z twoim wozem?
- Ktoś postanowił naostrzyć sobie pazury na oponach.
Jej szczęka się zacisnęła, oczy zabłysnęły czerwienią a plecy zesztywniały w gniewie.
Poczuł jak wbija w jego plecy swoje pazury.
- To jest kurewsko podniecające.
Zmarszczyła brwi. – Co takiego?
- Patrząc jaką jesteś wojowniczką. To sprawia, że chcę cię ubrać w skórę i wygiąć cię nad
pniem drzewa.
Podniosła jedną brew, żal uleciała z jej oczu gdy spojrzała na niego gniewnie. – Świnia.
- Czy już o tym nie rozmawialiśmy? Oink oink kochanie.
Jej wargi zadrżały.
- Idź na górę. Mam długi szlafrok, który możesz ubrać. Wisi na drzwiach w łazience.
Będziesz musiała zejść na dół i porozmawiać z Gabem oraz z pozostałymi, ale później będziemy
mogli pójść spać.
- A co z twoim autem?
- Max i Simon pomogą mi rano zmienić opony. Belle może pójść z tobą do pracy.
- Powtarzam: w jakich ciuchach?
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. – Dobra uwaga. Pozwól, że odzwonię do Maxa. Emma
może przywieść kilka twoich ubrań z pokoju hotelowego.
- Jeśli Rudy wie, że tu jestem to może to być niebezpieczne dla Emmy.
- Kolejna dobra uwaga. – Podniósł komórkę i wybrał numer do Maxa. – Hej Max? Zabierz
ze sobą Emmę. Sheri potrzebuje kilku swoich ubrań z hotelu.
-Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. – Odpowiedział Max – Jeżeli był właśnie u
Ciebie to prawdopodobnie wie gdzie się zatrzymała. Tam jest niebezpiecznie.
- Taa, wspomniała o tym. Zamierzałem się ciebie spytać czy pojedziesz z nią. Jeśli
Parker może zaatakować was dwoje to jesteśmy w większych kłopotach niż myślałem. –
Spróbował zignorować dokuczliwą myśl, że tak samo i on powinien tam być. Jego miejsce było u
boku jego partnerki, chroniąc ją, nie jego Alfa. To była robota Gabe’a.
- Mogę pojechać po jej rzeczy. Myślę, że wiem co zabrać. Koszulkę, spodnie, bieliznę,
tak?
- I kosmetyki – powiedziała Sheri, wiedząc, że Max ją słyszał.
- Kosmetyki?
- I psią karmę dla Jerrego i jego miski – dodała.

background image

- Coś jeszcze potrzebuje?
- Możliwe, dlatego powiedziałem żebyś wziął Emmę. – Położył dłoń na głośniku,
wiedząc, że i tak Max go usłyszy. – W tym związku Emma jest tą sprytniejszą.
- Dupek – zagderał Max.
Adrian usłyszał w tle Emmę. – Podaj mi telefon, lewku. Cześć Adrian. Wszystko tam w
porządku?
- Nie wliczając mojego Mustanga, nikomu nic nie jest.
- Oj. Porysował karoserię?
- Gdyby to zrobił, to tylko pogorszyłby swoją sytuację.
Emma prychnęła. – Jesteśmy już w drodze. Znajdę to co potrzebuje Sheri i przywiozę
dobra?
- Dobra. Na razie.
- Pa
Odłożył telefon i przyciągnął ją w swoje ramiona, masując łagodząco ręką jej plecy. –
Widzisz? Wszystko załatwione. – Dał jej szybkiego buziaka w usta zanim się odsunął. – Idź
założyć ten szlafrok skarbie. Gabe powinien tu być lada chwila i nie ma potrzeby by zobaczył Cię
wyglądającą tak seksownie.
Zauważył jak obawa powraca w jej oczach zanim odwróciła się i ruszyła do sypialni.
Ooo tak. Parker tego pożałuje.
- Więc jesteście z Adrianem parą?- Zapytała Belinda gdy następnego ranka szły do
Wallflowers.
Sheri próbowała by jej uśmiech nie wyglądał na zadowolonego. Opuszczając go,
przeciwstawiając się partnerstwu, nie wydawało się już dłużej być dobrą opcją. Postawił sprawę
jasno, po tym co zaszło w poprzedzającą noc, że jeśli go zostawi to ją znajdzie, mamrocząc coś o
kajdankach i kolumienkach gdy niósł ją do łóżka. – Ugryzł mnie przez moją bluzkę.
Belinda pogwizdała. – Plotka mówi, że wyniósł cię ze sklepu, wsadził do swojego auta i
ruszył ku zachodzie słońca.
- Właśnie. Dupek.
Belinda się zaśmiała. – Co?
- Na zewnątrz jest zimno, a on zabrał mnie bez mojego płaszcza i torebki.
- Nie wziął twojej torebki?- Pokręciła głową w niewierze. – Faceci to idioci.
- Ty to powiedziałaś.
- Więc czyj płaszcz masz na sobie? – Śmianie się, wiedząc jaki wyraz twarzy ma Belinda
mówiło, że już zna odpowiedź.
Sheri pogłaskała ciemną, skórzaną kurtkę, którą założył na nią Adrian zanim pocałował ją
na pożegnanie. Zadowolony uśmiech, z którym tak walczyła, pojawił się na jej twarzy. – Jego.
- To jego ulubiona.
- Wiem. Groził mi surową, cielesną karą jeżeli nie będę na nią uważać.
Belinda wsunęła jej rękę pod swój łokieć gdy zbliżyły się do skrzyżowania. Gdy tylko
kobiety zaczęły przechodzić przez ulicę czarny samochód wyjechał z piskiem opon z zakrętu i
pruł w ich stronę z niesamowitą prędkością. Belinda zasapała, pchając Sheri z powrotem na
chodnik gdy tylko Jerry zaczął się cofać, wyczuwając zbliżający się samochód. Straciła
równowagę i upadła, trzaskając głową o chodnik gdy samochód uderzył Belindę, wyrzucając ją na
dobre dziesięć stóp.
Okulary Sheri spadły jej z nosa, rażące światło słoneczne ją oślepiło. Jerry piszczał i lizał
jej dłoń gdy samochód, ciemny sedan, popędził ulicą, ledwo mijając inny samochód zanim skręcił
za róg i zniknął z oczu.
- Belle? – wybełkotała. Zaskoczyło ją to jak trudno było jej mówić.
Żadnej odpowiedzi. Lub jeśli jakaś była to i tak nie mogła jej usłyszeć. Ból w czaszce
narastał gdy próbowała podnieść głowę, by znaleźć drugą kobietę, a świat stał się nagle czarny.
Adrian patrzał na swoją partnerkę i poczuł głębię wściekłości jak nigdy dotąd. Dosłownie
drżał przez to. Nie miał wątpliwości co do tego kto był odpowiedzialny za stan jego partnerki.

background image

Rudy Parker był martwy.
-Belindzie nic nie będzie. Musieli zoperować jej złamane biodro, ma też złamaną rękę i
jest w szoku. Lekarz powiedział, że miała szczęście, mogło być o wiele gorzej. Ale będzie z nią
wszystko w porządku.- Powiedział cicho Simon gdy wchodził do pokoju.
Zabrzmiał zarówno zszokowany jak i wściekły. – Gabe przeprowadzi wywiad z
naocznymi świadkami, i wróci by porozmawiać z Sheri jak tylko się ocknie.
- Zabiję go – Śmiertelna lekkość jego głosu dziwnie rozbrzmiała w zaciemnionym pokoju.
Simon patrzył na niego osobliwie ale kiwnął głową. – Razem ze mną i Maxem.
Oznaczało to, że jeśli z jakiegoś powodu Adrian nie będzie mógł go wykończyć, to ci
dwaj się nim zajmą. Doskonale wiedział, że nie będzie takiej potrzeby.
Adrian czuł jak jego Puma warczała i rozchodziła się pod jego skórą. Nie mógł oderwać
oczu od swojej partnerki. – Chcę dla niej dwudziesto-cztero godzinnej ochrony zanim nie zabiorę
jej do domu. – Rozkaz w jego głosie był niewątpliwy.
Simon zmarszczył brwi. – To już załatwione, ale mógłbyś zechcieć spuścić trochę z tonu.
Adrian spojrzał na swojego Betę i wiedział, że jego oczy były złote z wściekłości. Czuł
jak parł na niewidzialną barierę, gdy obaj z Simonem patrzyli na siebie nawzajem.
Nigdy nie przekroczył granic, nigdy nie próbował się przekonać, która z ich Pum jest
silniejsza. Był absolutnie zadowolony ze statusu quo. Nigdy nie czuł potrzeby by przewodzić,
jedynie chronić. Ale jeśli jedynym sposobem na zapewnienie ochrony swojej partnerce było
przeciwstawienie się Simonowi, prawdopodobnie tracąc przy tym swojego najlepszego partnera…
to był gotowy walczyć.
- Uspokoić się. Obydwaj. – głos Maxa był napełniony kompletną władzą. Adrian i Simon
odwrócili się by zobaczyć stojącego w drzwiach Alfę, światło dochodzące z korytarza przesączało
się przez tę dziwną mgłę, która owinęła go kiedy musiał narzucić swoją wolę.
Adrian czuł się dziwnie oderwany gdy mgła go dotknęła. Simon wzdrygnął się i cofnął.
- Przepraszam, stary. Wiem, że się o nią martwisz. Chryste, wszyscy się martwimy.
Adrian kiwnął głową, jego oczy były wlepione w Maxa. Dziwny uśmiech na twarzy
blondyna zaczął grać mu na nerwach. – Ochrona?
- Tak zdecydowałeś. Co sugerujesz?
Ton w głosie Maxa był mdły, mgła ciągle go otaczała. To był wyraźny rozkaz.
Adrian zmarszczył brwi, zaskoczony, ale mimo to odpowiedział. – Ochrona 24/7 dopóki
nie wyjdzie ze szpitala. Dwie Pumy przy wejściu, dwie na korytarzu. Trzeba ją przesunąć na sam
koniec pokoju i w końcu jedna Puma przez cały czas musi pilnować klatki schodowej. Tylko
mężczyźni, nie będziemy ryzykować kobiet. Nikt nie wejdzie do pokoju bez twojej zgody,
Simona bądź mojej. Jedna z kobiet zostanie tu z nią dopóki się nie obudzi, w nagłym wypadku.
Ta, której ufamy.
- Sugeruję zrobić to samo dla pani Campbell – powiedział Gabriel Anderson za plecami
Alfy.(Aha! Chyba mamy kolejną część ;p) – Jeśli Parker zdecyduje, że jej ingerencja kosztowała
go chybienie pani Montgomery to pewnie będzie chciał się odwzajemnić.
Adriana ścisnęło. – Nie ma teraz nikogo w Dumie, komu mogę zaufać w sprawie Belle.
- Zajmę się tym.
Zdeterminowany ton głosu Gabriela przypominał mu jego własny; zastanowił się krótko,
czy ten facet zdawał sobie z tego sprawę.
Max kiwnął głową. – Dobrze. Zajmij się tym. Wyznacz tego, komu ufasz, obydwaj
wyznaczcie. Współpracujcie ze sobą. Zanim opuszczą szpital, chcę się dowiedzieć o planach ich
ochrony po powrocie do domu. Simon, razem z Becky jedźcie to Poconos i porozmawiajcie z
nowym Alfą Sfory. Ma na imię Rysio Lowell. Zgodził się nam pomóc przy Parkerze. Dojazd
zajmie wam około dwóch godzin, wykluczając zmiany pogodowe. Emma zabezpieczy sklep;
Marie zgodziła się na zastępstwo dopóki Sheri i Belinda nie staną na nogi.
- Wchodzę w to. – Simon poklepał Adriana po ramieniu, wtedy zrobił to samo Maxowi
mijając go. Odszedł nie oglądając się za siebie.
- Może moglibyśmy zorganizować małe polowanko, znaleźć tego sukinsyna i zakończyć

background image

to wszystko. - Niskie warczenie Gabe’a było echem jakie Adrian czuł wewnątrz siebie.
- Znasz jego zapach?
- Wyczułem powiew, ale nie wystarczający by robił za ślady. Mam częściowy poszlak i
opis pojazdu.
- Zatem czekamy.
Gabe pokiwał głową, akceptując bez namysłu wypowiedź Adriana.
Max nadal się osobliwie uśmiechał gdy słuchał rozmowy pomiędzy Adrianem a Gabem. –
Twoja partnerka zaczyna się budzić.
Adrian się odwrócił, skupił swoją całą uwagę na Sheri. Pochylił się nisko nad nią żeby go
dokładnie widziała. – Cześć księżniczko.
Otworzyła mętne błękitne oczy i spojrzała na niego – Przepraszam.
- Za co? Za to, że prawie zginęłaś? – Zmusił się by ton jego głosu był delikatny podczas
gdy czuł się inaczej.
- Za zadrapania na twojej kurtce.
Powolny szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. – Dobrze. Za to masz później klapsa.
- Belle?
Jej smutny szept doprowadzał go do szału. To, że czuła niepokój było dla niego nie do
zniesienia. – Nic jej nie będzie. Nie martw się o nią.
- Żyje?
- Tak, skarbie, żyje. Ma złamane biodro i ramię, doznała też szoku, ale żyje.
- Uratowała mnie.
- Wiem kochanie, wiem. – I tym samym zapewniła sobie jego dozgonną lojalność.
Nie mógł oprzeć się dotykając jej przez jeszcze chwilę, głaskając delikatnie jej platynowe
blond włosy z twarzy, tak czule jak tylko było możliwe. – Śpij, kochanie. Jestem tu. Zapewnię, że
będziesz bezpieczna.
Kiedy trąciła nosem jego rękę z taką ufnością i natychmiast zapadła w sen, dwie rzeczy
się wydarzyły. Jego serce pękło na pół, uzdrawiając się razem z nią od rdzenia.
A także postanowił zabić Parkera zanim ponownie zaatakuje. Ten facet nie tylko zranił
jego partnerkę, zranił jego Dumę. Patrząc w ciemno- niebieskie oczy szeryfa, Adrian nareszcie
zrozumiał co skłoniło jego ojca do pozostania gliną. Ta sama dzika potrzeba chronienia paliła się
także w oczach Gabriela.

ROZDZIAŁ SZÓSTY
Max wprowadził w życie każdą formę ochrony, którą zasugerował. Zaskakująco, Adrian
odnalazł się i razem z Gabem stworzyli dobry zespół, prześcigali się pomysłami dopóki nie
postawili na taki, który obydwaj zaakceptowali. Gabe zdołał zdobyć pozwolenie szpitala na
umieszczenie strażników, na zmiany w pokoju, na wszystko, co chcieli.
I przez to Max ich obserwował, w ciszy, ten dziwny uśmiech na jego twarzy gościł bardziej niż
zwykle.
- Powiesz mi, do kurwy nędzy, z czego się tak śmiejesz? – Następnego ranka Adrian w końcu nie
wytrzymał. To stało się tuż po otwarciu. Max przybył do pracy z tym cholernym uśmiechem na
swojej twarzy, który nie chciał zejść. To doprowadzało Adriana do szału.
Pierwszy raz Adrian poczuł siłę Maxa w całej okazałości. Złotowłosy facet wyprostował się do
swojego pełnego wzrostu, jego moc wyskakiwała z niego, napełniając zmysły Adriana dopóki nie
powinien upaść na ziemię, czołgając się. Dlaczego go nie zaskoczył. Powinien znaleźć się na
podłodze całując tani dywan. Zamiast tego ciągle stał, patrząc na Maxa, z każdym ostrzegawczym
zmysłem w nieznanej groźbie. Nawet nie zorientował się, że walczył dopóki Max nie złagodniał,
nagle siła wycofała się do niego, która sprawiła, że Adrian się potknął, jakby opierał się o ścianę,
która właśnie nagle zniknęła.
- Rozumiesz co się z Tobą stało?
Głos Maxa był delikatny.
- Nie – powiedział Adrian, przerażony. Czy prawie rzuciłem wyzwanie Alfie?

background image

Max uśmiechnął się szeroko. – przestań do cholery.
Prawie rzuciłem wyzwanie Alfie, a on się z tego śmieje? Obnażył gardło w geście uległości,
wbrew swojemu wcześniejszemu występkowi, który wydawał się doskonale naturalny.
- Nie obnażaj przede mną swojego gardła.
Rozkaz w głosie Maxa, bliski gniewu, zaskoczył go. Pękała mu głowa. – Dlaczego nie? Prawie
cię wyzwałem, do kurwy nędzy.
Max zaśmiał się. – Dupek.
Jakoś, słysząc jak jego kumpel tak do niego mówi sprawiło, że poczuł się dobrze. – W porządku,
lwiątku, dlaczego nie powiesz co się ze mną dzieje?
- Tylko Emma może tak do mnie mówić- zagderał Max, klapiąc na fotel. Wyciągnął przed siebie
swoje długie nogi, krzyżując je i kładąc swoje dłonie na brzuchu. Obrazował spokój ale nie zrobiło
to z Adriana głupka. Te niebiańsko błękitne oczy były zbyt ostre, by wydawały się naprawdę
zrelaksowane.
- Dobrze. O wielki i wspaniały Władco, udziel mi swej mądrości. I pośpiesz się z tym, mam za
godzinę pacjenta.
Max przewrócił oczami. – pamiętasz jaką pozycję w Dumie miał Twój ojciec?
Adrian kiwnął głową; to nie był sekret. – Taa, był Marshalem.
- A jakie jest zadanie Marshala?
Adrian zmarszczył brwi. Max był wkurwiający. – Marshal czuwa nad bezpieczeństwem Alf i
Dumy. – wyrecytował jak papuga. – Dostanę teraz ciastko?
- A kiedy ostatnim razem Duma była w niebezpieczeństwie? Max podniósł jedną brew i gapił się
na niego wymagająco.
Adrian wypuścił powietrze. – Mój ojciec zabił wyrzutka, który skrzywdził członka Dumy.
Konkretnie kobietę. – dodał z małym warknięciem.
- Yhy. A kiedy to było? Dwadzieścia pięć lat temu?
- Taa, no i?
- Więc twój tata nie jest już Marshalem.
Adrian wzruszył ramionami. – Wiem. Zgodziłem się by został nim Gabriel. Dlatego wrócił na
ten obszar. – Adrian przełknął ślinę otwierając szeroko oczy. – Mówisz, że jestem zastępcą Gabe’a?
Max przewrócił oczami. – Nie idioto. To Gabe jest tym drugim. Ty jesteś Marshalem.
Adrian mrugnął. – nie ma kurwa mowy.
- Jest kurwa mowa.
- Jestem okulistą. Nie gliną.
Max uśmiechnął się szeroko. – No i? Mówisz, że nie mogę skopać tyłka jednemu z najlepszych?
Oczy Adriana poszerzyły się. – Nie! Jasna cholera, nie. Czy wyglądam na głupka?
- Nie zamierzam na to odpowiadać.
- Dupek.
Max uśmiechnął się szeroko. – A co z Simonem? Uważasz go za mięczaka?
- Nie – Adrian przyznał w zamyśleniu.
-W takim razie w porządku. Nie zauważyłeś jak Gabe cię słuchał, podążał za twoimi
instrukcjami, wprowadzał tylko te, które aprobowałeś?
Adrian ponownie mrugnął, przestraszony. Inny mężczyzna tak robił, prawda?
- Dlatego, bo instynktownie wiedział kim ty jesteś, a kim jest on. Było mu z tym dobrze.
Jasna cholera, może Max miał rację. Wypuścił powietrze gdy wszystkie te dziwne uczucia jakie
ostatnio odczuwał nabrały sensu. Wszyscy mężczyźni czuli potrzebę chronienia swoich partnerek,
to zostało jakby wyhodowane w nich. Mężczyzna, który nie był gotowy oddać życia w obronie
swojej partnerki i kociaków nie zasługiwali na nie. Ale jego reakcja na ból Belle była prawie tak
silna jak reakcja na Sheri. Jego potrzeba, by zapewnić bezpieczeństwo swojego Alfy i Dumy,
pożerała go przez ostatnie dwa dni, odkąd opony w jego samochodzie zostały pocięte. Adrian był
zarówno przerażony jak i zafascynowany. – Marshal?
Max westchnął. – Wiesz jak podąża hierarchia, Adrianie. Dlaczego jesteś zaskoczony byciem
pierwszym na liście? Jesteś prawie tak cholernie potężny jak ja i równie potężny jak Simon. A, do

background image

diabła, wszyscy razem jesteśmy przyjaciółmi od lat. Musiałem się tylko upewnić, że zaakceptujesz
to zanim zostanie to potwierdzone.
Alfa, Beta, Marshal, Omega; Tak jest ustawiona hierarchia. Alfa był władcą Dumy, Marshal był
jego łapą, a Omega sercem. To były pozycje, z jakimi się rodziło, a nie do których zostało się
stworzonym. Alfa mógł ci powiedzieć jak ogólnie prosperuje Alfa, ale nie był w stanie zauważyć
wszystkich szczegółów, więc Marshal realizował fizyczne aspekty dla Alfy podczas gdy Omega
realizował te emocjonalne. Bez tej trójki Duma słabłaby i w końcu umarła.
Patrzał Maxowi w oczy i zauważył w nich zrozumienie. Max dźwigał podobny ciężar, ale jego,
jako Alfa, był nawet większy. W jego spojrzeniu nie było żadnego współczucia. Jak i on, Adrian był
tym kim był.
Kiwnął głową na jego akceptację.
Poczuł jak powłoka Marshala osadziła się na jego ramionach z zaskakującym spokojem gdy
Władza Maxa subtelnie go otoczyła. Czuł odprężenie, jakby zatracona część jego nagle się
odnalazła.
Jego Puma zamruczała w zgodzie. Posiadał władzę niezbędną to zapewnienia bezpieczeństwa nie
tylko swojej partnerce ale i Alfie oraz całej Dumie. Chociaż wiedział, że nadal nie było kompletu;
nie mieli Omegi, ale ,chyba że nie zauważył, Max już wiedział kto nim będzie i po prostu czeka na
właściwy moment by go włączyć.
- Mogę cię o coś zapytać?
Max wzruszył ramionami. – Pewnie.
Max podniósł jedną brew i czekał.
I wtedy go to trafiło. – Nie była jeszcze wtedy w Dumie. – A skoro Liwia nie zagrażała
członkowi Dumy, jego „zmysł pająka” nie działał.
- I skoro tylko rzuciła Emmie wyzwanie nie atakując jej, to również cię nie przywołało.
- Ale przecież Emma była w niebezpieczeństwie, prawda?
Max wzruszył ramionami. – Nie za bardzo. To było prowokacja o dominację. Uwierz mi, jeśli
Liwia chciałaby dorwać Emmę bez rzucania jej wyzwania, to zostałbyś aktywowany.
- No dobra, teraz robisz ze mnie Wonder Twin - Adrian zadrżał.
Max zaśmiał się oburzająco i wychylił się na przód. – Taa, mogę wyobrazić sobie ciebie we
fioletowych rajtuzach. Chcesz wiedzieć jak to działa czy nie?
- Przypuszczam, że będę lepszy. Nie chciałbym być jakąś ciotą traktowaną jak ściera.
Max wyszczerzył zęby. – Ok., wyluzuj. Pomyśl o Dumie jak o ogóle. Kto odczuwa teraz ból i
czy jest on naturalny czy przez coś wymierzony?
Zmarszczył brwi. Jak do diabła miałby o tym wiedzieć?
Tylko, że wiedział. Becky bolał ząb; musiałaby dać znać Simonowi. Sarah Parker skaleczyła się
w palec, prawdopodobnie próbując gotować. Z kuchennymi nożami była trochę niezdarna, a także z
obojętnie czym w swoich dłoniach.(ciekawe z czym :P) Marie Howard miała potłuczone kolano od
upadku. Emma również miała skaleczony palec.. i była…
Odwrócił się do Maxa, przerażony. – Emma!!
Max wstał i wybiegł przez drzwi zanim jeszcze skończył. Adrian był tuż za nim. Wallflowers
było tylko 5 bloków dalej ale obaj biegli przez całą drogę.
Max stanął przed drzwiami. – Skurwiel.
Adrian warknął nisko gardłowo na widok tego co zostało po szybie w sklepie. Emma trzymała
kawałek szkła, które było jej widokowym oknem, Trochę złotego napisu było nadal widoczne, krew
spływała z jej ręki, którą sobie rozcięła.
Jej oczy błyszczały od łez gdy patrzyła na to wszystko. – Max?
Max ruszył przez wejście i przytulił swoją partnerkę zanim jeszcze kapnęła pierwsza kropla
krwi.
Złote oczy, które zatrzymały się na Adrianie kipiały dzikością. – Znajdź go.
Nie wypowiedziane zostały słowa, zabij go.
Sheri obudziła się z najgorszym bólem głowy jaki kiedykolwiek czuła w swoim życiu. Jej głowa
pulsowała w rytm jej bicia serca, a nudności tańczyły tango w jej brzuchu. Czuła jakby coś

background image

próbowało wydobyć się z jej głowy za pomocą jackhammera. – Zabij mnie – szepnęła jęcząc.
Nawet ten lekki dźwięk sprawił, że jej skóra ścierpła.
- Hej księżniczko. Boli cię głowa?
Otworzyła oczy. Adrian był pochylony prawie nosem w nos tak by mogła go wyraźnie zobaczyć.
Jego głębokie brązowe oczy były pełne troski.
- Ałć – pisnęła.
Pocałował ją w czoło, wyciągając się nad nią by włączyć przycisk zawiadamiania. – Dam ci
jakąś pigułkę na ten ból dobrze?
Mogłaby kiwnąć mu głową ale przez to mogłaby jej odpaść. Więc zdecydowała, że tego nie
zrobi. Zamknęła oczy przez nieznaczny blask dochodzący przez okno. Adrian musiał zasunąć
rolety.
Błogosławiony facet.
- No dobrze, skarbie, pielęgniarka już idzie.
Usłyszała piskliwe buty pielęgniarki stąpające po nadmiernie wywoskowanym korytarzu zanim
jeszcze on usłyszał, ale nie mogła nic powiedzieć. Mówienie za bardzo ją bolało. Nawet
chrząknięcie było dla niej trudne w tej chwili.
Jeśli tylko mógłby ją zabić to przestałoby boleć. Byłaby mu wdzięczna na wieki.
Zamknęła oczy gdy zaczął głaskać jej włosy, ostrożnie przy dużym guzie na boku jej głowy.
Usłyszała jka pielęgniarka wchodzi po cichu oraz Adriana wyjaśniającego co było nie tak. Kilka
minut później pielęgniarka wstrzyknęła coś do jej kroplówki.
- Za chwilkę poczujesz się lepiej, skarbie.
Nie mogła nawet kiwnąć głową. Słyszała jak woda spływała w łazience, a chwilę później
chłodna ścierka okryła jej czoło i oczy. Zajęczała gdy zimno osłabiło ból.
- Chcę byś się niczym nie martwiła księżniczko. Mam wszystko pod kontrolą. Zrelaksuj się i
zaśnij.
- Jerry?
- Weterynarz się nim zajął. Nic mu nie jest, tylko troszkę poturbowany. Zatrzymali go na noc na
obserwacji. Teraz jest u mnie.
Jej usta drgnęły do góry. To nie był uśmiech, za bardzo ją bolało, za to była oznaka jednego.
- Belinda się przebudziła i rozmawia. Jest obolała i potrzebuje terapii psychicznej, ale będzie z
nią ok. – jego ręka zawędrowała z powrotem do jej włosów, delikatnie je głaszcząc. – Gabe
dowiaduje się kto ją potrącił i umieściliśmy dla was ochronę. Ktoś będzie z wami przez cały czas.
Poruszyła się, marszcząc brwi. Gdy tylko otworzyła usta, jego palec wylądował na jej wargach.
- Nie. To jest mi potrzebne kochanie. Nie wiń mnie za to. Nie mogę być z tobą przez cały czas
ale muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna albo stracę swoje pierdolone zmysły.
W odpowiedzi pocałowała jego palec.
- Dziękuję – Jego usta delikatnie dotknęły jej, w zaledwie czułej pieszczocie, która nie
wstrząsnęła jej głową. – Belle ma zapewniony ten sam stopień ochrony, tak na wszelki wypadek.
Przegryzła swoją wargę i starała się nie popłakać. Wiedziała, że to nie była jej wina ale nie
mogła nic zrobić że czuła się inaczej. Środek jaki dostała od pielęgniarki zaczął działać, czyniąc ją
senną. Poczuła jak znowu zapada w sen gdy jeszcze raz musnął ustami jej usta.
- Śpij księżniczko. Będę nad tobą czuwał.
Nie była pewna ale zanim odpadła myślała że usłyszała jak szepnął. – Kocham cię.
Było dobrze ponieważ i ona go kochała.
-Dzień dobry, śpiochu!
Sheri rozważała czy nie zostawić zamkniętych oczu przez jeszcze chwilkę. Może przez cztery
bądź pięć godzin. Dopóki pani Anderson sobie nie pójdzie.
- Wiem, że się obudziłaś, panno McFaker! Otwórz te oczy! Na zewnątrz jest przepięknie!
Oh, święty Boże, proszę nie pozwól by odsłoniła rolety. Sheri otworzyła oczy i zamknęła z
piskiem gdy kilof lodu w postaci światła słonecznego dźgnął jej gałki oczne. – Proszę zasłonić
rolety!
- Słodziutka, potrzebujesz więcej słońca. Jesteś trochę zbyt blada.

background image

Sheri szła po omacku, próbując znaleźć swoje okulary przeciwsłoneczne. – Możesz podać mi
moje okulary przeciwsłoneczne, proszę, jeśli nie zasłonisz rolet?
- Te starocie? Są zbyt ciemne. Powinnaś nosić niebieskie. Widziałabyś przez nie więcej.
To zmieniłoby kilofy lodu w pałasze. Nie, dziękuję. - Mam albinizm, Pani Anderson. Światło
słoneczne jest dla mnie niebezpieczne. – wytłumaczyła tak cierpliwie jak tylko potrafiła.
-Oh? OH! – Sheri usłyszała grzechoczące zasuwanie rolet. Gdy tylko światło osłabło, westchnęła
w uldze. Ostrożnie otworzyła oczy.
Pokój znowu był komfortowo przyćmiony. Pani Andreson stała przy jej łóżku trzymając jej
okulary. – Przepraszam, kochaniutka. Nie zdałam sobie z tego sprawy.
Sheri gapiła się na nią, całkowicie oniemiała.
- Tak wiem. Nie jestem najbardziej spostrzegawczą osobą na świecie. Jesteś głodna?
- Ah… tak?
Pani Anderson uśmiechnęła się do niej, ciemno niebieskie oczy zaiskrzyły. – Dobrze. W takim
razie tylko przyniosę ci twoje danie. – ruszyła do drzwi otwierając je. – Młoda dama się obudziła i
jesteśmy głodne. – Zamknęła drzwi i przywędrowała z powrotem do łóżka. – Proszę. Twoje
jedzenie powinno niedługo być.
Sheri się starała zdusić chichot i zawiodła. – Transport na zamówienie huh?
Pani Anderson kiwnęła decydująco głową. – Oczywiście. Płaci się za bycie babcią szeryfa i
partnerką Marshala, no wiesz. – opadła na krzesło obok szpitalnego łóżka, uśmiechając się. – Więc,
co chcesz wiedzieć?
Sheri myślała o tym przez chwilę. – Sekret nieśmiertelności?
Jedna biało-czarna brew uniosła się do góry. – Kiedy uczysz się czegoś to upewnij się, że
podzielisz się tym z resztą klasy.
- Co z Belle?
Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Musieli unieruchomić jej biodro.
Sheri wzdrygnęła się – Nie będzie w stanie się zmienić dopóki tego nie uzdrowią.
- Co trochę potrwa, niestety. A Ty nie czuj się winna. Belle powiedziała, że chce cię zobaczyć
jak tylko dojdziesz do siebie. Martwi się o ciebie.
- Dobrze. Jak tylko dostanę pozwolenie na wyjście to ją odwiedzę.
- Nie bez ochroniarzy.
Sheri uśmiechnęła się. – Oczywiście, że nie.
- Zobaczmy, co jeszcze. – Pani Anderson stukała palcem o podbródek. – Oh! Ktoś zniszczył
Wallflowers.
- Że Co?
- Yup. Ktoś rzucił cegłą w okno. Nie wiem dlaczego nie wyrządzili więcej szkód, ale Emma
pojechała i znalazła roztrzaskane szkło. Na szczęście ktokolwiek to zrobił uciekł, także nikt nie
oberwał.
Sheri wiedziała dlaczego nie wyrządzono więcej szkód. To było następne. Jeśli Emma i Becky
nadal będą ją chronić, to sytuacja tylko się pogorszy.
Starsza pani wypaplała jej wszystkie plotki Dumy. Większość ludzi, o których wspominała, nie
były znane Sheri i poczuła jak jej umysł zaczyna odpływać w sen.
- Lunch! – ogłosił męski głos od drzwi.
- Najwyższy czas – pani Anderson wstała i zabrała jedzenie, dwie duże torby pełne
hamburgerów, frytek i shake’ów. – Wiem, że to nie jest za bardzo zdrowe jedzenie na ziemi, ale
szczerze, moja droga, nigdy nie mogłam się oprzeć Big Mac’owi. – podzieliła się z uśmiechem
winowajcy gdy wręczyła Sheri jej danie.
Wgryzając się we własnego hamburgera, Sheri mogła tylko kiwnąć w zgodzie. Pyszne.

ROZDZIAŁ SIÓDMY
Siniak na jej biodrze był wielkości pieprzonej głowy. Widok tego na nowo wzbudził w nim
wściekłość gdy delikatnie pomagał jej w wannie. Kupił kilka dużych świec w szklanych
dzbanuszkach, umieścił je zapalone na kontuarach i na brzegach wanny by miała delikatne

background image

oświetlenie dla swoich wrażliwych oczu. Uśmiechnęła się kiedy to zobaczyła i już zaplanowała
sobie extra wycieczkę do sklepu.
- Boże, tak mi dobrze – zajęczała zanurzając swoje kremowe ciało do gorącej, spienionej wody.
Była w domu od jakieś godziny, a on nie mógł przestać jej dotykać. Dwa dni w szpitalu - dwa
dni bólu dla Parkera. Każdy siniak, każdy ślad wyrył mu się w pamięci, wizualne przypomnienie
zapłaty jaką chciał zażądać. – Chcesz żebym umył Ci plecy, księżniczko?
Uśmiechnęła się do niego, miękko i słodko, tymi niebieskimi tęsknymi oczyma. – Może później.
Na razie chcę tylko wymoczyć te bóle.
Uklęknął i, ostrożnie nie narażając ją na szwank, delikatnie przyciągnął jej usta do jego. Po raz
pierwszy od czasu ataku był w stanie tak naprawdę ją pocałować i w pełni to wykorzystał.
Rozchylił jej wargi, smakując jej usta jakby były wytworną czekoladą, powoli i z dojmującą troską.
Kochał sposób w jaki ją smakował, słodka jak miód, cierpka jak jabłko. Mógłby tam zostać i
całować ją przez długi czas.
Kiedy niechętnie odsunął się zasapała a jej oczy się zeszkliły. Oblizała wargi i przełknęła. –
Wiesz, czuję się teraz znacznie lepiej.
- Tak?
- Mhmm – objęła jego szyję swoimi mokrymi rękoma próbując przyciągnąć go do swoich ust.
- Więc, w takim razie, jeśli będziesz grzeczną dziewczynką to może po kąpieli zaniosę cię do
łóżka – wymruczał.
Jej oczy zabłysły czerwienią gdy jego palce uszczypały spieniony sutek. – a co jeśli będę
niegrzeczna?
Warknął, złoto zalśniło w jego oczach. – To będę musiał cię ukarać – wstał nagle, wykrzywiając
usta na jej zaskoczone sapnięcie. – A teraz bądź grzeczna i weź swoją kąpiel.
-Świnia- nadęła wargi.
Śmiał się przez całą drogę do schodów, jego serce się rozpromieniło tak jak wtedy gdy słyszał jej
zadowolone westchnięcia.
Jak tylko jej mięśnie się rozluźnią i ocieplą od relaksującej kąpieli miał zamiar widzieć swoją
księżniczkę bezpiecznie okrytą w jego łóżku. Wtedy będzie lizał każdą część jej ciała. Wtuli się w
nią i w końcu doczeka swojego snu za dnia.
Usłyszał jak dzwoni telefon i zdecydował się go odebrać w swoim biurze. – Halo?
Cisza.
- Halo?
Nic.
Znowu zadźwięczał ten jego głupi zmysł zagrożenia. – Czego do cholery chcesz Parker?
- Myślę, że znasz odpowiedź Giordano.
Adrian oparł się jednym biodrem o biurko, każdy zmysł w czujności. Słyszał jak Sheri pluskała
się w wannie. Na zewnątrz domu panowała cisza. Słyszał przez telefon oddech Parkera i dźwięki
ruchu w tle. – Ona jest moją partnerką, Parker.
Parker się zaśmiał. – Na pewno.
- Nosi mój znak
- Nosi mój znak – warknął Parker
- Sorry, Muttley ale musisz się odpierdolić. Jest tylko moja.
Mógł prawie poczuć uśmiech drugiego faceta. – Sheridan jest najsłodszą kocicą jaką w życiu
pieprzyłem.- Puma Adriana warknęła zaborczo a jego oczy zabłysły w złocie. – A ona uwielbia
robić to od tyłu. Stawiam, że nadal jestem jedynym facetem, który ją tak wziął. Wrzeszczy tak
głośno i tak mocno zaciska się na twoim kutasie, że masz wrażenie jakby miała go rozgnieść.
Adrian warknął cicho, jego myśli goniły. Może był jakiś sposób by Parker się skupił na nim
zamiast na Sheri. Uśmiechnął się chłodno. – Wiem – mruknął. Usłyszał jak oddech Parkera
przyspiesza. – Uwielbiam gdy te jej cudowne usta owijają mojego kutasa. Wiedziałeś, że byłem w
niej kiedy mnie znaczyła? – Adrian zaśmiał się gładko na warknięcie Parkera. – To prawda, Parker.
Noszę jej znak.
- Zakurwię cię – wysapał Parker.

background image

- Jest na górze, naga, mokra i czeka na mnie Parker. Jak tylko odłożę telefon pójdę na górę i
zerżnę ją dopóki każde z nas nie padnie.
- Jesteś trupem! – krzyknął Parker.
- Potem będę spał z nią wtuloną w moich ramionach. Moich ramionach, Parker. – ryk Parkera nie
był już nawet ludzki. Miał nadzieję, że facet potrafił kontrolować swoją przemianę, w przeciwnym
razie coś okropnie strasznego mogło się zdarzyć bardzo szybko. – A wiesz co zamierzam zrobić
jutro wieczorem?
- Co?
Srogi głos na końcu linii zaalarmował Adriana by z tym skończyć. – Te same cholerne rzeczy,
które mam zamiar zrobić dzisiaj. Zerżnąć moją kobietę.
- Wiem gdzie mieszkasz.
Jeśli Parker myślał, że to go przestraszy, no to miał coś jeszcze. – No to dawaj. I tak na koniec
mój kutas wyląduje w jej cipce.
Rozłączył się i wziął głęboki oddech. Nie kontrolował się, grając z Parkerem w tą gierkę;
mówiąc o swojej księżniczce jakby była jego pustą eks było dla niego niewyobrażalnie trudne.
Nawet nie chciał by inny facet myślał o jej imieniu, a co dopiero o sprośnościach z jej udziałem.
- Jesteś pewien, że to było mądre posunięcie?
Odwrócił się, nie był zaskoczony obecnością Gabe’a. Facet zaproponował, że spędzi kilka nocy
razem z nimi. Jednak miał być na zewnątrz w zamaskowanym samochodzie, tak myślał, a nie w
środku domu gdzie mogła go zobaczyć Sheri.
- Chcę żeby skupił się na mnie. Nie na Sheri czy na Dumie.
Gabe kiwnął głową. – Taa. Przez to jak mówiłeś mu jak bardzo lubisz pieprzyć tę kobietę pewnie
wciągnął się obsesyjnie. – Przesunął się niewygodnie. – Do diabła nawet mnie to wciągnęło. –
wymamrotał, uśmiechając się chytrze.
Adrian przewrócił oczami – Masz lepszy pomysł?
Gabe wzruszył ramionami. – Nawet jeśli, to jest już za późno. Będzie dobrze, jak pojawi się nad
rankiem.
- Kiedy będzie Richard?
- Już jest. Zatrzymał się u pana Friedelinde.
Rezydencja Friedelindów była prawdopodobnie najbardziej komfortowym miejscem dla
odwiedzającego Alfy sfory i jego towarzyszów. – Zadzwoń do nich i powiedz im co się stało.
Zadzwonię do Maxa.
Grabe skinął głową i wyciągnął swoją komórkę kierując się do wyjścia.
Adrian pokręcił głową, nadal jakoś niepewny jak mógł być podjarany Marshalem i Gabem jako
zastępcą. Władza tego kolesia promieniowała z każdej cząstki jego ciała. Jego luźno stawiane kroki
i odprężona postawa oszukałyby nie jednego. W jednej chwili te ciemno niebieskie oczy mogły stać
się oziębłe jak arktyczny wiatr. Ta wielka postura, prawie tak wielka ja Simona, poruszała się z
gracją i zwinnością jaką mógł naśladować jedynie profesjonalny atleta.
Ale kiedy oglądnął się na niego, z zapytaniem w oczach, coś w Adrianie nagle zareagowało. –
Co jest?
- Richard w to wchodzi.
Adrian westchnął i złapał się za nos. Miał w planach spotkanie z Benem, Marshalem Sfory, nad
ranem by przy kawie pogadać o strategii. Najwyraźniej szlag trafił jego plan – Kurwa.
- Taa. Powiedziałem mu, że oddzwonię.
- Ilu ma ze sobą?
- Czterech. Marshala, zastępcę i dwóch pozostałych.
Adrian gapił się pustym wzrokiem na obraz na ścianie. Plany wirowały w jego umyśle. –
Furgonetka?
Gabe kiwnął i uśmiechnął się. – Zaparkuję ich na rogu.
- Niech Simon się tym zajmie. Chcę żebyś tu był.
- Robi się.
Pokręcił głową i złapał za telefon. Streścił wszystko Maxowi, szybko wdrążając go w to co się

background image

działo. Max zgodził się na współpracę Simona z Richardem, dopóki nie mieli jeszcze Omegi za to
odpowiedzialnej.
Potem poszedł na górę do swojej mokrej, chętnej księżniczki.
Sheri właśnie wychodziła z wanny gdy usłyszała jak wchodził na górę. Słyszała całą jego
rozmowę z Rudym i właśnie chciała zabić Adriana własnoręcznie. Owinęła się ciaśniej szlafrokiem
i czekała, stukając niecierpliwie jedną stopą.
Nie była głupia. Wiedziała dlaczego powiedział to co powiedział. Nie musiała słyszeć jak
tłumaczył się Gabe’owi. Jednak fakt, że robił z siebie cel sprawił, że aż wyskoczyła z wanny.
Chciała na niego wrzasnąć, wściekać się i wyć dopóki nie zrezygnuje z tego idiotycznego planu.
Ale było już na to za późno. Rudy mógłby go teraz obserwować, a jeśli Adrian zginie przez nią to
nie przeżyje tego. Myśl o Rudym zatapiającym swoje kły w Adrianie, ciągnącym jego zakrwawione
ciało, spowodowało, że widziała na czerwono. Zabije Rudy’ego własnoręcznie zanim skrzywdzi jej
partnera.
Mężczyzna wszedł do łazienki, rzucając spojrzenie na nią stojącą i zmarszczył brwi. – Dlaczego
się nie kąpiesz?
- Wyszłam bo myślałam, że nie starczy miejsca dla mnie i dla ciebie głąbie.
- Hę?
Wyglądał na całkowicie zdezorientowanego – Słyszałam twoją rozmowę z Rudym, Adrian.
Westchnął zmęczony. – Księżniczko…
- Nie księżniczkuj mi tu, Adrianie Giordano! Jak mogłeś wplątać się w takie niebezpieczeństwo?
Przewrócił oczami i wziął ją za rękę, delikatnie wyprowadzając ją do pokoju. – Poradzę sobie z
Parkerem.
- No jasne. A poradzisz sobie z nim i jego pięcioma kumplami?
Przyprowadził ją do sypialni i zdarł z niej szlafrok zanim zdążyła mrugnąć. – W łóżku z Tobą. –
Delikatnie ją podniósł i ułożył na łóżku, ostrożnie by nie zrobić jej krzywdy. Poza tym warknął
kiedy zasapała. – Stawię czoło Parkerowi. Jego kumple staną przez Maxem, Simonem, Gabem i
Richardem Lowellem, plus przed wilkami, które przyprowadził ze sobą Richard.
- Więc dlaczego nie zostawisz Rudy’ego sforze?
Obserwowała jak rozbierał się po cichu.- Ponieważ – powiedział, w końcu wspinając się na
prześcieradło – on jest mój.
- Adrian.
Zakrył jej usta palcem. – Nie próbuj mi tego wyperswadować. Będę go osobiście rozrywać za to
co Ci zrobił. Oddam mu za każdy siniak na twojej skórze, za każdy znak po ugryzieniu jaki po
sobie zostawił. A kiedy skończę to sprawię, że będzie krzyczał w agonii.
Spokojny ton jego głosu, rzeczowy sposób w jaki oświadczył co planuje zrobić Rudy’emu,
sprawił, że stał się jeszcze bardziej przerażający. – Nie tego chciałam – westchnęła.
Otarł delikatnie jej policzek swoim w pocieszającym geście. – Wiem. Miałaś nadzieję, że
zobaczy cię tutaj, bezpieczną wśród ludzi i zostawi cię w spokoju. – Patrzał głęboko w jej oczy,
jego nos dotykał jej tak by mogła rozczytać każdy niuans jego ekspresji. – Ale tak się nie stanie.
Będzie cię tropił. Dzień i noc. Wie gdzie mieszkasz, jak wygląda twój pies, kim są twoi przyjaciele-
a jesteś tu zaledwie od tygodnia. Znając twój układ, nie zawaha się użyć go przeciwko tobie lub
przeciwko twoim przyjaciołom. Zwabi cię tam gdzie będzie mógł cię dorwać. A jeśli tak zrobi, to i
tak będzie trupem. Jeśli Max i Simon nie dorwą go pierwsi i nie przekażą go w ręce Richarda,
który, tak przy okazji, chce go zabić. Ja go zabiję.
- Zatrzymanie go nie jest twoim obowiązkiem.
- Owszem, jest. – Wsunął ostrożnie pod nią rękę – Kilka dni temu Max potwierdził, że jestem
Marshalem.
Zmarszczyła brwi. – Marshalem?
- Ciągle zapominam, że nie byłaś wcześniej członkiem Dumy. Marshal jest tym, kto dba o
bezpieczeństwo Dumy. Gabe jest moim zastępcą, tak jak Simon jest zastępcą Max’a.
- Myślałam, że pani Anderson została skojarzona z Marshalem?
- Dlaczego tak sądzisz?

background image

- Kiedy wysłała strażników do McDonald’s… o-oł – szepnęła gdy ukazał się jego wściekły
wyraz twarzy.
- Wysłała strażników do McDonald’s? – warknął przez zaciśnięte zęby.
- Byłyśmy głodne – Spiorunował ją wzrokiem – A poza tym, nie wydaje mi się by obaj poszli.
- Oh, w takim razie w porządku.
Zmarszczyła brwi na jego sarkastyczny ton – Daj im spokój Adrian. To nie tak, że zajmujesz się
żołnierzami albo glinami. Zajmujesz się ludźmi, których poproszono o pilnowanie kogoś, prawie
całkowicie obcego człowieka, przed zagrożeniem z jakim nigdy wcześniej nie mieli do czynienia.
- No i?
- No i daj im spokój bo ja naprawdę lubię McDonald’s.
Podniósł się i patrzył na nią gniewnie, trzymając obie ręce przed sobą jakby miał coś trzymać. –
Hmm, niech pomyślę. Twoje życie, Big Mac. Twoje życie, Big Mac. – machał w powietrzu obiema
rękoma – Hej, bez porównania prawda?
Przegryzła wargę by się nie śmiać. – To był naprawdę dobry Bic Mac.
Warknął i postanowiła szybko zmienić temat. Wyglądał jakby był gotowy wyjść z łóżka, ubrać
się i zapolować na jej „strażników” by potraktować ich swoimi ostrymi kłami.
- No więc wyjaśnij mi na nowo dlaczego twoim obowiązkiem jest dorwanie Rudy’ego?
Westchnął. – To robota Marshala, zlikwidować zagrożenie Dumy.
- A Rudy jest zagrożeniem dla Dumy.
- Tak. W momencie kiedy ruszył za tobą i Bellą stał się zagrożeniem dla Dumy.
Wiedziała, że decyzja o dołączeniu do Dumy będzie miała swoje konsekwencje. Cena jaką
zapłaciła Belle, według niej, była zbyt wysoka. Zamknęła oczy ponieważ wina groziła jej
uduszeniem.
- Hej.
Otworzyła oczy i zauważyła jego gniew.
- Lepiej się za to nie wiń.
- A co jeśli będę? – szepnęła.
Pokręcił głową. – Nie jesteś odpowiedzialna za akcję z Parkerem.
- Jeśli Belle nie poświęciłaby się by mnie chronić to nie byłaby teraz ranna.- Ulga rozświetliła
jego oczy na ton jej głosu, a ona wiedziała, że zrozumiał to, że nie była zmartwiona.
Była wkurwiona.
- Belle nic nie będzie. Masz moje słowo.
Sheri pokręciła głową. – jak może być z nią lepiej? Pani Anderson powiedziała mi, że
unieruchomili jej biodro! Jeśli tak zrobili to nie będzie w stanie się zmienić, wiesz o tym.
Westchnął. – ta kobieta ma za długi język- wymamrotał.
- Opowiedz mi o tym.
Wykrzywił usta, reszta złości uleciała daleko. – Próbujemy temu zaradzić.
- A co ze sklepem Emmy?
Jego oczy powiększyły się w szoku zanim ciemne rzęsy je zamknęły, chowając wyraz jego
twarzy. – Co ze sklepem Emmy?
- Wiem o oknie, doktorze oczywisty.
Zaśmiał się. – To coś nowego.
Przewróciła oczami – no wbijaj mi dzieciaku, mam takich z milion.
- Przygotuję się – wymruczał, delikatnie kołysząc jej ciało swoim. Wyciągnął rękę i delikatnie
uszczypnął jeden z jej bladych sutków.
- Oh..
- Wiem tylko w co jeszcze chciałbym się wbić.
Pomyślała by trzepnąć go w głowę ale za bardzo bolało ją ruszanie się. – Po pierwsze, jestem
zbyt obolała by robić to co masz na myśli. Po drugie, nie odwrócisz seksem mojej uwagi.
- Nie? – nadął wargi, oczy migotały w psocie.
- Nie.
- Jesteś pewna? – zapytał gdy jego gorący język otarł się o jej twardy sutek.

background image

- Pewnie – wydyszała nie będąc już do końca pewną na co przytaknęła.
- Wyjdziesz za mnie? – szepnął tuż przed tym jak pocałował ją z niewyobrażalną gruntownością.
- Pewnie.. czekaj, co?
- Za późno – uśmiechnął się triumfalnie.
- Czekaj, czy nie walczyliśmy jakąś minutę temu?
- Nie
- Ale…
- Hej, żadnych odwrotów!
- Adrian! – zaśmiała się, kochając widok jego oczu iskrzących się do niej.
Pokręcił głową. - Nie taki krzyk chciałem dzisiaj usłyszeć kochanie. Domyślam się, że będę
musiał się bardziej postarać. – westchnął radośnie.
- Głupek – zaśmiała się bez tchu gdy jego usta znowu wylądowały na jej piersi.
Delikatnie gładził ustami jej sutek, zaledwie ssąc go między swoimi wargami. – Hej, badania
wskazują, że orgazmy bardzo dobrze uśmierzają ból. To ma związek z tymi cudownymi
endorfinami rozlewającymi się przez całe twoje ciało. Trzymaj się kochanie.
- Nie… pewnie.. mogę. – wysapała zdesperowana by zbliżyć się do niego. Ból w jej ciele wydał
się ustępować kiedy dotknął ją tak, co możliwe, że miało coś wspólnego z tymi endorfinami.
Albo może to był tylko jego dotyk. Wszystko wydawało się lepsze gdy ją dotykał.
- Jeśli nie wytrzymasz tego to będę musiał wymyśleć inny sposób by cię uśpić – szepnął,
uśmiechając się tym jego niegodziwym, szerokim uśmiechem. Pocałował ją w czubek nosa kiedy
pisnęła i zamarła – Dobra dziewczynka.
Skubał szlak po jej szyi do swojego znaku, nie ugryzł. Chciała by to zrobił, oh, tak desperacko,
ale ją tylko uciszył i ruszył.
Motyle- pocałunki tworzyły swój szlak w dół jej ciała, zatrzymując się przy każdej piersi, by
czule złożyć im hołd. Usta, zęby i język grały na jej ciele gdy dawał z siebie wszystko by
zapomniała o bólu. Swoje ciało trzymał od niej na dystans, unosząc się nad nią gdy ruszył w dół,
prawie jakby obawiał się jej dotknąć. Wlókł się po siniaku na jej biodrze, zaledwie oddychając gdy
warknął. Te prawie- pocałunki bardziej złagodziły ból w jej sercu niż ból w biodrze. Zamknęła oczy
i zadrżała gdy ruszył do jej nogi. Pocałował pełen szacunku jej obie stopy gdy skierował się do
drugiej nogi.
Rozsunął je, całując miękko wnętrze jej uda. Czekała, aż ją tam uszczypnie, chciała czuć jego zęby
ale znowu odmówił. Zamiast tego, zaczął długie, powolne, mokre liźnięcia jej cipki co uleczyło ją
w ciągu sekund. Szlag trafił jej opory, by nie podążyć za tym gorącym językiem gdy
systematycznie nad nią pracował, z cipki do łechtaczki, nie zatrzymując się, przyspieszając lub
spowalniając.
Zaczynało brakować jej tchu, jej biodra pofalowały pomimo jej starań by utrzymać je na miejscu.
– Tak dobrze – szepnęła tuż przed tym ja orgazm potoczył się przez nią, gorący i rozkoszny jak
cukierek.
Otworzyła oczy gdy osunął się na nią. Czuła każdy cal jego twardości napierającej nią gdy się
powstrzymywał. – Kocham cię – szepnął tuz przed tym jak wziął jej usta z dominacją co wprawiło
ją w uczucie słabości i dreszczy.
Pieprzył ją powoli, ostrożnie by nie szarpnąć. Widziała obietnicę w jego oczach. Jak tylko ból
minie da jej wszystko to czego oboje chcieli, dobry, ostry seks, który pozbawi ich tchu, pełen potu i
bardzo, bardzo zadowalający.
Dzisiejszego wieczora, dał im to czego oboje potrzebowali.
Wyciągnęła ręce i owinęła nimi jego szyję, prawie chowając grymas jaki wywołał ten ruch. – też
cię kocham.
Otworzył szeroko oczy i, jak gdyby te słowa były powodem, doszedł z jękiem.
Leżał tam gdy spała w jego ramionach i próbował zasnąć, ale przez każdy malutki hałas w domu
automatycznie otwierał oczy. Przez skrzypnięcie huśtawki na ganku prawie wyskoczył z łóżka.
Wiedział, że Gabriel ich strzegł, jednak jakaś jego cząstka nie mogła się po prostu zrelaksować. Nie
po jego rozmowie z Parkerem. Nie było cholernej mowy by dzisiaj zasnął i wiedział o tym. Byłby

background image

szczęśliwy, gdyby się trochę zdrzemnął.
Sheri sapnęła we śnie i owinęła się ciaśniej wokół niego. Wzdychając, ułożyła się z powrotem, z
jedną ręką na jego brzuchu i jedną nogą narzuconą na jego obie nogi.
Jeśli wkrótce nie schwytają Rudy’ego to stanie się potężnie zmęczonym koteczkiem. Pocałował
swoją księżniczkę w czoło i poddał się w czuwaniu nad jej snem.

ROZDZIAŁ ÓSMY
Richard Lowell był ogromny i oszałamiający. Mężczyzna z łatwością sięgajął dwóch metrów.
Szerokie, potężne ramiona dopełniały masywnie umięśnione ręce skrzyżowane na jego piersi.
Bladoniebieskie
oczy na twarzy po przejściach patrzały chłodno na Adriana. Wzdłuż lewego policzka
przebiegała blizna, której wściekła czerwień sygnalizowała Adrianowi o swojej świeżości,
prawdopodobnie miała około kilku tygodni. Odkąd był nowym Alfą Sfory, otrzymywał „kursy
walki” od pozostałych podczas wyzwań o dominację. Długie jasno- czerwone włosy były ciasno
splecione w warkocz, który sięgał mu do pasa. Był ubrany w czarne jeansy i ciemno- niebieski
sweter, który naciągnął się od jego umięśnionej klaty. – Co masz na myśli mówiąc, że jedziesz by
przywieźć inną kobietę?
Belinda miała być wypisana ze szpitala. Była tam o dzień dłużej od Sheri. Odmówiła pójścia do
psychiatryka, wybierając zamiast tego terapię psychiczną ambulatoryjnie.
– Obie kobiety są w niebezpieczeństwie, Belle również bo uratowała Sheri od pędzącego
samochodu. Myślę, że najlepiej będzie mieć je pod jednym dachem, zwłaszcza dopóki Belle nie
będzie mogła sama się obronić. Gabriel będzie pilnował Sheri podczas gdy ja przywiozę Belle.
- Nie wydaje mi się żeby to było mądre.
Adrian gapił się na wielkiego Alfę Sfory. – Jesteś tu. Chcesz mi powiedzieć, że Parker jest w
stanie pokonać ciebie, twojego Marshala, jego zastępcę, mojego zastępcę i dwóch pozostałych
wilków by dostać się do mojej partnerki?
- Wyślę jednego z moich wilków by przywiózł kobietę.
Adrian przewrócił oczami. – Jasne, spoko. Belle spojrzałaby na twojego kolesia i krzyczała w
niebogłosy. Bez urazy ale ona nie wie, że jesteście od Adama, a teraz ma powody by być bardziej
ostrożną jeżeli chodzi o wilki.
- Ale tobie ufa, odkąd jesteś w Dumie. – Richard nadal patrzał na niego chłodno. – Zatem jeden z
moich ludzi pojedzie z tobą, albo wyślij swojego zastępcę.
Gabe zarumienił się. – Ze mną też nie będzie chciała pójść.
Richard spojrzał krótko na szeryfa zanim znowu powrócił chłodnym wzrokiem do Adriana.
– Masz na myśli to, że kobieta nie może ufać członkowi Dumy?
Zacisnął czubek swojego nosa; ból głowy, z jakim się rano obudził stawał się coraz gorszy.
– Spójrz, między Belle a resztą Dumy były jakieś problemy, które nadal rozbrzmiewają i nie są
jej winą. Ufa zaledwie kilku ludziom. Mam tylko nadzieję, że jestem jednym z nich. – Spojrzał
naokoło pokoju na pięciu wilków i trzy Pumy. – Sheri nie opuści tego domu i jest jedną z osób,
którym ufa Belle. Emma i Becky robią porządek z wandalizmem w ich sklepie. Max i Simon pójdą
ze mną po Belle i , nie, nie wyślę ich samych; również im grozi niebezpieczeństwo. Gabe będzie
pilnował mojej partnerki. Pytam czy zostaniesz tu i mu pomożesz. Jeśli nie to poczynię inne
starania.
Moc płynąca od Richarda była inna niż moc, którą Max emanował z taką łatwością. Ten facet
był niewiarygodnie silny, ale ta różnica pomiędzy niezależnym, moc silnej woli Alfy Dumy i
dominujący młot, którym Alfa Sfory władał tak jakby próbował walnąć Adriana do kompletnie
innej uległości. Richard miał gdzieś to, czego chciał Adrian. Swoją siłą woli wymagał od niego
posłuszeństwa. Pewnie zawsze to dostawał.
Ale nie dzisiaj.
Adrian wiedział, ze miał rację. Postępował według swoich instynktów jak Marshal Dumy, a nie
jak Puma, którego partnerka jest w niebezpieczeństwie. Myśl o wysłaniu Maxa i Simona samych do
szpitala wzbudziła u niego panikę. Gapił się na Alfę, nie ruszając się o cal, podczas gdy Gabe

background image

chwycił się za głowę i zajęczał. Sheri zwinęła się w kulkę, piszcząc od siły płynącej przez pokój.
- Odpuść sobie Rick, on się nie ruszy. – powiedział z uśmiechem Marshal Sfory gdy jego
zastępca również chwycił się za głowę i jęknął. Pozostałe wilki zupełnie skuliły się na podłodze od
pokazu nastroju ich Alfy.
Władza, którą władał Richard nagle ucięła. – Uparty z ciebie mężczyzna. – powiedział miękko
Richard.
- Jestem Marshalem swojej Dumy, a każdy mój instynkt podpowiada mi jak niebezpiecznie jest
wysłać Max’a po Belle beze mnie.
Richard gapił się na niego przez dłuższy czas po czym kiwnął głową. Odwrócił się do swojego
Marshala. – Zabezpiecz teren, Ben. Daj znać kiedy przyjadą Alfa i Beta Dumy.
Mężczyzna kiwnął głową i skinął na pozostałych wilków. Opuścili dom by przypuszczalnie
„zabezpieczyć teren” dla satysfakcji swojego Alfy.
- Dziękuję.
Drugi mężczyzna w końcu się uśmiechnął – Żaden problem.
Adrian pokręcił głową i usiadł obok Sheri. Przyciągnął ją blisko, nie zdziwiony gdy schowała
twarz w jego ramieniu. – Gdy tylko pozostali tu dotrą ja wyjdę. Belle będzie tutaj spać, z nami,
dopóki nie rozprawię się z Parkerem. W porządku?
Kiwnęła głową.
- Boli cię głowa księżniczko?
Pokręciła głową.
Richard uklęknął przed nimi, lodowato - niebieskimi oczami spojrzał miękko na drżącą kobietę.
– Obiecuję, że Parker nie kiwnie na ciebie palcem dopóki jesteś pod moją opieką.
Sheri spojrzała na ogromnego mężczyznę. Ugryzła się w wargę, z niepewnością w oczach gapiła
się na niego. – Mogę na ciebie spojrzeć?
Puma Adriana zawarczała. „Spojrzeć” na Richarda oznacza być z nim nos w nos, czyli coś z
czym nie czuł się komfortowo.
Richard spojrzał na Adriana, potem znów na Sheri. – Rozumiem twoje zdenerwowanie,
rozważając, że to wilki cię zaatakowały. Jeśli przez to poczujesz się lepiej, to oczywiście, um –
zmarszczył brwi, trochę zmieszany – spójrz na mnie.
Adrian rozsiadł się i zmusił siebie samego, by pozwolić swojej partnerce zbliżyć się do
wielkiego, złego wilka.
Sheri gapiła się na dużego rudego faceta i spróbowała zapamiętać, że był tu by pomóc. Fakt, że
pachniał jak wilk nie za bardzo pomógł. Jego chłód i potęga jedynie jeszcze bardziej ją
przestraszyły.
Ale kiedy klęknął przed nią i spróbował ją uspokoić, wiedziała, że zrozumiał. On tylko wydawał
się zimny. Każdy jej instynkt podpowiadał jej, że ten facet szybciej ugryzłby się w łapę niż
skrzywdziłby kobietę. Nie miała pojęcia skąd to wiedziała, po prostu wiedziała.
Może to było przez jego zapach albo przez sposób w jaki natychmiast uchwycił jej problem i
próbował go naprawić. Przez to jak otworzył się przed nią, pozwolił jej zębom i pazurom zbliżyć
się niebezpiecznie do swoich bezbronnych oczu i szyi, nigdy by nie zrobił czegoś podobnego gdy
poczułby wewnątrz jakiekolwiek zagrożenie. Dodało jej to otuchy.
Wychyliła się tak blisko, że nosem prawie go dotknęła. Poczuła napięcie Adriana i wiedziała, że
nie doceniłby tego gdyby doszło do kontaktu między nią a innym mężczyzną.
Blado- niebieskie oczy patrzały na nią od zniszczonej przez bitwy twarzy. Pod warstwą lodu
ukrywał naturę człowieka bardziej współczującego i opiekuńczego niż kiedykolwiek widziała,
zmieszany z determinacją, by chronić tych, których miał pod opieką. Łatwo było to ujrzeć. Zbyt
często widziała to w oczach Adriana by się mylić.
Ale w tym mężczyźnie było to wyjątkowe. Podczas gdy specjalne zdolności Adriana
powiadamiały go o niebezpieczeństwie tylko wtedy gdy ono następuje, to ten facet był zawsze
„uświadomiony”, zawsze zorientowany co się dzieje z ludźmi, których traktował jako swoich. Jeśli
groźba Parkera nie podsycałaby jej partnerowi mocy to jęczałby tak samo jak Gabe.
- Teraz widzę dlaczego jest twoją partnerką – powiedział, patrząc jej w oczy. Co w nich

background image

zobaczył, tego nie wiedziała, ale wydawało się go to uspokajać tak samo jak to, co zobaczyła w
jego oczach – Zauważa głębię, bardziej niż ktokolwiek inny kogo spotkałem.
- Ale Rudy jednak mnie nabrał.
Znowu stał się zimny, chowając się za lodowatym spojrzeniem – Tylko dlatego, że widzisz
głębię nie oznacza, że widzisz to co myślisz.
Wstał, górując nad nimi i patrzał na ich złączone dłonie. – Będzie z nami bezpieczna. Jedź po
tamtą kobietę.
Odwrócił się i poszedł do kuchni bez oglądania się za siebie.
Sheri stukała nerwowo palcem o swoją nogę. Oglądała telewizję, próbując nie myśleć zanim
pozostali nie wrócą. Całkowity bezruch Richarda nie pomagał, nie było zbytnio relaksująco. To był
bezruch drapieżnika czekającego by zaatakować z odległości swoją zdobycz. Stał z dala od okien i
drzwi, upewniając się, że zrobiła to samo i trzymał się między nią a drzwiami i oknami parę razy
jak się przenosiła. Sprawdził każde pomieszczenie zanim do niego weszła. Zarządził swojemu
Marshalowi i pozostałym odbycie warty. Marshal zgodził się czując, że ochrona ich obojga było
jego robotą. W skrócie, zagrał doskonałego ochroniarza. Gabe był na zewnątrz z pozostałymi
wilkami, tylko on był zaznajomiony z leśnym terenem za domem Adriana.
Jej komórka zadzwoniła. Rozbawiony chichot doszedł zza jej ramienia gdy usłyszał melodyjkę.
– Skąd to wytrzasnęłaś?
- Ze strony Looney Tunes – odpowiedziała wyjmując telefon ze swojej torebki.
Zachichotał jeszcze bardziej gdy Sylwester kocim głosem powiedział raz jeszcze – Masz rację,
cwaniaczku. Widziałeś koteczka!
- Halo?
- Cześć Sheridan.
Poczuła jak jej krew zamarza gdy miękki, warczący głos Rudy’ego wypełnił jej uszy. Spojrzała
na Richarda, mając nadzieję, że jest w stanie zauważyć wyraz jej twarzy, ale stał do niej tyłem.
– Cześć Rudy.
- Słyszałem, że byłaś zajętą, bardzo zajętą dziewczynką, Sheridan.
Oblizała usta gdy Richard ruszył do jednego z kuchennych okien. – Tak, jestem.
- Chciałbym się spotkać i przedyskutować to co wykombinowałaś. Może podczas lunchu.
- Sorry ale według mojego grafiku jestem zajęta do 2060 roku. Może innym razem.
- Naprawdę? Bo wiesz, Giordano byłby zachwycony gdybyś do nas dołączyła.
Zamarła. – Adriana z tobą nie ma.
- Nie? Rozmawiałaś z nim odkąd pojechał do szpitala?
Richard odwrócił się i gapił na nią ale był zbyt daleko by mogła ujrzeć wyraz jego twarzy. – Nie,
nie rozmawiałam.
- Powiem ci coś, Sheridan. Jestem hojnym facetem. Zadzwonisz do niego by wiedzieć jak się
miewa. Zadzwonię niedługo. Sprawdź tylko czy dasz radę się z nim połączyć.
Połączenie zostało przerwane.
Z drżącymi rękoma i głosem wybrała numer do Adriana. Żądnej odpowiedzi. Próbowała
zadzwonić do Max’a, a potem do Simona.
Bez skutku.
Jej serce łomotało ze strachu, zaczęła wybierać numer do Emmy. Kiedy telefon ponownie
zadzwonił podskoczyła. – Słucham?
- No więc, Sheridan? Dodzwoniłaś się do kogoś?
- Nie – wyszeptała, przerażona nie dowierzając.
- To dziwne bo mógłbym przysiądź, że słyszałem jego telefon.
Napawający się triumf w jego głosie wysyłał cząstki terroru po jej kręgosłupie.
- Czego chcesz?
- Hmm. No więc, moi ludzie zaczynają być głodni. Jesteś pewna, że nie chcesz dołączyć do nas
na lunch?
Pisnęła. Wiadome było, że wataha wilków na wolności żywiła się samotnymi pumami.
- Powiem ci coś, skarbie. Zaplanowałem to sobie więc możesz opuścić tego Neandertalczyka,

background image

któremu wydaje się, że cię ochroni. Opuścisz dom, pójdziesz ze mną, a może nie nakarmię swoich
kumpli twoim Giordano. Umowa stoi?
Zanim zdołała odpowiedzieć Rudy się rozłączył.
- Nawet o tym nie myśl.
Spojrzała na wielkiego Alfę Sfory. Groźba ulatywała od niego falami. – Nie mam wyboru.
- Więc nie oszukuj się sądząc, że wydostaniesz się stąd beze mnie. Dźwięk wystrzału zakłócił
wszystko co chciała powiedzieć. Krzyk agonii wił się od kolejnego strzału.
- Cholera! Czekaj tu! – powiedział Richard. – To jest pewnie to o czym mówił. Rusz się do
frontowych drzwi, będę tuż za tobą.
Zauważyła, że wyjął coś zza pleców i zdała sobie sprawę, że była to broń. Naprawdę miała
nadzieję, że była to broń.
Ruszyła naokoło kanapy by chwycić za smycz Jerrego ale ręka Richarda ją zatrzymała. – Zostaw
go. Będzie tu bezpieczniejszy. – skinęła mu na zgodę i ruszyła do frontowych drzwi otwierając je
powoli.
Trzeci strzał zabrzmiał zanim je otworzyła, wstrząsając nią. Usłyszała jęk Richarda tuż przed
tym jak upadł, pociągając ją za sobą.
- Wstawaj, Sheridan. Idziemy.
Rudy chwycił ją za ramię i zaciągnął do samochodu. – Bądź wdzięczna, że mam mało czasu –
powiedział gdy pchnął ją do samochodu. – w przeciwnym razie upewniłbym się, że ten wielki
skurwiel zdechł. – Wsiadł za nią, wciskając się blisko niej. – Jedź – warknął do kierowcy.
- Puszczaj mnie – powiedziała Sheri, starając się odepchnąć go od siebie. Kolejny strzał
wystrzelił i tym razem Rudy przeklął.
- Nigdy w życiu. Znowu jesteś moja i za nic w cholerę nie pozwolę ci uciec.
Kiedy zaczął rozpruwać jej ubrania zaczęła walczyć. Złośliwe klepnięcie ogłuszyło ją na tyle, by
mógł rozerwać jej sweter. Przez krótką chwilę pomyślała o przemianie ale nadal była za bardzo
ubrana. Plącząc się w jeansach jeszcze bardziej naraziłaby swoje życie.
Więc walczyła z nim zębami i pazurami gdy warknął nad nią, modląc się by Adrian przybędzie
zanim Rudy skończy to co zaczął.
Max zatrzymał się przy domu Adriana i warknął. – problemy.
- No nie pierdol, Sherlocku, jaką masz wskazówkę? - Odwarknął Simon, wyskakując z Durango.
– Co tu się do cholery stało?
Gabe wyszedł na ganek z pistoletem w ręku. – Dwa strzały z tyłu, jeden od frontu. Richard padł
lecz żyje. Jeden trup, jeden ranny, obaj nasi.
- Sheri? – warknął Adrian.
Gabe pokręcił głową – Nie jestem pewien co się stało ale jak tylko strzały wystrzeliły wybiegła z
domu. Jeden z ludzi Rick’a widział ją ale nie był wystarczająco blisko by się do niej dostać. Rick
próbował ją zatrzymać ale padł. Mamy numery rejestracyjne, a wilk podążał za samochodem tak
długo jak mógł zanim nie musiał zawrócić.
- Gdzie ty do diabła byłeś?
- Próbowałem dorwać snajpera.
- i?
- Uciekł gdy usłyszałem strzały od frontu. Strzelałem do samochodu jak tylko ruszyli ale nie
trafiłem w oponę.
- KURWA!! – Krzyknął Adrian. Obiema rękoma trzymał się za głowę. – Co ona do cholery
sobie myślała? – Warknięcie pełne bólu wydobyło się od Alfy Sfory siedzącego na ganku. – Rudy
powiedział jej, że cię dopadł. Nie mogła się z tobą skontaktować więc mu uwierzyła. Masz
włączony
telefon? – Ścierka przyciśnięta do jego ramienia przesiąkła krwią.
- Będzie w cholernie wielkich tarapatach gdy ją znajdę – warknął Adrian sprawdzając swój
telefon – Tak, włączony.
- Wasze też? – Richard wskazał brodą na Maxa i Simona.
- Taa.

background image

- Po tym co wydarzyło się we Wallflowers? Włączony do cholery.
- Sprawdź w samochodzie czy nie ma tam żadnej zagłuszającej stacji RF- powiedział Gabe do
jednego z wilków. Facet kiwnął głową i poszedł sprawdzić.
- Do diabła co to jest za zagłuszająca stacja RF ? – spytał Simon.
- Urządzenie zakłócające fale radiowe. Nielegalne ale dla inżyniera mechaniki łatwe do
zbudowania. – odpowiedział Gabe.
Wilk wrócił z małym żółtym urządzeniem wielkości karty. – Dlatego nikt nie mógł cię złapać.
- No dobra, Adrian, myśl! Gdzie ona jest? – rozkazał Max.
- Skąd kurwa mam wiedzieć?
Max spiorunował go wzrokiem gdy Simon poszedł pomóc Belindzie wysiąść z Durango. – Jesteś
Marshalem. Ona należy do Dumy. Gdzie ona jest?
Skoncentrował się na swojej partnerce, jego oczy zamieniły się w złote gdy poczuł gdzie Rudy ją
dotykał. – Zakurwię go.
- Dobrze. Gdzie są?
- W samochodzie, jadą. On… – Adrian warknął, utrzymując z trudnością wrzask swojej Pumy. –
Myślę, że chce ją zgwałcić a ona się broni. – Zgubiła gdzieś swoje okulary i ból spowodowany
światłem był nie do zniesienia. Czuł jakby jego oczy były dźgane nożem.
- Możesz cokolwiek poczuć?
Adrian znalazł się na przednim siedzeniu Durango. Wielki, rudy wilk wskoczył na tylne miejsce,
krew z ran na jego ramieniu poplamiła całą skórzaną tapicerkę Max’a. Kolejny wilk, ten mniejszy i
jasno- rudy (Marshal Ben wyszeptała jego Puma) dołączył do większego, zranionego. Węszył ale
zapach krwi i wilka prawie go ogarnął.
- Musisz posłużyć się jej zmysłami, nie swoimi. Co ona czuje?
- Dlaczego ty tego nie spróbujesz? Warknął Adrian.
- Zrobiłbym to gdybym tylko mógł, ale nie mogę. Nie jestem Marshalem.
Wziął głęboki wdech i jeszcze raz spróbował ją namierzyć. Czuła zapach Parkera, kierowcy i
swojej własnej krwi gdy Parker pazurami rozpruł wszystko do jej miękkiego ciała…
A także zapach „Susquehanna River”.
- Cholera. Jest jakieś piętnaście minut dalej, gdzieś bliżej „Susquehanny”.
Max wystartował z piskiem opon. – Myślisz, że kierują się na Harrisburg?
- Nie jestem pewien. Jeśli zjedzie na I76 to skieruje się na Ohio albo dalej na wchód do Philly.
- Musimy go złapać zanim wjedzie na autostradę.
Zadzwonił mu telefon. – Gabe.
- Już jadę alternatywną trasą. Zastanów się nad eskortą policji.
- Dzięki koleś.
- Żaden problem. Czuję kurwa co on jej robi. Sukinsyn.
- Dorwiemy go zanim wjedzie na autostradę.
Gabe wciągnął powietrze. – Nigdy ich nie dopadniemy jeśli wywiozą ją ze stanu.
- Nie pierdol.
- Kieruje się na wchód i może zjechać na I95.
- Wiem.
- Dzwonię po posiłki. Zaufaj mi, nie pojedzie za daleko.
Adrian gapił się na telefon w swoich dłoniach i zastanawiał się co kombinuje jego Zastępca.
- Do jasnej cholery! Trzymaj się kurwa drogi Steve!
- Próbuję Rudy, ale tam jest jakaś blokująca kolumna pierdolonych Yahoo z ciężarówkami!
Rudy podniósł z rykiem głowę z nad jej biustu. Właśnie zdjął jej jeansy, zostawiając ją zupełnie
nagą. – Jedź naokoło.
- Myślisz, że co ja do cholery robię?
Sheri pisnęła gdy rozbrzmiały strzały.
- Co do kurwy?
- Strzelają do nas!
Rudy usiadł i wyciągnął swój pistolet. Zerknął nad zagłówkiem siedzenia i patrzał w przednią

background image

szybę, a zapach Pumy się rozprzestrzeniał. Tymi ‘yahoos’ byli jej kumple z Dumy.
Sheri ledwo widziała także nie podnosiła się. Rozpoznała dźwięk strzelającego karabinu i zrobiła
tylko to co przyszło jej do głowy. Opadła na podłogę samochodu i ukryła głowę w rękach.
Kule roztrzaskały przednią szybę, obsypując Sheri odłamkami. Rudy znowu przeklął i strzelał
gdy Steve desperacko próbował ominąć blokadę.
- Kurwa!
- Co jest? – Warknął Rudy na swojego kierowcę.
- Przedziurawili opony.
Czuła jak samochód ślizgał się gdy kierowca próbował nim wymanewrować. – Adrian! –
krzyknęła tak głośno jak tylko mogła, całkowicie pewna, że był za to odpowiedzialny i modląc się
by ją usłyszał w tej strzelaninie.
Bo jeśli nie wydostanie jej stąd, to jej Puma owszem. A wtedy naprawdę nastanie piekło.
Dźwięk krzyku jego partnerki przełamał coś w Adrianie. – Tam – warknął rozpruwając już swoje
ubranie. Wiedział, że ludzie, którzy zrobili blokadę byli Pumami; Gabe zadzwonił do niego jak
tylko ich ustawił. Dawali z siebie wszystko by utrzymać Rudego dopóki nie przyjedzie i nie zabije
go.
Przekształcił się na przednim siedzeniu, nie zważając na to, że pazurami rozrywał skórzany fotel
Max’a. Max wyciągnął rękę by otworzyć mu drzwi a on wyskoczył, biegnąc prosto w stronę
samochodu Rudego, gdzie trzymał jego partnerkę.
Śnieżno- biała Puma wyskoczyła z tylnego okna z niewymagającym wysiłku wdziękiem, co
tylko go pobudziło. Jej lśniące czerwone oczy spojrzały na niego ze strachem, miłością, ulgą i
nadzieją. Była prawie bezpieczna.
Usłyszeli strzały.
Zachwiała się i upadła.
A jego serce, tracąc najważniejsze, przestało bić.
Spojrzał ze swojej leżącej partnerki na mężczyznę w samochodzie, wilka owianego jej
zapachem, z dymiącą jeszcze bronią w ręku i zdał sobie sprawę, że ma coś jeszcze do załatwienia
zanim dołączy do swojej Sheri. Ale wielki czerwony wilk pojawił się tuż obok niego, skoczył do
samochodu i jednym pociągnięciem rozerwał gnojowi gardło.
Adrian podczołgał się do swojej partnerki i schował twarz w jej ranie. Ku jego uldze zamruczała
a jego serce znowu zaczęło bić.
Żyła.
Skulił się dookoła niej i pozwolił wilkom zając się pozostałymi. Miał ważniejsze rzeczy do
zrobienia.
EPILOG
- Twoje serce stanęło.
- Myślałem, że moja partnerka nie żyje. To oczywiste, że stanęło.
- A co się stało z tymi wspaniałymi zdolnościami Marshala? Można by pomyśleć, że powiedzieli
ci, że jestem jedynie oszołomiona.
Adrian przyciągnął ją bliżej siebie. – Taa, więc, nie myślałem tak w tym momencie.
Przez godziny nie był w stanie pozwolić jej odejść. Siedzieli na ganku, skuleni na jego huśtawce,
ciesząc się nocnym powietrzem. Prawie czuł ten chłód. Trzymał w ramionach swoją już bezpieczną
królewnę śnieżkę, utrzymując swoje ciepło. Nie zaszkodziły też cztery koce, którymi się owinęli.
Wspomniała coś o kupieniu chiminei na ganek. Musiała mu wytłumaczyć co to było. Kiedy
powiedziała, że jest to przenośny kominek w meksykańskim stylu, jego Puma zamruczała zgadzając
się z tym pomysłem.
Pomimo wszystkiego, jego księżniczka lubiła wychodzić wieczorem na zewnątrz a on musiał
utrzymać jej ciepło. Nie mógł doczekać się lata kiedy pokaże mu jak fajna jest „kąpiel w swietle
księżyca”.
Trąciła nosem jego szyję, darując mu mały pocałunek. – Nic mi nie jest. Gdy tylko zmieniłam się
ponownie w człowieka krwawienie ustało. Pozostała tylko rana na ciele. Chociaż, przyznaję, że
piekło jak jasna cholera.

background image

Przyciągnął ją jeszcze bliżej warcząc nisko.
-Nie mogę. Oddychać.
Poluzował uścisk z obrażonym śmiechem. – Nie wydaje mi się że będę w stanie spuścić cię z
wzroku przez jakiś czas, kochanie. - Psiakrew, gdyby mógł to zaopatrzyłby się w nosidło i nosił ją
wszędzie.
- Co się stało z pozostałymi z watahy Rudy’ego?
Adrian warknął – nie żyją. – I bardzo dobrze. Adrian omal nie stał się zdziczały do czasu, aż nie
przywieźli Sheri do domu. Jeśli którykolwiek z tych palantów by przeżył, zjadłby go. Dosłownie.
- Nie powinnaś chodzić. – powiedział głęboki, chłodny głos. Odwrócili się i zauważyli, że okno
za nimi było lekko otwarte, prawdopodobnie by wywietrzyć zapach krwi. Spojrzeli na siebie,
całkowicie pewni na kogo Richard tak warczał.
- No sorry uczęszczałeś może na jakieś nauki medyczne? Nie? To się zamknij. – Belinda
wysapała, obolała i wkurwiona jednocześnie.
- Cierpisz.
Belinda zadyszała kpiąco. – Ja? Naprawdę? Nigdy bym się nie domyśliła.
- Dlatego nie powinnaś chodzić.
- Mój lekarz powiedział, że mam się ruszać tak często jak to tylko możliwe, bo przyspieszy to
proces leczenia.
- Śmiercionośna zadyszka, powodująca zawał serca przyśpieszy proces leczenia? W takim
wypadku wyleczysz się błyskawicznie.
- Słuchaj, Dick, teraz pewnie tłoczyliby we mnie litry morfiny ale jeśli chcę się zmieniać to
muszę pozbyć się tego usztywniacza. Jeśli chcę się go pozbyć to muszę wyzdrowieć. Aby
wyzdrowieć muszę to wychodzić. Więc siat. Zostań. Dobry piesek. Arf.
Adrian i Sheri patrzeli z szeroko otwartymi oczami. Belle była zgryźliwa dla wielkiego Alfy
Sfory?
- Musi ją okropnie boleć. – wyszeptała Sheri.
- Siadaj zanim się przewrócisz! – ryknął Richard.
- Połóż na mnie choć jedną łapę a odgryzę ci ją! Zrozumiano Dick?!
- Przestań mnie tak nazywać!
- To przestań się tak zachowywać! Nienawidzę tak na ciebie mówić, Dick, ale nie jesteś moim
szefem!
- Ooo tak? – nastąpiła chwila ciszy a potem Richard zawył. – Ała! Ugryzłaś mnie!
Adrian zaczął się śmiać, trząsł cicho ramionami. Sheri zakryła buzię ręką, jej oczy wypełniło
przerażające rozbawienie.
- Odwal się Fido. Tylko nie mów, że cię nie uprzedzałam.
Kiedy wielki Alfa warknął, Adrian znalazł się w domu zanim jeszcze zdążył mrugnąć. - Odsuń
się, Richard.
Alfa Sfory rzucił mu wściekłe spojrzenie. – Nie grożę jej! W każdym razie nie za bardzo. –
wymamrotał piorunując spojrzeniem blondynkę okrążającą pokój Adriana. Używała obrotowego
chodzika, który polecił jej szpital. Ból trawił piękne linie jej bujnych ust a jej zielone oczy świeciły
na wielkiego rudzielca. Była ubrana w najnędzniejszy niebieski szlafrok jaki kiedykolwiek widział,
a
na nogach miała niebieskie kapcie – króliczki.
Ben, Marshal Sfory, stał obok swojego Alfy, ukrywając buzię w dłoni i próbując opanować swój
śmiech.
- Czy to nie czas, byś podreptał sobie z powrotem do swojej nory, Dick?
Uśmiech Richarda był zmysłowo chłodny – Nie bez swojej partnerki.
Belle zmarszczyła brwi. – Chyba ktoś został nieszczęśliwie z Tobą skojarzony. Biedna suka.
Przekaż jej moje kondolencje.
Uśmiech spełzł z jego twarzy. Sheri stanęła przy Adrianie, wargi jej drżały.
- Belle? – powiedziała. Brzmiało to tak jakby dławiła się ze śmiechu.
- Czego? – warknęła Belle, jej oczy zabłysły złotem gdy jej Puma się wynurzyła.

background image

- Wydaje mi się, że ma na myśli ciebie.
Oczy Belle poszerzyły się gdy duży Alfa Sfory kiwnął głową.
- Popatrz na to z drugiej strony Belle. – Adrian udławił się gdy próbował się nie zaśmiać.
Belinda wyglądała jakby połknęła żywą rybę. – To powinno rozwiązać twoje problemy z Dumą.
- Później opowiesz mi o wszystkim. Nieprawdaż – Alfa skrzyżował swoje umięśnione ręce na
klacie i spojrzał gniewnie na Belle.
To nie była prośba, a rozkaz, przez który Belle zesztywniała. Adrian zdecydował, że najwyższy
czas opuścić linię ognia. Kręcąc głową, chwycił Sheri za dłoń i pociągnął ją schodami do ich
sypialni.
- Gdzie idziemy? – wyszeptała gdy na dole ponownie wybuchła kłótnia.
- No ej, do łóżka. – odszepnął.
- Myślisz, że bezpiecznie jest ich zostawić samych?
- Nie martw się skarbie – powiedział zamykając drzwi. – Jestem pewien, że Belle da sobie radę.
Zaczął ją rozbierać. – A poza tym, mam ważniejsze zmartwienia na głowie.
- Jakie? – starała się nie uśmiechnąć ale jej oczy zrobiły się czerwone.
- Pieszcząc mojego koteczka.
- Świnia. – westchnęła.
Wycałował jej policzki – Kocham cię – szepnął całkowicie poważnie. Prawie ją dzisiaj stracił,
mimo, że dobrze to ukrywał, nadal był wstrząśnięty.
Z lekkim westchnięciem otoczyła ramionami jego szyję i przytuliła się. Schowała twarz w jego
szyi a Adrian zamknął swoje oczy, napawając się jej zapachem i miękkością tak blisko siebie.
Zaczął głaskać jej plecy, próbując ją uspokoić, wiedząc, że i ona była wstrząśnięta.
Gdy tylko jego dłoń sięgnęła jej tyłka otworzył szeroko oczy. Zaniepokojony śmiech rozgrzmiał
od niego gdy bardzo miękko zaczęła sapać w jego szyję.
- Ooo skarbie – powiedział gdy kołysał ją chichoczącą w swoich ramionach - Jesteś w
tarapatach.
- Oh jejku – odpowiedziała gdy padł na nią i zaczął trącać nosem jej szyję – Bo byłam bardzo
niedobrym koteczkiem.
Gdy tylko uspokoił się nad nią, jego penis pulsował między nimi nawet przez ich jeansy,
westchnęła. Wygięła się w górę do niego, mruknęła – Bardzo złym koteczkiem.
Patrzał na nią szerokimi, złotymi oczyma gdy podrapała go pazurami po bokach. Kiedy wryły
się w jego tyłek ponownie ją ugryzł przez jej koszulkę podczas gdy wyciągnął pazury i rozpruł jej
jeansy. Szybko rozpiął swoje spodnie i jego penis był już w domu, oboje zajęczeli od uczucia
gorącej
stali w wilgotnym aksamicie. Przytrzymał ją swoimi zębami i pieprzył ją, napierał na nią na tyle
mocno, by wstrząsnąć dębowym zagłówkiem. Uderzał on rytmicznie o ścianę, dając wszystkim do
zrozumienia co właśnie robili, ale nie mogła wykrzesać z siebie energii by się o to zamartwiać.
Warczał w jej ramię, jego zęby nadal były głęboko w niej zanurzone. Kombinacja bólu i
przyjemności była zbyt duża i doszła krzycząc pod nim. Zesztywniał nad nią, orgazm przedzierał
się
przez jego jęk gdy wypełnił ją sobą.
- Vegas ci pasuje? Mam ochotę odwiedzić kaplicę Elvisa. – wysapał parę minut później.
Rzuciła gniewne spojrzenie na jego czarną głowę spoczywającą na jej piersi. – Nie zamierzam
brać ślubu przed jakimś grubym kolesiem w cekinach. Idiota.
Westchnął i przytulił się bardziej, szczęśliwy szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. – Boże,
uwielbiam gdy tak brzydko mówisz. – otworzył oczy i patrzył z satysfakcją jak znowu zaczęła
chichotać. Nawet trwająca na dole kłótnia Richarda i Belle nie mogłaby zepsuć mu nastroju. Z
wyeliminowanym zagrożeniem Dumy i ze szczęśliwą partnerką w swoich ramionach, Adrian mógł
wreszcie pozwolić sobie na sen.
KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat Of A Different Color
Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat Of A Different Color
Bell Dana Marie Halle Puma 03 Cat Of A Different Color
Bell Dana Marie Halle Pumas 03 Cat Of a Different Color
Dana Marie Bell [Halle Pumas 03] Cat of a Different Color
Bell Dana Marie Halle Puma 02 Sweet dreams
Bell Dana Marie Halle Puma 1 5 The Ornament Max & Emma (Wersja poprawiona)
Bell Dana Marie Halle Puma 01 The Wallflower
Bell Dana Marie Halle Puma 02 Sweet Dreams
Bell, Dana Marie Halle Pumas 05 Only In My Dreams
bell dana marie figure of speech
bell dana marie fire within the
Bell Dana Marie Little Red
Dana Marie Bell Halle Puma 02 Sweet Dreams
Dana Marie Bell Halle Puma 01 The Wallflower
Cats of a diffren color 03 Dana Marie Bell
Dana Marie Bell True Destiny 02 Eye of the Beholder
Dana Marie Bell Halle Pumas 2 Sweet Dreams
Dana Marie Bell Halle Shifters 00 Bear with Me

więcej podobnych podstron