Sylvia Andrew
Kapitulacja uwodziciela
Tłumaczyła Bożena Kucharuk
Bruksela, czerwiec 1815
W Brukseli dobiegał końca kolejny bezchmurny dzień i choć słońce chowało się już za Hotel de Ville, nadal było ciepło. Wzmożona aktywność wojsk zrodziła plotki o zbliżającej się, od dawna oczekiwanej konfrontacji Napoleona z księciem Wellingtonem. Jednak ani upał, ani płotki zdawały się nie robić wrażenia na dwóch oficerach zmierzających pewnym krokiem przez Grandę Płace w stronę Rue de la Blanchisserie.
Dla dobrze poinformowanych było jasne, dokąd się udają Tego wieczoru księżna Richmond wydawała bal, który zapowiadał się na najświetniejsze wydarzenie towarzyskie sezonu. Mężczyźni idący przez Grandę Place mieli na sobie galowe mundury, jeden czerwony, drugi niebieski, z kurtkami suto szamerowanymi srebrem i złotem. Obaj nosili eleganckie obcisłe spodnie oraz nieskazitelnie białe rękawiczki. Przystojniejszy z oficerów ubrany był dodatkowo w lamowaną futrem pelisę.
Choć mieszkańcy Brukseli przywykli do widoku wojska na ulicach, ta para ściągała pełne uznania spojrzenia, zwłaszcza ze strony dam. Obaj panowie byli mniej więcej jednego wzrostu, ogorzali od słońca, wysocy, a świetnie dopasowane mundury jeszcze podkreślały ich smukłe, atletyczne sylwetki, emanujące męskim wdziękiem i siłą. Jeden z nich, major, nie był specjalnie przystojny, ale miał w sobie coś bardzo pociągającego mimo niezaprzeczalnej władczości. Jednakże to jego towarzysz, kapitan huzarów, budził większe zainteresowanie płci pięknej. Sprawiał wrażenie pewnego siebie, lecz drobne zmarszczki wokół oczu i ust świadczyły o pogodnym usposobieniu, a panie, którym udało się przyciągnąć jego wzrok, musiały zauważyć, że ma cudowny uśmiech i ładne niebieskie oczy o miłym wyrazie.
Mężczyźni rozmawiali ze swobodą cechującą starych przyjaciół, a ich śmiech nie milkł. Skręcili w jedną z bocznych uliczek otaczających rynek – Zatem podjąłeś decyzję, Adamie? Ta kampania będzie twoją ostatnią? – Huzar miał dźwięczny, niski głos. – Trudno mi w to uwierzyć po tych wszystkich latach.
Adam Calthorpe odpowiedział zdecydowanym tonem.
– Możesz mi wierzyć, Ivo. Jestem potrzebny w Anglii. Posiadłość Calthorpe'ów ostatnio mocno podupadła Mam tam wiele do zrobienia.
Ivo Trenchard potrząsnął głową – Mimo wszystko trudno sobie wyobrazić Adama Calthorpe'a, z Pięćdziesiątego Drugiego, wiodącego spokojne życie w Somerset.
– Zapewniam cię, że będzie mi to odpowiadało.
– Pewnie masz zamiar się ożenić. – W głosie Iva było tyle pesymizmu, że Adam się roześmiał.
– A dlaczegóżby nie? Czy po latach włóczęgi po Europie może być coś lepszego niż ustatkowanie się u boku miłej, lubiącej dom dziewczyny? Żadnych walk, żadnych kłótni, tylko wygodne, uporządkowane życie.
– Cóż, życzę ci szczęścia... jeśli tego właśnie pragniesz.
– Czemu nie zrobisz tego samego? Napoleon został pobity, więc zanosi się na lata pokoju. W wojsku nie będzie zbyt ciekawie. Może też znajdziesz sobie żonę i ustatkujesz się?
– Ivo Trenchard przystanął, wpatrując się w przyjaciela ze zdumieniem.
– Adamie! Czyś ty oszalał? Znasz moje poglądy na temat kobiet.
– Myślałem, że lubisz kobiety.
– Owszem. Ale nie tak, żeby się żenić. To ostatnia rzecz, jakiej bym od nich chciał.
– Ale...
Ivo nie dał sobie przerwać.
– Posłuchaj, Adamie, jeśli chcesz się ożenić, to twoja sprawa Ja się do tego nie nadaję.
– Dlaczego?
– Z biegiem lat doszedłem do smutnego wniosku, że istnieją tylko dwa rodzaje kobiet – wesołe, z którymi się flirtuje, oraz nudne, z którymi się tego nie robi. Te nudne są lepszymi żonami, ale życie z nimi nie jest specjalnie zabawne.
– Z pewnością się mylisz, Ivo. Bo jeśli nie, to niewielkie mam szanse na zaznanie szczęścia – Przypuszczam, że istnieją nieliczne wyjątki. Miejmy nadzieję, że na taki trafisz, choć nie wydaje mi się to prawdopodobne.
– Nie doceniasz mnie. A cóż złego w tym, by żona była wesoła?
– Rozejrzyj się. Stawiam ostatni żołd, że na każdą piękną kobietę zadowoloną z towarzystwa męża na dzisiejszym balu przypadnie pięć uczepionych ramienia starego nudziarza, którego jedyną zaletą jest bogactwo.
– Jesteś bardzo surowy w sądach.
– Taka jest prawda A nasze środowisko do tego zachęca Jedynym celem istnienia kobiety jest korzystne wyjście za mąż. Wbija im się to do głowy już od kołyski, więc potem potrafią być bezwzględne. Wierz mi, bo wiem, co mówię. – Ivo sposępniał, po czym wzruszywszy ramionami, mówił dalej: – A kiedy znajdą już odpowiedniego kandydata i zaciągną go do ołtarza, rozglądają się za rozrywką Dla większości kobiet małżeństwo to interes. Lojalność, miłość, szacunek niewiele się liczą Adam popatrzył na przyjaciela z nieskrywaną troską – Nigdy wcześniej tak nie mówiłeś. Nie byłeś taki cyniczny.
– Mam swoje powody, których teraz nie będziemy roztrząsać. Zamierzam dobrze się dziś bawić. Nie przejmuj się, Adamie. Nie jest ze mną aż tak źle. Musiałeś zauważyć, że szczęśliwe mężatki zostawiam w spokoju, choć muszę przyznać, że niewiele ich widziałem.
– A wobec pozostałych nie masz skrupułów? Z takim podejściem nigdy nie znajdziesz żony.
– Wiesz co? Naprawdę się o ciebie martwię. Niedługo każesz mi upatrzyć sobie głupiutką debiutantkę. Przysięgam, że wolałbym paść trapem. O nie, zdecydowanie wolę kobiety takie jak Arabella Lester czy Heloise Leiken. Obie czarujące, ale wątpię, by często myślały o swoich mężach, kiedy są ze mną – Domyślam się, że madame de Menkelen też należy do tej kategorii? – wtrącił Adam.
Ivo odpowiedział mu szerokim uśmiechem.
– Nic nie uchodzi twojej uwagi, co? Miłosne igraszki to tylko jedna z dwóch największych życiowych przyjemności. Porządna kampania dostarcza nie mniej uciechy.
– Miejmy nadzieję, że będę miał więcej szczęścia w wyborze żony – powiedział Adam z uśmiechem.
– Jaki wybór masz na myśli? Przyjmując, że mężczyzna szuka w małżeństwie szczęścia, a nie bogactwa, według jakich sensownych kryteriów wybiera partnerkę na resztę życia? Nie, nie, Adamie, jedyny wybór, jaki mamy, to żenić się albo nie żenić. Jeśli mężczyzna postanawia wziąć sobie żonę, to czy będzie szczęśliwy, jest kwestią przypadku, nie wyboru.
– Nie wierzę, że znalezienie odpowiedniej żony będzie aż tak trudne, jak twierdzisz. Nie szukam wielkich emocji i przeżyć, lecz spokojnego życia z rozsądną kobietą – Po miesiącu umrzesz z nudów.
– Nie sądzę. – Adam spojrzał na wysoki budynek – Jesteśmy na miejscu. Doskonała muzyka, ale u Richmondów zawsze wszystko jest w najlepszym gatunku.
Gdy tylko weszli do środka, poprowadzono ich do niewielkiego pokoju na piętrze. Czekał tam na nich pułkownik Ancroft.
– Świetnie! Tom Payne i inni już są – Są jakieś nowe wieści, sir? – spytał Adam.
– Owszem. Niestety, złe. Francuzi w dużej sile przeprawili się przez Sambrę dziś rano. Prusacy bronią się przez cały dzień i wygląda na to, że Charleroi padnie, jeśli jeszcze to nie nastąpiło. Armia przed świtem przystąpi do walki. Gdy tylko książę i jego adiutanci: przygotują rozkazy, zostaniecie poproszeni o ich dostarczenie.
– Mamy czekać tu z panem, sir? – spytał tym razem Ivo.
– W żadnym razie! Macie dołączyć do gości księżnej i starać się tłumić wszelkie niepokoje. Wellington niedługo przybędzie, a tymczasem życzy sobie, by bal trwał. Nie chcemy paniki. Będę was informował na bieżąco. Idźcie i udawajcie, że dobrze się bawicie.
– Cóż, nie wiem jak ty, Adamie, ale ja będę się dobrze bawił – zapewnił lord Trenchard, patrząc na wystrojone towarzystwo zgromadzone w sali balowej. – A jeśli trzeba uspokajać panie, chętnie się tym zajmę.
Godzinę później Ivo pochylał się nad jedną z najpiękniejszych uczestniczek balu, podając jej ramię.
– Przykro mi, że cierpi pani z powodu gorąca, madame. Czy mogę zaproponować spacer po ogrodzie? Na zewnątrz może być chłodniej, chociaż w to wątpię. Wkrótce nad Brukselą musi przejść burza Dama spojrzała na niego z wdzięcznością wielkimi piwnymi oczyma – Nie miałabym nic przeciwko temu, lordzie Trenchard.
Kiedy zmierzali do wyjścia, Ivo zauważył dezaprobatę we wzroku kilku bardziej zasadniczych osób. Jeszcze nie zapomnieli skandalu, jaki wywołała jego niedawna zażyłość z hrabiną Leiken, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Dezaprobata zwykle sprawiała, że zachowywał się jeszcze bardziej wyzywająco, a Heloise Leiken warta była ryzyka piękna, dowcipna i czarująco chętna, zabawiała go przez długie tygodnie, dopóki na scenę nie wkroczył jej mąż i nie wywiózł jej do rodowej posiadłości kilka mil za Brukselą Już na zewnątrz madame de Menkelen obdarzyła go uśmiechem.
– Bardzo mi się podoba – oznajmiła – Bo jest uroczo – odparł Ivo, całując jej dłoń. – Przejdziemy do końca alejki?
Następne pół godziny spaceru w ciepłym, pachnącym ogrodzie upłynęło przyjemnie, ale Ivo nie był specjalnie rozczarowany, kiedy dama zażyczyła sobie powrócić do sali balowej. Czekały go ciekawsze rzeczy. Odprowadził ją, po czym przeprosił i udał się wprost do pułkownika Ancrofta Nie było żadnych nowin. Rozejrzał się za Adamem, lecz nigdzie nie mógł go dostrzec. Z westchnieniem wmieszał się w tłum. Po pewnym czasie miał dość i znów wyszedł do ogrodu, tym razem sam. Adam także tam był, pogrążony w rozmowie z Tomem Payne'em, ale Ivo nie przyłączył się do nich; stojąc w cieniu, palił jedną z małych cygaretek, które przywiózł z Hiszpanii. Z jakiegoś powodu był niezadowolony.
Czyżby perspektywa zbliżającej się bitwy wprawiała go w taki stan? A może raczej to, co Adam mówił o małżeństwie i statecznym życiu?
Ivo od lat żył pełnią życia, uwielbiał braterstwo broni, ryzyko, emocje towarzyszące walce. Były też przygody innego, przyjemniejszego rodzaju, kiedy uczył się doceniać zalety Hiszpanek i Portugalek... Tu, w Belgii, było podobnie, tyle że przerwa w działaniach bojowych trwała dłużej. Może zbyt długo, bo niekończący się ciąg koncertów, rautów, przyjęć i balów, nadających sezonowi blask, jakiego Bruksela dotąd nie widziała, nagle stracił smak. Nawet zdobywanie takich piękności jak Isabelle de Menkelen nie miało już uroku.
Ivo poruszył się niespokojnie. Adam oskarżył go o cynizm. Czy miar rację? Być może. Po pierwszych młodzieńczych eskapadach nauczył się ostrożności w podejściu do młodych panien na wydaniu. Było wśród nich parę wartych zachodu, takich jak Charlotte Gumey, ale większość stanowiły niemądre istoty, zbyt łatwo dające się łapać na lep urodziwych rysów, zręczności w tańcu czy komplementów. Ogólnie rzecz biorąc, wolał szukać towarzystwa wyrafinowanych światowych kobiet, które znały zasady i, podobnie jak on, czerpały przyjemność z romansu, nie wymagając niczego poza rozrywką. Był zepsuty, ma się rozumieć, ale większość jego związków kończyła się przyjaźnią. Sumienie rzadko mu doskwierało. Nie pozostawiał za sobą złamanych serc. W istocie im lepiej poznawał kobiety z towarzystwa, tym mniej skłonny był wierzyć, że w ogóle mają serce.
Dlaczego nie chciał przyznać nawet przed sobą że rzeczywistym powodem jego rozdrażnienia był, oczywiście, zatarg z ojcem? Już w przeszłości dochodziło między nimi do różnicy zdań. Mimo wszystkich brukselskich rozrywek wspomnienie tamtego okropnego styczniowego dnia wciąż silnie tkwiło w pamięci. Perspektywa bitwy, możliwość śmierci na polu walki jeszcze podsycały żal i gorzkie poczucie niesprawiedliwości. Dlaczego ojciec mu nie wierzył?
Z sali balowej dobiegły piskliwe dźwięki dud, co oznaczało, że regiment górali przybył zabawić gości księżnej, Ivo ich nie słuchał. Ogród, muzyka, bal przestały dla niego istnieć; przeżywał od nowa wydarzenia ostatnich pięciu miesięcy, poczynając od fatalnego dnia na początku stycznia Kto mógł przypuszczać, że niewinne odwiedziny u starego sługi z sąsiedniej wioski będą miały tak okropne skutki...
Zamek Sudiham, styczeń 1815
Ivo Trenchard zaklął, rozgarniając zeschłe paprocie i jeżyny utrudniające mu przejście. Uznał za dobry pomysł, by wrócić do Sudiham na skróty przez las, ale po drodze zboczył ze ścieżki i teraz musiał brnąć przez gęstwinę, ciągnącą się aż do podjazdu przed domem. Nie powinien był tak długo bawić u starego Bena, ale też nie był w stanie wcześniej się od niego wyrwać. Ben leżał przykuty do łóżka, a uwielbiał opowiadać o czasach, kiedy był masztalerzem w Sudiham i uczył Najeździć konno, ledwie chłopiec urósł na tyle, by utrzymać się w siodle. A teraz Ivo błądził po lesie, wiedząc, że jeśli szybko nie odnajdzie drogi, spóźni się na partię bilarda, którą obiecał ojcu.
Ze złością szarpnął kolejną wyjątkowo oporną gałąź. Powinien już wracać do Londynu. Boże Narodzenie upłynęło całkiem przyjemnie, ale pięć tygodni w towarzystwie lorda Veryana zupełnie mu wystarczyło. Bardzo kochał ojca, lecz zapomniał, jakim potrafi być tyranem. Przez całe życie, odkąd tylko Ivo osiągnął wiek, w którym ma się własne zdanie, nieustannie się kłócili. Wiele razy dochodziło między nimi do ostrych starć; najgorsze, trwające tygodniami, nastąpiło, kiedy Ivo uparł się wstąpić do armii. Nigdy tego nie żałował. W wojsku było mu dobrze, a życie w domu z pewnością stałoby się nie do zniesienia Zastanawiał się, jak Peregrine, jego młodszy brat, mógł tak długo wytrzymać. Tyle że Peny nienawidził scen i zawsze był skłonny raczej ustąpić, niż narażać się na niezadowolenie ojca Najświeższy pomysł lorda Veryana, że Ivo wystąpi z wojska i ożeni się z Charlotte Gumey, był niedorzeczny, lecz omawiany z uporem, który niezmiernie Iva irytował. Z punktu widzenia ojca taki związek bez wątpienia niósł pewne korzyści. Sir George Gurney był jego starym przyjacielem, a Charlotte jedynaczką. Chodziło nie tylko o zacieśnienie więzów przez małżeństwo. Choć Gurneyowie nie byli specjalnie bogaci, posiadali najlepsze ziemie uprawne w okolicy, więc ich dziedziczka wniosłaby sporo żyznych pastwisk do posiadłości Sudiham.
Charlotte mogła uchodzić za ładną, jeśli ktoś lubił rumiane policzki i duże niebieskie oczy, ale jej maniery i zachowanie napawały Iva niesmakiem. Ta dobrze rozwinięta osiemnastolatka dawała w żenująco jasny sposób do zrozumienia, że jest więcej niż chętna go poślubić. Ivo był zmuszony wyjaśnić jej, że ani myśli spełniać życzenia Charlotte i swego ojca W scenie, jaka nastąpiła po jego wyjaśnieniach, panna Gumey ujawniła cechy charakteru przerastające najgorsze oczekiwania Iva Aż się wzdrygnął na samo wspomnienie...
Odgarnąwszy kolejną gałąź, stwierdził z ulgą że wreszcie trafił na jeden z konnych traktów prowadzących przez las do Sudiham. Na wprost ujrzał zaniedbaną chatę, którą pamiętał z dawnych czasów. Od domu dzieliło go pół godziny marszu. Zbliżywszy się do zabudowań, przystanął. Chata pozostawała niezamieszkana od łat, ale przez okno widać było migoczący blask ognia Włóczęga? Cygan? Ben mówił, że w okolicy kreci się ich trochę. Ivo wolno podszedł bliżej.
– Jest tam kto? – zawołał.
Ze środka dobiegły odgłosy gwałtownego poruszenia Ivo pchnął drzwi. Były zamknięte. Poważnie zaniepokojony naparł na nie ramieniem. Drzwi w końcu ustąpiły. Prymitywna chata składała się z jednego głównego pomieszczenia i dobudowanej z tyłu niewielkiej kuchni. Przez brudne okna wpadało niewiele dziennego światła. Jednak na palenisku buzował ogień, podłogę zaścielały poduszki, a w przejściu prowadzącym do kuchni Ivo ujrzał Charlotte Gumey, na wpół ukrytą za drzwiami. Musiała być zaskoczona jego nagłym wtargnięciem, ale, o dziwo, nie sprawiała wrażenia przestraszonej.
– Charlotte! – wykrzyknął Ivo. – Co, u diabła tutaj robisz?
– Ja... ja... – Zerknęła szybko w stronę kuchni, a potem zamknęła drzwi, podniosła z podłogi kapelusz i z ociąganiem podeszła do Iva. Następnie z przesadnie szerokim uśmiechem wydała z siebie westchnienie ulgi. – Och, tak się bałam! – powiedziała – Zdawało mi się, że słyszę hałas w kuchni, ale nikogo tam nie ma A potem ty wpadłeś do środka. – . Tak się cieszę, że to ty, Ivo. Byłam pewna, że to złodziej.
– Ale skąd się tu wzięłaś? To nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie.
– Wiem.
– Więc co tu robisz?
– Hm... Właściwie... Byłam na przejażdżce i... koń mnie poniósł. Udało mi się bezpiecznie spaść, ale nie wiedziałam, gdzie jestem... dopóki nie trafiłam do tej chaty. Wtedy zaczęło padać, więc... się tu schroniłam.
– I rozpaliłaś ogień?
– Ogień? Ach, tak!... Tak! Było mi zimno. Ivo uznał, że Charlotte kłamie jak z nut.
– Co planowałaś zrobić, gdybym się nie zjawił? Otworzyła szeroko oczy.
– Miałam zamiar, kiedy już się rozgrzeję, pójść pieszo do Sudiham, oczywiście. Cóż innego mogłabym zrobić?
– A twój stajenny? Czemu go tu nie ma?
– Pojechał za moją klaczą Pewnie wciąż jej szuka. Dlaczego mnie tak wypytujesz? Czyżbyś mi nie wierzył?
Dla Iva było całkiem oczywiste, że Charlotte Gumey kłamie jak najęta, ale nie chciał wdawać się z nią w kłótnię. Wiedział, że im szybciej wywinie się z kłopotliwej sytuacji, tym lepiej. Musiał jednak dopilnować, by dziewczyna bezpiecznie dotarła do domu – Włóż kapelusz – polecił – i zapnij porządnie pelerynę. Na zewnątrz jest zimno. Odprowadzę cię do Sudiham, a potem odeślę powozem do domu.
– Och, dziękuję! Co ja bym bez ciebie zrobiła?
Ivo nie uważał za konieczne odpowiedzieć.
– Usiądź przy oknie – rzucił krótko – a ja dokładnie wygaszę ogień. Możesz wziąć mój płaszcz. – Podał jej swoje okrycie i zajął się paleniskiem.
Jednakże nim uporał się z ogniem, z zewnątrz dobiegł odgłos świadczący o czyimś przybyciu.
Podszedł do drzwi i serce mu zamarło, kiedy dostrzegł swego ojca i sir George'a Gurneya zajeżdżających konno przed chatę. Zsiedli z koni, odwrócili się i popatrzyli na Iva ze zdumieniem.
– Ivo! – wykrzyknął ojciec. – Myślałem, że jesteś w domu. Byłem pewien, że się spóźnię na partię bilarda Co tu robisz? W dodatku z podwiniętymi rękawami. Ta chata od lat jest pusta – Niech mnie licho, założę się, że ma tam dziewczynę, Rupercie – powiedział ze śmiechem sir George. – A to hultaj. Rzućmy na nią okiem. Jest ładna?
– Nie! – krzyknął przerażony Ivo. – Mylicie się! Ja... po prostu zobaczyłem przez okno światło i wszedłem. Jakiś włóczęga musiał tu nocować. Zdjąłem płaszcz, bo gasiłem ogień.
– Z chaty dobiegł łoskot. Obaj starsi panowie pokręcili głowami.
– Nieźle, mój chłopcze. Chodźmy. Popatrzmy na tę ślicznotkę.
Ivo stanął w obliczu nieuchronnego. Odsunął się na bok, pozwalając im wejść do chaty. Zrobił, co mógł, żeby uchronić Charlotte przed gniewem ojca, ale nie zamierzał dla niej kłamać. W milczeniu patrzył, jak zatrzymują się w progu.
– Charlotte! Co, u... co to ma znaczyć? – Nastąpił moment ciszy, kiedy sir George omiótł wnętrze chaty uważnym spojrzeniem. Po chwili odwrócił się do Iva. Twarz miał purpurową z gniewu. – Ty łajdaku! Ty draniu!
– O co panu chodzi, sir George? Co ja takiego... ? – Ivo zrobił krok do środka i zdębiał, ujrzawszy Charlotte. Kiedy ją zostawiał w chacie, wkładała na głowę kapelusz i zapinała płaszcz. Teraz obie te rzeczy leżały na podłodze. Charlotte, ze zmierzwionymi włosami, odwrócona bokiem, nerwowo zapinała guziki sukni.
– Nie wierz w to, co widzisz. – zwrócił się Ivo do ojca, nie kryjąc złości. – Znalazłem ją tu ledwie parę minut temu. Tuż przed waszym pojawieniem się była w pełni ubrana, gotowa, bym ją odprowadził do Sudiham. Zrobiła to umyślnie. Nie daj się nabrać.
– Co?! – ryknął sir George. – Nie wierzę własnym uszom! Ty tchórzu! Ty cholerny tchórzu pozbawiony zasad! Masz nadzieję, że się wybronisz taką bajeczką? Przynosisz hańbę swemu nazwisku!
– Wkrótce pożałuje pan tych słów, sir George. – Ivo zwrócił się do Charlotte: – Powiedz im. Powiedz prawdę. Wszedłem tu tylko dlatego, że zobaczyłem ogień. Znalazłem cię niecałe dziesięć minut temu.
Dziewczyna przysłuchiwała się w milczeniu wymianie zdań pomiędzy Ivem i jej ojcem, a potem wybuchnęła płaczem, chwytając się okiennej ramy, – To na nic, Ivo – zaszlochała – Nie rozumiesz? Nakryli nas.
– Przestań wygadywać te teatralne bzdury, mała lisico, i powiedz prawdę.
– Och, jak możesz?! – wykrzyknęła z urazą – Jak możesz tak do mnie mówić, i tak mnie nazywać! Mówię prawdę, nie możesz niczemu zaprzeczyć! Och... och... Myślałam, że mnie kochasz. Ale teraz wszystko rozumiem. – Zalana łzami podbiegła do ojca – Och, papo, wybacz mi! – łkała – Musisz mi wybaczyć! Wiedziałam, że źle postępuję, ale tak bardzo go kocham! Nalegał, żebym się tu z nim spotkała i w końcu się zgodziłam. Zachowałam się niewłaściwie, papo, ale nie sądziłam, że on tak szybko mnie odepchnie... Och, jakże okrutnie zostałam ukarana Och, papo. – Padła ojcu w ramiona – Zemdlała' Biedne dziecko! Pilnuj jej, Gumey, a ja poślę po jednego ze stajennych. Weź mój płaszcz – powiedział lord Veryan.
– Charlotte ma już mój – wtrącił Ivo. – Oddałem jej, kiedy sam gasiłem ogień.
Lord Veryan nie krył obrzydzenia Wręczył swój płaszcz sir George'owi, który delikatnie otulił nim córkę. Następnie lord Veryan podniósł z ziemi płaszcz Iva i cisnął nim w syna – Proszę! – warknął. – Ta biedna dziewczyna nie potrzebuje twojego okrycia. Potrzebuje odrobiny twojej uczciwości. I przeprosin. Honorowych przeprosin.
Ivo porzucił nadzieję, że zdoła kogokolwiek o czymkolwiek przekonać. Oparł się o ścianę i z cynicznym podziwem obserwował poczynania Charlotte. Nie była uczciwą ale z pewnością szybka I bezwzględna Zbijała niezły kapitał na swojej małej eskapadzie. Może w pewnym stopniu mściła się na nim za to, że przed kilkoma tygodniami otwarcie jej odmówił, ale chodziło też o coś więcej. Charlotte grała o wyższą stawkę – skoro nie mogła skusić syna najbogatszego człowieka w okolicy, żeby się z nią ożenił, próbowała sprawdzić, czy nie uda jej się go zmusić do ślubu. Ani myślał jej ustąpić, lecz przewidywał, że czekają go bardzo nieprzyjemne chwile.
Lord Veryan posłał synowi jeszcze jedno miażdżące spojrzenie, po czym się oddalił. Przywołał stajennego, powiedział mu, że zdarzył się wypadek, i kazał jak najszybciej przysłać z Sudiham powóz. Powróciwszy do chaty, rzekł do Iva:
– Nie ujdzie ci to płazem. Porozmawiamy o twoim zachowaniu, kiedy ta biedna dziewczyna zostanie stąd bezpiecznie odwieziona. Wtedy będzie czas zadecydować, co należy zrobić.
– To jasne, co należy zrobić! – wykrzyknął sir George. – Ten łobuz musi się z nią ożenić!
Ivo zbladł, ale nie zdradzał żadnych innych oznak poruszenia Ignorując sir George'a, zwrócił się do ojca:
– Jestem w każdej chwili do twojej dyspozycji, ojcze, ale nie mam do powiedzenia nic ponad to, co już powiedziałem. – Odwrócił się, gotów odejść.
Charlotte gwałtownie otworzyła oczy. Próbowała stanąć o własnych siłach, ale zaraz znów opadła na siedzenie, wydając z siebie cichy okrzyk. Wyciągając rękę wystudiowanym gestem, szepnęła:
– Nie zostawiaj mnie, Ivo. Nie w taki sposób. Nie po tym wszystkim, co mi mówiłeś... Czym byliśmy dla siebie nawzajem...
Sir George spojrzał na Iva ponad głową córki.
– Wychłoszczę cię za to, Trenchard, jak mi Bóg miły! – rzucił z wściekłością – Przez lata zabawiałeś się w sąsiedztwie, ale nie uwiedziesz mojej córki bezkarnie!
– Nie uwiodłem pańskiej córki, sir George – odparł Ivo. Skóra wokół ust mu zbielała, ale wciąż zachowywał spokój.
Lord Veryan nie wytrzymał.
– Dość tego! – ryknął. – Nie będę więcej słuchał twoich kłamstw! Jest całkowicie jasne, co tu się dzieje, więc zmuszę cię do poślubienia tej dziewczyny, choćbym miał to przypłacić życiem!
Ivo nie mógł pozostać w Sudiham po tym, co zaszło w chacie. Choć przysięgał, że jest niewinny, nie dawano mu wiary. Opinia uwodziciela tym razem źle mu się przysłużyła Gdy Charlotte „doszła do siebie" na tyle, by mówić, upierała się przy swojej wersji wydarzeń, twierdząc, że Ivo namówił ją na spotkanie, obiecując małżeństwo. Żaden z ojców nie brał pod uwagę faktu, że dotąd Ivo flirtował otwarcie i nigdy z młodymi pannami z zacnych rodzin. Woleli wierzyć w każde słowo wypowiedziane przez rozpaczającą Charlotte.
Ivo kategorycznie odmawiał ożenku z kłamczucha Powtarzał swoją historię, przysięgając, że jest prawdziwa odwiedził Bena, zabłądził, trafił na opuszczoną chatę i wszedł do środka, zaintrygowany światłem. Musiał jednak przyznać, że nie było tam nikogo innego. Nie miał im za złe, że nie wierzą w bajeczkę o poniesieniu przez konia i schronieniu się przed deszczem. Sam w nią nie wierzył... zwłaszcza że konia znaleziono starannie przywiązanego do drzewa za chatą Tego ranka nie spadła też ani jedna kropla deszczu. Kto rozpalił ogień? Bo przecież nie Charlotte.
Charlotte Gurney najwyraźniej zaaranżowała spotkanie z kimś, a obaj ojcowie byli przekonani, że tym kimś był Ivo. Został przez nich osądzony i skazany jako pozbawiony honoru kłamca, który bezwstydnie uwiódł córkę starego przyjaciela domu, a potem się jej wyparł.
Tym sposobem lord Veryan w jednym dniu stracił i przyjaciela, i syna Usłyszawszy, że Ivo odmawia zrobienia „tego, co należy", sir George odjechał z Sudiham, przysięgając, ze jego noga nigdy więcej tam nie postanie. Gdyby nie rozpaczliwa potrzeba oszczędzenia reputacji córki, ogłosiłby przed całym światem, jakim Ivo jest łajdakiem.
Tuż po jego wyjeździe lord Veryan, dławiąc się wściekłością i upokorzeniem, wygnał Iva z Sudiham, zakazując mu powrotu, dopóki nie będzie gotów wyznać prawdy i odpowiednio naprawić szkody.
Ivo nie był zaskoczony zachowaniem Charlotte Gurney. Wiedział, że kobiety, nawet tak młode jak ona, potrafią być bezwzględne w pogoni za korzystnym zamęściem, a ponadto musiał przyznać, że przeprowadziła intrygę nader zręcznie. Jednak to, że ojciec, który dotychczas mimo licznych nieporozumień zawsze podziwiał i szanował swego syna, teraz tak łatwo uwierzył w kłamstwa napawało Iva głębokim smutkiem i goryczą. Natychmiast opuścił Sudiham, pełen urażonej godności i złości na ojca za to, że nie okazał mu zaufania W marcu nadeszły wieści o ucieczce Napoleona z. Elby i wojna wydawała się nieunikniona Ivo wiedział, że wkrótce zostanie wezwany na służbę. W tej sytuacji postanowił pogodzić się z ojcem. Jednak kiedy przybył do Sudiham, lord Veryan nie dał mu okazji do przeprosin – odmówił spotkania, nie pozwalając synowi nawet przekroczyć progu domu.
Wstrząśnięty, pełen złości i niesmaku, Ivo postanowił szukać gościny u swojej ciotki, lady Frances Danby, mieszkającej jakieś piętnaście mil od Sudiham, w wiosce o nazwie Lyne St Michael. Po drodze spędził przykrą noc w gospodzie, prawie nic nie jedząc, za to próbując utopić zmartwienia w wyjątkowo podłej brandy. Następnego ranka obudził się z dokuczliwym kacem, niemal żałując, że w nocy nie wyzionął ducha Gospoda nie należała do miejsc, w których chciałoby się pobyć dłużej, więc cierpiąc katusze przy każdym mchu, wyprawił się w dalszą drogę do Lyne. Omyłkowo zboczył z głównej drogi i musiał jechać wąską ścieżką według niego prowadzącą we właściwym kierunku. Przez jakiś czas był nawet zadowolony, że zostawił za sobą zgiełk gościńca Niestety, znowu miał pecha Po przejechaniu trzech czwartych trasy koń zgubił podkowę.
Przeklinając dzień, w którym się narodził, Ivo ostrożnie zsunął się z siodła i, przywiązawszy konia do drzewa zastanawiał się nad swoim położeniem. Ścieżka prowadziła w poprzek dość stromego zboczą a z dołu dobiegał szum płynącej wody. Ivo poczuł nieodparte pragnienie, by ochłodzić bolącą głowę, więc krok po kroku, często przystając dla złapania oddechu, ruszył ku strumieniowi...
Lyne St Michael, marzec 1815
Strumień bulgotał i skrzył się w słońcu; kiedy Ivo stanął na brzegu, bijący od wody blask niemal go oślepił. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, ujrzawszy na ścieżce nieopodal wspaniałego gniadego wierzchowca o lśniącej sierści i potężnym zadzie. Dawno nie widział tak dorodnego, rasowego okazu. Zaskoczony zbliżył się powoli. Koń był osiodłany, , ale nigdzie w pobliżu nie było widać jeźdźca Czyżby wyleciał z siodła? Zwierzę wydawało się całkiem spokojne, choć z pewnością nie brakowało mu wigoru. Ivo wyciągnął rękę.
– Trzymaj się z daleka, słyszysz? Odsuń się od mojego konia!
Głos brzmiał donośnie, wysoki i czysty. Ivo wzdrygnął się, bo od hałasu znów rozbolała go głowa Odwrócił się wolno i natychmiast zapomniał o wszelkim bólu, w ogóle o wszystkim, patrząc prosto w wylot lufy pistoletu wycelowanego w jego głowę z odległości niespełna dziesięciu kroków. Broń znajdowała się w dłoniach chłopca Ivo zadrżał; ciarki przebiegły mu po plecach. Broń palna w rękach dziecka już stanowiła poważne zagrożenie, a do tego chłopiec sprawiał wrażenie na tyle rozgniewanego, że mógł strzelić.
– Ty łobuzie! – ciągnął chłopiec, nie wykonując żadnego ruchu. – Pewnie chciałeś sprzedać Gwiazdora w Taunton, razem z innymi końmi, które ukradłeś.
Ivo odzyskał głos.
– Mylisz się – powiedział, przesuwając się w bok. Lufa pistoletu powędrowała w ślad za nim. – Nie jestem koniokradem.
– Więc co tu robisz? – Chłopiec wyraźnie mu nie wierzył.
– Cóż... zobaczyłem konia i zastanawiałem się, co się stało z jeźdźcem – wyjaśnił Ivo. Nie brzmiało to przekonująco nawet w jego własnych uszach. Co się, u diabła, z nim się działo? Odchrząknął, próbując się zdobyć na uśmiech. – Wybacz, że pytam, ale czy umiesz się obchodzić z bronią? Takie rzeczy bywają niebezpieczne. Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś strzelił, mógłbyś zranić Gwiazdora? Nie mówiąc już o mnie.
Chłopiec pokiwał głową – Masz rację! – przyznał. – Przesuń się!
– Nie zrobię tego – odparł Ivo przepraszającym tonem. – Stojąc tutaj, mam największe szanse na przeżycie. Nie mógłbyś odłożyć broni? Zapewniam cię, że nie jestem złodziejem. Mógłbyś mnie nawet uznać za człowieka godnego szacunku, choć wiem, że nie wyglądam najlepiej. Nazywam się Trenchard i jadę w odwiedziny do lady Frances Danby. Jestem jej bratankiem.
– Lady Frances! – Lekko zaniepokojony chłopiec zrobił krok do tyłu, potykając się przy tym o wystający korzeń. Kiedy próbował odzyskać równowagę, pistolet wypalił. Nastąpiło zamieszanie – koń zerwał się i uciekł, a chłopiec upadł. Ivo, z ulgą że nie został trafiony, skoczył przed siebie, chwycił broń i odrzucił daleko. Następnie uklęknął przy chłopcu.
– Nic ci się nie stało? – zapytał.
– Co za głupia, bezsensowna sytuacja – narzekał chłopiec, podnosząc się z ziemi. – Nic mi nie jest – dodał. – Nie zamierzałem strzelać. Chciałem cię tylko przestraszyć.
– Udało ci się, możesz mi wierzyć, młody człowieku – powiedział Ivo surowo. – Przestraszyłeś mnie niemal na śmierć. I teraz dostaniesz to, na co zasłużyłeś. – Wstał, chwycił chłopca za kołnierz i postawił na nogi. – Nachyl się!
– Nie! Nie możesz! Nie wolno! – Chłopiec wywinął mu się i pognał przed siebie. Rozwścieczony Ivo zapomniał o bólu głowy i ruszył w pogoń. Złapał zbiega nim len zdążył uciec, lecz chłopiec nie dawał za wygraną; wił się jak piskorz i kopał, rozpaczliwie próbując się wyrwać. Tarzali się po trawie; w końcu, trzymając chłopca mocno, Ivo przycisnął go do ziemi. Nastąpił moment ciszy i szamotanina nagle ustała Ivo puścił ofiarę i gwałtownie poderwał się na nogi.
– Jesteś dziewczyną! – wykrzyknął przerażony.
Ofiara także się pozbierała; szybko wygładziła koszulę i dopięła żakiet.
– I co z tego? – rzuciła zaczepnie. – Jakie to ma znaczenie, czy jestem chłopcem, – czy dziewczyną? – Zapiawszy ostatni guzik, spojrzała na Iva wyzywająco. – Niezależnie od tego, kim ja jestem, ty jesteś brutalem, bo wyżywasz się na kimś o wiele mniejszym od ciebie.
– A niech mnie! – Ivo był tak zaskoczony i wściekły, że z trudem znajdował słowa – Zasłużyłaś na gorsze rzeczy niż te, które ja mógłbym ci zrobić! Co, u diabła, chcesz osiągnąć tą maskaradą? To zgroza, żeby ktoś twojej postury trzymał pistolet, a jeszcze do tego dziewczyna!
– Nie mów tak! Potrafię się obchodzić z bronią lepiej niż niejeden chłopak – odparła ze złością – O, tak, mogłem się przekonać – zakpił Ivo. – Jesteś prawdziwą specjalistką, wprost niezrównaną. Chyba zdajesz sobie sprawę, że o mało nie zabiłaś któregoś z nas? Nie wspominając już o koniu.
– Gwiazdor! – Dziewczyna rozejrzała się nerwowo, a potem wydała z siebie przeraźliwy gwizd. Ivo przyglądał się w ponurym milczeniu, jak zwierzę wolno wraca, odpowiadając na wabiące gesty właścicielki: Przywiązała go do pobliskiego drzewa a następnie poszła po pistolet. Ivo uprzedził ją jednym susem i chwycił broń.
– O, nie! Nie dostaniesz go z powrotem, dopóki nie sprawdzę, czy jest w porządku.
– Oddawaj! – Wyciągnęła rękę.
– Widzę, że będę musiał coś z tobą zrobić, pannico! – Ivo bezceremonialnie zaciągnął ją pod drzewo i przywiązał do pnia zwisającą końcówką wodzy. – Zostaniesz tu, dopóki nie skończę. Nie zwracając uwagi na okrzyki wściekłości, dokładnie przyjrzał się broni. Był to pięknie wykonany pistolet do pojedynków, trochę staroświecki, ale z pewnością nie zabawka Ivo nie mógł się nadziwić, co tego rodzaju rzecz robiła w rękach dziecka. Upewniwszy się, że broń jest zabezpieczona, wrócił do drzewa by uwolnić dziewczynę oraz jej wierzchowca – Proszę. – Podał jej pistolet. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Myślałam, że go zatrzymasz.
– Nie kradnę pistoletów, podobnie jak nie kradnę koni. Lepiej go zabierz. Domyłam się, że jest sporo wart. Twój ojciec może być ciekawy, gdzie się podział jego najlepszy pistolet.
– Nie należy do mojego ojca Jest mój.
– Czyżby?
– Nie musisz ze mnie kpić. Naprawdę należy do mnie i umiem się nim posługiwać. Po prostu byłam zaskoczona Jesteś bratankiem lady Frances?
– Owszem, jak już mówiłem.
– Danby Lodge znajduje się trzy mile stad Dlaczego zjechałeś z głównej drogi i kręcisz się po naszej ziemi?
Ivo uświadomił sobie, że ta zuchwała dziewczyna go wypytuje. Odpowiedział jednak uprzejmie:
– Mój koń stracił podkowę. Zostawiłem go na górze, na ścieżce. Gdzie jest najbliższa kuźnia?
– Jedź ścieżką jeszcze jakąś milę. Trafisz do wsi. Kuźnia – znajduje się na skraju. Potrzymaj Gwiazdora, jak będę wsiadać. Jest wciąż niespokojny.
U Iva poczucie humoru zaczęło brać górę nad złością. Rozbawiony władczym tonem smarkuli, pomógł jej wspiąć się na siodło. Kiedy cmoknęła na konia, gotowa odjechać, uzmysłowił sobie, że niczego się o niej nie dowiedział.
– Zaczekaj! – krzyknął. – Kim jesteś? Dlaczego nosisz ze sobą pistolet? Czy twoja rodzina wie, na co sobie pozwalasz?
– Będziesz musiał sam się tego dowiedzieć. Bywaj. – Ścisnęła konia piętami i odjechała kłusem.
Ivo patrzył, jak się oddala Mimo swej pożałowania godnej kondycji miał wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Od lat stawał bez lęku oko w oko z napoleońską armią. Parę razy był w ciężkich opałach, a jeszcze nigdy nie bał się tak, jak przed paroma minutami. Trzeba było pannicy o połowę młodszej od niego i więcej niż o połowę lżejszej, żeby nie na żarty się przestraszył. I to w spokojnej angielskiej dolinie, niecałe dwadzieścia mil od domu. Co by na to powiedzieli towarzysze z regimentu, gdyby się dowiedzieli? Trudno by mu było usprawiedliwić się kacem.
Kiedy opowiedział ciotce o zajściu, oznajmiła ze śmiechem:
– Właśnie poznałeś moją chrześnicę Jossie. Cóż to za dziewczyna! Biedactwo.
– Co masz na myśli? Wyglądała na całkiem szczęśliwą.
– Och, jest szczęśliwa. Na razie. Chyba nie uważasz, że to normalne, by dziewczyna szwendała się po okolicy przebrana za chłopca, strasząc ludzi pistoletem?
– No nie, raczej nie. Jak do tego doszło?
– Jest jedynym dzieckiem potwornie samolubnego ojca Kiedy okazało się, że Gerard Morley nie będzie miał syna, którego tak pragnął, postanowił wychować Jossie jak chłopca To – nie jest naturalny sposób życia dla dziewczyny, ale ona uwielbia ojca więc poświęca cały czas i energię, żeby zastąpić mu upragnionego syna Starałam się ze wszystkich sił pomóc tej małej, ale niewiele mogę zrobić. Major Morley nie pozwala nikomu się wtrącać.
– A jej matka? Nie ma nie do powiedzenia?
Lady Frances potrząsnęła głową – Lucinda Morley zmarła wkrótce po tym, jak opuściłam Londyn i osiadłam tu na stałe. Znałam jej rodziców od wielu lat więc byłam zachwycona, kiedy poprosili mnie na matkę chrzestną Jossie, ale nie mogę powiedzieć, żebym jej się bardzo przysłużyła Z jej ojcem nigdy się nie lubiliśmy. On uważa, że próbowałam odradzić Lucindzie małżeństwo z nim i ma rację. Odradzałam. Szkoda, że bez skutku. Teraz Jossie dorasta, ale nie ma pojęcia, jak należy się zachowywać. Nie mogę sobie wyobrazić, jaką żoną będzie dla Petera Radstocka.
– Żoną? Przecież to jeszcze dziecko!
– Niedługo skończy szesnaście lat.
– Dałbym jej najwyżej dwanaście.
– Ależ nie; ma prawie szesnaście i niedługo wyjdzie za mąż. Od dawna wiadomo, że ona i Peter pobiorą się, gdy tylko on osiągnie stosowny wiek Majątki tych dwóch rodzin sąsiadują ze sobą – Ach, rozumiem.
– Nie musisz przybierać tego okropnego, cynicznego tonu, Ivo. Nie pasuje do ciebie i nie ma po temu najmniejszego powoda Gdyby chodziło o małżeństwo z rozsądku, sama starałabym się przeszkodzić. Jossie i Peter są nierozłączni od czasu, gdy wymykała się niańkom, żeby się z nim pobawić. Żadne z nich na nikogo innego nawet by nie spojrzało, mogę cię zapewnić. A małżeństwo z Peterem Radstockiem oznacza przynajmniej tyle, że Jossie uwolni się od ojca – Przeszyła bratanka – świdrującym wzrokiem. – Na razie dość o Jossie. Powiedz mi, dlaczego jesteś nie w humorze. Czyżby powodem był mój brat, ten zakuty łeb? Rozumiem, że nie byłoby cię tu, gdyby Rupert w końcu nabrał rozumu.
– Co masz na myśli, ciociu Frances?
Przyjrzała mu się, kręcąc głową – Nie musisz niczego przede mrą zatajać. Wiedziałam o twojej kłótni z ojcem, ale dopiero teraz poznałam przyczynę.
Ivo zmarszczył brwi.
– Kto ci powiedział? Bo chyba nie ojciec.
– On nie chce nawet słyszeć twojego imienia! Nie, wiem od Perry'ego.
– Od Perry'ego! Jestem zaskoczony. Należało zachować to...
– W rodzinie? A ja nie jestem rodziną? Nie musisz się zżymać na brata... nie powiedział mi niczego z własnej woli.
– Mogę się domyślić. Sam też nie potrafiłem utrzymać przed tobą niczego w tajemnicy, jeśli się uparłaś, że chcesz wiedzieć.
– Nigdy nie lubiłam Charlotte Gurney. Sprytna mała szelma. Więc co twój ojciec powiedział lub zrobił, że tak cię zgnębił?
– Nic. Nadal nie chce mnie widzieć.
Znów pokręciła głową – Nie pochwalam tego. Wiem, że dowody przeciwko tobie były miażdżące...
– Nie uwiodłem Charlotte Gurney, ciociu Frances – przerwał jej Ivo spokojnym, lecz zdecydowanym tonem.
– Och, wiem, mój chłopcze. Masz słabość do ładnych buzi, ale nie jesteś kłamcą Dlaczego Rupert tego nie rozumie? Zawsze był uparty, ale to już przechodzi ludzkie pojęcie. Dlaczego nie chce wziąć pod uwagę twoich racji? A Peny? Czy on nie mógłby pomóc? Udało ci się z nim zobaczyć?
– Peny przyjął mnie w drzwiach. Poradził, bym zaczekał, – cz pomówi z ojcem. Następnie wrócił, by mi powiedzieć, że nic nie wskórał. Ojciec nie chciał mnie nawet widzieć. – Ivo wstał. Ciotka przyglądała mu się z troską, kiedy niespokojnie krążył po pokojach. – Nie ma sensu prosić Perry'ego, ciociu Frances. Nie zechce się narażać ojcu, poruszając drażliwy temat, zwłaszcza tak niebezpieczny. Nie, on mi radzi, bym nadal grał na zwłokę, dał ojcu więcej czasu. – Ivo zaśmiał się niewesoło. – Powiedziałem mu, że sprawy w Europie tak się mają, że może nie być więcej czasu.
– Myślisz, że będzie bitwa?
– Oczywiście, że będzie. Siły sprzymierzone nie pozwolą na to by po ucieczce z Elby Bonaparte maszerował po całej Europie. Muszą coś z tym zrobić. Będą musieli zaatakować, I to będzie pamiętna bitwą ciociu Frances. Wellington przeciwko Napoleonowi.
– Nie rozmawiamy o bijatyce na pięści, Ivo! – skarciła go lady Frances. – Przecież możesz zginać, – Sądzisz, że ojciec się tym przejmie? Peny może być równie dobrym dziedzicem.
– Wiesz, że to nieprawda – powiedziała lady Frances z naciskiem. – Rupertowi bardzo na tobie zależy. Po prostu chwilowo nie chce tego przyznać. Uważaj na siebie, Ivo. A kiedy wrócisz. .. powiedziałam „kiedy", zauważ, to będziemy musieli załatwić tę niedorzeczną sprawę...
Bruksela, czerwiec 1815
Okrzyki podziwu i głośne oklaski przywołały Iva do rzeczywistości. Znów był w ogrodzie domu Richmondów w Brukseli. Kapela szkockich górali zakończyła występy i właśnie opuszczała salę balową Wkrótce ponownie miały zacząć się tańce.
Ivo niecierpliwym gestem wyrzucił cygaretkę. Żałowanie przeszłości było całkowicie bezużyteczne. Rozejrzał się. Adam i Tom Payne zniknęli. Prawdopodobnie weszli do środka i dołączyli do pułkownika Uznał, że czas podążyć w ich ślady. Jeśli się nie mylił, obecna sytuacja niedługo dramatycznie się odmieni. Ten bal miał się okazać ostatnim, i to na długo. Z tego co mówił pułkownik, wynikało, że Francuzi już zaczęli atakować zaledwie o parę mil na południe.
Jedno było pewne. Jeśli przetrwa bitwę, która nieuchronnie nastąpi, musi dołożyć wszelkich starań, by się pogodzić z ojcem – Niewiele ponad dobę po tym, jak Adam z Ivem przecięli Grande Place w drodze na bal księżnej Richmond, Francuzi wzięli sprzymierzonych przez zaskoczenie i huzarzy musieli osłaniać odwrót Wellingtona spod Quatre Bras. A następnego dnia rozegrała się ostateczna bitwa nieopodal wsi o nazwie Waterloo. Była zaciekłą długa i krwawą Ivo stracił w niej kilku dobrych przyjaciół, między innymi Toma Payne'a Pułkownik Ancroft został ranny, ale przeżył i był ze swymi ludźmi do końca Adam i Ivo wyszli z boju cało, nie licząc skaleczeń i zadrapań, lecz, podobnie jak większość towarzyszy broni, z silnym pragnieniem, by już nigdy nie walczyć w takiej bitwie. Zwycięstwo, gdy już nastąpiło, przywitano z radością, ale jego koszt był ogromny.
Wellington stracił tak wielu doświadczonych oficerów sztabowych, że ci, którzy pozostali, musieli podążyć za swoim naczelnym dowódcą do Paryża Minęły prawie trzy kwartały, nim Ivo mógł wrócić do Somerset Przez cały czas pisywał zarówno do ojca, jak i do lady Frances. Z Sudiham nie było odpowiedzi, ale ciotka donosiła mu o tym, co się dzieje.
„Już wcześniej zauważyłam – pisała w jednym z listów – że panom w podeszłym wieku zalęga się czasem w mózgu jakaś poczwarka, i nikt nie jest w stanie im przetłumaczyć, że nie mają racji. Jeszcze nie widziałam, by twój ojciec pozostawał tak niewzruszony. Nadal nie pozwala nawet wymieniać twojego imienia, a Peny mówi, że ilekroć próbuje się za tobą wstawić, ojciec omal nie dostaje ataku apopleksji. Nie rozpaczaj jednak. Rupert prędzej czy później przejrzy na oczy. Nie godzi się, żeby jego dziedzic został całkowicie wyłączony z majątku. Peny robi co może, ale w końcu jest tylko młodszym synem. Ostatnio zamsze kiedy go widzę, wygląda żałośnie. Któregoś razu przyszło mi do głowy, że jest zainteresowany Charlotte Gumey, ale ona już nie bywa w Sudiham, rzecz jasna.
Wybryki Jossie Morley wciąż wzbudzają potępienie, zachwyt lub współczucie w sąsiedztwie. Wszystko zależy od tego, kto o niej opowiada... "
Zapisanych stron było więcej, ale to początkowy fragment listu skłonił Iva do przemyśleń. Ciotka miała może nieco nonszalancki styl, ale polegał na jej sądach bardziej niż na opiniach innych. Skoro uważała że jego brat interesował się Charlotte Gumey, istniało prawdopodobieństwo, że tak było w istocie. Czy możliwe, że mężczyzną z którym Charlotte miała umówioną schadzkę w chacie, był Peny?
Ivo nigdy nie zastanawiał się, kim mógł być prawdziwy kocanek Charlotte. Od miesięcy starał się zapomnieć o Sudiham i związanych z nim problemach, a sprawy sercowe Charlotte niezbyt go obchodziły. Cierpiał z powodu postawy własnego ojca Reszta świata mogła sobie wierzyć w opowieści Charlotte Gumey, mogła go potępiać do woli, nie dbałby o to wcale... gdyby tylko ojciec mu ufał.
Wojenne zamieszanie, a potem negocjacje w Paryżu dobiegły końca Ivo znów był w Londynie i miał dużo czasu na myślenie. Uparte milczenie ojca od czasu, gdy poprzedniego marca odprawił Iva z Sudiham, i brak listów z domu, nawet po Waterloo, świadczyły, że rozdźwięk między nimi był zbyt głęboki, by dał się łatwo naprawić. Może pogodzenie się nie było możliwe? Choć z ubolewaniem, Ivo musiał przyjąć do wiadomości fakt, że jego słowo ojcu nie wystarcza Mogło się okazać, że lorda Veryana trzeba będzie przekonać w inny sposób.
Czy Peny mógł być kochankiem Charlotte? To, że uciekł, nawet by do niego pasowało. Jednak nie mógłby spokojnie patrzeć, nie mówiąc ani słowa kiedy Ivo został niesłusznie oskarżony i okrutnie ukarany. Peny był słaby, ale nie podły. Zakładając, że Charlotte nie zabawiałaby się ze stajennym, kto inny mógł być jej kochankiem?
Ivo z początku odrzucał swoje podejrzenia jako niedorzeczne. Choć Peny był od niego prawie sześć lat młodszy, a do tego najpierw szkoła, a potem służba Iva za granicą nie pozwalały im być razem, na ogół żyli ze sobą zgodnie. W dzieciństwie Ivo bronił Peny'ego przed gniewem ojca Ivo starał się też pamiętać, że Peny próbował mu pomóc od czasu wygnania z Sudiham... Jednak wewnętrzny głos przypomniał mu, że pomoc brata nie była zbyt owocna. Właściwie, jeśli wierzyć listowi ciotki, sytuacja w domu była równie złą jak na początku... jeśli nie gorsza.
Ten głos stopniowo nabierał mocy. Między powrotem do Anglii, licznymi zajęciami w Londynie, wystąpieniem z regimentu i używaniem życia w stolicy Ivo zastanawiał się, jak ustalić prawdę. Jednego był całkowicie pewien. Nie zamierzał pojawić się w Sudiham bez wcześniejszego przygotowania gruntu. Dom ciotki w Lyne St Michael oddalony był zaledwie o piętnaście mil. Planował zamieszkać u niej w Danby Lodge i, nie spiesząc się, ocenić sytuację przed następną próbą spotkania z ojcem.
W marcu Adam Calthorpe przyjechał do Londynu. Ivo spędził z nim wiele godzin, odwiedzając kluby i korzystając z rozrywek stolicy; często odwiedzali pułkownika Ancroftą, który odbywał rekonwalescencję wraz z kilkoma towarzyszami broni. Rozmawiali o planach Adama dotyczących rodowej posiadłości Calthorpe, a któregoś razu Ivo spytał przyjaciela, czy znalazł już odpowiednią kandydatkę na „słodką żonkę".
– Jeszcze nie, ale mam czas – odparł Adam.
– Hm... a czy siostrze Toma Payne'a podobały się jedwabie, które kazałeś mi przywieźć dla niej z Paryża? Zdaje się, że to miał być prezent na Gwiazdkę? – ciągnął niewinnym tonem Ivo.
– Nie musisz stroić takich min, mój drogi. Siostra Toma Payne'a jest jak najdalsza od mojego ideału.
– Rozumiem. Czy nie słyszałem, że była z twoją matką – Londynie zaledwie tydzień czy dwa temu? I że obecnie mieszka z twoją matką w Bridge House?
– Owszem, do licha! Ale nie możesz mieć tego za złe mojej matce. Uważa Kate za uroczą dziewczynę. Prawdę mówiąc, ma też dziwaczne przekonanie, że Kate byłaby dla mnie doskonałą żoną. – To szaleństwo, ma się rozumieć.
– Czyżby?
– Oczywiście – zapewnił Adam z powagą – Im szybciej zobaczę Kate Payne zamężną z kimś innym, tym lepiej. Słuchaj, a może byś się zatrzymał u nas w Brigde House w drodze do Somerset? Mógłbyś poznać Kate i osobiście się przekonać, o co mi chodzi. Właściwie moglibyśmy razem pojechać do Dorking. Chcę zabrać ze sobą klacz... – Adam zawiesił głos.
– Tak? Lekko zakłopotany Adam dokończył:
– Dla Kate. – Kiedy Ivo wybuchnął śmiechem, obruszył się: – Ivo! Mówiłem ci przecież. Kate Payne jest nieznośną jędzą. Z uporem chce dosiadać narowistego konia, który należał do Toma Któregoś dnia się na nim zabije. Byłem zmuszony rozejrzeć się za bardziej odpowiednim wierzchowcem tylko po to, by ratować jej życie. Przyrzekłem Tomowi, że dopilnuję, by była bezpieczna. Ale to nic, absolutnie nic nie znaczy! Powiadam ci, wystarczy, żebyś poznał tę dziewczynę, a sam zrozumiesz, co mam na myśli.
Wyjechali z Londynu razem i Ivo zanocował w Dorking u Calthorpe'ów. tak jak Adam proponował. Uznał Kate Payne za czarujący wyjątek, niepasujacy do marnej opinii, jaką wyrobił sobie o kobietach w ogóle. W innych okolicznościach może miałby ochotę poznać ją bliżej, ale teraz nie uważał tego za stosowne. Po pierwsze, nie zamierzał się żenić, a Kate nie należała do dziewcząt którym proponuje się coś innego. Po drugie, całkowicie zgadzał się z panią Calthorpe, że Kate Payne byłaby idealną żoną dla jego przyjaciela, choć może niezupełnie „słodką żonką", jaką Adam planował sobie znaleźć.
Ivo niezbyt chętnie wyruszał do Somerset po nocy spędzonej w Bridge House. Przez ostatnie miesiące starał się zapomnieć o sytuacji w Suctiham, a teraz nieuchronnie musiał się z nią zmierzyć. Miał szczerą nadzieję, że jego podejrzenia wobec Perry'ego są nieuzasadnione. Gdyby jednak się okazało, że kochankiem Charlotte Gumey jest jego brat, to problem byłby skomplikowany.
Somerset, 1816
Lady Frances przyjęła Iva serdecznie, ale nie miała dla niego szczególnie pocieszających wieści. Starała się na własną rękę czegoś dowiedzieć, lecz choć znała w okolicy wielu ludzi i miała dar zbierania informacji, nie dowiedziała się właściwie niczego ważnego. Lord Veryan, który był gotów wydziedziczyć syna z powodu Charlotte Gumey, bardzo by się zdziwił, gdyby usłyszał, co sądzili na jej temat sąsiedzi. Wielu uważało, choć zachowywało tę opinię dla siebie, że jest sprytną dziewczyną. Jednak nikt nawet nie wspomniał o tym, że mogła mieć kochanka Imienia Charlotte nie łączono, nawet w domysłach, z żadnym młodym mężczyzną Ivo wcale się nie zdziwił, gdy lady Frances, z właściwą sobie bezpośredniością, powiedziała:
– To Peny, nie sądzisz? To musi być on. Nikt inny nie wchodzi w grę.
Ivo pokiwał głową – Obawiam się, że tak – przyznał z westchnieniem.
– Co zamierzasz z tym zrobić?
– Żebym to ja wiedział!
– Myślałam, że to oczywiste. Musisz rozmówić się z bratem i jeśli to on, Rupert powinien się dowiedzieć.
– Ja tego ojcu nie powiem, ciociu Frances. Ty też nie.
– Ależ Ivo...
– Peregrine zapewne wyzna mi prawdę, jeśli go przycisnę, ale nie wyobrażam sobie, by przyznał się ojcu. Za bardzo się go boi.
– Jest dorosłym człowiekiem.
– Myślisz, że to ma znaczenie? – Ivo wstał i zaczął się przechadzać tam i z powrotem po pokoju. – Peny wiele przecierpiał, kiedy był mały. Był delikatnym, nerwowym dzieckiem...
– Maminsynkiem, wiem, A wasza matka była nadopiekuńcza w stosunku do niego.
– Może była Tak w każdym razie uważał ojciec. Pragnął, żeby obaj synowie byli młodą krzepką wersją jego samego. Po śmierci mamy za wszelką cenę chciał sprawić, by Peny zmężniał. Oczywiście zabrał się do tego w zupełnie niewłaściwy sposób. Peny zaczął się go bać tak bardzo, że gotów był na wszystko, nawet na kłamstwo, byle uniknąć wymówek i pretensji. Często było mi żal brata, ciociu. Czasami zdarzało mi się brać jego winę na siebie, żeby go chronić. Nie bałem się gniewu ojca, byłem wystarczająco silny, by go znieść. Jednak teraz nie jestem pewien, czy nie oddałem Peny'emu niedźwiedziej przysługi.
– Na to wygląda Peny powinien był dawno temu nauczyć się radzić sobie z życiem, zanim narobił szkody. Sam widzisz, do czego doszło. – Przez chwilę starsza pani milczała, a potem spytała – Ivo, skoro Peny tak się bał ojca, to dlaczego nie opuścił domu?
– Kiedyś mu mówiłem, że powinien wyjechać tak jak ja. Nie nadawał się do służby wojskowej, ale ojciec mógł powierzyć mu zarządzanie naszym majątkiem w Derbyshire. Perry jednak w ogóle nie brał tego pod uwagę. Teraz chyba wiem dlaczego.
– Z powodu Charlotte – podsunęła ciotka – Właśnie. Myślę, że od dawna mu się podobała Ależ z niego głupiec! Dlaczego jej się nie oświadczył? Sir George jest... był jednym z najbliższych przyjaciół ojca – Drogi chłopcze, bądź realistą. Peny jest młodszym synem. Sir George twardo stąpa po ziemi, a z tego, co słyszałam, jego córka ma podobną naturę. Mocno wątpię, czy któreś z nich uznałoby twojego brata za odpowiednią partię. Na pewno nie, dopóki ty żyłeś, a Peny nie miał szans na odziedziczenie tytułu. A obecnie, po tym jak wystąpiłeś z wojska i wróciłeś cały i zdrowy, to jeszcze mniej prawdopodobne.
Ivo oświadczył stanowczo:
– Nie wydam Perry'ego przed ojcem. Nie ma mowy!
– W takim razie co zrobisz? Pozostaniesz na wygnaniu?
Ivo spojrzał na ciotkę ponuro.
– Wybacz, ale opuszczę cię na jakiś czas. Wybiorę się na przejażdżkę. Muszę spokojnie pomyśleć.
Lady Frances pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Spróbuj poszukać Jossie Morley! – zawołała za nim.
– Jossie Morley? Tej dziewczyny z pistoletem? A po cóż miałbym jej szukać?
– Jest uroczym dzieckiem, chciałabym, żebyś ją lepiej poznał. To byłaby dobra okazja. Peter Radstock i jego rodzice spędzają kilka dni w Bath, więc Jossie jest sama. Przywieź ją tu ze sobą.
– Mam nadzieję, że poprawiła się od czasu naszego ostatniego spotkania.
– Może trochę urosła. – Ciotka mrugnęła do Iva porozumiewawczo. – Choć wątpię, czy w odpowiednich miejscach. Nadal na pierwszy rzut oka trudno ją odróżnić od chłopca. I jest tak samo szalona, jak zawsze.
Ivo westchnął.
– Gdzie powinienem jej szukać? W domu?
– Dobry Boże, nie! Jossie nie siedzi w domu, jeśli tylko może się z niego wyrwać.
– Wolałbym pobyć sam...
– Postaraj się zobaczyć z Jossie. Coś mi mówi, że ta mała wkrótce będzie potrzebowała przyjaznej duszy.
– Co masz na myśli?
– To tylko przeczucie... Nieważne. Najpierw porozmyślaj, a potem odszukaj Jossie.
Ivo pojechał do doliny, gdzie przed rokiem spotkał Jossie Morley. Nie znalazł jej tam, ale zszedł nad strumieni przysiadł na kamieniu nad wodą Miejsce było zaciszne, a wiosenne słońce przyjemnie ogrzewało mu plecy. Szmer strumienia był miłym tłem do rozmyślań.
Tyle że myśli nie były przyjemne. Ivo wiedział, że nie zdradzi brata, niezależnie od zdania ciotki. Pozostawała jedynie nadzieja, żałośnie słaba, że lord Veryan w końcu sam się przekona, jaka Charlotte jest naprawdę. Ile czasu mu to zajmie? – Siedział jeszcze przez chwilę pogrążony w zadumie, a potem stopniowo zaczęło do niego docierać ujadanie psa i ludzkie głosy. Zaciekawiony przeszedł w głąb doliny, żeby sprawdzić, co się dzieje. Tak jak przeczuwał, spotkał Jossie Morley. Siedziała na koniu, wyklinając na jakiegoś obdarrusa, który stał o parę kroków od niej, trzymając w uniesionej ręce drewnianą pałkę. U boku Jossie stał wielki pies; warcząc, odsłonił kły. Ivo patrzył, jak na rozkaz Jossie pies rzuca się do ataku. Włóczęga zawahał się, po czym rzuciwszy pałkę, zaczął uciekać ile sił w nogach do pobliskiego lasu. Res najwyraźniej miał ochotę go pogonić, lecz słysząc krótki gwizd Jossie karnie wrócił i usiadł przy swej pani. Widać było, że cały aż się trzęsie z napięcia, popatrując za uciekinierem. Tymczasem Jossie zeskoczyła z konia i, przeszedłszy parę kroków, uklękła na trawie. Nie słyszała powarkiwań psa, kiedy Ivo się zbliżał; całą uwagę skupiła na lisie, który leżał przed nią z łapami unieruchomionymi w szczękach pułapki. Wyciągnęła rękę...
– Nie rób tego' – zawołał Ivo. – Nie ruszaj Jossie krzyknęła i, chwyciwszy porzuconą pałkę, odwróciła się gotowa do obrony. Res także się podniósł, ze zjeżoną na karku sierścią, lecz na szczęście Jossie poznała Iva – Och! To tylko ty! – Odetchnęła upuszczając pałkę i nakazując psu warować. Znów pochyliła się nad lisem. – Będę ostrożna, ale nie mogę go tak zostawić. On zdechnie.
– Tak czy inaczej czeka go śmierć – powiedział Ivo. – Spójrz na tę nogę. Najlepsze, co można zrobić, to skrócić cierpienia nieszczęsnego zwierzaka.
– Nie! Niektóre z nich dochodzą do siebie. Sama widziałam. Poza tym na pewno wolałby umrzeć we własnej norze niż w tych okropnych sidłach.
Ivo podszedł i niezbyt delikatnie odepchnął dziewczynę na bok.
– Mówiłem, żebyś nie ruszała tego zwierzęcia! – rzekł ostro. – Jest oszalałe z bólu i strachu i z pewnością cię ugryzie. Poczekaj, sam zobaczę.
Ivo zbadał pułapkę, uważając na lisa. Sidła miały prostą konstrukcję, a noga nie była aż tak ciężko uszkodzona, jak mu się początkowo zdawało. Wyjął z kieszeni nóż przywieziony z Hiszpanii i wyciągnął w stronę zwierzęcia, żeby je uwolnić.
Jossie aż podskoczyła.
– Zostaw! Mówiłam, że nie wolno go zabijać! – wykrzyknęła, ciągnąc Iva za ramię. Ivo stracił równowagę i choć udało mu się rozewrzeć szczęki sideł, nie zdołał utrzymać dłoni poza zasięgiem lisich zębów. Zwierzę ukąsiło go, a potem w podskokach umknęło między drzewa zwinniej, niż można by się spodziewać.
Ivo spojrzał na swoją rękę, a potem na Jossie.
– Nigdy nie ustępujesz, co? Jeśli nie możesz mnie zastrzelić ani zdzielić maczugą to mnie otrujesz. Bóg jeden wie, jakie choroby nosi w sobie ten lis.
– Wielkie rzeczy! Ledwie ci drasnął skórę. Umyj rękę w strumieniu, to sama się zagoi.
– Dobrze, ale pod warunkiem, że nie będziesz próbowała mnie utopić – powiedział z przekąsem Ivo. Przykucnął nad wodą – Popatrz. Ledwie drasnął skórę? Jestem cały zakrwawiony, do licha! – Zanurzył rękę w wodzie i aż się wzdrygnął, taka była lodowata Jossie przyglądała mu się z kpiącą miną – Robisz wielki krzyk o drobiazg. Słyszałam, że służyłeś w wojsku.
Lord Trenchard, kapitan huzarów, uczestnik wielu bitew, niedawny zwycięzca spod Waterloo, dumny ze swej sławy dzielnego żołnierza, wyprostował się na pełną wysokość, gotów przemówić do słuchu impertynenckiej smarkuli. Nagłe, patrząc na drobną postać wciąż przypominającą niesfornego chłopca jak wówczas, gdy pierwszy raz się spotkali, uświadomił sobie groteskowość sytuacji i wybuchnął śmiechem.
– Jesteś, . , niesamowita, Jossie Morley. Przyznaję szczerze, że jeszcze nigdy nie znałem kogoś takiego jak ty. – Owijając dłoń chusteczką, dodał: – Nadal jednak uważam, że moja ręka powinna zostać porządnie opatrzona Idziesz?
– Kto ci powiedział, jak się nazywam? – spytała, nie ruszając się z miejsca – Moja ciotka Ona cię lubi, choć nie rozumiem dlaczego. Poprosiła, żebym cię do niej przywiózł. Możesz ją odwiedzić?
– Owszem, chętnie. Peter pojechał do Bath ze swoją rodziną więc jestem sama Nie mam nic lepszego do roboty.
– . Można to było lepiej ująć – upomniał ją Ivo. – Czy nikt cię nigdy nie uczył dobrych manier? – Ból w ręce się wzmagał, więc może dlatego przybrał ton bardziej szorstki, niż by sobie życzył. Jossie oblała się rumieńcem.
– Och, nie chciałam... Rzeczywiście, to musiało zabrzmieć bardzo nieuprzejmie. Przepraszam. Bardzo mi miło, że twoja ciotka mnie zaprosiła – Ivo pokiwał głową, udobruchany jej natychmiastową poprawą. Ależ ta dziewczyna była nieprzewidywalna! W jednej chwili zachowywała się jak nieokrzesany młokos, a zaraz potem zmieniała się we wrażliwą panienkę, zawstydzoną własnym brakiem obycia Była niczym zaniedbany różany krzew – kolczasta, niesforna, niezdradzająca swego skrytego piękna i słodyczy.. – . Ivo przywołał się w duchu do porządku. Cóż za dziwaczne wyobrażenia Widocznie ukąszenie lisa zakłóciło mu jasność myślenia – No dobrze – mruknął. – Zostawiłem konia na ścieżce. Chodźmy.
Jossie zabrała swojego wierzchowca i razem ruszyli zboczem pod górę.
– Przepraszam za to, co powiedziałam. Lubię lady Frances, naprawdę! Ja tylko... po prostu jest mi trochę przykro, bo chyba miałam nadzieję, że Radstockowie wezmą mnie do Bath. Ostatecznie będę należeć do rodziny, kiedy Peter osiągnie stosowna wiek, a to nastąpi już za rok Myślę, że powinni byli mnie ze sobą zabrać. A ty jak uważasz?
Ivo wyobraził sobie, jakie wrażenie zrobiłaby Jossie Morley na szacownych mieszkańcach Bath; doskonale rozumiał powody, dla których lady Radstock jej nie zaprosiła Jednak dziewczyna wydawała się tak przygnębiona, że powiedział:
– Chciałabyś tam pojechać? To dziwne, bo nie wyglądasz na osobę, która lubi miejskie życie. .
– Bo nie lubię. Lady Radstock ciągle powtarza, że wolałaby, bym się zachowywała jak dama. Jak mam się tego nauczyć, skoro nigdy nigdzie nie jeżdżę?
Ivo nie odpowiedział. Dotarli do ścieżki, więc najpierw pomógł Jossie wsiąść na konia, a potem skupił się na tym, by dosiadając własnego wierzchowca, nie okazać, jak bardzo dokucza mu pokąsana ręka. Za nic na świecie nie chciał się znów narazić na oskarżenie o słabość.
Przez chwilę jechali w milczeniu. W końcu Ivo pierwszy się odezwał:
– Wszystko jest już zatem ustalone, tak? Wyjdziesz za tego Radstocka i będziecie żyć długo i szczęśliwie?
– O, tak! – potwierdziła Jossie, zupełnie nieświadoma ironii w głosie Iva – Zawsze tak planowaliśmy. Nie mogę sobie wyobrazić swojej przyszłości bez Petera, a on czuje dokładnie to samo, – Zwróciła ku niemu rozpromienioną twarz. – Mam szczęście, lordzie Trenchard. Mam najlepszego ojca na świecie, a wkrótce będę miała najlepszego męża – Chętnie bym poznał tego twojego Petera.
– Och, na pewno go polubisz! – zapewniła Jossie. – Wszyscy go lubią Zabawne... Wpadamy w podobne tarapaty, ale z Petera ludzie tylko się śmieją a na mnie patrzą z naganą Pewnie dlatego, że jestem dziewczyną – Chociaż bardzo się starasz na nią nie wyglądać?
– To z powodu papy. Jestem jedynaczką a on chciał syna Bardzo go rozczarowałam. Chyba nadal go rozczarowuję, choć staram się zachowywać tak, jak on sobie życzy. Nie mów mu o lisie, dobrze? On uważa je za szkodniki, którymi są w istocie. Zabiłby to biedne zwierzę. Miałby mi za złe, że okazałam słabość. – Westchnęła – Do pewnych rzeczy nie mogę się zmusić nawet po to, żeby zadowolić papę.
Ivo poczuł, że zaczyna nie lubić jej „najlepszego na świecie" ojca ale powstrzymał się od uwag.
– Powiedz mi, dlaczego masz na imię Jossie – zagadnął, zmieniając temat. – To nietypowe imię dla dziewczyny.
– Dlaczego ciągle podkreślasz, że jestem dziewczyną? Wolałabym, żebyś tego nie robił. Nie podoba mi się to. Jossie jest zdrobnieniem od Joscelin i owszem, jest męskim imieniem. No– sił je jeden z przodków papy, Joscelin de Morlaix. Chłopcy w rodzinie papy otrzymywali je po nim przez całe wieki. A ja jestem ostatnią z rodu Morleyów. Wolałabym nie mówić więcej na ten temat, dobrze?
Jechali w milczeniu. Ivo przyglądał jej się ukradkiem. Musiała trochę urosnąć przez rok, który minął od ich spotkania ale wciąż trudno było ją sobie wyobrazić jako dziewczynę, a jeszcze trudniej pamiętać, że ma prawie szesnaście lat. Nadal miała otwarte spojrzenie dziecka i bezpośredni sposób bycia W tym momencie widział tylko część jej twarzy, bo resztę zasłaniały ciemne kędziory. Dosiadała pięknego, dorodnego konia; choć wierzchowiec bez wątpienia miał żywy temperament, świetnie nad nim panowała W jej szczupłych nadgarstkach musiało się mieścić więcej siły, niż Ivo przypuszczał.
Jakim trzeba być ojcem, by nadawać jedynaczce męskie imię, ubierać ją w chłopięce stroje i wychowywać jak chłopca, dając do ręki pistolet, narowistego konia pod siodło i groźne psisko do towarzystwa? Jaki ojciec mógł wymagać, by tłumiła delikatniejszą część swej natury, i okazywać gniew, gdy jej się to nie udawało?
Ivo obserwował Jossie uważnie. To, co dostrzegał w jej twarzy, przeczyło całej reszcie postaci. Wprawdzie profil miała poważny, z prostym nosem, wąską górną wargą i stanowczym podbródkiem, lecz owal twarzy miał miękki zarys, a dolna warga była pełna i zmysłowa Zapowiadała się na prawdziwą piękność. Zastanawiał się, jakiego koloru są jej oczy...
– Gapisz się! – zarzuciła mu Jossie. – Coś jest ze mną nie tak?
– Nie... nic – wydukał Ivo, któremu nagle zabrakło słów. – Przepraszam. Możemy jechać trochę szybciej? Ciotka pewnie nas oczekuje.
– Nie rozumiem, dlaczego miałaby nas oczekiwać – powie– działa Jossie. – Nie mogła wiedzieć, że tak łatwo mnie znajdziesz.
Ivo odetchnął głęboko.
– Nie mogła – przyznał sztywno. – Zawsze rozumujesz tak logicznie? Może powinnaś wiedzieć, że ciotka codziennie o czwartej pije herbatę. Nie masz ochoty na herbatę?
– Z mufinkami? Jasne! – Jossie ponagliła konia do kłusa, Ivo podążył w jej ślady. Prędzej by padł trapem, niż przyznał, że kołyszący ruch konia nie służył jego obolałej ręce.
Lady Frances była zachwycona, że przybyli razem, ale aż krzyknęła na widok ręki Iva Kiedy odwinął chustkę, zobaczyli, że rana jest zaognioną a dłoń mocno spuchnięta – Poślę natychmiast po doktora Hargreayesa! – oznajmiła – Jossie, idź się ogarnąć, a ja zajmę się lordem Trenchardem. Jak, u licha, się tak skaleczyłeś?
Ivo posłał Jossie porozumiewawcze spojrzenie.
– lis był szybszy ode mnie – przyznał – ale to naprawdę nic wielkiego.
– Wygląda okropnie – powiedziała Jossie, patrząc z przerażeniem na ranę. – Przepraszam. Nie zdawałam sobie sprawy...
– Ani słowa więcej! Już i tak jestem bliski płaczu, więc jakiekolwiek objawy współczucia z twojej strony do reszty mnie rozkleją – ostrzegł Ivo z powagą – Wiesz, że my, huzarzy, jesteśmy jak dzieci.
– Ivo! Co ty wygadujesz? – zdumiała się ciotka – Chyba zaczynasz bredzić z gorączki. Idź, umyj tę rękę, a ja poślę woźnicę po lekarza Przez następne dni Ivo bardzo starał się zachować poczucie humoru. Rana była zakażona, a do tego lis zębami zmiażdżył mu dwie kości. Doktor Hargreaves musiał się mocno natrudzić, żeby doprowadzić wszystko do porządku. Na szczęście doskonała kondycja Iva nie zawiodła. Zakażenie się nie rozprzestrzeniło, a po tygodniu jedyną niedogodnością pozostała konieczność trzymania ręki wysoko na temblaku i unikanie wysiłku. Nudziłby się srodze, gdyby Jossie nie miała wyrzutów sumienia. Spędzała mnóstwo czasu w Danby Lodge, starając się dostarczyć choremu rozrywki podczas rekonwalescencji. Zażyczyła sobie opowieści o jego walkach w Hiszpanii i Portugalii, chciała się też dowiedzieć jak najwięcej o Wellingtonie. Kazała nawet Ivowi rozrysować plan bitwy pod Waterloo i kpiła z niego, gdy nie mógł sobie przypomnieć jakiegoś szczegółu.
– Myślałam, żęto Dziewięćdziesiąty Piąty był na fermie koło La Haye Sainte? – wtrąciła pewnego razu. – I jakim cudem Grouchy mógł się tam znajdować? Był wtedy daleko na wschodzie. Chyba miałeś na myśli Neya? Doprawdy, Ivo, sadziłam, ze będziesz to wiedział.
– Wiem! Po prostu mi się pomyliło. W końcu ja walczyłem w tej przeklętej bitwie, a nie planowałem jej dla potomności. I kto ci pozwolił mówić do mnie po imieniu?
– Nie mogę cię nazywać lordem Trenchardem. To zbyt napuszone. Zwłaszcza że jesteś mi winien mnóstwo pieniędzy.
Ivo rzadko tak dużo się śmiał. Jossie była nieustającym źródłem wesołości, ostra jak szpilka, obdarzona żywą wyobraźnią, zawsze obstająca przy własnym, oryginalnym punkcie widzenia Jej ojciec, prawdopodobnie dla własnej rozrywki, nauczył ją grać w pikietę i parę innych gier karcianych. Jossie okazała się zdumiewająco zręcznym graczem. Po godzinie gry, choć Ivo także nieźle sobie radził w kartach, był winien Jossie cztery tysiące trzysta dwadzieścia trzy gwinee. Stawki były oczywiście tylko na niby, ale mimo to próbował się odegrać z gorliwością starego hazardzisty.
Gry wali również w szachy i tu Ivo mógł się popisać. Wcześniej Jossie miała za przeciwnika jedynie Petera Radstocka i wyraźnie nie była przyzwyczajona do gry z kimś, kto wybiega myślami dalej niż kilka ruchów do przodu. Ivo lubił na nią patrzeć, kiedy pochylała się nad szachownicą, marszcząc czoło w wyrazie skupienia i przygryzając dolną wargę lub oblizując górną koniuszkiem języka. Czekał na błysk w oku Jossie, kiedy jej się zdawało, że go przechytrzyła, na grymas złości, gdy on ją przechytrzył, i na okrzyk triumfu, kiedy wygrała partię. Jedno było pewne. Jossie Morley miała silnie rozwiniętego ducha wałki i szybko się uczyła Im więcej grali, tym trudniej mu ją było pokonać. Ivo nie żałował wysiłku. Przynajmniej w szachach nie zamierzał ustąpić dziecku, choćby nawet wyjątkowo bystremu.
Myślał o Jossie jak o dziecku. Była tak niepodobna do kobiet, które znal, tak bezpośrednia i naturalna, że po prostu nie potrafił o niej myśleć jak o młodej kobiecie. Bardziej mu przypominała młodocianych poborowych, których znał w wojsku, tyle że była szybsza i śmielsza od każdego z nich. I o wiele, wiele zuchwalsza. Jego doświadczenie życiowe i fakt, że był od niej o ponad dziesięć lat starszy, nie miały dla Jossie Morley żadnego znaczenia Umiała natychmiast przejrzeć na wylot wszelkie próby okpienia jej lub oczarowania i odpowiadała na nie śmiechem lub słowami przygany. Żeby zyskać jej szacunek, musiał wygrać z nią w szachy lub pikietę, a jej uwagę przyciągały nie komplementy, lecz opowieści o przeżyciach w wojsku. Słuchała z zainteresowaniem, najwyraźniej zapamiętując co ciekawsze anegdoty, by później zabawić nimi ojca Właśnie dlatego Jossie pozostawała odporna na wdzięk, który rozsławiał Iva w całej Europie. Miała swoich dwóch idoli – ojca i Petera Radstocka, a reszta świata istniała o tyle, o ile była z nimi jakoś powiązana To najmocniej uwidaczniało sprzeczność obecną w jej naturze. Ivo wprost nie mógł uwierzyć, że tak bystra dziewczyna może jednocześnie być tak bezkrytyczna i zaślepiona Odnosił wrażenie, że jej jedynym celem w życiu jest zdobycie aprobaty ojca i wynagrodzenie mu godnego pożałowania faktu, że urodziła się dziewczynką, W jej wyobrażeniu szczęście polegało na wędrówkach po okolicy z Peterem Radsockiem i zachowywaniu się jak chłopiec, którego tak pragnął major Morley. Jeśli ojcu podobały się jej eskapady, reszta hrabstwa mogła na nie kręcić nosem do woli, Jossie wcale o to nie dbała Równie niewzruszenie zapatrywała się na swoją przyszłość, wiedziała, już od niepamiętnych czasów, jak ta przyszłość ma wyglądać: poślubi Petera Radstocka i zamieszkają razem w miejscu, które oboje znają od dziecka Ivo odkrył, że Jossie żywi głęboką miłość do ziemi, dobrze rozumie związanych z nią ludzi, zwierzęta, drzewa i rośliny. Nie pragnęła mieszkać gdziekolwiek indziej ani oglądać szerokiego świata – Londyn? – zdziwiła się w odpowiedzi na jego pytanie. – Oczywiście, że nie widziałam Londynu. I wcale nie mam ochoty zobaczyć. Chyba bym się udusiła w takim wielkim mieście, bez świeżego powietrza, bez zielem, z tymi wszystkimi zakazami sztucznościami. Co miałoby mnie bawić w Londynie?
– Jossie Morley, jak możesz lekceważyć jedno z największych miast na świecie, z wszystkimi jego skarbami i urokami, w dodatku w tak bezceremonialny sposób? Nigdy bym się nie spodziewał, że jesteś ograniczoną wiejską prostaczką.
Jossie poderwała się z miejsca; szachowe pionki rozsypały się po podłodze.
– Wolę być wiejską prostaczką niż... wystrojoną lalą na pokaz, mówiącą tak, jakby miała śliwkę w ustach, i myślącą jedynie o modnych sposobach wiązania krawata czy kroju rękawów. My z Peterem przynajmniej jesteśmy prawdziwi i będziemy wieść prawdziwe życie.
– Takie masz o mnie zdanie? – spytał Ivo z nutą rozbawienia w głosie. – Jestem wystrojoną lalą na pokaz?
– Och ty jesteś w porządku. Pewnie dlatego, że służyłeś w wojsku. Ale powinieneś zobaczyć tych młodych, pożal się Boże, dżentelmenów, kiedy przyjeżdżają spędzić parę tygodni „na wsi". Po pięciu minutach w ich towarzystwie oboje z Peterem dusimy się ze śmiechu. Są tacy śmieszni w swoich wysokich kołnierzykach i wymyślnych fularach. Dziewczęta są jeszcze gorsze, machają wachlarzami i trzepoczą rzęsami, drepcząc w dziwnych sandałkach i falbaniastych spódnicach. Czy wiesz, że niektóre z tych dziewcząt uważają się za „przegrane", ponieważ nie zdobyły wicehrabiego, lub księcia czy choćby jakiegoś bogacza podczas swojego pierwszego sezonu? Nieważne, jaki by był i ile miał lat. Ważne, żeby złapać dobrą partię. Jak one mogą wchodzić w takie bezduszne związki? Jak mogą w ogóle brać pod uwagę wspólne życie z człowiekiem, którego spotkały zaledwie trzy lub cztery razy i którego jedyną zaletą jest tytuł albo majątek?
Ivo pokiwał głową W słowach Jossie odnajdywał własne myśli.
– Może jestem wiejską prostaczką – mówiła dalej – ale jeśli takie mają być londyńskie uroki, to wolę te wiejskie. Wychodząc za Petera, poślubię kogoś, kogo znam całe życie. Znam go tak samo dobrze, jak samą siebie. Jesteśmy przyjaciółmi! Zawsze nimi byliśmy i zawsze będziemy.
– Czy ty go... kochasz? – spytał Ivo.
– Oczywiście!
Ivo milczał. Nie wiedział, co powiedzieć. Uczucia Jossie do Petera bez wątpienia były głębokie, stanowiły cząstkę jej miłości do domu i ziemi. Mogły wystarczyć na długie, szczęśliwe małżeństwo. Miał szczerą nadzieję, że wystarczą Jednak, choć może nie zdawała sobie z tego sprawy, przyjaźń nie była wszystkim, co może łączyć dwoje ludzi. Istniała jeszcze inna, bardziej skomplikowana strona miłości, której Jossie chyba nie była nawet świadoma. Jak się miały do jej poglądów takie rzeczy jak pociąg fizyczny, pożądanie, małżeńska codzienność? Jak wpłyną na jej uczucia do Petera? Ivo skarcił się w duchu. To nie była jego sprawa. Jak, u licha, miałby choć wspomnieć o tym temu nierozbudzonemu dziecku? Nie mogło być o tym mowy.
Tak czy inaczej, z upływem czasu coraz bardziej martwił się o Jossie. Jej wyobrażenia o przyszłości wydawały mu się niebezpiecznie dalekie od rzeczywistości, bardziej przypominały dziecinne mrzonki, świat z książkowych opowieści, których bohaterowie się nie zmieniają nie dojrzewają jak prawdziwi ludzie, lecz na zawsze pozostają tacy sami. Nie poznał żadnego z jej dwóch idoli, poza tym, co o nich słyszał od ciotki czy samej Jossie, ale szczerze wątpił, by ktokolwiek na tym świecie był godzien tak wielkiego, bezwarunkowego podziwu i poświęcenia.
Nie zmienił zdania, poznawszy dwóch najważniejszych mężczyzn w życiu Jossie.
Pewnego dnia Jossie przybyła do Danby Lodge małym powozikiem na dwóch kołach.
– Muszę zawieźć część uprzęży do kowala – oznajmiła – a potem wstąpię, żeby cię zabrać.
– Zabrać? Dokąd?
– Papa chce się poznać.
Ivo spojrzał na dwukółkę.
– W tym pojeździe nie ma miejsca dla nas wszystkich – stwierdził rzeczowo.
Jossie sprawiała wrażenie zakłopotanej.
– Chodzi tylko o nas dwoje. Papa nie wspomniał o lady Frances.
Ivo ściągnął brwi.
– W takim razie obawiam się... – zaczął.
– Ależ jedź, Ivo – wtrąciła się ciotka. Zwracając się do Jossie, dodała – Nie martw się, dziecko. Lord Trenchard pojedzie. Zabierz co trzeba do kowala i wróć tutaj. Dopilnuję, żeby był gotowy do drogi.
Gdy tylko Jossie odjechała, Ivo odwrócił się do ciotki, nie kryjąc poirytowania Roześmiała mu się w twarz.
– Nie musisz nic mówić. Wcale nie czuję się urażona i chcę, żebyś pojechał. Major Morley nigdy by mnie nie zaprosił z własnej woli. Już ci mówiłam, że nie jesteśmy specjalnie zaprzyjaźnieni.
– Więc dlaczego miałbym odpowiadać na to obcasowe wezwanie?
– Ze względu na Jossie. I dla ciekawego doświadczenia Uważam go za bardzo niemiłego człowieka, choć przypuszczam, że ma na to jakieś usprawiedliwienie. Był doskonałym żołnierzem, dopóki jego kariera nagle nie została przerwana Od tamtej pory życie przynosiło mu same rozczarowania. , przynajmniej on tak to odbierał.
– Co się stało?
– Przed laty został ciężko ranny i na zawsze pozostał – pewnym sensie inwalidą. Lucinda oczekiwała wówczas dziecka, a on rozpaczliwie pragnął, żeby urodziła chłopca Ponieważ. .. wiadomo było, że nie będzie więcej dzieci. Dlatego tak gorzko się rozczarował, kiedy na świat przyszła dziewczynka Ma silnie rozwinięte poczucie rodowej dumy, a jest ostatnim z linii.
– Rozumiem. Kiedy pani Morley umarła?
– Gdy Jossie miała trzy lata. Jeśli sądzisz, że przysparzała majorowi trosk, to się mylisz. Nigdy mu niczego nie odmawiała, a on jest zadufanym w sobie tyranem. Wiem, że powiedziałam nieładne rzeczy o moim sąsiedzie, ale nie cofnęłabym ani słowa Może trochę mi go żal, ale nie mogę mu wybaczyć tego, co zrobił Jossie...
– Ten dzieciak wydaje się całkiem szczęśliwy.
– Ona nie jest już dzieckiem! – zirytowała się ciotka – Bardzo mnie to martwi. Wszystko wskazuje na to, że niedługo przeobrazi się w inteligentną piękną kobietę. Już teraz jest bystra. Jak będzie się czuła, gdy odkryje, że obaj najważniejsi w jej życiu mężczyźni są kolosami na glinianych nogach?
– Sam doszedłem do wniosku, że nie mogą być aż tak idealni, jak jej się wydaje, ale te gliniane nogi, ciociu Frances? Czy aby trochę nie przesadzasz?
– Nic więcej nie powiem. Dość krytykowania jak na jeden dzień. Pojedź z wizytą do majora Morleya i sam się przekonaj.
Pierwszy kontakt z ojcem Jossie miłe Iva zaskoczył. Major siedział w gabinecie urządzonym raczej wygodnie niż stylowo. Choć otaczały go książki i psy, w pokoju wyczuwało się atmosferę surowej dyscypliny i porządku. W kominku buzował ogień, a przy fotelu majora stał stolik z rozłożoną szachownicą oraz tacą z napojami i kieliszkami. Na widok Iva major wstał i, utykając, zbliżył się do gościa – A, jesteś, Trenchard! Wejdź i usiądź. Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać. Czego się napijesz? Jossie, podaj lordowi Trenchardowi coś do picia, a potem zostaw nas samych. Wróć za pół godziny.
Jossie posłusznie i bardzo sprawnie nalała wina dla Iva i brandy dla ojca po czym dyskretnie zniknęła Panowie przyjrzeli się sobie nawzajem. Major Morley miał niewiele ponad pięćdziesiąt lat i wciąż był przystojnym mężczyzną ze starannie wyszczotkowaną, lekko posiwiałą czupryną i sumiastymi wąsami. Ubrany był w śnieżnobiałą koszulę, kurtkę wojskowego kroju, luźne jasne bryczesy i wysokie buty wypolerowane do połyska Trzymał kieliszek w kształtnej, zadbanej dłoni. Major z całą pewnością należał do osób dbających o wygląd zewnętrzny... w przeciwieństwie do córki.
– No, Trenchard! Jossie mówiła mi, że walczyłeś pod Waterloo? W kawalerii. W którym regimencie?
– Siódmym Huzarów, majorze.
– Huzarów! A cóż to za formacja? Jakaś świeżo wynaleziona bzdura! Za moich czasów nie było żadnych „huzarów" Z radością nosiliśmy nazwę dragonów, a nie jakieś wymyślne zagraniczne cudactwo.
– Domyślam się, że walczyliśmy podobnie, sir – stwierdził Ivo spokojnie. – Taktyka stosowana przez kawalerię niewiele się zmieniła...
– Taktyka! Mógłbym ci powiedzieć co nieco na temat taktyki. Otóż w dziewięćdziesiątym siódmym, ..
Następne dwadzieścia minut wystarczyło, by Ivo zmienił zdanie o majorze Morleyu, który wprawdzie posiadał pewną ogładę, ale był zarozumiałym nudziarzem, próżnym, nie pozwalającym nikomu innemu dojść do głosu. Czytał sprawozdania z bitwy pod Waterloo i wytworzył sobie własną opinię na temat tego, jak powinna była zostać rozegrana. Opowieść Iva o prawdziwym przebiegu walk zupełnie go nie interesowała; zdobył się jedynie na niechętne wyrażenie uznania dla działań Wellingtona.
– Arthur Wellesley zyskał sławę w Indiach, oczywiście. Nie było to trudne. Jeśli ma się odpowiednią reputację, ci idioci z Gwardii Konnej uważają że nie możesz się mylić.
Ivo przypomniał gospodarzowi o licznych bitwach Wellingtona z udziałem Gwardii Konnej, z których nie wszystkie zakończyły się zwycięstwem, i zakończył stanowczo:
– Jest wielkim żołnierzem, sir. Obrana przez niego taktyka przeciwko Francuzom na półwyspie okazała się świetna i wątpię, by ktokolwiek inny mógł się spisać lepiej pod Waterloo.
Nie przekonał majora, który, potrząsając głową rzekł kwaśno:
– Cóż, mam własne zdanie w tej kwestii, ale nie będę się z tobą spierał. To zrozumiałe, że trzymasz jego stronę. Co sądzisz o Jossie?
Nagła zmiana tematu zaskoczyła Iva – Cóż... lubię ją.
– Ale nie masz na nią ochoty?
– Uważam Jossie za urocze dziecko. Nic więcej – odparł Ivo lodowatym tonem.
– Nie uprzedzaj się do mnie. Masz określoną reputację, Trenchard. Po prostu chciałem wiedzieć, czy nie odbije się na mojej rodzinie.
Z trudem tłumiąc wściekłość, Ivo rzekł spokojnie:
– Dziwię się, że zakładał pan taką możliwość, majorze. Jossie zapewne kiedyś będzie piękną kobietą, ale dopilnował pan, żeby była na tyle podobna do chłopca że na razie nic jej nie grozi.
– Chłopca! – podchwycił gospodarz z wyraźną złością w głosie. – Właśnie, powinna być chłopcem, a nie dziewczyną! – Następnie, być może wyczuwając dezaprobatę Iva, dodał łagodniej: – Jossie jest uroczym urwisem, świetnym strzelcem i dokazuje jak młokos. Ale nim nie jest, do licha!
– Myślę, że mimo to może pan być z niej dumny – powiedział chłodno Ivo.
– Jestem, jestem! Na ile to możliwe. Jeśli wyjdzie za Petera Radstocka, też będę zadowolony. Nie wybrałbym go sobie na syna, ale razem z Jossie szybko go przerobimy na naszą modłę.
Ivo zastanawiał się, co by na to powiedział sir Thomas Radstock, ale tylko uśmiechnął się uprzejmie. Uznał, że to nie jego sprawa.
Na szczęcie Jossie wróciła po półgodzinie, tak jak jej nakazano, i usiadła po turecku przy krześle ojca Podczas dalszej rozmowy Ivo dowiedział się wiele o rodzinie Morleyów. Okazało się, że major nie tylko ubierał córkę jak chłopca, ale też tak ją traktował, zmuszając biedaczkę do życia w spartańskim reżimie, bez najmniejszego względu na fakt, że jest kobietą. Jossie, której w żaden sposób nie można było uznać za bezmyślną marionetkę, poddawała się dyktaturze ojca bez sprzeciwu i zadałam jakichkolwiek pytań. Słuchając tego wszystkiego, Ivo zrozumiał, skąd się biorą niektóre sprzeczności w jej charakterze. Była dzieckiem na tyle odważnym i żywiołowym, by odrywać rolę chłopca, a ponieważ bardzo kochała ojca, tłumiła w sobie wszelki ślad dziewczęcości, której tak nie znosił. Wręcz się jej wstydziła. Jossie Morley pragnęła pozostać upragnionym synem tak długo, jak tylko możliwe.
W drodze powrotnej do Danby Lodge Ivo prawie się nie odezwał. Rozumiał już uwagi ciotki dotyczące sytuacji w domu Morleyów i sam nie wiedział, co właściwie czuje – gniew, podziw czy żal. Ślepe posłuszeństwo Jossie wobec ojca złościło go. Jej odwaga w spełnianiu oczekiwań budziła podziw, ale chyba najbardziej było mu jej żal. Jossie Morley była dość inteligentna, by wiedzieć, że cokolwiek by zrobiła jak bardzo by się starała, nie zmieni faktu, że nie jest synem, którego jej ukochany ojciec tak bardzo pragnął.
Na szczęście Jossie nie zwracała uwagi na jego zamyślenie. We wsi spotkali ochmistrzynię Radstocków. Jossie zatrzymała się. żeby z nią pomówić; dowiedzieli się, że sir Thomas z rodziną mają wrócić do Lyne St Michael następnego dnia Przez resztę drogi Jossie paplała radośnie, planując różne eskapady z Peterem.
Ivo miał nadzieję, że drugi mężczyzna jej życia bardziej zasługuje na jej oddanie niż ten, którego właśnie poznał. Dwa dni później miał okazję wyciągnąć własne wnioski. On i ciotka zostali bowiem zaproszeni na herbatę do lady Radstock Radstockowie mieszkali w obszernym domu zbudowanym przed czterdziestu laty. Posiadłość obejmowała wiele akrów żyznych pastwisk i ziemi uprawnej, a sam dom otoczony był malowniczym parkiem i ogrodem. Wszędzie widać było oznaki zamożności i dobrego gospodarowania W pokojach stały gustowne, solidne sprzęty, a salon, w którym ich przyjęto, był przestronnym eleganckim pomieszczeniem z wysokimi przeszklonymi drzwiami wychodzącymi na taras.
Sir Thomas Radstock, czerstwy ziemianin, typowy dla swej klasy, całkiem sensownie rozprawiał o ostatnich wojnach, wykazując dobre rozeznanie w polityce, choć zdecydowanie bardziej interesowały go sprawy własnego hrabstwa Bath i miejskie życie w ogóle niespecjalnie mu się podobało. Jego żona była łagodną kruchą kobietą o nienagannych manierach. Od dawna przyjaźniła się z lady Frances i powitała Iva niezwykłe serdecznie.
– Zatem walczył pan pod Waterloo, Trenchard? Czy to tam został pan ranny? To jakieś trwałe obrażenie? – dopytywał się sir Thomas, spoglądając na rękę Iva, już wolną od temblaka, lecz wciąż w opatrunku.
– To? Nie, to nic poważnego, sir Thomasie. Parę dni temu skaleczyłem się, tu niedaleko.
– Był na przejażdżce z Jossie Morley – uzupełniła lady Frances.
– W takim razie założę się, że Jossie miała w tym swój udział – powiedział sir Thomas.
– To tylko skutek mojej nieostrożności – oznajmił Ivo uprzejmie, lecz stanowczo.
– Często ją widywaliśmy pod waszą nieobecność – ciągnęła lady Frances. – Zabawiała Iva, kiedy leczył chorą rękę. Biedactwo, bardzo za wami wszystkimi tęskniła – Poznał pan Jossie? – podchwycił sir Thomas, popatrując na Iva z ukosa. – Cóż to za dziewczyna! Nasz Peter tańczy, jak ona mu zagra, słowo daję. To się jednak zmieni, kiedy już się pobiorą. Ustatkuje się. – Wyjaśniwszy sytuację, rozsiadł się wygodnie i przyjął z rąk żony filiżankę herbaty.
– Ivowi chciało się śmiać. Najpierw ojciec Jossie, a teraz sir Thomas ostrzegali go, żeby się trzymał z daleka. Obaj mogli spać spokojnie. Wciąż nie potrafił sobie wyobrazić Jossie Morley w roli czyjejkolwiek narzeczonej, a sam nie był nią w tym sensie zainteresowany. Go więcej, ich obawy były całkowicie nieuzasadnione, ponieważ tylko wyjątkowy śmiałek mógłby zalecać się do Jossie, która nie widziała świata poza Peterem Radstockiem.
– Lepiej nie będę pytać sir Thomasa, czy dobrze się bawił w Bath, ale czy ty jesteś zadowolona z wyprawy? – zagadnęła lady Frances.
– Bardzo – odparła lady Radstock – Sir Thomas zażywał kąpieli, więc i on trochę skorzystał. Zawarliśmy kilka bardzo miłych znajomości. Jedna z naszych nowych znajomych, niejaka pani Cherton, może odwiedzi nas w Lyne St Michael, kiedy zakończy kurację w Bath. Szuka małego domu na wsi, więc zarekomendowałam jej naszą okolicę. Myślę, że ona i jej córka będą miłym dodatkiem do naszego nielicznego towarzystwa – Rozumiem, że jest wdową?
– Owszem, straciła męża kilka lat temu. Było nam jej żal, więc zabraliśmy je parę razy na tańce.
– Sir Thomas tańczył? Nie chce mi się wierzyć!
– Cóż, nie musisz. Sir Thomas zostawał w domu, a Peter towarzyszył nam trzem. Pani Cherton była bardzo wzruszona, a jej córka zachwycona. Biedne dziecko, niewiele miała dotąd rozrywek w życiu. Myślę, że Peter jej się spodobał. Ale gdzie on się podziewa? – Lady Radstock podniosła się z miejsca, żeby wyjrzeć przez okno. – Nieładnie z jego strony. Obiecał, że wróci na herbatę.
– Pojechali do Heversham Beacon – powiedział sir Thomas.
– Ależ to wiele mil stąd! Domyślam się, że jest z nim Jossie?
– Tak, zjawiła się tu, nim chłopak na dobre się obudził. Jestem pewien, że niedługo wrócą, moja droga.. Wyruszyli bardzo wcześnie.
Lady Radstock ściągnęła usta – Nie powinien się wypuszczać tak daleko.
Sir Thomas wybuchnął śmiechem.
– Nie sądzę, żeby Peter miał coś do powiedzenia Nie przy Jossie. Co za dziewczyna!
Uwaga była niezbyt taktowna. Widząc zdenerwowanie przyjaciółki, lady Frances wtrąciła – Proszę, nie przejmuj się nami... – Urwała; bo do salonu wpadła Jossie, a za nią syn gospodarzy.
Jossie rozejrzała się i przybrała minę świadczącą o poczuciu winy Lady Radstock, widząc ich zabłocone buty i potargane włosy, poprosiła z westchnieniem;
– Idźcie się trochę ogarnąć. Wiesz, gdzie znaleźć panią Marston, Jossie. Poproś, żeby ci pomogła Potem możecie tu wrócić i dołączyć do nas przy herbacie. Jestem pewna, że lord Trenchard chętnie jeszcze trochę poczeka, żeby cię poznać, Peterze.
Po wyjściu młodych z salonu, zwróciła się do Iva;
– Lordzie Trenchard, mam nadzieję, że wybaczy pan mojemu synowi. Peter zwykle nie jest...
– Proszę, lady Radstock! Cóż takiego miałbym wybaczać? – Ivo starał się udobruchać gospodynię. Pod jej eleganckimi manierami wyczuwał złość i zastanawiał się, czy jest równie entuzjastycznie nastawiona do przyszłego związku syna z Jossie jak sir Thomas. W miarę trwania wizyty coraz bardziej w to wątpił.
Peter Radstock był przystojnym młodzieńcem. Po ojcu odziedziczył rade włosy, szczere niebieskie oczy i śniadą karnację. Miał dobre maniery i miły, trochę jakby zawstydzony uśmiech. Wyraźnie jednak natura nie wyposażyła go w charakter i siłę, wręcz wypisane na twarzy sir Thomasa Znając Jossie, Ivo był skłonny założyć się o znaczną sumę, kto z tej dwójki będzie grał w małżeństwie pierwsze skrzypce. Nic dziwnego, że lady Radstock się martwiła Oczywiście nie był to jego problem. Lubił Jossie Morley, ale przecież nie był jej opiekunem. Nie miał też żadnego powodu ani zamiaru się wtrącać. Wszystko wskazywało na to, że przyszłość dwojga młodych została starannie zaplanowana, więc wyrażenie uwag na temat małżeńskiego szczęścia tej pary byłoby nietaktem.
Nieświadoma wstrząsu, jaki wywoła lady Radstock powiedziała:
– Spotkaliśmy w Bath także inną rodzinę, która może cię interesować, lady Frances. Sir George Gumey jest dobrym znajomym twojego brata, czyż nie? Wygląda na to, że on i jego córka mieszkają w Bath już od roku. Wiedziałaś, że Charlotte Gumey jest mężatką?
– Słucham?
– Wyszła za człowieka, który mógłby być jej dziadkiem – wtrącił sir Thomas z wyraźną dezaprobatą. – Za Courtneya Malcota – Za lorda Malcota? – zdumiała się lady Frances. – Przecież on już dwa razy owdowiał. Jesteś pewna, że się nie mylisz?
– Absolutnie pewna – Nie mogę w to uwierzyć. – Lady Frances westchnęła. – On ma dzieci dużo starsze od Charlotte. Co sir George myślał, pozwalając na coś takiego? Charlotte jest jedynaczką.
– Według mnie sam nie wybrałby takiego zięcia, ale dziewczyna najwyraźniej się uparła. W Bath mówiono, że była gotowa uciec z Malcotem, ojciec powstrzymał ich w ostatniej chwili. Dziwię się Malcotowi... powinien być mądrzejszy. Nie – chcę pani szokować, lady Frances, ale moim zdaniem ta dziewczyna podstępem wymusiła na nim małżeństwo. Sprytna mała lisica.
– Sir Thomasie, jesteś zbyt surowy! – obruszyła się lady Radstock. – Biedaczka. Ma najwyżej dwadzieścia lat, a on jest po pięćdziesiątce. Dlaczego miałaby to zrobić?
– Dla pieniędzy, moja droga Malcot jest nieprzyzwoicie bogaty. Świat może kręcić nosem na tę parę, ale Charlotte ma teraz pozycję w towarzystwie, a liczba powozów i służby mogłaby zadowolić najambitniejszą dziewczynę.
– No, no – mruknęła lady Frances, zerkając ukradkiem na Iva. – Rzeczywiście zaskakująca nowina. Ciekawa jestem, czy już dotarła do Sudiham.
– Bez wątpienia – zapewnił sir Thomas.
– Och! To znaczy... tak, oczywiście. Chociaż skoro sir George przebywa w Bath od roku, mój brat mógł jeszcze o tym nie słyszeć. Ivo, sądzę, że powinieneś jutro wybrać się do Sudiham. Nie ma sensu pielęgnować starych uraz. Lord Veryan miał dość czasu, żeby wyzbyć się złości z powodu twego uporu, by pozostać w wojsku.
– Więc o to chodziło? – spytał sir Thomas. – Zastanawialiśmy się...
Ivo nie marnował czasu. Podziękował ciotce za pomoc i gościnę przez ostatnie tygodnie i następnego dnia wyruszył do Sudiham. Zbliżał się do domu z pewną obawą lecz tym razem drzwi były otwarte, a ojciec czekał na niego w bibliotece.
– Zatem odzyskałeś rozsadek? – powitał go szorstko. – Przyjechałeś prosić o przebaczenie?
Ivo znał ojca.
– Przyjechałem prosić, byś mi wybaczył, że się uniosłem, ojcze. Powinienem był zostać i bronić swoich racji, zamiast spuszczać dom w gniewie. Przepraszam. Za nic więcej nie mam powodu przepraszać. – Nastąpiła chwila napiętej ciszy. Następnie Ivo dodał: – Zbyt długo pozostawaliśmy skłóceni. Wolałbym, żeby nas łączyły przyjacielskie stosunki.
– Wolałbyś? Trudno to wyczuć z twoich słów. Skoro jednak przyjechałeś... Usiądź. Zostaniesz?
– Jeśli się zgodzisz.
– Oczywiście, że się zgodzę. I od razu mogę ci powiedzieć, zanim zaczniemy... – Lord Veryan poruszył się niespokojnie na krześle. – Postanowiłem ci przebaczyć.
– Co, ojcze?
– Nie patrz tak na mnie! – ryknął ojciec. – Nie jestem jednym z twoich podwładnych, do diabła! – Spiorunował syna wzrokiem. Po chwili rzekł już spokojniej: – Miałem mnóstwo czasu na myślenie. Nigdy nie kłamiesz, przynajmniej mnie nigdy nie okłamałeś. Powinienem był przyjąć twoje wyjaśnienia Problem polegał na tym, że rok temu byłem za bardzo wściekły, żeby jasno myśleć. Znalezienie cię w tamtej chacie sam na sam z Charlotte Gurney było szokiem! George Gurney był całkowicie pewien twojej winy, a musisz przyznać, Ivo, że dowody były jednoznaczne. Potem ta awantura... utrata przyjaciela... I ty wyjechałeś w gniewie...
– Kazałeś mi się wynosić.
– Wiem! Nie powinieneś tak wyjeżdżać! – Groźne spojrzenie znów przeszyło Iva na wskroś. – Powinieneś był wiedzieć, ze wcale tego nie chciałem.
– Nie rozumiem, skąd miałbym wiedzieć. Z tego, co pamiętam, powiedziałeś, że nie chcesz więcej oglądać takiego niegodziwego potwora.
– Hm... nie ma potrzeby do tego wracać! Byłem trochę wyprowadzony z równowagi. – Zamilkł na chwilę. – No dobrze... całkowicie wyprowadzony z równowagi. Szybko doszedłem do – siebie. Nadal nie wiem. z kim była Charlotte Gurney tamtego dnia ale wiem. że to nie mogłeś być ty.
– Skoro tak, czemu mi tego wcześniej nie powiedziałeś?
– Chciałem po ciebie posłać, ale Peny uważał, że jesteś tak wściekły, iż odmówisz przyjazdu. Nie byłem gotów ryzykować. Miał rację, prawda? Byłem pewien, że pojawisz się tu przed wyjazdem do Belgii, ale się nie pokazałeś. Dlatego próbowałem o tobie nie myśleć...
Zaskoczenie i gniew odebrały Ivowi mowę. Owszem, przyjechał do Sudiham, ale Perry go odprawił, informując, że ojciec zabronił mu wstępu do domu. Na myśl o tym, że przez te wszystkie miesiące pozostawał w niezgodzie z ojcem wyłącznie z powodu kłamstw brata, ogarnęła go złość. Czemu Peny to zrobił? Bał się, że prawda o jego romansie z Charlotte w końcu wyjdzie na jaw? Co za niedorzeczność. Przecież musiał wiedzieć, że waśń nie będzie trwała wiecznie, że Ivo wcześniej czy później będzie szukał pojednania z ojcem. Albo... Ivo poczuł, jak ogarnia go lodowaty chłód. Czyżby w związku ze zbliżającą się nieuchronnie wojną Peny miał nadzieję, że jego problemy zostaną rozwiązane, jeśli starszy brat polegnie w bitwie? Nie! Perry może postępował niewłaściwie, ale w taką podłość z jego strony Ivo nie chciał uwierzyć.
– Nic nie mówisz – odezwał się lord Veryan – Czyżbym się mylił? Czy Peny źle ci się przysłużył? Czy mnie okłamał?
Ivo nie odpowiedział, zadał tylko pytanie:
– Gdzie Peny jest teraz?
– W Derbyshire, w Arneston. Od pewnego czasu był nieswój, więc uznałem, że zmiana miejsca dobrze mu zrobi.
Ivo bardzo się starał, by jego głos brzmiał spokojnie.
– Miło mi to słyszeć. Powinien pojechać już dawno, kiedy pierwszy raz mu to zaproponowałeś. Zamierza tam pozostać?
– Nie wiem. Może. Chyba lepiej mu z dala od Sudiham i ode mnie. Nigdy się nie zgadzaliśmy. – Po krótkiej pauzie lord Veryan powiedział z goryczą; – Zmiana tematu nie pomoże. Nie odpowiedziałeś jeszcze na moje pytanie. Choć może nie musisz się fatygować. To jasne, co się stało. Peny umyślnie trzymał nas z dala od siebie, Bóg jeden wie dlaczego.
Zapadła cisza, której Ivo nie potrafił przerwać. – A może... może wiem – podjął lord Veryan, cedząc słowa – Peny się bał, że przekonasz mnie o swojej niewinności. A gdyby się tak stało, szukałbym winnego gdzie indziej. Gurney miał rację, prawda? Ktoś z mojej rodziny był winien uwiedzenia tej biednej dziewczyny. To nie byłeś ty, lecz Peny. Bał się, że go wydasz.
Puszczając mimo uszu ostatnią uwagę starszego pana, Ivo rzucił drwiąco:
– Biednej dziewczyny? To znaczy, że nie słyszałeś? Ta „biedna dziewczyna", jak ją nazywasz, właśnie wyszła za bogacza A Thomas Radstock uważa, że sama wszystko uknuła.
– Coś podobnego! Kim jest ten człowiek?
Ivo opowiedział ojcu nowiny z Bath.
To był ostatni raz, kiedy wspomnieli Charlotte Gumey; unikali też rozmowy na temat manipulacji Perry'ego. Nie przysparzało to zresztą szczególnych trudności. Utraciwszy na dobre Charlotte, Peny nie widział żadnych atrakcji w Somerset i ku uldze Iva przyjął propozycję ojca by na stałe doglądać majątku Arneston.
Przez cały rok Ivo żył z ojcem we względnej harmonii. Lord Veryan bardzo się zmienił. Obaj pragnęli nadrobić czas rozłąki i w ciągu kilku miesięcy Ivo stopniowo przejął większość z dotychczasowych obowiązków ojca Znajdował jednak czas, by odwiedzać przyjaciół, a w maju spędził kilka tygodni w Londynie. Ponownie spotkał się z Adamem i niewiele brakowało, by stracił głowę dla Kate Payne. Tak bardzo różniła się od kobiet, które znał wcześniej, była taka bezpośrednia i odważna, że niezwykle mu się spodobała Kate także nie kryła, że go lubi. Na szczęście jednak, zanim doszło do poważnych kłopotów, dla Iva stało się jasne, że Kate jest zakochana w Adamie. Z rozbawieniem obserwował zazdrość przyjaciela, gdy ktoś inny, nie wyłączając Iva, zwracał na Kate nadmierną uwagę. Choć Kate w niczym nie przypominała „słodkiej kobietki", jaką planował poślubić, Adam Calthorpe był zakochany po uszy. Choć Ivo miał ochotę przyglądać się rozwojowi ich wzajemnego uczucia uznał, że rozsądniej będzie zejść ze sceny, by w przyszłości móc swobodnie przyjaźnić się z Adamem i jego żoną. Jeszcze w tym samym roku jego dyskrecja została nagrodzona – otrzymał zaproszenie na ich ślub.
Między pobytami w Londynie a całkiem licznymi obowiązkami w Sudiham Ivo nie znalazł czasu na wizytę w Lyne St Michael. Czasami zdarzało mu się z uśmiechem pomyśleć o Jossie – zastanawiał się, co napsociła od czasu ich ostatniego spotkania – ale jej osobiste sprawy nie zaprzątały mu już głowy. Ciotka Frances przyjechała na święta Bożego Narodzenia do Sudiham i przywiozła nowiny – niewiele się zmieniło, choć Radstockowie zaczęli planować uroczyste obchody osiągnięcia pełnoletności przez Petera – Kiedy to nastąpi? – spytał Ivo.
– W lipcu.
– Ależ to za ponad pół roku!
– To będzie wielkie wydarzenie, mogę ci zaręczyć. Pół hrabstwa zjedzie na bal, nie mówiąc o festynach dla pośledniejszych – gości. Lady Radstock już sporządza listy. Możesz założyć, że twoje nazwisko również się tam znajdzie. Mam nadzieję, że przyjedziesz.
– Za nic na świecie bym tego nie przegapił. Czyż to nie jest uwieńczenie planów Jossie? Ona i młody Radstock zostaną oficjalnie zaręczeni?
– Owszem. Muszę przyznać, że pomysł, by tych dwoje się pobrało, wciąż wydaje mi się absurdalny. Wcale nie wygląda na to, by mieli się ustatkować. Czasami aż się boję, że Jossie pójdzie do ołtarza w bryczesach i starym żakiecie.
– Lady Radstock nigdy by na to nie pozwoliła.
Podczas Wielkanocy pojawiły się dalsze wieści o rodzinach zamieszkujących Lyne St Michael. Jossie miała przyzwoitkę. Major Morley w końcu poddał się naciskom i jego daleka krewna, kobieta w nieokreślonym wieku, zamieszkała w domu Morleyów. Co więcej, Jossie musiała nosić spódnice tak często, jak tylko przyzwoitce udało się to wymóc.
– Żal mi tej biednej kobiety, Ivo – wyraziła współczucie lady Frances – chociaż jest dość żałosna w swojej roli. Stara się jak może narzucić podopiecznej zasady poprawnego zachowania, ale Jossie niewiele sobie robi z jej starań. Ignoruje jej błagania, by spędzała mniej czasu na szalonych wycieczkach z Peterem Radstockiem, a co do spódnic... Ta przekorna dziewczyna przebiera się niepostrzeżenie i znów paraduje w bryczesach. Oboje, bo Peter jest niewiele lepszy, stroją sobie żarty z nieszczęsnej przyzwoitki. Nieznośna z nich para, ale trudno się nie śmiać.
Lady Frances powiedziała im też, że niejaka pani Cherton przybyła do Lyne St Michael i zamieszkała w skromnym domku przy High Street.
– To ta kobieta, którą Radstockowie poznali w Bath? – upewnił się Ivo. – Rzeczywiście jest tak cennym nabytkiem dla miejscowych kremów towarzyskich, jak uważała lady Radstock? Lady Frances ściągnęła usta – Bardzo elegancka kobieta Kiedyś musiała być piękna... Była chora, istotnie, ale to jej ciągłe niedomaganie mnie irytuje. Zauważyłam, że rzadko choroba nie pozwala jej przyjąć zaproszenia, jeśli pochodzi od właściwych ludzi. – Po pauzie dodała stanowczo: – Jeszcze za wcześnie, by nieć wyrobioną opinię.
– Właśnie ją wygłosiłaś – zauważył Ivo ze śmiechem. – A córka? Też jest ładna?
– Taak... W spokojny, dystyngowany sposób. Blond włosy, jasnoniebieskie oczy, okrągłe policzki i usta, które zwykle porównuje się do pączków róży. Pozostaje w cieniu matki i rzadko się odzywa niepytana Często się rumieni, Ivo znów się roześmiał.
– Och, ciociu Frances! Widzę, że jesteś zachwycona paniami Cherton.
– Och, dziewczyna jest w porządku. Chyba Prawie ich nie znam. Lady Radstock jest dla nich bardzo miłą szczególnie dla młodszej – Rosalind.
– Tak?
– Zadała sobie wiele trudu, żeby przedstawić je innym rodzinom w okolicy. Ostatnio w Lyne St Michael życie towarzystwie wre niczym w ulu. Bardzo byś się zdziwił.
– Jak Jossie radzi sobie w tym towarzyskim zamieszaniu?
– Możesz sobie wyobrazić. Nienawidzi go i unika, kiedy ty może. Nie wypada najlepiej w towarzystwie. – Lady Frances zaczęła się śmiać. – Ale jej ojciec nadrabia za nią, i to z nawiązką. – Major?
– Nastąpiła zdumiewająca odmiana! Wcześniej rzadko występował publicznie, a obecnie chyba zaczął poważnie traktować obowiązki ojca Towarzyszy córce do Radstocków i para – innych wybranych sąsiadów. Bywa nawet u mnie. Muszę przyznać, że ma doskonałe maniery. Potrafi być czarujący dla dam, zwłaszcza urodziwych.
– Zatem major okazał się bawidamkiem? Czy dzięki temu stał się mniej wymagający dla Jossie?
– Według mnie major próbuje pogodzić się z faktem, że Jossie nie może dłużej udawać chłopca... – Zadumała się na moment, po czym mówiła dalej: – Wyrządził córce wielką krzywdę. Dziewczyna ma tak wiele talentów, tak dużo naturalnego wdzięku, że powinna brylować w towarzystwie. Tymczasem czuje się zupełnie nie w swoim żywiole. Nie ma pojęcia, jak należy się zachować. Gdybym jej tak dobrze nie znała uznałabym ja za wiejską prostaczkę.
– Powiedziała że właśnie kimś takim chce być.
– Cóż, to nie wystarczy! – stwierdziła sucho ciotka. – Zwłaszcza że wokół są inne ładne panny, zdecydowanie bardziej odpowiednie na żonę dla dziedzica drugiego co do wielkości majątku w tej części hrabstwa – Nie ma się czego obawiać, ciociu Frances. Jossie przegoni je wszystkie.
– Możesz sobie żartować, Ivo, ale najwyższy czas, żeby dorosła Jeśli poważnie planuje małżeństwo z Peterem Radstockiem, czas, by zaczęła go traktować jak ukochanego, a nie jak kompana do dziecięcych psot.
– Jestem całkowicie pewien, że poważnie traktuje Petera Radstocka O nikim innym nie mówiła kiedy byłem u ciebie.
– Wiem. Wolałabym, ...
– Co? Doprawdy, ciociu Frances, to przerywanie w pół słowa zupełnie do ciebie nie pasuje. Co się dzieje?
– Miałam nadzieję, że wpłyniesz na Jossie. Może nawet odciągniesz ją trochę od myślenia o Peterze, ale nic z tego nie wyszło.
– Ivo popatrzył na ciotkę z rozbawieniem.
– Och, daj spokój. Musiałaś wiedzieć, że nic z tego nie będzie.
– Mogło być, gdybyś się postarał... Masz wiele zalet, Ivo.
– W oczach Jossie każda z nich blednie przy doskonałości Petera Radstocka.
– Właśnie tego się obawiałam – przyznała ciotka ponuro. – Biedna Jossie.
Jossie chętnie powtórzyłaby zdanie lady Frances. Z trudem udało jej się wymknąć spod nadzoru przyzwoitki i pojechać do doliny, gdzie umówiła się z Peterem, po to tylko, by stwierdzić, że go tam nie ma Przez cały ranek spotykały ją same przykrości, ta stanowiła kolejną. Wiosna przyszła z opóźnieniem. Ścieżka nadal pokryta była suchymi liśćmi, a z grząskiej ziemi po obu stronach wystawały kępy zwiędłych paproci i splątane pnącza jeżyn. Krajobraz zdawał się odzwierciedlać jej ponury nastrój.
Jeszcze tak niedawno sama by się z siebie śmiała, znalazłaby coś zabawnego w oczekiwaniu na Petera, poszukałaby kiełków wiosennych kwiatów pod liśćmi albo sprawdziła, czy przypadkiem w dziupli nie śpi wiewiórka. Tym razem jednak nie potrafiła się otrząsnąć z narastającego lęku. Życie się zmieniało, a ona zmieniała się wraz z nim, choć wcale jej się to nie podobało.
Jossie zastanawiała się nad sytuacją Dlaczego do tego doszło? Nie mógł tego sprawić przyjazd kuzynki Marthy – nikt nie traktował jej poważnie. Przez pewien czas rozpaczliwe wysiłki kuzynki, które miały zmienić Jossie w damę, stanowiły nawet pewną atrakcję. Kiedy spódnice zanadto jej przeszkadzały, bo planowała jakąś eskapadę z Peterem, zwykle udawało jej się niepostrzeżenie przebrać w bryczesy. Nie czuła się ani trochę bardziej dziewczyną Co było nie tak? Ojciec nie chciał zmian Wprawdzie więcej bywał w towarzystwie, ale dlatego, że ją kochał i chciał jej w ten sposób udzielić wsparcia Wiedział, że często czuła się zagubiona między uczestnikami przyjęć, które jak grzyby po deszczu mnożyły się w sąsiedztwie. Poza tym ojciec nie zaprosiłby kuzynki Marthy, żeby z nimi zamieszkałą gdyby lady Radstock tak nie nalegała... Lady Radstock i pani Cherton Na wspomnienie pani Cherton Jossie jeszcze bardziej posmutniała Wszyscy w Lyne St Michael, może z wyjątkiem łady Frances, która nie wyraziła żadnej opinii, byli zachwyceni tą kobietą Lady Radstock okazywała jej względy, a Peter nie dalej jak przed paru dniami stwierdził, że uważają za bardzo miłą osobę. Czyżby ona, Jossie, jedyna nie poddała się urokowi pani Cherton? Nawet ojciec...
Nieokreślone obawy Jossie nagle się skrystalizowały. Ojcu także pani Cherton się podobała To po tamtym popołudniu spędzonym u Radstocków w towarzystwie pani Cherton tak się zmienił. Od tamtej pory przestał śmiać się z wybryków Jossie...
Wołanie dobiegające z tyłu przerwało jej rozmyślania – Jossie, Jossie, poczekaj! – To był Peter.
Odwróciła się z ulgą, zapominając o zmartwieniach i wątpliwościach.
– Gdzie się podziewałeś? – spytała – Mieliśmy się spotkać pół godziny temu.
– Wybacz. Mama złapała mnie, kiedy już wychodziłem, i nie mogłem się wyrwać. Była z nią pani Marston...
– Wasza ochmistrzyni? O czym mama chciała rozmawiać?
– O przygotowaniach do mojej uroczystości. Nie rób takiej miny. O moich urodzinach.
– Przecież wypadają dopiero za kilka miesięcy!
– Tak też jej powiedziałem. Ale widać tyle jest do zrobienia, że już teraz trzeba wszystko ustalić. To będzie wielkie wydarzenie. Będzie festyn dla pracowników majątku, zabawa dla dzieci, !
a wieczorem bal. Pół hrabstwa zostanie zaproszone... – Opowiadał o szczegółach, zakładając, że będzie równie podniecona jak on sam.
Jossie przestała go słuchać w połowie wywodu; nuda i niechęć wzięły górę. Nieszczęsne przyjęcie urodzinowe. Stąd wymagania, by dobrze wypadłą żeby nosiła spódnice, by zachowywała się jak dama Od lat rozmawiali z Peterem o dniu, w którym osiągnie pełnoletność, i o tym, co będą robić, kiedy już się pobiorą ale nie przyszło jej do głowy, że będzie tyle zamieszania, bal, festyn, tańce. Tak naprawdę nie myślała o tym dniu jak o publicznym wydarzeniu, skupiając się na tym, co będzie oznaczał dla niej i Petera.
– Na litość boską nie mówmy już o tym! – przerwała mu niecierpliwie.
– Dlaczego nie?
– Przyjęcia i festyny są nudne. Tak czy owak, jest jeszcze mnóstwo czasu i na razie trzeba myśleć o innych rzeczach. Nie byliśmy w Heversham Beacon od zeszłego roku.
– Heversham Beacon To za daleko, Jossie. Nie uda nam się wrócić przed zmrokiem.
– Nie marudź jak staruszka! Uda nam się, jeśli nie będziemy tracić czasu na gadanie. Ruszajmy!
Spięła konia piętami i nie zwracając uwagi na niebezpieczny stan ścieżki, pognała w stronę gościńca – Jossie, zaczekaj! Zwolnij! Czemu się złościsz? Powiedziałem coś złego?
Jossie go zignorowała Rozpaczliwie potrzebowała świeżego powietrza wiatru, poczucia wolności, które mogła jej zapewnić ostra jazda pod górę. Peter pojedzie za nią... jak zawsze.
Kiedy szybko minęli wzgórza pogoda się poprawiła a wraz z nią humor Jossie. Wyszło słońce, wiatr się wzmógł, cienie chmur ślizgały się po zboczach i dolinach. Jossie roześmiała się z ulgą i zachwytem.
– Tego właśnie chcę! – zawołała – Czyż nie jest wspaniale? Przestrzeń, wolność, – powietrze. Nic nie może się z tym równać. A już na pewno nie głupie rozmowy ż głupimi ludźmi w dusznych salonach. Zostańmy tu na zawsze.
– Chyba nie mówisz poważnie, Jossie. Wiesz, że nie możemy. Poza tym lubię poznawać nowych ludzi, rozmawiać z nimi. Bywają bardzo ciekawi. W Bath.
– Och, Bath! Chyba nie chcesz powiedzieć, że dobrze się bawiłeś w Bath? Nie umiem sobie wyobrazić, że jakieś miasto jest zabawne. Ścigajmy się na szczyt Beacon. No, dalej!
– Nie! – Po raz pierwszy Peter odezwał się tak stanowczo, że zdumiona Jossie się zatrzymała. – Nie, Jossie – powtórzył.
– Chcę z tobą porozmawiać. Przejdźmy się trochę.
Wyraz jego poczciwej twarzy był nienaturalnie poważny. Jossie skrzywiła się, czując powracający lęk, ale zsiadła z konia. Przywiązawszy wierzchowce, pieszo ruszyli ścieżką pod górę.
– Wiem, że nie lubisz przyjęć i tym podobnych rzeczy – zaczął. – Myślę jednak, że z czasem je polubisz, gdy się przyzwyczaisz. Ale nie o to chodzi. Te urodziny... nie, nie odwracaj się, posłuchaj. – Przystanął, zmuszając ją, żeby na niego spojrzała.
– Dużo myślałem o naszej przyszłości i muszę ci coś powiedzieć. Urodziny nie są jedynie pretekstem do urządzenia przyjęć. To coś znacznie poważniejszego. To próg nowego życia – Twój ojciec tak mówi? Czy może twoja matka? – spytała Jossie uszczypliwym tonem. Na widok posmutniałej twarzy Petera zawstydziła się jednak i wyciągając rękę, powiedziała – Przepraszam. Zachowałam się okropnie.
Peter przytrzymał jej dłoń.
– Wybaczam ci. Matka rzeczywiście powiedziała coś w tym rodzaju. Tylko że ja się z nią zgadzam. A te... przyjęcia. , i w ogóle... Cóż, nie możemy wiecznie uganiać się po polach, jakby prawdziwy świat nie istniał. Musimy zacząć odgrywać nasze role w towarzystwie. Będę jednym z największych właścicieli ziemskich w hrabstwie, kiedy nasze majątki zostaną połączone, a to nakładą pewne zobowiązania – Znów cytujesz matkę?
– Nie, ojca Ale z nim też się zgadzam. Ty też powinnaś. Musimy zacząć dojrzewać, – Oczywiście. Ale to nie znaczy, że musimy występować na towarzyskiej scenie. Ja tego nienawidzę, Peter!
– Nie możesz tego wiecznie unikać. Nie możemy się zaszyć w Lyne St Michael. Mam nadzieję, że na sezon moglibyśmy jeździć do Londynu. Chciałbym zobaczyć trochę wielkiego świata... Mama się z tym zgadza. Uważa, że byłoby...
– Do Londynu! Oszalałeś? Umrę w Londynie! Po co nam Londyn, kiedy tu mamy tyle ciekawych rzeczy? Rozejrzyj się, Peter. Tylko to jest ważne – ziemia Nasza ziemia – Nie odzywał się, więc chwyciła go za drugą rękę, patrząc mu przy tym w oczy, – Wiem, że tak naprawdę czujesz to samo co ja – powiedziała błagalnym tonem. – To nagłe pragnienie wyjazdu do Londynu nie pasuje do prawdziwego Petera Radstocka Nie, powinniśmy robić to, co zawsze planowaliśmy. Będziemy mieszkać razem w naszym wiejskim domu... Myślałam, że kochasz ziemię, Peterze.
– Bo kocham. Ale chciałbym trochę użyć życia...
– Życia' – wykrzyknęła – Tutaj jest życie! Prawdziwe życie! Och, wiem, że twoja matka zawsze chciała, żebyś był modnym dżentelmenem, ale spójrz na siebie. Jesteś całkiem przystojny, ale trudno cię nazwać lwem salonowym. Będziesz się czuł tak samo okropnie jak ja w londyńskich salonach. Możesz przekazać matce, że nie chcę słyszeć o wyjeździe do Londynu.
Peter poddał się jak zawsze, gdy Jossie okazywała zdecydowanie, . ale pozostał milczący i nie reagował, kiedy próbowała go rozbawić. W końcu zrezygnowała, mówiąc smutno:
– Jesteś taki sam jak reszta Zmieniasz się.
– Och, nie. Nie o to chodzi. Wiesz, że cię kocham. Zawsze cie kochałem. Ale teraz... teraz, kiedy jesteśmy starsi i myślimy o małżeństwie, pewne rzeczy muszą ulec zmianie...
– Aleja nie chcę, żeby się zmieniały! – Protest Jossie pochodził z głębi serca – Chcę, żeby wszystko zostało tak jak dotąd. Na zawsze.
– To nonsens! Chyba tak nie myślisz! – Widząc jej buntowniczą minę, nieco złagodniał. – Przecież zmiana nie musi być na gorsze. Większość rzeczy może pozostać po staremu, jeśli tego sobie życzysz. Rozchmurz się, Jossie Czym się tak martwisz?
– Twoja matka będzie próbowała zrobić ze mnie dobrą panią domu Jestem pewna – wyznała z goryczą Peter wybuchnął śmiechem.
– Tylko tyle? Ależ jesteś zatwardziała! Nie musimy jej słuchać. – Jossie nie podzielała jego wesołości, więc spytał poważnie, nawet z nutą niepokoju: – Ale... ale nadal chcesz za mnie wyjść, prawda?
Tym razem odpowiedziała natychmiast.
– Oczywiście, że chcę. Wiesz, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Tylko...
– Tylko co?
– Tak długo czekałam, aż osiągniesz pełnoletność. Głupio mi mówić, że potrzebuję więcej czasu. Ale coś jest nie tak. Całe to rozprawianie o świętowaniu... Usiłowania kuzynki Marthy, żeby zrobić ze mnie damę... I to, co mówi twoja matka... – Widząc zdumienie na twarzy Petera, dodała bezradnie: – W małżeństwie ludzie stają się tacy... tacy poważni. Nagle poczułam, że nie jestem gotowa.
– Peter poczerwieniał na twarzy.
– Dlatego, że się boisz? Chcesz, żebyśmy... lepiej się poznali? Bo ja chciałbym.
– Oczywiście, że nie o to chodzi – powiedziała, nie kryjąc zaskoczenia – O czym ty mówisz? Znamy się przecież doskonalę.
– Nie w tym sensie, o jaki mi chodzi. – Rumieniec na jego twarzy jeszcze się pogłębił. – Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką sobie można wymarzyć, ale jest coś więcej. Pozwolisz mi... pozwolisz, żebym cię pocałował?
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma – Pocałował? Cóż za dziwny pomysł! Nigdy wcześniej nie chciałeś mnie całować.
– Wcześniej było inaczej. Byliśmy dziećmi i... nie myślałem o tobie w taki sposób. Ale teraz... jest inaczej. Pozwól mi się pocałować, Jossie.
– Cóż, skoro tego chcesz... Proszę bardzo. – Nadstawiła policzek.
– Nie, nie tak. Tak – Peter objął ją i pocałował w usta. – Och, Jossie – wymruczał, całując ją jeszcze raz. Trzymał ją przy tym tak mocno, że nie była w stanie się poruszyć. Jeszcze nikt nigdy tak jej nie obejmował; przez moment była bliska paniki. Miała wrażenie, że się udusi, chciała go odepchnąć, uwolnić się z uścisku... Przypomniała sobie jednak, kto ją całuje. To był Peter, mężczyzna, którego zamierzała poślubić, a małżeństwo, jak wiedziała, dopuszczało też bliskość cielesną, nie tylko duchową Gdyby odrzuciła jego pierwsze miłosne próby, czułby się okropnie... Pozostała więc nieruchoma w jego ramionach. Miała wrażenie, że pocałunek trwa bez końca, a kiedy Peter wreszcie ją puścił, odczuła wielką ulgę. Popatrzyła na niego z niepokojem. Jak oceni jej zachowanie? Peter uśmiechnął się i westchnął, wyraźnie zadowolony.
– Och, Jossie. Czyż to nie było cudowne? Będzie wspaniałe, prawda?
Jossie miała ochotę krzyknąć, ale ugryzła się w język. Nawet nie zauważył. Myślał, że jego uściski sprawiły jej przyjemność. Jak mógł się tak bardzo mylić?
– Tak, tak – mruknęła – Oczywiście. – Wygładziwszy żakiet, odwróciła się, ukradkiem wycierając usta w rękaw. Miała rozpaczliwą nadzieję, że nauczy się lubić takie rzeczy. Albo przynajmniej cieplej je przyjmować.
Jednak poprawy nie było i po jakimś czasie Peter musiał zauważyć jej niechęć. Zaczęli się kłócić.
– Dlaczego nie możemy czerpać radości z bycia razem bez tych sentymentalnych bzdur? – wybuchnęła któregoś dnia Peter był urażony i zły.
– Bo cię kocham. Powinnaś pragnąć moich pocałunków, Jossie.
– Och, frazesy! Całe to całowanie i obejmowanie jest nudne.
– Nie wszyscy tak uważają Mógłbym wymienić osoby, którym by się podobało.
– Więc idź i zabawiaj się z nimi. Ja jadę na farmę Holcrofta Oczywiście pojechał za nią, ale coś się między nimi popsuło i oboje chcieli to naprawić.
– Przepraszam, Peter. – Pierwsza odezwała się Jossie. – Nie kłóćmy się więcej. Nienawidzę, jak się kłócimy. Postaram się być bardziej... jak inne dziewczęta – Ja też cię przepraszam – odpowiedział natychmiast Peter, skruszony i pełen dobrej woli. – To moja wina, jestem zbyt niecierpliwy. Zapomniałem, jakie miałaś dziwne życie. Do tej pory traktowałem cię jak chłopca a oczekuję, że w jednej chwili zmienisz się w dziewczynę. Może oboje potrzebujemy więcej czasu.
Zakończyli temat i przez resztę dnia Peter zachowywał się wobec niej tak jak dawniej.
Następnego dnia nadeszła wiadomość, że Peter przez jakiś czas nie będzie mógł się z nią widywać. Matka poprosiła go, by towarzyszył jej do Bath. W związku z letnimi uroczystościami potrzebowała różnych rzeczy dostępnych jedynie w Bath, a sir Thomas był zajęty doglądaniem posiadłości. Ponieważ jednym z planowanych zakupów była nowa suknia balową ich pobyt miał potrwać od dziesięciu dni do dwóch tygodni. Liścik był serdeczny i przepełniony troską „Żałuję, że musimy się rozstać na ten czas, Jossie. Byliśmy takimi dobrymi przyjaciółmi, dopóki mój brak cierpliwości Cię nie rozgniewał. Nie mogę sobie jednak wyobrazić przyszłości bez Ciebie. Będę czekał tak długo, jak będzie trzeba Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko!"
Jossie była wzruszona tonem listu, ale ze wstydem musiała przyznać, że poczuła raczej ulgę niż rozczarowanie. Rozłąka dawała jej przynajmniej trochę oddechu i czas na oswojenie się z faktem, że nie może być dłużej jedynie „najlepszą przyjaciółką" Petera Pragnął czegoś więcej. A ponieważ i ona nie mogła sobie wyobrazić życia bez niego, musiała dołożyć wszelkich starań, by się zmienić.
Niestety, nie miała pojęcia od czego zacząć. Całymi godzinami wędrowała po okolicy, starając się znaleźć odpowiedź na to pytanie, i wreszcie doszła do wniosku, że Peter miał rację. Żyła jak chłopiec, była traktowana jak chłopiec, więc zapomniała, jak być dziewczyną Musiała się tego nauczyć. Sądząc po tym, co ostatnio mówił, ojciec nie miał już nic przeciwko widywaniu jej w spódnicach, należało więc przestać opierać się usiłowaniom kuzynki Marthy i zacząć spełniać jej prośby. Koniec z bryczesami. Będzie zakładać amazonkę spoczywającą dotąd w szafie, poszuka damskiego siodła po matce i spróbuje się zachowywać jak dama Może to coś zmieni. Przynajmniej będzie dobrym początkiem.
Czasami wzdychała za poczuciem wolności, jakie dawały jej bryczesy, ale podjąwszy decyzję, trzymała się wytyczonego planu. Skoro Peter chce dziewczyny, znajdzie dziewczynę, kiedy wróci. Jednak o tym, czy spódnice i eleganckie maniery wystarczą, miała się dopiero przekonać. Delikatna kwestia reakcji na czułości Petera wciąż nie dawała jej spokoju. Gdyby tak ktoś mógł udzielić jej rady lub pomocy. Jeszcze nigdy nie czuła się taka osamotniona Poradzenie się ojca nie wchodziło w grę. Myśl o szukaniu wsparcia u kuzynki Marthy była wręcz śmieszna. Lady Frances? Już prędzej. Tyle że Jossie podejrzewała, że matka chrzestna nie do końca popiera jej związek z Peterem, więc mogła nie znaleźć u niej pełnego zrozumienia W tym czasie Ivo przyjechał do Lyne St Michael. Zamierzał spędzić sezon w Londynie, ale postanowił po drodze wstąpić na kilka dni do ciotki. Sytuacja, którą lady Frances przedstawiła podczas wielkanocnych odwiedzin, wzbudziła jego zainteresowanie. Ciekaw był czarującej wdowy, która osiedliła się w Lyne St Michael, oraz jej tajemniczej córki. Nie mniej intrygująca była perspektywa ujrzenia Jossie w spódnicy.
Przybywszy do Lyne St Michael, doznał rozczarowania, gdy dowiedział się od ciotki, że pani Cherton wraz z córką wyjechały na kilka dni ze znajomymi, choć nikt właściwie nie wiedział dokąd.
– Lady Radstock też wyjechała, ale wiemy dokąd. Wygląda na to, że Bath jest jedynym miejscem poza Londynem, gdzie można sobie sprawić balową suknię.
– Zatem z Radstockami też się nie spotkam? Szkoda – Sir Thomas jest w domu. Peter zgodził się na ochotnika towarzyszyć matce.
– A Jossie? Pojechała z nim, żeby też sprawić sobie suknię?
– Nie, Jossie jest tu z nami w Lyne St Michael. Nie widziałam jej jednak od czasu, jak Peter wyjechał z matką. Zamknęła się w sobie. Ona nie jest szczęśliwa, Ivo.
– Można by się spodziewać, że będzie miała mnóstwo planów na lato.
– Podejrzewam, że w tym tkwi połowa problemu. Jossie z niechęcią myśli o całym tym zamieszaniu, a Peter jest nim zachwycony. Próbowałam z nią rozmawiać, ale jest. zbyt lojalna wobec Petera, by mi się zwierzyć. Starałam się tego nie okazywać, ale ona wie, że według mnie on nie jest dla niej odpowiedni. – Zamilkła jakby się nad czymś zastanawiając. – Nie sadzę, żebyś mógł coś na to poradzić, ale zgodzisz się spróbować? Zawsze lubiła z tobą rozmawiać.
– Wątpię, żeby mi się udało, skoro ty sobie nie poradziłaś. Lubię to dziecko. Jeśli uważasz, że mógłbym coś zrobić...
– Świetnie! Następny problem w tym, gdzie ją znaleźć.
– Och, już jaja znajdę – zapewnił Ivo z przekonaniem. – Wiem, gdzie szukać.
Jossie była tam, gdzie się spodziewał, w dolinie przy strumieniu. Siedziała na głazie, ciskając do wody kamyki.
– Dzień dobry! – zawołał Ivo z daleka Nie chciał przestraszyć Jossie, kiedy miała w ręku kamienie. Stanowczo zbyt często ich spotkaniom towarzyszyły niebezpieczne wypadki. Jednak tym razem tylko na niego spojrzała po czym znów odwróciła się do strumienia – Czego chcesz? – spytała przygaszonym głosem.
Ivo zszedł ze zbocza i dołączył do niej.
– Tak się nie mówi do człowieka, który jest ci winien pieniądze.
Posłała mu przelotny uśmiech.
– Nigdy nie udało ci się do końca odegrać.
– Któregoś dnia mi się uda ~ Wątpię, żebyś miał okazję. Zmieniam się w dystyngowaną osobę. W damę.
Ivo spojrzał na porzucone na brzegu buty i pończochy, kapelusz leżący na ziemi, podwiniętą spódnicę, spod której wystawały bose nogi zanurzone stopami w wodzie.
– Właśnie widzę.
Poderwała się ze śmiechem, prostując fałdy spódnicy.
– Miewam potknięcia – przyznała – Czasami wydaje mi się, że nie podołam. Jak się miewasz, Ivo, i czemu wcześniej nie zaglądałeś do Lyne St Michael?
Zdążył zapomnieć, jak bardzo jest bezpośrednią jak naturalnie się zachowuje, jak zabawnie marszczy nos, kiedy się śmieje. Urosła Prosto skrojona amazonka podkreślała smukłą figurę. Obecnie nikt nie wziąłby jej za chłopca..
– Gapisz się! Stań tyłem, żebym mogła włożyć buty i pończochy.
– Zostawiłem konia na górze. Sprowadzę go tu. Daj mi znać, jak skończysz.
Poczekał na ścieżce, dopóki nie zagwizdała po czym wraz z koniem zszedł do niej nad strumień.
– Masz przed sobą długą drogę, Jossie Morley Damy nie gwiżdżą I nie potrafią się ubierać bez pomocy pokojówki.
– Przecież ci mówiłam, że miewam potknięcia Poza tym wątpię, żebyś się nadawał na pokojówkę. A nikogo innego tu niema – Nie rezygnuj ze mnie tak łatwo. Zdarzało mi się... Ivo w ostatniej chwili ugryzł się w język. Takich rzeczy nie mówi – się niewinnej młodej dziewczynie. Problem polegał na tym, że wciąż postrzegał Jossie bardziej jako chłopca. Kręcąc głową nad własną bezmyślnością, rzekł szczerze: – Przepraszam. Wyrwało misie.
Przyjrzała mu się z zagadkowym wyrazem twarzy.
– „Zdarzało ci się" – powtórzyła – Powinnam o tym pamiętać. Wszyscy twierdzą, że jesteś doświadczonym mężczyzną, choć ja tego nie zauważyłam.
– Nie są to sprawy, o których chciałbym z tobą dyskutować – oznajmił Ivo poważnie, choć chciało mu się śmiać. Jego reputacja wzbudzała różne reakcje, od potępienia do zachwytu, lecz jeszcze nikt nie ocenił jej tak chłodno. O co Jossie mogło chodzić tym razem?
Cały czas obserwowała go z dziwną miną – Zastanawiam się, czy byś się nadawał – powiedziała w końcu. – Wiem, że mogę ci ufać. Jeśli ktokolwiek mógłby mi pokazać, to właśnie ty. Tylko czy zechcesz to zrobić?
– Chyba nie rozumiem, o czym mówisz, ale nie bardzo mi się to podoba Wyjaśnij mi, proszę. Pomogę ci, jeśli będę umiał... o ile nie grozi to poważnymi obrażeniami.
– Ciągłe mi wypominasz tego lisa... Przecież na ręce nie ma już nawet śladu.
– Czego ode mnie oczekujesz?
Jossie popatrzyła na niego, wzięła głęboki oddech, pomilczała przez chwilę, znów odetchnęła i wreszcie się odezwała:
– Potrzebuję pomocy. Gdybym mogła zwróciłabym się do kogoś innego, możesz mi wierzyć. Lady Frances byłaby odpowiednia, ale ona nie chce, żebym wychodziła za Petera, więc by mnie nie zrozumiała. Poza tym jest kobietą.
– Czekam.
– Nigdy bym o tobie nie pomyślała, gdybyś się tu dziś nie zjawił. Zawsze czułam, że mogę z tobą rozmawiać o wszystkim. I możesz się okazać doskonały. Mam nadzieję, że nie uznasz mnie za impertynentkę?
– Nie mogę cię za nikogo uznać, dopóki mi nie powiesz, o co ci, u diabła, chodzi!
Niecierpliwość Iva kazała jej wreszcie przejść do sedna sprawy.
– Chodzi o Petera O Petera i o mnie. Muszę z kimś porozmawiać.
– Chwileczkę. Nie jestem pewien...
– Och, proszę cię, Ivo. Posłuchaj. Nie proszę cię o to, żebyś był matką Orientuję się w... procesach zachodzących w naturze. Nie sposób tego nie wiedzieć, spędziwszy całe życie na wsi między farmami.
– Co za ulga – Sprawa jest bardziej skomplikowana – Odeszła parę kroków i mówiła odwrócona do niego plecami: – To chyba naturalne, że Peter chce... chce mnie całować, skoro wkrótce zostaniemy małżeństwem. A ponieważ mieliśmy więcej swobody niż inni młodzi ludzie, często nadarzała się okazja Ale... ale... – Ukryła twarz w dłoniach, więc następne słowa zabrzmiały niewyraźnie. – Nie wiem, jak to ująć... Ja tego nie lubię!
Ivo uśmiechnął się i podszedł do niej.
– Tylko tyle? To zupełnie naturalne odczucie. Po prostu się boisz. Lada moment odkryjesz nową, nieznaną sferę życia Ale jeśli kochasz Petera...
Odwróciła się gwałtownie.
– Kocham go! Nie chodzi o strach. On też tak myśli, ale się myli. Nie boję się, kiedy mnie całuje. Jestem znudzona, poirytowana .. Czuję, jakbym się miała udusić. Owszem, boję się, ale czegoś innego. – Czekał, co powie, nie ponaglał jej. Spojrzała na niego i zaraz uciekła wzrokiem. – Boję się, że zawsze tak się będę czuła – Jestem całkowicie pewien, że nie będziesz – powiedział Ivo spokojnie.
– Jak możesz być pewien? Ojciec chciał, żebym była chłopcem, więc próbowałam spełnić jego oczekiwania Może udawanie chłopca przez te wszystkie lata mnie... zniszczyło? Już nigdy nie polubię całowania.
Ivo wybuchnął śmiechem, a potem przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił, – Moja droga Jossie. Żadna istota o ustach tak słodkich jak twoje nie może nie polubić całowania, prędzej czy później.
Jossie popatrzyła na niego błyszczącymi oczyma – Właśnie o to chciałam cię prosić, Ivo. Zastanawiałam się, czy mógłbyś mnie nauczyć przyjmować pocałunki.
Ivo przez dłuższą chwilę nie był w stanie wymówić słowa Pomyślał, że spośród wszystkich dziewcząt na świecie jedynie Jossie Morley była w stanie zwrócić się do niego z taką prośbą Czy mógł spełnić jej życzenie? W każdym innym przypadku odmówiłby bez najmniejszego wahania, spodziewając się pułapki. Jednak tym razem chodziło o Jossie. Miał żelazną zasadę niezadawania się z niezamężnymi kobietami, lecz Jossie nie chodziło o związek; potrzebowała pomocy. Zwróciła się do niego jak do przyjaciela, człowieka godnego zaufania Ivo wolał nie dociekać, jaki związek ma ta prośba z sytuacją pomiędzy Jossie a Peterem Radstockiem, pożal się Boże narzeczonymi. Nie zamierzał wściubiać nosa w nie swoje sprawy. Chciał tylko pomóc Jossie.
Najpierw jednak należało zyskać pewność, że się nie myli.
– Gdzie się podział twój rozsadek? – zapytał w końcu. – Przecież dobrze wiesz, co o mnie mówią – Lady Frances powiedziała kiedyś, że przed pójściem do wojska byłeś największym flirciarzem w hrabstwie i że nie sądzi, abyś się zmienił.
– O! To bardzo miłe z jej strony! I to cię nie odstrasza?
– Oczywiście, że nie. Przecież właśnie o to mi chodzi. Nie ma sensu prosić o pomoc w tej sprawie kogoś, kto nie ma o tym pojęcia Potrzebny mi ekspert, a uchodzisz za mistrza w tej dziedzinie. Ivo, bardzo cię proszę.
Gdyby nie delikatność sytuacji, Ivo serdecznie by się roześmiał. Musiał przyznać, że chociaż wykonywał już w życiu wiele skomplikowanych zadań, to wydało mu się najtrudniejsze. Nie mógł jednak dopuścić do tego, by Jossie dalej się zadręczała Podjął decyzję.
– Zróbmy sobie mały spacer w tej dolince – powiedział. – Konie będą tu bezpieczne.
– Myślałam że mnie pocałujesz.
– Zrobię to, ale jeszcze nie teraz. Nie będę cię całować, kiedy stoisz tu jak posag czekający na renowację.
Jossie wybuchnęła śmiechem.
– Naprawdę tak wyglądam?
– Istotą udanego pocałunku jest jego romantyczny charakter. .. przynajmniej na początku. Chodź. Nigdy nie zdążyłem dokładnie przyjrzeć się tej dolince. Wydaje się bardzo piękna Idąc wzdłuż strumienia, szybko się rozluźnili. Ivo zadawał różne pytania, a Jossie chętnie zaznajamiała go z urokami okolicy. Było widać, że mijane miejsca wiele dla niej znaczą W końcu doszli do niewielkiego wodospadu i tam przystanęli. Jossie zamilkła Słychać było jedynie szelest wiatru w koronach drzew i pluskanie wody. Ivo delikatnieją odwrócił, stanęła twarzą do niego.
– Niech no ci się przyjrzę – powiedział. – Bardzo się zmieniłaś przez ten rok. – Uśmiechnął się. Jossie popatrzyła na niego z ufnością – Wiesz, nie potrafiłem określić koloru twoich oczu – wyznał. – Kiedy po raz pierwszy cię spotkałem, wydawały mi się niebieskie. Ale czasami przybierają turkusową barwę, a kiedy indziej znów są zielone. Nigdy nie wiem, co zobaczę. – Odgarnął jej włosy z czoła – Są dłuższe niż dawniej.
– Pozwoliłam, żeby trochę urosły. Kuzynka Martha powiedziała, że młoda dama powinna mieć długie włosy.
– Chyba się z nią nie zgodzę. Bardzo podobały mi się te twoje krótkie kędziorki.
– Jossie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Dlaczego była zdyszana, mimo że szli powoli? Dotyk Iva, choć delikatny jak muśnięcie piórkiem, palił jej policzki, usta, podbródek...
Pochylił się i pocałował ją. Nie nalegał i nie przyciskał jej do siebie, tylko delikatnie jej dotykał... Jednak żar bijący z jej twarzy rozchodził się po całym ciele. Poczuła dziwną słabość; musiała chwycić Iva za ramiona, żeby nie osunąć się na ziemię.
Popatrzył jej w oczy.
– Teraz wyglądają jak najczystsze szafiry – powiedział cicho. – Są bardzo piękne. – Otoczył ją ramionami i przycisnął do siebie. – Jossie – wymruczał i znów ją pocałował, tym razem bardziej natarczywie. Poczuła że zapuszcza się na głębokie, nieznane dotąd wody. Ogarnął ją strach; miała ochotę uciec, jednak zaufanie do Iva przeważyło. Zapomniała o obawach i poddała się nastrojowi chwili. Jeszcze nigdy nie czuła się tak wspaniale. Nawet najpiękniejszy widok ze szczytu wzgórza nie dostarczał jej tak wielkiej radości. Bez trudu odwzajemniała pieszczoty, szukała coraz bliższego kontaktu z Ivem. Roześmiała się, zachwycona, i przytuliła się do niego, zarzucając mu ręce na szyję. Ivo jęknął i mocniej chwycił ją w ramiona.
Niespodziewanie się odsunął.
– Myślę, że udało nam się coś udowodnić, nie uważasz? – spytał.
Dotknął jej policzka.
– Och, Ivo, to było... wspaniałe, cudowne! Nie wiedziałam, że to może tak wyglądać. Zawsze tak jest?
Patrzył na nią tak jakby widział ją po raz pierwszy. Po chwili cofnął rękę. Jossie doświadczyła uczucia opuszczenia – Nie zawsze – odparł. – Prawdę mówiąc... – Urwał, po czym szorstko oznajmił: – Muszę wracać. Ciotka Frances zacznie mnie szukać. Poza tym wyjeżdżam do Londynu.
– Czy zrobiłam coś niewłaściwego? Czy powinnam się jeszcze czegoś nauczyć?
– Nie. – Popatrzył na jej zaniepokojoną twarzyczkę. Z wyraźnym trudem zmusił się do opanowania – Moja droga, absolutnie nie musisz się niczego uczyć. Peter Radstock jest prawdziwym szczęściarzem i życzę wam wszystkiego, co najlepsze.
– Ale wrócisz z Londynu na bał? Chciałabym, żebyś przyjechał, Ivo.
Zawahał się, zauważywszy, że jej uśmiech zbladł.
– Przyjadę – mruknął.
– To świetnie!
Dosiedli koni i wyjechali na ścieżkę. Kiedy dotarli do wioski, Jossie zapytała go, czy chciałby spotkać się z jej ojcem.
– Dziękuję, ale naprawdę muszę się śpieszyć. Ciotka Frances na mnie czeka Do widzenia, Jossie. – Wyciągnął rękę.
Uścisnęła mu dłoń.
– Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłeś, Ivo... dla mnie i dla Petera Tak bardzo się bałam, że czegoś mi brakuje, że nigdy nie będę w stanie zachować się tak, jakby życzył sobie tego Peter. Teraz już wiem, jak bardzo przyjemne mogą być pocałunki. .. – Uśmiechnęła się z rozmarzeniem, po czym dodała cicho: – Jakie rozkoszne...
Ivo ze zniecierpliwieniem machnął ręką, co natychmiast otrzeźwiło Jossie.
– Zatrzymuję cię – powiedziała przepraszającym tonem. – Wiem, że musisz jechać, chociaż wolałabym, żebyś się tak nie śpieszył. Naprawdę wiele ci zawdzięczam. Dziękuję. – Skierowała się na ścieżkę wiodącą do domu.
Ivo odprowadził Jossie wzrokiem, po czym ruszył w drogę. Słowa dziewczyny powinny wbić go w dumę, tymczasem wpadł w wyjątkowo ponury nastrój. Chyba odjęło mu rozum!
Ta co miało być niewinną rozrywką, przekształciło się w koszmar. Miał nadzieję, że Jossie Morley nie zdaje sobie sprawy, jak blisko był tego, by ją uwieść. Chociaż, kiedy dobrze się nad wszystkim zastanowił, doszedł do wniosku, że tak naprawdę to ona o mały włos nie uwiodła jego. Była słodka i cudownie zareagowała na jego pierwszy pocałunek, ale prawdziwe wyzwanie przyszło później. Musiał się zdobyć na ogromny wysiłek, by przejąć kontrolę nad sytuacją. Dobrze pamiętał też uczucie dojmującego żalu, gdy odsunął ją od siebie. Tak bardzo jej pożądał... Zmusił się do opanowania Tak nie wolno! Im szybciej wyjedzie do Londynu i zwalczy pokusę zastąpienia Petera Radstocka w uczynieniu Jossie kobietą, tym lepiej.
Wyjechał do Londynu następnego dnia z mocnym postanowieniem, że nie wróci do Somerset przed końcem lipca Miał nadzieję, że do tego czasu zdoła się opamiętać. Rzucił się w wir rozrywek londyńskiego sezonu. Wkrótce Ivo Trenchard znów był sobą – mężczyzną sukcesu, czarującym towarzyszem wielu dam i utrapieniem matek panien na wydaniu. Mimo to nie udało mu się wymazać z pamięci sceny przy wodospadzie, a czasami widywał w snach oczy Jossie, pocieszał się jednak, że wkrótce Peter Radstock osiągnie odpowiedni wiek i się z nią zaręczy.
Tymczasem w Lyne St Michael trwały przygotowania do uroczystości, która miała się odbyć w lecie. Peter i jego matka wrócili z Bath w bardzo dobrych humorach. Najwyraźniej ich pobyt był udany. Lady Radstock zaprezentowała Jossie kilka nowych sukienek i nalegała by dziewczyna jak najszybciej zdecydowała, którą z nich zamierza włożyć na bal, jednak Jossie sie wykazała żadnego zainteresowania – Mam mnóstwo sukienek, które nadają się na tę okazję – powiedziała jakby od niechcenia – Większość z nich jest zupełnie nowa W okolicy odbywa się mnóstwo przyjęć i tańców, więc papa zatroszczył się o to, żebym była odpowiednio ubrana – Ależ, Jossie, to przecież będzie niezwykła uroczystość – zwróciła jej uwagę lady Radstock.
– Ma pani na myśli zaręczyny?
Zapadła cisza – Niezupełnie – odpowiedziała po chwili lady Radstock. – Uważam, że należy świętować jedną uroczystość na raz, moja miła Jossie. lipcowy bal ma uświetnić osiągnięcie dojrzałości przez Petera. Nie śpieszmy się zanadto z czym innym – Jej twarz wyrażała zatroskanie. – Czy Peter rozmawiał z tobą na temat balu... albo czegoś innego?
Jossie zdawała sobie sprawę, że lady Radstock zawsze miała poważne wątpliwości co do tego, czy panna Morley jest odpowiednią partią dla jej jedynego syna. Potrafiła to zrozumieć. Matka Petera przykładała ogromną wagę do nienagannych manier i eleganckiego wyglądu, a Jossie zawiodła ją pod tym względem. Nigdy jednak się nie obawiała że zastrzeżenia lady Radstock będą miały zasadnicze znaczenie. Matka Petera lubiła Jossie mimo jej wad, a poza tym nie potrafiła niczego odmówić ukochanemu synowi. W dodatku sir Thomas, ojciec Petera, popierał małżeństwo syna z dziedziczką Calverton i z pewnością nie pozwoliłby na to, żeby wątpliwości zasiane przez żonę wpłynęły na jego postanowienia. Jossie odpowiedziała więc wesoło:
– Jeszcze nie. Od przyjazdu z Bath zleca mu pani wiele zadań, więc prawie w ogóle go nie widuję. Mam nadzieję, że wkrótce porozmawiamy. Ja też chciałabym mu o czymś powiedzieć.
– Pamiętaj, żebyś włożyła nową suknię, Jossie – oznajmiła dobitnie lady Radstock. – Kiedy kobieta czuje, że dobrze wygląda, cały świat wydaje się jej piękniejszy.
Nieco zaskoczona Jossie obiecała, że porozmawia o wszystkim z kuzynką Marthą, nie zamierzała jednak poświęcać nadmiernej uwagi tej sprawie. Kategorycznie odmówiła wyjazdu do Bath, na co rzeczywiście prawie nie było już czasu. Kuzynka Martha zabrała ją więc do sklepu bławatnego w najbliższym miasteczku. Zakład był znany w całej okolicy z szycia ubrań dla żon i córek dobrze prosperujących fermerów. Krawcowa i kuzynka Martha zadecydowały, że skoro Jossie nie miała jeszcze oficjalnego debiutu, suknia powinna być skromna i prostego kroju. Dzieło krawcowej aż nazbyt dosłownie spełniało te warunki. Staromodny strój z białego muślinu byłby może odpowiedni dla dziewczynki w dniu konfirmacji, jednak z pewnością nie mógł służyć jako suknia balowa córki jednego z najbogatszych właścicieli w hrabstwie. Poza tym w czasie przymiarek Jossie nie umiała znieruchomieć na odpowiednio długą chwilę, więc suknia nie została nawet właściwie dopasowana do jej figury. Jednak nikt z najbliższego otoczenia Jossie specjalnie się tym nie przejmował, nie mówiąc już o samej pannie Morley.
Umysł Jossie zaprzątały inne sprawy. Najpierw nie mogła się doczekać powrotu Petera z Bath. Chciała pokazać mu, jak bardzo się zmieniła, udowodnić, że umie już odpowiednio reagować na pieszczoty. Jednak pierwszą próbę trudno było uznać za sukces. Peter był niepewny, a reakcję Jossie w najlepszym wypadku można by nazwać ostrożną Druga próba okazała się istnym koszmarem i zakończyła się nieudolnym tłumaczeniem się Petera i łzami goryczy Jossie. Po tym zdarzeniu Peter jak ognia unikał bliższych kontaktów. Z początku dziwiło to Jossie, jednak wkrótce doszła do wniosku, że chłopak stara się okazać cierpliwość, którą obiecywał przed wyjazdem do Bath, i bardzo ją to rozczuliło. Wmawiała sobie, że wszystko zmieni się na lepsze po oficjalnych zaręczynach. Wtedy będą się czuli swobodniej w swojej obecności i na pewno uda jej się okazać, jak bardzo go kocha Widywali się teraz znacznie rzadziej niż dawniej. W miarę zbliżania się urodzin Peter wydawał się coraz bardziej zajęty; czas wypełniały mu spotkania z prawnikami, rozmowy z zarządcami majątku, narady z rodzicami i inne obowiązki, wynikające ze zmiany statusu. Spotkania z Jossie bywały bardzo krótkie, gdyż co chwila pojawiały się sprawy wymagające obecności Petera Jossie czuła się samotna i opuszczona Nawet ojciec nie dotrzymywał jej towarzystwa Ostatnio major Morley wyraźnie odżył. W przeszłości rzadko wychodził z domu i prawie zawsze był gotów rozegrać z nią partyjkę pikiety albo wista; teraz coraz częściej składał sąsiedzkie wizyty. Wprawdzie Jossie nie miała ochoty uczestniczyć w nudnych herbatkach czy innych przyjęciach, jednak czuła się zraniona, widząc, że ojcu wcale nie zależy na jej towarzystwie.
W końcu nadszedł dzień urodzin Petera Był piękny lipcowy poranek. Jossie wstała wcześnie, w radosnym nastroją Nareszcie skończyły się nudne miesiące oczekiwania Ubrała się staranniej niż zwykle w swoją najładniejszą nową sukienkę i poszła na spacer do ulubionej dolinki, wypełnionej zapachami i barwami pełni lata; stokrotkami, dzwoneczkami i mnóstwem innych polnych kwiatów. Idąc, rozglądała się dookoła z rosnącym zadowoleniem. Był piękny dzień, a ona znajdowała się we wspaniałym miejscu. Kilka lat temu postanowili z Peterem, że w dniu jego dwudziestych pierwszych urodzin spotkają się rano przy strumieniu, by w tej ukochanej, znajomej dolince złożyć sobie przysięgę miłości i zaplanować wspólną przyszłość.
Przysiadła na brzegu strumyka, pogrążona w rozmyślaniach. To, czego pragnęła od tak dawna, wkrótce miało się spełnić. Marzyła o życiu z Peterem, o miłości i oddaniu, o dzieciach. , . Byli najlepszymi przyjaciółmi, a teraz mieli stać się wiernymi małżonkami. Tylko to się liczyło. Ostatnie niepowodzenia przestały mieć dla niej znaczenie, były niczym w porównaniu z latami lojalności i przyjaźni. – Po pewnym czasie zdała sobie sprawę, że słońce stoi już wysoko na niebie. Gdzie podziewa się Peter? Nie dopuszczała do siebie myśli, że jego matka mogła nie pozwolić mu przyjść na to ważne spotkanie. Jeszcze przez chwilę siedziała w umówionym miejscu, ale w końcu wstała i rozejrzała się dookoła Nie było śladu Petera. Po namyśle postanowiła wyjść mu na spotkanie – była pewna, że wpadną na siebie na ścieżce.
Jednak spotkała Petera dopiero przy bramie posiadłości. Jechał konno.
– Nareszcie cię widzę! – zawołała – Co cię zatrzymało? Peter sprawiał wrażenie spłoszonego.
– Jossie! – wykrzyknął. – Co ty tu robisz?
– Znudziłam się czekaniem przy strumieniu, więc pomyślałam, że wyjdę ci naprzeciw. Mama cię zatrzymała?
– O, Boże! – Peter zaczerwienił się. – Jossie... ja... ja...
– Co się z tobą dzieje, Peterze? Przecież nie mogłeś o tym zapomnieć. To niemożliwe. Co się stało?
– Oczywiście, że nie zapomniałem! Tylko że... – Peter zsiadł z konia – Długo czekałaś?
– Owszem, ale to teraz nie ma znaczenia Nareszcie cię znalazłam. Idziemy do dolinki?
– Nie... nie ma czasu. Musiałbym zaraz wracać. Przepraszam. – Mówił urywanym głosem, jakby w napięciu. – Joss, muszę z tobą porozmawiać... Mama powiedziała Widząc zakłopotanie Petera, Jossie natychmiast zapomniała o rozczarowaniu.
– Czy lady Radstock powiedziała ci coś przykrego? – zapytała z troską w głosie. – Chodzi o to, że nie chce, żebyśmy ogłosili dziś zaręczyny? Nic nie szkodzi. Proszę, nie martw się; twoja mama już mi o tym powiedziała Wcale nie jest mi przykro z tego powodu. Proszę, nie kłóć się z mamą na ten temat. Spokojnie możemy odłożyć nasze zaręczyny. – Wydawał się nieprzekonany, więc podjęła łagodnym tonem: – Drogi Peterze, nie martw się. Dobrze wiemy, jakie są nasze pragnienia, i twoja mama nie może nam w niczym przeszkodzić. Twój ojciec jest po naszej stronie, a twoja mama to rozsądna kobieta Na pewno w końcu się zgodzi.
– Jossie, jest coś jeszcze...
Pragnąc za wszelką cenę go pocieszyć, wykrzyknęła – Bzdury! Nie może być nic innego, Peter. To jest twój wielki dzień i nic nie może go zepsuć. Najlepsze życzenia, drogi przyjacielu. – Podeszła do niego, wyciągnęła rękę i po chwili wahania nadstawiła policzek. Peter pochylił się, by ją pocałować.
– Przepraszam, Jossie – powiedział. – Naprawdę bardzo cię przepraszam. Żałuję... – Popatrzył na nią ze smutkiem, po czym się odwrócił. – Muszę już wracać. – Wsiadł na konia – Zaczekaj! – Peter zatrzymał się; Jossie podbiegła do niego. – Kiedy się zobaczymy?
– N-nie wiem – odpowiedział Peter, nie patrząc na nią – Będę zajęty przez cały dzień. Mamy wielu gości... jest tu tyle cioć i wujków i wszyscy chcą ze mną porozmawiać... Mama nalegała... – Sprawiał wrażenie zawstydzonego.
– Nie szkodzi. Naprawdę. – Jossie starała się nadać swemu głosowi wesołe brzmienie, mając na uwadze dobro Petera – W takim razie spotkamy się wieczorem.
Peter skinął głową i odjechał. Jossie odprowadziła go wzrokiem. Chyba jeszcze nigdy Peter nie był tak zakłopotany. Najwyraźniej nie wiedział, jak podołać wszystkim zobowiązaniom. Co też mogła powiedzieć lady Radstock, żeby go tak zasmucić w tym ważnym dniu? Zawsze był oddany matce, a w tych rzadkich chwilach, kiedy była z niego niezadowolona, robił wszystko, żeby jak najszybciej ją udobruchać. Dlaczego jednak zasmuciła go w tym właśnie dniu? Jossie spochmurniała Matka Petera chyba rzeczywiście jej nie lubiła Oszołomiona i rozgoryczona, walcząc z narastającą złością, Jossie wróciła do domu, włożyła spodnie, wzięła trochę jedzenia z kuchni i wyruszyła na długą przejażdżkę. Dzień, na który czekała od tak dawna, przeradzał się w koszmar. Jeśli miała ocalić marzenia należało pozbyć się urazy przed wieczornym spotkaniem z Radstockami.
Wróciła w dobrym nastroju, pełna optymizmu i odwagi. Podczas przejażdżki zastanowiła się nad sytuacją i doszła do wniosku, że wszystko da się naprawić. Musiała liczyć się z tym, że lady Radstock jej nie akceptuje. Jossie nigdy nie domyśliłaby się tego, sądząc po zachowaniu matki Petera Miała jednak nadzieję, że kiedy łady Radstock zobaczy, jak bardzo ona stara się być wymarzoną synową zmieni zdanie, a wtedy znów będą mogli cieszyć się szczęściem z Peterem.
Nie było czasu na dalsze rozważania Jej ojciec uważał, że powinna poświęcić ten dzień na przygotowania do balu, i nie krył złości, zauważywszy, że córka oddawała się innym zajęciom.
– Popatrz tylko na swoje włosy! – zawołał. – A te paznokcie! Dziewczyno, ty śmierdzisz końskim nawozem!
– Przepraszam, papo. Wiem, że powinnam wrócić wcześniej, ale czułam się fatalnie i chciałam odzyskać dobry humor. Zrobię wszystko, żebyś mógł być ze mnie dumny. Poczekaj, aż zobaczysz mnie w nowej sukni.
– Masz niewiele czasu – zauważył z przekąsem.
Jossie wzięła głęboki oddech.
– Nie gniewaj się na mnie, papo – poprosiła błagalnym tonem. – Bardzo się postaram. – Po chwili zachichotała nerwowo.
– Czy to nie dziwne? Tyle lat czekałam na ten wieczór, a teraz bardzo się denerwuję. Myślę, że tak się dzieje dlatego, że wszyscy nagle chcą, żebym przestała zachowywać się jak chłopiec. To mnie przeraża Musisz dać mi trochę czasu, żebym zdążyła się do tego przyzwyczaić.
Jeszcze nigdy Jossie nie poświęciła tyle czasu swemu wyglądowi. Bardzo z siebie zadowolona, zeszła na dół. Jednak reakcja ojca zbiła ją z tropu.
– Myślę, że powinienem poprosić Madeleine Cherton o radę w sprawie sukni dla ciebie. Nie prezentujesz się w niej zbyt dobrze. Dlaczego, do diabła nie zadałaś sobie trudu, żeby znaleźć porządną krawcową?
– Kuzynka Martha uważała że ta suknia jest bardzo ładna – broniła się niepewnie Jossie. – Przykro mi, że ci się nie podoba, papo.
– Moja kuzynka nie ma gustu, co widać na pierwszy rzut oka Że też nie przyszło mi do głowy, by poprosić o radę panią Cherton. O, ta kobieta ma doskonały gust. Ona i jej córka stanowią wzór elegancji. No, ale one bardzo o to dbają Jossie. Wędzą jak należy godnie się zaprezentować. Tego właśnie będziesz musiała się nauczyć.
Jossie odwróciła wzrok. Za nic w świecie nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo ubodły ją słowa ojca – Nie przypuszczam, żeby ktoś poświęcił mi wiele uwagi – powiedziała cicho. – Lady Radstock nie życzy sobie, żeby dzisiaj zostały ogłoszone moje zaręczyny z Peterem.
– Coo? Nie będzie zaręczyn? Przecież wszyscy na to czekają. Od lat wiadomo, że zostaną ogłoszone w dniu dwudziestych pierwszych urodzin młodego Radstocka, Musiałaś zrobić coś, co ją do ciebie zraziło.
– Nie wiem, co to mogło być, papo. Myślałam, że mnie lubi.
– A to ci pasztet! Co ludzie powiedzą? Jestem zaskoczony, że lady Radstock... – Przyjrzał się córce badawczo i zmarszczył brwi – Pewnie chce poczekać, aż staniesz się godna Petera. Popełniłem błąd, pozwalając ci tak długo prowadzić życie dzikuski, chodzić w spodniach i tak dalej. Powinienem był wcześniej nalegać, żebyś nauczyła się nosić suknie. Cóż, do wieczora nic się nie zmieni, ale zaraz po balu będziemy musieli pomyśleć, jak zrobić z ciebie damę. Jeśli lady Radstock nie zechce ci pomóc, będę musiał poprosić o radę panią Cherton.
– Nie znam pani Cherton na tyle dobrze, żeby prosić ją o pomoc.
– Może i nie znasz, ale ja znam. Będzie doskonałym doradcą Pochlebiam sobie, że chętnie zrobi to dla mnie. Powinnaś zatroszczyć się o jej względy, Jossie. To wspaniała kobieta – Znów przyjrzał się córce, wyraźnie pochmurniejąc. – A teraz idź na górę i poproś służącą żeby odpowiednio upięła ci fryzurę. Połowa szpilek sterczy ci z głowy. A ta róża wygląda fatalnie.
Jossie spełniła prośbę ojca, a potem zeszła na dół i cierpliwie stała nieruchomo, podczas gdy ojciec przyglądał się jej krytycznie, co chwila nakazując a to poprawić stanik sukni, a to obciągnąć spódnicę. W końcu, wciąż niezadowolony, stwierdził:
– Nie da się już z tym nic zrobić, a poza tym powinniśmy wyjechać piętnaście minut temu. Wiesz, że nie cierpię niepunktualności. Uważam, że jest to szczyt lekceważenia Chodź!
Jossie nie protestowała. Zazwyczaj ojciec nie był tak krytyczny. Doszła do wniosku, że papa jest zdenerwowany, podobnie jak ona Potulnie udała się za nim do powozu. Miała wrażenie, że tego wieczoru musi udowodnić coś nie tylko lady Radstock, ale i własnemu ojcu.
Jechali w milczeniu, jednak Jossie wyczuwała jego niezadowolenie. Wzdychając, zastanawiała się, czy Ivo dotrzyma słowa i zjawi się na balu. On jeden wydawał się ją akceptować. Uznał nawet, że jest warta pocałunków... Myśl o chwilach przy wodospadzie poprawiła jej humor. Ivo był taki miły. Pozwolił jej odkryć nieznany, cudowny świat, który za wszelką cenę pragnęła dzielić z Peterem. Dlaczego im się nie udało? W końcu kochała tylko jego. Żałowała, że ostatnio był bardzo zajęty. Miała nadzieję, że gdy minie zamieszanie związane z uroczystością, znów wszystko będzie jak dawniej... Poweselała. Zarówno ona, jak i Peter dobrze znali siłę przywiązania i nic nie mogło zepsuć ich związku. Kiedy powóz wtoczył się na podjazd rezydencji, była pogrążona w rozmyślaniach o przyszłości z Peterem. To pozwoliło jej zapomnieć o przykrości, jaką sprawiły jej słowa ojca.
Kiedy przyjechali, okazało się, że bal już się rozpoczął, co wywołało kolejny wybuch niezadowolenia majora Morleya. Nie pozwolił Jossie na poprawienie uczesania ani na wygładzenie sukni. Szybko podał jej pelerynkę służącemu i wprowadził córkę do środka.
Pokoje w południowym skrzydle miały układ amfiladowy. Tego dnia wszystkie drzwi między nimi były szeroko otwarte. Był ciepły wieczór, więc otwarto również te na taras. W rogu największej sali znajdowało się podium dla orkiestry. Na parkiecie trwały już tańce ludowe. Jossie i jej ojciec zostali zaanonsowani i zaprowadzeni do sir Thomasa i lady Radstock, którzy stali przy drzwiach, witając gości. Większość zaproszonych już dawno zdążyła się przywitać. Nigdzie nie było widać Petera.
– Majorze! Jossie! Cieszę się, że was widzę! – Lady Radstock powitała ich ciepło, uśmiechając się serdecznie. Nikt postronny nie byłby w stanie się domyślić, że Jossie wypadła z łask matki Petera, która dodała: – Wyglądasz... uroczo, kochanie. Bardzo... bardzo świeżo, zważywszy na to, że mamy taki ciepły wieczór. – Zamienili jeszcze parę słów, po czym gospodyni powiedziała: – Myślę, że znacie wszystkich tu obecnych, z wyjątkiem dalekich kuzynów sir Thomasa Lady Frances przyprowadziła swojego bratanka, lorda Trencharda Mam wrażenie, że dobrze go znasz, prawda, Jossie? – Zrobiła wymowną pauzę.
– Tak Chętnie z nim później porozmawiam. – Jossie rozejrzała się po sali. – Gdzie jest Peter?
Uśmiech zniknął z twarzy lady Radstock, zawahała się.
– Pewnie gdzieś tańczy, ale zaraz przyjdzie – powiedział wesoło sir Thomas. – Dam sobie głowę uciąć, że zacznie cię szukać, jak tylko będzie wolny. – Ujął dłoń Jossie i dodał z udawaną powagą – Musisz mi obiecać, że nie będziesz dziś psocić. To poważna uroczystość. Osiągnięcie pełnoletności i zaręczyny.
– Ależ sir Thomasie – wtrąciła pośpiesznie lady Radstock – Byłam pewna, że podzielasz moje zdanie. Dziś nie będzie żadnych zaręczyn. Wystarczy, że będziemy obchodzić dwudzieste pierwsze urodziny Petera – Owszem, owszem, ale muszę przyznać, że nie bardzo rozumiem, dlaczego chcesz zwlekać. Im szybciej wszystko zostanie przypieczętowane, tym lepiej. Ot, co! Przecież ci młodzi są na to przygotowani. Nieustannie mówiło się o tym od lat. Uważam, że zaręczyny powinny być ogłoszone dzisiaj.
Lady Radstock przeszyła męża wymownym spojrzeniem, – – Jak chcesz, mój drogi... – powiedziała z wyraźną niechęcią w głosie.
Jossie była zadowolona, że jej ojciec zniknął i nie słyszał tej rozmowy. Z pewnością bardzo by go rozzłościła Obdarzyła Radstocków bladym uśmiechem i weszła na salę. Ojciec stał już w niewielkiej grupce, w której znajdowali się lady Cherton, Ivo Trenchard i jeszcze jakieś nieznane Jossie osoby.
Na widok wysokiej sylwetki Iva, uśmiechu na jego twarzy, głowy nieznacznie przechylonej, by lepiej słyszeć słowa jednej z dam, Jossie poczuła się oszołomiona Wspomnienia pocałunków natychmiast powróciły z wielką siłą Żadne przeżycie nie mogło się równać z tym, którego doświadczyła w jego ramionach... Była wtedy naprawdę szczęśliwa Poczuła, że jej twarz płonie. Cofnęła się. Nie wolno jej o tym myśleć. Postanowiła odszukać Petera.
– Nie zamierzasz się ze mrą przywitać, Jossie?
Usłyszała głos Iva – głęboki, o charakterystycznej barwie, z domieszką ironii. Odwróciła się.
– Ivo! – wykrzyknęła – Nie... nie zauważyłam cię! Uniósł brwi.
– Czyżby?
Jossie była zbyt prostolinijna, by upierać się przy kłamstwie.
– To prawda, widziałam cię – wyznała – Ale nie wiedziałam, co powiedzieć.
– To trochę nieuprzejme z twojej strony. Myślałem, że jesteś mi życzliwa. Mogłaś po prostu zapytać: jak się masz?" albo „miło cię widzieć" lub „co się z tobą działo od naszego ostatniego spotkania?"
Jossie spłonęła ognistym rumieńcem. Ivo uśmiechnął się.
– Wyglądasz uroczo, kiedy jesteś zakłopotana, Jossie, ale nie masz powodu, żeby się tak czuć. No i co, podziałało? – Zauważywszy jej wahanie, powiedział szybko: – Nie odpowiadaj. To nie moja sprawa Jesteś dziś szczęśliwa?
– Nie... jeszcze nie. Ale mam nadzieję, że będę. Muszę tylko znaleźć Petera – dodała nerwowo.
– Tańczy z Rosalind Cherton. Odprowadzi ją tutaj, jak tylko orkiestra skończy grać.
Natychmiast wdał się z kimś w rozmowę, jednak Jossie była zadowolona, mogąc stać na uboczu i przyglądać się innym Jej ojciec był pogrążony w ożywionej rozmowie z panią Cherton. Czując lekkie ukłucie zazdrości, Jossie pomyślała, że ojciec miał rację. Pani Cherton prezentowała się wspaniale, poczynając od nienagannie ułożonej wymyślnej fryzury po błyszczące klamerki pantofelków. Modna suknia z liliowego jedwabiu podkreślała wdzięczną figurę. Perłowe kolczyki i naszyjnik z brylantów czyniły z niej najwytworniej ubraną kobietę na sali. Było oczywiste, że major Morley jest nią oczarowany. Pani Cherton okazywała większą powściągliwość w demonstrowaniu uczuć, jednak przyjmowała jego awanse z uśmiechem zadowolenia.
Muzyka umilkła Do grupki podszedł Peter, trzymając pod ramię pannę Cherton. Dziewczyna była wyraźnie ożywiona, a gdy Peter, odprowadziwszy ją do matki, wytwornie się skłonił, obdarzyła go czarującym uśmiechem. Matka i córka były do siebie podobne; obie szczupłe, nienagannie ubrane i uczesane i bardzo kobiece. Rosalind była trochę niższa od matki i nieco skromniej ubraną jak przystało na młodą damę. Była to jednak perfekcyjna skromność. Panna Cherton miała na sobie prostą suknię z białego jedwabiu, ozdobioną kilkunastoma różyczkami na ażurowych nakładkach, z krótkimi bufiastymi rękawami obrębionymi pączkami róży. Mlecznobiałą szyję zdobił pojedynczy sznur pereł, a kręcone włosy w kolorze jasnego złota były upięte wysoko, z wyjątkiem jednego kędziora, który wdzięcznie opadał na ramię. Jossie popatrzyła na swą muślinową kreację i poczuła się jak prowincjuszka – Nie jest zbyt bystra-powiedział ktoś głosem przeznaczonym tylko dla uszu Jossie. – Wygrać z nią w pikietę jest równie łatwo, jak zabrać cukierek dziecku.
Jossie zauważyła, że Ivo przygląda się jej z rozbawieniem i... jakoś dziwnie. Nie była pewną co ją tak zaniepokoiło. Pokręciwszy głową karcąco, zmieniła miejsce i znalazła się pomiędzy ojcem a Peterem, który, oddawszy pannę Cherton pod opiekę matki, przystanął, by porozmawiać. Ivo posmutniał, wzruszył ramionami i przeszedł na taras, by dołączyć do lady Frances, która wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza Major Morley ledwie spojrzał na Jossie, jednak pani Cherton odwróciła się i obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
– Śpieszyłaś się, Jossie? Masz rumieńce na policzkach – powiedziała, taksując wzrokiem białą muślinową suknię.
– Jossie była cały dzień na dworze i późno wróciła do domu – powiedział major Morley z lekką przyganą – Znów zwiedzałaś okolice? Ależ z ciebie podróżniczka. Już od dawna chciałam cię o coś zapytać, moje złotko. Powiedz mi, dlaczego nazywasz się Jossie? Przecież nie jesteś chłopcem.
– To imię często nadawano w mojej rodzinie – odpowiedziała chłodno Jossie. – Joscelin. To rzeczywiście jest chłopięce imię.
– To bardzo dziwne. I nie masz innego imienia moje dziecko?
– Zostałam ochrzczona jako Helena Joscelin.
– Helena! O, Boże! – wykrzyknęła pani Cherton i zaniosła się perlistym śmiechem. – Jakie to niestosowne. Teraz już rozumiem, dlaczego wolisz nazywać się Jossie. – Ponownie przyjrzała się muślinowej sukni, po czym zwróciła się do majora – Nareszcie wiem, co pan miał na myśli. Jestem pewna, że uda mi się coś zrobić. Owszem, Jossie jest wysoka, ale to może stać się jej atutem, jeśli nauczy się odpowiednio poruszać. – Popatrzyła na Jossie. – Biedne dziecko, widzę, że bardzo brakowało ci matki.
– Wcale mi nie brakowało, proszę pani – zaprzeczyła sztywno Jossie. – Byłam bardzo szczęśliwa z moim ojcem.
– Oczywiście, któż by nie był? – podsumowała pani Cherton. Po chwili uniosła palec w żartobliwym geście napomnienia – Obawiam się, że mimo wszystko należy mu się mała bura – Pani Cherton! Co ja takiego zrobiłem? Proszę tylko mi powiedzieć, a natychmiast wszystko naprawię! – zawołał ochoczo major.
– Przyznaję, że Jossie jest cudownie naturalna, ale z tego, co słyszę, zaniedbał pan jej edukację, majorze.
– Pani Cherton, jest pani zbyt okrutna dla biednego Morleya – włączył się do rozmowy sir Thomas. – Jossie jest lepiej wykształcona niż większość obecnych tu młodych ludzi. Jeździ konno równie dobrze jak chłopcy, zna się na rolnictwie lepiej niż Peter, a jej wiedza przyrodnicza mogłaby zawstydzić niejednego profesora Poza tym lada dzień prześcignie mnie w rachunkach.
Uśmiechnął się miło do Jossie, która miała ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Pani Cherton pokręciła głową – Wybaczcie mi, panowie – powiedziała z czarującym uśmiechem – ale uważam, że nie zawsze wiecie, czego powinna nauczyć się młoda dama Nie mam wątpliwości co do tego, że Jossie jest niezwykle mądra, w przeciwieństwie do mojej Rosalind, która prawie w ogóle nie zna się na rachunkach. Moje kochane oślątko. Bytem jednak zaskoczoną dowiedziawszy się od lady Radstock, że Jossie nigdy nie miała lekcji muzyki ani tańca. – Ani jednej. Tymczasem Rosalind zaczęła je brać jeszcze przed ukończeniem dwunastego roku życia – Co dało wspaniałe rezultaty – stwierdził Peter, z wyraźnym upodobaniem wpatrując się w pannę Cherton. – Jest cudowną partnerką w tańcu.
Sir Thomas popatrzył na syna z przyganą.
– Mam nadzieję, że zdążysz zatańczyć z Jossie, zanim bal dobiegnie końca – powiedział surowym tonem. – Przecież nawet się z nią nie przywitałeś.
– Nie miałem czasu – odparł Peter. – Nie było jej tutaj, kiedy zaczął się bal.
– Możesz to teraz naprawić. Stoi przed tobą w całej krasie.
– Sir Thomasie! – zaprotestowała lady Radstock. – Pozwól młodym ludziom decydować o tym, co mają robić. Być może Jossie wcale nie ma teraz ochoty na taniec.
– Tak przypuszczam – powiedział Peter. – Jossie nie lubi tańczyć. Nigdy nie lubiła – W takim razie możesz zaproponować jej lody albo coś innego – uciął sir Thomas. – Na litość boską, Peterze, przecież niedługo się z nią ożenisz. Chyba możesz przynajmniej z nią porozmawiać.
– Sir Thomasie, proszę... – Zakłopotana Jossie spąsowiała Lady Radstock nie kryła niezadowolenia... oczywiście do granic określonych przez dobre maniery.
Sir Thomas niezwykle rzadko sprzeciwiał się żonie. Nade wszystko cenił sobie spokój, a dobrze wiedział, że lady Radstock potrafi obrzydzić życie tym, którzy nie podzielają jej zdania. Jednak nie był głupi. Dobrze widział, jakim wzrokiem Peter patrzy na Rosalind Cherton, i wcale mu się to nie podobało. Postanowił więc zaryzykować, nawet za cenę gniewu żony. Im szybciej Peter zaręczy się z panną Morley, tym lepiej. Ci dwoje nie stanowili być może idealnej pary, ale Jossie miała wnieść znaczny posag, nie mówiąc już o spadku w przyszłości. Musiał przyznać, że panna Cherton jest bardzo ładna i ma nienaganne maniery, jednak poza tym nie można było o niej powiedzieć zbyt wiele dobrego. Nie była też posażna Lady Radstock mogła sobie mówić, co chciała, lecz roztropnemu ojcu nie wolno było dopuścić do tego, by posiadłość Calverton Manor przeszła im koło nosa tylko z powodu fochów żony.
Popatrzył na lady Radstock.
– Przykro mi, moja drogą ale zmieniłem zdanie. Przyszłość Petera musi zadecydować się jeszcze dzisiejszego wieczora Ruszył w stronę podium dla orkiestry. Posławszy udręczone spojrzenie matce, która nagle pobladłą Peter pośpieszył za ojcem i razem dotarli do podium. Peter chwycił ojca za ramię, desperacko próbując go powstrzymać. Sir Thomas powiedział jednak stanowczo:
– Ani słowa! Ja już postanowiłem... ta sprawa będzie załatwiona dzisiaj. – Potem wszedł na podium, poprosił orkiestrę o akord i powiódł wzrokiem po twarzach zgromadzonych. – Przyjaciele – zaczął – zebraliśmy się tutaj, żeby świętować osiągnięcie pełnoletności przez mojego syna...
Przez kilka minut przemawiał całkiem zabawnie na temat dzieciństwa i młodości Petera. We wspomnieniach bardzo często przewijało się imię Jossie. Większość obecnych bardzo życzliwie przyjmowała jego wystąpienie, więc kiedy zaczął mówić o przyszłości i wspomniał, że za chwilę przekaże ważną wiadomość, przez salę przeszedł szmer oczekiwania. Nietrudno było się domyślić, jaką wiadomość ma sir Thomas. Lady Frances, stojąca obok Iva przy drzwiach prowadzących na taras, wyszeptała nagle:
– Popatrz na Petera! Co się z nim dzieje? I dlaczego nie ma przy nim Jossie?
Ivo zesztywniał. Peter z przerażeniem wpatrywał się w ojca – On nie chce się z nią ożenić – powiedział nagle Ivo. – Boże, Peter Radstock nie chce się z nią ożenić. Ale dlaczego nic nie robi? Niech powstrzyma ojca, zanim będzie za późno.
Jednak już było za późno. Sir Thomas rozkręcił się na dobre.
– A teraz – oznajmił – mam zaszczyt ogłosić, że mój syn zamierza poślubić osobę, którą wszyscy dobrze znamy. Nikogo więc zapewne nie zaskoczy wiadomość, że poprosił pannę Helenę Joscelin Calverton Morley, by została jego żo...
Peter w końcu odzyskał mowę.
– To nieprawda! – wykrzyknął. – Nie zamierzam ożenić się z Jossie. Wiem, że bardzo byś sobie tego życzył, ale nie mogę tego zrobić. Nie kocham jej, kocham Rosalind Cherton, która zgodziła się mnie poślubić.
W sali zaległa cisza, przerwana po chwili głośnym: „Nie!".
Jossie wyrwała się z ramion usiłującej ją powstrzymać lady Radstock i podbiegła do podium.
– Nie, Peter, nie! To nieprawda! Nie wiesz, co mówisz!
– Przepraszam, Joss... – wystękał. – Chciałem ci powiedzieć, ale...
– Nie masz mi nic do powiedzenia. Mamy nasze plany, mieliśmy je od lat! Nie pozwolę, żebyś je zrujnował w jednej chwili ! Nie pozwolę! – Była jeszcze bielsza niż jej suknia. Kurczowo trzymała Petera, który starał się uwolnić z uścisku.
Przez salę przeszedł gniewny pomruk. Goście Radstocków dawali wyraz swemu oburzeniu z powodu sceny rozgrywającej się na ich oczach. Peter Radstock bez wątpienia zachował się nikczemnie, jednak w żadnym razie nie należało sobie pozwalać na publiczne demonstrowanie zranionych uczuć. No, ale Jossie Morley nigdy nie wiedziała, jak należy się zachować.
Major Morley podszedł do Petera i Jossie.
– Jossie, weź się w garść. – Zwrócił się do Petera, który stał obok swego ojca, skruszony. – Pomówię z tobą później, sir – oznajmił. – A teraz, Jossie, chodź ze mną – Nie! – zawołała. – Jak możesz mnie o to prosić? Walczę o swoje życie! Muszę tu zostać i z nim porozmawiać. On nic nie rozumie. Nie mogę pozwolić, żeby popełnił błąd. – Popatrzyła na sir Thomasa, zesztywniałego z gniewu i zakłopotania. – Proszę mu powiedzieć, sir Thomasie. Peter mnie kocha. Jestem jego przyjaciółką. Jestem nią od lat. Jak on może kochać tę dziewczynę? Ona jest nikim! A on jej nawet nie zna!
Peter natarł na Jossie.
– Uspokój się – powiedział ze złością. – Dobrze znam Rosalind. Poznaliśmy się w Bath. Bardzo mi na niej zależy.
– Nie może ci zależeć na niej bardziej niż na mnie!
– A właśnie, że zależy! To odpowiednia dla mnie dziewczyna Odpowiedniejsza niż ty. Chcę mieć za żonę kobietę, a nie przyjaciółkę. I mówię ci, że ją kocham.
Jossie potrząsnęła głową – Nie, nie! To niemożliwe! Niemożliwe! To wszystko przez to, że cię zawiodłam. Ale teraz już potrafię się kochać. Wiem, jak trzeba całować. Wypróbuj mnie. – Usiłowała wczepić się w Petera.
Purpurowy z zakłopotania, odepchnął ją.
– Przestań! To na nic! Jest już za późno. Podjąłem już decyzję.
Major Morley popatrzył na tłum zgromadzony przed podium i gwałtownie poczerwieniał z wściekłości.
– Jossie! – powiedział ostro. – Natychmiast chodź ze mną! Robisz z siebie widowisko!
Lady Frances aż krzyknęła, słysząc te okrutne słowa i szybko podeszła do Jossie, jednak major Morley gwałtownie zamachał rękami.
– Proszę ją zostawić w spokoju, madame! Pozwoli pani, że zajmę się tym po swojemu, wiem, co mam robić. Jossie! – warknął. – Rozkazuję ci, żebyś ze mrą poszła Już! – Chwycił córkę za ramię i pociągnął za sobą.
Zrozpaczona Jossie popatrzyła dzikim wzrokiem na Petera, zajętego teraz sprzeczką ze swym ojcem, potem na krąg zszokowanych gości, wyrwała się z uścisku majora i przebiegła obok Iva do ogrodu. Ivo ruszył za nią, lecz lady Frances go powstrzymała – Zaczekaj – powiedziała – Nie wtrącaj się teraz. Jej ojciec idzie za nią, a dał wszystkim wyraźnie do zrozumienia, że nie życzy sobie pomocy. Musimy poczekać. Och, Ivo, chciałabym coś zrobić. Ten człowiek bez serca nie umie jej odpowiednio traktować. Bardzo się o nią boję.
– Cholerny Morley! Nie powinien wychowywać nawet psa – Ivo popatrzył na salę. – Radstockowie gdzieś się ulotnili, ale orkiestra znowu zaczęła grać. Nikt nie zauważy naszej nieobecności. Pójdę do ogrodu poszukać Jossie. Pewnie już ochłonęła ale w żadnym razie nie może tu zostać. Może powinienem porozmawiać z Morleyem? Zaproponować, że zawiozę Jossie do Danby Lodge? Z pewnością nikt nie zaopiekuje się nią teraz lepiej od ciebie.
– Dobrze.
Ivo niemal bezszelestnie przemknął ogrodową ścieżką jakby znajdował się na wrogim terenie. Chciał się najpierw przekonać, co dzieje się pomiędzy Morleyami. Zapewne niełatwo będzie mu namówić ojca Jossie, by pozwolił córce pojechać do lady Frances. Jednak major był jak najdalszy od pocieszania i uspokajania córki. Wciąż ją łajał tubalnym głosem, kipiącym z oburzenia – Lepiej nie myśleć o tym, co powiedzą ludzie! – krzyczał.
Ivo zatrzymał się. Podsłuchiwał, wcale nie czując zażenowania z tego powodu.
– Zachowałaś się dziś skandalicznie! Haniebnie! – ryczał coraz głośniej. – Wstyd mi za ciebie!
Usłyszał głos Jossie, pełen bólu.
– Ale, ojcze... co miałam zrobić? Peter...
– Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla Petera za to, jak cię potraktował. Jeszcze nigdy w życiu nie zostałem tak upokorzony i zamierzam się z nim rozmówić przy najbliższej sposobności. Ale muszę przyznać, że nie potrafię go winić za to, że woli ożenić się z Rosalind Cherton Każdy mężczyzna byłby dumny z takiej żony. Popatrz na siebie. Nikt nie chciałby związać się z tak źle ubraną niechlujną pozbawioną wdzięku chłopczycą Dziewczyną która nie ma najmniejszego pojęcia o tym, jak należy się zachować. Możesz mi wierzyć, – że nawet twój majątek nie przyciągnie szanującego się mężczyzny.
Ivo aż się wzdrygnął, słysząc żarliwe zapewnienie Jossie:
– Poprawię się, ojcze. Będę się starać!
– Już za późno! Peter Radstock cię odtrącił. Można mu wiele zarzucić, ale i tak był najlepszą partią w okolicy – mówił major gniewnym głosem. – Dlaczego musiało mi się to przydarzyć? Co też takiego zrobiłem, żeby zasłużyć na taką karę?! Nie urodziłaś się jako chłopiec, którego pragnąłem, a teraz okazuje się, że nie potrafisz nawet zachować się jak przyzwoita dziewczyna! – Rozległ się okrzyk bólu, po czym zapadła cisza Trudno było rozpoznać chrapliwy głos Jossie.
– Jestem taką jaką mnie wychowałeś, ojcze – powiedziała z goryczą – A teraz ty i Peter Radstock mnie zniszczyliście.
Ivo zobaczył, jak Jossie biegnie w stronę podjazdu, i usłyszał majora wołającego:
– Natychmiast tu wracaj! Powiedziałem: wracaj!
Jossie nie zatrzymała się. Morley zaklął i ruszył w stronę domu. Zobaczył Iva.
– Ta cholerna córka – powiedział, trzęsąc się z oburzenia – Same z nią kłopoty.
Ivo miał ochotę uderzyć majora albo chociaż powiedzieć mu, co o nim myśli, jednak szkoda mu było na to czasu. Ważniejszym zadaniem było znalezienie Jossie.
– Pójdę jej poszukać – zaproponował.
– A rób sobie, co chcesz. Ja umywam ręce. Wróci do domu, kiedy uzna, że przyszedł na to czas. Wybacz mi, Trenchard. Muszę jakoś pocieszyć panią Cherton i jej córkę. Ta cała awantura musiała je bardzo zaboleć. Wolę nie myśleć, co teraz czują Z pewnością potrzebują mojej pomocy. – To powiedziawszy, ojciec Jossie wstąpił na schody prowadzące do domu.
– Ivo odnalazł lady Frances.
– Jossie uciekła Myślę... mam nadzieję, że wiem dokąd. Wypożyczę konia i pojadę jej poszukać. Dasz radę sama wrócić do domu?
– Oczywiście. Będę tam na ciebie czekała Weź moją chustę. Jossie może być zziębnięta Ivo osiodłał konia i zaraz ruszył w drogę. Była pełnia, więc bez trudu odnajdywał ścieżki. Pędził na złamanie karku.
Tak jak przypuszczał, znalazł Jossie w dolince. Siedziała na brzegu strumienia, jak poprzednim razem. Zdjęła pantofelki i zanurzyła bose stopy w wodzie. Widać było, że przyszła tu od strony pół, przedzierając się przez drzewa i krzewy. Jej suknia była brudna i podarta, włosy w nieładzie.
– Jossie? – zagadnął cicho. Nie doczekawszy się reakcji z jej strony, przykucnął obok. Ujął jej dłoń; była zimna i bezwładna w jego uścisku. – Popatrz na mnie. – Odpowiedziała mu cisza Zwrócił głowę Jossie ku sobie. Nie stawiała oporu, zachowywała całkowitą bierność. Jej oczy wyrażały pustkę. Twarz pokryta była smużkami krwi i brudem. Chociaż było ciepło, Jossie drżała – Chodź, pomogę ci wyjść z wody. Lady Frances posyła ci chustę. Okryj się.
Jossie nie stawiała żadnego oporu, gdy uniósł ją i otulił chustą Zaniepokoił się nie na żarty. Zetknął się już z takimi reakcjami u ciężko rannych mężczyzn Tym razem rany zostały zadane duszy, nie ciału, jednak rezultat był podobny – Jossie znajdowała się w stanie ciężkiego szoku. Gwałtownie potrzebowała serdeczności i opieki. Posadził ją na ziemi, zdjął pelerynę i zarzucił na chustę, a potem zaniósł Jossie na wzgórze, gdzie stał koń. Chwaląc się w myślach za decyzję o wypożyczeniu silnego zwierzęcia, posadził Jossie i wskoczył na konia tak, by mieć dziewczynę przed sobą Powoli ruszyli do domu ciotki. Co pewien czas ciałem Jossie wstrząsał konwulsyjny dreszcz, jednak nie uniosła wzroku ani nie odezwała się słowem.
W ciągu kilku następnych dni w domostwie łady Frances żywiono poważne obawy o stan umysłu Jossie. Dziewczyna nie płakała nie okazywała żadnych emocji. Leżała nieruchomo na łóżku zaścielonym dla niej w dniu balu. Nie odezwała się ani słowem. Nic nie jadła; tylko od czasu do czasu wypijała łyk wody. Po paru dniach lady Frances przeprowadziła ją na parter, mając nadzieję, że zmiana miejsca spowoduje zmianę zachowania Jossie leżała teraz na kozetce i spoglądała w okno, jednak nawet obecność Iva nie była w stanie jej ożywić.
Niedługo potem Ivo wyjechał do Sudiham. Lady Frances dała bratankowi do zrozumienia, że to konieczne.
– To mała wioska, Ivo. I tak krążą już plotki. W tej chwili Jossie nie jest w stanie bronić się przed kolejnym skandalem, więc musimy zrobić to za nią Wszyscy wiedzą że ją znalazłeś i przywiozłeś tu tego wieczoru, kiedy odbywał się bal. Mogą zacząć się zastanawiać, dlaczego nie mieszka u ojca – U ojca! Nie zostawiłbym psa z tym łajdakiem!
– Oczywiście. Oboje wiemy, że Jossie lepiej czuje się u mnie. Prawdę mówiąc, wszędzie byłoby jej lepiej niż u Gerarda Morleya Peter Radstock i jej ojczulek omal nie przyprawili biedaczki o obłęd. Ale chociaż wszyscy widzieli, jak okrutnie potraktował ją Peter Radstock, nikt nie wie, co się stało później. Myślę, że nikt by ci nie uwierzył, gdybyś opowiedział, jak nieludzko potraktował ją jej ojciec.
– Sam nie mogę w to uwierzyć.
– A ja mogę. Kiedy poczucie własnej wartości Gerarda Morleya zostaje zranione, jest zdolny do wszystkiego. Jego zdaniem Jossie go zawiodła.
– Zawiodła go? Przecież to on ponosi winę za wszystko.
– Nigdy mu tego nie udowodnisz. Nie traćmy czasu na rozmowy o tej sprawie. Mówię poważnie, Ivo. To naturalne, że masz ochotę zaopiekować się Jossie, ale musisz uważać. Nie chcemy przecież, żeby ludzie zaczęli się zastanawiać, jaką rolę mogłeś odegrać w tym skandalu.
– Co masz na myśli?
– Nasi sąsiedzi dobrze wiedzą że Jossie często cię odwiedzała, kiedy bawiłeś tu w zeszłym roku. Wiem, że to było zupełnie niewinne. Wtedy wszyscy tak sądzili. Jeśli teraz twój pobyt będzie się przedłużał, zaczną się zastanawiać, czy Peter Radstock nie miał przypadkiem innego powodu, by odtrącić Jossie, a do tego w żadnym razie nie możemy dopuścić. Jedź do Sudiham. Myślę, że dobrze będzie, jeśli dopiero za jakiś czas przyjedziesz tu zapytać o jej zdrowie.
Ivo posłuchał rady ciotki, chociaż wszystko w nim buntowało się przeciw takiemu rozwiązaniu. Nie mógł spokojnie myśleć o tym, jak Jossie została potraktowana na balu przez dwóch mężczyzn, których darzyła absolutnym zaufaniem. Gdyby tylko miał prawo działać w jej imieniu, już dawno rozmówiłby się z nimi, domagając się wyjaśnień. Ciotka słusznie zauważyła jednak, że nie powinien się wtrącać, gdyż wywoła to tylko większy skandal. Nie chciał jednak zostawiać Jossie na łasce losu. Postanowił działać ostrożnie, tak by nie stwarzać pretekstu do płotek. Od tej pory Jossie będzie miała kogoś, kto zadba ojej interesy... nawet z daleka Zastanawiał się, co jego przyjaciele pomyśleliby o tej nagłej potrzebie chronienia Jossie. Mogliby przeżyć niemałe zaskoczenie. Wszyscy wiedzieli, że Ivo Trenchard unika młodych dziewczyn jak ognia Interesował się płcią piękną z czysto egoistycznych powodów. W przeszłości miał wiele romansów, z których nie wszystkie kończyły się miło dla obu stron. Jednak większość jego kochanek nie miała serc, które łatwo byłoby zranić. Żadna z nich nie była tak bezbronna jak Jossie. Mimo to zawsze starał się, by rozstanie było eleganckie, przyniosło jak najmniej bólu i nie naruszyło kobiecej godności. Sceny rozgrywające się na balu u Radstocków, okrucieństwo wobec dziewczyny, którą podziwiał za lojalność, prostolinijność i wzruszającą, niewinną bezpośredniość, zaszokowały go i przeraziły. Nie był zakochany w Jossie, jednak za wszelką cenę pragnął stać się jej opiekunem.
Ivo odczekał dwa tygodnie, zanim złożył ponowną wizytę w Danby Lodge. Lady Frances powitała go w drzwiach.
– Wejdź tędy, Ivo – powiedziała – Chciałabym z tobą pomówić, zanim zobaczysz się z Jossie.
Ivo wszedł za ciotką do saloniku. Kiedy wskazała mu miejsce w fotelu, poprosił:
– Powiedz mi najpierw, jak ona się czuje.
Lady Frances zamyśliła się.
– Pomału zaczyna jeść... chociaż je tyle, co wróbelek Nadal się nie odzywa Mam nadzieję, że uda ci się coś zdziałać.... kiedy byłeś tu latem w zeszłym roku, nie zamykała jej się buzia – Zrobię co tylko w mojej mocy. Czy to właśnie chciałaś mi powiedzieć?
– Nie. Chcę powiadomić cię o tym, co zdarzyło się w Lyne w ciągu minionych dwóch tygodni.
– Zamieniam się w słuch.
– Radstockowie usilnie starają się naprawić krzywdy. Peter stał się niepopularny po tym, jak źle potraktował Jossie.
– Zdumiewasz mnie. Nie mów mi tylko, że Peter znów zmienił zdanie.
– W żadnym wypadku. Jest zdecydowany poślubić pannę Cherton. Radstockowie muszą stawić czoło tej sytuacji. Sir Thomas przeżył wielkie rozczarowanie. Przez chwilę myśleliśmy nawet, że nastąpi rozłam między ojcem a synem, ale lady Radstock udało się wszystko załagodzić. Prawdę mówiąc, Ivo, uważam, że ona cieszy się z tego, iż Peter rzucił Jossie, była jedynie zszokowana sposobem, w jaki zostało to załatwione... zresztą komu mogło się to podobać? Mimo wszystko Rosalind Cherton jest dla niej wymarzoną kandydatką na synową – To tak, jakby porównać ładne świecidełko do brylantu.
– Peter i jego matka mogą woleć świecidełka Gdyby Peter ożenił się z Jossie, zawsze byłby tym słabszym.
– A co słychać u tego, pożal się Boże, ojca? Raczył odwiedzić córkę?
– Próbował to zrobić raz, tydzień temu, ale Jossie nie chciała go widzieć. Od tej pory się nie pojawił. – Zrobiła pauzę. – Major Morley jest teraz zajęty czym innym.
– Mianowicie?
– Zamierza ożenić się z panią Cherton. Oczywiście po pewnym czasie.
– Proszę, proszę – stwierdził ironicznie Ivo. – Peter Radstock poślubi córkę, a major Morley matkę. Bardzo sprytnie.
– Nie da się ukryć. W dodatku to nie przypadek. Nie masz pojęcia, co ta kobieta wyprawiała Nigdy w życiu nie przeżyłam takiego zaskoczenia.
– W swoim czasie znałem wiele kobiet podobnych do pani Cherton – odrzekł z przekąsem Ivo. – Nie sądzę, żebyś była w stanie mnie zadziwić. Ale proszę, opowiedz mi wszystko.
– Wszyscy wiemy, że lady Radstock i Peter byli w Bath. Muszę przyznać, iż niczego nie podejrzewałam, kiedy pani Cherton obwieściła, że ona i Rosalind pojadą na kilka dni w odwiedziny do przyjaciół. Nikt jednak nie wiedział o tym, iż pojechały właśnie do Bath. Najwyraźniej właśnie tam mieszkają ci przyjaciele pani Cherton. Niezwykły zbieg okoliczności, nie uważasz?
– Doświadczenie mówi mi, że matka panny na wydaniu specjalizuje się w takich zbiegach okoliczności – podsumował ironicznie Trenchard. – Oj, chyba potrafię odgadnąć, jak wyglądał ciąg dalszy.
– Oczywiście pani Cherton i lady Radstock spotkały się, podobnie jak Peter i panna Cherton. Lady Radstock była zajęta kupowaniem sukni na bal, a pani Cherton także nie próżnowała starając się pozyskać bogatego męża dla córki... kosztem Jossie. Młodzi zostali zmuszeni do zawarcia znajomości. Biedny Peter nie miał szans.
– Determinacja pani Cherton jest godna podziwu, o uczciwości nie wspomnę. Wcale się nie dziwię, że taki człowiek jak Radstock nie potrafił się oprzeć dziewczynie i jej matce! – Uśmiechnął się pogardliwie. – Moim zdaniem, dobrze się stało, że Jossie się od niego uwolniła To mięczak.
– Jestem tego samego zdania Gdyby nie cierpienie Jossie, życzyłabym Peterowi wiele szczęścia z Rosalind Cherton. Jednak pani Cherton nie poprzestała na wyswataniu córki. Znalazła męża również dla siebie!
Ivo wzruszył ramionami.
– Kilka miesięcy temu powiedziałbym, że wszystkie kobiety są takie jak panie Cherton – bezwzględne w szukaniu odpowiedniego, co oczywiście znaczy bogatego, kandydata na męża. Charlotte Gurney to kolejny przykład.
– Cóż, panna Cherton rzeczywiście dobrze trafiła, ale jej matka może się boleśnie rozczarować.
– Co masz na myśli?
– Niewiele osób wie o tym, co chcę ci powiedzieć, więc proszę cię, zachowaj to dla siebie. – Lady Frances uśmiechnęła się złośliwie. – Major Morley pochodzi ze starego rodu, ale ma bardzo niewielki majątek Wydaje mi się, że chciał to zmienić, żeniąc się z dziedziczką Calverton. Jednak sir Robert nie akceptował wyboru córki, zresztą podobnie jak ja, – Mieliście świętą rację.
– Gdyby Lucinda żyła dłużej, pewnie w końcu i ona doszłaby do tego wniosku. Ale wtedy była po uszy zakochana w Gerardzie Morleyu. Sir Robert ustąpił, jak zwykle, kiedy córka go o coś prosiła, ale zadbał o to, żeby Morley nie wzbogacił się dzięki temu małżeństwa Zabezpieczył za to interesy dzieci Lucindy, ustanawiając zarząd powierniczy. Jossie jest jedynym dzieckiem zrodzonym w tym małżeństwie, więc jest jedyną dziedziczką. Major może dożywotnio mieszkać w domu i czerpać dochód z majątku, ale to wszystko. Po jego śmierci wszystko przypadnie Jossie. – Zrobiła pauzę, po czym dodała cicho: – Nie jestem pewna, czy pani Cherton o tym wie, ..
Ivo roześmiał się.
– Myślisz, że powie jej o tym przed ślubem? Jeśli tego nie zrobi, będzie miała za swoje. Dobrze jej tak – Wstał. – Powiedziałaś Jossie o tym, że jej ojciec zamierza poślubić panią Cherton?
– Nie chciałam zadawać jej kolejnego ciosu. Nie wyobrażam sobie, jak będzie się czuła pod jednym dachem z macochą – Nie wiadomo, czy w ogóle będzie mogła mieszkać w Lyne St Michael. Nie ma krewnych?
– Nie.
– A ty nie możesz jej pomóc? Przecież jesteś jej matką chrzestną – Bardzo chętnie zatrzymałabym Jossie u siebie. Do tej pory jej ojciec nie zgadzał się na moją pomoc, ale coś mi się wydaje, że teraz wiele mogło się zmienić... Mam już wielkie plany co do Jossie, Ivo.
– To świetnie! Jakie?
– Kiedy poczuje się lepiej, wyjadę z nią stąd, żeby zmieniła otoczenie. Jestem pewna, że w obecnej sytuacji ojciec chętnie się jej pozbędzie. Poza tym zamierzam spełnić pewne marzenie. Myślałam, że to będzie niemożliwe, ale ostatni miesiąc wiele zmienił.
– Co to za marzenie?
– Kiedy po śmierci Lucindy Jossie została bez matki, pomyślałam sobie, że w odpowiednim czasie przygotuję Jossie do towarzyskiego debiutu. Nie było innej osoby, która mogłaby to zrobić, chyba że Gerard Morley ożeniłby się powtórnie. Gdy Jossie podrosła wszystko wskazywało na to, że wyjdzie za Petera Radstocka jeszcze przed debiutem. Nie chciała słuchać o wyjeździe do Londynu. Nie mogłam walczyć z Jossie tak jak jej ojciec, więc porzuciłam swoje plany. Teraz jednak mam wolną rękę.
– Tak czy owak, będziesz musiała stoczyć bitwę z Jossie. Na pewno nie spodoba jej się ten pomysł. Nigdy nie chciała mieszkać w mieście, zwłaszcza w tak wielkim jak Londyn.
– Myślała tak do lipca Teraz mogła zmienić zdanie. Wszystkie jej plany co do życia na wsi były związane z Peterem i jej ojcem, ale legły w gruzach. – Lady Frances umilkła po czym dodała energicznie: – Poza tym myślę, że powinno sieją nakłonić do wyjazdu. Marnuje się tutaj.
Ivo pokiwał głową – Zgadzam się z tobą. Ale czy nie posuwamy się za daleko? Z tego, co mówisz, wnioskuję, że Jossie czeka długa droga, zanim będzie mogła pokazać się w towarzystwie.
– Czuje się już lepiej, ale wciąż nie jest sobą Zobacz, czy uda ci się coś zrobić. – Lady Frances wprowadziła bratanka do słonecznego pokoju w tylnej części domu. Jossie siedziała przy oknie, patrząc przed siebie szklanym wzrokiem.
– Przyprowadziłam gościa Nie czekając na reakcję Jossie, Ivo podszedł do sofy i usiadł obok na krześle.
– Kiedyś odniosłaś się do mnie z pogardą Pewnie myślałaś wtedy, że robię wiele hałasu o nic. Chodziło o ukąszenie lisa. Pamiętasz?
Jossie popatrzyła na niego udręczonym wzrokiem. Jej oczy były jak ciemne punkciki w wymizerowanej twarzy.
Ivo starał się nie okazać przerażenia widokiem, apatycznej Jossie.
– Nie miałaś też zbyt dobrego zdania o mojej wiedzy wojskowej. Nie mieściło ci się w głowie, że żołnierz może mylić nazwiska Grouchy'ego i Neya A co do mojej umiejętności gry w karty...
– Grałeś bardzo dobrze – powiedziała Jossie cicho, lecz wyraźnie.
– Wygrywałaś zbyt często, więc nie mogę być z siebie całkiem zadowolony. Ile ci jestem winien?
Straciła zainteresowanie rozmową.
– Nie pamiętam – odparła obojętnie.
Ivo pokiwał głową.
– Widzę, że nie przywiązujesz do tego wagi. To ładnie z twojej strony. – Przyjrzał jej się uważnie, po czym powiedział: – Gdzie się podział bojowy duch, który tak ceniłaś u siebie i u innych? Bystrość i wola zwycięstwa? Chcę to wiedzieć.
Znów siedziała z odwróconą głową jednak Ivo gotów byłby przysiąc, że uważnie go słucha Kontynuował ironicznym tonem:
– Przypuszczam, że tak się zmieniłaś, gdyż to wszystko do tej pory przychodziło ci niezwykle łatwo. Nigdy wcześniej nie zostałaś poddana próbie. Wiedziałaś, kto to Grouchy i Ney, ale to wszystko siedziało w twojej głowie. Nie musiałaś walczyć w bitwie, tak jak ja; patrzeć, jak ludzie, których znasz od lat, nierzadko serdeczni przyjaciele, giną na twoich oczach. Nie musiałaś przechytrzyć przeciwnika nie po to, żeby wygrać w karty, ale ocalić życie. Ani zbierać się po ciężkim ciosie i zaczynać od nowa Nie musiałaś... aż do teraz. – Czekał.
– Chcesz mi udowodnić, że jestem tchórzem?
– Jeszcze nie. Zostałaś zraniona, i to poważnie. Ale gdybyś mi podlegała tak jak moi ludzie, nie pozwoliłbym ci długo rozpamiętywać krzywd, lecz zmusił do pełnienia różnych obowiązków. Czas, byś się pozbierała i wróciła do życia, moja panno.
Gwałtownie usiadła – Przestań mówić do mnie tak, jakbym była żołnierzem! Nie chcę słuchać twoich opowieści o wałkach i zabijaniu. Nie jestem żołnierzem ani twoim kumplem czy przyjacielem. Nie musisz też nazywać mnie Jossie! To imię dla chłopca Paskudne! Dobre dla syna, ale nie dla córki. Od tej pory zamierzam być dziewczyną i będę używać imienia, które nadała mi moja mama Od dzisiaj będę Heleną Calverton Morley.
Ivo uśmiechnął się, widząc oznaki powrotu do życia Wstał i nisko się skłonił.
– Moja droga panno Calverton Morley. Jestem szczęśliwy, że mogę uważać panią za swą znajomą – Ujął jej dłoń i przycisnął do warg. Już wiedział, że Jossie zaczęła wracać do zdrowia.
Mieszkańcy Lyne St Michael początkowo dziwili się, że Jossie Morley tak długo mieszka u chrzestnej matki, jednak gdy rozniosła się wieść, że major Morley zamierza poślubić matkę Rosalind Cherton, uznali, że w obecnej sytuacji jest to doskonałe rozwiązanie. Niektórzy ludzie zastanawiali się wręcz, czy Jossie kiedykolwiek jeszcze zamieszka w Calverton Manor.
Ona zadawala sobie to samo pytanie. Do czasu wizyty Iva pozostawała w stanie odrętwienia, kryjąc się za murem, którym odgrodziła się od reszty świata, by nikomu nie okazać bólu i upokorzenia Starała się niczego nie odczuwać i na nic nie reagować. Dwie najdroższe jej osoby odtrąciły ją i została sama Nie miała ochoty zmagać się z życiem, więc przyszłość wydawała się jej nie dotyczyć.
Jednak wizyta Iva zburzyła jej względny spokój. Głęboki, charakterystyczny głos lorda Trencharda uzmysłowił jej, że była kiedyś osobą, która gardziła tchórzostwem i słabością Przypomniała sobie radość, jaką zawsze dawała jej jego obecność. Na powrót zainteresowała się życiem.
Od dnia tej wizyty Jossie stopniowo wracał apetyt, zaczęła też rozmawiać z lady Frances. Szybko wracała do sił. Wkrótce spacerowała po ogrodzie, pomagała lady Frances w spiżarni, bawiła się z psami. Nie wychodziła jednak poza obręb posiadłości. Nie chciała też widywać się z ludźmi z wioski i okolic, chociaż do domu lady Frances przychodziło wiele osób kierowanych współczuciem czy ciekawością.
W okresie powrotu do życia pojawiło się jednak wiele pytań. Głęboko schowała ból i poczucie zdrady, nie mogła jednak ignorować praktycznych problemów. Co miała teraz począć? Gdzie zamieszkać? Kiedy wyraźnie zaniepokojona lady Frances powiadomiła Jossie o tym, że major Morley zamierza poślubić panią Cherton, Jossie nie okazała emocji.
– Pewnie myślałaś, że będę cierpieć z tego powodu – powiedziała – ale jestem od tego jak najdalsza. Nie wyobrażam sobie przebywania pod jednym dachem z moim ojcem... Zresztą nie przypuszczam, żeby sobie tego życzył.
Na tę właśnie chwilę czekała lady Frances.
– W takim razie chciałabym ci coś zaproponować. Jeśli twój ojciec się na to zgodzi, chciałabym jak najszybciej wywieźć cię z Lyne. Ludzie mają dobre intencje, ale nigdy nie zostawią cie w spokoju i nie pozwolą zapomnieć o tym, co zaszło, a poza tym pewne miejsca będą przywodzić ci na myśl różne wydarzenia Mam też nadzieję, że w przyszłym roku będę mogła zabrać cię do Londynu. Myślę, że powinnaś zostać przedstawiona w towarzystwie.
– . Nigdy nie chciałam jechać do Londynu.
– Ale teraz mamy inną sytuację – zauważyła lady Frances. – Mam nadzieję, że po pewnym czasie, kiedy wszystko dokładnie przemyślisz, zmienisz zdanie. Bardzo bym chciała, żebyś poznała Londyn... a Londyn ciebie. – Popatrzywszy na twarz Jossie, ciągnęła: – Mamy dużo czasu na podjęcie tej decyzji. Teraz chciałabym cię namówić na wizytę u mojego brata Sudiham jest tak duże, że możemy się tam wcale nie spotykać. Mam też nadzieję, że spodoba ci się ojciec Iva To człowiek dziwny, ale bardzo interesujący, – Z przyjemnością tam pojadę – odparła Jossie. – Proszę mi wybaczyć... nie rozumiem, dlaczego pani to robi. Nie mam prawa niczego od pani oczekiwać.
– Ależ oczywiście, że masz prawo. Przecież jesteś moją chrześnicą. Kochałam twoją matkę i zawsze żałowałam, że nie jestem w stanie więcej zrobić dla jej córki. Teraz nareszcie mogę. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że tu ze mną mieszkasz. Po śmierci męża często czułam się samotna. Ivo to dobry chłopak, ale ma wiele spraw na głowie i nie może mnie często odwiedzać. Będziesz dla mnie jak córka, której nigdy nie miałam. Zgadzasz się?
– Jest pani za dobra – powiedziała cicho Jossie. – Do tej pory moje występy w roli córki trudno uznać za sukces. Mam nadzieję, że pani nie zawiodę.
– Nie ma takiej możliwości – orzekła z przekonaniem lady Frances. – Nie zamierzam ci na to pozwolić.
Major Morley był niezmiernie zadowolony z faktu, że może pozbyć się córki, która przez całe życie darzyła go zaufaniem, miłością i podziwem. Dla niego była jedynie ciężarem, źródłem rozczarowania i wstydu. Rozwścieczyło go nie tylko jej żałosne zachowanie na balu, ale i to, że sąsiedzi obwiniali Radstocków o to, co się stało, a część tej niechęci spadała na niego. Plotkowano zwłaszcza o jego decyzji poślubienia pani Cherton. W tej sytuacji uważał, że im szybciej Jossie wyjedzie z Lyne St Michael, tym lepiej. Nie lubił łady Frances, niemniej musiał przyznać, że cieszyła się szacunkiem w towarzystwie, no i w końcu była matką chrzestną Jossie. Nikt nie odważyłby się go krytykować za pozostawienie Jossie pod jej opieką, tak więc dał lady Frances wolną rękę co do decydowania o losach córki.
Niedługo potem Jossie i lady Frances pojechały do Sudiham. Nie było tam Iva. Zajmowały go jakieś sprawy w Londynie, obiecał jednak ojcu, że przyjedzie, gdy tylko będzie to możliwe. W czasie podróży lady Frances opowiedziała Jossie o rodzinie.
– Mój brat gniewał się na Iva przez ponad rok i teraz żałuje straconego czasu. Ivo stara się bywać w Sudiham tak często, jak to możliwe, ale jest młody i ma wiele zajęć, a poza tym mnóstwo przyjaciół w okolicach Bath i w Londynie. Rupert często czuje się bardzo samotny, zwłaszcza że Peregrine, młodszy brat Iva, nie ma ochoty wyjeżdżać z Derbyshire. Myślę, że nasza wizyta dobrze zrobi Rupertowi. W każdym razie zamierzam tak mu powiedzieć.
Ivo zdążył już opowiedzieć ojcu o tym, co przydarzyło się Jossie. Lord Veryan niedwuznacznie dał do zrozumienia, co myśli o Peterze Radstocku, a chociaż znacznie ostrożniej wypowiadał się na temat majora Morleya, było oczywiste, że potępia go za okrutne potraktowanie córki. Był gotów wspomóc Jossie, na ile tylko było to możliwe, jednak nie spodziewał się, że tak szybko dojdą do porozumienia.
Lady Frances poczuła ogromną ulgę. Chociaż zdrowie jej podopiecznej bardzo się polepszyło od lipca, wciąż była cieniem dawnej Jossie. Lady Frances bała się, że szorstki sposób bycia brata może zniszczyć z trudem zdobywaną równowagę, jednak okazało się, że Jossie polubiła jego bezpośredniość i nie przejmowała się cierpkimi komentarzami. W porównaniu z synem lord Veryan był bardziej nerwowy i mniej tolerancyjny w swych opiniach, jednak pod bardzo wieloma względami przypominał jej Iva Przez pewien czas po przyjeździe utrzymywała się ładna pogoda. Lord Veryan kilka razy zaprosił Jossie na przejażdżkę. Nie musiała się obawiać, że spotka tu dawnych znajomych łub zobaczy znane miejsca Posiadłość była otoczona ogromnym parkiem; na zachód od domu rozciągały się piękne ogrody. Nic nie przypominało jej poprzedniego miejsca zamieszkania. Po kilku dniach chętnie zgodziła się towarzyszyć lordowi. Teraz jednak używała damskiego siodła z którego korzystała niegdyś lady Frances. Jossie cierpliwie znosiła krytyczne uwagi na temat swego stylu jazdy, za wszelką cenę postanawiając się poprawić. Wkrótce prezentowała się nienagannie. Nikt nie odgadłby, że kiedykolwiek jeździła konno inaczej niż dama Lord Veryan nauczył Jossie grać w tryktraka i cribbage. Kiedy pogoda się popsuła nieustannie rozgrywali partie, rywalizując, tak jak z Ivem, o fikcyjne stawki. Z początku lord Veryan wygrywał, jednak po pewnym czasie ze zdumieniem stwierdził, że zwycięstwa przychodzą mu z coraz większym trudem Wcale go to nie odstraszyło. Lubił rywalizację i cieszył się, że znalazł godnego siebie rywala.
– Proszę! – wykrzykiwał. – Pokonaj mnie, jeśli potrafisz! Nie ma sensu grać, jeśli nie chce się zwyciężyć. W grze i w życiu jest tak samo. Nie można sobie folgować. No, pokaż, na co cię stać!
Lady Frances patrzyła, jak jej brat i Jossie stają się przyjaciółmi. Wszystko układało się po jej myśli.
Kiedy kilka tygodni później Ivo przyjechał do Sudiham, zastał Jossie w dobrym stanie. Mimo wszystko dziewczyna nie do końca była sobą Zniknęły jej zuchwała bezpośredniość i urocza bezbronność, które tak go oczarowały. Pomyślał, że odmieniona Jossie przygląda się światu z większą rezerwą Nie byłaby już w stanie obdarzyć kogoś bezgranicznym zaufaniem Ivo zastanawiał się, jak może jej pomóc. Wiąz z ciotką zdołał przywrócić Jossie do życia sprawił, że doszła do siebie po ciosie. Nie mogła jednak dalej pozostawać w zawieszeniu. Musiała się przebudzić.
Po pewnym czasie do Sudiham dotarły wieści, że Peter Radstock z wielką pompą i paradą ożenił się z Rosalind Cherton Ceremonia zaślubin odbyła się w parafialnym kościele w Lyne St Michael. Państwo młodzi promienieli szczęściem. Obecnie spędzali miesiąc miodowy w Krainie Jezior, jednak w następnym roku zamierzali na pewien czas zamieszkać w Londynie. Jossie nie komentowała tych wiadomości, ale spędziła pozostałą część dnia w swoim pokoju. Kiedy wreszcie wyłoniła się z niego wieczorem, była bardzo blada, lecz stanowcza Sprawiała wrażenie osoby, która podjęła ważną decyzję.
Ivo zastanawiał się, co też wymyśliła Nie musiał długo czekać, jako że Jossie podjęła temat przy kolacji. Do tej pory wszyscy bardzo starannie unikali nawiązywania do wydarzeń w Lyne St Michael, tymczasem Jossie oznajmiła z dawną bezpośredniością:
– Zwróciłam uwagę, że nikt nie wspomina o ślubie Petera Radstocka – Nie rozumiem dlaczego... przecież to nie jest nieoczekiwana wiadomość. Wcale nie jest mi przykro z tego powodu.
– Bardzo się cieszę. Kiedy zamknęłaś się w swoim pokoju, myślałam, że bardzo to przeżywasz – powiedziała lady Frances.
– Nie. Chyba na to czekałam. To mnie przebudziło. Przez cały dzień zastanawiałam się nad swoją przyszłością – Możesz tu zostać tak długo, jak tylko zechcesz, moja droga – zapewnił ją lord Veryan.
Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością – To bardzo kusząca propozycją ale nie mogę zamieszkać tu na stałe. Jeśli mam poradzić sobie w życiu, jak najszybciej muszę poczynić odpowiednie plany.
– Jakie plany? – zapytał Ivo.
Jossie zawahała się. Popatrzyła na lady Frances.
– Powiedziała pani kiedyś, że chce przedstawić mnie w towarzystwie. Czy podtrzymuje pani ten zamiar?
– Oczywiście. O niczym innym nie marzę – odparła lady Frances, ochłonąwszy z zaskoczenia – Jesteś pewna, że naprawdę tego chcesz, Jossie? – dopytywał się Ivo.
– Tak Najzupełniej pewna. Lady Frances obiecała, że mnie do tego przygotuje. Muszę się nauczyć, jak zachować się w towarzystwie, jak mam się ubierać, tańczyć, rozmawiać na odpowiednie tematy, i tak dalej.
– Moja droga, zrobię to z największą przyjemnością Ivo mi w tym pomoże, prawda?
– Oczywiście.
Lady Frances wstała i objęła córkę chrzestną – Mój skarbie, to najlepsza wiadomość, jaką mogłam usłyszeć. Będziesz wspaniałą debiutantką w Londynie. Zobaczysz, jakie to będzie przyjemne i zabawne.
– Mam na to wielką nadzieję, lady Frances! – zawołała Jossie.
Ivo popatrzył na nią zaskoczony. Ciotka najwyraźniej nie usłyszała podtekstu w głosie dziewczyny, Ivo był jednak pewien, że się nie przesłyszał. Co też miała na myśli?
Rozmawiali jeszcze potem przez dłuższy czas, ale mimo iż w wypowiedziach Jossie nie pojawiło się już nic podejrzanego, Ivo nie odzyskał spokoju. W końcu lady Frances popatrzyła na bladą twarzyczkę Jossie i przymknięte powieki.
– Miałaś za dużo wrażeń, moje dziecko. Sprawiasz wrażenie zmęczonej. Marsz do łóżka! Jutro będzie mnóstwo czasu na rozmowy. Dobranoc. Mam nadzieję, że będziesz dziś smacznie spała.
Po wyjściu Jossie lord Veryan powiedział:
– Będzie mi żal, kiedy stad wyjedzie, jednak uważam, że jej decyzja jest jak najbardziej słuszna. Bez trudu wszystkiego ją nauczysz, Frances. Dawno już nie spotkałem tak bystrej osóbki.
– To prawda Jest bardzo inteligentna. Ciekawe, co się kryje za tym wszystkim – rzekł Ivo. – Jossie Morley dotąd nie chciała nawet słyszeć o Londynie i londyńskim towarzystwie.
– Nie widzę w tym nic dziwnego – oznajmiła lady Frances. – Dziewczyna za wszelką cenę pragnie oderwać się od przeszłości. Nie bądź taki cyniczny, Ivo. Mam nadzieję, że jej pomożesz.
– Zawsze deklarowałem pomoc. Pamiętam też, że muszę postępować niezwykle ostrożnie. Wyobrażasz sobie, jak wszystko mogłoby się tu potoczyć, gdybym nie uważał na słowa? Sama uzmysłowiłaś mi, że tutejsi ludzie uwielbiają skandale, a moja reputacja będzie mi ciążyła chyba do końca życia, nawet gdybym zachowywał się nienagannie.
Lord Veryan znacząco chrząknął, słysząc nutę goryczy w głosie Iva – Nie lituj się tak nad sobą Nie próbuj mi wmawiać, że to, czemu zawdzięczasz reputację, nie wiązało się dla ciebie z dużą przyjemnością Nie możesz winić ludzi za to, że dają wiarę najgorszemu. Czasami to po prostu była prawda Poza tym do tej pory jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało.
– Masz rację, ale wiele się zmieniło. Ciocia Frances miała rację. Musimy postępować bardzo ostrożnie, nie ze względu na mnie, ale na Jossie. Nie potrzeba nam więcej plotek, było ich – już nadto. Jak myślisz, dlaczego tak długo nie przyjeżdżałem do Sudiham, odkąd zamieszkała tu Jossie?
Lord Veryan i jego siostra wymienili spojrzenia – Czy ty przypadkiem nie zakochałeś się w Jossie, Ivo? – zapytała lady Frances.
Popatrzył na nią zdumiony.
– Na miłość boską, nie! Jest o wiele za młoda Nie, nie. Uważam ją za swoją podopieczną...
Urwał, przypomniawszy sobie scenę przy wodospadzie, co czuł, trzymając Jossie w ramionach, jej cudowne, spontaniczne reakcje na pocałunki... jego własne przeżycia... Nie były to uczucia, jakie żywi mężczyzna względem swej podopiecznej. Jossie tak działała mu na zmysły, była wtedy tak uwodzicielska, że zupełnie zapomniał ojej młodym wieku... Przez kilka chwil szaleństwa Jossie po prostu była kobietą, która obudziła w nim pożądanie. Wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju, niepomny na to, że uważnie przyglądają mu się dwie pary oczu. Radstock był bezdennym głupcem, idiotą! Jak mógł nie przeczuwać, jakim słodkim zadaniem będzie uczenie Jossie tajemnic sztuki miłosnej, odkrywanie jej słodyczy, namiętności?
Odwróciwszy się, zobaczył ciotkę i ojca, przyglądających mu się ze zdumieniem. Szybko zmusił się do opanowania – Podopieczną – powtórzył stanowczo. – Nic więcej! Sami widzicie, że muszę postępować bardzo ostrożnie. – Zrobił pauzę. – Mimo wszystko bardzo chciałbym wiedzieć, co ona zamierza robić w Londynie.
– A cóż to za pytanie? To przecież jasne, że chce poznać londyńskie elity. Myślę, że moje przyjaciółki chętnie powitają mnie w stolicy i życzliwie przyjmą młodą podopieczną Nie możemy dopuścić do tego, żeby Jossie była tam traktowana jako biedna stara panna, a w Londynie może spotkać wiele osób, które będą „życzliwie" radzić jej, by zapomniała o Peterze Radstocku. Wprowadzimy ją w najlepsze towarzystwo. Może się okazać, że już w swoim pierwszym sezonie znajdzie odpowiedniego męża.
Ivo wcale nie ucieszył się na tę myśl. Miał wrażenie, że ciotka zbytnio się śpieszy. Nie miał wątpliwości co do tego, że Jossie z czasem znajdzie odpowiedniego kandydata, nie chciał jedynie, by stało się to zbyt wcześnie.
– Wszystko w swoim czasie! – powiedział stanowczo. – Nie tak od razu! Chciałbym, żeby najpierw mogła trochę nacieszyć się Londynem, zabawić. Nie można zmuszać jej do małżeństwa z pierwszym kandydatem Zapadła cisza.
– Oczywiście, że nie można - stwierdziła w końcu ciotka.
– Pewnie – dodał ojciec.
– Dlaczego tak dziwnie mi się przyglądacie?! – wybuchnął poirytowany Ivo. – Zapewniam was, że żywię jedynie... platoniczne uczucia względem Jossie Morley Proszę, żebyście nie interpretowali opacznie moich słów.
– Swoją drogą najwyższy czas, żebyś znalazł sobie żonę, Ivo – stwierdził spokojnie ojciec. – Jossie stanowi doskonałą partię. Szczerze lubię tę dziewczynę... i wydaje mi się, że ty też. Znałeś wiele młodych kobiet, ale jeszcze nigdy nie miałeś na względzie ich dobra.
Ivo wziął głęboki oddech.
– Masz rację. Rzeczywiście mam na względzie dobro Jossie. Została okrutnie potraktowana przez osoby, które powinny ją chronić. Zrobię wszystko, co tylko w mojej mocy, żeby zapewnić jej szczęście. Poza tym zgadzam się z tobą co do tego, że Jossie będzie wspaniałą żoną mężczyzny, który zasłuży na jej względy. Mimo wszystko pragnę pozostać w kawalerskim stanie.
Obawiając się, że dyskusja przybierze niepomyślny obrót i doprowadzi do rodzinnej kłótni, lady Frances postanowiła interweniować.
– Jestem pewna, Rupercie, że Jossie nie bierze pod uwagę Iva jako odpowiedniego kandydata na męża Poza tym chyba nie śpieszy jej się do małżeństwa. Pomyśl tylko o tym, jakie niezwykłe życie prowadziła przed lipcem. Przebrana za chłopca, zachowywała się jak łobuziak. Ivo ma rację. Jossie potrzebuje trochę czasu na poznanie świata, zanim dokona ostatecznego wyboru. Trzeba przyznać, że jej prezencja i majątek predestynują ją do tego, by zostać zaakceptowaną w towarzystwie.
– Tylko zaakceptowaną? Jossie ma tak niepowtarzalną osobowość, że z pewnością odniesie wielki sukces. Oczywiście, jeśli jej na tym zależy – stwierdził Ivo. Zastanawiał się, jakie są prawdziwe powody decyzji panny Morley
Zrobiło się mroźno. Lord Veryan uznał, że jest już zbyt zimno, by kontynuować konne przejażdżki. Tak więc następnego dnia Ivo zaprosił Jossie na spacer po parku. Nocny odpoczynek niczego nie zmienił; Iva wciąż intrygowała decyzja Jossie. Dlaczego tak nagle zaczęła entuzjastycznie odnosić się do planów ciotki? Czemu za wszelką cenę pragnęła poznać Londyn, chociaż przedtem nie chciała słyszeć o wyjeździe do stolicy? Czyżby rzeczywiście zamierzała jedynie zmienić otoczenie, jak sugerowała ciotka? Szczerze w to wątpił. Jossie nie była dziewczyną którą bawiłaby myśl o sukniach, przyjęciach i życiu w wielkim mieście. Skąd więc wzięła się ta zmiana? Przechadzka na świeżym powietrzu w zimny dzień wydawała się doskonałą okazją do szukania odpowiedzi.
– Bardzo się cieszę, że jedziesz do Londynu, Jossie – zaczął. – Myślałem, że nigdy się tam nie wybierzesz. Wydawało mi się, że nie cierpisz tego miejsca – Jak sam zauważyłeś, nigdy tam nie byłam. Nie mogę wydawać żadnych opinii na temat życia w Londynie. Skoro lady Frances jest tak dobra i chce mi pomóc, postanowiłam o wszystkim przekonać się na własne oczy. Może nawet spodoba mi się ten wielki świat? Wydaje mi się niemożliwe, żeby byli tam ludzie nudniejsi od tych, których poznałam do tej pory.
Ta uwaga w stylu dawnej Jossie serdecznie rozbawiła Iva, który jednak nie dał tego poznać po sobie.
– Jesteś nieuprzejma – powiedział. – Uchodzę za bardzo interesującego człowieka No, ale skoro się nudzisz w moim towarzystwie...
– Och, nie! Nie miałam na myśli ciebie! – zapewniła skruszona – Wcale nie jesteś dla mnie kimś z wielkiego świata – Coraz lepiej – stwierdził Ivo. – Czyli, innymi słowy, uważasz mnie za nudnego prowincjusza Jossie popatrzyła na niego podejrzliwie.
– Śmiejesz się ze mnie.
– Moja miła – powiedział z rozbawieniem Ivo – ja tylko uważam, że masz słabe pojęcie na temat wielkiego świata Nie przeczę, niektórzy mogą nawet wzbudzić twoją sympatię. Nie uwierzę jednak, że chcesz jechać do Londynu, bo nagle zapałałaś miłością do stołecznych elit. Dlaczego nie chcesz mi zdradzić, o co ci chodzi?
– Co masz na myśli? – zapytała Jossie, patrząc na niego oczami wielkimi jak spodki. Tego dnia jej oczy miały kolor zielony. Ivo był pewien, że to półdiablę coś knuje.
– Wyduś to z siebie. Dobrze wiesz, że nie uda ci się zamydlić mi oczu. Rozegraliśmy ze sobą zbyt wiele partii szachów, żebyś mogła mnie oszukać. Ty coś knujesz, Jossie Morley, a ja bardzo chciałbym wiedzieć co.
Jossie zmarszczyła czoło, najwyraźniej zastanawiając się, co ma powiedzieć. Po chwili jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
– Peter miał ochotę przyjechać w sezonie do Londynu – odparła, jakby od niechcenia – Wydaje mi się, że teraz jeszcze bardziej mu na tym zależy. Będzie chciał pokazać miasto świeżo poślubionej żonie, eleganckiej, uroczej Rosalind. Z pewnością bez trudu uda mu się nakłonić ją do przyjazdu. Będzie chciała olśnić Londyn, tak jak oczarowała Lyne St Michael. Oj, zapomniałabym o Bath. Tam lśniła najsilniejszym blaskiem, uzyskując wspaniały efekt. W przyszłym roku prawdopodobnie będą w Londynie.
– Lśniła? Rosalind Cherton?
– Rosalind Radstock Ivo nie zwrócił uwagi na tę poprawkę.
– Jossie, naprawdę nie masz pojęcia o świecie. Możesz mi wierzyć, że ta dziewczyna, niezależnie od tego, jak się nazywa, nie wzbudzi żadnego zainteresowania w Londynie. Owszem, jest niebrzydka, ale w stolicy są setki ładniejszych kobiet. Poza tym ma nienaganne maniery, ale tam też nie brakuje eleganckich dam. Wymieniłem już wszystkie jej zalety. Tymczasem, żeby odnieść sukces w Londynie, żeby tam lśnić, jak to określasz, kobieta musi prezentować coś więcej niż nieskazitelną elegancję. Musi... jakby to powiedzieć... zaprezentować coś jeszcze. Charakter. Oryginalność.
– Naprawdę? – zapytała Jossie, wyraźnie zadowolona – Uważasz, że ona nie odniesie tam sukcesu?
– Jestem tego pewny. – Ivo zrozumiał już, w jakim kierunku biegną myśli Jossie. – Ale ty możesz – dodał z przekonaniem.
Zaintrygowała go mieszanina uczuć, które odmalowały się na twarzy Jossie. W jej głowie musiał powstawać nowy plan.
– Tego właśnie pragnę – powiedziała – Dałabym wszystko, żeby to osiągnąć. Ale muszę zyskać pewność... Naprawdę myślisz, że na to mnie stać?
Ivo popatrzył na nią z uśmiechem.
– Jak możesz w to wątpić! Jossie, wzbudzisz wielką sensację w Londynie. Możesz mi wierzyć; wiem, co mówię. Wdziałem wiele czarujących kobiet, ale kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy, wpadłem w zachwyt i zaniemówiłem z wrażenia – Odjęło ci mowę, akurat! – prychnęła – Kiedy mnie poznałeś, uważałeś, że jestem chłopcem.
– Więc pewnie było to za drugim razem Zapomniałem o tym incydencie z pistoletem. – Pokręcił głową. – Za pierwszym razem pomyślałem, że z ciebie bezczelny łobuz. Przeżyłem szok, kiedy odkryłem, że jesteś dziewczyną.
– Potraktowałeś mnie bardzo szorstko.
– Sam się dziwię swemu opanowaniu. Przeraziłaś mnie nie na żarty. Mam cię teraz przepraszać? – Ivo ujął jej dłoń. – Gdybym wiedział, jaka urocza niewiasta kryje się w tym chłopięcym stroju...
Urwał. Jossie patrzyła na niego kpiąco, jak dawniej.
– Uważaj, Ivo. Nie jestem jedną z twoich kobiet.
Roześmiał się i serdecznie ją uściskał.
– Rzeczywiście nie jesteś i obiecuję ci, że nigdy nie będziesz. Wiedz jednak, że na zawsze pozostanę twoim przyjacielem. Poza tym zamierzam ci pomóc... chcę, żeby spełniły się twoje plany i marzenia.
– Myślę... że ci ufam – powiedziała po chwili. – Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, skoro nie umiem zaufać nikomu innemu.
– Nie pomyślałaś o matce chrzestnej? O moim ojcu? Mam nadzieję, że im także ufasz?
– Bardzo lubię lady Frances i twojego ojca. Nie masz pojęcia jaka jestem im wdzięczna za to, co dla mnie zrobili. A jednak nie mogę rozmawiać z nimi tak jak z tobą – Odwróciła głowę, po czym dodała zduszonym głosem – Po tym balu i... po tym wszystkim, miałam ochotę uciec od świata. Na pewno to zauważyłeś. Ale nie chciałam uciec od ciebie. Czuję, że łączy nas jakaś dziwna więź. – Urwała, a po chwili dokończyła gwałtownie: – Nie jestem pewna, czy jestem z tego zadowolona – To zupełnie zrozumiałe po tym, co cię spotkało – odparł Ivo. – Nikt nie przeżyje życia zupełnie sam Cieszę się, że mi ufasz.
Przez chwilę szli w milczeniu. Jossie sprawiała wrażenie pogrążonej w rozmyślaniach.
– Ten pocałunek... – odezwała się po dłuższej chwili. – No, ten przy wodospadzie. Czy to tylko wyobraźnia sprawiła, że był taki wspaniały? To wszystko dlatego, że wierzyłam, iż ty to Peter?
– Chyba nie, ale to niebezpieczny temat...
– Czy gdybyś pocałował mnie jeszcze raz... byłoby tak samo? Poprzednim razem było cudownie. Mimo że była to tylko lekcja, że chciałeś mi tylko pokazać, jak mam reagować na Petera, przez chwilę czułam, że mogę zrobić wszystko, co tylko byś chciał. To było wspaniałe uczucie. Czy gdybyś pocałował mnie jeszcze raz, czułabym się tak samo?
– Uważam, że...
– Tak bardzo bym chciała przeżyć coś takiego znowu! Czuć się tak, jakbym potrafiła zainteresować wybranego mężczyznę. Wiem, że to mało prawdopodobne. W końcu i Peter, i mój ojciec nie cenili mnie jako kobiety.
Ivo nie wytrzymał.
– Mylili się! Nie mieli racji!
– Tak uważasz? Peter znalazł w tej pannie Cherton coś, o czym nawet nie miałam pojęcia – Powiedziałbym raczej, że nie tyle znalazł, co podsunięto mu pod nos. To ona i jej matka doprowadziły do tego, że, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu, odkrył kobiece uroki.
Jossie pokiwała głową – Kobiece uroki – powtórzyła w zamyśleniu. – O tym właśnie mówimy. Nie miałam pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje. – Urwała. – Byłam taka niemądra, że nie zdawałam sobie sprawy... Myślałam, że wystarczy się przyjaźnić. Nigdy nie myślałam o tym, żeby celowo zwracać na siebie uwagę. Nie wiedziałabym nawet, jak to się robi. Przypuszczam, że to właśnie miała na myśli ta kobieta – Popatrzyła na Iva i skrzywiła się. – Mówię o pani Cherton. Mój ojciec zamierzał ją prosić, żeby mnie tego nauczyła Wołałabym umrzeć!
– Nie miałaby cię czego uczyć, Jossie, uwierz mi, błagam!
W uśmiechu, którym Jossie obdarzyła Iva, nie było wesołości.
– Rzeczywiście nie miałabym się czego od niej uczyć. To dziwne, że to właśnie ty pokazałeś mi, na czym to wszystko polega Sam widzisz, że bardzo ci ufałam nawet wtedy... – Po chwili dodała z goryczą w głosie: – Było za późno, prawda? Peterowi podobała się już inna, bardziej kobieca niż ja... tak mi powiedział. Mój ojciec podzielał jego zdanie. Nie byłam jego upragnionym chłopcem i nie potrafiłam nawet być dziewczyną. Tak się wyraził.
Była tak przygnębiona, że Ivo zapragnął natychmiast ją pocieszyć.
– Nie przejmuj się tym, Jossie. To głupcy. Spodobała im się ładna buzią za którą nie kryje się nic oprócz ambitnej, zdeterminowanej matki. Rosalind Cherton nie dorasta ci do pięt. W Londynie aż roi się od dziewcząt takich jak ona Rosalind od kołyski była uczona tego, jak zaprezentować swe wdzięki... i posłużyło jej to do złapania Petera – Uważasz, że on został złapany? Bez walki? – Przez chwilę nad czymś się zastanawiała – Chyba masz rację. Teraz widzę, że zawsze łatwo było nim kierować.
– Do diabła z Peterem. Najlepiej zrobisz, jeżeli o nim zapomnisz.
– O, nie! Nie powinnam tego robić, jeszcze nie teraz. Nie zamierzam nikogo zapominać. – W jej głosie znów pojawiły się nuty, które tak zaniepokoiły Iva poprzedniego wieczoru.
– Otoczył ją ramieniem, po czym uniósł jej podbródek, by ich spojrzenia się spotkały.
– Co ty planujesz, Jossie? Powiedz mi!
– Nie mogę. Jeszcze nie jestem pewna, czy będę potrafiła to zrobić. To dopiero początki i muszę się jeszcze wiele nauczyć. Jak się zachować, jak się ubrać, jak tańczyć... Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Przede wszystkim chcę się nauczyć, jak się dobrze zaprezentować. Chcę się nauczyć sztuki uwodzenia – Zamilkła na chwilę, po czym dokończyła gwałtownie: – Tyle że moim zdaniem powinno się to raczej nazwać sztuką wojenną!
– Uważaj, żebyś znowu nie została zraniona – Zraniona? Bardzo się mylisz, przyjacielu. Wątpię, czy komukolwiek uda się zbliżyć do mnie na tyle, by mnie dotknąć. – Zamilkła, a po pewnym czasie dodała: – No, może z wyjątkiem ciebie.
Spojrzała mu w oczy, po czym przysunęła się do niego i przytuliła twarz do jego twarzy. Ivo nie potrafił się oprzeć temu zaproszeniu, pochylił się i pocałował Jossie. Natychmiast zareagowała namiętnie, rozpaczliwie szukając pocieszenia Pocałunek pogłębił się. Był bardziej upajający niż za pierwszym razem...
Ivo delikatnie odsunął od siebie Jossie.
– Wystarczy – powiedział, zadowolony z tego, że udało mu się nadać swemu głosowi spokojne brzmienie. – Potrzebujesz kogoś godnego zaufania, Jossie. Przyjaciela, nie kochanka. Nie wolno ci mylić tych dwóch ról. Postaram się ci pomóc, dodać ci otuchy. Jeśli pocałunek trwałby dłużej, stałby się pocałunkiem kochanków.
– Nie rozumiem! – wykrzyknęła – To się zdarzyło znowu! Czułam takie... zadowolenie, taki spokój, jakby wszystkie moje kłopoty znikały w twoich ramionach. Dzięki tobie czułam się...
– jak królowa – Popatrzyła na Iva – Nie rozumiem – powtórzyła. – Dlaczego nigdy nie czułam się tak przy Peterze?
Przez chwilę Ivo walczył z pokusą udowodnienia jej, jak powierzchowny był jej związek z Peterem Radstockiem. Marzył o tym, by jeszcze pełniej uświadomiła sobie swą kobiecość, chciał pokazać, jak bardzo jej pragnie... Oparł się jednak pokusie. Łatwo mogli się znaleźć w pułapce...
Patrzyła na niego, wciąż oszołomiona Ivo zmusił się do opanowania i uśmiechnął się.
– Zapomniałaś o czymś? Potrafię całować... Wiesz, jaką się cieszę reputacją!
Z ulgą przyjął wybuch śmiechu Jossie.
– Oczywiście! Jesteś największym uwodzicielem w całym hrabstwie.
– Nie mam zamiaru się chwalić – oznajmił z udawaną powagą – ale są i tacy, którzy uważają mnie za największego uwodziciela w Europie.
– Naprawdę? – zapytała Jossie, wyraźnie zaintrygowana – Oczywiście to wszystko wyjaśnia Myślę, że uwodziciele muszą mieć talent do całowania Zastanawiam się, gdzie się tego tak dobrze nauczyli? Przecież chyba nie wyssali tego z mlekiem matki?
Ivo sprawiał wrażenie szczerze rozbawionego. Która kobieta na świecie zdobyłaby się na taką uwagę? Niektóre udawałyby oburzenie, inne rzeczywiście czerwieniłyby się zawstydzone. Jossie Morley odczytała żart i udała szczere zainteresowanie. Być może zresztą naprawdę chciała uzyskać odpowiedź.
– Chyba miałeś rację – powiedziała po chwili namysłu. – Brak mi doświadczenia, ale myślę, że jesteś w tym bardzo dobry, Ivo. Nie powinniśmy już tego próbować. – Pokiwała głową.
– Wolę mieć przyjaciela Szli w milczeniu. Ivo czuł się lekko dotknięty, lecz jednocześnie cieszyła go myśl o tym, że Jossie była wobec niego absolutnie szczera. Jak to możliwe, że w jednej chwili zachowywała się jak kurtyzana, by za chwilę przypominać małe dziecko? Wyraźnie podobały się jej jego pocałunki, jednak zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, co ich łączy. Wciąż uważała go za przyjaciela Mimo że starał się zachować trzeźwość umysłu i opanowanie, aż trząsł się z emocji. Wierzył w to, że nie jest zakochany w Jossie, i szczerze zapewniał, że chce być tylko jej przyjacielem. Lubił tę dziewczynę i bawiło go jej towarzystwo. Mimo wszystko to nie była miłość. Dlaczego więc doświadczał takiego uniesienia, ilekroć brał ją w ramiona? Wiele pięknych i doświadczonych kobiet z Londynu obsypywało go pocałunkami, a on pozostawał obojętny. Dlaczego pocałunki Jossie wywierały na nim tak piorunujące wrażenie?
Kiedy zbliżali się do podjazdu, zerknął na swą towarzyszkę spaceru. Stanowiła nieustające źródło pokusy, chociaż bardzo różniła się od kobiet, których dotychczas pożądał. Miała teraz na sobie ładną suknię, jednak czekała ją długa droga do zmiany energicznego chłopięcego chodu we wdzięczne kroki młodej damy. Potrafiła już jeździć w damskim siodle, jednak nie miała pojęcia o tym, jak powinna się zachowywać w różnych sytuacjach. Nie miała w sobie ani odrobiny kokieterii i nie zdawała sobie sprawy z drzemiącej w nim męskiej siły. Ivo uśmiechnął się na tę myśl. Było coś niezmiernie pociągającego w tym, że zupełnie nie starała się zwrócić na siebie uwagi.
Pociągającego? Sama ta myśl była absurdalna! Uważał się za światowca. Zbliżał się do trzydziestki i zobaczył w życiu tyle, że stał się cyniczny. Jak mógł spodziewać się jakiegokolwiek zagrożenia ze strony osiemnastoletniej niewinnej panny? To śmieszne. Wprawdzie dziewczyna przejawiała talent do całowania, z jakim jeszcze się nie spotkał; te pocałunki uderzały do głowy niczym szampan. Z Peterem Radstockiem musiało być coś nie tak. Wydawało się, że kocha Jossie. Jak mógł znać ją tyle lat i nie dostrzec w niej namiętności, drzemiącej pod maską urwisa?
A może odpowiedź była bardzo prosta? Czy byli w sobie zakochani? Jeśli tak, to pomimo bolesnych przeżyć Jossie powinna się uważać za szczęściarę. Mógł spotkać ją znacznie gorszy los – dożywotni związek z wiejskim prostakiem, tępym i pozbawionym uczuć. Jossie zasługiwała na kogoś wyjątkowego, kto potrafiłby dostrzec, że trafił mu się skarb, kogoś takiego jak on, Ivo.
Zaklął pod nosem, łajając się w myślach za popadanie w śmieszność. Nie zamierzał zakochać się w Jossie Morley. Pragnął jej pomóc, ale nie chciał jej uwodzić. Była na to za młoda, nie znała jego świata. Będzie musiał zwalczyć pokusę, zanim chwilowe zadurzenie doprowadzi do nieroztropnych kroków. Z pewnością zapomni o swych uczuciach, gdy tylko rozstanie się z Jossie, tak jak już raz mu się udało. W ciągu kilku miesięcy przed przyjazdem do Somerset na te nieszczęsne urodziny Petera miał w Londynie bardzo udane romanse z doświadczonymi kobietami, które dobrze wiedziały, na czym polega sztuka uwodzenia Nie było żadnego niebezpieczeństwa, nie myślał też wtedy o Jossie, Postanowił pojechać do Londynu i poszukać nowych wrażeń. Potem, gdy ciotka przywiezie Jossie na początku sezonu, spróbuje dziewczynie pomóc, oczywiście jako przyjaciel.
Bogowie byli łaskawi. Następnego dnia zapewnili Ivowi potrzebną wymówkę. Kate Calthorpe urodziła zdrowego chłopca kilka tygodni przed terminem i Adam napisał list, w którym przypomniał Ivowi, że kiedyś zgodził się zostać chrzestnym ojcem. Nikt nie mógł krytykować przyszłego chrzestnego, że chce jak najszybciej zobaczyć chłopca Ivo zamierzał wyjechać z Sudiham w najbliższym czasie.
Wieczorem przy kolacji znów rozgorzała dyskusja na temat debiutu Jossie. Poproszony o wyrażenie opinii Ivo powiedział;
– Zrobię, co będę mógł, chociaż obawiam się, że nie na wiele się przydam. Nie miałem jeszcze okazji podzielić się z wami tą wiadomością, ale jeszcze w tym tygodniu zamierzam wyjechać do Calthorpe'ów. Dzisiaj dowiedziałem się, że mam nowego chrześniaka.
Poczuł lekkie wyrzuty sumienia, widząc przestrach malujący się na twarzy Jossie, jednak po chwili opanowała się i wraz z lady Frances zaczęła wypytywać go o noworodka. W swoim liście Adam stwierdził tylko, że Kate i chłopiec czują się doskonale i że syn otrzyma imiona Thomas Adam Ivo. Ivo obiecał, że jak najszybciej przyśle list z odpowiedziami na wszystkie pytania – A teraz jeśli chodzi o Londyn – rzekł, kiedy ustało radosne ożywienie. – Zamierzam porozmawiać z Calthorpe'ami. Kate została wprowadzona do towarzystwa i dobrze zdążyła poznać panujące tam zwyczaje; zaliczyła też kilka wpadek Jestem pewien, że będzie w stanie doskonale ci poradzić. Myślę nawet, że powinnaś odwiedzić Calthorpe’ów w drodze do Londynu.
– Kiedy znów cię zobaczę, Ivo?
– Nie jestem pewien – odparł z pozorną beztroską – Chcę się spotkać z paroma osobami w Londynie, więc zamierzam udać się tam prosto od Calthorpe'ów. Bawiąc w Londynie, postaram się ci pomóc. Dom przy Charles Street jest zamknięty od lat. Chyba trzeba będzie wezwać wojsko, żeby posprzątać tam na twój przyjazd. Skoro nie chcesz zabrać ze sobą dawnych służących, będę musiał nająć nowych... i tak dalej, i tak dalej. Chcesz, żebym się rym zajął?
– Dziękuję, Ivo. Będę ci bardzo wdzięczna – odezwała się lady Frances. – Zamierzałam wszystko przygotować mniej więcej w ten sposób, nająć nowych służących z Londynu i powóz. Chciałabym cię jeszcze prosić, żebyś zajął się stajniami. – Popatrzyła na Jossie z uśmiechem. – Londyński dom Trenchardów, dzięki Bogu, jest obszerny, więc będziemy mogły przyjmować gości, a poza tym ma doskonałe położenie. Charles Street prowadzi prosto na Berkeley Square. Na szczęście nie musimy się martwić o pieniądze. Wszystko będzie w najlepszym stylu. – Zwróciła się do Iva – Ostrzegam, po przyjeździe będziemy oczekiwały od ciebie większej pomocy. Chyba nie odmówisz towarzystwa swojej ciotce i jej chrzestnej córce. Wiem, że boisz się plotek i chcesz postępować jak najostrożniej, ale...
– To chyba zdarza mu się pierwszy raz w życiu – zauważył cierpko lord Veryan – Twoja ciotka ma rację. Powinieneś zaopiekować się nią i Jossie, mój chłopcze. Nie przejmuj się tym, co napiszą brukowce.
Ivo pokiwał głową – Czy mógłbym jeszcze okazać się w czymś przydatny przed wyjazdem? – zapytał. – Ciociu Frances? Jossie?
– Owszem – odparła spokojnie Jossie. – Chodzi o sztukę uwodzenia Myślałam, że mnie tego nauczysz, a ty wyjeżdżasz. Mam nadzieję, że nadrobisz to w Londynie. Jak mam się zachować, jeśli będę miała ochotę na flirt?
– Jossie! – Zakłopotana lady Frances napomniała swą podopieczną. – Nie wolno ci prosić o takie rzeczy, a już w żadnym razie tak... otwarcie!
– Nie mam teraz czasu na uprzejmości, lady Frances. Przynajmniej nie w obecności bliskich mi osób. Bardzo chciałabym, – żeby nauczyła mnie pani, jak mam zachowywać się w towarzystwie. Ostatnio przekonałam się, że człowieka ocenia się za jego zewnętrzne walory, a nie za przymioty charakteru. Skoro mam jechać do Londynu, chciałabym zmienić wygląd. A to, co w środku... – Na chwilę jej twarz stężała – To już pozostanie moją sprawą Niedługo potem Ivo wyjechał do Calthorpe'ów. Jossie posmutniałą jednak już po kilku dniach doszła do siebie i zaczęła pobierać lekcje savoir-vivre'u u chrzestnej matki. Jeśli nawet lady Frances podejrzewała, iż w głębi duszy Jossie pragnie czegoś więcej niż tylko odniesienia sukcesu w Londynie, z wielką radością obserwowała postępy zdolnej i zdeterminowanej uczennicy. Poczucie znużenia, depresją minęły jak zły sen. Jossie znów była pełna energii, jak dawniej, i z całej siły walczyła o osiągnięcie upragnionego celu.
Jednak z upływem czasu lady Frances zaczęła się zastanawiać, czy te cechy Jossie, które czyniły ją cudowną niepowtarzalną istotą – urocza szczerość i bezpośredniość, serdeczność dla wszystkich, nie zniknęły na zawsze owego lipcowego wieczoru. Nowa Jossie sprawiała wprawdzie wrażenie szczerej i otwartej, jednak była znacznie bardziej powściągliwa Dobrze zastanawiała się, zanim cokolwiek powiedziała Potrzebowała czasu, żeby rozważyć, jaki efekt mogą wywrzeć jej słowa W Sudiham spodziewano się krótkiej wizyty Peregrine'a, jednak brat Iva przysłał wiadomość, że nie może wyjechać z Derbyshire, tak więc Boże Narodzenie i pierwsze tygodnie stycznia upłynęły spokojnie, bez towarzystwa synów lorda Veryana Jossie i lady Frances zostały zaproszone na ślub majora Morleya z panią Cherton, który miał się odbyć tuż po Nowym Roku, jednak lady Frances poważnie się przeziębiła, a poza tym nastały tak mroźne dni, że piętnastomilowa podróż wiejskimi drogami, prowadzącymi do Lyne St Michael, wiązałaby się ze zbyt wielkim ryzykiem. Bez specjalnego żalu wysłały więc zawiadomienie o tym, że nie będą mogły przybyć na uroczystość.
Jossie była teraz bardzo zajęta i czyniła błyskawiczne postępy jako uczennica lady Frances. Miała doskonałą pamięć i nie trzeba jej było niczego dwa razy powtarzać. Szybko przyswoiła sobie nazwiska i kroki taneczne oraz różne konwenanse. W dużej mierze zawdzięczała to aktywnemu życiu, jakie prowadziła w Lyne St Michael. Prosta jak struna, poruszała się z prawdziwym wdziękiem.
Przez pewien czas było jej trudno przywyknąć do stawiania drobnych kroczków, gdyż do tej pory chodziła zamaszyście. Jednak po niedługim czasie przyszły doskonałe efekty. Lady Frances nie ustawała w dawaniu Jossie odpowiednich rad i instrukcji, a także opowiadała swej młodej podopiecznej o życiu londyńskiej socjety.
– Nie powinnaś myśleć o Londynie jako o wielkim, przerażającym mieście – powiedziała pewnego dnia – Pamiętaj jednak, że nie wolno ci samej wychodzić na ulicę. Zawsze musi ci ktoś towarzyszyć. Co oznacza, że musimy znaleźć dla ciebie odpowiednią służbę.
– Będę o tym pamiętała, lady Frances, ale kiedy powie mi pani o tych bardziej interesujących rzeczach? Zasady zachowania w towarzystwie są z pewnością bardzo ważne, ale nud... to znaczy, chciałam tylko zapytać, czy naprawdę musimy poświęcać im tyle czasu? Chciałabym...
– Czego, moja droga? – zapytała uprzejmie lady Frances.
– Chciałabym odnieść wielki sukces! Zauroczyć towarzystwo! Pokazać im! Powiedziała pani, że stać mnie na to, ale wciąż nie wiem, jak mam to zrobić. – Jossie zaczęła nerwowo – przechadzać się po pokoju. – Żałuję, że Ivo wyjechał – oznajmiła nagle. – Z pewnością zna wiele fascynujących kobiet. On mógłby mi powiedzieć, jak tego dokonać. – Popatrzyła na lady Frances. – A pani?
Lady Frances pokręciła głową – Nie zalecałabym ci korzystania ze sposobów, jakimi posługują się znajome Iva – powiedziała z udawaną surowością – Zwróćmy raczej uwagę na bardziej szanujące się damy... Moim zdaniem najważniejsze jest to, żeby się nie zmieniać, nie starać się za wszelką cenę być kimś innym. Trzeba mieć do siebie zaufanie.
Jossie nie spodobała się ta rada.
– O, nie! To nigdy nie zadziała Dobrze pani o tym wie. Jossie Morley była pozbawiona wdzięku, nie umiała zwrócić na siebie niczyjej uwagi, była niezdolna do utrzymania przy sobie mężczyzny. Lubiła zawsze mieć rację, nie używała słodkich słówek i nie obdarzała nikogo czarującymi uśmiechami. Wolała tracić czas na konne przejażdżki. Nie korzystała z lustra w swej sypialni. O, nie! Jossie Morley musi zostać zastąpiona przez inną osobę. Tylko jaką? Tęgo właśnie jeszcze nie wiem. Poznanie odpowiedzi na to pytanie jest dla mnie ważniejsze niż nauczenie się, jak mam się zachować, kiedy przypadkiem odezwie się do mnie księżna Sutherland.
Lady Frances pozostała nieprzejednana.
– Wiem, co mówię. Musisz być sobą – Uniosła rękę, widząc, że Jossie zamierza zaprotestować. – Proszę się ze mną nie spierać! Możesz sobie myśleć, co chcesz, ale Jossie Morley była i jest jedyna i niepowtarzalna Musisz w to uwierzyć. – Patrzyła na Jossie tak długo, aż dziewczyna wzruszyła ramionami i skinęła głową – Postaram ci się wyjaśnić, o co mi chodzi – kontynuowała lady Frances. – Pamiętasz, co czułaś w zeszłym roku, kiedy zostałaś zmuszona do uczęszczania na przyjęcia i bale? Miałam wrażenie, że cię to nie bawiło.
– Nie cierpiałam ich! – potwierdziła żarliwie Jossie. – Zupełnie nie wiedziałam, co mam tam robić.
– No właśnie. Tak więc trzymałaś się na uboczu, marząc o tym, żeby ta mordęga jak najszybciej się skończyła To z pewnością nie jest sposób na odniesienie sukcesu. Ale nie będziesz już musiała się o to martwić. Doskonale znasz zasady obowiązujące w towarzystwie. Potrafisz się poruszać, tańczyć, jeść i wykonywać wszystkie inne czynności z niewymuszoną gracją i elegancją. W przyszłości nigdy nie będziesz się już zastanawiać, czy zachowujesz się właściwie. Będziesz znała swoją wartość. To przyjdzie samo.
– Rozumiem... – powiedziała po chwili Jossie.
– Co więcej – ciągnęła lady Frances – pamiętaj, że czas spędzony przed lustrem w sypialni nigdy nie jest czasem straconym, jeśli to oznacza, że potem możesz swobodnie poruszać się w towarzystwie, bez konieczności zastanawiania się, jak wyglądasz. Powinnaś czuć, że ty i twoja garderobiana zrobiłyście wszystko, co tylko możliwe, i zapomnieć o swym wyglądzie. Nie ma niczego gorszego niż kobieta... lub mężczyzna, którzy nieustannie niepokoją się o swoją prezencję.
– Mówi pani o pewności siebie?
– Tak Pewna siebie, wypoczęta kobieta, jest już w połowie drogi do odniesienia sukcesu, Jossie. A jeśli do tego wszystkiego jest jeszcze młoda, piękna, obdarzona poczuciem humoru i zainteresowana ludźmi, nie potrzebuje niczego więcej.
– Nie jestem pewna, czy znajduję się już na odpowiedniej drodze, ale zrozumiałam, o co pani chodzi. Czym zajmiemy się teraz?
– Ubraniami – odparła natychmiast lady Frances. – Oczywiście nie zamierzam udać się do tej krawcowej, która ma sklep przy końcu ulicy.
– Pojedziemy do Bath?
– Możliwe. Po mniej ważne sprawunki. Większość sukien kupimy w Londynie. Zastanawiam się, czy madame Rosa wciąż prowadzi salon przy Bruton Street? Napiszę do Iva – już on to będzie wiedział. Tymczasem dziś wieczorem będziemy musiały zadowolić się przeglądaniem żurnali.
W marcu Ivo złożył krótką wizytę w Sudiham, po czym odwiózł ciotkę i Jossie do Calthorpe Court, gdzie miały się zatrzymać przed podróżą do Londynu. Jossie z prawdziwym żalem żegnała się z lordem Veryanem i poweselała dopiero, gdy obiecał, że w czerwcu przyjedzie do Londynu, żeby się przekonać, jak Jossie sobie tam radzi. Sudiham stał się dla niej azylem po wydarzeniach minionego lata, a chociaż w niczym nie przypominała już wychudzonej biedulki z dnia przyjazdu, wiele kosztowało ją pożegnanie z zaciszną przystanią. Wiedziała jednak, że musi stawić czoło światu.
Wcale nie cieszyła jej perspektywa wizyty u Calthorpe'ów. Lady Calthorpe napisała wprawdzie bardzo miły list, mimo to Jossie bardzo się denerwowała Dzięki lady Frances zyskała pewność siebie i była przygotowana na różne sytuacje towarzyskie, wciąż jednak zastanawiała się, jak oceniają Calthorpe'owie. Czuła się nawet o nich lekko zazdrosna, gdyż byli najbliższymi przyjaciółmi Iva Przypuszczała że Ivo podziwia lady Calthorpe bardziej niż jakąkolwiek kobietę na świecie.
Okazało się jednak, że niepotrzebnie się tak zamartwiała. Kate Calthorpe była bardzo serdeczna Jej szczęście udzielało się wszystkim dookoła Mąż ją adorował, a chociaż Kate lubiła droczyć się i żartować z Ivem, było oczywiste, że bardzo kocha męża Nowo narodzony syn stał się ośrodkiem ich życia, jednak nie dopuszczano do tego, by zdominował towarzyskie spotkania Wprost przeciwnie – lady Calthorpe była szczerze zainteresowana planami debiutu „panny Calverton Morley" i spędzała z nią mnóstwo czasu, rozmawiając na temat Londynu, pokazując swe suknie i opowiadając o wyczynach Adama i Iva Lady Calthorpe poprosiła Kendrick, swoją budzącą onieśmielenie garderobianą, o ułożenie fryzury pannie Calverton Morley i o udzielenie cennych rad na temat koloru i kroju sukienek, podkreślających urodę. Kendrick bardzo krytycznie oceniła suknie uszyte w Bath, jednak udobruchała się, usłyszawszy, że Jossie zakupi nową garderobę w Londynie.
Po kilku dniach lady Calthorpe zaproponowała, by Jossie zaczęła się do niej zwracać po imieniu.
– Ivo jest naszym przyjacielem od tak dawna, że jakoś dziwnie brzmi, kiedy nazywasz mnie lady Calthorpe, podczas gdy rozmawiamy tak swobodnie. Proszę, mów do mnie Kate! Ale jak mam cię nazywać? Helena czy Jossie? Ivo zawsze mówił o tobie jako o Jossie, ale przedstawił cię jako Helenę. Co wolisz?
Jossie zawahała się. Ivo przedstawił ją Calthorpe'om jako Helenę Calverton Morley na jej prośbę. Po tym, co przeżyła na balu w Lyne, w pierwszym odruchu gwałtownie odrzuciła imię Jossie, chcąc zapomnieć o dotychczasowym życiu. Była wtedy przekonana, że pragnie zaistnieć w Londynie jako Helena Calverton Morley. Jednak Ivo i lady Frances wciąż nazywali ją Jossie i po paru miesiącach przyzwyczaiła się do tego. Traktowała to jako dowód poufałości. Zastanawiała się teraz, czy ma ochotę, by Calthorpe'owie zostali dopuszczeni do najbliższego kręgu przyjaciół. Jednak na widok uśmiechu Kate natychmiast podjęła decyzję.
– Chciałabym, żebyś mówiła na mnie Jossie – powiedziała nieco skrępowana Od tej chwili ich przyjaźń bardzo szybko się pogłębiła. Przekonawszy się, że Jossie doskonale czuje się u Calthorpe'ów, lady Frances zostawiła ją pod dobrą opieką i pojechała do Londynu do swych przyjaciółek, by przy okazji sprawdzić przygotowania poczynione przez Iva Jossie chętnie została w Calthorpe Court. Kate była niewiele starsza od niej. Jossie cieszyła się, że zyskała przyjaciółkę. Pilnie ją obserwowała i uczyła się wielu rzeczy. Często razem odbywały przejażdżki po okolicy, jadały posiłki z sąsiadami, tańczyły, słuchały muzyki, grały w karty i prowadziły długie rozmowy. W ten sposób Jossie przećwiczyła to, co przyswoiła sobie w Sudiham w ciągu minionego roku. Lady Frances okazała się doskonałą nauczycielką Jossie zapamiętała reguły i prezentowała nienaganne maniery. Jednak dopiero Kate Calthorpe nauczyła ją, jak wzbogacić je ciepłem i urokiem.
Ivo pojechał z ciotką do Londynu, jednak często wracał, by spędzić parę dni z przyjaciółmi, i, jak podkreślał, ze swoim chrzestnym synem. Tak się dziwnie składało, że poświęcał Jossie znacznie więcej czasu niż małemu Thomasowi.
Miał wrażenie, że Jossie z każdą wizytą wygląda lepiej. Bez wątpienia była w tym zasługa Kendrick, jednak nie polegało to jedynie na zadbaniu. Jossie zawsze szybko wszystkiego się uczyła a teraz wprost chłonęła wiedzę od przyjaciół. Z rozbawieniem zauważył, jak często Jossie obserwuje Kate, a potem bezwiednie naśladuje modulację głosu i sposób poruszania się.
– Bardzo mi się podoba ta nowa Jossie – powiedział, gdy wyszli na spacer pewnego wiosennego popołudnia – Ale proszę, nie pozwól, żeby zupełnie zniknęła ta dawna Bardzo by mi jej brakowało.
– Naprawdę? – zapytała z powątpiewaniem w głosie. – Nie sądzę, żeby inni podzielali twoje zdanie. Poza tym to nie Jossie chce jechać do Londynu. – Okręciła się wdzięcznie i uśmiechnęła – Tam chce jechać Helena Calverton Morley, piękna Helena, której nie potrafi się oprzeć żaden mężczyzna Żeński odpowiednik największego uwodziciela w Europie, Helena, która łamie męskie serca Myślisz, że mi się to uda?
Ivo z upodobaniem objął wzrokiem kształtną figurę Jossie. Lady Frances postanowiła zaczekać jeszcze z wyjazdem do Londynu, by sprawić dziewczynie odpowiednią garderobę, więc Jossie wciąż była skromnie ubrana w szarą pelerynę i prosty kapelusz. Ivo musiał przyznać, że promienny uśmiech i wdzięczne ruchy bardzo przypadły mu do gusta – Jestem tego pewien – odrzekł z uśmiechem. – Naprawdę tego chcesz, Jossie? – dodał poważniejszym już tonem. – To może być bardzo ryzykowna gra – Pragnę tego z całego serca Wątpię, czy czyhają lam na mnie niebezpieczeństwa Nawet jeśli tak, to chętnie stawię im czoło.
Ivo przyjrzał się jej uważnie. W głosie Jossie znów pojawił się niepokojący ton – Jest w tym coś, co mi się nie podoba, .. – powiedział ostrożnie.
– Uważasz, że to mi się nie uda? Boisz się, że cię zawiodę?
– Wprost przeciwnie, obawiam się, że odniesiesz sukces. Nie podejrzewaj tylko, że chcę ci zepsuć przyjemność. Załóżmy, że wszystko ułoży się po twojej myśli. Widzę, że staje się to coraz bardziej prawdopodobne. Zabłyśniesz w londyńskim towarzystwie. Należy ci się to po tym, co przeżyłaś w zeszłym roku. Doskonale rozumiem, dlaczego odczuwasz potrzebę zdobycia uznania, potwierdzenia swoich walorów, wysłuchania komplementów na temat urody. Ale jestem zaniepokojony, kiedy słyszę, że chcesz stać się pożeraczką męskich serc. To mi się nie podoba – Nie szukam poklasku, Ivo – zaprzeczyła gniewnie. – Chodzi mi o władzę. Chcę, żeby mój ojciec cofnął swoje słowa, by – Peter Radstock i jego matka zrozumieli, że popełnili błąd... Gwałtownie urwała – Na pewno już go nie kochasz?
– Gardzę nim!
– W takim razie nie trać czasu na jakiekolwiek rozgrywki z Peterem. – Ivo popatrzył na nią karcącym wzrokiem. – Przecież chyba nie planujesz czegoś tak głupiego jak zemsta na Peterze Radstocku? – Odczekał chwilę, a kiedy Jossie nie podjęła tematu, delikatnie nią potrząsnął. – Jak to jest? Jeśli takie są twoje plany, to nie licz na moją pomoc.
– Przecież obiecałeś.
– Obiecałem, że pomogę ci poznać Londyn i że postaram się, byś dobrze się tam bawiła Będę z przyjemnością patrzył, jak zdobywasz męskie serca. Ale możesz je tylko zdobywać, nie łamać. Poza tym zostaw w spokoju Petera Radstocka.
– Dlaczego?
– Bo jest żonaty i niewart twoich starań. Bez trudu wymienię dwa lub trzy nazwiska przystojnych mężczyzn, którzy będą dla ciebie stanowić o wiele większe wyzwanie.
Jossie przyglądała mu się badawczym wzrokiem.
– Zbyt wielkie?
– Cóż... są znani w towarzystwie od dobrych paru lat, a dotychczas nie dali się usidlić żadnej kobiecie, zostawiając za sobą wiele złamanych serc i straconych nadziei.
– Jesteś jednym z nich?
– Jossie! Czyż Kate nie powiedziała ci, że nigdy nie uwodziłem młodych panien?
– Dlaczego?
– Ponieważ nie lubię ranić bezbronnych istot.
– Jakie to szlachetne – zakpiła Jossie. – A poza tym zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że zostaniesz zmuszony do małżeństwa, tak?
– Oczywiście. Widzę, że doskonale mnie znasz.
– Kim są ci młodzi mężczyźni?
– Pokażę ci ich w Londynie. Na twoim miejscu nie robiłbym sobie wielkich nadziei.
– Nie wierzysz we mnie.
– Ostrzę sobie zęby na to, co nastąpi. Z prawdziwą radością będę się przyglądał twoim poczynaniom. Najwyższy czas, żeby dostali porządną nauczkę. Myślę, że nic się nie stanie, jeśli wypróbujesz swoje sztuczki na jednym z nich...
– A nie na wszystkich trzech?
– Nie. Nie należy sobie wytyczać nieosiągalnych celów.
– Nieosiągalnych? – Jossie prowokująco popatrzyła na Iva zielonymi oczami. – Myślisz, że to nieosiągalne?
Roześmiał się serdecznie.
– Wspaniałe! Zrobiłaś ogromne postępy.
– Cieszę się, że tak uważasz. Sama też jestem tego zdania Nazywam to syrenim spojrzeniem. Nie masz pojęcia, ile czasu zabrało mi opracowanie tej minki. – Wsunęła mu rękę pod ramię.
– Masz jeszcze inne takie spojrzenia w swym repertuarze?
– Oczywiście. Mogę przybrać wyraz dziewczęcia świeżego jak stokrotka, płochej kobietki, poważnej damy... och, jest tego całe mnóstwo. Ale ten był dla mnie najtrudniejszy do opanowania Musiałam z całej siły powstrzymywać się od śmiechu.
Ivo z podziwem przyglądał się Jossie. W jednej chwili potrafiła zmienić się z syreny w psotne dziecko. Natychmiast poprawił się w myślach Jossie nie była już dzieckiem. Bez wątpienia stała się niezwykłe atrakcyjną kobietą Zastanawiał się, jak zakończą się jej przygody w Londynie. Zrozumiał, że czeka go zadanie trudniejsze, niż się spodziewał. Jossie potrzebowała nie tylko pomocy. Zamierzała prowadzić niebezpieczną grę, tymczasem wciąż była zbyt niewinna, by zdawać sobie sprawę z tego, na co się naraża Będzie musiał nad nią czuwać i dbać o to, żeby nie stała się obiektem nieprzychylnych plotek. To mogłoby ją załamać... Uśmiechnął się do swych myśli. Czuł ogromne znużenie swoim trybem życia w Brukseli, a w Londynie było jeszcze gorzej. Teraz jednak wszystko wskazywało na to, że jego życie ulegnie zmianie. Z pewnością nie będzie mógł narzekać na nudę.
– Moja cudowna, uwodzicielska Heleno, zobaczymy, czego dokonasz – powiedział, po czym dodał ostrzegawczym tonem: – Pamiętaj, że jest przynajmniej dwóch mężczyzn, których musisz zostawić w spokoju. Jednym z nich jest Peter Radstock – A drugim?
– Ja!
– Ty, Ivo? – Jej zdumienie byłoby nawet zabawne, gdyby nagle nie zrobiło mu się przykro. – Nie planuję zastawiać na ciebie sideł. Natychmiast przejrzałbyś moje zamiary – kontynuowała – Poza tym nie stosuje się sztuczek wobec przyjaciół. Chociaż...
– Co?
– Pozwolisz mi wypróbować je na sobie?
Mając poważne wątpliwości co do tego, czy to rozsądne, Ivo pokiwał głową na znak zgody. Nie potrafił oprzeć się łagodnej perswazji swej podopiecznej.
Tymczasem w przytulnej sypialni Kate Calthorpe rozmawiała z mężem na temat Jossie i jej znajomości z Ivem.
– Zupełnie tego nie rozumiem, Adamie – powiedziała, ściągając brwi. – W zeszłym tygodniu Leversonowie twierdzili, że Ivo nadal jest niepoprawnym uwodzicielem. W ubiegłym miesiącu był na ustach wszystkich w związku z romansem z lady Hartley, a tuż przedtem była Sybil Montague. Wszyscy zastanawiają się, która będzie następna – Co cię tak dziwi, kochanie? – zapytał Adam. – Byłbym zaskoczony, gdyby Ivo przestał uwodzić kobiety. Odkąd go znam, zawsze był taki.
– Tak sadzisz? – zapytała z błyskiem w oku jego żona – Czy to znaczy, że przez wszystkie lata waszej znajomości Ivo rozglądał się za kobietami takimi jak Jossie... osiemnastoletnimi, szykującymi się do debiutu?
– No; niezupełnie... – odparł Adam.
– Przypuszczam, że niezwykle starannie unikał sytuacji, które mogły narazić na plotki młode damy widywane w jego towarzystwie.
– Ivo nigdy nie przejmował się plotkami – powiedział Adam, uśmiechając się do swych wspomnień. – Wręcz dbał o to, żeby brukowce miały o czym pisać. Ale rzeczywiście nie przypominam go sobie w towarzystwie młodych dam.
– Właśnie! – wykrzyknęła triumfalnie Kate. – Dlaczego więc spędza tyle czasu z Jossie i tak bardzo przejmuje się jej problemami? Dlaczego jest wobec niej taki opiekuńczy? Może on w końcu się zakochał?
– Ivo? W Jossie Morley? Moja miła Kate, co też ci przyszło do głowy. Nie wyobrażam sobie Iva zakochanego w jakiejkolwiek kobiecie, a już z pewnością nie w niewinnej dziewczynie! Mój przyjaciel gustuje w kobietach doświadczonych. Unika debiutantek jak ognia – Nie mam na myśli takiej miłości, Adamie. Myślę o uczuciu, które łączy się z zaangażowaniem i kończy małżeństwem.
Adam wybuchnął śmiechem.
– Ivo Trenchard zakochany! Co za pomysł!
Widząc niezadowolenie malujące się na twarzy żony, natychmiast ochłonął.
– Zauważyłaś coś szczególnego, że coś takiego przyszło ci do głowy? – zapytał zaciekawiony.
– Nie, i właśnie dlatego zrobiłam się taka podejrzliwa – Hm – Adam wciąż nie dawał się przekonać. Czasami Kate zaskakiwała go swymi obserwacjami. – Nie wiem, czy dobrze cię rozumiem.
– Ivo nigdy nie jest „czarujący" w stosunku do Jossie. Rozmawiają ze sobą bardzo rzeczowym tonem, a jednak przygląda się jej jak kwoka kurczętom. Potrafi doskonale to zamaskować, ale to w niczym nie zmienia sytuacji. Myślę nawet, że ta dziewczyna niczego nie podejrzewa – Jest w nim zakochana? Mam nadzieję, że nie. Ivo nie należy do wiernych kochanków.
– Czasami potrafisz powiedzieć coś głupiego, Adamie – stwierdziła jego żona – Przecież właśnie o tym mówię przez cały czas. Ivo nie zachowuje się jak uwodziciel. Nie flirtuje z Jossie, tylko się nią opiekuje. A jeśli chodzi o Jossie... Trudno ją przejrzeć, ale jestem pewna, że nawet nie przeszło jej przez myśl, że mogłaby zakochać się w Me. Przynajmniej nie do tej pory.
– Uważasz, że jest tajemnicza? Wydaje mi się cudownie szczera i otwarta – Owszem, ma niezwykle miły sposób bycia Jednak jestem pewną że musiało spotkać ją coś bardzo nieprzyjemnego. Ivo powiedział coś na ten temat, kiedy przyjechał na chrzest Toma – Wiesz, co się stało?
– Nie. Ivo zawsze był bardzo dyskretny. Kiedy odwiedził nas w zeszłym roku w lipcu, mówił coś o Jossie i napomknął, że spotka się z nią na przyjęciu z okazji osiągnięcia pełnoletności przez jakiegoś młodzieńca z Lyne St Michael. Chyba napomknął, że Jossie jest związana z tym młodym człowiekiem. A teraz nikt ani słowem nie wspomina o przyjęciu ani o tym młodzieńcu, ani nawet o rodzinie Jossie. Coś musiało zranić Jossie właśnie wtedy, jestem tego pewna.
– Dlaczego tak ci się wydaje?
– Jossie wyraźnie boi się zaangażować uczuciowo. Mam wrażenie, że nie chce się odsłonić, by nie zostać zranioną Jednak na pewno ma zaufanie do Iva To może być początek...
– Chcesz mi powiedzieć, że byłabyś zadowolona, gdyby zostali małżeństwem?
– Ależ właśnie taka kobieta jest mu potrzebna. Nauczył się nią opiekować. Poza tym Jossie jest niewinna, ale na pewno nie naiwna i głupia Zauważ tylko, jak dobrze gra w karty. Jestem pewną że potrafi odpłacić Ivowi pięknym za nadobne, a jemu to się bardzo podoba Doskonale się przy niej relaksuje. No i. , . – posłała mężowi figlarne spojrzenie – jest bardzo piękna i tak pełna życia że Ivowi nie będzie się chciało flirtować z żadną inną Będzie zbyt zajęty pojedynkami z Jossie. Tak, naprawdę chciałabym, żeby to zakończyło się małżeństwem.
Adam miał już powyżej uszu omawiania romansów przyjaciela – Najdroższa Kate, jestem tylko prostym żołnierzem. Nie znam się na tych wszystkich zawiłościach. Życzę Ivowi jak najlepiej, ale teraz chciałbym się dowiedzieć, czy moja żona kocha mnie bardzo, czy tylko troszkę.
– Bardzo, Adamie – wyszeptała Kate, zamierzając natychmiast mu to udowodnić.
Kate wciąż się zastanawiała, co łączy Iva z Jossie. Pewnego wieczoru przy kolacji zapytała ich, jak się poznali.
– Ivo powiedział nam, że groziłaś mu bronią. Czy to prawdą Jossie?
– Tak, to prawda Chciał ukraść mojego konia – Gdy Ivo usiłował zaprotestować, dodała – Przynajmniej tak mi się wydawało. – Uśmiechnęła się. – Był przerażony nie na żarty.
– Naprawdę? – wtrącił Adam. – Uważam, że huzarzy nadmiernie się chełpią ale żeby dać się przestraszyć?
– Nie patrz na mnie takim wzrokiem. Adamie! W tej sytuacji czułbyś się tak samo. Zobaczyłem konia na pustkowiu i podszedłem bliżej, żeby mu się przyjrzeć. Jak niby miałem się czuć, kiedy odwróciłem się i zobaczyłem jakiegoś małego obdartusa, który mierzył do mnie z pistoletu?! Spodziewałem się, że broń wypali łada chwila – Pomyślałam, że to złodziej, który zamierza ukraść konia – Złodziej! Ivo? Trudno mi to sobie wyobrazić – powiedziała Kate, przyglądając się eleganckiemu mężczyźnie siedzącemu naprzeciw niej.
– Hm... miałem za sobą paskudny wieczór. Przyznaję, że nie wyglądałem wtedy najlepiej – bronił się Ivo.
– Jak mogłeś wziąć Jossie za obdartusa? – dziwiła się Kate. Wszyscy popatrzyli na Jossie, W świetle świec widać było jej błyszczące, niebiesko-zielone oczy, starannie ułożone ciemne włosy i piękne linie policzków i podbródka Dziewczyna miała ładnie wykrojone różowe wargi i urocze rumieńce. Kształtna szyja i ramiona wyłaniały się z dekoltu prostej sukni z białego jedwabiu. Trudno było wyobrazić sobie osobę mniej podobną do obdartusa Czekając na odpowiedź Kate zauważyła, że Ivo wciąż przygląda się Jossie. Z. pewnością w jego wzroku krył się zachwyt, co nie powinno dziwić, zważywszy na to, jak piękna była panna Morley. W tym spojrzeniu Kate dostrzegła jednak również dumę posiadacza Z każdą chwilą coraz bardziej ciekawiła ją istota związku tych dwojga Zastanawiała się, co może się wydarzyć w Londynie...
– Nie była tak ubrana, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy – odpowiedział Ivo. Zawahał się, Jossie postanowiła przyjść mu z pomocą – Miałam na sobie spodnie – wyjaśniła – Pomyślał, że jestem chłopcem.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, ile razy marzyłam o tym, żeby włożyć spodnie – oznajmiła Kate. – Wydają mi się bardzo wygodnym strojem. Czy jeździłaś po męsku?
Kiedy Jossie przytaknęła, Kate zawołała:
– Święta racja! Najwyższy czas, żeby kobiety mogły normalnie dosiadać konia zamiast męczyć się w damskim siodle!
– Boże! Nie wiedziałem, że ożeniłem się z rewolucjonistką! – wykrzyknął przerażony Adam.
Ivo wybuchnął śmiechem.
– Nie mów mi tylko, że dopiero teraz to odkryłeś. Wiesz, jak Adam opisał mi kiedyś idealną kobietę, Kate? Potulna niebieskooka blondynka, posłuszna, oddana...
– Przestań! Natychmiast przestań! Chcesz zniszczyć moje małżeństwo? Kate, nie słuchaj go...
– To mi wcale nie przeszkadza – pocieszyła go Kate. – Wiem, że masz słabość do niebieskookich blondynek. Twój ideał to Julia Redshaw, chociaż wątpię, czy akurat byłaby taka oddana i posłuszna.
– Owszem, to mało prawdopodobne – wtrącił Ivo. – Wesz, że piękna Julia namówiła Balmenny'ego na przyjazd do Londynu w tym sezonie? Przypuszczam, że ma to być formą nagrody za spełnienie obowiązku i obdarowanie wicehrabiego dwoma potomkami w zeszłym roku.
– Julia urodziła bliźniaki? – zapytała z zachwytem Kate.
Ivo pokiwał głową.
– Dwóch zdrowych chłopaków. A ponieważ państwo Balmenny spędzali dotąd większość czasu w zamku w Irlandii, Balmenny może być zupełnie pewien, że to jego dzieci. Jest w siódmym niebie.
Kate popatrzyła na Jossie, która sprawiała wrażenie oszołomionej.
– Julia Redshaw była w dzieciństwie sąsiadką Adama Myślę, że to była cielęca miłość. Julia wyszła za wicehrabiego Balmenny już po swoim pierwszym sezonie. – Kate zrobiła pauzę, po czym dodała: – Jest urocza, ale muszę przyznać, że nigdy jej nie lubiłam. Być może macierzyństwo trochę ją zmieniło.
– To możliwe, chociaż raczej w to wątpię – rzekł Ivo. – Jest bardzo szczęśliwa, że może zostawić synów na trzy miesiące i zabawić się w Londynie. – Popatrzył na Jossie. – Kate nie powiedziała ci, że mąż Julii jest o wiele starszy od niej, ale bardzo bogaty. Zanim wywiózł ją do Irlandii była niepoprawną uwodzicielką.
– Ivo! – napomniała go Kate. – Nawet jeśli to prawda, to nie powinieneś tego mówić. Nie wolno ci uprzedzać Jossie do lady Balmenny; przecież nawet jej nie zna.
– Jossie wcale nie będzie miała Julii za złe skłonności do flirtowania – stwierdził Ivo. – Prawdopodobnie będzie nią zafascynowana... wicehrabina Balmenny jest, a przynajmniej była mistrzynią w uwodzeniu mężczyzn.
– To wcale nie jest wesołe – podsumował Adam. Popatrzył na Kate z uśmiechem. – Bardzo się cieszę, że w porę poszedłem po rozum do głowy.
– Ja też się z tego cieszę – powiedziała cicho Kate. Po chwili popatrzyła na Iva – Zdradź mi, jaki jest twój ideał żony?
– Oczywiście przy założeniu, że bym jej szukał. Musiałaby być bardzo podobna do ciebie, Kate.
– Banialuki! Nigdy byś mnie nie zechciał. Pytałam całkiem poważnie. Jakie cechy powinna mieć twoja przyszła żona?
Ivo chwilę się zastanawiał.
– Tak poważnie, Kate, nie mam pojęcia Nie potrafię sobie wyobrazić siebie w roli męża Podoba mi się moje dotychczasowe życie... i nie zamierzam go zmieniać. Jednak na pewno nie chciałbym mieć żony, która akceptowałaby moje miłostki. Taka postawa mogłaby wynikać jedynie z braku uczuć albo zbytniej uległości, a tego nie potrafiłbym zaakceptować. Jak wiesz, lubię kobiety z temperamentem.
– O! – wyrwało się Adamowi. – Przypomina mi się Heloise de Leiken... Jaka szkoda, że jest już mężatką.
– Heloise de Leiken była cudowną kobietą ale nigdy bym się z nią nie ożenił.
– Dlaczego? – zainteresowała się Kate. – Wydawała się odpowiednią partią. Co ci się w niej nie podobało?
– Rzeczywiście, była niemal ideałem. Odebrała staranne wykształcenie, była bardzo piękna, bystra, elegancka... nie sposób było się nudzić w jej towarzystwie. Miała wszystkie zalety doskonałej towarzyszki życia, z wyjątkiem tej najważniejszej.
– Nie kochała cię?
– Myślę, że trochę mnie lubiła... na swój sposób. Miłość to ryzykowny interes, Kate. Zresztą istnieje wiele rodzajów miłości. Trudno je wszystkie zdefiniować. – Ivo rzucił Jossie przelotne spojrzenie. – Heloisa de Leiken była niewierna. Może was to zdziwi, ale uważam, że najważniejsza jest wierność.
Roześmiał się.
– Ależ ze mnie nudziarz. Kate, zadajesz mi niewłaściwe pytania Nie wiem, jaki jest mój ideał. Jak już powiedziałem, nie zamierzam się żenić.
Adam z uśmiechem popatrzył na żonę.
– Zmienisz zdanie, kiedy spotkasz tę właściwą kobietę, Ivo. Wtedy nie będziesz miał wyboru. Uznasz, że musisz się ożenić, i to koniecznie z tą, a nie inną Nic innego nie będzie cię interesowało. Przekonasz się o tym w swoim czasie.
– Sama widzisz, Kate. Zadaj mi to pytanie za rok.
Kate nie ustępowała – A ty, Jossie? Marzyłaś kiedyś o idealnym mężu?
Jossie, która do tej pory z rozbawieniem przysłuchiwała się rozmowie, nagle spoważniała.
– Podobnie jak Ivo – odparła – na razie nie jestem zainteresowana znalezieniem towarzysza życia.
– Wydajesz się tego bardzo pewna. A przecież młode damy uczestniczą w przyjęciach w sezonie między innymi po to, żeby wyjść za mąż.
– To mnie nie dotyczy – odrzekła Jossie z przepraszającym uśmiechem.
– Musisz wybaczyć mojej żonie, Jossie – powiedział Adam, uznawszy, że ciekawość Kate posunęła się za daleko. – Nie miała nic złego na myśli. To wszystko dlatego, że spotkało ją tak wielkie szczęście przy wyborze męża, że chciałaby teraz uszczęśliwić wszystkich dookoła Wciąż jej powtarzam, że mężczyźni tacy jak ja nie rodzą się na kamieniu, mimo to trudno jest ją przekonać. Czy mógłbym prosić, żeby panie zagrały coś na dwie ręce? Proponuję, żebyśmy przeszli do salonu.
Rozmowa urwała się wśród śmiechu i protestów, lecz Adam dopilnował, by temat już nie powrócił. Niezależnie od tego, jak bardzo Kate zależało na wyswataniu Iva i Jossie, wydawało mu się to niemożliwe, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Należało pozostawić sprawy ich własnemu biegowi.
Jossie z prawdziwym żąłem wyjeżdżała z Calthorpe Court. W Sudiham czuła się bezpiecznie i opuszczała posiadłość lorda Veryana z niepokojem. Tu, w Calthorpe, wypoczęła i mogła cieszyć się szczerą przyjaźnią gospodarzy. Poznała szczęśliwe małżeństwo, mogła podziwiać wspólnotę zainteresowań, poczucie humoru, wzajemny szacunek i głęboką miłość Calthorpe'ów. Chociaż nie traciła z oczu celu, jaki jej przyświecał, czas spędzony z przyjaciółmi Iva miał zbawienny wpływ na stan jej ducha Kilka dni przed wyjazdem Kate zaprosiła Jossie do swojej sypialni.
– Myślałam o tym już od dłuższego czasu, ale wystarczy jedno twoje słowo i natychmiast zapomnę o całej sprawie. Wydaje mi się, że nie znalazłaś jeszcze dla siebie odpowiedniej służącej?
– Lady Frances chciała zaczekać z tym do przyjazdu do Londynu. Dopiero tam zamierza zaangażować służbę. Dziewczyna, która z nami przyjechała spisywała się całkiem dobrze, prawda?
– Jest doskonała, ale na potrzeby życia na wsi. W Londynie przyda ci się ktoś z większym doświadczeniem. Na przykład Kendrick Co byś powiedziała na to, gdybym zaproponowała ci zatrudnienie Kendrick? Przyjęłam ją na służbę przed swoim debiutem dwa lata temu. Jest doskonałą garderobianą i bardzo wysoko ją cenię, ale marnuje się tutaj. Na pewno z radością przyjmie propozycję pracy w Londynie dla osoby takiej jak ty, przyszłej debiutantki. Przekonasz się, że jest nieoceniona – Naprawdę? Z radością zatrudniłabym Kendrick, chociaż muszę przyznać, że się jej boję. Jak dasz sobie radę bez niej?
– Nie potrzebuję aż tak doskonałej służącej, a chciałabym, żeby Kendrick znalazła bardziej satysfakcjonujące zajęcie. Czy pozwolisz mi z nią porozmawiać?
– Bardzo o to proszę.
Skutek tej rozmowy był taki, że Jossie wyjechała do Londynu z garderobianą którą bez wahania zatrudniłby co najmniej tuzin dam z towarzystwa, gdyby tylko było to możliwe. Kendrick nie kryła zadowolenia Z żalem rozstawała się z lady Calthorpe, jednak nie do końca odpowiadał jej spokój panujący na wsi. Przygotowanie do debiutu tak obiecującej kandydatki jak panna Cakerton Morley było dla niej wymarzonym zadaniem. Przy Kendrick Jossie mogła bez reszty poświęcić się podbijaniu męskich serc.
Wyjechali z Calthorpe wczesnym rankiem, zatrzymali się na noc w Hungerford u kuzynów lorda Veryana, a wieczorem następnego dnia byli już na Charles Street, w samym sercu modnej dzielnicy Mayfair. Jossie jeszcze nigdy w życiu nie odbyła tak długiej podróży, lecz powóz Iva był dobrze resorowany, więc nie odczuwała zmęczenia Obecność Kendrick uniemożliwiała poruszanie osobistych tematów, jednak Jossie miała tyle spraw do przemyślenia że prawie nie brakowało jej rozmowy. Co dziwne, jej myśli często krążyły wokół tajemniczej hrabiny Leiken Czy była brunetką, czy blondynką? Czy naprawdę była taka piękna? I tak bardzo bawiła Iva? Jossie dałaby wiele, żeby móc poznać odpowiedzi. Miała wrażenie, że powinna obrać sobie hrabinę za wzorzec. Poza tym była jeszcze Julia, wicehrabina Balmenny... jednak Ivo najwyraźniej upodobał sobie właśnie Heloise Leiken.
Jossie opadła na poduszki i puściła wodze fantazji. Tańczyła w ogromnej sali balowej, otoczona tłumem adoratorów; ojciec i Peter przyglądali jej się ze zdumieniem. Dwie piękne kobiety w diademach, Irlandka i Belgijka, stały tuż obok, patrząc na nią z wyraźną zazdrością, gdy mijała je w tańcu. Jej partner trzymał ją mocno, umiejętnie prowadząc w walcu. Z rozkoszą poddawała się płynnemu wirowaniu. Mężczyzna uśmiechał się do niej i patrzył na nią Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezpiecznie, nie była taka szczęśliwa..
Jednak następnego dnia, kiedy Ivo zabrał panie na przejażdżkę po parku, Jossie nagle ogarnął lęk Patrzyła na elegancko ubrane i modnie uczesane damy oraz nieskazitelnie odzianych mężczyzn, słuchała ich pozdrowień, wymienianych z Ivem i jej matką chrzestną, wytrzymywała ich spojrzenia gdy lady Frances ją przedstawiała Spoglądając na mijane wielkie domy i szerokie ulice, ogłuszona miejskim zgiełkiem i hałasem, poczuła przypływ strachu. Co też Jossie Morley, chłopczyca, odrzucona przez ojca i przyjaciela z dzieciństwa, porabia w wielkim świecie? Jak mogła przypuszczać, że uda jej się przyćmić elegancję, pewność siebie, styl bycia tych ludzi? Znów narazi się na pośmiewisko. .. Z rozpaczą popatrzyła na Iva Czy to możliwe, by ją zrozumiał? Był jeszcze bardziej elegancki, jeszcze bardziej pewny siebie niż ci wszyscy ludzie. Jak mogła go prosić, żeby tracił czas, usiłując pomóc w debiucie nic nieznaczącej wiejskiej dziewczynie?
Ivo pochylił się ku niej i delikatnie chwycił jej dłoń.
– Bądź dzielna – powiedział cicho – i cierpliwa. Już ci mówiłem. Olśnisz ich wszystkich.
Nie tracąc czasu, lady Frances zaprowadziła Jossie do jednej z najsłynniejszych londyńskich modniarek Madame Rosa, prowadząca salon przy Braten Street, była znana jako osoba despotyczna, lecz niezwykle ceniono ją za wspaniałe suknie, które wyczarowywała dla klientek. Mając zaufanie do jej gustu, większość bez sprzeciwu przyjmowała jej sugestie. Lady Frances, która niejednokrotnie zamawiała kreacje u madame Rosy, była traktowana z szacunkiem należnym dawnej, dobrej klientce.
– Więc to jest mademoiselle Calverton? – spytała madame, przyglądając się Jossie okiem jastrzębia wypatrującego ofiary. Chuda jak wieszak, o ziemistej cerze, z włosami upiętymi w ciasny węzeł, patrzyła na nową klientkę czarnymi oczami. – O, mademoiselle jest wysoka. I szczuplutka. Mamy dobrą figurkę, ale należy ją podkreślić. Ta suknia do niczego się nie nadaje. Nie ma żadnego stylu. Mademoiselle potrzebuje zupełnie innego stroju... Proszę przejść się kawałek Jossie spełniła polecenie.
– Och! Co za wdzięk! Piękna postawa i sposób trzymania głowy. Popatrz na mnie, moje dziecko.
Jossie, lekko dotknięta apodyktycznymi poleceniami, popatrzyła prosto w oczy madame Rose.
Wcale tym niezrażona, madame klasnęła w ręce.
– Mais, regardez, done! Quels beaux yeux! Quelle couleur ravissante! Quel esprit! – zawołała do swej pomocnicy. Po chwili, już spokojniej, zwróciła się do lady Frances: – Mogę przygotować kreacje dla pani córki chrzestnej, milady. Weźmiemy miarę, a reszta będzie już należała do nas. Możemy umówić się za tydzień na przymiarkę?
Jossie wyszła z salonu, czując zamęt w głowie.
– Czy my nie mamy nic do powiedzenia w tej kwestii? Czy madame Rosa wie, co mi jest potrzebne? Przecież powiedziała tylko, że jestem chuda!
– Madame Rosa dobrze wie, czego potrzebujesz – odparła uspokajająco lady Frances. – Nie zapominaj, że spodobał jej się kolor twoich oczu. I twój temperament. – Popatrzyła na Jossie z rozbawieniem. – To wystarczy. Możesz jej zaufać. Wcześniej ustaliłam z nią, ile sukien i innych części garderoby będziesz potrzebować. – Widząc, że Jossie wciąż jest w buntowniczym nastroju, dodała – Wybacz mi, jeśli zrobiłam coś złego, ale miałam wrażenie, że nie interesujesz się ubraniami?
– To prawda! Ale...
– W takim razie zostaw sprawę doboru kreacji madame Rosie i mnie. Nie martw się. Madame zna się na swoim fachu.
Nie do końca przekonana, Jossie postanowiła się nie upierać. Jej umysł był zaprzątnięty innymi myślami.
W pierwszym tygodniu pobytu w Londynie Ivo oprowadzał ciotkę i jej chrześniaczkę po mieście. W obecności innych ludzi odnosił się do Jossie po ojcowsku, z pewną obojętnością. Postanowił nie dopuścić do powstania plotek ze względu na nich oboje. Cały Londyn śmiałby się do rozpuku, dowiedziawszy się, że lord Trenchard, postrach mężów, nadmiernie troszczy się o nikomu nieznaną osiemnastoletnią dziewczynę z Somerset. Nikt nie uwierzyłby w to, że kieruje nim wyłącznie poczucie obowiązku, mimo że zarówno on, jak i jego ciotka, a także Jossie byli o tym święcie przekonani. Londyńska socjeta uwierzyła w to, że spędzając wiele czasu z lady Frances i jej młodą podopieczną lord Trenchard jedynie stara się pomóc przy debiucie. Zaczęto zgadywać, która z dam zostanie jego kolejną kochanką Jossie była bardzo zadowolona z tego, że pozostaje w tle. Zasady sztuki wojennej podkreślały znaczenie rozpoznania terytorium wroga przed planowaniem ataku, a Londyn niewiele się dla niej różnił od pola bitwy. Zbliżał się początek sezonu, więc Jossie miała mnóstwo zajęć. W krótkim czasie udało jej się zdobyć uznanie kilku ważnych osobistości, których zdanie bardzo się liczyło w towarzystwie. Matka chrzestna była jej wielką sojuszniczką Miała wielu wpływowych przyjaciół, którzy z radością witali ją w Londynie. Wszystkie drzwi stały przed nią otworem i wszędzie zabierała Jossie ze sobą Spotkały nawet kilka starszych osób, pamiętających dziadków Jossie, między innymi sir Roberta i lady Calverton, którzy bardzo się ucieszyli, mogąc poznać wnuczkę dawnych przyjaciół. Wkrótce „panna Helena Calverton" (Jossie szybko zrezygnowała z „Morley") została uznana przez starsze osoby z towarzystwa za uroczą dziewczynę, zachowującą godną pochwały skromność, jako że było powszechnie wiadome, iż jest dziedziczką ogromnej fortuny Calvertonów.
Ivo wkrótce przejrzał taktykę Jossie, uznał ją za odpowiednią i z wielką przyjemnością przyglądał się poczynaniom podopiecznej. Dawniej starannie unikała spędzania popołudni i wieczorów w towarzystwie wpływowych osób z kręgu znajomych lady Frances, uznając ich za straszliwych nudziarzy, jednak obecnie bez wahania wszędzie towarzyszyła matce chrzestnej. Warto było widzieć Jossie siedzącą skromnie przy starym generale Cartwrighcie i słuchającą jego rozwlekłych opowieści o Waterloo z szeroko otwartymi oczami i malującym się na twarzy podziwem pierwszej naiwnej. Jak boleśnie przekonał się Ivo, Jossie doskonale znała szczegóły bitwy, musiała więc wykazywać świętą cierpliwość, gdy starszy pan mylił fakty. Jednak nigdy nie okazywała generałowi zniecierpliwienia, nie czyniła upokarzających poprawek. Słuchała go w milczeniu pełnym skupienia. Ivo podejrzewał, że nawet gdyby starzec powiedział jej, że Wellington walczył po stronie Francuzów, nie drgnęłaby jej powieka.
– Urocza, urocza dziewczyna – brzmiał werdykt generała – Nie żadna trzpiotka, jak wszystkie inne. Ma głowę na karku. I umie słuchać.
Jego córka, lady Phelps, jedna z najbardziej wpływowych dam w towarzystwie, obdarzyła pannę Calverton serdecznym uśmiechem i zaprosiła ją na bal w nadchodzącym tygodniu.
– Widzę, że byłoby lepiej, gdybym był zdziecinniałym starcem – powiedział Ivo, kiedy tego wieczora wrócili do domu.
– Dlaczego tak uważasz? – zapytała lady Frances szczerze rozbawiona.
– Jossie potraktowałaby mnie wtedy uprzejmiej dwa lata temu. Dzisiaj pozwoliła generałowi Cartwrightowi pleść androny i nie pisnęła ani słówka Nie była taka wyrozumiała dla moich błędów.
– Dobrze wiesz, dlaczego pozwoliłam generałowi opowiadać te niedorzeczności, Ivo – spokojnie zwróciła mu uwagę Jossie.
– Owszem, moja mała intrygantko. Chciałaś zyskać uznanie córki generała Co ty knujesz? Organizujesz grupę wsparcia?
– O czym wy rozmawiacie, u licha? Co za grapa wsparcia?
– zainteresowała się lady Frances.
– Omawiamy taktykę, ciociu. Jossie zamierza przypuścić atak na londyńskie towarzystwo i przygotowuje teren.
– Jeśli masz na myśli to, że zapewnia sobie przychylność pewnych wpływowych ludzi, zanim spróbuje oczarować pozostałych, to w pełni popieram jej poczynania Hm... czy planujesz jakiś skandal, Jossie?
– Skądże! Jeśli moje suknie będą tak piękne, jak twierdzisz, – stanę się bardziej widoczna Zyskanie ludzkiej przychylności to dopiero początek Lady Frances roześmiała się.
– Życzę ci dużo szczęścia, moje dziecko. Baw się dobrze. Ivo i ja zadbamy o to, żebyś nie miała powodów do zmartwień.
Nowe suknie były jeszcze ładniejsze, niż wyobrażała to sobie Jossie. Madame Rosa stworzyła kreacje na różne nastroje i okazje. Zwiewne tiule, sztywna tafta, delikatne muśliny, miękkie jedwabie przystrojone koronką lub lamowane satyną... Nawet Jossie, która nie należała do kobiet piejących z zachwytu nad sukniami, była zachwycona kolekcją strojów, w których dominował kolor biały, stosowny dla debiutantki. Nie było ubiorów w mdłych odcieniach bladego różu, rozmytego błękitu czy spłowiałej żółci. Madame najwyraźniej czerpała inspirację z gniewnego wyrazu oczu Jossie, tak więc suknie mienił}' się żywymi barwami morskiej zielem i popołudniowego nieba Dwie z nich były przetykane złotą nicią i miały naszyte cekiny i paciorki. Cała kolekcja była zupełnie niepowtarzalna, stworzona jedynie dla Jossie, efektowna, lecz nieprzekraczająca granic śmiałości, zakreślonych dla debiutantki.
– Moja droga Jossie! Madame przeszła samą siebie! – zawołała lady Frances. – Musiałaś zrobić na niej wielkie wrażenie. Nie widziałam jeszcze tak pięknej sukni. Ta jest chyba jeszcze ładniejsza A popatrz tylko na tę. Nie mogę się doczekać, kiedy ją na siebie włożysz. Musisz się w nią ubrać na bal u lady Phelps. Przyjdzie tam cały londyński światek... tak, ta suknia będzie doskonała na tę okazję.
Nawet niezwykle powściągliwa Kendrick nie ukrywała podziwu. Powiedziała nawet, że w takich sukniach mogłaby wystąpić sama miss Payne.
– A panna Payne, panienko, zrobiła furorę w Londynie. Oczywiście zanim stała się lady Calthorpe.
Do dnia balu u lady Phelps Jossie udało się osiągnąć dwa cele. Zyskała przychylność „brukowców", jak Ivo mówił na plotkarskie pisemka, i miała wspaniałe kreacje, które mogły zadowolić najwybredniejszych krytyków. Waśnie zaczynał się sezon i ten bal był pierwszy na długiej liście imprez. Skoro Jossie zamierzała dać się poznać w szerszych kręgach londyńskiej elity, nadszedł czas na debiut.
W dniu balu poświęciła wiele czasu swemu wyglądowi. Nie przeoczyła żadnego szczegółu. Poprzedniego dnia fryzjerka przycięła i ułożyła jej włosy, tak że kilka ciemnych kędziorów okalało twarz, podkreślając delikatne linie twarzy. Pozostałe włosy zostały wysoko upięte i przystrojone perłami.
– Co to za perły? – zapytała Jossie.
– Lady Frances ofiarowała je w prezencie na debiut panienki. Jossie popatrzyła w lustro. Nie była przyzwyczajona do otrzymywania prezentów. Cierpliwie czekała, kiedy służąca skończy upiększające zabiegi, a potem, gdy chrzestna weszła do pokoju, Jossie serdecznie ją ucałowała Lady Frances sprawiała wrażenie zaskoczonej, gdyż chrzestna córka zazwyczaj nie była tak wylewna – Bardzo dziękuję za prezent – powiedziała Jossie. – Jestem bardzo wzruszona Nigdy nie miałam czegoś tak pięknego. Chyba w ogóle nigdy nie dostałam żadnego prezentu.
– Cii... dziecinko, nie ma o czym mówić. Pomyślałam, że będą pasować do tego. – Lady Frances otworzyła kasetkę wyściełaną aksamitem, W której znajdował się sznur wspaniałych pereł. Jossie popatrzyła na biżuterię, a po chwili przeniosła wzrok na chrzestną. Perły były piękne, lecz skąd mogły się tu wziąć? Czyżby lady Frances chciała pożyczyć je Jossie?
– Należały do twojej matki – powiedziała lady Frances, zakładając je na szyję Jossie. – A teraz są twoje. Pamiętałam, żeby zabrać je od twego ojca, zanim wyjechaliśmy do Calthorpe'ów.
– Wzięłam też pozostałe klejnoty Lucindy – dodała z odcieniem satysfakcji w głosie. – Nie był zbyt szczęśliwy, ale nie mógł się upierać. Dobrze wiedział, że należą do ciebie. Twoja matka miała wspaniałą kolekcję biżuterii, ale te perły są najbardziej stosowne na dzisiejszy wieczór. Niech no ci się przyjrzę!
Oddaliwszy chrzestną córkę na odległość wyciągniętych ramion, patrzyła na nią przez dłuższy czas. Jossie miała na sobie prostą białą suknię, ozdobioną niezapominajkami wyhaftowanymi na jedwabnej gazie. Rękawy i stanik sukni zostały przybrane niebieskozieloną aksamitną wstążką Dopełnienie stroju stanowiły białe rękawiczki i białe satynowe pantofelki. Delikatny blask pereł doskonale współgrał z błyszczącym jedwabiem; ciemna barwa aksamitu znajdowała odzwierciedlenie w oczach Jossie.
– Gratuluję, Kendrick Spisałaś się doskonale – pochwaliła lady Frances. – Potem odwróciła się ku Jossie. – Wyglądasz naprawdę wspaniale, moje dziecko. Twoja matka byłaby dziś z ciebie bardzo dumna – W jej oczach rozbłysły łzy; pocałowała chrześnicę.
Zeszły na dół. Ivo, który czekał już w salonie, uważnie przyjrzał się Jossie. Przez chwilę trudno było cokolwiek wyczytać z jego twarzy.
– Może tak być, Ivo? – zapytała nerwowo Jossie, nie mogąc doczekać się jego opinii.
– Oczywiście. Wyglądasz znakomicie – powiedział. – Po prostu zatkało mnie z wrażenia, kiedy przekonałem się, że moje przepowiednie się sprawdzają – Po chwili spoważniał i z galanterią podał Jossie małą paczuszkę, owiniętą w srebrzysty papier. – Gratuluję i życzę wspaniałego debiutu.
Jossie popatrzyła na niego ze zdumieniem.
– Jeszcze jeden prezent? Co ja takiego zrobiłam, żeby na to zasłużyć? – Odpakowała podarunek. Był to mały, ślicznie ozdobiony wachlarz z kości słoniowej.
– Jest piękny! Nie wiem, jak ci dziękować. – Uśmiechnęła się promiennie, rozwinęła wachlarz i uniosła go, prowokująco patrząc przy tym na Iva – To tylko mały rekwizyt, Jossie. Mam nadzieję, że będziesz potrafiła zrobić z niego odpowiedni użytek.
Pomimo licznych dowodów sympatii ze strony przyjaciół Jossie bardzo się denerwowała wchodząc za Ivem i chrzestną do sali balowej. Niełatwo było jej zachować opanowanie.
– Głowa do góry, dziewczyno – powiedział cicho Ivo, po czym skłonił się z galanterią i zniknął, by po chwili wrócić w towarzystwie o kilka lat młodszego od siebie mężczyzny o miłej twarzy.
– Ciociu Frances, Heleno, pozwólcie, że przedstawię wam kapitana Fanshawa Kapitan był młodszym oficerem w moim oddziale w Hiszpanii, w związku z czym jest człowiekiem w miarę obytym. Myślę, że mogę za niego ręczyć. Harry, to jest moja ciotka, lady Frances Danby, a to jej chrzestna córka, panna Calverton. Szczęściarz z ciebie, Harry! Panna Gakerton jest w Londynie po raz pierwszy i chce miło spędzić czas.
Kapitan Fanshaw nisko się skłonił.
– Lady Frances, panno Calverton. – Wyraz podziwu w jego oczach dowodził, że on także uważa siebie za szczęśliwego człowieka – Czy mogę poprosić panią do tańca, panno Calverton?
Wszystkie obawy Jossie rozwiały się w tym momencie jak sen. Kapitan Fanshaw miał kilkunastu przyjaciół, którzy marzyli o tym, żeby zostać przedstawionymi pannie Calverton, tak że wkrótce Jossie została otoczona przez grupkę wesołych, przystojnych młodych mężczyzn, wśród których większość stanowili oficerowie znani Ivowi. Wszyscy zabiegali o względy Jossie.
Stojący w pewnej odległości od nich Ivo przyglądał się temu z rosnącym zadowoleniem. Oczy Jossie błyszczały, uśmiechała się... najwyraźniej cieszył ją ten pierwszy bal w Londynie. Obserwował ją przez chwilę, po czym wyruszył na poszukiwanie miłej rozrywki dla siebie. Oczywiście wkrótce ją znalazł i jak zwykle był czarującym towarzyszem. Jednak nie potrafił skupić się na swoich partnerkach. Coraz częściej błądził wzrokiem tam, skąd dobiegał śmiech Jossie, która olśniewała wdziękiem. Miała ochotę błyszczeć i właśnie to jej się udawało. Pamiętał ich pierwsze spotkanie. Zdał sobie sprawę, jak bardzo się zmieniła. Od początku wiedział, że drzemią w niej wielkie możliwości, jednak wciąż nie posiadał się ze zdumienia widząc, jak wspaniale Jossie radzi sobie w niezwykle wymagającym towarzystwie. Sprawiała wrażenie osoby, która urodziła się po to, żeby spędzać życie na salonach. Być może było to tylko jego zdanie, ale nawet słynne królowe towarzystwa kobiety od dawna uznane za brylanty czystej wody, w zestawieniu z Jossie traciły część swego blasku. Bardzo cieszył się z tego, był z niej dumny, chociaż, co dziwne, także z lekka zazdrosny.
W ciągu kolejnych dni Jossie była chyba najbardziej rozchwytywaną panną w Londynie. Odbyła konną przejażdżkę z kapitanem Fanshaw, wybrała się powozem do Richmond Park z porucznikiem Camdenem, odwiedziła Somerset House z sir Richardem Endicottem... Lista towarzyszących jej mężczyzn zdawała się nie mieć końca. Jossie bardzo uważała, żeby nikogo nie wyróżnić. Podobnie jak Ivo, nie chciała zostawiać za sobą złamanych serc, przynajmniej nie wśród jego przyjaciół.
Czasami było jej smutno, że Ivo nie ma dla niej czasu. Tłumaczyła sobie, że lord Trenchard jest słynnym uwodzicielem i bez trudu znajduje kobiety gotowe dotrzymać mu towarzystwa, znacznie bardziej doświadczone niż Jossie Morley. Często je obserwowała na przyjęciach.
Czasami zastanawiała się, co by się zdarzyło, gdyby podeszła do niego i zażądała żeby zaczął z nią flirtować. Uważnie przyglądała się różnym damom, zyskując pewność, że potrafiłaby na niego patrzeć równie zalotnie, uśmiechać się uwodzicielsko i pobudzać do śmiechu tak często jak one. Poza tym wiedziała już, jak przyjemnie... cudownie... i łatwo jest odpowiadać na pocałunki Iva. Była jednak pewna, że nigdy nie pozwoli sobie na takie ryzyko. Zresztą nic by jej z tego nie przyszło. Ivo uważał ją za swoją podopieczną przyjazną duszę. Był niezwykle pobłażliwy, jednak nigdy nie przyszłoby mu na myśl, że Jossie może zainteresować go jako kobieta. Mógłby wręcz ją wyśmiać. Pamiętała, że w przeszłości unikał jej jak ognia po tym, jak się całowali, podczas gdy ona miała wielką ochotę na dalsze pieszczoty. Nie, Ivo nigdy nie potraktuje jej poważnie; nie należało go wypróbowywać.
Wkrótce panna Calverton została uznana za piękność. Zakochanie się w niej należało wręcz do dobrego tonu, a niejeden młody mężczyzną który nie zamienił z Jossie nawet dwóch zdań, twierdził, że został porażony jednym spojrzeniem tajemniczych niebieskozielonych oczu. W istocie kolor jej oczu stał się tematem gorących dyskusji pomiędzy wielbicielami. Niektórzy zachwycali się ich szafirową i turkusową barwą inni znów rozmarzali się na temat koloru jadeitu, szmaragdów i tak dalej. Pokoje domu przy Charles Street były zapełnione niezliczonymi bukietami, a niemal każdego ranka doręczano przynajmniej jedno pisemne, nierzadko wierszowane, wyznanie uczuć. Stało się to przedmiotem nieustannych drwin Iva, które denerwowały Jossie.
– Chcą wypaść jak najlepiej, Ivo. Nie powinieneś się z nich śmiać.
– Nawet najszlachetniejszy ceł nie usprawiedliwia miernoty. Przecież w tych listach nie ma ani odrobiny oryginalności.
– Masz na imię Helena, więc oczywiście ponad polowa z nich porównuje cię do Heleny Trojańskiej. Nie powinny cieszyć cię takie wypociny, a już w żadnym wypadku nie powinny ci pochlebiać.
– Pewnego razu, którego nigdy nie zapomnę, pani Cherton, stojąca obok swej wspaniale ubranej córki, roześmiała się, usłyszawszy, że mam na imię Helena „Jakie to niestosowne – zawołała – rozumiem, dlaczego wolisz nazywać się Jossie!" Oczywiście nie zrobiła tego z uprzejmości. Chciała tylko dać do zrozumienia, że bardziej pasuje do mnie męskie imię. Prawdopodobnie też tak myślałeś – rzuciła gniewnie.
– Jossie...
– Te listy mogą sobie być grafomańskie, ale bardzo mi się podoba, że Jossie Morley jest w nich przyrównywana do pięknej Heleny. Chciałabym otrzymywać jak najwięcej takich listów.
Ivo spochmurniał.
– Wciąż tak bardzo cię to boli, Jossie? – Milczała, więc ciągnął. – Posłuchaj, uważam, że Jossie to lepsze imię dla ciebie. Dla mnie Jossie oznacza kogoś niezwykłego, niepowtarzalnego. W Londynie może być sobie wiele kobiet równie pięknych jak Helena Cakerton, które znacznie trafniej można przyrównać do Heleny Trojańskiej.
– Przecież właśnie to ci się podoba. Kobiety takie jak pani Dart, lady Handwood, Alicia Farden... i cała reszta Ivo czuł narastające oburzenie, lecz niespodziewanie wzruszył ramionami i roześmiał się.
– Nie bądź niegrzeczna! Moje affaires nie powinny cię obchodzić.
Jossie odwróciła wzrok.
– Nie trać czasu na sporządzanie listy moich miłostek, Jossie. One nie mają dla mnie znaczenia – dodał po pewnym czasie.
– W takim razie co jest dla ciebie ważne? Naprawdę chciałabym to wiedzieć.
Popatrzył na nią, – Nie wiem. Chciałbym, żebyś była szczęśliwa, to jedno. Ale co jest dla mnie ważne? Nie wiem.
Lady Frances była bardzo zadowolona z reakcji Jossie na sukces.
– Jossie zawsze była bardzo rozsądna – powiedziała kiedyś do Iva – ale jestem pod wrażeniem tego, jak przytomnie przyjmuje te wszystkie pochlebstwa Inna dziewczyna mogłaby łatwo stracić głowę, ale z tego, co widzę, Jossie pozostaje sobą Mam wrażenie, że zachowuje się tak, jakby na kogoś czekała.
– To prawda Czeka na przyjazd ojca i Radstocków.
– No tak! Biedaczka chce im udowodnić... Nie potrafię jej za to winić, Ivo.
– Ja też nie.
– W takim razie dlaczego jesteś taki posępny?
– Mam nadzieję, że zależy jej tylko na tym.
– Nie kocha już Petera, jeśli tego się obawiasz.
– Chyba nie. – Ivo uśmiechnął się. – Pewnie martwię się zupełnie niepotrzebnie.
Uważnie obserwował Jossie, patrzył, jak oczarowuje starego generała albo bardzo krytycznie nastawioną wdowę. Widział, jak rzuca urok na kilku młodych mężczyzn jednym uśmiechem i spojrzeniem, pozwalającym im uwierzyć w to, że są wspaniali. Jednak z ulgą stwierdził, że nie korzystała ze swego „syreniego" spojrzenia Gdyby trafiła na nieodpowiedniego kandydata, mogłaby znaleźć się w nie lada kłopocie, którego w swej niewinności nie była w stanie przewidzieć. Powinien był jej to uzmysłowić, kiedy popatrzyła na niego takim wzrokiem w Calthorpe, jednak wywarło to na nim tak wielkie wrażenie, że zapomniał o całym świecie. Będzie musiał poprosić ciotkę, żeby porozmawiała z Jossie na ten temat Myśl o tym, że Ivo Trenchard staje się niańką, była tak absurdalna, że pozostawało tylko mieć nadzieję, iż nikt się o tym nie dowie.
Niejednokrotnie, a w dodatku coraz częściej, trudno było mu trzymać się z dala od Jossie w czasie przyjęć. Nie mógł zapomnieć o tym, jak tańczył z nią w Calthorpe. Bawili się wtedy w towarzystwie dwóch innych par, a przygrywała im na pianinie jedna z córek doktora, która często się myliła; jednak wspaniałe poczucie rytmu, gracją porozumienie, które czuł, tańcząc z Jossie, były znacznie ważniejsze niż muzyka. Tu, w Londynie, widział, że większość partnerów Jossie nie wie, jak należy prowadzić kobietę w walcu. Trzymali Jossie jak pakunek albo też na taką odległość, że biedna dziewczyna nie była w stanie się domyślić, jakie są zamiary partnera. Zniecierpliwienie Iva sięgnęło zenitu pewnego wieczoru i pod wpływem nagłego impulsu znalazł się przed Jossie, prosząc, by zatańczyła z nim następnego walca Lekko się zarumieniła zaskoczona – Chcesz ze mną zatańczyć? Dlaczego?
– Brukowcom bardzo podoba się, jak tańczysz walca Pomyślałem, że już najwyższy czas, żebyś zatańczyła ze mną – powiedział, uśmiechając się czarująco.
– Może chcesz, żeby ktoś był o ciebie zazdrosny? Na przykład lady Alicia?
– I miałbym wykorzystać cię do tego celu? – zapytał, unosząc brwi. – Nic podobnego.
– Aha – Czy mam ci powiedzieć, że chciałbym zatańczyć z najpiękniejszą kobietą na sali? – zapytał i lekko się skłonił.
Popatrzyła na niego podejrzliwie, – Droczysz się ze mną, Ivo. Do tej pory tego nie robiłeś.
– Byłem ostrożny, moja mała Jossie – powiedział z żalem.
– Nie mogłem oprzeć się pokusie zatańczenia z tobą jednego walca.
Zorientowawszy się, że Ivo mówi poważnie, zarumieniła się uroczo.
– Muszę zerknąć do karnecika Wyjął jej karnecik z ręki i wsunął do torebki.
– Nie próbuj na mnie tych swoich sztuczek. To na nic. Zatańczysz ze mrą czy nie?
– Czy ty przypadkiem nie jesteś bezczelny? Właśnie nadchodzi porucznik Cotter, by zatańczyć ze mrą walca Ivo z życzliwym uśmiechem popatrzył na młodego mężczyznę..
– Obawiam się, poruczniku, że będę musiał powołać się na swój stopień wojskowy. To jeden z niewielu przywilejów, jakie daje starszeństwo. Panna Calverton bardzo pana przeprasza, ale zamierza zatańczyć tego walca ze mną Proszę mi wybaczyć. Jos... eee... Heleno?
Posławszy przepraszające spojrzenie porucznikowi Cotterowi, Jossie pozwoliła, by Ivo poprowadził ją na parkiet.
– A jednak jesteś bezczelny – mruknęła gdy zastygli w oczekiwaniu.
Z początku tańczyli w milczeniu. Dopiero po pewnym czasie Ivo zapytał:
– Jak ci się podoba wielki świat, Jossie?
– W tej chwili mi się podoba Mimo wszystko uważam, że nie mogłabym tu zostać na zawsze. – Westchnęła – Nie wiem, co powinnam...
– Czy ktoś zaproponował ci już małżeństwo?
– Moje affaires nie powinny cię obchodzić, tak jak mnie nie interesują twoje romanse – powiedziała patrząc na niego prowokująco.
– Nonsens, Jesteś za młoda, żeby mieć romanse. Jestem dużo starszy i bardziej doświadczony od ciebie. A ponieważ postanowiłem się tobą zaopiekować, mam prawo pytać, ilu mężczyzn zaproponowało ci małżeństwo.
Jossie zamilkła na chwilę, po czym powiedziała – I tak dobrze znasz moje plany. liczba propozycji małżeńskich nie ma tu żadnego znaczenia, gdyż nie przyjmę żadnych oświadczyn. Mówiłam ci już, że nie szukam męża – W ogóle nie chcesz wyjść za maż?
– Nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek jeszcze miała ochotę kogoś poślubić – odpowiedziała poważnie.
– Nie mów tak. Spotkasz kogoś dużo lepszego niż Peter Radstock, jestem tego pewien. Wolałbym się z tobą ożenić, niż pozwolić, żebyś na zawsze pozostała panną – Naprawdę? A jak byś mnie do tego nakłonił?
– Byłbym w stanie to zrobić – odparł z wesołym błyskiem w oku – dopóki nie zakochasz się w kimś innym... oboje dobrze o tym wiemy. Ale to nie ma sensu.
– Oczywiście, że nie – przytaknęła Jossie. – Ale właściwie... dlaczego tak myślisz?
– Jestem dla ciebie za stary. Pod każdym względem...
– Tak czy owak, nie chcę wychodzić za mąż. Możesz sobie flirtować ze mną ile chcesz, jeśli przyjdzie ci na to ochota – powiedziała, uśmiechając się uwodzicielsko. Wcześniej zauważyła taką minkę u lady Alicii i wydawało jej się, że wywarła wrażenie na Me. Była pewna, że jej spojrzenie nie było gorsze...
Ivo istotnie nie pozostał obojętny, jednak jej czary podziałały na niego nie tak, jak się spodziewała – Myślałem, że ciocia Frances zdążyła ci powiedzieć, żebyś zapomniała o tym spojrzeniu – napomniał ją surowo. – Niczego ci nie wyjaśniła?
– Rzeczywiście coś mówiła – odrzekła Jossie, jakby w roztargnieniu. – Muszę powiedzieć, że było mi przykro. Lady Frances zazwyczaj nie jest taka surowa Ivo przyjrzał się jej poważnym wzrokiem.
– Chodź, usiądziemy.
Jossie była zaskoczona, ale pozwoliła poprowadzić się do rzędu krzeseł w rogu sali.
– Dlaczego jesteś na mnie zły? Dlatego, że powiedziałam, że możesz ze mną flirtować? Przecież to byłyby tylko żarty. To... to by nic nie znaczyło.
– Już ci mówiłem. Nigdy nie będę z tobą flirtował. Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać. Posłuchaj! Ciotka Frances wcale nie jest zbyt surowa.
– Nie rozumiem cię.
– Kiedyś zademonstrowałaś mi „syrenie" spojrzenie. Myślę, że to może być zabawne pomiędzy przyjaciółmi, lecz nie wolno ci, pod żadnym pozorem, patrzeć tak na innych mężczyzn.
– Przecież lady Alicia właśnie tak na ciebie patrzyła Nie wiem, dlaczego nie miałabym spróbować tego samego.
– Lady Alicia potrafi o siebie zadbać. Ciebie mogłoby to wpędzić w poważne kłopoty.
– O co ci chodzi?
Głęboko zaczerpnął tchu.
– Jossie, lubię flirtować. To mnie bawi. Lady Alicia ma doświadczenie i dobrze wie, co robi. Ale, co dziwne, mam skrupuły. Tymczasem w Londynie nie brakuje mężczyzn, którzy nie mają ich wcale. Gdybyś przypadkiem popatrzyła tak na jednego z nich, mógłby uznać to za zaproszenie do... do. , . pewnego rodzaju intymności, która wydałaby ci się odrażająca Twoja młodość i niewinność wcale by go nie powstrzymały.
– Przecież potrafię zadbać o swoje interesy...
– Nie z takim mężczyzną Bez najmniejszych oporów sięgnąłby po coś, co jego zdaniem byś proponowała Nie rób tego, Jossie!
– Nie bądź śmieszny! Przecież dobrze wiesz, że nie jestem mimozą. Nauczyłam się, jak być damą, ale wciąż pamiętam parę sztuczek z czasów, kiedy byłam chłopcem.
Ivo popatrzył na nią ze złością.
– Może wyszlibyśmy na zewnątrz, Jossie? – zaproponował po chwili. – Tu jest ciepło, a Manchesterowie mają bardzo ładny ogród.
Jossie stała się raptem czujna, ale przystała na propozycję Iva. Wyszli na dwór. Na drzewach wisiały lampiony, oświetlając ścieżkę prowadzącą w głąb ogrodu. W nocnym powietrzu unosił się zapach wczesnych kwiatów.
– Uważaj na stopień – ostrzegł Ivo i podał jej ramię. – Nie jest ci za zimno? Możemy pójść trochę dalej? – To był Ivo w swoim najbardziej czarującym wcieleniu, a chociaż Jossie wciąż zastanawiała się, o co może mu chodzić, posłusznie szła obok niego.
Dotarli do końca ścieżki. Z domu dobiegały ich dźwięki muzyki, widzieli jasne okna, jednak w tym zakątku ogrodu było ciemno, nie licząc rożka księżyca który mżył srebrzystym światłem.
– A teraz... – Ivo objął Jossie w pasie i przyciągnął do siebie. Zaniepokojona, usiłowała się odsunąć, jednak Ivo był bardzo silny. W końcu mocno zetknęli się ciałami. Twarz Iva była blisko, tak blisko... Jednak w świetle księżyca prezentował się zupełnie inaczej. Gdzieś się podział goszczący zazwyczaj na jego twarzy wyraz dobrego humoru i zadowolenia z siebie, teraz Ivo wyglądał... mniej łagodnie. Patrzył na nią pałającymi oczami, wykrzywił wargi w dziwnym uśmiechu.
Jossie poczuła paniczny strach.
– Ivo...
– Cii... Jossie – szepnął. – Pozwól mi się pocałować! – Pochylił głowę, ale pocałował Jossie nie w usta, lecz w szyję, – potem przesunął się niżej... Odciągnął stanik, by ująć jej pierś. Na chwilę Jossie ogarnęła gorąca fala pożądania, jednak wkrótce szok i przerażenie wzięły górę. Szarpnęła się, chcąc się odsunąć.
– Jak ci nie wstyd?! Ivo, przestań! Chcę stad iść!
Ivo odsunął rękę, jednak wciąż trzymał Jossie w żelaznym uścisku, tak że nie była w stanie się poruszyć. Popatrzył na nią ponuro.
– Masz już dość? Jesteś przerażona? Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię już niczego więcej. Jestem trzeźwy, panuję nad sobą i dobrze ci życzę. Chciałem tylko, żebyś mi uwierzyła, Jossie.
– Uważam, że to wcale nie było zabawne.
Nie wypuszczając jej z objęć, powiedział surowo:
– To nie miało być zabawne. Chciałem ci tylko zaprezentować, w bardzo małym wymiarze, czego możesz spodziewać się od podpitego, brutalnego mężczyzny. Gdyby taki mężczyzna przyjął twoje zaproszenie, nie zatrzymałby się tam, gdzie ja się zatrzymałem.
– Ależ Ivo, potrafię...
– Wiem. Potrafisz zadbać o siebie. Spróbuj ode mnie uciec. Obawiam się, że wkrótce się przekonasz, że to niemożliwe.
Jossie użyła wszystkich swych sztuczek, jednak przewaga Iva za każdym razem udaremniała plan ucieczki. W końcu się poddała – Możesz już mnie puścić. Udowodniłeś mi, że masz rację – przyznała nadąsaną Natychmiast ją uwolnił. – Ale nie zachowałeś się jak dżentelmen – dodała – Do diabła, ci mężczyźni nie są dżentelmenami.
– Mogłam zacząć krzyczeć.
– Nikt by cię nie usłyszał, w domu jest bardzo gwarno.
Zamierzała się z nim spierać, lecz powstrzymał ją wyraz jego twarzy. Tym razem przekonała się, że za fasadą lekkoducha i uwodziciela kryje się żołnierz, opanowany, lecz stanowczy przywódca.
– Zgadzam się z tobą Na przyszłość będę ostrożniejsza – To dobrze, a teraz pozwól, że pomogę ci doprowadzić się do porządku.
– Dziękuję! Poradzę sobie sama – powiedziała pośpiesznie. Nie była w stanie spokojnie myśleć o tym, że Ivo zawiązywałby jej wstążkę u stanika sukni. Zdawała sobie sprawę, że nie posunąłby się dalej, dobrze jednak pamiętała jego dotyk i tę upojną chwilę, w której gotowa była dać mu wszystko, czego by pragnął... Wmawiała sobie, że była w szoku.
Jednak tej nocy długo nie mogła zasnąć, zastanawiając się, co by się stało, gdyby Ivo naprawdę chciał osiągnąć cel. Co zrobiłby potem? I jak zachowywały się jego kochanki, kiedy dotykał ich tak jak jej tego wieczoru?
Kiedy następnego dnia Jossie zeszła na dół, z ulgą przyjęła wiadomość, że Ivo już wyszedł.
– Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, gdzie się podziewa – wyjaśniła lady Frances. – Przywiózł nas do domu po pierwszej, i wyszedł zaraz potem. Byłaś już wtedy na piętrze, ja też poszłam na górę. Nie słyszałam, jak wracał. Oczywiście Ivo ma prawo robić, co mu się podoba – dodała ostrożnie.
– Oczywiście – potwierdziła Jossie. Oczami wyobraźni ujrzała lady Alicie, cudownie swobodną w powłóczystym peniuarze, częściowo odsłaniającym jej uroki... pochyloną ciemną głowę Iva... Drgnęła – Szkoda, że go tu nie ma – powiedziała wesoło. – Miałam nadzieję, że wybierzemy się na przejażdżkę po parku.
– Możesz czuć się bezpiecznie również w towarzystwie stajennego. Jesteś bardzo blada, trochę świeżego powietrza; nawet tego londyńskiego, dobrze ci zrobi. Pójdę do swego pokoju i odpowiem na parę listów.
Jossie posłała do stajni wiadomość, żeby przyprowadzono jej klacz, i poszła na górę się przebrać.
Pół godziny później minęła bramę parku spokojnym kłusem. O tak wczesnej porze było niewiele osób; jedynie służący i kupcy. Jossie była z tego bardzo zadowolona. Wydarzenia minionej nocy sprawiły, że nareszcie zaczęła wszystko rozumieć. Myśli, które towarzyszyły jej od dnia urodzin Petera, przestały ją nachodzić. Musiała jeszcze tylko się zastanowić...
W czasie pobytu w Londynie poczyniła wiele obserwacji, wysłuchała ciekawych rozmów, sporo się nauczyła Nie była już naiwną prowincjuszką sprzed roku, która bez zastanowienia poprosiła Iva, żeby nauczył ją się całować. Teraz zdawała sobie sprawę, jak bardzo była naiwna, odizolowana od ludzi. Wychowana na chłopca przez despotycznego ojca, była bez reszty pochłonięta planami zawarcia małżeństwa z Peterem. Jedynymi kobietami obecnymi w jej życiu były lady Radstock i matka chrzestna Matka Petera ograniczała się do karcenia Jossie za jej nierozważne zachowanie, spóźnienia, za niechlujny wygląd, wyciąganie Petera z domu i przejażdżki po okolicy. Tymczasem lady Frances nie mogła szczerze porozmawiać z Jossie, gdyż sprzeciwiał się temu ojciec, który nie lubił chrzestnej swej córki.
W rezultacie, kiedy spotkała Iva, była bardzo dziwnym stworzeniem, nieznającym świata, niedostrzegającym, że Ivo jest przede wszystkim przystojnym mężczyzną Nigdy nie zastanawiała się nad fizyczną atrakcyjnością Myślała, że jej dziecięca przyjaźń z Peterem przekształciła się w miłość, jednak kiedy Peter poprosił, by okazała mu tę miłość, wprawiło jato w zdumienie i zakłopotanie. Zwróciła się więc z prośbą o pomoc do Iva, który był dużo starszy i bardziej doświadczony, a do tego czasu stał się zaufanym przyjacielem.
Co też musiał o niej myśleć? Niewielu mężczyzn potraktowałoby poważnie jej prośbę i zachowało się tak honorowo. Teraz, kiedy trochę poznała świat, miała wielkie uznanie dla wyrozumiałości Iva Była wtedy tak idiotycznie, tak bardzo niewinna! Nawet kiedy Ivo ją pocałował i po raz pierwszy poczuła rozkosz, nie potrafiła nazwać tego uczucia Myślała, że pocałunki Teraz będą jej sprawiać tę samą przyjemność, że wszystko jest kwestią czasu i cierpliwości.
Teraz była pewna, że się pomyliła Podejrzewała to już wcześniej jednak wydarzenia poprzedniej nocy nie pozostawiły jej żadnych wątpliwości. Nigdy nie czułaby tego samego przy Peterze. On też ją przytulał, lecz czynił to bardzo ostrożnie, całował ją bardzo delikatnie, by jej nie przestraszyć. Nie bała się, jednak źle się czuła w jego objęciach, odpychała go, miała ochotę uciec.
Powróciła myślami do tego, co działo się między nią a Ivem – w ogrodzie. Chciał ją przestraszyć, nie pozwolił jej na ucieczkę, pocałował ją wbrew jej woli, potraktował bez odrobiny szacunku, pragnąc za wszelką cenę udowodnić, jak bezbronna byłaby w rękach pozbawionego skrupułów, zdecydowanego na wszystko mężczyzny. Oczywiście chciał jedynie dać jej nauczkę. W czasie pierwszej lekcji w Somerset uzmysłowił jej słodycz pocałunków; druga lekcja – w Londynie – stanowiła ostrzeżenie. Obie nie wywarły na nim żadnego wrażenia To tylko głupiutka Jossie Morley od tego czasu męczyła się, czując przypływ pożądania ilekroć jej dotykał. Poprzedniej nocy odkryła inne, mroczne strony namiętności. Bała się tych doznań, a jednocześnie pragnęła znów ich doświadczyć.
Co gorsza, przypuszczała że te uczucia wzbudził w niej nie Ivo – mistrz flirtu i słynny uwodziciel, lecz po prostu Ivo jako mężczyzna Jeśli nie będzie się bardzo pilnować, wkrótce zakocha się w Trenchardzie. Gdyby tak się stało, byłaby to prawdziwa tragedia. Wiele razy słyszała jego zdanie na temat zakochanych debiutantek. Jeśli dowiedziałby się, że jest dla Jossie kimś więcej niż tylko przyjacielem i opiekunem, usunąłby ją ze swego życia. Straciłaby nawet jego przyjaźń.
Na chwilę ogarnął ją smutek, jednak wkrótce wrodzony optymizm dał o sobie znać. Jej sytuacja wcale się nie pogorszyła Dopóki uda jej się powściągnąć niepożądane uczucie i nikt nie dowie się ojej ukrytych pragnieniach, będzie mogła traktować Iva tak jak do tej pory. Jest jej przyjacielem i opiekunem. Tak musi zostać!
Nie wolno jej było zapominać o głównym celu przyjazdu do Londynu. Nie zamierzała znaleźć tu męża, ale chciała pokazać swemu ojcu, Peterowi, lady Radstock i całej reszcie, jak bardzo się mylili. Jej marzenia jeszcze się nie spełniły. Powinna skupić się na swoim zadaniu i zapomnieć o Me.
Wracając z przejażdżki, zobaczyła go w oddali. Zmusiła klacz do szybszego kłusa i zrównała się z nim przy bramie.
– Ivo! Zaczekaj!
Mężczyzna odwrócił się. Z przerażeniem odkryła swą pomyłkę. To nie był Ivo, ale jakiś nieznajomy. Wprawdzie istniały pewne podobieństwa jednak ten mężczyzna był o kilka lat młodszy i nie miał tak wyrazistych rysów twarzy.
– P-przepraszam – zająknęła się. – Proszę mi wybaczyć. Myślałam, że...
– Że to mój brat? – Nieznajomy uśmiechnął się. – Podobno z daleka można nas pomylić. Jestem Peregrine Trenchard.
– O! Myśleliśmy, że przebywa pan w Derbyshire!
– Było to prawdą jeszcze trzy dni temu. W zeszłym tygodniu dowiedziałem się, że mój ojciec wybiera się do Londynu, więc postanowiłem odwiedzić tu starych przyjaciół, a przy okazji zobaczyć się z rodziną.
– Nie zamierza pan zatrzymać się przy Charles Street?
– Hm... nie. Proszę mi powiedzieć, kim pani jest. Czy jest pani spokrewniona z lady Frances? Słyszałem, że przebywa w Londynie.
– Jestem jej córką chrzestną. Nazywam się J... Helena Calverton.
Peregrine Trenchard popatrzył na nią z dziwnym uśmiechem, ale powiedział tylko:
– Miło mi panią poznać, panno Calverton! Czy mogę pani towarzyszyć w drodze na Charles Street?
– Oczywiście, ale pański ojciec jeszcze nie przyjechał.
– W takim razie będę pani towarzyszył z jeszcze większą radością.
Jego odpowiedź zdziwiła Jossie. Choć z pozoru naturalna, świadczyła o niezbyt dobrych stosunkach z ojcem.
– Czy mój brat, Ivo, będzie w domu?
– Nie wiem. Często gdzieś wychodzi – odpowiedziała, siląc się na obojętność. – Kiedy wybierałam się na przejażdżkę, nie było go.
– Coraz lepsze wiadomości – mruknął Peter. Zauważywszy jej zaskoczenie, wyjaśnił: – To oznacza, że będę mógł poświęcić swą uwagę pani, panno Calverton W drodze powrotnej Jossie zastanawiała się, jakim człowiekiem jest Peregrine. Wyraźnie nie przepadał za ojcem i bratem. Dlaczego więc fatygował się aż do Londynu, żeby się z nimi spotkać?
Lady Frances była zachwycona, widząc młodszego bratanka. Z prawdziwym żalem przyjęła wiadomość, że postanowił zatrzymać się u przyjaciół przy Half Moon Street.
– Ciociu Frances, dobrze wiesz, że nie mogę mieszkać z ojcem pod jednym dachem, bo codziennie by na mnie wrzeszczał.
Będzie lepiej dla wszystkich, jeśli zamieszkam gdzie indziej i będę składał wam częste, ale krótkie wizyty. Kiedy spodziewany jest przyjazd ojca?
– Lada dzień. Bardzo się zmienił. Myślę, że Jossie udało się go poskromić. . . ;
– Jossie?
– Pana ciotka używa mojego dawnego imienia, panie Trenchard. Byłam znana jako Jossie Morley.
– Imię Helena bardziej do pani pasuje – stwierdził Peny. – Czy mogę zwracać się do pani po imieniu? Ani panna Morley, ani panna Calverton nie brzmią zbyt poufale, a skoro udało się pani ujarzmić mojego ojca, z pewnością jest pani moją przyjaciółką Jossie uśmiechnęła się i udzieliła mu pozwolenia na nazywanie jej Heleną wciąż jednak miała wątpliwości co do Peregrine'a Trencharda Polubiła lorda Veryana i wydawało jej się, że jego młodszy syn zbyt otwarcie go krytykuje. Przyglądała mu się, podczas gdy rozmawiał z lady Frances. Teraz nie wydawał się jej już tak bardzo podobny do Iva Inaczej też się zachowywał. Bardzo się starał wszystkich zadowolić, nie miał pewności siebie Iva, Dobrze znając lorda Veryana Jossie nie miała wątpliwości, że irytuje go nieśmiałość młodszego syna.
Zobaczyła się z Ivem dopiero wieczorem. Przez cały dzień przebywał poza domem. W końcu to Peregrine odprowadził je na muzyczny wieczorek w Crewe House. Okazał się doskonałym tancerzem i zabawnym towarzyszem. Jossie go polubiła Umiał opowiadać barwne anegdotki, które cieszyły lady Frances i jej przyjaciółki. Panie miały jednak ochotę trochę poplotkować i w końcu rozmowa zeszła na temat niedawno przybyłych do Londynu.
– Panie Trenchard, nie jest pan jedynym. W ostatnich dniach napłynęło tu mnóstwo gości. Słyszałam, że wczoraj przyjechali Balmenny'owie – oznajmiła jedna z dam, co natychmiast spowodowało ożywienie w towarzystwie.
– Słyszałam, że jest piękna jak dawniej – powiedziała jedna z pań – i równie płocha Macierzyństwo jej nie zmieniło.
– Wielka szkoda – podsumowała wdowa z wymownym skinieniem głowy. – Dobrze choć, że Balmenny może być pewien, że to jego dzieci, skoro prawie cały rok spędzili w swym majątku w Irlandii.
– Lady Frances nie kryła oburzenia – Mario! – napomniała przyjaciółkę.
– Fakty mówią same za siebie, Frances. Nie da się ukryć, że Julia Redshaw nigdy nie kochała męża. Biedny Balmenny ma z nią krzyż pański.
Od kiedy wspomniano Julię Recbhaw, Jossie z zaciekawieniem przysłuchiwała się rozmowie. Biada tym, którzy narazili się towarzystwa Szlachetne damy okazały się bezlitosne, chociaż akurat to, co mówiły na temat urodziwej wicehrabiny Balmenny pokrywało się z opinią Calthorpe'ów. Kiedy panie równie jadowicie zaczęły omawiać kolejnych gości, Jossie straciła zainteresowanie. Rozejrzała się po sali...
Po drugiej stronie, niemal naprzeciwko niej, stał Ivo. Najwyraźniej pojawił się niedawno i zdawał się kogoś szukać. Spostrzegłszy Jossie i jej towarzystwo, skinął głową i ruszył w ich stronę. Jossie poczuła, że się rumieni; odwróciła się. Na szczęście Ivo najpierw przywitał się z lady Frances, a potem z Peregrine'em.
– Słyszałem, że jesteś w mieście – powiedział. – Miło cię widzieć. Co u ciebie?
Bracia rozmawiali przez chwilę; w tym czasie Jossie udało się dojść do siebie. Z rozbawieniem obserwowała przyjaciółki swej chrzestnej, niespuszczające wzroku z Iva Z pewnością czuły, że powinny odnosić się do niego z dezaprobatą, jednak nie były w stanie oprzeć się jego urokowi. One także musiały przyznać, że jest bardzo przystojny. Jossie wiedziała, że niejedna z tych wdów w swoim czasie uchodziła za piękność. Teraz uśmiechały się jakby do swoich wspomnień... Rzuciła przelotne spojrzenie Peregrine'owi, spodziewając się, że będzie podzielał jej rozbawienie, lecz z zaskoczeniem zorientowała się, że Peny patrzy na brata dziwnym wzrokiem, w którym na pewno nie było sympatii.
Ivo skończył rozmowę z paniami.
– Zatańczymy? – zwrócił się do Jossie. Jossie zamierzała odmówić, lecz Ivo nalegał.
– Bardzo cię proszę!
Zawahała się, po czym kiwnęła głową i bez słowa dała się zaprowadzić do sali balowej.
Na szczęście zdołała zmusić się do opanowania jeszcze przed rozpoczęciem tańca Udało jej się nawet zachować spokój, gdy Ivo ujął jej dłoń.
– Mam wrażenie, że nie spodziewałeś się obecności brata – zaczęła pogodnym tonem.
– Wprost przeciwnie, doszły mnie słuchy, że jest w Londynie, i właśnie dlatego się tu zjawiłem.
– O!
– To znaczy... między innymi dlatego. Jossie zaczerpnęła tchu.
– To jest jeszcze jakiś inny powód? – zapytała spokojnie.
– Dwa Oba mają związek z tobą Poczuła że znów się rumieni.
– Wolałabym, żebyś ani słowem nie wspominał minionego wieczoru.
– Muszę to zrobić. Bardzo żałuję tego, co się stało, i proszę cię o przebaczenie.
Jossie roześmiała się.
– Nie bądź taki ponury! Oddałeś mi przysługę. Jestem ci wdzięczna za ostrzeżenie i zapewniam cię, że potraktuję je poważnie. To ja powinnam cię przeprosić za to, że robiłam tyle zamieszania Opieka nad takim głuptasem z pewnością nie należy do przyjemności.
– Nie jesteś... – Gwałtownie urwał, a po pewnym czasie powiedział: – Mam nadzieję, że wciąż jesteśmy przyjaciółmi?
– Oczywiście! – Był dziwnie odmieniony, czymś przejęty.
– Jossie zapragnęła za wszelką cenę go pocieszyć. Uśmiechnęła się promiennie. – Co ja bym bez ciebie zrobiła? Uratowałeś mnie przed popełnieniem kolejnych głupstw. Chociaż wydaje mi się, że sama też czynię postępy i coraz lepiej orientuję się zawiłościach tego świata Być może nawet przyjdzie taki czas, że nie będę cię już potrzebować.
Nie mógł odpowiedzieć od razu, gdyż musieli się rozdzielić w tańcu. Kiedy znów znaleźli się obok siebie, Ivo wciąż był pochmurny.
Starając się go rozweselić, Jossie powiedziała:
– Żałuję, że nie przyszedłeś wcześniej. Panie rozmawiały o Julii Redshaw i potraktowały ją znacznie surowiej niż Calthorpe'owie. Podobno jest w Londynie. Po tym wszystkim, co o niej usłyszałam, nie mogę się doczekać spotkania Czy naprawdę jest taka piękna? Czy Adam naprawdę był w niej zakochany?
– Zanim wstąpił do wojska Ale kiedy spotkał Kate...
– Tobie również podobała się Kate?
– Owszem, podobała mi się. Wciąż bardzo ją lubię. Nie dopuściłem do tego, żeby się w niej zakochać, jeśli o to pytasz. Ważniejsza była dla mnie przyjaźń z Adamem. A teraz oboje są moimi dobrymi przyjaciółmi.
Jossie pokiwała głową – Jesteś prawdziwym szczęściarzem. To bardzo mili ludzie. Chętnie jeszcze kiedyś bym się z nimi spotkała Myślisz, że przyjadą do Londynu?
– Obawiam się, że nie. Nie w tym roku. – Zamilkł, po czym powiedział: – Nie wyjawiłem ci jeszcze drugiego powodu, dla którego cię tu dzisiaj szukałem.
– Jaki to powód?
– Twój ojciec jest w Londynie.
Jossie omal nie pomyliła kroku.
– Mój ojciec? Na pewno przyjechał z nową żoną Ivo kiwnął głową – Przyjechali tu z Radstockami.
– Uroczy rodzinny zjazd! – zawołała Jossie z pozorną beztroską Zbladła jednak głos nawet jej nie zadrżał.
– Owszem.
– A więc Rosalind postawiła na swoim... Lady Radstock będzie zachwycona, ale zastanawiam się, co o tym wszystkim myśli sir Thomas. On nie znosi miast.
Znów musieli się rozdzielić w tańcu.
Ivo, uważnie przyglądający się Jossie, pomyślał, że podejrzanie spokojnie przyjęła wiadomości. Zwrócił uwagę, że nawet nie wymieniła imienia Petera. Kiedy znów znaleźli się obok siebie na końcu układu tanecznego, Jossie powiedziała:
– To może być bardzo interesujące dla wszystkich Czy masz coś przeciwko temu, żebyśmy wrócili do lady Frances?
Lord Veryan przybył następnego dnia i w domu natychmiast zapanował rwetes, dopóki lady Frances nie przydzieliła mu sypialni z dodatkowymi poduszkami i specjalnym fotelem. Kamerdyner zamieszkał tuż obok w garderobie.
– Nie starzej się, Jossie! – powiedział z irytacją lord Veryan, – Ludzie wtedy robią wiele zamieszania, chcąc stworzyć ci dobre warunki. I tak nie będę mógł spać w tym hałaśliwym mieście. Nigdy nie lubiłem Londynu i już go nie polubię.
– W takim razie jestem tym bardziej wdzięczna, że pan przyjechał – oznajmiła Jossie. – Nie pójdę na wieczorne przyjęcie.
– A to niby dlaczego? Chętnie z tobą się wybiorę! Chcę zobaczyć, jak sobie radzisz. Gdzie odbywa się przyjęcie?
– Nikt nawet na mnie nie spojrzy. Carteretowie przyjmują dziś księcia Wellingtona w Marchant House.
– Do licha, nie może cię ominąć taka okazja! Przecież to twój bohater.
– Wszyscy chcą wziąć udział w tym przyjęciu – zauważyła lady Frances. – Trudno będzie o dodatkowe zaproszenie.
– Carteret to mój stary kompan od kieliszka Z pewnością mnie wpuści – powiedział z przekonaniem lord Veryan. – Kto jeszcze się tam wybiera?
– Ivo jako jeden z najbliższych ludzi z kręgu księcia. I Perry...
– Peregrine? To on jest w Londynie?
– Nie wiedziałeś o tym?
– Gdybym wiedział, to bym nie pytał. Co ten szczeniak tutaj robi?
– Chce się z panem spotkać – odpowiedziała Jossie z uśmiechem. – Mam nadzieję, że go pan nie wystraszy!
– Hm. Więc będzie dziś na przyjęciu?
– Tak. Będzie nam towarzyszył – wyjaśniła lady Frances.
– Nie musi wam towarzyszyć, skoro pojadę tam z wami!
– Czy masz na to dość sił, Rupercie? – zapytała z troską jego siostra – Jeśli z nami pojedziesz, to czy zdołasz się opanować w obecności Peregrine'a?
– Nie musisz mi mówić, jak mam się zachowywać, Fanny! – odparł cierpko lord Veryan Dobrze wiedział, że lady Frances nie cierpi zdrobnienia „Fanny", i celowo ją prowokował. Podróż musiała zmęczyć go bardziej, niż był skłonny się do tego przyznać.
– Czy przywiózł pan zestaw do gry w tryktraka? – zapytała Jossie.
– Nigdy nie wyruszam w podróż bez niego. Masz ochotę zagrać? Teraz?
Jossie pokiwała głową – W bibliotece jest odpowiedni zaciszny kącik. Pójdziemy tam?
Lady Frances wydala westchnienie ulgi i z aprobatą uśmiechnęła się do Jossie.
Wszyscy w radosnym napięciu oczekiwali przyjęcia w Marchant House. Morleyowie i Radstockowie mieli szczęście i otrzymali zaproszenia Przyjęcie miało stanowić główny punkt krótkiego pobytu Morleyów w Londynie. Radstockowie zamierzali zabawić w mieście kilka tygodni, jednak ku wielkiemu rozczarowaniu żony, majora stać było jedynie na kilkudniowy pobyt w londyńskim hotelu.
– Muszę powiedzieć, Gerardzie – utyskiwała pani Morley – że źle to wszystko zorganizowałeś. Przecież chyba mogłeś namówić Radstocków, żeby zaproponowali nam wspólny pobyt? Wiesz, że nigdy nie narzekam, ale to naprawdę bardzo przykre, że nie możemy dłużej zostać w Londynie, kiedy już w końcu tu przyjechaliśmy. Uważam, że Radstockowie są egoistami. Nawet nie chciałeś ich prosić!
– Ciągle ci powtarzam, moja droga, że trudno mi uznać sir Thomasa za przyjaciela a on sam byłby szczerze zaskoczony taką propozycją. Pomyśl, jak byśmy się czuli, gdyby odmówił. A tak przynajmniej możemy jadać z nimi wspólne posiłki.
– Mimo wszystko uważam, że mogłeś sobie zadać nieco więcej trudu, Gerardzie. Mój nieżyjący mąż...
Major Morley zaklął pod nosem, poszedł do swego pokoju i ze smutkiem popatrzył w lustro. Dlaczego zawsze musiał prześladować go pech? Przed ślubem pani Cherton była czarującą kobietą. Akurat taką, jakiej potrzebuje mężczyzna w sile wieku, szczególnie po dramatycznych wydarzeniach, jakie miały miejsce na balu z okazji urodzin Petera Koiła jego skołatane nerwy i okazywała współczucie, gdy sąsiedzi otwarcie nim gardzili. Był przekonany, że z czasem, kiedy ludzie zobaczą, że ma przy swoim boku tak piękną, elegancką żonę, znów będą go podziwiać i zazdrościć mu, a nie współczuć z powodu nieudanej córki.
Jednak obecna pani Morley była jak najdalsza od spełnienia jego oczekiwań. Meli za sobą bardzo nieprzyjemne sceny po tym, jak dowiedziała się, że majątek Calvertonów należy wyłącznie do Jossie. Stała się krnąbrna, mniej skłonna do liczenia się z jego uczuciami. W dodatku coraz częściej porównywała go ze swym pierwszym mężem, a te porównania nigdy nie wypadały korzystnie dla majora. Tego było już za wiele! Jossie miała swoje wady, ale przynajmniej nigdy go nie krytykowała Gerard Morley popatrzył w lustro. Prezentował się znakomicie w nowym mundurze galowym Jaka szkoda, że musiał zrezygnować z kariery. To on, a nie Arthur Wellesley mógłby być honorowym gościem dzisiejszego wieczoru. No, ale Wellesley zawsze miał szczęście, którego majorowi brakowało.
– Chyba me zamierzasz całe wieki sterczeć przy tym lustrze, Gerardzie – usłyszał za sobą zrzędliwy głos. – To w moim pokoju do niczego się nie nadaje!
Marchant House był wymarzonym miejscem na wielkie przyjęcia Z tyłu posiadłości znajdowała się ogromna sala balowa, a salony w głównym budynku olśniewały przepychem. Jednak nawet tak wielkie pomieszczenia były wypełnione po brzegi w dniu przyjęcia wydanego przez Carteretów. Jeszcze przed przybyciem księcia w otoczeniu świty na drodze do sali balowej ustawił się szpaler znamienitych gości, wyciągających szyje, by zobaczyć bohatera spod Waterloo.
Radstockom i Morleyom udało się stanąć tak, że dobrze widzieli przechodzących.
– Na Jowisza, popatrz tylko, Morley! – zawołał sir Thomas. – Czy to nie ten Trenchard? Bratanek lady Frances?
Sir Thomas miał tubalny głos; trudno było go nie słyszeć.
Idący tuż za księciem Ivo odwrócił się i nieznacznie skinął głową.
– To twoi przyjaciele, Ivo? – zapytał książę scenicznym szeptem.
– Niezupełnie. Sąsiedzi.
– Nie lubisz ich? Nieważne, nie będziesz musiał z nimi rozmawiać. Już ja ci znajdę zajęcie.
Książę nie rzucał słów na wiatr. Ivo oraz inni oficerowie, byli członkowie sztabu księcia, byli rozsyłani w różne miejsca, by utorować drogę znakomitym gościom, którzy pragnęli zamienić parę zdań z wielkim bohaterem, a także powstrzymywać tych, z którymi książę nie chciał się spotkać. Jednak po upływie półtorej godziny honorowy gość zaczął odczuwać znudzenie.
– Mam tego dość – powiedział. – Spełniłem już swój obowiązek Ivo, zawsze miałeś szczęście do pięknych kobiet. Chciałbym dla odmiany chwilę porozmawiać z jakąś urodziwą damą, a nie miałem czasu, żeby odnaleźć moje dawne znajome. Co ty o tym sądzisz?
– Książę, najpiękniejsze kobiety Londynu będą zachwycone, mogąc zamienić z tobą choćby słówko.
– W takim razie weź się do dzieła! Czy przewidziano tańce? Ellington, porozmawiaj o tym z Carteretem Obowiązki spełnione, nadszedł czas na zabawę, panowie.
Ivo okazał się bardzo taktowny. Zadbał o to, żeby przed obliczem księcia stanęły kobiety nie tylko piękne, ale mogące zainteresować go rozmową, takie jak księżna Lieven i lady Cowper. Potem wybrał jeszcze kilka dam Książę z wszystkimi rozmawiał, a z paroma nawet zatańczył.
– Świetnie się spisałeś, Ivo! – pochwalił. – Może teraz przedstawiłbyś mi nieco młodsze panie?
Ivo z uśmiechem rozejrzał się po sali, a potem, torując sobie drogę przez tłum, podszedł do lorda Veryana siedzącego obok Jossie.
– Ojcze. Wybacz, że nie miałem okazji z tobą porozmawiać. Książę ciągle wynajdywał mi zajęcia Jutro odrobimy te zaległości. A teraz chciałbym na chwilę zabrać ci twoją młodą towarzyszkę. Jego książęca mość życzy sobie poznać Jossie.
Jossie omal nie upuściła torebki.
– Mnie? Ivo, nie poradzę sobie!
– Oczywiście, że poradzisz. Książę jest wielbicielem kobiecego piękna, podobnie jak każdy z nas. Nie każ mu na siebie czekać.
Jossie przeszła z Ivem do sali, w której stał książę, i wykonała głębokie dygnięcie.
– Książę, to jest panna Helena Calverton – przedstawił ją Ivo. – Ostrzegłem ją, żeby nie rozmawiała z tobą na temat Waterloo.
Książę, przyglądający się Jossie z wyraźnym upodobaniem, na dźwięk tych słów zwrócił się do Iva – A dlaczego nie? Czy rozmowa na temat bitew rani jej czucia?
– Wprost przeciwnie. Martwię się o twoje uczucia, książę, panna Calverton natychmiast cię poprawi, jeśli zawiedzie cię pamięć.
– Nie rozumiem, nie rozumiem.
– Wasza książęca mość, proszę nie słuchać lorda Trencharda. Często mówi bez sensu.
– To prawda Ivo, jesteś wolny. Przyjdź po pannę Calverton później. – Książę ujął ramię Jossie i poprowadził ją na parkiet. – Przypuszczam, że twoim zdaniem i ja plotę bzdury, hę?
Jossie pokręciła głową i posłała mu szelmowskie spojrzenie niebieskozielonych oczu.
– Jestem pewna, że nikt nie ośmieli się tego powiedzieć, nawet gdyby było to prawdą Słyszałam wiele historii o pańskich pułapkach.
Książę roześmiał się z zadowoleniem.
– No, no, jestem nie tylko piękna, ale i bystra! Muszę powiedzieć Ivowi, żeby miał się na baczności.
Minęli dwie inne pary. Peter Radstock omal nie upadł z wrażenia Chwycił żonę za ramię.
– T-to jest Jossie! – powiedział oszołomiony. – Nie, to niemożliwe... ja chyba śnię.
– Gdzie?
– Tańczy z księciem.
– Peterze! Nie opowiadaj takich rzeczy. Jossie Morley? Coś ci się musiało pomylić.
– Chyba tak, ale przysiągłbym.
Chwycił Rosalind za rękę i pociągnął za sobą schodząc z parkietu. Kiedy dotarli do rodziców, przerwał im rozmowę.
– Ojcze, widziałeś tę dziewczynę tańczącą z księciem?
– Nie. A o co chodzi?
– Popatrz na nią! Czy ona ci kogoś nie przypomina?
– Jest podobna do... Jak myślisz, kto to jest? – zapytał sir Thomas.
– To Jossie!
Pani Morley roześmiała się.
– Nie opowiadaj takich niedorzeczności, Peter! To niemożliwe. Popatrz tylko na postawę tej dziewczyny, na jej strój. Suknia to najnowszy krzyk mody. – Z lekkim niezadowoleniem popatrzyła na córkę. Od czasu zamążpójścia Rosalind upodobała sobie mało oryginalne stroje. Pani Morley winiła za to Petera, – To nie może być Jossie – powiedziała lady Radstock. – Przypomnij sobie, że zawsze nienawidziła tańca, a ta dama wyraźnie się nim rozkoszuje.
– Peter zwrócił się do stojącego obok nich mężczyzny.
– Przepraszam – powiedział. – Czy mógłbym się dowiedzieć, jak nazywa się dama, która tańczy z księciem?
– To Helena Calverton, sensacja obecnego sezonu. Jest piękna, nieprawdaż? Książę zawsze lubił otaczać się pięknymi kobietami.
– Widzisz? – triumfowała pani Morley. – Wiedziałam, że to nie może być Jossie.
– Tak, ale... – lady Radstock zawahała się – Jossie naprawdę ma na imię Helena A panieńskie nazwisko jej matki to Calverton Ivo wrócił po Jossie, gdy skończył się taniec, tak jak zostało mu polecone. Książę pochwalił go za dobór partnerki. Nie od razu udało się Ivowi odciągnąć ją od księcia.
– Dziękuję, Ivo – powiedziała Jossie. – To było wspaniałe przeżycie. Nigdy go nie zapomnę.
– Jeszcze nie zamierzam odejść – zwrócił jej uwagę Ivo.
– A co z twoimi obowiązkami?
– Myślę, że na razie wystarczy. Poprosiłem pułkownika Ancrofta, żeby mnie zastąpił. Poza tym książę zamierza zjeść kolację z przedstawicielami elit. Właśnie go proszą Zaprowadzę cię na jeszcze jedno spotkanie.
Był tak poważny, że Jossie od razu odgadła, co zamierza jej powiedzieć.
– Z moim ojcem?
– Tak, i Peterem Radstockiem. Z całym ich towarzystwem z Lyne Wszyscy są tutaj. .
Jossie zesztywniała.
– Jak im się to udało? Myślałam, że niezwykle trudno jest dostać zaproszenie, i to jedno, nie mówiąc o sześciu!
– Dopilnowałem, żeby je dostali – oznajmił spokojnie.
– Ty? Dlaczego?
– Chciałem, żeby zobaczyli cię dzisiaj wieczorem Triumfującą. To nieładnie z mojej strony, nie uważasz?
Jossie przyjrzała mu się z podziwem, zaskoczona – Ależ z ciebie spryciarz! – Roześmiała się. – Wszystko zorganizowałeś. Te zaproszenia, taniec z księciem, wszystko. A zarzucałeś mi, że jestem intrygantką.
Ivo uniósł jej dłoń do warg.
– Zasłużyłaś na wszelką pomoc. Wiem, ile to dla ciebie znaczy. Przez cały rok ciężko pracowałaś i zaszłaś bardzo daleko.
Jossie zaczerwieniła się.
– Ivo, nie zachowujesz należytej ostrożności. Za chwilę ludzie pomyślą, że ze mną flirtujesz.
– Mówiłem ci już sto pięćdziesiąt razy, że nigdy nie będę z tobą flirtował.
Doszli do końca sali, gdzie czekali już Radstockowie. Ojciec Jossie stał obok nich, patrząc na córkę z gniewnym niedowierzaniem.
Jossie zobaczyła ojca po raz pierwszy od czasu upokarzającej rozmowy w ogrodzie Radstocków przed rokiem. Jednak nie dała po sobie poznać zdenerwowania, miała spokojną, pogodną twarz. Ivo poczuł podziw i dumę.
– Ojcze – powiedziała robiąc rewerans. – Jak się czujesz? – Zwróciwszy się do macochy, powtórnie dygnęła. – Madame.
Pani Morley nieznacznie skinęła głową, nie mogąc oderwać oczu od sukni Jossie. Była to jedna z najpiękniejszych kreacji od madame Rosy, prawdziwe arcydzieło. Stanik i kraj białej sukni z przezroczystego jedwabiu na satynowym tle były ozdobione małymi srebrnymi paciorkami i kryształowymi łezkami; misternie rzeźbiony srebrny półksiężyc wysadzany kryształkami zdobił ciemne włosy, a ramiona okrywała narzutka ze srebrzystej gazy. Jedyne żywsze barwy można było zauważyć w delikatnym różu policzków i warg oraz intensywnym turkusowym kolorze oczu. Wszystko razem dawało wspaniały efekt. Pani Morley nie kryła zazdrości.
Major Morley nie postąpił ani o krok w stronę córki.
– Co to za Calverton? – zapytał. – Nazywasz się Morley. Jossie Morley. Nie odpowiada ci moje nazwisko?
Jossie uśmiechnęła się gorzko, – W czasie naszej ostatniej rozmowy, ojcze, bardzo wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że uważasz mnie za osobę niegodną twojego nazwiska. Wolę więc nazywać się Helena Calverton, . gdyż z tym imieniem nie wiążą się tak bolesne wspomnienia Nie chciałabym jednak zepsuć nastroju nieporozumieniami na temat dawno minionych chwil. Pamiętasz lorda Trencharda?
Ojciec nie mógł pozwolić sobie na grubiańskie zachowanie w publicznym miejscu, więc sztywno skłonił głowę. Ivo również się ukłonił, jednak nie odezwał się ani słowem; wymienił za to pozdrowienia z panią Morley.
Jossie zwróciła się do Radstocków.
– Lady Radstock, sir Thomasie. Co za miła niespodzianka Zatrzymali się państwo w Londynie na dłużej?
Lady Radstock, nieco oszołomiona, odpowiedziała coś uprzejmie, lecz sir Thomas chwycił Jossie za ręce i mocno uścisnął.
– Miło cię widzieć tak piękną, Jossie. Wyglądasz wspaniale. Ale czegoś tu nie rozumiem. Myślałem, że nie lubisz miast i blichtru, podobnie jak ja. Co ty tu robisz? – Popatrzył na Iva, – Czy to...
– Nie, nie! Lord Trenchard jedynie odprowadza mnie do mojej chrzestnej.
Twarz sir Thomasa wypogodziła się.
– O, jesteś tu z lady Frances. Przez chwilę...
– Lord Veryan i lady Frances są w sąsiedniej sali, sir Thomasie. Mieszkam z moją chrzestną, jak zapewne pan wie, i to właśnie ona opiekuje się mną w czasie debiutu. Trudno mi wyrazić słowami, ile zawdzięczam lady Frances i lordowi Veryanowi. A lord Trenchard jest po prostu moim dobrym przyjacielem. Najlepszym.
Sir Thomas czuł zakłopotanie.
– Tak... oczywiście... Przepraszam, moje dziecko. Byliśmy okrutni...
Przez chwilę na twarzy Jossie jak dawniej zagościł ciepły uśmiech.
– Proszę już nic nie mówić. Pan nigdy nie był okrutny. Podeszła do Petera i jego żony. Ivo stanął tuż przy Jossie.
– O, pański syn i synowa! Doskonale wyglądasz, Peterze! Peter zaczerwienił się po nasadę włosów.
– Jossie – wyjąkał – bardzo się zmieniłaś. Ledwie cię poznałem. Nie... nie wiedziałem...
– Że się zmienię? Ludzie się zmieniają Czasami nawet – ciągu jednej nocy. Ale przecież jeszcze nie złożyłam gratulacji z okazji ślubu. – Popatrzyła na młodych Radstocków. – Życzę wam tyle szczęścia, na ile zasługujecie.
Ivo zakaszlał, potem zapanowało milczenie, a wreszcie Jossie, roześmiawszy się, powiedziała – Zdaje się, że nie wyszło mi to najlepiej. Życzę wam, żebyście po prostu byli szczęśliwi... tak jest dużo uprzejmiej.
Ivo posłał jej karcące spojrzenie.
– Myślę, że już najwyższy czas, żebyśmy dołączyli do naszych bliskich, Jossie. Muszą się zastanawiać, co się z nami stało.
Lady Radstock zawahała się.
– Jeśli pańska ciotka ma czas, bardzo chętnie się z nią spotkam, lordzie Trenchard. Bardzo jej nam brakuje w Lyne St Michael.
– Jestem pewien, że będzie zachwycona, jeśli pani ją odwiedzi – odpowiedział Ivo. – Większość popołudni spędza w domu Zna pani nasz adres?
– Charles Street.
– Doskonale! Z pewnością bardzo się ucieszy. Czy może spodziewać się wizyty wszystkich państwa?
– Niestety, nie – odpowiedziała lady Radstock, dodając bez specjalnego żalu: – Państwo Morley jutro wyjeżdżają z Londynu.
– Wielka szkoda – skomentował Ivo. – Moja ciotka z przyjemnością przyjmie państwa i rodzinę. – Zwrócił się do Jossie.
– Chodźmy. Księżna Lieven chciałaby zamienić z tobą słówko, ale najpierw musimy pójść do ciotki i ojca – Utorował jej drogę.
Morleyowie i Radstockowie stali w osłupieniu, gubiąc się w domysłach.
– Nigdy bym me uwierzyła w coś takiego – powiedziała lady Radstock, odprowadzając Jossie wzrokiem. Dziewczyna szła wolno, zatrzymując się co parę kroków, by przywitać się z lady Jersey, wysłuchać komplementu od jednego z członków królewskiej rodziny albo pożartować z przyjaciółmi Iva Trudno było nie zauważyć, że jest królową przyjęcia Lady Radstock zamrugała.
– Uszczypnij mnie, bym się przekonała, że to nie sen!
– Mam zamiar zmusić ją do powrotu. Chcę, żeby zamieszkała ze mną – stwierdził ponuro major. – Jej chrzestna nie ma prawa mi jej zabierać. Musimy sprowadzić Jossie do domu, bez niej to miejsce nie jest już takie samo.
Pani Morley nie miała najmniejszego zamiaru dopuścić do tego, by powrót urodziwej pasierbicy do Lyne St Michael zagroził pozycji jej i córki, – Na twoim miejscu nie robiłabym tego, mój drogi – powiedziała z podejrzaną słodyczą w głosie. – Zresztą wątpię, by Helena, jak należy się teraz do niej zwracać, chciała przyjechać do Lyne. Ludziom nie spodoba się, że ją do czegoś zmuszasz. Znów zaczną się plotki, a sam wiesz, ile cię one kosztowały.
– Życzę jej wszystkiego najlepszego – wtrącił sir Thomas.
– I temu szczęściarzowi, który pojmie ją za żonę. Co za niezwykła dziewczyna Prawdziwa piękność. Pełna wdzięku, temperamentu i do tego majętna.. – Popatrzył lekceważąco na swoją synową Peter milczał, jednak usłyszawszy te słowa zwrócił się do żony:
– Chodź, zatańczymy, Rosalind. Uwielbiam z tobą tańczyć. Rzucił wyzywające spojrzenie ojcu i poprowadził Rosalind na parkiet.
Przez pozostałą część wieczoru Jossie robiła dobrą minę do złej gry. Prowadziła wesołe rozmowy, nie omijała żadnego tańca, starając się nie dopuścić do siebie myśli o tym, jak wiele sił i emocji kosztowało ją spotkanie z ojcem i Radstockami. Jednak po pewnym czasie lord Veryan oznajmił, że Jossie może sobie tańczyć do rana, jeśli tylko ma na to ochotę, ale on idzie do domu z zamiarem położenia się do łóżka i osobiście radzi jej, by poszła w jego ślady. Tak więc trójka z Charles Street, z wyjątkiem Iva, który jako adiutant księcia musiał pozostać do końca balu, stosunkowo wcześnie opuściła przyjęcie.
Chociaż Jossie zaraz po powrocie do domu położyła się do łóżka, długo nie mogła zasnąć. Wciąż towarzyszyło jej napięcie; nie potrafiła się odprężyć. Zbyt wiele wydarzyło się tego wieczora Tańczyła z bohaterem Anglii, człowiekiem, który uratował Europę, pokonał wielu francuskich generałów w Hiszpanii i w końcu Napoleona pod Waterloo. Już samo to wspomnienie mogło przyprawić o bezsenność.
Pozostawała jednak cała reszta, niedająca powodu do chwały, lecz nie mniej poruszająca Dane jej było raz jeszcze spotkać wszystkie postacie dramatu, który rozegrał się w dniu dwudziestych pierwszych urodzin Petera Do tej pory marzyła o rewanżu, o triumfie. Ivo zadbał o to, żeby wypadła jak najkorzystniej.
Jednak wydarzenia sprzed roku były już dla niej bardzo odległe. Obawiała się spotkania z ojcem, niedoszłymi teściami i Peterem, za wszelką cenę chciała udowodnić im, że mylili się w swych ocenach. Ten cel przez ponad rok dawał jej siłę do życia, mobilizował w trudnych chwilach. Teraz, kiedy było już po wszystkim, Jossie doświadczyła rozczarowania Dawna Jossie tańczyłaby z radości, ciesząc się zemstą, konsternacją wrogów. Tymczasem po drodze zniknęła dziewczyna zapatrzona w ojca i wmawiająca sobie, że kocha się w Peterze; zrozpaczona i przekonana, że jej życie się skończyło, kiedy obaj ją odrzucili. Dawna Jossie po prostu już nie istniała...
Kto zajął jej miejsce?
Wstała, rozsunęła zasłony i otworzyła okno wychodzące na pustą o tej porze ulicę. Była pogodna noc; widziała nad sobą niebo usiane gwiazdami. Słaby blask księżyca oświetlał Charles Street. Gdzie podziewał się Ivo? Może spędzał czas u boku lady Mcii? A może jakaś inna kobieta dawała mu rozkosz tej nocy? Zdała sobie sprawę, że jej sukcesy towarzyskie, triumf nad Peterem i ojcem, nie miałyby dla niej znaczenia, gdyby nie widział tego Ivo. Oddałaby całe uwielbienie, które dostrzegała w oczach innych mężczyzn, całe zdumienie malujące się na twarzach Racdstocków, za jedno spojrzenie Iva; takie, jakim obdarzał lady Alicie i inne swe kobiety. Wiedziała, że się nie doczeka Była dla niego jedynie przyjaciółką, podopieczną Nagle jej uwagę przyciągnęła samotna postać idąca Charles Street w stronę domu. To był Ivo. Miał pochyloną głowę jak człowiek pogrążony w rozmyślaniach. Jossie cofnęła się nieznacznie, jednak nie przestała go obserwować. Sprawiał wrażenie zmęczonego. Potem, ku swemu przerażeniu, zobaczyła drugiego mężczyznę, z grubym kijem w ręku, dobiegającego do Iva z tyłu. Serce zamarło jej w piersi.
– Ivo! – krzyknęła przerażona Ivo uniósł głowę, odwrócił się i dzięki temu udało mu się częściowo uniknąć morderczego ciosu. Wywiązała się krótka, ostra bójka, zakończona ucieczką napastnika Ivo przez chwilę stał nieruchomo, po czym ruszył w stronę domu. Zachwiał się jednak i musiał chwycić się poręczy schodów. Był ranny. Jossie narzuciła na siebie peniuar i pędem zbiegła ze schodów. Dopadła drzwi w – chwili, gdy otwierał je służący. Ivo niemal wpadł do środka.
– Nie stój tak! Pomóż mi! – krzyknęła do służącego. Zaprowadzili Iva do najbliższego pomieszczenia, do biblioteki na parterze. Tam pomogli mu usiąść w fotelu. Jęknął, opadając na oparcie. Nadszedł drugi służący, niosąc lampę z holu, potem wyjrzeli następni.
– Musimy mieć wodę i bandaże – powiedziała Jossie, uważnie przyglądając się ranie z tyłu czaszki Iva. – Obudźcie ojca lorda Trencharda! Pośpieszcie się!
– Nie budź nikogo, Foster – powiedział z wysiłkiem Ivo. – Nie chcę denerwować ojca ani ciotki. Ich pokoje znajdują się w tylnej części domu, na pewno niczego nie słyszeli. Powiedz, żeby inni służący wracali do łóżek.
– Ale czy nie powinniśmy posłać kogoś w pościg za człowiekiem, który cię zaatakował?
– To na nic. Jest już daleko stąd. Na szczęście nie udało mu się niczego ukraść. Ty też powinnaś pójść do łóżka, Jossie.
– Nie ma mowy! – Odwróciła się w stronę mężczyzny niosącego miednicę z wodą i bandaże. – Postaw to tutaj.
Nastąpiły trudne chwile. Jossie starała się postępować jak najdelikatniej, jednak włosy Iva były poplamione krwią i oczyszczenie rany zabrało jej sporo czasu. Na szczęście w połowie zabiegu nadszedł kamerdyner Iva. Przez chwilę w milczeniu obserwował Jossie, po czym zaproponował pomoc.
– Pozwól mu. Kealy się na tym zna. Był ze mną w Hiszpanii. – Ivo usiłował się uśmiechnąć. – Widział dużo gorsze rany. Każ przynieść brandy, a potem wracaj do łóżka. Rano będę zdrów jak ryba. – Popatrzył na służących. – Sprawdźcie, czy drzwi są zamknięte, a potem też idźcie spać. Dziękuję za pomoc. Dobranoc.
Jossie podeszła do stolika, na którym stała karafka, i nalała małą porcję. Ivo lodowatą ręką sięgnął po szklaneczkę. Był bardzo blady.
– Ivo! – Przyłożyła mu szklaneczkę do warg, upewniła się, że wypił łyk i odstawiła naczynie. Potem owinęła kolana Iva kaszmirową chustą, którą zauważyła na oparciu fotela, uklękła na podłodze, ujęła ręce Iva i przycisnęła do piersi.
Wciąż zastanawiała się nad tym, co wydarzyło się przed kilkoma dniami. Popatrzywszy na Iva, z błysku w jego oczach odgadła że myśli o tym samym. Uśmiechnęła się do niego. Tym razem nie czuła żadnego zagrożenia przymusu. Pragnęła tylko pocieszyć go. To było bardzo miłe uczucie. Ivo przymknął oczy... Przez dłuższy czas w pokoju panowała cisza; słychać było tylko odgłosy krzątaniny kamerdynera.
– Myślę, że to wystarczy, milordzie – powiedział w końcu Kealy – Na szczęście to tylko powierzchowna rana. Jutro prawie nic nie będzie widać.
Ivo otworzył oczy i popatrzył na Jossie. Wysunął dłonie z jej rąk i powoli przesunął palcami po jej policzku, a potem ujął podbródek, zaglądając przy tym w oczy. Po chwili wyprostował się.
– Dziękuję, Kealy – powiedział. – Proszę, odprowadź pannę Calverton do jej sypialni, a potem wróć tutaj i posprzątaj. Myślę, że z twoją pomocą uda mi się dojść do swego pokoju.
– Ależ Ivo!
– Rób, co ci mówię. Pozwól Kealy'emu się odprowadzić. Nikt nie może cię tu zastać. – Był zmęczony, ale w jego głosie pobrzmiewało zdecydowanie. Posłusznie wstała i pokiwała głową Ivo nie chciał zostać oskarżony o skompromitowanie Jossie; trudno było mu się dziwić.
– Dobranoc – powiedziała sztywno. Teraz, gdy sytuacja była opanowana, powoli docierało do niej, co się zdarzyło. Słowa – z trudem przechodziły jej przez ściśnięte gardło. – Dobrze, że to nie jest groźna rana – Dzięki tobie. Byłem tak zmęczony, że prawie spałem. Gdyby nie twój krzyk, w ogóle bym się nie bronił.
Pokiwała głową Kealy otworzył przed nią drzwi. Wyszła z biblioteki i zaczęła wstępować na schody. Kiedy doszła do drzwi sypialni, popatrzyła na kamerdynera – Nie pozwól swemu panu się przemęczać – powiedziała – Na pewno zrobię co w mojej mocy. Problem polega na tym, że nie wiem, jak go powstrzymać. Mam nadzieję, że szybko wydobrzeje. Ta rana to nic poważnego w porównaniu z innymi z przeszłości.
Uśmiechnęła się.
– Dziękuję, Kealy. Dobranoc.
Znalazłszy się w sypialni, zdjęła peniuar i obejrzała go uważnie. Rękawy były umazane krwią Iva Tej nocy mogła go stracić na zawsze. Uśmiechnęła się. Wszystkie próby niedopuszczenia do zakochania się w Me zdały się na nic! Było już za późno. To już się stało. Ulała mu, była mu wdzięczną bardzo go szanowała... to wszystko prawda Miała jednak dla niego również słodką czułość, a poza tym w jego obecności odczuwała gwałtowne pożądanie, pragnęła jak najdłużej przebywać w jego obecności, opiekować się nim, dzielić z nim życie.
Zdała sobie sprawę, że te wszystkie uczucia drzemały w niej od początku. To właśnie dlatego tak żywo reagowała na pocałunki Iva, a tak niechętnie przyjmowała pieszczoty Petera Była jednak wtedy ślepą naiwna i niczego sobie nie uświadamiała Teraz wszystko stało się dla niej oczywiste. Jej miłość do Iva Trencharda nie była uczuciem naiwnej dziewczynki. Tęskniła teraz do wszystkiego, co obejmowała miłość, do wspaniałej harmonii dusz i ciał. Pragnęła by Ivo został jej kochankiem, mężem, przyjacielem na resztę życia Właśnie on, nikt inny. Boże, jaka była głupia! Jak strasznie, bezdennie głupia!
Położyła się do łóżka. Zastanawiała się nad tym, co zdarzyło się w bibliotece; co Ivo miał na myśli. Patrzył na nią poważnym, trochę smutnym wzrokiem, niemal tak jak przy pożegnaniu... Uznała tę myśl za absurdalną Z pewnością po prostu bolała go głowa Objęła się ramionami, wspominając chwilę, gdy tuliła do siebie ręce Iva, pragnąc ogrzać go swym ciepłem... W końcu zasnęła W tym czasie Ivo dowlókł się do swego pokoju i zdjął zaplamiony frak i koszulę. Potem, pomimo protestów, odprawił Kealy'ego i włożywszy szlafrok, usiadł w fotelu przy oknie. Bolała go głową mięśnie i kości, jakby od dwóch tygodni siedział w siodle, jednak dawno już nie czuł takiego ożywienia Udało mu się zrealizować plan pomocy Jossie. Tak jak przewidział, odniosła w Londynie wielki sukces i została powszechnie uznana za osobę godną miejsca w najwyższych kręgach towarzyskich.
Co więcej, pomógł jej też udowodnić swą wartość ludziom, którzy tak boleśnie ją zranili na przyjęciu urodzinowym. Teraz musiała czuć się dużo lepiej... w każdym razie miał taką nadzieję. Czasami odnosił wrażenie, że Jossie chodzi nie tylko o uznanie, ale i o zemstę, jednak tego wieczoru z ulgą musiał przyznać się do pomyłki. Bezwiednie się uśmiechnął. Mała spryciula, życzyła Radstockowi i jego żonie tyle szczęścia na ile zasłużyli. Trzeba było widzieć ich miny.
Westchnął. Cóż w takim razie pozostało mu do zrobienia? Może powinien taktownie zniknąć ze sceny? Jossie zapewne wkrótce zapomni o tym, że chce pozostać w panieńskim stanie. Mogła teraz wybierać kawalerów do woli i z pewnością zgodzi się zostać żoną jednego z nich...
Wyprostował się gwałtownie. Do diabła! Tak nie może być! Jossie należy do niego. Nie mógł pozwolić na to, żeby wyszła za jakiegoś młokosa, który nigdy w pełni nie doceni jej walorów. Mogła być za młoda dla Iva Trencharda, ale któż inny będzie w stanie zauważyć jej przymioty? Kto będzie patrzył na nią takim wzrokiem, obroni ją przed niebezpieczeństwem i nigdy jej nie zawiedzie?
Nie mógł postępować zbyt pochopnie. Jeśli zdecyduje się na małżeństwo z Jossie, będzie to oznaczało konieczność zmiany dotychczasowego trybu życia. Będzie musiał zrezygnować z flirtowania, podbojów, romansów. Miał prosty wybór – dobrze znane, beztroskie życie kawalera albo małżeństwo z Jossie. Czy dojrzał już do podjęcia decyzji?
Uśmiechnął się z żalem. Adam miał rację. To nie była kwestia wyboru. Małżeństwo przestało wydawać mu się obowiązkiem, pułapką, ograniczeniem wolności. Zycie z Jossie dałoby mu wszystko, czego pragnął, i nic nie mogło mu tego zastąpić.
Tak, był gotowy. Powinien był już wcześniej zdać sobie z tego sprawę. Dając Jossie nauczkę w ogrodzie w Manchester House, gratulował sobie opanowania Jednak potem drogo za to zapłacił. Prześladował go widok pełnych wyrzutu oczu Jossie, słyszał jej przerażony głos, a, co gorsza, nie był w stanie zapomnieć jej gibkiego ciała... Mając nadzieję na to, że oderwie się od tych myśli, odwiedził lady Alicie. I co się stało? Mimo swego uroku i doświadczenia wydała mu się nieatrakcyjna Cała wizyta była jedną wielką kompromitacją, a w dodatku lady Alicia nigdy nie wybaczy mu jego zachowania. Potem włóczył się ulicami Londynu aż do świtu...
Uznał, że żyjąc z Jossie, nie będzie odczuwał potrzeby szukania wrażeń gdzie indziej. Musiał tylko ją przekonać, że jest najodpowiedniejszym kandydatem i że są dla siebie stworzeni.
Poza tym czekała ją jeszcze jedna, najważniejsza lekcja Ivo Trenchard miał być jej jedynym mężczyzną, jedynym kochankiem, mężem, ojcem jej dzieci.
Świtało. Ivo wstał i popatrzył na ulicę. Nareszcie wiedział, czego oczekuje od życia Musiał tylko postarać się to osiągnąć, postępując bardzo ostrożnie. Jossie może zgodzić się na małżeństwo z przyjaźni, kierując się wdzięcznością, a nawet po to, by uniknąć samotności. Mając w pamięci ich spotkania, czuł, że uda mu się nakłonić ją do małżeństwa To jednak nie wystarczało. Chciał, żeby wyszła za niego z miłości, gotowa oddać mu serce, duszę i ciało. Żaden inny powód nie wchodził w rachubę. Musiała kochać go równie mocno i bezgranicznie jak on ją. Jak jednak, zważywszy na swą reputację, miał przekonać Jossie o szczerości?
Następnego dnia w południe, czyli porze, o której dom budził się do życia, Ivo znów został sam. Nikt nie zorientował się, co zdarzyło się poprzedniej nocy. Przy powitaniu Jossie uniosła pytająco brwi, jednak tylko się uśmiechnął i zaprosił ją na popołudniową przejażdżkę.
– Jossie powiedziała mi, że Radstockowie chcą nas odwiedzić – oznajmiła lady Frances. – Nie mam nic przeciwko wizycie sir Thomasa i lady Radstock, ale wolałabym nie oglądać tu Petera i jego żony. Obawiam się jednak, że będę do tego zmuszona, skoro sana tyle zuchwali, że zamierzają przyjść. Myślisz, że mogą się tu zjawić po południu, Ivo?
– Nie ustaliliśmy dnia, ale wydaje mi się, że zaczekają z tym parę dni.
– Peregrine zapowiedział się na dzisiejsze popołudnie. Powiedziałam Rupertowi, że należy traktować go uprzejmiej. Wczoraj wieczorem nie był zbyt miły. Uważam, że nie powinien nieustannie porównywać go z tobą... widzę, że Perryemu to się – nie podoba. Podobno dobrze mu się powodzi w Derbyshire. Czemu twój ojciec nigdy o tym nie mówi? – Urwała, po czym podjęła – Wczoraj wieczorem mieliśmy wielką uroczystość. Byłam z ciebie bardzo dumna Widać było, że książę bardzo wysoko cię ceni.
– Zmieniłabyś zdanie, gdybyś usłyszała, co mi mówi. No, ale przynajmniej jedna osoba z naszego grona zyskała wczoraj całkowitą aprobatę księcia.
– I nic w tym dziwnego. Jossie, wyglądałaś cudownie, a tańczyłaś bosko. Byłam z ciebie taka dumna! Kiedy Ivo cię odprowadził, powiedziałam Perry'emu, że stanowicie bardzo piękną parę.
– Mój brat z pewnością był zachwycony tą uwagą – stwierdził cierpko Ivo. – Udało ci się dopiec mu w stylu ojca Później, po południu, siedząc obok Iva w faetonie, Jossie zapytała:
– Co zaszło między tobą a Peregrine'em? Dlaczego tak chłodno się do siebie odnosicie?
Ivo natychmiast spochmurniał.
– To stare sprawy. Dawniej byliśmy dobrymi przyjaciółmi, ale trzy lata temu bardzo mi zaszkodził.
– Co takiego zrobił?
– Przez niego ojciec nie chciał mnie widzieć. Trwało to ponad rok i przypadło akurat na czasy przed Waterloo... Trudno mi to wybaczyć. Wolałbym o tym nie mówić – dodał zdecydowanym tonem. – Lepiej powiedz mi, co sądzisz o spotkaniu z twoim ojcem i całą resztą? Czułaś satysfakcję? Myślisz, że udało ci się im „pokazać"?
– Tak! Nigdy bym się nie spodziewała, że wszystko się tak ułoży. Jeszcze raz ci dziękuję. Nawet nie wiesz, jaka ci jestem wdzięczna, ale...
– Nie chcę, żebyś bytami wdzięczna – To nonsens. Zawdzięczam ci prawie wszystko. A jednak...
– Co?
– Sir Thomas był bezpośredni jak zwykle, ale pozostali nie sprawiali wrażenia szczęśliwych, prawda?
– A sadziłaś, że będą?
– Chyba nie... – Zamilkła na chwilę. – Tylko że dawniej Peter zawsze mnie szukał, kiedy było mu smutno.
– A teraz ma żonę – powiedział Ivo, dobitnie akcentując słowa – Udało ci się osiągnąć cel. Teraz musisz zostawić ich w spokoju.
– Oczywiście. Wiem o tym. W każdym razie zasługuje na to, żeby być trochę nieszczęśliwym, prawda?
Ivowi bardzo nie podobało się to nagłe zainteresowanie Jossie stanem ducha Petera Radstocka Widocznie mylił się, przypuszczając, że Jossie szybko oderwie się od wspomnień.
– W ogóle nie obchodzi mnie, co czuje Peter Radstock. Ciebie też nie powinno to obchodzić. Czas o tym zapomnieć.
Jossie zaniepokoił lodowaty ton głosu Iva – Masz rację – przyznała z ożywieniem. – Wybierasz się na przyjęcie do księżnej Sutherland?
– Jossie...
– Czy pojedziesz z nami do Vauxhall? Perry wynajął łódź.
– Nie pójdę ani tu, ani tu – niemal warknął. – Zamierzam spotkać się z pułkownikiem Ancroftem. Możemy wracać?
Zrezygnował z poważnej rozmowy z Jossie. Wszystko wskazywało na to, że wybrałby nie najlepszy moment Po powrocie na Charles Street ze zdumieniem stwierdzili, że lady Frances podejmuje herbatą gości – Radstocków oraz Perry'ego.
Jossie usiadła obok sir Thomasa i wkrótce pogrążyła się w rozmowie o zmianach, jakie zamierza on wprowadzić w gospodarstwie.
– Sir Thomasie! Jestem pewna, że rolnictwo jest jednym z ostatnich tematów, na jakie Jossie – czy może powinnam zwracać się do ciebie „Heleno" ma ochotę rozmawiać w Londynie – zwróciła mu uwagę żona.
– Dla mnie zawsze będzie Jossie, lady Radstock. A poza tym wciąż zna się na gospodarstwie. Zawsze miałem z nią o czym rozmawiać. – Popatrzył na Rosalind, która siedziała obok lady Frances, blada i przygaszona, a potem na Jossie i westchnął. – To były piękne czasy. Nigdy nie byłem pewien, które z was pierwsze coś przeskrobie, ty czy Peter. Ależ z was była para!
Trudno było się dziwić, że po tych słowach w salonie zaległa cisza Przerwała ją lady Radstock, która zmierzyła męża surowym spojrzeniem.
– Powiedz mi, u której modniarki zamawiasz suknie, Heleno. Tą którą miałaś na sobie wczoraj wieczorem, była przepiękna Lady Frances chętnie podjęła temat i panie zaczęły rozprawiać o modzie. Po pewnym czasie temat znudził Jossie. Rozejrzała się dookoła Ivo i jego ojciec byli zajęci rozmową z sir Thomasem. Peny siedział w fotelu i w milczeniu przyglądał się całej trójce. Peter stał przy oknie, zwrócony tyłem do sali.
Bez zastanowienia podeszła do niego. Odwrócił się.
– Nie widziałem, żeby mój ojciec był taki szczęśliwy od czasu.. , – Urwał, po czym dodał: – Od czasu przyjęcia z okazji osiągnięcia pełnoletności. Nigdy mi nie wybaczył.
– Tak mi przykro.
Peter roześmiał się gorzko.
– Jest ci przykro. Jak możesz mówić coś takiego, Joss! Sądzę, że ty też nigdy mi nie wybaczysz.
. – Już ci wybaczyłam.
– I ja mam w to uwierzyć? Postąpiłem okrutnie. Sam sobie nie potrafię tego wybaczyć.
– Muszę przyznać, że to było okrutne – powiedziała Jossie, uśmiechnąwszy się smutno. – Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że w gruncie rzeczy wyświadczyłeś nam przysługę. Nie pasowaliśmy do siebie. – Położyła mu rękę na ramieniu. – Musisz sobie wybaczyć, Peter. Bądź szczęśliwy.
– N-nie mogę – odpowiedział zduszonym głosem.
– Dlaczego?
– Nie mogę tutaj ci o tym powiedzieć, Joss, ale bardzo chciałbym z tobą porozmawiać. Muszę z kimś porozmawiać.
– Uważaj. Twoja mama na nas patrzy, Peter uśmiechnął się do wspomnień.
– Dawniej często to powtarzałaś, pamiętasz?
– Pamiętam. Znów spoważniał.
– Proszę cię, Jossie, moglibyśmy się gdzieś spotkać? Dawniej zawsze mi pomagałaś. Pomóż mi teraz.
– Prosisz mnie o bardzo wiele.
– Zbyt wiele? – Patrzył na nią z niepokojem; odżyły wspomnienia Nie była w stanie mu odmówić.
– Gdzie możemy się spotkać?
– Może w parku? Jutro rano?
– Dobrze. Często jeżdżę tam konno. Możemy wybrać się razem. To co, dziesiąta?
– Dziesiąta Wiem, że nie zasługuję na to, ale nie mam do kogo się z tym zwrócić.
Jossie ze zrozumieniem pokiwała głową Był najwyższy czas zakończyć tę rozmowę. Lady Radstock wyraźnie zaczynała się niepokoić. Jossie zauważyła też, że przygląda im się Peregrine. Ivo wydawał się pochłonięty rozmową z sir Thomasem.
– A więc do jutra – powiedziała Tymczasem żaden istotny szczegół nie umknął uwagi Iva, jednak nieudana próba podjęcia poważnej rozmowy z Jossie sprawiła że czuł się nieco zagubiony. Wspólna wyprawa do Vauxhalł mogła stworzyć szansę na dyskusję, jednak nie wypadało mu odmówić wizyty u pułkownika Ancrofta. Od czasu Waterloo często się spotykali, najpierw w Paryżu, a teraz w Londynie, gdzie obaj wciąż pełnili funkcję adiutantów księcia. Ivo coraz bardziej lubił pułkownika. Czuli się na tyle swobodnie w swoim towarzystwie, że przy kolacji tego wieczoru Ancroft zaczął droczyć się z Ivem na temat Jossie.
– Coś mi się wydaje, że w końcu wpadłeś. Nie sądziłem, że dożyję tej chwili. Wcale ci się nie dziwię. To urocze stworzenie. Jeśli cię zechce, będziesz mógł się uważać za szczęściarza.
– Jestem podobnego zdania Nie wiem tylko, czy uda mi się ją nakłonić do tego, żeby potraktowała mnie poważnie.
Pułkownik Ancroft roześmiał się.
– Wiem, że to może być trudne, ale możesz winić za to wyłącznie siebie. Mimo wszystko wydaje mi się, że wszystko ułoży się po twojej myśli. Mam nadzieję, że będę wtedy w Londynie i zobaczę to na własne oczy.
– Wyjeżdżasz?
– Niedługo. Pewne sprawy wzywają mnie na północ. – Pułkownik Ancroft westchnął i z rozmarzeniem zapatrzył się w kieliszek wina. – Nie mogę już zwlekać, chociaż bardzo chciałbym opóźnić ten wyjazd.
Ivo odczekał chwilę.
– Czy twoja podróż ma coś wspólnego ze śmiercią lorda Coverdale? – zapytał ostrożnie.
– Kto ci o tym powiedział? Sam się domyśliłeś?
– Książę mi o tym napomknął. Zostałeś spadkobiercą?
Pułkownik Ancroft wstał i zaczął niespokojnie przechadzać się po pokoju.
– Tak, do diabła, tak! I bardzo tego żałuję! Czułem, że będę musiał tam wrócić, chyba że najpierw dopadłby mnie Napoleon.
Był tak rozgoryczony, że Ivo chciał jak najszybciej zmienić temat.
– Jak tam pojedziesz? Przecież chyba nie wozem zaprzężonym w muły?
– Nie, do licha! Dobrze, że nastał pokój, bo nie muszę już korzystać z hiszpańskich mułów. Udam się tam własnym powozem. I zabiorę swoje konie.
– To oznacza wolniejszą podróż. Więcej przerw na odpoczynek...
– Hm... Nie będę sam. Zgodziłem się towarzyszyć komuś w podróży na północ. Pewnej damie.
– Zapewne przyjaciółce rodziny? – próbował się domyślić Ivo.
– Nie. W ogóle jej nie znam – odpowiedział pułkownik Ancroft. – Jest wdową – Aha Pułkownik Ancroft roześmiał się.
– Myślałem, że to cię zaintryguje. Obawiam się, że muszę cię rozczarować, Ivo. Nie ma w tym nic intrygującego. To starsza, niedołężna dama, w dodatku bardzo nerwowa Wiezie prochy męża do jego rodzinnej wioski na północy i boi się, że może zostać napadnięta w drodze.
Ivo osłupiał.
– I zgodziłeś się nią zaopiekować?
– Zgodziłem się jej towarzyszyć. Ma służących. – Widząc zdziwienie na twarzy Iva, wyjaśnił: – Robię to dla przyjaciela, któremu wiele zawdzięczam. Dowiedział się, że jadę do Yorkshire, żeby podjąć nowe zadanie. – Pułkownik sposępniał. – Tak, to oznacza, że podróż potrwa dłużej, ale wcale tego nie żałuję. Nie śpieszy mi się do Yorkshire, z tym miejscem wiążą – się bolesne dla mnie wspomnienia Towarzysząc tej damie, przynajmniej nie będę nieustannie myślał o swoich problemach.
– Kiedy zamierzasz wyjechać?
– Nie jestem pewien Jeszcze nie przybyła do Londynu. Przed wyjazdem koniecznie chciałbym się z tobą jeszcze zobaczyć. Życzę ci szczęścia z panną Cakerton
Następnego ranka, gdy Jossie wjechała do parku, czekał już tam na nią Peter. Najwyraźniej przyjechał dużo wcześniej – zarówno on, jak i jego koń byli niespokojni.
– Pojedziemy do końca parku? – zapytała – Dobry pomysł – to zwierzę potrzebuje ruchu, ja zresztą też. Chciałbym porozmawiać z tobą na osobności – powiedział, patrząc na stajennego Jossie. Zawahała się, po czym poleciła służącemu, by zaczekał przy bramie.
– Puśćmy się galopem, Peter.
Szybko ruszyła przed siebie ścieżką do konnej jazdy. Dojechali do ogrodzenia i zatrzymali się. Mało kto zapuszczał się w tę część parku.
– To było wspaniałe. Ale, na litość boską nikomu nic nie mów. Gdyby dowiedziały się o tym brukowce, byłabym skończona Damy z towarzystwa mogą pozwolić sobie najwyżej na spokojny kłus.
Peter popatrzył na nią z podziwem. Jossie była uroczo zaróżowiona, jej oczy błyszczały i uśmiechała się do niego jak dawniej...
– Jossie! – zawołał.
– Co chcesz mi powiedzieć? – zapytała z rezerwą w głosie. – Uprzedzam, że nie chcę słuchać żadnych niedyskrecji, Peterze. Nie próbuj być nielojalny.
– Nie chcę być nielojalny – zapewnił ją pośpiesznie. – Kocham Rosalind. Wciąż ją kocham. Mimo że... – Urwał, a po – krótkiej przerwie wyrzucił z siebie rozpaczliwie: – Potrzebuję twojej pomocy! Muszę to wszystko jakoś poukładać. Zapewniam cię, że bardzo kocham Rosalind.
– To dobrze. Nie rozmawiałabym z tobą, gdyby było inaczej. Dlaczego jestem ci potrzebna? Dlaczego nie chcesz porozmawiać z nią?
– Ona jest częścią problemu. – Znów zamilkł.
– Na litość boską, Peter, wyduś to z siebie wreszcie! Nie mamy dużo czasu.
Sprawiał wrażenie zranionego jej zniecierpliwieniem, ale zmusił się do opanowania Jossie wysłuchała smutnej, typowej opowieści. Ojciec Petera nie akceptował wyboru syna a chociaż otwarcie nie dokuczał Rosalind, rzadko był dla niej miły. Lady Radstock robiła co tylko mogła, by dziewczyna czuła się jak w rodzinie, jednak jej starania utrudniał fakt, że matka Rosalind spędzała mnóstwo czasu ze swą córką.
– Myślałam, że lady Radstock lubi panią Cherton?
– Lubiła Pani Cherton jest teraz panią Morley z Calverton Manor i pragnie królować w okolicy. Mojej mamie wcale się to nie podoba, a ja się jej nie dziwię! – oznajmił z oburzeniem Peter. – Mama była pierwszą damą Lyne od czasu śmierci lady Calverton. A poza tym twój ojciec nie jest właścicielem posiadłości.
– Owszem – przyznała Jossie. – Pani Cherton musiała przeżyć nieprzyjemne rozczarowanie. Peterze, to są błahostki. Nie wierzę, żeby twoja mama była tak tym przejęta, by wyżywać się na Rosalind.
– To jeszcze nie wszystko. Pani Morley nieustannie mnie krytykuje. Daje mi do zrozumienia, że poświęcam zbyt mało czasu Rosalind, że nie kupiłem jej odpowiednio dużo sukienek, że... och, wszystko robię źle.
Jossie pomyślała, że matka Rosalind istotnie jest głupia. Krytykowaniem zięcia mogła jedynie całkowicie zrazie do siebie lady Radstock.
– Wszyscy wiercą mi dziurę w brzuchu. Ojciec chciałby, żebym spędzał więcej czasu w posiadłości. Rosalind nie rozumie, dlaczego nie poświęcam jej każdej minuty. Mama nie może pojąć, dlaczego pozwalam Rosalind spędzać tak wiele czasu z matką Co mam robić?
– Dlaczego mówisz o tym właśnie mnie? Co ja mogę zrobić?
– Nie wiem... Może szepnij słówko swemu ojcu albo macosze? Porozmawiaj z moją mamą? A może... – Twarz Petera poweselała – Porozmawiaj z Rosalind. Wyjaśnij jej, że jazda po terenach majątku jest dla mnie bardzo ważna – Dobrze wiem, dlaczego jeździsz konno, bratku. Bo to lubisz. Dlaczego nie zabierasz z sobą Rosalind?
– Ona nie jest taka jak ty. Nie lubi ostrej jazdy.
Jossie poczuła ściskanie w żołądku na myśl o przejażdżkach z Peterem po wzgórzach i dolinach wokół Lyne St Michael. Była wtedy taka szczęśliwa, beztroska... życie na wsi wydawało jej się wtedy tak wspaniałe... W Londynie prawie zupełnie o tym zapomniała.
Zmusiła się do opanowania – Absolutnie nie mogę tego zrobić. To niedobry pomysł. Moim zdaniem powinieneś odnowić Dower House i tam zamieszkać. Ty i twoja żona potrzebujecie czasu dla siebie, z dala od obu matek. Nie brak ci pieniędzy, więc pozwól Rosalind kupić więcej ubrań, zabierz ją do Bath, żeby wybrała dla siebie nowe suknie... Albo, jeszcze lepiej, kup jej kilka sukni tu, w Londynie. Jeśli chcesz, mogę ją polecić madame Rosie. Mówię poważnie, Peterze. Ubrania są bardzo ważne dla Rosalind. Naprawdę warto poświęcić trochę czasu i pieniędzy, żeby ją uszczęśliwić. A co do reszty... Spróbuj porozmawiać z lady Frances. Może zdziałać znacznie więcej niż ja.
– Nie mogę. Wiesz, co o mnie myśli, szczególnie po tym...
Jossie pokiwała głową Czułą że tego nie uniknie. Peter zawsze zlecał innym załatwianie trudnych spraw.
– Chcesz, żebym z nią porozmawiała?
– Och, Jossie! Gdybyś tylko mogła!
– Zobaczę, co powie. Tymczasem staraj się rozmawiać z Rosalind, kiedy nie ma przy niej jej matki. Być może wtedy zacznie cię słuchać. – Odczekała, aż niechętnie kiwnął głową – Muszę już wracać na Charles Street – powiedziała – Niedługo wszyscy zaczną się zastanawiać, gdzie się podziewam.
Posmutniał.
– Ale przecież nie zdążyliśmy z sobą porozmawiać. Myślałem, że pogadamy jak dawniej.
Jossie popatrzyła na niego ze współczuciem, czuła jednak lekkie poirytowanie. Dlaczego nigdy dotąd nie zorientowała się, jak dziecinny i samolubny jest Peter? Musiała być ślepa – Dawne czasy minęły – powiedziała ze zniecierpliwieniem. – To nie jest Lyne St Michael, my nie jesteśmy już dziećmi, a w dodatku jesteś żonaty.
Był tak niepocieszony, że dodała nieco uprzejmiejszym tonem:
– Zrobię, co będę mogła. Ze względu na dawne czasy. Jeszcze dzisiaj porozmawiam z lady Frances. Pojadę też do madame Rosy. Możemy spotkać się jutro o tej samej porze?
– Przy bramie. Będę czekał. Jossie!
Odjeżdżała już, lecz odwróciła się w jego stronę.
– Wiem, że nie powinienem prosić cię o pomoc – powiedział lekko zawstydzony. – Nie mam do kogo się zwrócić. Jestem ci bardzo wdzięczny.
– Już to mówiłeś. Nie musisz czuć się moim dłużnikiem. Wyświadczyłeś mi przysługę. Nigdy nie bylibyśmy razem szczęśliwi. – Peter sprawiał wrażenie zdeprymowanego tą – szczerą odpowiedzią Jossie przemknęło przez głowę, czy aby gdzieś w głębi serca Peter nie liczył na to, że odżyje stara miłość. Zostało jej akurat tyle, żeby mu pomóc, lecz ani odrobiny więcej.
Wracali w spokojniejszym tempie. Parę osób wybrało się na poranną przejażdżkę, między innymi Peregrine Trenchard. Popatrzył na nich z zaciekawieniem. Jossie poczuła, że się rumieni, ale nie widziała potrzeby usprawiedliwiania się przed bratem Iva Spokojnie odpowiedziała na jego pozdrowienie i pożegnała się z Peterem, nie wspominając jednak o następnym spotkaniu. Nie podobała jej się mina Perry'ego Trencharda Istotnie, Peregrine Trenchard był bardzo poruszony tym, co zobaczył. Do tego stopnia, że o wszystkim opowiedział Ivowi.
– Nie chcę się wtrącać, bracie – powiedział później tego dnia – ale na twoim miejscu poprosiłbym ciotkę Frances, żeby zwróciła uwagę Helenie. Nie powinna wybierać się na przejażdżki po parku w towarzystwie młodych mężczyzn, zwłaszcza bez stajennego. Ludzie mogą wziąć ją na języki.
Ivo zmierzył brata chłodnym spojrzeniem.
– Nie wiem, dlaczego sam nie chcesz o tym porozmawiać z ciotką, Peny, albo nawet samemu przestrzec Jossie – zauważył spokojnie. – Przecież by cię nie ugryzła Jeśli, jak przypuszczam, chcesz mi dać do zrozumienia, że Jossie ma jakieś schadzki, to czemu nie powiesz tego otwarcie? Mimo że starasz się to ukryć, jesteś tylko nędznym plotkarzem.
Peregrine zaczerwienił się.
– To śmieszne, że właśnie ty mówisz coś takiego!
– Co chcesz mi zasugerować?
– Tylko ty mogłeś powiedzieć ojcu o Charlotte Gurney i tym, że specjalnie cię z nim skłóciłem. Wiesz, że to z tego powodu wysłał mnie do Derbyshire?
– . – Nie wiem. Myślałem, że sam tam pojechałeś, bo nareszcie zrozumiałeś, że należy opuścić Sudiham. Nie powiedział mi ani słowa o tym, że zmusił cię do wyjazdu. Dlaczego jesteś taki rozgoryczony? Co się stało? Myślałem, że podoba ci się w Derbyshire.
– Owszem, ale nie podoba mi się to, że zostałem tam wysłany jak niegrzeczny uczeń, i to z powodu tego, co mu powiedziałeś.
– Peny, ojciec nie jest głupcem. Sam potrafi wyciągać wnioski. Jeśli chcesz wiedzieć, niczego mu nie mówiłem. Ani o Charlotte, ani nawet o twoich kłamstwach, które mnie z nim poróżniły. Poza tym, nawet gdybym tak zrobił, wcale by mu się to nie spodobało. Nie cierpi plotkarzy, podobnie jak ja. Co sprawia, że wracamy do najświeższego tematu. Przypuśćmy, że Jossie spotyka się z kimś w tajemnicy... w co zresztą wątpię. Jak myślisz, co mogę zrobić w tej sytuacji?
– Myślałem, że ona ci się podoba Ivo uważnie przyjrzał się bratu.
– Owszem, nawet bardzo – przyznał spokojnym tonem. – Zapewniam cię, że jeśli będziesz roznosił plotki na jej temat albo w jakikolwiek sposób ją skrzywdzisz, nie będę tracił czasu na rozmowy z ojcem ani nikim innym, tylko porachuję ci kości.
Perry roześmiał się nerwowo.
– Nie musisz być taki nieprzyjemny. Nie miałem nic złego na myśli. Nie kłamałem. Widziałem ich razem w parku. Helenę i Petera Radstocka – Cofnął się pośpiesznie, widząc, że Ivo postępuje o krok, ze zmienioną nagle twarzą. Zatrzymał się gwałtownie, a potem obrócił na pięcie i wyszedł z pokoju. Peny odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
Lady Frances wcale nie okazała zrozumienia dla problemów Petera, choć Jossie łudziła się, że będzie inaczej.
– Jest zupełnie beznadziejny – orzekła – Ładna buzia i nic więcej. Zero charakteru, zero zdecydowania, a do tego tępak Nawet kołek w płocie mógł przewidzieć, że pani Cherton będzie teściową trudną we współżyciu i że należy w porę się przed nią zabezpieczyć.
– Moja droga mamo chrzestna – powiedziała rozbawiona Jossie. – Ale co ten biedny Peter ma zrobić?
– „Biedny Peter"! Naprawdę przechodzi ci to przez gardło?
– Tak – odparła poważnie Jossie. Podeszła do chrzestnej i wzięła ją za rękę.
– Dzięki tobie i Ivowi jestem znów zdrowa i spokojna Nie potrafię chować do kogoś urazy... no, może z wyjątkiem małej pretensji do ojca Poza tym całkowicie przebaczyłam wszystkim. I naprawdę życzę im szczęścia, szczególnie Peterowi i Rosalind.
– Chyba nie chcesz umrzeć młodo, Jossie? – zapytała podejrzliwie lady Frances. – Mówisz jak wybranka bogów. To zbyt szlachetne słowa godne świętej.
– Na pewno nie. Nie wierzysz, że naprawdę jestem wdzięczna za ocalenie? Gdyby to wszystko się nie wydarzyło, wyszłabym za mąż za Petera Radstocka i byłabym nieszczęśliwa przez resztę życia, nie wiedząc nawet dlaczego. Przyznaję też, że chyba znalazłabym się na dnie, gdybyście mnie nie uratowali. Ale byliście tam i pomogliście mi, a ja zawsze będę wam za to wdzięczna.
– Odczuwasz jedynie wdzięczność dla Iva?
Jossie zawahała się.
– Nie tylko. Nie chcę być nieuprzejmą ale nie chciałabym rozmawiać o tym, co czuję do Iva – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Zresztą ma to znaczenie tylko dla mnie. Czy możemy coś zrobić dla Petera?
– Myślę, że już wyświadczyłaś mu wielką przysługę, cierpliwie wysłuchując jego skarg. Zniżam się z tobą... młoda para powinna mieć własny dom. Gdybyśmy byli teraz w Lyne St Michael, mogłabym porozmawiać z lady Radstock, ale w Londynie nie mam szans na taką rozmowę. Peter musi sam zadbać o swoje sprawy. Jest zanadto rozpieszczony. Doszły mnie słuchy, że spędza wiele czasu na wyścigach z przyjaciółmi albo na polowaniach Ani ojciec, ani żona nie mają z niego wielkiej pociechy. Mógłby ich zadowolić, gdyby mniej się skupiał na spełnianiu własnych zachcianek.
– A co może zrobić w Londynie?
– Dobrze mu doradziłaś, żeby częściej rozmawiał z Rosalind pod nieobecność jej matki, która niweczy jego starania. Koniecznie przedstaw ich madame Rosie, chociaż nie wiem, czy zgodzi się przyjąć zamówienie dla Rosalind. Nie każda kobieta może być klientką madame. – Lady Frances nagłe spoważniała – Uważaj! Jeśli żona Petera jest zazdrosna, z pewnością nie spodobałyby jej. się wasze rozmowy. Od jutra nie wolno ci się z Peterem spotykać sam na sam.
Pamiętając o przestrodze lady Frances, następnego ranka Jossie spotkała się z Peterem przy bramie i zadbała o to, by rozmowa była krótka i rzeczowa Przekazała rady lady Frances, a potem powiedziała – Byłam wczoraj u madame Rosy. Zgodziła się przyjąć Rosalind.
Peter nie okazał specjalnej wdzięczności, chociaż Jossie długo musiała przekonywać modniarkę, żeby zajęła się nową klientką.
– Sukienki! W czym to może pomóc? – wyraził wątpliwość.
– Wiem, że nigdy nie przywiązywaliśmy wagi do strojów, ale mają one wielkie znaczenie dla twojej żony i musisz spróbować postawić się na jej miejscu – wyjaśniła cierpliwie Jossie.
– Suknia od jednej z najsłynniejszych londyńskich krawcowych sprawi twojej żonie przyjemność i doda pewności siebie. Nawet ja to zrozumiałam. Udało ci się porozmawiać z Rosalind?
– Próbowałem – powiedział ponuro. – Nie była zbyt skora do rozmowy.
– W takim razie spróbuj jeszcze raz. Zapytaj, czy chciałaby pójść do madame Rosy. Wiem, o czym mówię. – Starając się podkreślić znaczenie swoich słów, pochyliła się ku niemu i mówiła bardzo wyraźnie. Ż daleka można było nawet odnieść wrażenie, że tuli się do Petera.
Ivo widział tę scenę. Wracał od Tattersallów i właśnie mijał bramę parku. Miał potwornego pecha Tego ranka nie myślał o insynuacjach Peregrine'a. Gdyby o nich pamiętał, pojechałby inną drogą na Charles Street, by uniknąć podejrzeń o szpiegowanie Jossie. Niestety, zobaczył ją, pogrążoną w serdecznej rozmowie z Peterem Radstockiem... drugi dzień z rzędu, jeśli Peregrine mówił prawdę. Ścisnął konia piętami i jak najszybciej odjechał. Jossie była zbyt zajęta, żeby cokolwiek zauważyć.
Po powrocie do domu Ivo uzmysłowił sobie, że aż się trzęsie z wściekłości. Już wcześniej był rozdrażniony, i to w dodatku z powodu Jossie. Dotychczas nie zależało mu naprawdę na żadnej kobiecie. Przez pewien czas, dopóki nie ochłonął, miotał się po pokoju niczym tygrys w klatce, wściekły na siebie i na cały ród niewieści. Jossie niemal całowała się z Peterem! Jak mogła próbować odzyskać Petera Radstocka? Czyż nie zdawała sobie sprawy, że to słaby, pozbawiony charakteru, niezdecydowany, rozpieszczony dzieciak? Radstock należał do tych, którzy nigdy nie dorastają, nawet jeśli dożywają sędziwego wieku... Czyżby Jossie chciała niańczyć go przez całe życie? Zapomniała że jest żonaty?
Pomału się uspokajał i spojrzał na to wydarzenie innymi oczami. Jossie z pewnością nie chciała odciągnąć Petera od żony. Nie pozwoliłaby sobie na to, nawet jeśli nadal go kocha Była odważna i mogła nie dbać o konwenanse, lecz absolutnie nie można było tego powiedzieć o Radstocku. Musiała wiedzieć, że Peter nie poradziłby sobie z poczuciem odtrącenia przez lokalną społeczność, która z pewnością by go potępiła.
Dlaczego jednak spotykała się z nim w parku? Jeszcze niedawno podejrzewał, że planuje zemstę. Może teraz też prowadziła jakąś grę? Może chciała rozkochać w sobie Radstocka, by potem móc go odtrącić?
Wykluczone! Jossie, którą znał, nigdy nie upadłaby tak nisko.
Nalał sobie brandy? Pogrążony w rozmyślaniach, stał przy oknie, powoli sącząc alkohol. Czy miał rację, utajać swemu instynktowi? Dziewczyna, którą znał przed lipcem zeszłego roku, była urocza – bezpośrednia, niepowtarzalna, odważna i wierna, a do tego mądra Jednak w tamten lipcowy wieczór zawalił się jej dziewczęcy świat. Nic dziwnego, że zmieniła się i ona sama – czy aż na tyle, by chcieć zemsty na Radstocku? Miał nadzieję, żenię.
Odstawił szklaneczkę i wolno zszedł na dół. Zachowywał się jak zadurzony głupiec. Musiał przyznać, że do szaleństwa kocha Jossie Morley, bez względu na to, czyjej postępowanie wynikało z braku rozsądku, czy z żądzy zemsty. Wciąż się o nią troszczył i był gotów jej bronić, pozostać jej opiekunem. Uśmiechnął się gorzko. Kto by pomyślał, że Ivo Trenchard, cyniczny, doświadczony stary wyga, niepoprawny kobieciarz, może tak głęboko zakochać się w Jossie Morley, że będzie gotów jej bronić niezależnie od jej poczynań? Jego przyjaciele, londyńskie elity... wszyscy pękaliby ze śmiechu!
Postanowił nie zastanawiać się nad reakcjami wielkiego świata Nie miały żadnego znaczenia Będzie musiał porozmawiać z Jossie, by ją ostrzec. Nie mógł ulać Peregrine'owi, który chętnie by mu zaszkodził. Ktoś inny też mógł widzieć scenę w parku. Niewinna rozmowa może okazać się groźną bronią w rękach zręcznego manipulatora Peny dobrze wiedział, że raniąc Jossie, zrani też brata, a z pewnością nie zamierzał się zastanawiać, czy nie ucierpią na tym inni. Ivo postanowił porozmawiać z Jossie.
Znalazł ją w bibliotece. Grała z lordem Veryanem w tryktraka – Chodź tu do nas, Ivo! Uczcij to razem ze mną! Właśnie wygrałem z Jossie, a to zdarzą się niezmiernie rzadko. W czym możemy ci pomóc?
.... – Serdecznie gratuluję. Chciałem zapytać Jossie, czy nie wybrałaby się ze mną na spacer.
– Doskonały pomysł. Nie była w formie w czasie tej partii. – Poklepał Jossie po ręce. – Jesteś bardzo blada, moje dziecko. Za dużo balów i tym podobnych. Zbyt wielu książąt chce z tobą zatańczyć. Idź się przewietrzyć, to ci dobrze zrobi.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu, jednak uważnie obserwował parę wychodzącą z pokoju.
Ivo zabrał Jossie do Hampstead, zostawił powóz pod opieką stangreta i spacerem udali się na wrzosowisko. Przez chwilę szli w milczeniu. Jossie była przygaszona, a Ivo zastanawiał się, jak ostrożnie zacząć rozmowę.
– Widziałem cię dzisiaj wcześniej – odezwał się w końcu.
– Gdzie? Nie zauważyłam cię.
– Przy Chesterfield Gate, w parku. Nie jestem zaskoczony, że mnie nie widziałaś. Byłaś bardzo zajęta – Byłam z Peterem.
– Mam nadzieję, że nie jesteś w nim zakochana?
– Śmiało sobie poczynasz, Ivo! W takim razie należałoby podejrzewać, że wszyscy ludzie, którzy spotykają się w parkach, są w sobie zakochani.
– Niewiele osób spotyka się o dziesiątej rano, a potem odjeżdża w siną dal, bez stajennego.
Jossie zmrużyła oczy.
– Nie zrobiliśmy tego dziś rano... cały czas rozmawialiśmy przy bramie. O tamtym spotkaniu musiałeś usłyszeć od Peregrine'a. – Wzbierała w niej złość. – Przysłałeś go tam, żeby nas szpiegował? A dzisiaj rano przyjechałeś, żeby przekonać się na własne oczy?
– Zobaczyłem was przypadkiem. Czego on chciał?
Władczy ton Iva pogłębił irytację Jossie.
– Nie jestem pewna, czy masz prawo zadawać takie pytania – odparła lodowatym tonem.
– Oczywiście, że mam. Zrobiłem co tylko w mojej mocy, żeby wprowadzić cię w najlepsze towarzystwo i nie zamierzam biernie się przyglądać, jak kompromitujesz się z powodu Radstocka! Czego on chciał, Jossie?
Popatrzyła na niego w zamyśleniu.
– Prosił o adres madame Rosy – odpowiedziała po chwili wahania – Do diabła, to wcale nie jest zabawne!
– Ja nie żartuję. To szczera prawda Oczywiście chodziło też o inne sprawy, o których cię nie poinformuję.
Ivo kopnął kamyk na ścieżce i zaklął pod nosem. Rozmowa zmierzała w niewłaściwym kierunku. Nie tak ją sobie zaplanował. Popatrzył na Jossie.
– Nie wyszło mi to – powiedział skruszony.
– Owszem. Nie wiem, czemu jesteś taki wściekły.
– Kiedy zobaczyłem cię z Radstockiem, prawie go całowałaś!
– Popatrzyła na niego, zdumiona – Co się z tobą dzieje? Coś sobie uroiłeś! Nawet się nie dotknęliśmy. Nie zasługujesz na to wyznanie, ale daję ci słowo, że od tamtego lipca nawet nie pomyślałam o Peterze w ten sposób.
– W takim razie dlaczego się z nim spotykasz? – domagał się wyjaśnień.
Zirytował ją ton jego głosu, jednak po chwili uśmiechnęła się kpiąco.
– Uważaj. Zaczynasz się zachowywać jak zazdrosny mąż. To nieodpowiednia rola dla pierwszego uwodziciela Europy.
– Przestań wykręcać się od odpowiedzi! Dlaczego się z nim spotykasz?
Zawahała się, po czym oświadczyła stanowczo:
– Nie mogę ci powiedzieć. To są sprawy pomiędzy Peterem a mną – Westchnęła, widząc, że Ivo wciąż jest naburmuszony.
– Uważam, że nie służy nam ten spacer. Chciałabym już wrócić do domu.
Ivo nie ustępował, – Jeszcze chwila – powiedział, obracając Jossie tak, że stanęła twarzą do niego. – Posłuchaj, dziewczyno! Do tej pory dopisywało ci szczęście. Ominęłaś pułapki zastawiane na debiutantki. Ale nie wszyscy dobrze ci życzą i nawet najmniejszy skandal może ci zaszkodzić. Jeśli nie chcesz stracić wszystkiego, co udało ci się osiągnąć w ciągu ostatnich miesięcy, trzymaj się z dala od Petera Radstocka.
Jossie tak rozsierdził ostry ton Iva, że uznała, iż nie powie mu o swoim postanowieniu, by już nigdy nie spotykać się z Peterem sam na sam.
– Nie pozwalam ci mówić, co mam robić! – wybuchnęła – Będę się spotykać z Peterem, kiedy tylko będę chciała!
Ivo ujął ją za ramiona i potrząsnął nią – Ty wstrętna złośnico. Czemu nie chcesz zrozumieć, że próbuję cię chronić?
– Przestań traktować mnie tak, jakbym była dzieckiem! – zawołała ze złością – Jestem dorosłą kobietą i wiem, co robię. Nie pozwalam ci się wtrącać w moje sprawy! Zostaw mnie w spokoju!
Ivo zbladł.
– Przepraszam – rzekł zraniony i rozgoryczony. – Nie przyszło mi do głowy, że potraktujesz moją troskę jako wścibstwo. Wracamy?
W niezbyt dobrych humorach wyruszali na bal u lady Porchester. Tym razem jechali tam tylko w trójkę, jako że lord Veryan postanowił zostać w domu. Ivo był milczący, a Jossie traktowała go z chłodną obojętnością Jedynie lady Frances była w pogodnym nastroją – Myślałam, że będzie nam towarzyszył Perry? – zapytała, wychodząc z domu.
– Przysłał wiadomość, że przedłużyło się jego wcześniejsze spotkanie, ale będzie potem u Porchesterów – wyjaśnił Ivo.
W milczeniu, w żółwim tempie jechali ulicami Londynu do Hanover Square. Lady Frances popatrzyła na Jossie.
– Nie widziałam cię jeszcze w tej sukni – powiedziała – Bardzo ładnie w niej wyglądasz. Co o tym sądzisz, Ivo?
– Tak, to elegancka suknia – odpowiedział znudzonym tonem, po czym znów zapadła cisza Lady Frances nie ustępowała – Wiecie, że Radstockowie będą na dzisiejszym przyjęciu? – zapytała – Podobno – odparła Jossie. Ivo posłał jej karcące spojrzenie, które natychmiast odwzajemniła Znów zapanowało milczenie, trwające aż do końca jazdy. Wolno posuwali się za innymi powozami, z których wysiadali kolejni goście.
– Cóż – powiedziała lady Franees – przyjęcia u Porchesterów są zazwyczaj potwornie nudne, trudno się tam dobrze bawić. Tym razem zanosi się na koszmar, jeżeli natychmiast nie zaczniecie ze sobą rozmawiać. Jestem zdumiona waszym zachowaniem. Gdzie się podziały twoje dobre maniery, Jossie? Co w ciebie wstąpiło, Ivo? Gdzie jest ten czarujący chłopiec, którego wszyscy dobrze znamy i lubimy?
– Wkrótce go odnajdę – odrzekł Ivo. – Gdzieś się zapodział, kiedy niepotrzebnie starałem się komuś pomóc, myśląc, że potrzebuje mojej rady. Sprzykrzyła mi się już rola niańki. Zobaczycie, że wkrótce to się zmieni.
– Co za ulga – wtrąciła Jossie.
Gdy znaleźli się w obszernym, ponurym holu domu Porchesterów, Ivo powiedział:
– Przepraszam za swoje zachowanie, ciociu. Widzę tu Peregrine'a i Radstocków. Bez wątpienia okażą się ciekawszymi towarzyszami dla was obu. W tym czasie poszukam sobie rozrywki, uwalniając was od mojej osoby. – Skłonił się i udał w stronę sal do gry w karty. Lady Franees odprowadzała go zdumionym wzrokiem.
– Jeszcze nigdy nie widziałam Iva w takim nastroju – zauważyła . – Nawet wtedy, gdy był skłócony z Rupertem. Co ty mu zrobiłaś, Jossie?
– Ivo uważa mnie jedynie za nieznośnego dzieciaka Jeśli jest na mnie zły, to tylko dlatego, że nie postępuję tak, jakby sobie tego życzył.
Lady Franees popatrzyła na Jossie z powątpiewaniem, jednak było już za późno na odpowiedź. Zbliżał się do nich Peregrine, a za nim Radstockowie.
Rosalind była blada i przygnębiona Peter zaprosił ją do tańca, lecz odwróciła się, potrząsnąwszy głową Powstała niezręczna sytuacja Zakłopotany Peter zrobił się czerwony jak burak, po czym zwrócił się do Jossie, proponując jej taniec. Po chwili wahania Jossie dała się poprowadzić na parkiet. Peter sprawiał wrażenie tak nieszczęśliwego, że nie chciała narażać go na dalsze upokorzenia Usprawiedliwiała też swoją decyzję tym, że taniec stwarza jej okazję do zapytania o problemy Petera, chociaż, sadząc po wyrazie jego twarzy, trudno było spodziewać się radosnych wieści.
Kiedy szli na parkiet, Jossie zobaczyła, że Peregrine podchodzi do Rosalind. Wkrótce miało się okazać, że Jossie bardzo się myliła, sądząc, że Peny podniesie żonę Petera na duchu.
Taniec nie sprawił przyjemności Jossie. Peter cały czas mówił o swoich pretensjach do Rosalind.
– Twój pomysł z madame Rosą tylko pogorszył sprawę. Rosalind wpadła w szał, kiedy jej o tym powiedziałem.
– Wpadła w szał? A co takiego jej powiedziałeś?
– Że będzie wyglądać o niebo lepiej, jeśli sprawi sobie suknię w Londynie.
– Jak mogłeś być tak nietaktowny?
– Myślałem, że jestem wspaniałomyślny. Wiesz, że wcześniej nie była dla mnie zbyt miła Większość żon pocałowałaby męża i podziękowała Ale nie ona!
Wyraźnie oczekiwał pocieszenia od Jossie. Nie zamierzała mu więcej pomagać. Zaczynała żałować, że zgodziła się na ten taniec, kiedy dostrzegła karcący wzrok Iva Postanowiła nie okazać mu, że miał rację. Odwróciwszy głowę, czarująco uśmiechnęła się do Petera.
Po zakończeniu tańca poczuła wielką ulgę i z radością podeszła do lady Frances i znajomych. Nadchodzili Peregrine z Rosalind. Wciąż pogrążeni w rozmowie, parę razy zatrzymali się po drodze. Rosalind wypytywała o coś Peregrine'a, z niedowierzaniem kręciła głową i wyraźnie prosiła go o powtarzanie niektórych zdań. Gdy doszli do rogu sali, w którym skupiła się rodzina i przyjaciele, Rosalind była już bardzo wzburzona, bledsza niż zwykle. Miała błyszczące oczy i kurczowo ściskała rękaw partnera. Natarła na Petera, nie zważając na gości.
– Czemu sam mi o tym nie powiedziałeś? – zapytała ostrym tonem.
– O czym?
– Nie udawaj, że nie wiesz! Nigdy nie masz dla mnie czasu! Nigdy nie zabierasz mnie na przejażdżki do parku, nie rozmawiasz o ubraniach! – Zaszlochała – Jak mogłeś mnie tak oszukiwać?
Przerażona lady Radstock próbowała interweniować.
– Rosalind, moje dziecko. Uspokój się. Nie możesz robić tu widowiska – Właśnie, że się nie uspokoję! Proszę zaczekać, dopóki się pani nie dowie tego, co ja, i dopiero potem proszę oceniać moje zachowanie! Pani ukochany syn potajemnie spotykał się w parku z Jossie Morley Wcześnie rano, tak żeby nikt ich nie widział!
– Nie wierzę. – Lady Radstock popatrzyła na syna. – Czy to prawda?
– Oczywiście, że nie – powiedział z przekonaniem sir Thomas. – Jossie nigdy by się tak nikczemnie nie zachowała a Peter też nie byłby do tego zdolny. Dziewczyna bredzi.
Sir Thomas był obdarzony tubalnym głosem; wielu gości lady Porchester z zaciekawieniem zerkało w stronę Radstocków.
– To prawda, ale nie było tak, jak mówi Rosalind – odezwał się Peter.
– A raby jak?! – wykrzyknęła Rosalind, oszalała z rozpaczy. Odwróciła się do Jossie. – Wiem, o co tu chodzi! Chcesz się zemścić! Obwiniasz mnie za to, co ci zrobił Peter, i chcesz, żeby spotkał mnie taki sam los! Chcesz mi go odebrać! Jak możesz być taka okrutna, bez serca?
– Nie opowiadaj bzdur, Rosalind! – zwróciła się do niej stanowczym tonem lady Frances. – Robisz z igły widły. Uspokój się. Nie można się tak zachowywać.
– A jak mam się zachowywać? Nie rozumie pani? Jossie nie wystarcza wianuszek jej adoratorów. Chce mieć również mojego męża Jossie zamierzała ostro zareagować, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
– Zapewniam cię, że bardzo się mylisz – powiedziała spokojnie. – Peter jest twój.
– W takim razie dlaczego potajemnie się z nim spotykałaś?
– Chciał... – Jossie urwała Jak mogła powiedzieć Rosalind prawdę? – Peter... Peter martwił się o ciebie – odezwała się po chwili namysłu. – Chciał ci zrobić niespodziankę, kupić nową suknię. Poprosił mnie, żebym poleciła cię madame Rosie. To wszystko. Zamierzałam tylko pomóc. – Nawet w jej uszach brzmiało to mało przekonująco. Rosalind wpadła w jeszcze większy gniew.
– A więc to ty powiedziałaś mu, że wyglądam fatalnie! Czułam, że sam by tego nie wymyślił. Peter już nie interesuje się moim wyglądem... i wcale nie chce kupować mi strojów. Nie! Chciał mnie tylko upokorzyć. Zabrałaś mi go! O, Boże, jaka jestem nieszczęśliwa! – szlochała – Chcę do mamy... – Rzuciła się w objęcia lady Radstock Do tego czasu ludzie zdążyli się już zgromadzić wokół Radstocków i Trenchardów i z rosnącym zaciekawieniem przyglądali się rozwojowi wypadków. Niektórzy z nich nie kryli zadowolenia z tego, że są świadkami narodzin skandalu. Panna Helena Calverton, pieszczoszka elit, ulubiona bohaterka plotkarskich pisemek, została oskarżona o zadawanie się z cudzym mężem. Co za smakowity kąsek.
Lady Frances szybko rozejrzała się po sali. Lada chwila mogło dojść do katastrofy, tymczasem nikt nie próbował jej zaradzić.
Ktoś powinien dyskretnie wyprowadzić Rosalind Radstock, lecz jej teściowa stała jak sparaliżowana Sir Thomas też nie wykazał się refleksem. Nie zwracając uwagi na gęstniejący tłum, przenosił zdumiony wzrok z Jossie na Petera, jakby nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Tymczasem zanosiło się na skandal, który mógł zniszczyć nie tylko Jossie, ale wszystkich uczestników tej żałosnej historii. Lady Frances rozpaczliwie popatrzyła na Iva Podszedł do niej.
– Na Boga, zrób coś – wyszeptała – Inaczej wszyscy będziemy zgubieni.
Ivo uniósł brwi, pokiwał głową i zbliżył się do Rosalind Radstock. Odciągnąwszy ją od teściowej, chwycił ją za ręce, po czym, prezentując cały swój urok i wdzięk, powiedział:
– Pani Radstock, proszę na mnie spojrzeć. – Rosalind pociągnęła nosem i uniosła wzrok. Patrząc jej w oczy, Ivo kontynuował: – Lady Frances miała rację, absolutnie nie ma pani podstaw do niepokoją Historią którą opowiedział pani mój brat, wygląda zupełnie inaczej. Rozumiem, że to mój brat powiadomił panią o tych spotkaniach?
– Tak – odpowiedziała Rosalind, bezradnie patrząc na Iva – Nie wiedziałam o tym wcześniej...
– Nie mogła pani wiedzieć o czymś, czego nie było.
Urok Iva zaczynał działać. Rosalind uspokajała się, chociaż wciąż jeszcze nie była przekonana – Pan Trenchard powiedział...
– Pan Trenchard się mylił. Owszem, widział pani męża z panną Calverton. To prawda Ale cała reszta... to jego domysły. Nie miał racji.
– Skąd pan to wie?
– Bo sam ich widziałem. Panna Calverton mówi pani prawdę. Chciała tylko pomóc przyjacielowi z dawnych lat, to wszystko.
– Skąd ta pewność?
Ivo uśmiechnął się i delikatnie puścił jej dłonie, po czym przyciągnął do siebie Jossie.
– Ponieważ znam pannę Calverton lepiej niż ktokolwiek inny. Nie mamy przed sobą tajemnic. Mówi mi o wszystkim. – Uśmiechnął się do Jossie. – Wiem, że nie zamierzaliśmy ogłaszać tego publicznie przed końcem sezonu, kochanie, ale myślę, że w tej sytuacji lepiej będzie powiedzieć o wszystkim przyjaciołom, nie uważasz?
– N-nie... w-wiem... – zająknęła się Jossie.
– Myślę, że to konieczne – stwierdził stanowczo Ivo. – Pani Radstock, panna Calverton nie miała żadnych planów wobec pani męża ani jakiegokolwiek innego mężczyzny. – Powiódł wzrokiem po zgromadzonych i unosząc głos, obwieścił: – Panna Calverton i ja wkrótce zamierzamy się pobrać.
Na twarzach zgromadzonych pojawiły się życzliwe uśmiechy, a złośliwe szepty zostały szybko wyparte przez gratulacje. Ivo cieszył się dużą popularnością i nic nie mogło tak szybko zażegnać skandalu, jak przekazana przez niego wiadomość. Nikt nie był specjalnie zaskoczony. Wszyscy mieli okazję wcześniej się przekonać, jak opiekuńczy był lord Trenchard dla panny Calverton. Niezależnie od tego, jak bardzo Ivo starał się ukryć swe zainteresowanie podopieczną ciotki, nie udało mu się nikogo zwieść. A teraz nareszcie wyszło szydło z worka Rosalind Radstock została uznana za marudę; szybko zapomniano o niej i o Radstockach, zepchniętych na bok przez składających gratulacje.
Niecodziennie najbardziej wpływowi członkowie towarzystwa ogłaszali zaręczyny w tak dramatycznych okolicznościach, więc wszyscy doskonale się bawili i plotkowali. Lady Balmenny wygłosiła opinię, że panna Calverton jest o wiele za młoda dla lorda Trencharda, jednak szybko ją uciszono, przypomniawszy jej , że ona sama jest co najmniej dwadzieścia lat młodsza od męża Lady Alicia z całego serca współczuła biednej pannie Calverton tego, że wiąże się z tak niestałym mężczyzną. Nie wyglądała przy tym na zadowoloną kiedy ktoś zwrócił uwagę, że lord Trenchard nigdy dotąd nie zaproponował żadnej kobiecie małżeństwa Przez pozostałą część wieczoru Jossie i Ivo ani przez chwilę nie byli sami. Jossie uśmiechała się i kiwała głową sprawiała wrażenie zawstydzonej i szczęśliwej, zewsząd przyjmowała gratulacje i ani na chwilę nie odeszła od Iva. Nie miała żadnej pomocy ze strony lady Frances. Ilekroć udało jej się wyłowić wzrokiem chrzestną z tłumu, ta z zadowoleniem kiwała głową i uśmiechała się jak syty kocur.
Było już dobrze po północy, kiedy wreszcie udało im się wyjść z przyjęcia. Ledwie znaleźli się w powozie, Jossie opadła na poduszki i zakryła twarz dłońmi.
– Jak mogłeś! Jak mogłeś!
Ivo uśmiechnął się.
– Nie było innego wyjścia, moja droga Trudne sytuacje wymagają nietypowych rozwiązań. Zanosiło się na katastrofę.
– On ma rację, Jossie – wtrąciła lady Frances. – Ta dziewczyna była gotowa popełnić towarzyskie samobójstwo, pociągając cię za sobą I pomyśleć, że uważałam ją za nieszkodliwą potulną myszkę.
– Ale co teraz możemy zrobić? Jesteśmy w pułapce!
Ivo pokręcił głową – Nie zachwycaj się moją propozycją małżeństwa aż tak otwarcie. Mogę stać się zarozumiały.
– Nie chciałam... Och, ty żartujesz! To nie były zaręczyny, przecież dobrze o tym wiesz.
– W każdym razie całkiem dobrze udawały prawdziwe zaręczyny – zauważyła cierpko lady Frances. – Usłyszała o nich połowa Londynu. Trudno będzie je odwołać.
– Przecież Ivo nie chce się ze mną ożenić.
– Dlaczego tak uważasz?
– To oczywiste! Bawiłeś się w mojego opiekuna i dopiero dzisiaj ci tego zakazałam. Chroniłeś mnie jak dziecko. Miałeś rację – nie powinnam była spotykać się z Peterem w parku. Gdybym wiedziała, do czego to doprowadzi, nigdy bym się na – to nie zgodziła To był mój błąd i ja powinnam go naprawić. Wpadliśmy w prawdziwe tarapaty przez to twoje przekonanie, że wymagam opieki. Dlaczego nie zajmiesz się swoim bratem? Nie zapominaj, że to on wywołał cały ten skandal.
– Dobrze o tym wiem. Uważasz, że tylko cię chroniłem? Czując wyrzuty sumienia z powodu postępku mojego brata?
– Tak Po chwili milczenia Ivo powiedział:
– Tak czy owak, niezależnie od pobudek, rezultat jest ten sam. Powinniśmy się pobrać.
– Nie bądź śmieszny. Nie możemy tego zrobić.
– A ja uważam, że powinniśmy. – Widząc, że Jossie bierze głęboki oddech, oznajmił stanowczo: – Już dość! To był trudny wieczór. Oboje jesteśmy w kiepskiej formie.
– Nie próbuj mi rozkazywać! – rozzłościła się Jossie. – Już ci mówiłam, żebyś nie traktował mnie jak swoich podwładnych. Mogę ogłosić całemu światu, że postanowiłeś się ze mrą ożenić, nie pytając mnie wcześniej o zdanie. Jak śmiesz odmawiać mi prawa do wyrażenia swojej opinii!
– Jossie! – zwróciła jej ostro uwagę łady Frances. – Uspokój się. Ivo ma rację. To nie czas i miejsce na kłótnie.
Jossie zamknęła usta i zapatrzyła się w okno. Gdy powóz się zatrzymał, szybko udała się do domu. Zaczekała przy drzwiach na łady Frances i Iva Zauważywszy jej gniewne spojrzenie, Ivo rzucił tylko:
– Biblioteka?
W milczeniu weszli do środka, czekając, aż odejdą służący. Ivo stanął przy kominku i zapatrzył się w palenisko. Lady Frances usiadła w fotelu. Z dezaprobatą patrzyła na chrześnicę.
– Wyraziłaś się boleśnie jasno, Jossie – powiedział spokojnie Ivo. – Przykro mi, że moje oświadczyny tak cię zdenerwowały. Gzy możesz mi powiedzieć, dlaczego tak zareagowałaś? Może kochasz kogoś innego? Jossie była bliska płaczu.
– Dlaczego od razu wydaje ci się, że musi być ktoś inny? – spytała ze złością. – Nie ma nikogo innego. Takie małżeństwo, jakie mi proponujesz, skończy się tragedią. Dobrze o tym wiesz. Nie wyjdę za ciebie z wdzięczności, Ivo. Nie mam ochoty wiecznie być komuś za coś wdzięczna, nawet tobie, a ty szybko znudzisz się rolą dobroczyńcy, kiedy będziesz musiał grać ją codziennie.
Lady Frances miała ochotę zaprotestować, lecz Ivo uciszył ją skinąwszy głową – Poza tym – ciągnęła Jossie – w gruncie rzeczy nie należę do towarzystwa Podobał mi się sezon w Londynie i jestem szczerze wdzięczna za to, co zrobiliście dla mnie z lady Frances. To dzięki wam odniosłam sukces, ale w głębi duszy pozostałam wiejską dziewczyną Nie wiem, co przyniesie mi przyszłość, lecz jednego jestem pewna Jak możemy być szczęśliwi, jeśli będziesz miał żonę, która nie lubi tego, co ciebie akurat najbardziej cieszy?
– Perspektywy są rzeczywiście niewesołe – odparł z kamienną twarzą Ivo – ale sytuacja będzie jeszcze gorsza, jeśli się wycofamy. Zostanę uznany za głupca albo potępiony jako łajdak A ty, czy chcesz mieć etykietkę porzuconej? – Chwycił Jossie za ramiona i obrócił twarzą do siebie. – Towarzystwo nigdy ci nie wybaczy, jeśli się teraz wycofasz.
Jossie straciła panowanie nad sobą – Musi być jakieś rozwiązanie! – zawołała zrozpaczona – Nie mogę wyjść za ciebie, Ivo!
Wyrwała się z jego uścisku i wybiegła z pokoju. Lady Frances pokręciła głową – Czy mam z nią porozmawiać?
– Nie, ciociu Frances – odrzekł z goryczą Ivo. – Jossie bardzo wyraźnie wyraziła swoje zdanie. Sam nie wiem, co zrobię.
Nie wiem, czy istnieje możliwość w miarę bezbolesnego wyplątania się z tej sytuacji.
Lady Frances uniosła brwi.
– Chcesz się poddać bez walki? To do ciebie niepodobne.
Ivo popatrzył na nią ponuro.
– To paskudna sytuacja – powiedział. – Trudno jest mi winić Jossie. Nigdy nie zastanawiała się, czy mógłbym zostać jej mężem. Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, była zaślepiona miłością do Petera Radstocka, a potem pełniłem wobec niej raczej rolę ojca, wybawcy i nauczyciela. Nic dziwnego, że nie wyobraża sobie innego związku ze mną – Nie wierzę, żeby jeden z najatrakcyjniejszych mężczyzn Londynu nie potrafił nakłonić jej do zmiany zdania Jossie nie jest z kamienia – Lady Frances odczekała chwilę, po czym dodała – Ivo, weź się w garść. Takie zachowanie do ciebie nie pasuje. To, że zakochałeś się po raz pierwszy w życiu, nie musi oznaczać, iż masz zachowywać się jak mięczak Roześmiała się, widząc przerażenie na jego twarzy.
– Powiem ci coś jeszcze. Uda ci się, – Lady Frances wstała i podeszła do drzwi. – Oboje bardzo mi się podobacie i uważam, że idealnie do siebie pasujecie. Byłabym zachwyconą gdybyście się pobrali. Nie miej zbyt wielu skrupułów. W razie potrzeby przypomnij jej, ile ci zawdzięcza, i nie dopuść do odwołania zaręczyn Potem nauczysz ją, jak ma cię pokochać. – Widząc, że Ivo kręci głową dodała – Poczucie wdzięczności to wcale nie taka zła podstawa do zawarcia małżeństwa.
– W tym przypadku wprost fatalna! – Widząc, że ciotka patrzy na niego zdziwiona, wzruszył ramionami. – Pewnie uważasz, że przesadzam Czy pamiętasz, jaka była Jossie, kiedy po – raz pierwszy ją spotkałem? Wolna, pewna siebie, niezależna. To właśnie w takiej dziewczynie się zakochałem, ciociu. Nie wierzę w małżeństwa z wdzięczności, a Jossie podziela moje zdanie. Chcę, żeby została moją żoną z wyboru. Po tym, co dzisiaj usłyszałem, obawiam się, że nigdy do tego nie dojdzie.
Następnego ranka Ivo postanowił rozmówić się z Peregrine'em, a potem zobaczyć się z ojcem. Wcześnie udał się do brata, ale powiedziano mu, że go nie ma w domu. Z ponurym uśmiechem odsunął służącego i wszedł do środka. Peregrine jadł śniadanie, ale kiedy zobaczył Iva, stanął za krzesłem, jakby szukając schronienia – Dzień dobry, braciszku – powiedział.
Ivo zignorował powitanie.
– Chcesz stawić mi czoło jak mężczyzna, bracie? – zapytał nieprzyjemnym tonem. – Czy też mam ci sprawić manto, na które zasłużyłeś?
– Nie! Nie! Przepraszam, Ivo, naprawdę bardzo mi przykro. Gdybym wiedział, że Rosalind Radstock zrobi taką scenę, nie pisnąłbym jej ani słówka – Nie kłam. Choć raz powiedz prawdę. Jesteś podłym, tchórzliwym łgarzem.
– Nie! Nie!
– A jak inaczej można nazwać mężczyznę, który nie tylko chciał zniszczyć' cudze małżeństwo, ale także zrujnować reputację dziewczyny, chociaż nigdy nie wyrządziła mu żadnej krzywdy?
– Nie zdawałem sobie sprawy... Nigdy nie chciałem niczego rujnować. – Peregrine próbował wytrzymać wzrok brata, ale po chwili powiedział potulnie: – Pragnąłem tylko sprawić ci trochę kłopotu.
– Dlaczego?
– Aby cię zranić. Charlotte Gurney wyśmiała mnie, kiedy zaproponowałem jej małżeństwo. Nawet nie zamierzała, rozważyć mojej propozycji... jestem tylko młodszym synem i nie mam nic! A ty – wszystko! I jakby tego było mało, widzę, że tu, w Londynie, jesteś prawdziwym bohaterem, prawą ręką Wellingtona, ulubieńcem kobiet. A co do ojca... – Peregrine urwał i podszedł do okna – Na domiar złego zakochałeś się w Helenie Calverton – pięknej i bogatej. To wymarzona partia Masz wszystko, Ivo, więc chciałem ci dopiec, a wiedziałem, że najlepszym sposobem będzie zaszkodzenie tej dziewczynie. Próbowałem ci powiedzieć ojej schadzkach z Radstockiem, ale nie chciałeś mi wierzyć.
Ivo zaklął. Kopnięciem odsunął krzesło i chwyciwszy brata za kołnierz, przyciągnął do siebie. Zacisnąwszy palce na szyi Peregrine'a, powiedział cicho:
– Po to, żeby mnie zranić byłeś gotów zrujnować reputację Jossie! Mogłeś również zniszczyć Rosalind Radstock. Co z ciebie za człowiek?
– Wiem, wiem – wydyszał Peregrine, z przerażeniem wpatrując się w pociemniałą z gniewu twarz Iva – Przysięgam, że wszystko już przemyślałem. Kiedy zobaczyłem, jaka nieszczęśliwa jest ta dziewczyna... mam na myśli Rosalind Radstock... znienawidziłem się za to, co zrobiłem... – Starał się odciągnąć palce Iva od swojej szyi. – Udusisz mnie! – Ivo puścił go z pogardą; Peny zatoczył się pod okno i chwyciwszy się parapetu, gwałtownie łapał powietrze. Po chwili powiedział: – Ale i tak mi się nie udało. Wszyscy zapomnieli o Radstockach, kiedy ogłosiłeś zaręczyny z panną Calverton. Nie spodziewałem się tego.
Ivo zastanawiał się, co począć. Wciąż mocno ściskał szpicrutę. Korciło go, żeby brat jeszcze bardziej pożałował swego postępku. W końcu przyszedł tu właśnie z tym zamiarem. Jednak zaspokojenie żądzy zemsty z pewnością nie poprawiłoby ich stosunków. Ivo czuł, jak opuszcza go gniew, a powraca żal i poczucie winy.
– Radstockowie sobie poradzą Nauczyli się już tuszować wybryki Petera – rzekł spokojniejszym tonem. – A co do ciebie. .. wyjedziesz z Londynu przed końcem tygodnia i już tu nie przyjedziesz. Przynajmniej nie wtedy, kiedy ja tu będę.
– To mi przyjdzie bez trudu. Nie podoba mi się życie w Londynie. Jestem o wiele szczęśliwszy w Derbyshire. Ludzie mnie tam lubią i traktują tak, jakbym był kimś ważnym.
– W takim razie tam zostań! Ojciec mówi, że bardzo dobrze radzisz sobie w Arneston Powiedział, że zamierza ci je ofiarować.
– Chce mi ofiarować Arneston? Naprawdę?
– Nie zrobi tego, jeśli usłyszy o twoim ostatnim wyczynie.
– I tego właśnie chcesz, prawda? Domyślam się, że zamierzasz mu powiedzieć!
Ivo westchnął. Czarujący chłopiec, którego znał przed laty, bezpowrotnie zniknął. Peregrine nigdy nie kochał swojej rodziny ani jej nie ufał. Nic nie można było poradzić na jego nieuzasadniony strach przed ojcem ani na datującą się z czasów dzieciństwa urazę do starszego brata. Mimo pozornej delikatności potrafił być zdumiewająco okrutny, kiedy wydawało mu się, że jest źle traktowany. Najlepszym wyjściem dla wszystkich było pozwolenie Peregrine'owi na samodzielne życie na północy, z dala od świata, który postrzegał jako wrogi.
– Nie zrobię tego – powiedział ze znużeniem. – Musisz stąd wyjechać i prowadzić uczciwe życie w Arneston. Wyjedź jak najszybciej. W przyszłym tygodniu nie chcę cię już widzieć w Londynie.
Peregrine zmierzył brata podejrzliwym wzrokiem, po czym pokiwał głową i zapytał z pokorą – Pozwolisz mi przed wyjazdem pożegnać się z ojcem? Obiecuję, że nie zostanę tu długo. Chciałbym też przeprosić pannę Calverton Mogę?
Ivowi wcale nie podobał się błagalny ton brata, uznał jednak jego prośby za zasadne.
– Oczywiście – odpowiedział chłodno. – Masz na to trochę czasu.
Było jeszcze wcześnie, kiedy Ivo wrócił na Charles Street. Ojciec już czekał na niego w bibliotece.
– Czy to prawda? – zapytał, ledwie Ivo przestąpił próg.
– To znaczy?
– Te zaręczyny. Czy to prawda? Dlaczego nie dowiedziałem się o tym od ciebie?
– A kto ci o tym powiedział?
– Mniejsza o to. Co to wszystko ma znaczyć?
– Poprosiłem Jossie o rękę.
– To dobrze! Doskonale! To najlepsza wiadomość od czasu twojego powrotu spod Waterloo. Przyprowadź ją, mój chłopcze.
– Hm... jest pewien problem. Duży problem.
– Nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się pokonać, jestem tego pewien. To dobra dziewczyna, wszyscy bardzo ją lubimy. Na pewno nie chodzi o pieniądze... oboje macie ich aż za dużo. W czym problem? Usiądź i powiedz mi o wszystkim.
– Co słyszałeś?
– Niewiele. Tylko tyle, że całe miasto aż huczy, że Ivo Trenchard się w końcu zaręczył. Miałem nadzieję, że powiesz mi, jak doszło do tego, że podjąłeś decyzję. Co się stało?
– Jossie nie ma ochoty na zaręczyny.
– Nie ma ochoty? Co ty opowiadasz? Albo jesteś zaręczony, albo nie, nie ma innej możliwości. Czy ona oszalała?
– Powiem ci, co się wydarzyło. – Ivo zdał ojcu sprawo– zdanie z wydarzeń minionego wieczoru, pomijając udział Perry'ego.
– Więc... chcę się upewnić... jesteś zaręczony? Jossie nie zaprzeczyła publicznie?
– Nie. Myślę, że była oszołomiona – To dobrze. W takim razie pozostaje ci tylko dopilnować, żeby się tego trzymała – Myślałem, że znasz Jossie.
– Owszem. Znam też ciebie.
– Nie wiem, dlaczego wszyscy uważają, że dam sobie radę z Jossie Morley – powiedział z irytacją Ivo. – Sam nie jestem tego pewny.
– Nic w tym złego – odparł z zadowoleniem ojciec. – Zazwyczaj grzeszysz nadmierną pewnością siebie.
Ivo pomyślał, że na pewien czas ma dość swojej rodziny, i zamierzał wyjść, kiedy do biblioteki wkroczyły ciotka i Jossie. Wyglądały tak, jakby gdzieś się wybierały.
– Co to ma znaczyć? – zapytał lord Veryan – Nie masz czasu dla przyszłego teścia? Chodź tutaj, dziewczyno!
– Ja... ja... – Jossie posłała udręczone spojrzenie Ivowi, po czym zapytała – Nikt nie powiedział panu prawdy?
– Ivo wspomniał, że nie jesteś zdecydowana, ale nie przyjąłem tego do wiadomości. Wyjdziesz za niego, musisz to zrobić, W przeciwnym razie bardzo zmartwiłabyś starszego człowieka, a przecież na pewno tego byś nie chciała – Ponieważ Jossie wyglądała na osobę, która mogłaby rozczarować starszego pana, dodał: – Poza tym nie możesz odwołać zaręczyn. Chyba wiesz, że w takim wypadku mój syn wyszedłby na idiotę!
Jossie z rozpaczą popatrzyła na Iva – Nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy... ale... Ivo podszedł do niej i ujął jej ręce.
– Nie słuchaj go. Nie wolno ci robić czegoś, na co nie masz – ochoty. Jeśli zgodzisz się nie odwoływać zaręczyn w tej chwili, z pewnością niedługo znajdziemy rozwiązanie tego problemu. Nie rób nieszczęśliwej miny. Nie chciałbym, żebyś cierpiała – Ucałował jej dłoń, a potem zapytał wesoło: – A dokąd to panie się wybierają? Czy mogę wam towarzyszyć?
– Postanowiłyśmy odwiedzić lady Radstock i zapytać o zdrowie Rosalind. No i do końca wyjaśnić wszystkie nieporozumienia – powiedziała lady Frances.
– To wspaniały pomysł – pochwalił Ivo. – Będzie jeszcze lepiej, jeśli pójdę tam z wami. Zgadzasz się, Jossie?
Wszyscy zastygli w oczekiwaniu. Gdyby Jossie zgodziła się na pójście do państwa Radstocków z Ivem, oznaczałoby to, że nie zamierza natychmiast zrywać zaręczyn. Kiedy skinęła głową lord Veryan i lady Frances odetchnęli z ulgą – W porządku – powiedział rzeczowym tonem Ivo. Wyprowadził damy na dwór, po czym, jakby sobie coś przypomniawszy, wrócił do biblioteki. – Zapomniałem o czymś ci powiedzieć, ojcze. Peny zdecydował się wrócić do Derbyshire. Chciałby odwiedzić cię dziś po południu, żeby się z tobą pożegnać. Czy będziesz miał wtedy czas?
– Tak, oczywiście. Tylko że nie będę wiedział, o czym z nim rozmawiać.
– Możesz mu powiedzieć, że cenisz go za sprawne zarządzanie Arneston i... że niedługo Arneston będzie jego własnością Ojciec popatrzył na niego surowo.
– Wciąż bronisz jego interesów, Ivo? Myślałem, że już cię to zmęczyło.
– Obiecuję ci, że więcej nie powiem na ten temat ani słowa Byłoby mi lżej na duszy, gdybym wiedział, że Peny ma zapewniony byt w Derbyshire. Przecież on powinien coś mieć, ojcze.
– Dobrze, dobrze. Zostaw już ten temat Nie każ paniom na siebie czekać.
– Lady Radstock przyjęła ich dość chłodno, jednak powoli się rozchmurzyła przekonawszy się, że przybyli jedynie po to, by zapytać o zdrowie synowej.
– Wyszła gdzieś z Peterem, ale czuje się dużo lepiej, dziękuję. Jestem pewna, że żałuje... że jest jej przykro...
– Lady Radstock, bardzo proszę jej nie obwiniać – powiedziała Jossie. – Rosalind mogła mylić się co do powodów naszego spotkania z Peterem, ale to ja postąpiłam lekkomyślnie. Powinnam była przewidzieć, jak to może wyglądać dla kogoś, kto... kto...
– Kto nie wiedział o tym, co łączy mnie z Jossie – dokończył za nią Ivo.
– Wciąż jednak nie rozumiem, dlaczego musiałaś potajemnie spotkać się z Peterem. Rosalind zachowała się skandalicznie, ale, prawdę mówiąc, nie dziwi mnie to, że wyciągnęła niewłaściwe wnioski, szczególnie w jej obecnym stanie. Dlaczego tak postąpiliście?
Jossie uśmiechnęła się niepewnie.
– Chciałam pomóc przyjacielowi z dawnych lat.
– Jak Peter mógł prosić cię o cokolwiek po tym, jak... – Urwała Po chwili zapytała – Dlaczego Peter potrzebował twojej pomocy?
– Zapewne powinnaś zapytać o to Petera – wtrąciła rezolutnie lady Frances. – Jestem pewna, że powie ci prawdę. Zawsze cieszyłaś się jego zaufaniem, Eleanor. A, jak już powiedziała Jossie, ich spotkania były bardzo nierozsądne, ale zupełnie niewinne. Prawdę mówiąc, uważam, że nie powinna przejmować się nie swoimi sprawami. W przeszłości Jossie i Peter byli przyjaciółmi, ale teraz Peter nie ma prawa prosić jej o spotkania Sama porozmawiaj z synem, moja droga – Dobrze. Chociaż może nie będzie to już potrzebne... dzisiejsza wspaniała wiadomość bardzo nas uszczęśliwiła W tym momencie do pokoju wszedł sir Thomas i usłyszał ostatnie słowa – Już im powiedziałaś? – spytał, zacierając ręce.
– Jeszcze nie, mój drogi. Nasi goście przyszli zapytać o zdrowie Rosalind.
– Czuje się dużo lepiej – oznajmił sir Thomas. – Będę wam bardzo wdzięczny, jeśli zapomnicie o tej wczorajszej historii. Im mniej będzie się mówić na ten temat, tym lepiej. Rosalind jest urocza... jestem pewien, że nie chciała nikomu sprawić przykrości. Zresztą dzisiaj wszystko się wyjaśniło.
Jossie zdziwiła ta nagła zmiana nastawienia do Rosalind, jednak następne słowa sir Thomasa wszystko wyjaśniły.
– Moja synowa jest w błogosławionym stanie – obwieścił z dumą – Chyba tak się to nazywa w eleganckim świecie. Jest brzemienna – Z zadowoleniem wysłuchał radosnych okrzyków lady Frances i Jossie. – Mam nadzieję, że to będzie chłopiec. Nawet jeśli urodzi się dziewczynka, też będę się bardzo cieszył. I będzie wychowywana jak dziewczynka Co ty o tym sądzisz, Jossie?
– Oczywiście, że tak będzie lepiej – stwierdziła z gorzkim uśmiechem.
– Właśnie. Rosalind na pewno będzie bardzo dobrą matką – oznajmił z dumą sir Thomas. – Uporządkuję dla nich Dower House, kiedy tylko wrócimy do Somerset Skoro zakładają rodzinę, będą potrzebowali własnego kąta – Zachichotał. – I pomyśleć tylko, że będę dziadkiem! – Wciąż promieniejąc radością, powiedział nagle: – Aleja tu o czymś zapomniałem. Nie mieliśmy okazji złożyć ci gratulacji, Trenchard. Nie mogłeś lepiej trafić. Kiedyś... – Popatrzył na Jossie z rozmarzeniem i pokręcił głową – Rosalind to dobra dziewczyna „Dziadek", nieźle to brzmi, co? – Znów zachichotał w przypływie znakomitego humoru i podał Ivowi rękę. – Dbaj o Jossie, zasługuje na to.
– Ivo chwycił rękę Jossie.
– Uczynię wszystko, żeby była szczęśliwą sir Thomasie. Nie powinniśmy zajmować czasu pani Radstock. Na pewno ma wiele spraw na głowie.
– Wszyscy będziemy teraz zajęci. Jutro jedziemy do Brighton – oświadczył sir Thomas. – Chciałbym, żeby Rosalind zaczerpnęła świeżego, nadmorskiego powietrza i zażyła trochę ruchu.
– A poza tym odpoczęła i odprężyła się – dodała łagodnie pani Radstock.
– Co? A, tak! Odpoczynek Zabawa Oczywiście, oczywiście! Świetna z niej dziewczyna, co?
Lady Frances wstała i ujęła dłoń przyjaciółki.
– Jestem bardzo szczęśliwa, słysząc takie wiadomości. Rosalind na pewno wspaniale odpocznie w Brighton.
Wyszli, zostawiając uszczęśliwionych Radstocków.
W drodze do domu lady Frances powiedziała:
– Wydaje się, że problemy Petera same się rozwiązują Pozostaje mu już tylko kłopot z twoją macochą Jossie pokiwała głową – Teraz będzie mu dużo łatwiej, skoro ojciec zaakceptował jego żonę. Rosalind zrobiła najlepszą rzecz z możliwych, żeby zdobyć przychylność sir Thomasa.
Ivo z niedowierzaniem przysłuchiwał się tej rozmowie.
– Chcesz powiedzieć, że Peter Radstock naraził na szwank twoją reputację i szczęście żony, żeby wysłuchać twoich rad na temat jego nic nieznaczących problemów domowych? Rodzinnych sprzeczek? Myślałem, że to coś poważnego... Zastanawiałem się nawet nad tym, czy aby nie chce ci powiedzieć, że ponownie się w tobie zakochał, albo poprosić cię, żebyś z nim uciekła – W takim przypadku nigdy bym go nie wysłuchała Dobrze o tym wiesz, Ivo.
Uśmiechnął się do niej.
– Powinienem był pamiętać. Piękna, bogata, mądra. , i szczera aż do bólu. Zazdrosny mężczyzna nie zawsze jest rozsądny.
Jossie prychnęła z niedowierzaniem.
– Zazdrosny! Nie opowiadaj głupstw!
Peregrine złożył ojcu pożegnalną wizytę. Lord Veryan, który nie grzeszył nadmiarem taktu, wspomniał o zamiarze zapisania Perry'emu Arneston, dodając, że to Ivo wstawił się za nim.
– Nie mam wątpliwości co do szlachetności mojego brata – stwierdził chłodno Peny. – Nie wiedziałem, że to jego majątek i że może nim dysponować.
– Oczywiście, że to nie jego majątek, ty niewdzięczniku! Ale pewnego dnia przypadłby jemu! Więc jak, chcesz Arneston czy nie, Peregrine?
– Tak, dziękuję. Przyjmę go z prawdziwą radością. To piękna posiadłość.
– Nigdy jej nie lubiłem – oznajmił lord Veryan. – Cieszę się, że mogę się jej pozbyć. Porozmawiam z prawnikami. Życzę ci bezpiecznej podróży.
Urażony Peny zamierzał teraz spotkać się z ciotką lub z Ivem. Dowiedziawszy się, że nie ma ich w domu i że spodziewani są za godzinę, odnalazł Jossie siedzącą samotnie w saloniku.
– Jest pani bardzo smutna, panno Calverton – powiedział zaraz po powitaniu, nie ośmielając zwrócić się do niej po imieniu. – Czy to dlatego, że nie może pani znieść mojej obecności?
Jossie popatrzyła mu prosto w oczy.
– Nie ukrywam, że sprawił mi pan dużo kłopotu swym gadulstwem.
– Jest mi naprawdę bardzo przykro. Nie chciałem nikomu zaszkodzić ani wyrządzić krzywdy. Napomknąłem tylko pani Radstock o madame Rosie i wyciągnęła ze mnie całą resztę. Nie sądziłem, że to może mieć takie następstwa, proszę mi wierzyć. Nie przewidziałem, że zareaguje tak gwałtownie, w przeciwnym razie byłbym dyskretniejszy. Niemniej poszedłem dziś do pani Radstock i dowiedziałem się, że nie stało się nic poważnego. Hm... dowiedziałem się, że istnieje bardzo radosne wyjaśnienie jej drażliwości.
– Tak. – Miły głos Perry'ego i szczera skrucha rozbroiły Jossie. – Przypuszczam, że źle pana zrozumiała?
– Zapewniam panią, że tak. Ale to była moja wina. Czy bardzo się pani tym wszystkim przejęła? W sumie wszystko zakończyło się dla pani bardzo radośnie.
– Dlaczego?
– Chodzi mi o zaręczyny.
– Lord Trenchard nigdy nie powinien był ich ogłosić. Prawdę mówiąc, jestem w rozterce.
– Dlaczego?
Ośmielona współczującym spojrzeniem Perry'ego, wyjaśniła:
– W ciągu minionego roku lord Trenchard był moim przyjacielem i opiekunem. On i moja chrzestna zrobili dla mnie tak wiele! A teraz ogłosił nasze zaręczyny przed całym londyńskim towarzystwem, żeby ratować moje dobre imię. Inaczej nigdy nie przyszłoby mu do głowy ożenić się ze mną. Na pewno pan wie, jakie kobiety lubi Ivo. Zupełnie inne niż ja.
– A pani nie ma ochoty wyjść za niego za mąż?
– W obecnej sytuacji nie mam takiego zamiaru.
– Ale kocha pani mojego brata, panno Calverton?
– Nie wyobrażam sobie gorszego losu niż małżeństwo z kimś, kogo się kocha, a kto może odwzajemnić się tylko przyjaźnią – powiedziała po chwili milczenia – Lord Trenchard potrzebuje bardziej światowej kobiety. Mimo iż są to rzeczy tolerowane w towarzystwie, wiem, że... nigdy nie potrafiłabym przyzwolić mojemu mężowi na miłostki.
Peregrine ze smutkiem pokręcił głową – Ma taką reputację, że nie bardzo można spodziewać się po nim wierności. – Zamyślił się. – Trudno mi dawać pani nadzieję, że mój brat się zmieni. Zawsze był taki, odkąd dorosłem na tyle, żeby to zauważać. W gruncie rzeczy...
Urwał i zakrył oczy dłońmi.
– Co się stało, panie Trenchard? – zapytała z niepokojem Jossie.
Westchnął i potrząsnął głową – To bardzo smutna historia, panno Calverton, jedna z tych, o których powinno się jak najszybciej zapomnieć – odparł ze smutkiem. – Obawiam się, że nie przynosi chluby mężczyźnie, którego pani kocha, – Chyba zdążył się już pan zorientować, że zdaję sobie również sprawę z jego wad. Myślę, że może mi pan opowiedzieć o wszystkim.
Nadał kręcił głową – W tę historię są zamieszane także inne osoby, nie tylko ja.
– Rozumiem, w takim razie nie mogę nalegać...
– Ale jednak.... myślę, że mogę pani zaufać. Oczywiście pod warunkiem, że będę mógł być pewien pani dyskrecji.
– Oczywiście!
– Ivo odebrał mi jedyną kobietę, którą kochałem. Wziął ją, a potem ją porzucił. – Popatrzył na Jossie zbolałym wzrokiem. – Była córką najlepszego przyjaciela mojego ojca – Ale co się stało?
– Charlotte i ja byliśmy szczęśliwi, dopóki Ivo nie przyjechał do domu na przepustkę. On potrafi być bardzo czarujący, panno Calverton, i niedługo potem Charlotte się w nim zakochała. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek ją kochał. Kiedy został przyłapany z Charlotte w opuszczonej chacie na terenie majątku, ojcowie zażądali, by Ivo się z nią ożenił. Odmówił. Przez ponad rok on i ojciec nie kontaktowali się z sobą z tego powodu. Ale oczywiście ojciec w końcu mu przebaczył... jak zwykle.
– Co się stało z dziewczyną?
– Strasznie rozpaczała. Było jej tak wstyd, że nie chciała się widywać nawet ze mną, chociaż zapewniam parną, panno Calverton, że z radością pojąłbym ją za żonę. W końcu została wywieziona do Bath i zmuszona do małżeństwa z mężczyzną, który mógłby być jej ojcem. Czasami dochodzą do mnie wiadomości na jej temat. Obecnie jej ojciec mieszka blisko mnie. Charlotte nie jest szczęśliwa.
Jossie przeżyła szok, jednak zaprotestowała:
– Panie Trenchard, to okropna historia. Nie mogę w nią uwierzyć. Pański brat był zawsze człowiekiem honoru.
– Owszem. We wszystkich sprawach, z wyjątkiem stosunku do kobiet. Nie dziwię się, że trudno jest pani dać wiarę temu, co powiedziałem. Czy słowo sir George'a Gurneya wystarczyłoby, żeby panią przekonać?
Jossie nie wiedziała, co począć. Peregrine wydawał się szczery, jednak trudno jej było uwierzyć w jego opowieść. Ivo miał swoje wady, ale nigdy nie słyszała, by oskarżano go o uwodzenie niewinnych dziewcząt.
– Jeśli to pana nie urazi, chciałabym posłuchać, co na ten temat ma do powiedzenia ojciec Charlotte. Czy zechce ze mną porozmawiać?
– Jestem pewien, że się zgodzi, jeśli będzie to oznaczało, że inna kobieta nie powtórzy błędu jego córki.
– Trudno mi uwierzyć w tę historię, ale nie mogę tego tak zostawić...
– Czy będzie pani w Carlton House dziś wieczorem? Na pewno będzie tam sir George. Poproszę, żeby z panią porozmawiał.
– Dziękuję. Na pewno przyjdę.
– Myślę, że potem już się nie zobaczymy, panno Calverton. Jutro wyjeżdżam z Londynu.
– Tak szybko?
– Zostałem odesłany do Derbyshire. Ivowi najwyraźniej przeszkadza moja obecność. Proszę go przeprosić, że się nie pożegnałem, jeśli będzie pani tak łaskawa Myślałem, że go tu zastanę, ale nie chce mi się czekać, aż raczy wrócić do domu.
Sięgnął po kapelusz i laskę, po czym wyszedł. Ledwie znalazł się za rogiem, przeszedł gwałtowną przemianę. Rozprostował skulone ramiona, przyśpieszył kroku, a na jego zbolałej przed chwilą twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia Helena Calverton dała się oszukać. Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo jego brat ją kocha Samemu Peregrine'owi trudno było w to uwierzyć, jednak to była prawda Po wielu latach uganiania się za kobietami Ivo szczerze się zakochał. Peny roześmiał się. Miał genialny pomysł z tym starym Gurneyem. Ojciec Charlotte wciąż był przekonany, że to Ivo uwiódł jego córkę. Kiedy powie to głośno, panna Calverton też w to uwierzy.
Po wyjściu Peregrine'a Jossie ogarnęły niezliczone wątpliwości. Nie mogła uwierzyć w to, że Ivo zachował się tak podłe, jak przedstawił to Peregrine. Musiało istnieć jakieś inne wyjaśnienie tej sytuacji. Niestety, to, co wiedziała na temat przeszłości Iva, zdawało się potwierdzać podejrzenia Słyszała o jego kłótni z ojcem, wiedziała, że miała ona związek z Charlotte Gurney. Przypominała sobie, że Ivo pogodził się z ojcem po tym, jak Chariotte Gumey wyszła za mąż w Bath. Westchnęła. Nie miała ochoty wiązać się z niewiernym lekkoduchem, czarującym uwodzicielem, który być może nawet ją lubił, ale zdradziłby ją ledwie miesiąc miodowy by się skończył. Postanowiła, że niezależnie od tego, co powie jej sir George, nie wyjdzie za Iva Trencharda.
Tego wieczoru Jossie musiała bardzo się starać, by nikt nie zobaczył zmiany jej nastroją Uśmiechała się promiennie i prowadziła uprzejme rozmowy, choć miała ochotę zaszyć się w kącie. Gdziekolwiek udali się z Ivem, ich przyjaciele i znajomi interesowali się datą ślubu, strojami weselnymi, tym, gdzie Ivo i Helena zamieszkają jako małżeństwo, oraz zasypywali ich tysiącem innych, równie kłopotliwych pytań. Ivo był dla niej bardzo miły i tak troskliwy, że miała ochotę krzyczeć. Nawet lady Frances, która zazwyczaj stała po stronie Jossie, mówiła o tym małżeństwie jak o czymś zaplanowanym i oczywistym.
W Carlton House odnotowywano też każde spojrzenie Iva na któraś z jego byłych kochanek oraz zamienione z nimi słówko. Był dla nich równie czarujący jak dawniej, chociaż teraz zazwyczaj u jego boku pojawiała się Jossie. Niestety, kilka byłych znajomych Iva nie kryło przekonania, iż pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy lord Trenchard znów znajdzie siew ich ramionach Sam książę regent zrobił uwagę na temat zaręczyn i żartobliwie poradził, żeby nie pozostawali w stanie narzeczeńskim zbyt długo.
– Niech mu pani nie pozwoli uciec, panno Calverton Wszyscy wiemy, co z niego za ziółko.
W czasie przerwy na kolację Jossie zauważyła, że Peregrine daje jej znaki. Utorowała sobie drogę przez zatłoczone pomieszczenie. Ivo poszedł po napoje. Lady Frances rozmawiała z przyjaciółką Jossie pomyślała że zdąży wrócić przed nadejściem Iva Wyszła na taras, gdzie Peregrine przedstawił jej sir George'a, po czym skłonił się i taktownie wycofał. Jossie poczuła rosnące zakłopotanie. Jak należało zacząć tę rozmowę?
Nie zważając na jej wątpliwości, sir George rzekł bez żadnych wstępów:
– Trenchard prosił mnie, żebym powiedział pani o mojej córce. Czy rzeczywiście to panią interesuje?
Jossie przytaknęła.
– Jeśli tylko uważa to pan za stosowne, sir.
– W przeciwnym wypadku nie byłoby mnie tutaj. Nie lubię Trenchardów i nie mam ochoty im pomagać. Uważam jednak, że powinna pani o wszystkim wiedzieć. Wdziałem panią z nim... to znaczy z tym starszym. Z żołnierzem. Podobno jest pani z nim zaręczona Czy to prawda?
– Tak – odpowiedziała niepewnie.
– Radzę pani uciec od niego jak najdalej. Uwiódł moją córkę, a potem nie chciał się z nią ożenić. Zdecydowanie odmówił. Przestałem utrzymywać z nimi stosunki. Veryan był kiedyś moim najlepszym przyjacielem, ale te czasy już nie wrócą Serce Jossie ścisnęło się bólem. A więc to była prawda Sir George rozejrzał się dookoła – Czy to wszystko? Nie chciałbym mówić o tym zbyt wiele.
Zmusiła się do podziękowania mu za rozmowę.
– Czy pańska córka jest teraz szczęśliwa? – zapytała po chwili wahania – Na szczęście tak. Jest teraz w Paryża Dobrze jej się tam powodzi. Wyszła za maż za szanowanego człowieka. Trafiła lepiej, niż na to zasłużyła Przypuszczam, że zadaje sobie pani pytanie, dlaczego nie ścigałem Trencharda? Chciałem zachować dobre imię Charlotte, i to mi się udało. Tylko Veryan i jego synowie wiedzą co stało się w tej chacie w Sudiham, a teraz do– wiedziała się o tym pani. Nikt inny nie ma o tym pojęcia i tak powinno pozostać. Wiem, że mogę liczyć na pani dyskrecję.
Jossie kiwnęła głową i odeszła Wróciła na swoje miejsce, ale po niedługim czasie nie była już w stanie słuchać śmiechu i radosnej paplaniny. Tłumacząc się bólem głowy, poprosiła lady Frances i Iva, by wyszli wcześniej. Kiedy dojechali na Charles Street, głowa zaczęła boleć ją naprawdę. Jossie była zdecydowana zerwać zaręczyny.
Ivo przez cały wieczór obserwował, jak w Jossie narasta napięcie. Zazwyczaj starałby sieją uspokoić, rozweselić, jednak tego wieczoru w Carlton House sam był smutny i rozdrażniony. Z każdym dniem Jossie coraz bardziej się od niego oddalała Z bólem przypomniał sobie, iż jeszcze przed zaręczynami zawsze miała się przy nim na baczności. Cudowna bezpośredniość, która tak go zauroczyła, zniknęła Jossie stawała się nieosiągalna Wiedział, że musi ją odnaleźć i wzbudzić w niej miłość, jednak wraz z upływem dni coraz mniej wierzył w powodzenie swych planów. Tęgo wieczoru, bez wyraźnego powodu, Jossie bardzo wyraźnie trzymała go na dystans.
Po powrocie na Charles Street zwróciła się do Iva – Chciałabym z tobą porozmawiać w bibliotece.
– Prześpij się z tym problemem, Jossie. Nie wiem, co zamierzasz powiedzieć, ale jestem pewną że lepiej będzie, jeśli zrobisz to rano – wtrąciła lady Frances.
– Nie mogę czekać. Muszę porozmawiać z Ivem. Ja... ja już tak dłużej nie mogę!
Lady Frances przeniosła wzrok z Jossie na Iva, po czym wzruszyła ramionami.
– No dobrze. Będę na górze, gdyby ktoś musiał potem was pocieszać. Dobranoc.
Ivo odprowadził ją do schodów, po czym wrócił do biblioteki. Jossie popatrzyła mu prosto w oczy.
– Nie chcę wyjść za ciebie za maż, a nie znoszę kłamstwa Chciałabym już wrócić do Somerset.
– A gdzie chcesz zamieszkać? – zapytał po dłuższej chwili zmienionym głosem. – Z twoim ojcem? Wątpię, czyjego żona się zgodzi. A może chcesz zabrać ze sobą moją ciotkę, by mieszkała z dala od swoich przyjaciół? Czy ty przypadkiem nie jesteś niewdzięcznicą? A może jesteś zbyt wielką egoistką, żeby widzieć, jak dobrze się tu czuje?
Jossie zdała sobie sprawę, że była tak pochłonięta przygotowaniami do swego debiutu, a potem życiem towarzyskim, że w ogóle nie myślała o tym, co się z nią stanie po zakończeniu sezonu. Teraz została brutalnie sprowadzona na ziemię. Co powinna zrobić? Nie mogła wrócić do ojca W ciągu minionego roku to lady Frances, lord Veryan i... tak, Ivo, stali się jej rodziną. Nie miała nikogo innego. Nagle ujrzała przed sobą pustkę. Gdzie się podzieje po wyjeździe z Londynu? A jeśli lady Frances się nią znudzi, to dokąd będzie mogła się udać? Popatrzyła na Iva, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Może uda ci się dołączyć do swoich przyjaciół, Radstocków, w Brighton? Coś mi się wydaje, że Peter będzie miał jeszcze jakieś problemy i będziesz mogła mu pomóc. Czy tego właśnie chcesz? Chcesz skończyć jako stara panna doradzająca temu głupkowi?
Jossie zbielała z wściekłości.
– Nie wolno ci tak mówić! Dlaczego jesteś taki okrutny? Nigdy taki nie byłeś.
– Naprawdę? – Ivo tracił panowanie nad sobą – Zdumiewasz mnie! Myślałem, że jestem straszny. Nie masz gdzie mieszkać, nie kochasz innego, a jednak nie chcesz za mnie wyjść. Nie jesteś nawet w stanie spokojnie przyjąć faktu naszych zaręczyn i wytrzymać choć parę tygodni. Choćby po to, żeby uratować twarz... – Urwał i odwrócił się w stronę kominka, – Co ja – ci takiego zrobiłem, że tak mnie nienawidzisz? Masz mi za złe, że ogłosiłem nasze zaręczyny bez porozumienia z tobą? O to ci chodzi?
– Niezupełnie, ale...
– Nie przychodzi mi do głowy nic innego. Przecież nie żądałem dla siebie żadnych przywilejów jako narzeczony.
– Co masz na myśli?
– Gdzie się podziało twoje zaufanie do mnie, Jossie? Pamiętasz, jak mnie prosiłaś, żebym cię pocałował? Dlaczego to wszystko się zmieniło? Dlaczego sztywniejesz, ilekroć do ciebie podchodzę? Owszem, umiesz to doskonale ukrywać i wątpię, żeby ktoś obcy to zauważył. Ale ja wszystko widzę! Czuję, jak się wzdrygasz, kiedy cię przytulam, czuję, jak cofasz rękę, jeśli trzymam ją zbyt długo. Dlaczego tak się dzieje? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi tak jak... – Urwał. – Czy może przestraszyłem cię, kiedy ostatnio cię całowałem? Czy o to chodzi?
– Nie! Tak! Nie wiem!
Otoczył ją ramionami.
– Przecież lubiłaś moje pocałunki, Jossie. – Mówił już spokojnie, lecz w jego oczach kryło się zdecydowanie.
– Tak, tak. Ale proszę, nie rób tego. Błagam.
– A to dlaczego? Czyż nie zasługuję na odrobinę uprzejmości? – Zbliżył twarz do jej twarzy tak, że niemal stykali się ustami.
Jego bliskość stanowiła zagrożenie dla niezłomnych postanowień. Myśli na temat Charlotte Gurney stały się nagle nieistotne, wyparte przez gorącą falę podniecenia, którą tylko Ivo potrafił w niej wzbudzić. Miała ochotę na chwilę zapomnieć o pretensjach, poddać się choćby tylko raz...
– Jossie? – Ivo wypowiedział jej imię z czułością Ze szlochem zarzuciła mu ręce na szyję. Oczy mu pociemniały, jęknął i mocno przycisnął ją do siebie. Na chwilę znieruchomieli, patrząc sobie w oczy. Potem Ivo znów wypowiedział jej imię i pocałował ją.
Oboje dali się ponieść uczuciom. Kiedy pocałunek się skończył, popatrzyli na siebie w oszołomieniu.
– Jossie!
Przez chwilę tuliła się do niego, wracając do rzeczywistości. Gdyby Ivo jej nie przytrzymał, osunęłaby się na podłogę. Delikatnie kołysał ją w ramionach.
– Boże, Jossie! Moja kochana! Moje życie!
Jossie czuła głęboki wstyd. Jak mogła do tego stopnia się zapomnieć? Zaledwie przed chwilą Ivo mógł wziąć od niej, czego tylko by sobie życzył, a ona nie zrobiłaby nic, by go powstrzymać. Nawet teraz obsypywał jej twarz delikatnymi pocałunkami, drżącymi palcami pieścił jej szyję, przyciągał ją do siebie. .. Boże, pokusa była niezwykle silna, jednak Jossie musiała oprzeć się szaleństwu, nie mogła zrobić ani kroku dalej. Zmusiła się do opanowania Niezależnie od tego, co mówił w chwilach uniesienia, Ivo jej nie kochał. Miała przed sobą jedynie zręcznego uwodziciela, znanego że swych miłosnych podbojów w całej Europie. Peregrine nie pozostawił jej złudzeń co do tego, że Ivo się zmieni. Czy tak właśnie Ivo dawał rozkosz innym kobietom? Charlotte Gurney? Czy teraz sięgał do arsenału swych umiejętności, by uwieść Jossie i nakłonić do uległości?
– Nie! – krzyknęła, gwałtownie odpychając go od siebie. – Nie dam się wykorzystać.
Ivo znieruchomiał.
– „Wykorzystać"? Jak to „wykorzystać"? Myślałem, że jesteśmy sobie bardzo bliscy, a teraz cię nie rozumiem. O co ci chodzi?
Jossie zaniosła się szlochem.
– Nie uda ci się namówić mnie na to małżeństwo. Nie kochasz mnie, pragniesz tylko uległej żony, która będzie przymykać oko na twoje zdrady. Ivo roześmiał się z ulgą.
– Jossie, kochanie, moja jedyna miłości, gadasz bzdury. Nie jesteś sobą, przecież chyba nie mówisz tego poważnie?
– Mówię serio. Widziałam cię w akcji, słyszałam, co mówiłeś. Podejrzewasz kobiety o to, że są równie niewierne jak ty! Małżeństwo nic dla ciebie nie znaczy. Nie masz szacunku dla kobiet, ani dla panien, ani dla mężatek. Wiem też wszystko o Charlotte Gurney.
Ivo gwałtownie spoważniał.
– Charlotte Gurney?! – wykrzyknął głośno. – Co wiesz na ten temat? Kto ci o niej powiedział?
– Peregrine. Opowiedział mi, jak zostałeś przyłapany na gorącym uczynku, a potem nie chciałeś się z nią ożenić.
– Peregrine! – wykrzyknął Ivo z wściekłością która przeraziła Jossie. – I ty mu wierzysz?
– Nie tylko twój brat mi o tym powiedział. Jego słowa potwierdził ojciec Charlotte. Och, Ivo, jak mogłeś?
– Nie uwiodłem Charlotte Gurney, Jossie – powiedział ze zbielałą twarzą.
– Chciałabym ci wierzyć, ale nie mogę. Peny powiedział, że to zrobiłeś, sir George to potwierdził. Pokłóciłeś się z ojcem dlatego, że nie chciałeś ożenić się z Charlotte.
Ivo odwrócił się i oparł rękę na gzymsie kominka.
– A ja myślałem, że jesteśmy sobie bliscy – szepnął. – Myślałem, że mnie znasz i ufasz mi. – Po chwili popatrzył na nią znowu. – Sprawiasz wrażenie przekonanej o mojej winie – stwierdził chłodno.
Jossie trzęsła się na całym ciele.
– Nie chcę w to wierzyć. Pomóż mi. Wyjaśnij mi to.
Ivo przyjrzał się jej w milczeniu.
– Nie – powiedział w końcu. – Nie mam na to najmniejszej ochoty. To dziwne, ale ta sprawa dwa razy poróżniła mnie z ludźmi, na których bardzo mi zależało. Przykro mi, moja droga Jeśli będziesz chciała dowiedzieć się o tym czegoś więcej, będziesz musiała zapytać Peregrinea. Tymczasem możesz spokojnie zostać w Londynie, jak długo zechcesz. Nie wymagam od ciebie, żebyś dłużej cokolwiek udawała. Powiedz mojej ciotce, że wyprowadziłem się z Charles Street. Na pewien czas zamieszkam w klubie. Sama zadecyduj, co chcesz mówić ludziom na temat naszych zaręczyn. – Skłonił się i szybko wyszedł z pokoju.
Jossie zaniosła się szlochem. Była tak nieszczęśliwa i pogrążona w bólu, że gdy ktoś położył jej rękę na ramieniu, rozejrzała się nieprzytomnie, myśląc, że Ivo wrócił, by z nią porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Miała ochotę rzucić mu się w ramiona i błagać o przebaczenie, przeprosić go za to, że kiedykolwiek w niego zwątpiła Jednak nie była to ręka Iva – Moje dziecko! – zawołała lady Frances, – Co się stało? Co on ci zrobił?
Z początku Jossie mogła jedynie kręcić głową jednak, gdy ustał szloch, udało jej się wyjąkać:
– Nic. Odszedł.
– Ale dlaczego? Co się stało?
– Powiedziałam, że nie mogę za niego wyjść. I że nie chcę być z nim zaręczona Był wściekły. – Zamilkła, łzy potoczyły się po jej policzkach.
Lady Frances posmutniała – Tego się właśnie spodziewałam – powiedziała – Chciałam, żebyś wstrzymała się z tą rozmową do rana. Oboje nie byliście dzisiaj w dobrej formie. Jutro porozmawialibyście o wszystkim spokojniej.
– To i tak by niczego nie zmieniło – stwierdziła cicho Jossie. – Nie wyjdę za niego.
– To oczywiście wyłącznie twoja decyzja Ale czemu aż tak bardzo tego nie chcesz?
Jossie potrząsnęła głową Chociaż bardzo chciała zwierzyć się chrzestnej, nie mogła przecież opowiedzieć jej o Charlotte Gumey. Tak czy owak, istniał jeszcze jeden, bardzo ważny powód, dla którego nie powinna wychodzić za Iva – On mnie nie kocha – wyjaśniła. – Przynajmniej nie tak, jakbym sobie tego życzyła Lady Frances pokręciła głową – Nie wiem, czego oczekujesz, Jossie, ale uważam, że Ivo kocha cię bardzo głęboko i poważnie.
– Wciąż traktuje mnie jak dziecko, jak kogoś, kim trzeba się opiekować. Sama widziałaś, jak się zachowywał.
– To naturalne, że chce cię chronić. Właśnie to każdy mężczyzna uważa za swój obowiązek względem ukochanej kobiety. Ale to dopiero początek – Lady Frances pochyliła się nad Jossie i oznajmiła z wielką powagą – Znam Iva od bardzo dawna i jestem pewna, że jeszcze nigdy nie był tak zakochany. Kocha cię bezgranicznie. Daję ci na to moje słowo.
Jossie patrzyła na lady Frances tak, jakby chciała wszystko wyczytać z jej twarzy.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Nie wiedziałam. .. – mówiła coraz silniejszym głosem. – Prawdę mówiąc, wciąż nie wierzę. Nigdy nie dał mi do zrozumienia. , choćby... – Urwała i oblała się szkarłatnym rumieńcem na wspomnienie niedawnych pocałunków Iva – Dlaczego nigdy nic mi nie powiedziałaś? – wyszeptała – Bo mi zabronił.
– Ale dlaczego?
– Postaraj się go zrozumieć, Jossie. Przez całe lata Ivo ślizgał się po powierzchni życia, czerpiąc przyjemność całymi garściami. Przychodziło mu to bardzo łatwo. Jest przystojny, boga– ty, czarujący... Kobiety nie dawały mu spokoju, odkąd pojawił się w towarzystwie. Nic w tym dziwnego, że trochę go to zepsuło. Nigdy wcześniej nie czuł się niepewnie, nie musiał być ostrożny. – Zamilkła na chwilę. – I nagle, dobiegając trzydziestki, zakochuje się w naiwnej siedemnastolatce, zupełnie niepasującej do jego świata To naturalne, że starał się zwalczyć to uczucie. Nie chciał się do niego przyznać, nawet przed sobą. A potem, kiedy zdał sobie sprawę, że to nie przechodzi, zaczął się bać. Uratował cię, przyczynił się do twojego sukcesu... nie chciał, żebyś poślubiła go z wdzięczności. Pragnął jedynie twojego oddania.
Jossie ukryła twarz w dłoniach.
– Boże! Co ja zrobiłam? – Zaszlochała – Co ja zrobiłam?
– A co zrobiłaś?
– Nie mogę ci tego powiedzieć, ale straciłam Iva na zawsze. – Kiwała się w przód i w tył, przerażona Poważnie zaniepokojona lady Frances nie przedłużała już rozmowy i zadzwoniła na służącego. Po niedługim czasie Jossie leżała w łóżku, pijąc napój, do którego chrzestna wlała miksturę nasenną Niedługo potem Jossie zasnęła Spała jednak niespokojnie, nękana koszmarami i głębokim poczuciem straty.
Lady Frances nie wierzyła, że sprawy mają się aż tak źle, jak przedstawiła to Jossie. Udało jej się nawet namówić chrześnicę, żeby do końca tygodnia została w Londynie, w nadziei, że wszystko uda się naprawić. Jednak kolejne dni pokazały, że bardzo się myliła Ivo nie wrócił do domu, zamieszkał w klubie. Następnego wieczoru na przyjęciu bardzo uprzejmie przywitał się z ciotką i z Jossie, jednak nie dołączył do nich i bawił się w gronie dawnych przyjaciółek, ostentacyjnie z nimi flirtując. W towarzystwie przyglądano się temu, kiwano głowami. Nikt nie był zaskoczony tym widokiem. Panna Calverton była bardzo piękna, jednak zatrzymanie przy sobie największego uwodziciela Londynu wyraźnie przerosło jej możliwości. Jossie zachowywała się tak, jakby nic się nie stało, i odpowiadała pogodnie na wszystkie pytania, co zdumiewało lady Frances.
Nic się nie zmieniało. Nie trzeba było niczego ogłaszać. Cały Londyn wkrótce zrozumiał, że krótkotrwałe narzeczeństwo panny Cakerton i lorda Trencharda dobiegło końca, jako że młodzi spędzali zaledwie parę chwil w swoim towarzystwie, Zachowanie Iva potwierdziło wątpliwości Jossie. Gdyby Ivo szczerze ją kochał tak, jakby sobie tego życzyła nie byłby w stanie udawać, że Jossie nie robi na nim żadnego wrażenie, nie mógłby się śmiać, zachowywać tak beztrosko i flirtować z pięknymi paniami. Jej matka chrzestna bardzo się myliła Wkrótce Jossie nie była już w stanie dłużej znosić napięcia i postanowiła że musi jak najprędzej wyjechać z Londynu.
Okazało się to łatwiejsze, niż przypuszczała Lord Veryan był już zmęczony Londynem. Przyjechał tu, żeby być świadkiem sukcesu Jossie. Miał też nadzieję, że dojdzie do zaręczyn z jego synem, i to marzenie także się spełniło, jednak szczęście nie trwało długo. Był zmęczony i rozgoryczony. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i odetchnąć świeżym powietrzem.
Lady Frances także była gotowa do powrotu. Nie widziała sensu przedłużania pobytu w Londynie. Próbowała rozmawiać ze swoim bratankiem na temat jego kłótni z Jossie, jednak okazał się tak dyskretny, że w końcu się poddała Przypuszczała że za jego milczeniem kryje się coś więcej niż odmowa Jossie. Lady Frances była pewna, że pomimo pozornej beztroski Ivo cierpi równie mocno jak Jossie. Pozostał jednak nieprzejednanie małomówny. Pod koniec tygodnia cała trójka lady Frances, jej brat i chrześnica mieli już powyżej uszu londyńskiego kurzu i hałasu i zaczęli przygotowywać się do wyjazdu.
Przybyli do Lyne St Michael w najpiękniejszej porze roku. Wzdłuż przydomowych żywopłotów i na łąkach rosły niezliczone kwiaty. Drzewa prezentowały świeżą zieleń, na polach rosły zboża W powietrzu unosił się zapach wczesnego lata " – Nareszcie! – zawołał lord Veryan, kiedy wysiedli z powozu przed Danby Lodge. – Od razu czuję się o wiele lepiej! A ty, Jossie?
Jossie rozejrzała się dookoła Niewiele się zmieniło. Dom, zostawiony pod dobrą opieką, wyglądał tak jak przed rokiem, kiedy Ivo i chrzestna przywieźli ją tutaj po urodzinach Petera Kiedy nareszcie przestanie kłuć ją w sercu na myśl o Me? Uśmiechnęła się do lorda Veryana – Ja też czuję się lepiej – odpowiedziała Popatrzył na nią podejrzliwie.
– Hm. Może przynajmniej wrócą ci rumieńce! Wyglądasz jak zjawą dziewczyno!
Później tego wieczoru cała trójka wyszła do ogrodu.
– To bardzo miłe miejsce, Frances – oznajmił lord Veryan – ale muszę powiedzieć, że chętnie znów zobaczę Sudiham. Wyjeżdżam jutro.
– Myślałam, że Ivo przyjedzie tu po ciebie – powiedziała lady Frances.
– Obiecał, że przyjedzie do mnie do Sudiham pod koniec przyszłego tygodnia Najpierw musi załatwić jakieś sprawy w Londynie. Obawiam się, że tym razem się z nim nie spotkasz, moja droga – Rodzeństwo starannie unikało patrzenia na Jossie.
– Musimy poczynić jakieś plany – stwierdziła energicznym tonem łady Frances. – Radstockowie do końca lata pozostaną w Brighton, ale odwiedzimy tu innych sąsiadów, a potem może gdzieś pojedziemy.
– Będziesz chciała odwiedzić Morleyów? – zapytał sucho lord Veryan.
– Chciałabym – odpowiedziała Jossie. – Nie przypuszczam, żebym się tam dobrze bawiła, ale powinnam zobaczyć się z ojcem i macochą – Masz rację. Odwiedzimy ich – przyklasnęła lady Frances. Po chwili zachichotała. – Myślę, że będą się bawili równie dobrze jak my. Gerard Morley z pewnością nie wybaczy mi tego, że pozwoliłam jego córce odnieść sukces. Jego żona tym bardziej nie będzie potrafiła tego przełknąć. No, ale to nieważne. Co nam pozostało?
– Jeśli nie będziesz miała nic przeciwko temu, chciałabym trochę powłóczyć się po okolicy. Poproszę ojca, żeby pożyczył mi konia. Być może nawet pozwoli mi dosiąść Gwiazdora.
– Czy to... rozsądne?
– Muszę pozbyć się upiorów przeszłości.
– Skoro tak uważasz, rób, co chcesz.
Lord Veryan wybrał się do Sudiham następnego dnia.
– Będzie mi ciebie brakowało, Jossie – powiedział, wsiadając do powozu. – Przyjedź, kiedy tylko będziesz mogła – Chętnie, ale nie...
– Wiem, wiem. Nie wtedy, gdy będzie u mnie Ivo. Nigdy tego nie zrozumiem. Uważałem, że idealnie do siebie pasujecie. Co się stało? Możesz mi powiedzieć? Jestem pewien, że wciąż go kochasz. Wiem też, jak bardzo on kochał ciebie.
Jossie popatrzyła na niego smutnym wzrokiem.
– Nie wierzę, że mnie kochał. Powiedziałam Ivowi, że mu nie ufam.
Lord Veryan wychylił się z powozu.
– Co takiego? Na miłość boską dziewczyno, dlaczego powiedziałaś coś takiego?
– Peregrine coś mi o nim powiedział. To było straszne. Ivo nie chciał mi niczego wyjaśnić. Od tamtego czasu prawie w ogóle ze mną nie rozmawiał.
Lord Veryan wysiadł z powozu i zaprowadził Jossie z powrotem do domu. Tam przeszli do saloniku. Ojciec Iva zamknął drzwi.
– Co takiego powiedział ci Peregrine?
– Nie mogę wyjawić. To nie jest moja tajemnica. Ale ktoś inny potwierdził prawdziwość jego słów.
– Jossie, Peregrine jest moim synem, ale nie uwierzyłbym w to, co powiedział na temat Iva, nawet gdyby potwierdziło to czternastu biskupów z modlitewnikami w ręku. Peny jest wstrętnym kłamcą! Wpadłaś w tę samą pułapkę, co ja. O mały włos nie straciłem Iva.
– Jak to możliwe?
– Sama wiesz, że Ivo ma swoją dumę. Może sobie być lekkoduchem, ale jeśli kogoś kocha, to opinia tej osoby ma dla niego ogromne znaczenie. Kiedyś bardzo go zraniłem, nie wierząc jego słowom.
Jossie uciekła spojrzeniem.
– Ja też bardzo go zraniłam. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Myślę, że go utraciłam. – Pociągnęła nosem.
– Do diabła z Peregrine'em i jego intrygami! Zawsze były z nim kłopoty. Nienawidzi Iva tylko dlatego, że tamten stara się mu pomagać. – Popatrzył na przygnębioną Jossie. – Kiedy Ivo przyjedzie, zrobię wszystko, żeby namówić go na wizytę w Danby Lodge. Jeśli mi się to uda, reszta będzie zależeć od ciebie.
Jossie odwiedziła ojca. Zważywszy na okoliczności, wizyta przebiegła całkiem przyjemnie. Pani Morley zachowała się uprzejmie, a major pozwolił sobie nawet na uwagę, że czasami tęskni za córką Lady Frances patrzyła, jak Morleyowie robią, co mogą, by umniejszyć sukces Jossie, i śmiała się z tego w duchu. Jossie poszła do stajni, do Gwiazdora Ojciec pozwolił jej go zabrać. Zaproponował nawet, że da jej stare ubranie do konnej jazdy; to, które nosiła, udając chłopca, ale zdecydowanie odmówiła.
– Dziękuję, ojcze, ale to już dla mnie przeszłość, do której nie chcę wracać. Dziękuję ci za Gwiazdora Bardzo mi go brakowało.
Rozstali się, nieobowiązująco obiecując sobie następne spotkanie. Major z niejakim rozrzewnieniem odprowadzał córkę wzrokiem. Jego życie było szczęśliwsze w przeszłości, którą tak zdecydowanie odrzucała teraz jego córka.
Jossie zrobiła to, co sobie zaplanowała Odwiedziła wszystkie miejsca, w których często bywała z Peterem w dawnych, szczęśliwych dniach – Heversham Beacon, położone na zachodzie dolinki, okoliczne farmy i wioski. Wiedząc, że Radstockowie są w Brighton, ośmieliła się przemierzyć konno tereny położone wokół Radstock Court. Wzdychała, śmiała się, przywoływała wspomnienia i wypierała z pamięci ostatnie przykre doznania Pogrzebała też w myślach ducha Petera Nie pojechała jednak do dolinki, która tak wiele dla niej znaczyła Wspomnienia stamtąd nie miały już nic wspólnego z Peterem i wciąż były zbyt bolesne.
W miarę upływu czasu traciła nadzieję na to, że lord Veryan zdoła nakłonić Iva do przyjazdu do Lyne. Musiała pogodzić się z faktem, że utraciła go na zawsze. Postanowiła więc w końcu pojechać do dolinki, zobaczyć wodospad, odtworzyć w pamięci wypowiedziane przy nim słowa wskrzesić sceny z wczesnego okresu znajomości z Ivem. Potem zamierzała zrobić wszystko, by o tym zapomnieć.
Przywiązała Gwiazdora do tego samego drzewa przy strumieniu i ruszyła przed siebie ścieżką Zatrzymała się przy wodospadzie. Oczami wyobraźni ujrzała siedemnastoletnią dziewczynę, naiwną, dziką, oszołomioną i zupełnie nieprzygotowaną do życia Ktoś inny mógłby ją wyśmiać, a nawet wykorzystać, lecz Ivo okazał zrozumienie i cierpliwość. Co też ona wtedy mu powiedziała?
„Może udawanie chłopca przez te wszystkie lata mnie... zniszczyło? I już nigdy nie polubię całowania Moja droga Jossie! Żadna istota o ustach tak słodkich, jak twoje nie może nie polubić całowania prędzej czy później.
Właśnie o to chciałam cię prosić, Ivo. Zastanawiałam się, czy mógłbyś mnie nauczyć przyjmować pocałunki".
Była taka niewinna, że bez namysłu go o to poprosiła Tymczasem Ivo miał poważne wątpliwości. Był człowiekiem honoru. Jak mogła myśleć, że jest inaczej?
„Gdzie się podział twój rozsądek? – zapytał w końcu. – Przecież dobrze wiesz, co o mnie mówią Lady Frances powiedziała kiedyś, że przed pójściem do wojska byłeś najgorszym flirciarzem w hrabstwie i że nie sądzi, abyś się zmienił.
O! To bardzo miłe z jej strony! I to cię nie odstrasza?
Oczywiście, że nie! Przecież właśnie o to mi chodzi! Nie ma sensu prosić o pomoc w tej sprawie kogoś, kto nie ma o tym pojęcia Potrzebny mi ekspert".
Okazał się mistrzem. To właśnie tutaj, w tym miejscu, po raz pierwszy doświadczyła upojnych pocałunków Iva Była wtedy zbyt naiwna, żeby zdawać sobie sprawę, że właśnie obecność Iva pozwala jej na tak cudowne doznania; myślała że odtąd będzie tak również w czasie pocałunków z Peterem. Teraz nie miała już żadnych wątpliwości. Między nią a Ivem była magia Nikt inny nie potrafił w niej wzbudzić tej przedziwnej mieszaniny namiętności i współczucia, czułości i pożądania Zadrżała, mimo że był ciepły dzień. To wszystko minęło. Pożądanie, czułość, miłość... Będzie musiała dać sobie z tym radę. Świat się dla niej nie skończy, jak wydawało jej się po urodzinowym balu Petera Będzie starała się czerpać jak najwięcej zadowolenia z życia Jednak trudno będzie jej mówić o szczęściu.
Z ciężkim westchnieniem ruszyła w drogę powrotną Nagle zatrzymała się. Jak wtedy, za pierwszym razem, Ivo schodził ze zbocza w stronę strumienia Zauważył Gwiazdora Jej serce radośnie podskoczyło w piersi; zabrakło jej tchu. Po chwili zawołała radośnie:
– Trzymaj się z daleka, słyszysz? Odsuń się od mojego konia!
Ivo popatrzył w jej stronę.
– Jossie?
Podbiegła do niego, potykając się po drodze i, łkając, wymawiała jego imię.
– Ivo, och, Ivo!
Chwycił ją w objęcia; wtuliła głowę w zagłębienie jego ramienia – Uspokój się, dziewczyno. Powinnaś grozić mi bronią, a nie wypłakiwać się w surdut.
– Przyjechałeś. – Popatrzyła na niego rozpłomienionym wzrokiem. – Jestem taka szczęśliwa! Ivo, przepraszam. Nie, nie próbuj mnie powstrzymać. Muszę to powiedzieć. Powinnam być mądrzejsza Czterdziestu biskupów z modlitewnikami może mi wmawiać, że opowieść Peregrine'a jest prawdziwą a ja i tak mu nie uwierzę. Miałeś rację, że cie znam. Nigdy byś czegoś takiego nie zrobił. Powiedz, że mi przebaczasz!
– Kocham cię, Jossie. Nie wolno ci w to wątpić. Kocham cię całym sercem. Nie musimy sobie przebaczać. Byłem urażony i wściekły. Powinienem był wtedy powiedzieć ci prawdę, ale nie pozwoliła mi na to duma. Te minione tygodnie były dla mnie koszmarem, ale nareszcie poszedłem po rozum do głowy.
Popatrzyli na siebie z zachwytem. Po chwili Ivo przyciągnął do siebie przyszłą żonę i pocałował ją, okazując czułość, opiekuńczość i namiętność. Jednak ten pocałunek był przede wszystkim wzajemną obietnicą i przysięgą oddania, wierności i miłości.
Lord Trenchard dokonał wyboru.
Oszołomieni szczęściem, wracali do wioski. Kiedy dotarli do Danby Lodge, czekali tam już na nich lady Frances i jej brat. Jedno spojrzenie wystarczyło, by zyskać pewność, że Ivo i Jossie nareszcie się odnaleźli. Lord Veryan nie posiadał się z radości.
– Powiedziałeś jej? – zapytał.
– O czym miał mi powiedzieć?
– Prawdę o Charlotte Gurney – Nie musiałem tego robić, ojcze. Jossie rzuciła mi się na szyję, zanim zdołałem wymówić słowo.
– Gdzie twoja rycerskość? – zapytała ze śmiechem Jossie.
– To była najpiękniejsza chwila w moim życiu – powiedział Ivo, przyciągając ją do siebie. – Usłyszałem, że mi wierzysz i że mimo wszystko mnie kochasz...
– Nie musisz jej całować na podjeździe, tak żeby wszyscy cię widzieli. To nieprzyzwoicie. Nie jesteście nawet zaręczeni – upomniała łady Frances.
– Jak to nie? Oczywiście, że jesteśmy.
– W moich czasach przed oświadczynami należało porozmawiać z ojcem dziewczyny. Czy wolno mi mieć nadzieję, że – rozmawiałeś już z majorem? – zapytała z udawaną surowością lady Frances.
– Ciociu Frances, jesteś nieoceniona, ale tym razem ci się nie udało. Owszem, przed paroma godzinami byłem u majora i zgodził się, acz niechętnie. Zrobił to chyba tylko dlatego, że nie znalazł odpowiedniego powodu do sprzeciwu. Ślub odbędzie się, gdy tylko Jossie sprawi sobie odpowiedni strój.
– Cóż, może cię nie obchodzić to, czy Jossie zna prawdę, ale dla mnie jest to bardzo ważne. Wejdźmy do środka. Mamy mnóstwo spraw do omówienia – powiedział lord Veryan.
Po drodze Jossie wyszeptała:
– Ivo, jak szybko można ogłosić zapowiedzi? Mam tyle sukien, że starczy mi ich chyba do końca życia. A może... powinniśmy uciec w celu zawarcia małżeństwa?
– Nietrudno będzie uzyskać pozwolenie, skoro sam książę jest jednym z twoich wielbicieli. Nawet nie myśl o wspólnej ucieczce, Jossie. Od tej pory Trenchardowie będą uosobieniem moralności i będą cieszyć się powszechnym szacunkiem i poważaniem. Żadnych romansów czy flirtów. Jedyną zamężną kobietą w moim życiu będzie lady Trenchard. A jej syrenie spojrzenia będą przeznaczone wyłącznie dla mnie. Zrozumiano?
– Tak, milordzie – odpowiedziała Jossie, obdarzając go najbardziej zalotnym spojrzeniem ze swego repertuaru.
Po pierwszych uniesieniach i toastach na cześć narzeczonych lady Frances powiedziała:
– Przyznaj się, Ivo, jak to się stało, że tu przyjechałeś, mimo że wcześniej nie byłeś w Sudiham? Kto cię przekonał do przyjazdu?
– Pułkownik Ancroft, który, jak się okazało, jest teraz nowym markizem Coverdale. Zastanawiam się, czy Adam już o tym wie. W każdym razie pułkownik lada dzień wybiera się – na północ i poszedłem się z nim pożegnać. Uzmysłowił mi. że jestem głupcem, skoro ryzykuję utratę Jossie. Przyznałem mu rację. Kiedy przyszedłem, pułkownik Ancroft właśnie wychodził na spotkanie, więc poszedłem razem z nim i zostawiłem go przed kancelarią prawniczą – Zamilkł na chwilę. – To nie ma sensu. Muszę wam wszystko opowiedzieć! Pułkownik zgodził się towarzyszyć starszej, nerwowej wdowie w podróży na północ. Nie znaj ej... miał się z nią spotkać po raz pierwszy u tego prawnika Wdowa wiezie prochy męża do jego rodzinnej posiadłości... – Ivo się roześmiał.
– Nie widzę w tym nic zabawnego – zwróciła mu uwagę Jossie.
– Zaczekaj. Tak się złożyło, że zobaczyłem tę starszą nerwową damę. Kiedy skręcałem w Charles Street, właśnie wysiadała z powozu. Wyglądała tak, jak się mogłem spodziewać... korpulentna, od stóp do głów ubrana na czarno, z twarzą zasłoniętą woalka. Jednak dwie rzeczy nie pasowały do całości. Kiedy wysiadała z powozu, zobaczyłem kostki u nóg, jakie tylko można sobie wymarzyć. Zupełnie nie pasowały do reszty. A ta druga sprawa..
– Tak? – zapytała ze zniecierpliwieniem lady Frances.
– Nagły podmuch wiatru uniósł woalkę, co wyraźnie zdenerwowało wdowę. Miała przyjemny głos i mówiła z nienagannym akcentem. Jednak słowo, które wyrwało jej się z ust, znacznie częściej można usłyszeć w portowych zaułkach Marsylii.
– Co to za słowo? – zainteresowała się Jossie.
– O, nie, moja miła Nie zamierzam ci powiedzieć, bo mogłabyś je powtórzyć. Ale możesz mi wierzyć, byłem zaskoczony. Zauważyła że na nią patrzę, i zanim opuściła woalkę, roześmiała się i zmierzyła mnie figlarnym spojrzeniem niewiarygodnie zielonych oczu.
– Ivo, powiedziałeś o tym pułkownikowi Ancroftowi?
– Miałem taki zamiar, ale po chwili namysłu postanowiłem nie nie mówić. John Ancroft to rozsądny, doświadczony mężczyzna. Wkrótce sam odkryje prawdę. Poza tym potrzebuje kogoś, kto odciągnie go od problemów. Ta wdowa może idealnie się do tego nadawać.