Max Freedom Long Autosugestia 2

Max Freedom Long


Autosugestia



Rozdział l


U zarania dziejów wszelkie żywe stworzenia zamieszkiwały morza i oceany, które pokrywały większą część globu ziemskiego. Wkrótce niektóre istoty wkroczyły na drogę ewolucji i zaczęły wychodzić na ląd. Wśród nich także wąż. W ciągu następnych stuleci nie udało mu się wykształcić nóg ani skrzydeł, ale zdołał rozwinąć zadziwiającą metodę chwytania zdobyczy.

Został pierwszym mesmerykiem.

Bardzo młoda, słabo rozwinięta i tylko na poły będąca nauką dziedzina wiedzy, zwana parapsychologią, dostarcza tak niewiele informacji o naturze myślenia i o zdolnościach umysłu, iż powszechnie nie dostrzega się żadnej różnicy między mesmeryzmem, którym posługuje się wąż, a hipnotyzmem z jego kluczowym pojęciem sugestii.

Wszyscy studiujący system Huny wiedzą, że człowiek z łatwością może zgromadzić w sobie ogromny zapas siły życiowej, która przemieniona w energię woli niższego bądź średniego Ja staje się czymś niezwykłym, czymś niewiarygodnie potężnym.

Wąż rozwinął w sobie zdolność akumulowania dużych ładunków siły witalnej i emitowania ich na ptaka znajdującego się w zasięgu jego wzroku. Efekt był wstrząsający: ptak tracił zdolność kontroli nad swymi odruchami i w stanie dziwnej „fascynacji" mógł tylko trzepotać bezradnie skrzydłami, gdy tymczasem wąż podpełzał blisko, chwytał go i pożerał.

Dociekliwi obserwatorzy zauważyli, że wobec wielu swych mniejszych dzieci, które muszą służyć za pokarm innym stworzeniom, matka Natura stosuje znieczulenie, by uśmierzyć ich ból. Ptaki czy króliki tracą przytomność i kiedy dopada je wąż, nie są tego świadome. Uważa się, że przyczyną ich śmierci jest strach, ale Huna dowodzi, iż u węża mesmeryka zbliżającego się do swojej zdobyczy następuje gwałtowny przypływ siły życiowej, która paraliżuje ofiarę i pozbawia ją świadomości.

Podobną siłę demonstrują ludzie mesmerycy, wchodząc do pokoju, gdzie czekają dobrowolni uczestnicy eksperymentu. Mesmeryk przesuwa wzrokiem po siedzących w rzędzie ochotnikach, niejako ogarnia ich swoją mesmeryczną mocą. Ci bardziej wrażliwi tracą przytomność i padają na podłogę. Leżą tam przez kilka minut, dopóki nie odzyskają świadomości. Nie podaje się tu żadnej sugestii. Metoda mesmeryka i metoda węża są podobne i polegają na działaniu wstrząsem; tak samo postępuje kat, poddając skazanego porażeniu prądem elektrycznym.

Trzeba tu zwrócić uwagę na pewną kwestię nie w pełni rozumianą przez naszych psychologów. Otóż nie pojmują oni faktu, że to niższe Ja (podświadomość) podlega wpływowi operatora, który doprowadza je do tak gwałtownej reakcji.

Wszystkie ptaki i zwierzęta są istotami obdarzonymi tylko niższym Ja. Człowiek zaś obok wrodzonego zwierzęcego, czyli niższego Ja, ma także średnie Ja (świadomość), które z kolei ma łączność z jeszcze wyższą formą świadomości -z Wyższym Ja (nadświadomym), nie opisanym dotychczas w podręcznikach.

Na zjawisko mesmeryzmu zwrócono uwagę ponad sto lat temu dzięki doktorowi Antenowi Mesmerowi. Stosował on tę nową metodę w swojej praktyce uzdrawiania i od jego nazwiska pochodzi jej nazwa. Sposób leczenia Mesmera był tyleż spektakularny, co skuteczny. Wkrótce uzdrowiciel stał się sławny w całej Europie.

Siłę życiową Mesmer nazwał „magnetyzmem zwierzęcym". Sądził, że jeśli lekarz jest nią naładowany w stopniu większym niż pacjent, przepływa ona do ciała tego drugiego i przyczynia się do poprawy zdrowia. Już samo oczekiwanie

na ów strumień siły życiowej działa na umysł lekarza jak rozkaz powodujący jej przypływ.

Czasami zdarzało się, że Mesmer - niczym wąż mesme-ryk - porażał pacjenta tak dużym ładunkiem witalności, że wywoływał u niego nerwowe odruchy, histerię, a nawet utratę przytomności. Objawy braku świadomości przyrównywano do snu, było to jednak zjawisko zupełnie innego typu, jakkolwiek dało podstawę do stwierdzenia, że sen i stan mesmeryczny mają wiele wspólnego.

W Anglii, w jakiś czas po śmierci doktora Mesmera, inny lekarz, James Braid, pracując nad zagadnieniem snu mesmerycznego, doszedł do bardzo, jego zdaniem, znaczącego odkrycia. Stwierdził mianowicie, że za pomocą sugestii można wywołać sztuczny sen, stan podobny do snu mesmerycznego. Poza tym zauważył, że skłoniwszy pacjenta do uporczywego patrzenia w mały, jaskrawy punkt umieszczony ponad linią jego wzroku, również można go wprowadzić w taki sen, i to bez użycia (tak sądził) sugestii czy innego środka przypominającego moc magnetyczną.

Nie wiedząc, co leży u podstaw mesmeryzmu, Braid nie zdawał sobie sprawy, że sugestia zawsze mieści w sobie pewien ładunek siły witalnej - „magnetyzmu zwierzęcego" Mesmera - i że sam pacjent nieświadomie ulega sugestii, gdy siedząc z wzrokiem wbitym w jaskrawy, męczący oczy obiekt, spodziewa się, iż zaraz zaśnie. (Samo zmęczenie oczu jest przyczyną snu naturalnego. Podanie sugestii lub też oddziaływanie dużą dawką siły życiowej kierowanej wolą powoduje sen sztuczny).

Huna uczy nas, że sugestia jest wprowadzeniem myśli bądź idei do umysłu odbiorcy, czy to za pomocą słów, czy też na drodze telepatii. Dalej dowiadujemy się, że zaszczepiona idea sama w sobie nie ma żadnej mocy hipnotycznej, jeśli jej tworzeniu i przekazywaniu nie towarzyszy specyficzny rodzaj siły. Ktoś może rozkazać koledze: „Wskocz do jeziora!", ale nie dysponując żadną mocą mesmeryczną, która by ów rozkaz wspierała, nie skłoni odbiorcy do żadnej reakcji. Natomiast jeśli hipnotyzer poda myśl w formie sugestii popartej odpowiednią dawką jego mocy, wówczas

odbiorca z pewnością zacznie szukać jeziora, do którego mógłby wskoczyć.

To dziwne, że tak mądrym ludziom, jak Mesmer i Braid, nie udało się wyjaśnić, na czym polega tajemnica mesmeryzmu i sugestii. Wszak tym, którzy znają Hunę, wydaje się ona prosta. Nie poznawszy do końca zjawisk mesmeryzmu, ci dwaj badacze wykorzystywali go w praktykach leczniczych, tym samym gubiąc rzecz najistotniejszą, a mianowicie tę zasadniczą prawdę, że prosta myśl nasycona siłą mesmeryczną może skłonić niższe Ja drugiego człowieka do najbardziej niezwykłych reakcji. Co więcej, nasze własne niższe Ja reaguje równie zaskakująco pod wpływem AUTOSUGESTII.

Autosugestii można sobie udzielić bardzo łatwo i szybko. Nie wymaga to prawie żadnego wysiłku fizycznego, tylko pewnego treningu. Kiedy sugestia jest już podana, niższe Ja przejmuje ją na siebie i stara się za wszelką cenę wprowadzić ją w czyn, zaopatrując nas tym samym w narzędzie najwyższej wartości. Rzeczy, których normalnie nie potrafimy wykonać mimo uporczywych wysiłków i starań, stają się nagle możliwe do spełnienia dzięki niższemu Ja, które otrzymało polecenie silnie naładowane mocą mesmeryczną.

Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedno. W momencie przekazywania sugestii niższe Ja musi mieć normalny, obojętny ładunek siły życiowej, a więc stan uzyskany dzięki zrelaksowaniu ciała i kontrolującej części umysłu. Podczas relaksu należy też odprężyć „wolę" niższego Ja, tak by stała się niemal bezczynna. W przeciwnym razie średnie Ja, odgrywające rolę mesmeryka-hipnotyzera podającego silnie naładowaną sugestię, nie zdoła wprowadzić owej sugestii do niższego Ja i skłonić go do reakcji.

Współcześni hipnotyzerzy stwierdzili, że nawet nieznaczne zmęczenie wzroku powoduje u pacjenta znużenie, które prowadzi niebawem do odprężenia ciała. (Prawdziwego snu hipnotycznego należy unikać). Wprowadzenie w ów stan odprężenia stanowi wstępny etap przygotowujący pacjenta do przyjęcia sugestii. Tak powszechne dziś używanie wirującego krążka z namalowaną na nim spiralą bądź też trzymanie jasnego źródła światła powyżej poziomu wzroku pacjenta - to metody, które mają niewiele wspólnego z prawdziwym mesmeryzmem czy hipnozą. Z hipnozą nie mamy do czynienia również wtedy, gdy wskutek długotrwałego patrzenia na monotonny ruch taśmy fabrycznej usypia znużony robotnik. Właściwości hipnotycznych nie mają też paciorkowate oczka węża, wywołujące u ptaka stan mesmeryczny.

Błędny, aczkolwiek szeroko rozpowszechniony pogląd głosił, iż skuteczna może być sugestia podawana pacjentowi podczas snu z płyty lub z taśmy magnetofonowej. W takich mechanicznie wypowiadanych słowach nie ma żadnej mesmerycznej siły. Mogą one tylko ułatwić niższemu Ja zapamiętywanie informacji. Jeśli natomiast niższe Ja otrzyma autosugestię lub też zostanie „uwarunkowane" przez operatora i dostanie nakaz przyjęcia mechanicznie wypowiadanych słów jako prawdziwej sugestii, wtedy można spodziewać się pożądanych rezultatów, które nadejdą w formie reakcji posthipnotycznych. Nagrania odbierane podczas snu mogą w najlepszym razie być pomocne w procesie kształtowania się wrażeń pamięciowych. Podczas lekkiego snu niższe Ja usłyszy i częstokroć zapamięta usłyszane informacje, na przykład słowa i zwroty obcojęzyczne, jeśli: będą one wielokrotnie powtarzane.

Inaczej rzecz się przedstawia w przypadku sugestii wypowiadanej bezpośrednio do dziecka lub dorosłego podczas jego snu. Operator może wtedy skierować uwagę śpiącego na swoje słowa ł dotrzeć do jego podświadomości. Za porno ca tej metody uzyskuje się doskonałe rezultaty w przełamywaniu dziecięcych nawyków tam, gdzie besztanie i inn< mało sugestywne środki, łącznie z użyciem siły, nie dąb wyników, ponieważ stosowano je na jawie, gdy „wola" dziecka była aktywna i gotowa do obrony.

Howard Van Smith w artykule opublikowanym jakiś czai temu wspomniał o doktorze Borysie Sidisie, psycholog! i profesorze uniwersytetu w Harwardzie, który stosował sili sugestii wobec swego śpiącego syna Billy'ego, chcąc oceni przydatność tego typu metod w procesie przyspieszone edukacji. Jak się okazało, proces uczenia się przedmiotów wymagających zapamiętywania był nie tylko szybszy, ale też przebiegał bez żadnego wysiłku. W wieku trzech lat dziecko pisało na maszynie. Kiedy miało cztery lata, ze zrozumieniem czytało podręczniki. Siedmioletni chłopiec skończył podstawowe klasy szkoły publicznej, przy czym zaliczenie wszystkich ośmiu klas zabrało mu tylko pięć miesięcy. Gdy Billy miał osiem lat, zaliczył w ciągu sześciu tygodni wstępny kurs na wyższą uczelnię i wymyślił, jeszcze dziś używany, wieczny kalendarz. Jego zdolność pojmowania i zapamiętywania nieustannie się rozwijała, z łatwością też przyswajał abstrakcyjne pojęcia. W wieku jedenastu lat, zapraszany przez wykładowców Harwardu, dawał tam gościnne wykłady, brał udział w dyskusji na temat czwartego wymiaru, wskazywał też na błędne, jego zdaniem, elementy teorii względności Einsteina. Niestety, zmarł w 1944 roku, zanim można było określić pełnię możliwości sugestii zastosowanej przez ojca. Metoda, której została poddana jego siostra Helena, była mniej intensywna; dziewczynka nie zdała wstępnych egzaminów do college'u przed ukończeniem piętnastu lat.

Żadne z dzieci Sidisa - wedle ówczesnych testów na inteligencję - nie odznaczało się jakąś niezwykłą, wrodzoną zdolnością umysłu. Praca nad nimi dowiodła jednak, że kiedy niższe Ja otrzyma idee odpowiednio naładowane siłą życiową w warunkach, kiedy będzie mogło swobodnie je chłonąć, wówczas potrafi zapamiętywać lub też reagować w inny, wskazany sposób, jak gdyby było pod wpływem magii. My, którzy jesteśmy średnimi Ja i mieszkamy w ciałach fizycznych wraz z naszym niższym Ja, posiadamy wrodzoną zdolność logicznego rozumowania. Żeby jednak jej użyć, musimy korzystać z odpowiedniego materiału - ze wspomnień i wrażeń zapisanych w naszej pamięci, które możemy przywoływać i porównywać ze sobą. Dzięki przetwarzaniu dużego zasobu wrażeń otrzymanych drogą sugestii nasz proces myślenia rozwija się, a średnie Ja błyskawicznie poznaje zasady korzystania ze zgromadzonej wiedzy. Tak więc, aby skorygować i rozszerzyć niewielki, powszechnie znany zasób wiedzy o mesmeryzmie i sugestii, przedstawiliśmy w krótkim zarysie, jak są one prezentowane w systemie Huny. Teraz przyjrzyjmy się bliżej paru

szczegółom.

Przypuszczalnie niewiele osób będzie chciało nauczyć się stosowania sugestii mesmerycznej w skali profesjonalnej. Większość z nas chętnie natomiast skorzysta z autosugestii.

Głównym celem i wielką zaletą stosowania autosugestii jest zdobycie umiejętności sprawowania kontroli nad własnym niższym Ja i skłaniania go do współpracy ze średnim Ja we wszystkim, co, naszym zdaniem, powinniśmy wykonać. Wyniki takiego współdziałania mogą być wspaniałe i niezwykle cenne.

Przede wszystkim dzięki sugestii możemy przełamać nawyki, którym latami daremnie stawialiśmy opór. Ten bunt zawsze płynie z niższego Ja i dopiero wówczas, kiedy zmusi ono samo siebie do poprawy, pozbycie się złych przyzwyczajeń będzie szybkie i łatwe.

Niższe Ja potrafi wiele zdziałać, by polepszyć nasze zdrowie, uśmierzyć ból, rozwinąć umiejętność szybkiego uczenia się czy wprowadzić nas w wesoły nastrój, kiedy ogarnia nas smutek. Może nam dać głęboki i cichy sen, ucieczkę od zmartwień i spokój ducha. Kiedy niższe Ja otrzyma właściwą sugestię, odpowie na nią, sprawiając, że codzienne obowiązki będziemy wypełniać pogodnie i z przyjemnością, a nie ze znużeniem.

W porównaniu z walką, jaką zazwyczaj toczą ludzie pragnący rzucić palenie, z wewnętrznym konfliktem przeżywanym we dnie i w nocy i często zakończonym niepowodzeniem, autosugestia jest niby rozmowa telefoniczna, w której średnie Ja wydaje polecenia przed twoim wyjściem na potańcówkę lub do teatru - rozkazy te z pewnością będą wiernie i w pełni wykonane.

W tym miejscu nauka Huny wychodzi już poza standardowe podręczniki i przenosi się w sferę rzeczywistości, która daje o wiele większe możliwości osiągnięcia sukcesów.

To naprawdę fascynujące, że możemy współdziałać z naszym niższym Ja w nawiązywaniu kontaktu z Wyższym Ja, by zachęcić je do uczestnictwa w trójistnej egzystencji, właściwej człowiekowi. Dzięki temu w każdej sytuacji możemy liczyć na rozumnego przewodnika, wsparcie i nieograniczoną pomoc przekazywaną bezpośrednio lub w jakiś inny, pośredni sposób. Tu właśnie mogą zdarzyć się cuda. Czymś niezbędnym staje się więc poznanie tajemnych i nieuchwytnych zjawisk leżących u podstaw sugestii. Wróćmy zatem do doktora Mesmera i przyjrzyjmy się uważnie jego osiągnięciom. Nie jest istotne, że mylił się w swoich wczesnych przekonaniach, że wywodził magnetyzm zwierzęcy (naszą siłę witalną i manę Huny) z magnesów, które trzymał w rękach lub nosił w kieszeni. Nie miał racji. Dzisiaj wiemy już, że siła magnetyczna metalu nie jest tym samym, co magnetyzm tkwiący w ludzkim ciele ł zwany siłą życiową. Pomyłka Mesmera nie jest w tym względzie tak istotna. Ważna staje się natomiast odpowiedź na pytanie, czym jest to „coś", czym posługiwał się Mesmer, i jakie jest „tego" źródło.

Działanie Mesmera nie stanowi już dla nas dzisiaj żadnej tajemnicy. Otóż całym wysiłkiem umysłu i woli starał się wchłonąć siłę przyciągania właściwą magnesom. Wyobrażał sobie, że ta siła magnetyczna wypełnia go bardziej i bardziej, aż w końcu rzeczywiście dźwigał w sobie olbrzymi ładunek. Przebieg tego zjawiska był zaiste bardzo osobliwy. Mesmer był przekonany, że istnieje jakiś rodzaj energii zwierzęcej, i wierząc, że ładunek tej energii rośnie w nim coraz intensywniej, mimo woli skłaniał swoje niższe Ja do wytwarzania większych zasobów siły życiowej. Niższe Ja zdolne było wówczas pomnożyć zwykłe zapasy energii jego ciała w niewyobrażalnym stopniu.

W tym stanie za pomocą dotyku uzdrowiciel przekazywał siłę życiową swoim pacjentom, wywoływał w nich te wszystkie reakcje, które w późniejszych czasach uznano za objawy typowe dla hipnozy. Jednakże efekty działania siły mesmerycznej były o wiele silniejsze niż efekty stosowanej później hipnozy. Nieraz zdarzało się, iż pacjenci nagle słabli, padali w ataku paroksyzmu i leżeli w transie jak nieżywi. W chwilę po odzyskaniu przytomności byli całkowicie uleczeni ze swych chorób.

Nie możemy jednak pominąć milczeniem tego, czego Mesmer nie robił. Otóż nie stosował on sugestii w sposób świadomy, a przynajmniej tego rodzaju sugestii, któremu później nadano nazwę hipnozy. Jednakże fakt, iż osiągał swój cel, czyli przepływ siły magnetycznej z własnego ciała do ciała pacjenta i tym samym uzdrowienie go, świadczy o tym, iż Mesmer musiał posługiwać się w pewnym stopniu sugestią telepatyczną.

Uzdrowienia mesmeryczne były więc rezultatem zastosowania wielkiego ładunku siły życiowej połączonej z niewielką dawką sugestii. W późniejszym leczeniu hipnozą prawie wcale nie używano mocy mesmerycznej, jej miejsce zajęła podawana intensywnie sugestia. Okazało się jednak, że pierwsza metoda dawała o wiele lepsze wyniki niż druga. Działo się tak zapewne z następującej przyczyny. Otóż, jak już zostało powiedziane wcześniej, sugestia jest myślą wprowadzaną przez operatora do niższego Ja odbiorcy. Jeżeli myśl jest silnie naładowana energią życiową i wsparta nakazem woli, czyli średniego Ja, doskonale oddziałuje na niższe Ją odbierającego i skłania go do pożądanych reakcji. Jeśli zaś podawana myśl nie jest wystarczająco poparta siłą magnetyczną, wówczas wywołuje zaledwie słabiutki odzew.

Postać doktora Mesmera znalazła się w centrum uwagi środowisk medycznych. Nie można było zaprzeczyć, iż dokonał wielu uzdrowień, ale głoszona przez niego teoria magnetyzmu zwierzęcego stała się celem gwałtownych ataków. Jego przeciwnicy stanowczo twierdzili, że trzymanie magnesu w rękach nie daje nikomu siły mesmerycznej. W końcu i sam Mesmer przyznawał im rację w tym względzie, ale nadal upierał się, że siła, choć może nie pochodzi od metalu, jakim jest magnes, to podobna jest do siły zwierzęcej i można ją wytwarzać w ludzkim ciele.

Wrogowie i tak nie przyjęliby do wiadomości żadnej z jego poprawek. Byli już uprzedzeni do teorii Mesmera w całości.

Ale kilku przyjaciół Mesmera podjęło się kontynuacji eksperymentów z wykorzystaniem siły magnetycznej. Efekty, jakie otrzymywali, były bliskie uzdrowieniom. Dysponujemy ponadto notatkami z obserwacji eksperymentów Mesmera i jego następców, które dowodzą, iż potrafili oni, kładąc ręce na rozmaitych przedmiotach i osobach, przekazywać swój ładunek siły życiowej. W ten sposób Mesmer naładował nią kilka kadzi wypełnionych wodą. Umieszczono w nich po kilka żelaznych prętów, tak że jeden koniec wystawał z wody. Kiedy pacjenci podchodzili do kadzi ł chwytali za pręty, energia nagromadzona w wodzie przechodziła przez pręty do ich ciał. Reagowali tak samo, jak inni pacjenci pod wpływem dotyku słynnego uzdrowiciela. Baron Jules Du Potet, przyjaciel Mesmera, prowadził dalsze prace eksperymentalne nad zjawiskiem przekazywania siły magnetycznej. Stał się sławny dzięki pewnemu doświadczeniu z drzewami. Otóż pacjenci podchodzili do drzew nasyconych przez niego ładunkiem siły życiowej: obejmowali je lub przywiązywali się do pnia tak ścisłymi więzami, by nie upaść i nie stracić kontaktu z drzewem w razie chwilowej utraty przytomności spowodowanej tym, co dziś nazywamy „wstrząsem mesmerycznym". Uzdrowienia były bardzo liczne.

Drzewa nie przekazują ani niemej sugestii w sensie telepatycznym, ani też sugestii wypowiadanej słowami. Na ten fakt zwracali uwagę późniejsi krytycy mesmeryzmu jako systemu uzdrawiającego. Domagali się uznania zasady, że każde uzdrowienie musi mieć swoje źródło w zastosowaniu sugestii w sensie hipnotycznym. We współczesnych podręcznikach psychologii nie znajdziemy rozwiązania tego problemu. Odpowiedź daje tylko Huna. Tę odpowiedź należałoby wypisać wielkimi literami, tak by zwracała na siebie uwagę i nie została nigdy zapomniana.

Huna uczy nas, że duże ładunki siły życiowej, użyte w mesmeryzmie lub przy podawaniu sugestii, muszą być odpowiednio ukierunkowane, by były zdolne do działania w określony sposób; w przeciwnym razie szybko ulegną rozproszeniu i zanikną, nie osiągając celu.

Owo ukierunkowanie leży w gestii średniego Ja. którego „wola" jest narzędziem służącym do wskazywania i wymuszania kierunku. Rozkaz „woli" zostaje z łatwością zrozumiany i zazwyczaj przyjęty. Teraz następuje coś, czemu trudno dać wiarę mimo licznych dowodów.

Wola" średniego Ja, będąca siłą życiową nasyconą w jakiś tajemniczy sposób czynnikiem świadomości, wykazuje szczególną właściwość i osobliwą, trwałą moc. Zdaje się łączyć z siłą życiową ciała uzdrawiacza i tworzyć z nią pewnego rodzaju mieszaninę. Przypomnijmy sobie kadzie z wodą naładowane przez Mesmera energią życiową albo drzewa przesycone podobnym ładunkiem siły przez barona Du Poteta. Przez dłuższy czas nadwyżka energii pozostawała tam, gdzie ją zgromadzono, dopiero zawarty w niej czynnik „woli" o właściwościach stymulujących skłaniał ową energię do wniknięcia w ciało pacjenta, w chwili gdy dotknął on wystających z kadzi prętów bądź naładowanego drzewa. Dzięki owej „woli" siła życiowa, będąc już w ciele uzdrawianego człowieka, pobudzała w nim łagodną ideę czy sugestię leczniczą, podaną przez lekarza, gdy gromadził on ładunek energii w przedmiocie służącym do celów leczniczych.

Znowu mamy więc do czynienia z niewielką, łagodną sugestią, która staje się bardzo silna i nieodparta dzięki otrzymanej dawce energii. Ale od czasów Mesmera aż po dzień dzisiejszy nikt nie zdołał zrozumieć oczywistej prawdy, że w kadziach z wodą i w naładowanych energią drzewach tkwiła pewnego rodzaju moc kierowana domieszką „woli" - przebywała tam, gdzie jej kazano, bez względu na wszelkie intencje i starania uzdrawiacza, który wygenerował jej początkowy ładunek.

Nie rozumiano, że idea - niematerialny byt, którego nie można ujrzeć nawet pod mikroskopem - jsst jednak materialną, realnie istniejącą rzeczą, zdolną do wchłonięcia wielkiej dawki siły życiowej i że z kolei siłę. życiowa potrafi przenieść na swojej fali dużą dawkę energii kierowanej „wolą", energii płynącej ze średniego Ją. I oto mamy do czynienia z trzema „niemożnościami", przynajmniej wedle współczesnej psychologii. Otóż idei wypełnionej sugestią

oraz ładunku siły życiowej kierowanej wolą nie można dotknąć, nie można zobaczyć ani też nie można zidentyfikować. Wszystko wskazuje więc na to, że nie powinny one istnieć. A jednak istnieją, ł to na pewno. Możemy bowiem obserwować ich działanie i konkretne rezultaty, jakie wywołują, kiedy stosuje się je jako podstawowe czynniki i tworzywo sugestii.

Całkiem możliwe, iż nie rozumiano nowych tajemniczych zjawisk, ale tylko przypuszczano ich istnienie, upłynęło bowiem dużo czasu, zanim na nowo odkryto starożytną naukę Huny.

Przechodząc do dalszych rozważań, warto wspomnieć o polinezyjskich kapłanach, którzy byli ekspertami w dziedzinie stosowania wstrząsowych ładunków siły mesmerycznej. Kapłani ci (jak również niektórzy znachorzy z indiańskich plemion Ameryki Północnej) nie tylko znali sposób korzystania z siły życiowej, tak by dotknięciem palca pozbawić silnego mężczyznę przytomności i powalić go bez czucia na ziemię, ale też posiedli niezwykłą umiejętność nasycania ładunkiem energii życiowej kijów, którymi później rzucano we wrogów podczas bitwy. Kapłani często stawali za plecami oszczepników i ponad ich głowami ciskali naładowanymi kijami, które trafiając swe ofiary, momentalnie powalały je na ziemię i eliminowały z walki. Przypuszcza się, iż owa praktyka nie była też obca bardzo starej i prymitywnej cywilizacji aborygenów australijskich. Zamiast kijów używali oni bumerangów, które znakomicie nadawały się do przenoszenia wstrząsowych ładunków siły mesmerycznej i w dodatku po uderzeniu przeciwnika wracały do właścicieli.

Wielu ludzi odrzuca możliwość istnienia sugestii i kwestionuje pogląd stwierdzający, że są takie zjawiska jak prawdziwy mesmeryzm czy hipnoza. Zwolennicy tej szkoły myślenia od lat głoszą: „To tylko i wyłącznie urojenie, wytwór czyjejś wyobraźni".

Seria prób przeprowadzona niedawno przez Duke University wielce przyczyniła się do tego, by owemu negatywnemu stanowisku wobec mesmeryzmu odebrać rację bytu. Przed-

miotem eksperymentu uczyniono szczury i myszy, które, jak się przypuszcza, pozbawione są właściwej ludziom wyobraźni, a zatem nie mogły udawać stanu hipnotycznego i naśladować hipnotycznych reakcji. Umieszczono je w klatkach tak, że w celu ucieczki musiałyby skorzystać z jednego z dwóch otworów. Eksperymentator ukrył się przed ich wzrokiem w odległości około czterech metrów, ale mógł obserwować gryzonie przez mały otwór w ekranie. Miał wybrać sobie jedno zwierzątko i skłonić je siłą woli do opuszczenia klatki przez wskazany otwór.

W magazynie „Fate" z maja 1957 roku eksperymentatorka Dorothy Les Tina opisała w krótkim artykule swoje doświadczenia z oswojonymi myszkami kupionymi w sklepie zoologicznym. Umieściła myszki w pudełku podzielonym przegródkami w ten sposób, że kiedy z pewnej odległości pociągała za żyłkę, za każdym razem tylko jedno zwierzątko mogło swobodnie przejść do większej części pudełka z dwoma wyciętymi otworami. W chwili gdy myszka przechodziła do drugiego pomieszczenia, pani Les Tina koncentrowała na niej wzrok i siłą woli starała się zmusić ją do wyjścia przez wskazany otwór. Przy pierwszej serii prób badaczka otrzymała wyniki, które można było przypisać przypadkowi. Później liczba trafień zaczęła rosnąć i po pewnym czasie wynosiła 10, 12, 14, a nawet 15 trafień na 15 prób.

Eksperyment ten, przeprowadzony w asyście doktora Gardnera Murphy'ego, zaklasyfikowano jako test wykazujący „wyższość myśli nad materią", czyli istnienie siły umysłu zdolnej poruszać materię - a więc jako zjawisko „psychokinezy". Badania dowiodły już wcześniej, że niektórzy ludzie potrafią wpływać na ruch kości do gry, i to, jak sądzono, tylko siłą umysłu. Przypuszczano, że w wyżej opisanym przypadku wpływ ten ujawnił się w zachowaniu istot żywych. Autorka owego artykułu przyznała, że na kilka pytań nie znalazła odpowiedzi. Najwidoczniej nie mogła ustalić, czy udało się jej wytworzyć jakąś formę więzi z myszkami i wpływać na nie dzięki telepatycznie przekazywanej sugestii, czy też może zdołała w jakiś sposób bezpośrednio

pobudzić mięśnie zwierzątek i sterować ich ruchem ku wybranemu otworowi w pudełku. W każdym razie możemy być zupełnie pewni, że myszki nie były świadome prób mających na celu sprawdzenie ich wrażliwości na telepatię i że nie użyły wyobraźni, by sprawić przyjemność operatorowi i udawać reakcje związane z podaną sugestią.

Możemy śmiało stwierdzić, że sugestia mesmeryczno-hipnotyczna istnieje w sposób oczywisty i niezaprzeczalny. Nie jest urojeniem ani fantazją. I wywołuje przewidziane efekty.

Skoro powzięliśmy owo przekonanie, możemy przejść do dalszych rozważań i, opierając się w głównej mierze na informacjach dostarczonych nam przez Hunę, podać zwięzłą definicję sugestii - definicję, której brak odczuwaliśmy przez kilka ostatnich dziesięcioleci.

Sugestię mesmeryczną czy hipnotyczną stanowi idea wyposażona w nadwyżkę energii zdolną do wywoływania pożądanych reakcji u odbiorcy. Nadwyżce tej towarzyszy nakaz kierowany „wolą", czyli siła witalna nieco zmieniona i pobudzona do działania przez średnie Ja człowieka. Tak ukształtowaną ideę sugestii wprowadza się do ośrodka świadomości niższego Ja odbiorcy, by dała początek zamierzonym reakcjom.


Rozdział 2


W rozważaniach nad siłą życiową, stosowaną we wszelkich formach mesmeryzmu i sugestii, trzeba się też zastanowić - czym są MYŚLI.

W środowisku współczesnych psychologów krąży przekonanie, że myśli są czynnościami o podłożu chemicznym, związanymi w jakiś sposób z ładunkami elektrycznymi. Mózg można pobudzić do działania za pomocą lekko naelektryzowanej sondy i przez to skłonić pacjenta do wywołania wspomnień minionych scen z życia, dawnych dźwięków i rozmaitych wrażeń. Owe wspomnienia przybierają formę podobną rzeczywistości marzeń sennych. Ładunek elektryczny, który ma udział w procesie myślenia, można już zmierzyć za pomocą encefalografu, bardzo czułego aparatu rejestrującego na wykresie prądy czynnościowe mózgu podczas myślenia, a nawet we śnie. Do tej pory jednak nie udało się stwierdzić, czym właściwie jest myśl. Wiadomo tylko, że jej źródłem jest pewnego rodzaju zapis, ślad na tkance kory mózgowej.

Według Huny niewidoczne ł nieuchwytne byty są tak samo materialne, jak rzeczy, które ukazują swoje właściwości pięciu naszym zmysłom. Każdy rodzaj substancji, postrzeganej zmysłami czy też nie, nosi nazwę mecu słowo to w języku angielskim nie ma odpowiednika.

A zatem w pojęciu starożytnych kahunów MYŚLI SA RZECZAMI. Podróżując po świecie, kahuni pozostawiali ślad owej koncepcji i swoich wierzeń wśród ludów, z którymi stykali się w wędrówce.

W Azji, szczególnie na terenie dzisiejszych Indii, jeszcze teraz można znaleźć ślady ich dawnej bytności. Kahunl uczyli, że skłonienie Wyższego Ja do ścisłej współpracy i stworzenia harmonijnej jedności z niższym i średnim Ja jest prawdziwym celem każdego ludzkiego życia. W Indiach przekonanie to stało się zaczątkiem jogi - „wiedzy o zjednoczeniu".

Koncepcję trzech Ja człowieka przejął od jogi hinduizm, a z upływem czasu została zniekształcona i wypaczona przez inne wierzenia. W dzisiejszych Indiach można jeszcze rozpoznać dawne nauki Huny, ale są one bardzo przeinaczone. W teozofli, w dużej mierze zbudowanej na zapożyczeniach z jogi i hinduizmu, często można znaleźć twierdzenie: „Myśli są rzeczami".

Znajdujemy tam również wzmianki o manie, czyli sile życiowej, kryjącej się pod nową nazwą prany, ale trzy Ja przybrały postać „siedmiu ciał", a różnica między ciałami widmowymi a jaźniami, które w nich przebywają, uległa do tego stopnia zatarciu, że nie sposób jej już rozpoznać.

Psychologię nazywa się „nauką o świadomości", a przecież jako nauka właśnie, ponosi ona sromotną klęskę, nie umiejąc powiedzieć nic sensownego o świadomości opanowanej przez duchy osób zmarłych, których istnienia dowodzi nowa dziedzina wiedzy, parapsychologia, powstała na gruncie wcześniejszych badań parapsychicznych.

Zmarli powracają i - co stanowi niezmiernie ważny moment w naszych rozważaniach - PRZYNOSZĄ ZE SOBĄ DAWNE WSPOMNIENIA.

Fakt ten pozbawia racji bytu wszystkie dotychczasowe teorie z dziedziny psychologii i fizjologii dotyczące natury myślenia i czynności umysłu. Nie umiejąc wyjaśnić tych zjawisk, po prostu pomijają je milczeniem, a to z kolei pociąga za sobą ignorowanie ludzkiej „woli", mimo iż objawia ona swoją obecność w zachowaniu duchów powracających na ziemię.

O ile współczesny psycholog-materialista byłby może skłonny zaakceptować „mniejsze zło" w postaci nauki Huny do idei naładowanej energią życiową i o sile „woli" płynącej

ze średniego Ja, to z pewnością odrzuciłby twierdzenia kahunów, którymi za chwilę się zajmiemy.

Kahuni nie tylko uważali, że myśli są rzeczami, ale sądzili też, że utworzone są z substancji istniejącej realnie, chociaż niewidzialnej i nie poznawalnej zmysłami. Substancję tę nazywali aica, czyli „widmowa". Tworzy ona niewidoczny „duplikat" otaczający i przenikający fizyczne ciało człowieka. Każde z trzech Ja ma, zdaniem kahunów, własne ciało widmowe, w którym przebywa za życia człowieka, a także po jego śmierci jako duch.

Widmowy duplikat, Jcino-ofca, jest odlewem, jakby matrycą ciała fizycznego, w którym może rozwijać się nasiono, czyli embrion, aż osiągnie swoje normalne dorosłe wymiary.

Nauka powoli zmierza w kierunku ponownego odkrycia widmowego ciała. Uznano już jego istnienie jako „pola" otaczającego nasiono i kierującego jego wzrostem i rozwojem. Jednak do tej pory żaden naukowiec nie zbliżył się w swych dociekaniach do koncepcji zawartej w Hunie, która stwierdza, że także myśl ma podobne pole - widmowe ciało utworzone z tej samej niewidzialnej materii, przechowywane jako pamięć w widmowym ciele całego człowieka, nie zaś tylko wjego mózgu. Możemy mieć pewność, że nawet jeśli naukowiec przyjmie istnienie widmowych ciał poszczególnych myśli, to prawdopodobnie odrzuci pogląd, że owe struktury są wystarczająco mocne, aby mogły przetrwać fizyczną śmierć człowieka i służyć mu jako wspomnienia, kiedy będzie już duchem.

Kahuni sądzili, że widmowe ciało niższego Ja stale uzupełnia zapas własnej substancji i zawsze można pobrać z niego potrzebną dawkę materii, by uformować maleńkie „ciało" otaczające każdą myśl, w chwili gdy powstaje ona przez akt świadomości i przy użyciu siły życiowej. Kiedy już mikroskopijna idea ukształtuje się w swym nowym, widmowym ciele, zostaje ona związana nicią widmowej materii z myślami, które nadeszły tuż przed nią, i z tymi, które napływają po niej. W ten sposób powstaje „grono" kształtów myślowych stanowiące zestaw powiązanych ze sobą pojęć.

Gdy grono pojęć dociera do niższego Ja na przechowanie, staje się pamięcią.

Cieniutkie niteczki z niewidocznej materii, wiążące ze sobą kształty myślowe, łączą także całe ciało widmowe człowieka z rzeczami, których już raz kiedyś dotknął. Specyficzną właściwością widmowej substancji jest KLEI-STOŚĆ I ROZCIĄGLIWOŚĆ, niemal nieograniczone.

Kiedy człowiek dotknie czyjejś ręki, wówczas materia widmowa obu tych osób może się ze sobą połączyć i skleić. Podobnie sklejają się dwa miękkie cukierki krówki ciągutki, a kiedy chcemy je rozłączyć, powstaje między nimi nitka lepkiej masy. W ten sam sposób między dwiema osobami, które kiedyś były ze sobą w fizycznym kontakcie, tworzy się trwała więź w postaci długiej niewidocznej nici z widmowej materii.

Wszystko, czego dotykamy, zostaje z nami połączone niteczką podobną do tej, którą pająk snuje między gałązkami, przyklejając do nich jej końce.

Bezpośredni kontakt, dzięki któremu powstają widmowe nici, może nastąpić nie tylko przez dotyk, ale też spojrzenie, usłyszenie lub powąchanie jakiejś osoby lub rzeczy. Te wiotkie, delikatne nitki nie mają jednak dla nas jako takie większego znaczenia i wartości, dopóki się nie naprężą i nie usztywnią dzięki pobudzającej Je do działania świadomości. Kontakt po sznurze czy nici widmowej staje się możliwy dopiero wówczas, gdy dwie osoby postanawiają przesyłać sobie nawzajem telepatyczne wieści, myśli i wrażenia i nawiązują dobrą „nić porozumienia". Kiedy się rozstaną, gotowe do współpracy, ich niższe Ja (które mają instynktowną wiedzę wykonywania pewnych czynności, tak jak ptaki posiadają wiedzę o budowie gniazd) zdążają ku sobie po łączących je niciach widmowych i odnajdują siebie nawzajem. Wzdłuż nici płynie też strumień siły życiowej, a wraz z nim przesyłane są drogą telepatii obrazy myśli i pojęć. Oryginalne myśli muszą pozostać w pamięci nadawcy, tak więc nie są transmitowane. Zostają zdublowane i jako duplikaty podążają do odbiorcy.

Kiedy wiadomość telepatyczna dociera do celu, niższe Ja odbiorcy przenosi nikłe kształty myślowe da ośrodka świadomości, by średnie Ja mogło je sobie uzmysłowić. Po odpowiedniej racjonalizacji zostają przeniesione do magazynu pamięci.

Od czasów Mesmera używano francuskiego słowa rapport na określenie niewidzialnej, aczkolwiek bez wątpienia istniejącej, więzi ustanowionej między mesmerykiem a (1) przedmiotami naładowanymi przez niego siłą życiową i towarzyszącą jej .wolą"; (2) odbiorcą, na którego przelewał on swoją moc, by wywołać reakcję - wyleczenie pacjenta z choroby.

Ów raport, jak dowiadujemy się z Huny, jest możliwy dzięki łączącym niciom widmowej substancji. Wielokrotnie obserwowano przesyłanie sugestii telepatycznej na znaczne odległości. Zjawisko to jednak wykracza poza ramy nauk o podłożu materialistycznym, tak więc cała sprawa raportów spotkała się z ich atakami zamiast uczciwą próbą jej zrozumienia i zbadania.

Siłę życiową możemy porównać ze strumieniem prądu elektrycznego, z tą różnicą, że niekoniecznie musi ona płynąć. Może wypełnić jakąś rzecz i pozostać statyczna. Ale gdy świadomość niższego bądź średniego Ja pobudzi ją do przepływu lub innego rodzaju ruchu, wówczas przenosi się całkiem swobodnie. O ile napięcie prądu elektrycznego spada w miarę przepływu po drucie wskutek wzrastającego oporu, to nici widmowe stanowią tak doskonały przewodnik, że napięcie siły życiowej może płynąć na duże odległości, a jej końcowe napięcie równe jest początkowemu. Zarówno widmowa substancja, jak i siła życiowa są ŻYWE i obie zdolne są do przyjęcia wskazówek i nakazów, jeśli wprowadzi się je w formie idei-sugestii przepojonej „wolą".

Substancja widmowa ma jeszcze jedną osobliwą właściwość. Umiejętnie pokierowana i napełniona siłą życiową może gęstnieć i usztywniać się. Może pozostawać niewidzialna albo też stać się widoczna. Duchy osób zmarłych, często odwiedzające ludzi w czasie seansów spirytystycznych, potrafią swobodnie manipulować widmowymi ciałami swych niższych Ja, które zostały przeniesione wraz z nimi na tamtą stronę życia w momencie fizycznej śmierci człowieka. Utwardzająca się struktura widmowej substancji nosi nazwę ektoplazmy. Można ją zobaczyć jako delikatny, ledwo widoczny zarys twarzy ł przedmiotów materializujących się na seansach. Te usztywnione struktury ektoplazmatyczne odgrywają też rolę odlewów, które dokładnie wypełnione substancją widmową pozwalają zmarłym, powracającym na jakiś czas do życia, ukazywać się oczom ludzkim.

Dzięki temu duchy mogą również wysuwać widzialne bądź niewidzialne ręce (lub po prostu „wędki") służące im do przesuwania przedmiotów materialnych. Kiedy owe „macki" są silnie naładowane siłą życiową (zazwyczaj pobraną od uczestników seansu spirytystycznego), duchy mogą użyć od razu całego jej ładunku i tym samym wyzwolić niesamowitą energię. Dzięki temu potrafią podnosić fortepiany, ciężkie meble, a nawet ludzi.

Powyższe uwagi każą nam powrócić do zagadnienia idei, a raczej zespołów powiązanych ze sobą pojęć, wytwarzanych przez średnie Ja i stanowiących zarodek sugestii, które później przekazywane są odbiorcom. Łatwiej nam teraz zrozumieć, w Jaki sposób niższe Ja przejmuje owe ukształtowane już myśli i otacza je niewidzialną materią pobraną z własnego „duplikatu". Kiedy idea znajduje się już w otaczającym ją „futerale", do jej ektoplazmatycznego odlewu napływa siła życiowa wraz z towarzyszącym jej ładunkiem „woli". To skłania niższe Ja odbiorcy do wykonywania poleceń, tak jak gdyby reagowało na stanowczy rozkaz.

Przy autosugestii ł przy sugestii hipnotycznej, podawanej przez operatora, działa ten sam mechanizm. W pierwszym przypadku średnie Ja przy wsparciu niższego Ja, które pomaga mu w sposób automatyczny, kształtuje treść sugestii i wprowadza ją do ukrytego ośrodka świadomości niższego Ja. Tam pozostanie ona „poza zasięgiem wzroku i umysłu" średniego Ja, ale całkowicie dostępna niższemu Ja, które zapoczątkuje reakcję.

Tu rodzi się pytanie, gdzie przebywa średnie Ja i tworzy idee sugestii oraz gdzie znajduje się niższe Ja i gdzie owe idee przechowuje. Według Huny oba Ja mają własne widmowe ciała, przy czym ciało widmowe średniego Ja jest bardziej subtelne i wiotkie. Podczas normalnego życia człowieka niewidzialne ciała obu Ja mieszają się ze sobą i wzajemnie się przenikają. Średnie Ja, nie mając do dyspozycji własnego ciała fizycznego, rodzi się w świecie ziemskim w ciele zamieszkanym przez niższe Ja. Jest tam gościem, a zarazem rozumnym przewodnikiem.

Nie należy zapominać, że idee powstają za sprawą średniego Ja w procesie rozumowania opartym na pamięci - na wspomnieniach dostarczonych przez niższe Ja. Gotowe idee wyposażone przez średnie Ja w ładunek siły życiowej i pobudzone do działania jako sugestie, prezentowane są niższemu Ja i przekazywane do zbadania, sklasyfikowania i przechowywania w magazynie pamięci. Zazwyczaj taki zespół idei, przekazany niższemu Ja, natychmiast zostaje poddany klasyfikacji i ulokowany w odpowiednim miejscu, tak by w razie potrzeby można go było szybko odnaleźć. Ale jeśli nadchodzące kształty myślowe noszą w sobie duży ładunek siły życiowej oraz odpowiednią dawkę siły „woli", nakazującej niższemu Ja reagować zgodnie z sugestią, wówczas niższe Ja zmuszone jest albo do reakcji, albo do odrzucenia „podarunku", zanim schowa go jako wspomnienie i przestanie zwracać nań uwagę.

Owszem, niższe Ja może odrzucić sugestię. Bywa tak, iż ma ono zespół własnych, nie zracjonalizowanych przekonań, wśród których znajdują się pojęcia sprzeczne z ideami podanymi nakazem sugestii. W związku z tym niższe Ja samo decyduje, że jego przekonania są słuszniejsze, ł odmawia reagowania na nowe idee. Czasem zdarza się, że jakiś duch zmarłej osoby powraca na ziemię i na stałe bądź na jakiś czas chyłkiem wślizguje się do czyjejś podświadomości, wnosząc ze sobą nowe, obce przekonania. Badanie takich przypadków, określanych powszechnie mianem „opętania" lub „rozdwojenia jaźni", wchodzi w zakres psychopatologii.

Jeśli niższe Ja nie jest świadome wpływu obcego ducha lub też żywi w sobie ukryte kompleksy, może odrzucić sugestię.

Czasem mamy do czynienia z tzw. „sugestią posthipnotyczną". Niższe Ja otrzymuje od hipnotyzera pewien zespól idei oraz plan reakcji rozłożonych w czasie. Nie ma ono zdolności logicznego rozumowania, ale ma poczucie czasu i odległości. Gdy dostanie sugestię, iż ma wykonać Jakąś czynność w określonym terminie w przyszłości, będzie świadome upływu czasu i zareaguje według planu.

Huna nie daje jasnej odpowiedzi na pytanie, czy niższe Ja potrafi przywoływać wydarzenia bądź słowa wypowiedziane w jego obecności przy fizycznych narodzinach człowieka. Teoria dianetyki L. Rona Hubbarda głosi, że wydarzenia lub słowa, które są nieświadomie przechowywane od dnia narodzin w naszej pamięci, wywierają na nas silny, nieprzeparty wpływ w dalszym życiu. Tym uwierającym nas utrwalonym śladom przeżycia psychicznego nadano nazwę „engramów". Zwolennicy teorii dianetyki spędzają długie godziny, próbując przywołać z pamięci takie odległe wspomnienia, by je złagodzić i unieszkodliwić.

Nie zadowoliwszy się odkryciem zniewalających, bolesnych wspomnień z okresu narodzin, dianetycy częstokroć usilnie nakłaniają pacjentów do powrotu po ścieżce pamięci aż do momentu poczęcia, a nawet do wspomnień... z poprzednich wcieleń.

Chociaż Huna głosi, że człowiek zazwyczaj przebywa w kilku kolejnych wcieleniach {aczkolwiek zupełnie inaczej pojmowanych niż w tradycyjnej teorii reinkarnacji), to jednak nie 'daje nam zbyt wielu wskazówek na temat wspomnień o tak odległych doświadczeniach i możliwości ich przywołania. Nie udziela żadnych informacji, które pozwalałyby sądzić, iż kształty myślowe utworzone z widmowej substancji przenoszone są z przeszłego wcielenia do ciała, które akurat się rodzi.

Teozofowie, opierając się w swych przekonaniach na wnioskach twórców tego kierunku ł niektórych późniejszych jego przywódców, przyjmują wiele twierdzeń zaczerpniętych z wierzeń ludów Indii, szczególnie z Wedy, jogi i braminizmu. Jedno z tych zapożyczonych twierdzeń głosi, że można przywołać pamięć o przeszłych wcieleniach. Chcąc wyjaśnić, jak to jest możliwe, zwolennicy tego poglądu odwołują się do teorii, że wszystkie wydarzenia i wszystkie myśli odciskają się, zapisują na czymś, co można by nazwać widmowym ciałem ziemi - na akaszy. Aby przywołać wydarzenia z dawnych wcieleń, trzeba nauczyć się odczytywać wspomnienia, które przetrwały w „zapiskach na akaszy". Sukcesy w tym względzie - sądząc na podstawie relacji gromadzonych w ciągu wielu lat - nie są imponujące. Zbyt dużo osób pamiętało swe poprzednie żywoty we wcieleniu Napoleona czy Kleopatry i, z przykrością trzeba stwierdzić, wspomnienia te nie miały ani sensu, ani żadnego związku z rzeczywistością.

W latach 1956-1957 powszechnie znana była sprawa niejakiej Bridey Murphy. Doktor Morey Bemstein zahipnotyzował pewną gospodynię domową i poddał ją regresji pamięciowej do przeszłych żywotów. Opisała szczegółowo swoje poprzednie życie w Irlandii jako Bridey Murphy. Wszystko, co opowiedziała, będąc w transie hipnotycznym i w stanie regresji, posłużyło Moreyowi za materiał do napisania książki. Jeszcze przed jej wydaniem doktor udał się na życzenie wydawcy do Irlandii, by sprawdzić, czy da się tam znaleźć materiał dowodowy potwierdzający całą sprawę.

Badacz napisał obszerną relację z podróży, opatrując ją szeregiem wniosków i komentarzy. Wszystkie wskazywały na to, iż okoliczności i wydarzenia, opisane w transie hipnotycznym, bez wątpienia miały miejsce w rzeczywistości. W codziennej prasie rozgorzała dyskusja. Przeprowadzano liczne wywiady z autorytetami Kościoła; niektórzy jego przedstawiciele ostro atakowali wiarę w reinkarnację i podważali wartość eksperymentu z Bridey Murphy.

Później ten słowny pojedynek przeniósł się na łamy poważniejszych czasopism i renomowanych magazynów. Niektórzy autorzy starali się dowieść, że wprowadzona w trans gospodyni przypomniała sobie tylko fakty z dawnego życia w Irlandii, o jakich usłyszała od swojej znajomej, która rzeczywiście nazywała się Bridey Murphy. Rozważania owe kończyli wnioskiem, że cała ta historia to zwykłe oszustwo. Pojawiły się też głosy obalające te zarzuty, po czym zapadło milczenie. Od uznanych autorytetów nie doczekano się w tej sprawie żadnej decyzji, która przyznawałaby ostateczną rację jednej ze stron sporu.

Zainteresowanie zjawiskiem hipnozy i możliwością regre-sji stało się powszechne. Wielu hipnotyzerów, zarówno amatorów, jak i ludzi stosujących tę metodę w pracy zawodowej, próbowało swych sił w tej dziedzinie i wprowadzało rozmaite zmiany w swej pracy eksperymentalnej; u niektórych osób poddanych eksperymentom obserwowano odchylenia od typowych wzorców reakcji. W Boulder, w stanie Colora-do, hipnotyzer amator, Robert W. Huffman, i współpracująca z nim w charakterze medium Irenę Specht doszli do bardzo interesujących wyników. Do nagranych na taśmę wypowiedzi medium, będącego w transie, dodali własne komentarze i w ten sposób powstał materiał do ich wspólnej książki zatytułowanej Many Wonderful Things. Opowiadała ona o tym, jak pani Specht przeniosła się pod wpływem hipnozy do czasu pomiędzy dwiema dawnymi inkarnacja-mi, kiedy to jej duch przebywał w „miejscu odpoczynku". Treść sugestii, które wprawiały ją w trans i przenosiły na tamto miejsce, obfitowała w słowo „miłość". Nadal jednak pozostaje sporną kwestią, czy wątek „miłości" miał jakiekolwiek znaczenie dla niższego Ja, czy też żadnego. W każdym razie pani Specht, będąc w stanie hipnozy, opisała okoliczności, w których przebywał jej duch odpoczywający między jednym żywotem a drugim, kiedy to było mu dane pojąć wielkie prawdy ukryte przed umysłem istot żyjących. Podczas transów duch nazywał sam siebie „Jam jest Ja" i głosił doktrynę miłości jako tej, która pomogła kobiecie znaleźć rozwiązanie wielu jej problemów. Pani Specht przytaczała też fragmenty z Biblii i nadawała im nowe znaczenia. Jeszcze raz pojawiły się wśród badaczy sprzeczne opinie, znowu odezwali się przeciwnicy. Ale z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu prasa codzienna nie zaszczyciła owych eksperymentów uwagą.

Człowiek lęka się rzeczy, których nie rozumie, i wypowiada im walkę. Tak było zawsze i wszędzie. Nie znając natury sugestii i praw nią rządzących, na ogół traktowano ją z podejrzliwością. Niektóre organizacje o charakterze religijnym potępiały hipnozę, a teozofowie przez wiele lat ostrzegali przed jej stosowaniem, chociaż czołowi przywódcy tego ruchu byli zwolennikami mesmeryzmu jako metody leczniczej i z dumą opowiadali o tym, jak za pomocą tej dobroczynnej mocy ich pułkownik Olcott wyleczył pięćdziesiąt przypadków paraliżu w Cejlonie. Nawet bystrej i wnikliwej inicjatorce kierunku teozoficznego, Helenie Blavatsky, nie udało się dostrzec faktu, że mesmeryzm i hipnoza różnią się tylko proporcją, w jakiej zmieszane są ze sobą sugestia, siła życiowa i siła „woli".

Późniejsi teozofowie zazwyczaj woleli nie ryzykować. Akceptując wiedzę zaczerpniętą raczej ze słowników niż od autorytetów i założycieli ruchu, zdecydowali się traktować mesmeryzm i hipnozę jednakowo.

Głównym argumentem przemawiającym na niekorzyść hipnozy była, i nadal jest, okoliczność, że gdy Jakiś człowiek zostaje „zdominowany" cudzą wolą, dominacja ta staje się potężną siłą, a ponadto, co gorsza, więzi ustanowionej między operatorem a odbiorcą nie można zerwać. Sądzi się, iż zdominowana osoba związana jest z nadawcą przez całe swoje życie i prawdopodobnie przez wszystkie kolejne wcielenia. Z wielką obawą mówi się o możliwościach - bez względu na olbrzymią odległość w czasie i przestrzeni - opanowania drugiej osoby w złych celach. Często podaje się za przykład osoby praktykujące jogę, które nadużywały mocy hipnotycznej do podłych czynów.

Mało jest materiałów dowodzących istnienia owej niewolniczej zależności odbiorcy od operatora, ale brak zrozumienia prawdziwych mechanizmów podawania sugestii hipnotycznej stanowi doskonały grunt dla strachu i podejrzliwości.

Wraz z notowanym w ostatnich latach wzrostem liczby hipnotyzerów-amatorów, zewsząd podnoszą się krzyki oburzenia, głosy bijące na alarm. Zgodność opinii zdaje się wyrażać w słowach: „Nie można pozwolić im na to, by manipulowali ludzkim umysłem!". W odpowiedzi, prawodawstwo stanowe zmierza w kierunku podjęcia uchwał zabraniających stosowania hipnozy tym wszystkim, którzy nie posiadają wysokich kwalifikacji medycznych, nie wyłączając stomatologii.

Na szczęście, żadne prawa nie naruszają osobistej wolności i nie zakazują nam stosowania sugestii wobec nas samych.

Autosugestią można posługiwać się zupełnie bezpiecznie, nawet gdyby te wszystkie opinie - głoszone przez takich teozofów, jak William Q. Judge i doktor G. de Purucker -o straszliwych groźbach tkwiących w hipnozie były do pewnego, niewielkiego stopnia uzasadnione.

Doktor de Purucker, cytowany w ostatniej zbiorowej pracy teozoficznej, zatytułowanej Hypnotłsm-Mesmerism and Reincarnation, powiada: „Autosugestia, która nie jest niczym innym jak sugestią stosowaną wobec siebie samego, ma wyłącznie zalety i powinniśmy ją stale praktykować, jeśli daje nam poczucie duchowej, moralnej i intelektualnej mocy, możliwość samodoskonalenia się oraz panowania nad własnym ciałem i umysłem, jeśli daje nam obrazy piękna, chwały, świętości, czystości, miłosierdzia, uprzejmości; jednym słowem - wszystkich wzniosłych i szlachetnych cnót. W tym sensie jest ona czymś pożytecznym, gdyż za jej pomocą uczymy samych siebie...". Zwróćmy uwagę, że nie ma tutaj mowy o zastosowaniu sugestii w celu samo-uzdrawiania. Niektórzy autorzy, prezentowani w tej książce, skłaniali się ku przekonaniu, że uzdrowienie może zapobiec cierpieniu i, co za tym idzie, egzekwowaniu zapłaty za złą karmę, ale gdyby się trzymać dalej tego archaicznego wierzenia, doprowadziłoby to do absurdalnego wniosku, że wszyscy zapobiegliwi i dbający o swe zbawienie teozofowie powinni niezwłocznie przystąpić do zadawania sobie tortur.

Podsumowując, możemy postawić wniosek, że sugestia wychodząca od operatora o dużym poczuciu moralności i zawierająca tylko dobre i pożyteczne idee nie może nikogo krzywdzić. Jeśli przypadkiem raport, jaki powstał między operatorem a odbiorcą, pozostaje nierozerwalny podczas wielu inkarnacji, to wówczas trzeba też wysunąć argument, że przecież każdy z nas wytwarza tysiące niteczek z widmowej materii, które łączą nas wzajemnie na zasadzie pewnego rodzaju raportu. Jeśli tak jest, a jest tak niewątpliwie, nie popełnimy dużego błędu, ofiarowując jedną taką dodatkową niteczkę dobremu hipnotyzerowi-terapeucie.

Przy autosugestii zaś nie może być mowy o niebezpieczeństwie dominacji innej niż nasza własna.


Rozdział 3


O mesmeryzmie można powiedzieć, że zaczął się od węża, a hipnoza - od doktora Braida, który ukuł dla niej nazwę. Samosugestia - zwana również autosugestią i samouwa-runkowaniem - ma swoje źródło we Francji, a narodziła się mniej więcej w okresie I wojny światowej. Już wiele lat wcześniej badano mechanizm jej działania, ale pierwsza prawdziwa próba opisania całego procesu i rezultatów otrzymanych dzięki zastosowaniu tej nowej metody datuje się na ten właśnie okres.

Doktor Freud z Wiednia częściowo zidentyfikował niższe Ja Huny i nazwał je id. Odkrył także zjawisko „kompleksu". Wtedy nastąpił prawdziwy rozwój wiedzy o hipnozie. Doktor Frederick Pierce, psycholog, profesor jednego z czołowych uniwersytetów w Nowej Anglii, spędzał akurat wakacje w Szwajcarii. Podczas gry w kręgle zauważył, że kiedy odwróci uwagę od ręki, w której trzyma kulę, i kieruje ją na jakiś inny obiekt, ręka traci jakby swą siłę i rozluźnia się. Moc i naprężenie mięśni powracają znowu wraz z koncentracją uwagi na grze. To odkrycie dało mu wiele do myślenia. Przedzierał się przez pisma francuskiego badacza pełne niejasnych fragmentów i niedopowiedzeń; wreszcie doszedł do wniosku, że trudno jest dotrzeć za pomocą sugestii do głęboko ukrytej, wewnętrznej jaźni ludzkiej. Przypuszczał, że byłoby to o wiele łatwiejsze, gdyby odbiorca znajdował się w stanie odprężenia i fizycznej relaksacji (zastępującej „sen", w który zapada zahipnotyzowany pacjent).

Następnie Pierce przeprowadził serię eksperymentów, które zakończyły się opracowaniem szczególnej metody relaksacji. Nazwał ją decubitus, czyli „pozycja chorego", i po powrocie na uczelnię polecał swoim studentom, by stosowali ją jako integralną część autosugestii. Stwierdził, że dziewięćdziesiąt procent studentów nauczyło się jej z łatwością i bardzo ją sobie cenili. Niebawem napisał na ten temat pracę.

Praca nosiła tytuł Mobilizing the Midbrain i wyraźnie potwierdzała, że profesor zgadza się z ówczesną teorią głoszącą, że cała świadomość ludzka mieści się w komórkach kory mózgowej. Po opublikowaniu książka wywołała wielkie zainteresowanie w środowisku psychologów, ale niebawem nakład się wyczerpał i powoli o niej zapomniano w wirze walki, która rozgorzała pomiędzy zwolennikami rozmaitych szkół myśli psychologicznej. Behawioryści toczyli batalię przeciwko freudystom. W świetle reflektorów pojawił się na krótko doktor Emile Coue, który jednak szybko usunął się w cień wraz ze swoją koncepcją autosugestii i jej formułą: „Dzień po dniu i z każdą chwilą staję się coraz lepszy". No cóż, wielu próbowało powtarzać tę formułę z nadzieją na uzyskanie rezultatów podobnych do tych, które osiągał Emile Coue. Niestety, nikt ich nie nauczył, jak kształtować treść sugestii, by miała ona moc sprawczą, i jak należy się relaksować, by mogła ona dotrzeć do celu. Psychologia utknęła na mieliźnie i pozostawała tam jakiś czas.

Tymczasem doktor J.B. Rhine z Duke University toczył samotną walkę z materialistycznym podejściem do zjawisk psychologii. Oparłszy swe działanie na matematycznej teorii prawdopodobieństwa, zaprosił kilku studentów do prac eksperymentalnych nad postrzeganiem pozazmysłowym. „Pozazmysłowa percepcja" stała się terminem znanym w wielu kręgach, a książki Rhine'a, choć nie wyczerpywały tematu, który został o wiele dokładniej opracowany już w rocznikach „Badań Parapsychicznych", miały duży wpływ na praktyczne zastosowanie powszechnie akceptowanej metody badawczej. Rhine przekonał wielu inteligentnych i bezstronnych ludzi, że istnieje coś takiego jak telepatia i jasnowidzenie i że zjawisk tych można dowieść. Jego pokazów „przewagi myśli nad materią", czyli psychokinezy, nie sposób było ignorować. Stopniowo materialiści nauczyli się traktować go poważnie. Pisał przecież książki i cieszył się popularnością. Duke University stał się symbolem otwartego i dociekliwego umysłu.

Do uczelni tej przyjechał doktor Hornell Hart. On to właśnie miał niebawem ożywić powszechne zainteresowanie autosugestią po dwudziestoletnim z górą okresie letargu. Hart, o dziwo, nie był wykładowcą na wydziale psychologii. Kierował wydziałem socjologii i pewnie dlatego jego głównym celem, przynajmniej początkowo, była pomoc studentom w dostosowaniu się do socjalnej struktury uniwersytetu oraz życia toczącego się poza murami uczelni. Byli tam studenci obu płci, mężczyźni w większości byli żonaci, mieli rodziny na utrzymaniu, niektórzy właśnie skończyli służbę wojskową. Wielu osobom trudno było przystosować się do nowych warunków życiowych, w których się nagle znaleźli.

Studentów cechowała niezwykła zmienność nastrojów. Raz byli szczęśliwi i radośni, innym razem wpadali w gniew i mieli do wszystkich pretensje, to znów przeżywali smutek i stany lękowe. Często mieli chandrę bez specjalnych powodów.

Doktor Hart postanowił znaleźć lekarstwo na tę bolesną huśtawkę emocjonalną, polegające na samowarunkowaniu się. Poprosił studentów, aby mu w tym pomogli, przekazał im niezbędną wiedzę na ten temat i skłonił do przeprowadzania prób.

Studenci sporządzali wykresy przedstawiające ich zmienne nastroje. Emocje klasyfikowano od stanów najbardziej ponurych do radosnych, najprzyjemniejszych i najbardziej pożądanych. „Nastrojomierz", składający się z wykresu nastrojów i opisu metody notowania ich zmienności, studenci „prowadzili" zarówno podczas samowarunkowania, jak i wówczas, kiedy go nie stosowali.

Seria eksperymentów zakończyła się tak wielkim sukcesem, że nikt nie kwestionował prawdziwości rezultatów oraz olbrzymich korzyści płynących ze stosowania nowej metody. Jak się okazało, prawie wszyscy studenci mogli bez najmniejszych trudności nauczyć się samowarunkowania. Wobec tego każdy czytelnik książki Harta Autoconditioning pragnął stosować tę metodę i czerpać z niej korzyści. A były one ogromne, zważywszy, że wymagały tak krótkiego czasu i niewielkiego wysiłku.

Do lata 1957 roku doktora Harta zapraszano na liczne wykłady i spotkania dyskusyjne. Dotarł aż do Los Angeles, nauczając swej metody i wyjaśniając jej znaczenie. Zależało mu głównie na tym, by przekonać słuchaczy, że umiejętność samowarunkowania jest tak pożyteczna, iż każdy powinien ją poznać, zwłaszcza że można ją łatwo zdobyć i bezpiecznie stosować.

Teoria, którą głosił w swoich pismach, opiera się na przekonaniu, że istnieje (d, czyli podświadomość postulowana przez późnego Freuda i uznana przez wszystkich psychiatrów, liczących na zatrudnienie w szpitalach rządowych.

Średnie Ja Huny - powszechnie znane jako świadomość -doktor Hart nazywał „rzeczywistą jaźnią", podczas gdy niższe Ja, czyli podświadomość, określał mianem id, „wewnętrznego umysłu receptywnego" bądź „nieświadomości".

Samowarunkowaniem nazwał rodzaj posthipnotycznej sugestii, podczas której jednostka, będąca rzeczywistą jaźnią, wprowadza sugestię do wewnętrznej jaźni receptywnej. Tych dwóch jaźni nie traktował jednak odrębnie. Podstawowym znaczeniem słowa „hipnoza" jest „sprowadzanie snu". Hart podkreślał, że choć w procesie samowarunkowania funkcjonuje do pewnego stopnia ogólny mechanizm hipnozy, to sen wcale nie jest częścią tego procesu. Jeśli ktoś po prostu idzie spać, ostrzega Hart, nie otrzyma żadnych rezultatów.

W rzeczywistości Hart nie próbuje przedstawić teorii, która tłumaczyłaby zjawisko hipnozy. Prezentuje ją jako zbiór prawd, które mamy przyjąć bez żadnych zastrzeżeń; jako prawdy w pełni zbadane i udowodnione (przynajmniej w odniesieniu do zjawiska sugestii), nawet jeśli to, co się poza nimi kryje, ukryte gdzieś w głębi świadomości, pozostaje tajemnicą, zawikłaną zagadką czy też winno stanowić punkt wyjścia do dyskusji. l

Wraz ze wzrostem zainteresowania autosugestią i hipnozą z początkiem 1948 roku, zaczęto organizować liczne kursy korespondencyjne. Niektóre były tanie i bezwartościowe, choć na pozór wydawały się atrakcyjne. Kilka przygotowano bardziej starannie, opracowano nawet nowe słowniki terminów psychologicznych. Zazwyczaj podawano jedną z szeregu popularnych teorii, która rzekomo miała wyjaśniać zjawisko sugestii, i serwowano zestaw wspierających ją argumentów.

Tam, gdzie budzi się zainteresowanie jakąś specyficzną dziedziną, zawsze znajdą się tacy, którzy oferują nową koncepcję mającą wszystko wyjaśnić. I tak jak zainteresowanie hipnozą znalazło swe odbicie w książce Many Wonderfid Things, zawierającej tezy o możliwości regresji hipnotycznej do przeszłych wcieleń człowieka, tak w 1954 roku autosugestia stała się tematem pracy doktora Rolfa Alexandra.

Jego książka nosi tytuł Creatlue Realism. Autor wychodzi w niej daleko poza tematykę zwykłej sugestii, wkraczając niekiedy w sferę metafizyki.

Autosugestię uważa on za formę sugestii, którą możemy -całkiem na jawie, bez wprowadzania w trans hipnotyczny -podać naszej podświadomości. Natomiast autohłpnozę opisuje jako podawanie sugestii do podświadomości, gdy znajduje się ona w transie, obojętne - lekkim czy też bardzo głębokim. Twierdzi przy tym, że łatwiej i szybciej można nauczyć się autohipnozy, jeśli przedtem pozwolimy jakiemuś hipnotyzerowi wprowadzić nas w stan hipnotyczny ł podać posthipnotyczną sugestię; tak że potem wystarczy tylko wymówić hasło nakazu, by skłonić podświadomość do wejścia w trans potrzebny jej do uzyskania stanu gotowości na przyjęcie nowej sugestii.

Doktor Alexander nie poprzestaje jednak na tym - występuje z teorią, że wszyscy jesteśmy do pewnego stopnia zahipnotyzowani tym, co się nam wydarzyło w życiu lub czego byliśmy świadkami. Zdaje się winić tę formę hipnozy bez hipnozy za większość naszych osobistych kłopotów

i poleca nową metodę, którą nazywa „samorealizacją" i która ma nam służyć do odhipnotyzowania siebie. Namawia do stosowania tej metody jako wstępnego przygotowania do przyjęcia autosugestii, a także Jako antidotum przy zbytnio przedłużającym się transie występującym po zastosowaniu autohipnozy.

Wypada wspomnieć o jeszcze jednym teoretyku z tego okresu, kiedy to zagadnienie autosugestii ponownie zainteresowało ludzi nauki. Alfred Korzybski w książce Science and Sanity wyjaśnia szczegółowo, w jaki sposób przypisywanie słowom fałszywych znaczeń może doprowadzić do utraty równowagi psychicznej i emocjonalnej. Podaje wiele przykładów, kiedy niewłaściwe odczytanie prawdziwego znaczenia danego słowa wywołało zaburzenia emocjonalne. Rozumowanie, oparte na prawidłowym pojmowaniu zbioru znaczeń wyrazowych, w wielu wypadkach okazuje się błędne, a z kolei biedne rozumowanie może być przyczyną kłopotów zdrowotnych. No cóż, rozumowanie Korzybskiego było zapewne słuszne, a jego koncepcja wielce ożywiła sferę psychologicznych domysłów, niemniej jednak w niewielkim stopniu wzbogacił on naszą wiedzę o naturze i mechanizmie sugestii.

Jedną z książek, które ostatnio pojawiły się w interesującej nas tutaj dziedzinie, jest praca Cooke'a i Van Vogta Hypnotism Handbook - skrupulatny przegląd standardowych metod stosowania hipnozy w kręgach zawodowych. Autorzy omawiają szereg szkół myśli psychologicznej, po czym na koniec otwarcie przyznają, że jak dotąd właściwie nie wiadomo dokładnie, czym naprawdę jest hipnoza. Jednakże, dodają szybko, nasza wiedza o tym, jakie wywołuje ona skutki, i o praktycznym zastosowaniu tajemniczej siły umysłu jest wystarczająco duża, by z powodzeniem z niej korzystać.

Kwestionują przekonanie, że sugestia polega na „warunkowaniu" (kształtowaniu wzorców reakcji przez powtarzanie). Zwracają uwagę na fakt, iż zahipnotyzowana osoba, której dano polecenie, by zachowywała się zupełnie normalnie, lecz pozostawała w gotowości na przyjęcie sugestii, robi wrażenie kogoś, kto myśli, rozumuje, wykonuje swoje codzienne zajęcia, słowem, jest w takim stanie, jak zwykle, z tym wyjątkiem, iż natychmiast reaguje na rozkazy hipnotyzera. Do wytłumaczenia tego typu reakcji zaiste trudno byłoby nagiąć koncepcję „warunkowania".

Chociaż książka Hypnotism Hondbook przeznaczona jest dla profesjonalistów, może ją z powodzeniem czytać każdy, kto pragnie poznać powszechnie przyjęte teorie dotyczące sugestii i metody jej stosowania proponowane hipnotyzerom, którzy pragną nauczyć swych pacjentów, jak pobudzać w sobie sugestie otrzymane wcześniej od terapeutów.

Jak się zdaje, autorzy bez większego entuzjazmu odnoszą się do stosowania autosugestii przez kogoś, kto przedtem nie skonsultował się z terapeutą i nie dał mu możliwości zainkasowania należnego honorarium. Przyznają wprawdzie, że istnieją metody nauczenia się stosowania autohipnozy bez pomocy hipnotyzerów, ale ich przyswojenie „wymaga długich i żmudnych treningów". Jako przykład długotrwałej i ciężkiej drogi wiodącej do opanowania tej sztuki wymienia się tutaj praktyki jogi. Ostateczne wnioski autorów stoją w ostrej opozycji do twierdzeń doktorów Pierce'a i Harta, którzy przekonali się, że ich studenci z łatwością nauczyli się autosugestii w ciągu zaledwie kilku dni, a po miesiącu lub dwóch byli już ekspertami.

Podsumowując krótko zagadnienia dotyczące zjawiska autosugestii, można rzec, iż jest ona tak prostym narzędziem, że wszystkie sposoby jej stosowania - zalecane poza środowiskiem profesjonalistów - są skuteczne i praktyczne. Gdy stosuję autosugestię, wiem, co robię i dlaczego - to wystarczy. Prawie każdy człowiek może nauczyć się pisać swoje nazwisko, cierpliwie powtarzając tę czynność, ale gdy przedtem nauczy się rozpoznawać litery i pozna brzmienie głosek, którym te litery odpowiadają, składanie podpisu będzie miało dla niego o wiele większe znaczenie i wartość. Przygotowanie się do poznania Huny jest jak gotowość do opanowania alfabetu psychologii i nauczenia się odczytywania głosek. Każdą rzecz wykonamy lepiej, gdy poznamy sens wszystkich podejmowanych kolejno czynności.


Rozdział 4


Stosowanie autosugestii jest prostym procesem, który można podzielić na trzy zasadnicze etapy: Pierwszym krokiem będzie naturalnie podjęcie decyzji, co właściwie średnie Ja, czyli my, chce przekazać niższemu Ja - a więc do czego świadomość pragnie skłonić podświadomość. Po drugie, trzeba rozluźnić ciało, powstrzymać bieg myśli, i kiedy niższe Ja jest już w ten sposób przygotowane do przyjęcia sugestii, można przejść do trzeciego etapu - wprowadzenia treści sugestii, głośno lub w milczeniu.

Może się zdarzyć, że już pierwsza próba zostanie uwieńczona sukcesem i wystąpią pożądane reakcje, ale zazwyczaj potrzeba pewnego okresu praktyki, zanim otrzyma się pełną i szybką odpowiedź na zastosowaną autosugestię.

Teraz przejdziemy do szczegółowego omówienia każdego z tych etapów. Najlepiej zacząć od rzeczy najprostszych. Jeżeli ostatecznym celem naszego działania ma być przełamanie pewnych utrwalonych nawyków, na przykład palenia papierosów czy też przejadania się, wówczas lepiej poczekać z tym aż do czasu, gdy stopniowo nauczymy niższe Ja spełniać polecenia autosugestii w odniesieniu do mniej poważnych spraw, gdy przywyknie ono do właściwego reagowania, mającego na celu wprowadzanie drobnych zmian. Najpierw uczymy się zatem raczkowania, później chodzenia i na końcu biegania. Wszelkie próby odwrócenia tego procesu i rozpoczęcia nauki od końca będą tylko bezowocną stratą czasu.

Przyda nam się tutaj odrobina teorii. Wszyscy, którzy nauczyli się stosować sugestię w praktyce, zgodni są co do tego, iż to TY, jako średnie Ja, musisz wierzyć, że to, co sugerujesz swej podświadomości, jest możliwe do wykonania, słuszne i pożądane. To TV masz oczyścić swój umysł z wszelkich wątpliwości, w przeciwnym razie przekażesz je niższemu Ja i pozbawisz je przekonania, że to, o czym mu mówisz, rzeczywiście się wydarzy.

Początkowo średniemu Ja trudno jest uwierzyć, że niższe Ja szybko i bez wysiłku spełni przekazaną mu sugestię. Najważniejsze, by się nie spieszyć i cierpliwe czekać na odpowiedź, choćby nawet nikłą, idącą od naszej podświadomości. „Nic tak nie prowadzi do sukcesu, jak sam sukces" - to stare powiedzenie ma tutaj doskonałe zastosowanie. Nic bardziej nie rozwija ufności w średnim Ja, jak odkrycie, że niższe Ja rzeczywiście reaguje na jego sugestie.

Każdy z nas może wykonać prostą próbę z ziewaniem. Jak wiadomo, z jakichś powodów ziewanie przenosi się z trudną do pojęcia sugestywną mocą. Niższe Ja, jak się wydaje, nie potrafi się jej oprzeć. Niechaj tylko jedna osoba zacznie ziewać, wkrótce inni, przebywający w tym samym pomieszczeniu, poczują niekontrolowane pragnienie ziewania.

Przeprowadźmy taki test na sobie. Będzie to zastosowanie autosugestii w jej najprostszej formie. Spróbuj i przekonaj się, czy należysz do dziewięćdziesięciu procent ludzi, którzy za pierwszym razem potrafią skutecznie podać tę sugestię.

Znajdź sobie spokojny kąt, gdzie nikt ci nie będzie przeszkadzać, i wygodnie usiądź. Skoncentruj uwagę na swoich nogach, potem przenieś ją na ramiona, głowę i wszędzie tam, gdzie czujesz napięcie mięśni. Rozluźnij je. Zwłaszcza mięśnie twarzy, szczęk i dłoni mają skłonność do lekkiego napinania się, tak więc potraktuj je ze szczególną uwagą. Musisz też wyciszyć myśli, by wprowadzić spokój ł odprężenie do swego umysłu i wyeliminować panujące tam zwykle napięcie. To wszystko może zająć kilka minut. Pierwsza próba relaksacji jest bardzo istotna, gdyż niższe Ja otrzyma wzorzec ustalonych zachowań, według którego będzie później działało.

Kiedy już poczujesz rozluźnienie ciała i umysłu, powoli i bez przymusu zacznij kształtować mentalny obraz ziewania. Są różne sposoby wizualizacji ziewania. Nie ma dwóch osób, które zrobiłyby to tak samo, ale jest to bez większego znaczenia, jeśli do centrum świadomości wprowadzają one tę samą podstawową ideę ziewania.

Możesz wyobrazić sobie, jak sam ziewasz lub ziewa ktoś inny, możesz mówić o ziewaniu słowami - głośno lub w myślach, do siebie. Trzymaj się mocno idei ziewania, wyobrażaj je sobie i „smakuj". Być może niższe Ja odpowie ci niemal w tej samej chwili, gdy zaczniesz myśleć o ziewaniu, albo zareaguje nieco później, na pewno Jednak w niedługim czasie zaakceptuje ideę i obraz, który kształtujesz w umyśle, pragnąc, by niższe Ja przejęło go jako własny i dało nań odpowiedź. Kiedy przyjmie on ideę sugestii, natychmiast odpowie na nią ziewaniem. Może też wywołać całą serię ziewnięć, wówczas trzeba okazać zadowolenie, żeby swoim niechętnym zachowaniem nie ukształtować innego, niewłaściwego wzorca reakcji. Zawsze mów sobie (a niższe Ja będzie cię słyszało), że zasugerowana idea jest dobra i pożądana. Upewnij się, że znajdziesz czas, by cieszyć się tym wszystkim, co przyniesie ci niższe Ja w odpowiedzi na sugestię. Bądź więc rad z przypływu odwagi, o którą prosiłeś i która zastąpiła obawę przed niepowodzeniem w jakiejś konkretnej sprawie, ciesz się tym, że pod wpływem autosugestii niższe Ja uwolniło cię od dokuczliwego bólu bądź też przykrych zmartwień, które nie dawały ci zasnąć po nocach. Niższe Ja uwielbia pochwały. Chwal je więc natychmiast: „Cudownie! Świetna robota! Brawo!".

Niższe Ja to, według wierzeń Huny, odrębna „jaźń". Zwracaj się do niej jak do najbliższego przyjaciela, z którym mieszkasz w fizycznym ciele i który umie panować nad ciałem, twymi uczuciami i życiową energią, czego ty nie potrafisz. Mów do niej „ty" i dawaj jej po cichu polecenia, jeśli masz ochotę. Ajeśli nauczyłeś się z nią rozmawiać za pomocą wahadełka i dowiedziałeś się, jakim imieniem chciałaby być nazywana, zwracaj się do niej w ten właśnie sposób.

Oba Ja są tak blisko ze sobą związane w ludzkim ciele, że właściwie można mówić o sobie „My" w sytuacjach, gdy średnie Ja chce pomóc w spełnieniu podanych w sugestii warunków, na przykład w zdobyciu przyjaciół. Wówczas

można powiedzieć: „Od jutra będziemy tak postępować, by zyskać duże grono przyjaciół. Będziemy mili, uczynni i żywo będziemy interesować się sprawami ludzi, których poznamy. Będziemy NAPRAWDĘ zainteresowani tym, co robią, co czują i czego pragną. Postaramy się im pomagać i niebawem otoczą nas sami przyjaciele, którzy będą nas kochać i spieszyć nam z pomocą".

Jeśli naprawdę zdecydujemy się dążyć do osiągnięcia wyznaczonego celu, połowę pracy mamy za sobą. Pozostała część pracy polega na przekonaniu niższego Ja, iż jesteśmy silnie zdeterminowani w swej decyzji, i na wciągnięciu go do współpracy. Jeżeli przy podejmowaniu decyzji potraktujemy niższe Ja tylko jako biernego obserwatora, nie możemy liczyć na wielką pomoc z jego strony. W rezultacie może ono podstawić nam nogę, gdy zaczniemy stawiać pierwsze kroki. Chcąc, by nasza determinacja udzieliła się niższemu Ja, i tym samym skłonić je do odegrania istotnej roli przy kształtowaniu nowej rzeczywistości, trzeba znaleźć dla niego czas na relaks ł odprężenie, trzeba je przygotować do przyjęcia sugestii, po czym tę sugestię podać. Być może potrzebne będzie kilkakrotne powtarzanie treści sugestii, zanim dojdzie do pełnej z nim współpracy, ale w odpowiednim czasie niższe Ja z pewnością przyjmie na siebie swoją część obowiązków. Podświadomość może reagować w dwojaki sposób. Po pierwsze, działając pod nakazem sugestii, może zacząć od czynności, które już dobrze zna (sprawowanie kontroli nad funkcjonowaniem organizmu czy naśladowanie sposobów wykonywania pewnych zaobserwowanych działań), lub od czynności, które wie, jak wykonać, ale ich nie lubi. Ten pierwszy sposób jest właściwie „warunkowaniem", stwarzaniem nowych okoliczności. W drugim przypadku podświadomość czyni użytek z posiadanej już wiedzy o pewnych sytuacjach i po prostu powołuje je do istnienia. Tak samo dzieje się, gdy hipnotyzer nakazuje odbiorcy, by udawał psa. Hipnotyzowana osoba nie musi uczyć się odgrywania roli psa, wie wystarczająco dużo o tych zwierzętach, by umiała naśladować szczekanie, warczenie i skomlenie. Proces warunkowania natomiast przebiega od samego początku.

Jeśli tresując psa przez wielokrotne powtarzanie tych samych czynności, uczy się go jakiejś konkretnej sztuczki, aż wykona ją dokładnie l natychmiast po otrzymaniu rozkazu, to tym samym poddaje się go „warunkowaniu", czyli uczy się go nowego ciągu reakcji łańcuchowych, gdzie myśli i ruchy mięśni konsekwentnie za sobą podążają. Dokładnie w ten sam sposób możemy poddać treningowi nasze niższe Ja.

Uczenie się maszynopisania, pisania ręcznego, głośnego literowania czy sylabizowania wyrazów bądź też jazdy na nartach - wszystko to polega na warunkowaniu. Każde wystukane na maszynie czy napisane słowo jest w istocie wyuczoną sztuczką. Tak jak pies uczy się reagowania na polecenie: „siad!", podobnie i my uczymy się całego ciągu nakazów, które pobudzają nas do uwarunkowanych reakcji. Czasem siedząc przy maszynie, zastanawiamy się nad jakimś słowem lub frazą. Właśnie to myślenie jest wszystkim, czego potrzeba naszemu wyćwiczonemu i uwarunkowanemu niższemu Ja. To ono pisze na maszynie słowa i frazy, to ono literuje i dzieli na sylaby. My, średnie Ja, stoimy tylko z boku i decydujemy, jakie mu wydać polecenia. Współpraca między dwiema naszymi jaźniami jest czymś zaiste cudownym i godnym uwagi. Ale nie zapominajmy, iż kiedyś musieliśmy dzień po dniu uczyć niższe Ja reakcji na nasze myśli, musieliśmy je zapoznać z brzmieniem słów i ich graficznym zapisem. Przypomnijmy sobie pierwsze, z mozołem pisane słowa i pierwsze linijki wystukiwane na maszynie, zanim jeszcze niższe Ja nauczyło się tej sztuki, czyli zanim zostało w tym zakresie uwarunkowane.

Zabawne próby z ziewaniem można rozszerzyć i wzbogacić, przenosząc cały proces warunkowania w sferę odruchów warunkowych (jak się je często nazywa). Jedynym koniecznym warunkiem jest tylko nauczenie niższego Ja odpowiedzi na rozkaz: „Ziewaj". Kiedy już nauczy się tej reakcji, po wielokrotnym stosowaniu relaksacji i po serii ćwiczeń z podawaniem sugestii, wówczas wystarczy tylko rzucić komendę, a po chwili ogarnie nas przemożne pragnienie ziewania. Można także użyć polecenia w jakiejś innej formie, może to być dźwięk dzwonka albo jakieś dowolnie wybrane słowo - wszystko zależy od odpowiedniego wytrenowania.

Nie sposób dokładnie określić, gdzie kończy się uwarunkowana reakcja łańcuchowa, a zaczyna sugestia pobudzająca niższe Ja do działania. Wydaje się, ii. jedna zderza się z drugą. Dlatego też dobrze jest powtarzać sugestię wielokrotnie. Za każdym razem, gdy przywołamy sugestię podaną wczoraj i powtórzymy ją Jako nową, niższe Ja będzie | reagować na nią coraz szybciej. Każda przywołana sugestia jest „doładowywana" świeżą porcją „woli" i energii życiowej, po czym powraca do niższego Ja i jest na nowo pobudzana do dalszego działania.

Powtarzanie pełni jeszcze jedną ważną funkcję. Kiedy te same reakcje występują regularnie, wówczas uwarunkowane, czyli wyćwiczone niższe Ja stopniowo zaczyna przywykać do robienia pewnych rzeczy w określony sposób, wykonuje je coraz sprawniej, reagując coraz bardziej automatycznie.

Niższe Ja lubi działać w sposób ustalony i nie podlegający ciągłym zmianom. Dlatego też, gdy już nauczy się pewnych zachowań, posługuje się otrzymywanymi ideami według j stałego wzorca. Kiedy poda mu się jakiś inny, nowy wzorzec, trzeba systematycznie, dzień po dniu wywierać nań silny nacisk sugestią, aż porzuci dawne zwyczaje i zaakceptuje nowe.

Świadoma próba wymuszenia na niższym Ja, by porzuciło dawne reakcje na rzecz nowych, zupełnie odmiennych, prowadzi w wielu wypadkach do ofiarowania mu znojnych darów Winstona Churchilla: „krwi, potu i łez", szczególnie wtedy, gdy sugestia dotyczy porzucenia narkotyków, nałogowego picia lub palenia. Sugestia, która nowo ukształtowane idee zasila sporą porcją energii życiowej, czyni „wolę" średniego Ja stokroć skuteczniejszą, wyposażając ją w narzędzie, którym ta może się posługiwać. „Wolę" można porównać do człowieka, który próbuje wyciągnąć palcami gwóźdź z deski, a ładunek siły życiowej do obcęgów, którymi z łatwością można ten gwóźdź wyrwać.


Rozdział 5


Kształtowanie idei, tak by można ją było zastosować w procesie autosugestii, nie jest czynnością zbyt skomplikowaną, jeśli idea ta ma być prosta i znana. Żadnych trudności nie sprawia przywołanie wszystkich śladów pamięciowych dotyczących ziewania, które mogą być potrzebne do skonstruowania nowego obrazu mentalnego. Taką ideę wystarczy tylko wyposażyć w niewielką porcję siły życiowej i małą dawkę „woli", zanim wejdzie ona do ośrodka uwagi niższego Ja i zacznie działać jako sugestia.

Jednakże w przypadku bardziej złożonych idei, które mogą zawierać kilka etapów składających się na wykonanie pełnej czynności lub ukształtowanie nowego stanu w ciele osoby przyjmującej sugestię bądź też w jej otoczeniu, niższe Ja niewiele może pomóc. Umie co prawda podać wszystkie potrzebne średniemu Ja wspomnienia, ale nie woła rozradowane: „Hej! To jest coś, o czym doskonale wierni Chcesz sobie ziewnąć? Poczekaj chwileczkę. Zaraz ziewnę dla ciebie, i to jeszcze jaki".

Jeśli ktoś zamierza skonstruować zestaw kształtów myślowych mających zasugerować niższemu Ja coś nowego lub coś, co zmusi je do zmiany utartych zwyczajów, może ono spoglądać na to wszystko w milczeniu ł z obawą. Niekiedy może być nawet przerażone, targane wątpliwościami lub też zbuntowane i agresywne, z góry gotowe stawiać opór.

W tych warunkach należy zachować ostrożność. Średnie Ja zanim przystąpi do działania, powinno dokładnie rozważyć swą propozycję, rozpatrzyć ją pod każdym względem.

Jednym z łatwiejszych na to sposobów, przynoszącym doskonałe rezultaty przy niewielkim wysiłku, jest ustalenie nastroju na następny dzień. Wszyscy mamy skłonność do dłuższego obnoszenia się ze swoimi nastrojami. Jeśli zdarzy się coś, przez co popadamy w chandrę i pogrążamy się w mroku lęku i zniechęcenia, to na ogół trwamy w tym stanie jakiś czas. Tak samo się dzieje, gdy coś wprawi nas w zachwyt, wywoła podniecenie, radość i zapał; wznosimy się ponad przeciętny poziom nastroju l cieszymy z całego serca, po czym - w miarę jak dawne wzorce zachowań zaczynają ciążyć na niższym Ja - znów powracamy do zwykłego poziomu nastroju.

Mówiliśmy już o metodzie podnoszenia poziomu nastroju i utrzymywania się na nim, opracowanej przez doktora Harta. Podobne próby nad polepszeniem nastroju ludzkiego przeprowadzali dianetycy i scjentyści. Poziomy nastroju, zwane „tonami", przedstawiono na wykresie. Tony ponumerowano od niskiego do wysokiego i sporządzono listę wydarzeń wywołujących niskie tony oraz tych, które były przyczyną wysokich, po czym je zestawiono. Polecono, by wysokie tony przypisać odpowiednim czynnościom dnia powszedniego bądź w ogóle poglądom na życie. Celem tych sesji było tzw. powszednie życie uczestniczących w nich osób. W zakres owego zwyczajnego życia wchodziło między innymi poczucie odpowiedzialności: za udany związek małżeński, za utrzymanie rodziny, za ogólne dobro społeczne, jakim jest posiadanie dzieci i właściwe ich wychowanie. Wymieniano też inne, mniej trudne zadania stanowiące o normalnym życiu i nakłaniano uczestników sesji do jak najszybszego pozbycia się „engramów", by wzrost na skali nastrojów stał się możliwy.

Analizy emocji opierały się w gruncie rzeczy na podstawowym, najbardziej istotnym czynniku psychologicznym, którym trzeba się zająć w pierwszej kolejności, jeszcze przed przystąpieniem do modyfikowania poziomu nastroju. Otóż najważniejsze, by wyzwolić w człowieku CHĘĆ do zmian na lepsze. Może się to wydać dziwne, ale bardzo wiele ludzi do tego stopnia ulega kompleksom bądź wpływom opętujących je duchów, że wcale nie pragną być szczęśliwsi, nie chcą szczęścia, które przynosi radosny, pogodny nastrój. Dla nich oraz dla tych wszystkich, którzy cierpią na zaburzenia psychiczne, którzy żyją w ciągłym podnieceniu i nadmiernej egzaltacji, odrzucając przy tym wszelkie codzienne obowiązki - autosugestia nie jest żadnym rozwiązaniem. Oni potrzebują psychiatry. Dalsze pogrążanie się w takich stanach niesie poważne niebezpieczeństwo pobytu w szpitalu dla umysłowo chorych.

Autosugestia może przyczynić się do poprawy zdrowia i ożywić drzemiącą w nas energię, ale jeśli odkryjemy, że nie zależy nam na aktywnym życiu, skutecznym działaniu oraz fizycznej i umysłowej sprawności, jest to objaw równie niepokojący. To, co zwykliśmy nazywać „zaburzeniami psychosomatycznymi", ma swoje źródło w niewłaściwym nastawieniu umysłu do życia. Wiele chorych osób można zakwalifikować do kategorii ludzi „zadowolonych z choroby". Oni również potrzebują raczej fachowej psychoterapii niż nakłaniania do prób pozbycia się ciężkich kompleksów czy obsesji i do stosowania autosugestii.

Jednakże większość z nas cieszy się raczej dobrym zdrowiem psychicznym, nawet jeśli miewamy zmienne nastroje. Autosugestia jest przeznaczona właśnie dla nas, pod warunkiem, że umiemy przezwyciężyć opór niższego Ja przed zmianami w codziennym życiu, że potrafimy usiąść spokojnie i ocenić nasze życie, nas samych, nasze reakcje wobec otoczenia i nasz stosunek do pracy.

Wielu prawd nie można przedstawić na wykresie nastrojów, ale możemy odnaleźć je w sobie, jeśli tylko zapytamy: „Czy coś mnie niepokoi? Co to takiego? Czego nie lubię i dlaczego? Co jest dla mnie zbyt uciążliwe, męczące, nudne?".

Kiedy już poznamy odpowiedzi na te pytania, możemy z kolei zapytać: „Czego pragnę? Jak chciałbym zmienić samego siebie? W jaki sposób chciałbym, by traktowali mnie bliscy? Czy chcę być bardziej kochany, zrozumiany, chwalony czy może nagradzany?".

Wyniki tej analizy, szczególnie gdy notujemy je na kartce, okażą się nieoczekiwane. Wiele odpowiedzi będzie pochodziło od niższego Ja, jeśli na wstępie zachęcimy je, by wypowiedziało się w sprawie swoich preferencji. Dobrze jest usiąść z ołówkiem w ręku i czekać, aż niższe Ja poda swoje opinie. Jest to dla niego nowa czynność i będzie potrzebowało nieco czasu, by się jej nauczyć, ale wkrótce zacznie nam wyjawiać swoje poglądy, tak jak gdyby były dawnymi wspomnieniami napływającymi nagle do umysłu.

Owe stare wspomnienia częstokroć są przywołaniem rzeczy, które nam się kiedyś wydarzyły i które wówczas bardzo nas poruszyły i zmusiły do decyzji: czy podejmować jakieś działania, czy też nie. Niższe Ja będzie ci stopniowo przywodzić na myśl dawno zagubione i zapomniane ambicje, plany i pragnienia; w miarę jak będą napływać, trzeba je dokładnie badać i w każdym przypadku podejmować ostateczną decyzję, czy nadal ich pragniemy, czy też odegrały już swoją rolę i trzeba o nich zapomnieć na dobre. Minione obawy, dawny gniew, przeszłe żale i inne uczucia, którym w przeszłości towarzyszyły silne reakcje emocjonalne, wymagają szczególne; uwagi ł racjonalizacji. Chcąc je zrozumieć, pojąć, jakie mogą mieć dla nas dzisiaj znaczenie, musimy poddać dawne przeżycia procesowi racjonalizacji i „oczyścić" je, zanim znowu znikną w magazynie pamięci.

Całe mnóstwo drobnych irytacji, rozczarowań, niechęci, a zwłaszcza niepokoju, ma swoje źródło właśnie w takich dawnych sprawach. Jeśli nie poddamy ich teraz osądowi rozumu i nie rozważymy pod względem ich obecnego dla nas znaczenia, będą nas ciągle uwierać, niby drobne, głęboko tkwiące kompleksy. Znajdźmy więc czas, by posprzątać nasz dom umysłowy za pomocą swoistego katharsis i profilaktyki. Otrzymamy wówczas czystą tablicę, na której rozłożymy nasze plany i będziemy decydować, jaka poprawa nastrojów ucieszyłaby nas najbardziej i w jaki sposób mamy pracować nad jej osiągnięciem.

Towarzystwo Badań Huny przeprowadziło wśród swoich członków pewien prosty eksperyment, by stwierdzić, jak długo człowiek może koncentrować uwagę na wybranym obrazie mentalnym, zanim znużony pozwoli, by myśli znów potoczyły się zwykłym biegiem. Podjęto tę próbę z powodu dużej różnicy poglądów między autorami prac na temat koncentracji i medytacji.

Wśród najstarszych przekazów, jakie wzięto pod uwagę, znajdowały się pisma Patanjalego, którego Aforyzmy Jogi były najpopularniejszym tekstem studiowanym w kręgach joginów od około 140 roku przed Chr. Ten dawny psycholog, jak również legendarny mędrzec indyjski Kapila, który pisał o jodze jeszcze wcześniej (ok. V w. przed Chr.), mogli mieć kontakt ze starożytną Huną. Obaj pisali sanskrytem, językiem niezbyt giętkim, który nie nadawał się do tego, by w pojedynczych słowach zawierać podwójne znaczenia (tak jak było to możliwe w języku używanym przez starożytnych twórców Huny). Jednakie w tekstach pisanych sanskrytem ciągle jeszcze można rozpoznać symboliczne pojęcia używane w Hunie. Wszystkie aforyzmy nazywano pierwotnie „sutrami", co nadaje im osobliwa znaczenie „nici". Komentatorzy pospieszyli więc z wyjaśnieniem, iż mają one coś wspólnego z czynnością zszywania, czyli łączenia części w całość, a więc tym samym mają odniesienie do podstawowego celu jogi - jednoczenia niższego składnika ludzkiej jaźni z wyższym. To zaś zbliża koncepcję jogi do teorii Huny głoszącej, iż dwa niższe Ja człowieka połączone są z Wyższym Ja długą nicią czy sznurem z widmowej substancji. Sznury te nie mogą być użyte do zwykłej obustronnej wymiany siły życiowej i kształtów myślowych, zachodzącej między jaźniami, jeżeli niższe Ja - za sprawą poczucia winy lub jakiegoś innego kompleksu - odsunięte jest od pełnienia swojej funkcji w owej wymianie. Inny symbol występujący zarówno w Hunie lub opartych na Hunie fragmentach Biblii, jak też w religijnych pismach Indii - to „ścieżka" oraz jej „blokowanie" i „otwieranie". We wczesnych tekstach jogi wiele razy wspomina się o „supłach" czy „węzłach", można więc zasadnie stwierdzić, że i w Hunie pierwotne znaczenie symbolicznej nici i węzła było dobrze znane, choćby nawet zostało zagubione w gąszczu późniejszych spekulacji.

Patanjali niewiele czasu poświęcał licznym i skomplikowanym ćwiczeniom ciała i oddychania. Dopiero później zainteresowano się nimi i uznano je za konieczne do osiągnięcia właściwej kontroli nad umysłem i umiejętności koncentracji. Radził początkującym, by w wygodnej pozycji siedzącej rozluźnili się, po czym uspokoili umysł i powstrzymali chaotyczny bieg myśli.

Przechodząc do dalszych rozważań, warto zwrócić uwagę na jeden istotny szczegół. W środowisku zwolenników jogi ćwiczenia nad koncentracją i medytacje miały służyć trzem wielkim celom. Istniała więc tzw. „hatha-joga", której celem było osiągnięcie dobrej kondycji fizycznej, „raja-joga", czyli praca nad poprawieniem i udoskonaleniem umiejętności rozumowania oraz nad wzmocnieniem siły „woli" średniego Ja, tak by potrafiło panować nad niższym Ja. Trzecim celem, dominującym nad pozostałymi, było osiągnięcie „zjednoczenia" - nawiązanie kontaktu z Wyższym Ja i stałe pozostawanie z nim w łączności.

Takie są też cele Huny; proces autosugestii rozpoczyna się od dwóch pierwszych etapów, trzeci pozostawiając na później.

Ale wróćmy jeszcze do testów przeprowadzanych przez Towarzystwo Badań Huny. Ich celem miało być ustalenie czasu, w jakim człowiek zdolny jest skupić uwagę na jednym i tym samym obrazie mentalnym. Okazało się niebawem, że niższe Ja musi wytężyć całą swoją moc, by utrzymać dany obraz w ośrodku swej świadomości. Szybko się męczy i, pomimo silnej determinacji średniego Ja koncentrującego uwagę na obranym przedmiocie, prędzej czy później pozwala obrazowi zniknąć na powrót w magazynie pamięci. Jeśli średnie Ja nie jest w stanie całkowitej gotowości, niższe Ja zastępuje dany obraz innymi i uruchamia bieg myśli wedle własnej ochoty.

Niektórzy członkowie Towarzystwa przyznawali, iż czas skupienia uwagi na jednym przedmiocie nie przekracza u nich pięciu sekund. Inni, zwłaszcza ci, którzy wcześniej przechodzili treningi koncentracji, potrafili się skupić przez prawie trzy minuty. Przeciętny czas w testowanej grupie osób wynosił około trzydziestu sekund.

Próbowano jeszcze innych eksperymentów, na przykład zezwalając uczestnikom na to, by obrazy mentalne, które wywoływali, były ruchome; wyobrażeni ludzie mogli się uśmiechać, potrząsać głowami, wargi mogły się poruszać i wypowiadać słowa, a oczy otwierać i zamykać. Okazało się, że przy tej modyfikacji niższe Ja nie było tak zmęczone, nie zużywało tak dużej dawki energii życiowej. Wyglądało na to, że oba Ja mogą wyczerpać całą siłę życiową zawartą w jednej idei czy wyobrażeniu, po czym odsunąć je na bok i zająć się następnymi, tak samo jak zużywa się zapas baterii. Idee spoczywające w swych odlewach z widmowej substancji i odesłane z powrotem do magazynu pamięci, by pobrać stamtąd więcej siły życiowej, mogą być na nowo przywoływane i utrzymywane w ośrodku świadomości. Koncentracja na strumieniu myśli nie jest trudna, gdyż obrazy przesuwają się w takim tempie, w jakim zużywa się zawarta w nich energia. Ale choć czas koncentracji można przedłużać prawie w nieskończoność, jej ostrość i wyrazistość stopniowo słabnie.

Eksperymenty owe pomogły rozwinąć metodę koncentracji, która pozwala, by obrazy mentalne oddalały się z ośrodka świadomości jak gdyby na krótki odpoczynek, po czym przywołuje sieje z powrotem. Daje to wrażenie rytmiczności i jakby łagodnego „pulsowania" obrazu. Dzięki temu może on pozostawać w centrum uwagi dłuższy czas, staje się bardziej wyraźny i zwarty i mieści w sobie coraz większy ładunek siły „woli". Stosowanie metody pulsacyjnej zapobiega również zakłócaniu obrazu przez inne cbrazy ł powstrzymuje napływ rozmaitych myśli nie związanych z przedmiotem koncentracji. Można rzec, iż dzięki tym odkryciom uczyniono milowy krok w przygotowywaniu pojęć służących później do autosugestii.

Próbowano tworzyć obrazy myślowe także w inny sposób, na przykład zestawiając ze sobą zbiór prostych, szczegółowych pojęć potrzebnych do ukształtowania szerszej, ogólnej koncepcji złożonej z dużego grona kształtów myślowych. Okazało się, że umysły niektórych uczestników ujawniały większą zdolność do chwytania i zatrzymywania złożonych i bogatych w szczegóły obrazów niż umysły innych. Osoby te, kształtując obraz samych siebie jako zdobywających szerokie grono przyjaciół, widziały w wyobraźni, jak podejmują decyzję, wyruszają z domu, nawiązują nowe znajomości, wykonują różne określone czynności i na koniec osiągają upragniony cel. Taki obraz musiał być oczywiście ruchomy, kolejne sceny przesuwały się w myślach niby klatki filmu. Tę czynność umysłu należałoby nazwać raczej „medytacją" niż koncentracją, ze względu na dłuższy czas jej trwania, ale czas ten można by skrócić, a całą wizualizację zredukować, skondensować i objąć tylko jednym nakazem sugestii w rodzaju: „Zdobywaj przyjaciół!". (Powrócimy jeszcze do sprawy owego skracania procesu myślowego).

Testy, o których mówimy, wykazały też dobitnie, iż niektórzy ludzie mają duże trudności z kształtowaniem obrazów mentalnych typu wzrokowego, podczas gdy z łatwością | przywołują wrażenia oparte na innych zmysłach: szybko i bez żadnych problemów potrafią konstruować wyobrażenia słuchowe bądź dotykowe i łatwo się na nich koncentrują. Smak i zapach lub połączenia rozmaitych wrażeń zmysłowych pomagają stworzyć obrazy mentalne inne od wzrokowych.

Intensywność doznań zmysłowych, za pomocą których odtwarzane są wyobrażenia, jest bardzo różna. Niektórzy ludzie mogą natychmiast wywołać w swym umyśle wizualny obraz określonej barwy lub też wrażenie słyszenia Jakiegoś dźwięku. Zazwyczaj mamy swoje ulubione kolory czy dźwięki, które niższe Ja przywoła szybciej i odtworzy dokładniej niż inne.

W każdym razie, stwierdzono z całą pewnością, że każdy człowiek ma swoje mocne i słabe punkty, że różnie przebiega tworzenie struktur pojęciowych potrzebnych do autosugestii. Początkujący powinni więc przejść najpierw kilka prób i ćwiczeń, by poznać swoje możliwości.

Jeśli będziemy koncentrować się na kilku kolejnych kolorach, szybko się okaże, że jakiś kolor jawi się nam bardziej wyraziście niż inne albo że niższe Ja w ogóle nie potrafi nam ukazać barw, lecz tylko dostarczyć mniej lub bardziej wyraziste ich wspomnienia. Jeśli obraz twarzy wywołany w naszym umyśle ł będący przedmiotem naszej koncentracji jest szary, a nie kolorowy, świadczy to o naszej skromnej umiejętności wizualizacji i wskazuje, że lepiej spróbować zdolności innych zmysłów. Być może łatwiej przywołamy dotyk czyjejś dłoni na policzku lub bez trudu wyobrazimy sobie kwiat, jeśli wraz z mglistym wspomnieniem o jego barwie odżyje w nas pamięć jego zapachu i jedwabistości płatków.

Niższe Ja jest zawsze z nami, na każdym etapie kształtowania obrazów mentalnych, a współpraca z nim jest czymś bezcennym, o co musimy zabiegać i za co winniśmy wyrazić wdzięczność. Wspomnienia o rzeczach, do których czujemy nienawiść czy wstręt, nie nadają się do tworzenia obrazów myślowych, choć dawne rany, urazy ł lęki stanowią łatwy obiekt do dłuższej koncentracji. Mogą one zatrwożyć niższe Ja i wytrącić je z równowagi, tak że zawstydzone wycofa się z przygotowań do autosugestii. Lepiej więc korzystać ze wspomnień przyjemnych i radosnych. Mając z nimi do czynienia, niższe Ja odnajdzie przyjemność w swej pracy i z entuzjazmem nam pomoże. Jeśli będzie oczekiwało miłych i pożytecznych rezultatów swego działania i jeśli przyjemne rzeczy, nad którymi pracuje, nie zostaną unicestwione przez jakiś nałóg, na przykład palenie papierosów, wówczas z pełnym zaufaniem i z przyjemnością nauczy się pomagać w tworzeniu obrazów mentalnych.

Największe trudności z nauczeniem się koncentracji i medytacji, w naszym rozumieniu tych terminów, mają ludzie, którzy za wszelką cenę chcą wziąć swoje niższe Ja pod kontrolę. W niektórych przypadkach jest ono zawzięte jak niesforne dziecko, którego nie sposób skłonić, by choć przez moment skupiło uwagę na określonym przedmiocie, i które od razu umyka do swoich zabaw. Jeśli przy zastosowaniu metody pulsacyjnej do tworzenia obrazów mentalnych czas koncentracji jest krótszy niż dwadzieścia sekund, trzeba codziennie ćwiczyć, co może stopniowo ten czas wydłużyć i pozwoli na opanowanie niższego Ja. Średni czas koncentracji wynoszący od jednej do dwóch minut jest już wystarczający do skutecznej autosugestii.

Utrzymywanie ruchomych obrazów myślowych dzięki zastosowaniu medytacji może trwać co najmniej trzy minuty, ale niższe Ja męczy się szybko, wymyka się spod kontroli; i zaczyna swoje rządy. Przedstawia własne obrazy zamiast tych, których żądało średnie Ja i które były mu potrzebne i do utworzenia określonego zestawu ogólnych pojęć obrazującego bardziej złożone czynności bądź sytuacje, jak w przypadku wspomnianej sugestii dotyczącej zdobywania sobie przyjaciół.

Wzmocnienie struktury pojęciowej będącej przedmiotem koncentracji czy medytacji nie sprawia żadnych trudności. Patanjali pisał szczegółowo o tym, że każda medytacja oparta jest na medytacjach wcześniejszych. Innymi słowy, przy pomocy niższego Ja przywołujemy z magazynu pamięci struktury pojęciowe, opracowane już wcześniej, po czym poddajemy je dalszym zabiegom. W ten sposób przyswajamy je stopniowo, tak jak to ma miejsce przy uczeniu się wiersza na pamięć; przyswajamy je coraz skuteczniej, a one stają się trwalsze i wypełnia je coraz większa dawka siły życiowej i mocniejszy ładunek „woli". Po pewnym okresie praktyki można przywoływać owe idee natychmiast i stosować je do autosugestii bez żadnych wstępnych prób, ponieważ wyćwiczone niższe Ja zna już swoje obowiązki i samodzielnie rozpoczyna działanie. Nie należy jednak powierzać mu całej pracy, gdyż może to powstrzymać napływ dużych, silnych ładunków .woli" do struktur pojęciowych. Można tego uniknąć, obserwując troskliwie jego czynności.

Wyniki licznych eksperymentów pokazały, iż jeśli średnie Ja jest zdecydowane przeprowadzić swój plan do końca i skłoni niższe Ja do pomocy, kierując jednocześnie wspólne działania ku kształtowaniu lepszych, pożądanych sytuacji, to bardzo często niższe Ja zacznie z własnej woli reagować na idee wsparte energią życiową, zanim jeszcze zdąży się odprężyć w czasie przeznaczonym na relaksację i zanim przyjmie owe idee w formie wyraźnej sugestii.

Takie czynności jak ziewanie, sen, budzenie się rano o określonej porze - to zadania, które niższe Ja od dawna przywykło wypełniać. Często wystarczy tylko ukształtować prostą, konkretną myśl i zatrzymać się na niej przez chwilę, jakby malując obraz tego, czego sobie życzymy, a niższe Ja zareaguje natychmiast, bez konieczności formalnego podawania mu sugestii. Wszystko, czego mu wówczas potrzeba, to słyszeć głos średniego Ja mówiący: „Dzisiaj będziemy spać twardo i głęboko. Nasz sen będzie naprawdę spokojny, mocny i odświeżający, pełen przyjemnych marzeń. Rankiem obudzimy się punktualnie o szóstej, będziemy się czuć rześko i będziemy gotowi do rozpoczęcia nowego dnia". Owa sugestia dobrego snu jest dla początkujących, obok sugestii ziewania, drugą najłatwiejszą do zademonstrowania sugestią.

Po pewnym okresie praktyki można podjąć pracę nad sformułowaniem odpowiedniego hasła, które, wypowiedziane lub pomyślane, natychmiast wyzwala pożądaną reakcję, przywoławszy uprzednio całą strukturę pojęciową i przekazawszy ją - wzmocnioną ładunkiem energii - niższemu Ja. W tym przywoławczo-wzmacniającym procesie szczegółowy opis mocnego i odprężającego snu można stopniowo redukować aż do krótkiego polecenia w rodzaju: „Głęboki sen. Pcbudka o szóstej". Jeśli pojedynczemu słowu przypiszemy kilka znaczeń, może być ono używane jako hasło wyzwalające reakcje, ale zazwyczaj nie ma potrzeby takiej zwięzłości, chyba że ktoś często znajduje się w sytuacjach, w których jednym wyrazem musi przypominać niższemu Ja, co ma robić lub czego zaniechać. Jako przykład może tu posłużyć stary sposób na powstrzymanie gniewu, polegający na liczeniu do dziesięciu. Jeśli sposób ten zastosujemy jako sugestię, a jej formułę zredukujemy do jednego słowa: „licz!", natychmiast zapoczątkuje ono pożądaną reakcję niższego Ja w krytycznej dla nas sytuacji.

Związek średniego i niższego Ja jest bardzo bliski i przeważnie jest szczęśliwy. Ale gdy „w domu panuje niezgoda", spory i konflikty wpływają na obie świadomości bardzo destrukcyjnie. Tak więc niższe Ja należy kochać i pielęgnować, cierpliwie i łagodnie kierować jego działaniem. Nie można go znienacka obarczać silnymi sugestiami, lecz najpierw spokojnie wyjaśniać, jak korzystne ł piękne podejmujemy zadania i jak byłoby cudownie, gdyby przyjęło na siebie przypadającą mu część pracy i uczyniło wszystko, co w jego mocy, by pomóc nam ukształtować nową i szczęśliwą rzeczywistość. Jeśli średnie Ja potrafi wywołać prawdziwy entuzjazm do planowanych zmian i entuzjazm ten uda mu się połączyć z determinacją - a więc z wyćwiczeniem „silnej woli" - cel zostanie w połowie osiągnięty, zanim jeszcze na dobre rozpoczniemy pracę. Średniemu Ja pozostanie tylko zapewnienie niższemu Ja odpoczynku raz dziennie i przekazywanie mu w formie sugestii silnie naładowanych idei. Przy codziennym podawaniu sugestii można po pewnym czasie sformułować hasło wyzwalające reakcję, a rezultaty z dnia na dzień będą coraz bardziej oczywiste.

Trzeba przy tym pamiętać, że gdy dajemy niższemu Ja sugestię, nie możemy zachowywać się jak ktoś, kto ofiarowuje komuś cenny dar i oczekuje w zamian czegoś jeszcze bardziej kosztownego. Nie możemy więc żądać, aby niższe Ja natychmiast zwróciło nam ideę, tak byśmy mogli znowu | ją przemyśleć i chwycić, jak pies chwyta kość. Idea ma w całości dotrzeć do niższego Ja, po czym średnie Ja musi przestać o niej myśleć - ma ją zostawić w zupełnym spokoju - aż do chwili podania następnej sugestii. Niechaj niższe Ja samo się nad nią zastanawia i samo wypracuje sposób zapoczątkowywania właściwych reakcji. Kiedy ktoś sieje nasiona, nie rózgrzebuje codziennie ziemi, by sprawdzać, czy nasiona kiełkują. Niższe Ja jest jak wilgotna gleba, która - jeśli zostanie dobrze przygotowana do uprawy -wyda bogaty plon. Po skończonym wysiewie trzeba wierzyć, że i gleba, i nasiona spełnią swoje zadania. Jeżeli średnie Ja z pełnym zaufaniem i wiarą czeka na wyniki, niższe Ja podzieli tę wiarę i będzie dokonywało cudów, by powierzone mu nasiona kiełkowały. Gdy jednak średnie Ja żywi jakieś obawy, ogarną one również jego towarzysza - niższe Ja zwiesi wówczas głowę i nie będzie się starało uzyskać plonu. Autosugestia wymaga pracy zespołowej, zjednoczonego i radosnego wysiłku, zintegrowania celów, pragnień oraz wspólnej determinacji.

Jeśli między dwoma rodzajami naszej świadomości istnieje zgoda i niczym nie zmącona współpraca, nietrudno będzie nam włączyć Wyższe Ja do wspólnego działania i w ten

sposób osiągnąć naturalny układ jedności, który od lat stanowił cel zwolenników starożytnej Huny ł blisko związanych z nią systemów, jak chrześcijaństwo, gnostycyzm i wczesna postać jogi. Pewnego dnia stanie się także celem nowej filozofii. Wówczas stworzymy udoskonalony system filozoficzny, który pozwoli nam żyć zgodnie z prawdziwą naturą człowieka - nie zaś wedle z góry powziętych sądów, które dawniejsi filozofowie skądś zapożyczyli lub sami pochopnie sformułowali.


Rozdział 6


Kiedy już zapoznaliśmy się z teorią leżącą u podstaw koncentracji i medytacji (w naszym rozumieniu tych terminów) i przeprowadziliśmy próby pozwalające stwierdzić, w jaki sposób najlepiej tworzyć mentalne obrazy kształtów myślowych do celów autosugestii, rozważmy bardziej szczegółowo koncepcję ładowania struktur pojęciowych energią życiową i siłą „woli".

Historia „magnetyzmu zwierzęcego" Mesmera przeszła bez większego echa. Ponieważ siła, o której mówił, nie była „elektrycznością", którą właśnie zaczynano poznawać, i ponieważ Braid nauczał, że to zwykłe zmęczenie oczu powoduje stan receptywności, tak jak sen, podczas którego sugestie są łatwo akceptowane, generalnie odrzucano mesmeryzm i wszystkie kontrowersyjne przekonania, jakoby w hipnozie mogła występować jakaś siła życiowa. Ale równocześnie rozwijała się pewna szkoła myślenia, której zwolennicy twierdzili, że hipnotyzer siłą swej „woli" musi „dominować" nad odbiorcą.

Teoria „dominacji" bardzo szybko zdobyła sobie przychylne opinie, chociaż właściwie nikt nie potrafił odpowiedzieć, czym jest owa „wola". Obserwatorom wydawało się, iż hipnotyzer narzuca odbiorcy swą „wolę", by ten wykonywał dziwne polecenia ku zabawie publiczności w teatrach czy na estradach. Szacunek dla hipnozy wzrastał zupełnie niezależnie od koncepcji Braida dotyczących sugestii. Nowi przywódcy pisali książki i organizowali płatne kursy, opowiadając o cudach ludzkiej „woli" i o jej zastosowaniu.

Nie uważano jej za energię życiową czy w ogóle za jakąkolwiek siłę, ponieważ widziano wielu słabych, wątłych inwalidów, którzy potrafili wykształcić w sobie umiejętność „woli" powalającą na ziemię zdrowych, silnych mężczyzn! Pisma poświęcone hipnozie przenikała atmosfera legendarnych wierzeń o rzucaniu spojrzeniem diabelskiego uroku czy też o wodzach miotających wzrokiem błyskawice. Użycie siły „woli" miało w jakiś tajemniczy sposób, trudny do wytłumaczenia, aczkolwiek uznany za możliwy, przenosić wsparcie bez żadnej pomocy z zewnątrz. No cóż, stać się może tylko to, co człowiek próbuje zrobić, a zasada: „zrobię albo umrę" jeszcze zadziwiająco długo stanowiła motto rozmaitych działań.

W przedmowie do swojej książki The WiRPower, napisanej w 1894 roku, doktor medycyny J. Milner Fothergill pisał: „Na pytanie, czym jest wola, metafizycy nadal nie potrafią dać ostatecznej odpowiedzi, mimo iż poświęcili temu zagadnieniu wiele uwagi; a kiedy dojdą już do pewnych wniosków - obojętne, czy zdania ich będą zgodne, czy też podzielone - nie będzie to miało żadnego praktycznego znaczenia... Wola to jedna z »małych istot, które nam podlegają*, to umysł, dusza, silne pragnienie, coś niematerialnego i objawiającego się w pewnych sytuacjach... Wciąż jeszcze nie wahamy się używać tych słów i inni rozumieją je bez trudu... człowiek potrafi rozwijać swe możliwości i osiągać coraz to nowe sukcesy, ponieważ posiada silną wolę... To ona pozwala mu zdobywać to, do czego namawia intelekt".

Doktor Fothergill wiele stron poświęcił ludziom, zarówno dobrym, jak i złym, szlachetnym i podłym, którzy przeszli do historii dzięki sile woli. Podsumowuje swoją książkę następującym wnioskiem: „Wola nie może obdarzać człowieka talentami czy zdolnościami, ale stanowi niezaprzeczalną wartość - pozwala mu zrobić jak najlepszy, najpełniejszy użytek z umiejętności, które posiada... Jeśli ta mała książeczka wesprze choć jednego czytelnika w walce, jaką jest życie, to nie została napisana na próżno".

Nie wiedząc nawet, co stwarza siłę woli, o której pisał, doktor Fothergill trafił jednak w samo sedno, gdy odkrył smutną prawdę, iż większość ludzi, nawet znając cudowne korzyści, jakie przynosi posługiwanie się siłą woli, nie chce podejmować żadnych działań. Miał całkowitą rację. Ludziom nie wystarczy, że wiedzą, iż coś jest dobre. Trzeba ich skłonić, aby za tym podążali i by pragnęli tego z całego serca, a to pragnienie musi być równie silne w niższym Ja -i do tego właśnie, jak się wkrótce przekonamy, zmierza autosugestia.

Psychologowie długo się spierali o naturę pragnienia i naturę imperatywu wewnętrznego, który nakazuje człowiekowi urzeczywistniać pragnienia. Zdarza się, że bardzo mocno czegoś pragniemy, lecz nie czynimy żadnych wysiłków, by to zdobyć.

Twórcy słowników definiują „wolę" jako życzenie lub pragnienie, mieszają jednak różne pojęcia i twierdzą, że „do pragnienia lub życzenia zostaje w jakiś sposób dołączony »akt świadomości*, co sprawia, iż życzenie lub pragnienie staje się »wolą« mającą spełnić owo życzenie".

Być może w roku 2000 przeczytamy następującą definicję: „Wola: chcieć czegoś i za tym podążać".

W swym doskonałym słowniku New Dictionary ofPsycho-logy uczony Philip Lawrence Harriman wykazuje brak rzetelnej informacji w takiej oto ostrożnej definicji: „Wola -termin kontrowersyjny, o niejasnej konotacji. W psychologii racjonalnej jest pojęciem centralnym, w radykalnym behawioryzmie jest określeniem dla najsilniejszego bodźca, a w psychologii filozoficznej: zdolnością umysłu. Wielu współczesnych psychologów uważa, że zagadnienie woli leży poza granicami psychologii, chociaż w psychologii najnowszej widać wpływ determinizmu".

Determinizm" w ujęciu psychologicznym to teoria Freuda głosząca, iż psychiczne i fizyczne warunki zmuszają nas do określonego postępowania, nie mamy więc możliwości wolnego wyboru - a zatem nie mamy „woli". W słowniku Freud, Dictionary oJPsychoandlysis, wydanym przez doktora Nandora Fodora i Franka Gaynora, na próżno szukać jakiejkolwiek definicji „woli" lub wzmianki o teorii „determinizmu".

Cooke i Van Vogt w książce Hypnotism Handbook zbliżają się do koncepcji Huny o ładunku siły życiowej nakładanym na kształty myślowe sugestii. Powiadają, że każde wypowiedziane przez hipnotyzera słowo, będące nakazem sugestii, ma w sobie „energię"; od tej „energii" i od właściwego zrozumienia znaczenia przekazywanej treści zależą rezultaty. To, zdaniem autorów książki, stanowi główną zasadę hipnozy, choć nieznane są powody, dla których energia tkwi w wypowiadanych słowach, ani też sposób, w jaki się tam dostała.

W A Dictionary ofSome Theosophical Terms Powisa Houl-ta nie znajdziemy żadnej definicji „woli", ale warto zwrócić uwagę na objaśnienie hasła „joga". Wymienia się tutaj kilka głównych szkół jogi, ale jedynym słowem, które można by odnieść do „woli", jest yama, słowo pochodzące z sanskrytu i oznaczające czynność „hamowania, powstrzymywania". We wczesnych pismach jogi często używano bardzo zwięzłych i niejednoznacznych terminów. Jest jednak oczywiste, że wszystkie akty „woli" powstrzymujące niższe Ja od wykonywania rzeczy złych (co w jodze stanowi podstawowy, wstępny etap procesu doskonalenia) muszą być uzupełnione aktami skłaniającymi do właściwego postępowania. W jodze wszystko ma zawsze dwie strony, nawet najprostszym stwierdzeniom i zasadom zazwyczaj daje się dwa równoważne znaczenia - pozytywne i negatywne.

Nie znalazłszy więc wystarczającego zrozumienia natury „woli" w środowisku psychologicznym, zmuszeni jesteśmy zwrócić się ku systemowi psychologii stworzonemu przed wiekami przez przodków ludu znanego nam dzisiaj jako Polinezyjczycy. Tylko w nauce Huny można odnaleźć wskazówki, które rzucą światło na ów problem.

Kahuni, czyli tubylczy kapłani dawnych wysp Polinezji, wymyślili specjalne słownictwo, które służyło im do określania elementów konstytuujących ludzką istotę. Pośród dziesięciu wyróżnionych i nazwanych przez nich elementów znajdowały się trzy związane z siłą życiową, czyli „wolą" -trzy rodzaje tzw. many.

Używano aż trzech słów na określenie siły życiowej, ponieważ wierzono, iż człowiek składa się z trzech Ja, a każde z nich ma własną „wolę", jak również własne możliwości intelektualne i własny rodzaj widmowego ciała.

Jeśli uznamy, iż koncepcja Huny jest słuszna, możemy kontynuować nasze dociekania i rozważyć następujące kwestie: Czym różnią się od siebie trzy ludzkie jaźnie? W jaki sposób można je skłonić do tego, by działały w jednym, określonym kierunku? Jaka jest różnica między „wolą" a pragnieniem?

Zacznijmy więc od „woli" niższego Ja. Niższe Ja to jaźń zwierzęca żyjąca w zwierzęcym ciele. Może ona czegoś pragnąć, ale nie czyni żadnych wysiłków, by to zdobyć. Umie podejmować decyzje, czy ma coś zrobić, czy też lepiej tego zaniechać. Nie chce, by pobudzano ją do działania, woli robić wszystko po swojemu. Znakomitym przykładem działania „woli" typu zwierzęcego jest muł, który kiedy się uprze, nic nie zdoła ruszyć go z miejsca, ani uczucie głodu, ani nawet baty. Nie ma on właściwie żadnego celu i zamiaru, niczego nie chce, chyba że powiemy, iż nie chce po prostu się ruszyć. Jego upór jest wielki, niepojęty. A z drugiej strony muł może zapragnąć dotrzeć do zielonej łąki i przejdzie najdłuższą drogę, przedrze się przez płoty i ogrodzenia, by dotrzeć do celu.

Niższe, czyli zwierzęce Ja dysponuje umiejętnością rozumowania dedukcyjnego, a więc rozumowania niższego typu. Rozumuje ono na podstawie tego, co pamięta. Następnie dochodzi do pewnych wniosków ł bazując na nich, kieruje swą „wolę" i pragnienie ku określonemu działaniu. Jego czynności opierają się więc na pamięci minionych doświadczeń. Wspomnienia są obrazami kształtów myślowych, reakcja na nie zależy od mocy ładunku siły życiowej, jaką zostały naładowane w chwili, gdy miały miejsce prawdziwe wydarzenia, które dały początek owym wspomnieniom. Do obrazów tych dołączone zostają instynktowne potrzeby kształtujące obecne pragnienia, a „wola" dąży do ich spełnienia.

Siła pragnienia, czyli dążność „woli", zależy od stopnia, w jakim pierwotne wydarzenie odcisnęło się w pamięci. Wielkie emocje powodują wspomnienia trwałe i wypełnione „wolą". Kiedy zostaną przywołane, obudzą niemal takie same emocje i taką samą energię. Uświadomienie sobie tego l faktu stanowi klucz do zrozumienia mechanizmu sugestii im silniejszy był ładunek energii życiowej nałożony na zbiór idei w momencie ich powstawania, tym szybsze będą reakcje w chwili ich przywołania w postaci wspomnień.

Rozważmy teraz twierdzenia Huny o średnim Ja i jego „woli". Ta jaźń, jak już zostało powiedziane, mieszka w fizycznym ciele jako gość. Całe ciało należy do niższego Ja i ono nim zarządza. Średnie Ja nie ma zdolności pamiętania i musi w tym względzie polegać na niższym Ja, które opiekuje się wspomnieniami l przywołuje je, gdy są potrzebne. Średnie Ja nie wytwarza też emocji. Ma za to dwie ważne umiejętności: potrafi czynić użytek z najwyższej, czyli indukcyjnej formy rozumowania i po drugie, umie pobierać z ciała siłę życiową (produkowaną przez niższe Ja) i wykorzystywać ją do kształtowania własnego rodzaju „woli".

Silę „woli" średniego Ja charakteryzuje coś, co w kategoriach elektryczności można by nazwać wysokim potencjałem. Dzięki temu może ona przezwyciężyć każdy niższy potencjał „woli", jak na przykład „wolę" niższego Ja.

Z drugiej strony, niższe Ja ma możliwość ucieczki przed kontrolą „woli" o wyższym potencjale. Dzieje się tak dlatego, że średnie Ja musi ładować idee dużą siłą swej „woli" i starać się, by niższe Ja przejmowało je jako coś, co warto zachować w magazynie pamięci. Co więcej, musi je pobudzać do reakcji na owe idee przy zetknięciu z wysoką, wstrząsową dawką energii. Niższe Ja może stawić opór i odmówić reakcji, jeśli naładowane idee zawierają treści sprzeczne z jego poglądami i upodobaniami bądź też wzbudzają w nim lęk.

Oba Ja, mieszkając w tym samym ciele i będąc w tak bliskim ze sobą kontakcie, dzielą zarówno te same emocje, jak też wspomnienia; bardzo często średnie Ja ogarnia strach, gniew i miłość wytwarzane przez niższe Ja. Dlatego też o wiele łatwiej i lepiej jest im pracować w zgodzie i harmonii, a ponieważ średnie Ja jest bardziej rozwinięte i bardziej inteligentne, to ono musi przewodzić w zharmonizowaniu ich obopólnego związku. Musi być rozważnym i łagodnym sternikiem. Średnie Ja to starszy brat, który jest -lub powinien być - „stróżem braterstwa".

Wyższe Ja, które również sięga do niższego Ja po swoją dawkę siły życiowej, także ma swój odrębny sposób myślenia, własne pragnienia i potencjał „woli". „Wola" niższego Ja jest mesmeryczna i można ją porównać do wielkiej maczugi. „Wola" średniego Ja jest jak pocisk wystrzelony z karabinu, natomiast „wola" Wyższego Ja to świetlista błyskawica.

Słownictwo używane przez twórców Huny jest jedynym znanym dzisiaj zbiorem terminów, który nazywa wszystkie, tak od siebie różne, czynniki tego systemu. Język Huny z całą pewnością został utworzony po to, by zawrzeć w sobie te terminy ł ukryć ich prawdziwe znaczenie pod płaszczykiem znaczeń potocznych. Na przykład słowo „woda" było symbolem siły życiowej i użytku, jaki czyniły z niej wszystkie trzy Ja, zamieniając ją w „wolę" o odpowiednim napięciu.

Nietrudno jest zrozumieć, co sądzili kahuni o czynnikach występujących w procesie sugestii czy autosugestii. Trzeba tylko odczytać drugorzędne, symboliczne znaczenia słów, którymi się posługiwali. (Hawajski dialekt dzisiejszego języka polinezyjskiego obfituje w takie znaczenia).

Łatwo stwierdzić, w jaki sposób kahuni odnosili się do sugestii, wziąwszy pod uwagę fakt, że podstawowymi terminami, jakimi ją określali, były słowa kuma manao, czyli „wymiana myśli", oraz ich przekonanie, że operator skłania niższe Ja odbiorcy do przyjęcia idei sugestii, by zastąpić nią tę, która ma być wymieniona lub usunięta. Podczas autosugestii wymiana następuje między niższym i średnim Ja, a niższe Ja należy skłonić do tego, by pragnęło przyjąć oferowane idee, zanim zechce je odrzucić w trakcie wymiany.

Wymieniane elementy - czyli zbiory idei silnie naładowane energią życiową i zaszczepiane przez średnie Ja niższemu w formie sugestii - kahuni nazywali „nasionami". „Nasiono" stanowiło również „podobieństwo rzeczy", czyli innymi słowy: jej odlew czy widmowy duplikat. Nie było więc, na przykład, prawdziwym stanem, w którym ktoś zdobywał duże grono przyjaciół, lecz reprezentowało to cudowny, mały wzorzec tego stanu i, jako takie właśnie, użyte w formie sugestii, wpływało na niższe Ja kierowało nim. Pomagało więc stworzyć stan, którego było mikroskopijnym, niewidzialnym podobieństwem.

Relaksacja potrzebna do uspokojenia ciała człowieka i umysłu jego niższego Ja, tak by zaakceptowało ono to „podobieństwo" podane w postaci sugestii, także miała swoistą nazwę. Określano ją jako ano, a więc tym samym słowem, które nadawano nasionom, lecz w odniesieniu do relaksacji miało ono zupełnie odmienne znaczenie, a mianowicie: „świątynia spokoju". Był to oczywiście symbol. Oznaczał stan wyciszenia i odprężenia, w którym niższe Ja staje się chłonne jak ktoś, kto klęczy przed ołtarzem pełen ufności i oczekiwania na udzielenie mu upragnionego błogosławieństwa. Nie ma chyba symbolu, który piękniej i pełniej wyraziłby ów idealny stan, w jaki trzeba wprowadzić niższe Ja przed podawaniem sugestii - stan zaufania i wiary, oczekiwania i nadziei.

Ukształtowanie zestawu idei, naładowanie go siłą „woli" średniego Ja i skłonienie niższego Ja do przyjęcia go jako sugestii - to trzyczęściowy akt nazwany manao lub nanao. Potoczne znaczenie tych słów, wraz z ich znaczeniami drugorzędnymi, symbolicznymi, mówi o tym, co kahunł uważali za konieczne przy podawaniu sugestii. Terminy te dostarczają też kilku przydatnych informacji o naturze niższego Ja.

Aby ukształtować różnorodny, łatwo zrozumiały zbiór znaczeń, cały proces trzeba podzielić na kilka etapów. Przede wszystkim, trzeba umieć uchwycić swoje niższe Ja -które to wymienione wyżej terminy oraz ich źródłowe znaczenia opisują jako „śliskie" - trzeba go szukać z uporem i mocno trzymać, gdy zostanie znalezione. Ono to z łatwością może wprowadzić nas w błąd. Zboczymy wtedy z właściwej drogi, zamiast je opanować dzięki sugestii i dążyć prosto do celu. Kahuni opisują je jako istotę mieszkającą w ciemnej dziurze, w której trudno je dojrzeć i do której trzeba wsunąć rękę, próbując je wyciągnąć. Gdy już je znajdziemy, musimy siłą narzucić mu sugestię, tak jak siłą zmusza się do jedzenia tych, którzy odmawiają przyjmowania pokarmu.

Po drugie, dwa terminy, o których była mowa, wskazują, iż trzeba INTENSYWNIE MYŚLEĆ, co symbolizuje głęboką koncentrację na ideach w chwili ładowania ich siłą „woli" i przygotowywania ich do użycia jako sugestii. Rdzeń wyrazowy (mono) odnosi się do siły życiowej stanowiącej niezbędną podstawę kształtowania struktur myślowych i ładunków „woli".

Dawni kahuni zwykle tworzyli dwa lub trzy słowa dla opisania tych samych znaczeń na wypadek, gdyby niektóre z nich zagubiły się lub zmieniły z upływem czasu. Kierując się tym zwyczajem, nadali sugestii drugie określenie -hahao. Jego znaczenie, jak podają słowniki, jest dosłowne i proste: „sugerowanie czegoś innemu umysłowi". Ale kahuni zadbali o to, by za pomocą rdzeni owego słowa wskazać, w jaki sposób to sugerowanie ma się odbywać. Otóż owe rdzenie oznaczają „wykonywanie głębokich oddechów", co symbolizuje gromadzenie nadwyżki siły życiowej wykorzystywanej przy kształtowaniu treści sugestii i napełnianiu jej ładunkiem energii. Jednym słowem, chodzi tutaj o czynność „intensywnego myślenia".

Rdzeń hao oznacza „włożyć małą rzecz do większej"; wskazuje więc, że kiedy mikroskopijne struktury pojęciowe sugestii są już gotowe, zostają przekazane niższemu Ja, by umieściło je ono wraz z innymi pamiętanymi przez siebie ideami w większym schowku, gdzie przechowywane są wszystkie wspomnienia.

Słowa określające „wiarę" mają bardzo istotne znaczenie we wszelkich dyskusjach na temat sugestii. Dlatego też, aby zrozumieć ich znaczenie, musimy znowu powrócić do wyrazu monoo, oznaczającego nie tylko „myśleć", ale także „wierzyć". Podsumowując, należy jeszcze raz wymienić czynności, które zdaniem kahunów konieczne są przy podawaniu sugestii:

INTENSYWNE MYŚLENIE, WYKONYWANIE GŁĘBOKICH ODDECHÓW, PRAWDZIWA WIARA.

Wspomnieliśmy o gromadzeniu nadwyżki siły życiowej za pomocą wykonywania głębokich oddechów. Czynność ta wymaga dokładniejszego omówienia.

Dla celów naszych obecnych rozważań możemy stwierdzić, że chcąc zgromadzić w sobie dodatkowy ładunek energii życiowej, by przelać go na strukturę pojęciową sugestii ł wykorzystać w kształtowaniu siły „woli", którą wesprzemy naszą sugestię, musimy zrobić, co następuje:

1. Przejąć od niższego Ja funkcję oddychania i rozpocząć głębokie wdechy i wydechy. To zwróci uwagę niższego Ja i -jeśli w danym momencie będzie nam potrzebna o wiele większa dawka energii niż zwykle - przetworzy ono więcej pokarmu dostarczonego do ciała i wyprodukuje oczekiwaną nadwyżkę. Cała ta nadwyżka przechowywana jest w widmowym ciele niższego Ja i jest zawsze dostępna, gdy myślimy bądź tworzymy obrazy mentalne i silnie ładujemy je energią życiową.

2. Kontynuować głębokie oddychanie i świadomie nad nim panować. Wiele jest powodów, dla których czynność ta zwraca uwagę niższego Ja i wywiera na nim tak duże wrażenie, ale teraz nie będziemy się tym zajmować. Wykonując tę część pracy - oddychania, czyli ha- trzeba zacząć „intensywnie myśleć". Intensywne myślenie oznacza działanie „wolą" średniego Ja na niższe Ja, tak by przyjęło ono stan gotowości i pozwoliło nam skupić się bez reszty na tworzeniu obrazów mentalnych lub, gdy już powstały one podczas poprzednich sesji, na ich przywoływaniu i przeglądaniu, na dokładnym, uważnym i szczegółowym badaniu połączonym z wzbogacaniem ich siłą życiową. Intensywne myślenie, czyli koncentracja, powinno odbywać się metodą „pulsacji", co oznacza, że co jakiś czas trzeba odsuwać ideę z centrum uwagi, po czym ponownie ją przywoływać. Można to porównać do mrugania powiekami, kiedy wpatrujemy się bacznie w coś interesującego. Chwilowe przymknięcie oczu - to konieczna przerwa pozwalająca na uzupełnienie dawki many, czyli siły życiowej, zużytej w trakcie intensywnego wytężania wzroku. Koncentracja na ideach sugestii sprawia, iż zostają one wypełnione silnym ładunkiem energii. Równocześnie wspiera je siła „woli" dzięki stale podtrzymywanej i rosnącej determinacji, by idea wcielona w sugestię stała się faktem, który zaistnieje w rzeczywistości - trwałym stanem, oczekiwanym i upragnionym. Owa determinacja, która powołuje ten stan do życia, wynika z głębokiej wiary pozbawionej najmniejszych obaw o wyniki. Idea naładowana energią i pragnieniem ukształtowania Jej w najdrobniejszym szczególe, a następnie obdarzona głęboka determinacją wprowadzenia jej w życie, zawiera w sobie czynnik „woli" średniego Ja, tak długo towarzyszący sugestii i obecny w niej, jak długo istnieją pragnienie i determinacja. Niższe Ja będzie czyniło wszystko, co potrafi zrobić samodzielnie, by pomóc w realizacji planu, a niekiedy wykona właściwie całą robotę, jeśli tylko będzie otrzymywało taki rodzaj sugestii na tyle często, by zapas energii był uzupełniany ł stopniowo, z dnia na dzień się powiększał.

To wszystko jest bardzo proste, ale ponieważ dla większości z nas są to rzeczy nowe, kiedy stykamy się z nimi po raz pierwszy, mogą się wydać skomplikowane i trudne. Jednak po kilkakrotnym przeczytaniu wyjaśnień, po przećwiczeniu paru podstawowych czynności l po próbach podawania sugestii w jakiejś stosunkowo łatwej do przeprowadzenia sprawie, na przykład dotyczącej zmiany postawy wobec Innych ludzi, tak by zdobyć więcej przyjaciół lub poprawić sobie przeciętny poziom nastroju, okaże się że początkowe trudności minęły.

Stosowanie autosugestii powinieneś zacząć od średniego Ja, które jest tobą, i od posłużenia się swoją „wolą". Będziesz musiał znaleźć sposób, by wywołać w sobie pragnienie korzyści, jakie przynosi metoda, z którą się zapoznałeś. Jeśli uda ci się odkryć w sobie choćby najmniejsze pragnienie, może ono zamienić się w małą dawkę „woli" i skłonić cię do podjęcia dalszych kroków. Gdy już pokonasz pierwsze trudności, dalszą pracę wykonasz z łatwością i entuzjazmem. Niebawem dotrzesz do najwspanialszego l najbardziej radosnego etapu całego procesu; doświadczysz mianowicie cudownego l fascynującego poczucia kontaktu ze swym Wyższym Ja i będziesz cieszyć się możliwością zaproszenia go do udziału i kierowania wszystkimi sprawami w twoim życiu.


Rozdział 7


Kiedy poznaliśmy już sztukę koncentracji i ładowania energią idei mających służyć celom sugestii, możemy zająć się zagadnieniem ćwiczenia niższego Ja w relaksacji.

Twierdzenia Huny udzielają nam niezbędnych wyjaśnień, dlaczego niższe Ja z większą gotowością akceptuje sugestię, kiedy jesteśmy fizycznie odprężeni, a czynności mentalne niższego Ja zostały zwolnione, a nawet całkowicie wstrzymane.

Znowu mamy więc do czynienia z ładunkiem siły życiowej . Gdy zarówno niższe Ja, Jak i ciało fizyczne są normalnie aktywne, w ciele widmowym niższego Ja znajduje się wysoki ładunek siły życiowej. Jej napięcie jest inne niż napięcie siły używanej przez średnie Ja. Wyobraźmy sobie dwie silnie naładowane baterie połączone z zamiarem, by z baterii o silniejszym ładunku pewna dawka elektryczności przepłynęła do baterii słabszej. Jeżeli obie baterie mają ten sam poziom ładunku, przepływ elektryczności nie będzie możliwy.

Huna uczy nas, że udzielanie sugestii polega na wszczepianiu silnie naładowanych kształtów myślowych idei do umysłu niższego Ja i czynność tę wykonuje średnie Ja.

Jeżeli oba Ja mają ten sam ładunek siły, niższe Ja ma tendencję do odrzucania oferowanych mu ukształtowanych idei. Natomiast gdy jest odprężone „fizycznie i umysłowo", posiada wówczas ujemny ładunek. Jeśli średnie Ja i struktura sugestii dysponują dodatnim ładunkiem energii, niższe Ja zdaje się nawet samo przyciągać sugestię ku sobie i zaczyna natychmiast na nią reagować.

Gdy niższe Ja jest zrelaksowane, potrzebuje minimalnego ładunku energii. Z tego względu średnie Ja może wprowadzić dużą dawkę siły życiowej do swojego ośrodka świadomości, co pomoże mu „intensywnie myśleć" i przelewać dodatkowy ładunek siły „woli" w strukturę sugestii.

Dawni kahuni zapewne sądzili, iż każdy człowiek wie, w jaki sposób ma się odprężyć. Słowo, które nadawali czynności „relaksowania się" brzmiało hoolulu, co znaczy również „wysiewać" lub „sadzić", symbolizowało zatem zasiewanie mikroskopijnych kształtów idei sugestii w niższym Ja. Jakkolwiek kahuni łączyli ze sobą kilka znaczeń wyrazowych, to nie pozostawili żadnych wątpliwości co do tego, iż niższe Ja musi się odprężyć i że coś ma zostać wszczepione bądź zasłane.

Pierwszy krok przynoszący niższemu Ja rozluźnienie ciała i umysłu musi być poczyniony przez średnie Ja. Znowu przejmuje ono kontrolę nad mięśniami, tak jak wcześniej przejmowało funkcję oddychania. Niższe Ja nakazem „woli" skłaniane jest do zastosowania się do utworzonego przez średnie Ja obrazu mentalnego, który przedstawia nas idących ku fotelowi i sadowiących się w nim wygodnie. Następnie obraz ten zostaje przekazany niższemu Ja jako rozkaz, by przerwało czynność myślenia lub przynajmniej zwolniło bieg myśli. Kahuni operowali wyrażeniem „relaks umysłu", co tłumaczy się jako „odprężenie wnętrza", gdzie to ostatnie symbolizuje, jak zwykle, niższe Ja. Stąd wiadomo, iż to nie średnie Ja trzeba poddać relaksacji. Ono ma zintensyfikować aktywność, nawet jeśli swą „wolą" zmusza niższe Ja do jej ograniczenia. Wykorzystanie „woli" do panowania nad niższym Ja zawsze zawiera w sobie element sugestii, bez względu na to, czy jesteśmy tego świadomi, czy też nie. Skłaniamy ciało do działania, przejmujemy ruchy mięśni i rozpoczynamy akcję, zazwyczaj uruchamiając tym samym wyuczoną wcześniej reakcję łańcuchową. Na przykład, niższe Ja, kiedy już zostało pobudzone do działania, zwróci oczy w poszukiwaniu wygodnego fotela, przemieści ciało w jego kierunku i sprawi, by usiadło, oparło się i znalazło wygodną pozycję.

Gdy będziemy chcieli odprężyć ciało w celu innym niż zwykły odpoczynek czy sen, będziemy mieli skłonność do „zderzania się" ze zwyczajowymi reakcjami niższego Ja, które zostaną wyzwolone w momencie, gdy przekażemy mu ideę relaksacji. Nie dysponuje ono zdolnością rozumowania indukcyjnego, dlatego też łatwo je zawstydzić i wprawić w zakłopotanie, kiedy nie wie dokładnie, do czego właściwie zmierzamy i po co. Może też mieć własne idee, jak choćby brak w danym momencie chęci do odpoczynku czy snu. Jeżeli średnie Ja będzie nalegać, niższe Ja zazwyczaj postara się - mimo pewnych obiekcji - posłusznie spełnić nakaz. Będzie próbowało odpocząć, ale zdenerwowanie i niepokój sprawią, iż nie zdoła zebrać myśli. Jeśli zaś idei relaksacji będzie towarzyszyć idea snu, niższe Ja potulnie zaśnie, a wszystkie plany zostaną udaremnione, ponieważ sen oddziela od siebie obie jaźnie i odcina dopływ siły życiowej ze średniego Ja, przez co przestaje ono prawie zupełnie działać.

Hipnotyzerzy pracujący pod kierownictwem doktora Braida odkryli, iż stan relaksacji, konieczny do przyjęcia sugestii, można osiągnąć przez zmęczenie oczu do tego stopnia, iż niższe Ja będzie chciało odpocząć z własnej woli, a odpoczywając, wejdzie w pożądany stan odprężenia. Narząd wzroku zużywa duży zapas siły życiowej, kiedy jest przeciążony, a gdy oczy są już tak zmęczone, że się zamykają, wówczas z łatwością przychodzi rodzaj relaksacji poprzedzający naturalny sen. Uporczywe wpatrywanie się w jasny punkt światła lub w wirujący dysk z namalowaną spiralą szybko męczy wzrok i powoduje stan relaksacji, co nieraz wykorzystuje się we współczesnej praktyce hipnotyzerskiej.

Ale oczy to tylko część naszego ciała. Poza zmęczeniem wywołanym wpatrywaniem się przez jakiś czas w punkt umieszczony między brwiami - którego to eksperymentu może spróbować każdy z nas - istnieją jeszcze inne sposoby odprężenia ciała.

Można na przykład skorzystać z metody relaksacji opracowanej przez doktora Fredericka Pierce'a - metody „pozycji chorego w łóżku". Należy ją stosować po, przed lub w trakcie ćwiczenia z wytężaniem wzroku. Polega ona na zmuszaniu do wysiłku kolejnych, głównych mięśni ciała, a następnie rozluźnianiu ich w swobodnej pozycji. Zmęczony mięsień odpręży się o wiele szybciej i pełniej niż ten, którego nie skłoniono wcześniej do zużycia jego zasobu siły życiowej przez wykonanie pracy wymagającej wysiłku.

Doktor Pierce radził, by najpierw zająć się nogami, jedną, potem drugą, następnie ramionami, tułowiem i szyją. Każdą z wymienionych części ciała trzeba podnieść albo naprężyć mięśnie i przez jakiś czas trzymać rękę lub nogę w górze aż do lekkiego zmęczenia. Później trzeba wszystkie mięśnie zwolnić, oprzeć się na krześle bądź położyć się na chwilę, rozluźniając mięśnie, i poddać się nakazowi mentalnemu zalecającemu całkowitą relaksację.

Inna metoda, zwana „metodą jednego strzału", polega na równoczesnym napięciu wszystkich mięśni ciała lub na przeciąganiu się i szerokim ziewaniu; przeciąganie się powinno trwać aż do uczucia lekkiego zmęczenia, po czym należy się całkowicie rozluźnić i polecić niższemu Ja, by odpoczęło.

Podczas testowania tych metod dobrze jest obserwować całe ciało, by sprawdzić, czy nie wstępuje gdzieś napięcie mięśni. Okazuje się bowiem, że mięśnie rąk, twarzy i klatki piersiowej najczęściej pozostają jeszcze lekko naprężone i trzeba świadomego wysiłku, by je całkowicie rozluźnić. Może też się zdarzyć, że po uprzednim zrelaksowaniu oczy pozostaną szeroko otwarte, wówczas trzeba je przymrużyć lub zamknąć, lecz nie całkowicie, by nie zachęcać niższego Ja do sprowadzenia snu i nie pokrzyżować w ten sposób planów wypełnionych ideami-sugestiami, które czekają, by wprowadzono je w czyn.

Po zakończeniu relaksacji należy usiąść lub spocząć w pozycji półleżącej i pozwolić niższemu Ja na spokojną obserwację i wyciszenie kłębiących się myśli - najczęściej związanych z czynnościami życia codziennego. Tok myśli może całkowicie ustać lub zwolnić swój bieg; zazwyczaj zanika zupełnie z chwilą, gdy stopniowo przyśpieszamy tempo oddychania i tworzymy obraz mentalny przedstawiający wciąganie całego zapasu siły życiowej do ośrodka świadomości średniego Ja i ciągłe jej narastanie. Jednocześnie przywołujemy idee uprzednio opracowane do perfekcji, wnikamy w nie Jeszcze raz i rozważamy w każdym szczególe -intensywnie myślimy o nich. Nastąpi koncentracja, do struktur myślowych automatycznie dołączy ładunek .woli" i nakaz sugestii. W ciągu dziesięciu sekund - w przypadku doświadczonej osoby, lub minuty - w przypadku początkującej, grona kształtów myślowych zostaną całkowicie uformowane, a ładunek siły „woli" będzie gotowy do zaszczepienia.

Wprowadzenie sugestii polega na cichym przekazaniu niższemu Ja - szeptem lub, jeśli nikogo nie ma w pobliżu, normalnym głosem - by przejęło wypracowany przez nas obraz mentalny i otoczyło go troską, ponieważ wszystkie zawarte w nim szczegóły są tak pomocne, ważne i korzystne dla naszego życia, że warto zadbać o to, aby się ziściły. Kieruj swoim niższym Ja bardzo spokojnie, tak by zaczęło robić wszystko, co w jego mocy, i starało się realizować upragnione stany, i zapewnij, iż ty ze swej strony również dołożysz wszelkich starań. Upewnij się, że tak właśnie myślisz i że dotrzymasz obietnicy. Jeżeli pozostawisz całą pracę niższemu Ja i zajmiesz się sprawami zakłócającymi twoje plany, niższe Ja szybko powróci do swego starego, zwyczajowego sposobu działania, a sugestia z całym swym ładunkiem siły prawdopodobnie zostanie rozproszona, czepiając się innego zestawu idei, mieszając się z nimi i wywołując w umyśle ogólny zamęt.

Te pogmatwane sugestie, gdy są silne ł wymkną się spod kontroli średniego Ja, mogą skłonić niższe Ja do reagowania w dziwny, irracjonalny sposób i w zupełnie nieoczekiwanych dziedzinach życia. W przypadku, gdy ty, średnie Ja, zdecydujesz się zmienić lub w ogóle zrezygnować z jakiejś sugestii, na przykład z próby uzyskania lepszego nastroju lub czegokolwiek innego, o co zacząłeś się już starać, nie pozwól, by sugestia leżała w zapomnieniu gdzieś w magazynie pamięci jak bomba zegarowa, której przycisk wyzwalający może zostać wciśnięty przez nierozważne niższe Ja próbujące ją zniszczyć.

Zajmij się więc ideą, która ma być anulowana, myśl o niej długo i intensywnie, aż utworzysz sobie jej mentalny obraz jako nieaktualnej. Zobacz ją jako coś, czego już nie chcesz. Mów niższemu Ja, podczas regularnych sesji relaksacyjno--sugestywnych, że sugestia zmieniła się w prostą myśl o czymś, co kiedyś było pożądane, ale teraz już jest tylko zwykłym wspomnieniem, które powinno przebywać w magazynie pamięci. Uczyń wysiłek umysłowy, by wyciągnąć siłę życiową z nieaktualnych idei i przedstawić je sobie jako unieważnione.

Gdy sugestia dotyczy czegoś, co niższe Ja potrafi z powodzeniem wykonać samo, a ty nie możesz mu w tym pomóc, nie wyłączaj całkowicie swej uwagi i kontroli podczas codziennego przekazywania owej sugestii niższemu Ja. Przywiąż do niego nić z widmowej substancji, przyjmując postawę spokojnego oczekiwania zawsze wtedy, gdy przywołujesz z pamięci jakąś myśl wcieloną w sugestię. Także i wówczas, kiedy sugestia dociera do umysłu, zwracaj się do niższego Ja w te słowa: „Właśnie o to chodzi. Pracuj nad tym wytrwale, tak by to się urzeczywistniło. Dobrze!". Nawet drobna pochwała jest bardzo pomocna, a pełne ufności oczekiwanie na silny wpływ ł stanowi doskonałe wsparcie.

Po ponownym odprężeniu się dobrze jest powiedzieć niższemu Ja, iż przyjemna i wielce pożyteczna sesja dobiegła już końca, i polecić mu, by wróciło do swoich codziennych zajęć pełne energii i gotowe do podjęcia każdego nowego zadania z ochotą i entuzjazmem. Jest to bardzo ważny krok, ponieważ trudno jest z góry określić miejsce, w którym sugestia zacznie działać, oraz miejsce, gdzie się zakończy. Sam proces ma zresztą inny przebieg u różnych osób. Niektórzy ludzie są bardzo podatni na sugestie, inni zaś nie zawsze najbezpieczniej jest zastosować to, co scjentyści nazywają „anulowaniem".

Hipnotyzer powinien pamiętać o rym, by w odpowiednim momencie za pomocą sugestii wywołać odbiorcę ze stanu receptywności, nawet jeśli w niższym Ja tego ostatniego pozostała nadal posthipnotyczna sugestia, na którą ma ono zareagować później. Zazwyczaj polecenie w takim przypadku brzmi mniej więcej tak: „Kiedy policzę od pięciu do zera, obudzisz się i będziesz mieć świetne samopoczucie". Hipnotyzer odlicza w zapowiedziany sposób, a zahipnotyzowana osoba budzi się z transu bez względu na to, czy był on lekki, czy głęboki.

W hipnozie typu mesmerycznego, gdzie nie podaje się żadnej sugestii, odbiorca stopniowo wraca do swojego zwykłego stanu, w miarę jak wstrząsowy ładunek siły życiowej ulega absorbcji i rozproszeniu w jego widmowym ciele. W takiej sytuacji nie ma potrzeby zdejmowania sugestii, ponieważ nie została ona podana. Zazwyczaj, jak twierdzą hipnotyzerzy, sugestia zaczyna tracić swą siłę po tygodniu do dziesięciu dni. Z tego względu pacjenci leczeni hipnozą, która ma zapobiec atakom epilepsji lub też złagodzić cierpienia towarzyszące chorobom, muszą regularnie otrzymywać wciąż ponawiane sugestie.

Jaka jest różnica między podawaniem sugestii przez hipnotyzera a przekazywaniem jej sobie samemu za pomocą autosugestii? Otóż różne są tylko średnie Ja, które wytwarzają naładowany siłą życiową zestaw idei i zaszczepiają je w wypoczętym i receptywnym niższym Ja; w pierwszym przypadku jest to średnie Ja operatora, w drugim własne Ja osoby podającej sugestię. W celu wprowadzenia sugestii hipnotyzer musi przesłać ją albo drogą telepatii, albo też za pomocą głośno wypowiadanych słów. Chociaż czasami raport telepatyczny trwa jeszcze po zakończeniu seansu -jeśli takie jest życzenie operatora - niższe Ja nadal wykonuje swą pracę, ponieważ zawsze sumiennie i do końca reaguje ono na zaakceptowane struktury sugestii. Z reguły, nie ma więcej pożytku z telepatii między operatorem a odbiorcą -po tym, jak z chwilą ich pierwszego kontaktu nawiązała się między nimi stała łączność po nici widmowej oka - niż między dwiema nieznajomymi osobami, które przypadkowo spotkały się ze sobą, podały sobie ręce i odeszły każda w swoją stronę.

Przy rozważaniu szczegółów dotyczących mesmeryzmu i autosugestii mechanizm funkcjonowania tych dwóch zjawisk wydaje się trudny i skomplikowany, ale w rzeczywistości jest on bardzo prosty. Oto zestawienie kolejnych etapów (a jest ich niewiele i są bardzo proste), które należy podjąć przy stosowaniu autosugestii.

1. Zdecyduj się, co masz zamiar przekazać w sugestii.

2. Myśl o tym intensywnie, by wytworzyć silne idee.

3. Podczas intensywnego myślenia o ideach sugestii oddychaj głęboko ł gromadź dodatkowy zapas siły życiowej, by naładować je energią.

4. Zrelaksuj niższe Ja w sferze ciała i umysłu.

5. Wypowiedz sugestię do niższego Ja w milczeniu lub na głos.

6. Zakończ sugestię, mówiąc niższemu Ja, że seans już się odbył, żeby przestało odpoczywać i było gotowe do podjęcia codziennej pracy.

7. Oczekuj na reakcję niższego Ja. Kiedy przywołujesz sugestię, rób to spokojnie, aż do następnego seansu, gdy znowu powtórzysz ją bardzo stanowczo.

8. Gdyby konieczne było odłożenie lub całkowite zaniechanie wysiłku zmierzającego do osiągnięcia wyznaczonego celu, wyjaśnij niższemu Ja przyczyny zmiany, następnie utwórz obraz mentalny odłożonego na później lub całkiem zarzuconego planu. Naładuj ideę siłą życiową i podaj ją w autosugestii w zwykły sposób. Nie pozwól, by wysiłek poszedł na marne, dopilnuj, by stare struktury sugestii nie trapiły niższego Ja i nie powodowały myślowego chaosu. Dom naszego umysłu winniśmy zawsze utrzymywać w czystości i należytym porządku.


Rozdział 8


Dochodzimy do miejsca, do którego zmierzaliśmy, ucząc się teorii autosugestii i stosowania jej w praktyce. Teraz nasze wysiłki zostaną ukoronowane, od wielkich dóbr ziemskich, które możemy osiągnąć dzięki autosugestii, przechodzimy do świata czystej magii ł cudów - do świata MODLITWY.

Ale MODLITWA w znaczeniu, jakie nadawała jej Huna, jest czymś zupełnie innym niż modlitwa w sensie przypisywanym jej we współczesnych kościołach. W Hunie zawarta jest wiedza o trzech Ja tworzących istotę ludzką. W modlitwie opierającej się na tej wiedzy wszystkie trzy jaźnie odgrywają swoją rolę, każda z nich ma do spełnienia szczególne zadanie, którego nie mogą wykonać pozostałe; jeżeli zrobi to, co do niej należy, i dobrze wykorzysta swoistą, daną jej przez naturę umiejętność, cud stanie się możliwy. Ale gdy tylko jedno Ja próbuje się modlić, nic się nie wydarzy.

Autosugestia jest metodą, za pomocą której możemy skłonić do działania wszystkie trzy Ja konstytuujące trójistnego człowieka - jako zgrany i sprawny zespół będą pracować razem, by osiągnąć jeden wspólny cel.

Eksperymentatorzy najbardziej zaawansowani w pracach nad samowarunkowaniem i autosugestią zaczynają stopniowo uświadamiać sobie potrzebę uczynienia owego kroku koronującego ich wysiłki w sztuce sugestii i dążą do tego, by skłonić niższe Ja do zgodnej współpracy (integracji) ze średnim Ja, a później z jeszcze wyższą istotą.

Doktor Hornell, zarówno w swoich wykładach na ten temat, jak i w pismach poświęconych sugestii, dobitnie

podkreśla konieczność uwzględnienia religijnego aspektu omawianego procesu. Stwierdza, iż celem ludzkich dążeń jest „żyć radośnie i wykształcić rodzaj osobowości zdolnej do całkowitego oddania się służbie bliźnim, przekroczyć poziom życia, którym żyjemy teraz, i wykorzystywać możliwości życia duchowego, odważnie i z twórczą wiarą". To zaiste wspaniały i godny pochwały cel, ale najpierw musimy zwrócić się do nauk Huny, by w nich odnaleźć potrzebne wskazówki, jak mamy działać, by owe „możliwości" zastosować w praktyce.

Doktor Rolf Alexander, skłaniający się do Freudowskiej koncepcji id, ego i superego, będącej w opozycji do starożytnej wiedzy Polinezyjczyków o niższym, średnim i Wyższym Ja, proponuje metodę, za pomocą której można nauczyć się pracować z superego. Metodę tę nazwał „samorealizacją". Przypomina ona nieco osiąganie stanu „oświecenia" czy „urzeczywistnienia" w systemie Zeń, lecz opiera się w dużej mierze na pierwotnym pojęciu superego, chociaż rozszerza jego znaczenie.

Doktor Alexander opiera swoje wnioski na koncepcji, iż wszyscy żyjemy w ciągłym stanie hipnozy, gdyż wydarzenia naszego życia i wszelkie otaczające nas sytuacje odgrywają rolę sugestii hipnotycznych, które krępują i ograniczają nasze ego, udaremniając mu poznawanie realnego świata wokół nas. Najlepszym wyjściem jest zrzucić z siebie pęta hipnozy i wynurzyć się do naturalnego stanu, w którym doświadczamy tego, co „prawdziwe", i tego, co „rzeczywiste", a superego samo zaczyna kierować naszym życiem. Taki stan opisany jest jako „zbawienie", jako „wolność" i całkowita integracja trzech części Freudowskiej jaźni. Koncepcja ta znacznie bardziej zbliża się do metafizyki, niż pozwala na to powszechnie przyjęty system Freuda, ale daleko jej jeszcze do rozpoznania Wyższego Ja jako ostatecznego celu autohipnozy.

Kilka lat temu po Nowej Anglii podróżował pewien mesmeryk, demonstrując metodę leczenia zapoczątkowaną przez Mesmera. Swego czasu człowiek ten, nazwiskiem Quimby, zainteresował się nowym sposobem uzdrawiania, nauczył się go stosować i rozpoczął praktykę jako uzdrowiciel, wypracowując szereg teorii wyjaśniających istotę tego rodzaju leczenia. Z jego koncepcji, ocierających się o religię i metafizykę, wyłoniły się ruchy Christian Science i New Thought.

Jednym z liderów New Thought był Judge Troward, który pobierał nauki w Indiach i tam zapoznał się z niektórymi pojęciami jogi i Wedy. O hipnozie było już głośno, kiedy on dopiero zaczynał pisać. Zachwycony dziwną nową teorią „sugestii", jął poszukiwać w niej wyjaśnień dla opisania kroku, jaki trzeba uczynić, przechodząc od tego, co fizyczne, do tego, co doskonałe - ze sfery niższego i średniego Ja do rzeczywistości obejmującej także Wyższe Ja.

Rzecz zastanawiająca, że w cudach, jakie następowały w odpowiedzi na modlitwy, Judge'owi Trowardowi nie udało się dostrzec dowodu na istnienie Najwyższej Mocy. Starannie unikał dawnego pojęcia osobowego i bliskiego Boga -pojęcia czyniące/jo Boga na podobieństwo człowieka, i unikając w ogóle wszelkiej Nadświadomości, głosił istnienie POWSZECHNEJ PODŚWIADOMOŚCI. Nie była to tak zaskakująca teoria, jak w pierwszej chwili mogło się wydawać. Bez wątpienia największe wrażenie wywarł na nim niezaprzeczalny fakt, że gdy ktoś „trzymał się" określonej myśli długo i intensywnie - stosując wstępną metodę zalecaną przez New Thought - rozwijał w sobie pewną tajemniczą, nieprzepartą moc, która w jakiś sposób oddziaływała na coś bardziej potężnego niż on sam, skłaniając to coś do urzeczywistnienia rzeczy wyobrażonych i pożądanych. Według tradycyjnej jogi dzięki koncentracji można było dokonać cudów, ale wierzenia te nie miały żadnych naukowych podstaw. Natomiast hipnozę i sugestię ogólnie akceptowano.

Postulowana przez Trowarda Powszechna Podświadomość była efektem naturalnej dedukcji u człowieka przechodzącego drogę od mesmeryzmu do sugestii i sięgającego ku cudom jako owocom wysłuchanych modlitw. Rozum podpowiedział mu, iż Nadświadomość o uniwersalnym wymiarze i mocy stwórczej jest z konieczności zbyt doskonała,

by mogły nad nią zapanować ludzkie myśli, a zatem to, co bez wątpienia można uznać za podległe ludzkiej kontroli, musi być podobne do podświadomości człowieka. Ergo, musi to być Powszechna Podświadomość. I musi ona mieć cudowną moc, jako część Nadświadomości. Jedynym mankamentem owej teorii, przyjętej z entuzjazmem i zaakceptowanej przez New Thought, był fakt, iż Powszechna Podświadomość tak często odmawiała wykonania przekazywanych usilnie sugestii.

Przez jakiś czas trwał ten bunt przeciw koncepcji modlitwy w dawnych religiach, głównie dlatego, że modlitwy formułowane w tradycyjny, ortodoksyjny sposób nie przynosiły pożądanych rezultatów. Potrzebowano czegoś „naukowego", co by gwarantowało pewny wynik. Nie musiało to być koniecznie szczodre, wspaniałomyślne i dobre dla ludzi - jakim było według myślicieli ortodo-1 ksyjnych - i wcale nie musiało jakimś „aktem umysłu" przechylać „rogu obfitości", tak by błogosławieństwa sypały się z góry niczym deszcz. Wielu czuło, iż Bóg powinien zaprzestać faworyzowania swoich wybrańców i reagowania tylko na ich modlitwy, ignorując prośby innych wiernych.

Ponieważ nowe religie rodzące się z owego buntu miały częściowo swe podłoże w pokazach uzdrowicielskich starego Quimby'ego, właśnie uzdrawianie pozostało jednym z ich podstawowych i najbardziej upragnionych celów. Jednakże „praktykujący" był zawsze wielce zniechęcony, kiedy nie udawało mu się przywrócić zdrowia czy dobrego samopoczucia swemu klientowi, a ten udawał się do znachora, który potrafił osiągnąć doskonałe wyniki za pomocą prostej ortodoksyjnej modlitwy.

W kręgach myślicieli ortodoksyjnych niełatwo jest to wszystko wytłumaczyć. Niektórzy ludzie stają się sławni dzięki sile swej modlitwy, inni zaś - częstokroć żyjący o wiele godniej i bardziej świątobliwie - doznają cierpień i tragedii, a modlitwa rzadko przynosi im ulgę.

To oczywiste, że naszej wiedzy o modlitwie bardzo potrzebna jest gruntowna rewizja.

Kilku słynnych psychologów zbadało tę smutną sprzeczność cechującą powszechne spekulacje religijne, przedstawiając swoje wnioski w naukowych rozprawach. William James w książce Yarietes of ReUgious Experiences zaprezentował klasyczny pogląd na ten temat. W późniejszych latach, w pracy Mań the Unknown, doktor Alexłs Carrel daje nam studium cudów będących odpowiedzią na modlitwy, cudów, które dokonały się niegdyś we Francji, przy kapliczce w Lourdes, gdzie ludzie, przychodząc modlić się za innych, najczęściej sami doznawali uzdrowienia - osobliwa sytuacja, która przeczy wszystkim rozpowszechnionym przekonaniom i spekulacjom.

Dwie cechy skutecznej modlitwy wydają się najistotniejsze: (1) wypowiadaniu modlitwy musi towarzyszyć silne pragnienie i (2) musi j ą wspierać ufność i wiara, że modlitwa zostanie wysłuchana.

Nie ma większego znaczenia, do kogo adresowane są modlitwy, byleby to była jakaś Istota Wyższa. Może być nią Bóg, nazwany w dowolnym języku czy istniejący w jakiejkolwiek religii. Modlitwę można wznosić do wybranego Zbawcy jednego z rozmaitych wyznań, na przykład do Jezusa lub Buddy, można ją kierować do świętych i przodków. Dokonano jeszcze jednego odkrycia, ale jego rozpowszechnienie odbywało się tak wolno, że dzisiaj prawie zupełnie uległo zapomnieniu. Stwierdzono mianowicie, iż mesmeryzm, połączony z modlitwą, może przynieść, i rzeczywiście przynosi, uzdrowienie graniczące z cudem. Wspominaliśmy już wcześniej, że Henry S. Olcott, działający w Towarzystwie Teozoficznym w początkowych latach jego istnienia, badał dokładnie to zjawisko i poświęcił mu wiele prac, w których opisywał uzdrowienia ponad pięćdziesięciu sparaliżowanych mieszkańców Cejlonu. Okazuje się, że wykorzystywał przy tym wiarę pacjentów w Buddę, zachęcał ich, by uwierzyli, że jeśli poproszą Buddę o uzdrowienie, on spełni ich prośbę. Mesmerycznej mocy wyzwolonej przez Olcotta towarzyszył jakiś dodatkowy element (nie omówiony i nie nazwany w jego pracach), czyniący modlitwę wyjątkowo skuteczną. Ponieważ intencja uleczenia szła w parze

z pragnieniem i oczekiwaniem wyzdrowienia, czynnik sugestii posiadał niezwykłą siłę, nawet jeśli jego roli w procesie leczenia wówczas jeszcze nie zauważono. Połączenie wszystkich tych elementów czyniło cuda - cuda, nad którymi jeszcze dzisiaj głowią się hipnotyzerzy, nie mogąc pojąć, w jaki sposób mesmeryzm przynosi w leczeniu rezultaty, których oni nie potrafią powtórzyć.

Porzućmy na chwilę tok myśli, którym podążaliśmy do tej pory, aby zająć się formą uzdrawiania tak ważną, że nie sposób jej pominąć, choć należy ona do innej kategorii zjawisk. Chodzi mianowicie o uzdrawianie chorych przez osoby o zdolnościach mediumistycznych, które nie przypisują sobie żadnej wewnętrznej siły, lecz całą zasługę uleczania przyznają duchom zmarłych.

Duchy, przemawiając przez usta mediów, opowiadają, w jaki sposób przynoszą ludziom uzdrowienie. Ich teorie różnią się tak bardzo, jak wypowiedzi żyjących uzdrowicieli nie związanych z medycyną, ale choć w gruncie rzeczy żadna z tych teorii nie odwołuje się do modlitw kierowanych do Wyższej Istoty, to wszystkie zgodne są w jednym: że duchy mogą działać tylko z osobą o mediumistycznych zdolnościach, bądź za jej pośrednictwem, a więc jest ona niezbędna. Mówią też o konieczności korzystania z siły życiowej.

Fakt, iż niektóre media wpadają w trans, dobitnie świadczy o tym, że duchy umieją stosować sugestię, a jeśli wchłoną z żyjącej istoty dawkę energii życiowej wystarczającą do mesmeryczno-hipnotycznego działania, przyczynią się do przywrócenia choremu zdrowia.

Doskonałą publikacją dla zainteresowanych tą formą uzdrawiania i działalnością leczniczą duchów, jest niewielka książka The Mediumship of Arnold Clare Harry'ego Edwardsa, który sam był słynnym mediumistycznym uzdrowicielem. Znajdujemy w niej opisy rzeczy niezwykle przypominających znane nam z Huny widmowe ciała, przypisane każdemu z trzech ludzkich Ja, czytamy wzmianki, które można odnieść do rodzajów i stopni siły życiowej, do siły „woli" i do kształtów myślowych naładowanych siłą życiową. Duch o imieniu Peter, zapytany o uzdrawiające moce, powiedział: „Siłą najbardziej podobną do tej, którą stosujemy, jest siła magnetyczna, ale ta nasza ma inne właściwości i jest bardziej intensywna".

Leczenie parapsychiczne przy pomocy istot bezcielesnych nie jest przeznaczone dla każdego człowieka, ale w tej metodzie leczniczej odnajdujemy dodatkowe dowody, że teoria Huny jest wartościowa i skuteczna.

W swoim najbardziej ścisłym znaczeniu MODLITWA jest według Huny przywoływaniem Wyższego Ja, aby przyłączyło się do pary średniego i niższego Ja tak, by razem mogły podjąć dzieło, cudowne w swej naturze, i wykonać je do końca. To właśnie Wyższe Ja dysponuje cudowną siłą i kieruje się doskonałą mądrością. Może przewidywać przyszłość, a dokładnie tę jej część, która mieści wydarzenia już zdeterminowane. Wyższe Ja przeszło twardą szkołę życia i zgromadziło w sobie całą mądrość, jaką tylko mogło zdobyć, żyjąc przez pewien czas jako niższe Ja, a później jako średnie Ja. A teraz odnajdujemy je przy pracy w leczeniu parapsychicznym dokonywanym przez duchy, kiedy to uszkodzone tkanki pacjenta w cudowny sposób znowu stają się zdrowe. Ono może służyć nam kapitalną pomocą i mądrze pokierować naszym życiem, gdy je o to poprosimy.

Jak wszyscy studiujący koncepcje Huny wiedzą, Wyższe Ja nie narusza przywileju wolnej woli, który jest przyrodzonym prawem obu niższych jaźni. Musi pozwolić, by uczyły się na własnych doświadczeniach. Ale gdy oba niższe Ja zaczną uświadamiać sobie obecność Wyższego Ja, czuwającego nad nimi Jak Anioł Stróż, i zdecydują się zaprosić je do pełnego uczestnictwa w życiu człowieka, ono podejmie się roli sternika i opiekuna i udzieli wszelkiej pomocy. Ta całkowita integracja obejmuje wszystkie trzy Ja, nie tylko parę niższych. Niesie z sobą dobre, szczęśliwe życie w miejsce trudnej życiowej drogi, po której oba niższe Ja wędrują, potykając się raz po raz, pozbawione opieki i przewodnika, i wciąż ściągają na siebie nieszczęścia przez konflikty i różnice przekonań, pragnień i upodobań.

Zagadnienie modlitwy, jako główny wątek nauki Huny, zostało omówione bardzo szczegółowo w książkach Magia cudów i Wiedza tajemna w praktyce. Chociaż wspomniano w nich o autosugestii, właściwie do tej pory nie przedstawiono w pełni zalet stosowania tej metody jako czynnika towarzyszącego modlitwie.

Modlitwę, aby była skuteczna, musi rozpocząć średnie Ja. Musi ono poznać swoje potrzeby i zdecydować się, o co ma prosić Wyższe Ja w modlitwie. Kiedy praca zostanie już rozpoczęta, skłoni to niższe Ja do podjęcia ważnej roli w kształtowaniu modlitwy.

Niższe Ja ma przyrodzoną umiejętność stosowania telepatii. Każda modlitwa jest telepatyczna i polega na przesyłaniu Wyższemu Ja - gdziekolwiek by się w tym czasie znajdowało - wiadomości o kształtach myślowych po sznurze z widmowej substancji. Tylko niższe Ja może przesyłać takie wieści. Co więcej, tylko ono może dostarczać potrzebną siłę życiową, która płynie po sznurze aka do Wyższego Ja i unosi z sobą kształty myślowe zawierające modlitwę.

Średnie Ja musi zwrócić się do niższego Ja po swoją dawkę siły życiowej po to, by zamienić ją na siłę o większym potencjale, którą nazywamy „wolą". W ten sam sposób niższe Ja musi zaopatrzyć w zapas energii także Wyższe Ja. Ponieważ to ostatnie ma na uwadze nienaruszalność wolnej woli obu niższych jaźni, zaczerpnie tylko niewielką porcję siły życiowej, niezbędną mu do pracy nad roztaczaniem wszechogarniającej opieki. A gdy poprosimy je o kierownictwo, pomoc ł pełnienie jego funkcji w życiu trójjażniowej istoty ludzkiej i kiedy otrzyma ono całą potrzebną mu dawkę energii, wówczas może zacząć odpowiadać na nasze modlitwy - im więcej dostanie siły życiowej, tym odpowiedź będzie szybsza.

Mówiliśmy już o tym, jak niższe Ja otrzymuje „nasiona" idei zawarte w sugestii i w jaki sposób musi je napełnić niezłomna siła „woli". To samo dotyczy Wyższego Ja, kiedy się modlimy, z tym tylko wyjątkiem, że niepotrzebna jest wówczas żadna siła sugestii, która skłaniałaby Wyższe Ja do reakcji, tak jak dzieje się to w przypadku niższego Ja w momencie prezentowania mu zespołu idei. Wyższe Ja, posiadając o wiele bogatsze doświadczenie i nieporównanie większą mądrość, ma właściwy sobie poziom wolnej woli, która na owym poziomie jest tak nienaruszalna, jak wola obu niższych Ja. Wyższe Ja musi mieć swobodę rozstrzygania, czy rzecz, o którą je proszą w modlitwie, jest godna, mądra l dobra na dłuższą metę. Potrafi ono patrzeć w przyszłość i dzięki temu wie, czy modlitwa, która została wysłuchana, nie stanie się kiedyś przyczyną kłopotów i przykrości. Ale gdy modlitwa jest dobra, a Wyższe Ja ma wystarczająco dużo czasu, by spełnić prośbę o zmianę stanu lub sytuacji, ł jeżeli otrzyma ono dawkę siły życiowej, a modlitwa będzie codziennie odnawiana, to w końcu pojawi się oczekiwana odpowiedź.

Przeciętny człowiek, znalazłszy się w nagłej potrzebie, w gwałtownym przypływie emocji wzywa Boga, błagając go o pomoc. Silna emocja daje gwarancję, że nagłość i pilność danej sprawy wywarła wielkie wrażenie na niższym Ja. Ono właśnie, i tylko ono, wytwarza emocje, które są jego znakiem rozpoznawczym, podobnie jak pamięć i telepatia. Tam, gdzie powstają silne emocje, niewątpliwie następuje też gwałtowny napływ siły życiowej. Jest ona wykorzystywana na wiele sposobów. W przypadku gwałtownego gniewu służy do ataku lub walki z kimś lub czymś. W strachu stosuje się ją do ucieczki, jeśli ucieczka jest możliwa. A w żarliwej modlitwie niższe Ja korzysta z niej automatycznie, by wytworzyć telepatyczny kontakt z Wyższym Ja i na jej fali przesłać mu modlitwę.

Z drugiej strony, jeśli taka osoba NIE znajdzie się w sytuacji wymagającej pilnego rozwiązania, po prostu nie modli się. Doświadczenia z przeszłości zazwyczaj pokazują bezskuteczność modlitwy. Stawiamy więc czoło trudnej sytuacji w miarę naszych możliwości, chyba że jesteśmy zupełnie załamani. To naprawdę bardzo smutne. W Wyższym Ja tkwi ogrom wiedzy ł siły, którego nie umiemy sobie nawet wyobrazić i który przeznaczony jest dla nas, byśmy mogli z niego korzystać nawet w drobnych, codziennych sprawach. Bo Wyższe Ja uczestniczy bez reszty we wszystkim, co dotyczy życia jego człowieka, pod warunkiem, że drzwi stoją otworem i codziennie okazujemy mu serdeczność i zapraszamy do działania.

Zwyczajna modlitwa jest czymś dziecinnie łatwym. Polega na ślepym powtarzaniu zestawu wersetów modlitewnych, których wygłaszanie zbyt często staje się tylko religijnym obowiązkiem. Dziecko nauczone obowiązku odmawiania pacierza przed pójściem spać, może nadal podtrzymywać ten zwyczaj i modlić się wieczorem, ale w najlepszym razie będzie to amatorskim przedstawieniem doskonałej sztuki pełnej, skutecznej i właściwej modlitwy.

Czynnikami warunkującymi pełną i doskonałą modlitwę są:

1. Współpraca wszystkich trzech Ja.

2. Podejmowanie decyzji, o co mamy prosić w modlitwie. Jest to zadaniem średniego Ja, nawet jeśli przedmiotem modlitwy ma być prośba o kierownictwo Wyższego Ja.

3. Tworzenie obrazu mentalnego pożądanej sytuacji. Tutaj średnie Ja rozumuje na podstawie wspomnień przedstawianych mu przez niższe Ja.

4. Przekazanie obrazu mentalnego niższemu Ja, by z kolei ono przesłało go teleparycznie do Wyższego Ja.

5. W tym momencie niższe Ja przejmuje na siebie dalsze obowiązki i działa poza kontrolą i zasięgiem średniego Ja. Może ono albo wypełnić polecenie nawiązania telepatycznego kontaktu z Wyższym Ja i dostarczenia mu modlitewnego obrazu, albo też zignoruje wszelkie polecenia. Może po prostu wrzucić obraz mentalny pożądanej sytuacji i wspomnienie o otrzymanym nakazie w otchłań swej przepastnej pamięci, po czym zająć się zupełnie czym innym. Większość modlitw trafia właśnie do tej otchłani. Dlatego też autosugestia jest nieocenionym narzędziem, przynoszącym o wiele większy pożytek niż stosowanie sugestii, której nie towarzyszy modlitwa.

Mając możliwość korzystania z autosugestii, średnie Ja może w końcu spokojnie zająć się komponowaniem modlitwy. Tak więc, stosując wcześniej opisaną metodę, nasyca obraz modlitewny siłą życiową do tego stopnia, że kiedy niższe Ja jest zrelaksowane, zaakceptuje rozkaz wraz z modlitwą. Zarówno w nakazie sugestii, jak i w modlitwie będą zawarte ładunki energii, które skłonią niższe Ja do natychmiastowego zastanowienia się i koncentracji. Spełni ono wszczepiony w sugestię nakaz, by skontaktowało się telepatycznie z Wyższym Ja i posłało mu idee w postaci kształtów myślowych - razem z bezcennym darem siły życiowej.

Jak widać, rzecz jest prosta, a zarazem trudno przecenić jej wartość. Dzięki temu procesowi nasza modlitwa za każdym razem dociera do celu i zostaje umocniona. Być może trzeba poświęcić trochę więcej czasu, by skoncentrować się na obrazie mentalnym i odzwierciedlić go w modlitwie, ale nagroda warta jest każdego nakładu czasu i wszelkich wysiłków. Jakże inaczej można myśleć o przyszłości i przystąpić z ochotą do pracy nad jej kształtowaniem, tak by życie płynęło gładko i przyjemnie?

Autosugestia jest zatem procesem dwuczęściowym. Rozpoczyna się od zjednoczenia niższego Ja ze średnim i wprowadza do życia harmonię. W drugim etapie następuje integracja obu niższych Ja z trzecim, czyli Wyższym Ja, po czym rozpoczyna się snucie szerokich planów na przyszłość, planów, które pod troskliwym, intuicyjnym przewodnictwem Wyższego Ja przybiorą realne kształty. Często wykorzystuje ono rozmaite okoliczności i tak nimi manipuluje, że jakieś przypadkowe wydarzenie może przestawić bieg życia z jednej ścieżki na drugą i ukierunkować go korzystnie.

Jeśli żaden inny rodzaj satysfakcji nie stanie się naszym udziałem, to już choćby tylko codzienne obcowanie z Wyższym Ja będzie dla nas wystarczającym wynagrodzeniem. Zaznamy głębokiej i cierpliwej miłości, na której będziemy mogli polegać w każdej bez wyjątku sytuacji. Poznamy bezmiar mądrości ojcowskiej połowy „godnej najwyższego zaufania Pary Rodzicielskiej". Doświadczymy miłości i matczynej troski drugiej połowy pary: Matki, która wraz z Ojcem tworzy jedność, a jednak jest odrębnym bytem.

Religijne zalecenie modlitwy: „w imię moje" ma w Hunie głębsze znaczenie, ale na co dzień możemy modlić się bezpośrednio do Wyższego Ja i, polegając na nim, kierować modlitwę do innych Wyższych Istot, choćby nawet do Najwyższego Boga, jeśli to będzie konieczne. Gdyby ktoś chciał modlić się bezpośrednio do Boga, może to uczynić, ale każda modlitwa musi najpierw trafić do Pary Wyższego Ja, nim nadarzy się okazja, by została przekazana.

Modlitwa do Boga, odmawiana w imię Ojca-Matki Wyższego Ja, spełnia wszystkie warunki i wymagania zaleceń biblijnych. Możemy całkowicie polegać na najwyższej mądrości i miłości, która zawsze działa dla naszego dobra. Jeżeli w granicach naszych możliwości uczynimy wszystko, co do nas należy, reszta zostanie wykonana za nas, i to tak, jak wykonana być powinna.

Co więcej, wszystkie Wyższe Ja tworzą wraz z innymi bytami na tym samym poziomie ewolucji Wielkie Towarzystwo Jaśniejących Duchów. Nie są one odrębne i podzielone tak jak ludzkie istoty zamieszkujące fizyczne ciała. Nie ogranicza ich ani czas, ani przestrzeń. Porozumiewają się za pomocą telepatii wyższego rodzaju, dla której odległość nie stanowi żadnej przeszkody. Z tego względu blisko ze sobą związane zespoły Wyższych Ja - błogosławione Poe Aumakua kahunów - z łatwością kierują i opiekują się grupami ludzkimi bytującymi osobno na niższych poziomach egzystencji.

Gdy ktoś pragnie zdobyć wielu cudownych i potężnych przyjaciół z wyższych sfer bytu, powinien zacząć właśnie od Wielkiego Towarzystwa. Ale w jaki sposób nawiązać kontakt, jak zyskać pomocną miłość i przyjaźń tych Istot z wysoka?

Po prostu pomóżmy tym, którzy znajdują się na naszym poziomie bytu i którzy tej pomocy potrzebują, a wdzięczność ich Wyższych Ja - często odsuniętych od uczestnictwa w życiu ludzkim i nie mających możliwości pomóc swym błądzącym podopiecznym - będzie jak wieczny blask oświetlający nasze ścieżki. Przyjaciół z Wielkiego Towarzystwa możemy prosić, za pośrednictwem naszych Wyższych Ja, by pomogli nam nieść pomoc tym, nad którymi czuwają jako Aniołowie Stróże. Ich pomoc będzie nieoceniona. A jeżeli pragniemy otrzymać wspaniałe i niezniszczalne skarby życia, droga do nich prowadzi jedynie przez SŁUŻBĘ.

Gdy ktoś wiernie służy bliźnim i cieszy się ich zaufaniem, korzystając przy tym z dóbr materialnych lub z własnej mądrości -jeśli używa swych rozwijających się talentów, by wesprzeć innych materialnie bądź duchowo - nigdy nie zabraknie mu środków potrzebnych do pełnienia tej służby.

Ze wszystkich radości tego świata nie ma większej niż możliwość służenia bliźnim i obdarzania ich miłością. Pełna miłości i bezinteresowna służba to najprostsza i najkrótsza droga wiodąca do rozwoju i postępu. Ta droga prowadzi od poziomu średniego Ja do poziomu właściwego Wyższemu Ja. To Droga Królewska - wyjątkowa, najdoskonalsza, chroniona przed intruzami barierą ich ignorancji, egoizmu i nienawiści. Ale może na nią swobodnie wkroczyć nawet najmniejszy z maluczkich, jeśli tylko uczyni pierwszy, jeszcze chwiejny krok ku Służbie Miłości. Kiedy ruszymy już pewniejszym krokiem, nie tracąc zarazem z oczu jaśniejącego przed nami celu, którym jest rozwój, zrozumiemy, iż dzień nagrody jest bliski. Czeka na tej drodze i przy każdym, nawet najmniejszym kroku, staje się naszym udziałem. Mędrcy, którzy już przebyli tę drogę, nazywają ją Radością Służby - nie ma większej nagrody, nie ma nagrody bardziej trwałej i niezniszczalnej.


Dodatek


W minionych latach w niektórych sztukach, naukach i innych nie sklasyfikowanych, lecz spójnych dziedzinach wiedzy dokonywał się powolny rozwój, doprowadzając je do różnego stopnia doskonałości.

W przypadku matematyki, będącej nauką wystarczająco ścisłą, osiągnięto niemal całkowitą doskonałość. W wielu rozwijających się dziedzinach aż do dzisiaj nie dokonano zbyt dużego postępu, chociaż na przykład prawo, medycyna, fizyka i socjologia wzbogaciły się o nowe odkrycia.

Spośród tych nie sklasyfikowanych, lecz dość spójnych dziedzin wiedzy tylko jedna wspięła się na szczyty. Nazwaliśmy ją Huną, czyli - w naszym tłumaczeniu tego terminu -Tajemnicą.

Hunę trudno poddać jakiejkolwiek klasyfikacji, ponieważ zawiera ona w sobie co najmniej trzy dość młode dziedziny nauki, z których dwie, psychologia i psychiatria, są jeszcze ciągle w powijakach. Są to nauki o człowieku ujmowanym jako świadomy byt, który żyje w ciele materialnym w okresie ziemskiego bytowania, a po śmierci fizycznej egzystuje dalej w jakimś innym „ciele". W każdej dziedzinie badań należy także uwzględnić gałąź psychologii zajmującą się stanem świadomości, w którym nieuchwytna, nieokreślona rzecz zwana „umysłem" funkcjonuje nieprawidłowo, czyli psychopatologię, która bada różne zaburzenia, jak np. rozdwojenie jaźni.

Do owej grupy należy także religia. Spośród wymienionych dziedzin jest jej najdalej do osiągnięcia statusu nauki. I co smutniejsze, z roku na rok - w miarę powstawania kolejnych dogmatów i kultów, które w większości opierają się na prawdach objawionych zamiast na nauce o świadomości - staje się ona coraz bardziej zaciemniona i pogmatwana.

W rzeczywistości religia jest nauką o związku między człowiekiem i jakimś żyjącym bytem, który stoi na wyższym poziomie niż człowiek i może mieć wpływ na jego życie, doczesne lub przyszłe.

Etyka, czyli nauka o moralności, jest odrębnym działem wchodzącym oczywiście w zakres socjologii, chociaż na ogół łączy się ją z religią.

Nauka Huny może obejmować, i tak jest w rzeczywistości, wszystkie wyżej wymienione dziedziny. Czy wobec tego nie jest aż tak skomplikowana, że całe stosy książek nie zdołają jej w pełni opisać? Nie, albowiem w badaniach Huny brak tych wszystkich dogmatów, dezinformacji i spekulacji, które obecnie blokują ścieżki wielu gałęziom nauki.

Poznana i wydedukowana historia Huny stanowi fascynujący rozdział dziejów ludzkości, który wiedzie nas z najbardziej odległych czasów do chwili obecnej.

Niewiele wiadomo o pochodzeniu Huny. Możemy jednak snuć na jej temat domysły, opierając się na fragmentach tej wiedzy zachowanych w najstarszych pisemnych przekazach egipskich; tak więc kapłani czy Stróże Tajemnicy (kahuni) albo zamieszkiwali okolice Nilu, albo przez jakiś czas kontaktowali się z tamtejszą ludnością.

Huna miała zarówno prostą wersję swojej sekretnej nauki, jak też wersję bardziej skomplikowaną, strzeżoną dla osób o wyższej inteligencji. W pismach wczesnego Egiptu znajdujemy łatwiejszą, egzoteryczną część wiedzy przedstawioną otwarcie i tak przystępnie, że nawet człowiek o niskiej inteligencji mógłby pojąć jej idee i niektóre z nich stosować w praktyce.

Materiał ezoteryczny, dla wtajemniczonych, przechowywano w obrębie dziedzicznego kapłaństwa kahunów, nigdy nie przekazywano go na piśmie. Aby jednak nauka Huny -niezniszczalna i bezpieczna nawet przy nieumiejętnym jej używaniu - przetrwała całe wieki, wynaleziono specjalny język, który nadawał każdemu wyrażeniu zarówno znaczenie ukryte, jak i dosłowne. Wyrażenia sformułowane w owym „sekretnym języku" tworzyły kod, którego nie można było złamać, chyba że ktoś był obeznany przynajmniej z częścią nauki Huny i ze słowami-symbolami używanymi do nazywania elementów systemu.

To oczywiste, że kahuni i lud, z którego się wywodzili, tworzyli zupełnie inne plemię niż Egipcjanie ł inne ludy, wśród których żyli lub z którymi kiedykolwiek się zetknęli. Jest też wielce prawdopodobne, że gdzieś między epoką mojżeszową a nastaniem chrześcijaństwa opuścili oni dawną krainę i wyruszyli w długą podróż w poszukiwaniu nowych siedzib na ziemiach, które dzisiaj zwiemy Polinezją. Osiedli tam i żyli szczęśliwie przez wieki, zachowując swój język w nietkniętej pierwotnej postaci i swoją sekretną wiedzę tak skonstruowaną, że choć skrywana i przemilczana, miała stać się objawieniem.

W nowej ojczyźnie, na Wyspach Polinezyjskich, kahuni nie używali pisma, polegając tylko na własnej pamięci, która miała zachowywać Hunę w czystej i nienaruszonej formie. Ale jacyś wtajemniczeni kahuni, którzy pozostali na dawnych ziemiach i którzy być może pochodzili z innego plemienia, zezwolili na spisanie nauk Huny. Pism tych nigdy nie sporządzono w żadnym dialekcie „sekretnego języka", lecz oryginalne wyrażenia Huny ściśle przetłumaczono na jakiś inny język. W ten sposób ukryto przed oczyma ciekawskich pierwotne słów?, o podwójnym znaczeniu, uniemożliwiając złamanie kodu każdemu, kto nie znał języka Tajemnicy.

Wtajemniczeni, którzy po migracji przodków pierwszych Polinezyjczyków pozostali na Bliskim Wschodzie, podjęli się przekazania nauk Huny w ukrytej, zawoalowanej formie. Stworzyli więc zarówno pisma gnostyczne, Jak i wiele innych, które później wraz z innymi tekstami weszły w skład Nowego Testamentu. Kilka takich zawoalowanych przekazów wkradło się również do końcowych części Starego Testamentu, który już i tak zawierał wiele fragmentów legendarnej wiedzy Huny, choćby tak typowe opowieści jak historie o Stworzeniu i o Raju.

W ostatnich latach na Polinezji prowadzono długie i wnikliwe badania naukowe, które w 1931 roku zakończyły się odkryciem, iż naprawdę istniał tam niegdyś sekretny system Huny. Zdołano też częściowo rozszyfrować tajemniczy kod, tak że ukryta w nim nauka mogła już ujrzeć światło dzienne. Jednakże dopiero około 1950 roku w pełni odkryto zakodowaną Hunę zawartą w pismach gnostycznych i w Nowym Testamencie. Okazało się wówczas, że dzięki ponownemu przetłumaczeniu pism na jeden z dialektów polinezyjskich, najlepiej na hawajski, i przy zastosowaniu starożytnego kodu będzie można wyjaśnić ukrytą w nich naukę.

Wewnętrzne czy ezoteryczne nauki zawarte w pismach gnostycznych i chrześcijańskich okazały się tą częścią Huny, która zawsze była przeznaczona dla wtajemniczonych. Przypowieści przypisywane Jezusowi dostarczyły doskonałych przykładów, w jaki sposób od niepamiętnych czasów używano kodu. Proste, dosłowne znaczenie przypowieści, podane jak na dłoni, było przeznaczone dla pospólstwa o niższym poziomie inteligencji, dając pewną nieskomplikowaną naukę; natomiast treść ukryta za pomocą kodu okazuje się informacją porównywalną z najbardziej doniosłymi odkryciami współczesnej psychologii i psychiatrii. Co więcej, odkryty na nowo system Huny dostarcza o wiele więcej informacji od tego, co udało nam się do dzisiaj samodzielnie poskładać, zanim utknęliśmy w martwym punkcie naszych poszukiwań.

Huna potwierdza to wszystko, co już wiemy o podświadomości i świadomych częściach umysłu, ale dodaje też wiele bezcennych wiadomości o ich naturze, sile i specyficznych zdolnościach. Prezentuje nam również nadświadomość i ukazuje jej cechy. Jeśli chodzi o stany umysłu ludzkiego,, odbiegające od ogólnie przyjętej normy, Huna oferuje pewne wyjaśnienie mechanizmów rozmaitych tajemniczych zjawisk, poczynając od telepatii, a na wirującym stoliku kończąc: od przepowiadania i psychometrii aż do chwilowego powrotu „zmaterializowanych" zmarłych do ich cielesnej postaci.

Każdy, kto chciałby sprawdzić odkrycia Huny, niechaj kupi dobry słownik hawajsko-angielski oraz hawajsko-angielskie wydanie Nowego Testamentu i sam się przekona, jak zręcznie dawni kahuni nadawali podwójne znaczenia słowom i rdzeniom złożonych wyrazów, by pod osłoną znaczenia potocznego ukryć ich znaczenia wewnętrzne. Są całkiem łatwe do uchwycenia, a jeśli w dodatku oprzemy się na naszej znajomości pewnych symboli, zadanie okaże się naprawdę proste. Podstawowe symboliczne wyrazy to „światło" oznaczające Wyższe Ja, „woda" - dla oznaczenia każdego z trzech stopni siły życiowej, używanego przez trzy ludzkie „jaźnie", i „głębokie oddychanie", symbolizujące gromadzenie dodatkowego ładunku siły życiowej potrzebnego niższemu Ja przy rozmaitych czynnościach noszących wspólne miano „parapsychicznych", a więc przy telepatii, mesmeryzmie czy jakiejkolwiek innej formie sugestii, przy modlitwie do Wyższego Ja, formułowanej na sposób Huny, oraz przy wywoływaniu zjawisk spirytystycznych z pomocą istot bezcielesnych - podnoszenie stolika, lewitacja, działanie poltergeistów, czyli duchów hałasujących, i wreszcie pełna materializacja, aporty i transportacja. Każda wzmianka o symbolicznych słowach, takich jak: sznury, nitki, pręciki, kanaliki wodne czy linki, oznaczać będzie przesyłanie strumienia siły życiowej po nitce z niewidzialnej czy widmowej (ektoplazmatycznej) materii, która może łączyć niższe Ja z inną osobą lub - przede wszystkim - z Jego własnym Wyższym Ja. Wyraz „węzeł" wskazuje na każdą z przyczyn, która może zakłócić ów przepływ siły między niższym i Wyższym Ja. Podobne symboliczne znaczenie mieści się w każdym wyrażeniu odnoszącym się do blokowania ścieżki czy jakiejkolwiek przeszkody na drodze. W Biblii, od Księgi Izajasza przez cały Nowy Testament, przewija się pojęcie „potknięcia" na drodze. Jest to symbol używany najczęściej, ale „krzyż" i „korona cierniowa" również symbolizują owe „węzły", które dla nas oznaczają „postradanie zmysłów, kompleksy lub opętanie przez duchy". Biorąc pod uwagę łatwość, z jaką każdy może sprawdzić obecne wyniki badań nad Huną, nawet bez znajomości

Języka hawajskiego, należy stwierdzić, iż nic nie usprawiedliwia zaniechania przeglądu niezwykle ważnych dla nauki materiałów dowodowych które w takiej obfitości oferuje Huna, rzucając nowe. przenikliwe światło na religię, zwłaszcza na chrześcijaństwo i inne religie zawierające elementy jogi.

No cóż, nie trzeba ukrywać, iż tym, którzy przyjęli już przekonania jakiegokolwiek wyznania religii chrześcijańskiej, trudno będzie uznać, iż to, co zwykli uważać za jedyną możliwą do przyjęcia prawdę, jest zaledwie lekkim muśnięciem części wielkiej całości. Ci, którzy są przekonani, że podjęli już wszelkie niezbędne kroki na drodze wiodącej do „zbawienia", mogą się stropić, odkrywszy, iż istnieje „tajemna" nauka, którą trzeba zrozumieć, zanim będzie można dostąpić owego pełnego „zbawienia".

Chociaż w Nowym Testamencie przetrwało kilka wzmianek o wiedzy tajemnej, większość z nich albo zaginęła, albo rozmyślnie je usunięto. W wielu fragmentach możemy jednak odnaleźć symboliczne słowa Huny, choćby na przykład w Ewangelii według św. Jana (1,7-12):

Przyszedł on na świadectwo,

aby zaświadczyć o światłości [symbol Wyższego Ja],

by wszyscy uwierzyli przez niego.

Nie byt on światłością,

lecz posłanym, aby zaświadczyć o światłości.

Była światłość prawdziwa,

która oświeca każdego człowieka,

gdy na świat przychodzi

Dwaj wcześni Ojcowie Kościoła, Klemens Aleksandryjski i Orygenes, którzy pisali około 200 roku po Chr., dostarczyli niepodważalnego dowodu na to, że istnieje wewnętrzna, tajemna treść nauki Chrystusa. Możemy tu polecić pracę Annie Besant Esoteric Christianity, w której autorka dokonuje przeglądu owego materiału dowodowego. Dzięki Towarzystwu Teozoficznemu można ją znaleźć w większości bibliotek. Autorka cytuje w niej fragmenty Miscellanies Klemensa:

Bóg... pozwolił nam powiedzieć o świętej światłości i boskich Tajemnicach tym, którzy potrafią je pojąć. Nic nie ukażą one wielu, bo nie należą do wielu; a tylko do nielicznych, do których On wie, że należą, do tych, którzy umieją Je przyjąć i ukształtować samych siebie w zgodzie z nimi. Lecz sekretne sprawy trzeba powierzyć mowie, nie słowom pisanym, bo dotyczą Boga. A jeśli ktoś powiada, iż napisane jest, że: »Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane ł na jaw nie wyszło*, temu odpowiadamy, że kto słucha w tajemnicy, temu nawet i sekrety zostaną objawione... Kto umie w tajemnicy patrzeć na to, co mu się odsłania, wówczas to, co było za zasłoną, zostanie mu ukazane jako prawda, a to, co ukryte przed wieloma, pokaże się nielicznym... Tajemnice odsłaniają się tajemniczo, to, co wypowiadane, jest w ustach mówcy; ale nie w jego głosie, tylko w jego pojmowaniu".

Spójrzmy, z jakim wysiłkiem autor stara się coś wytłumaczyć tak, by mimo to nie wytłumaczyć niczego do końca. Zwróćmy uwagę na fakt, że trzeba było użyć tutaj wielu obcych słów, a kiedy je wypowiadano, musiały być zrozumiale przez osobę pragnącą wtajemniczenia. Gdyby na przykład użyto słowa „woda", wyjaśniając kandydatowi pewną część Tajemnicy, nie miałoby ono dla niego żadnej wartości, dopóki nie wyjawiono by mu ukrytego znaczenia „siły życiowej". Jest wielce prawdopodobne, że konieczność używania słów „sekretnego języka" spowodowała w końcu zagubienie wiedzy o Tajemnicy. Przypomnienie i zachowanie w pamięci symbolicznych słów, bez uprzedniej nauki posługiwania się owym językiem w całości, byłoby trudne. Zastępowanie jednych słów innymi zaowocowałoby niebawem utratą lub zmianą ich pierwotnych znaczeń. W Indiach przypuszcza się, że pierwsi autorzy pism o jodze byli przynajmniej częściowo wprowadzeni w Hunę, gdyż podstawowa metoda Huny - metoda gromadzenia dodatkowego ładunku many, czyli siły życiowej, służącej rozmaitym celom - rozwijała się stopniowo, stając się w końcu świetnie opracowanym zestawem ćwiczeń oddechowych, podczas

gdy słowo z sanskrytu prano, oznaczające „oddech" lub „oddychać", wchodziło dopiero w użycie, zastępując pojęcie mana stosowane w Hunie. Możliwe też, iż postarano się o to, by nadać mu symboliczny czy zakodowany sens Huny, w którym wyrażenie „głęboko oddychać" (ha) miało oznaczać czynność gromadzenia siły życiowej i jej stosowanie.

Powracając jednak do dowodów na istnienie tajemnej nauki chrześcijańskiej, spójrzmy, co stwierdza Orygenes:

Celem chrześcijaństwa jest nauczenie człowieka mądrości. Gdy jednak zajrzymy do ksiąg napisanych już po śmierci Jezusa, stwierdzimy, że cała rzesza jego wyznawców, przysłuchujących się przypowieściom, stała jakby »poza« i godna była tylko egzoterycznych doktryn, podczas gdy jego uczniowie poznawali w odosobnieniu prawdziwy sens przypowieści. Jezus bowiem w tajemnicy odkrył swym uczniom wszystkie sprawy tego świata, stawiając nad innymi tych, którzy pragnęli poznać Jego mądrość".

A oto inny fragment z pism Orygenesa wyjaśniający, w jaki sposób tajemną naukę ujmowały w symbolicznej formie przekazy uznane za historyczne.

Wystarczy przedstawić w formie historycznej narracji tajemny sens, jaki kryje się pod historyczną powłoką, tak by ci, którzy są pojętni, mogli wyłowić na swój użytek wszystko, co związane jest z przedmiotem ich zainteresowania(...). Następnie, jeśli ktoś ma takie zdolności, dajmy mu do zrozumienia, że w tym, co przybiera formę historyczną i mówi o pewnych faktach, kryją się także głębsze znaczenia(...). Te wskazówki należy traktować jako poczynione przez nas za pomocą ukrytego znaczenia(...)".

W pismach gnostycznych można oczywiście znaleźć różnorodne próby - raczej mało udane - zmierzające ku oddaniu istoty Huny czy podobnej tajemnej nauki. Bez względu na to, czy kahuni stworzyli system prezentujący zarówno wewnętrzną, jak i jawną naukę, nie należy odrzucać przypuszczenia, iż w czasach starożytnego Egiptu, kiedy idee Huny ulegały różnym wypaczeniom i wpływom obcych koncepcji, istniała równocześnie wiedza tajemna zarezerwowana dla wtajemniczonych i udzielana w zamkniętych świątyniach. Podobna tradycja istniała wśród Żydów, gdzie „zasłona" świątyni symbolizowała podział na naukę tajemną i jawną.

Podając w zarysie przegląd dziesięciu podstawowych elementów wchodzących w skład Huny, można z łatwością wykazać, jak prosty był to system. Ale ponieważ owe elementy określały rzeczy częstokroć zupełnie nie znane czytelnikowi lub nosiły nazwy przypominające mu coś, o czym zdążył już ustalić sobie opinię, potrzebne są dokładne wyjaśnienia i znaczny wysiłek, by udowodnić, iż koncepcje Huny są bardziej sensowne niż te oferowane przez szereg współczesnych kierunków badań. Szczegółowe wyjaśnienia czytelnik może znaleźć w moich wcześniejszych książkach o Hunie, zwłaszcza w Magii cudów.

Huna uczy, iż człowiek składa się z dziewięciu elementów, które konstytuują go zarówno w życiu doczesnym, jak i w stanie trwania po śmierci. Jeszcze jeden element - ludzkie ciało fizyczne - uzupełnia tę liczbę do dziesięciu w okresie życia ziemskiego.

Po pierwsze, w skład ludzkiej istoty wchodzą trzy Ja bądź duchy lub dusze. Mamy więc pierwsze trzy elementy człowieka.

Każde Ja czy duch owej trójistoty, jaką jest każdy z nas, zamieszkuje w swym wiotkim i niewidzialnym ciele. Są to następne trzy części. W tych „ciałach" przebywają ludzkie Ja, kiedy są oddzielone od ciała fizycznego za sprawą jakiegoś wypadku, zarówno podczas życia ziemskiego, jak i po śmierci. W normalnej sytuacji niższe i średnie Ja łączą się w człowieku, a ich „widmowe" ciała wzajemnie się mieszają, przenikają i otaczają sobą ciało fizyczne w okresie życia; po śmierci człowieka odłączają się od powłoki ciała i żyją razem jako bezcielesne duchy. Wyższe Ja zawsze przebywa osobno we własnym ciele „widmowym", czyli oka, jak nazywali je Hawajczycy.

Każde Ja ma swoistą siłę życiową czy witalną, zwaną przez kahunów mana i symbolizowaną przez „wodę". Istnieją trzy stopnie lub napięcia owej siły, a każdy jej rodzaj stanowi

następny element składowy ludzkiej istoty; w sumie daje to więc dziewięć czynników.

Ciało fizyczne - kiedy jest używane - stanowi część dziesiątą. Liczba 10 przeszła do naszej tradycji jako „liczba doskonała".

Cyfra 3 to symbol oznaczający zarówno trzy Ja, jak też trzy widmowe ciała i trzy rodzaje many, czyli siły życiowej.

Cyfra 4 oznacza niższe Ja, jego energię życiową, jego widmowe ciało oraz ciało fizyczne, nad którym ma ono kontrolę.

W przeszłości takie liczby i figury geometryczne, jak choćby trójkąt, pięcioramienna gwiazda i krzyż, miały wiele zastosowań; ten, kto zna ich symboliczny sens, w dużym stopniu zna także Hunę. Wykorzystanie w praktyce tej wiedzy o dziesięciu elementach nie jest już oczywiście tak proste.

Widzieliśmy, iż przy stosowaniu mesmeryzmu i sugestii występują czynniki nie wymienione wśród elementów tworzących ludzką istotę, aczkolwiek w pewien sposób bardzo do nich podobne. Mamy na przykład mikroskopijne kształty myślowe utworzone aktem świadomości obu niższych Ja. Otrzymują one ciała z widmowej substancji niższego Ja i mogą unosić się na fali siły życiowej, gdy przepływa ona po widmowej nici czy sznurze od jednej osoby do drugiej, wywołując telepatyczną reakcję. Kształty myślowe mogą też płynąć wraz z ofiarowaną Wyższemu Ja dawką energii życiowej jako „nasiona", z których będzie kiełkować, dojrzewać i przejawiać się w materialnym świecie jego odpowiedź na modlitwę.

Nie poddane racjonalizacji idee czy wrażenia, przechowywane przez niższe Ja, tworzą kompleksy i obsesje, którym Huna poświęca wiele uwagi i których symbolem był albo krzyż (kojarzący się z krucyfiksem), albo duża litera X oznaczająca, iż ścieżka jest zablokowana, albo też wyrażenie: „przeszkoda na ścieżce". I znów mamy do czynienia z kształtami myślowymi z niewidzialnej ektoplazmatycznej substancji.

Zagadnieniu kompleksów towarzyszy pojęcie bezcielesnego ducha (może to być niższe bądź średnie Ja) w rodzaju „diabłów" z Nowego Testamentu. Te pozaziemskie istoty mogą składać się z niższego i średniego Ja i wówczas są to duchy zwykłe. Oba Ja mogą być jednak oddzielone od siebie wskutek śmiertelnego wypadku, któremu uległ człowiek, lub z powodu długotrwałej choroby i okresów utraty świadomości występujących przed śmiercią. W każdym z tych przypadków samotne niższe Ja (pozbawione racjonalnego myślenia, a więc bardziej niebezpieczne) albo też zwykły dwujaźniowy duch może do pewnego stopnia opętać żyjącego człowieka. Zupełne opętanie oznacza niepoczytalność, natomiast częściowe może objawiać się mniejszą lub większą uległością człowieka wobec nacisku, jaki wywiera nań opętujący duch. Takie opętanie istoty żywej przez duchy zmarłych jest przeważnie szkodliwe, ale czasami może przynosić korzyści, chociaż duchy kierujące się chęcią niesienia dobra rzadko kontaktują się z fizycznym poziomem życia po przejściu na drugą stronę.

Następna, zawarta w Hunie uwaga o dziesięciu elementach człowieka dotyczy duchów lub bytów stojących na wyższym niż człowiek szczeblu rozwoju oraz tych, które egzystują niżej. Mówi się o kolejnych, coraz wyższych poziomach Istot Doskonałych wznoszących się ponad Wyższymi Ja; niektóre z tych istot były kiedyś ludźmi, inne nie. Poniżej ludzkiego poziomu uszeregowane są byty niższe, z których większość przechodzi powolny proces rozwoju ku życiu, jakie jest udziałem człowieka. Jednakże na każdym z owych szczebli egzystencji przewidziane jest miejsce dla ciała z widmowej substancji o mniejszym lub większym stopniu rozrzedzenia, które zamieszkuje odpowiednie dla tego szczebla istoty. Zawsze też występuje pewne napięcie siły życiowej, czyli many.

Huna nie wspomina nic o doskonałym Bogu, lecz zamiast tego przedstawia wielki i zróżnicowany zbiór świadomości, od niskiej do najwyższej, zawsze wcielonych w jakiś rodzaj widmowej substancji, wzmocnionych i ożywionych siłą witalną i mniejszym lub większym stopniu napięcia bądź wibracji.

Każdy ewolucyjny poziom życia charakteryzuje się swoistym rodzajem świadomości. Niższe Ja posiada zdolność rozumowania tylko na poziomie wyższych zwierząt, samo będąc zwierzęciem w ciele fizycznym. Ma jednak pamięć.

Średnie Ja nie umie pamiętać. Musi polegać na niższym Ja, aby wykonać dla człowieka całą czynność przypominania, gdy ten korzysta z rozumowania indukcyjnego, które jest jego naturalnym darem; w ten sposób średnie Ja może być przewodnikiem niższego.

Wyższe Ja dysponuje jeszcze bardziej rozwiniętą formą umysłowości, którą niełatwo jest pojąć obu niższym Ja; widzą tylko skutki j ej działania. Umie ono spoglądać w przyszłość, nawet dość odległą, i może w dużym stopniu zmieniać przyszłe wydarzenia, jeśli człowiek je o to poprosi i dostarczy mu stałą codzienną dawkę siły życiowej, potrzebną do przeprowadzenia owych zmian. Wyższe Ja może wykorzystywać energię życiową do czynienia natychmiastowych zmian w sferze materii i w ten sposób przynosić cudowne uzdrowienia. Granice owej umiejętności dokonywania cudownych zmian nie są znane, przynajmniej w odniesieniu do tej części Huny, która została odkryta do dnia dzisiejszego.

Etyka, czyli nauka o moralności, polega w Hunie na zakazie wyrządzania krzywdy bliźnim, a w sferze pozytywnej nauki tajemnej - na nakazie miłości i pomocy wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. Zakaz krzywdzenia skierowany jest do zwierząt, do niższego Ja i do szeregu istot o niskim poziomie rozwoju i inteligencji, natomiast nakaz miłości dotyczy istot rozumnych i logicznie myślących, takich, jakie reprezentują średnie Ja oraz Wyższe Ja i Doskonałe Istoty na wszystkich wyższych poziomach egzystencji.


Uzupełnienie


Dotychczas nie zbadano jeszcze wszystkich możliwości współpracy z Wyższym Ja po nawiązaniu z nim kontaktu przy zastosowaniu autosugestii.

Nie możemy dziś wiedzieć, jakie jeszcze cuda dokonają się z jego pomocą, lecz patrząc wstecz na liczne natychmiastowe uzdrowienia dokonywane przez dawnych kahunów, śmiało możemy oczekiwać rzeczy naprawdę wspaniałych.

W Indiach - gdzie wyznawcy jogi od wieków praktykują autosugestię na sposób Huny - przekonanie, iż powinno się cierpieć, aby spłacić dług karmy, przeszkodziło w korzystaniu z możliwości odzyskania zdrowia.

Sporządźmy zatem listę takich możliwości, które dzięki stałemu wzajemnemu kontaktowi między trzema ludzkimi Ja, mogą stać się naszym udziałem. Oto one:

1. Cudowne uzdrowienie, zarówno natychmiastowe, jak i stopniowe.

2. Spoglądanie w przyszłość, i to nawet dość odległą.

3. Uzyskanie od Wyższego Ja opieki i przewodnictwa.

W świecie zachodniej cywilizacji, gdzie po raz pierwszy mamy do czynienia z tym zagadnieniem, możemy mimo wszystko odnotować oznaki powolnego rozwoju tego rodzaju umiejętności.

W Magii cudów opowiadam o jednym z pierwszych amerykańskich mesmeryków, Phineasie Quimbym, oraz jego ulubionym współpracowniku Luciusie, którego najczęściej poddawał testom i badaniom i który wykazywał od czasu do czasu - pod wpływem wywieranej nań siły mesmerycznej - nadprzyrodzone zdolności. Widział na odległość oraz diagnozował choroby ciała i umiał je leczyć. Quimby cierpiał kiedyś z powodu przewlekłej choroby nerek. Wyleczył go Lucius, który znajdując się w stanie mesmerycznym, położył na nim rękę; w pewnej chwili wydawało się jednak, iż Lucius działał z własnej woli. Uzdrowienie to było natychmiastowe i trwałe. Ponieważ dokonało się za sprawą czegoś mądrzejszego i potężniejszego niż zwykła istota ludzka, jaką z całą oczywistością był Lucius w oczach Quimby'ego, i ponieważ Quimby nie posiadał żadnej wiedzy o Hunie, przypisał on osobliwą moc jakiejś Świadomości wyższej niż ludzka, ale nie tak doskonałej jak Najwyższy Bóg. Nazwał ją Mądrością lub Mocą.

Nie jest istotne, czy kontakt z Wyższym Ja, Mądrością--Mocą, nawiązywano wówczas za pomocą mesmeryzmu, czy też innej siły. Sugestia hipnotyczna lub autosugestia wywołałyby takie same rezultaty.

Bliższy naszym czasom i dobrze udokumentowany jest przypadek nieżyjącego już Edgara Cayce'a, przypadek zaliczany do kategorii omawianych przez nas zjawisk. W transie, zazwyczaj wywołanym sugestią hipnotyczną podaną przez asystenta, wykazywał on zdolności, jakich nie posiadał w normalnym stanie. Chociaż nie powodowały natychmiastowego i bezpośredniego uzdrawiania, jak w przypadku Luciusa, polegały na zdolności przepisywania leków i stawiania diagnoz.

Z przekazów o Quimbym wynika, że w przypadku Luciusa pełny kontakt z Mądrością nie był zbyt częsty, a jego diagnozy i recepty wielokrotnie okazywały się bezużyteczne. Natomiast autorzy książek poświęconych życiu i pracy Cay-ce'a nie wspominają, by kiedykolwiek postawił niewłaściwa diagnozę lub przepisał nieodpowiedni lek.

Cayce często znajdował ukryte, trudne do wyjaśnienia przyczyny chorób lub bólu. Pewnego razu rozpoznał chorobę młodego człowieka jako coś spowodowanego pęknięciem kręgu szyjnego i uznał, że konieczna jest specjalistyczne operacja, którą potrafi wykonać tylko jeden lekarz. Zapyta ny, kim jest ów specjalista i gdzie go można znaleźć, powiedział, że przebywa on akurat w Europie, po czym podał jego nazwisko, adres w Bostonie i datę powrotu do domu. Wszystko od początku do końca okazało się prawdą. Lekarz przeprowadził operację, a pacjent powrócił do zdrowia. Zanotowano wiele takich przypadków. Zachowane przekazy są nadal dokładnie studiowane i klasyfikowane przez organizację, która kontynuuje prace Cayce'a. Na czele tej organizacji stoi jego syn, Hugh.

To interesujące, że Cayce nie pozostawił po sobie żadnej teorii wyjaśniającej jego badania. Wiedział, że w stanie transu nawiązuje kontakt z jakimś źródłem informacji daleko mądrzejszym i potężniejszym niż on sam. Jednego trzymał się wytrwale: zaprzeczał, iż jego praca w pewnym stopniu bazuje na pomocy jakiejś bezcielesnej istoty czy ducha zmarłej osoby. Nie uznawał żadnego „przewodnika" ani pomocnika, o którym media spirytystyczne często wspominają podczas swojej parapsychicznej pracy. (Przy okazji należy tu wspomnieć o tym, iż wielu takich duchowych pomocników prawidłowo rozpoznawało choroby, przepisywało leki i bezpośrednio uzdrawiało chorych, nawet natychmiastowo, ale ich liczba jest znikoma, a tych, którzy udają mocarzy, jest w sferze duchów całe mnóstwo).

We wczesnych latach swej uzdrowicielskiej praktyki Cayce nie zajmował się zagadnieniem reinkarnacji, ale gdy poznał pewnego człowieka wierzącego w teozoficzną wersję reinkarnacji, zaczął zagłębiać się w przeszłość swoich pacjentów, często stwierdzając, że przyczyny wielu ich problemów tkwią w wydarzeniach z poprzednich żywotów. Nieraz dosyć szczegółowo opisywał owe żywoty.

Odkąd działalność Edgara Cayce'a zdobyła powszechny rozgłos (dzięki takim książkom jak There Is A Riuer autorstwa Segrue'ego, doskonałym pracom pani Giny Cerminara poświęconym reinkarnacji oraz publikacjom organizacji The Association for Research and Enlłghtenment, kierowanej przez Hugha Cayce'a), zaczęto podejmować próby „odczytywania żywotów" podobne do tych, które robił Edgar Dayce. Przeważnie - ze względu na nowe, surowe przepisy skierowane przeciwko parapsychicznemu diagnozowaniu chorób i przepisywaniu leków - praca ogranicza się do odczytywania przeszłych żywotów, a ponieważ rzadko są one sprawdzalne, ich słuszność pozostaje sprawą otwartą.

Stosowanie sugestii hipnotycznej coraz bardziej podlega restrykcjom prawnym, tak że jest całkiem prawdopodobne, iż w przyszłości każda osoba - a jest ich dzisiaj wiele -zainteresowana próbą nawiązania kontaktu i bezpośrednią współpracą z Wyższym Ja będzie zmuszona korzystać z autosugestii, by osiągnąć stan, w którym ów kontakt i współpraca są możliwe. Być może za jakiś czas, widząc sukcesy tych eksperymentów, świat medycyny odnajdzie w końcu w tym małym zakątku wiedzy rzeczy wielkiej wartości, które okażą się godne uwagi i wykorzystania.

Jedynym chyba środkiem ostrożności, który trzeba podjąć przy próbach z autosugestią, podobnych do pracy Cayce, jest silne przekonanie, że nie nawiązujemy kontaktu z duchem zmarłego człowieka, ale z naszym własnym Wyższym Ja. W przeszłości często nawiązywano taki kontakt z duchami, a niektóre twierdziły, że są Wyższym Ja eksperymentatora, lecz gdy nie udało im się wykazać doskonałą mądrością i mocą, stawało się jasne, kim są naprawdę -kłamliwymi oszustami. Pewien człowiek wtajemniczony w naukę Huny, żyjący niegdyś w Judei, dał nam bardzo mądrą radę, gdy wyrzekł te oto słowa: „Po ich owocach poznacie ich".

21




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Max Freedom Long Autosugestia
Max Freedom Long Autosugestia [up by Esi]
Max Freedom Long AUTOSUGESTIA
Max Freedom Long Autosugestia(1)
Autosugestia Max Freedom Long
Max Freedom Long Wiedza tajemna w praktyce(2)
MAX FREEDOM LONG Dążenie ku światłu Huna
Dążenie ku światłu Max Freedom Long
Max Freedom Long Magia cudow
MAX FREEDOM LONG Analiza psychometryczna
Max Freedom Long Magia cudów
Freedom Long Max Autosugestia 2
Freedom Long Max Autosugestia
Freedom Long Max Autosugestia
Freedom Long Max Autosugestia
Freedom Long Max Autosugestia
Long Max Freedom Autosugestia
Freedom Long Max Autosugestia
Freedom Long Max Autosugestia

więcej podobnych podstron