Budda Drzemie w Zorbie

ŻYJESZ W KAJDANACH

Nie reprezentuję żadnego Boga, nie jestem niczyim przedstawicielem. Po prostu reprezentuję samego siebie. Mogę mówić autorytatywnie o swoim doświadczeniu, ale to nie może być apodyktyczne wobec ciebie. Gdybym powiedział: "Uwierz mi, jeśli uwierzysz - raj jest twój. Jeśli będziesz wątpił - spłoniesz w piekle ...", wtedy byłoby to apodyktyczne wobec ciebie.

Nie obiecuję ci żadnego raju, ani nie straszę cię żadnym piekłem. Moje słowa nie czynią cię niewolnikiem, nie mogę dawać ci żadnych przykazań, nie mogę niszczyć twojej wolności i odpowiedzialności za samego siebie. Mogę cię zapraszać i dzielić się swoim własnym doświadczeniem.

Mogę być gospodarzem, a ty moim gościem.

Nie odrzucam niczego w twoim życiu, akceptuję cię totalnie takiego, jaki jesteś, i znajduję sposoby, aby uczynić cię bardziej harmonijną całością.

Ludzie, którzy mnie otaczają nie są moimi wyznawcami, nie jestem niczyim przywódcą. Przywódca to odpowiednie słowo w polityce, gdzie największy idiota przewodzi mniejszym idiotom.

Nie potrzebuję żadnych wyznawców i podkreślam, że nie powinieneś wpadać w pułapkę bycia wyznawcą, gdyż wtedy nigdy nie będziesz autentycznie sobą, nie będziesz zdolny do samodzielnego rozwoju.

Musisz zrozumieć, że każda jednostka jest tak niepowtarzalna, że jeśli zaczniesz kogoś wyznawać, wtedy automatycznie zaczniesz go naśladować. Wtedy stracisz swoją tożsamość. Wtedy nie będziesz już sobą, lecz kimś innym. Wtedy staniesz się sztuczny, zakłamany, rozdwojony.

Nie jestem zbawicielem, nie mogę uwolnić cię z kajdan, którymi się spętałeś. Możesz to zrobić tylko ty sam. Ale ty kochasz swoje kajdany i chcesz abym cię z nich wyzwolił - to absurd.

Jeśli ja mogę widzieć - ty też możesz widzieć. Jeśli ja mogę odczuwać - ty też możesz odczuwać. Oczywiście będziesz widział i odczuwał w swój własny sposób. Poezja, która powstanie, będzie nie moją, lecz twoją własną poezją.

Nie istnieje żadna skrzynka z nalepką "PRAWDA" - skrzynka, którą pewnego dnia znajdujesz, otwierasz, widzisz jej zawartość i mówisz: "Wspaniale! Znalazłem prawdę!"

Nie istnieje żadna taka skrzynka.

Nie daję ci doktryny. Nie jestem nauczycielem. Traktuj mnie jako poetę, trubadura, tancerza. To będzie bliższe prawdzie.

Wiele z naszych problemów wynika z tego, że nigdy się im nie przyglądamy, nigdy nie skupiamy się nad nimi, by odkryć, czym naprawdę są.

Istnieje piękna przypowieść o młodym lwie, który wychowywał się wśród stada owiec. Naturalnie myślał, że sam też jest owcą. Pewnego dnia stary lew przechodząc obok stada owiec, zauważył tam młode lwiątko. Nie mógł uwierzyć własnym oczom: piękne lwiątko w samym środku stada potulnych owieczek, które wcale się go nie bały, a ono samo zachowywało się jak one. Stary lew podbiegł w kierunku młodego, który - podobnie jak wszystkie owce - zaczął uciekać. Gdy w końcu został złapany, rozbeczał się jak owca. Stary lew poprowadził go nad najbliższy staw i zmusił do spojrzenia na odbicie w wodzie ... młode lwiątko ujrzało swoje własne oblicze i nagle... zaryczało jak prawdziwy lew.

Stary lew nie mówił: "naśladuj mnie", "masz tu dziesięć przykazań i stosuj się do nich", "rób to, nie rób tamtego". Nie robił nic takiego, po prostu pokazał młodemu jego prawdziwe oblicze, aby sam mógł rozpoznać w sobie nie owcę, lecz lwa.

Nagły ryk lwa ... przemiana - nie jesteś już żadnym chrześcijaninem, hinduistą, mahometaninem - jesteś sobą.

Moja cała praca polega na tym, żeby zburzyć wszystkie kłamstwa, które cię otaczają, i nie zastępować ich niczym - po prostu zostawić cię nagiego we własnej samotności. Tylko w samotności możesz znaleźć prawdę - bo to ty jesteś tą prawdą:

Człowiek nie nauczył się jeszcze, jak poznać piękno samotności. Zawsze tęskni za kimś, zawsze pragnie być z kimś - z przyjacielem, z żoną, z mężem, z dzieckiem... z kimś. Stworzył, więc społeczności, kluby, partie, ideologie, kościoły. U podstaw tego tkwi potrzeba, by jakoś zapomnieć o własnej samotności. Będąc powiązanym z tak wieloma tłumami próbujesz zapomnieć o czymś, co pojawia się natychmiast po zapadnięciu ciemności - o tym, że urodziłeś się samotny, że umrzesz samotny, że cokolwiek robisz -jesteś samotny.

Samotność jest czymś esencjonalnie związanym z twoim istnieniem i nie ma sposobu, by tego uniknąć.

Ludzie boją się samotności i robią wszystko by jej uniknąć. Pójdą do kina na kiepski film, obejrzą mecz piłki nożnej... czy widzieliście coś bardziej idiotycznego? Kilku idiotów przerzuca piłkę na drugą stronę boiska, kilku kolejnych idiotów odrzucają z powrotem... a miliony innych idiotów gapi się na to, jakby działo się coś niezmiernie ważnego. W tłumie czują się lepiej i zdrowiej, gdyż wokół jest tylu podobnych ludzi. Każdy wspiera każdego by nie czuć się szalonym.

Wystarczą trzy tygodnie całkowitej izolacji: żadnych gazet, telewizji, radia, żony, męża, dzieci. Trzy tygodnie bez religii, społeczeństwa, klubów, uniwersytetów... pojawi się lęk, dosłownie oszalejesz. Będziesz zdumiony, widząc siebie w zupełnej samotności. Zrozumiesz, że to, co robiłeś przez całe swoje życie, było niczym innym, jak tylko zakrywaniem dziur i ran własnego istnienia, zakrywaniem ich pięknymi kwiatami. Ale kwiaty nie uleczą ran. Być może odkryte rany mogą się zabliźnić." Zakryte, wypełniają się coraz większą ropą.

Samotność to odkrywanie samego siebie. Osamotnienie to tęsknota za innymi, dopominanie się o innych, uzależnienie od innych. Stąd, ktoś inny ma nad tobą władzę, a ty masz władzę nad kimś innym.

Osamotnienie jest słabością. Samotność jest siłą.

Jesteśmy sobie obcy. Być może spotkaliśmy się i żyjemy razem, ale nasza samotność jest zawsze z nami.

Przestań uciekać od siebie samego i zatapiać się w różnych rodzajach narkotyków, relacji, religii. Nie przerzucaj własnych problemów na innych. Każdy musi sam rozwiązywać własne problemy, a nie ma ich zbyt wiele -wszystkie są wynikiem jednego, którego nie rozwiązałeś dotychczas. Problem ten tkwi w tym, jak wejść we własną samotność bez lęku? Moment, w którym wejdziesz we własną samotność bez lęku, będzie tak pięknym i ekstatycznym doświadczeniem, że nie istnieje nic, z czym mógłbyś to porównać.

Zaakceptuj samotność radośnie, wejdź w nią tak głęboko, jak to tylko możliwe. Im głębiej się znajdziesz, tym odleglejsze staną się wszystkie problemy. Nie ma już potrzeby potrzebować, nie ma potrzeby być potrzebnym.

I chwila, gdy dotkniesz samego centrum własnego istnienia będzie oznaczała, że dotarłeś do domu.

Rodzice, nauczyciele, księża... wszyscy oni pragnęli zrobić z ciebie coś zgodnego z ich własnym wyobrażeniem. Nikt nie zostawił cię samego. Nikt ci nie ufał.

Ja tobie ufam. Chcę, abyś rozwijał się zgodnie z własną autentycznością i wiem, że posiadasz wystarczające zdolności, by samodzielnie odkryć życie, miłość i śmiech.

Kto może wskazać ci drogę? Droga zasadniczo nie istnieje. Jesteś zawsze celem. Gdy ktoś przychodzi do mnie i pyta o drogę, wtedy myślę tak: "Oto przybył następny szaleniec". I muszę wymyślać drogi, które nie są drogami. Nie prowadzą nigdzie, gdyż nie ma, dokąd iść. Każdy już tam jest.

Wymyślam ścieżki i sposoby tylko po to, aby cię zmęczyć, wyczerpać; abyś pewnego dnia - zupełnie wyczerpany - po prostu porzucił wszelkie poszukiwania. Wyczerpany padasz na ziemię...wyczerpany wszystkimi drogami i metodami, wyczerpany samym szukaniem...i nagle ogarnia cię spokój, który wykracza poza rozumienie. I będziesz się śmiał, gdyż było to przecież zawsze dostępne, ale ty ciągle gdzieś biegłeś.

Wszystkie drogi prowadzą GDZIEŚ. Prawda jest TUTAJ. Żadna droga nie może doprowadzić cię do samego siebie.

Samo w sobie, życie jest czystą kartką i staje się tym, co na niej namalujesz. Możesz namalować cierpienie, możesz namalować szczęście.

Człowiek jest całkowicie wolny. I to jest jego piękno i chwała. Musisz sam siebie stwarzać, wszystko zależy od ciebie. Możesz stać się Buddą, albo Adolfem Hitlerem. Możesz mordować, albo medytować. Możesz stać się wspaniałym rozkwitem świadomości, albo możesz zamienić się w zautomatyzowanego robota.

Ale pamiętaj! Jesteś za to odpowiedzialny - ty, tylko ty, i nikt poza tobą. Życie nie jest ani cierpieniem, ani szczęściem. Życie to czysta kartka i trzeba wykazać się dużą artystyczną inwencją.

Urodziłeś się wolny, ale żyjesz w kajdanach. I zaakceptowałeś te kajdany bardzo chętnie i radośnie, gdyż są zrobione ze złota. Kajdany władzy, prestiżu, powszechnego poważania - wszystkie są pokryte pięknymi kwiatami.

I pragniesz ich więcej, coraz więcej, bo myślisz, że one cię zdobią; myślisz, że są celem życia i jego znaczeniem.

Problem nie tkwi w tym, jak osiągnąć wolność. Wolność jest twoją wewnętrzną naturą. Nie musisz jej osiągać. Problem tkwi w tym, jak pozbyć się kajdan: przede wszystkim musisz rozpoznać i zrozumieć, że kajdany są kajdanami, a nie ozdobą. Więzienie jest więzieniem, a nie domem.

Istnieje tysiąc rodzajów kajdan. Wleczesz je za sobą z nadzieją, że jakoś dociągniesz do cmentarza. Wydaje się, że na tym świecie, ulgę i odpoczynek możesz znaleźć tylko w grobie. Gdziekolwiek indziej się znajdziesz - znowu kajdany, znowu więzienie. Nazwy się zmieniają, kształty się zmieniają...chrześcijanin staje się hinduistą, hinduista chrześcijaninem, ale to tylko zmiana więzienia - tak naprawdę nie ma żadnej przemiany, żadnej wolności. To tylko zmiana starych kajdan na nowe.

Nie pytaj jak osiągnąć wolność - pytaj jak ją utraciłeś. Urodziłeś się wolny, jak zatem stałeś się niewolnikiem? Urodziłeś się jako ludzkie istnienie -jak stałeś się chrześcijaninem, mahometaninem, hinduistą?

Bóg jest twoimi kajdanami, religie są twoimi kajdanami, koncepcje grzechu i cnotliwości są twoimi kajdanami. Wolność składa się tylko z jednej rzeczy - jest nią uważna świadomość. Jeśli działasz zgodnie z nią, wtedy twoje działanie jest efektem wolności, bez ingerowania w wolność innych. Wolność wie, jak szanować wolność innych.

Posłuszeństwo nie wymaga żadnej mądrości. Wszystkie maszyny są posłuszne.

Posłuszeństwo jest także proste. Zdejmuje z ciebie brzemię odpowiedzialności - musisz po prostu robić to, co ci powiedziano.

Dlaczego ludzie mówią tak wiele o prawdzie, a żyją w świecie wypełnionym kłamstwami? Przyczyna jest jasna. To tęsknota serca za prawdą. Ludzie wstydzą się przed sobą, że nie są uczciwi, więc tak wiele mówią o prawdzie. Ale to zwykłe gadanie. Działanie jest zbyt niebezpieczne, nie mogą ryzykować.

To samo jest z wolnością. Jeśli chodzi o zwykłe gadanie, każdy chce być wolny, ale tak naprawdę, nikt tego nie pragnie, gdyż wolność niesie ze sobą odpowiedzialność. A być zależnym jest takie proste, cała odpowiedzialność spada na osobę, od której jest się zależnym. Człowiek, który naprawdę pragnie być wolny, musi zaakceptować własną ogromną odpowiedzialność.

Jeśli nie zaatakuję twojego systemu wiary i twojej ideologii, nie będę w stanie ci pomóc.

Istnieje mur, gruby mur. Mogę krzyczeć, ale ty mnie nie usłyszysz. Muszę, więc rozbić ten mur, zrobić w nim przynajmniej dziurę, abyś mógł mnie zobaczyć i abym ja mógł zobaczyć ciebie - twarzą w twarz. Tylko wtedy mogę wskrzesić w tobie to, co zostało ci zabrane - twoje niewinne dzieciństwo, od którego zaczyna się rzeczywiste badanie prawdy.

Pragnę odebrać ci wszystko to, co nie jest autentycznie twoje. Dosłownie wszystko... i wtedy...eksplozja.

MARTWE RELIGIE

Wszystkie istniejące na świecie religie to martwe głazy. Prawdziwa religia nie jest ani chrześcijaństwem, ani hinduizmem, ani mahometanizmem. Te tak zwane religie kopią dla was groby, niszczą wasze życie, waszą miłość, waszą radość i wypełniają wasze głowy fantazjami, iluzjami i halucynacjami o Bogu, o Niebie, o piekle, o reinkarnacji i całej reszcie podobnych bzdur.

Wszystkie te religie - a jest ich na świecie około trzystu - sprzedają wam fikcje, zaspokajając tym samym pewne wasze psychologiczne potrzeby. Te fikcje zostały stworzone, aby wasz umysł nie czuł się samotny, pusty i pozbawiony znaczenia jak kawałek drewna wyrzucony przez fale oceanu na brzeg.

Jedną z największych potrzeb ludzkiego umysłu jest być potrzebnym. Egzystencja wydaje się być zupełnie obojętna wobec ciebie. Bez ciebie, wszystko samo w sobie toczy się w doskonałej harmonii. Wschodzi słońce, kwitną kwiaty, zmieniają się pory roku. Gdybyś nie istniał, byłoby to dla egzystencji bez żadnego znaczenia. A to nie zaspokaja twojej potrzeby bycia potrzebnym. Przeciwnie: egzystencja daje ci poczucie, że niewiele ją obchodzisz, być może w ogóle nie wie, że istniejesz. Jest to wstrząs dla twojego umysłu... i wtedy pojawiają się religie - hinduizm, chrześcijaństwo, judaizm, buddyzm i cała reszta rozmaitych "-izmów", które zaspokajają twoje potrzeby, wpajając ci, że istnieje Bóg, który troszczy się o ciebie i dba o twoją pomyślność. Ów Bóg przekazuje ci święte księgi, aby prowadziły cię przez życie. Ów Bóg wysyła swojego syna, aby sprowadził cię na właściwą drogę. Ów Bóg daje ci proroków i mesjaszy, abyś nie zbłądził.

A gdy zbłądzisz, wtedy tak zwane religie wykorzystują twoją kolejną słabość - lęk przed szatanem, który próbuje zwieść ciebie na złą drogę.

Bóg i szatan nie istnieją w taki sposób, w jaki istnieją drzewa i rzeki. Bóg i szatan to tylko hipotezy. Z powodu hipotezy Boga, teologowie musieli wymyślić jego przeciwieństwo - szatana. Bóg i szatan to czysto filozoficzna konieczność.

Teologowie zakładali, że aby coś istniało, ktoś musi to stworzyć, zatem potrzebowali Boga, aby wytłumaczyć istnienie świata. Kto w takim razie stworzył Boga?

Nie przez przypadek religie nazywają Boga "ojcem", chrześcijanie nazywają swoich księży "ojcami". To jest idea ludzi psychologicznie kalekich:, pewnego dnia każdy straci swego rodzonego ojca i wtedy potrzebny będzie ktoś w jego zastępstwie. Ale nawet papież może kiedyś umrzeć, więc religie stworzyły sobie wiecznego ojca - Boga.

Często przychodzą mi na myśl małe dzieci, pieszczące i przytulające się do swoich pluszowych misiów, nie mogące bez nich nawet zasnąć. Dorośli też mają swoje misie, ale niewidzialne - przecież trzeba być nieco dojrzalszym od małych dzieci. I tak powstaje Bóg nad nami, Bóg, który jest ojcem i misiem, opiekującym się ludźmi, zabezpieczającym ich, dbającym o ich bankowe konta.

Wszystkie religie uwarunkowały ludzkie umysły, że tylko ta religia, w której się rodzisz, jest prawdziwa. I te religijne podziały były i są przyczyną tysięcy wojen. W imię Boga i kościoła, ludzie mordują innych ludzi. Mahometanie mówią, że jeśli zginiesz w religijnej wojnie... jak w ogóle wojna może być religijna? Ale mahometanie, chrześcijanie i inne religie wpajają, że jeśli zginiesz w religijnej wojnie, będziesz wynagrodzony na tamtym świecie.

Ktoś znieważa chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo to tylko słowo, ale chrześcijanie są obrażeni, poleje się krew. Miliony łudzi straciły życie w imię "ojczyzny", "wolności", "flagi", "socjalizmu". Ludzkość ciągle walczy w imię słów. Słowa stały się ważniejsze od samego życia. Jest to czyste szaleństwo.

Religie są odpowiedzialne za to, że stałeś się sztuczny, plastikowy. Mówią ci, co masz jeść, kiedy spać, kiedy się budzić, co jest dobre, co jest złe. Zamieniasz się w robota, im bardziej ten robot jest zautomatyzowany, tym bardziej święty się staje. Zabraniają ci myśleć, gdyż poprzez myślenie możesz zbłądzić. Pragną abyś był głuchy i ślepy, i maj ą na to nawet piękną nazwę - wiara. A wiara to zabójstwo twojej mądrości, na wszystkie pytania przygotowano ci już gotowe regułki i katechizmy.

Prawdziwa religijność nie żąda od ciebie wiary, lecz wymaga doświadczenia. Nie żąda odrzucenia wątpliwości, lecz pomaga ci znaleźć własną prawdę.

Religie opierają się na moralności. Ich zasada jest taka: zanim nie staniesz się moralny, nie możesz być religijny. Jest to stawianie furmanki przed koniem. Ani koń, ani furmanka nie ruszą z miejsca. Jak człowiek może być współczujący, jeśli nie ma w nim miłości? Jak człowiek może być szczery, jeśli nie wie nawet, kim jest? Taka moralność to tylko udawanie, zwykła hipokryzja. Ale tak zwane religie dały ci gotowe regułki i dogmaty - co jest dobre, a co jest złe.

A życie jest jak rzeka, jest ciągłą zmianą. I zawsze będziesz nieprzystosowany, gdyż ten, kto podąża za dogmatami, oddala się od życia. Twoja moralność powinna być spontaniczna. Działanie samo w sobie nie jest dobre lub złe. To tylko kwestia świadomości - bądź przytomny i uważny, reaguj na każdą sytuację z absolutną świadomością. Gdy działasz uważnie - a nie jak mechaniczny robot - jest to działanie właściwe. Moralność przychodzi sama, gdy stajesz się coraz bardziej cichy, spokojny, pogodny: gdy zaczynasz rozumieć własną świadomość. Moralność staje się tak naturalna, jak róża kwitnąca na różanym krzaku. Krzak nie czyni postów, nie przestrzega dziesięciu przykazań, nie modli się do Boga. Krzak nie robi nic, musi być po prostu zdrowy, zroszony wodą, a wtedy kwiaty pojawią się same, w swoim czasie, bez żadnego wysiłku. Moralność oparta na wysiłku jest niemoralna.

Religie warunkują cię: kochaj swoich nieprzyjaciół. Wpajają: gdy czujesz nienawiść, wypieraj ją i okazuj miłość.

Ja mówię: gdy czujesz nienawiść, bądź uważnie świadomy. Nie ma potrzeby kochać nieprzyjaciół. Nie kochasz nawet siebie, jak więc możesz kochać nieprzyjaciół? Najpierw pokochaj siebie, pokochaj przyjaciół, potem pokochaj obcych i wtedy będziesz zdolny pokochać nieprzyjaciół.

Jeśli zmusisz się do kochania nieprzyjaciół, zemścisz się na nich w inny sposób. Popatrz. Chrześcijanie, hinduiści, mahometanie - jaki rodzaj piekła stworzyli! Gdy czytasz ich opowieści o piekle, wydaje się, że sadystyczna wyobraźnia osiągnęła swój szczyt.

Jeśli wypierasz, tłumisz, wtedy zemścisz się gdzieś indziej. Wszyscy twoi tak zwani święci nieustannie wierzą, że gdzieś w piekle ich nieprzyjaciele spłoną w okrutnych męczarniach. A na zewnątrz ci święci okazują miłość. Taka miłość jest sztuczna i kaleka.

Bóg jest największą antyreligijną fikcją.

Nie ma niebezpieczeństwa ze strony szatana, prawdziwym niebezpieczeństwem jest Bóg. Szatan to tylko Jego cień. Gdy Bóg znika, automatycznie znika też Jego cień.

W życiu zawsze dokonujesz wyborów, ciągle stajesz na rozstajach dróg. Jeśli wybierzesz łatwą, wygodną, konwencjonalną drogę, którą zaakceptuje społeczeństwo, wtedy staniesz się psychologicznym niewolnikiem. Społeczeństwo da ci wszystko, jeśli tylko oddasz mu w zamian swoją wolność, indywidualność, staniesz się numerem w środku tłumu.

Żyć niebezpiecznie, to wybierać coś, co porusza twoje serce, choć może być społecznie nieakceptowane. Tchórz myśli o konsekwencjach, prawdziwy człowiek myśli o samym działaniu w danym momencie.

Strzeż się tłumu, wydeptanych ścieżek. Tłum nigdy nie doświadczył prawdy. Prawda zdarza się tylko indywidualnościom.

Każda religia obawia się seksu, wypiera seks, gdyż jest to najsilniejsza energia w człowieku i nie ma sposobu na jej zniszczenie. Możesz ją albo potępić i wyprzeć, albo zrozumieć i przetworzyć. Ta druga droga jest trudniejsza, wymaga inteligencji i pełnej świadomości, gdyż seks jest energię podświadomą.

Energia seksualna skierowana w dół staje się biologiczna, zwrócona zaś w górę - duchowa. Stań się jednością, a wtedy zobaczysz, że nie ma żadnego Boga i szatana na zewnątrz. To tylko projekcja podziału wewnątrz ciebie. To, co nazywasz dobrem lub złem, wzajemnie się uzupełnia, nie istnieje oddzielnie. Gdy staniesz się jednością, wtedy znikną podziały także na zewnątrz ciebie i ujrzysz świat w jego całości.

SMAK MEDYTACJI

Medytacja nie jest koncentracją. Koncentracja oznacza umysł skupiony na jednym punkcie. Zwykle umysł jest w ciągłym ruchu, i koncentracja sprawia, że jesteś zdolny lepiej poznawać pewien obiekt. Stąd jest użyteczna w nauce, gdyż nauka polega na poznawaniu zewnętrznych obiektów. Naukowiec musi zapomnieć o całym świecie i skupić całą swą świadomość na jednym punkcie. Im silniejsza jest koncentracja, tym węższa staje się świadomość.

Koncentracja jest bardzo męcząca, gdyż walczysz z własnym umysłem. Próbujesz skupić umysł, który myśli o tysiącu innych rzeczy i stara się uciec. A ty zmuszasz go do powrotu i w ten sposób walczysz z samym sobą.

Medytacja nie jest też kontemplacją. Kontemplacja to proces doskonalenia myśli. Koncentracja jest instynktowna i skierowana na jeden punkt, kontemplacja jest logiczna, teoretyczna i działa na większym polu. Kontemplujesz na przykład piękno, zatem patrzysz na nie z różnych punktów widzenia. Istnieją tysiące rzeczy, które są piękne: możesz ciągle przenosić myśli od jednej pięknej rzeczy do następnej pięknej rzeczy. Ale choć twój umysł porusza się, jest ograniczony przedmiotem kontemplacji.

Kontemplacja jest szerszą koncentracją.

W chrześcijaństwie kontemplacja i medytacja stały się synonimami. Stąd, słowo "medytacja" jest używane w niewłaściwym znaczeniu. Gdy mówisz "medytacja", natychmiast powstaje pytanie "nad czym?" Powstaje pytanie o obiekt medytacji. A medytacja nie ma obiektu, jest czystą podmiotowością. Jesteś świadomy, ale nie świadomy "czegoś".

Medytacja ma całą przestrzeń, całą możliwą egzystencję. Jesteś obserwatorem i obserwujesz całe widowisko. Nie jest potrzebny wysiłek, aby koncentrować się na czymkolwiek, ani by cokolwiek kontemplować. Po prostu obserwujesz, po prostu jesteś uważny, po prostu jesteś świadomy. Medytacja to stan zupełnej ciszy i uważności.

Medytacja nie jest w ogóle myśleniem, ale musisz pamiętać, że nie oznacza to zasypiania. Jesteś w pełni świadomy i jest to świadomość bez myśli. W stanie bez-umysłu ukryty jest podstawowy sekret twojego istnienia, podstawowy sekret całego wszechświata. Centrum ciebie jest także centrum wszechświata. Im dalej zagłębiasz się w myślach, tym bardziej oddalasz się od własnego centrum, czyli od wszechświata.

Korzeniem twojego cierpienia jest umysł. Ale ty nigdy nie obcinasz korzeni - ciągle obcinasz same liście. A pamiętaj, gdy obrywasz jeden liść, wtedy na jego miejscu wyrastają trzy inne. Wzmacniasz tym samym listowie, drzewo staje się silniejsze.

Wszyscy pytają: "jak obciąć ten liść?". Ktoś mówi: "zazdrość jest przyczyną mojego cierpienia, jak mam się jej pozbyć?". Ktoś inny mówi: "jestem chciwy, jak mogę pozbyć się chciwości?". A nikt nie pyta: "przyczyną mojego cierpienia jest umysł, jak się go pozbyć?". A jest to korzeń cierpienia.

Umysł jest chorobą. Medytacja jest procesem pozbywania się choroby. Jest to bolesny proces, ale nie istnieje inny sposób, aby cię uleczyć.

Nic, co umysł potrafi robić, nie może być medytacją. Ona jest poza umysłem. Umysł jest tu zupełnie bezradny, umysł nie może zgłębić medytacji - ona zaczyna się tam, gdzie kończy się umysł.

Gdy zaczynasz robić cokolwiek - obojętne czy jest to koncentracja, kontemplacja, czy jakaś akcja - wtedy oddalasz się od własnego centrum. Gdy cała aktywność - fizyczna czy mentalna -jest wstrzymana, wtedy jest to medytacja. Kiedykolwiek znajdziesz czas, aby po prostu być, wtedy odrzuć wszelkie działanie. Myślenie jest także działaniem. Nawet, gdy przez jeden moment nie robisz nic i znajdujesz się we własnym centrum, zupełnie odprężony, wtedy jest to medytacja. I gdy będziesz już to potrafił, wtedy możesz pozostać w takim stanie przez całą dobę.

Stajesz się świadomy drogi, dzięki której istnienie pozostaje niczym niezakłócone. Wtedy możesz powoli zacząć działać, będąc przez cały czas uważnym, aby twoje istnienie nie było zakłócone. Jest to druga część medytacji. Pierwsza to nauka jak po prostu być, druga to nauka działania: czyszczenia podłogi, brania prysznicu. Potem można robić rzeczy znacznie bardziej skomplikowane. Na przykład: mówię do ciebie, ale moja medytacja nie jest zakłócona żadnym szmerem - jest ciszą, kompletną ciszą.

Medytacja nie jest zaprzeczeniem działania, nie musisz uciekać od życia. Po prostu uczysz się nowej drogi życia: stajesz się centrum cyklonu.

Medytacja jest uważana za ucieczkę. To kompletny absurd. Jest wręcz odwrotnie - tylko ten, kto medytuje nie ucieka - wszyscy inni uciekają. Medytacja oznacza uwolnienie od pożądania, uwolnienie od myśli, uwolnienie od umysłu. Medytacja oznacza odprężenie w TYM momencie, w teraźniejszości.

Ludzie, którzy potępiają medytację twierdząc, że jest ona unikaniem i ucieczką od życia - ludzie ci nie rozumieją własnych słów. Od życia ucieka umysł, ucieka pożądanie.

Medytacja nie jest ucieczką OD życia, jest ucieczką W GŁĄB życia. Twoje życie trwa, po prostu uważnie patrzysz na to, co dzieje się dookoła, i twoje życie staje się bardziej radosne, intensywne i twórcze. Działanie trwa na swoim własnym poziomie, nie ma żadnego konfliktu, po prostu rąbiesz drewno, pompujesz wodę ze studni... możesz robić wszystkie małe i wielkie rzeczy. Ale w tym wszystkim nie możesz zagubić własnego centrum, własnego ześrodkowania. Twoja uważność powinna pozostać niczym nie zakłócona.

Baw w się tym; leżąc w łóżku, idąc ulicą, stojąc w łazience; bądź cichy, ześrodkowany i świadomie uważny. Nie ma potrzeby torturować się i siadać w pozycji lotosu. Europejczycy potrzebują około sześciu miesięcy by nauczyć się tej postawy, i myślą, że dzięki niej coś osiągną. Nie jest potrzebna żadna specjalna postawa. Nie jest potrzebna żadna specjalna pora. Medytacja nie może być fragmentem twojego życia, nie możesz medytować przez godzinę i nie medytować przez pozostałe dwadzieścia trzy. Jeśli to czynisz, znaczy to, że twój a medytacja nie jest właściwa. Medytacja trwa przez całą dobę, albo nie ma jej w ogóle.

Medytacja jest jak oddech, nie możesz oddychać przez godzinę dziennie. Medytacja jest uważną świadomością i nie możesz jej "robić" przez godzinę. Ona musi stać się biciem twojego serca.

Musisz w niej siedzieć, jeść i chodzić.

Obserwuj umysł. Zauważysz, że pojawiające się myśli nie są twoje - to myśli twoich rodziców, nauczycieli, przyjaciół. To myśli z książek, telewizji, gazet, kina. Jeśli policzysz ile myśli jest rzeczywiście twoich, będziesz zaskoczony, nawet jedna z nich nie jest autentycznie twoja. Wszystkie są zapożyczone z różnych źródeł. Wszystkie są narzucone ci przez innych, bądź narzucone przez siebie samego. Żadna nie jest samodzielnie twoja.

Umysł funkcjonuje jak komputer, a właściwie jak biokomputer. Nie identyfikuj się z komputerem. Jeśli komputer się przegrzewa, złości i mówi nieprzyzwoite wyrazy - ty bądź chłodny. Patrz, co się dzieje i nie identyfikuj się z tym. Stań się obserwatorem na wysokiej górze, cały umysł jest daleko, w ciemnej dolinie. Nie masz z nim nic wspólnego. Wtedy umysł zaczyna znikać. Tak jak światło rozprasza ciemność, tak obserwacja rozprasza umysł i jego myśli.

Jeśli nie będziesz używał codziennego życia jako metody medytacji, wtedy stanie się ona czymś w rodzaju ucieczki.

Medytacja jest uważną obserwacją - nic nie wymyśla, lecz odkrywa to, co jest.

A co jest?

Bezgraniczna pustka, pełna zapachu, światła i ciszy. I gdy zatopisz się w niej, staniesz się nowym człowiekiem, odkryjesz swoją prawdziwą twarz, wszystkie maski opadną.

Staraj się żyć uważnie. Cokolwiek robisz - chodzisz, siedzisz, jesz - albo nic nie robisz - po prostu leżysz w trawie, odpoczywasz, oddychasz - zawsze pamiętaj, że jesteś obserwatorem. Będziesz o tym zapominał, coś poruszy twój umysł, wzbudzi emocje, lecz zawsze wracaj do centrum obserwacji, uczyń to ciągłym procesem. Możesz poruszyć ręką nieuważnie, albo zrobić to z pełną świadomością wykonywanego ruchu. Pierwszy ruch jest mechaniczny, automatyczny. Drugi ruch jest przytomny, świadomy.

Będziesz zaskoczony, jak zmieni się jakość twojego życia. Gdy jesteś uważny, wtedy znikają myśli, emocje, i pojawia się cisza. Stajesz się wyspą na środku oceanu ciszy.

Medytacja nie ma celu, jest odrzuceniem wszystkich celów i pragnienia osiągnięcia czegokolwiek. Cele istnieją w przyszłości, medytacja istnieje w teraźniejszości. Przyszłość jest naszym wytworem, naszym wyobrażeniem. Stwarzamy ją, aby uniknąć teraźniejszości, aby od niej uciec. Przyszłość daje nam możliwość takiej ucieczki.

Medytacja oznacza porzucenie także przeszłości. Odrzuć przewidywania, pragnienia i obawy. Odrzuć te uwarunkowania - to zwykłe śmiecie. Nie pozwól martwemu rządzić żywym. Nie pozwól przeszłości wpływać na teraźniejszość. Nie pozwól śmierci zawładnąć twoim życiem.

Nie musisz niczego zdobywać by być szczęśliwym. Być szczęśliwym to twoja natura. Straciłeś ją, gdyż biegasz tu i tam, spieszysz się i zapominasz o sobie. Naucz się żyć bez celów. Jeśli przeżyjesz teraźniejszość totalnie, radośnie, wtedy przeszłość i przyszłość znikną. Wtedy poznasz smak medytacji, smak nieograniczonej wolności.

SZATAN NIE ŻYJE

Zwykle myślisz, że czas dzieli się na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Mylisz się. Taki podział czasu nie istnieje. Czas to zawsze teraźniejszość.

Przeszłość istnieje tylko w pamięci, w umyśle. I nie jest częścią czasu -jest częścią umysłu.

Przyszłość jest także częścią umysłu - jest pragnieniem. Przeszłość: pamięć, przyszłość: pragnienie. I pomiędzy tymi dwoma częściami umysłu, istnieje bardzo krótka chwila, drobny moment, który jest teraźniejszością. Czas jest zawsze TERAZ.

Jeśli nie dostrzegasz TERAZ, wtedy popełniasz samobójstwo.

Podporządkowujesz życie jakiemuś ideałowi? Wtedy twoje życie staje się martwą, powierzchowną rutyną. Bądź - i zapomnij o stawaniu się. Stawanie się to koszmarny sen.

Jeśli jesteś nieszczęśliwy zbierając gałęzie, będziesz równie nieszczęśliwy na królewskim tronie, gdyż zewnętrzne okoliczności nie są w stanie nic zmienić. Możesz być szczęśliwy będąc cesarzem tylko wtedy, gdy potrafisz być szczęśliwy będąc żebrakiem.

Twoje szczęście jest związane jedynie z jakością twojej świadomości. Gdziekolwiek jesteś - jesteś sobą.

Jedyną rzeczą do osiągnięcia jest świadomość. A świadomość pojawia się, gdy żyjesz chwilą. Jeśli żyjesz tu i teraz, jeśli żyjesz wrażliwie, wtedy stajesz się świadomy. Świadomość jest wynikiem życia w teraźniejszości. Jeśli chcesz, nazwij to medytacją. Jedząc, jedz. Idąc, idź. Siedząc, po prostu siedź. Bądź czujny! Ciesz się tym! To olbrzymi dar. Patrząc, patrz.

Bądź zwyczajny, jeśli chcesz być buddą. Bądź sobą, rób swoje i nie oglądaj się na innych, nie próbuj nikogo naśladować.

Zwykłe życie to jedyny sposób, aby być religijnym. Wszystkie nadzwyczajne rzeczy, to tylko gry twojego ego.

Ego jest bardzo subtelne. W rzeczywistości nie istnieje - stąd jego subtelność. Ego to po prostu cień. Gdziekolwiek pójdziesz, cień pójdzie za tobą. Zaczniesz biec, cień pobiegnie za tobą. I wtedy będziesz czuł, że nic jest możliwe uciec od własnego cienia.

Nic, nie jest to niemożliwe. Po prostu nie uciekaj. Usiądź pod drzewem i twój cień zniknie.

To drzewo jest tym, co nazywam medytacją.

Choć życie opiera się na sprzecznościach, zawsze pamiętaj, że gdzieś głębiej, wszystkie sprzeczności łączą się w jedną całość.

Cokolwiek powiem dzisiaj, jutro temu zaprzeczę. Powód jest prosty - gdy spojrzysz na moje stwierdzenia, nie będziesz mógł stworzyć żadnego systemu.

Umysł logiczny, tworzący systemy, może być zniszczony tylko dzięki tym sprzecznościom. Tak łatwo dostrzec sprzeczność. Nawet tępy umysł to potrafi. Ale jeśli dostrzegasz w sprzeczności coś, co nie jest sprzeczne, wtedy osiągasz mądrość.

Twórczość oznacza radowanie się każdą pracą jako medytacją; oznacza wykonywanie każdej pracy z głęboką miłością. Zamiatanie podłogi może być bezgranicznie twórczym działaniem. Gdy każde działanie staje się uświęcone, medytacyjne, wtedy zagłębiasz się w życie, a ono otwiera przed tobą wszystkie swoje tajemnice.

Pracuj: w polu, w ogrodzie; żyj na swój własny koszt - nie bądź pasożytem, nie stawaj się zależnym od nikogo, gdyż każdy rodzaj zależności czyni cię niewolnikiem.

Jeśli zapytasz mistrzów Zen, co robią, odpowiedzą: zbieramy gałęzie, nosimy wodę ze studni, jemy, gdy jesteśmy głodni i śpimy, gdy jesteśmy zmęczeni - to wszystko.

Bądź zwyczajny...i nagle to, co nazywasz błahostkami, przestanie nimi być.

Lecz gdy mówię: bądź twórczy, nie chodzi mi wcale o to, żebyś był wielkim poetą lub malarzem. Po prostu niech twoje życie będzie malarstwem, niech twoje życie będzie poezją.

Ludzie nieustannie dyskutują, debatują. Wydaje się, że przez te dyskusje unikają czegoś. Unikają egzystencji. Próbują zająć się czymś, by uniknąć realności życia i śmierci.

Bóg nie żyje. Szatan nie żyje. Ich śmierć jest konieczna, żebyś ty mógł żyć. Jeśli oni żyją, ty jesteś martwy, uwięziony z obu stron.

Chcę, aby człowiek był wolny, stał się indywidualnością. Religia nie może wykorzystywać twoich psychologicznych potrzeb. Zintegrowany człowiek jest samowystarczalny, gdyż jest całością. Całością tak wypełnioną, że nie potrzebuje figurki ojca gdzieś w Niebie. Pragnę, aby człowiek był tak szczęśliwy w TYM momencie, żeby nie istniało dla niego jutro. Jutro nie istnieje dla zintegrowanego człowieka, nie można nim manipulować dziecinnymi grami typu: zrób to, a pójdziesz do Nieba, nie rób tamtego, bo spłoniesz w piekle.

Religie mówią: wyrzeknij się. Ja mówię: raduj się. Chcę, aby moi ludzie wypełnili świat śmiechem, radością, tańcem i pieśnią. Nie szukamy żadnego raju, próbujemy stworzyć go tu i teraz.

Nauczam nie religii, lecz religijności, a ta nie ma nic wspólnego z Bogiem, diabłami, Niebem i piekłem. Jest płynącą rzeką, a nie martwym głazem. Jest wartością, która zawiera w sobie ufność, szczerość, naturalność i kochające serce. Do tego nie są potrzebne święte księgi, mesjasze, kościoły, papieże i księża.

Gdy człowiek kocha cały kosmos, drzewa, rzeki, oceany, gwiazdy i chmury, wtedy wie, że modlitwa to nie słowa.

Jestem przeciwny modlitwie, popieram medytację. Modlitwa to biznes, handel z bogiem. Modlitwa opiera się na słowach. Znowu będziesz gadał, piał hymny, powtarzał mantry.

Podczas medytacji, wszystkie słowa muszą być odrzucone, nawet na kilka chwil. I podczas tych chwil spływa na ciebie szczęście, zalewa cię cały wszechświat.

Człowieka nauczono by tłumił seks, by tłumił gniew, by tłumił wszystko i próbował się uśmiechać, nosić maskę, tworzyć fałszywą osobowość. Głęboko wewnątrz siedzisz na wulkanie, a na zewnątrz jesteś uśmiechnięty. Ten uśmiech jest fałszywy, namalowany.

Nie uczę cię tłumienia. Uczę cię zrozumienia. Zrozum gniew, obserwuj gniew, bądź świadomy gniewu. Nie rób nic - po prostu pozwól mu znaleźć się na wprost ciebie. Spójrz głęboko i nagle zrozumiesz, że przez obserwację dokonuje się przemiana. Gniew zamienia się we współczucie.

Człowiek jest bezradny w obcym, nieprzyjaznym świecie. W świecie nie tylko nieznanym,, ale i niepoznawalnym. Ta ciemność, te chmury nieznanego wstrząsają ludzkim umysłem. I ten musi się na czymś wesprzeć, musi stworzyć wiedzę. Nawet, jeśli ta wiedza nie jest prawdziwą wiedzą, to jednak daje ci poczucie, że jesteś tego świata panem. Przynajmniej możesz bawić się słowami i za ich pomocą stwarzać iluzję własnej siły.

To jest właśnie to, co czyni metafizyka. Daje ci ona iluzję wiedzy tam, gdzie żadna wiedza tak naprawdę nie istnieje. Metafizyka - słowa takie jak "bóg", "nirwana", "oświecenie" stają się niemal rzeczami. Zaczynasz wierzyć w słowa. A metafizyka jest nie tylko nonsensem, ale także szaleństwem, w którym oczywiście jest metoda. Metafizycy nieprzerwanie budują ze słów drapacze chmur, istną wieżę bąbel.

I gdy już raz usidlą cię słowa, wtedy rzeczywistość oddala się od ciebie. Zaczynasz żyć ukryty za murem słów.

Pewien robotnik został śmiertelnie ranny. Wezwano do niego księdza, który swą ostatnią posługę rozpoczął od pytań: "czy wierzysz w boga ojca?", "czy wierzysz w boga syna?", "czy wierzysz w ducha świętego?". Człowiek popatrzył na zebranych i mruknął: "ja tu umieram, a ten facet zadaje mi jakieś zagadki".

Życic jest ciągle we władaniu śmierci. Nie trać czasu na słowa i zagadki.

Trzeba pozbyć się wszystkich doktryn, ksiąg, teorii, gdyż chodzi o pozbycie się własnego ego. Trzeba pozbyć się słów, by stanąć twarzą w twarz z prawdą.

ROBOPATA

Robopata to wspaniałe słowo. Oznacza ono osobę, która funkcjonuje niewrażliwie i mechanicznie jak robot, i jest człowiekiem tylko z nazwy. Jego istnienie nie jest ani ludzkie, ani nieludzkie; robopata nie posiada ludzkich właściwości, jest po prostu a-ludzki.

Cechy charakterystyczne robopaty posiada każdy z was. Zanim staniesz się oświecony, cechy te towarzyszyć ci będą jak cień.

Robopata zawsze śpi. Mówi, ale mówiąc śpi. Idzie, ale idąc śpi. Zaobserwuj siebie i ludzi. Ciągle robisz tę samą rzecz i nie ma potrzeby być wobec niej uważnym, można ją po prostu mechanicznie powtarzać. Robopata nigdy nie interesuje się nowymi rzeczami. Gdy już raz się czegoś nauczy, powtarza to ciągle. Nie robi niczego świadomie, jego działanie to puste gesty. Każdy ranek jest taki sam, każdy wieczór jest taki sam. I w życiu pojawia się nuda. Jak twoje życie ma być pasjonujące, gdy powtarzasz ciągle wyuczone schematy?

Robopata ciągle śni. Nie tylko w nocy, ale i podczas dnia. Śni na jawie nawet podczas wykonywania jakiejś czynności. Możesz sam się o tym przekonać. W jakimkolwiek momencie zamknij oczy i spójrz do wewnątrz, ujrzysz rozprzestrzeniający się sen, który jest jak gwiazdy. W ciągu dnia gwiazdy te wcale nie znikają, stają się po prostu niewidzialne. Twój umysł jest wypełniony snami.

Inną cechą robopaty jest rytualizm. Robopata żyje rytuałami, nigdy nie robi niczego z sercem. Powie ci "dzień dobry", dlatego że ciągle to powtarza. Pocałuje żonę, ale będzie to tylko powtarzanie wyuczonego, pustego gestu. Robopata robi wszystko to, co powinno być zrobione; żyje w sposób sztywny i nawet jego tak zwane życie emocjonalne jest zrytualizowane i zaprogramowane. Nigdy nie robi niczego spontanicznie, pod wpływem chwili. Idąc do biura, już podczas drogi myśli o tym, co powiedzieć szefowi. Ciągle się przygotowuje, ciągle próbuje.

Robopata jest także dogmatyczny. Zawsze udaje, że jest wszystkiego zupełnie pewny. Nie dopuszcza do siebie żadnych wątpliwości, gdyż one powodują niepokój.

Robopata żyje przeszłością albo przyszłością. Nigdy nie ma go tu i teraz. Przeszłość jest dobra, gdyż nie możesz jej zmienić, jest skończona i zamknięta. Robopata czuje się bardzo wygodnie w przeszłości, a dzięki przyszłości może marzyć i pragnąć. Natomiast żyć teraźniejszością jest trudno, gdyż stwarza ona wiele problemów.

Robopata żyje w gmatwaninie wizerunków. Ciągle zastanawia się, jaki jest jego wizerunek, co inni o nim myślą - czy myślą, że jest dobry, święty, taki czy owaki. Nie martwi się tym, jak naprawdę można zmienić własne życie.

Robopata jest perfekcjonistą, nigdy nie jest zadowolony, ciągle odkrywa błędy. Jeśli chcesz być bezbłędny, nie możesz być prawdziwy, gdyż prawdziwość pociąga za sobą błędy. I dlatego wielu ludzi wybiera drogę najmniejszego oporu, nigdy nie idąc na całość; gdyż jest to niebezpieczne, mogą pojawić się błędy. Ludzie żyją bardzo ograniczonym rodzajem życia. A życie musi być wielowymiarowe, tylko wtedy staje się bogate. Robopata jest naprawdę biedny. Jego życie jest jednowymiarowe i ograniczone do jak najmniejszej ilości działań, by uniknąć błędów.

Robopata jest przeciwny radości, przeciwny życiu. Jeśli ktoś inny się cieszy, robopata patrzy na niego z potępieniem. Robopata nie ma w sobie współczucia. Jest twardy wobec siebie i innych. Gra swoją rolę należycie, tak jak trzeba. Jego największa wartość to wydajność i ślepe wykonywanie rozkazów.

Robopata jest obłudny. Zawsze czuje się bardziej święty niż ty. Jego cały wysiłek zmierza do tego, by być wyżej niż inni, by zawsze być na szczycie. Jego ego jest bardzo subtelne. Ludzie ci stają się mnichami, świętymi, politykami, purytanami, moralistami gotowymi wrzucić cały świat do piekła. To właśnie oni wymyślili piekło.

Alienacja jest ostatnią cechą robopaty. Jest on wyalienowany od siebie, od innych i od natury. Nie wie, kim jest, wie tylko to, co inni o nim mówią. Nigdy nie spojrzał głębiej na własne istnienie. Patrzy jedynie w oczy innych ludzi i tam szuka własnego wizerunku.

Człowiek żył dotąd jak robopata i ciągle może tak żyć. Ale możesz z tego wyskoczyć i ten skok uczyni cię religijnym, przyniesie ci zrozumienie, da ci mądrość i oświecenie.

Jeśli chcesz być naprawdę normalny, bądź zdolny do bycia szalonym. To jest to, czego nauczam. Jeśli zbyt usilnie próbujesz być normalny, staniesz się szalony. Wszyscy zbyt normalni ludzie są szaleni.

Nie próbuj być normalny, a będziesz normalny. Kiedykolwiek nadarzy się okazja by być szalonym, odpręż się i oszalej. Zaręczam ci, że nigdy nie oszalejesz, pozostaniesz tak normalny, że nic ani nikt nie zakłóci twojej normalności.

Słowo "idiota" jest piękne. Idiota to ktoś, kto żyje w niezależny sposób, robi swoje i nie obchodzi go to, co powie o nim świat. Idiotą jest ten, kto nie naśladuje. I nie ma to nic wspólnego z głupotą.

Jeśli spróbujesz iść przez życie własną, niezależną drogą, wtedy będziesz nazywany idiotą. Tłum nie będzie cię szanował, gdyż tłum nie szanuje autentycznych ludzi. Tłum szanuje maski i fałszywe osobowości.

Jeśli naprawdę chcesz być mądry, bądź idiotą. A jeśli chcesz być idiotą, gromadź wiedzę. Bądź uczonym, a będziesz idiotą.

Spróbuj wejść głębiej w ten paradoks.

Człowiek "z charakterem" to martwy człowiek, który stworzył wokół siebie pancerz. Dał słowo, że na przykład nie będzie kłamał i dlatego nie kłamie. Chce kłamać, ale tłumi tę chęć z powodu charakteru, z powodu własnego ego. I nigdy nie może być autentyczny, szczery i otwarty. Jest zawsze zamknięty w grobowcu, jaki wokół siebie stworzył. Głęboka warstwa "charakteru" nie pozwala mu wyjść na spotkanie życia, na spotkanie tu i teraz.

Dla materialnego umysłu, dla wyrachowanego umysłu, dla komputerowego umysłu, miłość jawi się jako rodzaj szaleństwa. A miłość jest jedyną normalnością.

Normalność jest aromatem róż rozkwitających w twoim sercu.

DZIŚ JEST NIRWANA

Istnieją dwa typy sannyasinów. Jedni odrzucają życie, pogrążają się w umyśle, przybierają postawę przeciw życiu i uciekają od świata w Himalaje. I ten typ sannyasinów stanowi większość, gdyż odrzucenie życia jest proste.

Jaka może być w tym trudność? Jeśli chcesz uciec - możesz uciec! Możesz porzucić żonę, dom, dzieci, pracę, i naprawdę będziesz czuł się odciążony, gdyż twoja żona stała się ciężarem, codzienna praca, zarabianie pieniędzy... masz już tego dość! I będziesz czuł się odciążony.

A co będziesz robił w Himalajach? Cała energia stanie się umysłem, będziesz powtarzał: "Ram, Ram, Ram...", będziesz czytał Upaniszady i Wedy, będziesz zgłębiał wielkie prawdy, będziesz rozmyślał o tym skąd świat przychodzi, dokąd świat zmierza, kto stworzył świat i dlaczego, co jest dobrem a co złem... będziesz tak kontemplował, myślał, kontemplował... Wspaniałe rzeczy! Twoja cała życiowa energia uwolniona od innych rzeczy, teraz pogrąży się w umyśle: staniesz się umysłem.

A ludzie będą darzyć cię szacunkiem, gdyż odrzuciłeś życie i jesteś wielkim człowiekiem! Tylko głupcy rozpoznają w tobie wielkiego człowieka, tylko oni potrafią to rozpoznać, gdyż jesteś największym z nich i będą czołgać się u twych stóp, gdyż uczyniłeś wielki cud!

Ale co się stało? Odrzuciłeś życie by być umysłem. Odrzuciłeś całe ciało, by być głową, a to przecież głowa była problemem! Zachowałeś, zatem swoją chorobę i odrzuciłeś wszystko. Teraz umysł będzie rósł jak rak. Będzie powtarzał mantry, imiona boga, będzie robił wiele rzeczy, które w końcu staną się rytuałem, powtarzaniem. Umysł jest jak zepsuta płyta, jego istotą jest powtarzanie. A życie jest zawsze nowe, jego naturą jest nowość. Jak zatem umysł i życie mogą się spotkać?

Mistrzowie, Zen należą do drugiej kategorii sannyasinów, do mojej kategorii sannyasinów, którzy odrzucili umysł i żyją życiem. Mogą żyć życiem głowy rodziny, mogą mieć żonę i dzieci, mogą uprawiać ziemię, zajmować się gospodarstwem, kopać ziemię, ważyć len w spiżarni.

Hindus nie potrafi zrozumieć, dlaczego Oświecony człowiek ma ważyć len - to przecież taka prozaiczna czynność. Lecz Mistrz Zen odrzuca umysł i żyje życiem w całej jego totalności. Staje się prostą egzystencją.

Zatem pamiętaj, jeśli odrzucasz życie i żyjesz umysłem, wtedy jesteś nieprawdziwym sannyasinem, jesteś pseudo-sannyasinem. A być pseudo jest zawsze łatwiejsze od bycia prawdziwym.

Żyć z żoną i jednocześnie być szczęśliwym jest naprawdę trudno. Pracować w sklepie, biurze, fabryce i jednocześnie być szczęśliwym - to jest prawdziwa trudność. Cóż trudnego w tym, że porzucasz wszystko, siadasz pod drzewem i jesteś szczęśliwy. Przecież każdy byłby w tym momencie szczęśliwy: nie ma nic do zrobienia i można być niezależnym. Ale gdy wszystko jest na twojej głowie, wtedy pojawia się przywiązanie.

Stąd, gdy robisz wszystko i jednocześnie nie przywiązujesz się; gdy żyjesz w środku tłumu, w środku świata i jednocześnie samotnie, wtedy pojawia się coś naprawdę prawdziwego.

Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że nie czujesz gniewu będąc samotny. Gniew jest reakcją, musi się ku komuś skierować. Ale gdy ktoś żyje wśród innych, właśnie wtedy nie być rozgniewanym jest sztuką.

Gdy nie posiadasz pieniędzy, domu; nie posiadasz niczego i nie jesteś przywiązany - co to za trudność? Ale sztuką jest nie przywiązywać się, gdy posiadasz wszystko: wtedy osiągasz coś głębokiego.

Pamiętaj, że wszystko, co jest prawdziwe, piękne i dobre: miłość, życie, medytacja, ekstaza, szczęście - wszystko to istnieje w świecie, ale jednocześnie poza nim.

Żyjąc z ludźmi, a jednak samotnie. Robiąc wszystko, nie będąc aktywnym. Żyjąc zwykłym życiem, ale i nie identyfikując się z nim. Pracując tak jak inni, a jednak pozostając z boku. Będąc w świecie i poza nim. To paradoks. Jeśli go zrozumiesz, wtedy osiągniesz szczyt. Łatwo jest żyć w świecie będąc przywiązanym, tak samo łatwo jest żyć poza światem będąc niezależnym. Znacznie trudniej jest połączyć te zjawiska.

Szczyt jest dostępny tylko wtedy, gdy życie jest złożone. Tylko w złożoności pojawia się najwyższe.

Jeśli chcesz być prosty, możesz wybrać jedną z wymienionych możliwości, ale wtedy utracisz złożoność. Jeżeli nie potrafisz być prosty w złożoności, będziesz egzystował jak zwierzę, lub jak ktoś w Himalajach - ktoś, kto wyrzeka się życia, nie musi chodzić do sklepu, nie posiada żony ani dzieci... W Himalajach nie jesteś przywiązany, ale jesteś tylko jedną muzyczną nutą. Jeśli żyjesz w świecie i jesteś przywiązany, wtedy też jesteś pojedynczą nutą. Ale jeśli żyjesz w świecie i JEDNOCZEŚNIE poza nim - nosząc Himalaje we własnym sercu - wtedy stajesz się harmonią, akordem. Akord powstaje z połączenia odmiennych dźwięków, syntezy przeciwieństw; jest mostem łączącym dwa przeciwległe brzegi.

Żyłem wśród wielu ludzi, którzy wyrzekli się życia. Obserwując ich Zauważyłem, że stają się podobni do zwierząt. Nie dostrzegłem w nich żadnej doskonałości, przeciwnie: oni się cofają. Oczywiście ich życie ma mniej napięć, tak jak życie zwierząt. Ale w rzeczywistości oni tylko wegetują. Jeśli ich spotkasz, zobaczysz, jacy są prości, nie istnieje w nich złożoność. Ale zabierz ich do świata - odkryjesz w nich złożoność większą od twojej, gdyż różne sytuacje sprawią im ogromne trudności, i wtedy wyjdzie na jaw wszystko to, co było przez nich tłumione.

Dziecko jest proste, ale nie bądź dzieckiem, stań się dojrzały. Oczywiście, gdy staniesz się zupełnie dojrzały, wtedy dzieciństwo pojawi się znów, ale będzie ono jakościowo różne. Mędrzec jest znów dzieckiem, ale nie jest dziecinny. Mędrzec ma znów piękno i niewinność dziecka, ale istnieje zasadnicza różnica. Dziecko posiada w sobie bardzo wiele stłumionych rzeczy, i gdy tylko znajdzie się sposobność, wszystko to wyjdzie na zewnątrz: pojawi się seks, pojawi się gniew.

I wtedy dziecko wchodząc w świat, stanie się przywiązane i zagubione.

Religijni prorocy, mesjasze i zbawiciele zdominowali cię duchowo, co jest bardziej niebezpieczne niż dominacja polityków, gdyż obejmuje twoje życie nie tylko z, zewnątrz, ale i od wewnątrz. Dominacja ta stała się twoją moralnością, stała się twoim sumieniem, stała się twoim duchowym istnieniem. Przez religie stajesz się nienaturalny, perwersyjny i neurotyczny, gdyż zaprzeczasz swojej prawdziwej naturze i instynktom.

Religie mówią ci, co jest dobre, a co złe i musisz się z tym zgadzać, gdyż w przeciwnym razie zaczynasz czuć się winny, a poczucie winy jest jedną z największych duchowych chorób. To metoda, aby cię zniszczyć, wykorzystać, upokorzyć i pozbawić szacunku dla samego siebie. Gdy zaczynasz myśleć: "Tak, jestem winny, jestem grzesznikiem", wtedy ich robota jest gotowa - potrzebny jest ktoś, kto cię zbawi.

Jesteś doskonały. Jeśli ktoś mówi, że musisz stać się doskonały, strzeż się go - to twój wróg. Nie pozwól mu zatruć twojego życia. Nie pozwól mu ciebie zniszczyć. Nie próbuj być doskonały, gdyż wpadniesz wtedy w martwy schemat

przygotowań, przygotowań, przygotowań. I zniszczysz TEN moment dla innego momentu, który nigdy nie nadejdzie. I zniszczysz TO życie dla jakiegoś innego, które w ogóle nie istnieje. I zniszczysz TEN świat dla jakiegoś innego świata, dla jakiegoś raju, dla jakiejś nirwany.

Poświęcając teraźniejszość dla przyszłości wpadasz w sidła śmierci.

Jutro jest piekło. Dziś jest nirwana. Ale umysł traktuje nirwanę tak, jakby istniała ona w przyszłości. I wtedy nawet nirwana staje się koszmarnym snem.

Myśl, że musisz być doskonały, czyni cię niedoskonałym teraz. Powodem tego jest porównywanie się, ciągle porównujesz się do innych. Ktoś jest piękniejszy, ktoś jest silniejszy, ktoś jest bardziej szczery, ktoś jest mądrzejszy.

Zapominasz o jednej rzeczy: ty to ty. I nie możesz być kimś innym. Gdy zaakceptujesz teri fakt, nastąpi przemiana. Zaczniesz żyć. Nie musisz się już szarpać, by być kimś innym. Koniec z porównywaniem się, koniec ze współzawodnictwem.

Poszukiwanie jest chorobą. Nie rób z tego gry ego... gdyż, kiedy ktoś przychodzi i mówi, że szuka Boga, widzę w jego oczach błysk ego - potępienie świata. Widzę jego dumę, on przecież nie jest zwykłym człowiekiem, nie należy do przeciętności, jest wyjątkowy, nadzwyczajny. Nie szuka pieniędzy, szuka medytacji. Nie szuka czegoś materialnego, szuka czegoś duchowego.

Łatwo jest zmieniać przedmiot pragnienia, ale nie prowadzi to do przemiany. Pragniesz pieniędzy, władzy, potem zmieniasz przedmiot pragnienia i zaczynasz pragnąć Boga. Ale sam pozostajesz taki sam, gdyż ciągle pragniesz. Zasadnicza zmiana ma dokonać się w twojej podmiotowości, a nie w przedmiocie pragnienia.

Odrzuciłeś świat. Teraz szukasz Boga. Odrzuć proszę, także Boga. Będzie to wyglądało trochę niereligijnie, ale tak nie jest.

Niech życie będzie twoim jedynym bogiem. Żaden inny bóg nie jest potrzebny, gdyż wszyscy inni bogowie są ludzkim wymysłem. Albert Einstein powiedział: "jestem głęboko religijnym niewierzącym." Istotnie. Religijna osoba nie może być wierząca. Wiara jest jak rękawiczka, otacza cię i nigdy nie dotykasz życia bezpośrednio. Osoba religijna jest naga w tym właśnie znaczeniu: nie jest otoczona pancerzem wiary. Dotyka bezpośrednio życia.

Boga nie ma. Jest życie. Proszę, nie szukaj boga. Nirwany nie ma. Jest życie. Proszę, nie szukaj nirwany. Jeśli zaprzestaniesz szukania nirwany, odnajdziesz ją ukrytą w samym życiu. Jeśli zaprzestaniesz szukania boga, odnajdziesz go w każdej cząsteczce, w każdej chwili życia. Bóg to inna nazwa życia. Nirwana to inna nazwa życia. Ale ty tylko słyszałeś słowo "życie", nie jest ono dla ciebie przeżytym doświadczeniem.

Lepiej nie przyklejać życiu żadnych etykietek, lepiej nie nadawać mu żadnych struktur i kategorii, lepiej pozostawić je w całej jego otwartości. Będziesz wtedy dużo piękniej doświadczał rzeczy, twoje doświadczanie będzie bardziej kosmiczne, ponieważ rzeczy tak naprawdę nie są podzielone. Egzystencja jest ekstatyczną całością, organiczną jednością. Najmniejsze źdźbło trawy, najmniejszy listek uschniętego drzewa ma taką samą wartość, jak największa gwiazda.

Tak naprawdę, życie jest proste - to radosny taniec. I cała ziemia może wypełnić się radością i tańcem, ale istnieją ludzie, którzy sporo zainwestowali w to, aby nikt się nie śmiał, gdyż życie to grzech i kara. Jak możesz być radosny, gdy ciągle wpajają ci, że życie jest karą; że cierpisz, bo popełniłeś złe uczynki i jest to rodzaj więzienia, do którego wtrącono cię właśnie po to, żebyś cierpiał.

Powiadam ci: życie to nie więzienie, to nie kara. To nagroda dla tych, którzy na nią zasługują. Twoim prawem jest radość, i będzie grzechem, jeśli z tego prawa nie skorzystasz. Będzie to wbrew egzystencji, jeśli jej nie upiększysz i zostawisz ją taką, jaką zastałeś. Nie rób tego, uczyń egzystencję trochę piękniejszą, trochę szczęśliwszą, trochę bardziej aromatyczną.

Buddowie tańczyli! Widząc niewiarygodne, cudowne wydarzenie, radowali się. Jezus powtarzał ciągle swoim uczniom: Radujcie się! Radujcie się!

Oto całe moje nauczanie. Nie daję ci żadnego celu, żadnego kierunku. Po prostu czynię cię świadomym rzeczywistości życia - czym ono jest. Bądź w harmonii z życiem, bez idei, jakie powinno być i bez żadnych osobistych pragnień.

Pozwól życiu być takim, jakie jest i odpręż się. Życie to jedyna religia. Życie to jedyna świątynia. Życie to jedyna modlitwa.

ZORBA CZY BUDDA?

Historia ludzkości jest tragedią z bardzo prostej przyczyny. W człowieku wytworzono podział na dwa przeciwstawne sobie obozy: spirytualistę i materialistę; Buddę i Zorbę. Jedna część czuje się wyższa, świętsza, i zaczyna potępiać drugą jako grzeszną. Ten schizofreniczny podział spowodował, że lewa dłoń rani prawą, a prawa lewą.

W rzeczywistości, żaden taki podział nie istnieje. Jesteś harmonijną całością. Nie walcz z ciałem - to twój dom. Nie walcz też ze świadomością, gdyż bez niej twój dom będzie pusty.

Symbolicznie określam ciało jako Zorbę, a duszę jako Buddę. Zorba to tylko początek. Przeżyj Zorbę w pełni, a wtedy naturalnie wejdziesz w życie Buddy. Raduj się ciałem, raduj się fizyczną egzystencją. Nie ma w tym żadnego grzechu. Ciało to twoje korzenie, ciało to ziemia, na której wzrastasz. Ale wszystkie tak zwane religie usiłują zniszczyć most łączący cię z twoim własnym ciałem.

Jest to maksymalna synteza - gdy Zorba staje się Buddą. Zorba jest jego, ale brakuje mu nieba. Jest przyziemny, zakorzeniony głęboko jak olbrzymie drzewo, któremu brakuje skrzydeł. Nie może wzlecieć do nieba, gdyż zamiast skrzydeł ma korzenie.

Jeść, pić i bawić się, jest samo w sobie w porządku, nie ma w tym nic złego. Ale to nie wystarczy, wkrótce cię to zmęczy. Stale powtarzane czynności, z tanecznego kręgu zamieniają się w błędne koło. Tylko bardzo przeciętne umysły mogą ciągle się tym bawić. Jeśli jesteś, choć trochę mądry, wcześniej czy później odkryjesz, jakie jest to płytkie, powierzchowne. W pewnym momencie powtarzaj pytanie: "Jaki jest tego sens?".

Trzeba pamiętać o jednym: to nie ludzie biedni, głodujący, stają się sfrustrowani życiem. Oni jeszcze nie żyli, jak zatem mogą czuć się sfrustrowani? Mają zawsze nadzieje.

Jak myślisz? Kim są ludzie, którzy wyobrażają sobie, że w niebie jest jak w Klubie Playboy'a? To biedacy, głodni - ci, którzy nie posmakowali życia. Właśnie oni przenoszą swoje pragnienia do Niebios.

Kim są ci ludzie? Nie doświadczyli, a tylko poprzez własne doświadczenie można przekonać się o powierzchowności tego wszystkiego. Tylko Zorba może przekonać się o powierzchowności tego wszystkiego.

Budda żył życiem Greka Zorby i gdyby był przeciętny, mógłby żyć tak ciągle. Miał wszystkie najpiękniejsze kobiety, pałace, wszelkie bogactwa... i gdy zrozumiał, że to wszystko się powtarza, wtedy poczuł się sfrustrowany, i w wieku 29 lat porzucił pałace, bogactwa, kobiety.

Budda powstaje z doświadczenia. Więc popieram ten świat, gdyż wiem, że dzięki niemu możesz doświadczyć innego świata. Nie mówię: wyrzeknij się, uciekaj stąd. Nie mówię: stań się mnichem. Gdy mnich wyrzeka się tego świata, tym samym walczy z nim, i nie jest to łagodne wyrzeczenie. Mnich staje się podzielony: połowa jego istoty pragnie tego świata, druga połowa pragnie innego świata. Mnich to osoba rozszczepiona, schizofreniczna, podzielona na niższe i wyższe.

Wyżej dostaniesz się tylko wtedy, gdy żyłeś niższym, gdy przeszedłeś całą udrękę i ekstazę niższego. Zanim lotos stanie się lotosem, musi wyrosnąć z błota. Tym błotem jest świat. Mnich uciekł od błota i dlatego nigdy nie stanie się lotosem.

Nie tęsknij za innym światem. Żyj w tym, namiętnie i intensywnie, całym swoim istnieniem, całą swoją istotą. Przekroczyć ten świat możesz tylko wtedy, gdy mu zaufasz, będziesz kochał i radował się życiem. Gdy zmierzysz się z tym światem, staniesz się ześrodkowany i uważny. Owa uważność stanie się drabiną, po której możesz wspiąć się od Zorby do Buddy.

Najpierw stań się Zorbą - kwiatem tego świata, aby zdobyć zdolność do stania

się Buddą - kwiatem innego świata. Inny świat nie jest oddalony od tego świata. Inny świat nie jest przeciwko temu światu. Inny świat jest ukryty w tym świecie. Ten jest tylko przejawem tamtego, a tamten ukrytą częścią tego.

TECHNIKI MEDYTACJI

Medytacja nie jest wcale techniką' Może spowoduje to w tobie zakłopotanie, gdyż ciągle przedstawiam ci różne techniki Są one pomocne, gdyż mają naukową podstawę, są rezultatem tysięcy lat eksperymentowania.

We właściwym rozumieniu tego słowa, medytacja nie jest techniką, lecz uważną świadomością, rozumieniem, Lecz potrzebujesz technik, gdyż owo rozumienie - choć ukryte w tobie -jest bardzo od ciebie oddalone.

MISTYCZNA RÓŻA

Medytacja trwa 21 dni.

Etap pierwszy śmiech - 3 godziny dziennie przez tydzień.

Zacznij od okrzyku "Ja-Hu!" i po prostu śmiej się bez żadnego powodu, przez trzy godziny, Gdy śmiech zamiera, krzyknij ponownie "Ja-Hu!" i zacznij znów się śmiać, odkryj w sobie wewnętrzne źródło śmiechu, pierwotny, spontaniczny śmiech.

Etap drugi - płacz - 3 godziny dziennie przez tydzień.

Zacznij od okrzyku "Ja-Bu!" i płacz bez żadnego powodu przez trzy godziny.

Etap trzeci trwa także 3 godziny dziennie przez tydzień.

Usiądź wygodnie, bądź w pełni uważny, przez 45 minut obserwuj swój oddech, wdech, wydech, wdech.

Przez następne 20 minut tańcz przy łagodnej muzyce, podczas tańca bądź w pełni uważny, świadomy.

Usiądź znów na 45 minut, tańcz przez następne 20, i zakończ medytację 50-minutowym siedzeniem.

* * *

"Metoda ta jest zupełnie wyjątkowa, powoduje psychologiczną przemianę, daje ci świeżość i niewinność twojego dzieciństwa.

Społeczeństwo uczyniło ci wielką krzywdę, starając się powstrzymać twój śmiech i twoje łzy Cała wyparta radość, cały wyparty smutek otaczają twoją świadomość i muszą zostać uwolnione.

Możesz być zaskoczony prostotą tej metody, ale jest to chyba podstawowa medytacja, wynik moich wieloletnich doświadczeń Musisz przebić się przez dwie warstwy, pierwszą - wypartego śmiechu, po którym pojawią się łzy, pojawi się agonia, Gdy pozbędziesz się tych dwóch warstw, zniknie wiele bólu i cierpienia, odnajdziesz samego siebie.

Ten świat potrzebuje oczyszczenia serca ze wszystkich zahamowań przeszłości Uczynić to może śmiech, zabierając wszystko to, co było przeszkodą dla twojej ekstazy Uczynić to mogą łzy, zabierając wszystko to, co było twoją agonią…"

MEDYTACJA DYNAMICZNA

Medytacja Dynamiczna rozpoczyna się od oddychania, gdyż oddech to podstawa twojego istnienia. Jeśli potrafisz zmienić swój oddech, możesz w ten sposób zmienić stan swojego umysłu. Uważnie obserwuj oddech, zauważysz jak zmienia się jego rytm w zależności od tego czy jesteś rozgniewany, seksualnie podniecony, czy też zrelaksowany.

Etap pierwszy: 10 minut

Głębokie, szybkie, arytmiczne oddychanie przez nos. Ma ono wytworzyć w tobie chaos w celu uwolnienia wszystkich wypartych emocji. To chaotyczne oddychanie daje twojemu ciału więcej tlenu, upodabnia cię do zwierzęcia - żywego, pełnego energii i witalności. Będziesz czuł się raczej jak energia niż materia. Koncentruj się na wydechu, rozluźnij ramiona i szyję, pozwól ciału poruszać się swobodnie. Wciągaj powietrze głęboko do płuc.

Etap drugi: 10 minut

Oszalej, dosłownie oszalej, pozwól swojemu ciału robić wszystko, co zechce...eksploduj!!! Tańcz, krzycz, śpiewaj, płacz, skacz. Nie pozwól umysłowi kontrolować ekspresji twojego ciała.

Etap trzeci: 10 minut

Ramiona i szyja ciągle rozluźnione, ręce uniesione do góry, zacznij podskakiwać krzycząc: "Hu! Hu! Hu!" tak głośno jak to możliwe, tak, aby dźwięk sięgał głęboko w ośrodek seksu.

Te pierwsze trzy etapy mają służyć katharsis, nie są medytacją, lecz przygotowaniem do niej, przygotowaniem do "skoku" jakim jest etap czwarty.

Etap czwarty: 15 minut

STOP! Zatrzymaj się dokładnie w takiej pozycji, w jakiej się znajdujesz. W ciszy obserwuj wszystko, co dzieje się wewnątrz ciebie.

Etap piąty: 15 minut

Tańcem wyraź swą wdzięczność i radość.

* * *

Medytację Dynamiczną można praktykować także w sposób "bezgłośny", zatrzymując dźwięki wewnątrz siebie.

MEDYTACJE PRZED LUSTREM

1. GŁUPIE MINY

Istnieje wiele dawnych medytacji, które posługują się robieniem głupich min. Możesz spróbować! tej techniki, w Tybecie jest to najstarsza tradycja.

Stań nago przed lustrem, zacznij robić głupie miny, przyjmować zabawne pozycje i obserwować. Po 15-20 minutach będziesz zaskoczony. Poczujesz się odseparowany od tego wszystkiego. Zaczniesz panować nad swoim ciałem, możesz wyczyniać z nim różne harce. Odkrywaj nowe sposoby robienia głupich min i śmiesznych pozycji. Da ci to możliwość odblokowania się i spojrzenia na siebie nie jako na ciało czy też twarz, ale jako na świadomość. To jest naprawdę pomocne.

2. LUSTRZANE SPOJRZENIE

Zamknij drzwi od swojego pokoju i postaw przed sobą duże lustro. W pokoju musi być ciemno. Zapal małą świecę i postaw ją między sobą a lustrem w ten sposób, żeby jej światło nie odbijało się bezpośrednio w lustrze. W lustrze powinieneś widzieć tylko swoją twarz, a nie płomień świecy. Zacznij patrzeć w odbicie swych oczu, starając się nimi nie mrugać. Eksperyment trwa 40 minut i po dwóch lub trzech dniach nauczysz się patrzeć bez mrugania.

Nawet, gdy pojawią się łzy, pozwól im płynąć, ale nie mrugaj powiekami. Po kilku dniach patrzenia we własne oczy, staniesz się świadomy bardzo dziwnego zjawiska. Twoja twarz zacznie zmieniać swój kształt, przybierać nowe formy. Możesz się nawet tego przestraszyć. Czasami twarz w lustrze będzie zupełnie odmienna od tej, którą uważałeś za swoją. Ale tak w rzeczywistości, wszystkie te twarze należą do ciebie. Teraz twój podświadomy umysł zaczyna eksplodować. Te wszystkie twarze, te maski są twoje.

Po tygodniu codziennego 40-minutowego patrzenia w lustro, twoja twarz stanie się jak potok, jak strumień pojawiających się i znikających twarzy. Po trzech tygodniach, nie będziesz już wstanie pamiętać, która z tych twarzy jest twoja. I wtedy, pewnego dnia, stanie się rzecz najdziwniejsza - nagle w lustrze nie będzie już żadnej twarzy. I to jest ten moment - zamknij oczy i wyjdź na spotkanie podświadomości.

Będziesz nagi, kompletnie nagi - taki, jaki naprawdę jesteś. Wszystkie kłamstwa się rozpadną.

KUNDALINI

Etap pierwszy: 15 minut

Rozluźnij się i pozwól swojemu ciału trząść się i drżeć. Stojąc spokojnie, nie wymuszaj drżenia, poczekaj aż samo nadejdzie. Gdy będziesz się zmuszał, stanie się to tylko ćwiczeniem, fizycznym ćwiczeniem - będziesz trząsł się na zewnątrz, a wewnątrz pozostaniesz jak skała.

Gdy ta "skała" zacznie się rozpływać, gdy całe twoje "skalne" istnienie zacznie mięknąć, wtedy ciało samo podąży za tobą.

Stań się cały tym drżeniem, poczuj energie płynące od stóp. Oczy mogą być otwarte lub zamknięte.

Etap drugi: 15 minut

Zacznij tańczyć w sposób taki, na jaki masz ochotę, nie blokuj ekspresji swojego ciała.

Etap trzeci: 15 minut

Zamknij oczy i w spokoju stój albo usiądź. Obserwuj, co dzieje się zarówno w twoim wnętrzu, jak i na zewnątrz.

Etap czwarty: 15 minut

Z ciągle zamkniętymi oczami połóż się w spokoju i ciszy.

GIBBERISH

Etap pierwszy: 15 minut

Medytację tę można wykonywać samotnie lub w grupie. Zamknij oczy i zacznij wypowiadać jakiekolwiek nonsensowne słowa i dźwięki. Jedyna rzecz, o której musisz pamiętać to, że słowa mają być wypowiadane w języku, którego nie znasz, pozwól mówić swojej podświadomości, wyrzucaj z siebie wszystko, co kryje się wewnątrz.

Umysł myśli za pomocą słów. Medytacja "Gibberish" - niezrozumiałego szwargotu, pomaga ci przezwyciężyć ów schemat nieustannej werbalizacji i pozbyć się wszystkich wypieranych myśli.

To samo uczyń z ciałem, pozwól mu "mówić".

Etap drugi: 15 minut

Połóż się na brzuchu i z każdym oddechem czuj jak stapiasz się z ziemią.

* * *

Medytację tę najlepiej wykonywać jest przed snem.

GILOTYNA

Jest to jedna z najwspanialszych medytacji tantrycznych. Idąc, myśl, że nie masz już głowy, zostało tylko ciało. Nieustannie pamiętaj, że nie masz głowy, wyobrażaj sobie siebie bez głowy. Zrób sobie fotografię, na której masz zasłoniętą głowę i patrz na to zdjęcie. Opuść lustro w łazience tak, abyś widział w nim tylko ciało pozbawione głowy.

Kilka dni takiej praktyki i poczujesz ogromną lekkość, ogromną ciszę, gdyż to głowa jest problemem. Jeśli potrafisz wyobrazić sobie siebie bez głowy - a nie jest to dla ciebie chyba żaden kłopot - wtedy coraz bardziej będziesz ześrodkowany w sercu.

Spróbuj w tym właśnie momencie wyobrazić sobie swoją "bezgłowość", wtedy natychmiast zrozumiesz, o czym mówię.

NADABRAHMA

Nadabrahma jest starą, tybetańską techniką, pierwotnie wykonywaną wcześnie rano Może być praktykowana o każdej porze dnia, samemu lub w grupie Konieczne jest mieć pusty żołądek Po medytacji powinien następować 15-minutowy odpoczynek Technika ta trwa 1 godzinę i składa się z trzech części

Etap pierwszy:30 minut

Usiądź w rozluźnionej pozycji, z zamkniętymi ustami i oczami Zacznij mruczeć, na tyle głośno, aby dźwięk był słyszany przez innych i zęby wytwarzał wibracje w twoim ciele Możesz wyobrazić sobie puste naczynie, wypełnione jedynie wibracjami mruczenia. Możesz zmieniać wysokość tonu, dowolnie oddychać i delikatnie poruszać ciałem.

Nadejdzie chwila, w której mruczenie będzie dokonywało się samo, a ty staniesz się słuchaczem.

Etap drugi: 15 minut.

Dłonie zwrócone do góry, poruszaj rękami zataczając koła w kierunku na zewnątrz Ruch dłoni powinien być bardzo wolny, momentami wręcz niezauważalny Poczuj, ze dajesz swą energię wszechświatowi.

Po 7,5 minutach, odwróć dłonie w dół i zacznij zataczać koła w przeciwnym kierunku (do wewnątrz) Możesz wykonywać miękkie ruchy ciałem Poczuj energię płynącą w twoim kierunku.

Etap trzeci: 15 minut.

Usiądź lub połóż się w całkowitym odprężeniu i spokoju.

NATARAJ

Nataraj jest tańcem jako całkowitą medytacją. Składa się z trzech części, trwających razem 65 minut.

Etap pierwszy-. 40 minut

Mając zamknięte oczy, tańcz jak opętany. Nie kontroluj ruchów swojego ciała, nie obserwuj, co się dzieje. Pozwól swojej podświadomości zapanować nad tobą. Zatrać się w tańcu.

Niech taniec płynie sam, nie wymuszaj go, raczej podążaj za nim. Raduj się! Nie robisz nic poważnego, po prostu bawisz się swoją energią, pozwalając jej płynąć w dowolny sposób.

Etap drugi: 20 minut

Połóż się na ziemi z zamkniętymi oczami. Bądź cichy i spokojny.

Etap trzeci: 5 minut

Uroczyście tańcz i raduj się.

STOP!

Zacznij wykonywać tę prostą metodę przynajmniej sześć razy dziennie Za każdym razem trwa ona tylko pół minuty, zatem całość zabierze ci trzy minuty dziennie To najkrótsza technika medytacji na świecie' Cała sprawa polega na tym, abyś robił to nagle.

Idąc ulicą nagle przypominasz sobie STOP Zatrzymaj się, zatrzymaj się zupełnie, żadnego ruchu Bądź obecny tu i teraz przez pół minuty W jakiejkolwiek sytuacji się znajdziesz - zatrzymaj się kompletnie i bądź uważny wobec tego, co się dzieje Po upływie pół minuty ruszaj znów I powtarzaj tę metodę przynajmniej sześć razy dziennie.

Jeśli nagle stajesz się obecny tu i teraz, cała energia ulega przemianie Ciągłość twojego umysłu przerywa się Jest to tak nagłe, ze umysł nie potrafi stworzyć nowej myśli tak szybko Potrzebujesz nieco czasu, gdyż umysł jest głupi.

Gdziekolwiek jesteś, w momencie, gdy będziesz o tym pamiętał, wyszarpnij się swojemu istnieniu i zatrzymaj się Nie tylko ty staniesz się świadomy Wkrótce także poczujesz, ze inni stają się świadomi twojej energii, świadomi ze coś się stało - nieznane zapukało do ciebie.

"NIE DWA"

Jest to jedna z najstarszych mantr. Kiedykolwiek czujesz się podzielony, kiedykolwiek widzisz, że dwoistość wkrada się do twojego istnienia, powiedz sobie w duchu: "nie dwa". Ale powiedz to uważnie, nie powtarzaj w sposób mechaniczny.

Kiedykolwiek czujesz przypływ miłości, powiedz: "nie dwa", w przeciwnym razie nienawiść już czeka, gdyż miłość i nienawiść są jednym. Gdy czujesz nienawiść, powiedz: "nie dwa".

Kiedy jesteś przywiązany do życia, powiedz: "nie dwa". Kiedy czujesz lęk przed śmiercią, powiedz: "nie dwa".

To powiedzenie powinno być twoim zrozumieniem. Powinno być wypełnione inteligencją, przejrzystością, a wtedy poczujesz głębokie wewnętrzne rozluźnienie, poczujesz iluminację.

"JESTEŚ TU?"

Wypowiadaj swoje własne imię, rano, wieczorem, po południu... Nie tylko wypowiadaj je, ale także odpowiadaj na nie. Czyń to głośno, nie obawiaj się reakcji ze strony innych ludzi. Jesteś wystarczająco przestraszony przez innych, tak naprawdę oni już zniszczyli cię lękiem.

Nie obawiaj się, nawet w środku domu towarowego musisz pamiętać, aby wypowiedzieć głośno swoje imię:

- "Zdzisiu, jesteś tu?"

I równie głośno odpowiedz:

- "Jestem, proszę pana!"

TAK

Przez jeden miesiąc podążaj drogą, która mówi TAK" Przez jeden miesiąc me podążaj drogą, która mówi "NIE" Zacznij współpracować z TAK - jest to droga, dzięki której się zjednoczycie NIE nigdy nie prowadzi do jedności Natomiast TAK pomaga, gdyż TAK jest akceptacją, TAK jest ufnością, TAK jest modlitwą Umieć powiedzieć TAK, jest religijne.

Drugą rzeczą, o której musisz pamiętać to, że nie może być wypierane, Jeśli je wyprzesz, stanie się silniejsze, pewnego dnia eksploduje i zniszczy twoje TAK. Zatem nigdy nie wypieraj NIE, po prostuje ignoruj.

Istnieje ogromna różnica pomiędzy wypieraniem a ignorowaniem Ignorować znaczy rozpoznawać NIE i mówić "wiem, ze tu jesteś, ale ja będę podążał za TAK" W ten sposób nie wypierasz, nie mówisz "wynoś się, zjeżdżaj stąd, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego" Nie mów nic w gniewie, nie staraj się wyrzucić NIE do swojego podświadomego umysłu Po prostu rozpoznawaj NIE, ale podążaj za TAK - bez żalu, bez skargi, bez gniewu.

Ignorowanie to najlepszy sposób, aby zabić NIE Jeśli będziesz 7 nim walczył, staniesz się jego ofiarą, subtelną ofiarą, NIE juz wygrało, Gdy walczysz z NIE, mówisz "nie" do NIE.

Przez jeden miesiąc podążaj za TAK i nie walcz z NIE Będziesz zaskoczony widząc jak NIE z dnia na dzień staje się marne i chudziutkie, gdyż głoduje, a pewnego dnia zobaczysz, ze NIE nie żyje A gdy nie ma juz NIE, cała energia zaangażowana w NIE jest uwolniona. i ta energia uczyni twoje TAK ogromnym strumieniem

VIPASSANA

1. FORMA SIEDZĄCA

Znajdź wygodną pozycję do siedzenia przez 40-60 minut. Plecy i głowę trzymaj wyprostowane. Oczy zamknięte, oddech normalny. Pozostań nieruchomo tak długo jak to tylko możliwe, zmień pozycję wtedy, gdy będzie to naprawdę konieczne.

Podczas siedzenia, podstawowym przedmiotem obserwacji jest unoszenie się i opadanie brzucha, spowodowane oddechem. Nie jest to technika koncentracji, zatem podczas obserwacji oddechu, wiele rzeczy może odciągnąć twoją uwagę. Gdy pojawi się coś - myśli, emocje, ból ciała, dźwięki z otoczenia - wtedy przerwij obserwację oddechu i wróć do niej po chwili.

Podstawowe znaczenie ma tu sama obserwacja, a nie to, co obserwujesz. Zatem pamiętaj, nie identyfikuj się z rzeczami, które przyciągną twoją uwagę.

2.SPACER

Jest to powolny, zwyczajny spacer, w którym podstawową rzeczą jest odczuwanie stóp dotykających ziemi.

Możesz chodzić w koło, lub 10-15 kroków w tę i z powrotem. Wzrok skieruj na ziemię, kilka kroków przed sobą. Podczas spaceru twoja uwaga powinna być skierowana na stopę, która właśnie dotyka ziemi. Jeśli pojawi się coś odciągającego twoją uwagę, skieruj ją tam, po czym powróć do uważnego odczuwania stóp.

Jest to taka sama technika jak podczas siedzenia, inny jest jedynie podstawowy przedmiot obserwacji.

Spacer powinien trwać około 20-30 minut.

* * *

W Vipassanie czasem zdarza się, że czujesz się bardzo zmysłowo, gdyż jesteś wyciszony, a energia nie jest rozproszona. Zwykle marnujesz wiele energii i czujesz się wyczerpany. Gdy zaś po prostu siedzisz, nie robiąc nic, stajesz się wyciszonym zbiornikiem energii. Zbiornik ten staje się coraz większy, aż do momentu, w którym jest już przepełniony i wtedy czujesz zmysłowość, nową wrażliwość, a nawet seksualizm. Wszystkie te zmysły stają się bardziej świeże, żywe, młode; tak jakbyś wziął kąpiel i zmył z siebie kurz.

DEAUTOMATYZACJA

Jeśli potrafimy zdeautomatyzować naszą aktywność, wtedy całe życie staje się medytacją. Wtedy najmniejsza rzecz; branie prysznicu, spożywanie pokarmu, rozmowa z przyjacielem - wszystko to staje się medytacją.

Medytacja to jakość, może być nadana każdej rzeczy. Nie jest to jakaś specyficzna czynność. Ludzie myślą w ten sposób, że medytacja to coś specyficznego - gdy siadasz twarzą zwróconą na wschód, powtarzasz mantry, palisz kadzidło, robisz to i to o określonej porze, w określony sposób, w określonej pozycji.

Medytacja nie ma nic wspólnego z tymi rzeczami, one prowadzą do automatyzacji, a medytacja jest przeciwko automatyzacji.

Zatem jeśli potrafisz być czujny i uważny, każda czynność, każdy ruch jest medytacją.

BIOGRAFIA OSHO

OSHO (znany dawniej jako Bhagwan Shree Rajneesh):

Charyzmatyczny mistrz duchowy, którego dziennikarze nazwali "Seks Guru", choć - jak na ironie - zalecał transcendencje seksu, ukierunkowanie jego energii w stronę duchowego spełnienia.

Rajneesh nie jest ani filozofem, który przekazuje nam abstrakcyjny system idei, ani też religijnym prorokiem, wpajającym wiarę w wyimaginowane prawdy, których nie możemy doświadczyć. Dla ortodoksów będzie zawsze heretykiem, atakującym organizacje religijne za ich dogmatyzm, krytykującym tradycyjne "świętości" - Matkę Teresę, Mahatmę Gandhiego, Papieża. Rajneesh jest znakomitym mówcą, erudytą swobodnie posługującym się zarówno wschodnimi tradycjami mistycznymi, jak i zachodnią psychoterapią. Za pomocą prostego języka wprowadza słuchacza w świat yogi, tantryzmu, buddyzmu Zen, taoizmu i sufizmu, wydobywając z nich esencję prawdziwej religijności. Nie daje nam żadnego systemu opartego na wierze, naucza jedynie technik medytacji, spośród których możemy wybrać odpowiednią dla siebie drogę duchowego rozwoju.

"Pytasz mnie, co jest dobre, a co złe. Odpowiadam: cokolwiek robisz uważnie i świadomie -jest dobre. Cokolwiek robisz nieuważnie i nieświadomie -jest złe..."

Bhagwan urodził się w 1931 roku w Indii. Po ukończeniu studiów na wydziale filozofii, wykłada ten przedmiot w Uniwersytecie Jabalpur. W 1966 r. rozpoczyna podróż po Indii, nauczając tysiące ludzi medytacji. Osiem lat później, w Poona, Rajneesh zakłada wspólnotę, która szybko staje się słynna jako światowe centrum rozwoju i terapii, łączące wschodnie techniki medytacyjne ze współczesną psychoterapią (np.tai-chi, yoga, zen, akupunktura, psychodrama, hipnoterapia, bioenergetyka - ogółem około 40 grup). Rajneesh naucza także własnych, oryginalnych metod medytacyjnych o charakterze dynamicznym, rozpoczynających się od nie kontrolowanej aktywności ciała w tańcu, podczas którego "wyrzuca się" napięcie, zapadając potem w ciszę.

Wydawane są książki będące zapisem wykładów Bhagwana i jego komentarzami do tekstów różnych tradycji religijnych. Z całego świata przybywają do Indii jego zwolennicy.

W maju 1981 roku Rajneesh przybywa do USA. Osiedla się w stanie Oregon, na pustynnym rancho, zakupionym przez swoich amerykańskich uczniów. Przez 4 lata od momentu przyjazdu do USA Bhagwan milczy, nie daje żadnych publicznych wykładów. Później powie o tym okresie, że przez słowa odbywa się tylko komunikacja, a przez milczenie komunia, czyli prawdziwe połączenie duchowe. Jakby na potwierdzenie tych słów, do Oregonu zjeżdżają tysiące ludzi, powstaje samowystarczalna wspólnota, która szybko rozrasta się do rozmiarów małego miasta. W ciągu 4 lat pustynne piaski Oregonu zamieniają się w oazę zieleni, hoduje się warzywa, trzodę chlewną, kurczaki. Dzień po dniu, dzięki zapałowi uczniów Rajneesha, pracujących niekiedy 10-12 godzin dziennie, powstają nowe zabudowania, gospodarstwa, bary, systemy nawadniające wysuszoną glebę, kanalizacje.

W tym samym czasie wśród miejscowej ludności, składającej się głównie z "pobożnych" farmerów, narasta wrogość wobec "obcych". Władze stanowe starają się sformułować zarzuty, które pozwoliłyby zakwestionować legalność wspólnoty.

"Moja wspólnota nigdy nie stanie się Jonestown, ale politycy mogą zrobić z niej Oświęcim. Zyjetii 7000 ludzi, nikogo nie krzywdząc, nie popełniając przestępstw, nie używając narkotyków. Ale oni chcą nas stąd usunąć, bo każdy polityk to potencjalny Hitler... Prawda jest niebezpieczna".

Farmerzy formują "komitety straży publicznej", jeżdżą wokół terenu wspólnoty ze strzelbami w dłoniach. Pojawiają się transparenty z hasłami: "dobry czerwony to martwy czerwony" (uczniowie Rajneesha noszą stroje w kolorze czerwonym). Dewocyjni chrześcijanie oskarżają Bhagwana o to, że jego religia to "obcy kult", w ramach, którego odbywają się orgie seksualne (warto przypomnieć, że identyczne oskarżenia wysuwali Rzymianie wobec... pierwszych chrześcijan). Duchowni organizują biblijne wiece, podczas których przestrzegają wiernych przed Szatanem i jego wyznawcami. Dużą popularnością cieszą się koszulki z nadrukiem przedstawiającym lufę pistoletu wycelowaną w twarz Bhagwana. Władze otrzymują petycje od ludności domagającej się usunięcia "intruzów". Prasa publikuje sensacje o uprawianej w ludożerstwo i rytualne palenie niemowląt. Bhagwan Shree Rajneesh pada ofiarą zbiorowej psychozy.

"Gdy mówię, że Bóg jest największym wrogiem religii, to takie twierdzenie szokuje tzw. religijnych luda, którzy myślą, że modlitwy do Boga i oddanie mu czci jest religią... Bóg jest największą fikcją, jaką kiedykolwiek stworzył człowiek. Bez Boga, Raju, Nirwany, świat staje się przypadkowy, bez znaczenia. Moje zadanie to uczynić cię tak dojrzałym, abyś mógł żyć pięknie i szczęśliwie, bez znaczeń - cała egzystencja nie ma znaczenia. Gdy stajesz się cichy, współbrzmisz z egzystencją, staje się jasne, że nie jest potrzebne żadne znaczenie..."

Także w polskiej prasie ("Sztandar Młodych") można znaleźć interesującą ilustrację emocji wywołanych przez Rajneesha: "Bhagwan potrafił zagonić swych wielbicieli - młodych na ogół ludzi - do niewolniczej pracy, wymagając od nich nie tylko szesnastogodzinnego dnia roboczego, ale także nieustannego uśmiechu na ustach".

Wydaje się, że autor znacznie lepiej od Rajneesha potrafi wymusić uśmiech na ustach. Oto do Oregonu przybywa 7000 dobrowolnych niewolników, pozwalając na zmuszenie ich do wielu godzin pracy dziennie. Kim byli ci bezmyślni, "młodzi na ogół ludzie"? Przeciętna wieku członków komuny wynosiła 34 lata, 64% spośród nich to ludzie z wyższym wykształceniem, w tym 38% z wyższymi stopniami naukowymi...

Dalej autor z żalem stwierdza, że "Zarzuty o zmuszanie ludzi do niewolniczej pracy i zniewolenie ich umysłów, nie trafiły pod osąd amerykańskiej Temidy".

Władze zaskarżają do sądu legalność komuny, argumentując to pogwałceniem prawa rozłączności Kościoła i państwa. Prokurator Oregonu ogłasza jednak, że Bhagwan nie jest nauczycielem religijnym.

Ostatecznie, Rajneesh zostaje aresztowany, skazany za naruszenie przepisów imigracyjnych na 400 000 dolarów grzywny i w listopadzie 1985 roku wydalony z USA.

Przez następnych siedem miesięcy odwiedza m.in. Szwecję, Anglię, Irlandię, Urugwaj. Wszystkie te kraje anulują jego wizę. Opuszcza je pod nadzorem policyjnym. Zabrania się mu wstępu do Włoch, RFN, Danii, Holandii. Ogółem deportowano go lub odmówiono mu wizy do 21 państw - najczęściej uzasadniając, iż stanowi "zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego".

Pod koniec 1986 roku Bhagwan powraca do Indii. W tym czasie stan jego zdrowia gwałtownie się pogarsza. Lekarze szybko kojarzą fakty: podczas pobytu w więzieniu w Oklahomie, Rajneesh został poddany działaniu nieznanych środków, które spowodowały całodobową utratę przytomności. Objawy chorobowe, jakie obecnie zdradzał, wskazywały na wpływ napromieniowania lub zatrucia jednym z metali ciężkich. Natychmiast wysłano do Londynu próbki jego włosów, moczu i krwi. Wyniki analizy były jednoznaczne - Bhagwan został zatruty talem - trucizną używaną do likwidacji więźniów politycznie "niewygodnych". Peter Waight, korespondent "Birmingham Post", pisał: "Administracja Reagana postanowiła otruć Rajneesha, mistyka, którego jedyną bronią były słowa...słowa krytykujące chrześcijaństwo i prezydenta Reagana, słowa obnażające hollywodzką fikcję amerykańskiej, chrześcijańskiej demokracji."

Tymczasem do Indii przybywają nowi ludzie, organizowane są grupy terapeutyczne. W listopadzie 1987 roku stan zdrowia Rajneesha ulega niewielkiej poprawie, Bhagwan wznawia wykłady...

"Zostałem ukrzyżowany, przez wiele tygodni moje ciało walczyło z trucizną, lecz teraz zmartwychwstałem. Jest symboliczne, że tym razem Jezus został ukrzyżowany w Ameryce, a zmartwychwstał w Indii. Jest to triumf Wschodu nad Zachodem. Jest to triumf prawdy nad kryminalistami typu Ronalda Reagana. Jest to triumf życia nad śmiercią. Jest to triumf miłości nad nienawiścią—Istnieje tylko jedna religia - religia miłości."

Mistrz kontynuuje wykłady, popularność Rajneesha rośnie. Wydano 650 jego książek (w ogólnym nakładzie dziesięciu milionów egzemplarzy), liczbę jego zwolenników na całym świecie ocenia się na około dwa i pół miliona.

W 1989 roku Bhagwan Shree Rajneesh odrzuca swoje imię, od tej pory jego uczniowie nazywają go "Osho", co symbolizuje człowieka przebudzonego, wypełnionego miłością i pokojem. "Osho" to imię, którym dawni uczniowie Zen zwracali się do swoich mistrzów.

Stale porgarszający się stan zdrowia Osho nie pozwala mu na kontynuowanie wykładów, które kończą się serią zatytułowaną "Manifest Zen". Od tej pory Osho tylko sporadycznie pokazuj e się swym uczniom, uczestnicząc wraz z nimi w medytacjach.

19 stycznia 1990 roku Osho opuszcza swoje ciało.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Budda drzemie w Zorbie Osho
OSHO Budda drzemie w Zorbie
OSHO = budda drzemie w Zorbie
Osho Budda drzemie w Zorbie
Osho Budda drzemie w Zorbie(1)
Osho Budda drzemie w Zorbie
Budda drzemie w Zorbie Osho
Osho Rajneesh Budda Drzemie w Zorbie
Osho Budda drzemie w Zorbie
1 Osho Budda drzemie w Zorbie[1]
Osho Budda drzemie w Zorbie
OSHO Budda drzemie w Zorbie
Osho Budda Drzemie w Zorbie(1)
Osho Budda drzemie w Zorbie
OSHO Budda drzemie w Zorbie
Prawdziwy Bóg, prawdziwy Budda Providence, grudzien 1990
budda prajnaparamita 4X4TGOUBZIREIB4FHQ47PT6JDNGQ7MEKEL6IMXI
Budda Siddharta Gautama Siakjamuni

więcej podobnych podstron