Jan Tauler
OŚWIECONY DOKTOR
"Czy powinienem uciec, czy pozostać?" To pytanie było dla Dr Taulera niezmiernie ważne. Papież, głowa Chrześcijaństwa, nałożył na miasto Strasburg klątwę Kościoła, zwaną Interdyktem. Był to rezultat sporu Papieża z niemieckim cesarzem Ludwikiem, ponieważ ten udzielił schronienia Marsyliuszowi z Padwy, Rektorowi Uniwersytetu Paryskiego, którego nauki dotyczące władzy Kościoła i wystarczającej ofiary zadośćuczynienia Chrystusa zostały ogłoszone przez Stolicę Apostolską jako heretyckie.
Jan Tauler, z powodu swego wszechstronnego wykształcenia, znany jako "mistrz", urodził się w Strasburgu, w Alzacji, w roku 1301. Jego ojcem był prawdopodobnie Mikołaj Tauler, członek rady miejskiej, posiadający znaczne bogactwo. Młody człowiek wstąpił do zakonu Dominikanów w wieku około osiemnastu lat i wkrótce po tym udał się do Paryża, aby studiować teologię w szkole Dominikańskiej St. Jacques.
Większość "Scholastyków", jak zwano wówczas nauczycieli, specjalizowało się we wzniosłych filozoficznych zagadnieniach, które niezbyt interesowały młodego Taulera.
Tauler był człowiekiem pokornym i z całym szacunkiem i lojalnością odnosił się do Kościoła i jego nauk. Był szczery, odważny i odznaczał się wielką miłością do ludzi. Jego wyjątkowe zdolności krasomówcze budziły nieograniczony podziw słuchaczy. Nawet w obliczu Interdyktu nie okazywał lęku, tak jak wielu innych duchownych. Pomimo braku wiedzy na temat realności łaski Bożej, nie był przysłowiowym "najemnikiem".
Tak więc, ku radości mieszkańców, pozostał w mieście. Tłumy przychodziły, aby go słuchać, a ich podziw przerodził się w dumę, że ich ukochany Strasburg ma tak wielkiego nauczyciela. Posiadał olbrzymią wiedzę Biblijną i szczerze pragnął, aby jego słuchacze mieli z tego praktyczny pożytek. Kiedy jego sława się rozniosła, nawet z odległych miejsc przychodzili ludzie, aby móc go słuchać, jednak jego teorie na temat samopoprawy w żaden sposób nie mogły dotrzeć do słuchaczy. W 1340 roku zebrał się większy tłum, niż kiedykolwiek, a "mistrz" pragnął nauczyć ich drogi do Nieba.
Nie zdziwił się też, kiedy pewnego dnia zauważył wśród słuchaczy pokornie wyglądającego przybysza, który wydawał się być bardzo zainteresowanym. Naturalną reakcją mówcy było przypuszczenie, że człowiek ten wyniósł wiele dobrego z jego kazania. Gdyby jednak odczytano z ambony myśli człowieka siedzącego w ławce, nie byłoby zbyt wiele powodu do dumy. Oto jak brzmiały myśli człowieka ze Szwajcarii: "'Mistrz jest z natury łagodnym, pełnym miłości człowiekiem o dobrym sercu. Ma także właściwe zrozumienie Pisma Świętego. Jednak jeśli chodzi o światło łaski, tkwi w ciemności, gdyż nigdy go nie poznał".
Przybyszem tym był Mikołaj z Bazylei, prawdziwy apostoł tego wieku ciemności. Kiedy trzy razy powiedziano mu w widzeniu, aby poszedł do Strasburga i posłuchał kazań Dr Taulera, przekonał się, że głos Boży zachęcał go, aby przyniósł temu wielkiemu nauczycielowi światło Ewangelii. Cały wolny czas spędził w modlitwie, a po wysłuchaniu pięciu kazań podszedł do mistrza i zgodnie ze zwyczajem Kościoła Katolickiego poprosił go o wysłuchanie spowiedzi. Ten zgodził się i Mikołaj czynił tak przez dwanaście tygodni, po których poprosił Doktora o wygłoszenie kazania na temat sposobów osiągnięcia możliwie najwyższego poziomu duchowego życia w tym świecie pełnym grzechu.
Dr Tauler tak zrobił, wygłaszając praktyczne i biblijne kazanie składające się z dwudziestu czterech głównych części, obejmujące z ludzkiego punktu widzenia szczyt chrześcijańskiej doskonałości. Kazanie dotyczyło zaparcia się samego siebie, pokory, ukrzyżowanego życia, wewnętrznego zwycięstwa, doskonałej miłości i prostoty motywów. Była to jednak tylko teoria, wynikająca z pilnego studiowania Biblii. Ci, którzy uważają ten okres czasu za ciemnogród, nie uwierzyliby, że duchowny tego okresu potrafił tak dokładnie opisać Boże wymagania w stosunku do tych, którzy pragną całkowicie należeć do Niego.
Kazanie to nie uwzględniło jednak dwóch najważniejszych faktów - najwyższej degeneracji człowieka, a co za tym idzie niemożności osiągnięcia z samego siebie wymaganego poziomu, oraz wiary w zasługę ofiary Chrystusa, jako jedyną drogę do opisanego, błogosławionego doświadczenia. Mikołaj napisał z pamięci całe to kazanie, czytając go później Taulerowi, który zdumiony inteligencją i zdolnością pisarza zachęcał go do pozostania w Strasburgu i słuchania dalszych przemówień.
Wyobraźcie sobie konsternację i zdziwienie "mistrza", kiedy usłyszał z ust tego cichego przybysza następujące słowa: "Jesteś wielkim uczonym i nauczyłeś nas poprzez to kazanie dobrej lekcji. Jednak ty sam nie żyjesz zgodnie z tym, co mówisz. Pomimo to chcesz nakłonić mnie do pozostania tutaj, abyś mógł wygłosić mi jeszcze jedno kazanie. Zrozum, że słowa człowieka wielokrotnie były dla mnie większą przeszkodą, niż pożytkiem. A oto powód: często zdarzało się, że wracając po wysłuchaniu kazania, niosłem z sobą pewne fałszywce wyobrażenie, którego przez długi czas, pomimo wielu wysiłków, nie mogłem się pozbyć. Lecz gdy najwyższy Nauczyciel całej prawdy przychodzi do cztowieka, ten musi być opróżniony i wolny od wszystkiego innego i słuchać jedynie Jego głosu. Wiedz, że kiedy ten sam Mistrz przychodzi do mnie, uczy mnie w czasie jednej godziny wnęcej, niż ty i wszyscy doktorzy od Adama, aż do dnia Sądu Ostatecznego."
"Mistrz" przyjął to za dobrą monetę, zachęcając gościa do pozostania w Strasburgu przez jakiś czas. Mikołaj zgodził się, pod warunkiem, że Nauczyciel pozwoli mu mówić do niego pod tajemnicą spowiedzi. Wtedy zaczął nauczać tego, który chciał go uczyć. Stwierdził, że kazania Taulera "zabijały a nie ożywiały", ponieważ tak naprawdę to jego pragnienia nie były skierowane w stronę Boga, lecz w stronę Jego stworzenia, szczególnie w stronę tej osoby (siebie samego), którą miłował ponad miarę. W rezultacie, żadna osoba nie przyszła do Boga.
"Dlatego też", powiedział, "przyrównam twoje serce do nieczystego naczynia. A kiedy czyste, niezmieszane wino Bożej doktryny przechodzi przez naczynie zepsute i pokryte osadem, twoje nauczanie nie smakuje dobrze i nie wnosi łaski w serca twoich słuchaczy. Kiedy powiedziałem, że wciąż tkwisz w ciemności i nie znasz prawdziwego świata, miałem rację, widać to po niewielkiej liczbie ludzi, którzy doświadczają łaski Ducha Świętego dzięki twemu nauczaniu.
Kiedy powiedziałem, że jesteś faryzeuszem, także miałem rację, nie jesteś jednym z pełnych hipokryzji faryzeuszów. Nosisz jednak znamię faryzeuszów - kochasz tylko siebie i we wszystkim szukasz siebie, a nie chwały Bożej. Teraz przypatrz się sobie i zobacz, czy w oczach Bożych nie jesteś faryzeuszem. Wiedz, drogi mistrzu, że w oczach Boga człowiek jest faryzeuszem w zależności od tego, ku czemu skłania się jego serce. Zaprawdę, w oczach Bożych wielu ludzi jest faryzeuszami."
Kiedy te słowa były wypowiadane, Tauler rzucił się na szyję Mikołaja i pocałował go, mówiąc: "Wniosłeś w mój umysł światłość'. Oświeciłeś mnie, tak jak Pan Jezus kobietę samarytańską przy studni. Drogi synu, obnażyłeś przede mną wszystkie moje błędy. Powiedziałeś mi o tym, co skrywałem wenątrz siebie, a szczególnie to, że moja miłość kierowana jest ku jednej osobie. Zaprawdę powiadam ci, nie wiedziałem o tym i wierzę, że żadna ludzka istota na świecie nie mogła o tym wiedzieć. Nie wątp, drogi synu, że otrzymałeś to od Boga."
Podczas dalszej rozmowy Tauler wyjawił Mikołajowi, że nazwanie go faryzeuszem głęboko go zraniło. Lecz pokorny sługa Chrystusa wiernie pokazał mu, w jaki sposób on, podobnie do tamtych dawnych nauczycieli, kładł brzemiona na barki innych, sam ich nie nosząc i tak jak oni, często "mówił, lecz nie robił".
"Drogi mistrzu, spójrz na siebie", kontynuował. "Jedynie tobie i Bogu wiadomo, czy nosisz te brzemiona w swoim życiu. Przyznaję, że według mojej oceny twego obecnego stanu, wolałbym raczej słuchać twoich słów, niż naśladować twoje życie. Spójrz tylko na siebie i zobacz czy w oczach Bożych nie jesteś faryzeuszem, choć nie koniecznie tym pełnym hipokryzji faryzeuszem, którego udziałem jest ogień piekielny.”
Mistrz odrzekł, "Nie wiem co mam powiedzieć. Widzę wyraźnie, że jestem grzesznikiem i postanawiam poprawić swoje życie, nawet jeśli miałbym przez to zginąć. Drogi synu, nie mogę dłużej czekać. Błagam cię, na Boga, poradź mi, co mam zrobić z tą pracą; naucz mnie i pokaż mi, jak mogę osiągnąć najwyższą doskonałość, jaką ziemski człowiek jest w stanie osiągnąć."
Mikołaj odrzekł "mistrzowi", że jeśli naprawdę chce poznać drogi Boże, pokaże mu lekcję "ABC". Zbyt dobrze wiedział, że ani ten posiadający silną wolę Nauczyciel, ani żaden inny człowiek, nie mógł wypełnić tych przykazań poprzez samo dążenie. Pragnął, aby ten ostatni wysiłek spowodował, że Tauler dostrzeże swoją niewystarczalność i nicość; wtedy będzie mógł otrzymać boskie objawienie drogi zbawienia jedynie przez wiarę.
Po trzech tygodniach Tauler w rozpaczy wyznał, że doświadczył wielkich cierpień i byłby nieszczery, gdyby powiedział, że nauczył się choć pierwszej litery z wyznaczonych mu lekcji. Jednakże po kolejnym okresie czasu podobnej długości, posłał po Mikołaja, mówiąc: "Drogi synu, raduj się ze mną, gdyż myślę, że z Bożą pomocą potrafię wymówić pierwszą linijkę".
Jakże szczęśliwy był Mikołaj, kiedy Tauler poprosił o dalszą naukę; widać było, że "mistrz" zbliża się do końca swoich wysiłków. Wtedy nakazał mu coś, co wiedział, że przyniesie śmierć wszystkiemu, co wielki nauczyciel kochał. Krótko mówiąc, miał obrać drogę krzyża, która spotyka każdego, kto chce iść za Chrystusem. Zaproponował, aby Tauler przez jakiś czas wstrzymał się od głoszenia i innych obowiązków duszpasterskich, koncentrując się na szukaniu Boga.
To oznacza, powiedział Mikołaj, że przyjaciele odwrócą się od niego. Publiczność, którą oczarował, opuści go, czując do niego odrazę. I tak się stało. Przez dwa samotne lata Tauler odmawiał głoszenia i nauczania. Mieszkańcy miasta rozgniewali się, nazywając go szaleńcem. W wyniku tego został pozbawiony środków do życia i aby zaspokoić głód, musiał sprzedać część książek, które tak kochał. Zachorował, a kiedy jego przyjaciel znów go zobaczył, zalecił mu większe staranie o ciało, które przecież zostało mu dane przez Boga. Pomimo tego Mikołaj był zachęcony i nakazując "mistrzowi" wytrwałość, obiecał że przyjdzie, jeśli będzie potrzebny.
Nasz Ojciec niebieski czuwał nad wszystkim i wyczekiwał momentu, w którym miał się okazać łaskawym. Jego objawienie było blisko. Bardzo znamiennym jest fakt, iż największe wydarzenie w życiu Taulera miało miejsce w czasie świętowania pamiątki nawrócenia Apostoła Pawła.
Doktor był przekonany o grzeszności swojego serca i w wyniku tego tak się rozchorował, że mógł tylko leżeć na łożu i wołać: "O miłosierny Boże, zmiłuj się nade mną, biednym grzesznikiem, ze względu na Twe nieskończone miłosierdzie; nie jestem godzien, aby ta ziemia mnie nosiła". I kiedy tak leżał, słaby i złożony boleścią, usłyszał Głos, mówiący, "Ufaj Bogu i nie bój się; wiedz, że kiedy On był na ziemi, sprawił, że chory którego uzdrowił cieleśnie, został uzdrowiony również duchowo ".
Jego reakcja na to słowo była tak radykalna, że przez jakiś czas wydawało się, iż postradał zmysły. Kiedy doszedł do siebie, posiadał dziwną, nową wewnętrzną siłę, a Boża prawda, która wcześniej była przed nim zaciemniona, teraz stała się jasna jak dzień. Posłał po Mikołaja, który obserwując go, z radością, wykrzyknął: "Powiadam ci, teraz po raz pierwszy twoja dusza została dotknięta przez Najwyższego ... Litera, która cię zabita, teraz znów przywraca cię do życia, gdyż w mocy Ducha Świętego dotknęła się twojego serca. Wcześniej twoje nauczanie było cielesne, teraz będzie pochodziło od Ducha Świętego Dzięki lasce Bożej otrzymałeś Śwatło Ducha Świętego, a Pismo, które już znasz, będzie teraz dla ciebie zrozumiale, gdyż będziesz posiadał wgląd, którego nigdy wcześniej nie miałeś."
Tak się stało. Tauler był nowym stworzeniem, pełnym entuzjazmu i ożywionym słowem z Nieba. Mikołaj dał mu pieniądze, za które mógł odkupić książki i poradził mu, aby znów zaczął głosić. "Mistrz" ogłosił, że odbędzie się nabożeństwo, ludzie przyszli, lecz zamiast głosić Słowo, stał tylko i płakał. Tłum, który przybył w niecierpliwym oczekiwaniu, czekał, lecz tego dnia nie było kazania. Ten, który kiedyś był oratorem, nie umiał wyrazić słów, całą jego postacią wstrząsał szloch. W końcu ludzie rozeszli się zagniewani, w przekonaniu, że Dr Tauler jest bardziej niezrównoważony niż kiedykolwiek.
Wielka wewnętrzna zmiana oraz ogromna duchowa potrzeba nie pozwoliła doktorowi długo milczeć na temat tego wydarzenia. Jego reputacja i własna korzyść nic teraz dla niego nie znaczyła.
Przypomniał sobie o zakonnikach i zakonnicach, ich poświęceniu i nałożonej przez siebie pokucie, a także ich rzekomej świętości. Kiedy myślał o ich wielkich grzechach i głupocie, pragnął odsłonić przed nimi tajemnicę swego wybawienia. Wiedząc, że ma poselstwo od Boga, wygłosił kazanie przed konwentem dla zgromadzonych zakonnic i innych osób. Jako werset przewodni wybrał słowo: "Oto oblubieniec, wyjdźcie na spotkanie" i mówił o Chrystusie jako Oblubieńcu duszy, co było zgodne z wyobrażeniem sióstr na temat Pana Jezusa.
Cóż to było za poselstwo! Rozważając je w świetle tego, co stało się przy końcu kazania, musiało być niesłychanie przekonywujące. Kiedy mówca opisywał stan rzekomej Oblubienicy Chrystusa, zbrukanej samolubstwem, miłością świata, własną chwałą i chciwością, Duch Święty dotykał się serc na prawo i lewo. Było to kazanie pełne miłości, lecz także przenikające do serca każdej ludzkiej istoty, niezależnie od jej powołania. Kazanie zakończyło się opisem Oblubieńca oczyszczającego i uświęcającego Kościół. Kiedy skończył, około czterdziestu słuchaczy zebranych na dziedzińcu kościelnym siedziało przez jakiś czas w milczeniu.
"Mistrz" znów zaczął głosić do tłumów, a czas okazał się po temu najwyższy, gdyż wkrótce społeczność tą nawiedziła zaraza i trzęsienie ziemi. Po tym przyszła okrutna "Czarna Śmierć", która spowodowała zgon 16 tysięcy ludzi w Strasburgu i 14 tysięcy w Bazylei. Czyż to nie wspaniałe, że ten wielki nauczyciel został napełniony Duchem Świętym w takim właśnie czasie?
Przez sześć lat Dr Tauler rozsiewał światło ewangelii dla żywych i umierających. W biografiach pobożnych Europejczyków żyjących w następnych stuleciach znaleźć można częste przykłady, kiedy ludzie szukający głębszego duchowego życia sięgali wstecz do czasów sprzed Reformacji i chętnie czytali kazania Jana Taulera, będące dla nich błogosławieństwem. Dwa fragmenty jego kazań pokażą, do jakiego stopnia ten szukający Boga człowiek odkrył niektóre z najgłębszych sekretów.
"Ci, którzy idą do Bożej winnicy, którzy w uczynkach i prawdzie wznoszą się ponad wszystkie stworzenia, są ludźmi prawdziwie szlachetnymi i wysoce cenionymi; tacy ludzie szukają i miłują jedynie Samego Boga. Nie szukają przyjemności ani własnej korzyści, szukają jedynie tego, co płynie od Boga; ich wewnętrzny człowiek jest całkowicie zanurzony w Bogu i nie znają innego celu poza wywyższeniem i chwałą Boga. Chcą aby jedynie Jego wola została wypełniona w nich, poprzez nich i w każdym stworzeniu. Odtąd mogą znosić wszystko i zrezygnować ze wszystkiego, gdyż wszystko przyjmują z ręki Bożej i ofiarowują Mu w prostocie serca wszystko, co od Niego otrzymali, nie roszcząc sobie prawa do żadnych Jego łask.
Są oni jak rzeka, która wylewa z każdym przypływem, a potem znów śpieszy do swego źródła. W taki sposób ci ludzie kierują wszystkie swoje dary z powrotem do Źródła, skąd pochodzą; podobnie też sami do niego wracają. Skoro przynoszą wszystkie dary Boże z powrotem do boskiego źródła i nie uważają żadnego z nich za swój własny, ani dla przyjemności, ani dla zysku i nie szukają tego lub tamtego, lecz tylko Boga. Bóg z konieczności musi być ich jedynym schronieniem i podporą, zewnętrzną i wewnętrzną."
Oto streszczenie innego wykładu na temat jednego z Błogosławieństw:
'Błogosławieni czystego serca, gdyż oni Boga oglądać będą'.
Czyste serce jest cenniejsze w oczach Bożych niż jakakolwiek inna rzecz na ziemi. Czyste serce jest piękną, właściwie przyozdobioną komnatą, mieszkaniem Ducha Świętego; złotą świątynią Boga; sanktuarium jedynego umiłowanego Syna, w którym On uwielbia Ojca Niebieskiego; ołtarzem boskiej ofiary, na którym Syn jest codziennie ofiarowany Ojcu".
Czyste serce jest tronem Najwyższego Sędziego; tronem i tajemną komnatą Świętej Trójcy; lampą, niosącą Wieczne Światło; sekretną komnatą rady Boskiej Osoby; skarbcem boskich bogactw; magazynem boskie j słodyczy, zbroją wiecznej mądrości; celą boskiej samotności; nagrodą całego życia i cierpienia Chrystusa.
Czym więc jest czyste serce? Jest to, jak już powiedzieliśmy, serce które swoją całkowitą satysfakcję znajduje jedynie w Bogu, które nie pragnie niczego, oprócz Boga, którego myśli i zamiary przez cały czas skupione są na Bogu, dla którego wszystko, co nie jest z Boga jest obce i drażniące, które trzyma się możliwie najdalej od wszystkich niegodziwych pomysłów, radości i smutków, wszystkich zewnętrznych trosk i zmartwień i sprawia, że wszystko to razem współdziała ku dobremu; gdyż dla czystego wszystko jest czyste, a dla szlachetnego nic nie jest gorzkie. Amen."
Pobożne życie Jana Taulera i jego nie znająca kompromisu nauka wywarty wpływ na dwóch innych ludzi Kościoła, Tomasza ze Strasburga i Ludolfa z Saksonii; obydwaj byli przeorami. Ci trzej "Przyjaciele Boga", jak często nazywano ich i im podobnych, byli nieustraszeni w swym nauczaniu i pismach, które były rażąco odmienne od dogmatów utrzymywanych w mocy przez Kościół. Radzili ludziom, aby nie stosowali się do Interdyktu Papieża; aby odwiedzali chorych i umierających, pocieszali ich, wskazując im "śmierć i cierpienia naszego Pana, Który ofiarował samego siebie jako doskonałą ofiarę za niech i za grzechy całego świata".
Zemsta ze strony ich wrogów była pewna, cała trójka została w końcu usunięta ze swych stanowisk, dzięki którym mogli mieć wpływ na innych. Sześć lat po swoim nawróceniu Tauler został zmuszony do opuszczenia Strasburga i zamieszkania w Kolonii. Wielu ludzi było tym zasmuconych, niemało z nich doświadczyło zmiany życia podczas jego służby. W tym mieście mógł głosić i czynił tak przez około dziesięć lat.
W wieku siedemdziesięciu lat, chory i niedołężny powrócił do Strasburga, gdzie pozostał pod opieką swojej starszej siostry w jednym z domów należących do Konwentu, w którym była zakonnicą. Kiedy Mikołaj go odwiedził, uzgodnili między sobą, że powinien napisać historię życia Taulera, nigdy nie wspominając imienia Doktora. Miał być znany jedynie jako "mistrz", a Mikołaj jako "człowiek", tak aby Bogu przypadła cała chwała za to, co osiągnął. Wkrótce po tym drogi mąż Boży odszedł, aby na zawsze być z Panem. Mikołaj wraz z mieszkańcami miasta opłakiwali go serdecznie.
Marcin Luter wysoko sobie cenił dzieła Dr Taulera i twierdził, że znalazł w nich więcej nauki, niż w dziełach wszystkich innych scholastyków razem wziętych. Do swego przyjaciela, Spalatina, napisał: "Jeśli pragniesz poznać zdrową naukę po niemiecku w starym dobrym stylu, sięgnij po kazania Jana Taulera, gdyż ani po Łacinie, ani w naszym języku nie undzialem nic bardziej zasługującego za zaufanie i bardziej zgodnego z Ewangelią." Przez wiele lat Tauler był pamiętany w Strasburgu jako "Doktor, który został oświecony Łaską Bożą", lub jako "Mistrz Pisma Świętego".
KIM JESTEŚ DLA MNIE
Tym, czym oblubieniec dla swej wybranej,
Tym, czym król dla swego królestwa,
Tym, czym baszta dla zamku,
Tym, czym sternik dla steru,
Tym, Panie, jesteś dla mnie.
Tym, czym źródło w ogrodzie,
Tym, czym świeca w ciemności,
Tym, czym kosztowności w skarbcu,
Tym, czym manna w arce,
Tym, Panie, jesteś dla mnie.
Tym, czym rubin w oprawie,
Tym, czym miód w plastrze,
Tym, czym światło w latarni,
Tym, kim ojciec w domu,
Tym, Panie, jesteś dla mnie.
Tym, czym słońce na niebie,
Tym, czym odbicie na szybie,
Tym, czym owoc dla figowca,
Tym, czym rosa dla trawy,
Tym, Panie, jesteś dla mnie.