W stenogramie rozmów zarejestrowanych na urządzeniu
MARS-BM zainstalowanym w prezydenckim tupolewie, sporządzonym przez
moskiewski MAK, roi się od błędów. W transkrypcji brakuje
kluczowych fragmentów rozmów i komend, które powinny padać w
kabinie. Całość nagrania trwa aż 38 minut, przekracza to
możliwości techniczne taśmy magnetycznej 70A-11 umieszczonej w
rejestratorze CVR znajdującym się w pomarańczowym zasobniku
OL4.
Po każdej katastrofie samolotu Tu-154M z
fabrycznym rejestratorem CVR typu MARS-BM odtwarzanie nagrania trwa
30 minut. Pojemność zasobnika OL4 praktycznie wyklucza możliwość
przedłużenia taśmy. Długość nagrania na taśmie magnetycznej w
powyższym rejestratorze jest równa 30 minut. Głowica kasuje
poprzednie treści, nagrywając kolejne, a taśma obraca się w
zamkniętym obwodzie. Jeden obrót trwa dokładnie 30 minut. Długość
taśmy nie powinna trwać 38:16,8 minuty. Początek zapisu:
10:02:48,6 czasu rosyjskiego, koniec zapisu: 10:41:05,4 czasu
rosyjskiego. Czas o prawie jedną trzecią dłuższy niż możliwości
techniczne taśmy stawia pod znakiem zapytania wiarygodność
dokumentu. System zapisuje rozmowy w kokpicie na podstawie 4
mikrofonów. Dodatkowo rejestruje rozmowy z pokładowego interkomu i
rozmowy z wieżą kontroli. Warto wspomnieć, że raport MAK nie
zawiera informacji ani o stanie taśmy, ani o stanie czarnych
skrzynek. Takie dane znalazły się natomiast w oficjalnym raporcie z
wypadku samolotu Aerofłotu w Barcelonie w 2005 roku. Maszyna miała
identyczny rejestrator jak prezydencki tupolew. Co prawda istnieje
możliwość wydłużenia nagrania dzięki zamontowaniu w pojemniku
cieńszej taśmy, przez co może się jej zmieścić więcej w
urządzeniu, ale informacji o wydłużeniu taśmy lub też
konserwacji bądź wymianie urządzenia nagrywającego na nowszy nie
ma w żadnym raporcie odnoszącym się do stanu technicznego Tu-154M
o numerze taktycznym 101. Nie ma takiej wzmianki także w dokumentach
sporządzonych po remoncie tupolewa w Samarze. Tymczasem każda,
nawet najdrobniejsza naprawa lub wymiana musi być uwzględniona w
szczegółowych dokumentach maszyny. Odtworzenie czasu lotu i
kolejnych wypowiedzi załogi na podstawie zapisu CVR to absurd. Nie
jest to realne. Sam stenogram nie jest więc wiarygodny - podkreślają
piloci.
Sprawa druga. Czy załoga Tu-154 M mogła zejść
poniżej pułapu decyzji ustalonej na 100 metrów? - Rosjanie zdają
się ukrywać fakt, że wyklucza to instrukcja obsługi autopilota
(system zarządzania lotem - Flight Managing System typu Universal
Avionics UNS-1D) - twierdzą piloci, z którymi rozmawiał "Nasz
Dziennik". Załoga ustawia (co znajduje odzwierciedlenie w
stenogramie) tzw. wysokość docelową na 100 metrów. Poniżej tej
wysokości autopilot nie zejdzie - zauważają specjaliści. Ze
stenogramu nie wynika, jakie funkcje miał ustawione autopilot.
Instrukcja obsługi samolotu Tu-154M zakłada, że po uzyskaniu
wysokości docelowej kapitan ma 3,5 s na podjęcie decyzji o
ewentualnym lądowaniu. Przy czym może się na to zdecydować
jedynie po tzw. zobaczeniu ziemi. - Jeżeli to nastąpi, przechodzi
się na sterowanie ręczne. Jeśli zaś nie, należy wcisnąć
przycisk "odejście", co spowoduje zadanie przez autopilota
startowego (maksymalnego) obrotu silników i wzniesienie na wysokość
500 metrów. Nie nastąpiło wyłączenie autopilota, a więc "chęć"
lądowania można wykluczyć - twierdzą nasi rozmówcy.
Tezy,
jakoby do katastrofy przyczyniła się brawura i nierozeznanie
sytuacji, są nieuzasadnione. O tym, że załoga tupolewa brała pod
uwagę jedynie bezpieczne i przepisowe lądowanie, świadczy komenda
kapitana Arkadiusza Protasiuka: "Podchodzimy do lądowania. W
przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie"
(10:32:55,8). Kapitan po raz kolejny zaznacza, że w razie nieudanego
podejścia odejdą w automacie. Nie mówi zaś: "W razie
nieudanego podejścia kontynuujemy w automacie na bliższą i szukamy
APM-ów", co jest warunkiem prawdziwości wersji oficjalnej -
podkreślają eksperci. Dodatkowo już wcześniej, bo o godz.
10:17:40, dowódca mówił: "Nieciekawie, wyszła mgła, nie
wiadomo, czy wylądujemy", co świadczy o tym, że załoga
wykluczała lądowanie w ryzykownych warunkach. Pilot sprawdza ilość
paliwa, rozważając możliwość lądowania na lotnisku zapasowym.
Padająca zaś o godz. 10:04:11 wypowiedź: "To makabra będzie,
tam nic nie będzie widać", świadczy o prawidłowym
zakwalifikowaniu przez pilotów podejścia jako trudnego. Przeczy to
opinii rosyjskich ekspertów twierdzących, że ze względu na brak
doświadczenia piloci w ogóle nie klasyfikowali podejścia jako
trudnego.
Nawigator mówi dwie kwestie
jednocześnie
Kolejny problem: ze stenogramu
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) wynika, że nawigator
Artur Ziętek mówi dwie kwestie jednocześnie. Chodzi o końcową
fazę lotu, gdy o godz. 10:40:53,1 nawigator kończy mówić "50"
(chodzi o wysokość, na której znajduje się obecnie maszyna), a
już o 10:40:53,0 zaczyna mówić "40". Wynika z tego, że
kiedy zaczął podawać kolejną wartość, był jeszcze w trakcie
kończenia poprzedniej. Mówił dwie rzeczy naraz. To niemożliwe z
technicznego punktu widzenia - zauważają piloci.
Lotnicy
zwracają uwagę na jeszcze jeden fakt: oznaczenie "niezrozumiałość
tekstu" i "niezidentyfikowanie autora wypowiedzi"
pojawia się niemal zawsze w momencie, gdy mówić powinien kapitan
Arkadiusz Protasiuk. Co dziwne, czytelne są zaś wszystkie
wypowiedzi nawigatora, który - jak wynika z zapisów - musiał mówić
niezwykle szybko, gdyż na każdą podawaną wartość wysokości ma
jedynie około 0,5 sekundy. Choć mówi ekstremalnie szybko, jego
wypowiedzi są zrozumiałe, w przeciwieństwie do najpewniej
spokojnych wypowiedzi kapitana - podkreślają osoby analizujące
stenogram.
Nierealna prędkość
schodzenia
Zastanawiająca jest także podana w
stenogramie, nierealna, prędkość schodzenia maszyny. Nie dość,
że jej wartość jest ekstremalna, to jeszcze samolot po
7-sekundowym locie poziomym traci 20 metrów wysokości w 1 sekundę,
podczas gdy nie powinien w tym czasie przekraczać 4-6 metrów. To
nie jest możliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę ukształtowanie
terenu - twierdzą piloci.
Nierzeczywisty jest także sam tor
lotu, który wskazuje na tzw. sterowaną oscylację (cykliczna zmiana
pewnej wielkości względem innej zmiennej, zwykle czasowej lub
przestrzennej). Tymczasem autopilot miał zadany kąt zniżania 2
stopnie. Oscylacja nie jest możliwa, bo autopilot miał kontrolę
nad samolotem, w przeciwnym wypadku nie wyrównałby na 7 sekundach.
Ponadto tor lotu samolotu po odjęciu wpływu terenu przypomina
podwójną parabolę. Większa parabola na wysokości decyzji
przechodzi w mniejszą. W przypadku normalnej ścieżki zniżania i
zdarzeń CFIT - Controlled Flight Into Terrain (sterowane zderzenie z
ziemią, dosł. kontrolowany lot w teren), tor lotu to nachylona
linia prosta lub prosta przechodząca w krzywą (w przypadku części
CFIT), spadanie swobodne charakteryzuje się torem lotu w kształcie
paraboli odwróconej - zaznaczają eksperci. Tor lotu, który przyjął
Tu-154M przed katastrofą, wskazuje natomiast na dwie możliwości
przebiegu zdarzeń: świadome zanurkowanie pilota w jar lub
przeciągnięcie (spadanie z powodu prędkości poniżej minimalnej)
z odzyskaniem zdolności do lotu przy ziemi. Taką parabolę mogła
również spowodować lub indukować usterka układu sterowania i/lub
silnika/silników. Układ hydrauliki Tu-154M jest bowiem powiązany
niezwykle ściśle z pracą silników.
O awarii może świadczyć
fakt, iż mimo że na radiowysokościomierzu została ustawiona
wartość docelowa schodzenia na 100 m, po przekroczeniu tej granicy
nie pojawił się standardowy sygnał dźwiękowy. A przynajmniej nie
ma tego w stenogramie MAK.
Dziwne zachowanie
TAWS
Eksperci wskazują też na dziwne zachowanie
systemu ostrzegawczego TAWS. O godzinie 10:39:57,1 pada komunikat, że
samolot znajduje się na wysokości 400 metrów. Tymczasem zaledwie 3
sekundy później odzywa się TAWS z komunikatem "TERRAIN AHEAD"
(ziemia przed tobą). To nieprawidłowy komunikat urządzenia, który
może świadczyć o jego ewentualnym uszkodzeniu. Możliwości są
cztery: albo nawigator "nie ustawił" TAWS (wcześniejsze
zapisy ze stenogramu świadczą o tym, że TAWS został "ustawiony"),
albo samolot znajdował się 250 metrów niżej, albo informacja o
TAWS jest nieprawdziwa lub TAWS był niesprawny. Pięć sekund przed
ustaniem zapisu TAWS nie kończy komendy. Piloci, z którymi
rozmawiał "Nasz Dziennik", wskazują, że to nietypowa
sytuacja, bo TAWS zawsze kończy komunikat, niezależnie od
okoliczności.
Wiarygodność zapisu MAK podważa brak
autoryzacji identyfikacji głosów i podpisu pod dokumentem jednego z
reprezentantów strony polskiej - ppłk. Bartosza Stroińskiego,
który był jedyną osobą identyfikującą głosy członków załogi.
MAK nie podał danych i nazwy laboratorium, w którym nagranie
zostało odtworzone i zbadane. Nie ma też danych odnośnie do stanu
technicznego badanego rejestratora, stopnia uszkodzeń taśmy i
jakości samego nagrania, co powinno być zawsze ujęte w raporcie z
badania katastrofy.
Marta Ziarnik
Rosyjski
stenogram rozmów z kabiny załogi obejmuje:
- nagranie z
dwóch mikrofonów otwartych - po obu stronach głównej tablicy
przyrządów;
- nagranie z mikrofonów przy pulpitach technika
samolotu i nawigatora;
- nagranie rozmów z wieżą kontroli;
-
nagranie z pokładowego interkomu.
Nastawy autopilota
wynikające z wypowiedzi nawigatora:
- sterowanie
automatyczne nawigacyjne - "trzymanie" kursu w płaszczyźnie
poziomej, kurs na pas 259 stopni;
- sterowanie automatyczne
wysokości - "trzymanie" ścieżki
w płaszczyźnie
pionowej, kąt opadania 2 stopnie, zmienny;
- Way-Pointy na
trasie (5 kolejnych co 2 km);
- wysokość docelowa 100 m -
autopilot bardziej się nie zniża;
- automatyczne sterowanie
obrotami silników przy zadanej prędkości względem powietrza
TAS=280 km/h (autopilot utrzymuje prędkość w zakresie +/- 10 km/h,
średni ciąg silnika na poziomie 28 proc. mocy startowej).