Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
II.106)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga II -
Pierwszy rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
106. NA WZGÓRZACH
W POBLIŻU
EMAUS
Napisane 17
kwietnia 1945. A, 4863-4870
Jezus znajduje się
z uczniami w
miejscu bardzo górzystym. Droga jest niewygodna i trudna. Najstarsi są
bardzo zmęczeni.
Młodzi, przeciwnie, idą radośnie u boku Jezusa. Wspinają się zwinnie,
rozmawiając ze
sobą. Dwóch kuzynów, dwóch synów Zebedeusza i Andrzeja cieszy myśl o
powrocie do
Galilei. Ich radość ogarnia nawet Iskariotę, który od jakiegoś czasu
jest w lepszym
nastroju. Ogranicza się do wypowiedzenia słów: «Jednak, Nauczycielu, na
Święto
Paschy, gdy przybędziemy do Świątyni... powrócisz do Kariotu? Moja
matka ma wciąż
nadzieję Cię ujrzeć. Dała mi znać. I współmieszkańcy...»
«Oczywiście.
Obecnie, nawet
gdybyśmy tego chcieli, pora roku jest zbyt ciężka, by iść tymi
męczącymi drogami.
Zobaczcie, jakie to trudne, nawet tu. Gdyby Mi tego nie nakazano, nie
wyruszyłbym w
podróż o tej porze... Ale, nie można było już pozostać...» – Jezus
milknie,
zamyślony.
«Chcę Ci
powiedzieć, że jeśli
będziemy mogli iść [do Jerozolimy] na Święto Paschy, chciałbym pokazać
Twoją
grotę Jakubowi i Andrzejowi» – mówi Jan.
«Czy zapomniałeś,
jak nas w
Betlejem kochają, a szczególnie Nauczyciela?» – pyta Iskariota.
«Nie. Poszedłbym z
Jakubem i
Andrzejem. Jezus mógłby zostać w Jutcie lub w twoim domu...»
«O, to mi się
podoba. Zrobisz tak,
Nauczycielu? Oni pójdą do Betlejem, a Ty zostaniesz ze mną w Kariocie.
Właściwie
nigdy nie byłeś ze mną sam... a ja tak pragnę Cię mieć całego dla
siebie...»
«Jesteś zazdrosny?
Czy nie wiesz,
że kocham was wszystkich tak samo? Nie wierzysz, że jestem z wami
wszystkimi nawet
wtedy, gdy wydaje się wam, że jestem daleko od was?»
«Wiem, że nas
kochasz. Gdybyś nas
nie kochał, musiałbyś być bardziej surowy, przynajmniej wobec mnie.
Wierzę, że Twój
duch czuwa ciągle nad nami. Ale my nie jesteśmy tylko duchami. Jesteśmy
ludźmi... z
ludzkimi miłościami, pragnieniami, żalami. Mój Jezu, wiem, że nie
jestem tym, który
czyni Cię najbardziej szczęśliwym. Ale sądzę, że Ty wiesz, jak żywe
jest we mnie
pragnienie podobania się Tobie i mój żal za wszystkie godziny, które
straciłeś z
powodu mojej nędzy...»
«Nie, Judaszu, nie
straciłem.
Jestem bliżej ciebie niż innych. A to dlatego że wiem, kim jesteś.»
«Kim jestem, mój
Panie? Powiedz to.
Pomóż mi zrozumieć, kim jestem. Ja siebie nie rozumiem. Wydaje mi się,
że jestem
niewiastą wzburzoną pragnieniem poczęcia. Mam pragnienia święte i inne
– nikczemne.
Dlaczego? Kim jestem?»
Jezus patrzy na
niego spojrzeniem
trudnym do opisania. Jest smutny, a Jego smutek miesza się z litością.
Z jaką
litością! Można by rzec: lekarz, którzy zdaje sobie sprawę ze stanu
chorego i wie,
że chory nie wyzdrowieje... Ale nic nie mówi.
«Powiedz to, mój
Nauczycielu. Twój
sąd będzie zawsze najmniej surowy ze wszystkich nad biednym Judaszem. A
ponadto...
jesteśmy braćmi. Nie zależy mi na tym, że będą wiedzieć, z czego jestem
stworzony.
Przeciwnie, wiedząc to od Ciebie, oni poprawią swój sąd i pomogą mi.
Czy nie tak?»
Inni są zmieszani.
Nie wiedzą, co
powiedzieć. Patrzą na towarzyszy, zerkają na Jezusa. Jezus przyciąga
bliżej Siebie
Iskariotę. Sadza go tam, gdzie był przedtem Jego kuzyn Jakub.
Mówi mu: «Jest w
tobie
nieporządek. Masz w sobie najlepsze elementy, ale one nie są mocno
osadzone i
najmniejszy powiew wiatru je rozdziela.
Przed chwilą
przechodziliśmy przez
wąwóz. Pokazano nam szkody wyrządzone biednym domom tej małej wioski
przez wodę,
ziemię i drzewa. Woda, ziemia i drzewa są rzeczami użytecznymi i
błogosławionymi,
prawda?
Woda potoku nie
miała biegu dobrze
uregulowanego. W następstwie ludzkiej niedbałości wyżłobiła kapryśnie
liczne
koryta. Wyglądało to pięknie, póki nie nadeszła burza. Najpierw było to
jak praca
złotnika. Woda przejrzysta wylewała się na góry w formie małych
strumyków – jak
diamentowe ozdoby lub szmaragdowe naszyjniki, zależnie od tego, co
odbijała: światło
czy cień lasów. I ludzie cieszyli się nimi, bo żyły hałaśliwych wód
były
użyteczne dla ich małych pól. Jakże piękne były drzewa, kołysane
figlami wiatrów,
wyrosłe kapryśnie to tu, to tam, pomiędzy polankami pełnymi słońca. I
piękna była
pulchna ziemia osadzona przez odległe procesy aluwialne pomiędzy
licznymi fałdami
pagórków, jakże płodna dla uprawy. Ale wystarczyło, że nadeszły burze –
takie jak
przed miesiącem – aby kapryśne odnogi potoku połączyły się i wylały w
nieładzie,
płynąc innym korytem, porywając drzewa wyrosłe w nieporządku, wlokąc je
i [tworząc]
niedbałe wały z kawałków ziemi. Gdyby utrzymano dobrze uregulowany bieg
wody, gdyby
drzewa były zasadzone w regularnych zagajnikach, gdyby utrzymywano
ziemię w pokładach
dobrze rozłożonych, wtedy te trzy elementy: woda, ziemia, drzewa, nie
stałyby się
przyczyną ruiny i śmierci tamtej małej wioski.
Posiadasz,
[Judaszu,] inteligencję,
śmiałość, wykształcenie, bystrość, prezencję. Masz tak bardzo wiele.
Lecz to
wszystko jest ułożone w sposób nieokrzesany w tobie i wszystko
pozostawiasz w tym
stanie. Widzisz, potrzebujesz pracy cierpliwej i stałej nad sobą dla
wprowadzenia
porządku. Ten porządek stanie się następnie siłą pośród twoich
uzdolnień i kiedy
nadejdzie burza pokus, dobro – które jest w tobie – nie stanie się złem
ani dla
ciebie, ani dla innych.»
«Masz rację,
Nauczycielu. W każdej
chwili rzuca mną wiatr i wszystko się przewraca. Ale Ty mówisz, że
mógłbym...»
«Wola jest
wszystkim, Judaszu.»
«Ale istnieją
pokusy tak
atakujące... Ukrywamy się z lęku, by świat nie wyczytał ich z twarzy.»
«Oto błąd! Wtedy
nie należy się
ukrywać, ale szukać dobrych ludzi dla uzyskania ich pomocy. Samo
zetknięcie z pokojem
dobrych uspokaja gorączkę. Trzeba szukać nawet ludzi krytykujących, by
[skruszyć]
pychę, skłaniającą do ukrywania się po to, by nie “odczytano” naszych
zwierzęcych pokus. To byłby właściwy środek na słabość moralną. Wtedy
by
człowiek nie upadł.»
«A Ty poszedłeś na
pustynię...»
«Ja mogłem to
uczynić. Ale biada
samotnym, jeśli nie są, w swojej samotności, wielością przeciwko
wielości.»
«Jak? Nie
rozumiem.»
«Wielością cnót
przeciwko
wielości pokus. Kiedy jest mało cnót, trzeba robić jak ten delikatny
bluszcz: czepiać
się gałęzi potężnych drzew, aby się wspinać.»
«Dziękuję,
Nauczycielu.
Przyczepię się do Ciebie i towarzyszy. Pomóżcie mi wszyscy. Wszyscy
jesteście lepsi
ode mnie.»
«Lepsza i
szlachetniejsza była
atmosfera zagrody, w której wzrośliśmy, przyjacielu. Jednak teraz
jesteś z nami i
kochamy cię bardzo. Zobaczysz... [Mówię] to nie po to, aby krytykować
Judeę, ale...
wierz, że w Galilei – przynajmniej w naszej wiosce – jest mniej
dostatku i mniej
zepsucia. Tyberiada, Magdala i inne miejsca uciech są blisko nas, ale
my żyjemy z
“naszą” duszą: prostą, szorstką, lecz aktywną, w sposób święty
zadowoloną z
tego, czego Bóg nam udzielił» – mówi Jakub, syn Alfeusza.
«Ale czy wiesz,
Jakubie, że mama
Judasza jest niewiastą świętą? Dobroć maluje się na jej twarzy.» –
zauważa Jan.
Judasz z Kariotu
uśmiecha się do
niego, zadowolony z pochwały. Jego uśmiech jeszcze się powiększa, gdy
Jezus dodaje:
«Dobrze
powiedziałeś, Janie. To
święta istota.»
«O, tak! Ale
marzeniem ojca było
zrobienie ze mnie wielkiego tego świata. Bardzo szybko i zbyt głęboko
oddzielił mnie
od mojej matki...»
«Cóż tam
opowiadacie i nie
przestajecie mówić! – woła z daleka Piotr. – Zatrzymajcie się!
Poczekajcie na nas.
To nie jest grzeczne iść tak szybko, nie myśląc o tym, że mam krótsze
nogi.»
Wszyscy zatrzymują
się, aż
dołącza do nich druga grupa.
«Ufff! Jakże lubię
cię, moja
łódko! Tu trudzimy się jak niewolnicy... O czym mówiliście?»
«Mówiliśmy, jakie
cechy trzeba
posiadać, żeby być dobrym» – odpowiada Jezus.
«A mnie o nich nie
powiesz,
Nauczycielu?»
«Ależ tak: ład,
cierpliwość,
stałość, pokora, miłość... Mówiłem o tym wiele razy!»
«Ale nie o ładzie.
Jakie ma
znaczenie?»
«Nieporządek nie
jest nigdy dobrą
cechą. Wyjaśniłem to twoim towarzyszom. Powiedzą ci o tym. Postawiłem
go na
początku, a na końcu wymieniłem miłość, gdyż to są dwa krańce
doskonałej
prostej. Wiesz, że linia prosta wyznaczona na płaszczyźnie nie ma ani
początku, ani
końca. Obydwa krańce mogą być zarówno początkiem jak i końcem.
Tymczasem w
przypadku spirali albo w jakimkolwiek innym rysunku, który nie jest
zamknięty, jest
zawsze początek i koniec. Świętość jest linearna, prosta, doskonała i
ma tylko dwa
krańce, jak linia prosta.»
«To łatwe
narysować linię...»
«Tak sądzisz?
Mylisz się. Na
rysunku, zwłaszcza skomplikowanym, mały brak może być nie zauważony,
ale na linii
widać natychmiast każdy błąd: zakrzywienie lub niepewność. Gdy Józef
uczył Mnie
zawodu, kładł wielki nacisk na to, by stoły były całkiem płaskie i
słusznie mówił
Mi: “Widzisz, mój Synu? Lekka niedoskonałość może ujść w zdobieniu lub
w pracy
tokarskiej, bo niezbyt wprawne oko obserwuje jeden punkt, a nie widzi
drugiego. Jeśli
jednak deska nie jest zupełnie płaska to – nawet w pracy najprostszej,
takiej jak
stół wieśniaka – robota będzie chybiona. Stół albo będzie się pochylał,
albo
będzie się kiwał. Nada się tylko do spalenia.” Możemy to powiedzieć
także w
odniesieniu do dusz. Aby nie nadawać się jedynie do ognia piekielnego,
to znaczy aby
zdobyć Niebo, trzeba być doskonałym jak deska zheblowana równo i
starannie. Człowiek,
który rozpoczyna pracę duchową nieporządnie - zaczynając od rzeczy
niepotrzebnych,
przeskakując jak niespokojny ptak z jednej rzeczy na drugą, gdy chce
połączyć różne
części pracy - nie osiąga niczego. Połączenie [elementów] nie jest
możliwe.
Potrzeba porządku, potrzeba miłości. Potem – utrzymując umocowane te
dwa krańce,
aby się już nie wymknęły - trzeba pracować nad całą resztą: nad
ornamentami i
rzeźbieniem. Zrozumiałeś?»
«Zrozumiałem.»
Piotr trawi w
milczeniu pouczenie i
kończy krótko: «Zatem mój brat jest dzielniejszy ode mnie. On jest
naprawdę
uporządkowany. Najpierw jeden krok, potem drugi, cichy, spokojny.
Wydaje się nie
poruszać, a tymczasem... Ja zaś chciałbym zrobić szybko i wiele rzeczy,
a nie robię
nic. Kto mi pomoże?»
«Twoje dobre
pragnienie. Nie obawiaj
się Piotrze. Ty też pracujesz. Pracujesz nad sobą.»
«A ja?»
«Ty również,
Filipie.»
«A ja? Wydaje mi
się, że nie
nadaję się do niczego.»
«Nie, Tomaszu, ty
też pracujesz nad
sobą. Wszyscy, wszyscy pracujecie nad sobą. Jesteście dzikimi drzewami,
lecz już
zaszczepionymi. Zmieniacie się powoli, lecz w sposób pewny, a Ja
znajduję w was Moją
radość.»
«Jesteśmy smutni,
a Ty nas
pocieszasz; słabi, Ty nas umacniasz; wystraszeni, dodajesz nam odwagi.
Dla wszystkich –
w każdym wypadku i natychmiast – masz radę i umocnienie. Jak to robisz,
Nauczycielu,
że zawsze jesteś tak ochoczy i dobry?»
«Moi przyjaciele,
po to właśnie
przyszedłem. Wiedziałem z góry, co znajdę i co będę musiał robić. Kiedy
nie ma
się złudzeń, nie doznaje się też zawodu i nie traci się tchu. Idzie się
naprzód.
Przypomnijcie sobie to i wy, gdy będziecie pracować nad człowiekiem
zezwierzęconym,
aby uczynić z niego człowieka duchowego.»
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
2010 01 02, str 106 110Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczut informatyk12[01] 02 101introligators4[02] z2 01 n02 martenzytyczne1OBRECZE MS OK 0202 Gametogeneza02 07Wyk ad 02r01 02 popr (2)więcej podobnych podstron